Post on 16-Aug-2020
C H R Z E Ś C I J A N I N O wewnętrznym ukojeniu
EW ANGELIAŻYCIE I MYŚL C H R ZE Ś C IJA Ń S K A JE D N O ŚĆP O W T Ó R N E P R Z Y J Ś C IE CHRYSTUSA
Rok założenia 1929 Nr 6., czerw iec 1981 r.
O WEWNĘTRZNYM U K OJENIU
NIE ZASMUCAJMY DUCHA ŚWIĘTEGO
DUCH ŚW IĘTY W STARYM TESTAM ENCIE
IMIONA DUCHA ŚW IĘTEGO
TE TRZY, TO JEDNO
ZAKON DUCHA ŚW IĘTEGO
DUCH ŚW IĘTY W H ISTORII KOŚCIOŁA
Z CHRYSTUSEM PRZEZ ŻYCIE (WYWIAD Z BR. S. W ASZKIEW ICZEM )
DUCHU ŚW IĘTY...
WYBÓR MYŚLI M. GOGOLA
M iesięcznik „ C h rześc ijan in ” w ysy łany je s t b ezp ła tn ie ; w yd aw an ie je d n a k czasopism a um ożliw ia w yłączn ie o fiarność C zyteln ików . W szelkie o f ia ry n a czasopism o w k ra ju , p ro sim y k ie ro w ać na kon to Z jednoczonego K ościo ła E w angelicznego: N BP W arszaw a, XV OddziałM iejski, N r 1133-10285-136, zaznaczając cel w p ła ty n a odw rocie b la n k ie tu . O fiary w płacane za g ran icą n a leży k ierow ać na o p rocen tow ane k o n to Z jednoczonego K ościoła E w angelicznego N r 1517/037874/ /9S9766 w B anku P o lska K asa O piek i SA, 1 O ddział w W arszaw ie, ul. Czackiego 21.
Wydawca; Prezydium Rady Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje Kolegium: Józef Mrózek (red. na oz.), Edward Czajko (sekr. red.), Mieczysław Kwiecień, Marian Suski, Ryszard Tomaszewski.Adres Redakcji i Administracji; 00-441 Warszawa 1, ul. Zagórna 10. Telefon: 29-52-61 (w. 5). Materiałów nadesłanych nie zwraca się.Indeks: 35462.
RSW „Brasa- Ksi ążika - R uch ’ ’, W arszawa, Smolna 10/12. Na ki. 5500 egz.
Obj. 3 ark. Z am. 238. L-98.
1. Synu, nie zdałasz osiągnąć prawdziwej wolności, jeśli nie w y rzekniesz się w pełni samego siebie.
Posiadający, zakochani w sobie, chciwi, ciekawi, wiecznie zaaferowani, wygodni, ci, cd nie pragną tego, co Jezusowe, ale żyją ty lko wyobraźnią i planowaniem tego, co trwać nie może, w szyscy oni mają związane ręce.
Bo w szystko1, co nie jest zrodzone z Boga, zginie. Trzym aj się tych zw ięzłych i dosadnych słów: zgubić w szystko, żeby wszystko odnaleźć, porzucić pragnienia, żeby uzyskać spokój. Przemyśl to i wprowadź w czyn, a w szystko zrozumiesz.
2. Panie, to nie jest sprawa jednego dnia ani zabawa dla dzieci, w tym w ielkim skrócie zawarta jest cala treść doskonałości [-...] To prawda, synu, że jeśli ju ż wiesz, że jest to droga do doskonałości, nie powinieneś się zniechęcać i rezygnować zby t łatwo, ale tym bardziej czuć się powołanym do jeszcze wznioślejszych rzeczy, a przynajm niej pragnąć ich i o nich marzyć.
Obyś okazał się takim właśnie i doszedł do tego, że nie będziesz już kochać siebie, ale w ytrw asz w czystości, zgodnie z moją wolą i wolą Ojca, którego poznałeś przeze mnie. Jakże wówczas będziesz mi m iły, a całe twoje życie będzie upływać w radości i pokoju. Jeszcze wiele masz do oddania i jeśli z własnej chęci mnie nie oddasz, nie osiągniesz tego, czego pragniesz.
Radzę ci, kup u mnie złota próbowanego w ogniu, a staniesz się dopiero bogaty, to znaczy kup u mnie mądrości niebiańskiej, która depcze w szystko, Co niskie. Ceń ją sobie ponad ziem ską m ądrość skupiającą się na człowieku i na w łasnym ja.
3. Tak powiedziałem : z rzeczy ludzkich to, co niskie, zam ień na drogocenne i wzniosłe. Prawdziwa mądrość duchowa wydaje się nędzna i mała, i prawie zapomniana, nie sądzi wiele o sobie, nie szuka uznania na ziemi, w ielu ludzi ma je j pełne usta, ale w życiu jakże są od niej dalecy, a przecież tylko ona jest drogocenną perłą ukrytą przed oczyma tłumu.[ . . . ]
1. Synu, staraj się nie ufać uczuciom; co dziś jest, szybko się odmienia. Póki żyjesz, podlegasz przemianom, choćbyś i nie chciał; to jesteś wesoły, to sm utny, to spokojny, to skłopotany. raz pobożny, to znów obojętny, raz pilny, to znów leniwy, raz poważny, to znów niefrasobliwy.
Ale kto mądry i pełen wew nętrznego doświadczenia, stoi ponad tą zmiennością, nie zważając na to, co czuje, ani na to, skąd powieje wiatr odmienny, lecz cały w ysiłek jego ducha kieruje się ku oczekiw anem u i upragnionemu celowi. Bo w ten sposób może pozostać jednaki i zawsze ten sam i pośród ty łu wydarzeń losu zdoła spojrzeniem szybować wprost ku mnie.
2. Zaś im czystsze będzie oko, tym pew niej będzie szedł przez burze życia. Lecz jakże często czystość oka się zaciemnia, bo. zwraca się ono gwałtownie ku każdem u pięknu, jakie napotyka. Rzadko się zdarza człowiek całkowicie w olny od przym usu poszukiwania we w szystk im samego siebie.
Tak Żydzi przybyw ali do B etam i do M arty i Marii nie dla. samego Jezusa, lecz aby ujrzeć Łazarza, Trzeba więc oczyszczać swój wzrok, aby stal się prosty i prawy, a omijając całą pośrednią rozmaitość świata kierował się wprost ku mnie.
Fragmenty z dzieła Tomasza a Kempis: „O naśladowaniu Jezusa Chrystusa”
(w przekł. A. Kam ieńskiej)
2
Nie zasmucajmy Ducha Świętego
„Niech żadne nieprzyzwoite słowo nie wychodzi z ust waszych, ale tylko dobre, które może budować, gdy zajdzie potrzeba, aby przyniosło błogosławieństwo tym, którzy go słuchają. A nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym jesteście zapieczętowani na dzień okupienia” (Efez. 4, 39-38)
Młody człowiek zostawia na wsi rodzinę i udaje się do m iasta do pracy. Przed w yjazdem m atka prosi go: postępuj zawsze tak, ażebym mogła z ciebie być dumna. Syn przyrzekł jej, że nie zawiedzie pokładanych w nim nadziei. Słowa dotrzym ał i chociaż pokusy były nieraz wielkie, obraz rodziców stał mu zawsze przed oczyma. Ale jest Ktoś, Kogo często w życiu zasmucamy, a jest nim Duch Święty. A przecież On w inien w ypełniać serce człowieka.
Pismo Sw. w wielu m iejscach ostrzega, ażeby Ducha Sw. nie zasmucać. Jeżeli nasze dzieci w yrządzają nam przykrość, wówczas odczuwamy to boleśnie. W naw iązaniu do tego prorok Zachariasz mówi: (13,6) „A gdy ktoś zapyta cóż to za rany masz na piersi? W tedy odpowie: To są rany, które mi zadano w domu moich przyjaciół”. Zaparcie się P io tra i zdrada Judasza wiele bólu zadały Panu Jezusowi. Czytamy w Piśmie Świętym , że ciało nasze jest św iątynią Ducha Sw. Ale czy zdajem y sobie spraw ę jak łatwo Go zasmucamy? Jeśli On w nas mieszka, oznacza to, że tam , gdzie my idziemy, On idzie z nami, słyszy każde złe słowo, czyta każdy list przez nas pisany, zna nasze myśli, On też może wskazać jak przeciw stawić się złemu. Duch Św ięty nienawidzi grzechu, ponieważ grzech oddziela od Boga i jest przeszkodą w w ew nętrznym wzroście wierzącego człowieka. Pom yśl i zastanów się, czy swym postępowaniem nie zasmucasz Ducha Świętego. Należy odchodzić od zła i przeciw stawiać się mu. Duch Św ięty przedstaw ia obraz Pana Jezusa w skazując jednocześnie jak Go należy naśladować.
Wielką pomocą w naśladowaniu Pana J e zusa jest system atyczne czytanie Pism a Świętego. Duch Św ięty rozjaśnia um ysł, daje posilenie i praw idłowe zrozumienie Pisma. Czytanie Słowa Bożego nie można więc traktow ać jako sprawę uboczną, ale jako darow any z góry klejnot. Biblijnym obrazem sym bolizującym Ducha Świętego jest gołębica, p rzedstawiana również jako symbol pokoju.
W sercach ludzi wierzących nie może mieć miejsca pragnienie zemsty lub inne tego rodzaju konflikty. Mamy sobie wzajem nie przebaczać, tak jak Bóg przebacza nam każdy grzech.
W Ewangeliach przedstaw iony jest pewien człowiek, który swemu panu winien był dziesięć tysięcy talentów i nie m iał możliwości aby je oddać. Jego pan wnikając w sytuację umo- rzył mu dług. Ale człowiek, M&emu-dar*,
wano tak wielkie zadłużenie, miał swego dłużnika, k tóry był mu winien sto groszy, ale był tak biedny, że i on nie był w stanie tych groszy oddać. Pam iętając, że darowano m u tak w ielki dług, i on powinien swojem u dłużnikowi darować to o wiele mniejsze zadłużenie. Ale Ewangelia mówi nam, że on postąpił zupełnie inaczej. On swem u dłużnikowi nie darował, ale postarał się o w yrok skazujący go na więzienie.
Można by się zastanawiać, jak to jest możliwe? Ale zastanów się czy ty nie postępujesz podobnie. Jeśli Pan Bóg przebaczył ci grzechy twego złego postępowania i ty winieneś przebaczyć tw ym bliźnim naw et jeśli tobie w yrządzili coś złego. B rak przebaczenia jest grzechem, przez który bywa zasmucony Ducn Święty-
W m odlitwie Pańskiej wypowiadam y słowa: przebacz nam nasze winy jak i my przebaczamy naszym winowajcom. Nasz niebieski Ojciec przebacza nam i m y m am y czynić tak. Bóg nie uznaje tych, którzy czynią inaczej. Ducha Świętego możesz zasmucać przez nieuporządkowaną przeszłość. On zna nasze nieuporządkowane życie. On jest długo cierpliwy, ale w swoim czasie wszystko zostanie przyw iedzione na światło dzienne, bo Bóg m iłuje grzeszników, ale grzechów nienawidzi.
Pew na kobieta ukradła swej sąsiadce nóż kuchenny, k tó ry jej się bardzo podobał, ale używając go nie miała spokoju. Spokój powrócił gdy po kilku latach poszła i uporządkowała tę sprawę. Sprawdź czy i twoje życie jest uporządkowane. Napisz list pojednawczy do tych osób, wobec których nie jesteś w porządku. Pragnieniem Ducha Świętego jest, ażeby twoje życie było uporządkowane. Duch Św ięty może być zasmucony przez nasze troski. Serce w ypełnione nadm iarem trosk nie ma miejsca dla Ducha Świętego.
Zasmucamy Go też i przez złe mowy. Mamy mówić to, co się Bogu podoba. Złe mowy oddalają od Boga. Pan Jezus powiedział: jeśli zgrzeszy twój brat, to idź i pojednaj się z nim, Duch ciemności radzi: idź do drugiego i móvy źle o nim. Źle jest jeśli posłuchałeś podszeptów szatana. Złe mowy psują dobre obyczaje,
Apostoł Jakub przypom ina ażeby oddalać od siebie gniew (Jak, 1, 19—2(1). „A niech kąź» dy człowiek będzie skory do słuchania, niosko® ry do mówienia, nieskory do gniewu, Bo gniew człowieka nie czyni tego, co jest .sprawiedliweu Boga", fowodomW» gWaww w-.MMakb-aa«
smucą Ducha Świętego. Lepiej zejść z drogi, jak powodować przekleństw a i złość. Ducha Świętego zasm ucam y przez swoje kłam stw a. On jest Duchem praw dy a sieć k łam stw a rozpięta jest przez diabła.
W Księdze Objawienia Św. Jana czytamy, że kłam cy królestw a Bożego nie odziedziczą. Kto kłam ie wyklucza się z K rólestw a Bożego. Przez kłam stw o można łatw iej coś dla siebie osiągnąć, ale jest to rzecz, k tóra Bogu się nie podoba.
Ducha Świętego zasm ucam y przez to, że tracim y pierwszą miłość. Błogosławiony to czas, kiedy Pan Jezus znajduje się na p ierw szym miejscu w tw ym życiu. Serce jest wtedy wypełnione w ew nętrznym pokojem. Ale teraz, czy swoją obojętną postaw ą nie rozczarowujesz Go? On ciebie m iłuje tak jak dawniej.
Kompozytor M endelson znalazł się kiedyś w katedrze znanej z doskonałych organów. Przestępując próg kated ry usłyszał ich dźwięk. Podszedł do organisty i poprosił, ażeby i jemu pozwolił na grę. O rganista odpowiedział k ró tko: Nie znam was i nie mam podstaw abym wam na to zezwolił. W ielki kompozytor i m uzyk popatrzył na niego z żalem, czuł się zawiedziony. Ale po pew nym czasie przedstawił się kim jest i poprosił jeszcze raz o umożliwienie m u gry. Uzyskał zgodę i zagrał. Jego m uzyka okazała się tak piękna, że poruszyła do głębi w ielu zgromadzonych tam ludzi. Zechciej i ty dać miejsce Duchowi Świętemu. On i z ciebie może uczynić instrum ent dla swojej chwały. Niech Bóg ci w tym dopomoże.
Kazimierz Muranty
Duch Święty w Starym TestamencieDuch Św ięty w okresie starotestam ento-
wym działał w różnorodny sposób. Po pierw sze, Duch Św ięty b rał udział w stw orzeniu świata. Jego dziełem jest utrzym yw anie egzystencji wszystkich istot. Po drugie, Duch Święty w celu realizowania planu Bożego, inspirował działanie w ybranych osób. Po trzecie, Duch Św ięty powodował zmianę i odrodzenie ludzkich natur.
1. Duch Święty jako StworzycielDuch Św ięty jest Trzecią Osobą Trójcy.
On unosił się nad wodami i miał udział w dziele stworzenia (1 Moj. 1,2; Job. 26,13; Ps. 33,6; 104,30). Dziełem Jego jest także człowiek (1 Moj. 2,7; Job. 33,6). Życie każdej istoty, czy służy Bogu czy też nie, jest podtrzym yw ane przez moc Ducha Bożego (Dan. 5,23; Dz. 17,28). Egzystencja ludzka podobna jest do dźwięku organów. Dźwięk ten trw a dokąd na klawiszu spoczywa palec organisty. Palec Boży podtrzym uje nasze życie. Inaczej można także powiedzieć, że człowiek jest żywą istotą podtrzym yw aną jak gdyby przez „dwie ręce” Boże to jest przez Słowo (Jan 1,1—3) i Ducha (1 Moj. 2,7).
2. Duch Święty jako inspirator ludzkich działańCzłowiek został stworzony do społeczności
z Bogiem. Bóg w niej był panującym i dlatego tę społeczność można nazwać Królestwem Bożym. Gdy człowiek zgrzeszył, zmieniła się forma tej społeczności. Człowiek stanął w opozycji do Boga. Wówczas Bóg zainicjował dzieło kształtowania nowej społeczności z ludźmi. Bóg powołał naród izraelski jako swój wybrany lud. On nadał im swoje prawa. Zostało w ten sposób ukonstytuowane królestwo Pana (2 Kron. 13,8). Gdy studiujemy historię narodu izraelskiego możemy zauważyć, że Duch Święty in
spirował pewne indywidualności. Te indyw idualności panowały lub kierow ały członkami tego narodu. Ten rodzaj działania realizował Duch Św ięty przez działaczy i przez mówców Bożych. Do działaczy zaliczyć należy organizatorów, przywódców i królów. Do mówców z kolei zaliczamy proroków i nauczycieli. Wśród działaczy możemy wymienić następujące postacie: Józef (I Moj. 41,38—40), Besalel (2 Moj. 35, 30—31), Mojżesz (4 Moj. 11,16—17), Jozue (4 Moj. 27,8—21), Otniel (Sędz. 3,9), Ja fe t (Sędz. 11,29, Samson (Sędz. 13,24—26), Saul (1 Sam. 10,6) itp. Ta działalność Ducha Świętego była dobrze znana i doceniana przez pierwotnych chrześcijan. Doskonale rozum ieli oni potrzebę kierownictwa Ducha w każdej służbie. Dlatego też gdy wybierano mężów do zajmowania się sprawam i gospodarczymi, poszukiwano takich, którzy byli pełni Ducha (Dzieje 6,3).
Duch Św ięty wzbudzał także Bożych mówców to jest proroków i nauczycieli. Zastanówmy się bliżej nad prorokam i i sposobami ich działania. Prorocy byli to ludzie, którzy otrzym ywali od Boga słowo i przynosili go do ludu. Prorocy byli świadomi, że od czasu do czasu niebiańska moc zstępuje na nich. Ta moc uzdalniała ich do wypowiadania specjalnego słowa. Słowo to nie wytwarzało się w ich w łasnym umyśle, ale pochodziło od Boga. Ta form a inspiracji słowa odróżniała ich od fałszywych proroków (Ezech. 13,2). Znaczenie słowa „prorok” włącza w siebie inspirację oraz szczególną form ę mówienia entuzjastycznego. Słowa proroka podobnie jak górskie strum ienie wód, często gwałtownie wybuchały z warg p rorokującego (Jan 7,38). Wyrażenie, k tóre używane było do opisania w jaki sposób przychodzi inspiracja, mówiło o czymś nagłym i nadnatu ralnym . Prorocy określali; że moc k tó ra przejaw iała się w ich działalności była napełnię-
niem Ducha, obdarowaniem Duchem lub zesłaniem Ducha. Opisując różnorodność wpływów Ducha prorocy pisali, że Duch był nad nimi, pozostał na nich lub posilał ich. Innym razem pisali, że zostali napełnieni Duchem, poruszani przez Ducha lub że Duch mówił przez nich.
Gdy prorok prorokow ał mógł znajdować się we wzniosłej duchowej atm osferze zwanej „ekstazą” . Słowo „ekstaza” jest szlachetną formą od używanego wówczas w yrażenia oznaczającego „pod mocą”. Istotą tego stanu było wzniesienie się ponad zwyczajną świadomość do duchowej sfery proroctw a (Ezech. 8,1— 3; Iz. 6; Obj. 1,10; Dz. 22,17). W yrażenia używ ane do określenia inspiracji lub ekstazy proroków podobne są do tych wyrażeń, k tó re używane są przy opisie przeżycia napełnienia lub chrztu w Duchu (porównaj Dzieje Apostolskie). Przeżycia pochodzące od Ducha Świętego były bezpośrednim wpływem na ludzkiego ducha, który przenosił ludzi w w arunki ekstazy i dawał im inspirowaną mowę w obcych językach.
Nie zawsze jednak prorocy mówili natchnione słowo w ekstazie. W yrażenia „słowa Pana przyszły” oznacza, że objawienie przyszło przez nadnaturalne oświecenie umysłu. Była to inna form a przynoszenia słowa od Boga i przekazywania ludowi.
Prorocy nie przynosili poselstwa z własnej woli (2 Piot. 1,21), nip.: Jerem iasz mówi, że on nie wiedzie!, że ludzie knują spisek przeciwko niemu, o tym wiedział Pan i to mu objawił (Jer. 11,9). Prorocy i naród izraelski rozumieli, że moc do prorokow ania nie jest czymś stałym. Wiedzieli oni, że Duch inspirujący jest specjalnym Bożym posłańcem, tak więc inspiracja ma swoje źródło w suw erennej woli Boga. Prorok jest jednak w stanie przygotować siebie do stanu w którym byłby zdolny stać się narzędziem Ducha (2 Kroi. 3,15). Naw et w okresie kryzysów religijnych można było prosić o Boże prowadzenie i otrzym ać je.
3. Duch odradzający ludzką naturę.Duch Św ięty przejaw iał się także jako
duch odradzający tzn. zm ieniający grzeszną ludzką natu rę w Bożą, poświęconą naturę. Ten rodzaj działalności Ducha jest przedstaw iany w S tarym Testamencie, chociaż nie z takim naciskiem jak w Nowym Testamencie. Ten aspekt pracy Ducha Świętego nie jest pierwszoplanowym w S tarym Testamencie. W tych księgach imię Duch Św ięty jest użyte tylko 3 razy, w Nowym zaś Testamencie użyte jest aż 86 razy. S tary Testam ent podkreśla inspirujące działanie Ducha Świętego. Nowy Testam ent kładzie nacisk na Jego pracę uświęcającą.
W okresie starotestam entow ym Duch Święty głównie przedstaw ia odrodzenie jako przyszłe błogosławieństwo. To błogosławieństwo zazwyczaj nawiązuje do przyjścia Mesjasza. Jednakże m am y kilka przykładów w S tarym Testamencie, k tóre obrazują działanie Ducha Świętego w sferze ludzkiej natury . Napisane jest, że na pustyni po wyjściu z Egiptu Izrael zasmucał Świętego Ducha Bożego (Iz. 63,10—
—11). Następnie w Czasach Nehemiasza Bóg posłał swego dobrego Ducha aby pouczał lud (Neh. 9,20), odnosi się to do Ducha inspirującego m oralną dobroć (Psi. 143,10). Dawid uw ażał, że Duch Św ięty działa wszędzie. Bada on ludzkie drogi i oświeca najcennniejsze zakątki ich życia. Gdy Dawid zgrzeszył a następnie pokutował to modlił się aby Boży Św ięty Duch nie był wzięty od niego (Psi. 51,11).
W S tarym Testamencie zaw arte są obietnice o powszechnym wyposażeniu w Ducha Świętego. Obietnice te dotyczą czasów nowo- testam entow ych. Według tych obietnic Duch Św ięty miał być powszechnym źródłem uświęconego życia. To błogosławieństwo związane było z przyszłym obiecanym królestw em Bożym. W Izraelu Duch Św ięty spoczywał na wybranych osobach. Chociaż bez wątpienia wszędzie tam gdzie m am y do czynienia z pobożnością wchodzi w grę działalność Ducha Świętego. Można zauważyć jednak, że często lud izraelski dopuszczał się odstępstw. W ielokrotnie podążał on w k ierunku pogaństwa. Wysiłki proroków i duchowych przywódców zawodziły. Sytuacja ta w ynikała z tego, że ludzie byli źli w sercach. Zjawisko to potwierdziło konieczność powszechnego wylania Ducha, które umożliwiało aby każdy indyw idualny człowiek był prowadzony przez Boga.
Prorocy mówili o w ylaniu Ducha w bezprecedensowej mierze. Przepowiadano, że Pan oczyści serca ludu, napełni je Duchem Świętym i napisze swoje praw a na ich sercach. (Ezech. 36,25—29; Jer. 31,34). W przyszłych dniach Duch miał być w ylany na wszelkie ciało (Joel 2,28) tzn. na wszystkie rasy, bez różnicy na wiek, płeć i stan. W tym kierunku zmierzała także m odlitwa Mojżesza gdy powiedział: „Oby cały lud zmienił się w proroków Pana, aby Pan złożył na nich swojego Ducha” (4 Moj. 11,29). Innym rezultatem powszechnego w ylania Ducha miało być nawrócenie wielu (Joel 3,3—5).
Cechą wyróżniającą lud Boży Starego Testam entu od innych narodów było posiadanie przez nich objawionego praw a Bożego. W no- w otestam entowym przym ierzu lud Boży ma napisane praw a na sercach a Duch Św ięty zamieszkuje w nich.
Potężne wylanie Ducha ma swój kulm inacyjny punkt w życiu Króla Mesjasza. Na Nim miał odpocząć na stałe Duch Pana, jako Duch mądrości, wiedzy, zrozumienia, rady, mocy, znajomości i świętego ognia. On miał być doskonałym Prorokiem , k tóry miał proklamować Dobrą Nowinę.
Jak i jest związek między przyjściem Pomazańca i powszechnym wylaniem Ducha Świętego? Na ten tem at wypowiedział się Jan Chrzciciel. Powiedział on: „Ja Was chrzczę wodą ku upam iętaniu, ale Ten który po mnie idzie, jest mocniejszy niż ja; jem u nie jestem godzien i sandałów nosić; On was chrzcić będzie Duchem Św iętym i ogniem ” (Mat. 3,11). Innym i słowy, Mesjasz miał być dawcą Ducha Świętego. Można stąd wysnuć wniosek, że zna
kiem rozpoznawczym Mesjasza, a zarazem Założyciela Królestw a Bożego jest m.in. obdarowywanie Duchem Świętym. Jednym z błogosławieństw nowego okresu miało być wylanie Ducha a Mesjasz miał mieć przyw ilej udzielania tego pomazania. Podczas swojej ziemskiej pielgrzym ki, Chrystus mówił o Duchu Świętym jako o darze Ojca (Łuk. 11,13). Jezus zapraszał pragnących aby przyszli do Niego i pili. Ofiarował On obfite wody życia. Sprawę Ducha Świętego mocno zaakcentował Pan Je zus w swojej pożegnalnej mowie. Wówczas potwierdził On, że pośle uczniom swoim Pocieszyciela — Ducha Świętego.
W arto podkreślić, że apostoł Jan pisał o okresie starotestam entow ym ,,albowiem Duch Święty nie był jeszcze dany, gdyż Jezus nie był jeszcze uwielbiony” (Jan 7,39). Ewangelista Jan nie miał tu ta j na myśli, że n ikt w okresie starotestam entow ym nie przeżył m anifestacji Ducha. Każdy Żyd wiedział, że uczynki mocy
dokonane przez izraelskich przywdóców i słowa proroków były dziełami Ducha Świętego. Słowa apostoła Jana odnoszą się do pewnych aspektów pracy Ducha, które nie były znane w okresie starotestam entow ym . Nie był jeszcze w ylany Duch w charakterze posłańca ukrzyżowanego i uwielbionego Jezusa. Ta misja Ducha nie mogła się rozpocząć przed zakończeniem m isji Syna. Dar Ducha mógł zostać w ylany dopiero wtedy, gdy Jezus znalazł się jako Orędownik Swego ludu w chwale Ojca. Słowa: „Kto wierzy we mnie, jak powiada Pismo, z w nętrza jego popłyną rzeki wody żywej. A to mówił o Duchu” ... (Jan 7,38—39); w ypowiedział Jezus przed dniem wylania Ducha (Pięćdziesiątym). Dopiero po Pięćdziesiątnicy nastąpiło wylanie Ducha podobne do potężnej fali przechodzącej przez całą ziemię. Było to wypełnienie starotestam entow ych obietnic.
Marian Suski
Imiona Ducha ŚwiętegoKim jest Duch Święty? Odpowiedź na to
pytanie możemy uzyskać gdy studiujem y imiona Ducha Świętego. Słowo Boże używa następujących imion Ducha Świętego: Duch Boży, Duch Chrystusowy, Pocieszyciel, Duch Święty Obiecany, Duch Praw dy, Duch Łaski, Duch Życia i Duch Usynowienia.
Nazwa Duch Boży mówi o Jego przynależności do Trójcy Świętej. Duch jako Boska Osoba działa we wszystkich sferach: m aterialnej i duchowej. Bóg przez Ducha stw orzył i zachowuje wszechświat. Dzieło to realizow ane jest w sferze m aterialnej. W sferze duchowej działalność Ducha polega na naw racaniu grzeszników oraz poświęcaniu i posilaniu wierzących.
Niekiedy staw iane jest pytanie: „czy Duch Święty jest Bogiem?” O tym , że rzeczywiście jest On Bogiem świadczą Jego cechy wym ienione w Piśmie Św iętym oraz charakter Jego działania. Po pierwsze posiada On następujące a trybu ty Boga: jest wieczny, wszechobecny, wszechmocny i wszystkowiedzący (Heb. 9,14; Psi. 139,7— 10; Łuk. 1,35; 1 Kor. 2,10— 11). Po drugie w ykonuje On Boskie dzieła takie jak: stwarzanie, odradzanie i zm artw ychw zbudza- nie (1 Moj. 1,2; Job 33,4; Jan 3,5—8; Rzym. 8,11). Pismo Święte trak tu je Ducha Świętego na tym samym poziomie co Boga Ojca i Syna (1 Kor. 12,4—6; 2 Kor. 13,13; Mat. 28,19; Obj. 1,4).
Innym problem em jest zagadnienie czy Duch Św ięty jest osobą. Faktem jest, że Duch Święty często w ystępuje nieosobowo na przykład jako: tchnienie które ożywia, pomazanie które namaszcza, ogień k tóry oświeca i ogrzewa, woda k tóra napełnia i dar którego wszyscy mogą być uczestnikami. Zaznaczyć należy, że
symbole te przedstaw iają zaledwie działanie Ducha. Jednakże Duch św ię ty przedstaw iany jest w Słowie Bożym i w taki sposób, który upewnia że jest On osobą. Duch posiada cechy świadczące o Jego osobowości. Do tych cech należą: rozum (Rzym. 8,27), wola (1 Kor. 12,11) i zmysły (Ef. 4,30). To, że Duch Święty jest osobą, potw ierdzają czynności, które On wykonu je: On objawia (2 Plot, 1,21), uczy (Jan 14, 26), poświadcza (Gal. 4,6; Ja. 15,26), wstawia się (Rzym. 8,26), mówi (Obj. 2,7) i rozkazuje (Dz. 16,6—7). Duch Św ięty może zostać zasmucony (Ef. 4,30), można przed Nim kłamać (Dz. 5,3) oraz bluźnić Mu (Mat. 12,31— 32). O Jego osobowości świadczy również fak t zaprezentowania się w widzialnej formie jako gołębicy (Mat. 3,16). Ponadto w liście darów nie jest On utożsam iany z sam ym i daram i ale wyraźnie w ystępuje jako Dawca darów (1 Kor. 12,11).
Prezentow ane są niekiedy poglądy, że Duch Św ięty nie jest osobą, ponieważ Pismo Święte nie przedstaw ia wyraźnie Jego ucieleśnionej postaci. Posiadanie ciała nie należy łączyć z posiadaniem osobowości. Cechami osoby jest posiadanie inteligencji, zmysłów i woli. Cechy te posiada Duch Święty.
Co praw da nie jest trudnym określić osobę Boga Ojca czy Pana Jezusa. Dużo trudniej jest bliżej określić osobę Ducha Świętego. Trudność ta w ynika z dwóch przyczyn: po pierwsze, w Piśmie Świętym działanie Ducha Świętego jest tajemnicze i wew nętrzne; po drugie, Duch Św ięty nigdy nie mówi o sobie i nie reprezentuje swojej własnej osoby. W ystępuje On w czyimś imieniu i reprezentuje zawsze inną osobę. Jest On ukry ty za osobą Pana Jezusa oraz w głębi naszej w ew nętrznej natury .
Duch Św ięty nie zwraca na siebie uwagi, ale na wolę Bożą i zbawienne dzieło Chrystusa. „Bo nie sam od siebie mówić będzie” — powiedział o Nim Pan Jezus (Jan 16,13).
Niektórzy zastanaw iają się czy Ducha Świętego nie należałoby utożsamić z innymi osobami Trójcy. Pismo Święte jednak w yraźnie odróżnia Ducha Świętego od Ojca i Syna. Duch jest posłany przez Ojca. Jest On darem Bożym dla człowieka. Nie działa On jednak niezależnie od Ojca. R eprezentuje On Ojca w różnych sferach: czy to myśli, lub też woli i kompetencji. To że Duch ściśle współpracuje w doskonałej jedności z Ojcem, a zarazem różni się od Ojca stanowi tajem niczą część dotyczącą Trójcy.
Duch Św ięty jest Duchem Chrystusowym (Rzym. 8,9). Nie ma zasadniczej różnicy między Duchem Bożym, Duchem Chrystusowym i Duchem Świętym. Duch Św ięty jest jeden, tak jak jeden jest Bóg i jeden Syn. W ielora- kość imion Ducha Świętego w ynika z różnorodności służb, które On wykonuje.
Dlaczego Duch nazyw any jest Duchem Chrystusowym? Ponieważ jest On posłany w imieniu Chrystusa (Jan 14,26), a także posłał Go Chrystus. Duch jest źródłem duchowego życia, przez które ludzie rodzą się dla Królestwa Bożego. To nowe życie z Ducha otrzym ujem y od Chrystusa. (Jan 1,12.13; 4,10; 7,38).
Duch jest także Duchem Chrystusowym ponieważ Jego specjalną m isją jest uw ielbianie Chrystusa (Jan 16,14). On kontaktuje z Je zusem tych którzy żyją, um ierają, zm artw ychwstają i wniebowstępują. Duch Św ięty urzeczywistnia dla wierzących błogosławieństwa wynikające z dzieła Pana Jezusa.
Uwielbiony Chrystus jest obecny w Kościele i w wierzących przez Ducha Świętego. Często mówi się, że Duch przyszedł, aby zająć miejsce Chrystusa, praw idłow iej jednak jest gdy mówimy, że On przyszedł, aby urealnić dzieło Chrystusa. Przez Ducha Świętego urzeczywistnia się wszechobecność Chrystusa w świecie (Mat. 18,20). Dzięki Duchowi Św iętemu, życie C hrystusa staje się źródłem naszego duchowego życia.
Duch Św ięty nazwany jest także Pocieszycielem (Jan 14— 17). Słowo Boże przedstaw ia nam na czym polega praca Ducha jako Pocieszyciela. Nazwę tę Pan Jezus oznajm ił swoim uczniom na krótko przed swoją śmiercią. Sama świadomość rozstania się z Jezusem była dla uczniów bardzo przykra. Zdawali oni sobie sprawę z swojej słabości i z beznadziejnego stanu w jakim się znajdą. Być może nasuwało się im pytanie: „Kto będzie nam pomagał gdy Jezus odejdzie? Kto będzie nas nauczał i kto będzie nam przewodził? Kto nas obroni przed wrogo nastaw ionym św iatem ?”. Odpowiedzią Pana na wszystkie te obawy była obietnica: „Ja prosić będę Ojca i da Wam innego Pocieszyciela, aby był z W ami na w ieki” (Ja. 14,16).
Słowo „Pocieszyciel” (Parakletos — w języku greckim) ma następujące dosłowne znaczenie: powołać kogoś w celu pomocy w jakiejś
sprawie a szczególnie w procesie sądowym. W starożytnym trybunale stronom towarzyszyły jeden lub więcej wpływowych przyjaciół, k tórych po grecku nazywano „Parakletos” a po łacinie „Advocatus” . Zadaniem Parakletosa (Ad- vocatus) było dopomożenie przyjacielowi przez swoją obecność względnie dobrą radę. Działali oni nie za wynagrodzeniem lecz bezinteresownie na dowód przyjaźni. Radzili oni co należy mówić lub czynić. Mówili za tych, k tórym pom agali lub działali w ich imieniu. W ystępowali tak jak gdyby tocząca się rozpraw a była ich własną sprawą. S tali przy tych, którym pomagali i byli obok nich w czasie badań lub w niebezpiecznych sytuacjach. Podobną rolę spełniał Chrystus dla swoich uczniów w czasie ziemskiej pielgrzym ki. Nic więc dziwnego, że uczniowie byli zaniepokojeni na myśl o Jego odejściu. Uspokojeniem dla nich była obietnica o zesłaniu innego Pocieszyciela. Pocieszyciel ten miał być ich obrońcą, pomocnikiem i nauczycielem w czasie nieobecności Pana Jezusa. Nazwany został On „innym ” Pocieszycielem ponieważ m.in. był On niew idzialnym dla uczniów w przeciw ieństw ie do widzialnej obecności Pana Jezusa. Pomimo różnic w sposobie działania między Panem Jezusem i Duchem to jednak płaszczyzna ich działań i ich ranga jest ta sama. Jezus posłał Ducha, jednakże tym sa- sym Jezus przyszedł duchowo do swych uczniów. Duch Św ięty jest następcą Chrystusa a także świadczy o Jego obecności. To Duch spowodował, że Chrystus zamieszkał w uczniach Pańskich. Przez Ducha Paw eł może powiedzieć: „Chrystus żyje we m nie”. Życie Chrystusa, Jego natu rę oraz przeżycia możemy zrozumieć i w pełni docenić przez objawienie Ducha. Duch Św ięty przekształca nas na obraz Pana Jezusa. Bez Chrystusa Duch nic nie zdziałałby w sercach wierzących.
To, że Chrystus posłał Ducha, nie oznacza, że On Sam przestał być pomocnikiem i obrońcą swojego ludu. Apostoł Jan pisze, że Chrystus nadal pełni te służby. (Jan 2,1). Chrystus działa teraz w niebie. On tam broni swoich uczniów przed oskarżeniam i oskarżyciela b raci. W tym samym czasie Duch Święty, którego sferą działania jest ziemia, uspakaja ziemskich przeciwników Kościoła. Tak jak Chrystus jest obrońcą w niebie tak Duch Św ięty jest obrońcą na ziemi.
Zesłanie Ducha Świętego było dla uczniów dowodem, że Pan Jezus znalazł się w niebie. Będąc na ziemi Chrystus ze względu na swoje ciało mógł znajdować się w tym samym czasie tylko w jednym miejscu. Teraz będąc w niebie jest On wszechobecny przez Ducha. Przez Ducha może Chrystus zamieszkać w głębi dusz ludzkich. Gdyby Jezus pozostał na ziemi mógłby stać się przykładem godnym naśladowania. Jezus jednak poszedł do Ojca i posłał swego Ducha przez co stał się źródłem życia. Dzięki Duchowi On może żyć w nas będąc Duszą naszych dusz, Duchem" naszych duchów, Praw dą umysłów, Miłością naszych serc i Pragnieniem naszej woli.
7
Można postawić pytanie, jeżeli pracą Ducha jest kom unikowanie o tym co Jezus dokonuje, to dlaczego nie dokonuje tego dzieła sam Chrystus? Dlaczego w tym celu został posłany Duch Święty?. Otóż Duch nie objawia nam już ziemskiego Chrystusa ale niebiańskiego. Ten Chrystus posiada odwieczną moc i przyodziany jest Boską chwałą. Życie Chrystusa na ziemi obfitowało w ubóstwo i uniżenie (2 Kor. 8, 9). Na krzyżu zapewnił On nam bogactwo swojej łaski (Ef. 1, 7). Na tronie w niebie zapewnia nam bogactwo swojej chwały (Ef. 3, 16). Po wniebowzięciu Jezus posłał nam Swego Ducha aby zakomunikować o bogactwach swego dziedzictwa. W ten sposób Chrystus może o wiele więcej dać, a Kościół ma szerokie możliwości przyjm owania (Jan 16, 12). Można obrazowo powiedzieć, że strum ień życia z C hrystusa posiada większą moc ponieważ płynie z źródła, które jest wyżej położone.
Pocieszyciel wskazuje na Jezusa. Jego zakres nauczania jest szerszy od nauczania ziemskiego Chrystusa. W czasie ukrzyżowania, zm artw ychw stania i w niebowstąpienia chrześcijańskie doktryny były na etapie krystalizowania się. Nie mogły być w pełnym zakresie przekazane uczniom. Jezus powiedział: „Mam wam jeszcze wiele do powiedzenia ale teraz znieść nie możecie, lecz gdy przyjdzie On, Duch Prawdy, wprowadzi Was we wszelką praw dę” (Jan 16, 12— 13). Po wniebowstąpieniu praw da została w szerszym stopniu objawiona, podobnie i moc została udzielona Kościołowi w większym zakresie.
Duch jest Duchem Świętego Boga i dlatego nazwany jest Świętym. W ykonuje On w nas dzieło poświęcenia. Zbawiciela potrzebujemy z dwóch względów: aby uczynił coś za nas i aby uczynił coś w nas. Przez swoją śmierć Jezus uczynił dzieło za nas. P racy w nas Pan dokonuje przez Ducha Świętego. Duch Święty przebywa w nas aby zmieniać nasze dusze na wyobrażenie Boże. Duch Św ięty zstąpił aby zmienić natu rę człowieka i przeciwstawiać się wszystkim złym tendencjom w człowieku.
Duch Św ięty nazwany jest Obiecanym (Gal. 3, 14). Obietnica o zesłaniu Ducha Św ięte
go zaw arta jest już w S tarym Testamencie (Ezech. 36, 27; Joel. 2, 28). W edług powyższych proroctw Duch Św ięty miał objawić łaskę i moc Bożą. Nawiązując do obietnic starotestam ento- wych Jezus potwierdził je mówiąc: „Oto Ja poślę obietnicę Ojcowską dla was” (Łuk. 24, 49) Duch Św ięty jest Duchem Praw dy. Jezus p rzy szedł na ziemię aby objawić Ojca. Misją Pocieszyciela jest objawienie Syna. Dla lepszego zrozumienia tej spraw y można użyć następującego przykładu: gdy oglądamy jakiś obraz możemy podziwiać jego piękno. W yrażeniem tego piękna jest kolorystyka i form a obrazu. Gdy jednak chcemy zrozumieć intencje m alarza, o których mówi obraz, to do tego potrzebujem y zręcznego in terp re ta to ra m alarstwa. Duch Św ięty jest in terpreta torem nauki Jezusa Chrystusa. On także otwiera nasze um ysły abyśm y mogli pojąć głębokie znaczenie życia i słów Chrystusa. Tak jak Syn nie mówił od siebie ale to co polecił Mu Ojciec, tak Duch nie mówi nic od siebie ale to co pochodzi z Ojca i Syna.
Duch Św ięty jest Duchem Łaski. (Heb. 10, 29; Zach. 12, 10). On pracuje nad doprowadzeniem człowieka do pokuty i przyjęcia łaski. Z Niego pochodzi moc do poświęcenia, w ytrw ania i służby. Duch Św ięty może jedynie dotknąć i poruszyć serce. Kto przeciwstawia się Duchowi Łaski ten równocześnie odrzuca łaskę Bożą.
Duch Św ięty jest Duchem Życia. (Rzym 8, 2; Obj. 11, 11). Historyczne wyznanie w iary zawiera stw ierdzenie: „Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Dawcę Życia”. Duch Św ięty jest osobą Trójcy, której zadaniem jest tworzenie oraz zachowywanie naturalnego i duchowego życia.
Duch Św ięty jest Duchem Usynowienia (Rzym. 8, 15). Zbawiony człowiek zostaje usy- nowiony przez Boga i staje się dzieckiem Bożym. Jednocześnie otrzym uje od Ducha Świętego świadomość, że jest uczestnikiem Boskiej natury . Tak jak Chrystus świadczy o naszym synowstwie w niebie, tak Duch Św ięty tu ta j na ziemi świadczy wespół z naszym duchem, że jesteśm y dziećmi Bożymi.
Marian Suski
TE TRZY, TO JEDNOI. Bracia, ja nie sądzę o sobie samym, że już zdobyłem, ale to j e d n o czynię: (1) zapominając o tym, co za mną, i (2) wytężając siły do tego. co przede mną, (3) pędzę do wyznaczonej mety, do nagrody w górze, do której zostałem przez Boga powołany w Chrystusie Je zusie. Ilu nas więc jest doskonałych, wszyscy tak myślmy... (Flp 3;13-15).II. Pozostaje wiara, nadzieja i miłość, te trz y ; lecz z nich najw iększa jes t miłość. Starajcie się posiąść miłość... (I Kor. 13;13-14;1).III. Jezus m ów i: J a j e s t e m drogą i praw dą, i życiem; n ikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze mnie. (Jn 14;6).
KOMUNIKATUprzejmie inform ujem y naszych Czytelników, że już wkrótce będzie do nabycia książka Den- nisa Bennetta pt. „TRZECIA GODZINA DNIA” (tytuł oryginału: Nine o’clock in the morning). Książka ta jest świadectwem duchownego epis- kopalnego o jego zetknięciu z ruchem cliryzma- tycznym i jego przeżyciu zielonoświątkowym. Zamówienia należy przesyłać pod adresem: ZJEDNOCZONY KOŚCIÓŁ EWANGELICZNY, ZAGÓRNA 10, 00-441 WARSZAWA.
Zakon Ducha Świętego(Rz. 8)
1 Przeto teraz nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie (Rzym
2 8 : 31—39; II Kor. 5, 17). Bo zakon Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, u- wołnił cię od zakonu grzechu i śmierci(Rzym. 3, 27; Jb 1, 25; II Kor. 3, 17;
3 Gal. 3, 27; Jn 5, 24; 8, 36). Albowiem czego zakon nie mógł dokonać, w czym był słaby z powodu ciała, tego dokonał Bóg: przez zesłanie Syna swego w postaci grzesznego ciała, ofiarując je za grzech, potępił grzech w ciele (Dz. 13, 38; 15, 10; Hebr. 7, 18; Kol. 1, 22; Flp. 2, 7; Hebr. 2, 17; 4, 15; Jn 1, 14; II Kor. 5, 21;
4 Gal. 4, 4), aby słuszne żądania zakonu w ykonały się na nas, którzy nie według ciała postępujemy, lecz według Ducha (Rzym. 3, 31;
5 Mat. 5, 17; Gal. 5, 16. 18. 25). Bo ci, którzy żyją według ciała, myślą o tym, co cielesne: ci zaś, którzy żyją według Ducha,
6 o tym, co duchowe (I Kor. 2, 14). Albowiem zamysł ciała, to śmierć, a zamysł Ducha, to życie i pokój (Rzym. 6, 21,22; Gal. 6,8);
7 Dlatego zamysł ciała jest wrogi Bogu: nie poddaje się bowiem zakonowi Bożemu,bo też nie może (Rzym 5, 10; Jb 4, 4;
8/9 Mat. 12, 34; Jn 8, 39; Rzym. 7, 14). Ci zaś, którzy są w ciele, Bogu podobać się nie mogą. Ale wy nie jesteście w ciele, lecz w Du- chu, jeśli tylko Duch Boży mieszka w was. Jeśli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten nie jest Jego (I Kor. 3, 16);
10 12, 3; 15, 23; I Jn. 3, 24; Gal. 5,24). Jeśli jednak Chrystus jest w nas, to chociaż ciało jest martwe z powodu grzechu, jednak duch jest żywy przez usprawiedliwienie (IIKor. 5, 17;
11 Gal. 2, 20; Flp. 1, 21; Kol. 2, 13; I P tr. 4, 6). A jeśli Duch tego, który Jezusa wzbudził z martwych, mieszka w was, tedy Ten, który Jezusa Chrystusa z martwych wzbudził, ożywi i wasze śmiertelne ciała przez Ducha swego, który mieszka w was (I Kor. 6, 14; II Kor. 4, 14).
Czy nie należałoby w zacytowanym tek ście dokonać następujących przestawek:
„Bogu niech będą dzięki..., bo zakon D ucha, który daje życie, uwolnił cię... Przeto nie ma żadnego potępienia dla tych którzy są w Chrystusie Jezusie.... Albowiem czego zakon nie mógł dokonać, tego dokonał Bóg...”.
Dzięki tem u m yśl stałaby się logiczniejsza i prostsza. Zaraz jednak nasuw ają się w ątpliwości. Co miałoby skłonię kopistę do u trudn ienia tak prostego tekstu? Jeżeli natom iast Pa- weł sam zapisał te zdania w tak iej kolejności, w jak ie) do pa* dotarły , to maże za tym # e ,
logicznym i osobliwym układem kryje się w yjątkowo silna wymowa? Spójrzmy, jak ostro kon trastu ją — zestawione ze sobą — nędza człowieka zaw arta w „autos ego” i chwała człowieka ,,w Chrystusie Jezusie”, rozdział siódmy przeciw staw iony ósmemu i na tym tle wyraźnie uw ypuklona potęga nowego w życiu chrześcijanina.
(Wiersz 1). To nowe, ta radykalnie zmie- niona sytuacja, jest tu ta j wyrażona słoWem „teraz”, tak jak u Rzym. 3, 21; 6, 22; 7, 6. Teraz wszystko się zmieniło, teraz nadszedł nowy czas, „przeto teraz nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie . W słuchajm y się w te słowa, napisane pod działaniem Ducha Świętego, który kieruje P awłem. Apostoł nie napisał, że potępienia nie ma dla tych, którzy w i e r z ą w Chrystusa Jezusa, choć mógł użyć tego sformułowania, tak jak użył go w Rzym. 1, 16; 1, 17; 3, 22. W tym jednak w ypadku moglibyśmy (posiadając tak zniekształcone pojęcie o wierze) źle go zrozumieć. Nie w ystarczy bowiem coś wiedzieć o Chrystusie Jezusie i w pewnej mierze to akceptować. Jeśli nie ma nas dosięgnąć potępienie, m usim y b y ć „w Chrystusie Jezusie”. To, co powiedziane zostało w Rzym. 6, 1— 14, tu staje się w arunkiem .
Dla tych jednak, którzy należą do Jezusa, „nie ma żadnego potępienia”. Znane tłum aczenie tych słów przez Lutra: „nie ma za co potępiać tych, którzy są w Chrystusie Jezusie” — może wywołać niebezpieczne nieporozum ienie, że chodzi o perfekcjonizm , przywodzi bowiem na m yśl stan bezgrzeszności. Paw eł nie wypowiada się jednak na tem at naszego obecnego stanu, tylko stw ierdza, że jesteśm y uwolnieni od potępienia. Trzeba, abyśmy pojęli ten zdum iewający i radosny fakt, że oto odpuszczony nam zostaje nie tylko ten czy inny grzech, zmazana ta czy inna poszczególna wina, ale że znajdujem y się całkowicie poza zasięgiem potępienia, jakim byliśm y objęci.
Jakże lękam y się pochwycić tę wspaniałą prawdę! Ciągłe samoudręczanie się wielu chrześcijan, stałe zwątpienie, przygnębienie i n ieustanne wzdychanie o przebaczenie wynika z braku posłuszeństwa wiary. Rzeczywiście „przez upadek jednego człowieka przyszło potępienie na wszystkich ludzi” (Rzym. 5, 18): skoro jednak „przez dzieło uspraw iedliw ienia jednego przyszło dla wszystkich ludzi usprawiedliwienie ku żywotowi” (Rzym. 5, 18), przeto „nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie” — dla wszystkich, k tórzy schronili się w Nim i w dokonanym przez Niego dziele. Tu nie dosięgnie ich żadne oskarżenie — „usprawiedliwieni krw ią Jego, będą przez Niego zachowani od gniewu” (Rzym. 5,9). Sform ułowanie: „nie ma żadnego potępienia" odnosi się za,równo do
potępienia ze strony oskarżyciela, jak i do gniewu Bożego w nadchodzącym Dniu. Uchwyć się tego w posłuszeństwie w iary, bądź odważny i radosny.
„Żadnego potępienia” w i ę c e j ! — Już to samo jest powodem do radości, o ile słowa te po trak tu jem y poważnie i dosłownie. Ale P a weł na nich nie poprzestaje, nie uważa, że dają w ystarczającą odpowiedź na dręczące p y ta nie postawione w rozdziale 7. Ogromnie zależy mu, żeby zarówno przeciwnicy, jak i zbór nie wyciągnęli z tych błogosławionych słów o uspraw iedliw ieniu fałszywego wniosku, że będąc pod łaską można spokojnie grzeszyć dalej. Dlatego już w rozdziale 5 opisał, co chrześcijanin posiada i co czyni, a w rozdziale 6 wnikliwie pokazał uświęcenie m ające źródło w uspraw iedliw ieniu. Teraz natom iast pierwsze zdanie rozdziału 8, choć tak wielkie w swej treści i pocieszające, w ydaje m u się nie w ystarczać. Pow raca więc do treści rozdziału 6, by ukazać najp ierw podstawę życia, na k tórej można się oprzeć chcąc praktycznie um rzeć dla grzechu i żyć dla Boga. Zw iastuje Ewangelię o Duchu Świętym. Słowa: „żyjący dla Boga w Chrystusie Jezusie” (Rzym. 6,11) m erytorycznie już oznaczają życie w Duchu Świętym, ale teraz Paw eł głosi to explicite.
(Wiersz 2). Chrześcijanin nie musi poprzestawać na negującym tw ierdzeniu, że „nie ma (dlań) żadnego potępienia”. Przecież w życiu człowieka w Chrystusie dzieją się rzeczy nadzwyczaj pozytywne i rozstrzygające! Oto „zakon Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, uwolnił cię od zakonu grzechu i śmierci”. Paw eł używa słowa „zakon” we współczesnym znaczeniu, tzn. tak, jak posłużył się nim już raz w Rzym. 7,21 — nie chodzi mu o Torę, o Zakon Mojżeszowy, ale o praw a określające nasze życie. W edług Rzym. 7,23 byliśm y w niewoli grzechu. Nawet wtedy, gdy chcieliśmy dobra i nienawidziliśm y zła, m usieliśm y grzeszyć — nie z powodu przym usu, k tóry łamał n a s z ą wolę, ale z powodu zakonu grzechu w naszych członkach, do głębi zniewoleni przez przym us grzeszenia w rośnięty w naszą własną (wolną) wolę. Następstwem grzechu jest śmierć: grzech prowadzi do śmierci i sam nią jest — jak to przeczytaliśm y w Rzym. 6,16,21,23 i 7, 5.11.13. Musisz grzeszyć, musisz żyć w śm ierci, musisz um rzeć — takie jest następstw o „zakonu grzechu i śmierci”.
W szystko w nas wzdraga się przed tą, zaiste straszliwą, praw dą, ale każdy m usi ugiąć się przed nią, jeżeli napraw dę widzi siebie ta kim, jakim jest. Teraz przekonujem y się jednak, że Paw eł przedstaw ił tę praw dę nie po to, aby nas znieważać i dręczyć, ale dlatego, by nas przygotować do przyjęcia cudownej Nowiny, k tórą nam wyjawi. Nie moglibyśmy p raw dziwie otworzyć się na jej przyjęcie tak długo, jak długo sądzilibyśmy, że sami dam y sobie radę ze sobą i swoim życiem.
Istnieje praw dziw a pomoc dla tych, co zaprzedani są grzechowi i śmierci. Nie polega ona
10
na głoszeniu abstrakcyjnych teorii czy odmalowywaniu pocieszającego obrazu przyszłości. Nasze nieszczęście zbyt na to jest wielkie i re alne. Zakonowi grzechu i śmierci Paw eł przeciw stawia inny — silniejszy i uw alniający „zakon Ducha, który daje życie”. Znów mówi o zakonie, chociaż wydawać by się mogło, że „praw o” i „Duch” w żaden sposób do siebie nie pasuje. Czy Duch nie uosabia wszystkiego, co wolne, tajem nicze, nieuchw ytne, gw ałtow ne? Czy nie „wieje dokąd chce”? I tak, i nie! Gdyby na Jego działanie składały się tylko nieobliczalne porywy, sporadyczne bodźce i osobliwe przeżycia, nie mógłby On nam pomóc napraw dę, nie mógłby uwolnić nas od wiecznotrw ałego i niezniszczalnego zakonu śmierci i grzechu. Mówiąc o zakonie Ducha Paweł chce nas zapewnić, że Duch jest trw ałym i skutecznym elem entem życia określającym cały byt chrześcijanina. Zakonowi grzechu można przeciwstawić skutecznie tylko inny — silniejszy odeń i zwycięski — zakon. Duch udziela nam nie tylko dorywczej, przypadkow ej pomocy. On bierze nas całkowicie we władanie s w e g o z a k o n u ż y c i a . I to jest rzeczywiste u w o l n i e n i e .
Trzeba więc, abyśm y zupełnie inaczej ustosunkow ali się do naszych obaw i zwątpień, trzeba, abyśm y pojęli, że m am y do czynienia z Bożą sprawą. I nie należy za pomocą teologicznych zabiegów zmieniać — częściowo lub całkowicie — prostego i oczywistego świadectwa, że „zakon Ducha... uwolnił cię”. Teologia ma szczególny talen t wykonyw ania takich sztuczek.
(Wiersze 3 i 4). Jak dokonuje się działanie Ducha w naszym życiu? „W Chrystusie Je zusie” : nie jest więc faktem oderwanym, ale pozostaje w ścisłym związku z Jezusowym dziełem zbawienia. Duch i Krzyż to nie są dwa różne, niezależne elem enty zbawienia, ale in tegralnie związana całość. Jak Jezus, w yjaśniając Nikodemowi narodzenie na nowo z wody i Ducha, skierował jego spojrzenie na wywyższonego na krzyżu Syna Człowieczego (Jn 3: 14), tak Paw eł związał słowo o Duchu ze słowem o Krzyżu.
Apostoł raz jeszcze zwraca nasze spojrzenie ku zakonowi, „albowiem ” dany On nam został napraw dę ku żywotowi, ukazał wolę Bożą, w której — jedynie i wyłącznie — istnieje prawdziwe życie. Ale przenieść nas z zakonu grzechu i śmierci do tego życia „zakon nie m ógł”. Dlaczego? Gdyż „był słaby z powodu ciała”. W szystko rozbiło się o naszą cielesność, o naszą zmysłową, egoistyczną istotę. Zakon, jako „duchowy”, nic nie mógł zrobić z „cielesnym ” człowiekiem (Rzym. 7,14). I wtedy wkroczył sam Bóg. Paw eł powraca do tej kw estii, by wyraźnie podkreślić, że Bóg nie przybył na pomoc człowiekowi w jego działaniu i zmaganiach, że nie ludzie wspólnie z Bogiem wydobyli człowieka z otchłani zguby, choć ta kie synergistyczne wyobrażenia są do dziś rozpowszechnione w szerokich kręgach chrześcijaństw a. Mówimy: „z Bożą pomocą chcę...” —
i wydaje nam się, że tak i sposób m yślenia pobudza aktywność, tymczasem w rzeczywistości paraliżuje nas i nieuchronnie prowadzi do sa- mooszukiwania i rozpaczy. M usimy wreszcie pojąć, że Bóg działa sam, że zupełnie sam dokonał rzeczy niem ożliwej dla zakonu. W łasnego Syna z e s ł a ł „w postaci grzesznego ciała, ofiarując je za grzech”.
Z tych paru lakonicznych słów powstaje dram atyczny obraz Jezusa. Jego życie było cierpieniem nie tylko w ostatnich godzinach męki, nie tylko w skutek poszczególnych w ydarzeń, rosnącej nienawiści wrogów, braku zrozumienia ze strony uczniów, ciężaru ludzkiego nieszczęścia i grzechu. Życie Jezusa było przeniknięte cierpieniem w każdej minucie, ponieważ Ten, k tóry przybył z Bożej jasności, wolności i czystości, m usiał żyć „w postaci grzesznego ciała”. My, dla których ciało stanowi natu ra lny składnik życia, nie możemy sobie wcale wyobrazić, jak obce i męczące m usiało być dla Syna Bożego: jakie spraw iało Mu katusze i jakim kładło się brzem ieniem , gdy, dzień po dniu, m usiał żyć jako członek obcej Bogu ludzkości, wśród zimnego m roku nieczu- łości i egoizmu. Ale dzięki tem u, że Jezus, będąc w postaci grzesznego, a więc podatnego na pokusy ciała, w ytrzym ał to życie i nie dał się naw et m usnąć grzechowi — Bóg „potępił grzech w ciele”. A później, na Krzyżu, odbył się sąd nad grzechem i zastępczo wykonał się wyrok na Tym, k tóry nie znał grzechu. Jezus stał się ofiarą przebłagalną, przez k tórą znajdujem y uspraw iedliw ienie (Rzym. 3,24— 27).
O tw arta więc została droga, aby „słuszne zadania zakonu wykonały się na nas, którzy nie według ciała postępujemy, lecz według Ducha”. Paw eł znowu podkreśla: n i e pom ijam y zakonu ani nie odsuwam y go na dalszy plan. Jakże moglibyśmy tak postąpić, skoro zakon jest święty i duchowy, skoro przekazuje nam wieczną i niezłomną wolę Boga! Nie, zakonowi przyznajem y całkowitą słuszność. W yrok śmierci, jaki wydał na grzech, został w y
konany na naszym Przyw ódcy i Zastępcy: ta kim sposobem żądania zakonu zostały spełnione. W prawdzie nie przez nas, ale „na nas”.
Pow tórzm y jeszcze raz, że podczas opracowyw ania tekstu nie wolno posługiwać się* teologicznymi sztuczkami, w w yniku czego całkowicie zmienia się pierw otny sens. Trzeba natom iast abyśm y raczej posłuchali, co Paw eł ma do powiedzenia o w y k o n a n i u s i ę zakonu, i to nie tylko o w ykonaniu się zastępczym, tzn. na Jezusie, ale o faktycznym — czyli „na nas”, na naszym własnym życiu. Odnajdziemy tu dokładnie tę samą myśl, jaka pojaw iła się na samym początku Listu do Rzymian. Ewangelia objawia sprawiedliwość Bożą, a chwała, cześć i nieśm iertelność staną się udziałem ty lko tych, k tórzy trw ając w dobrym uczynku dążą do żywota wiecznego. Istotą w iary jest posłuszeństwo: nie trzym a się więc ona grzechu, ale oddaje „członki Bogu na oręż sprawiedliwości”. Żądania zakonu „wykonały się na nas”.
Czy tak trudno to pojąć? Spójrzm y n a przód i przeczytajm y wiersz 10 z rozdziału 13: „W ypełnieniem zakonu jest miłość”. Ale tę miłość m y już posiadamy! Niedwuznacznie mówi się o tym w I Kor. 13. M amy ją, ponieważ ona jest najw ażniejszym owocem Ducha, a m y w codziennym życiu i postępowaniu nie jesteśm y już „w ciele”, nie postępujem y według zmy- słowo-egoistycznej natury , ale jesteśm y z Ducha i o postępow aniu naszym decyduje Boża miłość. Następne wiersze pokażą, jak wielką wagę apostoł przyw iązuje do tej miłości.
(Wiersz 5). Nasze życie zawsze odbija „m yśli” i ujaw nia zamysły. Greckie słowo „fronein” oznacza przede wszystkim myślenie, ale takie myślenie, k tóre przejaw ia się w dążeniu do celu. Tak rozum iana — jest kolebką każdego poszczególnego zamiaru, celu i planu: to dlatego „m yśl” czy „zam ysł” odgryw ają w ludzkim życiu tak wielką rolę.
„Ci, którzy żyją według ciała, m yślą o tym, co cielesna”. Ich pragnienia, tęsknoty i m arze
# 0
„... i będziecie mi świadkami w Jerozolimie, i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi...” (Dz. 1,8 b)Na zdjęciu: fragment współczesnej Jerozolimy; widok z terenu świątynnego w kierunku Góry Oliwńej.
U
nia obracają się w kręgu życia światowego i egoistycznego. Rozkosze podniebienia i erotyka — skryte za fasadą przyzwoitości — odgrywają znacznie większą rolę, aniżeli się do tego przyznajem y. „Ciało” — to jednak nie tylko seks i prostackie używanie przyjemności. Należy przyznać, że i ci, „Którzy żyją według ciała”, niejednokrotnie dążą do wyższych celów. Ale to ich dążenie do celów wyższych, duchowych — ba! może naw et pobożnych — jest spętane egoizmem i skrycie k ieru je się ku celowi, k tórym jest wywyższenie własnego „ ja” . Nie może być inaczej w życiu, k tóre w yrasta na gruncie ludzkiego „ ja”. Tylko „ci, którzy żyją według Ducha”, znają św iat Bożego życia. On ich pociąga i porusza. Tylko Duch Chrystusowy, Duch Syna, stw arza w nas możliwość m yślenia i życia po synowsku. „Ojcze nasz... Imię Twoje... Królestwo Twoje... wola Twoja...”.
Myślenie „ o tym, co duchowe” nie oznacza wcale, że posiadamy szczególne zain teresowanie zjaw iskam i religijnym i, w yjątkow ą zdolność głębokiego m yślenia i nadzwyczajne przeżycia, k tóre spraw iają, że czujem y się szczęśliwi. W szystko to może okazać się egoistyczne, czyli cielesne. Myśleć „o tym , co duchowe”, to znaczy — kochając -— zapomnieć0 sobie samym, być całkowicie pochwyconym przez Jezusa Chrystusa i, dzięki tem u oddawszy się Jego wielkiej sprawie „owoc wydawać dla Boga”.
(Wiersz 6). Kto żyje m yślą o rzeczach cielesnych, sądzi, że zyskuje życie. Prawdziw e życie dla Boga, m yślenie o tym, co duchowe — wydaje mu się niepojętą głupotą, czymś nieżyciowym, absurdem , k tó ry sprawia, że ludzie m arnują i tracą swe dni. Cóż za pomyłka, ja kie straszne złudzenie! Człowiek sądzi, że zdobywa życie, a tymczasem pada w objęcia śmierci. Tak dzieje się napraw dę, bo przecież „zamysł ciała, to śm ierć”. Wszystko, czego moje „ ja” nam iętnie pożąda i w czym ma nadzieję znaleźć życie, jest napiętnow ane śmiercią1 kończą się śmiercią, natom iast „zamysł Ducha, to życie i pokój”.
„Miłość nigdy nie usta je”, podczas gdy wszystkie inne, łącznie ze zdolnościami n a jwyższego poznania religijnego, „w niwecz się obraca” (I Kor. 13). Istotą i trw ałym udziałem życia są owoce Ducha: miłość, radość, pokój, dobroć i łagodność. W ymieniając obok słowa „życie” słowo „pokój” Paw eł słyszy w duszy hebrajskie „szalom”, które w swym znaczeniu zawiera zbawienie, pokój z Bogiem, dział w Bogu przynoszący pełne i głębokie zadowolenie (por. kom entarz do Rzym. 1, gdzie mową 0 pozdrowieniach).
(Wiersze 7 i 8). Zamysł ciała oznacza śmierć w pełnym i w ostatecznym sensie tego słowa, gdyż jest „wrogi Bogu”. Najgłębsze pragnienie naszego „ja” „nie poddaje się bowiem zakonowi Bożemu”. Słusznie Paweł dodaje: „bo też nie może”. Staje się teraz jasne, dlaczego ogólnikowa prawda, że „Bóg jest miłością” — nie
12
może nam w najm niejszej mierze pomóc. Nie może pomóc właśnie d l a t e g o , że Bóg jak najbardziej serio jest miłością, że w zakonie swoim serio żąda miłości, a nasza z gruntu egoistyczna i pozbawiona miłości istota jest Mu „wroga” i „podobać się nie może” , więc prowadzi nas ku śmierci. W łaśnie dlatego, że Bóg jest miłością i chce rzeczywistej, prawdziwej miłości, nasze usiłowania spraw iają, iż stajem y się w Jego oczach obrzydliwi, nie do zaakceptowania. Nasza im itacja miłości jest w strętną obłudą, bo w rzeczywistości znowu myślimy tylko o sobie i o własnej chlubie. Pomóc nam może tylko jedno: uczciwe przyznanie się do niemocy i uznania własnej zguby przed Bogiem. Dzięki tem u znajdziem y i będziemy mogli przyjąć ratunek , k tóry miłość Boża zgotowała nam w Jezusie.
(Wiersz 9). W tedy nastąpi wielka zmiana, k tórą Paw eł poświadcza z całkowitą pewnością nie tylko jako możliwość teoretyczną, ale jako konkretną rzeczywistość: „Ale my nie jesteśmy w ciele, lecz w Duchu, jeśli tylko Duch Boży mieszka w nas”. Jest to stw ierdzenie pozytywne, następujące po negatyw nym — „gdy byliśm y w ciele” (Rzym. 7,5). Możemy się ta kich stw ierdzeń lękać, możemy uważać je za niemożliwe, przesadzone, a naw et pełne pychy, ale m usim y przyjąć do wiadomości, że Paweł dał opis rzeczywistej przem iany chrześcijanina. Opis nacechowany spokojną pewnością.
Gdzie przedtem mieszkał grzech przenikając wszystko swoją obecnością, teraz mieszka Duch Boży, k tóry również skutecznie wszystko przenika. Czy rzeczywiście równie skutecznie? I tak, i nie. Z jednej strony, Duch jest potężniejszy od grzechu, działa skuteczniej i przezwycięża go. Z drugiej jednak strony — nie wyw iera na naszą wolę takiego przym usu, grzech. Grzeszyć bowiem m u s i m y , chociaż ma w tym udział nasza wola; n i e m u s i m y natom iast w taki sam sposób myśleć o sp rawach Ducha. Duch uw alnia nas od zakonu śmierci i grzechu, i pozostawia w tej wolności.
Duch Boży mieszka w chrześcijaństwie rzymskim. Jego wpływ nie jest sporadyczny, nie m uszą wciąż na nowo prosić Go, aby działał. Nie. On mieszka w nich, przebyw a stale pośród nich i w ich sercach. Apostołowie nie muszą im polecać, aby prosili Ducha Świętego. Po co m ieliby to robić, skoro On już w nich mieszka. Gdyby było inaczej, gdyby nie mieli Ducha Chrystusowego, to n i e b y l i b y J e - g o, tzn., że w ogóle nie byliby jeszcze chrześcijanami.
Nasuwa się pytanie, co stałoby się z chrześcijaństwem i naszymi Kościołami, gdybyśmy zamiast poprzestaw ać na „uw ielbieniu” dla Biblii, zechcieli wnikać w takie poszczególne zdania!
(Wiersze 10 i 11). Paweł miał odwagę powiedzieć o położeniu chrześcijaństwa coś tak wielkiego, co nas przeraża. A jednak, patrząc trzeźwo, dostrzegł też granicę nieprzekracząl-
ną dla chrześcijanina w teraźniejszym jego czasie. „Jeśli jednak Chrystus jest w nas, to chociaż ciało jest martwe z powodu grzechu, jednak Duch jest żywy przez usprawiedliwienie”. Jak widzieliśmy, od „zamysłów” człowieka rozpoczyna się jego zbawienie i odnowa. Staje się „żywy przez uspraw iedliw ienie” , k tó rego dostępuje przed tronem łaski. Zgubna kolejność następstw : grzech-gniew -śm ierć zostaje zniesiona i ustępuje m iejsca w spaniałej kolejności: usprawiedliw ienie-pokój-żypie; ale nie w odniesieniu do naszego ciała. Ono nadal nosi piętno i konsekwencje grzechu, ponieważ jego członki w szczególny sposób oddaje się w niewolę zakonowi grzechu (Rzym. 7,23). Ciało jest ciągle śm iertelne, m artw e nawet. O ile nie będzie nam dane dożyć ponownego przyjścia (paruzji) Jezusa, a tym samym przem ienienia (I Kor. 15,51.52; II Kor. 5,4; I Tes. 4,17) — będziemy musieli przecierpieć śmierć cielesną. Chorujem y i doznajemy w życiu najróżniejszych dolegliwości, bólów i ułomności, bo ich źródło znajduje się w naszym ciele: co więcej, nasze ciało — tak szybko nużące się, żądające nieustannie pożywienia i pielęgnacji — stanowi poważną przeszkodę w duchowym życiu. Jeżeli uważaliśmy, że Paw eł nakreślił przesadny i podejrzanie niezgodny z rzeczywistością obraz by tu chrześcijanina, to winę za to pono
Słuchajcie audycji religijnej
„GŁOS EWANGELII Z WARSZAWY”
codziennie o godz. 17.45
na fali 31 m
Ofiary na „Glos Ewangelii z Warszawy”, miesięcznik „Chrześcijanin”, Dom Opieki „Be
tania” w Ostródzie itp. oraz składki Zborów należy przekazywać na konto Zjednoczonego
Kościoła Ewangelicznego w: NBP Warszawa, XV Oddział, Nr 1153-10285-136.
Dziękujemy!
si również nasze „ciało śm ierci”, które jest w stanie zasłonić nowe życie i nie dopuścić, byśmy je rozpoznali.
W tym m iejscu Paw eł mówi o wielkim oczekiwaniu, o oczekiwaniu przyszłości. Mieszkający w nas Duch Boży jest Duchem „Tego, który Jezusa wzbudził z martwych”. U Jezusa już nastąpiło zm artw ychw stanie ciała. On otrzym ał „uwielbione ciało”, postawione do dyspozycji nowem u życiu jako narzędzie mocy. Skoro w nas mieszka ten sam Duch Boży, to nie może nastąpić nic innego, jak tylko to, że Bóg „ożywi” i nasze „śmiertelne ciała”. Uczyni to albo ze względu na „Ducha swego, który mieszka w nas”, albowiem święty Boży Duch nie może na stałe pozostać bez odpowiedniego ciała, k tóre by m u służyło za mieszkanie i n a rzędzie: albo też — „ p r z e z Ducha swego, który mieszka w was”, gdyż Duch, Twórca życia i Odnowiciel, musi doprowadzić swe dzieło do końca, tj. sprawić, że również nasze ciało stanie się ciałem duchowym. W każdym razie ta nadzieja też należy do zamysłu Ducha. Nie ma ona nic wspólnego z egoistycznym m arzeniem o niebie, w yraża mocne i pewne pragnienie życia wolnego, nieskrępowanego i całkowicie oddanego w służbę Bogu.
Werner de Boor
Duch Św ięty w historii KościołaDzieje Apostolskie w skazują nam na to, że Koś
ciół Jezusa C hrystusa budow any był na skutek ak tywności Ducha Świętego. Słowo Boże mówi nam , że autorytetu , jaki w ypływ a z darów Ducha Świętego nie da się, tak dziś jak i wówczas, niczym zastąpić.
Życie, w którym dem onstrow any jest Duch i Je go moc, ma au to ry te t w pracy dla Chrystusa. Nasz dobry P asterz chce nam tego chętnie udziela?. W yposażenie w dary Ducha ma tak ą sam ą rnoc i działanie dzisiaj, jak i we wczesnym Kościele — one przeciw staw iają się mocom zła. Głowa Kościoła daje swym członkom moc do oparcia się wszelkiego rodzaju pokuszeniem. Jego Kościół zaopatryw any jest dzisiaj w dar rozróżniania duchów tam, gdzie błędne nowe ruchy chcą w yw ierać w pływ na Kościół, czy to z zew nątrz czy z w ew nątrz. On daje dzisiaj sw emu Kościołowi dar w iary i dar czynienia cudów, szczególnie w obliczu groźby w ojny nuklearnej. J e żeli są dzisiaj w yraźne znaki rodzącej się mocy an ty chrysta, to P an przez dar prorokow ania daje Kościołowi w łaściw e słowo do przebudzenia się i przygotow ania na tę sytuację.
Wczesny Kościół, k tóry został powołany do życia przy szczególnie tw órczej mocy Ducha Świętego, potrzebow ał darów dla zbudowania. O ileż bardziej my potrzebujem y ich dzisiaj, kiedy tak często w idoczny jest b rak życia. Ludzie opierają się na trad y cjach i zwyczajach, lub co najw yżej badają Pismo w mocy ludzkiego in telektu . Tylko Duch Św ięty może nas prowadzić w głębsze zrozumienie.
Duch jednak nie m anifestu je się niezależnie od swych darów łaski. Ich znaczenie nie polega na zastępow aniu ludzkich wysiłków. Sam Duch bowiem oświeca, budzi sum ienie i prow adzi do opam iętania, uległości i pojednania. Tylko Duch Święty zrodzić może zrozumienie znaczenia czasu i prowadzić ludzi do tego by byli gotowi na bliski koniec św iata.
Żadna z tych rzeczy nie będzie m iała m iejsca wtedy, gdy pozostanie form alne recytow anie w yznania w iary, gdy pow stawać będą form alne grupy modlitewne, gdy m odlitw a będzie w ynikiem sam ej tylko sumienności, bo wszystko to jest w większości rezu lta tem ludzkiej aktyw ności i energii. Bez Ducha Św iętego wszystko to jest m artw e. Tylko życiodajny Duch przygotować może Kościół na przyjście Pana. Tylko wtedy, gdy On oddaje siebie w raz ze swymi daram i Kościołowi, tylko w tedy dany jest im pet do natarcia na ciemność, w jak iej pogrążony jest świat.
Każdy więc, kto pragnie aby Bóg był w ysław iany przed oczyma niewierzących i każdy kto pragnie zwyciężać dla Boga w mocy Ducha Świętego, stara ł się będzie o dary Ducha. Każdy kto modli się o to by zbory staw ały się żywe, teraz kiedy nadchodzi szczyt wojny z ciemnością, modli się by Duch Święty interw eniow ał na nowo ze swymi daram i łaski. A n a w et i tam gdzie działają już dary Ducha, Paw eł n a wołuje: „Bądźcie pełni D ucha” (Ef. 5,18). O ileż b a rdziej odnosi się to do nas, którzy m am y mało darów! Jeżeli każdy rozkaz Pism a jest obowiązkowy, to jak moglibyśmy wyłączyć rozkaz szukania i ubiegania się o dary?
Czy jednak nie było takich zborów, które nie posiadały żadnych darów a pełne były życia? Temu pytaniu musimy przeciw staw ić inne: czy możemy
mieć pewność, że zbory, jeśli w nich nie było daru mówienia językami, pozbawione w ogóle były darów Ducha? Duchowe dary nie m uszą być szczególnie ew identne. To nie jest w arunek. Czy żywy, św iadczący i w zyw ający do upam iętania zbór, może być rzeczywiście bez darów Ducha, bez darów mądrości i wiedzy, bez au to ry te tu w służbie duszpasterskiej, bez daru uzdraw iania (co często dzieje się w dyskrecji), bez czczenia i w ysław iania Boga przez w iarę? To wszystko dzieje się zawsze przez działanie Ducha Świętego, k tóry porusza żywą społeczność do oddania chw ały Bogu Ojcu i Synowi. Tak więc Duch Święty szeroko przedstaw ia Bożą wielkość i jasno przedstaw ia moc Chrystusowego odkupienia.
Życzeniem Pana naszego Jezusa C hrystusa jest abyśm y prosili Ojca o Ducha Świętego (Łk. 11,13).O ile przed w stąpieniem C hrystusa do nieba w szystko zależało od tego czy uczniowie m ają Jezusa, o ty le żywotność i działalność Jego Kościoła w czasie między Jego w stąpieniem do nieba a pow rotem na ziemię, uzależnione są od przyjęcia, po uwierzeniu, Ducha Świętego. W tym kontekście należy powiedzieć, że Jezus nalega na swych naśladowców aby zw racali się z tą prośbą do Ojca, podobnie jak przyjaciel z przypowieści (Łk. 11,5—8). Przez tą przypowieść J e zus w skazuje nam , że jeśli chcemy otrzym ać ten cenny dar, to m usim y o niego prosić bezustannie i n iestrudzenie. P raw dziw e życie zborowe, ta k jak widzimy w Dziejach, jest nie do pom yślenia bez Ducha Św iętego i Jego darów. W pierw szych zborach było to absolu tną koniecznością, ponieważ tam ci chrześcijanie m usieli wszyscy Go przyjąć. A czy dzisiaj nie powinno być tak samo?
„N iekw estionow aną rzeczą jest to, że pojawienie się darów Ducha jest w yraźną konsekw encją przy jęcia i działania Ducha Świętego. Tak to widzi Nowy Testam ent. N iejeden pasaż w Biblii daje nam do zrozum ienia, że dary Ducha były potrzebne i egzystowały z w ielką mocą w czasach apostołów. W ysuszanie tego strum ienia (chociaż krople zawsze pozostawały) w czasach apostolskich było odchyleniem od przedstawionego w Biblii p lanu zbawienia. Przyczynę tego znaleźć można w b raku skruchy, w recydywie grzechu i w odstępstw ach obejm ujących cały Kościół... Uściślając to, można mówić o b raku przygotowania i b rak u w iary w Kościele, co pociągało za sobą w konsekw encji zerwanie bliskiego kontaktu C hrystusa z Kościołem, kontaktu , k tóry nie był już tak w spaniały, jak w „dniach młodości” (Oz. 2,17). C haryzm aty zatem, udow adniają niezastąpioną i pełną moc p lanu zbaw ienia. Są to znaki działania Bożej władzy; one fo rm ują inw azję C hrystusa z głębi niebios w ten sam ow ystarczalny św iat.”
Dzisiaj, kiedy T rójjedyny Bóg został przez ludzL ogłoszony jako „um arły”, istnieje szczególne zapotrzebowanie na znaki i cuda. To bowiem w ydaje św iadectwo o tym, że On żyje. Dzisiaj ludzie muszą s ta nąć w obecności Ducha Świętego, który w ysławia Ojca i Syna w praw dzie i jednocześnie udziela lu dziom swych darów . Przez dary objaw ia się wielkość i wszechfpotęga mocy Bożej.
Trzeba dzisiaj mężczyzn i kobiet pełnych Ducha, przez których Jego dary będą efektyw ne. Tacy są św iadectw em Bożej egzystencji w naszym złym świ*»
14
cie. Tacy ludzie, jak Bodelsehwingh posiadający dar pomocy, albo Florence N ightingale, albo Ewa von Thiele-W inckler i inni, są znakam i litościwej miłości Jezusa w czasach obecnych. W ich życiu widoczne jest to, że Jezus żyje.
F ryderyk von Bodelsehwingh (1831—1910) był założycielem dzieła w B ethel — domu dla dzieci chorych na padaczkę, włóczęgów i bezdomnych. Jego dzieło miłosierdzia stało się przykładem . Przez Jego ducha miłości i radości, na całym świecie powstało wiele podobnych instytucji. Ewa von Thiele-W inckler (1866—1930) w 1888 roku założyła „Przystań Pokoju” (w M iechowicach — przyp. tłum.), dom diakonis, jako w ynik w iary. Pow stało potem 40 innych domów dla dzieci, k tóre w yrasta ły w rodzinnych g rupach. Połączona z tym była praca wśród więźniów. „M atka Ew a” również przez swoje pism a niosła rady wielu ludziom.
Syn Bodelschwingh’a w swej biografii pisze o m iłości i m iłosierdziu swego ojca, rozpalonych przez Ducha Świętego. „Ojciec nigdy nie tw ierdził, że już zrobił to co m iał zrobić — naw et w Bethel. Wszystko to, czego w swym chrześcijaństw ie dokonał, w ydawało się jedynie jako pojedyncza, chłodna kropla wody na rozgorączkow anym czole ludzkości”. I znów : „Jego miłość nie znała granic, dlatego też i pole działania było nieograniczone”.
Również w spaniałym św iadectw em jest dzieło wliairy George M ullera. Bez żadnego apelow ania o pieniądze utrzym ał on 2000 sierot. Całe ich u trzym anie opierało się na m odlitw ie i w ierze w Boga. Przez
ten dar w iary był on wielce szanowany. Jego w iarą pocieszona była niezliczona ilość ludzi. Zachęceni oni byli do kroczenia podobną drogą, na k tórej Bóg był wysławiany.
Założyciel Chińskiej M isji W ew nętrznej, Hudson Taylor, który m iał dar w iary, znany jest między in nymi z tego, że kiedy w yruszył z Londynu aby podjąć pracę m isyjną w Chinach, m iał w kieszeni tylko kilka funtów a ponadto „nic więcej i nic m niej niż obietnice Boże”. Jego w iara nie była zawiedziona. Bóg dotrzym ał w szystkich swych obietnic. W szechmocny Bóg, k tóry jest „ tak” i „am en”, k tóry czyni cuda, był przez to dzieło m anifestow any przed św iatem. Ludzie wchodzili na drogę w iary a Bogu oddaw ana była chwała. Złożyło się kiedyś tak, że m łode, zaledwie 20 letnie Tow arzystwo M isyjne, potrzebowało nowych pracowników. Jeden z m isjonarzy przedstaw ił swój cel w iary , w następnym roku ma być stu nowych pracowników. Taylor podzielał n a jpierw ogólną opinię, że jest to zbyt w ygórow ana prośba: stu nowych pracow ników w jednym roku, skoro cały sztab nie liczył jeszcze dw ustu osób?
Kiedy jednak Taylor przez k ilka dni nie mógł się skupić na modlitw ie, zstąpił na niego nagle Duch w iary. D yktując do domu list, mógł tylko tak nap isać: „W 1887 roku oczekujem y stu nowych m isjonarzy”. G orliwa w iara tak w nim zapłonęła, że powiedział swojem u sekretarzow i: „Jestem co do tego tak bardzo pewny, że jeślibyś pokazał mi fotografię całej setki w przyszłym roku, to w tedy będę tak samo tego pew ny jak te raz”.
„Weźmiecie moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie Mi świadkami...” (Dz. l,8a)
15
1887 rok rozpoczęty dwoma dniam i m odlitw y kończył się ostatnią grupą „setki” w ysłanej do Chin; wszystkie prace były ukończone, w szystkie koszty spłacone, a w ielkie błogosławieństwo rozlało się szeroko. (Na tem at H. T aylor’a, patrz: „Duchowe P rzebudzenie", cz. II — „Boży śm iałek Hudson T aylor”, ZKE W arszawa, 1969 r. — przyp. tłum.).
W takich rozm iarach w iary, Bóg nie tylko ob jawia swą wielkość, ale także swą ojcowską miłość, ponieważ On słyszy w ołanie swych dzieci i daje im odwagę do m odlitw y o śm iałe cele. D ar w iary jest zawsze związany z darem m odlitwy. Ludzie posiadający dary duchowe muszą mocować się w m odlitw ie z wszechmocnym Bogiem, tak jak czynił to Jakub. Oni są uzależnieni wyłącznie od Niego i mogą żyć płomieniem Jego świętości. Ustawicznie są też błogosławieni i sądzeni przez Boga. Ale ponad wszystko są oni praw dziw ym i Jego dziećmi. Jako dzieci o wszystko Go muszą prosić. Jako dzieci dośw iadczają też ojcowskiej miłości i m ają przyw ilej łączności z Nim.
Tak jak przez dar w iary Bóg w ysław iany jest jako Ojciec, tak przez dar czynienia cudów objaw iona jest zwycięska moc Jezusa. Dzięki tem u darowi tysiące ludzi w ysław iało Jezusa. K iedy Johann C hristoph B lum hardt z au tory tetem w ypow iedział zdanie „Jezus jest Zwycięzcą” i przez to złam ał moc szatana nad osobą G öttliebin D ittus stało się to znane daleko i szeroko. Po dwóch strasznych la tach konfliktu, ludzka dusza uwolniona została od najsurow szej fo rmy posiadania demonicznego i mogła później prow adzić życie dla Bożej chwały, jako św iadek odkupującej mocy Chrystusa.
Przez moc Ducha, B lum hard t mógł w ielu ludziom pomóc znaleźć drogę do pokoju i św iatła — czy obłąkanem u, czy duchowo zdegradow anem u, czy zmęczonem u życiem. Przez Blumhardita Duch inspirow ał w ielu ludzi do w ołania „Jezus jest Zwycięzcą” — w pokuszeniach, w zm aganiach z mocami ciemności. J e zus, Zwycięzca, B aranek Boży, który złam ał moce nieprzyjaciela, w ysław iany jest przez ten duchowy dar. I nie tylko B lum hardt, ale wielu, k tórych n a zwiska nie są znane, pow odują przez ten dar za łam anie mocy szatańskich i w ypędzanie duchów ciem ności. Uwolnione od n ieprzyjaciela dusze pozyskane zostały dla Jezusa. Trzeba w dzisiejszych czasach tych, którzy tak jak Paw eł „dokonują w śród was cudów” (Gal. 3,5).
Literalnego w ypełnienia obietnic dotyczących czynienia cudów doświadczali także m isjonarze. Je zus powiedział: „A choćby coś trującego wypili, nie zaszkodzi im ” (Mk. 16,18). M isjonarz Nommensen działający w 1860 roku na Sum atrze, poczęstowany był potraw ą, przy kró tej skosztowaniu jego pies padł natychm iast. Wrogowie, którzy postanow ili aby Nommensen um arł, u jrzeli go żywego i tak się zdum ieli tym znakiem i jego miłością do nich, że stali się zupełnie otw arci na zw iastow anie ewangelii.
Jezus wysławiamy jest i ożywia Kościół dzisiaj także przez dar uzdraw iania. Dar uzdraw iania pokazuje, że moc i czyny diabła zostały zniszczone, a zbliżyło się królestwo Jezusa. „Chodził, czyniąc dobrze i uzdraw iając w szystkich opętanych przez d iab ła” (Dz 10,38b). Tak samo jest i dzisiaj. Tam gdzie jest uzdrowienie, tam objaw ia się królestw o Jezusa. Jezus jest Panem , k tórem u dana jest moc nad ciałem, duszą i duchem, k tó ry i te raz dokonuje .cudów uzdro
wienia. Johann C hristoph B lum hard t i tu jest dobrym przykładem . Kiedy w swym zborze w ygrał b it- tw ę i dem onicznymi mocami, w tedy nastąpił ruch opam iętania i przebudzenia przez Ducha Świętego. B lum hard t mógł nie tylko pomóc w ielu w ich w ew nętrznych konflik tach kiedy w yznaw ali swe grzechy, ale też przez nakładanie rąk i m odlitwę uzdraw iał w ielu z fizycznych cierpień. G arbaci byli w yprostow ani, kulaw i mogli znów chodzić, chorzy na oczy, gruźlicę i kości staw ali się zdrowi. W tym w szystkim obecność Boża była tak mocno dośw iadczona, że naoczni św iadkowie tak m ówili potem o tych w ydarzeniach: „Jezus był tam rzeczywiście; te cuda należały z czasem do zwykłego przebiegu wydarzeń. Obecność Pana była tak nam acalna, że na cuda patrzono jak na na tu ra ln e rzeczy i nie robiono o to wiele hałasu”. Członkowie zboru bezustannie zgrom adzali się z wdzięcznymi sercami, w ysław iając Boga za tak ie błogosław ieństw a (Friedrich Zuen- del).
Dar ten jest obiecany w ierzącym (Mk. 16,17—18), a w szczególności starszym zboru. Pow inni -oni zaw sze modlić się nad chorym i (Jak. 5,14), gdyż każda chora w zborze osoba ma być przyniesiona Jezusowi. On powiedział: „Pójdźcie do m nie wszyscy, którzy jesteście spracow ani i obciążeni” — a to dotyczy i chorych. Powinno to być rzeczą natu ra lną , tak jak jest to w niektórych zborach anglikańskich i episko- palnych; w czasie nabożeństw a dodaw ana tam jest zawsze usługa uzdraw iania. W ygląda to w ten sposób, że albo pastor schodzi do ław ek i ogłasza błogosław ieństwo i słowa przebaczenia Chrystusowego nad chorym i ludźmi, albo chorzy grom adzą się w przo- dzie.
Bóg może być także w ychw alany dzisiaj przez dar mądrości. W wielu m iejscach chrześcijanie są prześladow ani, spo tykają ich różne zakazy, doznają różnych cierpień, są ciągle przesłuchiwani. Dar m ądrości udziela im w łaściw ej odpowiedzi, tak że oponenci nie mogą się tem u sprzeciwić. Duch Boży sp rawia, że Jego Słowo sta je się w ich rękach orężem, a wszystkie a tak i na nich skierow ane chybiają celu (Mt. 10,17—20). D ar ten m anifestow ał się na przykład w chińskich więzieniach, gdzie za pomocą d iabelskich metod system atycznie niszczona była ludzka osobowość.
Dr Leslie Milan, założyciel Ruchu W olnościowego w Kanadzie, opisuje swe doświadczenia z czasów rygorystycznego uwięzienia w Chinach. Poddany tam był mękom „prania mózgu”. „Byli w stanie w ypłukać wszystko z mej pamięci. Nie liczyło się w ykształcenie, nie liczyło się kulturow e podłoże. Nic nie mogło się tym form om oprzeć. Nie mogło się tem u oprzeć moje ciało, ponieważ po kilku tygodniach zostało zupełnie złam ane. Byłem fizycznym w rakiem . Nie było we mnie niczego, czym mógłbym się bronić. Ale k iedy Duch Święty chciał używać coś poza m oją św iadomością, mógł jeszcze to czynić. K iedy Duch Boży przypom inał mi Słowo Boże, moi prześladowcy nie wiedzieli co robić. Słyszałem ich jak mówili: Panie Milan, proszę powstać i odpowiadać na pytania! Zadaw ali mi py tan ia a ja nie w iedziałem naw et o co minie pytali. Mogłem n ie słyszeć. Nagile Słowo Boże zaczęło w pływ ać na mnie i kiedy oni kończyli swą mowę i daw ali mi czas na odpowiedzi, mogłem jedynie „cytować” -to, co było w e jp if e —- Boże
m
T ak oto tych siedm iu przeszkolonych politycznie lu dzi przyjm ow ało w danym momencie coś z chwały Bożej. Było to dla nich św iadectwo o mocy Bożego Słowa działającego przez Ducha...”.
Dary Ducha działają dzisiaj na różne sposoby. Są one z jednego Ducha — są św iętą aktyw nością Trój- jedymego Boga, ponieważ Duch Święty pochodzi od Ojca i od Syna. Tak przekonyw ujące dary muszą być dla nas w artościowe i święte.
Dary m usim y m ierzyć tylko na podstaw ie Pism a Świętego -— co i jak ono mówi o nich. Nie można ich mierzyć błędnym używ aniem m ówienia językami. Jeśli tak byśmy czynili, to zbaczalibyśm y od Biblii. Jeżeli Pismo mówi: „s tarajcie się usilnie o dary duchowe” (I Kor. 14,1), to nie możemy tego przem ieniać, mówiąc: „utrzym ujcie czystość darów duchow ych”, lub: „przeciw staw iajcie się darom, ponieważ mogą być dary fałszyw e i ludzie pobudzeni przez szatana”. My m amy jedynie walczyć przeciw ich błędnem u używ aniu a nigdy przeciw nim samym.
Szczególną wagę m a dzisiaj dla nas dar prorokowania. Bez niego praw dziw y Kościół byłby podobny do wysuszonego pola. „Przez dar prorokow ania zbór ożywiany jest oddechem Bożej świeżości i dokładności. Prorokow anie jest bezustannym oddychaniem słowami Pisma, bez którego było by ono um arłym listem . Egzystencja lub nie-egzystencja zboru zależy od tego czy jest w nim dar p rorokow ania”.
Dzisiaj trzeba proroków, ludzi, którzy przekazują naszemu pokoleniu Boże rozkazy. P otrzebujem y lu dzi, którzy widzą co znajduje się za różnym i dzisiejszymi tendencjam i. Prorocze słowo w ypowiedziane z au tory tetem musi wzywać cały Kościół do postępow ania praw dziw ą drogą. P rorokow anie rozśw ietla św iatło Pism a i penetru je wszystko to, co jest ukry te i zakam uflow ane. P rorokow anie potrzebne też jest w w ypełnianiu zadania misyjnego, ponieważ przez u jaw nianie grzechu przyprow adza ludzi ku potrzebie C hrystusowego przebaczenia. P rorokow anie pomaga przy zdecydowanym nawróceniu.
Prorokow anie objaw ia także w ażne rzeczy dotyczące przyszłości, na rów ni z boską in te rp re tac ją przyszłych i teraźniejszych wydarzeń. W A rm enii w 1855 roku 11-letni chłopak zaczął mówi o tureckiej inwazji. Przez to proroctw o chrześcijanie byli ostrzeżeni, że jeśli nie w yem igrują do zam orskich ziem, będą zabici. Szkice i mapy, które ten chłopak rysował po otrzym aniu wizji w skazyw ały na Amerykę. W 1900 roku, już jako dorosły mężczyzna, znów w proroctw ie nak łan ia ł swych przyjaciół do opuszczenia Arm enii. Na mocy tego proroctw a, przebudzenio- wa społeczność, do k tórej on należał, w yem igrow ała do Ameryki. W 1912 roku ostatnie rodziny opuszczały Arm enię, a w 1914 roku w ybuchła pierw sza w ojna światowa. Turcy podbili A rm enię i trzy miliony Arm eńczyków zostało zabitych. Tak oto Bóg używa tego daru również dzisiaj dla ochrony swych ludzi.
O dar prorokow ania należy się modlić. Inaczej możemy ulec m istyfikacji, fałszyw em u nauczaniu i demonicznym kierunkom . Nic nie może pow strzym ać nas od m odlitw y o ten dar, naw et ten fakt, że było wielu fałszywych proroków. Tak było w czasach S tarego jak i Nowego Testam entu, tak też jest w n a szych czasach. Pomimo tego, że Paw eł doświadczył w zborach wielu błędów, to jednak tym bardziej n a pomina: „Proroctw nie lekceważcie” (I Tes. 5,20).
Dzisiaj potrzebni są ludzie z praw dziw ym darem prorokow ania. Jest ich ciągle za mało. Jezus zachęca nas do proszenia Ojca o Ducha Świętego, a apostoł Paw eł dw ukrotnie napom ina: „starajcie się też usilnie o dary duchowe, a najbardziej o to, aby prorokow ać” (I Kor. 14,1 i 39). Kto zatem słucha tego w ezwania? Kto czuje się zmuszony do podporządkowania się tem u rozkazowi Pism a i kto modli się o to z gorliwością przyjaciela z przypowieści, ustaw icznie pukającego do drzwi, ponieważ znajdu je się w potrzebie? Chleb, o k tóry on prosił, był dla niego niezbędny (Łk. 11,5). Tak w łaśnie trzeba dzisiaj darów duchowych, a dar prorokow ania zajm uje pierwsze miejsce wśród tych, o k tóre powinniśm y prosić.
Cóż za przebudzenie mogłoby nastać w Kościele, gdyby to, co jest błędne, stało się czyste przez uderzające św iatło proroctw a! Postronni, naw et dzisiaj, jak mówi o tym Paweł, upadli by na swe tw arze (I Kor. 14,25)! Ich grzeszność zostałaby zdem askow ana i m usieliby oddać chw ałę Bogu, k tóry bada i zna głębokości ludzkiego serca.
Coś spokrewnionego do daru prorokow ania dane było dobrze znanem u Cure d ’Ars, który widział ukryte rzeczy pod m askam i pobożności i otwarcie tym, którzy przychodzili do niego po porady duszpasterskie, mówił o ich grzechach. Nieuczony i zew nętrznie pospolity, prosty w iejski duchowny był pełen pośw ięcającej miłości, dziecięcej pokory i prow adził bogate życie m odlitewne. K orzystając z au to ry te tu od Ducha Świętego powodował tak ie błogosławieństwo, że ludzie płynęli do niego tłum am i. Dyliżanse z Lyonu robiły dodatkowe kursy. P rzybyw ali pielgrzymi. Łączyło ich w szystkich jedno — przyszli jako grzesznicy, to znaczy jako ludzie, którzy bardziej lub m niej wiedzieli, że w ich życiu jest coś złego. T utaj doświadczali przenikającego obnażenia ich grzechów i to doprowadzało ich do spotkania się tw arzą w tw arz z Bożą świętością. W rezultacie było tam bardzo wiele p rzypadków zdecydowanych nawróceń. Przez spotkanie z Jezusem Chrystusem rozpoczynało się dla nich nowe życie.
Cóż za możliwość! Bóg ofiaruje ludziom ten dar, ale na zasadzie prośby o niego. Często błądząc w prośbach nie otrzym ujem y tego, o co prosimy. Nie możemy więc mieć pojęcia o stanie naszej duszy, słabniem y w Jezusie, jeśli b rak nam daru prorokow ania. Bóg użycza jednak w szystkich rodzajów darów, itak by Jego Kościół mógł się budować, by On mógł być w ysław iany a postronni by staw ali się w ierzącymi.
M usimy więc mieć dar prorokow ania. Jakąż s tra tę ponosimy, kiedy gardzim y tym darem i nie w yciągam y po niego ręki! W proroctw ie doświadczamy żywego Jezusa, k tóry do nas mówi. On dotyka się nas w świętości i z miłością. Rozpoznajem y Go jako trium fującego Pana w swym Kościele. W szczególny sposób sta je się On widoczny w darach duchowych. P rzekreślają one śm iertelną ortodoksję i przez ludzi w ytw orzoną w iarę. On jest w środku! Słowo, które przez Niego osobiście skierow ane jest do nas, nie może być obalone. Takie słowo przyprow adza zwykle więcej ludzi do nawróceń, niż ogólne zwiastowanie.
Tę praw dę przedstaw iają również proroctw a i objaw ienia Sadhu S undar Singh’a. On tak pisze: „Gdy w stałem w czasie modlitwy, zobaczyłem jaśniejący Byt stojący przede mną, odziany w jasność i piękno.
17
Nie powiedział On ani słowa. Prom ieniejący b lask życiodajnej miłości spływ ał z Niego z ta k ą mocą, że przedostaw ał się do m ej duszy i tam się. rozlewał. W iedziałem bezpośrednio, że mój drogi Zbawiciel stał przede mną. Zeskoczyłem ze skały, na k tó rej się znajdow ałem i poczułem, że jestem na Jego stopach... W tam tych kilku sekundach On w ypełnił m oje serce tak dokładnie i mówił tak cudow ne słowa, że naw et, jeśli napisałbym w iele książek, nie byłbym w stanie tego przedstawić. Poniew aż te niebiańskie rzeczy m ogą być w yrażone tylko w niebiańskim języku, ziem skie języki są nieadekw atne. Pomimo to, próbowałem wypisać k ilka z nich, k tó re doszły do m nie w te j duchowej w izji M istrza”. W innym m iejscu Sadhu tak pisze: „W K otgarh, 14 la t tem u, gdy się modliłem, miałem przed oczyma w izję nieba. W szystko było tak żywe, że myślałem, iż pow inienem um rzeć a moja dusza wejdzie do niebiańskiej chw ały; w następnych la tach tak ie w izje wzbogacały m oje życie. Sw oją w olą nie mogłem spraw ić aby się pojawiły, ale zwykle kiedy się modliłem albo m edytowałem , to czasem o- siem do dziesięciu razy w m iesiącu moje oczy duchowe były o tw arte”. (Na tem at Sadhu S undar Singh’a patrz: Tadeusz Łamacz, „W ielki chrześcijanin — S adhu S undar S ingh”, „Z w iastun”, W arszawa, 1973 — przy. tłum.).
Przez wizje i prorocze słowa Sadhu S undar Singh’a wielu ludzi m usiało poważnie potraktow ać wieczność, przebudziło się i nawróciło. Dla ludzkich dusz bardzo pomocne też były objaw ienia takich lu dzi, jak: Juing-Stilling, pastor O berlin i M ichael Hahn. Dziękujmy Bogu, że dzisiaj, tak sarno jak w czasach apostoła Paw ła, daje nam ten dar łaski, przez który od czasu do czasu odsłania przed nam i k u rty n ę n iebios — przez to chce abyśm y staw ali się gorliw i dla osiągnięcia celu.
W Kościele Chrystusow ym m uszą być dzisiaj czynne wszystkie dary Ducha. Odnosi się to też do daru mówienia językam i. Duch Święty, k tóry dzisiaj jest ten sam, niezm ienny, nie chce nam daw ać d arów po to abyśm y się na nich potykali; Jezus też wyznacza wśród znaków tow arzyszących w ierzącym w Niego, znak mówienia językam i. K iedy nasze w łasne słowa są zbyt małe, w tedy daje nam słowa chw ały. (...)
Duch Święty, który działa niezależnie od stopnia naszego zajęcia lub zmęczenia, pomaga nam w tych bezustannych m odlitwach. Ma to dla nas w ielkie znaczenie, bowiem żyjemy w w ieku zagrożenia pośpiechem, co dław i całe duchowe życie. Duch Święty wysławia się bez naszej pomocy ani intencji. W ten też sposób w staw ia się za nam i i modli się w nas modlitwą, która ma znaczenie dla te j czy tam te j osoby, ponieważ On zna potrzebę chwili. P odaje nam rękę w naszej słabości i bezsilności, w tedy kiedy n ieświadomi jesteśm y detali potrzeby danej osoby, zboru czy zobowiązania. On wie czego w m odlitw ie n a jb a rdziej potrzebujem y, a Jego m odlitw a posiada au to rytet. Om także bojuje w nas kiedy modlim y się za tych, którzy dręczeni są przez moce ciemności. To jest szczególnie potrzebne w obecnych czasach, w k tó rych panuje w ielka ciemność.
Dar języków pomaga nam w m odlitwach wstawienniczych, ale pomaga także w chwilach pokuszeń. Kaznodzieja Dawid W ilkerson doświadczył tego w określony sposób w swej
pracy wśród nałogowców Nowego Jorku. Wielu z nich w sposób cudowny uwolnionych zostało od strasznych nałogów, gdzie z medycznego punk tu widzenia nie było już szans. K iedy jeden z tych młodych wrócił do nałogu, pomimo że szukał każdej możliwej pomocy, W ilkerson pytał innych chłopców co pomaga im w przetrw aniu pokuszeń. Jeden po drugim opowiadał m u o rzeczywistości Ducha Świętego, której doświadczyli w swym życiu, a szczególnie o darze m odlitw y w językach. Kiedy Duch Św ięty modlił się w nich, oni mogli opierać się ponadludzkim pokuszeniem.
Opis przebudzenia w Indonezji wskazuje * w inny sposób, w jaki Duch Św ięty posługuje
się m odlitwą w językach. Na dorocznej konferencji Indonezyjskiego Towarzystwa M isyjnego, Duch Boży zupełnie wyraźnie pokazał indonezyjskim braciom na odpowiedzialność za ludzi Południowo-W schodniej Azji i Północnej Afryki. Przywódca społeczności jednak sprzeciwił się tem u rozszerzonemu zadaniu m isyjnem u, ponieważ jeszcze wielkie połacie Indonezji nie były dosięgnięte przez ewangelię. K iedy tę kwestię przedłożył Bogu w nocnej p ry w atnej m odlitwie, w tedy Duch poprowadził go nad kraje Południowo-W schodniej Azji. Było to jedyne w swoim rodzaju doświadczenie. Z lotu p taka widział te kraje, za k tóre miał się modlić. Ciężar m odlitw y spoczął na nim w niew yobrażalnym stopniu i zaczął się modlić za te kraje w języku, którego nie znał. Odczuwał, że był to jeden z języków tam tych państw. To działanie Ducha Świętego poruszyło misję z jej ograniczonego patrzenia na dzieło Boże i odtąd zaczęto się przygotowywać do wysłania pierwszych indonezyjskich m isjonarzy do Kam bodży i Tajlandii.
Ta szczególna łaska Ducha Świętego, modlenie się w językach, powinna być dostępna dla całego zboru przez dar wykładania. Przez ten dar m odlitw a społeczności jest ożywiona. Wiele grup m odlitewnych tęskni za tym . Dar w ykładania języków przejm uje całe zgromadzenie obecnością Bożą. Słowa Ducha i objawienia dotykają rzeczywistości niebios. W ten sposób Kościół jest dzisiaj ożywiony. „Jeśli zaznajom ieni jesteśm y z rzeczywistą historią wczesnego Chrześcijańskiego Kościoła, to zauważamy, że mówienie językam i nie było n iczym osobliwym. Obecnie mówienie językami jest fenom enem we wszystkich w ielkich przebudzeniach. Kiedy Duch Św ięty zawłada całym człowiekiem, w tedy musi być tym przeniknięty um ysł”.
Jeszcze inny dar jest dla nas dzisiaj bardzo potrzebny. W chodzimy w nowy wiek — wierzę, że są to ostatnie dni — wiek zamieszania duchów. Tym darem jest dar rozróżniania duchów. Kto nie ma tego daru, albo należy do zboru, w k tórym nie ma tego daru, ten znajduje się w niebezpieczeństwie wpadnięcia w szpony herezji. Przez ten dar szczególne znaczenie ma dla nas słowo Jezusa: „nie zostawię was. sierotam i, przyjdę do w as”. On przyszedł do nas w Duchu Św iętym i jeszcze chce przyjść
18
dzisiaj, tak abyśm y nie byli poddani uwodzicielom, abyśmy wiedzieli jak z pomocą Ducha rozróżnić między zwiastunam i wyznaczonymi przez Boga a zwodzicielami i hipokrytam i.
Czytamy dzisiaj w wielu książkach i czasopismach wezwanie do porzucenia takich słów; jak: „Bóg”, „grzech”, „upam iętanie” ,„Łaska”. Ktoś uczy ludzi tego, że Bóg jest um arły. Ktoś mówi, że praw dziw a miłość istnieje wtedy, gdy Boga nie ma. My po stronie chrześcijańskiej wezwani jesteśm y do pokazania pobłażliwego w yrozum ienia wobec tych, którzy żyją w grzechu. Homoseksualizm, cudzołóstwo i podobne rzeczy nazwane są jasno „grzechem ”. Ale dzisiaj słyszym y o konieczności tolerow ania tego, a naw et akceptowania ze względu na szczególny charak ter tych rzeczy. Mówi się naw et, że gdy Jezus przyjdzie, to rozpraw i się z grzechem i tak grzech zostanie anulowany. W ielu ludzi tę formę argum entacji chętnie akceptuje, ponieważ stali się ślepi na praw dę i pozwolili się prowadzić błędną drogą.
Tak więc potrzebujem y dzisiaj ludzi, k tórzy wyposażeni będą w dar rozróżniania duchów. Oni muszą nieugięcie odsłaniać p raw dziwe m otyw y ludzkiego odsuwania się od Boga: błądzenia w zrozum ieniu C hrystusow ego odkupienia i zwycięskiego zm artw ychw stania oraz odmowę nazyw ania grzechu po imieniu. Za tym stoi tylko szatan. A on ma tylko jeden cel — by grzech mógł swobodnie panować i by ludzie ignorowali Boży sąd gniewu nad grzechem. Tak oto grzech przestaje być uznany jako grzech, a ludzie coraz bardziej wchłaniani są przez destrukcyjną moc szatana.
P rzy takich diabelskich mocach pokuszenia, norm alne duchowe życie chrześcijan nie jest w stanie odróżnić zwodzicieli, heretyków i hipokrytów od tych, którzy są prawdziwym i przywódcami Kościoła Chrystusa. Jeszcze bardziej niż dawniej okazuje się to n iew ystarczające w ostatnich dniach, ponieważ proroctw a mówią o zwodniczych duchach w ukryciu — a m y zaczynamy to już doświadczać w naszych czasach. Tylko za pomocą daru rozróżniania duchów takie duchy mogą być zdemaskowane przed zborem. Tak jak kierownicy i członkowie zborów żyją pod groźbą podstępu, tak samo i duchowe dary są w niebezpiecezństwie. W ogóle Kościół znajduje się w niebezpiecznym położeniu, gdyż prawdziwe dary są im itowane przez szatana. W dzisiejszych czasach wiemy o uzdrow ieniach dokonywanych w im ieniu Trójcy a de facto dokonujących się pod kontrolą okultystyczną. W iemy o glossolaliach w pogańskich narodach albo dokonujących się pod szatańskim i wpływami. Wiemy, że prorokowanie koresponduje z w różbiarstw em , a dar poznania z jasnowidztwem. Kościół jest więc wezwany do badania i m ierzenia wszystkiego. „Wszelki duch, k tóry wyznaje, że Jezus C hrystus przyszedł w ciele, z Boga jest. Wszelki zaś duch, k tóry nie wyznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, nie jest z Boga. Jest to duch an tychrysta” (I J. 4,2— 3).
Pismo Święte zapewnia nam w yraźną linię ochronną i daje nam właściwe szacowanie darów duchowych. Boskie proroctwo, na przykład, rozpoznajem y ponieważ zgadza się ono z ogólnym świadectwem Pism a Świętego i nie wychodzi poza to. Strzeżm y się proroctw z duchowo nieczystych źródeł, „nowych objaw ień” , które nimi w rzeczywistości nie są. One są często pobożną m aską zaspokojenia ludzkich p ra gnień, m arzeń lub tęsknot za znaczeniem i mocą. Takie „nowe objaw ienia”, akceptowane jako absolutne praw dy, mogą prowadzić do form owania się sekt. W ostatnich czasach ich wpływy znacznie wzrosły. Akceptować możemy wszystko to, co jest zgodne z Pism em i co trak tu je o upam iętaniu, odnowieniu i pokoju z innymi. Demoniczne proroctwa, z drugiej strony, czynią ludzi bojaźłiwym i i niespokojnymi oraz wnoszą podziały. Same w sobie nie są zgodne. Są one pełne sprzeczności i często składają się z pustych fraz lub dzikich apokaliptycznych obrazów.
Tam, gdzie działał będzie Duch Święty i udzielał będzie duchowych darów, tam wszystko będzie wyglądało jak we wczesnym Kościele. Nie będzie tam żadnego rozkiełzanego ekstatycznego zachowania się wytworzonego przez histerię lub naw et złego ducha. W szystkie dary, które pochodzą od Ducha Bożego m anifestowane są w spokoju i z godnością pod Bożą kontrolą (I Kor. 14,33 i 40). One nie chcą przyciągać uwagi ani powodować sensacji. Ponieważ Jezus mówi, że „po owocach poznacie ich”, to na tu ra tych, którzy wyposażeni są praw dziwymi daram i duchowymi, zawsze jest pokorna i charakteryzuje się miłością i gotowością do służby. D ary Ducha czynią dobrodziejstwa w sposób prosty i w pokornej pracy, podczas gdy demonizm tworzy odwrotne rezultaty .
Pawłowy nakaz: „Wszystkiego doświadczajcie, co dobre, tego się trzym ajcie” (I Tes. 5,21) ma współczesne zastosowanie. Jest tak dlatego, ponieważ zwykła chrześcijańska świadomość jest nie w ystarczająca w rozróżnianiu pomiędzy daram i Ducha a duchowymi cudzo- łożeniami lub diabelską przewrotnością. Z d ru giej strony, bez daru rozróżniania duchów, prawdziwe dary Ducha mogą być określone ja ko inspirowane przez diabła, tak jak miało to miejsce w poprzednich wiekach.
W ielu takich, którzy kochali Jezusa, zginęło pod inkwizycją w yjątkow ej pobożności. Tamci nie wiedzieli, że walczą przeciwko Duchowi Św iętem u i Jego darom. Tak więc dar rozróżniania duchów jest dzisiaj potrzebny nie tylko do objawiania błędnych darów, ale także do „rozeznawania praw dziw ych nosicieli Bożych darów i nie potępiania ich jako inspirowanych przez diabła”.
Z wszystkich tych wniosków, pośród potrzeb i m artw ot Kościoła, konieczne jest to, abyśmy z tą codzienną petycją szli do Boga, tak jak człowiek, k tóry pukał do drzwi domu swego przyjaciela z prośbą o chleb — „Daj, Panie, członkom Kościoła moc rozróżniania duchów. Daj nam dzisiaj dary Ducha!”. (B.S.)
19
Z C hrystusem przez życie
lirat Sergiusz Waszkiewicz, przełożony Zboru Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego w Gdańsku, jest znanym i cenionym kaznodzieją Słowa Bożego. Pełnił szereg odpowiedzialnych funkcji w Kościele. Jest zwolennikiem jedności wszystkich wyznawców chrześcijaństwa ewangelicznego. Pragnąc ocalić od zapomnienia ciekawe przeżycia, przemyślenia, doświadczenia, poprosiliśmy o chwilę rozmowy.
Jest Brat natchnionym kaznodzieją Słowa Bożego. Przypuszczam jednak, że niewielu z n a . okoliczności, w jakich spotkał się Brat ze S łow em Bożym.
Muszę więc powrócić do mojego dzieciństwa i podać k ilka faktów . W czasie I w ojny św iatowej w ielu lu dzi musiało opuszczać swoje rodzinne strony, ponieważ na tych terenach toczyły się działania wojenne. Moi rodzice opuścili Ziemię Nowogródzką i udali się w głęb Rosji. W domu dla przesiedleńców mój ojciec spotkał się z pew nym Łotyszem, k tóry zaprowadził go na nabożeństwo ewangeliczne w Moskwie. Był to Zbór Ewangelicznych Chrześcijan prowadzony przez cenionego i znanego w całym świecie Jan a S. Prochanowa. Po naw róceniu mój ojciec przy ją ł chrzest i tak Słowo Boże znalazło miejsce w jego sercu i w naszym domu.
A. w jakich okolicznościach Słowo Boże miejsce w sercu Brata?
znalazło
Tak, to ważne, wręcz zasadnicze pytanie. Świadomy bowiem jestem, że naw et najlepsze chrześcijańskie wychowanie nie może zastąpić osobistego nawrócenia, osobistego spotkania z Panem Jezusem . Z Moskwy moja rodzina w yjechała na U krainę, gdzie uczęszczaliśmy do Zboru Ewangelicznych Chrześcijan w Ti- maszówce. W 1920 roku zm arł mój ojciec, pozostawiając swoją żonę i dwóch synów. W ostatniej modlitwie polecił nas opiece Wszechmogącego. W 1921 powróciłem w rodzinne strony, to znaczy do Dołgino- wa k. Nowogródka, i nie znalazłem tu ta j w ierzących ludzi. Będąc młodym chłopcem, m iałem w tedy czternaście lat, niebaw em zacząłem kroczyć szeroką drogą. Ale wówczas uświadom iłem sobie, że jeśli będę tak żyć to zginę na wieki. Zacząłem się modlić: „P anie, ra tu j mnie, bo ginę. Nie ma tu ta j nikogo, kto by wierzył tak jak mój ojciec. Panie, poślij m i ta kich ludzi”. Nadeszła błyskawiczna odpowiedź od Wszechmogącego. W tę sam ą jesienną noc, a p rzebywałem w tedy na stałe u mojego stry ja , przyśnił mi się w strząsający sen. Śniłem, że uderzył we mnie piorun i mnie zabił. Na szczęście na tym sen się nie skończył. Okazało się, że nie um arłem , że żyję, że
w stąpiła we mnie nieznana dla mnie siła, moc. Obudziłem się i czekałem, że coś szczególnego rozpocznie się w moim życiu. W ten sam poranek przyszedł do mnie mój stry j i powiedział, że od sąsiada dowiedział się, iż niedaleko stąd są tacy ludzie jak mój ojciec, że jest tam n ie jak i człowiek o nazw isku Jan Pańko. To była natychm iastow a odpowiedź na moją m odlitwę. Wieś Cerebostyń, bo o nią chodziło, zna jdowała się około 30 km od mojej miejscowości. W najbliższą niedzielę byłem już w te j wiosce i znalazłem wierzących, którzy ak u ra t kończyli już swoje nabożeństwo. P łakałem jak m ałe dziecko, naw róciłem się do P ana i z lekkim sercem i spokojną duszą wróciłem do Dołginowa. W krótce zaopiekowali się mną bracia: Paw eł Tur, Jan Pańko i Grzegorz K ras- kowski. Od tego m om entu, od m om entu naw rócenia, Boże ziarno w zrastało w moim sercu.
Rzeczywiście, to długa, ale jakże interesująca relacja. Bóg czyni wszystko, Bóg nie powiela sposobów, aby znaleźć ludzką duszę. Co jeszcze chciałby Brat dcdać w odpowiedzi na poprzednie pytanie'!
. Może dorzucę jeszcze k ilka faktów . Chrzest w iary przyjąłem 25 w rześnia 1930, przy którym usługiwał b rat Grzegorz K raskow ski. W 1931 roku, w drugi dzień św iąt Narodzenia Pańskiego, przeżyłem chrzest w Duchu Świętym ze znam ieniem obcych języków. Miało to miejsce w Roskoszy podczas nabożeństwa, które prow adził br. Paw eł Tur. I jeszcze jedno. A bezpośrednim bodźcem do tej m yśli jest moja ostatnia w izyta w Zborze w Mińsku. Proszę sobie wyobrazić, że podchodzi do m nie jedna staruszka i pyta czy ją znam, czy poznaję? Skoncentrowałem moją pamięć, w ysiliłem wzrok, ale n iestety nie byłem w stanie dać potw ierdzającej odpowiedzi. X co się okazało? Była to m oja sąsiadka i koleżanka, k tóra w tam tych latach jako pierw sza z. młodzieży n awróciła się do Pana. Miłe wspomnienie. Jej mąż, b ra t Boguszewicz, zginął na wojnie, a ona jako wdowa żyje z dziećmi. W racam teraz do myśli, k tórą chciałem przekazać. Nasze życie w Chrystusie, moje życie było związane z przynoszeniem owoców dla P ana. Śpiewaliśmy: „Chociaż jedną duszę przyprow a
20
dzić do Chrystusa". To był nasz cel, to był mój cel. Obecnie, jak mi się wydaje, zamiera duch misyjny. A pewien zacny pastor nie tak dawno nazwał nas, mnie, „kłusownikami". Ale bez względu na to, czyj to las musimy wszystko uczynić, aby przyprowadzać do Chrystusa martwych duchowo ludzi, martwych chrześcijan, bo i takich nie brakuje. Powtórzę więc: moim celem od momentu nawrócenia się do Pana było przyprowadzanie ludzi do osobistego spotkania z Chrystusem.
Wiem, że studiował Brat teologię w Instytucie B ib lijnym w Gdańsku. Przyznam się jednak, że nie znam szczegółów związanych z organizacją zajęć, programu. Nie w iem też, jaki w p ływ miały te s tu dia na dalszą Brata służbę?
To temat — rzeka. Pozwoli więc Brat, że zasygnalizuję niektóre zagadnienia. Wybiorę przede wszystkim te, które mogą być przydatne w naszej współczesności. Chcę więc powiedzieć, że do Instytutu byli przyjmowani bracia nawróceni i zaangażowani w służbie dla Pana. Wypełnialiśmy ankietę, w której znajdowało się kilkanaście pytań, a macierzysty Zbór musiał potwierdzić nasze odpowiedzi. Chodziło bowiem o to, by do Instytutu nie przychodzili ludzie nieodrodzeni. W Instytucie panowała dyscyplina, panował porządek wewnętrzny. Nie było chaosu, codziennej improwizacji. Istniał szczegółowy regulamin, a jego punkty dotyczyły nie tylko obowiązków „naukowych", ale i sposobu życia. Oprócz udziału w nabożeństwach zborowych, mieliśmy w piątki specjalne nabożeństwa wieczorowe studenckie, na których głosiliśmy Słowo Boże, a wyznaczeni bracia w dyskretny sposób robili wszechstronne notatki, rozpoczynając od mimiki, barwy głosu, schematu i czasu trwania kazania. Raz w tygodniu, w obecności dyrektora Instytutu, omawialiśmy kazania. Krytyka była nieznośna szczególnie dla „wielkich” kaznodziei, a takich męczyliśmy aż do „śmierci”. Każdy z tej liczącej 40—50 osób rodziny czekał na swój „wielki piątek”. Jeśli idzie o program, to dominowały te przedmioty które pojawiają się w siatce każdego solidnego Instytutu. Chcę tylko zaakcentować, że szczególną uwagę przywiązywano do Pisma Świętego. Każdy student musiał znać Biblię jak muzykant zna swój instrument. Mieliśmy dobrych wykładowców. Niektórzy z nich na stałe zapisali się w historii ruchu zielonoświątkowego. Byli to: D. Gee, N. Nicoloff, P. Pe- terson, G. Kinderman i inni.
To istotnie temat — rzeka. Prosiłbym jednak o k i lka informacji na temat w p ływ u studiów na Brata dalszą służbę.
Zapowiedziałem na początku, że to obszerny temat. W tym co już powiedziałem mieści się tylko szkic zagadnień. Przejdę więc do bezpośredniej odpowiedzi na ostatnie pytanie. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że uczelnia miała wpływ nie tylko na moją służbę, ale i na cały nasz zielonoświątkowy ruch. Studenci rekrutowali się ze Zborów całej Europy i prezentowali różne odmiany duchowego wychowania. Myślę, że ta społeczność wyzwoliła mnie z ducha sekciarstwa i pozwoliła uważać wszystkich odrodzonych wierzących za dzieci Bożych. Szkoła nauczyła mnie porządku i dyscypliny w moim osobistym duchowym życiu. Nigdy nie opuszczam nabożeństw, z wyjątkiem choroby. Nauczyłem się w sposób sy
stematyczny karmić się Słowem Bożym, systematycznie poznaję lektury, które mogą być przynajmniej w części pomocne w mojej pracy duszpasterskiej i kaznodziejskiej. O tak, nigdy nie zapomnę Szkoły Biblijnej i moich miłych braci, przyjaciół z tych pięknych młodych lat, którzy prawie wszyscy służyli i służą Panu lepiej ode mnie.
I jeszcze jedno pytanie związane z In s ty tu tem B iblijnym. Czy absolwenci o trzym yw ali ty lko świadectwo ukończenia, czy też byli natychmiast kierowani do pracy dla Pana?
Kontakty między nami a kierownictwem były bardzo żywe. Wielokrotnie rozmawiano z nami na temat przyszłej pracy dla Pana. Była to, jak już częściowo wspomniałem, jedna z form przekonywania się o powołaniu do pracy przez Boga. Z chwilą ukończenia Szkoły otrzymywaliśmy świadectwa i byliśmy wysyłani najczęściej na te tereny, z których pochodziliśmy. Sporadycznie otrzymywaliśmy samodzielną służbę, częściej kierowani byliśmy do pracy pod obserwacją braci starszych. Młody kaznodzieja pełnił służbę duchową i był zobowiązany do pracy w swym świeckim zawodzie. Chodziło bowiem o to, by poznać trud codziennego życia. Chcę powiedzieć, że nieobce jest mi materialne ubóstwo, bo towarzyszyło mi przez wszystkie lata w okresie międzywojennym i w czasie okupacji.
A no właśnie. Porozmawiajmy o Brata służbie w okresie m iędzywojennym . Jeden fak t jest mi szczególnie bliski i dobrze znany.
Przepraszam, że przerywam, ale przypuszczam, że ma Brat na myśli pewne zdarzenie, które miało miejsce na drodze do Nowogródka.
Tak, m am na m yśli nawrócenie do Pana Jezusa m ojego ojca.
Doskonale pamiętam do wydarzenie. Odwiedzałem systematycznie wsie i miasteczka na Wileńszczyźnie, Polesiu, częściowo na Wołyniu, wędrowałem po No- wogródczyźnie. Pewnego razu, gdy pieszo wędrowałem z Kuźmicz do Nowogródka spotkałem dwóch podróżnych, którzy z bagażem na plecach szli w tym samym kierunku. Byli rzemieślnikami, mieli ze sobą ciesielskie narzędzia, szli bowiem budować nowe domy. Dołączyłem do nich i świadczyłem im o Chrystusie. Bardzo wnikliwie słuchali mojego świadectwa, jeszcze wnikliwiej mnie obserwowali. Gdy rozstawaliśmy się, podałem im adres nabożeństw w Kuźmi- czach. Kiedy zawitałem do tego Zboru ponownie, moi towarzysze podróży byli już w Zborze. Jednym z nich był Brata ojciec. Nawrócił się do Pana, został ochrzczony, wkrótce nawróciła się jego żona, potem dzięki łasce Bożej przyszła kolej na dzieci.
Tak, to wzruszające zdarzenie. Myślę, że takich w y darzeń było sporo w służbie Brata. W róćmy więc do próby przynajm niej ogólnego scharakteryzowania pracy w okresie m iędzywojennym .
Muszę się powtórzyć i znowu stwierdzić, że to bardzo obszerny temat. Nasz los, mój los w dwudziestoleciu międzywojennym był bardzo ciężki. Kraj doznawał ciosów ze wszystkich stron. Chociaż kraj systematycznie ekonomicznie się podnosił, to jednak istniały wielkie różnice w poziomie życia. Była ona
21
szczególnie widoczna na wsi. Chłop miał wszystko, ale z tych dóbr mało korzystał, ponieważ musiał sprzedawać za liche ceny swoje produkty, aby zdobyć pieniądze na zakup innych podstawowych rzeczy. Z drugiej strony w sercach ludzi rodziła się świadomość, że nie wszyscy w kraju mają tak źle, że istnieje wyzysk, że w dworach niczego nie brakuje. Ten stan zradzał nienawiść szczególnie wśród młodego pokolenia.
Mamy więc ogólnie naszkicowane podłoże ekonomiczno-społeczne. Prze jdźm y — proponuję — do zagadnień bezpośrednio związanych ze zwiastaivaniem Ewangelii.
Trzeba powiedzieć, że nasza duchowa praca była mocno krępowana. Zakłócano nam nabożeństwa, nie otrzymywaliśmy zezwoleń na odbywanie stałych nabożeństw, ponosiliśmy administracyjne kary, „zwiedzaliśmy” areszty, ale — co pragnę mocno podkreślić — zwyciężała rzeczywistość. Powstawały nowe zbory, istniejące szybko wzrastały. Mieliśmy grono oddanych Bogu braci starszych, którzy nie tylko zwiastowali Słowo Boże, ale troszczyli się o wychowanie młodego pokolenia, które miało ich zastąpić. Nąleżałem do tej nowej generacji. Czasy jednak się zmieniają. Od kolejnej generacji otrzymałem w nagrodę przydomek człowieka starej daty.
W tej ocenie jest dużo przesady. Każde pokolenie różni się od poprzedniego. Zmieniają się przecież warunki, praktycznie rzecz biorąc, wszystko się zm ienia. Niemniej pozostaje autentyczny szacunek dla poprzedników, dla „Ojców Wiary”. I ta k im autorytetem cieszy się Brat w moim pokoleniu. W róćmy po tej dygresji do poprzedniego pytania.
W pracy naszej mieliśmy także duchowych przeciwników. Jak w każdym nowym przebudzeniowym ruchu, na jego marginesie pojawiali się fałszywi prorocy, którzy czynili wszystko, by poderwać nasz duchowy autorytet i wprowadzić szczerych ludzi w herezję, w prostactwo. Uczynili oni — przepraszam, że mówię o nich anonimowo, ale szkoda miejsca na papierze, by podawać ich nazwiska — wiele krzywd, cierpień, ale i tę trudność Wszechmogący Bóg pomógł przezwyciężyć. Chcę także dodać, że w pracy ewangelizacyjnej uczestniczyli nie tylko bracia, ale i siostry. Nie jestem już w stanie podać wszystkich imion, ale w tej służbie aktywny udział brały następujące siostry: Kobiako, Borman, siostry Limie- szukowe, Helena Łukaszewciz. Zatrzymywały się ohe w Zborach na dłuższy okres i organizowały Szkoły Niedzielne, chóry, naukę gry na instrumentach. Dodać należy, że siostry także głosiły Słowo Boże i to wcale nie gorzej niż bracia. I tak wędrowałem od Zboru do Zboru. Nie było chyba Zboru na Nawo- gródczyźnie, Wileńszczyźnie i Polesiu, do którego bym nie dotarł z poselstwem Ewangelii. I chociaż były wielkie przeszkody, tysiące ludzi nawróciło się na drogę Chrystusową.
Czy do końca okresu międzywojennego w ykonyw ał Brat służbę wędrownego ewangelisty?
Prawie że do końca. Dopiero w 1938 roku na polecenie braci starszych na : stałe zamieszkałem w Baranowiczach i zostałem pastorem miejscowego Zboru. Rok później s i ę ‘ ożeniłem i częstotliwość, moich podróży uległa ograniczeniu. Włożyłem, jednak, wiele
22
pracy, by miejscowy Zbór został ugruntowany w Słowie Bożym, by nawróceni ludzie coraz lepiej poznawali całokształt nauki Chrystusowej. Współpracowałem z br. Janem Pańko jako sekretarz Kościoła ChWE. I tak nadeszła II wojna światowa.
Okres w ojny — jak w iem z opowiadań i lektur — był trudny dla każdego Polaka. Przypuszczam, że był jeszcze trudniejszy dla duszpasterza.
Po zbombardowaniu Baranowicz zostałem na m iejscu i na rozkaz Niemców zgłosiłem się do pracy, którą podjąłem jeszcze przed wybuchem wojny. Pracowałem na kolei, najpierw jako ślusarz, potem jako monter sygnalizacij ruchu pociągów. Pracowałem tam razem z Żydami, którzy mieli na dworcu swoje getto. Doradzaliśmy im ucieczki do lasu, a potem do partyzantki, z którą robotnicy mieli łączność. Zgłosiliśmy władzom nasz Kościół i regularnie w kaplicy, a gdy to nie było możliwe to w mieszkaniach odbywaliśmy nasze nabożeństwa. Podzieliłem los naszego narodu. Wolałem cierpieć aniżeli korzystać z jakiejś tam wolności. Chcę zaznaczyć, bo ten fakt nie jest powszechnie znany, że odrzuciliśmy propozycję należenia do protestanckiego centrum w Hamburgu i byliśmy narażeni na wielkie prześladowanie jako wyznawcy religii zakazanej przez hitleryzm. Na terenach okupowanych tylko ewangelicy i baptyści mieli prawo zgromadzeń. Reszta musiała przyłączyć się do któregoś z tych wyznań. Nasi bracia nie w yrazili na to zgody. Byliśmy zastraszani nie tylko przez Niemców, że jeśli nie zmienimy naszej decyzji, to czeka nas los Żydów. Gdy pod ogniem radzieckich katiusz Niemcy uciekali, a z nimi inni tchórze, my pozostaliśmy na miejscu. Wyjechałem z Baranowicz tylko na kilka dni, ponieważ Niemcy wywozili ze sobą także robotników. Władze radzieckie w iedziały o naszej decyzji i gdy miasto zostało wyzwolone, mieliśmy możliwość na nowo rozpocząć duchową pracę.
Chociaż te tereny zostały wyzwolone, wojna przecież trwała dalej i wszyscy musieli w dalszym ciągu ponosić różnorodne konsekwencje. Trudno chyba ten m om ent uznać za początek stabilizacji?
Był to jednak początek stabilizacji w naszym życiu i pracy duchowej, bo ona nas w tej chwili najbardziej interesuje. Nasz Kościół, to znaczy Kościół Chrześcijan Wiary Ewangelicznej, został zarejestrowany. Otrzymaliśmy odpowiednie dokumenty, nasi duchowni byli zwolnieni od obowiązku służenia w armii. Mieliśmy prawo wydawać odpowiednie zaświadczenia i na tej podstawie z każdego Zboru trzy osoby, to znaczy prezbiter, diakon i dyrygent, były uwolnione od obowiązku, o którym przed chwilą wspomniałem. Chociaż było to duże udogodnienie, przyniosło ono jednak nam wielkie kłopoty i nieporozumienia. I tak, dzięki Bogu, przetrwaliśmy okres wojny.
Pozostał Brat ńa tych terenach aż do roku 1947. Co działo się w ty m okresie?
Gdy władze wojskowe przekazały władzę rządom cywilnym, zmieniła ■ się polityka odnośnie do religii. Jak wiadomo, istniał już w Moskwie Związek Ewangelicznych Chrześcijan i Baptystów, na, czele którego znajdowali się znani i w Polseę bracia: J, &. Zyqf-
kow, Ä. W. K arew , i. W. Iwanow i inni. Żaprosili oni naszą delegację do Moskwy i zaproponowali wspólną pracę. Po kilkudniow ych dogmatycznych rozmowach postanowiliśm y podpisać w 1945 roku tzw. ugodę sierpniową. Na jej podstaw ie nasze Zbory przystąpiły do Unii Ewangelicznych Chrześcijan B aptystów w Związku Radzieckim. Ta jedność trw a n adal i m iała ona duży w pływ na nasze zjednoczeniowe poczynania w Polsce. W tym okresie jako starszy prezbiter odwiedzałem Zbory na Polesiu. Mieliśmy na tym teren ie zarejestrow anych przeszło 50 Zborów. W pracy pojaw iały się różnorodne trudności powodowane najczęściej przez rzeczników skrajnych duchowych poglądów. Cieszę się jednak, że W szechmogący pom agał i ta zapoczątkowana praca rozwinęła się w ielokrotnie. Z w ielką przyjem nością w racam na stare tereny mojej pracy duchowej. M am satysfakcję, że nie jestem nikom u dłużnikiem i że jak mogłem niosłem jarzm o Chrystusowe.
W 1947 roku otrzymał Brat zaproszenie od współwyznawców z Gdańska, by rozpocząć pracę duchową w ty m Zborze.
Tak, m ała grupa wierzących w G dańsku w ystosow ała takie zaproszenie. Do tego m iasta m iałem datowany od czasów studiów szczególny sentym ent. P rośbę przedstaw iłem braciom starszym , którzy na b ra terskim posiedzeniu w yrazili zgodę na mój wyjazd. Mocno przeżyłem moje rozstanie z braćm i i siostrami. W yjeżdżałem w raz z żoną i czworgiem małych dzieci. Nie wiedziałem , co mnie czeka, jak i los p rzygotował mi Wszechmogący, ale zaufałem , zaufaliśm y Jem u. Przez kilka miesięcy zatrzym aliśm y się w Wałczu, w domu mojego teścia, a potem dzięki sta raniom br. Teodora M aksymowicza i br. Ja n a M arczuka przenieśliśm y się do G dańska, gdzie rozpoczęliśmy nabożeństw a w pryw atnym m ieszkaniu. Wiele serca i pomocy okazali m i w spom niani b racia oraz br. Borys Pleskacz. Teraz wiem, że były to moje najpiękniejsze la ta w służbie dla Pana. Poświęciłem tej sprawie najlepszy czas. W ielokrotnie m oja żona i dzieci byli pokrzywdzeni, ponieważ częstokroć b ra kowało dla nich czasu, a nigdy nie liczyłem godzin poświęconych dla ludzi i Pana. Nie żałuję tego, choć często ubolewam, że mocno skrzywdziłem moje dzieci. Nie było czasu na urlopy, nie było . łaski dla dzieci, nie było specjalnych wygód. Obecnie wszystko się zmieniło. Grzesznicy te raz są m niej grzeszni, kaznodzieje po nich nie płaczą, bo m ają dobre serca. Zm ieniły się też w arunki zw iastow ania Ewangelii.
Przechodzimy teraz w naszej rozmowie do bardziej znanego już okresu. Pozwoli więc Brat, że będę stawiać bardziej szczegółowe pytania. Był Brat przez kilkanaście lat wiceprezesem Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego z ramienia Chrześcijan Wiary Ewangelicznej. Chciałbym się zapytać czy nie było możliwości, czy nie było potrzeby prowadzenia samodzielnej pracy. Co zyskaliśmy, a co straciliśmy, jeśli to miało miejsce, pracując razem z innym i ewangelicznym i ugrupowaniami'!
Nim bezpośrednio odpowiem na to pytanie, kilka słów w prowadzenia. Trzeba wiedzieć, że ruch zielonośw iątkow y od początku spotykał się z niezrozum ieniem. Ludzie byli już zmęczeni swoimi cierpieniam i z powodu przekonań i tęsknili za odpocznieniem w
Panu. Gdy podano nam rękę jedności, to z te j szań- sy skorzystaliśm y. Weszliśmy w kontak t z innymi przekonaniam i religijnym i. I co się okazało? W związku z rozwojem ruchu charyzm atycznego, wręcz fascynacją tym ruchem w wielu kościołach historycznych, m ieliśm y okazję to poselstwo zanieść do braci i sióstr z ugrupow ań pod względem w yznawanej w iary nam najbliższym . Nie znaczy to wcale, zresztą nie o to idzie, że wszyscy zm ienili swój stosunek do n a szego ruchu, ale wszyscy zostali powiadom ieni o tych przeżyciach. Z drugiej strony i ruch charyzm atyczny wiele skorzystał. Uświadom ił bowiem sobie mocno, że jego nauka m usi być trzeźw a i w pełni oparta na Słowie Bożym. A jeśli ktoś powie, że realizacja owej idei, idei jedności, nie była sielska, to odpowiem, że najspokojniej jest na swoim podwórku, w swojej rodzinie, a może w klasztorze. A bsolutna P raw da Boża jest jak h arfa w ielostronna, na k tórej nie um iem y grać. Są m uzykanci — jak powiada b rat W odniewski —• którzy g rają tylko na jednej strunie P raw dy Bożej, bo nie znają nut Bożych. Jeden n awrócony Żyd powiedział: Nasi rab in i na całym św ięcie uczą i mówią to samo, a wasi rab in i to, co głowa to rozum. S tąd wniosek, że wszyscy m usim y iść do dobrej szkoły muzycznej, do Bożej szkoły, aby nau czyć się grać na w szystkich strunach harfy. Pyta B rat o możliwości samodzielnej pracy. Owszem, na początku la t czterdziestych można było szukać drogi samodzielności, ale starsi bracia nie znaleźli w tej sprawie wspólnego języka. Inne ugrupow ania, które nie różniły się zbytnio dogmatycznie szukały ze sobą jedności. Było to z jednej strony przeszkodą na naszej drodze samodzielności, a z drugiej zachętą do stw orzenia jednego Kościoła. Patrząc na osiągnięcia w pracy dla Pana, w ątpię czy samodzielne, małe ugrupow ania mogły to uzyskać. Nasz ruch czasami doznawał poniżenia od niektórych działaczy, ale za to nie gniewam y się, lecz dziękujem y Bogu, że nas prowadził po tej drodze i nadal prowadzi. Mojżesz nigdy by nie otrzym ał tak starannego wykształcenia, nie zdobyłby m ądrości egipskiej wśród Żydów. Był za nią Bogu wdzięczny, ale nigdy nie przestał żyć dla Boga i dla swojego narodu. W ykształciliśm y w ielu nowych pracowników, odbyli oni naw et studia za granicą, m am y inne widoczne osiągnięcia, a to wszystko nie zm ieniło naszych poglądów, lecz je u trw a liło na kanw ie Słowa Bożego.
Bliskie są Bratu sprawy młodzieży. Prowadził Brat kursy młodzieżowe, jest Brat zapraszany na w y k ła dy w Szkole Biblijnej. Co chciałby Brat powiedzieć do m łodych i tych trochę starszych?
No cóż, domeną mojego w ieku jest wspominanie. Chcę zauważyć, że w latach międzywojennych m łodzi ludzie naw racali się zazwyczaj rew olucyjnie, w sposób dram atyczny, jak to określają niektórzy. Dzisiaj dom inuje ,,proces postępującego rozw oju”, . ewolucja. W związku z tym bardzo niekiedy trudno ustalić czy m amy do czynienia z człowiekiem n awróconym, czy dopiero „naw racającym się”. W m oich czasach tylko spośród praw dziw ie nawróconych wybierano kandydatów na przyszłych pracowników Pańskich, którzy poddaw ali się zdrowej dyscyplinie duszpasterskiej i gdy opuszczali m ury In sty tu tu n apraw dę szli do pracy Pańskiej. W nosili do Zborów zdrową naukę i bo jaźń Bożą. Dzisiaj motywy pójścia na studja teologiczne i dalsze ,plany m łodych, kazno;
23
f 745611 JUdziei czasami odbiegają od powołania Bożego. Jest ono dla niektórych wręcz nieznane. Dlatego też chcę powiedzieć młodym, jeśli nie chcecie przeżywać rozczarowania, módlcie się o Boże powołanie przed podjęciem studiów teologicznych. Wielka odpowiedzialność spoczywa na Zborach, które niekiedy rekomendują niedawno nawróconych młodych braci. Czasami przyjmowani są młodzi ludzie bez żadnej rekomendacji. Jakie są motywy takiego postępowania? Na pewno różne, ale wszystkie niewłaściwe. Parę słów0 kursach młodzieżowych. Gdy brat Józef Mrózek1 ja, rozpoczynaliśmy tę pracę, mieliśmy do czynienia ze sprzeciwem ze strony starszych braci. Proponowano, aby na kursy przyjmować tylko nawróconą młodzież. Nie godziliśmy się z takim stanowiskiem. Rezultat pracy był błogosławiony. Liczne grono młodzieży w otoczeniu już nawróconych oddawało swoje życie Panu Jezusowi. Wielu z nich jest kaznodziejami i służą w Zborach. Dlatego też trzeba dobierać właściwych wychowawców i wykładowców, trzeba mieć dobry wszechstronny program, trzeba wprowadzić właściwą dyscyplinę, a wówczas na kursach właściwy styl będą propagowały osoby nawrócone. Osoby nienawrócone, jak to się czasami zdarza, nie mogą zdominować życia kursowego. Mile wspominam chwile spędzone z młodzieżą na kursach w Gdańsku. Szczególnie utkwił mi w pamięci ich śpiew oraz spotkania, na których odpowiadałem na ich anonimowe pytania związane z różnymi problemami współczesnego duchowego życia.
Powoli zbliżamy się do końca naszej rozmowy. Dziękuję Bratu za umożliwienie tegoż dialogu. Życzę Bratu w dalszym ciągu obfitego błogosławieństwa
Duchu Święty...Jakże wiele ciśnie się słów Jakże bardzo chciałabym Ciebie wypowiedzieć i wyśpiewać...Przebacz, że nie potrafię...
Jesteś Najświętszy Duchu
Jesteś sam ą Miłością Dla jednych Gościem Dla drugich Pocieszycielem a dla mnie -— po prostu
Darem Ojca i Syna Największym Skarbem Najdroższą P erłą Duchu Święty
Tyś pierwszy wybrał...Tyś pierw szy ukochał...
Tyś przeniknął mnie do głębi mego jestestw a I dzisiaj — już wiem
że twardo m am stać w szeregu służebnic których zadaniem jest — iwołanie o Ducha Świętego i dla Kościoła i dla świata
Bożego, dużo zdrowia i pełnej radości w Panu. M yślę jednak, że czytelnicy naszego miesięcznika, a szczególnie ci, k tórzy Brata osobiście znają, nigdy by m i nie wybaczyli, gdybym nie zapytał o jeszcze jedną rzecz. Jest Brat znany i z tego, że do swoich ciekawych kazań włącza sentencje, aforyzmy, hu morystyczne przykłady. Oto przykład, k tóry przepisuje z taśmy zawierającej jedno Brata kazanie: „Ścieżki nasze muszą być proste. Może nie będziemy wysoko skakać, bo są ludzie, którzy wysoko skaczą, ale krzyw o chodzą. Nie chcę wysoko skakać, ale proszę Boga, żebym mógł prosto iść moją drogą od początku aż do końca”. Jakie jest źródło owych powiedzeń? Czy są one wcześniej umieszczane w schemacie kazania?
Trudno mi bezpośrednio wskazać źródło, z którego czasami wyskakują różne życiowe przykłady. Wiem tylko, że mój charakter jest ku temu skłonny. Korzystam z literatury, dużo czytam. W konspekcie kazania tych rzeczy nie notuję, ale w podświadomości są zapasy, z których można skorzystać. Chcę zaznaczyć, że czasami przekraczam miarę, ale na zajęciach z homiletyki zachęcano nas, abyśmy korzystali z łagodnych i wesołych przykładów, które pobudzają słuchaczy do lepszego myślenia. Wiem, że nie wszystkim się to podoba, a szczególnie nie tolerują tego osoby „nadzwyczaj duchowne”. Jak powiedziałem w kazaniu, które Brat zacytował: Chcę chodzić prosto. Nie chcę wysoko skakać, a krzywo chodzić. A teraz bym dodał, że chcę prosto chodzić i to we własnych butach, bo cudze kaleczą nogi.
Rozmawiał: SATURNIN LOTTA
Dobro i zło należy pam iętać wiecznie. Dobro, ponieważ wspomnienie, że kiedyś nam je w yświadczono, uszlachetnia nas. Zło, ponieważ, od chwili, w k tórej nam je wyrządzono, spoczywa na nas obowiązek odpłacenia zań dobrem.
Nie trzeba uspraw iedliw iać się przed światem, sądzić nas będzie Bóg, a nie świat.
Do Boga dochodzi się poprzez ciągłe obcowanie z ludźmi.Zupełnie szczera spowiedź możliwa jest tylko przed Bogiem.
Jeśli nie chcesz rozczarować się do ludzi, patrz na nich tak, jak każe czynić to Chrystus. C hrystus nie nakazał nam być przyjaciółmi, nakazał nam być braćmi.
Módl się o to, abyś um iał się modlić.Trudno m yśleć o wspom aganiu duszy bliźniego, gdy we własnej panuje nieporządek.Nigdy nie jesteśm y tak biedni, aby nie stać nas było na udzielenie pomocy bliźniemu.Nie pokochasz ludzi dopóty, dopóki nie staniesz się ich sługą.
(W ybór m y śli z dz ie l M. G ogola, n ad esła ł S.L.)
24