TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAOKOM … · lucya planetarna ziemi i księżyca. Co dotyczę...
Transcript of TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAOKOM … · lucya planetarna ziemi i księżyca. Co dotyczę...
M 29 (1216). Warszawa, dnia 23 lipca 1905 r. Tom XXIV.
T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y N A O K O M P R Z Y R O D N I C Z Y M .PRENUMERATĄ „WSZECHŚWIATA".
W W arszaw ie: rocznie rub. 8 , kwartalnie rub. 2.Z przesy łką p o cz to w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. ó.
Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata
we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.
GEOLOGIA KSIĘŻYCA.
Przez cały szereg la t geologowie kierowali swe spojrzenia w stronę księżyca, spodziewając się otrzymać ze studyów nad jego powierzchnią niejakie dane co do ewolocyi planetarnej wogóle, w szczególności zaś co do pewnych stadyów w rozwoju ziemi. Trzeba jednak wyznać, że jak dotychczas przynajmniej, nie możemy się poszczycić ani obfitością spostrzeżeń ani też doniosłością wyciągniętych wniosków. Większość uczonych, poświęcających się badaniu naszego satelity, doszła do wniosku, że księżyc był niegdyś masą płynną, taką jaką przyjmujemy że była niegdyś ziemia, a tak zwane „kratery11 księżycowe są śladami pozostałę- mi po okresach długiej i energicznej działalności wulkanicznej, gdy gazy i lawa z płynnego środka wyrywały się na powierzchnię z siłą, przewyższającą znacznie siłę tegoczes- nych ziemskich wybuchów wulkanicznych. W edług innych badaczów księżyc składa się ze skupienia pierścienia meteorytów, który niegdyś opasywał ziemię, kratery zaś zamiast być wydźwigniętemi z wnętrza skutkiem działalności wulkanicznej, są śladami spadnięcia ostatnich ciał meteorycznych. Ciała te, biegnąc w przestrzeni z szybkością planetarną, zostały częściowo stopione a nawet do
prowadzone do stanu gazowego ,podczas gdy i część powierzchni księżyca, na którą spadły również podległa stopieniu. Stronnicy tej hypotezy twierdzą, że wygląd zewnętrzny powierzchni księżyca świadczy zą prawdopodobieństwem takiego metęorycznego bombardowania i przeczy tęoryi olbrzymich wybuchów wulkanicznych.
Ostatni przyczynek do interesującej nas kwestyi został zakomunikowany niedawno Akademii Nauk w Paryżu przez pp. Lpeyy i Puiseux. Ci wybitni astronomowie zwracają uwagę na najnowsze zdjęcia fotograficzne księżyca zawarte w wydawnictwie „Atlas Lunaire“ i twierdzą, że staranne badanie powierzchni księżyca może dąć klucz do rozwiązania zagadki, w jakich warunkach ciało planetarne przechodni ze stanu ciekłego w stały i jaką drogą kręczyła ewo- lucya planetarna ziemi i księżyca.
Co dotyczę ewolucyi ziemi to obecnie ścierają się w nauce dwa sprzeczne poglądy. Większość geologów utrzymuje, że wnętrze naszej planety składa się z roztopionej masy powoli stygnącej i twardniejącej w kierunku od powierzchni ku środkowi. S tała skorupa ziemska otaczająca płynne jądro jest stosunkowo nader cienka. Niektórzy jednak wybitni fizycy nie zgadzają się na wymienioną teoryę i utrzym ują, że stygnięcie ziemi i formowanie stałej skorupy nie zaczęło się od
450 W S Z E C H Ś W IA T J\|ó 29
powierzchni. Twierdzą oni, że chociaż isto tnie naprzód uform owała się stała skorupa na powierzchni, w krótkim jednak czasie popękała i pogrążyła się w znajdującą się pod nią płynną masę i tam roztopiła się; tym sposobem trw ałe stw ardnienie powinnoby się zacząć od środka i stopniowo rozszerzać dopóty dopóki cały glob ziemski nie stał się stałą masą, zawierającą w niektórych tylko miejscach wielkie zbiorowiska płynnej magmy. Te ogniska magmy zasilają obecnie czynne wulkany. Z teoryi tej wypływa, że najcięższe i najtrudniej podlegające stopieniu składniki ziemi ześrodkowywałyby się bliżej jej środka, najlżejsze zaś i najłatw iej topliwe— na powierzchni.
Teorya geologiczna opiera się na licznych faktach zaczerpniętych z budowy skorupy ziemskiej, teorya zaś fizyczna—na pewnych przypuszczeniach m atem atycznych. Jeden z zarzutów czynionych teoryi geologicznej głosi, że gdyby wnętrze ziemi przedstawiało masę płynną, w masie tej pow stałyby prądy i skorupa ziemska podnosiłaby się i opadała po przejściu każdej fali. Inny zarzut opiera się na przypuszczeniu, że cienka skorupa | ziemska nie byłaby w stanie utrzym ać ciężaru olbrzymich łańcuchów górskich; góry | przerwałyby ją i opadły na dół. Ostatniemi czasy zjawiła się teorya głosząca, że wnętrze ziemi jest gazowem. W wysokiej tem peraturze i pod olbrzymiem ciśnieniem panuj ącem we wnętrzu naszej planety, lawa lub żelazo w stanie gazowym są mniej ściśliwe niż stal na powierzchni ziemi. Bliżej ku powierzchni ziemi składniki jej przechodzą ze stanu g a zowego w ciekły i taka płynna otoczka znajduje się naokół gazowego jądra. Jeszcze bliżej ku powierzchni płynna otoczka przechodzi powoli w stałą skorupę, k tó ra zapewne niem a więcej niż 25—30 m il grubości. Na j
potwierdzenie wymienionej teoryi powołują się na ostatnie trzęsienia ziemi.
K tóra z tych teoryj ma najwięcej praw dopodobieństwa? Pp. Loevy i Puiseux starają się bezstronnie wyjaśnić kwestyę zapomocą badań nad powierzchnią księżyca. Uczeni ci skłaniają się ku mniemaniu, że nasz satelita był niegdyś masą płynną i tw ierdzą, że j
ślady stopniowego przejścia z pierwotnego ciekłego stanu do obecnego mogą być z łatwością zaobserwowane. Czy tem peratura
księżyca zwiększa się w miarę zagłębiania się do jego środka, jak to ma miejsce na ziemi, i czy zachodzą jakie różnice w gęstości składników księżyca, badacze ci orzec nie mogą, lecz na zdjęciach fotograficznych powierzchni księżyca znajdują pewne szczegóły, wskazujące, według ich mniemania, że stygnięcie i twardnienie księżyca zaczęło się od jego powierzchni. Jeżeli będziemy bacznie rozpatrywali mapę księżyca, uderzy nas fakt, że różnice w wysokości różnych poziomów na jego powierzchni są większe i ja skrawsze niż na powierzchni ziemi. Pakt ten możemy sobie wytłumaczyć, jeżeli przyjmiemy istnienie szeregu następujących po sobie wylewów płynnej magmy podczas wczesnych stadyów rozwoju księżyca.
W ylewy te zamieniły dwie piąte widzialnej powierzchni księżyca w nieprzerwane równiny, na których brzegach pozostały ślady pierwotnej budowy. Wszelkie ruchy i falowania zachodzące w płynnej substan- cyi z konieczności rzeczy odbij aj ą się na otaczających ją brzegach. Stąd też pewne dyz- lokacye na powierzchni księżyca zaliczamy do kategoryi tych zjawisk. Tutaj należą: przerwanie szczytów Appeninów, rozdzielenie zwałów Kaukazu, również uformowanie się prostolinijnych dolin Rheity, Alp i Aria- daeusa.
Opierając się na danych dostarczonych przez fotografie księżyca, astronomowie francuscy doszli do wniosku, że ochładzanie się i twardnienie księżyca zaczęło się od jego powierzchni. Ci badacze przedstawiają sobie przebieg procesu w sposób następujący:
Masa płynna stanowiąca niegdyś całą istotę księżyca, ochładzając się na powierzchni, uformowała cienką skorupę. Stygnąc w dalszym ciągu, roztopiona magma kurczyła się i ustępow ała ku wnętrzu, aż wreszcie nastąpiła chwila, gdy wszelkie połączenie pomiędzy stałą skorupą a środkiem płynnym zostało przerwane. Tym sposobem pomiędzy jądrem płynnem a stałą skorupą utworzyła się pusta przestrzeń. Ta przestrzeń została niebawem wypełniona gazami, znajdującemi się pod śilnem ciśnieniem; otoczka gazowa była dość elastyczna, aby zapobiedz wszelkim zapadnięciom się skorupy, nie przeszkadzała jednak formowaniu się prądów wew nątrz płynnej masy środkowej. Uformo-
M 29 W S Z E C H Ś W IA T 4 5 1
wane prądy nie wywoływały jednak wpływu na zewnętrzną skorupę. Ale kiedy, dla nieznanych nam przyczyn, jak to ma miejsce i na naszej planecie, wybuchowa energia księżyca dosięgła znacznego natężenia, stała skorupa pękła w miejscach najmniejszego oporu i płynna magma, wydobywszy się z wnętrza, zalała powierzchnię. AV okolicach polarnych księżyca, gdzie ochładzanie się było szybsze, skorupa oczywiście stała się grubszą, zapadnięcia się skorupy na małej przestrzeni i nieznaczne wylewy magmy dały początek t. zw. cyrkom i innym utworom. W pasie jednak zwrotnikowym Skorupa była cieńsza, a prądy pod wpływem siły odśrodkowej dosięgły największego natężenia, wylewy zatem m agmy były olbrzymie i tak powstały t. zw. „morza“ księżyca. Szczątki pierwotnej budowy powierzchni księżyca widoczne po brzegach tych mórz świadczą najlepiej o sile i charakterze tych olbrzymich perturbacyj. W ylana magma stygnąc formowała równą powierzchnię, która z kolei mogła być znowu przerwana nowym wybuchom i zalana powtórnie magmą. Na fotografiach księżyca widzimy ślady pięciu ta kich kolejnych wylewów. Łatwo rozumiemy, że proces ten powtarzał się ze zmniejszającą się wciąż energią, aż stopniowo grubiejąca skorupa stała się zbyt silną zaporą dla dalszych wybuchów. Pp. Loevy i Puiseux przytaczają wiele uderzających przykładów, potwierdzających wyżej przytoczone przypuszczenie. Na szczególną uwagę zasługuje okoliczność, że w pewnych miejscach powierzchni księżyca istnieje po pięć platform znajdujących się jedna nad drugą i oddzielonych od siebie jakby stopniami wysokości kilku tysięcy metrów. Gdyby stygnięcie księżyca zaczęło się od jego wnętrza, jak tego chcą niektórzy, rezultat byłby zupełnie inny. Oczom naszym wtedy przedstaw iałby się ostatni poziom, a siły wybuchowe nie miałyby możności ujawnienia się i pozostawienia po sobie trw ałych śladów, jak te k tóre widzimy obecnie.
Jak już nadmieniliśmy wyżej, zwolennicy teoryi tężenia planety od środka twierdzą, że prądy powstałe w płynnym ośrodku p lanety wywierałyby wpływ na otaczającą sko- rupę. Pp. Loevy i Puiseux są jednak zda- nia, że zarzut ten nie jest uzasadniony nau
kowo, gdyż nie wiemy dokładnie, o ile współczynnik spoistości czyli wewnętrznego ta rcia, który był użyty w obliczeniach, odpowiada rzeczywistości. Badacze ci przypuszczają, że ponieważ składniki planety tworzące jej jądro znajdują się pod olbrzy- miem ciśnieniem, bardzo być może wskutek tej okoliczności posiadają odpowiednią spoistość i taksłabopoćldają się wpływom planetarnym , że w rezultacie żadne prądy nie mogą powstać, a przynajmniej nie tak silne, aby wywołały zmiany w otaczającej skorupie. Co dotyczę księżyca, to we wczesnych stadyach jego ewolucyi prądy istniały w płyn- nem jądrze przez długi czas i przeszkadzały uformowaniu się skorupy zewnętrznej. Skorupa pękała w wielu miejscach i płynna masa z wewnątrz zalewała już ukształtowaną powierzchnię. Lecz z biegiem czasu skorupa osiągnęła znaczną grubość wskutek ochładzania się i kurczenia, a wtedy nastąpił kres wybuchom i wjdewom magmy. Niezwykłe ciśnienie, które się rozwinęło wewnątrz księżyca, osłabiło lub nawet zupełnie zniosło wszelkie prądy.
Zarzut, czyniony przez zwolenników teoryi fizycznej, że w razie istnienia cienkiej zewnętrznej skorupy nie mogłyby się uformować wysokie góry, ma mniejsze znaczenie co do gór księżycowych, gdyż na naszym satelicie siła ciążenia jest 6 razy mniejsza niż na ziemi. Zresztą i co do gór na ziemi ten zarzu t nie posiada istotnego znaczenia. Ł ańcuchy górskie nie tylko nie osłabiają otaczających części powierzchni ziemi, lecz nawet przeciwnie przyczyniają się do ich wzmocnienia. Airy słusznie zwrócił uwagę, że nie należy sądzić, że góry utrzym ują się wskutek tylko oparcia na sąsiednich częściach ziemskiej skorupy; prawdopodobnie posiadająonejakby korzenie, które dochodzą aż do płynnego ją dra planety i unoszą się na roztopionej m agmie, posiadającej większą gęstość i ciężar właściwy niż zewnętrzne warstwy ziemi.
Na zakończenie autorowie wyciągają ze swych badań następujące wnioski: staranne badanie powierzchni księżyca daje szereg faktów niezaprzeczenie potwierdzających te oryę geologiczną o tężeniu ciała niebieskiego w kierunku od powierzchni ku wnętrzu. Proces ten nie zakończył się jeszcze na
452 W S Z E C H Ś W IA T JNfo 29
księżycu i daleko jeszcze do zakończenia go na ziemi. F. H.
ROSA MĄCZNA AGRESTU.(Sphaerotheca mors uvae B erh et Curt)
Dwa czynniki, a mianowicie: wzrost ku ltu ry w glebach uprawie roślin poświęconych i dążenie do wytworzenia najlepszych pod względem jakościowym i ilościowym odmian roślin uprawnych, doprowadzają do tego, że jednocześnie z podniesieniem ku ltu r roślinnych, zapewniających hodowcy najpomyślniejsze rezultaty, w ystępuje tuż obok wysokich plonów widmo chorób roślinnych, g rożących zniszczeniem owoców pracy i zachodów człowieka.
Analogiczne przykłady możemy czerpać obficie z królestwa zwierzęcego i historyi człowieka, które wymownie stwierdzają, że zwiększona produkcyjność w jednym kierunku, odbywa się kosztem osłabienia lub zaniku innych właściwości tegoż organizmu. Cechy więc i zalety każdej jednostronnej użytkowości, mogą bezkarnie tylko do pewnych granic być posunięte, poza którem i następuje osłabienie i zwyrodnienie, grożące organizmowi zupełnem zniszczeniem.
Degeneracya sił fizycznych współczesnego człowieka kulturalnego musiała nastąpić ja ko bezpośrednie następstwo jednostronnego rozwoju władz umysłowych. W ten sam sposób w hodowli zwierząt domowych pewne zalety ras, tylko kosztem osłabienia innych właściwości osiągamy. M oment osiągnięcia idealnej mleczności u krów jest przededniem wystąpienia gruźlicy, zarazy płucnej i innych chorób. Zdolność do tuczu następuje znów z u tra tą mleczności.
Zwyrodniała hodowla koni wyścigowych, dążąca do wytworzenia szybkości i w ytrzymałości na krótką metę, przeważnie przyczynia się do produkcyi koni delikatnych i słabych w cięższem i trw ałem użyciu.
To prawo korrelacyi, na którego zasadzie rozwój pewnych zalet i właściwości odbywa ; się kosztem zaniku innych, jeszcze wybitniej j Występuje w państwie roślinnem. Z rozwo- j
jem i wzrostem intensywniejszej kultury prześladują rolnika w zbiorach rozm aite śnie- J
ci, rdzaki i owady, w burakach cukro- !
wych—nematody, zgorzel buraczana, w ziemniakach zaraza kartoflana i rozmaite bak- teryj ne choroby.
Lasy, odnawiane dawniej przez samosiew i odrost z pniów, nie były tak często wystawiane na klęski jak mniszka, osutka i inne. K ultury ogrodnicze prowadzone z większym nakładem pracy i sztuki: dokładną uprawą, silniejszem nawożeniem, zabezpieczaniem roślin od wpływów klimatycznych, doborem odmian odpowiadających najbardziej pewnym celom, są stanowczo jeszcze w wyższym stopniu wystawione na te następstwa, o których wspominaliśmy wyżej.
Choroby więc wśród roślin ogrodniczych tak szybko, się mnożą i rozpowszechniają, a za niemi tak żywo postępuje ich znajomość, że dziś już do stałych zajęć zawodu ogrodniczego należy troskliwa staranność o zapobieganie grożącym chorobom roślinnym, w ostateczności zaś niszczenie występujących w o<.- lu zabezpieczenia się od nich na przyszłość.
Corocznie kroniki fytopatologiczne przynoszą nowe zdobycze mykologiczne i entomologiczne, które zbierającym je specyali- stom sprowadzają mniej uciechy, aniżeli stra t poświęcającym się uprawie ich żywicieli hodowcom.
Nie zatrzymując się nad wyliczaniem nieznanych dotąd sprawców, które kultury nasze w ostatnich nawiedziły la ta c h , przejdę do zapoznania z grzybkiem pasorzytniczym przeniesionym z Ameryki północnej, który u nas od lat kilku niszczy hodowle agrestu, wywołując na nich chorobę zwaną rosą mą- czną agrestu.
Grzyb ten, zwany Sphaerotheca mors uvae Berh et Curt, należy do woreczniaków (Asco- mycetes), tworząc wraz z kilkoma innemi rodzinami rzęd zatworniaków (Perisporiales).
Rodzina to—mączak o watych (Erysi pheae), blizko obszernej rodziny jądrzaków (Pyrena- mycetes) stojąca, utrw ala się już od dawna w pamięci hodowców roślin, gdyż p r z e d sta wiciele jej, żyjąc pasorzytniczo, niszczą wiele roślin uprawnych.
Mączec wojłokowaty, Sphaerotheca panno- sa (Wallr), do upadku róże doprowadza; mą- czec chmielowy, Sphaerotheca Castagnei (Lev), obniża plony chmielu; mączak m o t y lkowy, Erysiphe Martii (Lev), niszczy zasiew}’,
j\o 29 W S Z E C H Ś W IA T 453
łubinu, grochu i innych strąkowych; mą- c z a k winoroślowy, Erysiphe Tuckeri (Berh), szerzy na winorośli zgubną chorobę rosymącznej.
Na krzakach do rodziny agrestowatych nait-żących, a więc na porzeczkach i agreście, d o t ą d w Europie i u nas powszechnie spotykano jeden gatunek grzyba mączakowatego: Mącznika agrestowego, Microsphaera Grossu- lariae (Wallr), k tóry niszczył liście; rzadko przenosił się z leszczyny na agrest bez wyraźnych szkód gatunek Phyllactinia corylea (Pers).
W Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, od lat kilkudziesięciu niszczy agrest inny gatunek mączca — Sphaerotheca mors uvae Berh et Curt (Grevillea IV p. 158), badan} przez Cookea, Schweinitza, który przez długi czas w Europie nie był znany, dopiero w ostatnich pięciu latach zdobył sobie prawo obywatelstwa i dotąd szeroko już sferę swych wpływów zakreślił.
W Europie najpierwej poznał go E. S. Sal- mon z Kew, specyalista tego rzędu grzybów. Mi iowicie w sierpniu 1900 r. otrzym ał chory grest, pokryty brunatną grzybnią z ogrodu królewskiego Glasnevin w Ballymena .(In Antrim) w Irłandyi, gdzie w początkach czi. wca opanował dwa krzaki, a później bardzo szybko się rozszerzył na inne.
W 1901 r. P. Hennings otrzym ał od N . A. Mossołowa z Michajłowska, w pow. podolskim gub. moskiewskiej, okazy owoców i piętów młodych agrestu, niszczonych epidemicznie w czerwcu przez rosę mączną; a v 1902 r. w lipcu, od prof. Bucholtza z ■ iygi wiadomość, że w porcie K unda w Estonii grzybek ten zniszczył cały zbiór agrestu. Skonstatowano wtedy na zasadzie in- forinacyi od Hoffa, właściciela zakładów ogrodniczych w Rydze, że choroba ta występuje w okolicach Nowogrodu i Pińska.
\ tymże czasie Izaczenko i A. Jaczewski, członkowie pracowni fytopatologicznej przy ogrodzie botanicznym w Petersburgu, wycenia ją , że w 1902 r . rosa mączna w ystępuje w wielu miejscach w Rossyi pod Połtawą, w Kałudze, Symbirsku. U nas wtedy zaobserwowano ją w gub. łomżyńskiej i siedleckiej. ^ Irłandyi w 1902 r. choroba szerzyła się dalej tak, że w hr. A ntrim i Derry była dosyć rozpowszechniona.
W granicach, podlegających moim obser- wacyom, skonstatowano jej obecność w roku ubiegłym w gub. płockiej w Dzierzgówku, w pow. przasnyskim. W r. b. występuje w wielu miejscach pow. ciechanowskiego (Łysakowo, Grzybowo, Pałuki, Żochy), zapowiadając zniszczenie całego zbioru agrestu. Spodziewać się więc obecnie należy, że choroba ta rozszerzy się po całem Królestwie.
W Niemczech, gdzie starannie notują wszelkie zjawiska chorobowe wśród roślin w specyalnych rocznikach (Jahresberichte des Sonderausschusses fur Pflanzenschutz; roczniki za lata 1893 — 1904) nie mamy żadnej wzmianki o jej ukazaniu.
W idzimy więc, że rosa mączna agrestu wystąpiła w Europie w dwu niezależnych od siebie ogniskach: w Irłandyi i Rossyi, skąd posuwa się ku środkowi Europy i wkrótce stanie się wielką przeszkodą w hodowli agrestu.
Zastanawiając się, dlaczego wcześniej nie była znana u nas, odrazu wpadamy na przypuszczenie, że zawleczono ją dopiero od niedawna z krzakami nowych odmian agrestu, sprowadzonemi z Ameryki. Ze względu jednak na to, że w Ballymena od 40 lat agrestu nie sprowadzano, a wMichajłowskoje również od kilkunastu, Salmon inne podaje przypuszczenie. Grzyb wywołujący rosę mączną—- Sphaerotheca mors uvae Berh et Curt jest pod względem morfologicznym zupełnie podobny do innego gatunku mączaka Sphaerotheca tomentosa Otth (Sph. gigantea Sor et Thum), który występuje na wilczomleczach; można więc przypuścić, że mogło nastąpić w specyalnych warunkach przystosowanie się pasorzyta do nowego żywiciela, jak to ma często miejsce w świecie pasorzytniczym, np. pomiędzy rdzami zbożowemi, nemato- dami i t. d. Mielibyśmy więc do czynienia w tym wypadku z t, zw. rasą fizyołogiczną.
Rosa mączna występuje na wszystkich odm ianach agrestu; nie pomija gładkiego, kosmatego, żółtego i zielonego; obserwowano ją najsilniej na odmianach Amber, Smali Smooth Green, Large Smooth Red, w mniejszym stopniu na Rouge Red, W hi na m s In- dustry, Large Smooth Green, W ithe smith.
Choroba rozpoczyna się w końcu maja lub początkach czerwca, z początku okrywa delikatną powłoką białej pleśni tylko owoce,
454 W SZECH ŚW IAT JVs 29
później przenosi się na młode pędy i liście. Z początku ma wygląd białawych, jakby z pajęczyny utkanych plam, pokrytych mą- czystym nalotem, powstającym z owocujących konidyj. W ciągu dwu tygodni plamy pojedyncze zlewają się w większe, nabierają brunatnej barwy, otaczając całą powierzchnię jagody lub jej część powłoką woj- łokowatą. Tejże barwy plam y obserwować można na młodych tegorocznych pędach i liściach. Jagody .więdną i kurczą się częściowo, lub na całej powierzchni, odpowiednio do tego, jaką przestrzeń zajął grzyb. W drugim przypadku przysychająi opadają, w pierwszym nawpół zwiędłe dojrzewają, nie posiadają jednak żadnej lub bardzo m ałą wartość użytkową. Liście i pędy niszczeją w lipcu: pąki owocowe nie wiążą się na rok następny a krzaki tak słabną i tracą odporność na mróz, że wiele ich wymarza.
Rozpatrując pajęczynowatą białą powłokę pod mikroskopem, widzimy, że składa się ona z pojedyńczych i gałęzistych nitek, k tóre w rastają w naskórek organów roślinnych i wysysają z nich soki pożywne za pomocą ssawek (haustoria) okrągławego kształtu.
Na powierzchni plam wznoszą się ku górze liczne proste, pojedyńcze gałązki grzybni, dochodzące od 3,5 do 5 [i, grubości, tworzące konidyalne organy rozrodcze. Na każdej nitce w wielkiej ilości oddzielają się w kształcie łańcucha komórki owalnego kształtu o wymiarach 18—20jtX 27—31 [j., bezbarwne, z zarodzią wypełnioną wodniczkami. Są to konidye, które nadają plamom mączysty wygląd; najmłodsze są spodnie, bezpośrednio do zakończenia nitek grzybniowych przylegające. Konidye łatwo odpadają i przenoszą się na inne krzaki, szerząc w dalszym ciągu chorobę. W krótce, t. j. w połowie czerwca, wśród nitek konidyalnych rozw ijają się ty powe, prawie okrągłego kształtu otocznie (perithecia), o wymiarach 100—120 (i. Pow stają one w następujący sposób: na skrzyżowaniu lub zetknięciu dwu nitek tworzą się nabrzmiałości oddzielające się ściankami od nitek grzybni. Jedna z tych komórek tworzy plem nię(antheridiums.pollinodium ), druga lęgnię (oogonium); po zetknięciu ich następuje kopulacya i wkrótce z dzielących się komórek w yrastają nitki grzybni otaczające lęgnie i tworzą pierwszą warstwę ścianki
otoczni; z tej warstwy powstaje druga, ściśle zamknięta tak, że otocznia nie posiada otwo-
j ru. Zarodniki wydostają się na zewnątrz dopiero po rozpłynięciu jej ścianek. Inne komórki wydłużając się słabo, tworzą charakterystyczne dla grzybów mączakowatych wy- rosty (suffulera s. appendicula). Wewnątrz otoczni część komórek wydłuża się w jajo- wato-owalny woreczek, zwężający się bro- dawkowato u podstawy. W każdej otoczni jest jeden woreczek ściśle do jej ścianek przylegający, trudny do oddzielenia, o wymiarach 70—95 jj. X 50—65 jjl; zawierający niejednakową liczbę od 2 do 8 zarodników bezbarwnych, owalnego kształtu, o wymiarach 12—15 [j. X 18—20—25 (i. Zarodniki kiełkują na wiosnę.
Otocznie posiadają barwę brunatną i tw orzą się w takiej ilości, że plamy z białych, stają się brunatnem i. N itki grzybni rozrastając się, tworzą tak zwartą wojłokowatą p o w lo kę, że trudno ją usunąć od części roślinnych a jeszcze trudniej rozdzielić igłami.
W ym iary zebrane przeze mnie wykazują: dla otoczni od 90 —110—120 jj.; długość w oreczków 90—110 (i; szerokość największa 60— 65[j.; szerokość zarodników 12—15 u.; długość od 20 — 30 jł; długość konidyj od 25—35 (i; szerokość od 12—18 \l.
Rozwojowi i szerzeniu się rosy mącznej sprzyja czas wilgotny, dżdżysty i ciepły. Przyschnięte plamy grzybni zimują na ło d y gach, na wiosnę dają początek chorobie. W celu więc jej uniknięcia, wszystkie podejrzane pędy należy obcinać i palić.
W szeregu prób z zraszaniem chorych części roślinnych płynami, przed lizolem, formaliną i płynem bordoskim (psuje w arto ść
targow ą jagód), wszyscy oddają pierwszeństwo siarczanowi potasu. Biorąc 1 uncyę (2 łuty) na 2 —3 galionów (10—12 l) wody, należy krzaki zraszać co 10 dni, począwszy od pękania pączków.
Wobec tego, że odmiany zwyczajnego agrestu ulegają rosie mącznej, a natom iast są na nią odporne inne amerykańskie gatunki agrestu, jak Ribes oxyacanthoides iR ibes Cyno- basti i mieszańce tych gatunków z odmianami europejskiemi, prawdopodobnie kulturę nowych odmian na tych gatunkach i ich krzyżówkach oprzeć będzie trzeba. W każdym razie chcąc uniknąć rosy mącznej, należy sto
JM® 29 W SZECHŚW IAT 455
sować nadzwyczajną baczność w uprawie agrestu. 0 ile jest choroba w okolicy, należy rozpocząć zraszanie krzaków. 0 ile wystąpi w ogrodzie, czynności te stają się nie- zbędnemi; dotknięte rosą mączną części roślinne należy obcinać i palić. O ileby te środki zaradcze były pilnie przestrzegane i nietylko przez jednostki,lecz ogół stosowane, możnaby szerzenie się rosy mącznej powstrzymać. W obec małego jednak u nas uświadomienia i zrozumienia przez posiadaczy sadów, należy się spodziewać, że choroba ta ustali się i przejdzie w stan chroniczny. Uzyska więc łatwo prawo obywatelstwa i gościnne przyjęcie, gdyż w ten sam sposób utrwaliło się w sadach u nas w ostatnich czasach wiele chorób roślinnych, przynoszących olbrzymie straty; dość wspomnieć choćby na wiśniach—Monilia fructigenaPers; na porzeczkach — Cereospora m arginella Thiim.
L i t e r a t u r a :
1. Schw ein itz. Synopsis of North American Fun-g i, p. 2 7 0 .
2. B erk eley et Curtis. G revillea. IV . p. 158 .3. B . D . H alsted . T he P ow dery M ildew of the
Gooseberry. R eport. Commiss. A gric. 1 8 7 7 , p. 3 7 3 — 3 8 0 pl. X I . W ashington 1 8 8 8 .
4 . E . S. Goff. E xperim ents in the Treatm ent ofGooseberry M ildew . Journal of M ycol. 1 8 8 9 , p. 3 3 — 3 4 .
5. C. P . Close. Treatm ent for Gooseberry M ildew . N ew .-Y ork A gric. E xper. Stat. B uli. M 1 6 1 . N ovem b. 1 8 9 9 .
6. E. S . Salm on. M onographofthe E rysiphaceaeMemoir. of the Toroy Botan. Club. IX . 1 9 0 0 . Supplem entary N otes. Ib id . X X IX . 1 9 0 2 , p. 93.
7. E . S. Salmon. D er E rdbeer- und Stachel-beer-M ehltau. Journ. R oya l H ort. Soc. X X V . 1 9 0 p. 13 2 — 1 4 2 . Z eitschr fur Pflanzenkrank. X I . 1 9 0 1 , p. 75.
8 . E . S. Salm on. U eber die zunehm endeA usbrei-tung des A m erikanischen Stachelbeerm ehl- taus in -E uropa, Journ. R oyal. Hort. Soc. X V II . 1 9 0 2 , p. 5 9 6 . Zeitschr. fur Pflan- zenkrankheiten X II I . 1 9 0 3 , p. 2 0 4 — 2 0 5 .
9 . P . H ennings. D ie Stachelbeer - Mehltau(Sphaerotheca mors uvae) inR ussland . Zeit- schrift. Pflanzenkrankh. X I I . 19 0 2 p. 1 6 — 1 7 , Gartenflora 1 9 0 2 , p. 170 .
10 . P . H ennings. U eber die w eitere V erbreitungdes Stachelbeeresm ehltaues in R ussland. Z eitsch. Pflanzenkrankh. X I I . 1 9 0 2 , p. 2 7 8 — 2 7 9 , Gartenflora 1 9 0 2 , p. 3 9 9 .
11. P . M agnus. U eber die Stachelbeer-M ehltau,Gartenflora 1 9 0 2 , p. 2 45 .
! 12 . P . W . N eger. B eitrage zur B io log ie der E ry- sipheen F lora, 19 0 2 p. 284 .
13 . F . C. Stew art. A F ruit d isease Survey ofW estern N ew York in 1 9 0 0 . N ew York A gric. Experim . Stat. B uli. Au 1 9 1 . 1 9 0 0 , p. 3 11 .
14 . N . A. M osołow. N owaja bolieźń kryżow nika.L istok dla borby z bolezniam i. 1 9 0 2 . Na 10 , p. 76 .
15 . Isaczenko. N ow aja bolieźń kryżow nika. Żur-nał obszczestw a sadow odstw a. X V , 1 9 0 3 . JV° 1.
16 . A . Jaczew sk i. Gribnyja boliezni kulturnychi dikorastuszczych rastienij. W yp usk V I,
56 . Stanisław Chełchowshi.
G-ALVAN OTROPIZM I GALVANOTAXIS WYMOCZKÓW.
Nazwą galwanotropizmu Statkiewicz oznacza ruch postępowy zwierzęcia w jak im ś kierunku pod wpływem elektryczności, nazwą galvanotaxis — zmianę położenia osi ciała w z g lę d e m biegunów prądu.
Statkiewicz przeprowadzał swoje doświadczenia w małych pudełkach ze szkła, kaolinu lub kartonu napojonego antyhydrynem, używając zwykle elektrod niepolaryzujacych. Do badań pod mikroskopem używał jakby stopni z kaolinu kilka milim. wysokich, na których wspierał szkiełko przykrywkowe; do nich przykładał elektrody glinowe. Prąd pochodził z bateryi o 40 ogniwach cynkowo- węglowych, z akumulatorów lub dynamoma- szyny; zmieniał jego kierunek zapomocą odpowiednich przyrządów. W przebieg prądu stałego włączano miliamperometr, reostat, klucz i kom utator Pohla.
Autor nasz badał wpływ prądu stałego, indukcyjnego i przerywanego; eksperymentow ał na 27 gatunkach wymoczków (z Holo- Hetero-i Hypotricha). Co do prądu stałego obserwacye jego zgadzają się z dokonanemi przez Verworna. Prąd indukcyjny działa ty lko w chwili otwierania prądu głównego. Prądy indukcyjne słabe nie wywołują żadnej reakcyi — powtarzając się jednak często, sumują się, wywołując tak i sam skutek, jak prąd stały.
') P od ług dr. P . Statkiew icza: „Galvanotro- pism us und Galvanotaxis der C iliata“. Zeitsehrift f. allgem . P h ysio l. Jena, 1 9 0 4 .
456 W SZECH ŚW IA T j \ r 29
W celu przedstawienia zachowania się wymoczków wobec prądu przerywanego, badacz wybrał 2 gatunki: ParamaOcium cauda- tum i Stylonychia m ytilus i doszedł do następuj ących rezultatów:
1) W razie nie częstej zm iany kierunku prądu (2—5 razy w 1") Param aecia ustawiają się przednim końcem ciała ku katodzie, równolegle do kierunku prądu, a zmieniając swe położenie zależnie od jego kierunku, wahają się około swej osi na tem samem miejscu o 180°. Czas potrzebny do ustawienia się wynosi 0,8".
2) W razie częstej zmiany kierunku prądu (20—100 razy w 1") Param aecia ustaw iają się prostopadle do kierunku prądu i poruszają się w tym kierunku. Pow staje galwano- tropizm poprzeczny (transw ersalny).
3) W razie zmiany (10—20 razy w 1") poczyna się ten galwanotropizm poprzeczny u Paramaeciów w środkowej części naczynia a w razie zmian częstszych obejmuje i w ymoczki znajdujące się przy elektrodach.
4) W razie stałej zm iany kierunku prądu (50 razy w 1'*) a słabego natężenia rozpoczyna się galwanotropizm poprzeczny w środkowej części naczynia — wobec silniejszego prądu ulegają m u i wymoczki leżące przy elektrodach. A zatem wzmocnienie prądu działa tak samo, jak częsta zm iana jego kierunku.
5) Stylonychia m ytilus przyjm uje położenie transwersalne już wobec rzadkiej zmiany kierunku prądu—źwraea się jednak stale swyni peristomem ku katodzie, zataczając łuk 180°. W razie częstszej zmiany kierunku prądu, obrót jej staje się coraz szybszym.
Poprzeczne uśtiawianle się wymoczków do kieiruhku prądu Statkiewicz objaśnia w ten sposób: Pod wpływem prądu stałego wymoczki zwracają się ku katodzie. Gdy prąd zostaje przerwaiiy szybko, jedfae wymoczki są już zwrócone kil katodzie, inńe ku anodzie, jeszcze ińhe Ż&jintiją jakieś położeriie pośrednie. "Wskutek zmiany kierunku zwtó- cońe ku elektrodom wymoczki ulegają znowu prądowi stałemu, ale tylko działająceniu w jednym kierunku, posuwają Się ku tej elektrodzie, która staje się katodą. Dlatego tó widzimy przy obu elektrodach wymoczki ku nim zwrócone, jeśli tylko zm iany prądu j nie są zbyt szybkie. Wymoczki ułożone pod i
kątem do kierunku prądu, ulegając działaniu dwu przeciwnych prądów, ustawiają się prostopadle, na wypadkowej. Im częstsza zmiana kierunku, tem więcej wymoczków znajduje się w tem ostatniem położeniu, dlatego coraz więcej wymoczków ustawia się transwersalnie.
Ńie wszystkie jednak gatunki wymoczków zwracają się jak Paramaecia ku katodzie prądu stałego. Opalina ranarum naprzykład zwraca się raz ku katodzie, raz ku anodzie, co prawdopodobnie zależy od siły prądu, jej przyzwyczajenia się do tej pobudki i wogóle od stanu „znużenia11.
Zachowanie się Spirostomum ambiguum wobec prądu, według obserwacyi Statkiewi- cza, jest inne, niż to podał Yerworn. Słabe prądy stałe powodują poprzeczne ustawienie się tego wymoczka, prądy silniejsze—galwanotropizm katodalny skurczonego Spirostomum a bardzo silne—rozpad plazmy na ziarnka na końcu ciała zwróconym ku anodzie.
Podobny skurcz wymoczków, jak u Spirostomum, obserwować można u Lacrymaria olof, Stentor ćoeruleus i St. pblymorphus.
Porównywaj ąc swe obserwacye dokonane nad kilku wymoczkami z każdej z grup: Holo- Hetero - i Hypotrichów, Statkiewicz dochodzi do wniosku, że reakcye Wymoczków na prąd elektryczny, czy to w formie galwano- tropiżmu, czy galvanotaxis a także i prędkość poruszania się aależy od natężenia prądu. Zmiany natężenia prądu wywołują różne typy tych dwu form reakcyi na podnietę elektryczny
Jeżeli w naczyniu z wymoczkami poddane- mi działaniu prądu galwanicznego znajdują się szczątki gnijących roślin lub inńe ciała obce, to wymoczki znajdujące śię obok nich llib w ifch obbębie, Ulegają tak samo działaniu prądu, jak wolno pływające. W ystępuje tu jednak opóźnienie reakcyi i obniżenie jej stopnia tak, że gdy Ińfusoria w cieczy zwracają śl§ ku katodzie, zatrzymane przy tych ciałacli Obcych niti ulegają żadnej zmianie; gdy wolne ulegają rozpadowi, zatrzym ane— zaniepokojone wypływają do cieczy swobodnej i tiitaj w tenże sam sposób g iną.—Zjawisko to obserwowali jtiż Jeńnings i Piitter i starali sitę je wytłuińaczyc interferencyą thigm otaxis i galvanotaxis. Zwierzęta uczepione do przedmiotów obcych ulegają thi-
Aft 29 W SZECHŚW IAT 457
gmotaxis. Kiedy je poddamy działaniu prądu. ga!vanotaxis przeciwdziała tej thigmo- taxis i, o ile jest dość silna, zwycięża: wymoczki zwracają się ku katodzie. Statkie- wi,'z tłumaczy to w prostszy i naturalniejszy s p o s ó b . Jeśli obserwujemy Ciliata w naczyniu, przez które przepuszczono prąd stały, wi Izimy na nich rozmaity stopień reakcyi. Je iii siłę prądu zwiększymy, jednostki, które przedtem nie oddziaływały, teraz re- ag 'ją. Różne zachowanie się wymoczków za! ży zatem od natężenia przechodzącego przez nie prądu. Ponieważ w miejscu, gdzie v> ieczy znajduje się jakieś ciało stałe, następuje rozgałęzienie prądu, silniejszy prze- cliodzi przez ciecz, słabszy przez to ciało, j za rn to jest powodem słabszej reakcyi wymoczków znajdujących się obok tych ciał, niż wolno pływających.
Badania nad galwanotropizmem wymoczki ” przeprowadził również Birukoff i do- sz Ił do wniosku, że ruch wymoczków jest kaaforeżą t. j. biernem unoszeniem ku katodzie. Przeciw tem u twierdzeniu Statkiewicz w stępuje stanowczo i stara się je zbić na- stopuj ącemi doświadczeniami:
Jeżeli do przeprowadzania prądu przez ci “z używamy elektrod ostrych, widełkowa- ty h lub jakiegokolwiek innego kształtu, za- u ażyć możemy, że wymoczki najliczniej
madzą się w tych miejscach, gdzie jest H imum prądu lub gdzie prąd nie ma ża- d ogo wpływu, np. w rogach naczynia. W chwili zmiany natężenia prądu lub zbliżenia elektrod, widzieć można również zmiano w rozmieszczeniu się wymoczków — unikanie prądu zbyt silnego. Jeżeli do cieczy z wymoczkami dodamy jakiegoś pyłku, przekonamy się, że cząstki jego nie ulegają ża- daeniu przenoszeniu wobec natężenia prądu, wywołującego już wyraźny galwanotropizm wymoczków. Wobec silniejszego prądu wy-
spuje anaforeza t. j. unoszenie tych pyłków ku anodzie, podczas gdy Wymoczki płyną hu katodzie wolniej, pokonywając prąd unoszący je ku anodzie.
Ruchy wymoczków najłatwiej obserwować w uwalniających je substancyach koloidalnych. Jeżeli np. w roztworze gutny tra- y a lit o w ej trzym am y je kilka dni, giną wskutek autointoksykacyi, zachowując dokładnie swą postać. Jeśli do takich dodamy wy
moczków nowych i przeprowadzimy prąd, przekonamy się, że żywe poruszają się ku katodzie lub nawet rozpływają wobec natężenia prądu nie wywołującego w ćieczy żadnych zmian. Kie można zatem galwanotro- pizmu uważać za bierną kataforezę, zwłaszcza że i oryentowanie się wymoczków przednią częścią ciała lub peristomem ku katodzie i unoszenie się zapotnocą rzęsek — nie dozwalają na takie mniemanie.
U wymoczków uległych galvanotaxis występuje zmiana postaci ciała. Jest ona następstwem czynnego skurczu plazmy korowej. Skurcz ten może występować albo lokalnie (Paramaecium, Lacrimaria) albo na całem ciele równocześnie, powoli lub nagle tak, że zwierzę pęka a endoplazma rozprys- ka się—zależy to od natężenia prądu. O. Cal- gren skurcz ten tłumaczy kataforezą wewnętrzną w ciele wymoczka. Eksperymentował on nad Paramaeciami nieżywemi i otrzymywał skurcz na końcu ciała zwróconym ku anodzie—nabrzmienie na zwróconym ku katodzie. ObserwaCye dokonane przez Statkie-
j wicza nad Paramaeciami w cieczach koloidalnych wykazały, że natężenie prądu wywołujące skurcz u żywych, nie wywołują żadnych zmian u nieżywych. A zatem i warunki doświadczenia Calgrena były nieodpowiednie. W końcu obserwacye mikroskopowe nad Oi- liatami, uległemi galvanotaxis, nie wykazały żadnych zmian w ruchu ziarn endo- plazmy.
Teorya zatem kataforezy, czy to w odniesienia do wymoczka jako całości, czy to do ziarnek endoplazmy nie ma podstawy. Szybką zmianę kształtu wymoczka uważać należy za skutek skurczu ektoplazmy pod wpływem bezpośredniego pobudzenia jego elementów kurczliwych przez działanie silnego prądu.
M arya Radwańska.
2 . M a t o u t .
O TRYBOLUMINESCENCYI.
Termin ten o brzmieniu barbarzyńskiem, od niedawna używany w fizyce, oznacza jednę z postaci zjawiska fosforescencyi, znaną od początku wieku XVIU-gO pod M -
458 W SZECH ŚW IAT JMa 29
zwą fosforescencyi wskutek działań mechanicznych.
To szczególne zjawisko występuje, gdy pocieramy, rozbijamy lub uderzamy pewne ciała krystaliczne, bądź jedne o drugie, bądź też o jakieś ciało twarde. Zjawisko to stw ierdzić może z łatwością każdy, np. rozbijając w ciemności kawałek suchego cukru, albo też szybko poruszając we flaszce kryształy azotanu uranu; w pierwszem z tych doświadczeń, w chwili rozłamu spostrzegam y słaby blask niebieskawy; w drugiem — powstaje mnóstwo iskier w punktach, w których uderzają o siebie kryształy; iskry te m ają odcień zielony, podobny do zwykłej fosforescencyi soli uranowych.
Zjawisko tego samego rzędu otrzymujemy, uderzając silnie dwa kawałki kwarcu jeden o drugi: za każdem uderzeniem, następuje emisya światła pomarańczowego, które można zobaczyć rozchodzące się po całej masie, jeżeli oko jest dobrze wypoczęte; albowiem natężenie tych zjawisk wydaje się tem większe, im oczy są lepiej przyzwyczajone do półciemności.
Całkiem odmienne są zjawiska fosforescencyi, które zdają się powstawać samorzutnie, bądź w znanychreakcyach'chemicznych, bądź w przyrodzie, jak np. w pewnych gatunkach grzybów w czasie rośnięcia, bądź wreszcie u ogromnej liczby owadów podzwrotnikowych, które własność tę posiadają w stopniu znacznie wyższym, aniżeli nasze skromne świetliki. Znakomici badacze, a w szczególności Rafael Dubois wr m agistralnej pracy swej o owadach świecących, wykazali, że fosforescencya owadów jest wynikiem działania chemicznego specyalnych wydzielin, których syntezy zdołano dokonać.
Dwie postaci fosforescencyi, które dopiero co rozpatrzyliśmy, różnią się bardzo wyraźnie swą genezą; zdarzają się jednak i wypadki mieszane, w których niepodobieństwem jest rozstrzygnąć napewno, czy przyczyną danego zjawiska jest działanie mechaniczne, czy też chemiczne.
Taki wypadek mamy w doświadczeniu Ro- sego, które zasadza się na rozpuszczeniu na gorąco kwasu arsenawego szklistego w kw asie chlorowodorowym dymiącym, rozcieńczonym wodą, i następnie na skrystalizowaniu przez powolne oziębienie.
W drugiej części tego doświadczenia, t. i podczas krystalizacyi, Rose zauważył, że kryształy, tworzące się w roztworze, by ły siedliskiem drobnych eksplozyi świetlnych Usiłował on wytłumaczyć to zjawisko wydzielaniem się energii w chwili, gdy kryształy bezwodnika arsenawego oddzielają się od rozpu szczalnika.
To nieokreślone tłumaczenie było przez długi czas przyjmowane i brane za zasadę we wszystkich dziełach o chemii, gdy niedawno Guinchant z jednej strony a Gernez z drugiej ogłosili prawie jednocześnie bardzo ciekawe uwagi, które na kwestyę tę rzucają zupełnie nowe światło.
Ci dwaj uczeni stwierdzili, każdy ze swej strony odmienną postać zjawiska, zmieniając przytem doświadczenie na różne sposoby.
W edług Gerneza, podczas gdy zjawisko zaczyna się ujawniać, kryształy już są uformowane, a iskierki powstają w chwili gdy dwa kryształy uderzą o siebie w samem wnętrzu rozpuszczalnika lub też gdy uderzymy kryształ ciałem twardem, np. prętem żelaznym lub laseczką szklaną; skutek ten daje się wywołać dowolnie za każdem uderzeniem o kryształ nietknięty; jeżeli wstrząsać będziemy energicznie naczynie, zawierające kryształy w stanie zawieszenia, to zjawisko zyskuje znacznie na natężeniu skutkiem częstych spotkań, zachodzących pomiędzy kryształami. A zatem mamy tutaj wyraźną tryboluminescencyę,t. j. fosforescencyę przez działanie mechaniczne.
Nadto Gernez przekonał się, że wbrew temu, co wypowiedział b y ł’Rose, gotowanie roztworu przed krystalizacyą nie jest bynajmniej rzeczą konieczną; wystarcza ro z p u ś c ić kwas arsenawy w mieszaninie kwasu chlorowodorowego dymiącego i wody wziętych w objętościach równych i tem peraturze zwyczajnej; tem peratura mieszaniny podnosi się z początku do 40°, poczem w czasie oziębienia, które następuje po reakcyi, tworzące się kryształy oktaedryczne okazują tę sarnę własność, jak wtedy, gdy roztwór został przygotowany w tem peraturze wrzenia.
W łasność ta zachowuje się przez czas bardzo długi, prawdopodobnie nieograniczony; autor tego doświadczenia mógł je powtórzyć na kryształach, tak spreparowanych przed upływem przeszło 4-ch miesięcy.
J\f» 29 W SZECHŚW IAT
Guinchant, który, o ile się zdaje, bliżej zbadał zjawisko, zauważył, że daje się ono odtworzyć z różnemi odmianami kwasu arsenawego, a nie tylko z samą postacią szklistą; jedynym warunkiem jest to, żeby rozpuścić wszystko zanim kryształy zaczną oddzielać się od roztworu.
W chwili tworzenia się tych kryształów, Guinchant, obserwując je przez silną lupę, przekonał się, że, oprócz fosforescencyi wskutek uderzeń, występowała inna jeszcze fosfo- rescencya, na pozór samorzutna, mająca swe źródło w przeobrażaniu się modyfikacyi sześciennej; zjawisko to, aczkolwiek powstające bez widocznej pobudki mechanicznej zewnętrznej, jest, prawdopodobnie, zjawiskiem tego samego rzędu, co i to, które oberwowa- liśmy przedtem, albowiem modyfikacya postaci krystalicznej nie może nastąpić bez pracy cząsteczkowej wewnętrznej, niezbędnej do nowej oryentacyi osi. Łatwo zrozumieć, że praca ta, która w rezultacie jest rodzajem ogólnej dyzlokacyi postaci pierwotnej, daje się przyrównać do działania mechanicznego; działaniu tem u zawdzięczałaby swe pochodzenie samorzutna emisya świetlna, która w innych razach może być otrzymana sztucznie, jak np. wtedy, gdy miażdżymy kryształ.
Jedynym punktem niewyjaśnionym jest pytanie, skąd się bierze energia, niezbędna do zmiany układu krystalicznego, gdy kry- stalizacya początkowa już jest utworzona; jest rzeczą możliwą, że jest to skutek wydzielonego ciepła, albowiem autor tych doświadczeń nie wskazał tem peratury tego właśnie punktu, w którym podczas oziębienia powstawała fosforescencya samorzutna.
Światło, wysyłane przez tryboluminescen- cyę kwasu arsenawego daje widmo ciągłe, podobne do widma rozżarzonych ciał stałych, przyczem jednak przeważają w niem barwy żółta i zielona, czerwona zaś występuje słabo.
Światło to ujawnia dość silną zdolność fotochemiczną, skoro Guinchant zdołał, w odległości kilku centymetrów od naczyń, zawierających roztwory, otrzymać fotografie cieniów przedmiotów, umieszczonych pomiędzy temi naczyniami a płytkam i uczulone- rni; obliczył on że w tych warunkach zdolność fotochemiczna była mniej więcej równa zdolności fotochemicznej zwykłego palnika
j Bunsenowskiego, umieszczonego na odległości metra. Nie zapominajmy, że chociaż płomień tego palnika daje mało światła, jako złożony z promieni, na które wzrok jest mało wrraźliwy, to jednak działanie jego jest dość silne ponieważ promienie te przypadają na okolicę widma, zawartą pomiędzy częścią niebieską a pozafioletową; tym sposobem porównanie powyższe nie ma żadnej wartości f otometrycznej.
Słuszność nakazuje przyznać, że nie osłabia to bynajmniej znaczenia pomyślnych doświadczeń ponieważ celem, do którego dążyli i który osiągnęli Guinchant i Gernez, było przedewszystkiem wykazanieistoty zjawiska, odkrytego przez Rosego. Otóż dzisiaj wiem y z zupełną prawie pewnością, że jest to zjawisko natury czysto mechanicznej i fizycznej.
Gernez spostrzegł również, że roztwory siarczanu potasu, które, krystalizując się, wytwarzają także emisye świetlne, zawdzięczają tę własność zjawisku, bezwzględnie identycznemu z tem, które zbadał on w roztworach kwasu arsenawego. S. B.
459
KRONIKA NAUKOWA.
— Niektóre dane o słońcach. Z badań, k tórych dokonał ostatnio J . E . Gore, okazuje się, że a Centaura, R ig e l i A ntares posiadają masy, k tó re są odpowiednio: 8 8 2 , 2 0 0 0 0 i 8 8 0 0 0 w iększe od m asy naszego słońca. Arkturus ma blask 1 2 0 0 razy w iększy od b lasku naszego słońca. G dyby to ostatnie znajdowało się od nas na tej samej od leg łości co Arkturus, to m oglibyśm y je dojrzeć ty lko przez dobrą lunetę. Canopus, najw iększa z gw iazd znanych, je s t milion razy w ięk sza od słońca. Orbitę ziem i, widzianą, z od ległośc i, na której znajduje się od nas Canopus, m ógłb y zakryć w łos, um ieszczony o dziesięć kilom etrów od oka obserwatora. Obok tych olbrzym ów istn ieją jednak gw iazdy, które jak np. księżyc Aldebarana są n iew iele w iększe od Jow isza. J e żeli w ięc słońce nasze jest znacznie m niejsze od w ielu gw iazd, to z drugiej strony przenosi ono rozmiarami sw em i w iele innych, tak że ostatecznie układ nasz planetarny zajmuje w e w szech- św iecie m iejsce dość poczesne.
(C iel e t Terre). 8. B.
— Nowa kometa o krótkim okresie. F ayetastronom Obserwatoryum P arysk iego , stw ierdził, że kometa 1 9 0 4 e, odkryta w końcu roku ub ieg łego przez B orellego , je s t kometą peryodyczną
400 W SZECH ŚW IA T M 29
o okresie 7-ió letnim i że przeto należy do grupy ciał n iebieskich , których czas ob iegu m niejszy je s t od obiegu Jow isza. Grupa ta je s t bardzo ciekaw a ze w zględu , że stanow i niejako przejście od drobnych planet do kom et. Godna uw agi jest okoliczność, że dana kom eta posiada ty lk o pierścień zgęszczenia, lecz pozbaw iona je s t warkocza. Z pom iędzy 3 3 komet, których okres je s t krótszy od okresu Satarna, znamy ty lk o dw ie, a m ianowicie komety: T uttlea oraz 1 8 6 4 V I, których okres dłuższy je s t od okresu Jow isza i to bardzo nieznacznie, w ynosi bow iem l S 1̂ lat. Jak dotąd nie zdaje się, by now e ciało n ieb iesk ie m ogło być utożsamione z którem kolw iek z ciał, już skatalogowanych; w iększą pew ność co do teg o uzyskam y dopiero w ted y , g d y zbadana zostanie daw na jeg o droga oraz g d y b ęd zie można odpow iedzieć na pytanie, czy zakłócenia w ynikające z obecności Jow isza n ie zm odyfikow ały W sposób znaczniejszy rodzaju orbity. Z końcem marca b lask kom ety b y ł tylko cztery razy słab szy , an iżeli w chw ili odkrycia.
(Ciel e t Terre). 8. B.
— Zestalanie się planet. O pierając s ię na now szych dośw iadczeniach, dotyczących punktu topienia s ię ciał stałych oraz d yfu zy i rozmaitych ciał rozżarzonych, g d y ciała te przez czas dłu gi są ze sobą w zetknięciu , L educ w ypow iada następujące uw agi o sposobie, w ja k i odb yw a się proces zestalania s ię planet. Ciała, których punkty topienia się są najw yższe, n ie zaw sze posiadają gęstość najw yższą. Z darzyć s ię m oże, że w m ieszaninie rozżarzonej ciała gęstsze od innych, szyb ciej ulegną oziębieniu. To tłum aczy nam, dlaczego pierw sza w arstw a litosfery na p lanecie może pow stać z p ierw iastków najrozm aitszych, a naw et zawierać substancye o gęstośc i bardzo znacznej, jak to w idzim y na przykładzie skorupy ziem skiej. Z drugiej strony bez w zględu na przyrodę dw u stykających s ię cieczy rozżarzonych, pow stanie zaw sze po d ługim czasie z bardzo nielicznem i w y jątkam i m ieszanina o g ęsto śc i jednostajnej, zw łaszcza jeżeli ciecze te są w ystaw ion e na częste w strząśnienia. Stąd w nosi L educ, że je ś li pom iniem y w pływ ciśnienia, to n ic nas n ie zmusza do przypuszczania, że gęstość w arstw w e wnętrzu ziem i w zrastać musi z głębokością . W reszcie , opierając się na rozm aitych danych, przyjm uje on podobnie ja k to czynią L oevy i P u iseu x , że ozięb ien ie postępuje od strony zew nętrznej ku w n ętrzu. A le prócz tego przypuszcza on, że po utw orzeniu Się p ierw szej Warstwy stałej przyjdzie chw ila, gd y z kolei rzeczy w środku ziem i pow stan ie jądro stałe oddzielone od skorupy zew nętrznej m ieszaniną ciekłą. W rzeczy samej now sze dośw iadczenia w ykazały , że od pewnej granicy punkt topienia się podnosi s ię w m iarę zw iększen ia się ciśnienia. W ob ec tego łatw o zrozum ieć, ze sku tk iem olbrzym ich ciśn ień , istn iejących w e w n ętrzu ziem i, tem peratura top ien ia s ię m usiała w zrosnąć, zw łaszcza dla n iektórych substancyj gęstych , k tó
re tj-m sposobem długo pozostaw ały w stanie ciek łym i b y ły zm ieszane z otaczającę masą płynną o gęstości m niejszej. Stąd w ynika, że w czasie, gd y oziębienie zacznie sięgać w arstw najgłębszych m aterye te zestalą się i spadną do środka ziemi, gdzie nagrom adzenie ich stanie s ię przyczyną pow stania jądra Stałego.
(Ciel et Terre). 8. B
— 0 jonach atm osfery. P . L angeyin w ykazał, że w atm osferze istn ieją sta le jony o ruchliw ości nieznacznej. O becność tych jonów pozw ala w ytłum aczyć w sposób prosty' stopniowe zm niejszanie się prądu, który daje się przepuścić przez ograniczoną m asę powietrza, natj'chmiast po w prow adzeniu jej do zam kniętego zbiornika metalow ego, zaopatrzonego w elektrodę centralną, połączoną z elektrom etrem . P oczątek tych dużych jonów można, o ile się zdaje, odnieść do przeobrażania się cząstek obojętnych atm osfery, które ładują się przyciągając elektrostatycznie jony zw yczajne, sta le w ytw arzane przez różne promieniowania; to przeobrażanie się cząstek obojętnych w duże jon y ograniczone jest ponownem łączeniem się tak utworzonych dużyoh jonów z jonami drobnem i przeciw nego znaku. D ośw iadczenie potw ierdza w szystk ie konsekw encye tej teoryi, która w szczególności przew iduje, że w szystk ie cząstk i muszą zamienić się na duże jony, jeżeli pow ietrze zaw iera drobne jony jednego tylko znaku. 8. B.
(R ev. Scient.).
— Balony-sondy w Stanach Zjednoczonych.W iadom o, że m eteorologia zaw dzięcza obserw ato- ryum na górze B lue H ill pod Bostonem ca ły szereg ważnych obserw acyj, zebranych w górnych w arstw ach atm osfery zapomocą lataw ców . W ogóle można pow iedzieć, że ze w szystkich krajów m etodę pow yższą najdaw niej i najsystematy^czniej uprawiają S tany Zjednoczone, w obec czego jest rzeczą dość dziw ną, że balony-sondy' w eszły tu w użycie dopiero ostatniem i czasy. P odczas w y staw y w Saint-L ouis staraniem A . Z. Iłotcha, dyrektora obserw atoryum na B lue H ill, w yp u szczono 14 balonów -sond, które następnie w szystk ie Zostały odnalezione wraz z przynależnem i do nich diagram atam i. P od ług w skazań barometry cznych najw iększą w ysokością b y ło 1 5 5 0 0 m (dnia 23 września), przyczem tem peratura w punkcie tym w ynosiła — 5 5 ,6 ° C. P odczas innego w zlotu (26 listopada) term ometr spadł do — 6 0 ,0 6 C. na w ysokości znacznie m niejszej, gd yż rów nej ty lk o 10 0 0 0 m. K ierunek i prędkość w iatru oznaczono w przybliżenia na podstaw ie położenia m iejsc, gdzie spadały batony', oraz czasu , zużytego na podróż. D w a razy prędkość śre dnia przeniosła ' 4 5 m na sekundę. W szystk ie balony z w yjątkiem jednego pow ędrow ały na w schód . S. B.(C iel e t Terre)
JVŚ 29 W SZECHŚW IAT 461
— Przepowiadanie burzy i powodzi. Ciekawe przyczynki do tej k w esty i zawiera artykuł Gilberta Grosvenora, ogłoszony w zeszycie czerw cowym Century M agazine, a pośw ięcony zobrazo- | waniu działalności t. zw . Biura P ogody w Stanach Zjednoczonych (U . S . W eather Bureau). Autor rozpatruje w nim całokształt pożytecznych operacji) prowadzonych przez tę instytucyę, w szczególności jednak zajm uje się organizacyą ostrzeżeń orzed burzami, przymrozkam i i powodzią. Jednaz najciekawszych przepow iedni b yła przepow iednia powodzi w 1 9 0 3 r., którą B iuro zapow iedziało na 28 dni naprzód, a to na podstaw ie w iadomości o ulew ach, spadłych na przestrzeni 3 0 0 0 0 0 nil kw adratow ych (ang.). Pow ódź ta w yrządziła straszliw e szkody, ale ogół b y ł na nią, przygotowany i d latego straty w yniosły o w ie le m ilionów mniej, n iżby w yn ieść m usiały, g d y b y katastrofa zdarzyła s ię była niespodzianie. Bardzo starannie objaśniona je s t także sprawa ostrzeżeń przed przymrozkam i w iosennem i i letniem i, które jak wiadomo w ciągu jednej nocy niw eczą nieraz owoc całorocznej pracy rolnika. B iuro dąży usilnie do tego, b y módz przymrozki także sygnalizować przynajm niej na 2 4 godziny naprzód i w danym razie w ciągu k ilku godzin rozsyła w tym elu dziesiątki ty s ięcy telegram ów . N ajw ięk- zem jednak pow odzeniem uw ieńczone zostały
usiłowania Biura w dziedzinie przepowiadania :'urz. Obliczono, że w obrębie sam ych ty lko W ielkich Jezior straty , w yrządzane żegludze >rzez burze, zm niejszyły s ię dzięki ostrzeżeniom
Biura przeszło o 50%.(Naturę), 8. B . •
— W pływ nizkiej tem peratury na życie nasion. D aw niejsi badacze, jak P icte t, K . de Can- dolle, Brow i inni, poddając nasiona różnych roślin przez przeciąg k ilku godzin lub n aw et k ilkunastu dni działaniu nizkich tem peratur (od — 4 0 do —240°), zauw ażyli, że ziarna nie traciły zdol- | ności k iełkow ania. To dało im pohop do w ypowiedzenia zdania, że podczas działania nizkiej j temperatury protoplazma ziarna zaw iesza sw e czynności i zaczyna funkcyonow ać na nowo po usunięciu wstrzym ującej rozwój przyczyny. P odobne zdanie, sprzeczne z tem, co w iem y o ciągłości zjaw isk życiow ych , dało powód p. B ecąue- relowri do przerobienia dośw iadczeń, w ykonanych, ! przez jego poprzedników . B adania przeprowa- l dził w sposób następujący:
Cztery porcyę nasion um ieścił w probówkach i zamkniętych korkam i. P ierw sza poreya sk ładała się z nasion rycynusa, sosny, dyni, fasoli, tatarki, kukurydzy, żyta, bobu, łubinu, grochu, w yki, lucerny, rzepy i rzodkiew ki w stanie naturalnym. r>rugą porcyę stanow iły nasiona sosny, dyni, kukurydzy, bobu, grochu i łubinu, pozbaw ione zewnętrznej skorupy. W skład trzeciej porcyi w eszły nasiona dyni, kukurydzy, tatarki, łubinu, grochu i bobu, starannie w ysuszone do stałej w agi. W reszcie do czwartej porcyi należały nasiona
grochu, lucerny i bobu, wymoczone przez 12 godzin w w odzie. W szystk ie probówki zostały umieszczone w ciekłem powietrzu w tem peraturze od — 18 5 do — 195° C. i pozostawały tam przez 130 godzin. Po up ływ ie tego czasu ziarna z probówek zostały w yjęte i zasadzone, Z ziarn, należących do pierwszej porcyi, dobrze w zeszły nasiona bobu, grochu, łubinu, w yk i, lucerny, rzodkiew ki i żyta, nasiona dyni, kukurydzy i ta tarki k iełkow ały słabo, bardziej zaś bogate w wo- d^ nasiona rycynusa, fasoli i sosny zostały zabite . Z ziarn drugiej porcyi w zeszły bób, łubin1 groch. Z trzeciej porcyi w zeszły w szystk ie nasiona, a nasiona, stanow iące czwartą porcyę, w szystk ie zostały zabite,
P o zbadaniu nasion zabitych autor przekonał się, że śm ierć nastąpiła w skutek dwu przyczyn, działających razem lub oddzielnie: zb yt szybkich
j wahań ciśnienia gazu, zaw artego w tkankach, j i zw arzeniu s ię zaw artości komórek. Ziarna dyni
z trzeciej porcyi w zeszłyby , g d y b y n ie b y ły pozbaw ione skorupy. Z ostały one zabite przez zmiany ciśnienia: korzeń i łodyżka zarodka okazyw ały liczne spękania. Ł ączny śm iertelny w pływ tych2 czynników w idzim y na ziarnach rycynusa. S korupa i bielm o nasienia okazują liczne spękania lecz i protoplazma komórek odznacza s ię zmianam i, w łaściw em i zwarzonej plazm ie, jak skurczenie się jądra i odstanie worka plazm atycznego od ścian komórki.
R ezultaty badań pozwalają B ecąuerelow i w ygłosić następujące tw ierdzenie: zdolność nasion opierania się szkodliw em u w pływ ow i nizkiej tem peratury zależy jedyn ie od ilo śc i w ody i gazu, zawartych w tkankach. Jeżeli w ody i gazu znaj-
j duje się w tkankach ilość dostatecznie znaczna,I zimno zabije protoplazma i przez to pozbaw i na
sien ie zdolności kiełkowania, lecz jeżeli plazma przez w ysuszenie osięgła maximum koncentracyi i przez to minimum działalności, nizka tem peratura w pływ u na zdolność kiełkow ania nie ma. O ja- kiem ś zaw ieszaniu czynności życiow ych plazm y nie może być m owy.
(Comptes B endus). F. Ii.
— 0 toksynach i anlytoksynach zmęczeniadr. W olfgang W eichardt podaje sw oje spostrzeżenia w „M iiachener m edicinische W ocheo- schr.ift" i „K linisch-therapeutische W ochenachrift!< z 1 9 0 4 r.
O ddaw ca znany je s t fakt, że w razie ogólnego zm ęczenia cia ła w m ięśniach tworzą się pew ne zw iązki, jak kw as mleczny, mocznik, kreatyna i kreatynina, k tóre dla znużenia organizmu mają jednak tylko drugorzędne znaczenie. N ied awno wspomniany badacz zdołał dow ieść w soku m ięśniowym zw ierząt, w w ysokim stopniu zmęczonych skutkiem usilnej pracy, obecności toksyny. W tym celu m ięśnie zw ierząt zmęczonych po roztarciu z roztworem so li kuchennej pozostawiono przez k ilka godzin działaniu autolizy; otrzymany w ten sposób sok m ięśniow y po zastrzyknię-
462 W SZECH ŚW IAT No 29
ciu pod skórę lub do jam y brzusznej rozm aitych zw ierząt w m ałych ilościach w yw o ły w a ł objaw y znużenia i działał usypiająco, za użyciem zaś w iększej dozy po głębokim śnie następow ała w reszcie śm ierć skutkiem zm ęczenia ze w szystk iem i charakterystyeznem i objaw am i. W y c ią g z m ięśni zw ierząt niezm ęczonych zupełnie nie działał, w yciąg zaś m ięśn iow y zw ierząt trochę ty lk o zm ęczonych w yk azyw a ł działanie słabe.
J eżeli opisana w yżej toksyna zm ęczenia w stanie św ieżym lub w ysuszona zostanie pow tórnie zastrzyknięta zw ierzętom pod skórę, do jam y brzusznej lub do naczyń krw ionośnych początkow o w małej ilości, a następnie w stopniow o w ię kszych dozach, to w e krw i tw orzy się w krótce antytoksyna, w skutek której zw ierzęta stają się od- pornemi na działanie naw et dość znacznych daw ek tok syn y , jak rów nież bez szk od y znoszą natężoną pracę, przyczem tworząca się podczas usilnej pracy toksyna zostaje zupełnie zobojętniona przez obecną w e krw i an ty toksynę. K rew zw ierząt uodpornionych na w p ły w y tok syn y (lepiej brać surow icę) może b y ć użyta w celu im m unizacyi innych zw ierząt. Z w ierzęta zdrow e, którym za- strzyknięto an tytoksynę, m ogą w yk on yw ać w ię kszą pracę, niż zw ierzęta nieuodpornione. T e sam e skutk i otrzym ują się w razie stosow ania imm unizacyi u ludzi.
O dpow iednie w ięc u życie an ty tok syn y przeciw ko zm ęczeniu w p ływ a na zw ięk szen ie rzeźkości organizm u i zdolność jego do pracy, n ie działając szkod liw ie na sen i n ie pociągając za sobą żadnych niepożądanych skutków dla zdrow ia.
Cz. St.
— Leucyna i tyrozyna, jako źród ła azotu dla roślin. Lutz w 1 8 9 8 r. robiąc dośw iadczenia doszedł do w niosku, że w sztucznych hodow lach rośliny kw iatow e n ie korzystają z leucyny i tyrozyny, jako źródeł azotu, g d y tym czasem n iższe grzyb y przysw ajają go bardzo dobrze z tych zw iązków organicznych. W ostatnich badaniach sw oich p. L utz zam iast piasku, poprzednio używ anego, zastosow ał drobne ku leczk i szklane, które znajdow ały s ię w starannie stery lizow an ym aparacie i b y ły zw ilżone cieczą odżyw czą, do której dodano na 75 cm3 0 ,5 g leu cyn y lub tyrozyny. D o badań użyto nasion Oucumis vu lgaris, które uprzednio w yjałow iono przez obm ycie w sublim a- cie. W y n ik dośw iadczeń b y ł dodatni, gd yż pokazało się, że leucyna i tyrozyna m ogą dostarczać azotu n iety lk o grzybom (A spergillu s, P en icil- lium ), lecz i roślinom kwiatowjTn.
W pracach daw niejszych w spom iany badacz w ykazał, że aminy, am idy i n itry le mogą b yć asym ilow ane w rozm aitym stopniu. N ow sze badania L utza nad pleśniakam i św iad czą , że am idy ze w szystk ich ciał zaw ierających azot najłatw iej mogą b y ć przysw ajane przez grzyby; am in y zajmują drugie m iejsce, a n itry le przyczyniają s ię tjdko do bardzo nieznacznego w zrostu.
Z dośw iadczeń tych w yp ływ a, że zw iązki o naj
prostszej cząsteczce są najlepszem i źródłami azotu dla roślin. Cz. St.
(N aturw . R und.).
— Obecność jadu w jajkach żmij została niedaw no w ykazana przez p. C. P hisalixa . W każdym z jajn ików żmii (Y ipera aspis) w końcu kw ietn ia znajduje się po 5 — 10 zarodków różnej w ielkości. J eżeli przetniem y pow łokę jaja i w yciśniem y jeg o zawartość, otrzym am y gęstą żółtą masę o odczynie słabo kw aśnym , składającą się głów nie z żółtka odżyw czego, i la sa , rozpuszczona w w odzie, w yw ołuje u św inki morskiej po za- strzyknięciu w szelk ie oznaki zatrucia jadem żmii. U zw ierzęcia w ystępuje charakterystyczne opuchn ięcie ciała w m iejscu zastrzyknięcia, stopniowe obniżenie tem peratury, trudność oddychania i poruszania się , w reszcie śm ierć.
Substancya, powodująca te sym ptom y zatrucia, posiada w łasności fizyczne jadu: nie dyalizu- j e się i działalność jej słabnie z podwyższaniem tem peratury. J eże li nienaruszone jaje włożymy na kilkanaście dni do w od y z chloroformem, a po w ysuszen iu zastrzykniem y jego zaw artość św ince, zauw ażym y, że w ystąpią też oznaki zatrucia,
.c o i po zastrzyk nięciu zaw artości jaja św ieżego. W od a zaś, w której odbyw ała się m aceracya jaja, je s t zupełnie nieszkodliw a. W nioskujem y w ięc, że p ierw iastk i trujące nie dyfundują przez skorupę jaja. R ów nież nader wolno jad dyfuduje w tkankach. G dy daw ka zastrzyknięta je s t dość w ielka, aby w yw ołać szybką śm ierć, znajdujemy w iększą część zastrzykniętej m ateryi nienaruszoną w m iejscu zastrzyknięcia. Przez ogrzewanie własności trujące zmniejszają się. W 5 8 — 60° jadow itość zawartości jaja nie słabnie, tem peratura 70° okazuje już swój w p ływ , a w 8 0 ° pierw iastk i trujące zostają zniszczone. Św inka, k tórej zastrzyknięto 2 cm3 żółtka, ogrzew anego przez 2 0 m inut do 80° C., nie okazyw ała żadnych oznak zatrucia.
K rew żmii, zastrzyknięta zdrow ym zw ierzętom, w yw ołuje rów nież objaw y zatrucia jadem , lecz daw ka musi b yć 2 razy w iększa, niż zawartość jaja. Żaden organ ciała żmii, n ie mówiąc naturalnie o gruczołach jadow ych, n ie zawiera ty le trujących p ierw iastków , co zarodek. W nosim y ztąd, że w chw ili rozpoczęcia się u żmii oogenezy pierw iastki czynne jadu zbierają się w jaju . J e s t rzeczą zupełnie możebną, że i inne specyficzne substancye przechodzą z krw i do jaj, w yw ierając pew ien w p ływ na ich rozwój. J eśli tak, to zjaw iskom m echanicznym ontogenezy towarzyszą zjaw iska chem iczne i odgryw ają zapew ne znaczną rolę w kształtow aniu s ię ox-ganów i w m echanizm ie dziedziczności.
(Comptes R end us). F. R.
— Badania nad filogenezą osłonie. N ie dawno p. Ch. Ju lin og łosił krótkie spraw ozdanie o małej, d ługości 6 — 1 0 nim żachw ie, którą znalazł w zatoce N eapolitańskiej, w dw u miejscach
j\o 29 W SZECHŚW IAT 463
Da otębokości 1 i 3 5 m. Żachwa ta odznacza się bardzo prostą budową ciała. Zebraw szy w iększą ilość danych p. Ju łin og łosił obecnie bardziej s z c z e g ó ło w y opis budow y anatomicznej i rozwoju tgo-o gatunku, który został już poprzednio nazwa- n\- przez n iego A rchiascid ia neapołitana. Gatunek ten posiada tak w iele odrębnych cech, że wspomniany badacz utw orzył naw et specyalną rodzinę A rchiascidiidae.
W ydłużone ciało tej żachw y podzielone jest przewężeniem na dw ie części: przednią krótszą tu łów (thorax) i ty lną dłuższą odw łok (abdomen) w pierwszej znajduje s ię w orek skrzelow y, przełyk. początek je lita i przew7ody organów płciow ych; w drugiej m ieści się w iększa część przew odu pokarm ow ego, organy p łciow e i serce. S kó ra jest cienka i przezroczysta; układ m ięśniowy składa się praw ie w yłącznie z m ięśni podłużnych, tylko w okolicy syfonów znajdują się m ięśnie koliste.
Po bokach ciała ciągną się dwa rzędy otworów skrzelowych z każdej strony. Osierdzia (epicar- dium) brak, lecz w zdłuż całego odw łoka ciągnie sie pochwa, która dzieli s ię na w iększą, grzbietową jamę i m niejszą— brzuszną.
Uruczoły traw ienne składają się z nielicznych (5 — 6) n ierozgałęzionych rurek przebiegających równolegle do je lita i otw ierających się nierozsze- rzo n y m , w spólnym przewodem do żołądka. Jajnik jest krótki, prosty, rurkowaty; jądro jednopłatow e. Jajow ód przedłuża się w tylnej, grzbietow ej części jam y okołoskrzelowej w fałdę łożyskow y, otaczającą krążkow ate łożysko, do którego przytwierdzone są jajka podczas całego rozwoju embryonalnego. N a podstaw ie budow y otw orów skrzelow ych, braku osierdzia, budow y gruczołów traw iennych i organów p łciow ych Jułin u w aża w spom iany gatunek A rchiascidia neapoli- tan a za najbardziej prym ityw ną formę pośród dotychczas znanych żachw , która w ed ług niego zbliża się do hypotetycznej Protascidia.
(Naturw. E und.). Cz St.
— Przyczynki do poznania budowy liści palmowych. O. B obisut pobudzony przez H aber- landta porównał w ostatnich czasach budow ę liści kilku lepiej znanych palm (N ipa fruticans, Aren- ga saccharifera, C eroxylon andicola, Cocos nucife- ra , Chamaerops hum ilis i E laeis guineensis), chcąc w yjaśnić, ja k koordynuje s ię budowa wewnętrzna liścia z warunkami zew nętrznego środowiska, w którem roślina żyje. Poniew aż zaś wpływ środow iska odbija s ię najwięcej na procesie transpiracyi, specyaln ie zajął s ię on zbadaniem narządów przeznaczonych do spełniania tego.
Okazało się, że istotn ie w każdym poszczegól- nym razie budow a liścia ściśle je s t przystosow ana do warunków środow iska. T ak E laeis guine- ensis, rosnąca w cieniu w ilgotnych lasów podzwrotnikowych posiada narządy w łoskow ate, w y dzielające w odę, których istn ien ie tłum aczy się Potrzebą w ydzielania w ody w stanie płynnym
w skutek tego, że transpiracyra w obec znacznej w ilgotności powietrza nie może dokonyw ać się dostatecznie energicznie. N atom iast liście Chamaerops hum ilis, zamieszkującej krainy, gdzie m iesiące całe trw a posucha, są zbudowane w ed ług ty pu kserofitow ego.
A renga, Cocos, Ceroxylon i N ipa, aczkolw iek rosną zw ykle w środow isku w ilgotnem , w ystaw iają jednak liście sw oje na silne działanie słońca; te ostatnie posiadają w obec tego urządzenia zabezpieczające je od zbytniej utraty w ody, chociaż w szystk ie różnią się pod tjTm w zględem pom iędzy sobą.
U Cocos nucifera czynnikiem chroniącym jest naskórek; zewnętrzne błonki komórek jego są bardzo zgrubiałe i tworzą dobrze w ykształcony nadskórek, pokryty oprócz tego jeszcze znaczną w arstw ą wosku. N ipa fruticans posiada szczególnie urządzone szparki; m ianowicie para wodna w ychodząca z jam y przedechowej, musi przejść przez bardzo w ązką i krętą szparkę— pom iędzy w ielom a w ystępam i nadskórka. U A renga i Ce- roxylon nakoniec dolne pow ierzchnie liści są pokryte zupełnie przez w łoski, które tworząc gęsty kutner chronią je od zbytnio natężonej transpiracy i tak doskonale, że szparki są tu zbudowane w ed ług typu hyrgrofilow ego.
(Naturw. R und.). * Ad Cz.
— Węch ptaków, p . H ill podaje w „N aturę “ rezultaty sw ych dośw iadczeń nad w ęchem in d yka. K w estya czy ptaki posiadają w ęch n ie je s t jeszcze ostatecznie rozstrzygnięta. D ane anatomii są sprzeczne. K om ory nosowe u ptaków są dość siln ie rozw inięte, lecz fakt, że najw iększego rozwoju dosięgają one u ptaków morskich, które,0 ile s ię zdaje, mało posługują się zm ysłem powonienia dla w yszukiw ania pokarmu, w skazuje że komory ow e służą do jak iegoś innego celu. N iektórzy przypuszczają, że w komorach nosow ych ogrzew a się pow ietrze p rzed dostaniem się do płuc. L ecz tem u znowu przeczy zupełny brak otworów nosow ych u n iektórych ptaków , jak np. u fregaty . P ow ietrze może oczyw iście przenikać do płuc przez otw arte podniebienie, lecz w ted y nie ogrzew a się ono w komorach nosow ych.
Obserwow anie ptaków zdaje się przeczyć istn ieniu u nich zm ysłu powonienia. Badacze, studyu- jący obyczaje ptaków drapieżnych, a szczególniej ścierw ników , zgadzają się jednom yślnie na to, że jeżeli ukryjem y padlinę zw ierzęcia za jakąkolw iek zasłoną,'ptaki n igd y nie znajdą jej. D r. Guil- lem ard mówi, że nieraz zdarzało mu się na polow aniu chować zabitą antylopę w gniazda po term itach. N ad w ieczorem w racał po zdobycz1 często w idział sępów , siedzących o kilka kroków od trupa zw ierzęcia i n ie podejrzewających naw et jego obecności.
W celu w yjaśnienia k w esty i w ęchu u ptaków p. H ill przeprowadził szereg dośw iadczeń nad indykam i. U m ieszczał on m ianowicie parę indyków w kurniku, połączonym zapomocą drzw iczek z du
W SZECHŚW IAT JM® 29
żą drucianą klatką. W klatce n asypyw ał na dw a przewrócone sita ziarna i pod jednem z sit u m ieszczał różne substancye, w ydające siln y odór. Siarczek w ęgla i karbid n ie w yw iera ły żadnego w pływ u na indyki. P tak i najspokojniej dziobały ziarno. Gąbka, zmoczona chloroformem, została umieszczona pod sitem . Ind yczka najspokojniej skończyła sw e pożyw ienie, pod koniec ty lko okazując pew ne oznaki narkozy. N a w et kw as prusk i nie w yw iera ł w p ływ u na indyka. G dy pod sitem um ieszczono spodek, napełniony kw asem siarczanym i cyankiem potasu, in dyk przez p ew ien czas ja d ł ziarno', choć odór kw asu pruskiego b y ł tak silny , że czuć go b y ło o 3 0 jardów . D opiero po k ilku minutach przestał je ść i, zataczając się, w rócił do kurnika. O becność asa fe tyd y , olejku anyżow ego i law endow ego, kam fory i innych substancyj zupełnie b y ła obojętną dla indyków .
D ośw iadczenia te zdają się w skazyw ać, że zmysł powonienia u indyków zupełnie nie jest rozwin ięty . F. U.
N O T A T K I B IB L IO G R A F IC Z N E .
— A. Sattler. T echnologia i Przyrodoznawstw o (T echnologie und N ąturkundę). Ze 176 rys. Er. Y iew eg i Syn. Cena 3 ,5 0 mk.
K siążka, przeznaczona głów nie do użytku szkół handlow ych.
— O. Frolich. Rozw-ój pomiarów elektrycznych (D ie E n tw ickelung der elektrischen Me; sungen). Ze 1 2 4 rys. w tekście. Er. Vieweg i Syn. Cena 6 mk.
J est to zeszyt V Zbioru monogratij przyrodniczych i m atem atycznych pod tytu łem ogólnym D ie W issenschaft).
B U L E T Y N M E T E O R O L O G I C Z N Y
za czas od d. 1 do d. 10 L ip s i 1905 r.
(Ze spostrzeżeń na stacy.i m eteorologicznej przy M uzeum P rzem ysłu i R oln ictw a w W arszaw ie).
<D
Barometr red. do 0° i na ciężkość 700 m m -j-
Temperatura w st. Cels.Kierunek
prędk. wiatru w raj sęk.
Zachmurzenie
(0 - 10) Sum
aop
adu
UW AGI
Q 7 r. 1 p. 9 w. 7 r. 1 p. 9 w. N ajw . Najn. 7 r. l p . 3 w. 7 r. l p . 9 w. mm
1 s. 52,1 52,1 52,0 23,8 29,0 26,4 30,5 20,5 0 N E j N Ę © 6 © 5 6 2,0 # 1 2 80l 30w nocy
2n. 53,9 54,6 54,6 21,4 27,1 25,2 28,0 14,8 n e 3 NE., 0 © 6 © 6 8 —
3 p . 53,6 53,1 53,9 26,4 22,4 22,4 30,0 21,0 0 W . N5 6 10 • 9 10,7 & ę p. m.
4w- 54,9 54,3 54,2 | 19*8 23,8 20,7 2,50 18,5 0 NVVS 0 8 © 5 2 —
5 ś. 53,5 51,3 48,7 1 16,8 22,6 20,3 26,0 15,0 n e 2 N j Bi © 7 9 3 0,5 • n.
6 c. 45,1 48,5 44,6 22,0 27,2 18,0' 28,0 18,0 S5 W , NW* 9 © 8 10 2,8 « T 730 750a ;*K
7p. 48,2 47,2 50,3 18,4 19,6 15,6 22,0 13,8 NWS NW, NW, © 2 © 4 4 —
8 s. 52,4 51,4 51,4 .16,8 20,7 18,2 22,5 11,5 s w 2 W 5 n w 4 © 0 10 10 —
9n. 51,6 51,5 50,9 17,6 23,6 19,6 24,5 14,5 fSW, NW, NWt 9 © 6 2 —
10 p. 50,8 49,8
00ą
19,6 25,1 22,1 26,0 14,6 n w 5 NW, n w 2 ©O © 4 9 —
Średnie | 51,6 50,9 51,0 20,3 | 24,1 20,9 26,3 16 ,21 2,5 3,1 2,4 5,3 6,7 6,3 i “ .II
Stan średni barometru za dekadę: */3 (7 r. - f -1 p. -f- 9 w.) Temperatura średnia za dekadę:
Suma opadu za dekadę:
=s= 751,2 mm ■/« (7 r. + 1 p. + 2 X 9 w.) = 21°,5 Cels.
= 16,0 mm
TR E ŚĆ . G eologia k siężyca , przez F . R . — R osa mączna agrestu (Sphaerotheca mors uvae Berli et Curt), przez Stanisław a C h ełchow skiego. — -Galvanotropizm i galvanotaxis w ym oczków , przez Maryę R adw ańskę. — Z. M atout. O trybolum inescencyi. — Kronika naukowa. — N otatki bibliograficzne —
B u letyn m eteorologiczny.
W yd aw ca W . W R Ó B L E W S K I. R edaktor B R . Z N A T O W IC Z .
j03B0aeH0 U©H3ypoK). BapujaBa 8 lw.ia 1905 r. Druk Rubieszewskiego i Wrotnowskiego, Włodzimierska 3.