Srebrnych Wieżach

12
5 Rozdział pierwszy U śmiechnięta od ucha do ucha patrzyłam w głąb wi- downi, stojąc na scenie jednego z londyńskich te- atrów. Spektakl zakończył się owacją na stojąco. Gdy kła- niałam się po raz kolejny, czułam, że uwielbienie widzów spływa na mnie niczym fala. Ten cudowny sen na jawie przerwała moja przyjaciółka Mia. Usłyszałam, jak z nie- cierpliwością przyzywa mnie stłumionym szeptem, i po- czułam kopnięcie w kostkę. — Georgie! Natychmiast wróciłam do rzeczywistości, co nie było przyjemne, bo uświadomiłam sobie, że wcale nie stoję na scenie. Trwał szkolny apel, nasza dyrektorka, pani Carmichael, odmawiała modlitwę, a wszystkie trzysta sześćdziesiąt uczennic słuchało w skupieniu z pochylo- nymi głowami. Poprawka: nie wszystkie, ponieważ by-

description

Z obawą zaczynałam naukę w Srebrnych Wieżach – żeńskiej szkole z internatem – przede wszystkim dlatego, że miałam dzielić dormitorium z pięcioma nieznanymi dziewczynkami. Ale teraz to jakby ciągła nocowanka z najlepszymi kumpelami. Jedna ze szkolnych koleżanek okazała się jednak prawdziwą zołzą. Próbuje mi szkodzić! Gdyby znała mój sekret, pewnie byłaby inna, lecz na razie nie zamierzam go zdradzić ani jej, ani nikomu innemu. Gdybym wyjawiła tajemnicę, zepsułaby wszystko, a tak mi się podoba to nowe szkolne życie. Pierwszy semestr w Srebrnych Wieżach jest super!

Transcript of Srebrnych Wieżach

5

Rozdział pierwszy

Uśmiechnięta od ucha do ucha patrzyłam w głąb wi-downi, stojąc na scenie jednego z londyńskich te-

atrów. Spektakl zakończył się owacją na stojąco. Gdy kła-niałam się po raz kolejny, czułam, że uwielbienie widzów spływa na mnie niczym fala. Ten cudowny sen na jawie przerwała moja przyjaciółka Mia. Usłyszałam, jak z nie-cierpliwością przyzywa mnie stłumionym szeptem, i po-czułam kopnięcie w kostkę.

— Georgie!Natychmiast wróciłam do rzeczywistości, co nie było

przyjemne, bo uświadomiłam sobie, że wcale nie stoję na scenie. Trwał szkolny apel, nasza dyrektorka, pani Carmichael, odmawiała modlitwę, a wszystkie trzysta sześćdziesiąt uczennic słuchało w skupieniu z pochylo-nymi głowami. Poprawka: nie wszystkie, ponieważ by-

6

łam jedynym wyjątkiem. Natychmiast spuściłam wzrok i próbowałam wrócić do swych marzeń, ale w tej samej chwili spostrzegłam oczko lecące w rajstopach i to mnie zdekoncentrowało. Rano z pewnością go tam nie było. Pani Jennings na sto procent by je zauważyła, a potem ka-załaby mi szybko wrócić do dormitorium i zmienić rajstopy.

Kochana pani Jennings, przełożona Leszczynowego Dworu, czyli internatu, do którego zostałam przydzielona w szkole dla dziewcząt Srebrne Wieże. Zdaniem większości koleżanek jest bardzo surowa i muszę przyznać, że istotnie rzadko się uśmiecha. Zwykle ma poważną minę, która Mii wydaje się wręcz przerażająca. Szczerze mówiąc, lubię pa-nią Jennings. Sekret polega na tym, aby dużo do niej mó-wić i przemycać krótkie żarciki, a wtedy naprawdę można ją rozruszać. W każdym razie, ja to potrafię.

Naprawdę mi się udaje! To oznacza, że już w dwu dzie-dzinach mam spore zdolności: jestem dobrą aktorką i po-trafię rozśmieszyć przełożoną. Wierzcie mi, niełatwo jest dzielić dormitorium z pięcioma ślicznymi, utalentowa-nymi koleżankami! Weźmy jako przykład Mię. Uczy się w Srebrnych Wieżach dzięki muzycznemu stypendium, bo cudnie gra na fortepianie. Z kolei Grace zdobyła stypen-dium sportowe. A Jess ma talent plastyczny i gdyby w tej dziedzinie dawano stypendia, na pewno by je uzyskała. Te-raz Katy... to nasza wyrocznia mody. Ubiera się rewelacyj-nie. Chciałabym wyglądać tak jak ona. Wszystkie jesteśmy przekonane, że zostanie projektantką mody, bo ma bzika na punkcie dobrych ciuchów. I wreszcie Naomi, prawdziwa osobistość, afrykańska księżniczka. Jest śliczna i bardzo mądra. To niesprawiedliwe, że wszystkie moje kumpele są takie bystre. Gdzie mi do nich? Na tym polega mój pro-

7

blem. Przyjaźnię się z nimi i dałabym się za nie posiekać, ale wolałabym, żeby nie były takie utalentowane.

Oczywiście żartuję. Mówiąc poważnie, dobra jestem tylko na scenie. Potrafię grać, a teatr zawsze był moją pasją. Już jako dwuletnie bobo uwielbiałam przebieranki. Mama opowiadała, że potrafiłam stanąć wśród niań, mamusiek oraz maluchów, ubrana w fartuszek z dziecięcego zestawu Mała pani domu, by zabawiać wszystkich, udając, że za-miatam i myję podłogi. Kiedy dzisiaj o tym myślę, chwila-mi podejrzewam, że mam kompleks Kopciuszka, ale jako dwuipółletnia dziewczynka raczej niewiele rozumiałam z tej bajki. Zresztą kto wie? Może bystra ze mnie panna, ale nikt dotąd nie odkrył wszystkich moich talentów.

— Amen!Ale wpadka! Znowu myślami byłam gdzie indziej.

Apel dobiegał końca. Jeszcze tylko ogłoszenia nauczycieli zwane u nas notatkami. Dziwne określenie, skoro nie dają ich na piśmie. Mam wrażenie, że dziewczyny puszczają je mimo uszu. Rozejrzałam się wokół i wcale nie byłam zdziwiona, widząc, że szklistym wzrokiem gapią się przed siebie. Apele w szkole z internatem to nuda do kwadra-tu. Przedmioty ścisłe też, poza tym geografia... i historia. Szczerze mówiąc, nie mam serca do żadnego przedmiotu poza lekcjami gry aktorskiej i kółkiem teatralnym. To jasne punkty mojego tygodniowego planu zajęć. Oprócz tego kolejne odcinki Lewego pasa, mojego ulubionego serialu. Występy na scenie są przyjemniejsze nawet od chrupania ciastek po zgaszeniu światła i wieczornej głupawki. Trze-ba wtedy tłumić śmiech, żeby pani Carol, wychowawczyni z Leszczynowego Dworu, nas nie usłyszała. Wyprawy do sklepów na początku semestru i krótkotrwałe szastanie kie-

8

szonkowym na prawo i lewo też są fajne, ale gdzie im tam do aktorstwa! Kiedy się głębiej zastanowić, wychodzi na to, że codzienność w szkole z internatem ma setki plusów; przynajmniej u nas w Srebrnych Wieżach łatwo można się tylu doliczyć. Wspominałam już, że moja szkoła jest fanta-styczna, najlepsza na świecie?

— Georgie!Mia znowu kopnęła mnie w kostkę, ale tym razem

wypowiedziała moje imię całkiem inaczej. Nie próbo-wała mi przygadać. Sprawiała wrażenie podekscytowa-nej. Zaczęłam uważać i od razu spostrzegłam, że pani Pritchard, nauczycielka aktorstwa w starszych klasach, stoi pośrodku auli. Niesamowite! W auli od razu zapa-nował spokój, ale kiedy pani Pritchard zaczęła mówić, zrobiło się cicho jak makiem zasiał. A ja byłam w siód-mym niebie.

— Część z was pewnie już wie, że pod koniec seme-stru zaplanowaliśmy premierę teatralną w wykonaniu uczennic podstawówki. Zapraszam jedenasto-, dwunasto- i trzynastolatki na casting. Wystawiamy sztukę zatytuło-waną Zamki na lodzie, adaptację powieści Małe kobietki, napisanej przez Louise M. Alcott.

Taka byłam uradowana, że serce waliło mi jak młotem. Ta sztuka... Ciekawe, co jest warta. A Małe kobietki to moja ukochana powieść.

— Zapewne większość z was czytała tę książkę – ciągnęła pani Pritchard – i wie, że głównymi bohaterkami są cztery siostry: Meg, Jo, Beth i Amy.

Te cztery imiona brzmiały mi w uszach jak muzyka – a najpiękniej imię Amy, mojej ulubionej postaci. Uwiel-białam o niej czytać.

9

— Oprócz czterech sióstr, w sztuce jest wiele innych ważnych postaci, a także sporo ról drugoplanowych oraz epizodów. – Pani Pritchard zawiesiła głos i z uśmiechem powiodła spojrzeniem po sali, więc też się do niej uśmiech-nęłam. Czułam się jak Kopciuszek, przed którym stanęła nagle dobra wróżka, mówiąc: Kochanie, jedziesz na bal.

Wsłuchiwałam się w każde słowo pani Pritchard, żeby nie uronić żadnej informacji albo czegoś źle nie zrozumieć. Byłabym w rozpaczy, gdybym pomyliła czas i miejsce ca-stingu, bo coś ważnego mi umknęło.

— W Srebrnych Wieżach stawiamy młodym aktorom wysokie wymagania. Spektakle młodszych klas zawsze budzą zachwyt rodziców, a to jest ważne dla wizerunku szkoły... – Uśmiechnęła się znowu i nagle spoważniała, a potem dodała wolno, dobitnie i bardzo serio: — Przedsta-wienie musi być świetne, więc od zespołu będę wymagać całkowitego zaangażowania.

Wyprostowałam się i śmiało uniosłam głowę. Na mnie pani Pritchard z pewnością może polegać. Gotowa jestem w ciągu jednej nocy nauczyć się na pamięć wszystkich kwe-stii, a na próby obiecuję stawiać się punktualnie. Najchętniej zaczęłabym już dziś. Proszę pani, kiedy będzie ten casting...

— Jeśli zamierzacie ubiegać się o jedną z ról, miejcie to w pamięci. Praca w kółku teatralnym daje wiele radości, ale wymaga też solidnej pracy i sporych wyrzeczeń. Ko-niec z innymi zajęciami pozalekcyjnymi, oglądaniem tele-wizji. Zamiast oddawać się takim przyjemnościom, trzeba wkuwać tekst.

Mnie to nie przeraża. Mogę nawet zrezygnować z po-siłków, choć jedzonko w Srebrnych Wieżach jest pyszne, a do stołówki pędzę zawsze jak na skrzydłach.

10

— Kto chce wziąć udział w castingu, niech zajrzy do se-kretariatu starszych klas podstawówki. Młodszym uczen-nicom, które nie uczestniczą w zajęciach kółka teatralne-go, podpowiem, że mieści się na pierwszym piętrze tego budynku w głównym korytarzu.

Ręką wskazała sufit, a wtedy przypomniał mi się pierw-szy dzień w Srebrnych Wieżach. Zwiedziłam wszystkie po-mieszczenia, które mają coś wspólnego z przedstawienia-mi i sztuką aktorską, między innymi nowy wspaniały teatr szkolny, bardzo podobny do sal teatralnych we wschodnim Londynie. Granie w takim miejscu to na pewno wielka frajda.

— Casting dla najstarszych uczennic podstawówki prze-prowadzę podczas lekcji aktorstwa we czwartek, a z młod-szymi dziewczętami spotkam się tego samego dnia po ostatnim dzwonku. Macie zatem kilka dni na pamięciowe opanowanie tekstu. Powieliłam fragmenty naszej sztuki i zostawiłam na biurku w swoim gabinecie, który mieści się tuż obok sekretariatu. Przychodźcie po nie śmiało. Na-uczcie się jednego monologu ulubionej postaci, ale wskaż-cie też inną, która ewentualnie by was interesowała, bo nie ma pewności, czy szczęście wam dopisze i dostaniecie wy-marzoną rolę.

Pani Pritchard usiadła, a dyrektorka skinęła na panią od muzyki, która nacisnęła guzik odtwarzacza płyt kom-paktowych i po chwili aulę wypełniły dźwięki skrzypiec. A może to była wiolonczela? Mniejsza z tym. Najchętniej przemknęłabym między koleżankami stojącymi w rów-nych rzędach, by natychmiast wziąć egzemplarz, pobiec z nim do sypialni i przez cały dzień uczyć się na pamięć kwestii wszystkich postaci.

11

— Ale to cię kręci! – powiedziała Mia i wzięła mnie pod rękę, gdy nareszcie opuściłyśmy aulę.

— Trafiłaś w dziesiątkę! Naprawdę jestem w siódmym niebie! – paplałam, a potem ruszyłam biegiem po scho-dach, przeskakując po dwa stopnie.

Wpadłam do gabinetu pani Pritchard, chwyciłam eg-zemplarz z jej biurka i natychmiast zaczęłam czytać. Szłam wolno z obawy, że schodząc, by dołączyć do koleżanek, potknę się albo na kogoś wpadnę.

Gdy opuszczałyśmy główny budynek, Mia objęła mnie ramieniem, a Grace dotknęła mego ramienia.

— Świetny wynik, Georgie! Pobiłaś rekord życiowy w biegu po schodach!

Katy wybuchnęła śmiechem.— A potem? Co za widok! Ale jest zaczytana! Wreszcie

się na czymś skoncentrowała. Poważna sprawa!— A żebyś wiedziała! Niełatwo się skupić na tekście,

gdy wszyscy wokół gadają! – odcięłam się, spoglądając na nią z ukosa, ale zaraz musiałam się uśmiechnąć. Jak można się nabzdyczać, marszczyć brwi i patrzeć spode łba (ostatni zwrot to chyba metafora, ale nie mam pewności, bo uczone terminy szybko wylatują mi z głowy), jeśli człowiek sza-leje ze szczęścia? – Idę na casting! Muszę zagrać Amy! – oznajmiłam, wydając radosny pisk.

Tak przyjemnie było usłyszeć te słowa wypowiedziane na głos, że ostatnie i najważniejsze z nich powtórzyłam trzykrotnie.

— Amy, Amy, Amy!Dziewczyny zgodnie chichotały. Naomi przypomniała

nam w końcu, że straciłyśmy mnóstwo czasu, bo czekały dobrą chwilę, aż wrócę ze skryptem. Teraz groziło nam, że

12

spóźnimy się na fizykę, więc trzeba iść. Przyspieszyłyśmy kroku i dogoniłyśmy koleżanki z klasy, które mocno nas wyprzedziły. Zostałam trochę w tyle, bo nadal przegląda-łam wyciąg ze sztuki.

— Nie czytałam Małych kobietek – usłyszałam głos Jess. Po chwili zawołała do mnie: — Co to za książka? Kim jest Amy?

Od razu przypomniałam sobie Gwiazdkę, podczas któ-rej znalazłam pod choinką tę powieść. Początkowo nie chciałam nawet do niej zajrzeć, bo wydała mi się okropnie staroświecka, ale mama siadła ze mną, przeczytała na głos pierwszy rozdział, a ja połknęłam przynętę. Byłam zauro-czona. Raz po raz zamykałam książkę, aby przyjrzeć się ilustracji na okładce, przedstawiającej cztery siostry. Do dziś widzę wyraźnie Amy. Miała jasne, lekko falujące wło-sy, niebieskie oczy, szeroki uśmiech i dołki na policzkach jak u mojej młodszej siostry Roxanne. Ja jestem szatynką, na szczęście dosyć jasną, a włosy tak mi urosły, że bez pro-blemu mogę je wiązać w koński ogon. Są dość gęste i przez to niesforne. Dawniej marzyłam o cieńszych i bardziej po-datnych na układanie, ale gdy myślę teraz o fryzurze Amy na tamtym obrazku, wydaje mi się, że jej włosy były trochę rozwichrzone, gęste i mocne, całkiem jak moje. Szkoda tylko, że nie jestem blondynką.

Westchnęłam radośnie i dogoniłam koleżanki.— Amy jest najmłodsza z czterech sióstr March. Weso-

ła i rozgadana...— Zupełnie jak ty, Georgie! — wtrąciła roześmiana Naomi.

– Twój typ! Fantastycznie!— W przeciwieństwie do mnie, Amy ma zdolności

plastyczne, ale to nie problem – dodałam natychmiast. –

13

Można je zamarkować aktorskimi sztuczkami. – Nagle uświadomiłam sobie, że nie zadałam koleżankom ważnego pytania. – Idziecie na casting?

Zaczęły trajkotać jedna przez drugą, więc niewiele ro-zumiałam z ich paplaniny, odniosłam jednak ogólne wra-żenie, że żadna nie ma ochoty wystąpić na scenie.

— Ciekawe, kto będzie przygotowywać scenografię. Jak myślicie, pozwolą nam malować dekoracje? – spytała zamyślona Jess.

— Zapytam, kto odpowiada za kostiumy! – zawołała natychmiast Katy. – Strasznie bym chciała nad nimi...

Przechodząca obok uczennica, dziewczynka z wyższe-go rocznika, obrzuciła ją wyniosłym spojrzeniem i prze-rwała tonem osoby wszystkowiedzącej.

— Kostiumami zajmuje się pani Chambers, ale nie sądzę, żeby potrzebowała twojej pomocy. Zaprosiła do współpracy tylko dziewczyny ze starszych klas.

Katy była wyraźnie zawiedziona, a Naomi zrobiło jej się żal.

— Zawsze warto spytać. A nuż się uda? – szepnęła. – Chodźmy już, bo się spóźnimy...

— No to pa, dziewczyny! Spotkamy się później w Leszczynowym Dworze – rzuciła Mia, spoglądając przez ramię, i pobiegła z Grace do laboratorium, a Naomi i Katy ruszyły za nią, bo razem chodziły na fizykę.

Jess i ja byłyśmy w innej grupie, więc szłyśmy dalej za starszymi koleżankami. Miałam ochotę zapytać tamtą mądralę z następnej klasy, jakim prawem sądzi, że zja-dła wszystkie rozumy. Między nami był tylko rok róż-nicy, ale dwunastolatki rzadko rozmawiają z młodszymi koleżankami. Nie i już.

14

— Co ze scenografią? Kto ją robi? Uczennice?Tamta dziewczyna wzruszyła ramionami z takim wyra-

zem twarzy, jakby podobne drobiazgi w ogóle jej nie ob-chodziły.

— Zapytaj nauczycieli plastyki. Ja gram, więc myślę tylko o roli.

— Dobra – odparła Jess i nagle przystanęła, jakby coś jej się przypomniało. – O kurczę! – jęknęła. – Zapomnia-łam podręcznika. Muszę po niego wrócić. Zajmij mi miej-sce w pracowni, Georgie. – Odwróciła się i pobiegła.

Ledwie odeszła, panna wszystkowiedząca ruchem gło-wy wskazała wyciąg ze sztuki, który ściskałam w ręku.

— Jaką rolę chcesz grać?— Amy.— Amy! – powtórzyła z jawnym niedowierzaniem i parsk-

nęła śmiechem, jakbym oznajmiła, że chcę reżyserować albo coś w tym rodzaju.

Jej koleżanki przyglądały mi się z drwiącym uśmie-chem. Jedna z nich zwróciła się do wszystkowiedzącej.

— Hej, Cara! Rośnie ci konkurencja! – powiedziała sarkastycznym tonem, który sprawił, że reszta dziewczyn wybuchnęła śmiechem. Wszystkowiedząca umęczonym wzrokiem omiotła sufit i mruknęła:

— Chciałybyście, co?— Czemu tak cię to śmieszy? – zapytałam.— Przepraszam – odparła Cara, kiwając głową. – Wła-

ściwie nie powinnam się śmiać, bo jako małolata nie masz pojęcia, że...

Nie podobało mi się, że mówiąc, strzela oczyma na wszyst-kie strony, jakby chciała się upewnić, czy ma publiczność.

— Co niby powinnam wiedzieć?

15

— Otóż... – Westchnęła i zaczęła mówić wolniej, jakby uważała mnie za przygłupa, bo jestem o rok młodsza. – Za-stanawiam się, czy zauważyłaś, że Amy to jedna z czterech głównych ról. A właściwie jak ci na imię?

— Georgie. – Miałam dość jej protekcjonalnego tonu. – Oczywiście, że zauważyłam. Nie jestem kretynką. A ty wybierasz się na casting?

Cara wymieniła z kumpelami porozumiewawcze spoj-rzenia. Jedna z nich odpowiedziała:

— Naturalnie. Jest przecież najlepszą aktorką w Srebr-nych Wieżach. W ubiegłym roku dostała główną rolę w szkolnym spektaklu, choć miała tylko jedenaście lat. Dla niej jeden jedyny raz zrobiono wyjątek.

— Kogo chcesz teraz grać? – spytałam.Cara sięgnęła do kieszeni. W pierwszej chwili myśla-

łam, że szuka kartki i długopisu, żeby na piśmie odpowie-dzieć tępej małolacie, ale wyjęła niewielką tubkę błysz-czyku, odkręciła ją i posmarowała sobie usta. Wydawała się tak zadufana w sobie, że najchętniej wydrapałabym jej oczy, choć prawie się nie znałyśmy. Bez pośpiechu zakrę-ciła tubkę i poruszyła wargami, rozcierając błyszczyk.

— Amy – oznajmiła w końcu z wrednym uśmiechem. W pierwszej chwili zrobiło mi się ciężko na sercu, lecz na-tychmiast zbeształam się za to i wzięłam się w garść. I co z tego, że wszyscy uważają Carę za świetną aktorkę? To wcale nie oznacza, że zagra Amy, prawda? Kto wie, czy naprawdę jest lepsza ode mnie? U nas w podstawówce gra-łam na szkolnej scenie same główne role. Jako pierwszo-klasistka podczas spektaklu dożynkowego zrobiłam furorę w przebraniu rzepki, a gdy skończyłam dziesięć lat, zagra-łam Nicka Bottoma w Śnie nocy letniej.

16

Przed drzwiami naszej pracowni fizycznej zebrałam się w sobie, obrzuciłam Carę lodowatym spojrzeniem i próbo-wałam wymyślić naprędce jakąś uszczypliwą pożegnalną odzywkę, ale w tej samej chwili spostrzegłam, że ta zoł-za z wrednym uśmieszkiem gapi się na moją prawą nogę. Pewnie spostrzegła, że mam dziurawe rajstopy. Spaniko-wałam i zerknęłam w dół. Oczko znacznie się powiększyło i sięgało już od kostki do kolana. Zwykle nie przejmuję się takimi drobiazgami, ale tym razem było inaczej. Byłam zbita z tropu.

— Oczko w rajstopach. Nic takiego! – wymamrotałam całkiem niepotrzebnie. Powinnam była ugryźć się w język.

Cara przyglądała mi się z politowaniem.— Cześć! Do zobaczenia na castingu – rzuciłam niefra-

sobliwie.Nie odpowiedziała, więc odwróciłam się, lecz idąc do pra-

cowni, nadstawiałam uszu przekonana, że usłyszę stłumiony chichot. Nic z tych rzeczy. Mimo to nadal podejrzewałam, że Cara uśmiecha się szyderczo i wymienia z kumpelami porozumiewawcze spojrzenia. Wierzcie mi, odetchnęłam z ulgą, gdy drzwi pracowni zamknęły się za mną.