M 20. Warszawa, d. 18 Maja 1890 r. T om IX .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PRENUMERATA „WSZECHS WIATA.“
W Warszawie: rocznie rs. 8 k w arta ln ie „ 2
Z przesyłka pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5
Prenum erow ać m ożna w R edakcy i W szechśw iata i w e w szystk ich księg arn iach w k ra ju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią panowie: Aleksandrowicz J ., Bujwid O., Deike K„ Dickstein S., F laum M., Jurkiewicz K., Kwietniewski W ł., K ram -
sztyk S., Natanson J . i Prauss St. „W szechśw iat11 p rzy jm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jak ik o lw iek zw iązek z nau k ą, na następ u jący ch w arunkach : Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie a lbo jego m iejsce p o b iera się za p ierw szy ra z kop. 7 '/•
za sześć n astępnych ra zy kop. 6, za dalsze kop. 5.
A .d re s I^ecieiłccyi: IRIra.lro-^slrie-iFrzed.m ieście, 3STr SS.
STUDNIE ARTEZYJSKIE.
Zasada fizyczna, na którój polega wytrysk wody w studniach artezyjskich, zarówno jest prosta, jak i powszechnie znana; aby jednak zrozumieć, skąd pochodzi ten niewyczerpany zasób wody, jaki wciąż obficie rozlewają, ująć należy powinowactwo
ich ze skromnem źródłem, co się u stóp wzgórza na powierzchnię ziemi wyrywa.
Więcój może, aniżeli jakikolwiek inny objaw przyrody ziemskićj, budziły zawsze źródła miłość człowieka. Cześć ta dla źródeł zrozumiałą jest zwłaszcza w okolicach zwrotnikowych, gdzie grunt jest zeschły, a niebo gorące. Drobne źródełko, wydzierające się ze szczeliny skały, staje się dobrodziejstwem człowieka, utrzymując życie roślinne, które mu pożywienia dostarcza;
Fig. 1. S tudn ia a rtezy jsk a pod R iyerside w K alifornii.
306 WSZECHŚWIAT. Nr 20.
skoro wysycha, ludność opuścić musi okolicę, by nic zginąć z głodu i pragnienia. Dlatego mieszkaniec oazy żywi cześć istotną. dla tój wody dobroczynnćj, która go darzy życiem. W klimatach, bardzićj w deszcze obfitujących, uwielbienie dla źródeł nie wyraża się tak gorąco,ale, choć człowiek się nie wiąże z niemi tak silnie warunkami swego bytu, nęcą go one swym powabem. Narody starożytne czciły je często jak bóstwa, a grecy zwłaszcza, tak wybitnie z życiem przyrody zjednoczeni, uosabiali źródła w postaci nimf i półbogów. „Któż zdoła opisać niewymowną piękność najdrobniejszego źródełka, mówi Rćclus: Czy to rozlewa się tajemniczo śród drzew, między dwoma brzegami kwiecistemi; czy wydobywa się zwolna z ciemności jaskiń pod bia- łemi skałami wapiennemi; czy też wytryska perlisto z pod kamyków i kropelkami swe- mi ziarna piasku podrzuca, źródło każde przedstawia wdzięk sobie właściwy i urok piękności surowćj. Jedno z nich jestto piękny Acis, uciekający z pod złomów skał, pod któremi chciał go pochłonąć Cyklop; drugie — to nimfa Aretuza, przepływająca pod morzem, by błękitnćj swćj wody nie pomięszała z mętną falą rzeki, a inne znów, to dziewicza Cyana, zraszająca kwiaty, które zbiera, by uwieńczyć Prozer- pinę”.
„Zarazem jednak, gdy człowiek wielbił źródeł pożytek i powab ich poetyczny w pieśni wyrażał, nęciła go też tajemnica icli pochodzenia. Skąd przybywają czyste te wody, po jakich drogach przebiegły we wnętrzu ziemi, zanim się na jaw dzienny wydobyły? W jakiejże grocie chroni się ta nimfa czarowna i ze szczytu którćjże góry przybyłaV Pytanie takie rzuca nieświadomy na widok źródeł, ale pytań tych uczony dotąd w pełni nie rosstizygnął. Ileż to jeszcze potrzeba badań i poszukiwań, zanim, bez obawy pomyłki, zdołamy wyśledzić olbrzymi obieg, jaki dokonywa kropla wody przez skały, rzeki i chmury”!
Chociaż nie w szczegółach wszakże, to w ogólnych przynajmniej zarysach obieg ten wody dawno już ująć i początek źródeł wyjaśnić zdołano. Zasób swój czerpią mianowicie źródła z wody atmosferycznćj, która przenika do szczelin gruntu, tworzy tam
niewielkie zbiorniki, a wreszcie, gdy do dalszych głębi znajduje drogę zapartą, wydobywa się na powierzchnię ziemi w miejscu, gdzie się jćj nastręcza opór najsłabszy, lub nawet ciągnie swój bieg podziemny wprost aż do otchłani oceanu.
Zasadę tę dokładnie wyraził w r. 1686 sławny Mariotte, potwierdziwszy ją liczne- mi spostrzeżeniami, już jednak na trzydzieści lat wcześniej, jak przytacza Gunther, J. Vos8ius, w dziele o początku Nilu i innych rzek, twierdzi stanowczo, żc wszystkie rzeki powstają z nagromadzenia się wody atmosferycznćj. Z pisarzy starożytnych jasne pojęcia o pochodzeniu źródeł miał szczególniej uczony architekt Witruwijusz; Arystoteles skłania się do poglądu, że góry wywierają wpływ przyciągający na wodę atmosferyczną; Seneka zaś, niesądząc, aby woda deszczowa do znacznych głębokości przesiąkać mogła, przypuszczał, że zbiorowiska podziemne zasilane są wodą morską, a na tćj podstawie rozwinął Lukrecyjusz całą teoryją o łączności wody morskićj ze źródlaną. W nowszych nawet ćzasach Des- cartes, Woodward, Kircher i inni przyjmowali podobneż kanały podziemne, przyznając im nadto znaczenie destylatorów, które mają zatrzymywać sól morską. W końcu jednak zeszłego stulecia De la Mćtherie, rozwinąwszy w dziele swojem o teoryi ziemi zasadę Mariottea, zapewnił jćj stanowcze zwycięstwo, którego zachwiać nie zdołały nowsze pomysły Yolgera i Mohra, jakoby wszelkie wody podziemne i źródlane pochodzić miały z bespośredniego skraplania pary wodnćj, zawartćj w powietrzu, po- chłaniancm przez wierzchnie warstwy ziemi. Bezzasadność takićj hipotezy wykazali głównie Hann i Woliny; wymiana gazów między gruntem a powietrzem swobo- dnem zbyt jest drobna, aby w zasilaniu wód podziemnych udział wyraźny przyjmować mogła.
Gdyby wierzchnie warstwy ziemi zgoła były nieprzemakalne, nie byłoby też źródeł, a wszystka ilość wody, sprowadzana przez deszcze i śniegi, spływałaby po powierzchni gruntu, jak to się dzieje z potokami gór- skiemi. W rzeczywistości wszakże wszystka woda, która w jakiejkolwiek postaci na powierzchnię ziemi opada, o ile przez ulot
Nr 20. w s z e c h ś w ia t . 307
nienie nie przechodzi bespośrednio do atmosfery, przenika w głąb ziemi.
Przemakalność różnych pokładów jest wprawdzie bardzo różna, wszystkie jednak warstwy w pewnćj mierze wodę przepuszczają. W najznaczniejszych głębokościach jakie dotąd osięgnąć zdołano w kopalniach, lub w otworr.ch świdrowych, napotykamy zawsze obfity dopływ wody, a wyjątkowo chyba przytrafia się tam susza. Gdy przy robotach górniczych nastręcza się potrzeba rossadzania skały, w najgęstszych, w najbardziej nawet zbitych głazacli występuje wilgoć; należy je przeto także uważać za przemakalne. Po części dostaje się tam woda przez szczeliny widoczne, mniej lub więcej otwarte, ale więcej jeszcze przez kanaliki niedostrzegalne tworzące jakby układ rurek włoskowatycb, któro przerzynają wszystkie skały. Doświadczenia Dau- brćego wykazały, że pochłanianie wody przez skały, za pośrednictwem tych otworków włoskowatycb zachodzi nawet i wtedy gdy prężność zawartej w nich pary opiera i się wdzieraniu cieczy, przyciąganie więc i włoskowate przemaga ten opór. Dowód ! ten doświadczalny objaśnia tedy, w jaki sposób woda przedostawać się może do wnętrza zbitych i głęboko położonych skał, chociaż inni gieologowie sądzą, że woda w znacznój głębokości w ziemi występująca, którój potężne działanie ujawnia się w procesach wulkanicznych, jest pochodzenia pierwotnego, czyli uległa związaniu już przy początkowem krzepnięciu skorupy ziemskiej.
Pytanie to wszakże nie wiąże się z kwe- styją powstawania źródeł, gdyż sprowadzają nam one tylko wodę pochodzenia atmosferycznego, która w różnych pokładach schodzi do bardzo różnej głębokości. Chociaż bowiem wszystkie skały mogą być w pewnym stopniu uważane za przemakalne, to wszakże różne warstwy posiadają własność tę w mierze tak nieznacznej, że można je uważać za nieprzenikli we w zestawieniu z warstwami, które pozwalają na swobodny i szybki obieg wody.
Roskład zatem i występowanie źródeł po- lega przede wszystkiem na wzajemnem względem siebie położeniu warstw prze- makalnych i nieprzemakalnych. Gdy grunt
dobrzo przepuszcza wodę, schodzić może ona szybko do znacznycli głębokości; warstwa natomiast nieprzenikliwa powstrzymuje biegjój ku dołowi i zmuszają do odpływu bocznego, dopóki, zależnie od ukształtowania, powierzchni, nie znajdzie sposobności do wydostania się nazewnątrz, tworząc źródło. Gdy znś, działaniem rąk naszych, otwieramy sobie sztuczny dostęp do wody podziemnój, mamy wtedy studnię.
Nie należy jednak sądzić, że tylko nieprzemakalny pokład gieologiczny ruch wody zatamować może; luźno bowiem nawet, silnie przemakalne warstwy, skoro są dostatecznie napojono, zatrzymują ruch jej dalszy. Działają one niemal jak gąbka, która zawartość swą wody pod działaniem tylko ciśnienia zewnętrznego oddaje. W ten sposób układa się warstwa wody podziemnej czyli woda gruntowa, która przebiega mniej więcej zgodnie z ukształtowaniem
| i falowaniami powierzchni, przystępując do niej tem bliżej, im obfitsze są w danej okolicy opady wodne.
Skoro zaś w ten sposób bieg wód podziemnych zależnym jest od załomów skał, niekoniecznie przeto, jak rzeki na powierzchni ziemi, spływać muszą wciąż ku miejscom coraz niższym; zdarzać się owszem może, że taki prąd podwodny, zsunąwszy się w głąb, bądź po pochyłości jednostajnej, bądź brzegiem wodospadów, napotykając dalej pokłady ku górze wzniesione, sam również wysuwa się z tych głębi ku p owierzchni ziemi. Ruch ten wody zachodzi pod działaniem ciśnienia hydrostatycznego, a jakby w rurze zgiętej na kształt głoski U, woda w obu ramionach wznosi się do poziomu wyższego, aniżeli pośrodku. Istnieją więc nietylko źródła spływające z góry, ale także i źródła wstępujące, które wytryskają w kierunku niekiedy prostopadłym do poziomu.
W pustyniach Egiptu i Algieru mieszkańcy w odległój już starożytności umieli wiercić studnie schodzące do głębi dziesięciu i dwudziestu metrów, z których wydobywała się śród piasków woda, rospościerająca w około siebie życie i dobrobyt. Gdy okolica, w którój się studnia taka mieści, przypada na poziomie znacznie niższym, aniżeli zasilające ją zbiorniki górne, woda wy
tryskać będzie w górę, wzbijając się nad powiei-zchnię ziemi. Pierwszą taką studnię wywiercono w r. 1124 w klasztorze Lilles w hrabstwie Artois, stąd poszła nazwa studzien artezyjskich; wiadomość wszakże o nich podał dopiero słynny garncarz i paleontolog Bernard Palissy w r. 1580 w ro- sprawie „o naturze wód i źródeł naturalnych i sztucznych”, a w sto lat później astronom Dominik Cassini, który przed powołaniem swem do Francy i podobne roboty w Urbino prowadził, znajomość studzien artezyjskich rospowszechnił.
Przyjmuje się pospolicie, że warstwa ziemi, sprowadzająca wodę, winna być zawartą między dwoma pokładami nieprzemakal-
303 ffr 20.
Paryż zajmuje mniej więcej środek kotliny, którój warstwy wznoszą się wokoło ku południowi, wschodowi i północy. Piaski zielone należące do formacyi kredowćj, pokryte są zbitemi pokładami gliniastemi, bardzo słabo przemakalnemi i wysuwają się na powierzchnię ziemi na przestrzeni od Ardenów do Loary, w wysokości, góro- jącój do 100 metrów nad równiną Paryża. Pod Paryżem warstwa piasków zielonych zagłębia się do pięciuset przeszło metrów; gdy więc dosięgnie jej świder ziemny, to wytrysk wody, według zasady naczyń połączonych, wzbijać się jeszcze może ponad powierzchnię gruntu do wysokości około 60 metrów, chociaż tarcie i inne przeszkody
WSZECHŚWIAT.
F ig . 2. Z b io rn ik w ody d o sta rczan e j
nemi. W idzieliśmy jednak wyżej, że prze- makalna nawet warstwa spodnia napaja się zwolna wodą i dalsze jćj zagłębianie się powstrzymuje; skoro zatem woda bocznego odpływu nie znajduje, dolny pokład nieprzemakalny nie jest bynajmniej koniecznym warunkiem studzień artezyjskich. Wystarcza już nieprzemakalny pokład górny, zakrywający warstwę, przez którą woda przesiąka.
Źródeł bijących w górę nie możemy oczekiwać w krajach płaskich; chociaż więc nieraz wiercono u nas studnie głębokie, żadna z nich nie jest istotną studnią artezyjską. Szczególniej zaś korzystne dla nich warunki przedstawia kotlina paryska. Sam
przez stu d n ie artezy jsk ie w R iyerside.
wysokość tego słupa obniżają. Sławna studnia w Grenelle dosięgła wodonośnej warstwy piasków w głębokości 548 metrów, a jój woda wzbija się na 28 metrów w górę.
Studnie artezyjskie znajdują się również w znacznój ilości w Anglii, w Saharze, w Ameryce północnej, w Australii. Woda słona, tryskająca ze źródła artezyjskiego w Neusalzwerk, pod Minden, przybywa z głębi 730 metrów. Wytrysk wody siar- czanej w Louis-ville, w Kentucky, wznosi się przez rurę długości 636 metrów, a woda wzbija się do wysokości 52 metrów ponad otwór. Głębokość studni wywierconej w Sain Louis w Missouri wynosi 800 metrów.
Nr 20 WSZECHŚWIAT. 309
Ilość wody, jakiśj studnie artezyjskie dostarczają, jest niekiedy nader znaczna, a by- i łaby nieraz większą jeszcze, gdyby rury, po których woda w górę się wznosi, miały : średnicę większą. Źródło w Neusalzwerk wylewa 1460 litrów na minutę; studnia artezyjska w Sidi Amram, w Algieryi, wyrzuca w ciągu tego samego czasu, 4020 litrów, czyli przeszło cztery metry sześcienne, a studnia w Passy blisko pięć i pół metrów sześciennych. Niekiedy też studnia j
artezyjska łączy w jeden slup wytryskujący wody kilku warstw, położonych w różnych głębokościach; przy wierceniu studni w Diep* pe, do głębokości 3.33 metrów, napotkano ; kolejno siedem obfitych żył wodnych.
Źródła artezyjskie sprowadzają wodę tem cieplejszą, im z głębszych czerpią ją obszarów. Wytrysk studni w Grenelle posiada temperaturę 28° C, o 18° wyższą od śre- dnićj temperatury gruntu, co pozwala wnosić, że w miejscu tem przyrost temperatury, w miarę zagłębiania się w ziemię, wynosi około 1° na każde 30 metrów głębokości. Wiadomo wszakże, że w różnych okolicach temperatura nie w jednakiej wzmaga się mierze.
Studnie artezyjskie dla wielu okolic okazały się istotnem dobrodziejstwem, sprowadzając życie i bogactwo w jałowych poprzednio stronach, jak zwłaszcza w Saharze a lgierskiej i w Australii. Od lat kilku świadczą one podobneż usługi w okolicach miasta Riyerside w Kalifornii. Miastu brakło wody zdatnćj do picia, dziś dzięki wywierconym studniom posiada ono obfitość wody, która umożebnia szybki jego rozwój.
Kotlina tych studzien przypada u stóp gór San Bernardino i Gray Back w Sierra Nevada. Druga z nich sięga do wysokości 3000 metrów nad poziom morza i pokryta jest wńecznym śniegiem. Woda, z topienia śniegu tego pochodząca, schodząc w głąb ziemi, cedzi się w piaskach; wydobywając się przeto na powierzchnię, jest zupełnie czystą i przejrzystą. Wywiercono dotąd w okolicy tćj czternaście takich studzien, na obszarze siedmiu akrów; głębokość ich nie jest zresztą znaczna, wynosi bowiem około 40 metrów tylko.
Niekiedy, woda wytryska tam w postaci dzwona, jak w wodotryskach sztucznych,
a jednę z tych studzien wskazuje załączona rycina; pod powłoką wodną człowiek wygodnie pomieścić się może. Ze wszystkich tych studzień wody gromadzą się w sadzawce okrągłej, gdzie, spływając w postaci kaskady, rospuszczają w sobie powietrze, a stąd przez rury przybywają do miasta, znajdującego się w odległości 16 kilometrów. Różnica poziomów sadzawki i miasta wynosi 53 metry; woda zaś zasila nietylko miasto, ale i kanały irygacyjne, zaprowadzone dla potrzeb uprawy pomarańcz, którój Riyerside jest ogniskiem.
S. K.
Wielkie odkrycia Lavoisiera.W dwudziestym dziewiątym roku życia
Lavoisier podjął szereg doświadczeń, które zapewniły mu nieśmiertelną sławę ojca nowoczesnej chemii i stały się trwałą podwaliną współczesnej nauki o przyrodzie. Do doświadczeń tych nie popchnął wielkiego uczonego przypadek, nie badał on po- omacku, chcąc koniecznie coś własnego wnieść do skarbca wiedzy; przeciwnie, poznawszy całą doniosłość sprawy, którą długo rozważał, z góry do najdrobniejszych szczegółów obmyślił plan pracy, stworzył metodę postępowania i dopiero do roboty przystąpił.
Opierając się na wykładzie prof. M. Ber- thelota o pracach Lavoisiera, wyłożymy tu prawdziwy pogląd na dwie najważniejsze prace odnowiciela chemii, z których pierwsza dotyczy składu chemicznego powietrza, druga zaś składu wody.
I.
Do połowy mnićj więcćj X V III stulecia powietrze atmosferyczne poczytywane było za pierwiastek rozłożyć się niedający, za coś w swoim rodzaju osobliwego, jedynego. Nie znaczy to, że alchemicy w wielu swych doświadczeniach nie dostrzegli wytwarzania się elastycznych płynów (gazów), które niejednokrotnie były powodem wybuchów
w przyrządach; lecz mięszali je oni z inne- mi ciałami lotnemi, obejmując ogólnem mianem spiritus, które i w dzisiejszym jeszcze języku doskonale pochodzenie swe wska- zuje.
Fizyczne własności powietrza, jego ciężar, sprężystość i t. p. poczęli badać w dokładniejszy sposób dopiero fizycy końca X V II wieku, Mariotte i zwłaszcza Boyle. Ten ostatni dowiódł nawet, że można wytworzyć „sztuczne powietrze”, działając na żelazo roscieńczonym wodą kwasem siar- czanym: był to nasz wodór; Boyle wszakże nie odróżniał tego sztucznego od zwykłego powietrza. Ilalcs, w X V III stuleciu, gorliwie zajmował się badaniem gazów i wynalazł najlepsze sposoby zbierania tych ciał . i obchodzenia się z niemi, pozostając jednakże wciąż wiernym poglądowi, że wszystkie one są identyczne z powietrzem atmo- sferycznem i powstają zeń przez domięsza- nie pewnych wyziewów i par obcych.
Anglik Black, któremu w dziejach fizyki należy się zasługa wskazania utajonego ciepła, pierwszy dowiódł bessprzeczncgo istnienia gazu absolutnie różnego od zwykłego powietrza. Gazem tym było „powietrze trwałe”, obecny nasz dwutlenek węgla czyli kwas węglany. Prace Van Helmonta w znacznym również stopniu przyczyniły się do poznania chemicznćj natury tego ciała, któremu badacz ten poraź pierwszy nadał nazwę gazu. Black zbadał warunki znikania „powietrza trwałego" w obecności alkalicznych ciał i wydzielania się go z tych związków. B ył on prawdziwym poprzednikiem i zwiastunem prac Lavoisiera.
Postęp na drodze poznawania gazów nie ustawał. W roku 1767 Cavendish dowiódł przy pomocy nader przekonywających doświadczeń istnienia nowego gazu, palnego powietrza, obecnego wodoru. Gaz ten znany był już dawniój, lecz uważano go za połączenie palnćj jakiejś istoty ze zwykłem powietrzem. Wystąpił też wówczas Priestłey, który w ciągu lat kilku, od 1771 do 1774 roku, odkrył główniejsze znane nam obecnie ciała gazowe: tlen, azot, tlenki azotu, chlorowodór, dwutlenek siarki, amonijak, niepoznawszy zreaztą ich prawdziwego składu. Odkrycia te najzupełniej przekształciły dawniejsze poglądy na naturę
310 Nr 20.
Pojęcie o określonej, jedynej, zawsze tej samćj substancyi zamieniło się na świadomość o pewnym ogólnym stanie, stanie gazowym, stosującym się do wielu, jeśli n ie do wszystkich, ciał.
Priestłey wszakże, nieprzyjaciel wszelkich przypuszczeń i teoryj, nie wyciągnął żadnego ogólnego wniosku ze swych pięknych odkryć i przypisywał je zresztą całkowicie szczęśliwemu przypadkowi. A opi-
I sując je ówczesnym językiem, wyłuszczał jednocześnie osobliwe, zgoła niewiążące się ze sobą poglądy, uparcie aż do śmierci (1804) pozostając wiernym wyznawcą teo- ryi flogistonowćj. Lavoisierowi przypadło w udziale wyjaśnienie nagromadzonych tu faktów, które dzielny ten umysł obrał za punkt wyjścia do swych doświadczeń i z których wysnuł ogólny system nowoczesnej chemii.
Cza3 po temu był zupełnie odpowiedni. Szybko po sobie następujące odkrycia wzbudziły w umysłach ogólny zapał i ferment.a- cyją. Każdy odczuwał, że panujące poglądy stały się niezadawalniającemi. Poznanie gazów, dotąd przez chemiją nieuwzględnio- nych, również jak nowe poglądy fizyczne na ciepło wytworzyły konieczność zrewidowania niejako wszystkich doświadczeń i teoryj. Nazwa chemii „pneumatycznej”, przyjęta następnie przez tę naukę, dostatecznie świadczy, jak ważny udział przypadł gazom w mających nastąpić przewrotach naukowych.
Lavoisier nasamprzód powtarza znane już podówczas dobrze doświadczenie „kalcyno- wania” l) cyny w obecności powietrza. Cynę ogrzewa w hermetycznie zamkniętem
■ naczyniu i stwierdza, że całkowity ciężar naczynia wraz z tem, co się w niem znajduje, nie zmienia się przez to. Jestto sprzeczne ze zdaniem Boylea, który utrzymywał, że dowiódł w tem doświadczeniu zwiększenia się ciężaru, pochodzącego jakoby z przyłączenia się pierwiastku ognia. Błąd Boylea łatwo daje się wytłumaczyć tem, że do naczyń wpływało powietrze w chwili ich otwierania. Lavoisier spostrzegł nadto, że
') K alcy n o w an ie= w ap n ien ie , obecne u tlen ian ie .
WSZECHŚWIAT.
powietrza i wogóle gazów.
Nr 20. WSZECHŚWIAT. 311
sama cyna zamieniona na „wapno” *) zyskała na wadze, podczas gdy kolba tyleż co i przedtem ważyła. A zatem kosztem powietrza wewnętrznego, pochłoniętego podczas ogrzewania, podniósł się ciężar metalu; a ten przyrost na wadze równa się dokładnie utracie ciężaru powietrza. Doświadczenie to, wydające nam się dzisiaj j tak prostem, w istocie swej najzupełniej j
inaczej było pojmowane podówczas.Tlenki metaliczne i ich powstawanie z me
tali znane były od najdawniejszych czasów, a wielu obserwatorów, już w końcu X V I wieku, zwróciło uwagę na, to, że tlenki j
(wapna) cięższe są. od odpowiednich metali. Lecz, wobec nieświadomości co do istoty | i własności gazów, to powiększanie się ciężaru przypisywano połączeniu się metalu z pierwiastkiem ognia, który, jak powia- j
dano, przenikał przez pory szkła naczynia. J
Boyle nawet sądził, że fakt ten udało mu się dowieść doświadczalnie.
Stahl około początku X V III stulecia wygłosił nową [teoryją, która obejmowała nie- tylko oddzielne fakty, dotyczące ołowiu i cyny, lecz całość zjawisk palenia się i „kal- cynowania”, w których to dwu, napozór różnych zjawiskach, on pierwszy dojrzał j istotne, wewnętrzne pokrewieństwo.
Według nauki Stahla, ciała palne, takie jak siarka, oleje, węgiel, zawierają w sobie j osobliwy pierwiastek — flogiston — przeobrażający się w materyją ognia, gdy ciała te poddajemy wysokiej temperaturze. Ma- teryja ognia rosprasza się w płomieniu, cieple i świetle. Ogrzane metale tracą ten sam pierwiastek — flogiston, zamieniając się na wapna metaliczne. A zatem ciała palne, a także metale, złożone są z owego flo- gistonu i mniejszej, lub większej ilości wapna, al bo ziemi. Spalając się, tracą flogiston i pozostaje z nich wapno. Odwrotnie do otrzymania pierwotnego metalu z metalicznego wapna wystarcza dodać doń flo- gistonu. Daje się to zaś osięgnąć przez ogrzewanie wapna z ciałem palnem, flogi-
•) „W ap n am i11 nazyw ano wszelkie m etale , k tó re w jak iko lw iek sposób poleczyły sig z tlenem , oczywiście n iezdając sobie sp raw y z rzeczyw istego, zachodzącego p rzy tem zjawiska chem icznego.
ston zawierającem, takiem jak olej, siarka, lub węgiel. Tworzenie się metalicznych wapien zostało więc sprowadzone w ten sposób do zjawiska palenia. Stahl poglądami swemi zacieśnił węzły pomiędzy zjawiskami palenia się ciał, tworzenia płomienia i wydzielania ciepła, objął też niemi zjawisko oddychania zwierzęcego, w któ- rem, jak sądził, flogiston ciała ludzkiego zostaje nazewnątrz wydalany, jednem słowem, wielką, liczbę rozmaitych zjawisk sprowadził do jednego ogólnego sposobu pojmowania. Było to niewątpliwą na czasy owe zasługą. Nauka Stahla znalazła doskonale przyjęcie i zyskała w świecie uczonym nadzwyczaj wielu zwolenników. I z nią właśnie w sprzeczności pozostawało doświadczenie Lavoisiera nad cyną; z nią wypadło Lavoisierowi gorącą stoczyć walkę.
Odkryciu Lavoisiera należy nadać rzeczywisty charakter, gdyż nie przez wszystkich Lavoisier prawdziwie jest oceniany. Otóż, naprzód nieprawdą jest, że Lavoisier pierwszy wygłosił aksyjomat, że „nic nie ginie i nic się nie tworzy”. W starożytności już doktryna ta bardzo była rospowsze- chnioną śród uczonych i filozofów. Za Epikurem powtarza Lukrecyjusz:
„Ex nih ilo n ih il, in n ih ilu m nil posse reyerti'1. Nawet alchemicy nigdy nie utrzymy
wali, że potrafią stworzyć złoto, lub inne metale, starali się oni jedynie zamieniać je dno w drugie.
Niemniej Lavoisier nie był pierwszym, który posługiwał się wagą, jak to często twierdzono. Przyrząd ten używany był przez chemików po wszystkie czasy. A lchemicy greko-egipscy, autorowie papirusu znajdującego się dzisiaj w Lejdzie, najstarszego znanego nam pomnika chemii, bezustannie stosują ważenie ciał. Pomiędzy innemi nazwami chemii, arabowie przytaczają też nazwę „nauki o wagach”. Na słyn-
! nym obrazie „melancholii” Alberta Durera pomiędzy przyrządami i symbolami wiedzy
| obok klepsydry (zegara piaskowego), mierzącej czas, widzimy wagę, mierzącą ciężar ciał.
Jeżeli jednak niezniszczalność inateryi ogólnie była przyjętą, a waga od dawien- dawna była stosowaną w pracowniach chemicznych, to jednakże nic dowodziło to
312 WSZECHŚWIAT. Nr 20
podówczas jeszcze trwałości ciężaru tych specyjalnych ciał, z któremi chemicy mieli do czynienia. Ciężar ten, w rzeczy samój, zdawał się zmieniać bezustannie podczas operacyj chemicznych, zwłaszcza pod wpływem ciepła. Już widziano metale zyskujące na wadze przy kalcynowa- niu”, już znanem było znikanie ciał palnych, pozostawiających po sobie drobne ślady popiołu lub „ziemi”. Stąd owo pozornie słuszne przeświadczenie, że ciała palne mogą się przeistoczyć w pierwiastki ognia, lub raczój wytworzyć ten utajony w nich pierwiastek. „Siarka obficie zawiera w sobie ogień” mówił już Plinijusz.
Tak przeto nieuniknionem prawie było w wiekach średnich pomięszanie wiadomości o ogniu, o ciałach palnych i o lotnych pierwiastkach, czyli obecnych naszych parach i gazach. Teoryja Stahla była naukowym wyrazem tych poglądów, przyjętym I przez dwa pokolenia i teoryją tę właśnie Lavoisierowi obalić przypadło w udziale. Dowiódł on w rzeczy samój, że zwapnienie metali pochodzi z połączenia ich z częścią otaczającego powietrza, nie zaś z utraty części zawartego w nich poprzednio flogistonu. Nastąpiła zatem zamiana ról: metal stał się ciałem prostem, a wapno metaliczne, poprzednio za część składową metalu poczytywane, stało się ciałem złożonem. Podstawy całój nauki chemii do głębi zostały wstrząśnięte.
Nie należy przypuszczać, że przed Lavoi- sierem nie uznawano niezbędności powietrza do spraw palenia i kalcyno wania. Najprostsza obserwacyja dowodziła tego z dostateczną ścisłością, a systematyczne doświadczenia potwierdziły to. Lecz przypuszczano, że udział powietrza w tych zjawiskach czysto jest mechaniczny, fizyczny, że chodzi tu o prężność powietrza, o jego ciśnienie, że dzieje się tu coś podobnego do utrwalenia się elektryczności na powierzchni ciał. A Lavoisier dowiódł, że powietrze działa chemicznie i że dla objaśnienia tych zjawisk nietrzeba uciekać się do flo<n- stonu.
Nietylko w wapnach metalicznych powietrze chemicznie zostaje przyłączone. Lavoi- sier jednocześnie przekonywa, że powietrze ten sam udział przyjmuje w tworzeniu się
i kwaśnych produktów ze spalenia siarki [ i fosforu. Powstawanie wapien metalicz- [ nych i kwasów sprowadza się przeto do je- j dnego i tego samego zjawiska.
I oto mamy drugą podwalinę nowego gmachu naukowego wzniesionego przez prace Lavoisiera.
Zaledwie ogłoszone były pierwsze doświadczenia Lavoisiera, odrazu nabrały nowego, nieoczekiwanego znaczenia wskutek odkrycia tlenu. Odkrycie to zawdzięczamy Priestleyowi, który opisał je językiem zgodnym z panującą podówczas teoryją fłogistonową. Bergmann i Scheele udoskonalili pracę Priestleya, właściwą wszakże doniosłość zyskała ona dopiero w rękach Lavoisiera.
Wiedziano oddawna, żemerkuryjusz(rtęć) ogrzewany na powietrzu zamienia się na czerwone ciało, podobne do wapien metalicznych, oraz że produkt ten pod wpływem ciepła znów daje metal, bez pośrednictwa węgla, lub jakiegokolwiek innego ciała palnego. W Lutym 1774 r. doniósł Bayen, że powtórzył to doświadczenie i przekonał się, że powstaje przy tem gaz podobny najzupełniej do gazu spostrzeżonego przez La- yoisiera podczas redukowania (odtleniania) wapien metalicznych. Ogrzewając tę czerwoną materyją (t. zw. praecipitatum per se) zapomocą promieni słonecznych, skupionych w silnój soczewce, Priestley otrzymał i scharakteryzował ten gaz dnia 1 K w ietnia 1774 roku. Skonstatował on, że saz
7 C5
ten podtrzymuje żywy płomień świecy; a w Marcu r. 1775 spostrzegł też, że w gazie tym odbywa się oddychanie i natychmiast pomyślał o leczniczem jego stosowaniu. W wielkim zapale, jaki odkrycie to sprowadziło, współcześni Priestleya sądzili, że udało im się zdobyć sposób podniesienia sił żywotnych organizmu ludzkiego, odmładzać starców i niemal osięgnąć nieśmiertelność. Marzenia chemików po wszystkie czasy wybiegały daleko poza ziemskie sfery.
(dok. nast.).M aksym ilijan Flcium.
Nr 20. WSZECHŚWIAT.
0 ZW IERZĘTACH OSIADŁYCH.( w e d ł - a g A r n o l d a I j a n g a >).
Arnold Lang, zająwszy się badaniem zwierząt osiadłych, doszedł do wyników szerszego znaczenia, mogących obchodzić nietylko specyjalistów. To też rospatrzymy je tu nieco obszernićj.
O przykłady zwierząt osiadłych nietrudno: możemy je znaleść prawie wre wszystkich głównych działach państwa zwierzęcego. Z pierwotniaków (Protozoa), a mianowicie z wymoczków, przytoczymy tuYor- ticellidae, opatrzone długą, często rozgałęzioną nóżką, zapomocą którćj tworzą całe kolonije, dostrzegalne już golem okiem, a pokrywające nieraz stosunkowo dość znaczne przestrzenie, np. nietrudno znaleść pływaki (Ditiscus), których grzbiet jest całkiem pokryty, jakby białą pilśnią, koloni- ją tych wymoczków. Pomiędzy gąbkami i innemi jamochłonami osiadły sposób życia jest bardzo rospowszechniony: wszystkie gąbki są przytwierdzone do twardego podłoża, jak również i stułbiowate polipy, czyli stułbiatki; nieznaczna bowiem zdolność ruchu, jaką jest obdarzona nasza stułbia słodkowodna (Hydra), zaledwie zasługuje na uwagę, a zresztą i ona znaczną część życia spędza nieruchomo. Doskonałego przykładu osiadłych jamochłonów dostarczają nam korale, których twardy i ciężki polipnik, czyli koralowina już sama przez się wyklucza wszelką możność ruchu. W typie szkar- łupni przeważna część lilij morskich jest przytwierdzoną do gruntu.
Pomiędzy robakami taki sposób życia jest mniój rospowszechnionym, chociaż i tu znajdujemy zwierzęta osiadłe, np. rurówki (Tu- bicolae). Pokrewne robakom mszanki (Bry- ozoa) tworzą też przez pewien okres życia niewielkie osiadłe kolonije. Z mięczaków
i) A rnold L ang. U eber den Einfluss d e r festsi- tzenden L ebensw eise auf d. T h ie re u. iiber der U rsp rung d e r ungeschlechtlichen F o rlp flan zu n g d u rch T heilung und K nospung. N aturw isaenschaft- liche R undschau, N r 1, 1889 r .
313
dość jest przytoczyć ogólnie znaną ostrygę, lecz oprócz nićj takiż sam żywot pędzi wiele innych małżów oraz ślimaków. Osiadły sposób życia jest również właściwym całój jednój grupie osłonnic, mianowicie żachwom (Ascidiae). W dziale stawonogich osiadłe formy są już dość rzadkie; z raków mianowicie jedne tylko wąsonogie (Cirripedia), zamknięte w swym twardym pancerzu, przypominającym skorupę, pędzą żywot osiadły.
W nauce jest ogólnie przyjętą zasadą, że formy osiadłe powstały od form wolno żyjących; Lang stara się wskazać warunki, przez które zwierzęta zostały zmuszone do przyjęcia osiadłego sposobu życia, oraz ko- rzyści, jakich sposób takowy dostarcza im w walce o byt. W najodpowiedniejszych warunkach dla osiadłego życia znajdują się zwierzęta wodne, to też one jedynie (poza pasorzytami) stają się osiadłemi. U zw ierząt lądowych całkowitemu przytwierdzeniu się przeszkadza brak ośrodka, dostarczającego pokarm i ułatwiającego zapła- dnianie, ośrodka, jaki właśnie stanowi woda. Zwierzęta wodne zyskują wogóle na przyjęciu osiadłego trybu życia, bo, jeśli np. żyją w bliskości brzegów, to w ten sposób zabespieczają się przeciwko sile fal, dążących do odrzucenia ich na pełne morze, gdzie nie mogłyby znaleść równie pomyślnych warunków do życia. Zwierzęta, żyjące na największych głębinach (a tam też znajdujemy wiele form osiadłych), nie potrzebują wprawdzie obawiać się fal, ale za to przez przytwierdzenie się oszczędzają siłę, jakąby zużyły na ruch; o pokarm zaś nie mają potrzeby się troszczyć: dostarczają im go w wielkićj ilości żyjątka, przynoszone przez wodę z warstw górnych. W takich warunkach wolne zwierzęta, bez ża- dnćj szkody dla podtrzymania gatunku, mogą stać się osiadłemi. Dla wielu form bardzo łatwo wskazać drogę, jaką one przebywały, przechodząc od życia wolnego do osiadłego. Małże np. posiadają w swój mu- skularnćj nodze, służącćj im wogóle jako organ ruchu, gruczoł, którego włókniste,
| twardniejące w wodzie wydzieliny pozwalają im przyczepiać się na pewien przeciąg czasu do gruntu. Stąd przejście do życia osiadłego nie jest wcale trudnem. Cieką-
314 WSZECHŚWIAT.
wą jest jednak rzeczą obserwować, jak organ ruchu, wraz z ustaniem wolnego trybu życia, zanika stopniowo, zwolna wprawdzie, ale ciągle. Małże pełzające, np. nasza skójka malarska (Unio pictorum), mają nogę nadzwyczaj wielką i silną, podczas gdy u gatunków, przytwierdzających się zapoinoeą bisioru, jak np. u omólka (Myti- lus), stanowi ona organ w znacznej części zmarniały i bardzo mały.
U ostryg, przytwierdzonych zapomocą skorupy i nieużywających zupełnie nogi, brak jćj często całkiem, a jeśli jest, to tylko jako organ szczątkowy. W przytoczonych tu wypadkach można bespośrednio i dokładnie wykazać przejściowe stany od wolnego do osiadłego sposobu życia, a tem samem i zmiany, jakim ulegały zwierzęta wolne, przeistaczając się w osiadłe. Inaczej rzecz się ma, gdy mamy do czynienia tylko ze zwierzętami osiadlemi, nieznając całkiem jakichbądź spokrewnionych, albo przynajmniej podobnie ukształtowanych form wolnych; taki wypadek zachodzi u polipów stułbiowatych i u mszywiołów (msza- nek). Zeby sobie wówczas wytworzyć dokładniejsze pojęcie o wpływie osiadłego sposobu życia na ukształtowanie ciała takich zwierząt, należy zbadać pojedyncze sy- ; stematy ich organów w zestawieniu z moż- j liwie podobnemi formami, albo też, gdy tych ostatnich zupełnie nie znamy, zestawić j stopień rozwoju, lub zaniku organów z ich czynnością u zwierząt osiadłych. Zapomocą obu sposobów badania można wyprowadzić wnioski o właściwościach, charakterystycznych dla zwierząt osiadłych. Przytoczymy tu tylko najważniejsze i najbardziej zajmujące wyniki badań Langa.
Cały systemat nerwowy, jak również i organy zmysłów u zwierząt osiadłych znajdują się w stanie mnićj lub więcej zmarniałym, jak to zresztą łatwo było przewidzieć. Co się tyczy np. oczu, to bezwarunkowo powinny one być silniej rozwinięte u form wolnych, gdyż te ostatnie potrzebują osobnego przyrządu do oryjentowania się przy zdobywaniu pokarmów, przy poszukiwaniu innój płci, wreszcie dla uniknięcia nieprzyjaciół. O to wszystko zwierzęta osiadłe nie mają potrzeby się troszczyć; to też ich oczy, jak również i inne organy
zmysłów, a wreszcie i cały systemat nerwowy ulegają stopniowemu zanikowi. Niemniej naturalnem jest to, że one, będąc skazane na czysto przypadkowe dostarczanie pokarmu, wytwarzają sobie specyjalny przyrząd, ułatwiający chwytanie pokarmu. Taki przyrząd stanowią najczęściej macki, tworzące rodzaj lejka koło otworu gębowego. U osiadłych pierściennic znajdujemy taki wieniec z maćków, służący jednocześnie za organ dotyku i oddychania; u mszywiołów (mszanek) i wrotków czynności inacków spełniają rzęsy organu rzęskowego. A któż nie słyszał o wieńcu z maćków u polipów? macki te, otaczające otwór gębowy, chwytają ciała, mogące służyć za pokarm i przesyłają jo do wnętrza zwierzęcia.
W iele zwierząt osiadłych posiada, promienistą budowę ciała, którą ostatecznie zawsze można sprowadzić do bocznie umiarowej. Na tę zmianę typu budowy należy zwrócić baczniejszą uwagę, bo ona właśnie wykazuje silny stopień przekształcenia, jakie objęło całą organizacyją zwierząt osiadłych pod wpływem zmiany trybu życia. To też, zdaje się, słusznym jest pogląd, że promienista budowa wolnych szkarłupni dostała się im od form osiadłych i następnie drogą dziedziczności utrwaliła się w całój grupie.
Zdolność fosforescencyi, jaką posiada wiele zwierząt osiadłych, ma zastosowanie przy łowieniu zwierząt, mających im służyć za pokarm. Jest rzeczą ogólnie znaną, że światło przyciąga wiele zwierząt, to też zdolność świecenia jest wielce korzystną dla tworów, żyjących w głębinach morskich: chwytają one i połykają zwierzęta,
i przyciągnięte przez światło.(dok. nast.)
Bohdan D yakowski.
czeSci składowe Ż E L A Z A HANDLOWEGO.
(Ciąg dalszy).
Fosfór. Trzeci ten, zawsze niemal we wszystkich odmianach żelaza handlowego
Nr 20. WSZECHŚWIAT. 315
napotykany pierwiastek niemetaliczny, może być słusznie nazwany wrogiem żelaza, naj niekorzystniej bowiem wpływa na jego własności, pomimo tego, że się znajduje zazwyczaj w bardzo małych ilościach. Fosfor spotyka się w rudach, topnikach oraz w popiele paliwa, używanego do wytapiania surowca w piecach wielkich (koks, węgiel), w postaci fosforanów wapnia, żelaza i innych; w wysokiej temperaturze pieców wielkich, w obecności żelaza metalicznego, fosfor zostaje zredukowany przez węgiel i łączy się z żelazem, do którego ma tak znaczne powinowactwo, że dość zmięszać bogate w węgiel żelazo w stanie stopionym z solami kwasu fosfornego, by zredukować zawarty w nich fosfor i otrzymać żelazo, obfitujące w fosfor.
Fosfor znajduje się w żelazie w postaci fosforku żelaza, prawdopodobnie wzoru Fe4 P 2, rospuszczonego w masie metalu; ilość jego w surowcu dochodzi w niektórych razach do 3%, w stali i żelazie kowal- nem rzadko przenosi kilka dziesiętnych procentu. Działanie fosforu na żelazo polega głównie na tem, że żelazo traci swoję elastyczność i staje się niezmiernie kruchem i to tem znaczniej, im więcej węgla zawiera, tak, że to się spostrzega w większym stopniu w surowcu, niż w stali, w tej zaś ostatniej w większym, niż w żelazie kowal- nem. Taki obfitujący w fosfor surowiec staje się bardzo mało wytrzymałym na wszelkie uderzenia, wstrząśnienia i t. p., belka np. lub kolumna z surowca fosforycznego, która w stanie zupełnego spokoju dźwiga znaczny ciężar, może pęknąć od wstrząśnienia, spowodowanego przez przejeżdżającą obok niej karetę, lub wóz ładowny. To zmniejszenie elastyczności surowca daje się zauważyć już przy zawartości fosforu, równej 0,5%, — największej, jaka nie wywiera jeszcze zbyt szkodliwego wpływu na odlewy z żelaza surowego — i staje się bardzo znacznem przy zawartości l,5°/0 fosforu, przy której surowiec w żaden sposób nie może być używanym do odlewów. AV pewnych zresztą wypadkach, np. przy odlewie drobnych wyrobów artystycznych i t. p., od których nie wymaga się mocy, umiarkowana zawartość fosforu (około 1%) nietyl- ko nie szkodzi, ale jest nawet pożądaną,
fosfor bowiem zniża temperaturę topliwości surowca i nadaje mu większą, płynność, wskutek czego taki surowiec dokładniej wypełnia formy i wyroby z niego mają wyrazistsze kontury i delikatniejszy wygląd. Odlewy takie są bardzo nietrwałe, na co wpływa jeszcze to, że fosfor przeszkadza wydzielaniu się węgla w postaci grafitu (t. j. „bieli” surowiec); w ten sposób powstaje zaczarowane koło: fosfor zwiększa w surowcu zawartość chemicznie złączone- go węgla, ten zaś zwiększa szkodliwe działanie fosforu. Równe działanie wywiera fosfor na stal; małe ilości fosforu nie wpływają wprawdzie na wytrzymałość stali przy stałem obciążeniu, zmniejszają jednak jej sprężystość oraz ciągłość; stal staje się kruchą, łamliwą, szczególniej przy niskiej temperaturze: łamliwą na zimno (kaltbriichig) i to tem znaczniej, im więcej w niej węgla. Wskutek tego dobra stal niepowinna zawierać więcej niż 0,05% fosforu; ponieważ jednak jestto niełatwem do osięgnięcia, przeto starano się o zobojętnienie w jaki- kolwiekbądź sposób szkodliwego działania fosforu. W obecności krzemu działanie to uwydatnia się w znacznie mniejszym stopniu, niż w obecności węgla; a ponieważ krzem zwiększa wytrzymałość i twardość żelaza w ten sam sposób co węgiel, przeto gdy chodzi o nadanie znacznej wytrzymałości żelazu, zawierającemu fosfor, to moż* na to zrobić zapomocą zwiększenia w niem zawartości krzemu i jednoczesnego zmniejszenia zawartości węgla. Jeszcze lepiej użyć w tym celu manganu, który, jak to zobaczymy niżej, również zwiększa twardość i wytrzymałość żelaza; w ten sposób zmniejszywszy w stali zawartość węgla do 0,10 — 0,15%, można zawartość w niej fosforu doprowadzić do 0,30%. Spostrzeżenie to, zrobione przez Sladca, dyrektora New-Jer- sey Steel Comp., było następnie zastosowane na szeroką skalę w belgijskich i niemieckich stalowniach, szczególniej przy wyrobie szyn kolejowych. Obecność manganu wpływa również dodatnio przy samćj obróbce stali fosforycznej. Bałwanki takiej stali pękają łatwo pod młotem i między wałkami; gdy zaś w niej zawiera się dostateczna ilość manganu, wtedy wyroby ze stali (blachy, obręcze i szyny kolejowe, bel
ki i t. p.) mają zupełnie czystą, gładką i równą powierzchnię.
Godnem uwagi jest zachowanie się żelaza kowalnego fosforycznego pod młotem. Im więcćj zawiera ono fosforu, tem do niższśj temperatury powinno być ogrzewanem, by przy kuciu nie rosprysnęło się na części. Akerman tłumaczy to w ten sposób: metal, zanim się stopi, przechodzi w stan aglomeratu kryształków i przejście to odbywa się tem łatwiej, im niższą jest temperatura topliwości metalu, fosfór zaś zniża temperaturę topliwości żelaza, czyli tę temperaturę, przy którćj żelazo staje się skupieniem kryształków, a więc kruchem i rospadają- cem się od uderzenia. Poniżój tćj temperatury żelazo fosforyczne daje się kuć doskonale i dopiero po oziębieniu szkodliwy wpływ żelaza staje się widocznym.
Siarka. Ostatnim nareszcie niemetalem, często napotykanym w żelazie i oddziaływającym nań w wysokim stopniu, jest siarka. Z rud, głównie zaś z koksu, który zawiera niekiedy do 2% siarki, przechodzi ona do surowca w większćj, lub mniejszej ilości, stosownie do ilości użytego jako topnik w'apna (które się łączy z nią, dając siarek wapnia, rospuszczający się w żużlu pieców wielkich); im wapna wzięto wię- cój, tem mniój siarki będzie zawierał surowiec.
Siarka, łącząc się z żelazem w dowolnym stosunku, wywiera nań wpływ ujemny. W surowcach zmniejsza ona ilość węgla oraz utrudnia wydzielanie się grafitu, powoduje więc tworzenie się surowca białego. Jednocześnie zniża temperaturę topliwości surowca, który jednak staje się gęstszym i wskutek tego, a również z powodu, że się w nim łatwo tworzą bąble (od wydzielającego się siarku węgla), mniój przydatnym do odlewów; wpływ ten siarki daje się zauważyć już przy zawartości jój, równój 0,1%, gdy zaś ta ostatnia wzrośnie do 0,6%, to surowiec staje się zupełnie nieprzydatnym do odlewów. Przy dłuższem topieniu takiego surowca część siarki ulatnia się w postaci siarku węgla, większa atoli część jój pozostaje; tak Percy podaje, że surowiec, zawierający 3,84% węgla i 4,38% siarki, po przetopieniu zawierał 3,17% węgla i 2,12% siarki. Nieznaczna zawartość
316
siarki (niewięcćj nad 0,1%) nie wpływa na wytrzymałość surowca, a nawet, je3t niekiedy pożyteczną, może, jak sądzi Akerman, dlatego, że zmniejsza w nim zawartość węgla, bowiem surowiec jest najwytrzymalszym wtedy, gdy zawartość w nim węgla związanego chemicznie, nie przenosi 1,8%.
Zawartość siarki w stali jest zazwyczaj bardzo nieznaczna, zależy zresztą od sposobu jćj fabrykacyi; tak stal, otrzymywana w znacznych ilościach, np. do wyrobu szyn kolejowych, zawiera jćj zazwyczaj więcój. Podług Bressona, np.
Stal bessemerowska z GrS-tz zawiera ślady siarki.
Stal Kruppa na działa zawiera 0,02% siarki.
Stal Pcrnot z Sheffield zawiera 0,071% siarki.
Stal bessemerowska z Dowlais na szyny kolejowe zawiera 0,09% siarki.
Stal pudlowa z Ebbwale zawiera 0,096% siarki.
Siarka utrudnia, znaczniejsza zaś jśj zawartość uniemożebnia kucie i walcowanie stali; jako korektywa działa w tym wypadku mangan, który znosi szkodliwe działanie siarki, jeżeli ilość jój nie przenosi 0,15%; w każdym jednak razie wydłużanie się ta- kiój stali bywa nieznaczne i wytrzymałość niepewna. Takiego stosunku pomiędzy siarką a węglem, jaki zachodzi między węglem a fosforem, nie zauważono; prędzćj bodaj stal, obfitująca w węgiel, jest mnićj czułą na działanie siarki, niż mało nawęglona; zresztą może to zależy od obecności manganu, którego w twardych gatunkach stali zazwyczaj więcćj, niż w miękich.
Jeszcze silniej działa siarka na żelazo sztabowe; podług Eggertza, już 0,02% siarki osłabiają jego spójność w temperaturze ciemnej czerwoności, zaś 0,04% nadają mu łamliwość na gorąco w tak wysokim stopniu, że się staje nieprzydatnem do użytku; przy kuciu, walcowaniu i wogóle obróbce mechanicznej takiego żelaza, ogrzanego do ciemnój czerwoności, pęka ono, dając rysy częstokroć nawet niewidzialne, który je dnak osłabiają jego wytrzymałość; można go obrabiać tylko przy wyższój temperaturze jasnej czerwoności, pod warunkiem j e
Nr 20.WSZECHŚWIAT.
Nr 20. w s z e c h ś w ia t . 317
dnak, by ilość siarki nie była większą od podanćj wyżćj.
A rsen napotyka się w żelazie dość rzadko i również jak antymon nadaje mu łamliwość (na zimno i na gorąco), kruchość, twardość—wogóle wywiera działanie, identyczne z działaniem siarki.
(dok. nasł.).A . Onufrowicz.
SPRAWOZDANIE.
Dr Feliks Berdau. F lo ra T a tr , P ien in i B eskidu zachodniego. W ydaDie z zapom ogi K asy im ien ia d ra J . M ianowskiego. W arszaw a, 18S0.
D zieła teg o oddaw na oczekiw aliśm y z n iec ie rp liw ością. - N areszc ie ukazu je sig ono dzisiaj, co- p raw d a b a rd zo spóźnione, lecz w każdym raz ie cenne i zap e łn ia jące choć w części dotk liw y od la t w ie lu b ra k podręczn ika do określan ia roślin k rajow ych.
F lo ra T a tr i P ien in F eliksa B erdau b y ła praw ie w trzech czw arty ch swojej zaw artości drukow aną ju ż p rz e d 20 la ty , lecz część w ydrukow ana leżała n a sk ładzie i n ik t n iem al z n ie j n ie korzystał. Tylko b a rd zo n iew ielu bo tan ików m ogło Bię na zwać szczęśliw ym i posiadaczam i niedokończonego dzieła. M iędzy tym i o sta tn im i znajdow ał się p rofesor R . Czerw iakow ski, z k tó rego książki ko rzy sta ł b o tan ik au stry jack i J . A. K napp, a u to r dzieła p. n. „Die b ish e r b ek an n ten Pflanzen Galiziens und Bukowina, 1872“, w y raża jący się pochlebnie w swej książce o p racy p. F . B erdaua . Poniew aż p iszą cy te słow a m ia ł sposobność n ab y ć egzem plarz po ś. p. C zerw iakow skim i ok reśla jąc częstokroć po dług d z ie ła prof. B erdau na jrozm aitsze rośliny, p rzekonał się o w artości te j p racy , p rze to może w te m m ie jscu b esstro n n ie w ypow iedzieć swoje zdan ie o „F lo rze T a tr , P ienin i B eskidu zachodniego".
Po w ielu la ta ch p rzerw y , prof. B erd au p o sta now ił skończyć swoję ,.florę“, rospoczął gorliw ie p racę n a d rękop ism em i w yjednał z Kasy pom ocy d la osób p racu jący ch n a polu naukow em im . d ra M ianow skiego zapom ogę, p o trzeb n ą n a w ydrukow anie dokończenia. L ecz, n ies te ty , p rzy p racy te j ciężko zaniem ógł i nadzieja ukończenia „flory ta trza ń sk ie j" znów się zachw iała . W ted y to pani B e rd au czyniła wszelkie m ożliwe s ta ran ia , ażeby znaleść bo tan ika , do k ład n ie z florą k ra jow ą o b eznanego , k tó ry b y dokończył rękopism prof. B erdau; gdy jed n a k s ta ra n ia te n ie odniosły pom yślnego rezu lta tu , K om itet P am ię tn ik a Fizyjograficz- nego za ją ł się dokończeniem „ F lo ry T a tr “ , usiło
w ał nap rzó d zjednać w ytraw nych botaników sy stem atyków , a po w yczerpan iu w szelkich sta rań , zw rócił się do m łodszych sił i poruczył dokończenie książk i m łodem u bo tanikow i, m ianow icie p. F r . B łońskiem u, d obrem u znaw cy m chów K rólestw a Polskiego. Poniew aż d r B e rd au posiadał do prow adzony do końca spis w szystk ich gatunków i odm ian roślin , k tó re m iały znaleść m iejsce w je go „florze*1, jak o też w ypisane d ok ładn ie stanow iska w szystk ich bez w yjątku , a w części także i nazw y poboczne (synonim y), p rzeto p raca p. Błońskiego b y ła b a rd zo u ła tw ioną i rękopism został
J doprow adzony do końca.F lo ra T a tr i P ie n in nap isan ą je s t w popraw nym
u kładzie D eC ando llea , ro spoczynają ją rośliny wyższe, dw uliśoienne, a m ianow icie denkokw iato- wo (T halam iflorae), a kończą skrytokw iatow e naczyniowe, a z ty ch osta tn ie — p ap ro tn ik i. N a czele każdej g rom ady i podgrom ady roślin znajdu ją się w ypisane p o kró tce ich znam iona i odznaki; toż sam o i p rzy każdej rodzin ie. N astępn ie id ą znam iona rodzajow e krótsze i gatunkow e dłuższe. Opis polski każdego g a tu n k u poprzedza „dyjagno- za“ łac iń sk a w raz z p rzytoczeniem m iejsca opisu, lub rysu n k u w g łów niejszych dz ie łach bo tan iczny ch , k tó ry ch prof. B erd au używ ał p rzy u k ład an iu swej flory. O pisy ga tunkow e polskie są dośćw yczerpu jące, chociaż i treściw e; każdy opis zam yka wyliczenie stanow isk danej rośliny (odnale-
| z ionych praw ie w yłącznie p rzez p. Berdau.) i po-j d an ie czasu je j kw itn ięcia . W szędzie gdzie to by-! ło m ożebnem , w ylicza au to r i wszelkie odm iany
gatunkow e i pokrótce je opisuje. Doniosłość o p isów gatunkow ych je s t znaczna, n aw et ta k tru d n e do określen ia ro ś lin y , jak ja s trz ęb c e (H ieracium ) i w ierzby (Salix ) d a ją się łatw o oznaczyć podług flory T a tr i P ien in . Z nam iona odznaczające g łó w nie dane g a tu n k i od siebie, podane są pismem pochyłem d la łatw iejszego i pew niejszego o k re ślen ia każdej rośliny . N ie m ogę zataić, że o p ra cow anie n iek tó ry ch rodzajów , ja k np. m alin , róż, srebniczków („p ięcio rn ik ó w "), p rzy tu łek („przy- tu l i j '1), jes t n ieco zagm atw ane i n ie odpow iada m oże ju ż stanow i dzisiejszej nau k i lecz m uszę p rzy zn ać zarazem , że ogół gatunków je s t o p ra cow any bardzo sum iennie i d latego dzie ło m oże być używ ane z korzyścią przy określan iu roślin ,
Część książki dokończona przez p. Błońskiego, została p rzep row adzona podług teg o sam ego wzoru co i p ierw sze t rz y czw arte flory i dorów nyw a p raw ie zupełn ie p racy d ra B erdau . Szkoda ty lko, że p. Błoński n ie zada ł sobie tru d u w pom nożen iu synonim ów , k tó ry ch prof. B erd au n ie mógł dostatecznie uw zględnić z pow odu nagłej swej choroby . S tąd też w ynik ło , że przy wielu g a tu n k ac h m ających dzisiaj u sta lone nazw y nio znajdujem y ty ch nazw naw et w synonim ach, dość będzie, gdy p rzy toczę tu choćby rodzaj Ca- rex i ta k np. p rzy C arex S ch reb eri S chrnk — nie zn ajd u jem y sta rszej, ogólnie dziś p rzyjętej nazw y S ch reb era — C. praecox; przy C. s te llu la ta Good. s ta rszej C. ech in a ta M urr.; przy C. ru lg a ris F r.-—
C. Goodenoughii Gay; p rz y C. p ra ec o s Jacq . — C. y e rn a Vill; przy C. g lau ca Scop.—C. llacca Schreb.; p rzy C. pa lu d o sa Good. — C. acu tifo rm is E h rh i t. d. N iek tó re dzisiaj uw ażane za m ięszańce są podane ty lk o pod je d y n ą nazw ą gatunkow ą, jak np. C. fulva Good. T akże opisy n iek tó ry ch tu rzyc , traw , papro tn ików , a nadew szystko skrzypów p ło n n ych m o g ły b y być n ieco dok ładniejsze . O bszerny spis nazw gatunkow ych łac iń sk ich tra c i n a w artośc i z pow oda b rak u najw ażniejszych synonim ów , i n icuw zg lędu iony th p rzez p. B łońskiego. U jem ną j
s tro n ą książki je s t (akże i to , że n ie zam ieszczono w niej spisu au to ró w , chociażby na jg łó w n ie jszych.
Pom im o ty c h n iez b y t licznych u sterek książka d ra B erdau m oże być u ży tą z, w ielką k o rzyścią przez w szystk ich ty ch , k tó rzy m ają zam ia r zazn ajo m ien ia się z florą k ra ju o jczystego. Im też m ogę to dzie ło polecić jak n a jg o rę c e j, tem b ard z ie j, że je s t ono obecn ie u nas jedynem w sw oim ro d z a ju , p rzynosząc bow iem opisy 1 340 gatunków ro ślin , z k tó ry ch przeszło 800 znnjdu je się i w K rólestw ie Po lsk iem , pozw ala tem sam em oznaczyć ogrom ną w iększość g a tunków , rosn ący ch w jfg o g ra n ic ie h . D la o d b y w ający ch w ycieczki w T a try i w sąsiedn ie okolice „ F lo ra " d ra B e rd au będzie n iezbędną książką p rzy poznaw aniu szaty r o ślinnej teg o n a jb a rd z ie j uroczego zak ą tk a ziem i I naszej.
W każdym ra z ie n a leży się, m ojem zdan iem , j
ta k zarządow i K asy im ien ia d ra M ianow skiego, ja k i w ydaw nictw u P am ię tn ik a F izyjograficznego I praw dziw e uzn an ie za doprow adzenie do końca po- I wyżej ro sp a trzo n eg o dzie ła.
D r A . Zalew ski.
318
Wiadomości bibliograficzne.
— sd. Immanuel Kant. A ligem eine N a tu rg esch ich - te des H im m els o d e r V ersuch von d e r Verfas- sung und dem m ecb an isch en U rsp ru n g e des gan- zen W eltgebiiudes n a ch n ew ton ischen G rundsii- tzen abgehandelt. W ydaw ca H . E b e r t E n g elm an , L ipsk , 1890, str. 101.
Blisko 150 la t up ływ a od w y d an ia tego dzie łka (pierw sze w ydanie w yszło w r . 1758), a poglądy w n em zaw arte n ie s tra c iły n ic ze swej św ie tno ści. N ależy ono do tej epoki tw órczośc i w ie lk ie go filozofa, w k tó rej zajm ow ały go p raw ie w y łą cznie b ad an ia p rzy rodn icze . W sp a n ia ły pom ysł, w edług k tó reg o w szystk ie c ia ła naszego u k ładu p lan e ta rn eg o m ają w spólny początek i rosszerze- n ie tego pom ysłu do n a jd a lszy ch k rańców św ia ta gwiazd s ta ły c h i m g ław ic—rozw ija K an t n ie ty lko z w łaściw ą sobie śc isło śc ią , ale i z podniosłym zapałem , p rzeb ija jący m się często w natchn ionych g łębokiem uczuciem u s tęp ach . W iadom o, że po
dobny pom ysł pow stan ia uk ład u p lan e tarn eg o wygłosił później znakom ity astronom francusk i La- place i d latego h ipoteza o pow staniu uk ładu sło necznego nosi nazwę w spólną obu m ędrców h ipotezy kantow sko - laplaceow skiej. Należy jed n ak pam ięł ać, że poglądy obu m ężów nie b y ły zupełn ie iden tyczne .
Nr 20.
K R O N I K A H M i K G W A .
— mfl. Szkodliwość alkoholu o b jaśn ił w sposób przekonyw ający d r R ich ard so n w L o ndyn ie w n a stęp u jący sposób w rozm ow ie z uczniem swoim. „B ądź pan łaskaw , podczas gdy ja stoję, do tk n ąć się m fgo p u b u “ — pow iedział p ro feso r — „licz pan dokładnie u d erzen ia11. Uczeń liczy i pow iada: „74 u d e rzeń '. Potem prof. R ichardson s iad a n a k rz e śle i po k ró tk im czasie znów prosi uczn ia o liczenie tę tn a . „T e raz — odpow iada m łody człow iek— znajdu ję ty lk o 70 u d erzeń^ . N astępn ie prof. R ichardson k ładz ie się n a sofie i po k ilku m inu tach znów każe liczyć uderzen ia . „T e raz ty lk o 64 — pow iada uczeń — to osobliw e". „To n ic dziw nego — odpow iada prof. — g d y się p an w ieczorem kładziesz do łóżka, dzie je się to samo, poniew aż se rce po trzeb u je spoczynku. W praw dzie pan nie wiesz o tem , n iem niej jed n a k ta k je s t. Podczas snu pańsk iego serce w ykonyw a o dziesięć ud erzeń n a m in u tę m n ie j, n iż podczas czuw ania. Pom nóż pan to p rzez 60, a otrzym asz n a g o d z in ę 600 u d e rzeń różn icy ; tę liczbę pom nóż przez 8, gdyż p rze cię tn ie ludzie sy p ia ją po 8 godzin, a otrzym asz różnicę w o k rąg łe j liczbie 5000 u d erzeń . Z każ- dem uderzen iem serce w ypycha 6 uncyj krw i; p rzeto cała ró żn ica w p ra cy nocnej d la serca w ynosi ty le , ile p o trzeb a do w ypchnięcia 30000 u n cyj krw i. G dy w ieczorem k ład ę się spać, n iena- p iw szy się p rzed tem alkoholu, w tak im razie s e r ce w sam ej rzeczy zn a jd u je spoczynek. Gdy pan wszakże p rzed u dan iem się do łóżka pijesz g rog , lub wino, to zakłócasz pan ten spokój, bo d z ia ła n ie a lkoho lu po lega n a tem , że podnosi on liczbę u derzeń serca . Z am ias t spoczynku, obarczasz pan czynność serca jak iem i 15000 u d erzeń . Skutkiem tego w stajesz pan znużony, n iezdolny do p racy , zanim znów now ą ilością m ocnego t ru n k u po zo rn ie się n ie pokrzepisz".
— sk. Rospuszczanie ciał na powierzchni cieczy. P rzed pew nym czasem p rzep row adził p. S p rin g szereg dośw iadczeń, z k tó ry ch wniósł, że en erg ija chem iczna na swobodnej pow ierzchni cieczy większa je s t, an iże li w je j w nętrzu . O becnie p. Bech- how tłu m aczy z jaw iska te w sposób zarów no p ro sty , ja k p rzekonyw ający . Je ż e li k ry sz ta ł zaw iesim y tak , aby do połow y by ł zanurzony w rospusz- czającej go cieczy, to w edług dośw iadczeń p Sprin-
WSZECHŚWIAT.
Kr 20 WSZECHŚWIAT.
ga zostaje on na pow ierzchni cieczy p rzegryzionym . Pochodzi to, w edług B. stąd , że ciecz w pobliżu k ry sz ta łu zaczyna go rospuszczać, tem sam em sta je sig cięższą i sp ływ a po jego ścianach; do lna więc połow a k ry sz ta łu otoczona je s t cieozą nasyconą, k tó ra tw orzy ja k b y powłokę ochronną, gdy n a pow ierzchni dopływ a wciąż now a ilość cieczy rospuszczającej i w ten sposób kryształ p rzeg ryza. P ogląd ten pop iera się dośw iadczen iem , po legającem n a pokryciu woskiem górnej części k rysz ta łu , k tó ry całkow icie zostaje w ciecz pogrążonym . Chociaż w ty m razie nie działa wcale w olna pow ierzchnia cieczy, k ry sz ta ł zostaje zupełn ie w tenże sam sposób p rzegryzionym w m iej- b c u , gdzie się kończy pow łoka woskowa.
— mjl. Sztuczno piżmo. W roku ub iegłym udało się p. A. B aurow i podczas bad ań chem icznych nad pewnym szeregiem węglowodorów o trzym ać ciało o zapachu piżm a; ciało to tw orzy się przez n i tro w anie izobutyltoluolu. P a te n t p. B au ra został ku piony przez fab ry k an tó w kosm etyków , a sztuczno piżm o stanow i ju ż p ro d u k t w yrab iany w jed n e j z fab ry k chem icznych w M ilhuzie. Cena teg o c ia ła w ynosi obecnie 8000 franków za kilogram . (Jo u rn . de F h arm . e t de Chim ).
— as. Flora alpejska w Nowej Gwinei. Ciekawe fak ty czerp iem y ze spraw ozdania F e rry v. Miiller0 botanicznych zdobyczach w ypraw y M acgregorsa n a wzgórzu S tan leya w Nowej Gw inei (13000 stóp) na wysokości 11000 do 13000' spotykam y tam florę czysto a lpejską; z n a jd u ją się tam najdziw aczniej pom ięszane fo rm y roślinne w łaściw e z jed n e j s tro ny północnym , z d rug ie j zaś południow ym s tr e fom k u li ziem skiej. N a szczytach gó r poza g ra n icą drzew w ystępu ją tn ż pod rów nik iem ga tu n k i stre fy um iarkow anej, ja k R anuncu lus, H ypericum , A renaria , Po ten tilla , ftubus, E p ilob ium , A ster, E ri- geron, H e lich rysum , Scnecio, G entiana, V eronica, E u p h ras ia , Scirpus, Schoenus, C arex , A ira, Poa1 F e stu c a . W iele z ty ch ro ślin zbliża się form ą do rosnących n a k o n tynencie europejskim , inne znów są p raw ie id en ty czn e z b ry tań sk iem i i zdaje się, że w Gwinei dochodzą już najszerszej g ran icy po łudniow ego swego rozm ieszczenia. Z d rugiej stro n y wiele ty ch ro ślin papuask ich należy do ty pów b ardzie j jeszcze po łudniow ych , ja k np . D ri- mys, D rapeles, D onatia , S typhelia , Phyllocladus, j
L ib e rtia , C arpha, Dawsonia; n iek tó re ga tunk i są j ściśle też sam e, ja k ie spotykam y w A lpach au stra- i lijsk ich i now ozelandzk ich . P rzew ażnie w tem | zbiorow isku w ystępują tu ta j ro śliny w rzosow ate I z gatunków R h o d odendron , A gapetes, V accinium . Godną uw agi je s t także okoliczność, że na górach Owen Stanley spo tykam y ro śliny w łaściw e górom j
Kinu - B alu w pó łnocnem B orneo, na wysokości ! 8000 stóp, np. D rapetes ericoide3 i Drim ys pipe- r i ta . C ztery rośliny szyszkowe tam że znalezione są: A rau caria C unningham i, jed en P od o carp u s, je- I den Phyllocladus i jed en rodzaj L ibocedrus, te n j o sta tn i nie m ógł b ) ć spraw dzonym , bo brakow ało ■
szyszek. T en fak t, mówi p. M uller, że flora a lp e jska papuaska posiada tak w ielki p ro cen t e lem en tów au stra lijsk ich , w ażnym je s t n ie ty lk o ze w zględów bo tan icznych , ale m a bardzo douiosłe znaczenie d la poglądów naukow ych w bardziej wszechstronnym zakresie. (H um boldt, N r 1, 1890).
— as. Olbrzymia roślina obrazkowata Am orpho- phallus T itan u m , o d k ry ta przez p. B eccari 1878 roku n a Sum atrze i hodow ana w ogrodzie b o ta nicznym w Kew, zak w itła w ty ch czasach. B u lwa tego obrazkow ca m a 5 stóp obwodu, ogonek liścia 10 stóp długi, blaszka zaś liścia dochodzi do 45 stóp obwodu. Skrzydło o taczające kw ia ty m a trz y stopy śred n icy , a ko lba blisko n a sześó stóp d ługa. Z ap ach roscliodzący się z tego o lbrzym iego k w ia tu jes t odurzający , ale trw a ty lko dw a d n i i podobny je s t do woni ry b gnijących . In n y g a tu n e k A m orphophallus com planatus z In- dyi, w edług rysunków , um ieszczonych w dziele „R odziny n a tu ra ln e ro ślin 11 m a bulwę przeszło ośm iocalow ej śred n icy , ogonek liści 3 — 4 stóp a skrzydło 12,6 cali długie.
WIADOMOŚCI BIEŻĄCE.
— sŁ. Pierwszą kometę tegoroczną odk ry ł p. Brooks w Genewie, w S tan ach Z jednoczonych , d. 19 M arca na k ró tk o przed wschodem słońca, w gw iazdozbiorze Pegaza. Szybki ru c h , ja k i kom eta posiadała, pozw alał wnosić, że znajdow ała B ię blisko ziem i. L iczba znanych d ro b n y ch p lan e t zw iększyła się w ro k u bieżącym o trzy i wynosi obecnie 290. P la netę m ianow icie 288 odkry ł L u th e r 24 L utego , 289 Charlois w N icei 10 M arca, a 290 P alisa w P o la 11 M arca. Je s t to już 70 p lan e ta przez tego ostatn iego astronom a odkry ta . W r. 1860 znano ty lko 60 d ro bnych planet, w ciągu zatem la t 30 o d k ry to ich 230, co przecięciow o czyni 7 do 8 rocznie.
R O Z M A I T O Ś C I .
— sk . Szybkość gołębi pocztowych. B adan ia p ro w adzone w o sta tn ich czasach n ad lotem gołębi pocztow ych w ykazały znaczną jeg o szybkość. N a jw iększą przestrzeń w ciągu osta tn ieg o dziesięciolec ia p rzeb ieg ły go łęb ie , w ypuszczone w Calvi na K orsyce, a sprow adzone tam z Belgii. Dnia 30 L ipca, m ianow icie, puszczono tam 649 gołębi o god z in ie 4 m in. 30 rano; droga wynosiła 900 km, w czem na p rzestrzeń nad m orzem Śródziem nem przy p ad a 150 im. Pierw szy poseł staw i! się w Y ejs
WSZECHŚWIAT. Nr 20.
viers po up ływ ie 27 godzin , p rzeb iegał zatem 555 m etrów n a m in u tę , czyli 9 m n a sekundę. Jiiatto szybkość b a rd zo znaczna, ze w zględu n a długość d rogi; p rz y od ległościach w szakże m niejszych, gdy d ro g a t rw a 5 do 10 godzin, obserw ow ano n ieraz szybkości p rzech o d zące 1000 m n a m inutę. T ak np. d. S0 W rześn ia 1868 r , podczas deszczu, gołębie p rz eb ieg ły drogę z L ille do P a ry ża 220 km we 2 godz. 54 m in. 30 sek., a zatem z p rędkością 1260 m n a m inutę , czyli 21 m n a sekundę . W edług p ism a „Ciel e t T e r re “ p rędkość n o rm aln a gołębi pocztow ych, w czasie pogodnym i p rz y od leg łościach n iew ie lk ich , w ynosi około 1100 m na m inutę; g d y w ia tr u m ia rk o w an y dm ie w k ie ru n k u ich lotu, szybkość w z ra s ta do 1400 m, a p rz y b u rzy dochodzić m oże do 1800 m. Gdy zaś gołąb sunie w k ie ru n k u p rzec iw n y m w ia trow i, szybkość jeg o m ale je do 800 i do 6C0 naw et m etrów . Przy pogodzie i p rz y w ie trze po łudniow ym , lub w schodn im , go łąb u trzy m u je się zwykle w wysokości 120 do 150 m, p rzy w ie trze pó łnocnym , lub zachodn im w w ysokości 100 do 130 m. P rzy pow ietrzu
320spokojnem i n ieb ie p o chm urnera unosi się m iędzy 150 a 180 m, przy pow ietrzu spokojnem i n ieb ie pogodnem m iędzy 250 a 300 m etram i.
ODPOWIEDZI REDAKCYI.
WP. A. B. N iem iecki te rm in „G ru n d w asser11 o d pow iada w yrażeniu polsk iem u „w oda podskórna1*. W ed ług określen ia G iin thera (G eophysik) je s tto w oda, k tó ra w pobliżu rz ek i wód sto jących p rz e n ik a g ru n t według zasady naczyń połączonych, albo też w oda, k tó ra w okolicach napływ ow ych z b ie ra się w gruncie p rzez p rzesiąk an ie wód me- teo rycznych , p łynących , lub stojących. Poziom jej u legać m oże zm ianom , d la tego też w yrażenie p rzez P an a przytoczone je s t uzasadnione.
B u l e t y n m e t e o r o l o g i c z n yza tydzień od 7 do 13 Maja 1890 r.
(ze spostrzeżeń na s tacy i m eteoro log icznej przy Muzeum P rzem ysłu i R oln ic tw a w W arszaw ie).
Dzi
eń■
B a ro m e tr 700 mm - |- T e m p e ra tu ra w st. C.
'CO.
i£
K ierunek w ia truSum aopadu
O w a g i.
7 r. 1 P- 9 w. 7 r . 1 p. | 9 w. |Najw. Najn.
7 Ś. 43,9 43,9 43,4 13,8 19.4 16,3 20,81
12,9 77 W 2,W S,NW° 0,0 P o ch m u rn o8 C. 41,9 40,5 39, K 14,8 20.2 16,4 23|0 12,2 72 NW >,E4.SE2 0,0 Rauo m gła, w poł. kr. d .9 P. 39,5 39,8 41,2 15,3 17,8 15,2 19,0 134 82 ME4,N E , ,N E 3 0,0 P ółpochm urno
10 S. 43,8 45,1 47.2 11,0 l i , 5 12.2 16,8 10,8 89 N E 4,Ł.4,E 3 0,0 R ane deszcz m żył11 N. 4 8 8 49,7 49,5 11,3 13,5 12,1 14,0 10,0 77 SE 4,E 5,SE6 0,0 Pochm urno12 P. 48,0 47,0 44.8 11,8 14,8 13,2 16,9 10,1 83 S E ’ S ’,SF/' 0,0 Pochm urno13 W. 42,5 41,1 42,4 22,8 16,8 24,0 11,9 |75 S E ^S E ^S 11 3,3 W iecz. bu rza z d. i w ich.
Ś redn ia 4 4 0 15,0 79 3,3
UW AGI. K ie ru n ek w ia tru d an y je s t d la trze ch godzin obserw acyj: 7-ej ran o , 1-ej po p o łudn iu i 9-ej
w ieczorem . Szybkość w ia tru w m e trac h na sekundę, b . znaczy b u rza , d. — deszcz.
T R E Ś Ć . S tudnie a rtezy jsk ie , p rzez S. K. — W ielk ie o d k ry c ia L av o isie ra , nap isa ł M aksym ilijan F laum . — O zw ierzętach osiad łych , w edłng A rn o ld a L anga , n ap isa ł B ohdan D yakowski. — CzęŚ3i sk ła
dowe żelaza handlow ego, n ap isa ł A. O nufrow icz. — Spraw ozdanie. — W iadom ości b ib lio g ra ficzn e . —
K ro n ik a naukow a. — W iadom ości b ieżące. — R ozm aitości. — Odpow iedzi R edakoyi. — B uletyn m e te o
ro lo g iczn y .
W y d aw ca A. Ślósarski. R edak to r Br. Znatowicz.
fl03B0JieH0 IJeH3ypoio. BapmaBa, 4 Maa 1890 r. Druk Em ila Skiwskiego, W arszawa, Chmielna, 26.
Top Related