Autor:!Marcin!Żmigrodzki! Wersja:2.0! …...Eseje%o%zarządzaniu%–%Marcin%Żmigrodzki% % %...

109
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki www.octigo.pl 1 / 109 Eseje o zarządzaniu Autor: Marcin Żmigrodzki Wersja: 2.0 Data aktualizacji: 20140227

Transcript of Autor:!Marcin!Żmigrodzki! Wersja:2.0! …...Eseje%o%zarządzaniu%–%Marcin%Żmigrodzki% % %...

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     1  /  109  

   

     

Eseje  o  zarządzaniu    

Autor:  Marcin  Żmigrodzki  

Wersja:  2.0  

Data  aktualizacji:  2014-­‐02-­‐27  

 

 

 

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     2  /  109  

   

O  tym  dokumencie  

Od  2010  roku  w  ramach  firmy  Octigo  sp.  z  o.o.  tworzymy  bloga  na  temat  zarządzania  projektami.  

Z  czasem  uzbierało  nam  się  trochę  wpisów,  które  okazało  się,  że  krążą  wokół  wspólnego  tematu  -­‐  

zarządzania.   Były   to   wpisy   o   zarządzaniu   strategicznym,   postawach   ludzi   i   w   ogóle   pracy   w  

organizacjach.   Traktowały   o   tym,   jak   zmieniać   firmy,   przedstawiały   osobiste   doświadczenia   z  

pracy   w   różnych   firmach,   czy   też   przybliżały   ciekawe   koncepcje,   które   napotkałem.   Ów   zbiór  

nazwałem  po  prostu  esejami  o  zarządzaniu  z  braku  trafniejszego  tytułu.    

Książka   podzielona   jest   na   trzy   części:   Eseje   o   ludziach,   Eseje   o   projektach,   Eseje   o   strategii   i  

przywództwie.   W   każdej   z   nich   znajdziesz   kilkanaście   artykułów,   luźnych   spostrzeżeń,  

komentarzy  i  interpretacji  autora  na  dany  temat.  

Serdecznie  zapraszam  do  lektury,  licząc,  że  Drogi  Czytelniku  zaciekawi  Cię.  A  jeżeli  tak,  to  wracaj  

proszę  na  naszą  octigo.pl  witrynę  po  więcej.  

 

Spis  treści  

Eseje  o  zarządzaniu  ...................................................................................................................  1  

O  tym  dokumencie  ....................................................................................................................  2  

Spojrzenie  na  zarządzanie  z  lotu  ptaka  .....................................................................................  4  

Delegowanie  zadań  w  5  podejściach  ........................................................................................  6  

Wiedza  w  cyklu  życia  projektu,  czyli  o  czym  metodyka  zarządzania  projektami  nie  wspomina

 ................................................................................................................................................  11  

Lean  w  domu  i  zagrodzie  ........................................................................................................  14  

Poinformuj  nas,  gdy  potrzebujesz  naprawy…  .........................................................................  15  

Eseje  o  ludziach  .......................................................................................................................  17  

Korporacyjne  zwierzę,  czyli  małpa  w  każdym  z  nas  ................................................................  17  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     3  /  109  

   

Homo  ludens  –  człowiek  bawiący  się  ......................................................................................  23  

Zespół  jak  stado  pingwinów  ....................................................................................................  28  

Eseje  o  projektach  ...................................................................................................................  30  

Wiedźma  oficjalnym  zawodem,  a  kierownik  projektu?  ..........................................................  30  

Nie  tylko  zwrotem  z  projektu  sponsor  żyje  .............................................................................  31  

Syndrom  herosa  w  projektach  ................................................................................................  33  

Wartość  kierownika  projektu  ..................................................................................................  36  

Mity  na  temat  metody  eksperckiej  .........................................................................................  38  

Rozważania  przy  tankowaniu  auta  .........................................................................................  40  

Sun  Tzu  i  sztuka  obrony  projektów  .........................................................................................  42  

Technika,  której  nie  znajdziesz  w  żadnej  metodyce  ...............................................................  44  

Syndrom  świętego  Mikołaja  ...................................................................................................  48  

Sprawdź  zawartość  przed  rozładunkiem  ................................................................................  50  

Goldplating  po  bawarsku  ........................................................................................................  53  

Projekty  w  matriksie  ...............................................................................................................  55  

Jak  zdemontować  zarządzanie  projektami  w  pół  roku  ...........................................................  58  

Eseje  o  strategii  i  przywództwie  ..............................................................................................  68  

Realizacja  strategii  firmowej  ...................................................................................................  68  

8  powodów  dlaczego  transformacja  firmy  może  się  nie  udać  ................................................  75  

Podatek  od  bezwładności  .......................................................................................................  80  

Syndrom  kury  domowej  ..........................................................................................................  83  

Stagnacja  w  korporacji  –  objawy,  występowanie  ...................................................................  87  

Wartość  kultury  organizacji  –  Southwest  Airlines  niedościgły  wzór  .......................................  91  

Historyczny  przypadek  pewnego  stylu  zarządzania  ................................................................  95  

Zarządzanie  strategiczne  a  homeopatia  .................................................................................  96  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     4  /  109  

   

 

Spojrzenie  na  zarządzanie  z  lotu  ptaka  

Zarządzanie   w   ogóle   (nie   chodzi   tu   tylko  o   zarządzanie   projektami)   przyjmuje   różne   formy   w  

zależności   od  organizacji,   konkretnej   sytuacji,   zespołu,   umiejętności   szefa   i  wielu,  wielu   innych  

czynników.  Inaczej  wygląda  w  hipernowoczesnej  firmie  IT,  inaczej  w  partii  politycznej,  a  inaczej  w  

wojsku.    

Gdyby   chcieć   spojrzeć   na   tą   problematykę   całościowo,   choć   właśnie   z   lotu   ptaka,   można   by,  

moim  skromnym  zdaniem,  narysować  powyższy  trójkąt.  

Na  jego  wierzchołkach  znajdują  się  takie  wymiary,  jak:  

1. Jakość  

2. Innowacyjność  

3. Produktywność  

Jakość  tutaj   rozumiana  jest   nie   tylko   jako   potrzeba   i   możność   zapewnienia   braku   błędów   lub  

satysfakcji   klienta,   ale   też   potrzeba   kontroli   produktów   i   procesów  wytwarzania,   ograniczenia  

ryzyka.  

Innowacyjność  to   chęć   i   zdolność   wytwarzania   unikalnych   usług,   towarów,   czy   ogólnie  

rozumianej   wartości.   To   umiejętność   przez   organizację   zdobycia   nowej   wiedzy,   popełnienia  

mnóstwa  błędów  i  dostarczenia  nowatorskich  rozwiązań.  

Produktywność  zaś   to   zdolność   do   zwiększania   skali   działania   w   obszarze   powtarzalnych,  

masowych   działań   –   procesów.   Tutaj   zależy   nam   na,   jak   największych  mocach   produkcyjnych,  

najniższych  cenach,  najoptymalniejszym  wykorzystaniu  zasobów,  najstabilniejszych  przepływach  

w  organizacji.  

Jakość  stoi  niekiedy  w  opozycji  do  Innowacyjności,  gdyż:  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     5  /  109  

   

1. Nowatorskie   czynności,   rozwiązania   początkowo   charakteryzują   się   niższą   jakością   ze  

względu  na  brak  dostatecznej  wiedzy  oraz  właśnie  swoją  innowacyjność.  W  tym  obszarze  

początkowo   dopuszcza   się   obniżoną   jakość,   która   w   razie   pozytywnej   oceny   nowego  

produktu,  usługi,  zmiany  w  procesie  itp.,  jest  stopniowo  cyzelowana  i  podnoszona.  

2. Dotrzymanie  wysokiej   jakość  wiąże   się   z   kosztami,   które  warto  ponosić,   gdy  usługa   lub  

produkt  okażą  się  rentowne.  Przy  nowych  produktach   istnieje  duże  ryzyko,  że  mimo   ich  

innowacyjności  rynek  je  odrzuci.  Wówczas  inwestycja  w  wysoką  jakość  prototypu  będzie  

stracona.  

Innowacyjność  stoi  w  opozycji  do  Produktywności  w  tym  sensie,  iż:  

1. Wykonanie  pierwszego  produktu   czyli   prototypu   często   kosztuje   tysiące   razy  więcej  niż  

wykonanie  drugiego   i  następnych.  Dobrym  przykładem  są  tutaj  sektor  medyczny,  usługi  

niematerialne   (szkolenia,   wydawnictwa   elektroniczne),   wysokie   technologii.   Inaczej  

mówiąc,  marginalne  koszty  produkcji  kolejnych  wyrobów  dążą  do  zera.  

2. Produktywność   zakłada   dużą   powtarzalność,   czyli   jak   najmniejsze   odchylenia   od  

standardu.   Dokładnie   odwrotnie   niż   innowacyjność,   gdzie   wręcz   celem   jest   zrobienie  

czegoś  odmiennego  niż  dotychczas.  

Jakość  stoi  czasem  w  opozycji  do  produktywności  w  taki  sposób,  że:  

1. Podejście   produktywności   dąży   do   maksymalnej   redukcji   kosztów,   gdyż   to   podnosi  

efektywność.   Jakość   natomiast   uznaje,   że   nie   jest   kosztem   tylko   inwestycją  w   redukcję  

ryzyka  lub  satysfakcję  klienta.  

2. Idealną   sytuacją   dla   jakości   jest   wytworzenie   jednego   wyrobu  wycyzelowanego   i  

sprawdzonego   do   granic   możliwości.   W   przypadku   produktywności   jest   odwrotnie,  

idealną  sytuacją  jest  wyprodukowanie  nieskończonej  liczby  podobnych  produktów.  

Wprawny  menadżer  przyjmując  określony  styl   i   techniki  zarządzania,  porusza  się  po  tytułowym  

trójkącie.  W  zależności  od  kultury  organizacji,  celów,  kompetencji  swoich   i  zespołu,  ograniczeń,  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     6  /  109  

   

przepisów  itd.  powinien  stosować  styl  bardziej  zbliżony  do  jednego  lub  drugiego  (lub  trzeciego)  

rogu.  

Sądzę   jednak,   że  cała   zabawa  w  zarządzanie  nie   jest   taka  prosta   jednak.  Sposób  zarządzania  w  

organizacji  w  miarę  zbliżania  się  do  któregoś  z  rogów  trójkąta  zmienia  się  nieliniowo.    To  nie  jest  

tak,   że   im   bliżej   wierzchołka   o   nazwie   Jakość,   to   pojawia   się   stopniowo   coraz   więcej  

mechanizmów   kontrolnych   i   rosną   koszty   utrzymania   jakości   i   redukcji   ryzyka.   W   pewnym  

momencie  zaczynają  się  zmieniać  postawy  ludzi,  pojawiają  się  techniki  i  kompetencje  nieobecne  

jeszcze   niedawno.   Zmienia   się   sposób   komunikacji   i   wartości   wyznawane   przez   członków  

organizacji.   Być  może   na   samym  wierzchołku   ludzie   pokrzykują   na   siebie,   chodzą   tylko  wzdłuż  

prostych   linii,  używają  wielu  przekleństw,  podnoszą  dwa  palce  do  głowy,  gdy   się  mijają  i  noszą  

oficerki  oraz  zielone  mundury.  

Pojawia  się  na  koniec  rozważań  pytanie,  jakie  umiejscowienie  na  tym  trójkącie  jest  właściwe  dla  

organizacji   i   gdzie  my   się   dzisiaj   znajdujemy.   Sądzę,   że  nie  ma   idealne  punktu  dla   każdego   i  w  

każdej   sytuacji,   trzeba   to   dostosować   do   wymagań   otoczenia.   Natomiast   warto   sobie  

odpowiedzieć,   czy  dzisiejsze  umiejscowienie  pokrywa  się   z   idealnym.  A   jeżeli  nie,   to   jak  daleko  

się  znajdujemy.  

 

Delegowanie  zadań  w  5  podejściach  

Jednym  z  wymiarów  przywództwa  jest  to,  w  jaki  sposób  lider  współpracuje  z  podległymi  mu  

ludźmi.  Sądzę,  że  w  tej  materii  można  wyróżnić  pięć  najbardziej  typowych  podejść.  

Ale   od   początku.   Decyzja   to   możliwość   wybrania   wariantu   działania.   Na   rozstaju   dróg   na  

Snieżce   ten   turysta,   który   wskazuje,   w   którą   stronę   podąży   grupa   jest   decydentem.  

Natomiast   ten,   który   studiuje   mapę,   wylicza   czasy   marszu,   atrakcje   po   drodze   i   mówi   “A  

może   byśmy   jednak   zeszli   do   Strzechy   Akademickiej?”   jest   jedynie   opiniującym.  

Podejmowanie  decyzji  to  zdolność  do  powiedzenia  “nie”  lub  do  wydania  pieniędzy.  Stąd  tak  

istotne  w  delegowaniu  jest  przekazywanie  budżetów  podwładnym  jednostkom.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     7  /  109  

   

Zatem   delegowanie   to   rezygnacja   przez   przełożonego   z   możności   podjęcia   decyzji   i  

przekazanie  jej  podwładnemu.  Rezygnacja  nie  musi  być  pełna  i  nie  musi  dotyczyć  wszelkich  

aspektów.  Ograniczeniu  może  podlegać  sposób  wykonania  zadania  “musimy  współpracować  

z  tym  klientem,  zastosować  tą  technologię,  zrobić  w  tym  miejscu“,  koszt,  czas,  zakres  itd.  W  

zarządzaniu  projektami  metodyka  PRINCE2  mówi  o  tolerancjach.  Tolerancja  to  akceptowalny  

przedział,   w   jakim   coś   może   być   dostarczone.   W   ramach   tego   przedziały   dany   menadżer  

może  się  poruszać  i  podejmować  decyzje,  np.  budżet  projekt  nie  może  przekroczyć  100  000  

zł.  z  ewentualną  rezerwą  10  000  zł.,   termin  nie  może  się  przesunąć  o  więcej  niż  miesiąc,  w  

etapie  pierwszym  możemy  zrezygnować  z  modułów  oznaczonych  jako  opcjonalne  itd.  Dopóki  

menadżerowi  udaje   się  nie  przekroczyć   limitu,  dopóty  nikt  mu  nie  powinien   się  wtrącać  w  

zadania.   W   momencie   zaś,   w   którym   limit   jest   zagrożony,   menadżer   musi   wyeskalować  

zagadnienie  w  górę.  

Nikt  nie  zrobi  tego  tak  dobrze  jak  ja  

Ten   typ   delegowania   nazywany   niekiedy   brakiem   delegowania,   albo   mikrozarządzaniem  

polega   na   tym,   że   przełożony   jedynie   pozornie   zgadza   się,   aby   podwładny   podjął   jakieś  

decyzje.   Pozorność   polega   przekazaniu   możliwości   wyboru   wariantu   działania,   ale  

konieczności   jego   zatwierdzenia   w   momencie,   w   którym   firma   miałaby   podążyć   za   tym  

wariantem.   Zwykle   w   chwili,   gdy   pojawia   się   konieczność   wydania   pieniędzy   lub  

zaangażowania   pracowników   firmy.   Najgorzej,   gdy   pozorny   decydent   uświadamia   sobie  

pozorność   swojej   decyzyjności   po   niewczasie.   Na   przykład   obiecał   coś   klientowi,   a   tu  

przychodzi  przełożony  i  każe  odwołać,  bo  “wszystko  w  tym  projekcie  jest  bez  sensu“.  

Mikrozarządzanie  rodzi  szereg  negatywnych  zjawisk:  

• Obniżenie  motywacji  –  pozorny  decydent  może  stracić  zaangażowanie  i  przestać  nie  

tylko   podejmować   decyzje,   ale   i   skutecznie   komunikować   się   oraz   współpracować.  

Wielu  ludzi  do  pracy  porywa  możliwość  aktywnego  uczestniczenia  w  przedsięwzięciu,  

poczucie  bycia  współautorem  sukcesu.  Mikrozarządzanie  jest  tego  odwrotnością.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     8  /  109  

   

• Dekoncentrację   przełożonego   na   drobiazgach   –   ludzki   umysł   potrafi   operować  

kilkoma   pojęciami   równolegle   (badania   pokazują,   że   5   do   10).   Pamięć  ma   również  

ograniczoną   pojemność.   Natomiast   współczesne   organizacje   wykazują   silną  

tendencję   do   wzrostu   złożoności   działania   do   momentu,   w   którym   zostanie  

osiągnięta   dostateczna   przewaga   konkurencyjna,   albo   do   momentu,   w   którym  

zostanie  napotkany  limit  zdolności  umysłowych  pracowników.  Tworzymy  wszak  coraz  

bardziej  zaawansowane  rozwiązania  techniczne,  coraz  bardziej  złożone  procesy,  coraz  

śmielsze   projekty.   W   takiej   sytuacji   kontrolujący   wszystko   przełożony   staje   się  

“wąskim   gardłem”.   Pojedynczy   umysł   nie   ogarnia   wszystkiego,   a   podwładni   są  

wyłączeni   z   decydowania.   Wówczas   głowa   przełożonego   musi   wybierać,   czym   się  

zajmie.  Latwo  ugrzęznąć  w  takim  momencie  w  tysiącach  drobiazgów,   jak  w  trawie   i  

nie  dostrzec,  że  zbliża  się  kombajn,  który  wszystko  skosi.  

• Chaos   decyzyjny   –   pozorność   delegowania   wywołuje   poczucie   zagubienia   również,  

bowiem   deklaratywnie   przełożony   oddał   władzę,   ale   i   tak   wiadomo,   że   jak   się   nie  

pójdzie  z  danym  tematem  do  niego  po  zatwierdzenie,  to  się  zirytuje.  Więc,  kto  jest  w  

takiej  sytuacji  decydentem?  

Bywa  pomocne  natomiast,  gdy  przełożony  nie  ma  zaufania  do  podwładnego  i  chce  to  jemu  

okazać.  Subtelny  sposób  na  udowodnienie  niekompetencji.    

Zwykle   jednak,   wydaje   mi   się,   wynika   z   nieumiejętności   oddania   władzy   albo   lęku   o  

przyszłość  działu  lub  całej  firmy,  nawet  mimo  szczerych  chęci.  

Pozwól  sobie  pomóc  

Ten   rodzaj   oddawania   decyzji   przydaje   się,   gdy   przełożony   ma   ochotę   pozbyć   jakiegoś  

obszaru,   ale   obawia   się   niskich   kompetencji   podwładnego.   W   takim   podejściu   wprost  

komunikuje  się,  że  może  on  podjąć  decyzję,  ale  w  sprawie  sposobu  wykonania  powinien  ją  za  

każdym  razem  konsultować.  W  przeciwieństwie  do  poprzedniego  podejścia  tu  informuje  się  

o  ograniczonej  delegacji  uprawnień.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     9  /  109  

   

Niekiedy   ta   formuła   współpracy   podwładnego   z   przełożonym   jest   wymuszana   przez  

podwładnego,  który  obawia  się  samodzielności  i  wymusza  konsultacje.  

W   przeciwieństwie   do   pełnej   delegacji   tutaj   przełożony   obserwuje   poczynania   swojego  

pracownika,   aby   móc   samodzielnie   wkroczyć,   gdy   pojawią   się   problemy.   Ze   względu   na  

umiejętności  podwładny  nie  zawsze  wykryje  zbliżającą  się  katastrofę.  To  trochę  jak  z  uczenie  

dziecka   jazdy   na   rowerze   albo   pływania.   Ma   samo   próbować,   jak   czasem   upadnie   albo  

zanurzy  się  pod  wodę,   to  nic  się  nie  stanie.  Ale   jeśli  nie  wypływa  na  powierzchnię  od  kilku  

minut  albo  kieruje   się  w   stronę  wjazdu  na  autostradę,   to  należy   interweniować.   Słyszałem  

kiedyś  opowieść,  jak  doświadczony  kapitan  uczył  młodszego  oficera  manewrować  statkiem.  

Przez  cały  czas  stał  za  nim  i  podpowiadał,  na  co  powinien  zwrócić  uwagę,  ale  nie  dotykał  sam  

koła  sterowego.  A  dlaczego  stał  za  podwładnym?  Aby  ten  nie  widział,  jak  z  nerwów  przygryza  

wargi  do  krwi.    

Oczekuję  rezultatów,  nie  ważne  w  jaki  sposób  

Ten   rodzaj   delegowania   oznacza,   że   podwładny   ma   kompetencje   (najlepiej   wyższe   od  

przełożonego)  co  do  operacyjnego  wykonania  zadania.  Może  zatem  samodzielnie  opracować  

sposób   osiągnięcia   sukcesu.   Od   przełożonego   wymaga   się   jedynie   precyzyjnego  

zdefiniowania  rezultatu  końcowego,  np.:  “masz  sprzedać  1000  sztuk  w  dzień”,  “zakończ  ten  

projekt   do   wtorku”,   “niech   klient   odbierze   ci   ten   moduł”.   Niekiedy   to   podejście   bywa  

nazywane  zarządzaniem  przez  cele.  

Dużym   plusem   takiego   sposobu   delegowania   jest   pozostawienie   swobody   pracownikom.  

Ludzie  naprawdę  mogą  zaskoczyć  kreatywnością,  gdy  pozwolić  im  działać.  

Warunkiem   koniecznym   jest   tutaj   posiadanie   kwalifikacji   pozwalających   na   samodzielne  

działanie   podwładnego.   W   przeciwnym   wypadku   możemy   mieć   do   czynienia   z   tzw.  

“wystawieniem“.  

Czasem   jednak   ten   sposób   współpracy   staje   się   wymówką   przełożonego,   do   nie   brania  

odpowiedzialności   za  nierealne  cele.  Teoretycznie  cel  powinien  być  wykonalny,  ale  gdy  nie  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     10  /  109  

   

jest,  albo  gdy  nikt  nie  przeanalizować  jest  realności,  to  najłatwiej  jest  stwierdzić  –  “po  prostu  

to  zrób  nie  ważne  jak“.  

Naprzód!  Za  sprawę!  

Najwyższy   poziom   efektywnego   działania,   to   coś,   co   określiłbym   przywództwem   w  

prawdziwym   rozumieniu   tego   słowa.   To   porwanie   ludzi   za   sobą,   nie   przez   przekazywanie  

konkretnych   zadań,   ale   przez   wskazanie   wizji   przyszłości.   Ten   stan   zapewnia   najbardziej  

samodzielne  działanie  ludzi  i  przez  to  najbardziej  elastyczne  w  stosunku  do  pojawiających  się  

wyzwań.  

Na  tym  poziomie  delegowania   lider  nie  wskazuje  sposobu  realizacji  celu,  czasem  nawet  nie  

definiuje   celu,   a   jedynie   wskazuje   wizję,   jako   sumę   wszystkich   zdarzeń,   które   zajdą   w  

najbliższej   przyszłości   bez   konieczności   ich   definiowania.   To   tak,   jak   na   pytanie   członka  

zespołu:   “Co   mam   spakować   do   plecaka?“,   pokazanie   góry   na   horyzoncie   i   stwierdzenie:  

“Tam  jutro  dotrzemy!”.  

Rzadko  miałem  szansę  doświadczyć,  albo  chociaż  z  boku  obserwować  takie  działanie.  Ale  jest  

to  stan,  który  potrafi  uskrzydlić.  Połączenie  swobody  działania,  z  motywacją,  wiedzą,  w  którą  

stronę   zmierza   całość   organizacji,   poczuciem   wspólnoty   z     innymi   pracownikami   oraz  

doświadczanie   faktycznych   rezultatów   osobistej   pracy,   to   stan   o   najwyższym   chyba  

potencjale   do   osiągania   wielkich   wyników.   Rolą   tego,   który   deleguje   jest   wówczas  

zapewnienia   bezpieczeństwa,   że   kierunek,   w   którym   podążam   to   kierunek   marszu   całej  

organizacji.   Człowiek   w   tym   podejściu   sam   sobie   wytycza   wyzwania,   które   definiują   jego  

rozwój  i  rozwój  organizacji.  

Nic  o  tym  nie  wiem,  to  moi  ludzie  robią  

Tak   zwany   leseferyzm  w  nauce  o   zarządzaniu  przyjął   raczej  negatywne   znaczenie.  Oznacza  

on,  że  “nie  zawracajcie  mi  głowy,  bowiem  nic  nie  jest  tak  istotne  jak  zbliżający  się  lunch“.  Ten  

układ  może  działać,  gdy  podwładni   faktycznie   są  kompetentni   i   zmotywowani,  o   co  w   tym  

podejściu  nie  trudno  oraz  gdy  przełożony  danego  menadżera  nie  kontroluje  sytuacji  poniżej.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     11  /  109  

   

Problemem  jest  dopiero  sytuacja,  gdy  pojawi  się  jakaś  katastrofa.  W  normalnej  sytuacji  dany  

menadżer  powinien  wziąć  na  siebie  odpowiedzialność,  ale  ponieważ  wszystko  zdelegował,  to  

nie   ma   pojęcia   o   tym,   co   dzieje   się   na   dole.   Ma   szczęście,   jeżeli   uda   się   obarczyć   winą  

podwładnego,   wtedy   ten   stan   może   trwać   dalej.   Jak   się   nie   uda,   to   często   ów   wyższy  

przełożony  może  przejąć  kontrolę  nad  zespołem.  

 

Wiedza  w  cyklu  życia  projektu,  czyli  o  czym  metodyka  zarządzania  

projektami  nie  wspomina  

Z   natury   projektów   wynika  

szczególna   zależność,   która  

nie  jest  wprost  opisana  przez  

standard   PMBOK®   Guide  

jednak   przewija   się   przez  

niego   w   tle.   Można   ją  

dostrzec   między   innymi   w  

samej  definicji  projektu.  

Ciekawe   jest   też   to,   że   istnienie   tej   zależności   ma   wpływ   na   całą   konstrukcję   metod   i  

procesów   zarządzania   projektami   począwszy   od   baseline’owania,   przez   progresywne  

planowanie,  etapowanie,  zarządzanie  ryzykiem  po  raporty  poprojektowe.  

W  definicji  proponowanej  przez  PMBOK  uznaje  się,  że  projekt  dostarcza  unikalne  produkty.  

Unikalne,   czyli   takie,   odnośnie   których   nasz   poziom   wiedzy   jest   niewielki.   Zatem   projekt,  

drugi   atrybut,   realizujemy   progresywnie.   Metodą   kolejnych   przybliżeń,   bo   z   unikalnym  

działaniami  jest  jak  z  pszczołami  –  nigdy  nic  nie  wiadomo.  

To  dodatkowo  podkreśla  praktyczne  spostrzeżenie,  że  wiedza  w  projekcie  na  jego  starcie  jest  

z   reguły   niska.   Zgadujemy,   czy   określoną   koncepcja   uda   się   wykonać,   czy   nowy   produkt  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     12  /  109  

   

dobrze  się  sprzeda,  czy  dostaniemy  pozwolenie  w  terminie,  czy  zespół  zrealizuje  zadania  w  

zadeklarowanych  budżetach  i  czasach,  czy  klient  zapłaci  itd.  

Wiedza  na  koniec  projekt,  kiedy  wszystko  co  złe  i  dobre  już  się  wydarzyło,  jest  pełna.  Znamy  

faktyczne   czasy   zadań,   wiemy,   ile   projekt   kosztował,   wiemy,   czy   klient   jest   zadowolony,  

znamy  nasze  silne  strony  i  słabości.  No  chyba,  że  nie  zastanawiamy  się  nad  tym,  co  się  stało  i  

z  radością  zamykamy  kłopotliwy  rozdział  naszej  kariery.  

Zatem  przez  czas  życia  projekt  wiedza  o  nim  rośnie  do  umownego  poziomu  100%  od  niemal  

zera.   Jednocześnie   na   początku   projektu   zmuszeni   jesteśmy   podejmować   najistotniejsze  

decyzje.   To   oznacza,   że   mamy   poważny   paradoks,   gdy   obarczeni   jesteśmy   największym  

ryzykiem,  najwięcej  musimy  decydować.  Podpisujemy  umowy,  gdy  dysponujemy  wstępnymi  

szacunkami,   wybieramy   technologię,   gdy   jeszcze   jej   nie   przetestowaliśmy,   tworzymy  

założenia   produktu,   gdy   nie   znamy   naszych   klientów.   To   zgadywanie   prowadzi   do  

problemów.  

Wiedza  w  potrzebna  w  projekcie  obejmuje  rozmaite  obszary,  np.:  

• wiedza  o  kompetencjach  i  postawach  zespołu  projektowego,  

• wiedza  o  nastawieniu  i  celach  udziałowców  projektu,  

• wiedza  o  technologii,  szansach  i  trudnościach  z  nią  związanych,  

• wiedza  o  sytuacji  biznesowej  klienta  albo  dostawcy,  

• wiedza   o   innych  

projektach  realizowanych  

równolegle  w  organizacji,  

• wiedza   o   procesach  

biznesowych   i  

produkcyjnych   oraz  

związanej   z   nim  

biurokracji,  

• wiedza   o   środowisku  

naturalnym  albo  prawnym,  w  którym  robiony  jest  projekt.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     13  /  109  

   

Poniższy   rysunek   prezentuje   sytuację,   gdy   projekt   może   skorzystać   z   wiedzy   organizacji  

(niebieska   linia)   wyciągniętej   między   innymi   z   poprzednich   projektów.   PMBOK®   Guide  

nazywa   to   ogólnie   Organizational   Process   Assets,   czyli   kapitałem   intelektualnym   firmy.  

Różnica  między  tradycyjną  sytuacją,  a    możliwością  skorzystania  z  dodatkowego  know  how  

to  po  prostu  start  zespołu  projektowego  z  lepszej  pozycji,  tj.  przy  wyższym  poziomie  wiedzy  

o   przyszłym   projekcie.   Na   przykład   mając   bazę   dostawców,   wiemy   kogo   omijać   przy  

przetargu,   mając   bazę   historycznych   czasów   zadań,   wiemy   jak   ocenić   efektywność   ludzi   i  

wiarygodność  ich  prognoz.  

Jednym   z   celów   zarządzania  

jest   przyśpieszenie   wiedzy   o  

projekcie,  aby  jak  najbardziej  

zmniejszyć   obszar  

niepewności,   albo   rozsądnie  

odłożyć  ryzykowne  decyzje  w  

czasie.   Czyli   spowodować,  

aby   krzywa   uczenia   się   była  

jak   najbardziej   wypukła   w  

górę,  co  przedstawia  zielona  linia.  

W  trakcie  projektu  możemy  wszak  uczyć  się  szybciej  lub  wolniej.  Możemy  tygodniami  czekać  

na   rezultat   dużego   pakietu   prac,   a   na   koniec   zdziwić   się,   że   otrzymaliśmy   bubel,   bo  

wykonawca   był  

niekompetentny.   Albo   podzielić  

prace   na   mniejsze   pakiety,  

wprowadzić   regularną   kontrolę  

u  dostawcy   i   zareagować   już  po  

pierwszym   tygodniu,   gdy  

zauważymy,  że  coś  jest  nie  tak.  

Z   drugiej   strony,   gdy   projekt  

prowadzony  może  być  w  chaosie,  gdy  zespół  nie  uzgodnił  wymagań,  koncepcji,  zakresu   i  w  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     14  /  109  

   

kółko  przeżywa   te   same  konflikty,  wiedza  o  projekcie  będzie  przyrastać  wyjątkowo  wolno.  

Wciąż  i  wciąż  możemy  się  dziwić,  że  kluczowy  ekspert  ciągle  nie  dostarczył  zadania  na  czas  (a  

wszak  od  samego  początku  nie  ma  w  ogóle  czasu  na  nasz  projekt),  albo  że  wszystkie  szacunki  

budżetu   znacznie   są   przekraczane   (choć   gdyby   spojrzeć   na   spokojnie   to   okaże   się,   że   są  

przekraczane  o  dokładnie   20%,   co  wynika   z   niedoszacowanego   zakresu   albo   zmian   cen  na  

rynku).  W   końcu,   gdy   projekt   cudem   finiszuje   następuje  wielkie   UFFF!   albo   ACHA!  Wtedy  

zespół   uświadamia   sobie   jak   bardzo   to  wszystko   było   bezsensu   i   wystarczyło   od   początku  

usunąć  kilka  podstawowych  problemów.  Na  przykład  wystarczyło  solidnie  zaplanować  zakres  

i  podpisać  rozsądną  umowę  z  klientem.  

No   i   na   koniec   warto   wspomnieć,   że   pomocna   może   tu   być   koncepcja   wachlarza,   czyli  

wyboru  spośród  setek  teoretycznych  wariantów  decyzji,  ale  o  tym  innym  razem.  ;)  

 

Lean  w  domu  i  zagrodzie  

Tekst   trochę   “z   innej   beczki”,   ale   pięknie   ilustruje  

wartość   zasad   lean,   a   dokładnie   5S   również   w   tak  

nietypowym  miejscu,  jak  dom.  Może  stanowić  także  

interesująca  dokumentację  postępującej  obsesji  :)  

Lean   jest   standardem   powszechnie   stosowanym  w  

wielu  firmach  produkcyjnych,  a   i  w  usługach  często  

zaznacza  swoją  obecność.  Jednak  macki  tej  metody  

zaczęły   wykraczać   poza   życie   zawodowe,   gdy  

zostałem  osaczony  szeregiem  zasad.  

Powyższe   zdjęcie   ilustruje   procedurę   zapobiegającą   nanoszeniu   kurzu   ze   strefy   remontu.  

Cienka,   demarkacyjna   linia   rozdzielająca   chaos   od   ułożonego   życia   rodzinnego   przebiega  

między  obiema  kartkami.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     15  /  109  

   

Owa  oddolna  inicjatywa  została  ostatnio  wsparta  systemem  naklejek  oferowanym  przez  sieć  

sklepów  meblowych  ze  Szwecji.  Można  w  nich  bowiem  nabyć  oznaczenia  takie,   jak  poniżej,  

które  wzmocnią  poczucie  porządku,  ale  i  jak  się  okazuje  gustu  modowego.  

Bowiem   wyczucie   stylu   w   niektórych  

nieedukowalnych   przypadkach   może  

zostać   wzmocnione   właściwym  

oznakowaniem.     Określiłbym   to   jako  

swego  rodzaju  Poka  Yoke  w  obszarze  stylu.  

Jak   już   uporządkuję   lodówkę   oraz   wprowadzę   kanban   w   kontenerze   skarpet,   to   również  

udokumentuję  i  dam  znać.  

 

Poinformuj  nas,  gdy  potrzebujesz  naprawy…  

Wiosna  2013,  Polska  środkowa,  hotel  w  centrum  dużego  miasta.  Z  

tradycjami…  sięgającymi  PRL.  

Niektóre   podejścia   do   zarządzania   jakością   promują   zasadę  

“dobrze   za   pierwszym   razem”,   inne   każą   unikać   jakichkolwiek  

strat   w   procesach.   Natomiast   kierownictwo   tegoż   przybytku  

postanowiło  na  doskonałość  procesu  obsługi  awarii.  Bo  jak  ma  się  

coś  zawalić,  to  niech  przynajmniej  zawali  się  profesjonalnie.  

Jeżeli  nie  działa  mi  światło,  z  kranu  leci  żółta  woda,  mam  podarte  

prześcieradło,   albo   okno   się   nie   domyka,   to   nawet   bez   zachęty  

dyrekcji   hotelu,   poinformuję   recepcję   o   moich   spostrzeżeniach.  

To  jest  wszak  poziom  jakości  oczekiwanej,  której  nie  definiuję  jako  

klient,   zamawiając   usługę.   Natomiast   głośno   zaprotestuję,   jeżeli  

nie   zostanie   dotrzymana.   I   tu   pojawia   się   żółta   karteczka   (żółty  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     16  /  109  

   

jest  przecież  najlepiej  dostrzegalnym  kolorem  przez  ludzkie  oko),  która  poprowadzi  mnie  za  

rękę.  

Trzeba   też   dodać,   że   tytułowa   zawieszka   ma   oczywiście   drugą  

stronę,   jakże   pouczającą.   Druga   strona   oferuje   piękny   przegląd  

rodzajów   usterek   spotykanych   na   co   dzień,   nawet   są   one  

posortowane,  aby  szybciej  wypełnić.  Prawdopodobnie  najczęściej  

cieknie   woda/water,   potem   są   problemy   z   telefonem/phone,  

zepsutym   światłem/light   i   niestety   WC   (tu   brak   tłumaczenia).  

Zdemolowane  meble,  czy  brudna  albo  zatkana  wanna  są  na  jednej  

z  końcowych  pozycji.  Pysznie  :)  

Z  drugiej  strony  jak  częsty  musi  być  proces  naprawiania  usterek  w  

pokoju   podczas   wizyty   gościa,   że   udokumentowano   go,  

przygotowano  żółte  zawieszki,  przygotowano   listę  kontrolną  oraz  

rozdystrybuowano.  

Ps.  

Muszę   koniecznie   dodać,   że   hotel   buduje   klimat   PRL   na   wiele   sposobów,   wielokrotnie  

powodując   efekt   WOW!   Na   pełnym   etacie   posiada   pana   w   garniturze   i   sandałach  

(nienachalna   elegancja   i   lekkość   stylu   w   jednym),   który   ze   swoim   ruchomym   stołeczkiem  

naciska  guzik  żądanego  piętra.  Strudzeni  całonocnym  maratonem  niezaprzeczalnie  docenią.  

A   i   w   dzień   miło   być   obsłużonym.   Jedyny   problem,   że   winda   jest   3-­‐osobowa,   więc   pan  

stanowi  33%  pasażerów.  

Pps.  

Proces  troszkę  niestety  nie  przystaje  do  rzeczywistości  hotelowej.  Barku/Minibar  nie  było  :(  

 

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     17  /  109  

   

Eseje  o  ludziach    

Korporacyjne  zwierzę,  czyli  małpa  w  każdym  z  nas  

„Jedną   z   najbardziej   znanych   prób   zdobycia   dominującej  

pozycji,   jakie   zostały   odnotowane   w   historii   struktur  

społecznych,   podjął   szympans   Mike   z   Tanzanii,   któremu  

początkowo  trudno  było  wróżyć  szybką  karierę.  Mike  jednak  

odkrył,  że  za  pomocą  pustych  baniek  po  nafcie,  których  sporo  

zalegało   na   stacji   badawczej   Jane   Goodall,   można  

produkować  straszny  hałas.  Co  więcej,  przekonał  się,  że  może  napędzić  stracha  szympansom  

o  wyższym  statusie,  biegnąć  w   ich  stronę  z  bańkami,  które  obijały  się  o  krzaki   i  potworznie  

brzęczały.  Według   szympansich   kryteriów,   była   to   zrytualizowana   agresja.   Potrafił   również  

przegonić  przeciwników,  po  prostu  mierząc  ich  ostrym  wzrokiem  i  tłukąc  dwiema  bańkami  o  

siebie.  Niecałe  cztery  miesiące  zajęło  Mike’owi  pokonanie  ogłupiałych  przeciwników  i  awans  

na  pozycję  samca  alfa  w  stadzie.”  (s.153)  

Otrzymałem   kilka   tygodni   temu  świetną   pozycję   Richarda   Conniffa,   prymatologa   według  

opisu  na  okładce  spędzającego  tyleż  samo  czasu  z  naczelnymi,  co  wśród  ludzi  korporacjach.  

Chociaż  jak  dowodzi  owa  książka  to  to  samo.  Jak  wiele  naszych  zachowań  sprowadza  się  do  

tworzenia   i   pięcia   się   w   hierarchii   w   kierunku   pozycji   osobnika   alfa,   dowodzą   dziesiątki  

przykładów.  Przy  czym  nie  jesteśmy  wcale  mniej  kreatywni  w  tych  staraniach  od  małp.  

30  milionów   lat   nasza   gatunek   uczył   się,   jak   zdobywać  władzę,   zawierać   pokoje,   budować  

koalicje,  zwalczać  przeciwników,  wszystko  po  to,  aby  mieć  dostęp  większej  kupki  termitów,  

czy   częstszej   kopulacji   z   fajnymi   samicami.  Miliony   lat  bez  myślenia   symbolicznego,  pisma,  

prawa,   masowej   komunikacji,   a   nawet   portali   społecznościowych   i   komórek,   a   mimo   to  

potrafiliśmy   budować   złożone   struktury   społeczne,   dogadywać   się,   kto   wskaże   gdzie  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     18  /  109  

   

będziemy  polowali,  kto  pójdzie  na   łowy  a  kto  zostanie  w   jaskini.  Nadal  genotyp  szympansa  

pokrywa   się   w   99%   z   naszym,   z   czego   tylko   część   z   tych   różniących   genów  ma   faktyczne  

znaczenie.   Nadal   sporo   w   nas   włochatych   ssaków   poruszających   się   na   pięściach.  “Do  

rewolucji   przemysłowej,   czyli   do   lat   dwudziestych   XIX   wieku,   w   przybliżeniu   80%   osób  

pracowało,  jakbyśmy  to  dziś  nazwali  “na  własny  rachunek”.  Ludzie  zyli  tak,  jak  żyli  od  zawsze;  

pracowali   w   gronie   kilku   znajomych  i   krewnych,   w   niewielkich   społecznościach,   zgodnie   z  

rytmem  pór  roku,  stale  wypatrując  okazji.”  

“Na   górnych   piętrach   hierarchii   firmy   wszyscy   siedzą   przy   okrągłym   stole   co   pozornie   ma  

podkreślać   równość   i   sprzyjać   swobodzie   dyskusji,   powiedział   [jeden   z   prezesów   wielkiej  

firmy,   przy   autora].   Ale   to   bzdura   –   dodał   –  W   rzeczywistości   istnieje  wyraźna  hierarchia   i  

wszyscy   doskonale   wiedzą,   kto   jakie   miejsce   zajmuje.   Okrągły   stół   natomiast   ułatwia  

obserwowanie  walki.”  

Poniżej  kilka  przykładów  ze  wspomnianej  książki.  

***  

Teoria  zbliżenia/wycofania  zakłada,  że  organizm  w  niesprzyjających  warunkach  wycofuje  się  

z  działania,  ograniczając  ekspozycję  na   ryzyko.   Skoro  wokół   trwa  wojna,  najlepiej  nie   robić  

nic,  aby  nie  oberwać.  Czasem  jednak  wskutek  sprzyjających  okoliczności  pojawia  się  dostęp  

do   nowych   zasobów,   znajomości,   czy   właśnie   włady,   który   powoduje   diametralną   zmianę  

strategii.   Organizm   zaczyna   eksplorować   okazję,   przechodząc   do   strategii   zbliżenia.  

Mechanizmy  obronne  zaczynają  być  marginalizowane,  rośnie  pewność  siebie  i  skłonność  do  

podejmowania   ryzyka.   Jednym   z   motorów   działania   jest   to   jak   dużo   w   nas   strategii  

wycofania,  a   jak  dużo  zbliżenia.   I   jak  sprawnie  potrafimy  wyszukać  nowe  okazje,   jak  ukryty  

wodopój,   kupka   bananów,   czy   nowy   rynek.   A   czasem   to   niewinny   przypadek   sprawia,   że  

zostajemy  obdarzeni  władzą  i  zmieniamy  się  w  samca  alfa.  

Zjawisko   wycofania   się   (negatywnej   inklinacji)   powoduje,   że   przejawiamy   silną   chęć   do  

unikania   zagrożeń   i   do   redukowania   strat,   jeżeli   już   powstały.   Jeden   z   ostatnich   Nobli   z  

ekonomii  dowodził,  że  ludzie  podejmują  zupełnie  inne  decyzje,  gdy  ta  sama  sytuacja  zostanie  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     19  /  109  

   

przedstawiona   w   kategoriach   ryzyka   i   w  

kategoriach  okazji.  Możliwość  straty  budzi  taki  lęk,  

że   jesteśmy   skłonni   podjąć   dużo   większe   ryzyko,  

aby   jej   uniknąć,   niż,   aby   wykorzystać   podobnej  

wartości   okazji.   Jeżeli   chodzi   o   korzyści,   to   lepszy  

wróbel   w   garści.   To   może   też   tłumaczyć,  

dlaczego  “Nick   Leeson,   gwiazdor   handlu  

instrumentami   pochodnymi   z   oddziału   w   Singapurze,   stracił   1,2   miliarda   dolarów,   gdy  

usiłować   odzyskać   nietrafnie   zainwestowane   317   milionów.   To   spowodowało   upadłość  

Baringsa,   banku   z   ponad   dwustupięćdziesięcioletnią   tradycją.”  Oraz   czemu   12   lat   później  

Jerome   Kerviel,   makler   Societe   Generale,   próbując   odrobić   straty   na   rynku   kontraktów  

terminowych  zdefraudował  1,4  miliarda  euro.  

“Organizacje  często  chciałyby  przypominać  wielkie,  szczęśliwe  rodziny,  ale  zwykle  udaje  im  to  

się  tylko  pod  jednym  względem  –  poświęcają  wiele  czasu  na  kłótnie.  To  negatywna  inklinacja  

na  najbardziej  podstawowym,  codziennym  poziomie  zabarwia  nasze  stosunki   ze  wszystkimi  

innymi   ludźmi   z   organizacji,   poza   nami   samymi.   (…)   Stres   zwiększa   skłonność   do   kłótni.  

Popadamy   w   konflikty,   nawet   gdy   tego   nie   chcemy,   bo   zawsze   mamy   za   wiele   spraw   do  

załatwienia  i  za  mało  czasu.”  Dużo  lepiej  pamiętamy  sytuacje  negatywne,  niż  pozytywne,  to  

nasza  negatywna  inklinacja  włącza  się  tak  łatwo,  aby  nas  ustrzec  od  zagrożeń.  W  badaniach  

przeprowadzonych   w   korporacji   EDS  “okazało   się,   że   w   pietnastu   najsprawniejszych  

zespołach   średnia   proporcja   zachowań   pozytywnych   do   negatywnych   wyniosła   5,6.   Dla  

dziewiętnastu   najgorzej   ocenianych   parametr   ten   miał   średnią   wartość   0,36,   czyli   w  

przybliżeniu  trzy  zachowania  negatywne  na  jedno  pozytywne.  (…)  konflikty  są  pożyteczne  we  

wczesnej   fazie   podejmowania   decyzji,   a   szkodliwe   na   etapie   realizacji;   dobre,   gdy   zadanie  

jest   nowe   i   wymaga   intelektualnego   wysiłku,   złe,   gdy   czynność   ma   charakter  

rutynowy.”  Może   ze   względu   na   tą   proporcję   szympansy   większość   czasu   poświęcają   na  

iskanie   się,   godzenie,   budowanie   koalicji,   a   tylko   ułamek   na   kłótnie   i   walki.   Godzenie   się,  

może  okazać  się  jedną  z  najistotniejszych  funkcji  sprawnego  działania  w  stadzie  naczelnych  i  

w  biurowcu.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     20  /  109  

   

Idąc   dalej   ciągłe   przyjmowanie   inklinacji   negatywnej   może   doprowadzić   do   wytworzeniu  

postawy  z  góry  przegranego.  Co  z  kolei  może  okazać  się  samospełniającą  się  przepowiednią  i  

sprzeżenie   zwrotne   wzmacniające   gotowe.   Mamy   zespół   niepewnych,   w   opinii   innych  

menadżerów   nieporadnych,   pracowników,   którzy   jedynie   obawiają   się,   z   której   jeszcze  

strony  mogą  oberwać.  

***  

“Każdy  szympans  natychmiast  rozpoznałby  rutynową  agresję  alfy    używaną  do  zastraszania  

osobników   podporządkowanych,   manipulacje   bety   mające   na   celu   osłabienie   rywala,  

okazywanie  słabości  w  celu  zachęcenia  do  ataku,  gniewne  spojrzenia,   tyrady,  demonstracje  

agresji   zamiast   prawdziwej   przemocy,   a   nawet   nieudaną   próbę   załagodzenia   konfliktu,   po  

której   nastąpiło   nieuchronne   odejście  podporządkowanego   osobnika   i   założenie   przezeń  

własnego   stada.”  To  wszystko   jest   pięknie   zilustrowane   przykładem   konfliktu   na   szczytach  

Intela,   kiedy   to   jeden   z   dyrektorów  publicznie   został   rozliczony   za   opóźniający   się   projekt.  

Stało   się   to  wskutek  misternie   przygotowanej   intrygi   przez   jednego   z  wiceprezesów  przed  

głównym   prezesem   Andy   Groove’m.   Kilka   miesięcy   po   tej   scysji   ów   dyrektor   złożył  

wypowiedzenie  i  założył  własną  firmę.  

Od  30  milionów  lat  takie  historie  powtarzają  się  w  dżunglach  Afryki,  miastach  średniowiecza,  

czy  biurowcach  wielkich  metropolii.  Schemat  jest  powtarzalny:  

1. Narada  na  szczycie  (ważne  jest  dobranie  odpowiedniej  publiczności).  

2. Ogólny  (niemierzalny)  pretekst  do  rozliczenia  oparty  na  przeczuciach  i  emocjach.  

3. Prezes  zachowujący  milczenie  początkowo  i  wiceprezes  przystępujący  do  ataku.  

4. Skazany   zrazu   nie   okazuje   skruchy   (schylona   głowa,   nerwowy   uśmiech,   drżenie),  

oczekując   wymiany   argumentów.   Nerwowość   rośnie,   ktoś   nie   odnalazł   swojego  

miejsce  w  hierarchii.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     21  /  109  

   

5. Zatem  prezes  włącza  się  i  coraz  głośniej  argumentuje  (dobre  wrażenie  robi  uderzanie  

pięściami  w  piersi,  obnażanie  kłów  i  przewracanie  różnych  przedmiotów,  szczególnie  

gdy  waży  się  400  kg  i  ma  się  ramiona  dłuższe  niż  nogi).  

6. W  końcu  przesłuchiwany  odnajduje  swoje  miejsce  w  stadzie   i  potwierdza  swój  brak  

kompetencji.  

7. Na   odchodne   zaś   czułe   poklepanie   po   plecach   (ewentualnie   iskanie   futra)   przez  

zarząd   z  wymownym   “Nie  martw   się   stary,   dostaniesz  wsparcie   i   popracujemy   nad  

tym.”  łagodzi  konflikt  i  odbudowuje  stary  porządek  w  organizacji.  

Jak   śpiewała   Queen   Latifah   w   musicalu   Chicago  “When   you’re   stroking   Mama.   Mama’s  

stroking  you”.  

“Nawet   w   podeszłym   wieku   Yeroen   był   dostatecznie   sprytny,   by   manipulować   młodszymi  

samcami   i   mieć   wpływ   na   to,   kto   zostanie   królem.   Zawarł   przymierze   z   młodym   samcem  

Nikkiem   i   pomógł   mu   zostać   alfą,   ten   zaś   w   zamian   tolerował   jego   seksualne   zabawy   z  

samicami   ze   stada   (co   normalnie   jest   wyłącznym   przywilejem   alfy).   Wydawałoby   się,   że  

Yeroen   powinien   być  mu  wdzięczny,   ale   on   od   czasu   do   czasu  wspierał   jego   rywala   Luita.  

najwyraźniej,  żeby  Nikkie  nie  poczuł  się  zbyt  pewny  siebie.  (…)  Nie  trzeba  chyba  przypominać,  

że   strategia   Yeroena   jest   powszechna   w   świecie   biznesu,   nie   wyłączając   jej   seksualnego  

aspektu.   Na   przykład   Boeing   ściągnął   z   emerytury   Harry’ego   C   Stoneciphera,   kiedy   trzeba  

było   naprawić   reputację   koncernu   po   licznych   skandalach   finansowych   i   seksualnych   za  

kadencji  poprzedniego  prezesa.  (…)  Niestety  Stonecipher,  tak  samo  jako  Yeroen,  również  nie  

kontrolował  własnych  popędów  i  w  2005  roku  musiał  odejść,  gdy  ujawniono  jego  seksualne  

wyskoki.”  Innym   razem   Yeroen   udawał,   że   kuleje,   aby  wywołać   poczucie  winy  w   Nikkiem,  

który  go  wcześniej  zaatakował.  Luit  uderzony  od  tyłu  przez  Nikkiego  zrazu  skrzywił  się  z  bólu,  

by   po   chwili   przycisnąć   dłoń   do   ust   i   zanim   się   odwrócił   wygładził   policzki  “zupełnie   jak  

członek   zarządu  przed  wejściem  na   zebranie,   na   którym  będzie   się  musiał   tłumaczyć   przed  

radą  nadzorczą”.  

***  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     22  /  109  

   

W   “Korporacyjnym   zwierzęciu”   można   znaleźć   dużo   więcej   takich   przykładów   naszej  

wszechobecnej   zwierzęcości,   z   której   nie   zdajemy   sobie   sprawy   w   ferworze   pięcia   się   po  

stołkach   kariery   w   korporacji   i   współpracy   ze   współplemieńcami.   Dopiero   spojrzenie   z  

dystansu   (zdaniem   autora   książki   medytacja   tu   pomaga)   pozwala   na   zrozumienie,   jak  

niewiele   we   mnie   jest   sapiens,   gdy   tak   wymahuję   pustą   kanką   po   nafcie,   aby   odstraszyć  

rywali   do   tej  pięknej   sterty  mandarynek,   którą  wyłożył  opiekun  w   rogu  klatki.  Niekiedy  po  

takiej  refleksji  można  sobie  udzielić  retorycznej  odpowiedzi,  o  ile  takie  istnieją:  “Ja  tu  chyba  

już  nie  pasuję”.  

I  ostatni  cytat:  “Małpy  poświęcają  wielką  uwagę  kwestiom  statusu  i  właśnie  stąd  wzięła  się  

nasza  obsesja  na  punkcie  hierarchii.  W  Botswanie  (…)  pawiany  bez  końca  rozważały,  kto  zajął  

najlepsze  miejsce  na  drzewie,  a  kto  jako  drugi  dobrał  się  do  orzechów  palmowych.  Doskonale  

wiedziały,   jakie   jest   miejsce   każdego   osobnika   w   stadzie.   Znały   się   jako   jednostki,   jako  

członkowie  rodziny  i  jako  uczestnicy  sieci  relacji  społecznych,  połączeni  więzami  przyjaźni  lub  

politycznych  sojuszy.  Gdy  ktoś  zaatakował  młodego  samca,  inne  małpy  nie  tylko  przyglądały  

się   walce,   ale   również   zerkały,   czy   brat   biegnie   mu   z   pomocą.   (…)   Pawiany,   które  

obserwowałem,   nieustannie   rywalizowały   z   osobnikami   ze   swojego   szczebla.   Ale   nie   tylko.  

Gdy   samiec   alfa   odpędził   betę   od   najlepszej   palmy,   ten   szybko   postarał   się   podreperować  

swoje   poczucie   dumy   szybkim,   gniewnym   warknięciem   na   samca   bezpośrednio   poniżej   w  

hierarchii   (a   ten   przekazał   to   dalej).  Na   ziemii   leżało   dość   orzechów,   żeby  wszyscy  mogli   z  

zadowoleniem   żuć   do   końca   roku   podatkowego,   ale   pawianom   najwyraźniej   najbardziej  

zależało   akurat   na   tym   orzechu,   który   ktoś   już   podniósł.   Obok   iskania   i   innych   bardziej  

przyjaznych  form  oddziaływania,  całe  dni  pochłaniała  im  obsesyjna  gra  w  “Ja  tu  rządzę  –  Nie,  

wcale  nie  rządzisz!”.  A  czemu  nie?  Pawiany  alfa,  jak  alfy  z  ludzkich  grup,  zagarniają  najlepsze  

jedzenie,  najlepsze  miejsca  i  najwięcej  okazji  seksualnych.”  

Lektura  warta  polecenia  z  kategorii  “Warto,  na  pewno  warto”.  

Wszystkie  cytaty  pochodza  z  książki:  Richard  Conniff  „Korporacyjne  zwierzę”,  Wydawnictwo  

CIS,  Warszawa  2006  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     23  /  109  

   

Na   zdjęciach   są   makaki,   a   nie   szympansy,   bo   na   Gibraltarze   innych   człekokształtnych   nie  

znalazłem  niestety.  

Ps.:  

Mój  ulubiony  cytat  na  koniec:  

“Jaki  mógłby  być   najlepszy  wzorzec   stosunków  w  pracy   dla   nowego  wiceprezesa  do   spraw  

zasobów  ludzkich?  Oto  jedna  z  propozycji:  żyjąca  na  dnie  morza  ryba  z  rodziny  śluzicowatych,  

która  wdziera  się  do  wnętrza  ofiary  przez  dowolny  dostępny  otwór,  a  następnie  wyjada  ją  od  

środka,  aż  nie  pozostanie  nic  oprócz  skóry.  (Lepiej  nie  rozpowiadać,  pomysł  może  chwycić.)”  

 

Homo  ludens  –  człowiek  bawiący  się  

“W   Czerwcu   1938   roku   świat   był   mniej   niż   18   miesięcy   od   czegoś,   co   miało   się   stać  

najkrwawszym  konfliktem  w  historii  ludzkości,  Drugiej  Wojny  Światowej.  (…)  W  tym  czasie  w  

Lejdzie  w  południowych  Niderlandach  pewien  historyk  kończył  prace  nad  książką  zawierającą  

poniższe  słowa:  

<Przez  wiele  lat  rosło  we  mnie  przekonanie,  że  cywilizacje  powstają  i  rozwijają  się  w  ramach  

oraz   w   formie   gry.   (…)   Cywilizacja   w   pewnym   sensie  zawsze   będzie   odgrywana   zgodnie   z  

pewnymi  zasadami,  a  prawdziwa  cywilizacja  będzie  zawsze  wymagała  uczciwych  reguł  gry.>  

(…)  Autorem  tego  cytatu  jest  Johan  Huizinga,  jeden  z  największych  i  najbardziej  wpływowych  

historyków  kultury.”  A  książka,  z  której  wzięto  ów  cytat  to  Homo  ludens  –  Człowiek  bawiący  

się  

Zainspirowany  wykładem   z   TED  Toma  Chatfielda  na   temat   7  metod,   którymi   gry   sieciowej  

wynagradzają   nasz   mózg,   postanowiłem   poszperać   głębiej   i   ściągnąłem   jego   książkę   z  

Amazona.   Okazało   się,   że   jest   zupełnie   o   czym   innym.   sic!   Książka   w   interesujący   sposób  

przedstawia   rosnącą   rolę   gier   w   życiu   społecznym,   ekonomicznym   i   osobistym.   Jednak  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     24  /  109  

   

wątek,  który  chciałem  prześledzić  był  inny  i  musiałem  się  o  tym  przekonać  po  230  stronach  

lektury.  Postanowiłem  się  doszukać  odniesień  we  wspomnianej  książce  i  TEDowej  prezentacji  

do  zarządzania,  a  szczególnie  aspektu  motywowania  ludzi.  

Tom  w   wykładzie   na   TEDzie   opisuje,   jak   przebiegle   konstruowane   są   gry   sieciowe,   aby  

podtrzymać   zainteresowanie   gracza   maksymalnie   długo.   Aby   tego   dokonać,   silnie  

oddziaływają   na   nasz   wbudowany   w  mózg   system   “chcenia”   –   dopaminę.   I   to   był   wątek,  

który  w  największym  stopniu  mnie  zainteresował.  

“Zabawa  jest  starsza  niż  kultura,  kultura,  jakkolwiek  nieadekwatnie  zdefiniowana,  domyślnie  

przyjmuje   społeczność   ludzką,  natomiast   zwierzęta     nie   czekały  na   człowieka,  by  nauczył   je  

bawić  się.”  -­‐  Homo  Ludens,  Johan  Huizinga  

Ale   od   początku.   Najpopularniejsze   gry   sieciowe  mają   dziesiątki     milionów   graczy,   jak   np.  

Farmville,  który  ma  70  000  000  użytkowników.  W  przytoczonym  wykładzie  ilustrowane  jest,  

jak   takie   gry   przyciągają   i   podtrzymują   nasza   uwagę   przez  miesiące.   Jak   to   jest,   że   ludzie  

wydają   rocznie   8   mld   dolarów   na   wirtualne   przedmioty   i   spędzają   setki   godzin   swojego  

produktywnego  czasu  na  zabijanie  nimi  nieistniejących  smoków,  rycerzy  i  inne  potwory.  

Tom  przytacza  7  głównych  zasad,  które  sterują  procesem  uzależniania  nas  od  gry  sieciowej,  

są  to:  

1. Pasek   postępu   mierzący   wzrost   doświadczenia  -­‐   natychmiastowa   informacja  

zwrotna  o  naszej  efektywności  w  kontekście  całej  drogi  do  końca.  

2. Wiele  długo  i  krótkookresowych  celów  –  stawianie  łatwych  i  trudnych  wyzwań.  

3. Nagradzanie  wysiłku  -­‐  natychmiastowa  nagroda  nawet  przy  braku  sukcesów.  

4. Szybka,   jasna   informacja   zwrotna  –   jednoznaczne   kryteria   sukcesu,   oczywiste   dla  

wszystkich  dookoła.  

5. Element  niepewności  –  brak  rutyny,  ale  tylko  w  pewnym  ograniczonym  zakresie.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     25  /  109  

   

6. Wykorzystanie  okienek  wzmożonej  uwagi  –  sterowanie  koncentracją  i  gdy  akurat  ją  

pozyskamy,  wyzyskanie  jej  maksymalnie.  

7. Zastosowanie   innych   ludzi   jako   publiczności   naszych   działań  –   efekt   rywalizacji   i  

publiczności  w  praktyce.  

Umiejętnie   stosując   te   zasady   twórcy   gier   wciągają   nas   w   wirtualny   świat,   nagradzają   i  

stawiają  coraz  większe  wyzwania  i  tak  w  kółko.  To  dlatego  ludzie  wykładają  na  nierzeczywiste  

gadżety,   jak   topory,   smoki,   statki   kosmiczne   dziesiątki   tysięcy   dolarów   rocznie.   To   dlatego  

uczestnicy   gier   tworzą   skomplikowane   hierarchiczne   systemy   klanów,   gwarantujące  

sprawiedliwą  współpracę   i  podział  wirtualnych  zysków.  Zasady  gier  komputerowych  są  fair,  

to  znaczy  znane  ogółowi,  powtarzalne  i  obiektywne.  To  buduje  zaufanie  graczy  i  zwiększa  ich  

zaangażowanie  we  współpracę.  

W  innym  miejscu  autor  przytacza  odniesienie  do  pracy  Mihaly  Csikszentmihalyi,  który  opisał  

zjawisko   przepływu,   powszechnie   znane   w   psychologii.   W   skrócie   przepływ   polega   na  

poczuciu   harmonii   i   pochłaniającej   satysfakcji   z   zaangażowanie   w   wykonywane   zadanie.  

Występuje   w   rozmaitych   typach   działalności,   jak   aktywność   sportowa,   praca   twórcza,  

rzemieślnicza,  kontemplacja   itd.  Przypomina  w  swojej  harmonii  medytację   i  pewnie  wielu  z  

nas   się   przydarzył   ten   dreszczyk   emocji   związany   z   obserwacją   samego   siebie   bycia  

pochłanianym  przez  emocjonujące  zajęcie.  

To  dopamina  (zobacz  wykład  Nancy  Etcoff)  odpowiedzialna  za  naszą  motywację  do  działania,  

powoduje,   że   odczuwa   potrzebę   osiągnięcia   czegoś,   zdobycia,   czyli   zapewnia   motywację.  

Według   Toma   właśnie   rozwiązywanie   zagadek   powoduje   jej   uwalnianie   w   mózgu,   co   w  

efekcie  daje  nam  poczucie  sprawiania  sobie  przyjemności.  Umysł  ludzki  jest  poszukiwaczem  

problemów  i  karmi  się  ich  rozwiązaniami.  

Tak   sobie   pomyślałem,   co   byłoby   gdyby   użyć   tego  mechanizmu   do   budowania  motywacji  

zespołu  projektowego.  Gdyby  dostarczać  zadań  o  rosnącym  stopniu  złożoności,  natychmiast  

nagradzać   choćby   pochwałą   i   pokazywać   ludziom   jak   daleko   dzisiaj   zaszli.   Zaraz,   przecież  

takie  projekty  się  zdarzają,  one  potrafią  uzależnić  zespół  i  pochłonąć  go  na  lata  lub  miesiące.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     26  /  109  

   

Tak   to  niekiedy  wygląda  w   firmach  garażowych,  gdzie  pracownicy  nawzajem  nakręcają   się,  

doceniając  wzajemne  osiągnięcia.  To  poziom  określony  przez  Davida  Logana  jako  “Życie  jest  

piękne”,  my  jesteśmy  super  i  możemy  światu  dać  super  projekt.  

Niestety  rzeczywistość  z  reguły  jest  nieco  inna.  Więc  co  można  zrobić  w  świecie  realnym?  W  

jednej  ze  szkół  amerykańskich  dzieciaki  nie  dostają  ocen.  Noszą  za  to  elektroniczne  plakietki  

na   których   wyświetla   się   pasek   postępu,   który   cały   czas   idzie   do   przodu.   Poszedłeś   na   5  

wykładów  z  matematyki  –  10  punktów,  odpowiedziałeś  na  pytanie  na  zajęciach  –  5  punktów,  

napisałeś   wypracowanie   –   100   punktów,   byłeś   punktualnie   na   wszystkich   zajęciach  przez  

miesiąc  –  20  punktów  itd.  Podobno  działa…  

Zatem  jak  przenieść  ów  mechanizm  na  grunt  zarządzania  projektami  w  korporacji.  Puszczając  

wodze  fantazji,  przyjąłbym  założenia  poniższe:  

1. Kierownik   projektu   ma   istotny   wpływ   zespół   projektowy  –   ma   kompetencje   do  

motywowania  i  czas,  aby  widzieć  ich  efektywność.  

2. Organizacja  otwarta  jest  na  zmiany  –  przyjmuje  ochoczo  innowacyjne  podejście  i  jest  

chętna  przetestować  je  na  kilku  kolejnych  projektach,  bowiem  postawy  ludzi  buduje  

się  długo,  dużo  dłużej  niż  trwa  pojedynczy  projekt.  

3. Projekt  nie  zmierza  ku  klęsce  –  ciężko  wdraża  się  zmiany  strategiczne  na  przykładzie  

zagrożonego  projektu  lub  będącego  pod  nierealną  presją.  

4. Projekt  jest  atrakcyjny  dla  zespołu  –  dużo  intelektualnie  angażujących  zadań.  

Zatem   mająwszy   (fajne   słowo)   spełnione   powyższe   założenia   można   by   się   pokusić   o  

zdefiniowanie  podejścia,  pod  tytułem,  jak  wprowadzić  zespół  projektowy  w  stan  flow.  

Pierwszy   krok  to   nakarmić   dopaminą   mózg,   czyli   podsuwać   zadania   o   rosnącym   stopniu  

trudności.  Nie  za  łatwe,  bo  człowiek  jak  dziecko  szybko  się  znudzi,  ale  i  nie  za  trudne,  bo  się  

podda.   Niech   sobie   umysł   szuka   problemów,   niech   się   sam   karmi   sukcesem   rozwiązania  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     27  /  109  

   

zagadki  i  obmyślaniem  coraz  trudniejszych  wyzwań.  Widzieliście  film  “Podziemny  krąg”  albo  

książkę   Chucka   Palachniuka?   Pamiętacie   dziwaczne   wyzwania   stawiane   członkom  

podziemnej   organizacji   stawiane   przez   Tylera   Durdena,   pomalować   budynek,   zniszczyć  

pomnik,   ukraść   auto,   by   w   końcu   wysadzić   wieżowiec   operatora   kart   kredytowych.   To  

wciąga.    

Krok   drugi  to   nagradzać,   nagradzać,   nagradzać.   A   niech   karą   będzie   brak   nagrody   na   tle  

innych  członków  zespołu.  I  to  nagradzać  od  razu,  np.:  dobrym  słowem,  pączkiem,  pochwałą,  

poklepaniem   po   plecach,   darmowym   piwem   w   barze,   lunchem,   podzieleniem   się   poufną  

informacją.  Schemat  osiągnięcie  –  nagroda  musi  działać  natychmiast.  To  nakręca  i  uzależnia.  

Mózg  jak  szczur  zaczyna  coraz  mocniej  drażnić  ośrodek  przyjemności.  

Krok  trzeci  pokazać  pasek  postępu.  Na  ścianie,  w  intranecie,  w  e-­‐mailach.  Dzisiaj  wysłaliśmy  

umowę   do   negocjacji   –   4   punkty   do   przodu,   napisaliśmy   specyfikację   –   10   punktów,  

przetestowaliśmy  moduł  –  30  punktów,  zatwierdziliśmy  wzór  umowy  –  7  punktów  itd.  Pasek  

postępu   szczególnie   dobrze   działa   przy   nudnych   i   długich   zadaniach,   np.   wyciągnięcie  

kilkuset   wskaźników   z   hurtowni   danych   przez  wiele   tygodni   łatwiej   znieść,   gdy   codziennie  

obserwujemy   malejący   dystans   do   końca.   Pamiętacie   eksperyment   ze   szczurem,   którego  

wrzucono  do  wody  i  pokazano  na  chwilę  pomost,  by  go  szybko  zabrać.  Pływał  w  niej  jeszcze  

kilkanaście  godzin  zanim  się  utopił.  

Krok  czwarty  to  kultowość  grupy.  Pozwólmy   jej  nieco   zamknąć   się  na  otoczenie   i  pozwolić  

wytworzyć  wewnętrzne  rytuały.  Poczuć  się  trochę  lepiej,  niż  otoczenie.  “Życie  jest  wielkie”,  

ale  “My  jesteśmy  the  best”    

No  i  pozwolić  im  pracować,  czyli  pokazać  jasny  i  precyzyjny  plan  projektu,  wskazać  wyraźną  

wartość  biznesową  dla  klienta,   aby   zespół  nie  utracił  poczucia   sensu  pracy   i  nagłaśniać   ich  

sukces.  Bo  to  jest  przede  wszystkim  ich  sukces,  czyli  zespołu.  

Co  o  tym  sądzicie?  

Źródła:  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     28  /  109  

   

§ Odczyt  Toma  Chatfielda  na  TED  

§ Odczyt  Nancy  Etcoff  na  TED  

§ Odczyt  Davida  Logana  na  TED  

§ Chatfield   Tom,   Fun   Inc.   Why   Gaming   Will   Dominate   the   Twenty-­‐First   Century  

(wszystkie   cytaty   pochodzą   z   tej   książki,   przedstawione   zostały   w   wolnym  

tłumaczeniu  autora)  

§ Wikipedia,  hasła  Homo  Ludens  i  Johan  Huizinga  

 

Zespół  jak  stado  pingwinów  

Pingwiny   w   obliczu   zagrożenia   zbijają   się   w  

ciasną  gromadę.  Te  na  skraju  non  stop  próbują  

się   wepchnąć   do   środka   grupy   i   wypychając  

innych   na   brzeg.   Dzięki   tej   strategii   w   razie  

zawiei  śnieżnej  każdy  osobnik  ma  szansę  przez  

chwilę   się   zagrzać.   A   w   razie   ataku  

niedźwiedzia   polarnego   szanse   na   pożarcie  

rozkładają   się   w   miarę   równo   na   całej   populacji.   To   zachowanie   stada   pingwinów  

zainspirowało   mnie   do   pewnej   analogii   do   funkcjonowania   zespołów   w   sytuacjach  

stresowych.  

Obserwuję  niekiedy  firmy,  które  wywierają  na  pracowników  poczucie  ciągłego  kryzysu.   I   to  

często  są  przedsiębiorstwa  w  bardziej  niż  dobrej  kondycji  finansowej.  Sytuacja  finansowa  nie  

ma  znaczenia,  bowiem  wrażenie  kryzysu  oddziałuje  na  poziomie   ludzkim,  a  nie  faktycznych  

wyników  spółki.  Obawa,  że  nastąpi  atak  stresuje  i  powoduje,  że  instynktownie  przechodzimy  

do  defensywy,  nerwowo  rozglądają  się  wokół.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     29  /  109  

   

Nie  wiadomo,  z  której  strony  kry  orka  zaatakuje,  ale  widać  jej  płetwę  grzbietową,   jak  krąży  

wokół,   obserwując   przyszłe   ofiary.   Warunkiem   podstawowym   sytuacji   stresowej   jest  

nieprzewidywalność  przy  jednoczesnym  ogólnym  poczuciu  niebezpieczeństwa  –  wiadomo,  że  

w   końcu   uderzy,   po   to   jest   tłustym   drapieżnikiem,   ale   kiedy   i   co   wywoła   atak   jest   poza  

kontrolą.   Biało-­‐czarny   wróg   już   niejednokrotnie   zabijał   naszych   towarzyszy   i   ja   mogę   być  

następny.   Nie   pociesza   wcale   to,   że   uśmiecha   się   do   mnie   na   spotkaniu,   grymas   tylko  

odsłania  tylne  zęby.  

Ludzie   zbijają   się  wówczas  w  gromadkę,   starając   się   znaleźć   jak  najbliżej   środka.  W  środku  

jest   ciepło   i   istnieje   cień  nadziei,   że  orka   się  nasyci   zanim  dotrze  do  mnie.  Niestety  więcej  

pingwinów  chciałoby  się  znaleźć  w  przytulnym  środku  stada,  więc  stale  jestem  wypychany  ku  

jego  brzegom  i  stale  muszę  przebierać  nóżkami,  aby  temu  przeciwdziałać.  Choć  taka  zgraja  

nie   przesuwa   się   naprzód,   to   stado   cały   czas   się   porusza   i   nikt   nigdy   nie   stoi   w   jednym  

miejscu.   Nie  ma   dokąd   pójść,   bo   drapieżnik   ogląda   krę   z   każdej   strony.   Zatem   jedyne,   co  

pozostaje  to  czynić  sugestywne  wrażenie  dynamiki  i  chronić  plecy.  

Czasem   ktoś   się   poślizgnie   i   zsunie   się   do  wody.   Już   po   nim!  Wszyscy   oczywiście   będą   go  

pocieszać,  ale  na  krze,  to  oczywiste,  robi  się  troszkę  luźniej  i  łatwiej  zachować  dystans  do  jej  

krawędzi.  Gdy  pojawi  się  nowy  pingwin,  wiele  dni  będzie  musiał  spędzić  zanim  dopuści  się  go  

do  środka  stada.  “Jest  nowy,  niech  na  razie  daje  sobie  radę  sam.  Jak  już  pozna  organizację,  to  

pomożemy  mu  się  zaaklimatyzować.  Chyba,  że  wcześniej…”  

Z   perspektywy   orki   taka   sytuacja   jest   wygodna.   Całe   stado   pod   kontrolą.   Nie   rozłazi   się  

chaotycznie  na  boki.  Czysta  efektywność  powierzchni  biurowej,  znaczy   lodowej.  No   i  widać  

cały   czas   ruch   w   interesie,   ciągle   nowe   twarze   na   krawędzi,   machają   łapkami   do   niego,  

reagują  na  uśmiech.  Znaczy  się  organizacja  działa  jak  należy.  

Niestety  kra  przesuwa  się  po  oceanie  niezależnie  od  okrążeń  orki,  czy  dreptania  pingwinów.  

Czasem  jakiś  świeżo  powitany  członek  stada  wpadnie  na  zaskakujący  pomysł,  aby  zanurzyć  w  

wodzie  wiosło   i  pomachać  w  nim  w  sensownym  kierunku.  On  nie  wie,   jak  wiele  wioseł  ma  

ślady  śnieżnobiałych  zębów.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     30  /  109  

   

 

Eseje  o  projektach  

 

Wiedźma  oficjalnym  zawodem,  a  kierownik  projektu?  

Ostatnia  nowina  nadana  przez  TVN24  natchnęła  mnie  do  szerszych  rozmyślań.  Takie  zawody  

jak   atrolodzy,   wróżki,   chiromanci,  jasnowidze  zostały   wpisane   na   oficjalną   listę   profesji  

Ministerstwa   Pracy.   Wiadomość   wypłynęła,   ponieważ   około   1000   naukowców   podpisało  

protest  przeciwko  traktowaniu  tego  typu  zajęć  jako  oficjalne  zawody.  Ministerstwo  odparło,  

że  skoro  jest  zawód  naukowca,  to  może  być  i  wróżki.  A  zawód  kierownika  projektu?  

Otóż  kierownik  projektu  nie  jest  oficjalnym  zawodem  wpisanym  na  listę  Ministerstwa  Pracy.  

Wystarczy   wejść   na   link   [3]   i   poszukać.   Kilka   lat   temu   znajomy   wspominał   mi,   że   SPMP  

starało  się  o  oficjalne  wpisanie  naszej  profesji  na  tą  listę,  ale  bez  skutku.  Jest  to  tym  bardziej  

ciekawe,  że  przedstawiciel  Ministerstwa  Pracy  stwierdza,  że  wystarczy  zgłosić  zawód  na  listę  

i  zostanie  na  niej  zamieszczony,  a  lista  jest  aktualizowana  co  2  lata  [1,  2].  

Cała   sytuacja   wydaje   się   o   tyle   zabawna,   iż   kierownik   projektu   jest   drugim   najbardziej  

poszukiwanym   fachem   w   Polsce  (po   wykwalifikowanych   robotnikach)  i   to   od   kilku   lat,  

wystarczy  rzucić  okiem  chociażby  na  mój  post  sprzed  kilku  miesięcy  [4].  Ministerstwo  Pracy  

nie   zauważyło   chyba   takiej   drobnej   zmiany   w   strukturze   zatrudnienia.  A   może   jest   tak  

dlatego,   że   kierownicy  projektów  nie  przychodzą  po  prostu  do  Urzędów  Pracy  po  prośbie,  

więc  z  perspektywy  administracji  publicznej  nie  istnieją?    

Aby   podkreślić   absurdalność   całej   sytuacji,   muszę   wspomnieć,   że   US   News   umieścił  

zarządzanie   projektem   na   liście   5   najbardziej   poszukiwanych   kompetencji   obok:  

przywództwa,  analizy  biznesowej,  six  sigmy  i  zarządzania  łańcuchem  dostaw  [5].  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     31  /  109  

   

Źródła:  

1. http://www.tvn24.pl/26086,1588246,0,1,resort-­‐nie-­‐spychajmy-­‐wrozek-­‐do-­‐

podziemia,wiadomosc.html  

2. http://gazetapraca.pl/gazetapraca/1,90443,6325803,Ministerstwo_ustalilo__wrozka

_to_tez_zawod.html  

3. http://www.praca.gov.pl/pages/klasyfikacja_zawodow2.php  

4. http://octigo.pl/2010/06/05/drugi-­‐najbardziej-­‐poszukiwany-­‐zawod-­‐w-­‐polsce/  

5. http://www.usnewsuniversitydirectory.com/top-­‐five-­‐skills.aspx?mcid=50316  

 

Nie  tylko  zwrotem  z  projektu  sponsor  żyje  

Koncentracja   na   ROI   przy   doborze   projektów  może   spowodować,   że   organizacja   przegapi  

projekty   w   obszarach   zasobów   ludzkich,   satysfakcji   klienta   czy   reputacji.   Jeżeli   firma   nie  

posiada  strategii,  trudno  jest  w  prosty  i  oczywisty  sposób  wyceniać  projekty.  

Zysk  z  projektu  jest  miarą  jednoznaczną  i  robiącą  dobre  wrażenie  na  zarządzie,  ale  wiemy,  że  

Excel  wszystko  przyjmie.  A  mało  kto  sprawdza,  na  ile  prognozy  z  karty  projektu  pokrywają  się  

z  rzeczywistością  po  jego  skończeniu.  

Poproszony   o   skomentowanie   zagadnienia   doboru   projektów   w   czasach   kryzysu   [PM  

Network   2011/02]   przyszło  mi   do   głowy,   że  właśnie   posiadanie   strategii   pozwala   spojrzeć  

dalej  niż  tylko  kwestie  dochodowości,  zwrotu  na  kapitale,  liczby  sprzedanych  produktów  itp.  

Kolejny   problem   przy   precyzyjnych   miarach   finansowych   jest   taki,   że   często   się   nie  

sprawdzają.   Jak   to   już   zacytowałem,   Excel   przyjmie  wszystko   najbardziej   nawet   odjechane  

scenariusze.   Zrobiłem   raz   eksperyment.   Przed   uruchomieniem   kolejnego   projektu  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     32  /  109  

   

dotyczącego   współpracy   z   partnerem   zapytałem   głównych   udziałowców:   handlowca,  

menadżera   produktu,   kierownika   projektu   i   sponsora   o   ich   szacunek   wielkości   sprzedaży.  

Oznajmiłem   im,   że  postawię  drinka   temu,   którego  prognoza  będzie  najbliższa  prawdy.  Cóż  

okazało   się,   handlowiec   podał   najwyższą   wartość   powiedzmy   100   sztuk   miesięcznie,  

menadżer   produktu   i   sponsor   ok.   50   zaś   kierownik   projektu   0.   Oczywiście   do   modelu  

finansowego,   który   posłużył   do   podjęcia   decyzji   o   uruchomieniu   projektu   wzięta   została  

największa  wartość   i  projekt  wydał   się  atrakcyjny.  Model   finansowy  został  uwiarygodniony  

tym,  że  przygotował  go  controlling,  natomiast  rzecz  jasna  na  podstawie  danych  wejściowych  

od   handlowca.   Po   kilku   miesiącach   sprawdziliśmy   wyniki   –   nie   sprzedawało   się   nic,   zero.  

Trzeba  było  kolejnych  kilku  miesięcy,  aby  dojść  do  poziomu  25  sztuk.  Jaki  z  tego  morał?…  

Że   organizacje   się   nie   uczą.   Kolejne   projekty  mimo   negatywnych   nauczek  mogą   trafiać   do  

planu   strategicznego   i   będą   błyszczeć…   dopóki   nie   zostaną  wykonane.  Mówi   się,   że   lepiej  

robić  byle  jak  wartościowe  projekty,  niż  najlepiej,  jak  się  da,  byle  jakie.  Paradoksalnie,  takie  

jest   moje   osobiste   spostrzeżenie,   organizacje   cyzelują   prognozy   czasów   trwania   zadań,  

doszczegóławiają   WBSy   i   budżety   osobodni.   Natomiast   pomijają   kwestie   redukowania  

błędów   szacunku   przychodów,   sprzedaży,   pozyskanych   klientów.   W   ten   sposób   coraz  

precyzyjniej  potrafimy  robić,  ciągle  przeciętne  projekty.  

A   przecież   90%   błędów   w   projekcie   jest   w   nim   osadzonych   na   etapie   planowania   albo   i  

wcześniej.  Wystarczy  nie  uruchomić  obarczonego  zbyt  dużym  błędem  prognoz  przychodów  

projektu.  Tylko  często  pewnie  się  okazuje,  że  gdy  odrzucimy  dany  projekt,  to  nie  mamy  nic  w  

zapasie.  Tak  bardzo  uwierzyliśmy  w  jedną  ideę,  że  włożyliśmy  nasz  cały  wysiłek  do  jednego  

koszyka  i  teraz  brakuje  alternatywnych  inwestycji.  Trzeba  więc  brnąć  dalej  z  tym  projektem.  

Taki   to   marudzący   artykuł   mi   wyszedł,   ale   widocznie   mój   biorytm   mimo   pozytywnych  

prognoz  zapikował  w  dół.  

Na   koniec   warto   nadmienić,   że   podobno   organizacje   dojrzalsze   w   obszarze   zarządzania  

projektami   stosują   szerszą   gamę   kryteriów   oceny   przedsięwzięć   niźli   tylko   pieniądze.   Taki  

przynajmniej  wniosek  płynie  z  badań  przeprowadzonych  przez  PMI  [Researching  the  Value  of  

Project  Management].  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     33  /  109  

   

Syndrom  herosa  w  projektach  

„Oficjalnie  Herakles  był  synem  Alkmeny  i  Amfitriona,  króla  Tirynsu.  W  rzeczywistości   jednak  

ojcem   jego  był  Zeus,  który  spłodził  Heraklesa  przybierając  postać  męża  Alkmeny.  Tej   samej  

nocy,   wcześniej   niż   się   tego   spodziewano,   powrócił   z   wyprawy   wojennej   Amfitrion.   W  

rezultacie  Alkmena  poczęła  bliźnięta.”  [źródło:  Wikipedia]  

Herakles   jak   wiadomo   wsławił   się   nadludzkimi   osiągnięciami.   Od   dzieciństwa   obdarzony  

nadnaturalną   siłą   i   sprawnością   był   przeznaczony,   aby   osiągnąć   sławę   i   tą   przepowiednię  

sukcesywnie  spełniał,  choć  nie  zawsze  tak,  jak  zamierzał.  

Czasem  można   spotkać   kierownika  projektu,   który  nadludzkim  wysiłkiem,  wbrew  Scyllom   i  

Charybdom  dociera  szczęśliwie  do  celu.  Cały  zespół  spocony  z  wysiłku,  klient  ma  pogryzione  

paznokcie,  a  sponsor  wyłysiał  (czasem  mimo  tego,  że  już  wcześniej  był;  tak  jest  to  możliwe,  

znam  takie  projekty).  Jednak  kierownik  projektu  po  czaszkach  wrogów  wspina  się  ku  chwale  

na  Olimp,  gdzie  może  spotkać  innych  bohaterów  i  razem  z  nimi  przy  piwie  snuć  opowieści  o  

walecznych  projektach.  

„Augiasz  miał  dzięki  przychylności  bogów  najbogatsze  na  świecie  trzody  i  stada  koni.  Z  jego  

stajni,  obór  i  owczarni  nie  wynoszono  jednak  od  wielu  lat  gnoju  i  były  one  źródłem  przykrego  

zapachu.   Również   pastwiska   zalegała   gruba   warstwa   gnoju.   Oczyszczenie   ich   w   ciągu  

jednego   dnia   było   piątą   z   12   prac,   które   Herakles   musiał   wykonać   dla   króla   Eurysteusza.  

Pracę  oczyszczenia  stajni  i  obór  Augiasza  Eurysteus  zlecił  Heraklesowi  w  celu  upokorzenia  go.  

Jednak  Heraklesowi  udało  się  tego  dokonać  w  ciągu  jednego  dnia  przed  zmierzchem.  W  tym  

celu,  wyburzył  mur  w   dwóch  miejscach   i   skierował  wody   rzeki   Alfejos   lub   Penejos,  według  

niektórych   wersji   mitu   obu,   aby   ich   wody   popłynęły   przez   stajnie   i   pastwiska   w   dolinach.  

Przed  zmierzchem,  płynące  wody  oczyściły  stajnie.”  [źródło:  Wikipedia]  

W   jednym   z   projektów   jego   kierownik   usłyszawszy   o   nowym   wyzwaniu,   rzucił   wszystko   i  

zaczął  dowiadywać  się  więcej.  Dotyczył  on  nowej  technologii,  która  podobnie,  jak  300  mega  

bajtów  niegrzecznych  zdjęć  przyciągała  inżynierów.  W  tymże  atrakcyjnym  aspekcie  projektu  

kryło   się   również   jego   główne   zagrożenie.   Nikt   nie   znał   się   na   aspektach  merytorycznych,  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     34  /  109  

   

jednak   jakież   to  ma   znaczenie  dla  napalonych   technologów.  Zamiast   rozpisać  na   spokojnie  

cały   zakres,   domknąć   wymagania,   zlecić   na   zewnątrz   studia   wykonalności,   ewentualnie  

podzlecać   co   trudniejsze   pakiety   robocze,   skupiono   się   na   eksperymentowaniu   z   nową  

zabawką.  Co  trudniejsze  oznaczało  najbardziej  seksowne.  Nie  trzeba  dodawać,  że  klientowi  

nie   chodziło   o   dostarczenie   nowego  placu   zabaw,   a   o   zaspokojenie   jego  potrzeb.  A   już   na  

pewno   nie   chodziło   o   to,   by   duzi   chłopcy   biegali   z   zapałkami   i   sprawdzali,   co   jeszcze   jest  

„niepalne”.   Projekt   od   początku   schodził   z   kursu,   jedyne   co   nie   gasło   to   był   entuzjazm  

zespołu,   odpalającego   kolejne   nowinki   techniczne.   Wszyscy   byli   coraz   bardziej   dumni,   że  

pracują  w  tak  nowatorskim  projekcie.  

Ale  w  pewnym  momencie  (tak  gdzieś  po  2/3  czasu)  przyszedł  zły  prezes  i  oznajmił,  że  jest  po  

spotkaniu   z   klientem   i   nie   jest   zadowolony   z   postępu   prac.   Kierownik   projektu   mami   go  

kolejnymi   gadżetami,   a   klient   nie   może   ciągle   uruchomić   podstawowej   działalności   na  

projekcie.  Dowiedział  się  też  niechcący,  że  to  sam  kierownik  projektu  podpowiada  klientowi,  

co   by   jeszcze   tu  można   zmienić   i   podrasować.   Zanim   zły   prezes   zacznie   jatkę   chciałby   się  

upewnić,   że   poprawnie   zrozumiał   odbiorcę,   iż   w   zespołem   projektowym   dowodzi  

sabotażysta.   Reakcja   kierownika   może   być   jedna   –   to   potwarz!   On,   jak   i   cały   zespół   od  

początku  chcą  jak  najlepiej  dla  klienta.  A  skoro  firma  żyje  z  klientów,  to  i  dla  firmy.  To  musi  

być  dobrze  zrobione,  poza  tym  klient  wybrał  tak  ryzykowną  technologię  i  my  musimy  się  jej  

nauczyć.  

Rozsądny   prezes   przeprowadzi   w   tej   sytuacji   długą   i   trudną   rozmowę   z   kierownikiem  

projektu,   narzuci   kontrolę   zakresu,   kosztu   i   czasu,   bo   wszyscy   wiedzą,   że   projekt   musi  

przynieść  zysk.  Nierozsądny  pochwali  kierownika  projektu   i  pozwoli  całej  ekipie  dalej  bawić  

się  w  ich  piaskownicy,  aż  do  kolejnej  rozmowy  z  „niecierpliwym”  klientem.  

Jednak  w  tym  momencie  jest   już  zwykle  za  późno.  Tak,  czy  siak  zespół  przejadł  cały  zapas   i  

jest  w   tzw.   Agresywnym  harmonogramie.   I   tu   pojawia   się   heros.   To   on  wcześniej   zachęcił  

zespół  i  klienta,  aby  podnosić  jakość  i  zakres  projektu,  a  teraz  ten  projekt  uratuje  nadludzkim  

wysiłkiem,   chroniąc   czas.   Pamiętamy,   że   zostało   nam   1/3   czasu   na   wykonanie   większości  

zakresu,   więc   opóźnienie   jest   oczywiste.   Zespół   jeszcze   nie   wierzy   i   na   fali   entuzjazmu  

zaczyna  coraz  intensywniej  pracować.  PM  jest  herosem,  więc  pociąga  za  sobą  coraz  bardziej  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     35  /  109  

   

zmęczonych  ludzi  i  wskazuje  im  coraz  wyższe  szczyty  do  wejścia,  ale  ile  tygodni  można  jechać  

nocami   na   pizzy   i   coli.   Od   tego   rosną   brzuchy   i   odchodzą   kobiety.   Zespół   zaczyna   się  

buntować  zatem,  jednak  PM,  który  własnym  honorem  bronii  projektu  dalej  walczy.  W  końcu  

poziom  emocji  w  teamie  wzrasta  do  nieznośnego  problemu  i  pojawia  się  rotacja  w  zespole.  

Trzeba   zmienić   konie   w   trakcie   przeprawy   przez   rwący   nurt,   co   pogłębia   tylko   kryzys.  

Kierownik  projektu  dalej  walczy.  

Po  kolejnych  nieprzespanych  miesiącach  dobiega  do  celu.  Wokół  co  prawda  jest  pusto.  Mało,  

kto  poda  mu  rękę  (chyba,  że  w  porę  udało  się  przekierować  gniew  ludzi  na  złego  prezesa  lub  

klienta).  Klient  jest  wściekły  z  powodu  opóźnień,  prezes  liczy  przekroczenia  budżetu,  ale  PM  

jest  dumny.  Wszak  tak  trudny  projekt  doprowadził  do  końca.  Nikt  inny  by  tego  nie  zrobił.  

Herakles  faktycznie  dokonał  chwalebnym  dwunastu  prac,  jednak  mało,  kto  wie,  dlaczego  był  

zmuszony   to   zrobić.  „Pewnego  dnia  Hera   zażądała,   aby   udał   się   na   służbę  do   Eurysteusza.  

Gdy  Herakles  odmówił  zesłała  na  niego  szaleństwo.  W  obłędzie  Herakles  zamordował  kilkoro  

ze   swoich   dzieci.   Wg   jednej   tradycji   narzędziem   mordu   był   łuk,   wg   innej   miał   dzieci  

powrzucać   do   ognia.   Mordując   swoje   dzieci,   zamordował   także   dwoje   dzieci   Ifiklesa.  

Ocknąwszy  się  z   szału,   zauważył,   co  zrobił   i   chciał  popełnić  samobójstwo,   jednakże  Tezeusz  

odwiódł  go  od  tego  zamiaru,  a  Herakles  porzucił  Megarę.  Swego  rodzaju  pokutą  miała  być  

służba  u  Eurysteusza.  Na  jego  polecenie  miał  wykonać  12  prac.  Eurysteusz  starał  się  wymyślić  

dla  herosa  tak  trudne  zadania,  aby  ten  podczas  ich  wykonywania  zginął.”  [źródło:  Wikipedia]  

W  zarządzaniu  projektami  i  mitologii  korzystny  jest  umiar.  

Ktoś  powiedział,  że  jeżeli  będziesz  płacił  za  gaszenie  pożarów,  wkrótce  zobaczysz  strażaków  

biegających   z   zapałkami.   Heroizmem   nie   jest   uniknąć   spodziewanych   zagrożeń   wbrew  

rozsądkowi   i   radom   otoczenia.   Narażać   firmę   na   ryzyka   i   spalać   zespół   w   ogniu   swojej  

chwały.   Na   to   może   sobie   pozwolić   Achilles,   a   nie   rozsądny   kierownik   projektu.  

Rozsądniejszym  jest  nie  dopuszczać  do  zagrożeń  i  powodować,  aby  prowadzenie  projektów  

było   pozornie   dla  wszystkich   proste.   To   tak,   jak  wejście   na   Kilimandżaro,   jeżeli   ktoś   dzień  

wcześniej  zawiózł  nasze  bagaże  na  szczyt  i  zapewnił  nam  bezpieczeństwo,  to  jest  może  to  być  

łatwy  spacerek.  W  idealnej   firmie  prowadzenie  projektów  jest  nudne,  bo  każdy  wie,  co  ma  

robić  i  czego  się  spodziewać.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     36  /  109  

   

Wartość  kierownika  projektu  

Niektóre   profesje   mają   dobrze.   Rezultat   pracy   jest   jasny   i   bardzo   łatwo   określić,   kto   jest  

dobry  w  tym,  co  robi,  a  kto  nie.  Na  przykład  sprzedawca,  wartość  handlowca  łatwo  policzyć  

po   liczbie   sprzedanych   produktów,   uzyskanym   zysku,   zdobytych   klientach.   Podobnie  

prawnik,  wygrał  sprawę   lub  nie,  zainkasował  od  klienta  prowizję  danej  wysokości,  pozyskał  

nowe  zlecenie,  albo  nie.  

Nie  chodzi  mi  o  to,  że  łatwo  osiągnąć  wynik  w  sprzedaży,  czy  prawie,  bo  te  profesje  stawiają  

wielkie   wyzwania.   Jednak   wyróżnia   je   to,   że   wynik   jest   łatwo   mierzalny.   Natomiast  

kierownika   projektu   nie   jest   łatwo  ocenić.   Bowiem  nawet   najlepszy  może   trafić   na   trudny  

projekt   i   wykazać   się   opóźnieniem   lub   przekroczeniem   budżetu.   I   w   drugą   stronę,   kiepski  

kierownik  może  dostać   prosty   i   oczywisty   projekt   do  prowadzenia,   i   bez   specjalnej   zasługi  

wykazać  się  świetnym  wynikiem.  

Próbując  poradzić  sobie  z  oceną  naszej  pracy  wykombinowałem  kilka  poziomów  oceny:  

1. Realizacja   procedur   projektowych  –   w   tym   wypadku   możemy   sprawdzić   zgodność  

postępowania  z  procedurami.  Na  przykład,  czy  po  każdym  spotkaniu  jest  notatka,  czy  

harmonogram   jest   regularnie  aktualizowany,   czy  wysłane   i  uzgodnione  są  wszystkie  

raporty  okresowe  itd.  

2. Satysfakcja   zespołu   projektowego  –   aspekt   często   pomijany   w   ocenie,   jednak  

szalenie  istotny.  Ma  ukryty,  niekiedy  długofalowy,  zwykle  trudnomierzalny  wpływ  na  

firmę,  bowiem  z  czasem  organizacja  może  odwracać  się  od  nielubianego  kierownika  

projektów  albo  skłaniać  ku  sympatycznemu.   Jak   to  zbadać,   jedyne  co  przychodzi  mi  

do  głowy,  to  ankiety.  

3. Parametry   projektu  –   analiza,   czy   został   dotrzymany   termin   projektu,   czy   nie  

przekroczono  budżetu,  czy  zrealizowano  pierwotny  zakres.  W  tym  wypadku  pomiaru  

dokonuje  się  przez  wyznaczenie  odchyleń  kosztu,  zakresu,  czasu,  jakości.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     37  /  109  

   

4. Wartość  z  projektu  –  ten  poziom  jest  najkorzystniejszy  z  perspektywy  firmy,  bowiem  

dotyczy   zysku   z   projektu   niezależnie   od   tego,   jak   dobrze   był   prowadzony.   Jednak  

często   w   organizacji   kierownik   projektu   bardzo   pośrednio   wpływa   na   wartość  

projektu.  Często  jest  tak,  że  otrzymuje  z  góry  projekt,  który  ma  skończyć  i  już,  mimo  

oczywistego  braku  uzasadnienia  biznesowego.  

Poniżej   nawiązując   do   poziomu   1   przytaczam   przykładową   ankietę   oceny   satysfakcji  

opracowaną  przez  zespół  działu  projektów  z  pewnej  firmy.  Skala  ocen,  jaką  przyjęliśmy  to  po  

prostu  buźki:    ,    ,    .  Pierwsze  wyniki  pokazuje  Pytania  z  ankiety  oceniającej  kierownika  

projektu:  

§ Potrafił  współpracować  ze  wszystkimi  członkami  zespołu.  Optymalnie  wykorzystywał  

potencjał  całego  zespołu  projektowego.  

§ Był  dostępny,  znajdował  czas  na  wyjaśnienie  wątpliwości,  odpowiedzi  na  pytania,  był  

dostępny  przez  telefon  i  mail.  

§ Pomagał  rozwiązywać  problemy,  z  którymi  się  do  niego  zwracałem.  

§ Jest   typem   lidera   –  miał   autorytet  wśród   członków   zespołu.   Powodował,   że   zespół  

chętnie  podążał  za  jego  wizją  realizacji  projektu.  

§ Jego   postępowanie   nie   powodowało   konfliktów.   Jednocześnie   pomagał   w  

rozwiązywaniu  konfliktów,  jeśli  występowały.  

§ Był  komunikatywny:  przygotowywał   jasny  przejrzysty  harmonogram,  informował,  na  

jakim  etapie  jesteśmy  w  projekcie  oraz  jak  dużo  pracy  zostało  do  jego  realizacji,  jakie  

są  zagrożenia,  a  jakie  szanse.  

§ Uzgadniał  z  całym  zespołem  zadania  i  terminy  ich  realizacji.  

§ Zawsze  był  przygotowany  do  prowadzonych  spotkań  i  przygotowywał  podsumowania  

po  nich.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     38  /  109  

   

§ Jestem  zadowolony,  że  współpracowałem  z  tym  kierownikiem  projektu  i  w  przyszłości  

chciałbym  właśnie  z  nim  móc  współpracować.  

 

Mity  na  temat  metody  eksperckiej  

Szacowanie   za   pomocą   tzw.   expert   judgement   jest   najczęstszą   techniką   prognozowanie,  

kiedy  zadanie  się  skończy,  ile  będzie  kosztować,  na  jakie  ryzyka  jest  wystawione,  jaka  jakość  

jest  możliwa  do  osiągnięcia.  

Jest   to  najczęściej  wymieniana   technika  w  PMBOK  Guide.   I,   zaryzykowałbym   stwierdzenie,  

jedna   z   najbardziej   zawodnych.   Szacowanie   eksperckie   często   daje   wyniki,   których  

wiarygodności  nie  sposób  ocenić.  

Wiedza   o   analizowanym   właśnie   problemie   jest   rozproszona   w   zespole   nierównomiernie.  

Przykładowo,  gdy  pytamy  członka  zespołu,   ile  godzin  poświęci  na  przygotowanie  koncepcji,  

nie  wiemy,   czy   robił   podobne   rzeczy  wcześniej,  ma   otwarty   umysł,   jest   zmotywowany   do  

pracy,   przyjrzał   się   uważnie   wymaganiom   klienta,   zasięgnął   opinii   odnośnie   potencjalnych  

ryzyk,  ma  w  końcu  pomysł,  jak  uporać  się  z  pewnymi  kwestiami  technicznymi,  …  czy  też  nie.  

W  odpowiedzi  usłyszymy  –  5  dni…  chyba.  

Powodem  tak  powszechnego  stosowania   tej  metody   jest   jej  niski  koszt.  Wystarczy  podejść  

do  kolegi  i  zapytać  „Ty  wiesz  o  co  w  tym  chodzi?  Damy  radę  na  jutro?”  

Tytułowa   technika   zaczyna   dawać   bardziej   wiarygodne   rezultaty,   gdy   rośnie   liczba  

ekspertów.   Na   naszych   kursach   robiliśmy   eksperyment   i   zadawaliśmy   pytanie   z   wiedzy  

ogólnej,  na  którym  nikt  na  sali  raczej  nie  powinien  bliżej  się  znać.  Na  przykład:  ile  kilometrów  

ma  Amazonka?   (faktyczne  pytanie   było   nieco   inne,   ale   nie   chcę   psuć   zabawy  uczestnikom  

naszych  kolejnych  szkoleń)  Okazuje  się,  że  na  ponad  100  osób,  które  odpowiadały  na  takie  

pytania  w  naszym  eksperymencie,  właściwie  nikt  nie  udzielił  poprawnej  odpowiedzi.  Jednak  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     39  /  109  

   

w  tym  wypadku  ustalenie  wiarygodności  ekspertów  zajmuje  kilka  sekund,  wystarczy  Google.  

W  przypadku  projektów  już  nie  jest  tak  łatwo.  

Kiedyś   w   zespole   miałem   programistę.   Najszybszego   z   całego   zespołu,   o   najwyższych  

kompetencjach  oraz  motywacji  i  jednocześnie  wiecznie  spóźnionego.  A  właściwie  to  właśnie  

dlatego  spóźniającego  się,  że  miał  wysokie  zaangażowanie  (chciał  szybko  kończyć  zadania)  i  

dużą   pewność   swojej   wiedzy   (wszystko   jest   przecież   takie   proste).   Miałem   też   innego,  

kompetentnego  programistę,  który  zaczynał  każdą  odpowiedź  od  „nie”.  „Dasz  radę  na  jutro  

to   skończyć?”   „Nie,   no   chyba,   że   uda   mi   się   uwinąć   z   poprzednim   zadaniem,   które   już  

właściwie  zrobiłem.”  Niezrażony  tak   rozwiniętą  asertywnością  potraktowałem   ją   jak  szansę  

na  poradzenie  sobie  z  niedoszacowanymi  terminami  tego  pierwszego.  Kiedy  jeden  mówił,  że  

coś  potrwa  2  dni,  drugi  dawał  7  dni.   Jak  pierwszy  wskazywał,  że  nie  ma  żadnych  zagrożeń,  

drugi  widział   je  wszędzie.  Zacząłem  pytać   ich  obu   (początkowo  nie   informując  nawzajem  o  

tym)  o  prognozy  wykonania  kolejnych  zadań.  Szybko  mi  wyszło,   że   faktyczny   termin  końca  

wypadał   mniej   więcej   po   środku   obu   szacunków.   Wystarczyło   uśrednić   pesymistę   z  

optymistą,   aby   stworzyć   realistę.   :)   To   trwało  nawet,   gdy  obaj   panowie   się   zorientowali  w  

moim  niecnym  postępowaniu.  

Podejście   Scrum   proponuje   ciekawą   technikę   szacowania   –   Planning   Poker.   Po   krótce  

wygląda   to   tak,   że   gdy   zespół   musi   oszacować   wielkość   konkretnego   wymagania   klienta,  

staje  w  kółku   i  naraz  każdy  pokazuje,   ile  punktów  dałby  danej   funkcjonalności.  Ważne,  aby  

cały   zespół   (zwykle   do   8   osób)   brał   udział   w   szacowaniu.   Skrajne   oceny   są   dyskutowane.  

Szacowanie  powtarza  się,  aż  wszyscy  uzyskają  konsensus  w  swoim  ocenach.  

Szczególnym   podejściem   do   expert   judgement   jest   metoda   delficka,   gdzie   o   udzielenie  

odpowiedzi  prosi   się  grupę  ekspertów.  Każdy  z  nich  niezależnie  dokonuje  oceny.  Co  więcej  

eksperci   nie   kontaktują   się   ze   sobą.   Następnie  wszystkie   odpowiedzi   są   składane  w   jeden  

dokument   i   anonimowo   rozsyłane   z   powrotem   wszystkim   ekspertom   z   prośbą   o  

ustosunkowanie   się   i   być   może   wyśrodkowanie   swojej   opinii.   Proces   ponawia   się   do  

uzyskania  jednolitej  opinii  wszystkich  ekspertów.  Takie  podejście  spółki  niekiedy  stosują  przy  

rozwiązywaniu   problemów   podatkowych   lub   prawnych.   Znowu   ważne,   aby   mieć   grupę  

ekspertów,  których  poprosi  się  o  opinię.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     40  /  109  

   

We  wspomnianym  eksperymencie  uczestników  niekiedy  zaskakuje,   jak  rozbieżne  mogą  być  

oceny  długości  tej  samej  rzeki.  W  książce  How  to  measure  anything  podane  jest  wyliczenie,  

które  pokazuje,   że  mając  odpowiednio  dużą  populację  ekspertów.  Mamy  aż  93%  szans,   że  

wśród  5   losowo  wybranych  odpowiedzi  znajdzie  się  ta  prawdziwa.  Przykładowo  wybrawszy  

losowo  5  osób,  mamy  93%  szans,  że  faktyczna  długość  Amazonki  będzie  między  najmniejszą  

a   największą   oceną   z   tych   pięciu.   Nam   przez   kilkanaście   kursów   nie   zdarzyło   się,   aby  

prawidłowa   odpowiedź   nie   znalazła   się   pomiędzy   najmniejszą   i   największą   z   wybranych  

losowo  pięciu.  

Podsumowując,  ocena  ekspercka,  zwana  niekiedy  „szacowaniem  z  czapki  albo  z  fusów”,  jest  

mało   wiarygodna.   Jej   rzetelność   można   jednakże   podnieść,   angażując   większą   liczbę  

ekspertów  oraz  pozwalając  im  porozmawiać  ze  sobą  o  danym  problemie.  

Odnosząc   się   do   komentarza   Piotra   (dyskusja   na   FB),   przy   angażowaniu   większej   liczby  

ekspertów   pojawia   się   ryzyko,   że   konsultacje   będą   przedłużać   się   w   nieskończoność.   W  

związku   z   tym   Poker   Planning   musi   być   tzw.   Timeboxed,   czyli   na   sztywno   ograniczony  

czasem.   Zaś   metodę   delficką   w   praktyce   stosuje   się   wyłącznie   w   sytuacjach  

niejednoznacznych   o   wielu   równoważnych   alternatywach   działania.   Nasze   przepisy  

podatkowe  są  tego  dobrym  przykładem  :).  

 

Rozważania  przy  tankowaniu  auta  

Ile   trwa   nalewanie   paliwa   do   auta   osobowego?   Parę  minut.   Trzeba   czymś   zająć  myśli.   Od  

jakiegoś  czasu  bawię  się  w  szacowanie.   Ile   litrów  wskaże  dystrybutor,  w  momencie  nalania  

do  pełna?  Problem  infantylny,  ale  tylko  pozornie,  bowiem,  gdy  ma  się  kilkadziesiąt  minut  w  

miesiącu  urasta  do  rangi  teorii  naukowej.  Ale  jak  to  się  ma  do  projektów?  

 

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     41  /  109  

   

Szacowanie   zadania   jest   wyzwaniem   trudno   modelowalnym.   Wiąże   się   z   niepewnością,  

której   poziom   z   reguły   jest   również   nieznany.   Ktoś   nas   pyta   “Ile   ci   zajmie   opracowanie  

koncepcji?”  A  my  z  reguły  strzelamy  “Z  tydzień.”  

Jedna   z  metodyk,   łańcuch   krytyczny,  wręcz   zakłada,   że   poziom   niepewności   szacunku   jest  

znany   zawsze   i   precyzyjnie   określony.   To   moim   zdaniem   rzadko   ma   miejsce.   Czasem   w  

bardzo   powtarzalnych   zadaniach   można   wykreślić   rozkład   czasów,   ale   projekt   to   wszak  

innowacyjne  przedsięwzięcie  o  wysokiej  niepewności  i  takich  powtarzalnych  sytuacji  nie  ma  

wiele.  

No  więc  jest  pewna  metoda,  która  okazuje  się  być  niekiedy  skuteczna  w  sytuacji  szacowania  

niewiadomych.  To  kalibracja  opisana  w  książce  How  to  Measure  Anything  R.  Hubbarda.  

Zgodnie   z   tym   podejściem   ekspert   ponawia   szacunki   w   sposób   systematyczny.   Szacuje,  

następnie   analizuje,   na   ile   trafił   w   punkt,   a   następnie   zastanawia   się,   jakie   założenia  

doprowadziły  do  określonego  szacunku  i  co  może  poprawić  jego  trafność.  

No  więc  ja  od  kilkunastu  tankowań  spędzam  czas  przy  dystrybutorze,  zgadując  na  ilu  litrach  

zatrzyma   się   liczydło.   I  muszę   powiedzieć,   że   jestem  w   tym   coraz   lepszy.   Poniższy  wykres  

symbolicznie  pokazuje  błąd  prognozy.  

 

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     42  /  109  

   

Obserwacja  pojedynczego  pomiaru  pokazuje,  że  ciągle  się  mylę.  Ale  spojrzenie  na  całą  serię  

pokazuje,  że  błąd  powoli  się  zmniejsza.  Wartością  jest  nie  to,  że  się  w  ogóle  nie  mylę,  ale  to,  

że  coraz  pewniej  podaje  zbliżony  wynik.  Drugą  prawidłowością  jest  to,  że  stosunkowo  szybko  

zredukowałem   największe   błędy   szacowania,   a   później   poprawa   szacunków   jest   już  mniej  

wyraźna.   Trzecim   spostrzeżeniem   jest   to,   że   zacząłem   strukturalizować  moje   szacunki.   To  

jest   zastanawiać   się,   dlaczego   coraz   lepiej   szacuję.   Na   jakiej   podstawie   stwierdzam,   że  

zmieszczą   się   45   litry   a   nie   50.   Okazało   się   wówczas,   że   nieświadomie   biorę   pod   uwagę  

wskazanie   miernika   paliwa,   ilość   kilometrów   pozostałych,   lepiej   uświadomiłem   sobie,   ile  

naprawdę  pomieści  bak  itd.  Innymi  słowy  poziom  wiedzy  o  problemie  tankowania  wzrósł,  co  

poprawiło  wiarygodność  prognoz.  

W  projektach  mamy  podobną  sytuację.  A  jedną  z  cech,  która  odróżnia  efektywne  zespoły  od  

nieefektywnych  jest  to,  że  obserwują  swoje  błędy  i  poprawiają  prognozy.  W  jednym  zespole  

było  kiedyś  dwóch  specjalistów:  optymista,  który  zawsze  się  spóźniał  (choć  był  najszybszym  

fachowcem  i  tak)  oraz  pesymista,  który  zwykle  robił  na  czas  (choć  pracował  wolno).  Latwiej  

jest,   gdy   wiemy,   w   którą   stronę   nasz   ekspert   jest   przekalibrowany,   tj.   czy   zwykle  

niedoszacowuje,   czy   przeszacowuje.   Mając   dwóch   przeciwstawnych   ekspertów   mogłem  

zadać  to  samo  pytanie  “Ile  zajmie  to  zadanie?”  i  wyciągnąć  średnią.  

 

Sun  Tzu  i  sztuka  obrony  projektów  

Sun   Tzu   –   legendarny   generał   starożytnej   armii   chińskiej,   autor   najstarszego   na   świecie  

podręcznika   sztuki   wojennej,   myśliciel.   Tak   opisuje   go   Wikipedia.   Mimo,   że   jego   dzieło  

traktuje   o   działaniach   wojennych,   to   wiele   jego   przemyśleń   wydaje   się   być   pomocnych  

w  biznesie,  a  szczególnie  pracy  z  projektami.  

“Ten,  który  zna  swojego  wroga  i  siebie  samego  nie  będzie  łatwym  przeciwnikiem.  Ten,  który  

zna   siebie,   ale   nie   zna   swojego  wroga,   będzie  miał   niewielką   szansę   zwycięstwa.   Zaś   ten,  

który  nie  zna  siebie,  ani  swojego  przeciwnika,  jest  skazany  klęskę  w  każdej  bitwie.”  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     43  /  109  

   

Oczywiście  słowo  “wróg”  należy  podmienić  na  bardziej  odpowiednie,  jednak  te  wytyczne  w  

krytycznych   sytuacjach,   gdy   projekt   z   zawzięciem   maszeruje   ku   klęsce,   mogą   pomóc  

odnaleźć  sens  i  kierunek  w  wirze  bitewnym.  

Szczególnie  obszar  zarządzania  ryzykiem  i  udziałowcami  w  projektach  zagrożonych  pozwala  

na  znalezienie  wielu  ciekawych  analogii.  

Wziąwszy   na   stół   pierwszy   cytat,   trudno   się   nie   zgodzić,   że   zarządzanie   udziałowcami   w  

upolitycznionym  projekcie,  o  wielu  niejasnych  kryteriach  decyzji   i   informacjach  przypomina  

prowadzenie  działań  wojennych  na  kilku  frontach.  Cele  co  prawda  pozostaje  mniej  krawy,  bo  

jest  nim  sukces  projektu,   czyli  dostarczenie  maksymalnego  możliwego  zakresu  w  zadanych  

ograniczeniach  czasowych,  pieniężnych,  jakościowych  i  innych,  oraz  co  ważne  w  takim  stylu,  

aby  dało  się  z  tymi  samymi  ludźmi  poprowadzić  kolejny  projekt.  

“Walczyć  w  tysiącu  bitwach  i  wygrać  je  po  tysiąckroć  nie  jest  dowodem  wspaniałej  strategii.  

Zdolność  pokonania  wroga  bez  walki  jest  dowodem  najwspanialszej  strategii.”  

Czasem  mam  wrażenie,   że   im  więcej   konfliktowych   sytuacji   napotkamy,   i   im  więcej   z   nich  

udaje   się   rozwiązać   “bez  krwawo”,   tym  bardziej   rośnie  nasza   zdolność  do   radzenia   sobie   z  

kolejnymi  potyczkami.  Ale  myślę   też,   że  wrasta  nasza  zdolność  do  skutecznego  załatwiania  

spraw  w  danej  organizacji.  

-­‐  O,   to   jest   ten   kierownik  projektów,   który  powoduje,   że   sprawy   toczą   się   lepiej.   –  można  

czasem   usłyszeć   o   takiej   osobie.   –   Parę   razy  mieliśmy   duży   spór   i   zawsze   udało   się   dojść  

korzystnej  dla  wszystkich  zgody.  

Wydaje  mi  się,  że  z  czasem  po  prostu  rośnie  zaufanie  do  człowieka  i  jego  stylu  radzenia  sobie  

z  trudnymi  sytuacjami.  

Przy   czym   zwykłe   unikanie   problem   trudno  moim   zdaniem   nazwać  zwycięstwem,   bowiem  

konflikt  pozostaje  tylko  w  utajonej  formie.  Partyzantka  dalej  próbuje  zajmować  nasze  tereny,  

mimo  kampanii  sukcesu  w  prasie  i  telewizji.    

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     44  /  109  

   

“Celem  powoływania  armii   jest  szybkie   i  decydujące  zwycięstwo.  Jeżeli  wygranej  nie  można  

osiągnąć  szybko,  armia  popadnie  w  letarg  i  utraci  ducha  walki.”  

Projekt,   który   się   rozciąga   w   czasie   staje   się   coraz   bardziej   narażony   na   ryzyka,   które  

pojawiają   się  w  naturalny   sposób.  Im  dłużej   będzie  mieli   otwarty   budżet,   zaangażowanych  

ludzi   i   uwagę   zarządu,   tym  większa   szansa,   że  stanie   się   “coś”.  Owo   “coś”   jest   jak   złośliwy  

chochlik,  który  czeka  właściwego  momentu.  Moim  zdaniem  niestety  ów  chochlik  nie  podlega  

prawom   zarządzania   ryzykiem,   nie   można   się   przed   nim   zabezpieczyć.   Jedyną   skuteczną  

metodą   jest   jak   najszybciej   zakończyć   projekt.   “Coś”   może   objawić   się   jako   na   przykład  

recesja  na  rynku,  brak  płatności  od  dostawcy  (nawet  w  zupełnie   innym  projekcie),  odejście  

kluczowego   członka   zespołu   z   pracy,   zmiana   zarządu,   czy   kryzys   medialny.   Owo   “coś”   w  

końcu  przyjdzie,  pytanie  tylko,  czy  zanim  zdołamy  zatwierdzić  raport  poprojektowy.  

Inna   interpretacja  powyższego   cytatu  nawiązuje  do  uwagi,   której  potrzebujemy   jak  Słońca,  

w  każdym  projekcie.  Projekt  musi  być  widoczny,  a  im  trudniejszy,  tym  bardziej  powinien  być  

wyeksponowany  na  światło.  Bo  tylko  wtedy  mamy  szansę,  że  ktoś  zauważy  nasze  problemy  i  

poda  pomocną  dłoń.  Im  dłużej  “armia  jest  w  ruchu”,  tym  staje  się  bardziej  znużona.  Zaczyna  

rozglądać  się  za  nowym  przedsięwzięciem  lub  żąda  podwyższenia  żołdu.  Ujmując  to  inaczej,  

quick  wins  zwielokrotniają  nasze  szanse  na  zwycięstwo.  

Na   koniec   muszę   dla   rzetelności   powyższego   opracowania   przyznać,   że   na   rynku   istnieje  

wiele  książek  o  zarządzaniu  inspirowanych  myślą  Sun  Tzu.  Wystarczy  w  Amazon  lub  Google  

wpisać  “sun  tzu  managament”.  Wymienione  tutaj  cytaty  są  tłumaczeniami  z  witryny  Chinese  

Wiki.   Choć   osobiście   poczułem   się   zainspirowany   tytułową   analogią,   napotykając   kolejny  

trudny  projekt.  

 

Technika,  której  nie  znajdziesz  w  żadnej  metodyce  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     45  /  109  

   

Ani  PMBOK®  Guide  ani  PRINCE2  nie  wymieniają  tej  techniki  w  aspekcie  zarządzania  kosztem  

projektu.  Powszechnie  stosowana  w  świecie  finansów,  doczekała  się  nawet  Nobla,  zupełnie  

nie  jest  znana  w  zarządzaniu  projektami.  Czemu?  Ale  od  początku  

Przed   uruchomieniem   projekty   decydenci   analizują   jego   uzasadnienie   biznesowe.   Jeżeli  

projekt   jest   komercyjny,   to   analizowany   jest   zwrot   z  

inwestycji  lub  wysokość  przychodów  lub  atrakcyjność  

względem  alternatywnej   inwestycji   itd.  Pojawiają   się  

wskaźniki   takie,   jak   ROI,   NPV,   IRR.   Niekiedy  

organizacji   rozbudowują  swoje  modele  o  dodatkowe  

o   przychody   pośrednio   powiązane   z   danym  

projektem,   jak   lojalizacja   klienta,   crossowanie   na  

innych   produktach,   redukcja   ryzyka   itd.   Jednak  

wszystkie  te  metody  mają  jedną  wspólną  cechę,  która  

obniża  ich  efektywność  –  są  zdeterminowane.  

Wycena  zdeterminowana  

Co   to   oznacza?   Wyobraźmy   sobie   przyszłość   jako  

zbiór   scenariuszy,   które   mogą   się   wydarzyć.   Te  

scenariusze   zmieniają   się   w   pewnych   kluczowych  

momentach   nazywanych   decyzjami.   Wówczas  

podejście   “zdeterminowane   graficznie   może  

wyglądać  tak,  jak  obok.  

Co   jakiś   czas   mamy   sytuację   decyzyjną,   która  

rozgałęzia   nam   warianty   działania.   Na   przykład,   w  

pierwszym   kroku   tworzymy   koncepcję   techniczną  

produktu.  Wówczas  pierwszą  decyzją  będzie,  czy  skasować  projekt,  czy   iść  dalej.  Następnie  

wykonywany  jest  prototyp.  Kolejną  decyzją  będzie,  czy  wychodzić  z  nim  na  rynek,  czy  dalej  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     46  /  109  

   

go   rozwijać.   W   końcu   mamy   gotowy   produkt   i   w  

trzecim   kroku   decydujemy,   czy   robimy   premierę   od  

razu   na   całym   rynku,   czy   też   w   ograniczonym  

zakresie,  tzw.  pilot.  

Przy   “zdeterminowanym”   podejściu   do   oceny  

wartości   projektu  mimo  pojawiających   się  w   trakcie  

projektu   sytuacji   decyzyjnych,   wartości   projektu  

wyliczamy   tak,   jakby   ich   nie   było.   Jakbyśmy   z   góry  

wiedzieli,   jakie   decyzje   podejmiemy,   np.   koncepcja  

zostanie   zatwierdzona,   prototyp   od   razu  wejdzie   na  

rynek,  nie  będziemy  robić  pilota.  I  dla  konkretnego  scenariusza  liczony  jest  NPV,  ROI,  czy  IRR.  

Na  rysunku  obok  na  pomarańczowo  zaznaczono  założone  decyzje.  

Przy   takim  podejściu   tracimy  wiedzę  o   tym,   jak  zmieniłaby  się  wartość  projektu,  gdybyśmy  

zachowali   elastyczność   decyzji.   Czyli   inaczej   mówiąc,   mimo,   że   możemy   decydować   o  

kierunku   projektu,   przy   jego   wycenie   zakładamy,   że   i   tak   obierzemy   z   góry   założony  

scenariusz,   który   da   nam   określony   zwrot.   Tracimy   wówczas   wiedzę   o   tym,   że   wartość  

projektu  może  być  dużo  wyższa  tylko  dzięki  temu,  że  mamy  opcję  skasowania  go  w  razie,  gdy  

np.  prototyp  okaże  się  słaby,  albo  wyniki  sprzedaży  w  pilocie  niezadowalające.  

Na  powyższym   rysunku  przedstawiono   taką   sytuację.   Planowano  w  projekcie   podejmować  

decyzje  symbolizowane  pomarańczowymi  rombami,  a  faktycznie  w  trzecim  etapie  zmieniono  

koncepcje,   i   podjęto   decyzje   oznaczone   czerwonymi   rombami.   NPV  możliwości   dokonania  

takiej   zmiany   nie   uwzględni   w   swoich   wyliczeniach.   Ale   jest   metoda,   która   sobie   z   tym  

poradzi.  

Opcje  realne  (ROV  –  real  option  valuation)  

Metodą,   która   uwzględnia   wartość   przyszłych   decyzji   w   niepewnym   projekcie   jest   Real  

Option  Valuation.  To  technika,  która  oparta  jest  na  wycenie  opcji  finansowych.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     47  /  109  

   

W   tej   metodzie   w   pierwszej   kolejności   tworzy   tzw.   ramy,   które   pozwalają   ustalić,   co   jest  

opcją.  Przykładowo  opcją  może  być  skasowanie  projektu,  jeżeli  po  analizie  wyników  pilota  i  

potencjalnej  zmianie  prognoz  sprzedaży.  

Następnie  ustala  się  kilka  parametrów,  jak:  

• wielkość  inwestycji,  

• liczba   kolejnych   okresów   czasu   (np.   lat),   w   których   będziemy   analizowali,   czy   wykorzystać  

opcję  (np.  skasować  projekt),  czy  też  kontynuować  zgodnie  z  pierwotnym  planem,  

• odchylenie   standardowe   reprezentujące   naszą   niepewność   oceny,   na   ile   zaplanowane  

przychody  zostaną  zrealizowane,  

• wartość  w   razie  wykorzystania  opcji   (w  naszym  przykładzie  podjęcia  decyzji   o   skasowaniu),  

oczywiście  może  być  zmienna  w  czasie,  

• oprocentowanie  alternatywnej,  nieryzykownej  inwestycji.  

W  efekcie  otrzymujemy  wartość  opcji  (tu  skasowania  projektu)  uwzględniającą  elastyczność  

związaną   z   tym,   że   być   może   go   w   przyszłości   skasujemy   (czyli   wykorzystamy   opcję)   i  

odzyskamy   część   środków.  Dzięki   temu  kadra  menadżerska  może  nie   tylko  przeanalizować  

koszt   pieniądza  w   czasie,   co   oferuje   NPV,   ale   również  wartość   bycia   elastycznym  w   razie,  

gdyby  zmieniły  się  warunki.  

Analiza  opcji  pozwala  korzystniej  ocenić  projekt,  który  wstępnie  ma  niski  zwrot  ze  względu  

na   ryzyko,   ale   dzięki   wprowadzeniu   dodatkowych   momentów   decyzyjnych   (w   projektach  

mówimy  o  etapach)  oceniony  będzie  wyżej,  bo  pozwala  sponsorowi  podejść  elastycznie  do  

tej  inwestycji.  

Podsumowanie  

Metoda   analizy   opcji   nie   jest   samodzielną   metodą   analizy   wartości   projektu.   Natomiast  

przydaje   się   jako   uzupełnienie   NPV   i   innych   tradycyjnych   wskaźników   finansowych.   Jeżeli  

mamy   projekt   o   mocno   niepewnej   wartości,   w   którym   można   wstawić   punkty   decyzyjne  

(etapy),  a   jednocześnie  wykazuje  on  stosunkowo  niewielkie  NPV,   to  metoda  realnych  opcji  

jest   w   stanie   wykazać   jego   dodatkową   wartość.   Dodatkowo   pokazuje   naczelnemu  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     48  /  109  

   

kierownictwu,  ile  warta  jest  możliwość  podjęcia  strategicznych  decyzji  w  trakcie  projektu,  to  

w  uproszczeniu  ROV  –  NPV.  

Plusy  ROV:  

• Uwzględnienie  niepewności  dotyczącej  wartości  projektu  

• Wykazanie  wartości  elastyczności  decyzyjnej  w  trakcie  trwania  projektu  (etapowania)  

Minusy  ROV:  

• Trudniejsza  do  zrozumienia  niż  NPV,  ROI  i  inne  tradycyjne  wskaźniki  

• Mało  popularna  

Źródło:  Project  Valuation  Using  Real  Options,  P.  Kodukula,  C.  Papudesu  

 

Syndrom  świętego  Mikołaja  

 

Święta   już   za   nami     (piszę   ten   tekst   26   grudnia),  

grubszy   o   parę   ciast   i   pierogów   oraz   jedno  

spostrzeżenie,   którym   chciałbym   się   podzielić.  

Niesamowicie  dynamiczny   i  decyzyjny  menadżer   to  

silny   sprzymierzenie   kierownika   projektu.   Jednak  

zdarza  się,  że  dynamizm  przeradza  się  w  raptowność  

działania.   Co   tutaj   przytoczono   pod   nazwą  

syndromu  Świętego  Mikołaja.  

Jaka   jest   strategia   owego  dobrotliwego   staruszka   z   perspektywy   klienta.   Czasem   zebrać,   a  

czasem   zignorować   zapotrzebowanie   konsumenta.   Następnie  w   na   sztywno  wyznaczonym  

terminie   zrealizować   dostawę   i   zniknąć,   nie   biorąc   odpowiedzialności   za   rezultaty.   Nawet,  

jeżeli   prezentem   jest   jakieś   paskudne   lub   uprzykrzające   życie   zwierzę   (w  moim   przypadku  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     49  /  109  

   

mops  spełnia  oba  te  warunki),  to  Mikołaj  może  odejść  w  glorii  i  dumie  z  dobrze  spełnionego  

obowiązku.  Wszak  spotkamy  się  dopiero  za  rok.  

Spotkałem  kilka  razy  szalenie  decyzyjnego  sponsora,  który  bez  namysłu  potrafił  “pomóc”.  

-­‐   Czego   znowu   nie   możesz   załatwić?   –   sponsor  Mikołaj   zapytał   niegrzecznego   kierownika  

projektu.  

-­‐  Próbuje  uzyskać  wsparcie  działu  finansowego,  ale  ciągle  mówią,  że  są  zajęci.  –  nieostrożnie  

odparł  zapytany.  

I  już  w  tym  momencie  czerwony  telefon  (a  jaki  kolor  ma  mieć  Mikołaj?)  łączy  z  szefem  działu  

finansowego,  wielkim,  nieokrzesanym  elfem,  który  właśnie  kończył   rok  budżetowy.   I   jak  co  

roku   narzekał,   że   szczyt   dostaw   jest   w   grudniu.   Właściwie   to   jedyny   miesiąc,   kiedy   są  

realizowane   jakiekolwiek   dostawy,   toteż   planowanie   zamknięcia   roku   w   tym   samym  

momencie  jest  szaleństwem.  Ale  cóż  –  tradycja!  

-­‐   Życzę   sobie,   abyś   właśnie   dzisiaj   pomógł   kierownikowi   tego   projektu.   On   jest   dla   nas  

najważniejszy.  

 

-­‐   Rozumiem   szefie,   ale   mamy   zamknięcie   roku   oraz   projekty   Y   i   Z,   które   podobno   są  

najważniejsze.  

-­‐  Oczywiście,   że   są.  Nie   robimy  nie  ważnych   rzeczy,  nie  bądź  głuptasem.   Jesteśmy  przecież  

dobrze  zorganizowanym  przedsiębiorstwem.  Nie  komplikuj,  tylko  tu  przyjdź.  

Chwilę   później   dyrektor   finansowy   zostaje   zbesztany  w   obecności   kierownika   projektu,   po  

czym  wychodzi  wściekły.  Na  to  Mikołaj  uśmiecha  się  do  sprawcy  zamieszania.  

-­‐  Załatwione!  –  poklepanie  po  plecach.  –  Co  się  mówi?  

-­‐  Dziękuję…  –  kierownik  projektu  może  tylko  westchnąć.  

Nie   zdążył  wspomnieć   szefowi,   że   jego  projekt  może   spokojnie  poczekać  dwa   tygodnie,   że  

naprawdę   zgadza   się   z   dyrektorem,   że   zamknięcie   roku   jest   ważniejsze   i   że   teraz   dopiero  

będzie  miał  problemy  w  pozyskaniu  wsparcia  działu  finansowego.  Ale  cóż,  szef  pomógł,   jak  

umiał.  

Sponsor  to  na  ogół  wysoko  umocowany  menadżer,  do  którego  nie  dotrą  konsekwencje  jego  

czynów.  Ponadto  obarczony   jest   szerokim  zakresem  obowiązków,   co  utrudnia   szczegółowy  

wgląd   w   każdą   sytuację.   To   może   spowodować   zawężenie   perspektywy,   w   konsekwencji  

dużą  łatwość  podejmowania  decyzji.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     50  /  109  

   

Taki   zapał   sponsora   może   też   wynikać   z   paniki.   Miałem   przyjemność   obserwować   kiedyś  

projekt  wdrożenia   trudnego   systemu   finansowego,   którego   głównym   problemem   był   brak  

analizy  wymagań  i  dobrego  zdefiniowania  zakresu.  Natomiast  sponsor  postanowił  się  wcielić  

w  rolę  św.  Mikołaja  i  pewnego  dnia  zakupił  pierwszy  z  brzegu  system.  Zrobił  to,  bo  zbieranie  

wymagań   tak   bardzo   się   przedłużało,   że   trzeba   było   temu   niezdarnemu   kierownikowi  

projektu  pomóc.  No   i  ów  kierownik,   jak   i   cały   zespół,   jak   i   paru  dyrektorów  będących  pod  

wpływem  owego  systemu  okazało  skrajną  niewdzięczność  za  taki  prezent.  Projekt  zaś  spóźnił  

się  jeszcze  bardziej  i  stał  się  źródłem  dziesiątków  interesujących  konfliktów,  ale  to  temat  na  

zupełnie  inną  opowieść.  

Podsumowując,   wcale   nie   chcę   narzekać   na   zbyt   rączego   sponsora.   Sponsor   to   naprawdę  

najlepszy   przyjaciel   projektu.   I   wiele   razy   widziałem,   jak   ratował   trudne   sytuacje.   Wręcz  

zapytany   ostatnio   przez   znajomego,   co   zrobić,   gdy   sponsor   w   ogóle   nie   interesuje   się  

projektem,  byłem  bezradny.  Skoro  nawet  sponsorowi  nie  zależy  na  przedsięwzięciu,  to  po  co  

je  realizować?  Nie  chcę  również  narzekać  na  Świętego  Mikołaja,  wszak  właśnie  spotkamy  się  

już  za  rok.  

 

Sprawdź  zawartość  przed  rozładunkiem  

Ostatnia   wizyta   we   wrocławskim   zoo   natchnęła   mnie   do  

skrobnięcia  kilku  zdań  na  temat  pewnej  analogii  do  świata  

projektów.   Na   środku   placu,   tuż   przy   dużym,   świeżo  

wzniesionym  wybiegu   stała  w  Słońcu  drewniana   skrzynia.  

Wysokości   dorosłego   człowieka,   dwukrotnie   większej  

długości.   Z   wymownym   napisem   podanym  w   tytule   tego  

artykułu  “Sprawdź  zawartość  przed  rozładunkiem“.  

Ale   od   początku.   Czy   zdarzało   się   wam   obserwować,   jak  

nowy   pomysł   zakwitał   w   głowach   kreatywnych  

pracowników?   Był   opakowywany   w   coraz   piękniejsze  

szaty,   kokardki   i   prezentacje   powerpointowe.   Zachwycał  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     51  /  109  

   

coraz   wyższe   szczeble   kierownictwa,   aż   w   końcu   uzyskiwał   zgodę   na   wydanie   sporych  

pieniędzy.   I   kiedy   już   duża   część   firmy   nim   żyła   i   dyskutowała   o   nim,   otrzymywał   go  

nieświadomy  niczego  kierownik  projektu.  Pół  biedy,  jeżeli  był  z  natury  malkontentem.  Wtedy  

mógł  zadać  wredne  pytanie:  “ale  po  co  my  to  robimy?“,  albo   inne:  “a  wiecie,   ile   to  będzie  

kosztować?“.   Jeżeli  okazywał  się  mniej  asertywny   lub  wręcz  był  entuzjastą  tej   idei,   to   łapał  

nowiutkie  pudełko  i  rzucał  się  by  je  dostarczyć  i  rozpakować.  

Albo  inna  sytuacja,  u  próg  niewielkiej  firmy,  akurat  w  kryzysie  finansowym,  pojawia  się  znana  

korporacja   ACME,   która   prosi   o   realizację   banalnego   projektu   za   rozsądne   pieniądze.  

Entuzjazm  natychmiast   każe   chwytać   za  długopis   i   podpisywać   krótką  umowę,  bo  przecież  

projekt   trzeba   dostarczyć   na   czas.   A   jak   zaczniemy   planować,   to   jeszcze   konkurencja  

przechwyci  nam  tłustego  klienta.  

Nie  wiem,   czy   zwróciliście   uwagę,   ale   skrzynia   na   zdjęciu  ma   niewielką   dziurkę   oznaczoną  

olbrzymią   czerwoną   strzałką.   Ta   krwista   strzałka   ma   dodatkowo   upewnić   koordynatora  

dostawy,   że  potem  nie  wymówi   się   “a   ja  nie  wiedziałem,   jak  mam  sprawdzić   tą   zawartość  

przed  jej  otwarciem“.  

Standardy   prowadzenia   projektów   dużo   uwagi   poświęcają   planowaniu   zakresu  

poprzedzonemu  zbieraniem  wymagań.  Ale  praktyka  często  jest  inna.  Aby  zaoszczędzić  czas,  

pod  presją  sponsora  lub  klienta  przystępujemy  do  roboty.  Pojawia  się  efekt  krzywej  bólu.  Nie  

ponosimy   wysiłku   na   planowanie,   to   poniesiemy   dziesięciokrotnie   większy   wysiłek   na  

ratowanie  projektu  pod  jego  koniec.  W  efekcie  i  tak  czas  zostanie  zmarnowany  na  pakowanie  

zbyt  dużego  projektu  do  zbyt  małej   skrzyni.  W  PMBOK®  Guide  na  42  procesy,  aż  20   (48%)  

dotyczy  planowania  projektu,  a  tylko  1  wymyślania  pomysłu  na  projekt.  Dlatego,  że  rasowy  

kierownik   projektu   najpierw   szczegółowo   sprawdzi,   co   zawartość   nowej   idei   zanim  

zobowiąże   się   ją   dostarczyć   i   rozładować.   Kodeks   etyczny   kierownika   projektu   (Project  

Management  Code  of  Professional  Conduct)  nakazuje,  aby  kierownik  projektu  podejmował  

się   przedsięwzięcia   tylko,   gdy   sam   ma   przekonanie   o   możliwości   jego   dostarczenia.   W  

przeciwnym  wypadku  jest  to  działanie  nieetyczne,  bo  wprowadza  klienta  i  sponsora  w  błąd  –  

“Kierownik  projektu  kiwnął  głową,  że  bierze  ten  projekt,  to  znaczy,  że  się  uda.  Co  z  tego,  że  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     52  /  109  

   

wyszedł   trzaskając  drzwiami   i   fukając.  Ci  od  projektów  zawsze  narzekają,  a  potem   jakoś   to  

jest.”  

Duże   szanse   już  wielokrotnie  przesłoniły   realia  wykonania  projektu.  De   Lesseps   stracił   cały  

majątek,  wylądował  w  więzieniu  za  malwersacje  i  niedługo  później  zmarł,  a  jego  syn  popełnił  

samobójstwo.  Wszystko   dlatego,   że   po   kanale   Sueskim   na   horyzoncie   pojawiła   się   jeszcze  

większa   i   apetyczniej   wyglądająca   skrzynia   (kanał   Panamski).   I   nie   sprawdzono   dokładnie  

zawartości  przed  rozładunkiem.  A  w  Panamie  niestety  klimat  daleko  bardziej  malaryczny  (20  

000   robotników   zmarło   w   trakcie   projektu)   i   duża   różnica   poziomu   wody   na   obu   końca  

(trzeba  było  dobudować  kilkanaście  śluz,  które  były  zbędne  w  Afryce).  

W  pewnym  projekcie   kierownik   projektu   okazał   się  malkontentem.   Po   otrzymaniu   pięknie  

opakowanego   pomysłu   stwierdził   rozbrajająco   –   “Marcin,   to   się   w   ogóle   nie   sprzeda.”   Po  

czym  ta  opinia  została  skonfrontowana  ze  sponsorem,  działem  sprzedaży  i  szefem  produktu.  

Odpowiedzi   padały   różne,   odpowiednio:   “Sprzeda   się   dokładnie   tyle,   ile   zostało   podane  w  

modelu   finansowym.  Wszystko   jest   policzone.“,   “Sprzeda   się   nawet   więcej   niż   w   modelu  

finansowym.“,  “Może  model  finansowy  jest  trochę  zawyżony,  ale  coś  z  tego  będzie.”  Projekt  

został  zrealizowany,  po  czym  przez  kilka  następnych  miesięcy  sprzedaż  wyniosła  niemal  zero.  

A  po  kolejnych  miesiącach  produkt  został  wycofany.  

W   innym  projekcie  klient  z  wysokim  pozornie  budżetem   i  zupełnie  bez  pomysłu  na  projekt  

doprowadził   firmę   na   skraj   wyczerpania   psychicznego   i   finansowego.   Celem   projektu   było  

wdrożenie   systemu   IT,   a   okazało   się,   że   trzeba   klientowi   wymyślić   procesy   księgowania   i  

sprzedaży,  a  także  opracować  cechy  produktów  i  warunki  finansowe.  Reakcją  zaś  klienta  na  

opóźnienia   w   projekcie   była   chęć   codziennego   (tak,   codziennego!)   otrzymywania   nowej  

wersji  oprogramowania.  Przy  braku  zaplanowania  projektu  i  podpisaniu  ogólnego  kontraktu  

trudno  o  kontrargument  dla  takiej  wymówki  klient:  “Panowie,  to  wy  jesteście  fachowcami  od  

komputerów   i   myślałem,   że   wy   mi   powiecie,   jak   będzie   wyglądał   proces   ofertowania.   Z  

resztą  podpisaliście  umowę  na  dostarczenie  drogiego  systemu.  Kiedy  w  końcu  dostanę  to,  co  

obiecaliście?   Acha   i   czcionka   na   wydrukach   z   systemu   niech   jednak   z   powrotem   będzie  

niebieska  i  troszkę  większa,  bo  bez  okularów  nic  nie  mogę  odczytać.“  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     53  /  109  

   

Jakie   remedium?   Parafrazując   cytat   Billa   Clintona,   mógłbym   powiedzieć   “Planowanie,  

głupcze!”  Zaplanuj  swoje  zwycięstwa,  albowiem  klęski  przyjdą  same.  

Na  koniec  pewnie  chcielibyście  wiedzieć,  co  było  w  środku.  Otóż  napis  na  boku  skrzyni  głosił  

“Dostawa  nosorożca  do  Zoo  Wrocław“.  Czasem  naprawdę  warto  sprawdzić  zawartość  przed  

rozładunkiem,   szczególnie   jeżeli  ma  ona   rozmiar   2  na  4  metry   i     stoi   przed  wybiegiem  dla  

nosorożców.  

 

Goldplating  po  bawarsku  

 

Goldplating,   zjawisko   powszechne,   gdy  

decydent   (sponsor,   klient,   kierownik   projektu)  

traci   kontrolę  nad   rzeczywistością   i   stara   się   za  

pomocą   projektu   nakarmić   własne   ego.  

Niniejszy   przypadek   opisuje   wręcz   wzorcowe  

wystąpienie  tego  syndromu.  Książkową  definicję  

tego   terminu   można   znaleźć…   w   książkach   na  

temat   zarządzania   projektami,   tutaj   zaś   skupimy   się   na   głównie   wymowie   poetyckiej.  

Bowiem   Ludwig   II   Bawarski,   zwany   również   Szalonym,  miał   naturę   poetycką   i   ciągnącą   ku  

rzeczom  pięknym  i  niestety  drogim.  

Ludwig   II   Wittelsbach   wstąpił   na   tron   Bawarii   w   wieku   18   lat.   Miał   rzadkie   szczęście  

odziedziczenia   sporego   majątku   po   swoim   dziadku   oraz   posiadania   stałych   apanaży  

królewskich.   Bawaria   była   wówczas   w   czasie   przemian.   Raptem   2   lata   po   objęciu   urzędu  

króla   przegrał   wojnę   z   Prusami   i   utracił   kontrole   nad   armią.   Bawaria   stała   się   państwem  

zależnym.  Król  miał  zatem  dużo  czasu,  aby  nie  zajmować  się  rządzeniem,  co  mu  najwyraźniej  

nie  wychodziło  a  skupić  się  na  estetyce.  

Od  młodych   lat  odwiedzał   ruiny   zamku  znajdujące   się  opodal   rodzinnego  domu   (będącego  

również   zamkiem   rzecz   jasna)   na   wzgórzu   Łabędzia   Skała.   Na   tyle   go   zainspirowały,   że  

postanowił   i   postanowienie  wcielił  w   życie  w  1869   roku   zbudować   średniowieczny   zamek.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     54  /  109  

   

Może  nie  tak  ponury  ani  obronny,  no  i  z  bieżąca  wodą.  Zamek  miał  składać  się  z  wielu  wież,  

200  sal,  kaplicy   i  pewnej   liczby  budynków.  Szybko  oszacowana   inwestycja  miała  kosztować  

bagatelne  3,2  mln.  marek  i  skończyć  się  w  1872  roku,  tj.  w  3  lata.  

Wkrótce  młody  Ludwig  zachęcony  pozytywnym  przyjęciem  swojej  wizji  postanowił  rozwinąć  

skrzydła   i   stworzyć   4   (słownie   cztery)   zamki,   w   stylu   barokowym,   rokokowym   i  

średniowiecznym,   czwartego   nie   rozpoczęto.   Oto   co   się   dzieje,   gdy   dzieci   są   chwalone  

zanadto.  Tak  rozpoczęto  prace  nad  Herrenchiemsee,  Linderfoh  oraz  Neuschwanstein.  Zamki  

miały  pozostawać  do  prywatnej  dyspozycji  króla,  który  w  jednym  zamierzał  słuchać  muzyki,  

w  drugim  spędzać  wakacje,  a  urzędować  w  trzecim.  

Zakres  był  wciąż  zmieniany  i  poszerzany.  Początkowa  wizja  jednego  skrzydła  Herrenchiemsee  

urosła  do  trzech  skrzydeł,  parku  i  generalnie  zagospodarowania  całej  wyspy  Herreninsel.  W  

przypadku  Neuschwanstein  kierownicy  prac  zmieniali   się  conajmniej   trzykrotnie.  W  efekcie  

budżet  Herrenchiemsee  z  5,7  mln  marek  urósł  do  16,6  mln,  zaś  Neuschwanstein  z  3,2  mln  do  

6,1   mln   marek.   Po   20   latach   prowadzenia   projektu   Neuschwanstein   zamek   ciągle   był  

nieukończony.   Z   resztą   do   dzisiaj   można   zwiedzać   jedynie   15   sal   z   planowanych   200.  

Podobnie   w   Herrenchiemsee   wykończonych   jest   20   z   70.   Czas   trwania   obu   projektów  

wydłużył  się  do  20  lat.  Aby  kontynuować  inwestycje,  król  zaciągał  kredyty,  udzielał  poparcia  

politycznego  Bismarckowi   i  prosił.  Pod  koniec  życia  był  zadłużony  na  7  mln  marek,  a  końca  

prac  nie  było  widać.  

 

Rząd  Bawarii  w  roku  1886  uznał  króla  za  niepoczytalnego  i  usunął  go  ze  stanowiska.  Dwa  dni  

później   wysłano   ekipę,   aby  wyprowadziła   go   z   zamku   Neuschwanstein,   jednak  władca   ich  

uwięził.   Kolejnego   dnia   uwolnił   ich,   jednak   rząd  wysłał   kolejną   ekspedycję   z   psychiatrą   na  

czele.  Tym  razem  Ludwig  II  dał  się  wyprowadzić.  12  czerwca  opuścił  swoje  dzieło  i  udał  sie  do  

zamku  Berg.  13  czerwca  służący  znaleźli  jego  samego  i  psychiatrę  unoszących  się  na  wodach  

jeziorach   Starneberger.   Przyczyna   śmierci   jest   do   dzisiaj   owiana   tajemnicą,   samobójstwo,  

wypadek,  czy  zabójstwo  króla  i  niewygodnego  świadka?  Do  dzisiaj  nie  wiadomo.  

Ale  to  nie  był  koniec  historii  projektu  Neuschwanstein.  Rząd  Bawarii  w  pierwszym  odruchu  

zamierzał  zgodnie  z  wolą  króla  rozebrać  zamek,  jednak  już  po  kilku  tygodniach  udostępnił  go  

publiczności.  Od   tego   czasu   zamek   jest   jedną   z   najbardziej   znanych   atrakcji   świata.  Disney  

zainspirowany   jego   kształtem   zaprojektował   swój   zamek,   który   możemy   oglądać   na  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     55  /  109  

   

czołówkach  wszystkich  filmów  animowanych.  Co  roku  odwiedza  go  1,3  mln  turystów,  a  np.  w  

2004  roku  zarobił   z   samych  biletów  6,4  mln  euro,  nie  mówiąc  o  wpływie  na  rozwój  całego  

regionu.  

Morał  z  tej  historii  jest  taki,  że  czasem  trzeba  zmienić  sponsora,  aby  dostrzec  nowe  korzyści  

w  projekcie  oraz  odciąć  się  od  tzw.  “sunken  costs”,  czyli  pieniędzy  utopionych  w  projekcie.  

Morał   drugi,   że   tylko   goldplating   z   absurdalnym   rozmachem   ma   szansę   zapewnić  

popularność.  A  i  tak  to  może  nie  uchronić  od  finansowej  katastrofy.  

 

Źródło  większości  faktów  –  Wikipedia.  

 

Projekty  w  matriksie  

Prowadzenie   projektów   w   firmie   o   strukturze  

macierzy   bywa   „interesujące”.   Zaryzykuję  

stwierdzenie,   że   w   projektach   często   nie   ma  

zespołów,   ani   kierowników   projektów,   wobec  

których   można   by   użyć   terminu   „kierownik”.   I   nie  

jest   to   wina,   ani   jednych,   ani   drugich.   To   wina  

organizacji.   Jeden   z   menadżerów   HR,   z   którym  miałem   przyjemność   rozmawiać   o   pewnej  

dużej   organizacji   macierzowej,   stwierdził,   że   realizacja   tam   projektów   to   przerzucanie  

glutów.  Z  jednej  strony  wpadają  gluty  zielone  i  organizacja  płaci,  by  po  jakimś  czasie  stały  się  

niebieskie.   Pracownicy   nie   rozumieją   zupełnie,   czym   są   owe   gluty,   dlaczego  mają   zmienić  

kolor,   i   dlaczego   ktokolwiek  mógłby   chcieć   za   to   płacić.   Pracownicy   po   prostu   za   pomocą  

szufli  przenoszą  gluty  między  kontenerami.  Uważam,  że  gluty  to  piękna  metafora  projektów  

w  organizacji  macierzowej.  

Poniżej  proponuję  nowe  spojrzenie  na  projekty  w  takich  organizacjach,  które  może  objaśnić  

część   frustracji,   z   którymi   borykają   się   ludzie.   Objaśnić,   choć   niekoniecznie   niestety  

wyeliminować.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     56  /  109  

   

Macierzowa  oznacza,   że   firma  w  dużej  mierze   realizuje   inne   rzeczy  niż   projekty.   Ludzie  na  

codzień   zaangażowani   są   w   pracę   bieżącą,   a   projekt   to   niechciana   wrzuta,   nieplanowane  

zlecenie,   które   trzeba   szybko   wykonać   i   zapomnieć.   Nawet   w   firmie,   w   której   projekty  

dominują,   ale   ludzie   są   zatrudnieni   w   różnych   działach,   przeciętny   pracownik   często   nie  

zauważa,  że  jest  w  projektach.  Ma  przed  sobą  listę  zleceń,  którą  trzeba  szybko  przerzucić  do  

szufladki   z   napisem   „OUT„.   I   nie   ma   znaczenia,   że   każde   z   nich   należy   do   innego  

przedsięwzięcia.   Przy   takim   nastawieniu   pracowników   trudno  mówić   o   istnieniu   zespołów  

projektowych.  Każdy  robi  swoje  zlecenia,  a  ktoś  inny  ma  się  martwić,  aby  złożyły  się  w  całość.  

Tym   kimś   jest   kierownik   projektu.   To   on   został   obarczony   zadaniem   osiągnięcia   celu,  

„zespół”   odpowiada   za   wykonanie   swoich   kawałków   całości.   Jednak   macierzowość   na  

poziomie  kierownika  projektu  objawia   swą  mroczną  stronę.  W  tej   strukturze  otrzymuje  on  

odpowiedzialność,   ale   nie  władzę.   Decyzje   z   reguły   podejmuje  menadżer,   który   przydziela  

premie   i   podpisuje   wnioski   urlopowe   swoim   ludziom.   To   za   jego   sprawą   członkowie  

„zespołu”   chcą   lub   nie   chcą   pracować   w   projekcie.   Dlatego   sformułowanie   „kierownik  

projektu”  podobnie,   jak  „zespół”  w  matriksie  powinno  zostać  wzięte  w  cudzysłów.  Ktoś  mi  

kiedyś  powiedział,  że  w  takiej  organizacji  kierownik  projektu  może  kraść,  kłamać,  żebrać  lub  

przekupywać   ludzi,  aby  współpracowali.   Jedyne,  czego  nie  może,   to  nakazać   im  wykonania  

zadań.  

Z   perspektywy   frustracji   kierownika   projektu   przewagę   ma   organizacja   funkcjonalna,   w  

której   z   definicji   uznaje   się,   że   nie   ma   kogoś   takiego   i   projektem   zarządzają   kolegialnie  

dyrektorzy.  

Projekty  w  organizacjach  macierzowych  można  podzielić  (jedynie  na  potrzeby  tego  tekstu)  na  

dwa  kroki.  Drugi  krok  to  ten,  w  którym  wszystko  jest  poukładane,  opisane,  ma  swoje  miejsce  

na  osi  czasu,  przypisany  budżet  osobodni  lub  pieniędzy.  W  tym  kroku  okresowo  przegląda  się  

postęp,   porównuje   do   planu   bazowego   i   raportuje   odchylenia.   Wykres   Gantta   i   raporty  

okresowe   wprowadzają   wrażenie   ładu   i   umiarkowania.   Każdy   dział   wie,   kiedy   ma   być  

zaangażowany   i  wie,  czego  się  od  niego  oczekuje.  Na  koniec  po  zweryfikowaniu  wykonania  

wszystkich   zadań   w   WBS   wszyscy   sobie   zgodnie   gratulują.   Warunkiem   koniecznym  

rozpoczęcia   drugiego   kroku   jest   właśnie   posiadanie   dokumentu   o   nazwie   WBS   (work  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     57  /  109  

   

breakdown  structure),  czyli   szczegółowego  opisu  prac  do  wykonania.  Mając  ów  dokument,  

można   zaplanować   harmonogram   i   budżet,   rozdzielić   odpowiedzialności   i   mierzyć  

odchylenia.  Krok  drugi  przedstawia  prawa  część  powyższego  obrazka.  Wiemy  w  nim  na  tyle  

duże,  że  możemy  stworzyć  strukturę  projektu.  O  tej  części  na  kilkuset  stronach  rozpisuje  się  

PMBOK  Guide  oraz  PRINCE2.  

Jednak  przed  krokiem  numer  dwa,  pojawia  się  niekiedy  krok  pierwszy.  Nazwijmy  go  krótko  

etapem   wypracowania   wizji,   koncepcji   i   rozwiązań   technicznych   projektu,   a   także  

potwierdzeniem   jego   uzasadnienia   biznesowego   oraz   poparcia   politycznego,   można   tez  

jeszcze  krócej  –  CHAOS.  W  tym  kroku  zachodzą  procesy  twórcze.  Musimy  razem  wymyślić,  co  

jest  w  ogóle  do  zrobienia   i  dlaczego  warto   się   tym  zająć.  Aby   tego  dokonać,  nie  wystarczy  

sztafeta   przekazywanych   między   działami   zleceń.   Trzeba   zacząć   współpracować   w  

dosłownym  rozumieniu  tego  słowa.  Dla  mnie  „współpraca”  oznacza  moment,  w  którym  nie  

wiadomo,   kto   konkretnie   wykonał   daną   pracę.   Zrobił   to   wespół   zespół.   I   tu   pojawia   się  

wspomniana   wyżej   cecha   macierzy,   osadzenie   ludzi   w   działach   funkcjonalnych.   Powoduje  

ona,   że   motywacja   do   wyjścia   ze   schematu   i   skupienie   się   na   wypracowaniu   wspólnego  

rozwiązania,  z  które  później   trzeba  będzie  brać  odpowiedzialność,   jest   trudne.  Bezpieczniej  

jest  przekładać  zlecenia  z  szufladki  IN  do  tej  drugiej.  

Część   projektów  ma   szczęście,   polegające   na   tym,   że   ktoś   już  wcześniej  wykonał   podobne  

przedsięwzięcie.   Wówczas   intuicyjnie   można   przyjąć,   że   WBS   i   pozostałe   elementy   planu  

będą   wyglądały   analogicznie.   Część   projektów   jest   jedynie   rozbudową   lub   usprawnieniem  

istniejącego   procesu,   bądź   rozwiązania.   To   oznacza,   że   dokładamy   nowe   elementy   do  

istniejącego  fundamentu.  Też  jest  wówczas  łatwiej.  Bowiem  znamy  fundament,  rozwiązania  

techniczne,  założenia  koncepcyjne  i  rynek.  Jesteśmy  dalej  na  krzywej  wiedzy  w  projekcie,  nie  

musimy  zaczynać  od  pełnej  ignorancji.  

Jednak   część   projektów   nie   cieszy   się   tym   przywilejem.   Gdy  musimy  wypuścić   produkt   na  

nieznany   rynek,   przetestować   nową   technologię,   wytworzyć   zupełnie   nowe   rozwiązanie,  

wówczas   nasz   poziom   wiedzy   jest   niemal   zerowy.   I   jednym   z   celu   kroku   pierwszego   jest  

wyjście   z   chaosu,   ustrukturalizowanie   projektu,   dzięki   zdobyciu   wiedzy   o   środowisku,  

ludziach,   klientach,   technologii   etc.   O   tym   ani   PMBOK   Guide,   ani   PRINCE2   taktownie   nie  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     58  /  109  

   

mówią.  A  właściwie  mówią,  nazywając  ten  etap  „przedprojektowym”,  albo  „inicjacją”.  Jakże  

dyplomatyczne  podejście.   :)  Smutna  prawda   jest  taka,  że  niekiedy  etap  chaosu  rozciąga  się  

na  cały  czas  trwania  projektu   i  kolejne  próby  stworzenia  WBS,  harmonogramu  lub  budżetu  

spełzają  na  niczym.  Galopujące   zmiany,   brak  wsparcia   sponsora,   brak   zrozumienia  potrzeb  

klienta  lub  problemy  z  technologią  zamieniają  kolejne  prognozy  w  nierealne  mrzonki.  

Podsumowując,   problemem   realizacji   projektów  w   strukturze  macierzowej   jest   często   zbyt  

szybkie   przejście   od   kroku   pierwszego   do   drugiego.   Nie   mamy   jeszcze   zweryfikowanej  

koncepcji,   a   już   dekomponujemy   zadania   i   zaczynamy   się   rozliczać   z   terminów.   Innym  

problemem  jest  brak  kontroli  nad  krokiem  pierwszym,  co  często  owocuje  właśnie  presją  na  

przejście   do   kroku   drugiego.   Kolejną   przeszkodą   jest   brak   motywacji   ludzi   w   organizacji  

macierzowej,   do   angażowania   się   w   kreatywne,   a   więc   ryzykowne   inicjatywy.   W   końcu  

standardy  zarządzania  niewiele  mówią  o  tym,  jak  uporządkować  krok  pierwszy.  

 

Jak  zdemontować  zarządzanie  projektami  w  pół  roku  

Tyle   książek   zostało   napisanych   o   wdrażaniu   metodyk   zarządzania   projektami,   o   dobrych  

praktykach,   postanowiłem   zatem   pójść   pod   prąd   strumienia   i   napisać   o   czymś  

przeciwnym    

Załóżmy   na   potrzeby   myślowego   eksperymentu,   że   mamy   do   czynienia   z   firmą,   w   której  

wdrożony   jest   proces   projektowy,   uczestnicy   projektów   znają   i   przestrzegają   swoich  

obowiązków,   prowadzona   jest   skrupulatna   dokumentacja,   projekty   są   precyzyjnie  

monitorowane,   a   decyzje   podejmowane   szybko.   Jakkolwiek   nie   znam   takiej   firmy,   to   dla  

uproszczenia  można  przyjąć,  że  taka  istnieje.  

Demontaż   kultury   zarządzania   projektami   powinniśmy   przeprowadzić   na   kilku   poziomach  

(podobnie,  jak  jej  wdrażanie):  

1. Wiedzy  –  ludzie  potrafią  realizować  efektywnie  projekty,  znają  zasady  metodyki.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     59  /  109  

   

2. Narzędzi   i   technik  –   w   bieżącej   pracy   wykorzystywane   są   narzędzia   zarządzania  

projektami,   jak   oprogramowanie   specjalistyczne  oraz   techniki,   np.   planowania  wbs,  

analizy  ryzyk,  harmonogramowania,  zarządzania  przez  odchylenia  itd.  

3. Procesów  i  decyzji  –  odpowiednie  role  są  wdrożone,  pracownicy  je  pełniący  wiedzą,  

co   powinni   robić,   procesy   są   realizowane   w   powtarzalny,   standardowy   dla   całej  

organizacji  sposób.  

4. Postaw  –   ludzie   nawet   przy   braku   bezpośredniego   nadzoru   pracują   zgodnie   ze  

standardem   zarządzania   projektami,   ponieważ   wierzą,   że   daje   to   większą  

efektywność.  

Wiedza  

Najprostszym  podejściem  na   spowodowanie,   aby   ludzie  nie   znali   się  na   tym,   co   robią,   jest  

losowe   mianowanie   kierowników   projektów.   Deprofesjonalizacja   (trudne   słowo)   zawodu  

może  polegać  na  wyborze  osób,  które  nie  tyle  znają  się  na  prowadzeniu  projektów,  co  akurat  

mają  trochę  czasu,  aby  to  robić.  Może  wynikać  z  problemów  kadrowych,  gdy  projektów  jest  

dużo  więcej  niż  fachowców  do  ich  prowadzenia.  Może  też  wynikać  z  bagatelizowania  funkcji  

kierownika  projektu  –  “przecież  to  może  robić  każdy”,  “my  też  możemy  mieć  swojego  PMa”.  

Może   też   wynikać   z   dużej   rotacji   pracownika,   według   moich   “eksperckich”   szacunków  

wdrożenie   nowego   kierownika   projektu   do   poziomu   100%   sprawności   to   ok.   6   miesięcy,  

zatem   wystarczy,   aby   poziom   rotacji   utrzymywał   się   kilkunastu   procent   rocznie,   by  

skutecznie  obniżyć  sprawność  zarządzania  projektami.  

Przy   braku   odpowiedniej   koordynacji   projektów   sprawa   staje   się   łatwiejsza,   bowiem  

członkowie   zespołów   projektowych   chętnie   skupią   się   na   swojej   operacyjnej   pracy,  

odkładając   na   bok   wrzutki   projektowe.   Uwaga:   dotyczy   to   przede   wszystkim   organizacji  

funkcjonalnych  i  macierzowych.  

Narzędzia  i  techniki  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     60  /  109  

   

Tutaj   dobrze   jest   odrzucić   potrzebę   stosowania   jakichkolwiek   narzędzi.   Po   co   biurokracja,  

notatki   ze   spotkań,   aktualizacja   harmonogramu,   budżetów,   zgłoszenia   zmian   i   ryzyk   itd.  

Pójście  na  żywioł  można  wdrożyć  od  razu,  zaprzestając  korzystania  z  narzędzi  i  przechodząc  

do  umawiania  się  i  planowania  na  “gębę”.  Należy  uważać  na  entuzjastów!  Bowiem  oni  mogą  

chcieć   cichaczem   prowadzić   harmonogramy   w   MS   Project,   czy   zapisywać   ustalenia   ze  

spotkań.  Łatwiej  jest,  gdy  firma  wdrożyła  centralną  platformę,  wystarczy  wówczas  centralnie  

ograniczyć  do  niej  dostęp.  

Procesy  i  decyzje  

W   tym   obszarze   kadra   kierownicza  ma   największe   pole   do   działania.   Częstą   techniką   jest  

chyba   bagatelizowanie:   “Dajcie   spokój   z   tym   komitetami,   ja   tu   teraz   decyduję!”,  

albo  “Wszystko   jest   tak,   jak   dawniej,   nic   się   nie   zmienia,   tylko   niech   teraz   wszystko  

przechodzi   przeze   mnie.”  Proces,   aby   był   skuteczny   musi   być   powszechnie   przestrzegany,  

również   przez   naczelne   kierownictwo,   a   kto   rozliczy   prezesa   za   to,   że   nie   stosuje   się   do  

uzgodnień?  

Sprytną   techniką   wycofania   procesów   projektowych   jest   także   zapraszanie   kolejnych   fal  

konsultantów,   którzy   w   dobrej   wierze   będą   analizowali,   słuchali   i   doradzali.   Idealnie,   gdy  

koniec   wizyty   poprzedniego   konsultanta   zbiega   się   z   przyjazdem   następnego,   nie   dając  

szansy   na   wdrożenie   usprawnień   i   zaobserwowanie   ich   wyniku.   To   powoduje   spadek  

zaufania   do   własnych   kompetencji   i   frustrację,   a   w   efekcie   pracownicy   zaczną   ignorować  

standardy,   bo  w   końcu   każdy   kolejny   konsultant  może   podważyć  wcześniejsze   ustalenia,   i  

zaczną   załatwiać   sprawy   po   swojemu.   Dla   zarządu   wygląda   to   w   porządku,   bo   przecież  

płacimy  wysokie   faktury,  więc  wiedza,   którą   otrzymujemy   jest   na   pewno  wartościowa.   Im  

więcej  faktur,  tym  więcej  wiedzy.  

Kolejnym  sposobem  jest  przejście  firmy  na  osi  struktur  organizacyjnych  o  stopień  lub  dwa  w  

lewo.   Już   wyjaśniam,   PMI   definiuje   5   typowych   struktur   organizacyjnych   od   funkcjonalnej  

(najmniej   wspierającej   projekty)   do   projektowej   przez  macierzową   słabą,   zrównoważoną   i  

silną.   Krok   wstecz   może   być   spowodowany   okopaniem   się   departamentów   na   swoich  

pozycjach,  ograniczenie  przepływu   informacji  oraz  sformalizowanie  zasad  współpracy  przez  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     61  /  109  

   

wymaganie   zatwierdzeń   coraz   ważniejszych   dyrektorów.   Czyli   innymi   słowy   oznacza   to  

podniesienie  zwodzonych  mostów,  zaryglowanie  bram  i  postawienie  murach  kadzi  ze  smołą  

na   wypadek   próby  współpracy   ze   strony   konkurencyjnej   twierdzy.  Może   być   to   wynikiem  

narastających   konfliktów,   pojawienia   się   niejasnych   zasad   pracy,   spadku   zaufania,  

problemów   komunikacyjnych   itd.   Każdy   liniowy   menadżer   będzie   wówczas   bronić   swojej  

pozycji,   ograniczając   możliwość   działania   zespołom   interdyscyplinarnym   takim,   jak  

projektowe.   Czyli   w   efekcie   firma   ze   struktury   zrównoważonej   macierzy   może   przejść   do  

słabej,  w  której  dominują  funkcje  operacyjne  nad  projektami.  

Postaw  

O   ile  pożądaną  kulturę  organizacyjną  buduje  się  długo,  źródła  podają  przynajmniej  około  5  

lat.   To   postawiłbym   hipotezę,   że   demontuje   się   ją   dużo   szybciej.   Wystarczy   zaniechać  

staranności,  przestrzegania  zasad,  aby  nieporządek  wdarł  się  do  organizacji.  Ludziom  łatwiej  

jest   zaniechać   staranności  w   działaniu   niż   się   jej   podjąć.  Moje   doświadczenia   pokazują,   że  

zdemontować  w  widoczny  sposób  kulturę  organizacyjną  można  w  rok.  Ale  jak  to  zrobić?  

Przykład   idzie   z   góry.   Potrzebny   jest   prezes   z   niejasnym   systemem   wartości   i  kryteriami  

oceniania  pracowników.  Konfuzja  i  agresja  słowna  mogą  tu  bardzo  pomóc.  Bo  wystarczy,  aby  

dyrektor   został   ostro   skrytykowany   za   sytuację,   która   w   jego   oczach   jest   poprawna   i  

oczywista,  by  przelał  swoją  złość  na  podwładnego,  który  do  tego  doprowadził.  Niezależnie  od  

tego,   że  ów  dyrektor  owego  podwładnego  kiedyś  o   to  poprosił.   Kaskada  agresji,   niechęci   i  

niezrozumienia   szybko   spływa   po   szczeblach   hierarchii,   zapewniając   naprawdę   lodowaty  

prysznic  tym  na  dole.  

W  efekcie  pojawia  się  wrażenie  u  pracowników,  że  cele  można  skutecznie  osiągnąć  

§ albo  relacjami  –   “ty   mi   po   znajomości   ustawisz   komputer,   to   ja   ci   zatwierdzę  

procedurę,  w   przeciwnym  wypadku   bardzo   ciężko   będzie  mi   znaleźć   czas   na   twoje  

zadania  w  najbliższych  kilku  miesiącach”,  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     62  /  109  

   

§ albo  biurokracją  –   przez   zwoływanie   komitetów,   narad,   telekonferencji,   spisywanie  

notatek   z   niekończących   się   spotkań   niczym   “Moda   na   sukces”,   tworzenie  

wirtualnych  action  planów,  działań  naprawczych,  okólników  itp.  

§ ili  manipulacją  –   czyli   generalnie   przez   zbieranie   haków,   rozmywanie  

odpowiedzialności,   unikanie   tematów   i   przerzucanie   zadań   na   kolejnego   “frajera”,  

maskowanie  problemów  itd.  

Podsumowanie  

Badania  niegdyś  prowadzone  przez  PMI  na  temat  wartości  zarządzania  projektami  pokazały  

między   innymi,   iż   w   wielu   przypadkach   wysoka   jakość   zarządzania   opiera   się   na  

zaangażowaniu  konkretnych   ludzi,  którym  zależy.  Gdy  znikają  wiele  organizacji   zmienia  się,  

niekiedy   tracąc   osiągniętą   dojrzałość   projektową.   Wdrożone   standardy   zarządzania  

projektami  nie  są  dane  na  zawsze,  trzeba  starać  się  je  rozwijać  przez  cały  czas,  a  zaniechanie  

tego  wysiłku  powoduje  szybkie  wyparowanie  dobrych  praktyk  i  postaw.  

Entropia  rośnie,  a  aby  ją  powstrzymać  trzeba  wkładać  do  systemu  coraz  większą  energię.  

 

Strategiczna  zmiana  w  firmie  

Czyli   jak   uniknąć   zderzenia   z   asteroidą   Apophis  w   2036   roku.   Do   Ziemii   zbliża   się   kilkuset  

kilometrowy  obiekt.  Od  paru  miesięcy  podejrzewamy,  że  nasza  błękitna  planeta  znajduje  się  

na  jego  kursie  kolizyjnym.  Skutki  takiego  zderzenia  łatwo  sobie  wyobrazić,  lecz  jeżeli  jednak  

ktoś   chciałby   zobaczyć   to   dramatyczne   to   załączam  

linka:  http://www.youtube.com/watch?v=xY6OPaHD-­‐Iw.  Co  możemy  zrobić,  aby  przeżyć?  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     63  /  109  

   

Przed  takim  dylematem  stoi  wiele   firm.  Zdarza  się,   że   firma  od  dłuższego  czasu  obserwuje,  

jak   rynek   na   jej   usługi   się   kurczy,   przychody   spadają,   klienci   coraz   bardziej   narzekają   na  

jakość,  rosną  koszty  utrzymanai.  Często  firmy  

są   w   stanie   precyzyjnie   wyliczyć,   w   którym  

momencie   utracą   zyskowność,   a   w   którym  

płynność  finansową.  Jednak  równie  często  nie  

są  w  stanie  podjąć  skutecznych  działań.  

Metoda  pierwsza  to  odchylanie  grawitacyjne.  

Polega  na  tym,  że  w  kroku  pierwszym  do  asteroidy  zbliża  się  rakieta,  w  kroku  drugim  ustawia  

się   obok   niej   i   zaczyna   oddziaływać   grawitacyjnie.   Asteroida   pod   wpływem   masy   rakiety  

powoli   odchylać   się   będzie   w   bok,   by   w  

kroku  trzecim  z  sukcesem  ominąć  Ziemię.  

Metoda  druga  to  spowolnienie  asteroidy.  

W   tym  wypadku   chodzi   o   to,   aby   asteroida  

nie   zdążyła   trafić   w   naszą   planetę.  W   tym  

celu  w  kierunku   ciała   niebieskiego  wysyła   się   rakietę,   który   po   dotarciu   do   niej   zaczyna   ją  

pchać.  Wskutek  długotrwałego  oddziaływania   asteroida   zaczyna  nieznacznie   zwalniać,   co   z  

kolei  pozwoli  Ziemii  przemknąć  przed  nią  i  uniknąć  kolizji.  

Metoda  trzecia  to  ekran  słoneczny.  

Tutaj   wysyłamy   na   asteroidę   sondę,   która  

umocowuje   na   niej   ekran,   w   innych  

scenariuszach  jest  to  żagiel.  Ów  ekran  zaczyna  

być  poddawany  działaniu  wiatru  słonecznego,  

co  powoduje  z  kolei  powolne  spychanie  ciała  

niebieskiego  z  kolizyjnego  kursu.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     64  /  109  

   

Co  łączy  wszystkie  te  metody?  

1. Wieloletni  plan  –  na  wiele  lat  naprzód  musimy  przewidzieć,  że  jakieś  ciało  niebieskie  

znajdzie  się  na  tyle  blisko  Ziemii,  by  nam  zagrozić.  

2. Długotrwałe   oddziaływanie  –   asteroida   ma   olbrzymią   masę,   więc   jednym  

uderzeniem  raczej  nie  można  jej  zepchnąć.  Ale  powolne  i  nieustające  popychanie  jej,  

może  dać  właściwy  efekt.  Wszak  kropla  drąży  skałę  nie  siłą,  a  częstością  padania.  

3. Zsynchronizowane   wysiłki  –   nawet   subtelne   oddziaływanie   musi   być  

skoordynowane,   aby   nadawać   asteroidzie   z   góry   zaplanowany   kierunek,   a   nie  

popychać  ją  w  różne  strony.  

Zaryzykuję   stwierdzenie,   że   to   jest   trochę   jak   w   biznesie,   gdy   zamierzamy   zrealizować  

strategię.  

Gdzieś  znalazłem  wyniki  badań  (niestety  już  nie  przytoczę  źródła),  gdzie  mówi  się,  iż:  

§ 90%  strategii  w  amerykańskich  i  europejskich  firmach  nie  jest  realizowane  w  czasie  i  z  

zamierzonymi  rezultatami,  

§ 64%  liderów  nie  ma  pewności,  że  ich  organizacja  jest  w  stanie  zrealizować  strategię,  

§ mimo,   że   69%   respondentów   uważa,   że   ich   firma   ma   inspirującą,   jasną   i   co  

najważniejsze,  realistyczną  strategię.  

Zatem   niekoniecznie   największym   problemem   jest   wymyślić   dobrą   strategię,   często  

prawdziwym  wyzwaniem  jest  ją  stworzyć.  Bowiem  strategia  jest:  

§ wieloletnim   planem   (wizja   +   ścieżka   realizacji)   –   nie   tylko   musimy   wiedzieć,   co  

chcemy  osiągnąć,  ale  i  jak  się  tam  dostać,  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     65  /  109  

   

§ nastawionym   na   długotrwałe   oddziaływanie   –   nic   się   nie   dzieje   nagle,   organizacje  

powoli  się  wykoleja  i  ale  i  powoli  nastawia  na  dobry  tor,  

§ synchronizującym  wysiłki  całej  firmy  –  tylko  zmasowany  wysiłek  może  dać  przewagę  

konkurencyjną,   wszak   konkurencja   właśnie   angażuje   wysiłek   wszystkich  

pracowników,  więc  jeżeli  my  tego  nie  robimy,  to  zostajemy  w  tyle.  

W  pierwszym  kroku  strategia  musi  zostać  zoperacjonalizowana.  Czyli  mglista  wizja  powinna  

zostać  skonwertowana  na:  

§ modele  opisujące  zależności  między  kluczowymi  elementami  strategii  –  modele  mogą  

przyjmować   postać   analiz   w   Excelu   pokazujących   zależności   między   elementami  

funkcjonowania   firmy,   jak   koszty,   przychody,   klienci,  marże   itd.   albo   ogólnych  map  

strategicznych   (w   jednym   z   poprzednich   wpisów   możecie   zobaczyć   taką   mapę  

strategiczną  linii  lotniczych  Southwest  Airlines),  

§ mierzalne  cele  do   osiągnięcia   przez   poszczególne   zespoły   i   ludzi   –   to   po   prostu  

hierarchiczna   lista   zamierzeń   firmy,   które   można   przypisać   do   poszczególnych  

zespołów,  czy  nawet  ludzi.  

Następnie   pojawia   podstawowa   cegiełka   realizacji   strategii,   czyli   projekt.  Projekt  jak  

wiadomo   to   przedsięwzięcie   ograniczone   w   czasie,   unikalne   i   planowane   progresywnie.  

Natomiast   ważne   jest,   że,   aby   osiągnąć   długotrwałą   synchronizację   setek   działań   musimy  

zrobić   coś   jeszcze   –   zgrać   projekty   w   jednym   programie   i   portfelu.   Dzięki   zarządzaniu  

protfelem  projektów  i  programem  z  cegiełek  można  budować  spójną  budowlę  przy  w  miarę  

optymalnym  wykorzystaniu   zasobów   i   ludzi.   Strategię  właśnie  buduje   się   z   takich   cegiełek,  

które  łączy  się  w  większe  całości,  jak  programy.  

Program  to   najprościej   mówiąc   zbiór   projektów   powiązanych   ze   sobą   zwykle   wspólnymi  

celami   strategicznymi.   Zarządzamy   programem,   bo   wierzymy,   że   traktowanie   projektów  

wspólnie   da   nam   dodatkową   przewagę   w   postaci   efektu   synergii.   Tu   liczą   się   przede  

wszystkim  korzyści  osiągane  za  pomocą  projektów.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     66  /  109  

   

Zarządzanie   programem   nie   jest   zarządzaniem   projektem   tylko   większym.   Skupia   się   ono  

przede  wszystkim  na  trzech  elementach,  których  nie  ma  w  projektach,  a  przynajmniej  nie  w  

takim  nasileniu:  

1. Zarządzaniu  korzyściami  –  program  ma  dostarczać  długofalowe  rezultaty  biznesowe.  

O   ile  projekt  ma  dostarczyć  zakres,   to  na  poziomie  programu  troszczymy  się  przede  

wszystkim,   po   co   ten   zakres   jest.   Co   ze   zrealizowania   danego   projektu  wynika   dla  

organizacji.   Tutaj   przypisuje   się   odpowiedzialność   za   korzyści,   określa   środki  

potrzebne,   aby   je   zdobyć   i   utrzymać,   mierzy   ryzyka   dla   nich.   Inaczej   mówiąc,  

odpowiedzialność   menadżera   programu   zaczyna   się   tam,   gdzie   kończy   się  

odpowiedzialność  kierownika  projektu.  

2. Zarządzaniu   udziałowcami  –   zarządzanie   udziałowcami   jest   w   programie   o   tyle  

istotny,  że  jego  zasięg  oddziaływania  jest  duuużo  większy  niż  projektu.  Obejmuje  on  

nie   tylko   całe   przedsiębiorstwo,   ale   i   związki   zawodowe,   organizacje   pozarządowe,  

inne  firmy,  klientów  itd.  Wyobraźmy  sobie,   jaki  wpływ  na  otoczenie  ma  na  przykład  

program  Euro  2012,  albo  budowa  obwodnicy  dużego  miasta.  

3. Tworzeniu   struktur   zarządczych  -­‐rolą   menadżera   programu   nie   jest   prowadzić  

przedsięwzięcia,   a   jedynie   nadzorować   innych   ludzi,   którzy   to   robią   –   kierowników  

projektów.   Można   to   osiągnąć   najpierw   przez   wprowadzenie   zasad   prowadzenia  

projektów,   standardów,   dokumentów,   odpowiedniej   komunikacji,   szkoleń,   a  

następnie  przez  monitorowanie  przestrzegania  wdrożonej  metodyki.  

Portfel   projektów  to   po   prostu   zbiór   przedsięwzięć   w   firmie,   które   zebrane   są   razem   dla  

celów   kontrolnych,   uwspólniania   metod   zarządzania,   optymalizacji   zasobów.   Tu   liczy   się  

wspólna  administracja  inwestycjami  firmy.  W  przeciwieństwie  do  programu  tutaj  istotna  jest  

optymalizacja   zasobów  przez   kierowanie   ich   do   najpotrzebniejszych  

przedsięwzięć.  Zarządzanie   portfelowe   posługuje   się   przede   wszystkim  

narzędziami  administracyjnymi,   jak   pilnowanie   procesu   decyzyjnego   projektów,  

utrzymywanie   standardów   zarządzania,   kontrola   stanu   projektów,   raportowanie   i   analizy  

inwestycji.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     67  /  109  

   

James  Collins  w  swojej  książce  Good  to  Great  napisał,  że  firmy  jedną  z  cech  firm  wielkich  jest,  

że   potrafią   wykonać   tysiące   drobnych   kroczków   we   właściwym   kierunku,   co   w   efekcie  

zapewnia   im   przełom   na   rynku,   który   trudno   później   powstrzymać.   Przypomina   to  

rozkręcanie   koła  młyńskiego,   jednym  gwałtownym   ruchem  nie  da   się  mu  nadać  biegu.  Ale  

popychając  po  trochu,  z  czasem  koło  zacznie  się  z  wolna  obracać,  przyśpieszać,  aż  w  końcu  

rozpędzi   się   tak,   że  niemożliwym   je  będzie   zahamować.  Tak  właśnie  wielkie   firmy   realizują  

swoją  strategię.  

Podsumowując,  perspektywa   strategiczna   to  okres  3  do  5   lat,  większa   firma   to   kilkaset  do  

kilkudziesięciu   tysięcy   ludzi   realizujących   tysiące   rozmaitych   zadań   oraz   często   miliony  

klientów.  W  tak  złożonym  środowisku  nie  ma  szans  na  szybkie  rozwiązania  wdrażane  przez  

kilku  herosów.  Scenariusz,  w  którym  dwóch  bohaterów  ratuje  świat  jest  realny…  

…tylko  w  firmie  Armageddon.    

Do  napisania  tego  tekstu  “zmusił”  mnie  wykład,  który  miałem  ostatnio  na  uczelni  pod  hasłem  

zarządzanie  zmianą  strategiczną.  

Ps.:  

Co   ciekawe   cytowana   we   wspomnianym   firmie   metoda   wysadzenia   asteroidy   paczką  

atomówek   wcale   nie   jest   najlepszy   rozwiązaniem.   Bowiem   nawet   gdyby   udało   się  

rozkawałkować   ją,   to   przecież   te   odłamki   dalej   leciałyby   w   stronę   Ziemii   i   wtedy   dopiero  

zobaczylibyśmy   deszcz   meteorytów.   Ale   kto   chciałby   oglądać   dramatyczny   film   o  

wielomiesięcznym   odchylaniu   trajektorii   asteroidy   milimetr   po   milimetrze   przez   niewielką  

rakietę?  Nie  ma  nawet  miejsca  na  flagę  amerykańską,  no  chyba,  że  na  biurku  inżynierów  w  

NASA.  

Źródła:  

§ http://www.youtube.com/watch?v=xY6OPaHD-­‐Iw  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     68  /  109  

   

§ http://www.youtube.com/watch?v=GJFT0BgRtcI  

§ http://www.youtube.com/watch?v=KqTSQrHgipA&feature=related  

§ http://en.wikipedia.org/wiki/Good_to_Great  

 

 

Eseje  o  strategii  i  

przywództwie  

 

Realizacja  strategii  firmowej  

90%   strategii   w   amerykańskich   i   europejskich   firmach   nie   jest   realizowane   w   czasie   i   z  

zamierzonymi   rezultatami.  Co  drugi   lider  dostrzega   lukę  między  zdolnością  do  stworzenia   i  

komunikowania  strategii  a  zdolnością  do  wdrożenia  jej  w  życie.  Co  ważniejsze,  64%  liderów  

nie  ma  pewności,  że  ich  organizacja  tę  lukę  jest  w  stanie  zapełnić.  Problemem  nie  jest  jednak  

brak   dobrej   strategii,   bowiem   aż   69%   respondentów   dostrzegających   lukę   uważa,   że   ma  

inspirującą,  jasną  i  co  najważniejsze,  realistyczną  strategię.  

Pierwszym  warunkiem  jest  posiadanie  skonkretyzowanej  strategii   lub  przynajmniej  zestawu  

długoterminowych   celów.  Następnie   przyjmuje   się,   że   narzędziem  wprowadzania   zmian  w  

organizacji   jest   na   poziomie   taktycznym   portfel   projektów,   a   na   poziomie   operacyjnym   –  

projekt.  Efekty  realizacji  projektów  powinny  być  mierzone  w  kontekście  wpływu  na  założone  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     69  /  109  

   

cele   strategiczne.   W   dalszej   części   omawiam   ten   model,   ilustrując   go   przykładami   kilku  

przedsiębiorstw.    

Southwest  Airlines  od  1973  r.  nieprzerwanie  przynosi  zyski,  podczas  gdy  konkurencyjne  linie  

zmuszone   były   do   pokrywania   strat,   znacznych   redukcji   personelu,   a   niektóre   wręcz  

zbankrutowały.  Jest  to  niedorównany  rekord  na  tym  trudnym  rynku3.  SWA  charakteryzuje  się  

m.in.   niezwykłą   kulturą   organizacyjną   i   doskonałością   procesów   obsługi   lotów   oraz  

szczególną  strategią.  Na  rysunku  2  przedstawiono  ciekawą  koncepcję  praktycznego  modelu  

funkcjonowania  firmy  na  rynku,  stojącego  za  spektakularnym  sukcesem  linii  lotniczych  SWA.  

Z   mapy   strategicznej   (widocznej   na   początku   wpisu)   można   odczytać,   że   celem   SWA   jest  

oferowanie   bardzo   tanich   połączeń.   Aby   to   zrealizować,   firma   musi   uzyskać   przewagę  

kosztową.   Zapewnia   jej   to   wysoki   stopień   utylizacji   maszyn,   realizowany   z   kolei   dzięki  

krótkim   postojom   na   ziemi   i   częstym,   lecz   krótkim   lotom.   Jeden   samolot   może   wykonać  

nawet  7  lotów  dziennie.  Dzięki  temu,  że  loty  są  krótkie,  nie  ma  problemu  transferu  bagaży.  

Miejsca  nie  są  numerowane,   tylko  pasażerowie  zajmują   je  według  kolejności  boardowania,  

co   z   kolei   promuje   punktualnych   klientów,   znowu   redukując   czas   postoju   maszyny   na  

lotnisku.   Firma   skupia   sie   na   oferowaniu   krótkich   połączeń   między   średniej   wielkości  

miastami   i   drugorzędnymi,   czytaj:   tańszymi,   lotniskami.  Wszelkie  usługi   podnoszące   koszty  

przelotu  są  likwidowane.  Kolejnym  założeniem  redukcji  kosztów  jest  bezpośrednia  sprzedaż  

biletów   przez   telefon,   automaty   biletowe   i   internet   oraz   brak   aliansów   z   innymi   liniami  

lotniczymi.  Aby  utrzymać   sprawność  obsługi   lądowej,  pracownicy  muszą  być   zmotywowani  

do  wzajemnej  pomocy  i  mieć  uniwersalne  kompetencje.  Zatem  firma  stawia  na  długotrwałe  

relacje   z  pracownikami.   Ich  wysoka  motywacja  dodatkowo  podnosi   satysfakcję  pasażerów,  

którzy  są  obsługiwani  przez  zadowoloną,  a  czasem  nawet  dowcipną   (polecam  rzucić  okiem  

na  filmy  z  lotów  SWA  na  YouTube)  załogę.  

Jeżeli   strategię   da   się   streścić   na   jednej   stronie,   to   zapamięta   ją   każdy  pracownik.   Jeżeli  

zapamięta   ją   każdy,   to   każdy   w   firmie   będzie   w   stanie   ją   realizować.  A   to   oznacza  

skuteczne  wdrożenie.  

Skuteczna  egzekucja  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     70  /  109  

   

Szczególnie   istotnym   problemem   jest   skuteczne   wdrożenie   strategii   w   organizacji.   Jej  

wdrażanie   oznacza   wprowadzanie   zmian   w   organizacji   na   różnych   jej   poziomach.   W   tym  

kontekście  od  kilku  lat  popularność  zyskuje  sobie  podejście  zwane  zarządzaniem  projektem  

oraz,   w   aspekcie   wielu   równoległych   projektów,   zarządzanie   portfelem   projektów.  

Zarządzanie  projektem  wydaje  się  już  uznanym,  systemowym  i  powtarzalnym  podejściem  dla  

realizacji  złożonych  zmian.  

Zatem   założeniem   skutecznej   egzekucji   strategii   jest   takie   zaplanowanie   inicjatyw  

strategicznych,   aby   można   je   było   realizować   za   pomocą   metod   i   technik   projektowych.  

Innymi   słowy,   aby   takie   przedsięwzięcie   miało   dobrze   przeanalizowane   uzasadnienie  

biznesowe,  wizję,  plan  jego  realizacji  i  aby  były  one  uzgodnione  z  głównymi  udziałowcami.  

Zarządzanie  portfelem  projektów  

Jedna   z   czołowych   organizacji   w   obszarze   zarządzania   projektami,   Project   Management  

Institute,   proponuje   dla   zarządzania   portfelem   projektów   ustandaryzowane   podejście,  

zwane  potocznie  metodyką.  Metodyka  zarządzania  portfelem  wymienia  następujące  główne  

obszary6:  

1. identyfikacja;  

2. kategoryzacja  i  ocena;  

3. priorytetyzacja;  

4. bilansowanie;  

5. autoryzacja.  

Identyfikacja   polega   na   znalezieniu   w   organizacji   wartościowych   pomysłów.   Firmy   dla  

wsparcia   identyfikacji  dobrych   idei  stosują  wiele  narzędzie:  od  narad,  przez  burze  mózgów,  

po  rynki  i  konkursy  innowacji.  W  trakcie  oceny  pomysły  są  analizowane  przez  specjalistów  z  

różnych  dziedzin  pod  kątem  tego,  czy  da  się  je  wykonać  i  czy  opłaca  się  to  robić.  W  zależności  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     71  /  109  

   

od   uzasadnienia   biznesowego   i   potencjalnych   zagrożeń   ta   ocena   może   być   bardzo  

szczegółowa  od  strony  technicznej  (dotyczy  np.  innowacyjnych  projektów  informatycznych),  

finansowej  (np.  nowe  produkty  w  bankach),  marketingowej  lub  jeszcze  innej.  Aby  zachować  

różne   podejście   do   różnych   rodzajów   projektów   i   aby   podzielić   portfel   projektów   na  

podportfele   w   celu   łatwiejszego   zarządzania   nimi,   często   stosuje   się   kategoryzację  

przedsięwzięć.  

Priorytetyzacja   projektów  w  portfelu  ma   znaczenie,   gdy  występuje   konflikt.   Jeżeli  w   danej  

chwili   dostępni   są   ludzie,   którzy   mogliby   dany   projekt   wykonać,   uzyskuje   on   najwyższy  

priorytet,   czyli   natychmiastową   wykonalność.   Prawdziwa   priorytetyzacja   pojawia   się   tam  

dopiero  wtedy,  gdy  wykonanie  danego  projektu  opóźniłoby  wykonanie  innego.  

Bilansowanie  polega  na  takim  przesuwaniu  zadań  w  projektach,  aby  uwzględnić  ograniczenia  

zasobów   firmy:   finansowych,   ludzkich,   czy   też   maszyn.   Mając   przypisane   priorytety   do  

projektów,   podczas   bilansowania   zasobów   można   skupić   się   na   zakończeniu   w   pierwszej  

kolejności  tych,  które  są  najważniej-­‐sze  dla  organizacji.  Jedna  z  ważniejszych  zasad  polega  na  

tym,  aby  robić  równolegle  jak  najmniej  projektów,  w  celu  uniknięcia  wielozadaniowości.  

Imperatywy  wynikające  ze  struktur  organizacji  

Prawidłowo   dobrana   struktura   organizacyjna   jest   wskazywana   jako   jeden   z   trzech  

kluczowych   czynników   wspierających   egzekucję   strategii7.   W   kontekście   realizowania  

nowych  przedsięwzięć  warto  poruszyć  kwestię  relacji  projektów  do  struktury  organizacyjnej.  

Projekty  w  organizacji  pełnią  dwojaką  rolę.  Mogą  być  podstawowym  źródłem  dochodu,  gdy  

firma  osiąga  zysk  dzięki  sprzedaży  rezultatów  projektów,  albo  rozwijać  produkty  i  usprawniać  

procesy.   W   drugim   przypadku   przedsiębiorstwo   osiąga   zysk   w   wyniku   sprzedaży   swoich  

produktów,   które   dzięki   realizacji   projektów   są   konkurencyjne   na   rynku.  W   takiej   sytuacji  

wpływ   projektów   na   zysk   jest   pośredni.   W   zależności   od   relacji   projektów   do   działań  

operacyjnych   PMBOK   wyróżnia   pięć   typów   struktur   organizacyjnych:   funkcjonalną,  

macierzową   słabą,   macierzową   zrównoważoną,   macierzową   silną,   projektową4.   Struktura  

organizacyjna  może  być  elementem  wspierającym  albo  ograniczającym  egzekucję   strategii.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     72  /  109  

   

Może  dawać  siłę  organizacji  projektowej,  która  przebiega  w  poprzek  silosów  funkcjonalnych,  

albo   organizacji   funkcjonalnej   nastawionej   na   realizację   powtarzalnych   procesów.   Im  

ważniejsze   są   projekty   dla   generowania   wartości   w   organizacji   względem   procesów  

biznesowych,   tym   bardziej   jej   struktura   powinna   przesuwać   się   od   funkcjonalnej   do  

projektowej.  

W   organizacji   funkcjonalnej   projekty   są   prowadzone   kolektywnie   przez   dyrektorów  

departamentów  zaangażowanych.  Wspólnie  ustala  się  kierunki,  a  duża  część  konfliktów  musi  

być   eskalowana   w   górę   do   najbliższego   wspólnego   przełożonego   wszystkich   stron.   To   w  

efekcie   powoduje  małą   efektywność   zarządzania   projektami,   bo   nawet   na   drobne   decyzje  

trzeba   czekać   kilka   dni.   Jednocześnie   brakuje   osoby   odpowiedzialnej   za   cały   projekt.   W  

strukturach   macierzowych   pojawiają   się   już   koordynatorzy   przedsięwzięć,   zwani  

kierownikami   projektów.   Natomiast   często   nie   pełnią   tej   roli   w   pełnym   wymiarze,   bo   są  

przede   wszystkim   pracownikami   operacyjnymi   –   księgowymi,   trenerami,   specjalistami   ds.  

produktu,   marketingu,   informatykami   etc.   Siłą   struktur   macierzowych   jest   kompromis  

między  władzą  funkcjonalną  a  projektową.  Innymi  słowy,  organizacja,  zachowując  podział  na  

piony,  departamenty,  działy,  wprowadza  równoległy  podział  na  projekty,  nadrabiając  w  ten  

sposób   deficyty   podziału   funkcjonalnego.   Słabością   jest   dwuwładza   (dyrektor   kontra  

kierownik   projektu)   oraz   rozbudowana   i   skomplikowana   komunikacja   w   ramach   zespołu  

projektowego.   Dopiero   w   strukturze   projektowej   cała   organizacja   podporządkowana   jest  

realizacji   projektów,   toteż   kierownicy   struktury   projektowej   są   faktycznymi   przełożonymi  

dużej  części  pracowników.  

Organizacja   powinna   zidentyfikować,   który   rodzaj   struktury   najlepiej   będzie   wspierał  

strategię.   Jeżeli   zakłada   ona   sprawną   realizację   dotychczasowych   procesów,   wówczas  

korzystniejszy  będzie  wybór  struktur  z  lewej  strony  “osi”.  Natomiast  gdy  głównym  jej  celem  

jest  dynamiczny  rozwój  nowych  usług  i  ciągłe  wprowadzanie  znacznych  zmian,  to  należałoby  

się   spodziewać   wyboru   struktury   z   prawej   strony   “osi”.   Nie   każdy   rodzaj   struktury   jest  

właściwy   dla   organizacji.   Na   przykład   firmy   zarabiające   na   swoich   operacjach,   dla   których  

projekty  są  tylko  źródłem  optymalizacji,  raczej  nie  zastosują  struktury  projektowej.  

 

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     73  /  109  

   

Rola  sponsora,  czyli  podejmowanie  decyzji    

Według   raportu  Chaos  Standish  Group,   zaangażowany   sponsor   jest   już  na  drugim  miejscu,  

zaraz   po   zaangażowanym   użytkowniku,   jeżeli   chodzi   o   czynniki   wpływające   na   sukces  

projektu10.   Według   badań,   jest   on   znacznie   istotniejszy   od   kompetentnego   kierownika  

projektu.   Obowiązkiem   sponsora   jest   podejmowanie   kluczowych   decyzji.   Sponsor  

odpowiada  przede  wszystkim  za  uzasadnienie  biznesowe  projektu,  czyli  powód,  dla  którego  

został   on   uruchomiony.   Z   założenia  może  dysponować   zasobami   potrzebnymi   do   realizacji  

lub   ma   na   nie   wpływ,   dysponuje   budżetem   lub   jest   przełożonym   zespołu   projektowego.  

Zatem   do   niego   należy   podjęcie   decyzji   o   uruchomieniu   prac   nad   projektem   i   o   jego  

zakończeniu   albo   ewentualnie   skasowaniu,   gdy   biznes   przestał   uzasadniać   kontynuację  

projektu.  Sponsorem  w  różnych  organizacjach  bywają  prezesi  i  kluczowi  dyrektorzy.  

Jednym   z   pierwszych   kroków   przy   usprawnianiu   realizacji   projektów   jest   uświadomienie  

sponsorom,   że   to   oni   są  właścicielami   tych   przedsięwzięć   i   biorą   za   nie   odpowiedzialność.  

Kierownik   projektu   zaś   jest   jedynie   kontraktowym  menedżerem,   który   ma   przeprowadzić  

temat  przez  organizację.  Brak  sponsora  projektu  oznacza  pojawienie  się  “projektu  sieroty”  i  

jest  jednym  z  częstszym  powodów  skasowania  go.  

Gdy  firma  ma  strukturę  macierzową,  co  oznacza,  że  ludzie  wykonujący  zadania  w  projektach  

zatrudnieni   są  w   departamentach   funkcjonalnych   i   jedynie   okazjonalnie   angażowani   są   do  

projektów,   koordynatorami   projektów   są   także   pracownicy   funkcjonalni.   Projekty  

nadzorowane  są  przez  komitet  sterujący.  Komitet  autoryzuje  wnioski  kierowników  projektów  

i  dającego  im  władzę  w  organizacji.  

Przedsięwzięcia   realizowane   są   według   kolejności,   w   której   zatwierdzane   są   ich   plany.   Im  

szybciej   projekt   zostanie   zaplanowany,   tym   większa   szansa,   że   zostanie   on   przyjęty   do  

realizacji.  Plusem  takiego  podejścia   jest  duża  elastyczność  w  planowaniu,  które  pozwala  na  

szybkie  reagowanie  na  zmiany  na  rynku.  Nie  ma  problemu,  by  szybko  skasować  ideę,  która  

przestała  być  atrakcyjna,  albo  zająć  się  zupełnie  nową  okazją,  która  właśnie  pojawiła  się  na  

horyzoncie.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     74  /  109  

   

Na   poziomie   portfela   projektów   funkcjonuje   niekiedy   biuro   projektów,   które   dba   o  

przestrzeganie  procedur  zarządzania  projektami  i  monitoruje  ich  postęp.  Znam  dobrze  firmę  

informatyczną,   która   zarabia   na   sprzedaży   projektów.   Prezes   firmy   jest   jednocześnie  

bezpośrednim   przełożonym   kierowników   projektów.   Konflikty   i   decyzje   strategiczne   są  

podejmowane   przez   kierowników   projektów   w   uzgodnieniu   z   dyrektorami   lub   samymi  

specjalistami.   W   związku   z   tym   nie   występuje   stałe   ciało   nadzorujące   –   tzw.   komitet  

sterujący.  Funkcje  biura  projektów  pełni  prezes.  Firma  nie  ma  formalnie  zapisanej  strategii,  

po  prostu   stara   się   sprzedać   swoje  projekty   jak  największej   liczbie   klientów.  Nowy  projekt  

pojawia  się  w  momencie,  gdy  klient  zaakceptuje  ofertę  przygotowaną  przez  dział  sprzedaży.  

Wówczas  przejmuje  go  kierownik  projektu   i  przygotowuje  plan   jego  wykonania,  który  staje  

się  załącznikiem  do  umowy.  

Podsumowując  powyższe  rozważania,  skuteczne  wykonanie  zaplanowanej  strategii  staje  się  

krytycznym   czynnikiem   sukcesu   firm.   Metodą   zarządzania   tym   obszarem,   która   zdobywa  

coraz   większe   uznanie   jest   zarządzanie   portfelem   projektów.   Zarządzanie   to   powinno  

uwzględniać   kulturę   organizacji,   jej   strukturę,   obecne   praktyki   i   przede   wszystkim   cele  

strategiczne.  

Źródła:  

1  ”The  Standish  Group  Chaos  Report”,  Standish  Group  1995.  

2  Morgan  M.,   Levitt   R.   E.,   Malek  W.,   “Executing   your   strategy”,   Harvard   Business   School,  

Boston  2007.  

3  Artykuł   na   temat   linii   lotniczych   Southwest   Airlines,  

en.wikipedia.org/wiki/Southwest_Airlines.  4  ”Project   Management   Body   of   Knowledge   PMBOK”,   third   edition,   Project   Management  

Institute,  www.pmi.org  .  5  Zagotta  R.,  Robinson  D.,  “Keys  to  successful  strategy  execution”,  “The  Journal  of  Business  

Strategy”,  Jan/Feb  2002.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     75  /  109  

   

6  ”Portfolio  Management  Standard”,  Project  Management  Institute,  www.pmi.org  .  

7  Lepsinger   R.,   “Surveying   the   Gap:   Nearly   Half   of   All   Leaders   See   A   Disconnect   Between  

Strategy  and  Execution”,  Business  Credit  October  2006.  

8  Bigler  W.  R.,  “The  new  science  of  strategy  execution:  how  incumbents  become  fast,  sleek  

wealth  creators”,  “Strategy  &  Leadership”,  29.  3  2001.  

9  Robert  Half  International  Inc.,  “Next  generation  accountant”,  2001.  

10  Rigby  D.,  Bilodeau  B.,  “Bain’s  global  management  tools  and  trends  survey”,  “Strategy  and  

Leadership”,  vol.  35  no  5  2007.  

11  ”Business  Finance  Magazine”,  II.06,  2006.  

12  Dempsey   K.,   “A   little   less   conversation   a   little  more   action   please”,   Personnel   Today,   7  

November  2006.  

 

8  powodów  dlaczego  transformacja  firmy  może  się  nie  udać  

W  USA   przebadano   100   przedsiębiorstw   pod   kątem   sukcesu   ich   transformacji.  W   badaniu  

uczestniczyły   m.in.   Ford,   GM,   British   Airways.   Na   tej   podstawie   wynotowano   8  

najważniejszych  błędów  takich  przemian  oraz  stworzono  główne  kroki  poprawnego  procesu  

wdrażania  strategicznej  zmiany  w  firmie.  

Wpadł   mi   w   ręce   zupełnie   przypadkiem   artykuł   John   P.   Kotter   sprzed   wielu   lat  

(opublikowany  po  raz  pierwszy  w  1995  roku),  w  którym  autor  wymienia  8  czynników,  które  

powodują,  że  nie  udaje  się  przetransformować  firmy.  

Strategiczna  transformacja  jest  wyzwaniem  trudnym  i  złożonym.  Cel  takich  zmian  może  być  

różnorodny:   wdrożenie   TQM,   cięcie   kosztów,   BPR,   restrukturyzacja,   zmiana   kultury  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     76  /  109  

   

organizacyjnej   czy  modelu   biznesu.   Ale   jedna   cecha   była  wspólna   fundamentalnie   zmienić  

sposób  działania  firmy,  aby  sprostać  nowym  wyzwaniom  rynku.  

Cechą  wspólną  tych  zmian  jest  również  to,  że  wszystkie  przechodzą  przez  szereg  etapów:  

1. Upewnienie   się   co   do  nieuniknioności   i   pilności   zmian  -­‐   analiza   sytuacji   w   firmie,  

rozpatrywanie  scenariuszy  oraz  okazji,  budowanie  świadomości  konieczności  zmiany.  

2. Utworzenie  silnej   koalicji  –   tworzenie   silnej   grupy   do   poprowadzenia   zmiany,  

spowodowanie,   aby   ta   grupa   działała   jako   zjednoczony   zespół,   a   nie   rozproszeni  

indywidualiści.  

3. Stworzenie   wizji  –   wskazanie   kierunku   oraz   sposobu   dojścia   do   celu,   planowanie  

strategii.  

4. Komunikowanie   wizji  –   przekonywanie   do   wizji   i   informowanie   o   niej   wszelkimi  

dostępnymi   kanałami,   uczenie   nowego   na   przykładzie   pracy   członków   wcześniej  

stworzonej  koalicji  zmian.  

5. Zachęcanie   i  wzmacnianie   pracowników,   aby   podążali   za   wizją   –   eliminowanie  

przeszkód   przed   zmianą,   zmiana   struktur,   aby   uwypuklić   wizję,   zachęcanie   do  

podejmowania  ryzyka  i  nietypowych  działań  zgodnych  z  wizją.  

6. Planowanie  i  realizacja  szybkich  zwycięstw  –  planowanie  konkretnych  zmian  i  pomiar  

ich  wyników,  nagradzanie  pracowników  za  już  osiągnięte  wyniki.  

7. Konsolidacja   usprawnień   i   uruchamianie  kolejnych   zmian  –   dzięki   zbudowanemu  

zaufaniu   do   transformacji   zmiana   kolejnych   struktur,   aby   były   zgodne   z   wizją,  

promowanie  pracowników,  którzy  wspierają  realizację  wizji,  uruchamianie  kolejnych  

projektów  na  drodze  do  zmiany.  

8. Utrwalanie  nowego  podejścia  –  komunikacja  związku  nowych  zachowań  z  sukcesami  

firmy,  zapewnienie  dróg  rozwoju  nowego  przywództwa.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     77  /  109  

   

Rozwijając  ten  proces  zmiany  strategicznej  Kotter  podał  8  typowych  błędów,  które  popełnia  

się  w  poszczególnych  krokach.  I  tak:  

Błąd  1.  Nie  wystarczające  ugruntowanie  konieczności  zmiany.  

Problemem  jest  tutaj  to,  że  decydenci  nie  wystarczająco  mocno  przekonują  pracowników  o  

konieczności   zmiany.   Przeciętny   członek   organizacji   na   codzień   czuje   się   komfortowo   w  

swoich  warunkach,  w  tym  co  robi.  Nie  jest  mu  łatwo  uświadomić  sobie,  że  kryzys  zbliża  się  i  

trzeba   działać   już   teraz.   Zdaniem   autor   ok.   połowy   firmy   zaprzepaszcza   szansę   skutecznej  

zmiany  na  tym  etapie.  

Problemem   kadry   zarządzającej   bywa   to,   że   jest   sparaliżowana   z   jednej   strony   nadmierną  

liczbą   menadżerów   a   z   drugiej   brakiem   prawdziwych   liderów   zmian.   Z   uwagi   na   różne  

zjawiska,   jak   rozproszenie   odpowiedzialności,   strzelanie   do   posłańców   złych   wiadomości,  

konformizm  itd.,  firmy  często  nie  są  w  stanie  wewnętrznie  wytworzyć  dostatecznej  presji  na  

zmiany.  Zdaniem  Kottera  punktem  krytycznym  jest  sytuacja,  gdy  75%  menadżerów  uważa,  że  

praca  w  obecnych  warunkach  i  sytuacji  jest  nie  do  zaakceptowania  na  dłuższą  metę.  

Błąd  2.  Nie  stworzenie  wystarczająco  silnej  koalicji  

Zmiana   zaczyna   się   od   jednego,   dwóch   ludzi.   Jednak,   aby   mogła   skutecznie   porwać  

organizację,   musi   być   wsparta   szerszą   grupą   pracowników.   Zdaniem   autora   nie   wystarczy  

prezes   i   jego   zastępca,   aby   przeprowadzić   transformację,   konieczne   jest   zaangażowanie  

nawet   20-­‐50   kluczowych   pracowników,   którzy   swoją   wiedzą,   władzą   i   relacjami   wesprą  

transformację.  Przy  czym  koalicjanci  zmiany  muszą  faktycznie  utożsamiać  się  z  nią,  podzielać  

wspólną   potrzebę   zmian.   Konieczne   jest   ich   faktyczne   zaangażowanie   i   zbudowanie  

wspólnego  języka  i  zrozumienia.  

Błąd  3.  Brak  wizji  

“-­‐  Czy  nie  mógłby  pan  mnie  poinformować,  którędy  powinnam  pójść?  –  mówiła  dalej.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     78  /  109  

   

-­‐  To  zależy  w  dużej  mierze  od  tego,  dokąd  pragnęłabyś  zajść  –  odparł  Kot.  

-­‐  Właściwie  wszystko  mi  jedno.  

-­‐  W  takim  razie  również  wszystko  jedno,  którędy  pójdziesz.  

-­‐  Chciałabym  tylko  dostać  się  dokądś  –  dodała  Alicja  w  formie  wyjaśnienia.  

-­‐  Ach,  na  pewno  tam  się  dostaniesz,  jeśli  tylko  będziesz  szła  dość  długo.”  

L.  Carroll  “Alicja  w  krainie  czarów”  

Bez   wspólnej,   przemyślanej   wizji,   koalicja   zmiany   będzie   realizować   listę   niepowiązanych  

projektów,   które   mogą   zaprowadzić   organizację   w   złym   kierunku   lub   po   prostu   nigdzie.  

Firma  stoi  wówczas  przed  ryzykiem  dreptania  w  kółko  i  gaszenia  jedynie  pożarów.  

Firmy,   które   przegrały   na   tym   etapie,   miały   często   grube   księgi   procedur,   zasad   polityk,  

struktur  władzy  opisujące  jak  zmiana  ma  być  zarządzana,  ale  ani   jednego  choćby  krótkiego,  

jednakże   przekonującego   dokumentu   na   temat   wizji.   Stąd   pracownicy   zaczynają   się  

wycofywać   oraz   gubić  w   kierunku   rozwoju   firmy.   Nie   da   się   podążać   za   zmianą,   jeżeli   nie  

wiesz,  dokąd  zmierza.  

Jeżeli  nie  potrafisz  zakomunikować  wizji  rozwoju  twojej  firmy  w  ciągu  5  minut,  to  znaczy,  że  

nie  jesteś  gotowy  na  jej  wdrażanie.  

Błąd  4.  Niedostateczne  komunikowanie  wizji  

Są   trzy   sposoby  niewłaściwego  komunikowania  wizji.  1.  Organizuje   się   jedno  spotkanie   lub  

wysyła  pojedynczego  maila  z   informacją  o  wizji   i  tyle.  Tylko  niewielka  grupka  ludzi  w  firmie  

rozumie   nową   wizję.   1.   Jedynie   prezes   firmy   organizuje   regularne   spotkania,   na   których  

komunikuje  wizję,   ale   pracownicy   nie   kupują   jej.   3.  Dużo  większy  wysiłek   jest   kładziony  w  

komunikowanie   wizji,   natomiast   sami   decydenci   nie   zachowują   się   zgodnie   z   nią.   To  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     79  /  109  

   

powoduje   wzrost   zniesmaczenia   i   cynizmu   u   pracowników.   Przekaz   przestaje   być  

wiarygodny.  

Bez  wsparcia  setek  pracowników  nie  da  się  wdrożyć  wizji.  A  żeby  takowe  uzyskać,  musza  oni  

zostać   przekonani   do   nowego   podejścia.   Poza   tym   komunikacja   to   nie   tylko   słowa,   ale   i  

czyny.  Trzeba  być  spójnym  i  konsekwentnym,  aby  być  przekonującym.  

Błąd  5.  Nie  usuwanie  przeszkód  w  realizacji  wizji  

W   trakcie   realizacji  wizji   pojawiają   się   problemy,   które   jednostce   czasem   trudno   pokonać.  

Znajdują   się   one,   albo   w   jej   głowie,   albo   w   otoczeniu.   Tak   czy   siak   konieczne   jest   częste  

wsparcie   ze   strony   koalicji   ciągnącej   realizację   wizji   za   sobą.   W   przeciwnym   przypadku  

zmiany  mogą  nie  zajść.  

Błąd  6.  Brak  systematyczne  planowania  i  tworzenia  szybkich  zwycięstw.  

Organizacja   może   łatwo   stracić   dynamikę   w   dążeniu   do   realizacji   wizji.   Zmiana   z   reguły  

wymaga   długiego   czasu,   a   ludzie   nie  wyruszą  w   drogę,   jeżeli   nie   zobaczą   sukcesu  w   ciągu  

pierwszych  12  –  24  miesięcy.  W  pewnym  momencie  zbyt  wielu  ludzi  może  się  poddać.  

Błąd  7.  Zbyt  szybkie  ogłoszenie  zwycięstwa  

Zbyt   prędkie   odtrąbienie   sukcesu   może   spowodować,   że   zapał   ludzi   do   zmiany   zgaśnie   i  

świeżo   wprowadzone   innowacje   i   usprawnienia   w   ciągu   kolejnych   lat   znikną   zupełnie.  

Zmiana  się  nie  utrwali  w  postawach  ludzi.  Kulturę  organizacyjną  buduje  się  5-­‐10  lat,  jeżeli  po  

2  latach  od  rozpoczęcia  transformacji  ogłosimy  jej  wiktorię,  może  się  okazać,  że  jest  za  słabo  

ugruntowana  w  postawach  i  w  podobnym  czasie  wyparuje.  

Za   szybkie   ogłoszenie   zwycięstwa   jest   też   niestety   szansą   dla   przeciwników   zmiany.  

Natychmiast   przyłączą   się   do   triumfalnego   pochodu   i   będą   ogłaszać,   że   właśnie   program  

zmian  zakończył  się  i  to  z  sukcesem.    To  jest  szansa  dla  nich  na  powrót  do  starego.  

Błąd  8.  Nie  ugruntowanie  zmiany  w  kulturze  organizacyjnej  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     80  /  109  

   

Ostatecznie  można  uznać,   że  zmiana  zaszła,  gdy  nowy  styl,   rodzaj,   sposób  pracy  uznawany  

jest  za  właściwy  i  powszechny.  Gdy  pracownicy  owo  stare  podejście  uznają  za  niewłaściwe,  

nieefektywne   i   szkodliwe,   a   czasem   śmieszne.   Ludzi   muszą   dostrzec,   że   nowa   lepsza  

organizacja  wynika  z  nowego  sposobu  pracy  ich  samych.  

No   i   ostatnia   kwestia   –   sukcesja.  Należy   zapewnić,   aby   kolejne   awanse  w   strukturze   firmy  

wspierały   wdrożoną   zmianę.   Inaczej   wystarczy   jedna   osoba   na   kluczowym   stanowisku   o  

odmiennej  wizji,  niż  wdrożona  i  zmiana  może  się  cofnąć  w  tym  obszarze.  

Podsumowując,  warto   przyjrzeć   się   sposobowi  wdrażania   zmian  w   naszych   firmach,   na   ile  

mogą  podlegać   ryzyku  powyższych  błędów.  Naprawdę  niewielu  dużym  organizacjom  udaje  

się  skutecznie  zmienić.  

Dlatego  życzę  powodzenia  wszystkim  liderom  zmian   .  

Tekst  napisany  na  podstawie  artykułu  John.  P  Kottera  Leading  Change:  Why  Transformations  

Efforts   Fail,   HBR   1995.   Rok   później   na   podstawie   tego   artykułu   powstała   książka   “Leading  

change”.  

 

Podatek  od  bezwładności  

Większość  menadżerów  podejmuje  decyzje,  rozważając  różne  warianty  działania.  Ocenia  ich  

opłacalność   z   perspektywy   finansowej   lub   porównując   do   alternatywnych   sposobów  

wydania   gotówki   Czy   lepiej   wydać   na   nowa   kampanię     milion,   czy   pół   miliona,   a   resztę  

przeznaczyć  na  prototyp  nowego  produktu?  Czy  nowy  projekt  przyniesie  120  000  zł.  NPV  w  

rok,  czy  więcej?  Jaki  będzie  koszt  ryzyka?  

Jednak  pomijają  jeden  coraz  bardziej  krytyczny  czynnik.  

 

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     81  /  109  

   

 

We  współczesnym  świecie  tempo  zmian  wrasta.  Coraz  krótsze  cykle  życia  produktów,  coraz  

szybsza  wymiana  myśli,   coraz  krótsze  wpisy  na  blogach.  Przy  planowaniu   strategicznym  20  

lat   temu  zakładano  perspektywę  20-­‐30   lat,  później   ta  perspektywa  ulegała  tylko  skróceniu.  

Dziś  trudno  mówić  o  planach  dłuższych  niż  1-­‐2  lata.  A  wiele  firm  działa  w  ciągłej  „bieżączce”.  

C   -­‐   poziom   wiedzy   ekspertaCzas   jest   jedynym   nietransferowalnym   i   niekompresowalnym  

wymiarem   projektów.   Pieniądze   można   dziś   zaoszczędzić,   aby   wydać   więcej   jutro.   Zakres  

można  obciąć  w  jednym  miejscu,  aby  poszerzyć  w  innym.  Jakością  też  można  manipulować.  

Czas   ma   stałe   tempo   i   kierunek.   Rosnące   tempo   oznacza,   że   każdy   dzień   jest   wart   coraz  

więcej.   Coraz   więcej   jesteśmy   w   stanie   zapłacić   za   możliwość   przyśpieszenia   prac,   albo  

zaoszczędzenia  czasu.  

Mówi   się,   że   po   pojawieniu   się   budzików   ludzie   zaczęli   mniej   spać   o   około   godzinę.  

Wprowadzenie   pomiaru   czasu   dał   możliwość   odmierzenia   jego   wartości.   Istnieje   silna  

korelacja   między   tolerancją   opóźnień   w   różnych   kulturach,   a   poziomem   dobrobytu.  

Wystarczy   spojrzeć   na   Maroko   i   Niemcy.   Opóźnienie   to   nie   tylko   odsunięcie   korzyści   w  

czasie,   ale   często   utrata   okazji  w   ogóle.   Pierwsi   na   rynku   zbierają   największe  marże,   choć  

jednocześnie   ryzykują   najwięcej.   Drudzy  muszą  walczyć   ceną,   albo   dodatkowymi   kosztami  

marketingu.  

Z  drugiej  strony  przy  analizie  wartości  decyzji  dominuje  wciąż  myślenie:  stwórzmy  dokładny  

model   prognozujący   przychody   i   koszty,   podstawy   do   wzorów.   W   razie   niepewności  

przeanalizujmy  jeszcze  raz.  Znajdźmy  alternatywy.  Ponownie  wyliczmy  wskaźniki  finansowe.  

W  korporacjach  dochodzi   jeszcze    powolność  procesów  decyzyjnych  wynikająca  z  wielkości  

organizacji   oraz   rozproszenia   decyzyjności.  W   efekcie   po  wielu  miesiącach  mamy   ROI,   czy  

NPV  porównujący  w  arkuszu  kalkulacyjnym  różne  scenariusze  działania.  

Jednak  w  tym  czasie  świat  zdążył  się  zmienić.  Wiedza  o  klientach,  działaniach  konkurencji   i  

możliwościach   technicznych  urosła.   Samo  pokazanie  wartości  wskaźników   finansowych  nie  

odkryje,   ile   nas   kosztował   to,   że   nie   podjęliśmy   decyzji   pół   roku   temu.  Nie   pokaże   też,   że  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     82  /  109  

   

generalnie   nasza   firma   ma   spore   opóźnienie   w   podejmowaniu   jakichkolwiek   decyzji.  

Korzyści,   których   nie   znamy   nie   jest   nam   żal   utracić.   Koszty,   które   mogliśmy   ponieść  

niepotrzebnie   bolą   bardziej.   Zatem   dzięki   dodatkowym   analizom,   wielu   dyskusjom   i  

komitetom   udało   się   podnieść   wrażenie   kontroli   nad   prognozami.   To   naturalne  

postępowanie,   ale   niezgodne   z   rachunkiem   ekonomicznym.   Rachunek   ekonomiczny   musi  

uwzględnić  utracone  przez  ostatnie  miesiące  korzyści.  Czasem  warto  przeanalizować  coś  na  

spokojnie   i   dłużej,   nie  ma   co   do   tego  wątpliwości.   Ale   ile   dłużej   się   jeszcze   opłaca?   O   ile  

większy  potencjał  ma  organizacja,  która  szybko  podejmuje  decyzje  od  tej  opieszałej?  

Proponuję  wprowadzenie  do  analiz  rentowności  stałego  kosztu  naliczanego  co  miesiąc,  który  

będzie   odzwierciedlał   opieszałość   w   podejmowaniu   decyzji.   Kwota   ta   doliczana   byłaby   za  

okres,   w   którym   nie   podjęto   by   istotnych   decyzji   w   strategicznym   projekcie,   obszarze  

produktów,  krytycznej  technologii  itd.  

Nie  wypuściliśmy  żadnego  nowego  produktu  w  zeszłym  roku?  BACH!  500  000  zł.  podatku  od  

opieszałości.   Nie   znamy   najnowszej   technologii   z   naszej   branży?   TRACH!   1   mln   zł.   za  

opieszałość   technologów.   Odłożyliśmy   decyzję   o   przyznaniu   dodatkowych   2   000   zł.   w   2  

milionowym   projekcie?   TADAM!   1000   000   zł.   podatku   z   utratę   korzyści.   W   końcu   w   ten  

sposób   ujawnimy   dług   strategiczny   firmy.   Jak   wiele   nam   brakuje   do   konkurencji?   Ile   nas  

kosztuje  to,  że  tak  wolno  podejmujemy  decyzje  i  mamy  666  komitetów  sterujących?  

Jak  wyliczyć  wielkość  długu?  Proponuję  przyjąć   stawkę   zależną  od   innowacyjności   branży   i  

skali  naszego  działania.  Jeżeli  przeciętna  firma  na  naszym  rynku  generuje  10  mln  sprzedaży  z  

produktów  i  średni  cykl  życia  produktu  to  12  miesięcy,  to  przykładowo  ustalmy  podatek  od  

bezwładu  na  poziomie  sprzedaży  z  produktów  wypuszczonych  w  ciągu  ostatnich  12  miesięcy,  

dajmy  na   to  20%  obrotów.   Zatem  za   każdy  miesiąc  braku  aktywnych  działań   rozwojowych  

firma   powinna   doliczyć   sobie   167   tys.   zł.   podatku.   Dużej   dozy   „eksperckości”   takich  

szacunków  nie   sposób  uniknąć,   ale   lepiej   zdawać   sobie   sprawę   z   długu   strategicznego,   niż  

udawać,   że   wciąż   jesteśmy   liderami.   Z   drugiej   strony   celne   inwestycje   powinny   stanowić  

podstawę  odpisu  od  tytułowego  podatku.  Więc,  jeżeli  miesiąc  wcześniej  zainwestowaliśmy  w  

nową  technologię  0,5  mln  zł.,  to  jesteśmy  na  plusie  o  333  tys.  zł.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     83  /  109  

   

Oczywiście   naliczanie   podatku   od   opieszałości   jest   operacją   czysto   rachunkową,   ale  

obrazowo  pokazuje,  jak  bardzo  oddalamy  się  od  konkurencji  i  oczekiwań  klientów.  

Dlaczego   warto   jasno   demonstrować   dług   strategiczny?   Otóż   zagrożenia   na   ogół   widać  

gołym   okiem.   Wielokrotnie   łatwiej   jest   nam   ich   unikać,   niż   odkrywać   niewykorzystane  

szanse.  Okazji  nie  widać,  a  tak  samo  jak  zagrożenia  obniżają  naszą  pozycję  rynkową,  jeżeli  z  

nich   nie   korzystamy.   Na   okazje   trzeba   być   przygotowanym,   a   do   tego  może   zmotywować  

wizja  kwot,  które  nam  umykają  z  powodu  opieszałości.  Być  może,  gdyby  Polaroid   rozumiał  

jak  dużo  traci  szans  nie  wchodząc  na  rynek  fotografii  cyfrowej,  nadal  byłby  liderem?  Gdyby  

Kodak,  Xerox,  Nokia,  Nintendo  i  wiele  innych…  

Temat   podatku   od   bezwładności   dopadł   mnie   w   specyficznym   momencie   roku,   kiedy  

bezwład   jest   cnotą.  W   związku   z   tym   cały   zespół   Octigo   pragnie   życzyć  Wesołych   Swiąt   i  

Udanej  Imprezy  Noworocznej!  

 

Syndrom  kury  domowej  

Jadąc   świeżo   wybudowaną   (oczywiście   na   Euro)   drogą  

wpadłem   na   obrazową   definicję   pewnego   zjawiska,   które  

od  dłuższego  czasu  zauważałem  w  niektórych  napotykanych  

przedsiębiorstwach.  

Zainspirowały   mnie   kury   domowe   (Gallus   Gallus  

Domesticus).  Te  urocze  i  bliskie  nam  zwierzęta,  może  nie  w  

ten  sposób,  w  jaki  one  same  chciałyby  być  nam  bliskie,  mają  

jedną   ułomność.   I   nie   chodzi   tu   o   potencjał   rozwojowy,   jaki  mają   przed   sobą   w   obszarze  

latania.  

Strategia   przetrwania   kury   domowej   zakłada   wyszukiwanie   ziarna   na   zadanym   polu   i  

systematyczne  wydziobywanie  aż  do  momentu  wyczerpania  zasobów.  Wówczas  oczekuje  się  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     84  /  109  

   

pojawienia   gospodarza,   który   znowu   sypnie   ziarnem.   I   od   nowa   można   rozpoczynać  

zdobywanie  pożywienia  (jaki  łowca,  takie  zdobywanie  ).  Nie  przyjmuje  się  w  niej  pojawienia  

się   czynników   niekorzystnych   lub   wahań   koniunktury.   Ziarno   kurze   się   należy   prawem  

tradycji.   Zawsze   tam   było,   więc   po   wsze   czasy   powinno   co   rano   się   w   magiczny   sposób  

odtwarzać.  

Natomiast   kura   obarczona   jest   nieumiejętnością   ominięcia   przeszkody.   Eksperymenty  

pokazały,  że  wystarczy  postawić  kurę  wobec  ściany  w  kształcie  litery  U,  aby  miała  problem  z  

wydostaniem   się   z   takiej   pułapki.   Będzie   dreptać   tu   i   tam,   poszukiwać   kolejnych   ziarenek,  

gdakać   z   zadowoleniem,   gdy   znajdzie   choćby   jedno.   Jednak   nie   dostrzeże,   że   wciąż   jest  

zamknięta  z  trzech  stron  murem  i  nie  potrafi  się  wydostać.  

Dlaczego   o   tym   piszę?   Bowiem   całkiem   sporo   firm   ma   strategię   działania   opartą   na  

podobnych   założeniach.   Chodzi  mi     nie   o   strategię   spisaną  w  grubej   książce,   ogłoszoną  na  

prezentacji,  czy  wysłaną  do  spółki  matki.  Chodzi  mi  o  rzeczywisty  sposób  działania  firmy.  

Wiele  firm  jest  w  stanie  wyliczyć  wielkość  pola,  na  którym  działa  oraz  to  ile  zawiera  ziarna.  I  

to  niekiedy  bardzo  precyzyjnie.  Często  też  da  się  oszacować,  ile  jest  innych  kur  wokół  i  jakie  

mają   tempo   dziobania.   Skoro   tak   to  można   obliczyć,   jak   bardzo   nasza   kura,   znaczy   firma,  

może  urosnąć.  W  przypadku  sektora  publicznego  wręcz  wiadomo,  kiedy  przyjdzie  gospodarz  

i  znowu  sypnie  ziarnem.  

Niekiedy  z  takich  analiz  wynika,  że  owego  ziarna  jest  coraz  mniej,  bo  albo  gospodarz  robi  się  

skąpy,   albo   coraz   więcej   kur   wokół.   Myślę,   że   dobrą   ilustracją   jest   rynek   szkoleń  

dofinansowanych  z  UE,  albo  sektor  drogowy.  Można  zatem  wyliczyć,  kiedy  ziarna  zabraknie  i  

kura  zacznie  chudnąć  nawet  w  dosyć  odległej  perspektywie  czasowej.  

Jednak  mimo  tej  wiedzy  firmy  często  skupiają  się  na  optymalizowaniu  procesu  poszukiwania  

ziarna,  redukują  straty  związane  z  innymi  kurami,  walczą  o  względy    gospodarza,  wykazując,  

że   coraz   mniej   paszy   może   ich   zadowolić   (a   gospodarz   lubi   ekonomiczne   kury).   Tylko,   że  

chuda  kura  robi  się  coraz  słabsza  i  coraz  gorsze  jaja  znosi.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     85  /  109  

   

I   wówczas   z   pomocą   powinien   przyjść  manewr   ominięcia.   Skoro  widzimy,   że   alejka,   którą  

zmierzamy  robi  się  coraz  węższa,  to  można  przewidzieć,  że  w  pewnym  momencie  dojdziemy  

do  ściany.  Inwestowanie  w  marsz  przed  siebie  tylko  krótkoterminowo  daje  korzyści  w  postaci  

drobnych   porcji   ziarna.   Z   czasem  może   się   okazać,   że   za   ten   sam  wysiłek   dostajemy   dużo  

mniej  pożywienia.  Kura  po  dotarciu  do  ściany  by  stała   i   rozglądała  się,  przekrzywiając   rudy  

łepek.  

Co  może  zrobić  firma,  które  nie  chce  być  kurą?  Przedsiębiorstwo  powinno  przewartościować  

swoje   strategiczne   decyzje   i   od   decyzji   umacniających   marsz   w   kierunku   ściany,   powinno  

odjąć  straty  związane  z  przyszłymi  spadkami  zysków.  Skoro  aktualne  poletko  coraz  mniej  nas  

wykarmi,   to   musimy   zdyskontować   przyszły   spadek   marży.   Dopiero   wzięcie   pod   uwagę  

perspektywy  strategicznej  pozwala  na  dostrzeżenie,  że  czasem  opłaca  się  nie  zarobić  dziś  po  

to,  aby  znaleźć  inne  pole  z  dużą  ilością  ziarna  jutro.  

Takie   dyskonto   malejącej   wartości   bieżącego   rynku   pozwala   zrównoważyć   niepewność   i  

inwestycje   związane   z   rozpoznaniem  nowego.  Porażki  bolą   i   duża  determinacja  wymagana  

jest   od   decydentów   w   celu   poszukiwania   nowego   rynku.   Wręcz   ślepo   można   założyć,   że  

większość   ich   wyborów   będzie   nietrafiona.   Jednak   nie   ma   innego   wyjścia,   jeżeli   nasze  

poletko   ma   ograniczoną   pojemność.   Obserwując   dynamikę   gospodarki,   można   dojść   do  

jeszcze  bardziej   radykalnych  wniosków,   że   tak  naprawdę  w  momencie   znalezienia  nowego  

rynku  powinno  rozpocząć  się  proces  szukania  kolejnego,  bo  przecież  ten  kiedyś  się  skończy.  

Każdy  ma  swój  koniec  wpisany  w  początek,  bowiem  zastąpią  go  nowe  potrzeby.  Kiedyś  Sony  

było   liderem   podręcznych   urządzeń   do   odtwarzania   muzyki   teraz   to   się   zmieniło.   Kiedyś  

zdjęcia  były  na  papierze,  teraz  firmy  Polaroid  już  nie  ma.  Przykłady  można  mnożyć.  

Gdyby  pokusić  się  o  wyjaśnienie  przyczyn  powstawania  tego  zjawiska,  wymienić  należałoby:  

• Łatwość   dostępu   do   ziarna   na   naszym   polu   oraz   fakt,   że   od   tylu   lat   gospodarz  

codziennie  rano  wysypywał  właściwą  ilość  pokarmu,  czyli  lenistwo.  

• Bardzo   ludzką   awersję   do   zagrożeń   związanych   z   nieznanym.   Badania   pokazują,   że  

człowiek   dużo   bardziej   boi   się   utraty   tego,   co   posiada   niż  ma  ochotę   zdobyć   nowe  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     86  /  109  

   

zasoby.  Niektórzy  uważają,  że  5   razy  bardziej  wolimy  odsunąć  szansę  niż   ryzykować  

utratę  posiadanych  już  dóbr.  “Po  co  zmieniać  naszą  kałużę  ,choć  zamuloną,  skoro  nie  

wiadomo,  czy  po  drugiej  stronie   lasu  też   jest  woda.  No,  chyba,  że  tej  wody   jest  tam  

pięć   razy  więcej.”   Takie  wybory  podejmuje  często  wbrew  rachunkowi  przychodów   i  

kosztów.  

• Mówi   się   też,   że   5   razy   bardziej   boli   nas   negatywna   informacja   niż   zachęca  

pozytywna.   Zatem   po   co  wystawiać   się   na   nieznane.   Przyjemniej   jest   skubać   sobie  

ziarno  na  naszym  niewielkim  poletku  mimo,  że  jest  5  razy  mniej.  

• Reguła   konsekwencji,   w   finansach   ukrywająca   się   pod   syndromem   utopionych  

inwestycji  (sunken  costs).  Skoro  raz  powiedzieliśmy  A,  to  teraz  nie  wypada  zmieniać  

zdania.  

• Problemem  jest  też  to,  że  takie  krzątanie  się,  gdakanie,  robienie  wrażenia,  że  jest  się  

zajętym   obchodzeniem   ściany,   analizą   malejącej   zawartości   ziarna,   robieniem  

prezentacji   itd.   robi   dobre   wrażenie   na   właścicielach   firmy.  Może   pomyśleć   sobie:  

“Kury  gdaczą,  znaczy  będą  się  niosły.”  Natomiast  utyskiwanie  na  efektywność  działań,  

wskazywanie   ryzykownych   kierunków   bywa   tępione.   Podsumowując,   kultura  

organizacji  też  może  nie  pomagać  w  podjęciu  wyzwania  zmiany  kierunku.  

• Nieznane   zasoby   ziarna   na   innych   polach.   I   to   jest   chyba   najbardziej   racjonalny  

argument   za   syndromem   kury.   Zwykle   nie  wiemy,   ile   ziarna   sypią   inni   gospodarze,  

więc  nie  mamy  pewności,  czy  dla  nas  znajdzie  się  tam  miejsce.  Niektóre  strategie  idą  

krok  dalej  w  nieznane,   stwierdzają,   że   nie   należy   bić   się   o   ziarno,   tylko  wykreować  

nowego   gospodarza.   To   się   niekiedy   sprawdza   tylko,   ilu   tych   gospodarzy   pomieści  

nasza  Ziemia.    

 

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     87  /  109  

   

Stagnacja  w  korporacji  –  objawy,  występowanie  

Jak  mógłby  wyglądać  dzień  kogoś,  kto  nie  dostarcza  wartości  biznesowej  firmie,  ale  za  to  jest  

i  sprawia  sympatyczne  wrażenie.  Jest  to  czysto  hipotetyczna  analiza,  jak  można  skutecznie  i  

w  sposób  niewykrywalny  obijać  się  w  dużej  organizacji.  I  pewnie  niektórzy  z  was  są  w  stanie  

wskazać  przypadki  z  życia  potwierdzające  realność  opisanego  scenariusza.  

Praca  w  dużej  firmie  oferuje  bardzo  wiele  porywających  korzyści,   jak  stabilność  zawodowa,  

uczestnictwo   w   kosztownych   przedsięwzięciach,   marka,   zaplecze   socjalne,   kolejne  

stanowiska  do  przeskakiwania,  możliwość  nadzoru  wielu  podwładnych  itd.  Jednak  ma  ona  :O  

także  minusy.  Potrafi  być  zaskakująco  nieefektywna.  

Hipotetyczny  pamiętnik  z  pewnego  dnia  pracy.  

Dzień  zaczął  się  spokojnie  o  ósmej  odebrałem  pocztę,  przejrzałem  dzienniki,  wypiłem  kawę  z  

zespołem,   porozmawiałem   z   kilkoma   znajomymi   na   różnych   piętrach   biurowca.   I   ciach,  

nawet  człowiek  się  nie  obejrzał,  minęły  dwie  godziny.  Zgodnie  z  zasadą  Dilberta  chodziłem  z  

kubkiem  kawy  po  piętrze,  więc  wyglądałem  na  zajętego  i  nikt  się  nie  czepiał.  

Ponieważ   nagromadziło   się   kilka   e-­‐maili   na   temat   jednego   projektu,   postanowiłem  

popracować   przez   godzinę.   Parę   stron   raportu   statusu   projektu   wysłanego   do   kilkunastu  

ludzi   załatwiło   na   kilka   godzin,   a   może   i   dni   kwestię   natrętnych   zgłoszeń.   Berek!   –   jak  

mawiają   koledzy   z   zaprzyjaźnionego   pionu.   Piłeczka   została   odbita   i   to   naraz   w   wielu  

kierunkach,  więc  „zapracowany”  menadżer  ma  trochę  czasu  na  uczciwy  odpoczynek.  

Czas   na   obiad.   Świetny   pretekst,   aby   się   nie   obnosić   z  własnym   lenistwem  na   korytarzach  

biurowca.   Przy   okazji   możliwość   podtrzymania   relacji.   A   relacje,   przy   braku   merytoryki,  

cenna  rzecz!  

No   i   zostały   jeszcze   dwie   godziny   za   biurkiem.   Czas   poodbijać   e-­‐maile,   aby   nie   mieć  

zaległości.  Podstawowe  techniki  to:  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     88  /  109  

   

1. „Nie   rozumiem   pytania,   czy   mógłbyś   doprecyzować,   czego   ode   mnie   oczekujesz,   a  

wówczas  chętnie  ci  pomogę.”  

2. „Musimy  się  spotkać,  bo  na  e-­‐maila  nie  da  się  tego  wyjaśnić.  Zorganizujesz  coś?”  

3. „To  nie  do  mnie.  Zapytaj  w  ….  .”  

4. „Taką  decyzję  powinno  podjąć  szersze  grono,  proponuję  zwołać  komitet  do  spraw  ….  ”  

5. „Kiedy  to  zgłaszałeś?  Nie  widziałem  tego  w  statusie  …..  ?”  

6. „A  na  co  ci  ta  wiedza?”  

7. „Ciekawa  koncepcja.  Napisz  mi,  z  kim  to  konsultowałeś?”  

8. „W   związku   z   otrzymanym   zgłoszeniem,   proszę   odpowiednie   działy   o   dokonanie  

analizy   i   nadanie   temu  biegowi”   (koniecznie   trzeba  wysłać  do  możliwie  dużej   liczby  

odbiorców,  aby  nie  było  wiadomo,  kto  za  odpowiada).  

Zdałem  sobie  nagle  sprawę,  że  praca  ściemniającego  menadżera  polega  na  sortowaniu  zadań  

według  kryterium  ryzyka  i  odpowiedzialności:  

1. Zgłoszone  przez  nieistotnego  pracownika,  można  skasować  lub  przeczekać.  

2. Zgłoszone  przez  istotnego  pracownika,  da  się  odbić.  

3. Zgłoszone   przez   istotnego   pracownika,   nie   da   się   odbić,   więc   trzeba   rozproszyć  

odpowiedzialność,   np.   przez   spotkanie,   komitet,   okólnik,   dodatkowe   zatwierdzenia  

itd.  

4. Zgłoszone   przez   istotnego   pracownika,   nie   da   się   odbić   i  musi   być   zrobione   pilnie,  

trzeba   zdelegować   i   poinformować   wszystkich,   że   mój   podwładny   już   za   to  

odpowiada.   I   tutaj   pojawia   się   potrzeba   stworzenia   odpowiednio   spionizowanej  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     89  /  109  

   

struktury.   Im  więcej   szczebli   kierowania   oddziela   nas   od   faktycznych   wykonawców  

zadań,  tym  mniejsze  ryzyko.  Zawsze  można  powiedzieć  „Nic  o  tym  nie  wiedziałem!”  i  

ochrzanić   zastępcę,   ten   zrobi   awanturę   kierownikowi,   ten   z   kolei   liderowi,   który  

wyładuje   się   na   specjaliście   odpowiedzialnym   za   to   zadanie.  Wszyscy   są   czyści,   ów  

specjalista   też,   bowiem   nikt   nie   zwolni   chłopca   do   bicia,   skoro   tak   dobrze   się  

sprawdza.  

I  naczelna  zasada:  „NIE  MAM  ŻADNYCH  POMYSŁÓW.  Z  POMYSŁAMI  PRZYCHODZĄ  INNI,  A  

JA  SIĘ  IM  TYLKO  BIERNIE  PRZYGLĄDAM”.  Co  najwyżej  można  mądrze  pochrząkiwać,  rysować  

coś   na   tablicach,   żądać   kolejnych   prezentacji   lub   pisać   „Ciekawy   pomysł,   koniecznie  

powiadomcie  mnie,  jak  dojdziecie  do  jakiś  rezultatów.”  Takie  korporacyjne  judo.  Bo  pomysł  

to  ryzyko  i  niepotrzebna  odpowiedzialność.  O!    

Uff,   6   kaw   i   dzień   minął.   Od   tej   pracy   serducho   może   wysiąść.   Po   ośmiu   godzinach  

ściemniania  wszystko  mnie  swędziało  i  miałem  dość.  Poczucie  życia  przeciekające  przez  palce  

jest   na   tyle   frustrujące,   że   nie   warto.   Smutne   jest   to,   że   całkiem   wielu   mądrych   i  

utalentowanych   ludzi   tak   spędza   czas   od   wielu   lat,   szczególnie   na   stanowiskach  

kierowniczych.   Jeszcze   bardziej   smutne   jest,   gdy   większość   kadry   niezłej   niegdyś   firmie  

zaczyna  w  taki  sposób  spędzać  dzień  pracy.  Efektów  nie  będzie  w  pierwszym  tygodniu,  nawet  

miesiącu  ani  kwartale.  Ale  z  czasem  więcej   ironicznych  komiksów  pojawi  się  na  ścianach  w  

biurze,   więcej   nasiadówek   będzie   w   kuchni   i   zabawnych   e-­‐maili   przesyłanych   miedzy  

pracownikami.   Po   roku   okaże   się,   że   kilka   projektów   się   spóźniło,   ale   przecież   zwykle   się  

spóźniają.  Planu  sprzedażowego  nie  udało  się  zrealizować  w  100%,  ale  często  się  nie  udaje.  

Po   kolejnym   roku   trochę   protestów   odezwie   się,   gdy   firma   zlikwiduje   kilka   oddziałów   i  

budżet  na  kawę  w  ramach  redukcji  kosztów.  Większość  pracowników  nadal  jednak  będzie  się  

cieszyć,   że   ma   pracę,   w   dodatku   spokojną   pracę   bez   racjonalnej   presji,   której   nie   da   się  

zmitygować.  

Koło   młyńskie   przewagi   rynkowej   zacznie   powoli,   w   niezauważalny   sposób,   kręcić   się   w  

drugą  stronę.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     90  /  109  

   

Przechodząc  do   generalnych  wniosków,   efektywna  praca  oznacza  branie  na   siebie   ryzyka   i  

odpowiedzialności,   często   za   pracę   innych.   Nie   da   się   tego   uniknąć,   bo   rzeczywistość   jest  

bardzo  złożona  i  nieprzewidywalna.  Podejście  alternatywne  oznacza  jego  unikanie  za  wszelką  

cenę,  a  przede  wszystkim  za  cenę  samych  rezultatów  pracy.  Postawiłbym  wręcz  hipotezę,  że  

taki   stan   ma   tendencję   do   stabilizacji.   Jest   stanem   o   niższej   energii,   niż   stan   aktywnej,  

niekiedy   obarczonej   ryzykiem,   pracy   menadżera.   Taki   bierny   stan   stabilizuje   się   z   kilku  

powodów:  

1. Przełożony  unika  odpowiedzialności   i   ryzyka,  odbijając  większość  wyzwań  poza  dział  

lub  je  opóźniając.  

2. Dzięki  temu  podwładni  są  mniej  obciążeni.  Co  prawda  zaczynają  się  nudzić  w  pracy,  

ale  obniżenie  ryzyka,  daje  im  większe  poczucie  bezpieczeństwa,  zatem  i  spokój.  

3. Bezpieczeństwo   rozleniwia,   pojawia   się   coraz   więcej   narzekania,   ale   naprawdę  

niewielu   ludzi   jest  skłonna  rzucić  ciepłą,  choć  nudną  posadkę,  nawet,   jeżeli  w  pracy  

wykonują   bzdurne   zadania.   Czy   się   stoi,   czy   się   leży…   Poza   tym   praca  w  markowej  

korporacji  dobrze  wygląda  w  CV.  

4. Rzadko  się  zdarza,  żeby  zwolnić  menadżera  za  to  „tylko”,  że  nie  wykorzystuje  swojego  

potencjału.   Przecież,   jeżeli   skutecznie   odbija   odpowiedzialność,   to   z   niczym   nie  

zawala.  Ten  niewielki  margines  zadań,  których  nie  udało  się  spławić,  da  się  zrobic  w  

terminie   bez   problemu.   To   korporacja   nie   zdąża   zrobić   projektów,   zrealizować  

przychodów  etc.  Korporacja,  czyli  nikt  konkretny.  

5. W  drugą  stronę   taki  mechanizm  również  eliminuje  postawy  proaktywne.  Każdy,  kto  

się  wychyli  z  wzięciem  odpowiedzialności,  weźmie  ją  w  nieproporcjonalnym  zakresie,  

bo  natychmiast  menadżerowie  dookoła  chętnie  ją  oddadzą.  

Jak  wykryć  takie  obszary  w  organizacji?  Symptomami  są  tutaj:  

§ Projekty  o  zagadkowych  nazwach  ciągnące  się  latami  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     91  /  109  

   

§ Działy   przesadnie   spionizowane   z   dużą   liczbą   komórek.   Skrajnie   widziałem   dział  

składający   się   z   jednego  kierownika   i   jednego  podwładnego,   który  był   jednocześnie  

liderem.  

§ Menadżerowie  opierający  swoją  pozycję  w  organizacji  przede  wszystkim  na  relacjach,  

a  nie  merytoryce.  

§ Tworzenie   zbyt   dużej   liczby   komitetów,   okólników,   list   dystrybucyjnych,   stanowisk  

sprawujących  macierzową  kontrolę  itd.  

§ Żądanie  pisemnych  potwierdzeń  nawet  najmniej  istotnych  ustaleń.  

Aby  odwrócić  tendencję  do  popadania  w  stagnację,  moim  skromnym  zdaniem,  trzeba  wrócić  

do   podstaw.   Konieczne   jest   posiadanie   wizji   strategicznej   organizacji   oraz   planu  

strategicznego   jej   realizacji.   Następnie   przekazanie   odpowiedzialności   za   rezultaty  

strategiczne  poszczególnym  menadżerom  i  konsekwentne  ich  kontrolowanie.  Oraz  co  często  

pomijane,   akceptowanie  pewnego  poziomu   ryzyka,   bowiem  bez   ryzyka  na   kontrolowanym  

poziomie  nie  ma  innowacyjności,  uczenia  się  i  rozwoju  organizacji.  

Ps.   Powyższy   dzień   jest   oczywiście   fikcyjnym   pamiętnikiem,   ale   pewnie   przystaje   do  

niektórych  sytuacji  z  życia  korporacyjnego.  Wiem,  że  duża  część  pracowników  wkłada  sporo  

serca  w   swoje   obowiązki   i   pracuje   dla   idei.  Wiem,   że   istnieją  wielkie   firmy,   które   potrafią  

porwać  swoich  pracowników.  Ale  istnieje  też  drugi  koniec  osi  i  o  nim  tu  napisałem.  

 

Wartość  kultury  organizacji  –  Southwest  Airlines  niedościgły  wzór    

Gdy   jako   menadżer,   właściciel   nie   kontrolujesz   akurat   swoich   ludzi,   czy   podejrzewasz,   że  

twój  pracownik  spędza  czas  w  pracy  na  przeglądaniu  portali  z  ofertami  pracy,  flirtowaniu?  A  

może  cyzeluje  swoje  umiejętności  przygotowywania  pięknych  prezentacji  w  Powerpoint  lub  

długaśnych  prospektów  na  temat  kolejnych  wersji  strategii?  A  może  jednak  non  stop  myśli  o  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     92  /  109  

   

tym,   jak   usprawnić   firmę,   podnieść   satysfakcję   klientów,   czy   szybciej   zrealizować   cele?  

Odpowiedź  na  to  pytanie  może  ci  dużo  powiedzieć  o  kulturze  organizacyjnej.  

Kultura  organizacji   to  to,   jak  się  zachowujemy  w  pracy,  gdy  nikt  nie  patrzy   i  nie  grożą  nam  

żadne  sankcje.  To  zbiór  wartości  które  wyznajemy  wspólnie  w  pracy.  

Popełniliśmy  już  kilka  wpisów  na  temat  kultury  organizacyjnej,  jej  tempa  budowania  i  psucia.  

Ostatnio   przeczytany   artykuł   na   temat   kultury   organizacyjnej   SWA   zainspirował   mnie   do  

napisania  paru  słów  na  temat  tej  intrygującej  firmy.  Na  Youtube  jest  kilka  filmików  (linki  na  

końcu   tekstu)   pokazujących   nietypowe,   ale   sympatyczny   sposób   podejścia   do   pracy  

personelu  pokładowego.  Ci   ludzie  nie  robią  tego,  dlatego,  że  ktoś   ich  wyszkolił   i   zmusił,  bo  

wówczas   klienci   wyczuliby   fałsz.   Robią   to   dlatego,   że   w   tej   firmie   takie   zachowanie   jest  

naturalne.  

Lektura   pewnej   pracy   doktorskiej   (być   może   już   ukazała   się   drukiem),   którą   dostałem   do  

przejrzenia,  a  która  skupia  się  na  badaniu  kultury  organizacyjnej  SWA,  pokazuje,  że  celowo  

jest   ona   budowana   na   bazie   szacunku   do   wzajemnej   pracy,   otwartej   komunikacji   i  

zaangażowania  pracowników  niezależnie  od  miejsca  w  hierarchii.  Przykładowy  cytat  “W  SW  

najprostszym   sposobem,   aby   napytać   sobie   kłopotów   jest   obrazić   jakiegoś   pracownika,  

oczekujemy  od   ludzi,   że  będą   traktowali   się   z   szacunkiem.”,  „Kiedy  pojawia   się  opóźnienie,  

zastanawiamy  się,  co  się  stało  i  ustalamy,  co  zrobić,  aby  następnym  razem  go  uniknąć.”.  

Żeby  pokazać,  że  takie  zachowanie  w  przemyśle  lotniczym  nie  jest  standardem  wspomniany  

doktorant   zrobił   badania  w   innych   liniach   lotniczych.   Oto,   jakie   cytaty   otrzymał:   “Niestety  

kiedy  coś  idzie  źle,  muszą  znaleźć  kogoś,  kogo  mogą  obwinić.  Można  usłyszeć,  jak  kłócą  się  o  

opóźnienia   i   ich   powody.  W   dużej   części   jest   to   spowodowane   obawą,   który   departament  

zostanie   obciążony.”,   „Mamy   pracowników,   którzy   sądzą,   że   są   lepsi   od   innych.   Ludzie   od  

biletów  uważają  się  za  lepszych  od  rampy.  Ci  od  rampy  –  od  obsługi  kabiny.  Z  kolei  obsługa  

kabiny  patrzy  z  góry  na  sprzątających  budynki.”.  

A  jak  zacząć  wprowadzać  pożądaną  kulturę  organizacji?  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     93  /  109  

   

Jak   zwykle   da   się   ten   proces   sprowadzić   do   kilku   kroków   na   potrzeby   artykułu.   Jednak  

pamiętajmy,  że  każdy  z  tych  kroków  to  oddzielny  projekt.  

1.  Otwarcie  właściwych  drzwi  

Najpierw  trzeba  otworzyć   ludzi  na  zmiany.  Dać   im  sygnał,  że  zmiany  postaw  są  konieczne   i  

ogólną   wizję,   jaki   problem   chcemy   rozwiązać.   Prowadząc   kilka   projektów   zmiany   postaw  

pracowników,   odkryliśmy,   że  warsztat  Massawa  użyty  w   tym  kontekście   potrafi   doskonale  

zidentyfikować,  gdzie  są  problemy  w  organizacji,  nadać  im  rangę  wśród  ludzi  i  otworzyć  ludzi  

na  słuchanie  o   tym,   jak  ważne   jest   ich  naprawienie.   Jednak  następny  krok,  czyli  dokonanie  

zmiany,  musi   zajść  w   samej   organizacji.  Właściwe  postawy  buduje   się   latami,   smutnej   jest  

jedynie   to,   że  niszczy   się  wielokrotnie   szybciej.  Mówić  metaforycznie  Massawa  pozwala  na  

odkrycie,   które   drzwi   należy   otworzyć   i   naciska   klamkę,   aby   zajrzeć   przez   nie,   co   jest   po  

drugiej   stronie.  Natomiast  organizacja  musi   za  pomocą  długofalowych  działań  na  poziomie  

wartości,  motywacji,  kompetencji,  narzędzi,  procesów,  strategii  przejść  przez  te  wrota.  

2.  Nakreślenie  wizji  

Kulturę   organizacyjną   buduje   się   od   3-­‐5   lat.   Krótszy   okres   jest   możliwy,   gdy   po   prostu  

wymieni  się  ludzi,  ma  to  oczywiście  inne  negatywne  skutki.  Przejście  może  odbyć  się  dopiero  

w  momencie,   gdy   zarząd   wie,   gdzie   chce   dojść.   Musi   sobie   odpowiedzieć   na   pytanie,   jak  

będzie   wyglądać   to  miejsce   na   końcu.   Na   początku   są   słowa   i   one  muszą   wystarczyć.   Na  

przykład   deklaracja   wartości:   “Wszyscy   jesteśmy   równi,   więc   komunikujemy   się   i  

współpracujemy  w  sposób  partnerski  i  bezpośredni,  bez  barier  ani  uprzedzeń.”,  albo  “Jakość  

jest  najwyższym  dobrem,  bo  oczekuje  jej  klient.  Za  błędy  jakości  odpowiada  zła  organizacja  

pracy,   gdyż   nasi   pracownicy   chcą  być   dumni   z   tego,   co  wytwarzają”.   Taka  deklaracja  musi  

bazować   na   silnych   stronach   organizacji   oraz   potrzebach   faktycznie   odzwierciedlonych  

rodzajem  działalności.   Jeżeli   jakość   przykładowo  decyduje   o   przewadze   konkurencyjnej,   to  

faktycznie   druga   ze   wspomnianych   maksym   może   być   na   miejscu.   Jeżeli   głównym  

problemem  jest  niechęć  do  współpracy,  to  być  może  pierwsza  z  nich  byłaby  wskazana.  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     94  /  109  

   

Ale   pamiętajmy,   trzeba   się   skoncentrować,   czyli   wybrać   to,   co   jest   istotne   i   wokół   tego  

budować.  A  odrzucić  elementy  kultury  atrakcyjne,  ale  niestrategiczne.  

3.  Przejście  na  drugą  stronę  

Budowanie  kultury  dzieje  się  na  wielu  poziomach  i  trwa  długo,  jak  już  wspomniano.  Nie  ma  

szybkich   i   trwałych   rezultatów.   Natomiast   pewne   zwycięstwa  można   dostrzec   prędko.   Na  

przykład   ludzie   zaczynają   rozmawiać   o   zmianach,   zgłaszać   pomysły,   gdzie   należy   zmieniać,  

rośnie  niezadowolenie   z  obecnej   sytuacji,   śmielej   zgłaszane   są   zastrzeżenia.   Z  perspektywy  

zarządu  może  to  niekiedy  wyglądać   jak  pogarszanie  się  atmosfery,  ale  należy  odróżnić  taką  

ewentualność  od  sytuacji,  gdy  po  prostu  udało  się  otworzyć  kanał  informacji  zwrotnej.  

Warto  też  mieć  na  uwadze  tak  zwany  moment  obrotowy  zmian  w  organizacji.  Zbyt  rzadkie  

impulsy   kierowane   do   pracowników  mogą   spowodować   utratę   zapału   i   poczucia   potrzeby  

zmian.   Wówczas,   a   szczególnie   na   początku,   łatwo   o   zatrzymanie   koła   zamachowego.  

Impulsy  te  nie  muszą  być  spektakularne,  ale  powinny  pojawiać  się  regularnie.  

No   i   przykład  własny.   Prawdziwy   dowódca  w  momencie   natarcia   krzyczy   “Za  mną!“,   a   nie  

“Naprzód!“.  Osobisty  przykład  lidera  organizacji  dowodzący  zaangażowania  w  nowy  system  

wartości  niesłychanie  skutecznie  przekonuje  pracowników,  że  warto  podążyć  za  zmianą.  

Pojawia  się  również  problem  wynikający  z  faktu,  że  niestety  wiele  zarządów  ma  perspektywę  

2  najbliższych  lat,  więc  ich  zapał  do  budowania  kultury  organizacji  jest  ograniczony,  bowiem  

efekty  zobaczą  już  ich  następcy.  

Ciekawe   jest   też   to,   że   wiele   linii   lotniczych   próbowało   skopiować   osiągnięcia   SWA   w  

aspekcie  postaw  pracowników  –   z  miernym   skutkiem.  Długofalowo  kultura  organizacji   jest  

czymś   co   daje   trwałą   przewagę,   albo   trwały   deficyt.   Trudność   skopiowania   zmian   i   ich  

trwałość   w   razie   sukcesu   powodują,   że   jest   to   niesłychanie   potężne   narzędzie   walki   z  

konkurencją.  

 

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     95  /  109  

   

Historyczny  przypadek  pewnego  stylu  zarządzania  

“W   czerwcu   1340   roku   (Edward   III)   wyruszył   na   drugą   stronę   kanału,   prowadząc   ze   sobą  

około   200   statków,   z   których   większość   stanowiły   przebudowane   jednostki   kupieckie.   Na  

papierze   sprawia   to  wrażenie   zwykłego   szaleństwa.  Okręty   Edwarda  przeznaczone  było  do  

przewozu   towarów.   Natomiast   Francuzi   mieli   na   swoich   usługach   nader   zwrotne   galery  

genueńskie   wyposażone   w   ostrogi,   katapulty   i   dowodzone   przez   starego   wilka   morskiego  

znanego   pod   przydomkiem   Barbanera,   czyli   Czarnobrody.   Francuskie   okręty   z   pokładami  

pełnymi   francuskich   zbrojnych   (…)   zakotwiczyły  w   rozległym,   naturalnym  porcie  w   pobliżu  

Sluys  (…).  Powiązano  je  burta  do  burty,  tworząc  linię  obronną.”  

 

Tak  sobie  słucham,  jadąc  do  Warszawy  pewnej  książki  i  nagle  taki  kwiatek.  :)  

 

“Plan   Edwarda   nie   był   zbyt   skomplikowany:   płynąć   prosto   na   nich,   po   czym   dokonać  

abordażu  na  czele  okrytych  zbrojami  żołnierzy.  Zaraz!  Czy  to  dobry  pomysł,  żeby  mężczyźni  

odziani   w   średniowieczne   żelazne   kolczugi   wdrapywali   się   na   nadburcia   statków?   Mniej  

optymistycznie   nastawiony   dowódca   uznałby   taki   sposób   działania   za   niepraktyczny.   A  

jednak   Edward,   choć   zapewne   nie   zdawał   sobie   z   tego   sprawy,   dysponował   potężnym  

sojusznikiem   działającym   na   jego   korzyść.   Pewną   francuską   słabością,   która   przetrwała   do  

dnia  dzisiejszego.  

Owszem   flota   Filipa   VI   dowodzona   była   przez   wytrawnego   żeglarza   rodem   z   Genui,   lecz  

Barbanera  podlegał   rozkazom  dwóch  Francuzów,   z   których   żaden  nie  był  marynarzem,  ani  

Hue   Quieret,   ani   Nicolas   Behuchet.   Drugi   z   nich   był   uprzednio   poborcą   podatków.   Kiedy  

Barbanera   doradził   im,   by   opuścić   zatokę   i  wypłynąć   na   otwarte  wody,   gdzie   jego   zwinne  

galery  będą  mogły  krążyć  wokół  ociężałych  angielskich  statków,  aby  je  zatopić,  obaj  Francuzi  

po  prostu  odmówili.”  

 

I  teraz  właśnie  morał,  który  pięknie  buduje  pomost  między  przeszłością  a  teraźniejszością.  

 

“Jakież  to  francuskie…  Jeszcze  dziś,   jeśli   jakiś  wielki  zakład  produkcyjny  popada  w  tarapaty,  

zarząd  posyła  tam  w  charakterze  dyrektora  spadochroniarza  po  jednej  z  francuskich  grandes  

ecoles.   Czyli   faceta,   który   studiował   teorię   biznesu   oraz   matermatykę   przez   10   lat.   Za   to  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     96  /  109  

   

nigdy   w   życiu   nie   był   w   fabryce.   Dla   Francuzów   nie   liczy   się   doświadczenie,   liczy   się  

zarządzanie.   To   znaczy   francuski   styl   kierowania,   na   który   głównie   składa   się   wyniosłe  

ignorowanie  dobrych  rad  ze  strony  kogokolwiek,  kto  choćby  posiadał  masę  doświadczenia,  

nie  może  się  pochwalić  w  swoim  CV  naukami  pobieranymi  w  grandes  ecoles.”  

 

Naprawdę  nie  pomyślałem,  że  w  historii  wojen  kryje  się  tyle  zaskakujących,  ale   i  pożytkom  

służących  nauczek.  Ale  o  to,  co  się  stało  później.  

 

 

“Tak   więc   Quieret   oraz   Behuchet   stali   sobie   spokojnie   na   kotwicy,   tymczasem   Edward  

niespiesznie,   lecz   nieubłaganie,   wpłynął   do   zatoki,   by   ku   swojemu   zaskoczeniu   odkryć,   że  

owa  rzekomo  obronna   linia   francuskich  okręt.w  pozostaje  właściwie  bezbronna  po  bokach.  

Co  więcej,   ponieważ   okręty   powiązane   są   ze   sobą,   inne   jednostki   nie  mogą   nadpłynąć   na  

pomoc.   Francuscy   admirałowie   szukali   w   instrukcji   obsługi   rady,   jak   należy   w   podobnej  

sytuacji  postąpić,  tymczasem  angielskie  wojska  zdobywały  kolejne  okręty,  jeden  po  drugim  -­‐  

najpierw  zasypując  je  gradem  strzał  (brytyjscy  łucznicy  posługujący  się  długimi  łukami  odbyli  

właśnie  chrzest  bojowy,  bo  były  to  ich  pierwsze  gościnne  występy  na  większą  skalę).  Potem  

Anglicy  ruszali  szturmem  na  pozostałych  przy  życiu.”  

 

Źródło:  Stephen  Clarke,  1000  lat  wkurzania  Francuzów.  

Polecam!  

 

 

Zarządzanie  strategiczne  a  homeopatia  

 

Co   zarządzanie   strategiczne  ma  wspólnego   z   homeopatią?  Dwa  

odległe   światy,   mityczna   terapia   za   pomocą   żołądka   kaczki  

kontra   wielkie   korporacje.   Parę   lat   temu   byłem   uczestnikiem  

spotkania   strategicznego,   na   którym   zarażano   pracowników  

wizją   przyszłości.   Potem   miałem   przyjemność   obserwować  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     97  /  109  

   

wdrażanie  owej  wizji  w  praktyce.  Ostatnio  zaś  znajomy  zaznajomił  mnie  z  ideą  homeopatii  i  

jej  podstawami  „naukowymi”.  

 

I  nagle  zrozumiałem,  ale  od  początku.  

 

Homeopatia  zgodnie  z  Wikipedią  to  forma  kuracji,  która  zakłada,  że  im  bardziej  rozcieńczona  

substancja   aktywna,   tym   intensywniej   działa   na   organizm.   Terapia   zakłada   istnienie  

niewidzialnej   energii   życiowej,   które   ma   zdolność   powodowania,   że   organizm   się  

samodzielnie   ulecza.   Szczególnie   interesująca   jest   tutaj   pamięć   wody.   Woda   pamięta  

lecznicze  właściwości   nawet,   gdy   nie  ma  w   niej   już   substancji   leczniczej.   Zatem   im  więcej  

wody,   tym   lepiej.   Przykładowo   szeroko   sprzedawany   Oscillococcinum   rozcieńczony   jest  

1:100   do   potęgi   400.   W   całym   obserwowalnym   wszechświecie   szacuje   się,   że   jest   10   do  

potęgi  80  atomów,  czyli  potrzebowalibyśmy  10  do  potęgi  300  wszechświatów,  aby  odnaleźć  

w   takim   roztworze   pojedynczą   cząsteczkę.   W   praktyce   szereg   badań   pokazuje,   że  

skuteczność  homeopatii  nie  przekracza  skuteczności  placebo.  

 

A  teraz  obejrzyjcie  poniższy  filmik  z  przemówieniem  prezesa  Kodaka,  Antonio  Pereza,  z  2006  

roku.  http://www.youtube.com/watch?v=JYW49bsiP4k  

 

Budujące,  co  nie  :)  

 

Aktualnie   Eastman   Kodak   jest   w   stanie   bankructwa,   a   odchodzący   prezes,   Antonio   Perez,  

zagarnął   wraz   z   przybocznymi   zagarnął   6   milionów   dolarów   na   otarcie   łez   (artykuł   w  

Democrat   and   Chronicle   i   USA   Today).   To   znaczy   nie   zagarnął   a   wypłacił   w   formie   usług  

doradczych,  stając  się  po  odejściu  zewnętrznym  konsultantem  swojej  firmy.  To  w  sumie  małe  

zadośćuczynienie  w  zamian  za  aktualnie  bezwartościowe  opcje  na  akcje  i  utraconą  premię  za  

wyniki.  

 

Abstrahuję  od  problematycznego  zachowania  zarządu  firmy  na  jej  pogrzebie.  To  na  co  warto  

zwrócić  uwagę  to  wspaniała  forma  komunikacji,  która  nie  porusza  jednego  –  drogi  dojścia  do  

strategicznej   wizji.   Nie   podaje   konkretów,   jak   nadgonić   zapóźnienia   w   stosunku   do  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     98  /  109  

   

konkurencji   oprócz   wspominania   wspaniałej   przeszłości.   Nie   podaje   mapy   drogowej,   list  

projektów  do  wykonania,  albo  słabych  punktów  względem  konkurencji.  

 

Oczywiście   powyższa   prezentacja   ma   swój   kontekst,   jednak   firma   Kodak   przez   wiele   lat  

negowała   pojawiające   się   na   rynku   nowinki.   Na   przykład   takie   drobiazgi   jak   fotografia  

cyfrowa.   Założę   się,   że   co   roku  wewnątrz   organizacji  wygłaszane  były   podobne  płomienne  

przemówienia.  

 

Na  koniec  zachęcam  do  przeczytania  przemówienia  prezesa  Nokii  „We  standing  on  burning  

platform„,  Stephena  Elopa.  

 

„Jest   pewno   opowieść   o   człowieku,   który   pracował   na   platformie   wiertniczej   na   Morzu  

Północnym.   Obudził   się   pewnej   nocy   po   głośnym   wybuchu,   który   nagle   postawił   całą  

platformę  w  ogniu.  Nagle  został  otoczony  przez  płomienie.  Przez  dym  i  ciepło,  ledwo  ruszył  z  

chaosu   do   krawędzi   platformy.   Kiedy   spojrzał   w   dół   na   krawędzi,   wszystko   co   widział,   to  

ciemne,  zimne  wody  Atlantyku  .  

 

Gdy  ogień  zbliżył  się  do  niego,  mężczyzna  miał  zaledwie  kilka  sekund  na  reakcję.  Mógł  stanąć  

na  platformie    i  nieuchronnie  spłonąć.  Lub  mógł  skoczyć  w  dół  30  metrów.  Mężczyzna  stał  na  

„płonącej  platformie”  i  musiał  dokonać  wyboru.  

 

Zdecydował   się   skoczyć.   To   było   nieoczekiwane.   W   normalnych   okolicznościach,   człowiek  

nigdy  by  rozważał  pogrążenia  się  w  lodowatych  wodach.  Ale  to  nie  były  zwykłe  czasy  –  jego  

platforma  był  w  ogniu.  Mężczyzna  przeżył  upadek  do  wody  ale   zrozumiał,   jak   to   zdarzenie  

zmieniło  jego  perspektywę.  

 

My   też   stoimy  na   „płonącej   platformie   ”   i  musimy   zdecydować,   jak   chcemy   zmienić   nasze  

zachowanie  …”  

 

Nie  wiem,  jak  skończy  marka  i  aktywa  intelektualne  Nokii,  ale  jestem  przekonany,  że  zmiany  

strategicznej  nie  rozpoczyna  się  od  stwierdzenia  „Pamiętacie  jacy  byliśmy  wspaniali,  jak  nas  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     99  /  109  

   

podziwiano?   Tacy   będziemy   przez   następną   dekadę.   Tylko,   drobnostka,   musimy   się  

diametralnie  zmienić.”  

 

Zacząłbym  raczej  od  stwierdzenia  „Panie,  panowie,  mamy  przerąbane!  Nic  nas  nie  uratuje…  

Chyba,  że  …”.  

 

Podsumowując,   zaryzykuję   stwierdzenie   -­‐   Im  więcej  wody  w  mowach   strategicznych,   tym  

więcej  w  nich  homeopatii.  Tym  więcej  leczenia  tego  samego,  tym  samym.  Tym  więcej  słowa  

na  ‚P’…  P  jak  placebo.  

 

   

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     100  /  109  

   

 

Podręcznik   zarządzania   projektami   na   iPhone   i  

Android  

Chcesz  wiedzieć  więcej?  Pobierz  darmową  wersję  naszej  

aplikacji  edukacyjnej  na  iPhone  Octigo  Lite.  Ponad  50  artykułów,  

ponadto   lekcje,   pytania,   testy,   obrazki,   cytaty  wprost   na   twoim  

telefonie  lub  tablecie.  

Oferujemy   też   pełną   wersję   aplikacji  Octigo   z   bazą   ponad   300  

artykułów,   pytań,   testów   i   obrazków   oraz   prawem   do   ciągłej  

aktualizacji.  Co  miesiąc  nowa  paczka  wiedzy  na  twoim  telefonie.  

Link  do  Play  Google:  https://play.google.com/store/search?q=octigo  

Link  do  iTunes:  https://itunes.apple.com/us/artist/octigo/id580085876  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     101  /  109  

   

O  firmie  Octigo      

Firma   Octigo   sp.   z   o.o.   zajmuje   się   tworzeniem   i   prowadzeniem  

gier   szkoleniowych   z   zakresu   zarządzania   projektami   oraz  

optymalizacji   procesów.   Nasze   gry   były  wielokrotnie   nagradzane  

przez  Project  Management  Institute  w  USA  oraz  w  Polsce.  

Octigo  jest  autoryzowanym  PMI  R.E.P.  

 

Wśród  naszych  produktów  edukacyjnych  znajdują  się  między  innymi  takie,  jak:  

 

Koloseum  –  przygotowanie  do  PMP  

W   2013   roku   Project   Management   Institute   uznał  

Koloseum   za   najlepsze   na   świecie   szkolenie   z  

zarządzania  projektami  (PMI  Award  2013).  

Pięciodniowy   intensywny   kurs   przygotowujący   do  

certyfikacji   PMP   wzbogacony   symulacja   projektu  

Koloseum  oferujący  szereg  unikalnych  korzyści:  

• Wysoka   atrakcyjność   szkolenia   uzyskana   dzięki   użyciu   wielu   form   dydaktycznych:   wykład,  

warsztaty,   ćwiczenia,   pytania   kontrolne,   strategiczna   gra   symulacyjna,   narzędzia   online,  

egzamin  próbny  

• Intensywna   forma   –   szybko   angażowany   uczestnik   w   następujące   po   sobie   bloki   o  

różnorodnej  formule  kształcenia  

• Potwierdzona  bardzo  wysoka  satysfakcja  uczestników  z  uczestnictwa  w  szkoleniu  

• 60%  czasu  to  interaktywne  formy  szkolenia  -­‐  bardzo  praktyczne  podejście  do  nauki  

• Octigo   autoryzowanym   przez   Project   Management   Institute   dostawcą   szkoleń   PMI   R.E.P.,  

nazwa  w  katalogu  szkoleń  PMI  –  OCTIGO-­‐PMP  

• Możliwość  zbierania  35  PDU  

• Certyfikowani  trenerzy  -­‐  PMP  i  PgMP,  PRINCE2  

• Czterokrotni  laureaci  nagród  PMI  Award  

• Ponad   300   slajdów   materiałów   szkoleniowych  

przekazywanych  wraz  ze  szkoleniem  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     102  /  109  

   

• Darmowy  podręcznik  zarządzania  projektami  ponad  120  stron  (w  PDF)  

• Kompletny  test  próbny  PMP  200  pytań    

Link   do   strony   WWW:   http://octigo.pl/szkolenia/koloseum/koloseum-­‐przygotowanie-­‐do-­‐

pmp/  

 

Koloseum  –  podstawy  zarządzania  projektami  

“PM  Fundamentals  in  a  nutshell,  presented  in  

an  organized,  structured,  concise,  fun  way!”  

“A  ‘must’  training  for  all  PMs  that  can  be  hard  

to   follow   is   changes   in   a   ‘really   interesting’  

training,   where   theory   and   practice   are  

merged  in  a  perfect  way.”  

Alternatywne   szkolenie   wzbogacone  

symulacją   Koloseum,   którego   celem   jest   nauczenie   podstawowych   technik   i   procesów  

zarządzania  projektami.  

Szkolenie   w   interaktywny   sposób   wprowadza   w   zagadnienia   projektowe   i   jednocześnie  

pozwala  na  przećwiczenie  nabytej  wiedzy  w  praktyce.  

Link  do  strony  WWW:  http://octigo.pl/szkolenia/koloseum/koloseum-­‐podstawy-­‐zarzadzania-­‐

projektami/  

 

Szkoła  Project  Managera  –  studia  podyplomowe  

“Uśmiech   przy   słowie   Szkoła   w   pełni   oddaje   specyfikę   zajęć   świetna   atmosfera   i   co  

najważniejsze   nauka   przez   doświadczenie,   osobiste   i   prowadzących,   a   to   bezcenne!  

Miernikiem   tego   jest  niezwykle   szybko  upływający   czas.   Jak   tak  dalej  pójdzie  będę  musiała  

powiedzieć:  <wszystko  co  dobre  szybko  się  kończy>”  

“Zajęcia   prowadzone   są   świetnie,   cała   tematyka   jest   dla  mnie   kompletną   nowością   i   sam  

fakt,  że  nie  czuję  się  znudzona,  jak  po  wykładzie  świadczy  o  jakości  prowadzenia.    Natomiast  

nadal  jestem  pod  wrażeniem  Waszego  zawodowego  doświadczenia,  którym  dzielicie  się    ”  

 

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     103  /  109  

   

Jedyne  w  Polsce  specjalistyczne  studia  podyplomowe  kładące  nacisk  nie  tylko  na  wiedzę,  ale  

i   na   umiejętności   kierownika   projektu.   Studia   zawierające   gry   strategicznie   wielokrotnie  

nagradzane  przez  Project  Management  Institute.  

• Po  ukończeniu  nauki  uczestnik  uzyskuje  państwowe  świadectwo  ukończenia  studiów  

podyplomowych  o  specjalności  zarządzanie  projektami.    

• Jest  to  jeden  z  najbardziej  przekrojowych  i  pełnych  programów  nauczania  zagadnień  

zarządzania  projektami.    

• Unikalnym   wyróżnikiem   jest   to,   że   ponad   50%   czasu   uczestnicy   spędzają   na  

warsztatach   i   grach   szkoleniowych,   co   czyni   zajęcia   dużo   atrakcyjniejszymi   i  

jednocześnie  pokazuje  praktyczną  stronę  zarządzania.  Nasze  gry   symulacyjne  ma  za  

sobą  już  blisko  1000  uczestników.    

• Gry   zawarte   w   programie   były   wielokrotnie   nagradzane   przez   PMI   jako   najlepsze  

szkolenia  zarządzania  projektami  na  świecie.    

• Zajęcia  prowadzą  praktycy  zarządzania  projektami.    

• Metodyka  nauczania  oparta  jest  na  najlepszych  praktykach  szkoleń  biznesowych.    

• Program  przeszedł  wieloletnią  weryfikację  w  różnych  grupach  odbiorców.    

• Program  został  maksymalnie   skompresowany,  aby   jak  najwięcej   treści  dostarczyć  w  

minimalnym  czasie.  

Link   do   strony   WWW:   http://octigo.pl/inne-­‐produkty/szkola-­‐project-­‐managera-­‐studia-­‐

podyplomowe-­‐2/  

 

Massawa  –  komunikacja  i  współpraca  w  projekcie  

“Najlepszy  warsztat  w  jakim  uczestniczyłem,  pozwala  się  rozwinąć,  uczy  jak  

radzić   sobie   w   trudnych   i   niespodziewanych   sytuacjach.   Niesamowicie  

poprawia   komunikację   w   zespole.   Mógłbym   tak   dalej   wymieniać,   ale   nie  

oddam   tej   atmosfery   zaangażowania   i   radości   z  wykonanego   zadania.   Po  

prostu  trzeba  to  przeżyć:)  naprawdę  warte  polecenia  nawet   jak  pracownik  

ma   być   na   2   dni   oderwany   od   swoich   obowiązków   to   poniesiony   koszt  

zwróci  się  szybciej  niż  można  się  spodziewać.”  

“Cała  gra  była  genialna.”  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     104  /  109  

   

W   2007   roku   Project   Management   Institute   uznał   Massawę   za  

najlepsze   na   świecie   szkolenie   z   zarządzania   projektami   (PMI  

Award  2007).  

Gra  szkoleniowa  Massawa  symuluje  realizację  złożonego  projektu  

budowlanego  (uczestnicy  układają  kilka  tysięcy  klocków  Lego).  Ów  projekt   jest   jednak  tłem  

dla   zasymulowania   procesów   komunikacji   i   współpracy   w   grupie   projektowej.   Uczestnicy  

szybko  zapominają  o   tym,  że  znajdują  się  na  sali   szkoleniowej   i  wchodzą  w  role   i  postawy,  

które  reprezentują  na  co  dzień  w  projektach.  Dzięki  temu,  że  jest  to  jedynie  zabawa,  łatwiej  

jest  im  nabrać  dystansu  do  popełnianych  błędów  i  zreflektować  się.  

To   narzędzie   dla   każdej   firmy,   która   swój   rozwój   opiera   na   działaniach   projektowych.  

Potrzeba  skutecznego  zarządzania  projektami  jest  podłożem  do  wykorzystania  warsztatu  do  

zmiany   postaw   i   kompetencji   uczestników   gry.   Głównym   aspektem   jest   zapoznanie  

uczestników   z   zasadami   i   możliwościami   metodycznej   pracy   z   projektami   w   praktyczny  

sposób.   Jest   to   przede   wszystkim   zmiana   nastawienia   pracowników   wobec   procedur   i  

metodyki  zarządzania  projektami.  Komunikacja  w  projekcie  i  aspekty  pracy  interpersonalnej  

stają  się  kluczowe  w  każdej  grupie  projektowej.  Rozwój  tych  kompetencji  to  klucz  do  sukcesu  

projektów.  

Link  do  strony  WWW:  http://octigo.pl/szkolenia/massawa/  

 

Mayday  Mayday  –  zarządzanie  ryzykiem  w  projektach  

„Bardzo   mi   się   podobała   zarówno   gra,   jak   i   prowadzenie.   Super  

koncepcja!”  

 

W  2009  roku  Project  Management  Institute  po  raz  drugi  nagrodził  nas  za  

szkolenie  zarządzania  projektami.  Tym  razem  było  to  Mayday  Mayday.  

Szkolenie  Mayday,  Mayday  porusza  zagadnienia  podstaw  zarządzania  ryzykiem  w  projektach.  

Adresowane   jest   do   osób   o   przynajmniej   podstawowej   wiedzy   z   prowadzenia   projektów.  

Połączenie   teoretyczno-­‐praktyczne   różnych   form   zajęć   pozwala   na   efektywne   przekazanie  

wiedzy  i  szybkie  jej  utrwalenie  przez  praktyczną  ilustrację  i  wpływ  na  postawy  uczestników.  

W   trakcie   ośmiogodzinnego  warsztatu   uczestnicy   realizują   zadanie   związane   z   faktycznymi  

problemami   w   ryzykownych   projektach.   Całość   jest   symulacją   i   grą   strategiczną  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     105  /  109  

   

odzwierciedlającą   pracę   z   wieloma   bardzo   ryzykownym  

projektami   równocześnie.   Interaktywna   praca   na   warsztacie  

zapewne  oprócz  doskonałej  zabawy  oraz  możliwość  obserwacji  w  

praktyce,  jakimi  prawami  rządzi  się  ryzykowny  portfel  projektów,  

również  możliwość  rozwoju  kompetencji  merytorycznych.  

Link  do  strony  WWW:  http://octigo.pl/szkolenia/mayday-­‐mayday/  

 

Most  –  łańcuch  krytyczny  CCPM  

W  2010  roku  PMI  przyznał  nagrodę  grze  Most  dla  najlepszego  szkolenia  z  

zarządzania  projektami  na  świecie.  

Gra   szkoleniowa   Most   w   praktyczny   i   przystępny   sposób   prezentuje  

założenia   metodyki   łańcucha   krytycznego   (Critical   Chain   Project  

Management   –   CCPM).   Uczy   głównych   elementów   tej   metody,   jak   i   w  

pokazuje,  jak  one  funkcjonują  w  praktyce.  

Wyjątkowo   atrakcyjnym   elementem   jest   fakt,   że  

przez  cały  dzień  uczestnicy  budują  papierowy  most  długości  ponad  2  

metrów  na  1,5  metra  wysokości.  

Link  do  strony  WWW:  http://octigo.pl/szkolenia/most-­‐lancuch-­‐krytyczny/  

 

Park  Rozrywki  –  zarządzanie  portfelem  projektów  

„Dla   mnie   najbardziej   interesujące   było   podejmowanie   decyzji   dotyczących   wyboru  

najkorzystniejszych   projektów   i   szybkie   reagowanie   na   pojawiające   się   zdarzenia  

(szanse/zagrożenia).  Według  mnie  super  gra!  Myślę,  że  ma  ona  ogromne  szanse  być  kolejną  

najlepszą  grą  z  zarządzania  projektami  na  świecie.”  

 

Gra  szkoleniowa  Park  Rozrywki  wprowadza  uczestników  w  zagadnienia  

zarządzania   portfelem   projektów.   W   przystępny   sposób   przedstawia  

perspektywę   zarządu   na   projekty   i   w   praktyce   demonstruje,   jak  

zarządzać  takimi  inwestycjami.  

W   pewnym   mieście   funkcjonuje   duży   park   rozrywki.   Właśnie   został   przez   właściciela  

mianowany   nowy   zarząd   na   jeden   rok.   Ma   prosty   cel:   zarobić   jak   najwięcej   pieniędzy,  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     106  /  109  

   

rozbudowując   park   rozrywki   za   pomocą   kolejnych   projektów.   Sytuacja   na  

rynku   jest   trudna,  bowiem  właśnie   zakończył   się   trwający  dwa   lata  kryzys.  

Konsumenci  w  pierwszej  kolejności  oszczędzali  na  przyjemnościach,  w  tym  

odwiedzinach   parków   rozrywki.   W   okolicy   działa   jeszcze   kilka  

konkurencyjnych   parków.   Na   szczęście   nasze   przedsiębiorstwo   dzięki  

elastyczności   kosztowej   wyszło   z   tego   trudnego   okresu   obronną   ręką   i   ma   szansę,   dzięki  

śmiałym   inwestycjom,   przejąć   dużą   część   udziałów   w   rynku.   Czy   mu   się   uda,   zależy   od  

zarządu  firmy.  

Link   do   strony   WWW:   http://octigo.pl/szkolenia/park-­‐rozrywki-­‐zarzadzanie-­‐portfelem-­‐

projektow/  

 

Podróż  dookoła  świata  –  zarządzanie  zmianą  w  projekcie  

Interaktywny  warsztat   uświadamiający   jak   zmienne   są   projekty   oraz   jak   efektywnie   radzić  

sobie  z  wieloma  nakładającymi  się  zmianami.  Gracze  łączą  się  w  zespoły,  których  zadaniem  

jest   zrealizowanie   fascynującego  projektu   -­‐   podróży  dookoła   świata.   Projekt   został   zlecony  

przez   Towarzystwo   Geograficzne   i   TV   Podróżnik,   które   chcą   nakręcić   serię   reportaży   pt.  

Wielka  planeta.  Celem  zespołów  jest  odwiedzić  jak  najwięcej,  jak  najatrakcyjniejszych  miejsc  

na   Ziemi   z   listy   stu   najpiękniejszych.   Niestety   warunki   na   naszej   planecie   są   niesłychanie  

zmienne,   aby   z   sukcesem   zrealizować   cele   podróży   uczestnicy   muszą   aktywnie   zarządzać  

zmianami   takimi,   jak   epidemie,   strajki   linii   lotniczych,   kryzys   finansowy,   zmiany   zarządu   i  

zespołów  projektowych,  nowe  priorytety  i  wiele  innych.  

Tematyką  warsztatu   jest   zarządzanie   integralnością   projektu.   Integralność   rozumiemy   jako  

spójność,  logiczność,  kompletność  wszystkich  elementów  projektu  (zakresu,  kosztów,  czasu,  

komunikacji,   zakupów   itd.)   w   kontekście   celów,   dla   których   projekt   został   uruchomiony.  

Zarządzanie   integralnością   zatem   to   powodowanie,   aby   mimo   zmian   pojawiających   się   w  

projekcie,  został  on  integralny.  

Link   do   strony   WWW:   http://octigo.pl/szkolenia/podroz-­‐dookola-­‐swiata-­‐zarzadzanie-­‐

zmiana-­‐w-­‐projekcie/  

 

 

 

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     107  /  109  

   

Whisky  –  zarządzanie  procesami  

”Gra   rewelacyjna,   świetna   zabawa,   która   obrazuje   nie   tylko   przepływ  

produkcji   i   konsekwencje   związane   z   decyzjami,   ale   również   pozwala   na  

odkrycie  charakteru  uczestników  gry  i  potencjału  w  nich  drzemiącego.”  

“Wiedza   bardzo   przydatna,  mam   nadzieję,   że   pomoże  mi   to   we  wdrażaniu  

projektu  z  optymalizacji  procesów  w  Biurze  Finansów.”  

Japońska   korporacja   przejęła   upadającą   gorzelnię   whisky.   Niewielka  

fabryczka   zlokalizowana   w   urokliwych   górach   Szkocji   ma   świetną   markę  

podpartą  tradycjami,  jednak  ze  względu  na  brak  elastyczności  i  rosnące  koszty  znalazła  się  na  

skraju   bankructwa.   Uczestnicy   szkolenia   wchodzą   w   role   nowo   zrekrutowanego  

kierownictwa  tego  zakładu  z  misją  przywrócenia  jej  świetności.  

W   trakcie   dwóch   dni   szkolenia   uczestnicy   doświadczają   zarządzania   produkcją   butelek  

whisky,  a  przy  okazji  uczą  się  takich  technik  jak:  SMED,  Kanban,  5s,  analiza  procesów,  pomiar  

cyklu,   taktu,   przejścia,   definiowanie   jakości,   pomiar   poziomu   sigma,   analiza   zmienności  

procesów  i  wiele  innych.  

Kanwą   symulacji   jest   tworzenie   butelek   z   kolorowym   piaskiem   przez   sekwencję   procesów  

produkcyjnych.   Dzięki   tak   skonstruowanej   mechanice   gry   uczestnicy   mogą   zaobserwować  

zmienności  jakości,  czasów  procesów,  strat  w  sposób  ciągły  –  po  prostu  piasek  rozsypuje  się  

na  stole.  

Szkolenie  Whisky   jest  doskonałym  uzupełnieniem   i  demonstracją   zarządzania  procesami  za  

pomocą  metodyki  Six  Sigma  oraz  Lean.  

Link  do  strony  WWW:  http://octigo.pl/szkolenia/whisky-­‐lean-­‐management/  

 

Six  sigma  -­‐    studia  podyplomowe  

“Te   studia   to   dla   mnie   konkretne   szkolenie   z   zakresu   Six   Sigma,   optymalizacji   procesów   i  

zarządzania   projektem.   Prowadzący   są   praktykami   metodyki   Six   Sigma   z   dużym  

doświadczeniem  zdobytym  przy  projektach   (Black  Belt).  Wiedza  przekazywana   jest  w   jasny  

sposób,  w   trakcie   zajęć  mamy  dużo   ćwiczeń   i   gier   oraz   omawiamy   realne   sytuacje   z   pracy  

wykładowców  oraz  uczestników  studiów”  

Celem  studiów  jest  przygotowanie  do  pełnienia  roli  analityka  procesów  biznesowych,  osoby  

odpowiedzialnej  za  ich  optymalizację,  czy  kontrolę  jakości,  tzw.  Green  Belta.  Studia  nie  tylko  

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     108  /  109  

   

zapewniają  transfer  wiedzy,  ale  i  umiejętności  jej  wykorzystania  w  praktyce  dzięki  włączeniu  

do  programu  wielu  gier  symulacyjnych  i  warsztatów.  

Program  został   tak  skonstruowany,  aby   jednocześnie  dać  uczestnikowi  wiele  biznesowych   i  

edukacyjnych  korzyści  takich  jak:  

• Poznanie  metodyki  optymalizacji  procesów  i  zarządzania  jakością  Six  Sigma.  

• Zdobycie   wiedzy   na   poziomie   Lean   Six   Sigma   Green   Belt.   Studia   kończą   się  

egzaminem  na  certyfikat  Green  Belt.  

• Praktyczne   poznanie   funkcjonowania   zespołu   projektowego   w   symulowanych  

sytuacjach,  dzięki  grom  szkoleniowym.  

• Zdobycie  kwalifikacji  analityka  procesów  biznesowych.  

• Oraz  oczywiście  zdobycie  dyplomu  studiów  podyplomowych.  

Link  do  strony  WWW:  http://octigo.pl/inne-­‐produkty/lean-­‐six-­‐sigma-­‐studia-­‐podyplomowe/  

 

 

Eseje  o  zarządzaniu  –  Marcin  Żmigrodzki  

www.octigo.pl     109  /  109  

   

O  autorze  tej  książki  Doktor  z  zakresu  zarządzania,  PgMP  i  PMP,  PRINCE2  Foundation,  Lean  Six  Sigma  Black  Belt.  

Autor  kilkudziesięciu  artykułów  na  temat  zarządzania,  wykładowca  na  

wielu  konferencjach   i  seminariach  z  zakresu  zarządzania  projektami   i  

Six   Sigma,   wieloletni   kierownik   projektów,   później   dyrektor  

departamentu   zarządzania   projektami   i   procesami   w   banku,  

menadżer   programu   six   sigma,   aktualnie   wiceprezes   firmy  

produkcyjnej,  zdobywca  nagrody  PMI  Award  2007,  2009,  2010  i  2013  

za   najlepsze   na   świecie   szkolenia   z   zarządzania   projektami   oraz   PMI  

Poland   Chapter   Product   Award   2010,   i   w   końcu   kierownik   studiów   magisterskich   i  

podyplomowych   z   zarządzania   projektami   oraz   six   sigma.   Ponadto   kierownik   projektu   –  

finalisty  konkursu  Polish  Project  Excellence  Award  2010.  

Skontaktować  się  ze  mną  można  pod  adresem:  [email protected].  

 

 Ta  publikacja  chroniona  jest  prawem  autorskim  na  zasadach  Creative  Commons:  Uznanie  autorstwa-­‐Użycie  niekomercyjne-­‐

Na   tych   samych   warunkach   3.0   Polska   opisanych   :   http://creativecommons.org/licenses/by-­‐nc-­‐sa/3.0/pl/legalcode.   Skrót  

licencji:   dozwolone   jest   kopiowanie   i   dystrybucja   pod   warunkiem   podania   źródła   (www.octigo.pl)   i   autorstwa   (Marcin  

Żmigrodzki).  Dopuszczalne  jest  użycie  wyłącznie  dla  celów  niekomercyjnych.  Dopuszczalne  jest  tworzenie  utworów  pochodnych,  jednak  koniecznie  z  podaniem  

źródła  i  zachowaniem  tej  samej  licencji.  

Zdjęcie  na  pierwszej  stronie  zrobione  przez  Moritz  Sirowatka  (http://www.flickr.com/photos/55331818@N07/5145879145/).  

Opis  program  MS  Project  był  zrobiony  dla  MS  Project  2003.  MS  Project  jest  znakiem  towarowym  firmy  Microsoft  Corporation.  

PMBOK®  Guide  jest  zastrzeżonym  znakiem  handlowym  Project  Management  Institute.