Zeszyt 6 Pracowni Struktur Mentalnych

16
PRACOWNIA STRUKTUR MENTALNYCH zeszyt 6 czerwiec 2012 Warszawa

description

Zeszyt o międzyludzkiej wściekliźnie

Transcript of Zeszyt 6 Pracowni Struktur Mentalnych

Page 1: Zeszyt 6 Pracowni Struktur Mentalnych

PRACOWniAStRuktuR

MentAlnyCh—

—zeszyt 6

czerwiec 2012Warszawa

Page 2: Zeszyt 6 Pracowni Struktur Mentalnych

Projekt „Ciasteczka” Michaliny Dąbrowskiej

Page 3: Zeszyt 6 Pracowni Struktur Mentalnych

Praca nad szóstym zeszytem Pracowni Struktur Men-talnych zbiegła się z rozpoczęciem, w naszym kraju, Mistrzostw Europy w piłkę nożną. Swoje zdanie na temat tego wydarzenia wyraziliśmy na zorganizowa-nych, przy współpracy z Mateuszem Machalskim, warsztatach zatytułowanych EÓRO. Po warsztatach odbyła się wystawa w galerii studenckiej Turbo. Pu-blikujemy dokumentację tego działania oraz plakat Michała Drabika – jednego z uczestników warsztatów.

W szóstym zeszycie zajmujemy się tematem wście-kłości. Zarówno na poziomie ogólnospołecznym, jak i osobistym. Zastanawiamy się nad rolą, jaką wście-klizna pełni w codziennym życiu. Szukamy źródeł, obserwujemy konsekwencje. W bieżącym zeszycie publikujemy ponadto Ciastka Michaliny Dąbrow-skiej, ilustrację Antka Sieczkowskiego, teksty Janka Owczarka, Michała Drabika oraz nasze.

Łukasz Izert i Kuba Maria Mazurkiewicz

WśCiekliznA

fot. 1, projekt szalika ASP Hooligans Mateusza Machalskiego, model – Łukasz Radziszewski.

Page 4: Zeszyt 6 Pracowni Struktur Mentalnych

Ostatnio wysiadając z autobusu na Nowym Świecie mijałem się w drzwiach z młodą drużyną piłkarzy ręcznych z Niemiec – dokładnie z Frankfurtu – jeśli wierzyć ich bluzom sportowym. Panowie byli widać w dobrych humorach, gdyż dwóch z nich podśpie-wywało piękne niemieckie melodie rodem ze sta-dionu, co przechodzący obok autobusu, elegancko ubrany, starszy Pan skwitował prostym: „Zamknij mordę Szwabie“.1

I.Niemiec podobno jest porządny, Włoch to lekko-duch, Azjata to ktoś pracowity, a z Żyda zrobimy kogoś przedsiębiorczego. Cechą Polaków natomiast jest agresja. Nie jest ona jednak agresją banalną. Jej geneza jest skomplikowana tak, jak pokręcone były koleje losu uciskanego narodu. Przekazywana przez pokolenia, wyhodowana została niechęć do otwiera-nia się przed obcym człowiekiem. Dlatego nie jest ona wystawiona na widok publiczny. Jest raczej skrzętnie ukrywana, schowana głęboko, w jądrze ludzkiego zachowania. Czasami jednak atakuje od wewnątrz, z siłą podobną do przemyślanych ataków Małego Głodu reklamującego znaną firmę nabiałową.

Doświadczam tego wielokrotnie, gdy zamyślony zderzam się na ulicy z innym człowiekiem, który podobnie do mnie, nie był na tyle czujny, aby usza-nować moją małą, prywatną przestrzeń życiową. Agresja jest lokalnym wirusem przekazywanym or-ganoleptycznie. Gdy dostrzegam wypisaną w oczach mojego przechodnia irytację, sam się irytuję. Na ra-zie delikatnie, jednak na tyle dostrzegalnie aby oso-ba, która lustruje mnie w poszukiwaniu, tej samej właśnie, narodowej cechy, również się tym faktem

poirytowała. Moja subtelna agresja udziela się nowo-poznanemu, co, potęgując jego wcześniejszą agresję, zwykle kończy się próbą nawiązania krótkiego dialo-gu w stylu „Jak łazisz X”2. Wybuchy te zależne są od multum czynników i z tymi czynnikami powiązany jest poziom nasycenia napadu.

II.Po przywitaniu burzy wreszcie odnajduję nocny do domu. Delikatnie mokry, bo przecież ubrany w kurt-kę, mam czas na przemyślenia podsumowujące dzień. Na razie są natury erotycznej. Menelica o mokrych, rozlazłych włosach zagaja mnie czy nie oddam jej kurtki. To koniec jeśli chodzi o erotykę. Patrzę przez szybę. Na zewnątrz pioruny i deszcz. Patrząc na nią nic nie mówię, moim komentarzem niech będzie jej głupawy uśmiech. Powierzchowna ocena. Zmęczenie poplątane z libacją. Durnota z kretyństwem. Lekcewa-żę ją. Wyciąga fajkę i zapala. Dym unoszący się w au-tobusie irytuje. Łechtając podrażniony nos, utrudnia oddychanie. Menelica znowu się do mnie odwraca i dmucha dymem w twarz. Pojebało ją. Z tym idio-tycznym uśmieszkiem na twarzy ponawia próbę wy-prowadzenia mnie z równowagi. Nie, nie pojebało jej, za moją głową dostrzegam uchylony lufcik. Logika prostoty tego działania powala. Powala jednak rów-nież moje nozdrza, dlatego na następnym przystanku wysiadam. Krew mnie zalewa, ale dalej nic nie mó-wię. Chyba nie ma sensu, na pewno nie teraz. Wycho-dzę na najbliższym przystanku i idę do domu pieszo. Wolę być zalewanym od zewnątrz. Przez deszcz. To zdrowsze dla mojej psychiki.

1. Mikołaj Drabik, Facebook, 21 maja o 21:352. X – epitet zależny od statusu społecznego, miejsca wychowania, intelektu osoby, zwykle o zabarwieniu negatywnym.

SPOkOjnie, tO tylkO AgReSjA

Michał Drabikczerwiec 2012

—Plansza 1. (następna strona), plakat projektu Michała Drabika

Page 5: Zeszyt 6 Pracowni Struktur Mentalnych
Page 6: Zeszyt 6 Pracowni Struktur Mentalnych

Znani plakaciści i młodzi projektanci zjednoczyli się, aby wyraźnie zaznaczyć swoje stanowisko wobec po-lityki władz miasta związanej z przygotowaniami do Euro 2012. Uczestnicy podjęli temat mistrzostw pił-karskich w kontekście np. traktowania przestrzeni pu-blicznej, czy odpowiadania na potrzeby mieszkańców.

Poprzez plakat twórcy chcą przywrócić artystom realną moc oddziaływania i uważają, że jest to nadal świetne narzędzie, mogące odebrać reklamie mono-pol na komunikat wizualny, w przestrzeni publicznej. Wystawa była poprzedzona warsztatem, na którym kilkudziesięciu twórców wykonało swoje plakaty, ręcznymi technikami graficznymi.

Warsztaty i wystawa plakatów Eóro odbyły się na przełomie maja i czerwca 2012 roku. Plakaty wy-konano w pracowni graficznej na Wydziale Grafiki ASP w Warszawie, a wystawa odbyła się w studen- ckiej galerii Turbo. Organizatorzy: Łukasz Izert i Ma-teusz Machalski. Tekst – Łukasz Izert.

fot. 1-5, warsztaty i wystawa Eóro, ŁI i KMM

eÓRO

Page 7: Zeszyt 6 Pracowni Struktur Mentalnych

Jak dużo możesz wiedzieć o sobie, jeśli nigdy nie by-łeś wkurzony? Nie zły na nauczycielkę wstawiającą uwagę. Nie zły na człowieka, który spóźnia się na ustaloną godzinę. Nie zły na kiepskich polityków. Tyl-ko wkurzony. W stanie, gdy złość na tyle rozsadza, że nie można jej kisić w postaci jedynie myśli, a trzeba wyrzucić, ukierunkować, zadziałać. Przełożyć dozna-nie na działanie.

Złość na poziomie jedynie mentalnym nie pociąga za sobą szerszych konsekwencji. Niewyartykułowana z czasem się rozwadnia, co nierzadko może prowadzić do różnych wyrzutów sumienia. Jej gęstości nadaje przede wszystkim perspektywa odpowiedzialności, wystawienia się. Zamieniona na słowa albo czyny jest według mnie synonimem faktycznego bycia w świecie, pokaźną konsekwencją własnego ja. Zwłaszcza czyny.

Pod tym względem duże wrażenie zrobił na mnie oglądany dopiero niedawno Fight Club. Główny bo-hater traci modne mieszkanko i cały świat wali mu się w gruzach. Oczyszczenia nie zaznaje na miłych spotkaniach grup wsparcia, ani u psychologów, tylko podczas bójek z kumplami – co prawda planowanych, ale traktowanych zupełnie serio, bez skrupułów. Dwójka ludzi i pięści – to minimalny, piękny symbol niezbrukanej (poza krwią) odpowiedzialności. Sytu-acja, w której – dosadnie już – wkurwienie powoduje pełniejsze i uważniejsze funkcjonowanie w rzeczywi-stości, zauważanie zjawisk, które wcześniej umykały. Wyostrzenie myślowych trybików. „Jak dużo możesz wiedzieć o sobie, jeśli nigdy się nie biłeś?”1. To jednak w filmie, wróćmy do rzeczywistości.

Wydaje się, że w ciągu kilku ostatnich lat coraz więcej wokół nas różnych przypadków wkurzenia, obejmującego nieraz ogromne kręgi ludzi. Coraz częściej widać na żywo lub w telewizji, jak setki, ty-siące osób wychodzi na ulice, manifestuje poglądy, robi burdy, bije się z policją, okupuje jakieś miejsca z powodu elementarnego wkurzenia, gniewu wobec

zastanej sytuacji. W tym wszystkim najbardziej dziw-nym jest to, co dzieje się ponad ich głowami, ponad ulicą, ponad faktycznym uczestnictwem. Wydaje mi się, że bardzo często obserwujący czy komentujący te zjawiska, nie podchodzą do nich w sposób trzeźwy, tylko wybiórczy – związany z osobistymi preferencja-mi czy poprawnościowymi kliszami. Jakiś czas temu byłem na spotkaniu, gdzie dużo mówiło się o coraz większej świadomości obywatelskiej, czynnym dawa-niu wyrazu społecznej złości. Pan pochwalił w tym kontekście protesty związane z likwidacją squatu Elba. Łatwo też chwali się oburzonych na Wall Street, czy zaświadcza o swojej niechęci do Euro 2012. Słusz-ny jest strajk instytucji sztuki i artystów – przecież to też obywatele. Natomiast jeśli swoje szczere i nieraz wcale słuszne oburzenie manifestują ludzie pod Pała-cem Prezydenckim, to już nie są aktywnymi obywate-lami – są oszołomami i politycznymi zadymiarzami. Nie wymiar polityczny jest tu jednak najważniejszy – chodzi o oddolność, obywatelskość, uczestnictwo. O przymioty społecznej wścieklizny.

Nasze czasy są chyba zbyt gładkie na zrozumie-nie potencjału prawdziwego wkurzenia. Zbyt prosto (oczywiście, w niektórych przypadkach całkowicie słusznie) zamyka się je w ramy debilizmu, agresji, szaleństwa lub w zaślepieniu dostrzega jedynie po-jedyncze przejawy tegoż. Przeważa wykalkulowany gniew salonowy, w sterylnych rękawiczkach – byle się nie zabrudzić, nie stracić zębów w postaci sonda-żowych słupków, czy perspektywy tkwienia w mod-nych strukturach.

W końcówce Fight Clubu okazuje się, że wszystko, co widzieliśmy wcześniej to ściema, urojenia bohate-ra. Walka z przeciwnikiem to tak naprawdę okładanie po mordzie samego siebie. Pozostaje pokiereszowana twarz, lecz społeczna bomba jednak odpala – walą się biurowce. To w filmie, niemniej warto wrócić z tym do rzeczywistości.

1. cytat z filmu Fight Club

RÓżne fightCluby

Janek Owczarekczerwiec 2012

trupiazupa.blogspot.com/2012/07/rozne-fight-cluby.

Page 8: Zeszyt 6 Pracowni Struktur Mentalnych

Wścieklizna najlepiej roznosi się w ścisku. W auto-busach, w pociągach, w samochodach uwięzionych w korku, w kolejce w sklepie, czy w urzędzie. Tam gdzie ludzie się śpieszą i niecierpliwią. Wściekłość atakuje jak wirus, razi jak piorun. Zalewa nas krew i ogarnia biała gorączka. Wystarczy drobny pretekst, by normalny człowiek zmienił się w bestię. Ale wście-kłość nie powstaje na ulicy, tu tylko się objawia. Prze-strzeń publiczna jest dla niej areną. Ten stan rodzi się w naszych domach, w szkołach, miejscach pracy. Powstaje z kompleksów, z nałogów, problemów fi-nansowych i rodzinnych, z wrażliwości, samotności, poczucia braku szczęścia. Problem nie leży w samej wściekłości, tylko w tym, że nie umiemy jej rozła-dowywać, nie badamy jej źródeł. Stres gromadzi się w ciele, tuż pod skórą. Kisimy się w sobie, aż w pew-nym momencie wybuchamy z byle powodu. Stan ciągłego napięcia rzutuje na relacje z drugim czło-wiekiem. Często z założenia traktujemy się na ulicy jako potencjalni wrogowie. W takim stanie łatwo ulegamy manipulacjom i podżeganiu, często wyko-rzystywanym do zdobycia poparcia na froncie walk politycznych, kibicowskich, czy wyznaniowych.

Sam często jestem w napięciu. Z zaciskiem w brzuchu, szukam zaczepki, wypatruję pretekstu. Ktoś za blisko stoi, ktoś mnie zaraz trąci. Szukam sprawiedliwości w odwiecznych prawach. Najpierw się wychodzi, kurwa! Planuję zemstę, alternatyw-ne, krwawe scenariusze. Dam mu w mordę, obleję

wrzątkiem. Ciekawe, co się stanie. Kurwa, kiep to też śmieć! Gapią się na mnie ludzie. Im bardziej się śpieszę, tym bardziej się denerwuję, z byle powodu. Siadam w metrze, gość obok zajmuje dodatkowo moje pół miejsca, przecież wyraźnie widać gdzie się siedze-nia kończą, kurwa! Siedzę w takim napięciu, kolanka razem, próbuję się rozluźnić, pomyśleć o czymś. Nie da rady, noga drętwieje. Jeszcze się przy hamowaniu pociągu udami stykamy, nie wytrzymam, ale siedzę. Albo jak mnie baba torbą popędza, jak się drzwi otworzą w autobusie. Przecież widzi, że wychodzę, to się pcha, kurwa! Mur przed drzwiami wagonu, kie-dy pociąg staje. Nie wychodzę, stoję i czekam. O! Jak mnie na pasach nie chce przepuścić kierowca, albo straszy jak idę, blisko dojeżdża i się jeszcze, kurwa, dziwi, że idę. Stare baby, co zawsze coś im nie pasu-je, mnie denerwują. Ciągle nawijają i jeszcze popar-cia szukają i się patrzą, jak ktoś się do wyjścia pcha. Nie ustępuję i jeszcze delikatnie zastawiam i czekam na „przepraszam”. W kolejce wypatruję tylko cwa-niaków, wszyscy patrzą, a jak się ktoś wpycha, „tu jest kolejka” – krzyczą chórem. Znowu pcha się ktoś, Niech mnie trąci tylko. Jeszcze się nastawiam. Już ja mu powiem.

Pamiętam taką historię. Klasyczna wkurzająca sy-tuacja – zachodzenie drogi na przejściu dla pieszych. W połowie pasów gość zachodzi mi drogę pod kątem prawie 90 stopni. Wpadam na niego. Patrzę co zro-bi. On na mnie i bez słowa. No to ja – przepraszam – mówię, a on na to:

– Pan na mnie wpadł.– Pan mi zaszedł, ale nieważne, ja pana przeprosi-

łem – mówię.– Ja nie jestem do tego przyzwyczajony.

Odchodzi.

tO PAn Się deneRWuje kuRWA,jA jeSteM SPOkOjny

Łukasz Izertczerwiec 2012

izert.gablotakrytyki.pl/115

Page 9: Zeszyt 6 Pracowni Struktur Mentalnych

W dniu Święta Niepodległości, w zeszłym roku, na-pisałem na gorąco kilka słów na temat sytuacji, któ-ra miała wtedy miejsce. Reportaż w trzech kadrach z 11 listopada 2011 roku:

Wczoraj rano siedziałem w mieszkaniu, nie chciałem iść na żadną manifestację. Włączyłem wiadomości w komputerze – okazało się, że na kilku portalach dają bieżącą relację z wydarzeń w centrum Warszawy. Co 3-5 minut pojawiały się nowe informacje. Po jakiejś godzinie pomy-ślałem jednak, że bez sensu oglądać to wszystko wirtualnie, szczególnie, że dzieje się kilka kilome-trów dalej.

W mieście zapanowała zupełnie inna atmos-fera niż zwykle. Dobrze znane drogi stały się ciaśniejsze. Coś jak po katastrofie smoleńskiej. Wszystko stoi na swoim miejscu, ale jednak jakiś trudny do nazwania ciężar wisi w powietrzu. Na ludzi też patrzy się inaczej. Szliśmy z Hanką za-stanawiając się, czy ten jest antifa, czy jednak fi-farafa. Proste szufladkowanie. Zupełnie, jak w tej wspaniale symbolicznej notce prasowej:

13:17Na Twitterze pojawiają się informacje, że została zaatakowana grupa rekonstrukcyjna w strojach napoleońskich. – za. gazeta.pl

13:59Więcej szczegółów na temat grupy, która zaatako-wała policjantów. To członkowie niemieckiej gru-py Antifa. Ubrani na czarno i uzbrojeni w pałki najpierw zaatakowali członków grupy rekonstruk-cji historycznej, przebranych za wojska napoleoń-skie. Według naocznych świadków „antyfaszyści” wzięli ich za narodowców. – za. rp.pl

***Całkiem zwyczajną sprawą, w naszym świecie, jest zdenerwować się na kogoś, wściec się i chcieć strzelić komuś w mordę. Bo zajechał drogę; pchał się w wej-ściu do autobusu; upierdliwie gadał, coś co przecież nie jest prawdą; był lepszy; znów zrobił tę samą iry-tującą rzecz; nic nie zrozumiał; wymagał samemu nie dając nic od siebie; nie pozmywał; nie słuchał; nie zapłacił; kazał czekać i traktował z góry. W urzę-dzie, przy spotkaniu z przyjacielem, w pracy, na ulicy, w domu. O grube nerwy nietrudno.

Wściekłość jest wpisana w codzienność. Choćby się chciało być najbardziej ponad emocjami i dale-ko od przyziemności międzyludzkiego konfliktu, nie ucieknie się przed nim. Można za to wpaść jeszcze głębiej w bagienko niedopowiedzeń, jawnych po-jedynków i szemrania po kątach. Konflikty między konkretnymi ludźmi i wściekłość wobec określone-go zachowania, czy wypowiedzi drugiego człowieka,

POjedynki,POtyCzki,bitWy—

rys. Łukasz Izert

rys. Łukasz Izert

Page 10: Zeszyt 6 Pracowni Struktur Mentalnych

Wścieklizna najlepiej roznosi się w ścisku. W auto-busach, w pociągach, w samochodach uwięzionych w korku, w kolejce w sklepie, czy w urzędzie. Tam gdzie ludzie się śpieszą i niecierpliwią. Wściekłość atakuje jak wirus, razi jak piorun. Zalewa nas krew i ogarnia biała gorączka. Wystarczy drobny pre-tekst, by normalny człowiek zmienił się w bestię. Ale wściekłość nie powstaje na ulicy, tu tylko się obja-wia. Przestrzeń publiczna jest dla niej areną. Ten stan rodzi się w naszych domach, w szkołach, miejscach pracy. Powstaje z kompleksów, z nałogów, proble-mów finansowych i rodzinnych, z wrażliwości, sa-motności, poczucia braku szczęścia. Problem nie leży w samej wściekłości, tylko w tym, że nie umiemy jej rozładowywać, nie badamy jej źródeł. Stres groma-dzi się w ciele, tuż pod skórą. Kisimy się w sobie, aż w pewnym momencie wybuchamy z byle powo-du. Stan ciągłego napięcia rzutuje na relacje z dru-gim człowiekiem. Często z założenia traktujemy się na ulicy jako potencjalni wrogowie. W takim stanie łatwo ulegamy manipulacjom i podżeganiu, często wykorzystywanym do zdobycia poparcia na froncie walk politycznych, kibicowskich, czy wyznaniowych.

Sam często jestem w napięciu. Z zaciskiem w brzuchu, szukam zaczepki, wypatruję pretekstu. Ktoś za blisko stoi, ktoś mnie zaraz trąci. Szukam sprawiedliwości w odwiecznych prawach. Najpierw się wychodzi, kurwa! Planuję zemstę, alternatyw-

ne, krwawe scenariusze. Dam mu w mordę, obleję wrzątkiem. Ciekawe, co się stanie. Kurwa, kiep to też śmieć! Gapią się na mnie ludzie. Im bardziej się śpieszę, tym bardziej się denerwuję, z byle powodu. Siadam w metrze, gość obok zajmuje dodatkowo moje pół miejsca, przecież wyraźnie widać gdzie się siedze-nia kończą, kurwa! Siedzę w takim napięciu, kolanka razem, próbuję się rozluźnić, pomyśleć o czymś. Nie da rady, noga drętwieje. Jeszcze się przy hamowaniu pociągu udami stykamy, nie wytrzymam, ale siedzę. Albo jak mnie baba torbą popędza, jak się drzwi otworzą w autobusie. Przecież widzi, że wychodzę, to się pcha, kurwa! Mur przed drzwiami wagonu, kiedy pociąg staje. Nie wychodzę, stoję i czekam. O! Jak mnie na pasach nie chce przepuścić kierowca, albo straszy jak idę, blisko dojeżdża i się jeszcze, kurwa, dziwi, że idę. Stare baby, co zawsze coś im nie pasu-je, mnie denerwują. Ciągle nawijają i jeszcze popar-cia szukają i się patrzą, jak ktoś się do wyjścia pcha. Nie ustępuję i jeszcze delikatnie zastawiam i czekam na „przepraszam”. W kolejce wypatruję tylko cwa-niaków, wszyscy patrzą, a jak się ktoś wpycha, „tu jest kolejka” – krzyczą chórem. Znowu pcha się ktoś, Niech mnie trąci tylko. Jeszcze się nastawiam. Już ja mu powiem.

Pamiętam taką historię. Klasyczna wkurzająca sy-tuacja – zachodzenie drogi na przejściu dla pieszych. W połowie pasów gość zachodzi mi drogę pod kątem prawie 90 stopni. Wpadam na niego. Patrzę co zro-bi. On na mnie i bez słowa. No to ja – przepraszam – mówię, a on na to:

– Pan na mnie wpadł.– Pan mi zaszedł, ale nieważne, ja pana przeprosi-

łem – mówię.– Ja nie jestem do tego przyzwyczajony.

Odchodzi.

tO PAn Się deneRWuje kuRWA,jA jeSteM SPOkOjny

Łukasz Izertczerwiec 2012

izert.gablotakrytyki.pl/115

—rys. Łukasz Izert

rys. Łukasz Izert

Page 11: Zeszyt 6 Pracowni Struktur Mentalnych

W dniu Święta Niepodległości, w zeszłym roku, na-pisałem na gorąco kilka słów na temat sytuacji, któ-ra miała wtedy miejsce. Reportaż w trzech kadrach z 11 listopada 2011 roku:

Wczoraj rano siedziałem w mieszkaniu, nie chciałem iść na żadną manifestację. Włączyłem wiadomości w komputerze – okazało się, że na kilku portalach dają bieżącą relację z wydarzeń w centrum Warszawy. Co 3-5 minut pojawiały się nowe informacje. Po jakiejś godzinie pomy-ślałem jednak, że bez sensu oglądać to wszystko wirtualnie, szczególnie, że dzieje się kilka kilo-metrów dalej.

W mieście zapanowała zupełnie inna atmos-fera niż zwykle. Dobrze znane drogi stały się ciaśniejsze. Coś jak po katastrofie smoleńskiej. Wszystko stoi na swoim miejscu, ale jednak jakiś trudny do nazwania ciężar wisi w powietrzu. Na ludzi też patrzy się inaczej. Szliśmy z Hanką za-stanawiając się, czy ten jest antifa, czy jednak fi-farafa. Proste szufladkowanie. Zupełnie, jak w tej wspaniale symbolicznej notce prasowej:

13:17Na Twitterze pojawiają się informacje, że została zaatakowana grupa rekonstrukcyjna w strojach napoleońskich. – za. gazeta.pl

13:59Więcej szczegółów na temat grupy, która za-atakowała policjantów. To członkowie niemiec-kiej grupy Antifa. Ubrani na czarno i uzbrojeni w pałki najpierw zaatakowali członków grupy rekonstrukcji historycznej, przebranych za wojska napoleońskie. Według naocznych świadków „an-tyfaszyści” wzięli ich za narodowców. – za. rp.pl

***Całkiem zwyczajną sprawą, w naszym świecie, jest zdenerwować się na kogoś, wściec się i chcieć strzelić komuś w mordę. Bo zajechał drogę; pchał się w wej-ściu do autobusu; upierdliwie gadał, coś co przecież nie jest prawdą; był lepszy; znów zrobił tę samą iry-tującą rzecz; nic nie zrozumiał; wymagał samemu nie dając nic od siebie; nie pozmywał; nie słuchał; nie zapłacił; kazał czekać i traktował z góry. W urzę-dzie, przy spotkaniu z przyjacielem, w pracy, na ulicy, w domu. O grube nerwy nietrudno.

Wściekłość jest wpisana w codzienność. Choćby się chciało być najbardziej ponad emocjami i dale-ko od przyziemności międzyludzkiego konfliktu, nie ucieknie się przed nim. Można za to wpaść jeszcze głębiej w bagienko niedopowiedzeń, jawnych po-jedynków i szemrania po kątach. Konflikty między konkretnymi ludźmi i wściekłość wobec określonego zachowania, czy wypowiedzi drugiego człowieka,

POjedynki,POtyCzki,bitWy—

rys. Kuba Maria Mazurkiewicz

rys. Kuba Maria Mazurkiewicz

Page 12: Zeszyt 6 Pracowni Struktur Mentalnych

Wścieklizna najlepiej roznosi się w ścisku. W auto-busach, w pociągach, w samochodach uwięzionych w korku, w kolejce w sklepie, czy w urzędzie. Tam gdzie ludzie się śpieszą i niecierpliwią. Wściekłość atakuje jak wirus, razi jak piorun. Zalewa nas krew i ogarnia biała gorączka. Wystarczy drobny pre-tekst, by normalny człowiek zmienił się w bestię. Ale wściekłość nie powstaje na ulicy, tu tylko się obja-wia. Przestrzeń publiczna jest dla niej areną. Ten stan rodzi się w naszych domach, w szkołach, miejscach pracy. Powstaje z kompleksów, z nałogów, proble-mów finansowych i rodzinnych, z wrażliwości, sa-motności, poczucia braku szczęścia. Problem nie leży w samej wściekłości, tylko w tym, że nie umiemy jej rozładowywać, nie badamy jej źródeł. Stres groma-dzi się w ciele, tuż pod skórą. Kisimy się w sobie, aż w pewnym momencie wybuchamy z byle powo-du. Stan ciągłego napięcia rzutuje na relacje z dru-gim człowiekiem. Często z założenia traktujemy się na ulicy jako potencjalni wrogowie. W takim stanie łatwo ulegamy manipulacjom i podżeganiu, często wykorzystywanym do zdobycia poparcia na froncie walk politycznych, kibicowskich, czy wyznaniowych.

Sam często jestem w napięciu. Z zaciskiem w brzuchu, szukam zaczepki, wypatruję pretekstu. Ktoś za blisko stoi, ktoś mnie zaraz trąci. Szukam sprawiedliwości w odwiecznych prawach. Najpierw się wychodzi, kurwa! Planuję zemstę, alternatyw-ne, krwawe scenariusze. Dam mu w mordę, obleję

wrzątkiem. Ciekawe, co się stanie. Kurwa, kiep to też śmieć! Gapią się na mnie ludzie. Im bardziej się śpieszę, tym bardziej się denerwuję, z byle powodu. Siadam w metrze, gość obok zajmuje dodatkowo moje pół miejsca, przecież wyraźnie widać gdzie się siedze-nia kończą, kurwa! Siedzę w takim napięciu, kolanka razem, próbuję się rozluźnić, pomyśleć o czymś. Nie da rady, noga drętwieje. Jeszcze się przy hamowaniu pociągu udami stykamy, nie wytrzymam, ale siedzę. Albo jak mnie baba torbą popędza, jak się drzwi otworzą w autobusie. Przecież widzi, że wychodzę, to się pcha, kurwa! Mur przed drzwiami wagonu, kiedy pociąg staje. Nie wychodzę, stoję i czekam. O! Jak mnie na pasach nie chce przepuścić kierowca, albo straszy jak idę, blisko dojeżdża i się jeszcze, kurwa, dziwi, że idę. Stare baby, co zawsze coś im nie pasu-je, mnie denerwują. Ciągle nawijają i jeszcze popar-cia szukają i się patrzą, jak ktoś się do wyjścia pcha. Nie ustępuję i jeszcze delikatnie zastawiam i czekam na „przepraszam”. W kolejce wypatruję tylko cwa-niaków, wszyscy patrzą, a jak się ktoś wpycha, „tu jest kolejka” – krzyczą chórem. Znowu pcha się ktoś, Niech mnie trąci tylko. Jeszcze się nastawiam. Już ja mu powiem.

Pamiętam taką historię. Klasyczna wkurzająca sy-tuacja – zachodzenie drogi na przejściu dla pieszych. W połowie pasów gość zachodzi mi drogę pod kątem prawie 90 stopni. Wpadam na niego. Patrzę co zro-bi. On na mnie i bez słowa. No to ja – przepraszam – mówię, a on na to:

– Pan na mnie wpadł.– Pan mi zaszedł, ale nieważne, ja pana przeprosi-

łem – mówię.– Ja nie jestem do tego przyzwyczajony.

Odchodzi.

tO PAn Się deneRWuje kuRWA,jA jeSteM SPOkOjny

Łukasz Izertczerwiec 2012

izert.gablotakrytyki.pl/115

—rys. Kuba Maria Mazurkiewicz

rys. Kuba Maria Mazurkiewicz

Page 13: Zeszyt 6 Pracowni Struktur Mentalnych

W dniu Święta Niepodległości, w zeszłym roku, na-pisałem na gorąco kilka słów na temat sytuacji, któ-ra miała wtedy miejsce. Reportaż w trzech kadrach z 11 listopada 2011 roku:

Wczoraj rano siedziałem w mieszkaniu, nie chciałem iść na żadną manifestację. Włączyłem wiadomości w komputerze – okazało się, że na kilku portalach dają bieżącą relację z wydarzeń w centrum Warszawy. Co 3-5 minut pojawiały się nowe informacje. Po jakiejś godzinie pomy-ślałem jednak, że bez sensu oglądać to wszystko wirtualnie, szczególnie, że dzieje się kilka kilo-metrów dalej.

W mieście zapanowała zupełnie inna atmos-fera niż zwykle. Dobrze znane drogi stały się ciaśniejsze. Coś jak po katastrofie smoleńskiej. Wszystko stoi na swoim miejscu, ale jednak jakiś trudny do nazwania ciężar wisi w powietrzu. Na ludzi też patrzy się inaczej. Szliśmy z Hanką za-stanawiając się, czy ten jest antifa, czy jednak fi-farafa. Proste szufladkowanie. Zupełnie, jak w tej wspaniale symbolicznej notce prasowej:

13:17Na Twitterze pojawiają się informacje, że została zaatakowana grupa rekonstrukcyjna w strojach napoleońskich. – za. gazeta.pl

13:59Więcej szczegółów na temat grupy, która za-atakowała policjantów. To członkowie niemiec-kiej grupy Antifa. Ubrani na czarno i uzbrojeni w pałki najpierw zaatakowali członków grupy rekonstrukcji historycznej, przebranych za wojska napoleońskie. Według naocznych świadków „an-tyfaszyści” wzięli ich za narodowców. – za. rp.pl

***Całkiem zwyczajną sprawą, w naszym świecie, jest zdenerwować się na kogoś, wściec się i chcieć strzelić komuś w mordę. Bo zajechał drogę; pchał się w wej-ściu do autobusu; upierdliwie gadał, coś co przecież nie jest prawdą; był lepszy; znów zrobił tę samą iry-tującą rzecz; nic nie zrozumiał; wymagał samemu nie dając nic od siebie; nie pozmywał; nie słuchał; nie zapłacił; kazał czekać i traktował z góry. W urzę-dzie, przy spotkaniu z przyjacielem, w pracy, na ulicy, w domu. O grube nerwy nietrudno.

Wściekłość jest wpisana w codzienność. Choćby się chciało być najbardziej ponad emocjami i dale-ko od przyziemności międzyludzkiego konfliktu, nie ucieknie się przed nim. Można za to wpaść jeszcze głębiej w bagienko niedopowiedzeń, jawnych po-jedynków i szemrania po kątach. Konflikty między konkretnymi ludźmi i wściekłość wobec określonego zachowania, czy wypowiedzi drugiego człowieka,

POjedynki,POtyCzki,bitWy—

Page 14: Zeszyt 6 Pracowni Struktur Mentalnych

są wliczone w każde ludzkie życie. Rzecz jest nie do przeskoczenia. Utrzymuje teraźniejszy ekosystem.

Jednak w sytuacjach takich, jak wspomniany 11 listopada, konflikt przybiera poważniejsze rozmiary. Przestaje być awanturą, w której uczestniczą bezpo-średnio ludzie. Staje się starciem gotowych (przygo-towanych) formuł.

Być może znający się nawzajem publicyści prze-ciwstawiają się sobie osobiście, wściekają się na odmienne poglądy drugiego publicysty-człowieka. Prosta sprawa – sprzeczka może zdarzyć się na uli-cy, może być i w dzienniku, a nawet w filozoficznym periodyku. Dużej różnicy w tym nie ma. Taki sam smród może się roznieść między dwoma rolnikami na wsi, jak i dwoma profesorami. Niezgoda dotyczy być może (?) spraw na różnym poziomie wyszukania i fi-nezji, ale zachowania i istota relacji między skonflikto-wanymi są takie same. W pewnym momencie kłótnia przestaje nawet dotyczyć pierwotnego problemu. Staje się niechęcią, albo bezdyskusyjnym znienawidzeniem.

Na długo przed opisywanym Świętem Niepodległo-ści, publicyści w różnych mediach, zaczęli napędzać kłótnię między ludźmi. Słowo po słowie nakręcili

swoich czytelników do okopywania się, po dwóch stronach barykady. Do tego stopnia, że ludzie faktycz-nie zaczynają wierzyć, że ich osobistym konfliktem jest to, czy są skinami, czy kolorowymi dziewczynka-mi i chłopcami.

Warto bronić swoich przekonań, wyobrażeń świa-ta. Zastanawiać się, co jest dobre, a co złe. Jednak dobrze też pomyśleć, czy przekonania te są na pewno moje. Czy nie zaczynam korzystać z pakietu poglą-dów? Warto kłócić się z drugą osobą o konkretne sprawy. Świadczy to raczej o zdrowiu umysłowym. Gorzej jeśli wpadamy w zawikłanie i abstrakt pla-kietek, gotowych ogólnych przekonań i w takie same przegrody wkładamy adwersarzy.

rys. 3, Antek Sieczkowski

Kuba Maria Mazurkiewiczczerwiec 2012

mazurkiewicz.gablotakrytyki.pl/1270

Page 15: Zeszyt 6 Pracowni Struktur Mentalnych

Zeszyt 6 wydany przez Pracownię Struktur Mentalnychczerwiec 2012, Warszawa

Redakcja:Kuba Maria Mazurkiewicz ([email protected])Łukasz Izert ([email protected])

Współpraca:Michał Drabik, Janek Owczarek,Gablota Krytyki (www.GablotaKrytyki.pl),

Opracowanie graficzne, skład i łamanie:Kuba Maria Mazurkiewicz

Znak graficzny i rysunki na okładce projektu Łukasza Izerta.

Oprawa:Michalina Dąbrowska i Łukasz Izert

Wydanie 1

Nakład:70 egzemplarzy

Tekst główny złożono krojem Antykwa Półtawskiego 10 pt (www.jmn.pl)

Page 16: Zeszyt 6 Pracowni Struktur Mentalnych