AKTówka nr 1 01/2011
-
Upload
redakcja-aktowki-akt-watra -
Category
Documents
-
view
379 -
download
8
description
Transcript of AKTówka nr 1 01/2011
Od Redakcji
Od przeszło pięćdziesięciu lat w Akademickim Klubie Turystycznym Watra
najważniejsze są trzy czynniki: ludzie, ludzie i jeszcze raz ludzie. A że się
te czynniki mają skłonność rozpierzchać po świecie, niniejszy „newslet-
ter” chce tę rozproszoną klubową tkankę ludzką okiełznać. Nie tylko klu-
bową tkankę ludzką, zresztą. Nasza AKTówka ma też ogarniać
i prezentować bezlik aktywności, którymi parał, para, chce lub będzie
się parać nasz AKT. Mówiąc krótko: AKTówka ma ogłaszać Klubowi-
czom (oraz miastu i światu), co w Klubie piszczy, nawet jeśli akurat
jest to tylko świdrujący pisk Klubowicza CARROL‒a, odśpiewującego
gdzieś w Gorcach swoje słynne „Dmuchawce, latawce, wiatr”.
Chcemy, aby AKTówka była również swego rodzaju zaproszeniem
w kierunku starszego pokolenia Klubowiczów, do dzielenia się Waszymi wspomnieniami. Nie zawsze
jest ku temu okazja podczas wyjazdów, wiec mamy nadzieję, że w ten sposób przyczynimy się do tego,
aby niebanalna 50‒letnia historia życia klubowego nie kurzyła się w lamusie. Drodzy Klubowicze,
piszcie do nas! Przesyłajcie nam swoje historie, zdjęcia ‒ słowem wszystko to, czym Wy możecie się
podzielić, a my chętnie i z radością rozpowszechnimy.
Niech AKTówka będzie także zaproszeniem dla niedawno przyjętych kole
żanek i
kolegów
w
poczet
członków AKT
. Zaproszeniem do podejmowania turystycznych działań, których zuchwałością
i niepowtarzalnością będą mogli zaskoczyć nawet największych watrowych „wyjadaczy”. No a później
oczywiście do dzielenia się wspomnieniami na łamach tego naszego skromnego periodyka.
W kolejnych numerach chcemy prezentować zarówno wyjazdowe pomysły, inspiracje, jak i informacje
praktyczne. Najlepsze, bo sprawdzone przez naszych klubowych doświadczonych praktykantów. Na
początek na bazie pojubileuszowych wspaniałych wspomnień, zapraszamy do dzielenia się zdjęciami
z 50–lecia. Spory ich zbiór już jest dostępny, a wszystkie informacje na ten temat można znaleźć
w zakładce „Aktualności” na naszej stronie: www.akt.gliwice.pl
Tymczasem jednak.. . zapraszamy do lektury.
Redakcja
www.akt.gliwice.pl
P.o. redaktora naczelnego: Witold Pietrzak
Skład redakcji: Sławek Brzoza, Mateusz Myga, Marta Mikosz
Agata Ibrom, Basia Pięta, Ania Szcześniak
Korekta językowa: Andrzej Ekiert
Logotyp: Maria Pietrzyk
Nasz adres: [email protected]
Zdjęcia na stronach 1–3: opis na stronie 27.
ddddddddl
-
Spis treści
4
4 Najlepsze 50-lecie na świecie
Jubileuszowe przygotowania
8
8
9
9 Nowy Zarząd
Przyjęci do Klubu w 2010
1
1
0
0
1
1
2
2 Sp yw jesienny
Spływ Mikołajkowy
1
1
4
4
- 3 - AKTówka 01/2011
1
1
4
4 Złaz Księżycowy
1
1
6
6 KaTeWu 2010
Wigilia Chatkowa
2
2
4
4
2
2
5
5 Słowo o Wigilii Klubowej
Biblioteka nie do końca normalnego człowieka
2
2
6
6
2
2
8
8 AKT jak Akademicki Klub Taneczny
Wspomnienia graniczne
2
2
9
9
2
2
9
9 Najbliższe imprezy
3
3
3
3 Kartka ze śpiewnika
Mięsonalia
1
1
3
3
FAQtówka — śpiwory puchowe
3
3
0
0
Poczet Prezesów AKT
3
3
4
4
ł
AKTualności
Najlepsze 50–lecie na świecie!
- 4 -AKTówka 01/2011
Drodzy Czytelnicy,
w poniższym tekście autorka starała się podsu-
mować obchody pięćdziesięciolecia naszego AKT.
Jak sami Czytelnicy zauważą ‒ bezskutecznie.
Tym samym autorka odżegnuje się od poniższego
tekstu i przypisuje go Jankowi z Pietraszonki, któ-
rego niejeden Klubowicz mijał w drodze do naszej
Chatki. Janko co prawda tego co poniższe nie po-
wiedział, ale na pewno by to zrobił, gdyby nam tu
wlazł na łamy.
Czas, Panocku, fugit i tak to ichniejsemu AKT pi-
skło już pińć dekad. Świsło im to sybcusio (jesz-
cze przeca Łojce Założyciele nie zaceli nawet
swoich zasłużonych czekanów wyłoncnie do dra-
pania pleców uzywać), ale ni niepostzezenie.
A zwłasca nie niepostzezenie dla nosej Wisełki,
do której się zgramoliło narozki ze trzy setki luda,
coby się ‒ padajo ‒ barscykiem ichnim o północy
stuknuńć. W łeb by się pierwej stukli, se myśle,
bo co tu jest cylebrowoć po pińdziesiynciu lotach
absolutnie bezsensownego wysiłku, jak to zresto
słusznie pedzioł jeden z nich, co się w tym bez-
sensie cołkiem rozgotowal, i dlatego pewnikiem
wołali go „Klucha”. Nie łon jedyn się zresto roz-
gotowoł, bo tego bezsensowia zjechało się do na-
sej Wisły dwa hotele, pumpernikiel.
Zaklepali se kino we Wiśle w piątek, ze se miej-
scowi nie mogli zodnego filmu łobejzeć, i klachali
bez wiecór, kiery co bezsensownego zdziałoł i jak
daleko to beło. A no widać daleko, skoro im no-
wet z Brukseli Buzek rynce kazał ucałować. Bu-
zek ponoć to tyż jeden z tego Bezsensowia, jeno
jak go wygzmiało do tyj Brukseli, to się tak zacoł
chłopok za bacówkami wspinoć, ze się przez psy-
padek wspioł na scyty władzy. Cłek se myśli, jak
się wincyj z tego klubu bedo wspinoć to strach
mysleć, co się w światowej polityce zrobi.
Ale se, Panocku, siedli z tego Bezsensowia w tym
kinie i prawili długo, o tem, jak to dawniej w tym
klubie panowala roz radość i pokój , a roz prezes
z Sosnowca. I tak co troche. Łobecnie, padajo, sa-
mi siebie w tym bezsensowiu psesli, bo łobrali se
na prezesa jakom babe z Sosnowca, co jom wi-
dzom w nosym kinie psedstowiał niejaki Symek
(Sajmon, padajo, pieruny światowe). Jakby im
tom prezeskom nie była blondyna, to bym im
pewnikiem ciupaskom za ten zmasowany atak na
kino pogroził. A takem ino stoł i słuchoł i nowet
mi się ich kapke żol zrobiło, jak jeden pokazywoł,
jak to im par do żeniacki w tem klubie ubywa. Ale
to se chyba oni sami do syrca wzieli, bo się zaroz
po kinie po tych swoich dwóch hotelach rozpie-
schli. Robili se potym zajecia w podgrupach, co to
kozda śpiewała coś o gorach, boćkach i pirsiach
dziewcęcych. Zobaczymy, Panocku, jak daleko
z takim śpiwoniem z demografiom zajadom.
Myślałek, że się po takim wiecerniku rano już nie
zwlokom, a tu się nie dość ze zwlekli, to jesce ich
pognało na Pietrasonke, co w tym Bezsensowiu
robi im za stolice. Wrócili potem, Panocku, coby
pobalowac do rana, tak ze niektózy to se ino pser-
we na śniadonie w tym balu zrobili. Harcom pse-
wodził Wiewiór i Klucha, więc im beło cołkiem
fajno, ale, ktoś padoł, nie łobyło się bez zgzytow.
Najgorse zgzyty to, podług mnie, dochodziły z po-
koju, w którym przy gitarze majstrowała mło-
dzież, ale to psy takim tłumie Bezsensowia usło.
Juzzek se zacoł myśleć, ze pieruny nigdy nie poja-
do, ale wyjechali. Jak zech patsył po samocho-
dach, to widziałek, ze w ctery strony się
porozjeżdżali, nawet za granice. Tak się, popatrz,
Panocku, ichni bezsens po tym świecie pleni.
Basia Pięta a niełobecny
Janek z Pietrasonki
- 5 - AKTówka 01/2011
Najlepsze 50–lecie na świecie!
No ale co by nie powiedzieć, łorganizatozy tego
Bezsensowia staneli na caluśkiej wysokości
zadonia. . .
A we wieczór harcowało we Wisełce. . .
… po to, coby resta
Bezensowia mogła se
stować na głowie. . .
Jak już zech pedzioł,
pozajmowali caluśkie nase
kino we Wiśle. . .
…ze śpilki byś nie wcisnął
Rozplenilo się to to po cołkiej Pietrason-
ce bez dziyń a rozharcowało. . .
Tacy Klucha i Wiewiór to się nawet ich staroli po
dobroci przyciszyć. . .
Po tym syćkim jesce se musieli pograć…
.. .ale im się ino rozbestwilo to syćko. . .
Bo Tyn Klucha se świntowoł nie byle co, bo
czterdziyści lot seśdziesińcioletniego Kluchy
w pińdziesięcioletnim Klubie!
…i łoklaskoś Prezeske, co jom syścy podziwiajo
za tako łorganizacje.
…Aż wreszcie wyjecholi z nasej Wisełki, chocioż
się nie ma co ciesyś, bo tak się to Bezsensowie
pleni, ze za pińć lat pewnikiem wróco jesce
wienksom potengom.
Fot. : Ania Bania, Grzegorz Król, Piotr Drabik, Paweł Gruca, Darek
Łata, Józek Tomanek ‒ a kiere kogo dokładnij to Janek stwirdziuł, że
nimo synsu pisać, bo siła tego, a syćki jednakowo pikne.
AKTualności
- 6 -AKTówka 01/2011
Z
a
b
a
w
a
b
y
ł
a
n
i
e
n
a
s
z
ó
s
t
k
ę
,
a
n
a
p
i
ę
ć
d
z
i
e
s
i
ą
t
k
ę
U
b
y
ł
o
m
i
2
6
l
a
t
!
D
z
i
ę
k
u
j
ę
w
s
z
y
s
t
k
i
m
!
Kochani!
Było super! Jestem z pokolenia tych
„pierwszych” co to „kupowali” chatkę na
Pietraszonce. Takiej organizacji i takiej
atmosfery jeszcze nie było na naszych
zjazdach.
GRATULACJE! DZIEKI!
J
e
s
t
e
ś
c
i
‒
J
e
s
t
e
ś
m
y
S
U
P
E
R
P
r
z
e
z
z
u
p
e
ł
n
y
p
r
z
y
p
a
d
e
k
,
z
p
o
w
o
d
u
z
ł
a
m
a
n
i
a
r
ę
k
i
ż
o
n
y
k
o
l
e
g
i
b
y
ł
e
m
n
a
b
o
m
b
o
w
e
j
i
m
p
r
e
z
i
e
.
M
i
m
o
ż
e
n
i
e
o
r
g
a
n
i
z
o
w
a
ł
a
j
e
j
A
L
-
K
a
i
d
a
.
D
z
i
ę
k
u
j
ę
w
a
m
K
o
c
h
a
n
i
z
a
c
z
a
s
,
k
t
ó
r
y
c
h
c
i
e
l
i
ś
c
i
e
d
l
a
n
a
s
p
o
ś
w
i
ę
c
i
ć
i
t
ę
w
s
p
a
n
i
a
ł
ą
i
m
p
r
e
z
ę
d
l
a
n
a
s
w
s
z
y
s
t
k
i
c
h
p
r
z
y
g
o
t
o
w
a
ć
.
K
o
c
h
a
m
y
W
a
s
z
a
t
o
i
z
a
t
o
,
ż
e
j
e
s
t
e
ś
c
i
e
j
a
k
w
ł
a
s
n
e
d
z
i
e
c
i
.
W
a
r
t
o
b
y
ł
o
p
r
z
e
d
r
z
e
ć
s
i
ę
p
r
z
e
z
ś
n
i
e
g
i
,
b
y
z
o
b
a
c
z
y
ć
s
i
e
b
i
e
z
a
p
a
r
ę
(
d
z
i
e
s
i
ą
t
)
l
a
t
,
b
y
z
o
b
a
c
z
y
ć
,
j
a
k
u
j
a
w
n
i
a
s
i
ę
n
a
s
t
ę
p
c
a
D
Z
I
D
Y
(
D
a
r
e
k
)
i
k
i
l
k
a
i
n
n
y
c
h
u
r
o
c
z
y
c
h
r
z
e
c
z
y
…
A
l
e
m
i
ł
o
b
y
ł
o
s
p
o
t
k
a
ć
m
ł
o
d
y
c
h
i
s
t
a
r
y
c
h
W
a
t
r
o
w
i
c
z
ó
w
i
o
b
e
j
r
z
e
ć
n
a
s
z
ą
k
o
c
h
a
n
ą
C
H
A
T
K
Ę
.
D
z
i
ę
k
i
z
a
w
s
p
a
n
i
a
ł
ą
o
r
g
a
n
i
z
a
c
j
ę
O
d
„
F
e
r
a
j
n
y
”
Z
a
ł
o
ż
y
c
i
e
l
i
A
K
T
B
y
c
i
e
w
W
a
t
r
z
e
i
z
W
a
t
r
ą
t
o
n
a
j
l
e
p
s
z
a
i
n
a
j
p
i
e
k
n
i
e
j
s
z
a
k
a
r
t
a
w
n
a
s
z
y
m
ż
y
c
i
u
!
!
!
S
e
r
d
e
c
z
n
e
d
z
i
ę
k
i
z
a
z
o
r
g
a
n
i
z
o
w
a
n
i
e
t
a
k
w
s
p
a
n
i
a
l
e
g
o
s
p
o
t
k
a
n
i
a
j
u
b
i
l
e
u
s
z
o
w
e
g
o
!
W
s
z
y
s
t
k
i
m
m
ł
o
d
y
m
W
a
t
r
o
w
i
c
z
o
m
ż
y
c
z
y
m
y
w
s
p
a
n
i
a
l
y
c
h
p
o
d
r
ó
ż
y
i
p
r
z
y
j
a
ź
n
i
n
a
c
a
ł
e
ż
y
c
i
e
.
B
y
l
i
ś
m
y
i
ś
p
i
e
w
a
l
i
ś
m
y
!
„
W
g
ó
r
a
c
h
j
e
s
t
w
s
z
y
s
t
k
o
c
o
k
o
c
h
a
m
I
w
s
z
y
s
t
k
i
e
w
i
e
r
s
z
e
s
ą
w
b
u
k
a
c
h
”
T
o
ś
w
i
ę
t
a
p
r
a
w
d
a
,
a
l
e
g
ó
r
y
p
o
t
r
z
e
b
u
j
ą
g
o
r
ą
c
y
c
h
s
e
r
c
i
w
i
e
l
k
i
e
g
o
p
o
c
z
u
c
i
a
h
u
m
o
r
u
.
T
a
k
i
d
a
r
j
e
s
t
m
o
i
m
u
d
z
i
a
ł
e
m
z
a
s
p
r
a
w
ą
A
K
T
W
a
t
r
a
.
T
o
n
a
j
l
e
p
s
z
a
c
z
ą
s
t
k
a
j
a
k
ą
z
e
s
ł
a
ł
m
i
l
o
s
.
D
o
z
o
b
a
c
z
e
n
i
a
!
W
y
b
a
w
i
l
i
ś
m
y
s
i
ę
,
w
y
ś
p
i
e
w
a
l
i
i
z
o
b
a
c
z
y
l
i
k
a
w
a
ł
h
i
s
t
o
r
i
i
.
K
l
u
b
ż
y
j
e
,
r
o
z
w
i
j
a
s
i
ę
i
r
o
ś
n
i
e
.
.
.
S
t
r
a
c
h
p
o
-
m
y
ś
l
e
ć
,
c
o
b
ę
d
z
i
e
z
a
k
o
l
e
j
n
e
5
0
l
a
t
.
.
.
J
u
ż
s
z
y
k
u
j
e
m
y
s
i
ę
n
a
k
o
l
e
j
n
e
„
-
l
e
c
i
e
”
.
AKT Watra = radość życia
C
a
ł
e
ż
y
c
i
e
z
W
a
t
r
ą
!
- 7 - AKTówka 01/2011
Najlepsze 50–lecie na świecie!
AKTualności
Jubileuszowe przygotowania
- 8 -
Wszystko zaczęło się pewnego grudniowego wie-
czoru roku 2009 w Gliwicach. Grupa ludzi zrze-
szonych pod nazwą AKT Watra podczas Walnego
Zebrania zobligowała trzy szare eminencje do zo-
rganizowania „CZEGOŚ” dla uczczenia jubile-
uszu 50–lecia istnienia. W praktyce sprowadzało
się to do stracenia tych paru głów, jeśli owo
„COŚ” by nie wyszło.
Po ustaleniu daty Jubileuszu zaczęliśmy usilnie
szukać odpowiedniego miejsca. Wybór padł na
Wisłę, głównie ze względu na położoną niedaleko
Chatkę AKT w Istebnej–Pietraszonce. Poszukiwa-
nia odpowiedniego ośrodka były długie i żmudne,
a poprzeczkę postawiliśmy sobie wysoko. Talenty
negocjacyjne okazały się niezbędne. Można po-
wiedzieć, że od tej chwili, bazę noclegową w Wi-
śle znamy od podszewki. Wiele miejsc wzbudziło
naszą szczególną sympatię (jak np. ośrodek
o wdzięcznej nazwie „Watra” ‒ niestety zdecydo-
wanie za mały), w niektórych zdecydowanie wiało
chłodem, a jeden szczególny witał nas z szeroko
otwartymi ramionami.
Doświadczeni wiedzą nabytą podczas ubiegłych
jubileuszy szacowaliśmy przyjazd około 160 osób.
Nie uwzględniliśmy jednak determinacji pewnych
klubowiczów w poszukiwaniu i powiadamianiu
starszych AKT–owców. Często poruszano niebo
i ziemię, by zewidencjonować około 1040 człon-
ków Klubu. Do ponad połowy z tych osób zostały
dostarczone zaproszenia, a w Wilśle zjawiło się
dokładnie 256 z nich. W obchodach uczestniczyli
również sympatycy Klubu ‒ nie powiadomieni ofi-
cjalnym zaproszeniem (77 osób). W sumie w ob-
chodach udział wzięły 333 osoby.
Wracając jednak do spraw organizacyjnych. Oka-
zało się, że pomysły się mnożą i potęgują, a kre-
atywnych ludzi jak nigdy nie brakowało, tak
i teraz w Klubie nie brakuje. Po wakacjach, kiedy
przygotowania nabrały tempa, a grupa dowodzą-
ca musiała zacząć spotykać się regularnie co ty-
dzień, w kluczową fazę realizacji weszły pomysły
o przygotowaniu wystawy, folderu, koszulek i in-
nych gadżetów. Ponadto na etapie ostatnich przy-
gotowań był również śpiewnik. Wystawa i folder
miały upamiętniać 50 lat z Klubowego życia tury-
stycznego. Pomysły przepiękne, aczkolwiek kosz-
towne. Skarbonka AKT musiała zostać rozbita.
Ponadto ruszyły szturmy zdobycia zewnętrz
nych źródeł dofinansowania, takich jak Urząd
Miasta
Gliwice czy Rektor Politechniki Śląskiej .
Zakończone sukcesem.
W październiku przejrzeliśmy na oczy ‒ w tym
momencie nie było żartów. Lista uczestników po-
większała się jak nakręcana spirala. Musieliśmy
rezerwować drugi ośrodek. Postanowiliśmy zare-
zerwować również salę kinową w Wiśle na oficjal-
ne rozpoczęcie.
Listopad przyniósł bardzo istotne szkolenie fa-
chowca od kreatywności. Parodniowa burza mó-
zgów zaowocowała pomysłem powstania
prezentacji, którą mieliśmy okazję widzieć pod-
czas piątkowego rozpoczęcia. Minął 30 listopad-
da i oficjalna lista uczestników została zamknięta.
Sami byliśmy zaskoczeni takim wielkim odze-
wem. W czasie ostatnich przygotowań byliśmy
dosłownie zasypywani ogromną ilością archiwal-
nych materiałów ‒ dostawaliśmy wolną rękę
w sprawie ich wykorzystania. Niestety brakowało
nam już czasu i nie udało się nam ich tak zago-
spodarować, jak być powinny. Nic straconego
w końcu, po oficjalnych obchodach mamy na to
czas.
W grupie dowodzącej nadeszły zmiany. W gorącz-
ce ostatnich przygotowań opuściła nas nasza pra-
wa ręka. No cóż, pozostało nam jej wsparcie
mailowe z ciepłej Barcelony.
10 grudnia 2010 nadszedł szybciej , niż się spo-
dziewaliśmy. Przyznam szczerze, że początkowy
rozgardiasz nie zapowiadał tak świetnej zabawy.
Paulina Łyko
W komitecie organizacyjnym kawał dobrej ‒ jak
wiemy ‒ roboty zrobili: Ola Chrapek, Paulina
Łyko, Krzysztof Mrozowski (przyp. red.)
AKTówka 01/2011
melec
-
Nowy Zarząd
- 9 - AKTówka 01/2011
Dorocznym zwycza j em, zgodnie z wymo-
g iem s tatutu Akademickiego Klubu Tury-
s tycznego Watra , 1 5 grudnia 2 0 1 0
odbyło s ię Walne Zebranie Klubowiczów.
Jak wiadomo , każdy AKT–owiec s zanu j e
tradyc j ę , tak więc w p ie rwszym terminie
nie udało s ię zebrać odpowiednie j l ic zby
osób , która s tanowiłaby kworum. Rzeczy-
wis te obrady rozpoczę to godz inę póź-
n ie j , kiedy to wyznaczony był drugi
te rmin zebrania .
Fot.:ArchiwumAKT
Szymon
Ponikiewski
(Szymkuś)
‒ Prezes
2010 / 2011
Kasia Niemotko ‒ Wiceprezes
Szymon Drabik – Koordynator ds.
kontaktów, promocji i wyjazdów
Ania Szcześniak ‒ Skarbnik
Jacek Gramatyka (z lewej)
‒ Koordynator ds. sprzętu
Mateusz Myga ‒ Sekretarz
Tomek Koper ‒ Koordynator ds.
Chatki
Do komisj i rewizyjnej wybrano: Martę Zawadę,
Paulinę Łyko oraz Szymona Sazanów.
Pewną nowością w tym roku było powołano kilku
oficjalnych pomocników Zarządu. I tak osobą
odpowiedzialną za promocję naszego Klubu wy-
brana została Agnieszka Jaworska, pomocnikiem
do spraw sprzętu został Jan Woźniakowski, a rolę
pomocnika opiekuna Chatki na Pietraszonce
pełnił będzie Mikołaj Labus.
Nowy Zarząd
- 10 -AKTówka 01/2011
Obrady przebiegały spokojnie i bez zbędnych
emocji. Na przewodniczącego obrad wybrano
Andrzeja Mokrosza, który przeprowadził wszyst-
kich zgromadzonych przez kolejne punkty planu
zebrania. Ustępujący Zarząd złożył sprawozdanie
ze swojej całorocznej działalności. Podczas pre-
zentacji dotyczącej Chatki na Pietraszonce głos
zabrał także Maciej Siudut (koordynator d.s. cha-
tek studenckich z ramienia Politechniki), który
opowiedział o planach uczelni dotyczących Chat-
ki w ciągu najbliższego roku. Omówiono kwestię
ujęcia wody, z którym obecnie są problemy, oraz
remontu drewutni.
Po krótkim sprawozdaniu dotyczącym tegorocz-
nego Kursu Turystyki Wszechstronnej , rozpoczęła
się dyskusja na temat zaangażowania Klubowi-
czów w wyjazdy w ramach Kursu. Szymon Poni-
kiewski zaproponował wprowadzenie zasady,
zgodnie z którą każdy Klubowicz miałby obowią-
zek zorganizowania jednego wyjazdu kursowego
w ciągu roku. Osoba ta nie musiałaby być obecna
na samym wyjeździe, jeśli tylko znalazłaby sto-
sowną liczbę prowadzących oraz przygotowałaby
trasę i/lub sprzęt. Mimo że pomysł sam w sobie
był dość ciekawy, nie spotkał się z aprobatą
zgromadzonych i został odrzucony w głosowaniu.
Po przyjęciu sprawozdań, nadeszła pora na wybo-
ry nowego Zarządu. Duże emocje wzbudził wynik
głosowania na prezesa Klubu. Nowo wybrany
prezes, Szymon Ponikiewski, wygrał przewagą
zaledwie dwóch głosów z Jasiem Woźniakowskim,
który wystartował w wyborach tylko po to, by za-
pewnić konkurencję swojemu kontrkandydatowi.
Nowy Zarząd został zobligowany do rozwiązania
wielu problemów, w tym kwestii zaangażowania
Klubowiczów w wyjazdy organizowane przez
Klub w ramach KTW i zwiększenia liczby
aktywnych studentów. Do nowych wyzwań będzie
należeć także zmiana siedziby Klubu,
przeprowadzenie kolejnych remontów w naszej
Chatce oraz ustanowienia nowego, jednolitego
cennika noclegów.
W ramach podsumowania przewodniczący obrad,
chcąc zacytować część występujących podczas
50-lecia AKT prezesów, życzył nowo wybranemu
prezesowi, aby osiągniecia jego poprzedników
były wzorem do działania, do których to życzeń
dołączamy się i my.
Myga
- 10 -AKTówka 01/2011
AKTualności
Jako że wiemy już doskonale, jakie trzy czynniki
od zawsze są w Klubie najważniejsze, oczywistym
jest że nie mogło obyć się bez przyjęcia nowych
adeptów watrowej turystyki w szeregi AKT. Tra-
dycyjnie przy cieple ogniska, z rozgrzewającym
barszczykiem w ręku i przy dźwiękach Hymnu,
słowa przysięgi wypowiedzieli kolejni prawdziwi
turystyczni „zbóje”. Oczywiście przygotowania do
przyjęć odbywały się w atmosferze spisku, tak
aby nie obyło się bez elementu zaskoczenia.
I tak jako pierwsza w tym roku, już w nocy z 31
grudnia 2009 na 1 stycznia 2010 podczas Wyjaz-
du Sylwestrowego do Klubu została przyjęta Ewa
„Tinu” Balon.
Przyjęci do Klubu w 2010
Przyjęci do Klubu w 2010
- 11 -
Następnym wyjazdem ze zbójnickim barszczy-
kiem była Wiosna Gorczańska. W nocy z 10 na 11
kwietnia zaskoczeni zostali: Agata Ibrom, Michał
Gurgul, Mikołaj Labus i Jacek Rogiewicz.
Nastała piękna złota jesień, w czasie której kajaki
nie mogły pozostać suche. Podczas Spływu Jesien-
nego gratulacje ekipy kajakarskiej skupiły się na
Magdzie „Foto” Langer, a było to w nocy z 30 na
31 października (zdjęcie z lewej strony u dołu).
Złaz księżycowy bez przysięgi? Nie, tak nie mo-
gło być. W nocy z 20 na 21 listopada przyjęci
zostali: Agnieszka „Aceaga” Jaworska, Mateusz
„Myga” Myga, Robert Blachliński i Krzysiek
„Kriss” Kuźnik.
Nowym Klubowiczom jeszcze raz gratulujemy
i życzymy owocującej w zapierające dech w pier-
siach skutki nadpobudliwości w dziedzinie tury-
styki. I jak mawiają niektórzy Klubowicze:
zawieźcie blachy daleko w świat!
. . .Przy ognisku wiara siedzi,
I gotuje barszczyk swój,
A kto barszczyk ten wypije,
To prawdziwy gorczański zbój...
Do następnego!
Tekst: Ania Szcześniak i Sławek Brzoza
Fot. : Ania Bania, Ola Chrapek, Jacek Gramatyka,
Darek Kurzyk.
AKTówka 01/2011
- 12 -
Spływ Jesienny
Zeszłoroczny kajakowy spływ jesienny odbył się na rze-
ce Warcie w dniach 30–31 października 2010 roku.
Rzeką tą płynęliśmy od miejscowości Poraj aż do wioski
o sympatycznej nazwie Garnek. W sumie przepłynęli-
śmy około 70 km. Ekipa zajmująca miejsca w kajakach
była doborowa. Od najbardziej doborowych zaczynając,
byli to: Dzida, Mirek Pradela, Darek Kandzia, a także
Ania Bania, Zbyszek Bania, Wally, Magda Langer, Ewa
pseudo Tinu oraz szanowna nieKasia – druga kobieta-
prezes. Większość z nas dała się przekonać, że na War-
tę warto dobrze się wyspać, więc z Gliwic wyjechaliśmy
w sobotę skoro świt. Ruszyliśmy dość żwawo goniąc
Mirka Pradelę, a mając na ogonie Dzidę, który nas sku-
tecznie poganiał! ! ! W takim potrzasku poruszaliśmy się
nadzwyczaj sprawnie, szczególnie, że pogoda nam do-
pisywała, a rzeka pięknie się wiła, oferując różnego ro-
dzaju przeszkody i pułapki.
Płynąc przez Częstochowę Darek złapał młodą kajakosto-
powiczkę, która przez pewien czas umilała mu płynięcie.
W ogóle cuda i dziwy w tej Częstochowie, gdziekolwiek
by się nie obejrzeć, wszędzie młode panny pozujące do
zdjęć, czy to pod mostem, czy gdzieś blisko rzeki.
Gdy nadeszła pora biwaku okazało się, że Mirek tak za-
pędził się z tym wiosłowaniem, że już do niego nie do-
płynęliśmy i musiał niestety spędzić noc samotnie. My
natomiast mieliśmy pyszną pulpę z ogromną ilością
przypraw, a dla umilenia pobytu Dzida grał na gitarze
i śpiewał piosenki, co naprawdę często się nie zdarza.
Klub owej nocy wzbogacił się o jedną członkinię – Magdę
Langer, która jak każe zwyczaj, przywitana została ostrym
barszczem, przysięgą i opowieściami, kto, jak i kiedy zo-
stał do Klubu przyjęty. Po tym wstępie Dzida bardzo się
rozkręci ,ł opowiadając jak to przez ostatnie miesiące po-
szukiwał klubowiczów z prezesami na czele na potrzeby
50–lecia AKT. Tak się tym przejął, że śnił świadomie
i w tych nocnych podróżach poza ciałem odnalazł brakują-
cego prezesa. Czarymary, nie do wiary!!!
Noc szybko minęła, a ranek przywitał nas mrozem
i szronem. Po porannej pulpie ruszyliśmy dalej, spoty-
kając po pewnym czasie Mirka, i tak w komplecie, po
wielu trudach i przeszkodach, w bólach dopłynęliśmy
do Garnka. W podzięce za dobre wiatry, szerokie wody
i aż jeden grzyb, udaliśmy się na Jasną Górę, gdzie
śpiąc na parkingu oczekiwaliśmy na apel.
Spływ Jesienny
Tekst i zdjęcia: Ania
i Zbyszek Bania
AKTówka 01/2011
Mięsonalia
- 13 - AKTówka 01/2011
łasu przywitało nas już rozpalone ognisko, Dziku
(Marcin Morcinek ‒ przyp. red) i dziewczyny.
Okazało się, że Mięsonalia przyciągnęły dość licz-
ną grupę kobiet. Do tego stopnia, że brzydka płeć
była w mniejszości.
Przyszedł w końcu czas na najważniejszą część
imprezy, a mianowicie na przyrządzenie przynie-
sionego do bacówki mięsiwa. Tutaj wybór był
dość spory: golonka, karczek, kiełbasy i inne bar-
dziej wyrafinowane wędliny. Wszystko przyrzą-
dzone na równie wykwintny, szałasowy sposób,
smakowało niesamowicie i niepowtarzalnie.
Mimo iż impreza została przeprowadzona po raz
pierwszy i w nieco testowych warunkach, podo-
bała się chyba wszystkim uczestnikom Mięsona-
liów. Może poza paroma osobami, które musiały
przeze mnie dłużej moknąć na deszczu. Z począt-
kowych założeń pozostała jedynie chęć pożarcia
góry mięsa, a to było kluczem do sukcesu. Nie
można zapominać o odrobinie napięcia, jakie to-
warzyszyło wszystkim mięsożernym zastanawia-
jącym się, czy przypadkiem rosnąca z roku na rok
grupa klubowych wegetarian, w ramach protestu,
nie przykuje się do wejścia do bacówki, burząc
cały misterny plan.
Myga
Odbyły się w pierwszy weekend listopada 2010
roku i w założeniu miały być typowo męskim wy-
jazdem, odpowiedzią na kobiece Babonalia. Na
czym mialy polegać? Najprościej rzecz ujmując,
pożeramy tony zabitych przez rzeźników zwie-
rząt, rzucamy mięchem i opowiadamy sprośne
dowcipy. Niby taka męska codzienność tylko
w bacówce. Jak było w rzeczywistości?
Pierwsze nowożytne Mięsonalia odbywały się
w konwencji złazu, dokładniej kilka niezależnych
grup idąc jedynie sobie dokładnie znanymi szla-
kami spotkało się w bacówce na Mędralowej .
Już po kilkunastu minutach marszu okazało się,
że sprośne dowcipy zostaną z całą stanowczością
wyparte przez poważną analizę filozoficznego ar-
tykułu na temat wyższości somy nad psyche. Dal-
szej części rozmów nie mogę opisać, ponieważ
ciągnąłem się na tyle daleko grupy, że dźwięki
wychodzące z ust moich towarzyszy nie były na
tyle dokładne, by je zrozumieć, bądź w ogóle nie
były słyszalne… Niemniej jednak, ostatnie godzi-
ny naszej wyprawy, gdy po pięknym dniu wieczo-
rem dopadł nas deszcz, obfitowały z całą
pewnością w pytania, czy na pewno idę w grupie.
Genezy tego pytania nie będę opisywał, już dosta-
tecznie się na samych mięsonaliach skompromi-
towałem. Dodam tylko, że gdyby nie pomoc
giganta z czołówką, który poruszał się w tempie
galopującego konia, długo by trwało moje przej-
ście na przełaj , w stronę światła, do schroniska
na Markowych Szczawinach. Po dotarciu do sza-
Od lewej : Edyta Leszczyńska, Mateusz Myga, Marcin Morci-
nek, Szymon Ponikiewski, Marta Zawada i Magda Langer.
Mięsonalia
Złaz Księżycowy
- 14 -
Jak co roku w czasie listopadowej pełni odbył się
Złaz Księżycowy (19–21 .1 1 ). Niektórzy wędrowali
już od piątku, ale główna impreza tradycyjnie
miała miejsce w sobotę. Pochmurny i chłodny
dzień, a później mglisty wieczór, nie przeszkodził
aż 45 osobom w mniejszych lub większych gru-
pach dotrzeć do bacówki pod Jasieniem, w okoli-
cy Lubomierza. Mimo braku gitary nie
poddaliśmy się tak łatwo i śpiewy ucichły dopiero
nad ranem. Nie było też kociołka dość dużego,
żeby wszyscy mogli zjeść
równocześnie, dlatego pulpa
była serwowana na raty.
Tego wieczoru AKT wzboga-
ciło się o kilku nowych
członków: Roberta Blachliń-
skiego, Agnieszkę Jaworską,
Mateusza Mygę oraz
Krzysztofa Kuźniarka. Ży-
czymy samych wspaniałych
podróży i (cytując Marti)
welcome to the jungle.
Niedziela przywitała nas zaskakująco ciepło i sło-
necznie. Dla tych, którzy nie pamiętają – był to
ostatni dzień pięknej pogody tej jesieni. Jak przy-
stało na Beskid Wyspowy, rano z polany przy ba-
cówce rozciągał się cudowny widok na góry
zanurzone we mgle. Powoli wszyscy się rozeszli,
a po złazie zostały nam kurtki przesiąknięte dy-
mem i radość z kolejnego spotkania w górach.
Agata
Fot. : Ola Chrapek
Spływ Mikołajkowy
Ostatnią imprezą pierwszego półwiecza Klubu był
Spływ Mikołajowy, który odbył się w weekend po-
przedzający Wielką i Niesamowitą Galę Uroczy-
stych Obchodów Pięćdziesięciolecia AKT Watra.
Spływ Mikołajowy odbył się na Dolnym Śląsku, na
rzece Smortawie w dniach 4 i 5 grudnia 2010 ro-
ku w składzie Darek Kandzia, Mikołaj Walczyk
(Miki) i Grzegorz Król (CARROL). Jesienna pogo-
da dopisała ‒ spływ rozpoczęliśmy w Borucicach,
w temperaturze ‒12°C. Rzeka prowadziła
w pierwszy dzień przez Bory Stobrawskie ‒ na
szczęście jak na odcinek leśny, trasa nie okazała
się szczególnie uciążliwa. Pewne obawy budziło
jedynie znaczne zalodzenie rzeki ‒ praktycznie na
całym odcinku woda była zamarznięta przy brze-
gu, a na niektórych przeszkodach lód skuwał całą
szerokość Smortawy.
Na nocleg wybraliśmy nisko położony nad wodą
las, jeszcze przed pierwszymi wioskami. Tu przy-
dał się mróz, bo latem miejsce okazałoby się zbyt
podmokłe na biwak. Jednak Duch Wally'ego
(Adam Herok ‒ przyp. red.) krążył nad spływem
i jedna z wieczornych eskapad po drewno skoń-
czyła się dla Darka wkroczeniem w nie do końca
zamarznięte bajorko.
Złaz Księżycowy
AKTówka 01/2011
Rześki poranek i fakt, że skwar zelżał do
‒16,5°C dawały wyraźne sygnały, że lód na
rzece nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Wodoszczelne worki wykonane z grubszego two-
rzywa zdawały się być na granicy łamliwości. Jed-
nak i one po porannej pulpie wykazały więcej
zrozumienia dla naszych potrzeb i dały się spako-
wać. Dużo lepiej spisywały się beczki, na których
Darek dokonywał doświadczeń związanych
z przenikalnością cieplną. Skomplikowane elek-
troniczne czujniki non‒stop monitorowały warun-
ki beczkowe i pozabeczkowe. Być może uzyskane
dane po opracowaniu i zinterpretowaniu staną
się przełomowe dla rozwoju nauk zajmujących się
pakowaniem i transportem sprzętu na popular-
nych spływach zimowych.
Rzeczywiście rzeka w dalszym biegu była mocniej
zmrożona ‒ zdarzały się odcinki, na których sze-
rokość nurtu zwężała się do szerokości kajaka
i mniejszej . Wiosłowanie w takich miejscach sta-
wało się niemożliwe i żałowaliśmy, że nie mamy
czekanów. Jednak wszystko było w miarę dobrze
do czasu, gdy rzeka całkiem nie zniknęła pod lo-
dem. Nie pozostało nam nic innego, jak tylko
wciągnąć kajaki na lód, odtańczyć z niebywałą
gracją kaczuchy i zamienić się w husky. Na odcin-
kach z bardziej kruchym lodem kajaki ciągnęli-
śmy również częściowo brzegiem. Nasz spływ za-
kończyliśmy w Bystrzycy.
W wieloletniej tradycji był to chyba pierwszy
Spływ Mikołajowy, na którym rzeka całkowicie
zniknęła pod lodem. Warto też przypomnieć, że
pierwszy Spływ Mikołajowy odbył się w zeszłym
tysiącleciu ‒ 6 grudnia 1998 roku. Poprzedniego
dnia zastanawiałem się, czy kajaki składane typu
Tajmień znoszą każde warunki zimowe i stwier-
dziłem, że w celu potwierdzenia lub sfalsyfikowa-
nia teorii należy wykonać eksperyment
w warunkach naturalnych. Mirek Pradela, do któ-
rego nieśmiało zadzwoniłem, zawiódł mnie niesa-
mowicie, gdyż od razu wyraził chęć udziału
w spływie. Uzgodniliśmy, że popłyniemy nazajutrz
Rudką od Rud Raciborskich aż do wieczora. Tuż
po świcie złożyliśmy kajak (co nie było proste
w kopnym śniegu) i popłynęliśmy, klnąc na liczne
zapory bobrowe. Zakończyliśmy ‒ a jakże ‒ ogni-
skiem i składaniem kajaka przy czołówkach.
Ponieważ wrażenia były nadzwyczaj pozytywne,
już od następnego roku impreza została wpisana
w klubowy terminarz jako spływ dwudniowy, zy-
skując swoich zagorzałych zwolenników. Niewąt-
pliwie osobą najbardziej kojarzoną ze Spływem
Mikołajowym jest Darek Kandzia, który poza opi-
saną powyżej pierwszą edycją był na wszystkich
pozostałych.
Chętnych do obejrzenia zdjęć z ostatniego spływu
zapraszam na stronę:
http://picasaweb.google.com/grzegorz.carrol.krol
Tekst i zdjęcia: CARROL
- 15 -AKTówka 01/2011
Spływ Mikołajkowy
AKTówka 01/2011
Nie żałuję
KaTeWu 2010
- 16 -
Pomysł narodził się, kiedy to na karnawałowej za-
bawie zacna Piratka (Aneta Lamik) przypadkiem
spotkała niedorobionego Elfa (Justyna Kiełtyka),
przezywanego Avatarem. Te dwie panie stwier-
dziły, że zrobią coś dla siebie i postanowiły popro-
wadzić kurs. W sumie trzy baby, bo jeszcze jest
Zosia ‒ najmniejsza piratka.
Akcja reklamowa zaczęła się na całego. Biorąc
pod uwagę błagania naszych chłopaków, odpo-
wiedni plakat miał przyciągnąć kobietki. Efekt
był nieco odmienny. Zdecydowaną większość sta-
nowili faceci.
Pierwszy wyjazd ‒ inauguracyjny.
Udany wielce, nikt nam nie odpadł
przy Gańczorce, nikomu nie udało się
zdobyć jaskini. A mi karabinek zrobił
dziurę w języku. Wniosek jeden ‒ do
trzymania karabinka przy takim
mrozie służą ręce w rękawiczkach.. .
AKTówka 01/2011
- 17 -
Drugi wyjazd skiturowo‒rakietowy. Beskid Ży-
wiecki. Pierwsze grzanie przy ognisku, pierwsze
zguby szlakowe, pierwsza pulpa czosnkowa
z czymś tam jeszcze ponoć, jednym słowem
pierwsze bacowanie. Na Pilsku było bardzo przy-
jemnie! Każdy walczył, aby ustać na nogach na
tym wichrze, a potem ci, co umieli i przede
wszystkim ci, co nie umieli ‒ zjeżdżali, sturliwali
się, a nawet dolatywali na dół.
Pora na Wyjazd Krajoznawczy. Tu nie trzeba w za-
sadzie nic więcej pisać wystarczy jedno słowo-
–symbol: Vacia. Reszty nie da się streścić w kilku
słowach, wyjazd pełen wrażeń i atrakcji.
Miejsce akcji: Beskid Wyspowy.
Wśród rozrywek nie zabrakło zaciętej gry do
upadłego w piłkarzyki, prawdziwego turnieju
siatkarskiego, a nawet przyjęcia urodzinowego
z szampanem! Oczywiście bez la koholowym. Walo-
ry turystyczne ‒ równie ciekawe i zróżnicowane:
wycieczka na Strzebel i Luboń Wielki, zwiedzanie
Skansenu Taboru Kolejowego w Chabówce, Lanc-
korony, Kalwarii Zebrzydowskiej . . .
KTW 2010
Następny wyjazd owiany był wielką szemraną ta-
jemnicą. Teraz chyba każdy umie zagalopować
w kowbojskim stylu na koniu. Kowboje, konie
i motory, było wszystko! Oprócz gitary! ! !
AKTówka 01/2011
Wiosna nam była prawdziwie piękną… zimą. Mie-
limy fest problem z bacówką na Obidowcu, która
po prostu porosła na tę noc mgłą wielką i ciup,
w okolicach czwartej nad ranem się poddaliśmy.
Postanowiliśmy nocować w bacówko–wiato–dziu-
rawo–mokro–czymś. Jaka kierowniczka, taki kurs
hehe… Potem było z górki. A druga bacóweczka
była nagrodą ‒ piękny Jasień nikogo nie zawiódł.
A i blachowania były. . .
Chcących poczuć emocje wywołane raftingiem
było ponad 30 osób. Wyjazd jednak chyba nikogo
nie rozczarował, mimo dość niskiego poziomu
wody. Nie przewidzieliśmy powodzi miesiąc póź-
niej ani tego, że zima w Tatrach przytrzyma aż
tak długo. Przed wejściem do pontonu obowiązko-
wa „rozgrzewka”, zwana przez większość „schło-
dzewką”. Poza spływaniem była zabawa przy
ognisku, a później całonocne czuwanie.
Spływ Majowy, rzeka Łeba.
Pierwsze skojarzenia z majem to zazwyczaj sło-
ńce i ćwierkające ptaszki. Nam również pogoda
na spływ dopisała ‒ deszcze i chłód. Mercedes
kończy swój żywot, ale wszystkim towarzyszy do-
bra zabawa i humor. Na rzece wymiękły cztery
osoby. „Mamy samych twardzieli na kursie. . .”
Walcz o życie! ‒ to hasło pozostanie już na za-
wsze w pamięci kursantów. Podobnych było wie-
le, bo przecież nie od dziś wiadomo, że majowe
spływy najbardziej integrują.
- 18 -
Nie żałuję
AKTówka 01/2011
Jura Krakowsko–Częstochowska, Łutowiec i sz-
kolenie z pierwszej pomocy. Spora część
kursantów miała okazję również spróbować
swoich sił wspinając się na okoliczne skałki.
Diabelsko pikatna pulpa, przy której nawet
Felek wymięka. Drugiego dnia drogi
zamieniają się w rzeki, ale my oczywiście do
takich niespodzianek jesteśmy przyzwyczajeni.
Złaz babiogórski ‒ wyjazd przyrodniczy (zdjęcie
w lewej kolumnie u dołu).
Dojazd ‒ utrudniony. „Żywiecką z Bielska do Żyw-
ca raczej nie dojedziecie ‒ brak mostu”. Alarm
powodziowy wciąż nie został odwołany, my jed-
nak ruszamy na Babią. Mimo początkowych trud-
ności, wszyscy zainteresowani dotarli na Złaz.
Pod koniec maja przyszła pora pożeglować.
Kursowe zmagania z wiatrem i wodą w tym roku
okazały się wyjątkowo łagodne. Zamiast kąpieli
w wodzie, każdy mógł się zanurzyć w słońcu.
Wieczorem szanty przy ognisku oraz możliwość
obserwacji dość niecodziennego blasku.. . płomie-
ni z Huty Katowice. Powstała też piosenka o kie-
rowniczkach. Niestety ‒ została ZAKAZANA!
- 19 -
KTW 2010
AKTówka 01/2011
Wyjazd rowerowy. Góry Sowie i Stołowe, zahacza-
my też o Skalne Miasto w Czechach.
Nareszcie słońce i to od drugiego dnia wyjazdu.
Poza tym monotonia: pedałowanie, pedałowanie
i pedałowanie. . . Jak zwykle łączymy przyjemne
z pożytecznym i udaje nam się kupę fajnych
miejsc zwiedzić podczas tego wyjazdu: Zagórze
Śląskie, jezioro Bystrzyckie i zamek Grodno; So-
kolec, Jurgów, Walibórz, Srebrna Góra – fort Don
Jon, Karłów – widok na Szczeliniec Wielki, Skalne
Miasto w Czechach.. .
Wypad Tatrzański. Pięć nie-
zależnych ekip wyszło na
szlaki i nie tylko. Było bosko,
a w nocy burzowo, co też
przyprawiło kilku kursantów
o mokre śpiwory (zresztą
zgodnie z tradycją wyjazdów
tatrzańskich). Pomimo tego,
o ile wcześniej mogliśmy na-
rzekać na brak słońca, to na
tym wyjeździe było go pod
dostatkiem. Idealne warunki
do zarażenia się bakcylem
gór wysokich, równie dobre
do łapania tradycyjnej opale-
nizny z „białymi okularami”.
Skałki dały popalić, a w jaskini nikogo nie zosta-
wiliśmy. Nuda i tyle ‒ jak zawsze było gorzej niż
zwykle, czyli lepiej być nie mogło. Świetny wy-
pad, zresztą jak zawsze z TKTJ. Wielkanocna oka-
zała się ciekawą jaskinią, ale większy czad był
w Piaskowej , gdzie nie każdy przecisnął się jak
noworodek przez drugi otwór.
- 20 -
Nie żałuję
AKTówka 01/2011
Na Jasnej (w G liwicach) w całym rynsztunku
nurka kursowego podziwialiśmy wprawdzie
tylko dno basenu, ale i tak było wesoło.
Wtedy też dowiedzieliśmy się, że mięśnie
ważą więcej niż tłuszczyk i prawda wyszła
na powierzchnię, haha.
Wymarzona przez kierowniczki Rumunia (zdjęcie
poniżej) odbyła się bez udziału żadnej z pań.
A ponoć piknie było. . . Chociaż też dopadła nas
powódź. Tym razem z jaskini wyjść tak łatwo
i szybko się nie udało! Nocka w czeluściach z ja-
kimiś śmierdzielami ‒ skarpetkami.
- 21 -
KTW 2010
AKTówka 01/2011
Na koniec niespodzianka: tor górski na Wietrzni-
cy. Marzenia się spełniają. Czad na maksa, oczy
jak pięć złotych, wszędzie fruwające żaby i fale
pod kajakami. Nikt z nas nie przypuszczał, że da
radę, ale na krechę każdy może. POLECAMY ka-
jakarstwo górskie. Zabawa z naprawdę dużą daw-
ką adrenaliny.
I już mamy zakończenie KTW w Chatce. Te kilka
miesięcy minęło jak z bicza strzelił. Najpierw tra-
dycyjny już bieg na orientację. Później prawie do
świtu testy i przepytywnia komisj i egzaminacyj-
nej . Na koniec upragnione dyplomy KTW 2010
oraz nadanie tytułu Superkursantki i Superkur-
santa. Do tego masa wspomnień.
Aneta i Kikutka
- 22 -
Fot. : Magda Langer, Maciek Rabsztyn, Justyna Kiełtyka, Andrzej Spintzyk, Darek Kurzyk, Michał Zborowski,
Agnieszka Jaworska, Krystian Kowalski, Szymon Sazanów, Mirek Pietrzak, Marta Norberciak, Dorota Kulawik.
KTW 2010
AKTówka 01/2011
Kurs Turystyki Wszechstronnej
- 23 - AKTówka 01/2011
Wielkimi krokami zbliża się piętnasta już
edycja Kursu Turystyki Wszechstronnej.
Jeżeli górskie widoki przemawiają do Ciebie
bardziej niz widok ekranu LCD, a siedzenie
przy ognisku przedkładasz nad tkwienie za
biurkiem przy notatkach, to jest to coś wła-
śnie dla Ciebie! Nie przegap tej szansy,
przyjdź na spotkanie rozpoczynające kurs:
2 marca o godzinie 18:00 w auli nr 118 na
Wydziale Budownictwa. Więcej informacji
o tym czym jest KTW można znaleźć na na-
szej stronie internetowej, przede wszystkim
w zakładce „Kurs TW”. Na zachętę radzimy
też zajrzeć do naszej galerii zdjęć.
Kierowniczką tegorocznego kursu została
Marysia Pietrzyk, której z tej okazji życzymy,
aby ta odpowiedzialna rola dostarczyła jej
wiele radości i satysfakcji, a Klubowiczom
przypominamy, że stopień tej radości zależy
w dużej mierze od nas i naszej pomocy w or-
ganizacji wyjazdów i wykładów.
Watrowicze – do dzieła!
Wigilia Chatkowa
- 24 -
Szorowanie podłóg, mycie okien, bieganie za
karpiem i uszkami ‒ można by się pokusić
o stwierdzenie, że tak zaczynają się święta
w statystycznym polskim domu. Jest jednak
pewne miejsce, znane wszystkim Klubowiczom,
kursantom i sympatykom, wolne od przedświą-
tecznej bieganiny, zgiełku i wszędobylskiego
„Last Christmas” ‒ Chatka AKT w Istebnej Pie-
traszonce.
Jest coś takiego w tych czterech ścianach, co
rok w rok przyciąga tłumy Chatkowiczów do
wspólnego spędzenia wigilii w nieco innych
okolicznościach i z nieco inną „scenografią” niż
zwykle. W końcu na której domowej choince
dumnie wiszą pierniczki i ozdoby z masy solnej ,
ręcznie malowane przez niestrudzone klubo-
wiczki podczas pierwszych klubowych Babona-
liów? Albo gdzie indziej można rozgrzać
zmarznięte ręce przy kominku, na huśtawce
i popijając herbatkę własnoręcznie zaparzoną
przez chatkowego? Wiem, wiem, trąci to
wszystko tanim sentymentalizmem, ale nie da
się zaprzeczyć, że chatkowa wigilia posiada pe-
wien urok i atmosferę nie do podrobienia.
Tak było i w tym roku. Suto zastawiony stół cie-
szył oko i podniebienie domowymi pierogami,
barszczem, moczką i makówkami. Nie zabrakło
również wolnego nakrycia dla niespodziewane-
go gościa, które jednak szybko doczekało się
swojego adresata ‒ prosto z Barcelony do chat-
ki przybyła niespodzianka, czyli nasza klubowa
pani sekretarz ‒ Marysia. Zarówno standardo-
wym życzeniom (zdrowia, szczęścia, pomyślno-
ści) , jak i tym geograficznym (podróży do…) nie
było końca. Klimat był iście świąteczny ‒ za
oknem mróz (taki, że aż śnieg skrzypiał pod vi-
bramem), a w środku ogień wesoło trzaskał
w kominku. Aż chciałoby się tę chwilę zatrzy-
mać na dłużej .
Wigilie w AKT
AKTówka 01/2011
Wigilie w AKT
Jest taka świecka tradycja w Klubie, która każe
lepić pierogi w akademikach, warzyć kapustę
z grzybami, przygotowywać barszczyk, a na-
stępnie nieść to wszystko na Wrocławską 6
w celu wspólnej konsumpcj i. Zawsze znajdzie
się ktoś, kto przyniesie ciasto, pierniczki czy
makówki. Zawsze także zbierze się grupa goto-
wa to wszystko najpierw podziwiać, potem po-
żerać ‒ początkowo tylko wzrokiem ‒ by
później przejść do jedzenia, pałaszowania, sma-
kowania, maszkiecenia i delektowania się.
W tym roku tradycja została wzbogacona do-
datkowo o obowiązkowe świąteczne stroje,
wspólne zdjęcie pamiątkowe i regularną bitwę
na śnieżki, która zakończyła się bez żadnych
ofiar w ludziach (ani w Klubowiczach) . Opłatki
zostały przełamane, życzenia wypowiedziane,
a kolędy zagrane (tu i ówdzie pofałszowane)
przy akompaniamencie gitary Mikołaja.
- 25 - AKTówka 01/2011AKTówka 01/2011
Słowo o Wigilii
Klubowej
Tekst: Ania Szcześniak,
Zdjęcia: Magda Langer
- 26 -AKTówka 01/2011
Biblioteka nie do końca normalnego człowieka
Jacek Hugo-Bader, reporter Gazety Wyborczej , od
ponad dwudziestu lat przemierza kraje byłego
Związku Radzieckiego; literackie efekty tych po-
dróży ukazują się w „Dużym Formacie” (kiedyś
„Magazynie” GW), w wielu domach powodując
walki o poniedziałkowe wydanie „Gazety”.
Po pierwszej książce Hugo-Badera (wydanym po
raz pierwszy w 2002 roku zbiorze reportaży „W raj -
skiej dolinie wśród zielska”, który już na zawsze
rzucił mnie w ramiona literatury podróżniczej) nie
mogłam doczekać się, aż dane mi będzie wgryźć się
w „Białą gorączkę”. I nie zawiodłam się.
Książka składa się z dwóch części: pierwsza zawie-
ra relację autora z zimowej podróży UAZ-em przez
Syberię oraz reportaże powstałe w jej trakcie;
w drugiej natomiast zawarte są teksty niezwiązane
z tym przedsięwzięciem, a pochodzące z wielu róż-
nych miejsc w byłym ZSRR, m.in. z Mołdawii.
Książkę tę czyta się jednym tchem, wręcz poły-
ka, a chwilę później chce się do niej wracać, by
jeszcze raz powoli ją smakować. Hugo–Bader
opisuje Rosję ‒ i nie tylko ‒ widzianą oczami
włóczęgi, który bacznie obserwuje otaczający go
świat i uważnie słucha napotykanych ludzi. Efek-
tem jest niesamowity obraz rosyjskiej rzeczywi-
stości, której „bez wódki nie rozbieriosz”. Dla
AKT–owca lektura obowiązkowa. Zwłaszcza, że
samo wspomnienie niektórych fragmentów, na
przykład tego o współwięźniu z „psychuszki”,
który włamał się do browaru, potrafi poprawić
humor w każdej sytuacj i.
Marta Mikosz
„W rajskiej dolinie wśród zielska” to kolejny po „Białej
gorączce” zbiór reportaży dziennikarza Gazety Wybor-
czej ‒ Jacka Hugo-Badera. Tytułową rajską doliną jest
oczywiście Związek Radziecki, do którego autor ma
niesłabnący sentyment, a zielskiem anasza z rodziny
cannabis dość ciekawie oddziałująca na układ nerwowy
człowieka, znana powszechnie jako konopia indyjska
(rośnie na polach Kirgizji). Z niemalże każdego rozdzia-
łu książki bije nostalgia za tym, co minione, za republi-
kami, które się odłączyły, za kołchozami, sowchozami
i Leninem. Nastrój ten chyba najlepiej odzwierciedlają
słowa samego autora, który stara się przybliżyć czytel-
nikowi mentalność zwykłego, prostego Rosjanina: „Ro-
syjska dusza jest jak spaniel, który nawet jak jest mu
wesoło, ma mordę rozpaczliwie smutną”.
Hugo-Bader nie chce jednak moralizować ani tym
bardziej „smucić”. Raczej kusi się o przedstawienie
obrazu społeczeństwa byłego imperium. Jak praw-
dziwy reporter ukazuje wielkie poprzez małe ‒ po
kolei przedstawia korowód różnorodnych postaci:
starego Michaiła Timofiejewiczowa ‒ konstruktora
kałasznikowa, Tatianę Iwanowną, szukającą swoje-
go syna Andreja (lub jego zwłok) na frontach Cze-
czenii czy Walerego Burkowa, który stracił obie
nogi na wojnie w Afganistanie.
Skąd autor bierze bohaterów swoich reportaży? Nie
mam zielonego pojęcia, ale pisze o nich w taki sposób,
że lektura przeciąga się do późnych godzin nocnych.
A właściwie porannych. Co więcej, robi to w tak pla-
styczny sposób, że gdzieś po dziesięciu minutach czytel-
nik sam czuje kaca po wypiciu mocnej radzieckiej wódki
i zapach tanich papierosówmarki Beromorkanal.
Ania Szcześniak
Biała gorączka
Jacek Hugo-Bader
Wydawnictwo Czarne
Wydanie II, rok 2009,
oprawa miękka
ISBN: 978-83-7536-109-4
Liczba stron: 400
W rajskiej dolinie
wśród zielska
Jacek Hugo-Bader
Wdawnictwo Czarne
Wydanie I, rok 2010,
oprawa twarda
ISBN: 978-83-7536-117-9
Liczba stron: 400
,
,‒
Państwo wybaczą ‒ mój stosunek do litera-
tury podróżniczej , w której głównym boha-
terem jest przerośnięte ego autora, j est
mocno ambiwalentny. Tak jest i w opisanym
poniżej przypadku.
Choć nigdy nie musiał tego udowadniać, jestem
przekonana, że Jacek Pałkiewicz jest jednym
z dwojga ludzi na naszej planecie, którzy potrafią
Syberia. Wyprawa na
biegun zimna
Jacek Pałkiewicz
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Wydanie rok 2010
ISBN: 978-83-7506-073-7
Liczba stron: 312
kopnąć cyklopa między oczy (drugim jest oczywi-
ście Chuck Norris). W tym odcinku Pałkiewiczo-
wej epopei, niestrudzony szef wszystkich szefów
podejmuje się zadania prawdziwie ekstremalne-
go, a mianowicie zabiera grupę Włochów na
przejażdżkę saniami zaprzężonymi w renifery do
Ojmiakonu — wioski w Jakucji o najniższej odno-
towanej temperaturze w miejscu stale zamiesz-
kanym przez ludzi: ‒71 ,2°C.
Naprawdę ciekawe wycieczki historyczne i lite-
rackie Pałkiewicza przerywane są przejmujący-
mi opisami napotkanych przez ekspedycję
śmiertelnych niebezpieczeństw, z którymi jedna-
kowoż (również napotykani przez ekspedycję)
odziani w walonki pasterze reniferów radzą so-
bie wprost świetnie.
Reasumując, niezłe do poczytania w autobu-
sie, tramwaju lub pociągu.
Marta Mikosz
Zdjęcie na okładce oraz powyżej : Piotr Drabik.
W 1977 roku wyruszyliśmy na zwiad w góry
Rumunii z mapą szkolną (! ) „Rumunia, Bułgaria”
w kieszeni. Start w Petrosani, przez Paring do
Drum National (wtedy w budowie), zejście w dół,
przejazd autostopem a później koleją do Awrig
(w Fogoraszach) podejście do Cabany Barcaciu
i po pierwszym przymrozku do ‒5°C stopni,
zejście do Porumbacu. Całość przygody razem
z powrotem przez Bukareszt ok. 10 ‒ 12 dni. Ru-
munia ciągle mi się marzy. Fajnie było!
Zdjęcie na stronach 2–3 i powyżej: Sławek Brzoza.
Wyruszyliśmy na pierwszy w historii zagraniczny
trekking z KTW 2007 w góry Ukrainy, z mapą,
będącą pracą magisterską. Wtedy nie wiedzieli-
śmy, że należy jej używać co najwyżej jako pod-
kładki pod talerz z zupą. Start w Kwasach ‒
przez Świdowiec na przełaj do Rachowa (choć po
Świdowcu miały być Gorgany), a później znowu
z Kwasów przez Popa Iwana na Howerlę. 30 lat
różnicy, ale na szczęście są jeszcze miejsca, gdzie
nie za wiele się zmieniło. Fajnie było!
- 27 -
Biblioteka nie do końca normalnego człowieka
AKTówka 01/2011
Karpaty wczoraj i dziś
- 28 -
— Hej , widzieliście na Youtubie filmik tego
Matta, który jeździ po świecie i tańczy jakiś swój
dziwny taniec w różnych fajnych miejscach?
— Noo, rewelacja. Najlepszy jest ten kawałek
w Afryce, jak słonie go pogoniły.
— Mhm, to było bomba.. .
(chwila ciszy, w której kiełkuje Myśl Watrowa)
— Słuchajcie, a może by zrobić coś podobnego?
Tak żeby każdy, kto gdzieś jedzie, zrobił własny
filmik, a później to razem poskładamy.
— Hmm…no dobrze, ale mamy tańczyć to co on?
— Nie, przydałoby się coś innego, lepszego. .
— Coś bardziej polskiego.
— Ale coś, co wszyscy znają. . .
— …
— K A C Z U C H Y ! ! !
Tak moi drodzy, geneza powstania naszego filmu
trąci banałem, ale samo wykonanie kaczuch
przez członków Klubu jest całkowicie niebanalne.
Chachani, Kanion Colca, Elbrus, Kamczatka… Do
niektórych z tych miejsc nie dotarła nawet nasza
ulubiona Martyna W.
Chociaż nie zawsze dopilnowaliśmy, aby z każde-
go wyjazdu został przywieziony kaczuchowy film,
to przecież dopiero się rozkręcamy. W związku
z powyższym, jaśnie nam obecnie panujący
Zarząd postanowił, iż od teraz zbrodnią przeciw-
ko turystyce będzie, jeśli jakikolwiek Klubowicz
znajdując się w jakimś spektakularnym miejscu,
nie nakręci filmiku z tymże w tle. Zarząd zauwa-
żył również potrzebę doszkolenia Klubowiczów
w zakresie tej ‒ jak się okazało ‒ zbyt skompliko-
wanej choreografii, ale z braku odpowiedniej
oferty w istniejących szko-
łach tańca, będą się oni musieli na razie
dokształcać na własną rękę. Ponadto Klubowicze,
którzy planują wyjazd, a nie czują się na siłach do
obowiązkowego odtańczenia jedynie słusznego
tańca, mogą zgłaszać się na konsultacje do Szy-
mona Ponikiewskiego (Szymkusia) lub Łukasza
Ciupy (Ciupika). Obaj panowie mają już na swoim
koncie sukcesy w propagowaniu tańca SKA wśród
sympatyków Watry.
Pamiętajmy: na 60-leciu AKT oglądamy pełnome-
trażową produkcję „Kaczuchy 2020”, do której
prologiem jest obecny filmik, możliwy do znale-
zienia już teraz na Youtube.com, po wpisaniu fra-
zy „Kaczuchy 2020”.
Słaby
A
K
T
j
a
k
A
k
a
d
e
m
i
c
k
i
K
l
u
b
T
a
n
e
c
z
n
y
K
a
m
c
z
a
t
k
a
-
W
u
l
k
a
n
A
w
a
c
z
y
ń
s
k
i
,
F
o
t
.
:
K
r
z
y
s
z
t
o
f
P
o
p
a
r
d
o
w
s
k
i
Kaczuchy
AKTówka 01/2011
Wspomnienia graniczne
Wspomnienia graniczne
- 29 - AKTówka 01/2011
Graniczne, gdyż z przejścia granicznego Polsko
–Czechosłowackiego (to już też historia).
W drugiej połowie lat siedemdziesiątych ‒ kiedy
dokładnie, to trzeba by było sprawdzić w naszych
kronikach ‒ AKT wspólnie z Kołem Przewodników
zorganizował wycieczkę na Orawę. W dobrych
humorach, jak zwykle to na wycieczkach bywa, ze
śpiewem przy gitarach, podjechał nasz autobus
do przejścia granicznego w Jablonce. I oczywiście
kontrola dowodów osobistych. Trafiliśmy na
wyjątkowo służbowego WOP–istę, który natych-
miast zakwestionował tożsamość Ryśka Mazura
i moją. Rysiek miał brodę, a ja długie włosy i tego
brakowało na naszych zdjęciach w paszporcie.
Jedyna możliwość przekroczenia granicy wiązała
się z ogoleniem i ścięciem, a to nie wchodziło
w rachubę. Jak to jakiś WOP–ista ma decydować,
jak mamy wyglądać?
Postanowiliśmy opuścić autobus i na własną rękę
coś sobie zorganizować. Pojechaliśmy PKS–em do
pobliskiego Chochołowa i tam bez problemów
przekroczyliśmy granicę. Znaliśmy trasę i rozkład
czasowy pobytu grupy na Orawie, ale dołączyć do
nich się nie udało. Spędziliśmy więc dzień kręcąc
się po przygranicznym słowackim miasteczku
i przy słowackim piwku. Tam sprzedałem też
butelkę polskiego spirytusu, by móc sobie na to
piwko pozwolić. Wtedy przy „zagranicznych”
wyjazdach obowiązywała ograniczona wymiana
dewiz, które rejestrowano przez wpis do
specjalnej książeczki walutowej…
Ponieważ nie mogliśmy się tam doczekać naszego
autobusu, pojechaliśmy na przejście w Jabłonce,
bo tam na pewno byśmy go nie przeoczyli.
I trafiliśmy na „naszego” WOP–istę. Pienił się ze
wściekłości, bo skoro raz nam zabronił
przekroczenia, to nie mieliśmy prawa tego zrobić
gdzieś indziej . Zaczęły się utarczki, zażądał
dokładnych danych pracodawcy, by pokazać, że
narobi nam problemów; my żądaliśmy jego
służbowych danych, itd. , itd.
Przyjechał nasz autobus i dalszą część wycieczki
spędziliśmy już razem. Oczywiście później
żadnych kłopotów z tego powodu nie mieliśmy.
Henryk Borusiak
K
a
m
c
z
a
t
k
a
-
W
u
l
k
a
n
A
w
a
c
z
y
ń
s
k
i
,
F
o
t
.
:
K
r
z
y
s
z
t
o
f
P
o
p
a
r
d
o
w
s
k
i
Bal AKT „Watra” w Wiśle
Łasunalia Bacówkowe
Rozpoczęcie KTW (wykład inauguracyjny)
Rozpoczęcie KTW w Chatce
Wiosna Gorczańska
Wycieczka Krajoznawcza
Spływ majowy
Pieluchonalia (Wyjazd rodzinny)
Majówka w Chatce
Regaty na Kłodnicy
Złaz babiogórski
Obra - spływ
Treking wakacyjny KTW
Spływy letnie
Zagraniczne wyjazdy klubowe
4 III
18 – 20 II
2 III
4 – 6 III
1 – 3 IV
15 – 17 IV
29 IV – 6 V
1 – 3 V
1 – 3 V
11 V
20 – 22 V
14 – 19 VI
8 – 17 VII
lipiec – sierpień
lipiec – sierpień
Najbliższe imprezy AKT
FAQtówka
FAQtówka ‒ śpiwory puchowe
- 30 -
Znasz to uczucie? Budzisz się w nocy i jest na-
prawdę zimno. Zresztą, zimno to mało powiedzia-
ne. Lodowaty wiatr i płatki śniegu, nie
napotkawszy żadnych większych przeszkód, pę-
dzą przez bacówkę i sprawiają, że słyszysz jak
dzwonią własne (oraz cudze) zęby. Nietrudno
wtedy o czyny tyleż heroiczne, co absurdalne, jak
próba rozniecenia ogniska na trzonku od siekiery,
czym wsławił się nasz klubowy kolega. Remedium
na zimno może być jednak zdecydowanie skutecz-
niejsze i jest nim nic innego, jak dobrze dobrany
puchowy śpiwór.
Podstawowym problemem, jaki napotykają zde-
sperowani turyści pragnący wyspać się w ciepeł-
ku, jest zapora w postaci ceny. W istocie rzeczy,
śpiwór puchowy nie jest tani – jednak na pytanie,
czy warto wydać tyle pieniędzy, należy zdecydo-
wanie odpowiedzieć: tak! Zanim jednak rado-
snym, szybkim kłusem popędzimy do sklepu,
warto przez chwilę zastanowić się nad tym, czego
tak naprawdę od naszego śpiworka oczekujemy.
Co w środku?
Kluczową kwestią dla śpiwora puchowego jest je-
go wypełnienie. Do wyboru mamy z reguły puch
kaczy i gęsi, przy czym puch gęsi ma zdecydowa-
nie lepsze właściwości; producenci najczęściej
używają mieszanek tych dwóch. Informacja doty-
cząca wypełnienia często zawiera także tajemni-
czą liczbę typu 90/10 – określa ona stosunek
puchu do pierza. Oczywiście, im więcej puchu,
tym cieplej , ale niewielka domieszka pierza po-
prawia odporność mechaniczną wypełnienia.
Najistotniejszym czynnikiem w wyborze puchu
jest jednak wartość cui. Pod tym akronimem kryje
się jednostka rozprężalności puchu, a ściślej ‒
ilość cali sześciennych, jaką wypełnia jedna jego
uncja. Najogólniej rzecz ujmując ‒ im wyższe cui,
tym lepiej . Jedyną barierą są właściwości fizyczne
puchu i, jakże by inaczej , cena. Standardowy
puch, używany przez większość producentów, ma
600‒700 cui, natomiast często można za dodatko-
wą opłatą zażyczyć sobie tzw. puchu diamentowe-
go, który ma 850–900 cui. Pozwala to zmniejszyć
ilość wypełnienia przy zachowaniu podobnych pa-
rametrów termicznych.
Puch, acz…
Ważną kwestią, od której zależą walory termiczne
śpiwora jest konstrukcja komór, w których znaj-
duje się puch. Najpopularniejszą i najtańszą kon-
strukcją są komory typu H ‒ przestrzeń pomiędzy
powłokami śpiwora podzielona jest przebiegają-
cymi prostopadle przedziałkami. Dla poprawienia
własności termicznych, komory mogą być
w kształcie zachodzących na siebie trójkątów (typ
V), „grzybków” (typ T) czy też pochylone pod ką-
tem, tak, że zachodzą na siebie dachówkowato
(typ S). W najcieplejszych śpiworach mamy do
czynienia z dwoma warstwami komór.
Większość dostępnych na rynku śpiworów pucho-
wych to mumie i jest to właściwie jedyny godny
polecenia kształt. Osoby, które lubią spać w pozy-
cj i embrionalnej powinny jednak zwrócić uwagę
na to, czy wybrany śpiwór na to pozwala ‒ część
śpiworów, np. Guide Pro firmy Małachowski,
bardzo wąska i wymusza wyprostowaną pozy-
cję. Bardzo istotne jest też dopasowanie rozmiaru
śpiwora ‒ powinien on odpowiadać wzrostowi
użytkownika, tak żeby nie tracić cennego ciepła
na ogrzewanie pustych przestrzeni w śpiworze.
Jeśli chodzi o generalną konstrukcję śpiwora,
newralgicznym punktem jest listwa termiczna,
która ma za zadanie izolację okolic zamka błyska-
wicznego. Warto zwrócić uwagę, czy w wybranym
przez nas śpiworze listwa nie „wcina się” w za-
mek i czy wystarczająco go osłania.
Jak wiadomo zdarza się, że Homo sapiens dobiera
się w pary ‒ jeśli nasza druga połówka zamierza
wyjeżdżać razem z nami, warto zwrócić uwagę na
to, żeby nasze śpiwory dało się spiąć (tzn. , żeby
zamki były po przeciwnych stronach śpiwora i by-
ły ze sobą kompatybilne). To zawsze bardzo po-
prawia komfort termiczny. Niektóre firmy oferują
nawet śpiwory „lewe” i „prawe”
AKTówka 01/2011
tsej
- 31 -
Śpiwory puchowe
No to jaki ten śpiwór?
W praktyce sprowadza się to do pytania: jak
ciepły? Jeśli chodzi o wybór wagi wypełnienia,
umiarkowane zastosowanie znajduje tu zasada
„im więcej , tym lepiej”. Oczywiście, można kupić
śpiwór wypełniony 1 ,5 kg puchu i będzie nam
w nim ciepło w każdych warunkach, lub nawet za
ciepło, ale za to będziemy skazani na noszenie ze
sobą ponad dwukilowego, sporych rozmiarów
pakunku. Wiem, o czym piszę ‒ sama kiedyś
poszłam za głosem serca i nabyłam śpiwór
o wymienionych powyżej parametrach. Serce
sercem ‒ rozsądek nakazuje, by dostosować
wagę wypełnienia do warunków, w jakich
zamierzamy używać śpiwora i temperatur, jakich
możemy się spodziewać. Co trochę zaskakujące,
na najcięższe warunki powinny przygotować się
osoby planujące bacować w zimie ‒ wbrew
pozorom, nawet na tęgim mrozie, w namiocie jest
zdecydowanie cieplej (i nie wieje! ).
Z pomocą w wyborze „ciepłoty” śpiwora może
przyjść nam norma EN 13537, która od roku
2005 zobowiązuje producentów do podawania
standaryzowanych temperatur komfortu
i ekstremów dla śpiwora. Zgodnie z tą normą,
informacja o ciepłocie śpiwora powinna zawierać
dwie temperatury komfortu ‒ niższą, w której
„standardowy mężczyzna” (wzrost 1 ,73 m, 73 kg
wagi) powinien być w stanie spać w pozycji
embrionalnej bez budzenia się z powodu
dyskomfortu cieplnego, oraz wyższą, w której
z kolei „standardowa kobieta” (wzrost 1 ,60 m,
60 kg wagi) wyśpi się w pozycji wyprostowanej .
Temperatury podawane przez producentów
należy jednak traktować z pewną pobłażliwością
(czyli wybrać śpiwór o ok. 5–10 stopni niższej
temperaturze komfortu niż wymagana), gdyż
wrażliwość na zimno jest cechą nadzwyczaj
indywidualną.
Najpopularniejszą wagą wypełnienia jest ok.
1000–1100 g, w tabelce podsumowałam ofertę
krajowych producentów.
AKTówka 01/2011
- 32 -AKTówka 01/2011
Gadżety i fajerwerki: powłoki membranowe
Wielu producentów za skromną dopłatą oferuje
membranową powłokę zewnętrzną śpiwora. Nie-
wątpliwie znajdą się zagorzali zwolennicy jak
i przeciwnicy tego rozwiązania. Moim prywatnym
zdaniem, śpiwór bez takiej powłoki ma dwie
główne zalety w stosunku do śpiworów w nią wy-
posażonych: przede wszystkim, lepiej oddycha
i łatwiej schnie. Fakty są bezlitosne ‒ nawet naj-
lepiej oddychająca membrana oddycha raczej ża-
łośnie w porównaniu z typową powłoką nylonową.
W wypadku weekendowych wyjazdów ma to sto-
sunkowo nieduże znaczenie, ale kilkutygodniowe
spanie pod namiotem w tundrze potrafi dać śpi-
worowi w kość ‒ a właściwie w puch. Drugim
istotnym czynnikiem jest waga: membranowa po-
włoka sprawia, że śpiwór z reguły waży ok.
300–400 g więcej .
Membrana ma też swoje plusy ‒ śpiwór może
i wilgotnieje od środka, ale nie od zewnątrz, co
może nam oddać nieocenione usługi, na przykład
podczas noclegów w jaskini. Sprawia też, że śpi-
wór jest minimalnie cieplejszy (3–5° różnicy
w temperaturze komfortu). Zalety membranowej
powłoki można jednak uzyskać w „zwykłym” śpi-
worze dokupując płachtę biwakową. Allegro obfi-
tuje w oferty sprzedaży stosunkowo niedrogich
płacht wojskowych (podobno z Gore–Texu), ma je
w swojej ofercie także wiele firm produkujących
sprzęt turystyczny.
Pielęgnacja śpiwora
Śpiwór jest najlepszym beznogim przyjacielem
człowieka i choć jest raczej bezobsługowy, warto
trochę o niego zadbać. Po przyjeździe z wyjazdu
najlepiej jest go wysuszyć (i jeśli został uwędzony
‒ przewietrzyć), ponieważ puch kiepsko znosi
wilgoć. Śpiwór puchowy nie powinien być prze-
chowywany w worku kompresyjnym. Całkiem do-
brym rozwiązaniem, zwłaszcza przy limitowanej
ilości miejsca, jest przechowywanie śpiwora
w specjalnym worku do składowania, jaki czasem
dołączają producenci. Jeśli jednak miejsca mamy
pod dostatkiem, warto śpiwór przechowywać
w postaci rozłożonej , dzięki czemu puch bardzo
długo zachowa swoje właściwości. Kiedy jednak
puch staje się mało puszysty i zbity, cuda może
zdziałać… pranie. Większość producentów szacu-
je jednak żywotność puchu na około trzy prania,
dlatego nadgorliwość w utrzymywaniu śpiwora
w czystości jest niewskazana. W razie potrzeby
śpiwór pierzemy w detergencie do puchu w pral-
ce (puryści dorzucają do prania piłki tenisowe,
acz nawet najstarsi Indianie nie wiedzą po co)
i delikatnie odwirowujemy. Puchacza suszymy
w ciepłym, przewiewnym miejscu, najlepiej na
słońcu. Następnie organizujemy sobie wybór cie-
kawych filmów lub muzyki i poświęcamy week-
end na rozbijanie puchu, który podczas prania
ma nieprzyjemny zwyczaj zbijania się w kule.
Efekt murowany.
Ostatnią instancją w reanimacji puchówki jest re-
generacja puchu, którą oferuje większość produ-
centów śpiworów. Wymaga to jednak rozprucia
komór i wydobycia z nich wypełnienia, co powo-
duje, że cała operacja jest droższa niż zwykłe pra-
nie.
Maska z rekuperatorem
Jest akcesorium z gatunku T–Fi (Tourist Fiction),
ale nieodmiennie marzy mi się w mroźne, baców-
kowe noce. Koledzy Inżynierzy, może by tak po-
myśleć nad maską z wymiennikiem ciepła, którą
zakładałoby się na twarz tak, żeby z kaptura wy-
stawała tylko rurka doprowadzająca powietrze?
Tylko czy wtedy bacowania w ogóle miałyby jesz-
cze sens?
Marta Mikosz
Wschód słońca na Zawracie Fot. : Maciek Rabsztyn
FAQtówka
Nie sprzedawajcie swych marzeń
Autorami tekstu i muzyki są Wiesiek Borkowski i Mietek Slopek, tworzący niegdyś dosyć znaną
w środowisku studenckim grupę BCF, jednak piosenkę upowszechnił dopiero zespół EKT Gdynia na
płycie „Wreszcie płynę” z niezapomnianym wokalem Janka Wydry. Jest to jedna z moich ulubionych
piosenek i dlatego my również „staraliśmy się” stworzyć jej własną wizję. Bardzo się cieszę, że także
młode pokolenie klubowe polubiło tę piosenkę mówiącą przecież o tak ważnych uniwersalnych
wartościach.
Hiszpan (Andrzej Nowiński)
E A
Samotni ze sobą nie możemy znaleźć
H7 A E
Miejsca i czasu na zadumy chwilę
A
Uciekamy donikąd ‒ pod prąd wyobraźni
H7 A E
Zostawiając sny jak bezbronne motyle
E A E
Ludzie ‒ nie sprzedawajcie swych marzeń
A E
Nie wiadomo co się jeszcze wydarzy
H7
W waszych snach
E A E
Może taka mała chwila zadumy
A E
Sprawi, że te marzenia pofruną
H7
Jeszcze raz
A E
Jeszcze raz
Wstawcie w okna tęczę, szykujcie witraże
Na które wiatr swawolny gwiazd wam nawieje
Na pewno przyjdzie wiosna z uśmiechem na twarzy
By jak matka dzieciom rozdawać nadzieję
Ludzie …
Kartka ze śpiewnika
AKTówka 01/2011- 33 -