WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012...

28
WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545

Transcript of WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012...

Page 1: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012gazeta bezpłatna � ISSN 1234-0545

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

Page 2: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

Otwock

Otwock, miasto rodzinnedusza moja woła do ciebie

opłakuje twoją dolętwój koniec niezasłużony

Byłeś pełne życia, mocy i niewinności kiedy cię opuszczałem

by powrócić do gruzów i chwastów

Świderska - ulica mojego dzieciństwa(tak ją nazwano, bo biegła

pośród wonnych sosendo piaszczystych plaż

cicho płynącego Świdra)Dlaczego cię opuściłem? Dlaczego

nie dzieliłem twego losukiedy w jeden dzień fatalny

wyrwano cię z korzeniami z rodzinnego gruntuprecz do ohydnych wrót Treblinki?

Miasto moje rodzinnejak wytłumaczyć, że po tak wielu latachświecisz coraz jaśniej w mojej pamięci?

Czy to możliwe, że właśnie jatwój osiemnastoletni synmam być wybawicielem

twojej krwawej rzeczywistości?

Miasto ponad dwunastu tysięcy Żydówmłodych, starców, biednych, bogatych,

jak kipiąca rzeka, pełna życia, trudu, śmiechu…

W popiół przeobrażonaprzez diabelskich morderców.

SYMCHA SYMCHOWICZ

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 2

Page 3: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

1

Na okładce tego numeru „Gazety Ot-wockiej” widzą Państwo piątkę ro-dzeństwa. To dzieci znanej otwockiej

rodziny. Kacowie mieszkali przy Karczewskiej16 i prowadzili tam sklep – jak byśmy dziś po-wiedzieli – z artykułami gospodarstwa domo-wego. Z pięciorga rodzeństwa wojnę przeżyłytylko dwie siostry. Wszyscy trzej bracia zginęli– można o tym przeczytać w publikowanej turelacji Guty Nakrycz (z domu Kac).

Dziś Kaców w Otwocku nie ma. Tak jaknie ma wielu innych żydowskich rodzin, którewspółtworzyły naszą lokalną historię. W upalną środę, 19 sierpnia 1942 r. – do-kładnie siedemdziesiąt lat temu – niemieccyokupanci wywieźli do obozu zagłady w Tre-blince około 8 tysięcy żydowskich mieszkań-ców naszego miasta. Żaden dzień niezmienił historii Otwocka tak bardzo jak ten.W ciągu jednego dnia zniknęła połowa mieszkańców miasta-uzdrowiska. Nie możejednak zabraknąć pamięci o ich tragedii. Jes-

teśmy to im winni jako współobywatele Otwocka.

Poprzednie specjalne wydanie „GazetyOtwockiej” poświęcone było otwockimSprawiedliwym wśród Narodów Świata.Tym razem przedstawiamy losy otwockichŻydów – m.in. historie tych, których Spra-wiedliwi ratowali.

Wszystkie prezentowane tu teksty nie byłydo tej pory publikowane. Niektóre powstałyspecjalnie dla potrzeb tego wydania. Część re-lacji to dokumenty archiwalne. Inne jeszcze toprzekład tekstów publikowanych tylko w in-nych językach. Zazwyczaj są to jedynie frag-menty obszernych wspomnień. W nich zaśzawsze radość przetrwania wojennej gehennymiesza się z przepastnym bólem i tęsknotą zanajbliższymi, którzy mieli mniej szczęścia.

Autorzy tego numeru „Gazety Otwockiej”mieszkają w Izraelu, USA, Kanadzie i Australii.Otwoccy Żydzi rozsiani są także po innychczęściach świata. Właściwie wszyscy zacho-

wali sentyment do swego rodzinnego miasta.Wydaje się, że nie jest to tylko tęsknota zawłasną młodością. Jest w tym sentymencie coświęcej – tęsknota za miastem, z którym się utożsamiają, które było ich miejscem na ziemi.

Dziś jest to nasze miejsce na ziemi. Tymchętniej zatem otwieramy je dla tych, którymjest ono równie drogie. Bo przecież – jakpisał Jan Paweł II w swojej ostatniej książcePamięć i tożsamość – „polskość to w grun-cie rzeczy wielość i pluralizm, a nie ciasnotai zamknięcie”.

MARCIN GAWRYLIK redaktor naczelny „Gazety Otwockiej”

ZBIGNIEW NOSOWSKI przewodniczący Społecznego Komitetu

Pamięci Żydów Otwockich i Karczewskichwiceprzewodniczący

Polskiej Rady Chrześcijan i Żydówredaktor naczelny miesięcznika „WIĘŹ”

Drodzy Czytelnicy,

SPIS RZECZY:Mieczysław Winogórski 2Rodziców już nie spotkaliśmyGitel Hopfeld 4I zapadła cisza Guta Nakrycz 6Dom nasz był chlubą całego miastaHelena Fiszel 10Uciekaj stąd!Batia Goldfarb 12Będziemy dalej żyćMarek Oren 15Żegnałem się z życiem Symcha Symchowicz 18Wszechobecna pustka Dan Landsberg 20Przeżyłem – i co dalej?W. Benjamin Lindner 22Zacząć życie na nowo Nojowie w Otwocku 23i Nowym Jorku

Redaktor naczelny: Marcin GawrylikZespół: Maciej Gągała, Grzegorz MuczkeProjekt i skład: MidMedia

Materiałów nie zamówionych redakcja niezwraca, zastrzega sobie prawo do skrótów,

adiustacji i zmiany tytułów. Redakcja nie odpowiada za treść materiałów

literackich, listów i ogłoszeń.

Wydawca: Urząd Miasta OtwockaRedakcja: ul. Armii Krajowej 5,bud. C, I p., pok. 5; 05-400 Otwock tel. 22 779 24 21, 779 20 01 do 06 wew. 155; fax 22 779 42 25; 508 331 853e-mail: [email protected] i oprawa: Poligrafia GREG, Otwock-Świerktel./fax 22 339 01 45e-mail: [email protected]

Listy czytelników drukowane są w wersji oryginalnej. Nie drukujemy listów anonimowych

NA OKŁADCE: Rodzeństwo Kac, od lewej: Mosze, Ruben, Guta, Tauba, Wolf. Otwock, lata 20. XX wieku.

Wszyscy trzej chłopcy nie przeżyli wojny Ze zbiorów Szulamit Etzion (córki Tauby)

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:39 Strona 1

Page 4: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

2

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

Marzec 1939 roku był dla mnie miesią-cem szczególnym, pozostającym wmojej pamięci do dzisiaj. Gdy ukoń-

czyłem trzynasty rok życia, w towarzystwiekolegów z klasy i przyjaciół rodzicówprzeżyłem wówczas wspaniały dzień – uro-czystość bar micwa, podczas której chłopiecżydowski staje się pełnoletni wobec prawa.Wiele mówiło się wtedy o zbliżającej się woj-nie, ale nie przywiązywaliśmy do tego aż takwielkiej wagi.

Minęło beztroskie lato i nadszedł 1 września 1939 r. – wszystko się zmieniło.Wybuchła wojna. Już jej pierwszy dzieńokazał się bardzo ciężki. Otwock został 1 września zbombardowany. Mieszkaliśmyw willi Mańskiego przy ul. Reymonta. W po-bliżu był sklep rowerowy, na który spadłybomby. Właściciel sklepu (miał na imięKuba) został ciężko ranny, bomba obcięłamu nogi. Tragedia ta zrobiła ogromnewrażenie na mieszkańcach, a moja 12-let-nia siostra Beba przeżyła szok. Rodzice pos-tanowili, że na okres zawieruchy – którapotrwa zapewne kilka tygodni – wywioząnas do dziadków, którzy mieszkali w Jano-wie koło Pińska (obecnie Białoruś). Tam teżmieszkała cała nasza rodzina.

TEJ NOCY NIE ZAPOMNĘ Korzystając z grzeczności przyjaciół rodzicówz Warszawy, mieliśmy pod ich opieką zostaćprzewiezieni do dziadków. 6 września ranopożegnaliśmy się z matką i we trójkę – wraz z ojcem i siostrą – pojechaliśmy do Warszawy.Po południu mieliśmy jechać dalej ciężarówkąwynajętą przez przyjaciół rodziców, którzy teżw Janowie mieli rodzinę. Niestety, na cięża-rówkę nie udało nam się wsiąść, bo było wieluchętnych do wyjazdu. Druga ciężarówka miałabyć podstawiona następnego dnia. W związkuz tym ojciec wysłał mnie do matki do Otwocka, a sam z siostrą został w Warszawie.

Tej nocy nie zapomnę nigdy. Była ona dlamnie – z perspektywy czasu – najpięk-niejszą, a zarazem najtragiczniejszą nocą wmoim życiu. Spędziliśmy ją z mamą na roz-mowach, wzajemnym pocieszaniu się i us-pokajaniu. Matka starała się tłumaczyć mi,że to wszystko potrwa tylko kilka tygodni, apotem znowu będziemy razem. Jeszcze dzi-siaj czuję Jej oddech i pocałunek na rozsta-nie. Bardzo ciężko było mi rozstać się z Nią.

Rano przerażony wróciłem do Warszawy i wyruszyliśmy z siostrą w drogę do dziadkówdo Janowa. Rozstanie z ojcem też nie byłołatwe, ale tutaj musiałem zachować fason.

Przecież miałem pod opieką młodszą siostrę…I tak od tego momentu dwoje dzieci

wkroczyło w świat dorosłych i zaczęło walkęo przeżycie. Nie będę opisywał okresu wojny,bo nasze przeżycia były podobne do innych.Krótko mówiąc, wojna nas nie oszczędzała.Głód, mróz, tęsknotę za rodzicami i smutekmieliśmy na co dzień, ale nawet z bezna-dziejnych sytuacji udawało nam się wycho-dzić obronną ręką. Były chwile zwątpienia wewszystko, ale ciągle żyła nadzieja, że możejutro będzie koniec i wrócimy do rodziców.Przecież mieliśmy im tyle do opowiedzenia…

Niestety, rodziców już nie spotkaliśmy. 19 sierpnia 1942 roku zostali wywiezieni trans-portem z Otwocka do Treblinki i tam straceni.

W pewnym okresie wojny drogi moje i siostry rozeszły się. Los okazał się łaskawy i powojnie spotkaliśmy się – każde z nas już z własną rodziną. Ja wyjechałem na zachódPolski i tam jako przewodniczący KomitetuŻydowskiego pomagałem w osiedlaniu sięŻydom wracającym z Rosji. Potem mieszkałemw Legnicy i Wrocławiu – aż do 1957 roku.

W kwietniu 1957 r. wraz z żoną, 9-letnimsynem i 6-miesięczną córką wyjechaliśmy doIzraela. Z wielkim bólem… Siostra wyjechałado Izraela wcześniej, w roku 1950. ���

MIECZYSŁAW WINOGÓRSKI: Szukałem zdjęć rodziców i nie mogłem ich rozpoznać. Moi rodzice przez cztery lata postarzeli się o dwadzieścia lat…

Rodziców już nie spotkaliśmy

Rodzice autora: Rozalia i Szalom Wajngarten. Zdjęcia z getta, rok 1942Ze zbiorów Mieczysława Winogórskiego

Autor (w środku) z młodszą siostrą Bebą i kuzynem Dawidem przed pomnikiem Tadeusza Kościuszki w Otwocku, rok 1933

Ze zbiorów Mieczysława Winogórskiego

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:39 Strona 2

Page 5: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

3

���BRAKUJE TYLKO ZDROWIAW Izraelu początki też były ciężkie.Brakowało pracy, dawała się weznaki nieznajomość języka he-brajskiego. Pomału stawaliśmyjednak na nogi. Podjąłem pracę w firmie Hamat, produkującej ba-terie łazienkowe i kuchenne. Odszarego pracownika doszedłem dostanowiska dyrektora działu sprze-daży. W tym zakładzie doczekałememerytury.

Moje dzieci ukończyły szkoły i usamodzielniły się. Córka z ro-dziną mieszka w Izraelu, ma trzechsynów, cztery wnuczki i dwóchwnuków. Syn po studiach weWłoszech pozostał w tym kraju.Założył tam rodzinę, ma dwojedzieci – córkę i syna.

W roku 1992 owdowiałem. Byłto dla mnie bardzo ciężki okres. Jednak po kilku latach samotnościlos znowu uśmiechnął się do mnie.Poznałem wspaniałą kobietę – Polkę, Bożenę, z którą się zwią-załem. Razem jesteśmy juz 16 lat.

W chwili obecnej brakuje mitylko odrobiny zdrowia, aby cie-szyć się rodziną, wnukami i praw-nukami, ale to już jest niezależneode mnie. Pozostaje mi tylko cie-szyć się z tego co przynosi życie.

Polska jest i będzie dla mnie miejscem, doktórego wracam z miłością i sentymentem.Chciałbym, aby słowo antysemityzm zniknęłonie tylko ze słownika języka polskiego, ale i z polskiego życia. Aby moje dzieci i wnuki – które mają polskie obywatelstwo – czuły sięw Polsce dobrze i swobodnie.

Kiedy tylko mogłem, przyjeżdżałem do Otwocka w sierpniu, by uczestniczyć w ob-chodach rocznicy „likwidacji getta”. Ostatniozdrowie już mi na to nie pozwalało. Zawsze jed-nak 19 sierpnia byłem myślami z organizatoramii wszystkimi uczestnikami uroczystości.

Przez ostatnie kilka lat byłem honoro-wym gościem na podobnych uroczystoś-ciach w Rzeszowie, gdzie odmawiając kadiszza zmarłych, nie omieszkałem wspominaćtakże straconych Żydów otwockich.

W tym roku do połowy kwietnia żyłemnadzieją przyjazdu do Otwocka w sierpniu.Miała to być niespodzianka, ale los chciałinaczej. W drugiej połowie miesiąca naglepoczułem się źle, wylądowałem w szpitalu.Po zabiegach medycznych wszystko miało

być w porządku, ale stało się inaczej. W tejchwili jestem pod tlenem przez 24 godzinyna dobę. Jest trudno, ale i ten stan muszę polubić, chociaż jest mi bardzo ciężko.

W dniu siedemdziesiątej rocz-nicy zagłady otwockich Żydówwraz z całą rodziną łączę się z ot-wocczanami, aby oddać hołdnieżyjącym, brutalnie zamordo-wanym braciom i siostrom.

Dzielę się z Państwem foto-grafiami mojej rodziny. Szczegól-nie cenne są zdjęcia moichrodziców z getta. Gdy w 1947 r.odważyłem się pierwszy raz powojnie pojechać do Otwocka,zaszedłem do Komitetu Żydows-kiego. Spotkałem pana Cejtlina,który przeżył getto. Pokazał mibardzo duże pudło ze zdjęciami.Tuż przed likwidacją gettaNiemcy zażądali, aby wszyscyŻydzi zrobili sobie zdjęcia pasz-portowe. Niemcy zapowiadali,że Żydzi zostaną wywiezienidalej na wschód do pracy. Oczywiście chcieli w ten spo-sób uśpić czujność Żydów. Tefotografie pozostały. Szu-kałem zdjęć moich rodziców i nie mogłem ich odnaleźć.Dopiero pan Cejtlin pomógł mije odszukać. Jakaż była mojarozpacz! Moi rodzice mieliwówczas około 40 lat, a wyglą-dali jak 60-latkowie. A przecieżod dnia, gdy się z nimi roz-

stałem, do chwili wykonania fotografii mi-nęły tylko niecałe cztery lata. Oni przez tecztery lata postarzeli się o dwadzieścialat… MIECZYSŁAW WINOGÓRSKI

Autor z siostrą Bebą (z lewej) i Heleną Fiszel przed rodzinnym domem w Otwocku, ul Reymonta 37. Rok 1997 Ze zbiorów Mieczysława Winogórskiego

Autor, rok 1929 Ze zbiorów Mieczysława Winogórskiego

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:39 Strona 3

Page 6: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

4

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

Wkwietniu 1942 roku musiałam opuś-cić bezpieczną dotąd kryjówkę i z dwojgiem dzieci przyjechałam

do Otwocka, gdzie mieszkała moja siostra z rodziną. To, co zobaczyłam, było przeraża-jące. Dorośli i dzieci wychudzeni – lub prze-ciwnie, opuchnięci z głodu – wlekli się poulicach, śpiewając i prosząc o wsparcie. Nachodnikach mnóstwo ciał umarłych, którezakryte tylko szmatami lub gazetami leżałyczasem wiele godzin, zanim zabrano je nacmentarz.

Większość mieszkających tu Żydów straciła swoje źródło dochodów już dużowcześniej, tuż po zamknięciu tutejszychpensjonatów. Bez pracy szybko zubożeli i żeby uniknąć głodu, sprzedawali swojeubrania i rzeczy osobiste polskim sąsiadomlub żydowskim handlarzom, którzy we wioskach wymieniali to na żywność. Mimoto wkrótce głód i epidemia tyfusu zaczęłyzbierać ogromne żniwo, bo coraz więcej byłoludzi, którzy nie mieli już rzeczy na wymianę.Judenrat starał się opanować sytuację, otwierając kilka dobroczynnych kuchni orazszpital dla zakaźnie chorych, ale to była kropla w morzu potrzeb.

WŁADCY GETTAJednak nie wszystkich Żydów dotknęła straszliwa bieda. Niektórzy kupcy i rzemieśl-nicy podczas przenosin do getta zdołali scho-wać lub sprzedać swoje towary tekstylne,skóry czy wyroby jubilerskie i mieli za cokupić jedzenie. Nie cierpieli głodu także ci,którzy organizowali spółki szmuglerskie z Polakami, przemycali do getta żywność i sprzedawali ją po bardzo wysokich cenach.Do uprzywilejowanych należeli również pra-cownicy Judenratu. Dostawali wyższe racjeprzydziałów chleba i inne produkty.

Ale ponad wszystkimi byli żydowscypolicjanci, którzy stali się prawdziwymiwładcami getta. Pojedynczych szmuglerówzwyczajnie rabowali, od zorganizowanychgangów szmuglerskich brali łapówki, a przede wszystkim mogli sprawić, że ludzie unikali wywózki do obozów pracy.Bogatsi przekupywali ich i zostawali w Otwocku. Zamiast nich policjanci bralimłodzież z biednych rodzin.

Dla mnie policjanci żydowscy byli gorsiod Polaków, którzy rabowali wychodzącychpoza getto Żydów. W Otwocku zajmowałamsię szmuglem żywności i raz spotkałam kilkutakich polskich młodzieńców. W desperacjizaczęłam im wymyślać najgorszymi prze-kleństwami jakie znałam. A na koniec – wzy-

wając imienia Jezusa i Matki Boskiej – powiedziałam, że ciężko grzeszą, torturującbiedną chrześcijańską kobietę. Tak się spe-szyli, że od razu zostawili mnie w spokoju. Z żydowskimi policjantami nigdy nie poszło mitak łatwo. Kilka razy mnie złapali i musiałamim płacić, a raz zaprowadzili na posterunek i grozili, że mnie wyślą do obozu pracy.

NIECH BÓG MA LITOŚĆ NAD NAMI O tym, że Żydzi zostaną wywiezieni naśmierć, mówiono w getcie od początku. Alegdy w 1941 roku Niemcy utworzyli obózpracy w Karczewie, zaczęto mówić, że ot-wockie getto jest dla Niemców pożyteczne,więc jego mieszkańcy z pewnością uniknądeportacji. Chodziły słuchy, że powstaniekilka zakładów pracy, bo któregoś dnia nastację przywieziono wagon desek, a potemdrugi, ze starymi mundurami. I poszła po-głoska, że te deski przeznaczone są na bu-dowę zakładu stolarskiego, który wkrótcebędzie otwarty, a mundury – do poprawekkrawieckich i pralni, która lada dzień zaczniefunkcjonować. W ludzi wstąpiła nadzieja, że

getta w Otwocku nie spotka ten sam los, jakidotknął Żydów w innych miastach.

Wszystkie te nadzieje zostały zniwe-czone 22 lipca 1942 roku, gdy rozpoczęła sięogromna deportacja Żydów z warszawskiegogetta. W Otwocku wiedziano, co się tamdzieje, bo była łączność telefoniczna z War-szawą i ludzie na bieżąco mieli wiadomości odrodzin i przyjaciół. Wtedy wiele osób zaczęłobudować kryjówki w piwnicach i na strychach,inni przygotowywali plecaki z ubraniami i kosz-townościami. W tym czasie do getta przy-chodziło mnóstwo Polaków. Jedni chcieli kupićza półdarmo ubrania lub sprzęty domowe. Innideklarowali, że mogą przyjąć rzeczy na „prze-chowanie” do końca wojny.

18 sierpnia w getcie nagle wybuchła panika, bo rozeszła się wiadomość, że do Otwocka przybył Karl Brandt, oficer SS, którykierował akcją likwidacji warszawskiegogetta. Mówiono, że wszedł do biura Juden-ratu i zażądał mapy getta, a gdy przewod-niczący Szymon Gurewicz opóźniał się z wykonaniem polecenia, Brandt spoliczko-wał go i wyznaczył na stanowisko przewodni-czącego Judenratu komendanta żydowskiejpolicji Bernarda Kronenberga. Następnie rozkazał, żeby policja getta była gotowa doakcji, podobny rozkaz dostali polscy „grana-towi” policjanci.

Gdy usłyszałam te wieści, zdecydo-wałam, że muszę uciekać. Tego samegowieczoru przepchnęłam moje dzieci przezdziurę w ogrodzeniu naszego podwórka dosąsiedniego składu desek. Kazałam im tamcicho czekać, a sama wróciłam do domu zabrać moje rzeczy i pożegnać się z mojądrogą siostrą i jej rodziną.

Wtedy Tema, najstarsza córka mojejsiostry, przytuliła się do mnie i zaczęła błagać: „Weź mnie ze sobą, ciociu. Ja będędobra, ja ci pomogę, ja tak bardzo chcę żyć”.Nie mogłam się zdecydować, co robić. Temadobrze mówiła po polsku, ale miała podłużnątwarz i czarne włosy, co zdradzało, że jestŻydówką. Żeby nie narażać się na niebez-pieczeństwo, wolałam zabrać ze sobą jej siostrę Rachel. Ona miała jasne włosy i okrągłą buzię, więc mogła uchodzić zapolską dziewczynę, tyle że była przywiązanado rodziny. ���

GITEL HOPFELD: Najstarsza córka mojej siostry przytuliła się do mnie i zaczęła błagać: „Weź mnie ze sobą, ciociu. Ja będę dobra, ja ci pomogę, ja tak bardzo chcę żyć”. Nie mogłam się zdecydować co robić.

I zapadła cisza

Gitel Hopfeld, rok 1947Ze zbiorów Symchy Symchowicza

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:39 Strona 4

Page 7: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

5

���Ten straszny dylemat nagle rozwiązałszwagier. „Nikt nie pojedzie z tobą, wszyscyzostajemy razem. I niech Bóg ma litość nadnami” – powiedział. Wtedy wróciłam domoich dzieci, a gdy zapadła noc, wyszliśmy zeskładu drewna przez ogrodzenie biegnące tużprzy rampie stacji kolejowej. Z daleka wi-działam nadjeżdżający pociąg pasażerski doLublina. Gdy się zatrzymał, pchnęłam dziecina stopnie jednego z wagonów i samawspięłam się do środka. Po chwili pociąg ruszył i otwockie getto zostało za nami.

DZIEŃ ZAGŁADY O tym, jak wyglądał dzień zagłady getta, dowiedziałam się później od Temy, której udałosię uciec. Już o poranku zebrało się pod budynkiem Judenratu mnóstwo osób, by dowiedzieć się, co nastąpi. Nagle od stronyulicy Karczewskiej i od strony linii kolejowejwjechało do getta kilka samochodów z Ukraiń-cami. Zaczęli strzelać i po chwili powietrzeprzenikały straszliwe jęki konających i rannych.Ludzie wpadali w panikę, uciekali, chowali się.

Ukraińcy dotarli do Judenratu. Okrążylizebranych tam Żydów i popędzili ich na placza rampą kolejową. Gdy tłum Żydów szedł w stronę rampy, Ukraińcy i policjanci zaczęli

wdzierać się do domów i szukać tych, którzysię schowali. Wchodzili po kolei do mieszkań,a gdy kogoś znaleźli, bili i wyganiali na pod-wórko. Choć wszyscy podporządkowali sięrozkazom i szli na plac zbiórki, ukraińscyżołnierze sadystycznie, bezlitośnie bili każdego, kogo mogli dosięgnąć kolbami ka-rabinów. Od czasu do czasu strzelali też naoślep do maszerujących. Ludzie padalimartwi lub ranni i konali, często deptaniprzez poganiany, przestraszony tłum.

Wkrótce Ukraińcy dotarli na ulicę Josele-wicza [dziś: Świderska], gdzie mieszkała rodzina mojej siostry. Gdy Tema usłyszałastrzały, wyskoczyła z mieszkania na podwórkoi szybko weszła na schody prowadzące na dru-gie piętro. Tam spotkała grupę sąsiadów,którzy po drabinie wchodzili na strych budynku.Ukryła się tam z nimi i przez wąskie szczelinydachu obserwowała, co się dzieje na podwórku.Nagle – wśród stojących tam ludzi, których Ukraińcy wyciągnęli z mieszkań – Tema dostrzegła swego ojca i dwie młodsze siostry:Rachel i Małkałe. Wkrótce wszyscy zostali wyprowadzeni z podwórka na ulicę i dołączylido tych na placu obok rampy kolejowej.

Plac był już zapełniony przez kilka tysięcyludzi, mężczyzn kobiet i dzieci, a wciąż przy-

bywali kolejni. Stali lub siedzieli na ziemi przezwiele gdozin, coraz bardziej wyczerpani z po-wodu lęku, gorąca i pragnienia. Po południuzajechały dwa towarowe pociągi i zaczęło siętrwające do późnego wieczora ładowanieludzi do bydlęcych wagonów. Na końcu zała-dowano żony i dzieci żydowskich policjantów.Ich zostawiono, by posprzątali bałagan w tejczęści miasta, gdzie istniało getto.

Wkrótce pociągi odjechały. I zapadłacisza na ulicach getta. GITEL HOPFELD

Fragmenty wspomnień Gitel Hopfeld (1916-1969)

spisanych po polsku w formie krótkich notatek. Zostały one następnie przetłumaczone

na angielski i zredagowane przez jej siostrzeńcaSymchę Symchowicza. W roku 2005 ukazały się

w Toronto w formie książkowej pod tytułem At the Mercy of Strangers. Survival in Nazi Occu-

pied Poland. Tekst książki został ponownieprzełożony na język polski przez Mariana Domańs-

kiego. Powyższe fragmenty zostały wybrane i opracowane przez Artura Grabarczyka.

Autorka wspomnień po wojnie zamieszkała w Izraelu, gdzie zmarła. Jej syn mieszka w Paryżu

a córka w Nowym Jorku.

Młodzież z otwockiej organizacji Cukunft, zrzeszającej żydowską młodzież robotniczą. Trzeci od prawej stoi Symcha Symchowicz, siostrzeniec autorki. Z całej grupy ocaleli jedynie: Symchowicz, Pirowicz (stoi obok Symchy) i Frania Felner (siedzi, w białym płaszczu), później – żona Symchy. Fotografia z roku 1938 Ze zbiorów Symchy Symchowicza

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:39 Strona 5

Page 8: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

6

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

Wybuch wojny we wrześniu 1939roku zastał mnie w Otwocku, gdzieprzebywałam z dziećmi na letnisku.

Ponieważ krążyły pogłoski, że Niemcy za-mierzają stworzyć getta w większych mias-tach, postanowiliśmy z mężem nie wracaćdo Warszawy, ale pozostać w rodzinnym Ot-wocku. Tam też spodziewaliśmy się miećwiększe możliwości uzyskania żywności dladzieci i dla siebie, a przy tej sposobnościtakże korzystać ze świeżego i zdrowego po-wietrza, z którego słynny był Otwock.

LUDZIE SPUCHNIĘCI Z GŁODUBezpośrednio po wkroczeniu Niemców donaszego miasta urządzili oni w godzinachrannych na ulicach Otwocka łapankęmężczyzn – Żydów i Polaków. Złapanimężczyźni trzymani byli przez cały dzień w sali kawiarni Adamkiewicza w Otwocku i dopiero pod wieczór tego samego dniażołnierze zmotoryzowanej jednostki wojsko-wej doprowadzili wszystkich pod kasyno,mieszczące się na terenie parku miejskiego,i tam z balkonu kasyna wygłosił przemówie-nie do wszystkich zatrzymanych jeden z wyższych oficerów niemieckich. Ostrze-gając, żądał, aby rozgłoszono, że za każdąnajdrobniejszą krzywdę, jaka zostaniewyrządzona niemieckiemu żołnierzowi, całemiasto będzie ponosiło odpowiedzialność i grozić będzie kara śmierci. Pomiędzy tymi ze-branymi znajdował się także mój mąż HerszIcchak Kucyk. Chcę w tym miejscu zaznaczyć,że zatrzymani rekrutowali się przeważnie z po-ważnych obywateli Otwocka.

Po utworzeniu getta jesienią 1940 rokuwładzę w Judenracie objął Szymon Gurewiczz Otwocka, syn jednego z pierwszych założy-cieli pensjonatu w Otwocku.

Judenrat zmuszony zostaje ogrodzićgetto drutem kolczastym. Żydzi sami musząwykonać tę pracę. Policjant żydowski, byłystolarz, znęcał się na moich oczach na chłop-cach żydowskich z jesziwy, którzy w życiuswoim nie trzymali w rękach narzędzi pracy.Domagał się od nich intensywnej pracy i biłich za opieszałość. Żydzi z resztkami swegodobytku muszą opuścić miejsce swego za-mieszkania i wloką się do zamkniętego getta.

Nastała sroga zima. […] Koszmarnewarunki, nieludzkie traktowanie, epidemie

oraz śmiertelny strach czynią swoje. Ludzie spuchnięci z głodu snują się jak cie-nie po ulicach getta. Furmanki załadowanetrupami żydowskimi, z których jak patykizwisały ręce, są zjawiskiem zwyczajnym i częstym.

Esesman Schlicht jest postrachem getta,panem życia i śmierci. Ludzie za opuszczeniegetta byli karani śmiercią. Na podstawiezarządzeń niemieckich nie wolno było ichprzewozić na cmentarz żydowski i byli grzebani na miejscu rozstrzelania.

OCHOTNICY DO TREBLINKIMniej więcej z początkiem roku 1942 ukazałasię odezwa do żydowskich fachowców w getcie, by zgłosili się do dobrej i rentownejpracy, za opłatą. Zdaje mi się, że przyrze-czono im opłatę 5zł. Znalazła się garstka fa-chowców rzemieślników, którzy ochotniczosię zgłosili do tej pracy.

Po niejakim czasie doszły nas słuchy, żezostali oni wysłani do Treblinki koło So-kołowa, w celu budowy obozu. W tym czasienie wiedzieliśmy jeszcze, co oznacza słowo „Treblinka”. Byli to pierwsi „budowniczy”obozu Treblinka. Nieco później rozpoczęły sięna ulicach łapanki młodych ludzi, którychmiano wysłać do Treblinki.

Przed świętem Purim w 1942 roku odbyłasię duża łapanka w getcie, która trwała przez

kilka dni. Miały tam miejsce niesamowitesceny: matki z dziećmi na ręku rozpaczały.Złapanych ludzi zgromadzono w budynku Judenratu. Od czasu do czasu zjawia się Kro-nenberg [komendant policji żydowskiej w getcie – przyp. red.] i bada, czy ma już kon-tyngent wymagany przez Niemców. Oto-czony zostaje przez zrozpaczonych rodziców,żony, siostry i dzieci, którzy starają się zakażdą cenę wykupić swoich najbliższych.Między tymi nieszczęśliwymi znajdowali siętakże moi dwaj bracia: Wolf i Ruben Kac [w oryginale: Katz; prawdopodobnie tak za-pisano nazwisko w Yad Vashem; w OtwockuKacowie używali polskiego zapisu swego naz-wiska – przyp. red.]. Z samego rana o godzi-nie siódmej pod eskortą Niemców zostali oniodprowadzeni na stację kolejową.

W pierwszy dzień wolnych świąt WielkiejNocy 1942 roku udałam się ze znajomą starąkobietą Polką do Kosowa koło Treblinki, z dużą sumą pieniędzy, w celu wykupieniabraci z obozu. Zajechałam do Kosowa. Drogabyła bardzo niebezpieczna, gdyż nie posia-dałam żadnego dowodu przy sobie i opusz-czenie getta groziło karą śmierci. Z obawyprzez złapaniem nie odważyłam się nawetosobiście zakupić biletu kolejowego, uczy-niła to dla mnie owa Polka i w przebraniuchłopki z chustką na głowie pojechałam doKosowa. ���

GUTA NAKRYCZ: Policjant powiedział mi: „Zostałaś jedyna przy życiu z tej całej wielkiej rodziny. Idź w świat. Jesteś podobnado chrześcijanki, ty przetrwasz i żyć będziesz, a jeżeli dożyjesz wolności, opowiedz światu, co z nami robiono”.

Dom nasz był chlubą całego miasta

Rodzeństwo Kac. Stoją od lewej: Mosze, Wolf, Tauba, Guta (autorka wspomnień), Hersz Kucyk(mąż Guty). W dolnym rzędzie: Ruwen, niania, dzieci: Szulamit i Dov-Ber-Moshe. Otwock, rok 1938, podczas pobytu Tauby w Polsce Ze zbiorów Szulamit Etzion

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:39 Strona 6

Page 9: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

7

��� Gdy tam przyjechałam, dowie-działam się, że kowal Żyd z tego miastamoże mi udzielić bliższej informacji o losiemoich braci i o możliwości wykupienia ich z obozu. Nie przypominam sobie nazwiskatego kowala, zdaje mi się, jeżeli mnie tylkopamięć nie myli, że był on znany w mieściejako Szymon „kowal”. Jego dom był znany w całym miasteczku jako otwarty dla wszys-tkich [potrzebujących] jakiejś przysługi. Pracował on w obozie w Treblince, był uzna-wany przez Niemców za wybitnego fa-chowca i specjalistę w swoim zawodzie. […]Opowiedziałam mu, że celem mego przyby-cia jest wykupienie moich braci z obozu.Wówczas wyjął z kieszeni zdjęcie paszpor-towe mego młodszego brata Rubena, a naodwrotnej stronie tegoż zdjęcia były napi-sane ręką mego brata słowa: SOS.

Opowiedział mi kowal, że zdjęcie to otrzymał od Polaka, któremu wręczył je mójbrat z prośbą o oddanie go kowalowi i na-tychmiastowe przesłanie do nas do Otwocka. Zdjęcie to znajdowało się w posia-daniu kowala już kilka dni. Przesłanie go doOtwocka było związane z niezwykłą trudnoś-cią i niebezpieczeństwem. Przede wszystkimostrzegł mnie kowal, bym się nie odważyłazbliżyć do obozu (co właściwie było moimpoprzednim zamiarem), gdyż to groziło natychmiastową śmiercią. Przyrzekł mi uczynić wszystko, co w jego mocy, by ułatwićmi wykupienie braci, a jeżeli to się nie uda,przyrzekł opiekować się moimi braćmi i ulżyćim w niedoli. Przenocowałam w miasteczku i za radą kowala wróciłam natychmiast do Otwocka, gdyż przebywanie w Kosowie na-rażało nas na niebezpieczeństwo.

ROZSTRZELANI BRACIA W drodze powrotnej na pewnej stacji doko-nali Niemcy łapanki, ale do mojego wagonunie weszli, gdyż w międzyczasie pociąggwizdnął i ruszył z miejsca w dalszą drogę.Można sobie wyobrazić mój strach w owejchwili, ze strachu serce wyskakiwało mi z piersi. Szczęśliwie dojechałam do domu.

W drodze powrotnej widziałam grupyŻydów, znajomych z Otwocka, pracującychprzy naprawie szyn kolejowych. Byli onikrótki czas w obozie i już wtedy byli nie dopoznania, zmienieni na twarzy. Nad nimi staliNiemcy z nahajkami w ręku.

Gdy wróciłam do Otwocka, lotem błys-kawicy rozeszła się wiadomość o moim po-bycie i powrocie z Treblinki. Nieszczęśliwematki, ojcowie, żony zaczęli nachodzić mójdom celem zasięgnięcia wiadomości o losie

swoich najbliższych. Także te wizyty byłyniebezpieczne, należało się bowiem oba-wiać, by Niemcy nie dowiedzieli się o mojejpodróży.

Na drugie święta już pojechała samaowa Polka do Kosowa z paczką dla moichbraci, z poleceniem, by udała się do kowalai by zasięgnęła u niego wiadomości o losiemoich braci. Gdy tam przybyła, opowie-dział jej kowal o nieszczęściu, jakie spot-kało moich braci. Z obozu Treblinka uciekałwtedy chłopak z miejsca pracy przy napra-wie toru kolejowego i gdy podczas apeluNiemcy stwierdzili brak jednego Żyda, wydali rozkaz, by odliczyć dziesiątkę z sze-regu i ich rozstrzelać. W tej dziesiątce znajdowali się moi bracia. Mój młodszybrat Ruben zwrócił się wówczas z prośbądo Niemców i prosił ich, by przynajmniejjednego z nich pozostawili przy życiu.Niemcy nawet nie chcieli wysłuchać jegoprośby i rozkaz rozstrzelania został namiejscu wykonany. Było to w ostatni dzieńświąt Pesach 1942 r.

Jeszcze przed moim wyjazdem do Kosowa zjawił się w Otwocku Polak – pochodzący z okolic Kosowa, z nazwis-kami niektórych obozowiczów – który oka-zał gotowość zawiezienia pieniędzy dla tychnieszczęśników. Naturalnie wszyscy skwa-pliwie wręczali duże sumy pieniędzy temuPolakowi. Prawdopodobnie pieniądze teprzywłaszczył sobie ów Polak, gdyż póź-niej wszelki ślad o nim zaginął.

WY, PARSZYWI ŻYDZIBezpośrednio po wysłaniu moich braci doTreblinki zaczęliśmy się zastanawiać nad możliwościami wykupienia ich z obozu.

W Judenracie pracował urzędnik, młodystudent, nie pamiętam nazwiska, którywspółczując nam, starał się wszelkimi środ-kami nam pomóc. Tenże student opowie-dział nam pewnego razu, że nawiązałstosunki ze swoim dawnym znajomym Po-lakiem, urzędnikiem magistratu, który byłw kontakcie z Niemką, sekretarką Dietza,stojącego na czele arbeitsamtu. Dietz byłto człowiek bez skrupułów, postrach gettaotwockiego. Niemiec o atletycznej budo-wie, olbrzym chodzący wiecznie ze szpic-rutą w ręku. Wiem, że został w póź-niejszym okresie, w roku 1943, rozstrzelanyprzez podziemną organizację na ulicachWarszawy.

Jego sekretarka wyraziła gotowośćpośredniczenia za wielką opłatą w zwol-nieniu moich braci. Suma, którą wymie-niła, wynosiła 20.000 złotych. Ojczym mójustosunkował się od razu podejrzliwie dotej całej sprawy, odradzał dowierzaćNiemcom, przewidywał, że to podstęp. Mymłodzi zapaliliśmy się do tego planu.Uwierzyliśmy, że pieniądze utorują namdrogę do uwolnienia braci. Do dalszychkroków już więcej nie doszło, gdyż w międzyczasie bracia moi zostali roz-strzelani w Treblince.

W 10 dni przed świętami Szawuot wpadłna nasze podwórze esesman Schlicht, zatrzymał ojczyma i dopytywał się o resztęrodziny. Wyszedł najmłodszy brat mójMosze. Schlicht z miejsca spoliczkował gosilnie i kazał mu wraz z ojczymem iść na komendę. Przy spoliczkowaniu odezwał siędo brata i ojczyma: „Wy, parszywi Żydzi,chcecie przekupywać Niemców w celu zwol-nienia braci swoich. Ja was nauczę rozumu”.Schlicht zażądał zamknięcia naszych skła-dów i oddania mu kluczy.

Na komendzie zostali obydwaj straszniepobici. Byli tam trzymani przez kilka dni. Dwalub trzy dni przed Szawuot wypuścili Niemcymojego ojczyma na kilka godzin, w celu przy-niesienia 20.000 złotych przyrzeczonych nawykup braci moich. Ojciec powrócił do domuzałamany, pobity, zmieniony na twarzy niedo poznania. Opowiedział nam, że MoszemuNiemcy wybili oko i powiedział, że należy na-tychmiast przygotować żądaną kwotę, gdyżzostał on tylko terminowo zwolniony z Ges-tapo. Z żądaną sumą powrócił ojczym doGestapo. ���

Autorka z synami Szlomo i Dov-Ber-Moshe w Otwocku Ze zbiorów Szulamit Etzion

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:39 Strona 7

Page 10: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

8

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

��� Niemcy pieniądze przyjęli, ale w przeddzień Szawuot 1942 roku zostalirozstrzelani mój ojczym Gerszom Lewin i bratMosze Kac, za parkiem w Otwocku, w asyś-cie Niemców i dwóch złapanych w getciechłopców żydowskich, którzy zostali zmu-szeni wykopać grób dla skazańców.

Mosze przyjął wyrok bez słów, ojczymmój zdążył jeszcze wypowiedzieć pełnymgłosem „Szma Izrael”, zanim został rozstrze-lany. Razem z nimi został rozstrzelany takżeów student żydowski, pracujący w Judenra-cie. O tym nieszczęściu mi nie opowiedziano,gdyż rodzina chciała mi zaoszczędzićwstrząsu nerwowego. Opowiedziano mi, żenieszczęśliwcy zostali wywiezieni do War-szawy. […] Muszę w tym miejscu zaznaczyć,że bracia moi i dom nasz był chlubą całegomiasta. […]

SZATAŃSKA BIEGANINA Nadszedł dzień 19 sierpnia 1942 roku, dzieńlikwidacji resztki Żydów. Już poprzedniegodnia przyjechali esesmani do Judenratu poplany getta otwockiego. Domyślaliśmy się,że to sygnał do likwidacji getta.

Jeszcze czynimy starania w celu urucho-mienia pralni przy ulicy Warszawskiej naprzeciw Judenratu, z myślą, że ludzie za-trudnieni w pralni zostaną oszczędzeni pod-czas likwidacji. Znosimy gorączkowo kołdry,wyżymaczki, balie. Panie z najlepszych sferw białych fartuchach przygotowują się dopracy w pralni. Wszystko to odbywa się w os-tatnią, okrutną noc przed likwidacją.

Skazani na śmierć… Co ze sobą począć,gdzie się ukryć? Dzieci płaczą, rozpaczliwienas się trzymają. Szatańska jakaś bieganina.

Godzina 6 rano, dnia 19 sierpnia 1942roku [w oryginale: 17 sierpnia; oczywista pomyłka osoby przepisującej tekst w YadVashem – red.]. Już z daleka słychać śpiewypijanych żołdaków na tankach, widać jakpędzą szosą świderską na Otwock. Gettozostaje oblężone przez Niemców i Ukra-ińców. Świst kul wypełnia powietrze.

Szczuci i tropieni jesteśmy. Szatańskieuganianie się za ludźmi jak za zwierzętami.Esesmani rzucają się na swe ofiary jak bestie.Cały dzień trwają strzały. Trupami zasłanejest getto. Pędzą nieszczęśliwe matki z dziećmido wagonów na rampie kolejowej. Kopią,okładają kolbami. Jęki, krzyki, wrzaski, piekłona ziemi. Opuszczeni przez Boga i ludzi.„Wody! Wody!” – słychać. Tak to trwało dogodziny dziesiątej wieczorem. Nasi zostaliwzięci do wagonów do Treblinki, do komórgazowych.

Ja z mężem moim, Hirszem Kucyk, z teś-ciową Itą Kucyk oraz z dwiema siostramimęża i kilkoma sąsiadami ukryliśmy się napoddaszu willi przy ulicy Warszawskiej przezdwa dni od rozpoczęcia likwidacji. Pod namisłyszeliśmy wkraczających żołdaków dodomu. Zastali tam kobietę chorą w łóżku,strzelili do niej i odeszli. Kobieta ciężko rannaprzez cały dzień i całą noc jęczała, w końcuucichł jej głos. Widocznie zmarła.

Niemcy sprowadzili Żydów z obozu karczewskiego, którzy w asyście Niemców obchodzili domy żydowskie i nawoływali w języku żydowskim, by wyjść z ukrycia. Sły-szeliśmy ich głosy i widzieliśmy ich przez szparyna poddaszu, ale nie ruszyliśmy się z miejsca.Dopiero po dwóch dniach, gdy zupełnie ucichło,wyszliśmy po północy z naszej kryjówki.

GDZIE SĄ NASZE DZIECI?Ja z moim mężem poszłam do miejsco-wości Świder, do znajomych Polaków,gdzie ukryliśmy nasze dzieci podczas tejkoszmarnej nocy. Polka nie chciała naswpuścić do domu. Wreszcie po wielkichprośbach otworzyła drzwi i na zapytanie,gdzie są nasze dzieci, odpowiedziała, że z powodu strachu kazała naszym dzieciomopuścić mieszkanie, ale pocieszała nas, żedzieci prawdopodobnie żyją i znajdują sięw okolicy Świdra.

Przesiedziałam u Polki cały dzień i o świ-cie ubrałam chustkę na głowę i boso, udającchłopkę, poszłam na poszukiwanie dzieci. Podrodze napotkani ludzie opowiadali mi, żebardzo dużo dzieci uciekło w rozmaitych kie-runkach. ���

Siostry Tauba i Guta przy grobie matki na cmentarzu w Anielinie. Rok 1938Ze zbiorów Szulamit Etzion (córki Tauby)

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:40 Strona 8

Page 11: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

9

��� Napotkane chłopki – myśląc, żetakże ja jestem chłopką – pytały się mnie, czymi się udało coś zabrać z domów żydowskich,czy widać Niemców i czy można tam pójść,by zdobyć coś z majątków żydowskich.

Getto przedstawiało okropny widok.Okna i drzwi pootwierane, pierzyny i po-duszki walały się po schodach i po ulicy.Wprost straszyło. Wtedy to właśnie mójmąż pożegnał się ze mną i według planumiał się ukryć w innym miejscu, a ja w innym miejscu. Dzieci moich nie wi-działam już więcej od tej pory.

Ja ukryłam się w opuszczonym domu, w jednej z największych willi leżących w obrę-bie getta „Feliksówka”. Byłam z teściową i jeszcze z kilkoma ludźmi w tej opuszczonejwilli. Spotkałam się tam z moją krewną i jejdziećmi. Jej mąż i syn poszli na poszukiwaniemiejsca ukrycia, a jej najgorętszym życze-niem było, ażeby ją Niemcy rozstrzelalipierwszą, ażeby nie musiała patrzeć jakdzieci są rozstrzelane. Niemcy bowiem zaz-wyczaj rozstrzeliwali dzieci na oczach matek.Była to szczera modlitwa żydowskiej matkiw owych dniach.[…]

Wieczorem poszłam na żydowską ko-mendę na ulicy Samorządowej by się do-wiedzieć o los mojego męża. Gdy się tamzbliżyłam, już z daleka było słychać płacz i przekleństwa. Zauważył mnie znajomy poli-cjant żydowski, radził mi, bym się oddaliła stąd,gdyż jest rozkaz zatrzymania każdego napot-kanego Żyda. […] odprowadził mnie kawałek

drogi i powiedział mi, że wiadomo na policji, żedzieci moje, wyrzucone przez Polkę, poszły dowagonów szukać rodziców; że mój mąż dzisiajzostał złapany przez Niemców, rozstrzelany i pochowany w bratnim grobie pomiędzy Świdrem a Otwockiem. Policjant ten powie-dział mi jeszcze: „zostałaś jedyna przy życiu

z tej całej wielkiej rodziny. Idź w świat. Jesteśpodobna do chrześcijanki, ty przetrwasz i żyćbędziesz, a jeżeli dożyjesz wolności, opowiedzświatu, co z nami robiono”. […]

Niemcy wraz z granatową policją roz-poczęli wyszukiwanie resztki Żydów pomieszkaniach, strychach i piwnicach. Kto sięjeszcze zdołał skryć, został zatrzymany i od-prowadzony na żydowski posterunek. Strasz-nie i nieludzko wyglądali ci wyciągnięci z tychwykrytych zakątków. Umęczonych do ostateczności po kilkudniowym ukryciu zabrano do grobu bratniego, przygotowa-nego z góry – mogiły na piaskach pomiędzyŚwidrem a Otwockiem. Tam nastąpiła egze-kucja sióstr i braci naszych. Śmiertelniebladzi, przerażeni, w skrajnej rozpaczy, roz-bierali się z wierzchniej odzieży, żywi ludzienachyleni nad grobem, a kula w tył głowystrącała jednego za drugim do wspólnej mo-giły. Tam też zginęła moja teściowa, ItaKucyk z dwoma córkami. GUTA NAKRYCZ

Fragmenty relacji Guty Nakrycz złożonej w Instytucie Yad Vashem

w Jerozolimie (syg. 1068/25/J). Guta pochodziła z otwockiej rodziny

Kac (Katz), w czasie wojny nosiła po mężu nazwisko Kucyk,

po wojnie: Nakrycz. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Od lewej: Miri Goldfarb-Shurkin (córka Batii Goldfarb) i Szulamit Etzion (córka Tauby Kac Bajer) z wieszakiem-reklamą otwockiego sklepu Kaców. Józefów, rok 2007 Fot. Lidia Dańko

Od lewej: Tauba, Guta i jej mąż Hersz oraz ich synowie: Szlomo (Stefan) i Dov-Ber-Moshe (Beni).Otwock, rok 1938 Ze zbiorów Szulamit Etzion

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:40 Strona 9

Page 12: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

10

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

Wroku 1939 najpierw pojechałam doRosji z moją siostrą i jej rodziną.Siostra mnie namawiała, bo nie

chciała jechać sama. Ale mama pisała z Ot-wocka, że jest całkiem nieźle, że jest chleb i inne jedzenie. Zdecydowałam więc wrócićdo rodzinnego miasta.

Tu przeżyłam, bo posiadałam tzw. dobrywygląd i dobrze mówiłam po polsku. Dziękitemu mogłam swobodnie chodzić, udającPolkę. Gdy pojawiły się wiadomości o likwi-dacji otwockiego getta, pobiegłam do mojejmamy, żeby jej o tym powiedzieć. Mamaszybko zebrała kosztowności, jakie miała w domu, i zaczęła mi je wciskać. Mówię:„Mamo, ja tego nie potrzebuję, wy będzieciesię tym ratować”. Mama: „Prędko, weź!”.

A tu nagle za moimi plecami stanął polskipolicjant. Wziął mnie za Polkę, która chceobrabować Żydów. Zaczął na mnie krzyczeć,co ja robię koło Żydów, żebym uciekała. A mama na to: „Uciekaj stąd! Co ty od naschcesz? Stale myślą, że my coś mamy. Ucie-kaj stąd!”.

I to są ostatnie słowa, jakie słyszałam odmojej mamy… Pan rozumie, co to znaczy…Tragiczna sytuacja… Odeszłam wtedy i scho-wałam się na stacji kolejowej, gdzieś naschodach, na piętrze. Stamtąd obserwo-wałam całą tę strzelaninę w getcie. To było19 sierpnia 1942 r. Okropne…

JEŚLI CHCESZ ŻYĆ, POJEDZIESZ DO NIEMIEC Wieczorem zeszłam na dół i spotkałam paniąMarchlewiczową, żonę komendanta policji.Powiedziała mi: „Cały czas widziałam, że tustoisz, ale teraz już musisz iść, bo to zbyt nie-bezpieczne miejsce”. Wtedy poszłam do do-zorcy w naszym pensjonacie przy ulicyMatejki – Kazimierza Brzezińskiego. On po-wiedział mi, że podobno jest jeszcze getto w Garwolinie.

Na drugi dzień tam poszłam. I rzeczywiś-cie w garwolińskiej synagodze spotkałamdużo koleżanek i kolegów z Otwocka. Jedenz nich (on później przechował się u Brze-zińskiego) dał mi pieniądze, żebym poje-chała do Otwocka i przywiozła im jedzenie.Dwa razy udało mi się pojechać tam i z pow-rotem. Już nawet nie bałam się i jechałampociągiem.

Za trzecim razem zostałam jednak zła-pana. Gdy poszłam na stację kolejową, żebywracać do Garwolina, podeszło do mniedwóch folksdojczów i zabrali mnie do trans-portu do Niemiec. Było już 19 dziewcząt, jadołączyłam jako dwudziesta.

Zaczęłam prosić, że chciałabym najpierwzawiadomić rodzinę. Nie chciałam jechać doNiemiec. Folksdojcze zaprowadzili mnie nakomisariat policji do komendanta Marchle-wicza. Oni zostali na dworzu, a ja weszłamdo środka, więc mogłam swobodnie rozma-wiać. Powiedziałam: „Przepraszam, że panafatyguję, ale jest historia bardzo nieprzy-jemna. Ja pana znam, pan przychodził do

getta. Ja jestem Żydówką. Chcą mnie wy-wieźć do Niemiec. Bardzo proszę, żeby panmnie zabrał z tego transportu”. On pyta:„Dlaczego?”.

Tłumaczę, że mam brata w obozie w Karczewie, chcę go stamtąd wydostać i gdzieś się ukryjemy, w lesie czy gdziekol-wiek, znajdziemy pracę. On na to: „Dziecko,co ty opowiadasz? Ty chcesz ze swoimmłodszym braciszkiem szukać pracy? Jeślichcesz żyć, to ja właśnie to mogę dla ciebiezrobić, że tym transportem pojedziesz doNiemiec. Tam będziesz pracowała i przeży-jesz jako Polka. Nie musisz się bać, że cię roz-poznają”.

DOZORCA BRZEZIŃSKIKomendant spytał mnie, czy chcę kogoś zawiadomić. Powiedziałam, że dozorcę z pensjonatu przy ulicy Matejki. Marchle-wicz posłał policjanta, który przyprowadziłBrzezińskiego.

Mówię do niego: „Panie Kazimierzu, zabierają mnie do roboty do Niemiec”. On nato: „Cudownie, Helenko, cudownie!”. Szybkoposzedł do domu i przyniósł mi jedzenie, ter-mos i trochę moich rzeczy do przebrania, boczęsto u niego nocowałam i miałam tamtrochę ubrań. ���

HELENA FISZEL: Cały czas w Niemczech śniłam o rodzicach. Nie wiedziałam, czy moi rodzice zostali wywiezieni do Treblinki, czy rozstrzelani na miejscu. Było mi z tym bardzo ciężko.

Uciekaj stąd!

Autorka, rok 1954 Ze zbiorów Heleny Fiszel

Stoją od prawej: Hela Kiejzman (autorka), Siedlecka, Ania Kiejzman, Siedlecka. Siedzą: Natan Kiejzman (w czapce) i chłopcy-sąsiedzi z Otwocka. Z całej grupy wojnę przeżyłytylko Ania i Hela. Otwock, lata 30. XX wieku Ze zbiorów Heleny Fiszel

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:40 Strona 10

Page 13: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

11

��� I powiedziałam mu jeszcze, że gdybyktoś z Garwolina o mnie wypytywał, to niechmówi, że wywieźli mnie do Niemiec. Niechciałam być posądzoną o kradzież pie-niędzy, które miałam od innych Żydów z Gar-wolina na zakup żywności. Zostawiłam teżwcześniej u niego jakąś biżuterię, mówiąc żeewentualnie po wojnie ją odbiorę.

Jeszcze przedtem zdarzyła się też takabardzo nieprzyjemna historia. Brzeziński po-wiedział mi, że gdybym miała trochę pie-niędzy, to on załatwiłby mi paszport. Aleskąd ja wezmę pieniądze? On mówi: „Idź napolicję żydowską. Oni mają tyle pieniędzy,może ci dadzą”. Poszłam tam, spotkałam po-licjanta-kolegę mojego szwagra. On przy-chodził do nas do domu. Mówię mu, o co michodzi. A Dawid na to: „Co za problem zdo-być pieniądze? Przyjdź na jedną noc, to sobiezarobisz na dziesięć paszportów!”. „Ty bara-nie” – pomyślałam sobie i wróciłam do Brze-zińskiego.

Pan Kazimierz – widząc, że mi się nieudało – obiecał, że jakoś zarobi pieniądze,żeby mi wyrobić fałszywe dokumenty. Później to już nie było potrzebne, bo mniewywieźli.

W FABRYCE AMUNICJI Zawieziono mnie najpierw do Warszawyna Skaryszewską. Powiedzieli mi, że jes-tem za młoda do pracy. Postanowiłam sięwięc postarzeć. Powiedziałam, że uro-dziłam się w roku 1922, a naprawdę jes-tem z roku 1925.

Najpierw byłam bardzo smutna, że wy-jeżdżam. Opuszczałam Polskę, nie wie-działam dokąd jadę. Ale później szybkookazało się, że naprawdę pan Marchlewiczmiał rację wysyłając mnie na roboty doNiemiec.

Pojechałam do Stargardu na Pomorzu[dziś: Stargard Szczeciński, wówczas na-leżał do Rzeszy Niemieckiej – przyp. red.],gdzie pracowałam w obozie jako tłu-maczka. Pomagałam też w rozsyłaniuludzi do pracy.

Gdy po powstaniu w getcie zaczęłyprzychodzić transporty z Warszawy, bałamsię, że może przyjechać ktoś z Otwocka i mnie rozpoznać, więc mogłabym miećproblemy. Wybrałam więc dla siebie pracędomową w jednej ze wsi na Pomorzu. Później Niemcy ustanowili prawo, że cu-dzoziemcy nie mogą pracować prywatnie, a jedynie w fabryce amunicji. Przepraco-wałam więc jeszcze prawie dwa lata w Stargardzie w fabryce Kruppa.

ŻYDZI JEDNAK ŻYJĄ?W marcu 1945 r. wkroczyli tam Rosjanie.Czeszki szybciej zwolniono, Polek jeszcze nie,więc pojechałam do Czechosłowacji. Tam dosierpnia pracowałam bardzo ciężko na wsi.Nawet mi nie przyszło do głowy, że jacyśŻydzi mogą jeszcze gdziekolwiek żyć. I naglegdzieś tam na wsi znalazłam gazetę z infor-macją o pogromie na Żydach w Katowicach[prawdopodobnie chodzi o pogrom w Kra-kowie 11 sierpnia 1945 r. – przyp. red.]. Po-myślałam więc, że skoro ktoś zrobił pogrom,to znaczy, że Żydzi jednak żyją.

Wtedy postanowiłam napisać list do do-zorcy w Otwocku. Napisałam około 20 listów– wszystkie takie same, zaadresowane naBrzezińskiego – i dałam po jednym do każ-dego wagonu pociągu jadącego do Polski.Dotarł do adresata tylko jeden list, ale dotarł.

Nieco wcześniej moja siostra wróciła z Rosji do Otwocka. Poszła na komendę po-licji spytać się o losy swojej rodziny. Gdykomendant Marchlewicz usłyszał jej naz-wisko, wykrzyknął: „Twoja siostra żyje. Jają wysłałem do Niemiec do pracy”. Wysłałją do dozorcy Brzezińskiego. Niestety, onjeszcze nic o mnie nie wiedział. Oddał tylkosiostrze pierścionki, kolczyki i naszyjnik,które dałam mu na przechowanie. Siostrawróciła do Łodzi.

I któregoś dnia w Łodzi siostra słyszy, jakktoś chodzi po ulicy i krzyczy: „Mam list od He-lenki, mam list od Helenki”. Zeszła na dół,patrzy – a to pan Kazimierz. Przyjechał spec-jalnie do Łodzi z Otwocka. Nie pamiętał, gdziemieszkała moja siostra (to był prosty czło-wiek, nawet nie umiał czytać), więc chodziłod podwórka do podwórka i szukał jej.

Po tym wspaniałym człowieku, niestety,wszelki ślad zaginął. Wiem, że u niego naMatejki przechował się też jeden Żyd. Sie-dział tam przez dwa lata ukryty w piecu.Został zastrzelony na ulicy w dniu, gdy jużweszli Rosjanie do Otwocka – tuż po wyj-ściu z kryjówki. Brzeziński pomagał teżŻydom wyrabiać fałszywe dokumenty.Bardzo żałuję, że go już nigdy nie spot-kałam. Nie mogłam nawet podziękować muza to co dla nas zrobił.

NIESPOKOJNE SNYCały czas w Niemczech śniłam o rodzi-cach. To były bardzo trudne, bolesne sny.Nie wiedziałam, czy moi rodzice zostaliwywiezieni do Treblinki, czy rozstrzelanina miejscu. Było mi z tym bardzo ciężko.Gdy po wojnie przyjechałam do Otwocka,poszłam na miejsce rozstrzeliwań przyulicy Reymonta, na ten zbiorowy grób,zapaliłam tam świeczkę, położyłamkwiaty. Modliłam się wtedy do mamy. I nagle powiedziałam do koleżanki, którabyła ze mną: „Moi rodzice nie pojechalido Treblinki”. Nie byłam pewna, czy tutajleżą, może zostali zastrzeleni w getcie.Byłam jednak pewna, że nie pojechali doTreblinki.

Od tego dnia odzyskałam spokój. Anirazu już nie śnili mi się rodzice. Mam w domunad łóżkiem ich zdjęcie. Modlę się do nich,ale już nigdy nie miałam tych niespokojnychsnów. HELENA FISZEL

Wspomnienia Heleny Fiszel (z domu Kiejzman, ur. 1925) nagrane

w Izraelu przez Zbigniewa Nosowskiego.

Helena Fiszel, Tel Awiw, rok 2011 fot. Zbigniew Nosowski

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:40 Strona 11

Page 14: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

12

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

Gdy moja mama, Sara Rosa z domuSteinberg, poznała mojego ojca, byłajuż wdową z dwójką dzieci. Pierwszy

raz wyszła za mąż bardzo młodo, urodziładwóch synów: Dawida i Moszego, i w wieku21 lat straciła męża. Ojciec, Juda Leib Cytryn,służył w wojsku w Radomiu. Tam się poznali z mamą, pobrali i stamtąd przyjechali do Ot-wocka. Tu urodziło im się jeszcze troje dzieci– najpierw Juda, potem ja i na końcu Szmu-lik. Było więc nas w domu pięcioro dzieci.

Po przeprowadzce do Otwocka tata pra-cował jako szewc, mama była krawcową. A latem, gdy przyjeżdżało dużo letników,oboje robili lody, które ojciec sprzedawał.

Mama miała chyba dziesięcioro ro-dzeństwa, ale ja znałam tylko jednego jejbrata, który nas odwiedzał. Tak samo zestrony ojca – przyjeżdżał do nas tylko jedenz jego braci. Dlatego po wojnie nie wie-działam kogo mam szukać.

OJCIEC NIE PALIŁ W SOBOTĘRodzice nie byli bardzo religijni, ale mamaprzestrzegała tradycji. Obchodziliśmyżydowskie święta, w Jom Kipur pościliśmy,podczas Pesach używaliśmy osobnego zestawu naczyń i mama tego pilnowała. A ojciec, choć wychował się z dala od wiaryi tradycji żydowskiej, ze względu na mamęteż obchodził święta. On bardzo dużo palił,ale w sobotę nie wypalał ani jednego papie-rosa. Robił to specjalnie dla mamy, choć byłoto dla niego ciężkie. Całą sobotę chodził nie-spokojny i czekał, kiedy ten dzień się jużskończy. Lubił za to, kiedy mama czytała na głos po żydowsku. Ojciec siedział i napra-wiał buty, a mama czytała mu książki pożydowsku.

W naszym domu mówiło się po polsku i po żydowsku. Ja jednak nie nauczyłam sięjęzyka żydowskiego, bo niewiele czasuspędzałam w domu. Moja mama uznała, żepowinnam się uczyć w Warszawie, w szkoleprzy Srebrnej 12, więc w Otwocku spędzałamtylko wakacje. Moi bracia uczyli się w che-derze, a poza tym żyli na co dzień międzyŻydami, więc mówili po żydowsku.

Gdy zaczęła się wojna, ojciec zdecydo-wał, że musimy spieniężyć wartościoweprzedmioty. Zaczęliśmy sprzedawać – za-pasy materiałów, z których mama szyłaubrania, porcelanę, dębowe meble. „Jakprzeżyjemy, to odkupimy wszystko z powro-tem. A jak nie, to przynajmniej przed śmier-cią nie będziemy głodni” – powiedziałojciec. A że nie miał semickiego wyglądu tochodził kupować żywność na wieś, żeby

było taniej. Kupował kartofle i potem na ple-cach przynosił je do Otwocka. Dzięki temu,gdy u innych zaczął się już głód, u nas byłojeszcze co jeść.

Zaraz na początku wojny ojciec kupiłteż taki piecyk z rurami i potem, już w get-cie, przychodzili do nas sąsiedzi, a mamarobiła im herbatę. To znaczy paliła cukier napatelni, żeby miał kolor i to była esencja, a później dodawała sacharynki. Dużo ludziprzychodziło ogrzewać się u nas w domu i pić tę „herbatę”.

Dzięki tym spotkaniom wiele się do-wiadywałam, bo rodzice nie pozwalali miczytać gazet. A gdy przychodzili sąsiedzi,zaczynały się dyskusje o tym co się wy-darzyło co będzie dalej. Do dziś pamiętamsłowa ojca, który stwierdził: „Niemcy niemogą iść dalej. Inne kraje się obudzą i niedadzą im iść dalej”. A matka na to: „Jak sięktoś obudzi, to my już nie będziemy żyć”.Oboje mieli rację.

PRZEZ PŁOT DO ŻYCIANajpierw straciliśmy Judę. Niemcy złapali goi wywieźli do Treblinki. Mówili, że do pracy,ale to nie było do pracy, to było do Treblinki.Gdy mama się dowiedziała, że go złapali, po-słała mnie tam gdzie ich trzymali, żebym po-

kazała jego metrykę, bo był za młody na wy-jazd. Poszłam, tam było jakieś podwórko, a ci złapani byli za kratami. Na podwórkumnóstwo ludzi, ja się przepycham z tą me-tryką, a oni tylko śmiali się ze mnie.

Gdy wróciłam do domu i powie-działam, że nie udało mi się wyciągnąćJudy, mama nie powiedziała ani słowa. Jejdwaj najstarsi synowie, Dawid i Mosze, byliwtedy w Warszawie i ona nie wiedziała cosię z nimi dzieje. Teraz Niemcy wywozili ko-lejne dziecko i też nie wiedziała co z nimbędzie, czy go jeszcze kiedyś zobaczy. Aleprzez cały dzień nie dała nic po sobie po-znać. Dopiero w nocy słyszałam, że płacze.

Gdy wywieźli Judę, rodzice postano-wili, że ja i mój młodszy brat musimy opuścić getto. Od jakiegoś czasu słyszeliś-my, że poza gettem jest dużo dzieci, którechodzą od domu do domu i proszą o jedzenie. Nie tylko żydowskie, bo pol-skie, chrześcijańskie dzieci też to robiły,więc uznaliśmy, że nikt na nas nie zwróciuwagi. Wyjść było dość łatwo, bo otwockiegetto było otoczone parkanami. Przecho-dziliśmy przez nie i szliśmy od domu dodomu. Ale nigdy nie wchodziliśmy razem dojednego domu, tylko ja do jednego, Szmulikdo następnego. ���

BATIA GOLDFARB: Ojciec powiedział: „Niemcy nie mogą iść dalej. Inne kraje się obudzą i nie dadzą im iść dalej”. A matka na to: „Jak się ktoś obudzi, to my już nie będziemy żyć”. Oboje mieli rację.

Będziemy dalej żyć

Małżonkowie Shalom i Batia Goldfarb przed swoim domem. Even Yehuda, rok 1968Ze zbiorów ich córki, Miri Goldfarb-Shurkin

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:40 Strona 12

Page 15: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

13

��� Często chodziliśmy tak wiele kilo-metrów i prosiliśmy o coś do jedzenia i o pracę. Czasem nie dostawaliśmy nic, cza-sem kawałek chleba, kartofle czy coś innegoi potem się tym dzieliliśmy. Pracę dostaliśmywe wsi Ostrówiec [koło Otwocka Wielkiego– przyp. red.]. Byliśmy pastuchami, ja u jed-nego gospodarza, a brat u innego, po drugiejstronie drogi. Ludzie, u których pracowaliś-my byli bardzo mili i chyba wiedzieli, że myjesteśmy Żydami, bo w okolicy było już dużodzieci żydowskich, chociaż wtedy jeszcze sięnie ukrywały.

Doskonale pamiętam jak raz do tej wsiprzyszli Niemcy z końmi i jeden z nich, oficer,zawołał mnie i coś powiedział. Nie rozu-miałam go, ale jeden chłopak zrozumiał i miprzetłumaczył: „On mówi, że jesteś podobnado jego córki, którą zostawił w Berlinie”. A potem ten Niemiec dał mi cukierki. Ja niechciałam wziąć, więc on zostawił te cukierkii pokazał na mnie, żebym je wzięła. Takimiałam wygląd, że Niemiec powiedział, że jajestem podobna do jego córki…

JUŻ NIE MAMY RODZICÓWPo jakimś czasie musieliśmy szukać innegomiejsca i pracy. Poszliśmy do wsi Świder nie-daleko Otwocka. Tu trafiliśmy do braci Sier-pińskich, bardzo solidnych ludzi i oni nasprzyjęli. Ja pasłam krowy u jednego z nich, a Szmulik u drugiego, ale nie mówiliśmy im,że jesteśmy rodzeństwem.

Dzięki tej pracy mogliśmy wreszcie od-wiedzać rodziców. Raz ja pilnowałam krówSzmulika, żeby on mógł pójść do rodziców,

potem on pilnował moich, a ja szłam do Ot-wocka. Jak mieliśmy trochę chleba albocoś innego do jedzenia – zanosiliśmy torodzicom.

Nie pamiętam dokładnie tych spotkań,pamiętam za to doskonale ten dzień, kiedy z Otwocka zaczęli uciekać Żydzi. Było jużciemno, oni przyszli do Świdra po jedzenie.Słyszałam jak rozmawiają z naszymi gospo-darzami i wtedy zrozumiałam co się dzieje.Rano, kiedy spotkałam się z bratem w drodzena pastwisko, powiedziałam mu: „Już niemamy rodziców”. Szmulik zapytał mnie: „I comy teraz zrobimy?”. Ja wtedy chciałam sięoddać w ręce Niemców, żeby mnie też zabili,ale powiedziałam mu: „Będziemy dalej żyć”.Wiedziałam, że mam dla kogo żyć. Późniejskończyła się praca. Szmulik został na wsi

trochę dłużej, a mi mój gospodarz powie-dział, że na zimę nie trzyma pastuchów. Poszłam wtedy do Klementyny Darczuk, Ukrainki, która mieszkała na ulicy Reymonta w willi Kurkiewiczów. Kle-mentyna była znajomą mamy. Kiedyprzyjechała do Otwocka to umiała szyć,ale nie umiała kroić, więc matka poma-gała jej w tym krojeniu. To była bardzodobra kobieta, pomagała mi i Szmuli-kowi. Gdy nie mieliśmy pracy to szliśmydo Klementyny i spaliśmy u niej, ale sta-raliśmy się to robić jak najrzadziej, boona była biedna.

Dowiedziałam się wtedy, co się dzieje w Otwocku w getcie. Przyszło do Klementynydwóch policjantów żydowskich i powiedzieli:„To już jest koniec”. Chodząc po Otwocku,byłam między Polakami, więc sama wi-działam, co robią i słyszałam, co mówią. Nie-którzy wręcz szczycili się: „ZłapałamŻydówkę”, „Dałam jej w mordę, zabrałam jejto czy tamto”, „Oni od nas brali, teraz my odnich bierzemy”. Wiedziałam, że Żydomtrudno się ukryć, że Polacy ich łapali i wyda-wali Niemcom, a przedtem bili. W końcu od-ważyłam się wejść do getta i zobaczyłam nawłasne oczy, jak się tam zachowują Polacy.To mnie bolało.

A jak już wszystko ucichło, to z bratemposzliśmy na ulicę Dłuskiego do naszegomieszkania w willi Maklakiewiczów. Zachę-całam go: „Chodź, może coś zostało, jakieśpamiątki, jakieś zdjęcie”. Ale już wszystkobyło wyczyszczone, posprzątane, nic nieznaleźliśmy. Nic nie było, tylko trzepaczkado piany.

Klementyna nalegała żebyśmy się uczylireligii katolickiej. Chodziliśmy więc na tę reli-gię, mój brat w Otwocku, ja na wsi. ���

Batia i Szmulik Cytrynowie w Izraelu - w szkole rolniczej w Ajanot Ze zbiorów Batii Goldfarb

Batia (stoi w środku) i Szmulik (leży) w Izraelu podczas wycieczki na górę TaborZe zbiorów Miri Goldfarb-Shurkin

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:40 Strona 13

Page 16: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

14

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

��� Później się dowiedziałam, że ksiądz,który uczył Szmulika to była wielka postać,człowiek, który pomagał wielu Żydom w Otwocku [chodzi o ks. Jana Raczkowskiego,wikarego otwockiej parafii św. Wincentego á Paulo – przyp. red.]. Ten ksiądz podczaswojny dobrze wiedział co się dzieje i mówił w niedziele z ambony: „Wydajecie duszę czło-wieka za kilo cukru i butelkę wódki. Jak wy-dasz Żyda, dostaniesz jeszcze papierosy. Zato oddajecie duszę człowieka”. Przypominało przykazaniu „Nie zabijaj”. Tymi słowami na-raził się wtedy wielu ludziom. Przecież w tymkościele nie było Niemców…

ODNALEŹĆ RODZINĘ Potem przez pewien czas mieszkałam u Kur-kiewiczów w Falenicy i pracowałam u nich w bufecie dworcowym. Gdy weszli już Ros-janie, poszłam z Falenicy do Otwocka do Klementyny. Jej dom, tak jak zawsze, był por-tem dla mnie i mojego brata, jak się rozdzie-laliśmy i traciliśmy kontakt to wiedzieliśmy,że tu się spotkamy. I od razu zaczęliśmy szu-kać rodziny.

Najpierw poszliśmy do willi na Dłuskiego.Wzięliśmy jakiegoś Rosjanina, porucznika i powiedzieliśmy mu, żeby poszedł tam z nami szukać naszej rodziny, bo nie chcemyiść sami. A on nie zapytał nawet dlaczego,tylko nas zabrał do tej willi. Tam, w naszychpokojach już mieszkali jacyś ludzie. Pytaliś-my ich, czy ktoś o nas pytał, czy ktoś nas szu-kał. Ale oni powiedzieli: „Nie, nikt się o was nie pytał, nikt was nie szukał".

Później powstał jakiś komitet żydowski i poszłam tam z Klementyną pytać, czy są wia-domości o kimś z naszej rodziny, ale nic nie było.W podobnym komitecie w Warszawie Szmulikodnalazł koleżankę naszej mamy. Od niej znowudowiedzieliśmy się, że przeżył także nasz bratprzyrodni Mosze. Ale on już zdążył wyjechać w drogę do Palestyny. Gdy jeszcze był w Austrii,dostał od nas wiadomość. Wiedzieliśmy więc– i my, i on – że przeżyliśmy, ale spotkaliśmy siędopiero w Palestynie. Podczas tego pierwszegospotkania Mosze powiedział nam, że Dawid tra-fił do obozu, zdaje się w Buchenwaldzie, i tamzostał zamordowany.

NOWE ŻYCIE Kiedy dowiedzieliśmy się, że nasz brat jedziedo Palestyny, postanowiłam, że my też tamwyjedziemy. Szmulik zdążył się już w War-szawie trochę urządzić, zaczął się uczyć, aleja mu powiedziałam, że chcę, żeby wyjechałze mną. Ostatni raz pojechaliśmy do Ot-wocka z zadaniem rozgłaszania w instytu-

cjach żydowskich, że można jechać do Pa-lestyny. Przenocowaliśmy oczywiście u Kle-mentyny, a rano poszliśmy do różnychinstytucji w Otwocku, w których były dzieciżydowskie i mówiliśmy im o możliwości wy-jazdu do Palestyny. Opiekunowie tych dziecinas przeganiali. Krzyczeli: „Uciekajcie, niechcemy tego słuchać, to wszystko kłams-two”. Chcieli, żeby te dzieci zostały w Polsce– jako Żydzi, ale dobrzy Polacy.

Odkąd w 1946 roku wyjechaliśmy z Pol-ski, powtarzałam, że nigdy tu nie przyjadę.Nie chciałam odwiedzać Polski, bo długo myś-lałam, tak jak wielu innych ludzi w Izraelu, żePolska to jeden wielki grób żydowski. Alemoja najmłodsza córka Anat kiedyś mi po-wiedziała: „Mamo, musisz zamknąć to koło”.Wtedy pomyślałam, że ona ma rację. Anatzałatwiła wszystkie formalności, zorganizo-wała wyjazd i pięć lat temu, jesienią 2007

roku, wspólnie przyjechaliśmy tutaj. Przedprzyjazdem do Polski postawiłam tylko jedenwarunek – nie chcę odwiedzać żadnych obo-zów. „Przez te ostatnie lata życia, które mizostały chcę być normalna, dlatego nie chcęodwiedzać żadnych obozów" – powie-działam Anat i ona to przyjęła.

Wtedy chciałam zobaczyć Polskę, od-wiedzić Kraków, potem Kazimierz Dolny – i tak zrobiliśmy. Tamtą podróż pamiętambardzo dobrze. To była już jesień, ale takaprzyjemna, nie było deszczu, tylko taki suchymrozek. To były dla mnie bardzo wzruszająceodwiedziny. BATIA GOLDFARB

Fragmenty obszernej relacji Batii Goldfarb (z domu Cytryn)

nagranej w Izraelu przez Agnieszkę Nosowskądla Muzeum Historii Żydów Polskich, w opracowaniu Artura Grabarczyka.

Batia Goldfarb, rok 2010 Fot. Agnieszka Nosowska

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:40 Strona 14

Page 17: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

15

Doskonale pamiętam 1 września 1939roku. Stałem w drzwiach sklepumoich rodziców na ulicy Warszaw-

skiej 27 i nagle zobaczyłem na niebie eskadrę samolotów. Po chwili trzy potężnewybuchy zapowiedziały to, o czym tyle ostatnio mówiono. Wojna.

Po krótkim czasie dotarła do nas wiado-mość, że jedna bomba trafiła w sierociniec„Centos” i jest dużo rannych dzieci. Docho-dziły też kolejne wiadomości, nie wszystkieprawdziwe, o rannych i szkodach, które spo-wodowały bomby. Ale mimo to nie bardzosię przejmowałem, bo byłem pewien, żeWojsko Polskie jest silne i że z pomocą An-glii damy Szwabom nauczkę.

POŻEGNANIE Z DOMEMTen sklep tapicersko-dekoracyjny rodzicówprzez kilka lat był też naszym domem, bomieszkaliśmy w jednym pokoju za sklepem.Moi rodzice otworzyli go tuż po swoim ślubiew 1929 roku. Pobrali się, mając po 18 lat, poroku urodziłem się ja. I choć w tak młodymwieku otworzyli interes, odnieśli sukces, boto był jedyny tego rodzaju sklep w Otwockui ich klientami byli właściciele większościpensjonatów.

Dzięki temu po ośmiu latach pracy ro-dzice mogli już kupić działkę w Śródborowiei postawić piętrowy budynek. Przeprowadzi-liśmy się do niego dopiero na początkuwojny, głównie dlatego, że była tam piwnica,która mogła służyć jako schron. Którejś nocy,śpiąc w tej piwnicy, usłyszeliśmy wybuchyszrapneli, które trwały do rana, a potem widzieliśmy przez okienko przejeżdzające

czołgi. Kobieta z okna sąsiedniego domukrzyczała: „To nasi, to nasi”. Ale naszychnawet śladu nie było… Wkrótce Niemcyogłosili, że wszyscy są zobowiązani oddaćaparaty radiowe, a kto będzie miał radio – temu grozi kara śmierci. Właściwie pra-wie codziennie były nowe obwieszczenia,które kończyły się groźbą śmierci. Szybkozaczęły też obowiązywać opaski na rękachi szyldy na drzwiach oznaczające sklepżydowski. Ludzie zaczęli wtedy opowiadać,że Niemcy szykują getto, że z centrummiasta wysiedlą Polaków i spędzą tamŻydów z całej okolicy.

Jesienią 1940 roku te plotki zmieniły sięw rzeczywistość i wszyscy Żydzi musieli szu-kać sobie mieszkania na terenie przyszłegogetta. Rodzicom udało się znaleźć mały po-koik u Gajgrów na Bazarowej 3. Gdy przeno-siliśmy się do getta, Niemcy pozwolili namzabrać ze sobą tylko tyle, ile można unieśćlub przewieźć na wózku. Ta przeprowadzkabyła dla rodziców bardzo smutną chwilą.Zostawiali mieszkanie, sklep, warsztat i towar, na które przecież latami tak ciężkopracowali i musieli oddać klucze „adminis-tratorom”, którzy jak hieny od rana stali przysklepie i zapewniali rodziców, że kiedy wrócąto otrzymają wszystko z powrotem. Ale niktw to nie wierzył.

MAMA MOGŁA PRZEŻYĆ Z początku getto było otwarte w ciągu dnia i choć stały posterunki, to można było w dzieńwychodzić. Po krótkim czasie to się skończyło.Za wyjście z getta bez przepustki karą jest kulaw łeb. Rodzice byli bez pracy i bez dochodów,więc życie w getcie szybko stało się gehenną.Wkrótce dużo ludzi zaczęło chorować na tyfusbrzuszny i plamisty. Na ulicach coraz częściejleżały trupy opuchnięte jak balony.

Została stworzona policja żydowska. Za-chęcano młodych Żydów do pracy w policji, za-pewiając niezłą, jak na warunki getta, zapłatę.Ojciec się zgłosił, ale szybko stwierdził, że ta ro-bota mu nie odpowiada. Po zwolnieniu wysłaligo do obozu pracy w Karczewie. Obóz ten liczył 400 robotników z Otwocka i okolicy.Spali w barakach na dwupiętrowych pry-czach pokrytych słomą. Komendantem byłŻyd, nazywał się Kołkowicz i on był odpo-wiedzialny za wysyłanie robotników do prac,które mu Niemcy nakazywali.

Co parę dni szła grupa do getta otwockiegoby zbierać trupy leżące na ulicach. Z czasem tegrupy musiały coraz częściej przychodzić do Otwocka, więc częściej widywaliśmy ojca.Pewnego dnia przyniósł worek ziemniaków,schował go do piwnicy. Miały być na czarnągodzinę, ale jeszcze tej samej nocy ktoś je ukradł. ���

MAREK OREN: Była to ostatnia rada mojego ojca. Gdy po miesiącu znów przyjechałem do Nadbrzeża, ojca nie było, a po twarzy gospodyni zrozumiałem, że coś się wydarzyło.

Żegnałem się z życiem

Rodzice autora, Sara i Josef Orensztajnowie Ze zbiorów Marka Orena Autor, rok 1947 Ze zbiorów Marka Orena

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:41 Strona 15

Page 18: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

16

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

��� Dzień przed likwidacją getta ojciec z grupą też przyszedł zbierać trupy. Wtedypowiedział nam, że jutro likwidują getto dałmamie sfałszowane świadectwo urodzenia i prosił, aby natychmiast opuściła getto i ukryła się u znajomych po aryjskiej stronie.Powiedział jej, jakim sposobem i którędy mawyjść, a mnie zabrał ze sobą do obozu.

Mama była blondynką, miała aryjskiwygląd i mogła się uratować. Ale zamiastwyjść z getta, poszła do swojej rodziny naulicę Kupiecką. I razem z nimi została wy-wieziona do Treblinki.

W dniu likwidacji Niemcy przyszykowalikoło rampy długi pociąg z wagonami bydlę-cymi i wpędzili do nich Żydów z getta. Jednym transportem, w okropnym tłoku, wy-wieźli całą ludność.

Ojciec, którego po likwidacji też wysłanoz grupą do Otwocka, po powrocie powie-dział mi o mamie. Mówił też, że choć ludziidących do wagonów pilnowało wielu żan-darmów z psami, to niektórym udało sięuciec. Niemcy szukali ich przez kilka dni polasach, część znaleźli i zabili.

Uciekinierów szukano też w karczew-skim obozie, bo Niemcy przewidywali, żektoś może się tu ukrywać. Patrol przyjeżdżałco parę godzin, więc ja i dwaj synowie Kołkowicza, którzy też się tu ukryli, stale ob-serwowaliśmy przez otwór na górnej pryczydrogę prowadzącą do obozu. Znakiem, żezbliża się samochód był kurz widoczny z da-leka – wtedy biegliśmy pędem do płotu,przechodziliśmy pod siatką i uciekaliśmy w pole. Gdy żandarmi odjeżdżali, ktoś pod-chodził do ogrodzenia i gwizdał, to był dlanas sygnał do powrotu.

TO BĘDZIE TERAZ TWOJE NAZWISKOWkrótce ojciec postanowił, że muszę opuś-cić obóz i po trzech dniach przeprowadziłmnie do pani Żelazko, której dom leżał w pobliżu obozu. Ukrył mnie w piwnicy, za-pewniając, że wkrótce znajdzie dla mnielepsze miejsce. Potem dał mi mały katolickimodlitewnik w języku łacińskim i prosił,abym się uczył modlitw. Po trzech dniachprzyszedł, a z nim młoda, około dwu-dziestoletnia dziewczyna.

Powiedział, że dziś wyjadę z tą dziew-czyną i dał mi świadectwo urodzenia na naz-wisko Marian Raczkowski. „To będzie odteraz twoje imię i nazwisko” – usłyszałem.Ojciec nakazał mi też, że mam być posłusz-ny tej dziewczynie, robić co mi każe i niepytać jak się nazywa ani skąd pochodzi, bo i tak mi nie powie. Potem po chwili pożeg-

nania wyruszyłem z moją opiekunką do stacjiwąskotorówki.

Jechaliśmy krótko, ale mi się zdawało, żeta okropna podróż nie ma końca. Z minuty naminutę ogarniał mnie coraz większy smuteki lęk przed niewiadomą przyszłością. Gdywreszcie dojechaliśmy do Warszawy,dziewczyna poprosiła dorożkarza żeby podwiózł nas do bazyliki. W kościele był tylkoksiądz i starszy człowiek, którego dziew-czyna przedstawiła jako mojego ojca chrzes-tnego i wyjaśniła, że chrzest jest koniecznydo wypełnienia jej misji ratowania mojegożycia. Pamiętałem słowa ojca, więc się niesprzeciwiałem.

Potem znów poszliśmy na dworzec i innąkolejką pojechaliśmy w kierunku Grójca. Pogodzinie wysiedliśmy na jakiejś stacji, skądszliśmy jeszcze kawał drogi piechotą. W końcu dotarliśmy do lasu, w którym stałduży budynek ogrodzony wysokim płotem.

To miejsce nazywano Willa Zielone, a znaj-dował się tu klasztor i sierociniec prowa-dzony przez zakonnice. Jedna z nich powitałanas przy wejściu, podała mi rękę i z uśmie-chem zaprosiła nas do środka. Ale dziew-czyna nie weszła ze mną, tylko pomachałami na pożegnanie i odeszła.

TY ŻYDZIE, JA CIEBIE ZNAM!Siostra wprowadziła mnie do kancelariiksiędza, który kierował sierocińcem. Ksiądzzadał mi parę pytań, zapewnił, że będzie mitu dobrze, a na koniec rozmowy powiedział,że w pierwszą niedzielę każdego miesiącabędę mógł odwiedzać ojca.

Dni mijały szybko i wreszcie nadeszła taniedziela. Wyruszyłem wcześnie rano, najpierwkawał pieszo, potem kolejką do Warszawy i tramwajem do mostu Kierbedzia, gdzie poparu godzinach oczekiwania wsiadłem na sta-tek płynący do wsi Nadbrzeż. ���

Sonia i Marek Orenowie po ślubie Ze zbiorów Marka Orena

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:41 Strona 16

Page 19: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

17

��� Na miejsce dotarłem po południu i – jak było umówione – w pierwszej chału-pie przy przystani spotkałem się z ojcem.Dom był prawie pusty, bieda wyglądała z każdego kąta. Właścicielka, skromna ko-bieta o szerokich, spracowanych dłoniach,szykowała nam herbatę, a ojciec opowiadało pracy, którą wykonywała tu jego grupa z karczewskiego obozu. Podkreślał przy tym,że ta kobieta często im coś gotuje, mimo żejest ich kilkunastu. Widziałem, że był to dlaniego wielki czyn, bo nieczęsto się zdarzało,że ktoś przyszedł z pomocą Żydom.

Po herbacie wyszliśmy w stronę Kar-czewa. Był już wieczór, kiedy dotarliśmy dopani Żelazko, która zgodziła się, że podczasnaszych spotkań będziemy potajemnie no-cować na strychu jej domu. O świcie wyszliś-my – ojciec do Nadbrzeża, ja do Otwocka dostacji kolei elektrycznej. Kiedy zbliżałem siędo stacji, koło pomnika Jezusa dźwigają-cego krzyż, zauważyłem trzech złodziei,którzy zajmowali się kradzieżą węgla z przejeżdżających pociągów. Przeszedłemna drugą stronę ulicy żeby uniknąć spotka-nia z nimi, ale jeden z nich mnie rozpoznał i złapał. „Ty Żydzie, ja ciebie znam, chodzili-śmy do tej samej szkoły” – krzyknął. I zacząłgrozić, że mnie zaprowadzi do żandarmerii,jeśli mu nie zapłacę. Nie wiem, jak by się tasprawa zakończyła, gdyby nie pojawił sięstarszy człowiek, który kazał temu draniowi,aby mnie uwolnił.

Dwa miesiące później znów żegnałemsię z życiem. Płynąłem do Nadbrzeża, gdynagle statek stanął, a na pokład weszło kilkugestapowców. Zaczęli wrzeszczeć, żewszyscy mają podnieść ręce i ustawić siętyłem do wału. Zobaczyłem, że na wale stoiżandarm z karabinem maszynowym wyce-lowanym w nasze plecy i zrozumiałem, że zachwilę nas zabiją. Drżałem, oczekując wys-trzału. Jednak gestapowcy tylko zrewidowalistatek, po czym pozwolili płynąć dalej.

Kiedy dotarłem na miejsce i razem z ojcem szedłem na nocleg do Żelazkowej,opowiedziałem mu o statku i o wcześniej-szym spotkaniu z szajką węglarzy. Ojciec sięzasmucił i stwierdził, że musi znaleźć jakiśpomysł, żebym nie musiał podróżować. A gdy znaleźliśmy się na strychu, po cichupodniósł jedną z desek, chwycił moją rękę i wsunął ją pod następną deskę. W środkuskrytki była jakaś paczka owinięta w szmatę.Ojciec zakrył schowek i powiedział, że jeślikiedyś zdarzy się tak, że przyjadę, a jego niebędzie, to mam przyjść tu, do Żelazkowej,poprosić o nocleg i zabrać tę paczkę. „Ta

paczka może ci uratować życie, ale możeszteż przez nią życie stracić” – powiedział.

Była to ostatnia rada mojego ojca. Gdypo miesiącu znów przyjechałem do Nad-brzeża, ojca nie było, a po twarzy gospodynizrozumiałem, że coś się wydarzyło. Gdy za-pytałem, co się stało, pokazała na podwórkumiejsce, gdzie była świeżo kopana ziemia:„Tam jest pochowany twój ojciec. Niemcyprzyjechali aby wywieźć robotników na za-gładę, ale jemu udało się uciec do stodołysąsiada i schować w słomie. Jednak sąsiadgo zauważył, wyciągnął ze stodoły i wydałNiemcom. Ci zastrzelili twojego ojca, a sąsia-dowi pozwolili zabrać jego buty z cholewamii zegarek” – opowiedziała. […]

POWRÓT DO OTWOCKANamówił mnie do tego mój syn Ari. Jest kon-trolerem lotów na lotnisku w Tel Awiwie i gdypo upadku komunizmu znów zaczęły tamlatać samoloty z Warszawy, on zaczął mnienakłaniać, abym odwiedził Polskę i rodzinnyOtwock. Uległem tym namowom, bo nigdynie byłem w stanie ani Polski, ani Otwockawymazać z pamięci.

Przyjechaliśmy tu w roku 1990. Wtedypostanowiłem odszukać grób mojego ojcai przenieść jego szczątki na cmentarzżydowski w Warszawie. Pojechałem doNadbrzeża i kiedy chodziłem po wsi, spot-kałem starszego człowieka, który pamię-tał gdzie pochowano mojego ojca i twierdził, że w tej mogile zakopano jeszcze ciała dwóch innych zabitychŻydów. Teraz jest tam droga, więc gdy poparu miesiącach otrzymałem pozwoleniena ekshumację, musieliśmy koparką roz-kopać tę drogę. Po paru godzinach znaleź-liśmy trochę kości i dwie czaszki.

Podczas tej ekshumacji podeszła domnie kobieta i zapytała, czy jestem synemjednego z tych zabitych. Gdy potwierdziłem,wręczyła mi kartkę z nazwiskiem ZenobiaOwczarowa i numerem telefonu we Wrocła-wiu, mówiąc, żebym koniecznie pod tennumer zadzwonił. Okazało się, że ZenobiaOwczarowa to ta dziewczyna, która odwiozłamnie do sierocińca.

Nie namyślając się długo, wyruszyłemw drogę i nad ranem byłem we Wrocławiu.Nie mam słów aby opisać to spotkanie.Zenia powiedziała mi, że jest córką tej ko-biety z Nadbrzeża. Tam spotkał ją mój oj-ciec i poprosił o pomoc. Wiedziałem odojca, że zgodziła się natychmiast i nie oczekiwała za to żadnej zapłaty. Chciałemzabrać ją do Izraela, ale powiedziała, że jestciężko chora na serce i nie może latać sa-molotem. Rok później zmarła, a z jej córkąmamy kontakt do dziś.

W czasie tamtej wizyty przyjechaliśmyteż oczywiście do Otwocka i w Śródboro-wie odszukałem ten kawałek ojczystejziemi. Niewiele na niej było, wszystko roz-grodzone, zaniedbane z jednym byle jakimbudynkiem. Wystąpiłem do władz miastao zwrot tej ziemi i po trwającym czterylata procesie odzyskałem ją. Ogrodziłemto miejsce, uporządkowałem i zacząłeminwestować. Dziś stoją tu cztery budynki:w jednym jest apteka, w drugim minimar-ket, w trzecim restauracja, a w czwartymdom mieszkalny. W ten sposób historiarodziny Orensztajnów w Otwocku zato-czyła koło. MAREK OREN

Fragmenty większej, niepublikowanej całości, w opracowaniu

Artura Grabarczyka.

Od prawej: Marek, Sonia i Ari Orenowie Ze zbiorów Marka Orena

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:41 Strona 17

Page 20: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

18

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

Było to na początku września 1948 roku,gdy otrzymałem paszport i wizę wjaz-dową do Francji. Po spędzeniu prawie

dwóch lat w na pół zrujnowanym Wrocławiu,na Dolnym Śląsku (odzyskanym przez Polskępo wojnie), postanowiłem wyjechać z Polski.

Wyblakły wtedy nadzieje na odbudowaniespołeczności żydowskiej – nawet w minimal-nym zakresie – poprzez intensywne osiedlaniesię na dawnych terytoriach niemieckich.Rządząca Polska Partia Robotnicza (tak się naz-wali komuniści) bezlitośnie dążyła do likwidacjilub wchłonięcia zarówno swych przeciwników,jak i sojuszników. Tak jak w Związku Radziec-kim, resztki bundystów miały być wkrótcezmuszone do przyłączenia się do „zjednoczo-nej” partii robotniczej, syjoniści zdelegalizo-wani, a Żydzi religijnie ledwie tolerowani.

Wielu moich przyjaciół i kolegów zaczęłoopuszczać Polskę nielegalnie, kierując się doobozów dla przesiedleńców w amerykańskiejlub brytyjskiej strefie Niemiec. Ponieważmiałem żonę i trzyletnie dziecko, nie miałemochoty podejmować ryzyka przedzierania sięprzez granicę Czechosłowacji do Niemiec.Szczęśliwie, uzyskaliśmy odnowienie waż-ności naszych paszportów i wizy uchodźcówdo Francji. Do końca października mieliśmyopuścić Polskę, kraj naszego dzieciństwa i młodości oraz naszego wielkiego nieszczęścia.

RUINY UTRACONEGO ŚWIATAByło to tydzień przed świętem Rosz Haszana. Nagle owładnął mną przymus zobaczenia po raz ostatni mego miasta rodzinnego. To Otwock, 28 km na południe odWarszawy. Byłem tam już kilka razy wcześniej,bezpośrednio po naszej repatriacji ze ZwiązkuRadzieckiego. Sądziłem wówczas, że mam jużdość widoku porzucenia i zniszczeń megodomu i mego narodu. Ale teraz – przed osta-tecznym wyjazdem z kraju – znowu nie mo-głem się powstrzymać. Musiałem pożegnaćsię z ruinami mojego utraconego świata.

Nie było czasu do stracenia. Wsiadłemw nocny pociąg do Warszawy, a tam, o po-ranku, przesiadłem się na szybki pociągelektryczny do Otwocka. W południe dotar-łem na znajomą stację kolejową w Ot-wocku. Przed wojną, na placu przeddworcem, długi rząd dorożek (powozilinimi głównie Żydzi) oczekiwał na podróż-nych, by zawieźć ich do licznych pensjona-tów w tym uzdrowisku. Teraz plac był prawie pusty; zaledwie jedna czy dwie dorożki i samotna taksówka oczekiwały na pasażerów. Minąłem je w milczeniu i skręciłem w drogę, prowadzącą pod to-

rami i obok głównego bazaru, do dawnejdzielnicy żydowskiej.

To tutaj, za rampą kolejową, 8 tysięcy ot-wockich Żydów zostało zgromadzonych 19 sierpnia 1942 roku i zapakowanych do

bydlęcych wagonów, które powiozły ich doobozu śmierci w Treblince. Tuż obok, na roguulicy Joselewicza [dziś: Świderska], wciążstał budynek, w którym spędziłem mojedzieciństwo i młodość .���

SYMCHA SYMCHOWICZ: Nagle owładnął mną przymus zobaczenia po raz ostatni mego miasta rodzinnego. Przed ostatecznym wyjazdem z kraju musiałem pożegnać się z ruinami mojego utraconego świata.

Wszechobecna pustka

Rodzina Symchowiczów. Fotografia wykonana w 1938 r., z własnoręcznym opisem Symchy Symchowicza. Wojnę przeżyli tylko: Szajndel (wyjechała do Palestyny) i Symcha (wyjechał do ZSRR). Wszyscy pozostali zginęli w sierpniu 1942 r. Ze zbiorów Symchy Symchowicza

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:41 Strona 18

Page 21: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

19

��� Opuściłem dom w wieku lat 18, w pierwszym tygodniu września 1939 roku.Nigdy więcej nie zobaczyłem moich rodzi-ców, braciszka ani trzech młodszych sióstr,które tu pozostały. W połowie września do-tarłem z dwoma przyjaciółmi do Łucka, we wschodniej Polsce, który wkrótce znalazłsię pod okupacją Armii Czerwonej. Po kilkumiesiącach zgłosiłem się do pracy w środ-kowej Rosji. Później, gdy Niemcy zaatakowaliZwiązek Radziecki, przeniosłem się do Uzbekistanu i Kirgizji, na południu kraju, gdzie mieszkałem aż do repatriacji do Polskiw roku 1946.

W Otwocku podszedłem do domu, w którym mieszkałem. Był to długi, piętrowybudynek z cegły, w którym mieszkało około20 rodzin żydowskich. Od frontu znajdowałysię sklepy i magazyny, od tyłu i na piętrze – mieszkania. Sklepiona brama prowadziłana przestronny dziedziniec, tętniący życiemi dziecięcym gwarem w okresie letnich wa-kacji. Wszedłem na dziedziniec i nagle ude-rzyła mnie wszechobecna pustka i cisza.Kilka mieszkań było jakoś odnowionych i za-mieszkanych, reszta pusta, z wybitymi lubzabitymi deskami oknami i drzwiami.

Szedłem dalej ulicą Joselewicza i ponow-nie zdumiewałem się niewiarygodnym stop-niem zniszczenia. Większość domówżydowskich, wśród nich jedno- i dwupiętrowe,zostało zburzonych i zrównanych z ziemią, po-zostawiając otwartą przestrzeń, porastającąjuż trawą. Zastanawiałem się, dlaczego takwiele dobrych domów zostało zniszczonych.Przecież ludzie mogli wprowadzić się do nichi cały czas z nich korzystać.

Dotarłem do ruin otwockiej mykwy,żydowskiej łaźni rytualnej. Obok niej stałypozostałości małej synagogi – zwanej Rein-dorf’s Szul (czyli: synagogą Reindorfa). Czteryściany synagogi stały wciąż nietknięte,można było na nich rozpoznać zarysy ludo-wych malowideł ściennych: różne zwierzętabiblijne, a w środku olbrzymi mityczny le-wiatan. Podczas okupacji niemieckiej budy-nek ten był używany jako stajnia dla koni.

Inna, dużo większa synagoga w tej dziel-nicy żydowskiej znajdowała się przy ulicy Ku-pieckiej. Żydzi modlili się w niej aż do likwidacjigetta. Potem ją spalono i zburzono wraz z in-nymi budynkami przy tej ulicy.

DNI DZIECIŃSTWATaka sama cisza i poczucie porzucenia do-padły mnie na dawnym dworze otwoc-kiego cadyka, nieco dalej w głąb ulicyJoselewicza. Tam chadzałem z ojcem na

nabożeństwa podczas wielkich świątżydowskich.

O zmroku byłem już wyczerpany ob-chodzeniem na piechotę ruin dzielnicyżydowskiej. Tu i ówdzie spotykałem Polakówchcących porozmawiać. Wszyscy oni wcześ-niej mieszkali w innych częściach miasta i wprowadzili się tu niedawno. Nie byli w sta-nie powiedzieć mi czegokolwiek o ludziach,których znałem i kochałem. W pośpiechuwróciłem pociągiem na nocleg do War-szawy, pozostawiając na następny dzień od-wiedzenie drugiej części miasta.

Górna część miasta, po drugiej stronietorów kolejowych, zawsze była uważana zabogatą i bardziej prominentną. Cały terenbył porośnięty sosnami, podzielony nawille, pensjonaty i kilka sanatoriów prze-ciwgruźliczych. Na prestiżowych ulicachWarszawskiej i Reymonta mieściły się dwieduże i piękne synagogi zbudowane przezżydowskich filantropów. Obie synagogi zos-tały zburzone przez Niemców wkrótce pozdobyciu miasta.

Na tym terenie, w oddzielnych willachmieszkali słynni chasydzcy rabini – z Modrzyci z Kozienic. Niedaleko stamtąd był Centos,żydowski sierociniec, który zbombardowanojuż pierwszego dnia wojny i Zofiówka – szpi-tal dla psychicznie chorych. […]

Napatrzyłem się już dosyć, a moja oso-bista wiedza o tym co się stało, wzbogaciłasię o okropne opowieści kilku ocalonych,których spotkałem. Wróciłem tego samegodnia do Warszawy, a rankiem byłem już weWrocławiu. Nadeszło święto Rosz Haszana.

Założyłem odświętne ubranie i poszedłemw kierunku żydowskiego ośrodka, w którymkilkuset Żydów – tych, którzy przeżyli w Polsce i tych, którzy powrócili ze ZwiązkuSowieckiego – zgromadziło się, by święto-wać nowy rok. […]

Przez otwarte drzwi synagogi usły-szałem znajome tony uroczystej modlitwyświątecznej. Przypomniały mi się dni dzie-ciństwa, gdy stałem w otwockiej synagodzeobok mego ojca, zawinięty w jego wielkitałes i recytowałem głośno modlitwy z jegomodlitewnika. I dostrzegłem otwockiego rabina oraz wypełnioną ludźmi synagogę,oświetloną wysokimi, kapiącymi świecz-kami, ustawianymi w skrzynkach z piaskiem.I usłyszałem okrzyki i życzenia kobiet, mojejmatki i jej sąsiadek, na naszym podwórzuprzy otwockiej ulicy Joselewicza, w przed-dzień świąt Rosz Haszana i Jom Kipur.

Powoli wchodziłem do wrocławskiej sy-nagogi, aby być razem z moim narodem, z tą resztą, która pozostała; aby złączyć się z nimi w pełnej udręki modlitwie…

SYMCHA SYMCHOWICZ Tłum. Zbigniew Nosowski

Obszerne fragmenty artykułu opublikowanego 24 września 1998 r.

w „The Canadian Jewish News”. Symcha Symchowicz ponownie przyjechał do Otwocka dopiero w roku 2007, po opublikowaniu

jego autobiograficznej powieści Pasierb nad Wisłą. Obecnie mieszka w Toronto.

Ma już ponad 91 lat.

Symcha Symchowicz (z lewej) i Marian Domański przed dawnym domem Symchowiczów. Otwock, ul. Świderska, rok 2007 Fot. Lidia Dańko

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:41 Strona 19

Page 22: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

20

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

W1945 roku, jako sześciolatek, zos-tałem przywieziony ze wsi, gdziemnie przechowywano, do matki.

Dowiedziałem się wtedy, że ojciec mójzginął w czasie okupacji.

W roku 1946 pojechałem z matką do Panamy na zaproszenie siostry mojego ojca,jedynej osoby pozostałej przy życiu z rodziny(wyjechała z Polski przed rokiem 1939). W Panamie byliśmy kilka miesięcy, po czymwróciliśmy do Polski, ponieważ moja matkanie wytrzymała tamtejszego klimatu.

Około roku 1948 wróciliśmy (matka, ja i Julian Kosmala, Polak, późniejszy mój ojczym, któremu dużo zawdzięczamy) doŚródborowa i zamieszkaliśmy w domu, którynależał przed wojną do moich dziadków. W domu tym mieszkałem do opuszczeniaPolski w 1965 roku.

Do szkoły podstawowej chodziłem w Śródborowie (TPD), do gimnazjum w Otwocku. Przed ukończeniem szkoły śred-niej wyjechałem na pół roku do USA na za-proszenie siostry mojego ojca, która w międzyczasie przeniosła się z Panamy doStanów Zjednoczonych. Po powrocie zdałemmaturę i rozpocząłem studia na Uniwersyte-cie Warszawskim.

W roku 1962 pojechałem na kolonie To-warzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydóww Polsce jako wychowawca. Tam poznałemmoją przyszłą żonę, Dorotę. Od tego czasubyłem aktywnym działaczem klubu mło-dzieżowego, co doprowadziło w paździer-niku 1965 r. do mojego i mojej żony wyjazdudo Izraela. Stało się nie pod wpływem jakiejśfali emigracji (jak w latach 1956-1957 czy w 1968), lecz w wyniku świadomej decyzji,że to właśnie ma być moje miejsce na ziemi.

W latach 60. zdarzyła mi się okazja, byodwdzięczyć się otwockim siostrom elżbie-tankom, u których przeżyłem wojnę. Komuniś-ci w Polsce prześladowali wówczas Kościół i odbierali zakonom ich domy. Elżbietanki po-prosiły moją matkę o złożenie oświadczenia,że podczas wojny zostałem uratowany w ichzgromadzeniu. Nasze oświadczenie i inter-wencja u władz, włącznie z gabinetem pre-miera Józefa Cyrankiewicza, pomogły – siostryocaliły dom i są w nim do dzisiaj.

DOM JAK STACJA KOLEJOWAPierwsze lata w Izraelu były dość ciężkie – po-dobnie jak w przypadku większości nowychimigrantów, którzy borykają się z problemempoznawania nowego języka. Dla przybysza z Polski hebrajski jest niełatwy do opanowania,należy bowiem do rodziny języków semickich,

nie ma nic wspólnego z językami słowiańskimiczy indogermańskimi. Wystarczy powiedzieć,ze pisze się z prawa na lewo, a w słowach niezapisuje się samogłosek…

Na moje szczęście przyjechałem do Izraelapo poprzednim półrocznym pobycie i nauce w USA , znając dobrze język angielski. W Izraeluangielski był wtedy (teraz nawet jeszcze bar-dziej) popularny, szczególnie w zawodachtechnicznych i w nauce. Znajomość angiel-skiego pomogła mi bardzo szybko znaleźćpracę, mimo że akurat wtedy był począteknajgłębszego kryzysu w gospodarce izrael-skiej, który zaczął się pod koniec roku 1965, a skończył na początku 1968, po wojnie sześ-ciodniowej (która była w czerwcu 1967 r.).

A skoro już o wojnie mowa – w Polsce w ciągu 26 lat życia przeszedłem jedną wojnę,ale za to długą. W Izraelu w ciągu pierwszych20 lat mego pobytu zdążyłem brać udział w trzech kolejnych wojnach. Następnie zos-tałem zwolniony do rezerwy jako oficer odpo-wiedzialny za obronę obszaru Beer Szewy i okolic w Wojskach Obrony Zaplecza.

Wracając do początku mojego pobytu w Izraelu – dostałem pracę w MinisterstwieKomunikacji, a żona kontynuowała studia nawydziale elektroniki na Politechnice Hajfskiej.W owym czasie połowa wykładowców na jejfakultecie była rodem z Polski (z fali emigracji1956-57). ���

DAN LANDSBERG: Kilkakrotnie byłem w ostatnich latach w Otwocku. Były to dla mnie okazje do publicznego wyrażenia wdzięczności tym, dzięki których pomocy mogę dziś żyć szczęśliwie.

Przeżyłem – i co dalej?

Ojciec autora w okresie służby wojskowej w polskiej kawalerii, przed II wojną światową Ze zbiorów Dana Landsberga

Emma i Roman Landsbergowie oraz ich synDaniel, jesień 1939 Ze zbiorów Dana Landsberga

Mały Daniel (Wojtek) z ojcem (stoi za nim) i rodziną, u której był przechowywany na wsi. Ok. roku 1943 Ze zbiorów Dana Landsberga

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:41 Strona 20

Page 23: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

21

��� W 1968 roku przyjechali do Izraelamoja matka i ojczym, rodzice żony oraz całamasa naszych kolegów z Polski. Nasz domprzypominał w tym okresie stację kolejową.W tym samym czasie urodziła nam siępierwsza córka.

Rok później żona ukończyła studia i nasza sytuacja materialna znacznie siępoprawiła. W następnych latach otrzy-małem z pracy dwuletnie stypendium nanaukę. Po powrocie pracowałem w głów-nym laboratorium elektronicznym Minis-terstwa Komunikacji. Dodatkowo pełniłemfunkcję kierownika technicznego laborato-rium projektów na wydziale elektroniki naPolitechnice Hajfskiej.

MASA POCIECHYW sześć lat po pierwszej córce urodziły sięnam bliźnięta – syn i córka, a w sześć lat ponich najmłodsza córka. Do roku 1977 miesz-kaliśmy w Hajfie. Później przenieśliśmy siędo Beer Szewy na południu Izraela. Mieszka-liśmy tam 5 lat (tam urodziła się nasza naj-młodsza), po czym wróciliśmy na północ doGalilei. Przenieśliśmy się do Kibucu Beit Kes-het, w którym mieszkamy do dzisiejszegodnia jako członkowie tego kibucu.

W maju 2009 r. byłem uczestnikiemniezwykłego wydarzenia. Przed wizytą pa-pieża Benedykta XVI w Izraelu przedstawi-ciele Instytutu Yad Vashem zwrócili się do mnie z zaszczytną propozycją, abympodczas uroczystości odbywającej się w tym Instytucie w Jerozolimie wystąpiłjako jeden z sześciorga Żydów ocalonych z zagłady, symbolicznie reprezentujących 6 milionów ofiar narodu żydowskiego. Zos-tałem przedstawicielem pokolenia ocalo-nych dzieci. W czasie spotkania z papieżemmiałem okazję uścisnąć mu dłoń i podkreś-lić fakt uratowania mnie w Otwocku przezsiostry elżbietanki.

Dzisiaj mam 73 lata i od trzech lat jes-tem emerytem. Żona moja po przejściu naemeryturę częściowo pracuje. Cała czwórkanaszych dzieci jest dorosła. Założyli wlasnerodziny i żadne z nich nie mieszka z nami.Mamy ośmioro wnuków w wieku od 14 do 2 lat i masę pociechy.

Najstarsza córka jest lekarką – neurochi-rurgiem w jednym z głównych szpitali w TelAwiwie. Syn pracuje jako inżynier w „hightech” na północy kraju. Jego siostra bliź-niaczka mieszka najbliżej nas, prowadzi pry-watne przedszkole. Najmłodsza córka jestinformatykiem i obecnie przebywa ze swoimmężem w Kanadzie (mąż robi tam doktorat,

a ona pracuje w firmie kanadyjskiej z filiamiw USA). Mamy nadzieję, że za kilka lat – poskończeniu doktoratu przez zięcia – będziemy mieli wszystkie dzieci i wnukiblisko siebie.

Kilkakrotnie byłem w ostatnich latachw Otwocku. Szczególnie wspominam

uroczystości wręczenia medali Sprawie-dliwych wśród Narodów Świata siostrzeGertrudzie Marciniak i ks. LudwikowiWolskiemu. Były to dla mnie okazje do pu-blicznego wyrażenia wdzięczności tym,dzięki których pomocy mogę dziś żyćszczęśliwie. DAN LANDSBERG

Dan Landsberg podczas spotkania z papieżem Benedyktem XVI w Instytucie Yad Vashem w Jerozolimie, maj 2009 Ze zbiorów Dana Landsberga

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:41 Strona 21

Page 24: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

22

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

Po około 15 miesiącach, jakie moi ro-dzice – Rafał i Wanda Lindnerowie – spędzili w ukryciu na strychu przy

ulicy Fredry w Śródborowie [zob. poprzedninumer „Gazety Otwockiej”], nadszedł dzień,w którym Helena Pawlikowska mogła im oz-najmić: „Niemcy są pokonani, przyszli Rosja-nie, jesteście wolni”.

Wiedzieli, że jej można wierzyć. Wyszlina ulicę, gdzie rzeczywiście spotkali rosyjs-kich żołnierzy, którzy zabrali ich do szpitalaw Lublinie. Tam spędzili kilka miesięcy, do-chodząc do sił po swej udręce.

Nie chcieli wracać do zrujnowanej War-szawy, więc postanowili zamieszkać w Łodzi.Tam w 1946 roku Wanda urodziła pier-wszego syna – Stefana. Wkrótce jednak wrazz przyjaciółmi Lindnerowie postanowili wy-jechać najdalej jak tylko możliwe z Europy.Szukali nowego miejsca, w którym moglibyzacząć życie na nowo.

Najpierw pojechali do Brukseli, która byławówczas „punktem przerzutowym” dlauchodźców pragnących dostać się do Ame-ryki Północnej lub Południowej i Australii.Rafał, który ukończył prawo na Uniwersyte-cie Warszawskim, szybciej niż inni zoriento-wał się w przebiegu skomplikowanychprocedur biurokratycznych. Zarabiał na życie,wspierając swych rodaków w procesach o odzyskanie własności w Polsce i w olbrzy-miej papierowej pracy jaką trzeba było wy-konać, aby znaleźć nowe miejsce osiedlenia.Problemem było to, że większość krajów niemiała wówczas ochoty przyjmować żydow-skich emigrantów.

W roku 1949 udało się uzgodnić, żeprawnik z Melbourne, Nathan Jacobson, pok-ryje koszty podróży moich rodziców i 3-let-niego Stefana do Australii. Pojechalipociągiem do Neapolu, gdzie dołączyli do in-nych uchodźców, głównie z Grecji i Włoch.14 lutego 1950 r. statkiem „Surriento” dotarlido Melbourne. Pierwszą niespodzianką byłoto, co usłyszeli od swego „sponsora”: „Po-mogłem wam tu przyjechać, ale już nie po-mogę w znalezieniu pracy ani finansowo”.Trzeba było radzić sobie samemu.

Rafał znalazł zatrudnienie w fabryce Ge-neral Motors Holden. Wytrwał tam zaledwiekilka dni, bo powiedziano mu, że nie zna sięna budowie samochodów. Wanda zaczęłapracować w fabryce ubrań przy szyciu maszynowym. To zajęcie trwało kilka lat – do czasu, gdy rodzice sami założyli firmęprodukującą i sprzedającą ubrania.

W roku 1956 Lindnerowie uczcili swojenowe życie w nowym kraju i swój powrót

do normalności – wtedy właśnie ja sięurodziłem.

Mój ojciec przez lata pracował w różnychbiurach i w biznesie, ale cały czas marzył o powrocie do zawodu prawniczego. Już kilkatygodni po przyjeździe do Melbourne ubie-gał się o przyjęcie na wydział prawa tutej-szego uniwersytetu. Nie uznawano jegowarszawskiego dyplomu. Rafał wiedział, żeAustralia wzorowała się na brytyjskim sys-temie prawnym, odmiennym od prawa kon-tynentalnej Europy – musiał więc zdobyćdyplom australijski. Powiedziano mu jednak,że najpierw musi dobrze opanować język an-gielski, następnie ukończyć czteroletnie stu-dia i dopiero wtedy będzie mógł pracowaćjako prawnik w Australii.

Zrobił jak mu zalecono, ale z pewnymopóźnieniem. Dziesięć lat po przyjeździe doAustralii, dzięki wsparciu żony, Rafał Lindnerponownie stał się studentem. W roku 1961po raz drugi w swoim życiu otrzymał dyplomna wydziale prawa. Z powodzeniem pro-wadził kancelarię w Melbourne. Niestety, w dniu swoich 67. urodzin, w 1982 r., zmarł naatak serca.

Ojciec był optymistą. Niewiele nammówił o swoim życiu przed Australią. Patrzyłtylko w przyszłość, a nie w przeszłość. Do-piero po jego śmierci zaczęliśmy z bratemwydobywać z mamy strzępy informacji,które doprowadziły w roku 1997 do naszej

podróży do Polski [opisanej w poprzednimnumerze „Gazety Otwockiej”]. Nasze roz-mowy toczyły się głównie podczas piątko-wych wieczornych kolacji. Ważną rolęodgrywała w nich córka Stephena, Adele,która bardzo zżyła się z babcią, a jej cieka-wość została nagrodzona pewnymi infor-macjami o życiu Wandy w Warszawie.

Obecnie Wanda Lindner ma 97 lat. Miesz-ka w domu opieki, otoczona ludzką życzliwo-ścią. Choć jest w miarę zdrowa, odrzucawszelkie wspomnienia o przeszłości. Jestwdzięczna, że sama dożyła tego, że jej rodzinasię rozrasta. Ich dwoje ocalonych w Śródbo-rowie dało początek dwóm rodzinom. Obaj sy-nowie (obaj zresztą prawnicy) szczęśliwie sięożenili, każdy z nich ma dwoje dzieci i na raziedwoje wnuków. W. BENJAMIN LINDNER

W. BENJAMIN LINDNER: Gdy moi rodzice dotarli do Melbourne, usłyszeli od swego „sponsora”: „Pomogłem wam tu przyjechać, ale już nie pomogę w znalezieniu pracy ani finansowo”. Trzeba było radzić sobie samemu.

Zacząć życie na nowo

Rafał Lindner, zdjęcie z legitymacji studenckiej, lata 30. XX wieku, pieczęć wskazuje na tzw. getto ławkowe

Ze zbiorów Benjamina Lindnera

Wanda Lindner, rok 1950Ze zbiorów Benjamina Lindnera

Autor z matką, Wandą Lindner, zdjęcie współczesne Fot. Stephen Lindner

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:41 Strona 22

Page 25: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

23

Nojowie w Otwocku i Nowym JorkuWpoprzednim numerze „Gazety Ot-

wockiej” zapowiedzieliśmy bardziejszczegółowe informacje o dalszych

losach rodziny Nojów, których córka urato-wała się u otwockich elżbietanek.

Maks Noj urodził się w Witebsku (obecnieBiałoruś) 10 lipca 1915 r. W roku 1918 jego rodzice uciekli z Rosji przed rewolucją bolsze-wicką. Zamieszkali w Otwocku. Tu Maksukończył gimnazjum. Później studiował mate-matykę na Uniwersytecie Warszawskim. Kon-tynuował naukę również w Jerozolimie.

Róża Tuchman urodziła się 15 kwietnia1916 r. w Berezie Kartuskiej. Tam zrobiła ma-turę w roku 1932. Następnie wraz z matką za-mieszkała w Otwocku. Wybrały to miejsce zewzględu na warunki klimatyczne miasta, do-godne dla chorej na płuca matki. W OtwockuRóża pracowała w bibliotece. Tam właśniepoznała swego przyszłego męża.

Przyjaciel Maksa, właściciel biblioteki,zapoznał go z Różą. Zapowiedział Maksowi,że będzie oczarowany tą dziewczyną. Zapo-wiedź ta okazała się prawdą. Maks Noj zako-chał się w Róży od pierwszego wejrzenia. Ichślub odbył się w 1937 r. w Warszawie.

Róża Noj była bardzo kulturalną kobietą,uwielbiała recytować poezję w języku jidysz.Osobiście znała Izaaka Bashevisa Singera,późniejszego noblistę w dziedzinie literatury.Sama też pisała wiersze. Śpiewała i grała namandolinie, przepięknie opowiadała.

We wrześniu 1939 r. urodziła im sięcórka Rut. Rut ocalała dzięki umieszczeniujej w domu dziecka prowadzonym w Ot-wocku przez siostry elżbietanki (zob. pop-rzedni numer „Gazety Otwockiej”). SamiNojowie przeżyli w Warszawie, ukrywającsię u Władysławy Cygler.

Po zakończeniu wojny Maks i Róża Nojo-wie odzyskali swoją córkę. Dwa lata spędziliw Polsce, po czym wyjechali kolejno do Cze-chosłowacji, Niemiec i Belgii. W listopadzie1950 r. dotarli do Stanów Zjednoczonych i za-mieszkali w Nowym Jorku, gdzie pozostali jużdo końca życia. Przyjęli angielską pisownięswoich imion i nazwiska.

Max Noy zajął się handlem nieruchomoś-ciami. Rose Noy poświęciła się działalnościspołecznej i charytatywnej na rzecz społecz-ności żydowskiej. W roku 1980 małżonkowieNoy kupili drugi dom w Miami i od tej poryspędzali czas częściowo w Nowym Jorku,częściowo na Florydzie. W Miami Rose pisaławiersze w języku jidysz.

W roku 1995 pogorszył się stan zdrowiaRose Noy. Od tej pory stale przebywała w Nowym Jorku. Po dwuletnich cierpieniachzmarła 18 czerwca 1997 r.

Już wcześniej Max Noy wspierał finan-sowo szpitale w Izraelu. Po śmierci żony pos-tanowił uwiecznić jej pamięć, nazywającimieniem Rose Noy Centrum Opieki Zdro-wotnej dla Kobiet w Tel Awiwie. Zostało onootwarte w marcu 1998 r. Ich córka Ruth przy-gotowała dla tego szpitala specjalny kolażobrazujący życie i doświadczenia jej rodzi-ców (zob. fotografia obok). Również szpitalw miejscowości Herzliya pod Tel Awiwemnosi imię obojga małżonków Noy.

Max Noy zmarł 16 kwietnia 2010 r. w wieku 95 lat.

Ruth Noy do dziś mieszka w NowymJorku. Ukończyła studia w zakresie terapiiprzez sztukę. Wyszła za mąż i przyjęła naz-wisko Rintel. Ma dwóch synów Boba i Ga-ry’ego, a obecnie również dwoje wnucząt:Lisę i Aleca.

Ruth Rintel zajmowała się malarstwemi rzeźbą. Jej prace były wystawiane w wielu miejscach w USA i Europie, nawystawach indywidualnych i zbiorowych.Otrzymała wiele nagród i wyróżnień. W jejtwórczości ważną rolę odgrywa doś-wiadczenie zagłady Żydów, choć sama ar-tystka podkreśla, że jej sztuka mówi nietylko o Holokauście, lecz dotyka sprawuniwersalnych. OPRAC. ZN

Max Noy w Nowym Jorku Ze zbiorów Ruth Rintel

Od lewej: Ruth Rintel, s. Ludwika Małkiewicz,Rose Noy Ze zbiorów Ruth Rintel

Kolaż w szpitalu w Tel Awiwie wykonany przez Ruth Rintel ku pamięci jej rodzicówZe zbiorów Ruth Rintel

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:41 Strona 23

Page 26: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

Napis tej treści – w językach hebraj-skim i polskim – pojawi się tuż przed70. rocznicą zagłady otwockich

Żydów na pamiątkowym kamieniu przy ul. Reymonta. Na granicach tego miejsca pa-mięci narodowej ułożone zostaną natomiastgłazy narzutowe.

Te prace to początek procesu przywra-cania temu miejscu należnego mu charak-teru. Tutaj bowiem nie tylko rozstrzeliwanootwockich Żydów, jest to także miejsce ichpochówku. Nigdy przecież nie przeprowa-dzono tu ekshumacji. A to oznacza, że podziemią spoczywają tu ciała mieszkańców Otwocka rozstrzeliwanych przez Niemców w ciągu kilku tygodni po 19 sierpnia 1942 r.

DLACZEGO ZMIANA?Kamień pamięci przy ul. Reymonta zostałumieszczony w sierpniu 1949 r. z inicjatywyZarządu Miasta Otwocka. Od tego czasumiejsce pamięci nie podlegało renowacji.

Plac przy ulicy Reymonta jest masowymgrobem obywateli naszego miasta. Jakozbiorowa mogiła miejsce to występuje w re-jestrze cmentarzy wojennych prowadzonymprzez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeń-stwa. Tymczasem w świadomości otwoc-czan miejsce to stało się tylko pomnikiem,obejmującym jedynie najbliższy teren wokółkamienia pamięci, otoczony niskim płotkiem.

Od początku 2007 r. Społeczny KomitetPamięci Żydów Otwockich i Karczewskichpodejmował starania na rzecz przebudowytego miejsca pamięci narodowej. Rada Och-rony Pamięci Walk i Męczeństwa zleciławówczas dokonanie badań georadarem.Zostały one przeprowadzone w grudniu2007 r. W ich konsekwencji 18 sierpnia 2008r. sekretarz ROPWiM Andrzej Przewoźnik w piśmie do prezydenta Otwocka zalecił „uz-nanie dotychczasowego upamiętnienia w miejscu egzekucji za pomnik na zbioro-wych mogiłach wojennych, w których spo-czywają cywilne ofiary terroru”.

W rozmowach z p. Andrzejem Przewoź-nikiem rozważaliśmy wówczas wybudowa-nie w tym miejscu nowego pomnika. Powstał nawet projekt, z którego jednak zre-zygnowano ze względu na zbyt wysokie koszty. W tym roku, w porozumieniu z ROP-WiM, wybrano rozwiązanie prostsze i tańsze: wytyczenie terenu miejsca pamięcinarodowej poprzez ułożenie głazów narzuto-wych (analogicznie jak otoczenie cmentarzażydowskiego w Anielinie, którego dokonałnasz Komitet) oraz przymocowanie na ka-mieniu nowej tablicy z nowym napisem.

DLACZEGO NOWY NAPIS? Dotychczasowy napis głosił: „Miejsce stra-ceń 5000 Żydów, którzy w dniu 19 VIII 1942 r. zginęli z rąk hitlerowskich ludobójców.Cześć ich pamięci!”. Wraz z upływem czasustawał się on coraz mniej czytelny. Przedewszystkim jednak był częściowo niezgodny zprawdą historyczną.

Po pierwsze, napis zawierał zbyt wy-soką liczbę ofiar rozstrzelanych w tymmiejscu. Według dzisiejszych ustaleń his-toryków, liczba ta jest ponadwukrotnieniższa niż wyryto na kamieniu przed 63laty. Po drugie, Żydzi byli tu rozstrzeli-wani nie tylko 19 sierpnia, lecz w ciągukilku tygodni po „likwidacji getta” w Otwocku. Po trzecie, dotychczasowynapis informował tylko, że jest to miejscestraceń, podczas gdy jest to także zbio-rowa mogiła.

Z tych powodów nasz Komitet przedsta-wił własną propozycję nowego napisu. O os-tatecznej jego treści zdecydowała Rada

Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, a zgodę na „zamieszczenie nowej tablicy na-grobnej na mogile zbiorowej Żydów zamor-dowanych w 1942 roku” wydał MazowieckiUrząd Wojewódzki.

Dotychczasowa renowacja miejsca pa-mięci otwockich Żydów została wykonanaprzy wsparciu finansowym Rady OchronyPamięci Walk i Męczeństwa oraz PowiatuOtwockiego a także przy pomocy organiza-cyjnej Miasta Otwock.

Wkrótce podejmować będziemy ko-lejne działania zmierzające do przywróce-nia świadomości, że teren przy ulicyReymonta jest miejscem pamięci narodo-wej, masowym grobem żydowskich oby-wateli Otwocka, a nie zwykłą działką leśnąz pomnikiem pośrodku.

Za Społeczny Komitet Pamięci Żydów Otwockich i Karczewskich:

ZBIGNIEW NOSOWSKI (przewodniczący)Otwock, 11 sierpnia 2012 r.

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

24

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

Informacja Społecznego Komitetu Pamięci Żydów Otwockich i Karczewskich

Więcej niż pomnik

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:42 Strona 24

Page 27: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

GAZETA OTWOCKA � SIERPIEŃ 2012

LOSY

OTWOCKICH

ŻYDÓW

25

BIBLIOGRAFIA Publikowane tu materiały to jedynie cząstkalosów otwockich Żydów. Wiele innych relacjii opowieści znaleźć można w opublikowa-nych już książkach i artykułach. Najwa-żniejsze publikacje w języku polskim to:

KSIĄŻKI:

�Marian Domański, dawniej Finkielman,Moje drogi dzieciństwa 1939-1945, Otwock 2005.� Natan Gross, Kim pan jest, panie Grymek?, Kraków 2005.� Yoram Gross, Wybrało mnie życie.Wspomnienia z czasów okupacji i nie tylko, Kraków 2011.� Elżbieta Isakiewicz, Ustna harmonijka.Relacje Żydów, których uratowali od ZagładyPolacy, Warszawa 2000.� Ita Kalisz, Cadykowy dwór niegdyś w Polsce, Warszawa 2009.� Jerzy Korczak, Oswajanie strachu, Warszawa 2007.� Ewa Kurek, Dzieci żydowskie w klasztorach. Udział żeńskich zgromadzeń zakonnychw akcji ratowania dzieci żydowskich w Polsce 1939-1945, Lublin 2001.

� Zofia Maj, Przyszło mi żyć w ciekawychczasach, Warszawa 2010.� Barbara Matysiak, Spacerkiem po otwockich ulicach, Otwock 2002.� Calek Perechodnik, Spowiedź. Dzieje rodziny żydowskiej podczas okupacji hitle-rowskiej w Polsce, Warszawa 2004.� Zdzisław Przygoda, Niezwykłe przygodyw zwyczajnym życiu, Warszawa 1994.� Jarosław Marek Rymkiewicz, Umschlag-platz, Paryż 1988.� Izabela Stachowicz-Czajka, Ocalił mniekowal, Warszawa 1956.� Symcha Symchowicz, Pasierb nad Wisłą,Warszawa 2005.� Sylwia Szymańska, Ludność żydowska w Otwocku podczas drugiej wojny świato-wej, Warszawa 2002.�Maria Thau (Weczer), Powroty, Kraków 2002.� Stefan Waydenfeld, Droga lodowa, Lublin 2002.� Stanisław Wygodzki, Koncert życzeń,Warszawa 1961.

ARTYKUŁY:� Piotr Cmiel, Dorka – córka rabina z Ot-wocka [historia Dory Kirszenbaum-Greens-tein], cz. 1-5, „Gazeta Otwocka” 2006 nr 4-8.

� Barbara Dudkiewicz, Rodzina Orensztaj-nów, „Gazeta Otwocka” 2008 nr 7.� Sabina i Artur Gilboa-Gelblumowie, Gdy zamarło miasto, „Gazeta Otwocka” 1997 nr 8.� Jacek Kałuszko, Złodziej, literat, obywatel Otwocka [historia Urke Nachal-nika], „Linia Otwocka”, 9 stycznia 2004. � Hanna Kamińska-Goldfeld, Morituri te salutant [wysłuchał Piotr Cmiel],„Gazeta Otwocka” 2004 nr 9.� Zbigniew B. Marchlewicz, Gustawa Kamińska – matka biednych, „Gazeta Otwocka” 2008 nr 7.� Zbigniew B. Marchlewicz, Matki otwoc-kiego getta, „Gazeta Otwocka“ 1998 nr 8.� Halina Papierman, Z getta do Australii,„Gazeta Otwocka” 1998 nr 11, 1999 nr 1.� Ewa Pustoła-Kozłowska, Żydzi współmieszkańcy Otwocka, „Mazowsze” 1994 nr 2.� Jadwiga Rakowska, Mój Otwock, rozmawia Ewa Toniak, „Midrasz” 2005 nr 9.� Czesław Zbigniew Wałachowski, Wspomnienie o getcie otwockim, „GazetaOtwocka” 1997 nr 8.� Edmund Wierciński, Gałązki akacji,„Twórczość” 1947 nr 1 (przedruk: „Midrasz”2005 nr 9). OPRAC. ZN

Spotkanie otwocczan w Izraelu, Ramat Gan, 12 marca 2011 Ze zbiorów Zbigniewa Nosowskiego

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:42 Strona 25

Page 28: WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN ... · WYDANIE SPECJALNE: sierpień 2012 gazeta bezpłatna ISSN 1234-0545 GO:Makieta 1 2012-08-14 08:38 Strona 1

GO:Makieta 1 2012-08-14 08:43 Strona 26