BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

101
BIO::FLOW poradnik miejskiego ogrodnika

description

Publikacja „BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika” jest efektem odbywających się od stycznia do października 2014 roku comiesięcznych spotkań z cyklu „BIO::FLOW. Miejska ekopunktura: od etnobiologii do hortiterapii”. Poradnik jest nie tylko zbiorem praktycznych wskazówek i kluczowych pojęć z zakresu miejskiego ogrodnictwa, lecz przede wszystkim wyprawą w kulturowe sfery świata roślin: etnobotanikę, guerilla gardening, rośliny muzyczne (florofony), sztukę związaną z organicznym obszarem biologii. „BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika” Kraków 2014 redakcja: Anna Lebensztejn, Marek Styczyński teksty: Joe Hollis, Anna Lebensztejn, Anna Nacher, Piotr Siwek, Marek Styczyński, Bożena Szewczyk-Taranek korekta: Joanna Myśliwiec tłumaczenie tekstu Joe Hollisa: Agnieszka Zych projekt i skład: Agata Biskup © Wydawca i Autorzy, Kraków 2014 ISBN 978-83-62224-45-6 wydawca: Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki dyrektor: Piotr Cypryański Publikacja podsumowująca i

Transcript of BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

Page 1: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

1

BIO::FLOWporadnik miejskiego ogrodnika

Page 2: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

2

BIO::FLOWporadnik miejskiego ogrodnika

red. anna lebensztejn, marek styczyński

Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki Kraków 2014

Page 3: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

spis treści

7wprowadzenie Marek Styczyński

11 bio::flow. podsumowanie Anna Lebensztejn

17 bioregionalizm w praktyce miejskiej Marek Styczyński

31bunkier w ogrodzie Anna Lebensztejn

37chwasty Anna Lebensztejn

43drzewo. katalog wystawy Marek Styczyński

51dyniowate – rośliny kulturowe i użytkowePiotr Siwek

57ekologia Marek Styczyński

61ekoton Marek Styczyński

65etnobotanika Marek Styczyński

71fitobunkierAnna Lebensztejn

83florofony, fitofony, fitoinstrumenty Marek Styczyński

95fotografia organicznaMarek Styczyński

105guerilla gardeningAnna Nacher

113hortiterapia Bożena Szewczyk-Taranek

123kultura slow Anna Nacher

129leśne ogrody Marek Styczyński

137magia ziółMarek Styczyński

147organicAnna Lebensztejn

153pothole gardening Anna Lebensztejn

159 rajskie ogrodnictwoJoe Hollis

175 RoślinaMarek Styczyński

179 sustainizmMarek Styczyński

185 teoria gai Marek Styczyński

191 zmysłowe życie roślin Marek Styczyński

Page 4: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

6 7

wprowadzenie

Swobodny dryf po zagadnieniach związanych z nowymi praktykami ogrodniczymi, dyskutowanymi i realizowanymi w miastach, wydał mi się dobrym kluczem do odkrywania bogactwa pomysłów, działań, doświadczeń, przypomnień i mikronisz kulturowych ludzi realizujących własne style życia. Niektóre z nich zyskały na rozgłosie przez portale społecznościowe i publikacje w mediach, inne żyją własnym życiem i mutują w nieznanych szerzej kierunkach, a są i takie, które z kontrkulturowego podglebia wykształcają obiecujące, organiczne wizje polityczne i socjalne.

Wybierając zestaw tematów do spotkań w Bunkrze Sztuki, nie posługiwałem się hierarchiczną koncepcją spraw ważnych, mniej ważnych i tych trzymanych często sztucznie w dziale tematów marginalnych. Mechaniczne sięganie do korzeni, tak ulubione w środowiskach dawnej kontrkultury, jest dzisiaj – mówiąc językiem botanika – kurczowym i jedynie nawykowym trzymaniem się wertykalnego pnia/łodygi kultury. Wybierając biologiczny dryf, chciałem wskazać na botanicznie interesujące, a kulturowo niezwykle obecnie istotne organiczne składowe, jakimi są kłącza i rozłogi. Botanicy wiedzą, że korzenie roślin są jedynie podziemną częścią widocznej łodygi, a to samodzielne biologicznie kłącza rozdzielające się na sieć rozłogów kryją prawdziwy potencjał i gwarantują przetrwanie. Dzisiejsze miasta przypominają żywe i rozwijające się po części

Marek Styczyński, fot. Joanna Urbaniec

Page 5: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

8

samodzielnie twory. Czym więcej organicznej samoregulacji, tym lepiej dla mieszkańców.

Po serii bardzo intensywnych spotkań w Bunkrze Sztuki i bezdyskusyjnej akceptacji ryzykownej koncepcji BIO::FLOW pojawiła się potrzeba zebrania naszych wypraw w tak wielu kierunkach w dodatkowe źródło inspiracji, które nazwaliśmy poradnikiem miejskiego ogrodnika. Stało się tak dlatego, że istotą miejskich praktyk ogrodniczych jest cel ich podejmowania i produkcja żywności zazwyczaj jedynie towarzyszy kilku innym równie ważnym. Ogród jest także najlepszą figurą kulturową opisującą powody, kierunki i konkretne działania miejskich ogrodników.

Co to jest ogród i co to jest ogrodnictwo? Jak się praktykuje prawdziwe ogrodnictwo, co się sadzi i po co? Na te pytania szukaliśmy odpowiedzi w pracy i tekstach doświadczonych praktyków – Joe Hollisa z jego kanonicznym manifestem Rajskie ogrodnictwo, w doświadczeniach nad leczeniem ogrodami (hortiterapią), w zakładaniu ogrodów leśnych, w wyborze roślin prostych w uprawie, ale wydajnych i możliwych do wykorzystania jako pokarm i ważny substrat kultury (jak zaskakująco bogata rodzina dyniowatych i niektóre krzewy i drzewa), ale także kategoria kulturowa – chwasty, czy rośliny muzyczne (florofony), zioła, bez których praktykowanie duchowości nie byłoby tak interesujące i głębokie. Jako przyrodnik staram się uparcie o prawidłowe zrozumienie pojęć, jakimi się posługujemy: roślina, drzewo, organiczność, ekologia, ekoton, etnobotanika… Szczególnie trzy pojęcia i nazwy na „e” wydają mi się fundamentem organicznej przyszłości: ekologia, ekoton, etnobotanika!

Podstawowa dla naszych wyborów konkretnych praktyk i gatunków roślin jest nasza świadomość bioregionalna, wiedza na temat Ziemi, wyjątkowego miejsca, w którym żyjemy, i poszukiwania etyki, która sprosta zmianom. Sustainizm, kultura slow, czynna niezgoda na stare polityki miejskie w postaci guerrilla gardening czy całe obszary sztuki związanej z organicznym obszarem biologii to ważne spacery w duchu starego, ale niezmiennie inspirującego sytuacjonizmu, który doskonale odnalazł się w nowej epoce.

Poradnik jest tworem organicznym i stworzyli go bardzo różni autorzy o często odległych specjalnościach i zainteresowaniach. Miejskie ogrodnictwo wymaga współdziałania i jest ze swej natury praktyką interdyscyplinarną i dającą miejsce na nowe i inne. Od chwili opublikowania zacznie on żyć własnym życiem i będziemy z zaciekawieniem obserwowali, jak być może zaskakująco rozwinie się z licznych uśpionych pączków w rozległą i wzbogacającą się wzajemnie sieć wsparcia bez wyraźnego początku i końca.

Marek Styczyński, Biotop Lechnica, 29 listopada 2014 roku

Page 6: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

10 11

bio::flow. podsumowanie

Publikacja BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika jest efektem odbywających się od stycznia do października 2014 roku comiesięcznych spotkań z cyklu BIO::FLOW. Miejska ekopunktura: od etnobiologii do hortiterapii, realizowanych w ramach projektu Doświadczanie sztuki. Edukacja kulturalna w Bunkrze i dofinansowanych ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Autorem cyklu i prowadzącym spotkania był Marek Styczyński, zaś w poszczególnych warsztatach brali udział goście specjalni. Spotkania skupione były wokół odkrywania obecności roślin w życiu współczesnych mieszkańców miast. W ramach warsztatów, wykładów i krótkich prelekcji podejmowane były takie tematy jak etnobotanika i etnobiologia, nowe ogrodnictwo, ekodesign i hortiterapia, sposoby komunikowania się roślin czy sztuka inspirowana tematyką przyrodniczą. Kulminacją cyklu było zaprojektowanie i stworzenie ogrodu w przestrzeni wokół Galerii.Tematem pierwszego styczniowego spotkania – którego gościem specjalnym była dr Anna Nacher z Instytutu Sztuk Audiowizualnych Uniwersytetu Jagiellońskiego – były przykłady wskazujące na to, jak rośliny i zwierzęta mogą stanowić inspirację dla budowania instrumentów muzycznych. Poruszone zostały także zagadnienia związane z komunikowaniem się roślin, fitomuzyką i florofonami, które – jak się okazało – cieszyły się ogromnym zainteresowaniem odbiorców (ponad 70 uczestników!). Kolejne lutowe spotkanie zostało poświęcone etnobotanice domowej: przyprawom intelektu i roślinom miłości, zaś swoją

Page 7: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

12

wiedzą w tym temacie dzielił się prof. Andrzej Chlebicki z Instytutu Botaniki Polskiej Akademii Nauk. Tematem następnego marcowego wydarzenia było ogrodnictwo jako forma ekspresji. Wychodząc od green guerillas i książki Richarda Reynoldsa On Guerrilla Gardening, poruszone zostały kwestie ogrodów społecznościowych, partyzantki ogrodniczej, dzikiego życia w mieście, roślin inwazyjnych i inżynierii wernakularnej. Wsparciem w zakresie hortiterapii służyła dr Bożena Szewczyk -Taranek, zaś artystka multimedialna Karolina Grzywnowicz przybliżyła swój projekt Chwasty, powiązany z eksplorowaniem zasobów przyrodniczych. Po raz pierwszy uczestnicy zostali również wciągnięci w bezpośrednie ogrodnicze działania – w pierwszym etapie w formie domowej uprawy sadzonek rozdawanych w czasie warsztatów. W czasie czwartego kwietniowego spotkania analizowane było ogrodnictwo jako taktyka obronna, a w związku z tym następujące zagadnienia: mikroogrodnictwo, slow zasoby, drzewa i fitomelioracja miejska, balkonowe uprawy roślin jadalnych, rośliny pokarmowe w mieście, filtry i bufory roślinne. Tematykę prelekcyjnej części poszerzyli zaproszeni goście: prof. Piotr Siwek z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie z wystąpieniem na temat dyniowatych jako roślin użytkowych i kulturowych oraz dr Maja Głowacka i dr Bogdan Ogrodnik z fundacji Pracownia Edukacji Żywej z Mikołowa, odnoszący się do zagadnień psychoedukacji roślinnej. Kulminacją spotkania były pierwsze prace ogrodnicze realizowane pod okiem prof. Piotra Siwka i Marka Styczyńskiego – przy udziale licznie zgromadzonych i entuzjastycznych uczestników warsztatów posadzone zostały dolne piętra FitoBunkra, czyli specjalnie zaprojektowanego dla Bunkra ogrodu: cebulki lilii, sadzonki kilku gatunków mięty i ziarna

kwitnącej fasoli. Podczas kolejnych, nieformalnych spotkań ogród został powiększony o sadzonki kilku gatunków dyni. Ostatnie zaplanowane przed wakacjami warsztaty poświęcone były dalszej rozbudowie ogrodu o sadzonki kilku gatunków dyniowatych, topinamburu i kabaczków, papryki i kapusty ozdobnej. Gościem specjalnym była Ewa Goral, malarka inspirująca się w swojej twórczości etnobotaniką, zaś uczestnicy spotkania poszerzali ponadto wiedzę w zakresie planowania rozwoju ogrodu. Wakacyjne miesiące były czasem prac niezbędnych do utrzymania ogrodu rosnącego wokół Galerii i czynności pielęgnacyjnych. Ostatnie jesienne spotkanie w ramach cyklu skoncentrowane było na praktykach ogrodnictwa miejskiego z Londynu i Berlina i zapowiadało przygotowywane opracowanie.W momencie powstawania Poradnika zakończyliśmy już tegoroczne prace ogrodnicze w FitoBunkrze, a nasz ogród zapadł w zimowy sen. Przed nami okres planowania działań na 2015 rok – mamy nadzieję, że ogród wokół Bunkra będzie jeszcze piękniejszy i że dalej będzie miejscem działań realizowanych z Waszym udziałem.

Anna Lebensztejn

Page 8: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

14 15Pierwsze spotkanie z cyklu BIO::FLOW: Florofony albo o tym, jak zwierzęta i rośliny uczą nas muzyki i komunikacji, styczeń 2014, fot. Anna Lebensztejn

Piąte spotkanie z cyklu BIO::FLOW: Fitobunkier, czyli budowa ogrodu wokół Bunkra Sztuki, maj 2014, fot. Anna Lebensztejn

Page 9: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

17

Bbioregionalizm w praktyce miejskiej

Page 10: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

18 19Bez czarny w fazie kwitnienia, fot. Bogdan Kiwak Bez czarny w fazie owocowania, fot. Bogdan Kiwak

Page 11: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

20 21

Kłokoczka południowa w fazie kwitnienia, fot. Bogdan Kiwak Kłokoczka południowa w fazie owocowania, fot. Bogdan Kiwak Owoce kłokoczki południowej, fot. Bogdan Kiwak

Page 12: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

22 23

Bioregionalizm jest pojęciem stosunkowo nowym, pojawił się wraz z rozwojem kontrkultury w latach 70. XX wieku i za jego autora uważa się Allana van Newkirka, który w 1973 roku do znanego pojęcia: region (o zabarwieniu antropocentrycznym) dodał bio dla zaznaczenia podejścia biocentrycznego. W przybliżeniu bioregion można zdefiniować jako spójny obszar wyznaczony przez naturalne siedliska i przyrodnicze granice, który cechuje swoista budowa geologiczna, flora, fauna, rzeźba terenu i szerzej krajobraz, klimat – w połączeniu z tradycyjnymi formami kultury ludzi zamieszkującymi bioregion wraz z ich zwyczajami, stylem życia i sztuką. W żywym, niezniekształconym bioregionie, mamy do czynienia z silną więzią pomiędzy kulturą ludzką a przyrodą, która jest głęboko zapisana i praktykowana w duchowości, sposobach użytkowania ziemi i stylu życia, a nawet w mentalności. Można powiedzieć, że kiedy ludzie zamieszkujący jakiś region traktują go jako swój dom, a nie dekorację do czasowego przebywania czy miejsce eksploatacji zasobów aż do ich wyczerpania, mamy przesłanki do wyodrębnienia bioregionu.

Bioregionalizm zyskał nowe, prawne oblicze w wyniku przyjęcia w dużym stopniu biocentrycznego sposobu myślenia w kształtowaniu Unii Europejskiej i właściwie nigdzie poza Europą nie jest w takim stopniu wprowadzony w życie na poziomie regulacji międzynarodowych. Jedną z form prawnych i szansą na administracyjną oraz gospodarczą realizację idei bioregionalizmu jest europejska sieć Natura 2000. Nie znaczy to, że wszyscy

powołani do zarządzania bioregionami w Polsce rozumieją podstawową ideę bioregionalizmu. Istnieje wręcz pilna potrzeba przypominania o niej i prowadzenia dyskusji podczas podejmowania decyzji gospodarczych na każdym poziomie.

Bioregionalizm był ważnym elementem tzw. ekologii radykalnej; podstawami tego podejścia są: ekologia głęboka, ekofeminizm i ekologia społeczna.

Dzisiaj, rzecz jasna, nieco inaczej rozumiemy podstawy bioregionalizmu i zasady ekologii radykalnej, ale warto przypomnieć (w kontekście kooperatyw spożywczych i wszelkich działań mających wpływ na bioregion, w jakim żyjemy) kilka historycznych, ważnych zasad, które przyświecały tworzeniu ich teoretycznego zaplecza.

Sześć funkcji bioregionalizmu według wskazówek Thomasa Barry’ego to:

1. Uznajemy, że wszystkie gatunki na obszarze mają takie samo prawo do życia i korzystania z niego jak my, zachowujemy ich środowisko naturalne i korytarze migracyjne.2. Wzajemna opieka oznacza, że wzrost, rozwój, użycie środków są limitowane dobrem pozostałych uczestników wspólnoty życia na tym obszarze, nie możemy przekraczać granic ani zajmować życiowych obszarów innych gatunków.3. Edukacja od bioregionu – na poziomie fizycznym, chemicznym, biologicznym i kulturowym bioregion dostarcza wzorów edukacyjnych, ważnym aspektem tej edukacji jest doświadczenie, a nie tylko przekaz informacji.

Page 13: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

24 25

4. Samozarządzanie – każdy bioregion cechuje pewien wewnętrzny porządek, powstały w wyniku procesu ewolucji, naruszanie tego porządku odbije się na niszczeniu bioregionu i jego „zewnętrznych” związków, zarządzanie powinno odbywać się oddolnie – powinny być reprezentowane interesy każdego mieszkańca bioregionu (nie tylko zbiorowości).5. Samouzdrawianie – każdy bioregion wyposażony jest w siły, które pozwalają mu na regenerację, nawet zniszczenie jakiegoś obszaru w ramach bioregionu może być „zagojone” dzięki tym potencjalnym możliwościom; odnoszą się one nie tylko do świata przyrody, lecz także do człowieka.6. Własna ekspresja i samowystarczalność – każdy bioregion jest do pewnego stopnia samowystarczalny; jego istota wyraża się w różnych formach przyrodniczych i kulturowych, to z nich właśnie pochodzi kulturowa różnorodność regionalna.

Świadomy popyt w duchu bioregionalizmu sprowadza się do wyboru takich gatunków roślin, produktów zwierzęcych i przetworów, które odpowiadają miejscowym warunkom naturalnym i sprzyjają utrzymaniu równowagi biologicznej regionu. Jest wiele możliwości negocjacji rodzaju upraw, z jakich będziemy korzystać w ramach rozmaitych form kooperatyw, a najskuteczniejsza z nich to zestawienie listy produktów preferowanych i zamawianych przy porozumieniach długofalowych. Kooperatywy spożywcze nie muszą polegać jedynie na odbiorze lub zakupie wyprodukowanych dóbr, ale mogą być czynnikiem kształtującym skład upraw/produkcji na długie lata. W taki sposób możemy odzyskać gatunki i odmiany roślin jadalnych i leczniczych, które zostały zmarginalizowane

przez przemysłowo -handlowy kompleks kreujący popyt w sposób nieuwzględniający dostatecznie miejscowej tradycji i zasobów.

Aby przełamać taką dominującą ciągle praktykę, wybory konsumentów muszą być świadome i powinny się liczyć z potrzebą zachowania równowagi biologicznej w skali pojedynczego odbiorcy, jego rodziny i grupy przyjaciół (a także w skali regionu, w jakim kooperatywa zaczyna działać). Dlatego kluczowe jest rozpoznanie bioregionu oraz jego zasobów, czyli tradycyjnych i nowych gatunków roślin i zwierząt hodowanych, na podstawie których wytwarza się żywność, oraz naturalne (dzikie) zasoby pokarmowe i podstawowe dla życia: zasoby wody, stan powietrza oraz źródła energii.

Po zbadaniu sytuacji i rodzaju własnego bioregionu do świadomego kształtowania popytu na żywność potrzebujemy określenia swojego stylu odżywiania. Interesująca w tym względzie (a także spełniająca postulat sprzyjania utrzymaniu równowagi naturalnej, zapewnienia zdrowia i różnorodności pokarmowej) wydaje się makrobiotyka. Ten styl odżywiania opiera się na poglądzie, że ludzie są częścią środowiska, w którym żyją, i w sposób stały poddawani są jego wpływom poprzez pożywienie, społeczne interakcje, klimat i obszar geograficzny. Można powiedzieć, że makrobiotyka jest żywieniową formą bioregionalizmu. Przyjęty w makrobiotyce udział preferowanych rodzajów pożywienia jest istotną przesłanką do podejmowania decyzji co do popytu (oraz kształtowania w rozmaity sposób w ramach kooperatyw spożywczych) na konkretne grupy i rodzaje pokarmu. Podstawą żywienia makrobiotycznego

Page 14: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

26 27

jest kształtowanie diety na podstawie następujących wskazań: 50% naszej diety powinny stanowić pełne ziarna różnych zbóż, 20–30% warzywa, 5–10% rozmaite zupy, 5–10% fasola i produkty z fasoli, jedynie okazjonalnie: ryby, owoce morza, orzechy i naturalne przekąski. Ważny jest fakt, że makrobiotyka nie musi oznaczać radykalnego wegetarianizmu, ale także zdecydowanie jest odejściem od ciężkiej, mięsnej diety, która jest przyczyną wielu chorób ludzi i środowiska naturalnego. Dobrze pojęta makrobiotyka odpowiada właściwie idei slow, która jest obecnie popularna w wielu środowiskach.

W sytuacji gdy mamy świadomość własnego bioregionu, zasad odżywiania dla zdrowia i równowagi, potrzeba nam już jedynie wiedzy na temat odpowiadających tym podstawom roślin, które można (i trzeba) uprawiać i zbierać ze stanu dzikiego. Taką wiedzę daje nam etnobotanika.Etnobotanika jest badaniem dynamicznych powiązań pomiędzy roślinami i ludźmi, które od zawsze kształtowały ludzką kulturę oraz losy samych roślin. Samo pojęcie ma blisko 120 lat, a użył go po raz pierwszy botanik z Uniwersytetu Pensylwanii w Stanach Zjednoczonych – prof. John W. Harshberger w 1895 roku. Chociaż etnobotanika nie zajmuje się jedynie roślinami użytkowymi w sensie roślin jadalnych, to daje informacje o tym, jak kształtowały się losy wielu gatunków, które wpływały na przeżycie, rozwój i możliwości ludzi, także w sensie duchowym. Pojęcie o rozległości etnobotaniki daje klasyczna książka Henry’ego Hobhouse’a Ziarna zmian. Sześć roślin, które zmieniły oblicze świata (Warszawa 2010; oryg. Seeds of Change: Six plants that transformed mankind, Counterpoint 1985). Autor przedstawił w niej

fascynujące losy roślinnych źródeł takich specyfików jak: chinina, trzcina cukrowa, herbata, bawełna, ziemniak i kokaina, które ukształtowały świat współczesny.Etnobotanika bywa ukazywana jako zbiór wiadomości na temat roślin i ich możliwych zastosowań lub jako nauka pomocna w analizowaniu historycznych zmian w biogeografii, bywa też użyteczna we właściwym rozumieniu przyczyn zmian w kulturze i polityce na skalę społeczną. Najciekawszą i najistotniejszą częścią etnobotaniki jest próba zrozumienia, na czym właściwie polega odwieczny, organiczny i silny związek pomiędzy roślinami a ludźmi. Obecne badania naukowe potwierdzają wiele subtelnych sposobów komunikowania się roślin oraz ich niezwykłą plastyczność biologiczną wywodzącą się z komórkowych źródeł życia, co w pewnym stopniu może być pomocne przy określaniu, dlaczego rośliny są tak ważne dla ludzi i jak się z nami komunikują.

Wcześniej podana klasyczna podstawa diety makrobiotycznej, przeanalizowana za pomocą klucza etnobotanicznego dla bioregionów Małopolski, już na samym wstępie wskazuje na to, że fasola winna być zastąpiona przez groch (bo fasola jest całkiem nowym nabytkiem na terenach Małopolski, a groch należy do tradycyjnych i miejscowych upraw) oraz w pewnym stopniu przez bób. Przyjmując pewną plastyczność w doborze składników diety po preferowanych grochu i bobie, można zalecać miejscowe odmiany fasoli (np. jaś) albo ze względów sentymentalnych i historycznych fasolkę patriotyczną (!) i dopiero potem inne, dostępne w ogrodnictwie i na rynku. Taka sama pobieżna analiza kategorii makrobiotycznej: całe ziarna zbóż w Małopolsce wskazuje na jęczmień, owies,

Page 15: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

28

żyto, może proso – dopiero później zaś na pszenicę, nie mówiąc już o ryżu! Zamiast niego zdecydowanie w naszych bioregionach powinna być wykorzystywana gryka w postaci kaszy gryczanej. Tak można byłoby przeanalizować wszystkie produkty, jakie rolnicy i ogrodnicy nam proponują, kierując się modą, opłacalnością, przyzwyczajeniem, ale też sygnałami płynącymi od odbiorców. Istnieje wiele interesujących miejscowych (bioregionalnych) rozwiązań opartych na zdrowych komponentach, czasem dostępnych także ze stanu dzikiego. Klasyczny przykład sprzecznego z bioregionalizmem wykorzystania aronii (Tymbark musi się poprawić!) zamiast miejscowego, tradycyjnego i ważnego także w tradycyjnej kulturze bzu czarnego – ciekawy pomysł, mający korzenie jeszcze w niegdysiejszej wiodącej roli rolnictwa z ZSRR i walorach antyradiacyjnych (bo przecież nie smakowych!) owoców krzewu aronii. Roślina nie wytrzymuje konkurencji z bzem czarnym, ma on znacznie większe możliwości. Aronia dostarcza nam jedynie owoców o nieokreślonym smaku (i dlatego jest głównie źródłem koloru i bazowym składnikiem wymagającym dodatków smakowych), w przypadku bzu czarnego wykorzystuje się: kwiaty, owoce, korę i rosnące na niej grzyby, a także drewno, będące podstawą produkcji rodzimych – bioregionalnych – instrumentów muzycznych. Bez czarny jest udziałowcem pewnego rodzaju kompleksu kulturowego, który na wiele sposobów budował naszą tożsamość, a aronia jest składnikiem mody rolniczej i sytuacji politycznej. Bez czarny z pewnością ograniczy w najbliższych latach rolę aronii poprzez wydajne kultywary wprowadzone już do upraw. Podobnym nieporozumieniem żywieniowym w aspekcie bioregionalizmu jest zanik bardzo wielu innych zapomnianych lub tylko zaniedbanych roślin w rodzaju

brukwi (w bioregionach Małopolski nazywanej karpielem) czy pasternaku, nie mówiąc o interesujących zastosowaniach kłokoczki południowej czy arcydzięgla. Przeglądając stare wydawnictwa jak książeczka Warzywa mało znane (H. Fajkowska, K. Wolfowa, pwril, Warszawa 1978), możemy się dowiedzieć, że w Polsce stosunkowo niedawno do mało znanych warzyw należała sałata krucha i sałata pekińska, a w gazetce reklamowej Tesco obecnie można znaleźć kilkanaście mieszanek sałat i roślin sałatkowych jak rukola, roszponka, sałata batawska, sałaty czerwone, lodowe, escarole, radicchio, frise… Brukiew zanikła prawie całkowicie, ale pasternak jest czasem dostępny na giełdach spożywczych w opakowaniach po 5 kg albo bywa sprzedawany jako duży korzeń pietruszki przez nieuczciwych i zdesperowanych sprzedawców.

Całkowicie fascynujący jest obszar badania i zachowywania starych, tradycyjnych odmian drzew owocowych. Na tym polu wiele w Polsce zrobiono, ale także wiele pozostaje do zrobienia. Być może świadome formy kooperacji z rolnikami pomogą w powrocie do rodzimych, zdrowych i smacznych odmian roślin, nie tylko jadalnych.

Marek Styczyński

Więcej na temat bioregionalizmu: www.etnobotanicznie.pl/2014/06/08/etnobotaniczny -klucz -do -bioregionalizmu/

Autor zaprasza do ośrodka praktyk bioregionalnych Biotop Lechnica.

Page 16: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

Bbunkier w ogrodzie

Page 17: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

32

W pierwotnej koncepcji architektonicznej budynek Pawilonu Wystawowego, czyli dzisiejszego Bunkra Sztuki, został zaprojektowany przez architektkę Krystynę Tołłoczko -Różyską jako przestrzeń płynnie łącząca się z przylegającym do niej założeniem ogrodowo -parkowym krakowskich Plant. Pomiędzy dwoma równorzędnymi wejściami do Pawilonu – położonym od strony placu Szczepańskiego wiodącym do budynku po kilku schodkach oraz znajdującym się bliżej ulicy Szewskiej, do którego prowadzi betonowa rampa (w pierwszych projektach ułożona równolegle do fasady) – zaplanowany został trawnik, mający służyć za przedłużenie przestrzeni Plant i przeznaczony do ekspozycji przykładów rzeźby ogrodowej. W okresie letnim miał również pełnić funkcję kawiarnianego ogródka – podobnie jak miało to miejsce w przypadku stojącego tam wcześniej drewnianego, secesyjnego pawilonu kawiarni Esplanada. Przyroda Plant miała również wnikać na piętro Pawilonu, na którym od ich strony oraz od strony placu Szczepańskiego architektka zaplanowała szeroki pas okien, doświetlających galeryjne wnętrze i otwierających widok na korony drzew, stwarzając wrażenie przebywania pośrodku ogrodu. Co ciekawe, w pierwotnych planach projektowych, zakładających wykup sąsiadującej z Pawilonem kamienicy, Krystyna Tołłoczko--Różyska zaplanowała dodatkowo wewnętrzne przeszklone atrium z ogrodem zimowym. Miało być ono miejscem spotkań pracowników budynku, pozwalającym im na złapanie oddechu w zimowych miesiącach, oraz przestrzenią dedykowaną niewielkim wernisażom i recitalom muzycznym. Niestety, dzisiaj niewiele pozostało z owych pierwotnych

założeń wpisania Pawilonu w przestrzeń ogrodową. Projekt wewnętrznego zimowego ogrodu nie został zrealizowany wobec zrezygnowania przez inwestora z wykupu sąsiadującej z budynkiem Galerii działki. W latach 90. w ramach dążenia do przekształcenia wnętrza Bunkra w neutralny galeryjny white cube pas okien na piętrze został zasłonięty ścianą z płyt kartonowo -gipsowych – konstrukcja, która miała służyć jednej wystawie, pozostała na kilkanaście już lat. W 2001 roku trawnik przed Galerią zajął zaprojektowany przez Pawła Taranczewskiego pawilon kawiarni Bunkier Cafe, zasłaniający fasadę Galerii i ostatecznie oddzielający ją od przestrzeni Plant. Realizowany w 2014 roku projekt BIO::FLOW jest pierwszą próbą ponownego wpisania Bunkra w przestrzeń ogrodową – powstały przy udziale uczestników projektu eksperymentalny, etnobotaniczny ogród z liliami, różnymi gatunkami mięty, kapustą i papryką ozdobną, kwitnącą fasolą i pnącymi się po linkach dyniami i cukiniami, opłynął pawilon kawiarni, przybliżając ponownie przyrodę do budynku Galerii.

Anna Lebensztejn

Page 18: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

34 35

Wnętrze Pawilonu Wystawowego (dzisiejszy Bunkier Sztuki) i widok na Planty, lata 60., archiwum Galerii Bunkier Sztuki

Fasada i ogrodowe otoczenie Pawilonu Wystawowego (dzisiejszy Bunkier Sztuki), lata 60., fot. Daniel Zawadzki, archiwum Galerii Bunkier Sztuki

Page 19: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

chwasty

C

Page 20: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

38 39

Karolina Grzywnowicz, Chwasty, 2013–2014, projekt interdyscyplinarny

Page 21: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

40

W projekcie Chwasty Karoliny Grzywnowicz, autorki projektów multimedialnych, fotografki i absolwentki komparatystyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, rośliny z dawnych przydomowych ogródków stają się znakami pamięci. Artystka podjęła się eksploracji pogranicznych terenów Bieszczadów, Beskidu Niskiego i Sądeckiego, Podgórza Przemyskiego i Roztocza, gęsto zaludnionych (m.in. przez Łemków) przed II wojną światową i opustoszałych w czasie akcji wysiedleńczych do zsrr (repatriacja ludności ukraińskiej w latach 1944–1946) i Akcji „Wisła” (1947–1950). Z wielu przedwojennych wsi nie pozostały dziś żadne zabudowania, spalone przez żołnierzy Ukraińskiej Powstańczej Armii lub Wojska Polskiego bądź zniszczone przez upływ czasu. Świadectwem skomplikowanej politycznej i społecznej historii tych osad pozostała jednak przyroda, a dokładniej rośliny uprawiane przed dziesięcioleciami przez mieszkańców w sadach i przydomowych ogródkach. Artystka w towarzystwie znajomego leśnika i przy pomocy starych map (niektórych jeszcze z czasów monarchii habsburskiej) odszukiwała kolejne opuszczone wsie i tropiła występującą w nich przydomową roślinność – dzisiaj niejednokrotnie jedyny ślad pozostały po dawnych mieszkańcach. Karolina Grzywnowicz w swojej artystycznej wędrówce znajduje rosnące w sercu lasu drzewa owocowe – pozostałość dawnych sadów, uprawiane w przydomowych ogródkach krzewy, rosnący na cmentarzach bukszpan i barwinek czy wreszcie tytułowe związane z kultywacją gleby chwasty, takie jak pokrzywy i perz. Zestawiając tablice przyrodnicze dotyczące napotkanych roślin z mapą odwiedzanych terenów, artystka

tworzy niezwykły, przyrodniczo -historyczny atlas, w subtelny sposób upamiętniający minioną, skomplikowaną historię badanych obszarów. Ludzka obecność na nich zanikła, jednak pamięć o przeszłości wciąż trwa w elementach przyrody zasadzonych ręką człowieka.

Anna Lebensztejn

Więcej na temat projektu Karoliny Grzywnowicz: www.chwasty.com

Page 22: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

drzewo. katalog wystawy

D

Page 23: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

44 45

W świecie roślin są organizmy składające się z jednej komórki lub kilku komórek, ale znajdziemy w nim też wysoko uorganizowane twory żyjące w tworzonym przez siebie środowisku. Myślę tu o drzewach i lasach. Uznaje się, że drzewa są najbardziej złożonymi roślinami, a ze względu na swój wygląd i długowieczność oraz wyraźne przemiany i etapy życia były od zawsze bliskie człowiekowi, intrygowały go i stawały się nawet ludzkimi bogami.

Jarosław Hulbój, który był pomysłodawcą i kuratorem wystawy Drzewo prezentowanej w Miejskiej Galerii Sztuki w Zakopanem, napisał we wstępie do katalogu, że: pierwotny pomysł dotyczył jakiegoś drzewa… z czasem słowo „jakieś” okazało się dowodem jeśli nie ignorancji – to z pewnością pewnego braku świadomości… Właściwie to zdanie jest najważniejsze i z niego wypływa przesłanie wystawy. Gdyby to były jedynie prace wykonane z drewna i liści „jakiegoś” drzewa, to pewnie wymowa projektu nie byłaby tak interesująca i inspirująca. Wybrane (a nie „jakieś”) drzewo to stary, przeznaczony do usunięcia ze względu na bezpieczeństwo ludzi jesion wyniosły (Fraxinus excelsior), jeden z najstarszych gatunków drzew, obecny na Ziemi od 10 milionów lat. Zajmuje wyjątkowe miejsce w mitologiach Europy, przypisywano mu nawet wpływ na początek rodzaju ludzkiego. Z wielką przyjemnością czytałem tę część katalogu… – bo napisał go absolwent Wydziału Malarstwa, Grafiki i Rzeźby pwssp w Poznaniu, a nie przyrodnik! Z następującego po opisaniu koncepcji wystawy tekstu zamieszczonego w katalogu i zatytułowanego: Życie po życiu, w którym przedstawiono obecną wiedzę na temat roli

martwych drzew w ekosystemie leśnym, dowiadujemy się o ważnych zjawiskach dla właściwego postrzegania drzew. Kiedy w połowie lat 80. XX wieku przemycałem tego rodzaju wiadomości do tekstów publikowanych w wydawnictwach ruchu ekologicznego, a nieco później (ale ciągle w latach 80. ubiegłego wieku…) w oficjalnych publikacjach parków krajobrazowych, tego rodzaju wiedza była traktowana przez środowisko leśników z Administracji Lasów Państwowych jak herezja godząca w podstawy gospodarki leśnej, wydawnictwa jak kacerskie, a teraz proszę (!); trafia do katalogów wystawowych… i dobrze, że za sprawą świetnego pióra Tomasza Skrzydłowskiego z Pracowni Badań i Monitoringu Tatrzańskiego Parku Narodowego.

Ale wróćmy na chwilę do koncepcji samej wystawy i zacytowanego na początku zdania o „jakimś” drzewie. Kiedy wytypowano to „jakieś” drzewo (po ścięciu którego grupa artystów miała z jego drewna wykonać autorskie prace operujące zaawansowanym wzornictwem, czyli prace designerskie), okazało się, że uzasadniony względami bezpieczeństwa „wyrok” padł na kępę starych jesionów, które rosły w Kuźnicach.

Drzewa traktowane były – i słusznie – jak część zespołu zabytkowego obejmującego park i pałac hrabiego Władysława Zamoyskiego. Jesiony rosły w tym miejscu od drugiej lub trzeciej dekady XIX wieku (jeszcze za poprzednich właścicieli Kuźnic), a kiedy hrabia Zamoyski kupił majątek w 1889 roku, miały około 50 lat. I tu zaczyna się historia nadająca projektowi Drzewo cechy wizjonerskie. Otóż hrabia Zamoyski przez 35 lat (od zakupu Kuźnic do swojej śmierci) odbudował mocno przetrzebione lasy w Tatrach, a także

Page 24: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

46 47

wpadł na nowatorski pomysł potraktowania przyrody Tatr nie jako towaru, ale jako źródła inspiracji dla myślenia o świecie, o sobie, o przestrzeni, przedmiotach, funkcjonalności – słowem uczynienia stałego oparcia dla nowoczesnego projektowania, które w tym ujęciu miało zyskiwać miano sztuki projektowania bazującego na naturze. Poza ideą Zamoyski w 1910 roku zbudował dom pod nazwą Bazar Polski przy Krupówkach i było to miejsce, które miało się stać pracownią, przestrzenią wystawienniczą i sklepem (istnieje do dzisiaj i mieści współrealizatora projektu Drzewo – Miejską Galerię Sztuki w Zakopanem). Na mocy testamentu hrabiego Zamoyskiego w 1924 roku utworzono Fundację Kórnicką, która miała czuwać w wyżej opisanym duchu nad dobrami rodzinnymi nie tylko w Wielkopolsce (obecnie jest tam ważny ośrodek polskiej wiedzy leśnej), lecz także w Galicji. Kiedy zdamy sobie sprawę, o jakich datach mówimy (wystawa przemysłu galicyjskiego w Zakopanem odbyła się w 1905 roku), to dojdziemy do wniosku, że słynny skandynawski design wcale nie był kiedyś dla nas wzorcowym. A może było dokładnie odwrotnie?

Koncepcja hrabiego była tak spójna i wiarygodna, że – mimo tego, co się stało z naszą kulturą po 1945 roku – owocuje do dzisiaj poprzez następujący ciąg faktów: – rok 1933 – lasy tatrzańskie z majątku Zamoyskiego wchodzą w skład Lasów Państwowych, co miało zapobiec rozdrobnieniu, sprzedaży i wytrzebieniu dla zysku; – rok 1939 – lasy te objęto parkiem przyrody, siłą rozpędu i szczęścia w nieszczęściu, czyli możliwości tzw. władzy ludowej powstał Tatrzański Park Narodowy; – rok 2003 – zespół dworsko -pałacowy w Kuźnicach przechodzi do Tatrzańskiego Parku Narodowego.

Autorzy katalogu przypominają, że słowo designare (łac.) oznacza mianować, wyznaczać i znowu brawo dla sięgnięcia do źródeł, ponieważ daje to możliwość spojrzenia na design w bardzo szeroki sposób. Nie tak, jak się to zaczyna obecnie jawić: dodanie kokardki do starej sukienki albo domalowanie ptaszka do taniego podkoszulka, ale jako sposób patrzenia na obiekt własnej aktywności i orientowania się w szerszych sensach własnej pracy. I tu etnobotanika dostrzega smaczek: design tak pojęty stwarza płaszczyznę współpracy pomiędzy odległymi środowiskami i specjalnościami. W przypadku projektu Drzewo są to: leśnicy, historycy sztuki, artyści, działacze społeczni. Kolejne wielkie brawo!Katalog – jak to ma miejsce zazwyczaj – zawiera przegląd prac artystów zaproszonych do projektu. Prac jest 12, a ich autorów nieco więcej. Przemiana drzewa w drewno i drewna w obiekt artystyczny, ale też obiekt użytkowy, jest pięknie podsumowana przez kuratora wystawy: Przemiana jest innym imieniem ciągłości. Przegląd ten otwiera rewelacyjna Larwa (poduszka, jesion pozłacany) z pracowni Beton: Marta Rowińska, Lech Rowiński; następnie podziwiamy Misę (jesion olejowany), której twórcą jest Maciej Gąsienica Giewont; Jarosław Hulbój zaprojektował Ławkę (jesion, stalowe śruby i wkręty, tkanina impregnowana); Jasiewicz Sobiecki Studio zaproponowali stół (deski jesionowe, 12 wkrętów) nazwany In progress (i coś o tym wiem, bo sam miałem stół wykonany z nie całkiem suchego drewna, który zmieniał się dość istotnie, a wygięcia wydawały się rozwojowe…); Kompott Studio – Maja Ganszyniec, Krystian Kowalski opracowali Home Office – akcesoria na biurko (jesion, stalowa podstawa, pręty z magnezu); inspirująca praca Szklane kręgle (jesion, szkło) została wykonana przez Gabukow – Gabrielę Kowalską, a z opisu

Page 25: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

48

dowiadujemy się, że: drewno (w formie potażu) od wieków jest składnikiem szkła… Zwraca uwagę praca Jadwigi Majerczak -Żmidzińskiej Lampa (liście jesionu, klej, instalacja elektryczna), a moja ulubiona praca z tego przeglądu to Twórczy ferment (odpady po ścince drzewa, kapsuła z pleksi, miękkie PCV, rurki silikonowe, zaworki, gaz) i przesłanie jej autora Tomasza Opani: fermentujmy co się da (…) poddajmy temu procesowi wszelkie nonsensy, przepisy, ustawy, dyrektywy. Bez pardonu, ze stekiem bzdur, lawiną zbędnych informacji – do kotła z nadprodukcją i brzydotą. Porąbać, połamać, przerobić na wióry. Dodać skoszonej trawy. Wrzucić do bioreaktora. Otrzymanym produktem będzie gaz potrzebny do ogrzania naszego domu i ugotowania zupy. Resztą możemy podsypać pomidory. Jerzy Sarkowicz zaproponował Lampę (jesion, żywica epoksydowa, stal nierdzewna, szkło hartowane, instalacja elektryczna), przy której tworzeniu posłużył się własną (jak rozumiem?) unikatową technologią obróbki drewna. Piotr Stolarski wykonał Stół (jesion lakierowany i olejowany, kółka obrotowe), wykorzystując naturalne rozwidlenie drzewa. Zestaw Biżuterii ze srebra i… trocin (trociny jesionowe, srebro) to praca Przemysława Wańczyka, która koresponduje z pracą Kluka (szkło ręcznie formowane, odpady jesionowe) zaproponowaną przez Grupę Projektową wzorowo – Agnieszkę Bar i Karinę Marusińską. Jako osobną pracę wyróżniłbym projekt i wykonanie samego katalogu (distudio Grzegorz Bykowski), jest naprawdę fantastyczny! Gratulację wydawcy, czyli Tatrzańskiemu Parkowi Narodowemu – świetnie, że katalog jest dwujęzyczny (polsko -angielski), a zespół realizujący projekt wykonał wielką i błyskotliwą pracę. Projekt, katalog i wszystko wokół to woda na mój młyn, traktuję je jako

potwierdzenie, że ochrona przyrody (zwłaszcza w Polsce) powinna być działem kultury i ochrony jej dziedzictwa!

Marek Styczyński

Więcej na temat wystawy Drzewo: www.etnobotanicznie.pl/2013/10/27/drzewo -one -tree -katalog -wystawy/

Page 26: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

dyniowate. rośliny kulturowe i użytkowe

D

Page 27: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

52 53

Rodzina ta obejmuje około 800 gatunków i odmian botanicznych. Najwięcej gatunków występuje w klimacie tropikalnym i śródziemnomorskim. Dyniowate są znane w Ameryce Południowej i Środkowej od tysięcy lat. W Polsce rosną tylko nieliczne, należące do gatunków Cucumis sativus, Cucurbita maxima i Cucurbita pepo.

Do dyniowatych należą:Ogórek siewny (Cucumis sativus)Dynia olbrzymia (Cucurbita maxima)Dynia zwyczajna (Cucurbita pepo)Dynia piżmowa (Cucurbita moschata)Arbuz zwyczajny (Citrullus vulgaris)Melon (Cucumis melo)Tykwa pospolita (Lagenaria vulgaris)Trukwa egipska (Luffa cylindrica)Dynia figolistna (Cucurbita ficifolia)

K.I. Gałczyński Dlaczego ogórek nie śpiewa

Pytanie to, w tytule,  postawione tak śmiało,  choćby z największym bólem  rozwiązać by należało.  Jeśli ogórek nie śpiewa,  i to o żadnej porze,  to widać z woli nieba  prawdopodobnie nie może. 

Lecz jeśli pragnie? Gorąco!  Jak dotąd nikt. Jak skowronek.  Jeśli w słoju nocą  łzy przelewa zielone?  Mijają lata, zimy,  raz słoneczko, raz chmurka;  a my obojętnie przechodzimy  koło niejednego ogórka.

Owoce dyni są niskokaloryczne, lekkostrawne, zawierają dużo karotenoidów, błonnik, cukry proste, witaminę C, kwasy tłuszczowe. Dynia olbrzymia działa łagodząco i regenerująco na przewód pokarmowy i wątrobę. Tłuszcze zawarte w pestkach dyni zaliczają się do pełnowartościowych tłuszczów roślinnych. Około 80% kwasów tłuszczowych to kwasy nienasycone.

Indianie z Argentyny uważali dynię za źródło młodości i nieprzemijającej urody. Dynia była obiektem kultu i źródłem pożywienia oraz lekarstw, a także dostarczała inspiracji do wytwarzania wyrobów garncarskich i naczyń. W starożytności miała zastosowanie w medycynie – uważana była za środek nasenny.Obecnie w kulturze zachodniej jest to element ozdobny, atrybut Halloween i główny temat wielu festiwali (Dolnośląski Festiwal Dyni, Małopolskie Święto Warzyw).

dr hab. inż. Piotr Siwek, prof. URKatedra Roślin Warzywnych i ZielarskichWydział Biotechnologii i Ogrodnictwa Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie

Page 28: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

54 55

Dyniowate, fot. Piotr Siwek Dynie przygotowane na święto Halloween, fot. Piotr Siwek Ogórek, fot. Piotr Siwek Dynie ozdobne na Małopolskim Święcie Warzyw w 2007 roku, fot. Piotr Siwek Owoce Kiwano, fot. Piotr Siwek

Page 29: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

ekologia

E

Page 30: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

Ekologia jest nauką badającą złożone relacje pomiędzy roślinami, zwierzętami i ich abiotycznym środowiskiem życia. Nazwę tę zaproponował w 1866 roku niemiecki biolog Ernst Haeckel i od tamtej pory (a minęło prawie 150 lat!) ekologia jako nauka ewoluowała w wielu kierunkach, zyskując bardzo nieraz interesujące definicje – na przykład ta mówiąca, że jest astronomią życia (Claude Lévi -Strauss) lub inna, według której ekologia to nauka o strukturze i funkcjonowaniu natury, supernauka lub nauka jednocząca (Eugene P. Odum). Ekologia zatem nie jest tym, co przez wszystkie przypadki odmieniają zawodowo infantylni dziennikarze, samorządowcy skarżący się na obrońców drzew i politycy chcący zrobić wrażenie na wyborcach. To, co uchodzi za ekologię, jest w wymienionych kontekstach raczej sozologią (nauką o ochronie środowiska) lub bywa czasem ekozofią, a więc ma charakter rozważań filozoficznych i etycznych. Ekologia w znaczeniu podstawowym zajmuje się wieloma interesującymi zjawiskami, jakie zachodzą w naturze, a samo ich wymienienie może być mocną inspiracją. W centrum zainteresowania naukowego ekologii znajdują się bowiem: populacja, biocenoza, ekosystem, krajobraz, biosfera, sukcesja ekologiczna… W zasobie pojęć tej rozległej dziedziny badawczej są także opisane dalej pojęcia ekoton i efekt styku.

Marek Styczyński

Page 31: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

ekoton

E

Page 32: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

Ekoton nie ma nic wspólnego z dźwiękami czy muzyką; jest pojęciem z zakresu naukowej wersji ekologii oznaczającym strefę przejściową, obszar niejednorodny i zazwyczaj bogatszy niż czyste w sensie jednorodności sąsiadujące z sobą środowiska. Ekoton stwarza doskonałe warunki dla modyfikacji, zmiany i różnorodności ze względu na zanieczyszczenie czystych form i napięcia generowane przez niejednorodność. Bogactwo ekotonu nie jest więc prostym efektem nałożenia dwóch sąsiadujących środowisk, ale stanowi strefę pojawiania się całkiem nowych form. Zjawisko to w naukach przyrodniczych nazywane jest efektem styku.

Marek Styczyński

Page 33: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

etnobotanika

E

Page 34: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

66 67

Etno wywodzi się z greckiego źródła (ethnikos – obcy, pogański, ludowy, ale też ethnos – lud, rasa, plemię, klasa ludzi, naród) i jest poręcznym skrótem od słowa etniczny, czyli właściwy danej grupie społecznej, związany z odrębnością jej kultury, języka, tradycji itd. Etnografia, etnologia, antropologia społeczna, czyli dziedziny nauki, które próbowano kiedyś nazwać w języku polskim ludoznawstwem, bazują na badaniu życia, zwyczajów, kultury materialnej i duchowej różnych ludów i grup społecznych, traktując je jako byty statyczne. Dlatego też dzieje, rozkwit i charakter barier w rozwoju ludoznawstwa stały się szybko same obiektem badań. Od dość dawna zauważa się, że metody badań i osoba badacza wpływa na badane zjawiska i to, co otrzymuje się w wyniku badania, jest rodzajem mniej lub bardziej świadomie skonstruowanego obrazu. Przywiązanie do koncepcji tzw. obiektywnej i statycznej prawdy jest nadal silne, ale poza przekonaniami religijnymi nie znajduje już oparcia nawet w podstawach nowoczesnej fizyki. Stąd pierwiastek etniczny należy w wypadku etnobotaniki traktować jedynie jako wskazanie na tradycyjne źródła wiedzy o roślinach i ich roli w kulturze. Niejednokrotnie to dzięki etnobotanice, odkrywając i rekonstruując tradycyjne i często ukryte znaczenie roślin, konstruuje się jednocześnie nowy ich ogląd i umacnia lub zmienia dotychczasową ich mitologię. Wiąże się to ze zjawiskami przejmowania, zmiany znaczeń i kontekstów kulturowych.

Druga część określenia etnobotanika, słowo botanika, ma także swój źródłosłów w grece (botanikos – zielarski,

botane – pastwisko, ziele, ale też boskein – wypasać, żywić) i oznacza dzisiaj naukę o uprawie i użytkowaniu roślin. Od najwcześniejszych badań botanicznych wszyscy, którzy je prowadzili, musieli się posługiwać wiedzą rdzennej ludności. W każdej kulturze wiedza o roślinach była podstawą tradycyjnych metod leczenia, zdobywania pokarmu, wykorzystywania naturalnych zasobów jako budulca, paliwa i elementu rozmaitych przejawów duchowości. Sam Karol Linneusz, nadając nazwy roślinom, korzystał z wiedzy rdzennej ludności i jego opisy można zaliczyć do pierwszych tekstów etnobotanicznych. Z tego też powodu szybko zauważono nierozerwalne i często intrygujące więzy łączące ludzi i rośliny, a badanie wzajemnych ich relacji nazwano trafnie etnobotaniką (ethnobotany). Pojęcie to nie jest nowe, ponieważ po raz pierwszy użył go w 1895 roku John W. Harshberger, botanik z Uniwersytetu Pensylwania.Od tamtej pory etnobotanika przeszła wiele przemian i dzisiaj jest rozległą dyscypliną naukową o wielkim znaczeniu poznawczym, a także o ogromnym potencjale praktycznym. Jest to związane z tym, że etnobotanika ma bardzo stare korzenie, a jednocześnie jest ciągle nową (szczególnie w naszej części Europy) dyscypliną naukową. Podwalinami etnobotaniki jako dyscypliny naukowej były terenowe obserwacje, jakie czynili odkrywcy, przyrodnicy, antropolodzy, misjonarze i botanicy badający rośliny użytkowe. Niejednokrotnie nie były to wcale odkrycia, ale jedynie skorzystanie z wiedzy miejscowej ludności, która zazwyczaj nie była nawet wspominana jako współautor tych badań. W tym sensie pierwociny etnobotaniki związane są z kolonializmem, jej XX -wieczna wersja z neokolonializmem i dopiero od jakiegoś czasu pojawia się tendencja wykorzystania etnobotaniki jako narzędzia do odkrywania

Page 35: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

68

i ożywiania relacji pomiędzy roślinami a kulturą rdzennych, tubylczych ludów.

Dzięki badaniom etnobotanicznym odnaleziono (i ciągle się odnajduje) wiele nowych substancji chemicznych wykorzystywanych w medycynie, energetyce, inżynierii, kosmetologii, żywieniu i wielu innych dziedzinach. Etnobotanika zyskuje na znaczeniu także wraz ze zmianą podejścia do tradycyjnych kultur i poszanowaniu ich dziedzictwa.

Badania etnobotaniczne prowadzone w nowym duchu pokazują, że podstawy systematyki roślin, uznawane dotąd powszechnie za wynalazek Zachodu, mają swe źródła w tradycyjnej wiedzy i są jej rozwinięciem lub jedynie dowolnym przystosowaniem do nowo tworzonych kanonów. Etnobotanika dobrze pokazuje mechanizmy polityczne oparte na kontroli zasobów naturalnych, w tym żywności i surowców roślinnych. Nowe badania roślin, korzystające z dotąd niedostępnych zdobyczy techniki, rozwijają naszą intuicyjną wiedzę na temat zmysłów roślin i ich prawdziwej roli w utrzymaniu środowiska w równowadze. Stare i nowe badania, sytuacja w wielkich miastach i na obszarach zdegradowanych ekologicznie (a często są to te same miejsca), wzrost liczby ludności świata i zmiany kulturowe powodują, że rośliny stają się nam potrzebne jak nigdy dotąd.

W naszym kraju etnobotanika jest często zawężana do dwóch nurtów: roślin psychoaktywnych i pokarmowych. Obydwa te zagadnienia są częścią badań i publikacji etnobotanicznych, ale nie stanowią ani najważniejszych,

ani też najbardziej intrygujących czy odkrywczych dociekań w porównaniu z wynikami prac nad poznaniem zmysłów roślin, właściwościami mutogennymi i rolą roślin w utrzymywaniu homeostazy Ziemi.

Marek Styczyński

Page 36: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

Fitobunkier

F

Page 37: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

72

FitoBunkier, czyli ogród, zaprojektowany w 2014 roku na przylegającej do Bunkra Sztuki działce, częściowo zajętej przez pawilon kawiarni, stanowił praktyczny punkt odniesienia dla podejmowanej w czasie spotkań cyklu BIO::FLOW tematyki, a zarazem był kulminacją działań warsztatowych. Powierzchnia, którą można było przeznaczyć pod uprawy, wynosiła około 1,3 ara. Było to miejsce silnie zacienione, z mało urodzajną glebą, pozbawione bezpośredniego dostępu do źródeł wody i mocno wydeptane przez użytkowników kawiarni i bawiące się wokół piaskownicy dzieci. W konsekwencji projekt ogrodu przygotowany przez Marka Styczyńskiego i prof. Piotra Siwka był eksperymentalny, a podjęte w roku 2014 działania miały stanowić punkt wyjścia dla jego rozbudowy w kolejnych latach.

Ogród został zaplanowany jako kilkupiętrowa struktura, łącząca walory użytkowe i estetyczne. Najniższe piętro to około pięćdziesiąt sadzonek różnych gatunków mięty oraz dwadzieścia sadzonek bazylii, zapewniających delikatny zapach i komplementarnych do funkcji pełnionej przez kawiarnię. Pojawiły się w niej również ozdobna kapusta, papryka i dynie – w tym dynie olbrzymie, kabaczki i cukinie. Aby utworzyć drugą warstwę ogrodu, zasadzonych zostało ponad siedemdziesiąt cebulek kilku gatunków barwnych lilii ogrodowych, nawiązujących do tradycji przydomowych ogródków w Małopolsce i posiadających interesujące konotacje kulturowe. Wykorzystane zostały także elementy w postaci płotków odgradzających przestrzeń Bunkra od alejek Plant, które stanowiły naturalną podporę dla

pnącej fasoli o kolorowych kwiatach. Przy wykorzystaniu wykonanej z linek i rozwieszonej pomiędzy dwoma drzewami konstrukcji przygotowane zostało trzecie piętro ogrodu, oparte na pnących roślinach dyniowatych (zwłaszcza tykwie).

Propozycja udziału w pracach ogrodniczych i sadzenia roślin wokół Bunkra spotkały się z ogromnym entuzjazmem kilkunastu uczestników spotkań BIO::FLOW. Chęć pomocy była tak ogromna, że gdy zabrakło łopat i szpadelków, duża część osób sadziła rośliny za pomocą łyżek pożyczonych z kawiarni!

Najlepsze rezultaty zostały uzyskane w uprawie fasoli i mięty, której goście kawiarni nie ośmielali się jednak konsumować. Dobrze rozwijały się również gatunki roślin dyniowatych, tworząc efektowną zieloną ścianę rozpiętą pomiędzy dwoma drzewami. Niestety, zatrzymały się one na etapie kwitnienia – wskutek niekorzystnych warunków pogodowych i słabego nasłonecznienia. Największe straty poniosło piętro skoncentrowane na uprawie lilii – większość kiełkujących cebulek została zadeptana w pierwszej fazie wzrostu. Pomimo szkód kilkanaście z nich zakwitło, tworząc niewielkie acz nader piękne kępy pachnących kwiatów. Na szczęście – jak zapewnia Marek Styczyński – ich prawdziwy rozkwit dopiero przed nami, gdyż pełne gabaryty osiągają w drugim roku po posadzeniu cebul.

Anna Lebensztejn

Page 38: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

74 75Schemat działań ogrodniczych prezentowany w czasie trzeciego spotkania z cyklu BIO::FLOW, kwiecień 2014, rys. Marek Styczyński

Page 39: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

76 77Schemat budowy ogrodu prezentowany w czasie trzeciego spotkania z cyklu BIO::FLOW, kwiecień 2014, rys. Marek Styczyński

Page 40: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

78 79

Lilie i dynie w FitoBunkrze, lipiec 2014, fot. Marek Styczyński Tykwy w FitoBunkrze, lipiec 2014, fot. Marek Styczyński Papryka ozdobna w FitoBunkrze, lipiec 2014, fot. Marek Styczyński

Page 41: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

80 81Kapusta ozdobna w FitoBunkrze, lipiec 2014, fot. Marek Styczyński Lilie i dynie w FitoBunkrze, wrzesień 2014, fot. Marek Styczyński

Page 42: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

FloroFony, FitoFony, Fitoinstrumenty

F

Page 43: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

84 85

Rośliny – a szczególnie ich budowa, właściwości akustyczne, zachowanie i wygląd, a nawet interakcje, w jakie wchodzą z czynnikami atmosferycznymi, falami dźwiękowymi, wyładowaniami elektrycznymi, czy specyficzne związki ze zwierzętami – od zawsze inspirowały ludzi i służyły jako wzór do budowy narzędzi i instrumentów muzycznych. W celu zilustrowania tej tezy najlepiej przytoczyć kilka przykładów, które sygnalizują rozmaite typy konstrukcji i ich wykorzystania.

Żywe drzewa, okablowane i spełniające funkcję wielkich i trudnych do wykrycia anten wojskowych, to słynne urządzenia, które ich budowniczy George O. Squier w artykule zamieszczonym na łamach „Electrical Experimenter” (w roku 1919!) nazwał florofonem lub drzewem telefonicznym. Ta sama konstrukcja była podstawą floragrafu, jeśli służyła do przekazywania wiadomości telegraficznych. Drzewa w służbie komunikacji na duże odległości miały być jednym ze sposobów na udoskonalenie raczkującej wówczas metody transatlantyckich połączeń drogą radiową. Squier opisał tego rodzaju eksperymenty, prowadzone z dużym sukcesem przez Signal Corps Laboratory, gdzie pracował m.in. w ośrodku badawczym w Grant Road (Washington). Generał chwalił wynaleziony system przede wszystkim za jego elastyczność, umożliwiającą stosowanie łączności zarówno przewodowej, jak i bezprzewodowej, często w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych.

Rodzimą rośliną o znaczeniu mitologicznym i dźwiękowym oraz naturalnym fitofonem jest topola osika (Populus tremula), nazywana także topolą drżącą. Osika jest drzewem pionierskim, całkowicie odpornym na mrozy i dlatego dociera w swym zasięgu do granicy lasów. Z jej drewna wyrabia się m.in. zapałki, dawniej – tarcze i kopie husarskie. Drzewo to jest wykorzystywane w medycynie: zawiera salicylany, będące składnikiem aspiryny; kora osiki w Europie była stosowana jako remedium w stanach osłabienia i środek łagodzący biegunkę; pączki osiki bywają surowcem zielarskim; w Ameryce napary z wiórków osiki piły kobiety z plemienia Czarnych Stóp przed porodem; esencja z osiki znosi stany lękowe i pobudza do śmiechu; lekarstwem bywał też wywar z pączków i pędów topoli; Indianie Hopi palili rytualnie liście osiki. Z drewna osiki szarej Nawahowie budowali specjalne rytualne Domy Tańca Słońca. Swą mitologię osika zawdzięcza wspomnianym walorom i szelestowi liści, które do drżenia pobudza najlżejszy nawet ruch powietrza. Nasi przodkowie wierzyli, że dźwięki osiki, słyszalne nawet w bezwietrzną pogodę, to szepty dusz naszych przodków, którzy w tej formie mieszkają w drzewach. Słuchanie tych szeptów i ich rozumienie było ważnym elementem praktykowania słowiańskiej duchowości.

Do naturalnych fitofonów należy kłokoczka południowa (Staphylea pinnata). To piękny, użyteczny i ważny dla mitologii germańskiej i słowiańskiej krzew o wielu zastosowaniach. Z kłokoczki wyrabiano różańce, biżuterię i tłoczono olej, jedzono jej młode pączki kwiatowe, miała także znaczenie jako roślina związana z obrzędami dotyczącymi śmierci. Polska nazwa – kłokoczka – pochodzi od grzechotania (kołatania, klekotania), opisu dźwięku

Page 44: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

86 87

wydawanego przez suche mieszki nasienne tej rośliny. Gałązka kłokoczki z zaschniętymi mieszkami uruchomiona przez powiew wiatru to prosta grzechotka o przyjemnym, łagodnym brzmieniu. Wprawnie użyta przez muzyka staje się – bez modyfikacji – gotowym instrumentem muzycznym.Rośliną obcą o podobnych właściwościach jest tykwa (Lagenaria), kosmopolityczna roślina dyniowata, która pochodzi najprawdopodobniej z Azji i Afryki, ale od setek lat rośnie w wielu lokalnych odmianach w cieplejszych regionach całego świata. W odróżnieniu od dyni jej spore owoce, najczęściej w kształcie gruszki, mają zdolność wysychania i zamieniają się w puste w środku, twarde i nieprzepuszczalne dla wody zamknięte naczynia. Nasiona i resztki miąższu z wnętrza tykwy zasychają i tak tworzy się naturalna grzechotka o doskonałym brzmieniu. Wycięcie kilku wgłębień na boku takiej grzechotki zamienia ją dodatkowo w tarło, a owinięcie w siatkę z nanizanymi fasolkami lub twardymi pestkami dodaje możliwości brzmieniowych i tworzy shekere. Jako rezonator jest podstawą brzmienia łuków muzycznych, indyjskich lutni sitar i tampura oraz wielu instrumentów dętych. Tykwa służy także jako tradycyjna manierka czy naczynie do noszenia wody (albo do picia Yerba mate) lub próbnik do nabierania wina, stosowany czasem w tradycyjnych piwniczkach winnych na Węgrzech. Dla zainteresowanych budowaniem naturalnych instrumentów muzycznych tykwa to doskonały obiekt doświadczalny, który można uprawiać także w Polsce.

Nasza rodzima sosna daje coś, co wskazuje, jak bardzo niedoceniana jest rola roślin w kulturze. To kalafonia – podstawowy i niegdyś niezastąpiony roślinny produkt, dzięki któremu mogła się pojawić wyrafinowana muzyka

smyczkowa. Kalafonia jest ubocznym produktem destylacji żywicy sosnowej, podczas której otrzymuje się terpentynę (doskonały rozpuszczalnik) i gęstą, zastygającą w bryły kalafonię, przypominającą wyglądem bursztyn. Kombinacja końskiego włosia, sprężystego drewna i kalafonii dała smyczek, niezbędny element najbardziej finezyjnych rodzajów muzyki.

Bez czarny jest dla mieszkańców Europy Środkowej tym, czym dla Aborygenów eukaliptus, dla Samów arcydzięgiel, a dla Azji Południowo -Wschodniej bambus. To roślina dająca materiał na budowę całej rodziny instrumentów dętych. Pień i gałęzie posiadają wewnętrzny kanał wypełniony ligniną, co ułatwia drążenie koryta w twardym drewnie i jest podstawą konstrukcji dużej grupy instrumentów muzycznych. Znanych jest kilkanaście rodzajów instrumentów wykonywanych z drewna bzu, ale wyjątkowy w skali świata jest karpacki flet – fujara detwiańska oraz jego protoplasta – koncovka. Rodzina ta jest tak liczna i charakterystyczna brzmieniowo, że można mówić o muzyce bzu czarnego. Wspomniana fujara detwiańska (nazywana też fujarą pasterską lub słowacką) to wyjątkowy flet prosty o długości czasem przekraczającej 2 metry. Instrument składa się zazwyczaj z kilku elementów. Części fujary są wiercone lub wypalane w litym drewnie, nigdy nie żłobi się ich w połówkach pnia później łączonych. Na instrumencie gra się w pozycji pionowej. Fujara detwiańska jest osobistym, solowym instrumentem służącym pierwotnie do muzykowania w naturalnym otoczeniu. Kontemplacji dźwięku fujary sprzyja niezwykła śpiewność instrumentu i specyfika brzmienia nasyconego alikwotami.

Page 45: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

88 89

Białych kwiatów bzu czarnego, zebranych w duże baldachowate kwiatostany, używa się po wysuszeniu do sporządzania naparów, w stanie świeżym zalewa się je miodem, a nawet piecze w cieście naleśnikowym. Z owoców bzu wyrabia się syropy, dżemy i wino lub stosuje w formie suszonej, drewno służy do wyrobu instrumentów muzycznych i jest czasem wykorzystywane jako podpory w winnicach. Wszędzie, gdzie rośnie, bez czarny był lub jest rośliną o znaczeniu magicznym. Szczególnie w mitologii słowiańskiej bywa traktowany jako łącznik pomiędzy światem słońca/światła a światem ciemności, bóstw wodnych i podziemi. Pusta łodyga arcydzięgla jest podstawą do budowy specyficznych instrumentów dętych o nazwie fadno. Jest to zapomniany instrument Samów, jego skala i brzmienie (wymuszone rozmiarami i właściwościami łodygi arcydzięgla) przypomina joik, wokalną technikę i praktykę tej samej grupy rdzennej ludności Północy.

Budowa – pusta łodyga i właściwości akustyczne (chociaż całkiem odmienne od oferowanych przez arcydzięgiel) – jest podstawą fitoinstrumentów budowanych z bambusów. Bambus jest najbardziej muzyczną z traw. Podrodzina Bambusoideae obejmuje około 130 gatunków, które mają setki zastosowań. Buduje się z niego – poza tysiącem innych instrumentów – unikalny flet shakuhachi, chlubę Japonii. Rodzaj materiału, sposób pozyskania i obróbka są skodyfikowane – w tym procesie powstają instrumenty o dwóch wielkościach. Nazwa shakuhachi odnosi się do długości typowego fletu, mierzonego w japońskich jednostkach shaku i sun. Flet shakuhachi ma cztery otwory palcowe z przodu i jeden otwór z tyłu instrumentu oraz owalny otwór zadęciowy. Silny strumień powietrza

wdmuchiwany na zaostrzoną krawędź otworu (jak granie na butelce, któż tego nie próbował?) powoduje powstawanie charakterystycznego „wiatrowego” brzmienia tego instrumentu. Mówi się, że technika gry i tradycyjne kompozycje na shakuhachi mają na celu uzyskanie nastroju/brzmienia szumu bambusowego gaju.

W Australii powstała jedna z najstarszych trąb na świecie o nazwie didjeridu (znana miejscowym pierwotnie pod wieloma innymi nazwami, np. yidaki). Znana jako archaiczny i rytualny instrument Aborygenów, miała według legendy powstać przez wydrążenie pnia lub gałęzi eukaliptusa przez termity, a pomysł użycia tak powstałej rury miał przynieść dźwięk stworzony przez rurę i porywisty wiatr. Aby grać w sposób swobodny na didjeridu, należy opanować trudną technikę oddechu kołowego (nazywanego też permanentnym), która pozwala dąć w trąbę, zasysając powietrze nosem, bez przerw na zaczerpnięcie oddechu ustami. Dla ułatwienia gry stosuje się czasami krążek z wosku australijskich pszczół (zupełnie innych niż europejskie i dających inny rodzaj wosku) umieszczany na ustniku didjeridu. Trąba z drewna przewierconego przez termity, zaopatrzona w ustnik z wosku pszczelego, często malowana różnymi odmianami ochry, która wymaga udoskonalenia ludzkiego oddechu, stanowi doskonały przykład potencjału kulturowego i inspiracji czerpanych wprost ze świata natury.

Podobny wytwór kilku mimowolnych i świadomych budowniczych to samski bęben goabdes. Wykonuje się go z chorobowych narośli występujących na drzewach, głównie na brzozach. Podstawą budowy tego wyjątkowego bębna

Page 46: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

90 91

jest korpus wyrzeźbiony z drewna (przypominający misę), który zaopatruje się od jego wypukłej strony w nacięcia do trzymania instrumentu. Bęben pokrywa się specjalnym rodzajem skóry renifera. Instrumenty tego rodzaju nie są zbyt duże i mają często zaledwie 20–30 cm średnicy. Do uderzania w skórę bębna służą młotki wykonywane z kości, często misternie zdobione. Membrany pokryte są zazwyczaj rysunkami wykonanymi pigmentem z sadzy i wyciągu z kory olszy, który daje kolor rudoczerwony. Rysunki powstają poprzez wcieranie pigmentu w lekko naciętą lub zadrapaną skórę bębna, co daje im niezwykłą trwałość.

Proces tworzenia instrumentów muzycznych trwa nieprzerwanie i stale przybywają zadziwiające modyfikacje znanych pomysłów, ale – co ważne – także zupełnie nowe konstrukcje. Pośród wielu nowych instrumentów, które pojawiły się w XX wieku, na uwagę zasługuje daxophon. Instrument zaprojektował i skonstruował Hans Reichel w latach 80. XX wieku. Daxophone, nazwany tak od niemieckiej nazwy borsuka (Dachs), składa się z cienkiej płytki drewnianej o długości około 20–40 cm i specjalnie ukształtowanej kostki drewnianej zaopatrzonej w metalowe progi gitarowe. Dźwięki generuje się za pomocą smyczka, a tony i efekty slaid albo glissando pomaga uzyskać kostka. Charakter możliwego do wydobycia dźwięku twórca instrumentu odniósł do zadziwiających głosów godowych borsuka. Rodzaj drewna i jego obróbka, kształt i wspomagające wycięcia mają decydujące znaczenie w sprawności i indywidualnym brzmieniu daxophonu.Innym instrumentem akustycznym jest saksofon bambusowy, który pojawił się w latach 50. XX wieku na Jamajce. Zaprojektował go i zbudował William Walker,

znany szerzej jako Sugar Belly na samym początku swej kariery muzycznej. Wywodzący się z biedoty i niemający wykształcenia, zawodu ani pieniędzy młody Walker zbudował tani instrument, który raczej przypominał azjatycką szałamaję niż saksofon, i zagrał na nim podczas imprezy artystycznej w Kingston. Muzyk ten jest częścią barwnej historii Jamajki i stylu muzycznego mento. Bambusowe saksofony są obecnie do kupienia w wielu sklepach muzycznych i cieszą się powodzeniem. Warto także wspomnieć, że saksofony, oboje, klarnety i inne konstrukcje podobne do nich swoje brzmienie zawdzięczają stroikowi – podstawowej i bodaj najmniejszej części składowej wykonywanej pierwotnie z trzciny. Od tej rośliny i jej zastosowania muzycznego w języku angielskim tego typu instrumenty nazywa się zbiorczo reeds.

Marek Styczyński

Page 47: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

92 93Florofony, prezentacja instrumentów w czasie pierwszego spotkania z cyklu BIO::FLOW, styczeń 2014, fot. Anna Lebensztejn

Page 48: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

FotograFia organiczna

F

Page 49: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

96 97

autorzy akcji: Anna Nacher, Bogdan Kiwak, Marek Styczyński

Nie widzimy świata, to świat nas patrzy. Wlewa się przez nasze oczy do mózgu i tam zostaje zinterpretowany/zobaczony. Skoro odwrócony obraz możemy bezwiednie „stawiać na nogi”, to ile jeszcze podobnych sztuczek dokonuje się w głowie bez naszej świadomości?Widzimy zatem to, co wiemy! Dostrzeżemy jedynie to, co pozwolimy sobie zobaczyć… Jaki jest więc prawdziwy świat? To pytanie jest zaproszeniem na fotel Morfeusza z trylogii Matrix. Fotel nie istnieje, otoczenie jest nierealne, mózg można karmić fałszywymi obrazami… co dla nas jest prawdziwe? Pustka jest Formą, a Forma Pustką. Cyfrowe i doskonałe przedstawianie świata zaczyna wzbudzać naszą nieufność. Z tym światem jest „coś nie tak”, budzimy się w nocy i przez moment widzimy nieznane kształty. Skoro więc naprawdę zobaczymy tylko to, co wiemy/rozumiemy/znamy, a świat wlewa się przez nasze oczy do mózgu… zrezygnujmy na chwile ze sztuczek techniki, fanaberii cyfrowych, obiektywów i kamer.

Zacznijmy od początku: światło/ciemność, materia i czas.Może świat pozostawi jakieś ślady, może rozpoznamy tropy Rzeczywistego, może nasza intuicja zaprowadzi nas dalej niż wzrok, wyćwiczona estetyka i nawykowe interpretacje?

Efekt styku

Ekoton jest strefą przejściową, obszarem niejednorodnym i zawsze bogatszym niż czyste, sąsiadujące z sobą środowiska. Ekoton stwarza doskonałe warunki dla modyfikacji, zmiany i różnorodności ze względu na zanieczyszczenie czystych form i napięcia generowane przez niejednorodność. Bogactwo ekotonu nie jest więc prostym efektem nałożenia dwóch sąsiadujących środowisk, ale strefą pojawiania się całkiem nowych form. Powstawanie nowych jakości na styku czystych form nazywane jest w naukach przyrodniczych efektem styku.

Fotografowanie zwykło kojarzyć się z „chwytaniem chwili na gorąco”, „zatrzymywaniem w kadrze” i dokumentowaniem „ulotnych chwil” oraz realizacją subtelniejszych odmian wymienionych celów. Sprawność i/lub artyzm fotografującego mierzy się zazwyczaj trafnością wyboru obiektu, refleksem i wyobraźnią albo emocjonalnym odzewem u oglądającego, w połączeniu (co jest coraz mniej oczywiste) z nienagannym warsztatem. W każdym wypadku sukces fotografującego mierzy się sprawnością w przekazaniu widzowi osobistego poglądu, ideologii lub innych przejawów emocjonalnego zaangażowania autora.Czy jest możliwe uruchomienie procesu uzyskiwania fotogramów w warunkach i czasie niwelującym do minimum osobisty udział inicjatora takiego eksperymentu i otrzymanie dzieła, które niczego nie zatrzymuje, ale wręcz przeciwnie – nie przestaje się przekształcać, a jego nietrwałość jest oczekiwaną zaletą? Czy jest możliwe „wyhodowanie” fotografii, która na naszych oczach zmienia się, reagując na warunki otoczenia i niejako żyje własnym

Page 50: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

98 99

życiem? Na publiczne próby tego rodzaju podejścia do fotografii wybraliśmy nie użytkowane podwórko łączące ruderalne środowiska roślinne z miejskimi warunkami stałego zacienienia i oświetlenia ulicznego. Wzorując się na uprawach biologicznych, opracowaliśmy trzy kolejne fazy działania: inicjalną, inkubacji oraz finalną.Podczas kilkugodzinnej fazy inicjalnej papier fotograficzny pokryliśmy materią organiczną.

Arkusze papieru światłoczułego rozłożone na 12 -metrowej folii ogrodniczej przykryliśmy liśćmi miłorzębu, brzozy, szpilkami sosny (świeżymi i zeschłymi), gałązkami metasekwoi chińskiej, kłokoczki południowej i kilkoma gatunkami ziół. Część arkuszy potraktowaliśmy rozgniecionymi owocami dzikiego wina i aronii oraz ziemi ogrodniczej. Materiał organiczny dobraliśmy ze względu na dużą zawartość czynnych substancji chemicznych i łatwość identyfikacji formy.

Po zakończeniu zakładania „uprawy fotograficznej” pozostawiliśmy ją na cztery dni własnemu losowi.Podczas fazy inkubacji nie ingerowano w „uprawę”, ale obserwowano zjawiska zachodzące w niej: skraplanie się pary wodnej, dopływ wody opadowej i tworzenie się roztworów i koloidalnych mieszanek z organicznymi substancjami wydostającymi się z rozgniecionych, gnijących i uszkodzonych roślin i minerałów. Ważnym czynnikiem była też periodyczna zmiana naświetlenia polegająca na zamianie światła słonecznego na słabsze światło elektryczne z ulicznych latarni. Po czterech dniach przystąpiono do zawieszenia procesów reakcji materiału światłoczułego z otoczeniem i wytworzonym swoistym środowiskiem fotochemicznym.

Tak rozpoczęła się faza finalna, w której uczestniczyło kilku ochotników. Kolejno wydobywano arkusze papieru, po opłukaniu i potraktowaniu octem reprodukowano i zamykano w światłoczułym pojemniku. Po wysuszeniu w warunkach kameralnych ukazały się nam nieco odmienne od wcześniej oglądanych obrazy/mapy/ślady fotograficzne/„niefotograficzne”: przejściowy efekt styku fotografii i czegoś innego. Czego? Wszystkie obrazy zadziwiały subtelnymi barwami oscylującymi od delikatnego różu poprzez szarości i fiolety do sepii i brązu. Część materii organicznej dawała się rozpoznać, ale przeważały amorficzne kształty tworzące swoiste i tajemnicze pejzaże. Po każdym otwarciu koperty światłoczułej fotogramy nabierały nieco innych barw i kształtów. Ten proces nie został definitywnie zatrzymany i zachodzi w bardzo wolnym rytmie także w tej chwili.

Biorący udział w fazie finalnej akcji zasugerowali możliwość włączenia podświadomości w rozpoznawanie otrzymanych kształtów, podobnie jak to się ma przy rozpoznawaniu kształtów rozlanego na wodzie wosku. Takie czytanie fotografii organicznej nabiera cech rytuału.Opisaną metodę i jej efekty nazwaliśmy fotografią organiczną. Powstaje ona zatem bez użycia kamer fotograficznych, w wyniku działania na materiał światłoczuły naturalnych roztworów chemicznych, mechanicznego nacisku, małej ilości światła i periodycznej zmiany jego rodzaju i natężenia, a także czasu.

Akcja odbyła się niejako na marginesie festiwalu poza przestrzenią galerii, sali wystawowej i miejsc namaszczonych sztuką. Pracowaliśmy w ekotonie miejskim, pomiędzy

Page 51: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

100 101 Fotografia organiczna, akcja artystyczna, Kluż-Napoka (Rumunia) 2009, fot. Bogdan KiwakFotografia organiczna, akcja artystyczna w ramach Festiwalu Karpaty OFFer, Nowy Sącz 2009, fot. Bogdan Kiwak

organicznym a mechanicznym, techniką a przypadkiem, oficjalnym i prywatnym, pomiędzy sztuką a rytuałem, uznanym i wyśmianym… Proces uruchomiony w fazie inicjalnej i otrzymane „żyjące fotografie” oraz dokumentacja ich zmian/rozwoju/umierania to rezultat efektu styku.

Marek Styczyński

Page 52: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

102 103Fotografia organiczna, akcja artystyczna w ramach projektu Ogrody Sztuki, Kraków 2014, fot. Bogdan Kiwak Fotografia organiczna, prace powstałe w ramach akcji artystycznej, fot. Bogdan Kiwak

Page 53: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

Gguerilla gardening

Page 54: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

106 107

W książce Rubieże kultury popularnej. Popkultura w świecie przepływów (Poznań 2012) chciałam przypomnieć, na czym właściwie polega partyzantka ogrodnicza, ponieważ zjawisko to zaczynało masowo się upowszechniać w naszych miastach. Nic dziwnego, że w polskich warunkach czasami przybierało postać romantycznego zrywu, tak dobrze nam znanego (najwyraźniej nie tylko z kart podręczników do historii) – zwłaszcza jeśli było realizowane przez grupy młodych zapaleńców przepełnionych dobrymi chęciami. A tak pisał o tym bodaj najbardziej znany popularyzator samego pojęcia i wszelkich działań w tym nurcie Richard Reynolds w książce On Guerilla Gardening: A Handbook for Gardening without Boundaries (New York 2008, s. 16): To jest ogrodnictwo partyzanckie: nielegalna uprawa ziemi kogoś innego. Określenie „partyzanckie” ma konotacje militarne i wśród inspiracji przywoływanych przez Reynoldsa odnajdziemy przykłady najwcześniejszych form obrony partyzanckiej – od odpowiedzi na inwazję napoleońską w Hiszpanii na początku XIX wieku po najsłynniejsze ruchu XX wieku: armię Mao Tse -tunga i Che Guevary. Wśród przykładów spektakularnych działań tego rodzaju jest również powstanie styczniowe z 1863 roku. Reynolds precyzuje jednak wyraźnie cele: Większość ludzi nie posiada ziemi. Większość z nas mieszka w miastach i nie ma ogródka na własność. Żądamy od planety więcej przestrzeni i zasobów, niż może nam ona zaoferować. Partyzanckie ogrodnictwo jest bitwą o zasoby, bitwą przeciw brakowi ziemi, niszczeniu środowiska i marnowaniu możliwości. Jest także walką o wolność ekspresji i integrację wspólnoty. To jest walka, w której kule zamieniono na kwiaty (w większości przypadków).

Wśród metod preferowanych przez aktywistów ruchu – o tym, że jest to prawdziwy ruch, można przekonać się na prowadzonej przez Reynoldsa stronie www.guerillagardening.org – dominują głównie działania zorientowanie na przechwytywanie terenów pozostawionych odłogiem, nieużytkowanych skrawków gruntu lub miejsc, o które powinny dbać służby zajmujące się miejską zielenią, ale tego nie robią. Tego typu lokalizacji jest w każdym mieście sporo: mogą to być miejsca w pobliżu przystanków autobusowych, pasy zieleni między ulicami, zaniedbane skwery w centrum miast i na obrzeżach, opuszczone trawniki, rabatki i donice rozsiane w betonowych dzielnicach na obrzeżach miast, gdzie brak zieleni bywa jednym z najbardziej dojmujących niedostatków miejskiego życia. Historia samego Reynoldsa także ma związek z taką spontaniczną działalnością w miejscu zamieszkania – przedmiotem jego pierwszych działań były opuszczone i zaniedbane pojemniki na roślinność wokół Perronet House w londyńskiej dzielnicy Southwark, gdzie mieszkał. Znaczącym aktem, który wprowadził ogrodnictwo partyzanckie na orbitę medialnej popularności, było wydarzenie z Londynu z 2000 roku – grupa aktywistów Reclaim the Streets zorganizowała spektakularną imprezę obejmującą Masę Krytyczną na trasie między Hyde Park a Parliament Square, gdzie rozkopano torf znajdujący się w centrum, ułożono go wzdłuż głównego traktu i posadzono w nim zestaw ziół, małe jabłonki, fasolkę i konopie. Dodatkowo jeden z uczestników ozdobił pomnik Winstona Churchilla, nadając postaci słynnego premiera odlanej z brązu wygląd typowego dla brytyjskich punka za pomocą irokeza wykonanego z torfu z trawą (obraz, który obiegł wówczas media i który powielił później Banksy

Page 55: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

108 109

w charakterystycznym dla siebie stylu). Zdaniem Reynoldsa akcja nie okazała się sukcesem z punktu widzenia długoterminowych celów, jakie stawiają sobie aktywiści guerilla gardening: rośliny okazały się nietrwałe, bo nie mogły rosnąć w torfie, nazwa ruchu przestała się dobrze kojarzyć, a całe zdarzenie ostatecznie miało charakter bardziej wandalizowania przestrzeni miejskiej niż jej wzbogacania.

Guerilla gardening to jednak cała paleta bardzo różnorodnych działań – od ingerencji w przestrzeń miejską, która ma formę sztuki ulicy (koncentracja na kolorystyce roślin), przez działania adbustingowe (sadzenie szybko rosnących roślin, które mogą zasłonić tablice reklamowe), zmianę kultury ogrodnictwa i przeorientowanie perspektywy (postrzeganie chwastów nie jako szkodników, ale „dobrych roślin w złym miejscu”), po produkcję roślin uprawnych (zwłaszcza takich, które można jeść bez obaw o to, że kumulują zanieczyszczenia z okolicy) i ziół. Bardzo ciekawą taktyką są akcje znane jako park(ing) – ponieważ miejscami, które zużywają mnóstwo przestrzeni, są parkingi dla samochodów, jednocześnie będące często obszarem skrajnej deprywacji ekologicznej, aktywiści wymyśli sprytny sposób. Stawia się na parkingu wrak samochodu, który jest starannie zakomponowanym miniogródkiem – choć służby powinny taki obiekt usunąć, w praktyce nie zdarza się to często. Guerilla gardening to przede wszystkim chęć do kształtowania pejzażu oraz „posługiwania się roślinami, aby porozumiewać się z ludźmi”.

Podręcznik – dostępny także na stronie internetowej www.guerillagardening.org – nie pozostawia wątpliwości:

ogrodnictwo partyzanckie to ciężka, mozolna praca, wymagająca wytrwałości, cierpliwości i wiedzy. Nie wystarczy raz na jakiś czas rzucić nasienną bombą, nie wystarczą najbardziej nawet płomienne manifesty – ogrodnictwo to kontakt z ziemią, z problemami wegetacji roślin w trudnych warunkach, z wieloma „szkodnikami” (i nie chodzi wcale o owady czy chwasty; już raczej o niechętną wobec innowacji administrację, zachłannych deweloperów czy bezmyślnych wandali). Jak pisze Reynolds, partyzant -ogrodnik musi się do pewnego stopnia pogodzić z „przechodniością” projektu i brakiem trwałości, ale powinien też mieć dużą dozę cierpliwości, wytrwałości i… optymizmu.

O ile jednak ruch slow najwyraźniej przyjmuje się w Polsce bardzo dobrze, to z partyzantką ogrodniczą jest (chyba) nieco słabiej w praktyce – jeżeli nie liczyć zwykłych sąsiedzkich inicjatyw, które można obserwować, spacerując latem ulicami w centrum Krakowa, trudno zobaczyć prawdziwe rezultaty. Albo raczej są tak nietrwale, że być może nic po nich nie pozostaje… Znacznie łatwiej było narzekać w prasie na paskudne ekrany oddzielające osiedla na Ruczaju od nowo wybudowanej dwupasmówki – o wiele trudniej, okazuje się, coś rzeczywiście na to poradzić. Gdyby każdy narzekający zasadził choćby jedną sadzonkę dzikiego wina (nie, winobluszcz to tutaj raczej niezbyt dobre rozwiązanie, przynajmniej na niemal stale zacienionym odcinku przy ul. Bobrzyńskiego), to jeździlibyśmy po dwóch latach w przyjemnym, zielonym – ale żywym – korytarzu…

dr Anna NacherInstytut Sztuk Audiowizualnych Uniwersytetu Jagiellońskiego

Page 56: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

110 111Guerilla gardening w wykonaniu Marka Styczyńskiego przed Teatrem Łaźnia Nowa w Nowej Hucie, fot. Marek Styczyński

Page 57: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

Hhortiterapia

Page 58: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

114

Hortiterapia to terapia ogrodnicza (nazywana także ekoterapią, naturoterapią, a czasami sylwoterapią), rodzaj terapii zajęciowej wykorzystujący rośliny, prace ogrodnicze i florystyczne oraz obserwację natury w procesie terapii. Podstawami naukowymi hortiterapii są badania psychologii środowiskowej (environmental psychology) oraz teorie i praktyki terapii zajęciowej (occupational therapy). Jest jednym ze sposobów oddziaływań terapeutycznych i uzupełnieniem terapii konwencjonalnych.

Terapia ogrodnicza stosowana jest w terapii dzieci (depresje dziecięce, adhd, autyzm, mózgowe porażenie dziecięce), osób upośledzonych, chorych psychicznie, terapii uzależnień, osób wykluczonych społecznie, leczeniu chorób wieku starczego, w rehabilitacji, a także w resocjalizacji. Efektem zajęć hortiterapeutycznych jest najczęściej znaczna poprawa stanu emocjonalnego, podniesienie samooceny, poczucie spełnienia i satysfakcji, bycia potrzebnym – wynika to z tego, że efekty końcowe zajęć hortiterapeutycznych są w pełni wartościowe. Zauważa się także zmniejszenie stresu, niepokoju i uzyskanie wyciszenia. Znacznie poprawia się również funkcjonalność, na przykład zwiększenie koncentracji uwagi, umiejętności radzenia sobie z problemami, samodzielności, niezależności i odpowiedzialności.Dzięki różnorodności materiału roślinnego i wartości sensorycznej ogrodów, w których najczęściej prowadzone są zajęcia, równolegle następuje ważny proces stymulacji wszystkich zmysłów. Zaletami hortiterapii jest także ukierunkowanie na działanie, uniwersalność przekazu

niezależnie od wieku i możliwości fizycznych pacjentów.Terapia ogrodnicza jest bardzo często praktykowana w Stanach Zjednoczonych i krajach Europy Zachodniej, szczególnie w krajach skandynawskich, Wielkiej Brytanii i Niemczech.

Jedną z najstarszych organizacji zajmujących się promocją i edukacją z zakresu hortiterapii jest American Horticultural Therapy Association (ahta): www.ahta.org

dr Bożena Szewczyk -Taranek Katedra Roślin OzdobnychWydział Biotechnologii i Ogrodnictwa Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie

Zdjęcia pochodzą z zajęć terapii ogrodniczej prowadzonych w ramach projektu: Hortiterapia metodą wspomagania rehabilitacji dzieci z zaburzeniami narządu ruchu – pacjentów Szpitala św. Ludwika w Krakowie

Partnerzy projektu: Wojewódzki Szpital św. Ludwika w Krakowie, Uniwersytet Rolniczy w Krakowie i Ogród Botaniczny Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie

Page 59: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

116 117Zaj

ęcia

z t

erap

ii og

rodn

icze

j w O

grod

zie

Bot

anic

znym

UJ

w K

rako

wie

, fot

. Boż

ena

Sze

wcz

yk-T

aran

ek

Page 60: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

118 119Zajęcia z terapii ogrodniczej w Ogrodzie Botanicznym UJ w Krakowie, fot. Bożena Szewczyk-Taranek

Page 61: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

120 121Zaj

ęcia

z t

erap

ii og

rodn

icze

j w O

grod

zie

Bot

anic

znym

UJ

w K

rako

wie

, fot

. Boż

ena

Sze

wcz

yk-T

aran

ek

Page 62: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

Kkultura slow

Page 63: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

124 125

Kiedy w 2011 roku pisałam książkę Rubieże kultury popularnej (...), ruch slow wciąż kojarzył się w Polsce dosyć egzotycznie, chociaż nie był nieobecny (ruchowi poświęciłam rozdział ósmy, opisując wyczerpująco m.in. jego barwną historię). Na łamach różnych gazet zaczęły się pojawiać artykuły na ten temat (por. P. Cieśliński, Wolno, wolniej, wolność, „Gazeta Wyborcza”, 27 marca 2011, www.wyborcza.pl/1,75476,9315371,Wolno__wolniej__wolnosc_.html, dostęp: 16.12.2011; J. Pańków, Leniwa niedziela, „Wysokie obcasy” – dodatek do „Gazety Wyborczej”, 1 lutego 2009, www.wysokieobcasy.pl/wysokie -obcasy/1,96856,6215804,Leniwa_niedziela.html, dostęp: 11.12.2011), wkrótce zaczął się ukazywać magazyn zatytułowany „Slow” – choć nic w nim nie łączyło się z głównymi ideami ruchu (z pewnością nie kredowy, błyszczący papier i nie reklamy luksusowych dóbr przeznaczone raczej dla dość zamożnej klienteli). Wydawało się, że będzie to u nas kolejna odsłona mody na styl życia adresowany raczej do wielkomiejskiej klasy średniej. Nic dziwnego zresztą, że to właśnie wśród takich grup hasło „wolniej” znajduje poparcie. Jak napisałam w książce:Dla ruchu slow powolność to przede wszystkim stan umysłu, w którym czas nie jest wpisany w żelazne reguły wydajności i efektywności. Jego przeciwieństwem jest styl życia, którego efekt daje się zamknąć w słowie -kluczu „wypalenie” („wyczerpanie”, „burn out”). Chodzi zarówno o wyczerpanie zasobów, jak i chroniczne wyczerpanie nieustanną pracą, koniecznością zdążenia na odjeżdżający autobus, wyczerpaniem cierpliwości, kiedy ktoś w kolejce przed nami zbyt długo pakuje zakupy albo szuka drobnych

w portfelu. Gdyby chcieć scharakteryzować podwaliny ruchu slow w dwóch słowach, to najbardziej odpowiednimi byłyby chyba: uważność i troska. To sprawia, że w idei powolności skupia się co najmniej kilka palących problemów naszej współczesności: od reakcji na procesy globalizacji (powrót do lokalności) po kwestie bioinżynierii (sprzeciw wobec genetycznie modyfikowanej żywności) czy rosnące problemy z deficytem uwagi w środowisku frenetycznej komunikacji, wypełnionym nadmierną ilością informacji domagającej się natychmiastowej konsumpcji. Sądząc po tym, w jak wielu obszarach daje się zauważyć pełzającą rewolucję slow, idea ta odpowiada na problemy rzeczywiście bolesne. Bliższe przyjrzenie się karierze idei slow pozwoli także zobaczyć, że staje się ona soczewką, która ogniskuje kilka wiązek tematycznych, przewijających się zarówno w dotychczasowych rozważaniach, jak i w żywiołowych debatach toczonych na łamach prasy, listach dyskusyjnych, portalach społecznościowych czy – nie tak wcale rzadko – w ogniu konkretnych akcji ulicznych.

A jednak jest w tej filozofii coś, co nie do końca wpasowuje się w kolejne fale mód na zdrowy styl życia i organiczność – nie jest to tylko ewidentnie lewicowa geneza ruchu (napisałam o tym sporo w książce, prezentując barwną historię Carla Petrini) ani współczesna tendencja do ponadpartyjności (slow przyciąga poparcie zarówno lewej, jak i prawej strony spektrum politycznego: skrzydło konserwatywne jest reprezentowane np. przez Edwarda „Zaca” Goldsmitha, wydawcę brytyjskiego magazynu „The Ecologist” i autora ekologicznej części programu Partii Konserwatywnej z 2007 roku Blueprint for a Green Economy). Może chodzi tutaj o zdrowy rozsądek

Page 64: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

126 127

i odporność na strategię sloganów reklamowych, które najpełniej wyrażają się w stosunku ruchu do certyfikatów „organiczności” (jeśli oznaczają tylko etykietę i są często zbyt drogie dla małych gospodarstw rolnych) i oporze wobec standaryzacji? A może wywrotowa wobec tradycyjnego, surowego, antyburżuazyjnego lewicowego etosu (gardzącego przyjemnościami życia) postawa kładąca nacisk na konwiwialność, czyli celebrację świętowania dobrego jedzenia w dobrym towarzystwie? Jakakolwiek nie byłaby odpowiedź, to w ciągu dwóch lat, jakie upłynęły od wydania mojej książki, ruch slow stał się w Polsce (ba, w Krakowie) znakomicie zauważalny.

Po pierwsze w listopadzie 2014 roku odbył się w Krakowie Terra Madre Slow Food Festival (po dziesięciu latach od pierwszej tego typu konferencji). Po drugie karierę w mieście robią „slow burgery”. Po trzecie bywalcy Placu na Stawach świetnie wiedzą: nie ma zakupów bez Straganu Ekologicznego! (i w ogóle zakupy na krakowskich placach to cała – długa i z lokalnymi tradycjami – historia). Po czwarte w dzielnicy uważanej za najszpetniejsze miejsce Krakowa działa slow foodowa restauracja 27 porcji (niektórzy twierdzą, że najlepsza w Krakowie, a kto wie, może w Polsce). Wyróżnia ją nie tylko smaczna kuchnia, z – jak mówią Powolni – „jakościowych” produktów. Kto wie, czy nie ciekawszą historią jest niewielki, ale znaczący płachetek ziemi przed wejściem do lokalu, gdzie rosną zioła, sałaty i trochę warzyw. Grządki należą do restauracji i są chyba najwyraźniejszym sygnałem, że to coś więcej niż tylko miejsce bardziej czy mniej pospiesznej konsumpcji. To sygnał – slow to w gruncie rzeczy wcale nie tylko wyrafinowana forma odpowiedzialnej konsumpcji. To raczej

filozofia współbycia z innymi – w tym z roślinami w mieście. Miejmy nadzieję, że – jeśli to moda – to szybko się upowszechni.

dr Anna NacherInstytut Sztuk Audiowizualnych Uniwersytetu Jagiellońskiego

Page 65: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

Lleśne ogrody

Page 66: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

130 131

Jest tak wiele typów ogrodów i sposobów uprawy roślin, jak wielu jest pomysłowych ludzi i rozmaitych warunków, jakimi dysponują. Wydaje się, że ogrodnictwo można podzielić na: mikro (parapetowe, balkonowe, dachowe, elewacyjne, pokojowe z roślinami w donicach, pojemnikach, bez pojemników, string gardens, w pewnym stopniu także hydroponika), miejskie (małe ogrody przy domu, społecznościowe ogrody, dzikie ogrody powstające w wyniku guerrilla gardening itp.), duże ogrody (ogrody i sady, ogrodnictwo typu forest garden, czyli mniej czy bardziej zbliżone do koncepcji „rajskiego ogrodnictwa” Joe Hollisa, plantacje ogrodnicze i intensywne formy upraw ogrodniczych itp.). Zapewne istnieje wiele form przejściowych, modyfikacji i ogrodów złożonych z kilku różnych sposobów uprawy roślin na jednym terenie, a pewnie jeszcze inne…

Bardzo ciekawe wydaje się urządzanie i prowadzenie tzw. forest garden. W swej istocie to odmiana „rajskiego ogrodu” według teorii i praktyki Joe Hollisa, ale nieco bardziej intensywna. Ten sposób prowadzenia ogrodu jest niedaleki tradycyjnym rozwiązaniom, które zawsze są blisko natury i rozsądnej ekonomii, także w sensie wydatkowania energii własnej przy pracach ogrodniczych. W Karpatach jest wiele przykładów tradycyjnego uprawiania roślin w strefach utworzonych pomiędzy ogrodem, polem uprawnym a lasem i naturalnymi łąkami. W teorii próbowano tam ustalać tzw. granicę rolno -leśną, nie dostrzegając, że najciekawszym miejscem jest sama strefa graniczna, która nie da się zredukować do jednej linii – nawet najgrubszym pisakiem na mapach planowania przestrzennego.

Istnieje cały ruch tworzenia leśnych ogrodów i od lat korzystam z jednej z wielu publikacji pt. How to Make a Forest Garden autorstwa Patricka Whitefielda. Autor tej książki pokazuje 4 -arowy ogród leśny (ale w mieście!), z którego w sezonie właściciele uzyskują około 1,5 tony owoców i jarzyn, pracując w nim średnio 4 godziny w tygodniu (!). Są ludzie, którzy twierdzą, że przemysłowe ogrodnictwo jest wydajne… Pewnie tak, ale przy jakich nakładach pracy, energii i pieniędzy na start, a także przy zgodzie, że będziemy się podtruwali chemią stosowaną w takich uprawach.

Podstawą leśnego ogrodnictwa są drzewa i krzewy owocowe, które dają się łatwo uprawiać w pobliżu i towarzystwie tych gatunków, które na terenie ogrodu leśnego zastaliśmy. Poniżej w celu inspiracji podaję listę gatunków, o których można pomyśleć przy planowaniu dosadzeń w naszym leśnym ogrodzie. Przy okazji pokazuję, w jaki sposób można korzystać z tanich i ciągle dostępnych starych książek, wyszperanych w antykwariatach, które bardzo pomagają w szukaniu wsparcia w naszym ogrodniczym planowaniu.

Lista krzewów i drzew owocowych dziko rosnących polecanych w ogrodach i ogrodach leśnych:AgrestAktinidiaAroniaBerberysBez czarny i pozostałe gatunki dzikich bzówCzeremcha (preferujemy rodzimy gatunek)Cytryniec chiński

Page 67: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

132 133

Derenie (w tym dereń jadalny i kilka jego polskich kultywarów, ale też interesujące derenie: kanadyjski i szwedzki)GłógGruszaIrgaJeżynaJabłonieJałowiecJarzębina (ale uwaga: jest kilka doskonałych gatunków rosnących w nieco cieplejszych miejscach Europy, np. jarząb domowy!)KalinaKłokoczka południowaMalinaPigwa (ale też często z nią mylony pigwowiec japoński)PorzeczkaRokitnikRóża (wiele gatunków, bardzo wydajna i smaczna jest róża fałdzistolistna)Śliwa (preferujemy gatunki zbliżone do naturalnie występujących w Polsce)WiciokrzewWiśniaMahoniaMorwa (biała)Ognik szkarłatnyOliwnikPigwowiecSzeferdia (pokrewna oliwnikom)Winorośl amurskaŻurawina

Lista opracowana na podstawie B.S. Ermakow, Leśne rośliny w waszym ogrodzie, Moskwa 1988 (pozycje 1–25) oraz W.P. Pietrow, Dziko rosnące owoce i jagody, Moskwa 1987 (pozycje 26–33)

Marek Styczyński

Page 68: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

134 135

Dereń jadalny w fazie kwitnienia, Stary Sącz, fot. Bogdan Kiwak Dereń jadalny w fazie owocowania, Słowenia, fot. Bogdan Kiwak

Kalina koralowa w fazie kwitnienia, fot. Bogdan Kiwak Kalina koralowa w fazie owocowania, fot. Bogdan Kiwak

Page 69: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

Mmagia ziół

Page 70: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

138 139Tarnina – jedno z dziewięciu niezbędnych drzew do rozpalenia rytualnego ognia w noc letniego przesilenia, fot. Bogdan Kiwak

Page 71: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

140 141

Stare obyczaje związane z ważnymi terminami rocznego cyklu przemian przyrody wskazują na zestaw wybranych gatunków roślin. Dlaczego te właśnie rośliny, a nie setki innych stają się szczególnie ważne w rytuałach, ale także w całej poetyce naturalnych świąt, która przekracza swobodnie kolejne interpretacje uzależnione od panującej obecnie religii? Jedną z prostych odpowiedzi jest ta, że lista obejmuje rośliny przydatne człowiekowi i dostępne w czasie świąt. Musimy od razu zaznaczyć, że lista roślin przydatnych dotyczy zestawu niejako odświętnego i nie obejmuje roślin jadalnych lub w inny „zwykły” sposób użytkowych.

Na liście roślin rytualnych, świątecznych znajdziemy więc te, które nazywamy „ziołami”, ale też takie, których specjalne, rytualne użycie przypomni, że nie są jedynie paliwem czy budulcem, ale mają ukryte moce ujawniane przez wprawnych ludzi, tych, „którzy wiedzą”. Czas letniego przesilenia, gdy noc jest najkrótsza w roku, a dzień trwa nawet ponad 17 godzin (dotyczy to terytorium obecnej Polski), wydaje się najbardziej związany z bogatą listą roślin o różnych zastosowaniach. Problem ustalenia. jakie rośliny i dlaczego możemy uznać za najważniejsze lub stale obecne w wielu rytuałach praktykowanych w tę właśnie krótką noc, polega na tym, że stare obyczaje święta letniego przesilenia mają bardzo różne formy i obejmują najstarsze i kiedyś powszechne obyczaje całej Europy. Jest to jedno z najbardziej „europejskich” świąt, które przetrwało dominacje i bardzo zręczne zabiegi asymilacji, przejęcia, podporządkowania i deformacji wprowadzanych przez setki lat przez misjonarzy i władze kościołów chrześcijańskich.

Nie wdając się w ocenę tego zjawiska, musimy tylko uważać na pułapki, jakie ten proces zastawił na chcących dobrze zrozumieć istotę ważnego w europejskim roku święta.

Pierwszym problemem natury technicznej jest data. W roku 2014 (a każdego roku jest to inna data) święto przesilenia letniego przypada według większości informacji astronomicznych 21 czerwca, gdy przesilenie dokona się o godzinie 12.51 – a więc wieczór świąteczny najlepiej obchodzić 20 czerwca (piątek). Drugim problemem jest to, że święto czerwcowe obejmuje kilka różnych rytów i w zależności od regionu i tradycji jedne wydają się ważniejsze niż inne. Tzw. wigilia św. Jana, czyli noc świętojańska, jest najmniejszym z naszych problemów w szukaniu nieistniejącej „czystości” tradycji słowiańskich. To, co się dzieje podczas Midsummer (Skandynawia) czy Mittsommerfest (np. Niemcy), dla nas w wielu aspektach byłoby objawieniem „pogańskich” praktyk i zawsze wpływało na sąsiednie tradycje. W tej sytuacji warto zwrócić się ku istocie tego ważnego święta: astronomii, regionu z jego naturalną florą, geologią, morfologią oraz wiedzy o roślinach, jakie odkryjemy w zweryfikowanych listach, które powinny obejmować to, co „zawsze” rosło (ale czy rośnie?) w naszej okolicy.

W okresie przesilenia letniego noc staje się najkrótsza, a dzień najdłuższy w roku, cień padający w chwili kulminacji słońca (21 czerwca 2014 około godziny 12.51) także jest najkrótszy w roku. To przesilenie i wejście w tendencję (początkowo słabo widoczną) wydłużania się nocy i skracania dnia, czyli w konsekwencji zbliżania się jesieni i zimy, aż do najdłuższej nocy i najkrótszego dnia. Nic też dziwnego, że w czasie

Page 72: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

142 143

świątecznym ważne jest słońce i jego dostępna człowiekowi część – ogień, ale również woda i zapowiedź/oczekiwanie urodzaju/płodności. Jak to zwykle bywa w popkulturze, jedne ryty są bardziej efektowne, zrozumiałe dla gawiedzi i atrakcyjne, a inne mniej. Wszyscy wiemy, że chodzi o palenie ognia (ognisko: watra, kupała – chociaż słowo oznacza też zgromadzenie ludzi), sobótkę (słowo raczej odnosi się do sabatu – a zdrobnienie do sobótki miało umniejszyć ważność i zaciekawienie zamienić na drwinę) i miłosną magię w postaci umieszczania wianków z kwitnących ziół na wodzie (to myli się wielu z szukaniem tzw. kwiatu paproci i orgiastycznymi zwyczajami przypisywanymi czarownicom, będącymi raczej zabiegiem wzbogacania genów przez małe, zamknięte i zhierarchizowane społeczności pierwotne, za którymi raczej nie tęsknimy).

Znacznie słabiej jest już z wiedzą o paleniu człekokształtnej kukły, znaczeniem skoków przez ogień, różnego rodzaju sposobów na tzw. fireshow, znaczeniu głośnych dźwięków czy puszczaniu płonących kół toczących się po stromych stokach na pola uprawne. Prawie nic nie pozostało z bardzo ważnej i interesującej obrzędowości związanej z wodą, a szkoda, bo mamy tu piękne rytuały milczącego zbierania ziół i innych roślin niezbędnych do wykonania konkretnych rytuałów oraz milczącą, kontemplacyjną ścieżkę „wróżenia” z wody. Najprawdopodobniej zwyczaj ten polegał na wpatrywaniu się w powierzchnię nieruchomej wody (źródło, tafla stawu, naczynie z wodą) i otwarciu na pojawiające się obrazy i znaczące intuicje! Jeżeli jesteśmy już przy intuicji – łączenie roślin i słońca to zadziwiający fakt zrozumiały jedynie wtedy, kiedy wiemy, że życie ludzi na Ziemi jest możliwe dzięki zjawisku fotosyntezy.

Z punktu widzenia etnobotaniki naszej części Europy możemy z powodzeniem zestawiać listy roślin koniecznych do prawidłowego przejścia przez czerwcowe święto. Oto moja próba stworzenia takiej listy, bazowałem na kilku źródłach, które wydały mi się godne zaufania. Z pewnością nie wyczerpuję tematu, proponuję dyskusję i ewentualnie uzupełnienie listy. Teoria i praktyka w tego rodzaju sprawach są niezwykle odległe od siebie…

Lista roślin związanych z czerwcowymi rytuałami letniego przesilenia:Dziurawiec zwyczajny (Hypericum perforatum)Rumianek bezpromieniowy (Matricaria chamomilla)Macierzanka tymianek (Thymus vulgaris)Widłak (Lycopodium sp.)Bylica zwyczajna (Artemisia vulgaris)Arnika górska (Arnica montana)Nagietek lekarski (Calendula officinalis)Bez czarny (Sambucus nigra)Złocień (jastrun) właściwy (Chrysanthemum leucanthemum)Werbena pospolita (Verbena officinalis)Krwawnik pospolity (Achillea millefolium)Bukwica zwyczajna / czyściec lekarski (Betonica officinalis)Łopian większy (Arctium lappa)

Dziewięć gatunków drewna do palenia rytualnego ognia:dąb, brzoza, olsza, róża, jarzębina, bez, topole (rodzime gatunki: osika, czarna [sokora], biała), głóg, tarnina. Czasem do tej listy (w zależności od miejscowej flory) zalicza się także czeremchę (nazywaną kocierpką, nazwa ta może też czasem oznaczać ligustr zwyczajny). Kukła do spalenia w rytualnym ognisku wykonywana jest z gałęzi wierzbowych i słomy.

Page 73: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

Kosze do spalenia ofiar (w tym zebranych roślin – lista jak wyżej) w rytualnym ogniu wykonuje się z witek wierzbowych.Koło płonące wykonuje się z drewna brzozy i jesionu.Wianki sobótkowe wykonuje się z roślin kwitnących (jak wyżej).

Szukanie kwiatu paproci dotyczy: paproci – nasięźrzała i podejźrzona, albo też innych gatunków paproci o specjalnych właściwościach

Marek Styczyński

Więcej na temat roślin magicznych: www.etnobotanicznie.pl/2014/05/06/rosliny -letniego -przesilenia/ oraz www.etnobotanicznie.pl/2014/06/24/slnovrat/

Page 74: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

Oorganic

Page 75: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

148 149Ewa Goral, Fotosynteza, z cyklu Organic, 2012, technika mieszana na płótnie Ewa Goral, Symbioza, z cyklu Organic, 2012, technika mieszana na płótnie

Page 76: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

150 151

Tematem obrazów i rysunków Ewy Goral, malarki, byłej studentki asp w Krakowie, jest bujnie rozwijający się świat roślinny. Jak przyznaje sama artystka, etnobotanika i związane z nią zagadnienia stanowią ważny punkt odniesienia dla jej twórczości. Jej obrazy z cyklu Organic – często przyjmujące okrągły format – i wielkoformatowe, kilkumetrowe rysunki kipią bujnością życia roślinnego. W pracach o charakterystycznych tytułach Symbioza, Fotosynteza czy Nocny ogród pojawiają się zarysy kwiatów, łodyg, pąków, liści, dziwnych, jakby zmutowanych roślin, komórek roślinnych. Intensywna kolorystyka i proliferacja drobnych elementów, pokrywających skomplikowaną układanką każdy cal powierzchni jej dzieł oddają nie tyle sam wygląd roślin, ile wrażenie dynamicznych procesów biologicznych, nieustających przemian zachodzących na łonie przyrody, bujności życia roślinnego. Jej prace można uznać za współczesny odpowiednik XVI- i XVII-wiecznych obrazów flamandzkich i niderlandzkich mistrzów, takich jak Jan Brueghel zwany Aksamitnym czy Ambrosius Bosschaert, ukazujących różnobarwne bukiety nader precyzyjnie i realistycznie przestawionych kwiatów, malowanych na różnych etapach ich biologicznego rozwoju (od pąków po przekwitające kwiaty) i odzwierciedlających w ten sposób poszczególne cykle przemian. Ewa Goral, rezygnując z realistyczności przedstawień, skupia się na samych procesach przeobrażeń, oddaniu wrażenia ich dynamiki i energii.

Anna Lebensztejn

Więcej na temat twórczości Ewy Goral: www.ewagoral.com

Page 77: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

Ppothole gardening

Page 78: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

154 155Pothole garden, fot. Steve Wheen

Pothole gardening, jedna z odmian miejskiego ogrodnictwa polegająca na obsadzaniu roślinami dziur w nawierzchni drogowej i w chodnikach, zainicjowane zostało w 2008 roku przez grupę studentów z California College of the Arts w San Francisco. Szybko dotarło do Europy, gdzie jego najsłynniejszym propagatorem stał się Steve Wheen, działający w Londynie jako potholegardener. Rozpoczął on swój projekt – którego celem jest wywoływanie momentów niespodziewanego szczęścia w szarości Londynu – jako pracę dyplomową z dziedziny designu w Central Saint Martins College of Arts and Design, walcząc w artystyczny sposób z ogromną ilością dziur w nawierzchni ulicznej stolicy Wielkiej Brytanii. Pośrodku zaniedbanych ulic, chodników i ścieżek wypełnia dziury i szczeliny trotuaru kombinacją roślin (w tym pięknie rozkwitających żonkili, krzaków róż czy hiacyntów) i miniaturek przedmiotów, takich jak ławki parkowe, leżaki, koce piknikowe czy budki telefoniczne, tworząc urocze scenki ogrodowe w pomniejszonej skali. Tworząc owe miniaturowe światy, nigdy nie sięga po figurki przestawiające ludzi – jego ogrody mają rozbudzać wyobraźnię widzów, a pokazując je w „opuszczonej” przez ludzi postaci, pozostawia większe pole do samodzielnej ich interpretacji. Fenomen jego działalności znalazł licznych naśladowców na całym świecie – Steve zachęca ich do rozwijania samodzielnej działalności w zakresie potholegardeningu i do nadsyłania do niego zdjęć, które publikuje na blogu swojego projektu.

Anna Lebensztejn

Więcej na temat pothole gardeningu: www.thepotholegardener.com

Page 79: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

156 157

Pothole garden, fot. Steve Wheen

Page 80: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

Rrajskie ogrodnictwo

Page 81: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

160 161

Chcemy uratować świat i uratować siebie. A to jedno i to samo. Problemy, przed którymi stajemy, są ogromne, i to na każdej płaszczyźnie – osobistej, społecznej, globalnej. Nie będę tu ich wyliczać. Chciałbym przedstawić tezę, że wszystkie są symptomami jednego problemu, i zaproponować rozwiązanie.

Cel: znaleźć taki sposób życia na Ziemi, który sprzyja zdrowiu i szczęściu; pozwala w pełni rozwijać nasz wewnętrzny potencjał, a jednocześnie jest „demokratyczny”, czyli dostępny dla wszystkich; nie wiąże się ze zużywaniem więcej niż wnoszeniem oraz pozostaje w harmonii z oczywistym dążeniem biosfery do zwiększania różnorodności, złożoności i stabilności.

Nasz świat jest niszczony, jak się w końcu okazuje, przez kompletnie mylne rozumienie koncepcji szczęśliwego życia człowieka. Panujący niepodzielnie materializm skonsumuje wszystko, bo konsumpcja nigdy nie zaspokoi jego głodu. Rasa ludzka stała się dla planety niczym rak, pożerający wszelkie przepływy materii i energii, zatruwający ją naszymi odpadami. Co może powstrzymać tego potwora?

Nic. Jedyny sposób to zrezygnować z niego. Najwyższy czas – a jest go coraz mniej – aby porzucić cały nasz gmach cywilizacji/Państwa/Ekonomii i odejść (ale nie biegiem!) do lepszego miejsca – do domu, do Raju.

1. Raj to przede wszystkim ogród. Ogród, w którym możemy sięgać po wszystko, czego potrzebujemy.

2. A rajskie ogrodnictwo to sposób życia, który pozwala utrzymywać ten ogród i który jest przez ten ogród utrzymywany. Według Oduma jest to zarządzający ekosystemem (…) organizm, który zużywa niewielki ułamek całkowitego bilansu energii, a w zamian zapewnia usługę, która pomaga systemowi funkcjonować i podtrzymywać istnienie. (Ta koncepcja ilustruje ideał, do którego człowiek powinien dążyć w swoich próbach zarządzania ekosystemem naturalnym). Księga Rodzaju, z typową dla siebie kompresją mitu, mówi, że umieszczono nas w ogrodzie, abyśmy „uprawiali go i doglądali”.

3. Rajskie ogrodnictwo to nie praca. Praca to pojęcie subiektywne – co dla jednej osoby jest zabawą, dla innej może być pracą. Nie ma nic wspólnego z wysilaniem się – na przykład tenis to zwykle „zabawa” (wyjąwszy profesjonalną grę), a siedzenie przed komputerem to zwykle „praca”. Praca to zajęcie wykonywane zamiast tego, na co naprawdę mamy ochotę. Rajskie ogrodnictwo to nie „praca”, tak samo jak pracą nie są wypełniające niedźwiedziowi cały dzień zajęcia. Na tym polega dokonywane przez taoistów rozróżnienie między działaniem a niedziałaniem. Księga Rodzaju nawiązuje do tego samego, gdy stwierdza, że tylko poza ogrodem musimy pracować na utrzymanie „w pocie czoła”.

4. Rajskie ogrodnictwo to nie rolnictwo. Przejście od rolnictwa stosującego chemię do rolnictwa organicznego to krok w dobrym kierunku, ale to tylko pierwszy krok.

Page 82: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

162 163

Bądź co bądź rolnictwo to połowa ciosu, który nas wyrzucił z Raju. (Dobrzy) farmerzy z pewnością kochają przyrodę, ale to miłość człowieka, który orze co roku i planuje, co uprawiać w następnym. Nasze przywiązanie do gatunków jednorocznych i zaburzone siedliska skłóciły nas z głównym nurtem naszej biosfery (i z nami samymi).

A Ziemia cierpliwa i staramatką jest bogom, lecz on ją dręczyorką wytrwałą i nieustanną,pługiem jej gleby raniąc co roku.Sofokles, Antygona

Każdej wiosny natura ponownie przyodziewa ziemię w piękno, ten proces następowania po sobie, pierwsze nitki misternej pajęczyny, odrodzenie Drzewa Życia. A każdej jesieni zdrapujemy je, upychamy w stodołach, wywozimy na sprzedaż. Zwiększamy ludzką różnorodność i złożoność (rzeźnik, piekarz, wytwórca świec…), przywłaszczając sobie procesy, które miały przynosić pożytek nam wszystkim.

Raj to siedlisko i nisza. Eliade mówi o uniwersalnej „tęsknocie za Rajem”. Zakodowane w naszych genach wspomnienia naszego miejsca, naszego dopasowania. Bo jak na przykład ptak wybiera miejsce na zbudowanie gniazda? Tyle czynników do rozważenia, a tu taki mały mózg! Otóż wybiera on najpiękniejsze dostępne miejsce. Urodził się z „wzorcem” Raju. Jak mówi Księga Pieśni: Śpiewający żółty ptaszek, jedwabiście połyskująca świstunka, przysiada dla odpoczynku w zagłębieniu wzgórza. Konfucjusz mówi: Przysiada, odpoczywa, wie, jak odpocząć, jak działać swobodnie. Czy człowiek przy całym swoim rozumie ma

mniej mądrości niż ten ptak o żółtych piórach, by nie znać swojego miejsca odpoczynku ani nie umieć wyznaczyć swojego celu?

Jak wszystkie istoty żyjące, jesteśmy własną niszą. Nasza fizjologia i zaprogramowane zachowania warunkują rodzaj życia, do jakiego się rodzimy. Raj to nasze przyrodzone prawo i nasz obowiązek.

Zamiast tego zajmujemy niszę w cywilizacji. Cywilizacja opiera się na założeniu, że jeśli wszyscy będą niekompletnymi istotami ludzkimi (ja jestem od myślenia, ty od dźwigania), to wszystkim nam będzie się żyło lepiej. To obraźliwe założenie przyświeca nam od tak dawna, że już nie zdajemy sobie sprawy, że można inaczej. „Pracować na utrzymanie” oznacza dla nas „zarabiać pieniądze”. Spędzamy więc najlepszy okres naszego życia, oddając się karierze, stając się częścią raka.

Tymczasem wszystko, czego potrzebujemy do pełni człowieczeństwa, jest dostępne w naszym otoczeniu – w ogrodzie i w sąsiedztwie. Możemy polegać na prawdziwości tego twierdzenia, ponieważ „człowieczeństwo” to dzieło środowiska, najnowszy przejaw koewolucji naszych genów ze wszystkimi istniejącymi genami, która ma miejsce od samych początków życia na Ziemi. Raczej niewielka szansa, że wszystko, czego potrzebujemy do pełni człowieczeństwa, znajdziemy w mieście albo dzięki pieniądzom.

Podczas naszych ostatnich dni w raju byliśmy poszukiwaczami pożywienia – myśliwymi i zbieraczami, wszystkożernym, oportunistycznym gatunkiem

Page 83: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

164 165

wykorzystującym rozmaite środowiska. Specjalistami od różnorodności, a nie zaburzania. Ten sposób życia ostatnio przyciąga wiele uwagi – w chwili, gdy niszczone są jego resztki. Pogląd, że poszukiwanie pożywienia to przystosowanie, które góruje nad rolnictwem, jest mocno ugruntowany w świecie akademickim i znajduje swoje odbicie również w literaturze popularnej (np. Ścieżki śpiewu Bruce’a Chatwina i Gawędziarz Maria Vargasa Llosy – obie inspirujące).

Rewolucję w badaniach nad niszą ludzką zapoczątkowało dostrzeżenie faktu, że poszukiwacze pożywienia, którzy wbrew temu, co sądzono, wcale głodem nie przymierają, mają więcej wolnego czasu niż ktokolwiek inny (Richard Barry Lee, Irven DeVore, Man the Hunter).

Ester Boserup w The Conditions of Agricultural Growth wysuwa tezę, że nigdy nie było żadnych „rewolucji rolniczych” w sensie nagłego wynalezienia świetnego nowego sposobu produkcji żywności, natomiast wszelki wzrost produkcji żywności zawsze wymaga zwiększania nakładów pracy lub zużycia paliw kopalnych; technologie były producentom żywności dobrze znane od zawsze, ale opierano się im, dopóki nie pojawiła się presja rosnącej populacji (lub domaganie się przez klasy wyższe nadwyżki, „plonu finansowego”). Rolnictwo umożliwia bardziej intensywną produkcję żywności dla bardziej zagęszczonej populacji i większych jednostek społecznych, jednak kosztem niższej jakości diety (mniejszy wybór różnorodnych produktów), mniejszej pewności zbiorów (jajka w mniejszej liczbie koszyków) i równego lub prawdopodobnie nawet większego nakładu pracy na jednostkę żywności. (…)

Rolnictwo nie jest koncepcją trudną, jest łatwo dostępne dla grup myśliwych i zbieraczy (Mark Cohen, The Food Crisis in Prehistory).

Rolnictwo pozwoliło z kolei na szybszy wzrost populacji. Wszelkie próby naśladowania stylu życia poszukiwaczy w świecie współczesnym wyglądałyby na interesujące, ale kompletnie pozbawione znaczenia zajęcia typu „wioska historyczna”. Teza, że nie ma powrotu, to tylko truizm. Jej głosiciele chcą powiedzieć, że nie można zmienić kierunku, że postęp może się odbywać tylko w prostej linii – od pierwotnego domu w świecie natury do świata całkowicie ludzkiego, oswojonego, uprawianego.

W tym miejscu chciałbym przeformułować „problem”, od którego zaczął się ten esej: W jaki sposób możemy, biorąc pod uwagę nasze współczesne upodobania i poziom populacji, żyć i współistnieć jako poszukiwacze pożywienia (zarządcy ekosystemu)? Schwytani w diabelską pułapkę, jak możemy wrócić do ogrodu (Joni Mitchell, Woodstock)?

Proponowaną tu strategię Rajskiego Ogrodnictwa można określić jako „zintensyfikowane poszukiwanie”. David Harris w serii artykułów badał „alternatywne podejścia do rolnictwa”. Szczególnie warto zwrócić uwagę na jego rozróżnienie między „agrokulturalną manipulacją a transformacją”. Agrokulturalne użytkowanie może prowadzić – a jeśli jest odpowiednio intensywne, prowadzi – do przekształcenia naturalnego ekosystemu w system w dużej mierze sztuczny, zastąpienie tropikalnego lasu deszczowego plantacjami, lasu strefy umiarkowanej polami pszenicy. (…) Ale rolnictwo może się rozwijać poprzez

Page 84: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

166 167

proces manipulacji, w którym zmieniane są wybrane elementy naturalnego systemu zamiast zastępowania go w całości. W tej metodzie uprawy dzikie gatunki zastępuje się w odpowiednich niszach ekologicznych preferowanymi udomowionymi gatunkami, symulując strukturę i dynamikę funkcjonalną naturalnego ekosystemu. Harris niedawno zredagował zbiór artykułów From Foraging to Farming, w którym rozwija myśl, że „wiele «ludów nierolniczych» w rzeczywistości stosowało intensywne i wymyślne praktyki upraw, które nie mieszczą się w naszej koncepcji rolnictwa”.

Naszym celem jest „naturalizacja” nas w środowisku. To będzie oznaczało zmianę nas samych i zmianę środowiska – zmierzanie ku „dopasowaniu”.

Idealne dopasowanie oznacza łatwy i swobodny przepływ materii i energii między nami a środowiskiem, życie przeżywane jako kompletny dar – ogrodu dla nas, nasz dla ogrodu.

Ale to przyszłość. Teraz potrzebujemy prowadzącego do tego celu procesu, który ma własne uzasadnienie. Skupienie się na idealnym rajskim ogrodnictwie stwarza pokusę wybrania drogi na skróty, powtarzania starego wzorca wyprzedawania teraźniejszości na rzecz jakiejś wyimaginowanej „lepszej” przyszłości. Żaden czyn nie jest słuszny, jeśli jego słuszność nie jest w nim natychmiast widoczna. Działanie, które usprawiedliwia się odwołaniami do jakiegoś wyższego dobra, tak naprawdę odwołuje się (…) wszystkie odwołania do rozsądku, względów praktycznych i konieczności nawiązują do tej samej siły, która obraca w ruinę wszelkie ideały. Trzeba mieć odwagę i wolę

podejmowania ryzyka (William Thompson, Evil and World Order).

Ekologia uczy nas, że „pionierskie” (zaburzone) środowisko faworyzuje formy życia, które szybko się rozwijają, lecz żyją krótko, rozprzestrzeniają się szeroko i są „żarłoczne” – przystosowane do maksymalnego wykorzystania światła słonecznego i wolnej przestrzeni. Ale w końcu na ich miejsce pojawiają się drzewa, które z racji inwestowania energii w wytwarzanie drewna z początku rosną wolniej. Są za to bardziej stabilne i żyją dłużej, a później rosną szybciej i stają się górującym nad otoczeniem i bardziej wpływowym „gatunkiem dominującym”.

Rozprzestrzeniliśmy się na Ziemi i wykorzystaliśmy lub spaliliśmy prawie wszystko, co łatwo wpadło nam w ręce. Wiek chciwców dobiega końca (choć o tym jeszcze nie wiedzą). Możemy mieć nadzieję, że „konkurencyjną przewagę” uzyskają wreszcie ludzie praktykujący ciągłość, zakorzenienie, powolny rozwój i stabilne gromadzenie, wertykalny rozwój ludzkiego ducha w obszarach niezbadanych lub od dawna zapomnianych. Drzewo czerpie zadowolenie z uzyskanych widoków.

W procesie rajskiego ogrodnictwa można wyróżnić:

– Uwolnienie naszego systemu podtrzymania życia z okowów cywilizacji/ekonomii (mówiąc wprost – pieniędzy) i przyłączenie go na powrót do naturalnego świata ogrodu i sąsiedztwa. To będzie proces stopniowy, wymagający realistycznej analizy naszych potrzeb i wydatków. Na przykład samochody i benzyna to nie potrzeby, lecz środki

Page 85: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

168 169

do zaspokojenia potrzeb. Rozwiązaniem nie jest paliwo alkoholowe, lecz ograniczenie potrzeby podróżowania (którego celem zwykle jest zdobywanie i wydawanie pieniędzy). Jak mówi Tao Te Ching: Sąsiedni kraj może leżeć tak blisko, że słychać z niego pianie kogutów i szczekanie psów, lecz ludzie starzeją się tu i umierają, nie próbując nawet go odwiedzić. (Rozdział 80, patrz „polityczny program taoistów – powrót do spółdzielczego prymitywizmu” w J. Needham, Science and Civilization in China, tom II). Klucz do samouzasadniającej się natury procesu jest następujący – rzeczy wykonane lub wyprodukowane przez profesjonalistów lub maszyny mogą technicznie przewyższać owoce własnego wysiłku jednostki, ale zwykle brak im pewnej jakości, którą za Castanedą nazwę „sercem”. Zadowolenie z kupionych przedmiotów zwykle jest najwyższe w momencie zakupu, a potem szybko opada. Potrzeby zaspokajane dzięki naszym interakcjom z naturą są zaspokajane na głębszym poziomie, a po drodze można napotkać cudowne niespodzianki. To oczywiste dla każdej osoby, która kiedykolwiek wykonała coś „od zera”. Natomiast rzadko zdajemy sobie sprawę (ktoś nie chce, żebyśmy to sobie uświadomili), że na tej zasadzie może się opierać całe życie.

– (Re)integracja potrzeb – nie udajemy się po żywność na bazar, po ćwiczenia do spa, po leczenie do lekarza, po rozrywkę do kina, po naukę do szkoły, po możliwość tworzenia do studia, po inspirację do kościoła i tak dalej; udajemy się do ogrodu po to wszystko naraz.

– Wzbogacanie ogrodu dzięki naturalizowaniu pożytecznych i pięknych gatunków i uczenie się, jak włączyć je w nasze życie. Zaczynamy oczywiście

od istniejącej i potencjalnej roślinności naturalnie występującej, do której można dodawać gatunki z podobnych obszarów świata; następnie lekkie modyfikacje środowiska – udoskonalanie mikrosiedliska; w rezultacie możliwości dla nowych gatunków – szeroka gama roślin, róg obfitości (Stephen Facciola, Cornucopia. Niesamowita publikacja. Trzy tysiące jadalnych gatunków, jeszcze więcej tysięcy odmian, źródła dostaw i informacje przy każdej pozycji) niedostępny poprzednim pokoleniom. Znany biolog proponuje „planowe wzbogacanie biotyczne”. Jest w mocy nauki (mocy twojej i mojej) nie tylko zatrzymać ginięcie gatunków, ale nawet odwrócić ten proces. Jednym z naczelnych tematów w dzisiejszej ekologii zbiorowisk, będącym przedmiotem intensywnych badań, jest problem zagęszczenia gatunków. (…) Teoretycznie można zaplanować ambitne równowagi, które przewyższają wszelkie występujące w naturze. Można sprowadzać gatunki z różnych stron świata (Edward Wilson, Applied Biogeography). Wilson dalej omawia stworzenie nowych (biotycznych) zbiorowisk i manipulację ekosystemem – ostateczną grę (…). Sam rozmiar światowej flory i fauny stanowi wyzwanie, na które potrzeba badań wielu pokoleń. Możliwości manipulacji ekosystemem (…) pozwalają na pracę twórczą o skali większej o wiele rzędów wielkości.

– Praca wykonywana własnymi rękami. Wszyscy mamy dwie ręce, jedno życie, 24 godziny każdego dnia. To czynniki „demokratyczne”. Pracując na małym kawałku ziemi, możemy stworzyć raj, z którego skorzystamy wszyscy. Pieniądze i maszyny nie doprowadzą nas do niego szybciej; w rzeczywistości nie doprowadzą nas tam w ogóle, lecz

Page 86: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

170 171

zwiodą na manowce.

Żyjemy w epoce wąskiego „okna możliwości”. Zrozumiawszy wreszcie, że konieczna jest rewolucyjna zmiana w świadomości i stylu życia, zorientowaliśmy się, że mamy na to tylko kilka pokoleń, zanim będzie za późno na przemianę (zdegradowane środowisko, wyczerpane surowce, wymarłe gatunki, gleby zerodowane/zanieczyszczone, dwa razy większa populacja…).

Naszym przeciwnikiem jest papierowy tygrys, który nie jest w stanie dostarczać dóbr. Świat czeka na przykłady. Trzeba mu pokazać lepszą drogę, a nie tylko o niej mówić. Rajskie Ogrodnictwo jest bez porównania bardziej doniosłe niż eksperyment z „biodomem” – i wszyscy mogą się włączyć do tej gry.

Odkładaliśmy to przez zbyt wiele pokoleń.

Otóż piękno mojej propozycji jest w tymże nie trzeba czekać na powszechną rewolucjęNawołuję do rewolucji jednoosobowejJedynej, jaka nadchodziRobert Frost, Build Soil

Ten artykuł powstał około 20 lat temu (stąd niektóre przestarzałe źródła) jako rezultat kilku zim spędzonych na lekturze, a jego celem było sformułowanie filozofii leżącej u podstaw rozpoczętego wcześniej projektu zakładania ogrodu. Nie mam serca pisać go na nowo, ale w międzyczasie dowiedziałem się kilku rzeczy, które

wzmacniają moją argumentację, więc tu je dodaję:

Co napędza (nad)konsumpcję?Cywilizacja (w oryginalnym łacińskim rozumieniu tego słowa wywodząca się z civitas, czyli państwo) naśladuje naturalny ekosystem. Weźmy „piramidę troficzną” – wielka biomasa pierwotnych producentów, nad nią mniejsza masa konsumentów pierwszego rzędu, nad nimi jeszcze mniejsza grupa konsumentów drugiego rzędu i tak dalej. Bardzo wiele roślin służy mniejszej liczbie krów, które służą jeszcze mniejszej liczbie lwów… Wersja cywilizowana to chłopi i robotnicy na dole, a wyżej coraz mniejsze warstwy administratorów i kupców, przywódców politycznych i kapitalistów.

Konsumpcja (poza pomniejszym składnikiem „podstawowych potrzeb ludzkich” – cokolwiek to może znaczyć) wiąże się z definiowaniu miejsca (statusu) jednostki w cywilizacyjnej hierarchii. Konsumpcja to komunikacja. To spostrzeżenie zawdzięczam książce Mary Douglas The World of Goods, choć obecnie jest powszechnie znane – zwłaszcza specjalistom od marketingu. Również powszechna chęć dorównania pozycją i majątkiem sąsiadom jest odbiciem tej zasady. Warto podchodzić do tego śmiało – konsumpcja to komunikacja, chodzi o przekazanie, kim jesteśmy, naszego statusu, naszych wpływów. Ale przecież istnieje jakiś sposób komunikowania się, który nie wymaga spalenia domu?

Cywilizacja opiera się na podbojach na zewnątrz i represjach wewnątrz kraju. Każdy jest aspektem innego. (…) Politycznie «słabsze» narody stawały przed jednym zestawem

Page 87: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

172

alternatyw. (…) Ten fakt historyczny jest następnie opisywany jako prawo rozwoju; w miarę jak cywilizacja przyspiesza, jego zwolennicy projektują swoją teraźniejszość historyczną jako postępowe przeznaczenie całej rasy ludzkiej. (…) Nieważne, jak daleko sięgamy w czasie i przestrzeni, od Teotihuacan po Angkor Wat opowieść jest zawsze ta sama. (…) Historia cywilizacji powtarza się nie jako farsa, (…) ale jako tragedia. W cieniu tej tragedii osiągnięcia cywilizacji zostają zredukowane do swoich właściwych proporcji. Zostały zaplanowane na użytek i ku przyjemności garstki nielicznych, kosztem umiejętności i pracy wielu.Stanley Diamond, In Search of the Primitive: A Critique of Civilization

„Prymitywne” ludy nigdy z własnej woli nie ulegają „akulturacji” (nie cywilizują się) – mają zbyt wiele do stracenia – ale osoby cywilizowane po zetknięciu się z „prymitywnymi” czasem „wracają do natury”.

Po dwudziestu latach nadal żywię głębokie przekonanie, że najlepszy sposób na globalne ocieplenie, utratę różnorodności i inne problemy naszej planety, najlepszy sposób na wojnę, niesprawiedliwość i inne problemy społeczne, i najlepszy sposób na takie życie człowieka na tej planecie, które pozwoli mu w pełni realizować swój potencjał fizyczny, umysłowy i duchowy – to jeden i ten sam sposób. Rajskie Ogrodnictwo to próba wcielenia tej teorii w życie – jesteśmy aktorami w „wizjonerskim spektaklu ekologicznym”.

Tekst manifestu: Joe HollisTłumaczenie: Agnieszka Zych Od Redakcji:

Wiele filmów opisujących Górski ogród Joe Hollisa i rośliny, jakie w nim rosną, można bez trudu odszukać na YouTube, bieżące informacje i relacje fotograficzne z jego staży, warsztatów i działań można znaleźć na stronie: www.mountaingardenherbs.com/paradise.html

Manifest Joe Hollisa za pozwoleniem autora był opublikowany na stronie www.etnobotanicznie.pl wiosną 2014 roku i został wykorzystany w cyklu BIO::FLOW w Bunkrze Sztuki w Krakowie. Wersja polska powstała dzięki tłumaczce Agnieszce Zych na zlecenie autora bloga Marka Styczyńskiego.

Page 88: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

Rroślina

Page 89: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

176 177

Rośliny to organizmy komórkowe, samożywne. Wykorzystują energię światła słonecznego za sprawą barwników asymilacyjnych, głównie chlorofilu w procesie fotosyntezy. W drodze ewolucji wykształciły ogromną liczbę gatunków i odmian, a także różniących się wyraźnie grup. Istnieje wiele podziałów królestwa roślin, ale najczęściej stosuje się podział ze względu na wygląd: rośliny zielne i rośliny drzewiaste. Szacuje się, że na Ziemi żyje ponad 400 tys. gatunków roślin, z czego jedynie część jest opisana. Rośliny ze względu na proces fotosyntezy są podstawowym składnikiem biosfery i dzięki nim istnieje znany nam skład atmosfery ziemskiej umożliwiający życie człowieka.

Nauka określana jako systematyka roślin ulega stałym przemianom, włącza i wyłącza wiele grup organizmów uważanych dotąd za rośliny: glony, część grzybów itd. Dla ludzi najważniejsze są rośliny mające chlorofil i wiele przydatnych właściwości, w tym: znaczenie pokarmowe, lecznicze, budowlane, energetyczne, kosmetologiczne, psychoaktywne, wskaźnikowe, melioracyjne i inne.

Marek Styczyński

Page 90: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

Ssustainizm

Page 91: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

180 181

Od kilku lat na wszystkich festiwalach sztuki współczesnej znajdziemy prace inspirowane naukami przyrodniczymi, w tym ekologią, biologią molekularną i badaniami nad zmysłami roślin. Jeżeli street art, to raczej nie farba w sprayu, a mech lub sadzenie kwiatów w dziurach w jezdni i chodnikach, a także hodowle tkankowe, mutacje, odruchy fotoelektryczne, efekty fotosyntezy lub metan i inne chemiczne efekty rozkładu materii organicznej plus cały przegląd dawnych poradników młodego przyrodnika. Ukazują się nowe lajfstajlowe magazyny, już nie o modzie i dizajnie, ale o roślinach w naszym otoczeniu, książki o technikach opartych na energii czerpanej ze źródeł odnawialnych, budowie domów z gliny, mieszkaniu na drzewach i kuchni bazującej na dzikich roślinach jadalnych.

Jako doskonały przykład wydawnictwa tego nowego trendu proponuję książkę Yes Naturally. How Art Saves the World, która z pewnością jest już w obiegu wśród co bardziej dociekliwych badaczy kultury, ekologów, aktywistów miejskich, kuratorów i artystów sztuki współczesnej. Książka ma 240 stron i jest pewnego rodzaju przeglądem trendów, postaw myślowych artystów i aktywistów, dzieł sztuki lub działań bliskich temu pojęciu, a więc sama w sobie jest pomnikiem tego, co się dzieje w świecie miejskich „ekologów” i działaczy społecznych. Pomnik ten odpowiada rzeczywistości, ponieważ po pierwsze książka jest bardzo nierówna, co oznacza, że bzdury sąsiadują z przebłyskami interesujących koncepcji, a po drugie dobór autorów i tematów jest aktem środowiskowym (my i nasi znajomi odkryliśmy koło!), całkowicie wolnym od

logiki i obiektywizmu. To podejście jest pełne uwielbienia dla miłych i ciepłych zachodnich środowisk miejskich partyzantów młodego pokolenia, które uważa, że świat się urodził w momencie, gdy pierwszy raz „weszli” do sieci…

Jedno z objawień nowej sztuki, które opisano w omawianej książce i które z pewnością uratuje świat, zasługuje na szczególną uwagę. To pojęcie sustainism opisane i zilustrowane na końcu tej książki. Trochę ryzykuję, opisując to bez uzgodnienia z autorami, bo pojęcie i logotypy specjalnie zaprojektowane dla nowej ery swobodnego dostępu (do pracy innych) zapowiadanej przez duet Joost Elffers i Michiel Schwarz są zastrzeżone! Autorzy skromnie nazwali swój koncept „a new era in culture” i zaczynają swoje wywody od charakterystycznego intro: „po dwudziestowiecznym modernizmie i postmodernizmie…” Wow!

Sustainism ogłoszono, jak należy (czyli w XIX -wiecznym stylu), w manifeście: „Sustainism Is the New Modernism: A Cultural Manifesto for the Sustainist Era” w Nowym Jorku w 2010 roku. Podstawowe hasła Nowej Ery to: connect – localist – share – Fair – proportion – network – redesign – include i są, rzecz jasna, głęboko słuszne! Logotypem (pamiętajcie: design and text by JE and MS) sustainismu jest węzeł bez początku i końca, jakoś znajomy, bo używany od tysięcy lat w kulturach Azji (np. Indie, Tybet), Afryki (np. Etiopia), obu Ameryk (np. Meksyk) i Europy (np. Grecja, Norwegia), a wymieniam tylko te najbardziej znane. Niejaki Adrian Frutiger opracował kiedyś piękną „mapę” wydaną w Szwajcarii Symbols and Signs. Explorations i przez staromodną przyzwoitość

Page 92: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

(mimo świetnej roboty badawczej i edytorskiej) nie ogłosił tego światu jako własnego wynalazku.

No i tak to jest z modami, ale mimo wszystko cieszę się, że botanizowanie ciągle jest w awangardzie!

Marek Styczyński

Więcej na temat sustainismu: www.etnobotanicznie.pl/2013/09/09/sustainism/

Page 93: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

Tteoria gai

Page 94: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

186 187

Teoria Gai jest już znacząco zmodyfikowaną i rozwiniętą teorią, która jednak mocno zaznaczyła się w historii XX wieku. Aby dobrze zrozumieć, że była bardzo efektowną, ale jednak teorią naukową, a nie jedynie inspirującą opowiastką, warto rozpatrywać ją z niemniej słynną pracą Lynn Margulis Symbiotyczna planeta, która jest dostępna w języku polskim (tłum. Marcin Ryszkiewicz, Warszawa 2000, wydana w serii Science Masters; oryg. Symbiotic Planet: A New Look at Evolution, Nowy Jork 1998).

Głównym autorem hipotezy Gai jest James Lovelock (hipotezę opublikował w: Gaia: A New Look at Life on Earth, Oxford 1979, ale pracował nad nią znacznie wcześniej, gdy był doradcą nasa), który doprowadził do ważnej konferencji w Oxfordzie w 1996 roku, a w roku 1998 przyczynił się do powołania Towarzystwa Gaia: The Society for Research and Education in Earth System Science z siedzibą w Royal Society w Londynie. Lynn Margulis świetnie opisała w swojej książce dyskusje wokół hipotezy Gai i to, co mnie osobiście zawsze bardzo martwiło, czyli tendencję do upraszczania i romantycznego traktowania Gai jako świadomej istoty, która mimo swego ogromu i tajemnic skrywanych przed człowiekiem czeka na nasz ratunek. Nikt nie czeka, a ratować się powinniśmy sami, bo jak ostro pisze Margulis: życie jest zjawiskiem planetarnym, obejmującym powierzchnię Ziemi od ponad 3 miliardów lat. (…) To my znajdujemy się pod kontrolą planety, nie odwrotnie (s. 162).

Byłoby naprawdę doskonale, gdyby co bardziej romantyczni aktywiści ruchu ekologicznego naprawdę dobrze zrozumieli,

o czym mówi obecnie dopracowana hipoteza Gai. Być może sam termin Gaja – Matka Ziemia, zaczerpnięty z mitologii, jest odpowiedzialny za wielkie powodzenie oraz szybkie wytworzenie mistycznej otoczki wokół hipotezy o: cybernetycznym systemie z wbudowaną tendencją do homeostazy, przejawiającym się w anomaliach ziemskiej atmosfery (s. 166). Ciekawe, że ten sam termin (Gaia = Gea) nie przeszkodził wcześniejszym nazwom naukowym z wykorzystaniem prastarej figury Matki Ziemi, jak: geologia, geometria czy Pangea.

Symbiotyczna planeta jest tak ważna, że trzeba wrócić do jej głównych tez. Po pierwsze koncepcja set (Serial Endosymbiotic Theory), czyli naukowa teoria Margulis mówiąca, że ewolucja nie następuje jedynie poprzez twarde reguły doboru naturalnego i różnicowanie gatunków (i śmierć słabiej przystosowanych), ale poprzez endosymbiozę różnych organizmów, co w konsekwencji daje nowe jakości, zdolności i gatunki. Mówiąc wielkim skrótem, kreacjoniści byliby już całkiem załamani, bo nie dość, że w jakimś stopniu „pochodzimy od małpy”, to jeszcze ta małpa (i my) według teorii Margulis wykształciła się dzięki bakteriom…

Za główną tezą idą zaskakujące wnioski, a jednym z nich jest powątpiewanie w hierarchiczność istnień, bo upraszczając bardzo – w czym gatunek bardziej złożony, ale istniejący od zaledwie kilkudziesięciu tysięcy lat, jest lepszy od innego, który przetrwał kilkadziesiąt milionów lat?

Ważnym motywem przewodnim książki jest sama teoria Gai. Margulis odnosi się do kilku pojęć będących podwalinami

Page 95: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

188

koncepcji Gai. Jedno z nich to propriocepcja, czyli percepcja ruchów i orientacja przestrzenna, mająca swe źródło w bodźcach wewnętrznych (a nie zewnątrznych!), jest to termin medyczny… Margulis twierdzi, że: Gaja, czyli Ziemia regulowana fizjologicznie, korzystała z takiego układu globalnej komunikacji na długo przed człowiekiem… (s. 160), a globalny układ nerwowy nie zaczął się z pewnością wraz z nastaniem człowieka (s. 160). Ta hipoteza jest intelektualnym i doświadczalnym dociekaniem, a nie mitem i Margulis wprost pisze, że: Gaja nie jest pojedynczym ogromnym organizmem, który troszczy się (oczywiście) o nas, ludzi. Znakomity rozdział w książce nosi tytuł Przeciw ortodoksji – bardzo osobista, ale i wspaniale prawdziwa część pracy i dla polskiego czytelnika ważna, bo opisuje to, co się obecnie dzieje w polskiej nauce. Margulis stwierdza: w związku z polityczną orientacją lat sześćdziesiątych uczelnie coraz więcej czasu i energii poświęcały sprawom „przydatności” i „wdrażania” – w rezultacie wszelkie przedsięwzięcia, także intelektualne, rozpatrywano pod kątem ich użyteczności dla człowieka. W takiej atmosferze moje zainteresowanie problemem dziedziczenia komórkowego wyglądało aspołecznie. (…) Zainteresowanie podobnymi drobiazgami skazywało mnie już wówczas na ciągłe przeżywanie intelektualnego osamotnienia (s. 45). Bardzo ciekawe są w tym świetle dzieje pierwszej publikacji i pierwszej książki na temat set, napisane przez Lynn Margulis. Pierwsza wersja teorii set (jeszcze nie nazywanej tak w tym czasie) została piętnaście razy (!) odrzucona przez czasopisma naukowe i opublikowana wreszcie w 1966 roku, a książki nie zaakceptowało wydawnictwo Academic Press z Nowego Jorku na skutek fatalnych recenzji mędrców, którzy „skrywali

się w cieniu”. Po roku starań, na początku lat 70. XX wieku, książka Margulis została wydana przez Yale University Press. Tajne recenzje blokujące śmiałe myśli… czyż nie tak działa nasza rodzima nauka i mechanizm finansowania pracy badawczej? Tyle że w Polszcze nie mamy wyboru pomiędzy Academic Press a Yale Univeristy Press z ich renomą i środowiskiem intelektualnym.

Książka Lynn Margulis nie jest wykładem prawdy objawionej, ale pokazuje, jak pracuje się intelektualnie i jak odkrywa ważne zjawiska. Zarówno teoria Gai, jak i wiele tez stawianych przez Margulis w Symbiotycznej planecie jest dzisiaj nieaktualna i ma swe interesujące rozwinięcia. Nie byłoby ich jednak, gdyby nie praca i dociekanie Lovelocka i Margulis.

Marek Styczyński

Więcej na temat teorii Gai: www.etnobotanicznie.pl/2013/09/28/symbiotyczna -planeta/

Page 96: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

Zzmysłowe życie roślin

Page 97: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

192 193

Zakładając ogród, sadząc i pielęgnując rośliny, a także we wszystkich innych rodzajach kontaktu z nimi, warto mieć na uwadze, że organizmy te mają swoiste zmysły, a badania nad nimi w ostatnim czasie przyniosły wiele interesujących faktów i tyleż nowych teorii i intuicji. Dobrze się stało, że ukazała się w polskim przekładzie ważna i aktualna książka pioniera takich badań Daniela Chamovitza. Poniżej kilka słów omówienia, polecam też samą publikację, ciągle do nabycia w księgarniach!

Chodzi o książkę Zmysłowe życie roślin. Podręczny atlas zmysłów (tłum. Dariusz Wójtowicz, Warszawa 2014; oryg. What a Plant Knows: A Field Guide to the Senses, New York 2012). Rytm Zmysłowego życia roślin jest bardzo wartki, a stroniczki miło (chociaż bardzo tanio) wydanej książki skrzą się fenomenalną erudycją i efektowną rutyną Chamovitza – wykładowcy akademickiego, który czuje jednak zmianę czasu i prowadzi własny blog (whataplantknows.blogspot.com).

Można (nie zdradzając treści książki) powiedzieć, że na ponad 180 stronach autor zajmuje się czymś, co dzisiaj określa się „naukowo” – neurobiologia roślin! Dla mnie najistotniejszą częścią wywodów autora jest sięgnięcie do doświadczeń samego Karola Darwina! Nie chodzi wcale o ewolucję, ale o bardzo interesujące doświadczenia, jakie Darwin prowadził z synem nad zmysłami roślin. To, co Darwinowie robili, przypomina wielkie osiągnięcia artystycznych instalacji uchodzących czasem za bio -art. Przypominam, że chodzi o Karola Darwina żyjącego w latach 1809–1882.

Chamovitz przytacza przykłady na tezę, że: rośliny na poziomie genetycznym są bardziej skomplikowanymi organizmami od wielu zwierząt i w siedmiu głównych rozdziałach opisuje w sposób budzący podziw następujące zagadnienia: Co widzi roślina? Co roślina może wywęszyć? Dotyk roślin. Co słyszy roślina? Skąd roślina wie, gdzie się znajduje? Co roślina pamięta? Świadoma roślina. Autor ujął mnie rozdziałem o słyszeniu u roślin, ale także wyborem cytatów otwierających każdy rozdział i na przykład haiku Matsuo Bashō: Umilkł świątynny dzwon, lecz wciąż słyszę dźwięk dochodzący od kwiatów czy: Głazy wstawały, przemawiały drzewa Szekspira wskazują, że sam autor nie wierzy w tezę, jaką gładko (aby nie powiedzieć: rutyniarsko) wygłasza we wstępie: czy nie powinniśmy poświęcić kilku chwil na zapoznanie się z tym, czego naukowcy dowiedzieli się na ich [roślin] temat? Do książki Chamovitza warto wielokrotnie powracać i nie tylko po, aby przytoczyć z niej smakowity cytat, ale dlatego że wymaga bardzo uważnego czytania i pod popularną formą kryje się wiele trudnych pojęć i teorii. Kiedy czyta się naukowe wywody Chamovitza, przychodzi na myśl poetycka książka Mity i magie ziół Marii Immacolata Macioti (a warto wiedzieć, że kiedy pisała swą książkę, była socjolożką na Uniwersytecie La Sapienza w Rzymie) i jeden z ciekawszych jej fragmentów: Wydaje mi się, że kwiaty odbierają sygnały zmieniającego się czasu. (…) Żyjemy w epoce wyraźnie zdominowanej przez obraz. Teraz liczy się głównie rozpowszechnianie informacji, liczą się środki masowej komunikacji. Zdaje się, że kwiaty i drzewa o tym wiedzą. (…) Czują, rzekłbyś, zaszłe już zmiany. Wiedzą, że ludzie poszukują nowej równowagi na rozmaitych polach. Że nadal potrzebują strawy dla zaspokojenia głodu, soków dla ugaszenia pragnienia, barw i zapachów dla swoich

Page 98: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

snów. I że nadal potrzebują balsamów na swe rany, nadziei i uczuć. Oraz ideałów i sensów. Dlatego właśnie, jak sądzę, drzewa i liście, kwiaty i zioła postanowiły zejść ze swych starożytnych piedestałów, opuścić przebrzmiałe herbowe tarcze, których prestiż kojarzy się obecnie z separowaniem się od innych. Postanowiły znów kwitnąć w ogrodach, domach, w życiu codziennym, w snach mężczyzn i kobiet stających w obliczu trzeciego millenium.

Mało naukowe i zbyt fantastyczne? A jakby się nam jawiła dyscyplina naukowa o nazwie neurobiologia roślin 20 lat temu?

Marek Styczyński

O samej książce można się dowiedzieć więcej od autora ze strony: www.whataplantknows.com Więcej na temat zmysłów roślin: www.etnobotanicznie.pl/2014/02/25/mity -i -magie -ziol -vs -zmyslowe -zycie -roslin

Page 99: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

anna lebensztejnKuratorka i edukatorka, od 2012 roku kuratorka Kolekcji Bunkra Sztuki. Doktorantka w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Absolwentka historii sztuki i filologii włoskiej w ramach Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim, studiowała również na Uniwersytecie „La Sapienza” w Rzymie.

marek styczyńskiLeśnik, ekspert ochrony przyrody, muzyk i autor książek, m.in. wprowadzenia do etnobotaniki Karpat i Bałkanów pt. Zielnik podróżny. Rośliny w tradycji Karpat i Bałkanów. Prowadzi bloga www.etnobotanicznie.pl

BIO::FLOW. poradnik miejskiego ogrodnikaKraków 2014

redakcja Anna Lebensztejn, Marek Styczyński

teksty Joe Hollis, Anna Lebensztejn, Anna Nacher, Piotr Siwek, Marek Styczyński, Bożena Szewczyk-Taranek

FotograFie Archiwum Galerii Bunkier Sztuki (s. 34), Bogdan Kiwak (s. 18-21, 101-103, 134-135, 138-139), Anna Lebensztejn (s. 14-15, 92-93), Piotr Siwek (s. 54-55), Marek Styczyński (s. 74-81, 110-111), Bożena Szewczyk-Taranek (s. 116-121), Joanna Urbaniec (s. 6), Steve Wheen (s. 154, 156-157), Daniel Zawadzki, Archiwum Galerii Bunkier Sztuki (s. 35). Wszelkie prawa zastrzeżone

Reprodukcje prac Ewy Goral (s. 148-149) oraz Karoliny Grzywnowicz (s. 38-39) dzięki uprzejmości Artystek. Wszelkie prawa zastrzeżone

korekta Joanna Myśliwiec

tłumaczenie tekstu joe hollisa Agnieszka Zych

projekt i skład Agata Biskup

Page 100: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika

isbn: 978-83-62224-45-6

© Wydawca i Autorzy

wydawcaGaleria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztukipl. Szczepański 3a, 31-011 Kraków, Polskawww.bunkier.art.pl

dyrektor Piotr Cypryański

Publikacja podsumowująca interdyscyplinarny cykl BIO::FLOW realizowany w ramach projektu Doświadczanie sztuki. Edukacja kulturalna w Bunkrze.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

pomysłodawca i prowadzący cykl Marek Styczyński

kuratorka cykluAnna Lebensztejn

Page 101: BIO::FLOW. Poradnik miejskiego ogrodnika