„Wyobraźnia źródłem słowa i obrazu” -...
-
Upload
nguyentuyen -
Category
Documents
-
view
219 -
download
0
Transcript of „Wyobraźnia źródłem słowa i obrazu” -...
1
„Wyobraźnia źródłem słowa i obrazu”
O Braciach Lwie Serce
i naszych braciach mniejszych
INNOWACJA POLONISTYCZNO - PLASTYCZNA
Klasa VA
Szkoła Podstawowa nr 8 Im. 1 Warszawskiej Dywizji Piechoty
oprac. Ewa Potakowska
Tomik Nr 2/2015
2
Przygoda w nowej krainie
Po wygranej bitwie w Nagijali i pokonaniu Tengila bracia przenieśli
się do nowej krainy o nazwie Nagilima. Ta kraina była czarno-biała
i straszna. Ludzie tu żyjący byli zawsze ponurzy i smutni. Nasi
bohaterowie zamieszkali w Zagrodzie Jabłoni w domku na czarnym
drzewie. Zbudowali go razem i wystroili bardzo ładnie w środku, aby
trochę rozweselić ponurą atmosferę.
Ich misją, którą przekazał im sąsiad, było znalezienie wielkiego
i złego czarodzieja o imieniu Loki. Mieszkał on niedaleko drzewa braci,
a ich sąsiad Hubert, powiedział chłopcom, gdzie można go spotkać, więc
Jonatan i Sucharek wyruszyli na jego poszukiwania. Musieli pokonać
kilka przeszkód, ale w tym byli wprawieni. Najgroźniejszą z nich było
napotkanie stada wilków. Zwierzęta te znane im były z Nangijali. Wilki
były agresywne i potrafiły zadać dużo bólu, ale bracia Lwie Serce potrafili
im stawić czoła. Kiedy dotarli do zamku Lokiego, Sucharek poczuł
strach, więc Jonatan musiał go uspakajać. Weszli razem do wnętrza
zamku i ujrzeli czarnoksiężnika, który szyderczo się śmiał. Starszy brat
zbliżył się do tyrana i zaatakował go. Czarnoksiężnik wypowiedział
magiczne zaklęcie, które miało pokonać Jonatana, ale on był zwinny,
więc się uchylił. Jonatan, jak wiadomo, nikogo nie zabijał, bo był
szlachetnym rycerzem. Pokonał Lokiego swą dobrocią. Loki obiecał, że
już nigdy nie zaatakuje Nangilimy. Bracia wykonali swoje zadanie.
Nangilima była wolna na całą wieczność, nawet zaczęły się w niej
pojawiać kolory…
Damian Kuligowski
3
4
O mądrym niedźwiedziu
Po pokonaniu złego Tengila w Nangijali bracia Lwie Serce
pojechali do następnej krainy. Jechali kilka długich dni, bo odległości
między krainami były wielkie. Gdy dotarli na miejsce, kupili mieszkanie
na ogromnym drzewie, obok znajdowała się studnia z krystalicznie
czystą wodą.
Drzewo to rosło w lesie, a między drzewami widać było błękitne
jezioro. Bracia osiedlili się tu razem z Mateuszem. Nie lubił on zbytnio
jeździć konno, ale za to siadywał często przy studni.
Pewnej nocy Jonatanowi przyśnił się sen - nie sen, że przy tej
studni napadł na Mateusza niedźwiedź. Chłopiec chciał się upewnić, czy
to tylko sen, więc wyszedł na dwór. Rzeczywiście Mateusz spał przy
studni, a wielki brunatny niedźwiedź czaił się w pobliżu. Jonatan skoczył
na zwierzę. Niestety, zraniło ono starszego brata. Sucharek też zszedł
z drzewa i … pogłaskał niedźwiedzia. Powiedział do niego łagodnie:
- Misiu, nie ruszaj moich bliskich, pójdź tam, skąd przyszedłeś.
Niedźwiedź popatrzył na Sucharka i wolno, spokojnie odszedł
w głąb lasu. Tak więc tym razem zadziałała dobroć małego Sucharka.
Antek Paszyński
5
Nowe przygody braci Lwie Serce
Ach, jak cudownie jest w Nangilimie! Razem z moim psem Mikim
i Jonatanem odpoczywamy po naszej niesamowitej przygodzie.
Opowiem o niej.
Tego dnia była piękna pogoda, wręcz idealna na biwak w lesie.
W naszej chatce mieliśmy duży niebieski namiot. Mateusz powiedział, że
jest za stary na biwak. Ja uważam, że nikt nie jest na to za stary. Tak
więc wyruszyliśmy z Jonatanem, Grimem, Filarem i Mikim do pięknego
lasu. Postanowiliśmy, że przy każdym rozwidleniu skręcimy w lewo.
Jechaliśmy tak przez zielony, majestatyczny las, aż dotarliśmy pod
wielką, potężną sosnę rosnącą przy strumyku. Tam było przepięknie!
Woda lśniła jak diament, trawa była jasnozielona i soczysta, a sosna
wysoka i piękna. Rozstawiliśmy namiot. To było trochę trudne, ale się
udało. Przez następne godziny łowiliśmy ryby. Wieczorem, gdy Jonatan
i ja już spaliśmy usłyszałam podejrzane odgłosy z poza namiotu. Mimo
strachu postanowiłem sprawdzić co to. Ostrożnie wychyliłem głowę
z namiotu. Za drzewem coś się ruszało. Coś na pewno niebezpiecznego.
Na wszelki wypadek wziąłem nóż. Powoli podszedłem do krzaków.
6
Nagle skoczył na mnie wielki pies i zatopił swoje długie kły w mojej
nodze. Poczułem potworny ból. Krzyknąłem. Z namiotu wyszedł Miki
i Jonatan. Miki ujadał. Dziki pies niespodziewanie podbiegł do niego.
Zaraz go zagryzie, pomyślałem. Jednak kiedy otworzyłem oczy… dziki
pies trącił łapą ucho Mikrego i zamerdał ogonem. Zaraz potem Miki
pobiegł do namiotu, a jak wrócił, trzymał w pysku kość, którą mu dałem
przed biwakiem. Miki dał kość dzikiemu psu. Najwyraźniej się
zaprzyjaźnili. Jonatan opatrzył mi ranę. Poczułem się śpiący, więc się
położyliśmy.
Rano wyruszyliśmy z powrotem do naszej chatki. Jak się
obudziliśmy, Dzikusia (bo tak nazwaliśmy dzikiego psa) nie było. Pewnie
dołączył do stada. Grim i Fialar sami prowadzili, najwyraźniej pamiętali
drogę. Opowiedzieliśmy naszą przygodę Mateuszowi, a Jonatan nawet
mnie pochwalił, że się nie bałem. Nawet dzikie psy są tu oswojone!
Świetnie się tutaj żyje, dobrze, że tu jesteśmy.
Karolina Gertruda
7
8
Nangijala, 20.5.1546r.
Kochana Mamo!
Nie martw się o nas. Mieszkamy teraz razem w Nangijali. Mamy
własny dom, zwany Zagrodą Jeźdźców. W ogrodzie rosną wiśnie
i kolorowe kwiaty. Posiadamy też stajnię, w której trzymamy dwa nasze
konie, Fialara i Grima. Mój jest Grim, a Sucharka Fialar. Są też króliki,
które Sucharek uwielbia.
Razem z Sucharkiem lubimy łowić ryby, Odkąd przybyliśmy tutaj,
Sucharek ma proste nogi, jest zdrowy i potrafi pływać! Często jeździmy
konno i chodzimy do karczmy „Pod Złotym Kogutem”, jej właścicielem
jest Jossi, nasz przyjaciel. Razem opowiadamy różne przygody i świetnie
się bawimy!
Mamy też nowych przyjaciół, między innymi Huberta i Sofię.
Czekamy, aż przyjdziesz, ale nie śpiesz się zbytnio!
Jonatan i Sucharek
Karolina Gertruda
9
Tajemnicza przygoda
Pewnego razu, gdy Karol i Jonatan przyszli do Nangilimy, spotkali
Mateusza i tam razem z nim zamieszkali.
Dnia 15 grudnia z samego rana wzięli swoje konie, Grima i Filara
i pojechali przejechać się po Nangilimie. Gdy dojechali do końca
Nangilimy, zobaczyli złote bramy. Nad pierwszą było napisane
Sorokaste, a nad drugą Lokrume. Sucharek i Jonatan od razu sobie
przypomnieli, jak Mateusz opowiadał im, że Katla i Karm dostali się do
Lokrume, a Jossie i Tengil dostali się do Sorokaste. Chłopcy podeszli
bliżej i bramy się otworzyły. Jonatan powiedział, że nie będą wchodzić,
ponieważ mogą już stamtąd nie wrócić. Gdy Jonatan zdążył to
powiedzieć, ktoś rzucił kamień za krzaków i jednocześnie Karol wpadł do
bramy z napisem Lorokaste. Jonatan zobaczył, że Sucharek wpadł do
jednej z bram, błyskawicznie wskoczył tam, gdzie wpadł braciszek.
Jonatan ujrzał ciemnozieloną trawę i ciemnoniebieskie niebo.
W Lokrume było bardzo ładnie jak dla dwóch potworów. Gdy znalazł
Sucharka, spotkał też jakiegoś staruszka, od którego dowiedzieli się, że
można się stąd wydostać za pomocą tajemnego przejścia, które jest na
krańcu Lokrume . Żeby tam się dostać trzeba przejść przez dżunglę
boleści i przez rozpadlinę śmierci. Chłopcy nie tracili ani minuty i od razu
ruszyli w drogę. Gdy doszli do dżungli boleści ujrzeli tam Katlę, która
każdemu kto tędy chciał przejść, zadawała pytanie. Im zadała takie:
-Gdzie jest Tengil i Jossie ?
10
-Tengil i Jossie są w … Sorokaste.- odpowiedzieli.
-No, dobrze niech wam będzie, puszczam was do dżungli.- oznajmiła.
W dżungli było pięknie, ale momentami strasznie. Niedaleko, obok gór
zobaczyli piękne drzewo owocowe, a że Sucharek był bardzo głodny,
zerwali jeden z owoców i w tym samym momencie wynurzył się kwiat
i ich zjadł. Na samym dole, do którego wpadli, był otwór i dwa kable
jeden czerwony, a drugi niebieski. Zastanawiali się, który odciąć
i najpierw odcięli czerwony, a wtedy bardzo szybko wypłynęła woda,
chwilę potem odcięli niebieski i magiczny, ogromny kwiat natychmiast
ich wypluł. Chwilę potem ujrzeli grotę, a nad nią był wyryty napis
,,Rozpadlina Śmierci’’. Szybko tam pobiegli i ujrzeli drugi napis: ,,Nie
wciągać powietrza w czasie podróży’’, a do przemieszczania służyły
długie niczym czółna kości mamuta. Bez wahania na nie wsiedli.
W połowie drogi kości mamuta się zatrzymały, a chłopcy wciągnęli
powietrze i mówili bardzo śmiesznie. Po kilku minutach uratował ich
lemur, zwany kapitanem Backiem. Podziękowali mu, a on im powiedział,
że zajmuje się Katlą i Karmem. Wkrótce za horyzontem ujrzeli tajemne
przejście i szybko tam pobiegli. Bez wahania weszli do ciemnego tunelu
i znowu znaleźli się w Nangilimie.
Po powrocie do domu Mateusz zapytał się, gdzie tak długo byli,
wszystko mu opowiedzieli, ale on i tak im nie uwierzył. Zbyt dużo w tej
opowieści było niestworzonych historii.
Michał Macioch
11
12
Smok wodny
No tak, teraz już mniej więcej wiecie, jak się wszystko ułożyło.
Oprócz historii, którą przeżyli chłopcy w puszczy Nanglijmy. Jechałem
z Jonatanem przez Puszczę Nanglijmy. Niedługo miał nadejść zmierzch.
Zatrzymaliśmy się obok jeziora, aby rozpalić ognisko. Jonatan poszedł
zebrać chrust na opał, a ja zostałem na miejscu, aby rozłożyć namioty.
Gdy je rozkładałem zobaczyłem, że woda w jeziorze zaczęła nagle lekko
parować. Myślałem, że mi się to przewidziało. Po chwili wrócił Jonatan
z chrustem. Zapytałem się go, czy widzi to samo co ja? Ale woda
w jeziorze była spokojna. Jonatan powiedział, że pewnie mi się to
wydawało ze zmęczenia. Rozpaliliśmy ognisko, przywiązaliśmy konie
i poszliśmy spać.
Nazajutrz obudziło mnie zajadłe szczekanie psa. Szybko
wyszedłem, żeby sprawdzić, co się stało. Zobaczyłem jak Mecky
szczeka na wynurzającego się z wody smoka. Przeraziłem się
i pobiegłem obudzić Jonatana. Napotkane dotychczas przez nas smoki
były wrogo nastawione. Staliśmy przerażeni przed namiotami, nie
wiedząc, co robić. A smok, tak jak i my, nie wiedział jak zareagować.
13
Wydawał nam się dość mały. Jonatan powiedział mi, że ten okaz jest
jeszcze młody i że może uda nam się go oswoić. Ja złapałem Meckego,
a w tym czasie Jonatan podchodził powoli do smoka, mówiąc do niego
łagodnym głosem. Smok bał się jednak podejść do Jonatana. Wtedy
mój brat wyciągnął z kieszeni kawałek suszonego mięsa i podał go
smokowi. Smok z początku nie był pewny, czy Jonatan go nie skrzywdzi,
ale powoli podszedł i wziął smakołyk. Potem dał się Jonatanowi
pogłaskać. Jonatan powiedział, żebym podszedł do smoka i też się z nim
zaprzyjaźnił. Powoli podszedłem, aby go nie przestraszyć i dał mi się
pogłaskać. Smok był szary i miał gdzieniegdzie diamentowe łuski.
- Udało nam się! Oswoiliśmy smoka. Ale co teraz z nim zrobimy? -
spytałem.
- Kiedy trochę podrośnie, będzie można na nim latać - powiedział
Jonatan, oglądając jego złożone skrzydła.
- A będzie ziać śmiertelnym ogniem i atakować ludzi tak jak Katla? -
zapytałem przestraszony.
14
- Nie, Katlę wychował zły Tengil, nikt jej wcześniej nie oswoił. Stała się
uległa temu tyranowi i zła, a naszego smoka wychowamy tak, żeby nie
atakował ludzi! - powiedział zdecydowanie Jonatan.
- Ten smok nie będzie ziać śmiertelnym ogniem, to smok wodny. Kiedy
urośnie, będzie ziać wrzącą wodą. - dodał Jonatan.
- Skąd ty tak wiele wiesz o smokach? - zapytałem się z podziwem
Jonatana.
-Cóż, już dosyć długo tu mieszkam, braciszku i zdążyłem spotkać wiele
odmian smoków. Ten będzie naszym wspaniałym przyjacielem.
Oliwia Barańska
15
Nangijala, czas baśni i bajek
Kochana Mamo!
Piszę do Ciebie z nieziemskiej krainy o nazwie Nangijala. Nie martw się o nas.
Wszystko z nami w porządku. Jestem z Sucharkiem, który potrafi chodzić i obaj
mamy się dobrze. Teraz opowiem Ci o tym, co robimy codziennie i jak upływa nam
życie.
Mieszkamy razem w Zagrodzie Jeźdźców. Przed naszą chatą stoi zielona
tabliczka, na której jest napisane „Bracia Lwie Serce”. Kiedy tu kiedyś dotrzesz,
ujrzysz dwa budynki, jeden z nich to nasz dom, a drugi to stajnia. Trzymamy tam dwa
konie, Fialara i Grima oraz dwa króliki. W naszym domu mamy wielką kuchnię. Śpimy
w niej przy palenisku, Teraz wrócę do opisu Nangijali. Jest to piękna kraina.
Podzielono ją na Dolinę Wiśni i Dolinę Dzikich Róż. My mieszkamy w Dolinie Wiśni,
nazywa się tak, ponieważ rosną tu same wiśnie. Pięknie jest tutaj szczególnie
wiosną, gdy drzewa te okrywają się białoróżowym kwieciem. Na horyzoncie
zarysowują się Prastare Góry. Zawsze rano, gdy zjemy śniadanie, idziemy nakarmić
konie i króliki. Później udajemy się nad rzekę. Jest taka piękna. Zaczynamy łowić
ryby. Kiedy coś „upolujemy”, mamy już obiad. Następnie wracamy do domu.
Wieczorami przyjeżdżamy do karczmy o nazwie „Złoty Kogut”. Często zauważamy
tam naszych przyjaciół: Sofię, Huberta, Jossiego.
Żyje nam się tu bardzo dobrze. Mamy nadzieję, że kiedyś zamieszkasz
z nami w Zagrodzie Jeźdźców.
Twoi kochani synowie
Michał Obrębski
16
Nangijala, Zagroda Jeźdźców, czasy ognisk i bajek
Droga Mamo!
Piszę do Ciebie, droga Mamo z moim braciszkiem Karolem, abyś przestała
się o nas martwić. Opiszę Ci, Mamo, nasze życie w Zagrodzie Jeźdźców, która
jest położona w Dolinie Wiśni w przepięknej krainie Nangijali.
Jest tam mała chata, to nasza siedziba. W naszej zagrodzie razem
z bratem hodujemy króliki oraz konie, Fialara i Grima. Często jeździmy konno
po całej dolinie. Sucharek cieszy się dobrym zdrowiem, a jego nogi są już
proste. Jest bardzo towarzyskim chłopcem i dlatego ma wielu przyjaciół.
Z Karolkiem często chodzimy na ryby oraz do karczmy "Pod Złotym Kogutem".
Zaprowadziłem brata do naszej koleżanki Sofii, która nazywana jest królową
gołębi, gdyż hoduje ich bardzo dużo. W naszej dolinie mieszka wielu miłych
i dobrych ludzi, jest też Dolina Dzikich Róż, ale o niej opowiem kiedy indziej.
Pa, Mamo, niedługo się zobaczymy i znów będziemy wszyscy
razem żyli w Nangijali.
Jonatan
Michał Kujawa
17
18
Nangijalia, 24.05.1023r.
Kochana, Mamo!
Witamy Cię bardzo serdecznie. Tęsknimy za Tobą i chcielibyśmy jak najszybciej
się z Tobą spotkać.
Mieszkamy w Nangijali i jesteśmy szczęśliwi. Mamo w Nangijali jest cudownie
i kolorowo. Proszę Cię, nie martw się, jesteśmy bezpieczni. Wiesz, że Sucharek
wyzdrowiał i ma proste nogi? Umie jeździć konno, łowić ryby i strzelać z łuku.
Mamusiu, jesteśmy bardzo szczęśliwi, że trafiliśmy do takiego miejsca, a nie innego.
My obydwaj trafiliśmy do Zagrody Jeźdźców w Dolinie Wiśni. Mamusiu, poznaliśmy
tu dużo miłych ludzi : Sofię - królową gołębi, Huberta, który był miły dla Sucharka
i Mateusza. To nasz przybrany dziadek, który mieszka w Dolinie Dzikich Róż. Sofia
jest najmilsza, bo daje nam własnoręcznie upieczony chleb, a my w zamian
przynosimy jej świeżo złowione ryby. Mamo, Sofia ma Zagrodę Tulipanów, do której
chodzę i pielęgnuję tulipany. Ona hoduje też śnieżnobiałe gołębice. Hubert chodził
z nami do lasu na jagody, które były przepyszne. Do zagrody Mateusza musimy
jeździć konno, bo Dolina Dzikich Róż leży za górami, czyli jest bardzo daleko.
Mamusiu, kochamy Cię i nie martw się o nas. Na pewno nic nam się nie stanie.
Obydwaj Cię kochamy i wszyscy nasi przyjaciele Ciebie pozdrawiają.
Twoi synowie, Sucharek i Jonatan Lwie Serce.
Patrycja Karwat
19
Bracia w Krainie Szczęścia
Wraz z Sucharkiem znaleźliśmy się w Krainie Kwiatów. Było tam wszystko,
czego pragnęliśmy.
Razem z rodzicami zamieszkaliśmy w niewielkim, niebieskim domku. Mieliśmy
wielu sąsiadów, którzy nie mieli złych zamiarów. Z tatą jeździliśmy na wycieczki
konne, na polowania i chodziliśmy razem na ryby. Mama zajmowała się domem,
chodziła do lasu na grzyby i jagody, robiła nam pyszne posiłki i zaparzała wspaniałą
herbatkę. Obok domu znajdował się mały ogródek, w którym rosły kolorowe,
pachnące kwiaty i dorodne warzywa. Gdy mieliśmy czas, to staraliśmy się pomagać
mamie w obowiązkach domowych. Za domem była łąka, na którą wypuszczaliśmy
konie, żeby mogły sobie pobiegać. Gdy robiło się ciemno, wprowadzaliśmy konie do
stajni. Karmieniem koni zajmował się przeważnie tata. Nowy koń taty nazywał się
Prometeusz, a koń mamy - Narcyz .
Pewnego dnia wybraliśmy się z rodzicami i psem konno na piknik
w najpiękniejszy zakątek doliny. To miejsce znajdowało się na zielonej łące, na której
rosły pachnące kwiaty. Tuż przy naszym obozowisku płynęła rwąca rzeka. Gdy
zajadaliśmy się pysznymi konfiturami, pies Kabanos poszedł napić się wody z rzeki
Po chwili się zorientowałem, że nasz pupil tonie w rzece. Gdy to ujrzałem, rzuciłem
się na ratunek psu. Chwyciłem długą gałąź, żeby Kabanos nie odpłynął dalej. Próba
pomocy nie powiodła się. Nagle spod wody wynurzył się wąż. Na szczęście okazał
się on przyjacielem i uratował psa, wyciągając go na brzeg. Zdziwiło nas to, że gad
nam pomógł. Nadaliśmy wężowi imię Gacek.
Często odwiedzaliśmy Gacka nad rzeką, przynosiliśmy mu smakołyki, a on
odwdzięczał się nam, bawiąc z nami i robiąc niesamowite, akrobatyczne pokazy.
Pozyskaliśmy nowego przyjaciela.
Życie w Krainie Kwiatów było wspaniałe, wszyscy się lubili i wspierali.
Chciałbym, by cały świat był taki.
Bartosz Makowski
20
Magiczny stolik
Po śmierci w Nangijali bracia ocknęli się w nowej krainie. Jeszcze piękniejszej
niż Nangijala.
Kraina ta wyglądała zupełnie identycznie jak ziemia, na której wcześniej żyli.
Identyczne liście, drzew, trawa i niebo. Na jednym z drzew chłopscy dostrzegli
domek. Zwisała z niego drabinka. Chłopcy niepewnie weszli do środka. Okazało się,
że w domku jest dosłownie wszystko. Telewizor, komputer, oraz telefony i tablet. Na
środku stała duża kanapa, a przed nią mały stolik. Stolik niby zwyczajny, zwykłe
nóżki, zwykły blat. Pod blatem znajdowała się mała szufladka, w której znajdowały
się sztućce. Na blacie zaś stały dwa pięknie ozdobione, pełne pysznego jedzenia
duże talerze. Chłopcy wyjęli sztućce i zaczęli jeść. Potem, syci poszli w poszukiwaniu
innych ludzi. Niestety, nikogo nie znaleźli. Lecz gdy wrócili do domku, stało się coś
dziwnego, albowiem talerze znów były pełne, a sztućce, które zostawili brudne, były
teraz czyste. Ponieważ było już późno, a podczas długich poszukiwań bracia
zgłodnieli, zjedli kolację z „magicznych” talerzy. Postanowili jednak dowiedzieć się,
jak talerze „uzupełniają” się. Ich plan polegał na tym, aby udawali, że śpią. Chłopcy
czekali długo bardzo długo. I gdy już mieli zasnąć, na stoliku stanął piękny biały
gołąb. Dokładnie taki sam, jak te które łączyły Nangijalę z ziemią. Tym razem nie
przynosił on jednak listów, a jedzenie.
Jakub Zawisza
21
Zagroda Jeźdźców, dawne wieki
Droga Mamo!
To ja, twój syn Jonatan. Jestem teraz w Nangijali z moim bratem i Twoim
synem. Piszę do Ciebie, ponieważ zdaję sobie sprawę, że tęsknisz za mną i za
Sucharkiem, więc chcę Cię uspokoić.
Chciałem Ci napisać w tym liście, że jest wszystko w porządku i że w Nangijali jest
cudownie. Nie musisz się martwić o mnie i o Sucharka, bo jest wszystko w porządku.
Mamy dużo przyjaciół, możemy sobie łowić ryby, jeździć na konno i robić to, na co
mamy ochotę..
Kiedyś, jak już opuścisz ziemski świat, to też trafisz do Nangijali, uwierz mi, mamo,
bardzo się cieszę z nowego życia tak samo jak i Sucharek, nie martw się, mamo.
Wkrótce spotkamy się w Nangijali, i skoro my jesteśmy szczęśliwi, to ty też będziesz.
Bardzo cię kochamy, mamo, i bardzo za tobą tęsknimy z Sucharkiem, pozdrawiamy
Cię.
Twój syn Jonatan
Barbara Maruntelu
22
23
Przygoda z koniem
Po wyjściu z Nangijali bracia Lwie Serce pojawili się w nowym świecie -
Nangilimie - pięknej krainie bez zła takiego, jakie uosabiał Tengil. Jonatan
powiedział:
- O, już jesteśmy na miejscu, widzisz Sucharku ?
Sucharek odpowiedział:
- Tak, widzę. Ale tu pięknie !
Po krótkiej rozmowie Jonatan wraz z Sucharkiem podeszli do domku, który stał obok.
Nieoczekiwanie dla nich z domu wyszedł Mateusz, ich przybrany dziadek.
Chłopcy uradowani skakali i biegali wokół niego i w końcu się do niego przytulili.
Mateusz oprowadził ich po domu i pokazał stajnię. Okazało się, że nie ma tam
jednego z koni. Mateusz wybiegł przed dom, wołając: "Gacek !"
Szukali Gacka aż do południa. W końcu go znaleźli - był na łące za górą.
Jadł trawę.
Nagle bracia zauważyli obok niego wilki koniożerne. Mateusz chwycił wielki kij
i przepłoszył „koniożerców”. Na szczęście nic się Gackowi nie stało. Gdy wrócili do
domu, zrobiło się późno. Zjedli kanapki, które przygotował im wcześniej Mateusz i
zmęczeni poszli spać.
Franek Durka
24
25
Na ratunek przyrodzie
O naszych
braciach mniejszych
26
27
Płacz wypalanej trawy
Jestem trawą, która kiedyś była dla was miękkim
dywanem. Chodziliście po mnie boso, a ja
muskałam delikatnie wasze stopy. Byłam zielona,
a wśród moich źdźbeł rosły kwiaty. Byłam… Przez
wypalanie traw nie jestem już zielona… Cała
spłonęłam… Dzięki ludzkiej straży pożarnej
ugaszono ogień, ale straty są wielkie… Razem ze
mną spłonęły kwiaty, zioła, przeróżne krzewy
i drzewa… Skończyłam swe zielone życie… Teraz
jestem szara, ponura, cała w siwym popiele.
Ludzie, nie wypalajcie traw, niszczycie całą
przyrodę, drzewa, siebie samych…
Czy chcecie ponurego, martwego świata?
Basia Czarkowska
28
Skarga drzewa
Jeszcze nie tak dawno byłem pięknym, stuletnim dębem.
Ludzie podziwiali moje kształtne liście, dzieci z radością
zbierały moje żołędzie, a dziczki żywiły się nimi… Byłem
symbolem siły i potęgi… Pamiętałem dawne czasy,
widziałem wiele… Byłem przez ludzi uznany za pomnik
przyrody!
Pewnego dnia jeden z właścicieli pobliskich działek
zaczął wypalać zeszłoroczną, burą, suchą trawę…
Po krótkim czasie jęzory ognia dotarły do moich korzeni
i pnia… Był to wielki ból… Nie umiem wołać, więc
cierpiałem w milczeniu, nie mogłem też uciec, bo byłem
bardzo przywiązany do swojego miejsca… Płonąłem
niczym wielka pochodnia…
Dlatego apeluję do was, ludzie, nie wypalajcie traw !
My – drzewa – umieramy stojąc…
Michał Obrębski
29
Lament wierzby płaczącej
Jestem płaczącą wierzbą. Choć moje imię
wskazuje, że zazwyczaj płaczę, to nieprawda.
Zazwyczaj jestem wesolutka. Lubię pląsać na wietrze.
Ale wy – ludzie, daliście mi prawdziwy powód do płaczu.
Dotąd rosłam sobie spokojnie blisko rzeczki. Dawałam
ludziom cień i piękno mojej postaci. Niedawno to się
zmieniło. Właściciel niedalekiego pola wypalał suche
trawy, chcąc przygotować swoją ziemię do uprawy.
Niestety, pożar szybko wymknął mu się spod kontroli !
Ogień gnał w moją stronę z zaskakującą szybkością.
Widziałam zwierzęta, które uciekały ze swoich norek,
niektóre z nadpalonym futrem, a niektórym nie udało się
uciec i… płonęły żywcem… To było straszne,
a najgorsze, że nie mogłam nic zrobić… Nie mogłam im
pomóc, a pożar kierował się w moją stronę. Modliłam się
więc, żeby tu nie dotarł. Krzyczałam w niemym języku,
rozpaczliwie machając do ludzi swymi rękami-
gałązkami…Prosiłam rzekę, żeby mi pomogła, ale ona
30
była za daleko. W końcu pożar dotarł i do mnie…
Nadpalił moje warkocze i pień. Cała byłam pokryta
oparzeniami. Nie mam ani jednego listka. Wyglądam
opłakanie… Sprawiliście, że teraz moja nazwa pasuje do
mnie. Dziś nie mogę cieszyć was swoją zwiewną
sylwetką i tańcem. Co dzień płaczę i wracam myślami do
tamtego dnia….
Oliwia Barańska
31
Skarga polnej myszki
Drodzy ludzie, apeluję do was, ponieważ mój jedyny
dom został spalony podczas wiosennego wypalania
traw. Było to pewnego słonecznego dnia, gdy byłam na
polu. Zjadałam razem z moimi braćmi i siostrzyczkami
znaleziony serek. Kiedy skończyliśmy jeść, zobaczyłam
że trawa pali się koło mnie. Wszyscy zginęli oprócz
mnie… Teraz jestem samotna… Proszę o niewypalanie
traw ! Jeżeli dalej będziecie to robić, wiele zwierząt
zginie. Nie mam nikogo bliskiego, nie mam też domu, w
którym mogłabym się schronić, następnym razem mogę
i ja nie przeżyć… Bardzo proszę, przestańcie… Co
byście zrobili na moim miejscu ? Zastanówcie się…
Marta Rotari
32
Skarga samotnego,
przerażonego zajączka
Jestem małym, samotnym zajączkiem, który stracił
dom, ponieważ pewien rolnik wypalał suchą trawę.
Przez to jestem sam, bo moi rodzice, krewni,
siostry i bracia nie dali rady dużym i parzącym
płomieniom ognia.
Ludzie, nie wypalajcie trawy, znajdźcie jakiś inny
sposób, ponieważ my – zwierzęta, giniemy
i cierpimy….
Zuzia Książek
33
Skarga lisa
Jacyś ludzie niedaleko mojej norki podpalili trawę.
Nawet nie wiedzieli, że wywołali wielki pożar.
Ogień rozprzestrzeniał się jak morze. Ludzka straż
pożarna zgasiła pożar, ale straty były wielkie. Do
mojej nory wpadła iskra, zniszczyła moje zapasy.
Zauważyłem też, że drzewo obok mojego
mieszkania zostało spalone… Jego pień spadł
potem na moją norkę, kiedy próbowałem się z niej
wydostać. Konar zasłonił mi wyjście, na szczęście
podkopałem się i udało mi się wydostać.
Uciekłem…
Więc proszę ludzi o niewypalanie traw, bo może
i na was spaść wielkie nieszczęście…
Franek Durka
34
Płacze kuropatwa
Jestem polną kuropatwą. Wczoraj przeżyłam
traumatyczne wydarzenie. Akurat tego dnia pewien
rolnik wypalał trawę. Niestety, nieoczekiwanie
pojawił się wiatr i ognisko powiększyło się…
Zauważyłam, że ogień zbyt blisko dotarł do mojej
rodzinki, więc zaczęliśmy uciekać w popłochu
i z wielkim przerażeniem. Później długo chodziłam
po wielkim polu i nawoływałam swoje dzieci.
W końcu zorientowałam się, że moje dzieci nie
przeżyły. Załamałam się psychicznie… Już nie
mam rodziny…
Apeluję do was, ludzi, nie wypalajcie traw…
Filip Tyszewski, Oliwier Kłosowski
35
Skarga małej, pracowitej mrówki
Jestem mrówką. To, o czym chcę wam
powiedzieć, wydarzyło się wczoraj. Ludzie, ta
skarga jest kierowana do was! Wcześniej
mieszkałam w wielkim bloku – mrowisku, razem ze
swoimi siostrzyczkami i koleżankami, miałam dom
i rodzinę… Nagle ktoś podpalił trawę na polu.
Zaczęłyśmy uciekać, ale mrówki, które były chore
i starsze nie mogły biec. Moja rodzina zginęła,
tylko ja jedna przeżyłam. Chcę wam powiedzieć,
że zrobiliście coś złego…
Ludzie, proszę was, nie wypalajcie traw, możecie
zaszkodzić nam i sobie…
Antek Paszyński i Krzyś Krakowiak
36
Lament małej myszki
Witajcie, jestem małą myszką. Niedawno
przeżyłam straszny kataklizm… Ogień strawił cały
mój dom, w którym mieszkałam z moją rodzinką.
Tylko ja ocalałam, mój mąż i dzieci spłonęły…
Chciałam ich uratować, ale potężny ogień zebrał
swoje żniwo śmierci. Kiedy wydostałam się ze
swojej norki, zobaczyłam za sobą morze krwistego
ognia, który jak nienasycony wąż pożerał wszystko
na swojej drodze. Starałam się uciec, ale on wciąż
poszerzał swój zasięg. Zobaczyłam przed sobą
jezioro, ono było moim ratunkiem, przepłynęłam
je. Dzięki temu zdołałam się uratować. Proszę, nie
wypalajcie traw…Teraz ten koszmar śni mi się co
noc…
Basia Maruntelu, Oliwia Barańska
37
Bolesny apel zająca
Drodzy ludzie, przestańcie palić pola, ugory i łąki!
Pewnego dnia podczas pożaru zginęła cała moja
rodzina, moja żona i czwórka naszych dzieci…
Widziałem, jak płonęli moi sąsiedzi… Ogień
niszczył wszystko, co było na jego drodze.
Zostawiał popiół i spaloną ziemię…
Dziś jestem samotny, nie mam gdzie iść, myślę
o śmierci…
Michał Baranowski, Kuba Zawisza
38
Skarga przerażonej żaby
Ostatnio spotkałam się z wypalaniem łąk. Jeden
z rolników chciał zrobić miejsce dla nowych
plonów, więc zaczął wypalać starą trawę.
Widziałam, jak kilku moich krewnych uciekało
przed płomieniami do stawu. Niestety, nie zdążyli
uciec, żywioł był szybszy.
Dlatego apeluję do was, ludzi, abyście nie palili
naszych domów, ziemia jest też naszym
mieszkaniem!
Basia Łagowska, Michał Obrębski
39
Skarga małej sarny
Jestem malutką sarenką. Kocham ludzi, a oni mnie,
przynajmniej do niedawna tak sądziłam. Ostatnio
przeżyłam dramat. Mój sąsiad – rolnik, wypalał trawę na
swoim polu. Ogień przesunął się w stronę lasku,
możecie sobie wyobrazić, co się dalej działo. Musiałam
w popłochu uciekać. Ja miałam ogrom szczęścia, ale
moja mama zginęła. Ja nie mam się gdzie podziać, cały
las spłonął… Nie mam schronienia ani pożywienia…
Dlaczego człowiek nie pomyśli o nas, jego braciach…
Michał Macioch, Basia Czarkowska
40
Skarga młodego dzika
Drodzy ludzie!
Jestem małym dzikiem. Przeżyłem pożar.
Człowiek, który podpalił trawę, nie zdaje sobie
sprawy, że zginęli jego przyjaciele. Mnie udało się
uciec, ale co z tego, jestem sam jak palec, a wokół
nieprzyjazny świat. Czuję się samotny, nie wiem,
gdzie iść po pomoc.
Pomóżcie! Powiedzcie innym, żeby nie wypalali
traw!
Patrycja Grzymkowska, Ada Książek
41
Skarga motyla
Jestem wielobarwnym motylem. Ludzie na ogół
patrzą na mnie z zachwytem, a ja urodziłem się po
to, aby dawać im radość. Lecz dziś muszę się na
nich poskarżyć. Rolnik wylał benzynę i podpalił
zeszłoroczną trawę. Fala ognia rozlała się po
świecie, jego płomienie igrały w powietrzu, jakby
chciały złapać mnie w swoją żarzącą siatkę…
A przecież ja jestem taki delikatny…
Dym dławił mnie, więc upadłem na gorącą ziemię
tuż przed płonącą i płaczącą trawą, mam
nadpalone skrzydła… Już nigdy nie pokażę wam,
jaki jestem piękny i wolny… Ludzie, nie wypalajcie
traw dla naszego i waszego bezpieczeństwa!
Mateusz Wroceński, Damian Kuligowski
42
MÓJ NOWY DOM
opowiadanie Bezika
Opowiem wam historię, która jest prawdziwa, a dotyczy mojego psa,
najwierniejszego psa, który za nic na świecie nie opuściłby swojej rodziny. Mój pies
ma na imię Bezik, dlatego, że jest cały beżowy. Ma oklapnięte oba uszy, ale jedno
z nich jest bardziej oklapnięte, co nadaje mu śmieszny wygląd. Bezik nie ma ogona.
Nie, że ma jakiś krótki ogon, ale po prostu wcale go nie ma. W miejscu, gdzie
powinien u innych psów być ogon, wyrasta mu kępka futra. Psiak sięga mi ledwie do
kolana, więc jest dość mały. Bezik pochodzi ze schroniska w Józefowie.
Czasami dość dziwnie się zachowuje, a wyjaśnienie owych nietypowych
zachowań znalazłam pewnej wigilijnej nocy o północy. Rodzice mi opowiadali, że jeśli
da się zwierzęciu opłatek o północy i bardzo się tego chce, to zwierzę przemówi
ludzkim głosem. Ja właśnie tak zrobiłam. Moi rodzice spali, a ja siedziałam razem
z Bezikiem na kanapie i czekałam, aż coś powie. Kiedy wybiła północ, Bezik zaczął
poruszać paszczą, jakby coś żuł, a potem przemówił:
- Ciekawe, dlaczego tylko ty czekałaś, aż coś powiem? Może dorośli mają zbyt mało
wiary ? - spytał Bezik.
- Beziku, opowiedz mi, jak przebiegało twoje życie. – poprosiłam i szeroko się
uśmiechnęłam.
43
- Moje życie… Nie widziałem, żeby człowiek interesował się życiem psa. Ale skoro
chcesz, mogę ci je opowiedzieć.- powiedział ze zdziwieniem Bezik.
Moim ojcem był pies rasy West Corgi koloru beżowego, a moja mama to
krzyżówka ras Cooper Spaniela i Teriera Szorstkowłosego, też koloru beżowego.
Więc po obu rodzicach odziedziczyłem kolor sierści. Tak jak tata nie mam ogona.
Mama miała oklapnięte uszy, a tata stojące, więc ja mam lekko podniesione, a drugie
oklapnięte. Sierść mam po mamie szorstką, bo mama nie była czystej krwi Cooker
Spanielką. Urodziłem się w jakimś domu. Niektóre szczeniaki z rodzeństwa też nie
miały ogonów. Tylko ja byłem beżowy. Miałem trzy siostry i dwóch braci. Urodziłem
się ostatni z miotu, czyli ten najsłabszy. Na początku nic nie widziałem, tylko czułem
różne zapachy. Zapach mamy i rodzeństwa. Przez większość czasu spałem i jadłem.
Trudno mi było się dopchać do jedzenia, bo byłem najsłabszy. I jakoś ciągle było mi
zimno, dlatego spaliśmy na sobie. Po dziewięciu dniach zacząłem widzieć, a reszta
rodzeństwa nie, i byłem z tego dumny. Ale następnego dnia inni też już widzieli. Po
trzynastu dniach zacząłem słyszeć. I nauczyłem się ruszać uszami. Potem
nauczyłem też tego moje rodzeństwo. Teraz ja byłem najsilniejszy z mojego
rodzeństwa. Potem zaczęły nam wyrastać zęby i podgryzaliśmy się dla zabawy. Już
rzadziej spałem. Niektórzy z mojego rodzeństwa merdali ogonami jak się bawiliśmy,
byłem o to zazdrosny. Więc merdałem tyłeczkiem, naśladując ogon. Nasza pani
przycinała nam pazurki, baaaardzo tego nie lubiłem. Jeszcze nas czesała, ale to
akurat było przyjemne. Czasami jedliśmy jeszcze jakiś proszek, który smakował jak
mleko i był całkiem smaczny. Próbowaliśmy też chodzić, co było trudne zwłaszcza na
44
śliskiej posadce. Najczęściej bawiliśmy się w zapasy. Byłem w tej dziedzinie
najlepszy, ale nie, dlatego że byłem silny, lecz dzięki taktyce. Zaczynaliśmy też
rozpoznawać siebie nawzajem. Po czterech tygodniach mama nauczyła nas psiego
języka, okazał się dość prosty. Z czasem ustaliła się między nami hierarchia. Od
najsilniejszego do najsłabszego. Ja byłem na drugim miejscu, tuż po mojej
najsilniejszej siostrze, która urodziła się pierwsza. Ale na pierwszym miejscu była
mama, była największa i najsilniejsza. Pani przyprowadzała też jakąś machinę, którą
ludzie nazywają odkurzaczem. Na początku się jej nie bałem, ale któregoś dnia
wessało mnie do tej machiny i odtąd mam do niej uraz. Z czasem zaczęli przychodzić
też inni ludzie. Nie lubiłem ich, ponieważ nie mogłem się wyspać. Najbardziej
cieszyłem się, kiedy nasza pani bawiła się tylko ze mną. Po okresie półtora miesiąca
zacząłem badać wszystkie przedmioty w domu. Później nauczyliśmy się reagować
na imiona. Ja zostałem nazwany Guzik. Może, dlatego że tydzień temu prawie
zjadłem jakiś guzik. Gdy trochę podrośliśmy i mogliśmy pójść do nowych domów,
mamie było bardzo smutno. Z dnia na dzień moje rodzeństwo opuszczało dom. Na
początku zostały zabrane moje dwie siostry. Jedna przez dziewięcioletniego chłopca,
a drugą zabrał jakiś starszy pan. Najsilniejszego brata wziął jakiś wesoły nastolatek.
Jakaś miła para z dwójką małych dzieci wzięła moją kolejną siostrę i brata. Mieli
szczęście, że byli razem. Zostałem tylko ja. Nawet jakiś mężczyzna chciał mnie
wziąć, ale bał się, że brak ogona to wada genetyczna i mogę mieć potem problemy
ze zdrowiem, i ostatecznie mnie nie wziął. W końcu znalazłem się u jakichś
starszych ludzi z małym dzieckiem. Podróż do nowego domu minęła bardzo dobrze.
45
Ludzie ci mieszkali w bloku. Widziałem blok po raz pierwszy. Kiedy wchodziłem
z oporem po schodach, strasznie ciągnęli mnie za smycz. Było to nieprzyjemne
uczucie i odtąd nie lubię schodów. Kiedy tylko wszedłem do środka, dziecko
krzyknęło z radości na mój widok, a ja się przestraszyłem i to bardzo, tak bardzo, że
aż się zsiusiałem. Dziecko ciągle mnie przytulało, aż miałem tego dość. Dziecko nie
zmieniło mi imienia i nadal wołali na mnie Guzik. Rok później pojawił się nowy
zwierzak w domu i on umiał mówić ich językiem. Dziecko bardziej zainteresowało się
nowym zwierzęciem, zwanym papugą i miałem trochę spokoju. Próbowałem też
mówić jak ona i nawet trochę się nauczyłem. Rok później dziecko było już na tyle
duże, żeby wychodzić ze mną na spacery, ale było strasznie wolne, więc biegałem
w kółko wokół niego, ponieważ miałem dużo energii, a ono się cieszyło. I wtedy
czułem, że coś mnie z nim łączy. Rok później dziecko miało już dziesięć lat i już mnie
tak nie denerwowało, a nawet było przyjazne. Siłowałem się z nim i bawiłem
patykiem. Dziecko pozwalało mi wskakiwać na kanapę. Jakiś czas później papuga
została sprzedana. Dziecko i rodzice stawali się smutniejsi i często nie było ich w
domu.
Pewnego razu postanowili mnie zabrać ze sobą na spacer. Bardzo się
ucieszyłem, skakałem na nich i szczekałem. Pojechaliśmy do jakiejś miejscowości,
która nazywała się Pomiechówek. Rodzice dziecka odpięli mi smycz, a ja biegałem
wokół nich. Kiedy wracaliśmy do samochodu, gdzieś mi się zgubili. Wróciłem tam,
gdzie był samochód, ale pojazdu tam nie było. Pomyślałem - jak to pojechali beze
mnie? Zostawili mnie? Niemożliwe. Bardzo ich pokochałem. Czekałem na nich, aż po
46
mnie wrócą. Niestety, czas leciał, a oni nie wracali. Postanowiłem sam ich odszukać.
Szedłem ulicą w stronę, z której dobiegał zapach naszego samochodu. Minęły dwa
dnia, ja nadal ich szukałem. Byłem tak głodny, że zacząłem grzebać w śmieciach.
Pewnego razu, kiedy szukałem czegoś do jedzenia napotkałem grupkę
wysokich mężczyzn. Dziwnie i nieprzyjemnie pachnieli, a jeden z nich kopnął mnie
nogą w brzuch. Uciekłem z piskiem. Odtąd unikałem wszystkich mężczyzn. Pewnego
dnia podjechał do mnie samochód i wysiadła z niego pani, która w ręku miała coś, co
przecudnie pachniało. Uklękła przede mną i rzuciła coś, a ja szybko zjadłem. Dała mi
więcej jedzenia i uniosła rękę. Zmrużyłem oczy, bo nie wiedziałem, co chce zrobić,
czy uderzy mnie, czy pogłaszcze. A ona mnie pogłaskała. Prawie zapomniałem, jakie
to przyjemne uczucie. Pani przypięła mi smycz do obroży i powiedziała, że zabiera
mnie z ulicy. Otworzyła drzwi do samochodu. Zachęcającym gestem wskazała mi
tylnie siedzenie samochodu. Kiedy już jechaliśmy, opowiedziała mi, że jedziemy do
lepszego miejsca, gdzie będzie jedzenie i dach nad głową. Chciałem jej opowiedzieć
po psiemu o mojej rodzinie, o tym, że byliśmy na spacerze i że przez roztargnienie
zapomnieli o mnie. Chyba nic nie zrozumiała. Powiedziała tylko, że zaraz dojedziemy
na miejsce. Niestety, ludzie nie rozumieją psiej mowy. Za to my, psy, doskonale
rozumiemy ludzi. Wjechaliśmy w jakiś las. Zobaczyłem szare mury, a zza murów
usłyszałem szczekanie psów i ich zapach. Pani wysiadła i mnie tam powiodła.
Wewnątrz było mnóstwo psów. Pani zaprowadziła mnie do jednej z klatek i poszła.
Strasznie tu śmierdziało innymi psami. Przypominało to więzienie. Były cztery duże
klatki, a w nich koce, budy, miski i oczywiście psy. Na środku był placyk, gdzie też
47
widziałem psy. Były jeszcze dwie mniejsze klatki. Jedna była większa od drugiej. Ja
zostałem umieszczony w mniejszej, stała tam buda i dwie miski. W jednej była woda,
a w drugiej jedzenie. W większej klatce znajdowały się dwie duże budy i dwa koce
oraz miski. Był jeszcze mały domek, gdzie psy rzadko wchodziły. Po chwili przyszła
pani z jakąś inną panią, przyjrzały się mi uważnie i powiedziały, że jutro przebada
mnie weterynarz. Potem pani przyszła i dała mi jedzenie: makaron i gotowane mięso.
W nocy nie mogłem zasnąć. Niektóre psy ciągle żałośnie szczekały, dopiero
o północy zasnąłem. Na drugi dzień przebadał mnie weterynarz i dał mi
szczepionkę. Powiedział, że jestem trochę za chudy i poszedł. Do schroniska
wchodzili różni ludzie. Niektórzy zabierali psy i nie wracali z nimi już nigdy. Niektórzy
brali je na spacer i przyprowadzali znów do boksów. Panie też zaczęły mnie
wyprowadzać na spacery. Psy z mojej klatki powiedziały mi, że niektóre psy idą do
nowych domów i że mnie też kiedyś ktoś weźmie. Panie ze schroniska nauczyły mnie
chodzić przy lewej nodze. I nadały mi nowe imię Bezik, które do mnie pasuje, bo
jestem, jak wspomniałem wcześniej, cały beżowy. Zrobiły mi też zdjęcia, kiedy
miałem trzy lata, bo właśnie w wieku trzech lat trafiłem do schroniska. Wy wzięliście
mnie w wieku sześciu lat, a ja spędziłem trzy lata w schronisku. Dokładnie pamiętam,
kiedy mnie wzięliście. Wracałem właśnie ze spaceru, kiedy was zobaczyłem, ale
wtedy byliście mi zupełnie obojętni, bo przez te trzy lata trochę osób mnie oglądało,
a i tak mnie nie wzięło. Podeszliście do mnie i uklęknęliście obok mnie. Ty mnie
pogłaskałaś, i twoja mama też, a potem daliście mi kilka parówek, które delikatnie
wziąłem, żeby was nie przestraszyć. Poszliśmy razem na spacer.
48
- Pamiętasz? - zapytał Bezik.
- Tak.– odpowiedziałam z uśmiechem.
- Przychodzili potem do mnie twoi rodzice, ale ciebie tam nie było, dlaczego? -
zapytał.
- Byłam wtedy u babci. - opowiedziałam.
W końcu zacząłem się do was przywiązywać. Po tygodniu czułem, że
bylibyście wspaniałą rodziną dla mnie. W środę chciałem wam pokazać, że ja też
chcę iść z wami do domu. Wspiąłem się twojej mamie na kolanach i popatrzyłem jej
w oczy, a tata chyba się wzruszył, bo poleciały mu łzy z oczu. W piątek przed
waszym przyjściem miałem zabieg kastracji. Po operacji czułem się bardzo otępiały,
ale mimo to czułem, że miało się zdarzyć coś ważnego. Nie wiedziałem co, ale
potem pojawiliście się wy. Nie za bardzo was poznałem. Wzięliście mnie do
samochodu. Kiedy auto stanęło, jakby się trochę ocknąłem i pomyślałem, co to za
ludzie i gdzie mnie wiozą? Gdy tylko otworzyły się drzwi samochodu, pomyślałem:
muszę jak najszybciej uciec i wyskoczyłem przez drzwi. Uciekałem przed siebie.
Twoi rodzice zaszli mnie z dwóch stron i nie miałem gdzie uciekać. Wtedy
zrozumiałem, że wzięliście mnie ze sobą do domu, więc się uspokoiłem. Pozwoliłem
twojej mamie zapiąć sobie szeleczki i smycz. I poszliśmy do nowego domu. Teraz
wytłumaczę ci moje dziwne, jak dla ciebie zachowania, bo resztę już znasz. A więc
biegam wokół was jak nakręcony, ponieważ robiłem tak w dzieciństwie z dzieckiem,
jemu to sprawiało radość, a ja mogłem się wybiegać. Nie bawię się piłkami, bo nigdy
49
ich nie widziałem i nie uczono mnie, jak należy się nimi bawić. Umiem powiedzieć
„Ania” tak trochę jak po ludzku, bo była w wcześniejszym domu papuga i od niej
nauczyłem się mówić, a poza tym łatwo mówić, ale na przykład nie umiałbym
powiedzieć twojego imienia. Byłem agresywny w stosunku do innych psów, bo one
mogły mi was odebrać albo coś zrobić. Atakowałem samochody, bo warczą jak
rozwścieczone psy. Jem tylko przy was, bo ludzie dawali nam jedzenie i wtedy tylko
przychodzili. Na pewno zauważyłaś, że pozbyłem się większości złych nawyków po
dwóch latach pobytu u was. Całkowite zaufanie do was wszystkich uzyskałem, kiedy
poszliśmy na wycieczkę i jakiś wielki pies mnie zaczepiał. Wtedy twój tata wziął mnie
na ręce i odgoniliście napastnika. Zrozumiałem, że bardzo mnie kochacie i chronicie.
I odtąd zaczęły się moje szczęśliwe lata.
Wiem, że mnie nigdy nie opuścicie, prawda? - spytał Bezik.
- Tak, Beziku, nigdy cię nie opuścimy. – zapewniłam mojego kochanego czworonoga.
No, dobrze, zaraz będzie pierwsza i pryśnie czar mówienia przez zwierzęta,
więc połóżmy się spać.
I Bezik, mówiąc to zwinął się w kłębek i zasnął, i ja też byłam zmęczona, więc się
położyłam obok Bezika i też się zwinęłam w kłębek.
Rano Bezik już nie mówił ludzkim głosem. Ale ja zapisałam to, co powiedział
w komórce, żeby nie zapomnieć. Bezik wciąż żyje, opowiedziane tu jego zachowania
są prawdziwe. Bezik będzie żył bardzo długo i szczęśliwie i pewnie nie raz powie
50
w swoim psim języku ”Ania”, i nieraz przyjdzie mnie obudzić. A my ogromnie się
cieszymy, że mogliśmy mu ofiarować nowy dom…
Oliwia Barańska
Oliwia
Nazywam się Oliwia i mam 11 lat. Zapraszam Was do przeczytania historii
o moim najukochańszym psie.
Już od małego bardzo lubiłam zwierzęta i bardzo często oglądałam programy
przyrodnicze na Animalna Planet. Jak każde dziecko chciałam mieć prawdziwego
psa i najlepiej byłoby, gdyby był to szczeniaczek. Ale moi rodzice ciągle powtarzali te
klasyczne wymówki: mamy za mało miejsca na psa, jesteś jeszcze za mała, pies to
duża odpowiedzialność, to nie zabawka, którą możesz rzucić w kąt. Wszystkie
wymówki były nietrafne, ale w jednym z nimi się zgadzałam, że pies to nie zabawka,
którą można rzucić w kąt. Dużo słyszałam o tym, że psy wyrzucano, kiedy urosły za
duże albo nie spełniały oczekiwań rodziny. Dzieci często dostają psy na gwiazdkę jak
zabawkę, a potem, kiedy im się znudzą, wyrzucają je na ulicę. Podczas wakacji,
kiedy rodziny wyjeżdżają na urlopy, psy były wywożone do lasów i tam porzucane, bo
ludzie nie mieli co z nimi zrobić.
Gdy miałam 8 lat, zbieg okoliczności sprawił, że w naszej rodzinie pojawił się
pies. A zaczęło się to tak: tata od pewnego czasu zastanawiał się nad kupnem domu.
51
Na początku myślałam, że to bardzo szalony pomysł, aby przenieść się na wieś
i zamieszkać w osobnym domu. Ten plan miał jednak jedną wielką zaletę. W domu
na wsi mogłabym mieć pieska. Dlatego zaczęłam ponownie prosić rodziców o psa.
Rodzice powiedzieli, że jeśli mamy mieć kiedyś psa, to tylko z najbliższego
schroniska w Józefowie. Chcieliśmy, aby piesek był nieduży, miał krótkie łapki i nie
mógł to być szczeniak, ponieważ przez większość dnia nie było nas w domu, to
młody piesek bardzo by się nudził i tęsknił. Ustaliliśmy, że jeśli kiedyś kupimy dom,
to weźmiemy psa. Decyzja o zakupie domu została podjęta szybciej, niż myśleliśmy.
Niedługo potem mama przez przypadek zobaczyła zdjęcie Bezika na stronie
schroniska w Józefowie. Od razu urzekł ją swoją śliczną mordką i zakochała się
w nim, jak cała rodzina. Bezik był niedużym psem, miał krótkie łapki i nie był
szczeniakiem, bo miał 6 lat. Postanowiliśmy pojechać do schroniska w Józefowie i go
zobaczyć. Kiedy dojeżdżaliśmy do celu, usłyszałam szczekanie psów i zobaczyłam
wielki mur i żelazną bramę. Pomyślałam, że dla psa to może wyglądać jak więzienie.
Kiedy weszliśmy na teren schroniska, otoczyła nas sfora psów. Było bardzo dużo
szczeniaków. Potem przyszła do nas jakaś pani, a my zapytaliśmy o Bezika. Kobieta
odpowiedziała, że właśnie jest na spacerze i wskazała nam kierunek, w którym
poszła wolontariuszka z Bezikiem. Powiedziała nam też, że są na niego już chętni
ludzie z Anglii i że przyjadą za 4 tygodnie. Bardzo się zmartwiłam, bo w domu
mieliśmy zamieszkać dopiero za 3 miesiące. I był to problem, ale na razie starałam
się o tym nie myśleć.
52
Poszliśmy w kierunku wskazanym przez tą panią i natknęliśmy się na
wolontariuszkę z Bezikiem. Ogólnie wyglądał jak wyrośnięty szczeniak. Był niewielki,
cały beżowy i nie miał w ogóle ogona. Miał oklapnięte uszka. Jedno trochę bardziej
niż drugie, co nadawało mu śmieszny wygląd. Ale był jakiś smutny i nieobecny. Nie
szczekał, ale też nie podchodził do nas. Podeszliśmy do niego powoli, żeby go nie
przestraszyć. Pogłaskaliśmy go, a jak go chciałam pogłaskać po łebku, to mrużył
oczy. Nie wiem dlaczego, może ktoś go kiedyś bił. Następnie daliśmy mu parę
plasterków pokrojonej parówki. Bardzo delikatnie brał ją zębami. Zrobił na nas
bardzo dobre wrażenie.
Następnego dnia musiałam pojechać na tydzień do babci na wakacje. Było mi
bardzo przykro, że akurat teraz muszę jechać i nie będę mogła odwiedzać Bezika.
Rodzice codziennie przez tydzień przyjeżdżali do schroniska i zabierali Bezika
na spacer. Bezik z dnia na dzień coraz bardziej się z nimi oswajał, zaprzyjaźniał
i zaczął rozpoznawać osoby. Mama opowiedziała mi, że Bezik w trzecim dniu
odwiedzin wspiął się jej na kolana i wyglądał, jakby chciał powiedzieć: „Weźcie mnie,
weźcie, proszę”. Tata, widząc takiego proszącego pieska, uronił łzę ze wzruszenia.
I nie było już odwrotu. Pies należał do rodziny i musiał być zabrany do domu.
Wszystkie sprawy adopcyjne zostały uzgodnione z kierownikiem schroniska. Termin
zabrania psa został ustalony na 26 sierpnia.
Pod koniec tygodnia z wielką radością wróciłam do domu. Nazajutrz
pojechaliśmy po Bezika. Kiedy przyjechaliśmy do schroniska okazało się, że Bezik
53
właśnie przeszedł zabieg kastracyjny i był jeszcze trochę pod działaniem narkozy.
Ledwo nas rozpoznawał i chodził na chwiejnych łapach. Pani powiedziała, że każdy
pies jest obowiązkowo kastrowany w schronisku. Poinstruowała nas, że jak Bezik
będzie gryźć szwy, to trzeba mu założyć ochronny kołnierz. Pani dała nam plastikowy
kołnierz, książeczkę szczepień i pojechaliśmy z nim do domu. Po drodze mama
kupiła dla Bezika miseczki.
Kiedy wysiadaliśmy z samochodu, Bezik wyrwał się mamie z rąk i wyskoczył
na ulicę między samochody. Zaczęłam go wołać: „Bezik, Bezik, wracaj…” Mama
i tata pobiegli za nim, a ja wzięłam smycz i dogoniłam ich. Na szczęście tacie udało
się złapać Bezika. Przypięliśmy mu smycz do obroży. Potem poszliśmy
do mieszkania. Bezik nie umiał wchodzić po schodach, więc tata musiał go wnieść.
W dużym pokoju razem z mamą usiadłyśmy obok Bezika na podłodze obok kanapy.
I wtedy Bezik zrobił coś najmniej spodziewanego: po trzech lata spędzonych
w schronisku wskoczył na kanapę. Byłyśmy zaskoczone, ale i ucieszyłyśmy się, że
pies czuje się u nas jak u siebie. Pomimo tego mama wzięła Bezika za sierść na
karku i ściągnęła go na podłogę. Należało od początku pokazać, co może pies i kto
jest jego przywódcą. Od tamtej pory Bezik wie, że kanapa jest dla ludzi i tylko
czasami na nią wchodzi za naszym pozwoleniem. Bezik na całe szczęście nie gryzł
szwów i nie trzeba było mu zakładać kołnierza.
Bezik okazał się psem cierpliwym, posłusznym, grzecznym, ale też
agresywnym w stosunku do innych psów i małych dzieci oraz wysokich mężczyzn.
Kiedy jakieś dziecko pytało, czy może pogłaskać pieska, stanowczo odmawiałam.
54
Na początku Bezik także nie do końca ufał tacie, ale to się zmieniło po
pewnym wydarzeniu. Byłam wtedy z tatą i o oczywiście z Bezikiem na spacerze na
łąkach. Nie wiadomo skąd podbiegł do nas jakiś bardzo duży pies. Tata zaczął go
odganiać, ale on ciągle przychodził i warczał na Bezika. Tata w końcu wziął Bezika
na ręce i wymachując kijem odgonił go. Od tamtego wydarzenia Bezik zaufał tacie
w stu procentach. Po tym spacerze, kiedy tylko nachylamy się nad nim, on się
kładzie się na plecach i w ten sposób pokazuje nam, że my jesteśmy jego
przywódcami i że nam bezmiernie ufa. Czujemy, że teraz poszedłby z nami na
koniec świata.
Bezik okazał się także moim dzielnym obrońcą. Pewnego dnia, kiedy byłam
z nim na spacerze, podszedł do nas duży pies, taki ze trzy razy większy od Bezika,
ale pomimo tego Bezik zaczął na niego warczeć i pokazywać mu zęby. Bałam się, co
z tego wyjdzie, ale po chwili tamten pies z podkulonym ogonem odszedł od nas. Było
to dziwne, że mały piesek bez ogona przegonił dorosłego owczarka niemieckiego.
Po jakimś czasie przeprowadziliśmy się do nowego domu na wsi. Odkryliśmy,
że Bezik lubi się bawić patykami i na podwórku, a kiedy się z nim trochę pobiega, to
potem biega wkoło jak nakręcony i robi ósemki wokół nas. Bezik sypia w moim
pokoju albo w pokoju rodziców, a rzadko u siebie na legowisku.
Przez jakiś czas do domku stojącego obok naszego przyjeżdżał pan z młodą
suczką rasy beagl. Pomimo, że była dużo młodsza i większa, to oba psy polubiły się
nadzwyczaj. Razem biegały, siłowały się dla zabawy i gryzły. Zaprzyjaźniły się
55
bardzo, ale niestety, przyjaźń nie trwała długo, ponieważ pan przestał przyjeżdżać do
domku obok. Bezik często patrzył na łąkę, na której bawił się z suczkę, wypatrując
jej. W Beziku odkryliśmy też instynkt łowcy. Podczas spacerów zaczął polować na
jaszczurki. Kiedy ujrzał jakąś w trawie, skakał na nią niczym lis polarny skacze na
mysz w śniegu. Potem gonił tą jaszczurkę do czasu, aż nie schowała się do norki.
Pewnego razu z tatą złapałam jaszczurkę. Tata miał ją na dłoni i przystawił ją pod
nos Bezikowi, aby zobaczyć, jak się pies zachowa. Bezik podszedł i powąchał
jaszczurkę, a wtedy ona skoczyła i ugryzła go w nos. Bezik odskoczył i zaczął
machać łbem, żeby się uwolnić od napastnika. Jaszczurka wykonała duży skok,
lądując w trawie i uciekła do norki. Odtąd Bezik już nie polował na jaszczurki.
W wakacje wszyscy pojechaliśmy w Bieszczady. I nie wyobrażaliśmy sobie,
aby nie było z nami naszego najukochańszego psa. Razem chodziliśmy po górach
i zdobyliśmy Połoninę Wetlińską. Po drodze widzieliśmy zaprzyjaźnionego z ludźmi
łosia Bartka. Wszystko zostało udokumentowane na zdjęciach i upublicznione na
koncie Facebook mojej mamy, przez co Bezik został ulubieńcem naszych
znajomych.
Bezik codziennie rano wita nas szczekając. Bardzo też hałasuje i cieszy się,
gdy nas widzi, i nie ma znaczenia, czy wracamy do domu po godzinie, czy po pięciu
minutach. Pilnujemy obowiązkowych szczepień i badań. Piesek jest zaczipowany.
Bezik też trochę przytył u nas, ważył 9 kg, a teraz waży 12 kg. Okazało się, że jest to
bardzo wyjątkowy pies, który lubi marchewkę, groszek i śliwki.
56
Wiele przygód miał mój kochany pies, których tutaj nie opisałam i pewnie
jeszcze będzie miał ich dużo. Najważniejsze, że wszystkie będziemy przeżywać
razem.
Adoptując psa ze schroniska nie do końca wiemy, jakie miał przeżycia i jaki
ma charakter. Zawsze jest ryzyko, że ta czworonożna istota może obrócić się
przeciwko tobie, bo wcześniej została skrzywdzona przez złego człowieka. Ale jeśli
okażesz jej miłość, czułość i zrozumienie i pokochasz ją z całego serca, zyskasz
najwierniejszego przyjaciela na świecie, który będzie ci towarzyszył do końca
swojego życia. Dlatego jeśli naprawdę się kocha psy i chce dać się im nowy dom, to
warto adoptować zwierzęta ze schroniska. Trzeba zaryzykować, bo można wygrać
największą miłość życia. Tak jak my.
Oliwia Barańska