3. maciej miłobędzki dom regionalny - reaktywacja

8
Maciej Miłobędzki – REAKTYWACJA? DOMY ARCHITEKTÓW Wieś, poszarzałe, pozbawione istotnych cech i wyrazu gospodarstwa. Kilka z trudem broniących swojej godności starych drew- nianych domów utrzymywanych w formie za pomocą tandetnej olejnej farby. Nowych budowli niewiele. Odróżniają się od cha- łup osobliwymi formami wielospadowych dachów, detalami balustrad, zastosowaniem rozbudowanej palety katalogowych produk- tów, chemicznymi kolorami plastikowych tynków. Trudno odgadnąć, czy właściciele przyjeżdżają tu tylko na wakacje, są zamoż- nymi gospodarzami, czy pracują w mieście. Jedno, co można o tych domach z pewnością powiedzieć, to że zostały – przynajmniej w pierwotnym kształcie – narysowane przez architektów. Mieszkańcy, ośmieleni przez twórców najczęściej typowych projektów, po- szerzają tylko gotowe zestawy pomysłów. Na tle drzew i nieba pojawiają się często zielone i niebieskie dachówki, naśladujące w stali lub cemencie ceramiczne formy. Budowniczo- wie szarych eternitowych dachów pokrywa- jących się z czasem organicznym nalotem, zapewne nieświadomie, nie popełniali tak elementarnych błędów... Zastanawiam się, na ile podobne przejawy braku kultury są specyficznie współczesne. Adolf Loos ponad sto lat temu cierpiał, obserwując i opisując porównywalne zjawiska. „Czy mogę zabrać cię na brzeg górskiego jeziora? Niebo jest niebieskie, woda zielona i wszędzie panuje całkowity spokój. Chmury i góry odbijają się w jeziorze. Domy, gospo- darstwa i kaplice również. Nie wyglądają one jakby były dziełem człowieka, raczej jakby pochodziły z warsztatu Bożego, jak góry, drzewa, chmury i niebieskie niebo. Wszystko tworzy atmosferę piękna i spokoju. Ale cóż to jest? Nieharmonijna nuta zakłóca spokój. Niepotrzebny zgrzyt. Pomiędzy domami wiej- skich gospodarzy, które zdają się zbudowane nie przez nich, lecz przez Boga, stoi willa. Twór architekta. Dobrego czy złego architekta, nie wiem. Wszystko, co wiem, to że spokój, cisza i piękno zniknęły. Przed Bogiem nie ma autoportret 4 [39] 2012 | 20

Transcript of 3. maciej miłobędzki dom regionalny - reaktywacja

Page 1: 3. maciej miłobędzki   dom regionalny - reaktywacja

Maciej Miłobędzki

– reaktywacja? Domy architektów

Wieś, poszarzałe, pozbawione istotnych cech i wyrazu gospodarstwa. Kilka z trudem broniących swojej godności starych drew-nianych domów utrzymywanych w formie za pomocą tandetnej olejnej farby. Nowych budowli niewiele. Odróżniają się od cha-łup osobliwymi formami wielospadowych dachów, detalami balustrad, zastosowaniem rozbudowanej palety katalogowych produk-tów, chemicznymi kolorami plastikowych tynków. Trudno odgadnąć, czy właściciele przyjeżdżają tu tylko na wakacje, są zamoż-nymi gospodarzami, czy pracują w mieście. Jedno, co można o tych domach z pewnością

powiedzieć, to że zostały – przynajmniej w pierwotnym kształcie – narysowane przez architektów. Mieszkańcy, ośmieleni przez twórców najczęściej typowych projektów, po-szerzają tylko gotowe zestawy pomysłów. Na tle drzew i nieba pojawiają się często zielone i niebieskie dachówki, naśladujące w stali lub cemencie ceramiczne formy. Budowniczo-wie szarych eternitowych dachów pokrywa-jących się z czasem organicznym nalotem, zapewne nieświadomie, nie popełniali tak elementarnych błędów... Zastanawiam się, na ile podobne przejawy braku kultury są specyficznie współczesne. Adolf Loos ponad sto lat temu cierpiał, obserwując i opisując porównywalne zjawiska.

„Czy mogę zabrać cię na brzeg górskiego jeziora? Niebo jest niebieskie, woda zielona i wszędzie panuje całkowity spokój. Chmury i góry odbijają się w jeziorze. Domy, gospo-darstwa i kaplice również. Nie wyglądają one jakby były dziełem człowieka, raczej jakby pochodziły z warsztatu Bożego, jak góry, drzewa, chmury i niebieskie niebo. Wszystko tworzy atmosferę piękna i spokoju. Ale cóż to jest? Nieharmonijna nuta zakłóca spokój. Niepotrzebny zgrzyt. Pomiędzy domami wiej-skich gospodarzy, które zdają się zbudowane nie przez nich, lecz przez Boga, stoi willa. Twór architekta. Dobrego czy złego architekta, nie wiem. Wszystko, co wiem, to że spokój, cisza i piękno zniknęły. Przed Bogiem nie ma

autoportret 4 [39] 2012 | 20 autoportret 4 [39] 2012 | 21

Page 2: 3. maciej miłobędzki   dom regionalny - reaktywacja

złych i dobrych architektów… dlatego pytam, dlaczego architekt zły czy dobry profanuje jezioro. Rolnik tego nie robi, podobnie inży-nier budujący kolej wzdłuż brzegu lub tnący spokojne powierzchnie jeziora śladem statku”1.

Pretensjonalne wille z belle époque stały się już dla wielu naturalnym elementem krajo-brazu alpejskich jezior. Zmieniły się znacz-nie proporcje między zastanym przyjaznym tłem a tworami architektów. Loos widział rolnika, murarza, cieślę jako tych, którzy „po prostu” budują, używając znanych im cegieł wypalanych z lokalnej gliny, miejscowego kamienia, drewna. Cieśla budował dach, nie wiedząc, czy jest ładny, czy brzydki – musiał się zmierzyć z deszczem, śniegiem, słońcem, materiałem. Czerpał doświadczenie z lokalnej tradycji. Murarz wznosił mury najlepiej, jak potrafił. Rolnik, stawiając dom dla siebie, swojej rodziny i zwierząt, tworzył znane od pokoleń przyjazne warunki dla codziennych życiowych doświadczeń. Budowanie było jednym z nich. Rolnik był depozytariuszem żywej kultury, którą Loos rozumiał jako stan równowagi pomiędzy fizycznym, umysło-wym i duchowym bytem, równowagi, która miała być gwarancją sensu, wrażliwości myśli i czynu. Ta naturalna, wrodzona umiejętność dotyczyła zwykle znacznej części wiejskiej spo-łeczności, z nieufnością przyjmującej gotowe recepty z zewnątrz. Architekt „sprowadzający szlachetną sztukę budowania do rysowania” jest według Loosa kultury pozbawiony. Nasza rzeczywistość gotowych „rysowanych” produk-tów, powtarzalnych rozwiązań jest całkowicie odmienna (prawie wszyscy na nie się zdają). Mimo że większość wiejskich domów w Polsce jest nadal budowana siłami rodzin i lokalnych rzemieślników, to sposób ich powstawania diametralnie różni się od opisanego sto lat

1 A. Loos, Architecture, [w:] tegoż, On Architecture, Riverside, California: Ariadne Press, 2010, s. 73 [tłum. M.M.].

temu. Architekci opierają swoją znajomość życia na rozpowszechnionych wyobrażeniach, nie dostrzegając go tam, gdzie rzeczywiście jest – wokół siebie. Nie znajdując inspiracji w ludzkim doświadczeniu czasu i miejsca, nie umiejąc patrzeć, skazani są na formalne, techniczne i estetyczne abstrakty i kreacje, emblematy regionalizmów. Celowo wzbudzają też sentyment do swoich produktów. Architek-ci, co zauważył już Ruskin, często tylko udają, że je lubią „nadając im fałszywy urok marnej próżności”2. Przekonani o swojej cywilizacyj-nej misji ulegają zwykle ekscytacji popularny-mi wzorcami i technikami. Opierają się przy tym na częściowo uzasadnionym założeniu, że większość ich klientów nie wie, co lubi, i nie wydaje się tego odkrywaniem zainteresowana.

Dialog z traDycją na Mazurach?

Przegląd prac nadesłanych na konkurs „Twój dom – dialog z tradycją”. W gronie jurorów je-steśmy zaskoczeni imponującą liczbą nadesła-nych prac. Konkurs w intencji organizatorów miał dać odpowiedź na pytanie, czy współ-czesny dom typowy, który mógłby się stać wzorcem dla Mazur, jest zdolny podjąć dialog z tradycją. Czy i gdzie mogłyby być źródła nadające sens takiemu działaniu?

Pojawia się szereg wątpliwości, ale i oczeki-wań, by dostrzeżono w lokalnych tradycjach inspiracje ożywiające dzisiejszą praktykę bu-dowania. Typowa zabudowa wsi nie kojarzy się najlepiej. Zepchnięty do przyziemia mieszka-niec nigdy nieukończonej katalogowej kostki z lat 70. XX wieku z tęsknotą szuka wzorców w kolorowych wydawnictwach sprzedających schematyczne plany domów obleczonych w napuszoną rezydencjonalną szatę. Wzorce te prezentują bezmiar pretensjonalności, pro-

2 J.Ruskin, Cnoty architektury, [w:] tegoż, Niewinne oko. Szkice o sztuce, Gdańsk: Słowo/obraz terytoria, 2011, s. 231

duktów lichej scenografii dla pozbawionych w swej masie właściwości i niezaciekawionych nawet sobą odbiorców. Plastikowe jaskrawe tynki, kolorowe dachówki są propagowane przez architektów, którym „wybór pobudza wyobraźnię”. Podbój przestrzeni przez takie produkty nie jest szczególnie bolesny w miej-scach, gdzie zakorzeniona od pokoleń kultura zamieszkiwania i budowania praktycznie nie istnieje, podobnie jak jej depozytariusze.

Typowe, powielane projekty nie są jednak w krajobrazie Mazur zjawiskiem nowym, przeciwnie – są jego jak najbardziej naturalnym składnikiem obecnym od XIX wieku. Publiczne budowle wiejskich szkół, remiz, karczm, różno-rodne typy domów mieszkalnych, budownictwo kolonijne pojawiły się tam wraz z zasiedlaniem tych terenów. Płytkie polodowcowe doliny są wypełniane przez regularne ciągi ceramicznych dachów powtarzalnych domów, podkreślają-cych układ topografii. Ceglane „pomorskie” pawilony, archetypiczne formy powtarzalnych katalogowych domków będące adaptacją ogól-noniemieckich uproszczonych wzorników – tradycjonalistycznych i modernistycznych („ko-chówki”) – zamieszkane są od najwyżej trzech pokoleń przez kolonistów z obszarów kulturowo odmiennych. W ciągu krótkiego czasu wykształ-cił się tu rodzaj nowej tradycji, pewien poziom identyfikacji z domami, które – choć skromne – zapewniały przyjazne ramy dla życia.

W sposób naturalny, choć nie zawsze w pełni świadomie, dokonuję konfrontacji nadesłanych projektów z utrwalonymi w pamięci obraza-mi mazurskich domów. Prostokątne obrysy planów, dwuspadowe ceramiczne dachy, okapy ciążące ku ziemi, witające się z drewnianym ogrodzeniem i nieco zaniedbanymi przydomo-wymi ogródkami. Wytarte ceglane progi, za nimi mroczna, chłodna sień, z której wejście prowadzi do zaskakująco jasnej kuchni – cen-trum domu pełnego krzątających się praco-

autoportret 4 [39] 2012 | 20 autoportret 4 [39] 2012 | 21

Page 3: 3. maciej miłobędzki   dom regionalny - reaktywacja

Budka telefoniczna, detal bariery, Vrin, proj. Gion A. Caminada

Page 4: 3. maciej miłobędzki   dom regionalny - reaktywacja

witych ludzi. Wysokie, wąskie szlemieniowe okna umieszczone na sąsiadujących ścianach nadają domowi godności, zapożyczają kadry krajobrazu, podobnie jak przestrzałowe sienie czy przejazdowe stodoły. Cegła w zachodzącym słońcu jest pomarańczowa, żarzy się skontrasto-wana z prawie czarnymi cieniami. Przebarwio-ne deski między dachami stodół a masywnymi kamiennymi cokołami nabierają z czasem szlachetnej patyny. Zaskakujące sprzęty, słoje, butelki – ich przeznaczenie pozostaje dla nie-wtajemniczonych zagadką, podobnie jak źródło wielu gospodarskich zapachów. Granice między światami ludzi i zwierząt nie są precyzyjne. Czasami spotykają się pod wspólnym dachem.

„Twój opis dotyczy raczej bogatych domów war-mińskich niż przeciętnego domu mazurskiego. Są to domy często wykorzystywane jako wa-kacyjne” – słyszę od kolegi, który dzieciństwo spędził na mazurskiej wsi. Okazuje się, że nasze wspomnienia istotnie się różnią. Obraz jego domu jest dużo bardziej trzeźwy, surowy, po-zbawiony nostalgii, bardziej przekonujący. Jego dom po prostu „stoi” na ziemi, nie zrasta się z nią, nie zaciera granic. Archetypiczna, prawie pozbawiona detalu bryła z dwuspadowym dachem kończy się prostym cięciem. Gładka ściana z niewystającym poza jej obrys dachem eksponują profil przekroju z jedynie nieznacz-nie wysuniętym gzymsem na styku z podda-szem. Dom nie rozpuszcza się w pejzażu – jest jego naturalnym dopełnieniem. „Gdyby tylko nowe domy zachowały podobnie prostą formu-łę, proporcje, sposób sytuowania wzdłuż drogi, to bez względu na mniej lub bardziej wymyślny wystrój, skalę i detal, krajobraz mazurski nie byłby zagrożony” – słyszę. Nasze wspomnienia okazują się podobne wtedy, gdy dotyczą kwestii pozaestetycznych, związanych z doświadcza-niem domu, codziennymi czynnościami, za-pamiętanymi odgłosami, zapachami. Łazienki – a właściwie miejsca do mycia – utrwaliły się w pamięci zapachem mydlin, ceraty na blacie,

na którym stały blaszane emaliowane dzbanki z wodą, osobliwymi dźwiękami płukanej mied-nicy i wody wylewanej w pokrzywy, chłodem pomieszczeń gospodarczych.

Domy typowe zaprezentowane w konkursie nie mogły oczywiście powstać jako wyraz kon-templacji miejsca i opierają się najczęściej na dość stereotypowym wizerunku rolnika. Ich architektoniczne walory nie są w stanie ukryć trudności w wyobrażeniu sobie życia wiej-skiej rodziny, jej codziennych zajęć. Myślenie o tych kwestiach zredukowano do minimum. Znam trudności budowy powtarzalnego domu dla zróżnicowanych pod wieloma względami i nie do końca poznanych odbiorców. Budo-wa całego zespołu domów dla ofiar osuwisk w Lanckoronie, umieszczona w niezwykle silnym pejzażu kulturowym była usprawiedli-wiona wyjątkową sytuacją. Pośpiech wymusił dość jednoznaczną i archetypiczną formułę architektoniczną, jednocześnie możliwie otwartą. Zarówno wnętrza, jak i znajdujące się pod lanckorońskimi okapami obejścia domów

pozostawiono do urządzenia mieszkańcom. Czy to wystarczy, aby z czasem uznali domy za swoje? Nie wiem. Pytanie: czy można zna-leźć formułę domu bez uświadomienia sobie istotnych potrzeb, sprecyzowania idei za-mieszkiwania? „Tradycyjny dom ma się nijak do społeczności znudzonych” – pisał Bernard Rudofsky, wskazując na obecnie budowane domy, które z przestrzeni doświadczeń – in-struments for living – przeobraziły się w machines for living ograniczające wolność mieszkańców. „Człowiek i zwierzęta mają swe najlepsze czasy na ziemi za sobą – teraz przyszłość należy do rzeczy nieożywionych”3.

W konkursie nagrodzone zostały projekty o bezpretensjonalnej formule, którą odzna-czały się dawne budowle, domy próbujące wytworzyć ciekawe miejsca pomiędzy wnę-trzem a zewnętrzem, przywołujące, choć nie bezpośrednio, nastrój wiejskiego siedliska –

3 B. Rudofsky, Behind the Picture Window, New York: Oxford University Press, 1955, s. 168 [tłum. M.M.].

Poidło w Sumvitg

wsz

ystk

ie f

ot. w

art

.: m

. mił

obęd

zki

Page 5: 3. maciej miłobędzki   dom regionalny - reaktywacja

zagrody. Projekty te zwróciły uwagę ciekawym połączeniem części gospodarczej i mieszkal-nej, przekrytych wspólnym dachem. Rodzaje prześwitów, bram, zewnętrznych sieni tworzą przyjazne wnętrza letnich pokojów – miejsc spotkań i wypoczynku rodziny, przestrzenie kontaktów z osobami z zewnątrz, kadrując pejzaż, ułatwiają jego kontemplację.

Horyzontalne tarasowe okna konkursowych propozycji ujawniają aranżacje wnętrz. Rzędy krzeseł Pantona, grupy foteli, nieco mieszczań-skie kominki. Na tarasach również królują krzesła i fotele ogrodowe. Znowu przypomina mi się Bernard Rudofsky: opisywane przez nie-go „społeczeństwo nudy” jako społeczeństwo krzeseł. Proporcja ich liczby do liczby miesz-kańców zaczyna się od 1:5 i dochodzi do 1:25. Rudofsky pisał o swoistej „inwazji domu”4. Tradycyjny dom wiejski z rozmaitością sprzę-tów – zydli, ławek, skrzyń, stołków, krzeseł – zdradzał zróżnicowanie zajęć mieszkańców. Co mogłoby się zdarzyć w nowych, na pierwszy rzut oka wygodnych, modelowych domach?

Nagrodzone prace wrażliwie osadzone w ma-zurskim pejzażu nie odznaczają się niestety ambicją znalezienia oryginalnej formuły zamieszkiwania, specyficznej dla mieszkańców i miejsca. Zapewne obecnie jest to trudne do osiągnięcia.

Większość domów na polskiej wsi powstaje metodą „chałupniczą”, ale korzystanie w dużej mierze z gotowych produktów, rozpowszech-nionych technologii nie daje dużych szans na utrwalenie czy kontynuowanie doświadczeń lokalnych tradycji budowlanych (nie wiadomo, czy jeszcze istniejących). Trudno spodziewać się architektury zawierającej pokłady udosko-nalonej przez pokolenia mądrości, wykorzysta-nia budulca zgodnego z naturą i logiką. Próba

4 Por. tamże, s. 181–201.

sięgnięcia do bogactwa tych doświadczeń najczęściej kończy się nostalgiczną aplikacją płaskich powłok, kompozycją „regionalnych” drewnianych i ceglanych faktur.

Można zadać pytanie: czy domy konkursowe po-wstałe tu i teraz mogły być inne? Co należałoby uczynić, aby stały się zakorzenioną w ludzkim doświadczeniu architektoniczną opowieścią o tym, czym mogłoby być dzisiaj życie i budowa-nie na mazurskiej wsi. Myślę, że nie mogłyby być inne bez zasadniczego przewartościowania obowiązującej od ponad 200 lat akademickiej formuły uprawiania zawodu architekta, jego miejsca w procesie budowania. Udany dom powtarzalny dla regionu może stworzyć jedynie architekt, który zmierzył się z bardzo trudnym zadaniem budowania dla konkretnych odbior-ców, żyjących i pracujących w miejscu, które zna, lubi i rozumie. Doświadczenie to musi umieć łączyć ze zrozumieniem i krytyczną

analizą współczesności. Z tego względu lepiej by było, gdyby konkurs dotyczył raczej wzorco-wych realizacji, podobnie jak doroczny konkurs na dom organizowany przez „Architectural Re-view”. Znane pozytywne przykłady tworzenia lokalnych form zabudowy nie polegają jedynie na studiowaniu modeli i typologii budynków, ale są poszukiwaniem esencjonalnych związ-ków architektury z kulturą, integralnością ludzkich doświadczeń, poszukiwaniem równo-wagi w relacji z krajobrazem, klimatem, lokal-nymi społecznościami, dostępnymi technikami i ekonomią. Takie są powstałe w wyniku wielo-letniej wnikliwej pracy z lokalnymi rolnikami i rzemieślnikami budowle Giona Caminady czy eksplorujące możliwości i sposoby rozwoju znanych technik budowania i programu miesz-kalnego drewniane domy Petera Zumthora. Takie są poszukiwania pasywnych technik dla zrównoważonych form gospodarowania i za-mieszkiwania Johna Lina, tyle rzemieślnicze,

Budka telefoniczna, Vrin, proj. Gion A. Caminada

autoportret 4 [39] 2012 | 24

Page 6: 3. maciej miłobędzki   dom regionalny - reaktywacja

ile architektoniczne doświadczenie budowania studia Mumbai czy wreszcie wykorzystywanie możliwości materiału wynikające ze znajomości stolarskiego warsztatu Andrzeja Kaczmarczyka.

DoM, który lubię

Domy są świadectwem tego, kim jesteśmy. Ruskin bał się o kondycję narodu budującego domy co najwyżej na jedno pokolenie. Uważał, że „gdyby ludzie prawdziwie żyli jak ludzie, ich domostwa stawałyby się świątyniami, których nie mielibyśmy śmiałości tknąć i które byłyby nośnikami żywej tradycji, zgoda na zamieszki-wanie zaś by nas uświęcała”5. Dynamika współ-czesnych zmian nie pozwala nam już myśleć w podobny sposób o wielopokoleniowych twier-dzach rodzinnych. Istotę domu możemy jednak nosić w sobie. Lubię i rozumiem dom, w którym się wychowałem. Dom jako całość i wiele jego elementów ma dla mnie nie tylko praktyczne, ale i duchowe znaczenie, wiąże się z ludźmi, ich zachowaniami, pamięcią. Wiele elementów, sytuacji przestrzennych przenoszę do nowych miejsc, w których przychodzi mi mieszkać. Są też rozwiązania, które modyfikuję lub zastępuję lepszymi. Nie ma chyba innej metody zacho-wywania tradycji. Czuję wielki podziw wobec pokoleń Skandynawów utrwalających w swych wiejskich domach znane i cieszące się szacun-kiem i sympatią elementy, nastroje urządzenia wnętrz – te sprzed stu lat, modernistyczne, z lat 60. XX wieku, aż po zupełnie współczesne.

Rudofsky opisuje przywiązanie Anglików do starych ubrań czy samochodów w kategoriach pogłębiającej się z czasem przyjaźni, która wcale nie musi oznaczać braku apetytu na życie, konstatując, że sprzeczność stałość – zmienność nigdzie nie ujawnia się z taką siłą jak w domu. Bardzo trafia do mojej wyobraźni

5 J. Ruskin, Siedem blasków architektury, [w:] tegoż, Niewinne oko..., s. 216.

wątek przyjaźni i afirmacji niezbędny w ku-mulowaniu tradycji.

Architekt Gion Caminada od lat pracuje i dys-kutuje z mieszkańcami odizolowanej od świata alpejskiej doliny Vrin. Wszystkich zna, znaczna ich część nosi to samo nazwisko. Jest zafascy-nowany ich wielosetletnim zakorzenieniem i głęboką znajomością miejsca, mnogością słów i modulacji dźwięków, jakimi opisują przemiesz-czające się w dolinie masy powietrza. Caminada, profesor prestiżowych uczelni, urodził się tam i wychował. Razem z rolnikami, rzemieślnikami i samorządem próbuje znaleźć sensowną drogę rozwoju, program zmierzający do wzmocnienia roli peryferyjnego regionu zachowujący jego tożsamość. Rozmowy dotyczą kwestii agrarnych, ekonomicznych, budowlanych, ale także obec-ności nowych budowli w pejzażu. Ulice we Vrin nie są pokryte asfaltem ze względu na komfort zwierząt gospodarskich, a także po to, by ich odchody łatwo wsiąkały w grunt. Nowoczesne rozwiązania są tu wprowadzane tylko wtedy, gdy są rzeczywistym ulepszeniem. Tej zasadzie hołduje też architekt. Budowle Caminady są

niezwykle pragmatyczne i pozbawione senty-mentalizmu, odniesień do historycznego decorum. Mimo to nieomal niepostrzeżenie zrastają się z dawnymi zabudowaniami wsi. „Rolnicy z pew-nością nie skłaniali się nigdy ku regionalizmom czy folklorystycznym tendencjom”6– dowodem jest ich architektura. Stodoły, obory, rzeźnie, szkoły, domy mieszkalne i hotele wiele czerpią z utrwalonej kultury budowania z drewna. Myślenie o wnętrzach, konstrukcji, zewnętrzu, sprzętach i wyposażeniu jest tu niepodzielne. „Gdy odbywałem swoją ciesielską praktykę, nie było specjalistycznych firm wytwarzających tylko krzesła czy tylko stoły. Budowaliśmy całe domy – trumny też”7 – wspomina architekt. Nowe tech-nologie, jeśli mają przewagę nad tradycyjnymi, są wykorzystywane na podstawie umiejętności warsztatowych lokalnych stolarzy i cieśli. Budka telefoniczna projektu Caminady jest współczesną

6 G.A. Caminada, Nine Theses on How to Strengthen Peripheral Regions, [w:] Culzuffel e l’ Aura dado – Gion A. Caminada, Lu-zern: Quart Verlag, 2008, s. 136 [tłum. M.M.].7 „Do something to make life a little more bearable” – Gion A. Caminada in conversation with Bettina Schlorhaufer, [w:] Culzuffel e l’ Aura..., s. 169.

Budynki gospodarcze, Vrin, proj. Gion A. Caminada

autoportret 4 [39] 2012 | 24

Page 7: 3. maciej miłobędzki   dom regionalny - reaktywacja

drobnoskalową odmianą konstrukcji wieńcowej, niezwykle precyzyjnie łączonej w narożnikach. Jej spatynowana powierzchnia zrosła się z cza-sem z budynkiem stodoły, do której przylega. Jedynie całoszklane drzwi z nadrukiem „Swis-scom” zaskakują swoją nowością. Zabudowania gospodarskie i domy mieszkalne buduje się, opierając się na systemie drewnianych ram – kasetonów, których prefabrykowane ocieplane elementy, pokryte płaszczem z desek, są łączone w narożach jak belki w budowlach z bali. Pomię-dzy nimi zamontowano nowoczesne przesuwne okna i okiennice.

Podobne systemy z prefabrykowanych drewnia-nych blatów wzmacnianych stalowymi ściągami opracował Peter Zumthor. Ściany z wielkoskalo-

wych elementów są łączone w narożnikach „na zakład” i tworzą układ skrzyń opartych na idei tradycyjnych konstrukcji wieńcowych. Pomię-dzy skrzyniami mieszczącymi pomieszczenia pomocnicze architekt pozostawia prześwietlone wielkimi oknami sekwencje otwartych przestrze-ni. Znana metoda, odczytana na nowo i dostoso-wana do obecnych metod prowadzenia budowy, pozwoliła na ewolucję tradycyjnego alpejskiego wzorca kształtowania wnętrz i stworzyła możli-wości kształtowania programu domów.

Dom, który luBi

Rolnicy z Vrin nie potrzebują antropologów, kulturoznawców, socjologów, psychologów i architektów, by wiedzieć, jak żyć, myśleć, w co

wierzyć, by stosować zestaw lubianych i rozumia-nych wzorców. Najprawdopodobniej nie wiedzą też, co to partycypacja w projektowaniu, nie od-różniając jej od zwykłych życiowych czynności. Bez kompleksów otwierają się na rozmaite nowo-ści. Jest to przywilej społeczności, które w czystej postaci już prawie nie istnieją. Tych, którzy chcieliby szukać podobieństw z jakimkolwiek polskim regionem na pewno czeka rozczarowa-nie. Wydaje się jednak, że w tej sytuacji – tym bardziej – tylko wnikliwe oparcie się na realiach może uchronić nas od domów „rysowanych”, traktowanych jak sprzęty – gadżety: ograniczo-nych w swej praktyczności i nie dość atrakcyj-nych w swym kostiumowym regionalizmie.

Peter Zumthor napisał o domu, który zbudo-wał dla siebie w Haldenstein, pośród typowej wiejskiej zabudowy:

„Kiedy oglądam go z różnych stron, dom zdaje się mówić: «Kocham miejsce w, którym stoję, chcę być częścią mojego otoczenia». Ale mówi również: «Nie mam nic do roboty wśród sąsia-dujących dachów krytych dachówką, rzeźbio-nych drewnianych gzymsów i okien, malowa-nych tynkowanych fasad. Lubię takie rzeczy jak arkusze fałdowej blachy, szare wypłowiałe ściany zwykłych chałup i stodół…».

A więc dom mówi coś o miejscu, w którym po-wstał; to jest specyficzna odpowiedź na pytanie, jak dom mógłby wyglądać w tym miejscu. Bu-dynek najpierw jawi się jako „ciało” w miejscu, w którym powstał, a potem jako myśl, obraz w głowach ludzi, którzy go spostrzegają”8.

Problem naszych mazurskich kreacji polega między innymi na tym, że jawią się najpierw jako obraz, przez co niełatwo przychodzi im przeistaczanie się w „ciało”.

8 P. Zumthor, Body and Image, [w:] Archipelago, ed. P. McKeith, Helsinki: RakennustietoOy, 2006, s. 205–206 [tłum. M.M.].

Dom mieszkalny, Vrin, proj. Gion A. Caminada

Page 8: 3. maciej miłobędzki   dom regionalny - reaktywacja

Budka telefoniczna, detal narożnika, Vrin, proj. Gion A. Caminada