Post on 01-Jun-2020
TEKSTY I RYMY
CZASOPISMO GRUPY DZIENNIKARSKIEJ PAŁACU MŁODZIEŻY
W OLSZTYNIE
WPRAWDZIE NIEREGULARNE, ALE ZA TO INDYWIDUALNE,
CZYLI CO KTO CHCE I UMIE
NUMER PIERWSZY I – MAMY NADZIEJĘ – NIE OSTATNI
W ROKU SZKOLNYM 2016/2017
Jestem tu nowa
Niedawno pierwszy raz odwiedziłam Pałac
Młodzieży im. Orląt Lwowskich w
Olsztynie. W tym roku zaczęłam chodzid
na kółko zainteresowao i zajęcia językowe.
Gdy przekroczyłam próg poczułam chłód
wnętrza budynku, zupełnie nie wiem
dlaczego zaczęło kołatad mi w piersi.
Byłam zagubiona, trochę przestraszona,
ale coś skusiło mnie, żeby wejśd dalej,
wyżej. Na parterze zobaczyłam pracownie:
modelarską, teatru lalek, dziennikarstwa,
szachów, muzyczną. Na całym piętrze
słychad było muzykę graną na gitarach.
Wydaje mi się, że są to gitary elektryczne.
Na pierwszym piętrze siedziało wiele
dzieci w wieku przedszkolnym, pewnie
dlatego, że odbywają się tam zajęcia
plastyczne. Niedaleko pracowni teatralno-
muzycznej wisiały zdjęcia z imprez
organizowanych przez Pałac. Patrząc na
zdjęcia, miałam ochotę się śmiad, widad
było, że osoby ze zdjęd świetnie się bawią.
Na drugim piętrze znajdują się cztery sale,
jednak od wejścia widad było tylko dwie z
nich. Zaraz po wejściu na to piętro rzuciły
mi się w oczy prace zawieszone na
sztalugach. Są to dzieła wykonane przez
dzieci i młodzież z pracowni malarstwa
sztalugowego. Ich pracę naprawdę mi się
spodobały, myślę, że autorzy prac zostały
obdarzone ogromnym talentem.
Wychodząc zauważyłam, że drzwi do auli
są otwarte. Ciekawośd jest jedną z wielu
moich cech, więc bez wahania zajrzałam
do sali. Zobaczyłam kilka taoczących
dziewczyn i nauczycielkę. Z tego co
zauważyłam uczyła dziewczyny kroków. Po
chwili uczennice powtarzały ruchy. Były
przy tym zgrane, skupione. Mogłabym na
nie patrzed bez kooca, było to bardzo miłe
uczucie. Na ostatnim, trzecim piętrze
siedziało wiele osób, na oko w wieku 15-
17 lat. Widad, że zajęcia tam prowadzone
cieszą się sporym zainteresowaniem.
Najwięcej nastolatków czekało pod
pracownią logopedyczną i instrumentów
klawiszowych. Większośd osób kolejny rok
chodzi na zajęcia i rozwija umiejętności.
Pozytywnie oceniają kółka zainteresowao,
na które uczęszczają. Zapytane osoby
stwierdziły, że na zajęciach czują się
swobodnie i miło. Jedna z dziewczyn
powiedziała, że właśnie tu poznała swoją
przyjaciółkę. Mam nadzieję, że ja też będę
miała takie szczęście i poznam tutaj
bratnią duszę. Myślę, że wybór zajęd był
jak najbardziej trafny. Uważam, że jest to
jedna z moich najlepszych decyzji. Jeszcze
wczoraj byłam tu nowa, dziś jestem już u
siebie.K. Grzegorczyk
PAŁACOWE MENU
CZYLI
CZYM CHATA BOGATA, TYM RADA
Pracownią rękodzieła
kieruje pani Teresa
Jabłońska. Pracownia jest dla
każdego. Rękodzieło, jak sama
nazwa wskazuje, to dzieło rąk
i wyobraźni. Pracownia
kształci w takich
dziedzinach, jak: malowanie
na jedwabiu, filcowanie,
malowanie na szkle,
krawiectwo, haftowanie, ale
również dużym zaintere-
sowaniem cieszą się własne
techniki rękodzieła, to zna-
czy można robić coś nowego,
swojego, według własnego
uznania. Pracownia ręko-
dzieła bierze udział w li-
cznych konkursach. Wymaga to
intensywnych przygoto-wań i
wyselekcjonowania najlepszych
prac. Pracownia organizuje
również wiele wystaw,
wernisaży, na które są
zapraszani rodzice, aby
podziwiać i pooglądać dzieła
swoich pociech.
Paweł
Spotkanie
z
podróżnikiem
Posłuchaj. Oto podróżnik.
Opowie nam pewną historię,
ale pamiętajmy, że to nie jest
historyk. To podróżnik.
Usłyszysz o geografii, ale to nie
będzie coś, o czym się dowiesz
na geografii w szkole. Usiądź
wygodnie i posłuchaj o… O
naszym regionie --Warmii i
Mazurach w latach 50., kiedy to
jeszcze w kościołach ksiądz
mówił po łacinie. Podróżniczka,
która 8 listopada odwiedziła
Pałac Młodzieży, czyli swoją
dawną szkołę ( kiedyś w
pałacowym budynku mieściło
się Technikum Budowlane ) i
opowiadała o tym, jak to
dawniej było. „Mój kolega,
który chciał się pochwalid, że
zna język niemiecki, został przy
nas pobity przez konduktora,
były to czasy, kiedy bicie było
dozwolone.” Trzeba tu
zaznaczyd, że pani podróżnik,
zanim rozpoczęła naukę w
szkole na Emilii Plater, chodziła
do szkoły niemieckiej, więc
nagłe podjęcie nauki w polskiej
szkole stanowiło dla niej nie
małe wyzwanie. Niełatwe było
też zdobycie pracy takiej, jaką
chciała. „Pomimo tego, że
miałam załatwione miejsce w
Olsztynie, kazano mi pracowad
w Pudwie na Warmii.”Tak
właśnie wyglądało życie w kraju
komunistów, gdzie panowało
tzw. ukryte bezrobocie. W taką
właśnie podróż mogłam
„pojechad” pewnego wtorko-
wego wieczoru. Byłam przez
chwilę na Warmii i Mazurach,
ale takich, gdzie jest jeszcze
realizowana „wspaniała” poli-
tyka komunistów.
Natalia Lempaszek
Opowiastka z mitem w tle
W odległej starożytnej krainie
na świat przychodziło bardzo mało
chłopców. Rodziły się same
dziewczęta, a jeśli już jakimś
przypadkiem narodził się syn, to był
on słaby. Państwo rozciągało się od
morza do gór, więc potrzebowano
wielu rąk do pracy. To były
naprawdę trudne czasy. Tak mijały
dni, miesiące, lata. W pewnym
momencie wszyscy spostrzegli, że do
pracy nie ma już ani jednego
mężczyzny, który mógłby pracować.
Mieszczanie i chłopi musieli więc
zatrudnić swoje delikatne i niechętne
do ciężkiej pracy córki. Tak minęło
znów kilka lat. Ludzie w tym czasie
rozsiewali plotki, że niejakie Mojry-
dziwaczne i nieludzkie istoty z
odległych krain – są odpowiedzialne
za brak męskich potomków. Ale kto
to by tam wierzył w jakieś
niestworzone historie. Pewnego
jesiennego dnia, kiedy słońce zaszło i
wszyscy mieszkańcy poszli spać, w
grocie wyżłobionej przez
przepływający niedaleko małej wsi
strumień coś zaświeciło. Blask
przypominał jakby piorun, który
urwał się z gwałtownego wiatru. Po
chwili wszystko ucichło i dało się
słyszeć ciche kroki, dobiegające nie
wiadomo skąd, chyba gdzieś”z góry”.
Do wioski zbliżały się Mojry. Trzy
dziwne, niewysokie, zakapturzone.
Głowy i rysów ich twarzy nie można
było dojrzeć. Nazywały się: Kloto ,
Lachesis i Atropos. Pierwsza - Kloto –
przędła nićżycia. Druga - Lachesis-
odpowiadała za to, co w życiu się
wydarza. Trzecia - Atropos –
władczyni śmierci przecinała
nićżycia. Mojry były pół boginiamipół
ludźmi, toteż z tego względu
wszystko wiedziały o trudnej sytuacji
w państwie. Pomyślały, że jeśli nie
one, to kraj upadnie tak samo, jak
kiedyś odnosił zwycięstwa w
bitwach. Wszystkie razem
postanowiły wziąć sprawy w swoje
ręce i uznały, że stworząnowego
człowieka. Wzięły ogromny gar,
nazbierały z pobliskiej łąki
czterolistnej koniczyny - żeby ów
mężczyzna miał w życiu szczęście,
frezji- żeby był nieco delikatny i
przystojny, a na sam koniec dorzuciły
pięknąróżę - żeby kolce nauczyły go,
jak sprostać trudom w jego
przyszłym życiu, jak znosić cierpienie
i przeciwności. Wszystko to wrzuciły
do wielkiego gara, po czym zaczęły
mieszać. Nagle z bulgoczącej
mikstury wyłonił się wysoki,
umięśniony mężczyzna.Mojry
zadowolone ze swego dzieła
mruczały i mlaskały, oblizując się z
zachwytem. Można byłoby pomyśleć,
że robiły obiad. Młodzieniec stał i
patrzył na Mojry. Niczego nie
rozumiał, niczego nie umiał. Kloto
uznała, że ich dziecię musi mieć imię.
Pokłóciła się z siostrami, bo każda
chciała nazwać go po swojemu.
Sprzeczały się tak ze dwa tygodnie.
Dopiero, gdy mężczyzna zaczął trząść
się z zimna – przecież nagi stał tak w
garze, a mikstura dawno wystygła -
Opowiastka z mitem w tle
postanowiły, że nazwą go
Lampidosem. Lachesis przekazała mu
swą wiedzę, a Atropos nauczyła
mówić. Mojry przykazały
Lampidosowi, że nikomu nie może
powiedzieć,skąd się wziął. Wskazały
mu drogę do pewnej rodziny, która
została wybrana przez Mojry. Po
udzieleniu mu wszystkich rad i
wskazówek zniknęły tak samo
tajemniczo, jak się pojawiły. Od tego
czasu minęło znów kilka lat.
Lampidos wiódł spokojne życie wraz
z rodziną. O Mojrach, które go
stworzyły, zapomniał już zupełnie.
Pewnej nocy wybrał się na
polowanie. Zaczaił się w krzakach na
grubego zwierza. Coś szeleściło obok
niego. Słyszał trzask łamanych
gałązek i dziwne odgłosy, które nijak
nie pasowały do żadnego znanego
mu gatunku zwierząt. Czekał w
ukryciu. Nagle dostrzegł trzy postacie
kształtem przypominające
człowieka.To były Mojry. Zupełnie
ich nie poznał. Mojry przypomniały
mu o wszystkim, co wydarzyło się
kilka lat temu. Atropos ostrzegła go,
że jeżeli jeszcze raz o nich zapomni,
to straci życie. Lampidos bardzo się
przestraszył i obiecał o nich nie
zapomnieć. Tak minęło znów trochę
czasu. Kloto i Lachesis zauważyły, że
Lampidos jest bardzo sympatyczny,
więc postanowiły wziąć go do swego
królestwa. Lampidos jednak w ogóle
nie chciało tym słyszeć i nie
zamierzał opuszczać swojego miasta.
Zezłoszczone do największego
stopnia Mojry postanowiły przekupić
Atropos, żeby przecięła
nićżyciaLamipdosa za jego
nieposłuszeństwo. Atropos się nie
zgodziła, ponieważ nie chciała zabijać
tego, co pielęgnowała i pokochała.
Kloto i Lachesis postanowiły zabić
Atropos oraz Lampidosa za
nieposłuszeństwo. Wieczorem
przygotowały truciznę. Nic się nie
stało Atropos, ponieważ była ona
boginiąśmierci i nie mogła umrzeć z
cudzych rąk. Po zdradzie Kloto i
Lachesis Atropos przecięła ich
niciżycia. Później udała się do
Lampidosa i oznajmiła mu, że Kloto i
Lachesis chciały zabić ją i jego za
nieposłuszeństwo. Lamipdos bardzo
dziękował Atropos i dzięki pomocy
jego rodziny zostali razem w
królestwie i żyli bardzo, bardzo
długo, bo przecież byli bogami
śmierci i nie umrą dopóki ich nici nie
zostaną przerwane…
Paweł
Kartka z podróży
Nigdy nie sądziłam, że pojadę na Ukrainę.
Zwłaszcza teraz. Każdy wie, że na Ukrainie
trwa wojna i wielu moich przyjaciół, kiedy
powiedziałam gdzie jadę, zareagowało
dziwnie. Najczęstszymi stwierdzeniami
było jednak :”O Ukraina? Nie masz gdzie
pojechad na wakacje?” ; „Pchasz się bez
sensu na wojnę” ; „Tak jasne, Ukraina
fajnie. Tylko wród cała, dobrze?”. Sama
byłam zdziwiona, że zgodziłam się
pojechad. Cieszę się jednak, że podjęłam
taką a nie inna decyzję.
Przez całą drogę w autobusie było bardzo
głośno. Wszyscy rozmawiali, śmiali się i
słuchali muzyki. Jednak kiedy dojechaliśmy
na granicę z Ukrainą, wszystkie rozmowy
ucichły. Nie wiem, może się baliśmy, że na
granicy spędzimy godziny albo czegoś
jeszcze innego. Jednak celnicy szybko nas
przepuścili i wjechaliśmy na Ukrainę. Przez
jakiś czas wszyscy wpatrywali się w okna i
przyglądali się uważnie w krajobraz
Ukrainy. Potem jednak wszystko wróciło
do normy, czyli niektórzy wpatrywali się w
małe ekraniki telefonów a inni rozmawiali.
Na początku uśmiech Ukraioców. Okazało
się, że większośd z nich jest naszymi
rówieśnikami i właśnie z nimi spędzimy
dużo czasu. Oni również uczęszczali do
Pałacu Młodzieży, bardzo podobnego do
naszego Pałacu. Przyjaciele pytali mnie,
czy potrafiłam się z nimi dogadad. Sprawa
języka nie była dla mnie ważną kwestią.
Dwoje z Ukraioców świetnie mówiło po
polsku. Jeśli chodzi o charakter, to była
między nami ogromna różnica. My bez
żadnego cienia uśmiechu, z posępną miną i
przygarbioną postawą. A oni? Zadowoleni,
uśmiechnięci, wyprostowani. Gotowi do
działania i pokazania nam, że pomimo
różnych opinii ich miasto jest przepiękne.
W mojej głowie od razu zrodziła się myśl,
dlaczego są tacy szczęśliwi? Przecież w
waszym kraju jest wojna! Codziennie giną
ludzie. Dopiero po pewnym zrozumiałam
wszystko i uzyskałam odpowiedź na
dręczące mnie pytania.
Ukraina okazała się przepiękna. Fakt, nie
jest to kraj bogaty. Ja jednak zakochałam
się w tym kraju bez opamiętania. Ukraiocy
zakochani są w Polsce i planują tutaj swoje
dorosłe życie. Szczerze mówiąc, bardzo
spodobała mi się ta wizja. Nigdy jeszcze
nie poznałam tak optymistycznie
nastawionych do życia ludzi. Oni cieszyli
się z każdego, kolejnego dnia. Cieszyło ich
nasze towarzystwo i to, że mogli nas
poznad.
Czy coś wyniosłam z tej wycieczki? Myślę,
że bardzo wiele. Zaczęłam doceniad to, co
posiadam i na mojej twarzy częściej
pojawia się uśmiech. Zyskałam
prawdziwych przyjaciół, ale też
nawiązałam lepszy kontakt z osobami z
mojego otoczenia. Czy czegoś żałuję?
Chyba tylko tego, że tak późno zaczęłam
rozmawiad z Ukraiocami. Natomiast jeśli
chodzi o ponownie spotkanie się z nimi,
moje walizki są już spakowane i tylko
czekają aż wrzucę je do autokaru i wyruszę
z nimi na ponowne spotkanie z moimi
przyjaciółmi.
Wiktoria Wiktoria.
Moja historia
Kilka miesięcy temu dowiedziałam się, że
lekarze podejrzewają u mnie raka skóry.
Na początku w ogóle mnie to nie ruszyło.
W koocu, jak to tylko podejrzenie, to nic
takiego, prawda? Nie przejmowałam się i
nawet o tym zapomniałam. Dopiero po
pewnym czasie zaczęło mnie coś niepokoid.
Dermatolog powiedział mi, że
najniebezpieczniejsze dla mojego życia są
trzy znamiona. Zaczęło mnie to poważnie
martwid, kiedy zauważyłam, że na nodze
dookoła znamienia pojawiła się czerwona
otoczka. Na głowie znamiona były
podrażniane przez szczotkę do włosów,
więc coraz częściej mnie bolały.
Poprosiłam mamę abyśmy udały się do
lekarza. Wtedy bałam się już naprawdę.
Czekałyśmy w kolejce kilka godzin. Z
minuty na minutę wzrastało moja
zdenerwowanie. W koocu, kiedy przyszła
nasza kolej, wstałam razem z moją mamą i
weszłyśmy do gabinetu. Pamiętam, że było
mi strasznie słabo. Lekarz zrobił szybkie
badania, pokręcił głową i powiedział tylko
: trzeba jak najszybciej usunąd, tu zaczyna
się rozwijad się rak. To chyba było
najgorsze uczucie. Dowiadujesz się, że
masz ciężką chorobę. Ja miałam o tyle
dobrze, że wykryto go u mnie wcześnie,
więc miałam bardzo duże szanse.
Zawsze wydawało mi się, że ciężko chorzy
ludzie zupełnie inaczej postrzegają świat.
Inaczej żyją lub przynajmniej się starają. Ze
mną tak nie było. Jedyne, co się we mnie
wtedy zmieniło, było dbanie o siebie.
Unikałam słooca i nawet zaczęłam
zdrowiej jeśd.
Termin wycinania znamion miałam
wyznaczony na drugi tydzieo ferii. W
pierwszym tygodniu pojechałam na narty,
żeby zapomnied. Jednak wcale nie
zapomniałam. Na początku drugiego
tygodnia pojechałam do szpitala. Przyjęli
mnie i zostałam tam sama ze swoimi
myślami i obawami.
Następnego dnia miałam mied zabieg.
Przyszła do mnie jedna z pielęgniarek i
kazała mi się przygotowad. Zawiozła mnie
na wózku inwalidzkim do Sali i zostawiła z
lekarzami. Błądziłam myślami i nie byłam
świadoma, co działo się dookoła mnie.
Tamtej nocy podali mi lekarstwa. Teraz już
nie pamiętam, jak dokładnie się one
nazywały. Kazali położyd mi się na łóżku.
Byłam niesamowicie posłuszna. Robiłam
wszystko, czego ode mnie oczekiwali. Mało
odzywałam się i starałam się odegrad rolę
idealnej pacjentki. W pewnym momencie
poczułam igłę pod swoją skórą. Jedyne, co
zapamiętałam z tego zabiegu, to zduszony
śmiech lekarzy i głosy mówiące, że była to
ostatnia chwila.
Kiedy wróciłam do szpitala na zdjęcie
szwów, znów czułam się nieswojo.
Operowane miejsca bardzo często
krwawiły i to też mnie niepokoiło. Szwy
zdjęli mi bardzo szybko i wcale nie czułam
bólu. Wyszłam słabym krokiem z gabinetu.
Po kilku tygodniach dostałam wyniki.
Okazało się, że wszystko jest w porządku i
żaden rak już mi nie zagraża. To było
dziwne uczucie. Cieszyłam się, bo
wiedziałam, że choroba nie zagraża już
mojemu życiu.
Rak zmienił wiele w moim życiu. Zaczęłam
byd milsza dla innych i na pewno żyłam
wtedy inaczej. Teraz myślę o nim rzadko,
ale wiem, że nie jestem w stanie o tym
zapomnied.
Uczeń – sapiens czy nie sapiens? Rozważania nierozważnej uczennicy
No tak, szkoła. Miejsce,
gdzie mają się zrodzić nowe
młode talenty, wykluć się
przyszli nobliści. Mamy się
uczyć, rozwiązywać zadania
matematyczne, trenować
szare komórki, ale czy to
naprawdę my mamy je
rozwiązywać? Czy to my, czy
to nasz nauczyciel podaje
nam algorytm rozwiązania,
według którego musimy iść?
Mówią, że najważniejsze jest
kreatywne myślenie, szukanie
niezwykłych rozwiązań, ale
czy faktycznie te kreatywne
rozwiązania są bardzo
otwarcie przyjmowane przez
szkołę. Myślę, że niezupełnie.
Wystarczy spojrzeć na
biografię wybitnych umysłów,
które nie zawsze były tak
doceniane przez szkołę jak na
to zasługiwały. Jednak ich
myślenia nie udało się szkole
zniszczyć totalnie, nie
ograniczono go, wydostał się z
klatki, jaką przez ok. 12 lat
tworzyli nauczyciele. W
szkole zdobyli wiedzę
potrzebną do tworzenia
niestworzonego, odkrywania
nieodkrytego. Jednym z takich
niezwykłych uczniów był na
pewno Stephen Howkins. I o
to chodzi, aby zdobytą wiedzę
w szkole jak najlepiej
wykorzystać w praktyce. Nie
zamknąć się w istniejących
regułkach i sztywno się ich
trzymać, ale pomyśleć, wyjść
poza schemat. Ale czy będąc w
szkole, możemy oddać się
fantazji i wyjść poza schemat?
Czy możemy zastanawiać się,
czy regułka jest oparta na
dobrych zasadach? Czy nie
zostaniemy wtedy ukarani złą
oceną? Raczej zostaniemy,
nauczyciele od polskiego
mówią, że najważniejszy jest
pomysł, kreatywność, jednak
pisząc rozprawkę czy jakiś
inny tekst, musimy się
sztywno trzymać ram, a im
mniej naszego myślenia,
więcej trzymania się ram, tym
lepiej.
Natalia
Kto pomoże przezroczystym?
Często lekceważy się
osoby w starszym wieku. Nie
zauważamy ich. Nie zdajemy
sobie sprawy, że czasem
potrzebują naszej pomocy.
Zacznijmy od tego, że starość
jest nieunikniona. Każdego z
nas czeka. Nawet zdajemy
sobie z tego sprawę, jednakże
myślimy, że to odległa
przyszłość. Można powiedzieć,
że żyjemy według zasady:
‘Carpe diem’ .
Nie znam nikogo, kto
twierdziłby, że nie powinno
się pomagać osobom
starszym. Z drugiej strony nie
znam zbyt wielu osób, które
starszym pomagają. Mówimy
jedno, robimy drugie. Nie
możemy oczekiwać od innych
tego pomocy, jeśli sami
pomocy potrzebującym nie
udzielamy. Emeryci zazwyczaj
nie mają pojęcia, jak korzystać
z nowych mediów czyco
mogliby robić w wolnym
czasie.Nie wiedzą, jakie ulgi
czy też zniżki im przysługują.
Możemy pomóc i jednocześnie
sprawić, że osobom starszym
w naszym kraju będzie żyło
się lepiej.
Od razu, gdy słyszymy o
lepszym życiu, przychodzina
myśli wsparcie finansowe.
Jednakże pomoc nie polega
tylko na rzeczach
materialnych. Miły gest,
rozmowa o codziennych
troskach, szacunek czy też
choćby zwykłe ustąpienie
miejsca w autobusie bądź
tramwaju to też jest pomoc!
Otwórzmy więc nasze serca, a
przede wszystkim oczy! Nie
ignorujmy starszych! Gdy na
ulicy zatrzyma cię starsza pani
i powie, że potrzebuje
pomocy, zanim odejdziesz,
lekceważąc ją, zastanów
się,czy chciałbyś, aby tak
potraktowano Twoją babcię,
mamę, a w przyszłości może i
Ciebie?
Iga
Przezroczysta
Dziesiąta trzydzieści, przerwa w szkole. Z
różnych stron dobiegają rozmowy,
śmiechy, krzyki i inne. Ty i twoja klasa
czekacie na kolejną nudną lekcję. Wszyscy
rozmawiają i mają ze sobą dobry kontakt.
Ty biegasz wzrokiem po klasie, po
korytarzu i po tych wszystkich znajomych
twarzach. Ludzie są uśmiechnięci,
wyglądają na szczęśliwych, ale tobie
wydaje się, że wcale nie są tacy mili, na
jakich wyglądają. Jednak trochę ich znasz.
W koocu twój wzrok zatrzymuje się na tej
dziewczynie. Jak zwykle siedzi sama,
skrobie coś w zeszycie albo słucha muzyki.
Dookoła niej nie ma nikogo. Pod jej
adresem pada kilka przykrych słów typu :
gruba, dziwna, brzydka, idiotka. Ty
zastanawiasz się jednak, dlaczego tak jest.
Jak ludzie mogą oceniad pomimo tego, że
w ogóle nie znają tej osoby? Gdzie w tym
wszystkim jest sens? Ktoś przechodząc
kopnął jej plecak, a ona w milczeniu
przysunęła go z powrotem do siebie. Ona
nigdy nic nie mówi, nigdy się nie
sprzeciwia, nigdy nie płacze chod znalazła
się w tak trudnej sytuacji. Tobie wydaje
się, że jest nic nie warta, ale dla mnie jest
ona niesamowicie silna. Chociażby
dlatego, że nie przepisała się z tej klasy
pomimo tego, że od trzech lat nie ma tutaj
prawdziwej przyjaciółki. Ty oczywiście też
do niej nie podejdziesz, nie możesz narażad
przecież swojej reputacji, prawda? Och
tak, masz przecież innych „przyjaciół”.
Tylko skąd masz pewnośd, że ona nie
byłaby lepszą koleżanką niż wszystkie
twoje fałszywe „przyjaciółki”? Skąd wiesz,
że nie ma cudownego charakteru i
kryształowej osobowości? Ona mogłaby
byd przy tobie na zawsze, pomimo tego
wybierasz towarzystwo, które jest przy
tobie na chwilę. Jednego dnia są twoimi
przyjaciółmi, drugiego zaś mogą cię
nienawidzid, bo krzywo na nich spojrzałeś.
Czy przesadzam? Nie sądzę. Codziennie
oglądam zachowania tysięcy różnych
nastolatków. Jestem przecież jedną z nich.
Wiktoria
,,Serialowa bohaterka była
dla mnie inspiracją”-rozmowa
Kingi Grzegorczyk z Natalią Hul
Natalia jest uczennicą gimnazjum, utalentowaną
gitarzystką i wychowanką Pałacu Młodzieży.
Cześć, słyszałam, że grasz na gitarze, to prawda?
-Cześć. Tak, mogę się nawet pochwalić kilkoma
nagrodami, co prawda w konkursach szkolnych, ale
może kiedyś będę grała dla szerszej publiczności.
Czy mogłabym zadać Ci kilka pytań?
-Jasne, z chęcią odpowiem.
Kiedy zaczęłaś swoją przygodę z gitarą?
- Około dwóch lat temu.
Czy chodzisz na dodatkowe zajęcia? Jeśli tak, to
gdzie?
- Już nie, ale chodziłam. Na początku uczyłam się
w szkole muzycznej Jamaha, potem zaczęłam
chodzić do Pałacu Młodzieży.
Co zachęciło Cię do gry na gitarze?
- Może się to wydać śmieszne, ale obejrzałam jeden
z odcinków serialu ,,Violetta” i spodobało mi się,
jak gra bohaterka. Pomyślałam, że ja też mogę się
zaprzyjaźnić z gitarą.
Dlaczego wybrałaś akurat szkołę Jamaha i Pałac
Młodzieży?
- Słyszałam, że są tam świetni nauczyciele i
cudowna atmosfera. Do szkoły muzycznej
chodziłam krótko, bo tylko pół roku, a w Pałacu
uczyłam się prawie 3 razy dłużej, bo półtorej roku.
W obu miejscach było bardzo fajnie, ale ceny zajęć
znacząco się różniły.
Jakim utworem zaczęłaś swoją przygodę z
gitarą?
- Nie pamiętam, wydaje mi się, że była to kolęda
,,Lulajże Jezuniu”.
Kiedy przestałaś uczęszczać na zajęcia?
- Pod koniec szóstej klasy.
Dlaczego?
- Brakowało mi czasu.Musiałam bardziej przyłożyć
się do nauki w szkole.
Czyli byłaś zadowolona z zajęć gitarowych?
- Bardzo, uważam, że to był świetny wybór.
Czy gdybyś miała czas, kontynuowałabyś
naukę?
- Myślę, że tak. W końcu przede mną jeszcze
mnóstwo pracy, żeby grać jak serialowa bohaterka.
Dziękuję, że poświęciłaś mi swój czas
- To ja dziękuję, że wybrałaś akurat mnie.
Uśmiech.
Zwykła fizjologia czy wyjątkowy dar?
Są różne rodzaje śmiechów,
uśmieszków, pod-śmieszków
czy rozśmieszków. Śmiech jest
bardo pożądany pod względem
biologicznym- wydziela
endorfiny tzw. hormony
szczęścia. Janusz Korczak
powiedział: „kiedy śmieje się
dziecko, śmieje się cały świat”.
Jednak ten „śmiech” nie zawsze
wynika z naszej szczerej radości.
Na przykład wyobraź-
my sobie, że jesteśmy w
towarzystwie. Siedzimy w ciszy,
nic ciekawego się nie dzieje i
nagle ktoś chcący zabłysnąd
zaczyna opowiadad kawał,
śmieszną historię. Nikt się nie
śmieje, ale my nie chcemy, aby
popadł w kompleks braku
charyzmy i poczucia humoru,
więc zaczynamy się śmiad. Czy
ten dowcip nas naprawdę
rozśmieszył?Niekoniecznie, ale
nasz kolega będzie miał
satysfakcję wniesienia czegoś
do grupy, wywołania w niej
pozytywnych emocji.
Często również obda-
rowujemy uśmiechem osoby,
które dopiero co poznaliśmy.
Podanie ręki często jest
połączone z podniesieniem się
kącików naszych ust. Jest to
często po prostu wyraz naszej
empatii. Pełni bardziej rolę
komunikatu, który mówi, że nie
ma co się nas bad, niż
poinformowania, że miło cię
poznad, bo kiedy widzimy kogoś
pierwszy raz, to skąd mamy
wiedzied, że będzie miło. Nie
każdemu jednak dano empatię,
więc nie każdy zmienia pozycję
swoich ust, witając się z nami. Z
tego wynika, że w tym
pierwszym witającym nowo
poznaną osobę uśmiechu musi
byd coś wyjątkowego, jeśli nie
każdy wykonuje ten „ruch”.
Inny istotny przykład
pokazywania radości na żądanie
to jest tzw. chowanie się w
tłum. Ktoś, najczęściej nasz
rówieśnik, lecz nie zawsze,
znajduje się w teoretycznie
niebezpiecznej sytuacji, jednak
wychodzi z niej bez żadnej
mechanicznej szkody. Wtedy
często zaczyna nas ta sytuacja
śmieszyd, albo głupota osoby,
która się w niej znalazła. Może
wtedy pojawid się u nas
różnego rodzaju śmiech- ten
drwiący, ten szczery lub ten
wymuszony w celach dosto-
sowania się do grupy, by nie
zostad wziętym za kosmitę,
który nie wie, co w danym
miejscu robi. Oczywiście nie
zastanawiamy się często, co
czuje osoba, z której właśnie się
śmiejemy. Jej odczucia często
zależą od sytuacji. Czasami
stosuje koncepcje tzw. wisi mi
to i albo przyłącza się do
śmiechu, albo po prostu go
ignoruje. Zależy to też od
tego,jakie ma relacje z osobami,
które się z niej śmieją.
Podobnoosoba śmie-
jąca się to z definicji osoba
szczęśliwa. Niestety, tylko z
definicji, jednak nie smudmy
się. W koocu nawet wymuszony
uśmieszek jakoś na nas działa, a
na pewno na drugiego
człowieka. Ktoś do nas się
uśmiechnie, często odwzajem-
niamy ten gest, ktoś się
zaśmieje, często przyłączamy
się do niego. I tutaj właśnie tkwi
ta niezwykła moc uśmiechu,
tego daru, jaki otrzymaliśmy od
natury. Używajmy go jak naj-
częściej. To wspaniałe, że
możemy dzielid się nim nie
będąc wewnętrznie szczęśli-
wymi. Inne zwierzęta są w
gorszej sytuacji, bo ciężko jest
się im uśmiechnąd wargami,
najczęściej „śmieją się oczami”.
Nam niestety „oczy się śmieją”
tylko przy szczerej radości”.
Natalia Lempaszek