Ziemia Piotrkowska Rowerem na...

1
8 nasze sprawy 24 sierpnia 2017 r. Ziemia Piotrkowska Jak się mata ludzie kochane !!! W minioną niedzielę stoję, jak zwykle, w kościele. Zaczyna się msza, a tu wstaje młoda dziewczyna z ławki i do mnie mówi: - Proszę sobie usiąść na moim miejscu. Podziękowałem uprzejmie, ale dotarło do mnie po chwili, że moje lata już widać. Jak to mówią młodzi - s.k.s. Co prawda nie usiadłem, ale nagle poczułem, że kolano mnie zaczyna boleć, że kręgosłup nawala, że serduszko puka inaczej, że księdza słyszę już słabiej, a i ze wzrokiem też kłopot. Bez okularów to nawet pieniędzy dobrze nie widzę. Kiedyś na ofiarę zamiast papierka dziesięciozłotowego dałem setkę. Ale nie żałuję. Proboszcz dobrym gospodarzem jest. Zaś, w domu zamyśliłem się nad upływającym czasem i zmianami zachodzącymi w naszym życiu. Pamiętam, jak u nas we wsi był tylko jeden telewizor, u Dudków- bogatych, jak to się wtedy mówiło - „chłoporobotników” . Żeby obejrzeć „Zorro”, tośmy w sieni zdejmowali obuwie, po cichutku siadali w pokoju, gdzie królował czarno- biały telewizor i z wypiekami na twarzy śledzili przygody bohatera w masce. Pełen komfort zaś pojawił się wtedy, gdy wprowadzono dwa programy i, co za tym idzie, dwie anteny. Od razu się uwidaczniało na dachach, kto jest najbogatszy we wsi. Zmierzam do tego, że ówczesne informacje z całego świata nie docierały do ludzi tak szeroką falą, jak obecnie. Zresztą wiadomości podawane nam były przecież filtrowane. Wiedzieliśmy tylko to, co władza chciała, byśmy wiedzieli. Teraz jest inaczej. Media zalewają nas informacjami i komentarzami, a my musimy sami dokonywać wyboru między tym, co jest prawdą, a co jedynie półprawdą, podaną, by nam namieszać w głowach. Środki masowego przekazu służą, niestety, również wszelkiego rodzaju organizacjom terrorystycz- nym. Relacja medialna z zamachu staje się niejednokrotnie, jakby „reklamą” dla terrorystów, dającą możliwość pub- licznego rozpropagowania ich programu, a co za tym idzie zwrócenie uwagi jak największej liczby odbiorców i wywołanie wśród nich strachu. Ataki terrorystyczne są obecnie coraz częściej starannie planowane, aby specjalnie przyciągnąć uwagę mediów. Moim zdaniem, kochani, nie dajmy się zwariować. Jest wiele prawdy w starym powie- dzeniu - „…im mniej wiesz, tym lepiej śpisz”. Jednak już nic nie jest takie, jak dawniej. Trudno dziś spotkać dzieci grające w klasy, w palanta, czy w berka . Teraz królują komputery, smartfony, komórki, tablety. A my żyjemy coraz szybciej , w ciągłym stresie i w pogoni - nie zawsze wiemy, za czym, lub za kim. Chociaż, jak mówi ciotka Celina, teraz jest lepiej, bo można jechać za granicę bez paszportu, można zwiedzać nieznane kraje, poznawać nowych ludzi i ich kulturę. Kiedyś opowiadała sąsiadce o swojej podróży po Europie: -… I wie pani, gdy byłyśmy w Pradze, to mnie i panią Basię zgwałcili, a panią Krysię – nie. Potem byłyśmy w Paryżu i mnie oraz panią Basię znowu zgwałcili, a panią Krysię- nie. W Monachium, droga pani, zaszła podobna sytuacja. Mnie i panią Basię od razu zgwałcili, a panią Krysię- nie! - A dlaczego pani Krysi nie zgwałcili? - Bo ona nie chciała… I ot uroki współczesnego świata, a w nim naszego kontynentu. Jednym się ta Europa podoba, innym nie. Niemniej jednak przyszło nam w niej żyć, więc żyjmy w zgodzie i w poszanowaniu swojej tożsamości. Ale jak tu mówić o zgo- dzie w Europie, skoro my nie potrafimy się dogadać w naszym kraju? Ostatnio wydarzyła się u nas straszna tragedia. Ludzie, w ciągu kilku minut, potracili dorobek całego swojego życia. A my zamiast się zjednoczyć i wspólnie pomóc tym, którzy nie mają jak żyć, to my prowadzimy spory polityczne i dochodzimy się , czy wojewoda jest ważniejszy czy marszałek. W obliczu klęsk żywiołowych jednakowo ważni są wszyscy, którzy starają się pomóc i nie ma tu roz- graniczania, czy to samorząd czy władze państwowe, czy strażacy , harcerze czy policjanci. To tyle, co miałem do powiedzenia. Zobaczymy się dopiero za dwa tygodnie, bo wójt mnie wysyła, bym krzewił rodzimy folklor na wschodzie. Do widzenia kochane ludziska, nie dajta się, żyjta w zgodzie, to bieda was nie ubodzie!!! Tolek Gałązka ma głos Jakub Bonowicz, 33-letni piotr - kowianin, z rowerem nie rozsta - je się od lat. W tym roku w lipcu dotarł aż na Nordkapp. Jest to przylądek w Norwegii na krań - cu Europy. Dalej na północ jechać już się nie da. Najpierw przebył samotnie 2200 kilo- metrów do fińskiego miasta Rovanie- mi (siedziby Świętego Mikołaja). Następne 800 w towarzystwie Łuka- sza, podróżnika z Legnicy, którego tam spotkał. Przejechanie tego dys- tansu zajęło Panu Jakubowi 18 dni. Tych kalendarzowych, bo na tej sze- rokości geograficznej latem dzień trwa 2 miesiące. Stanisław Stępień. Opowiedz, co Cię zmotywowało do tak dalekiej podróż ? Czemu akurat rowerem? K.B. Jeździłem nim od zawsze. Na początku tak po prostu za miasto czy na zakupy. Będąc na stypendium w Holandii kupiłem pierwsze w życiu sakwy by odwiedzić znajomych w Utrechcie. Pierwszy raz pojecha- łem wtedy na dłużej niż jeden dzień. Potem było odkrywanie Polski a także innych krajów: Węgier, Serbii, Wiel- kiej Brytanii, państw bałtyckich i skandynawskich. Samemu jak i ze znajomymi. Z każdej trasy wracałem ze świadomością, że chciałbym poje- chać jeszcze dalej i zobaczyć więcej. …i zdecydowałeś się pojechać na Nordkapp…. Raczej na daleką północ Europy. Zobaczyć fińskie lasy, jeziora, Lapo- nię. Fascynowało mnie też zjawisko dnia polarnego. Nordkapp to zwień- czenie wyprawy, nagroda za włożony trud i wysiłek. Jak przebiegała Twoja trasa? Przez Polskę, Litwa, Łotwę, Estonię (Kowno, Rygę, Tallinn), promem do Helsinek i przez Finlandię do Rova- niemi (stolicy Laponii). Stamtąd jechaliśmy z Łukaszem. Razem lepiej się podróżuje, pokonuje trudności, przeszkody, a tych nie brakowało. O tej porze roku za kołem polarnym można trafić na piękny słoneczny dzień z temperaturą 25 stopni (!), jak i na potężny wiatr, deszcz i zimno, skutkujące odczuwalną temperaturą bliską zera. A przecież był środek lipca. Niemniej nic tak wtedy nie motywuje jak słowa otuchy i wspól- nie wypita kawa. Przygotowana oczywiście na podróżnej kuchence. A warto było? Ależ oczywiście, że tak!. Ostatni dzień na Nordkappie (sobota, 22 lipca) przyniósł bezchmurną pogodę i słońce o północy. W tych rejonach nie zdarza to często. Jak zachęciłbyś innych do podróżo- wania rowerem? Na pewno to wspaniały sposób na poznawanie kraju i świata, ludzi i samego siebie. Podróż na dwóch kółkach to coś więcej niż tylko poko- nywanie kilometrów, to okazja do sprawdzenia się w wielu nowych sytuacjach, nabycia nowych umiejęt- ności, nauczenia się czegoś nowego. Poza tym rower daje wyjątkowy kon- takt z naturą, pozwalając jednocześ- nie szybko się przemieszczać. Na co dzień Jakub Bonowicz wyko- nuje zawód radcy prawnego, prowa- dząc kancelarię w Piotrkowie Tryb. i Łodzi. Jak mówi, jego pasja rowero- wa, mimo, iż wymaga poświęcenia czasu, nie koliduje z pracą. Wręcz przeciwnie. – Uczy cierpliwości i wytrwałości w dążeniu do celu, tego, że nie wszystko przychodzi od razu, że wymaga pracy. Bo przecież, aby dojechać na Przylądek Północny, trzeba było pedałować przez ponad dwa i pół tygodnia… Rowerem na Nordkapp 3 tysiące kilometrów na koniec Europy

Transcript of Ziemia Piotrkowska Rowerem na...

8 n a s z e s p r a w y 24 s ierpnia 2017 r.Z i e m i a P i o t r k o w s k a

Jak się mata ludzie kochane !!!W minioną niedzielę stoję, jak zwykle, w kościele. Zaczyna się msza, a tu wstaje

młoda dziewczyna z ławki i do mnie mówi: - Proszę sobie usiąść na moim miejscu.Podziękowałem uprzejmie, ale dotarło do mnie po chwili, że moje lata już widać. Jakto mówią młodzi - s.k.s. Co prawda nie usiadłem, ale nagle poczułem, że kolano mniezaczyna boleć, że kręgosłup nawala, że serduszko puka inaczej, że księdza słyszę jużsłabiej, a i ze wzrokiem też kłopot. Bez okularów to nawet pieniędzy dobrze niewidzę. Kiedyś na ofiarę zamiast papierka dziesięciozłotowego dałem setkę. Ale nieżałuję. Proboszcz dobrym gospodarzem jest.

Zaś, w domu zamyśliłem się nad upływającym czasem i zmianami zachodzącymiw naszym życiu. Pamiętam, jak u nas we wsi był tylko jeden telewizor, u Dudków- bogatych, jak to się wtedy mówiło- „chłoporobotników” . Żeby obejrzeć „Zorro”, tośmy w sieni zdejmowali obuwie, po cichutku siadali w pokoju,gdzie królował czarno- biały telewizor i z wypiekami na twarzy śledzili przygody bohatera w masce. Pełen komfortzaś pojawił się wtedy, gdy wprowadzono dwa programy i, co za tym idzie, dwie anteny. Od razu się uwidaczniało nadachach, kto jest najbogatszy we wsi. Zmierzam do tego, że ówczesne informacje z całego świata nie docierały doludzi tak szeroką falą, jak obecnie. Zresztą wiadomości podawane nam były przecież filtrowane. Wiedzieliśmy tylkoto, co władza chciała, byśmy wiedzieli. Teraz jest inaczej. Media zalewają nas informacjami i komentarzami, a mymusimy sami dokonywać wyboru między tym, co jest prawdą, a co jedynie półprawdą, podaną, by nam namieszaćw głowach. Środki masowego przekazu służą, niestety, również wszelkiego rodzaju organizacjom terrorystycz-nym. Relacja medialna z zamachu staje się niejednokrotnie, jakby „reklamą” dla terrorystów, dającą możliwość pub-licznego rozpropagowania ich programu, a co za tym idzie zwrócenie uwagi jak największej liczby odbiorcówi wywołanie wśród nich strachu. Ataki terrorystyczne są obecnie coraz częściej starannie planowane, aby specjalnieprzyciągnąć uwagę mediów. Moim zdaniem, kochani, nie dajmy się zwariować. Jest wiele prawdy w starym powie-dzeniu - „…im mniej wiesz, tym lepiej śpisz”. Jednak już nic nie jest takie, jak dawniej. Trudno dziś spotkać dziecigrające w klasy, w palanta, czy w berka . Teraz królują komputery, smartfony, komórki, tablety. A my żyjemy corazszybciej , w ciągłym stresie i w pogoni - nie zawsze wiemy, za czym, lub za kim. Chociaż, jak mówi ciotka Celina,teraz jest lepiej, bo można jechać za granicę bez paszportu, można zwiedzać nieznane kraje, poznawać nowych ludzii ich kulturę. Kiedyś opowiadała sąsiadce o swojej podróży po Europie:-… I wie pani, gdy byłyśmy w Pradze, to mnie i panią Basię zgwałcili, a panią Krysię – nie. Potem byłyśmy w Paryżui mnie oraz panią Basię znowu zgwałcili, a panią Krysię- nie. W Monachium, droga pani, zaszła podobna sytuacja.Mnie i panią Basię od razu zgwałcili, a panią Krysię- nie!- A dlaczego pani Krysi nie zgwałcili?- Bo ona nie chciała…I ot uroki współczesnego świata, a w nim naszego kontynentu. Jednym się ta Europa podoba, innym nie. Niemniejjednak przyszło nam w niej żyć, więc żyjmy w zgodzie i w poszanowaniu swojej tożsamości. Ale jak tu mówić o zgo-dzie w Europie, skoro my nie potrafimy się dogadać w naszym kraju? Ostatnio wydarzyła się u nas straszna tragedia.Ludzie, w ciągu kilku minut, potracili dorobek całego swojego życia. A my zamiast się zjednoczyć i wspólnie pomóctym, którzy nie mają jak żyć, to my prowadzimy spory polityczne i dochodzimy się , czy wojewoda jest ważniejszyczy marszałek. W obliczu klęsk żywiołowych jednakowo ważni są wszyscy, którzy starają się pomóc i nie ma tu roz-graniczania, czy to samorząd czy władze państwowe, czy strażacy , harcerze czy policjanci. To tyle, co miałem dopowiedzenia. Zobaczymy się dopiero za dwa tygodnie, bo wójt mnie wysyła, bym krzewił rodzimy folklor nawschodzie. Do widzenia kochane ludziska, nie dajta się, żyjta w zgodzie, to bieda was nie ubodzie!!!

Tolek Gałązka ma głos

Jakub Bonowicz, 33-letni piotr-kowianin, z rowerem nie rozsta-je się od lat. W tym roku w lipcudotarł aż na Nordkapp. Jest toprzylądek w Norwegii na krań-cu Europy. Dalej na północjechać już się nie da.

Najpierw przebył samotnie 2200 kilo-metrów do fińskiego miasta Rovanie-mi (siedziby Świętego Mikołaja).Następne 800 w towarzystwie Łuka-sza, podróżnika z Legnicy, któregotam spotkał. Przejechanie tego dys-tansu zajęło Panu Jakubowi 18 dni.Tych kalendarzowych, bo na tej sze-rokości geograficznej latem dzieńtrwa 2 miesiące.

Stanisław Stępień. Opowiedz, coCię zmotywowało do tak dalekiejpodróż ? Czemu akurat rowerem?

K.B. Jeździłem nim od zawsze. Napoczątku tak po prostu za miasto czyna zakupy. Będąc na stypendiumw Holandii kupiłem pierwsze w życiusakwy by odwiedzić znajomychw Utrechcie. Pierwszy raz pojecha-łem wtedy na dłużej niż jeden dzień.Potem było odkrywanie Polski a takżeinnych krajów: Węgier, Serbii, Wiel-kiej Brytanii, państw bałtyckichi skandynawskich. Samemu jak i zeznajomymi. Z każdej trasy wracałemze świadomością, że chciałbym poje-chać jeszcze dalej i zobaczyć więcej.

…i zdecydowałeś się pojechać naNordkapp….

Raczej na daleką północ Europy.Zobaczyć fińskie lasy, jeziora, Lapo-nię. Fascynowało mnie też zjawiskodnia polarnego. Nordkapp to zwień-czenie wyprawy, nagroda za włożonytrud i wysiłek.

Jak przebiegała Twoja trasa?

Przez Polskę, Litwa, Łotwę, Estonię(Kowno, Rygę, Tallinn), promem doHelsinek i przez Finlandię do Rova-niemi (stolicy Laponii). Stamtądjechaliśmy z Łukaszem. Razem lepiejsię podróżuje, pokonuje trudności,przeszkody, a tych nie brakowało.O tej porze roku za kołem polarnymmożna trafić na piękny słonecznydzień z temperaturą 25 stopni (!), jaki na potężny wiatr, deszcz i zimno,skutkujące odczuwalną temperaturąbliską zera. A przecież był środeklipca. Niemniej nic tak wtedy niemotywuje jak słowa otuchy i wspól-nie wypita kawa. Przygotowanaoczywiście na podróżnej kuchence.

A warto było?

Ależ oczywiście, że tak!. Ostatnidzień na Nordkappie (sobota,22 lipca) przyniósł bezchmurnąpogodę i słońce o północy. W tychrejonach nie zdarza to często.

Jak zachęciłbyś innych do podróżo-wania rowerem?

Na pewno to wspaniały sposób napoznawanie kraju i świata, ludzii samego siebie. Podróż na dwóchkółkach to coś więcej niż tylko poko-nywanie kilometrów, to okazja dosprawdzenia się w wielu nowychsytuacjach, nabycia nowych umiejęt-ności, nauczenia się czegoś nowego.Poza tym rower daje wyjątkowy kon-takt z naturą, pozwalając jednocześ-nie szybko się przemieszczać.

Na co dzień Jakub Bonowicz wyko-nuje zawód radcy prawnego, prowa-dząc kancelarię w Piotrkowie Tryb.i Łodzi. Jak mówi, jego pasja rowero-wa, mimo, iż wymaga poświęceniaczasu, nie koliduje z pracą. Wręczprzeciwnie. – Uczy cierpliwościi wytrwałości w dążeniu do celu, tego,że nie wszystko przychodzi od razu,że wymaga pracy. Bo przecież, abydojechać na Przylądek Północny,trzeba było pedałować przez ponaddwa i pół tygodnia…

Rowerem na Nordkapp3 tysiące kilometrów na koniec Europy