483 News #7 (10.05.2011)

50
WYDANIE VII | WIOSNA 2011 [email protected] WWW.FFTH.FORA.PL

description

Kompletnie męski punkt widzenia oraz to, co chłopcy lubią najbardziej: muzyka, samochody i rycerze! Wycieczka do Brazylii i Niemiec, Street Art i gadżety z Tokio Hotel, czyli... THE "HALLO, JUNGS!" ISSUE - 483 News!

Transcript of 483 News #7 (10.05.2011)

Page 1: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

WYDANIE VII | WIOSNA 2011

[email protected] WWW.FFTH.FORA.PL

Page 2: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

„Przepraszamy!” – to zdecydowanie powinno być naszym pierwszym słowem po publikacji tego wydania.

Wiemy, że ten numer miał się ukazać już dawno, dawno temu, a nasze „wkrótce” zyskało dokładnie to samo

znaczenie, co słowo „soon” w przypadku samego zespołu. Jedyne, co mamy na swoją obronę, to to,

że pracowaliśmy w uszczuplonym składzie, ponieważ Agathe, Unlike i Fremde zdają w tym roku maturę –

powodzenia, dziewczyny! – więc to logiczne, że mają teraz nieco inne priorytety.

Summa summarum numer jest już gotowy i właśnie teraz możecie go przeczytać! Tematem przewodnim tym

razem są fani płci męskiej, którzy opowiedzieli nam, jak to wszystko wygląda z ich perspektywy. Jeśli mówimy

o facetach, nie możemy zapomnieć o samochodach i... rycerzach! Specjalnie dla Was tym wszystkim zajęła się

Mania. Unlike w świecie zimnych murów, industrialnych klimatów i grafitti odnalazła LiL, a Emeua przedstawiła

nam koncert z trasy Schrei Open Air Tour oglądany zza ogrodzenia. Boo natomiast w dziale Dress up like...

przemaglowała styl Gustava, a w cyklu Pod lupą rozłożyła na czynniki pierwsze gitarzystę. Jako wisienkę

na torcie serwujemy Wam zwycięskie zdjęcia nadesłane przez Was na konkurs Załóż TH i wygraj.

A to jeszcze nie wszystko!

Redakcja 483 News

WWW.MY.TOKIOHOTEL-FANCLUB.PL

Attention!

Alieni, prosimy! NIE publikujcie skanów naszej gazety na swoich stronach! To łamie

nasze serca i prawa autorskie. Moglibyście dodawać w postach tylko okładkę i bezpośredni link

do aktualnego wydania? Dziękujemy!

Aliens, please! Do NOT publish scans of our magazine at Your websites! It breaks our

hearts and the copyright. Would You mind posting only the cover and the direct link to the current

issue? Thank You!

Aliens, bitte! Veröffentlicht die Scans unseren Magazins NICHT auf Eurer Seite! Es bricht

unsere Herzen und verstößt das Copyright. Könnten Sie vielleicht nur den Umschlag und den

direkten Link zur aktuellen Ausgabe posten? Danke schön!

Page 3: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

News

Tokio Hotel dla Japonii, powrót do Rosji, nowe nagrody, zloty fanów ................................................... 4

Hot Topic

Głośny krzyk z zagranicy – Daniel ......................................................................................................... 6

Wywiad: „Wszystko ma swoje ciemne strony...” .................................................................................... 7

„To ten gej z Tokio Hotel!” – Billosh ....................................................................................................... 9

Wywiad: „Bill jest dla mnie inspiracją...” ............................................................................................... 10

Rutyna nie musi być nudna! – Grzesiek .............................................................................................. 12

Wywiad: „Po prostu tworzą fajną muzykę...” ........................................................................................ 13

Wywiad: In the cities, on the streets around the globe... – Lil i Street Art ........................................... 15

O której spotykamy się w warsztacie? – czyli AUTOmatic .................................................................. 20

Faceci mają głos: Kuba... i co dalej? ................................................................................................... 24

Z kronik Davidusa: O ocaleniu dziewic od wyginięcia... ...................................................................... 26

Fani mają głos!

Recenzja: Best of Tokio Hotel – wszystko, co najlepsze? .................................................................. 28

Live

Tokio-świat: Przystanek Brazylia ......................................................................................................... 30

Life Story

Zabójcza klątwa z Gelsenkirchen – Gelsenkirchen (06.07.2006) ....................................................... 32

What about...?

Polska – kraj na NIE ............................................................................................................................ 34

Tokio w Tokio ....................................................................................................................................... 35

Na wybiegu

Dress up like... Gustav! ........................................................................................................................ 36

Mała rzecz, a cieszy – gadżety z TH ................................................................................................... 38

Pod lupą

„Ten śmieszny, mały lamus z dredami” – wszystko o gitarzyście ........................................................ 40

Fani tworzą

Konkurs: Postawili na TH i wygrali! ...................................................................................................... 46

.

WYWIAD: LIL I STREET ART

“Natrafiłam na nich zupełnie przypadkiem: słucham

eksperymentalnie wielu wykonawców z całego

świata, wtedy akurat znalazłam TH, a było to zanim

jeszcze stali się u nas tak bardzo popularni.”

ZABÓJCZA KLĄTWA Z GELSENKIRCHEN

„Nieprofesjonalizmem było jednak to, że nie mieliśmy

biletów. Pal licho rodzinę, oni by mi jeszcze dopłacili,

żeby tego nie musieć oglądać, ale dla mnie to był

większy problem.”

Page 4: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

TO JESZCZE NIE KONIEC!

Gdy zespół ogłosił, że wydaje album Best Of, fani

spanikowali. Uspokajamy – według niemieckiego

Popcornu nowy studyjny album Tokio Hotel ma zostać

wydany już w sierpniu tego roku, a światowa

(podkreślam: ŚWIATOWA) trasa (według najnowszych

plotek, ma to być tour akustyczny) planowana jest

na listopad. Na razie pojawiają się informacje

o planowaniu gigów w Wenezueli oraz na Ukrainie

czy w Rosji – i to w dodatku już we wrześniu! Pogoda

raczej znowu nam nie dopisze, ale Polki są gotowe

na wszystko, prawda?!

ZAKOCHANI BLIŹNIACY?

Na początku stycznia świat okrążyło zdjęcie

dziewczyny całującej się z Billem. A raczej

klonem Billa, bo, jak się okazało kilka dni później,

chłopak ze zdjęcia to Alex (według innych źródeł:

Artur), który jest sobowtórem młodszego Kaulitza

i mieszka w Rosji! Plotki o związkach dotyczą

również Toma – gitarzysta podobno umawia się

z fryzjerką należącą do teamu Sammy’ego

Deluxe’a, Rią. Dziewczyna pojawiła się

z zespołem na nagrodach EMA 2009,

a z samymi Kaulitzami była na koncercie Prince’a

w Hamburgu. Po różnych stronach krążą już

filmiki i zdjęcia – szukajcie!

REKORDY I INNE OSIĄGNIĘCIA

Dopóki będą fani, będzie istnieć i zespół, a my świetnie dajemy sobie radę!

W końcu wygraliśmy nagrodę MTV Online Award jako Fan Army, co tak ucieszyło

chłopaków, że nagrali wideo z podziękowaniami. Wzbudziło ono wiele

kontrowersji, ponieważ Bill pokazał się na nim z nowym imagem – brodą,

krótszymi włosami i jeszcze większym septum! Niedawno klip do World Behind

My Wall dobił do 5 milionów obejrzeń na serwisie YouTube, chłopcy dostali

nagrody Planet Award w Peru oraz Mad Teen Icon w Grecji, album Humanoid

osiągnął złoto w Malezji, a najnowsze wydanie – Best Of uplasowało się

na siódmym miejscu w rankingu sprzedaży płyt w grudniu w Polsce…

„ZGARNIEMY TROFEUM W PRZYSZŁYM ROKU!”

Mimo wielu sukcesów pojawiły się także porażki. MTV’s Musical March

Mendess znaczą dużo dla chłopców z Tokio Hotel, biorąc pod uwagę wpisy

na ich oficjalnych profilach po każdej wygranej... Mimo iż fanom TH nie udało

się pokonać sympatyków Paramore w czwartej rundzie tegoż konkursu,

spokojnie wciąż zasługują na miano najlepszych na świecie fanów –

w poprzednich etapach udało im się przegłosować takie gwiazdy

jak Mumford & Sons, Adele czy Muse! Tylko tak dalej, a w przyszłym roku

spełni się życzenie chłopców zawarte w tytule.

ZLOTY, ZLOTY, ZLOTY!

Z okazji rocznicy dwóch koncertów Tokio Hotel

w Polsce, w okresie marca i kwietnia na terenie

naszego kraju organizowana jest masa zlotów

fanowskich! Część z nich już się odbyła, a dla tych,

którzy uczestniczyli w takich wydarzeniach, mamy dość

interesującą propozycję! Wysyłajcie nam swoje relacje

ze spotkań z tokiohotelowymi znajomymi oraz zdjęcia

na e-mail: [email protected]! Najlepsze z nich

opublikujemy!

Page 5: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

TOKIO W TOKIO PO RAZ KOLEJNY?

Czemu nie! Plotka szybko okazała się prawdą i chłopcy

już na początku lutego zaczęli się pojawiać

w japońskich programach telewizyjnych. Wywiady,

występy, talk showy… Fanów i tak najbardziej cieszyły

coraz to bardziej wymyślne stroje wokalisty: czapka

z kocimi uszkami, płaszcz o jaskrawym kolorze, żarówki

(kieliszki?) na głowie (Bill tłumaczył, że to nawiązanie

do gitary – świecą, kiedy podłączy się do nich

wzmacniacz), czapka kapitana okrętu… Wszystko to

w celu promocji albumu Darkside Of The Sun

wydanego w Japonii.

TRAGEDIA W JAPONII I POMOC ZESPOŁU

W związku z trzęsieniem ziemi, falą tsunami i zagrożeniem silnym

promieniowaniem, jakie ostatnio nawiedziły Kraj Kwitnącej Wiśni, zespół

prawdopodobnie będzie musiał zmienić swoje plany dotyczące powrotu

na wyspy w czerwcu. Wszyscy ogromnie ubolewają nad losami

Japończyków, co mogą potwierdzić niezwykle smutne miny bliźniaków

na filmiku, który nagrali, by wesprzeć duchowo swoich japońskich fanów.

Na tym jednak nie koniec. Jeśli chcecie wesprzeć Japończyków,

w oficjalnym sklepie TH możecie kupić specjalne przypinki o wartości

od 5 do 25 Euro. W dodatku Oficjalny Niemiecki Fanclub zespołu

umożliwił bezpośrednie wpłaty na konto pieniędzy na pomoc Japonii.

Więcej informacji znajdziecie na oficjalniej stronie grupy.

CHARYTATYWNOŚCI CIĄG DALSZY

Pomaganie innym chyba spodobało się naszym

ulubieńcom – szczególnie bliźniakom. W loterii

organizowanej podczas gali charytatywnej na rzecz

Sophie-Schule Wetterau można było wygrać

Meet&Greet z Billem i Tomem. Ostatecznie spotkanie

zostało wylicytowane za 2000 euro! Co o tym sądzicie?

Czy kilka minut ze swoimi idolami warte jest tylu

pieniędzy?

Również austriacka organizacja charytatywna Roll Rinn

została przez zespół obdarowana podpisanym

plakatem z trasy, który wylicytowany został za 615

Euro! Niestety, tym razem fani Tokio Hotel pokazali się

od złej strony – zwycięzca zabrał plakat

bez przekazania organizacji jakichkolwiek pieniędzy.

Bijąc się w piersi, dziewczyny z austriackiego FC same

zapłaciły całą kwotę. Wstydźcie się, ludzie!

KOLEJNE WSPÓŁPRACE?

Martin z CherryTreeRecords (prowadził m.in.

Breakfast With Tokio Hotel w CherryTree Radio)

rozpoczął niedawno współpracę z Billem. „Wszystko

wskazuje na to, że będzie naprawdę cool!” – możemy

przeczytać. Kilka dni później powstały plotki, iż zespół

chce nagrać utwór z Kropp Circle, jednak członkowie

tej grupy szybko zdementowali te pogłoski. Prędko

pojawiły się kolejne niepotwierdzone informacje –

Tokio Hotel tworzy właśnie z zespołem Drewa Ryana

Scotta. Drew szybko temu zaprzeczył, a fani głowią

się do dziś… Ostatnio Martin, wspomniany

na początku newsa, poinformował nas,

że współpracuje nie tylko z Kaulitzem, ale i innym

artystą. Będzie trio?

TOKIO HOTEL WRACA DO ROSJI!

Już 3 czerwca zespół pojawi się na gali Muz TV Awards. Rosja aż

kipi od plakatów i billboardów ukazujących chłopaków jako

głównych gości imprezy, a w internecie już możecie przeczytać

wywiad z pytaniami od fanów z całego świata, którego TH udzieliło

na konferencji online 29 kwietnia. Chcecie pojawić się na czerwo-

nym dywanie przed SC Olympic w Moskwie? Załatwiajcie swoje

wizy i walczcie o wejściówki przez Twitter rosyjskiego FC.

SPRZEDAM TOKIO HOTEL!

Wielu byłych fanów, fanów, którzy przechodzą

właśnie kryzys swojej fascynacji zespołem

lub takich w trudnej sytuacji finansowej

postanawia sprzedać zebrane dotychczas

skarby. Jeśli jesteście zainteresowani kupnem

singli Der Letzte Tag CD 1 i 2, płyt Schrei – so

laut du kannst (reedycja), Scream, DVD Leb’

die Sekunde, Schrei, Zimmer 483 lub plakatów,

kalendarzy czy starych gazet poświęconych

w całości TH, piszcie na maila: [email protected].

A może szukacie książki Najgłośniej, jak

potrafisz albo innych gadżetów z zespołem?

Piszcie na: [email protected].

Tekst: Boo & Just Ine Tee

KOLEJNE FAN PARTY W POLSCE?

Oficjalny Polski Fanklub poinformował na swoim Twitterze o Fan

Party planowanym na połowę sierpnia. W najbliższym czasie

pojawi się więcej informacji. My nie możemy się już doczekać!

Page 6: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Pamiętacie adres strony internetowej o Tokio Hotel,

która była pierwszą, na jaką weszliście, a zarazem

ulubioną? Pewnie wielu z Was pomyślało:

TokioHotelPoland.com. Jeśli ją znacie, to z pewnością

wiecie, że prowadził ją fan. Chłopak. Co prawda,

strona od jakiegoś czasu już nie istnieje, ale mimo

wszystko postanowiłam poświęcić jej autorowi chwilę,

co możecie przeczytać w dalszej części artykułu.

Kontrowersyjny prawie tak jak samo Tokio Hotel.

Uwielbiany i nienawidzony. Wychwalany i obrażany.

Jak każdy z nas popełnia błędy, nie lubi się do nich

przyznawać, ale potrafi to robić. Takiego właśnie Daniela

wszyscy znamy. Mamy na jego temat różne opinie, jedni

zbyt dobre, drudzy zbyt nieprzychylne. Od razu chcę

wspomnieć, że znam się z Danielem dość dobrze, przede

wszystkim długo, jeszcze z czasów, kiedy jego wielka

kariera dopiero się zaczynała. Nie mam zamiaru go

bronić, po prostu chcę Wam pokazać, że nie taki diabeł

straszny, jak go malują.

Na co dzień chłopak mieszka w Bazylei, która leży

w Szwajcarii tuż przy granicy z Niemcami i Francją.

Jak łatwo się domyślić, biegle zna niemiecki,

więc tłumaczenia jego autorstwa są naprawdę

profesjonalne. Zna też sytuację fanów Tokio Hotel w tym

kraju. Zapytany o nią, odpowiada: „Myślę, że nie różni się

to bardzo od tego, co dzieje się w Polsce”, przyznaje też

jednak, że chłopcy są tam bardziej dostępni: „w końcu

mamy niemiecką telewizję i gazety”. Polskich fanów,

którzy często są również jego fanami, za dobrze nie zna.

Do ojczyzny przyjeżdża dość rzadko i nigdy nie na długo.

Znajduje wtedy czas tylko dla dawnych znajomych,

ale gdyby miał okazję, z pewnością chętnie

porozmawiałby z innymi, którzy tak bardzo go cenią.

Okazja do tego, by go poznać, nadarzyła się 14 marca

w Łodzi. Daniel był na koncercie, a wcześniej

współpracował przy jego organizacji. Jego rolą było

docieranie do jak największej ilości fanów ze wszystkimi

najświeższymi, a najważniejsze, oficjalnymi ustaleniami

dotyczącymi imprezy. Z tą datą łączy się również dosyć

nieciekawa sytuacja. Mianowicie, do tej pory chodzą

plotki, że Daniel razem z Karcią (o której pisaliśmy

w wydaniu czwartym naszej gazety) stalkowali Tokio Hotel

i przeszkadzali im w odpoczynku. Chłopak wielokrotnie już

tłumaczył, co działo się w hotelu i przepraszał za swoje

zachowanie. Ja również postanowiłam się o to zapytać,

a odpowiedź, jaką dostałam, znajdziecie w wywiadzie na

kolejnej stronie.

Poland, jak pieszczotliwie nazywana jest witryna

Daniela, współpracował z całą gamą bardzo ważnych

w świecie TH ludzi: Oficjalnym Fanclubem (również

za czasów FanArt Team), TokioHotelBill.blox.pl

czy Universal Music Poland. Dzięki tej ostatniej

kooperacji Poland stał się oficjalną stroną polskich

fanów zespołu. Nie wszystkie te współprace kończyły

się dobrze, a wina rozkładała się na różne strony.

Mimo wszystko, najczęściej to właśnie Daniel

wychodził z kłótni zwycięsko. Nie było jednak łatwo –

strona wiele razy zostawała usuwana przez hackerów

internetowych lub inne nieprzychylne osoby. Pomimo

przeciwności była zakładana od nowa i prowadzona

wyśmienicie. Do czasu. Chłopak znajdował coraz

mniej czasu na prowadzenie witryny, ona sama

ubożała, aż w końcu została oficjalnie zamknięta

przez samego Daniela.

Czy to koniec? Nie potrafię tego określić.

Kiedy spytałam go o plany na przyszłość, opowiedział

mi o nowej stronie swojej firmy, która będzie

projektowała witryny internetowe, oczywiście

za pieniądze. Do tej współpracy zaprosił też dawnego

grafika THP. Pozostaje mi więc jedynie życzyć mu

powodzenia, a co będzie dalej? „Czas pokaże”,

jak mówi.

Strona Daniela:

www.webdesign-ochman.com

Tekst: Just Ine Tee

Page 7: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Chcielibyście wiedzieć, jak to jest prowadzić

najsławniejszą stronę o TH w Polsce? Na pewno wiąże

się z tym ogromna sława, która nie zawsze jest

świetlista. Daniel pokaże Wam jej plusy i minusy,

a na dodatek wyzna wszystkie swoje grzechy!

Jesteś dość znany, głównie dzięki stronie. Jaki jest

Twój przepis na sukces?

Daniel: A jeszcze ktoś mnie pamięta? *śmiech* Nie mam

przepisu na sukces. Jedynym przepisem jest ciężka praca.

W końcu jak większość, zaczynałem od zera, od bloga

na Onecie.

Skąd wziął się pomysł na założenie takiej strony?

D: Pierwszego swojego bloga założyłem przed moim

pierwszym koncertem Tokio Hotel w Zurychu, 14 kwietnia

2007 roku. Na początku miał to być mój prywatny blog,

ale z każdym dniem było na nim więcej Tokio Hotel. Coraz

bardziej mnie to wciągało, częściej i intensywniej pisałem

o TH i tak oto powstało THP...

Jak wyglądało jej prowadzenie i stawianie na nogi?

D: Wymagało to bardzo dużo pracy, mojego prywatnego

czasu i stresu. Ale niczego nie żałuję, bo wiele się

nauczyłem i nie ukrywajmy, zyskałem. Nie potrafię Ci

sprecyzować odpowiedzi, bo wszystko, co robiłem,

pochodziło z serca i z tego, jak w danej chwili się czułem.

Czasami tego żałuję, bo bardzo często byłem niemiły

dla czytelników, dzięki którym udało mi się wybić, tylko

dlatego, że miałem gorszy dzień. Przepraszam za to.

Co dało Ci prowadzenie takiej strony? Czego Cię

nauczyło?

D: Przede wszystkim dużo satysfakcji. Dzięki THP

na własnej skórze przekonałem się, że robiąc to, co się

kocha, można osiągnąć wiele.

Ludzie zarzucają Ci, że zrobiłeś z niej swojego bloga...

Faktycznie pojawiło się na niej wiele Twoich

osobistych wyznań. Chciałeś dzięki niej wypromować

swoją osobę?

D: Powiedzmy, że tak. Chciałem wypromować siebie,

by w przyszłości było mi trochę łatwiej. Udało mi się to i nie

żałuję. Mimo wszystko widzę, jak przez ten czas się

zmieniłem... Pewnie teraz zrobiłbym wiele rzeczy inaczej.

Człowiek uczy się na błędach i to przez całe życie.

Ludzi niezwykle interesuje Twoje życie. Śledzą każdy

Twój ruch w internecie. Znając Ciebie, można

zaszpanować, nawet jeśli rozmawiało się z Tobą tylko

raz przez gg... Skąd taka miłość?

D: Nie mam pojęcia. Może właśnie przez tę promocję.

Może dlatego, że stałem się w pewien sposób popularny?

Niektóre dziewczyny wprost mówią, że są Twoimi

fankami. Jesteś gwiazdą internetu?

D: Nie jestem i nie chciałbym być. Ja osobiście nie

przyczepiałbym sobie spinaczy na usta, nie gadałbym

głupot tylko po to, by mieć kilkanaście tysięcy odsłon

filmików na YouTube, co niektórzy niestety robią.

Kiedy zacząłeś zauważać, że coraz więcej ludzi Cię

rozpoznaje? Jakie było wtedy Twoje odczucie?

D: Masakra! Prowadząc najpopularniejszą stronę

o Tokio Hotel w Polsce, będąc jednocześnie

w Szwajcarii, kompletnie nie odczuwałem popularności

w życiu codziennym. Jednak gdy pojawiłem się

w Łodzi na koncercie TH, był to dla mnie zupełnie inny

świat. Nagle każdy się na mnie patrzył, wiele osób

do mnie podchodziło, robiło sobie ze mną zdjęcia,

a nawet kilka z nich prosiło o podpis. Nie ukrywam,

że było to bardzo fajne uczucie i mam nadzieję,

że będzie mi dane przeżyć to jeszcze kiedyś...

Internetowa sława ma też swoje ciemne strony,

prawda?

D: Jak wszystko, co w życiu robimy. Nic nie ma tylko

tych jasnych stron.

Udało Ci się nawiązać współpracę z Universalem.

Jak to jest, prowadzić największą stronę o TH

w Polsce?

D: Fajnym uczuciem jest wiedzieć, że poprzez to,

co robisz i kochasz, możesz dotrzeć do tysięcy ludzi.

Dlaczego zrezygnowałeś? Nie brakuje Ci czasem

tego?

D: Jest wiele powodów, dla których tymczasowo

musiałem pożegnać się z życiem w internecie i trudno

mi wszystkie zdefiniować w jeden konkretny.

ppp

Page 8: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Może po prostu potrzebowałem dłuższej przerwy?

Obecnie trochę mi tego brakuje, ale mam nadzieję,

że jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, wkrótce

będę mógł rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu.

Często mówiłeś mi, że TH nieco Ci się znudziło.

Twoja miłość do zespołu umarła całkowicie?

D: A kto powiedział, że umarła? Nadal czuję

sentyment do Tokio Hotel. W końcu przy ich muzyce

dorastałem. Po prostu moja fascynacja tym

zespołem nie jest już tak wielka jak dwa lata temu.

Wielokrotnie mówiłeś o powrocie, jednak nigdy

on nie doszedł do skutku, a jeśli był, to bardzo

krótkotrwały. Dlaczego?

D: Jest wiele powodów, przez które musiałem

zrezygnować z prowadzenia strony. I, jak pewnie

większość z Was myśli, nie była to sprawa „małej”

fascynacji zespołem. To moje prywatne problemy,

na które nie miałem wpływu.

Myślisz, że to wszystko jeszcze powróci?

D: Nie sądzę, bo staram się nie wchodzić dwa razy

do tej samej wody. Czas na coś nowego.

Zobaczymy, co przyszłość przyniesie.

Współorganizowałeś też drugi koncert zespołu

w Polsce. W nagrodę zapewnione miałeś M&G

z zespołem, ale na nie nie poszedłeś. Chodzą

słuchy, że zostało Ci cofnięte przez akcję

w hotelu...

D: Lepiej powiedz mi, jakie słuchy nie chodzą?

*śmiech* Nic nie zostało cofnięte, co może

potwierdzić agencja organizująca koncert.

Wiem, że jesteś zmęczony tłumaczeniem się,

ale z pewnością wiele osób chciałoby to jeszcze

raz przeczytać... Co naprawdę działo się

w Andelsie?

D: Pisałem już o tym na stronie i nie mam zamiaru

znów do tego wracać. Nie, nie rzucałem w drzwi Billa

jabłkami (słyszałem też takie plotki) ani nie pukałem

w drzwi zespołu w nocy, co nawet technicznie było

niemożliwe, ponieważ całe ich piętro było

zablokowane, w dodatku cały czas stało tam kilku

ochroniarzy. Proszę Was, jeśli już coś wymyślacie,

to przemyślcie plotkę tak, by chociaż trochę była

realna!

Wiele osób twierdzi też, że jesteś niemiły

i kłótliwy. Jeśli spojrzeć na Twoją historię,

można odnaleźć kilka konfliktów, np. z thpl.eu,

Fanclubem, THTeam... Nie jesteś w stanie

schować swojego ego do kieszeni dla wyższego

dobra?

D: Jeśli trzeba by było, potrafiłbym. Zawsze staram

się wyrażać swoje zdanie i swoje poglądy głośno,

i w sposób adekwatny do danej sytuacji. Przyznaję,

że czasami przesadzałem, ale patrząc na to

z perspektywy czasu, śmieszą mnie niektóre

sytuacje.

Sława Cię zmieniła?

D: Z pewnością tak. Każdy z nas pod wpływem różnych

wydarzeń w swoim życiu się zmienia. Na pewno stałem

się bardziej pewny siebie. Jednak przyznaję, że był

okres, w którym uważałem się za kogoś lepszego,

czego teraz żałuję. Każdy człowiek, bez względu na to,

jaką pozycję zajmuje, zasługuje na równe traktowanie.

Udało Ci się poznać chłopaków osobiście? Może

dzięki byciu tak rozpoznawalnym wyrobiłeś sobie

jakieś inne znajomości?

D: Niestety nie miałem okazji porozmawiać osobiście

z zespołem. Owszem, dzięki stronie poznałem wielu

wspaniałych ludzi, co za każdym razem podkreślam.

Udało mi się na przykład dostać na After Show Party

po VIVA Comet w Oberhausen. Jednak nawet

posiadając wejściówki VIP, bardzo trudno było zbliżyć

się do Tokio Hotel, ponieważ otaczało ich kilku

ochroniarzy. Poza tym, jestem trochę nieśmiały…

*śmiech*

Na zakończenie chciałabym, żebyś podsumował

swoją kilkuletnią działalność dla fanów TH...

D: O to chyba trzeba by było prosić samych fanów.

Myślę, że udało mi się coś, co osiągnęli tylko nieliczni

założyciele polskich stron o Tokio Hotel.

TokioHotelPoland.com była pierwszą oficjalną stroną

o zespole w Polsce, która zjednoczyła setki fanów.

W ten oto sposób, z typową dla siebie skromnością,

Daniel powiedział to, co przyznać mu musi każdy. Mam

nadzieję, że Wasza opinia o nim jest teraz choć trochę

pozytywna, a jeśli nie – wciąż musicie pamiętać,

że zrobił dla polskich fanów TH naprawdę dużo.

Tekst: Just Ine Tee

Page 9: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

…Bill Kaulitz. Dla wielu z nas jest inspiracją do bycia

inną osobą, radykalnych zmian w życiu, wiary

w „lepsze jutro” i nie przejmowania się słowami

innych. Jego stroje, makijaż czy fryzury naśladowane

są głównie przez płeć piękną, w końcu to my, kobiety

mamy długie włosy, genetycznie uwarunkowany

talent do operowania mascarą czy eye-linerem,

charakterystyczną budowę ciała i typowe

dla młodszego Kaulitza delikatne rysy twarzy.

Kobiecych kopii wokalisty jest na pęczki. I można by

stwierdzić, że nie znajdzie się żaden odważny

mężczyzna, który zainspiruje się Kaulitzem.

A jednak! Nam udało się znaleźć takiego chłopaka.

Okay, znaleźć to zbyt duże słowo, bo kto nie słyszał

choć słowa o…

… Billoshu. Michał pochodzi z małego, zaledwie

trzydziestotysięcznego miasta Śrem, położonego

około pięćdziesięciu kilometrów od Poznania. Fani,

czy bardziej fanki, powiedzą: Rany! Wyglądasz

jak Bill! Sceptycy: No, to masz chłopie przerąbane.

Anty, jak powszechnie wiadomo uważają wokalistę

Tokio Hotel za homoseksualistę, więc kimże innym

mógłby być chłopak, którego inspiracją jest właśnie

Bill?

Michał jednak nie przejmuje się tym, co mówią o nim

inni. Nie uważa siebie także za idealną kopię

młodszego Kaulitza, podkreśla, iż Bill to tylko

i wyłącznie inspiracja i świetny kreator modowych

trendów. A to, że lecą na niego miliony, jeśli nie

miliardy dziewczyn jest już inną sprawą. Sam Billosh

uważa, że okay, zainteresowanie płci przeciwnej

wzrosło, jednak nigdy nie zastosował metody

podrywu „na Kaulitza”. W końcu, im więcej dziewczyn

zna, tym większy ma wybór, prawda? ;) Pytanie tylko,

czy dziewczyny lecą na Michała – miłego chłopaka

czy na Michała – kopię Billa, z którym fajnie byłoby

pokazać się na zlocie czy wśród przyjaciółek?

Wyobraź sobie, że przechadzasz

się ulicą jakiegokolwiek

polskiego miasta, zajęta swoimi

sprawami, własnymi myślami

albo zmianą piosenki w swoim

odtwarzaczu MP3, co chwilę

poprawiając niesforny kosmyk

włosów czy spadające z nosa

okulary. A tu nagle mija Cię…

Ma tatuaż na przedramieniu, podobny do tego,

który posiada wokalista, a także kilka piercingów.

Chłopak stara się pojawiać się w strategicznych

miejscach dla fanów Tokio Hotel, takich jak zloty

czy koncerty i zawsze wzbudza dość duże

zainteresowanie. Nie masz możliwości zrobienia

sobie zdjęcia z „prawdziwym Billem” czy pojechania

do muzeum figur woskowych w Berlinie? Michał

chętnie pozuje do zdjęć, często przyjmując pozy

charakterystyczne dla Kaulitza.

Ma również olbrzymią wiedzę na temat zespołu,

którą ujawnił podczas gry planszowej o Tokio Hotel

ułożonej przez Ines, kiedy pojawił się na zlocie

w Poznaniu, w grudniu 2010 roku. Pomagał nawet

innym grupom, które miały problemy z niektórymi

pytaniami. Los chciał, że był w zwycięskiej drużynie,

której pionkiem był Gustav.

Chętnie wspiera również działania Street Team’u,

płyty na jego półkach zawsze są oryginalne, tak samo

jak DVD wydawane przez zespół. Namawia

do kupowania wydawnictw grupy tylko i wyłącznie

w sklepach, w których sprzedaż CD i DVD liczy się

do listy sprzedaży OLIS. W końcu kto by nie chciał

dowiedzieć się, że TH mają u nas jakieś osiągnięcia?

Tekst: Agathe

Page 10: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Zapytaliśmy Billosha, jak to jest być polskim

sobowtórem Billa, będąc chłopakiem. Nie jest to

wcale takie łatwe, ale jak się okazuje, można

czerpać z tego również jakieś korzyści.

Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, przeczytajcie

poniższy wywiad z prawdziwym indywidualistą,

który nie boi się bycia sobą.

Skąd zainteresowanie Tokio Hotel?

Billosh: Wszystko zaczęło się, kiedy zobaczyłem

teledysk do piosenki Durch Den Monsun

na niemieckiej Vivie. Pierwsze wrażenie było trudne

do opisania, ponieważ pierwszy raz miałem

styczność z tego typu muzyką. Oczywiście

słuchałem wcześniej muzyki, która pasowała do tych

klimatów, ale to było coś innego, pomieszanie

gatunku pop z gatunkiem nawiązującym

do klasycznych rockowych brzmień. Dzień

po obejrzeniu teledysku poprosiłem koleżankę,

by wyszukała jakieś informacje na temat zespołu

(muzyka, zdjęcia etc.). Z każdym dniem było tego

coraz więcej i więcej, aż w końcu zatrzymałem się

na etapie, gdzie nie mogłem wrócić już do dawnej

rzeczywistości.

Ciężko było pokonać stereotyp, że każdy facet

słuchający TH jest homoseksualistą?

B: Szczerze to nigdy nie miałem z tym problemu,

ponieważ każdy znajomy wiedział, jaką posiadam

orientację i w tym przypadku Tokio Hotel nie mogło

wpłynąć na to, kim się interesuję. Były też osoby

spoza mojego otoczenia, które uważały mnie

za geja, ale jakoś się tym nie przejmowałem i nigdy

nie miałem problemu z ustaleniem swojej orientacji.

Także, jeśli mi wolno powiedzieć to... nie, nie jestem

ani homo, ani bi. Jestem hetero.

Od kiedy „udajesz” Billa?

B: Billa nigdy nie udawałem. Bill był, jest i będzie

dla mnie inspiracją i natchnieniem do wyznaczania

nowych trendów w ubiorze. Od zawsze posiadałem

choć gram kreatywności, by wyznaczać własne

poprzeczki w tym, jak wyglądam albo jak się

ubieram. Zmieniłem nieco image pod wpływem

pierwszego teledysku, jaki zobaczyłem, a później

starałem się podążać śladami Billa, jego wymyślnych

fryzur i ciekawego ubioru.

Dlaczego właśnie młodszy Kaulitz, a nie np.

Georg?

B: Wygląd Billa jako pierwszy przyciągnął moją

uwagę i generalnie na nim się skupiłem. Już

po pierwszych zmianach związanych z moim

wyglądem ludzie zaczęli mi mówić, że wyglądam

jak Bill z Tokio Hotel albo że go przypominam.

Spotkałem się też z bardziej krytyczną publicznością

i w moją stronę padały wypowiedzi typu: „To ten gej

od Tokio Hotel”. Nie przeszkadzało mi to,

bo wiedziałem, że im bardziej denerwuje ich mój

wygląd, tym bardziej oni stają się bezradni w tym,

co mówią, a ja mogę być sobą.

Uważasz siebie i swój image, za wierną kopię

Billa?

B: Nie, nie uważam. Wychodzę z założenia,

że żadna kopia nie dorówna oryginałowi i choćbym

nie wiem jak się starał, to nie będę taki, jak on.

Po prostu czerpie z niego inspirację i jak już

mówiłem, staram się podążać jego śladami. Są

ludzie, którzy mówią mi, że wyglądam, jak on i są też

tacy, którzy mówią, że absolutnie nie pasuję

do niego. W każdych oczach wypadam inaczej i nie

przejmuję się tym, co mówią inni. Dobrze jest słyszeć

teksty takie jak: „sobowtór” albo „kopia”, ale potrafię

też znieść krytykę na temat mojego wyglądu.

Mieszkasz w małym mieście – jak to jest?

Wzbudzasz zainteresowanie czy raczej

oburzenie?

B: Na początku można było nazwać to

zainteresowaniem moją osobą, ale po tak długim

czasie człowiek się przyzwyczaja do „odmiennej”

jednostki i już mniej zwraca na nią uwagę.

Jak zawsze są plusy i minusy, raz się zdarzy,

że będę wzbudzał podziw i uznanie, a drugi –

oburzenie i niepohamowaną niechęć w stosunku

do mojej osoby.

Co mówisz ludziom, którzy czepiają się Ciebie,

Twojego wyglądu i zainteresowań?

B: Najczęściej po prostu nie zwracam na to uwagi,

ale są też sytuacje, gdzie lubię używać mojego

ulubionego zwrotu, czyli „patrz na siebie”. *śmiech*

ppp

Page 11: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Niekiedy jest też tak, że nie zdążę rozwinąć dialogu

na mój temat, bo osoba, która się czepia, nie

posiada w sobie wystarczająco dużo elokwencji,

by móc z nią prowadzić jakiekolwiek rozmowy

i próbuję rozwiązać to metodą, która jeszcze nigdy

się nie sprawdziła. Innymi słowy, rozwiązanie siłowe.

Nie jest trochę tak, że „jesteś polskim Billem”

tylko dlatego, żeby wyrywać fanki?

B: Nigdy nie narzekałem na brak dziewczyn wokół

mnie, ale nigdy też nie traktowałem tego, jak jakąś

zieloną kartę do Waszego świata. Bycie tym „polskim

Billem” owszem, zwiększyło krąg dziewczyn,

w którym się aktualnie znajduję, ale nigdy nie

przyszło mi do głowy, bym mógł kogoś „wyrwać”

metodą „na Billa”. Ja posiadam własny urok osobisty.

*śmiech*

Jeśli mówimy o podrywie... metoda „na Kaulitza”

działa?

B: Nie wiem, czy działa, bo jej nie sprawdzałem.

*śmiech*

Stylizacja Billa, którą najłatwiej/najciężej było Ci

skopiować to...

B: Najłatwiej było mi zrobić wersję Humanoid,

a najcięższą i jedyną, której nie miałem, to epoka

teledysku Automatic. Jakoś nie mogłem się przemóc

do dreadlocków.

Ulubiona stylizacja, w której Ty czułeś się

najlepiej to...

B: Ulubioną stylizacją, o dziwo, okazała się tzw. „lwia

grzywa”. Było ciężko, ale kiedy już wychodziło,

uśmiech na twarzy pojawiał się od razu. To było coś,

czego nikt jeszcze nie zrobił i tym bardziej miałem

powody do uśmiechu.

Gdybyś mógł zaproponować Billowi jakąś zmianę

w wyglądzie, byłoby to...

B: Hm, jeśli chodzi o zmianę, to może mniej cienia

pod oczy, ale za to więcej kosmicznych ciuchów na

sobie. To jest fajne. *śmiech*

Wolisz, jak mówi się do Ciebie Michał,

czy Billosh?

B: Michał wołają na mnie najbliżsi i osoby,

które choć w małym stopniu poznałem, Billosh to

określenie bardziej ze świata Tokio Hotel, ale też

je lubię (kojarzy mi się z czymś oficjalnym), jednak

na ogół wszyscy zwracają się do mnie LaLa. To moje

takie długoletnie przezwisko, którego chętnie

słucham. *śmiech*

Myślisz, że kiedyś Ci to minie? Fascynacja

Billem?

B: Myślę, że nie minie. U mnie z reguły jest tak,

że jak coś szybko przychodzi, to równie szybko

ppp

odchodzi i nie ma śladu, ale tutaj jest inaczej, gdyby

to miało mi minąć, to minęłoby jeszcze

przed wydaniem albumu Zimmer 483. Nawiązując

do fascynacji, można się wieloma rzeczami

fascynować, ale w tym przypadku zobaczymy,

na ile jestem wytrwały i cierpliwy, by znosić te

wszystkie „Billowe przemiany”.

I na koniec: wymarzony ciuch/sprzęt Billa,

który chciałbyś mieć to...

B: Jeśli mógłbym mu zajrzeć do szafy i wziąć jeden

ciuch, to byłaby to jedna z kurtek z Humanoid City

Tour. A jeśli chodzi o sprzęt, to chciałbym mieć

jego... mikrofon. *śmiech*

Jak widzicie, Billosh nie jest zwykłą kopią Billa.

Jest zupełnie odmiennym człowiekiem,

dla którego wokalista Tokio Hotel jest swego rodzaju

wzorem. Jeśli kiedykolwiek wpadłoby Wam do głowy,

by stać się „klonem”, pamiętajcie, że nigdy nie uda

Wam się być dokładnie identycznymi sobowtórami.

Nie musicie nimi być. Nawet lepiej,

kiedy upodabniając się do kogoś innego,

zachowujecie jednak swoją odmienność. I Michał jest

znakomitym tego przykładem.

Tekst: Agathe

Page 12: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda życie

zwykłego chłopaka, który na pierwszy rzut oka

nawet nie wygląda na fana Tokio Hotel? Pewnie

niewiele różni się od Waszego. Wczesne

wstawanie do szkoły przez pięć dni w tygodniu.

W weekend czas na relaks i rozwijanie

zainteresowań.

Grzesiek może nie wydawać się nikim specjalnym.

Jak większość mieszkańców Kielc, które są jego

rodzinnym miastem, codziennie przemierza wciąż te

same ulice, odwiedza doskonale znane już sobie

miejsca, ciągle widzi te same twarze... Jednak jest

pewna rzecz, która wyróżnia go na tle innych

mieszkańców miasta... W odtwarzaczu,

którego właśnie używa, leci piosenka,

której większość nie chciałaby słuchać. Nagrana

przez zespół, który nie ma wśród Kielczan dobrej

opinii... Grzesiek jest fanem Tokio Hotel i, tak, jest

chłopakiem.

Dla nas chłopak-fan powoli przestaje być czymś

wyjątkowych. Może nie jest ich wcale coraz więcej,

ale po prostu udało nam się już do nich przywyknąć.

Bycie fanem (dosłownie FANEM) budzi jednak wciąż

wiele kontrowersji wśród otaczających nas Polaków,

którzy grupę samą w sobie traktują jako coś

dziwnego.

Grzesiek kończy w tym roku gimnazjum, stara się

więc nie zaniedbywać szkoły. Mimo wszystko w jego

życiu jest też czas na to, by spotykać się z innymi

fanami, powiększać swoją wiedzę na temat ulubionej

kapeli i świetnie bawić się na koncertach.

Lubi książki i muzykę. Mimo iż sam jej nie tworzy,

to właśnie ona rozpoczyna jego standardowy dzień...

Towarzyszy mu, kiedy rano się przygotowuje

oraz podczas drogi do szkoły. Sam jednak

za każdym razem wyraźnie podkreśla: „Nie słucham

tylko TH, lubię różne gatunki!”.

Po szkole bardziej wkracza w fanowskie życie:

surfuje po internecie w poszukiwaniu nowych

informacji... Fakty, plotki, najświeższe zdjęcia...

Najbardziej ciekawią go jednak wywiady, ze względu

na sposób, w jaki udzielają go chłopcy – zawsze

z odrobiną humoru, czasem pełne chwytających

za serce słów.

Chociaż aktualnie wybiera najczęściej piosenki

z płyty Zimmer 483, pomagał i wciąż pomaga

przy promocji także najnowszych krążków: Humanoid

i Best Of. Stara się wspierać innych fanów w ich

działaniach.

W weekendy spotyka się ze swoją przyjaciółką

Kasią, którą poznaliście w piątym wydaniu 483 News.

Spędzają wtedy czas na rozmowach o Tokio

czy segregowaniu albumów ze zdjęciami

lub plakatami kapeli.

Ostatnio wpadli na pomysł prowadzenia audycji

dla fanów Tokio Hotel. Podczas ich trwania każdy

może usłyszeć swoją ulubioną piosenkę grupy.

Często Grzesiek i Kasia rozmawiają ze swoimi

słuchaczami na różne tematy. To pozwala im

na bliższy kontakt z fanami z całej Polski.

Inni fani są dla chłopaka naprawdę bardzo ważni. Są

przecież świetnymi znajomymi, z którymi można

doskonale się bawić! Właśnie z tego powodu chciał

razem z Kasią założyć Oficjalne Polskie Radio

Fanów Tokio Hotel. Jak na razie niestety pomysł nie

może znaleźć swojej realizacji, a fani, którzy o nim

wiedzieli, muszą zadowolić się audycjami w znanej

im już formie.

Być może to wszystko nie brzmi zbyt wyjątkowo.

Zwykłe życie zwykłego chłopaka, który natknął się

kiedyś na jakiś zespół i trwa przy nim do dziś. Mimo

wszystko, Grzesiek z pewnością jest szczęśliwy

i potrafi z niego czerpać całymi garściami.

Nie przedłużając już więcej, pozostaje nam jedynie

życzyć powodzenia, bo idea tworzenia jest naprawdę

niczego sobie! Was wszystkich zapraszamy

do przeczytania wywiadu, w którym poruszyliśmy

między innymi sprawę „gwiazd internetu”

czy męskości fanów Tokio Hotel. Dziewczyny, nie

miałyście okazji poznać żadnego chłopaka-fana?

W takim razie właśnie teraz możecie dowiedzieć się,

jak wygląda fanostwo, kiedy jest się chłopakiem!

Tekst: Just Ine Tee

Kanał z audycjami Kasi i Grześka:

http://pinotv.pl/kanal/tokio-hotel-polish-radio

Page 13: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Nie da się ukryć, że fani Tokio Hotel to głównie

dziewczyny. Jeśli już pojawi się jakiś chłopak, to

z pewnością jest z nim coś nie tak, prawda?

Nieprawda! Można być fanem TH bez ciemnego

makijażu czy internetowej sławy. I wcale nie

wygląda to strasznie! O tokiohotelowej

codzienności widzianej okiem zwykłego

chłopaka, specjalnie dla Was, opowie dziś

Grzesiek.

Skąd w chłopaku zainteresowanie zespołem dla

„rozhisteryzowanych nastolatek”?

Grzesiek: Szczerze mówiąc, to nie wiem. Przyszło

chyba w 2005 roku, kiedy wszyscy mieli fazę na TH.

Poznałem ich, spodobali mi się i tak to trwa po dziś

dzień.

Jaki był Twój początkowy stosunek do nich?

G: Od razu ich polubiłem. Zawsze byłem do nich

pozytywnie nastawiony, ale mój stosunek do nich

teraz się zmienił na trochę gorszy. Głównie z powodu

ich zachowania...

Co się w nich zmieniło?

G: Moim zdaniem w czasach Schrei i Zimmer 483,

czyli tak do 2007 roku chyba bardziej zależało im

na tworzeniu dobrej muzyki i fanach. Teraz stali się

gwiazdami, osiągnęli to, co w show-biznesie

najważniejsze – ogromną sławę – i zdaje mi się,

że aktualnie tworzą muzykę, nie dlatego, że jest ona

ich pasją, a po prostu dlatego, że muszą.

Co cenisz w nich teraz najbardziej?

G: Myślę, że tym, co można w nich cenić jest

poczucie humoru. Wszyscy potrafią się śmiać i robić

sobie nawzajem różne żarty. Mają niesamowity

dystans do siebie. Imponują mi także swoją

wewnętrzną determinacją i konsekwencją.

Wiele dziewczyn mówi, że kocha któregoś

z członków zespołu lub ich ogólnie. Jak to jest

z uczuciami u chłopaka? Co Ty do nich czujesz?

G: Nie kocham żadnego z nich. Po prostu ich lubię,

bo tworzą fajną muzykę. To w zasadzie wszystko.

W takim razie, dlaczego dziewczyny darzą ich

czasem aż tak ogromnym uczuciem, jakim jest,

oczywiście tylko w ich mniemaniu, miłość?

G: Dziewczyny chyba są wrażliwsze i bardziej

uczuciowe, ich serca są miększe. Szybciej się

zakochują i mocniej to przeżywają.

Jak inni ludzie, np. w szkole czy Twoim mieście,

odbierają Twoją fascynację takim zespołem?

Może ukrywasz się przed nimi ze swoim

fanostwem?

G: Zawsze otwarcie mówię o tym, że jestem fanem.

Nie wstydzę się swojej ulubionej muzyki.

ppp

W szkole prawie wszyscy wiedzą, że słucham Tokio Hotel i, muszę przyznać, spotykałem się z różnymi reakcjami. Niektórym się to nie podoba, w kółko powtarzają to samo pytanie: „Czego ty słuchasz?!”. Inni podchodzą do tego na luzie, przyznając jedynie, że to nie ich styl muzyki. Takie podejście doskonale rozumiem, przecież ja sam nie słucham tylko i wyłącznie Tokio.

Byłeś kiedyś obrażany przez bycie ich fanem? Uważany za geja itp.? G: Nie, chyba nie... A przynajmniej tego nie pamiętam. *śmiech*

Może dzięki Tokio Hotel masz więcej przyjaciółek niż przyjaciół? G: Zdecydowanie! Prawie połowa moich znajomych to fani (w większości dziewczyny), których poznałem na koncertach lub zlotach i ostatnio na FP w Łodzi. Biorąc pod uwagę stosunek obecności na takich imprezach chłopaków do liczby dziewczyn, które się tam pojawiają – muszę mieć więcej koleżanek niż kolegów. *śmiech*

Uważasz, że masz więcej tzw. kobiecych cech niż inni faceci? Jesteś bardziej wrażliwy, masz większe pojęcie o modzie? G: Możliwe, ale nie dam sobie głowy uciąć. W zasadzie sam nawet za bardzo tego nie zauważyłem.

Bycie fanem czwórki z Magdeburga pomaga w kontaktach z dziewczynami? G: Pomaga, jeżeli chodzi o tematy do rozmów. Jak mówiłem, mam wiele znajomych fanek, ale jeśli chodzi o samo nawiązywanie nowych znajomości, to raczej nie.

Nie wyglądasz jak stereotypowy fan Tokio Hotel... G: No, nie wyglądam. Nie lubię stylu „emo girl”, a tym bardziej „emo boy”, więc nie mogę wyglądać jak stereotypowy fan Tokio Hotel, czyli właśnie „emo”. *śmiech* Moim zdaniem przez taki ubiór fanów ludzie i prasa sądzą, że TH to zespół „emo”, który gra muzykę dla piszczących małolat, co jak sami dobrze wiemy, z całą pewnością nie jest prawdą, bo ani TH nie jest „emo”, ani fani nie są tylko i wyłącznie małymi dziewczynkami... Może tylko czasem piszczą. *śmiech*

Jak odnosisz się do tego rodzaju stereotypów i ogólnie utartych przekonań odnośnie zespołu, fanów? G: Jak wynika z powyższej wypowiedzi, strasznie mnie to irytuje. Nie rozumiem też, dlaczego fani i fanki mają taki styl, przecież Bill nie nosi ciuchów „emo” tylko oryginalne i drogie (nawet bardzo!) ubrania. Żadnych czaszek, ani podcinania żył. Jeżeli nie byłbym fanem i zobaczyłbym grupę ludzi ubranych jak „emo” w koszulkach z TH, pomyślałbym sobie chyba, że to dzieciaki słuchające, a raczej udające, że słuchają, Marilyna Mansona.

Page 14: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Myślisz, że uda nam się kiedyś zmienić myślenie

ludzi na ten temat?

G: Myślę, że byłoby to bardzo ciężkie, wręcz

niemożliwe. Ludzie zdążyli już sobie wyrobić zdanie

na temat fanów i zespołu, niekoniecznie sprawiedliwe

i poparte mocnymi argumentami.

Czy działania propagandowe, takie jak np.

rozwieszanie ulotek, stawianie płyt w widocznym

miejscu, mają tu sens? Co moglibyśmy jeszcze

zrobić?

G: Takie działania są, według mnie, pozytywne.

Pokazują, że chłopaki nadal są na topie i mają

świetnych fanów, którzy potrafią się dla nich

poświęcać i robić wspaniałe rzeczy.

Angażujesz się jakoś w życie fanowskie?

G: Jeżdżę i nawet sam organizuję zloty, przeglądam

strony o TH... Staram się być na bieżąco.

Kiedy pojawia się jakaś fajna akcja fanowska, zawsze

chętnie biorę w niej udział, czasem pomagam

organizatorom, np. w rozpowszechnianiu jej wśród

innych fanów.

Na pewno znasz zjawisko „gwiazd internetu”.

Często są nimi fani Tokio Hotel, także płci męskiej.

Dlaczego to właśnie zwolennicy czwórki Niemców

stają się „sławni”?

G: Wydaję mi się, że wzbudzają kontrowersje samym

słuchaniem TH. Wyraźnie też im się to podoba. Ludzie

podłapują ich pomysły, dają się sprowokować

i zaczynają ich oglądać. Nie zawsze wiąże się to

z samymi przyjemnościami, przecież często w stronę

fanów lecą również wyzwiska, ale chyba za bardzo ich

to nie obchodzi. W końcu są fanami jednego

z najbardziej kontrowersyjnych zespołów ostatnich lat.

Co w ogóle sądzisz o takim „gwiazdowaniu”?

G: Dla mnie jest to kompletnie beznadziejne. Ludzie

oglądają takie filmy i myślą sobie: „Co to za debil? A

na dodatek słucha tego głupiego zespołu...”. W ten

sposób wyrabiają sobie opinię, która jest krzywdząca

dla reszty. W końcu nie każdy fan na siłę próbuje

zaistnieć w sieci, prawda?

Sam prowadzisz czasami z Kasią programy

na żywo przez portal PinoTV.pl, które często są

poświęcone kapeli. Skąd wziął się pomysł

na prowadzenie takich audycji?

G: Wpadliśmy na to przez kolegę Kasi, który też miał

swój kanał i robił tego typu rzeczy. Kasia postanowiła

stworzyć kanał o nazwie Polish Tokio Hotel Radio,

na którym będą leciały piosenki TH i przy którym fani

z Polski będą mogli spędzać miło czas. Czasami

występuję razem z nią gościnnie.

Planujecie zrobić coś więcej? Jakieś konkursy,

audycje tematyczne poświęcone np. jednej płycie,

interpretacji piosenki itd.?

G: Planowaliśmy stworzyć pierwsze polskie oficjalnie

radio dla fanów TH, ale nie doszło to do skutku.

Na razie zrobiliśmy przerwę, jednak prowadzimy je

w wolnym czasie. Przed każdą audycją dajemy info

na naszych Facebookach lub po prostu przesyłamy

innym fanom i wszystko rozchodzi się pocztą

pantoflową...

Można znaleźć Cię gdzieś jeszcze?

G: Cenię sobie swoją prywatność, więc nie podaję

żadnych adresów osobom, których nie znam.

Wszystkie moje konta na portalach społecznościowych

zarezerwowane są wyłącznie dla moich znajomych,

a blogów czy stron nie posiadam, więc w zasadzie

spotkać mnie można tylko podczas audycji...

Ostatecznie na forach fanowskich.

Kilka słów na koniec od zwykłego fana

do zwykłych fanów?

G: Wszyscy fani! Trzymajcie się razem!

Mamy nadzieję, iż udało nam się Was przekonać,

że faceci i kobiety wcale nie pochodzą z dwóch

odmiennych planet, a nawet potrafią być do siebie

niezwykle podobni! W końcu każdy fan, niezależnie

od płci, wieku czy pochodzenia, jest członkiem wielkiej

tokiohotelowej rodziny, z którą dobrze wychodzi się nie

tylko na zdjęciach... ;)

Tekst: Just Ine Tee

Page 15: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Lil to w świecie fanów Tokio Hotel osobowość wyjątkowa. Ma 23 lata i studiuje w Lublinie. Fascynują ją różne kultury (rosyjska, skandynawska, azjatycka). Zajmuje się klimatami miejskimi i industrialnymi (opuszczone budynki, fabryki), a także kinem światowym. Jakby tego było mało, jako jedna z nielicznych dziewczyn uprawia Street Art, czyli sztukę uliczną. W jej graffiti możemy znaleźć wiele inspiracji Tokio Hotel, a nawet nawiązań do zespołu. Postanowiła podzielić się z nami swoją pasją i lekko wprowadzić nas w jej tajniki.

Tekst: Unlike

Zdjęcia: Lil

*fragment piosenki TH „Darkside of the Sun”

Page 16: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Dlaczego właściwie taka forma? Jest wiele możliwości, aby sprawdzić się plastycznie:

rysunek, akwarela, kolarze... Skąd pomysł właśnie na graffiti?

Tak, ale rysunek można schować do szuflady, co najwyżej umieścić w internecie, a ja akurat

nie jestem pasjonatką „net artu”, wolę sztukę w formie rzeczywistej, taką którą można

zobaczyć „na żywo” czy dotknąć. Poza tym w tworzeniu graffiti (choć ten termin też nie

do końca tu pasuje, ja swoje prace nazwałabym bym raczej muralami) chodzi nie tylko o sam

efekt końcowy, ale też o cały proces tworzenia. Od projektowania, kupowania farb, sprayów,

po wykonanie, które nieraz trzeba rozłożyć nawet na kilka dni. A takie tworzenie to też

świetna forma spędzania czasu np. ze znajomymi, przy piwku, malować sobie.

Kiedy myślę „graffiti” mam przed oczami przede wszystkim facetów. Skąd w tym

towarzystwie kobieta? Znasz wiele dziewczyn malujących na ścianach i murach?

To prawda, jest to zdecydowanie męskie towarzystwo. Nie wiem, czy na całym świecie

można by znaleźć choćby 5% dziewczyn wśród tzw. writerów, czyli osób malujących.

Na świecie bywa różnie, np. w USA, które jest kolebką graffiti, jest wiele znanych

writerek. Natomiast w Polsce wciąż jest jeszcze bardzo mało malujących dziewczyn.

Po części może to wynika z tego, że panuje taki „chuligański” stereotyp osób

malujących, czyli banda kolesi z portkami z krokiem w kolanach, którzy mażą

bezmyślnie po świeżych elewacjach budynków, „HWDP” i te sprawy... A to akurat jest

zwykły wandalizm, który nie ma nic wspólnego ze sztuką. Osobiście nie rozmawiałam

z żadną dziewczyną malującą, aczkolwiek z widzenia „znam” 2, jedna maluje naprawdę

niesamowicie.

Page 17: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Widzimy też prace związane z Tokio Hotel. Kiedy zespół pojawił się w Twoim życiu

i jak to się stało, że w ogóle w nim zaistniał?

Historia z Tokio Hotel to bardzo długa historia... :-) Ja akurat należę raczej do tych

starszych fanów, także ominęły mnie czasy „szału na TH” np. w gimnazjum. Natrafiłam

na nich zupełnie przypadkiem: słucham eksperymentalnie wielu wykonawców z całego

świata, wtedy akurat znalazłam TH, a było to zanim jeszcze stali się u nas tak bardzo

popularni. Lubię język niemiecki w muzyce, więc na chybił trafił wyszukałam czegoś

do posłuchania i byli to akurat oni. I tak ich polubiłam, że zostało mi to do dziś. Moi

znajomi zawsze śmiali się ze mnie, że słucham takiego zespołu, ale szczerze mówiąc,

takie opinie mam w głębokim poważaniu. ;) Jeśli coś mi się podoba, to będę tego

słuchać, niezależnie od tego, czy jest to np. rosyjski pop, koreański rap czy właśnie TH.

Masz wiele zainteresowań, nie ograniczasz się, jesteś otwarta

na propozycje i widać to w Twoich pracach. Ale skąd inspiracje

czerpane z Tokio Hotel? Dlaczego właśnie ten kierunek i pomysł?

Do jednej z prac dodałam fragment tekstu piosenki Darkside of the Sun,

bo te słowa mi pasowały do ogólnego zamysłu grafiki, górnolotnie można by

nawet rzec, że do jej przesłania. Gdy wpadłam na pomysł pracy z motywem

chłopaków z TH, byłam akurat na etapie intensywnego słuchania albumu

Humanoid, więc po prostu temat nasunął się sam. Generalnie muzyka jest

bardzo inspirująca do malowania, chyba nawet najbardziej spośród

wszystkich innych form, przynajmniej dla mnie.

Page 18: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Twoje graffiti na ogół są dość kolorowe i starannie dopracowane. Sam

proces ich tworzenia jest więc zapewne długi i żmudny... Jak dokładnie

on u Ciebie przebiega?

Zaczyna się od samego pomysłu, co ma być na pracy: czy postacie,

czy inne dodatki. W przypadku np. pracy przedstawiającej Toma i Billa

zaczęłam od znalezienia pasujących mi zdjęć. Później była obróbka

komputerowa tak, aby przetworzyć te zdjęcia na czerń i biel, rysunek typu

vexel. Potem wydruk, przeniesienie tego na folię i bardzo żmudna praca

wycięcia szablonów, a że były to postacie naturalnej wielkości, to trochę to

zajęło. I na końcu sam proces naniesienia tego na ścianę.

A więc cieszy Cię cały ten czas spędzony nad zamysłem

i zaplanowaniem, a następnie wcieleniem swojej wizji

w życie?

Sam proces tworzenia jest dla mnie frajdą i nie mam nic

przeciwko, gdy trwa długo. Podkreślę raz jeszcze, że ja nie tworzę

takiego stricte graffiti, tylko raczej murale, czyli duże malowidła

naścienne wykonane przeróżnymi technikami. Mnóstwo pracy

miałam z twarzą Billa na niemalże całą ścianę. Tam proces

malowania trwał o wiele dłużej niż samo opracowanie projektu.

Page 19: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Gdybyś miała zachęcić w jakiś sposób fanów TH

do aktywnego działania i sprawdzania się w innych

ciekawych dziedzinach jak właśnie graffiti, jakich słów

byś użyła?

Na pewno od razu zanegowałabym powszechny typ

wypowiedzi: „ja nie namaluję, bo nie mam talentu”. Prawda

jest taka, że dopóki się nie spróbuje, to się nie wie. I nie

dotyczy to tylko Street Artu, ale ogólnie wszystkich dziedzin

sztuki jako takiej. Nie chodzi o to, aby od razu stworzyć

dzieło na miarę Mona Lisy. Istotą jest sama zabawa

i przyjemność przy tworzeniu. Najbardziej nie lubię

idiotycznego pytania, które często słyszę w kwestii swoich

prac, a jest to: „Chciało ci się?”. Tak, oczywiście, że mi się

chciało. Sprawia mi to przyjemność, interesuje mnie to,

więc chciało mi się. I myślę, że to jest właśnie

najważniejsze, aby chciało nam się coś tworzyć. Bo gdyby

wszyscy byli biernymi odbiorcami sztuki, to już dawno nie

mieliby co oglądać/słuchać/itd.

Więc może na koniec, aby zachęcić

naszych Czytelników, pozwólmy im

uruchomić wyobraźnię, ale wcześniej,

aby nieco im to ułatwić, może Ty sama

opowiesz nam, jak wyglądałaby

zaprojektowana przez Ciebie okładka ich

płyty Best of, gdyby to właśnie Ciebie

poprosili o graffiti do niej?

To rewelacyjny pomysł. Chętnie bym coś

takiego wykonała, nawet dla samej zabawy.

Myślę, że zdecydowałabym się na pewno

na taki typowo „uliczny” charakter. W tle

pomazana ściana, jakieś śmieci na chodniku,

taki typowy miejski obrazek. Wybrałabym

prostą formę, najlepiej prosty szablon

w czerni i bieli, albo właśnie przeciwnie,

wielopoziomowy szablon z całą gamą

kolorów, skomplikowany i bardzo dokładny.

Zależy, co bardziej przypadłoby do gustu

samym zainteresowanym.

Page 20: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Pierwszy klip z płyty Humanoid. Równie mocno

wyczekiwany jak sama płyta. Pierwsze sekundy...

widzimy pustynny krajobraz, pustą szosą,

po której jadą tylko cztery samochody.

Za kierownicą, oczywiście, chłopcy z Tokio Hotel.

Dzisiaj role się odwrócą i postacie pierwszoplanowe

zejdą na drugi plan, a na przód damy to, co do tej

pory było tylko dodatkiem. Porozmawiajmy trochę

o motoryzacji.

Nie powiem, kiedy dowiedziałam się, że mam napisać

artykuł o samochodach, trochę się przestraszyłam.

Jeśli chodzi o motoryzację, jestem laikiem. Dzięki

znaczkowi na masce potrafię odróżnić Mercedesa

od Audi i wiem jak wygląda Matiz (trudno nie wiedzieć,

jak się takowym jeździ). Ale na starych autach się

w ogóle nie znam. Co dopiero znać ich marki. Ha!

Jednak od czego jest Wujek Google oraz Yahoo!

Answers? Nie będę się tu posiłkować tylko na jednym

poście. Bądźmy profesjonalistami. Poszperałam trochę

w internecie. Informacje, które tam uzyskałam

w połączeniu z moimi własnymi obserwacjami

(porównywanie zdjęć aut z Google i screen’ów klipu)

dały takie oto wyniki:

Ford Mustang Fastback

Kierowca: Bill

Rocznik: 1965

Kolor: Szary

Samochód miał być kierowany głównie dla ludzi młodych, więc było

potrzebne coś, co symbolizuje wolność i nieskrępowanie,

a jednocześnie siłę. Symbolem takim stał się Mustang - dziki koń

z prerii Ameryki Północnej. Jednocześnie powstało charakterystyczne

logo - galopujący koń na tle czerwonych, białych i niebieskich pasków

symbolizujących Stany Zjednoczone i amerykańskie korzenie.

Ford Mustang do produkcji został wprowadzony w kwietniu 1964

roku. Samochód zbudowano na bazie modelu Falcon. Pierwsza

wersja Mustanga miała praktycznie takie same wymiary jak Falcon.

W roku 1965 nastąpiły niewielkie zmiany zewnętrzne, jak np. gamy

kolorów karoserii i wnętrza oraz kilka konstrukcyjnych,

jak wprowadzenie nowych silników. W roku 1965 pojawił się też

pakiet Grand Tourer (w skrócie GT – samochód przystosowany

do jazdy na długich dystansach), oferujący usztywnione zawieszenie,

czterostopniową skrzynię biegów, mocniejszy silnik oraz zmiany

w wyglądzie zewnętrznym nadające autu bardziej sportowy charakter.

1965 był to też rok pojawienia się pierwszego Mustanga

przerobionego w firmie Shelby - dostosowanego do potrzeb

wyścigów, Shelby GT-350, który miał bardziej sportowy charakter

niż zwykły Mustang. Standardowym wyposażeniem w tym modelu

były też: regulowane fotele kierowcy i pasażerów, radio AM, zdalnie

sterowane lusterka, osłona przeciwsłoneczna i siedzenia w kształcie

kanap.

Page 21: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Ford Mustang jest samochodem znanym na całym świecie. Pojawiał

się w bardzo wielu filmach, teledyskach i grach komputerowych.

Chyba najbardziej znanymi filmami z Mustangiem są: „Bullitt” z 1968

roku oraz „Eleanor”. 67 Mustang Shelby GT500 stworzony

dla potrzeb filmu „Gone in 60 seconds” („60 sekund”). Warto

wspomnieć, że Ford Mustang z 1971 roku był samochodem Jamesa

Bonda w filmie „Diamenty są wieczne”. Nowy Mustang jest znany

m.in. z gry komputerowej „Need For Speed: Underground 2”.

Poza „Automatic” przedstawiciel Mustanga wystąpił również w klipie

„Stan” Eminema.

Pontiac GTO

Kierowca: Gustav

Rocznik: 1969

Kolor: Pomarańczowy z czarnymi pasami

Pontiac GTO był produkowany zaledwie przez 10 lat, ale w tym

czasie dorobił się przydomków: The Great One (ang. Wielki)

i The Legend (ang. Legenda). Pojawił się na drogach w 1963

roku i szybko zdobył sobie wielu zwolenników. Założenie było

proste - jak największy silnik, w jak najlżejszym nadwoziu.

W modelu z roku 1969 usunięto uchylane szyby, lekko

zmodyfikowano grill (potoczna nazwa osłony chłodnicy)

w aucie oraz tylne światła, przesunięto stacyjkę z deski

rozdzielczej na kolumnę kierownicy, kolor tarcz zegarów

zmieniono ze stalowoniebieskiego na szary. Dodatkowo

kierunkowskazy na tylnych błotnikach zostały zmienione

z czerwonych w kształcie "V", przypominającego logo

Pontiaca, na wzorowane na szerokim logo GTO.

Ważnym wydarzeniem, które miało miejsce także w roku 1969,

było wdrożenie do sprzedaży nowego wariantu GTO,

nazwanego The Judge. Został zbudowany z myślą

o maksymalnych osiągach i sportowym wyglądzie.

Takim The Judge jeździł główny bohater filmu „Sex drive”.

Nota bene ten samochód również był pomarańczowy.

Page 22: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

(Prawdopodobnie)

Chevrolet “Chevy” Nova SS

Kierowca: Tom

Rocznik: 1969/1970

Kolor: Czarno-czerwony

Napisałam „prawdopodobnie” bo, o ile znalazłam

roczniki i dokładne nazwy samochodów Billa i Gustava,

o tyle z Tomem miałam problemy. Jednak załóżmy,

że mam rację, że to Nova Super Sport.

Samochód ten był ulepszoną wersją Chavroleta Novy

z 1968r., w którego wyposażeniu znajdowały się, m.in.

wspomaganie hamulców i układu kierowniczego,

klimatyzacja, tylne pasy barkowe i zagłówki.

Przed 1969 rokiem samochód z serii Nova miał

na pokrywie bagażnika napis „Chevy II by Chevrolet”,

który po ’69 został zmieniony na „Nova by Chevrolet”,

a znaczek „Chevy II” powyżej osłony chłodnicy został

zastąpiony emblematem „bowtie” (ang. muszka).

Swego czasu chodziła pewna plotka rozpowszechniana

przez media na temat Chevroleta Novy. Miała być

wytłumaczeniem, dlaczego samochód słabo

sprzedawał się na rynkach hiszpańskojęzycznych.

„No va” w dosłownym tłumaczeniu na język angielski

znaczy „no go” (ang. nie jedź), jak również „it doesn’t

go” (ang. nie pojedzie). Mit ten został jednak obalony.

Page 23: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Chevrolet “Chevy” Camaro

Kierowca: Georg

Rocznik: 1970

Kolor: Niebieski

Chevrolet Camaro został wprowadzony na rynek 29 września

1966 roku. Gdy początkowo uważano, że słowo „Camaro”

nie posiada żadnego znaczenia, specjaliści od General

Motors odnaleźli to słowo w słowniku języka francuskiego,

używane w slangu znaczy ono „przyjaciel” lub „kompan”.

Prasa motoryzacyjna zapytała przedstawiciela Chevroleta:

„Czym jest Camaro?”, na co otrzymała odpowiedź: „To małe,

złośliwe zwierzę, które zjada Mustangi”.

Model, którym jeździ Georg wprowadzono w 1970 roku.

Od aut tego typu z poprzedniej generacji różnił się głównie

wyglądem. Były one dłuższe, niższe i szersze, a przez to

również cięższe. Budowanie tego typu auta w stylu cabrio

było niemożliwe.

Ze względu na popularność oraz długi czas produkcji,

Camaro używany był w wielu filmach, pokazach i występach.

Był również tematem kilku piosenek. Wśród nich są: utwór

„Wishlist” grupy Pearl Jam, w którym występują słowa „I wish

I was the full moon shining off a Camaros hood” (ang.

chciałbym być księżycem w pełni świecącym z maski

Camaro), a piosenka „Camaro” znajduje się na trzeciej płycie

Kings of Leon „Because of the Times”. Różne generacje

Camaro występują w grach komputerowych, takich jak: „Need

for Speed”, „Sega GT 2002” czy „Test Drive Unlimited”.

Jeśli się nie mylę to każde auto ma typ nadwozia coupe.

Samochód ma bardziej opływowy kształt i posiada dwoje

drzwi. Często, ze względu na nisko opadającą ku tyłowi linię

dachu, w środku jest mało miejsca, zwłaszcza dla pasażerów

tylnej kanapy, jeśli takowa w ogóle jest w samochodzie.

Mam nadzieję, że udało mi się Was, w przynajmniej

minimalnym stopniu, zaciekawić historią tych aut. Starałam

się, żeby nie były to tylko puste hasła nic nie mówiące laikowi

(dlatego nie znaleźliście tu pojemności baku, mocy silnika

czy rozstawu osi).

Cóż można dodać na koniec? Chyba tylko to, że nasi

panowie są typowymi facetami zakochanymi w autach.

Chociaż biorąc pod uwagę wypowiedź dla buzzworthy..

Pytanie: Jak zdecydowaliście, kto pojedzie,

którym samochodem?

Bill: Mieliśmy coś w stylu gry, żeby było fair. Kto pierwszy

powie: „Ja to zrobię!”. Ja wybierałem pierwszy. Nie wiem...

Który wybrałem samochód?

Gustav: Mustang. Ten szary.

Bill: Na początku miałem mieć ten czerwony.

Tom: Żółty.

Gustav: Pomarańczowy. Z czarnymi pasami. To był Pontiac.

Bill pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy,

że jeździ wręcz kultowym amerykańskim

samochodem osobowym. Jednak Gustav chyba

był tego świadomy. Za to Tom zdaje się mieć

problemy z rozpoznawaniem kolorów. Ech, faceci...

Tekst: Mania

Źródła: wikipedia.org, publikuj.org,

moto-portal.pl, motofakty.pl,

buzzworthy.mtv.com

Zdjęcia: cars-on-line.com, google.com

Page 24: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Jeden facet kontra… miliony dziewczyn, tysiące

chłopaków i czwórka muzyków z Magdeburga.

Bywa trudno, ale wszystko kończy się

jak w bajce… szczęśliwie.

Jestem jedynym chłopakiem, który działa w załodze

polskiego fanklubu. Czy jest to dla mnie jakiś

problem? Absolutnie nie, od lat w moim życiu jest

wiele dziewczyn, które darzę niezwykłym uczuciem,

jakim jest… przyjaźń [uprzedzając wszelkie pytania,

nie jestem gejem]. Część z nich widuję tylko kilka

razy w roku, a szkoda, bo są mega, super, extra…

BEST OF. Są dla mnie chwilą oddechu

od codziennej rzeczywistości. Zawsze można się

z nimi dobrze zabawić, odstresować i powzruszać.

Reszta towarzyszy mi codziennie, jedne potrafią

dobrze wysłuchać i poradzić, inne zaś świetnie

sprawdzają się jako kumpele na zakupy

lub do gadki. Lecz każda z nich to zupełnie inna

osobowość, doświadczenia i marzenia,

dzięki czemu zawsze znajdujemy ciekawy temat

do rozmowy.

Co innego jest z facetami, bo przez Tokio Hotel

i mój styl bycia bardzo odstaję od standardowego

obrazu chłopaka. Ilu facetów lubi zakupy? Wpada

czasem do kosmetyczki? Lub plotkuje

z dziewczynami? Stąd pewnie wzięło się moja

ksywka „Alien” [którą swoją drogą bardzo lubię].

Kiedyś miałem niemałe kłopoty związane

z nienawiścią innych do Tokio. Obelgi, przezwiska

i ogólna niechęć były codziennością. Obecnie

jednak nie czuję jakiegoś szczególnego odrzucenia

przez chłopaków, bo często razem się bawimy

i jesteśmy bardzo zgrani, a w klasowej hierarchii

ciężko wypracowałem sobie dobre miejsce,

dzięki czemu wszyscy mają do mnie duży respekt.

Szanują to, że jestem tym, kim jestem i nie boję się

tego. W gronie fanów Tokio Hotel nie mam zbyt

wielu znajomych i raczej nie utrzymujemy

kontaktów. Dlaczego? Nie mam pojęcia, zapewne,

dlatego że dziewczyny tak wypełniły mój kalendarz,

że trudno jest mi wcisnąć kogokolwiek więcej.

Jednak podczas koncertu w Łodzi przeżyłem wielkie

zaskoczenie, ponieważ na każdym kroku

spotykałem jakiegoś chłopaka, ich liczba

przekroczyła moje wszelkie oczekiwania. Jedni

zapadli mi w pamięć jako bardzo uroczy i mili ludzie.

Drudzy, udając Billa, byli dość tandetni [bez obrazy].

Ale jak wszyscy wiemy Bidon jest tylko jeden.

Zatrzymajmy się na tym panie. Przyznaje się bez

bicia, że gdy pierwszy raz zobaczyłem teledysk

do „Durch Den Monsun” uznałem Billa

za dziewczynę [z resztą nie jego jednego],

oczywiście można sobie wyobrazić moją minę,

gdy przeczytałem w Bravo słynną sentencję

„czwórka chłopców z Magdeburga” [heloł? gdzie ci

chłopcy?]. Przez te ponad 5 lat młodszy bliźniak

wypracował sobie w moim sercu specjalne miejsce.

Mimo, że spotkaliśmy się tylko raz i dzieliło nas

w najlepszym przypadku zaledwie 5 metrów, to jest

dla mnie jak najbliższy przyjaciel, wiele osób

dostrzega w nas wiele wspólnych cech. Oboje

jesteśmy perfekcjonistami, zakupoholikami,

egoistami, wegetarianami, poza tym kochamy

zwierzęta, prawie tak samo jak sen i można tak

wymieniać w nieskończoność. Bez niego moje życie

zapewne byłoby nudne oraz mniej kolorowe

i zwariowane.

Podobnie jest z Tokio Hotel. Nie mam pojęcia,

jak wyglądałoby moje życie, gdyby nie ich debiut

w 2005 roku i raczej nie chciałbym tego poznać.

Wielka miłość zrodziła się dopiero pół roku później,

gdy wszyscy odpływali przy dźwiękach „Rette Mich”.

Prawdą jest, że w większości nie rozumiałem wtedy

tekstów piosenek, ponieważ od dziecka

studiowałem język angielski, nie niemiecki [dlatego

w moich słuchawkach częściej można usłyszeć

angielskie wersje utworów, chociaż do niemieckich

mam większy sentyment]. Twórczość TH idealnie

odzwierciedla moje poglądy oraz marzenia.

Na pewno zawdzięczam im wiele nowych, wielkich

przyjaźni, mnóstwo przyjemnych chwil, tysiące

wzruszeń i uśmiechów, bólu i radości, setki

refleksyjnych wieczorów i energicznych poranków.

Bez Tokio Hotel nie odkryłbym w sobie talentu

do tworzenia filmów, w końcu to ja reżyseruję Tokio

Hotel TV Poland, stworzyłem film rocznicowy

na 5-lecie DDM oraz DVD, które trafiło do Tokio

Hotel podczas ich wizyty w Łodzi. Co więcej,

zacząłem prace nad własnym dokumentem

dotyczącym niesamowitego fenomenu, jakim jest

nasz ukochany zespół. Gdyby nie słynna czwórka

z Magdeburga, zapewne ta gazeta nie wyglądałaby

tak jak teraz, a na pewno nie znaleźlibyście w niej

tego artykułu.

Nie pozostaje mi nic innego, jak zakończyć to

jednym ważnym słowem… DANKE!

Tekst: Qba

Page 25: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

SERCE

Tam właśnie mieszka Tokio Hotel.

MÓZG

Tu prowadzona jest ciągła rozkmina, na niezliczoną

ilośd pytao. Jakie? M.in. „Może też zapuszczę

bródkę, jak Bill?” lub „Przydałyby się nowe rurki”.

SŁUCHAWKI

Są zawsze w pobliżu, aby w dowolnej chwili można

było przenieśd się w zupełnie inny świat.

Dokładniej w świat humanoidów.

AKCESORIA

Często zainspirowane tymi, które noszą

członkowie zespołu, są to elementy

subtelnie wyróżniające nas z tłumu.

TELEFON

Źródło słuchanej muzyki, informacji oraz centrum

komunikacyjne z innymi Alienami i nie tylko.

BUTY

Daleko im do obuwia Billa, a na pewno nie

znajdziesz tam żadnego obcasa lub koturna.

Page 26: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami,

za połaciami zboża na hamburskim polu było sobie

Królestwo Tokiolandii. Panował w nim czcigodny

Książę Tom de Don z rodu Kaulicjuszy. Najbliższym

jego przyjacielem, którego radził się we wszystkich

swych problemach był hrabia Hagen Mortiz. W jego

świcie znajdowało się również wiele rozchichotanych

dwórek z całego Królestwa…

- Tak, to o dwórkach mi się podoba. – Książę siedział

na swoim tronie, słuchając opowieści kronikarza. Byli

na etapie sprawdzania czy kronikarz Davidus

„właściwie” opisał dzieje życia de Don’a.

- Czcigodny… Tak, tak wystarczy. Dalej. – Machnął

dłonią w stronę kronikarza.

- Khy, khy… Zdarzyło się razu pewnego… Nie, nie

tak… Pewnej zimy nad Księciem i jego poddanymi

zebrały się ciemne, złowrogie chmury…

- Burza?

- Nie, nie… To znaczy, że kłopoty się pojawiły.

- Sprawdzałem cię tylko. – Książę mocniej wcisnął się

w tron i zapytał: – teraz będzie o smoku?

- Tak… Na czym to ja? A tak… Złowrogie chmury.

Do Królestwa przybyła smoczyca. Wielka, obrzydliwa,

tocząca pianę z ust gadzina. Nazywała się Perrinelda.

Jej imię budziło popłoch wśród chłopów,

gdyż zażyczyła sobie ich córki na obiad – dziewice…

- He, he. Ale ponieważ ja jestem tu Księciem to

smoczyca, chcąc żywić się samymi dziewicami,

szybko zdechłaby z głodu. – De Don uśmiechnął się

szelmowsko. – Ale, czekaj, nie pisz tego. Wyjdę

na jakąś mendę, co dziewki brzuchaci.

- No to co? Chcesz oszukać historię? – Nagle

zza tronu wyjrzał hrabia Moritz. W ręku trzymał udziec

barani z tofu. Ostatnie z rozporządzeń głosiło,

że osoby wysokiego stanu nie mogą jeść mięsa.

Chyba, że zapłacą specjalny podatek.

- Żółwik! – Tom wyciągnął pięść w stronę kolegi.

- I jak, smakuje? – Kiwnął głową w stronę udźca.

- Idzie się przyzwyczaić. – Wzruszył ramionami,

dodając: – to o czym piszecie teraz?

- Davidus?

- Więc… Spożywała dziewice, ale wkrótce jej głód był

tak wielki, że w Królestwie zabrakło odpowiednich

dziewcząt. – Kronikarz zerknął na Księcia,

który słysząc słowa o dziewicach, przybił hrabiemu

„piątkę”. – Dlatego postanowiła ruszyć również

na chłopców. W tym samym czasie na zamek przybył

też zacny rycerz William z Zaodrza. Wzór

do naśladowania pacholąt chcących zostać

wojownikami oraz obiekt westchnień młodych

panien…

- Nie-dziewic – szepnął hrabia. Książę zaśmiał się

cicho.

- Taaak… Wybawiciel wszedł pewnym krokiem do sali

tronowej. Za nim jak cień podążał oddany parobek

Klaus Wolfgang. Będąc przed obliczem…

- Nadobnym… - wtrącił Hagen Moritz.

- Słucham? – Davidus spojrzał na niego niepewnie.

- „Przed nadobnym obliczem”. Lepiej brzmi.

- O, o! Hagen ma rację. Dopisz „nadobny”.

- Oczywiście. - Schylił się w pokłonie, po czym naniósł

poprawki gęsim piórem na trzymany w dłoniach

pergamin. „Zadufany w sobie bubek.” – Coś jeszcze?

- Możesz dalej. – Książę łaskawie wydał zgodę.

- Będąc przed NADOBNYM obliczem Księcia, zdjął

hełm i pokłonił się. Jego lśniące włosy uniosły się

lekko, a długie rzęsy zatrzepotały. Mężczyzna

o skórze jasnej niczym pergamin…

- Davidus, czy ty jesteś homo? – Książę spojrzał

na kronikarza, marszcząc brwi.

- Nie, a czemuż to miałbym być?

- Jak nie jesteś, to nie podniecaj się tak fizjonomią

tego rycerza. Chłopie!

- Tak, tak… Pomyślałem po prostu, że przyszłe

pokolenia chciałyby wiedzieć, jak wyglądał jeden

z najzacniejszych ludzi naszych czasów.

- To opisz nas. – Hrabia ugryzł kolejny kawałek

udźca.

- Opis waszmościów jest rozdział wcześniej.

- Aha, to OK.

- Rycerz skłonił się Księciu i zaoferował mu swą

pomoc. Obiecał, że jeśli nie pokona smoczycy, to sam

odda się jej na obiad.

- Bez jaj, facet ma 21 lat i jeszcze żadnej nie obracał.

– De Don spojrzał z niedowierzaniem na kolegę.

- Widać zdarza się. – Hrabia rzucił kością po udźcu

w kąt. – Co tam dalej?

- Wyruszył o świcie. Wiedział, że smoczyca długo śpi.

Postanowił ją zaskoczyć. Razem ze swym wiernym

giermkiem podążali w stronę jamy znajdującej się

u stóp wzgórza, by pokonać potwora…

- Tak w ogóle to sam bym ją załatwił – przerwał

Książę.

- To czemu tego nie zrobiłeś? – zaśmiał się hrabia.

- Bo mnie nastraszyła swoimi prawnikami, że jak ją

tknę, to pójdzie do swoich radców, a oni pozbawią

mnie połowy Królestwa. Stwierdziłem, że jednak dam

sobie spokój i wyślę obwieszczenie, że poszukujemy

chętnych, dzielnych rycerzy do walki ze smokiem.

- A nagroda? – Hagen Moritz przysiadł na poręczy

tronu.

Page 27: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

- Zwyczajowo powinna być ręka księżniczki i połowa

Królestwa.

- Królestwa nie oddam. Księżniczki nie mam, ale moje

dwórki są wysoko urodzonymi pannami. Wybawca

mógł sobie jedną wybrać.

- Temu prawiczkowi na pewno się przyda. Oby tylko

nie poprosił o Annę Kathrin. Wredny babsztyl.

- Ale seksowny – zaznaczył Książę.

- Słuszna uwaga, przyjacielu. No, to dawaj dalej,

Davidus. – Kronikarz westchnął, po czym wrócił

do czytania:

- ... by pokonać potwora. Niestety idący za rycerzem

parobek przewrócił się, czym obudził Perrineldę.

W tym momencie z ust Williama wydobyły się słowa,

których uszy panien słyszeć nie powinny. Potwór

uniósł się ze swego legowiska i spojrzał złowrogo

na rycerza:

- Czego tu? Obiadek? – Przyjrzała się rycerzowi. –

Taaak… Dziewicę poznam wszędzie.

- Ekhm… - William z Zaodrza starał się nie tracić

rezonu. – Przybyłem, aby zakończyć cierpienia ludu

mieszkającego w Królestwie Tokiolandii.

- Taa, wiesz, że paru już próbowało? I byli lepiej

zbudowani niż ty. O wiele lepiej.

- Nie po wyglądzie należy oceniać człowieka,

acz po jego czynach. Mam rację, giermku? – Klaus

Wolfgang gorliwie przytakiwał głową. – Ech, możesz

się czasami odezwać. Nie zginiesz od tego…

Wracając do tematu… Smoczyco, poddaj się

albo będę zmuszony użyć mej tajnej broni. –

Perrinelda spojrzała na niego podejrzliwie:

- Jakiej…?

- Jak powiem, to już nie będzie tajna broń. Prawda,

giermku? – Ten ponownie gorliwie zaczął

przytakiwać. Rycerz chwycił dłonią za czoło. –

Skaranie boskie mam z tobą. – Klaus gorliwie pokiwał

głową. – Zatem, poddajesz się?!

- Zdecydowanie nie.

- Na pewno?

- Tak.

- A więc sama się o to prosiłaś, potworo! – William

zdjął hełm. – Khy, khy…

Giermek zatkał uszy dłońmi, kręcąc głową na boki.

- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! – Z ust rycerza wydobył

się piskliwy sopran wwiercający się nieprzyjemnie

w uszy.

- Zaraz, jak to możliwe, żeby facet piał sopranem? –

opowieść przerwał Książę.

- Eee…- Kronikarz podrapał się piórem po głowie. –

No, to był sopran. Pytałem trubadurów.

- Nie, nie, nie. Zmień to. – Książę niespokojnie zaczął

się wiercić na tronie. – Księstwo uratował prawiczek

śpiewający sopranem. Jak to będzie wyglądało?

Jeszcze, że nie obracał to nic. Niektórzy to nawet

chwalą… Dziwaki… Ale sopran? Pomyślą,

że uratował nas jakiś kastrat. Zamień na… Jak się

nazywa wysoki głos męski? – rozejrzał się

po osobach przebywających w sali tronowej

w poszukiwaniu odpowiedzi.

Na ich twarzach widział zakłopotanie. W końcu

odezwał się Hagen Moritz:

- Zostaw lukę. Potem spytasz trubadurów

i uzupełnisz.

- Dobrze… Smoczyca słysząc ten odgłos, skuliła się

z bólu. Jej uszy były zbyt wrażliwe na tak wysokie

dźwięki. Zaczęła się zataczać od drzewa do drzewa,

aż w końcu zbliżyła się ku przepaści. William

z Zaodrza ruszył na potwora. Wziął rozbieg i z całej

siły zepchnął Perrineldę ze skarpy. Triumfalnie wracał

do miasta witany okrzykami ludności. Książę, tak jak

obiecał, pozwolił mu wybrać jedną ze swoich dwórek.

Wybawca z Zaodrza, jak od tej pory nazywano

rycerza, wybrał hrabiankę Mary-Kate z rodu Olsen,

której wkrótce przed Bogiem przysiągł miłość

i oddanie. Takie były właśnie dzieje Królestwa

Tokiolandii za panowania Księcia…

- Nadobnego Księcia – wtrącił tenże.

- Nadobnego Księcia Toma de Dona z rodu

Kaulicjuszy. Spisane 15 sierpnia Anno Domini 1405.

KONIEC

Tekst: Mania

Page 28: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Rok 2010 był znaczącym rokiem w karierze zespołu. Tournee po Europie, później Ameryce Południowej, pierwszy występ w Japonii, pięciolecie istnienia zespołu na rynku muzycznym... Właśnie z okazji tego ostatniego 10 grudnia wydana zostaje nowa produkcja Tokio Hotel – płyta Best Of. Z jakim odzewem wśród fanów się spotkała? Czy aby na pewno jest to wszystko, co najlepsze? Zanim przejdziemy do odpowiedzi na te, jakże nas wszystkich nurtujące, pytania, proponuję jednak zająć się sprawami czysto technicznymi oraz statystykami. Płyta Best Of swoją premierę miała 10 grudnia 2010 roku, jednakże nie we wszystkich krajach ukazała się tego samego dnia. Przez cztery kolejne dni trafiała na półki sklepowe w całej Europie oraz Australii, Nowej Zelandii i Kanadzie. Co ciekawe, polska premiera płyty datowana jest już na 10 grudnia, kiedy płyta w Niemczech i Francji pojawiła się dopiero 13, a we Włoszech 14 grudnia! Najdłużej jednak czekać musieli fani z Tajwanu (17.12), Rosji oraz Filipin (19.12). Opóźnienia związane z premierą mimo wszystko nie ostudziły zapału fanów, co pokazują pierwsze dostępne listy sprzedaży płyty, które ukazały się w około dwa tygodnie od wydania krążka. Najwyższe miejsca album zajął w Tajwanie oraz Meksyku, były to kolejno druga i piąta pozycja. Niewiele gorzej poszło w Grecji i Hiszpanii (24 i 49). Produkcja pojawiła się także na listach holenderskich i szwajcarskich na miejscach 95 oraz 97. Również nasze rodzime statystyki są dosyć podbudowujące: jak ogłosił Związek Producentów Audio Video, album Tokio Hotel Best Of jest siódmym najchętniej kupowanym wydaniem w grudniu, kiedy to sprzedawcy notują nawet do 40% swoich rocznych przychodów. Płyta dobrze się u nas sprzedaje, a tę tezę w zupełności argumentuje treść maila od załogi strony fan.pl nadesłanego do jednej z fanek: „O ile nam wiadomo, pierwsza partia wydawnictwa Best Of została wyprzedana, polski dystrybutor oczekuje na nadejście do Polski kolejnej partii.”. Niektórzy fani dopowiadają nawet, że być może najnowsza produkcja Tokio Hotel zostanie odznaczona statusem złotej płyty, co w Polsce nie zdarzyło się im od bardzo dawna. Może brakować do tego naprawdę niewiele, więc jeśli nie macie jeszcze swoich albumów, nie czekajcie i kupcie je! Na zachętę przedstawię Wam także zawartość

albumu, która wydaje się być naprawdę

nieprzeciętną, szczególnie, jeśli chodzi o najbardziej

rozszerzone wydanie Deluxe składające się z trzech

płyt: dwóch CD (które po tańszej cenie można kupić

osobno: w angielskiej lub niemieckiej wersji

językowej) oraz DVD. Playlista ma być zbiorem

największych hitów kapeli, a także „ulubionych

kawałków zespołu”, jak mówi Bill.

CD 1: English Version Zawiera osiemnaście piosenek, w tym dwie nowe: Hurricanes & Suns z 2009 roku oraz Mädchen Aus Dem All nagraną jeszcze w 2003. Znaleźć można na niej także największe hity zespołu takie jak: Monsoon, Scream, Ready, Set, Go!, Automatic czy World Behind My Wall. Oczywiście wszystkie w języku angielskim. CD 2: German Version Składa się z dokładnie tych samych piosenek, co wersja angielska, jednak wszystkie (oprócz Hurricanes & Suns) wykonane są w języku niemieckim. Ciekawą rzeczą jest na pewno to, że na płycie została umieszczona nowa wersja kawałka Schrei, nagrana w 2006 roku, już po przejściu przez Billa mutacji. DVD Chyba największy plus całego wydawnictwa. Który fan nie chciałby mieć we własnym domu namacalnie osiemnastu klipów Tokio Hotel w wersjach niemieckich i angielskich? Dodatkową atrakcją są materiały „Making of” z planów teledysków do piosenek: Monsoon, Schrei, Übers Ende Der Welt, Spring Nicht, Automatic oraz World Behind My Wall. Niestety niektóre z owych filmów nie mają nawet angielskich napisów, więc fani, którzy nie znają niemieckiego na poziomie co najmniej komunikatywnym, mogą mieć problemy ze zrozumieniem swoich idoli. Po gruntownym omówieniu faktów na temat albumu możemy wreszcie przejść do sedna artykułu, czyli sprawdzenia, co fani mają do powiedzenia na jej temat. Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi za złe, jeśli zacznę najpierw od swojej osobistej opinii na temat tego wydawnictwa. Oczywiście, jeszcze raz podkreślam, że jest to tylko i wyłącznie moje zdanie, nikt nie musi się z nim zgadzać! Przede wszystkim muszę powiedzieć, że kompletnie

nie rozumiem, jak zespół, który w show-biznesie

istnieje od pięciu lat, może wydawać coś i nazywać to

coś: „Best Of”. Gdyby mieli kilkudziesięcioletni staż,

okej, zgodzę się z tym, że wtedy byłoby to jakieś

ułatwienie dla tych „nowych” fanów, ale tak? Ludzie,

opanujcie się! Wydaliście raptem trzy płyty! Moim

zdaniem, zakup trzech krążków nie jest

dla prawdziwego fana jakimś wielkim problemem,

szczególnie skoro są tacy, którzy mogą jeździć

za nimi po całej Europie, śledzić ich, robić im zdjęcia

czy włamywać się do domów...

Page 29: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Przejdźmy już do samego wydawnictwa...

Jak dla mnie, jest tam stanowczo za dużo Humanoida.

Mnie Tokio Hotel (a już na pewno „największe hity

Tokio Hotel”) kojarzy się ze Schrei. To wtedy byli

mega sławni, to tamte piosenki są naprawdę znane

przez wszystkich ludzi. Humanoid jest płytą,

którą posiadają tylko fani, poza tym – jest dosyć

świeżym towarem na półkach, spokojnie można ją

dostać we wszystkich wariantach. Brakuje mi tam

piosenek takich jak Ich Bin Nich’ Ich, Leb’ Die

Sekunde czy Reden. Oczywiście, powód ich braku jest

prosty – nie mają wersji angielskich (oprócz Live

Every Second). Mimo wszystko właśnie te piosenki

były niezwykle lubiane przez fanów, świetne

do zabawy na koncercie czy imprezie.

Plusem z pewnością są nowe piosenki, chociaż

za każdym razem, kiedy słucham Hurricanes & Suns,

zadaję sobie pytanie: „Dlaczego?”. Piosenka ma

naprawdę banalny tekst, szczególnie w porównaniu

z tekstami z Humanoida, które naprawdę reprezentują

sobą wysoki poziom. Bill! Śpiewanie przez pół

piosenki „see the halo, follow the halo” nie pokaże

Twojej wrażliwej, artystycznej duszy. Całe szczęście,

że jest cholernie wpadająca w ucho... Jeśli chodzi

o drugą starą-nowość: idealnie! Mädchen Aus Dem All

naprawdę pokazuje to, co było. Mówi niby o czymś

prostym, a jednak kompletnie chwyta za serce.

I przywołuje niesamowite wspomnienia z początków

Tokio-manii. Pomijając sprawę „klipów” do obu tych

piosenek (lepiej, żebym nie wypowiadała się na ten

temat), trzeba potwierdzić to, że wpasowują się

w zamierzoną koncepcję i dają taki przekrój (być może

trochę kłamliwy, bo wychodzący od grupki małolatów

robiących muzykę, a kończący się na gwiazdorach

od pustawych hitów radiowych) wszystkich ich zmian.

Na koniec powiem jednak coś miłego... Długo

zastanawiałam się, czy w ogóle jest jakikolwiek sens

w kupowaniu tej płyty, skoro wszystkie poprzednie

stoją na mojej półce. Przekonało mnie do tego dopiero

bonusowe DVD, które rzeczywiście można nazwać

gratką dla fanów. Wszystkie klipy (poza 1000 Meere)

na jednym nośniku... Nieważne, że kiedy wersje

angielskie zaczęły być dokładnie identyczne,

jak niemieckie, po prostu wychodziłam z pokoju –

dałabym pieniądze, które wydałam na całość albumu

Deluxe, za samo to DVD! ~Just Ine Tee

Nie chcę nikomu narzucać swojego zdania,

więc przedstawię Wam także opinie innych fanów,

których zapytałam o tę właśnie płytę:

Na Best Of umieścili dokładnie to, co powinno się na takiej płycie znaleźć – jest to kwintesencja ich dotychczasowej działalności na rynku muzycznym i jednocześnie zachęta dla ludzi, którzy wcześniej ich nie słuchali. Załóżmy, że taki kompletnie nieobeznany z ich muzyką człowiek kupi tę płytę z ciekawości/ przez przypadek/ w wyniku niefortunnego zbiegu okoliczności dostanie ją w prezencie. To właśnie TE kawałki, zawarte na tej płycie potrafią zachęcić. To jest to najsmaczniejsze serce owocu. ~DiKey Best Of? Dobrze, że to wydali. Taka płytka podsumowująca. Hurricanes & Suns mi się podoba, Mädchen Aus Dem All trochę mniej. Tylko ja się pytam, gdzie jest Ich Bin Nich’ Ich? Za brak TEJ piosenki na TEJ płycie, zdecydowanie MINUS. ~Martuch

Najlepsza piosenka na tej płycie to Mädchen Aus Dem

All! Kiedy usłyszałam jej fragment, dosłownie 30

sekund, ryczałam co najmniej z pół godziny... To

dla mnie taka cudowna retrospekcja! Poczułam się jak

te 5 lat temu, kiedy TH było świeże, kiedy ich muzyka

była dla mnie wszystkim, kiedy była taka idealna, taka

ich! Niezmącona sławą, chęcią zysku

czy gwiazdorzeniem. Głos małego Billa, muzyka taka,

jak na ich pierwszym albumie... Po prostu

najpiękniejszy prezent, jaki mogli mi dać po tak długim

czasie. ~AgrestKaulitz

Po wszystkich rocznicowych zlotach, po tym, jak my, fani, uczciliśmy te pięć lat, Best Of jest uwiecznieniem ich kariery. Pasuje mi to wszystko: te rocznice, a na koniec płyta. To taka wisienka na torcie. ~Leer

Osobiście uważam, że płyta jest zbędna. Wolałabym

poczekać na kolejny „zwykły” album. Jednak chyba

w pewnym sensie rozumiem, czemu wydali BO.

Podejrzewam, że chcieli dać coś fanom, żeby o nich

nie zapomnieli – zwłaszcza fani europejscy – w tym

czasie, kiedy sami będą próbować podbijać kolejne

kontynenty. ~Mania

Płyty Best Of zawsze kojarzyły mi się z zespołami,

które są na rynku "dzieścia" lat i mają spory dorobek

na swoim koncie. W wydaniu grupy z pięcioletnim

stażem... No, mówi się, że tonący brzytwy się chwyta.

Jak dla mnie – niewypał. Totalny niewypał.

Szczególnie teraz, kiedy wcześniejsze płyty TH

chodzą za 10 zł. ~Agathe

Jak widać, zdania na temat tego krążka są podzielone

– jednym się podoba, innym nie. Niemniej jednak, fakt

zaistnienia takiej płyty należało zarejestrować. Sam

album może mieć różne zastosowania – pokazywanie

znajomym nie-fanom muzyki TH czy choćby branie go

ze sobą w podróż, bo jedna płyta, to nie trzy i zawsze

zajmuje mniej miejsca.

Tekst: Just Ine Tee

Page 30: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Co łączy ze sobą sambę, „Niewolnicę Isaurę”

i Chrystusa Odkupiciela…? Zaczyna coś świtać?

To dorzucę do tego jeszcze koncert Tokio Hotel

w São Paulo. Tak, chodzi o Brazylię. Gorący kraj

w Ameryce Południowej, w którym 23.11.2010r.

spełniło się marzenie wielu fanów zespołu.

Nie mam żadnych znajomych z zagranicy,

więc aby napisać ten artykuł musiałam trochę

pobuszować po różnych forach. W końcu

zdecydowałam się na Brazylię. Osobiście myślałam,

że Tokio Hotel stali się znani w tym kraju od niedawna.

Góra rok, może rok i parę miesięcy. Jednak nie, samo

forum, na którym znalazłam Liih Kaulitz, BillaBizarre,

humanoiid oraz Patty Back-K istnieje od sierpnia 2008

roku. A to tylko początek.

Krótko przedstawię dziewczyny. Każda z moich

nowych znajomych jest fanką Tokio Hotel od około

dwóch - trzech lat.

Patty jest jedną z moderatorek forum, a zarazem jedną

z pierwszych osób, które się tam zarejestrowały.

Pierwszy raz zobaczyła zespół w brazylijskim

magazynie Love Rock. „To była miłość od pierwszego

wejrzenia.”

Liih wyjaśnia: „Moja mama oglądała telewizję

i pokazała mi zespół. Tak! Moja kochana mama!”.

Mama Liih trafiła wtedy na teledysk do piosenki

Monsoon. Najpierw uwagę dziewczyny przykuł Tom.

Poza tym, kiedy pierwszy raz oglądała klip, pomyślała,

że Bill jest dziewczyną. (Skąd my to znamy?) Właśnie

tego dnia zakochała się w całym zespole i był to jeden

z najlepszych dni w jej życiu.

Humanoiid ma najkrótszy staż z całej czwórki. Ma

„zaledwie” 14 lat, a Tokio Hotel interesuje się

od niecałych dwóch. Wszystko zaczęło się od jej

koleżanki, również fanki Tokio Hotel, która męczyła

dziewczynę swoim nowym, ulubionym zespołem.

Billa od 2006 roku jest, dosłownie, zakochana

w kulturze niemieckiej. Jej koleżanka Izabela (również

fanka) w 2008 roku spytała ją czy zna Tokio Hotel.

Odpowiedziała krótko: „Nie”, po czym zaczęła szukać

informacji o zespole w internecie. „Na początku ich nie

lubiłam, ale trochę później usłyszałam Monsoon

i zakochałam się. Ta miłość trwa do dzisiaj.”

Historie są dosyć podobne do tych, które znamy

ze swojego europejskiego gruntu, ale jak to wszystko

toczy się dalej?

Artykuły w gazetach, plakaty, Tokio Hotel non stop

obecne w TV i radio. Czego tylko dusza zapragnie.

„Zawsze dzwonię do radia z prośbą: Proszę, chcę

usłyszeć Tokio Hotel. I puszczają Monsoon. Ostatnio

poprosiłam o Darkside of the Sun i Dogs Unleashed.

Zagrali to!” Jeśli chodzi o ten aspekt to po prostu

bajka. Prawda? Właśnie tak jest w Brazylii…

Od listopada zeszłego roku. Koncert sprawił, że media

zainteresowały się zespołem. Wcześniej było bardzo

trudno o jakiekolwiek wzmianki w gazetach, a już

o plakatach można było tylko pomarzyć. Teledysk

w telewizji? Oczywiście, ale tylko raz na bardzo długi

czas.

A skoro o koncercie mowa… Dla każdego fana i fanki

jest to spełnienie marzeń. Pamiętacie ten szał

przed koncertem na Torwarze? Pierwszy raz w Polsce!

Nie inaczej było w Brazylii. Cztery piąte użytkowników

forum ma w sygnaturze znaczący podpis 23.11.2010.

Kolejki były bardzo długie. Fani zjechali z całego kraju.

Wielu przybyło dzień wcześniej i nocowało pod halą.

Liih

Page 31: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Liih mieszka z mamą niedaleko São Paulo. Nie należą

jednak do bogatych. Dziewczyna nie miała pieniędzy

na bilet, podróż, czy pokój w hotelu. Dlatego kiedy

tylko dowiedziała się o tym, że ukochany zespół ma

zagrać w jej kraju, natychmiast zaczęła szukać pracy.

„Trzy miesiące ciężkiej pracy, ale było warto!

Zdecydowanie!”

Billa pomimo tego, że mieszka zaledwie 26 km od São

Paulo postanowiła być pod halą wcześniej. Przybyła

na miejsce około 5 rano, a sam koncert zaczynał się

o 20. „Z nerwów nie mogłam nic zjeść.” Ona również

niezaprzeczalnie twierdzi, że to się opłacało.

Największe wrażenie zrobiła jednak na mnie Patty.

Mieszka w Colorado do Oeste, to około 760 km

od São Paulo, aby dotrzeć na koncert musiała…

Jechać trzy dni autobusem! „Jechałam sama.

Myślałam, że zwariuję w tym autobusie. Koncert mi

wszystko wynagrodził.”

Niestety żadna z dziewczyn nie miała możliwości

zdobycia autografu bądź zdjęcia z chłopakami. Meet &

Greet było organizowane, ale, jak to zwykle bywa

w takich sytuacjach, tylko mała liczba osób miała

okazję spotkać zespół. Jeśli zaś chodzi o spotkanie

zespołu pod hotelem to, niestety, nikt nie wiedział,

gdzie chłopcy nocują.

Jeśli jest koncert to powinna być także jakaś związana

z tym akcja. Plany były ambitne i bardzo różne.

Największe nadzieje wiązano z zielonymi koszulkami

symbolizującymi flagę Brazylii. Fani mieli je założyć

na koncert. Niestety wszyscy byli tak podnieceni

przeżywaniem show, że zupełnie o tym zapomnieli.

Euforia, płacz, krzyk, głośne śpiewanie. Podobno

chłopcy napisali nawet na swoim twitterze, że nigdy

nie widzieli tak głośno krzyczących i śpiewających

ludzi. „Ale nie mogę teraz znaleźć tego wpisu”, mówi

z żalem Billa.

W Brazylii fan-akcje są organizowane nie tylko

na koncertach, bardzo często odbywają się także

na zlotach. Na przykład, na miesiąc przed koncertem

na jednym z takich spotkań fanki nagrały video

do piosenki Darkside of the Sun.

Brazylijski oficjalny fanklub zorganizował również

akcję, która polegała na tym, że fani wklejali swoje

zdjęcie w kartki o kształcie serc i dostarczyli to

do brazylijskiego Universalu. Humanoiid po cichu

dodaje: „Możliwe, że później przekazano to kapeli!”

A jak jest z dostępnością muzyki? Pierwszą płytą

wydaną przez Universal na brazylijskim rynku był

Scream. Wcześniejsze wydawnictwa zespołu bardzo

trudno dostać. Zarówno płyty CD, jak i DVD. Z tego,

co opowiadają można wnioskować, że Brazylia jest

kolejnym państwem, gdzie fani Tokio Hotel są,

kolokwialnie mówiąc, olewani. Naprawdę trudno jest tu

dostać cokolwiek związanego z zespołem. Nie mówię

tylko o koszulkach, bluzach czy innych tego typu

rzeczach. „Trudno jest tu cokolwiek kupić – jedynym

DVD, jakie można u nas znaleźć to Caught On

Camera i Humanoid City Live”, skarży się humanoiid,

a Liih dodaje: „Wszystko, co mam, kupiłam

przez internet”. Billa również nam się żali: „Można

kupować na amazon.com i… Hm, w São Paulo jest

Galeria do Rock, gdzie można kupić coś z TH, ale tam

jest drogo”. Co ciekawe, mimo że humanoiid narzeka

na mały wybór płyt Tokio Hotel, to jest jednak jedną

z tych, które bronią Universal: „Myślę, że im jednak

zależy. Na przykład, odpowiadają fanom, kiedy ci

pytają o jakieś plotki. Poza tym sprowadzili CD i DVD

Humanoid City Life i Best Of.”

Krótko podsumowując, można powiedzieć, że fani

z Brazylii i Polski nie różnią się bardzo od siebie. Nie

tylko pod względem stosunku „fan-fan”. Jak mówi Billa:

„Jesteśmy wielką rodziną! Lubimy pomagać sobie

nawzajem. Tak naprawdę jesteśmy obcymi sobie

ludźmi, którzy rozmawiają ze sobą, jakby się

doskonale znali.” Patty popiera koleżanki i dodaje

od siebie: „To jest po prostu wspaniałe”. Media nie

zawsze są łaskawe dla fanów, tak samo jak Universal,

a mimo to… Mimo to się nie poddajemy i dla Tokio

Hotel jesteśmy gotowi na wiele wyrzeczeń.

Z ciekawości spytałam jak jest po portugalsku (język

urzędowy Brazylii): „My chcemy Tokio Hotel”. Nie

trzeba było im powtarzać. Cała czwórka jednym

głosem odpowiedziała: „Nós queremos Tokio Hotel!”

Tekst: Mania

humanoiid

BillaBizzare

Page 32: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

To nie będzie kolejna opowieść o ziszczonym śnie

nastolatki, która po uzbieraniu odpowiedniej kwoty

na bilet i transport dostała się na koncert

hołubionego zespołu. Nie będzie to też relacja

w wykonaniu stałej bywalczyni tego typu imprez...

Gelsenkirchen, 06.07.2006.

Należy się spodziewać mglistych i może niespójnych…

a pewnie również przeinaczonych wspomnień

z wyjazdu świeżo upieczonej fanki, która w ostatnim

momencie sterroryzowała swoją rodzinę na tyle,

by przejechać pół Europy na koncert, a tam dorwało ją

z tego powodu coś w rodzaju karmy.

Planując rodzinne wakacje, starałam się nakierować

uwagę rodziców na miejsca, w których, zupełnie

przypadkiem, miały odbywać się koncerty Tokio Hotel.

W tych czasach, a były to wakacje anno domini 2006,

nasza cudowna czwórka nie miała tendencji do bycia

stale poza granicami Niemiec, zatem była to sytuacja

trudna. Całe szczęście zaawansowana dyplomacja,

nosząca może trochę znamion terroryzmu, sprawiła,

że mimo wszystko mieliśmy zahaczyć o Niemcy.

I o Gelsenkirchen.

Nieprofesjonalizmem było jednak to, że nie mieliśmy

biletów. Pal licho rodzinę, oni by mi jeszcze dopłacili,

żeby tego nie musieć oglądać, ale dla mnie to był

większy problem.

Zjawiając się w miejscu, gdzie miał odbyć się koncert,

ujrzałam po raz pierwszy w życiu na własne oczy tak

charakterystyczny krajobraz przedkoncertowy:

ogromne, pstrokate tłumy ludzi śpiewających,

piszczących lub plotkujących. Otoczeni górami śmieci,

służbami porządkowymi i toi toiami. Informację

odnośnie biletów trudno mi było wyciągnąć. W końcu

ktoś bardziej zorientowany z ochrony tajemniczo

powiedział, że są wysprzedane, ale kręcą się w okolicy

nieoficjalni sprzedawcy.

Priorytetem współpodróżnych było znaleźć nocleg,

dlatego zamiast polować na tajemniczych

sprzedawców, skierowaliśmy się w stronę informacji

turystycznej. Tam po kilkunastominutowym załatwianiu

zarezerwowano nam hotel. Trudno było go znaleźć,

ale niebiosa zesłały nam przemiłą Niemkę,

która odprowadziła nas niemalże pod same drzwi.

Trzeba było to uznać za znak. To, że pod hotelem stało

kilka nastolatek, w tym jedna z portretem kogoś,

kto wyglądał przy odrobinie dobrej woli podobnie

do Billa, tym bardziej…

Ale cóż zrobić? Nie podejrzewałam, że to jest możliwe.

Zresztą to był ten etap, że Billa widziałam wszędzie.

A pokój okazał się być bodajże na 11 piętrze.

Traumatyczne. Jeszcze bardziej przerażające, że nie

było klimatyzacji. Cóż, kiedy słońce i ciepło aż nazbyt

daje się we znaki, człowiek zaczyna doceniać takie

wynalazki bardziej niż cokolwiek innego. Mój rodziciel,

o jakże okropny był to pomysł, powiedział, że nie ma

co tu zostawać, skoro będziemy się zapewne całą noc

smażyć. I tym sposobem zrezygnowaliśmy z hotelu

Martim.

O tym, że oddaliliśmy się trochę od centrum miasta

i znaleźliśmy tam wreszcie coś porządnego,

bo z klimatyzacją, nie ma co pisać, bo to tylko

następstwo poprzedniej, tragicznej decyzji. Chciałam

się stamtąd jak najszybciej urwać, by dołączyć

do oczekującego tłumu. Cóż, byłam jedna za tym,

na cztery osoby przeciwko. Więc siedziałam

i czekałam. I szlag mnie trafiał. Kusiło mnie,

by pooddychać trochę tą atmosferą, przeżywać razem

te wszystkie emocje…

Dzięki mojemu ujmującemu rodzeństwu wyszliśmy

później niż mieliśmy. Jak już trafiliśmy na miejsce,

to wszystko już zdążyło się zacząć. No pięknie.

Stałam pod płotem, tajemniczych sprzedawców nigdzie

nie było, widzieć niewiele widziałam. Ale słyszałam

dobrze. Jakby się zastanowić, to moje bycie na tym

koncercie było mocno dyskusyjną sprawą, z drugiej

strony jednak nie byłam dalej niż 4 metry od osób

siedzących w ostatnim rzędzie improwizowanych

trybun. Wokoło mnie znajdowali się różni ludzie. Część

wyglądała na fanki, którym zabrakło biletów. Sporo też

było rodziców nastolatków, którzy znajdowali się

po drugiej stronie płotu. Pewnie wielu też było

przypadkowych przechodniów.

Page 33: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Nie pamiętam za dużo emocji, które mi wtedy

towarzyszyły. Było to trochę radości, niedowierzenia,

na pewno sporo smutku, że nie mogę być tam w środku.

Miło patrzyło się na niewyraźny zarys tańczącego bardzo

po swojemu Billa, który już wtedy bardzo namiętnie

machał kończynami.

W porównaniu do następnych koncertów nie było to

jakieś spektakularne widowisko. Trochę reflektorów,

prosta scena… Głos wokalisty jeszcze nie taki

dopracowany, a reszta chłopaków jakaś bardziej

nieśmiała… ale było w tym coś świetnego. Cóż,

pierwszy raz zobaczyłam ich wtedy live.

Ironicznym był niewykorzystany bilet, który przyczepił mi

się do buta podczas powrotu. Tajemniczy sprzedawca

musiał zrezygnować z interesu i opuścić w popłochu

miejsce, gdzie handlował i porzucić nic niewarty już

kawałek papieru.

Cóż, na pewno było to nowe doświadczenie i cenna

lekcja. Kupuj bilety wcześniej. Nie wyjeżdżaj na koncerty

z rodzicami. Nie lekceważ fanek pod hotelem. Nie zjawiaj

się na ostatnia chwilę. I powinno być świetnie.

Tekst: Emeua

Zdjęcia: Emeua & Babygirl4tom

Page 34: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Debiut Roku, Najlepszy Zespół, Najlepszy Album,

Najlepszy Teledysk, Najlepszy Koncert… The

winner is… Tokio Hotel!

Wypowiadane dziesiątki razy, słyszane w setkach

państw, cieszące tysiące osób zdanie.

Od wschodniego krańca świata do zachodniego,

od wiecznie mroźnego bieguna południowego

do najbardziej wysuniętych na północ lądów, słowem:

wszędzie serduszka fanów przyspieszają na moment,

a na buziach pojawiają się szerokie uśmiechy,

u niektórych towarzyszące okrzykom radości. Idąc

zupełnie niechronologicznie widzimy miliony sekund

przygotowań do gali rozdania nagród, a zaglądając

w okna wielu nastolatków – obolałe od klikania palce.

Jednak nie jestem pewna, czy w każdym kraju można

odczuć ten sam zapał. Witamy w Polsce!

Przyznajmy – nikt nie lubi szufladkowania. Ocenianie

ludzi po ich narodowości powinno być karane, chyba

że mówimy o pozytywnych cechach! A co,

jeśli mówimy o sobie i naszych rodakach? Zaryzy-

kowałam wstrząśnięta (no dobra, wyolbrzymiłam)

komentarzami polskich fanów przed nagrodami MTV

European Music Awards 2010.

Przeciętny Polak lubi alkohol, marudzi, przecinki

zastępuje wulgaryzmami, kłóci się o byle co i kradnie.

Przynajmniej przeciętna Polka jest niezwykle urocza

i piękna... Przeciętnej fanki Tokio Hotel

charakteryzować nie będę, bo ciśnienie podnieść

może się i mi, i Wam. Oczywiście, ponad przeciętną.

Wszystko, o czym tu wspominam nie jest jednak

potwierdzone żadnymi badaniami. To bardziej

stereotypy niż przeciętna. Mój po części

matematyczny umysł domagał się użycia drugiego

określenia, ale najważniejsze, że wiadomo,

o czym mowa.

Przejdźmy do sedna sprawy. Czas: kilka tygodni

przed jakąkolwiek galą. Miejsce: Polska. Bohaterowie:

polscy fani. Loguję się na forum naszego oficjalnego

fanklubu, by zobaczyć, jak każdy chwali się, ile setek

głosów już dziś oddał. Wszystko w celu motywacji!

I cóż widzę? „Nie zasługują, nie zrobili w tym roku nic

specjalnego, niby za co ta nominacja?” Słowa

największych kiedyś (a może i nadal?) wielbicieli

zespołu. Niestety, takie komentarze tylko od obywateli

nadwiślańskiego kraju.

Moje tokiohotelowe serduszko rozpada się na miliony

kawałków. Jak to nie zasłużyli?! A te godziny

spędzone w studiu? Minuty na scenie, kiedy dają

z siebie wszystko?! Sam fakt, że są i poświęcają

własną prywatność, by móc nam się pokazać,

powinny wystarczyć! Nie, nie, nie. Bolą mnie słowa

z bardziej lub mniej dosłownym przekazem:

n i e z a s ł u ż y l i !

Takie myślenie bardzo mnie dziwi. Chłopcy przecież

musieli dokonać czegoś wielkiego, skoro jesteśmy

w stosunku do nich i ich muzyki pozytywnie

nastawieni. Nie bądźmy tacy skromni i doceniajmy

swój gust (to, że mój ulubiony zespół nie powinien

dostać nagrody chyba świadczy o tym, że są jacyś

lepsi, prawda?). Za samo znalezienie się w naszych

sercach powinna być statuetka!

A jeśli nadal nie jesteście przekonani, że Tokio Hotel

jest NAJLEPSZYM zespołem i ZASŁUGUJE na każdą

nagrodę i nominację, to chyba znaczy, że uważacie,

iż są jacyś lepsi? Nikt nie stoi Wam na drodze, nikt

nie zabrania bycia fanem Miley Cyrus, Rammsteina

czy Timbalanda. Może przy nich docenicie swój gust.

Pamiętajcie też, że sama miłość do Tokio Hotel nie

przyniesie im owoców – głosować trzeba. Dlatego

śledźcie nasze forum, a będziecie wiedzieć, co, gdzie,

kiedy i jak!

Nie mam zamiaru oczywiście obrażać kogokolwiek

z naszych czytelników, czy też innych fanów. Pragnę

jedynie otworzyć oczy na to, dość negatywne,

zjawisko w naszym kraju. Spytajcie samych siebie:

Czy moim zdaniem chłopcy zasługują na kolejną

nagrodę? Dlaczego tak uważam?

A potem cieszcie się, że moje emocje opadły

od listopada, bo ja cieszę się, że mogłam ponarzekać

na tych, którzy narzekają. Ale nawet Tom to lubi.

Tekst: Boo

Page 35: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

„Tokio Hotel poleci do Tokio, a bilet powrotny im

wypadnie przez okno!”*

No to kupią sobie powrotny i uciekając

przed stalkerkami, zamieszkają na Antarktydzie

i będą kopulować z ping…

ZŁA! Kto cię znowu wypuścił z szafy, hę? Wybaczcie,

ja nad nią nie panuję. Do rzeczy. Tokio Hotel,

po pięciu latach drogi przez mękę, media i stalkerki

nareszcie wylądowali w mieście, które było ich

odwiecznym celem. Pewnie długo szykowali się

na spełnienie ich największego marzenia…

Bill nawet zrobił się na świętą krowę, nie patrz tak

na mnie, Dobra. Przecież ma to coś w nosie,

co normalnie mają byki. A że on jest raczej baba

niż facet, to jest krową.

Ej, a to nie Indie były przypadkiem? Bądź co bądź to

ja chodziłam na geografię.

Słuchaj, ty to wiesz, ja to wiem, ale on to akurat nie

musi. Wiesz, kasę ma, samochód też… to po cholerę

mu wiedza?

W każdym razie, chłopcy przylecieli do stolicy Japonii

w poniedziałek, 13.12.2010, kiedy w Polsce wszystkie

grzeczne fanki i fani jeszcze spali.

A Dobra szykowała się do szkoły…

Mnie przynajmniej nie trzeba trzymać w szafie.

W każdym razie, od samego rana pojawiały się fotki

i filmiki z przybycia na lotnisko, do hotelu… Ogólnie,

cały świat ogarnął szał. I nawet International TH Wear

Day był… Wiecie, tego dnia, zakładało się na siebie

wszystko, co miało się z zespołem. T-shirty, spodnie,

torby, bluzy, buty…

… nie że coś, ale ty tego dnia miałaś na sobie

koszulkę 30 Seconds To Mars.

Ta, za to ty miałaś na sobie wszystko, co mam z TH.

Czasami się zastanawiam, skąd w Tobie się wziął ten

nagły przypływ miłości do nich. A nie wspomnę,

co wywinęłaś na zlocie w Poznaniu. Koszulka

z Billem. Zła, kretynko.

To nie była miłość. O zgrozo, Dobra, wali ci totalnie.

To była ironia. A koszulka z Billem z dziecięcego

H&M jest fajna. Szczególnie, jak się za nią nie płaciło.

Czegoś, Zła, nie kapuję. Przecież Bill to twój wróg

publiczny numer jeden. Ty i cokolwiek z nim związane

w jednym pomieszczeniu… Nieważne. To co oni robili

w tym Tokio?

Wyrywali Japonki, Bill jarał się Hajaruku

i wegetariańskim żarciem… A teraz wybierają się tam

na signing session.

Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że z Japonią

będzie to samo, co z Ameryką. Tak ich zafascynuje,

że…

… Bill i Tom wyprowadzą się ze Stanów do Japonii,

będą sobie podklejali oczy, żeby były skośne…

No, i Bill będzie musiał się odrobinę skurczyć –

Japończycy są mali.

Ale nie musiałby zbytnio zmieniać stylu – tam

wszyscy ubierają, co chcą. A ile inspirujących rzeczy

by tam znalazł! Zła, wiedziałaś, że w Tokio niemal

codziennie trzęsie się ziemia? Bo są na uskoku płyt

tektonicznych.

Super. Zasypie ich.

Tego nie musiałaś mówić. Potem byłoby zbiorowe

harakiri fanów. Czy coś. Ale wracając do ubioru... Bill

ładnie wyglądał w tym mundurze. Całkiem męsko,

jak na niego, nie sądzisz?

Jako, że Naczelna nie pozwoliła nam tego

krytykować, to powiem, że wyglądał ładnie.

Podsumowując, pojechali, wypromowali się,

pozachwycali i wrócili do domu. Musiało im się

spodobać, bo właśnie wydali japońską wersję Best Of

– Darkside Of The Sun i znów odwiedzili Kraj

Kwitnącej Wiśni, a Bill postanowił tym razem

codziennie wywoływać u swoich fanów atak serca,

pokazując się w co najmniej dziwnych kreacjach,

ale to już zupełnie inna historia...

* Alan Bassky&Grupa Operacyjna – Życie jest piękne.

Tekst: Agathe

Page 36: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Chciałbyś stylowo być bliżej Tokio Hotel,

jednak nie lubisz się wyróżniać? Ciężko to

sobie wyobrazić, prawda? Nazwa tego zespołu

i oryginalność idą w parze. A jednak spróbuję

dokonać czegoś paradoksalnego,

przedstawiając styl… Gustava!

Zestaw I – wieczorowy

W takich ubraniach możemy pokazać się w bardziej

oficjalnych okolicznościach, jak chociażby imprezy,

spotkania rodzinne, różne święta. Idealny komplet

dla chłopczycy!

Zestaw zaproponowany przez nas utrzymany jest

w klasycznych czarno-szaro-białych barwach, jednak

nie zabraniamy zaszaleć! Na T-shirt (może być ten

z kolejnego zestawu) zakładamy koszulę w kratę.

Oczywiście wariacji jest wiele: koszulkę możemy

zastąpić najzwyklejszą bokserką, a w koszuli dozwolona

jest praktycznie każda długość rękawów – dość

modnym rozwiązaniem jest podwijanie ich.

Jako że sesja została wykonana jeszcze w okresie,

gdy na niebie pojawiało się słońce, wybraliśmy krótkie

spodenki. Można oczywiście zastąpić je długimi

spodniami, jednak w tym zestawie muszą być one

materiałowe. Odradzamy również czarne,

które wyglądałyby zbyt elegancko, ale grafit czy inne

szarości świetnie wkomponują się w całość.

Jeśli chodzi o buty, to najlepsze będą pantofelki

na płaskiej podeszwie. Dla wielbicielek szpilek możemy

zaproponować bardziej kobiecą wersję całego stroju:

koszulę wybieramy o długości tuniki, a na dół zakładamy

legginsy.

Włosy ukrywamy pod kapeluszem, które nadal robią

wielką karierę w modzie i pasują do większości

zestawów. Nie przesadzamy z makijażem, powinniśmy

wyglądać bardzo delikatnie. Jeśli jesteście

przyzwyczajeni do posiadania czegokolwiek w uszach,

proponujemy wybranie czarnych klasycznych guzików.

Gdzie kupić?

- Spodnie – Fishbone – 39,95

- Koszula – Smog – 39,95

- Bluzka – Fishbone – 39,95

- Kapelusz – NY accessories – 39,95

Modelka: Zysia

Zdjęcia: Pixie

Tekst: Boo

Page 37: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Zestaw II – dzienny

Komplet idealny na zwykłe spacery, spotkania

ze znajomymi czy chociażby do szkoły. Niezbyt

dziewczęcy, aczkolwiek niektórym może przypaść

do gustu!

Gustav, porównując go chociażby do Kaulitzów, nie

lubi wyróżniać się ze swoim stylem. Swoje stroje

kompletuje z najzwyklejszych T-shirtów, spodenek

i „bejsbolówek”, które razem tworzą typową

dla perkusisty całość. Włosy oczywiście ukrywamy

pod czapką z daszkiem, kolory dowolne, jednak

musimy intuicyjnie wyczuć, co spodobałoby się

Gustavowi.

T-shirt nie może być zbyt luźny (jak to było

w przypadku Toma) ani zbyt obcisły. Kolorystycznie

staramy się dopasować go do czapki (lub odwrotnie –

czapkę do koszulki), mile widziane będzie także logo

Waszych ulubionych zespołów.

Na cieplejsze półrocze polecamy krótkie spodenki.

Szarości, czernie i ciemne zielenie bardzo pasują

do Gustava. Natomiast gdy temperatura powietrza

drastycznie spada, zalecamy, a nawet

NAKAZUJEMY wybrać zwykłe ciemne jeansy.

Najlepiej z prostymi lub lekko rozszerzanymi

nogawkami!

Również buty nie są specjalnym problemem. Gustav

zazwyczaj ma na stopach tenisówki. Zapewne

większość z Was posiada takie w domu, a jeśli nie,

warto podpytać rodzeństwo lub znajomych, nie

trzeba od razu kupować drogich firmowych najków

czy adidasów.

Z dodatkami, makijażem i fryzurą nie szalejemy.

W zupełności wystarczy nam zegarek na nadgarstku,

podkład na buzi, delikatnie wytuszowane rzęsy,

a włosy, nieważne, jakiej długości, ukrywamy

pod czapką. Dobra alternatywa, jeśli zaspaliśmy i nie

mamy czasy ich umyć! ;)

Gdzie kupić?

- Spodnie – New Yorker – 39,95

- Bluzka – Smog Sex Pistols – 69,95

- Czapka – NY accessories – 29,95

Page 38: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Gadżetów w świecie fanów Tokio Hotel nie

zabraknie bodaj nigdy. Pełno ich na aukcjach,

w sklepach internetowych czy sklepach

muzycznych przeznaczonych dla fanów.

W samym Krakowie, jak sprawdziłam osobiście,

jesteś w stanie dostać z TH absolutnie wszystko,

począwszy od zawieszek z logo zespołu na stoiskach

przy Sukiennicach, a skończywszy na poduszkach

i ubraniach w Pasażu Hetmańskim. Podobnie jest

zresztą w znacznej części dużych miast, wystarczy

jedynie wiedzieć, do którego sklepu się udać.

Jeśli jednak rzeczywiście nie macie pojęcia,

gdzie taką rzecz zdobyć, znajdziecie je również

przy okazji koncertów na stoiskach w halach. Zespół

zawsze przywozi ze sobą masę najróżniejszych

gadżetów, niekiedy w całkiem przystępnych cenach.

Co można kupić? Cóż nic dziwnego, że nieraz ciężko

jest się zdecydować, co byśmy chcieli, tyle istnieje

możliwości. Nie dalej jak tydzień temu wybrałam się

do sklepu z zamiarem zakupienia nagrody na jeden

z konkursów dla fanów i... co tu dużo mówić,

spędziłam w owym sklepie bodaj z godzinę. Przemiła

pani wyłożyła mi bowiem na ladę sklepowy dobytek

z TH, co w wielkim skrócie oznaczało cały blat

plakietek, nalepek, wisiorków, koszulek, poduszek,

płyt i kubków. Ba, w owej kolekcji znalazł się nawet

zegar ścienny! Nic więc dziwnego, że nie mogąc

wyjść z podziwu, siedziałam i oglądałam. Podobną

kolekcję znajdziemy jeszcze chyba na Bravado,

które specjalizuje się w gadżetach z najróżniejszymi

wykonawcami, a popularnością w tym temacie bije

wiele internetowych sklepów. Posiada jednak jedną

znaczącą wadę: ceny. O ile podkoszulek w cenie 25$

(ok. 72zł) da się jakoś przełknąć, o tyle plastikowa

opaska z nazwą zespołu za 10$ (ok. 22zł) nieco

zaskakuje, niekoniecznie pozytywnie. Jednak ceny

cenami, zajmijmy się lepiej samymi gadżetami. Tu

wybór mamy bowiem potężny i warto wspomnieć

choć o części z nich. Na dobry początek zacznijmy

od trzech ulubionych dodatków dla fanów: wisiorki,

naszywki i bluzki.

Niemal każdy fan jest w stanie wyszperać wśród swej

biżuterii niewielką zawieszkę z logo bądź nazwą

zespołu. Najczęściej na rzemyku, stanowi

nieodzowny element fanowskiego stroju, a nawet

jeśli niekoniecznie ją nosimy, to na ogół naturalną

koleją rzeczy, po prostu ją w swoich zbiorach

posiadamy. Jedną z najprostszych dróg jej zakupu

jest Allegro bądź też standardowy, uliczny bazarek.

Ku memu zdumieniu przekonałam się ostatnio

osobiście, że nawet na straganie z krakowskimi

pamiątkami, miła pani w stroju krakowianki gotowa

jest wyszperać mi takową zawieszkę niemal od razu.

Naszywki i plakietki. Najczęściej zdobią nasze torby,

kurtki bądź szkolne piórniki. W dowolnych rozmiarach,

w większości przypadków ze zdjęciami chłopaków

z początków kariery. Łatwe do przyszycia. Plakietki są

wyjątkowo wygodne, kiedy możemy je dowolnie

przypinać i odpinać, przenosząc np. na inne ubrania.

Niekiedy spotkać się także można z plakietkami

projektowanymi przez samych fanów.

I oczywiście bluzki. Jeden z najlepszych i co tu dużo

kryć, zdecydowanie najwygodniejszych sposobów

na pokazanie światu swoich fascynacji. Mamy tu

do wyboru zarówno bluzki z nadrukami z przodu,

jak i obustronnymi; z pojedynczymi członkami zespołu

bądź też całym bandem. W kolekcji ubrań

z wizerunkiem zespołu znajdziemy zarówno

podkoszulki z krótkim jak i długim rękawkiem.. Wiele

z nich możemy dostać na Bravado w dziale „outlet”

po naprawdę przystępnych cenach, od 5$ do 15$.

Bez problemu możecie kupić także inne części

garderoby. Poczynając od butów, przez rękawiczki,

a na bieliźnie kończąc. To ostatnie może wydawać się

odrobinę śmieszne... Wyobrażacie sobie nosić

bezpośrednio na tyłkach zdjęcia chłopaków?

Oczywiście wszystkie dostępne w różnych krojach

i kolorach. Co powiecie na czerwone stringi z Tokio

Hotel na studniówkę?

Page 39: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Dla kolekcjonerów pojawia się także cała masa

innych gadżetów. Zegarki ścienne: owalne,

prostokątne, kwadratowe; ze zdjęciami z 2005,

starszymi, bądź też najnowszymi – do koloru

do wyboru. Znajdziecie także paski, torby, czapki

czy bardzo popularne kubki. A może potrzebujecie

smyczy na klucze? Dostępna jest nawet

kosmetyczka, w której znajdziecie lusterko, gumkę

i kilka innych niezbędnych przedmiotów opatrzonych

logiem TH.

Ostatnio bardzo modnym dodatkiem jest bransoletka

typu Charms. Fani czwórki z Magdeburga także

na tym polu mogą się wykazać: wystarczy, że zakupią

taką bransoletkę i dobiorą do niej zawieszki.

W sprzedaży jest kilka wzorów związanych

z zespołem: od gwiazdki, przez logo, aż do motywu

serca na dłoni robota z okładki singla Automatic.

Istnieją nawet strony, na których zamówić możecie

sobie obudowę na laptopa, komórkę czy iPoda

ze zdjęciem swoich ulubieńców. Co prawda nie są

one tanie (cena zależy od przedmiotu, który chcecie

oprawić), ale z pewnością jest to interesujące

rozwiązanie. Swego czasu chodziły słuchy, że Nokia

posiada nawet w swojej ofercie specjalny model

telefonu z TH.

Ciekawym elementem świata gadżetów związanych

z Tokio Hotel, jest także dział, w którym tworzą sami

fani. Często spotkać się można z nadrukami

na koszulkach, poduszkach czy kubkach

zaprojektowanymi właśnie przez samych fanów.

W końcu kto wie lepiej, czego szukają i co najbardziej

przypadnie im do gustu. Świetnym przykładem

fanowskich gadżetów mogą być opaski na rękę.

Kiedy Tokio Hotel grało w Łodzi, dla wielu była to

niezapomniana data. Wtedy też dzięki Fremde

powstały bransoletki z muliny z datą koncertu.

Otrzymało je kilkoro fanów i... no, cóż... na pewno

każdy z nich może potwierdzić, że to gadżet

wyjątkowy, związany z magicznymi wspomnieniami

i niosący ze sobą wiele fantastycznych chwil. Może

właśnie dlatego wielu fanów woli ten rodzaj gadżetów.

Tworzony ręcznie, od serca, przez fanów i dla fanów.

Oczywiście nie będę już nawet wspominać

o plakatach, gazetach w całości poświęconym

zespołowi czy książkach na ich temat. Jesteśmy

wprost bombardowani nimi ze wszystkich stron.

Wiecie, że ukazało się już ok. 10 książek, które

w pewien sposób nawiązują do Tokio Hotel?

Można by się zastanawiać, po co nam tak naprawdę

są te gadżety, co wnoszą do świata fanów. Cóż,

jedne niosą ze sobą wspomnienia i pewien ładunek

emocjonalny, drugie sprawiają, że uśmiechamy się,

dostrzegając ich w gonitwie codziennych spraw,

a jeszcze inne pozwalają nam przenieść się w, często

nieco lepszy od szarej rzeczywistości, świat marzeń

i ich obecności. Jakkolwiek by ich nie postrzegać,

z pewnością mają w sobie coś, co sprawia, że chętnie

je nabywamy.

Sklepy z gadżetami z Tokio Hotel:

Oficjalny Merchandise: www.th.bravado.de

Design Station: www.tokiohotel.handyfolie.de

Tekst: Unlike

Page 40: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Bill Kaulitz dla Bild.de

LIST GOŃCZY

Imię: Tom

Nazwisko: Kaulitz

Ksywa: Sexgott (niem. bóg seksu), jak sam siebie nazywa

Data urodzenia: 01.09.1989

Miejsce urodzenia: Lipsk, Niemcy

Znak zodiaku: Panna

Kolor oczu: Brązowe

Kolor włosów: Ciemny blond/czarne

Wzrost: ok. 185 cm

Waga: ściśle tajne, ale obstawiam ok. 85 kg

Rodzeństwo: o 10 minut młodszy brat Bill

Stanowisko w zespole: gitarzysta, chórki

Tom i… Tokio Hotel

Zespół jest dla Toma bardzo ważny – przecież większość czasu

spędza w studiu czy w trasie. Chłopak już w wieku 8 lat

interesował się muzyką, którą zaszczepił w nim ojczym Gordon.

Przez pierwsze lata romansu z nią występował z bratem

w okolicznych klubach i szkole, aż występy te zaprowadziły go

na szczyty list muzycznych na całym świecie!

Tom i… Bill

Bliźniacy nigdy nie ukrywali miłości, która istnieje między nimi.

Wspominają o niej przy okazji różnych wywiadów, w piosence

In die Nacht, a podczas ostatniej trasy koncertowej Bill

rozpoczynał piosenkę In Your Shadow słowami: Każdy z nas

ma najważniejszą osobę w życiu. Sposób, w jaki patrzył

przy tym na brata, był tak słodko braterski, że fani na widowni

niemalże się rozpływali!

Page 41: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Tom i… Georg

Nie od dziś wiadomo, że Tom lubi dokuczać basiście.

Robi to coraz częściej, prawie w każdym wywiadzie.

Żarty dotyczące higieny Georga, jego słabego

powodzenia u płci pięknej i jego niezdarności są

oczywiście nieprawdziwe, jednak do dziś nikt nie wie,

czy sławna opowieść o kupie Georga przynoszącej

szczęście jest jednym z takich dowcipów.

Tom i… Gustav

Również z tego członka zespołu Tom lubi sobie

pożartować! Nie jest to jednak tak częste,

jak w przypadku Georga. Może Kaulitz boi się ciętej

riposty? W każdym razie chłopcy są dobrymi

przyjaciółmi i świetnie rozumieją się na scenie (mimo

że ich gusty muzyczne nieco się różnią) i poza nią.

Tom i… Durch den Monsun

Ta piosenka ma dla Toma, jak i innych członków

zespołu, duże znaczenie – to od niej wszystko się

zaczęło! Gdyby nie bieganie przez monsun,

niewiadomo, czy kiedykolwiek usłyszelibyśmy o nich.

Klip do Durch den Monsun to jedyny teledysk,

w którym Tom jako dredziarz pojawił się bez czapki

na głowie, to też w pewnym sensie świadczy o jej

wyjątkowości!

Tom i… instrumenty muzyczne

Ma co najmniej kilkanaście gitar, a jego ulubieńcem

jest Gibson Les Paul. Tom potrafi porównać wszystko

do gitary, nawet dziewczynę: „jak ją dobrze

dopieścisz, wydaje najpiękniejsze dźwięki”. Potrafi

grać również na pianinie, czym mógł pochwalić się

podczas ostatniej trasy koncertowej podczas Zoom.

Tom i… śpiewanie

Gitarzysta „robi” w chórkach już od czasów Durch den

Monsun – bynajmniej tak twierdzi większość fanów

(niektórzy nadal są przekonani, że to Bill). Mimo jego

dobrego wokalu raczej nie usłyszymy go jako solistę,

ponieważ zawsze podkreśla, że od śpiewania jest

jego brat bliźniak.

Tom i… tworzenie piosenek

Tom najczęściej bawi się w kompozytora i pełni rolę

współtwórcy muzyki Tokio Hotel, jednak czasem

zajmuje się też pisaniem tekstów. Zdarza się to coraz

rzadziej, a szkoda, bo nie znam osoby, która nie lubi,

stworzonej głównie przez niego, piosenki Reden. Sam

napisał także tekst do kawałka Schwarz

oraz podobno nowego utworu (którego jeszcze nie

słyszeliśmy) Therapy.

Tom i… muzyka

To motyw przewodni jego życia. Gust muzyczny

chłopaka różni się nieco od upodobań reszty kolegów

z zespołu – jako jedyny jest fanem rapu. Zawsze

mówił, że jego ulubionym raperem jest Samy Deluxe,

jednak jestem pewna, że lista jego idoli jest

o wieeeele dłuższa.

Tom i… szkoła

Tom, podobnie jak jego bliźniak, nigdy nie przepadał

za szkołą. Z powodu wyróżniającego się stylu był

gnębiony, jednak to nie przeszkodziło mu

w ukończeniu jej z dobrym wynikiem – średnią 2,2

(w Polsce około 3,8). W 2005 roku rozpoczął

indywidualne nauczanie w Gymnasium (odpowiednik

polskiego liceum), jednak już rok później przeniósł się

do szkoły internetowej i w 2008 roku zdał maturę.

Jego ulubionym przedmiotem była sztuka, WOS

i etyka, zdziwieni?

Tom i… języki obce

Coraz bieglej posługuje się językiem angielskim –

jednak jego akcent mało się zmienił w porównaniu

do 2008 roku. W szkole uczył się francuskiego,

ale niewiele z niego pamięta. Nawet gdy w jednym

z francuskich programów telewizyjnych dostał tekst

Marsylianki, nie potrafił odróżnić słów. Wydaje mi się,

że znajomość tego języka przejawia się u niego

w inny sposób. Wspomnieć można chociażby

o francuskich pocałunkach…

Page 42: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Tom i… zwierzęta!!!!!!!

Tom uwielbia zwierzęta – jest posiadaczem kilku

psów, których nie opuszcza ani na krok. Zabiera je

ze sobą nawet w trasy koncertowe, a także troszczy

się o nie i wyprowadza je na spacer. Kiedyś miał też

kota Kasimira, którego on i Bill znaleźli na podwórku,

gdy zwierzątko miało zaledwie 9 miesięcy. Z miłości

do zwierząt postanowił zostać wegetarianinem, nie

nosi prawdziwych skór i futer. Ostatnio wziął także

udział w kampanii PETA, poświęconej zwierzętom

cyrkowym, które są przetrzymywane

w przerażających warunkach. My nigdy nie lubiliśmy

chodzić do cyrku, mówi.

Tom i… blog

Nowe wpisy na blogu Toma, którego znaleźć można

na oficjalnej stronie zespołu, pojawiają się niemalże

codziennie. Większość z nich to śmieszne, dziwne

i głupie filmiki oraz komentarze gitarzysty, mniej

ciekawe. Czasem Kaulitz wrzuci jakąś informację

na temat nowości w zespole, jednak robi to z takim

opóźnieniem, że news zdąży już kilka razy okrążyć

ziemię…

Tom i… koncerty!!!!!!!

Chyba nikt nie uwielbia występować przed swoimi

fanami jak on! Jako dowód podaję tomgasmy,

czyli rozkosz na twarzy Toma, które pojawiają się

co chwilę! Widać wtedy, że jest w swoim żywiole!

Na początku swojej kariery wspominał,

że najfajniejszą piosenką do grania live jest Schrei.

Tom i… fani

Fani są siłą napędową chłopaka i jest on świadomy,

że bez nich niczego by nie osiągnął. Nigdy nie

wygłasza długich monologów dziękczynnych, zawsze

rzuca krótkim, lecz szczerym: „Danke schön!”. Może

taka już jego rola, a może po prostu to lubi…

Tom i… rodzina

Rodzina jest dla niego bardzo ważna. Mimo iż jego

rodzice rozwiedli się, gdy był jeszcze małym

chłopcem, nadal utrzymuje kontakt z biologicznym

ojcem, Jörgiem, który zawodowo jeździ

ciężarówkami. Matka Simone, z którą zamieszkał

po rozwodzie, jest malarką, a ojczym Gordon

prowadzi szkołę muzyczną w Magdeburgu. Nie

zapominajmy o młodszym o 10 minut bracie, Billu!

Jest on bardzo ważny dla Toma, który powiedział

kiedyś: Mój najwspanialszy prezent urodzinowy

dostałem, przyszedł dziesięć minut po mnie.

Tom i… przyjaciele

Tom bardzo ceni sobie prywatność w tym sektorze,

jednak nie oznacza to, że nie ma on przyjaciół!

Najpopularniejszym z nich jest Andreas, potocznie

nazywany Andim, którego często widać na zdjęciach

zespołu.

Tom i… dziewczyny

Nie da się ukryć, że Tom lubi płeć piękną bardziej niż

przeciętny chłopak. Czasem przez fanów nazywany

jest „Królem kobiet”. Często chwali się ilością

dziewczyn, z którymi umawiał się w swoim życiu.

Najpopularniejszy związek, w jakim był, to rzekomo

udawane randkowanie z wokalistką zespołu Flipsyde,

Chantelle Paige. Teraz chłopak najprawdopodobniej

jest w związku z Niemką o imieniu Ria.

Tom i… miłość

Dwa nie zgadzające się ze sobą pojęcia. A jednak

Tom w jednym z wywiadów mówił, że jest bardzo

samotny i chciałby znaleźć kogoś „na dłużej”. Fanom

wydało się to bardzo zabawne, ponieważ zawsze

przekonywał, że prawdziwa miłość nie jest dla niego.

Czemu zmienił zdanie? Nie wiemy. Być może

odnalazł właśnie kogoś wartego uwagi? Albo to po

prostu efekt uboczny długiego przebywania z Billem.

Tom i… seks

Jak większość ludzi, Tom nie lubi mówić o tym

poważnie, gdy słucha go pół świata. W żartach

zapewnia, iż nie jest prawiczkiem. W pewnym

wywiadzie Bill na pytanie o wiek inicjacji seksualnej

swojego brata odpowiedział: Chyba 14. Podobno

pierwszy raz Toma odbył się na łonie natury, a sam

gitarzysta nie wspomina tego wydarzenia zbyt

dobrze, ponieważ został wtedy ukąszony

przez owada. Czy ta opowieść jest prawdziwa?

Odpowiedź pozostaje wielką niewiadomą.

Page 43: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Tom i… piercing

Tom jest posiadaczem piercingu w dolnej wardze

po lewej stronie i tunelów w uszach. Są one jednak

niewielkie i nie rzucają się w oczy,

jak kilkucentymetrowe dziury u innych artystów.

Ostatnio w żartach rzucił coś o tym, że ma nowy

piercing „tam na dole”. Miejmy tylko nadzieję, że to

żart, a chłopak nie pójdzie w ślady brata…

Tom i… tatuaże

Kaulitz nie posiada tatuaży i zarzeka się, że nigdy

takowego sobie nie zrobi. Kiedyś Bill chciał namówić

go na bliźniaczy tatuaż. Plotki głosiły, że ma być to

napis: „Wir sind vereint” (niem. jesteśmy

zjednoczeni). Jednak Tom okazał się być silnym

psychicznie i odmówił. Może po prostu panicznie boi

się igieł?

Tom i… jego ciało

Na ten temat zdecydowanie można mówić wiele.

Chudziutki Tom z nogami jak patyki to już przeszłość

– dziś chłopak wygląda niemalże idealnie: mięśnie

zarysowane są na każdym fragmencie ciała,

a na widok jego pleców większość dziewczyn

zaczyna piszczeć. Ostatnio stał się jeszcze szerszy

w barkach. Niektórzy wręcz obawiają się, że jeszcze

trochę, a będzie wyglądał jak kulturysta. Sam Kaulitz

dużo ćwiczy na siłowni, bo „dziewczyny lubią

mięśniaków”.

Tom i... kultura hip-hopowa

Tom zawsze był dla nas gitarzystą z duszą hip-

hopowca. Szerokie ubrania, „luzackie” podejście

do życia, ciągłe komentarze o ładnych dziewczy-

nach... Takiego znamy go z mediów, koncertów.

Tom twierdzi, że od zawsze czuł w sercu ten styl,

jednak mi wydaje się, że zostało to trochę

podkoloryzowane przez speców od image'u. Jednak

rap na pewno mu w uszach często gra!

Tom i… fryzury

W porównaniu do swojego brata, Tom nie szaleje

z włosami na głowie. Przez kilka lat był posiadaczem

dredów o kolorze ciemny blond, które podobno były

jego trzecim rodzajem fryzury w życiu. Teraz zaplata

czarne włosy w warkoczyki typu cornrows, co mogło

być zainspirowane jego ulubionym niemieckim

raperem – Sammy’m Deluxe, który dokładnie takie

uczesanie nosił kiedyś na głowie. Widać, nawet

mężczyźni potrzebują zmian!

Tom i… jego styl

Chłopak zawsze nosił maksymalnie duże ubrania,

wszystko po to, by w razie czego zasłonić swoją

męskość. Dziś nieco zmienił swoją szafę, nie

zakłada już czapek z daszkiem i częściej pokazuje

się w eleganckich trenczach i bardziej stonowanych

barwach.

Tom i… buty

Tom uwielbia sportowe buty – sam reklamuje firmę

Reebok, która właśnie takie produkuje. Na swoim

blogu wspomina czasem o nowych modelach,

które chętnie dołączyłby do swojej olbrzymiej kolekcji

– ma kilkaset par sneakersów, różniących się

głównie kolorami. Buty zawsze muszą pasować

do stroju, mówi. W dodatku przyznaje się do bycia

całkowitym buto-holikiem!

Tom i… bielizna

Bokserki! Tylko i wyłącznie – mówił o tym nie raz.

I koniecznie muszą być luźne: nie lubię, kiedy gacie

opinają mi tyłek jak Billowi. Kolekcję bielizny Toma

mogliśmy zobaczyć w materiale dokumentalnym

DVD Zimmer 483 Live, gdzie chłopak chwali się nią,

pokazując otwartą walizkę. A gdzie Tom zaopatruje

się w tą część ubioru? Ja kupuję swoje w H&M za 6

Euro za sztukę!

Tom i… jedzenie

Chłopak i jego brat od kilku lat są wegetarianami.

A gdy jeszcze jadł mięso, nie odżywiał się zbyt

zdrowo. Uwielbiał fast-foody, w McDonaldzie

przeważnie zamawiał McChickena (kanapka

z panierowanym kurczakiem, majonezem i sałatą).

Teraz trochę sam gotuje – robi głównie spaghetti

i gofry, jego specjalnością są też kanapki (w jednym

z odcinków TH TV instruował fanów, jak zrobić

Sandwicha à la Tom Kaulitz). Uwielbia też słodycze,

jednak nie mogą one mieć w swoim składzie mięty,

gdyż takie uważa za niesmaczne.

Tom i… motoryzacja

Tom uwielbia wszystkie szybkie, ładne i zgrabne…

auta, oczywiście! Jego najpopularniejszym

nabytkiem był czarny Cadillac Escalade, którego

sfinansował sobie sam. Ostatnio Tom jeździ Audi

R8, chociaż tak naprawdę marzy o Lamborghini. Nie

zawsze był on jednak dobrym kierowcą – gdy miał

14 lat, wjechał w drzewo samochodem ojczyma

i nigdy się do tego nie przyznał.

Page 44: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Tom i… aktorstwo

Jak dotąd Kaulitz pojawił się na ekranie tylko jeden

raz: w 1994 roku w filmie „Verrückt Nach Dir” (niem.

Szaleję za Tobą), gdzie wystąpił wraz ze swoim

bratem bliźniakiem. Jak na razie nie zapowiada się,

by starszy Kaulitz miał powtórzyć to

przedsięwzięcie. Lepiej niech zajmie się muzyką!

Tom i… reklamy

Zarówno Tom, jak i wszyscy członkowie Tokio Hotel,

zarzekali się, że nigdy nie wystąpią w reklamie –

a tu takie zaskoczenie! Tom rozpoczął

reklamowanie Reeboka, postanowił również

rozpromować działania PETA dotyczące uwolnienia

zwierząt w cyrku. Razem z zespołem reklamował

także Nokię, jednak wydaje mi się, że przyniosło to

tylko pozytywne skutki. Swoją zmianę decyzji

bliźniaki usprawiedliwiają: Chcemy spróbować

czegoś innego...

Tom i… alkohol

Nie da się ukryć – Tom lubi sobie wypić.

Po internecie krążą filmiki, na których chłopak jest

w stanie nietrzeźwym, jednak nie ma co się martwić

– tak ma większość młodych mężczyzn! Alkohol

towarzyszy mu i zespołowi na każdej imprezie,

a wszelkie sukcesy opija kieliszkiem szampana.

Najsłynniejszą sceną ukazującą pijanego Toma, jest

ta z 2005 roku, w której słychać już niemal kultowy

tekst: Das ist gelogen, gelogen, gelogen! (niem. To

jest kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo!)

Tom i… papierosy

Na początku kariery zespołu, Tom bardzo ukrywał

się z tym, że pali. Może ze względu na jego

niepełnoletność, jednak fani potrafili wyłapać

wszystko. Ostatnio coraz częściej pokazuje się

z papierosami i nie przejmuje się negatywnymi

opiniami fanek na ten temat.

Tom i… narkotyki

Muzyka to mój narkotyk! – tak mówi teraz. Jakiś

czas temu obaj Kaulitzowie przyznali się, że gdy

mieli ok. 13 lat, ich koledzy z Magdeburga namawiali

ich na różnego rodzaju używki. Uspokajają jednak,

że dawno z tym skończyli, a ich narkotykiem jest

jedynie sukces. Miejmy taką nadzieję!

Tom i… Perinne

Międzynarodowa afera: Tom Kaulitz uderzył swoją

fankę! Sprawa była dość skomplikowana, jednak

skończyło się wydaniem Perinne zakazu zbliżania

się do chłopców. Okazało się, że ona i jej

przyjaciółki nękały chłopców, groziły im, nachodziły

nawet rodzinę bliźniaków. Tom uderzył dziewczynę

na stacji benzynowej w Hamburgu. On, król kobiet...

Wybaczamy?

Tom i… przesądy

Starszy Kaulitz nie jest przesądny, nie ufa żadnym

wróżbom, przepowiedniom i innym zabobonom. Jedyna

rzecz, w którą wierzy, to przeznaczenie. Mimo wszystko

przy każdej okazji wspomina o tym, że przed każdym

koncertem Georg powinien się załatwić, gdyż przynosi

to szczęście zespołowi, a wtedy koncerty wychodzą

świetnie.

Tom i… wypadki

Nieprzyjemnych sytuacji Tom miał w swoim życiu więcej

niż jego brat bliźniak. Gdy był dzieckiem, kobieta

w sklepie nadepnęła mu wysoką szpilką na rękę,

która została złamana, miał również rozciętą głowę –

gdy był z Billem na sankach, ten zepchnął go

na lodowisko, przez co starszy Kaulitz zderzył się

z jedną z dziewczyn. Głowa rozcięta łyżwą – brzmi

strasznie, nieprawdaż? Dodam tylko, że znieczulenie

nie podziałało i Toma zszywano „na żywca”.

Tom i… samoloty

Tom boi się latać samolotami. Nie lubi szczególnie

turbulencji – powtarza, że w razie ich wystąpienia ekipa

natychmiast ma go zabić. Jednak ze względu na tryb

życia gwiazdy rocka, jest zmuszany do latania.

Najprawdopodobniej przyzwyczaił się już do tego

lub szuka sobie zajęć dla odstresowania: tańczy

na siedząco, rapuje, wymachuje rękoma…

Tom i… Viagra

Chyba najzabawniejsza afera w historii Tokio Hotel.

Tom przyznał się, że podczas pobytu w Tajwanie kupił

od podejrzanego mężczyzny niebieskie tabletki.

Spytany przez niemiecką prezenterkę Collien, czy to

prawda, odpowiedział: Przy tobie na pewno bym tego

potrzebował…

Tom i... dziwne dźwięki

Żeby wszystkie je przedstawić, trzeba by wymyśleć

miliony dodatkowych głosek, jednak postaram się tego

dokonać. Niezaprzeczalnym mistrzem jest „łohoHO!”

imitujące śmiech. W jednym z odcinków TH TV

mogliśmy również obejrzeć Tomowe „bala-bala-bala-

bam-bam!”, w którym pomagał mu Georg. Słodkie,

nieprawdaż? Podekscytowany Tom wydaje również

dźwięk w stylu „ŁiiiiiIIIIIIiiiiiIIIIIIhiiiiiii!”. Towarzyszyło mu

to także przy wypowiadaniu słowa brzmiącego jak język

Simsów: „Zugaluuuuuu!”. Gdy się cieszy, wykrzykuje

też: „Aaaaaahhh... NAAAAAAAAHHHHHH!”. Czasem

nachodzi go również chwila mądrości, co ogłasza nam

sławnym: „Ooooooołłł... OOOOOOOŁŁŁŁŁŁŁ

JAAAAAAAAAA!”. Jest tego o wiele, WIELE więcej,

jednak wszystkie te odgłosy charakteryzuje jedno –

oddzielanie sylab w stylu beczenia kozy.

Tekst: Boo

Page 45: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

The „Hallo, Jungs!” Issue

Wyprodukowane w Polsce (09.05.2011)

www.ffth.fora.pl

[email protected]

Redakcja:

Just Ine Tee

Boo

Agathe

Unlike

Qba

Mania

Fremde

Gościnnie:

Emeua

Korekta:

Just Ine Tee

Boo

Mania

Grafika i layout:

Qba

Mania

Skład:

Qba

Web editor:

Just Ine Tee

Tekst (str. 2):

Polski: Just Ine Tee

Angielski: Just Ine Tee

Niemiecki: Just Ine Tee & Daniel

Beta readers (urlop):

Triinuu

Zysia

Dunni

Podziękowania dla:

Tokio Hotel Team, Tokio Hotel News Team, FFTH Forum Team, Official Polish Fan Club, Association Kaulitz,

THFC Team, Tokio Hotel Info, Tokio Hotel Poland, Zysia, Pixie, Daniel, Billosh, Grzesiek, LiL, Liih Kaulitz,

BillaBizarre, humanoiid, Patty Back-K, Patt483, Dunja, Szogunx483, Mania, Wera, Kara, DiKey,

Martuch, AgrestKaulitz, Leer, Agathe, Fremde, Emeua, TH.bravado.de, TokioHotel.handyfolie.de,

Moto-portal.pl, Motofakty.pl, Cars-on-line.com

483 News! w sieci:

Facebook: www.facebook.com/FFTHPL

Twitter: www.twitter.com/FFTHPL

Issuu.com: www.issuu.com/483-news

Life Story

Przeżyłeś coś ciekawego związanego z Tokio Hotel?

Chciałbyś się tym podzielić z jak największą ilością osób,

z jaką się da? Masz ciekawy pomysł i ochotę, by coś napisać?

Dział Life Story jest właśnie dla Ciebie!

Wszystko, co musisz zrobić, to wysłać do nas e-mail.

W załączniku powinien znaleźć się Twój tekst oraz zdjęcia

(mogą być linki w treści wiadomości). Dodatkowo możesz

dopisać jakiś kontakt do siebie. I nie zapomnij,

żeby podpisać się pod swoją pracą!

Zostań współredaktorem 483 News!

Kontakt: [email protected]

483 00 69 00048300

Page 46: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Piętnasty grudnia 2010 – ta data przeszła do historii

i z pewnością zostanie zapamiętana przez każdego fana Tokio

Hotel. Zespół po raz pierwszy odwiedził Tokio i tym samym

spełnił swoje największe marzenie! Ale nie tylko z tego powodu

jest to specjalna data w tokiohotelowym kalendarzu. Jest to też

dzień, w którym wielbiciele zespołu z całego świata wyciągnęli

z szaf gadżety z Tokio Hotel i pokazali wszystkim na około, że są

dumni z bycia fanami!

Fiński Street Team postanowił zorganizować specjalną akcję

„International Wear Tokio Hotel Day”, do której przyłączyli się ludzie

z całego świata. Naszej redakcji wyjątkowo spodobał się ich pomysł,

dlatego zdecydowaliśmy się urządzić mały konkurs związany

z zabawą. Przez ponad dwa tygodnie dostawaliśmy od Was zdjęcia

w strojach z zespołem. Później jury składające się z trzech

redaktorów: Just Ine Tee, Fremde oraz Boo, wybrało zwycięzców.

Nagrodą główną w konkursie była płyta Scream, która już została

wysłana do swojego prawowitego właściciela. Najlepsza fotografia

i kolejne cztery niesamowite zdjęcia zostały wyróżnione, a Wy

możecie je właśnie teraz zobaczyć!

#1: Patt483 (płyta + publikacja)

Just Ine Tee: Niezwykle artystyczne, ma w sobie

taką głębię, która od razu oczarowuje człowieka...

Fremde: Bardzo pomysłowo, niebanalnie, a to

najbardziej się dla mnie liczyło.

Boo: Zdjęcie z książką to dość oryginalny pomysł.

Poza tym Patt plusuje jakością zdjęć.

Page 47: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

#2: Dunja (publikacja)

Just Ine Tee: Bardzo ładnie wykonane, niewinne...

Dokładnie o coś takiego nam chodziło.

Fremde: Koszulka fajnie wkomponowała się w całość

zestawu, idealnie pasuje kolorystycznie, co się chwali.

Boo: Urzekły mnie kolory tego zdjęcia – wszystko

utrzymane w szarościach i bielach. Piękno tkwi

w prostocie!

Page 48: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

#3: Szogunx483 (publikacja)

Just Ine Tee: Od początku było moim faworytem, jest

świetne, pomysłowe, zwariowane – jak prawdziwy fan

TH!

Fremde: Kolekcja okazała, od razu widać, że to

prawdziwa fanka.

Boo: Kolaż kilkunastu zdjęć z tokiohotelowymi

przedmiotami bardzo mi się spodobał, szczególnie

ze względu na pomysł autorki.

Page 49: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

#4: Mania (publikacja)

Just Ine Tee: Doskonała realizacja zadania, mieliśmy wyjść

na zewnątrz i pokazać się ludziom. Zdjęcie na uczelni?

Genialnie!

Fremde: Brawo za odwagę! (: Pójście na wykłady

w koszulce z TH to naprawdę odważny pomysł!

Boo: Lubimy uśmiechy! Szczęście + Tokio Hotel daje coś

niezwykłego.

Page 50: 483 News #7 (10.05.2011)

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

#5: Wera i Kara (publikacja)

Just Ine Tee: Muzyka i Tokio Hotel wszędzie! Szanuję

wszystkich ludzi, którzy potrafią zebrać tego aż tyle...

Fremde: Pokój zachwycający, z każdej strony plakaty, widać

tu oddanie dla zespołu, a to się chwali. Poza tym - mam

słabość do gitary :D

Boo: Pokój niemalże tonie w gadżetach z naszymi

ulubieńcami! Poza tym, co dwie głowy, to nie jedna!

Dziękujemy wszystkim uczestnikom konkursu. Wybór naprawdę był

trudny, ale mamy nadzieję, że udało nam się ocenić wszystko

sprawiedliwie. Jak Wam podobają się prace dziewczyn? Piszcie

w dziale Interakcja!

Mimo że nasz konkurs już się zakończył, wciąż możecie wysyłać fotki

do organizatorów akcji na adres: [email protected]. Jeśli chcecie

zobaczyć zdjęcia, jakie dotychczas udało im się zebrać, zapraszamy

do galerii na stronie: www.facebook.com/pages/International-Wear-

Tokio-Hotel-Day/147907341918530.

Tekst: Just Ine Tee