Download - Srebrnych Wieżach

Transcript

5

Rozdział pierwszy

Uśmiechnięta od ucha do ucha patrzyłam w głąb wi-downi, stojąc na scenie jednego z londyńskich te-

atrów. Spektakl zakończył się owacją na stojąco. Gdy kła-niałam się po raz kolejny, czułam, że uwielbienie widzów spływa na mnie niczym fala. Ten cudowny sen na jawie przerwała moja przyjaciółka Mia. Usłyszałam, jak z nie-cierpliwością przyzywa mnie stłumionym szeptem, i po-czułam kopnięcie w kostkę.

— Georgie!Natychmiast wróciłam do rzeczywistości, co nie było

przyjemne, bo uświadomiłam sobie, że wcale nie stoję na scenie. Trwał szkolny apel, nasza dyrektorka, pani Carmichael, odmawiała modlitwę, a wszystkie trzysta sześćdziesiąt uczennic słuchało w skupieniu z pochylo-nymi głowami. Poprawka: nie wszystkie, ponieważ by-

6

łam jedynym wyjątkiem. Natychmiast spuściłam wzrok i próbowałam wrócić do swych marzeń, ale w tej samej chwili spostrzegłam oczko lecące w rajstopach i to mnie zdekoncentrowało. Rano z pewnością go tam nie było. Pani Jennings na sto procent by je zauważyła, a potem ka-załaby mi szybko wrócić do dormitorium i zmienić rajstopy.

Kochana pani Jennings, przełożona Leszczynowego Dworu, czyli internatu, do którego zostałam przydzielona w szkole dla dziewcząt Srebrne Wieże. Zdaniem większości koleżanek jest bardzo surowa i muszę przyznać, że istotnie rzadko się uśmiecha. Zwykle ma poważną minę, która Mii wydaje się wręcz przerażająca. Szczerze mówiąc, lubię pa-nią Jennings. Sekret polega na tym, aby dużo do niej mó-wić i przemycać krótkie żarciki, a wtedy naprawdę można ją rozruszać. W każdym razie, ja to potrafię.

Naprawdę mi się udaje! To oznacza, że już w dwu dzie-dzinach mam spore zdolności: jestem dobrą aktorką i po-trafię rozśmieszyć przełożoną. Wierzcie mi, niełatwo jest dzielić dormitorium z pięcioma ślicznymi, utalentowa-nymi koleżankami! Weźmy jako przykład Mię. Uczy się w Srebrnych Wieżach dzięki muzycznemu stypendium, bo cudnie gra na fortepianie. Z kolei Grace zdobyła stypen-dium sportowe. A Jess ma talent plastyczny i gdyby w tej dziedzinie dawano stypendia, na pewno by je uzyskała. Te-raz Katy... to nasza wyrocznia mody. Ubiera się rewelacyj-nie. Chciałabym wyglądać tak jak ona. Wszystkie jesteśmy przekonane, że zostanie projektantką mody, bo ma bzika na punkcie dobrych ciuchów. I wreszcie Naomi, prawdziwa osobistość, afrykańska księżniczka. Jest śliczna i bardzo mądra. To niesprawiedliwe, że wszystkie moje kumpele są takie bystre. Gdzie mi do nich? Na tym polega mój pro-

7

blem. Przyjaźnię się z nimi i dałabym się za nie posiekać, ale wolałabym, żeby nie były takie utalentowane.

Oczywiście żartuję. Mówiąc poważnie, dobra jestem tylko na scenie. Potrafię grać, a teatr zawsze był moją pasją. Już jako dwuletnie bobo uwielbiałam przebieranki. Mama opowiadała, że potrafiłam stanąć wśród niań, mamusiek oraz maluchów, ubrana w fartuszek z dziecięcego zestawu Mała pani domu, by zabawiać wszystkich, udając, że za-miatam i myję podłogi. Kiedy dzisiaj o tym myślę, chwila-mi podejrzewam, że mam kompleks Kopciuszka, ale jako dwuipółletnia dziewczynka raczej niewiele rozumiałam z tej bajki. Zresztą kto wie? Może bystra ze mnie panna, ale nikt dotąd nie odkrył wszystkich moich talentów.

— Amen!Ale wpadka! Znowu myślami byłam gdzie indziej.

Apel dobiegał końca. Jeszcze tylko ogłoszenia nauczycieli zwane u nas notatkami. Dziwne określenie, skoro nie dają ich na piśmie. Mam wrażenie, że dziewczyny puszczają je mimo uszu. Rozejrzałam się wokół i wcale nie byłam zdziwiona, widząc, że szklistym wzrokiem gapią się przed siebie. Apele w szkole z internatem to nuda do kwadra-tu. Przedmioty ścisłe też, poza tym geografia... i historia. Szczerze mówiąc, nie mam serca do żadnego przedmiotu poza lekcjami gry aktorskiej i kółkiem teatralnym. To jasne punkty mojego tygodniowego planu zajęć. Oprócz tego kolejne odcinki Lewego pasa, mojego ulubionego serialu. Występy na scenie są przyjemniejsze nawet od chrupania ciastek po zgaszeniu światła i wieczornej głupawki. Trze-ba wtedy tłumić śmiech, żeby pani Carol, wychowawczyni z Leszczynowego Dworu, nas nie usłyszała. Wyprawy do sklepów na początku semestru i krótkotrwałe szastanie kie-

8

szonkowym na prawo i lewo też są fajne, ale gdzie im tam do aktorstwa! Kiedy się głębiej zastanowić, wychodzi na to, że codzienność w szkole z internatem ma setki plusów; przynajmniej u nas w Srebrnych Wieżach łatwo można się tylu doliczyć. Wspominałam już, że moja szkoła jest fanta-styczna, najlepsza na świecie?

— Georgie!Mia znowu kopnęła mnie w kostkę, ale tym razem

wypowiedziała moje imię całkiem inaczej. Nie próbo-wała mi przygadać. Sprawiała wrażenie podekscytowa-nej. Zaczęłam uważać i od razu spostrzegłam, że pani Pritchard, nauczycielka aktorstwa w starszych klasach, stoi pośrodku auli. Niesamowite! W auli od razu zapa-nował spokój, ale kiedy pani Pritchard zaczęła mówić, zrobiło się cicho jak makiem zasiał. A ja byłam w siód-mym niebie.

— Część z was pewnie już wie, że pod koniec seme-stru zaplanowaliśmy premierę teatralną w wykonaniu uczennic podstawówki. Zapraszam jedenasto-, dwunasto- i trzynastolatki na casting. Wystawiamy sztukę zatytuło-waną Zamki na lodzie, adaptację powieści Małe kobietki, napisanej przez Louise M. Alcott.

Taka byłam uradowana, że serce waliło mi jak młotem. Ta sztuka... Ciekawe, co jest warta. A Małe kobietki to moja ukochana powieść.

— Zapewne większość z was czytała tę książkę – ciągnęła pani Pritchard – i wie, że głównymi bohaterkami są cztery siostry: Meg, Jo, Beth i Amy.

Te cztery imiona brzmiały mi w uszach jak muzyka – a najpiękniej imię Amy, mojej ulubionej postaci. Uwiel-białam o niej czytać.

9

— Oprócz czterech sióstr, w sztuce jest wiele innych ważnych postaci, a także sporo ról drugoplanowych oraz epizodów. – Pani Pritchard zawiesiła głos i z uśmiechem powiodła spojrzeniem po sali, więc też się do niej uśmiech-nęłam. Czułam się jak Kopciuszek, przed którym stanęła nagle dobra wróżka, mówiąc: Kochanie, jedziesz na bal.

Wsłuchiwałam się w każde słowo pani Pritchard, żeby nie uronić żadnej informacji albo czegoś źle nie zrozumieć. Byłabym w rozpaczy, gdybym pomyliła czas i miejsce ca-stingu, bo coś ważnego mi umknęło.

— W Srebrnych Wieżach stawiamy młodym aktorom wysokie wymagania. Spektakle młodszych klas zawsze budzą zachwyt rodziców, a to jest ważne dla wizerunku szkoły... – Uśmiechnęła się znowu i nagle spoważniała, a potem dodała wolno, dobitnie i bardzo serio: — Przedsta-wienie musi być świetne, więc od zespołu będę wymagać całkowitego zaangażowania.

Wyprostowałam się i śmiało uniosłam głowę. Na mnie pani Pritchard z pewnością może polegać. Gotowa jestem w ciągu jednej nocy nauczyć się na pamięć wszystkich kwe-stii, a na próby obiecuję stawiać się punktualnie. Najchętniej zaczęłabym już dziś. Proszę pani, kiedy będzie ten casting...

— Jeśli zamierzacie ubiegać się o jedną z ról, miejcie to w pamięci. Praca w kółku teatralnym daje wiele radości, ale wymaga też solidnej pracy i sporych wyrzeczeń. Ko-niec z innymi zajęciami pozalekcyjnymi, oglądaniem tele-wizji. Zamiast oddawać się takim przyjemnościom, trzeba wkuwać tekst.

Mnie to nie przeraża. Mogę nawet zrezygnować z po-siłków, choć jedzonko w Srebrnych Wieżach jest pyszne, a do stołówki pędzę zawsze jak na skrzydłach.

10

— Kto chce wziąć udział w castingu, niech zajrzy do se-kretariatu starszych klas podstawówki. Młodszym uczen-nicom, które nie uczestniczą w zajęciach kółka teatralne-go, podpowiem, że mieści się na pierwszym piętrze tego budynku w głównym korytarzu.

Ręką wskazała sufit, a wtedy przypomniał mi się pierw-szy dzień w Srebrnych Wieżach. Zwiedziłam wszystkie po-mieszczenia, które mają coś wspólnego z przedstawienia-mi i sztuką aktorską, między innymi nowy wspaniały teatr szkolny, bardzo podobny do sal teatralnych we wschodnim Londynie. Granie w takim miejscu to na pewno wielka frajda.

— Casting dla najstarszych uczennic podstawówki prze-prowadzę podczas lekcji aktorstwa we czwartek, a z młod-szymi dziewczętami spotkam się tego samego dnia po ostatnim dzwonku. Macie zatem kilka dni na pamięciowe opanowanie tekstu. Powieliłam fragmenty naszej sztuki i zostawiłam na biurku w swoim gabinecie, który mieści się tuż obok sekretariatu. Przychodźcie po nie śmiało. Na-uczcie się jednego monologu ulubionej postaci, ale wskaż-cie też inną, która ewentualnie by was interesowała, bo nie ma pewności, czy szczęście wam dopisze i dostaniecie wy-marzoną rolę.

Pani Pritchard usiadła, a dyrektorka skinęła na panią od muzyki, która nacisnęła guzik odtwarzacza płyt kom-paktowych i po chwili aulę wypełniły dźwięki skrzypiec. A może to była wiolonczela? Mniejsza z tym. Najchętniej przemknęłabym między koleżankami stojącymi w rów-nych rzędach, by natychmiast wziąć egzemplarz, pobiec z nim do sypialni i przez cały dzień uczyć się na pamięć kwestii wszystkich postaci.

11

— Ale to cię kręci! – powiedziała Mia i wzięła mnie pod rękę, gdy nareszcie opuściłyśmy aulę.

— Trafiłaś w dziesiątkę! Naprawdę jestem w siódmym niebie! – paplałam, a potem ruszyłam biegiem po scho-dach, przeskakując po dwa stopnie.

Wpadłam do gabinetu pani Pritchard, chwyciłam eg-zemplarz z jej biurka i natychmiast zaczęłam czytać. Szłam wolno z obawy, że schodząc, by dołączyć do koleżanek, potknę się albo na kogoś wpadnę.

Gdy opuszczałyśmy główny budynek, Mia objęła mnie ramieniem, a Grace dotknęła mego ramienia.

— Świetny wynik, Georgie! Pobiłaś rekord życiowy w biegu po schodach!

Katy wybuchnęła śmiechem.— A potem? Co za widok! Ale jest zaczytana! Wreszcie

się na czymś skoncentrowała. Poważna sprawa!— A żebyś wiedziała! Niełatwo się skupić na tekście,

gdy wszyscy wokół gadają! – odcięłam się, spoglądając na nią z ukosa, ale zaraz musiałam się uśmiechnąć. Jak można się nabzdyczać, marszczyć brwi i patrzeć spode łba (ostatni zwrot to chyba metafora, ale nie mam pewności, bo uczone terminy szybko wylatują mi z głowy), jeśli człowiek sza-leje ze szczęścia? – Idę na casting! Muszę zagrać Amy! – oznajmiłam, wydając radosny pisk.

Tak przyjemnie było usłyszeć te słowa wypowiedziane na głos, że ostatnie i najważniejsze z nich powtórzyłam trzykrotnie.

— Amy, Amy, Amy!Dziewczyny zgodnie chichotały. Naomi przypomniała

nam w końcu, że straciłyśmy mnóstwo czasu, bo czekały dobrą chwilę, aż wrócę ze skryptem. Teraz groziło nam, że

12

spóźnimy się na fizykę, więc trzeba iść. Przyspieszyłyśmy kroku i dogoniłyśmy koleżanki z klasy, które mocno nas wyprzedziły. Zostałam trochę w tyle, bo nadal przegląda-łam wyciąg ze sztuki.

— Nie czytałam Małych kobietek – usłyszałam głos Jess. Po chwili zawołała do mnie: — Co to za książka? Kim jest Amy?

Od razu przypomniałam sobie Gwiazdkę, podczas któ-rej znalazłam pod choinką tę powieść. Początkowo nie chciałam nawet do niej zajrzeć, bo wydała mi się okropnie staroświecka, ale mama siadła ze mną, przeczytała na głos pierwszy rozdział, a ja połknęłam przynętę. Byłam zauro-czona. Raz po raz zamykałam książkę, aby przyjrzeć się ilustracji na okładce, przedstawiającej cztery siostry. Do dziś widzę wyraźnie Amy. Miała jasne, lekko falujące wło-sy, niebieskie oczy, szeroki uśmiech i dołki na policzkach jak u mojej młodszej siostry Roxanne. Ja jestem szatynką, na szczęście dosyć jasną, a włosy tak mi urosły, że bez pro-blemu mogę je wiązać w koński ogon. Są dość gęste i przez to niesforne. Dawniej marzyłam o cieńszych i bardziej po-datnych na układanie, ale gdy myślę teraz o fryzurze Amy na tamtym obrazku, wydaje mi się, że jej włosy były trochę rozwichrzone, gęste i mocne, całkiem jak moje. Szkoda tylko, że nie jestem blondynką.

Westchnęłam radośnie i dogoniłam koleżanki.— Amy jest najmłodsza z czterech sióstr March. Weso-

ła i rozgadana...— Zupełnie jak ty, Georgie! — wtrąciła roześmiana Naomi.

– Twój typ! Fantastycznie!— W przeciwieństwie do mnie, Amy ma zdolności

plastyczne, ale to nie problem – dodałam natychmiast. –

13

Można je zamarkować aktorskimi sztuczkami. – Nagle uświadomiłam sobie, że nie zadałam koleżankom ważnego pytania. – Idziecie na casting?

Zaczęły trajkotać jedna przez drugą, więc niewiele ro-zumiałam z ich paplaniny, odniosłam jednak ogólne wra-żenie, że żadna nie ma ochoty wystąpić na scenie.

— Ciekawe, kto będzie przygotowywać scenografię. Jak myślicie, pozwolą nam malować dekoracje? – spytała zamyślona Jess.

— Zapytam, kto odpowiada za kostiumy! – zawołała natychmiast Katy. – Strasznie bym chciała nad nimi...

Przechodząca obok uczennica, dziewczynka z wyższe-go rocznika, obrzuciła ją wyniosłym spojrzeniem i prze-rwała tonem osoby wszystkowiedzącej.

— Kostiumami zajmuje się pani Chambers, ale nie sądzę, żeby potrzebowała twojej pomocy. Zaprosiła do współpracy tylko dziewczyny ze starszych klas.

Katy była wyraźnie zawiedziona, a Naomi zrobiło jej się żal.

— Zawsze warto spytać. A nuż się uda? – szepnęła. – Chodźmy już, bo się spóźnimy...

— No to pa, dziewczyny! Spotkamy się później w Leszczynowym Dworze – rzuciła Mia, spoglądając przez ramię, i pobiegła z Grace do laboratorium, a Naomi i Katy ruszyły za nią, bo razem chodziły na fizykę.

Jess i ja byłyśmy w innej grupie, więc szłyśmy dalej za starszymi koleżankami. Miałam ochotę zapytać tamtą mądralę z następnej klasy, jakim prawem sądzi, że zja-dła wszystkie rozumy. Między nami był tylko rok róż-nicy, ale dwunastolatki rzadko rozmawiają z młodszymi koleżankami. Nie i już.

14

— Co ze scenografią? Kto ją robi? Uczennice?Tamta dziewczyna wzruszyła ramionami z takim wyra-

zem twarzy, jakby podobne drobiazgi w ogóle jej nie ob-chodziły.

— Zapytaj nauczycieli plastyki. Ja gram, więc myślę tylko o roli.

— Dobra – odparła Jess i nagle przystanęła, jakby coś jej się przypomniało. – O kurczę! – jęknęła. – Zapomnia-łam podręcznika. Muszę po niego wrócić. Zajmij mi miej-sce w pracowni, Georgie. – Odwróciła się i pobiegła.

Ledwie odeszła, panna wszystkowiedząca ruchem gło-wy wskazała wyciąg ze sztuki, który ściskałam w ręku.

— Jaką rolę chcesz grać?— Amy.— Amy! – powtórzyła z jawnym niedowierzaniem i parsk-

nęła śmiechem, jakbym oznajmiła, że chcę reżyserować albo coś w tym rodzaju.

Jej koleżanki przyglądały mi się z drwiącym uśmie-chem. Jedna z nich zwróciła się do wszystkowiedzącej.

— Hej, Cara! Rośnie ci konkurencja! – powiedziała sarkastycznym tonem, który sprawił, że reszta dziewczyn wybuchnęła śmiechem. Wszystkowiedząca umęczonym wzrokiem omiotła sufit i mruknęła:

— Chciałybyście, co?— Czemu tak cię to śmieszy? – zapytałam.— Przepraszam – odparła Cara, kiwając głową. – Wła-

ściwie nie powinnam się śmiać, bo jako małolata nie masz pojęcia, że...

Nie podobało mi się, że mówiąc, strzela oczyma na wszyst-kie strony, jakby chciała się upewnić, czy ma publiczność.

— Co niby powinnam wiedzieć?

15

— Otóż... – Westchnęła i zaczęła mówić wolniej, jakby uważała mnie za przygłupa, bo jestem o rok młodsza. – Za-stanawiam się, czy zauważyłaś, że Amy to jedna z czterech głównych ról. A właściwie jak ci na imię?

— Georgie. – Miałam dość jej protekcjonalnego tonu. – Oczywiście, że zauważyłam. Nie jestem kretynką. A ty wybierasz się na casting?

Cara wymieniła z kumpelami porozumiewawcze spoj-rzenia. Jedna z nich odpowiedziała:

— Naturalnie. Jest przecież najlepszą aktorką w Srebr-nych Wieżach. W ubiegłym roku dostała główną rolę w szkolnym spektaklu, choć miała tylko jedenaście lat. Dla niej jeden jedyny raz zrobiono wyjątek.

— Kogo chcesz teraz grać? – spytałam.Cara sięgnęła do kieszeni. W pierwszej chwili myśla-

łam, że szuka kartki i długopisu, żeby na piśmie odpowie-dzieć tępej małolacie, ale wyjęła niewielką tubkę błysz-czyku, odkręciła ją i posmarowała sobie usta. Wydawała się tak zadufana w sobie, że najchętniej wydrapałabym jej oczy, choć prawie się nie znałyśmy. Bez pośpiechu zakrę-ciła tubkę i poruszyła wargami, rozcierając błyszczyk.

— Amy – oznajmiła w końcu z wrednym uśmiechem. W pierwszej chwili zrobiło mi się ciężko na sercu, lecz na-tychmiast zbeształam się za to i wzięłam się w garść. I co z tego, że wszyscy uważają Carę za świetną aktorkę? To wcale nie oznacza, że zagra Amy, prawda? Kto wie, czy naprawdę jest lepsza ode mnie? U nas w podstawówce gra-łam na szkolnej scenie same główne role. Jako pierwszo-klasistka podczas spektaklu dożynkowego zrobiłam furorę w przebraniu rzepki, a gdy skończyłam dziesięć lat, zagra-łam Nicka Bottoma w Śnie nocy letniej.

16

Przed drzwiami naszej pracowni fizycznej zebrałam się w sobie, obrzuciłam Carę lodowatym spojrzeniem i próbo-wałam wymyślić naprędce jakąś uszczypliwą pożegnalną odzywkę, ale w tej samej chwili spostrzegłam, że ta zoł-za z wrednym uśmieszkiem gapi się na moją prawą nogę. Pewnie spostrzegła, że mam dziurawe rajstopy. Spaniko-wałam i zerknęłam w dół. Oczko znacznie się powiększyło i sięgało już od kostki do kolana. Zwykle nie przejmuję się takimi drobiazgami, ale tym razem było inaczej. Byłam zbita z tropu.

— Oczko w rajstopach. Nic takiego! – wymamrotałam całkiem niepotrzebnie. Powinnam była ugryźć się w język.

Cara przyglądała mi się z politowaniem.— Cześć! Do zobaczenia na castingu – rzuciłam niefra-

sobliwie.Nie odpowiedziała, więc odwróciłam się, lecz idąc do pra-

cowni, nadstawiałam uszu przekonana, że usłyszę stłumiony chichot. Nic z tych rzeczy. Mimo to nadal podejrzewałam, że Cara uśmiecha się szyderczo i wymienia z kumpelami porozumiewawcze spojrzenia. Wierzcie mi, odetchnęłam z ulgą, gdy drzwi pracowni zamknęły się za mną.