AKTówka nr 1 01/2011

34

description

Klubowy periodyk nieokresowy wydawany przez Akademicki Klub Turystyczny WATRA z Gliwic

Transcript of AKTówka nr 1 01/2011

Page 1: AKTówka nr 1 01/2011
Page 2: AKTówka nr 1 01/2011

Od Redakcji

Od przeszło pięćdziesięciu lat w  Akademickim Klubie Turystycznym Watra

najważniejsze są trzy czynniki: ludzie, ludzie i  jeszcze raz ludzie. A  że się

te czynniki mają skłonność rozpierzchać po świecie, niniejszy „newslet-

ter” chce tę rozproszoną klubową tkankę ludzką okiełznać. Nie tylko klu-

bową tkankę ludzką, zresztą. Nasza AKTówka ma też ogarniać

i  prezentować bezlik aktywności, którymi parał, para, chce lub będzie

się parać nasz AKT. Mówiąc krótko: AKTówka ma ogłaszać Klubowi-

czom (oraz miastu i  światu), co w  Klubie piszczy, nawet jeśli akurat

jest to tylko świdrujący pisk Klubowicza CARROL‒a, odśpiewującego

gdzieś w  Gorcach swoje słynne „Dmuchawce, latawce, wiatr”.

Chcemy, aby AKTówka była również swego rodzaju zaproszeniem

w  kierunku starszego pokolenia Klubowiczów, do dzielenia się Waszymi wspomnieniami. Nie zawsze

jest ku temu okazja podczas wyjazdów, wiec mamy nadzieję, że w  ten sposób przyczynimy się do tego,

aby niebanalna 50‒letnia historia życia klubowego nie kurzyła się w  lamusie. Drodzy Klubowicze,

piszcie do nas! Przesyłajcie nam swoje historie, zdjęcia ‒ słowem wszystko to, czym Wy możecie się

podzielić, a  my chętnie i  z  radością rozpowszechnimy.

Niech AKTówka będzie także zaproszeniem dla niedawno przyjętych kole

żanek i

 

kolegów

w

 

poczet

członków AKT

. Zaproszeniem do podejmowania turystycznych działań, których zuchwałością

i  niepowtarzalnością będą mogli zaskoczyć nawet największych watrowych „wyjadaczy”. No a  później

oczywiście do dzielenia się wspomnieniami na łamach tego naszego skromnego periodyka.

W  kolejnych numerach chcemy prezentować zarówno wyjazdowe pomysły, inspiracje, jak i  informacje

praktyczne. Najlepsze, bo sprawdzone przez naszych klubowych doświadczonych praktykantów. Na

początek na bazie pojubileuszowych wspaniałych wspomnień, zapraszamy do dzielenia się zdjęciami

z  50–lecia. Spory ich zbiór już jest dostępny, a  wszystkie informacje na ten temat można znaleźć

w  zakładce „Aktualności” na naszej stronie: www.akt.gliwice.pl

Tymczasem jednak.. . zapraszamy do lektury.

Redakcja

www.akt.gliwice.pl

P.o. redaktora naczelnego: Witold Pietrzak

Skład redakcji: Sławek Brzoza, Mateusz Myga, Marta Mikosz

Agata Ibrom, Basia Pięta, Ania Szcześniak

Korekta językowa: Andrzej Ekiert

Logotyp: Maria Pietrzyk

Nasz adres: [email protected]

Zdjęcia na stronach 1–3: opis na stronie 27.

ddddddddl

-

Page 3: AKTówka nr 1 01/2011

Spis treści

4

4 Najlepsze 50-lecie na świecie

Jubileuszowe przygotowania

8

8

9

9 Nowy Zarząd

Przyjęci do Klubu w  2010

1

1

0

0

1

1

2

2 Sp yw jesienny

Spływ Mikołajkowy

1

1

4

4

- 3 - AKTówka 01/2011

1

1

4

4 Złaz Księżycowy

1

1

6

6 KaTeWu 2010

Wigilia Chatkowa

2

2

4

4

2

2

5

5 Słowo o  Wigilii Klubowej

Biblioteka nie do końca normalnego człowieka

2

2

6

6

2

2

8

8 AKT jak Akademicki Klub Taneczny

Wspomnienia graniczne

2

2

9

9

2

2

9

9 Najbliższe imprezy

3

3

3

3 Kartka ze śpiewnika

Mięsonalia

1

1

3

3

FAQtówka — śpiwory puchowe

3

3

0

0

Poczet Prezesów AKT

3

3

4

4

ł

Page 4: AKTówka nr 1 01/2011

AKTualności

Najlepsze 50–lecie na świecie!

- 4 -AKTówka 01/2011

Drodzy Czytelnicy,

w poniższym tekście autorka starała się podsu-

mować obchody pięćdziesięciolecia naszego AKT.

Jak sami Czytelnicy zauważą ‒ bezskutecznie.

Tym samym autorka odżegnuje się od poniższego

tekstu i  przypisuje go Jankowi z  Pietraszonki, któ-

rego niejeden Klubowicz mijał w  drodze do naszej

Chatki. Janko co prawda tego co poniższe nie po-

wiedział, ale na pewno by to zrobił, gdyby nam tu

wlazł na łamy.

Czas, Panocku, fugit i  tak to ichniejsemu AKT pi-

skło już pińć dekad. Świsło im to sybcusio (jesz-

cze przeca Łojce Założyciele nie zaceli nawet

swoich zasłużonych czekanów wyłoncnie do dra-

pania pleców uzywać), ale ni niepostzezenie.

A  zwłasca nie niepostzezenie dla nosej Wisełki,

do której się zgramoliło narozki ze trzy setki luda,

coby się ‒ padajo ‒ barscykiem ichnim o  północy

stuknuńć. W  łeb by się pierwej stukli, se myśle,

bo co tu jest cylebrowoć po pińdziesiynciu lotach

absolutnie bezsensownego wysiłku, jak to zresto

słusznie pedzioł jeden z  nich, co się w  tym bez-

sensie cołkiem rozgotowal, i  dlatego pewnikiem

wołali go „Klucha”. Nie łon jedyn się zresto roz-

gotowoł, bo tego bezsensowia zjechało się do na-

sej Wisły dwa hotele, pumpernikiel.

Zaklepali se kino we Wiśle w  piątek, ze se miej-

scowi nie mogli zodnego filmu łobejzeć, i  klachali

bez wiecór, kiery co bezsensownego zdziałoł i  jak

daleko to beło. A  no widać daleko, skoro im no-

wet z  Brukseli Buzek rynce kazał ucałować. Bu-

zek ponoć to tyż jeden z  tego Bezsensowia, jeno

jak go wygzmiało do tyj Brukseli, to się tak zacoł

chłopok za bacówkami wspinoć, ze się przez psy-

padek wspioł na scyty władzy. Cłek se myśli, jak

się wincyj z  tego klubu bedo wspinoć to strach

mysleć, co się w  światowej polityce zrobi.

Ale se, Panocku, siedli z  tego Bezsensowia w  tym

kinie i  prawili długo, o  tem, jak to dawniej w  tym

klubie panowala roz radość i  pokój , a  roz prezes

z  Sosnowca. I  tak co troche. Łobecnie, padajo, sa-

mi siebie w  tym bezsensowiu psesli, bo łobrali se

na prezesa jakom babe z  Sosnowca, co jom wi-

dzom w  nosym kinie psedstowiał niejaki Symek

(Sajmon, padajo, pieruny światowe). Jakby im

tom prezeskom nie była blondyna, to bym im

pewnikiem ciupaskom za ten zmasowany atak na

kino pogroził. A  takem ino stoł i  słuchoł i  nowet

mi się ich kapke żol zrobiło, jak jeden pokazywoł,

jak to im par do żeniacki w  tem klubie ubywa. Ale

to se chyba oni sami do syrca wzieli, bo się zaroz

po kinie po tych swoich dwóch hotelach rozpie-

schli. Robili se potym zajecia w  podgrupach, co to

kozda śpiewała coś o  gorach, boćkach i  pirsiach

dziewcęcych. Zobaczymy, Panocku, jak daleko

z  takim śpiwoniem z  demografiom zajadom.

Myślałek, że się po takim wiecerniku rano już nie

zwlokom, a  tu się nie dość ze zwlekli, to jesce ich

pognało na Pietrasonke, co w  tym Bezsensowiu

robi im za stolice. Wrócili potem, Panocku, coby

pobalowac do rana, tak ze niektózy to se ino pser-

we na śniadonie w  tym balu zrobili. Harcom pse-

wodził Wiewiór i  Klucha, więc im beło cołkiem

fajno, ale, ktoś padoł, nie łobyło się bez zgzytow.

Najgorse zgzyty to, podług mnie, dochodziły z  po-

koju, w  którym przy gitarze majstrowała mło-

dzież, ale to psy takim tłumie Bezsensowia usło.

Juzzek se zacoł myśleć, ze pieruny nigdy nie poja-

do, ale wyjechali. Jak zech patsył po samocho-

dach, to widziałek, ze w  ctery strony się

porozjeżdżali, nawet za granice. Tak się, popatrz,

Panocku, ichni bezsens po tym świecie pleni.

Basia Pięta a  niełobecny

Janek z  Pietrasonki

Page 5: AKTówka nr 1 01/2011

- 5 - AKTówka 01/2011

Najlepsze 50–lecie na świecie!

No ale co by nie powiedzieć, łorganizatozy tego

Bezsensowia staneli na caluśkiej wysokości

zadonia. . .

A  we wieczór harcowało we Wisełce. . .

… po to, coby resta

Bezensowia mogła se

stować na głowie. . .

Jak już zech pedzioł,

pozajmowali caluśkie nase

kino we Wiśle. . .

…ze śpilki byś nie wcisnął

Rozplenilo się to to po cołkiej Pietrason-

ce bez dziyń a  rozharcowało. . .

Page 6: AKTówka nr 1 01/2011

Tacy Klucha i  Wiewiór to się nawet ich staroli po

dobroci przyciszyć. . .

Po tym syćkim jesce se musieli pograć…

.. .ale im się ino rozbestwilo to syćko. . .

Bo Tyn Klucha se świntowoł nie byle co, bo

czterdziyści lot seśdziesińcioletniego Kluchy

w  pińdziesięcioletnim Klubie!

…i  łoklaskoś Prezeske, co jom syścy podziwiajo

za tako łorganizacje.

…Aż wreszcie wyjecholi z  nasej Wisełki, chocioż

się nie ma co ciesyś, bo tak się to Bezsensowie

pleni, ze za pińć lat pewnikiem wróco jesce

wienksom potengom.

Fot. : Ania Bania, Grzegorz Król, Piotr Drabik, Paweł Gruca, Darek

Łata, Józek Tomanek ‒ a  kiere kogo dokładnij to Janek stwirdziuł, że

nimo synsu pisać, bo siła tego, a  syćki jednakowo pikne.

AKTualności

- 6 -AKTówka 01/2011

Page 7: AKTówka nr 1 01/2011

Z

a

b

a

w

a

b

y

ł

a

n

i

e

n

a

s

z

ó

s

t

k

ę

,

a

 

n

a

p

i

ę

ć

d

z

i

e

s

i

ą

t

k

ę

U

b

y

ł

o

m

i

2

6

l

a

t

!

D

z

i

ę

k

u

j

ę

w

s

z

y

s

t

k

i

m

!

Kochani!

Było super! Jestem z  pokolenia tych

„pierwszych” co to „kupowali” chatkę na

Pietraszonce. Takiej organizacji i  takiej

atmosfery jeszcze nie było na naszych

zjazdach.

GRATULACJE! DZIEKI!

J

e

s

t

e

ś

c

i

J

e

s

t

e

ś

m

y

S

U

P

E

R

P

r

z

e

z

z

u

p

e

ł

n

y

p

r

z

y

p

a

d

e

k

,

z

 

p

o

w

o

d

u

z

ł

a

m

a

n

i

a

r

ę

k

i

ż

o

n

y

k

o

l

e

g

i

b

y

ł

e

m

n

a

b

o

m

b

o

w

e

j

i

m

p

r

e

z

i

e

.

M

i

m

o

ż

e

n

i

e

o

r

g

a

n

i

z

o

w

a

ł

a

j

e

j

A

L

-

K

a

i

d

a

.

D

z

i

ę

k

u

j

ę

w

a

m

K

o

c

h

a

n

i

z

a

c

z

a

s

,

k

t

ó

r

y

c

h

c

i

e

l

i

ś

c

i

e

d

l

a

n

a

s

p

o

ś

w

i

ę

c

i

ć

i

 

t

ę

w

s

p

a

n

i

a

ł

ą

i

m

p

r

e

z

ę

d

l

a

n

a

s

w

s

z

y

s

t

k

i

c

h

p

r

z

y

g

o

t

o

w

a

ć

.

K

o

c

h

a

m

y

W

a

s

z

a

t

o

i

 

z

a

t

o

,

ż

e

j

e

s

t

e

ś

c

i

e

j

a

k

w

ł

a

s

n

e

d

z

i

e

c

i

.

W

a

r

t

o

b

y

ł

o

p

r

z

e

d

r

z

e

ć

s

i

ę

p

r

z

e

z

ś

n

i

e

g

i

,

b

y

z

o

b

a

c

z

y

ć

s

i

e

b

i

e

z

a

p

a

r

ę

(

d

z

i

e

s

i

ą

t

)

l

a

t

,

b

y

z

o

b

a

c

z

y

ć

,

j

a

k

u

j

a

w

n

i

a

s

i

ę

n

a

s

t

ę

p

c

a

D

Z

I

D

Y

(

D

a

r

e

k

)

i

 

k

i

l

k

a

i

n

n

y

c

h

u

r

o

c

z

y

c

h

r

z

e

c

z

y

A

l

e

m

i

ł

o

b

y

ł

o

s

p

o

t

k

a

ć

m

ł

o

d

y

c

h

i

 

s

t

a

r

y

c

h

W

a

t

r

o

w

i

c

z

ó

w

i

 

o

b

e

j

r

z

e

ć

n

a

s

z

ą

k

o

c

h

a

n

ą

C

H

A

T

K

Ę

.

D

z

i

ę

k

i

z

a

w

s

p

a

n

i

a

ł

ą

o

r

g

a

n

i

z

a

c

j

ę

O

d

F

e

r

a

j

n

y

Z

a

ł

o

ż

y

c

i

e

l

i

A

K

T

B

y

c

i

e

w

 

W

a

t

r

z

e

i

 

z

 

W

a

t

r

ą

t

o

n

a

j

l

e

p

s

z

a

i

 

n

a

j

p

i

e

k

n

i

e

j

s

z

a

k

a

r

t

a

w

 

n

a

s

z

y

m

ż

y

c

i

u

!

!

!

S

e

r

d

e

c

z

n

e

d

z

i

ę

k

i

z

a

z

o

r

g

a

n

i

z

o

w

a

n

i

e

t

a

k

w

s

p

a

n

i

a

l

e

g

o

s

p

o

t

k

a

n

i

a

j

u

b

i

l

e

u

s

z

o

w

e

g

o

!

W

s

z

y

s

t

k

i

m

m

ł

o

d

y

m

W

a

t

r

o

w

i

c

z

o

m

ż

y

c

z

y

m

y

w

s

p

a

n

i

a

l

y

c

h

p

o

d

r

ó

ż

y

i

 

p

r

z

y

j

a

ź

n

i

n

a

c

a

ł

e

ż

y

c

i

e

.

B

y

l

i

ś

m

y

i

 

ś

p

i

e

w

a

l

i

ś

m

y

!

W

 

g

ó

r

a

c

h

j

e

s

t

w

s

z

y

s

t

k

o

c

o

k

o

c

h

a

m

I

 

w

s

z

y

s

t

k

i

e

w

i

e

r

s

z

e

s

ą

w

 

b

u

k

a

c

h

T

o

ś

w

i

ę

t

a

p

r

a

w

d

a

,

a

l

e

g

ó

r

y

p

o

t

r

z

e

b

u

j

ą

g

o

r

ą

c

y

c

h

s

e

r

c

i

 

w

i

e

l

k

i

e

g

o

p

o

c

z

u

c

i

a

h

u

m

o

r

u

.

T

a

k

i

d

a

r

j

e

s

t

m

o

i

m

u

d

z

i

a

ł

e

m

z

a

s

p

r

a

w

ą

A

K

T

W

a

t

r

a

.

T

o

n

a

j

l

e

p

s

z

a

c

z

ą

s

t

k

a

j

a

k

ą

z

e

s

ł

a

ł

m

i

l

o

s

.

D

o

z

o

b

a

c

z

e

n

i

a

!

W

y

b

a

w

i

l

i

ś

m

y

s

i

ę

,

w

y

ś

p

i

e

w

a

l

i

i

 

z

o

b

a

c

z

y

l

i

k

a

w

a

ł

h

i

s

t

o

r

i

i

.

K

l

u

b

ż

y

j

e

,

r

o

z

w

i

j

a

s

i

ę

i

 

r

o

ś

n

i

e

.

.

.

S

t

r

a

c

h

p

o

-

m

y

ś

l

e

ć

,

c

o

b

ę

d

z

i

e

z

a

k

o

l

e

j

n

e

5

0

l

a

t

.

.

.

J

u

ż

s

z

y

k

u

j

e

m

y

s

i

ę

n

a

k

o

l

e

j

n

e

-

l

e

c

i

e

.

AKT Watra = radość życia

C

a

ł

e

ż

y

c

i

e

z

 

W

a

t

r

ą

!

- 7 - AKTówka 01/2011

Najlepsze 50–lecie na świecie!

Page 8: AKTówka nr 1 01/2011

AKTualności

Jubileuszowe przygotowania

- 8 -

Wszystko zaczęło się pewnego grudniowego wie-

czoru roku 2009 w  Gliwicach. Grupa ludzi zrze-

szonych pod nazwą AKT Watra podczas Walnego

Zebrania zobligowała trzy szare eminencje do zo-

rganizowania „CZEGOŚ” dla uczczenia jubile-

uszu 50–lecia istnienia. W  praktyce sprowadzało

się to do stracenia tych paru głów, jeśli owo

„COŚ” by nie wyszło.

Po ustaleniu daty Jubileuszu zaczęliśmy usilnie

szukać odpowiedniego miejsca. Wybór padł na

Wisłę, głównie ze względu na położoną niedaleko

Chatkę AKT w  Istebnej–Pietraszonce. Poszukiwa-

nia odpowiedniego ośrodka były długie i  żmudne,

a  poprzeczkę postawiliśmy sobie wysoko. Talenty

negocjacyjne okazały się niezbędne. Można po-

wiedzieć, że od tej chwili, bazę noclegową w  Wi-

śle znamy od podszewki. Wiele miejsc wzbudziło

naszą szczególną sympatię (jak np. ośrodek

o  wdzięcznej nazwie „Watra” ‒ niestety zdecydo-

wanie za mały), w  niektórych zdecydowanie wiało

chłodem, a  jeden szczególny witał nas z  szeroko

otwartymi ramionami.

Doświadczeni  wiedzą nabytą podczas ubiegłych

jubileuszy szacowaliśmy przyjazd około 160 osób.

Nie uwzględniliśmy jednak determinacji pewnych

klubowiczów w  poszukiwaniu i  powiadamianiu

starszych AKT–owców. Często poruszano niebo

i  ziemię, by zewidencjonować około 1040 człon-

ków Klubu. Do ponad połowy z  tych osób zostały

dostarczone zaproszenia, a  w  Wilśle zjawiło się

dokładnie 256 z  nich. W  obchodach uczestniczyli

również sympatycy Klubu ‒ nie powiadomieni ofi-

cjalnym zaproszeniem (77 osób). W  sumie w  ob-

chodach udział wzięły 333 osoby.

Wracając jednak do spraw organizacyjnych. Oka-

zało się, że pomysły się mnożą i  potęgują, a  kre-

atywnych ludzi jak nigdy nie brakowało, tak

i  teraz w  Klubie nie brakuje. Po wakacjach, kiedy

przygotowania nabrały tempa, a  grupa dowodzą-

ca musiała zacząć spotykać się regularnie co ty-

dzień, w  kluczową fazę realizacji weszły pomysły

o  przygotowaniu wystawy, folderu, koszulek i  in-

nych gadżetów. Ponadto na etapie ostatnich przy-

gotowań był również śpiewnik. Wystawa i  folder

miały upamiętniać 50 lat z  Klubowego życia tury-

stycznego. Pomysły przepiękne, aczkolwiek kosz-

towne. Skarbonka AKT musiała zostać rozbita.

Ponadto ruszyły szturmy zdobycia zewnętrz

nych źródeł dofinansowania, takich jak Urząd

Miasta

Gliwice czy Rektor Politechniki Śląskiej .

Zakończone sukcesem.

W  październiku przejrzeliśmy na oczy ‒ w  tym

momencie nie było żartów. Lista uczestników po-

większała się jak nakręcana spirala. Musieliśmy

rezerwować drugi ośrodek. Postanowiliśmy zare-

zerwować również salę kinową w  Wiśle na oficjal-

ne rozpoczęcie.

Listopad przyniósł bardzo istotne szkolenie fa-

chowca od kreatywności. Parodniowa burza mó-

zgów zaowocowała pomysłem powstania

prezentacji, którą mieliśmy okazję widzieć pod-

czas piątkowego rozpoczęcia. Minął 30 listopad-

da i  oficjalna lista uczestników została zamknięta.

Sami byliśmy zaskoczeni takim wielkim odze-

wem. W  czasie ostatnich przygotowań byliśmy

dosłownie zasypywani ogromną ilością archiwal-

nych materiałów ‒ dostawaliśmy wolną rękę

w  sprawie ich wykorzystania. Niestety brakowało

nam już czasu i  nie udało się nam ich tak zago-

spodarować, jak być powinny. Nic straconego

w  końcu, po oficjalnych obchodach mamy na to

czas.

W  grupie dowodzącej nadeszły zmiany. W  gorącz-

ce ostatnich przygotowań opuściła nas nasza pra-

wa ręka. No cóż, pozostało nam jej wsparcie

mailowe z  ciepłej Barcelony.

10 grudnia 2010 nadszedł szybciej , niż się spo-

dziewaliśmy. Przyznam szczerze, że początkowy

rozgardiasz nie zapowiadał tak świetnej zabawy.

Paulina Łyko

W  komitecie organizacyjnym kawał dobrej ‒ jak

wiemy ‒ roboty zrobili: Ola Chrapek, Paulina

Łyko, Krzysztof Mrozowski (przyp. red.)

AKTówka 01/2011

melec

-

Page 9: AKTówka nr 1 01/2011

Nowy Zarząd

- 9 - AKTówka 01/2011

Dorocznym zwycza j em, zgodnie z   wymo-

g iem s tatutu Akademickiego Klubu Tury-

s tycznego Watra , 1 5 grudnia 2 0 1 0

odbyło s ię Walne Zebranie Klubowiczów.

Jak wiadomo , każdy AKT–owiec s zanu j e

tradyc j ę , tak więc w   p ie rwszym terminie

nie udało s ię zebrać odpowiednie j l ic zby

osób , która s tanowiłaby kworum. Rzeczy-

wis te obrady rozpoczę to godz inę póź-

n ie j , kiedy to wyznaczony był drugi

te rmin zebrania .

Fot.:ArchiwumAKT

Szymon

Ponikiewski

(Szymkuś)

‒ Prezes

2010 / 2011

Kasia Niemotko ‒ Wiceprezes

Szymon Drabik – Koordynator ds.

kontaktów, promocji i wyjazdów

Ania Szcześniak ‒ Skarbnik

Jacek Gramatyka (z  lewej)

‒ Koordynator ds. sprzętu

Mateusz Myga ‒ Sekretarz

Tomek Koper ‒ Koordynator ds.

Chatki

Do komisj i rewizyjnej wybrano: Martę Zawadę,

Paulinę Łyko oraz Szymona Sazanów.

Pewną nowością w tym roku było powołano kilku

oficjalnych pomocników Zarządu. I tak osobą

odpowiedzialną za promocję naszego Klubu  wy-

brana  została  Agnieszka  Jaworska,   pomocnikiem

do spraw sprzętu został Jan Woźniakowski, a  rolę

pomocnika opiekuna Chatki na Pietraszonce

pełnił będzie Mikołaj Labus.

Nowy Zarząd

Page 10: AKTówka nr 1 01/2011

- 10 -AKTówka 01/2011

Obrady przebiegały spokojnie i  bez zbędnych

emocji. Na przewodniczącego obrad wybrano

Andrzeja Mokrosza, który przeprowadził wszyst-

kich zgromadzonych przez kolejne punkty planu

zebrania. Ustępujący Zarząd złożył sprawozdanie

ze swojej całorocznej działalności. Podczas pre-

zentacji dotyczącej Chatki na Pietraszonce głos

zabrał także Maciej Siudut (koordynator d.s.   cha-

tek studenckich z  ramienia Politechniki), który

opowiedział o  planach uczelni dotyczących Chat-

ki w  ciągu najbliższego roku. Omówiono kwestię

ujęcia wody, z  którym obecnie są problemy, oraz

remontu drewutni.

Po krótkim sprawozdaniu dotyczącym tegorocz-

nego Kursu Turystyki Wszechstronnej , rozpoczęła

się dyskusja na temat zaangażowania Klubowi-

czów w  wyjazdy w  ramach Kursu. Szymon Poni-

kiewski zaproponował wprowadzenie zasady,

zgodnie z  którą każdy Klubowicz miałby obowią-

zek zorganizowania jednego wyjazdu kursowego

w  ciągu roku. Osoba ta nie musiałaby być obecna

na samym wyjeździe, jeśli tylko znalazłaby sto-

sowną liczbę prowadzących oraz przygotowałaby

trasę i/lub sprzęt. Mimo że pomysł sam w  sobie

był dość ciekawy, nie spotkał się z  aprobatą

zgromadzonych i  został odrzucony w  głosowaniu.

Po przyjęciu sprawozdań, nadeszła pora na wybo-

ry nowego Zarządu. Duże emocje wzbudził wynik

głosowania na prezesa Klubu. Nowo wybrany

prezes, Szymon Ponikiewski, wygrał przewagą

zaledwie dwóch głosów z  Jasiem Woźniakowskim,

który wystartował w  wyborach tylko po to, by za-

pewnić konkurencję swojemu kontrkandydatowi.

Nowy Zarząd został zobligowany do rozwiązania

wielu problemów, w  tym kwestii zaangażowania

Klubowiczów w  wyjazdy organizowane przez

Klub w  ramach KTW i  zwiększenia liczby

aktywnych studentów. Do nowych wyzwań będzie

należeć także zmiana siedziby Klubu,

przeprowadzenie kolejnych remontów w  naszej

Chatce oraz ustanowienia nowego, jednolitego

cennika noclegów.

W  ramach podsumowania przewodniczący obrad,

chcąc zacytować część występujących podczas

50-lecia AKT prezesów, życzył nowo wybranemu

prezesowi, aby osiągniecia jego poprzedników

były wzorem do działania, do których to życzeń

dołączamy się i  my.

Myga

- 10 -AKTówka 01/2011

AKTualności

Jako że wiemy już doskonale, jakie trzy czynniki

od zawsze są w  Klubie najważniejsze, oczywistym

jest że nie mogło obyć się bez przyjęcia nowych

adeptów watrowej turystyki w  szeregi AKT. Tra-

dycyjnie przy cieple ogniska, z  rozgrzewającym

barszczykiem w  ręku i  przy dźwiękach Hymnu,

słowa przysięgi wypowiedzieli kolejni prawdziwi

turystyczni „zbóje”. Oczywiście przygotowania do

przyjęć odbywały się w atmosferze spisku, tak

aby nie obyło się bez elementu zaskoczenia.

I   tak jako pierwsza w  tym roku, już w  nocy z  31

grudnia 2009 na 1 stycznia 2010 podczas Wyjaz-

du Sylwestrowego do Klubu została przyjęta Ewa

„Tinu” Balon.

Przyjęci do Klubu w  2010

Page 11: AKTówka nr 1 01/2011

Przyjęci do Klubu w  2010

- 11 -

Następnym wyjazdem ze zbójnickim barszczy-

kiem była Wiosna Gorczańska. W  nocy z  10 na 11

kwietnia zaskoczeni zostali: Agata Ibrom, Michał

Gurgul, Mikołaj Labus i  Jacek Rogiewicz.

Nastała piękna złota jesień, w czasie której kajaki

nie mogły pozostać suche. Podczas Spływu Jesien-

nego gratulacje ekipy kajakarskiej skupiły się na

Magdzie „Foto” Langer, a  było to w  nocy z  30 na

31 października (zdjęcie z  lewej strony u  dołu).

Złaz księżycowy bez przysięgi? Nie, tak nie mo-

gło być. W  nocy z  20 na 21 listopada przyjęci

zostali: Agnieszka „Aceaga” Jaworska, Mateusz

„Myga” Myga, Robert Blachliński i  Krzysiek

„Kriss” Kuźnik.

Nowym Klubowiczom jeszcze raz gratulujemy

i  życzymy owocującej w  zapierające dech w  pier-

siach skutki nadpobudliwości w  dziedzinie tury-

styki. I   jak mawiają niektórzy Klubowicze:

zawieźcie blachy daleko w  świat!

. . .Przy ognisku wiara siedzi,

I  gotuje barszczyk swój,

A  kto barszczyk ten wypije,

To prawdziwy gorczański zbój...

Do następnego!

Tekst: Ania Szcześniak i  Sławek Brzoza

Fot. : Ania Bania, Ola Chrapek, Jacek Gramatyka,

Darek Kurzyk.

AKTówka 01/2011

Page 12: AKTówka nr 1 01/2011

- 12 -

Spływ Jesienny

Zeszłoroczny kajakowy spływ jesienny odbył się na rze-

ce Warcie w  dniach 30–31 października 2010 roku.

Rzeką tą płynęliśmy od miejscowości Poraj aż do wioski

o  sympatycznej nazwie Garnek. W  sumie przepłynęli-

śmy około 70  km. Ekipa zajmująca miejsca w  kajakach

była doborowa. Od najbardziej doborowych zaczynając,

byli to: Dzida, Mirek Pradela, Darek Kandzia, a  także

Ania Bania, Zbyszek Bania, Wally, Magda Langer, Ewa

pseudo Tinu oraz szanowna nieKasia –  druga kobieta-

prezes. Większość z  nas dała się przekonać, że na War-

tę warto dobrze się wyspać, więc z  Gliwic wyjechaliśmy

w  sobotę skoro świt. Ruszyliśmy dość żwawo goniąc

Mirka Pradelę, a  mając na ogonie Dzidę, który nas sku-

tecznie poganiał! ! ! W  takim potrzasku poruszaliśmy się

nadzwyczaj sprawnie, szczególnie, że pogoda nam do-

pisywała, a  rzeka pięknie się wiła, oferując różnego ro-

dzaju przeszkody i  pułapki.

Płynąc przez Częstochowę Darek złapał młodą kajakosto-

powiczkę, która przez pewien czas umilała mu płynięcie.

W  ogóle cuda i  dziwy w  tej Częstochowie, gdziekolwiek

by się nie obejrzeć, wszędzie młode panny pozujące do

zdjęć, czy to pod mostem, czy gdzieś blisko rzeki.

Gdy nadeszła pora biwaku okazało się, że Mirek tak za-

pędził się z  tym wiosłowaniem, że już do niego nie do-

płynęliśmy i  musiał niestety spędzić noc samotnie. My

natomiast mieliśmy pyszną pulpę z  ogromną ilością

przypraw, a  dla umilenia pobytu Dzida grał na gitarze

i  śpiewał piosenki, co naprawdę często się nie zdarza.

Klub owej nocy wzbogacił się o  jedną członkinię –  Magdę

Langer, która jak każe zwyczaj, przywitana została ostrym

barszczem, przysięgą i  opowieściami, kto, jak i  kiedy zo-

stał do Klubu przyjęty. Po tym wstępie Dzida bardzo się

rozkręci ,ł opowiadając jak to przez ostatnie miesiące po-

szukiwał klubowiczów z  prezesami na czele na potrzeby

50–lecia AKT. Tak się tym przejął, że śnił świadomie

i  w  tych nocnych podróżach poza ciałem odnalazł brakują-

cego prezesa. Czarymary, nie do wiary!!!

Noc szybko minęła, a  ranek przywitał nas mrozem

i  szronem. Po porannej pulpie ruszyliśmy dalej, spoty-

kając po pewnym czasie Mirka, i  tak w  komplecie, po

wielu trudach i  przeszkodach,  w  bólach dopłynęliśmy

do Garnka. W  podzięce za dobre wiatry, szerokie wody

i  aż jeden grzyb, udaliśmy się na Jasną Górę, gdzie

śpiąc na parkingu oczekiwaliśmy na apel.

Spływ Jesienny

Tekst i  zdjęcia: Ania

i  Zbyszek Bania

AKTówka 01/2011

Page 13: AKTówka nr 1 01/2011

Mięsonalia

- 13 - AKTówka 01/2011

łasu przywitało nas już rozpalone ognisko, Dziku

(Marcin Morcinek ‒ przyp. red) i  dziewczyny.

Okazało się, że Mięsonalia przyciągnęły dość licz-

ną grupę kobiet. Do tego stopnia, że brzydka płeć

była w  mniejszości.

Przyszedł w  końcu czas na najważniejszą część

imprezy, a  mianowicie na przyrządzenie przynie-

sionego do bacówki mięsiwa. Tutaj wybór był

dość spory: golonka, karczek, kiełbasy i  inne bar-

dziej wyrafinowane wędliny. Wszystko przyrzą-

dzone na równie wykwintny, szałasowy sposób,

smakowało niesamowicie i  niepowtarzalnie.

Mimo iż impreza została przeprowadzona po raz

pierwszy i  w  nieco testowych warunkach, podo-

bała się chyba wszystkim uczestnikom Mięsona-

liów. Może poza paroma osobami, które musiały

przeze mnie dłużej moknąć na deszczu. Z  począt-

kowych założeń pozostała jedynie chęć pożarcia

góry mięsa, a  to było kluczem do sukcesu. Nie

można zapominać o  odrobinie napięcia, jakie to-

warzyszyło wszystkim mięsożernym zastanawia-

jącym się, czy przypadkiem rosnąca z roku na rok

grupa klubowych wegetarian, w ramach protestu,

nie przykuje się do wejścia do bacówki, burząc

cały misterny plan.

Myga

Odbyły się w  pierwszy weekend listopada 2010

roku i  w  założeniu miały być typowo męskim wy-

jazdem, odpowiedzią na kobiece Babonalia. Na

czym mialy polegać? Najprościej rzecz ujmując,

pożeramy tony zabitych przez rzeźników zwie-

rząt, rzucamy mięchem i  opowiadamy sprośne

dowcipy. Niby taka męska codzienność tylko

w  bacówce. Jak było w  rzeczywistości?

Pierwsze nowożytne Mięsonalia odbywały się

w  konwencji złazu, dokładniej kilka niezależnych

grup idąc jedynie sobie dokładnie znanymi szla-

kami spotkało się w  bacówce na Mędralowej .

Już po kilkunastu minutach marszu okazało się,

że sprośne dowcipy zostaną z  całą stanowczością

wyparte przez poważną analizę filozoficznego ar-

tykułu na temat wyższości somy nad psyche. Dal-

szej części rozmów nie mogę opisać, ponieważ

ciągnąłem się na tyle daleko grupy, że dźwięki

wychodzące z  ust moich towarzyszy nie były na

tyle dokładne, by je zrozumieć, bądź w  ogóle nie

były słyszalne… Niemniej jednak, ostatnie godzi-

ny naszej wyprawy, gdy po pięknym dniu wieczo-

rem dopadł nas deszcz, obfitowały z  całą

pewnością w  pytania, czy na pewno idę w  grupie.

Genezy tego pytania nie będę opisywał, już dosta-

tecznie się na samych mięsonaliach skompromi-

towałem. Dodam tylko, że gdyby nie pomoc

giganta z  czołówką, który poruszał się w  tempie

galopującego konia, długo by trwało moje przej-

ście na przełaj , w  stronę światła, do schroniska

na Markowych Szczawinach. Po dotarciu do sza-

Od lewej : Edyta Leszczyńska, Mateusz Myga, Marcin Morci-

nek, Szymon Ponikiewski, Marta Zawada i  Magda Langer.

Mięsonalia

Page 14: AKTówka nr 1 01/2011

Złaz Księżycowy

- 14 -

Jak co roku w  czasie listopadowej pełni odbył się

Złaz Księżycowy (19–21 .1 1 ). Niektórzy wędrowali

już od piątku, ale główna impreza tradycyjnie

miała miejsce w  sobotę. Pochmurny i  chłodny

dzień, a  później mglisty wieczór, nie przeszkodził

aż 45 osobom w  mniejszych lub większych gru-

pach dotrzeć do bacówki pod Jasieniem, w  okoli-

cy Lubomierza. Mimo braku gitary nie

poddaliśmy się tak łatwo i  śpiewy ucichły dopiero

nad ranem. Nie było też kociołka dość dużego,

żeby wszyscy mogli zjeść

równocześnie, dlatego pulpa

była serwowana na raty.

Tego wieczoru AKT wzboga-

ciło się o  kilku nowych

członków: Roberta Blachliń-

skiego, Agnieszkę Jaworską,

Mateusza Mygę oraz

Krzysztofa Kuźniarka. Ży-

czymy samych wspaniałych

podróży i  (cytując Marti)

welcome to the jungle.

Niedziela przywitała nas zaskakująco ciepło i  sło-

necznie. Dla tych, którzy nie pamiętają – był to

ostatni dzień pięknej pogody tej jesieni. Jak przy-

stało na Beskid Wyspowy, rano z  polany przy ba-

cówce rozciągał się cudowny widok na góry

zanurzone we mgle. Powoli wszyscy się rozeszli,

a  po złazie zostały nam kurtki przesiąknięte dy-

mem i  radość z  kolejnego spotkania w  górach.

Agata

Fot. : Ola Chrapek

Spływ Mikołajkowy

Ostatnią imprezą pierwszego półwiecza Klubu był

Spływ Mikołajowy, który odbył się w  weekend po-

przedzający Wielką i  Niesamowitą Galę Uroczy-

stych Obchodów Pięćdziesięciolecia AKT Watra.

Spływ Mikołajowy odbył się na Dolnym Śląsku, na

rzece Smortawie w  dniach 4 i  5 grudnia 2010 ro-

ku w  składzie Darek Kandzia, Mikołaj Walczyk

(Miki) i  Grzegorz Król (CARROL). Jesienna pogo-

da dopisała ‒ spływ rozpoczęliśmy w  Borucicach,

w  temperaturze ‒12°C. Rzeka prowadziła

w  pierwszy dzień przez Bory Stobrawskie ‒ na

szczęście jak na odcinek leśny, trasa nie okazała

się szczególnie uciążliwa. Pewne obawy budziło

jedynie znaczne zalodzenie rzeki ‒ praktycznie na

całym odcinku woda była zamarznięta przy brze-

gu, a  na niektórych przeszkodach lód skuwał całą

szerokość Smortawy.

Na nocleg wybraliśmy nisko położony nad wodą

las, jeszcze przed pierwszymi wioskami. Tu przy-

dał się mróz, bo latem miejsce okazałoby się zbyt

podmokłe na biwak. Jednak Duch Wally'ego

(Adam Herok ‒ przyp. red.) krążył nad spływem

i  jedna z  wieczornych eskapad po drewno skoń-

czyła się dla Darka wkroczeniem w  nie do końca

zamarznięte bajorko.

Złaz Księżycowy

AKTówka 01/2011

Page 15: AKTówka nr 1 01/2011

Rześki poranek i  fakt, że skwar zelżał do

‒16,5°C dawały wyraźne sygnały, że lód na

rzece nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Wodoszczelne worki wykonane z  grubszego two-

rzywa zdawały się być na granicy łamliwości. Jed-

nak i  one po porannej pulpie wykazały więcej

zrozumienia dla naszych potrzeb i  dały się spako-

wać. Dużo lepiej spisywały się beczki, na których

Darek dokonywał doświadczeń związanych

z  przenikalnością cieplną. Skomplikowane elek-

troniczne czujniki non‒stop monitorowały warun-

ki beczkowe i  pozabeczkowe. Być może uzyskane

dane po opracowaniu i  zinterpretowaniu staną

się przełomowe dla rozwoju nauk zajmujących się

pakowaniem i  transportem sprzętu na popular-

nych spływach zimowych.

Rzeczywiście rzeka w  dalszym biegu była mocniej

zmrożona ‒ zdarzały się odcinki, na których sze-

rokość nurtu zwężała się do szerokości kajaka

i  mniejszej . Wiosłowanie w  takich miejscach sta-

wało się niemożliwe i  żałowaliśmy, że nie mamy

czekanów. Jednak wszystko było w  miarę dobrze

do czasu, gdy rzeka całkiem nie zniknęła pod lo-

dem. Nie pozostało nam nic innego, jak tylko

wciągnąć kajaki na lód, odtańczyć z  niebywałą

gracją kaczuchy i  zamienić się w  husky. Na odcin-

kach z  bardziej kruchym lodem kajaki ciągnęli-

śmy również częściowo brzegiem. Nasz spływ za-

kończyliśmy w  Bystrzycy.

W wieloletniej tradycji był to chyba pierwszy

Spływ Mikołajowy, na którym rzeka całkowicie

zniknęła pod lodem. Warto też przypomnieć, że

pierwszy Spływ Mikołajowy odbył się w  zeszłym

tysiącleciu ‒ 6 grudnia 1998 roku. Poprzedniego

dnia zastanawiałem się, czy kajaki składane typu

Tajmień znoszą każde warunki zimowe i  stwier-

dziłem, że w  celu potwierdzenia lub sfalsyfikowa-

nia teorii należy wykonać eksperyment

w  warunkach naturalnych. Mirek Pradela, do któ-

rego nieśmiało zadzwoniłem, zawiódł mnie niesa-

mowicie, gdyż od razu wyraził chęć udziału

w  spływie. Uzgodniliśmy, że popłyniemy nazajutrz

Rudką od Rud Raciborskich aż do wieczora. Tuż

po świcie złożyliśmy kajak (co nie było proste

w  kopnym śniegu) i  popłynęliśmy, klnąc na liczne

zapory bobrowe. Zakończyliśmy ‒ a  jakże ‒ ogni-

skiem i  składaniem kajaka przy czołówkach.

Ponieważ wrażenia były nadzwyczaj pozytywne,

już od następnego roku impreza została wpisana

w  klubowy terminarz jako spływ dwudniowy, zy-

skując swoich zagorzałych zwolenników. Niewąt-

pliwie osobą najbardziej kojarzoną ze Spływem

Mikołajowym jest Darek Kandzia, który poza opi-

saną powyżej pierwszą edycją był na wszystkich

pozostałych.

Chętnych do obejrzenia zdjęć z  ostatniego spływu

zapraszam na stronę:

http://picasaweb.google.com/grzegorz.carrol.krol

Tekst i  zdjęcia: CARROL

- 15 -AKTówka 01/2011

Spływ Mikołajkowy

AKTówka 01/2011

Page 16: AKTówka nr 1 01/2011

Nie żałuję

KaTeWu 2010

- 16 -

Pomysł narodził się, kiedy to na karnawałowej za-

bawie zacna Piratka (Aneta Lamik) przypadkiem

spotkała niedorobionego Elfa (Justyna Kiełtyka),

przezywanego Avatarem. Te dwie panie stwier-

dziły, że zrobią coś dla siebie i  postanowiły popro-

wadzić kurs. W  sumie trzy baby, bo jeszcze jest

Zosia ‒ najmniejsza piratka.

Akcja reklamowa zaczęła się na całego. Biorąc

pod uwagę błagania naszych chłopaków, odpo-

wiedni plakat miał przyciągnąć kobietki. Efekt

był nieco odmienny. Zdecydowaną większość sta-

nowili faceci.

Pierwszy wyjazd ‒ inauguracyjny.

Udany wielce, nikt nam nie odpadł

przy Gańczorce, nikomu nie udało się

zdobyć jaskini. A  mi karabinek zrobił

dziurę w  języku. Wniosek jeden ‒ do

trzymania karabinka przy takim

mrozie służą ręce w  rękawiczkach.. .

AKTówka 01/2011

Page 17: AKTówka nr 1 01/2011

- 17 -

Drugi wyjazd skiturowo‒rakietowy. Beskid Ży-

wiecki. Pierwsze grzanie przy ognisku, pierwsze

zguby szlakowe, pierwsza pulpa czosnkowa

z  czymś tam jeszcze ponoć, jednym słowem

pierwsze bacowanie. Na Pilsku było bardzo przy-

jemnie! Każdy walczył, aby ustać na nogach na

tym wichrze, a  potem ci, co umieli i  przede

wszystkim ci, co nie umieli ‒ zjeżdżali, sturliwali

się, a  nawet dolatywali na dół.

Pora na Wyjazd Krajoznawczy. Tu nie trzeba w  za-

sadzie nic więcej pisać wystarczy jedno słowo-

–symbol: Vacia. Reszty nie da się streścić w  kilku

słowach, wyjazd pełen wrażeń i  atrakcji.

Miejsce akcji: Beskid Wyspowy.

Wśród rozrywek nie zabrakło zaciętej gry do

upadłego w  piłkarzyki, prawdziwego turnieju

siatkarskiego, a  nawet przyjęcia urodzinowego

z  szampanem! Oczywiście bez la koholowym. Walo-

ry turystyczne ‒ równie ciekawe i zróżnicowane:

wycieczka na Strzebel i  Luboń Wielki, zwiedzanie

Skansenu Taboru Kolejowego w  Chabówce, Lanc-

korony, Kalwarii Zebrzydowskiej . . .

KTW 2010

Następny wyjazd owiany był wielką szemraną ta-

jemnicą. Teraz chyba każdy umie zagalopować

w  kowbojskim stylu na koniu. Kowboje, konie

i  motory, było wszystko! Oprócz gitary! ! !

AKTówka 01/2011

Page 18: AKTówka nr 1 01/2011

Wiosna nam była prawdziwie piękną… zimą. Mie-

limy fest problem z  bacówką na Obidowcu, która

po prostu porosła na tę noc mgłą wielką i  ciup,

w okolicach  czwartej nad ranem się poddaliśmy.

Postanowiliśmy nocować w  bacówko–wiato–dziu-

rawo–mokro–czymś. Jaka kierowniczka, taki kurs

hehe… Potem było z  górki. A  druga bacóweczka

była nagrodą ‒ piękny Jasień nikogo nie zawiódł.

A  i  blachowania były. . .

Chcących poczuć emocje wywołane raftingiem

było ponad 30 osób. Wyjazd jednak chyba nikogo

nie rozczarował, mimo dość niskiego poziomu

wody. Nie przewidzieliśmy powodzi miesiąc póź-

niej ani tego, że zima w  Tatrach przytrzyma aż

tak długo. Przed wejściem do pontonu obowiązko-

wa „rozgrzewka”, zwana przez większość „schło-

dzewką”. Poza spływaniem była zabawa przy

ognisku, a  później całonocne czuwanie.

Spływ Majowy, rzeka Łeba.

Pierwsze skojarzenia z majem to zazwyczaj sło-

ńce i ćwierkające ptaszki. Nam również pogoda

na spływ dopisała ‒ deszcze i  chłód. Mercedes

kończy swój żywot, ale wszystkim towarzyszy do-

bra zabawa i  humor. Na rzece wymiękły cztery

osoby. „Mamy samych twardzieli na kursie. . .”

Walcz o  życie! ‒ to hasło pozostanie już na za-

wsze w  pamięci kursantów. Podobnych było wie-

le, bo przecież nie od dziś wiadomo, że majowe

spływy najbardziej integrują.

- 18 -

Nie żałuję

AKTówka 01/2011

Page 19: AKTówka nr 1 01/2011

Jura Krakowsko–Częstochowska, Łutowiec i  sz-

kolenie z pierwszej pomocy. Spora część

kursantów miała okazję również spróbować

swoich sił wspinając się na okoliczne skałki.

Diabelsko pikatna pulpa, przy której nawet

Felek wymięka. Drugiego dnia drogi

zamieniają się w  rzeki, ale my oczywiście do

takich niespodzianek jesteśmy przyzwyczajeni.

Złaz babiogórski ‒ wyjazd przyrodniczy (zdjęcie

w lewej kolumnie u dołu).

Dojazd ‒ utrudniony. „Żywiecką z  Bielska do Żyw-

ca raczej nie dojedziecie ‒ brak mostu”. Alarm

powodziowy wciąż nie został odwołany, my jed-

nak ruszamy na Babią. Mimo początkowych trud-

ności, wszyscy zainteresowani dotarli na Złaz.

Pod koniec maja przyszła pora pożeglować.

Kursowe zmagania z  wiatrem i  wodą w  tym roku

okazały się wyjątkowo łagodne. Zamiast kąpieli

w  wodzie, każdy mógł się zanurzyć w  słońcu.

Wieczorem szanty przy ognisku oraz możliwość

obserwacji dość niecodziennego blasku.. . płomie-

ni z  Huty Katowice. Powstała też piosenka o  kie-

rowniczkach. Niestety ‒ została ZAKAZANA!

- 19 -

KTW 2010

AKTówka 01/2011

Page 20: AKTówka nr 1 01/2011

Wyjazd rowerowy. Góry Sowie i  Stołowe, zahacza-

my też o  Skalne Miasto w  Czechach.

Nareszcie słońce i  to od drugiego dnia wyjazdu.

Poza tym monotonia: pedałowanie, pedałowanie

i  pedałowanie. . . Jak zwykle łączymy przyjemne

z  pożytecznym i  udaje nam się kupę fajnych

miejsc zwiedzić podczas tego wyjazdu: Zagórze

Śląskie, jezioro Bystrzyckie i  zamek Grodno; So-

kolec, Jurgów, Walibórz, Srebrna Góra – fort Don

Jon, Karłów – widok na Szczeliniec Wielki, Skalne

Miasto w  Czechach.. .

Wypad Tatrzański. Pięć nie-

zależnych ekip wyszło na

szlaki i  nie tylko. Było bosko,

a  w  nocy burzowo, co też

przyprawiło kilku kursantów

o  mokre śpiwory (zresztą

zgodnie z  tradycją wyjazdów

tatrzańskich). Pomimo tego,

o  ile wcześniej mogliśmy na-

rzekać na brak słońca, to na

tym wyjeździe było go pod

dostatkiem. Idealne warunki

do zarażenia się bakcylem

gór wysokich, równie dobre

do łapania tradycyjnej opale-

nizny z „białymi okularami”.

Skałki dały popalić, a w  jaskini nikogo nie zosta-

wiliśmy. Nuda i  tyle ‒ jak zawsze było gorzej niż

zwykle, czyli lepiej być nie mogło. Świetny wy-

pad, zresztą jak zawsze z  TKTJ. Wielkanocna oka-

zała się ciekawą jaskinią, ale większy czad był

w  Piaskowej , gdzie nie każdy przecisnął się jak

noworodek przez drugi otwór.

- 20 -

Nie żałuję

AKTówka 01/2011

Page 21: AKTówka nr 1 01/2011

Na Jasnej (w  G liwicach) w  całym rynsztunku

nurka kursowego podziwialiśmy wprawdzie

tylko dno basenu, ale i   tak było wesoło.

Wtedy też dowiedzieliśmy się, że mięśnie

ważą więcej niż tłuszczyk i   prawda wyszła

na powierzchnię, haha.

Wymarzona przez kierowniczki Rumunia (zdjęcie

poniżej) odbyła się bez udziału żadnej z  pań.

A  ponoć piknie było. . . Chociaż też dopadła nas

powódź. Tym razem z  jaskini wyjść tak łatwo

i  szybko się nie udało! Nocka w  czeluściach z  ja-

kimiś śmierdzielami ‒ skarpetkami.

- 21 -

KTW 2010

AKTówka 01/2011

Page 22: AKTówka nr 1 01/2011

Na koniec niespodzianka: tor górski na Wietrzni-

cy. Marzenia się spełniają. Czad na maksa, oczy

jak pięć złotych, wszędzie fruwające żaby i  fale

pod kajakami. Nikt z  nas nie przypuszczał, że da

radę, ale na krechę każdy może. POLECAMY ka-

jakarstwo górskie. Zabawa z  naprawdę dużą daw-

ką adrenaliny.

I   już mamy zakończenie KTW w  Chatce. Te kilka

miesięcy minęło jak z  bicza strzelił. Najpierw tra-

dycyjny już bieg na orientację. Później prawie do

świtu testy i  przepytywnia komisj i egzaminacyj-

nej . Na koniec upragnione dyplomy KTW 2010

oraz nadanie tytułu Superkursantki i  Superkur-

santa. Do tego masa wspomnień.

Aneta i  Kikutka

- 22 -

Fot. : Magda Langer, Maciek Rabsztyn, Justyna Kiełtyka, Andrzej Spintzyk, Darek Kurzyk, Michał Zborowski,

Agnieszka Jaworska, Krystian Kowalski, Szymon Sazanów, Mirek Pietrzak, Marta Norberciak, Dorota Kulawik.

KTW 2010

AKTówka 01/2011

Page 23: AKTówka nr 1 01/2011

Kurs Turystyki Wszechstronnej

- 23 - AKTówka 01/2011

Wielkimi krokami zbliża się piętnasta już

edycja Kursu Turystyki Wszechstronnej.

Jeżeli górskie widoki przemawiają do Ciebie

bardziej niz widok ekranu LCD, a  siedzenie

przy ognisku przedkładasz nad tkwienie za

biurkiem przy notatkach, to jest to coś wła-

śnie dla Ciebie! Nie przegap tej szansy,

przyjdź na spotkanie rozpoczynające kurs:

2 marca o  godzinie 18:00 w  auli nr  118 na

Wydziale Budownictwa. Więcej informacji

o  tym czym jest KTW można znaleźć na na-

szej stronie internetowej, przede wszystkim

w  zakładce „Kurs TW”. Na zachętę radzimy

też zajrzeć do naszej galerii zdjęć.

Kierowniczką tegorocznego kursu została

Marysia Pietrzyk, której z  tej okazji życzymy,

aby ta odpowiedzialna rola dostarczyła jej

wiele radości i  satysfakcji, a  Klubowiczom

przypominamy, że stopień tej radości zależy

w  dużej mierze od nas i  naszej pomocy w  or-

ganizacji wyjazdów i  wykładów.

Watrowicze – do dzieła!

Page 24: AKTówka nr 1 01/2011

Wigilia Chatkowa

- 24 -

Szorowanie podłóg, mycie okien, bieganie za

karpiem i  uszkami ‒ można by się pokusić

o  stwierdzenie, że tak zaczynają się święta

w  statystycznym polskim domu. Jest jednak

pewne miejsce, znane wszystkim Klubowiczom,

kursantom i  sympatykom, wolne od przedświą-

tecznej bieganiny, zgiełku i  wszędobylskiego

„Last Christmas” ‒ Chatka AKT w  Istebnej Pie-

traszonce.

Jest coś takiego w  tych czterech ścianach, co

rok w  rok przyciąga tłumy Chatkowiczów do

wspólnego spędzenia wigilii w  nieco innych

okolicznościach i  z   nieco inną „scenografią” niż

zwykle. W  końcu na której domowej choince

dumnie wiszą pierniczki i  ozdoby z  masy solnej ,

ręcznie malowane przez niestrudzone klubo-

wiczki podczas pierwszych klubowych Babona-

liów? Albo gdzie indziej można rozgrzać

zmarznięte ręce przy kominku, na huśtawce

i  popijając herbatkę własnoręcznie zaparzoną

przez chatkowego? Wiem, wiem, trąci to

wszystko tanim sentymentalizmem, ale nie da

się zaprzeczyć, że chatkowa wigilia posiada pe-

wien urok i  atmosferę nie do podrobienia.

Tak było i  w  tym roku. Suto zastawiony stół cie-

szył oko i  podniebienie domowymi pierogami,

barszczem, moczką i  makówkami. Nie zabrakło

również wolnego nakrycia dla niespodziewane-

go gościa, które jednak szybko doczekało się

swojego adresata ‒ prosto z  Barcelony do chat-

ki przybyła niespodzianka, czyli nasza klubowa

pani sekretarz ‒ Marysia. Zarówno standardo-

wym życzeniom (zdrowia, szczęścia, pomyślno-

ści) , jak i  tym geograficznym (podróży do…) nie

było końca. Klimat był iście świąteczny ‒ za

oknem mróz (taki, że aż śnieg skrzypiał pod vi-

bramem), a  w  środku ogień wesoło trzaskał

w  kominku. Aż chciałoby się tę chwilę zatrzy-

mać na dłużej .

Wigilie w  AKT

AKTówka 01/2011

Page 25: AKTówka nr 1 01/2011

Wigilie w  AKT

Jest taka świecka tradycja w  Klubie, która każe

lepić pierogi w  akademikach, warzyć kapustę

z  grzybami, przygotowywać barszczyk, a  na-

stępnie nieść to wszystko na Wrocławską 6

w  celu wspólnej konsumpcj i. Zawsze znajdzie

się ktoś, kto przyniesie ciasto, pierniczki czy

makówki. Zawsze także zbierze się grupa goto-

wa to wszystko najpierw podziwiać, potem po-

żerać ‒ początkowo tylko wzrokiem ‒ by

później przejść do jedzenia, pałaszowania, sma-

kowania, maszkiecenia i  delektowania się.

W  tym roku tradycja została wzbogacona do-

datkowo o  obowiązkowe świąteczne stroje,

wspólne zdjęcie pamiątkowe i  regularną bitwę

na śnieżki, która zakończyła się bez żadnych

ofiar w  ludziach (ani w  Klubowiczach) . Opłatki

zostały przełamane, życzenia wypowiedziane,

a  kolędy zagrane (tu i  ówdzie pofałszowane)

przy akompaniamencie gitary Mikołaja.

- 25 - AKTówka 01/2011AKTówka 01/2011

Słowo o  Wigilii

Klubowej

Tekst: Ania Szcześniak,

Zdjęcia: Magda Langer

Page 26: AKTówka nr 1 01/2011

- 26 -AKTówka 01/2011

Biblioteka nie do końca normalnego człowieka

Jacek Hugo-Bader, reporter Gazety Wyborczej , od

ponad dwudziestu lat przemierza kraje byłego

Związku Radzieckiego; literackie efekty tych po-

dróży ukazują się w  „Dużym Formacie” (kiedyś

„Magazynie” GW), w  wielu domach powodując

walki o  poniedziałkowe wydanie „Gazety”.

Po pierwszej książce Hugo-Badera (wydanym po

raz pierwszy w  2002 roku zbiorze reportaży „W  raj -

skiej dolinie wśród zielska”, który już na zawsze

rzucił mnie w  ramiona literatury podróżniczej) nie

mogłam doczekać się, aż dane mi będzie wgryźć się

w  „Białą gorączkę”. I  nie zawiodłam się.

Książka składa się z  dwóch części: pierwsza zawie-

ra relację autora z  zimowej podróży UAZ-em przez

Syberię oraz reportaże powstałe w  jej trakcie;

w  drugiej natomiast zawarte są teksty niezwiązane

z  tym przedsięwzięciem, a  pochodzące z  wielu róż-

nych miejsc w  byłym ZSRR,   m.in. z  Mołdawii.

Książkę tę czyta się jednym tchem, wręcz poły-

ka,   a  chwilę później chce się do niej wracać, by

jeszcze raz powoli ją smakować. Hugo–Bader

opisuje Rosję ‒ i  nie tylko ‒ widzianą oczami

włóczęgi, który bacznie obserwuje otaczający go

świat i  uważnie słucha napotykanych ludzi. Efek-

tem jest niesamowity obraz rosyjskiej rzeczywi-

stości, której „bez wódki nie rozbieriosz”. Dla

AKT–owca lektura obowiązkowa. Zwłaszcza, że

samo wspomnienie niektórych fragmentów, na

przykład tego o  współwięźniu z  „psychuszki”,

który włamał się do browaru, potrafi poprawić

humor w  każdej sytuacj i.

Marta Mikosz

„W  rajskiej dolinie wśród zielska” to kolejny po „Białej

gorączce” zbiór reportaży dziennikarza Gazety Wybor-

czej ‒ Jacka Hugo-Badera. Tytułową rajską doliną jest

oczywiście Związek Radziecki, do którego autor ma

niesłabnący sentyment, a  zielskiem anasza z  rodziny

cannabis dość ciekawie oddziałująca na układ nerwowy

człowieka, znana powszechnie jako konopia indyjska

(rośnie na polach Kirgizji). Z  niemalże każdego rozdzia-

łu książki bije nostalgia za tym, co minione, za republi-

kami, które się odłączyły, za kołchozami, sowchozami

i  Leninem. Nastrój ten chyba najlepiej odzwierciedlają

słowa samego autora, który stara się przybliżyć czytel-

nikowi mentalność zwykłego, prostego Rosjanina: „Ro-

syjska dusza jest jak spaniel, który nawet jak jest mu

wesoło, ma mordę rozpaczliwie smutną”.

Hugo-Bader nie chce jednak moralizować ani tym

bardziej „smucić”. Raczej kusi się o  przedstawienie

obrazu społeczeństwa byłego imperium. Jak praw-

dziwy reporter ukazuje wielkie poprzez małe ‒ po

kolei przedstawia korowód różnorodnych postaci:

starego Michaiła Timofiejewiczowa ‒ konstruktora

kałasznikowa, Tatianę Iwanowną, szukającą swoje-

go syna Andreja (lub jego zwłok) na frontach Cze-

czenii czy Walerego Burkowa, który stracił obie

nogi na wojnie w  Afganistanie.

Skąd autor bierze bohaterów swoich reportaży? Nie

mam zielonego pojęcia, ale pisze o  nich w  taki sposób,

że lektura przeciąga się do późnych godzin nocnych.

A  właściwie porannych. Co więcej, robi to w  tak pla-

styczny sposób, że gdzieś po dziesięciu minutach czytel-

nik sam czuje kaca po wypiciu mocnej radzieckiej wódki

i  zapach tanich papierosówmarki Beromorkanal.

Ania Szcześniak

Biała gorączka

Jacek Hugo-Bader

Wydawnictwo Czarne

Wydanie II, rok 2009,

oprawa miękka

ISBN: 978-83-7536-109-4

Liczba stron: 400

W  rajskiej dolinie

wśród zielska

Jacek Hugo-Bader

Wdawnictwo Czarne

Wydanie I, rok 2010,

oprawa twarda

ISBN: 978-83-7536-117-9

Liczba stron: 400

,

,‒

Page 27: AKTówka nr 1 01/2011

Państwo wybaczą ‒ mój stosunek do litera-

tury podróżniczej , w  której głównym boha-

terem jest przerośnięte ego autora, j est

mocno ambiwalentny. Tak jest i   w  opisanym

poniżej przypadku.

Choć nigdy nie musiał tego udowadniać, jestem

przekonana, że Jacek Pałkiewicz jest jednym

z  dwojga ludzi na naszej planecie, którzy potrafią

Syberia. Wyprawa na

biegun zimna

Jacek Pałkiewicz

Wydawnictwo Zysk i  S-ka

Wydanie rok 2010

ISBN: 978-83-7506-073-7

Liczba stron: 312

kopnąć cyklopa między oczy (drugim jest oczywi-

ście Chuck Norris). W  tym odcinku Pałkiewiczo-

wej epopei, niestrudzony szef wszystkich szefów

podejmuje się zadania prawdziwie ekstremalne-

go, a  mianowicie zabiera grupę Włochów na

przejażdżkę saniami zaprzężonymi w  renifery do

Ojmiakonu — wioski w  Jakucji o  najniższej odno-

towanej temperaturze w  miejscu stale zamiesz-

kanym przez ludzi: ‒71 ,2°C.

Naprawdę ciekawe wycieczki historyczne i  lite-

rackie Pałkiewicza przerywane są przejmujący-

mi opisami napotkanych przez ekspedycję

śmiertelnych niebezpieczeństw, z  którymi jedna-

kowoż (również napotykani przez ekspedycję)

odziani w  walonki pasterze reniferów radzą so-

bie wprost świetnie.

Reasumując, niezłe do poczytania w  autobu-

sie, tramwaju lub pociągu.

Marta Mikosz

Zdjęcie na okładce oraz  powyżej : Piotr Drabik.

W  1977 roku wyruszyliśmy na zwiad w  góry

Rumunii z  mapą szkolną (! ) „Rumunia, Bułgaria”

w  kieszeni. Start w  Petrosani, przez Paring do

Drum National (wtedy w  budowie), zejście w  dół,

przejazd autostopem a później   koleją do Awrig

(w  Fogoraszach) podejście do Cabany Barcaciu

i  po pierwszym przymrozku do ‒5°C stopni,

zejście do Porumbacu. Całość przygody razem

z  powrotem przez Bukareszt ok. 10 ‒ 12 dni. Ru-

munia ciągle mi się marzy. Fajnie było!

Zdjęcie na stronach 2–3 i  powyżej: Sławek Brzoza.

Wyruszyliśmy na pierwszy w  historii zagraniczny

trekking z  KTW 2007 w  góry Ukrainy, z  mapą,

będącą pracą magisterską. Wtedy nie wiedzieli-

śmy, że należy jej używać co najwyżej jako pod-

kładki pod talerz z  zupą. Start w  Kwasach ‒

przez Świdowiec na przełaj do Rachowa (choć po

Świdowcu miały być Gorgany), a  później znowu

z  Kwasów przez Popa Iwana na Howerlę. 30 lat

różnicy, ale na szczęście są jeszcze miejsca, gdzie

nie za wiele się zmieniło. Fajnie było!

- 27 -

Biblioteka nie do końca normalnego człowieka

AKTówka 01/2011

Karpaty wczoraj i dziś

Page 28: AKTówka nr 1 01/2011

- 28 -

—  Hej , widzieliście na Youtubie filmik tego

Matta, który jeździ po świecie i  tańczy jakiś swój

dziwny taniec w  różnych fajnych miejscach?

—  Noo, rewelacja.   Najlepszy jest ten kawałek

w  Afryce, jak słonie go pogoniły.

—  Mhm, to było bomba.. .

(chwila ciszy, w  której kiełkuje Myśl Watrowa)

—  Słuchajcie, a  może by zrobić coś podobnego?

Tak żeby każdy, kto gdzieś jedzie, zrobił własny

filmik, a  później to razem poskładamy.

—  Hmm…no dobrze, ale mamy tańczyć to co on?

—  Nie, przydałoby się coś innego, lepszego.   .

—  Coś bardziej polskiego.

—    Ale coś, co wszyscy znają. . .

—  …

—  K  A  C  Z  U  C  H Y !   !   !

Tak moi drodzy, geneza powstania naszego filmu

trąci banałem, ale samo wykonanie kaczuch

przez członków Klubu jest całkowicie niebanalne.

Chachani, Kanion Colca, Elbrus, Kamczatka… Do

niektórych z  tych miejsc nie dotarła nawet nasza

ulubiona Martyna W.

Chociaż nie zawsze dopilnowaliśmy, aby z  każde-

go wyjazdu został przywieziony kaczuchowy film,

to przecież dopiero się rozkręcamy. W  związku

z  powyższym, jaśnie nam obecnie panujący

Zarząd postanowił, iż od teraz zbrodnią przeciw-

ko turystyce będzie, jeśli jakikolwiek Klubowicz

znajdując się w  jakimś spektakularnym miejscu,

nie nakręci filmiku z  tymże w  tle. Zarząd zauwa-

żył również potrzebę doszkolenia Klubowiczów

w  zakresie tej ‒ jak się okazało ‒ zbyt skompliko-

wanej choreografii, ale z  braku odpowiedniej

oferty w  istniejących szko-

łach tańca, będą się oni musieli na razie

dokształcać na własną rękę. Ponadto Klubowicze,

którzy planują wyjazd, a  nie czują się na siłach do

obowiązkowego odtańczenia jedynie słusznego

tańca, mogą zgłaszać się na konsultacje do Szy-

mona Ponikiewskiego (Szymkusia) lub Łukasza

Ciupy (Ciupika). Obaj panowie mają już na swoim

koncie sukcesy w  propagowaniu tańca SKA wśród

sympatyków Watry.

Pamiętajmy: na 60-leciu AKT oglądamy pełnome-

trażową produkcję „Kaczuchy 2020”, do której

prologiem jest obecny filmik, możliwy do znale-

zienia już teraz na Youtube.com, po wpisaniu fra-

zy „Kaczuchy 2020”.

Słaby

A

K

T

j

a

k

A

k

a

d

e

m

i

c

k

i

K

l

u

b

T

a

n

e

c

z

n

y

K

a

m

c

z

a

t

k

a

-

W

u

l

k

a

n

A

w

a

c

z

y

ń

s

k

i

,

F

o

t

.

:

K

r

z

y

s

z

t

o

f

P

o

p

a

r

d

o

w

s

k

i

Kaczuchy

AKTówka 01/2011

Page 29: AKTówka nr 1 01/2011

Wspomnienia graniczne

Wspomnienia graniczne

- 29 - AKTówka 01/2011

Graniczne, gdyż z  przejścia granicznego Polsko

–Czechosłowackiego (to już też historia).

W  drugiej połowie lat siedemdziesiątych ‒ kiedy

dokładnie, to trzeba by było sprawdzić w  naszych

kronikach ‒ AKT wspólnie z  Kołem Przewodników

zorganizował wycieczkę na Orawę. W  dobrych

humorach, jak zwykle to na wycieczkach bywa, ze

śpiewem przy gitarach, podjechał nasz autobus

do przejścia granicznego w  Jablonce. I   oczywiście

kontrola dowodów osobistych. Trafiliśmy na

wyjątkowo służbowego WOP–istę, który natych-

miast zakwestionował tożsamość Ryśka Mazura

i  moją. Rysiek miał brodę, a  ja długie włosy i  tego

brakowało na naszych zdjęciach w  paszporcie.

Jedyna możliwość przekroczenia granicy wiązała

się z  ogoleniem i  ścięciem, a  to nie wchodziło

w  rachubę. Jak to jakiś WOP–ista ma decydować,

jak mamy wyglądać?

Postanowiliśmy opuścić autobus i  na własną rękę

coś sobie zorganizować. Pojechaliśmy PKS–em do

pobliskiego Chochołowa i  tam bez problemów

przekroczyliśmy granicę. Znaliśmy trasę i  rozkład

czasowy pobytu grupy na Orawie, ale dołączyć do

nich się nie udało. Spędziliśmy więc dzień kręcąc

się po przygranicznym słowackim miasteczku

i  przy słowackim piwku. Tam sprzedałem też

butelkę polskiego spirytusu, by móc sobie na to

piwko pozwolić. Wtedy przy „zagranicznych”

wyjazdach obowiązywała ograniczona wymiana

dewiz, które rejestrowano przez wpis do

specjalnej książeczki walutowej…

Ponieważ nie mogliśmy się tam doczekać naszego

autobusu, pojechaliśmy na przejście w  Jabłonce,

bo tam na pewno byśmy go nie przeoczyli.

I   trafiliśmy na „naszego” WOP–istę. Pienił się ze

wściekłości, bo skoro raz nam zabronił

przekroczenia, to nie mieliśmy prawa tego zrobić

gdzieś indziej . Zaczęły się utarczki, zażądał

dokładnych danych pracodawcy, by pokazać, że

narobi nam problemów; my żądaliśmy jego

służbowych danych, itd. , itd.

Przyjechał nasz autobus i  dalszą część wycieczki

spędziliśmy już razem. Oczywiście później

żadnych kłopotów z  tego powodu nie mieliśmy.

Henryk Borusiak

K

a

m

c

z

a

t

k

a

-

W

u

l

k

a

n

A

w

a

c

z

y

ń

s

k

i

,

F

o

t

.

:

K

r

z

y

s

z

t

o

f

P

o

p

a

r

d

o

w

s

k

i

Bal AKT „Watra” w  Wiśle

Łasunalia Bacówkowe

Rozpoczęcie KTW (wykład inauguracyjny)

Rozpoczęcie KTW w  Chatce

Wiosna Gorczańska

Wycieczka Krajoznawcza

Spływ majowy

Pieluchonalia (Wyjazd rodzinny)

Majówka w  Chatce

Regaty na Kłodnicy

Złaz babiogórski

Obra - spływ

Treking wakacyjny KTW

Spływy letnie

Zagraniczne wyjazdy klubowe

4 III

18 – 20 II

2 III

4 – 6 III

1 – 3 IV

15 – 17 IV

29 IV – 6 V

1 – 3 V

1 – 3 V

11 V

20 – 22 V

14 – 19 VI

8 – 17 VII

lipiec – sierpień

lipiec – sierpień

Najbliższe imprezy AKT

Page 30: AKTówka nr 1 01/2011

FAQtówka

FAQtówka ‒ śpiwory puchowe

- 30 -

Znasz to uczucie? Budzisz się w  nocy i  jest na-

prawdę zimno. Zresztą, zimno to mało powiedzia-

ne. Lodowaty wiatr i  płatki śniegu, nie

napotkawszy żadnych większych przeszkód, pę-

dzą przez bacówkę i  sprawiają, że słyszysz jak

dzwonią własne (oraz cudze) zęby. Nietrudno

wtedy o  czyny tyleż heroiczne, co absurdalne, jak

próba rozniecenia ogniska na trzonku od siekiery,

czym wsławił się nasz klubowy kolega. Remedium

na zimno może być jednak zdecydowanie skutecz-

niejsze i  jest nim nic innego, jak dobrze dobrany

puchowy śpiwór.

Podstawowym problemem, jaki napotykają zde-

sperowani turyści pragnący wyspać się w  ciepeł-

ku, jest zapora w  postaci ceny. W  istocie rzeczy,

śpiwór puchowy nie jest tani – jednak na pytanie,

czy warto wydać tyle pieniędzy, należy zdecydo-

wanie odpowiedzieć: tak! Zanim jednak rado-

snym, szybkim kłusem popędzimy do sklepu,

warto przez chwilę zastanowić się nad tym, czego

tak naprawdę od naszego śpiworka oczekujemy.

Co w  środku?

Kluczową kwestią dla śpiwora puchowego jest je-

go wypełnienie. Do wyboru mamy z  reguły puch

kaczy i  gęsi, przy czym puch gęsi ma zdecydowa-

nie lepsze właściwości; producenci najczęściej

używają mieszanek tych dwóch. Informacja doty-

cząca wypełnienia często zawiera także tajemni-

czą liczbę typu 90/10 – określa ona stosunek

puchu do pierza. Oczywiście, im więcej puchu,

tym cieplej , ale niewielka domieszka pierza po-

prawia odporność mechaniczną wypełnienia.

Najistotniejszym czynnikiem w  wyborze puchu

jest jednak wartość cui. Pod tym akronimem kryje

się jednostka rozprężalności puchu, a  ściślej ‒

ilość cali sześciennych, jaką wypełnia jedna jego

uncja. Najogólniej rzecz ujmując ‒ im wyższe cui,

tym lepiej . Jedyną barierą są właściwości fizyczne

puchu i, jakże by inaczej , cena. Standardowy

puch, używany przez większość producentów, ma

600‒700 cui, natomiast często można za dodatko-

wą opłatą zażyczyć sobie tzw. puchu diamentowe-

go, który ma 850–900 cui. Pozwala to zmniejszyć

ilość wypełnienia przy zachowaniu podobnych pa-

rametrów termicznych.

Puch, acz…

Ważną kwestią, od której zależą walory termiczne

śpiwora jest konstrukcja komór, w  których znaj-

duje się puch. Najpopularniejszą i  najtańszą kon-

strukcją są komory typu H ‒ przestrzeń pomiędzy

powłokami śpiwora podzielona jest przebiegają-

cymi prostopadle przedziałkami. Dla poprawienia

własności termicznych, komory mogą być

w  kształcie zachodzących na siebie trójkątów (typ

V), „grzybków” (typ T) czy też pochylone pod ką-

tem, tak, że zachodzą na siebie dachówkowato

(typ S). W  najcieplejszych śpiworach mamy do

czynienia z  dwoma warstwami komór.

Większość dostępnych na rynku śpiworów pucho-

wych to mumie i  jest to właściwie jedyny godny

polecenia kształt. Osoby, które lubią spać w  pozy-

cj i embrionalnej powinny jednak zwrócić uwagę

na to, czy wybrany śpiwór na to pozwala ‒ część

śpiworów, np. Guide Pro firmy Małachowski,

bardzo wąska i   wymusza wyprostowaną pozy-

cję. Bardzo istotne jest też dopasowanie rozmiaru

śpiwora ‒ powinien on odpowiadać wzrostowi

użytkownika, tak żeby nie tracić cennego ciepła

na ogrzewanie pustych przestrzeni w  śpiworze.

Jeśli chodzi o  generalną konstrukcję śpiwora,

newralgicznym punktem jest listwa termiczna,

która ma za zadanie izolację okolic zamka błyska-

wicznego. Warto zwrócić uwagę, czy w  wybranym

przez nas śpiworze listwa nie „wcina się” w  za-

mek i  czy wystarczająco go osłania.

Jak wiadomo zdarza się, że Homo sapiens dobiera

się w  pary ‒ jeśli nasza druga połówka zamierza

wyjeżdżać razem z  nami, warto zwrócić uwagę na

to, żeby nasze śpiwory dało się spiąć (tzn. , żeby

zamki były po przeciwnych stronach śpiwora i  by-

ły ze sobą kompatybilne). To zawsze bardzo po-

prawia komfort termiczny. Niektóre firmy oferują

nawet śpiwory „lewe” i  „prawe”

AKTówka 01/2011

tsej

Page 31: AKTówka nr 1 01/2011

- 31 -

Śpiwory puchowe

No to jaki ten śpiwór?

W  praktyce sprowadza się to do pytania: jak

ciepły? Jeśli chodzi o  wybór wagi wypełnienia,

umiarkowane zastosowanie znajduje tu zasada

„im więcej , tym lepiej”. Oczywiście, można kupić

śpiwór wypełniony 1 ,5   kg puchu i  będzie nam

w  nim ciepło w  każdych warunkach, lub nawet za

ciepło, ale za to będziemy skazani na noszenie ze

sobą ponad dwukilowego, sporych rozmiarów

pakunku. Wiem, o  czym piszę ‒ sama kiedyś

poszłam za głosem serca i  nabyłam śpiwór

o  wymienionych powyżej parametrach. Serce

sercem ‒ rozsądek nakazuje, by dostosować

wagę wypełnienia do warunków, w  jakich

zamierzamy używać śpiwora i  temperatur, jakich

możemy się spodziewać. Co trochę zaskakujące,

na najcięższe warunki powinny przygotować się

osoby planujące bacować w  zimie ‒ wbrew

pozorom, nawet na tęgim mrozie, w  namiocie jest

zdecydowanie cieplej (i  nie wieje! ).

Z pomocą w  wyborze „ciepłoty” śpiwora może

przyjść nam norma EN 13537, która od roku

2005 zobowiązuje producentów do podawania

standaryzowanych temperatur komfortu

i  ekstremów dla śpiwora. Zgodnie z  tą normą,

informacja o  ciepłocie śpiwora powinna zawierać

dwie temperatury komfortu ‒ niższą, w  której

„standardowy mężczyzna” (wzrost 1 ,73  m, 73  kg

wagi) powinien być w  stanie spać w  pozycji

embrionalnej bez budzenia się z  powodu

dyskomfortu cieplnego, oraz wyższą, w  której

z  kolei „standardowa kobieta” (wzrost 1 ,60  m,

60  kg wagi) wyśpi się w  pozycji wyprostowanej .

Temperatury podawane przez producentów

należy jednak traktować z  pewną pobłażliwością

(czyli wybrać śpiwór o  ok. 5–10 stopni niższej

temperaturze komfortu niż wymagana), gdyż

wrażliwość na zimno jest cechą nadzwyczaj

indywidualną.

Najpopularniejszą wagą wypełnienia jest ok.

1000–1100 g, w tabelce podsumowałam ofertę

krajowych producentów.

AKTówka 01/2011

Page 32: AKTówka nr 1 01/2011

- 32 -AKTówka 01/2011

Gadżety i  fajerwerki: powłoki membranowe

Wielu producentów za skromną dopłatą oferuje

membranową powłokę zewnętrzną śpiwora. Nie-

wątpliwie znajdą się zagorzali zwolennicy jak

i  przeciwnicy tego rozwiązania. Moim prywatnym

zdaniem, śpiwór bez takiej powłoki ma dwie

główne zalety w  stosunku do śpiworów w  nią wy-

posażonych: przede wszystkim, lepiej oddycha

i  łatwiej schnie. Fakty są bezlitosne ‒ nawet naj-

lepiej oddychająca membrana oddycha raczej ża-

łośnie w  porównaniu z  typową powłoką nylonową.

W  wypadku weekendowych wyjazdów ma to sto-

sunkowo nieduże znaczenie, ale kilkutygodniowe

spanie pod namiotem w  tundrze potrafi dać śpi-

worowi w  kość ‒ a  właściwie w  puch. Drugim

istotnym czynnikiem jest waga: membranowa po-

włoka sprawia, że śpiwór z  reguły waży ok.

300–400  g więcej .

Membrana ma też swoje plusy ‒ śpiwór może

i  wilgotnieje od środka, ale nie od zewnątrz, co

może nam oddać nieocenione usługi, na przykład

podczas noclegów w  jaskini. Sprawia też, że śpi-

wór jest minimalnie cieplejszy (3–5° różnicy

w  temperaturze komfortu). Zalety membranowej

powłoki można jednak uzyskać w  „zwykłym” śpi-

worze dokupując płachtę biwakową. Allegro obfi-

tuje w  oferty sprzedaży stosunkowo niedrogich

płacht wojskowych (podobno z  Gore–Texu), ma je

w swojej ofercie także wiele firm produkujących

sprzęt turystyczny.

Pielęgnacja śpiwora

Śpiwór jest najlepszym beznogim przyjacielem

człowieka i  choć jest raczej bezobsługowy, warto

trochę o  niego zadbać. Po przyjeździe z  wyjazdu

najlepiej jest go wysuszyć (i  jeśli został uwędzony

‒ przewietrzyć), ponieważ puch kiepsko znosi

wilgoć. Śpiwór puchowy nie powinien być prze-

chowywany w  worku kompresyjnym. Całkiem do-

brym rozwiązaniem, zwłaszcza przy limitowanej

ilości miejsca, jest przechowywanie śpiwora

w  specjalnym worku do składowania, jaki czasem

dołączają producenci. Jeśli jednak miejsca mamy

pod dostatkiem, warto śpiwór przechowywać

w  postaci rozłożonej , dzięki czemu puch bardzo

długo zachowa swoje właściwości. Kiedy jednak

puch staje się mało puszysty i  zbity, cuda może

zdziałać… pranie. Większość producentów szacu-

je jednak żywotność puchu na około trzy prania,

dlatego nadgorliwość w  utrzymywaniu śpiwora

w  czystości jest niewskazana. W  razie potrzeby

śpiwór pierzemy w  detergencie do puchu w  pral-

ce (puryści dorzucają do prania piłki tenisowe,

acz nawet najstarsi Indianie nie wiedzą po co)

i  delikatnie odwirowujemy. Puchacza suszymy

w  ciepłym, przewiewnym miejscu, najlepiej na

słońcu. Następnie organizujemy sobie wybór cie-

kawych filmów lub muzyki i  poświęcamy week-

end na rozbijanie puchu, który podczas prania

ma nieprzyjemny zwyczaj zbijania się w  kule.

Efekt murowany.

Ostatnią instancją w  reanimacji puchówki jest re-

generacja puchu, którą oferuje większość produ-

centów śpiworów. Wymaga to jednak rozprucia

komór i  wydobycia z  nich wypełnienia, co powo-

duje, że cała operacja jest droższa niż zwykłe pra-

nie.

Maska z  rekuperatorem

Jest akcesorium z  gatunku T–Fi (Tourist Fiction),

ale nieodmiennie marzy mi się w  mroźne, baców-

kowe noce. Koledzy Inżynierzy, może by tak po-

myśleć nad maską z  wymiennikiem ciepła, którą

zakładałoby się na twarz tak, żeby z  kaptura wy-

stawała tylko rurka doprowadzająca powietrze?

Tylko czy wtedy bacowania w  ogóle miałyby jesz-

cze sens?

Marta Mikosz

Wschód słońca na Zawracie Fot. : Maciek Rabsztyn

FAQtówka

Page 33: AKTówka nr 1 01/2011

Nie sprzedawajcie swych marzeń

Autorami tekstu i  muzyki są Wiesiek Borkowski i  Mietek Slopek, tworzący niegdyś dosyć znaną

w  środowisku studenckim grupę BCF, jednak piosenkę upowszechnił dopiero zespół EKT Gdynia na

płycie „Wreszcie płynę” z  niezapomnianym wokalem Janka Wydry. Jest to jedna z  moich ulubionych

piosenek i  dlatego my również „staraliśmy się” stworzyć jej własną wizję. Bardzo się cieszę, że także

młode pokolenie klubowe polubiło tę piosenkę mówiącą przecież o  tak ważnych uniwersalnych

wartościach.

Hiszpan (Andrzej Nowiński)

E  A

Samotni ze sobą nie możemy znaleźć

H7 A  E

Miejsca i  czasu na zadumy chwilę

A

Uciekamy donikąd ‒ pod prąd wyobraźni

H7 A  E

Zostawiając sny jak bezbronne motyle

E  A  E

Ludzie ‒ nie sprzedawajcie swych marzeń

A  E

Nie wiadomo co się jeszcze wydarzy

H7

W  waszych snach

E  A  E

Może taka mała chwila zadumy

A  E

Sprawi, że te marzenia pofruną

H7

Jeszcze raz

A  E

Jeszcze raz

Wstawcie w  okna tęczę, szykujcie witraże

Na które wiatr swawolny gwiazd wam nawieje

Na pewno przyjdzie wiosna z  uśmiechem na twarzy

By jak matka dzieciom rozdawać nadzieję

Ludzie …

Kartka ze śpiewnika

AKTówka 01/2011- 33 -

Page 34: AKTówka nr 1 01/2011