Ala Makota. Jacek

18
Jacek

description

Małgorzata Budzyńska: Ala Makota. Jacek

Transcript of Ala Makota. Jacek

Page 1: Ala Makota. Jacek

Jacek Budzynska_Ala Makota_Jacek_okladka__DRUK.indd 1 2011-05-18 12:25

Page 2: Ala Makota. Jacek
Page 3: Ala Makota. Jacek

MakotaAla

Kraków 2011

Jacek

Page 4: Ala Makota. Jacek

92

Domka, Domeczka…Przewiezienie Bogusia ze szpitala do domu było zada-

niem dość karkołomnym. Marcella zajechała swoją limuzyną, czyli dziewięciolet-

nią, nieprzytomnie zaniedbaną toyotą, którą otrzymała od swojej mamy w nagrodę za dostanie się na politechnikę, i wygląda na to, że od czasu gdy ją dostała, ani razu jej nie umyła – wiele wskazywało na to, że samochód okaże się zbyt mały dla Bogusia z gipsem, jednak udało się. Poza Bogusiem i jego gipsem nikt z nas się nie zmieścił. Ale zanim Boguś wrócił na nasze śmieci, Marcella zapropo-nowała, żebyśmy mu na czas bycia zagipsowanym udo-stępnili pokój Hakona. Bo to jest największy pokój, dużo większy od maleńkiego pokoju Bogusia. Na tyle większy, że ktoś w gipsie będzie mógł wygodnie w nim spędzać czas.

– To prawda – powiedziała Alka. – W tym pokoju jest nawet balkon, będzie mógł sobie nogę w gipsie na świat wystawić… Pooddychać powietrzem, popatrzeć na uli-cę… Haku, daj mu twój pokój!

Marcella potakująco wspierała Alkę. – Daj mu swój duży pokój, biedny Boguś na to zasługuje!

Hak ugiął się niechętnie pod siłą argumentów Ali i Mar-celli. Pozbierał swoje fanty i oddał pokój do dyspozycji Bo-gusiowi.

Boguś – gdy już go w dużym pokoju ulokowaliśmy – do-cenił, podziękował, prawie się wzruszył.

Page 5: Ala Makota. Jacek

93

Wszyscy poczuliśmy się tak dobrze, jakbyśmy byli wiel-koduszni i tacy altruistyczni… Poprawiliśmy sobie zdanie o nas samych. Pomagamy bezradnemu, unieruchomione-mu Bogusiowi, który zasłużył sobie na to tylko dlatego, że jest fajnym człowiekiem.

– Dojdzie trochę do siebie i wyjedzie – szepnął w moje ramię Hak. – To niech przez te kilka dni pożyje sobie wy-godnie…

– Będzie nas dobrze wspominał – zachichotałem. W domu na Bogusia (i na nas przy okazji) czekał posiłek

przygotowany rękoma mojej mamy. Poruszona ciężkim losem Bogusia zrobiła dla niego lasagne, wielką blachę lasagne.

Alka i Marcella zostały z Bogusiem i lasagne, a my z Ha-kiem pojechaliśmy po Domkę, Domeczkę. Znaliśmy ją ze zdjęcia.

*Pociąg wjechał na peron z planowanym opóźnieniem,

które uległo zwiększeniu do dwudziestu sześciu minut. Szliśmy wzdłuż wagonów, aż nagle z jednego z okien wy-chyliła się otwarta, szczera, uśmiechnięta buzia jasnowło-sej dziewczyny. Nie była ładna; była tylko sympatyczna. Miała lekko wyłupiaste jasne oczy, bardzo gęste i długie rzęsy, pulchne usta i zaczerwienione policzki, tak jakby była zgrzana, jakby w pociągu było zbyt ciepło.

– Já jsem Domka! – pomachała do nas.

Page 6: Ala Makota. Jacek

94

– No i będę miał Domkę w domu – jęknął Hak. – Na krótko – pocieszyłem go. – Zabierze Bogusia i bę-

dzie spokój. Uśmiechnęliśmy się do niej i przeszliśmy do drzwi wa-

gonu numer sześć. A gdy w drzwiach stanęła Domka, Domeczka… z na-

szych szczerych uśmiechów nie został nawet cień cienia. Tego żaden z nas by nie wymyślił. Tego nawet Monisia by nie wymyśliła. Tego się po Bogusiu nie spodziewaliśmy. Świat jest po prostu złośliwy, jeśli robi nam takie numery. Uśmiechy zamarły nam na twarzach. Wpatrywaliśmy

się w Domkę i żaden z nas nie potrafi ł się ruszyć. A Domka potrzebowała pomocy przy wyjściu z wagonu… Bo Dom-ka, Domeczka miała z sobą sporą walizkę na kółkach… ale nie tylko. Domka ruszała się wolno, uważnie i w gruncie rzeczy dość niezdarnie.

Bo Domka jest chyba w dziewiątym miesiącu ciąży!!!

*Wpatrywaliśmy się w Domkę jak zahipnotyzowani. W stanie ograniczonej percepcji, przełamując swą nie-

chęć, walcząc z własną chęcią ucieczki, wolno zbliżyłem się do drzwi, by jej pomóc. Przed nią jeszcze powoli, uważ-nie stąpając, wychodziła z wagonu starsza pani. A za nią do wyjścia szykowała się Domka.

Wzrok miałem skierowany na Domkę, uśmiechała się do mnie, próbowałem odpowiedzieć jej uśmiechem, lecz nie-

Page 7: Ala Makota. Jacek

95

łatwo mi było przywołać radosny grymas. Bo tuż za mną stał Hak. Wyczuwałem jego panikę. Obaj prawie, prawie wpadliśmy w popłoch. I usłyszałem jego szept. – Jacek… Jeśli ona… u mnie, w domu…

– Nawet o tym nie myśl… – wyszeptałem w powietrze. –Nawet o tym nie myśl… To niemożliwe…

– Jeśli ona… urodzi… dziś w nocy… to… – Nawet o tym nie myśl… Nie myśl… – poprosiłem,

ale ja też cały struchlałem. – Jeśli ona urodzi… To będę miał w domu trójkę Cze-

chów… Dwóch dorosłych i niemowlę… Mama mnie rozszarpie… – wyjąkał. – A ja się zabiję… Nie lubię nie-mowląt… Nie do mnie z niemowlętami… Nigdy w życie żadnego nawet z bliska nie widziałem… Nie interesują mnie… To ja już wolę matematykę teoretyczną… Będę się uczył… Jak to możliwe…

– Nawet o tym nie myśl… – powtórzyłem po raz trze-ci, bo byłem tak przerażony, że taki scenariusz mógłby się zrealizować, że nawet nie byłem w stanie wymyślić jakie-gokolwiek innego zdania.

Wyciągnąłem rękę i schwyciłem walizkę Domki. Posta-wiłem ją na peronie, a Domka, Domeczka odrzuciła moją chęć pomocy; wysiadła sama. Rozejrzała się po peronie, na głowę nacisnęła szary, włóczkowy beret, szyję okręciła szarym szalikiem, włożyła rękawiczki i uśmiechnęła się.

– Poprvé jsem ve Varšavě – powiedziała, co my zrozu-mieliśmy jako „pierwszy raz jestem w Warszawie”, więc

Page 8: Ala Makota. Jacek

96

Hak uprzejmie powiedział: – A my nie pierwszy! – I Domka się roześmiała.

Udając, że wcale nie jesteśmy zaskoczeni, udając ra-dość i dobry humor, ruszyliśmy w kierunku metra. Hak jednak nie umiał długo udawać. Zamilkł i milczał ciężko, przerażająco, złowrogo. Szedł za nami. Ja ciągnąłem walizkę Domki, Domeczki, ona szła obok mnie, rozglądała się, coś mówiła, odpowiadałem półsłowami. A za nami krok w krok podążał Hak. W pewnym momencie obró-ciłem się do niego. Popatrzyłem mu prosto w oczy. Doj-rzałem w nich tylko jedno – rozgościło się w nich przera-żenie.

Alka, Marcella, Domka, Domeczka Stojąc przed drzwiami do własnego mieszkania, Hakon

ustawił się tak, by to Domka, Domeczka była na pierw-szym planie. Zadzwonił. Pośpieszny tupot bosych stóp i już wiedziałem, że drzwi otworzy nam Alka. Cała w uśmie-chach, radośnie podskakująca z gestem, energicznie, dy-namicznie otworzyła drzwi, ujrzała Domkę, Domeczkę, od-garnęła włosy, i wszyscy ujrzeliśmy, jak z jej twarzy powoli zaczął znikać uśmiech… Ot tak, spływał uśmiech…

Ot tak, aż zupełnie znikł. Ot tak po prostu spłynął po niej jak woda po kaczce. Uśmiechnąłem się w myśli. Alka została pokonana. Moja siostrzyczka straciła umiejętność panowania nad

swymi emocjami. Patrzyła na Domkę, Domeczkę, wzrok

Page 9: Ala Makota. Jacek

97

jej spoczął na olbrzymim brzuchu Domki, uniosła wzrok na mnie, popatrzyła mi prosto w oczy, odczytałem w nich pytanie: „jak to?! dlaczego?!”, niemo odpowiedziałem, że ja nie mam z tym nic wspólnego; co jest szczerą prawdą najprawdziwszą; następnie jej wzrok powędrował do Ha-kona, on tylko przecząco pokręcił głową.

Alce ręce opadły w geście bezradności. Kilkakrotnie za-gryzła dolną wargę, jak zawsze, gdy jest zdenerwowana i nie wie, co powiedzieć. Jakby nieświadomie przecząco poruszała głową.

Domka dokonała czegoś niesłychanego – zaskoczyła nas wszystkich. Takim prostym faktem. Po prostu ciążą, dużą, zauważalną ciążą. Domka, Domeczka zdała sobie sprawę, wyczuła nasze nastawienie, które prawdę mó-wiąc, nie było zbyt pozytywne, już wiedziała, że jej ciąża nie wywołała zachwytu ani w Alce, ani w nas… Po chwili drzwi uchyliły się szerzej. To Marcella chwyciła za klamkę, przesunęła Alkę i utkwiła wzrok w Domce.

Dzielna Marcella. Mądra Marcella jako jedyna zapano-wała nad głupawym zdziwieniem, w jaki nas wprawiła ciąża Domki, Domeczki.

– Witaj, Domko! – powiedziała tak spokojnie, jakby fakt, że Domka, Domeczka może zaraz urodzić, nie robił na niej żadnego wrażenia. Jakby to było coś codziennego, nor-malnego, coś, czego powinniśmy się spodziewać.

– Jestem Marcella – przedstawiła się, wyciągając rękę. –Wejdź! To jest Ala, siostra Jacka.

Page 10: Ala Makota. Jacek

98

Alka skinęła głową, wydała z siebie wieloznaczne „cha, cha!” i posłała Domce wymuszony uśmieszek.

– Boguś czeka na ciebie! – kontynuowała Marcella. –  Děkuji – powiedziała spokojnie Domka, delikatnie,

prze praszająco uśmiechnęła się i weszła. Zdjęła kurtkę, buty, a z pokoju, który jeszcze kilka godzin temu był po-kojem Haka, dolatywał uszczęśliwiony głos Bogusia. Krzy-czał: – Ahoj! Domeczka!!!

Domeczka pozostawiła swoje rzeczy w przedpokoju i natychmiast skierowała się do pokoju, z którego docho-dził głos Bogusia.

Marcella oparła się o ścianę i bezgłośnie zachicho-tała.

My z Alką za to tylko się skrzywiliśmy, a Ala nawet nie-dowierzająco pokręciła głową.

Zarobiony jestemGdy Domka konwersowała po czesku z Bogusiem, gdy

w zamkniętym przed naszą ciekawością pokoju coś do siebie szeptali, my wszyscy czworo siedzieliśmy w kuchni. Dokładnie to ja siedziałem za stołem, Hak stał obok, wpa-trując się w okna naprzeciwko i wsłuchując się w szum ulicy, Alka kroiła sałatę lodową, paprykę i pomidory, a Mar-cella przygotowywała sos winegret, usiłując jednocześnie skłonić nas do zajęcia jakiegoś stanowiska.

– Chyba muszę się zdobyć na męską rozmowę – bez-radnie, cicho i z obawą wypowiedział się Hakon. – Na mę-

Page 11: Ala Makota. Jacek

99

ską rozmowę z ogipsowanym Bogusiem lub jego ciężarną dziewczyną… – Wszyscy zamilkliśmy i skierowaliśmy na niego wzrok. Miał na sobie czerwoną bawełnianą blu-zę z długimi rękawami i z wielkim cytatem z fi lmu Barei „Nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem”.

– Chyba… – powiedziała Alka. – Jeśli musisz… Chyba tak, chyba powinieneś…

– A co… mu powiesz?! – Marcella próbowała skonkre-tyzować problem.

– Nie wiem… – odrzekł Hakon. – Nie znam się… – wskazał na napis na własnej bluzie, a Marcella doczytała do końca: – Zarobiony jestem!

– Tak właśnie – westchnął Hak.

I co robić?! – Wszystko się ułoży – zaczęła Marcella. – Nic wiel-

kiego się nie dzieje. Boguś przesadził; zaskoczył nas, to trzeba przyznać… Nie dość, że sam się nie rusza, wyma-ga pomocy, to jeszcze sprowadził tu dziewczynę… Ale poradzimy sobie z jej wizytą…

– Co za tupet – powiedziała Alka. – I słowem nie wspo-mniał, że zrobił jej dziecko…

– No, nie wspomniał – zgodził się Hak. – Powinien – dorzuciłem. – Bał się – to Marcella. – A może nawet nie przeszło mu przez myśl, że to coś

zmienia? – to ja.

Page 12: Ala Makota. Jacek

100

– A zmienia? – Alka zadała to pytanie głosem pełnym wątpliwości.

– Zmienia. – To Marcella. – Wszystko zmienia. Tragicz-nie komplikuje nam wszystko! Ale… – Marcella uniosła dłoń ku górze, tak jakby podkreślała wagę swych głębo-kich przemyśleń, a zarazem chciała uspokoić Haka. – To, że jest w ciąży, wcale nie znaczy, że zaraz tu, za godzinę, dwie lub pięć będzie rodzić! Ona po prostu jest w ciąży! I tak trzeba na to patrzeć.

I wtedy Hakowi puściły nerwy. – Ale ja nie jestem w ciąży! Ja wcale nie chcę, żeby

mieszkała tu ciężarna dziewczyna! To nie moja ciąża, nie moje dziecko, ja nie chcę żadnej odpowiedzialności za cudzy poród! Jak ona mogła wsiąść do pociągu i chwilę przed porodem jechać taki kawał?!

– Bo kocha Bogusia! – krzyknęła Alka. – Nie rozumiesz miłości?! Ona go kocha, on ją kocha!

– To niech go kocha! Szczęścia życzę! Miłości! Radości! Wspaniałych dzieci! Dobrego szefa i super zarobków! Z najlep-szymi życzeniami! Raz na zawsze! Ale niech mnie nie naraża na takie stresy! Co ja mam zrobić?! – Hak miotał się bezrad-nie. Chodził po tej małej kuchni, jakby rzucał się w potrzasku.

– Pomożemy ci – zadeklarowała Marcella. Ona przynaj-mniej zachowywała spokój, nie histeryzowała, tylko usiło-wała zapanować nad sytuacją.

– Ja się boję! Boję! – przyznał się Hakon. – Ja nie wiem, może wypije za gorącą herbatę i urodzi?! Albo potknie się

Page 13: Ala Makota. Jacek

101

w łazience? Albo wyjdzie do kiosku i zacznie rodzić w win-dzie?! Ja się nie nadaję! Ja się o to nie prosiłem! Ja wcale nie czuję się winny i nie wiem, dlaczego wszyscy chcecie mnie obarczyć odpowiedzialnością! Przecież jeśli coś się stanie, to Boguś nic na to nie poradzi! Nic! Nic! A ja też nic! Nic! – I nagle zwrócił się do mnie: – A może ty bę-dziesz wiedział co robić?

Zrobiłem minę pełną zaskoczenia, że w ogóle zadał mi takie dziwaczne pytanie, na wszelki wypadek, gdyby nie zrozumiał mojej miny, wzruszyłem ramionami i rozłożyłem bezradnie ręce. Bo nie mam najmniejszego, najbledszego, totalnie żadnego pojęcia, co się robi z dziewczynami, które mogą zaraz urodzić. Jak się im zapewnia bezpieczeństwo.

– Może zakażmy jej wychodzenia z domu? – zapropo-nowałem po chwili namysłu. – I na balkon… I do kuchni… robimy dyżury i wtedy przynajmniej zawsze obok niej bę-dzie ktoś z nas…

Nikt nie podchwycił mojej propozycji. A Alka nawet mruknęła: – Idiota.

Pominąłem milczeniem jej wstrętną i głupią uwagę. Chciałem tylko pomóc.

– Wczoraj, jeszcze w szpitalu Boguś zapewniał, że ona tylko na jedną noc – cicho i z rezygnacją powiedział Hak. – I na dodatek chciał, żeby spała u niego w pokoju, na podłodze… Ja sobie pomyślałem, że przecież jedną noc to jakoś sobie z tym gipsem i Domeczką w pokoju prześpią… I się zgodziłem… Nawet mi się to spodobało,

Page 14: Ala Makota. Jacek

102

że dziewczyna taki kawał drogi przyjeżdża, żeby się z nim zobaczyć… Nawet pomyślałem, że Boguś ma szczę-ście… Ale przecież jej nie możemy położyć na podłodze, nawet jeśli znajdziemy materac… A Boguś w gipsie, jak się go już ułoży na noc na łóżku, to niech tam sobie leży…

– To trzeba dla Domki znaleźć łóżko – powiedziała Alka. –My mamy takie polowe…

–  Siostra… do szczętu zgłupiałaś? – uprzejmie wpa-dłem jej w słowo. – Dziewczynę w takiej ciąży na łóżko polowe?!

– To co proponujesz? – wtrąciła się Marcella.

To nie przeminęło z wiatremWzruszyłem ramionami. – Nic. Ja tam nic nie wiem… – Co by tu zrobić… – rozmyślała Alka. – Przypomniało

mi się z Przeminęło z wiatrem, że jak Scarlett przyjmowała poród Melanii, to potrzebowała dużo prześcieradeł, gorą-cej wody…

– Przestań, Alka, przestań, bo mnie coś trafi ! Nie wy-trzymam! – wrzasnął Hak. – W szkole się niczego nie do-wiedziałaś, że mi bajki opowiadasz?!

– Niczego! – zaperzyła się Alka, delikatnie mieszając sałatę z papryką.

– Alka, Przeminęło z wiatrem dzieje się w czasach woj-ny secesyjnej… – uprzejmie zauważyła Marcella. Podała

Page 15: Ala Makota. Jacek

103

Alce sos. – Teraz jeśli coś się dzieje, to trzeba dzwonić na pogotowie i już! A jeśli taki poród idzie szybciej niż normal-nie, to trzeba samemu zawieźć przyszłą matkę do szpitala, tak sądzę….

– A dlaczego uważacie, że ona urodzi tej nocy? – Alka przestała kroić pomidory. Marcella skinęła głową, wzięła cząstkę pomidora i zjadając, spokojnie tłumaczyła. – Ciąża to długi proces! Może ona urodzi za tydzień? Albo za dwa? Za miesiąc, nie wcześniej?!

W tym momencie zadźwięczał dzwonek od minutnika i dał nam znać, że lasagne już podgrzana i nadaje się do spożycia.

Marcella wyjęła lasagne z piekarnika i postawiła na stole. Hak zaczął rozstawiać talerze, a Alka polała sałatę sosem.

– Zawołam Domkę i Bogusia, posiłek na stole – powie-działa.

Skinęliśmy głowami. – Dlaczego? – jęknął Hak. – Dlaczego Boguś nam to

zrobił? Dlaczego nie powiedział, że jego dziewczyna przy-jedzie tu i pewnie ze stresu, gdy go zobaczy, to urodzi?! Mówię wam, ja mam tak strasznego pecha, na pewno to dziecko się dzisiaj urodzi!

– Przestań tak wszystko czarno widzieć! – uspokoiła go Marcella. – To tylko jedna noc!

– To może ty też powinnaś zostać tu na noc? – powie-działa Marcella do Ali. – Żeby Domka dobrze się czuła, że jest jeszcze jakaś dziewczyna?!

Page 16: Ala Makota. Jacek

104

– No dobrze – westchnęła Alka, uśmiechnęła się radoś-

nie, posłała mi spojrzenie pełne satysfakcji, a ja zaniemó-

wiłem z rozpaczy.

Wyprowadziłem się z domu do Haka po to, żeby nie

mieszkać z Alką, żeby jej nie słuchać przez całą dobę, nie

mijać w drzwiach łazienki, a tu się okazuje, że zamiesz-

kałem ze spanikowanym Hakiem, Czechem w gipsie,

Czeszką w ciąży i z moją własną siostrą w trzypokojo-

wym mieszkaniu – tak sobie myślałem, gdy usłyszałem

głos Alki. – Marcella… weź, ja cię proszę… Bądź też tu-

taj w nocy… Tylko jedna noc… Jeśliby się coś działo…

To wiesz, chłopaki spanikują, Boguś tylko leży, a ja może

sama nie dam rady…

– Dobrze – zgodziła się Marcella.

Noc zapowiada się tak.

Mój pokój w mieszkaniu Hakona zajmie Alka z Marcellą,

jedna będzie spała na łóżku polowym, które dopiero przy-

niesiemy, druga na podłodze.

Domka, Domeczka będzie spała w pokoju Haka na łóżku

z mojego pokoju, które tam przeciągniemy.

Hak będzie spał w dawnym pokoju Bogusia na łóżku, a ja

obok, na podłodze.

Jakby jeszcze ktoś chętny się pojawił, to zostanie mu

wanna lub podłoga w łazience.

Page 17: Ala Makota. Jacek
Page 18: Ala Makota. Jacek

cena: 25,90 z

Zupe nie NOWA ksi ka, której bohaterem jest brat Ali – JacekMasz do natr tnej siostry ledz cej ka dy twój krok?

Marzysz o wyprowadzce i upragnionej wolno ci? Chcesz odci

si od domowego chaosu? W takim razie UWA AJ, bo to,

o czym do tej pory tylko ni e , ma szans si zi ci na jawie.

Tak by o w przypadku Jacka! Jednak nowe samodzielne ycie

mo e oznacza k opoty. Zw aszcza, gdy jest si skazanym

na mieszkanie pod jednym dachem z czeskim koleg i jego

dziewczyn w ci y. Kompletny brak wiedzy na temat

zajmowania si dzie mi, t umy niechcianych go ci

odwiedzaj cych mieszkanie Jacka i noworodek,

który nadzwyczaj szybko pojawi si na wiecie, wcale

nie u atwiaj sytuacji.

UWAGA: Autorka nie ponosi konsekwencji za osoby, które pójd w lady bohatera i przy okazji wpakuj si w k opoty.

W serii ukaza y si :

Budzynska_Ala Makota_Jacek_okladka__DRUK.indd 1 2011-05-18 12:25