AVmag no 2

126
ACTIVmag/ 1 Saimon De Oilveira Wywiad z team rider’em Lando Skateboarding Story by Łukasz Ziarkiewicz Natalia Sierhej Mikołaj Barta Taniec sposobem na zycie .

description

ACTIVmag otacza swoim ramieniem dziedziny takie jak Design, Lifestyle, Kulturę, Felieton, Photo - dostarczając przy tym ciekawych materiałów nie tylko z Polski, ale i z całego świata.

Transcript of AVmag no 2

ACTIVmag/ 1

Saimon De OilveiraWywiad z team rider’em Lando

Skateboarding Storyby Łukasz Ziarkiewicz

Natalia Sierhej Mikołaj Barta

Taniec sposobem na zycie.

Ewelina Braca Redaktor Naczelna AVmag

EDITOR’S LETTERKażdy dzień, może stać się dniem przełomowym. Wielu z nas

nie zauważa, że każdy nowy dzień to początek zupełnie czegoś nowego. Problem tkwi w tym, iż wielu z nas boi się zmian, czuje

niepokój z tym związany, gdyż posiadają swoje przyzwyczajenia oraz słabości, które uporczywie trzymają ich w kajdanach starego życia, może mniej atrakcyjnego, ale bez wątpienia bezpiecznego. Pomimo tego, że jesień próbuje podstępnie usadowić się w naszych fotelach, nie powinniśmy tracić wiary, ani energii do działań.

Amerykański zwyczaj wędrówki w poszukiwaniu czegoś nowego, zapierającego dech w piersiach a przede wszystkim dającego nam to czyste szczęście i spełnienie, wnoszące do naszego życia, jakże świeży powiew, jeszcze jakiś czas temu... u nas, był bardzo odległy. Aktualnie, możemy znaleźć wielu odważnych ludzi, którzy decydują się na to, aby po pewnym czasie rutyny, monotonii i niezadowolenia rozpocząć własną rewolucję.

Wydaje mi się, że większość z nas nie docenia faktu, że tak naprawdę prosto w nasze ręce zostało powierzone nam tylko jedno, jakże cenne życie i tylko od nas zależy jak je wykorzystamy i co z nim zrobimy. Tylko my mamy niezbywalne prawo decydować o tym, jak je chce-my przeżyć. Czy kiedykolwiek zapytałeś się siebie, czego tak napraw-dę chcesz? Wydaje mi się, że kiedy pytamy się o to czego chcemy od samego siebie, to tym samym pytamy się, czego chcemy od życia, bo przecież my to nic innego jak życie.

Nie rezygnujmy z naszych marzeń, planów w tej jesiennej porze roku. Powinniśmy brać przykład z ludzi, także z naszych bohaterów, których historie pojawią się na kartach kolejnego, drugiego numeru AVmag. Wszyscy Ci ludzie uparcie dąrzą do celu, aby dogonić swoje marzenia.

Życzę Wam, abyście nie tracili wiary i motywowali się nawzajem, bo jest to droga ku przemianie.

EDIT

OR’

S LE

TTER

R e k l a m a

Spis Treści DESIGNMagic Tree.............................................................6Sharifi-Ha................................................................7 Cash Cow...............................................................8Orchidea...............................................................10Surreal Dream Worlds....................................12Animals vs Sneakers........................................14International Highline Meeting...................20Exobiotanica Special Team...........................22

LIFESTYLESaimon De Oilveira..........................................24Skateboarding Story........................................30Dlaczego skateboarding cieszy się taką popularnością....................................................36Andrzej Kotysz...................................................42Natalia Sierhej & Mikołaj Barta...................56Agnieszka Osipa................................................66Dorota Frydecka................................................72

KULTURAThe Libertines.....................................................78Swag Show Silesia 2014.................................80Poza światłem, Poza światem......................84Inżynieria cudu..................................................85

FELIETONŚwiat pełen emocji...........................................90Zerwać z przeszłością......................................91

PHOTOAgata Myga........................................................94Alice Nowicka..................................................104David Shama....................................................114Tamara Janecka...............................................118

Redaktor naczelna EWELINA [email protected]

Dyrektor kreatywny & Reklama MARCIN [email protected]

Skład EWELINA BRACA

Autorzy

Design Marcin Kurzawa Ewelina Braca

Lifestyle Marcin Kurzawa Ewelina Braca

Łukasz Ziarkiewicz

Kultura Jakub BudzyńskiKatarzyna SudołKlaudia KrauseKaja Kłosowska

Felieton Ewelina Braca

Photo Sebastian Kulis

/ACTIVmag6

DES

IGN

MAGIC TREEKażdy z nas uwielbia owoce. Każdy z nas jako dziecko uwielbiał przebywać w sadach i ogro-

dach, kosztując przy tym wiele ciekawych a za razem smacznych rarytasów. Czy ktoś z Was widział kiedykolwiek drzewo, które rodziłoby aż 40 odmian różnych owoców? Czy jest to w ogóle możliwe? Sam Van Aken udowodnił, że można osiągnąć wszystko, czego tylko się pra-gnie, tworząc przy tym unikalną hybrydę. Drzewo 40 owoców produkuje nie tylko jeden ro-dzaj, ale cały szereg owoców pestkowych, m.in.: brzoskwinie, śliwki, wiśnie, nektarynki, more-le. Cały pomysł powstał na nowojorskiej farmie, którą zakupił w 2008 roku. Farma była przede wszystkim bardzo zaniedbana i znajdowała się na skraju bankructwa. Profesor Sam podjął decyzję o jej kupnie, a następnie rozpoczął swoją ciężką i mozolną pracę w swoim prywat-nym „laboratorium”. Sam Van Aken z Uniwersytetu Syracuse stwierdza, że wszystkie drzewa widzi jako dzieła sztuki. Codziennie przekształca drzewo, nadając mu znacznie innego, nad-zwyczajnego wyrazu. Zachwyca się, gdy niespodziewanie kwitną kwiaty w różnych kolorach oraz kiedy rodzą się różne rodzaje owoców, które radośnie zwisają z gałęzi. Profesor stwier-dza, że jego głównym celem jest utrzymanie różnych odmian owoców jako formę ochrony, w celu zachowania odmian pestkowych, które nie są produkowane lub dostępne w handlu.www.samvanaken.com

ACTIVmag/ 7

SHARIFI-HANie da się ukryć faktu, że w Teheranie wybudowano najbardziej funkcjonalny dom na

całej kuli ziemnskiej. Dom Sharifi-Ha w Teheranie łączy piękno, funkcjonalność a przede wszystkim nowoczesność wyglądu z innowacyjnymi pokojami, które gwarantują oszczęd-ność przestrzeni za pomocą magicznego przycisku. Irańscy architekci z Nextoffice stworzyli serię pół-mobilnych przestrzeni, które można obracać w celu zapewnienia dodatkowej prze-strzeni, co umożliwia również ustawianie pokoju w taki sposób, aby dostarczyć do wnętrza więcej słonecznego światła. Tradycyjne domy stają się zadrosne i nie bez przyczyny. Dom Sharifi-Ha może zmieniać swój charakter i osobowość sprawiając wrażenie otwartego lub zamkniętego na otoczenie. Tak naprawdę, wszystko zależy od potrzeb zamieszkujących i ich wewnętrznego samopoczucia, co daje pełen wachlarz wyboru, czy właściciel ma zamiar byc typem introwertycznym a może ekstrawertycznym. Pracownia Nextoffice nie tylko za-skoczyła innowacyjną formą budowy, ale take uwzględniła warunki atmosferyczne charak-terystyczne dla Teheranu. Sharifi-Ha zbudowany został na głębokiej i stosunkowo wąskiej działce. Budynek posiada zdolność do przekształcania dwuwymiarowej fasady w trójwymia-rową, co wpływa na to, że dom przygotowany został na panujące w Teheranie gorące lato oraz mroźną zimę.www.nextoffice.ir

/ACTIVmag8

ACTIVmag/ 9

CASH COWSebastian Errazuriz podczas Festivalu NYC&Design wykorzystał zwyczaj ludowy krajów latyno-

skich osadzony w tradycji bożonarodzeniowej. Zabawa polega na strąceniu specjalnie przy-gotowanej kuli wypełnionej przeważnie słodyczami, których uczestnicy starają się zebrać jak najwięcej. Jednakże w tym przypadku zamysł był o wiele bardziej rozbudowany. Jego monumen-talne złote ciele „Cash Cow” prowokacyjnie służyło wielu celom. Przede wszystkim jako symbol uroczystości, symbol kapitalizmu oraz symbol „anty - kapitalistycznej” chciwości. Na zakończenie festiwalu, goście zostali zaproszeni do rozbicia symbolu kapitalizmu na drobne kawałki. Ponad-gabarytowa Pinata została wypełniona ponad 1000 banknotów dolarowych. Pinata traktowana jest jako symbolika i kontrowersja. Instalacja została zatytuowana „Kapitał XX wieku”, jednak-że nie reprezentuje ona tylko młodego cielaka czczonego w Biblii, ale również utrzymuje silne podobieństwo do byka z Wall Street. Stąd też interpretacja nie jest jednoznacza. To dzieło ma na celu pokazanie, że nasza świadomość dotycząca systemu kapitałowego jest fałszywa. Po-winna zostać wprowadzona natychmiastowa korekta, która miałaby na celu zaoferowanie bar-dziej sprawiedliwego podziału bogactwa. Dojna krowa musi zostać rozbita, jednakże powinna zostać zachowana ostrożność, aby nie zastąpić jej ponownie tym samym, pod innym wciele-niem. Instalacja znajdowała się do 20 maja w mieście przemysłu w Nowym Jorku w Brooklynie.www.collabcubed.com

/ACTIVmag10

ORCHIDEAOrchidea - projekt Fabiana Oefner’a, artysty-fotografa który stwo-

rzył nie jeden cykl zdjęć... Do jednego z nich należy „Paint Ac-tion”, tzw. samoistne modelowanie farbą poprzez siły przyrody. W serii, którą przedstawiamy, grawitacja sama stworzyła struktury wi-doczne na zdjęciach. Cały proces tworzenia zdjęć ma swój początek w zbiorniku wypełnionym farbą. Jednym z najważniejszych elemen-tów według artysty jest tło, najlepiej w kolorze białym lub czarnym. Kolejnym etapem jest wrzucenie kuli wypełnionego farbą do zbiorni-ka, która na skutek uderzenia powoduje ochlapanie tła w niepowta-rzalny sposób. Warstwy farby kształtują się w strukturę przypomina-jącą kwiat orchidei. Artysta wychodzi z założenia, że w prosty sposób można uchwycić ulotne piękno. W celu nadania dynamiki swoim pro-jektom, wykorzystuje urządzenia wysokiej prędkości które odbijają się od tła pozostawiając strukturę wysublimowanej elegancji, która pojawia się przez ułamek sekundy za nim zniknie pod powierzchnią warstw farby.http://fabianoefner.com/

ACTIVmag/ 11

/ACTIVmag12

SURREAL DREAM WORLDSFotograf Logan Zillmer zachwyca pomysłowością tworząc niesamowi-

te zdjęcia. Nie jeden odbiorca daje się wciągnąć w świat, który kreu-je. W jego zbiorach surrealistycznej fotografii, świat staje się placem za-baw dla dzieci z wieloma niespodziankami, czekającymi za rogiem. Ludzie, miejsca, obiekty i wydarzenia łączą się w tak dziwne kombinacje, że od-czuwa się, jakby marzenie urzeczywistniło się i stanęło nam przed ocza-mi. W każdej kompozycji wyobraźnia artysty ożywa przez warstwy kolo-rów, tekstur i filtrów, które wywołują unikalne efekty dzięki manipulacji cyfrowej. Oświetlenie, różne elementy i twórcze koncepcje stojące za każ-dym zdjęciem są bardzo silne a umiejętności Zillmer’a zachwycające. www.loganzillmer-photography.tumblr.com

ACTIVmag/ 13

/ACTIVmag14

ACTIVmag/ 15

ANIMALS VS SNEAKERSCo się może wydarzyć, gdy maga-

zyn zamiast standardowej formy reklamy da fotografowi całkowicie wolną rękę? Oto efekty! W takiej sytuacji został postawiony Joseph Ford. Zwierzęta vs Tenisówki. AC-TIVmag przedstawia zabawną serię zdjęć wykonaną przez fotografa Jo-sepha Forda dla Sneakers Magazi-ne. Zdjęcia mówią same za siebie! www.josephford.net

/ACTIVmag16

ACTIVmag/ 17

/ACTIVmag18

ACTIVmag/ 19

/ACTIVmag20

ACTIVmag/ 21

INTERNATIONAL HIGHLINE MEETINGDokucza Tobie bezsenność? Czujesz, że du-

sisz się we własnym mieście a sąsiedzi za ścia-ną nie dają Ci spać? Spakuj swoją gitarę, hamaki rozbij obóz pomiędzy szczytami Monte Piana. www.knstrct.com

/ACTIVmag22

ACTIVmag/ 23

EXOBIOTANICA SPECIAL TEAMBukiety kwiatów maszerujące w prze-

strzeni ku słońcu pod wpływem wia-tru, uwolnione od wszystkiego, udają się do nowego miejsca poza Ziemą, w któ-rym może uda im się zakorzenić i wydać nowe plony. Czy eksperyment powiedzie się? Czy rośliny narodzą się ponownie przy 30,000 metrów i przy - 50 stopniach Celsjusza? Warunki do życia nie należą do najłatwiejszych. Na efekty trzeba będzie jeszcze poczekać.www.azumamakoto.com

/ACTIVmag24

LIFE

STYL

E

„SKATEBOARDING był jedynym sportem, który najbardziej

utożsamiałem ze sobą” Rozmawiała EWELINA BRACA

Saimon De Oilveira zwodzi wszystkich wizerunkiem niepozornego chłopca a tak naprawdę podczas jazdy

na desce pokazuje swoją prawdziwą twarz. Podczas zeszłorocznej edycji Baltic Games 2013

mieliśmy okazję porozmawiać z team riderem LANDO.

Photo by Marcin Kurzawa

ACTIVmag/ 25

Spośród tylu dostępnych rodzajów sportu zdecydowałeś się wspierać swoją osobą

scenę skateboardingu, co było ogniwem za-palnym?Mówiąc szczerze, naprawdę polubiłam desko-rolkę od pierwszego momentu, gdy się z nią ze-tknąłem, jednakże grałem także w piłkę nożną przez okres 2–3 lat zanim na dobre skupiłem się na desce. Wielu młodych Brazylijczyków ma-rzyło/ marzy, aby zostać piłkarzem i oczywiście było to także moje marzenie. Sprawy potoczy-ły się inaczej, gdyż szybko zrozumiałem, że tak naprawdę skateboarding był jedynym spor-tem, który najbardziej ze sobą utożsamiałem.Miałam już okazję rozmawiać z Tobą wcze-śniej... wiem, że pochodzisz z Brazylii ale mieszkasz w Londynie. Słyszałam, że drugim, najbardziej popularnym sportem w Brazylii po piłce nożnej, jest właśnie skateboarding a scena deskorolki jest bardzo dobrze roz-winięta. Jak to wygląda w rzeczywistości?Scena skateboarding’u jest o wiele lepiej roz-winięta niż możesz to sobie wyobrazić. Bra-zylia, jak doskonale wiesz, jest ogromnym krajem i bardzo trudno jest znaleźć spon-sora, gdyż mamy naprawdę wielu utalen-towanych riderów, co powoduje, że po-przeczka jest naprawdę wysoko postawiona.Spędziłeś na desce większą część swojego ży-cia... jestem pewna, że byłeś świadkiem wielu zachodzących zmian. Uważasz, że aktualnie skateboarding zmierza w dobrym kierunku? Uważam, że skateboarding rozwija się znacz-nie szybciej niż myślisz. Wiem doskonale co masz na myśli. Nie uważam, że skateboarding się skończył. Moją wypowiedź mogę ograni-czyć jedynie do Brazylii, czy Londynu, gdyż jak wiesz pierwszy raz jestem w Polsce, jednakże wracając do tematu, naprawdę widzę wielu bar-dzo dobrych i utalentowanych riderów, a głów-ny czynnik, który utwierdza moje przekonanie o tym, że skateboarding rozwija się w dobrym kierunku, jest fakt że ci riderzy robią karierę. Odłóżmy na chwilę temat skateboardin-gu na drugi plan. Powiedz jak wygląda Twój przeciętny dzień w Londynie. Masz tam miejsce, które przyciąga nadzwy-czaj Twoją uwagę? Kiedy byłam w Lon-dynie, spodobał mi się Camden Town.Nie czuję się dobrze w zatłoczonych miejscach, jak Camden Town. Uwielbiam spędzać swój

wolny czas na skateparku, jednakże mam rów-nież swój ulubiony klub „VIP Club”. W Brazylii miałem mnóstwo ulubionych miejsc, ale miejsce które lubiłem i lubię najbardziej do tej pory, to klub „1051”, jednakże nie byłem już tam od 6 lat. Masz swoje ulubione miejsce, które słu-ży jedynie do odpoczynku po pracy?Moja odpowiedź może Ciebie zdziwić, ale nawet jeżeli jestem bardzo zmęczony po pracy, lubię od-poczywać właśnie na skateparku. Czuję, że w tym miejscu mogę tak naprawdę naładować baterię.Jakie miejsca w Londynie mógł-byś polecić do jazdy na deskorolce? Z ręką na sercu, bez żadnej wątpliwości - The Mile End. Każdego dnia chodzę tam po pracy, aby się zrelaksować.Kiedy tak obserwuję jak deskorolkowcy za-chowują się na skateparku, to odbieram ich jako samobójców. Preferujesz jazdę kiedy skatepark jest praktycznie pusty, czy kie-dy większa grupa ludzi jeździ w tym sa-mym czasie, tak jak podczas zawodów?Wolę kiedy skatepark jest pusty, czuję się pew-niej. Nie lubię takich sytuacji jak na zawodach, kiedy mamy wielu riderów i odnosisz wrażenie, że wszyscy jadą prosto w twoją stronę. Przy-znam, że czuję się zdezorientowany. Abstra-hując od tematu... muszę przyznać, że macie w Polsce bardzo przyjazne środowisko, wiele drzew, zieleni, naprawdę podoba mi się to...Opowiedz o swojej grupie w Londynie.Moja grupa ludzi, z którymi zazwyczaj jeż-dżę jest bardzo zróżnicowana. Pochodzą z różnych części świata, np. z Portugalii, Po-łudniowej Ameryki, Grecji, Nowej Zelandii a także z Polski. Bardzo lubię spędzać z nimi czas, gdyż są to bardzo pozytywni ludzie a najbardziej cenię ich za ich indywidualizm.Twoim sponsorem jest firma Lando. Jakie jest Twoje zdanie o nowej kolekcji Premium Skate? Naprawdę podoba mi się kolekcja Premium Skate. Zostało wszystko doskonale przemy-ślane, został zastosowany wysoki poziom kre-atywności a co najważniejsze... buty są trwałe. Dlaczego wybrałeś firmę Lando spośród tylu innych marek? To była dla mnie wielka szansa, na któ-rą czekałem naprawdę bardzo długo. Je-stem bardzo zadowolony z tego co się wydarzyło na zawodach i z tego, co się aktu-alnie dzieje w moim życiu. Mam nadzieję, że

/ACTIVmag26Photo by Klavs Laivenieks

ACTIVmag/ 27

to nie jest jednorazowa historia z Lando, ale to nie zależy akurat ode mnie. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę być kolejnym riderem w tej firmie, gdyż uważam że ta firma jest wielce profesjonalna pośród innych wielkich marek i mogę beż żadnych wątpliwości stwierdzić, że jest w mojej opinii - nawet lepsza. Używacie w Londynie lub Brazylii jakiegoś specyficznego przywitania albo wyróżniacie się sposobem ubierania? W Polsce bardzo znanym przywitaniem jest „Yoł zioooom”!W Londynie możesz zaobserwować styl gang-sta, czy obcisłe spodnie i tatuaże. Nie używa się żadnego specjalnego przywitania, gdyż musisz zachować ostrożność. Nie do każdego wypada się odezwać. W Brazylii za to bardzo popularnym przywitaniem jest „Hamer” oraz „Cool”. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale witasz się w ten sposób tylko z ludźmi, których znasz.Opowiedz o swoich trickach, które lubisz najbardziej.Najbardziej lubię wykonywać techniczne triki na SWITCH’a. Dziękuję serdecznie za wywiad i życzę po-wodzenia. Do zobaczenia!To ja Tobie dziękuję za wywiad. Do zobaczenia!

/ACTIVmag28

Photo by Marcin Kurzawa

ACTIVmag/ 29

Photo by Marcin Kurzawa

Photo by Marcin Kurzawa

/ACTIVmag30

Skateboarding Story photos by Łukasz Ziarkiewicz

Pewnej słonecznej soboty zebraliśmy się ekipą 4 osób by pokrążyć trochę po Gdyni w poszukiwaniu spotów. Zebraliśmy się o godzinie 13:00 by ruszyć w drogę zajawkowym

VW należącym do zawsze uśmiechniętego ziomka Pabla. Na pierwszy strzał poszedł Bank z rurką przy ul. Harcerskiej w Gdyni. Po 40 minutach jazdy udaliśmy się na pobliski downhill ze zjazdową rurką... jednakże nasza jazda nie spodobała się pobliskim mieszkańcom i zo-staliśmy szybko przegonieni z miejscówki... musieliśmy zadowolić się kilkoma zjazdami. Po-stanowiliśmy więc pojechać w miej ustronne miejsce a dokładniej do Mechelinek zaraz na obrzeżach miasta, gdzie na plaży znajduje się wyśmienity bank skonstruowany jakby z myślą o skejterach. Poszło kilka dobrych flipów i stalli. Natępnie udaliśmy się znów w stronę Gdyni w poszukiwaniu nie odkrytych jeszcze miejscówek. Zaparkowaliśmy auto na stacji i naszym oczom ukazał się c-rail usytułowany zaraz przy dystrybotorach paliwowych... miejscówka znalazła się wiec sama... tu znów poszło kilka stylowych tricków w tym bs. crooked by Bucu!

ACTIVmag/ 31

/ACTIVmag32

ACTIVmag/ 33

/ACTIVmag34

ACTIVmag/ 35

/ACTIVmag36

Dlaczego SKATEBOARDING cieszy się taką popularnością?

Materiał przygotowała: EWELINA BRACA

Kilka lat temu, nie pomyślałabym, że kiedykol-wiek zainteresowałabym się tematyką doty-czącą skateboardingu, a jednak... życie potrafi

zaskakiwać. Przeprowadzałam nie tylko wywiady ze skaterami, ale podjęłam się także prowadzenia wła-snego magazynu poświęconego również tej tema-tyce. Odkąd świadomie zanurzyłam jedną nogę w tej formie aktywności, zaczęłam obserwować młodych a także tych trochę starszych riderów oddających się swojej pasji, w sposób niekiedy nadzwyczaj bolesny, co sprawiało, że coraz częściej zaczęłam zastanawiać się co jest przyczyną, że skateboarding cieszy się taką popularnością i dlaczego pomimo upływu lat ludzie uparcie biorą deskę i idą na skatepark poobijać swoje ciało, jakby był to ukryty objaw masochizmu.W ostatnim badaniu przeprowadzonym w Stanach Zjednoczonych, stwierdzone zostało że skateboar-ding jest jednym z najbardziej popularnych aktyw-ności, plasując się przy tym na trzecim miejscu zaraz po piłce nożnej i koszykówce. W Stanach Zjedno-czonych najlepszym i najbardziej rozwiniętym miej-scem pod względem ilości skateparków oraz do-stępnych sklepów deskorolkowych jest Kalifornia i to też ona jest najczęściej rekomendowana dla fa-natyków skateboardingu. Wyniki badań mają także swoje odzwierciedlenie w innych częściach świata, np. w Anglii, Czechach, Szwecji, czy w Brazylii. W Brazylii większość młodych osób marzy o karierze piłkarza, albo o byciu zawodowym skaterem, co nie jest takie proste! W Brazylii scena skateboardingu jest naprawdę bardzo dobrze rozwinięta a wiąże się z tym problem, że młodym ludziom bardzo trudno jest znaleźć sponsora, gdyż Brazylia przepełniona jest utalentowanymi riderami, co sprawia że po-przeczka ustawiona jest bardzo wysoko dla wszyst-kich tych, którzy poważnie myślą o skateboardingu.Powracając do tematu przewodniego, chciałabym się skupić na tych powodach, które sprawiają, że skateboarding naprawdę cieszy się popularnością na całej kuli ziemskiej. Od zarania dziejów, każdy z nas szuka indywidualnego sposobu wyrażenia

siebie. Jedni z nas sięgają po mikrofon, inni malują obrazy, jeszcze inni piszą wiersze i wydają tomiki, są też tacy, którzy wyrażają siebie poprzez jazdę na deskorolce. Sport ten, czy aktywność fizyczna cie-szy się popularnością, z tego względu że w gruncie rzeczy nie jest kosztownym wynalazkiem, jeżeli nie masz zamiaru kupować deski z górnej półki. Tak na-prawdę wszystko to, co jest potrzebne, to Ty, chęć i deska. Wielu ludzi podchodzi bardzo niepewnie i z dystansem do deskorolki a po jednym dniu jazdy, zakochują się i nie wyobrażają sobie już dalszego życia bez skateboardingu. Tak naprawdę sport ten nie wymaga od nas, abyśmy spełniali odgórnie wy-znaczone kryteria. Nie jest ważne to jak wyglądamy, ile mamy wzrostu, czy wagi. Najważniejszy jest styl, nad którym każdy ciężko pracuje. Najbardziej nie-wiarygodną rzeczą w skateboardingu jest fakt, że każdy człowiek jest inny i wychodzi to właśnie po-przez sposób jego jazdy. Jeżeli jesteś człowiekiem uduchowionym będzie to widoczne w sposobie jakim jeździsz, jeżeli jesteś nerwusem, czy w peł-ni wolnym człowiekiem także będzie to widoczne. Skateboarding jest formą wyrażenia siebie poprzez naukę tricków i poprzez rozwijalne własnego stylu.Nie należy zapominać o adrenalinie i strachu, któ-ry się z tym sportem/ aktywnością wiąże. Nieste-ty, jak powszechnie wiadomo, skateboarding może skrzywdzić, tylko czasem odnoszę wrażenie, że z upływem czasu, przestaje się odczuwać ból i staje się on kwestią przyzwyczajenia. Deska niewątpliwie gwarantuje wszystkim wysokie ryzyko wyrządzenia krzywdy, jednakże to poczucie zagrożenia i fakt, że z czasem wykonałeś prawidłowo, i że w ogóle wykonałeś trudny trick, przyczynia się do tego, że stałeś się naprawdę dobry w czymś trudnym/ nie-wykonalnym i jakby nie patrząc swój wysiłek przy-płaciłeś jednocześnie krwią, prawie jak na wojnie!Dla wielu riderów, deskorolka nie jest jedy-nie formą odtwarzania już wcześniej wymyślo-nych tricków, ale staje się kopalnią pomysłów. Tak naprawdę możliwości są nieograniczone

ACTIVmag/ 37

photo: becuo.com

/ACTIVmag38

ACTIVmag/ 39

Photo by Glen E. Friedman

dla kreatywnych i zaawansowanych skaterów. Każ-dy ma możliwość stworzenia indywidualnego tricku, który będzie łączyć w sobie charakter i determinację osoby jeżdżącej. Skateboarding zawsze będzie ewa-luować, nawet jeżeli na całym świecie istniałby tylko jeden rider. Umiejętności zawsze będą rozwijać się w coś nowego, jak i świeżego. Jest to kolejny powód, dla którego jazda na deskorolce jest tak popularna. Należy przełamywać granice, własne granice, aby do-trzeć do momentu, w którym nie ma żadnych granic.Kultura skateboardingu łączy w jedną całość mie-szankę wielu subkultur, ale ostatecznie wszystkich łączy jedna pasja. Wszyscy oni postawili na skate-boarding i w niego zainwestowali swój cenny czas. Jednakże warto zwrócić uwagę na prawdziwych ska-terów, którzy są kolejnym powodem, dla którego, skateboarding staje się popularny. Środowisko ride-rów zaopiekuje się każdym, kto wkłada w swoją jaz-dę wysiłek i całe swoje serce. Możesz być naprawdęsłaby w tym co robisz, jednak tak długo jak próbu-jesz, tak długo jak się starasz i tak długo jak kochasz jazdę na deskorolce, zostaniesz razem z nimi. Oczy-wiście, na skateparku można spotkać wielu utalen-towanych skaterów oraz szokująca jest liczba osób, które reprezentują wysoki poziom. Można spotkać się z naprawdę niesamowitym podejściem. Starsi, doświadczeni riderzy wspierają młodszych, dopiero co rozpoczynających swoją przygodę skatów, a tak-że przekazują im mnóstwo wskazówek dotyczących jazdy, a co jest najbardziej zaskakujące wszyscy ci nieznajomi sobie ludzie bardzo szybką zaprzyjaź-niają się tworząc jeden wielki zespół, wspólnie spę-dzający czas i mający z tego nie byle jaką przygodę.Skateboarding jest wolnością i możliwością wy-rażenia siebie. Jeżeli nie próbowałeś jeszcze jaz-dy na deskorolce a coraz częściej o tym my-ślisz, bez wątpienia powinieneś spróbować!

/ACTIVmag40

ACTIVmag/ 41

/ACTIVmag42

Ponoć nawet najdalszą podróż zaczyna się od pierwszego kroku. W tym numerze zabieramy Was w podróż po Afryce Zachodniej,

o której opowie nam Andrzej Kotysz!

Rozmawiała EWELINA BRACA

ACTIVmag/ 43

Nawet najdalszą podróż zaczyna się od pierw-szego kroku - myślę, że ten cytat jest ideal-

nym wstępem do naszej rozmowy. W pierwszym numerze AVmag przybliżyłeś nam obraz Male-zji, jednakże dzisiaj porozmawiamy o Afryce Za-chodniej. Dlaczego Afryka Zachodnia? Co było ogniwem zapalnym?Ogniwem zapalnym była niesamowita ciekawość tego miejsca, do którego przyjeżdża tak mało lu-dzi. Uważam, że jest to niezwykła sprawa odwiedzać miejsca, do których jeździ bardzo mało turystów. Poza tym, wiedziałem że przywiozę z tego miejsca niesamowite zdjęcia tamtejszej ludności. Muszę powiedzieć, że po raz pierwszy, kiedy odwiedziłem Czarny Ląd, a była to Kenia -Nairobi, to obiecywa-łem sobie, że szybko tam nie wrócę a może nawet i nigdy. Ta prawdziwa czarna Afryka jest bardzo trud-nym kierunkiem w szczególności dla Europejczy-ków nazywanych w Afryce wschodniej Muzungu i Amerykanów Wuzungu. Jako ciekawostkę powiem, że na białego człowieka w Afryce Zachodniej mówi się Jovo. Afryka jest miejscem, w którym w każdej chwili może wydarzyć się praktycznie wszystko. Jest to absolutnie nieprzewidywalny kontynent. Związa-ne jest to z mentalnością Afrykańczyków. Po drugie, Afryka jest bardzo droga - nieporównywalnie droż-sza niż Azja. Z tego co słyszałem ceny dla Wuzungu, czyli dla Amerykanów są dziesięciokrotnie większe a Afrykańczycy niechętnie się targują, tzn. jest to w ich zwyczaju, ale nie schodzą za bardzo z ceny. Je-żeli komuś coś się nie podoba to zostaje po prostu zignorowany. Afrykańczycy nie przepadają za biały-mi ludźmi. W końcu nie ma się co dziwić... Pamię-tają czasy kolonistów - kiedy to byli prześladowani, masowo mordowani i wywożeni do Europy oraz do Ameryki Północnej jako niewolnicy. Oczywiście, nie można wszystkich „szufladkować”, gdyż zdarzają się bardzo przyjaźni ludzie, ale niestety jest to mniej-szość. Afrykańczycy po prostu są nieprzyjaźni dla białych ludzi. Ponadto, Afryka nie należy do bez-piecznych miejsc – wybierając się tam, należy pamię-tać o tym, aby zachować ostrożność i nawet przez moment nie można się zapomnieć. Afryka słynie ze wszystkich najgroźniejszych chorób tropikalnych, zwłaszcza Afryka Zachodnia, gdzie zachorowalność na malarię jest najwyższa na świecie, tzn. 1 na 10 osób może nabawić się malarii. Zdarzają się także napady - mi na szczęście nic się nie przydarzyło. Z drugiej strony jest coś, co zawsze będzie mnie tam ciągnąć, ponieważ ten kontynent ma w sobie coś niezwykłego, przyciągającego, co spowodowało, że

moja obietnica dotycząca tego, że już nigdy tam nie wrócę nie została spełniona. Moje losy potoczyły się w taki sposób, że po trzech latach znalazłem się w Afryce Zachodniej, która zaliczana jest do dużo bardziej niebezpiecznych miejsc omijanych nawet przez największych obieżyświatów. Warto zauwa-żyć, że ta prawdziwa czarna Afryka to raj dla foto-grafów - jeżeli ktoś się lubuje w zdjęciach przedsta-wiających przede wszystkim ludzi, to poza Indiami jeszcze nigdzie nie zrobiłem tak ciekawych i orygi-nalnych zdjęć. Myślę, że największy wpływ na wybór akurat tej części świata był spowodowany ceną bi-letu. Zapłaciłem 1 400, 00 zł za bilet lotniczy w obie strony. Wybrałem linie Turkish Airlines z Istanbulu, z międzylądowaniem w Nigrze w Niamey, kierując się do Ouagadougou, czyli stolicy Burkina Faso. Od dłuższego czasu konsekwentnie realizujesz swoje podróżnicze postanowienia. Co jest siłą napędową?Myślę, że moją siłą napędową jest ciekawość tego pięknego świata, który jest naprawdę ogromny.Uwielbiam robić zdjęcia a każdy kraj zawsze ma coś nowego do pokazania, co można uchwycić w obiek-tywie. Są takie miejsca na świecie, które są idealne do fotografii krajobrazowej - głównie tropikalne wyspy Azji oraz miejsca, gdzie najlepiej wychodzą fotografie ludzi, tutaj dobrym przykładem jest Afry-ka. Każde miejsce jest unikalne, przepełnione niesa-mowitą mocą. Uwielbiam miejsca, w których można uchwycić starożytność, jakieś niesamowite kulturo-wo-archeologiczne miejsca typu Meksyk, czy Indie. Ponadto interesuję się różnymi kulturami świata. Kiedyś interesowała mnie różnorodność religijna. Zastanawiałem się jak to jest, że różne części świa-ta mają różne religie - Uważam, że każdy myślący człowiek powinien szukać prawdy, jeżeli tego nie robi to wtedy żyje jak robot, tak jak człowiek by żył w matrixie a czas jest ograniczony. Ludzkie życie szybko przemija. Każdy może pomyśleć, że prawda jest indywidualna i każdy zna swoją prawdę, jednak osobiście uważam, że prawda jest tylko jedna.Co Ciebie urzekło najbardziej? Krajobraz? Zwie-rzęta? Ludzie?Przede wszystkim warto zauważyć, że każda część Afryki jest odmienna i ma zupełnie co innego do zaoferowania. Przepełniona jest przy tym wieloma niesamowitymi miejscami oraz słynie z przeróżnych atrakcji. Afryka Wschodnia ma naprawdę bogatą faunę. Spotkać tam można niesamowite zwierzęta. Jeżeli ktoś ma zamiar się wybrać na safari, aby zo-baczyć zwierzęta na wolności - to polecam Afrykę

/ACTIVmag44

ACTIVmag/ 45

/ACTIVmag46

Wschodnią. W szczególności warto wybrać się do parku narodowego Serengeti, który znajduje się w Tanzanii. Warto też odwiedzić Masai Mara w Ke-nii, czy Ngorongoro w Tanzanii. Niewątpliwie są to najlepsze miejsca na całym świecie, w których można zobaczyć tyle zwierząt w jednym miejscu. Jeżeli przyjedziemy tam w okresie migracji, kiedy zwierzęta migrują z pewnych części parków do in-nych, to mamy niesamowite szczęście - bo zoba-czymy tysiące zwierząt razem podzielonych ze sobą w różnych stadach - to jest niesamowite przeżycie. Miałem okazję wjeżdżając do parku i zostatać oto-czonym ze wszystkich stron żyrafami. Przez chwi-lę poczułem się jak w Jurassic Park. Przy odrobinie szczęścia można zobaczyć całą wielką piątkę – nie ukrywam, ja miałem to szczęście. Widziałem kopu-lujące ze sobą lwy, stada słoni, nosorożców a nawet lamparty, które polowały na zwierzynę oraz takie, które się wylegiwały na słońcu. Można się do nich zbliżyć samochodem na kilka metrów, tak samo jak do lwów, gdyż zwierzęta nie atakują samochodów. W każdym razie, zdarza się to bardzo rzadko. Nie-samowita jest także tamtejsza ludność! W szczegól-ności plemiona afrykańskie - Masajowie, Samburu, którzy zamieszkują północną Kenię. Ponadto, nie-samowite są krajobrazy parków narodowych, np. widok na największą górę Kilimandżaro, czy krajo-braz Parku Ngorongoro, który znajduje się na tere-nie wysuszonego krateru wulkanu. Jest to olbrzymi teren do zwiedzania, gdzie Masajowie posiadają swoje wioski i żyją wraz z dziką zwierzyną, dlatego każdy Masaj zawsze ma przy sobie broń typu dzida. O Afryce Północnej nie powiem za dużo, ponieważ głównie skupiamy się na Czarnym Lądzie, ale na pewno Egipt jest niesamowity kulturowo oraz ar-cheologicznie. Niestety, aktualnie stał się kolebką Polaków, którzy jadą do hotelu, aby spędzić dwa tygodnie nad basenem w białych skarpetkach i san-dałach wraz z wykupionym All Inclusive. Uważam, że człowiek posiadający jakieś wartości na pewno znajdzie wiele ciekawostek w Egipcie. Bardzo orygi-nalne i ciekawe jest Maroko. Jeżeli chodzi o Afrykę Zachodnią to zdecydowanie ludzie - niesamowicie kolorowo poubierani, poza tym bardzo ciekawa i oryginalna kultura. Ponadto, to Afryka Zachodnia jest kolebką voodoo, w związku z tym takie kraje jak Benin, Togo są przesiąknięte Voodo Właśnie z Afryki Zachodniej voodoo wyemigrowało na Kara-iby. Jest to bardzo ciekawy materiał, jak dla mnie jedynie do zdjęć. Jeżeli chodzi o architekturę to ogólnie na Czarnym Lądzie jest ona bardzo, a to

bardzo nędzna. Śmiem twierdzić, że praktycznie jej nie ma, jednakże Afryka Zachodnia ma jedną, cie-kawą rzecz - meczety wybudowane z mułu, takie jak w Mali w Timbuktu, które klimatem zbliżone są do gwiezdnych wojen. W każdym razie, tak można się poczuć. Takie meczety występują w Burkina Faso w mieście Bobo-Dioulasso niedaleko Wybrzeża Ko-ści Słoniowej i granicy z Mali, oraz w środkowej Ghanie w miasteczku Larabanga, przy wjeździe do Parku Krajobrazowego Mole. Niestety, parki Afryki Zachodniej są bardzo, bardzo ubogie w zwierzęta. Podczas safari widziałem praktycznie tylko jednego słonia a najzabawniejsze było to, że jeżdżąc jeepem po safari nie było ogólnie żadnych zwierząt. Kiedy wróciliśmy do hoteliku wzniesionego na wzgórzu, to dopiero wtedy stado słoni podeszło pod tę górę. Wybiegłem i pobiegłem w dół, chociaż było to nie-legalne. W ten sposób udało mi się zobaczyć z bli-ska słonia, który stał ode mnie 10 metrów nawiązu-jąc kontakt wzrokowy. Udało mi się zrobić ciekawe zdjęcia. Oczywiście, uważam, że było to głupie i ryzy-kowne zachowanie i mogło się to źle skończyć, jed-nak wykorzystałem to, że słoń stał niżej i raczej nie chciało mu się wbiegać pod górkę, aby mnie gonić. Udało się Tobie dotrzeć do „Czarnego Lądu?”, jakie były Twoje pierwsze odczucia? Afryka nie jest rejonem, w który możemy się wybrać od tak - występują tam liczne konflikty, groźne tro-pikalne choroby. Obawiałeś się tego miejsca?Jadąc pierwszy raz, szczerze mówiąc nie wiedzia-łem czego mam się spodziewać. Moje wyobrażenia były trochę odmienne z aktualnym stanem rzeczy. Tego jak wygląda prawdziwa czarna Afryka nie da się tak po prostu sfilmować, opisać, ani pokazać na zdjęciach. Trzeba tam po prostu pojechać, aby ją zobaczyć i w pełni poczuć. Konfrontacja Afryki z moją rzeczywistością zmieniła sposób postrzegania tego kontynentu i ogólnie mój sposób postrzega-nia Afrykańczyków uległ znacznej zmianie. Aktual-nie konflikty w Afryce występują w kliku miejscach i oczywiście odradzam kategorycznie zwiedzanie tych miejsc, ponieważ grozi to utratą życia. Miejsca aktualnie objęte konfliktem to przede wszystkim Mali, Północna część Wybrzeża Kości Słoniowej, Północna i Środkowa Nigeria (choć w Nigerii nie ma wojny, to grasuje tam islamistyczna sekta Boko Haram, która jak widzi turystów to albo ich porywa albo od razu morduje), Republika Środkowoafry-kańska i oczywiście Somalia od wielu, wielu lat. Tam się po prostu nie jeździ, jeśli komuś życie miłe. Jeżeli chodzi o choroby to obawiałem się trochę malarii,

ACTIVmag/ 47

bo jednak jest to dosyć duży problem. Jednak wy-stępuje rozwiązanie w postaci malaronu. Niestety malaron można przyjmować tylko 30 dni i jeżeli ktoś ma zamiar przedłużyć swój pobyt to ma po-ważny problem, zwłaszcza w Afryce Zachodniej. Na malarię w Ghanie umarła podróżniczka z Trójmiasta - Kinga Choszcz. Przy odrobinie odpowiedzialności, przyjmowaniu malaronu, który nie daje oczywiście 100% a 70% to raczej nic nam się nie powinno stać, no chyba że mamy tak zwanego „pecha”. Jeżeli uni-kamy picia wody z kranu, jedzenia warzyw, owo-ców i mięsa - to możemy być raczej spokojni. Ja-dąc pierwszy raz do Afryki Wschodniej obawiałem się bardzo malarii. Oczywiście miałem wykupiony malaron - ale okazało się że nie był mi potrzebny. Malarię roznoszą komary, a ja wybrałem się tam w styczniu, więc o tej porze roku komarów po pro-stu nie ma. Przez cały swój pobyt widziałem tylko jednego komara. Jadąc kolejny raz do Czarnego Lądu, tym razem do Zachodniej części, miałem na-dzieję, że sytuacja się powtórzy. Na szczęście mia-łem malaron, gdyż była tam masa komarów i brak tego leku byłby brakiem odpowiedzialności a jak wiadomo nie ma nic gorszego jak choroba podczas podróży. Widziałem tam ludzi, którzy przechodzi-li malarię. Charakterystyczne jest to, że jak już do-chodzą do zdrowia to chodzą oni w kurtkach pu-chowych i w ten sposób można rozpoznać, że jest to ostateczny stan malarii. Człowiekowi jest wtedy niesamowicie zimno i nawet przy 40 stopniach nosi się kurtki puchowe i czapki. Jeżeli chodzi o dzikie zwierzęta to absolutnie nie stanowią one żadnego zagrożenia, jeżeli się nie wjeżdża do parku czy do dżungli i pamięta się o zachowaniu podstawowych zasad bezpieczeństwa. Problem pojawił się raz, gdy podczas wyprawy w północnym Beninie wjeżdża-liśmy do parku Pendjari. Kierowca przy wjeździe złapał gumę i nie posiadał już zapasu. Po przeje-chaniu w głąb ok. 150 km złapaliśmy kolejną gumę. Niestety, ale telefony komórkowe zasięgu tam nie mają a z krótkofalówek jak w parkach wschodnich Afryki nie korzysta się. Mogło się to naprawdę bar-dzo źle skończyć, ponieważ zostaliśmy bez komu-nikacji, bez transportu, w głębi absolutnej dziczy. Jedyny zapas jaki mieliśmy to zapas pół litra wody przy 40 stopniowym upale. Przy takim stanie rzeczy długo byśmy nie przetrwali a idąc pieszo, bo wraca-liśmy z powrotem te 150 km, lwy mogły nas zaata-kować. Ludzie niewierzący nazwą to szczęściem, ale ja wiem, że to po prostu była modlitwa. Pomodli-łem się i po 20 minutach przyjechali i pomogli nam

Francuzi. Równie dobrze mógł tam nikt nie przyje-chać przez kilka dni. Ogólnie podsumowując, jadąc do Afryki Zachodniej obawiałem się bardzo tego miejsca. Wiele miesięcy rozmyślałem, czy w ogó-le powinienem tam jechać. Poza zdrowiem, mar-twiłem się o napady, kradzieże a mam obsesję na punkcie swojego aparatu i zdjęć. Tutaj również mo-dlitwa pomogła. Prosiłem Boga, że jeśli pozwoli mi tam pojechać to proszę go o to, aby mi się nic nie stało. Nie stało się nic. Kompletnie nic. Oczywiście ateiści znów powiedzą „No tak miał szczęście...”. Podróż do Afryki była wyjazdem zorganizo-wanym, czy odkrywałeś ten kontynent samo-dzielnie, omijając wszystkie wcześniej utar-te ścieżki i rejony przemysłu turystycznego? Podróż do Afryki była oczywiście wyjazdem zor-ganizowanym - tyle że sam sobie wszystko orga-nizowałem. Organizacja zawsze jest najważniejsza, jeżeli mamy ograniczony czas. Im więcej zorganizu-jemy na początku, tym więcej czasu zaoszczędzimy. Bez właściwej organizacji pewnie nie zobaczyłbym połowy tego, co widziałem. W Afryce Zachodniej bardzo dużym problemem jest transport i komuni-kacja a wiadomo, że bez niej prawie nic nie zoba-czymy. Jeżeli chodzi o komunikacje w Burkina Faso to o dziwo, jak na poziom życia tego kraju ( jeden z najbiedniejszych na świecie) komunikacja między dużymi miastami jest bardzo dobrze zorganizowa-na. Jest kilka prywatnych firm autobusowych, co umożliwiło nam podróżowanie po Burkina Faso. Po dłuższym czasie staje się to po prostu męczące a do tego autobusy jeżdżą dużo wolniej. Ponadto jadąc autobusem mieliśmy jedną przygodę. Autobus za-trzymuje się na granicy, aby oddać paszporty. Przy sprawdzaniu odjechał z naszymi bagażami - maja taki dziwny zwyczaj, że odjeżdżają jakiś kilometr da-lej i czekają, no a my nie mogliśmy się ruszyć bez kontroli wizowo-paszportowej przy granicy z Gha-na. Trwało to z 40 minut. Byliśmy jedynymi białymi ludźmi a do tego strażnicy zrobili nam na złość i przepuszczali wszystkich a nas przetrzymali jeszcze z 30 min. Domyślałam się, że to pewnie była kara za kolor skóry. Byliśmy przekonani o tym, że już wię-cej bagaży nie zobaczymy. Na szczęście wszystkie najważniejsze rzeczy mieliśmy przy sobie, ale mimo wszystko byłaby to ogromna strata, na szczęście nic nie zginęło. Dojeżdżając do Północnej części Gha-ny, postanowiliśmy zmienić źródło komunikacji, ponieważ jeżdżąc autobusami za wiele byśmy nie zobaczyli. Najlepszą formą transportu jest jednak samochód osobowy, jednakże w Afryce Zachodniej

/ACTIVmag48

ACTIVmag/ 49

/ACTIVmag50

wypożyczenie samochodu to olbrzymi problem, nie mówiąc już o przekroczeniu granicy. Jedyna bez-pieczna opcja to wypożyczenie samochodu wraz z kierowcą, a ceny za tę usługę są bardzo wysokie. Postanowiliśmy poszukać kogoś prywatnego na własną rękę. Znaleźliśmy kierowcę na cały tydzień ustalając z nim odpowiednią na początku cenę, a w takich krajach jest to bardzo ważne. Nie był to niski koszt, jednak dzięki temu zobaczyliśmy praktycznie wszystko w Ghanie. Porównując cenę do jakości to był to odpowiedni koszt. Chcieliśmy, aby pojechał z nami dalej do Togo i Beninu, gdyż bardzo nam się spodobała taka forma transportu. Mieliśmy na-prawdę bardzo fajnego kierowcę - nazywał się Kwa-ku i nie było z nim żadnych problemów. Pierwsze największe problemy napotkaliśmy przekraczając granice z Togo. Niestety Togijczycy nie lubią Ghany, gdyż jest ona najbogatsza w tym rejonie i nie jest w Unii Walutowej. Do tego Ghana ma swoje pieniądze Cedi, a Burkina Faso, Togo, Benin, czy Wybrzeże Ko-ści Słoniowej mają wspólną Unię Walutowa - Frank CFA. Tak więc, po godzinie 21:00, kiedy się już ściem-niło zostaliśmy sami i do tego bez samochodu, au-tobusu, z bagażami na granicy. Dookoła nas zebrali się Togijczycy i chcieli od nas wyciągnąć pieniądze. Doskonale zdawali sobie sprawę, że jest już ciemno i nie ma żadnych białych ludzi w kraju gdzie pracują cały miesiąc za dolara. Byliśmy dla nich po prostu świeżym łupem - łupem idealnym. Tym sposobem złamaliśmy wszelkie podstawowe zasady bezpie-czeństwa - wszędzie jest napisane, że najbardziej niebezpiecznie jest na granicach i przestrzegają przed tym, aby ich nie przekraczać, w szczególności wieczorem, a my do tego zostaliśmy tam jeszcze bez środka komunikacji. Ogólnie podróżowanie nocą jest niebezpieczne w tej części świata. Jadąc tam-tejszymi drogami, co kilkanaście metrów są beczki na drogach, czy bramy. Są one celowo ustawiane na patrole policji. Bywa też tak, że w nocy zamykają drogę i napadają na ludzi. Słyszeliśmy trochę takich opowieści, ale na szczęście nic nam się nie stało.Czy posiadasz swoje ulubione zdjęcie z tej wy-prawy?Oczywiście! Moje ulubione zdjęcie przedstawia 85-letniego staruszka, który był wodzem wioski i zamieszkiwał Demokratyczną Republikę Togo. Sta-ruszek nie rozstawał się ze swoją fajką i laską - bar-dzo charakterystyczna postać.Czy udało się Tobie dotrzeć do miejsca, w któ-rym lokalni ludzie nie mają praktycznie żadne-go kontaktu z białymi ludźmi? Jeżeli tak, to czy

widok białego człowieka jest dla nich zaskocze-niem?Przy obecnej globalizacji świata i wszechobecnych połączeniach lotniczych, bardzo trudno jest o takie miejsca. W Afryce Zachodniej jest bardzo mało bia-łych turystów i biały człowiek stanowi nie lada atrak-cje dla tubylców, jednakże wszędzie zdarzają się biali ludzie. Raz w życiu zdarzyło mi się takie miej-sce, ale to było w Gwatemalli. Tubylcy myśleli, że je-steśmy kosmitami. Cała wioska przybiegła, żeby nas zobaczyć. Obecnie, jeżeli ktoś szuka takich miejsc to polecam Amazonie. Jest tam sporo nieprzetartych szlaków, a nawet są tam plemiona, których obecna cywilizacja jeszcze nie odkryła. Afrykańczycy znają białych ludzi. Ten rejon świata słynie z handlu nie-wolnikami, a najwięcej wywieźli ich z Beniunu re-jonu Ouidah, który słynie też z Voodoo. Niestety, niewolnictwo i handel niewolnikami nadal kwitnie, np. można kupić dziecko za kilkanaście dolarów i to nie są żarty. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że dzieci sprzedają właśnie rodzice, oszukując się i mówiąc, że może trafią do lepszego świata. Podsu-mowując swoją wypowiedź, widok białego człowie-ka wzbudza wielkie zainteresowanie w Afryce i nie-stety oznacza to że przyjechała kolejna skarbonka do Afryki. Im bardziej blady koloryt skóry, oznacza to, że osoba ma więcej pieniędzy, gdyż przyjecha-ła na krótko. Afrykańczycy nie rozumieją, że biały człowiek może nie mieć pieniędzy. Naprawdę jeste-śmy dla nich żywą, chodząca skarbonką.Jeżeli zdecydowałabym się na podróż do Afryki, jakich złotych rad byś mi udzielił?Przede wszystkim jadąc do Afryki Zachodniej musi-my być przygotowani na wszystko, gdyż jest to bar-dzo nieobliczalny kontynent i nigdy nie wiadomo co tubylcom przyjdzie do głowy. Pierwsza złota rada - zakup euro, ponieważ możemy napotkać wiel-ką trudność podczas wymiany dolarów. Pieniądze i karty kredytowe najlepiej ukryć - ja do tego celu mam taką ukrytą kieszeń, którą się przyczepia do paska a kieszeń chowa się za spodnie. Jeżeli chcia-łabyś podróżować po kilku krajach, pamiętaj aby mieć ze sobą fotografie do wiz, nie jest tam wcale prosto zrobić sobie zdjęcie. Zrób skany wszystkich dokumentów a przede wszystkim paszportu i wyślij na własny adres e-mail. Bez malaronu (na malarię) nigdzie się nie ruszaj. W tej części świata najbar-dziej szaleje malaria. Statystycznie 1 osoba na 10 bez malaronu zachoruje. Unikaj wody kranowej i słodkiej wody do kąpieli. Staraj się nie jeść potraw mięsnych. Zabierz cały ekwipunek fotograficzny,

ACTIVmag/ 51

na miejscu praktycznie nic nie kupisz. Zabierz ze sobą sandały, najlepiej dwie pary, lekkie ubranie, jeden sweter. Mugga z DEET na komary i swoją roz-kładaną moskitierę, gdyż nie w każdym hotelu mają moskitiery.Byłeś naprawdę w wielu niezwykłych miejscach, z których przywozisz ze sobą przepiękne foto-grafie. Nie sądzisz, że są one bardzo dobrą pod-stawą do napisania książki? Brałeś kiedyś to pod uwagę?Myślałem już nad tym, aby napisać książkę w formie foto albumu. Wymień pięć powodów dla których warto od-wiedzić Afrykę Zachodnią. Po pierwsze: piękna przyroda. Po drugie: piękni lu-dzie, a przede wszystkim raj dla wszystkich fotogra-fów, którzy lubują się w fotografii ludzi. Po trzecie: bardzo mało ludzi wybiera się do Afryki Zachodniej a więc nie jest to komercyjny kierunek. Po czwarte: ciekawa kultura, no i po piąte -Safari!Jeżeli chodzi o kuchnię, jakich rarytasów miałeś okazję skosztować?Niestety, ale Afryka Zachodnia nie słynie z dobrej kuchni. Jest to duży minus tej części świata. Poza tym, nie chciałem eksperymentować. Potrawy skła-dają się głównie z warzyw i ziemniaków a więc są to przeróżne mieszanki warzywne.Jak przebiegała Twoja podróż? Miałeś wy-rysowany swój indywidualny plan podróży? Do jakich miejsc dotarłeś?Podróż planowałem przez około 8 miesięcy a i tak wszystkiego nie udało mi się zaplanować. Wiedzia-łem jakie kraje chciałbym odwiedzić i jakie miejsca w tych krajach zobaczyć. Plan zrealizowałem prawie w 100%. Podroż rozpoczęła się w Burkina Faso, przez Ghane, Togo i Benin. Po wylądowaniu w Ouagado-ugou (Wagadugu ) stolicy Burkiny Faso, spędziłem tam 3 dni. Po tych 3 dniach zaczęła się własna po-droż na wchód kraju do miasteczka Bobo Dioulasso niedaleko Mali i Wybrzeża Kości Słoniowej. Kolej-nym etapem była podróż wynajętym samochodem do Ghany, Togo i Beninu. Nie będę szczegółowo opisywał miejsc, które widziałem, ponieważ można by zrobić z tego osobny artykuł. W szczególności spodobała mi się Ghana Południowa - piękne pla-że nad Zatoką Gwinejską otoczone palmami ko-kosowymi i czystym piaskiem. Północna część Gha-ny ma inny klimat, tzw. Sahel czyli lekko pustynny. Oczywiście jest wiele pięknych miejsc w tych kra-jach i każdy kraj ma takie miejsca do zobaczenia.Jakie jest Twoje największe marzenie związane

z podróżowaniem?Odpowiadam bez zastanowienia - Polinezja Fran-cuzka!Serdecznie dziękuję Tobie za poświęcony czas. Chciałbyś kogoś pozdrowić?Pozdrawiam wszystkich czytających ten wywiad.

/ACTIVmag52

ACTIVmag/ 53

/ACTIVmag54

ACTIVmag/ 55

/ACTIVmag56

„Taniec jest najwznioślejszą, najbardziej wzruszającą,

najpiękniejszą ze wszystkich sztuk, bo nie jest tylko prostą

interpretacją czy wyobrażeniem życia - jest samym życiem”

HAVELOCK ELLIS

Photos by Izabela Adamska

ACTIVmag/ 57

/ACTIVmag58

Pewnego razu natknęłam się na pewien cytat, który idealnie pasuje do naszej dzisiejszej

rozmowy i chciałabym właśnie w tym momen-cie go przytoczyć - „Taniec jest najwznioślej-szą, najbardziej wzruszającą, najpiękniejszą ze wszystkich sztuk, bo nie jest tylko prostą inter-pretacją czy wyobrażeniem życia - jest samym życiem”, czy zgadzacie się z tym stwierdzeniem?NATALIA SIERHEJ: Zgadzam się z tym stwierdze-niem, jednakże dla wielu osób taniec może być odskocznią, formą aktywności, czy sposobem wy-rażenia siebie. W moim przypadku taniec jest ku-mulacją wszystkiego. Jest dla mnie całym życiem.MIKOŁAJ BARTA: Jak najbardziej się z tym zga-dzam. Zgadzam się też z tym co powiedziała Na-talka, że jest dla niektórych osób odskocznią, formą aktywności, sposobem wyrażenia siebie. Dodatkowo dla mnie jest to ratunek w krytycz-nych sytuacjach. W momencie, gdy dzieje się coś niedobrego, przepuśćmy, że są to jakieś problemy, to pierwsze co robię - idę się wytańczyć. Uwierz-cie mi – pomaga! Taniec dla mnie jest całym ży-ciem, a przede wszystkim to mój sposób na życie. Miałam okazję zobaczyć Wasze umiejęt-ności, które bez wątpienia są imponują-ce i z pewnością wiążą się z ciężką, jak i wieloletnią pracą. Wszystkiego nauczyli-ście się sami, czy pobieraliście lekcje tańca? NATALIA: W dużej mierze jestem samoukiem, nato-miast brałam także wiele lekcji tańca. Talent jest po-łową sukcesu, liczy się również warsztat i ciężka praca.MIKOŁAJ: Moje pierwsze kroki taneczne stawia-łem na parkiecie u Adriana „Lipskee” Lipińskiego. Brałem udział również w wielu różnych warszta-tach u wielu instruktorów, jednakże najbardziej wpłynął na moją drogę taneczną Lipskee. Jak to przywykł mawiać „ĆWICZYĆ, ĆWICZYĆ, ĆWICZYĆ”! Jak moglibyście określić swój styl?NATALIA: Staram się mieszać style. Najbliższy jest mi Jackson style, łączący w sobie wiele technik, któ-re wzbogacone są autorskimi krokami Króla Popu.MIKOŁAJ: Głównie tańczę Popping, jednakże uczy-łem się jeszcze takich stylów jak Hip-Hop, House, Locking, a nawet warsztatowo Jazz. Często wyko-rzystuję w swoich setach elementy house, hip-ho-pu, rzadziej locka. Ponadto wiele osób mówiło, że patrząc na mnie widzą Lipskee’go, ponieważ prze-jąłem po nim styl. Dużo czasu zajęło mi wyrobienie własnego feelingu i stylu poruszania się. Opowiedzcie o swoich początkach z tańcem. Jak właściwie rozpoczęła się Wasza przygoda?

NATALIA: Moja przygoda rozpoczęła się, gdy by-łam jeszcze dzieckiem. Brat puszczał mi teledyski Michaela. Zakochałam się od pierwszych dźwięków. Zaczęłam go naśladować. Taniec dawał mi wiele ra-dości. Wiedziałam, że to coś, na czym chcę się sku-pić w życiu.MIKOŁAJ: Od dziecka fascynowałem się tańcem, jednak nigdy nie miałem na tyle odwagi, aby po-wiedzieć o tym mamie, tacie, komukolwiek. Podry-giwałem sobie do teledysków, piosenek puszcza-nych z kaset, czy płyt. Stwierdziłem po pewnym czasie, że koniec tego dobrego i chciałem zacząć uczyć się tańczyć. Na pierwszy „odstrzał” poszedł towarzyski... podobał mi się poprzez interakcję i zgranie się dwóch osób, jednak czułem, że to nie dla mnie. Moja mama bardzo mnie wspierała i po-magała mi znaleźć odpowiednią szkołę taneczną. W końcu udało się wyszukać taką, w której znalazłem magiczny styl, który nazywa się Popping. Dlaczego zdecydowaliście się wspierać swoją osobą scenę taneczną? NATALIA: To wyszło spontanicznie. Od zawsze lubiłam być w centrum uwagi, imponować innym, tym co robię. Scena nie jest dla mnie niczym stresu-jącym. Czuję się na niej pewnie.MIKOŁAJ: Nigdy o tym nie myślałem. Zawsze chciałem występować w bitwach tanecznych w tzw. „battelkach”. Do samych występów zostałem „wy-pchnięty” przez znajomych z dawnych lat i tak się to wszystko rozpoczęło. Dostałem bakcyla na tym punkcie. Czuję się pewnie na „deskach” oraz zdaję sobie sprawę z tego, że rozpowszechniam tym kul-turę Hip-Hop, na czym mi zależy najbardziej. Jakie są Wasze zainteresowania oprócz tańca?NATALIA: Muzyka, sport, filmy, podróże i Michael oczywiście!MIKOŁAJ: Pierwsza czwórka się powtórzy... Muzy-ka, sport (unihoc, koszykówka), filmy, podróże, ale dochodzi do tego jeszcze animacja komputerowa, moviemaking, elementy grafiki oraz ostatnio pro-gramowanie, tak do kompletu. Myśleliście kiedyś o tym, czym byście się zajmo-wali, gdybyście nigdy nie poszli w kierunku tań-ca?NATALIA: Na pewno zajęłabym się sportem.MIKOŁAJ: Ja za to pewnie siedziałbym przed kom-puterem i tworzył filmy/filmiki. Kto miał największy wpływ na to kim jesteście? NATALIA: Największy wpływ na moja osobę miał oczywiście Michael Jackson, ale także gru-pa SMU, z którą współpracowałam przez parę lat.

ACTIVmag/ 59

Dużą inspiracją była dla mnie właścicielka studia, która bardzo mnie motywowała do dalszych działań.MIKOŁAJ: Największy wpływ miała oczywiście moja mama, to Ona zaprowadziła mnie na zaję-cia taneczne. Drugą osobą jest Lipskee, który in-spirował mnie i motywował do osiągania coraz to większego progressu. Dużą inspiracją był dla mnie również znajomy o pseudonimie „Gruby”, który chodził ze mną na zajęcia. Każdy jego ruch spra-wiał, że chciałem coraz więcej i więcej. Dzięki niemu wdrążałem się w poszczególne tajniki Poppingu. Czy macie ulubionego tancerza, a może choreografa, który jest Waszym idolem?NATALIA: MJ jest na samej górze listy moich idoli. In-spiruję się także wieloma tancerzami... również z Polski.MIKOŁAJ: Nie posiadam jednego, lecz kil-ku wybranych, tj.: Mr.Wiggles, Max Green-teck, Poppin John oraz PacMan, z Polski zaś: Pitzo, Bienio, Temps no i oczywiście Lipskee! Braliście udział w programie „Mam Ta-lent”. Powiedzcie, dlaczego zdecydowa-liście się wziąć udział w tym programie?

NATALIA: Poszliśmy do programu przede wszyst-kim, aby dobrze się bawić, przeżyć fajną przy-godę i przy okazji trochę się wypromować.MIKOŁAJ: Fun Fun Fun! Co nie Natalka?! Czy udział w programie w jakiś sposób po-mógł Wam w karierze tanecznej, a może trak-tujecie to bardziej jako zajęcie hobbistyczne?NATALIA: Na pewno ,,Mam Talent” uchy-lił nam drzwi do dalszej kariery. Taniec jest naszym hobby, ale także i pracą. Pracą, któ-rej troszkę przybyło po udziale w programie. Poświęciliście tańcu większą część swoje-go życia, gdy patrzycie w przyszłość da-lej widzicie siebie w tym środowisku?NATALIA: Jak najbardziej!MIKOŁAJ: Raczej nie inaczej : ).

/ACTIVmag60

ACTIVmag/ 61

Jaki rodzaj muzyki Was inspiruje?NATALIA: Każdy.MIKOŁAJ: Tak na prawdę to każdy styl, jeże-li wpadnie w ucho i poczuję, że mogę do tego zatańczyć, to nie ma znaczenia, czy jest to Rap, Rock, Dubstep, Deep House czy Klasyczny. Dotarliśmy do końca naszej rozmowy. Chcie-libyście kogoś pozdrowić albo podzie-lić się refleksją z naszymi czytelnikami?NATALIA: Pozdrawiam rodzinę, przyjaciół i wszystkich czytelników magazynu AVmag! Refleksja na koniec? Nie ważne, co robicie - je-śli daje Wam to radość - nie przestawajcie! MIKOŁAJ: Ja również rodzinkę, przyjaciół, czytelni-ków AVmag. Ja mogę podzielić się taką złotą myślą, abyście postawili sobie cel, wierzcie, że dacie radę, walczcie z przeciwnościami losu, a uda się wam na pew-no. Dajcie sobie kredyt zaufania, bo wiara czyni cuda.Dziękuję serdecznie za wywiad i życzę powodzenia!MIKOŁAJ: Dzięki wielkie!

Rozmawiała EWELINA BRACA

/ACTIVmag62

ACTIVmag/ 63

/ACTIVmag64

ACTIVmag/ 65

/ACTIVmag66

„Wymyślanie postaci rodem z filmów, czy baśni pozwala mi

stworzyć alternatywę dla rzeczywistości, w której od

zawsze nie czułam się najlepiej”. Wywiad z Agnieszką Osipa

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Twoje ko-stiumy/ projekty od razu przed oczami uka-

zały mi się okładki najbardziej prestiżowych magazynów mody. Myślę, że nie jedna modelka chciałaby wziąć udział w sesji, na której miałaby możliwość odziania się w Twoje nadzwyczajne ko-stiumy. Moda nie jest jedyną dziedziną, w której Twoje kostiumy znalazłyby swoje zastosowanie, gdyż spełniłby idealnie swoją rolę na scenie te-atralnej, jak i filmowej. Skąd czerpiesz inspirację? Na początku bardzo dziękuję za miłe słowa. Scena muzyczna i filmowa to jak najbardziej mój cel. Już kilkakrotnie udało mi się uczestniczyć kostiumo-wo w kręceniu klipów, więc powoli spełniam swoje małe marzenia. Co do inspiracji, największą rolę od-grywa słowiański folklor, czy to pod postacią mu-zyki, teatru czy filmów. Bardzo dużą rolę odgrywa też moja sympatia do zbroi, dlatego po połącze-niu tego w projektach wychodzą ‚folkowe zbroje’. Co Ciebie skłoniło do tego, aby zostać kostiu-mologiem? Wymyślanie postaci rodem z filmów, czy baśni po-zwala mi stworzyć alternatywę dla rzeczywistości, w której od zawsze nie czułam się najlepiej. Jak mogłabyś opisać swój styl?To coś na zasadzie łączenia skrajności. Ciekawi mnie zestawienie ze sobą form czy stylistyk, które na pierwszy rzut oka do siebie nie pasują. Można to zaobserwować między innymi w sukniach, któ-re szyję z ciężkiej skóry i wyszywam perełkami lub kostiumy budową przypominające zbroje a do tego

ręcznie wyszywane w folkowe wzory. Jak długo trwa proces powstawania jednego ko-stiumu?Wszystko zależy od złożoności konkretnego pro-jektu, ale zazwyczaj nie przekracza 2 tygodni.Czy masz swój ulubiony projekt? Jeszcze nie, ale mam nadzieję kiedyś mieć. ;) Jakie jest Twoje największe marzenie związane z projektowaniem?W sumie mam wiele marzeń i oczekiwań związa-nych z projektowaniem a największe... Chyba moż-liwość robienia tego jak długo się da i z podobną satysfakcją jak obecnie. Wydawać by się mogło, że profesję kostiumo-grafa można przyrównać do profesji projektanta mody? Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?Szczerze powiem, że wszelkie definicje i specjali-styczne określenia nigdy nie były moją mocną stro-ną. Kostiumograf jest dla mnie bardziej artystyczną i pozbawioną ram formą wyrazu, dlatego osobiście bardziej czuję się kostiumografem niż projektantem mody. Kierujesz się jakimiś złotymi zasadami podczas projektowania strojów?Nie, dlatego, że nie potrafię trzymać się zasad, re-guł, nie robię szkiców. Chyba związane jest to z tym, że szyjąc kostium ewoluuje cały czas i szkice nie mają w tym momencie sensu. Czasem łapię jakiś pomysł i graficznie zaznaczam go na kartce, ale to tyle odnośnie robienia projektów.

ACTIVmag/ 67

costume Agnieszka Osipa foto Marcin Nagraba

modelka Klementyna/D’VISION

/ACTIVmag68

costume Agnieszka Osipa foto Ekaterina Belinskaya

modelka Anastasya Goryunova

ACTIVmag/ 69

costume Agnieszka Osipa foto slevinaaron

modelka Henryka Daczkowska

/ACTIVmag70

Przeglądając Twoje portfolio, widać że mo-delki idealnie odnajdują się w Twoich ko-stiumach. Jak podchodzisz do fotografii, które prezentują Twoją twórczość? Efekt końcowy jest dla Ciebie zaskoczeniem? Zawsze staram się dobierać pasujące urodą mo-delki jeśli mam na to wpływ. Zaskoczenie zwy-kle występuje przy nowych fotografach, z którymi współpracuję. Mam jednak kilku sprawdzonych, gdzie wiem jakich efektów się spodziewać. Jakie są Twoje zainteresowania oprócz proje-ktowania? Malarstwo i muzyka, gdy mam na nie czas.Myślałaś kiedyś o tym, czym byś się zajmowała, gdybyś nie poszła w kierunku projektowania? Najprawdopodobniej zajęłabym się malarstwem.

Kto miał największy wpływ na to kim jesteś?Skutecznie przez całe swoje życie starałam się nie ulegać wpływom. Czy masz swojego ulubionego kostiumologa/ projektanta, który Ciebie inspiruje?Odnajduję inspirację w muzyce i filmie, więc mogłabym odpowiedzieć, że istnieje taki zespół, który inspiruje mnie najbardziej a mianowicie Dakha Brakha, z my-ślą o którym wykonałam swoją kolekcję dyplomową. Serdecznie dziękuję Tobie za poświęcony czas. Chciałabyś kogoś pozdrowić albo po-dzielić się refleksją z naszymi czytelnikami?Również dziękuję! Pozdrawiam wszystkich, którzy chcą być pozdrowieni!

Rozmawiała EWELINA BRACA

costume Agnieszka Osipa foto Marcin Nagraba

modelka Natalia/ IVORY MODELS

ACTIVmag/ 71

costume Agnieszka Osipa foto slevinaaron

modelka Henryka Daczkowska

/ACTIVmag72

Podróż związana z poszukiwaniem idealnego zawodu może rozpocząć się nawet w bardzo młodym wieku.

Najpierw traktujemy to jako nasze hobby, które później roz-wijamy studiami, warsztatami oraz kursami. Rozwój naszych

zainteresowań zaczyna przekształcać się w coś znacznie większego niż czysta, dziecięca ciekawość. Staje się to przede

wszystkim naszą pasją, pracą oraz przyszłością. Zachęcamy do przeczytania wywiadu z Dorotą Frydecką.

Rozmawiała EWELINA BRACA

Opowiedz o swojej karierze, jaką ścieżkę mu-siałaś obrać, aby zostać stylistką modową? Nie rozpatruję jeszcze swojej modowej ścieżki jako „kariery”. Wiem, że jeszcze długa droga przede mną. Oczywiście ukończyłam wiele kursów i warsz-tatów oraz studium związane ze stylizacją, ale traktowałam to zawsze jako weekendowe hobby.Co sprawiło, że zdecydowałaś o tym, aby zostać stylistką?Od najmłodszych lat organizowałam mini po-kazy mody, podczas których przebierałam się i prezentowałam rodzinie. Szybko też oka-zało się, że jestem uzdolniona artystycznie.Czy w jakiś szczególny sposób przygotowujesz się do sesji?Nie wiem, czy mój sposób jest szczególny. Poza tym nie mam go jednego (śmiech). To zależy od wi-zji fotografa i naszego zrozumienia. Czasami mam wolną rękę i po prostu spełniam swoje pomysły sprzed lat szukając pod nie elementy składowe. Innym razem jest to kwestia przypadku - zauważę ciekawy obraz, witrynę sklepową, teledysk czy film i myślę, że to jest fajna inspiracja do sesji. Są rów-nież takie sesje, gdzie z góry mam zadany temat lub padają słowa „chcę, aby modelka wyglądała jak tu i tu”. Takie zlecenia oczywiście też wykonu-ję, ale zawsze staram się przemycić coś swojego.Czy posiadasz jakieś specjalne sztuczki, któ-

re nabyłaś podczas swojej pracy jako stylista?Oczywiście ale nie mogę ich zdradzić - najpięk-niejsze jest to co widać, reszta zostaje tajemnicą.Co Ciebie inspiruje?Przede wszystkim inspirują mnie same tkaniny. Ko-lory, nadruki i rodzaj kroju. Lubię zaglądać też do książek o historii mody i stroju. Oczywiście codzien-nie buszuję w internecie, przeglądam setki zdjęć, obrazów i filmów, które nierzadko rozwijają moją plastyczną wyobraźnię.Masz swoje ulubione blogi?Kiedyś byłam fanką konkretnych blogów. W tej chwili w dobie pinspire i instagramu nie mogę po-wiedzieć, że mam ulubione blogi. Cały czas szukam nowych rozwiązań.Wiele młodych dziewczyn marzy o byciu stylist-ką, jeżeli nie posiadałabyś żadnych kontaktów ułatwiających Tobie wybicie się, a chciałabyś rozpocząć pracę jako stylistka mody, jakie kroki byś powzięła?Przede wszystkim trzeba to kochać. Chociaż moje początki były kwestią przypadku. Kiedy zaczynałam też nie miałam żadnych kontaktów a na pierwszą sesję i pomoc w ubraniu modelki poprosiła mnie moja koleżanka, wtedy początkująca fotografka. Na pewno poszerzyły moje horyzonty różnego rodza-ju warsztaty i otwarte spotkania z ludźmi z branży. Nie jest to tania przyjemność i zbierałam przez kilka

ACTIVmag/ 73

foto Martyna Gumuła Rebellius Teamstylizacja Dorota Frydecka / Style Monster

make up Emilia Staciwa & Margo Małgorzata Seferyńskahair Anna Nerko

modelki Dominika/D’Vision & Paulina/Rebel Modelsasystenci fotografa Monika Stegienko & Adam Sobolewski

asystentka stylistki Róża Stawierej

/ACTIVmag74

miesięcy kieszonkowe oraz moje pierwsze za-robione pieniądze na dokształcanie się w tym kierunku. Jest wiele portali, gdzie można się ogłosić jako „początkująca stylistka” i razem z in-nymi kreatywnymi osobami zacząć budować swoje portfolio. Tak też było w moim przypadku.Jakie trendy dostrzegasz aktualnie w stylizacji? Trendów jest bardzo wiele. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę trendy wiosna-lato 2014 i wysko-czą długie listy z podpunktami i przykładami. Ja staram się iść swoją drogą, mieszać trendy i łą-czyć rzeczy, które pozornie nie pasują do siebie.Czy byłaś kiedykolwiek zainspirowana Twoimi sty-lizacjami do sesji modowych, w takim stopniu, że byłaś gotowa wdrożyć je w swój codzienny ubiór? Na pewno tak. Zaczęłam nosić niemal-że odblaskowe zielone spodnie i kontrastu-jącą do nich kobaltową bluzkę, gdy w Pol-sce jeszcze nie było trendu color-blockingu.Jakie cele i wyzwania wyznaczyłaś sobie jako stylista, co chciałabyś osiągnąć w tym zawodzie? Chciałabym przede wszystkim pracować jako styli-sta dla największych tytułów modowych w Polsce. Następnie moim marzeniem jest po prostu godne życie i możliwość utrzymania się z mojej pasji. Chcia-łabym też osobiście poznać GOKa, uwielbiam go i jego programy. Potrafi stworzyć coś z niczego i rów-nież dzięki niemu cały czas uczę się nowych trików.Gdybyś dostała propozycję, aby ubrać wybraną osobę na świecie, kogo byś wybrała i dlaczego? Jest to trudny wybór ponieważ serce mi podpo-wiada Beyonce a rozum Rihannę. Rihanna bardziej eksperymentuje z modą chociaż kocham Beyon-ce - byłam na jej koncertach i podziwiam zarów-no jej kostiumy sceniczne jak i prywatne stylizacje.Jaki był najbardziej pamiętny moment dla Cie-bie jako stylistki?Wspaniałych momentów jest bardzo wiele... chociaż cały czas wspominam nagrania do programu „Trinny i Susannah ubierają Polskę”. Miałam przyjemność asy-stować T&S podczas metamorfoz w Łodzi. To świet-ne babeczki, które dają niezwykłą siłę zakomplek-sionym i zaniedbanym kobietom. Sama chciałabym mieć tak wielce pozytywną energię i porywać tłumy.Jeśli mogłabyś się obudzić się w dowol-nym miejscu na świecie, gdzie by to było? Jeśli chodzi o modowe przeżycie.. to w apartamencie Karla Lagerfelda. Przega-dałabym z nim długie godziny (śmiech). Wiele młodych osób marzy o karierze stylisty, jakich rad mogłabyś udzielić osobom począt-

kującym a także tym osobom, które rozpatru-ją pójście właśnie w tym kierunku? Jakie są pozytywne i negatywne aspekty tej profesji?Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z pracy stylisty, że to nie tylko przebieranie modelek i oglądanie zdjęć ale ciężka fizyczna praca i nerwy. Noszenie ciężkich toreb, użeranie się z niesłownymi osobami oraz cią-gła obawa podczas sesji o ubrania. To stylista jest za nie odpowiedzialny i to on musi potem płacić astro-nomiczne kwoty za uszkodzenie kreacji od projek-tanta. Nie mówiąc o godzinach, dniach i tygodniach czasu jaki się poświęca na znalezienie odpowiednich ubrań, pertraktacje z projektantami/firmami odzie-żowymi a na koniec zwrot ubrań w stanie idealnym. Jednak to wszystko się opłaca, gdy widzisz swoje prace w publikacjach zarówno polskich jak i za-granicznych. Przede wszystkim trzeba kochać to co się robi i nie zważać na krytykę innych osób. Oczywiście trzeba słuchać szczególnie na po-czątku i wypracować z daną ekipą zdjęciową sposób pracy, ale nie można pozwolić wejść so-bie na głowę. Wtedy człowiek nie jest zadowo-lony ani ze swojej pracy ani ze swojej postawy.Czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek oddać uszkodzone ubranie po zakończonej sesji? Tak, raz mi się zdarzyło podczas sesji z kotem. Od razu miałam złe przeczucie. Ubrałam modelkę w bar-dzo drogą jedwabną suknię i nie miałam pojęcia, że akurat do tego ujęcia będzie potrzebny kot. Niestety kilka minut później projekt był dość mocno uszko-dzony przez pazury niesfornego zwierzaka. Na szczę-ście udało mi się ugodowo załatwić ten problem.Ostatnio usłyszałam, że moda w Pol-sce nie jest traktowana poważanie. Jak mogłabyś się odnieść do tych słów? Myślę, że polski rynek mody coraz bardziej się roz-wija. Jest coraz więcej organizowanych dni mody oraz targów z rzeczami od polskich projektantów. Polscy projektanci są też coraz bardziej zauważa-ni na arenie międzynarodowej, przykładowo Go-sia Baczyńska miała swój pokaz na Paris Fashion Week. Niestety co również zauważyłam, to jesz-cze „kulejące” wynagrodzenie, nieadekwatne do wykonanej pracy czy to stylisty czy scenografa. W tej chwili każdy może nazwać się „stylistą” i robić wiele rzeczy za darmo a firmy odzieżowe i cen-tra handlowe chętnie przystaną na takie warunki.Co Ci się podoba najbardziej w Twojej pracy?Dzięki stylizacjom mogę się speł-niać. Kiedy nie robię przynajmniej jed-nej sesji w miesiącu, czuję, że coś we mnie

ACTIVmag/ 75

foto Martyna Gumuła Rebellius Teamstylizacja Dorota Frydecka / Style Monster

make up Emilia Staciwa & Margo Małgorzata Seferyńskahair Anna Nerko

modelki Dominika/D’Vision & Paulina/Rebel Modelsasystenci fotografa Monika Stegienko & Adam Sobolewski

asystentka stylistki Róża Stawierej

/ACTIVmag76

model Alexandra / Magteam Models mua Margo Gosia Seferyńska

stylist Dorota Frydecka / Style Monster foto Ewa Sawicka Ewalds / Ewalds&Sawicki

ACTIVmag/ 77

obumiera. Niezwykłe jest to, że każde zdjęcia przynoszą nowe rozwiązania i nie tylko rozbu-dowują moje portfolio, ale także kreatywność.Jak uważasz, jakie cechy i umiejętności po-trzebne są do osiągnięcia sukcesu w tej branży? Przede wszystkim kreatywność ale też po-kora, hart ducha, wytrwałość, wysoko roz-winięta dyplomacja i odporność na stres.Zbliżamy się do końca naszej rozmowy.

Chciałabyś kogoś pozdrowić albo podzie-lić się refleksją z naszymi czytelnikami? Chciałabym pozdrowić moich najbliższych, dzięki którym to co robię ma sens. Szczegól-nie dziękuję mojemu mężowi za wsparcie i nie-jednokrotną fizyczną pomoc przy sesjach.Serdecznie dziękuję za poświęcony czas i życzę wielu sukcesów zawodowych!Również dziękuję!

foto Martyna Gumuła Rebellius Teamstylizacja Dorota Frydecka / Style Monster & Aleksandra Urbanowska

make up & hair Michał Sadowski

/ACTIVmag78

KULT

URA Miłe złego początki,

czyli historia The LibertinesKatarzyna Sudoł

The Libertines- zespół z długą, burzliwą hi-storią. Domniemam, że każdy z nas słyszał

nie raz, nie dwa smutne doniesienia z brytyjskich klubów i piwnic, mówiące o kolejnych wybry-kach założycieli- Carl Barat i Pete Doherty, bar-dzo angielscy, dekadenccy, nihilistyczni. Bardzo zdolni. Teraz wiemy jednak, że to nie wystarczy-ło. Bo brytyjska scena muzyczna łaskawa nie jest. Dali nam dwa krążki- świetne, doceniane przez krytyków, ubóstwiane przez wielbicieli i roz-wrzeszczane fanki. A potem zniknęli. Wiele było domysłów, plotek. Poszła fama o narkotycznych odlotach Pete’a, wiarygodna bo to już nie pierw-szy raz kiedy muzyk zatracił się w swoim nałogu. W środowisku fanów nastała żałoba, a w uszach dudniło to samo smutne pytanie: dlaczego? Dla-czego kolejny wielki talent ma zmarnieć w jednej ze spelun? Czy naprawdę nie ma wyjścia z tej pa-towej sytuacji, a obdarzeni wielkimi zdolnościa-mi artyści muszą zatracać się w swoich zgubnych nałogach? Ale oficjalne wytłumaczenie było inne: napięty stosunki pomiędzy Baratem i Dohertym.Nie da się złożyć rzetelnej historii zespołu, jeśli do dyspozycji mamy tylko dzban domysłów, które nas- fanów doprowadzają do białej gorączki. Narkoty-ki, imprezy, romanse, kłótnie, konflikty. Prawdziwy rock and roll. Zaczynali od akustycznych występów w londyńskich pubach, gdzie powoli, mozolnie zdo-bywali pierwszych fanów i oswajali krytyczną scenę brytyjskiej muzyki gitarowej. Zawsze we dwóch- przyjaciele i wspólnicy, walczący z zimną krwią o wybicie się, o chwałę, sławę i w końcu o muzykę. Przez dwuosobowy skład The Libertines przewinęło się multum basistów, dziesiątki perkusistów- żaden nie został na dłużej. Niezaakceptowani przez front-manów, zmęczeni stylistyką zespołu, niedopasowa-ni, nie tacy, źli, nieodpowiedni. Trzeba było czte-rech lat poszukiwań żeby znaleźć kogoś, kto będzie współgrał ze składem. Wreszcie są- Gary Powell i John Hassall. Pojawił się też menadżer, a będąc do-kładnymi, kobieta- Bunny. Mamy więc przed ocza-

mi pełen skład, czterech utalentowanych muzyków i specjalista od spraw marketingowych. Naszym bohaterom pozostało więc tylko tworzyć. Niewiele czasu zajęło „króliczej damie” wywalcze-nie kontraktu, bo jeszcze tego samego roku muzy-cy złożyli podpis na umowie pomiędzy zespołem a wytwórnią Rough Trade. Parafrazując Pete’a był to zarazem najlepszy i najgorszy dzień ich życia. W bry-tyjskim radiu zaczęły hulać takie przeboje jak What A Waster czy Up The Bracket. Chłopcy nie posiadali się z radości. „Usłyszałem „I Get Along” w radiu, z pół minuty zajęło mi wykombinowanie, co to za ze-spół. To było jak kop prosto w twarz. Poczułem się szczęśliwy jak papuga”- mówił później Pete. O ja-kąkolwiek papugę chodzi, muzyk poczuł się Panem Świata. Teraz mogli wszystko- młodzi, zdolni, pełni energii i nowych pomysłów. Po kilku singlach nad-szedł czas na stworzenie albumu. I znowu sukces, bo z pomocą legendarnego Mick’a Jones’a (muzyk zespołu The Clash) byli na niego skazani. Byli praw-dziwi, wierzyli w swoją muzykę. Wierzono również w nich, krytycy byli zachwyceni, fani jeszcze bardziej. I tu chwała się kończy. Bo resztę tej historii już znamy. Afery narkotykowe z udziałem Pete’a nie pomaga-ły w rozwoju kariery. Za włamanie do mieszkania Carla skazano go na sześć miesięcy więzienia, po-tem karę skrócono do dwóch. Kochający przyjaciel i tolerancyjny współpracownik wybaczył jednak niesfornemu Panu D. i zajął się pisaniem kolej-nych kompozycji. Zespół znów był w komplecie, ale problemy się nie skończyły, bo nasz bohater dłu-go bez heroiny nie wytrzymał. Ciężko dzielić czas pomiędzy dwie miłości, szczególnie wtedy, kiedy każda z nich wymaga maksimum zaangażowania. Szczęśliwie zespołowi udało się nagrać drugą pły-tę. Po miesiącach walki (przegranej) z nałogiem Pete’a, The Libertines prezentują świeży krążek. Znowu pomagał Jones, znowu płyta pełna energii, zaangażowania, prawdy. I nadziei. Że tym razem się uda, że miłość do muzyki wygra z miłością do he-roiny, że jedno uzależnienie przezwycięży drugie.

ACTIVmag/ 79

I przezwyciężyło, niestety nie w tę stronę, w któ-rą byśmy sobie życzyli. Bo po wydaniu płyty, pro-mocji i ogromnym sukcesie, zespół zniknął. Był rok 2004, a fani byli zdruzgotani bo ostatnia iskra nadziei zgasła. Po wodospadzie pochwał (miesiąc przed ukazaniem się drugiego albumu okrzyknięto ich najważniejszym zespołem generacji), ogrom-na porażka. Koniec, to już był koniec. Trzeba było sześciu długich lat, setek listów od fanów, pochwal-nych recenzji i miesięcy pełnych napiętego wycze-kiwania, żeby w 2010 roku zespół ogłosił chwilo-

wą reaktywację. Trasa zaplanowana na okres letni okazała się gigantycznym sukcesem i spotkała się z wielce pozytywną reakcją nie tylko fanów, ale i kry-tyków. I znów była nadzieja- może tym razem? Od-powiedź pojawiła się bardzo szybko i była inna niż byśmy sobie tego życzyli. Po udanej trasie zespół po raz kolejny już zawiesił działalność. I jesteśmy w roku 2011, pojawiają się kolejne plotki- „rekaty-wacja The Libertines” krzyczą nagłówki- szkoda tyl-ko, że członkowie zespołu nic o tym nie wiedzą…

/ACTIVmag80

SWAG SHOW SILESIA 2014Klaudia Krause

12 kwietnia, odbyła się wiosenna edycja Swag Show Silesia w Katowicach. Największa impreza modowa na Śląsku (i nie tylko!) była położona w bardzo klimatycznym miejscu jakim jest Galeria Szyb Wilson. Jak piszą sami organizatorzy - ich ce-lem jest skupienie w jednym miejscu najlepszych i najbardziej obiecujących projektantów, designe-rów oraz wszystkich tych, dla których streetwear jest pasją i sposobem na życie. To znakomita oka-zja, by poprzymierzać to, co na co dzień dostępne jest tylko w sieci. W tegorocznej edycji wystawiło się sporo ciekawych brandów. Szczególną uwa-gę przykuwały stoiska We Peace It Apparel, The Hive Clothing, She/s a Riot, Urban Flavours, Ma-jors czy Neige Tees. Eventowy sale jednak zde-cydowanie należał do chłopaków z Turbokolor, którzy specjalnie na tę okazję przygotowali spore

wyprzedaże. Warto też przywołać nietypowy sklep z akcesoriami dla brodaczy. Wspomnia-ny Bearshop to pasjonaci brody i męskie-go zarostu. Panuje tutaj hipsterski klimat, ko-smetyki są produkowane w metalowych i szklanych opakowaniach, a każdy brodacz z pewnością znajdzie tu coś dla siebie. Atmosfe-rę imprezy dodatkowo wzbogaciła fotobudka PhotoShot Trójmiasto, która wyróżniała się zna-komitymi gadżetami w postaci nerdowskich oku-larów, czy różnego rodzaju wąsów. O brzuchy zwiedzających zadbały m.in. Zapieksy Wyboro-we, a piwko serwowało debiutanckie - PrzedeW-szystkim. Podsumowując, tegoroczny Swag Show Silesia to klimatyczne miejsce, fantastycz-ny klimat i nienaganna atmosfera. Tak trzymać!

ACTIVmag/ 81

/ACTIVmag82

ACTIVmag/ 83

/ACTIVmag84

Zdjęcie zaczęrpnięto ze strony: muzeum-dabrowa.pl

Uciecby… pisze Wojciech Kuczok w swojej najnowszej książce. I rzeczywiście ucieka, gdyż próżno szukać

Poza światłem w empiku, w dziale z literaturą polską. Nowy Kuczok zajął miejsce wśród biografii i wspomnień. Pierwsze spotkanie z owym dziennikiem budzi pe-wien niesmak, rodzi wątpliwości w czytelniku, a może nawet pewną niechęć. Składa się bowiem z dwóch części, których to częściami z pozoru nazwać nie można. To jakby dwie zgoła odrębne opowieści po-dróżnicze, na dodatek pisane różnymi stylami. Część pierwsza to fragmenty pamiętnika, zapiski, krótkie sprawozdania z podróży po Europie (Polska, Austria, Berlin…), część druga natomiast traktuje o jaskinio-wych odkryciach Kuczoka. Warto zauważyć również, że książka ta ukazuje dwie odmienne perspektywy wędrówki – horyzontalną (poziomą), czyli podróż po świecie oraz perspektywę wertykalną (pionową), skierowaną ku dołowi, a konkretniej - w głąb ziemi. Gdzie zatem wspólny mianownik dla tak różnych od siebie opowieści? Dlaczego znalazły się one w jed-nej książce, tworząc w swym założeniu spójną całość? Pokusiłabym się o stwierdzenie, iż elementem łą-czącym obie partie tekstu jest ucieczka. Powieść Kuczoka to dziennik podróży nie li tylko po świe-cie. Nie jest to jedynie zgłębianie go na powierzch-ni i pod nią. Poza światłem to również podróż w otchłań lęków autora, opowieść o ucieczce od świata, od cywilizacji, od problemów rodzinnych.

Dlatego też całą powieść ujęłabym nie jako po-dróż po świecie, choć z nią mamy w dużej mie-rze do czynienia w książce, zwłaszcza w części pierwszej, ale zdecydowanie istotniejsza w moim odczuciu jest podróż pod ziemię i to podróż w znaczeniu symbolicznym. Oczywiście – jest to również dosłowna wędrówka autora w głąb kuli ziemskiej, ale jej aspekt psychologiczny jest o wie-le bardziej interesujący. Kuczok nazywa tę uciecz-kę „regularnym znikaniem z powierzchni ziemi”. Warto zwrócić również uwagę na fakt, iż tytuł Poza światłem to zarówno tytuł drugiej części, jak i całej powieści. Nawiązuje on bezpośrednio do jaskiniowych wędrówek Kuczoka. Idąc dalej tym tropem, można by metaforę zejścia w głąb kuli ziemskiej interpretować w odniesieniu do całego utworu. W takim przypadku perspektywa horyzontalna całkowicie traciłaby na znaczeniu, zyskałaby natomiast wertykalna. Mam tu na myśli jedynie wymiar psychologiczny, w którym to obie części powieści byłyby schodzeniem w otchłań lę-ków autora. Owo metaforyczne zejście doskonale naśladuje wędrówkę w głąb ziemi. Na początku mamy jeszcze znikomy dopływ światła, co w książ-ce przedstawione zostało jako podróże po globie, natomiast jeśli chodzi o aspekt psychologiczny – Kuczok pisze zaledwie o chęci ucieczki od cywi-lizacji, od ludzi, co potwierdza później w wywia-dzie Marka Szymaniaka słowami: „Lepiej czuję się pod ziemią. Mamy piękniejsze jaskinie niż ludzi”. Słowa pisarza - w zestawieniu z czarno-białymi ilustracjami - mają wydźwięk osobliwie melancho-liczny, przepełniony smutkiem. W części drugiej, opisującej rzeczywiste zejście do jaskini, Wojciech Kuczok wyznaje również czytelnikom swoje lęki – lęk wysokości, przed lataniem, przed pająka-mi, trudne relacje z ojcem… Jednym słowem – im głębiej w ziemię, tym głębiej w psychikę autora. Kuczok nadał swojej książce tytuł Poza światłem, lecz wydaje mi się, że o wie-le bardziej trafny byłby on bez litery „ł”.

Poza światłem. Poza światem.Kaja Kłosowska

ACTIVmag/ 85

Inżynieria cuduKuba Budzyński

Było ich podobno siedem, na własne oczy mo-żemy wciąż oglądać tylko jeden, ale ile tak na-

prawdę ich było? Tego do końca nie wie nikt. Nie wie, ponieważ lista, a raczej listy siedmiu cudów świata były dość płynne i nierzadko bardzo su-biektywne. Ich zawartość zależała od wyznania, czy kręgu kulturowego, z którego wywodził się autor. Pierwsze listy powstawały już w starożytno-ści, jednak z biegiem stuleci kolejni mędrcy znaj-dowali przyczynę dla stworzenia nowej listy cudów architektonicznych, stworzonych pracą ludzkich umysłów i rąk. Właściwie można powiedzieć, że wszystkie te zestawienia łączy liczba 7, której od wieków przypisywano znaczenie metafizyczne. Ka-non siedmiu cudów świata, który jest znany i uzna-wany do dziś przez naszą cywilizację za najwłaściw-szy, powstał w okresie odrodzenia, kiedy to nauka i sztuka wykonały woltę ku czasom klasycznym. Najstarszy i najtrwalszy zarazem cud chyba nieco nam spowszedniał dzięki masowej turystyce na kie-

runku Egipt, który stał się w ostatnich latach jed-nym z głównych celów wakacyjnych wycieczek m. in. Polaków. Ten cud to piramida w Gizie, wznie-siona dla faraona Cheopsa, którego imię w języku Egipcjan brzmiało „Khufu”. Drugi faraon czwartej z osiemnastu dynastii, które panowały w starożytnym Egipcie, nakazał około 2600 roku p.n.e. wybudowa-nie piramidy, która jeszcze to w XIX wieku naszej ery była najwyższą i największą budowlą wznie-sioną przez człowieka. Jest to zarazem największa z ponad dziewięćdziesięciu egipskich piramid. Po-wstawał przez ponad 30 lat. Ma 150 metrów wy-sokości. Do jej budowy zużyto przeszło 2 miliony dwutonowych, kamiennych bloków. Niemal cen-tralnie zlokalizowana komora, przeznaczona dla króla, stanowi główne pomieszczenie piramidy. Sposób wybudowania tak potężnego gma-chu do dziś pozostaje tajemnicą. System dźwigni i ramp o zróżnicowanej wysoko-ści oraz kącie nachylenia jest tylko kwestią

/ACTIVmag86

naszej wyobraźni. Liczba budowniczych pracują-cych przy tym potężnym - nawet dziś - obiekcie za-pewne przekracza nasze wyobrażenie, tak jak licz-ba osób, która poniosła śmierć przy jego budowie. Dwa tysiące lat później na terenie dzisiejszego Ira-ku powstał drugi w kolejności chronologicznej cud świata. Ale czy powstał? Wiszące Ogrody Semirami-dy do dziś pozostają zagadką zarówno dla history-ków, jak i dla archeologów, gdyż nie zachował się po nich do dziś żaden materialny ślad. Brak też jedno-znacznego przekazu na temat wyglądu tego intry-gującego dzieła architektury. Pewna jest tylko data – ok. 600 roku przed Chrystusem. Babilon – pań-stwo, które wówczas zajmowało tereny nad rzekami Tygrys i Eufrat, stanowiło w tamtym okresie potęgę polityczno-militarną. Grecki historyk Berossos twier-dził, że władca Babilonu – Nabuchodonozor rozkazał wybudowanie Ogrodów dla swojej żony, księżniczki o imieniu Semiramida, która pochodziła z terenów górskich o bujnej roślinności, której brakowało jej w Babilonie. Ta historia jak z bajki nie zawiera niestety wzmianki na temat detali architektonicznych. Wia-domo jedynie, że miał to być system kamiennych tarasów, zwężających się ku górze, bujnie pokry-tych bogatą roślinnością, która wręcz „przelewała” się przez nie, stwarzając wrażenie wiszących ogro-dów. Do ogrodów doprowadzony był skompliko-wany system nawadniający, oparty na pracy pomp ciśnieniowych, niosących wodę ku najwyższym ta-rasom, by ta mogła następnie swobodnie spływać po niższych kondygnacjach, nawadniając tym spo-sobem całą roślinność. Jest to tylko jedna z teorii. Inne mówią o systemie dźwigni i czerpaków, pobie-rających wodę bezpośrednio z Eufratu. Wysokość budowli obliczano na około 30 metrów. Badania archeologiczne nigdy nie przyniosły jednoznacznej odpowiedzi na temat kształtu i lokalizacji budowli. Znacznie mniej niedomówień i kontrowersji krąży wokół trzeciego cudu świata – posągu Zeusa, zlo-kalizowanego w Olimpii, w której ok. roku 776 p.n.e. rozpoczęto organizowanie zawodów sportowych na cześć najważniejszego z bogów. Zawody, podob-nie do igrzysk nowożytnych, rozgrywano co cztery lata. W świątyni Zeusa, stanowiącej część większego kompleksu sakralnego, tuż po zakończeniu budowy Partenonu ok. 440 roku przed Chrystusem, słynny, starożytny rzeźbiarz Fidiasz wybudował wspaniały posąg, przedstawiający siedzącego na tronie Zeu-sa. Posąg powstawał przez około 10 lat. Olimpijski Zeus obłożony był złotem i kością słoniową. Jego konstrukcja wykonana była z drewna. W lewej ręce

miał trzymać berło, natomiast na jego prawej dłoni dumnie prezentowała się grecka bogini zwycięstwa – Nike. Co ciekawe, Nike była podobno zbudowana ze szkła, stanowiącego wówczas materiał niezwykle rzadki i kosztowny. Tron Zeusa był ponoć zdobiony ogromną ilością kamieni szlachetnych, natomiast sam wykonany był również ze złota i kości słoniowej, którą sprowadzano z Afryki. Posąg był wysoki na 13 metrów. Arcydzieło pod koniec IV wieku przenie-siono do Konstantynopola, gdzie strawił go ogrom-ny pożar. Przetrwały za to resztki świątyni. W latach pięćdziesiątych archeolodzy odkopali w tym miejscu również warsztat Fidiasza. Znaleziono w nim kubek, na którym wydrapano tekst „należę do Fidiasza”. W równie godny bóstwa sposób uczcili Grecy z Efe-zu Artemidę – bogini płodności. Świątynie wzno-szone ku jej czci często narażone były na poważne zniszczenia. Pierwsza została zrujnowana w wyniku działań wojennych około 550 roku p.n.e. Dwieście lat później drugą podpalił niejaki Erostratos. Dopie-ro trzecia przetrwała długie lata i została uznana za czwarty cud świata. Zbudowana na planie prosto-kąta, wzniesiona z marmuru, długa na 140 metrów, szeroka na 70, o 120 kolumnach w stylu jońskim, podpierających strop na wysokości 20 metrów. W taki sposób opisywał ten cud Pliniusz. Partenon, który do dziś można podziwiać w Atenach, stano-wi zaledwie jedną czwartą powierzchni nieistnieją-cej już świątyni. Obiekt powstał w czasach narodzin Chrystusa. Istnieją historyczne wzmianki o krytycz-nym stosunku Apostoła Pawła do świątyni, która była wyrazem czci dla pogańskich bogów. Osta-tecznie jednak zagrożenie przyszło ze strony nie chrześcijan, a barbarzyńców, bowiem około dwustu lat później świątynię doszczętnie zniszczyli Goci, najeżdżający te tereny. Odbudowa była zbyt kosz-towna, a rozwój chrześcijaństwa sprawił, że stała się również niewłaściwa. Z czasem zaczęła służyć jako źródło marmuru dla nowych budowli. Po latach ar-cheolodzy odnaleźli spory fragment podwyższenia oraz jedną, symbolicznie sterczącą w niebo kolum-nę. Obecnie pozostałości świątyni można obej-rzeć również w British Museum. Wygląd świątyni to kwestia wyobraźni historyków i archeologów. Niewiele dalej, bo 50 kilometrów na południe od Efezu znajduje się lub raczej znajdował kolejny cud świata, czyli Mauzoleum. Ogromna budowla, wznie-siona na cześć władcy miasta-państwa Halikarnasu – Mauzolosa. Budynek spełniał funkcję grobowca władcy, który zmarł około 350 roku przed naszą erą. Wzniesiony został na rozkaz wdowy po nim

ACTIVmag/ 87

- Artemizji. Pliniusz Starszy opisał ten gmach jako posadowiony na ogromnym, kamiennym podwyż-szeniu o obwodzie 140 metrów. Sam budynek liczył ponad 30 kolumn, podpierających dach w kształ-cie piramidy schodkowej. Podstawę oraz kolumna-dę zdobiły wspaniałe rzeźby i płaskorzeźby. Całość zwieńczona była posągiem jeźdźca w rydwanie. Bu-dynek przetrwał do XIII wieku, nieco naruszony trzę-sieniem ziemi, ale zniszczenia dokończyli Joannici, którzy zaczęli w XVI wieku budować w tym miejscu swój zamek, wykorzystując kamień z Mauzoleum. Pozostałości grobowca można podziwiać do dziś. Niestety jest to niemożliwe w przypadku Kolosa Ro-dyjskiego – szóstego cudu świata. Jego powstanie należy prawdopodobnie łączyć z konfliktem zbroj-nym, jaki miał miejsce na tym terenie po śmierci Aleksandra Wielkiego. Jego mocarstwo podzielono wówczas między trzech generałów armii cesarskiej. Dwóch z nich – Ptolemeusz i Antygonos stoczyli walkę o Rodos, które poparło pierwszego z nich. Antygonos zaatakował Rodos, które odparło atak. Prawdopodobnie na cześć tego zwycięstwa Rodyj-czycy wznieśli gigantyczny pomnik, wyobrażający boga Heliosa. Kolos miał liczyć 60 metrów wysoko-ści. Konstrukcja wykonana była z żelaza, a obłożona płytami z brązu. Rzeźbiarz Hares pracował przy niej około 12 lat. Nie ma pewności co do precyzyjnej lo-kalizacji posągu. Często przedstawia się go jako po-stać ludzką, stojącą w rozkroku, której nogi stano-wią bramę do portu, jednak naukowcy wątpią w te hipotezę, argumentując swoje stanowisko prawami fizyki. Zaledwie po 50 latach Kolos runął w wyni-ku trzęsienia ziemi i jeszcze długo leżał na ziemi. Według przekazów, posąg złamał się na wysokości kolan. Do VII wieku jego szczątki pozostawały nie-naruszone. Wtedy to na tamte tereny przybyli arab-scy najeźdźcy, którzy dokończyli dzieła zniszczenia. Ostatni, siódmy cud świata odznaczał się bardzo praktyczną funkcją użytkową. Latarnia morska z Faros została wzniesiona na północno-wschod-niej części wyspy ok. 330 roku przed Chrystusem. Nie ma pewności co do autora konstrukcji, nato-miast wiadomo jak wyglądała. Wzniesiona została na trzech poziomach. Najwyższy wieńczyło otwarte pomieszczenie z umieszczonym centralnie płomie-niem. Za ogniem ulokowano wklęsłe lustro, które rozpraszało światło. W owym czasie technologia wytwarzania takich luster była już doskonale opa-nowana. Osobnym zagadnieniem było zorganizo-wanie stałych dostaw paliwa do ognia. Zajmowała się tym grupa pracowników, obsługujących latarnię.

Nad budowlą górował pomnik Zeusa, jak twierdzi-li niektórzy ze starożytnych historyków. Inni utrzy-mywali wersję, mówiącą o Posejdonie. Co ciekawe, najbardziej szczegółowe opisy pochodzą od pisarzy arabskich, którzy dotarli tam razem z wojskami w XII-XIII wieku. Arabowie wykorzystali latarnię do bu-dowy w tym miejscu fortu, co wiązało się z komplet-nym przebudowaniem tego obiektu. Dziś po latarni pozostały jedynie kamienne bloki, ukryte pod wodą. Pewnym paradoksem lub nawet znakiem jest fakt przetrwania najstarszego z cudów – piramidy Che-opsa, powstałej blisko 6000 lat temu, stanowiącej dzisiaj cień dawnej potęgi. W tym kontekście przy-kład siedmiu cudów pozwala zgodzić się ze zna-nym powiedzeniem, że wszystko jest kwestią czasu.

/ACTIVmag88

ACTIVmag/ 89

/ACTIVmag90

F

ELIE

TON

Świat pełen emocjiEwelina Braca

Czasami odnoszę wrażenie, że radość to stan emocjonalny stworzony jedynie dla tak zwa-

nych ‚ameb emocjonalnych’ a smutek, cierpienie, ból przeznaczony jest dla osób potrafiących doce-nić prawdziwe doznania – nawet nazwałabym ich szaleńcami. Z pewnością brzmi to śmiesznie, acz-kolwiek rzadko mówi się o chwilach szczęśliwych, które przynoszą nam czystą radość a skupiamy się na opowiadaniu rzeczy przykrych, smutnych, przy-gnębiających nas i popychających w stan depre-syjny. Patrząc wstecz - w malarstwo, czy w litera-turę, to z łatwością można zauważyć, że mamy do czynienia głównie ze smutkiem, nostalgią, tęskno-tą, cierpieniem, bólem… Sztuka jest światem prze-pełnionym emocjami, prawdziwymi emocjami.Osoba odwołująca się przy tworzeniu do własnych wewnętrznych przeżyć, chcąca pokazać ukryte w sobie emocje oraz uczucia, tudzież odczucia, z pewnością podejmuje się zabiegu niezwykle bo-lesnego. Jeżeli zależy nam na odbiorze przepeł-nionym autentycznością, uważam że poświęcenie jest czynem koniecznym. Oczywiście, cokolwiek byśmy nie robili zawsze spotkamy się z ludźmi ne-gującymi daną twórczość jak i takimi, którzy staną się jej odbiorcami. Wydaję mi się, że najlepszym kompanem pomagającym wyzwolić w nas wszyst-kie zakotwiczone, nawet na samym dnie naszej duszy emocje, to mocny trunek. Uważam, że mo-żemy wtedy w pełni odbyć naszą wewnętrzną wę-drówkę, dzięki której możemy zacząć przelewać na dany nam rodzaj „płótna” dzieło, które uzyskuje formę materialną. Myślę, że oddziaływanie odczu-wać będzie można przez resztę nocy, a satysfak-cja końcowa będzie z pewnością gwarantowana.Każdy z nas, w swoim kręgu znajomych ma takie osoby, które tworzą coś tylko dla siebie. Zamykają się w swojej małej pracowni i dają się ponieść swo-jej wyobraźni, a my oglądając ich prace możemy odnaleźć w nich cząstkę samego siebie. Myślę, że z jednego prostego powodu, gdyż oni sami tworzą autentyczność, zauważalną prawdziwość emocji. Ta prawdziwość emocji, powstaje w momencie, gdy tworzymy coś tylko dla samego siebie, do tak zwanej „szuflady”. Nasze dzieło staje się niepowta-rzalne, a dzieje się to tylko za pomocą uczuć i emo-

cji - pióro, pędzel to jedynie narzędzia pomocne.Niektórzy z nas dostają więcej tego pożądane-go talentu. Tak naprawdę to chciałabym chociaż połowę tego, co im zostało odgórnie przydzie-lone. Mowa tu o różnych talentach… Ja tylko piszę, ale czasem odnoszę wrażenie, że nawet tego nie potrafię do końca robić dobrze. Ze swoich obserwacji dochodzę do wniosku, że im dłużej się nad czymś zastanawiamy, tym gorzej nam to wychodzi. Najważniejsze, aby uchwycić moment, chwilę, dany stan, daną emocję, aby coś zaczynało nabierać kształtu, formy i treści. Twórzmy coś swojego, intymnego, niepowta-rzalnego i przede wszystkim nie odtwarzajmy gotowych wzorców. Wsłuchajmy się w siebie, w ciszę, wyłączmy się na otaczający nas chaos, na docierające do nas dźwięki, głosy, odgłosy. Mogą nam wmawiać, że to co tworzymy jest tylko naszym wymysłem, niczym istotnym i nie spotka się nigdy z aprobatą innych, jednak-że uważam, że nasze zadowolenie będzie tak samo wielkie, jeżeli uda nam się trafić chociaż-by w duszę jednego odbiorcy, będzie to ozna-czać, że ktoś współodczuwa to samo co my.Należałoby wziąć pod uwagę pewien istotny fakt - niekoniecznie to co tworzymy ma zako-dowane w swoim DNA dotarcie do ogromnej rzeszy odbiorców. Każdy człowiek ma do speł-nienia swoją misję, której celem jest uratowanie chociażby jednej zagubionej/ zaspanej duszy, do której nasza twórczość dotrze w najmniej ocze-kiwanym momencie i dokona w niej zmian, o których nawet nigdy nie musimy się dowiedzieć.Emocje są silnym stanem poruszenia umysłu, któ-re oddziałują na człowieka w sposób nad wyraz silny, śmiałabym nawet stwierdzić że oddziałują z taką mocą, która potrafi podporządkować sobie człowieka na swój sposób, ukształtować w nim pewne zachowania, czy reakcje ale przede wszyst-kim są czynnikami pobudzającymi nasz umysł, także do rzeczy artystycznych, o których sobie nawet nie zdajemy sprawy, dzięki którym daje-my upust przede wszystkim tym złym emocjom.

ACTIVmag/ 91

Zerwać z przeszłościąEwelina Braca

Na samym wstępie chciałabym przytoczyć słowa Wiesława Myśliwskiego dotyczące

bezpośrednio przeszłości, czyli tej części czaso-przestrzeni, w której widnieją wszystkie zaszłe zdarzenia - „Czy zastanawiał się pan kiedyś, jak silnie związani jesteśmy z przeszłością? Nieko-niecznie naszą. Zresztą... cóż to jest nasza prze-szłość? Gdzie są jej granice? To jest coś w rodza-ju bliżej nieokreślonej tęsknoty, tylko za czym? Czy nie za tym, czego nigdy nie było, a co jed-nak minęło? Przeszłość to tylko nasza wyobraź-nia, a wyobraźnia potrzebuje tęsknoty, wręcz karmi się tęsknotą. Przeszłość drogi panie, nie ma nic wspólnego z czasem, jak się sądzi.” Wielu z nas znajduje wielką trudność w tym, aby ruszyć ze swoim życiem przed siebie. Owa trud-ność wynika z bardzo prostego powodu, gdyż cały czas powracamy do przeszłości. Staramy się uda-wać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale prowadzi nas to do tego, iż zaczynamy blo-kować się na nowe możliwości pojawiające się na naszej życiowej drodze. Wydawać by się mogło, że boimy się podejmować ryzyko, a także boimy się przyjmować nowe szanse – dlatego zamyka-my się w sobie, chowamy w naszym wewnętrz-nym świecie, do którego nikt nie ma wstępu, a na drzwiach do niego widnieje napis „Brak wolnych miejsc”. Po głębszym zastanowieniu, dochodzę do jednej, najbardziej adekwatnej konkluzji - każ-dy człowiek, indywidualnie potrzebuje swojego czasu, by stać się gotowym na rewolucję i pod-jęcie swojej szansy, ale także musi sam zauważyć, że świat w dalszym ciągu ma wiele do zaoferowa-nia… Nawet jeżeli nasze realia sprawiają, że na-prawdę ciężko jest w to uwierzyć. Zamykamy się i barykadujemy drzwi, żeby nikt przypadkiem się nie prześlizgnął przez najmniejszą ze szpar. Pró-bujemy ignorować wszystkie promienie słońca docierające do naszej małej, ciemnej jaskini… ale co jeżeli chcą nam jedynie pomóc i przebudzić nas z hibernacji, w którą sami się wprowadziliśmy?Niektórzy ludzie potrzebują roku, a nawet i kilku lat, aby dotrzeć do momentu, w którym z prawdzi-wą szczerością mogą powiedzieć „Nie do pomy-ślenia, jestem gotowy/a” - gotowym do rozpoczę-

cia kolejnego rozdziału bez niepotrzebnych złych emocji, uczuć, czy też bez wewnętrznego stanu zagubienia, paranoi, obłędu, desperacji, z całko-witą akceptacją rzeczywistości. Najważniejszą rze-czą w tym wszystkim jest fakt, aby zrozumieć, że jeżeli niektórych rzeczy nie da się zapomnieć, to warto jest pozamykać wszystkie dotychczasowe rozdziały i zacząć od nowa, od samego początku z czystą kartą, którą podarowaliśmy sobie sami. Przede wszystkim powinniśmy skupić się na wła-snym rozwoju, powinniśmy nauczyć się bycia ego-istami, ale w tym zdrowym, racjonalnym dla nas stopniu. Warto zrozumieć, że jeżeli chcemy zacząć uszczęśliwiać innych, musimy na samym początku być szczęśliwi sami ze sobą i zaakceptować sie-bie nie w 100%, ale co najmniej w 200%. Szybko będzie można się przekonać, że jedno spełnione marzenie pociągnie za sobą kolejne spełnione marzenia. Oczywiście, zawsze pojawiają się ludzie, którzy podejmą się tego wspaniałego działania krytykowania nas, ale pomyślałam, że BRAK ZAIN-TERESOWANIA JEST GORSZE OD SAMEJ KRYTYKI. Ludzie zazwyczaj krytykują to, czego nie potra-fią zrozumieć. Nie posiadają odwagi, aby coś zmienić w swoim życiu, tudzież nie mają ambi-cji, by coś osiągnąć. Wolą wygodnie i spokoj-nie zasiąść na swoim fotelu i oceniać, rzekła-bym nawet, że wydawać osądy. Róbmy to, co nam w duszy gra – jeżeli zignorujemy nasz we-wnętrzny głos, to z czasem zacznie krzyczeć coraz głośniej… To tak jak byśmy chcieli unik-nąć swojego przeznaczenia – cokolwiek to jest! Problemy pojawiające się na naszej drodze mają niezwykłą siłę do zmieniania, czy też przeme-blowania naszego dotychczasowego, normalne-go cyklu życia. Porównuję to do pogniecionych ubrań, a więc jedyną, logiczną czynnością w tym przypadku jest wzięcie żelazka do ręki i rozpo-częcie prasowania – konfrontacja z problemami. Brzmi to banalnie, jednakże warto pomyśleć, co będzie jeżeli za parę lat spojrzymy wstecz i uświa-domimy sobie, że straciliśmy mnóstwo cennego czasu i odsunęliśmy od siebie zbyt wielu ludzi, którzy naprawdę chcieli nam pomóc. Z drugiej strony, tak samo jest z owocami, jako przykład

/ACTIVmag92

wezmę najbardziej tradycyjny owoc – jabłko. Ro-śnie sobie na drzewie aż dojrzeje i z czasem spad-nie na ziemię, w mniejszym, czy tam większym stopniu potłuczenia, ale takie jabłka są najzdrow-sze. Może tak właśnie jest z nami… Szczęśliwy ten, który znajdzie takie jabłko. Dlaczego jest nam smutno z naszego powodu? Dlaczego jest nam żal samych siebie? Jeżeli ktoś zasiewa w nas nędz-ne ziarna, aby nas zniszczyć, to plony, które w od-powiednim czasie będziemy zbierać, to plony siły,

które po prostu sprawią, że staniemy się silniejsi. Podsumowując, chciałabym tylko dodać, że powin-niśmy być wdzięczni ludziom, którzy wyrządzili nam krzywdę. Bez nich i bez naszych błędów, byliby-śmy nikim. Ci ludzie mobilizują nas to działania, do pracy tylko po to, aby udowodnić im, że jesteśmy o wiele więcej warci niż oni sami, a także przyczy-niają się do tego, że zaczynamy MYŚLEĆ i w związ-ku z tym widzimy i rozumiemy znacznie więcej…

ACTIVmag/ 93

/ACTIVmag94

PHO

TO Agata MygaImię i nazwisko: Agata Myga

Wiek: 21 latLink do twórczości: agata-myga.blogspot.com

Kocha: swojego chłopaka, neony, jedzenieNie znosi: poliestru, swoich włosów, science fiction

Rozmawiał SEBASTIAN KULIS

Agata jest weteranką lumpeksów i pasjonatką analogowych aparatów. Ubrana cała na czarno, przechadza się gdyński-mi uliczkami i polami festiwalowymi w poszukiwaniu czegoś, co ją poruszy. Jej fotografie wprowadzają nas w stan trzeźwego snu – jest pięknie, tajemniczo, ale w dalszym ciągu prawdziwie.

Twoje zdjęcia bardzo często ukazują mo-rze i nadmorską infrastrukturę. Dzieje się

tak dlatego, że po prostu żyjesz blisko Bałty-ku, a może przyczyną jest zupełnie coś innego?Kocham bliskość morza oraz plaż (zwłaszcza poza sezonem) - bardzo doceniam to, że mieszkam w Trójmieście. Twoje analogowe zdjęcia wiernie odAgatadają kli-mat fotografowanych przez Ciebie miejsc. Czy by-łabyś w stanie zrobić to samo aparatem cyfrowym?Nie korzystam z cyfry, więc trudno mi powiedzieć.Widoki z Trójmiasta, które można oglądać na Twojej stronie robione są podczas mgły lub deszczu i ukazują stare i zniszczone obiekty. Czy to jest to co Cię inspiruje? A może po pro-stu stronisz od nowej i lśniącej architektury?Zdecydowanie wolę robić zdjęcia w słonecz-ne dni! Wyczekuję lata, podróży, festiwali - to wtedy najczęściej wyjmuję aparat. Najbardziej lubię niskie światło i grę cieni to jest coś co mo-głabym określić jako piękne, inspirujące… Choć słowo “inspiruje” jest bardzo trudnym słowem... W takim razie co dla Ciebie znaczy „inspiro-wać”? Bo jak rozumiem, nie jest to dla Ciebie byle jakie słowo.

Inspirować - pobudzać do twórczego działania, jednakże nie uważam, żeby jakaś konkretna rzecz na mnie tak działała. Widzę coś fajnego, wyjmuję aparat i pstrykam. Nie ma w tym większej filozofii. Zdjęcia osób możemy u Ciebie obserwować sporadycznie. Czy to znaczy, że osoby, któ-re fotografujesz są dla Ciebie ważne, czy po prostu traktujesz to jako formę odskoczni?Wolę fotografować rzeczywistość, nie lubię czegoś kreować. Robiąc zdjęcia ludziom, zwłaszcza tym ob-cym pojawia się (oczywiście nie zawsze!) element sztuczności - pozy, dobór ubrań, makijażu odpo-wiedniego miejsca, często ta druga osoba ma też jakieś oczekiwania... Na pewno łatwiej jest robić zdjęcia znajomym i to właśnie lubię najbardziej. Czyli stawiasz na naturalność. Jak uważasz, od-nalazłabyś się w sesji, której tematem byłyby, np. kiczowate lata 80?Uwielbiam design z lat 80, neony i syntezatorową muzykę, ale natapirowane włosy i poduchy na ra-mionach to nie do końca moja bajka. Chociaż nie mówię nie, pewnie byłoby przy tym sporo śmiechu i zabawy. Świat kreowany w Twoich pracach wydaje się opuszczony przez ludzi. Czy taki wydaje Ci się

ACTIVmag/ 95

się przyjemniejszy, a może jest to pewne odbicie Twojej osobowości?Po pierwsze, niczego raczej nie kreuje tylko foto-grafuje obiekty zastane. Uważam, że są ludzie pięk-ni i mniej ciekawi. Tak samo jest z miejscami - stro-nię od pastelowych osiedli a uwielbiam industrialne przestrzenie, lasy i oczywiście wcześniej wspomnia-ne morze. Kocham przestrzeń, ale nie wyobrażam sobie życia bez ludzi. Chociaż spoglądając na moje ostatnie zdjęcia, w których faktycznie dominują szarości i mgła, można by pomyśleć, że jestem nie-

co melancholijna, co raczej nie jest zgodne z praw-dą.Ostatnie pytanie na zakończenie. Gdybyś mogła polecieć w jedno wybrane miejsce na świecie i zrobić zdjęcia opuszczonej fabryki, czy mia-steczka, które miejsce wybrałabyś bez wahania? Jeśli opuszczone miasteczko to przychodzi mi na myśl przede wszystkim Prypeć, ale nie jest to moje wymarzone miejsce na zdjęcia. Bardziej ciągnie mnie np. do kolorowego Meksyku...

/ACTIVmag96

ACTIVmag/ 97

/ACTIVmag98

ACTIVmag/ 99

/ACTIVmag100

ACTIVmag/ 101

/ACTIVmag102

ACTIVmag/ 103

/ACTIVmag104

Alice NowickaImię i nazwisko: Alice Nowicka

Wiek: 20 latLink do twórczości: facebook.com/AliceKateRosePHOTO

Kocha: gumy balonówy, kolorowe skarpetki, spać w pociągachNie znosi: pleśni na serze, uciszania, brudnego obiektywu

Rozmawiał SEBASTIAN KULIS

Młoda i ambitna studentka kulturoznawstwa pochodząca z Gdańska. Zdjęcia robi od 17 roku życia. Spora część jej

sesji powstaje w jej kawalerce, ale oprócz zdjęć modowych uwiecznia chwile z koncertów i imprez, na których możemy obserwować jej styl życia. Ma na swoim koncie wystawę na

Fashion Week Poland, publikację w Catwalk Magazine oraz sesję modową dla internetowego sklepu

GOD WILL COME. Poznajcie Alice!

Zajmujesz się fotografowaniem od siedem-nastego roku życia, co sprawiło, że wybra-

łaś to zajęcie jako ścieżkę wyrażenia siebie?Jak miałam roczek, rodzice położyli mi do wybrania różaniec, aparat, pieniądze. Zgadnij co wybrałam? Do dziś ten kompaktowy analogowy Kodak ze mną imprezuje. Oprócz fotografii zajmujesz się czymś jeszcze?O tak! Podkradam babci gazety, wycinam z nich różne literki, głowy, nogi. Układam z tego nową całość. Podczas robienia kolaży potrafię wy-buchnąć śmiechem do tej białej kartki, na której składam wszystkie elementy, bo rozbawia mnie już sama wizja. Raz na jakiś czas sięgam po far-bę do tkanin i chlapię nią po koszulkach, tor-bach. Dodatkowo szykuję stylizację na moje sesje.W Twoich pracach można dostrzec zdjęcia ro-bione aparatem cyfrowym jak i analogowym. Od czego to zależy, który aparat wybierasz do zdjęć?To zależy od tego, co będzie się dziać. Analogowy aparat zabieram na imprezy, wycieczki rowerowe, jakieś wypady ze znajomymi. To są te chwile, które

pokazują moje codzienne życie i chcę aby zostały w moim albumie na bardzo długo. Cudowne jest to uczucie, kiedy trzymasz album w rękach, przeglądasz te wszystkie zdjęcia i wspominasz co się działo dwa lata temu. Natomiast lustrzankę wybieram już na konkretne sesje, kiedy jestem umówiona z modelem. Na Twoich pracach częściej widzimy modeli, niż modelki. Czy to przypadek?Chyba nie. Wolę pracować z modelami, oni zawsze wiedzą co chcą, są konkretni, pewniejsi siebie, mają plan. Wystarczy ich dobrze ubrać, postawić przed obiektywem, rozczochrać włosy, rozbawić i można pstrykać. Oni mają większe wyczucie, niż modelki, które często chcą przedobrzyć. Gdybyś dostała zlecenie na sesję, kompletnie nie w Twoim klimacie, podjęłabyś się zadania zro-bienia takich zdjęć?Myślę, że nie. Mimo tego, że mogłabym się do niej jakoś przygotować to nie czułabym się dobrze na takiej sesji. Lubię to uczucie kiedy mam konkretny pomysł, w którym główną rolę grają kolory, moda, wtedy wiem, że to jest moje.

ACTIVmag/ 105

/ACTIVmag106

ACTIVmag/ 107

Twoje zdjęcia, choć często z zaniżonym nasy-ceniem kolorów, są barwne i pokazują szczę-śliwe życie młodych ludzi. Czy powiedziałabyś, że Twoje prace to odwzorowanie Twojego ży-cia? O! Zdecydowanie tak! Nie widzę w czarno-bieli, nawet w nocy widzę kolory. W moim życiu nie ist-nieje coś takiego jak nuda. Nie dopuszczam do tego, można powiedzieć że się tym brzydzę . W jakiś sposób inspiruje mnie codzienność, a że je-stem osobą szczęśliwą, w kolorowych ubraniach to pewnie dlatego widać to na moich zdjęciach. Jakie są Twoje plany na przyszłość, czy wiążesz je z fotografią?Pewnie, że tak! Planuję iść do szkoły fotograficz-nej, by podszkolić cały warsztat.Powiedz mi proszę: komu, gdzie i czym marzy-łabyś zrobić sesję.Wyobrażam sobie Maximiliana Patano w wersji rock&rollowej na mojej kliszy, w mojej kawalerce.

/ACTIVmag108

ACTIVmag/ 109

/ACTIVmag110

ACTIVmag/ 111

/ACTIVmag112

ACTIVmag/ 113

/ACTIVmag114

David ShamaMateriał przygotował: SEBASTIAN KULIS

„Moje fotografie są oparta na opowiedzeniu historii. Wierzę, że zdjęcia nie muszą nachalnie rzucać się w oczy

by przekazać wartościową treść. Czasami najprostszy portret może powiedzieć więcej niż bardzo rozbudowany

obraz. Staram się przekazać coś, co jest w stanie poruszyć wyobraźnię kogoś innego.”

David Shama

David Shama to człowiek, którego pew-ną fascynacją jest naturalność: natu-

ralny świat, naturalne piękno czy naturalna ekspresja. Doktor, który został fotografem. Jego prace wyróżniają się kliniczną precy-zją i antropomorficzną poświęceniem dla jego organicznych, ziarnistych zdjęć. Oba czynniki upiększają i uwalniają czar z efe-merycznych, młodych modelek i tłustych od obiadowych frytek koszy piknikowych. Wychowany w Szwajcarii, Shama żyje i pracuje w Paryżu, a jego prace charakte-ryzują się intymnością i spontanicznością fotografii podróży. Na każdą sesję Shama znika na rozległe połacie świata z ostroż-nie dobranymi modelkami, by uchwycić je zrelaksowane, niepozujące i nie osłonione, ostatecznie naturalne i otoczone naturą.Opowiada on nam o jego osobi-stej fascynacji autentycznym światem, o wadze budowania osobistych sto-sunków do różnych tematów i jego niekonwencjonalnym, własnym stylu.Marki i magazyny, dla których fotografo-wał: Nike, American Apparel, L’Eclaireur,

Tranoï, L’école des femmes, Zadig et Vol-taire, Lacoste, Ford, American Retro, Dress Gallery, Zoe Tee’s, Guilty Brotherhood, Ca-poral Films, Smalto, Stella Forest, Idol, Et vous, Leon & Harper, Dazed & Confused, Wonderland, Vice UK, Tank, Nylon, Lurve, Jalouse, M - Le Monde, Blast, Icon, Révolu-tion, Joey, D, Edelweiss, Tranoï Magazine. portfolio: http://index.davidshama.com

ACTIVmag/ 115

/ACTIVmag116

ACTIVmag/ 117

/ACTIVmag118

Tamara JaneckaImię i nazwisko: Tamara Janecka

Wiek: 23 lataLink do twórczości: superekstrafajne.tumblr.com

Kocha: wszystko co różowe, k-pop, uczyć się (serio!)Nie znosi: delfinów, pietruszki i zmywać naczyć

Rozmawiał SEBASTIAN KULIS

Tamara, piękna dziewczyna, pisząca licencjat o Korei Północnej. Obdarzona dużym poczuciem humoru, rozśmiesza do łez.

Jej zdjęcia i ich oprawa biją surową cukierkowością, tworzącą jej indywidualny styl. Modelki, które wybiera, odznaczają się niecodzienną urodą i przykuwają nasz wzrok. Jej świat jest

miłą odskocznią od szarej rzeczywistości.

Jak długo trwa Twoja przygoda z fotografią i co było inspiracją?

Zdjęcia robię od 13 roku życia. Nie wiem, czy mogę powiedzieć, że coś mnie do tego zainspirowało, ale pamiętam, że zrobiłam zdjęcie figurki krowy na trawie i wtedy nieskromnie stwierdziłam, że mam do tego talent! [śmiech] Od momentu, w którym zainteresowałam się fotografią fashion inspiracje czerpałam z katalogów i gazet związanych z modą. Wyrywałam z nich strony i wklejałam do wielkie-go zeszytu. Do tej pory lubię to robić, choć dużo rzadziej. W dobie internetu nie korzystam już tak często z konwencjonalnych gazet, a z Vogue’a nie wyrywam, bo to grzech! [śmiech]Interesujesz się tylko sesjami stricte modowymi? Miałam mały epizod w Sopockiej Szkole Fotogra-fii, w której musiałam wykonywać sesje związane z zupełnie obcą mi tematyką, takie jak fotografia wnętrz, reportaż a nawet makro. Jednak nie czułam się w tym zbyt dobrze. Dużo bardziej wolę zajmo-wać się tym na czym, chociaż troszkę się znam.Czy ktoś Ci pomaga w zdjęciach, czy stylizacje i ich aranżacje to w 100% Twoja zasługa?

Jeśli korzystam z czyjejś pomocy to tylko i wyłącznie w sprawie make-up’u, ponieważ bardzo nie lubię malować modelek. Same stylizacje to tylko i wyłącz-nie moja zasługa. Jestem bardzo nieufna, co do po-mysłów innych i nie mogłabym korzystać z pomocy stylistki, bo pewnie bym się z nią pokłóciła. [śmiech]Znasz albo widziałaś kiedyś dziewczynę, którą mogłabyś fotografować bez dodatkowego sty-lizowania, czy zawsze musisz trochę „poprawić” rzeczywistość?Jasne! Wszystkie moje piękne koleżanki (a mam tyl-ko takie) nadawałyby się do sesji w “surowej” wersji, jednakże lubię się bawić stylizacją i dlatego jej sobie nie odmawiam. W każdym razie sesja “bez popra-wek” nie była by dla mnie problemem i zapewne pojawi się w moim portfolio. Kiedyś… Bohaterkami Twoich zdjęć są wyłącznie kobiety. Czy zdarzyło Ci się robić zdjęcia mężczyźnie? Je-żeli tak, to czemu nie skłoniłaś się do kontynu-owania tego? Tak, robiłam kiedyś zdjęcia chłopakowi, to było za-liczenie w szkole fotografii. Byłam z nich bardzo za-dowolona, a jedyny powód, dla którego nie robię

ACTIVmag/ 119

/ACTIVmag120

zdjęć z modelami jest taki, że zwyczajnie nie mia-łabym w co ich ubrać, a stylizacje to najważniejszy element moich sesji. To w co ubieram modelki to zazwyczaj zlepek moich ubrań z pojedynczymi rze-czami z ich szaf. W przypadku chłopaka byłoby trud-no... chyba że sesja w sukience! W sumie, czemu nie?Dlaczego chętniej wybierasz otwarte przestrze-nie miejskie i leśne, niż cztery ściany studia?Uwielbiam naturalne światło, praca w studio koja-rzy mi się z czymś żmudnym i długotrwałym. Nie przepadam za ustawianiem lamp, sprawdzaniem czy twarz modelki na pewno jest doświetlona... Wolę wyjść na dwór, poszukać jakiegoś interesu-jącego miejsca, szczególnie lubię gdy znajdę takie w swojej okolicy. Nie ograniczam się tylko natu-rą, czasem robię też zdjęcia w swoim mieszkaniu.

Można stwierdzić, że to bardzo „nieprofesjonal-ne” mówić tak o pracy w studio. Osobiście uwa-żasz, że tylko profesjonaliści są w stanie zrobić zdjęcia godne wykorzystywania, np. w gazecie lub reklamie?Wiem, nawet trochę mi smutno, że nie potrafię się przełamać i poświęcić więcej czasu na studio, ale chyba jestem zbyt niecierpliwa i lubię jak wszystko dzieję się od razu, szybko, rach ciach i już efekty! Widocznie jestem mało profesjonalna… [śmiech] Co do pytania, myślę, że w dzisiejszych czasach każdy kto ma talent i dobre oko jest godny tego by jego praca była gdzieś umieszczona. Super, że jest coraz więcej gazet, które stawiają na młodych fotografów i naprawdę ciekawe osoby mają szanse się wybić.

ACTIVmag/ 121

/ACTIVmag122

ACTIVmag/ 123

,

/ACTIVmag124

ACTIVmag/ 125

/ACTIVmag126

Reklama