Autor:!Marcin!Żmigrodzki! Wersja:2.0! …...Eseje%o%zarządzaniu%–%Marcin%Żmigrodzki% % %...
Transcript of Autor:!Marcin!Żmigrodzki! Wersja:2.0! …...Eseje%o%zarządzaniu%–%Marcin%Żmigrodzki% % %...
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 1 / 109
Eseje o zarządzaniu
Autor: Marcin Żmigrodzki
Wersja: 2.0
Data aktualizacji: 2014-‐02-‐27
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 2 / 109
O tym dokumencie
Od 2010 roku w ramach firmy Octigo sp. z o.o. tworzymy bloga na temat zarządzania projektami.
Z czasem uzbierało nam się trochę wpisów, które okazało się, że krążą wokół wspólnego tematu -‐
zarządzania. Były to wpisy o zarządzaniu strategicznym, postawach ludzi i w ogóle pracy w
organizacjach. Traktowały o tym, jak zmieniać firmy, przedstawiały osobiste doświadczenia z
pracy w różnych firmach, czy też przybliżały ciekawe koncepcje, które napotkałem. Ów zbiór
nazwałem po prostu esejami o zarządzaniu z braku trafniejszego tytułu.
Książka podzielona jest na trzy części: Eseje o ludziach, Eseje o projektach, Eseje o strategii i
przywództwie. W każdej z nich znajdziesz kilkanaście artykułów, luźnych spostrzeżeń,
komentarzy i interpretacji autora na dany temat.
Serdecznie zapraszam do lektury, licząc, że Drogi Czytelniku zaciekawi Cię. A jeżeli tak, to wracaj
proszę na naszą octigo.pl witrynę po więcej.
Spis treści
Eseje o zarządzaniu ................................................................................................................... 1
O tym dokumencie .................................................................................................................... 2
Spojrzenie na zarządzanie z lotu ptaka ..................................................................................... 4
Delegowanie zadań w 5 podejściach ........................................................................................ 6
Wiedza w cyklu życia projektu, czyli o czym metodyka zarządzania projektami nie wspomina
................................................................................................................................................ 11
Lean w domu i zagrodzie ........................................................................................................ 14
Poinformuj nas, gdy potrzebujesz naprawy… ......................................................................... 15
Eseje o ludziach ....................................................................................................................... 17
Korporacyjne zwierzę, czyli małpa w każdym z nas ................................................................ 17
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 3 / 109
Homo ludens – człowiek bawiący się ...................................................................................... 23
Zespół jak stado pingwinów .................................................................................................... 28
Eseje o projektach ................................................................................................................... 30
Wiedźma oficjalnym zawodem, a kierownik projektu? .......................................................... 30
Nie tylko zwrotem z projektu sponsor żyje ............................................................................. 31
Syndrom herosa w projektach ................................................................................................ 33
Wartość kierownika projektu .................................................................................................. 36
Mity na temat metody eksperckiej ......................................................................................... 38
Rozważania przy tankowaniu auta ......................................................................................... 40
Sun Tzu i sztuka obrony projektów ......................................................................................... 42
Technika, której nie znajdziesz w żadnej metodyce ............................................................... 44
Syndrom świętego Mikołaja ................................................................................................... 48
Sprawdź zawartość przed rozładunkiem ................................................................................ 50
Goldplating po bawarsku ........................................................................................................ 53
Projekty w matriksie ............................................................................................................... 55
Jak zdemontować zarządzanie projektami w pół roku ........................................................... 58
Eseje o strategii i przywództwie .............................................................................................. 68
Realizacja strategii firmowej ................................................................................................... 68
8 powodów dlaczego transformacja firmy może się nie udać ................................................ 75
Podatek od bezwładności ....................................................................................................... 80
Syndrom kury domowej .......................................................................................................... 83
Stagnacja w korporacji – objawy, występowanie ................................................................... 87
Wartość kultury organizacji – Southwest Airlines niedościgły wzór ....................................... 91
Historyczny przypadek pewnego stylu zarządzania ................................................................ 95
Zarządzanie strategiczne a homeopatia ................................................................................. 96
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 4 / 109
Spojrzenie na zarządzanie z lotu ptaka
Zarządzanie w ogóle (nie chodzi tu tylko o zarządzanie projektami) przyjmuje różne formy w
zależności od organizacji, konkretnej sytuacji, zespołu, umiejętności szefa i wielu, wielu innych
czynników. Inaczej wygląda w hipernowoczesnej firmie IT, inaczej w partii politycznej, a inaczej w
wojsku.
Gdyby chcieć spojrzeć na tą problematykę całościowo, choć właśnie z lotu ptaka, można by,
moim skromnym zdaniem, narysować powyższy trójkąt.
Na jego wierzchołkach znajdują się takie wymiary, jak:
1. Jakość
2. Innowacyjność
3. Produktywność
Jakość tutaj rozumiana jest nie tylko jako potrzeba i możność zapewnienia braku błędów lub
satysfakcji klienta, ale też potrzeba kontroli produktów i procesów wytwarzania, ograniczenia
ryzyka.
Innowacyjność to chęć i zdolność wytwarzania unikalnych usług, towarów, czy ogólnie
rozumianej wartości. To umiejętność przez organizację zdobycia nowej wiedzy, popełnienia
mnóstwa błędów i dostarczenia nowatorskich rozwiązań.
Produktywność zaś to zdolność do zwiększania skali działania w obszarze powtarzalnych,
masowych działań – procesów. Tutaj zależy nam na, jak największych mocach produkcyjnych,
najniższych cenach, najoptymalniejszym wykorzystaniu zasobów, najstabilniejszych przepływach
w organizacji.
Jakość stoi niekiedy w opozycji do Innowacyjności, gdyż:
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 5 / 109
1. Nowatorskie czynności, rozwiązania początkowo charakteryzują się niższą jakością ze
względu na brak dostatecznej wiedzy oraz właśnie swoją innowacyjność. W tym obszarze
początkowo dopuszcza się obniżoną jakość, która w razie pozytywnej oceny nowego
produktu, usługi, zmiany w procesie itp., jest stopniowo cyzelowana i podnoszona.
2. Dotrzymanie wysokiej jakość wiąże się z kosztami, które warto ponosić, gdy usługa lub
produkt okażą się rentowne. Przy nowych produktach istnieje duże ryzyko, że mimo ich
innowacyjności rynek je odrzuci. Wówczas inwestycja w wysoką jakość prototypu będzie
stracona.
Innowacyjność stoi w opozycji do Produktywności w tym sensie, iż:
1. Wykonanie pierwszego produktu czyli prototypu często kosztuje tysiące razy więcej niż
wykonanie drugiego i następnych. Dobrym przykładem są tutaj sektor medyczny, usługi
niematerialne (szkolenia, wydawnictwa elektroniczne), wysokie technologii. Inaczej
mówiąc, marginalne koszty produkcji kolejnych wyrobów dążą do zera.
2. Produktywność zakłada dużą powtarzalność, czyli jak najmniejsze odchylenia od
standardu. Dokładnie odwrotnie niż innowacyjność, gdzie wręcz celem jest zrobienie
czegoś odmiennego niż dotychczas.
Jakość stoi czasem w opozycji do produktywności w taki sposób, że:
1. Podejście produktywności dąży do maksymalnej redukcji kosztów, gdyż to podnosi
efektywność. Jakość natomiast uznaje, że nie jest kosztem tylko inwestycją w redukcję
ryzyka lub satysfakcję klienta.
2. Idealną sytuacją dla jakości jest wytworzenie jednego wyrobu wycyzelowanego i
sprawdzonego do granic możliwości. W przypadku produktywności jest odwrotnie,
idealną sytuacją jest wyprodukowanie nieskończonej liczby podobnych produktów.
Wprawny menadżer przyjmując określony styl i techniki zarządzania, porusza się po tytułowym
trójkącie. W zależności od kultury organizacji, celów, kompetencji swoich i zespołu, ograniczeń,
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 6 / 109
przepisów itd. powinien stosować styl bardziej zbliżony do jednego lub drugiego (lub trzeciego)
rogu.
Sądzę jednak, że cała zabawa w zarządzanie nie jest taka prosta jednak. Sposób zarządzania w
organizacji w miarę zbliżania się do któregoś z rogów trójkąta zmienia się nieliniowo. To nie jest
tak, że im bliżej wierzchołka o nazwie Jakość, to pojawia się stopniowo coraz więcej
mechanizmów kontrolnych i rosną koszty utrzymania jakości i redukcji ryzyka. W pewnym
momencie zaczynają się zmieniać postawy ludzi, pojawiają się techniki i kompetencje nieobecne
jeszcze niedawno. Zmienia się sposób komunikacji i wartości wyznawane przez członków
organizacji. Być może na samym wierzchołku ludzie pokrzykują na siebie, chodzą tylko wzdłuż
prostych linii, używają wielu przekleństw, podnoszą dwa palce do głowy, gdy się mijają i noszą
oficerki oraz zielone mundury.
Pojawia się na koniec rozważań pytanie, jakie umiejscowienie na tym trójkącie jest właściwe dla
organizacji i gdzie my się dzisiaj znajdujemy. Sądzę, że nie ma idealne punktu dla każdego i w
każdej sytuacji, trzeba to dostosować do wymagań otoczenia. Natomiast warto sobie
odpowiedzieć, czy dzisiejsze umiejscowienie pokrywa się z idealnym. A jeżeli nie, to jak daleko
się znajdujemy.
Delegowanie zadań w 5 podejściach
Jednym z wymiarów przywództwa jest to, w jaki sposób lider współpracuje z podległymi mu
ludźmi. Sądzę, że w tej materii można wyróżnić pięć najbardziej typowych podejść.
Ale od początku. Decyzja to możliwość wybrania wariantu działania. Na rozstaju dróg na
Snieżce ten turysta, który wskazuje, w którą stronę podąży grupa jest decydentem.
Natomiast ten, który studiuje mapę, wylicza czasy marszu, atrakcje po drodze i mówi “A
może byśmy jednak zeszli do Strzechy Akademickiej?” jest jedynie opiniującym.
Podejmowanie decyzji to zdolność do powiedzenia “nie” lub do wydania pieniędzy. Stąd tak
istotne w delegowaniu jest przekazywanie budżetów podwładnym jednostkom.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 7 / 109
Zatem delegowanie to rezygnacja przez przełożonego z możności podjęcia decyzji i
przekazanie jej podwładnemu. Rezygnacja nie musi być pełna i nie musi dotyczyć wszelkich
aspektów. Ograniczeniu może podlegać sposób wykonania zadania “musimy współpracować
z tym klientem, zastosować tą technologię, zrobić w tym miejscu“, koszt, czas, zakres itd. W
zarządzaniu projektami metodyka PRINCE2 mówi o tolerancjach. Tolerancja to akceptowalny
przedział, w jakim coś może być dostarczone. W ramach tego przedziały dany menadżer
może się poruszać i podejmować decyzje, np. budżet projekt nie może przekroczyć 100 000
zł. z ewentualną rezerwą 10 000 zł., termin nie może się przesunąć o więcej niż miesiąc, w
etapie pierwszym możemy zrezygnować z modułów oznaczonych jako opcjonalne itd. Dopóki
menadżerowi udaje się nie przekroczyć limitu, dopóty nikt mu nie powinien się wtrącać w
zadania. W momencie zaś, w którym limit jest zagrożony, menadżer musi wyeskalować
zagadnienie w górę.
Nikt nie zrobi tego tak dobrze jak ja
Ten typ delegowania nazywany niekiedy brakiem delegowania, albo mikrozarządzaniem
polega na tym, że przełożony jedynie pozornie zgadza się, aby podwładny podjął jakieś
decyzje. Pozorność polega przekazaniu możliwości wyboru wariantu działania, ale
konieczności jego zatwierdzenia w momencie, w którym firma miałaby podążyć za tym
wariantem. Zwykle w chwili, gdy pojawia się konieczność wydania pieniędzy lub
zaangażowania pracowników firmy. Najgorzej, gdy pozorny decydent uświadamia sobie
pozorność swojej decyzyjności po niewczasie. Na przykład obiecał coś klientowi, a tu
przychodzi przełożony i każe odwołać, bo “wszystko w tym projekcie jest bez sensu“.
Mikrozarządzanie rodzi szereg negatywnych zjawisk:
• Obniżenie motywacji – pozorny decydent może stracić zaangażowanie i przestać nie
tylko podejmować decyzje, ale i skutecznie komunikować się oraz współpracować.
Wielu ludzi do pracy porywa możliwość aktywnego uczestniczenia w przedsięwzięciu,
poczucie bycia współautorem sukcesu. Mikrozarządzanie jest tego odwrotnością.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 8 / 109
• Dekoncentrację przełożonego na drobiazgach – ludzki umysł potrafi operować
kilkoma pojęciami równolegle (badania pokazują, że 5 do 10). Pamięć ma również
ograniczoną pojemność. Natomiast współczesne organizacje wykazują silną
tendencję do wzrostu złożoności działania do momentu, w którym zostanie
osiągnięta dostateczna przewaga konkurencyjna, albo do momentu, w którym
zostanie napotkany limit zdolności umysłowych pracowników. Tworzymy wszak coraz
bardziej zaawansowane rozwiązania techniczne, coraz bardziej złożone procesy, coraz
śmielsze projekty. W takiej sytuacji kontrolujący wszystko przełożony staje się
“wąskim gardłem”. Pojedynczy umysł nie ogarnia wszystkiego, a podwładni są
wyłączeni z decydowania. Wówczas głowa przełożonego musi wybierać, czym się
zajmie. Latwo ugrzęznąć w takim momencie w tysiącach drobiazgów, jak w trawie i
nie dostrzec, że zbliża się kombajn, który wszystko skosi.
• Chaos decyzyjny – pozorność delegowania wywołuje poczucie zagubienia również,
bowiem deklaratywnie przełożony oddał władzę, ale i tak wiadomo, że jak się nie
pójdzie z danym tematem do niego po zatwierdzenie, to się zirytuje. Więc, kto jest w
takiej sytuacji decydentem?
Bywa pomocne natomiast, gdy przełożony nie ma zaufania do podwładnego i chce to jemu
okazać. Subtelny sposób na udowodnienie niekompetencji.
Zwykle jednak, wydaje mi się, wynika z nieumiejętności oddania władzy albo lęku o
przyszłość działu lub całej firmy, nawet mimo szczerych chęci.
Pozwól sobie pomóc
Ten rodzaj oddawania decyzji przydaje się, gdy przełożony ma ochotę pozbyć jakiegoś
obszaru, ale obawia się niskich kompetencji podwładnego. W takim podejściu wprost
komunikuje się, że może on podjąć decyzję, ale w sprawie sposobu wykonania powinien ją za
każdym razem konsultować. W przeciwieństwie do poprzedniego podejścia tu informuje się
o ograniczonej delegacji uprawnień.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 9 / 109
Niekiedy ta formuła współpracy podwładnego z przełożonym jest wymuszana przez
podwładnego, który obawia się samodzielności i wymusza konsultacje.
W przeciwieństwie do pełnej delegacji tutaj przełożony obserwuje poczynania swojego
pracownika, aby móc samodzielnie wkroczyć, gdy pojawią się problemy. Ze względu na
umiejętności podwładny nie zawsze wykryje zbliżającą się katastrofę. To trochę jak z uczenie
dziecka jazdy na rowerze albo pływania. Ma samo próbować, jak czasem upadnie albo
zanurzy się pod wodę, to nic się nie stanie. Ale jeśli nie wypływa na powierzchnię od kilku
minut albo kieruje się w stronę wjazdu na autostradę, to należy interweniować. Słyszałem
kiedyś opowieść, jak doświadczony kapitan uczył młodszego oficera manewrować statkiem.
Przez cały czas stał za nim i podpowiadał, na co powinien zwrócić uwagę, ale nie dotykał sam
koła sterowego. A dlaczego stał za podwładnym? Aby ten nie widział, jak z nerwów przygryza
wargi do krwi.
Oczekuję rezultatów, nie ważne w jaki sposób
Ten rodzaj delegowania oznacza, że podwładny ma kompetencje (najlepiej wyższe od
przełożonego) co do operacyjnego wykonania zadania. Może zatem samodzielnie opracować
sposób osiągnięcia sukcesu. Od przełożonego wymaga się jedynie precyzyjnego
zdefiniowania rezultatu końcowego, np.: “masz sprzedać 1000 sztuk w dzień”, “zakończ ten
projekt do wtorku”, “niech klient odbierze ci ten moduł”. Niekiedy to podejście bywa
nazywane zarządzaniem przez cele.
Dużym plusem takiego sposobu delegowania jest pozostawienie swobody pracownikom.
Ludzie naprawdę mogą zaskoczyć kreatywnością, gdy pozwolić im działać.
Warunkiem koniecznym jest tutaj posiadanie kwalifikacji pozwalających na samodzielne
działanie podwładnego. W przeciwnym wypadku możemy mieć do czynienia z tzw.
“wystawieniem“.
Czasem jednak ten sposób współpracy staje się wymówką przełożonego, do nie brania
odpowiedzialności za nierealne cele. Teoretycznie cel powinien być wykonalny, ale gdy nie
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 10 / 109
jest, albo gdy nikt nie przeanalizować jest realności, to najłatwiej jest stwierdzić – “po prostu
to zrób nie ważne jak“.
Naprzód! Za sprawę!
Najwyższy poziom efektywnego działania, to coś, co określiłbym przywództwem w
prawdziwym rozumieniu tego słowa. To porwanie ludzi za sobą, nie przez przekazywanie
konkretnych zadań, ale przez wskazanie wizji przyszłości. Ten stan zapewnia najbardziej
samodzielne działanie ludzi i przez to najbardziej elastyczne w stosunku do pojawiających się
wyzwań.
Na tym poziomie delegowania lider nie wskazuje sposobu realizacji celu, czasem nawet nie
definiuje celu, a jedynie wskazuje wizję, jako sumę wszystkich zdarzeń, które zajdą w
najbliższej przyszłości bez konieczności ich definiowania. To tak, jak na pytanie członka
zespołu: “Co mam spakować do plecaka?“, pokazanie góry na horyzoncie i stwierdzenie:
“Tam jutro dotrzemy!”.
Rzadko miałem szansę doświadczyć, albo chociaż z boku obserwować takie działanie. Ale jest
to stan, który potrafi uskrzydlić. Połączenie swobody działania, z motywacją, wiedzą, w którą
stronę zmierza całość organizacji, poczuciem wspólnoty z innymi pracownikami oraz
doświadczanie faktycznych rezultatów osobistej pracy, to stan o najwyższym chyba
potencjale do osiągania wielkich wyników. Rolą tego, który deleguje jest wówczas
zapewnienia bezpieczeństwa, że kierunek, w którym podążam to kierunek marszu całej
organizacji. Człowiek w tym podejściu sam sobie wytycza wyzwania, które definiują jego
rozwój i rozwój organizacji.
Nic o tym nie wiem, to moi ludzie robią
Tak zwany leseferyzm w nauce o zarządzaniu przyjął raczej negatywne znaczenie. Oznacza
on, że “nie zawracajcie mi głowy, bowiem nic nie jest tak istotne jak zbliżający się lunch“. Ten
układ może działać, gdy podwładni faktycznie są kompetentni i zmotywowani, o co w tym
podejściu nie trudno oraz gdy przełożony danego menadżera nie kontroluje sytuacji poniżej.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 11 / 109
Problemem jest dopiero sytuacja, gdy pojawi się jakaś katastrofa. W normalnej sytuacji dany
menadżer powinien wziąć na siebie odpowiedzialność, ale ponieważ wszystko zdelegował, to
nie ma pojęcia o tym, co dzieje się na dole. Ma szczęście, jeżeli uda się obarczyć winą
podwładnego, wtedy ten stan może trwać dalej. Jak się nie uda, to często ów wyższy
przełożony może przejąć kontrolę nad zespołem.
Wiedza w cyklu życia projektu, czyli o czym metodyka zarządzania
projektami nie wspomina
Z natury projektów wynika
szczególna zależność, która
nie jest wprost opisana przez
standard PMBOK® Guide
jednak przewija się przez
niego w tle. Można ją
dostrzec między innymi w
samej definicji projektu.
Ciekawe jest też to, że istnienie tej zależności ma wpływ na całą konstrukcję metod i
procesów zarządzania projektami począwszy od baseline’owania, przez progresywne
planowanie, etapowanie, zarządzanie ryzykiem po raporty poprojektowe.
W definicji proponowanej przez PMBOK uznaje się, że projekt dostarcza unikalne produkty.
Unikalne, czyli takie, odnośnie których nasz poziom wiedzy jest niewielki. Zatem projekt,
drugi atrybut, realizujemy progresywnie. Metodą kolejnych przybliżeń, bo z unikalnym
działaniami jest jak z pszczołami – nigdy nic nie wiadomo.
To dodatkowo podkreśla praktyczne spostrzeżenie, że wiedza w projekcie na jego starcie jest
z reguły niska. Zgadujemy, czy określoną koncepcja uda się wykonać, czy nowy produkt
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 12 / 109
dobrze się sprzeda, czy dostaniemy pozwolenie w terminie, czy zespół zrealizuje zadania w
zadeklarowanych budżetach i czasach, czy klient zapłaci itd.
Wiedza na koniec projekt, kiedy wszystko co złe i dobre już się wydarzyło, jest pełna. Znamy
faktyczne czasy zadań, wiemy, ile projekt kosztował, wiemy, czy klient jest zadowolony,
znamy nasze silne strony i słabości. No chyba, że nie zastanawiamy się nad tym, co się stało i
z radością zamykamy kłopotliwy rozdział naszej kariery.
Zatem przez czas życia projekt wiedza o nim rośnie do umownego poziomu 100% od niemal
zera. Jednocześnie na początku projektu zmuszeni jesteśmy podejmować najistotniejsze
decyzje. To oznacza, że mamy poważny paradoks, gdy obarczeni jesteśmy największym
ryzykiem, najwięcej musimy decydować. Podpisujemy umowy, gdy dysponujemy wstępnymi
szacunkami, wybieramy technologię, gdy jeszcze jej nie przetestowaliśmy, tworzymy
założenia produktu, gdy nie znamy naszych klientów. To zgadywanie prowadzi do
problemów.
Wiedza w potrzebna w projekcie obejmuje rozmaite obszary, np.:
• wiedza o kompetencjach i postawach zespołu projektowego,
• wiedza o nastawieniu i celach udziałowców projektu,
• wiedza o technologii, szansach i trudnościach z nią związanych,
• wiedza o sytuacji biznesowej klienta albo dostawcy,
• wiedza o innych
projektach realizowanych
równolegle w organizacji,
• wiedza o procesach
biznesowych i
produkcyjnych oraz
związanej z nim
biurokracji,
• wiedza o środowisku
naturalnym albo prawnym, w którym robiony jest projekt.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 13 / 109
Poniższy rysunek prezentuje sytuację, gdy projekt może skorzystać z wiedzy organizacji
(niebieska linia) wyciągniętej między innymi z poprzednich projektów. PMBOK® Guide
nazywa to ogólnie Organizational Process Assets, czyli kapitałem intelektualnym firmy.
Różnica między tradycyjną sytuacją, a możliwością skorzystania z dodatkowego know how
to po prostu start zespołu projektowego z lepszej pozycji, tj. przy wyższym poziomie wiedzy
o przyszłym projekcie. Na przykład mając bazę dostawców, wiemy kogo omijać przy
przetargu, mając bazę historycznych czasów zadań, wiemy jak ocenić efektywność ludzi i
wiarygodność ich prognoz.
Jednym z celów zarządzania
jest przyśpieszenie wiedzy o
projekcie, aby jak najbardziej
zmniejszyć obszar
niepewności, albo rozsądnie
odłożyć ryzykowne decyzje w
czasie. Czyli spowodować,
aby krzywa uczenia się była
jak najbardziej wypukła w
górę, co przedstawia zielona linia.
W trakcie projektu możemy wszak uczyć się szybciej lub wolniej. Możemy tygodniami czekać
na rezultat dużego pakietu prac, a na koniec zdziwić się, że otrzymaliśmy bubel, bo
wykonawca był
niekompetentny. Albo podzielić
prace na mniejsze pakiety,
wprowadzić regularną kontrolę
u dostawcy i zareagować już po
pierwszym tygodniu, gdy
zauważymy, że coś jest nie tak.
Z drugiej strony, gdy projekt
prowadzony może być w chaosie, gdy zespół nie uzgodnił wymagań, koncepcji, zakresu i w
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 14 / 109
kółko przeżywa te same konflikty, wiedza o projekcie będzie przyrastać wyjątkowo wolno.
Wciąż i wciąż możemy się dziwić, że kluczowy ekspert ciągle nie dostarczył zadania na czas (a
wszak od samego początku nie ma w ogóle czasu na nasz projekt), albo że wszystkie szacunki
budżetu znacznie są przekraczane (choć gdyby spojrzeć na spokojnie to okaże się, że są
przekraczane o dokładnie 20%, co wynika z niedoszacowanego zakresu albo zmian cen na
rynku). W końcu, gdy projekt cudem finiszuje następuje wielkie UFFF! albo ACHA! Wtedy
zespół uświadamia sobie jak bardzo to wszystko było bezsensu i wystarczyło od początku
usunąć kilka podstawowych problemów. Na przykład wystarczyło solidnie zaplanować zakres
i podpisać rozsądną umowę z klientem.
No i na koniec warto wspomnieć, że pomocna może tu być koncepcja wachlarza, czyli
wyboru spośród setek teoretycznych wariantów decyzji, ale o tym innym razem. ;)
Lean w domu i zagrodzie
Tekst trochę “z innej beczki”, ale pięknie ilustruje
wartość zasad lean, a dokładnie 5S również w tak
nietypowym miejscu, jak dom. Może stanowić także
interesująca dokumentację postępującej obsesji :)
Lean jest standardem powszechnie stosowanym w
wielu firmach produkcyjnych, a i w usługach często
zaznacza swoją obecność. Jednak macki tej metody
zaczęły wykraczać poza życie zawodowe, gdy
zostałem osaczony szeregiem zasad.
Powyższe zdjęcie ilustruje procedurę zapobiegającą nanoszeniu kurzu ze strefy remontu.
Cienka, demarkacyjna linia rozdzielająca chaos od ułożonego życia rodzinnego przebiega
między obiema kartkami.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 15 / 109
Owa oddolna inicjatywa została ostatnio wsparta systemem naklejek oferowanym przez sieć
sklepów meblowych ze Szwecji. Można w nich bowiem nabyć oznaczenia takie, jak poniżej,
które wzmocnią poczucie porządku, ale i jak się okazuje gustu modowego.
Bowiem wyczucie stylu w niektórych
nieedukowalnych przypadkach może
zostać wzmocnione właściwym
oznakowaniem. Określiłbym to jako
swego rodzaju Poka Yoke w obszarze stylu.
Jak już uporządkuję lodówkę oraz wprowadzę kanban w kontenerze skarpet, to również
udokumentuję i dam znać.
Poinformuj nas, gdy potrzebujesz naprawy…
Wiosna 2013, Polska środkowa, hotel w centrum dużego miasta. Z
tradycjami… sięgającymi PRL.
Niektóre podejścia do zarządzania jakością promują zasadę
“dobrze za pierwszym razem”, inne każą unikać jakichkolwiek
strat w procesach. Natomiast kierownictwo tegoż przybytku
postanowiło na doskonałość procesu obsługi awarii. Bo jak ma się
coś zawalić, to niech przynajmniej zawali się profesjonalnie.
Jeżeli nie działa mi światło, z kranu leci żółta woda, mam podarte
prześcieradło, albo okno się nie domyka, to nawet bez zachęty
dyrekcji hotelu, poinformuję recepcję o moich spostrzeżeniach.
To jest wszak poziom jakości oczekiwanej, której nie definiuję jako
klient, zamawiając usługę. Natomiast głośno zaprotestuję, jeżeli
nie zostanie dotrzymana. I tu pojawia się żółta karteczka (żółty
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 16 / 109
jest przecież najlepiej dostrzegalnym kolorem przez ludzkie oko), która poprowadzi mnie za
rękę.
Trzeba też dodać, że tytułowa zawieszka ma oczywiście drugą
stronę, jakże pouczającą. Druga strona oferuje piękny przegląd
rodzajów usterek spotykanych na co dzień, nawet są one
posortowane, aby szybciej wypełnić. Prawdopodobnie najczęściej
cieknie woda/water, potem są problemy z telefonem/phone,
zepsutym światłem/light i niestety WC (tu brak tłumaczenia).
Zdemolowane meble, czy brudna albo zatkana wanna są na jednej
z końcowych pozycji. Pysznie :)
Z drugiej strony jak częsty musi być proces naprawiania usterek w
pokoju podczas wizyty gościa, że udokumentowano go,
przygotowano żółte zawieszki, przygotowano listę kontrolną oraz
rozdystrybuowano.
Ps.
Muszę koniecznie dodać, że hotel buduje klimat PRL na wiele sposobów, wielokrotnie
powodując efekt WOW! Na pełnym etacie posiada pana w garniturze i sandałach
(nienachalna elegancja i lekkość stylu w jednym), który ze swoim ruchomym stołeczkiem
naciska guzik żądanego piętra. Strudzeni całonocnym maratonem niezaprzeczalnie docenią.
A i w dzień miło być obsłużonym. Jedyny problem, że winda jest 3-‐osobowa, więc pan
stanowi 33% pasażerów.
Pps.
Proces troszkę niestety nie przystaje do rzeczywistości hotelowej. Barku/Minibar nie było :(
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 17 / 109
Eseje o ludziach
Korporacyjne zwierzę, czyli małpa w każdym z nas
„Jedną z najbardziej znanych prób zdobycia dominującej
pozycji, jakie zostały odnotowane w historii struktur
społecznych, podjął szympans Mike z Tanzanii, któremu
początkowo trudno było wróżyć szybką karierę. Mike jednak
odkrył, że za pomocą pustych baniek po nafcie, których sporo
zalegało na stacji badawczej Jane Goodall, można
produkować straszny hałas. Co więcej, przekonał się, że może napędzić stracha szympansom
o wyższym statusie, biegnąć w ich stronę z bańkami, które obijały się o krzaki i potworznie
brzęczały. Według szympansich kryteriów, była to zrytualizowana agresja. Potrafił również
przegonić przeciwników, po prostu mierząc ich ostrym wzrokiem i tłukąc dwiema bańkami o
siebie. Niecałe cztery miesiące zajęło Mike’owi pokonanie ogłupiałych przeciwników i awans
na pozycję samca alfa w stadzie.” (s.153)
Otrzymałem kilka tygodni temu świetną pozycję Richarda Conniffa, prymatologa według
opisu na okładce spędzającego tyleż samo czasu z naczelnymi, co wśród ludzi korporacjach.
Chociaż jak dowodzi owa książka to to samo. Jak wiele naszych zachowań sprowadza się do
tworzenia i pięcia się w hierarchii w kierunku pozycji osobnika alfa, dowodzą dziesiątki
przykładów. Przy czym nie jesteśmy wcale mniej kreatywni w tych staraniach od małp.
30 milionów lat nasza gatunek uczył się, jak zdobywać władzę, zawierać pokoje, budować
koalicje, zwalczać przeciwników, wszystko po to, aby mieć dostęp większej kupki termitów,
czy częstszej kopulacji z fajnymi samicami. Miliony lat bez myślenia symbolicznego, pisma,
prawa, masowej komunikacji, a nawet portali społecznościowych i komórek, a mimo to
potrafiliśmy budować złożone struktury społeczne, dogadywać się, kto wskaże gdzie
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 18 / 109
będziemy polowali, kto pójdzie na łowy a kto zostanie w jaskini. Nadal genotyp szympansa
pokrywa się w 99% z naszym, z czego tylko część z tych różniących genów ma faktyczne
znaczenie. Nadal sporo w nas włochatych ssaków poruszających się na pięściach. “Do
rewolucji przemysłowej, czyli do lat dwudziestych XIX wieku, w przybliżeniu 80% osób
pracowało, jakbyśmy to dziś nazwali “na własny rachunek”. Ludzie zyli tak, jak żyli od zawsze;
pracowali w gronie kilku znajomych i krewnych, w niewielkich społecznościach, zgodnie z
rytmem pór roku, stale wypatrując okazji.”
“Na górnych piętrach hierarchii firmy wszyscy siedzą przy okrągłym stole co pozornie ma
podkreślać równość i sprzyjać swobodzie dyskusji, powiedział [jeden z prezesów wielkiej
firmy, przy autora]. Ale to bzdura – dodał – W rzeczywistości istnieje wyraźna hierarchia i
wszyscy doskonale wiedzą, kto jakie miejsce zajmuje. Okrągły stół natomiast ułatwia
obserwowanie walki.”
Poniżej kilka przykładów ze wspomnianej książki.
***
Teoria zbliżenia/wycofania zakłada, że organizm w niesprzyjających warunkach wycofuje się
z działania, ograniczając ekspozycję na ryzyko. Skoro wokół trwa wojna, najlepiej nie robić
nic, aby nie oberwać. Czasem jednak wskutek sprzyjających okoliczności pojawia się dostęp
do nowych zasobów, znajomości, czy właśnie włady, który powoduje diametralną zmianę
strategii. Organizm zaczyna eksplorować okazję, przechodząc do strategii zbliżenia.
Mechanizmy obronne zaczynają być marginalizowane, rośnie pewność siebie i skłonność do
podejmowania ryzyka. Jednym z motorów działania jest to jak dużo w nas strategii
wycofania, a jak dużo zbliżenia. I jak sprawnie potrafimy wyszukać nowe okazje, jak ukryty
wodopój, kupka bananów, czy nowy rynek. A czasem to niewinny przypadek sprawia, że
zostajemy obdarzeni władzą i zmieniamy się w samca alfa.
Zjawisko wycofania się (negatywnej inklinacji) powoduje, że przejawiamy silną chęć do
unikania zagrożeń i do redukowania strat, jeżeli już powstały. Jeden z ostatnich Nobli z
ekonomii dowodził, że ludzie podejmują zupełnie inne decyzje, gdy ta sama sytuacja zostanie
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 19 / 109
przedstawiona w kategoriach ryzyka i w
kategoriach okazji. Możliwość straty budzi taki lęk,
że jesteśmy skłonni podjąć dużo większe ryzyko,
aby jej uniknąć, niż, aby wykorzystać podobnej
wartości okazji. Jeżeli chodzi o korzyści, to lepszy
wróbel w garści. To może też tłumaczyć,
dlaczego “Nick Leeson, gwiazdor handlu
instrumentami pochodnymi z oddziału w Singapurze, stracił 1,2 miliarda dolarów, gdy
usiłować odzyskać nietrafnie zainwestowane 317 milionów. To spowodowało upadłość
Baringsa, banku z ponad dwustupięćdziesięcioletnią tradycją.” Oraz czemu 12 lat później
Jerome Kerviel, makler Societe Generale, próbując odrobić straty na rynku kontraktów
terminowych zdefraudował 1,4 miliarda euro.
“Organizacje często chciałyby przypominać wielkie, szczęśliwe rodziny, ale zwykle udaje im to
się tylko pod jednym względem – poświęcają wiele czasu na kłótnie. To negatywna inklinacja
na najbardziej podstawowym, codziennym poziomie zabarwia nasze stosunki ze wszystkimi
innymi ludźmi z organizacji, poza nami samymi. (…) Stres zwiększa skłonność do kłótni.
Popadamy w konflikty, nawet gdy tego nie chcemy, bo zawsze mamy za wiele spraw do
załatwienia i za mało czasu.” Dużo lepiej pamiętamy sytuacje negatywne, niż pozytywne, to
nasza negatywna inklinacja włącza się tak łatwo, aby nas ustrzec od zagrożeń. W badaniach
przeprowadzonych w korporacji EDS “okazało się, że w pietnastu najsprawniejszych
zespołach średnia proporcja zachowań pozytywnych do negatywnych wyniosła 5,6. Dla
dziewiętnastu najgorzej ocenianych parametr ten miał średnią wartość 0,36, czyli w
przybliżeniu trzy zachowania negatywne na jedno pozytywne. (…) konflikty są pożyteczne we
wczesnej fazie podejmowania decyzji, a szkodliwe na etapie realizacji; dobre, gdy zadanie
jest nowe i wymaga intelektualnego wysiłku, złe, gdy czynność ma charakter
rutynowy.” Może ze względu na tą proporcję szympansy większość czasu poświęcają na
iskanie się, godzenie, budowanie koalicji, a tylko ułamek na kłótnie i walki. Godzenie się,
może okazać się jedną z najistotniejszych funkcji sprawnego działania w stadzie naczelnych i
w biurowcu.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 20 / 109
Idąc dalej ciągłe przyjmowanie inklinacji negatywnej może doprowadzić do wytworzeniu
postawy z góry przegranego. Co z kolei może okazać się samospełniającą się przepowiednią i
sprzeżenie zwrotne wzmacniające gotowe. Mamy zespół niepewnych, w opinii innych
menadżerów nieporadnych, pracowników, którzy jedynie obawiają się, z której jeszcze
strony mogą oberwać.
***
“Każdy szympans natychmiast rozpoznałby rutynową agresję alfy używaną do zastraszania
osobników podporządkowanych, manipulacje bety mające na celu osłabienie rywala,
okazywanie słabości w celu zachęcenia do ataku, gniewne spojrzenia, tyrady, demonstracje
agresji zamiast prawdziwej przemocy, a nawet nieudaną próbę załagodzenia konfliktu, po
której nastąpiło nieuchronne odejście podporządkowanego osobnika i założenie przezeń
własnego stada.” To wszystko jest pięknie zilustrowane przykładem konfliktu na szczytach
Intela, kiedy to jeden z dyrektorów publicznie został rozliczony za opóźniający się projekt.
Stało się to wskutek misternie przygotowanej intrygi przez jednego z wiceprezesów przed
głównym prezesem Andy Groove’m. Kilka miesięcy po tej scysji ów dyrektor złożył
wypowiedzenie i założył własną firmę.
Od 30 milionów lat takie historie powtarzają się w dżunglach Afryki, miastach średniowiecza,
czy biurowcach wielkich metropolii. Schemat jest powtarzalny:
1. Narada na szczycie (ważne jest dobranie odpowiedniej publiczności).
2. Ogólny (niemierzalny) pretekst do rozliczenia oparty na przeczuciach i emocjach.
3. Prezes zachowujący milczenie początkowo i wiceprezes przystępujący do ataku.
4. Skazany zrazu nie okazuje skruchy (schylona głowa, nerwowy uśmiech, drżenie),
oczekując wymiany argumentów. Nerwowość rośnie, ktoś nie odnalazł swojego
miejsce w hierarchii.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 21 / 109
5. Zatem prezes włącza się i coraz głośniej argumentuje (dobre wrażenie robi uderzanie
pięściami w piersi, obnażanie kłów i przewracanie różnych przedmiotów, szczególnie
gdy waży się 400 kg i ma się ramiona dłuższe niż nogi).
6. W końcu przesłuchiwany odnajduje swoje miejsce w stadzie i potwierdza swój brak
kompetencji.
7. Na odchodne zaś czułe poklepanie po plecach (ewentualnie iskanie futra) przez
zarząd z wymownym “Nie martw się stary, dostaniesz wsparcie i popracujemy nad
tym.” łagodzi konflikt i odbudowuje stary porządek w organizacji.
Jak śpiewała Queen Latifah w musicalu Chicago “When you’re stroking Mama. Mama’s
stroking you”.
“Nawet w podeszłym wieku Yeroen był dostatecznie sprytny, by manipulować młodszymi
samcami i mieć wpływ na to, kto zostanie królem. Zawarł przymierze z młodym samcem
Nikkiem i pomógł mu zostać alfą, ten zaś w zamian tolerował jego seksualne zabawy z
samicami ze stada (co normalnie jest wyłącznym przywilejem alfy). Wydawałoby się, że
Yeroen powinien być mu wdzięczny, ale on od czasu do czasu wspierał jego rywala Luita.
najwyraźniej, żeby Nikkie nie poczuł się zbyt pewny siebie. (…) Nie trzeba chyba przypominać,
że strategia Yeroena jest powszechna w świecie biznesu, nie wyłączając jej seksualnego
aspektu. Na przykład Boeing ściągnął z emerytury Harry’ego C Stoneciphera, kiedy trzeba
było naprawić reputację koncernu po licznych skandalach finansowych i seksualnych za
kadencji poprzedniego prezesa. (…) Niestety Stonecipher, tak samo jako Yeroen, również nie
kontrolował własnych popędów i w 2005 roku musiał odejść, gdy ujawniono jego seksualne
wyskoki.” Innym razem Yeroen udawał, że kuleje, aby wywołać poczucie winy w Nikkiem,
który go wcześniej zaatakował. Luit uderzony od tyłu przez Nikkiego zrazu skrzywił się z bólu,
by po chwili przycisnąć dłoń do ust i zanim się odwrócił wygładził policzki “zupełnie jak
członek zarządu przed wejściem na zebranie, na którym będzie się musiał tłumaczyć przed
radą nadzorczą”.
***
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 22 / 109
W “Korporacyjnym zwierzęciu” można znaleźć dużo więcej takich przykładów naszej
wszechobecnej zwierzęcości, z której nie zdajemy sobie sprawy w ferworze pięcia się po
stołkach kariery w korporacji i współpracy ze współplemieńcami. Dopiero spojrzenie z
dystansu (zdaniem autora książki medytacja tu pomaga) pozwala na zrozumienie, jak
niewiele we mnie jest sapiens, gdy tak wymahuję pustą kanką po nafcie, aby odstraszyć
rywali do tej pięknej sterty mandarynek, którą wyłożył opiekun w rogu klatki. Niekiedy po
takiej refleksji można sobie udzielić retorycznej odpowiedzi, o ile takie istnieją: “Ja tu chyba
już nie pasuję”.
I ostatni cytat: “Małpy poświęcają wielką uwagę kwestiom statusu i właśnie stąd wzięła się
nasza obsesja na punkcie hierarchii. W Botswanie (…) pawiany bez końca rozważały, kto zajął
najlepsze miejsce na drzewie, a kto jako drugi dobrał się do orzechów palmowych. Doskonale
wiedziały, jakie jest miejsce każdego osobnika w stadzie. Znały się jako jednostki, jako
członkowie rodziny i jako uczestnicy sieci relacji społecznych, połączeni więzami przyjaźni lub
politycznych sojuszy. Gdy ktoś zaatakował młodego samca, inne małpy nie tylko przyglądały
się walce, ale również zerkały, czy brat biegnie mu z pomocą. (…) Pawiany, które
obserwowałem, nieustannie rywalizowały z osobnikami ze swojego szczebla. Ale nie tylko.
Gdy samiec alfa odpędził betę od najlepszej palmy, ten szybko postarał się podreperować
swoje poczucie dumy szybkim, gniewnym warknięciem na samca bezpośrednio poniżej w
hierarchii (a ten przekazał to dalej). Na ziemii leżało dość orzechów, żeby wszyscy mogli z
zadowoleniem żuć do końca roku podatkowego, ale pawianom najwyraźniej najbardziej
zależało akurat na tym orzechu, który ktoś już podniósł. Obok iskania i innych bardziej
przyjaznych form oddziaływania, całe dni pochłaniała im obsesyjna gra w “Ja tu rządzę – Nie,
wcale nie rządzisz!”. A czemu nie? Pawiany alfa, jak alfy z ludzkich grup, zagarniają najlepsze
jedzenie, najlepsze miejsca i najwięcej okazji seksualnych.”
Lektura warta polecenia z kategorii “Warto, na pewno warto”.
Wszystkie cytaty pochodza z książki: Richard Conniff „Korporacyjne zwierzę”, Wydawnictwo
CIS, Warszawa 2006
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 23 / 109
Na zdjęciach są makaki, a nie szympansy, bo na Gibraltarze innych człekokształtnych nie
znalazłem niestety.
Ps.:
Mój ulubiony cytat na koniec:
“Jaki mógłby być najlepszy wzorzec stosunków w pracy dla nowego wiceprezesa do spraw
zasobów ludzkich? Oto jedna z propozycji: żyjąca na dnie morza ryba z rodziny śluzicowatych,
która wdziera się do wnętrza ofiary przez dowolny dostępny otwór, a następnie wyjada ją od
środka, aż nie pozostanie nic oprócz skóry. (Lepiej nie rozpowiadać, pomysł może chwycić.)”
Homo ludens – człowiek bawiący się
“W Czerwcu 1938 roku świat był mniej niż 18 miesięcy od czegoś, co miało się stać
najkrwawszym konfliktem w historii ludzkości, Drugiej Wojny Światowej. (…) W tym czasie w
Lejdzie w południowych Niderlandach pewien historyk kończył prace nad książką zawierającą
poniższe słowa:
<Przez wiele lat rosło we mnie przekonanie, że cywilizacje powstają i rozwijają się w ramach
oraz w formie gry. (…) Cywilizacja w pewnym sensie zawsze będzie odgrywana zgodnie z
pewnymi zasadami, a prawdziwa cywilizacja będzie zawsze wymagała uczciwych reguł gry.>
(…) Autorem tego cytatu jest Johan Huizinga, jeden z największych i najbardziej wpływowych
historyków kultury.” A książka, z której wzięto ów cytat to Homo ludens – Człowiek bawiący
się
Zainspirowany wykładem z TED Toma Chatfielda na temat 7 metod, którymi gry sieciowej
wynagradzają nasz mózg, postanowiłem poszperać głębiej i ściągnąłem jego książkę z
Amazona. Okazało się, że jest zupełnie o czym innym. sic! Książka w interesujący sposób
przedstawia rosnącą rolę gier w życiu społecznym, ekonomicznym i osobistym. Jednak
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 24 / 109
wątek, który chciałem prześledzić był inny i musiałem się o tym przekonać po 230 stronach
lektury. Postanowiłem się doszukać odniesień we wspomnianej książce i TEDowej prezentacji
do zarządzania, a szczególnie aspektu motywowania ludzi.
Tom w wykładzie na TEDzie opisuje, jak przebiegle konstruowane są gry sieciowe, aby
podtrzymać zainteresowanie gracza maksymalnie długo. Aby tego dokonać, silnie
oddziaływają na nasz wbudowany w mózg system “chcenia” – dopaminę. I to był wątek,
który w największym stopniu mnie zainteresował.
“Zabawa jest starsza niż kultura, kultura, jakkolwiek nieadekwatnie zdefiniowana, domyślnie
przyjmuje społeczność ludzką, natomiast zwierzęta nie czekały na człowieka, by nauczył je
bawić się.” -‐ Homo Ludens, Johan Huizinga
Ale od początku. Najpopularniejsze gry sieciowe mają dziesiątki milionów graczy, jak np.
Farmville, który ma 70 000 000 użytkowników. W przytoczonym wykładzie ilustrowane jest,
jak takie gry przyciągają i podtrzymują nasza uwagę przez miesiące. Jak to jest, że ludzie
wydają rocznie 8 mld dolarów na wirtualne przedmioty i spędzają setki godzin swojego
produktywnego czasu na zabijanie nimi nieistniejących smoków, rycerzy i inne potwory.
Tom przytacza 7 głównych zasad, które sterują procesem uzależniania nas od gry sieciowej,
są to:
1. Pasek postępu mierzący wzrost doświadczenia -‐ natychmiastowa informacja
zwrotna o naszej efektywności w kontekście całej drogi do końca.
2. Wiele długo i krótkookresowych celów – stawianie łatwych i trudnych wyzwań.
3. Nagradzanie wysiłku -‐ natychmiastowa nagroda nawet przy braku sukcesów.
4. Szybka, jasna informacja zwrotna – jednoznaczne kryteria sukcesu, oczywiste dla
wszystkich dookoła.
5. Element niepewności – brak rutyny, ale tylko w pewnym ograniczonym zakresie.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 25 / 109
6. Wykorzystanie okienek wzmożonej uwagi – sterowanie koncentracją i gdy akurat ją
pozyskamy, wyzyskanie jej maksymalnie.
7. Zastosowanie innych ludzi jako publiczności naszych działań – efekt rywalizacji i
publiczności w praktyce.
Umiejętnie stosując te zasady twórcy gier wciągają nas w wirtualny świat, nagradzają i
stawiają coraz większe wyzwania i tak w kółko. To dlatego ludzie wykładają na nierzeczywiste
gadżety, jak topory, smoki, statki kosmiczne dziesiątki tysięcy dolarów rocznie. To dlatego
uczestnicy gier tworzą skomplikowane hierarchiczne systemy klanów, gwarantujące
sprawiedliwą współpracę i podział wirtualnych zysków. Zasady gier komputerowych są fair,
to znaczy znane ogółowi, powtarzalne i obiektywne. To buduje zaufanie graczy i zwiększa ich
zaangażowanie we współpracę.
W innym miejscu autor przytacza odniesienie do pracy Mihaly Csikszentmihalyi, który opisał
zjawisko przepływu, powszechnie znane w psychologii. W skrócie przepływ polega na
poczuciu harmonii i pochłaniającej satysfakcji z zaangażowanie w wykonywane zadanie.
Występuje w rozmaitych typach działalności, jak aktywność sportowa, praca twórcza,
rzemieślnicza, kontemplacja itd. Przypomina w swojej harmonii medytację i pewnie wielu z
nas się przydarzył ten dreszczyk emocji związany z obserwacją samego siebie bycia
pochłanianym przez emocjonujące zajęcie.
To dopamina (zobacz wykład Nancy Etcoff) odpowiedzialna za naszą motywację do działania,
powoduje, że odczuwa potrzebę osiągnięcia czegoś, zdobycia, czyli zapewnia motywację.
Według Toma właśnie rozwiązywanie zagadek powoduje jej uwalnianie w mózgu, co w
efekcie daje nam poczucie sprawiania sobie przyjemności. Umysł ludzki jest poszukiwaczem
problemów i karmi się ich rozwiązaniami.
Tak sobie pomyślałem, co byłoby gdyby użyć tego mechanizmu do budowania motywacji
zespołu projektowego. Gdyby dostarczać zadań o rosnącym stopniu złożoności, natychmiast
nagradzać choćby pochwałą i pokazywać ludziom jak daleko dzisiaj zaszli. Zaraz, przecież
takie projekty się zdarzają, one potrafią uzależnić zespół i pochłonąć go na lata lub miesiące.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 26 / 109
Tak to niekiedy wygląda w firmach garażowych, gdzie pracownicy nawzajem nakręcają się,
doceniając wzajemne osiągnięcia. To poziom określony przez Davida Logana jako “Życie jest
piękne”, my jesteśmy super i możemy światu dać super projekt.
Niestety rzeczywistość z reguły jest nieco inna. Więc co można zrobić w świecie realnym? W
jednej ze szkół amerykańskich dzieciaki nie dostają ocen. Noszą za to elektroniczne plakietki
na których wyświetla się pasek postępu, który cały czas idzie do przodu. Poszedłeś na 5
wykładów z matematyki – 10 punktów, odpowiedziałeś na pytanie na zajęciach – 5 punktów,
napisałeś wypracowanie – 100 punktów, byłeś punktualnie na wszystkich zajęciach przez
miesiąc – 20 punktów itd. Podobno działa…
Zatem jak przenieść ów mechanizm na grunt zarządzania projektami w korporacji. Puszczając
wodze fantazji, przyjąłbym założenia poniższe:
1. Kierownik projektu ma istotny wpływ zespół projektowy – ma kompetencje do
motywowania i czas, aby widzieć ich efektywność.
2. Organizacja otwarta jest na zmiany – przyjmuje ochoczo innowacyjne podejście i jest
chętna przetestować je na kilku kolejnych projektach, bowiem postawy ludzi buduje
się długo, dużo dłużej niż trwa pojedynczy projekt.
3. Projekt nie zmierza ku klęsce – ciężko wdraża się zmiany strategiczne na przykładzie
zagrożonego projektu lub będącego pod nierealną presją.
4. Projekt jest atrakcyjny dla zespołu – dużo intelektualnie angażujących zadań.
Zatem mająwszy (fajne słowo) spełnione powyższe założenia można by się pokusić o
zdefiniowanie podejścia, pod tytułem, jak wprowadzić zespół projektowy w stan flow.
Pierwszy krok to nakarmić dopaminą mózg, czyli podsuwać zadania o rosnącym stopniu
trudności. Nie za łatwe, bo człowiek jak dziecko szybko się znudzi, ale i nie za trudne, bo się
podda. Niech sobie umysł szuka problemów, niech się sam karmi sukcesem rozwiązania
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 27 / 109
zagadki i obmyślaniem coraz trudniejszych wyzwań. Widzieliście film “Podziemny krąg” albo
książkę Chucka Palachniuka? Pamiętacie dziwaczne wyzwania stawiane członkom
podziemnej organizacji stawiane przez Tylera Durdena, pomalować budynek, zniszczyć
pomnik, ukraść auto, by w końcu wysadzić wieżowiec operatora kart kredytowych. To
wciąga.
Krok drugi to nagradzać, nagradzać, nagradzać. A niech karą będzie brak nagrody na tle
innych członków zespołu. I to nagradzać od razu, np.: dobrym słowem, pączkiem, pochwałą,
poklepaniem po plecach, darmowym piwem w barze, lunchem, podzieleniem się poufną
informacją. Schemat osiągnięcie – nagroda musi działać natychmiast. To nakręca i uzależnia.
Mózg jak szczur zaczyna coraz mocniej drażnić ośrodek przyjemności.
Krok trzeci pokazać pasek postępu. Na ścianie, w intranecie, w e-‐mailach. Dzisiaj wysłaliśmy
umowę do negocjacji – 4 punkty do przodu, napisaliśmy specyfikację – 10 punktów,
przetestowaliśmy moduł – 30 punktów, zatwierdziliśmy wzór umowy – 7 punktów itd. Pasek
postępu szczególnie dobrze działa przy nudnych i długich zadaniach, np. wyciągnięcie
kilkuset wskaźników z hurtowni danych przez wiele tygodni łatwiej znieść, gdy codziennie
obserwujemy malejący dystans do końca. Pamiętacie eksperyment ze szczurem, którego
wrzucono do wody i pokazano na chwilę pomost, by go szybko zabrać. Pływał w niej jeszcze
kilkanaście godzin zanim się utopił.
Krok czwarty to kultowość grupy. Pozwólmy jej nieco zamknąć się na otoczenie i pozwolić
wytworzyć wewnętrzne rytuały. Poczuć się trochę lepiej, niż otoczenie. “Życie jest wielkie”,
ale “My jesteśmy the best”
No i pozwolić im pracować, czyli pokazać jasny i precyzyjny plan projektu, wskazać wyraźną
wartość biznesową dla klienta, aby zespół nie utracił poczucia sensu pracy i nagłaśniać ich
sukces. Bo to jest przede wszystkim ich sukces, czyli zespołu.
Co o tym sądzicie?
Źródła:
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 28 / 109
§ Odczyt Toma Chatfielda na TED
§ Odczyt Nancy Etcoff na TED
§ Odczyt Davida Logana na TED
§ Chatfield Tom, Fun Inc. Why Gaming Will Dominate the Twenty-‐First Century
(wszystkie cytaty pochodzą z tej książki, przedstawione zostały w wolnym
tłumaczeniu autora)
§ Wikipedia, hasła Homo Ludens i Johan Huizinga
Zespół jak stado pingwinów
Pingwiny w obliczu zagrożenia zbijają się w
ciasną gromadę. Te na skraju non stop próbują
się wepchnąć do środka grupy i wypychając
innych na brzeg. Dzięki tej strategii w razie
zawiei śnieżnej każdy osobnik ma szansę przez
chwilę się zagrzać. A w razie ataku
niedźwiedzia polarnego szanse na pożarcie
rozkładają się w miarę równo na całej populacji. To zachowanie stada pingwinów
zainspirowało mnie do pewnej analogii do funkcjonowania zespołów w sytuacjach
stresowych.
Obserwuję niekiedy firmy, które wywierają na pracowników poczucie ciągłego kryzysu. I to
często są przedsiębiorstwa w bardziej niż dobrej kondycji finansowej. Sytuacja finansowa nie
ma znaczenia, bowiem wrażenie kryzysu oddziałuje na poziomie ludzkim, a nie faktycznych
wyników spółki. Obawa, że nastąpi atak stresuje i powoduje, że instynktownie przechodzimy
do defensywy, nerwowo rozglądają się wokół.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 29 / 109
Nie wiadomo, z której strony kry orka zaatakuje, ale widać jej płetwę grzbietową, jak krąży
wokół, obserwując przyszłe ofiary. Warunkiem podstawowym sytuacji stresowej jest
nieprzewidywalność przy jednoczesnym ogólnym poczuciu niebezpieczeństwa – wiadomo, że
w końcu uderzy, po to jest tłustym drapieżnikiem, ale kiedy i co wywoła atak jest poza
kontrolą. Biało-‐czarny wróg już niejednokrotnie zabijał naszych towarzyszy i ja mogę być
następny. Nie pociesza wcale to, że uśmiecha się do mnie na spotkaniu, grymas tylko
odsłania tylne zęby.
Ludzie zbijają się wówczas w gromadkę, starając się znaleźć jak najbliżej środka. W środku
jest ciepło i istnieje cień nadziei, że orka się nasyci zanim dotrze do mnie. Niestety więcej
pingwinów chciałoby się znaleźć w przytulnym środku stada, więc stale jestem wypychany ku
jego brzegom i stale muszę przebierać nóżkami, aby temu przeciwdziałać. Choć taka zgraja
nie przesuwa się naprzód, to stado cały czas się porusza i nikt nigdy nie stoi w jednym
miejscu. Nie ma dokąd pójść, bo drapieżnik ogląda krę z każdej strony. Zatem jedyne, co
pozostaje to czynić sugestywne wrażenie dynamiki i chronić plecy.
Czasem ktoś się poślizgnie i zsunie się do wody. Już po nim! Wszyscy oczywiście będą go
pocieszać, ale na krze, to oczywiste, robi się troszkę luźniej i łatwiej zachować dystans do jej
krawędzi. Gdy pojawi się nowy pingwin, wiele dni będzie musiał spędzić zanim dopuści się go
do środka stada. “Jest nowy, niech na razie daje sobie radę sam. Jak już pozna organizację, to
pomożemy mu się zaaklimatyzować. Chyba, że wcześniej…”
Z perspektywy orki taka sytuacja jest wygodna. Całe stado pod kontrolą. Nie rozłazi się
chaotycznie na boki. Czysta efektywność powierzchni biurowej, znaczy lodowej. No i widać
cały czas ruch w interesie, ciągle nowe twarze na krawędzi, machają łapkami do niego,
reagują na uśmiech. Znaczy się organizacja działa jak należy.
Niestety kra przesuwa się po oceanie niezależnie od okrążeń orki, czy dreptania pingwinów.
Czasem jakiś świeżo powitany członek stada wpadnie na zaskakujący pomysł, aby zanurzyć w
wodzie wiosło i pomachać w nim w sensownym kierunku. On nie wie, jak wiele wioseł ma
ślady śnieżnobiałych zębów.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 30 / 109
Eseje o projektach
Wiedźma oficjalnym zawodem, a kierownik projektu?
Ostatnia nowina nadana przez TVN24 natchnęła mnie do szerszych rozmyślań. Takie zawody
jak atrolodzy, wróżki, chiromanci, jasnowidze zostały wpisane na oficjalną listę profesji
Ministerstwa Pracy. Wiadomość wypłynęła, ponieważ około 1000 naukowców podpisało
protest przeciwko traktowaniu tego typu zajęć jako oficjalne zawody. Ministerstwo odparło,
że skoro jest zawód naukowca, to może być i wróżki. A zawód kierownika projektu?
Otóż kierownik projektu nie jest oficjalnym zawodem wpisanym na listę Ministerstwa Pracy.
Wystarczy wejść na link [3] i poszukać. Kilka lat temu znajomy wspominał mi, że SPMP
starało się o oficjalne wpisanie naszej profesji na tą listę, ale bez skutku. Jest to tym bardziej
ciekawe, że przedstawiciel Ministerstwa Pracy stwierdza, że wystarczy zgłosić zawód na listę
i zostanie na niej zamieszczony, a lista jest aktualizowana co 2 lata [1, 2].
Cała sytuacja wydaje się o tyle zabawna, iż kierownik projektu jest drugim najbardziej
poszukiwanym fachem w Polsce (po wykwalifikowanych robotnikach) i to od kilku lat,
wystarczy rzucić okiem chociażby na mój post sprzed kilku miesięcy [4]. Ministerstwo Pracy
nie zauważyło chyba takiej drobnej zmiany w strukturze zatrudnienia. A może jest tak
dlatego, że kierownicy projektów nie przychodzą po prostu do Urzędów Pracy po prośbie,
więc z perspektywy administracji publicznej nie istnieją?
Aby podkreślić absurdalność całej sytuacji, muszę wspomnieć, że US News umieścił
zarządzanie projektem na liście 5 najbardziej poszukiwanych kompetencji obok:
przywództwa, analizy biznesowej, six sigmy i zarządzania łańcuchem dostaw [5].
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 31 / 109
Źródła:
1. http://www.tvn24.pl/26086,1588246,0,1,resort-‐nie-‐spychajmy-‐wrozek-‐do-‐
podziemia,wiadomosc.html
2. http://gazetapraca.pl/gazetapraca/1,90443,6325803,Ministerstwo_ustalilo__wrozka
_to_tez_zawod.html
3. http://www.praca.gov.pl/pages/klasyfikacja_zawodow2.php
4. http://octigo.pl/2010/06/05/drugi-‐najbardziej-‐poszukiwany-‐zawod-‐w-‐polsce/
5. http://www.usnewsuniversitydirectory.com/top-‐five-‐skills.aspx?mcid=50316
Nie tylko zwrotem z projektu sponsor żyje
Koncentracja na ROI przy doborze projektów może spowodować, że organizacja przegapi
projekty w obszarach zasobów ludzkich, satysfakcji klienta czy reputacji. Jeżeli firma nie
posiada strategii, trudno jest w prosty i oczywisty sposób wyceniać projekty.
Zysk z projektu jest miarą jednoznaczną i robiącą dobre wrażenie na zarządzie, ale wiemy, że
Excel wszystko przyjmie. A mało kto sprawdza, na ile prognozy z karty projektu pokrywają się
z rzeczywistością po jego skończeniu.
Poproszony o skomentowanie zagadnienia doboru projektów w czasach kryzysu [PM
Network 2011/02] przyszło mi do głowy, że właśnie posiadanie strategii pozwala spojrzeć
dalej niż tylko kwestie dochodowości, zwrotu na kapitale, liczby sprzedanych produktów itp.
Kolejny problem przy precyzyjnych miarach finansowych jest taki, że często się nie
sprawdzają. Jak to już zacytowałem, Excel przyjmie wszystko najbardziej nawet odjechane
scenariusze. Zrobiłem raz eksperyment. Przed uruchomieniem kolejnego projektu
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 32 / 109
dotyczącego współpracy z partnerem zapytałem głównych udziałowców: handlowca,
menadżera produktu, kierownika projektu i sponsora o ich szacunek wielkości sprzedaży.
Oznajmiłem im, że postawię drinka temu, którego prognoza będzie najbliższa prawdy. Cóż
okazało się, handlowiec podał najwyższą wartość powiedzmy 100 sztuk miesięcznie,
menadżer produktu i sponsor ok. 50 zaś kierownik projektu 0. Oczywiście do modelu
finansowego, który posłużył do podjęcia decyzji o uruchomieniu projektu wzięta została
największa wartość i projekt wydał się atrakcyjny. Model finansowy został uwiarygodniony
tym, że przygotował go controlling, natomiast rzecz jasna na podstawie danych wejściowych
od handlowca. Po kilku miesiącach sprawdziliśmy wyniki – nie sprzedawało się nic, zero.
Trzeba było kolejnych kilku miesięcy, aby dojść do poziomu 25 sztuk. Jaki z tego morał?…
Że organizacje się nie uczą. Kolejne projekty mimo negatywnych nauczek mogą trafiać do
planu strategicznego i będą błyszczeć… dopóki nie zostaną wykonane. Mówi się, że lepiej
robić byle jak wartościowe projekty, niż najlepiej, jak się da, byle jakie. Paradoksalnie, takie
jest moje osobiste spostrzeżenie, organizacje cyzelują prognozy czasów trwania zadań,
doszczegóławiają WBSy i budżety osobodni. Natomiast pomijają kwestie redukowania
błędów szacunku przychodów, sprzedaży, pozyskanych klientów. W ten sposób coraz
precyzyjniej potrafimy robić, ciągle przeciętne projekty.
A przecież 90% błędów w projekcie jest w nim osadzonych na etapie planowania albo i
wcześniej. Wystarczy nie uruchomić obarczonego zbyt dużym błędem prognoz przychodów
projektu. Tylko często pewnie się okazuje, że gdy odrzucimy dany projekt, to nie mamy nic w
zapasie. Tak bardzo uwierzyliśmy w jedną ideę, że włożyliśmy nasz cały wysiłek do jednego
koszyka i teraz brakuje alternatywnych inwestycji. Trzeba więc brnąć dalej z tym projektem.
Taki to marudzący artykuł mi wyszedł, ale widocznie mój biorytm mimo pozytywnych
prognoz zapikował w dół.
Na koniec warto nadmienić, że podobno organizacje dojrzalsze w obszarze zarządzania
projektami stosują szerszą gamę kryteriów oceny przedsięwzięć niźli tylko pieniądze. Taki
przynajmniej wniosek płynie z badań przeprowadzonych przez PMI [Researching the Value of
Project Management].
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 33 / 109
Syndrom herosa w projektach
„Oficjalnie Herakles był synem Alkmeny i Amfitriona, króla Tirynsu. W rzeczywistości jednak
ojcem jego był Zeus, który spłodził Heraklesa przybierając postać męża Alkmeny. Tej samej
nocy, wcześniej niż się tego spodziewano, powrócił z wyprawy wojennej Amfitrion. W
rezultacie Alkmena poczęła bliźnięta.” [źródło: Wikipedia]
Herakles jak wiadomo wsławił się nadludzkimi osiągnięciami. Od dzieciństwa obdarzony
nadnaturalną siłą i sprawnością był przeznaczony, aby osiągnąć sławę i tą przepowiednię
sukcesywnie spełniał, choć nie zawsze tak, jak zamierzał.
Czasem można spotkać kierownika projektu, który nadludzkim wysiłkiem, wbrew Scyllom i
Charybdom dociera szczęśliwie do celu. Cały zespół spocony z wysiłku, klient ma pogryzione
paznokcie, a sponsor wyłysiał (czasem mimo tego, że już wcześniej był; tak jest to możliwe,
znam takie projekty). Jednak kierownik projektu po czaszkach wrogów wspina się ku chwale
na Olimp, gdzie może spotkać innych bohaterów i razem z nimi przy piwie snuć opowieści o
walecznych projektach.
„Augiasz miał dzięki przychylności bogów najbogatsze na świecie trzody i stada koni. Z jego
stajni, obór i owczarni nie wynoszono jednak od wielu lat gnoju i były one źródłem przykrego
zapachu. Również pastwiska zalegała gruba warstwa gnoju. Oczyszczenie ich w ciągu
jednego dnia było piątą z 12 prac, które Herakles musiał wykonać dla króla Eurysteusza.
Pracę oczyszczenia stajni i obór Augiasza Eurysteus zlecił Heraklesowi w celu upokorzenia go.
Jednak Heraklesowi udało się tego dokonać w ciągu jednego dnia przed zmierzchem. W tym
celu, wyburzył mur w dwóch miejscach i skierował wody rzeki Alfejos lub Penejos, według
niektórych wersji mitu obu, aby ich wody popłynęły przez stajnie i pastwiska w dolinach.
Przed zmierzchem, płynące wody oczyściły stajnie.” [źródło: Wikipedia]
W jednym z projektów jego kierownik usłyszawszy o nowym wyzwaniu, rzucił wszystko i
zaczął dowiadywać się więcej. Dotyczył on nowej technologii, która podobnie, jak 300 mega
bajtów niegrzecznych zdjęć przyciągała inżynierów. W tymże atrakcyjnym aspekcie projektu
kryło się również jego główne zagrożenie. Nikt nie znał się na aspektach merytorycznych,
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 34 / 109
jednak jakież to ma znaczenie dla napalonych technologów. Zamiast rozpisać na spokojnie
cały zakres, domknąć wymagania, zlecić na zewnątrz studia wykonalności, ewentualnie
podzlecać co trudniejsze pakiety robocze, skupiono się na eksperymentowaniu z nową
zabawką. Co trudniejsze oznaczało najbardziej seksowne. Nie trzeba dodawać, że klientowi
nie chodziło o dostarczenie nowego placu zabaw, a o zaspokojenie jego potrzeb. A już na
pewno nie chodziło o to, by duzi chłopcy biegali z zapałkami i sprawdzali, co jeszcze jest
„niepalne”. Projekt od początku schodził z kursu, jedyne co nie gasło to był entuzjazm
zespołu, odpalającego kolejne nowinki techniczne. Wszyscy byli coraz bardziej dumni, że
pracują w tak nowatorskim projekcie.
Ale w pewnym momencie (tak gdzieś po 2/3 czasu) przyszedł zły prezes i oznajmił, że jest po
spotkaniu z klientem i nie jest zadowolony z postępu prac. Kierownik projektu mami go
kolejnymi gadżetami, a klient nie może ciągle uruchomić podstawowej działalności na
projekcie. Dowiedział się też niechcący, że to sam kierownik projektu podpowiada klientowi,
co by jeszcze tu można zmienić i podrasować. Zanim zły prezes zacznie jatkę chciałby się
upewnić, że poprawnie zrozumiał odbiorcę, iż w zespołem projektowym dowodzi
sabotażysta. Reakcja kierownika może być jedna – to potwarz! On, jak i cały zespół od
początku chcą jak najlepiej dla klienta. A skoro firma żyje z klientów, to i dla firmy. To musi
być dobrze zrobione, poza tym klient wybrał tak ryzykowną technologię i my musimy się jej
nauczyć.
Rozsądny prezes przeprowadzi w tej sytuacji długą i trudną rozmowę z kierownikiem
projektu, narzuci kontrolę zakresu, kosztu i czasu, bo wszyscy wiedzą, że projekt musi
przynieść zysk. Nierozsądny pochwali kierownika projektu i pozwoli całej ekipie dalej bawić
się w ich piaskownicy, aż do kolejnej rozmowy z „niecierpliwym” klientem.
Jednak w tym momencie jest już zwykle za późno. Tak, czy siak zespół przejadł cały zapas i
jest w tzw. Agresywnym harmonogramie. I tu pojawia się heros. To on wcześniej zachęcił
zespół i klienta, aby podnosić jakość i zakres projektu, a teraz ten projekt uratuje nadludzkim
wysiłkiem, chroniąc czas. Pamiętamy, że zostało nam 1/3 czasu na wykonanie większości
zakresu, więc opóźnienie jest oczywiste. Zespół jeszcze nie wierzy i na fali entuzjazmu
zaczyna coraz intensywniej pracować. PM jest herosem, więc pociąga za sobą coraz bardziej
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 35 / 109
zmęczonych ludzi i wskazuje im coraz wyższe szczyty do wejścia, ale ile tygodni można jechać
nocami na pizzy i coli. Od tego rosną brzuchy i odchodzą kobiety. Zespół zaczyna się
buntować zatem, jednak PM, który własnym honorem bronii projektu dalej walczy. W końcu
poziom emocji w teamie wzrasta do nieznośnego problemu i pojawia się rotacja w zespole.
Trzeba zmienić konie w trakcie przeprawy przez rwący nurt, co pogłębia tylko kryzys.
Kierownik projektu dalej walczy.
Po kolejnych nieprzespanych miesiącach dobiega do celu. Wokół co prawda jest pusto. Mało,
kto poda mu rękę (chyba, że w porę udało się przekierować gniew ludzi na złego prezesa lub
klienta). Klient jest wściekły z powodu opóźnień, prezes liczy przekroczenia budżetu, ale PM
jest dumny. Wszak tak trudny projekt doprowadził do końca. Nikt inny by tego nie zrobił.
Herakles faktycznie dokonał chwalebnym dwunastu prac, jednak mało, kto wie, dlaczego był
zmuszony to zrobić. „Pewnego dnia Hera zażądała, aby udał się na służbę do Eurysteusza.
Gdy Herakles odmówił zesłała na niego szaleństwo. W obłędzie Herakles zamordował kilkoro
ze swoich dzieci. Wg jednej tradycji narzędziem mordu był łuk, wg innej miał dzieci
powrzucać do ognia. Mordując swoje dzieci, zamordował także dwoje dzieci Ifiklesa.
Ocknąwszy się z szału, zauważył, co zrobił i chciał popełnić samobójstwo, jednakże Tezeusz
odwiódł go od tego zamiaru, a Herakles porzucił Megarę. Swego rodzaju pokutą miała być
służba u Eurysteusza. Na jego polecenie miał wykonać 12 prac. Eurysteusz starał się wymyślić
dla herosa tak trudne zadania, aby ten podczas ich wykonywania zginął.” [źródło: Wikipedia]
W zarządzaniu projektami i mitologii korzystny jest umiar.
Ktoś powiedział, że jeżeli będziesz płacił za gaszenie pożarów, wkrótce zobaczysz strażaków
biegających z zapałkami. Heroizmem nie jest uniknąć spodziewanych zagrożeń wbrew
rozsądkowi i radom otoczenia. Narażać firmę na ryzyka i spalać zespół w ogniu swojej
chwały. Na to może sobie pozwolić Achilles, a nie rozsądny kierownik projektu.
Rozsądniejszym jest nie dopuszczać do zagrożeń i powodować, aby prowadzenie projektów
było pozornie dla wszystkich proste. To tak, jak wejście na Kilimandżaro, jeżeli ktoś dzień
wcześniej zawiózł nasze bagaże na szczyt i zapewnił nam bezpieczeństwo, to jest może to być
łatwy spacerek. W idealnej firmie prowadzenie projektów jest nudne, bo każdy wie, co ma
robić i czego się spodziewać.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 36 / 109
Wartość kierownika projektu
Niektóre profesje mają dobrze. Rezultat pracy jest jasny i bardzo łatwo określić, kto jest
dobry w tym, co robi, a kto nie. Na przykład sprzedawca, wartość handlowca łatwo policzyć
po liczbie sprzedanych produktów, uzyskanym zysku, zdobytych klientach. Podobnie
prawnik, wygrał sprawę lub nie, zainkasował od klienta prowizję danej wysokości, pozyskał
nowe zlecenie, albo nie.
Nie chodzi mi o to, że łatwo osiągnąć wynik w sprzedaży, czy prawie, bo te profesje stawiają
wielkie wyzwania. Jednak wyróżnia je to, że wynik jest łatwo mierzalny. Natomiast
kierownika projektu nie jest łatwo ocenić. Bowiem nawet najlepszy może trafić na trudny
projekt i wykazać się opóźnieniem lub przekroczeniem budżetu. I w drugą stronę, kiepski
kierownik może dostać prosty i oczywisty projekt do prowadzenia, i bez specjalnej zasługi
wykazać się świetnym wynikiem.
Próbując poradzić sobie z oceną naszej pracy wykombinowałem kilka poziomów oceny:
1. Realizacja procedur projektowych – w tym wypadku możemy sprawdzić zgodność
postępowania z procedurami. Na przykład, czy po każdym spotkaniu jest notatka, czy
harmonogram jest regularnie aktualizowany, czy wysłane i uzgodnione są wszystkie
raporty okresowe itd.
2. Satysfakcja zespołu projektowego – aspekt często pomijany w ocenie, jednak
szalenie istotny. Ma ukryty, niekiedy długofalowy, zwykle trudnomierzalny wpływ na
firmę, bowiem z czasem organizacja może odwracać się od nielubianego kierownika
projektów albo skłaniać ku sympatycznemu. Jak to zbadać, jedyne co przychodzi mi
do głowy, to ankiety.
3. Parametry projektu – analiza, czy został dotrzymany termin projektu, czy nie
przekroczono budżetu, czy zrealizowano pierwotny zakres. W tym wypadku pomiaru
dokonuje się przez wyznaczenie odchyleń kosztu, zakresu, czasu, jakości.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 37 / 109
4. Wartość z projektu – ten poziom jest najkorzystniejszy z perspektywy firmy, bowiem
dotyczy zysku z projektu niezależnie od tego, jak dobrze był prowadzony. Jednak
często w organizacji kierownik projektu bardzo pośrednio wpływa na wartość
projektu. Często jest tak, że otrzymuje z góry projekt, który ma skończyć i już, mimo
oczywistego braku uzasadnienia biznesowego.
Poniżej nawiązując do poziomu 1 przytaczam przykładową ankietę oceny satysfakcji
opracowaną przez zespół działu projektów z pewnej firmy. Skala ocen, jaką przyjęliśmy to po
prostu buźki: , , . Pierwsze wyniki pokazuje Pytania z ankiety oceniającej kierownika
projektu:
§ Potrafił współpracować ze wszystkimi członkami zespołu. Optymalnie wykorzystywał
potencjał całego zespołu projektowego.
§ Był dostępny, znajdował czas na wyjaśnienie wątpliwości, odpowiedzi na pytania, był
dostępny przez telefon i mail.
§ Pomagał rozwiązywać problemy, z którymi się do niego zwracałem.
§ Jest typem lidera – miał autorytet wśród członków zespołu. Powodował, że zespół
chętnie podążał za jego wizją realizacji projektu.
§ Jego postępowanie nie powodowało konfliktów. Jednocześnie pomagał w
rozwiązywaniu konfliktów, jeśli występowały.
§ Był komunikatywny: przygotowywał jasny przejrzysty harmonogram, informował, na
jakim etapie jesteśmy w projekcie oraz jak dużo pracy zostało do jego realizacji, jakie
są zagrożenia, a jakie szanse.
§ Uzgadniał z całym zespołem zadania i terminy ich realizacji.
§ Zawsze był przygotowany do prowadzonych spotkań i przygotowywał podsumowania
po nich.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 38 / 109
§ Jestem zadowolony, że współpracowałem z tym kierownikiem projektu i w przyszłości
chciałbym właśnie z nim móc współpracować.
Mity na temat metody eksperckiej
Szacowanie za pomocą tzw. expert judgement jest najczęstszą techniką prognozowanie,
kiedy zadanie się skończy, ile będzie kosztować, na jakie ryzyka jest wystawione, jaka jakość
jest możliwa do osiągnięcia.
Jest to najczęściej wymieniana technika w PMBOK Guide. I, zaryzykowałbym stwierdzenie,
jedna z najbardziej zawodnych. Szacowanie eksperckie często daje wyniki, których
wiarygodności nie sposób ocenić.
Wiedza o analizowanym właśnie problemie jest rozproszona w zespole nierównomiernie.
Przykładowo, gdy pytamy członka zespołu, ile godzin poświęci na przygotowanie koncepcji,
nie wiemy, czy robił podobne rzeczy wcześniej, ma otwarty umysł, jest zmotywowany do
pracy, przyjrzał się uważnie wymaganiom klienta, zasięgnął opinii odnośnie potencjalnych
ryzyk, ma w końcu pomysł, jak uporać się z pewnymi kwestiami technicznymi, … czy też nie.
W odpowiedzi usłyszymy – 5 dni… chyba.
Powodem tak powszechnego stosowania tej metody jest jej niski koszt. Wystarczy podejść
do kolegi i zapytać „Ty wiesz o co w tym chodzi? Damy radę na jutro?”
Tytułowa technika zaczyna dawać bardziej wiarygodne rezultaty, gdy rośnie liczba
ekspertów. Na naszych kursach robiliśmy eksperyment i zadawaliśmy pytanie z wiedzy
ogólnej, na którym nikt na sali raczej nie powinien bliżej się znać. Na przykład: ile kilometrów
ma Amazonka? (faktyczne pytanie było nieco inne, ale nie chcę psuć zabawy uczestnikom
naszych kolejnych szkoleń) Okazuje się, że na ponad 100 osób, które odpowiadały na takie
pytania w naszym eksperymencie, właściwie nikt nie udzielił poprawnej odpowiedzi. Jednak
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 39 / 109
w tym wypadku ustalenie wiarygodności ekspertów zajmuje kilka sekund, wystarczy Google.
W przypadku projektów już nie jest tak łatwo.
Kiedyś w zespole miałem programistę. Najszybszego z całego zespołu, o najwyższych
kompetencjach oraz motywacji i jednocześnie wiecznie spóźnionego. A właściwie to właśnie
dlatego spóźniającego się, że miał wysokie zaangażowanie (chciał szybko kończyć zadania) i
dużą pewność swojej wiedzy (wszystko jest przecież takie proste). Miałem też innego,
kompetentnego programistę, który zaczynał każdą odpowiedź od „nie”. „Dasz radę na jutro
to skończyć?” „Nie, no chyba, że uda mi się uwinąć z poprzednim zadaniem, które już
właściwie zrobiłem.” Niezrażony tak rozwiniętą asertywnością potraktowałem ją jak szansę
na poradzenie sobie z niedoszacowanymi terminami tego pierwszego. Kiedy jeden mówił, że
coś potrwa 2 dni, drugi dawał 7 dni. Jak pierwszy wskazywał, że nie ma żadnych zagrożeń,
drugi widział je wszędzie. Zacząłem pytać ich obu (początkowo nie informując nawzajem o
tym) o prognozy wykonania kolejnych zadań. Szybko mi wyszło, że faktyczny termin końca
wypadał mniej więcej po środku obu szacunków. Wystarczyło uśrednić pesymistę z
optymistą, aby stworzyć realistę. :) To trwało nawet, gdy obaj panowie się zorientowali w
moim niecnym postępowaniu.
Podejście Scrum proponuje ciekawą technikę szacowania – Planning Poker. Po krótce
wygląda to tak, że gdy zespół musi oszacować wielkość konkretnego wymagania klienta,
staje w kółku i naraz każdy pokazuje, ile punktów dałby danej funkcjonalności. Ważne, aby
cały zespół (zwykle do 8 osób) brał udział w szacowaniu. Skrajne oceny są dyskutowane.
Szacowanie powtarza się, aż wszyscy uzyskają konsensus w swoim ocenach.
Szczególnym podejściem do expert judgement jest metoda delficka, gdzie o udzielenie
odpowiedzi prosi się grupę ekspertów. Każdy z nich niezależnie dokonuje oceny. Co więcej
eksperci nie kontaktują się ze sobą. Następnie wszystkie odpowiedzi są składane w jeden
dokument i anonimowo rozsyłane z powrotem wszystkim ekspertom z prośbą o
ustosunkowanie się i być może wyśrodkowanie swojej opinii. Proces ponawia się do
uzyskania jednolitej opinii wszystkich ekspertów. Takie podejście spółki niekiedy stosują przy
rozwiązywaniu problemów podatkowych lub prawnych. Znowu ważne, aby mieć grupę
ekspertów, których poprosi się o opinię.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 40 / 109
We wspomnianym eksperymencie uczestników niekiedy zaskakuje, jak rozbieżne mogą być
oceny długości tej samej rzeki. W książce How to measure anything podane jest wyliczenie,
które pokazuje, że mając odpowiednio dużą populację ekspertów. Mamy aż 93% szans, że
wśród 5 losowo wybranych odpowiedzi znajdzie się ta prawdziwa. Przykładowo wybrawszy
losowo 5 osób, mamy 93% szans, że faktyczna długość Amazonki będzie między najmniejszą
a największą oceną z tych pięciu. Nam przez kilkanaście kursów nie zdarzyło się, aby
prawidłowa odpowiedź nie znalazła się pomiędzy najmniejszą i największą z wybranych
losowo pięciu.
Podsumowując, ocena ekspercka, zwana niekiedy „szacowaniem z czapki albo z fusów”, jest
mało wiarygodna. Jej rzetelność można jednakże podnieść, angażując większą liczbę
ekspertów oraz pozwalając im porozmawiać ze sobą o danym problemie.
Odnosząc się do komentarza Piotra (dyskusja na FB), przy angażowaniu większej liczby
ekspertów pojawia się ryzyko, że konsultacje będą przedłużać się w nieskończoność. W
związku z tym Poker Planning musi być tzw. Timeboxed, czyli na sztywno ograniczony
czasem. Zaś metodę delficką w praktyce stosuje się wyłącznie w sytuacjach
niejednoznacznych o wielu równoważnych alternatywach działania. Nasze przepisy
podatkowe są tego dobrym przykładem :).
Rozważania przy tankowaniu auta
Ile trwa nalewanie paliwa do auta osobowego? Parę minut. Trzeba czymś zająć myśli. Od
jakiegoś czasu bawię się w szacowanie. Ile litrów wskaże dystrybutor, w momencie nalania
do pełna? Problem infantylny, ale tylko pozornie, bowiem, gdy ma się kilkadziesiąt minut w
miesiącu urasta do rangi teorii naukowej. Ale jak to się ma do projektów?
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 41 / 109
Szacowanie zadania jest wyzwaniem trudno modelowalnym. Wiąże się z niepewnością,
której poziom z reguły jest również nieznany. Ktoś nas pyta “Ile ci zajmie opracowanie
koncepcji?” A my z reguły strzelamy “Z tydzień.”
Jedna z metodyk, łańcuch krytyczny, wręcz zakłada, że poziom niepewności szacunku jest
znany zawsze i precyzyjnie określony. To moim zdaniem rzadko ma miejsce. Czasem w
bardzo powtarzalnych zadaniach można wykreślić rozkład czasów, ale projekt to wszak
innowacyjne przedsięwzięcie o wysokiej niepewności i takich powtarzalnych sytuacji nie ma
wiele.
No więc jest pewna metoda, która okazuje się być niekiedy skuteczna w sytuacji szacowania
niewiadomych. To kalibracja opisana w książce How to Measure Anything R. Hubbarda.
Zgodnie z tym podejściem ekspert ponawia szacunki w sposób systematyczny. Szacuje,
następnie analizuje, na ile trafił w punkt, a następnie zastanawia się, jakie założenia
doprowadziły do określonego szacunku i co może poprawić jego trafność.
No więc ja od kilkunastu tankowań spędzam czas przy dystrybutorze, zgadując na ilu litrach
zatrzyma się liczydło. I muszę powiedzieć, że jestem w tym coraz lepszy. Poniższy wykres
symbolicznie pokazuje błąd prognozy.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 42 / 109
Obserwacja pojedynczego pomiaru pokazuje, że ciągle się mylę. Ale spojrzenie na całą serię
pokazuje, że błąd powoli się zmniejsza. Wartością jest nie to, że się w ogóle nie mylę, ale to,
że coraz pewniej podaje zbliżony wynik. Drugą prawidłowością jest to, że stosunkowo szybko
zredukowałem największe błędy szacowania, a później poprawa szacunków jest już mniej
wyraźna. Trzecim spostrzeżeniem jest to, że zacząłem strukturalizować moje szacunki. To
jest zastanawiać się, dlaczego coraz lepiej szacuję. Na jakiej podstawie stwierdzam, że
zmieszczą się 45 litry a nie 50. Okazało się wówczas, że nieświadomie biorę pod uwagę
wskazanie miernika paliwa, ilość kilometrów pozostałych, lepiej uświadomiłem sobie, ile
naprawdę pomieści bak itd. Innymi słowy poziom wiedzy o problemie tankowania wzrósł, co
poprawiło wiarygodność prognoz.
W projektach mamy podobną sytuację. A jedną z cech, która odróżnia efektywne zespoły od
nieefektywnych jest to, że obserwują swoje błędy i poprawiają prognozy. W jednym zespole
było kiedyś dwóch specjalistów: optymista, który zawsze się spóźniał (choć był najszybszym
fachowcem i tak) oraz pesymista, który zwykle robił na czas (choć pracował wolno). Latwiej
jest, gdy wiemy, w którą stronę nasz ekspert jest przekalibrowany, tj. czy zwykle
niedoszacowuje, czy przeszacowuje. Mając dwóch przeciwstawnych ekspertów mogłem
zadać to samo pytanie “Ile zajmie to zadanie?” i wyciągnąć średnią.
Sun Tzu i sztuka obrony projektów
Sun Tzu – legendarny generał starożytnej armii chińskiej, autor najstarszego na świecie
podręcznika sztuki wojennej, myśliciel. Tak opisuje go Wikipedia. Mimo, że jego dzieło
traktuje o działaniach wojennych, to wiele jego przemyśleń wydaje się być pomocnych
w biznesie, a szczególnie pracy z projektami.
“Ten, który zna swojego wroga i siebie samego nie będzie łatwym przeciwnikiem. Ten, który
zna siebie, ale nie zna swojego wroga, będzie miał niewielką szansę zwycięstwa. Zaś ten,
który nie zna siebie, ani swojego przeciwnika, jest skazany klęskę w każdej bitwie.”
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 43 / 109
Oczywiście słowo “wróg” należy podmienić na bardziej odpowiednie, jednak te wytyczne w
krytycznych sytuacjach, gdy projekt z zawzięciem maszeruje ku klęsce, mogą pomóc
odnaleźć sens i kierunek w wirze bitewnym.
Szczególnie obszar zarządzania ryzykiem i udziałowcami w projektach zagrożonych pozwala
na znalezienie wielu ciekawych analogii.
Wziąwszy na stół pierwszy cytat, trudno się nie zgodzić, że zarządzanie udziałowcami w
upolitycznionym projekcie, o wielu niejasnych kryteriach decyzji i informacjach przypomina
prowadzenie działań wojennych na kilku frontach. Cele co prawda pozostaje mniej krawy, bo
jest nim sukces projektu, czyli dostarczenie maksymalnego możliwego zakresu w zadanych
ograniczeniach czasowych, pieniężnych, jakościowych i innych, oraz co ważne w takim stylu,
aby dało się z tymi samymi ludźmi poprowadzić kolejny projekt.
“Walczyć w tysiącu bitwach i wygrać je po tysiąckroć nie jest dowodem wspaniałej strategii.
Zdolność pokonania wroga bez walki jest dowodem najwspanialszej strategii.”
Czasem mam wrażenie, że im więcej konfliktowych sytuacji napotkamy, i im więcej z nich
udaje się rozwiązać “bez krwawo”, tym bardziej rośnie nasza zdolność do radzenia sobie z
kolejnymi potyczkami. Ale myślę też, że wrasta nasza zdolność do skutecznego załatwiania
spraw w danej organizacji.
-‐ O, to jest ten kierownik projektów, który powoduje, że sprawy toczą się lepiej. – można
czasem usłyszeć o takiej osobie. – Parę razy mieliśmy duży spór i zawsze udało się dojść
korzystnej dla wszystkich zgody.
Wydaje mi się, że z czasem po prostu rośnie zaufanie do człowieka i jego stylu radzenia sobie
z trudnymi sytuacjami.
Przy czym zwykłe unikanie problem trudno moim zdaniem nazwać zwycięstwem, bowiem
konflikt pozostaje tylko w utajonej formie. Partyzantka dalej próbuje zajmować nasze tereny,
mimo kampanii sukcesu w prasie i telewizji.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 44 / 109
“Celem powoływania armii jest szybkie i decydujące zwycięstwo. Jeżeli wygranej nie można
osiągnąć szybko, armia popadnie w letarg i utraci ducha walki.”
Projekt, który się rozciąga w czasie staje się coraz bardziej narażony na ryzyka, które
pojawiają się w naturalny sposób. Im dłużej będzie mieli otwarty budżet, zaangażowanych
ludzi i uwagę zarządu, tym większa szansa, że stanie się “coś”. Owo “coś” jest jak złośliwy
chochlik, który czeka właściwego momentu. Moim zdaniem niestety ów chochlik nie podlega
prawom zarządzania ryzykiem, nie można się przed nim zabezpieczyć. Jedyną skuteczną
metodą jest jak najszybciej zakończyć projekt. “Coś” może objawić się jako na przykład
recesja na rynku, brak płatności od dostawcy (nawet w zupełnie innym projekcie), odejście
kluczowego członka zespołu z pracy, zmiana zarządu, czy kryzys medialny. Owo “coś” w
końcu przyjdzie, pytanie tylko, czy zanim zdołamy zatwierdzić raport poprojektowy.
Inna interpretacja powyższego cytatu nawiązuje do uwagi, której potrzebujemy jak Słońca,
w każdym projekcie. Projekt musi być widoczny, a im trudniejszy, tym bardziej powinien być
wyeksponowany na światło. Bo tylko wtedy mamy szansę, że ktoś zauważy nasze problemy i
poda pomocną dłoń. Im dłużej “armia jest w ruchu”, tym staje się bardziej znużona. Zaczyna
rozglądać się za nowym przedsięwzięciem lub żąda podwyższenia żołdu. Ujmując to inaczej,
quick wins zwielokrotniają nasze szanse na zwycięstwo.
Na koniec muszę dla rzetelności powyższego opracowania przyznać, że na rynku istnieje
wiele książek o zarządzaniu inspirowanych myślą Sun Tzu. Wystarczy w Amazon lub Google
wpisać “sun tzu managament”. Wymienione tutaj cytaty są tłumaczeniami z witryny Chinese
Wiki. Choć osobiście poczułem się zainspirowany tytułową analogią, napotykając kolejny
trudny projekt.
Technika, której nie znajdziesz w żadnej metodyce
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 45 / 109
Ani PMBOK® Guide ani PRINCE2 nie wymieniają tej techniki w aspekcie zarządzania kosztem
projektu. Powszechnie stosowana w świecie finansów, doczekała się nawet Nobla, zupełnie
nie jest znana w zarządzaniu projektami. Czemu? Ale od początku
Przed uruchomieniem projekty decydenci analizują jego uzasadnienie biznesowe. Jeżeli
projekt jest komercyjny, to analizowany jest zwrot z
inwestycji lub wysokość przychodów lub atrakcyjność
względem alternatywnej inwestycji itd. Pojawiają się
wskaźniki takie, jak ROI, NPV, IRR. Niekiedy
organizacji rozbudowują swoje modele o dodatkowe
o przychody pośrednio powiązane z danym
projektem, jak lojalizacja klienta, crossowanie na
innych produktach, redukcja ryzyka itd. Jednak
wszystkie te metody mają jedną wspólną cechę, która
obniża ich efektywność – są zdeterminowane.
Wycena zdeterminowana
Co to oznacza? Wyobraźmy sobie przyszłość jako
zbiór scenariuszy, które mogą się wydarzyć. Te
scenariusze zmieniają się w pewnych kluczowych
momentach nazywanych decyzjami. Wówczas
podejście “zdeterminowane graficznie może
wyglądać tak, jak obok.
Co jakiś czas mamy sytuację decyzyjną, która
rozgałęzia nam warianty działania. Na przykład, w
pierwszym kroku tworzymy koncepcję techniczną
produktu. Wówczas pierwszą decyzją będzie, czy skasować projekt, czy iść dalej. Następnie
wykonywany jest prototyp. Kolejną decyzją będzie, czy wychodzić z nim na rynek, czy dalej
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 46 / 109
go rozwijać. W końcu mamy gotowy produkt i w
trzecim kroku decydujemy, czy robimy premierę od
razu na całym rynku, czy też w ograniczonym
zakresie, tzw. pilot.
Przy “zdeterminowanym” podejściu do oceny
wartości projektu mimo pojawiających się w trakcie
projektu sytuacji decyzyjnych, wartości projektu
wyliczamy tak, jakby ich nie było. Jakbyśmy z góry
wiedzieli, jakie decyzje podejmiemy, np. koncepcja
zostanie zatwierdzona, prototyp od razu wejdzie na
rynek, nie będziemy robić pilota. I dla konkretnego scenariusza liczony jest NPV, ROI, czy IRR.
Na rysunku obok na pomarańczowo zaznaczono założone decyzje.
Przy takim podejściu tracimy wiedzę o tym, jak zmieniłaby się wartość projektu, gdybyśmy
zachowali elastyczność decyzji. Czyli inaczej mówiąc, mimo, że możemy decydować o
kierunku projektu, przy jego wycenie zakładamy, że i tak obierzemy z góry założony
scenariusz, który da nam określony zwrot. Tracimy wówczas wiedzę o tym, że wartość
projektu może być dużo wyższa tylko dzięki temu, że mamy opcję skasowania go w razie, gdy
np. prototyp okaże się słaby, albo wyniki sprzedaży w pilocie niezadowalające.
Na powyższym rysunku przedstawiono taką sytuację. Planowano w projekcie podejmować
decyzje symbolizowane pomarańczowymi rombami, a faktycznie w trzecim etapie zmieniono
koncepcje, i podjęto decyzje oznaczone czerwonymi rombami. NPV możliwości dokonania
takiej zmiany nie uwzględni w swoich wyliczeniach. Ale jest metoda, która sobie z tym
poradzi.
Opcje realne (ROV – real option valuation)
Metodą, która uwzględnia wartość przyszłych decyzji w niepewnym projekcie jest Real
Option Valuation. To technika, która oparta jest na wycenie opcji finansowych.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 47 / 109
W tej metodzie w pierwszej kolejności tworzy tzw. ramy, które pozwalają ustalić, co jest
opcją. Przykładowo opcją może być skasowanie projektu, jeżeli po analizie wyników pilota i
potencjalnej zmianie prognoz sprzedaży.
Następnie ustala się kilka parametrów, jak:
• wielkość inwestycji,
• liczba kolejnych okresów czasu (np. lat), w których będziemy analizowali, czy wykorzystać
opcję (np. skasować projekt), czy też kontynuować zgodnie z pierwotnym planem,
• odchylenie standardowe reprezentujące naszą niepewność oceny, na ile zaplanowane
przychody zostaną zrealizowane,
• wartość w razie wykorzystania opcji (w naszym przykładzie podjęcia decyzji o skasowaniu),
oczywiście może być zmienna w czasie,
• oprocentowanie alternatywnej, nieryzykownej inwestycji.
W efekcie otrzymujemy wartość opcji (tu skasowania projektu) uwzględniającą elastyczność
związaną z tym, że być może go w przyszłości skasujemy (czyli wykorzystamy opcję) i
odzyskamy część środków. Dzięki temu kadra menadżerska może nie tylko przeanalizować
koszt pieniądza w czasie, co oferuje NPV, ale również wartość bycia elastycznym w razie,
gdyby zmieniły się warunki.
Analiza opcji pozwala korzystniej ocenić projekt, który wstępnie ma niski zwrot ze względu
na ryzyko, ale dzięki wprowadzeniu dodatkowych momentów decyzyjnych (w projektach
mówimy o etapach) oceniony będzie wyżej, bo pozwala sponsorowi podejść elastycznie do
tej inwestycji.
Podsumowanie
Metoda analizy opcji nie jest samodzielną metodą analizy wartości projektu. Natomiast
przydaje się jako uzupełnienie NPV i innych tradycyjnych wskaźników finansowych. Jeżeli
mamy projekt o mocno niepewnej wartości, w którym można wstawić punkty decyzyjne
(etapy), a jednocześnie wykazuje on stosunkowo niewielkie NPV, to metoda realnych opcji
jest w stanie wykazać jego dodatkową wartość. Dodatkowo pokazuje naczelnemu
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 48 / 109
kierownictwu, ile warta jest możliwość podjęcia strategicznych decyzji w trakcie projektu, to
w uproszczeniu ROV – NPV.
Plusy ROV:
• Uwzględnienie niepewności dotyczącej wartości projektu
• Wykazanie wartości elastyczności decyzyjnej w trakcie trwania projektu (etapowania)
Minusy ROV:
• Trudniejsza do zrozumienia niż NPV, ROI i inne tradycyjne wskaźniki
• Mało popularna
Źródło: Project Valuation Using Real Options, P. Kodukula, C. Papudesu
Syndrom świętego Mikołaja
Święta już za nami (piszę ten tekst 26 grudnia),
grubszy o parę ciast i pierogów oraz jedno
spostrzeżenie, którym chciałbym się podzielić.
Niesamowicie dynamiczny i decyzyjny menadżer to
silny sprzymierzenie kierownika projektu. Jednak
zdarza się, że dynamizm przeradza się w raptowność
działania. Co tutaj przytoczono pod nazwą
syndromu Świętego Mikołaja.
Jaka jest strategia owego dobrotliwego staruszka z perspektywy klienta. Czasem zebrać, a
czasem zignorować zapotrzebowanie konsumenta. Następnie w na sztywno wyznaczonym
terminie zrealizować dostawę i zniknąć, nie biorąc odpowiedzialności za rezultaty. Nawet,
jeżeli prezentem jest jakieś paskudne lub uprzykrzające życie zwierzę (w moim przypadku
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 49 / 109
mops spełnia oba te warunki), to Mikołaj może odejść w glorii i dumie z dobrze spełnionego
obowiązku. Wszak spotkamy się dopiero za rok.
Spotkałem kilka razy szalenie decyzyjnego sponsora, który bez namysłu potrafił “pomóc”.
-‐ Czego znowu nie możesz załatwić? – sponsor Mikołaj zapytał niegrzecznego kierownika
projektu.
-‐ Próbuje uzyskać wsparcie działu finansowego, ale ciągle mówią, że są zajęci. – nieostrożnie
odparł zapytany.
I już w tym momencie czerwony telefon (a jaki kolor ma mieć Mikołaj?) łączy z szefem działu
finansowego, wielkim, nieokrzesanym elfem, który właśnie kończył rok budżetowy. I jak co
roku narzekał, że szczyt dostaw jest w grudniu. Właściwie to jedyny miesiąc, kiedy są
realizowane jakiekolwiek dostawy, toteż planowanie zamknięcia roku w tym samym
momencie jest szaleństwem. Ale cóż – tradycja!
-‐ Życzę sobie, abyś właśnie dzisiaj pomógł kierownikowi tego projektu. On jest dla nas
najważniejszy.
-‐ Rozumiem szefie, ale mamy zamknięcie roku oraz projekty Y i Z, które podobno są
najważniejsze.
-‐ Oczywiście, że są. Nie robimy nie ważnych rzeczy, nie bądź głuptasem. Jesteśmy przecież
dobrze zorganizowanym przedsiębiorstwem. Nie komplikuj, tylko tu przyjdź.
Chwilę później dyrektor finansowy zostaje zbesztany w obecności kierownika projektu, po
czym wychodzi wściekły. Na to Mikołaj uśmiecha się do sprawcy zamieszania.
-‐ Załatwione! – poklepanie po plecach. – Co się mówi?
-‐ Dziękuję… – kierownik projektu może tylko westchnąć.
Nie zdążył wspomnieć szefowi, że jego projekt może spokojnie poczekać dwa tygodnie, że
naprawdę zgadza się z dyrektorem, że zamknięcie roku jest ważniejsze i że teraz dopiero
będzie miał problemy w pozyskaniu wsparcia działu finansowego. Ale cóż, szef pomógł, jak
umiał.
Sponsor to na ogół wysoko umocowany menadżer, do którego nie dotrą konsekwencje jego
czynów. Ponadto obarczony jest szerokim zakresem obowiązków, co utrudnia szczegółowy
wgląd w każdą sytuację. To może spowodować zawężenie perspektywy, w konsekwencji
dużą łatwość podejmowania decyzji.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 50 / 109
Taki zapał sponsora może też wynikać z paniki. Miałem przyjemność obserwować kiedyś
projekt wdrożenia trudnego systemu finansowego, którego głównym problemem był brak
analizy wymagań i dobrego zdefiniowania zakresu. Natomiast sponsor postanowił się wcielić
w rolę św. Mikołaja i pewnego dnia zakupił pierwszy z brzegu system. Zrobił to, bo zbieranie
wymagań tak bardzo się przedłużało, że trzeba było temu niezdarnemu kierownikowi
projektu pomóc. No i ów kierownik, jak i cały zespół, jak i paru dyrektorów będących pod
wpływem owego systemu okazało skrajną niewdzięczność za taki prezent. Projekt zaś spóźnił
się jeszcze bardziej i stał się źródłem dziesiątków interesujących konfliktów, ale to temat na
zupełnie inną opowieść.
Podsumowując, wcale nie chcę narzekać na zbyt rączego sponsora. Sponsor to naprawdę
najlepszy przyjaciel projektu. I wiele razy widziałem, jak ratował trudne sytuacje. Wręcz
zapytany ostatnio przez znajomego, co zrobić, gdy sponsor w ogóle nie interesuje się
projektem, byłem bezradny. Skoro nawet sponsorowi nie zależy na przedsięwzięciu, to po co
je realizować? Nie chcę również narzekać na Świętego Mikołaja, wszak właśnie spotkamy się
już za rok.
Sprawdź zawartość przed rozładunkiem
Ostatnia wizyta we wrocławskim zoo natchnęła mnie do
skrobnięcia kilku zdań na temat pewnej analogii do świata
projektów. Na środku placu, tuż przy dużym, świeżo
wzniesionym wybiegu stała w Słońcu drewniana skrzynia.
Wysokości dorosłego człowieka, dwukrotnie większej
długości. Z wymownym napisem podanym w tytule tego
artykułu “Sprawdź zawartość przed rozładunkiem“.
Ale od początku. Czy zdarzało się wam obserwować, jak
nowy pomysł zakwitał w głowach kreatywnych
pracowników? Był opakowywany w coraz piękniejsze
szaty, kokardki i prezentacje powerpointowe. Zachwycał
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 51 / 109
coraz wyższe szczeble kierownictwa, aż w końcu uzyskiwał zgodę na wydanie sporych
pieniędzy. I kiedy już duża część firmy nim żyła i dyskutowała o nim, otrzymywał go
nieświadomy niczego kierownik projektu. Pół biedy, jeżeli był z natury malkontentem. Wtedy
mógł zadać wredne pytanie: “ale po co my to robimy?“, albo inne: “a wiecie, ile to będzie
kosztować?“. Jeżeli okazywał się mniej asertywny lub wręcz był entuzjastą tej idei, to łapał
nowiutkie pudełko i rzucał się by je dostarczyć i rozpakować.
Albo inna sytuacja, u próg niewielkiej firmy, akurat w kryzysie finansowym, pojawia się znana
korporacja ACME, która prosi o realizację banalnego projektu za rozsądne pieniądze.
Entuzjazm natychmiast każe chwytać za długopis i podpisywać krótką umowę, bo przecież
projekt trzeba dostarczyć na czas. A jak zaczniemy planować, to jeszcze konkurencja
przechwyci nam tłustego klienta.
Nie wiem, czy zwróciliście uwagę, ale skrzynia na zdjęciu ma niewielką dziurkę oznaczoną
olbrzymią czerwoną strzałką. Ta krwista strzałka ma dodatkowo upewnić koordynatora
dostawy, że potem nie wymówi się “a ja nie wiedziałem, jak mam sprawdzić tą zawartość
przed jej otwarciem“.
Standardy prowadzenia projektów dużo uwagi poświęcają planowaniu zakresu
poprzedzonemu zbieraniem wymagań. Ale praktyka często jest inna. Aby zaoszczędzić czas,
pod presją sponsora lub klienta przystępujemy do roboty. Pojawia się efekt krzywej bólu. Nie
ponosimy wysiłku na planowanie, to poniesiemy dziesięciokrotnie większy wysiłek na
ratowanie projektu pod jego koniec. W efekcie i tak czas zostanie zmarnowany na pakowanie
zbyt dużego projektu do zbyt małej skrzyni. W PMBOK® Guide na 42 procesy, aż 20 (48%)
dotyczy planowania projektu, a tylko 1 wymyślania pomysłu na projekt. Dlatego, że rasowy
kierownik projektu najpierw szczegółowo sprawdzi, co zawartość nowej idei zanim
zobowiąże się ją dostarczyć i rozładować. Kodeks etyczny kierownika projektu (Project
Management Code of Professional Conduct) nakazuje, aby kierownik projektu podejmował
się przedsięwzięcia tylko, gdy sam ma przekonanie o możliwości jego dostarczenia. W
przeciwnym wypadku jest to działanie nieetyczne, bo wprowadza klienta i sponsora w błąd –
“Kierownik projektu kiwnął głową, że bierze ten projekt, to znaczy, że się uda. Co z tego, że
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 52 / 109
wyszedł trzaskając drzwiami i fukając. Ci od projektów zawsze narzekają, a potem jakoś to
jest.”
Duże szanse już wielokrotnie przesłoniły realia wykonania projektu. De Lesseps stracił cały
majątek, wylądował w więzieniu za malwersacje i niedługo później zmarł, a jego syn popełnił
samobójstwo. Wszystko dlatego, że po kanale Sueskim na horyzoncie pojawiła się jeszcze
większa i apetyczniej wyglądająca skrzynia (kanał Panamski). I nie sprawdzono dokładnie
zawartości przed rozładunkiem. A w Panamie niestety klimat daleko bardziej malaryczny (20
000 robotników zmarło w trakcie projektu) i duża różnica poziomu wody na obu końca
(trzeba było dobudować kilkanaście śluz, które były zbędne w Afryce).
W pewnym projekcie kierownik projektu okazał się malkontentem. Po otrzymaniu pięknie
opakowanego pomysłu stwierdził rozbrajająco – “Marcin, to się w ogóle nie sprzeda.” Po
czym ta opinia została skonfrontowana ze sponsorem, działem sprzedaży i szefem produktu.
Odpowiedzi padały różne, odpowiednio: “Sprzeda się dokładnie tyle, ile zostało podane w
modelu finansowym. Wszystko jest policzone.“, “Sprzeda się nawet więcej niż w modelu
finansowym.“, “Może model finansowy jest trochę zawyżony, ale coś z tego będzie.” Projekt
został zrealizowany, po czym przez kilka następnych miesięcy sprzedaż wyniosła niemal zero.
A po kolejnych miesiącach produkt został wycofany.
W innym projekcie klient z wysokim pozornie budżetem i zupełnie bez pomysłu na projekt
doprowadził firmę na skraj wyczerpania psychicznego i finansowego. Celem projektu było
wdrożenie systemu IT, a okazało się, że trzeba klientowi wymyślić procesy księgowania i
sprzedaży, a także opracować cechy produktów i warunki finansowe. Reakcją zaś klienta na
opóźnienia w projekcie była chęć codziennego (tak, codziennego!) otrzymywania nowej
wersji oprogramowania. Przy braku zaplanowania projektu i podpisaniu ogólnego kontraktu
trudno o kontrargument dla takiej wymówki klient: “Panowie, to wy jesteście fachowcami od
komputerów i myślałem, że wy mi powiecie, jak będzie wyglądał proces ofertowania. Z
resztą podpisaliście umowę na dostarczenie drogiego systemu. Kiedy w końcu dostanę to, co
obiecaliście? Acha i czcionka na wydrukach z systemu niech jednak z powrotem będzie
niebieska i troszkę większa, bo bez okularów nic nie mogę odczytać.“
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 53 / 109
Jakie remedium? Parafrazując cytat Billa Clintona, mógłbym powiedzieć “Planowanie,
głupcze!” Zaplanuj swoje zwycięstwa, albowiem klęski przyjdą same.
Na koniec pewnie chcielibyście wiedzieć, co było w środku. Otóż napis na boku skrzyni głosił
“Dostawa nosorożca do Zoo Wrocław“. Czasem naprawdę warto sprawdzić zawartość przed
rozładunkiem, szczególnie jeżeli ma ona rozmiar 2 na 4 metry i stoi przed wybiegiem dla
nosorożców.
Goldplating po bawarsku
Goldplating, zjawisko powszechne, gdy
decydent (sponsor, klient, kierownik projektu)
traci kontrolę nad rzeczywistością i stara się za
pomocą projektu nakarmić własne ego.
Niniejszy przypadek opisuje wręcz wzorcowe
wystąpienie tego syndromu. Książkową definicję
tego terminu można znaleźć… w książkach na
temat zarządzania projektami, tutaj zaś skupimy się na głównie wymowie poetyckiej.
Bowiem Ludwig II Bawarski, zwany również Szalonym, miał naturę poetycką i ciągnącą ku
rzeczom pięknym i niestety drogim.
Ludwig II Wittelsbach wstąpił na tron Bawarii w wieku 18 lat. Miał rzadkie szczęście
odziedziczenia sporego majątku po swoim dziadku oraz posiadania stałych apanaży
królewskich. Bawaria była wówczas w czasie przemian. Raptem 2 lata po objęciu urzędu
króla przegrał wojnę z Prusami i utracił kontrole nad armią. Bawaria stała się państwem
zależnym. Król miał zatem dużo czasu, aby nie zajmować się rządzeniem, co mu najwyraźniej
nie wychodziło a skupić się na estetyce.
Od młodych lat odwiedzał ruiny zamku znajdujące się opodal rodzinnego domu (będącego
również zamkiem rzecz jasna) na wzgórzu Łabędzia Skała. Na tyle go zainspirowały, że
postanowił i postanowienie wcielił w życie w 1869 roku zbudować średniowieczny zamek.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 54 / 109
Może nie tak ponury ani obronny, no i z bieżąca wodą. Zamek miał składać się z wielu wież,
200 sal, kaplicy i pewnej liczby budynków. Szybko oszacowana inwestycja miała kosztować
bagatelne 3,2 mln. marek i skończyć się w 1872 roku, tj. w 3 lata.
Wkrótce młody Ludwig zachęcony pozytywnym przyjęciem swojej wizji postanowił rozwinąć
skrzydła i stworzyć 4 (słownie cztery) zamki, w stylu barokowym, rokokowym i
średniowiecznym, czwartego nie rozpoczęto. Oto co się dzieje, gdy dzieci są chwalone
zanadto. Tak rozpoczęto prace nad Herrenchiemsee, Linderfoh oraz Neuschwanstein. Zamki
miały pozostawać do prywatnej dyspozycji króla, który w jednym zamierzał słuchać muzyki,
w drugim spędzać wakacje, a urzędować w trzecim.
Zakres był wciąż zmieniany i poszerzany. Początkowa wizja jednego skrzydła Herrenchiemsee
urosła do trzech skrzydeł, parku i generalnie zagospodarowania całej wyspy Herreninsel. W
przypadku Neuschwanstein kierownicy prac zmieniali się conajmniej trzykrotnie. W efekcie
budżet Herrenchiemsee z 5,7 mln marek urósł do 16,6 mln, zaś Neuschwanstein z 3,2 mln do
6,1 mln marek. Po 20 latach prowadzenia projektu Neuschwanstein zamek ciągle był
nieukończony. Z resztą do dzisiaj można zwiedzać jedynie 15 sal z planowanych 200.
Podobnie w Herrenchiemsee wykończonych jest 20 z 70. Czas trwania obu projektów
wydłużył się do 20 lat. Aby kontynuować inwestycje, król zaciągał kredyty, udzielał poparcia
politycznego Bismarckowi i prosił. Pod koniec życia był zadłużony na 7 mln marek, a końca
prac nie było widać.
Rząd Bawarii w roku 1886 uznał króla za niepoczytalnego i usunął go ze stanowiska. Dwa dni
później wysłano ekipę, aby wyprowadziła go z zamku Neuschwanstein, jednak władca ich
uwięził. Kolejnego dnia uwolnił ich, jednak rząd wysłał kolejną ekspedycję z psychiatrą na
czele. Tym razem Ludwig II dał się wyprowadzić. 12 czerwca opuścił swoje dzieło i udał sie do
zamku Berg. 13 czerwca służący znaleźli jego samego i psychiatrę unoszących się na wodach
jeziorach Starneberger. Przyczyna śmierci jest do dzisiaj owiana tajemnicą, samobójstwo,
wypadek, czy zabójstwo króla i niewygodnego świadka? Do dzisiaj nie wiadomo.
Ale to nie był koniec historii projektu Neuschwanstein. Rząd Bawarii w pierwszym odruchu
zamierzał zgodnie z wolą króla rozebrać zamek, jednak już po kilku tygodniach udostępnił go
publiczności. Od tego czasu zamek jest jedną z najbardziej znanych atrakcji świata. Disney
zainspirowany jego kształtem zaprojektował swój zamek, który możemy oglądać na
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 55 / 109
czołówkach wszystkich filmów animowanych. Co roku odwiedza go 1,3 mln turystów, a np. w
2004 roku zarobił z samych biletów 6,4 mln euro, nie mówiąc o wpływie na rozwój całego
regionu.
Morał z tej historii jest taki, że czasem trzeba zmienić sponsora, aby dostrzec nowe korzyści
w projekcie oraz odciąć się od tzw. “sunken costs”, czyli pieniędzy utopionych w projekcie.
Morał drugi, że tylko goldplating z absurdalnym rozmachem ma szansę zapewnić
popularność. A i tak to może nie uchronić od finansowej katastrofy.
Źródło większości faktów – Wikipedia.
Projekty w matriksie
Prowadzenie projektów w firmie o strukturze
macierzy bywa „interesujące”. Zaryzykuję
stwierdzenie, że w projektach często nie ma
zespołów, ani kierowników projektów, wobec
których można by użyć terminu „kierownik”. I nie
jest to wina, ani jednych, ani drugich. To wina
organizacji. Jeden z menadżerów HR, z którym miałem przyjemność rozmawiać o pewnej
dużej organizacji macierzowej, stwierdził, że realizacja tam projektów to przerzucanie
glutów. Z jednej strony wpadają gluty zielone i organizacja płaci, by po jakimś czasie stały się
niebieskie. Pracownicy nie rozumieją zupełnie, czym są owe gluty, dlaczego mają zmienić
kolor, i dlaczego ktokolwiek mógłby chcieć za to płacić. Pracownicy po prostu za pomocą
szufli przenoszą gluty między kontenerami. Uważam, że gluty to piękna metafora projektów
w organizacji macierzowej.
Poniżej proponuję nowe spojrzenie na projekty w takich organizacjach, które może objaśnić
część frustracji, z którymi borykają się ludzie. Objaśnić, choć niekoniecznie niestety
wyeliminować.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 56 / 109
Macierzowa oznacza, że firma w dużej mierze realizuje inne rzeczy niż projekty. Ludzie na
codzień zaangażowani są w pracę bieżącą, a projekt to niechciana wrzuta, nieplanowane
zlecenie, które trzeba szybko wykonać i zapomnieć. Nawet w firmie, w której projekty
dominują, ale ludzie są zatrudnieni w różnych działach, przeciętny pracownik często nie
zauważa, że jest w projektach. Ma przed sobą listę zleceń, którą trzeba szybko przerzucić do
szufladki z napisem „OUT„. I nie ma znaczenia, że każde z nich należy do innego
przedsięwzięcia. Przy takim nastawieniu pracowników trudno mówić o istnieniu zespołów
projektowych. Każdy robi swoje zlecenia, a ktoś inny ma się martwić, aby złożyły się w całość.
Tym kimś jest kierownik projektu. To on został obarczony zadaniem osiągnięcia celu,
„zespół” odpowiada za wykonanie swoich kawałków całości. Jednak macierzowość na
poziomie kierownika projektu objawia swą mroczną stronę. W tej strukturze otrzymuje on
odpowiedzialność, ale nie władzę. Decyzje z reguły podejmuje menadżer, który przydziela
premie i podpisuje wnioski urlopowe swoim ludziom. To za jego sprawą członkowie
„zespołu” chcą lub nie chcą pracować w projekcie. Dlatego sformułowanie „kierownik
projektu” podobnie, jak „zespół” w matriksie powinno zostać wzięte w cudzysłów. Ktoś mi
kiedyś powiedział, że w takiej organizacji kierownik projektu może kraść, kłamać, żebrać lub
przekupywać ludzi, aby współpracowali. Jedyne, czego nie może, to nakazać im wykonania
zadań.
Z perspektywy frustracji kierownika projektu przewagę ma organizacja funkcjonalna, w
której z definicji uznaje się, że nie ma kogoś takiego i projektem zarządzają kolegialnie
dyrektorzy.
Projekty w organizacjach macierzowych można podzielić (jedynie na potrzeby tego tekstu) na
dwa kroki. Drugi krok to ten, w którym wszystko jest poukładane, opisane, ma swoje miejsce
na osi czasu, przypisany budżet osobodni lub pieniędzy. W tym kroku okresowo przegląda się
postęp, porównuje do planu bazowego i raportuje odchylenia. Wykres Gantta i raporty
okresowe wprowadzają wrażenie ładu i umiarkowania. Każdy dział wie, kiedy ma być
zaangażowany i wie, czego się od niego oczekuje. Na koniec po zweryfikowaniu wykonania
wszystkich zadań w WBS wszyscy sobie zgodnie gratulują. Warunkiem koniecznym
rozpoczęcia drugiego kroku jest właśnie posiadanie dokumentu o nazwie WBS (work
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 57 / 109
breakdown structure), czyli szczegółowego opisu prac do wykonania. Mając ów dokument,
można zaplanować harmonogram i budżet, rozdzielić odpowiedzialności i mierzyć
odchylenia. Krok drugi przedstawia prawa część powyższego obrazka. Wiemy w nim na tyle
duże, że możemy stworzyć strukturę projektu. O tej części na kilkuset stronach rozpisuje się
PMBOK Guide oraz PRINCE2.
Jednak przed krokiem numer dwa, pojawia się niekiedy krok pierwszy. Nazwijmy go krótko
etapem wypracowania wizji, koncepcji i rozwiązań technicznych projektu, a także
potwierdzeniem jego uzasadnienia biznesowego oraz poparcia politycznego, można tez
jeszcze krócej – CHAOS. W tym kroku zachodzą procesy twórcze. Musimy razem wymyślić, co
jest w ogóle do zrobienia i dlaczego warto się tym zająć. Aby tego dokonać, nie wystarczy
sztafeta przekazywanych między działami zleceń. Trzeba zacząć współpracować w
dosłownym rozumieniu tego słowa. Dla mnie „współpraca” oznacza moment, w którym nie
wiadomo, kto konkretnie wykonał daną pracę. Zrobił to wespół zespół. I tu pojawia się
wspomniana wyżej cecha macierzy, osadzenie ludzi w działach funkcjonalnych. Powoduje
ona, że motywacja do wyjścia ze schematu i skupienie się na wypracowaniu wspólnego
rozwiązania, z które później trzeba będzie brać odpowiedzialność, jest trudne. Bezpieczniej
jest przekładać zlecenia z szufladki IN do tej drugiej.
Część projektów ma szczęście, polegające na tym, że ktoś już wcześniej wykonał podobne
przedsięwzięcie. Wówczas intuicyjnie można przyjąć, że WBS i pozostałe elementy planu
będą wyglądały analogicznie. Część projektów jest jedynie rozbudową lub usprawnieniem
istniejącego procesu, bądź rozwiązania. To oznacza, że dokładamy nowe elementy do
istniejącego fundamentu. Też jest wówczas łatwiej. Bowiem znamy fundament, rozwiązania
techniczne, założenia koncepcyjne i rynek. Jesteśmy dalej na krzywej wiedzy w projekcie, nie
musimy zaczynać od pełnej ignorancji.
Jednak część projektów nie cieszy się tym przywilejem. Gdy musimy wypuścić produkt na
nieznany rynek, przetestować nową technologię, wytworzyć zupełnie nowe rozwiązanie,
wówczas nasz poziom wiedzy jest niemal zerowy. I jednym z celu kroku pierwszego jest
wyjście z chaosu, ustrukturalizowanie projektu, dzięki zdobyciu wiedzy o środowisku,
ludziach, klientach, technologii etc. O tym ani PMBOK Guide, ani PRINCE2 taktownie nie
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 58 / 109
mówią. A właściwie mówią, nazywając ten etap „przedprojektowym”, albo „inicjacją”. Jakże
dyplomatyczne podejście. :) Smutna prawda jest taka, że niekiedy etap chaosu rozciąga się
na cały czas trwania projektu i kolejne próby stworzenia WBS, harmonogramu lub budżetu
spełzają na niczym. Galopujące zmiany, brak wsparcia sponsora, brak zrozumienia potrzeb
klienta lub problemy z technologią zamieniają kolejne prognozy w nierealne mrzonki.
Podsumowując, problemem realizacji projektów w strukturze macierzowej jest często zbyt
szybkie przejście od kroku pierwszego do drugiego. Nie mamy jeszcze zweryfikowanej
koncepcji, a już dekomponujemy zadania i zaczynamy się rozliczać z terminów. Innym
problemem jest brak kontroli nad krokiem pierwszym, co często owocuje właśnie presją na
przejście do kroku drugiego. Kolejną przeszkodą jest brak motywacji ludzi w organizacji
macierzowej, do angażowania się w kreatywne, a więc ryzykowne inicjatywy. W końcu
standardy zarządzania niewiele mówią o tym, jak uporządkować krok pierwszy.
Jak zdemontować zarządzanie projektami w pół roku
Tyle książek zostało napisanych o wdrażaniu metodyk zarządzania projektami, o dobrych
praktykach, postanowiłem zatem pójść pod prąd strumienia i napisać o czymś
przeciwnym
Załóżmy na potrzeby myślowego eksperymentu, że mamy do czynienia z firmą, w której
wdrożony jest proces projektowy, uczestnicy projektów znają i przestrzegają swoich
obowiązków, prowadzona jest skrupulatna dokumentacja, projekty są precyzyjnie
monitorowane, a decyzje podejmowane szybko. Jakkolwiek nie znam takiej firmy, to dla
uproszczenia można przyjąć, że taka istnieje.
Demontaż kultury zarządzania projektami powinniśmy przeprowadzić na kilku poziomach
(podobnie, jak jej wdrażanie):
1. Wiedzy – ludzie potrafią realizować efektywnie projekty, znają zasady metodyki.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 59 / 109
2. Narzędzi i technik – w bieżącej pracy wykorzystywane są narzędzia zarządzania
projektami, jak oprogramowanie specjalistyczne oraz techniki, np. planowania wbs,
analizy ryzyk, harmonogramowania, zarządzania przez odchylenia itd.
3. Procesów i decyzji – odpowiednie role są wdrożone, pracownicy je pełniący wiedzą,
co powinni robić, procesy są realizowane w powtarzalny, standardowy dla całej
organizacji sposób.
4. Postaw – ludzie nawet przy braku bezpośredniego nadzoru pracują zgodnie ze
standardem zarządzania projektami, ponieważ wierzą, że daje to większą
efektywność.
Wiedza
Najprostszym podejściem na spowodowanie, aby ludzie nie znali się na tym, co robią, jest
losowe mianowanie kierowników projektów. Deprofesjonalizacja (trudne słowo) zawodu
może polegać na wyborze osób, które nie tyle znają się na prowadzeniu projektów, co akurat
mają trochę czasu, aby to robić. Może wynikać z problemów kadrowych, gdy projektów jest
dużo więcej niż fachowców do ich prowadzenia. Może też wynikać z bagatelizowania funkcji
kierownika projektu – “przecież to może robić każdy”, “my też możemy mieć swojego PMa”.
Może też wynikać z dużej rotacji pracownika, według moich “eksperckich” szacunków
wdrożenie nowego kierownika projektu do poziomu 100% sprawności to ok. 6 miesięcy,
zatem wystarczy, aby poziom rotacji utrzymywał się kilkunastu procent rocznie, by
skutecznie obniżyć sprawność zarządzania projektami.
Przy braku odpowiedniej koordynacji projektów sprawa staje się łatwiejsza, bowiem
członkowie zespołów projektowych chętnie skupią się na swojej operacyjnej pracy,
odkładając na bok wrzutki projektowe. Uwaga: dotyczy to przede wszystkim organizacji
funkcjonalnych i macierzowych.
Narzędzia i techniki
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 60 / 109
Tutaj dobrze jest odrzucić potrzebę stosowania jakichkolwiek narzędzi. Po co biurokracja,
notatki ze spotkań, aktualizacja harmonogramu, budżetów, zgłoszenia zmian i ryzyk itd.
Pójście na żywioł można wdrożyć od razu, zaprzestając korzystania z narzędzi i przechodząc
do umawiania się i planowania na “gębę”. Należy uważać na entuzjastów! Bowiem oni mogą
chcieć cichaczem prowadzić harmonogramy w MS Project, czy zapisywać ustalenia ze
spotkań. Łatwiej jest, gdy firma wdrożyła centralną platformę, wystarczy wówczas centralnie
ograniczyć do niej dostęp.
Procesy i decyzje
W tym obszarze kadra kierownicza ma największe pole do działania. Częstą techniką jest
chyba bagatelizowanie: “Dajcie spokój z tym komitetami, ja tu teraz decyduję!”,
albo “Wszystko jest tak, jak dawniej, nic się nie zmienia, tylko niech teraz wszystko
przechodzi przeze mnie.” Proces, aby był skuteczny musi być powszechnie przestrzegany,
również przez naczelne kierownictwo, a kto rozliczy prezesa za to, że nie stosuje się do
uzgodnień?
Sprytną techniką wycofania procesów projektowych jest także zapraszanie kolejnych fal
konsultantów, którzy w dobrej wierze będą analizowali, słuchali i doradzali. Idealnie, gdy
koniec wizyty poprzedniego konsultanta zbiega się z przyjazdem następnego, nie dając
szansy na wdrożenie usprawnień i zaobserwowanie ich wyniku. To powoduje spadek
zaufania do własnych kompetencji i frustrację, a w efekcie pracownicy zaczną ignorować
standardy, bo w końcu każdy kolejny konsultant może podważyć wcześniejsze ustalenia, i
zaczną załatwiać sprawy po swojemu. Dla zarządu wygląda to w porządku, bo przecież
płacimy wysokie faktury, więc wiedza, którą otrzymujemy jest na pewno wartościowa. Im
więcej faktur, tym więcej wiedzy.
Kolejnym sposobem jest przejście firmy na osi struktur organizacyjnych o stopień lub dwa w
lewo. Już wyjaśniam, PMI definiuje 5 typowych struktur organizacyjnych od funkcjonalnej
(najmniej wspierającej projekty) do projektowej przez macierzową słabą, zrównoważoną i
silną. Krok wstecz może być spowodowany okopaniem się departamentów na swoich
pozycjach, ograniczenie przepływu informacji oraz sformalizowanie zasad współpracy przez
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 61 / 109
wymaganie zatwierdzeń coraz ważniejszych dyrektorów. Czyli innymi słowy oznacza to
podniesienie zwodzonych mostów, zaryglowanie bram i postawienie murach kadzi ze smołą
na wypadek próby współpracy ze strony konkurencyjnej twierdzy. Może być to wynikiem
narastających konfliktów, pojawienia się niejasnych zasad pracy, spadku zaufania,
problemów komunikacyjnych itd. Każdy liniowy menadżer będzie wówczas bronić swojej
pozycji, ograniczając możliwość działania zespołom interdyscyplinarnym takim, jak
projektowe. Czyli w efekcie firma ze struktury zrównoważonej macierzy może przejść do
słabej, w której dominują funkcje operacyjne nad projektami.
Postaw
O ile pożądaną kulturę organizacyjną buduje się długo, źródła podają przynajmniej około 5
lat. To postawiłbym hipotezę, że demontuje się ją dużo szybciej. Wystarczy zaniechać
staranności, przestrzegania zasad, aby nieporządek wdarł się do organizacji. Ludziom łatwiej
jest zaniechać staranności w działaniu niż się jej podjąć. Moje doświadczenia pokazują, że
zdemontować w widoczny sposób kulturę organizacyjną można w rok. Ale jak to zrobić?
Przykład idzie z góry. Potrzebny jest prezes z niejasnym systemem wartości i kryteriami
oceniania pracowników. Konfuzja i agresja słowna mogą tu bardzo pomóc. Bo wystarczy, aby
dyrektor został ostro skrytykowany za sytuację, która w jego oczach jest poprawna i
oczywista, by przelał swoją złość na podwładnego, który do tego doprowadził. Niezależnie od
tego, że ów dyrektor owego podwładnego kiedyś o to poprosił. Kaskada agresji, niechęci i
niezrozumienia szybko spływa po szczeblach hierarchii, zapewniając naprawdę lodowaty
prysznic tym na dole.
W efekcie pojawia się wrażenie u pracowników, że cele można skutecznie osiągnąć
§ albo relacjami – “ty mi po znajomości ustawisz komputer, to ja ci zatwierdzę
procedurę, w przeciwnym wypadku bardzo ciężko będzie mi znaleźć czas na twoje
zadania w najbliższych kilku miesiącach”,
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 62 / 109
§ albo biurokracją – przez zwoływanie komitetów, narad, telekonferencji, spisywanie
notatek z niekończących się spotkań niczym “Moda na sukces”, tworzenie
wirtualnych action planów, działań naprawczych, okólników itp.
§ ili manipulacją – czyli generalnie przez zbieranie haków, rozmywanie
odpowiedzialności, unikanie tematów i przerzucanie zadań na kolejnego “frajera”,
maskowanie problemów itd.
Podsumowanie
Badania niegdyś prowadzone przez PMI na temat wartości zarządzania projektami pokazały
między innymi, iż w wielu przypadkach wysoka jakość zarządzania opiera się na
zaangażowaniu konkretnych ludzi, którym zależy. Gdy znikają wiele organizacji zmienia się,
niekiedy tracąc osiągniętą dojrzałość projektową. Wdrożone standardy zarządzania
projektami nie są dane na zawsze, trzeba starać się je rozwijać przez cały czas, a zaniechanie
tego wysiłku powoduje szybkie wyparowanie dobrych praktyk i postaw.
Entropia rośnie, a aby ją powstrzymać trzeba wkładać do systemu coraz większą energię.
Strategiczna zmiana w firmie
Czyli jak uniknąć zderzenia z asteroidą Apophis w 2036 roku. Do Ziemii zbliża się kilkuset
kilometrowy obiekt. Od paru miesięcy podejrzewamy, że nasza błękitna planeta znajduje się
na jego kursie kolizyjnym. Skutki takiego zderzenia łatwo sobie wyobrazić, lecz jeżeli jednak
ktoś chciałby zobaczyć to dramatyczne to załączam
linka: http://www.youtube.com/watch?v=xY6OPaHD-‐Iw. Co możemy zrobić, aby przeżyć?
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 63 / 109
Przed takim dylematem stoi wiele firm. Zdarza się, że firma od dłuższego czasu obserwuje,
jak rynek na jej usługi się kurczy, przychody spadają, klienci coraz bardziej narzekają na
jakość, rosną koszty utrzymanai. Często firmy
są w stanie precyzyjnie wyliczyć, w którym
momencie utracą zyskowność, a w którym
płynność finansową. Jednak równie często nie
są w stanie podjąć skutecznych działań.
Metoda pierwsza to odchylanie grawitacyjne.
Polega na tym, że w kroku pierwszym do asteroidy zbliża się rakieta, w kroku drugim ustawia
się obok niej i zaczyna oddziaływać grawitacyjnie. Asteroida pod wpływem masy rakiety
powoli odchylać się będzie w bok, by w
kroku trzecim z sukcesem ominąć Ziemię.
Metoda druga to spowolnienie asteroidy.
W tym wypadku chodzi o to, aby asteroida
nie zdążyła trafić w naszą planetę. W tym
celu w kierunku ciała niebieskiego wysyła się rakietę, który po dotarciu do niej zaczyna ją
pchać. Wskutek długotrwałego oddziaływania asteroida zaczyna nieznacznie zwalniać, co z
kolei pozwoli Ziemii przemknąć przed nią i uniknąć kolizji.
Metoda trzecia to ekran słoneczny.
Tutaj wysyłamy na asteroidę sondę, która
umocowuje na niej ekran, w innych
scenariuszach jest to żagiel. Ów ekran zaczyna
być poddawany działaniu wiatru słonecznego,
co powoduje z kolei powolne spychanie ciała
niebieskiego z kolizyjnego kursu.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 64 / 109
Co łączy wszystkie te metody?
1. Wieloletni plan – na wiele lat naprzód musimy przewidzieć, że jakieś ciało niebieskie
znajdzie się na tyle blisko Ziemii, by nam zagrozić.
2. Długotrwałe oddziaływanie – asteroida ma olbrzymią masę, więc jednym
uderzeniem raczej nie można jej zepchnąć. Ale powolne i nieustające popychanie jej,
może dać właściwy efekt. Wszak kropla drąży skałę nie siłą, a częstością padania.
3. Zsynchronizowane wysiłki – nawet subtelne oddziaływanie musi być
skoordynowane, aby nadawać asteroidzie z góry zaplanowany kierunek, a nie
popychać ją w różne strony.
Zaryzykuję stwierdzenie, że to jest trochę jak w biznesie, gdy zamierzamy zrealizować
strategię.
Gdzieś znalazłem wyniki badań (niestety już nie przytoczę źródła), gdzie mówi się, iż:
§ 90% strategii w amerykańskich i europejskich firmach nie jest realizowane w czasie i z
zamierzonymi rezultatami,
§ 64% liderów nie ma pewności, że ich organizacja jest w stanie zrealizować strategię,
§ mimo, że 69% respondentów uważa, że ich firma ma inspirującą, jasną i co
najważniejsze, realistyczną strategię.
Zatem niekoniecznie największym problemem jest wymyślić dobrą strategię, często
prawdziwym wyzwaniem jest ją stworzyć. Bowiem strategia jest:
§ wieloletnim planem (wizja + ścieżka realizacji) – nie tylko musimy wiedzieć, co
chcemy osiągnąć, ale i jak się tam dostać,
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 65 / 109
§ nastawionym na długotrwałe oddziaływanie – nic się nie dzieje nagle, organizacje
powoli się wykoleja i ale i powoli nastawia na dobry tor,
§ synchronizującym wysiłki całej firmy – tylko zmasowany wysiłek może dać przewagę
konkurencyjną, wszak konkurencja właśnie angażuje wysiłek wszystkich
pracowników, więc jeżeli my tego nie robimy, to zostajemy w tyle.
W pierwszym kroku strategia musi zostać zoperacjonalizowana. Czyli mglista wizja powinna
zostać skonwertowana na:
§ modele opisujące zależności między kluczowymi elementami strategii – modele mogą
przyjmować postać analiz w Excelu pokazujących zależności między elementami
funkcjonowania firmy, jak koszty, przychody, klienci, marże itd. albo ogólnych map
strategicznych (w jednym z poprzednich wpisów możecie zobaczyć taką mapę
strategiczną linii lotniczych Southwest Airlines),
§ mierzalne cele do osiągnięcia przez poszczególne zespoły i ludzi – to po prostu
hierarchiczna lista zamierzeń firmy, które można przypisać do poszczególnych
zespołów, czy nawet ludzi.
Następnie pojawia podstawowa cegiełka realizacji strategii, czyli projekt. Projekt jak
wiadomo to przedsięwzięcie ograniczone w czasie, unikalne i planowane progresywnie.
Natomiast ważne jest, że, aby osiągnąć długotrwałą synchronizację setek działań musimy
zrobić coś jeszcze – zgrać projekty w jednym programie i portfelu. Dzięki zarządzaniu
protfelem projektów i programem z cegiełek można budować spójną budowlę przy w miarę
optymalnym wykorzystaniu zasobów i ludzi. Strategię właśnie buduje się z takich cegiełek,
które łączy się w większe całości, jak programy.
Program to najprościej mówiąc zbiór projektów powiązanych ze sobą zwykle wspólnymi
celami strategicznymi. Zarządzamy programem, bo wierzymy, że traktowanie projektów
wspólnie da nam dodatkową przewagę w postaci efektu synergii. Tu liczą się przede
wszystkim korzyści osiągane za pomocą projektów.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 66 / 109
Zarządzanie programem nie jest zarządzaniem projektem tylko większym. Skupia się ono
przede wszystkim na trzech elementach, których nie ma w projektach, a przynajmniej nie w
takim nasileniu:
1. Zarządzaniu korzyściami – program ma dostarczać długofalowe rezultaty biznesowe.
O ile projekt ma dostarczyć zakres, to na poziomie programu troszczymy się przede
wszystkim, po co ten zakres jest. Co ze zrealizowania danego projektu wynika dla
organizacji. Tutaj przypisuje się odpowiedzialność za korzyści, określa środki
potrzebne, aby je zdobyć i utrzymać, mierzy ryzyka dla nich. Inaczej mówiąc,
odpowiedzialność menadżera programu zaczyna się tam, gdzie kończy się
odpowiedzialność kierownika projektu.
2. Zarządzaniu udziałowcami – zarządzanie udziałowcami jest w programie o tyle
istotny, że jego zasięg oddziaływania jest duuużo większy niż projektu. Obejmuje on
nie tylko całe przedsiębiorstwo, ale i związki zawodowe, organizacje pozarządowe,
inne firmy, klientów itd. Wyobraźmy sobie, jaki wpływ na otoczenie ma na przykład
program Euro 2012, albo budowa obwodnicy dużego miasta.
3. Tworzeniu struktur zarządczych -‐rolą menadżera programu nie jest prowadzić
przedsięwzięcia, a jedynie nadzorować innych ludzi, którzy to robią – kierowników
projektów. Można to osiągnąć najpierw przez wprowadzenie zasad prowadzenia
projektów, standardów, dokumentów, odpowiedniej komunikacji, szkoleń, a
następnie przez monitorowanie przestrzegania wdrożonej metodyki.
Portfel projektów to po prostu zbiór przedsięwzięć w firmie, które zebrane są razem dla
celów kontrolnych, uwspólniania metod zarządzania, optymalizacji zasobów. Tu liczy się
wspólna administracja inwestycjami firmy. W przeciwieństwie do programu tutaj istotna jest
optymalizacja zasobów przez kierowanie ich do najpotrzebniejszych
przedsięwzięć. Zarządzanie portfelowe posługuje się przede wszystkim
narzędziami administracyjnymi, jak pilnowanie procesu decyzyjnego projektów,
utrzymywanie standardów zarządzania, kontrola stanu projektów, raportowanie i analizy
inwestycji.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 67 / 109
James Collins w swojej książce Good to Great napisał, że firmy jedną z cech firm wielkich jest,
że potrafią wykonać tysiące drobnych kroczków we właściwym kierunku, co w efekcie
zapewnia im przełom na rynku, który trudno później powstrzymać. Przypomina to
rozkręcanie koła młyńskiego, jednym gwałtownym ruchem nie da się mu nadać biegu. Ale
popychając po trochu, z czasem koło zacznie się z wolna obracać, przyśpieszać, aż w końcu
rozpędzi się tak, że niemożliwym je będzie zahamować. Tak właśnie wielkie firmy realizują
swoją strategię.
Podsumowując, perspektywa strategiczna to okres 3 do 5 lat, większa firma to kilkaset do
kilkudziesięciu tysięcy ludzi realizujących tysiące rozmaitych zadań oraz często miliony
klientów. W tak złożonym środowisku nie ma szans na szybkie rozwiązania wdrażane przez
kilku herosów. Scenariusz, w którym dwóch bohaterów ratuje świat jest realny…
…tylko w firmie Armageddon.
Do napisania tego tekstu “zmusił” mnie wykład, który miałem ostatnio na uczelni pod hasłem
zarządzanie zmianą strategiczną.
Ps.:
Co ciekawe cytowana we wspomnianym firmie metoda wysadzenia asteroidy paczką
atomówek wcale nie jest najlepszy rozwiązaniem. Bowiem nawet gdyby udało się
rozkawałkować ją, to przecież te odłamki dalej leciałyby w stronę Ziemii i wtedy dopiero
zobaczylibyśmy deszcz meteorytów. Ale kto chciałby oglądać dramatyczny film o
wielomiesięcznym odchylaniu trajektorii asteroidy milimetr po milimetrze przez niewielką
rakietę? Nie ma nawet miejsca na flagę amerykańską, no chyba, że na biurku inżynierów w
NASA.
Źródła:
§ http://www.youtube.com/watch?v=xY6OPaHD-‐Iw
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 68 / 109
§ http://www.youtube.com/watch?v=GJFT0BgRtcI
§ http://www.youtube.com/watch?v=KqTSQrHgipA&feature=related
§ http://en.wikipedia.org/wiki/Good_to_Great
Eseje o strategii i
przywództwie
Realizacja strategii firmowej
90% strategii w amerykańskich i europejskich firmach nie jest realizowane w czasie i z
zamierzonymi rezultatami. Co drugi lider dostrzega lukę między zdolnością do stworzenia i
komunikowania strategii a zdolnością do wdrożenia jej w życie. Co ważniejsze, 64% liderów
nie ma pewności, że ich organizacja tę lukę jest w stanie zapełnić. Problemem nie jest jednak
brak dobrej strategii, bowiem aż 69% respondentów dostrzegających lukę uważa, że ma
inspirującą, jasną i co najważniejsze, realistyczną strategię.
Pierwszym warunkiem jest posiadanie skonkretyzowanej strategii lub przynajmniej zestawu
długoterminowych celów. Następnie przyjmuje się, że narzędziem wprowadzania zmian w
organizacji jest na poziomie taktycznym portfel projektów, a na poziomie operacyjnym –
projekt. Efekty realizacji projektów powinny być mierzone w kontekście wpływu na założone
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 69 / 109
cele strategiczne. W dalszej części omawiam ten model, ilustrując go przykładami kilku
przedsiębiorstw.
Southwest Airlines od 1973 r. nieprzerwanie przynosi zyski, podczas gdy konkurencyjne linie
zmuszone były do pokrywania strat, znacznych redukcji personelu, a niektóre wręcz
zbankrutowały. Jest to niedorównany rekord na tym trudnym rynku3. SWA charakteryzuje się
m.in. niezwykłą kulturą organizacyjną i doskonałością procesów obsługi lotów oraz
szczególną strategią. Na rysunku 2 przedstawiono ciekawą koncepcję praktycznego modelu
funkcjonowania firmy na rynku, stojącego za spektakularnym sukcesem linii lotniczych SWA.
Z mapy strategicznej (widocznej na początku wpisu) można odczytać, że celem SWA jest
oferowanie bardzo tanich połączeń. Aby to zrealizować, firma musi uzyskać przewagę
kosztową. Zapewnia jej to wysoki stopień utylizacji maszyn, realizowany z kolei dzięki
krótkim postojom na ziemi i częstym, lecz krótkim lotom. Jeden samolot może wykonać
nawet 7 lotów dziennie. Dzięki temu, że loty są krótkie, nie ma problemu transferu bagaży.
Miejsca nie są numerowane, tylko pasażerowie zajmują je według kolejności boardowania,
co z kolei promuje punktualnych klientów, znowu redukując czas postoju maszyny na
lotnisku. Firma skupia sie na oferowaniu krótkich połączeń między średniej wielkości
miastami i drugorzędnymi, czytaj: tańszymi, lotniskami. Wszelkie usługi podnoszące koszty
przelotu są likwidowane. Kolejnym założeniem redukcji kosztów jest bezpośrednia sprzedaż
biletów przez telefon, automaty biletowe i internet oraz brak aliansów z innymi liniami
lotniczymi. Aby utrzymać sprawność obsługi lądowej, pracownicy muszą być zmotywowani
do wzajemnej pomocy i mieć uniwersalne kompetencje. Zatem firma stawia na długotrwałe
relacje z pracownikami. Ich wysoka motywacja dodatkowo podnosi satysfakcję pasażerów,
którzy są obsługiwani przez zadowoloną, a czasem nawet dowcipną (polecam rzucić okiem
na filmy z lotów SWA na YouTube) załogę.
Jeżeli strategię da się streścić na jednej stronie, to zapamięta ją każdy pracownik. Jeżeli
zapamięta ją każdy, to każdy w firmie będzie w stanie ją realizować. A to oznacza
skuteczne wdrożenie.
Skuteczna egzekucja
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 70 / 109
Szczególnie istotnym problemem jest skuteczne wdrożenie strategii w organizacji. Jej
wdrażanie oznacza wprowadzanie zmian w organizacji na różnych jej poziomach. W tym
kontekście od kilku lat popularność zyskuje sobie podejście zwane zarządzaniem projektem
oraz, w aspekcie wielu równoległych projektów, zarządzanie portfelem projektów.
Zarządzanie projektem wydaje się już uznanym, systemowym i powtarzalnym podejściem dla
realizacji złożonych zmian.
Zatem założeniem skutecznej egzekucji strategii jest takie zaplanowanie inicjatyw
strategicznych, aby można je było realizować za pomocą metod i technik projektowych.
Innymi słowy, aby takie przedsięwzięcie miało dobrze przeanalizowane uzasadnienie
biznesowe, wizję, plan jego realizacji i aby były one uzgodnione z głównymi udziałowcami.
Zarządzanie portfelem projektów
Jedna z czołowych organizacji w obszarze zarządzania projektami, Project Management
Institute, proponuje dla zarządzania portfelem projektów ustandaryzowane podejście,
zwane potocznie metodyką. Metodyka zarządzania portfelem wymienia następujące główne
obszary6:
1. identyfikacja;
2. kategoryzacja i ocena;
3. priorytetyzacja;
4. bilansowanie;
5. autoryzacja.
Identyfikacja polega na znalezieniu w organizacji wartościowych pomysłów. Firmy dla
wsparcia identyfikacji dobrych idei stosują wiele narzędzie: od narad, przez burze mózgów,
po rynki i konkursy innowacji. W trakcie oceny pomysły są analizowane przez specjalistów z
różnych dziedzin pod kątem tego, czy da się je wykonać i czy opłaca się to robić. W zależności
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 71 / 109
od uzasadnienia biznesowego i potencjalnych zagrożeń ta ocena może być bardzo
szczegółowa od strony technicznej (dotyczy np. innowacyjnych projektów informatycznych),
finansowej (np. nowe produkty w bankach), marketingowej lub jeszcze innej. Aby zachować
różne podejście do różnych rodzajów projektów i aby podzielić portfel projektów na
podportfele w celu łatwiejszego zarządzania nimi, często stosuje się kategoryzację
przedsięwzięć.
Priorytetyzacja projektów w portfelu ma znaczenie, gdy występuje konflikt. Jeżeli w danej
chwili dostępni są ludzie, którzy mogliby dany projekt wykonać, uzyskuje on najwyższy
priorytet, czyli natychmiastową wykonalność. Prawdziwa priorytetyzacja pojawia się tam
dopiero wtedy, gdy wykonanie danego projektu opóźniłoby wykonanie innego.
Bilansowanie polega na takim przesuwaniu zadań w projektach, aby uwzględnić ograniczenia
zasobów firmy: finansowych, ludzkich, czy też maszyn. Mając przypisane priorytety do
projektów, podczas bilansowania zasobów można skupić się na zakończeniu w pierwszej
kolejności tych, które są najważniej-‐sze dla organizacji. Jedna z ważniejszych zasad polega na
tym, aby robić równolegle jak najmniej projektów, w celu uniknięcia wielozadaniowości.
Imperatywy wynikające ze struktur organizacji
Prawidłowo dobrana struktura organizacyjna jest wskazywana jako jeden z trzech
kluczowych czynników wspierających egzekucję strategii7. W kontekście realizowania
nowych przedsięwzięć warto poruszyć kwestię relacji projektów do struktury organizacyjnej.
Projekty w organizacji pełnią dwojaką rolę. Mogą być podstawowym źródłem dochodu, gdy
firma osiąga zysk dzięki sprzedaży rezultatów projektów, albo rozwijać produkty i usprawniać
procesy. W drugim przypadku przedsiębiorstwo osiąga zysk w wyniku sprzedaży swoich
produktów, które dzięki realizacji projektów są konkurencyjne na rynku. W takiej sytuacji
wpływ projektów na zysk jest pośredni. W zależności od relacji projektów do działań
operacyjnych PMBOK wyróżnia pięć typów struktur organizacyjnych: funkcjonalną,
macierzową słabą, macierzową zrównoważoną, macierzową silną, projektową4. Struktura
organizacyjna może być elementem wspierającym albo ograniczającym egzekucję strategii.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 72 / 109
Może dawać siłę organizacji projektowej, która przebiega w poprzek silosów funkcjonalnych,
albo organizacji funkcjonalnej nastawionej na realizację powtarzalnych procesów. Im
ważniejsze są projekty dla generowania wartości w organizacji względem procesów
biznesowych, tym bardziej jej struktura powinna przesuwać się od funkcjonalnej do
projektowej.
W organizacji funkcjonalnej projekty są prowadzone kolektywnie przez dyrektorów
departamentów zaangażowanych. Wspólnie ustala się kierunki, a duża część konfliktów musi
być eskalowana w górę do najbliższego wspólnego przełożonego wszystkich stron. To w
efekcie powoduje małą efektywność zarządzania projektami, bo nawet na drobne decyzje
trzeba czekać kilka dni. Jednocześnie brakuje osoby odpowiedzialnej za cały projekt. W
strukturach macierzowych pojawiają się już koordynatorzy przedsięwzięć, zwani
kierownikami projektów. Natomiast często nie pełnią tej roli w pełnym wymiarze, bo są
przede wszystkim pracownikami operacyjnymi – księgowymi, trenerami, specjalistami ds.
produktu, marketingu, informatykami etc. Siłą struktur macierzowych jest kompromis
między władzą funkcjonalną a projektową. Innymi słowy, organizacja, zachowując podział na
piony, departamenty, działy, wprowadza równoległy podział na projekty, nadrabiając w ten
sposób deficyty podziału funkcjonalnego. Słabością jest dwuwładza (dyrektor kontra
kierownik projektu) oraz rozbudowana i skomplikowana komunikacja w ramach zespołu
projektowego. Dopiero w strukturze projektowej cała organizacja podporządkowana jest
realizacji projektów, toteż kierownicy struktury projektowej są faktycznymi przełożonymi
dużej części pracowników.
Organizacja powinna zidentyfikować, który rodzaj struktury najlepiej będzie wspierał
strategię. Jeżeli zakłada ona sprawną realizację dotychczasowych procesów, wówczas
korzystniejszy będzie wybór struktur z lewej strony “osi”. Natomiast gdy głównym jej celem
jest dynamiczny rozwój nowych usług i ciągłe wprowadzanie znacznych zmian, to należałoby
się spodziewać wyboru struktury z prawej strony “osi”. Nie każdy rodzaj struktury jest
właściwy dla organizacji. Na przykład firmy zarabiające na swoich operacjach, dla których
projekty są tylko źródłem optymalizacji, raczej nie zastosują struktury projektowej.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 73 / 109
Rola sponsora, czyli podejmowanie decyzji
Według raportu Chaos Standish Group, zaangażowany sponsor jest już na drugim miejscu,
zaraz po zaangażowanym użytkowniku, jeżeli chodzi o czynniki wpływające na sukces
projektu10. Według badań, jest on znacznie istotniejszy od kompetentnego kierownika
projektu. Obowiązkiem sponsora jest podejmowanie kluczowych decyzji. Sponsor
odpowiada przede wszystkim za uzasadnienie biznesowe projektu, czyli powód, dla którego
został on uruchomiony. Z założenia może dysponować zasobami potrzebnymi do realizacji
lub ma na nie wpływ, dysponuje budżetem lub jest przełożonym zespołu projektowego.
Zatem do niego należy podjęcie decyzji o uruchomieniu prac nad projektem i o jego
zakończeniu albo ewentualnie skasowaniu, gdy biznes przestał uzasadniać kontynuację
projektu. Sponsorem w różnych organizacjach bywają prezesi i kluczowi dyrektorzy.
Jednym z pierwszych kroków przy usprawnianiu realizacji projektów jest uświadomienie
sponsorom, że to oni są właścicielami tych przedsięwzięć i biorą za nie odpowiedzialność.
Kierownik projektu zaś jest jedynie kontraktowym menedżerem, który ma przeprowadzić
temat przez organizację. Brak sponsora projektu oznacza pojawienie się “projektu sieroty” i
jest jednym z częstszym powodów skasowania go.
Gdy firma ma strukturę macierzową, co oznacza, że ludzie wykonujący zadania w projektach
zatrudnieni są w departamentach funkcjonalnych i jedynie okazjonalnie angażowani są do
projektów, koordynatorami projektów są także pracownicy funkcjonalni. Projekty
nadzorowane są przez komitet sterujący. Komitet autoryzuje wnioski kierowników projektów
i dającego im władzę w organizacji.
Przedsięwzięcia realizowane są według kolejności, w której zatwierdzane są ich plany. Im
szybciej projekt zostanie zaplanowany, tym większa szansa, że zostanie on przyjęty do
realizacji. Plusem takiego podejścia jest duża elastyczność w planowaniu, które pozwala na
szybkie reagowanie na zmiany na rynku. Nie ma problemu, by szybko skasować ideę, która
przestała być atrakcyjna, albo zająć się zupełnie nową okazją, która właśnie pojawiła się na
horyzoncie.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 74 / 109
Na poziomie portfela projektów funkcjonuje niekiedy biuro projektów, które dba o
przestrzeganie procedur zarządzania projektami i monitoruje ich postęp. Znam dobrze firmę
informatyczną, która zarabia na sprzedaży projektów. Prezes firmy jest jednocześnie
bezpośrednim przełożonym kierowników projektów. Konflikty i decyzje strategiczne są
podejmowane przez kierowników projektów w uzgodnieniu z dyrektorami lub samymi
specjalistami. W związku z tym nie występuje stałe ciało nadzorujące – tzw. komitet
sterujący. Funkcje biura projektów pełni prezes. Firma nie ma formalnie zapisanej strategii,
po prostu stara się sprzedać swoje projekty jak największej liczbie klientów. Nowy projekt
pojawia się w momencie, gdy klient zaakceptuje ofertę przygotowaną przez dział sprzedaży.
Wówczas przejmuje go kierownik projektu i przygotowuje plan jego wykonania, który staje
się załącznikiem do umowy.
Podsumowując powyższe rozważania, skuteczne wykonanie zaplanowanej strategii staje się
krytycznym czynnikiem sukcesu firm. Metodą zarządzania tym obszarem, która zdobywa
coraz większe uznanie jest zarządzanie portfelem projektów. Zarządzanie to powinno
uwzględniać kulturę organizacji, jej strukturę, obecne praktyki i przede wszystkim cele
strategiczne.
Źródła:
1 ”The Standish Group Chaos Report”, Standish Group 1995.
2 Morgan M., Levitt R. E., Malek W., “Executing your strategy”, Harvard Business School,
Boston 2007.
3 Artykuł na temat linii lotniczych Southwest Airlines,
en.wikipedia.org/wiki/Southwest_Airlines. 4 ”Project Management Body of Knowledge PMBOK”, third edition, Project Management
Institute, www.pmi.org . 5 Zagotta R., Robinson D., “Keys to successful strategy execution”, “The Journal of Business
Strategy”, Jan/Feb 2002.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 75 / 109
6 ”Portfolio Management Standard”, Project Management Institute, www.pmi.org .
7 Lepsinger R., “Surveying the Gap: Nearly Half of All Leaders See A Disconnect Between
Strategy and Execution”, Business Credit October 2006.
8 Bigler W. R., “The new science of strategy execution: how incumbents become fast, sleek
wealth creators”, “Strategy & Leadership”, 29. 3 2001.
9 Robert Half International Inc., “Next generation accountant”, 2001.
10 Rigby D., Bilodeau B., “Bain’s global management tools and trends survey”, “Strategy and
Leadership”, vol. 35 no 5 2007.
11 ”Business Finance Magazine”, II.06, 2006.
12 Dempsey K., “A little less conversation a little more action please”, Personnel Today, 7
November 2006.
8 powodów dlaczego transformacja firmy może się nie udać
W USA przebadano 100 przedsiębiorstw pod kątem sukcesu ich transformacji. W badaniu
uczestniczyły m.in. Ford, GM, British Airways. Na tej podstawie wynotowano 8
najważniejszych błędów takich przemian oraz stworzono główne kroki poprawnego procesu
wdrażania strategicznej zmiany w firmie.
Wpadł mi w ręce zupełnie przypadkiem artykuł John P. Kotter sprzed wielu lat
(opublikowany po raz pierwszy w 1995 roku), w którym autor wymienia 8 czynników, które
powodują, że nie udaje się przetransformować firmy.
Strategiczna transformacja jest wyzwaniem trudnym i złożonym. Cel takich zmian może być
różnorodny: wdrożenie TQM, cięcie kosztów, BPR, restrukturyzacja, zmiana kultury
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 76 / 109
organizacyjnej czy modelu biznesu. Ale jedna cecha była wspólna fundamentalnie zmienić
sposób działania firmy, aby sprostać nowym wyzwaniom rynku.
Cechą wspólną tych zmian jest również to, że wszystkie przechodzą przez szereg etapów:
1. Upewnienie się co do nieuniknioności i pilności zmian -‐ analiza sytuacji w firmie,
rozpatrywanie scenariuszy oraz okazji, budowanie świadomości konieczności zmiany.
2. Utworzenie silnej koalicji – tworzenie silnej grupy do poprowadzenia zmiany,
spowodowanie, aby ta grupa działała jako zjednoczony zespół, a nie rozproszeni
indywidualiści.
3. Stworzenie wizji – wskazanie kierunku oraz sposobu dojścia do celu, planowanie
strategii.
4. Komunikowanie wizji – przekonywanie do wizji i informowanie o niej wszelkimi
dostępnymi kanałami, uczenie nowego na przykładzie pracy członków wcześniej
stworzonej koalicji zmian.
5. Zachęcanie i wzmacnianie pracowników, aby podążali za wizją – eliminowanie
przeszkód przed zmianą, zmiana struktur, aby uwypuklić wizję, zachęcanie do
podejmowania ryzyka i nietypowych działań zgodnych z wizją.
6. Planowanie i realizacja szybkich zwycięstw – planowanie konkretnych zmian i pomiar
ich wyników, nagradzanie pracowników za już osiągnięte wyniki.
7. Konsolidacja usprawnień i uruchamianie kolejnych zmian – dzięki zbudowanemu
zaufaniu do transformacji zmiana kolejnych struktur, aby były zgodne z wizją,
promowanie pracowników, którzy wspierają realizację wizji, uruchamianie kolejnych
projektów na drodze do zmiany.
8. Utrwalanie nowego podejścia – komunikacja związku nowych zachowań z sukcesami
firmy, zapewnienie dróg rozwoju nowego przywództwa.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 77 / 109
Rozwijając ten proces zmiany strategicznej Kotter podał 8 typowych błędów, które popełnia
się w poszczególnych krokach. I tak:
Błąd 1. Nie wystarczające ugruntowanie konieczności zmiany.
Problemem jest tutaj to, że decydenci nie wystarczająco mocno przekonują pracowników o
konieczności zmiany. Przeciętny członek organizacji na codzień czuje się komfortowo w
swoich warunkach, w tym co robi. Nie jest mu łatwo uświadomić sobie, że kryzys zbliża się i
trzeba działać już teraz. Zdaniem autor ok. połowy firmy zaprzepaszcza szansę skutecznej
zmiany na tym etapie.
Problemem kadry zarządzającej bywa to, że jest sparaliżowana z jednej strony nadmierną
liczbą menadżerów a z drugiej brakiem prawdziwych liderów zmian. Z uwagi na różne
zjawiska, jak rozproszenie odpowiedzialności, strzelanie do posłańców złych wiadomości,
konformizm itd., firmy często nie są w stanie wewnętrznie wytworzyć dostatecznej presji na
zmiany. Zdaniem Kottera punktem krytycznym jest sytuacja, gdy 75% menadżerów uważa, że
praca w obecnych warunkach i sytuacji jest nie do zaakceptowania na dłuższą metę.
Błąd 2. Nie stworzenie wystarczająco silnej koalicji
Zmiana zaczyna się od jednego, dwóch ludzi. Jednak, aby mogła skutecznie porwać
organizację, musi być wsparta szerszą grupą pracowników. Zdaniem autora nie wystarczy
prezes i jego zastępca, aby przeprowadzić transformację, konieczne jest zaangażowanie
nawet 20-‐50 kluczowych pracowników, którzy swoją wiedzą, władzą i relacjami wesprą
transformację. Przy czym koalicjanci zmiany muszą faktycznie utożsamiać się z nią, podzielać
wspólną potrzebę zmian. Konieczne jest ich faktyczne zaangażowanie i zbudowanie
wspólnego języka i zrozumienia.
Błąd 3. Brak wizji
“-‐ Czy nie mógłby pan mnie poinformować, którędy powinnam pójść? – mówiła dalej.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 78 / 109
-‐ To zależy w dużej mierze od tego, dokąd pragnęłabyś zajść – odparł Kot.
-‐ Właściwie wszystko mi jedno.
-‐ W takim razie również wszystko jedno, którędy pójdziesz.
-‐ Chciałabym tylko dostać się dokądś – dodała Alicja w formie wyjaśnienia.
-‐ Ach, na pewno tam się dostaniesz, jeśli tylko będziesz szła dość długo.”
L. Carroll “Alicja w krainie czarów”
Bez wspólnej, przemyślanej wizji, koalicja zmiany będzie realizować listę niepowiązanych
projektów, które mogą zaprowadzić organizację w złym kierunku lub po prostu nigdzie.
Firma stoi wówczas przed ryzykiem dreptania w kółko i gaszenia jedynie pożarów.
Firmy, które przegrały na tym etapie, miały często grube księgi procedur, zasad polityk,
struktur władzy opisujące jak zmiana ma być zarządzana, ale ani jednego choćby krótkiego,
jednakże przekonującego dokumentu na temat wizji. Stąd pracownicy zaczynają się
wycofywać oraz gubić w kierunku rozwoju firmy. Nie da się podążać za zmianą, jeżeli nie
wiesz, dokąd zmierza.
Jeżeli nie potrafisz zakomunikować wizji rozwoju twojej firmy w ciągu 5 minut, to znaczy, że
nie jesteś gotowy na jej wdrażanie.
Błąd 4. Niedostateczne komunikowanie wizji
Są trzy sposoby niewłaściwego komunikowania wizji. 1. Organizuje się jedno spotkanie lub
wysyła pojedynczego maila z informacją o wizji i tyle. Tylko niewielka grupka ludzi w firmie
rozumie nową wizję. 1. Jedynie prezes firmy organizuje regularne spotkania, na których
komunikuje wizję, ale pracownicy nie kupują jej. 3. Dużo większy wysiłek jest kładziony w
komunikowanie wizji, natomiast sami decydenci nie zachowują się zgodnie z nią. To
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 79 / 109
powoduje wzrost zniesmaczenia i cynizmu u pracowników. Przekaz przestaje być
wiarygodny.
Bez wsparcia setek pracowników nie da się wdrożyć wizji. A żeby takowe uzyskać, musza oni
zostać przekonani do nowego podejścia. Poza tym komunikacja to nie tylko słowa, ale i
czyny. Trzeba być spójnym i konsekwentnym, aby być przekonującym.
Błąd 5. Nie usuwanie przeszkód w realizacji wizji
W trakcie realizacji wizji pojawiają się problemy, które jednostce czasem trudno pokonać.
Znajdują się one, albo w jej głowie, albo w otoczeniu. Tak czy siak konieczne jest częste
wsparcie ze strony koalicji ciągnącej realizację wizji za sobą. W przeciwnym przypadku
zmiany mogą nie zajść.
Błąd 6. Brak systematyczne planowania i tworzenia szybkich zwycięstw.
Organizacja może łatwo stracić dynamikę w dążeniu do realizacji wizji. Zmiana z reguły
wymaga długiego czasu, a ludzie nie wyruszą w drogę, jeżeli nie zobaczą sukcesu w ciągu
pierwszych 12 – 24 miesięcy. W pewnym momencie zbyt wielu ludzi może się poddać.
Błąd 7. Zbyt szybkie ogłoszenie zwycięstwa
Zbyt prędkie odtrąbienie sukcesu może spowodować, że zapał ludzi do zmiany zgaśnie i
świeżo wprowadzone innowacje i usprawnienia w ciągu kolejnych lat znikną zupełnie.
Zmiana się nie utrwali w postawach ludzi. Kulturę organizacyjną buduje się 5-‐10 lat, jeżeli po
2 latach od rozpoczęcia transformacji ogłosimy jej wiktorię, może się okazać, że jest za słabo
ugruntowana w postawach i w podobnym czasie wyparuje.
Za szybkie ogłoszenie zwycięstwa jest też niestety szansą dla przeciwników zmiany.
Natychmiast przyłączą się do triumfalnego pochodu i będą ogłaszać, że właśnie program
zmian zakończył się i to z sukcesem. To jest szansa dla nich na powrót do starego.
Błąd 8. Nie ugruntowanie zmiany w kulturze organizacyjnej
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 80 / 109
Ostatecznie można uznać, że zmiana zaszła, gdy nowy styl, rodzaj, sposób pracy uznawany
jest za właściwy i powszechny. Gdy pracownicy owo stare podejście uznają za niewłaściwe,
nieefektywne i szkodliwe, a czasem śmieszne. Ludzi muszą dostrzec, że nowa lepsza
organizacja wynika z nowego sposobu pracy ich samych.
No i ostatnia kwestia – sukcesja. Należy zapewnić, aby kolejne awanse w strukturze firmy
wspierały wdrożoną zmianę. Inaczej wystarczy jedna osoba na kluczowym stanowisku o
odmiennej wizji, niż wdrożona i zmiana może się cofnąć w tym obszarze.
Podsumowując, warto przyjrzeć się sposobowi wdrażania zmian w naszych firmach, na ile
mogą podlegać ryzyku powyższych błędów. Naprawdę niewielu dużym organizacjom udaje
się skutecznie zmienić.
Dlatego życzę powodzenia wszystkim liderom zmian .
Tekst napisany na podstawie artykułu John. P Kottera Leading Change: Why Transformations
Efforts Fail, HBR 1995. Rok później na podstawie tego artykułu powstała książka “Leading
change”.
Podatek od bezwładności
Większość menadżerów podejmuje decyzje, rozważając różne warianty działania. Ocenia ich
opłacalność z perspektywy finansowej lub porównując do alternatywnych sposobów
wydania gotówki Czy lepiej wydać na nowa kampanię milion, czy pół miliona, a resztę
przeznaczyć na prototyp nowego produktu? Czy nowy projekt przyniesie 120 000 zł. NPV w
rok, czy więcej? Jaki będzie koszt ryzyka?
Jednak pomijają jeden coraz bardziej krytyczny czynnik.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 81 / 109
We współczesnym świecie tempo zmian wrasta. Coraz krótsze cykle życia produktów, coraz
szybsza wymiana myśli, coraz krótsze wpisy na blogach. Przy planowaniu strategicznym 20
lat temu zakładano perspektywę 20-‐30 lat, później ta perspektywa ulegała tylko skróceniu.
Dziś trudno mówić o planach dłuższych niż 1-‐2 lata. A wiele firm działa w ciągłej „bieżączce”.
C -‐ poziom wiedzy ekspertaCzas jest jedynym nietransferowalnym i niekompresowalnym
wymiarem projektów. Pieniądze można dziś zaoszczędzić, aby wydać więcej jutro. Zakres
można obciąć w jednym miejscu, aby poszerzyć w innym. Jakością też można manipulować.
Czas ma stałe tempo i kierunek. Rosnące tempo oznacza, że każdy dzień jest wart coraz
więcej. Coraz więcej jesteśmy w stanie zapłacić za możliwość przyśpieszenia prac, albo
zaoszczędzenia czasu.
Mówi się, że po pojawieniu się budzików ludzie zaczęli mniej spać o około godzinę.
Wprowadzenie pomiaru czasu dał możliwość odmierzenia jego wartości. Istnieje silna
korelacja między tolerancją opóźnień w różnych kulturach, a poziomem dobrobytu.
Wystarczy spojrzeć na Maroko i Niemcy. Opóźnienie to nie tylko odsunięcie korzyści w
czasie, ale często utrata okazji w ogóle. Pierwsi na rynku zbierają największe marże, choć
jednocześnie ryzykują najwięcej. Drudzy muszą walczyć ceną, albo dodatkowymi kosztami
marketingu.
Z drugiej strony przy analizie wartości decyzji dominuje wciąż myślenie: stwórzmy dokładny
model prognozujący przychody i koszty, podstawy do wzorów. W razie niepewności
przeanalizujmy jeszcze raz. Znajdźmy alternatywy. Ponownie wyliczmy wskaźniki finansowe.
W korporacjach dochodzi jeszcze powolność procesów decyzyjnych wynikająca z wielkości
organizacji oraz rozproszenia decyzyjności. W efekcie po wielu miesiącach mamy ROI, czy
NPV porównujący w arkuszu kalkulacyjnym różne scenariusze działania.
Jednak w tym czasie świat zdążył się zmienić. Wiedza o klientach, działaniach konkurencji i
możliwościach technicznych urosła. Samo pokazanie wartości wskaźników finansowych nie
odkryje, ile nas kosztował to, że nie podjęliśmy decyzji pół roku temu. Nie pokaże też, że
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 82 / 109
generalnie nasza firma ma spore opóźnienie w podejmowaniu jakichkolwiek decyzji.
Korzyści, których nie znamy nie jest nam żal utracić. Koszty, które mogliśmy ponieść
niepotrzebnie bolą bardziej. Zatem dzięki dodatkowym analizom, wielu dyskusjom i
komitetom udało się podnieść wrażenie kontroli nad prognozami. To naturalne
postępowanie, ale niezgodne z rachunkiem ekonomicznym. Rachunek ekonomiczny musi
uwzględnić utracone przez ostatnie miesiące korzyści. Czasem warto przeanalizować coś na
spokojnie i dłużej, nie ma co do tego wątpliwości. Ale ile dłużej się jeszcze opłaca? O ile
większy potencjał ma organizacja, która szybko podejmuje decyzje od tej opieszałej?
Proponuję wprowadzenie do analiz rentowności stałego kosztu naliczanego co miesiąc, który
będzie odzwierciedlał opieszałość w podejmowaniu decyzji. Kwota ta doliczana byłaby za
okres, w którym nie podjęto by istotnych decyzji w strategicznym projekcie, obszarze
produktów, krytycznej technologii itd.
Nie wypuściliśmy żadnego nowego produktu w zeszłym roku? BACH! 500 000 zł. podatku od
opieszałości. Nie znamy najnowszej technologii z naszej branży? TRACH! 1 mln zł. za
opieszałość technologów. Odłożyliśmy decyzję o przyznaniu dodatkowych 2 000 zł. w 2
milionowym projekcie? TADAM! 1000 000 zł. podatku z utratę korzyści. W końcu w ten
sposób ujawnimy dług strategiczny firmy. Jak wiele nam brakuje do konkurencji? Ile nas
kosztuje to, że tak wolno podejmujemy decyzje i mamy 666 komitetów sterujących?
Jak wyliczyć wielkość długu? Proponuję przyjąć stawkę zależną od innowacyjności branży i
skali naszego działania. Jeżeli przeciętna firma na naszym rynku generuje 10 mln sprzedaży z
produktów i średni cykl życia produktu to 12 miesięcy, to przykładowo ustalmy podatek od
bezwładu na poziomie sprzedaży z produktów wypuszczonych w ciągu ostatnich 12 miesięcy,
dajmy na to 20% obrotów. Zatem za każdy miesiąc braku aktywnych działań rozwojowych
firma powinna doliczyć sobie 167 tys. zł. podatku. Dużej dozy „eksperckości” takich
szacunków nie sposób uniknąć, ale lepiej zdawać sobie sprawę z długu strategicznego, niż
udawać, że wciąż jesteśmy liderami. Z drugiej strony celne inwestycje powinny stanowić
podstawę odpisu od tytułowego podatku. Więc, jeżeli miesiąc wcześniej zainwestowaliśmy w
nową technologię 0,5 mln zł., to jesteśmy na plusie o 333 tys. zł.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 83 / 109
Oczywiście naliczanie podatku od opieszałości jest operacją czysto rachunkową, ale
obrazowo pokazuje, jak bardzo oddalamy się od konkurencji i oczekiwań klientów.
Dlaczego warto jasno demonstrować dług strategiczny? Otóż zagrożenia na ogół widać
gołym okiem. Wielokrotnie łatwiej jest nam ich unikać, niż odkrywać niewykorzystane
szanse. Okazji nie widać, a tak samo jak zagrożenia obniżają naszą pozycję rynkową, jeżeli z
nich nie korzystamy. Na okazje trzeba być przygotowanym, a do tego może zmotywować
wizja kwot, które nam umykają z powodu opieszałości. Być może, gdyby Polaroid rozumiał
jak dużo traci szans nie wchodząc na rynek fotografii cyfrowej, nadal byłby liderem? Gdyby
Kodak, Xerox, Nokia, Nintendo i wiele innych…
Temat podatku od bezwładności dopadł mnie w specyficznym momencie roku, kiedy
bezwład jest cnotą. W związku z tym cały zespół Octigo pragnie życzyć Wesołych Swiąt i
Udanej Imprezy Noworocznej!
Syndrom kury domowej
Jadąc świeżo wybudowaną (oczywiście na Euro) drogą
wpadłem na obrazową definicję pewnego zjawiska, które
od dłuższego czasu zauważałem w niektórych napotykanych
przedsiębiorstwach.
Zainspirowały mnie kury domowe (Gallus Gallus
Domesticus). Te urocze i bliskie nam zwierzęta, może nie w
ten sposób, w jaki one same chciałyby być nam bliskie, mają
jedną ułomność. I nie chodzi tu o potencjał rozwojowy, jaki mają przed sobą w obszarze
latania.
Strategia przetrwania kury domowej zakłada wyszukiwanie ziarna na zadanym polu i
systematyczne wydziobywanie aż do momentu wyczerpania zasobów. Wówczas oczekuje się
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 84 / 109
pojawienia gospodarza, który znowu sypnie ziarnem. I od nowa można rozpoczynać
zdobywanie pożywienia (jaki łowca, takie zdobywanie ). Nie przyjmuje się w niej pojawienia
się czynników niekorzystnych lub wahań koniunktury. Ziarno kurze się należy prawem
tradycji. Zawsze tam było, więc po wsze czasy powinno co rano się w magiczny sposób
odtwarzać.
Natomiast kura obarczona jest nieumiejętnością ominięcia przeszkody. Eksperymenty
pokazały, że wystarczy postawić kurę wobec ściany w kształcie litery U, aby miała problem z
wydostaniem się z takiej pułapki. Będzie dreptać tu i tam, poszukiwać kolejnych ziarenek,
gdakać z zadowoleniem, gdy znajdzie choćby jedno. Jednak nie dostrzeże, że wciąż jest
zamknięta z trzech stron murem i nie potrafi się wydostać.
Dlaczego o tym piszę? Bowiem całkiem sporo firm ma strategię działania opartą na
podobnych założeniach. Chodzi mi nie o strategię spisaną w grubej książce, ogłoszoną na
prezentacji, czy wysłaną do spółki matki. Chodzi mi o rzeczywisty sposób działania firmy.
Wiele firm jest w stanie wyliczyć wielkość pola, na którym działa oraz to ile zawiera ziarna. I
to niekiedy bardzo precyzyjnie. Często też da się oszacować, ile jest innych kur wokół i jakie
mają tempo dziobania. Skoro tak to można obliczyć, jak bardzo nasza kura, znaczy firma,
może urosnąć. W przypadku sektora publicznego wręcz wiadomo, kiedy przyjdzie gospodarz
i znowu sypnie ziarnem.
Niekiedy z takich analiz wynika, że owego ziarna jest coraz mniej, bo albo gospodarz robi się
skąpy, albo coraz więcej kur wokół. Myślę, że dobrą ilustracją jest rynek szkoleń
dofinansowanych z UE, albo sektor drogowy. Można zatem wyliczyć, kiedy ziarna zabraknie i
kura zacznie chudnąć nawet w dosyć odległej perspektywie czasowej.
Jednak mimo tej wiedzy firmy często skupiają się na optymalizowaniu procesu poszukiwania
ziarna, redukują straty związane z innymi kurami, walczą o względy gospodarza, wykazując,
że coraz mniej paszy może ich zadowolić (a gospodarz lubi ekonomiczne kury). Tylko, że
chuda kura robi się coraz słabsza i coraz gorsze jaja znosi.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 85 / 109
I wówczas z pomocą powinien przyjść manewr ominięcia. Skoro widzimy, że alejka, którą
zmierzamy robi się coraz węższa, to można przewidzieć, że w pewnym momencie dojdziemy
do ściany. Inwestowanie w marsz przed siebie tylko krótkoterminowo daje korzyści w postaci
drobnych porcji ziarna. Z czasem może się okazać, że za ten sam wysiłek dostajemy dużo
mniej pożywienia. Kura po dotarciu do ściany by stała i rozglądała się, przekrzywiając rudy
łepek.
Co może zrobić firma, które nie chce być kurą? Przedsiębiorstwo powinno przewartościować
swoje strategiczne decyzje i od decyzji umacniających marsz w kierunku ściany, powinno
odjąć straty związane z przyszłymi spadkami zysków. Skoro aktualne poletko coraz mniej nas
wykarmi, to musimy zdyskontować przyszły spadek marży. Dopiero wzięcie pod uwagę
perspektywy strategicznej pozwala na dostrzeżenie, że czasem opłaca się nie zarobić dziś po
to, aby znaleźć inne pole z dużą ilością ziarna jutro.
Takie dyskonto malejącej wartości bieżącego rynku pozwala zrównoważyć niepewność i
inwestycje związane z rozpoznaniem nowego. Porażki bolą i duża determinacja wymagana
jest od decydentów w celu poszukiwania nowego rynku. Wręcz ślepo można założyć, że
większość ich wyborów będzie nietrafiona. Jednak nie ma innego wyjścia, jeżeli nasze
poletko ma ograniczoną pojemność. Obserwując dynamikę gospodarki, można dojść do
jeszcze bardziej radykalnych wniosków, że tak naprawdę w momencie znalezienia nowego
rynku powinno rozpocząć się proces szukania kolejnego, bo przecież ten kiedyś się skończy.
Każdy ma swój koniec wpisany w początek, bowiem zastąpią go nowe potrzeby. Kiedyś Sony
było liderem podręcznych urządzeń do odtwarzania muzyki teraz to się zmieniło. Kiedyś
zdjęcia były na papierze, teraz firmy Polaroid już nie ma. Przykłady można mnożyć.
Gdyby pokusić się o wyjaśnienie przyczyn powstawania tego zjawiska, wymienić należałoby:
• Łatwość dostępu do ziarna na naszym polu oraz fakt, że od tylu lat gospodarz
codziennie rano wysypywał właściwą ilość pokarmu, czyli lenistwo.
• Bardzo ludzką awersję do zagrożeń związanych z nieznanym. Badania pokazują, że
człowiek dużo bardziej boi się utraty tego, co posiada niż ma ochotę zdobyć nowe
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 86 / 109
zasoby. Niektórzy uważają, że 5 razy bardziej wolimy odsunąć szansę niż ryzykować
utratę posiadanych już dóbr. “Po co zmieniać naszą kałużę ,choć zamuloną, skoro nie
wiadomo, czy po drugiej stronie lasu też jest woda. No, chyba, że tej wody jest tam
pięć razy więcej.” Takie wybory podejmuje często wbrew rachunkowi przychodów i
kosztów.
• Mówi się też, że 5 razy bardziej boli nas negatywna informacja niż zachęca
pozytywna. Zatem po co wystawiać się na nieznane. Przyjemniej jest skubać sobie
ziarno na naszym niewielkim poletku mimo, że jest 5 razy mniej.
• Reguła konsekwencji, w finansach ukrywająca się pod syndromem utopionych
inwestycji (sunken costs). Skoro raz powiedzieliśmy A, to teraz nie wypada zmieniać
zdania.
• Problemem jest też to, że takie krzątanie się, gdakanie, robienie wrażenia, że jest się
zajętym obchodzeniem ściany, analizą malejącej zawartości ziarna, robieniem
prezentacji itd. robi dobre wrażenie na właścicielach firmy. Może pomyśleć sobie:
“Kury gdaczą, znaczy będą się niosły.” Natomiast utyskiwanie na efektywność działań,
wskazywanie ryzykownych kierunków bywa tępione. Podsumowując, kultura
organizacji też może nie pomagać w podjęciu wyzwania zmiany kierunku.
• Nieznane zasoby ziarna na innych polach. I to jest chyba najbardziej racjonalny
argument za syndromem kury. Zwykle nie wiemy, ile ziarna sypią inni gospodarze,
więc nie mamy pewności, czy dla nas znajdzie się tam miejsce. Niektóre strategie idą
krok dalej w nieznane, stwierdzają, że nie należy bić się o ziarno, tylko wykreować
nowego gospodarza. To się niekiedy sprawdza tylko, ilu tych gospodarzy pomieści
nasza Ziemia.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 87 / 109
Stagnacja w korporacji – objawy, występowanie
Jak mógłby wyglądać dzień kogoś, kto nie dostarcza wartości biznesowej firmie, ale za to jest
i sprawia sympatyczne wrażenie. Jest to czysto hipotetyczna analiza, jak można skutecznie i
w sposób niewykrywalny obijać się w dużej organizacji. I pewnie niektórzy z was są w stanie
wskazać przypadki z życia potwierdzające realność opisanego scenariusza.
Praca w dużej firmie oferuje bardzo wiele porywających korzyści, jak stabilność zawodowa,
uczestnictwo w kosztownych przedsięwzięciach, marka, zaplecze socjalne, kolejne
stanowiska do przeskakiwania, możliwość nadzoru wielu podwładnych itd. Jednak ma ona :O
także minusy. Potrafi być zaskakująco nieefektywna.
Hipotetyczny pamiętnik z pewnego dnia pracy.
Dzień zaczął się spokojnie o ósmej odebrałem pocztę, przejrzałem dzienniki, wypiłem kawę z
zespołem, porozmawiałem z kilkoma znajomymi na różnych piętrach biurowca. I ciach,
nawet człowiek się nie obejrzał, minęły dwie godziny. Zgodnie z zasadą Dilberta chodziłem z
kubkiem kawy po piętrze, więc wyglądałem na zajętego i nikt się nie czepiał.
Ponieważ nagromadziło się kilka e-‐maili na temat jednego projektu, postanowiłem
popracować przez godzinę. Parę stron raportu statusu projektu wysłanego do kilkunastu
ludzi załatwiło na kilka godzin, a może i dni kwestię natrętnych zgłoszeń. Berek! – jak
mawiają koledzy z zaprzyjaźnionego pionu. Piłeczka została odbita i to naraz w wielu
kierunkach, więc „zapracowany” menadżer ma trochę czasu na uczciwy odpoczynek.
Czas na obiad. Świetny pretekst, aby się nie obnosić z własnym lenistwem na korytarzach
biurowca. Przy okazji możliwość podtrzymania relacji. A relacje, przy braku merytoryki,
cenna rzecz!
No i zostały jeszcze dwie godziny za biurkiem. Czas poodbijać e-‐maile, aby nie mieć
zaległości. Podstawowe techniki to:
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 88 / 109
1. „Nie rozumiem pytania, czy mógłbyś doprecyzować, czego ode mnie oczekujesz, a
wówczas chętnie ci pomogę.”
2. „Musimy się spotkać, bo na e-‐maila nie da się tego wyjaśnić. Zorganizujesz coś?”
3. „To nie do mnie. Zapytaj w …. .”
4. „Taką decyzję powinno podjąć szersze grono, proponuję zwołać komitet do spraw …. ”
5. „Kiedy to zgłaszałeś? Nie widziałem tego w statusie ….. ?”
6. „A na co ci ta wiedza?”
7. „Ciekawa koncepcja. Napisz mi, z kim to konsultowałeś?”
8. „W związku z otrzymanym zgłoszeniem, proszę odpowiednie działy o dokonanie
analizy i nadanie temu biegowi” (koniecznie trzeba wysłać do możliwie dużej liczby
odbiorców, aby nie było wiadomo, kto za odpowiada).
Zdałem sobie nagle sprawę, że praca ściemniającego menadżera polega na sortowaniu zadań
według kryterium ryzyka i odpowiedzialności:
1. Zgłoszone przez nieistotnego pracownika, można skasować lub przeczekać.
2. Zgłoszone przez istotnego pracownika, da się odbić.
3. Zgłoszone przez istotnego pracownika, nie da się odbić, więc trzeba rozproszyć
odpowiedzialność, np. przez spotkanie, komitet, okólnik, dodatkowe zatwierdzenia
itd.
4. Zgłoszone przez istotnego pracownika, nie da się odbić i musi być zrobione pilnie,
trzeba zdelegować i poinformować wszystkich, że mój podwładny już za to
odpowiada. I tutaj pojawia się potrzeba stworzenia odpowiednio spionizowanej
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 89 / 109
struktury. Im więcej szczebli kierowania oddziela nas od faktycznych wykonawców
zadań, tym mniejsze ryzyko. Zawsze można powiedzieć „Nic o tym nie wiedziałem!” i
ochrzanić zastępcę, ten zrobi awanturę kierownikowi, ten z kolei liderowi, który
wyładuje się na specjaliście odpowiedzialnym za to zadanie. Wszyscy są czyści, ów
specjalista też, bowiem nikt nie zwolni chłopca do bicia, skoro tak dobrze się
sprawdza.
I naczelna zasada: „NIE MAM ŻADNYCH POMYSŁÓW. Z POMYSŁAMI PRZYCHODZĄ INNI, A
JA SIĘ IM TYLKO BIERNIE PRZYGLĄDAM”. Co najwyżej można mądrze pochrząkiwać, rysować
coś na tablicach, żądać kolejnych prezentacji lub pisać „Ciekawy pomysł, koniecznie
powiadomcie mnie, jak dojdziecie do jakiś rezultatów.” Takie korporacyjne judo. Bo pomysł
to ryzyko i niepotrzebna odpowiedzialność. O!
Uff, 6 kaw i dzień minął. Od tej pracy serducho może wysiąść. Po ośmiu godzinach
ściemniania wszystko mnie swędziało i miałem dość. Poczucie życia przeciekające przez palce
jest na tyle frustrujące, że nie warto. Smutne jest to, że całkiem wielu mądrych i
utalentowanych ludzi tak spędza czas od wielu lat, szczególnie na stanowiskach
kierowniczych. Jeszcze bardziej smutne jest, gdy większość kadry niezłej niegdyś firmie
zaczyna w taki sposób spędzać dzień pracy. Efektów nie będzie w pierwszym tygodniu, nawet
miesiącu ani kwartale. Ale z czasem więcej ironicznych komiksów pojawi się na ścianach w
biurze, więcej nasiadówek będzie w kuchni i zabawnych e-‐maili przesyłanych miedzy
pracownikami. Po roku okaże się, że kilka projektów się spóźniło, ale przecież zwykle się
spóźniają. Planu sprzedażowego nie udało się zrealizować w 100%, ale często się nie udaje.
Po kolejnym roku trochę protestów odezwie się, gdy firma zlikwiduje kilka oddziałów i
budżet na kawę w ramach redukcji kosztów. Większość pracowników nadal jednak będzie się
cieszyć, że ma pracę, w dodatku spokojną pracę bez racjonalnej presji, której nie da się
zmitygować.
Koło młyńskie przewagi rynkowej zacznie powoli, w niezauważalny sposób, kręcić się w
drugą stronę.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 90 / 109
Przechodząc do generalnych wniosków, efektywna praca oznacza branie na siebie ryzyka i
odpowiedzialności, często za pracę innych. Nie da się tego uniknąć, bo rzeczywistość jest
bardzo złożona i nieprzewidywalna. Podejście alternatywne oznacza jego unikanie za wszelką
cenę, a przede wszystkim za cenę samych rezultatów pracy. Postawiłbym wręcz hipotezę, że
taki stan ma tendencję do stabilizacji. Jest stanem o niższej energii, niż stan aktywnej,
niekiedy obarczonej ryzykiem, pracy menadżera. Taki bierny stan stabilizuje się z kilku
powodów:
1. Przełożony unika odpowiedzialności i ryzyka, odbijając większość wyzwań poza dział
lub je opóźniając.
2. Dzięki temu podwładni są mniej obciążeni. Co prawda zaczynają się nudzić w pracy,
ale obniżenie ryzyka, daje im większe poczucie bezpieczeństwa, zatem i spokój.
3. Bezpieczeństwo rozleniwia, pojawia się coraz więcej narzekania, ale naprawdę
niewielu ludzi jest skłonna rzucić ciepłą, choć nudną posadkę, nawet, jeżeli w pracy
wykonują bzdurne zadania. Czy się stoi, czy się leży… Poza tym praca w markowej
korporacji dobrze wygląda w CV.
4. Rzadko się zdarza, żeby zwolnić menadżera za to „tylko”, że nie wykorzystuje swojego
potencjału. Przecież, jeżeli skutecznie odbija odpowiedzialność, to z niczym nie
zawala. Ten niewielki margines zadań, których nie udało się spławić, da się zrobic w
terminie bez problemu. To korporacja nie zdąża zrobić projektów, zrealizować
przychodów etc. Korporacja, czyli nikt konkretny.
5. W drugą stronę taki mechanizm również eliminuje postawy proaktywne. Każdy, kto
się wychyli z wzięciem odpowiedzialności, weźmie ją w nieproporcjonalnym zakresie,
bo natychmiast menadżerowie dookoła chętnie ją oddadzą.
Jak wykryć takie obszary w organizacji? Symptomami są tutaj:
§ Projekty o zagadkowych nazwach ciągnące się latami
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 91 / 109
§ Działy przesadnie spionizowane z dużą liczbą komórek. Skrajnie widziałem dział
składający się z jednego kierownika i jednego podwładnego, który był jednocześnie
liderem.
§ Menadżerowie opierający swoją pozycję w organizacji przede wszystkim na relacjach,
a nie merytoryce.
§ Tworzenie zbyt dużej liczby komitetów, okólników, list dystrybucyjnych, stanowisk
sprawujących macierzową kontrolę itd.
§ Żądanie pisemnych potwierdzeń nawet najmniej istotnych ustaleń.
Aby odwrócić tendencję do popadania w stagnację, moim skromnym zdaniem, trzeba wrócić
do podstaw. Konieczne jest posiadanie wizji strategicznej organizacji oraz planu
strategicznego jej realizacji. Następnie przekazanie odpowiedzialności za rezultaty
strategiczne poszczególnym menadżerom i konsekwentne ich kontrolowanie. Oraz co często
pomijane, akceptowanie pewnego poziomu ryzyka, bowiem bez ryzyka na kontrolowanym
poziomie nie ma innowacyjności, uczenia się i rozwoju organizacji.
Ps. Powyższy dzień jest oczywiście fikcyjnym pamiętnikiem, ale pewnie przystaje do
niektórych sytuacji z życia korporacyjnego. Wiem, że duża część pracowników wkłada sporo
serca w swoje obowiązki i pracuje dla idei. Wiem, że istnieją wielkie firmy, które potrafią
porwać swoich pracowników. Ale istnieje też drugi koniec osi i o nim tu napisałem.
Wartość kultury organizacji – Southwest Airlines niedościgły wzór
Gdy jako menadżer, właściciel nie kontrolujesz akurat swoich ludzi, czy podejrzewasz, że
twój pracownik spędza czas w pracy na przeglądaniu portali z ofertami pracy, flirtowaniu? A
może cyzeluje swoje umiejętności przygotowywania pięknych prezentacji w Powerpoint lub
długaśnych prospektów na temat kolejnych wersji strategii? A może jednak non stop myśli o
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 92 / 109
tym, jak usprawnić firmę, podnieść satysfakcję klientów, czy szybciej zrealizować cele?
Odpowiedź na to pytanie może ci dużo powiedzieć o kulturze organizacyjnej.
Kultura organizacji to to, jak się zachowujemy w pracy, gdy nikt nie patrzy i nie grożą nam
żadne sankcje. To zbiór wartości które wyznajemy wspólnie w pracy.
Popełniliśmy już kilka wpisów na temat kultury organizacyjnej, jej tempa budowania i psucia.
Ostatnio przeczytany artykuł na temat kultury organizacyjnej SWA zainspirował mnie do
napisania paru słów na temat tej intrygującej firmy. Na Youtube jest kilka filmików (linki na
końcu tekstu) pokazujących nietypowe, ale sympatyczny sposób podejścia do pracy
personelu pokładowego. Ci ludzie nie robią tego, dlatego, że ktoś ich wyszkolił i zmusił, bo
wówczas klienci wyczuliby fałsz. Robią to dlatego, że w tej firmie takie zachowanie jest
naturalne.
Lektura pewnej pracy doktorskiej (być może już ukazała się drukiem), którą dostałem do
przejrzenia, a która skupia się na badaniu kultury organizacyjnej SWA, pokazuje, że celowo
jest ona budowana na bazie szacunku do wzajemnej pracy, otwartej komunikacji i
zaangażowania pracowników niezależnie od miejsca w hierarchii. Przykładowy cytat “W SW
najprostszym sposobem, aby napytać sobie kłopotów jest obrazić jakiegoś pracownika,
oczekujemy od ludzi, że będą traktowali się z szacunkiem.”, „Kiedy pojawia się opóźnienie,
zastanawiamy się, co się stało i ustalamy, co zrobić, aby następnym razem go uniknąć.”.
Żeby pokazać, że takie zachowanie w przemyśle lotniczym nie jest standardem wspomniany
doktorant zrobił badania w innych liniach lotniczych. Oto, jakie cytaty otrzymał: “Niestety
kiedy coś idzie źle, muszą znaleźć kogoś, kogo mogą obwinić. Można usłyszeć, jak kłócą się o
opóźnienia i ich powody. W dużej części jest to spowodowane obawą, który departament
zostanie obciążony.”, „Mamy pracowników, którzy sądzą, że są lepsi od innych. Ludzie od
biletów uważają się za lepszych od rampy. Ci od rampy – od obsługi kabiny. Z kolei obsługa
kabiny patrzy z góry na sprzątających budynki.”.
A jak zacząć wprowadzać pożądaną kulturę organizacji?
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 93 / 109
Jak zwykle da się ten proces sprowadzić do kilku kroków na potrzeby artykułu. Jednak
pamiętajmy, że każdy z tych kroków to oddzielny projekt.
1. Otwarcie właściwych drzwi
Najpierw trzeba otworzyć ludzi na zmiany. Dać im sygnał, że zmiany postaw są konieczne i
ogólną wizję, jaki problem chcemy rozwiązać. Prowadząc kilka projektów zmiany postaw
pracowników, odkryliśmy, że warsztat Massawa użyty w tym kontekście potrafi doskonale
zidentyfikować, gdzie są problemy w organizacji, nadać im rangę wśród ludzi i otworzyć ludzi
na słuchanie o tym, jak ważne jest ich naprawienie. Jednak następny krok, czyli dokonanie
zmiany, musi zajść w samej organizacji. Właściwe postawy buduje się latami, smutnej jest
jedynie to, że niszczy się wielokrotnie szybciej. Mówić metaforycznie Massawa pozwala na
odkrycie, które drzwi należy otworzyć i naciska klamkę, aby zajrzeć przez nie, co jest po
drugiej stronie. Natomiast organizacja musi za pomocą długofalowych działań na poziomie
wartości, motywacji, kompetencji, narzędzi, procesów, strategii przejść przez te wrota.
2. Nakreślenie wizji
Kulturę organizacyjną buduje się od 3-‐5 lat. Krótszy okres jest możliwy, gdy po prostu
wymieni się ludzi, ma to oczywiście inne negatywne skutki. Przejście może odbyć się dopiero
w momencie, gdy zarząd wie, gdzie chce dojść. Musi sobie odpowiedzieć na pytanie, jak
będzie wyglądać to miejsce na końcu. Na początku są słowa i one muszą wystarczyć. Na
przykład deklaracja wartości: “Wszyscy jesteśmy równi, więc komunikujemy się i
współpracujemy w sposób partnerski i bezpośredni, bez barier ani uprzedzeń.”, albo “Jakość
jest najwyższym dobrem, bo oczekuje jej klient. Za błędy jakości odpowiada zła organizacja
pracy, gdyż nasi pracownicy chcą być dumni z tego, co wytwarzają”. Taka deklaracja musi
bazować na silnych stronach organizacji oraz potrzebach faktycznie odzwierciedlonych
rodzajem działalności. Jeżeli jakość przykładowo decyduje o przewadze konkurencyjnej, to
faktycznie druga ze wspomnianych maksym może być na miejscu. Jeżeli głównym
problemem jest niechęć do współpracy, to być może pierwsza z nich byłaby wskazana.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 94 / 109
Ale pamiętajmy, trzeba się skoncentrować, czyli wybrać to, co jest istotne i wokół tego
budować. A odrzucić elementy kultury atrakcyjne, ale niestrategiczne.
3. Przejście na drugą stronę
Budowanie kultury dzieje się na wielu poziomach i trwa długo, jak już wspomniano. Nie ma
szybkich i trwałych rezultatów. Natomiast pewne zwycięstwa można dostrzec prędko. Na
przykład ludzie zaczynają rozmawiać o zmianach, zgłaszać pomysły, gdzie należy zmieniać,
rośnie niezadowolenie z obecnej sytuacji, śmielej zgłaszane są zastrzeżenia. Z perspektywy
zarządu może to niekiedy wyglądać jak pogarszanie się atmosfery, ale należy odróżnić taką
ewentualność od sytuacji, gdy po prostu udało się otworzyć kanał informacji zwrotnej.
Warto też mieć na uwadze tak zwany moment obrotowy zmian w organizacji. Zbyt rzadkie
impulsy kierowane do pracowników mogą spowodować utratę zapału i poczucia potrzeby
zmian. Wówczas, a szczególnie na początku, łatwo o zatrzymanie koła zamachowego.
Impulsy te nie muszą być spektakularne, ale powinny pojawiać się regularnie.
No i przykład własny. Prawdziwy dowódca w momencie natarcia krzyczy “Za mną!“, a nie
“Naprzód!“. Osobisty przykład lidera organizacji dowodzący zaangażowania w nowy system
wartości niesłychanie skutecznie przekonuje pracowników, że warto podążyć za zmianą.
Pojawia się również problem wynikający z faktu, że niestety wiele zarządów ma perspektywę
2 najbliższych lat, więc ich zapał do budowania kultury organizacji jest ograniczony, bowiem
efekty zobaczą już ich następcy.
Ciekawe jest też to, że wiele linii lotniczych próbowało skopiować osiągnięcia SWA w
aspekcie postaw pracowników – z miernym skutkiem. Długofalowo kultura organizacji jest
czymś co daje trwałą przewagę, albo trwały deficyt. Trudność skopiowania zmian i ich
trwałość w razie sukcesu powodują, że jest to niesłychanie potężne narzędzie walki z
konkurencją.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 95 / 109
Historyczny przypadek pewnego stylu zarządzania
“W czerwcu 1340 roku (Edward III) wyruszył na drugą stronę kanału, prowadząc ze sobą
około 200 statków, z których większość stanowiły przebudowane jednostki kupieckie. Na
papierze sprawia to wrażenie zwykłego szaleństwa. Okręty Edwarda przeznaczone było do
przewozu towarów. Natomiast Francuzi mieli na swoich usługach nader zwrotne galery
genueńskie wyposażone w ostrogi, katapulty i dowodzone przez starego wilka morskiego
znanego pod przydomkiem Barbanera, czyli Czarnobrody. Francuskie okręty z pokładami
pełnymi francuskich zbrojnych (…) zakotwiczyły w rozległym, naturalnym porcie w pobliżu
Sluys (…). Powiązano je burta do burty, tworząc linię obronną.”
Tak sobie słucham, jadąc do Warszawy pewnej książki i nagle taki kwiatek. :)
“Plan Edwarda nie był zbyt skomplikowany: płynąć prosto na nich, po czym dokonać
abordażu na czele okrytych zbrojami żołnierzy. Zaraz! Czy to dobry pomysł, żeby mężczyźni
odziani w średniowieczne żelazne kolczugi wdrapywali się na nadburcia statków? Mniej
optymistycznie nastawiony dowódca uznałby taki sposób działania za niepraktyczny. A
jednak Edward, choć zapewne nie zdawał sobie z tego sprawy, dysponował potężnym
sojusznikiem działającym na jego korzyść. Pewną francuską słabością, która przetrwała do
dnia dzisiejszego.
Owszem flota Filipa VI dowodzona była przez wytrawnego żeglarza rodem z Genui, lecz
Barbanera podlegał rozkazom dwóch Francuzów, z których żaden nie był marynarzem, ani
Hue Quieret, ani Nicolas Behuchet. Drugi z nich był uprzednio poborcą podatków. Kiedy
Barbanera doradził im, by opuścić zatokę i wypłynąć na otwarte wody, gdzie jego zwinne
galery będą mogły krążyć wokół ociężałych angielskich statków, aby je zatopić, obaj Francuzi
po prostu odmówili.”
I teraz właśnie morał, który pięknie buduje pomost między przeszłością a teraźniejszością.
“Jakież to francuskie… Jeszcze dziś, jeśli jakiś wielki zakład produkcyjny popada w tarapaty,
zarząd posyła tam w charakterze dyrektora spadochroniarza po jednej z francuskich grandes
ecoles. Czyli faceta, który studiował teorię biznesu oraz matermatykę przez 10 lat. Za to
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 96 / 109
nigdy w życiu nie był w fabryce. Dla Francuzów nie liczy się doświadczenie, liczy się
zarządzanie. To znaczy francuski styl kierowania, na który głównie składa się wyniosłe
ignorowanie dobrych rad ze strony kogokolwiek, kto choćby posiadał masę doświadczenia,
nie może się pochwalić w swoim CV naukami pobieranymi w grandes ecoles.”
Naprawdę nie pomyślałem, że w historii wojen kryje się tyle zaskakujących, ale i pożytkom
służących nauczek. Ale o to, co się stało później.
“Tak więc Quieret oraz Behuchet stali sobie spokojnie na kotwicy, tymczasem Edward
niespiesznie, lecz nieubłaganie, wpłynął do zatoki, by ku swojemu zaskoczeniu odkryć, że
owa rzekomo obronna linia francuskich okręt.w pozostaje właściwie bezbronna po bokach.
Co więcej, ponieważ okręty powiązane są ze sobą, inne jednostki nie mogą nadpłynąć na
pomoc. Francuscy admirałowie szukali w instrukcji obsługi rady, jak należy w podobnej
sytuacji postąpić, tymczasem angielskie wojska zdobywały kolejne okręty, jeden po drugim -‐
najpierw zasypując je gradem strzał (brytyjscy łucznicy posługujący się długimi łukami odbyli
właśnie chrzest bojowy, bo były to ich pierwsze gościnne występy na większą skalę). Potem
Anglicy ruszali szturmem na pozostałych przy życiu.”
Źródło: Stephen Clarke, 1000 lat wkurzania Francuzów.
Polecam!
Zarządzanie strategiczne a homeopatia
Co zarządzanie strategiczne ma wspólnego z homeopatią? Dwa
odległe światy, mityczna terapia za pomocą żołądka kaczki
kontra wielkie korporacje. Parę lat temu byłem uczestnikiem
spotkania strategicznego, na którym zarażano pracowników
wizją przyszłości. Potem miałem przyjemność obserwować
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 97 / 109
wdrażanie owej wizji w praktyce. Ostatnio zaś znajomy zaznajomił mnie z ideą homeopatii i
jej podstawami „naukowymi”.
I nagle zrozumiałem, ale od początku.
Homeopatia zgodnie z Wikipedią to forma kuracji, która zakłada, że im bardziej rozcieńczona
substancja aktywna, tym intensywniej działa na organizm. Terapia zakłada istnienie
niewidzialnej energii życiowej, które ma zdolność powodowania, że organizm się
samodzielnie ulecza. Szczególnie interesująca jest tutaj pamięć wody. Woda pamięta
lecznicze właściwości nawet, gdy nie ma w niej już substancji leczniczej. Zatem im więcej
wody, tym lepiej. Przykładowo szeroko sprzedawany Oscillococcinum rozcieńczony jest
1:100 do potęgi 400. W całym obserwowalnym wszechświecie szacuje się, że jest 10 do
potęgi 80 atomów, czyli potrzebowalibyśmy 10 do potęgi 300 wszechświatów, aby odnaleźć
w takim roztworze pojedynczą cząsteczkę. W praktyce szereg badań pokazuje, że
skuteczność homeopatii nie przekracza skuteczności placebo.
A teraz obejrzyjcie poniższy filmik z przemówieniem prezesa Kodaka, Antonio Pereza, z 2006
roku. http://www.youtube.com/watch?v=JYW49bsiP4k
Budujące, co nie :)
Aktualnie Eastman Kodak jest w stanie bankructwa, a odchodzący prezes, Antonio Perez,
zagarnął wraz z przybocznymi zagarnął 6 milionów dolarów na otarcie łez (artykuł w
Democrat and Chronicle i USA Today). To znaczy nie zagarnął a wypłacił w formie usług
doradczych, stając się po odejściu zewnętrznym konsultantem swojej firmy. To w sumie małe
zadośćuczynienie w zamian za aktualnie bezwartościowe opcje na akcje i utraconą premię za
wyniki.
Abstrahuję od problematycznego zachowania zarządu firmy na jej pogrzebie. To na co warto
zwrócić uwagę to wspaniała forma komunikacji, która nie porusza jednego – drogi dojścia do
strategicznej wizji. Nie podaje konkretów, jak nadgonić zapóźnienia w stosunku do
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 98 / 109
konkurencji oprócz wspominania wspaniałej przeszłości. Nie podaje mapy drogowej, list
projektów do wykonania, albo słabych punktów względem konkurencji.
Oczywiście powyższa prezentacja ma swój kontekst, jednak firma Kodak przez wiele lat
negowała pojawiające się na rynku nowinki. Na przykład takie drobiazgi jak fotografia
cyfrowa. Założę się, że co roku wewnątrz organizacji wygłaszane były podobne płomienne
przemówienia.
Na koniec zachęcam do przeczytania przemówienia prezesa Nokii „We standing on burning
platform„, Stephena Elopa.
„Jest pewno opowieść o człowieku, który pracował na platformie wiertniczej na Morzu
Północnym. Obudził się pewnej nocy po głośnym wybuchu, który nagle postawił całą
platformę w ogniu. Nagle został otoczony przez płomienie. Przez dym i ciepło, ledwo ruszył z
chaosu do krawędzi platformy. Kiedy spojrzał w dół na krawędzi, wszystko co widział, to
ciemne, zimne wody Atlantyku .
Gdy ogień zbliżył się do niego, mężczyzna miał zaledwie kilka sekund na reakcję. Mógł stanąć
na platformie i nieuchronnie spłonąć. Lub mógł skoczyć w dół 30 metrów. Mężczyzna stał na
„płonącej platformie” i musiał dokonać wyboru.
Zdecydował się skoczyć. To było nieoczekiwane. W normalnych okolicznościach, człowiek
nigdy by rozważał pogrążenia się w lodowatych wodach. Ale to nie były zwykłe czasy – jego
platforma był w ogniu. Mężczyzna przeżył upadek do wody ale zrozumiał, jak to zdarzenie
zmieniło jego perspektywę.
My też stoimy na „płonącej platformie ” i musimy zdecydować, jak chcemy zmienić nasze
zachowanie …”
Nie wiem, jak skończy marka i aktywa intelektualne Nokii, ale jestem przekonany, że zmiany
strategicznej nie rozpoczyna się od stwierdzenia „Pamiętacie jacy byliśmy wspaniali, jak nas
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 99 / 109
podziwiano? Tacy będziemy przez następną dekadę. Tylko, drobnostka, musimy się
diametralnie zmienić.”
Zacząłbym raczej od stwierdzenia „Panie, panowie, mamy przerąbane! Nic nas nie uratuje…
Chyba, że …”.
Podsumowując, zaryzykuję stwierdzenie -‐ Im więcej wody w mowach strategicznych, tym
więcej w nich homeopatii. Tym więcej leczenia tego samego, tym samym. Tym więcej słowa
na ‚P’… P jak placebo.
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 100 / 109
Podręcznik zarządzania projektami na iPhone i
Android
Chcesz wiedzieć więcej? Pobierz darmową wersję naszej
aplikacji edukacyjnej na iPhone Octigo Lite. Ponad 50 artykułów,
ponadto lekcje, pytania, testy, obrazki, cytaty wprost na twoim
telefonie lub tablecie.
Oferujemy też pełną wersję aplikacji Octigo z bazą ponad 300
artykułów, pytań, testów i obrazków oraz prawem do ciągłej
aktualizacji. Co miesiąc nowa paczka wiedzy na twoim telefonie.
Link do Play Google: https://play.google.com/store/search?q=octigo
Link do iTunes: https://itunes.apple.com/us/artist/octigo/id580085876
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 101 / 109
O firmie Octigo
Firma Octigo sp. z o.o. zajmuje się tworzeniem i prowadzeniem
gier szkoleniowych z zakresu zarządzania projektami oraz
optymalizacji procesów. Nasze gry były wielokrotnie nagradzane
przez Project Management Institute w USA oraz w Polsce.
Octigo jest autoryzowanym PMI R.E.P.
Wśród naszych produktów edukacyjnych znajdują się między innymi takie, jak:
Koloseum – przygotowanie do PMP
W 2013 roku Project Management Institute uznał
Koloseum za najlepsze na świecie szkolenie z
zarządzania projektami (PMI Award 2013).
Pięciodniowy intensywny kurs przygotowujący do
certyfikacji PMP wzbogacony symulacja projektu
Koloseum oferujący szereg unikalnych korzyści:
• Wysoka atrakcyjność szkolenia uzyskana dzięki użyciu wielu form dydaktycznych: wykład,
warsztaty, ćwiczenia, pytania kontrolne, strategiczna gra symulacyjna, narzędzia online,
egzamin próbny
• Intensywna forma – szybko angażowany uczestnik w następujące po sobie bloki o
różnorodnej formule kształcenia
• Potwierdzona bardzo wysoka satysfakcja uczestników z uczestnictwa w szkoleniu
• 60% czasu to interaktywne formy szkolenia -‐ bardzo praktyczne podejście do nauki
• Octigo autoryzowanym przez Project Management Institute dostawcą szkoleń PMI R.E.P.,
nazwa w katalogu szkoleń PMI – OCTIGO-‐PMP
• Możliwość zbierania 35 PDU
• Certyfikowani trenerzy -‐ PMP i PgMP, PRINCE2
• Czterokrotni laureaci nagród PMI Award
• Ponad 300 slajdów materiałów szkoleniowych
przekazywanych wraz ze szkoleniem
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 102 / 109
• Darmowy podręcznik zarządzania projektami ponad 120 stron (w PDF)
• Kompletny test próbny PMP 200 pytań
Link do strony WWW: http://octigo.pl/szkolenia/koloseum/koloseum-‐przygotowanie-‐do-‐
pmp/
Koloseum – podstawy zarządzania projektami
“PM Fundamentals in a nutshell, presented in
an organized, structured, concise, fun way!”
“A ‘must’ training for all PMs that can be hard
to follow is changes in a ‘really interesting’
training, where theory and practice are
merged in a perfect way.”
Alternatywne szkolenie wzbogacone
symulacją Koloseum, którego celem jest nauczenie podstawowych technik i procesów
zarządzania projektami.
Szkolenie w interaktywny sposób wprowadza w zagadnienia projektowe i jednocześnie
pozwala na przećwiczenie nabytej wiedzy w praktyce.
Link do strony WWW: http://octigo.pl/szkolenia/koloseum/koloseum-‐podstawy-‐zarzadzania-‐
projektami/
Szkoła Project Managera – studia podyplomowe
“Uśmiech przy słowie Szkoła w pełni oddaje specyfikę zajęć świetna atmosfera i co
najważniejsze nauka przez doświadczenie, osobiste i prowadzących, a to bezcenne!
Miernikiem tego jest niezwykle szybko upływający czas. Jak tak dalej pójdzie będę musiała
powiedzieć: <wszystko co dobre szybko się kończy>”
“Zajęcia prowadzone są świetnie, cała tematyka jest dla mnie kompletną nowością i sam
fakt, że nie czuję się znudzona, jak po wykładzie świadczy o jakości prowadzenia. Natomiast
nadal jestem pod wrażeniem Waszego zawodowego doświadczenia, którym dzielicie się ”
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 103 / 109
Jedyne w Polsce specjalistyczne studia podyplomowe kładące nacisk nie tylko na wiedzę, ale
i na umiejętności kierownika projektu. Studia zawierające gry strategicznie wielokrotnie
nagradzane przez Project Management Institute.
• Po ukończeniu nauki uczestnik uzyskuje państwowe świadectwo ukończenia studiów
podyplomowych o specjalności zarządzanie projektami.
• Jest to jeden z najbardziej przekrojowych i pełnych programów nauczania zagadnień
zarządzania projektami.
• Unikalnym wyróżnikiem jest to, że ponad 50% czasu uczestnicy spędzają na
warsztatach i grach szkoleniowych, co czyni zajęcia dużo atrakcyjniejszymi i
jednocześnie pokazuje praktyczną stronę zarządzania. Nasze gry symulacyjne ma za
sobą już blisko 1000 uczestników.
• Gry zawarte w programie były wielokrotnie nagradzane przez PMI jako najlepsze
szkolenia zarządzania projektami na świecie.
• Zajęcia prowadzą praktycy zarządzania projektami.
• Metodyka nauczania oparta jest na najlepszych praktykach szkoleń biznesowych.
• Program przeszedł wieloletnią weryfikację w różnych grupach odbiorców.
• Program został maksymalnie skompresowany, aby jak najwięcej treści dostarczyć w
minimalnym czasie.
Link do strony WWW: http://octigo.pl/inne-‐produkty/szkola-‐project-‐managera-‐studia-‐
podyplomowe-‐2/
Massawa – komunikacja i współpraca w projekcie
“Najlepszy warsztat w jakim uczestniczyłem, pozwala się rozwinąć, uczy jak
radzić sobie w trudnych i niespodziewanych sytuacjach. Niesamowicie
poprawia komunikację w zespole. Mógłbym tak dalej wymieniać, ale nie
oddam tej atmosfery zaangażowania i radości z wykonanego zadania. Po
prostu trzeba to przeżyć:) naprawdę warte polecenia nawet jak pracownik
ma być na 2 dni oderwany od swoich obowiązków to poniesiony koszt
zwróci się szybciej niż można się spodziewać.”
“Cała gra była genialna.”
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 104 / 109
W 2007 roku Project Management Institute uznał Massawę za
najlepsze na świecie szkolenie z zarządzania projektami (PMI
Award 2007).
Gra szkoleniowa Massawa symuluje realizację złożonego projektu
budowlanego (uczestnicy układają kilka tysięcy klocków Lego). Ów projekt jest jednak tłem
dla zasymulowania procesów komunikacji i współpracy w grupie projektowej. Uczestnicy
szybko zapominają o tym, że znajdują się na sali szkoleniowej i wchodzą w role i postawy,
które reprezentują na co dzień w projektach. Dzięki temu, że jest to jedynie zabawa, łatwiej
jest im nabrać dystansu do popełnianych błędów i zreflektować się.
To narzędzie dla każdej firmy, która swój rozwój opiera na działaniach projektowych.
Potrzeba skutecznego zarządzania projektami jest podłożem do wykorzystania warsztatu do
zmiany postaw i kompetencji uczestników gry. Głównym aspektem jest zapoznanie
uczestników z zasadami i możliwościami metodycznej pracy z projektami w praktyczny
sposób. Jest to przede wszystkim zmiana nastawienia pracowników wobec procedur i
metodyki zarządzania projektami. Komunikacja w projekcie i aspekty pracy interpersonalnej
stają się kluczowe w każdej grupie projektowej. Rozwój tych kompetencji to klucz do sukcesu
projektów.
Link do strony WWW: http://octigo.pl/szkolenia/massawa/
Mayday Mayday – zarządzanie ryzykiem w projektach
„Bardzo mi się podobała zarówno gra, jak i prowadzenie. Super
koncepcja!”
W 2009 roku Project Management Institute po raz drugi nagrodził nas za
szkolenie zarządzania projektami. Tym razem było to Mayday Mayday.
Szkolenie Mayday, Mayday porusza zagadnienia podstaw zarządzania ryzykiem w projektach.
Adresowane jest do osób o przynajmniej podstawowej wiedzy z prowadzenia projektów.
Połączenie teoretyczno-‐praktyczne różnych form zajęć pozwala na efektywne przekazanie
wiedzy i szybkie jej utrwalenie przez praktyczną ilustrację i wpływ na postawy uczestników.
W trakcie ośmiogodzinnego warsztatu uczestnicy realizują zadanie związane z faktycznymi
problemami w ryzykownych projektach. Całość jest symulacją i grą strategiczną
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 105 / 109
odzwierciedlającą pracę z wieloma bardzo ryzykownym
projektami równocześnie. Interaktywna praca na warsztacie
zapewne oprócz doskonałej zabawy oraz możliwość obserwacji w
praktyce, jakimi prawami rządzi się ryzykowny portfel projektów,
również możliwość rozwoju kompetencji merytorycznych.
Link do strony WWW: http://octigo.pl/szkolenia/mayday-‐mayday/
Most – łańcuch krytyczny CCPM
W 2010 roku PMI przyznał nagrodę grze Most dla najlepszego szkolenia z
zarządzania projektami na świecie.
Gra szkoleniowa Most w praktyczny i przystępny sposób prezentuje
założenia metodyki łańcucha krytycznego (Critical Chain Project
Management – CCPM). Uczy głównych elementów tej metody, jak i w
pokazuje, jak one funkcjonują w praktyce.
Wyjątkowo atrakcyjnym elementem jest fakt, że
przez cały dzień uczestnicy budują papierowy most długości ponad 2
metrów na 1,5 metra wysokości.
Link do strony WWW: http://octigo.pl/szkolenia/most-‐lancuch-‐krytyczny/
Park Rozrywki – zarządzanie portfelem projektów
„Dla mnie najbardziej interesujące było podejmowanie decyzji dotyczących wyboru
najkorzystniejszych projektów i szybkie reagowanie na pojawiające się zdarzenia
(szanse/zagrożenia). Według mnie super gra! Myślę, że ma ona ogromne szanse być kolejną
najlepszą grą z zarządzania projektami na świecie.”
Gra szkoleniowa Park Rozrywki wprowadza uczestników w zagadnienia
zarządzania portfelem projektów. W przystępny sposób przedstawia
perspektywę zarządu na projekty i w praktyce demonstruje, jak
zarządzać takimi inwestycjami.
W pewnym mieście funkcjonuje duży park rozrywki. Właśnie został przez właściciela
mianowany nowy zarząd na jeden rok. Ma prosty cel: zarobić jak najwięcej pieniędzy,
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 106 / 109
rozbudowując park rozrywki za pomocą kolejnych projektów. Sytuacja na
rynku jest trudna, bowiem właśnie zakończył się trwający dwa lata kryzys.
Konsumenci w pierwszej kolejności oszczędzali na przyjemnościach, w tym
odwiedzinach parków rozrywki. W okolicy działa jeszcze kilka
konkurencyjnych parków. Na szczęście nasze przedsiębiorstwo dzięki
elastyczności kosztowej wyszło z tego trudnego okresu obronną ręką i ma szansę, dzięki
śmiałym inwestycjom, przejąć dużą część udziałów w rynku. Czy mu się uda, zależy od
zarządu firmy.
Link do strony WWW: http://octigo.pl/szkolenia/park-‐rozrywki-‐zarzadzanie-‐portfelem-‐
projektow/
Podróż dookoła świata – zarządzanie zmianą w projekcie
Interaktywny warsztat uświadamiający jak zmienne są projekty oraz jak efektywnie radzić
sobie z wieloma nakładającymi się zmianami. Gracze łączą się w zespoły, których zadaniem
jest zrealizowanie fascynującego projektu -‐ podróży dookoła świata. Projekt został zlecony
przez Towarzystwo Geograficzne i TV Podróżnik, które chcą nakręcić serię reportaży pt.
Wielka planeta. Celem zespołów jest odwiedzić jak najwięcej, jak najatrakcyjniejszych miejsc
na Ziemi z listy stu najpiękniejszych. Niestety warunki na naszej planecie są niesłychanie
zmienne, aby z sukcesem zrealizować cele podróży uczestnicy muszą aktywnie zarządzać
zmianami takimi, jak epidemie, strajki linii lotniczych, kryzys finansowy, zmiany zarządu i
zespołów projektowych, nowe priorytety i wiele innych.
Tematyką warsztatu jest zarządzanie integralnością projektu. Integralność rozumiemy jako
spójność, logiczność, kompletność wszystkich elementów projektu (zakresu, kosztów, czasu,
komunikacji, zakupów itd.) w kontekście celów, dla których projekt został uruchomiony.
Zarządzanie integralnością zatem to powodowanie, aby mimo zmian pojawiających się w
projekcie, został on integralny.
Link do strony WWW: http://octigo.pl/szkolenia/podroz-‐dookola-‐swiata-‐zarzadzanie-‐
zmiana-‐w-‐projekcie/
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 107 / 109
Whisky – zarządzanie procesami
”Gra rewelacyjna, świetna zabawa, która obrazuje nie tylko przepływ
produkcji i konsekwencje związane z decyzjami, ale również pozwala na
odkrycie charakteru uczestników gry i potencjału w nich drzemiącego.”
“Wiedza bardzo przydatna, mam nadzieję, że pomoże mi to we wdrażaniu
projektu z optymalizacji procesów w Biurze Finansów.”
Japońska korporacja przejęła upadającą gorzelnię whisky. Niewielka
fabryczka zlokalizowana w urokliwych górach Szkocji ma świetną markę
podpartą tradycjami, jednak ze względu na brak elastyczności i rosnące koszty znalazła się na
skraju bankructwa. Uczestnicy szkolenia wchodzą w role nowo zrekrutowanego
kierownictwa tego zakładu z misją przywrócenia jej świetności.
W trakcie dwóch dni szkolenia uczestnicy doświadczają zarządzania produkcją butelek
whisky, a przy okazji uczą się takich technik jak: SMED, Kanban, 5s, analiza procesów, pomiar
cyklu, taktu, przejścia, definiowanie jakości, pomiar poziomu sigma, analiza zmienności
procesów i wiele innych.
Kanwą symulacji jest tworzenie butelek z kolorowym piaskiem przez sekwencję procesów
produkcyjnych. Dzięki tak skonstruowanej mechanice gry uczestnicy mogą zaobserwować
zmienności jakości, czasów procesów, strat w sposób ciągły – po prostu piasek rozsypuje się
na stole.
Szkolenie Whisky jest doskonałym uzupełnieniem i demonstracją zarządzania procesami za
pomocą metodyki Six Sigma oraz Lean.
Link do strony WWW: http://octigo.pl/szkolenia/whisky-‐lean-‐management/
Six sigma -‐ studia podyplomowe
“Te studia to dla mnie konkretne szkolenie z zakresu Six Sigma, optymalizacji procesów i
zarządzania projektem. Prowadzący są praktykami metodyki Six Sigma z dużym
doświadczeniem zdobytym przy projektach (Black Belt). Wiedza przekazywana jest w jasny
sposób, w trakcie zajęć mamy dużo ćwiczeń i gier oraz omawiamy realne sytuacje z pracy
wykładowców oraz uczestników studiów”
Celem studiów jest przygotowanie do pełnienia roli analityka procesów biznesowych, osoby
odpowiedzialnej za ich optymalizację, czy kontrolę jakości, tzw. Green Belta. Studia nie tylko
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 108 / 109
zapewniają transfer wiedzy, ale i umiejętności jej wykorzystania w praktyce dzięki włączeniu
do programu wielu gier symulacyjnych i warsztatów.
Program został tak skonstruowany, aby jednocześnie dać uczestnikowi wiele biznesowych i
edukacyjnych korzyści takich jak:
• Poznanie metodyki optymalizacji procesów i zarządzania jakością Six Sigma.
• Zdobycie wiedzy na poziomie Lean Six Sigma Green Belt. Studia kończą się
egzaminem na certyfikat Green Belt.
• Praktyczne poznanie funkcjonowania zespołu projektowego w symulowanych
sytuacjach, dzięki grom szkoleniowym.
• Zdobycie kwalifikacji analityka procesów biznesowych.
• Oraz oczywiście zdobycie dyplomu studiów podyplomowych.
Link do strony WWW: http://octigo.pl/inne-‐produkty/lean-‐six-‐sigma-‐studia-‐podyplomowe/
Eseje o zarządzaniu – Marcin Żmigrodzki
www.octigo.pl 109 / 109
O autorze tej książki Doktor z zakresu zarządzania, PgMP i PMP, PRINCE2 Foundation, Lean Six Sigma Black Belt.
Autor kilkudziesięciu artykułów na temat zarządzania, wykładowca na
wielu konferencjach i seminariach z zakresu zarządzania projektami i
Six Sigma, wieloletni kierownik projektów, później dyrektor
departamentu zarządzania projektami i procesami w banku,
menadżer programu six sigma, aktualnie wiceprezes firmy
produkcyjnej, zdobywca nagrody PMI Award 2007, 2009, 2010 i 2013
za najlepsze na świecie szkolenia z zarządzania projektami oraz PMI
Poland Chapter Product Award 2010, i w końcu kierownik studiów magisterskich i
podyplomowych z zarządzania projektami oraz six sigma. Ponadto kierownik projektu –
finalisty konkursu Polish Project Excellence Award 2010.
Skontaktować się ze mną można pod adresem: [email protected].
Ta publikacja chroniona jest prawem autorskim na zasadach Creative Commons: Uznanie autorstwa-‐Użycie niekomercyjne-‐
Na tych samych warunkach 3.0 Polska opisanych : http://creativecommons.org/licenses/by-‐nc-‐sa/3.0/pl/legalcode. Skrót
licencji: dozwolone jest kopiowanie i dystrybucja pod warunkiem podania źródła (www.octigo.pl) i autorstwa (Marcin
Żmigrodzki). Dopuszczalne jest użycie wyłącznie dla celów niekomercyjnych. Dopuszczalne jest tworzenie utworów pochodnych, jednak koniecznie z podaniem
źródła i zachowaniem tej samej licencji.
Zdjęcie na pierwszej stronie zrobione przez Moritz Sirowatka (http://www.flickr.com/photos/55331818@N07/5145879145/).
Opis program MS Project był zrobiony dla MS Project 2003. MS Project jest znakiem towarowym firmy Microsoft Corporation.
PMBOK® Guide jest zastrzeżonym znakiem handlowym Project Management Institute.