Ala Makota. Maksymalnie ja 2

26
Maksymalnie ja

description

Małgorzata Budzyńska: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

Transcript of Ala Makota. Maksymalnie ja 2

Page 1: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

Maksymalnie ja

ala_makota_okladka_maksymalnie_ja_2.indd 1 2010-08-23 08:55:42

Page 2: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

tytulowe_maksymalnie_ja2.indd 3 2010-08-20 14:48:51

Page 3: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

MakotaAla

Wydawnictwo Znak Kraków 2010

jaMaksymalnie

tytulowe_maksymalnie_ja2.indd 3 2010-08-20 14:48:51

Page 4: Ala Makota. Maksymalnie ja 2
Page 5: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

81

Wrzesień

81

1środa

Bronisława, Idziego

Mama z rana: – Nie pamiętam, gdzie mogłam schować bluzkę! Alu, prze-

cież bluzkę można schować tylko w szafi e albo na półce! – Jacek to by jeszcze schował pod łóżkiem albo w łazien-

ce… – podpowiedziałam uprzejmie. – Jacek! – powiedziała mama. – Przecież to jasne, że Jacek

mógłby koszulę rzucić gdziekolwiek. Ale ja? Gdzie ja mogłam zostawić tę śliczną bluzkę?!

Uniosłam ramiona w górę w geście bezradności. Już ubrana (w szeroką, długą spódnicę za kolana, rajstopy

i białą bluzkę) spokojnie sobie czekam, aż mama zrozumie, że bluzki nie znajdzie.

Za dwadzieścia dziesiąta.Mama jest wściekła.

WRZEŚNIA

Page 6: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

82

– zajrzała do mojego pokoju. Nie czekała na odpowiedź ☺. Za piętnaście dziesiąta wyszłam z domu.

PóźniejMama zdążyła na rozpoczęcie roku. Bluzki nie znalazła.

Straszna szkoda. Naprawdę przykro mi z tego powodu. Bo mama włożyła na sobie coś znacznie gorszego niż dżungla z cekinów. Ubrała się w sukienkę w mewy latające nad wzburzonym Bałtykiem.

Podczas przemówienia pani dyrektor kątem oka ob-serwowałam mamę. Tata Marka z VI a, który w zeszłym roku podczas występów szkolnych z okazji dnia szkoły zapoznał się z moją mamą, zajął się licze-niem mew.

A poza tym to nic nowego. Jak zwykle było wzniośle podniośle, granatowo-biało i na

dodatek karnie.

Uczeń powiedział…

Niewolnicy rzymscy byli używani do najcięższych prac, niektórzy jako nauczyciele.

PóźniejPlan lekcji jest mniej beznadziejny, niż można się było spo-

dziewać. W ramach nadprogramowej godziny mamy dodat-kową matematykę. Dostałyśmy matematykę, bo oczywiście

– oczywiście – to podkreślam – rodzice chcieli dodatkową matematykę, a nie kino ani tenis, ani nawet basen.

Page 7: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

83

Spisałyśmy zobowiązania na rok szkolny.

Moje Puszki Nie schodzić z ocenami po-niżej trói

Nie schodzić z ocenami poniżej piąt-ki, no czwórki

Chodzić z jakimś chłopa-kiem

Chodzić z jakimś bardzo fajnym chłopakiem

Zrobić fajne andrzejki Zrobić fajne andrzejkiI mikołajki I mikołajkiI wigilię I wigilię

Nie gadać z głupimi, gdy będę wiedziała, kto jest głupi

Dobrze wyglądać

Hanka, gdy to zobaczyła, powiedziała, że ona też chce sobie spisać. No i spisała:

Nie schodzić z ocenami poniżej piątki, trójki, a dwóje poprawiaćChodzić z jakimś superchłopakiemZrobić fajne andrzejkiI mikołajkiI wigilięNie gadać z głupimi, gdy będę wiedziała, kto jest głupi, i nie kłó-cić się z dziewczynami, nawet jeśli będę wiedziała, że są głupieDobrze wyglądać i nie spóźniać się, chyba że czasami

Juliana, Stefana

2czwartek

WRZEŚNIA

Page 8: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

84

No to Beata, gdy zobaczyła spis Hanki, też sobie taki zrobiła. O taki:

Nie schodzić z ocenami poniżej piątki, czwórki, trójki, dwójki, a jak zdarzy się jedynka, to nie wiem co

Zrobić fajne andrzejkiI mikołajkiI wigilięNie gadać z głupimi, gdy będę wiedziała, kto jest głupi, i nie kłó-cić się z dziewczynami ani z chłopakami, w ogóle się nie kłócić, a jeśli się nie da, to trudnoDobrze wyglądać i nie spóźniać się, chyba że czasami

Porównałyśmy nasze spisy. I wyszło, że Beata jest minima-listką i na dodatek nie wie co.

– Jaka ty jesteś śmieszna – powiedziała Hanka do Beaty. – Jak dostaniesz jedynkę z matmy, to masz ją poprawić! Co to znaczy, to, co napisałaś – „to nie wiem co”?

– Obrażam się – powiedziała Beata. – Bo nie jestem śmiesz-na, tylko nie wiem co!

I zaczęły się kłócić. – Miałyśmy się nie kłócić – jęknęła Puszka. – Aż do grudnia!

Albo nawet aż do ferii! – To bardzo trudne! – powiedziała Hanka. – Jeśli ona nie

wie, co się robi z jedynką z matmy! – No nie wiem! – krzyknęła Beata i się zaperzyła. – No jak to co! Masz poprawić! – odrzekła Hanka. – A jak mi nie pozwoli?! Poprawiać?! A jak mi się nie uda?! – Jak nie pozwoli, to do Trudzi. A jak się nie uda, to na korki

do Puszki. Biedna Puszka wcisnęła głowę w ramiona i przytaknęła.

Tym sposobem będzie odrabiała lekcje za Beatę.

Page 9: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

85

Pani Pędzi znowu nie będzie uczyła nas, tylko jakieś zupełnie obce, inne klasy. – Oddała nas bez walki?! – Hanka wzru-szyła ramionami.

– A ja dalej lubię – powiedziała Beata i przytuliła się do biednej pani Pędzi. A pani Pędzi przytuliła Beatę.

Marek na przerwie stanął przede mną, pochylił się, bo on jest strasznie wysoki, i powiedział:

– Wiesz, że przez twoją mamę była u mnie w domu awan-tura?

– Co? – Byłam tak zdziwiona, że aż oparłam się o ścianę. – Dlaczego?

– Bo moja mama na rozpoczęciu roku szkolnego zauważyła, że mój tata liczył mewy na sukience twojej mamy! No. Mówię ci! Przez cały apel mój tata liczył mewy! A twoja mama z nim gadała, zamiast słuchać dyrektorki!

– Nie może być… – wyraziłam moje głębokie zdumienie. – To ja słuchałam, a mama nie?!

– Nie… – wyjąkałam. Chyba nawet mama tego nie wie-działa! – pomyślałam.

– No to już wiesz. Moja mama jest wściekła na tatę i na sukienkę twojej mamy!

PóźniejW domu poinformowałam mamę, że ma 123 mewy na su-

kience.

Izabeli, Szymona

3piątekWRZEŚNIA

Page 10: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

86

– To ty naprawdę nie masz nic lepszego do roboty? – zdziwił się tata, który widać usłyszał, chociaż siedział w dużym, a my by-łyśmy w kuchni. – Liczysz mewy na sukience mamy?! Ja was zupełnie nie rozumiem! Kie-

dy wy dorośniecie?! – Ja też was nie rozumiem – ni z tego, ni z owego

wtrącił się Robert. – To nie ja liczę mewy – wyprowadziłam tatę z błędu. – To

tata Marka policzył!

Wieczorem – Alka – gdy już leżeliśmy w łóżkach, za-

gaił Jacek. – Alka, o co chodzi z tymi mewa-mi? Od trzech godzin kłócą się o ilość mew! Ty wiesz, o czym oni w ogóle rozmawiają?!

– Nie – szczerze przyznałam.

– Nie żartuj! – pisnęłam. – Ja chcę papużkę! Kota! – Jakiego znowu kota! – zaprotestował. – Chcesz węża,

bo ja chcę!

W domu wszystko się uspokoiło. Mama milczy do taty, a tata mil-czy do mamy.

Liliany, Rozalii

4 Doroty, Justyna

5sobota

niedzielaWRZEŚNIA

WRZEŚNIA

Page 11: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

87

PóźniejGdy Jacek przysnął, wyszłam z pokoju i wyjęłam walizkę,

a z walizki cekinową bluzkę w dżunglę. Schowałam ją w sza-fi e w przedpokoju, na samym dnie, pod torbą podróżną, na którą rzuciłam jeszcze stary krawat taty, czerwoną czapeczkę Mikołaja, która od czasu mojej młodości poniewiera się to tu, to tam, i jedną skarpetkę Roberta, bo akurat leżała w dużym pokoju. Po chwili w naszym pokoju, spod łóżka Jacka, wyję-łam cichcem za pomocą kija od miotły odpinane rękawy od kurtki Jacka, które tam leżą chyba od wiosny, i też je starannie ułożyłam na torbie, wesołej mikołajowej czapeczce, krawacie i skarpetce.

☺ ☺

Dzisiaj to już tak naprawdę, na serio zaczęła się szkoła. Na lekcji wychowaw-czej Trudzia zrobiła ankietę.

– Po to, żeby wiedzieć, co myślicie o szkole – powiedziała, kładąc przed każdym z nas kartkę.

– Wcale nie myślimy o szkole! – krzyknęła Zuzia. – Staramy się nie myśleć!

– Piszcie, co was boli albo co wam się podoba! Czy lubicie swoją klasę, co chcielibyście zmienić w szkole, jakie macie propozycje.

Trudzia zebrała kartki, a następnie odczytała na głos najcie-kawsze wypowiedzi:

To było tak:

Albina, Beaty

6poniedziałek

WRZEŚNIA

Page 12: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

88

Trzeba zrobić klasowy sklepik. I posadzić więcej palm na korytarzu, bo w Edenie robi się ciasno. My powinniśmy ustalać, co będzie na obiady. Powinno być po równo chło-paków i dziewczyn, a jeszcze lepiej więcej chłopaków, żeby był wybór.

Bartosz napisał: – W szkole wakacje powinny być co dwa miesiące. A lekcje i przerwy po 30 minut.

Asia chciała, żeby w szkole było takie olbrzymie akwarium z rybkami z oceanów, bo są śliczne, a ona bardzo lubi zwie-rzęta.

Beata zaproponowała, żebyśmy oglądali fi lmy o miłości, bo to bardzo ciekawe.

Ela chciała, żeby w szkole nie było niektórych nauczycieli, ale nie napisała których.

W domuTata jak co roku mniej więcej o tej porze bystrze stwierdził:

– Nie – odpowiedział Jacek. – Nie – odpowiedziałam ja.

Widzieć rozum syna znacznie większym od własnego rozumu: oto szczęście dla dobrego ojca. Tirukkural

Page 13: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

89

Gdy byłam dzieckiem, zawsze siada-liśmy całą rodziną i obkładaliśmy pod-ręczniki. Okładki, lekkie, foliowe i kolo-rowe. W tym roku też z tatą kupiliśmy te okładki, ale tylko dla mnie. Wzięłam wszystkie zeszyty i książki i poszłam do kuchni do mamy. Jeszcze nie zdążyłam nic powiedzieć, gdy mama rzekła:

– Alu, zajmij się tym sama, ja nie mam czasu. I zrób to w twoim pokoju, ja tutaj gotuję.

Zrobiło mi się niesamowicie przykro. Tak. Mama woli sobie gotować, niż obłożyć ze mną książki. Tak jest.

Zadzwoniłam do Puszki. Nie mogła przyjść, bo mama pro-wadzi ją do dentysty i do ortopedy.

PóźniejPrzyszedł Jacek. I rzucił się do ścielenia swojego łóżka. – Co jest? – uprzejmie zagadnęłam. – Niebieskowłosa

przyjdzie? Nic nie odpowiedział. Przyszła. Miała jasnobrązowe włosy.

No tak. Przecież jest wtorek.

Postanowiłam, że nie wyjdę z naszego wspólnego pokoju. – Fajnie tu u was w domu – powiedziała, gdy już się rozsiad-ła na łóżku Jacka. Jacek poszedł szukać coli, której nie znaj-dzie, bo jej nie ma w domu, tak po prostu. A gdy wchodziła, to jej zupełnie bezmyślnie zaproponował. Tak jakby nie wiedział, że nie ma. A teraz udaje, że szuka w kuchni. Albo mama da mu pieniądze i pójdzie kupić, albo nie wiem co.

– Fajnie? – zdziwiłam się. – Co tu u nas fajnego?Jacek nie wrócił. Musiał pognać do megasamu po colę. – Normalnie – odpowiedziała. – Muzyczka gra [dopiero

wtedy zdałam sobie sprawę, że tata znowu włączył jakąś

Reginy, Melchiora

7wtorekWRZEŚNIA

Page 14: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

90

denerwującą muzykę], wasz tata siedzi i czyta, ty sobie ob-kładasz książki…

Obkładam sobie, bo nikt nie chce obkładać ze mną – prze-leciało mi przez głowę. – A tata słucha, bo mama pewnie znowu z nim nie chce rozmawiać. A tak w ogóle, to tata woli gdzieś wyjść, z wujkiem Stefanem, z kolegami, no gdziekol-wiek, niż być w domu… A jak już jest, to czyta, i to na dodatek rzeczy, które nikomu do niczego, a już najmniej do szczęścia, są potrzebne…

Taka prawda. Zresztą z Jackiem też nie rozmawiają, a z Robertem to już chyba wcale. Hm… ale to usprawie-dliwione, z nim się tak straszliwie trudno rozmawia, tylko te hmmm i eeeeeeeeeee… Przecież z nim to nawet ja nie pogadam…

– Chcesz, to ci pomogę. – Wzięła jedną z książek i wspól-nie zaczęłyśmy je obkładać.

Chyba ją polubię. Ale i tak nie uwierzę, że będzie z Jac-kiem chodzić dłużej niż przez tydzień. A to tylko dlatego, że mój brat jest beznadziejny, i jak tylko ona to zrozumie, to wspólne chodzenie się skończy, tak będzie!

– Możesz coś dla mnie zrobić?! – usłyszałam, wchodząc do domu. Drzwi były otwarte i gdy nacisnęłam klamkę, to po prostu się otworzyły. I dlatego przez przypadek usłyszałam rozmowę Agnieszki i Roberta.

Adriany, Radosławaśroda

8WRZEŚNIA

Page 15: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

91

– Proszę cię… – jęczała takim jakimś dziwnie przymilnym tonem. – Wyrzuć ten kolczyk, bo on przypomina tamtą!

Gdy weszli do kuchni, dołożyłam wszelkich starań, żeby obejrzeć sobie ucho Roberta.

Było bez kolczyka.

Ułożyłam wpisywankę do zeszyciku. Z dedykacją dla Rober-ta, ale on oczywiście o tym nie wie.

Coś mało tego mi się napisało. To dopisałam:

WieczoremMama telefonicznie nadaje do cioci Justyny: – Tak, widzisz, prosiłam go, myślałam, ba, byłam pewna, że

nic już do niego nie dociera, a tu patrz! Wyjął kolczyk! – cie-szyła się. – Widzisz, wydaje się, że wszystko puszczają mimo uszu, a to jednak nie tak! Jeszcze z miesiąc i nie będzie śladu po tym kolczyku!

Page 16: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

92

W szkole postanowili zrobić dyskotekę najstarszych klas, żebyśmy się integro-wali.

Beata schwyciła mnie na przerwie i próbowała się do mnie przytulić.

– Zostaw mnie – jęknęłam. – Chcesz, oddam ci deser, tylko się do mnie nie tul!

– Ale ja dlatego, że tak strasznie cię proszę! – Prosisz Alkę? – zdziwiła się Puszka. – O co? Bo chyba nie

o lekcje! – Nie, tylko brat Alki koleguje się z takim chłopakiem, który

mi się podoba… Ja bym dla niego wszystko… Jeśli przyj-dzie na dyskotekę i zatańczy ze mną, to ja, Alka, do końca życia ci tego nie zapomnę! – wyjąkała i znowu chciała mnie uściskać.

– Grozisz mi?! – spytałam. – Uspokój się – krzyknęła Hanka do Beaty. – Ściskasz Alkę,

bo chcesz zatańczyć z chłopakiem?! – Ja go nie znam i głupio tak, wiecie, nie wiadomo, jak go

poznać, bo jak ja się zbliżam, to on ucieka – wyjaśniła Beata. – Rozumiemy go – wtrąciła Puszka.

Beata popatrzyła na mnie z prośbą w jasnych oczach.

– Mój brat?! – jęknęłam zszokowana. – Dobrze, że to nie Jacek ci się podoba, bo on teraz chadza z tą Moniką, która w weekendy ma niebieskie albo zielone włosy.

– Znamy, znamy z widzenia – potwierdziła Hanka. – Ją do-brze widać na osiedlu!

Jacka, Piotraczwartek

9WRZEŚNIA

Page 17: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

93

– Niech twój brat przyprowadzi Alberta! – przymilała się Beata. – Załatw mi to… proszę! Będziecie dostawać moje desery w stołówce.

– I sponsorowane batoniki – dorzuciła Hanka. – I batoniki – zgodziła się Brata. – I mleko. Codziennie! – Za mleko dziękujemy – kulturalnie podziękowała Puszka. – Mleko to my chętnie oddamy – dodała Hanka. – Ale za

batoniki, i ewentualnie desery, gdy są dobre, to możemy po-myśleć! A może jeszcze przyniesiesz nam czekoladę?

Beata skinęła głową. A po chwili Hanka dorzuciła: – I będziesz odrabiała za mnie polski. Przez miesiąc! – Dobrze – zgodziła się Beata bez wahania. – I zrobisz andrzejki! W domu! – Co? – pisnęła Beata. – Muszę spytać mamę! – Jak poprosisz, to się zgodzi. – wyjaśniła Hanka. – To jak,

będą andrzejki? – Tak… – obiecała Beata. – Spróbuję! I wtedy wtrąciłam się ja. – Ja sobie nie życzę! Jak mam się bawić, gdy mój brat

będzie obok!? I wszystko w domu zakabluje! Nie! Nie! – Alka… – groźnie powiedziała Hanka. – Możesz się zacho-

wać! Popatrz, jak dużo utargowałam! Desery, batoniki, czeko-lada i andrzejki!

– Ja go tak kocham… Już przed wakacjami… go poko-chałam. Pomóż… – zaskomlała Beata.

– Ona go kocha! – rozczuliła się Puszka.

Zrób to! Jeśli nie dla deserów, to dla miłości! Taka miłość

się nie zdarza często! Głęboka! Musisz Beacie pomóc go po-znać!

Beata zatrzepotała rzęsami i powiedziała:

Page 18: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

94

Tyś jest najwyższą z sił, wszystko ulega tobie, miłości!Życie jest żądzą, a tyś z żądz największą,prócz samej żądzy życia; duszą duszyi sercem serca życia tyś jest,miłości!Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Hymn do miłości

– Alka, załatw, żeby ON przyszedł, wiesz, wszystkie go obejrzy-my i będziemy wiedzieć, czy się nadaje dla Beaty! Masz zaprosić Jacka – zakończyła Hanka. – A my z Beatą i z Puszką załatwimy z Trudzią, żeby twojego brata wpuścili. Przecież ich obu znają!

No znają… – pomyślałam. – I może dlatego nie wpusz-czą?!

Wpisywanka. Z dedykacją dla Beaty, ale oczywiście nie po-wiem jej o niej.

Gdy dziewczyna się zakocha, To nie płacze i nie szlocha,Tylko szuka możliwościWzbudzenia wielkiej miłości.

Postanowiłam poczekać do końca ty-godnia z tym zapraszaniem Jacka i Al-berta na dyskotekę. Bo przecież może, na przykład w weekend, Beata się od-kocha?!

Hanka jest strasznie przygnębiona. Bo jej tata jakoś załatwił sobie, że go z pracy w Warszawie przeniosą do pracy za gra-nicę. I za tę granicę pojedzie z Leną.

Aldony, Łucjipiątek

10WRZEŚNIA

Page 19: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

95

– Gdy tylko myślę o nich, to się tak denerwuję, że aż mnie zęby bolą! A tu, o tak, tu – poklepała się po brzuchu – tu mnie też wszystko boli! Tak mnie skręca. Gdybym mogła, to już nigdy bym się z tatą nie spotkała!

– To chyba możesz zrobić… – powiedziałam po chwili na-mysłu. – Jeśli wyjedzie, to całkiem możliwe, że już go nie spo-tkasz przez jakiś miesiąc albo i dłużej!

– Jaka ty jesteś beznadziejna – westchnęła Hanka. – Ja go chcę widywać, ale nie z nią. Ale jakby wrócił do nas, do mamy i do mnie, to wiesz, ja bardzo chętnie.

– A twoja mama? – A bo ja wiem. – Rozłożyła ręce. – Mówi, że nie chce taty

znać. Tylko żeby płacił na mnie. Ale przecież nie da się nie znać! W ogóle nie wiem ani co myśleć, ani co robić, ani w ogóle nic. I uczyć też mi się nie chce. I chodzić do szkoły też nie. Ale tu przynajmniej są ludzie, wiesz, coś się dzieje, ktoś czegoś ode mnie chce! A wracać do domu też mi się nie chce. Chodź. Ku-piłam dwa batoniki. – Masz. – I podała mi jeden.

– Na pustyni jest się trochę samotnym.– Równie samotnym jest się wśród ludzi.

Antoine de Saint-Exupéry

Smutno jadłyśmy na matematyce. Podzieliłam się z Puszką.

Zadzwoniła Beata, żeby spraw-dzić, czy Jacek i Albert już wiedzą, że będą na dyskotece. Gwidona, Marii

Jacka, Piotra

1121sobota

niedzielaWRZEŚNIA

WRZEŚNIA

Page 20: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

96

– odpowiedziałam dyplomatycznie. – To znaczy, że my to już wiemy, a oni jeszcze nie!

– Pośpiesz się! – krzyknęła Beata. – Nie mogę przepuścić takiej okazji!

Nocą – Jacek – powiedziałam, już leżąc w łóżku – przyjdź do mnie

do klasy na dyskotekę… Trudzia się zgodziła… – Coooooooooo?! – zszokował się tak bardzo, że aż się

uniósł. – No przyjdź – poprosiłam. – Możesz przyjść z Albertem! – Zgłupiałaś?! – No wiesz! – obraziłam się. – Zapraszam cię na moją

klasową dyskotekę! – Nie żartuj! – Nie żartuję… – powiedziałam, bo coś czułam, że przegry-

wam. – Jeśli przyjdziesz z Albertem, to… – To co? – To przez miesiąc nie powiem ani słowa o tych twoich śmieciach w naszym pokoju…

– Mało! – To jeszcze dorzucę mój globus! – Nie chcę globusa! – To będę wychodziła z pokoju, gdy przychodzi Monika… – I przez miesiąc będziesz ścieliła rano moje łóżko! – No, przesadzasz! – aż się wkurzyłam. – Albo ścielisz, albo nie przyjdę! – Dobra – wyszeptałam przez zęby. – Będę ścielić! Ale

przez tydzień! A ty masz przyjść z Albertem! – OK.

Page 21: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

97

Wiem, że powinno być i trzynasty, i piątek, to znaczy pech, ale akurat jest poniedziałek i dlatego przerobiłam tro-chę to powiedzonko i powstało: i trzy-nasty, i poniedziałek!

Dzień pierwszy ścielenia łóżka za Jacka. – Musisz mi zrobić rysunek na technikę, bo inaczej nie przyj-

dę na dyskotekę. Jakąś użyteczną maszynę mamy naryso-wać – zażądał Jacek i wyszedł.

W szkolePowiedziałam Beacie, że musi zrobić rysunek na technikę

dla Jacka, bo inaczej Albert nie przyjdzie. I że rysunek ma być użyteczny.

Beata od razu zabrała się do rysowania. Najpierw na przyro-dzie, a potem na polskim. Kartkę chowała pod ławką i chyba przez to strasznie się pomięła, a na dodatek w ogóle nie wia-domo było, co narysowała. A na historii kolorowała.

Na piątej przerwie dzieło już było skończone i pokazała nam je w całej krasie.

– Co to jest? – spytała Puszka. – Maszyna – odpowiedziała Beata. – Ale co za maszyna? – zdziwiła się Hanka. – Do naprawiania złamanych serc! – wyjaśniła Beata. – Taka maszyna nie istnieje! – krzyknęłam.

No, maszyny do szycia, na przykład?!

Eugenii, Apolinarego

1poniedziałek

3WRZEŚNIA

Page 22: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

98

– Nie mogłam – westchnęła Beata. – Bo jeśli Albert nie przyjdzie, to będę miała złamane serce, i tylko o tym myślę!

– Jeśli powiem Jackowi, że to jest maszyna do naprawiania złamanych serc, to na sto procent nie przyjdą!

Dziewczyny zamilkły. – To trzeba inaczej – wymyśliła Hanka. – Trzeba zapytać

jakiegoś chłopaka, co tu widzi. – I złapała Bartka z VI a, bo akurat przebiegał obok.

– Słuchaj, co tu widzisz?! – spytała, wskazując rysunek. – Nic! – krzyknął. – Jakaś kupa kresek i szwów! – No to już wiemy. – Hanka puściła Bartka.

– I do mnie: – I tak to masz przekazać bratu. A rysunek… beznadziejny – powiedziała Hanka.

– Beznadziejny – powiedziała Puszka. – Beznadziejny – powiedziałam ja. – Ale dla Jacka w sam

raz… I wzięłam rysunek.

Uczeń powiedział…

Picasso swe trójkątno-okrągłe, za przeproszeniem, obrazy malował kwadratowym pędzlem, dlatego nie zawsze mu wychodziły.

Później Przekazałam rysunek Jackowi. Najpierw zaniemówił, aż

wreszcie wykrztusił: – Alka, co to jest?! Jakiś kanał! Ty do mnie z tym?! – Hm – odpowiedziałam. I dodałam: – To nie jest kanał! Na

pewno nie! Bo tu za dużo kresek się przecina! A kanał powi-nien chyba być prosty, żeby woda mogła lecieć!

– Alka… – Głos Jacka stał się lekko zdenerwowany. – Chcesz, żebym nawet z techniki nie zdał?!

– No… Raczej to byłoby niezdrowe…

Page 23: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

99

– Co to, ja się pytam, co to jest?! Pożułam trochę gumę, żeby podkreślić moje zdegustowanie

tym rysunkiem. – To jest Maszyna do Niczego! – Co?! – Chciałeś maszynę, to masz maszynę! – To nie jest Maszyna do Niczego, tylko rysunek do niczego!

Taką badziewkę narysowałaś… – dziwił się, obracając dzieło Beaty. Popatrzył na nie do góry nogami, ale to nic nie zmieniło. Potwierdzająco pożułam gumę. – Badziewka, beznadzieja, jak zwał, tak zwał, to nie jest rysunek, to jest nic… – westchnął. – Ale dla kobiety od techniki wystarczy… – powiedział i zwi-nął rysunek. – Muszę zapamiętać: Maszyna do Niczego.

Odetchnęłam z ulgą.

Dzień drugi ścielenia łóżka za Jacka. – Biedne dziecko – westchnął do

mnie tata.

W szkolePoinformowałam dziewczyny, że sprawa załatwiona. Jacek

przekupiony rysunkiem. Albert przyjdzie na dyskotekę. Hanka powiedziała, i bardzo słusznie, że trzeba jakoś bardzo rozważ-nie przekazać tę wiadomość Beacie. I dlatego postanowiła zrobić to podczas matematyki. Na lekcji nie rzuci się na nas i nie będzie przytulanek. Napisała do niej liścik.

O taki:

Bernarda, Roksany

1wtorek

4WRZEŚNIA

Page 24: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

100

Chodziło jej o to, że Ala przyprowadzi Jacka, a Jacek przy-prowadzi Alberta.

Beata jak zwykle wszystko zrozumiała na opak – że to Al-bert przyprowadzi Jacka, a Jacek przyprowadzi Alberta, co jest przecież zupełnie bez sensu.

Ale przecież wszyscy wiedzą, że Beata jest bez sensu, to i dlatego tak zrozumiała.

Ale to nieważne, bo i tak oszalała ze szczęścia. Na przerwie ustaliła, że: Od Puszki pożyczy żółtą bluzkę z dekoltem, bo jest opalona

i będzie w niej ładnie wyglądać.Od Hanki pasek z prawdziwymi błyszczącymi sztucznymi

diamentami. Ode mnie bransoletkę z maleńkich koralików, za to bardzo

szeroką, taką, którą zakłada się nad łokieć, więc ja jej nigdy nie założyłam. Nikt nie pamięta, kto mamę obdarował taką bransoletką, ale w domu jest, to niech Beata sobie ponosi.

Naleśników na szkolny obiad nie było. A i deser kompletnie przeciętny – były jabłka. A batoników Beata nie przyniosła.

NocąJacek powiedział, że Albert nie tylko da się przyprowadzić,

ale nawet zatańczy z Beatą, jeśli go Beata oczywiście zaprosi do tańca. Ale coś za coś.

Albert zatańczy, ale ja w zamian muszę za Jacka napisać wiersz dla Moniki. Powiedział mi to, stojąc twarzą do ściany. Tak się podekscytowałam, że na ten moment się odobraziłam i spytałam:

– Miłosny??? – Nie… – wykrztusił i aż ramiona skulił. – Na urodziny!

Page 25: Ala Makota. Maksymalnie ja 2
Page 26: Ala Makota. Maksymalnie ja 2

cena detal. 25,90 z

Co o Ali pisz inni… Fajna ksi ka. Polecam. Tak jak Ala te nie lubi wydumania, sztuczek-wstawek i moralizowania

Niez a miazga. Ala pomaga zrozpaczonej przyjació ce i sama nie wie, e i j spotka to samo nieszcz cie.

Co zrobi , gdy si zakochasz po uszy w ch opaku swojej przyjació ki?

Ala te ma ten dylemat. Koniecznie przeczytaj!

Katastrofa w rodzinie. Sk d ja to znam. Najgorsza jest ta ciotka Gra yna, która si tak bardzo opiekuje tat , gdy mama wyje d a.

COOL. Ala Makota powinna by lektur szkoln . Mam nadziej , e dwójka b dzie równie zabawna.

Ala Makota ma ju ponad 260 000 fanek. Zosta jedn z nich i poznaj kolejne zapiski Ali.

W serii ukaza a si Ju niebawem

ala_makota_okladka_maksymalnie_ja_2.indd 1 2010-08-23 08:55:42