BIULETYN INFORMACYJNY NR 36 LUTY 2013 - Misjonarze...

32
BIULETYN INFORMACYJNY NR 36 LUTY 2013

Transcript of BIULETYN INFORMACYJNY NR 36 LUTY 2013 - Misjonarze...

BIULETYN INFORMACYJNY NR 36 LUTY 2013

CIEKAWE WIADOMOŚCI

PMA

w numerze2

Wydawca: Zgromadzenie Misjonarzy AfrykiRedakcja: Wspólnota Ojców w Polsce

Adres: Misjonarze Afryki, ul. Ziemska 37, Natalin21-002 Jastków, tel. 81 746 79 85

e-mail: [email protected] www.ojcowiebiali.org

Zdjęcia: Archiwum Zgromadzenia Skład: Barbara Pulak Druk: Drukarnia Z. Gajek, MielecRedakcja zastrzega sobie prawo edytowania nadesłanych tekstów.

ROK WIARYCzerpmy z Katechizmu

3

Następne wydanie biuletynu Wrzesień 2013

Z ŻYCIA KOŚCIOŁA

4

Ojciec święty Benedykt XVI rezygnuje...

5

FORMACJA MISYJNA6

11

9PROSTO Z AFRYKII będzie z tego studnia w Afryce

20

Elżbieta Zaguła

14

16

WSPOMNIENIA MISYJNEPo drogach i dróżkach... 18

o. Antoni Markowski

ANIMACJA MISYJNAAnimacja Misyjna Misjonarzy Afryki w Polsce

o. Otto Katto

SIOSTRY BIAŁE

22

23

Pokonać trąd

25

s. Cecylia Bachalska

WSPOMNIENIE O ZMARŁYCH...

IV etap formacji - teologiaTomek Podrazik

29

Mali - czas niepokoju

30

o. Jacek Wróblewski

Drodzy Bracia i Siostry!Z wielką radością dziś, 50 lat od rozpoczęcia Powszechnego Soboru

Watykańskiego II inaugurujemy Rok wiary.Aby upamiętnić Sobór, który niektórzy z nas tutaj obecnych mieli ła-

skę przeżywania osobiście, uroczystość ta została wzbogacona o niektóre szczególne znaki: procesja na wejście, która miała przypomnieć ową pa-miętną procesję ojców soborowych, gdy uroczyście wkraczali do tej bazy-liki; intronizacja ewangeliarza – tego samego, którego używano podczas Soboru; przekazanie siedmiu orędzi końcowych Soboru i Katechizmu Kościoła Katolickiego. Znaki te, nie tylko skłaniają nas do wspomnień, lecz także przedstawiają nam perspektywę, aby wyjść poza wspomnienie. Zachęcają nas do wejścia głębiej w poruszenie duchowe, które cechowało Vaticanum II, abyśmy je przyjęli za swoje i nieśli je dalej, w jego prawdzi-wym znaczeniu. A to znaczenie nadawała i nadaje nadal wiara w Chrystu-sa, wiara apostolska, ożywiana wewnętrznym impulsem, by przekazywać Chrystusa każdemu człowiekowi i wszystkim ludziom w pielgrzymowa-niu Kościoła na drogach dziejów.

Podczas Soboru było poruszające dążenie odnośnie do wspólnego za-dania, sprawienia żeby zajaśniała prawda i piękno wiary w naszym dniu dzisiejszym, nie podporządkowując jej wymogom chwili obecnej, ani też nie krępując przeszłością: w wierze rozbrzmiewa nieustannie obecna wieczność Boga, który przekracza czas i mimo to może być przez nas przy-jęty jedynie w naszym niepowtarzalnym dziś. Dlatego uważam, że rzeczą najważniejszą, szczególnie przy tak znaczącej okazji, jak obecna, byłoby rozniecenie w całym Kościele tego pozytywnego napięcia, tego pragnienia, aby głosić ponownie Chrystusa współczesnemu człowiekowi. Jednak, aby ten wewnętrzny impuls do nowej ewangelizacji nie pozostał jedynie ide-ałem i nie grzeszył zamętem, trzeba, aby opierał się na konkretnej i precy-zyjnej podstawie, a są nią dokumenty Soboru Watykańskiego II, w których znalazł on swój wyraz.(…)

Jeśli dzisiaj Kościół proponuje nowy Rok wiary i nową ewangelizację, nie robi tego aby uczcić jakąś rocznicę, ale ponieważ jest to konieczne na-wet bardziej niż przed 50 laty! (…)

W minionych dziesięcioleciach rozwinęło się duchowe „pustynnienie”. Co mogłoby oznaczać życie, świat bez Boga, w czasie Soboru można było już poznać z pewnych tragicznych kart historii, ale niestety obecnie wi-dzimy to każdego dnia wokół nas. Rozprzestrzeniła się pustka. Ale wła-śnie wychodząc od doświadczenia tej pustyni, od tej pustki, możemy od-kryć na nowo radość wiary, jej życiowe znaczenie dla nas, mężczyzn i ko-biet. Na pustyni odkrywa się wartość tego, co jest niezbędne do życia; (…)

Czcigodni i drodzy bracia, 11 października 1962 r. obchodzono święto Świętej Bożej Rodzicielki Maryi. Jej zawierzamy Rok wiary, tak jak to uczy-niłem przed tygodniem udając się jako pielgrzym do Loreto. Panna Mary-ja niech zawsze świeci jak gwiazda na drodze nowej ewangelizacji. Niech nam pomoże realizować w praktyce zachętę apostoła Pawła: „Słowo Chry-stusa niech w was przebywa z [całym swym] bogactwem: z wszelką mą-drością nauczajcie i napominajcie samych siebie... I wszystko, cokolwiek działacie słowem lub czynem, wszystko [czyńcie] w imię Pana Jezusa, dzię-kując Bogu Ojcu przez Niego” (Kol 3,16-17). Amen.

© Copyright 2012 - Libreria Editrice Vaticana

Z ŻYCIA ZGROMADZENIAPokruszmy kajadany

Historia pewnego obrazuElżbieta Zaguła

Wszystko dookoła jest ciekaweUrszula Adamczyk

Nie powiedziałem kwaheri...Marcel Mangnus

Homilia Benedykta XVI na rozpoczęcie Roku Wiary

(fragmenty)

z życia Kościoła 3Ojciec Święty

Benedykt XVI

Zaskoczenie zapowie-dzią papieskiej rezygnacji dominuje w pierwszych ko-mentarzach po jej ogłosze-niu. Potwierdził to podczas konferencji prasowej rzecz-nik Stolicy Apostolskiej, podkreślając jednak, że de-cyzji tej Benedykt XVI nie podjął z dnia na dzień. Była ona przemyślana i przemo-dlona, na co wskazuje sam Papież w oświadczeniu, ma-jąc świadomość wagi ta-kiego kroku. Ks. Federico Lombardi SJ przypomniał dziennikarzom znamien-ny passus z książki-wywia-du „Światłość świata”. Pyta-ny tam o ewentualność ab-dykacji Benedykt XVI od-powiedział, że jej nie wyklu-cza, jednak nie powinna ona być podejmowana pod naci-skiem czynników zewnętrz-nych, ale w wolności i spo-koju ducha. Dodał wówczas, że ustąpienie może być na-wet obowiązkiem, gdy jest się świadomym niemożno-ści wypełniania swej misji.

Decyzję taką Papież ogłosił w czasie kon-systorza zwyczajnego w Watykanie 11 lutego 2013 r. Oto oświadczenie, jakie Benedykt XVI złożył wobec Kolegium Kardynalskiego:

Najdrożsi Bracia, zawe-zwałem was na ten Kon-systorz nie tylko z powo-du trzech kanonizacji, ale także, aby zakomunikować wam decyzję o wielkiej wa-dze dla życia Kościoła. Roz-ważywszy po wielokroć rzecz w sumieniu przed Bo-giem, zyskałem pewność, że z powodu podeszłego wie-ku moje siły nie są już wy-starczające, aby w sposób należyty sprawować posłu-gę Piotrową. Jestem w peł-ni świadom, że ta posługa, w jej duchowej istocie po-winna być spełniana nie tyl-ko przez czyny i słowa, ale w nie mniejszym stopniu tak-

że przez cierpienie i modli-twę. Tym niemniej, aby kie-rować łodzią św. Piotra i głosić Ewangelię w dzisiej-szym świecie, podlegają-cym szybkim przemianom i wzburzanym przez kwe-stie o wielkim znaczeniu dla życia wiary, niezbędna jest siła zarówno ciała, jak i du-cha, która w ostatnich mie-siącach osłabła we mnie na tyle, że muszę uznać moją niezdolność do dobrego wykonywania powierzonej mi posługi. Dlatego, w pełni świadom powagi tego aktu, z pełną wolnością, oświad-czam, że rezygnuję z posłu-gi Biskupa Rzymu, Następ-

cy Piotra, powierzonej mi przez Kardynałów 19 kwiet-nia 2005 roku, tak, że od 28 lutego 2013 roku, od go-dziny 20.00, rzymska sto-lica, Stolica św. Piotra, bę-dzie zwolniona (sede vacan-te) i będzie konieczne, aby ci, którzy do tego posiadają kompetencje, zwołali Kon-klawe dla wyboru nowego Papieża.

Najdrożsi Bracia, dzię-kuję wam ze szczerego serca za całą miłość i pracę, przez którą nieśliście ze mną cię-żar mojej posługi, i proszę o

wybaczenie wszelkich mo-ich niedoskonałości. Teraz zawierzamy Kościół świę-ty opiece Najwyższego Pa-sterza, naszego Pana Jezu-sa Chrystusa, i błagamy Jego najświętszą Matkę Maryję, aby wspomagała swoją mat-czyną dobrocią Ojców Kar-dynałów w wyborze nowego Papieża. Jeśli o mnie chodzi, również w przyszłości będę chciał służyć całym sercem, całym oddanym modlitwie życiem, świętemu Kościoło-wi Bożemu.

Konferencja prasowa watykańskiego rzecznika

o papieskiej rezygnacji

Włoski jezuita przypo-mniał, że papieska rezygna-cja, choć bezprecedenso-wa w nowszych czasach, jest jednak przewidziana w Ko-deksie Prawa Kanonicznego (kan. 332). Sugeruje to zresz-tą forma oświadczenia, wy-czerpująca zawarte tam wy-mogi prawne. Rzecznik za-przeczył przy okazji, jako-by papieska rezygnacja do-konała się pod wpływem ja-kiejś konkretnej choroby czy depresji.

Ks. Lombardi uchylił też rąbka tajemnicy co do przy-szłych losów Benedykta XVI. Po ustąpieniu uda się on po-czątkowo do Castel Gandol-fo, a następnie, po wyborze następcy, powróci do Waty-kanu. Ma tam zamieszkać w dawnym klasztorku w ogro-dach, do niedawna zajmowa-nym przez żeńską wspólnotę klauzurową.

Teksty podane za wiadomościami

Radia Watykańskiego - sekcja polska

Fot. o. Darek Zieliński

z życia Zgromadzenia4

Pozdrowienia radości i pokoju dla wszystkich, którzy stanowią rodzinę Lavigerie: Siostrom Mi-sjonarkom Matki Bożej Afryki, Misjonarzom Afryki, członkom stowarzyszonym, nowicju-

szom, postulantom, kandydatom, przyjaciołom i dobrodziejom obu instytutów.

Sr Carmen Sammut, Przełożona Generalna MSOLA

Fr. Richard K. Baawobr, Przełożony Generalny M.Afr

Pozdrawiamy was, gdzie-kolwiek jesteście i działacie, z pasją na rzecz wolności na-szych bliźnich. W tym duchu chcemy przeżywać 125 rocz-nicę Kampanii Antyniewolni-czej prowadzoną przez Kar-dynała Karola Martial Lavige-rie, naszego Założyciela.

Umocniony błogosła-wieństwem papieża Leona XIII, Lavigerie przystąpił do ogólnoświatowej kampanii na rzecz zniesienia handlu nie-wolnikami w ogóle, a szcze-gólnie w Afryce.

W 1888r. Kardynał nie ograniczał swoich apeli do katolików i wierzących, ale zwracał się do wszystkich lu-dzi dobrej woli: „Niewolnic-two, praktykowane w Afry-ce, jest nie tylko przeciw-ne Ewangelii, ale sprzeczne z prawem naturalnym. Natu-ralne prawa nie dotyczą tylko chrześcijan, ale obejmują całą ludzkość. Dlatego apeluję do wszystkich, bez względu na narodowość, przynależność polityczną czy wyznanie reli-gijne. Nie zwracam się tylko do wiary, ale do rozumu, do sprawiedliwości, do poszano-wania, miłości, do wolności” (Słowa wygłoszone w Koście-le Il Gesu w Rzymie, 23 grud-nia 1888r.).

Dlatego chcemy przeży-wać uroczystości tego roku wraz z członkami naszych lo-kalnych Kościołów, innych

Kościołów chrześcijańskich, jak również z ludźmi wszyst-kich kultur i religii. Dla nas słowa Kardynała Lavigerie nadal rozbrzmiewają i są źró-dłem inspiracji:

„Jestem człowiekiem i nic co ludzkie nie jest mi obce.

Jestem człowiekiem i nie-sprawiedliwość wobec innych burzy moje serce.

Jestem człowiekiem i ucisk obraża moją naturę.

Jestem człowiekiem i to, co chciałbym zrobić, to przy-wrócić ludziom, wolność, cześć, i święte więzy rodziny.”

(Słowa wygłoszone w Ko-ściele Il Gesu w Rzymie, 23 grudnia 1888r.).

Mottem kampanii anty-

niewolniczej stało się zdanie: „Jestem człowiekiem i nic co ludzkie nie jest mi obce”.

Uroczyste otwarcie będzie w kościele Il Gesu w Rzymie 11 listopada 2012 r. w świę-to św. Marcina z Tours, bisku-pa i misjonarza podziwiane-go przez Kardynała Lavigerie. Ceremonia zamknięcia od-będzie się w Wagadugu (Bur-kina Faso) 8 września 2013r. Dlaczego Burkina Faso? Afryka cierpiała bardzo z po-wodu handlu niewolnikami. Kampania Kardynała opie-rała się na raportach wysy-łanych mu przez Ojców Bia-łych, pracujących już wtedy

w Afryce. Oni robili wszyst-ko, aby wykupić niewolników i wpływać na lokalnych wo-dzów. 8 września jest święto Narodzenia Najświętszej Ma-ryi Panny, a także narodzin Sióstr Misjonarek Matki Bo-żej Afryki w 1869 r. Nie chce-my, aby to święto było tylko kolejnym upamiętnieniem, ale aby dodawało nam mocy do działania. Dla Misjonarzy Afryki, uroczystość zamknię-cia zbiega się z Sesją Plenarną, które odbędzie się w Wagadu-gu. Drugi Synod Afrykański i ostatnie nasze Rady General-ne podkreśliły wagę działania na rzecz Sprawiedliwości, Po-koju i Ochrony Stworzenia, gdziekolwiek jesteśmy i co-kolwiek robimy.

Obchody 125 rocznicy Kampanii Antyniewolniczej mają służyć również podnie-sieniu świadomości o współ-czesnych formach niewolnic-twa. Chodzi o takie sprawy jak: prawa człowieka w Afry-ce, bieda, zawłaszczanie zie-mi, handel ludźmi, zmuszanie do pracy dzieci.

Niech przeżywane uro-czystości prowadzą do podej-mowania konkretnych dzia-łań w celu walki z dzisiejszymi niesprawiedliwymi zachowa-niami. Nasze działania mogą przybierać formę poparcia, bądź zaangażowania w ak-cje na rzecz zniesienia współ-czesnego niewolnictwa i cier-

pienia wszelkiego rodzaju. Powinny mieć również wy-miar modlitewny. Powinni-śmy „szturmować niebo”, tak jak Kardynał Lavigerie zrobił przez wstawiennictwo Matki Bożej Afryki: „Maryjo, ogło-siliśmy Ciebie Królową Afry-ki - w tym miejscu - dwadzie-ścia pięć lat temu i Afryka pra-gnie Twojego wsparcia. Co zrobiłaś dla Afryki? Jak moż-na nadal znosić takie okrop-ności? Czy masz być tylko Królową martwych ciał? Czy jesteś matką, która zapomi-na o swoich dzieciach? Musi być koniec z tymi wszystkimi okropnościami!” (Kazanie w katedrze w Algierze, 19 kwiet-nia 1889 r.).

Niech nasze uroczysto-ści będą dziękczynieniem za nowe życie, przyniesione przez Kampanię Antyniewol-niczą Kardynała Lavigerie!

Niech te uroczystości do-prowadzą do narodzin no-wych wysiłków na rzecz li-kwidacji współczesnych form niewolnictwa!

Niech działania, które po-dejmujemy wraz z innymi, podobnie myślącymi ludźmi doprowadzą nas do świata, w którym godność wszystkich będzie szanowana!

List z okazji 125- lecia Kampanii Antyniewolniczej Kardynała Lavigerie

Rok Wiary 5

1822 Miłość jest cnotą teologalną, dzięki której mi-łujemy Boga nade wszystko dla Niego samego, a naszych bliźnich jak siebie samych ze względu na miłość Boga.

1823 Jezus czyni miłość przedmiotem nowego przy-kazania. Umiłowawszy swo-ich „do końca” (J 13, 1), ob-jawia miłość Ojca, którą od Niego otrzymuje. Uczniowie miłując się wzajemnie, na-śladują miłość Jezusa, którą także sami otrzymują. Dla-tego Jezus mówi: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej!” (J 15, 9). I jeszcze: „To jest moje przyka-zanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umi-łowałem” (J 15,12).

1824 Miłość – owoc Du-cha i pełnia Prawa – strzeże przykazań Boga i Chrystusa: „Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej” (J 15, 9-10).

1829 Owocami miłości są radość, pokój i miłosier-dzie. Miłość wymaga dobro-ci i upomnienia braterskiego; jest życzliwością; rodzi wza-jemność; trwa bezinteresow-na i hojna. Miłość jest przy-jaźnią i komunią:

1812 Cnoty ludzkie są zakorzenione w cnotach teologalnych, które uzdal-niają władze człowieka do uczestnictwa w naturze Bo-żej. Cnoty teologalne bo-wiem odnoszą się bezpo-średnio do Boga. Uzdalnia-ją one chrześcijan do życia w jedności z Trójcą Świętą. Ich początkiem, motywem i przedmiotem jest Bóg Trój-jedyny.

1813 Cnoty teologalne kształtują, pobudzają i cha-rakteryzują działanie mo-ralne chrześcijanina. Kształ-tują one i ożywiają wszyst-kie cnoty moralne. Są wsz-czepione przez Boga w du-sze wiernych, by uzdolnić ich do działania jako dzie-ci Boże i do zasługiwania na życie wieczne. Stanowią one rękojmię obecności i dzia-łania Ducha Świętego we władzach człowieka. Są trzy cnoty teologalne: wiara, na-dzieja i miłość.

Wiara

Nadzieja

1817 Nadzieja jest cnotą teologalną, dzięki której pra-gniemy jako naszego szczę-ścia Królestwa niebieskie-go i życia wiecznego, pokła-dając ufność w obietnicach Chrystusa i opierając się nie na naszych siłach, ale na po-mocy łaski Ducha Świętego.

„Trzymajmy się niewzrusze-nie nadziei, którą wyzna-jemy, bo godny jest zaufa-nia Ten, który dał obietnicę” (Hbr 10, 23). On „wylał na nas obfi cie (Ducha Święte-go) przez Jezusa Chrystusa, Zbawiciela naszego, abyśmy, usprawiedliwieni Jego łaską, stali się w nadziei dziedzica-mi życia wiecznego” (Tt 3, 6-7).

1818 Cnota nadziei od-powiada dążeniu do szczę-ścia, złożonemu przez Boga w sercu każdego człowie-ka; podejmuje ona te oczeki-wania, które inspirują dzia-łania ludzi; oczyszcza je, by ukierunkować je na Króle-stwo niebieskie; chroni przed zwątpieniem; podtrzymuje w każdym opuszczeniu; po-szerza serce w oczekiwaniu szczęścia wiecznego. Żywa nadzieja chroni przed ego-izmem i prowadzi do szczę-ścia miłości.

1820 Nadzieja chrześci-jańska rozwija się od po-czątku przepowiadania Je-zusa w ogłoszeniu błogo-sławieństw. Błogosławień-stwa wznoszą naszą nadzie-ję do Nieba jako do nowej Ziemi Obiecanej; wytyczają jej drogę przez próby, które czekają uczniów Jezusa. Bóg jednak, przez zasługi Jezu-sa Chrystusa i Jego męki, za-chowuje nas w nadziei, która „zawieść nie może” (Rz 5, 5). Nadzieja jest pewną i trwałą „kotwicą duszy, która prze-nika poza zasłonę, gdzie Je-zus poprzednik wszedł za nas” (Hbr 6,19-20). Jest ona także zbroją, która chro-ni nas w walce zbawienia: „odziani w pancerz wiary i miłości oraz hełm nadziei zbawienia” (1 Tes 5, 8). Za-

Miłość

Czerpmy z Katechizmu

Cnoty teologalne

1814 Wiara jest cnotą teo-logalną, dzięki której wierzy-my w Boga i w to wszystko, co On nam powiedział i ob-jawił, a co Kościół święty po-daje nam do wierzenia, po-

nieważ Bóg jest samą praw-dą. Przez wiarę „człowiek z wolnej woli cały powierza się Bogu”. Dlatego wierzący sta-ra się poznać i czynić wolę Bożą. „Sprawiedliwy z wiary żyć będzie” (Rz 1, 17). Żywa wiara „działa przez miłość” (Ga 5, 6).

1815 Dar wiary trwa w tym, kto nie zgrzeszył przeciw niej. Jednak „bez uczynków” wiara „jest martwa” (Jk 2, 26); wiara, pozbawiona nadziei i miłości, nie jednoczy wier-nego w sposób pełny z Chry-stusem i nie czyni go żywym członkiem Jego Ciała.

1816 Uczeń Chrystusa powinien nie tylko zacho-wywać wiarę i żyć nią, ale także wyznawać ją, odważ-nie świadczyć o niej i sze-rzyć ją: „Wszyscy... winni być gotowi wyznawać Chrystu-sa wobec ludzi i iść za Nim drogą krzyża wśród prześla-dowań, których Kościołowi nigdy nie brakuje”68. Służba i świadectwo wiary są nie-odzowne do zbawienia: „Do każdego więc, kto się przy-zna do Mnie przed ludź-mi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie za-prze przed ludźmi, tego za-prę się i Ja przed moim Oj-cem, który jest w niebie” (Mt 10, 32-33).

pewnia nam radość nawet w czasie próby: „Weselcie się nadzieją! W ucisku bądźcie cierpliwi” ( Rz 12,12). Wy-raża się w modlitwie i karmi się nią, szczególnie w mo-dlitwie „Ojcze nasz”, stresz-czającej to wszystko, czego nadzieja pozwala nam pra-gnąć.

formacja misyjna6Tomek Podrazik

Tomek Podrazik IV Etap Formacji

w Merrivale (RPA)

Zdjecie wspólnoty parafialnej w Shiyas

Kaplica domowa - pierwsi wyświęceni misjonarze z Merrivale

Życie w Południowej AfrycePodczas tych kilku mie-

sięcy miałem wiele okazji, żeby się przekonać, że pro-cesu adaptacji do nowego, odrębnego kulturowo i poli-tycznie kraju, nie wolno ba-gatelizować. Nowe miejsce zawsze oznacza, że trzeba się wielu rzeczy po prostu uczyć od nowa i nie chodzi tu tylko o język. Ten proces adaptacji oznacza, że trzeba się otwo-rzyć na nowe doświadczenia i dać sobie czas, słuchać lu-dzi, ale ich nie oceniać. Czę-sto miałem w pamięci sło-wa usłyszane w Tanzanii od starszego pokolenia misjo-narzy, że przez pierwszy rok

Minął rok odkąd przyjechałem do RPA, żeby rozpocząć czwarty cykl formacji. Ob-fitował on w wiele wydarzeń. Jednym z głównych były przenosiny do nowego

domu formacyjnego. Będąc w Polsce, obiecałem, że będę dzielił się moimi doświadcze-niami z czytelnikami Głosu Afryki. Właśnie zbliża się czas podsumowania tego roku aka-demickiego. To pozwala mi dostrzec misjonarskie doświadczenia jako czas duchowego, intelektualnego i apostolskiego wzrostu, który odbywał się w kontekście adaptowania się do rzeczywistości Południowej Afryki. Użyłem słowa misjonarskie, ponieważ czwarty etap formacji to nie tylko studia akademickie, ale czas intensywnego przygotowywania się do misji na wielu płaszczyznach. Studia to tylko część tego przygotowywania się.

pobytu w nowym miejscu nie trzeba się za bardzo an-gażować w apostolat, ale na-leży słuchać ludzi, uczyć się, mieć otwarte serce i dużo empatii, obserwować. Nie trzeba też porównywać rze-czywistości nowego kraju do swoich wcześniejszych do-świadczeń. Jednak zaraz na początku tego roku akade-mickiego, czyli na początku marca, otrzymaliśmy przy-działy do pracy w różnych apostolatach. Opiszę je po-krótce, bo poprzez pracę w apostolatach mam kontakt z prawdziwą Południową Afryką. Gdyby nie apostolat, to oglądałbym Południową Afrykę przez pryzmat biblio-

teki naszego Instytutu Teolo-gicznego oraz przez ogro-dzenie, zrobionego z drutu wysokiego napięcia. To ten drut pozwalał mi dostrze-gać jak poszczególne części Afryki znacząco różnią się od siebie i to ten drut budził moje emocje, przynajmniej podczas pierwszych kilku miesięcy pobytu tutaj. Dla-tego, że dzieli on społeczeń-stwo według kryterium ko-loru skóry. Tego nie było w Tanzanii ani Zambii.

formacja misyjna 7

Tomek na budowie nowego domu

Nasze wpisanie się w religijny krajobraz Południowej AfrykiProjekt domu forma-

cyjnego Misjonarzy Afry-ki w RPA zaczął być reali-zowany cztery lata temu. To oznacza, że w bieżącym roku (2013) po raz pierw-szy trzech kandydatów, stu-diujących w domu, otrzyma święcenia kapłańskie. To oni byli pionierami w poszuki-waniu miejsc, gdzie mogli-byśmy służyć naszym zaan-gażowaniem ewangelizacyj-nym. W tamtym czasie zro-dził się pomysł zorganizowa-nia nowej parafii. Na począt-ku bracia zaczęli współpra-cować z istniejącymi para-fiami, ale szybko nasze Zgro-madzenie mianowało jedne-go ojca, który otrzymał mi-sje tworzenia nowej parafii z myślą o tym, że to tam mo-glibyśmy się udzielać apo-stolsko. Trzeba tutaj dodać ze w RPA Kościół katolicki reprezentuje mniejszość wy-znaniową. Większość bia-łoskórych chrześcijan mo-dli się w Kościele Anglikań-skim albo w Duńskim Ko-ściele Reformowanym, na-tomiast większość ludno-ści czarnoskórej modli się w wielu lokalnych kościołach, z których większość przy-należy do tradycji ewange-lickiej. Niektóre z tych ko-ściołów kładą nacisk na wy-rażanie wartości chrześci-jańskich poprzez język lo-kalnych tradycji i wierzeń. Potocznie ludzie nazywają te kościoły sangoma chur-ches co można przetłuma-czyć jako kościoły szamań-skie, a to z tego względu, że włączają one w zakres swo-jej działalności tradycyjne, afrykańskie metody uzdra-wiania. Te kościoły są także popularne dlatego, że w cza-sach apartheidu włączały się

aktywnie w walkę o niepod-ległość poprzez propagowa-nie czarnej, afrykańskiej teo-logii oraz aktywny opór. Naj-większy z tych kościołów na-zywa się Kościół Syjoński. Kościół Katolicki choć nale-ży do mniejszości, to jednak ma duże znaczenie. Chociaż od upadku apartheidu mi-nęło już osiemnaście lat, to wciąż funkcjonuje w mowie potocznej nazewnictwo bia-łe parafie i czarne parafie. Tak jest po prostu dlatego, że ludzie o różnych kolorach skóry nie mieszkają w tych samych dzielnicach. Nie za-wsze, ale często wyczuwa się atmosferę podziału na bia-łoskórych i czarnoskórych. Dlatego też zdecydowałem się nie omijać tych określeń w moim artykule.

Kiedy rozpoczynałem czwarty cykl formacji, człon-kowie naszej wspólnoty pra-cowali już w trzech stacjach dojazdowych należących do dwóch oddzielnych parafii. Były to stacje, do których lo-kalny kościół już od lat nie docierał ze względu na brak personelu. Jedna z tych stacji jest w wiosce Ledgetton od-dalonej o 22 km od naszego domu formacyjnego. Więk-szość tamtejszych parafian należy do zuluskiej grupy etnicznej. Drugą stację do-jazdową nazywamy Cen-trum. Leży ona na obrze-żach pobliskiego miastecz-ka Howick. Nie ma tam bu-dynku, gdzie moglibyśmy się modlić, więc modlimy się w szkole. W każdą nie-dzielę na Mszę św. uczęsz-cza około pięćdziesięciu lu-dzi. To tam odbywa się mój apostolat. Większość wier-nych to Zulusi oraz ludność lokalnie nazywana „koloro-wą”. To są hindusi albo lu-dzie, którzy mają jednego ro-dzica „białoskórego” a dru-

giego „czarnoskórego”. Trze-cia stacja dojazdowa to cał-kowicie inna rzeczywistość. To jest Township. (W RPA nie używa się słowa slums.) Ludzie tam mieszkający po-chodzą z Lesotho. Stanowią oni, odrębną niż Zulu gru-pę etniczną, nazywaną So-tho. Często przyjeżdżają do RPA w poszukiwaniu pra-cy. Miejsce gdzie znajduje się nasza stacja dojazdowa na-zywa się Shiyase, co w lo-kalnym języku oznacza tych, którzy zostawili swoje matki. Większość z nich to katolicy. Są bardzo otwarci, ale często są poranieni przez negatyw-ne doświadczenia spowodo-wane biedą. W tym samym czasie są oni bardzo zde-terminowani żeby zmienić swój los. Wielu z nich udaje się znaleźć pracę i osiedlić się w innym miejscu. Nie będąc jednak obywatelami RPA lecz pobliskiego Lesotho, nie mają dostępu do syste-mu socjalnego, który w RPA jest bardzo rozbudowany, ale dostępny tylko dla obywate-li RPA. Wszyscy inni są po-gardliwe nazywani amakwe-rekwere. To onomatopeja na-śladująca obcy język, które-go się nie rozumie. Genera-lizując, można powiedzieć,

że Południowa Afryka oba-wia się obcokrajowców i ten strach wyraża się w wyso-kim wskaźniku napadów na nich.

ApostolatMój apostolat polega na

katechizowaniu dzieci przy-gotowujących się do sakra-mentu chrztu oraz Pierw-szej Komunii. To bardzo wdzięczny apostolat. Pracu-jemy tam we dwóch: ja oraz Harrison – Zambijczyk, z którym byłem w tej samej wspólnocie w Tanzanii. Ka-techeza zwykle odbywa się w niedzielę rano. Najczęściej jeden z nas prowadzi kate-chezę, a drugi przygotowu-je klasę szkolną do niedziel-nej liturgii. Po katechezie za-czynają przychodzić ludzie na Mszę św. Liturgia odby-wa się po angielsku i zulusku, bo oba języki są w powszech-nym użyciu.

W sobotę zaś jadę do Centrum żeby spotkać się z chórem oraz grupą litur-giczną, która przygotowuje czytania na niedzielę. Sobo-ta to także czas, kiedy zwy-kle odbywają się pogrze-by. To pozostałość po apar-theidzie. W czasach apar-theidu wszelkie zgromadze-

formacja misyjna8

Tomek Podrazik z parafiankami

nia były nielegalne za wyjąt-kiem pogrzebów. Z tego po-wodu pogrzeby stały się oka-zją do politycznych wystą-pień z oprawą bardzo smut-nych pieśni – protest-son-gów. To też wywarło wpływ na to, że wiele zuluskich pie-śni liturgicznych jest bardzo smutna. Jednakże należy tu-taj dodać, że są też w ich re-pertuarze bardzo rytmiczne pieśni dziękczynne. Pogrzeb to nie tylko obrzęd pochów-ku, ale wszystko, co dzieje się przed nim. Różne grupy ludzi przychodzą do domu zmarłego przez cały tydzień poprzedzający sobotę, żeby się z nim pożegnać. Zarów-no Zulu jak i Sotho zostawia-ją wolne krzesło dla zmarłe-go. Przychodzi się jakby w odwiedziny do niego. To tak jakby on siedział na tym krześle. Czasem też rodzina kładzie tam ubranie zmar-łego. Podczas takich odwie-dzin śpiewa się pieśni i zbiera pieniądze dla rodziny zmar-łego. Pogrzeb to zwykle spo-tkanie ludzi różnych deno-minacji, ale też liderów reli-gii tradycyjnych, czyli wspo-mnianych wcześniej sango-mas. W RPA można spo-tkać dwa rodzaje sangomas: pierwszy - tradycyjny- czło-wiek zostaje powołany przez przodków do tego, żeby zo-stać sangoma. Musi się on lub ona zdecydować na celi-bat podobnie jak ksiądz ka-

tolicki. Na jednej z naszych stacji dojazdowych jest dwu-dziestoletnia dziewczyna, która jest taką sangoma. Nie wiem jak ona godzi tradycje chrześcijańską i jej lokalną, ale w każdą niedzielę przy-chodzi na Msze św. Mogłaby odmówić i po prostu wyjść za mąż, ale wtedy jedno z jej dzieci musiałoby zostać san-goma w następnym pokole-niu. Drugi rodzaj sangoma to ludzie, którzy są wytreno-wani w tradycyjnej medy-cynie. W RPA Ministerstwo Zdrowia finansuje szkoły dla tradycyjnych uzdrawiaczy. To jest reakcja na dominację zachodniej medycyny.

Moje odczucia dotyczące studiowaniateologii w RPACzwarty cykl składa się

nie tylko z apostolatu, ale również studiów teologicz-nych. Nacisk położony jest na pisanie esejów, które są bardzo rozwijające bo sfor-mułowane w taki sposób, żeby naukę katolicką przed-stawiać w kontekście afry-kańskim. Nasz instytut jest położony w niewielkim od-daleniu od głównego trak-tu komunikacyjnego. W cza-sach apartheidu ułatwiało to utajnianie faktu że „czarno-skórzy” i „białoskórzy” stu-diowali razem. Wtedy było to nielegalne. Instytut jest pro-wadzony przez Misjonarzy

Oblatów. Oblaci byli pionie-rami ewangelizacji na tych terenach. Teraz w Instytu-cie studiujemy w prawdziwie międzynarodowej wspólno-cie. Są studenci z RPA, Mo-zambiku, Zimbabwe, Za-mbii, Malawi, Tanzanii, Ke-nii, Sudanu Południowego, Konga, Angoli, Botswany, Nigerii, Polski, Indii.

Również kadra profeso-rów składa się z międzyna-rodowego grona. Częsty i gorący temat dyskusji w In-stytucie to sytuacja kobiet w Kościele katolickim. Na po-czątku ten temat wydawał mi się być przesadzonym. Ale teraz rozumiem dlacze-go budzi on tak wiele emo-cji. Życie kobiety w RPA nie jest łatwe. Z jednej stro-ny jest bardzo wiele kobiet samotnie wychowujących dzieci. Są różne przyczy-ny tego stanu rzeczy. Jedna jest taka, że samotne kobiety otrzymują dotacje od pań-stwa na utrzymanie dziecka. W skrajnych przypadkach nawet dom. Druga jest natu-ry kulturowej: małżeństwo w RPA polega na tym, że to kobieta musi jednocześnie zarabiać pieniądze, opieko-wać się domem i wychowy-wać dzieci. Na uwagę zasłu-guje fakt, że kościoły są wy-pełnione prawie wyłącznie przez kobiety.

Niedawno mieliśmy se-minarium otwierające rok wiary, prowadzone przez Siostrę Teresę Okure z Kato-lickiego Instytutu Zachod-niej Afryki w Nigerii, jed-ną z najbardziej znanych teologów z nurtu Afrykań-skiej Kobiecej Teologii (róż-nej od zachodniej teologii feministycznej). To semina-rium było najbardziej inspi-rującym doświadczeniem intelektualnym tego roku akademickiego dla wielu z nas. Sr. Teresa porównywa-ła pięćdziesięciolecie Sobo-ru Watykańskiego Drugiego do jubileuszu pięćdziesię-ciolecia opisanym w Księdze Kapłańskiej (Kpł 25). Pod-czas jubileuszu niewolni-cy byli wyzwalani i równość między wszystkimi członka-mi Izraela była odnawiana. Pięćdziesiąt lat oznacza, że większość członków Izraela mogła doświadczyć takiego jubileuszu tylko raz w życiu. Teraz jest nasza kolej. Mamy rok wiary, w którym może-my doświadczyć odnowie-nia jedności i równości, no-wego przymierza. Sr. Teresa zachęcała nas, aby to nowe przymierze odnowić także w aspekcie chrześcijańskie-go kształtowania relacji mię-dzy mężczyznami i kobieta-mi.

prosto z Afryki 9

Opowiedziałam bar-dzo szczegółowo, co pora-bia, jakie ma cele i zamie-rzenia. Mówiłam o analfa-betyzmie, problemach afry-kańskich dzieci, a szczegól-nie o problemach z dostę-pem do czystej wody. Po kil-ku dniach otrzymałam wia-domość, że goście po tej uro-czystości zebrali łącznie 200 zł i 30 funtów brytyjskich na potrzeby w Afryce. W moim umyśle zaświeciło się światełko, jak prosto można zdobyć fundusze na poważ-ny cel: np. studnia w Afryce. Tym razem wymyśliłam już akcję. W styczniu 2012 mój mąż obchodził sześćdziesią-te urodziny. Zaprosiliśmy ro-dzinę i przyjaciół na uroczy-sty obiad i okolicznościowy tort. Zaproponowaliśmy go-ściom, aby zamiast kwiatów i upominków złożyli datki na budowę studni w jednej ze stacji misyjnych w parafi i Aribinda. Zebraliśmy kolej-ne 2100 zł.

I tak się zaczęło. Wycięłam z Głosu Afryki i skserowa-

Elżbieta Zaguła

ARIBINDA

Wszystko zaczęło się od 200 zł i 30 funtów bry-tyjskich. Zaproszono mnie i mojego męża

w listopadzie 2011 na spotkanie z okazji 100 urodzin naszej znajomej z Dąbrowy Górniczej P. Kazimiery Jasińskiej. Wydarzenie to zaczęło się od pięknej uro-czystości w Kościele, po czym przeszliśmy do restau-racji na przyjęcie na cześć solenizantki. W czasie spo-tkania poproszono mnie o kilka informacji na temat pracy misyjnej mojego syna w Afryce.

łam blankiet przelewu „Ty też możesz pomóc misjom w Afryce”. Nagłośniliśmy na-szą akcję u siebie w zakładzie pracy. Byliśmy zaskoczeni odzewem. Moje koleżanki z pracy zebrały 200 zł i przeka-zały jeszcze kilogram cukier-ków dla dzieci na mój wyjazd do Afryki. U męża w pracy oklejono pudełko motywa-mi afrykańskimi również z Głosu Afryki. Koledzy i pra-cownicy również dorzucali się do akcji. Niektóre osoby prywatne i fi rmy przekazy-wały wpłaty na konto Ojców Białych w Lublinie z zazna-czeniem celu – budowa stud-ni w Aribinda. Mieliśmy in-formację, że dąbrowska fi r-ma wodociągowa znacznie wsparła akcję budowy stud-ni w Aribinda. Taka darowi-zna jest zgodna z misją fi rmy „dostarczamy zdrową wodę”. Warunek jest jeden, że logo owej fi rmy zostanie umiesz-czone na nowopowstałej studni w Afryce.

W sierpniu 2012 poje-chaliśmy do Burkina Faso i

prosto z Afryki10

przekazaliśmy zebrane przez nas pieniądze na ten wybra-ny cel. Miejsce powstania no-wej studni Marcin utrzymy-wał w tajemnicy, gdyż chciał, abyśmy również uczestniczy-li w tej ważnej dla jego Parafii chwili. Wskazanie miejsca powstania pierwszej studni odbyło się podczas spotkania z 15-ma katechistami, któ-rzy przybyli z odległych sta-cji misyjnych do Parafii pod wezwaniem Matki Boskiej od Apostołów w Aribindzie. Poinformował z mapą w ręku, że miejscem tym bę-dzie stacja misyjna w Tahadi. Rozważana jest również ko-lejna inwestycja tego typu w miejscowości Pelhouto.

Obecnie mamy informa-cje od syna, że zostały pod-pisane umowy na 2 odwier-ty. Koszt odwiercenia jednej studni to około 12.000 tys. euro. Potwierdzono już uwa-runkowania geologiczne, po-nieważ studnia jest głębino-

wa, sprawy techniczne ure-gulowane, należność uregu-lowana. Prace przy nowej studni rozpoczną się w mie-siącu styczniu 2013. Za tę po-moc katechiści z wybranej stacji misyjnej podziękowa-li wręczając nam dwa kogu-ty. Koguty zasiliły gospodar-stwo na misji mojego syna.

Typ studni, jaka zostanie zbudowana w Tahadi mieli-śmy okazję zobaczyć w wio-sce niedaleko Aribindy. Tę studnię oglądacie Państwo na zamieszczonych zdję-ciach. Jest to bardzo pro-ste urządzenie obejmujące pompę, jaką jeszcze niedaw-no mogliście państwo wi-dzieć na wielu podwórkach, ma wybetonowaną rynienkę przez którą woda spływa do dużego zbiornika. Zbiornik ten przeznaczony jest dla zwierząt. Dzięki temu pro-stemu zabiegowi nic z cennej wody w Afryce się nie zmar-nuje.

Cieszę się, że dobro tak często przez nas w Polsce nie doceniane, bo tak powszech-nie dostępne jak woda, może być teraz udziałem tej ma-łej wioski w Afryce. Jest to o tyle ważne, że w Afryce woda oznacza życie zarówno dla ludzi, jak i dla zwierząt.

Całe zamierzenie prze-szło nasze wyobrażenie o nim, jak niesamowitym było to, że po określeniu jasnego precyzyjnego celu - potrzeba studni w dalekiej Afryce spo-

wodowało spontaniczność, zrozumienie, solidarność, hojność i chęć niesienia po-mocy przez wiele osób...

Na łamach Głosu Afryki chcemy z mężem podziękować bardzo serdecznie wszystkim, którzy uczestniczyli w tej pięknej Akcji.

Elżbieta i Henryk Zagułowie

Ojciec i syn: Henryk i Marcin Zagułowie przy życiodajnej studni

Przedsiębiorstwo Wodociągów

i Kanalizacji Sp. z o.o

Firma Hobas przekazała

darowiznę pieniężnąna budowę studni w Parafii Aribinda.

prosto z Afryki 11

Pierwszą z nich był Ojciec Christian. Pochodzący z Francji 85 letni misjonarz. Pracujący w parafii Aribinda od 2006 roku. Postanowił on, że pozostawi pamiątkę swo-jego pobytu i pracy misyj-nej w Aribindzie. Jego ma-rzeniem był batik z przed-stawieniem ostatniej wiecze-rzy, który miał zawisnąć nad głównym ołtarzem. Myślał o batiku, gdyż malowidło większych rozmiarów jest praktycznie niemożliwe do zdobycia w tamtejszych wa-runkach .

Druga osoba to Marcin, mój syn. Z racji swoich obo-

Aby w końcu obraz Ostatnia Wieczerza za-wisł nad ołtarzem w parafii Matki Boskiej od

Apostołów w Aribindzie, wcześniej było pomysłem, który zrodził się w umysłach trzech osób.

Elżbieta Zaguła

wiązków w parafii zgadzał się z o. Christianem, że w nowym Kościele przydał-by się obraz, który w pełni pozwoliłby oddać się wier-nym przeżywaniu modlitwy, Mszy świętej i Eucharystii.

Trzecią osobą była Joanna moja córka. Próbująca swych sił w malarstwie. Joanna za-stanawiała się przed wyjaz-dem do Afryki, czy w parafii jej brata nie przydałby się ob-raz. Kiedy to zaproponowała bratu myślała, że będzie cho-dziło o obraz przedstawiają-cy jedną postać (np.: Matkę Boską, czy Chrystusa). Jakież było jej zaskoczenie, kiedy

okazało się że postaci będzie trzynaście, a temat obrazu to Ostatnia Wieczerza. Joanna jednak podjęła wyzwanie i historia toczyła się dalej.

Po krótkich telefonicz-nych naradach ustalono, że obraz będzie miał wymia-ry 3m x 1,10m, a wszystkie postacie na nim występują-ce będą czarnoskóre, aby uła-twić percepcję wizerunku

miejscowym parafianom.Zadanie niełatwe, cza-

su do realizacji niewiele zważywszy wymiary płót-na. Praca przebiegała różnie, raz była euforia, zwątpienie. Innym razem niedowierza-nie, że wszystko przebiegnie pomyślnie. Obraz ulegał me-tamorfozom, z dnia na dzień na naszych oczach. Wracając z pracy dostrzegałam za-

przekazała darowiznę na budowę studni na terenie Parafii Aribinda.

Studnia stała się wielkim darem dla codziennego życia mieszkańców tej

okolicy. Mieszkańcy za pośrednictwem Głosu Afryki dziękują Ofiarodawcy i proszą o błogosławieństwo Boże na dalszy rozwój Przedsiębiorstwa tak niezwykle służącego ludziom.

Wspólnota Parafialna z O. Marcinem Zagułą i ludzie tam żyjący,

za pośrednictwem Głosu Afryki, wyrażają wielkie słowa wdzięczności za ten dar życia i proszą o przesłanie

słów zapewnienia, że każdy kubek wypitej przez nich wody będzie modlitwą o dalszy rozwój Firmy.

w Dąbrowie Górniczej

O. Marcin przewodniczy Mszy św. Z prawej stoi o. Christian

prosto z Afryki12wsze jakaś zmianę, inną ko-lorystykę, czy postęp pracy. Przybywało postaci, zmie-niała się kolorystyka szat, koncepcje kompozycji ulega-ły zmianie. Nad przebiegiem pracy przy obrazie czuwa-ła p. Sylwia Nowak plastyk z Dąbrowy Górniczej, która wspierała moją córkę korek-tą i fachową poradą.

Transport obrazu do Afryki był również wyzwa-niem logistycznym. Tą kwe-stią zajmował się mój mąż Henryk. Sprawdzał wymiary dozwolonego przez linie lot-nicze bagażu i na tej podsta-wie zamówił u stolarza drew-nianą skrzynię, która pomie-ściła zwinięte w rulon płót-no. Ostatecznie przewieźli-śmy ten obraz do Afryki jako bagaż ponadwymiarowy.

Po przybyciu do stolicy kraju Wagadugu zobaczyli-śmy że skrzynia jest uszko-dzona. Było to o tyle kłopo-tliwe, ponieważ na zewnątrz była straszliwa ulewa, tak charakterystyczna dla pory deszczowej, w trakcie, której odbywaliśmy naszą podróż. W trakcie drogi do Aribinda obawialiśmy się o stan płót-na, mieliśmy nadzieję, że nie uległo uszkodzeniu.

Po przybyciu na miej-sce nadszedł czas na ostatnie malarskie poprawki, a także przygotowanie dwóch ram. Krosno na którym rozpięto płótno, kątowniki do tej we-wnętrznej ramy wykonano ze starych tablic rejestracyj-nych, jako, że w Afryce nic się nie marnuje. Rama ze-wnętrzna była wykonana w metalu. Ramy sfinansował, osobiście złożył i pomalował na czarno ojciec Christian.

Obraz powiesili w sobo-tę: mój syn, kleryk Charles i ojciec Christian. Chcieli, żeby parafianie mieli swo-istą niespodziankę wchodząc

do kościoła w niedzielę. Aby Joasia nie robiła zamiesza-nia i nie martwiła się o swo-ją pracę wymyślono również zajęcie dla niej. Poproszono ją, żeby w tym dniu siedzia-ła u fryzjerki, która robiła jej wymarzoną fryzurę złożo-ną z długich warkoczyków. W niespodziankę włączo-no także katechistę z para-fii. Katechista zobaczył obraz wcześniej, niż cała parafia i w jednym z apostołów rozpo-znał siebie. Było to tym bar-dziej dziwne, że Joasia nigdy wcześniej nie widziała tego człowieka.

A więc stało się. Ostatnia Wieczerza jest wewnątrz świątyni, w Parafii Matki Boskiej od Apostołów.

W niedzielę przyszliśmy do kościoła nieco wcześniej przed mszą. Chcieliśmy zo-baczyć reakcje parafian i przyjezdnych gości z od-dalonych stacji misyjnych, którzy zostali zaproszeni na ten dzień przez misjonarzy. Ludzie przychodzący do ko-ścioła byli odświętnie ubra-ni, bardzo mi sie podoba-ły kolory strojów kobiet i dzieci. Wielu wiernym przy-padł obraz do gustu, cześć

z nich w półkolu znajdują-cym się za postaciami na ob-razie, upatrywała gór cha-rakterystycznych dla kra-jobrazu Aribindy i dziwi-li się skąd autorka znała ich wzgórza. Pytano o imiona poszczególnych apostołów przedstawionych na obrazie. Parafianie wydawali się za-dowoleni, że wreszcie mają

obraz ołtarzowy. Swojego zadowolenia i uśmiechu nie krył również główny sprawca zamieszania ojciec Christian.

Piękna msza, wspania-ła oprawa muzyczna, bęb-ny. Obraz został poświeco-ny. Pod koniec mszy Marcin poprosił nas, żebyśmy po-wiedzieli kilka słów do pa-

Joanna Zaguła - ostatnie poprawki

prosto z Afryki 13rafian. Pozwolę sobie przy-toczyć w tym miejscu frag-ment wypowiedzi mojej córki:

„Witajcie bardzo się cie-szę z tego, że mogę dziś tu z wami być. Kiedy zaczyna-łam malowanie tego obra-zu nie myślałam o tym dniu. Było przede mną zbyt wie-le pracy. I teraz myślę, że do-brze się stało, bo nie byłabym w stanie wyobrazić sobie ra-dości, jaką dziś czuję mogąc ofiarować moją pracę Parafii w Aribinda i każdemu z Was osobno. Mam nadzieję, że wam się spodoba i pomoże wam w waszej medytacji na temat obecności Pana nasze-go w Eucharystii. Bo moje malowidło jest o Eucharystii. Na płótnie przedstawi-łam moment, gdy Chrystus mówi Oto moja krew. Przed nim na stole leży chleb, który przemienił wcześniej w swo-je ciało. Apostołowie są zdzi-wieni, jeden z nich otwie-ra usta, inny marszczy brwi. Każdy z nich na swój spo-sób myśli nad tym, co usły-

szał usiłując zrozumieć, co przed chwilą powiedział do nich Chrystus. Z lewej stro-ny obrazu rozgrywa się dra-mat. Stoi tam Judasz, zwia-stun nadchodzącej Pasji. Inni apostołowie są jeszcze jej nie świadomi. Nie znają grozy, która ich czeka. Judasz ostatni raz spojrzał na Jezusa. Oczy ma zaczerwienione od płaczu, ale w ręce ściska sa-kiewkę ze srebrnikami. Jest to znak, że jego decyzja jest nieodwołalna….”

Po mszy na prośbę pa-rafian zrobiliśmy wspólne zdjęcia pod obrazem w ko-ściele.

Snując tę swoją opowieść nasuwa mi się taka oto re-fleksja: Że jeśli w coś się mocno wierzy, czegoś bardzo pragnie, to jest to możliwe do zrealizowania. Chociaż czasami potrzeba ku temu sprzyjających okoliczności, przekroczenia granic i zwy-kłej chęci zrobienia czegoś dla drugiego człowieka.

Fot. Joanna Zaguła, Charles Jimjija

Wspólnota parafialna z duszpasterzami i ofiarodawcami obrazu

prosto z Afryki14

o. Jacek Wróblewski

Czas niepokoju, o któ-rym mowa w tytule, rozpo-czął się 21 marca 2012 r. Tego to dnia w Bamako, stolicy Mali, miał miejsce przewrót wojskowy w wyniku, które-go został odsunięty od wła-dzy urzędujący prezydent Ahmad Tumani Ture. Rządy w kraju przejmuje armia, a na ich czele staje przywód-ca puczu kapitan Sanogo. Armia zarzuca, wybrane-mu skądinąd demokratycz-nie, prezydentowi korup-cję, nepotyzm i brak troski o bezpieczeństwo kraju, na co dowodem było przezna-czenie zbyt ubogich środ-ków fi nansowych na uzbro-jenie i przede wszystkim, zgoda na osiedlenie się na północy Mali, w części saha-ryjskiej, oddziałów różnych zbrojnych ugrupowań, któ-re uczestniczyły w obronie

Co prawda przebywam w Burkina Faso, ale wydarzenia, które od 10 mie-sięcy mają miejsce w sąsiednim Mali interesują mnie i to z kilku wzglę-dów. Po pierwsze, jest to kraj, z którym Burkina Faso graniczy. Po dru-

gie, rozwój sytuacji w Mali ma konsekwencje na cały region Afryki Zachodniej. Po trzecie, w naszych biało-ojcowskich strukturach, Mali stanowi część Prowincji Afryki Zachodniej (należą do niej także Niger, Mauretania, Wybrzeże Kości Słoniowej, Togo i Burkina Faso). Po czwarte, w Mali Misjonarze Afryki mają misje, w których pracują liczni Ojcowie Biali; ich los jest przedmiotem szczególnej troski.

pułkownika Kaddafi ego w Libii, a także miały wsparcie Al-Kaidy. Tak więc, wojsko zamierza zaprowadzić po-rządek w kraju. Liczne siły wojska są wysłane do głów-nych miast znajdujących się na południu Mali. Tę sytu-ację wykorzystują najpierw Tuaregowie (mniejszość et-niczna zamieszkująca pół-noc Mali) zorganizowani w ugrupowanie rebelianc-kie: MNLA (Mouvement National de Liberation d’A-zawad), którego celem jest utworzenie państwa Tuaregów (Azawad) w czę-ści saharyjskiej Mali ze sto-licą w mieście Gao. O po-moc w podbiciu tego miasta Tuaregowie zwracają się do jednego ze zbrojnych ugru-powań przybyłych z Libii: Ansar Dine. Pomoc okazuje się skuteczna, gdyż 31 marca

w nocy Gao zostaje zdobyte przez obydwa ugrupowania. Jest to też smutna data dla nas Misjonarzy Afryki, albo-wiem pierwszym celem ata-ku była misja katolicka. Na szczęście, nasi współbracia z Gao otrzymali, zaledwie dwie godziny przed wtar-gnięciem rebeliantów do miasta, informację o nad-chodzącym ataku. Zabrali ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy, wsiedli w samochód, aby, jak się później okaza-ło, ujść z życiem. Zaraz po wejściu do miasta, rebelian-ci udali się na misję, którą splądrowali, po czym spalili kościół. Następnego dnia na naszej misji urządzili punkt dowodzenia. Nasi współbra-cia z Gao są przygnębieni.

W bardzo krótkim czasie do podboju północy Mali dołączają się inne ugrupo-

wania będące „sierotami” po Kaddafi m – MUJAO (Zjednoczony Ruch na rzecz świętej wojny w Afryce Zachodniej) i AQMI (ugrupowanie Al-Kaidy w Maghrebie). W ich ręce dostają się kolejne miasta: Kidal, Duenza i historycz-ne Timbuktu. Wraz z przej-mowaniem nowych tere-nów ugrupowania te wpro-wadzają siłą „szari’at” czyli prawo koraniczne, jako obo-wiązujące na całym podbi-tym terenie. Nie ukrywa-ją, że ich celem jest utwo-rzenie niepodległego, is-lamskiego państwa na pół-nocy Mali. Od tej pory me-dia mówiąc o owych ugru-powaniach używają określe-nia „dżihadyści” (od arab-skiego „dżihad” czyli świę-ta wojna). Lokalna ludność cierpi. Nieliczni w tamtym

go współbrata z Mali – Rene Munkoro, co było celem mo-jej, jak i wielu innych współ-braci, wizyty w Bamako. Sam Rene dziękował nam, że się nie wystraszyliśmy...

Dopiero w drodze do Sikasso, gdzie odbywało się spotkanie Ojców Białych z Prowincji Afryki Zachodniej, natknąłem się na pierwszy znak wojny – był to kontyn-gent wojska francuskiego złożony z około 40 pojazdów wiozących ciężki sprzęt woj-skowy. Udawali się oni oczy-

wiście na północ Mali, aby rozpocząć naziemną, tym ra-zem, ofensywę.

W momencie, w któ-rym piszę ten artykuł sytu-acja powoli się krystalizuje. Przy wsparciu armii malij-skiej wojska francuskie od-zyskały, bez większego oporu ze strony dżihadystów, naj-ważniejsze miejsca na pół-nocy kraju. Armie innych krajów afrykańskich: Niger, Nigeria, Czad także dołączy-ły się do akcji wyzwalania Mali spod jarzma dżihady-stów. Mieszkańcy Timbuktu, Gao i Kidal cieszą się z od-zyskanej wolności. Bardzo przykrym jest, iż dżihady-ści, przed wycofaniem się z Timbuktu, spalili, zaliczaną przez UNESCO do dziedzic-twa światowego, bibliotekę z manuskryptami sięgającymi IX w.

Rozwój sytuacji nale-ży wciąż śledzić, albowiem mówi się, że nawet jeśli dżi-hadyści wycofali się z oku-

prosto z Afryki 15regionie Mali chrześcija-nie, w obawie o swe życie, uciekli. Także ludność mu-zułmańska opuszcza maso-wo tereny zajmowane przez dżihadystów. Kilkaset z tych osób znajduje schronienie w Burkina Faso, gdzie powsta-ją obozy dla uchodźców. Ci którzy zostali na miejscu są poddawani szykanom – nie wolno słuchać radia, oglą-dać telewizji, a nawet grać w piłkę nożną; jedyne szko-ły jakie mogą funkcjonować, to szkoły koraniczne; kobie-tom nakazano chodzenie w czarnych „burkach”. Nad przestrzeganiem ustalone-go porządku czuwa złożona z dżihadystów milicja, któ-ra nie waha się stosować re-presji w postaci biczowania, kamienowania czy obcina-nia ręki.

Świat powoli dowiadu-je się o sytuacji panującej na północy Mali. Reakcje są różne – prezydent Burkina Faso: Blaise Compaore roz-poczyna negocjacje z dżiha-dystami, prezydent Nigru: Muhammadu Yusufu widząc zagrożenie dla swego kraju apeluje o zbrojną interwen-cję. Wspierają go inni przy-wódcy z Afryki Zachodniej. Przewodniczący ONZ: Ban Ki Moon mówi, że trzeba naj-pierw negocjować, a ewentu-alna interwencja militarna jest przewidywana na wrze-sień 2013 r. Od sierpnia 2012 r. w Ouagadougou, w będą-cych w niedalekiej odległości od miejsca w którym przeby-wam, koszarach wojskowych pojawiają się żołnierze fran-cuscy. Ich obecność wszy-scy wiążą z napiętą sytuacją w Mali. Burkina Faso i Niger wzmacniają bezpieczeństwo na swoich granicach w oba-wie przed przedostaniem się dżihadystów na ich terytoria. Ambasady krajów europej-

skich apelują do swoich oby-wateli o ostrożność.

Gwałtowna zmiana sytu-acji miała miejsce w drugim tygodniu stycznia br. 8 stycz-nia dżihadyści zaatakowali, znajdujące się już poza oku-powanym przez nich tery-torium, miasto Kona usytu-owane tylko 50 kilometrów od bazy wojskowej w mie-ście Mopti. Stan armii malij-skiej jest raczej lichy, więc z całą pewnością baza została-by zajęta przez dżihadistów. Potem pewnie by przypuści-li atak na stolicę - Bamako. Stąd natychmiastowa inicja-tywa Francji, która na proś-bę tymczasowego prezyden-ta Mali – Djunkundy Traore, zwróciła się do Narodów Zjednoczonych o zgodę na interwencję wojskową ma-jącą na celu powstrzymanie marszu dżihadystów. Zgoda została wyrażona i 10 stycz-nia pierwsze samoloty fran-cuskie przypuściły atak na bazy dżihadystow na półno-cy Mali.

Akurat, tak się złożyło, iż dokładnie w tym samym czasie przebywałem w Mali, najpierw w stolicy Bamako, a następnie w Sikasso. Mogłem naocznie obserwować reak-cję Malijczyków na rozpo-częcie interwencji wojskowej na północy ich kraju. Reakcja była jednomyślna – radość! W pierwszy wieczór po ata-kach lotniczych radośnie biły tam-tamy, na ulicach rozle-gały się cały czas klaksony, a na dachach samochodów powiewały francuskie flagi. Mieszkańcy Bamako mówili o uldze i nadziei. W samym mieście, nawet jeśli ogłoszo-no stan wyjątkowy i wprowa-dzono godzinę policyjną, nie odczuwało się napięcia. Tak więc, można było przepro-wadzić uroczystość święceń kapłańskich naszego młode-

powanych przez siebie te-renów, to na pewno jeszcze się nie poddali. Przypuszcza się, iż schronili się gdzieś na Saharze. Odnalezienie ich tamże będzie z pewnością kolejnym etapem tej wojny.

Wszystkie komentarze są zgodne co do tego, iż agre-sywna islamizacja tych te-renów jest jedynie przy-krywką do prowadzonego na Saharze na szeroką skalę handlu narkotykami, bronią i ludźmi. Sami Malijczycy sta-nowią zdecydowaną mniej-

szość wśród sił dżihadystów, złożonych głównie z przy-byszów z Jemenu, Sudanu, Pakistanu i Afganistanu, któ-rzy wcześniej zaciekle broni-li reżimu Kaddafiego w Libii. Ich odwoływanie się do isla-mu irytuje pozostałych mu-zułmanów, na co dowodem są deklaracje ważniejszych duchownych islamskich w tym duchowego przywód-cy Mali: szejka Dicko, który obłożył klątwą, plądrujących jego kraj, dżihadystów.

Módlmy się więc o po-kój w Mali, kraju o boga-tej tradycji i historii, gdzie jej część została zapisana przez obecnych tam od ponad 110 lat Ojców Białych. Miejmy nadzieję, że Mali pozosta-nie jednym państwem, a my Misjonarze Afryki będziemy mogli wrócić na naszą mi-sję w Gao, na co mieszkań-cy tego miasta niecierpliwie czekają.

Ouagadougou 1 lutego 2013 r.

Dopiero w drodze do Sikasso, gdzie odbywało się spotkanie Ojców Białych z Prowincji Afryki Zachodniej, natknąłem się na pierwszy znak wojny – był to kontyngent wojska francuskiego złożony z około 40 pojazdów wiozących ciężki sprzęt wojskowy.

animacja misyjna16

Animacja misyjna jest ważnym zadaniem ewange-lizacyjnym Zgromadzenia Misjonarzy Afryki. Składa się on z dwóch części:

1. poszukiwania kandy-datów do naszego Zgroma-dzenia,

2. umacniania pozytyw-nego i odpowiadającego rze-czywistości obrazu Afryki dzisiaj.

Wkładamy w anima-cję poświęcenie i hojność. Wykonują ją dwaj członko-wie natalińskiej wspólno-ty: o. Darek i o. Otto. Pozo-stali dwaj ojcowie - Franci-szek i Antoni chętnie włą-czają się w pracę anima-cyjną. Jesteśmy wdzięczni za wsparcie i zachęty, które otrzymujemy od Prowincji Europejskiej i Rady Gene-ralnej w wypełnianiu naszej pracy. Pragniemy, aby ani-macja służyła Kościołowi w Polsce i Papieskim Dzie-łom Misyjnym, aby służy-ła nowej ewangelizacji. Ta nowa ewangelizacja wyma-ga nowego wigoru i nowych sposobów jej prowadzenia. Współpracujemy w tym dziele z Kościołem lokal-nym. Dziękujemy w sposób szczególny ks. Bp Andrze-jowi Czaji, biskupowi opol-

o. Otto Katto

Polska jest krajem otwartym na animację mi-syjną. Polacy są ludźmi bardzo religijny-mi i wiara chrześcijańska jest nieodłączną

częścią życia polskiego społeczeństwa. Hojni i wierni młodzi Polacy są chętni do dzielenia się swoją wiarą z innymi.

w PolsceMisjonarzy Afryki

skiemu, który zaprosił nas na spotkanie 600 kateche-tów diecezji we wrześniu 2012r. Dzięki temu spo-tkaniu jesteśmy często za-praszani do diecezji. Stara-my się również pozyskiwać do realizacji programu lu-dzi świeckich. Jesteśmy bar-dzo wdzięczni za owocną współpracę z katechetami w szkołach i innych miej-scach. Wyrażamy wdzięcz-ność Panu Jackowi Klose za jego nieocenioną pomoc w organizowaniu zaproszeń do szkół. Dzięki animacji możemy pomóc Kościoło-wi w Polsce, aby stawał się coraz bardziej świadomy swego wymiaru misyjnego. Poprzez animację czynimy bardziej znanym Zgroma-dzenie Misjonarzy Afryki, które jest w Polsce od 28 lat. Pragniemy, dzięki animacji, tworzyć pozytywny i real-ny wizerunek Afryki, a nie romantyczny lub pesymi-styczny, który przedstawia się często w mediach.

Poprzez animację po-szukujemy również no-wych kandydatów do nasze-go Zgromadzenia. Dlatego, podróżujemy po Polsce, aby spotykać się z młodzieżą. Proponujemy młodym lu-

dziom misje jako atrakcyjny sposób życia w służbie Bogu w Afryce. Prezentujemy charyzmat Ojców Białych, który wyraża się w postawie bycia radosnym, otwartym na drugą osobę, radykalnym świadku Ewangelii trudzą-cym się dla szerzenia Dobrej Nowiny bardziej niż wypeł-niającym zadania duszpa-sterskie. Towarzyszymy po-tencjalnym kandydatom od-wiedzając ich rodziny i para-fie. Uświadamiamy im tak-że nasze wymagania przy-jęcia do Zgromadzenia jak: wiek, zdrowie, zdolności na-ukowe, realna ocena rzeczy-wistości, wiara. Zajmujemy się dystrybucją materiałów wizualnych i pisemnych, które zawierają informacje na temat życia i misji Zgro-madzenia, takich jak: filmy, broszury, plakaty, strona in-ternetowa. Z wielką rado-ścią wierni nabywają różań-ce zrobione na wzór Różań-ca, który nosimy na szyi jako część naszego stroju du- o. Otto Katto

animacja misyjna 17

chownego. Udostępniamy filmy o pracy w Afryce zro-bione przez nas. Posiadamy bank zdjęć. Wydajemy Głos Afryki, pismo, które przed-stawia nasze zaangażowanie w pracę misyjną.

Prowadząc animację mi-syjną w parafiach staramy się przygotować liturgię z pie-śniami afrykańskimi, a w ho-miliach koncentrujemy się na potrzebach misyjnych.

Inne działania to: reko-lekcje i spotkania formacyj-ne, grupa misyjna w para-fii św. Stanisława biskupa w Lublinie, do której należy-my, obozy misyjne, udział w krajowych kongresach mi-

syjnych, wystawy sztuki afry-kańskiej, animacja z okazji święceń kapłańskich współ-braci czy składania wieczy-stej przysięgi misyjnej.

Współpracujemy z Bia-łymi Sistrami, z Siostrami FMM, Salwatorianami i in-nymi Zgromadzeniami.

Raz na 2 lata, animatorzy misyjni Ojców i Sióstr Bia-łych z Europy spotkają się, aby dzielić się materiałami, metodami pracy, wyzwania-mi i uzgadniać podejmowa-nie wspólnych projektów.

Bierzemy również udział w licznych konferencjach i działań na rzecz Afryki. Je-steśmy zapraszani przez me-

dia: radio, telewizję i prasę lokalną, aby mówić o bieżą-cych wydarzeniach w Afry-ce, jak również o naszej misji. Działalność na rzecz Spra-wiedliwości i Pokoju jest również częścią animacji. W jej ramach odwiedzamy wię-zienia, ośrodki dla samot-nych matek, odprawiamy re-gularnie Mszę św. w ośrodku dla alkoholików. Drzwi na-szego domu stoją otworem dla wszystkich, którzy chcą doświadczać przebywania w ewangelicznie radosnej wspólnocie wiary. Realizuje-my to poprzez odprawianie Mszy św. tzw. misyjnych raz w miesiącu.

Główne problemy, któ-re spotykamy w animacji to: wielu młodych ludzi boi się podejmować decyzję doty-czącą całego ich życia. Idea trwałego zaangażowania, zwłaszcza w Afryce, jest bar-dzo trudna dla dzisiejsze-go młodego pokolenia. Pol-

skie rodziny ograniczają się do jednego lub dwojga dzie-ci co ma duży wpływ na licz-bę powołań misyjnych. Po-mimo naszych starań są też istotne czynniki zewnętrzne, takie jak negatywne skutki globalizacji np. materializm i myślenie tylko o sobie spra-wiają, że nasze zachęty i my-ślenie młodzieży są ze sobą w sprzeczności.

Mamy nadzieję, że dzię-ki animacji, będziemy na-dal mieć powołania misyj-ne w Polsce. Jednakże nasza nadzieja nie opiera się na na-iwnym optymizmie, ale na sile, że powołanie jest zawsze sprawą Bożą. Owoce wszyst-kich naszych wysiłków na rzecz animacji powołań za-leżą od Pana Jezusa. Powie-rzamy się więc Jemu, ufając, że On sam będzie wspierać i rozwijać ten projekt, który prowadzimy dla budowania Jego królestwa.

Proponujemy młodym ludziom misje jako atrakcyjny sposób życia w służbie Bogu w Afryce. Prezentujemy charyzmat Ojców Białych, który wyraża się w postawie bycia radosnym, otwartym na drugą osobę...

o. Otto z zespołem African Singers z Wojtkówki k. Ustrzyk Dolnych

O. Antoni Markowski

(VII)

wspomnienia misyjne18

MWAMILUNajpierw jedziemy do

wioski Mwamilu. Znajdu-je się ona w odległości ok. 18 km od Usongo. Byłem tam kilkanaście razy i za każdym razem zdarzało się coś, co się potem pa mięta. Gdy jecha-łem pierwszy raz, Ojcowie, którzy tam bywali, wyjaśnili mi jak mam dojechać, skrę-cając z głów nej drogi w busz. Gdy skręciłem, po 200-300m dojechałem do małego roz-widlenia - węższej i szerszej ścieżki. Wybrałem szerszą ścieżkę i po ok. 0,5 km doje-chałem do pola z kukurydzą.

Wtedy nauczyłem się, że do Mwamilu trzeba wybie-rać węższą ścieżkę. Kiedy tak właśnie zrobiłem, po przeje-chaniu ok. 1 km znalazłem się w wysokim buszu i mia-łem pewność, że i ta droga nie jest właściwa. Trochę się nawet bałem, nie wiedząc, gdzie mnie ta ścieżka zapro-wadzi. Postanowiłem jed-nak jechać naprzód, dopóki ścieżka nie zacznie się zwę-żać. Po krótkim odcinku bu-

szu, pojawiły się pola z kuku-rydzą, z wydeptaną, biegnącą przez nie, ścieżką. Przejecha-łem jeszcze kilkaset metrów i ujrzałem w dole jakieś domy. Do wioski zjeżdżało się bo-wiem z górki. W najniższym punkcie zjazdu czekała mnie mała niespodzianka w posta-ci podmokłego terenu i stru-myka. Na szczęście był on przejezdny. Gdy wjechałem do wioski, przypominałem sobie instrukcję, że kapli-ca znajduje się naprawdę na drugim jej krańcu. To było znakiem firmowym Mwa-milu, że przjeżdżało się wio-skę i wyjeżdżało się znowu na pola, a kaplicy ani widu. Aby nie szukać po omacku, zatrzymałem się przed ostat-nim stojącym domem i zapy-tałem o drogę. Niestety tra-fiłem na osobę, która albo nie rozpoznawała kiswahi-li, albo ja mówiłem tak fa-talnie, że mnie nie rozumia-ła. Nie będąc chrześcijani-nem, zapewne domyśliła się, że jeśli Mzungu - biay [dosł. znaczy ten, który się kreci]

jest na tym odludzi to musi być ten od modlitw. Poka-zała mi więc kierunek. Wie-rząc, że dostałem prawdziwą informację, zacząłem jechać tam, gdzie pokazy wała ręka. Nie widziałem jednak żadnej ścieżki, a jechałem po prostu przez jakieś nieużytki. Mia-łem wątpliwości, czy nie po-kazano mi fałszywego tropu. W buszu nigdy nie wiadomo. Zobaczyłem jednak na kolej-nym wzgórzu domy i posta-nowiłem trzymać się tego znaku. Gdy dojechałem do tych domostw zupełnie stra-ciłem orientację, czy jestem jeszcze w Mwamilu czy już w innej wiosce. Nie widzia-łem bowiem w pobliżu ka-plicy, za to widziałem tysią-ce rozchodzących się ście-żek. Nie było rady, pytam po raz kolejny o kaplicę. Tym ra-zem trafiłem na kogoś z wie-rzących, bo od razu pozdro-wił mnie po chrześcijań-sku. Trzeba było jechać skra-jem tej drugiej, jak się oka-zało, części wioski, a kaplica znajdowała się na samym jej

końcu. Jadąc poleconą dróż-ką, dostrzegłem w końcu sa-motnie stojący budynek, któ-ry mógł być kaplicą. Miał bo-wiem dach z blachy, ale po-kryty tylko do połowy. Gdy dojechałem spotkałem tam jednego człowieka, który sie-dział po drzewem rosnącym obok. Okazało się, że jest ka-techumenem, że miał ciężkie przejścia życiowe, że ma chy-ba początki trądu i szuka po-mocy u Boga. Dzięki niemu upewniłem się, że jestem na właściwym miejscu i że mu-szę jeszcze trochę poczekać, aż przyjdą chrześcijanie na modlitwę. Po ustawieniu ple-caka w kaplicy też usiadłem pod drzewem i wspólnie za-częliśmy czekać. Wcześniej, mój przewodnik uderzył, miejscowym zwyczajem, specjalnym rytmem, kijem w żelazną obręcz po samocho-dowym kole. Dźwięk wycho-dzący z tego był prawie taki jak z kościelnego dzwonu. Wezwanie zostało usłyszane, bo wkrótce zaczęli przycho-dzić pierwsi, najpierw młod-

wspomnienia misyjne 19

si, a potem starsi. Nie było ich wielu. Jak się okazywa-ło, ksiądz przyjeżdżał do nich nieczęsto, zostawieni więc niejako sami sobie, przycho-dzili w coraz mniejszej liczbie na niedzielne modlitwy do kaplicy. Ten niedokończo-ny dach był świadkiem, że duch upadał. W czasie Mszy św. nie trudno było zoriento-wać się, że miejscowi katoli-cy nie modlą się często. Tym bardziej rosło we mnie prze-konanie, że Mwamilu może stać się ulubioną wioską mo-ich misyjnych wędrówek. Po Mszy św. zabrano mnie na obiad. Co za kontrast. Oka-zało się, że jedna z najbogat-szych rodzin w okolicy jest w pełni katolicka. Jedzenie więc było wystawne, z dwoma da-niami mięsnymi! z rodzajem aperitifu przed jedzeniem i kawą po posiłku! [Praktycz-nie używa się podczas jedze-nia tylko wody].

Gdy wracałem z powro-tem, myślałem o tym co ro-bić, aby wiernych żyjących w takim miejscu jak Mwamilu, trochę na uboczu, gdzieś w buszu, wśród pól kukurydzy i bawełny, trochę uaktywnić. I nic mądrego nie przycho-dziło mi do głowy. Oprócz tego, że trzeba tu po prostu przyjeżdżać. Częściej niż to bywało w przeszłości...

ZIBAUdajemy się w odwiedzi-

ny do wioski Ziba. Znajdu-je się ona w odległości ok. 20 km od Usongo. Byłem tam bardzo wiele razy z przyczy-ny dużej wspólnoty katolic-

kiej w tej wsi. Jeden z przy-jazdów wypadł na Niedzielę Palmową. Byłem nieco wcze-śniej niż zwykle przed kapli-cą. Ktoś z wiernych cze kał już na mnie. I wyjaśnił, że za-bierze mnie do innego miej-sca, skąd zaczniemy procesję. Udaliśmy się do tego miej-sca. Przyjął nas w domu jakiś człowiek, który nie był chrze-ścijaninem, był chyba mu-zułmaninem. Jego dom stał przy dużym placu, skąd mie-liśmy rozpocząć procesję.

Siedzieliśmy jakiś czas mówiąc to o tym to o tam-tym, bo podwórko było cały czas puste. Ale naraz zaczę-li schodzić się ludzie w wiel-kimi gałęziami palmowy-mi w rękach. Drzewa pal-mowe rosną prawie tak jak trawa u nas. Widać je z każ-dej strony gdy jedzie się dro-gą. Była to moja pierwsza niedziela palmowa w Afry-ce. Wielkość palm zrobi-ła na mnie ogromne wraże-nie. Gdy zebrało się już sporo ludzi zostałem poproszony, aby poświęcić palmy i rozpo-cząć procesję. Ranek był po-chmurny, wydawało się że za chwilę zacznie padać. Gdy wyszedłem, ujrzałem jesz-cze jedną palmę, naj większą ze wszystkich, ogromną ga-łąź na czubku której został, znanym tylko Afrykańczy-kom sposobem, umocowa-ny krzyż. Po ceremonii po-święcenia ruszyliśmy proce-sją do kaplicy. W trakcie pro-cesji zapytałem jednego z li-derów wspólnoty jak będzie-my czytać Pasję. Si kitu, Pa-dre [tzn. „niech się Ojciec

nie martwi”], będziemy śpie-wać. Nie chciałem uwierzyć, że na wiosce potrafią zaśpie-wać pasję. A jakże, śpiewało dwóch młodzieńców i jed-na dziewczyna. Słychać było, że nie pierwszy raz śpiewa-li. Tak to usłyszałem na afry-kańskiej wiosce to, czego w Polsce prawie nie słyszałem.

Pewnego razu wracałem z innej wioski i przejeżdża-łem przez Zibę. Zauważy-łem pogrzeb, a w nim, wie-lu katolików. Chowano jed-nego z nich. Pochówkom w wioskach przewodniczą naj-częściej katechiści. Dołączy-łem do pogrzebu jako je-den z wielu i wtedy zobaczy-łem afrykański zwyczaj, który mnie poruszył. Kiedy trumnę wpuszczono do ziemi, obecni mężczyźni zdjęli z nóg obu-wie, jakie kto miał i boso ło-patami rzucali ziemią na trumnę. To dosyć przejmują-cy i wiele mówiący widok.

Dziś, gdy zbieram te wspomnienia, spostrze-gam jak wiele twarzy się za-tarło. Być może dlatego, że

było ich w Ziba tak wiele. Być może dlatego, że niezwyczaj-ne przeżycia mają w sobie ten ładunek emocjonalny, że później pamięta się tylko jed-no czy drugie wydarzenie, a zapomina się o okoliczno-ściach. Być może... ale jeszcze dziś jasno widzę jak skręca-łem z głównej drogi w inną, jak jechałem jeszcze ze sto metrów i stała wysoka tyka, a na jej czubie znaczek, że tutaj skręca się do Kościoła. Potem jeszcze ok. 100 m polną dróż-ką i przyjeżdżało się na miej-sce. Kościół był bardzo dłu-gi, może najdłuższy w para-fii. Przeważnie wypełniał się wiernymi, a w wielkie świę-ta stali także na zewnątrz, ale przy braku okien, a tylko otwartych otworach na nie, nie robi to takiej różnicy jak np. tutaj w Polsce.

I to jeszcze pamiętam, że pewnego razu, jadąc do Ziba, na moim motorze, po raz pierwszy licznik wystu-kał 10000 km [dziesięć tysię-cy kilometrów]. Szmat dro-gi... afrykańskiej...

Nie widziałem jednak żadnej ścieżki, a jechałem po prostu przez jakieś nieużytki. Miałem wątpliwości, czy nie pokazano mi fałszywego tropu. W buszu nigdy nie wiadomo.

Siostry Białe20s. Cecylia Bachalska

Początkowo były to kier-masze ciast i zbiórki do pu-szek na rzecz osób trędowa-tych w Indiach i w Afryce. Z biegiem lat do akcji włączy-li się aktywnie Bracia Mniej-si Kapucyni z lubelskiej Po-czekajki, którzy organizują taki kiermasz corocznie, po-dobnie jak grupa misyjna z DA KUL. Dzięki zaangażo-waniu wielu osób i otwartości wszystkich ludzi dobrej woli

Każda ostatnia niedziela stycznia ustanowiona została ponad pięćdziesiąt lat temu jako Świa-

towy Dzień Walki z Trądem Obchody tego Dnia orga-nizowane są w Lublinie od ponad dziesięciu lat z inicja-tywy Sióstr Białych – Misjonarek Afryki i studenckiej grupy misyjnej działającej w Duszpasterstwie Akade-mickim Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

mogliśmy w ubiegłych latach wesprzeć finansowo budo-wę szpitala dla trędowatych w Gabonie, ośrodek w Kameru-nie oraz wioskę trędowatych w Puri (Indie). W tym roku w Archidiecezji Lubelskiej orga-nizowana była pomoc dla trę-dowatych z Jeevodaya w In-dii, gdzie funkcjonuje Ośro-dek Rehabilitacji Osób Trę-dowatych, w którym od wie-lu lat pracuje polska lekarka

Helena Pyz. Tegoroczna ak-cja przebiegała pod hasłem: „I Ty możesz pomóc poko-nać trąd!”

Moje spotkania z trędowatymi...W ciągu 15 lat mojej po-

sługi misyjno-pielęgniarskiej spotykałam ludzi chorych na trąd w różnych krajach środ-kowo-wschodniej Afryki. Były to kraje takie jak: Tanza-nia, Kenia, Malawi i Mozam-bik. Nie chciałabym rozwo-dzić się nad jednostką choro-bową jaką jest trąd gdyż opra-cowania tego zagadnienia można odnaleźć na różnych stronach internetowych czy w podręcznikach medycznych. Celem mojego artykułu jest świadectwo moich spotkań z ludźmi trędowatymi. Pra-gnę podzielić się tym, czego się od tych ludzi nauczyłam i jaki mieli oni na mnie wpływ. Turysta, który przybywa do Afryki środkowo-wschodniej najprawdopodobniej nie spo-tka się z ludźmi trędowatymi. Chorzy nie mają wstępu do wielu miejsc i są przepędza-ni sprzed hoteli gdzie przeby-wają bogaci turyści. A bywa i tak, że oni sami nie pozwalają sobie na obecność w pobliżu prestiżowych miejsc czy na-wet na ulicach miasta.

Pierwszym spotkanym przeze mnie trędowatym, z którym się potem zaprzyjaź-niłam był pan Beatus. Pozna-łam go w małej wiosce na po-łudniu Tanzanii, w Kilima-rondo. Miał wówczas ok. 60 lat a choroba była już daleko posunięta. Miał zniekształco-ną twarz z mocno wysunię-tymi kośćmi policzkowymi, jego łzawiące i zaczerwienio-ne oczy nie zamykały się do końca a nos był jedną wiel-ką ropiejącą raną. Palce jego rąk były w szczątkowej po-staci a palców u stóp prawie

nie było. Nad Oceanem In-dyjskim, gdzie klimat jest cie-pły, choroba rozwija się bar-dzo szybko, a sami chorzy z powodu pracy są bardzo osła-bieni. Chory Beatus nie był w stanie sam przychodzić do szpitala po potrzebną porcję lekarstw czy na zmianę opa-trunku. W związku z tym to ja odwiedzałam go w jego domu. Najczęściej ok. godz. 16 Mzee (pan) Beatus cze-kał na mnie przed swoim do-mem, siedząc na składanym drewnianym krzesełku i oga-niając się patykiem od much, które go otaczały, zwabio-ne zapachem wydobywają-cym się z jego ran. Na począt-ku były tradycyjne powitania typu: Jak się masz? Co wyda-rzyło się od naszego ostatnie-go spotkania? Jak Ci się spa-ło? Jak mija Ci dzień? itd. Od pierwszego naszego spotka-nia Mzee Beatus podawał mi rękę na powitanie. Byłam bar-dzo świadoma tego momen-tu gdyż nigdy tego wcześniej nie doświadczyłam. Na po-czątku było to charaktery-styczne klaśnięcie wewnętrz-nymi stronami naszych dło-ni, coś w rodzaju przybijanej powszechnie piątki. A potem czułam szczątki palców wbi-jające się w moją dłoń. Cza-sami nie czułam tego tak wy-raźnie a bywało i tak, że wbi-jały się one mocno w moją skórę tak jakby Mzee Beatus

s. Cecylia Bachalska

znaczy dobroć. Mieszkańca-mi tej wioski byli tylko ludzie trędowaci. W tej miejsco-wości była szkoła podstawo-wa, szpital, kaplica i ogrom-ny ogród. Właśnie w tym ogrodzie trędowaci uprawia-li mandarynki, pomarańcze i inne owoce cytrusowe. Pew-nego dnia kiedy przyjmowa-łam chorych w szpitalu przy-szła trędowata kobieta o imie-

niu Elizabeth. Opowiedzia-ła mi, że poprzedniego dnia pracowała motyką na polu. Wieczorem zmęczona po-szła spać a kiedy się obudziła rano zauważyła, że ma krwa-wiące stopy i że nie ma już palców bo zostały odgryzio-ne w nocy przez szczura. Lu-dzie trędowaci nie mają czu-cia w palcach kończyn dlate-go zaistniała taka sytuacja. Ni-gdy w życiu nie miałam takie-go pacjenta z odgryzionymi przez szczura palcami dlatego musiałam wyglądać na prze-straszoną. Elizabeth widząc to powiedziała mi: „Siostro, nie przejmuj się. Życie trzeba brać jak leci. Nie rozczulaj się nad małymi sprawami.”

Chorych na trąd spo-tkałam także w miejscowo-ści Arusha na północy Tan-zanii. Przyjeżdżali oni z róż-nych części Tanzanii, aby na ulicach tego miasta żebrać u bogatych turystów przyby-wających do Tanzanii w celu zdobycia Kilimandżaro. Pod wieczór trędowaci zbierali się

nie mógł sterować siłą swoje-go dotyku a było to powiąza-ne z brakiem czucia w koń-czynach. Kiedyś przyszłam na zmianę opatrunku przed czasem. Zobaczyłam, że pan Beatus, pomimo tak głęboko rozwiniętej choroby, pracuje ciężko motyką na polu znaj-dującym się niedaleko jego domu. Od mocnego ściskania motyki zrobiła mu się rana na

dłoniach i po trzonku motyki spływała krew. Jednak Mzee Beatus nie czuł bólu, zauwa-żył on krew dopiero wtedy, kiedy rękojeść motyki wbiła mu się w dłoń. Mzee Beatus to człowiek, który był bar-dzo wdzięczny. Pomimo swo-jej choroby, mając sam nie-wiele, dzielił się ze mną na-wet garścią prosa, które wy-rosło u niego na polu i które on sam uprawiał swoimi trę-dowatymi dłońmi. Ten czło-wiek umiał się cieszyć pro-sem, małym wiatrem, dzieć-mi, które przychodziły go od-wiedzić. I dziękował z całego serca za puszkę wody, którą jakieś przechodzące dziecko mu podało. Potrafił się cieszyć z małych rzeczy, których do-świadczał w swoim życiu, nie myśląc o wielkich, które go omijały... Kiedy przychodzi-łam go odwiedzić, na jego trę-dowatej twarzy zawsze wid-niał uśmiech.

Przez kilka miesięcy pra-cowałam i mieszkałam w miejscowości Mwema, co

Siostry Białe 21

w dolinie nad rzeką i tam go-towali, jedli i myli się w wo-dach brudnej rzeki. Miejsce to było szczególne nie tylko ze względu na dużą liczbę obec-nych tam trędowatych, ale ze względu na dobroć wielu lu-dzi, którzy przychodzili tam z różnymi darami takimi jak lekarstwa do oczu, bandaże czy jedzenie. Kiedyś zmienia-jąc opatrunki chorym zorien-

towałam się, że zabrakło mi bandaży w plecaku, ale wła-śnie w tym momencie przy-szedł do trędowatych Hindus, właściciel małej apteki, która znajdowała się niedaleko, a w ręku trzymał duży karton wy-pełniony bandażami.

Jako pielęgniarka do-świadczałam często braku bandaży. Nigdy nie mogłam pozwolić sobie przy zmianie

Hańbą naszych czasów jest fakt, że jeszcze w ogóle są ludzie chorzyna trąd. Wyleczenie chorego w przeliczeniu na polskie złote kosztuje tylko 120 złotych a zatrzymanie postępu choroby tylko 30 zł.

Jako pielęgniarka doświadczałam często braku bandaży. Nigdy nie mogłam pozwolić sobie przy zmianie opatrunku na przecięcie bandaża nożycami i na wyrzucenie go. Bandaże prałam, dezynfekowałam i używałam ponownie.

Przyjaciele Misjonarzy Afryki

PMA22

opatrunku na przecięcie ban-daża nożycami i na wyrzuce-nie go. Bandaże prałam, de-zynfekowałam i używałam ponownie. Odór wydobywa-jący się z ran człowieka trędo-watego jest zapachem, które-go nigdy nie zapomnę. Trud-no sobie wyobrazić, że w XXI wieku kiedy to podbijany jest kosmos, wynajduje się coraz bardziej nowoczesną broń i wydaje miliony na perfumy, w krajach Afryki i Azji pra-cują misjonarki i misjona-rze, którym brakuje pienię-dzy na bandaże. Hańbą na-szych czasów jest fakt, że jesz-cze w ogóle są ludzie chorzy na trąd. Wyleczenie chorego w przeliczeniu na polskie zło-te kosztuje tylko 120 złotych a zatrzymanie postępu choro-by tylko 30 zł. Spotykałam lu-dzi młodych, którzy dowiady-wali się, że są chorzy na trąd. Po dziś dzień choroba ta odci-

ska piętno na ludziach którzy wstydzą się tej jednostki i czę-sto prosili mnie abym niko-mu nie powiedziała, że zapa-dli właśnie na nią. Nie chcieli powiedzieć o tym nawet swo-im najbliższym, bojąc się od-rzucenia jakie niesie ze sobą ta choroba...

Patronem trędowatych jest święty ojciec Damian de Veuster, Belg ze Zgromadze-nia Księży Najświętszych Serc Jezusa i Maryi, kanonizowa-ny w Rzymie 11 październi-ka 2009. Pracował na Molo-kai i był dla trędowatych le-karzem, pielęgniarzem, spo-wiednikiem, a kiedy trzeba było i grabarzem. Był wszyst-kim dla wszystkich, bo w każ-dym człowieku widział Chry-stusa. I to miłość do Chry-stusa pozwoliła mu oddać się ubogim, zapomnianym i nie-kochanym...

Mija czwarty rok istnie-nia Stowarzyszenia Przyjacie-le Misjonarzy Afryki. PMA li-czy 29 członków zwyczajnych i 5 wspierających oraz 3 wo-lontariuszy.

Aktywność członków obejmowała różne płaszczy-zny, m.in. członkowie Sto-warzyszenia uczestniczyli w katalogowaniu obszernych zbiorów sztuki afrykańskiej, zgromadzonych wcześniej w Hiszpanii, a przekazanych Wspólnocie Ojców Białych w Polsce, brali również udział w organizacji wystawy z oka-zji Tygodnia Misyjnego w sie-dzibie Ojców Białych w Nata-linie.

Zgodnie ze statutowym zadaniem, tj. „propagowanie znajomości spraw społecz-nych, ekonomicznych, religij-nych Afryki“ odbyło się sze-reg spotkań Ojców Białych z młodzieżą i osobami do-rosłymi, współorganizowa-nych przez członków PMA. Spotkania te odbywały się w okresie od września do grud-nia 2012 roku, m.in. w: Opo-lu, Strzelcach Opolskich, Błotnicy Strzeleckiej, Olszo-wej, Raciborzu, Dębiu i Dań-cu. W spotkaniach uczest-niczyło ok. 700 katechetów i 1000 uczniów szkół pod-stawowych, gimnazjalnych i średnich, a także przedstawi-ciele grup misyjnych i Domu Samotnej Matki w Opolu.

Stowarzyszenie w 2012 roku po raz pierwszy, jako or-

ganizacja pożytku publiczne-go, skorzystało z uprawnień do 1% podatku dochodowe-go od osób fi zycznych za rok 2011. Środki uzyskane w ra-mach 1 procenta przeznaczo-ne zostały na wsparcie działal-ności misyjnej Ojców Białych Misjonarzy Afryki w Nigrze i Tanzanii.

Inną formą pomocy fi -nansowej dla Afryki są uzy-skane darowizny. I tak, Przed-siębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji Spółka z o.o. w Dąbrowie Górniczej przeka-zało kwotę w wysokości 20 tys. złotych na budowę studni głębinowej w Burkina Faso, w miejscowości Aribinda (gmi-na Kelbo, wioska Tahadi), gdzie misyjną posługę pełni o. Marcin Zaguła pochodzący z Dąbrowy Górniczej. Prze-lanie środków poprzedziła podpisana wcześniej umowa darowizny.

Przedsiębiorstwo Miej-skie MZUM.PL Spółka z o.o. w Dąbrowie Górniczej prze-kazało na konto Stowarzysze-nia darowiznę w wysokości 3 tys. złotych, również na budo-wę studni w Aribinda.

Ponadto na rzecz szpitala w Igogwe (Tanzania) wpłynę-ła kwota 4 tys. złotych.

Reasumując, 2012 rok uważamy za pomyślny, a to za sprawą ludzi zaangażo-wanych w pomoc Afryce, za-równo w wymiarze ducho-wym, jak i fi nasowym.

Zarząd PMA

- działania w 2012 roku

StowarzyszenieCiąg dalszy ze str. 21

jest opuszczeniem swojego kraju na służbę najbardziej potrzebującym, ma na celu poprzez

swoją obecność powiedzenie drugiemu człowiekowi: „Jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym”. Wolontariat skupia wokół siebie ludzi wierzących, praktykujących, którzy

naukę Chrystusa wcielają w swoje życie, aby później dzielić się nią z ludźmi potrzebującymi

w Afryce.

Więcej informacji można uzyskać na

które odbywają się w każdą drugą sobotę miesiąca.

Można również napisać maila na adres:

lub zadzwonić pod numer telefonu:

prosto z Afryki 23

Ja przyleciałam do Tan-zanii po pięciu latach od pierwszej podróży do tego zakątka Afryki. To trudne do opisania, ale kiedy sa-molot wylądował poczułam autentyczne wzruszenie że znowu tu jestem. Jakby to nie samolot dotknął pasa startowego, ale ja - samego serca Afryki. Wyjście z  sa-molotu i kolejne wzrusze-nie - powiew ciepłego, wil-gotnego powietrza (mimo

Urszula Adamczyk

Wydaje się, że opisanie swoich przeżyć z podróży do Afryki, w moim przypadku - do Tanzanii - jest łatwiejsze, gdy jest się tutaj pierw-szy raz. Człowiek jest wtedy pełen wrażeń ze świata, który wcze-

śniej mógł sobie tylko wyobrażać, wszystko dookoła jest ciekawe, niesamowite, inne... Robi sie wtedy tysiące zdjęć, stara się w krótkim czasie zobaczyć i „wypa-trzeć” jak najwiecej, najlepiej - wszystko. Wtedy oczywiście jeszcze się nie wie, że to niemożliwe... Ale opowiada się o tej podróży i przeżyciach z wielkim entuzja-zmem... Za drugim razem ma się więcej pokory.

nocnej pory), nowe zapa-chy, dźwięk języka swahili. Pierwsze kroki na lotnisku i znajome „pole, pole“, czyli niczego nie da sie przyspie-szyć. Formalności wizowe trwały dokładnie tyle, ile miały trwać... I potem już tylko cieszyć się pobytem. W pierwszych dniach przy-jęły mnie gościnne progi Domu Ojców Białych (po-pularnie nazywanego Ati-man House) w Dar es Sala-

am. Już wcześniej, zacieka-wiona historią tego miejsca znalazłam informację, że nazwa „Atiman“ odnosi się do Adriana Atiman, afry-kańskiego lekarza - kate-chety. Został porwany z ro-dzinnej wioski nad rze-ką Niger (obecnie Mali) i sprzedany do niewoli jako dziesięciolatek. Wykupiony został z  niewoli przez Oj-ców Białych, wraz z pięcio-ma innymi dziećmi, na tar-

gu niewolników w północ-nej Algierii. Misjonarze za-brali go do Algieru, gdzie spotkał kardynała Lavige-rie, założyciela Zgroma-dzenia Misjonarzy Afryki. To jemu zawdzięcza swo-ją edukację; m.in. studia w Instytucie Medycznym w Malcie w ramach progra-mu Lavigerie ds. szkoleń le-karzy-katechetów. Atiman spędził siedem lat na Mal-cie, po czym odbył piel-grzymkę do Rzymu, a na-wet uczestniczył w audien-cji u papieża Leona XIII. 23-letni Atiman dołączył do siódmej karawany Mi-sjonarzy Afryki do Afryki Równikowej, a ostatecznie 67 lat pracował w zachod-niej Tanzanii. Był pierw-szym Afrykańczykiem od-

prosto z Afryki24znaczonym wysokimi od-znaczeniam papieskimi, brytyjskimi i francuskimi.

W tym gościnnym domu, w międzynarodowej wspólnocie, gdzie spotka-łam Ojców Białych z Anglii, Niemiec, Wietnamu, Indii, Burkina Faso a nawet Polski, czułam sie bardzo dobrze, otoczona troską i sympatią.

Po tygodniu „aklimaty-zacji” nastąpiła dalsza po-dróż. Droga wiodła m.in przez Park Narodowy Mi-kumi, gdzie można spo-tkać dzikie zwierzęta, czę-sto po prostu przechodza-ce przez jezdnię lub żeru-jące w jej pobliżu. Kres po-dróży, to przepięknie poło-żone Mbeya, leżące w po-łudniowo-zachodniej czę-ści kraju, na wysokości ok. 1700 m.n.p., otoczone góra-mi: Loleza, Mount Mbeya, Mount Rungwe (jeden z naj-wyższych szczytów w Tan-zanii - 2960 m.n.p.). Cieka-wostką jest, że ten obszar jest nazywany „Szkocją Afryki”, co jest częściowo związane z rodzajem występującej tu roślinności (bardziej jednak przypomina florę Południo-wej Afryki). W Mbeya za-trzymałam się w Katolickim Centrum Młodzieży, delek-tując się wspaniałą atmos-ferą miejsca, oraz przyja-znymi mieszkańcami i pra-cownikami ośrodka. Tutaj mam okazję m.in poznawać codzienną pracę Centrum oraz samych misjonarzy (z jednym z nich, o. Marcelem Mangnusem przeprowadzi-łam krótki wywiad), dzielić się swoimi umiejętnościa-mi a także, dzięki otwartości i przyjaznej postawie Tanza-nijczyków, uczyć się swahili. Czeka mnie tu jeszcze wiele nowych przeżyć i doświad-czeń. Moja przygoda z Afry-ką trwa...

Pani Ula przy tablicy

Zwierzęta parku Mikumi

Widok na Mbeya

prosto z Afryki 25

Proszę powiedzieć czy-telnikom „Głosu Afry-ki“ o swoich początkach w Zgromadzeniu Misjo-narzy Afryki. Pochodzę z Holandii. Już

kiedy miałem 12 lat wstą-piłem do Niższego a na-stępnie Wyższego Semina-rium Duchownego prowa-dzonego przez Ojców Bia-łych. Nowicjat odbyłem w Szkocji i Anglii, a następ-nie studiowałem teologię w Belgii. Święcnia otrzyma-łem w 1963 roku, gdy mia-łem 24 lata. Początkowo za-proponowano mi wyjazd do Rwandy, lecz ostatecznie po-zostałem w Holandii, pracu-jąc 9 lat w Niższym Semina-rium Ojców Białych przygo-towującym młodych ludzi

Z o. Marcelem Mangnusem M. Afr., Mbeya, Tanzaniarozmawia Urszula Adamczyk

do pracy w Krajach Trzecie-go Świata. Wtedy więcej do-wiedziałem się o Tanzanii. Kiedy zaproponowano mi wyjazd do tego kraju przy-jąłem to z  wielką radością. Pierwszy raz przybyłem do Afryki w 1972 roku, rozpo-czynając półroczny kurs na-uki języka swahili w Kipala-pala, niedaleko miasta Tabo-ra, a następnie przez 9 mie-sięcy doskonaliłem język, ży-jąc wśród mieszkańców pa-rafii Ndala. Po powrocie do Tabora pracowałem z  mło-dymi ludźmi ze szkół śred-nich; prowadziłem katechezy i organizowałem spotkania. Wspominam ten okres jako bardzo szczęśliwy w moim życiu. Niestety poproszono mnie o powrót do Holandii

i chociaż wolałem zostać w Afryce, wyznaczono mi inne zadania. W 1978 roku roz-począłem pracę w animia-cji misyjnej. W tym czasie wszystkie seminaria zostały zamknięte, spadła liczba po-wołań. Wraz z dwoma inny-mi Ojcami Białymi (z  Kon-go i Ugandy) zaczęliśmy two-rzyć wspólnotę, której ce-lem było rozbudzenie powo-łań misyjnych. Odwiedzali-śmy szkoły średnie, mówi-liśmy o pracy misyjnej, jed-nak nie było łatwo dotrzec do młodych ludzi. W ciągu roku pracy, spotkań, pielgrzymek (m.in do Taize) z  młodymi ludźmi stworzyliśmy wspól-notę „Karibu“, która rozrosła się od kilku do kilkudziesię-ciu członków. Nazwa wspól-

noty (Karibu- Zapraszam) oddaje sens jej funkcjonowa-nia jako zaproszenie do bycia we wspólnocie, wzajemnego słuchania, do modlitwy, do przyjęcia Chrystusa do swe-go serca. Młodzi ludzie mieli sposobność odkrywać swo-ją drogę życiową. Kilkoro z nich wybrało drogę powo-łania. Praca we wspólnocie, kontakt z Ruchem TAIZE, to było dla mnie ogromne prze-życie, którego nie spodziewa-łem się doświadczyć, wraca-jąc do Holandii. Po sześciu latach wyraziłem pragnienie powrotu do Tanzanii, gdyż wyjeżdżając uprzednio nie powiedziałem kwaheri (że-gnaj) lecz tutaonana (do zo-baczenia). Do Tanzanii po-wróciłem w 1986 roku, i pra-cowałem z uczniami szkół średnich w Dar es Salaam.

Jak długo jest Ojciec w Mbeya (i jak długo wspólnota Misjonarzy Afryki jest obecna w tym regionie kraju)?Do Mbeya przybyłem

w 1990 roku, rozpoczyna-jąc pracę najpierw w para-fii Nzovwe, a następnie jako dyrektor w Katolickim Cen-trum Młodzieży. Byłem tu do 1997r., a następnie na kil-ka lat wyjechałam do Aru-sha, by ponownie wrócić do Mbeya w 2002 roku. Tak więc spędziłem tu osiemna-ście lat. Natomiast pierwsi Ojcowie Biali przybyli do za-chodniej części Mbeya już w roku 1899, do misji w Mkul-we, a 4 lata później powsta-ła nowa misja w Galula (mi-sjonarze przybyli tutaj z Ka-remy nad Jez. Tanganika). Wschodnia część Mbeya nie była otwarta dla naszych mi-sjonarzy, gdyż na tym terenie wpływy mieli bracia moraw-scy i luteranie. Rząd kolonial-ny nie wyraził zgody na na-

prosto z Afryki26

O. Marcel prezentuje historię z Ewangelii o drodze uczniów do Emaus, utrwaloną na czte-rech obrazach w jednej z sal konferencyjnych, która w symboliczny sposób przedstawia dzia-łaność Centrum. Misjonarz objaśnia znaczenie kolejnych obrazów. Tak więc: 1. podróż i przybycie młodych ludzi, często zdezorientowanych i niepewnych swej przyszłości do KCM, 2. wspólne spotkanie, rozmowy, spożywanie posiłku, 3. Słuchanie i rozważanie Ewangelii, udział w Mszy św., 4. powrót do swoich środowisk z sercem wypełnionym nadzieją, wiarą i miłością, odnajdywanie sensu życia.

szą działalnośc na terenach innych, poza tymi, które nam wyznaczono. Pierwsza para-fia otwarta została dopiero w 1927 roku w Kisa (przez to, że kościół morawiański, popro-szony o zaopiekowanie się wioską tredowatych nie wy-raził na to zgody, natomiast Siostry Białe tak, pod warun-kiem że przybędą z Ojcami Białymi.

Wiemy, że „znakiem rozpoznawczym” Misjonarzy Afryki jest międzynarodowość wspólnoty. Ilu ojców przebywa na misji na terenie diecezji, skąd pochodzą?Obecnie na terenie diece-

zji pracuje sześciu Ojców Bia-łych, są to misjonarze z Nie-miec (dwóch), Holandii, Pol-ski i Kongo. Natomiast kiedy pierwszy raz przybyłem do Mbeya było tutaj ok. 40-50 Ojców Białych. Pamiętam również, że gdy przejeżdża-łem tędy w drodze do Za-mbii w 1972 roku, pracowało tutaj ok. 70 misjonarzy. Tak więc widać ogromną różnicę w liczbie misjonarzy. Należy jednak wspomnieć, że jedno-cześnie wzrastała liczba księ-ży diecezjalnych; w diecezji Mbeya jest największa liczba powołań (obecnie jest tu ok. 100 księży diecezjalnych).

Jaką pracę wykonują tutaj Ojcowie Biali?Głównym zadaniem mi-

sjonarzy na przestrzeni lat była różnorodna praca pa-storalna w parafii. Sięga-my przecież czasów sprzed odzyskania niepodległości przez Tanzanię. Była to więc działaność ewangelizacyj-na, budowa wspólnot kato-lickich, tworzenie parafii, a jednocześnie troska o eduka-cję, ochronę zdrowia (jeszcze

raz podkreślam rolę sióstr w tej dziedzinie). Wielu współ-braci było zaangażowanych w budowę kościołów, szkół, szpitali.

Z jakimi największymi problemami borykają się pracujący w diecezji Ojcowie Biali?Mając świadomość, jak

dawno przybyli tu pierw-si misjonarze, nie jestem w stanie wymienić wszyst-kich trudności, na jakie na-potykali moi współbracia. Jednak niewątpliwie były to m.in. ogromne odległości w diecezji. Wystarczy porów-nać, że diecezja Mbeya obej-muje dwa razy większy ob-szar, niż Holandia, lub taki, jak wszystkie kraje Benelu-xu (a tam mamy 20 diecezji). Te dane mogą pomóc zrozu-mieć, jak trudne było prze-mieszczanie się, zwłaszcza przy użyciu prostych środ-ków transportu: pieszo, na rowerach lub na osiołkach. Kolejnym problemem była obecność misjonarzy wśród

luteran i braci morawskich, którzy rozlokowali sie tutaj wcześniej, uniemożliwiając działaność katolikom. Mogę powiedzieć, że nasze relacje nie były proste, wręcz chłod-ne. Wielkim wyzwaniem, przed którym stoimy, jest działalność w środowisku o wielkiej różnorodności wy-znań i Kościołów. Jeden z na-szych współbraci, przepro-wadzając w 1995 roku bada-nia, potwierdził istnienie 75 wyznań na terenie diecezji Mbeya.

Jak działalność misjonarzy wpłynęła na Kościół lokalny?Zdając sobie sprawę z du-

żej ilości wyznań, nie sposób nie docenić ewangelizacyjnej roli Misjonarzy Afryki i bu-dowania lokalnych wspólnot chrześcijańskiech. Ogrom-ną rolę dla rozwoju Kościoła Katolickiego w Tanzanii mia-ło odzyskanie niepodległości i afrykanizacja Kościoła - z mi-syjnego stał się Kościołem lo-kanym, z  funkcją Biskupa

Tanzanii. Umożliwiła to m.in. duża liczba księży i sióstr oraz ogromna rola katechetów, a było to w dużej mierze wyni-kiem pracy misyjnej Ojców Białych. Mieli oni ogromny wpływ na formację mężczyzn i kobiet, nie tylko w sferze po-wołania do służby kapłańskiej czy zakonnej (wspomniałem wcześniej że w naszej diece-zji jest największa liczba po-wołań), ale także w dziedzi-nie kształcenia zawodowego i edukacji.

Wspomniał ojciec o różnorodności Kościo-łów w diecezji, czy mo-glibyśmy dowiedzieć się więcej na temat struk-tury wyznaniowej Mbeya?Szacuje się, że w diece-

zji Mbeya ok. 50% wyznaw-ców stanowią chrześcijanie (w tym: katolicy, luteranie, bracia morawscy, anglika-nie), 5% muzułmanie, 40-45% wyznawcy afrykańskich tradycyjnych religii i nowo-otwieranych kościołów czę-

prosto z Afryki 27sto przenikających tutaj z Za-mbii lub Malawi.

Czy mógłby Ojciec opo-wiedzieć o działaności Katolickiego Centrum Młodzieży, na terenie którego się znajdujemy? Katolickie Centrum Mło-

dzieży (Catholic Youth Cen-ter) organizuje spotkania dla młodych ludzi, należących do Katolickiego Stowarzy-szenia Młodzieży. Organi-zowane są kursy dla liderów grup młodzieżowych, od-bywają się spotkania, reko-lekcje, konferencje, spotka-nia powołaniowe. To miejsce daje sposobność zapraszania młodych ludzi do bycia we wspólnocie, jego celem jest pomoc w przygotowaniu do przyszłości, odkryciu własnej drogi życiowej.

KCM udostępnia rów-nież swoje podwoje dla in-nych grup, w ramach spo-tkań dotyczących mi.in. edu-kacji, zdrowia i innych płasz-czyzn aktywności społecznej. Daje to możliwość finanso-wego wsparcia Centrum i ro-wijania własnej działaności. Umożliwiamy również mło-dzieży uprawianie sportu- mamy boisko do gry w tenisa ziemnego, koszykówkę, siat-kówkę, stoły do gry w tenisa.

Jakie są perspektywy rozwoju, a jednocześnie największe potrzeby Centrum?Nasze główne zadanie, to

w dalszym ciągu troszczyć się o młodych ludzi. To holi-stycznie podchodzić do czło-wieka, dbać o jego różnora-kie aspekty rozwoju- ducho-wego, intelektualnego, fizycz-nego. Potrzebujemy więc do-brze wyposażonej biblioteki i czytelni, bogatych w mate-riały dla studiującej młodzie-ży. Chcemy w dalszym ciągu

rozwijać aktywność sporto-wą, wzbogacić bazę sprzętu sportowego. I najważniejsze - mieć wystraczające możli-wości do towarzyszenia mło-dym ludziom i ich wspiera-nia we wszechstronnym roz-woju. A więc potrzebujemy Ojców Białych, a może wo-lontariuszy - członków Sto-warzyszenia „Przyjaciele Mi-sjonarzy Afryki“?

Czy było coś, co na przestrzeni lat pobytu w Afryce najbardziej ojca zaskoczyło, zdumiało, zdziwiło? Pamietam mój pierw-

szy rok w Tanzanii i pierw-sze doświadczenia z miejsco-wą tradycją. Bardzo mnie za-skoczyło, że byłem zaprasza-ny do domu i częstowano mnie posiłkiem, a z szacun-ku dla mnie proszono, abym sam przystąpił do spożywa-nia pokarmu, a inni domow-nicy czekali.

Inne doświadczenie, to rozumienie czasu tutaj. Kie-dy jest się umówionym na określoną godzinę, wcale nie

znaczy to, że spotkanie odbę-dzie się o zaplanowanej po-rze. Często spóźnienie wy-nika na przykład z kłopotów z  transportem, więc spóź-nieni uczestnicy są witani i wprowadzani w temat. To mi uświadomiło, że „bycie“ jest ważniejsze, niż czas (godzina przybycia).

Pamiętam też, że gdy wiele lat temu odwiedziłem pewną wspólnotę, spytałem dziewczynę o imieniu Eliza-beth o jej rozkład dnia. Opo-wiedziała mi, że wstaje o 5 rano i wybiera się do szko-ły. Czeka ją ok. godzinna wę-drówka. Następnie, po przy-byciu na miejsce, ok. 7 rano następuje sprzątanie klasy i otoczenia szkoły. Lekcje za-czynają się o ósmej i trwa-ją do piętnastej (w między-czasie są dwie krótkie prze-rwy na jakiś posiłek zorgani-zowany we własnym zakre-sie). Potem powrót do domu, zbieranie opału, zakup pro-duktów na kolację i jej przy-gotowywanie. Ok. dwudzie-stej - nauka, następnie mo-dlitwa i sen. Spytałem, w jaki

sposób znajduje czas na ak-tywność w stowarzyszeniu katolickim. Odpowiedziała, że podczas weekendów lub znajdując czas w ciągu dnia. Jej historia zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Zrozu-miałem, że ci młodzi ludzie muszą ciężko pracować, ale potrafią dawać swój czas in-nym: parafii, stowarzyszeniu. Ten przykład daje siłę rów-nież mnie.

Jakie są ojca plany na przyszłość?Myśląc o swojej przyszło-

ści wspominam postać Abra-hama, któremu Bóg wyzna-czył zadanie, gdy był on w podeszłym wieku. Ja wkrót-ce zaczynam rok sabatycz-ny i jestem otwarty na to, co będę robił później, na to, ja-kie zadania zostaną mi wy-znaczone.

W imieniu polskich czy-telników „Głosu Afry-ki“ dziękuje serdecz-nie za tę rozmowę, ży-czę zdrowia oraz dalszej satysfakcji z pracy mi-syjnej.

Drogi ewangelizacji Tanzanii

11 stycznia 2010 r. pierwszy członek wstąpił do Klubu „5 zł. misjom miesięcznie”. W październiku 2012 r. radujemy się licz-bą 70 Klubowiczów. Członkiem Klubu staje się przez wypełnienie Deklaracji o następującej treści:

Ja.....................................................................................................................................................................................................................................

Rok Wiary28

Ideą Klubu jest tworzenie miejsca, gdzie spotykają się nasze marzenia i pragnienia o uczestniczeniu w powszechnej mi-sji Kościoła. Narzędziem porozumiewania zaś jest „Głos Afryki” i strona www. ojcowiebiali.org

Na progu Roku Wiary ponawiamy apel o wstępowanie do Klubu. W pierwszą sobotę miesiąca ofi arujemy Mszę św. z prośbą o błogosławieństwo dla Klubowiczów. Będziemy wdzięczni za nowe propozycje odnośnie działania Klubu. Dziękujemy Bogu za każdą nową osobę wstępującą do Klubu.

z dniem ...................................................... wstępuję do

Deklaracja wstąpieniado Misyjnej Wspólnoty Różańcowej

całkowicie dobrowolnie i z radością w duchu deklaruję wstąpienie

do Misyjnej Wspólnoty Różańcowej.

Deklaracje przesyłać na adres:Misjonarze Afryki, ul. Ziemska 37, Natalin, 21-002 Jastków

Ja

Zgodnie z założeniami Wspólnoty oświadczam, że przez sześć miesięcy od daty podpisania tej deklaracji, będę odmawiać różaniec w ten sposób, że każdego z tych sześciu miesięcy odmówię 20 tajemnic zawartych w czterech

jego częściach tzn. radosnej, bolesnej, chwalebnej i w tajemnicach światła.Modlitwy te ofi aruję za misjonarzy, w szczególności ze Zgromadzenia Misjonarzy Afryki,

a także za sprawy misji, które Kościół Katolicki prowadzi na całym świecie wykonując wolę Chrystusa Pana, aby wszyscy mogli poznać zbawienie objawione przez Boga w Jezusie.

Po upływie sześciomiesięcznego terminu, rozpoznawszy wolę Bożą, poinformuję o dalszej kontynuacji mego modlitewnego zobowiązania różańcowego. Jednocześnie dziękuję za ofi arowanie mnie różańca Misjonarzy

Afryki jako pomocy w moim modlitewnym zobowiązaniu.

wspomnienie... 29

Świętej pamięci

Marianna Wójcik (11.02.1928 - 20.11.2012)

Świętej pamięci

Halina Wróbel (7.01.1951 - 7.12.2012)

Po długiej chorobie odeszła do Pana nasza ukochana

mama i babcia. Osoba po-godna, chętnie pomagają-ca innym kochająca i ludzi, i Boga, dla której codzien-na modlitwa zwłaszcza ró-żańcowa, Eucharystia i lek-tura Pisma Świętego to były rzeczy najważniejsze. Za-wsze pragnęła i modliła się o to aby któreś z wnucząt w pełni „służyło Panu” więc ogromna była Jej radość jak najstarszy wnuk Paweł wstą-pił do Zgromadzenia Oj-

ców Białych. Choroba spra-wiła że uroczystość święceń kapłańskich, później wy-jazd na placówkę misyjną a po trzech latach powrót o. Pawła do domu na urlop przeżywała w sposób tylko Bogu wiadomy ale, na pew-no z wielką radością w ser-cu. Zmarła w ciszy i cierpie-niu w dniu w którym nasz dom nawiedzał wędrujący po parafii różaniec i cała na-sza rodzina zebrała się przy łóżku odmawiając Jej uko-chaną modlitwę.

Pożegnaliśmy wspa-niałą osobę uko-chaną mamę, żonę

i babcię, pełną radości, uczyn-ną, gotową każdemu pomóc. Można powiedzieć że była do-brym duchem całej rodziny i nie tylko. Przez ponad 30 lat służyła (dosłownie) chorym ludziom jako pielęgniarka za-wsze życzliwa i uśmiechnięta. Związana ze Zgromadzeniem Ojców Białych w Natalinie poprzez grupy modlitewne: Misyjną Wspólnotę Różań-cową i Małą Wspólnotę Mi-syjną. W 2008 r. była w Afry-ce i brała udział w uroczysto-ści ślubów wieczystych swoje-go bratanka o. Pawła Mazur-ka w Nairobi w Kenii. Po po-

wrocie z Afryki zaczęła się Jej czteroletnia walka z choro-bą. Jak sama do mnie mówi-ła choroba nauczyła Ją inaczej patrzeć na życie, dostrzegać to co najważniejsze, że trzeba pogodzić się z tym co Bóg dla nas przygotował i cieszyć się każdym dniem. Przez te 4 lata doskonale przygotowała się na spotkanie z Panem a rów-nocześnie przygotowała naj-bliższych na swoje odejście. Jej ostatnie godziny życia były świadectwem wielkiej wiary i zaufania Jezusowi, a dla towa-rzyszącej Jej rodziny pomocą w łatwiejszym przeżyciu tych trudnych chwil.Napisali: Halina Mazurek i

Artur Mazurek

ciekawe wiadomości30

Tamten dzień rozpoczął się jak zwy-kle dla każdej kobiety w wiosce. Około godziny 6.00 pani Tililenji Shita z wioski Chilima w rejonie Nabwalii (dolina rze-ki Luwangwa w Zambii) wyszła w pole, by przygotować je pod uprawę ryżu. Jej 3-letnia córeczka chciała pójść z matką, a ponieważ nikogo nie było w pobliżu, kto mógłby się zaopiekować dzieckiem, matka zabrała ją z sobą. Mąż Tililenji już wcześniej wyszedł z domu udając się do odległej wioski na… testowanie regio-nalnego piwa. Kiedy matka z dzieckiem dotarły na pole, ni stąd ni zowąd pojawi-

Członkowie według narodowościFrancja 258 Nigeria 9Belgia 191 Meksyk 8Kanada 156 Rwanda 9Niemcy 141 Filipiny 6Holandia 103 Kenia 7Hiszpania 83 Malawi 6Kongo 63 Burundi 5W. Brytania 56 Mali 4Włochy 40 Togo 5Burkina Faso 42 Brazylia 4Szwajcaria 29 Etiopia 5Irlandia 29 Luksemburg 3Ghana 24 Australia 1Zambia 23 Sudan 2Tanzania 23 Algieria 1USA 20 Mozambik 1Uganda 19 Trinidad 1Polska 14 W. Kości

Słoniowej 1Indie 11

DZIEŃ OBECNYOjcowie Biali są obecni w 23 krajach w Afryce

Misjonarze Afryki pracujący w krajach:

Algeria 16

Burundi 13

Burkina Faso 41

Egipt 1

Etiopia 11

Ghana 31

Kenia 19

Kongo DRC 75

Malawi 26

Mali 33

Mauretania 3

Mozambik 14

Niger 9

Nigeria 10

RPA 17

Rwanda 13

Sudan 3

Tanzania 46

Togo 2

Tunezja 14

Uganda 28

W. Kości Słoniowej 8

Zambia 52

Studenci

I etap - fi lozofi a

Burkina Faso - Ouagadougou - j. francuski 40

Etiopia - Adigrat - j. angielski 8Ghana - Ejisu - j. angielski 18Malawi - Balaka - j. angielski 40D.R. Kongo - Ruzizi - j. francuski 30

Uganda - Jinja - j. angielski 40D.R.Kongo - Kinshasa - j. francuski 36

Meksyk - Guadalajara - j. hiszpański 1

Indie - Bangalore - j. angielski 9Filipiny - Cebu - j. hiszpański 3Polska - Natalin - j. polski 2Hiszpania - Madryt - j. hiszp. 1

IV etap - teologia

Kenia - Nairobi - j. angielski 22WKSł. - Abidżan j. francuski 26RPA - Merrivale - j. angielski 22Kongo - Kinshasa - j. francuski 8Izrael - Jerozolima - j. angielski 8

II etap - nowicjat

Burkina Faso -Bobo-Dioulasso -j. francuski 26

Tanzania -Arusha -j. angielski 17

Zambia - Kasama (j. angielski) 20

III etap - staż

II rok 36

I rok 44

1 stycznia 2013 r. Zgromadzenie

Misjonarzy Afryki liczyło

1403 członków którzy złożyli

wieczystą przysięgę misyjną

– zdarzenie z października 2012 rokuła się samotna lwica. Tililenji powiedzia-ła swojej córce, by została w tyle, w czasie gdy ona sama stanęła oko w oko ze zbli-żającą się lwicą. Była to konfrontacja ży-cia ze śmiercią. Lwica zbliżała się krok po kroku. Matka złapała w swe dłonie moty-kę – jedyną rzecz, jaką miała przy sobie – i uderzyła nią w łeb lwicy. Walka toczyła się prawie godzinę, do czasu aż lwica była martwa. Dla Tililenji i jej córki, jak póź-niej wyznała, było to doświadczenie Bo-żej opieki. To ręką Boga pokonała lwicę.

Podane za: „A newsletter from Mpika Diocese”, Zambia, November 2012

Redakcja zwraca się z serdeczną prośbą

do Czytelników,którzy otrzymują

Głos Afryki na adres domowy, o wsparcie ofiarami.

Dziękujemy za zrozumienie i troskę o dalszy rozwój Pisma.

Bóg zapłać!

Msza św. o powołania misyjne do naszego zgromadzenia.

Msza św. o Błogosławieństwo dla naszych Dobrodziejów. Jest to wyraz naszych podziękowań wszystkim

którzy w ostatnim miesiący złożyli dar na rzecz misji.

Msza św. o Błogosławieństwo dla członków Klubu „5 zł. misjom miesięcznie”. Pragniemy umacniać ofi arność

członków i kierować zaproszenie do nowych.

Prośby wysyłać na adres e-mail: [email protected]

lub na adres pocztowy: Misjonarze Afryki

ul. Ziemska 37 Natalin, 21-002 JastkówZ dopiskiem – „intencja mszalna”

Terminy odprawianych intencji można sprawdzać na stronie internetowej

www.ojcowiebiali.org/intencje mszalne

Przyjmujemy

do odprawienia

ogłoszenia 31

Módlmy się

Impozycja Druk. Gajek praca: glos-afryki-przelew.job, arkusz 1, strona A

PREPSC MY K

PREPSC MY K

PREPSC MY K

O. Francis Nolan należą-cy do Zgromadzenia Msjo-narzy Afryki, opisuje Histo-rę Zgromadzenia w latach 1919-1939. O. Nolan ukazu-je, że misje nie były po to, aby uczyć nowych formuł wiary i chrzcić ludzi, ale aby wlać w nowych chrześcijan głębo-ką wiarę i sposób życia, któ-ry naśladowałby Chrystu-sa. Misjonarze byli pioniera-mi nauki czytania i pisania,

Ojcowie Biali w Kolonialnej

Afryce (1919-1939)

zapoczątkowali opiekę zdro-wotną, nauczyli uprawiać nowe odmiany roślin, zakła-dali szkoły uczące przydat-nych zawodów i podnieśli status kobiety w społeczeń-stwie. Książka jest napisana w języku angielskim.

Koscioły u wybrzezy Afryki

RPA Lesotho

Suazi Namibia

1 219 912 km²51mln3 mln25 i 14 Bp emeritusdiecezjalni 470zakonni 620 ( w tym Ojcowie Biali - 15)ok.250027 w tym Archidiecezje: 5 - Bloemfontein, Cape Town {Kaapstad}, Durban, Johannesburg, Pretoria 1 wikariat Apostolski1 ordynariat polowy730

30,355 km²ok. 2mln1mln3 i 1 Bp emeritusdiecezjalni 70zakonni 707001 Archidziecezja-Maseru3 diecezje - Leribe, Mohale`s Holk, Qacha`s Nek85

17,364 km2 1,2mln60 tys.vacatdiecezjalni 12 zakonni 15601- Manzini15

825 418 km²ok. 2 mln375 tys.3diecezjalni 17zakonni 613801 Archidiecezja - Windhoek 1 diecezja - Keetmanshoop 1 Wikariat Ap. - Rundu89

Obszar:Ludność:Katolicy:Biskupi:Księża:

Siostry: Diecezje:

Parafi e:

Obszar:Ludność:Katolicy:Biskupi:Księża:

Siostry: Diecezje:

Parafi e:

Obszar:Ludność:Katolicy:Biskupi:Księża:

Siostry: Diecezje:

Parafi e:

Obszar:Ludność:Katolicy:Biskupi:Księża:

Siostry: Diecezje:

Parafi e: