stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer...

281
Władysław Stefanoff FELIETONY wybrane - historia - medycyna - etnografia - podróże - wspomnienia Siedlce 1995

Transcript of stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer...

Page 1: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Władysław Stefanoff

F E L I E T O N Y

wybrane

- historia

- medycyna

- etnografia

- podróże

- wspomnienia

Siedlce 1995

Page 2: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

© Copyright by Władysław STEFANOFF

Skład: BUIK, Stefan OLSZEWSKI, Siedlce Druk: Sprint euroSei, Janusz DOBROWOLSKI, Siedlce

Page 3: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Władysław STEFANOFF

F E L I E T O N Y wybrane

Książkę tę dedykuję pamięci prof. Henryka Łowmiańskiego,

który tyle światła i rzeczowości wniósł do poznania wczes-

nego okresu naszych dziejów

Autor

Page 4: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo
Page 5: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

WSTĘP

Mieszanka tematyczna zawarta w tej książce pochodzi z moich publikacji w różnych czasopismach krajowych, zarówno tych pre-stiżowych o dużych nakładach, jak i skromniejszych regionalnych. Są tu także artykuły dotychczas nie publikowane.

Jeżeli kogoś mimo woli uraziłem, to najmocniej go za to przepraszam, nie było to moim zamiarem.

Życzę Państwu przyjemnej lektury.

Autor

5

Page 6: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

KORALOWY RAJ

10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo małe i niskie wyspy o plażach wypełnionych bez reszty żółwiami, wyglądającymi z daleka jak skały”. Tym dwóm wyspom nadano nazwę Las Tortugas. Potem okazało się, że była jeszcze jedna wyspa - największa i najważniejsza. Nazwa Las Tortugas nie przyjęła się, podobnie jak i późniejsza nazwa Lagarotos. Przylgnęło do tych wysp słowo pochodzenia indiańskiego: Kajmany. Pochodzenie tej nazwy nie jest całkowicie jasne. Kajman jest jedną z odmian krokodyli, a tych na wyspach nie ma.

Przypuszcza się więc, że przez ignorancję pierwszych osadników imieniem tym obdarowano iguany, jaszczury na Kajmanach pospolite. Z drugiej strony znaleźli się ostatnio zwolennicy teorii o wyginięciu kajmanów, licznych jakoby w okresie, kiedy wyspy te były bezludne. Prawdy tu dociec trudno...

Kajmańskie rafy koralowe zostały uznane przez miejscowe władze za podwodne parki narodowe. Są pod ochroną, nie wolno niczego stąd wynosić i wywozić. Można się tylko przyglądać i fotografować.

Przejażdżki po morzu odbywają się motorówkami, żaglowcami przypominającymi pirackie karawele, katamaranami, łodziami o szkla-nym dnie. Dziwny pojazd podwodny przypominający z kształtu baty-sferę, ale poruszający się samodzielnie, zabiera na pokład pilota i dwóch pasażerów. Duże pole widzenia stwarza idealne warunki do robienia podwodnych zdjęć. Turyści mogą w nim opuszczać się nawet na głębokość 250 m, choćby dla obejrzenia zatopionego w 1976 roku towarowego statku o nazwie Kirk Pride. Jest to maksymalna głębokość dozwolona dla turystów.

W porcie George Town stoją dwa statki o zabawnych nazwach: Cayman Aggressor I i Cayman Aggressor II. Ich przeznaczeniem nie jest wszakże żadna agresja, lecz usługi dla turystów. Można tu wynająć sprzęt do nurkowania, kabiny klimatyzowane, a przede wszystkim same statki, którymi popłynąć można np. w okolice pieczar podwodnych zwanych Diabelską Grotą.

Jest wiele małych stateczków, służących do tych samych celów, wynajmowanych na pół lub cały dzień, także i dla amatorów rybołóws-twa (marliny, wahoo, tuńczyki). Obok Aggressorów stoi niewielka łódź podwodna Atlantis, gotowa do odbywania podwodnych rejsów w po-bliże raf koralowych i dna morskiego. Słynny badacz fauny i flory dna morskiego Filip Cousteau, częsty bywalec na tych wyspach twierdzi, że

6

Page 7: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

rafa koralowa przy Małym Kajmanie, tworząca prostopadły mur wyso-kości prawie 2000 m, jest jednym z najbardziej fascynujących miejsc dla badaczy głębin morskich.

U jubilerów w George Town można nabyć ozdoby zrobione ze złota i czarnych korali, a także wisiory na szyję, w które wmontowane są stare hiszpańskie monety, wydobyte z wraków zatopionych w średniowieczu statków. Czarnych koralowców wywozić z wysp nie wolno, chyba że w postaci gotowych wyrobów, tak samo zresztą jak i wszystkich miejscowych stworzeń i roślin.

Legenda mówi, że pierwszymi osadnikami Kajmanów byli dezerterzy z armii 0livera Cromwella. W 1655 roku Anglicy podbili Jamajkę, skąd usunęli Hiszpanów, a w roku 1670 włączyli także i Kajmany do Brytyjskich Indii Zachodnich (do tej pory wyspy te są posiadłością brytyjską). Pierwsze próby zasiedlenia wysp przy pomocy skazanych za dezercję żołnierzy miały miejsce w roku 1668. Jednak ludzie ci zostali odwołani z zesłania, ponieważ zagrożenie ze strony hiszpańskich piratów było coraz większe. Na wyspach przebywali często także i piraci angielscy, między innymi Sir Henry Morgan i Edward Teach. Czuli się tutaj bezpieczni, mieli źródlaną wodę do picia, a także doskonałe zaopatrzenie w mięso gigantycznych żółwi. Wyspa Kajman Brac, szczególnie ceniona przez piratów, stała się źródłem natchnienia Roberta Luisa Stephensona, gdy pisał swą Wyspę Skarbów. Jest prawdopodobne, że wśród skalistych urwisk zakopano tu skarby, wciąż czekające na odkrywców.

Nadanie ziemi stałym osadnikom na Kajmanach miało miejsce dopiero w 1730 roku. Jeszcze w latach trzydziestych naszego stulecia głównym zajęciem ludności był połów żółwi, ryb i gąbek, wyrób sznurów z włókien palmowych i uprawa palmy kokosowej. Dzisiaj wszystko się zmieniło. Kajmania stała się potęgą finansową, głównie dzięki turystyce i liberalnej polityce bankowej.

Zaufanie do miejscowej władzy, izolowane położenie geograficzne, brak napadów na banki i stabilność systemu politycznego przyciąga ludzi zamożnych ze wszystkich krajów Ameryki do lokowania swoich kapitałów właśnie tutaj. Nie muszę dodawać, że w ten sposób uwalniają się od płacenia uciążliwych podatków w miejscu zamieszkania, a także od tłumaczenia się skąd pochodzą ich pieniądze. Kajmańczycy mówią: Kto nas poznał, ten nas kocha, powraca tutaj i lokuje u nas swoje kapitały.

„Nowy Świat" 14-16.VIII.92r. 7

Page 8: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

ASFALTOWE JEZIORO GUANOCO

W Ameryce Południowej, w pobliżu delty rzeki Orinoko i wyspy Trynidad, wśród tropikalnej gęstej dżungli, leży z dala od wszelkich dróg asfaltowe jezioro Guanoco. Tak się złożyło, że pracowałem dość blisko tego miejsca, zaledwie w odległości piętnastu kilometrów, w malowniczym osiedlu Guariquen. Ponieważ Guanoco znajdowało się w moim rejonie, wypadało poznać tamtejsze okolice.

Oscar Mistaje, miejscowy kacyk, a jednocześnie pacjent i przyjaciel, dał mi pięciu ludzi, którzy mieli spełniać funkcje eskorty i przewod-ników. Zaopatrzeni byli w długie maczety, służące do wyrąbywania drogi w miejscach bardziej zarośniętych i do zabijania węży.

Kto nie spacerował po ścieżkach w dżungli, ten nie wie, co to za przyjemność. Błoto, które nigdy nie wysycha, oślizgłe głazy, na każdym kroku węże. Większość z nich nie jest groźna dla człowieka, ale skąd może o tym wiedzieć ktoś, kto nigdy nie bywał w takiej gęstwinie. Kłujące gałęzie czepiające się ubrania, komary, muchy, duszno, zapach stęchlizny. Poczułem, że moje ubranie jest mokre.

Ostatni odcinek drogi przebyliśmy po wąskiej, długiej na trzysta metrów kładce. Po drugiej stronie kładki stanęliśmy już na stałej powierzchni asfaltowego jeziora.

Widok był niecodzienny; olbrzymie jezioro o połyskliwej czarnej powierzchni. Jezioro, po którym można było spacerować. Dochodziło południe, wierzchnia warstwa asfaltu kleiła się do butów i utrudniała chodzenie. Chwilami miałem wrażenie, że lepka masa wchłonie mnie do środka. Odór asfaltu był niezwykle intensywny.

Jak doszło do tej samoistnej destylacji ropy naftowej? Ile wieków to trwało? Dzisiaj otrzymujemy asfalt jako produkt uboczny suchej des-tylacji ropy naftowej. Ta mieszanina węglowodorów wielocząstecz-kowych stosowana jest do pokrywania nawierzchni, mających wykazać odporność na działanie wody, kwasów i ługów.

Cóż mogło być prostszego niż założenie spółki akcyjnej do eks-ploatacji złóż naturalnego asfaltu? A jednak Towarzystwo Angielskie, inwestujące pieniądze w ten ,,złoty" interes, poniosło dotkliwą porażkę. Musiało zrezygnować z eksploatacji i czym prędzej uciekać, zostawiając dużą część sprzętu na jeziorze.

Zardzewiałe maszyny do wydobywania asfaltu, wagoniki i szyny leżały do połowy zanurzone w asfalcie. Czarna, kleista masa powoli, ale

8

Page 9: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

nieubłaganie wciąga do wnętrza wszystkie cięższe przedmioty znaj-dujące się na powierzchni.

- Jak to się stało? Co doprowadziło do powstania tego obrazu zniszczenia? - zapytałem jednego z towarzyszących mi ludzi.

- Zwyczajnie - odpowiedział. - Jeszcze niedawno w Wenezueli nie było rafinerii ropy naftowej. Towarzystwo Angielskie zarabiało krocie na wydobywanym asfalcie. Obecnie istnieje kilka rafinerii ropy, produ-kujących tani asfalt i w dogodnym miejscu do transportu. A tutaj zawsze były kłopoty z wywiezieniem towaru. To jest piekielne miejsce. Nie można zbudować ani dobrej drogi, ani dobrego portu dla statków ładujących asfalt. Taka inwestycja nigdy nie zostałaby zamortyzowana.

- Tam dalej mieszkają ludzie. Co to za jedni?

- Murzyni. Anglicy sprowadzili ich z Trynidadu do pracy przy asfalcie.

- Czym się zajmują obecnie? - Niczym. Siedzą i wegetują. Sprowadzić ich sprowadzili, ale jak

spółka zbankrutowała, to przestali się nimi interesować. - Czy jest jakaś nadzieja ponownego uruchomienia przedsiębiorst-

wa? - Nie ma żadnej nadziei. Ale Murzyni cierpliwie czekają. Mają czas,

mogą czekać. Rozmawiając doszliśmy do murzyńskiej wioski, położonej po dru-

giej stronie jeziora. Nie różniła się wiele od wiosek afrykańskich. Te same palisady i okrągłe chaty z błota pokryte liśćmi palmowymi. Przy domach małe pólka uprawne. Półnadzy ludzie witali nas wesoło, gościnnie.

Moi towarzysze nabrali do worków asfaltu. Mógł się im przydać do uszczelniania łodzi.

„Nowy Świat" U-12.IV.92r.

TAJNE ŻYCIE MOTILONÓW

Podczas dziesięciu lat pobytu w Wenezueli miałem okazję przyjrzeć się wielu plemionom indiańskim. Często zasługiwały one na współ-czucie, a czasem nawet na litość. Indianie zostali bowiem odarci ze wszystkiego: z ziemi, wierzeń i zwyczajów. Legendarnym wyjątkiem

9

Page 10: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

od tej smutnej reguły byli tylko Motiloni: waleczni, nieuchwytni i -według niektórych przekazów - niewidzialni.

Ich terytoria rozciągają się po obu stronach granicy kolumbijsko -wenezuelskiej. Zostały one wydzierżawione przez rząd Wenezueli koncernom zagranicznym eksploatującym naftę. W latach 1947 - 1957 opinia publiczna pasjonowała się nieustanną i zaciekłą wojną nafciarzy z Motilonami. Chociaż Motiloni dysponowali tylko łukami i strzałami oraz prawdopodobnie wyrzutniami oszczepów typu atlatl, a ich wrogowie posiadali broń palną, to ofiary ponosili tylko ci ostatni. Kto się zetknął z Motilonami, tego znajdowano później nieżywego, z piersią przeszytą strzałą. Tak ginęli robotnicy zatrudniani przez Standard Oii.

Wokół Motilonów narosły najróżniejsze legendy. Pewien chrześ-cijański misjonarz twierdził po powrocie z dżungli, że ich skóra jest biała. Misjonarz ten nie widział wprawdzie Motilonów, ale powtarzał to, co mu opowiadali jego wychowankowie z plemienia Guajiros. W związku z tym powstała hipoteza, że Motiloni byli potomkami dawnych landsknechtów niemieckich, którzy niegdyś pod dowództwem Huttena, Hobermutha i Federmanna zaginęli w dżunglii..Mieli oni zabić mężczyzn ze szczepów indiańskich, zamieszkujących okolice Sierra Perija i pożenić się z ich kobietami. W ten sposób stali się przodkami białych Indian.

Inna legenda podtrzymuje pogląd, że Motiloni posługują się kata-pultami wyrzucającymi strzały na odległość ponad 300 metrów. O ile wiem, katapulty są dobre do miotania kamieni, a nie strzał. Zresztą nikt tych katapult nie widział, więc chyba zostały wymyślone przez ham-burski dziennik ,,Die Welt", który opierał się na wiadomościach otrzymanych od swego korespondenta z Machiques, miasteczka poło-żonego w pobliżu terytoriów Motilonów w Wenezueli. Korespondent ten nie odważył się zapuścić w dżunglę, zbierał więc plotki i bajki o Motilonach wśród Indian Guajiros i ludności kreolskiej, ażeby wykazać się jakąś aktywnością i usprawiedliwić swoje wysokie zarobki.

Tajemnice plemienia Motilonów próbował zgłębić etnolog Preston Holder, finansowany przez amerykański Instytut Historii Naturalnej. Jak podaje Paul Herrman, Holder zaopatrzony w ,,rekomendacje" od sąsiednich półcywilizowanych szczepów i bogate dary, wyruszył na początku 1953 roku ładzią motorową w górę rzeki, prowadzącej do siedzib Motilonów. Pozwolono mu wyjść na brzeg, mógł też starym zwyczajem kupców złożyć na brzegu swe podarunki: noże, tytoń, płótno. Dary zostały w nocy zabrane, ale gdy rankiem etnolog zapuścił

10

Page 11: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

motor, by ruszyć w dalszą drogę, spadł na nieproszonych gości deszcz strzał. Łódź była silnie opancerzona, nikt więc nie został ranny. Motiloni wyskubali w nocy nici z podarowanego płótna i przycumowali nimi do strzał podarowane noże. Byli niewidoczni, strzelali z daleka. Niemoż-ność nawiązania kontaktu z Indianami zniechęciła uczonego do dalszej podróży.

Kosztem olbrzymich nakładów finansowych Standard Oil utrzymała się w zagrożonym terenie pola naftowego Santa Ana. W porze deszczowej Motiloni mieli zwyczaj opuszczać lasy nizinne i udawać się w góry Sierra Perija. Nafciarze wykorzystali ten czas na wykarczowanie wielu kilometrów dżunglii, na ogrodzenie tego obszaru drutem kol-czastym naładowanym prądem elektrycznym i na ustawienie wież wiertniczych. Gdy Motiloni po ustaniu deszczów wrócili, rozpościerała się przed nimi szeroka, otwarta równina, oblana w dzień i w nocy jasnym światłem i strzeżona przez strzelców zaopatrzonych w lunety.

W dalszym ciągu Motiloni byli jednak nieuchwytni i niewidzialni, tak przynajmniej było do roku 1957, do czasu rewolucji, która obaliła dyktatora Markosa Pereza Jimeneza. Potem nastąpiła nacjonalizacja przemysłu naftowego i towarzystwa zagraniczne musiały opuścić Wenezuelę. O dalszych losach Motilonów nic nie wiem, ale obawiam się, że bogate złoża nafty, złota i miedzi w ich kraju spowodują zagładę tego dzielnego plemienia.

„Nowy Świat" 28-29.XI.92r.

PLANTACJA KAKAOWCÓW LUISA FIGUEROA

W królestwie Inków napój sporządzony z nasion kakaowca nazywano nektarem bogów. Kiedy Hiszpanie wtargnęli do magazynów króla Inków, znaleźli tam złoto, wełnę z lam i ziarna kakaowe - to wszystko, co było najbardziej cenione przez Indian.

Po raz pierwszy zobaczyłem drzewa kakaowe na plantacji Luisa Figueroa. Plantacja liczyła pół miliona drzew. Właściciel mieszkał w dużym domu w Guariguen, miał tam swój sklep i stajnię dla kilkunastu mułów. Figueroa wywoził towar dwoma drogami: na grzbietach mułów przez góry do Maturin lub drogą wodną przez zatokę Paria

11

Page 12: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

cio Irapy. Za robociznę nie musiał wiele płacić. Otwierał Indianom kredyt w swoim sklepie, a oni odrabiali swoje długi pracą na plantacjach. I trzeba przyznać, że Hiszpan znacznie różnił się od innych swoich rodaków mających zazwyczaj skłonność do bezwzględnego wyzysku robotników. Luis ufał Indianom, a oni ufali jemu. Wzajemna wymiana usług była mało skomplikowana. Indianie potrzebowali tytoniu, zapałek, maczet, siekier, szpadli, nici, igieł, noży, perkali, garnków i dobrego traktowania. Figueroa zaś bez ich pomocy nie mógłby prowadzić plantacji.

Dwa razy do roku Indianie przechodzili ławą przez jego plantacje, niszcząc maczetami chwasty i pędy drzew samosiejek. Pomagali też przy transporcie towarów jako poganiacze mułów i przy licznych pracach związanych z przygotowaniem ziarna do sprzedaży.

Luis był prawdziwym ojcem dla Indian Guarauno. Doszło nawet do tego, że przestał prowadzić rachunki przy wydawaniu im towaru ze sklepu. Brali co chcieli i tyle ile chcieli, a on nie patrzył im na ręce, nie kontrolował nawet ich pracy na plantacjach, a mimo to, a może właśnie dlatego, szanowali się wzajemnie i ufali całkowicie. Prawdę mówiąc Luisowi nie zależało już na dalszym bogaceniu się.

Prowadził skromny tryb życia, ubierał się byle jak, wypijał czasami szklaneczkę rumu, cmokał czimo i stawiał na swojego koguta w nie-dzielnych walkach. Do miasta nie jeździł, za Kreolkami się nie uganiał, lubił tylko Indianki i miał z nimi gromadę dzieci. Siadywał często na progu swojego domu obłożony dwoma workami: jeden wypełniony był kaczanami kukurydzy, a do drugiego wsypywał wyłuszczone przez siebie ziarno. Zagadywał do przechodzących ulicą ludzi, wypytywał o ich zdrowie, troski i radości. Zawsze pogodny, uśmiechnięty, skory do pomocy. Niezwykły człowiek. Jego największą przyjemnością było spełnianie dobrych uczynków.

Przeciętna wysokość kakaowców wynosi na plantacjach około pięć metrów. Osobliwością tego drzewa, rosnącego także i w stanie dzikim w dżunglach Ameryki Środkowej i Południowej, są owoce wyrastające wprost z pnia lub z najgrubszych konarów. Wrzecionowaty, pobruż-dżony, czerwony lub żółty owoc zawiera około trzydzieści nasion. Podobny jest trochę do piłki używanej przy grze w rugby. Kakaowiec pochodzi z krajów Ameryki Środkowej lub, jak twierdzą niektórzy, znad górnej Amazonki. Wysuszone ziarno zawiera około 50 proc. tłuszczu.

Drugim ważnym składnikiem jest teobromina - około 1,5 proc. -

12

Page 13: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

podobna w działaniu do kofeiny. Pozostałe składniki: skrobia, związki mineralne i inne nie mają większego znaczenia gospodarczego.

Kakao przyrządzane przez Indian od czasów przedkolumbijskich różni się znacznie od tego, które my pijemy. Indianie dodają do sproszkowanego ziarna kukurydzianą mąkę, wanilię i miód. Jest to napój niesmaczny i zbyt tłusty. O powodzeniu kakao w całym świecie zadecydowało odkrycie Holendra Van Houtena, który w końcu XIX wieku wynalazł sposób na odtłuszczanie nasion. W Szwajcarii wynale-ziono przepis na produkcję czekolady z ziaren kakaowych.

Kakaowiec wymaga gleb głębszych, żyznych, przewiewnych i wil-gotnych, nie lubi silnych wiatrów, zimna i suszy. Jest rośliną grymaśną, udajć\cą się tam, gdzie poprzednio rosła wilgotna międzyzwrotnikowa dżungla.

Ziarno kakaowe służy do wyrobu czekolady, kakao w proszku i masła kakaowego. Tego ostatniego używa się w przemyśle farmaceutycznym do wyrobu maści, czopków i kosmetyków.

Największe plantacje kakaowców w Wenezueli znajdują się w stanie Miranda. Największe fortuny zrobiono tutaj w czasach niewolnictwa. Murzyni byli robotnikami bardzo wydajnymi i odpornymi na upał, a kosztowali tak niewiele... Z tego też powodu dzisiejszą ludność tego stanu stanowią głównie Murzyni, oczywiście teraz już wolni i często pracujący na własnych plantacjach.

Aby zabawić się w plantatora, kupiłem kawałek ziemi nie opodal miejscowości El Guapo, w stanie Miranda. Karczowałem dżunglę, zbierałem kukurydzę, zakładałem plantację bananowców, polowałem, łapałem karłowate krokodyle, ryby i raki. Na mojej ziemi rosło także kilkadziesiąt kakaowców. Przyglądałem się im z zainteresowaniem, ale nie odczuwałem żadnej pokusy zbierania ich owoców lub powiększenia plantacji do opłacalnych rozmiarów. I jedno, i drugie było zbyt pracochłonne. Na owocowanie drzew kakaowych trzeba czekać aż siedem lat, a na owocowanie krzewów kawowych trzy lata. Tymczasem już po roku można zbierać owoce z bananowców…

„Nowy Świat" 25-26.VII.92r

13

Page 14: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Panna młoda zasnęła przed ceremonią ślubną i nikt jej nie może obudzić

ŚPIĄCA GUARIKIKI

Przynieśli ją w hamaku przywiązanym do grubej żerdzi. Pochodziła znad Orinoko, z plemienia Guarauno, miała szesnaście lat, nazywała się Guarikiki i w tym miesiącu wychodziła za mąż za Guaramatę, plemien-nego wodza. Nieszczęście wydarzyło się na kilka dni przed ceremonią ślubną. Panna młoda zasnęła i od trzech dni nie można jej dobudzić, Wezwany przez rodzinę czarodziej postawił jednoznaczną diagnozę: ktoś rzucił na nią urok, dosłownie: mal de ojo - chorobę złego spojrzenia. Zaklęcia nie odniosły żadnego skutku, radził więc zanieść Guarikiki do lekarza z Guariquen. Może on zdejmie z niej urok?

Chorej towarzyszyła rodzina i pół plemienia. Badanie rozpocząłem od pozbycia się gapiów. Przy dziewczynie zostały tylko jej matka i siostra. Pielęgniarka położyła Guarikiki na kuszetce i rozpięła jej bluzkę. Młoda Indianka oddychała spokojnie, rytmicznie. Serce biło miarowo, nie za szybko i nie za wolno. Skóra lekko zaróżowiona, gładka, elastyczna. Dziewczyna przypominała swoim wyglądem bajkową Królewnę Śnieżkę uśpioną zatrutym jabłkiem. Próbowałem obudzić ją zastrzykiem z kofeiny. Nic z tego, nawet nie drgnęła.

Rodzina nie była w stanie niczego mi powiedzieć o przyczynie tego długotrwałego snu. Dziewczyna nie uległa żadnemu wypadkowi ani zatruciu chemikaliami, nie była to też śpiączka cukrzycowa, ponieważ jej matka nie stwierdziła u niej nadmiernego apetytu. O histerii czy wylewie do mózgu nie mogło być mowy. Co za licho? Sprawa była poważna z każdego punktu widzenia. Musiałem ją obudzić za wszelką cenę. Chodziło przecież o szczęście dziewczyny: narzeczony mógł się zniechęcić tą dziwną chorobą. Chodziło także o mój prestiż, o wykazanie wyższości medycyny europejskiej nad szamanizmem i gusłami.

Zostawiłem Indiankę i jej rodzinę w przychodni. Obiecałem rozpocząć leczenie następnego dnia. Po bezsennej nocy, nad ranem doszedłem do wniosku, że przyczyną śpiączki mogła być ascaraza - toksyna wydzielana przez żywe i martwe, zwłaszcza martwe nicienie - ascaris lumbricoides. Tutaj wszyscy byli zarobaczeni, więc dlaczego ta ślicznotka nie miałaby mieć tych pasożytów? Jeżeli nicieni jest dużo, a chory zje przypadkowo jakiś owoc zabijający je, na przykład owoc

14

Page 15: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

granatu, to obecność martwych, rozkładających się pasożytów w jelitach ludzkich może wyzwolić taką ilość ascarazy, że chory zasypia bez żadnych niepokojących objawów. Diagnoza nie była jeszcze pewna, ale dość prawdopodobna.

Pasożytów nie można było się pozbyć łatwo u osoby śpiącej. Co robić? Należało koniecznie chorą obudzić. Miałem kilka ampułek benecronu - czynnika antytoksycznego wątroby. Wśród wskazań cho-robowych wymienionych w prospekcie nie doszukałem się śpiączki tego typu, ale niczego nie ryzykowałem. Zaszkodzić dziewczynie nie mogłem, a to było najważniejsze przy próbach tego rodzaju.

Skutek zastrzyku był niezwykle efektowny. Dziewczyna, która spała już trzy dni, po kilku minutach od wstrzyknięcia benecronu otworzyła oczy, rozejrzała się dookoła zdziwiona, wstała z kuszetki i jak gdyby nigdy nic zapytała, w jaki sposób się tutaj znalazła?

Wrażenie, jakie wywołało obudzenie Guarikiki na jej rodzinie i pozo-stałych Indianach, było ogromne. Koniecznie chcieli się czymś zrewan-żować, pytali, co mogłoby sprawić mi przyjemność. Nie mogłem ich obrazić odmową, więc powiedziałem, że podobają mi się ich hamaki z włókien palmy moriche i że jeżeli koniecznie chcą, to mogą mi taki podarować. W trzy dni później stałem się właścicielem przepięknego, dwuosobowego wiszącego „łoża"...

„Nowy Świat" 6-7.VI.92r., „Angora" J6.VIII.92r.

KILKA ODCIENI ALASKI

Z Los Angeles do Vancouver polecieliśmy samolotem. Tutaj prze-siedliśmy się na statek turystyczny m/s Maasdam. Popłynęliśmy wzdłuż wybrzeży Kanady do Archipelagu Aleksandra.

Dzisiejsza Alaska nie przypomina Alaski z czasów Jacka Londona. Wiele się tutaj zmieniło. W tej krainie pięciokrotnie większej od Polski nie łatwo jest dzisiaj spotkać poszukiwaczy złota. Dominujący jest przemysł naftowy. Potężne rurociągi odprowadzją ropę naftową do Stanów Zjednoczonych. Jednodniowa wartość wydobywanej ropy przekracza znacznie cenę, jaką USA zapłaciły Rosji za Alaskę. Lekko-myślny car nie zrobił dobrego interesu.

15

Page 16: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Wpływamy do zatoki Lodowcowej (Glacier Bay). Śnieg stopniał w górach, toteż lodowiec Margerie widoczny jest z daleka. Podpływamy na odległość pół mili. Słychać potężne grzmoty - to huk powstały przy odłamywaniu się słupów lodu. Lodowiec wystaje ponad wodę na 70 metrów, w wodzie ma jeszcze 150 metrów.

W lodowcach i lodzie na biegunach zawarta jest największa rezerwa słodkiej wody naszego globu (75%). Pod wpływem efektu cieplarnianego rezerwa ta zmniejsza się. W Zatoce Lodowcowej jest 16 lodowców. Jeszcze w roku 1794, kiedy kapitan George Vancouver płynął przez Icy Strait, zatoka ta była całkowicie zamknięta lodem. W roku 1879 John Muir, botanik amerykański, mógł już wpłynąć do zatoki na odległość 48 mil. W tym roku nasz statek dotarł już 65 mil w głąb zatoki. Takie lodowce, których tutaj jest większość, nazywane są ,,ustępującymi". Są jednak i takie, które powiększają się. Należy do nich lodowiec Brady, położony w Zatoce Taylora. Z czasem zamknie on całkowicie wejście do tej zatoki.

Przy wjeździe do Zatoki Lodowcowej znajduje się posterunek rangersów. Są to ludzie zajmujący się ochroną przyrody. Każdy statek, który chce wpłynąć do zatoki, musi mieć na pokładzie dwóch rangersów. Kierują oni trasą statku i jego szybkością. Do zatoki wpuszczany jest tylko jeden statek dziennie i to tylko od czerwca do września. W maju statki nie mogą wpływać do zatoki, ażeby nie przeszkadzać fokom i wydrom wychowywać młode, które można łatwo przestraszyć. Foki lubią leżeć na kawałkach lodu odłamanych od lodowca, tuż pod jego ścianą. Widzieliśmy także orły (Bald eagle), a na brzegu zatoki dwa niedźwiedzie grizly, łosie i wydry. Zwiedzanie zatoki zajęło nam cały dzień. Stamtąd popłynęliśmy do starej rosyjskiej stolicy Alaski -Sitka, położonej na Wyspie Baranof.

Sitka jest miasteczkiem liczącym 8600 mieszkańców. Do kamiennego nadbrzeża nie mogą dopływać duże statki, toteż dostaliśmy się tam na łodziach motorowych, zabierających po 90 pasażerów każda. W małej zatoczce całe nadbrzeże jest zabudowane. Z tyłu wysokie góry. W roku 1848 wybudowano tutaj małą cerkiew św. Mikołaja. Kilkadziesiąt lat temu została zniszczona przez pożar. Zdołano uratować stare księgi, ikony i kandelabry, które do dzisiaj można oglądać w wiernie odbudowanej w 1970 roku cerkwi. Większość mieszkańców Sitki to biali Amerykanie i Indianie z plemienia Tlingit. Ci ostatni pochodzą z południa i są spokrewnieni z Indianami Navajo i Apaczami z Arizony.

16

Page 17: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Sitka została założona przez rosyjskiego gubernatora Baranowa. W roku 1867 podpisano tutaj umowę sprzedaży Alaski Amerykanom, którzy zapłacili za nią Rosjanom siedem milionów dwieście tysięcy dolarów. Już w latach 1880-1895 Amerykanie tylko w korycie rzeczki Juneau wykopali złota o wartości 30 milionów dolarów.

Alaskę przekazał Amerykanom książę Maktusow. Podczas ceremonii obecni byli żołnierze rosyjscy z bagnetami na karabinach i amerykańscy marines. Flaga rosyjska zacięła się w połowie masztu. Orkiestra grała hymn rosyjski. Młoda księżna Maktusow zaczęła płakać. Oficer rosyjski przeciął sznur szablą i flaga spadła na bagnety rosyjskie. Księżna zemdlała. Kiedy odzyskała przytomność, na maszcie powiewa-łała już flaga amerykańska. Półprzytomna księżna zapytała: ,,Gdzie jestem?" Oficer amerykański podtrzymujący księżnę odpowiedział z uśmiechem: ,,W Stanach Zjednoczonych Ameryki, Madam".

Przekazanie Alaski odbyło się na wzgórzu Castle Hill. Stoją tam jeszcze dzisiaj zabytkowe armaty rosyjskie, skierowane w stronę oceanu. Sitka jest siedzibą kliniki dla drapieżnych ptaków, głównie orłów (Alaska Raptor Rehabilitation Center). Ta niezwykła instytucja charytatywna jest utrzymywana całkowicie przez ludzi dobrej woli finansujących wydatki zakładu. Od stycznia do końca czerwca przyniesiono do kliniki 48 orłów, z których wyleczono i wypuszczono na wolność 8. 20 znajduje się jeszcze w leczeniu, a 20 nie udało się uratować. Jeden z orłów został porażony prądem linii wysokiego napięcia. Po wyleczeniu i wypuszczeniu go na wolność, powrócił do kliniki i spełnia tutaj pożyteczną rolę; służy bowiem do uspokajania innych orłów, ażeby nie bały się ludzi, co w znacznym stopniu ułatwia ich leczenie. Orzeł nazywa się Buddy. Olbrzymia sowa Took także wolała pozostać w klinice. Trzy lata temu przynieśli ją drwale, miała uszkodzone jedno skrzydło. Teraz oba te ptaki demonstrowane są często w innych stanach, w szkołach i na uczelniach, co pomaga w zbieraniu pieniędzy na utrzymanie kliniki. W tym unikalnym szpitalu leczone są także sokoły, jastrzębie i inne ptaki drapieżne. Przyczyną ptasich wypadków są najczęściej zderzenia z przewodami wysokiego napięcia, wyrąb lasów, kolizje z samochodami i samolotami oraz zatrucia zepsutym jedzeniem ze śmietników.

Port Ketchikan nazywany jest stolicą łososia. Z gór spływa wartki strumień do morza. Jest to słynna droga łososiowa. Tuż pod górą mieści się farma hodowlana, gdzie z ikry wychowuje się małe łososie pięciu gatunków: Chum, Pink, Sockeye, Coho i King. Po roku są

17

Page 18: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

wypuszczane do morza, żyją przeciętnie cztery lata. Dorosłe są łowione przez rybaków. Stanowią także ulubiony pokarm dla polujących na nie niedźwiedzi. Jeżeli nie są złowione, to giną śmiercią naturalną, płynąc w górę strumieni. Najbardziej poszukiwanym gatunkiem jest łosoś King.

W Ketchikan zwiedzaliśmy Saxman Village, wioskę Indian Haida i Tlingit. Pewna Indianka z plemienia Haida szczyciła się tym, że jej plemię produkuje najlepsze wyroby wikliniarskie. Był to zawód zanika-jący, ale miejscowa nauczycielka namówiła kilka starych Indianek, żeby uczyły tego zawodu dzieci w szkołach. Dzisiaj już około 750 kobiet uprawia to rzemiosło. Dzięki dynamicznemu rozwojowi turystyki, kobiety te nieźle zarabiają, nie tylko sprzedając swoje wyroby, ale także demonstrując przed turystami sztukę ich produkowania. W tej samej wiosce obejrzeliśmy plac indiańskich totemów. Są to wyrzeźbione cedrowe słupy o różnym przeznaczeniu. Wyobrażają najczęściej orły, kruki, bobry, żaby, niedźwiedzie, wilki. Mogą być użyte jako znaki klanu, zawierać popioły spalonych przodków, określać pozycję członka plemienia, podtrzymywać dach chaty. Oryginalne totemy nie były nigdy malowane, ale ze względu na turystów, dla lepszej fotogeniczności zaczęto je malować na różne kolory. Indianie Haida i Tlingit oraz Eskimosi posługują się przedziwnymi nożami ulu. Trzyma się je w całej dłoni jak kastet, a ponad pięścią sterczy półokrągłe stalowe ostrze, którym nikogo nie można przebić. Noże ulu używane są głównie do oprawiania ryb. Rączki wyrabia się z drewna cedrowego lub kości. Ulu są chętnie kupowane przez turystów. Kosztują około 30 dolarów.

Od roku 1906 stolicą Alaski jest miasto Juneau (27000 mieszkańców). Po zakupieniu Alaski przez Amerykanów, Richard Harris i Joe Juneau wynajęli indiańskiego wodza z plemienia Tlingit o imieniu Kowee, ażeby zawiózł ich kajakiem do ujścia rzeki Gastineau. Tam odkryli złotodajne tereny, co spowodowało gwałtowny napływ różnych poszukiwaczy przygód. W ten sposób powstało w 1880 roku miasto Juneau, Najwięcej złota wydobyto w latach 1880-1924. Potem złoża zaczęły wyczerpywać się, gorączka złota słabła coraz bardziej, a w 1944 została zamknięta ostatnia kopalnia.

Alaska to największy i najbogatszy stan USA; wykazuje także największą dynamikę rozwoju. Oprócz nowych przemysłów naftowego i turystycznego, tworzone są tutaj liczne bazy wojskowe, nabiera rozpędu przemysł drzewny i papierniczy, rybołówstwo, hodowla reniferów i zwierząt futerkowych, tubylcze rzemiosło. Piękna autostrada

18

Page 19: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

asfaltowa łączy Alaskę z Kanadą i Stanami. Istnieje ożywiona komuni-kacja morska i lotnicza. Klimat jest całkiem znośny. Średnia temperatura lipca wynosi +10 stopni Celsjusza, a stycznia -30 stopni Celsjusza. Na południu Alaski, w okolicy Archipelagu Aleksandra, klimat jest znacznie łagodniejszy. Na terenie stanu znajdują się liczne parki narodowe, na przykład: Sitka, Zatoka Lodowcowa, Katmai. Dla dalszego rozwoju stanu potrzebna jest większa ilość mieszkańców. Obecnie zamieszkuje tutaj około pół miliona Amerykanów, 30 tysięcy Eskimosów i 25 tysięcy Indian i 7 tysięcy Aleutów. Wszystkim, także tubylcom, powodzi się bardzo dobrze, a problem bezrobocia nie istnieje. Serial telewizyjny pt. ,,Przystanek Alaska" został nakręcony głównie w celu zachęcenia Amerykanów do osiedlenia się na tej odległej północy.

(na podstawie relacji Janusza Zaleskiego) Władysław Stefanoff

„Świat i Podróże" II1.95r.

OCALENI Z HOLOCAUSTU

Nad gettem warszawskim zawisła chmura czarnego dymu. Zagłada mieszkańców tej części miasta dobiegała końca. W tym samym czasie grupa kilkunastu Żydów została zamurowana w pewnej piwnicy przy ul. Złotej. Dzisiaj w tym miejscu stoi Pałac Kultury. Nie była to zwyczajna piwnica, lecz obszerny, dobrze zaopatrzony w żywność magazyn sklepowy. Zamurowani mieli nadzieję doczekać tutaj końca wojny. W lokalu były urządzenia wentylacyjne, prąd elektryczny, bieżąca woda i łazienka, a więc wszystko, co było potrzebne do przetrwania w nim przez kilka, a nawet przez kilkanaście miesięcy. Ludzie ci ocaleli. Po przeszło rocznym pobycie w zamknięciu, odmurowano ich w styczniu 1945 roku.

A oto niektóre szczegóły. Pierwsze wiadomości o tym niezwykłym wydarzeniu przekazał doc. Jerzy Teter redaktorowi Maciejowi Kledziko-wi w 1991 roku. Teter, światowej sławy endokrynolog, oficer AK, naczelny lekarz zgrupowania „Gurt" Powstania Warszawskiego, zało-życiel i wieloletni kierownik Kliniki Endokrynologii IGP Akademii

19

Page 20: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Medycznej w Warszawie, ekspert Światowej Organizacji Zdrowia. Podczas powstania dr Teter, ps. ,,Pigoń", zakwaterował swoje biuro przy ul. Złotej 35. Podległy mu szpital polowy mieścił się przy tej samej ulicy pod numerem 22, w gmachu przedwojennego Państwowego Urzędu Probierczego. Dyrektorem szpitala został mianowany dr mjr Józef Konarski. W drugim tygodniu powstania Żydzi z piwnicy odmurowali się i zgłosili do ochotniczej pracy w szpitalu. Grupie przewodził dr Beer, który przedstawił się dr Teterowi jako ,,Wojciech". Towarzyszył mu doc. dr Henryk Beck, ginekolog, przedwojenny ordynator oddziału ginekologicznego Szpitala Dzieciątka Jezus w Warszawie. Cała grupa została zatrudniona w szpitalu polowym. Najbardziej wydajnym w pracy okazał się doc. Beck, był bowiem świetnym chirurgiem, a takich lekarzy powstańcy potrzebowali najbardziej.

Po kilku tygodniach, kiedy losy powstania były już przesądzone, cała grupa ,,Wojciecha" zniknęła. Jak się potem okazało, zostali oni ponow-nie zamurowani w swojej piwnicy. Zamurowała ich Ewa Hausman, moja wieloletnia znajoma. Liczba zamurowanych powiększyła się o jedną osobę, o Janusza Żubra, narzeczonego Ewy (a dawnego męża aktorki Ireny Eichlerówny).

Po odejściu Niemców i zajęciu stolicy przez wojska radzieckie, Ewa, zgodnie z obietnicą, pośpieszyła na ul. Złotą. Dom, w którym mieściła się piwnica, nie został zburzony, ale miał już nowych lokatorów, żołnierzy NKWD. Nie było innego wyjścia, komendant enkawudzistów musiał o wszystkim się dowiedzieć. Kiedy otworzyli piwnicę, zobaczyli ludzi w stanie skrajnego wyczerpania. Chudzi i głodni, słaniający się na nogach, z obłędem w oczach. Dwie osoby postradały zmysły i stawiały opór przy wyprowadzaniu ich z piwnicy.

Tych wszystkich ludzi umieszczono w willi przy ul. Fortecznej. Powoli zaczęli przychodzić do siebie. Przesłuchiwano ich bardzo do-kładnie. Janusz uciekł stamtąd po kilku dniach. 17 marca 1945 roku Ewa Hausman i Janusz Hakenberg - Żubr zawarli ślub w siedleckim kościele. Na ślubie było zaledwie kilka osób, między innymi córeczka Ewy z pierwszego małżeństwa - Małgosia i dr Stanisław Kussy z żoną. Po ślubie młodzi małżonkowie wyjechali do Gdyni, gdzie Ewa podjęła pracę w kawiarni! ,,Pluton" jako barmanka. Do tej kawiarni przychodzili często marynarze szwedzcy, między innymi i tacy, którzy zajmowali się zawodowo przemycaniem ludzi. Kucharz statku ,,Iwan" zaopiekował się Żubrami i przemycił ich do swojego kraju.

Żubrów poznałem w Szwecji. Pracowaliśmy razem w fabryce papie-

20

Page 21: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

ru koło Goteborga. Wyrobiłem im wizy imigracyjne do Wenezueli. Popłynęliśmy tam w różnym czasie i na innych statkach. Spotkaliśmy się ponownie w Caracas. Wielokrotnie opowiadali mi o swoich przeżyciach podczas powstania.

Po wojnie doc. dr Henryk Beck został ordynatorem Kliniki Ginekolo-gicznej Akademii Medycznej we Wrocławiu, a dr Beer podjął pracę w Głównej Bibliotece Lekarskiej w Warszawie. Obaj już nie żyją, Zmarł także Janusz Żubr, w Caracas, w wieku 54 lat. Ewa przeżyła męża o prawie 30 lat. Zmarła w Warszawie. Pozostałe nazwiska zamurowanych ani ich dalsze losy nie zostały nigdy ujawnione.

Historia świata nie zna przypadku, aby grupa ludzi pozostawała w całkowietej izolacji, bez kontaktu z kimkolwiek, w murach po-zbawionych okien i drzwi, przez ponad jeden rok.

Byłbym wdzięczny za wszelkie dodatkowe informacje na ten temat. Jest wątpliwe, ażeby któraś z zamurowanych osób żyła jeszcze dzisiaj, ale może ktoś z ich rodzin jest zorientowany w szczegółach tego niezwykłego wydarzenia. Zamurowani musieli przeżywać najbardziej dramatyczne chwile po powstaniu, kiedy podczas zimy pozbawieni byli prądu i bieżącej wody.

Magazyn historyczny ,, Mówią Wieki' I.94r.

POZNANIACY W KRĘGU POWSTANIA WARSZAWSKIEGO

Dr Aleksander Zakrzewski był przed wojną adiunktem prof. Las-kiewicza w Klinice Otolaryngologicznej Uniwersytetu Poznańskiego, jego żona pracowała jako stażystka w poznańskim szpitalu wojskowym. Po zajęciu miasta przez Niemców w roku 1939, państwo Zakrzewscy z rocznym synkiem zostali wyrzuceni z mieszkania, które przeznaczono dla niemieckich urzędników. Podobny los spotkał także teściów doktora, właścicieli majątku Głuchów pod Poznaniem i wiele innych rodzin polskiej inteligencji, w tym licznych pracowników naukowych Uniwersytetu Poznańskiego. Wszystkich skierowano do, obozu przejściowego na Głównej (Durch Lager), a po kilku tygodniach wywieziono do Warszawy.

21

Page 22: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Tu rodzina Zakrzewskich zamieszkała w jednym z bloków na Moko-towie. Doktor podjął pracę w Szpitalu Dzieciątka Jezus. W lipcu 1944 roku dr Aleksandra Durska - Zakrzewska pojechała z dziećmi do Jabłonnej, gdzie od paru lat spędzała wakacje. Jej mąż pozostał w Warszawie, odwiedzając rodzinę tylko w soboty i niedziele.

Po wybuchu Powstania Warszawskiego dr Zakrzewski przedostał się do Puszczy Kampinoskiej, gdzie zasilił ekipę lekarską szpitala polowego zgrupowania AK Kampinos, zwanego także pułkiem Palmiry -Młociny. Tutaj poznał i zaprzyjaźnił się z cichociemnym dowódcą kresowiaków por. A. Pilchem (,,Doliną"). Kresowiacy ze względu na swoje doświadczenie i doskonałe uzbrojenie stanowili trzon zgrupowania Kampinos.

Dr Zakrzewski był nie tylko świetnym specjalistą laryngologiem, ale także zdolnym chirurgiem, co miało wielkie znaczenie dla oddziału staczającego codziennie bitwy i potyczki z Niemcami. Po każdej takiej akcji przywożono rannych do wsi Wiersze, a tylko najcięższe przypadki odsyłano do szpitala w Laskach. Kapelanem szpitala w Laskach był wówczas ks. Stefan Wyszyński, późniejszy kardynał.

Sytuacja żony doktora, z dwojgiem małych dzieci, była nie do pozazdroszczenia. We wsi Jabłonna stacjonowała dywizja pancerna im. Hermanna Göringa, toteż wioska była stale ostrzeliwana ogniem artyleryjskim i bombardowana przez samoloty. Ludność Jabłonnej w wyniku zbliżającego się do Wisły frontu zaczęła opuszczać domy. Z Warszawy, zwłaszcza po upadku Woli i Starówki, uchodziło coraz więcej ludzi. Jedynym lekarzem we wsi była dr Durska - Zakrzewska. W tej dramatycznej sytuacji zdecydowała się na założenie w piwnicach miejscowej szkoły prowizorycznego szpitala. Od rana do późnego wieczora zgłaszali się do tego szpitala ranni powstańcy i cywilni uchodźcy z Warszawy, ludność miejscowa, lżej ranni Niemcy szukający pierwszej pomocy, a także ukrywający się w okolicy Żydzi. Pomocy nie odmawiano nikomu. Doktor Zakrzewska leczyła, wykonywała mniejsze zabiegi operacyjne, czasami amputacje kończyn, usuwała odłamki i zszywała rany.

Jednym z pacjentów tego szpitala był powstaniec Krzysztof Kasz-nica, który w wyniku uszkodzenia kręgosłupa utracił władzę w nogach. Po usunięciu odłamków porażenie stopniowo cofnęło się. Po wojnie Krzysztof Kasznica wstąpił do zakonu dominikanów, gdzie przez wiele lat był przeorem generalnym.

Po upadku Starego Miasta Niemcy ewakuowali stamtąd dom star-

22

Page 23: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

ców, wywożąc jego pensjonariuszy do Legionowa i pozostawiając na dworcu bez jakiejkolwiek opieki. Uratowała ich dr Durska - Zakrzewska przewożąc do Jabłonnej zorganizowanymi na prędce podwodami. Tu zostali ulokowani w kilku drewnianych, pustych domach. Ażeby wyży-wić pacjentów ze szpitala i starców, wszystkie ogrody i sady we wsi zostały ogołocone z owoców i warzyw. Zapasy żywności wyczerpywały się, więc doktor podjęła desperacką decyzję szukania pomocy u Niemców. Znała dobrze język niemiecki, więc zwróciła się do kapitana SS ze wspomnianej dywizji pancernej, prosząc o żywność, opatrunki i lekarstwa dla szpitala, w którym leczyli się przecież także żołnierze niemieccy. Kapitan popatrzył na nią z niechęcią, poradził zabrać dzieci i uciekać z linii frontu, a nie bawić się w prowadzenie szpitala i zajmowanie nikomu niepotrzebnymi starcami. Mimo aroganckiego zachowania i nieobiecywania niczego, następnego dnia przysłał do szpitala dwa worki mąki, trochę opatrunków i leków. O ironio, ta sama dywizja pomagała w dużym stopniu przy rozgromieniu zgrupowania Kampinos pod Jaktorowem, gdzie mąż pani doktor został wzięty do niewoli.

Pod koniec października 1944 roku, kiedy ostrzał był prawie ciągły i nie można już było nawet wyjść z piwnicy, dr Durska - Zakrzewska postanowiła ewakuować szpital. Znowu udała się do dowództwa niemieckiej dywizji pancernej, by prosić o transport. Miała szczęście, gdyż pięć ciężarówek przywiozło z Modlina amunicję. Niemcy zgodzili się zabrać pacjentów i starców do swojej bazy w Modlinie.

Właśnie tam niespodziewanie spotkała męża. Dr Zakrzewski po bitwie pod Jaktorowem, został przewieziony jako jeniec do Twierdzy Modlińskiej; ponieważ zachorował na tyfus brzuszny, został umiesz-czony w szpitalu. Gdy nieco doszedł do siebie, dzięki pomocy polskich pracowników, udało mu się uciec z Modlina i razem z rodziną dotrzeć do Kutna, gdzie mógł już liczyć na pomoc dr Rafińskiego, późniejszego profesora AM w Poznaniu.

W kwietniu 1945 roku dr Zakrzewski udał się do Poznania, a wkrótce potenem ściągnął tam swoją rodzinę. Jako profesor nadzwyczajny zorganizował pierwszą powojenną Klinikę Otolaryngologiczną AM Uniwersytetu Poznańskiego, mieszczącą się początkowo przy ul. Matejki 60. Potem został profesorem zwyczajnym, a jego żona docentem na tym samym uniwersytecie.

Oboje już nie żyją. Ich dzieci zostały także lekarzami. Syn Jerzy jest ordynatorem Oddziału Otolaryngologicznego w Śremie, a córka Anna

23

Page 24: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

pracowała przez wiele lat w Instytucie Ortopedii w Poznaniu. Mają doktoraty.

Znałem dobrze prof. Aleksandra Zakrzewskiego z lat 1944/45. Zdawałem też u niego egzamin końcowy z laryngologii. Oboje mał-żonkowie byli prawdziwymi autorytetami moralnymi, ludźmi niezwykłej prawości i uczciwości, mającymi zawsze odwagę wyrażać swoje zasady i poglądy.

„Gazeta Lekarska' VII-VIII.95r.

POŻYTECZNE ŻABY

Michael Tyler, herpetolog z Uniwersytetu w Adelajdzie, twierdzi, że leki pochodzące z wydzielin żab wkrótce znajdą się na półkach aptek. Związki chemiczne uzyskane z gruczołów skórnych żab okazały się obiecujące w leczeniu wielu chorób, począwszy od schizofrenii do infekcji bakteryjnych.

- Możemy łatwo utracić nasze żaby, zanim znajdziemy wszystkie sposoby pożytecznego ich wykorzystania - powiedział Tyler podczas zebrania Australijskiego i Nowozelandzkiego Towarzystwa dla Postępu Nauki, które obradowało w Perth. Uczeni są zaalarmowani szybkim zmniejszeniem się ilości żab na całym świecie. Z 204 gatunków australijskich żab 29 zagrożonych jest wyginięciem.

Tyler podkreślił, że wartości lecznicze żab były już znane w wielu kulturach od tysięcy lat. W Nigerii i Patagonii, na przykład, używa się żab przy leczeniu kurzajek. Uczeni z Zachodu dopiero od niedawna zaczęli doceniać potencjał zawarty w ich wydzielinach.

Niektórzy badacze zdejmowali skórę z żab i gotowali ją w kwasie octowym przez kilka godzin. Tyler natomiast wprowadził technikę elektrycznej stymulacji opartą na akupunkturze. Powoduje ona zwięk-szenie wydzielin ze skóry żaby bez potrzeby zabijania jej.

Tyler oświadczył, że grupa biologów, zoologów i biochemików z Adelajdy zgłosiła patenty na peptydy odkryte w skórze Litoria caerulea - pospolitej, zielonej żaby drzewnej. Związki te, nazwane caerina i caeridina, działają jak antybiotyki. Według Tylera, jeden z nich okazuje się skuteczny w zwalczaniu gronkowca złocistego.

24

Page 25: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

W USA Magainins Pharmaceuticals - spółka filadelfijska odkryła antybakteryjną aktywność w peptydach otrzymywanych ze skóry Ze-nopus laevis, afrykańskiej żaby szponiastej. John Dały, badacz z Naro-dowego Instytutu Zdrowia w Maryland, odkrył w żabach południowo-amerykańskich alkaloid, który jest 200 razy silniejszy jako środek przeciwbólowy niż morfina. Alkaloid ten nie jest narkotykiem, nie prowadzi więc do uzależnienia - powiedział Tyler.

Ostrzega on jednak, że substancje zawarte w płazach nie zawsze przynoszą zdrowie. Pewien student medycyny z Sydney zjadł niedawno jajniki ropuchy trzcinowej. „To był zakład. Jajniki podobne były do kawioru". Student spędził sześć tygodni na oddziale intensywnej terapii i miał w tym czasie aż trzy ataki zapaści.

„Gazeta Lekarska" 9.X.93r.

AMFETAMINA

Amfetamina to taki pozornie „niewinny" narkotyk. Otyli chcą przy jego pomocy zeszczupleć, a ospali nabrać wigoru i siły przebicia. Rzecz jednak w tym, że nie istnieją niewinne narkotyki. Wszystkie prowadzą do uzależnienia, do degradacji fizycznej i psychicznej, do załamania odporności organizmu na wszelkie infekcje, do przedwczesnej śmierci. Młodzież sięga po ten narkotyk, ażeby poprawić swoją aktywność umysłową, koncentrację i percepcję. Ma to pomagać przy egzaminach. Poprawienie nastroju czy zmniejszenie zmęczenia to działania krótko-trwałe, za które trzeba później drogo płacić. Wiedzą o tym dobrze sportowcy. Pierwsze objawy chorobowe tego zgubnego nałogu to zmniejszenie potencji seksualnej, brak łaknienia, podniecenie psychicz-ne, ból i zawroty głowy, bezsenność, głód narkotyczny, zapaść.

Najczęściej ofiarami amfetaminy i jej pochodnych są artyści filmowi i teatralni, piosenkarze, ludzie interesu, studenci. Doping narkotyczny to zła droga do robienia kariery. Te wulkany energii, które obserwujemy często na ekranach, to ludzie chorzy, skazani na zgubną euforię w początkowym okresie nałogu, a na potworną depresję przy dalszym zażywaniu narkotyku.

Nabyty brak odporności organizmu narkomana na wszelkie infekcje

25

Page 26: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

prowadzi do zachorowań na gruźlicę, grzybice płuc, choroby wirusowe itp. Upadłe w ten sposób idole spotykamy najczęściej w Kalifornii. Często dopiero po przedwczesnej śmierci wybitnego aktora, piosenkarza czy sportowca dowiadujemy się, że bożyszcze było od lat narkomanem.

W Polsce produkowana jest amfetamina najwyższej jakości. Nosi nazwę psychedryny. Wielkie ilości tego narkotyku eksportujemy na cały świat, oczywiście nielegalnie, w tym znaczną część do Niemiec i Szwecji. Nasze ustawodawstwo w tej materii jest kalekie. Amfetamina zaliczana jest bowiem nie do narkotyków, jak w USA, lecz do leków psychotropowych.

„Gazeta Lekarska" X.92r.

NATURALNA ODPORNOŚĆ PRZECIW WIRUSOM HIV

Czy ludzkie proteiny mogą chronić przez infekcją wirusem HIV? Materiał dowodowy dostarcza argumentów, że pewien rodzaj ludzkich protein może pomóc w zaopatrzeniu niektórych ludzi w naturalną odporność przeciw HIV. Uczeni są pełni nadziei, że proteiny te pomogą w opracowaniu szczepionki przeciw wirusom HIV.

Najnowszymi potwierdzeniami tych teoretycznych przypuszczeń są wyniki badań prostytutek z Nairobi. Frank Plummer i jego koledzy z Uniwersytetu w Nairobi zidentyfikowali 32 kobiety, które nie były zakażone wirusem HIV mimo regularnych kontaktów z chorymi na AIDS przez okres przeszło ośmiu lat.

Uczeni ci oceniają, że co piąty klient tych kobiet był chory na AIDS. Większość klientów używała prezerwatywy, ale każda z kobiet miała także stosunki z chorymi bez używania kondomów około 30 razy w roku. W tym społeczeństwie, w którym przenoszenie chorób drogą płciową jest pospolite, ryzyko zakażenia się HIV przy stosunku wynosi około 1-5%.

- Jest kilka możliwych wyjaśnień, dlaczego te kobiety uniknęły zarażenia - powiedział Plummer. - Być może miały dużo szczęścia; być

26

Page 27: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

może zostały zarażone, ale testy tego nie wykazały; albo może były chronione w jakiś inny sposób.

Nawet przy badaniu krwi kobiet bardzo czułymi testami obecność wirusa nie została stwierdzona. Nie zauważono też jakiejś wyraźnej różnicy w trybie życia czy zdrowiu badanych kobiet, które mogłyby wpłynąć na obniżenie ryzyka zakażenia.

Plummer uważa, że 32 nie zakażone kobiety posiadały dwie specyfi-czne proteiny systemu HLA - z grupy antygenów powierzchniowych komórek, które umożliwiają organizmowi rozpoznanie obcych tkanek.

„Gazeta Lekarska" IX.93r.

NASTOLATKI GNUŚNIEJĄ

Czy młodzi Brytyjczycy są dzisiaj mniej aktywni niż ich równieśnicy sprzed dwudziestu, pięćdziesięciu i stu lat? John Durnin, po zapoznaniu się z literaturą naukową tej niezbyt odległej przeszłości, stwierdza oznaki wzrastającej gnuśności u nastolatków.

Durnin, fizjolog z Uniwersytetu w Glasgow, porównał cztery opub-likowane prace naukowe dotyczące odżywiania się młodzieży w ostat-nich sześćdziesięciu latach. We wszystkich badaniach uczeni mierzyli energię pobraną w pożywieniu przez 14 i 15-latków obojga płci. Przeciętna waga chłopców pokrywała się z wagą dziewcząt. Tak więc różnice w przyjętych przez młodzież pokarmach odzwierciedlają różnice w poziomie ich aktywności.

Rezultaty tych badań są zaskakujące. Chłopcy z r. 1980 spożywali 600 kalorii mniej niż ich równieśnicy z r. 1930. W tym samym okresie spożycie u dziewcząt spadło o 760 kalorii. Jedynym wyjaśnieniem tego zjawiska jest znaczny spadek aktywności fizycznej u młodzieży - po-wiedział Durnin. Inne badania potwierdzają ten punkt widzenia. Uczeni z Departamentu Nauczania przy Uniwersytecie w Exeter, opierając się na wynikach z urządzeń kontrolnych zastosowanych w szkołach średnich, stwierdzili także, że większość uczniów jest fizycznie mało aktywna.

Sześćdziesiąt lat temu nastolatki mogły spożyć o jedną trzecią kalorii więcej niż ich dzisiejsi równieśnicy, a mimo to nie tyli, spalali bowiem nadmiar kalorii podczas zajęć fizycznych.

27

Page 28: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Wyrażając powyższe twierdzenie w liczbach: chłopcy z 1930 r. spożywali 3085 kalorii dziennie, a w 1980 r. tylko 2490, dziewczęta zaś w tych samych latach 2640 i 1880.

„Gazeta Lekarska" XII.93r.

CHOROBA AMERYKAŃSKICH TROPIKÓW

Od doktora Władysława Stefanoffa z Siedlec otrzymaliśmy list i załączony doń tekst, który zamieszczamy poniżej. Zawarte w nim informacje zainteresują zapewne nie tylko lekarzy, ale także tych, którzy wybierają się w podróż do Ameryki Południowej.

Ociężałość fizyczna występująca u niektórych mieszkańców amery-kańskich tropików spowodowana jest często chorobą Chagasa. Jej charakterystycznymi objawami są: w okresie ostrym - gorączka i po-większenie gruczołów chłonnych, a w przewlekłym - ogólne osłabienie i brak energii życiowej. Przyjrzyjmy się bliżej świdrowcom wywołującym tę chorobę, pluskwiakom - pośrednikom i stosownym środkom zaradczym.

Odkrywcą tej choroby był brazylijski uczony, lekarz Garlos Chagas. Bezpośrednią przyczyną choroby jest pierwotniak, świdrowiec z rzędu wiciowców - Trypanosoma cruzi. Przenoszony jest z człowieka chorego na zdrowego przez krwiopijnego pluskwiaka, długości około dwóch centymetrów. Ulubionymi kryjówkami tego pluskwiaka są strzechy chłopskich chat, zrobione z liści palmowych i bananowych. Ponieważ w tych chatach brak jest sufitów, owady mogą w nocy bez przeszkód żerować na skórze śpiących wieśniaków.

Z chorobą Chagasa zapoznałem się bliżej podczas mojego pobytu w Wenezueli, kiedy w Ośrodku Szkoleniowym dla Cudzoziemców w Santa Teresa del Tuy wypadło mi zastępować chorego kierownika laboratorium. W rozmazach z krwi chorych udało mi się wielokrotnie wykryć obecność Trypanosoma cruzi. Są to pierwotniaki o wrzeciono-watym kształcie, opatrzone wicią. Trypanosoma cruzi jest bardzo podobny do Trypanosoma gambiense. Ten ostatni świdrowiec występuje w Afryce i powoduje podobne objawy chorobowe, ale o znacznie większym nasileniu. Mowa tu o śpiączce afrykańskiej przenoszonej

28

Page 29: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

przez muchy tse-tse. Różnica między tymi chorobami jest jednak dość istotna. Śpiączka afrykańska, po kilku latach trwania, zabija swoje ofiary, a choroba Chagasa czyni to bardzo rzadko i nigdy nie wywołuje objawu śpiączki.

Dla pogłębienia znajomości tej jednostki chorobowej wybraliśmy się autobusem do Ośrodka Badań nad Chorobą Chagasa, do San Juan de los Morros w stanie Guarico. Kierownikiem tej placówki naukowej był wówczas znakomity uczony, doktor Torrealba. Pokazał nam wiele preparatów - rozmazów pobranych z krwi chorych mieszkańców sawanny. Opierając się na masowych badaniach rozmazów i reakcjach wiązania dopełniacza, doktor Torrealba oszacował liczbę chorych na Wenezuelskiej Równinie na około milion. Była to liczba przerażająca. Powiedział nam także, że leczenie jest trudne i mniej istotne niż profilaktyka. Polega ona na niszczeniu pluskwiaków, roznosicieli choroby.

Dr Torealba sugerował lekarzom z Ministerstwa Zdrowia osiągnięcie tego celu dwoma sposobami. Po pierwsze, przez likwidację strzech chłopskich i zastąpienie ich blaszanymi dachami. Uświadamianie lud-ności grożącego niebezpiezeństwa miało doprowadzić do samorzutnego kupowania zalecanych materiałów budowlanych, sprzedawanych po cenie kosztu i do zastąpienia nimi strzech pełnych różnego robactwa, między innymi pluskwiaków. Drugi sposób profilaktyki był znacznie łatwiejszy do realizacji. Chodziło tu o intensyfikację walki z malarią. Tak się składa, że komary przenoszące malarię przebywają także w pobliżu siedzib ludzkich. Szeroko realizowana akcja niszczenia komarów za pomocą DDT, środka - jak wówczas sądzono - mało szkodliwego dla ssaków, miała olbrzymie znaczenie także i dla jednoczesnego likwidowania niepożądanych pluskwiaków. Rząd Wenezueli, nie obarczony długami tak jak obecnie, mógł wyasygnować duże sumy na utrzymanie licznych ekip pracowników wyspecjalizowanych w zraszaniu emulsją DDT wiosek i osiedli w całym kraju.

Dr Torrealba twierdził, że karmicielami Trypanosoma cruzi byli nie tylko ludzie, ale i inne ssaki; podobnie jak w Afryce, gdzie Trypanosoma gambiense bytuje także we krwi antylop, nie wywołując zresztą u nich widocznych objawów chorobowych. Torrealba prowadził także badania zakładające, że nie tylko pluskwiaki przenoszą chorobę Chagasa, lecz że robią to także i inne krwiopijne owady.

„Puls" VII-VIII.94r.

29

Page 30: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

TO WARTO WIEDZIEĆ

Zamieszczamy poniżej kilka tekstów informacyjnych mogących zainteresować lekarzy, nadesłanych przez doktora Władysława Stefanoffa z Siedlec, opracowanych na podstawie zagranicznych czasopism, m.in. „New Scientist" i „National Geographic".

Groźny Hantavirus

Mieszkańcy Ameryki Północnej są zaniepokojeni pojawieniem się nowego szczepu wirusa, który zabija ludzi. Nazwano go Hanta, a chorobę ARDS (Adoult Respiratory Distress Syndrome). W ostatnich miesiącach zmarło na nią ponad 40 osób w Arizonie, rozprzstrzeniła się także w stanach Nevada, Utah i Kalifornia.

Wirusy Hanta powodujące śmierć u ludzi są nowym szczepem wirusów występujących u gryzoni. Przenoszone są głównie przez mysz amerykańską o białych łapkach i dużych uszach (deer mouse). Rozsiewa je ona za pośrednictwem śliny, kału i moczu. Ludzie zarażają się wdychając kurz zawierający wirusy lub spożywając zainfekowany po-karm. Zazwyczaj od momentu zakażenia do pojawienia się objawów choroby upływa jeden do dwóch tygodni, ale okres inkubacji może też trwać powyżej miesiąca. W początkowym okresie ARDS przypomina grypę: występują bóle głowy i mięśni, wysoka gorączka, kaszel. Pęcherzyki płucne wypełniają się płynem, co powoduje niewydolność oddechową i śmierć. Śmiertelność wśród chorych jest wysoka, wynosi około 50%. Choroba szerzy się wśród Indian ze wsi, nie zanotowano zakażeń wśród personelu szpitalnego obsługującego chorych.

Na razie nie istnieje skuteczny lek przeciw ARDS.

Związki opiumowe a transplantacje

Opium otępia mózg, pozbawia ciało sprawności, ale może być także wykorzystane do przedłużenia trwałości ludzkich organów używanych do transplantacji. Syntetyczne związki opiumowe zastosowane w doświadczeniach na zwierzętach przedłużyły czas przetrwania różnych narządów z 8 do 46 godzin - poinformował Tsung - Ping Su, farmakolog z Ośrodka Badań nad Uzależnieniami przy Narodowym Instytucie Zdrowia w Baltimore w stanie Maryland.

Czas transportu narządu i trudność w znalezieniu odpowiedniego biorcy w ciągu kilku godzin limitują przydatność i tak zbyt małej liczby

30

Page 31: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

narządów mogących być użytych do przeszczepów. Przedłużenie czasu ich przeżycia mogłoby spowodować przełom w chirurgii trans-plantacyjnej.

Uczeni z Amerykańskiego Czerwonego Krzyża w Bethesda w stanie Maryland badali przydatność związków chemicznych zapobiegających zamarzaniu do przedłużenia trwałości narządów. Su natomiast prowadził badania nad naturalnymi produktami. Jego odkrycie wywodziło się ze spostrzeżenia, że opium wywołuje u człowieka reakcje podobne do tych, które występują podczas snu zimowego zwierząt: oddychanie i tętno powolnieją, obniża się temperatura ciała, uczucie bólu ulega przytępieniu.

Su i chemik kliniczny z Uniwersytetu Kentucky - Oeltgen wyizolowali z surowicy krwi amerykańskich niedźwiedzi brunatnych znajdujących się w okresie snu zimowego i częściowo oczyścili proteinę nazwaną HIT. HIT wstrzyknięty do krwi innych zwierząt wywołuje hibernację także podczas lata. Ten sam zespół odkrył, że DADLE -syntetyczna oligopeptyda składająca się z 5 aminokwasów działa analogicznie jak naturalne związki opiumowe odnalezione w ludzkim mózgu. Ona także wywołuje hibernację podczs lata.

Uczeni pobrali narządy psów i wstrzyknęli do nich HIT i DADLE. Mieszanka ta przedłużyła przetrwanie narządów z 8 do 46 godzin. Prawdopodobnie HIT i DADLE działają przez zmniejszenie zapotrzebo-wania tkanek na tlen.

Magia i medycyna

Pewien gatunek żab z amazońskiej dżunglii, Phyllomedusa bicolor, wydziela śluz wykorzystywany przez Indian w magicznych praktykach. Wierzą oni, że dzięki niemu stają się lepszymi myśliwymi. Być może, że już niedługo substancja ta będzie pomocna w leczeniu chorób mózgu.

Indianie Mayoruna z brazylijskiego brzegu rzeki Javari i ich peru-wiańscy kuzyni Matses drażnią żaby, zeskrobują śluz z ich skóry, a następnie przypalają skórę myśliwego i przykładają do oparzonego miejsca mieszaninę śliny szamana ze śluzem żaby. Myśliwy początkowo odchorowuje zabieg, następnie zapada w niespokojny sen, a rano budzi się w doskonałej kondycji.

Uczeni z Narodowego Instytutu Zdrowia USA odkryli w śluzie żaby peptydy wzmagające działanie adenosyny, chemicznego składnika

31

Page 32: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

mózgu, który łagodzi skutki wylewów mózgowych i prawdopodobnie działa także korzystnie w przypadku choroby Alzheimera i stanach depresyjnych. Peptydy te są obecnie poddawane badaniom.

„Puls" XI-XII.94r.

ROZKAZ - SPALIĆ SZPITAL!

Podczas II wojny światowej ludność Siedlec przeżyła wiele dramaty-cznych wydarzeń. Ponad połowa mieszkańców utraciła życie w wyniku egzekucji, tortrowania, deportacji do obozów śmierci, przetrzymywania w złych warunkach więziennych. Większość budynków zniszczyły bombardowania lotnicze i ostrzał artyleryjski. Szczęśliwe ocalenie Szpitala Miejskiego, przeznaczonego przez Niemców na spalenie, było prawdziwym ewenementem.

Podczas walk o wyzwolenie Siedlec Szpital Miejski znalazł się bezpośrednio na linii frontu. Ostrzeliwany z dział i granatników został w wielu miejscach uszkodzony. Rozbita została ściana sali operacyjnej na pierwszym piętrze, uszkodzeniom uległy mury i dach szpitalny, a w okanch brakowało szyb.

Wojska radzieckie nacierały na okupowane przez Niemców miasto. W dniach 25.VII.1944 - 2.VIII.1944 szpital znajdował się na linii ognia i dwukrotnie przechodził z rąk do rąk. Mimo to działalność szpitala nie została ani na chwilę przerwana. Jego dyrektor, dr Mieczysław Piotrow-ski, zarządził, ażeby wszystkim zgłaszającym się chorym i rannym udzielać pomocy.

Najbardziej dramatyczna sytuacja nastąpiła w ostatnim dniu walk, kiedy Niemcy wycofywali się już z miasta. Do szpitala przyszedł podoficer niemiecki w towarzystwie kilku żołnierzy. Oświadczył dok-torowi Piotrowskiemu, że otrzymał rozkaz spalenia szpitala, ale że pozwala chorym i personelowi na opuszczenie budynku.

Dr Edward Howorko, asystent dr Zofii Zieleniewskiej - Stefanoff z oddziału położniczo - ginekologicznego, znał doskonale język niemiecki, więc spróbował odwieść podoficera od wykonania tego koszmarnego zamiaru. Jak się okazało, cała grupa żołnierzy niemieckich pochodziła z Austrii. Byli wyraźnie zniechęceni i zmęczeni wojną. Dr

32

Page 33: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Howorko, późniejszy profesor, dyrektor Kliniki Położniczej Akademii Medycznej w Poznaniu, zdołał przekonać Austriaków, ażeby nie pod-palili szpitala. Ponieważ musieli jednak wykonać otrzymany rozkaz i coś podpalić, zdecydowali się na zniszczenie dużej drewnianej szopy znajdującej się na terenie szpitala. Słupy ognia i dymu wzniosły się wysoko nad Szpitalem Miejskim, ale personel szpitalny i chorzy nie dopuścili do rozprzestrzenienia się ognia na pozostałe budynki.

W ten sposób dr Edward Howorko (pseudonim „Mag"), lekarz obwodu AK, dzięki dobrej znajomości języka niemieckiego ocalił Szpital Miejski w Siedlcach od podpalenia.

„Puls" V-VI.95r.

Z SAHARY DO AMAZONII

Co wspólnego może mieć pustynia z wilgotnymi lasami tropikalnymi? Pył - twierdzą uczeni. Niektórzy uważają, że wiele ton gleb afrykańskich z Sahary i krajów Sahelu przenoszonych jest przez wiatry wiejące nad Atlantykiem do Ameryki Południowej. Tam pyły strącane są przez deszcze, wzbogacając cienką warstwę gleby w dorzeczu Amazonki. W ten sposób jeden z najbogatszych i najbardziej zróżnicowanych biologicznie regionów świata jest życiodajnie związany z jednym z najbiedniejszych.

,,To żywy dowód istnienia na naszej planecie głębokich i nieoczeki-wanych powiązań" - twierdzi meteorolog Michael Garstang z Uniwer-sytetu w Wirginii.

On i jego koledzy oceniają, że każdego roku około 25 wielkich burz nad północno - zachodnią Amazonią ma swój początek nad Afryką, transportując 12,6 mln ton pyłów. Pyły te rozprzestrzeniają się w okoli-cach równika, dostarczając około pół kilograma użyźniających fos-forytów na każdy akr tropikalnego lasu.

„Wiedza i Zycie" IV.93r.

33

Page 34: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

KWIATY PRZECIWKO MALARII

Wiele szkodliwych owadów nabyło odporność na syntetyczne, chemiczne środki owadobójcze, stąd poszukiwanie innych niż pestycydy sposobów ochrony roślin. Podpatrywanie przyrody i w tym względzie może dostarczyć najlepszych rozwiązań.

Ogrodnicy dawno już zauważyli, że aksamitki wyniosłe chronią sąsiadujące rośliny przed szkodnikami owadzimi. Ostatnio zespół kanadyjskich uczonych zakwalifikował ten skromny kwiat jako skutecz-ne „narzędzie" w zwalczaniu malarii, choroby powodującej każdego roku śmierć ponad miliona osób na świecie.

Posługując się substancją o nazwie alpha - terthienyl, produkowaną przez aksamitki wyniosłe, zespół kanadyjskich biologów opracował środek owadobójczy, którym spryskuje się stawy i bagna - miejsca rozmnażania się komarów widliszków, pośrednich żywicieli zarodźca malarii. Środek ten, zaktywizowany przez światło słoneczne, niszczy larwy widliszka.

„W efekcie, larwy ulegają jakby przypieczeniu" - powiedział szef zespołu pracującego nad tą metodą, John Arnason z Uniwersytetu w Ottawie.

„Wiedza i Zycie" III.93r.

KŁOPOTY Z KANGURAMI

Gwałtowny wzrost populacji kangurów stwarza ostatnio poważne problemy australijskim hodowcom. Podczas straszliwej suszy w latach 1982-1983 liczba tych zwierząt co prawda znacznie się zmniejszyła, ale obecnie jest ich już w Australii ponad 20 milionów. Stały się prawdziwą plagą konkurującą o pokarm i wodę z pasącymi się stadami owiec i krów. Są też często przyczyną wypadków samochodowych, kangury w najmniej spodziewanym momencie wyskakują z buszu prosto pod koła samochodów. Przy dużej szybkości aut takie zderzenia bywają niebezpieczne.

Te sympatyczne torbacze dobrze znoszą trudne warunki klimatycz-

34

Page 35: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

ne. Przedłużająca się susza powoduje jedynie, że przestają się roz-mnażać. Wystarczy jednak kilka deszczowych dni, a samice znów zachodzą w ciążę. Ciąża trwa zaledwie 39 dni, tak więc już po roku sprzyjających warunków populacja kangurów wzrasta o 40 proc.

Wydane właśnie w czterech najbardziej zagrożonych stanach ze-zwolenie odstarzału 5 mln kangurów wywołało gwałtowny protest towarzystw opieki nad zwierzętami. Jednak hodowcy, a nawet biolodzy zajmujący się ochroną przyrody uważają, że jest to konieczny i najbardziej humanitarny sposób kontrolowania populacji tych zwierząt. Co więcej, zamiast strat w hodowli owiec i bydła, do jakich prowadzi nadmiar kangurów, ich odstarzał oznacza wymierne korzyści finansowe. Zarówno skóra, jak i mięso tych torbaczy mają dość dużą wartość. Mięso, używane głównie jako pokarm dla zwierząt hodowlanych (norki, lisy), jest także najczęstszym składnikiem pożywienia dla psów i kotów. Los 5 mln kangurów zdaje się więc być przesądzony.

„Wiedza i Zycie" II.93r.

TUNELE W SZWAJCARSKIM SERZE

Alpy podobne są już do szwajcarskiego sera - tak bowiem są „podziurawione" przez tuziny drogowych i kolejowych tuneli. Obecnie Szwajcaria planuje budowę dwóch nowych transalpejskich tuneli kolejowych, ażeby podołać wzrastającym potrzebom transportowym zjednoczonej Europy. Jeden, długości około 30,5 km, drążony będzie w okolicy Lotschberg. Drugi, znacznie dłuższy, będzie miał około 50 km. Przebije słynny Masyw św. Gotharda, przechodząc przez Alpy poniżej dwóch już istniejących tuneli. Tylko tunel Seikan w Japonii (54 km) będzie od niego dłuższy.

W przeciwieństwie do poprzednich tuneli, które drążono dość wysoko w górach, nowe tunele będą położone tak płasko, jakby Alpy w ogóle nie istniały - powiedział projektant tych ambitnych zamierzeń. (Szerzej o tunelach pisaliśmy w „Wiedzy i Życiu" nr 11/1992).

„Wiedza i Zycie" V.93r.

35

Page 36: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

SMACZNE TARANTULE

Tarantule nie cieszą się dobrą opinią. Dawniej wierzono, że ich jad może zabić człowieka. Rzeczywistość daleka jest od tych mitów. Zarówno tarantule włoskie i rosyjskie, jak i amazońskie nie są w stanie zrobić człowiekowi krzywdy. Ich ukąszenie bywa bolesne dla ludzi, lecz jad może porazić co najwyżej drobne ptaki, owady i małe ssaki.

Długość tarantuli europejskich dochodzi do 2,5 cm. Giganty ama-zońskie, zamieszkujące nory ziemne w wilgotnych dżunglach Amazonii, mierzą do 12 cm i są bardziej kosmate od europejskich krewniaków. Są największymi pajęczakami na ziemi. Same ich szczękoczułki mają długość około 2 cm.

Wiele plemion indiańskich Ameryki Południowej, między innymi wenezuelscy Piaroa i Guaraunos, nie czuje najmniejszego obrzydzenia do tarantuli, przeciwnie, cieszą się one wielkim uznaniem jako wyjątkowy przysmak zarezerwowany na większe uroczystości.

Polowanie na tarantule jest bardzo proste. Indianie zalewają legowisko pająka wodą, a gdy wyjdzie, łapią go rękami i wsadzają do klatki, w której przebywa aż do dnia uczty. Upieczony w żarze ogniska przypomina smakiem homara. Zjada się cały odwłok oraz nogi. Twarde szczękoczułki służą zaś Indianom jako wykałaczki.

,,Wiedza i Zycie" IX.93r.

ANTROPOLOGIA I GRUPY KRWI

Japończycy przy przyjmowaniu kandydatów na kierownicze stano-wiska preferują osoby z grupą krwi A. Tę właśnie grupę ma największy procent Polaków. Jakie rasy i typy antropologiczne spotyka się w Polsce, skąd pochodzą i jaki jest ich związek z grupami krwi?

Można w uproszczeniu stwierdzić, że na terenie naszego kraju występują niemal wszystkie rasy i typy, z wyjątkiem negroidalnych. Rasy te wywodzą się z białej bądź żółtej odmiany człowieka. Najczęściej występują: nordyczna, laponoidalna, kromanionoidalna, armenoidalna i śródziemnomorska. Najczęściej spotykane u nas typy ant-

36

Page 37: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

ropologiczne to: subnordyczny, alpejski, teutoński, atlantycki, pseudo-alpejski, dynarski, literalny, centralnoazjatycki i bałtycki.

Typy antropologiczne powstały ze zmieszania się cech fizycznych dwóch lub więcej ras. A więc - typ subnordyczny powstał z zespolenia rasy nordycznej z laponoidalną, dynarski z rasy nordycznej i armenoi-dalnej, teutoński z cech nordycznych i kromanionoidalnych, alpejski z rasy armenoidalnej i laponoidalnej itd.

Typem reprezentowanym dla ludności polskiej jest typ subnordyczny. Głównym ośrodkiem rasy nordycznej, skąd rozprzestrzeniła się do wielu krajów, jest Półwysep Skandynawski, a w przeszłości Wyżyna Irańska. Rasa laponoidalną ma bardzo szeroki zasięg, od Ałtaju do Laponii i Węgier. Obszar językowy ugrofiński jest dla niej najbardziej charakterystyczny. Mieszczą się w nim takie ludy, jak: Mordwini, Lapończycy, Estończycy, Węgrzy, Finowie i inni. Rasa laponoidalną rozprzestrzeniła się w wielu krajach, ale najczęściej występuje w typach mieszanych, na przykład w typie alpejskim, subnordycznym, sub-laponoidalnym. Grupa ludów ugrofińskich wywodzi się z żółtej odmiany człowieka, a ściślej z wielkiej grupy narodów tureckich, czyli zachodniomongolskich. Rasa nordyczna jest jedną z ras ludów indo-europejskich.

Zagadnienia te mają w dzisiejszych czasach znaczenie czysto teore-tyczne, ponieważ wiadomo, że nie istnieją rasy czy typy antropologiczne lepsze czy gorsze. We wszystkich pojawiają się geniusze i we wszystkich trafiają się debile.

Pytanie, na które chcielibyśmy otrzymać odpowiedź brzmi: jaki jest stopień przeniknięcia do naszego indoeuropejskiego narodu cech żółtej odmiany człowieka? O stopniu przenikania mówią nam pomiary antropologiczne i grupy krwi. Wyniki tych badań są do siebie podobne. Antropologia określa stopień przenikania na 30% cech genetycznych. To samo wynika z analizy grup krwi. Generalnie rzecz biorąc, grupa A jest typowa i przeważająca u ludów indoeuropejskich, a grupa B dominuje u ludów żółtej odmiany człowieka. Grupa AB reprezentuje cechy genetyczne zmieszane w równym stopniu, jest to wielkie uproszczenie w rozumowaniu, ale - o dziwo - stosunek grupy A do grupy B w społeczeństwie polskim jest jak dwa do jednego, czyli pokrywa się z wynikami badań antropologicznych.

Kiedy doszło do zepolenia tych dwóch odmian człowieka? Można śmiało powiedzieć, że już za czasów istnienia ostatniego lodowca Wurm i w okresie mezolitu. Najstarsze czaszki ludzkie znalezione

37

Page 38: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

w Polsce, datowane na około sześć tysięcy lat przed naszą erą, reprezentują rasę laponoidalną. Jej przedstawicielami byli łowcy renife-rów. Zamieszkiwali całą północną strefę europejskiej tundry, między innymi południową Irlandię i Anglię, północną Francję, całe Niemcy, Danię, Polskę oraz część Rosji. Była to więc ludność, można by rzec, autochtoniczna. Druga fala ludów tureckich datowana jest na trzeci okres neolitu polskiego, a reprezentowana była przez ludy kultury ceramiki grzebykowo - dołkowej. Wreszcie grupa ludów tureckich dotarła do nas i prawie całej Europy podczas najazdu Hunów. Okupacja ta trwała dla niektórych narodów, w tym i dla ziem polskich, aż cztery wieki, od V do VIII włącznie. Inwazja Turków osmańskich na szczęście nas ominęła, ale dotknęła Słowian południowych, Węgrów i Rumunów. Węgrzy są także pochodzenia tureckiego, ale przemieszani są w dużym stopniu ze Słowianami. Walczyli bohatersko z Turkami osmańskimi o swoją niepodległość. Tureccy Pieczyngowie i Połowcy także nie dotarli do nas. Działali głównie na terenie wschodniej Europy. Połowcy walczyli początkowo ze Słowianami, ale potem zaprzyjaźnili się z nimi. Występowali jako ich towarzysze broni w walkach z Tatarami.

Według L. Hirszfelda, mamy w Polsce 37,1% ludzi z grupą A, 36,8% z grupą 0, 18,3% z grupą B i 7,8% z grupą AB. Nie we wszystkich krajach świata liczby te są jednakowe. I tak, wśród Indian dominuje grupa krwi 0, wśród Portugalczyków i Norwegów grupa A (ponad 50%), wśród Azjatów najczęściej spotykaną grupą jest B. U Japończyków grupa AB obejmuje 25% ludności. Liczby te nie są przypadkowe i mają pewną wymowę. Japończycy są mieszańcami białej i żółtej odmiany człowieka, stąd występuje u nich wysoki procent osobników z grupą AB. Wyspy japońskie były początkowo zamieszkałe przez białych Ajnów. Po zdobyciu wysp przez ludność pochodzącą z Korei obie te społeczności zespoliły się w jeden nowy naród - japoński. Do Norwegii, Szwecji i Portugalii, a także do Anglii i Hiszpanii nie dotarli Hunowie, toteż osobnicy z grupą A są tam najliczniej reprezentowani.

Każdy naród jest genetycznie wieloetniczny i często nie sposób dociec, jaki jest jego pełny skład etniczny. Niektóre składniki często pozostają nieznane, ponieważ pochodzą z czasów prehistorycznych i nie wiemy nawet, jaka była ich nazwa.

Grupy krwi są do pewnego stopnia wykładnikiem składu etniczno -genetycznego każdego narodu. Dane liczbowe grup krwi są jednak bardzo ogólnikowe w interpretacji składu rasowego narodu. Nie należy

38

Page 39: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

ich przeceniać ani wyciągać z nich zbyt daleko idących wniosków. Antropologia jest pod tym względem znacznie dokładniejsza i bardziej miarodajna.

„Służba Zdrowia" 21.VI.92r.

SZKODLIWY NAŁÓG PALENIA

Tytoń należy do rodziny psiankowatych, do której, między innymi, zaliczane są kartofle, pomidory i papryka. W liściach tytoniu zawarte są liczne alkaloidy, a wśród nich nikotyna. Początkowo tytoń był uprawiany przez Indian z Ameryki Południowej. W XVI wieku został przywieziony do Portugalii, a stąd rozprowadzony do innych krajów i kontynentów. Uprawy udają się prawie we wszystkich strefach klimatycznych: w krajach tropikalnych, subtropikalnych i w klimacie umiarkowanym. W Polsce uprawia się głównie tytoń typu Virginia i Kentucky. Największe zbiory osiągano w Stanach Zjednoczonych, Indiach, Brazylii i Japonii. W latach trzydziestych notowano najwyższą wydajność plonów z hektara w Polsce, prawie 19 kwintali, przed Japonią, Pakistanem, USA, Bułgarią i Indiami. W latach sześćdziesiątych spadliśmy na trzecie miejsce, za Japonią i USA.

Nałóg palenia tytoniu stał się prawdziwym nieszczęściem dla ludz-kości. Co najmniej pół miliarda ludzi pali nałogowo tytoń w papierosach, cygarach, skrętach, w fajce lub żuje tytoń czy zażywa tabaki. Skutki tego nałogu są straszliwe; sprzyja powstawaniu raka płuc. gardła, wargi i krtani, miażdżycy, choroby wieńcowej, astmy, zapalenia nerwu wzrokowego, przewlekłego zapalenia krtani i oskrzeli, wywołuje bóle głowy, upośledzenie pamięci i zmniejszenie potencji seksualnej. Osłabienie tkanki płucnej paleniem powoduje zmniejszenie odporności organizmu i w konsekwencji łatwiejsze zapadanie na gruźlicę i grzybice płuc. Do szkodliwego działania samej nikotyny dołączają się także związki smołowe i produkty spalania bibułki papierosowej.

Dawka 0,05 g nikotyny jest śmiertelna dla człowieka. Zgon następuje wskutek porażenia ośrodka oddechowego. O tym, że nikotyna jest silną trucizną, świadczy także fakt, iż wchodzi w skład wielu środków owadobójczych stosowanych w ogrodnictwie. W związku

39

Page 40: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

z tym ostre zatrucia nikotyną zdarzają się nie tylko u palaczy, ale także u robotników rolnych. Nikotyna wchłaniana jest przez płuca, ale także przez skórę i przewód pokarmowy.

Byłem kiedyś świadkiem nagłej śmierci zdrowego i młodego męż-czyzny z powodu nikotynizmu. Nigdy tego nie zapomnę.

W Ameryce Łacińskiej, szczególnie wśród mieszkańców llanos (sawanny), rozpowszechniony jest zwyczaj przygotowywania zagęsz-czonego wywaru z liści tytoniowych. Wywar ten doprowadzany jest do konsystencji gęstej smolistej masy. Tę masę miesza się z popiołem drzewnym, a następnie uformowuje w kilkucentymetrowe wałki grubości ołówka. Po zawinięciu w papierek produkt jest gotowy do sprzedaży.

W pewnym miasteczku, między rzekami Apure i Orinoko, wszyscy mężczyźni kupowali te „cukierki", zwane chimó (czimo) i od rana do wieczora delektowali się nimi. Jest to obrzydliwy zwyczaj, ponieważ po włożeniu kawałka chimó między wargę i dziąsło powstaje ślinotok i potrzeba częstego spluwania na ziemię. Brunatna masa działa przez wchłanianie się w jamie ustnej, ale nie powinna być łykana.

Jednym z nałogowców ssania chimó był bardzo szanowany w mieście kupiec. Pewnego razu, po pracowitym i męczącym dniu, włożył kawałek chimó do ust, położył się w hamaku i natychmiast zasnął. Zamiast często spluwać, w głębokim śnie łykał nieświadomie chimó, co spowodowało przedawkowanie nikotyną. Rano znaleziono go zimnego i sztywnego bez oznak życia.

„Siużba Zdrowia" 13.XU.92r.

INNE SPOJRZENIE NA AIDS

Odkrywcą wirusa HIV jest prof. Luc Montagnier z Instytutu Pasteura. Oświadczył on na Światowym Kongresie AIDS w San Francisco, że HIV jest łagodnym wirusem, który staje się niebezpieczny dopiero w połą-czeniu z wieloma czynnikami i innymi organizmami patogennymi. I tu właśnie leży pies pogrzebany... w tych innych czynnikach. Amerykański genetyk i wirusolog Peter Duesberg z Berkeley twierdzi, że tylko 50% chorych na AIDS ma we krwi przeciwciała anty-HIV, a więc tylko

40

Page 41: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

potowa z nich zetknęła się z wirusem. Duesberg widzi główną przyczynę powstania choroby w narkotykach, lekach psychotropowych, afrodyzjakach i transfuzjach krwi jako czynnikach osłabiających układ odpornościowy organizmu. HIV, jak twierdzi, byłby razem z innymi czynnikami patogennymi nie przyczyną, lecz czynnikiem towarzyszącym AIDS.

W Afryce 10% ludności jest nosicielami HIV i to od bardzo dawna, jeżeli któryś z nich umiera, na przykład z niedożywienia, to zostaje błędnie uznany za ofiarę AIDS. Mięsaki Kaposiego i chłoniaki, uznawa-ne jako choroby zespołu AIDS, nie są związane z upośledzeniem układu odpornościowego, a jednak utożsamia się je z AIDS u tych chorych, którzy mają przeciwciała anty-HIV. Pogląd, że przyczyną AIDS jest zakażenie wirusem HIV, jest według prof. Duesberga błędny i nie tłumaczy wielu faktów. Wśród chorych na AIDS 90% to mężczyźni, a wśród nosicieli, u których nie wystąpiły objawy, jest taka sama liczba kobiet, co i mężczyzn. Zakażenie HIV podczas kontaktów seksualnych z seropozytywnym nosicielem jest bardzo rzadkie - raz na tysiąc. Przed rokiem 1985 15.000 chorych na hemofilię w USA (75%) otrzymało HIV podczas transfuzji, a tylko 2% tych chorych zapada rocznie na AIDS.

Procent nosicieli HIV jest w USA i Afryce wielkością stałą. W USA jest ich milion, a w Afryce jeden na dziesięciu mieszkańców. Prof. Duesberg uważa, że infekcja ta panuje na świecie od dawna i osiągnęła epidemiologiczną równowagę.

Leczenie tej choroby toksycznym AZT czy wydawanie miliardów na poszukiwanie szczepionki, czy leków przeciw HIV jest marnotrawieniem pieniędzy. Cała uwaga w walce z AIDS powinna być skupiona na rzeczywistej przyczynie zachorowań, na zwalczaniu narkomanii.

Według prof. Magdaleny Fikus pojawienie się AIDS w USA zbiegło się w czasie z masowym wzrostem konsumpcji narkotyków i leków psychotropowych. W ciągu ostatnich dziesięciu lat konsumpcja kokainy wzrosła w USA z 2.500 kg w 1980 roku do 500.000 kg w 1990 roku. Podobnie wzrosła konsumpcja innych narkotyków i afrodyzjaków. Wzrost liczby chorych na AIDS jest wykładnią wzrostu liczby biorców narkotyków, a nie liczby nosicieli HIV.

Psychoza powszechnego lęku przed łagodnym retrowirusem HIV jest niczym nie usprawiedliwiona. Groźną dżumą XX wieku jest roz-przestrzeniająca się narkomania, rzeczywisty sprawca tylu ludzkich nieszczęść i choroby AIDS. HIV atakuje tylko nieliczne limfocyty T, więc nie może być przyczyną upośledzenia układu odpornościowego. Szy-

41

Page 42: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

mpansy sztucznie zakażone wirusem HIV nigdy nie chorują na AIDS, ponieważ obce są im narkotyki, afrodyzjaki czy leki psychotropowe.

„Służba Zdrowia" 6.IX.92r.

Żyli wśród nas

SIEDLECCY ŻYDZI

Żydzi polscy mieszkali w Siedlcach przez 400 lat. Według spisu z 1921 roku było ich tu prawie 15 tysięcy. Po Holocauście nie ma po nich w mieście prawie żadnych materialnych pamiątek.

Pierwsi Żydzi osiedlili się w Siedlcach na początku XVI wieku. Początkowo zajmowali się karczmarstwem, później także rzemiosłem i kupiectwem. Z czasem zaczęli tworzyć własne instytucje. W 1794 r. wybudowali szkołę i dom dla rabina, a w 1890 r. duży szpital, który zastąpił mniejszy, istniejący od XVIII wieku. Podczas I wojny światowej otwarto żydowskie gimnazjum.

Kwitło życie religijne

Najbardziej znanymi siedleckimi rabinami w połowie XIX wieku byli Meir (autor książki o Netiv Meir) i Israel Meisels (rabin w latach 1858-67). W drugiej połowie XIX wieku siedleccy rabini jeździli do Warszawy, gdzie pełnili funkcje religijne wśród Żydów mieszkających tam nieformalnie. W 1839 roku założono w Siedlcach ugrupowanie religijne zajmujące się studiowaniem Tory i Talmudu. W końcu XIX wieku powstało Towarzystwo Bikkur Cholim.

Wychodziły gazety

Własne gazety Żydzi zaczęli wydawać na początku tego wieku. Abraham Gilbert założył w 1911 roku „Siedlecki Vokhnblat". W okresie międzywojennym Jakob Tenenboim razem z Joszuą Goldbergiem i Gil-bertem wydawali tygodnik „Dos Shedletser Lebn". Stałym współ-pracownikiem tego pisma był prawnik Appolinary Hartglas.

42

Page 43: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Kilkanaście tysięcy

W 1839 roku w Siedlcach mieszkało 3727 Żydów, którzy stanowili aż 71 proc. mieszkańców miasta. Na początku XX wieku ich liczba wzrosła do kilkunastu tysięcy, ale procentowo stanowili grupę coraz mniejszą. W 1841 roku było ich w mieście 65 proc. (4354 osób), w 1858 r. - 67,5 proc. (5153), w 1878 r. - 64 proc. (8157) i w 1921 r.-47,9 proc. (14685).

Pogromy

Około 1900 roku rozpoczęła działalność organizacja Bund. Począt-kowo duże wpływy wśród siedleckich Żydów miała Polska Partia Socjalistyczna, ale z czasem więcej zwolenników zyskał syjonizm. W 1906 r. carska Ochrana zorganizowała w mieście pogrom, w którym życie straciło 26 Żydów, a wielu zostało rannych. W 1920 roku Siedlce okupowała armia bolszewicka, a po odbiciu miasta doszło do ekscesów antysemickich.

Okupacja

Kiedy 11 września 1939 roku do miasta weszła armia niemiecka, rozpoczęły się kolejne prześladowania. Już w listopadzie Żydzi siedleccy zostali zmuszeni do zapłacenia kontrybucji w wysokości 100 tys. zł. 24 grudnia tego samego roku została spalona synagoga. W 1940 roku Niemcy przenieśli do Siedlec około 1000 Żydów z Łodzi, Kalisza i Pabianic, miast włączonych do Trzeciej Rzeszy. W marcu 1941 roku hitlerowscy żołnierze zorganizowali trzydniową akcję, w której zabili wielu Żydów.

Holocaust Tego samego roku w sierpniu Niemcy utworzyli getto, które zamknęli

1 października. Sytuacja Żydów drastycznie się pogorszyła. W ciągu pół roku okupanci deportowali 10 tys. Żydów do obozu śmierci w Treblince, gdzie prawie wszyscy zostali zamordowani. W zmniejszonym getcie zezwolili na pobyt tylko 500 Żydom, chociaż jeszcze 1500 przebywało w nim nielegalnie.

25 listopada 1942 roku małe getto zostało zlikwidowane, a dwa tysiące jego mieszkańców deportowano na Gęsi Borek. W tym okresie Niemcy gromadzili w mieście pozostałych Żydów z terenu powiatu.

43

Page 44: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Setki z nich zamordowali w Siedlcach lub w drodze do Gęsiego Borku. Pozostałych wywieźli do Treblinki. Kilkaset osób zatrudnionych w obozie pracy koło Siedlec zamordowali 14 marca 1943 roku.

Ruch oporu

Podczas deportacji wielu Żydów uciekło w okoliczne lasy. Tworzyli tam małe grupy oporu, które próbowały walczyć z wojskami niemieckimi przeczesującymi teren. Większość z nich zginęła podczas zimy 1942/43. W styczniu 1943 roku Niemcy podali wiadomość o złapaniu i zastrzeleniu 150 Żydów w różnych miejscach powiatu siedleckiego. Ostatnie grupy Żydów stawiały zbrojny opór do jesieni tego roku.

Po II wojnie światowej społeczność żydowska już się w Siedlcach nie odrodziła. Organizacje żydowskie złożone z dawnych mieszkańców miasta powstały w Izraelu, Stanach Zjednoczonych, Francji, Belgii i Argentynie.

„Gazeta Wyborcza" 11 .VIII.93r.

KULISY ZAJŚĆ W LOS ANGELES

Bilans wojny w Los Angeles jest znany. Przypomnę tylko: 45 osób zabitych, 2116 rannych.

Co było przyczyną wybuchu niezadowolenia społeczności murzyńs-kiej? Przyczyn było wiele. Dla jasności wymienię cztery najważniejsze:

1. Zastrzelenie kilka miesięcy wcześniej pewnej młodej Murzynki, złodziejki, podczas okradania sklepu. Zabójczyni, Koreanka, została skazana przez sąd na 5 lat więzienia w zawieszeniu, co oburzyło czarny element w mieście. To właśnie zajście spowodowało największą liczbę rabunków i pożarów w dzielnicy koreańskiej, w centrum Los Angeles.

2. Pobicie narkomana Murzyna przez czterech białych policjantów. Przestępca ten stawiał opór policji i uciekał samochodem przez centrum miasta na odcinku kilkunastu mil. Ława przysięgłych, złożona z 12 ludzi, uniewinniła policjantów, czemu nie można się bardzo dziwić.

3. Wyrok na Tysona, idola sportowców murzyńskich, uznano za zbyt surowy i niesłuszny. Panuje przekonanie, że padł on ofiarą intrygi

44

Page 45: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

mającej na celu wyłudzenie pieniędzy przez młodą miss i że zgwałcona Murzynka sama mu się podłożyła. Ponieważ Tyson miał już pewne zatargi z policją za pobicie różnych osób, aparat sprawiedliwości skorzystał z okazji, żeby go unieszkodliwić na dłuższy czas.

4. Burmistrzem Los Angeles jest Murzyn Bradley. Jego stosunki z Darrel Gates, szefem policji, nie są najlepsze, co niewątpliwie odbiło się także na nastrojach Murzynów. Spora ich liczba używa kokainy, amphetaminy i marihuany dla dodania sobie animuszu przy dokonywaniu rozbojów, kradzieży, gwałtów i morderstw. Wielu z nich nie pracuje. Murzyńscy kapłani różnych wyznań często podsycają nastroje niezadowolenia i zachęcają do przemocy. Mimo iż znaczna liczba Murzynów prowadzi się nienagannie, podobne zajścia przewidywane są i w przyszłości, być może nawet w większym nasileniu.

„Skandale" 5.VlI.92r.

SZKOŁA ZAORSKIEGO

W czasie okupacji docent Jan Zaorski, dyrektor Szpitala Elżbietanek, wpadł na pomysł uruchomienia tajnego Wydziału Lekarskiego Uniwer-sytetu Warszawskiego. Zrobił to pod pozorem prowadzenia dwuletniej Szkoły Zawodowej dla Personelu Sanitarnego - na co Niemcy wyrazili zgodę. Udało mu się zlokalizować tę szkołę w budynkach uniwersytec-kich i pozyskać na nauczycieli dawnych profesorów, m.in. fizjologa Franciszka Czubalskiego, dawnego rektora i dziekana, który został mianowany dyrektorem naukowym szkoły. Słuchaliśmy wykładów słynnego anatoma, prof. Edwarda Lotha. Jego pouczające i błyskotliwe anegdoty czyniły z nudnej nauki anatomii wspaniałe widowisko teatral-ne. Jednym z wykładowców był anatom prof. Różycki z Poznania. Utrzymywał się głównie z prywatnej praktyki lekarskiej, ale cenił sobie bardziej pracę z młodzieżą. Docent Kapuściński, wspaniały pedagog, wykładał nam fizykę. Uczyliśmy się także biologii, histologii, chemii organicznej i nieorganicznej. Laboratoria szkolne były dobrze wyposa-żone, a zapał do nauki zupełnie nie spotykany w czasach między-wojennych. Młodzież poświęcała się nauce bez reszty. O traceniu czasu na rozrywki nie było nawet mowy.

45

Page 46: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Zakonspirowany wydział lekarski funkcjonował bezbłędnie. Chodziło głównie o to, ażeby wszystkie przedmioty teoretyczne przerobić i zaliczyć w ramach legalnego nauczania, bez narażania wykładowców i studentów na represje ze strony Niemców. Potem musieliśmy przejść do działań bardziej ryzykownych, do przerabiania przedmiotów klinicznych bez oficjalnego patronatu szkoły. Uczniowie w małych grupach byli przydzielani na praktykę do szpitali. I tak chirurgii uczyliśmy się w Szpitalu Dzieciątka Jezus pod czujnym okiem doc. Rutkowskiego i dra Stefańskiego, pediatrii w Szpitalu Dziecięcym na placu Kopernika, interny u profesorów Goreckiego i Orłowskiego. Ten ostatni był postrachem moich kolegów. Bardzo wymagający, ale i sprawiedliwy, znał świetnie swoją specjalność i zaliczając u niego egzamin można było być pewnym, że poznało się internę. Czasami tylko, jeżeli prof. Orłowski dostrzegł u kogoś brak samodzielnego myślenia, prosił delikwenta, ażeby został lekarzem sportowym lub okrętowym, a nie ważył się leczyć chorych. Był co dowcip często powtarzany przez studentów; dzisiaj nie jest już aktualny, ponieważ i w tych specjalnościach wymagania są duże. Anatomii patologicznej uczył nas znakomity prof. Paszkiewicz, a farmakologii prof. Modrakowski. Modrakowski nie od razu zgodził się na prowadzenie wykładów. Wymawiał się podeszłym wiekiem (miał 82 lata), niedołęstwem itp. Kiedy w tym czasie urodził mu się kolejny synek, nie wypadało mu już wykręcać się starością i podjął się nauczania na tajnych kompletach. Któregoś dnia zpytałem go, jak mam skorygować swoje niskie ciśnienie tętnicze? Zaśmiał się tylko i wskazał palcem na siebie. - Niskie ciśnienie jest najlepszym gwarantem długowieczności - powiedział.

Tak się złożyło, że koledzy delegowali zawsze mnie jako pośrednika omawiającego sprawę wykładów z profesorami. Zbierałem pieniądze, odwiedzałem upatrzonego wykładowcę i przekonywałem go, iż nie istnieje żadne niebezpieczeństwo, że Niemcy mają teraz pilniejsze kłopoty na głowie niż interesowanie się tajnym nauczaniem. Jednak nie wszyscy dawali się przekonać. Prof. Wiktor Grzywo - Dąbrowski powiedział nam, że nim zdamy wszystkie egzaminy, będzie już po wojnie, a medycynę sądową zalicza się na samym końcu. No cóż, może miał i rację. Jak tylko otwarto oficjalnie Uniwersytet Warszawski, zgłosił się natychmiast do pracy w Akademii Medycznej i uruchomił na Pradze nowy Zakład Medycyny Sądowej.

Tymczasem wybuchło powstanie warszawskie. Większość z nas należała już do różnych organizacji podziemnych, głównie do AK,

46

Page 47: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

toteż pospieszyliśmy na wyznaczone pozycje bojowe. Moimi towarzy-szami byli Faryna i Bogusławski. Po wielu perypetiach, których nie będę tutaj opisywał, znalazłem się w obozie pruszkowskim, potem jako ranny w Szpitalu Dzieciątka Jezus w Milanówku, następnie w Starachowicach u mojej bratowej, a w końcu w Siedlcach. Byłem pierwszym, który przybył do Siedlec z tamtej strony Wisły, z powstania. Musiałem opowiadać szczegółowo o przebiegu walk w Warszawie, pokazywać swoje rany itp.

Po kilku tygodniach dowiedziałem się, że na Pradze funkcjonuje już uniwersytet. Nieliczni studenci byli zakwaterowani w szpitalu koło placu Szembeka, Każdy student musiał starać się o wyżywienie na własną rękę. Szpitalne zupki nie były wystarczające. Wszyscy spali w jednej dużej sali, dziewczęta po prawej stronie, chłopcy po lewej. Panował tam wspaniały nastrój, na niewygody nikt nie narzekał. Mieliśmy nawet czas na organizowanie imprez rozrywkowych, na których Pestka Kenig była gwiazdą pierwszej wielkości. Jej andaluzyjskie piosenki zachwycały profesorów i studentów. Wykłady były jeszcze nieco chaotyczne; rozdzielono nas grupami do kilku praskich szpitali. Profesorów trochę nam ubyło, ale przybywali inni, na przykład znakomity neurochirurg ze Lwowa, prof. Domaszewicz, którego córki, bliźniaczki, studiowały razem z nami. Przybył także wyżej wspomniany prof. Wiktor Grzywo - Dąbrowski, dawny dziekan Uniwersytetu Warszawskiego. Jeszcze nie zdążyłem otrzymać dyplomu, a już zaangażował mnie jako swojego asystenta do Zakładu Medycyny Sądowej. Na szczęście nie pracowałem tam długo. Sekcje zwłok, orzeczenia dla sądów i tym podobne zajęcia nie były pracą, która odpowiadałaby moim aspiracjom. Już pierwszego dnia musiałem orzekać o przyczynie zgonu jedenastu żołnierzy radzieckich, którzy dobrali się do spirytusu metylowego zmagazynowanego w warszawskiej piwnicy. Dwunasty ocalał, ale został ślepcem na całe życie.

Budynki Uniwersytetu Warszawskiego nie zostały tak strasznie zniszczone jak reszta miasta. Zaczęliśmy przeprowadzać się z Pragi na Krakowskie Przedmieście. Nie wszyscy moi koledzy kontynuowali studia w Warszawie. Część wyjechała do Lublina, inni do Poznania. Byli i tacy, którzy skończyli studia w Edynburgu. Ja pojechałem do Poznania, gdzie udzielił nam gościny kolega Czesław Wojnerowicz. Zamieszkaliśmy u niego w czwórkę: Kaczorowska ze swoim narzeczo-nym i ja z koleżanką. Także do Poznania przeprowadził się kolega Czarnecki. Tutaj cała nasza grupa ukończyła studia.

47

Page 48: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Mój rocznik ze Szkoły Zaorskiego liczył ośmiuset studentów. Dzisiaj zaorszczacy rozproszeni są po całym świecie. Niektórzy stali się sławnymi naukowcami. Mamy w kraju wielu uniwersyteckich profeso-rów, wychowanków szkoły Zaorskiego. Są nimi siedlczanie: Paweł Krakówka z Warszawskiego Instytutu Gruźlicy, Tadeusz Krzeski - or-dynator oddziału urologii w Szpitalu Czerniakowskim i Lech Bardadin -laryngolog z Instytutu Reumatologii w Warszawie. Profesorem został kolega Czarnecki - laryngolog ze Szpitala MON w Warszawie, a także pediatra Irena Krzeska i wielu innych.

Pracując w Wenezueli, w dorzeczu Orinoko, spotkałem w San Fernando de Apure koleżankę Irenę Stosio. Radość nasza była tak wielka, jak gdybyśmy spotkali kogoś z bliskiej rodziny. Zaorszczacy to jedna wielka rodzina. Niedostatek i wspólne przeżycia wojenne łączyły nas bardziej niż zwykłe koleżeństwo w czasach pokoju.

„Kurier Siedlecki" 5.XII.91r.

DZIESIĘCIU ZUCHWAŁYCH

W niedzielę wieczorem, 12 marca 1944 roku, do furtki siedleckiego więzienia zadzwonił energicznie niemiecki podoficer. Prowadził czterech więźniów ze związanymi rękoma. W okienku ukazała się twarz strażnika. - Otwierać - rozkazał głośno podoficer. Strażnik natychmiast wpuścił czekających i zaryglował za nimi drzwi. Nie podejrzewał żadnego podstępu. Cała grupa przeszła do budynku więziennego, w którym część korytarza odgrodzona była żelazną kratą. Po otwarciu kraty, celem wpuszczenia więźniów, ci niespodziewanie zrzucili sznury z rąk, wyjęli rewolwery i powiązali osłupiałych strażników, zakładając im kneble na ustach. Dwaj zamachowcy podeszli do okienka zbrojowni zamkniętej od wewnątrz i zażądali odryglowania drzwi przez przebywającego tam strażnika. Ten jednak ukrył się w kącie, gdzie nie był widoczny. Nie mógł jednak podejść do telefonu, bo wtedy zostałby z łatwością zastrzelony.

Tymczasem druga grupa spiskowców weszła przez odryglowaną uprzednio furtkę na teren części administracyjnej więzienia. Tutaj

48

Page 49: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

czekali na nadchodzących przed godziną policyjną pracowników i na ich rodziny, ażeby zamknąć ich w pokoju wartowników. Po zapełnieniu pomieszczenia, zamykano nadchodzących w jednym z pokoi administ-racyjnych.

Pierwsza grupa zerwała kabel telefoniczny prowadzący do zbrojowni i zagroziła zamkniętemu strażnikowi wrzuceniem granatu do pomieszczenia, jeżeli nie otworzy drzwi. Strażnik posłuchał w końcu dobrej rady i odryglował drzwi. W międzyczasie przodownik straży więziennej Chmielewski, zaprowadził zamachowców do cel zajmowanych przez ośmiu aresztowanych, których uwolnienie było celem całej tej akcji. Mając klucze od cel, otwierał jedną po drugiej, wypuszczając więźniów.

Po wykonaniu zadania i nakazaniu strażnikom, żeby nie robili alarmu przez pół godziny, więźniowie i zamachowcy opuścili więzienie, przedostając się na stadion, a stamtąd w asyście innych kolegów i przewodników na ulicę Cmentarną, Piaskową do rzeki Muchawki, a następnie przez wieś Żytnia do Niwisk. Tutaj zatrzymali się na plebanii, gdzie zostali bardzo gościnnie przyjęci i nakarmieni. Po nabraniu sił, partyzanci i uwolnieni więźniowie, bez przeszkód dotarli do obozowiska „Dym" w jacie.

W tej brawurowej, szaleńczej akcji zasłużyło się wiele osób. Nie ulega jednak wątpliwości, że prawdziwymi bohaterami byli przede wszystkim ci, którzy wtargnęli do więzienia oraz strażnik więzienny, bez którego cała akcja byłaby skazana na niepowodzenie. Wśród dziesięciu zuchwałych, dwaj odegrali kluczową rolę: przebrany za Niemca dowódca grupy, nordyk bardzo podobny do jednego z siedleckich gestapowców i główny strateg akcji, strażnik więzienny, znający jak własną kieszeń budowę całego więzienia, panujące tam zwyczaje i najodpowiedniejszą porę do odbicia więźniów. Czterdziestominutowa akcja zakończyła się pełnym powodzeniem, a przecież tak łatwo, przez jakieś drobne niedopatrzenie, mogła stać się tragiczną dla jej uczestników. Nie zginął ani jeden człowiek i żaden nie został ranny.

Siedleckie więzienie to prawdziwa twierdza o wysokich murach. W odległości kilkudziesięciu metrów znajdowała się Komenda Miasta, w całym mieście roiło się od umundurowanych Niemców. Przebieg akcji musiał odbyć się w ciszy i bez zwrócenia niczyjej uwagi.

Kim byli zamachowcy? Wszyscy należeli do podziemnej oragnizacji Narodowych Sił Zbrojnych. Dowódcą grupy był starszy sierżant pod-chorąży Stefan Kosobudzki („Sęk"). Pozostali, wybrani przez niego

49

Page 50: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

ochotnicy to: Czesław Trochimiak („Car"), Jan Tajchert („Farys"), Zygmunt Kłem („Zbyszko"), Stanisław Kotowski („Koń"), Stanisław Komorowski („Krwawy Natan"), Zdzisław Szulczewski („Mścigrom"), Czesław Trojanowski („Sęp", syn „Gadali") i Czesław Moskwiak („Sil-ny"). Strażnik nazywał się Chmielewski („Miły"). Miał 60 lat. W 1905 roku należał do bojówki PPS, uczestniczył aktywnie w rewolucji i brał udział w zamachu na warszawskiego gubernatora, generała Skałtona. Teraz, po zakończeniu akcji, musiał uchodzić z miasta razem z par-tyzantami.

Odbici więźniowie byli członkami Komendy Okręgu Narodowych Sił Zbrojnych w Siedlcach. Aresztowano ich kilka dni wcześniej podczas narady. Byli to: ppłk Stanisław Miodoński („Sokół"), kpt. Bolesław Stefan Piszczyk („Hubert"), ks. Stanisław Jurczak („Brzoza"), kapelan, kpt. Wiktor Chyliński („Lis", „Poleszuk"), kpt. Leon Klensner („Jan"), por. Jerzy Wojtkowski („Drzazga"), ppor. Michał Mieczysław Rossała („Wali") i por. Władysław Wyczółkowski („Sęp").

„Tygodnik Siedlecki" 15.V.94r.

CICHOCIEMNY „DOLINA"

Wszyscy podwładni por. „Doliny" (A.Pilch) są pełni podziwu dla jego wyczynów. Zrzucony z samolotu alianckiego w okolicach Wilna, zdołał w krótkim czasie stworzyć sprawny oddział partyzancki liczący ośmiuset ludzi. Wszyscy dobrze uzbrojeni i ubrani w polskie mundury. Działali w bardzo trudnych warunkach frontowych. Wojsko radzieckie rozbrajało polskich partyzantów, wysyłając ich w głąb Rosji. Wiadomo było po co.

„Dolina" nie dał się nabrać na oszukańcze obietnice i nie złożył broni. Kiedy został zaatakowany przez Rosjan, dał im porządne lanie, zdobywając olbrzymie ilości broni i amunicji. Z okolic Grodna przedo-stał się do Puszczy Kampinowskiej. Zwyciężając w różnych drobnych potyczkach, dokuczał na tyle Niemcom, że wysłali przeciw niemu oddział złożony z dwustu dobrze uzbrojonych żołnierzy. 3 sierpnia 1944 roku „Dolina" wciągnął Niemców w zasadzkę, niszcząc całkowicie cały ich oddział. Takiego wyczynu nie dokonał jeszcze żaden

50

Page 51: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

oddział partyzancki. Miał przy tym minimalne straty własne - 8 rannych. Zdobył na Niemcach broń wysokiej jakości: szmajsery, granaty, haubice, czeskie zbrojówki, lekkie czeskie karabiny maszynowe itp. Właśnie wtedy zetknąłem się z ludźmi „Doliny". Przebywałem w Instytucie dla Ociemniałych, w miejscowości Laski, na skraju Puszczy Kampinowskiej, kiedy furmanki „Doliny" przywiozły rannych do Instytutu. Tutaj mogli liczyć na lepszą pomoc lekarską. Bez wahania przyłączyłem się do tego oddziału.

Po dwóch tygodniach „Dolina" dostał rozkaz przejścia z całym oddziałem do Warszawy. Był to ewidentny błąd strategiczny. Ani kawaleria, ani tabory nie nadawały się do walki w mieście. „Dolina" zrobił to, co miało sens - wysłał do Warszawy swoją piechotę, między innymi i mnie. Musiał to zrobić, chociaż wiedział, że więcej możemy zdziałać walcząc pod osłoną puszczy.

Tymczasem do oddziału przybywało coraz więcej ochotników, ich liczba zbliżała się do dziesięciu tysięcy. Wioski Kampinosu nie były w stanie wyżywić tylu ludzi. Płk. „Wachnowski" (Karol Ziemski) mianował nowym dowódcą oddziału - majora „Okonia". Nie było to dobre posunięcie. „Okoń" nie był lubiany przez żołnierzy i nie znał się na walkach w lesie. Zdecydował, że cały oddział przejdzie do Gór Świętokrzyskich. Biwakując pod Jaktorowem, oddział został otoczony przez czołgi niemieckie i rozbity. „Dolina" i jego kawalerzyści wycofali się jedyną możliwą drogą, przebijając się szarżą przez zatłoczony Niemcami Żyrardów. Podczas tej galopady nie został zabity ani jeden partyzant. Z Żyrardowa powędrowali do Nowego Miasta nad Pilicą i tam rozbroili się. Po przybyciu do Londynu „Dolina" został przywitany z wielkimi honorami, awansowany na majora i obsypany medalami. Odwiedził dwa razy Polskę, ale zamieszkał na stałe w Anglii.

„Tygodnik Siedlecki" 15.1.95r.

„NORWID"

Najbardziej znanym wyczynem doktora Niepokoja (pseud. „Norwid") było przewiezienie niemieckim samochodem niewypału rakiety V2 z poligonu doświadczalnego koło Sarnak do punktu ruchu oporu

51

Page 52: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

AK w Warszawie. A był to czas, kiedy wywiad aliancki bardzo interesował się tą bronią, w której hitlerowcy pokładali tak wielkie nadzieje.

Dr Niepokój urodził się 20 maja 1897 roku w Zaleszczykach. Gimnazjum ogólnokształcące ukończył w 1915 roku w Czerniowcach. Potem służył w wojsku austriackim, a następnie w armii gen. Józefa Hallera w randze porucznika. Po zakończeniu działań wojennych, dr Niepokój rozpoczął studia na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Jagiel-lońskiego. Za zasługi wojenne w Armii Polskiej otrzymał na okres studiów stypendium wojskowe. Studia ukończył w 1927 roku. W okresie międzywojennym pracował jako lekarz w szpitalach wojskowych Poznania i Przemyśla.

Podczas II wojny światowej został mianowany szefem sanitarnym IX Dywizji Piechoty w Siedlcach. Walczył w armii gen. Kleeberga do 5 października 1939 roku. Przeszedł następnie do pracy wywiadowczej jako szef Ekspozytury Wywiadu Wojskowego („dwójka") w Siedlcach, mając do pomocy 275 podwładnych oficerów i żołnierzy z sześciu powiatów. Pełnił jednocześnie funkcję lekarza powiatowego. Posiadał doskonałe rozeznanie dotyczące ruchów wojsk niemieckich i planowa-nych akcji represyjnych przeprowadzanych przez gestapo, o czym zawiadamiał na czas osoby prześladowane. Przewożąc części rakiet V2 do Warszawy, pomógł w rozszyfrowaniu mechanizmu ich działania.

Po otrzymaniu informacji o planowanej zagładzie warszawskiego getta, ostrzegł Żydów, dzięki czemu wielu z nich zdołało się uratować. Siedleckiego Żyda, dr Belfora, przechowywał w swoim gabinecie, ratując mu życie. Na pogrzebie 38 Polaków zmarłych z głodu i zimna podczas transportu z Zamościa do Siedlec, wygłosił patriotyczne przemówienie, za co został skazany przez Niemców na śmierć. Po kilku tygodniach, w wyniku różnych interwencji, został zwolniony z więzienia.

Po zakończeniu wojny dr Niepokój pracował jako lekarz uzdrowis-kowy w Polanicy. W pięćdziesiątą rocznicę ukończenia studiów został uhonorowany uroczystym odnowieniem dyplomu na swojej uczelni. Przemówienie okolicznościowe wygłosił promotor, prof. dr Władysław Król, eksponując zasługi Jubilata. Dr Niepokój zależał do ZBOWiD-u, w którym prowadził dział historyczny, brał także czynny udział w pracach Związku Inwalidów Wojennych.

Za swoje zasługi dla kraju i głęboki patriotyzm otrzymał następujące odznaczenia: Srebrny Krzyż Virtuti Militari, Krzyż Walecznych, Krzyż

52

Page 53: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Armii Krajowej, Złoty Krzyż Zasługi z Mieczami, Krzyż Partyzancki, trzykrotnie Medal Wojska, Srebrny Krzyż Zasługi, Krzyż Oficerski O.O.P. Odznaczenie kombatantów francuskich.

W czerwcu 1944 roku dowództwo AK z Warszawy wydelegowało grupę specjalną celem dokonania w Krakowie zamachu na gen. Krugera, dowódcę SS i Policji na Generalną Gubernię. Zamachu dokonano w wyznaczonym terminie, lecz Kruger zdołał zbiec. Zawdzięczał życie przytomności umysłu swojego kierowcy, który wyprowadził zręcznie samochód z zastawionej pułapki. Wystrzelone kule nie dosięgły generała. W drodze powrotnej do Warszawy zamachowcy wpadli w pułapkę. Kilku z nich zginęło, między innymi syn doktora Niepokoja (pseud. „Storch"). Miał wtedy dwadzieścia lat.

„Tygodnik Siedlecki" 13.IIl.94r.

ŻYDOWSKIE DZIECKO

O północy ktoś zapukał do drzwi moich przyjaciół. Tego właśnie dnia, 24 sierpnia 1942 roku, grupa pijanych niemieckich żołnierzy wtargnęła do żydowskiego szpitala przy ul. 1 Maja w Siedlcach. Nie mówiąc słowa, otworzyli ogień z pistoletów maszynowych do chorych leżących na łóżkach i do personelu szpitalnego. Po tej masakrze wyszli z budynku, śpiewając głośno. Wywożeniem i grzebaniem zwłok na kirkucie mieli zająć się żydowscy robotnicy.

Syn zabitego doktora Tennenbauma, dziesięcioletni Heniek, zdążył schować się pod łóżko jednego z chorych, gdzie nie został zauważony przez oprawców. Teraz pukał przerażony do drzwi moich przyjaciół, prosząc o pomoc. Był cały zbryzgany krwią zabitego na łóżku chorego. Przyjaciele wykąpali i nakarmili chłopca, kładąc zmęczonego i ledwie żywego na tapczan. Następnego dnia chłopiec podał adres swojej ciotki z Warszawy, prosząc o zawiadomienie jej o swoim zamiarze zamieszkania u niej. Ciotka była żoną Ukraińca, miała aryjskie rysy twarzy i uchodziła za Polkę. Przypadkowi opiekunowie Heńka spełnili prośbę chłopca. Po kilku dniach zjawiła się pewna starsza pani, zabierając dziecko do Warszawy.

53

Page 54: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Niestety, historia ta nie miała szczęśliwego zakończenia. Chłopiec był wyraźnie semickim typem, toteż stanowił duże niebezpieczeństwo dla swoich opiekunów. Po miesiącu, mąż ciotki powiedział, że nie zamierza ryzykować swojego życia dla jakiegoś Żydziaka, kazał żonie wsadzić chłopca do pociągu i odesłać tam, skąd przyjechał. Na dworcu w Siedlcach, dziecko zostało zauważone i zidentyfikowane przez niemieckiego strażnika kolejowego. Strażnik wyprowadził chłopca za dworzec i z zimną krwią zastrzelił.

Holocaust pochłonął sześć milionów ofiar. Niemcy zainstalowali najwięcej fabryk śmierci na terytorium Polski, ponieważ tutaj było najwięcej Żydów, około trzy i pół miliona. Prawie wszyscy zostali zabici. Oprócz nich zgładzono jeszcze w Polsce 700.000 Żydów z innych krajów europejskich, w których przebywali Niemcy. Jedynymi wyjątkami byli Żydzi z Finlandii i Bułgarii.

W Finlandii było ich bardzo mało, nie więcej jak dwa tysiące, więc Niemcy zrezygnowali z deportacji, obawiając się negatywnej reakcji rządu fińskiego, podobnej do reakcji Norwegów, kiedy wywieziono 800 Żydów do Oświęcimia. W Bułgarii zamieszkiwało 70 tys. Żydów. Zawdzięczają swoje ocalenie głównie metropolicie Sofii, Stefanowi, u którego schronił się naczelny rabin, Zion. Stefan oświadczył publicznie, że Bóg określił los Żydów, a ludzie nie mają prawa męczyć ich i prześladować. W wyniku stanowiska metropolity, cara, rządu i narodu ani jeden Żyd bułgarski nie został deportowany. Większość z nich wyemigrowała legalnie do Izraela.

Według oficjalnych statystyk około 900 Polaków straciło życie za ukrywanie Żydów. Z całą pewnością było ich więcej, ale nie wszystkie morderstwa zostały ujawnione i zarejestrowane. Czy Izraelici ocenili należycie ofiarność polskiego społeczeństwa? Częściowo tak, przeszło 2200 Polaków i Polek otrzymało podziękowanie i order „Sprawiedliwy wśród narodów świata". Wielu jednak nie ubiegało się o to zaszczytne wyróżnienie, ponieważ uważali, że pomoc bliźniemu była ich chrześcijańską powinnością.

„Tygodnik Siedlecki" 1.V.94r.

54

Page 55: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

UJĘCIE KATA Z TREBLINKI

Komendant obozu zagłady w Treblince, Franz Stangl alias „Biała Śmierć", był człowiekiem spokojnym, zrównoważonym, wzorowym ojcem rodziny. Nigdy nie bił swoich ofiar. Dlaczego taki człowiek, były kupiec wiedeński, podjął się podłej roli superkata? Odpowiedź jest tylko jedna. Stangl musiał być supertchórzem. Walcząc na froncie mógł zginąć lub dostać się do niewoli. Bezpieczniej było zadekować się gdzieś na tyłach i mordować, na przykład, bezbronnych Żydów. Przy tej okazji można też było stać się bogatym człowiekiem.

Po zakończeniu „prac" w obozie zagłady, Stangl został skierowany na front jugosłowiański z cichą nadzieją, że tam zginie. Dla władz III Rzeszy był bowiem niewygodnym świadkiem. Jednak tak się nie stało. Przeżył wojnę i powrócił do Weis, do swoich dzieci i żony. Jako SS Hauptsturmfuhrer został aresztowany przez Amerykanów i osadzony w obozie w Glasenbach koło Salzburga. Przebywał tam przez dwa lata, zatajając fakt, że był komendantem w Treblince. Sytuacja Stangla pogorszyła się, kiedy odkryto jego nazwisko jako oficera policji na liście personelu zamku Hartheim. Zamek ten był jednym z „sanatoriów" służących III Rzeszy do nauki ludobójstwa. Materiałem doświadczalnym byli ludzie chorzy psychicznie. Kierownictwo medyczne tego „programu" spoczywało w rękach prof. Wernera Heyde, psychiatry z Uniwersytetu w Wurzburgu. Został on aresztowany w 1962 roku pod nazwiskiem dr Savade. Popełnił samobójstwo. Na początku mordowano ludzi z „sanatorium" przy pomocy zastrzyków zawierających truciznę. Miejscem doświadczeń była piwnica zamku połączona z małym krematorium. Komendant Hartheim, nadkomisarz policji kryminalnej Christian Wirth, wprowadził nową metodę zabijania przy pomocy gazu.

Następcą Wirtha, w 1941 roku, został Franz Stangl. Władze austriac-kie nie wiedziały, jaką rolę tam spełniał, ale dla pewności przeniesiono go do więzienia śledczego w Linzu. Więźniowie odgruzowywali teren zniszczony przez bombardowania wojenne. 30 maja 1948 roku Stangl nie powrócił z miejsca pracy do więzienia. Po przedostaniu się do Rzymu, skorzystał z pomocy niejakiego Aloisa Hudala i faszystowskiej organizacji „Odessa", dzięki której otrzymał paszport Czerwonego Krzyża. Po wyjeździe do Damaszku, sprowadził tam swoją rodzinę z Berna w Szwajcarii. Po jakimś czasie Stangl z rodziną wyjechali z Damaszku do Ameryki Południowej.

55

Page 56: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

W 1965 roku pewien były gestapowiec zgłosił się do Szymona Wiesenthala, znanego tropiciela zbrodniarzy wojennych i za obiecaną sumę siedmiu tysięcy dolarów wskazał aktualne miejsce pobytu po-szukiwanego Stangla. Były oprawca pracował jako mechanik w zakładach Volkswagena w Sao Paulo w Brazylii.

Informacja okazała się prawdziwą. Ponieważ istniał ważny nakaz aresztowania, wydany poprzednio przez sąd krajowy w Linzu, Austria wystąpiła o ekstradycję. Policja brazylijska dokonała natychmiastowego aresztowania mordercy. Z dodatkowym wnioskiem o ekstradycję wystąpiła Polska i RFN. Interweniował także senator Robert Kennedy i światowa opinia publiczna. W roku 1967 rząd brazylijski zaakceptował wniosek o ekstradycję. 13 maja 1970 roku rozpoczął się w Dusseldorfie proces zbrodniarza - ludobójcy, zakończony 22 grudnia 1970 roku wyrokiem dożywotniego więzienia. Stangl bronił się zgodnie ze swoim przekonaniem, że „wykonywał jedynie swój obowiązek".

W pół roku później zmarł w więzieniu.

„Tygodnik Siedlecki'" 5.V1.94r.

DZIECI ZAMOJSZCZYZNY

Podczas II wojny światowej hitlerowcy postanowili deportować ludność polską z Zamojszczyzny i osiedlić tam Niemców. Szef lubels-kiego Gestapo, Odillo Globocnik, barbarzyński kat Zamojszczyzny, zabrał się energicznie do wykonania powierzonego mu zadania. Ze stu dwunastu wsi wysiedlono kilkadziesiąt tysięcy osób. Wielu wieśniaków skierowano na roboty przymusowe do Niemiec, dwa tysiące do Oświęcimia, szesnaście tysięcy na Majdanek, cztery i pół tysiąca dzieci najbardziej „rasowych" wysłano do Rzeszy w celu zgermanizowania. W kilkunastu wsiach wymordowano wszystkich mieszkańców, a wsie spalono. Część ludności, głównie dzieci i starców, skierowano na tereny dzisiejszego województwa siedleckiego. Do Stoczka w powiecie garwolińskim przywieziono około tysiąc osób, w tym większość dzieci. Wszyscy wygłodzeni, schorowani, zmarznięci. Niektóre małe dzieci nie wiedziały nawet jak się nazywają. Większością tych osób

56

Page 57: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

zaopiekowały się organizacje społeczne i osoby prywatne z Warszawy. Specjalną ofiarnością i zaangażowaniem w ratowaniu wysiedlonych

odznaczyły się: „Społem", „E.Wedel", PKO, a z działaczy społecznych dr Starczewski, dr Łącki, Janina Dębska, Leon Marszałek, K. Lichaczew-ska, dr Wilhelm Hagen (Niemiec), Elna Gistedt (szwedzka aktorka). Do Sobieszowa przywieziono transport z półtora tysiącem wysiedlonych. W Kałuszynie sytuacja była podobna. Dzieci chore na świerzb i biegunki, zawszone, wynędzniałe. Ciężko chorych skierowano do szpitali w Warszawie i Mińsku Mazowieckim. Transporty wysiedleńców skiero-wano także do Mordów, Sobolewa, Żelechowa i Parysewa, a także do Mrozów i Cegłowa. Tymi ostatnimi zaopiekował się ofiarnie kierownik szkoły w Mrozach, Stefan Wolf.

1 lutego 1943 roku, podczas ostrej zimy, jeden z transportów przybył do Siedlec. W pociągu było tysiąc czterdzieści sześć osób, w tym większość dzieci. Tak jak wszędzie okazano przybyłym skuteczną pomoc. Najbardziej chorych umieszczono w Szpitalu Miejskim, a zdrowych przewieziono do budynku Rady Głównej Opiekuńczej. Część dzieci i starców została umieszczona u rodzin we wsiach Zbuczyn, Niwiski, Mokobody, Krześlin, Domanice, Czuryły, Krzesk, Skórzec, Tarków, Starawieś, Wiśniew, Wodynie.

Siostry zakonne, Albertynki przyjęły grupę wysiedlonych do prowa-dzonego przez nie Domu Starców i Kalek oraz do żłobka przy ul. Sokołowskiej. Część wysiedlonych znalazła opiekę w Szpitalu Chorób Płucnych (dzisiejsza Poradnia Stomatologiczna przy ul. Armii Krajowej) i w Szpitalu Epidemiologicznym w Stoku Lackim oraz w Miejskim Zakładzie Opiekuńczym powstałym z inicjatywy Stanisława Zdanows-kiego.

Kilkudziesięciu wysiedleńców przybyłych do Siedlec nie udało się uratować. Niektórzy z nich zmarli jeszcze podczas transportu, a pozostali w szpitalach, w pierwszym miesiącu po przybyciu. Zmarłym podczas transportu zorganizowano manifestacyjny pogrzeb, na który przybyły wielotysięczne tłumy z miasta i okolic. Manifestacja ta nie spodobała się Niemcom, toteż jej organizator Stanisław Zdanowski został wywieziony do Oświęcimia. Towarzyszył mu Józef Buszko, fotograf tego pogrzebu. Na szczęście obaj przeżyli ten koszmarny pobyt w obozie.

Planowana germanizacja Zamojszczyzny spotkała się ze zdecydo-waną reakcją ruchu oporu. Oddziały Armii Krajowej, Narodowych Sił

57

Page 58: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Zbrojnych, Batalionów Chłopskich i Armii Ludowej nieustannie atako-wały osadników niemieckich i ukraińskich, powodując wśród nich duże straty w ludziach.

„Tygodnik Siedlecki" 6.11.94r.

WSPOMNIENIA Z POWSTANIA WARSZAWSKIEGO

Powstanie Warszawskie przeszło do historii jako chlubna karta w dziejach narodu polskiego. Ten spontaniczny zryw ku wolności opłacony został wielkimi stratami. Jednak to, co się liczy najbardziej, to wola walki o niepodległość i gotowość poświęcenia dla niej życia. Tylko taki naród może przetrwać okres niewoli, który zdolny jest do wielkich poświęceń dla zrzucenia jarzma.

Powstanie wybuchło 1.VIII. 1944, na kilka godzin przez wyznaczo-nym terminem. Jako żołnierz Armii Krajowej znalazłem się z kolegami -Stanisławem Bogusławskim i Tadeuszem Faryną na Żoliborzu. Nie zdążyliśmy dotrzeć na Marymont, skąd nasza jednostka miała zaatako-wać Instytut Wychowania Fizycznego na Bielanach, obsadzony przez niemieckie oddziały pancerne.

Dowódca Żoliborza, pułkownik Mieczysław Niedzielski (Żywiciel), zdecydował się na wycofanie akowców do Puszczy Kampinowskiej. 2 sierpnia, wkrótce po północy, bez przeszkód przedostaliśmy się do lasu. W miejscowości Laski, w Instytucie dla Ociemniałych, zetknąłem się z partyzantami przybyłymi z Wilna. Zrobili na mnie wielkie wrażenie. Ubrani w polskie mundury wojskowe, świetnie uzbrojeni, przywieźli właśnie swoich rannych na furmankach do Lasek. Jednym z ośmiu rannych był kpt. „Szymon", dowódca oddziału przejętego od por. Pilcha (Doliny), cichociemnego z Londynu. Poprzedniego dnia oddział stoczył zwycięską bitwę z Niemcami. Straty tych ostatnich były olbrzymie: przeszło stu zabitych i czternastu wziętych do niewoli. Nie posiadając uzbrojenia i nie będąc związany służbowo z grupą żoliborską, przyłączyłem się do partyzantów leśnych. Kwaterowali w głębi Kampinosu we wsi Wiersze. Woźnica mojej furmanki podarował mi zdobyczny karabin i 50 naboi. Zameldowałem się u „Doliny" i zostałem włączony do oddziału, do plutonu por. „Witolda".

Po kilkunastu dniach drobnych potyczek na obrzeżach puszczy,

58

Page 59: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

„Dolina" podzielił oddział na dwie grupy. Było nas w tym czasie około półtora tysiąca. Kawalerię, tabory i część piechoty pozostawił dla siebie, a około 700 partyzantów, w tym i mnie, postanowił wysłać na pomoc Warszawie.

Przemarsz na Żoliborz nie napotkał oporu ze strony Niemców. Wzięliśmy ze sobą dużo broni, toteż ludność Żoliborza przyjęła nas entuzjastycznie.

Z najważniejszych moich wspomnień z tego okresu, to bitwa o Dworzec Gdański i spotkanie kuzyna, podchorążego Janusza Zaleskiego, który z oddziałem dwudziestu paru ludzi przedostał się kanałami na Żoliborz na rozkaz płk. Karola Ziemskiego (Wachnowskiego), komendanta Starówki. Przyniósł rozkazy i zabrał broń, którą otrzymał od naszego oddziału. Atak na Dworzec Gdański był najkrwawszą bitwą stoczoną podczas powstania. Zginęło w niej około czterystu ludzi, m.in. z Kampinosu. Ja „szczęśliwie" zostałem ranny w nogę już w pierwszej fazie bitwy, co umożliwiło mi wycofanie siebie i jednej pielęgniarki spod morderczego ognia oddziałów niemieckich, rozlokowanych w Instytucie Chemicznym, na torach kolejowych i w Cytadeli.

Ranny powtórnie w ostatnich dniach powstania w lewe płuco, przedostałem się do bloku mieszkalnego przy ul. Mickiewicza 27, skąd po zmianie ubrania, już jako cywil, zostałem przewieziony wagonem towarowym do obozu przejściowego w Pruszkowie. Towarzyszyli mi koledzy ze Szkoły Zaorskiego, Jan i Irenka Stosiowie. Tutaj przy pomocy polskiego lekarza „Żuczka", mojego szefa z Państwowego Zakładu Higieny, zostałem jako ciężko ranny zakwalifikowany do grupy starców opuszczających obóz i udających się w dowolnym kierunku. W Milanówku, w Szpitalu Dzieciątka Jezus, leczono mnie przez okres dwóch miesięcy.

Spotkałem tam moją żonę Halinę i kilku kolegów, którzy opiekowali się mną bardzo troskliwie, a także doktora Zakrzewskiego, późniejszego profesora laryngologii na Uniwersytecie Poznańskim. Brał on udział w tragicznej bitwie pod Jaktorowem (29.IX. 1944), podczas której rozgromiony został przez czołgi niemieckie oddział „Doliny". Jednak „Dolina" i grupka towarzyszących mu kawalerzystów przebiła się przez pierścień wroga i dotarła do Nowego Miasta nad Pilicą. Tam oddział został rozwiązany.

59

Page 60: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Bohaterska, dwumiesięczna walka powstańców pochłonęła życie około dwustu tysięcy osób, w tym kilkunastu tysięcy powstańców. Zniszczone zostało miasto, a w nim niepowtarzalne wartości kulturalne i dobra materialne.

„Tygodnik Siedlecki" 31.YU.94r.

SIEDLECKI TRANSPORT

Według relacji Samuela Willenberga, naocznego świadka, największe zamieszanie i konsternację wśród załogi treblińskiej fabryki śmierci wywołał jeden z transportów siedleckich Żydów.

Przeciągły gwizd lokomotywy zwiastował przybycie nowego trans-portu. Na peron dworca wylegli esesmani, Ukraińcy i robotnicy żydow-scy, jadący wolno pociąg zatrzymał się. Zazwyczaj już z daleka słychać było ludzkie głosy. Z okienek obitych drutem kolczastym powinny wyglądać przerażone twarze. Jednak tym razem w pociągu panowała grobowa cisza. Nikogo nie było widać w okienkach towarowych wagonów. Widocznie był to pusty pociąg, który przyjechał po worki z kobiecymi włosami, odzież, buty, bieliznę, koce, lekarstwa, dywany.

Po otwarciu wagonów, okazało się jednak, że pociąg nie był pusty, że przepełniony jest nagimi trupami dzieci, kobiet i mężczyzn. Na zwłokach widoczne były ślady bicia i ran postrzałowych. Robotnicy żydowscy otrzymali rozkaz rozładowania wagonów i przeniesienia trupów na ruszta krematoryjne. Dla przyspieszenia opróżnienia wagonów, esesmani okładali robotników pejczami.

W ciągu kilku godzin wyciągnięto z czterdziestu wagonów ciała paru tysięcy zamordowanych. Okazało się, że był to transport z Siedlec. Prawdopodobnie ci ludzie wiedzieli, dokąd ich wiozą i gdzieś pod miastem próbowali rozbijać wagony, ażeby z nich uciec. Siedleccy esesmani, szaulisi i własowcy dokonali na miejscu egzekucji i ob-rabowali zabitych z kosztowności, ubrań i bagaży. Ostatnie dwa wagony załadowane były szmatami zpakowanymi w prasowane bele, co miało stanowić mienie osobiste zamordowanych.

60

Page 61: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Esesmani z Treblinki wściekli się i wrzeszczeli, że zostali okradzeni i oszukani. Żydzi „powinni" być obrabowani w Treblince, a nie pod Siedlcami. To była „brudna" robota. Oni mieli być przywiezieni żywi, a nie zamordowani po drodze. Załoga Treblinki istniała po to, aby likwidować żywych Żydów. To nie było fair play. Nie wolno im było także kraść. Esesmani z Treblinki „nie rabowali", lecz odsyłali mienie żydowskie do Berlina. Tak przynajmniej twierdzili. Ich poczucie „spra-wiedliwości" pozwalało im na okazywanie „słusznego" oburzenia.

Samuel Willenberg nie był podobny do Żyda. Może dlatego był jednym z nielicznych robotników treblińskich, którym udało się uciec z obozu śmierci i przetwać do końca wojny. Uciekł podczas zbrojnego buntu robotników i przedostał się do Warszawy. Jako żołnierz AK walczył w Powstaniu Warszawskim, a następnie jako obywatel Izraela organizował tamtejsze kibuce.

Wszystko wskazuje na to, że masakra Żydów z siedleckiego transportu odbyła się rzeczywiście pod Siedlcami, ale nie w drodze do Treblinki, lecz na Gęsim Borku. Przemawiają za tym następujące poszlaki. Po cóż innego przenoszonoby 25 listopada 1942 roku 2000 Żydów z małego getta na Gęsi Borek, jeżeli już 28 listopada, po dołączeniu do nich Żydów z różnych zakładów pracy, wysłano ich do Treblinki. Gęsi Borek był kolonią odizolowaną od miasta i położoną obok torów kolejowych. Tylko tutaj, bez świadków można było dokonać tej koszmarnej egzekucji. I tylko tutaj można było przeprowadzić dokładny rabunek ich mienia, sprasowując w bele mniej przydatne ubrania zabitych, które wysłano do Treblinki razem z trupami, ażeby zgadzał się „rachunek" ilości surowców wtórnych z ilością zgładzonych.

„Tygodnik Siedlecki" 27.IU.94r.

Historyczne migawki

ZASTRZELENIE KRAFTA I MANZA

1 kwietnia 1944 roku, w dzień targowy, w magazynach „Rolnika" przy ul. 3 Maja w Siedlcach było rojno i gwarno. Okoliczni wieśniacy przyjechali furmankami dla załatwienia swoich spraw. Magazyny były

61

Page 62: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

przepełnione workami cukru, tytoniem, masłem, wódką, mydłem, kocami, mundurami, bielizną, butami, a w szufladach kasjerek piętrzyły się stosy banknotów.

O godzinie 10.00 do „Rolnika" wpadła grupa partyzantów NSZ, rozbroiła wachmanów, zerwała kabel telefoniczny, błyskawicznie opró-żniła kasę z pieniędzy i znikła bez śladu. Kierownik zakładu natychmiast zawiadomił o tym miejscową żandarmerię i Kripo. Dochodziła godzina 11, a nie pojawił się jeszcze żaden policjant.

O godzinie 11 siedlecka grupa dywersyjna AK pod dowództwem kapitana Jerzego Sasina („Kopka") w liczbie trzydziestu ludzi, prze-branych w sukmany i maciejówki weszła grupkami na teren „Rolnika". Przed magazyny zajechały dwie ciężarówki. Akcję rozpoczął kapral Witalis Skorupka („Orzeł"). Zastukał do budki wachmana i powiedział, że kierownik biura prosi go do siebie. Witalis poszedł za nim, w sieni wyciągnął „hiszpana" i dotykając pleców strażnika, wszedł z nim do sali biurowej. Tutaj kazał wszystkim stanąć twarzą przy ścianie. Trzej ludzie Witalisa rozbroili drugiego wachmana i dwóch żołnierzy Wermachtu, którzy pobierali żywność dla swojej jednostki. Żaden z nich nie stawiał oporu. Wszystkich interesantów i urzędników zepchnięto w róg sali i ułożono twarzą do podłogi.

Witalis wszedł do pokoju kasjerek i zażądał wydania mu pieniędzy. Okazało się, że kasa jest pusta. Kasjerki poinformowały go o poprzednim napadzie, pokazując zerwany kabel telefoniczny. Witalis pobiegł do dowódcy i zawiadomił go o powstałej sytuacji. Tymczasem przez otwartą bramę na teren magazynów wjechał powoli czarny mercedes, z którego wyszedł komendant Kripo, Kraft i jego szofer esesman Manz. Weszli do magazynu, ażeby rozmówić się z kierownikiem. Nie mając pojęcia o toczącej się akcji, Kraft odwraca się w chwili, kiedy Witalis podrywa dziesięciostrzałowego mauzera, pociągając trzy razy za spust. Kraft upada na ziemię, ale jeszcze żyje. Dopiero strzał w potylicę unieruchamia go na dobre. Esesman Manz strzela do Witalisa z waltera. Trafia w brzeg sukmany, ale nie rani akowca. Ten także chybia czterokrotnie, dopiero piąty strzał trafia Manza w pierś. Z głębi magazynu nadbiega Józef Pogonowski („Sęp") i dwoma kulami wy-kańcza Manza.

Kapitan Sasin nakazuje kontynuować załadunek ciężarówek jeszcze przez piętnaście minut. Akowcy ściągają z Krafta i Manza skórzane płaszcze, czapki, broń i dokumenty. Kiedy Witalis i jego chłopcy

62

Page 63: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

wychodzą na ulicę, ażeby załadować się na ciężarówki, widzą, że te już odjechały. Postanawiają rozejść się na meliny, zmienić ubranie i ulotnić się z miasta.

Ciężarówki opuściły miasto i skierowały się ku lasom domanickim, gdzie stacjonował oddział „Ostoi". Jedna z nich nie dotarła do celu, ponieważ popsuła się w drodze. Ośmiu akowców czekało cierpliwie na przybycie chłopskich furmanek. Po godzinie nadjechała niespodzianie zmotoryzowana kolumna Wermachtu. Niemcy zainteresowali się awarią i próbowali uruchomić samochód. Kiedy jeden z nich dostrzegł leżący na workach zakrwawiony płaszcz Krafta, krzyknął ostrzegawczo na swoich i złapał za broń. Żołnierze akowskiej dywersji ostrzeliwując się z pistoletów, pobiegli do pobliskiego lasu, gdzie poczuli się jak u siebie w domu. Utracony został jedynie zarekwirowany towar z jednego samochodu.

Oprócz wymienionych akowców w akcji tej zasłużyli się: ppor. Czesław Dylewicz („Krukowski"), sierżant Jan Ponikowski („Czort"), sierżant Zbigniew Pliszka („Wrak"), plutonowy Mieczysław Stańczuk („Śmiały"), plutonowy Stanisław Biardzki („Róg"), Mieczysław Grusze-cki („Bambus"), Kazimierz Szmelter („Skaut"), Tadeusz Krężelewski („Pik"), Bolesław Babecki („Sław"), Zdzisław Bielecki („Zdzisiek"), Ireneusz Pytlak („Biegły"), Zygmunt Wróblewski („Kulis"), Zygmunt Wereszczuk („Wrzos"), Tadeusz Morenia („Tadeusz"), Józef Solnica („Żuk"), Zdzisław Okulas („Okoń"), Józef Wołosz („Jog"), Gałęzowski („Oświęcimiak"), Jan Byczyński („Śmieszek"), Wacław Wiater („Do-nek"), Kazimierz Dylewicz („Marynarz"), Tadeusz Byczyński („Fakir"), Zbigniew Stański („Gruda"), Marian Bulik („Żbik"), Zygmunt Kocz-kodaj („Zygmunt"), Mieczysław Stańczuk („Śmigły"), Kazimierz Oł-dakowski („Karolina") i Jan Ołdakowski („Mętniak").

„Tygodnik Siedlecki" 26.III.95r.

63

Page 64: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

BOHATERKA SIEDLECKIEGO GETTA

Jadzia Budna przyjechała z Gdyni do Siedlec w pierwszych dniach niemieckiej okupacji. Młoda, ładna i energiczna dziewczyna szukała pracy. W Arbeitsamcie skierowano ją do Komendy Kryminalnej Policji (Kripo), gdzie potrzebna była sprzątaczka. Pobory były niezłe, a od czasu do czasu można było także otrzymać dodatkowe przydziały żywności.

Komendant Kripo, Zulauf, był bardzo zadowolony z przysłanej pracownicy. Doprowadzenie lokalu biura do stadium idealnej czystości zajęło Jadźce sporo czasu. Pomogli jej w tym, zwłaszcza przy pracach malarskich i stolarskich, przydzieleni do Kripo robotnicy żydowscy. Było ich sześciu. Wszyscy młodzi, w wieku około dwudziestu lat. Zulauf nienawidził hitlerowców i ich metod prowadzenia wojny, toteż traktował po ludzku ludzi z gwiazdą Dawida na ramieniu.

Nadeszły tragiczne dni zagłady getta. Esesmani i ich pomocnicy zabijali ludzi na miejscu lub wysyłali do komór gazowych w Treblince. Na sam koniec Holocaustu zostawili sobie przydatnych przy pracach porządkowych robotników. Ale i na nich przyszedł czas zagłady. Nie mogła się z tym pogodzić Jadźka. Postanowiła uratować robotników pracujących w Kripo. Zapytała ich, czy nie znają jakiejś kryjówki na terenie pustego już getta? Niezbyt wierząc w możliwość ocalenia, Żydzi wskazali jej dom przy ul. 1 Maja 43. Na strychu tego domu było małe mieszkanko i dobrze zamaskowana kryjówka, mogąca pomieścić kilku ludzi.

Mieszkania po Żydach w getcie zaczęli powoli zajmować bezdomni lub mieszkający w bardzo złych warunkach Polacy. Jadzia postarała się o przydział tego marnego, nie skanalizowanego mieszkania na strychu. Natychmiast umieściła tam swoich podopiecznych. Nie ulękła się zapowiadanej przez Niemców kary śmierci dla ludzi przechowujących Żydów.

Teraz przybyło jej wiele nowych obowiązków. Codzienne żywienie sześciu ludzi, wynoszenie śmieci i nieczystości, pranie bielizny i nosze-nie wody, to wszystko nie załamało dzielnej dziewczyny. Najbardziej dramatyczny moment nastąpił w chwili, kiedy sąsiadka z pierwszego piętra zauważyła rękę jakiegoś mężczyzny w drzwiach mieszkania Budnej. Domyśliła się, że była to ręka ukrywanego Żyda. Nie doniosła Niemcom o swoim odkryciu, ale przy spotkaniu Jadzi na rynku, wskazała na nią, mówiąc handlarkom, że ona przechowuje Żydów. Budna zareagowała gwałtownie i, jak się okazało, prawidłowo. Zwy-

64

Page 65: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

myślała sąsiadka od wrednych plotkarek, tłumacząc, że nie był to żaden Żyd, lecz jej chłop, który od czasu do czasu ją odwiedza. Ażeby zamknąć jej gębę na dobre, zaprosiła następnego dnia na obiad komendanta Zulaufa i jego kilku policjantów. Dzięki pieczonej gęsi, piwu i wódce stworzyła doskonały nastrój wśród gości. Zachowywali się hałaśliwie, a ich wesołe śmiechy słychać było w całej kamiennicy. Wścibska sąsiadka zauważyła, że komendant Zulauf, żegnając się w drzwiach z Jadzią, pochwalił ją za wspaniałe przyjęcie, a nawet poufale klepnął po ramieniu.

Podczas przyjęcia Żydzi umierali ze strachu, ażeby nie zdradzić swojej obecności kaszlem czy kichnięciem. Wizyta Niemców i ich zachowanie przekonało plotkarę, że lepiej nie rzucać słów na wiatr i nie posądzać kogoś o coś, co nie istnieje.

Taki stan rzeczy trwał dwa lata. Za swoją pracę i przeżyty strach Budna nie chciała przyjąć ani grosza. Uratowani Żydzi podziwiali odwagę Polki i jej niezwykłe bohaterstwo. Po wojnie, za jednego z nich Jadzia wyszła za mąż. Przeprowadziła się wraz z mężem do Gdyni. Po jego śmierci, Budna wyszła ponownie za mąż za Żyda. Przeniosła się z nim do Izraela. Są szczęśliwi. Za swoje zasługi Jadzia otrzymała order SWNŚ.

Jeden z sześciu robotników uratowanych przez Jadzię, I.H., mieszka nadal w Siedlcach. Nie jest w stanie dobrać odpowiednich słów, ażeby wyrazić swoje uznanie dla Budnej. - „Tacy ludzie zdarzają się jeden na milion" - mówi z przejęciem.

„Tygodnik Siedlecki", 5.XII.93r.

PECHOWY MAJOR „OKOŃ"

Niektóre tragiczne wspomnienia z czasów „Burzy" powracają jak nastrętne muchy. Nie mogę wyrwać z pamięci postaci majora Alfonsa Kotowskiego zwanego „Okoniem". Na swój sposób był zapewne dobrym patriotą i odważnym człowiekiem, ale wszystko co robił, źle mu wychodziło. W roku 1926, podczas zamachu majowego, przyłączył się do przeciwników marszałka Józefa Piłsudskiego, któremu kraj zawdzięczał swoją niepodległość. Skutek był taki, że zamiast zostać

65

Page 66: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

generałem i zająć jakieś wysokie stanowisko, stał się banitą. Wyjechał na wiele lat do Brazylii. Podczas okupacji niemieckiej działał w konspiracji, w szeregach Armii Krajowej. Musiał zrobić dobre wrażenie na swoich przełożonych, skoro podczas powstania został mianowany dowódcą wileńskiego oddziału „Doliny", przebywającego w tym czasie w Puszczy Kampinoskiej.

Doświadczeni partyzanci „Doliny" nie byli zachwyceni swoim nowym dowódcą. Każdy rozkaz musiał dla nich być potwierdzony przez poprzedniego dowódcę - por. „Dolinę". Major wydawał im się jakiś narwany i mało znający się na walkach partyzanckich. Siedmiuset ludzi z Kampinosu „Dolina" przeznaczył już wcześniej na pomoc walczącej Warszawie. Ja miałem zaszczyt znaleźć się w pododdziale warszawskim dowodzonym przez por. „Witolda" (Witold Pełczyński). 20 sierpnia, po przybyciu „Okonia" na Żoliborz, zarządzono odprawę oficerów. Wziąłem w niej udział, zaproszony przez por. „Witolda", mimo iż byłem tylko zwykłym szeregowcem. Podczas odprawy „Okoń" przedstawił nam plan ataku na Dworzec Gdański, tory kolejowe i Muranów. Kwaterowaliśmy w budynku gimnazjum im. Józefa Poniatowskiego przy ul. Felińskiego, mieliśmy więc możność dokładnego obserwowania ruchów wojsk niemieckich między dworcem a Żoliborzem. Z naszego rozeznania wynikało, że taki atak byłby samobójstwem oddziału. Oprócz mnie nikt jednak nie zabrał głosu. Wyliczyłem „Okoniowi" ilu mamy ludzi, jakim uzbrojeniem dysponujemy i czym dysponują Niemcy. Powiedziałem, że powinniśmy się zadowolić utrzymaniem dotychczasowych pozycji. „Okoń" przyglądał mi się z uwagą, ale nie słuchał moich argumentów. Jego uwagę przyciągnęła moja czeska zbrojówka. Poprosił o podanie mu broni, obejrzał ją, pochwalił i schował do swojej kieszeni. Poczułem się dumny z faktu, że moj rewolwer spodobał się samemu dowódcy. Jednak oficerowie przyjęli ten czyn z dezaprobatą i złymi błyskami w oczach. Uważali, że było to zwykłe przywłaszczenie cudzej własności. Po wyjściu „Okonia" posypały się niecenzuralne słowa. Por. „Witold" podszedł do mnie, poklepał mnie po ramieniu i powiedział, żebym się nie przejmował, bo ten „Okoń" ma nie po kolei w głowie. Wyjął swój rewolwer, włożył mi go do ręki, mówiąc, że jest jeszcze bardziej niezawodny niż czeska zbrojówka. Miał chyba rację. Podarowany smith - wisson, bębenkowiec amerykański, kaliber 9, w przedostatnim dniu powstania, podczas starcia z niemiecką żandarmerią uratował mi życie. Wszystkie kule zostały dobrze ulokowane, dając mi możność wycofania się w głąb Żoliborza.

66

Page 67: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Nasze przewidywania sprawdziły się. Bitwa o Dworzec Gdański była jedną wielką klęską. Większa część naszych żołnierzy zginęła, a oprócz nich spora ilość akowców z Żoliborza, w tym także i nieletnie pielęg-niarki. Kiedy wracałem ranny i pokrwawiony z pola bitwy, zobaczyłem majora leżącego za niskim murkiem i obserwującego pole walki. To było zrozumiałe, przecież dowódca nie mógł narażać siebie na niebez-pieczeństwo. Zdziwienie nasze nie miało granic, kiedy następnej nocy z 21 na 22 sierpnia padł rozkaz ponownego ataku na dworzec. Tym razem zginęło mniej ludzi, ale cele nie zostały osiągnięte.

Po powstaniu, lecząc rany w Szpitalu Dzieciątka Jezus w Milanówku, poznałem dr Zakrzewskiego, laryngologa, żołnierza AK, który brał udział w bitwie pod Jaktorowem. Tam też dowódcą był major „Okoń". Oddział „Doliny" i kilka tysięcy ochotników z Warszawy i okolic podążało z Kampinosu do Gór Świętokrzyskich. Kiedy nadszedł wieczór, doświadczeni oficerowie „Doliny" poradzili „Okoniowi", ażeby rozłożył biwak w lesie. Ten jednak nakazał zatrzymać się na otwartym polu pod Jaktorowem. Niemcy tylko na to czekali. Czołgi z pancernej dywizji „Wiking" otoczyły obozowisko i rozpoczęły kanonadę. Nieliczne bazooki, haubice i ciężkie karabiny maszynowe były bezsilne wobec armat. Spłoszone konie wpadały na siebie wywracając furmanki. Pano-wał chaos nie do opisania. Część żołnierzy, m.in. dr Zakrzewski, szukała schronienia w betonowych kanałach odwadniających, umieszczonych pod torem kolejowym. Ludzie nie mieli żadnej osłony. Część kawalerzystów przebiła się cwałem przez zatłoczony Żyrardów. Major „Okoń", w stanie całkowitej prostracji i załamania, usiadł na jakiejś skrzyni, zgarbił się i ukrył twarz w dłoniach. Czekał na niemiecką kulę lub wzięcie do niewoli. Jednak los chciał inaczej. Nieznany jeździec zbliżył się do „Okonia" i celnym strzałem w serce pozbawił go życia.

Dr Zakrzewski, późniejszy profesor Akademii Medycznej w Poznaniu, u którego zdawałem egzamin końcowy z laryngologii, miał dużo szczęścia pod Jaktorowem. Kiedy do akcji wkroczyła niemiecka piechota, akowcy ukryci w kanałach odwadniających zaczęli z nich wychodzić. Jeden z Niemców podbiegł do doktora, przystawił mu rewolwer do skroni i pociągnął za cyngiel. Może zaciął się rewolwer lub brakowało w nim naboi, dość, że broń nie wypaliła. W tym momencie nadszedł oficer niemiecki, który wrzasnął na żołnierza, żeby jeńców nie zabijać, lecz brać do niewoli. Czyż nie było to cudowne ocalenie?

„Tygodnik Siedlecki" 26.II.95r.

67

Page 68: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

ZASTRZELENIE FABISCHA

„Nadludzie" spod znaku swastyki, hitlerowcy wznoszący się ponad dobro i zło, barbarzyńcy, którzy chcieli wstrząsnąć jarzmem cnót, nie mieli szczęścia do naszego miasta. Wielu z nich zginęło tutaj podczas działań frontowych, a także i wcześniej w wyniku wyroków śmierci wydanych przez organizacje podziemne.

Przypomnę tylko niektórych z nich. Szef Gestapo, oprawca Dube, został zastrzelony przez partyzantów z Armii Krajowej na ulicy Piłsuds-kiego, po wyjściu z zakładu fryzjerskiego Gizmajera. Ta sama organiza-cja zastrzeliła słynnego komendanta Kripo, kata tutejszego getta, Krafta i jego kierowcę esesmana Manza. Sadysta, banhschutz Zielinsky, został zlikwidowany we własnym mieszkaniu przy ul. Piłsudskiego. W podob-ny sposób zginęło wielu innych wielbicieli Hitlera.

Najwięcej tutejszych partyzantów przebywało w leśnym rezerwacie „Jata", w powiecie łukowskim. Można było tutaj spotkać kapitana Wacława Andrzeja Rejmaka (pseud. „Ostoja"), szefa dywersji Komendy Obwodu AK wraz z całym oddziałem: dowódcę I Batalionu 35 Pułku Piechoty AK, Piotra Nowińskiego („Pawła"); porucznika Jerzego Wojt-kowskiego („Drzazgę"), szefa dywersji XII Okręgu Akcji Specjalnej NSZ ze swoim oddziałem, a także zgrupowania Batalionów Chłopskich, partyzantów radzieckich i Armii Ludowej. Ten ostatni oddział dowodzony był przez Bolesława Drabika („Bolek"), późniejszego komendanta powiatowego MO.

W najbardziej dziwaczny i niespodziewany sposób zginął ALBERT FABISCH, komisarz miasta (Stadtkomisar). Nie był to człowiek prze-znaczony do odstrzału. Wprawdzie rok wcześniej próbowano dokonać na nim zamachu w Urzędzie Miejskim, ale potem zrezygnowano z tego zamiaru w obawie przed represjami na ludności cywilnej.

Fabisch, oficer SS, miał wówczas około 40 lat: wysoki, kościsty, szczupły, ubrany zazwyczaj w szary garnitur i długi skórzany płaszcz.

Był to człowiek nerwowy, lękający się zamachu na swoje życie. Zawsze nosił rewolwer, a przebywając w urzędzie, kładł rewolwer na biurku, przykrywając go gazetą. Był dobrym strzelcem i myśliwym. Często widywano go w towarzystwie owczarka niemieckiego o imieniu Harras.

5 lipca 1944 r. przy pięknej, słonecznej pogodzie, Fabisch wybrał się ze swoją osobistą sekretarką, o nazwisku Foke, na basen przy ul. 10

68

Page 69: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

lutego. Kierowcą samochodu był strażak Stanisław Hora. Fabisch uważał, że w towarzystwie polskiego kierowcy będzie mniej narażony na jakiś ewentualny zamach. Już rano, jadąc do pracy w Urzędzie Miejskim, Fabisch zauważył dwóch młodych ludzi stojących na chodniku, jeden z nich nosił ciemne okulary. Obaj wydali się komisarzowi podejrzani. I słusznie, czekali bowiem na jakiegoś folksdojcza, konfidenta Gestapo, ażeby wykonać na nim wyrok śmierci. Kiedy wracając z basenu ulicą 10 lutego, zobaczył ich znowu na tym samym rogu ul. Piłsudskiego, kazał zatrzymać samochód. Wyjął rewolwer i zażądał okazania dokumentów. Wysoki mężczyzna pokazał jakiś papier, z którego Fabisch nie był zadowolony. Chciał zobaczyć kennkartę. Niski młodzieniec powiedział, że on ma kennkartę, sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, wyjął z niej błyskawicznie rewolwer i oddał strzał do komisarza. Fabisch nie zdążył nawet odbezpieczyć swojej broni, krzyknął tylko, żeby zawieźć go do szpitala. Kierowca zastosował się do otrzymanego polecenia i na pełnym gazie dostarczył Fabischa do lazaretu. Jak się okazało, komisarz został trafiony w aortę, toteż lekarze mogli jedynie wypełnić i podpisać kartę zgonu.

Hora przesłuchiwany był przez Gestapo, ale dzięki niemieckiej sekretarce Fabischa, która wykluczyła jakikolwiek udział Hory w zama-chu, został zwolniony z aresztu. Sekretarka była zresztą jedynym wiarygodnym świadkiem tego wydarzenia. Niemcy zarządzili ostre pogotowie w poszukiwaniu partyzantów, ale oni zdążyli już dotrzeć do Jaty i dołączyć do swojej jednostki. Wezwany z Warszawy oddział Ostlegionu dokonał 6 lipca, w dzień targowy, akcji represyjnej, zabijając wielu ludzi na miejscowym rynku, położonym wówczas w pobliżu Hali Targowej i Przychodni Dentystycznej (dawny Szpital Zakaźny).

Do tego mimowolnego zamachu nie przyznała się żadna organizacja podziemna, nie zostały też ujawnione oficjalnie nazwiska obu partyzantów. Było im przykro, że wywołali represyjny pogrom na targowisku, ale nie mogli postąpić inaczej, działali przecież w obronie własnej, a Fabisch zginął z własnej winy.

„Tygodnik Siedlecki" 27.II.94r.

69

Page 70: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

BYŁEM PARTYZANTEM ODDZIAŁU „DOLINY"

Do „Doliny" dostałem się zupełnie przypadkowo. Jako żołnierz Armii Krajowej otrzymałem rozkaz stawienia się w punkcie zbornym na Marymoncie. Towarzyszyli mi koledzy, studenci medycyny, Tadeusz Faryna i Stanisław Bogusławski. Powstanie Warszawskie wybuchło o kilka godzin za wcześnie, toteż nie zdążyliśmy dotrzeć na Marymont. Zatrzymaliśmy się na Żoliborzu, pomagając przy kopaniu rowu w po-przek jednej z mniej ważnych ulic. Zdobyliśmy niemiecką ciężarówkę, a w niej trochę granatów zaczepnych i cytryn. Załoga ciężarówki uciekła na Szwedzkie Piaski. Podczas nocy, spędzonej u zakonnic, zobaczyliśmy grupę kilkuset akowców wycofujących się do Kampinosu razem z dowódcą Żoliborza, pułkownikiem „Żywicielem" (Mieczysławem Niedzielskim). Dołączyliśmy do tej grupy, docierając szczęśliwie do Kampinosu. Tutaj, w miejscowości Laski, w Instytucie dla Ociemniałych, zetknąłem się z partyzantami „Doliny". Przywieźli właś-nie swoich rannych po bitwie stoczonej z Niemcami. Straty tych ostatnich były znaczne, a rannych partyzantów było tylko ośmiu, wśród nich znajdował się dowódca oddziału - kpt. „Szymon". Nikt z par-tyzantów nie zginął, co było niespotykanym sukcesem w podobnych starciach. Żoliborzanie dostali rozkaz powrotu do Warszawy, ale ja nie będąc z nimi związany, wolałem przyłączyć się do świetnie uzbrojonego oddziału „Doliny". Byli to żołnierze zaprawieni w bojach, ubrani w polskie mundury. Przybyli aż spod Wilna. Dowodził nimi cichociemny - porucznik „Dolina" (A. Pilch) z Londynu. Po wielu perypetiach na Wileńszczyźnie oddział przedostał się do Kampinosu. Składał się wtedy z ośmiuset żołnierzy, ale liczba ta szybko powiększała się, ponieważ młodzi ludzie z Warszawy i okolic garnęli się do oddziału, chociażby ze względu na możność otrzymania tam dobrego, zdobycznego uzbrojenia. Po zameldowaniu się u „Doliny", zostałem przyjęty do oddziału i przydzielony do kompanii por. „Witolda" (Witold Pełczyński). Karabin i naboje otrzymałem już wcześniej od kaprala, który mnie przywiózł.

Po kilku drobnych potyczkach z Niemcami i przyjęciu paru nocnych zrzutów broni, „Dolina" podzielił oddział, liczący teraz już półtora tysiąca żołnierzy, zostawiając dla siebie kawalerię, tabory i część piechoty w liczbie ośmiuset ludzi, a pozostałych skierował pod dowó-dztwem „Witolda" na pomoc Warszawie. W nocy z 15 na 16 sierpnia,

70

Page 71: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

idąc na przodzie kolumny razem z „Witoldem" i jego warszawską przewodniczką, dotarliśmy bez przeszkód na Żoliborz.

Tutaj zakwaterowano nas początkowo przy ul. Suzina, a następnie w gimnazjum im. Józefa Poniatowskiego, róg Alei Wojska Polskiego i ul. Felińskiego. Ludność Żoliborza była uradowana z przybycia naszego oddziału.

Na Żoliborzu walki były mniej intensywne niż na Starówce, Woli, Śródmieściu czy Czemiakowie. Prawdziwe piekło rozpętało się w nocy z 20 na 21 sierpnia, po przybyciu z Kampinosu drugiego oddziału pod dowództwem majora „Okonia" (Alfonsa Kotowskiego), mianowanego przez płk. „Wachnowskiego" (Karola Ziemskiego) dowódcą całego oddziału „Doliny". Połączone siły akowców „Okonia", Żoliborza i Sta-rówki miały zdobyć Dworzec Gdański, pobliskie tory kolejowe, Mura-nów, Stawki i Starówkę. Strategia tego planu nie była do końca dobrze przemyślana. W kolejnych dwóch atakach nocnych zginęły setki ludzi, między innymi bohaterski porucznik „Dan", który dotarł najdalej, bo aż na Stawki. Ja zostałem ranny w nogę już na początku bitwy, co zapewne uratowało mi życie. Cele ataku nie zostały osiągnięte.

W przedostatnim dniu powstania, niemiecki czołg bez kierowcy, „Goliat", zniszczył ścianę frontową „Poniatówki", zabijając kilku żoł-nierzy i raniąc wielu. Wtedy to, wycofując się ul. Felińskiego, zostałem ranny w lewe płuco dwoma odłamkami szrapnela. Po udanych starciach z wkraczającą żandarmerią niemiecką udało mi się zbiec i przedostać do szpitala, a następnie do budynku przy ul. Mickiewicza 27, gdzie zostałem wzięty do niewoli i przetransportowany do obozu przejściowego w Pruszkowie. Tam, jako ciężko ranny, zostałem następnego dnia zwolniony. Pojechałem do szpitala Dzieciątka Jezus, przeniesionego w tym czasie z Warszawy do Milanówka. Po dwumiesięcznej kuracji wyjechałem z żoną do Starachowic, do mojej bratowej.

Odebranie „Dolinie" dowództwa oddziału było wielkim błędem strategicznym. Dowódcę może najlepiej ocenić podlegający mu żołnierz, a żołnierze kochali i podziwiali swego wodza. Wiedzieli, że można mu zaufać, i że nie będzie ich posyłał na śmierć dla zaspokojenia własnych ambicji.

Pododdział „Doliny" dowodzony przez por. „Witolda" był jedynym znaczącym oddziałem partyzanckim, który w ramach akcji „Burza" okazał pomoc powstańczej Warszawie. Większość tych żołnierzy zginęła podczas dwóch nocnych bitew o Dworzec Gdański.

Pod Jaktorowem oddział „Doliny" został rozbity przez czołgi nie-

71

Page 72: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

mieckie. „Okonia" zastrzelono, a „Dolina" uratował się i powrócił do Londynu.

„Tygodnik Siedlecki" 6.XI.94r.

DRAMATY Z CZASÓW „BURZY"

Realizacja akcji „Burza" polegała na nękaniu i likwidowaniu wycofu-jących się oddziałów niemieckich, zajmowaniu opuszczonych przez nich miejscowości i witaniu przez Polaków, jako gospodarzy tych ziem, wkraczających oddziałów radzieckich. W akcji „Burza" zginęło około 10.000 żołnierzy AK w kraju i około 18.000 w stolicy. Pod względem militarnym „Burza" spełniła oczekiwania. Był to liczący się wkład podziemnego wojska w oswobodzenie Polski. Jednak ze strony wscho-dnich sojuszników spotkała nas haniebna zdrada. Im nie chodziło o wyzwolenie naszego państwa spod okupacji niemieckiej, lecz o pod-porządkowanie sobie Polski jako posłusznego wasala. NKWD zaczęła likwidować i wywozić oficerów i żołnierzy AK. Rosjanie zatrzymali ofensywę i celowo pozwolili zamordować Warszawę.

Nie o tym jednak chciałbym mówić. Chcę przypomnieć niektóre wydarzenia z roku 1944, związane z naszym miastem lub ze mną.

1. CUDOWNE OCALENIE

Podczas mojego pobytu w Szpitalu Dzieciątka Jezus w Milanówku, gdzie leczyłem rany lewego płuca, miałem okazję poznać pewnego zacnego księdza, który był jednym z trzydziestu jezuitów spędzonych do pewnej piwnicy przy ul. Rakowieckiej i roztrzelanych z broni maszynowej przez Niemców. Przywalony trupami kolegów zdołał uratować życie. Był ranny w lewą nogę. Kiedy nastąpił dzień ewakuacji ludności Warszawy, dostał się do obozu przejściowego w Pruszkowie. Jako ranny został zwolniony z obozu. Teraz leżał w szpitalu milanows-kim, na dużej werandzie przeznaczonej dla dziesięciu ciężko rannych. Moja żona musiała spać pod łóżkiem, podobnie jak dwie inne żony rannych akowców. Ksiądz był moim sąsiadem z prawej strony. Nie mógł zapomnieć o tej koszmarnej egzekucji, powtarzał więc wielokrotnie to, co czuł przebywając w piwnicy na Rakowieckiej.

72

Page 73: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

W tydzień po wybuchu powstania do Szpitala na Woli wtargnęło niemieckie żołdactwo, wywlekając i roztrzeliwując wszystkich chorych, cały personel i ludzi szukających tam azylu. Po tej masakrze okazało się jednak, że dwie osoby ocalały. Kule karabinów maszynowych ominęły je. Jedną z tych osób byl znany w Siedlcach ksiądz, Bernard Filipiuk, szef kancelarii siedleckiej Kurii Biskupiej. Będąc ciężko chory na owrzo-dzenie żołądka, postanowił poddać się operacji w Szpitalu Wolskim w Warszawie. Operacja udała się, już zaczął odzyskiwać siły, kiedy wybuchło powstanie. Cudownie ocalały powrócił do Siedlec. Do końca życia nie mógł przebaczyć Niemcom tego, co zrobili w Szpitalu Wolskim. Pochowano go na tutejszym starym cmentarzu.

2. ŚLUB AKOWCÓW

W każdym filmie długometrażowym o Powstaniu Warszawskim możemy zobaczyć uroczystą ceremonię ślubną dwojga akowców, Alicji Treutler i Bolesława Biegi. Koledzy młodej pary utworzyli szpaler i daszek z obnażonych szabel, pod którym przeszli zaślubieni. Panną młodą była moja szwagierka, bliźniaczka mojej żony. Były tak do siebie podobne, że Jan Nowak Jeziorański opisując to wydarzenie w swojej książce pt. „Kurier z Warszawy", pomylił imiona i z panny młodej zrobił Halinę Treutler. Oboje wyjechali po wojnie do Stanów. Mój ślub odbył się o rok wcześniej. Uważałem mieszkanie mojej teściowej za bardzo bezpieczne, więc często tam nocowaliśmy. Ani ja, ani Halina nie mieliśmy pojęcia, że w naszym pokoju, na antresoli, Alicja i Bill zgromadzili dużą ilość broni przeznaczonej na czas powstania.

3. NARADA PRZED BITWĄ

Kiedy pechowy major „Okoń" został mianowany dowódcą oddziału „Doliny", natychmiast sprowadził dalsze posiłki z Kampinosu i zarządził odprawę oficerów. Mój dowódca, por. „Witold", zaprosił mnie na tę naradę, mimo iż nie byłem oficerem. „Okoń" pochwalił naszą liczebność i uzbrojenie, a następnie przedstawił plan ataku na tory kolejowe, Dworzec Gdański, Muranów, Stawki i część Starówki. Mieli nam w tym pomóc żołnierze AK ze Starówki i Żoliborza. Mając doskonałe rozeznanie odnośnie rozmieszczenia sił niemieckich, wiedzieliśmy, że plan nie jest realny. Nikt jednak nie zabrał głosu. Ja nie wytrzymałem. Powołując się na rozeznanie naszego świetnego zwiadowcy, por. „Dana", powiedziałem „Okoniowi", że w tej bitwie

73

Page 74: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

zmarnujemy masę ludzi. Dostaniemy ogień zaporowy z Instytutu Chemicznego, Cytadeli, pociągu pancernego stojącego na torach, z Dworca Gdańskiego i niemieckich okopów. - Trochę ludzi zginie, ale reszta przejdzie - odparł „Okoń". Sprawa była już widocznie wcześniej postanowiona, więc nie podlegała dyskusji. Moje przewidywania spełniły się całkowicie. Podczas nocnego ataku z 20 na 21 sierpnia, a także następnej nocy, zostaliśmy oświetleni rakietami i zmasakrowani. Z oddziału kampinowskiego, liczącego 700 ludzi, pozostało 300. Zginęło dużo miejscowych pielęgniarek i żołnierzy. Straty niemieckie były niewielkie. Nie osiągnięto zamierzonych celów.

4. BITWA POD GRĘZÓWKĄ

Podczas akcji „Burza" jeden z oddziałów kpt. Ostoi - Rejmaka, w liczbie 50 ludzi, zaatakował kolumnę niemiecką na skrzyżowaniu dróg Siedlce - Łuków i Kryńszczak - Gręzówka. Siły były nierówne. Niemców było więcej i mieli lepsze uzbrojenie. W tej bitwie zginęło 24 akowców, między innymi moja kuzynka Jadwiga Szulc - Holnicka („Wisia"), pielęgniarka oddziału. Ranni zostali dobici przez Niemców. Tamtejszy pomnik przypomina to wydarzenie.

5. SPOTKANIE NA ŻOLIBORZU

Kiedy pododdział „Doliny", dowodzony przez por. „Witolda", ustawił się w dwuszeregu na ulicy Suzina, zobaczyliśmy grupę upapranych w błocie akowców, przybyłych kanałami ze Starówki. Jakież było moje zdumienie, kiedy w dowódcy plutonu rozpoznałem mojego kuzyna - podchorążego Janusza Załęskiego. Padliśmy sobie w ramiona. Był to zaufany człowiek płk. „Wachnowskiego" (Karola Ziemskiego), dowódcy Starówki. Przyniósł rozkazy dla dowódcy Żoliborza - „Żywiciela". Wiedząc, że mamy nadwyżki w uzbrojeniu, poprosił nas o podarowanie im trochę broni. Po spełnieniu zadania, nie myjąc się, natychmiast powrócili do kanałów. Po wojnie Janusz wyjechał do USA. Mieszka w Kalifornii, powodzi mu się bardzo dobrze i od lat regularnie ze mną koresponduje.

,,Tygodnik Siedlecki" 19.II.95r.

74

Page 75: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

CUDOWNA PENICYLINA

Dziwnym zbiegiem okoliczności miałem przyjemność i zaszczyt racować razem z prof. Lilpopem przy wprowadzaniu penicyliny do -lecznictwa w Szpitalu Miejskim w Siedlcach. Miało to miejsce 50 lat temu, w 1945 roku.

Dyrektorem szpitala i ordynatorem oddziału wewnętrznego był dr Mieczysław Piotrowski, ordynatorem na chirurgii - dr Feliks Hłasko, a jego asystentką dr Maria Jankowska. Ordynatorem oddziału położniczo - ginekologicznego była dr Zofia Zieleniewska - Stefanoff, a jej asystentem dr Edward Howorko. Razem, na tych trzech oddziałach, było 126 łóżek. W budynku zajmowanym poprzednio przez Szpital Żydowski mieścił się oddział zakaźny. Dysponował 28 łóżkami, a ordynatorem tego oddziału został mianowany dr Lucjusz Wajszczuk. Na parterze urządzono oddział gruźliczy na 24 łóżka. Ordynatorem został dr Aleksander Piotrowski, lekarz powiatowy.

Praca w szpitalu zaczęła się normować. Zarząd Miasta odremontował zniszczone działaniami wojennymi budynki, a Wojewódzki Wydział Zdrowia w Lublinie, do którego należały Siedlce, zaczął przysyłać regularne przydziały leków, materiałów opatrunkowych, a nawet cukru i konserw. Sytuacja stała się dramatyczna, kiedy dr Feliks Hłasko i dr Edward Howorko zostali powołani do wojska. Odeszli także ze szpitala studenci medycyny: Tadeusz Jeznach, Zdzisław Szewczyk i Zbigniew Gałązka. Dr Maria Jankowska nie była w stanie wykonywać trudniej-szych operacji na oddziale chirurgicznym, a na oddziale ginekologicz-no - położniczym nie miał kto wykonywać operacji usuwania nowotworów macicy i cięć cesarskich.

W tym krytycznym momencie pojawił się prof. Wacław Lilpop, znakomity chirurg - urolog. Przyjechał do Siedlec, ponieważ tutaj potrzebowano pilnie chirurga, a jego mieszkanie w Warszawie zostało spalone podczas Powstania Warszawskiego. Zamieszkał w Szpitalu Miejskim, pełniąc funkcje ordynatora oddziału chirurgicznego i konsul-tanta na pozostałych oddziałach. Wysoki, kulturalny pan, w wieku około czterdziestu lat. Pochodził ze słynnej rodziny Lilpopów, założycieli jednego z największych przedsiębiorstw przemysłu maszynowego w Polsce.

Po otrzymaniu dyplomu na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Po-znańskiego w lipcu 1945 roku, zacząłem pracować w Siedlcach jako

75

Page 76: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

stażysta. Ponieważ byłem jedynym młodym lekarzem w szpitalu, zazwyczaj dyżury nocne dostawałem ja. Dzięki temu poznałem bliżej i zaprzyjaźniłem się z mieszkającym w szpitalu prof. Lilpopem.

O penicylinie opowiadano cuda. W audycjach radiowych słyszało się niewiarygodne rzeczy. Miała leczyć choroby weneryczne, bakteryjne zapalenia płuc, zapalenia opon mózgowych, płonicę, błonicę, zapalenie wsierdzia, infekcje gronkowcowe i paciorkowcowe, posocznice i wiele innych chorób. Nic dziwnego, że lekarze na całym świecie interesowali się cudownym lekiem i chcieli jak najwcześniej zastosować go u swoich pacjentów. Pewnego dnia przyszedł do mnie prof. Lilpop i z tajemniczą miną pokazał mi fiolkę penicyliny. W buteleczce, na dnie znajdował się biały proszek w ilości 100.000 jm. Była to penicylina krystaliczna o krótkotrwałym działaniu.

W związku z tym trzeba było podzielić dawkę na porcje i wstrzykiwać ją choremu kilka razy dziennie. Ustaliliśmy dawkę jednorazową na 33.000 jm; miała być powtarzana co osiem godzin. Pierwszym pacjentem był mężczyzna w średnim wieku, ze źle gojącą się raną po usunięciu wyrostka robaczkowego. Gorączkował, skarżył się na bóle brzucha, brak apetytu itp. Byliśmy nieco zdenerwowani, baliśmy się ewentualnej zapaści jako reakcji na lek. Po przygotowaniu zestawu zastrzyków podwyższających ciśnienie tętnicze i leków przeciwuczule-niowych, przystąpiliśmy do pierwszej iniekcji.

Leczenie przebiegało pomyślnie. Gorączka spadła, bóle ustąpiły, chory poweselał i zaczął normalnie jeść. Po trzech dniach przerwaliśmy leczenie, bo zabrakło nam penicyliny. Ta, której użyliśmy, nie była własnością szpitala; takich przydziałów jeszcze wtedy nie było.

Wkrótce potem pokazała się na czarnym rynku penicylina koloru brązowego, nieco gorszej jakości, ale tak samo skuteczna. Udało mi się zakupić okazyjnie większą jej ilość, co pozwoliło mi na zaspokojenie potrzeb nie tylko naszych chorych, ale także na zaopatrywanie przez pewnien czas pacjentów ze szpitali warszawskich. Pomagali mi w tym moi koledzy ze studiów pracujący w Warszawie. Ceny penicyliny były horrendalne, jedna fiolka kosztowała 2.000 zł, to znaczy tyle, ile wynosiły przeciętne miesięczne pobory lekarza. Nic już nie mogło powstrzymać pacjentów od domagania się cudownego leku. Czekali tylko na zalecenie kuracji od nas.

Dyrektor szpitala, dr Mieczysław Piotrowski, nie przeszkadzał nam w tej działalności, ale sam czekał cierpliwie na przydziały urzędowe, które jakoś nie nadchodziły. Skuteczność leku była niewiarygodna.

76

Page 77: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

i

Bakterie chorobotwórcze nie zdążyły się jeszcze uodpornić na penicyli-nę, toteż ginęły masowo nawet od małych dawek.

Moja współpraca z profesowem trwała przez kilka miesięcy. Na początku roku 1946 prof. Lilpop powrócił do swojej pracy naukowej w Warszawie, a ja dostałem list od dawnego prezydenta Siedlec, Zdanowskiego, z propozycją przeniesienia się na Dolny Śląsk, do Wrocławia. Nasz wspólny znajomy, mecenas Piesiewicz, został miano-wany delegatem rządu do spraw Polskiego Czerwonego Krzyża. Było to stanowisko bardzo odpowiedzialne. Przypomnę tylko, że cała pomoc UNRRY dla zniszczonego kraju przechodziła przez jego ręce. Mecenas Piesiewicz powołał p. Zdanowskiego na przedstawiciela PCK na Dolny Śląsk. W ten sposób znalazłem się we Wrocławiu, gdzie otrzymałem kwaterę w Sanatorium Rycerzy Maltańskich. Zostałem zatrudniony w Szpitalu Zakaźnym PCK na stanowisku ordynatora oddziału (105 łóżek), a niezależnie od tego rektor, prof. Ludwik Hirszfeld, mianował mnie starszym asystentem Kliniki Dermatologicznej Akademii Medycznej Uniwersytetu Wrocławskiego.

No, ale to już całkiem inna historia.

„Tygodnik Siedlecki" 21.V.95r.

SIEDLCZANIN - BRYTYJSKIM OFICEREM

Prezes Związku Komandosów gen. Sosabowskiego w Polsce, kapitan artylerii Ryszard Gała, ukończył przed wojną gimnazjum im. Bolesława Prusa w Siedlcach. Losy wojny rzuciły Gałę do Francji, Anglii, Afryki i Włoch. Brał udział w zdobywaniu Bolonii jako komandos gen. Sosabowskiego. W tej akcji pełnił funkcję dowódcy kompanii w stopniu porucznika. Po zdobyciu Bolonii dostał awans na kapitana. Po wojnie powrócił do kraju, ożenił się i doczekał wnuków.

Podchorąży Gała otrzymał awans na podporucznika 7 września 1939 roku w Szkole Podchorążych Służby Stałej Artylerii Przeciwlotniczej. Po kampanii wrześniowej w kraju i kampanii francuskiej w 1940 roku, z resztą wojsk polskich przedostał się do Anglii.

Po wylądowaniu, Polacy zaskoczeni byli wyjątkowo serdecznym stosunkiem społeczeństwa angielskiego do nich; na każdym kroku

77

Page 78: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

spotykali się z oznakami sympatii i dużym zrozumieniem ich sytuacji politycznej.

Po klęsce Francji, do Wielkiej Brytanii zaczęli przybywać polscy żołnierze ze wszystkich stron świata: ze Środkowego Wschodu, Hisz-panii, Litwy, Łotwy, USA, Kanady, a także ochotnicy z Ameryki Południowej. Młoda kadra oficerska napływająca z Europy była najlicz-niej reprezentowana. Skład osobowy Wojska Polskiego na terenie Wielkiej Brytanii pod koniec roku 1940 charakteryzował się brakiem należytych proporcji. Było w nim zbyt dużo oficerów, a za mało podoficerów i szeregowców. Nadmiar oficerów różnych stopni stanowił problem dla dowództwa Wojską Polskiego na Zachodzie, za-kwaterowanego wówczas w londyńskim hotelu Rubens. Organizowano więc pociągi pancerne, obsługiwane wyłącznie przez polskich oficerów, których zadaniem było patrolowanie południowych i wschodnich brzegów Anglii i Szkocji. Obsługę techniczną tych pociągów stanowili kolejarze angielscy. Oficerów polskich podzielono na trzy zmiany. Każdą zmianą dowodził przeważnie pułkownik lub podpułkownik. W skład takiego pociągu wchodziła zwykła lokomotywa węglowa i osiem wagonów częściowo opancerzonych, z dwoma działami 75 mm, pochodzącymi z czasów pierwszej wojny światowej i czterema karabinami maszynowymi. Pozostała część załogi wyposażona była w zwykłe karabiny piechoty. Skład osobowy jednego pociągu wynosił 60 ludzi, czyli po 20 oficerów na jedną zmianę. Takich pociągów było 12, co dawało zajęcie dla 720 oficerów. Znaczna liczba poruczników i podporuczników z różnych rodzajów broni została skierowana do lotnictwa. Po przeszkoleniu w Kanadzie zasilili polskie dywizjony bombowe.

Londyńskie władze emigracyjne w tym okresie pragnęły posiadać jak najwięcej żołnierzy w mundurach, ponieważ od tego uzależniona była siła armii i wysokość dotacji budżetowych, otrzymywanych od rządu brytyjskiego, a przeznaczonych na utrzymanie i organizację Wojska Polskiego na terytorium Wielkiej Brytanii. W związku z tym władze londyńskie niechętnie odnosiły się do młodych ludzi, którzy chcieli studiować na uczelniach brytyjskich lub podjąć pracę zarobkową jako cywile.

W połowie 1941 roku brytyjskie Ministerstwo Obrony zaproponowało władzom polskim zatrudnienie każdej liczby młodych i zdrowych oficerów w swojej armii. Początkowo zgłosiło się wielu ochotników, ale na wiadomość, że ma to być służba w koloniach, większość z nich

78

Page 79: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

zrezygnowała z tej oferty. Ostatecznie pozostało około 1000 ochotników, między innymi i Ryszard Gała. Warunki przyjęcia określały następujące wymagania: 1. Pierwsza kategoria zdrowia; 2. Górna granica wieku - 35 lat; 3. Niezależnie od posiadanego stopnia oficerskiego w Wojsku Polskim, przy przyjęciu na dwuletni kontrakt, Anglicy oferowali stopień podporucznika; 4. Miejsce stacjonowania przydzielonej jednostki okryte było tajemnicą.

W taki sposób Ryszard Gała został zaangażowany do angielskich West African Frontier Forces. Po załatwieniu wszystkich formalności, został skierowany na dwumiesięczny staż do angielskiego dywizjonu artylerii polowej stacjonującej w Kornwalii, na południu Anglii. Następnie otrzymał rozkaz wyjazdu do Glasgow, gdzie został zaokrętowany na statek towarowo - osobowy o wyporności 5 tysięcy ton, mający płynąć do Ghany. W tym samym transporcie znalazł się także instruktor Gały ze Szkoły dla Podchorążych - kapitan Benisz, podporucznik Jałksz i liczna grupa angielskich lotników, udających się na Środkowy Wschód. Konwój liczył około 70 statków i płynął drogą okrężną, ażeby uniknąć spotkania z niemieckimi łodziami podwodnymi. Gdzieś na środku Atlantyku statek Gały odłączył się od konwoju i w pojedynkę zaczął płynąć w innym kierunku, co wywołało ogólne zaskoczenie i konsternację. Okazało się, że na statku było za mało paliwa. Na drugi dzień dopłynęli do portu na Azorach, gdzie o jakieś 100 metrów dalej stał przy nabrzeżu niemiecki okręt podwodny. Był to port neutralny, więc obie strony udały, że się nie widzą. Zresztą dowódca łodzi podwodnej usuwał jakiś defekt, miał własne kłopoty i nie w głowie mu było torpedowanie małego angielskiego statku.

Po zatankowaniu paliwa statek wyruszył w morze, w pogoni za konwojem, do którego szczęśliwie dołączył po 24 godzinach. Cały rejs z Glasgow do portu Tocaradi w Ghanie trwał około półtora miesiąca. Dwaj towarzysze Gały pozostali w Tocaradi, lotnicy angielscy zostali przetransportowani do pobliskiej bazy RAF-u, a Gała został przewieziony do Acry - stolicy Ghany. Zameldował się u dowódcy dywizjonu artylerii, a po załatwieniu formalności otrzymał przydział do baterii haubic kaliber 100 mm. Jego służba w angielskich koloniach trwała dwa lata.

W dywizjonie artylerii w Akrze, w baterii haubic, Ryszard Gała służył przez trzy miesiące.

Obsługa techniczna tych dział składała się z dowódcy działonu -

79

Page 80: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

podoficera w stopniu sierżanta i dwóch młodszych podoficerów -celowniczego i amunicyjnego (wszyscy biali), resztę działonu stanowili tubylcy w liczbie 5 szeregowych. Bateria miała na swoim wyposażeniu dwa plutony po dwa działa każdy, w sumie stan osobowy baterii, wliczając obsługę dział i personel administracyjny, wynosił około 70 ludzi, w tym trzech oficerów, z dowódcą baterii w stopniu kapitana oraz kadrą podoficerską białą i kolorową. Ponadto w skład baterii wchodziło wielu tragarzy: było ich około 500, wszyscy kolorowi, specjalnie dobrani pod względem tężyzny fizycznej. Działa były rozbieralne. Koło niósł jeden żołnierz na głowie, a dwóch dodatkowych dawało mu zmianę. Lufę, łożysko, zamek i lemiesz nosili czterej tragarze na specjalnych nosiłkach, plus dwie zmiany. Cały tabor bateryjny, łącznie z amunicją, kancelarią, kuchnią, żywnością, namiotami i osobistym wyposażeniem był również przenoszony przez tragarzy w czasie ćwiczeń i ewentualnych walk w dżungli. Kolumną tragarzy dowodzili podoficerowie kolorowi, nadzorowani przez trzech białych oficerów. Przy wymarszu na ćwiczenia w buszu, które odbywały się raz na dwa tygodnie, stan osobowy baterii wynosił około 600 ludzi. Przy przerzutach jednostki na dalsze odległości wykorzystywano transport samochodowy. W stałym miejscu pobytu wszyscy żołnierze byli zakwaterowani w afrykańskich gidach - okrągłych chatkach zbudowanych z gliny i krytych liśćmi palmowymi. Tylko kuchnia i kasyna oficerskie oraz podoficerskie dla białych były rozmieszczone w specjalnych barakach. W czasie ćwiczeń i dłuższych przemarszów używano namiotów. Specjalne urządzenia służyły do filtrowania wody pitnej.

W warunkach koszarowych istniały cztery oddzielne kuchnie przy-gotowujące całodzienny posiłek: jedna dla żołnierzy i podoficerów kolorowych, druga dla żołnierzy białych - przeważnie Szkotów, trzecia dla podoficerów białych i czwarta dla oficerów. Dowóz prowiantu do kuchni odbywał się raz dziennie w godzinach rannych; dzielono go zawsze w ustalonej kolejności: najpierw prowiant otrzymywała kuchnia żołnierska, następnie podoficerska, a na końcu kasyno oficerskie. Przy podziale prowiantu byli obecni: pełniący służbę oficer, podoficer gospodarczy, podoficer biały i podoficer kolorowy.

W tym czasie w koloniach brytyjskich powszechnym zawodem mężczyzn kolorowych było stanowisko boya. Odnośny regulamin obowiązujący żołnierzy angielskich przewidywał dla oficera jednego boya, dla dwóch podoficerów także jednego, podobnie dla trzech żołnierzy białych. Wynagrodzenie wypłacano im co 10 dni. Dostawali

80

Page 81: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

tyle samo co czarni szeregowi plus napiwek według uznania zatrud-niających oraz wyżywienie z kuchni czarnych szeregowców. Dopłata, której nie przewidywał regulamin, była uzależniona od jakości usług boya. Żona i dzieci boya miały prawo do otrzymywania bezpłatnego wyżywienia z kuchni czarnych szeregowców. W owym czasie dziesię-ciodniowy żołd dla czarnych szeregowców wynosił: 1 funt angielski plus drobne wyposażenie: nici, igły, mydło, proszki do prania, guziki itp. Żołd szeregowych białych wynosił 3 funty angielskie, podoficerów białych od 3 do 4,5 funta, a pobory oficerskie były takie same jak w Anglii, plus dodatek kolonialny. Dla porucznika stanowiło to 21 funtów + 10 funtów dodatku kolonialnego, razem 31 funtów. W owym czasie funt angielski miał wartość 4 dolarów USA. Gaża oficerska wynosiła więc około 120 dolarów. Dla porównania warto przypomnieć, że oficerowie i podoficerowie amerykańscy otrzymywali w tych samych warunkach klimatycznych wynagrodzenie pięciokrotnie wyższe.

Po trzech miesiącach służby w artylerii polowej, Anglicy zauważyli w dokumentach Gały, że jest artylerzystą przeciwlotniczym, w związku z czym został przeniesiony do 5 Regimentu Artylerii Przeciwlotnieczej, którego zadaniem była obrona portu Tocaradi, położonego w pobliżu angielsko - amerykańskiej bazy lotniczej. Regimentem dowodził mjr Holliman, oficer rezerwy, z zawodu handlowiec. Dowódcą baterii Gały był kapitan French, oficer rezerwy z wykształceniem prawniczym. W baterii było trzech oficerów, w tym dwóch dowódców plutonów. W każdym plutonie znajdowały się dwa działa przeciwlotnicze typu Boforsa 40 mm, wyprodukowane w Polsce przedwrześniowej. Obroną portu i bazy lotniczej zajmowały się ponadto dwa inne regimenty (dywizjony), których jeden posiadał na uzbrojeniu identyczne działa, natomiast drugi miał działa cięższe - 80 mm. W tym ostatnim dywizjonie pełnił służbę instruktor Gały ze Szkoły Podchorążych -kapitan Benisz, zaś w drugim dywizjonie znalazł się trzeci Polak - ppor. Jatksz.

Działa przeciwlotnicze znajdowały się na stanowiskach ogniowych. Obsługi pracowały w systemie zmian dobowych - gdy jedna zmiana czuwała, dwie następne odpowczywały i szkoliły się. Skład działonu przedstawiał się następująco: działowym był sierżant lub starszy sierżant (biały), resztę załogi stanowili dwaj młodsi podoficerowie (biali) oraz podoficer i pięciu żołnierzy kolorowych. Poczas służby posiłki były

81

Page 82: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

dowożone na stanowiska ogniowe. W miejscu zakwaterowania dywiz-jonu znajdowały się również działa ćwiczebne, na których odbywały się szkolenia działonów lub używano je do ćwiczeń ruchomych jednostki w marszu. Były to działa typu Boforsa 40 mm. Według Gały żołnierze i czarni podoficerowie byli zdyscyplinowani, dbali o swój wygląd zewnętrzny i dość szybko uczyli się angielskiego języka wojskowego. Zakwaterowano ich łącznie z rodzinami w wydzielonym rejonie. Żoł-nierze biali mieli także swój rejon zakwaterowania, podoficerowie biali również, osobno też mieszkali oficerowie. Żołnierzom kolorowym nie wolno było znajdować się w rejonach zakwaterowania białych, oczywi-ście poza przypadkami wykonywania poleceń służbowych. Po zakoń-czeniu zajęć służbowych na terenie stałego zakwaterowania innych grup nie mieli prawa przebywać ani oficerowie, ani podoficerowie, a tym bardziej żołnierze. Prawo wejścia na poszczególne rejony o każdej porze dnia mieli oficer i podoficer służbowy, rozkaz ten był ściśle pzrestrzegany.

Po sześciomiesięcznej służbie w obu jednostkach, dowódca dywiz-jou Gały, dla przeegzaminowania go i potwierdzenia jego przydatności do kontynuowania służby wojskowej, zarządził ćwiczenia, w których pełnił on funkcję dowódcy baterii. Manewry zaczęły się nocą, gdy goniec obudził Gałę i wręczył mu zalakowaną kopertę. Znajdował się w niej rozkaz bojowy, który nakazywał dowódcy baterii zorganizowanie obrony przeciwlotniczej dywizji w marszu, na odcinku od miejscowości A do B, oddalonych od siebie o 70 km. Przy realizacji tego zadania pomógł trochę Gale dowódca baterii kpt. French. Gała zarządził alarm bojowy baterii, po czym przeprowadził odprawę bojową z oficerami, podoficerami i białymi żołnierzami oraz czarnymi podoficerami. Realizacja zadania polegała na kilkakrotnej zmianie stanowisk ogniowych, na których uzyskiwano gotowość bojową otwarcia ognia z zakamuflowanych dział i jednostek ciągnikowo - samochodowych. Ćwiczenia te trwały cały dzień i były obserwowane przez dowódcę dywizjonu i pozostałych wolnych od służby oficerów. Po zakończeniu manewrów dowódca dywizjonu podszedł do Gały, poklepał go po ramieniu i powiedział: „O.K. Poland." W dwa dni po ćwiczeniach Gała otrzymał awans na porucznika i stał się pełnoprawnym oficerem jednostki.

W początkowym okresie służby Polak zauważył pewną rezerwę oficerów brytyjskich w stosunku do siebie. Kontakty z nimi ograniczały się tylko i wyłącznie do spraw służbowych i wspólnych posiłków

82

Page 83: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

w kasynie. W czasie wolnym od zajęć Gała pozostawał w towarzystwie swojego boya Ernesta, żonatego Murzyna wyznającego islam, natomiast oficerowie z jednostki organizowali wycieczki, sobotnie wyjazdy na dancingi w klubie RAF-u lub inne spotkania towarzyskie zakrapiane alkoholem. Fakt ten został zauważony przez dowódcę dywizjonu ppłk. Hollimana, który zarządził odprawę oficerów bez udziału Gały, na tej odprawie zbeształ Anglików za ich stosunek do swojego polskiego kolegi. Od tej poty Polak musiał być obecny na ich prywatnuych imprezach, czasami siłą wyciągano go z chaty na towarzyskie spotkania.

Baza lotnicza RAF-u posiadała duże zaplecze techniczne. Stac-jonowały na niej również siły powietrzne USA. Do Tocaradi dostarczano konwojami morskimi samoloty myśliwskie w skrzyniach z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, a także bombowce, z wyjątkiem amerykańskich „latających fortec", które przelatywały bezpośrednio do Afryki. Na tym lotnisku maszyny składano, przeglądano i sprawdzano, a następnie drogą powietrzną przerzucano na Daleki i Środkowy Wschód przy pomocy specjalnej grupy pilotów (ferry pilots).

Obóz lotnictwa amerykańskiego był doskonale wyposażony, dys-ponował wieloma udogodnieniami, pomieszczenia osłonięte były siatką przeciw moskitom, wewnątrz obozu znajdował się dobrze zaopatrzony sklep, w którym wszystko było czterokrotnie tańsze w stosunku do cen, jakie płacili Anglicy w swojej własnej kolonii. Początkowo Anglicy mieli wolny wstęp do obozu amerykańskiego, gdzie robili zakupy, ale później Amerykanie zabronili im wstępu do obozu, wprowadzając specjalne przepustki. Tylko my trzej, Polacy w służbie brytyjskiej, dzięki znajomościom wśród oficerów amerykańskich, posiadaliśmy takie przepustki.

Stosunki brytyjsko - amerykańskie nie były najlepsze, może dlatego, że Amerykanie mieli znacznie wyższe płace, komfortowo urządzony obóz wojskowy, tańsze produkty brytyjskie, itp. Co tydzień z Ameryki przylatywały samoloty z zespołami artystycznymi, które zapewniały rozrywkę tylko załogom amerykańskim. W ich kinach co dwa dni pokazywano najnowsze filmy. To wszystko powodowało zazdrość i niezbyt przyjazne stosunki między tymi dwoma aliantami, dochodziło nawet do awantur i bijatyk ulicznych.

Na początku 1943 roku dywizjon Gały otrzymał rozkaz przemiesz-czenia się transportem samochodowym do Nigerii, gdzie prowadzona

83

Page 84: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

była koncentracja dywizji piechoty w pełnym składzie. Przygotowywano się do akcji frontowych. Aby zachować tajemnicę wojskową, wszystkie rodzaje broni rozlokowano w afrykańskim buszu pod namiotami. Pełne zaopatrzenie dowożono samochodami ze stolicy Nigerii – Lagos, oddalonej od miejsca koncentracji o około 300 km. W tym czasie kompletowano składy personalne jednostek, dostarczano sprzęt wojskowy i prowadzono intensywne ćwiczenia w terenie. W między-czasie dowódca dywizjonu został awansowany na brygadiera i objął dowództwo artylerii dywizyjnej, zaś Benisz awansował na majora i został dowódcą dywizjonu.

W zgrupowaniu tym, w jednostkach piechoty, przebywała spora grupa oficerów polskich, którzy w ramach dwuletniego kontraktu pełnili w nich obowiązki służbowe. Ogólna liczba polskich oficerów, którzy przeszli do służby w brytyjskich wojskach kolonialnych w Afryce Równikowej, wynosiła około dwustu. Byli to zarówno oficerowie zawodowi, jak i rezerwy. Służba oficerów piechoty odbywała się w o wiele trudniejszych warunkach niż artylerzystów. Przede wszystkim lokalizacja jednostek piechoty nie zawsze była dogodna, często stacjonowali oni w rejonach przygranicznych z koloniami francuskimi podległymi władzom Vichy, znajdującym się pod kontrolą niemiecką. Były tam jednostki lotnicze i bazy okrętów podwodnych. Poza tym ich koledzy, oficerowie piechoty brytyjskiej, znacznie różnili się od kadry oficerskiej jednostek artylerii. Większość oficerów i podoficerów stanowili żołnierze zawodowi, którzy prawie całe swoje wojskowe życie spędzili w koloniach. Ich nawyki, przyzwyczajenia, mentalność, znacznie różniły się na niekorzyść w stosunku do oficerów artylerii, nie posiadających nawyków kolonialnych z uwagi na stosunkowo krótką ich służbę w wojsku. W koloniach znaleźli się przeważnie w 1940 roku po upadku Francji. Byli to przede wszystkim oficerowie rezerwy.

Anglicy bronili się wszelkimi sposobami przed przydziałem do wojsk kolonialnych, gdyż w czasie wojny nie mieli szans na spędzenie urlopu w Anglii. Tylko oficerowie żonaci i posiadający dzieci mogli liczyć na spędzenie uropu w gronie rodzinnym w Wielkiej Brytanii, natomiast kawalerów wysyłano na urlop do Południowej Afryki lub na Środkowy Wschód.

Wysiłek fizyczny polskich oficerów piechoty był znacznie większy niż artylerzystów, z uwagi na częste ćwiczenia w buszu, marsze, alarmy dzienne i nocne oraz patrole przygraniczne w pełnym bojowym rynsztunku ze stalowymi hełmami na głowie.

84

Page 85: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Biały personel wojskowy uczestniczył o wyznaczonej godzinie dnia w grupowym przyjmowaniu tabletek chininy, zapobiegającej występowaniu objawów malarii lub łagodzącej jej przebieg. Regulamin wojskowy mówił, że jeżeli w ciągu roku biały żołnierz służący w koloniach zachorował 10 razy na malarię, to przysługuje mu prawo zmiany klimatu i opuszczenia jednostki wojskowej.

W drugiej połowie 1943 roku dywizja rozpoczęła ćwiczenia przygo-towawcze. Wiadomo już było, że na początku września dywizja zostanie przerzucona na Daleki Wschód do Burmy, na front japoński.

Kontrakt Gały kończył się we wrześniu. Polak został wezwany do dowódcy artylerii dywizyjnej na rozmowę z brygadierem Hollimanem. Zaproponowano mu dowództwo baterii, stopień kapitana i przedłużenie kontraktu na następne dwa lata. Po krótkim namyśle Polak dał odpowiedź odmowną, gdyż klimat tropikalny niezbyt dobrze wpływał na jego organizm. W ciągu dwuletniej służby chorował 20 razy na malarię. Gała poprosił o odesłanie go do Wojska Polskiego stacjonującego w Wielkiej Brytanii. Angielscy koledzy zazdrościli mu, że może pojechać do ich ojczyzny, podczas gdy oni musieli oddalać się od niej i służyć w wojsku gdzieś w odległej Azji.

Na początku października 1943 roku Gała zaokrętował się na statku płynącym do LiverpooIu. Jego dywizja popłynęła już wcześniej na Daleki Wschód, łącznie z dość dużą grupą polskich oficerów, którzy przedłużyli swoje kontrakty na następne dwa lata. Znajdował się wśród nich również instruktor Gały ze Szkoły Podchorążych, Benisz, teraz już w stopniu podpułkownika, będący dowódcą regimentu artylerii prze-ciwlotniczej.

(na podstawie opowiadania kpt. Ryszarda Gały) Władysław Stefanoff

„Tygodnik Siedlecki" 24-Vll.94r., 21.VIII.94r., 4.IX.94r., 18.IX.94r.

Świat podróży

DOKTOR Z DIABELSKIEJ WYSPY

Historia kryminalistyki nie zna podobnego przypadku. Niezwykłe dzieje doktora Bougrat są zdumiewające. Skazany przez francuskie

85

Page 86: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

sądy na dwadzieścia pięć lat pobytu w najgorszym więzieniu świata, skąd nikt jeszcze nie uciekł, zdołał wydostać się stamtąd i zrobić błyskotliwą karierę w Wenezueli.

Działo się to wszystko na początku naszego wieku. Bougrat mieszkał w Paryżu. Nie miał wielu pacjentów. Jednym z nich był miejscowy listonosz chory na kiłę. Dostawał od doktora serię progresywnych niebezpiecznych zatrzyków salwarsanu. Ostatnia dawka była tylko dwa razy mniejsza od dawki śmiertelnej. 1 właśnie wtedy listonosz upadł i stracił przytomność. Nie pomogły zabiegi reanimacyjne, pacjent zmarł. Bougrat zajrzał do torby listonosza i zobaczył w niej dużą ilość pieniędzy. Zamiast zawiadomić odpowiednie władze, ukrył ciało, zabrał pieniądze i wyjechał do Marsylii, skąd miał zamiar odpłynąć do Dakaru i dalej. Nie zdążył tego uczynić, został aresztowany, osądzony i wysłany do kolonii karnej w Gujanie Francuskiej, na Diabelską Wyspę.

W owym czasie Gujana Francuska była prawdziwym piekłem. Cała ludność liczyła nie więcej niż kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców: Mula-tów, Metysów, Murzynów, trochę Francuzów, Indian i Chińczyków. Klimat wilgotny, niezdrowy, roczne opady najwyższe na świecie. Stolica Cayenne. Brak linii kolejowych, nieliczne drogi. Eksport złota, drewna i rumu. Przy wydobywaniu złota z koryt rzek pracowali głównie więźniowie. Mogli przy tym dorabiać sobie łapaniem modnych wówczas wielkich, niebieskich motyli morpho.

Więźniowie pracujący na lądzie stałym byli w znacznie lepszej sytuacji niż ci, których skazano na Diabelską Wyspę. Urwiste zbocza, wiry wodne i specjalnie zanęcane rekiny, krążące dookoła wyspy, nie zachęcały do myślenia o ucieczce. Przysyłano tutaj więźniów skazanych na dożywocie lub mających wyroki co najmniej powyżej piętnastu lat. I tu właśnie trafił doktor Bougrat.

Stosunki panujące na wyspie dalekie były od normalnych. Życie ludzkie nie miało tutaj żadnej wartości. Klawisze znęcali się nad więźniami, ale czasami bywali też przez nich zabijani. Brak kobiet powodował zakłócenia w zachowaniach seksualnych: w najgorszej sytuacji znajdowali się młodzi, często przypadkowi zabójcy, narażeni na zaloty i adorację, nawet z użyciem siły, ze strony starszych zatwardziałych kryminalistów.

Na wyspie nie było żadnego lekarza, więc Bougrat automatycznie stał się lekarzem tych potępieńców. Miał lekką rękę i wielu uratował życie. Zauważył podczas przeprowadzanych operacji, że więźniowie ukrywają zwitki dolarów lub innych pieniędzy w metalowych kapsuł-

86

Page 87: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

kach umieszczonych w zakamarkach ciała. Nie ruszał tych pieniędzy u tych, którzy odzyskali zdrowie. Jeżeli operacja nie udała się, bez większych skrupułów zabierał te pieniądze dla siebie, uważając, że znajdą się w lepszych rękach niż u klawiszów lub gdyby miały być wrzucone do morza razem z ciałem zmarłego na pożarcie rekinom. Bougrat operował dużo i chętnie. Wiadomość o jego niezwykłych zdolnościach chirurgicznych dotarła do więziennego szpitala w Cayenne. Kiedy tamtejszy chirurg zmarł, gubernator Gujany Francuskiej postanowił sprowadzić doktora Bougrat, na co uzyskał zgodę władz centralnych. Sytuacja doktora radykalnie zmieniła się. Miał teraz pewną swobodę poruszania się po mieście, mógł zawierać znajomości i ope-rować nie tylko więźniów, ale także i miejscową ludność, która garnęła się do niego i dawała mu możność legalnego zarabiania pieniędzy.

Mimo tych udogodnień, życie w Cayenne było koszmarem. Bougrat postanowił uciec. Dogadał się z dwoma więźniami o podobnych zamiarach i znających się na nawigacji, kupił w największej tajemnicy dużą łódź żaglową, przygotował potrzebny sprzęt i żywność, wyczekał odpowiedni moment i pewnej sztormowej nocy wypuścił się na pełne morze. Celem tego niebezpiecznego rejsu była Wenezuela. Dlaczego właśnie Wenezuela? Może dlatego, że była stosunkowo blisko. Przy dalszym żeglowaniu uciekinierzy mogliby zostać schwytani przez statki krążące po Karaibach, których kapitanowie z pewnością zostali zawia-domieni o ucieczce trzech niebezpiecznych więźniów z Cayenne. W Wenezueli, po obaleniu prezydenta Castro, panował zamęt i bałagan. Do władzy dorwał się juan Vicente Gomez, półanalfabeta, człowiek, który nie znał i nie respektował prawa międzynarodowego. Jako dyktator rządził twardą ręką i z całą bezwzględnością łamał opór przeciwników politycznych. Dla niego najważniejsze było to, czy ktoś jest z nim, czy przeciw niemu. Cały kraj i jego mieszkańców traktował jako swoją własność. Przykładem tego mogą być słynne przyjęcia, jakie wydawał w prezydenckim pałacu. Zapraszał ministrów, gubernatorów, generałów i przyjaciół z córkami i żonami. Podczas zabawy wybierał sobie partnerkę, tańczył z nią, a potem bez żadnego skrępowania prowadził ją do swojej sypialni. Był to zwyczaj respektowany przez podwładnych, a więc przez wszystkich obywateli kraju i nikt nie śmiał się temu sprzeciwić. Tym licznym flirtom towarzyszyły zazwyczaj jakieś darowizny, awanse i przywileje dla ojca czy męża wybranki. Prawdę mówiąc wszyscy goście Gomeza zabiegali o tego rodzaju względy.

Doktor Bougrat dokonał właściwego wyboru miejsca azylu. Jego

87

Page 88: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

łódź wylądowała w pobliżu miejscowości El Pilar w stanie Sucre. Po zdjęciu masztu, łódź została zepchnięta na wodę. Bougrat oznajmił swoim towarzyszom, że muszą się rozejść, co z pewnością ułatwi im ukrycie się wśród tubylców. Sam zatrudnił się natychmiast przy wyrębie lasów. Znał już język hiszpański, mógł się z ludźmi dogadać, wzbudzał ich zaufanie.

Pewnego dnia zdarzył się wypadek. Upadające drzewo przygniotło i zmiażdżyło nogę jednemu z robotników. Widząc bezradność brygadzisty, Bougrat poprosił o piłkę, siekierę, ostry nóż, nici i igłę. W ciągu kilku minut dokonał amputacji zmiażdżonej nogi, ratując w ten sposób życie rannego. O wypadku dowiedziało się wiele osób i od tej pory Bougrat stał się lekarzem całej okolicy. W tym czasie w Wenezueli było tylko kilku lekarzy, a między nimi ani jednego dobrego chirurga. Z dnia na dzień sława doktora rosła. Kiedy rząd francuski dowiedział się o miejscu pobytu uciekiniera, zażądał od prezydenta Gomeza wydania zbiega. Gomez udał, że nie rozumie, o co Francuzom chodzi. Nie miał zamiaru pozbywać się zdolnego lekarza, a sprawa listonosza byta mu zupełnie obojętna. Nie takie rzeczy widział ten kraj!

Bougrat został zaproszony do osiedlenia się w Caracas. Tam ożenił się z panną z dobrego domu i miał z nią pięć córek. Otworzył gabinet kosmetyczny, a na zapleczu salę operacyjną. Dokonywał w niej wiele operacji. Miejscowi lekarze próbowali protestować, ale nie odnosiło to żadnego skutku. Po śmierci dyktatora Gomeza prowadził nadal swoją prywatną praktykę, popierany zresztą także i przez następnego prezy-denta. Wszystkie córki wydał za mąż za czcigodnych Kreoli z najlep-szych rodzin. Dorobił się olbrzymiego majątku i razem z zięciami miał już w tym kraju duże wpływy polityczne.

„Tygodnik Siedlecki" 4.XII.I994r.

88

Page 89: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

WENEZUELSKA GUJANA

Prawdopodobnie byłem pierwszym turystą, który przyjechał do Santa Elena, ażeby spędzić tutaj swój urlop. Wszyscy, których poznałem, lub o których słyszałem, przyjechali do tego miasteczka w zupełnie innych celach.

W kilka dni po przeprowadzeniu się do nowego domu dostałem z Ministerstwa Zdrowia telegram. Zawiadamiano mnie, że mogę wykorzystać z dawna oczekiwany, dwutygodniowy urlop wypoczyn-kowy.

Po krótkim namyśle i naradzeniu się z moją kreolską narzeczoną, Margaritą, postanowiliśmy pojechać do Santa Elena, miejscowości położonej w stanie Bolivar, w pobliżu granicy brazylijskiej. Od dawna marzyłem o zwiedzeniu tej mało znanej turystom części Wenezueli. Mój entuzjazm udzielił się także Margaricie.

Podróż nie była zbyt męcząca. Lecieliśmy cały czas samolotami. Najpierw trzyosobową awionetką do stolicy stanu Apure, a potem już większymi samolotami do Caracas, Ciudad Bolivar i Santa Elena.

W stanie Bolivar, w miejscowości El Dorado samolot wylądował celem nabrania benzyny i pozostawienia kilku więźniów. Mieściła się tutaj kolonia karna dla więźniów politycznych i przestępców kryminal-nych. Klimat niezdrowy, wilgotny, upał, dookoła gęsta dżungla.

Wyszliśmy rozprostować nogi i napić się czarnej kawy. Zdumiał nas fakt pozostawienia więźniów na wolności. Nigdzie nie widziało się zakratowanych okien. Więźniowie poruszali się w osiedlu bez żadnych ograniczeń. Można ich było łatwo poznać po pomarańczowym drelichu. W restauracji na lotnisku widzieliśmy więźniów grających w karty i bilard, palących papierosy i zalecających się do miejscowych kobiet. Ucieczka z karnej kolonii jest niemożliwa. Wystarczy nadzór nad lotniskiem. Nie znalazł się jeszcze śmiałek, któremu udałaby się ucieczka poprzez dżunglę z El Dorado.

W godzinę po wystartowaniu z El Dorado oczom naszym ukazał się nieprawdopodobnie piękny krajobraz, zupełnie różny od poprzedniego i jedyny w swoim rodzaju. Wśród niezmierzonych pustkowi sawanny lub gęstej dżungli widać było liczne płaskowzgórza o powierzchni do kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych. Z jednego z nich spływa majestatycznie Wodospad Anioła. Nie jest specjalnie duży, tylko bardzo wysoki, najwyższy na świecie. Skaliste, pionowe zbocza

89

Page 90: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

porośnięte są gdzieniegdzie zielonym mchem. Woda spadając z wyso-kości prawie jednego kilometra rozbryzguje się z hukiem, tworząc zasłonę dla niewidocznego kotła u stóp góry.

W miarę zbliżania się do Santa Elena, krajobraz ulega wyraźnej zmianie, coraz częściej widzi się wysuszoną sawannę, która w żarze południa wydaje się tragiczną krainą matrwoty, ognia i snu, a jedno-cześnie jakiejś cudownej ciszy, o której marzy wielu cywilizowanych ludzi.

Po przyjeździe do Santa Elena zatrzymaliśmy się w hoteliku czcigod-nej matrony, Murzynki z Trynidadu, zwanej przez wszystkich Madama. Był to zresztą jedyny hotel w miasteczku. Pokoje nie odznaczały się luksusem, po ścianach łaziły jaszczurki, ale przecież nie po to przyje-chaliśmy tutaj, aby otaczać się wygodami. Chcieliśmy poznać ten dziwny zakątek kraju i myślę, że cel ten osiągnęliśmy. Zrobiliśmy kilka wycieczek na pole diamentowe, do wiosek indiańskich i na pograniczne tereny brazylijskie, do których nikt nie bronił dostępu.

Poznaliśmy ciekawe typy ludzkie. W większości zatraconych wyko-lejeńców, niezdolnych już do życia w cywilizowanym świecie. Obecność niektórych ludzi w tych okolicach zadziwiała swoją absurdalnością. Czyż nie można było oniemieć z wrażenia zawierając znajomość z przełożonym misji ojców kapucynów, który jak się okazało, był jeszcze niedawno ministrem republikańskim w Hiszpanii, w rządzie Negrina.

Od gościnnego prefekta dostaliśmy do naszej dyspozycji dwa duże muły. Tam, gdzie trzeba wspinać się po stromych zboczach, muły są znacznie wytrzymalsze od koni. Także komendant pogranicznej Gwardii Narodowej, chcąc nam ułatwić zwiedzanie interesujących obiektów, podwoził nas często swoim łazikiem. Najczęściej naszym przewodnikiem był dr Alvarado, lekarz z ośrodka zdrowia. Ten ostatni znał doskonale historię Wielkiej Sawanny i często opowiadał nam o wydarzeniach, jakie miały tu miejsce.

Wieka Sawanna jest krainą zamieszkałą głównie przez Indian, mis-jonarzy i poszukiwaczy diamentów. Zapomniany do niedawna ten świat graniczy z Brazylią, Gujaną Brytyjską, Terytorium Amazonas i z pozostałą częścią stanu Bolivar, oddzielony od niej głębokimi przepaściami.

Infiltracja tych terenów indiańskich przez nowych przybyszów roz-poczęła się w latach dwudziestych, za panowania dyktatora Juana Yicente Gomeza. Zjawił się tutaj, otwierając drogę maczetą, poszuki-

90

Page 91: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

wacz złotego runa - kapitan Cordona, Hiszpan. W tym samym czasie Manuel Pena, zwabiony złudzeniami zdobycia fortuny, porzucił zawód aptekarza i wyjechał z Walencji, aby zaszyć się między Indian. Potem lotnik Jimmy Angel ze Stanów Zjednoczonych wylądował jako pierwszy w pobliżu rzeki Caroni, gdzie w ciągu godziny wypłukał z piasku kilka kilogramów złotych bryłek. Misjonarze, ojcowie kapucyni pośpieszyli nawracać Indian, osiedlając się w miejscu zwanym dzisiaj Santa Helena. Zaczęli napływać nowi i nowi ludzie. Ze wszystkich stron i wszystkich narodowości. Założono osiedla takie jak: Icabaru, Asa, Kavanayen. Nikogo nie pytano o dokumenty, ani skąd przybywa. Generał Gomez pozwolił cudzoziemcom nosić broń. Zbyt często bowiem zdarzały się wypadki, że powracających z pracy poszukiwaczy diamentów napadali bandyci i obrabowywali ich ze znalezionych kamieni. Na poszukiwaczy diamentów czyhały liczne niebezpieczeństwa. Obrabowywali ich także właściciele nowo powstałych knajp, którzy dawali żywność i sprzęt na kredyt, a zastrzegali sobie wyłączność przy skupie złota i diamentów. Za swój towar brali zawrotne ceny, a w diamentach zazwyczaj znajdowali różne braki: to kamień był martwy, miał węgiel, to kolor im się nie podobał, zawsze w nich było coś nieodpowiedniego.

Na mineros żerowały również kobiety lekkich obyczajów, zazwyczaj brzydkie i podstarzałe. Nie mogły już znaleźć klientów gdzie indziej, były jednak jeszcze ponętne dla nieogolonych i nieokrzesanych po-szukiwaczy diamentów, nie widzących kobiet miesiącami. Luis Rivas, Murzyn z Gujany Brytyjskiej podarował dziewczynie przezwanej Długa Noga piękny kilkunastokaratowy diament. Został on sprzedany właś-cicielowi baru w Uriman za sześć tysięcy bolivarów. Właściciel baru odsprzedał go kupcowi z Caracas za dwadzieścia tysięcy. Ten ostatni zarobił na nim dwieście tysięcy i diament powędrował do Nowego Jorku.

Od czasu, jak samoloty zaczęły lądować na Wielkiej Sawannie, pojawili się tam przedstawiciele wielkich firm jubilerskich z Londynu, Amsterdamu, Nowego Jorku i Caracas. Ci bogacili się, ale minero zazwyczaj jest biedny. Brudny, wygłodzony, z rozgorączkowanymi oczyma będzie śnił o diamentach, będzie nadsłuchiwał uważnie, gdzie odkryto najnowsze złoża i natychmiast tam pobiegnie, rzucając wszyst-ko.

„Tygodnik Siedlecki" 30.X.94r.

91

Page 92: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

POLOWANIE NA JAGUARY

Sawanna ma dużo egzotyki i uroku ziem mało zamieszkałych. Szczególnie dla tych, którzy lubią polowania. Nigdzie chyba nie ma tyle kaczek co tutaj. Jest także masę innego ptactwa: marabutów, dzikich gęsi, warzęch, ibisów. Roi się tutaj od tapirów, jeleni, sarn, lapas, mrówkojadów, kapibar, pancerników, jaguarów, żółwi i kajmanów. Zwierzyna ta przyciąga myśliwych z dalekich stron.

W okresie suszy do miejscowości Rincon Hondo, w pobliżu rzeki Matillure, przyleciał samolot z Caracas. Przywiózł same grube ryby: jednego ministra, jakiegoś bogatego nafciarza z USA, kilku obszarników, takich, co mają najmniej po dwadzieścia tysięcy hektarów, gubernatora stanu Apure i innych. Prefekt zaproponował mi dołączenie do tej grupy.

Pojechaliśmy konno. Myśliwi, ludzie bogaci, przyjechali zabić czas polując na jaguary. Przywieźli specjalnie tresowane psy i doskonałą broń. Między innymi czeskie sztucery Hornety.

Po przywitaniu i wypiciu po szklance whisky ruszyliśmy na wielkie łowy.

Brzegi rzeki Matillure pełne są legowisk jaguarów. Nie trzeba ich było szukać. Po przejechaniu pięciu kilometrów zostawiliśmy konie. Konie i muły panicznie boją się jaguarów. Niebezpiecznie jest polować na koniu.

Poszliśmy dalej piechotą. Prefekt podzielił nas na dwie grupy. Podzielił także psy. Spełniają one bardzo ważną rolę przy polowaniu, bez nich upolowanie jaguara jest bardzo trudne.

Po jakimś czasie usłyszeliśmy intensywne ujadanie. - Już go mają - powiedział prefekt. Ujadanie oddaliło się. Naszym zadaniem było teraz dogonienie psów.

Po krótkim biegu na przełaj zobaczyliśmy ogary otaczające wysokie drzewo. Przysiadały na tylnych łapach i patrząc w górę wściekle ujadały. Jaguar męczy się łatwo. Po krótkiej ucieczce schronił się na drzewo i ciężko dysząc przycupnął na gałęzi.

Prefekt rozstawił nas dookoła drzewa i kazał strzelać. Biedny jaguar kulił się, jak mógł, ale kule dosięgnęły go szybko. Spadł podziurawiony jak sito. Wszystkie psy rzuciły się na niego. Był śmiertelnie ranny, ale przed śmiercią zdążył jeszcze rozpruć brzuch największemu psu, tak że zwierzęta dogorywały jednocześnie.

92

Page 93: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Jeden z przewodników podskoczył i odpędził psy, nie chciał dopuścić do zniszczenia skóry. Był to stary człowiek o potwornych bliznach na twarzy. Blizny pozostały po walce z jaguarem. Zabił wtedy el tigre nożem.

Łapy jaguara przywiązano do grubej żerdzi. Ważył około dwustu kilogramów. Dwaj llaneros zanieśli go do obozowiska.

Zabiliśmy wtedy dwa samce, po dwieście kilogramów każdy i cztery samice o wadze od stu do stu pięćdziesięciu kilogramów. Dwa młode poszarpały psy, a jeden mały i żywy jaguar został zdjęty z drzewa przez przewodnika.

Myśliwi fotografowali się na tle zabitych zwierząt. Prefekt występując w imieniu hodowcy chciał wypłacić gościom premię, ale ci wspaniałomyślnie darowali mu ją. Wynosiła ona więcej niż miesięczne wynagrodzenie prefekta. Premię wypłacał zawsze hodowca, na którego terenach zabito jaguara.

Llaneros pokazali potem, jak się poluje na sarny bez użycia broni palnej. Stary przewodnik Pena zawołał Pedrito i jeszcze jednego chłopca o imieniu Geronimo. Wsiedli na konie i oddalili się w stronę gładkiej, nie zalesionej sawanny. Polowali w ten sposób wielokrotnie. Mieli już wprawę. Wkrótce dojrzeli małego kozła. Pasł się spokojnie, nie widząc i nie czując ludzi posuwających się pod wiatr. Słońce chyliło się ku zachodowi, nie prażyło już tak bezlitośnie jak w porze południowej. Wiała lekka bryza. Kozioł szczypał trawę w pobliżu małej, wyschniętej laguny.

Llaneros rozpierzchli się i zatoczyli koło. jechali w ten sposób, ażeby kozioł znalazł się w środku równobocznego trójkąta. Powoli, bez pośpiechu, zaczęli zbliżać się do zwierzęcia. Kozioł zobaczył nagle Pedrita i pomknął w przeciwną stronę, tam natknął się na starego. Zawrócił w miejscu i lotem strzały pobiegł naprzeciw Geronimo. Spłoszony zawracał i znowu natykał się na innego jeźdźca.

Widok był imponujący. Ludzie na koniach cwałowali. Najmniejsza nieuwaga, opieszałość, czy upadek jeźdźca, dawałyby kozłowi możność ucieczki. Wypoczęte konie posłusznie zawracały w miejscu i znowu cwałowały, w zależności od zachowania się kozła.

Na horyzoncie zarysowała się linia lasu. Sarna, która dopadnie lasu, jest już ocalona. Wiedzieli o tym dobrze ludzie na koniach i tak manewrowali zmęczonym już.nieco kozłem, żeby jego ucieczka skiero-wana była znowu na otwartą przestrzeń. Ruchy zwierzęcia stawały się coraz bardziej powolne i bezładne.

93

Page 94: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

- Pedrito - krzyknął Manuel Pena - Już ma dość, łap go. Pedrito cwałując przygotował lasso. Zbliżył się do kozła na odległość

kilku kroków i rzucił rzemieniem. Gwałtownie szarpnął do tyłu rękę, kozioł podskoczył w górę i padł na ziemię łamiąc przednią nogę. Lasso przy szarpnięciu zsunęło się z krótkich rogów kozła, ale zwierzę już nie było w stanie uciec. Podniosło się na trzech nogach, czwarta zwisała bezwładnie.

Nadjechali pozostali ludzie. Pedrito poderżnął kozłowi gardło i za-rzucił go na łęki siodła.

Dzień miał się ku końcowi. Sarnę poćwiartowano, a mięso wbite na kołki pieczono nad ogniem. Przewodnicy milczeli w skupieniu i obser-wowali gości ze stolicy, którzy tak dużo mieli, a mimo to chciało im się przyjeżdżać na sawannę tylko po to, żeby zabijać jaguary.

Nad obozowiskiem krążyły chmary sępów. Na sawannie, tam, gdzie śmierć, tam są i sępy.

„Tygodnik Siedlecki", 28.V.95r.

ZGUBNA MIŁOŚĆ

Zawodem chłopca było ujeżdżanie dzikich koni - broncos. W wieku 21 lat Pedrito dostał pracę w hato La Paz. Zakochał się z miejsca w szesnastoletniej córce mayordoma Jesusa Rebolledo. Ojciec dziewczyny zabronił mu zbliżać się do niej. Chłopiec jednak nie usłuchał Rebolleda.

W upalny lipcowy dzień z nasiąkniętej wodą sawanny ulatywały resztki porannej mgły. Przyjemną i kojącą ciszę tego pustkowia przery-wał jedynie świergot ptaków. Nagle na bezchmurnym niebie pojawiły się sępy - ścierwojady. Przybywało ich coraz więcej. Zataczały kręgi w górze, a potem obniżyły lot, kierując się ku wierzchołkowi starego drzewa araguaney. Zeskakując z gałęzi na gałąź zbliżały się do najniż-szego konaru. Tam, na cienkiej lince wisiały zwłoki Pedrita. Dla sępów był to tylko kawał ścierwa. Przy większych podmuchach wiatru wisielec kołysał się łagodnie, a spłoszone ścierwojady odskakiwały na wyższe gałęzie. Kiedy przekonały się już, że nic im nie grozi ze strony wiszącego człowieka, postanowiły przystąpić do uczty. Największy

94

Page 95: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

z sępów zeskoczył na barki wisielca i już zamierzał się dziobem w jego oko, kiedy niespodziewanie spłoszył go odgłos kroków ludzi wyłania-jących się z gęstych zarośli. Było ich czterech. Dwaj z nich nieśli długą żerdź z przywiązanym do niej starym hamakiem. Jeden trzymał pod pachą zwinięte prześcieradło, a najwyższy rozkazywał. Ludzie nie odzywali się do siebie. Najwyższy wziął długi nóż z pochwy i stając na palcach wprawnym ruchem odciął wisielca. Pozostali rozpostarli prze-ścieradło na podmokłej ziemi, położyli na nim zwłoki, zawinęli je i wrzucili do hamaka. Po chwili odeszli nie oglądając się za siebie.

* * *

Po trzch dniach goniec wysłany z hato La Paz zawiadomił prefekturę w Mantecal o samobójstwie Pedrita. Prefekt Navas polecił mnie i sędziemu oraz kilku innym ludziom przygotować się do drogi, celem zbadania okoliczności samobójstwa. Nie podobało mu się przekroczenie terminu w przysłaniu gońca przez Miguela Lavado - właściciela hato La Paz. Zawiadomienie powinno przyjść w ciągu dwudziestu czterech godzin. Opóźnienie budziło podejrzenia i wątpliwości.

Ulewne deszcze pokryły sawannę wodą. Czterdziestokilometrowa podróż była niezwykle uciążliwa i męcząca. Gzy bydlęce - tabanos cięły niemiłosiernie. Po przybyciu do domu Rebolleda nie zastaliśmy tam nikogo. Żona i córka wyjechały do odległej wsi, do swoich krewnych. W hato La Paz przywitał gości właściciel Miguel Lavado i aptekarz Medina. Ugoszczono nas wspaniale, zapraszając do ponownych odwiedzin w drodze powrotnej. Dostaliśmy tam kilku ludzi z łopatami i podążyliśmy na odległy o kilka kilometrów cmentarz. Odkopane zwłoki cuchnęły tak, że jakiekolwiek dalsze oględziny były nie do pomyślenia. Na nic zresztą by się to zdało, procesy gnilne były bardzo zaawansowane, a szczupły za życia Pedrito przypominał nadęty balon, a nie człowieka. O stwierdzeniu przyczyny zgonu nie mogło być mowy. Rafael Medina prosił mnie, ażeby mimo wszystko napisać o przyczynie zgonu jako o samobójstwie przez powieszenie.

Po powrocie do Mantecal zapytałem Margaritę, co myśli o tym wszystkim.

- Ręczę, że sam siebe nie zabił - odpowiedziała. - Dla niego znacznie ważniejszy był jego koń niż jakakolwiek dziewczyna. Był tutaj kilka dni temu. Kupił wiele prezentów, a dla siebie nowy kapelusz i poncho.

- Nie wiesz dla kogo były przeznaczone te prezenty? .

95

Page 96: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

- Dla dziewczyny, jej matki i ojca. Rebolledo miał otrzymać wspaniałe siodło.

Sprawa zaczynała powoli wyjaśniać się. Nie chcąc nikogo urazić i postępując zgodnie z własnym sumieniem, napisałem w protokole z oględzin zwłok, że daleko posunięty proces gnilny nie pozwolił mi na orzeczenie o przyczynie śmierci. Gdybym napisał o samobójstwie, śledztwo zostałoby umorzone. Ponieważ tak się nie stało, Urząd Bezpieczeństwa Publicznego z San Fernando wezwał do siebie wszystkie zainteresowane osoby. Po długich przesłuchaniach nerwy dziewczyny odmówiły posłuszeństwa i wyznała całą prawdę.

Kiedy Pedrito przyjechał z prezentami do hato La Paz, a ściślej mówiąc do domu mayordoma Rebolledo, został bardzo dobrze przyjęty przez córkę i matkę. Kobiety sprzyjały mu, znajdując się całkowicie pod jego urokiem osobistym. Gorzej było z ojcem. Ten kategorycznie odmówił przyjęcia prezentów i zagroził, że zabije Pedrita, jeżeli ten nie zrezygnuje z jego córki. Mógł wyrzucić chłopca z pracy, ale nie chciał tego uczynić ze względu na jego przydatność w hato.

Po tej gwałtownej rozmowie mayordomo osiodłał konia i udał się do domu Miguela Lavado. A przynajmniej tak oświadczył swojej żonie. Po kilkunastu minutach niespodziewanie wrócił, zastając młodych przygotowujących się do ucieczki. Krewki Rebolledo chwycił chłopca za gardło i po krótkiej walce udusił. Dla zamaskowania zbrodni powiesił Pedrita na pobliskim drzewie. O całym wydarzeniu zawiadomił hato, prosząc o radę. Miguei Lavado, nie chcąc utracić dobrego pracownika, zwlekał z zawiadomieniem władz, mając nadzieję, że po kilku dniach nie będzie można stwierdzić przyczyny zgonu młodego llanero.

Jesus Rebolledo dostał sześć lat więzienia. Miguei Lavado przebywał w areszcie przez okres trzech miesięcy. Kobiety wróciły do pustego domu zrozpaczone. Nie rozumiały zupełnie, za co Jesus zabił tego miłego i ładnego chłopca, który wnosił tyle radości do ich domu.

„Tygodnik Siedlecki", 19.III.95r.

96

Page 97: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

LISTY DO NIEBOSZCZYKA

Nie tracąc czasu wsiedliśmy na konie, kierując się na południe w stronę rzeki Arichuna. W obu kaburach mojego siodła umieszczone były pieczone kaczki, casabe, płaska butelka rumu, owoce mango i pomarańcze. Do obu siodeł Margarita przytroczyła po jednym poncho, na wypadek deszczu. Te prymitywne płaszcze, noszone przez Indian Ameryki Południowej, wykonane są z jednej sztuki materiału z wycięciem na głowę. W nocy zastępowały ciepły koc, a podczas dnia chroniły od deszczu. Miały także tę zaletę, że półdzikie konie nie bały się ich, w przeciwieństwie do szeleszczących płaszczy z brezentu czy stylonu.

Na ścieżce ukazał się człowiek. Obdarty, stary i zniszczony o opuch-niętych nogach. Podpierał się kijem i wiadać było, że chodzenie sprawia mu trudność.

- Kto to jest? - zapytałem Margaritę. - Taki jeden - odparła dziewczyna. - Bandyta i tyle - dodała ze złością.

- Nikt go nie lubi, nie ma przyjaciół. Włóczy się po okolicznych drogach do czasu, aż w końcu zdechnie.

Ten niespodziewany wybuch złości u Margarity zaciekawił mnie. Zacząłem wypytywać ją o przyczynę jej niezadowolenia. Po długich naleganiach usłyszałem od Margarity niebanalną historię zbrodni pope-łnionej przez starego Lopeza, człowieka, którego minęliśmy przed chwilą.

A było to tak. Tłuste krowy pasły się na płaskiej jak stół sawannie. Przed nad-

chodzącą porą suszy skubały ostatnie źdźbła zielonej trawy. W poblis-kich krzakach leżały zabite krowy. Dwaj mężczyźni i młoda kobieta zdzierali z nich skóry i rozkładali na słońcu. Starszy z nich miał ospowatą, brzydką, zbójecką gębę i patrzył spode łba. Młody wyglądał na sprytnego złodziejaszka, a kobieta na córkę starego, była bowiem do niego podobna. Ludzie ci rozglądali się w obawie, czy ich nikt nie śledzi. Stary wykrawał najlepsze kawały mięsa i ostrą maczetą tworzył z nich cienkie misterne płaty, dogodne do suszenia na słońcu.

Opodal, na pięknym karym koniu, jechał Cola Martinez - młody, śniady mężczyzna - gwiżdżąc wesoło. Nie podkuty rosły koń, z ogonem długim do ziemi i z grzywą rozwianą na wietrze, bez widocznego wysiłku pokonywał bezkresną równinę, zbliżając się ku przeznaczeniu.

97

Page 98: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Chłopak zdjął pilśniowy kapelusz i zaśpiewał smutną piosenkę o Juanie Charasco: Juanie biednym, ale dzielnym. Nie bojącym się najsroższego byka i ujeżdżającym najdziksze konie. Za urodę i odwagę kochały go wszystkie dziewczęta. Nie miały żalu, gdy je porzucał i cieszyły się, jeżeli zostawiał im syna czy córkę na pamiątkę. Juan wędrował od hato do hato, ujeżdżając coraz to inne konie i zdobywając dziewczęta. Aż razu pewnego - jak mówi piosenka - zdradziecka kula przeszyła mu serce. Kiedy nieśli go w drewnianej trumnie, wiele kobiet płakało. Najwięcej rozpaczały te, które trzymały za ręce dzieci podobne do Juana.

Zapadał zmierzch, ale to nie miało znaczenia. Do domu było blisko. Tak myślał Cola nie wiedząc, że to, co wydaje nam się bardzo bliskie, okazuje się czasami niezmiernie odległe. Komary zaczęły dokuczać i jeździec pospieszył swego konia. W pewnej chwili zobaczył starego Lopeza, jego pomocnika i córkę. Podjechał do nich, pozdrowił ich wesoło i o coś zapytał. Pomocnik starego, śmiejąc się, chwycił konia za uzdę, a Pedro Lopez podbiegł z tyłu i zaskoczonemu chłopcu zadał drewnianym kołem cios w głowę. Jeździec zwalił się na ziemię. Stary zawołał dziewczynę i razem dowlekli ogłuszonego do dołu pełnego bydlęcych kości. Nie troszcząc się kogo grzebią - żywego czy martwego - przywalili chłopca ziemią, zasypując pośpiesznie dół. Tymczasem pomocnik o twarzy złodziejaszka naznosił chrustu i rozpalił w tym miejscu wielkie ognisko.

Po krótkiej naradzie obaj mężczyźni zabrali konia Martineza do pobliskiej rzeki Matillure. Stary zasłonił oczy koniowi szmatą, a młody z całej siły uderzył go nożem w tętnicę szyjną. Bryznęła krew, a spłoszony i ranny koń skoczył do tyłu, zanurzając się w mętnej toni spienionej rzeki. Zwabione krwią piranie rzuciły się żarłocznie na żywe jeszcze mięso.

Nad zakopanym dołem dogasało ognisko. Trudno było domyśleć się, że ktoś znalazł swój grób pod tym ogniskiem i że jeszcze raz cień śmierci padł na tę piękną sawannę. Ludzie o ciemnych twarzach szykowali się do odjazdu. Ładowali skóry i mięso do worków, a worki zanosili do ukrytej na brzegu rzeki łodzi. Zacierali ślady kradzieży bydła. Przysypywali krew suchym piaskiem. Dziewczyna skleciła krzyżyk z dwóch gałęzi i wetknęła go w krzak przyległy do zakopanego dołu. Żeby był, ale żeby go nie było widać. - Na grobie chrześcijanina musi być krzyż - powiedziała do towarzyszy oddalających się w stronę łodzi.

98

Page 99: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Po powrocie do Mantecal, pierwszą osobą napotkaną przez Lopeza była matka Coli.

- Czy nie widziałeś mojego syna? - zapytała pełna niepokoju. -Pracował przy cechowaniu bydła w okolicy osiedla Morocoy. Jest już późno, a on nie wraca.

- Minęliśmy się w drodze - odparł Lopez. - Mówił, że udaje się do Guasgualito, że ma tam dostać dobrą pracę. Ja też tam jutro pojadę. Jeżeli chcesz, to zawiozę do niego twój list.

Tak mówił Lopez i będąc człowiekiem „usłużnym", pomógł starej analfabetce Martinez w napisaniu listu. Potem z kolei „pomógł" Coli w napisaniu listu do matki. Korespondencja matki z nieżyjącym synem trwała trzy lata. W końcu ludzie zaczęli domyślać się wszystkiego. Córka Lopeza coś komuś powiedziała, dowiedziano się nawet, gdzie pogrzebano Colę. Brak było świadków i dowodów rzeczowych. Dół odkopano, ale Lopez zdążył w międzyczasie usunąć kości ludzkie i bydlęce. Krzyżyk stał tam, gdzie go postawiono, ale to niczego nie dowodziło. Dochodzenie umorzono, stary Lopez nie został ukarany przez sąd. Ukarali go ludzie. Nie wierzą mu, nie ufają i unikają z nim kontaktów. A jest to kara gorsza od więzienia.

Jak nieudolnie przeprowadzono śledztwo, może dowodzić fakt, iż w odległym o trzysta kilometrów Guasgualito nikt Coli nie widział i nie znał. Motywem zbrodni była obawa Lopeza przed ujawnieniem kra-dzieży bydła.

.Tygodnik Siedlecki" 1.I.95r.

KŁOPOTLIWY PREZENT

Etnografia jest nauką fascynującą mnie od wielu lat. Jednym z cieka-wszych obyczajów panujących wśród mieszkańców znad Orinoko jest pewien osobliwy zwyczaj przymusu seksualnego, którego sam kiedyś padłem ofiarą. A było to tak...

Pracowałem wówczas w samym sercu Apurejskiej Równiny, w małej osadzie zwanej Mantecal. Tamtejsi mieszkańcy trudnili się niemal wyłącznie hodowlą bydła. Pewnego dnia udałem się jak zwykle do przychodni. Upał był nie do zniesienia, najmniejszy ruch wywoływał

99

Page 100: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

uczucie zmęczenia, toteż zaniepokoiła mnie zbyt duża liczba czekających pacjentów. Kiedy przyjąłem już około dwadzieścia osób, przed domem pojawiła się dziewczyna na koniu. Przemoczona sukienka ściśle przylegała do jej ciała, a na twarzy malowały się rozpacz i lęk. Kilka kroków za nią szedł miejscowy policjant.

Przerwałem badanie chorych i zająłem się ranną. Po dokładnym obejrzeniu uszkodzeń skóry, założyłem kilka szwów i opatrunki. Podczas wykonywanej pracy nie mogłem oderwać wzroku od jej pięknego ciała, tak poturbowanego przez jakiegoś nicponia.

Ze słów Zamby i policjanta wynikało, że napastnikiem był kochanek dziewczyny. Mieszkali razem na skraju Wielkiej Równiny, w małej wiosce liczącej zaledwie kilka domów. Kiedy llanero (kowboj) wyjechał na kilka tygodni, celem przeprowadzenia spędu bydła, zleconego mu przez pewnego kupca z Caracas, do Zamby zaczął zalecać się jej sąsiad i to nie bez wzajemności. Llanero złapał ich na gorącym uczynku, pobił sąsiada i pociął nożem swoją dziewczynę.

Było to postępowanie nietypowe. Zazwyczaj zazdrosny llanero nie robi takich rzeczy, nie obarcza odpowiedzialnością kobiety, udaje, że niczego się nie domyśla, a przy okazji, gdy spotka rywala gdzieś na sawannie, zabija go. Takie są miejscowe zwyczaje, toteż czyn zazdros-nego llanero został przez miejscową ludność potępiony.

Nim przejdę do dalszego ciągu opowiadania, chciałbym wyjaśnić, co oznacza słowo Zamba. Otóż Zambo lub Zamba, w zależności od płci, jest potomkiem pochodzącym ze skrzyżowania dwóch ras: indiańskiej i murzyńskiej. W praktyce najczęściej dochodzi do współżycia Murzyna z Indianką. Nie spotkałem się nigdy z odwrotną sytuacją.

Ale wróćmy do dziewczyny. Nie mogłem ograniczyć się w tej sprawie tylko do roli lekarza. Wezwałem komendanta Gwardii Narodowej, grającego właśnie na placu w kule kreolskie i poprosiłem go o sprowadzenie zazdrosnego llanero. Chciałem go zawstydzić, no i niechby posiedział kilkanaście dni w miejscowym areszcie, ostatecznie popełnił przecież poważne przestępstwo.

Potem okazało się, że Zamba nie ma gdzie mieszkać, a boi się jechać do domu. Umieściłem ją u pewnej sympatycznej staruszki. Dziewczyna nie miała nawet hamaka, rekwizytu, bez którego miejscowa ludność nie rusza się z miejsca zamieszkania. Znalazłem i na to sposób. Miałem piękne chinchorro ofiarowane mi przez zaprzyjaźnionych Indian z Delty Amacuro. Podarowałem je Zambie i uważałem sprawę za załatwioną.

100

Page 101: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

I wtedy zdarzyło się coś, czego nie mogłem przewidzieć. Dziewczyna przychodziła na optrunki. Po kilku dniach zdjąłem szwy. Jej kowboj przepadł bez wieści, Gwardia nie mogła go nigdzie znaleźć. Szukanie zbiega na sawannie, to tak jak szukanie igły w stogu siana. Zachowanie Zamby zaczęło mnie dziwić i trochę niepokoić, jej prowokujące, zbyt poufałe odezwania były zastanawiające.

Miejscowy aptekarz, Rafael Medina, wyjaśnił mi, w czym rzecz. Chodziło o pewnien miejscowy zwyczaj. W tych okolicach akceptacja hamaka jako prezentu oznacza także akceptację ofiarodawcy jako partnera - wspólnego użytkownika hamaka, ze wszystkimi intymnoś-ciami z tym związanymi. Narobiłem sobie niemało kłopotu, darowując Zambie hamak.

Sprawa była żenująca. Włączanie się do istniejącego trójkąta, celem stworzenia czworoboku i to w dodatku w towarzystwie dwóch zdzi-czałych kowbojów, nie odpowiadało mi wcale. Ale Medina upierał się przy swoim.

- Jeżeli tego nie zrobisz - powiedział - będziesz uważany za fajtłapę i niedołęgę, i nikt nie będzie się z tobą liczył. Tutaj obowiązuje „machismo". Na przyszłość nie trzeba być tak uczynnym i skorym do usług wykraczających poza twoje obowiązki.

Przyznałem mu rację i poszedłem wieczorem do dziewczyny. Ona jakby na to czekała. Uśmiechała się zalotnie i była bardzo miła. Podczas przystosowywania się do miejscowych obyczajów zwróciłem uwagę na niezwykłą gładkość jej naskórka, przypominającego delikatną po-wierzchnię dojrzałej, nie zerwanej jeszcze z drzewa, brzoskwini. Sprę-żyste, smukłe i wrażliwe ciało mogło zaspokoić wymagania najbardziej wybrednego mężczyzny.

Olbrzymi hamak, zrobiony z wiecznie chłodnych włókien palmy moriche, także sprawował się znakomicie. Indianki są może nieco zbyt bierne i posłuszne, Murzynki zbyt hałaśliwe i ruchliwe, za to Zamby mają wszystkie te cechy, które chętnie widzimy u kobiet. Pewną bezpośredniość, szokujący czasami, ale jakże sympatyczny prymity-wizm, wspaniałą kondycję i nie nużące, pogodne usposobienie.

Moje wizyty powtórzyły się w ciągu następnych kilku nocy. I tak, mimo woli, zostałem wplątany w przygodę, wynikającą z konieczności przystosowania się do obyczajów nowego dla mnie środowiska.

„Tygodnik Siedlecki" 22.I.95r.

101

Page 102: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

KRWAWA ZEMSTA RODOWA

Gdy kiedyś pracowałem jako asystent prof. Wiktora Grzywo - Dąb-rowskiego w Zakładzie Medycyny Sądowej Uniwersytetu Warszaws-kiego, interesowałem się specjalnie anachroniczną vendettą jako moty-wem zbrodni. Jednak dopiero podczas mojego pobytu w Ameryce Południowej miałem okazję zaobserwować klasyczne przypadki zemsty rodowej.

Nazywał się Amadeo Rosini i pochodził z Capri, pięknej wyspy położonej w pobliżu Neapolu. Miał dwadzieścia pięć lat, miłą powierz-chowność i ukończone studia medyczne. We Włoszech w tym czasie nie było łatwo o pracę. Proponowano mu stanowisko lekarza szkolnego lub sportowego. To nie była robota dla niego, zapragnął bowiem stawić czoło chorobom niebezpiecznym, trudnym do wyleczenia. Wielu Włochów, powracających z Wenezueli, chwaliło się zdobytą tam fortuną, więc Amadeo poszedł do konsulatu tego kraju i bez większych trudności otrzymał wizę imigracyjną.

W Ministerstwie Zdrowia skierowano doktora do pracy w stanie Falcon, do miejscowości Santa Cruz de Bucarale. Otrzymał bilet lotniczy do stolicy stanu, Córo, dokąd niezwłocznie poleciał. Po złożeniu przysięgi w obecności gubernatora i otrzymaniu zaliczki udał się autobusem do celu przeznaczenia.

Prefekt z Santa Cruz de Bucarale ucieszył się bardzo z przybycia lekarza, życząc mu miłego u nich pobytu, owocnej pracy itp. Osobiście zaprowadził go do małego, białego domku przeznaczonego na kwaterę. Zapoznał go także z aptekarzem, księdzem, sędzią i komendantem policji, z tymi bowiem ludźmi wypadnie kontaktować się często lekarzowi.

Następnego dnia dr Amadeo zabrał się ochoczo do pracy w powie-rzonej mu przychodni. Pielęgniarki były miłe i ładne, a pacjenci obserwowali z zaciekawieniem nowego, europejskiego lekarza, wsłu-chując się uważnie w jego diagnozy i wskazania lecznicze.

Około godziny dwunastej, kiedy już pozostało do zbadania tylko kilku chorych, przed przychodnię zajechał jeep komendanta.

- Doktorze, proszę wziąć karty zgonów, musimy pojechać razem w góry, ażeby załatwić tam pewne formalności pogrzebowe - powiedział komendant.

- Czy mam wziąć także torbę lekarską? - zapytał Amadeo.

102

Page 103: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

- Na wszelki wypadek można ją zabrać, ale zdaje się, że nie będzie potrzebna. Ja muszę przeprowadzić śledztwo, a pan powinien wypełnić kilka kart zgonów. Bez tego nie można pochować nieboszczyków, a wie pan przecież, że w tym klimacie mięso łatwo się psuje.

- Ale co się stało? - Nic nie wiem, pojedziemy, zobaczymy. Po godzinie jazdy komendant, lekarz i towarzyszący im policjant

zatrzymali się przed dość dużą hacjendą. W zagrodzie dla bydła ryczało kilka głodnych krów, widać też było duże stado kóz, zwierząt, których w tych okolicach nie brakuje. Dookoła domu rachityczne drzewa i liczne wysokie kaktusy świecznikowe. Przed domem stał miejscowy policjant. Zaprosił przybyłych gestem, ażeby weszli do środka.

Waham się, czy mam opisać to, co zobaczyli przedstawiciele władz po przekroczeniu progu. Chyba jednak powinienem to zrobić, niedo-mówienia bowiem niczego nie wyjaśniają. Widok był potworny. Na stole leżała młoda, ciężarna kobieta z rozprutym brzuchem, z którego zwisały jelita i z którego wyłaniała się rozcięta macica z pięciomiesięcznym płodem. Zastygłe, otwarte oczy kobiety wyrażały przerażenie. Do słupa podtrzymującego dach przybity był olbrzymim gwoździem martwy dwuletni chłopiec o pobielonej glinką twarzy. Na klepisku leżał ośmioletni chłopiec, przygwożdżony długim nożem do ziemi. Jego ręce i nogi rozrzucone były na boki jak u szmacianej lalki. Właściciel hacjendy miał odrąbaną siekierą głowę, ręce i nogi. To wszystko, razem z tułowiem wrzucone było do hamaka, pod którym zebrała się duża kałuża krwi. Masakra została dokonana poprzedniej nocy. Na martwych ciałach żerowały roje much.

Dr Amadeo zbladł i osunął się na ziemię. - Tego nam jeszcze brakowało - powiedział komendant, rozglądając się za naczyniem z wodą. Podszedł do glinianego zbiornika w kącie pokoju, zaczerpnął kwartę wody, po czym chlusnął nią w twarz lekarza. Poskutkowało. Po chwili lekarz wstał, wyszedł za próg i zwymiotował. Wyjął swoje druczki i wypełnił karty zgonów, opierając się o informacje podane przez miejscowego policjanta i o zaobserwowane u zmarłych przyczyny zgonów.

Potem pojechali do sąsiadów zamordowanych. Komendant pytał ich, czy nie widzieli kogoś podejrzanego, czy nie wiedzą, kto to zrobił? Oczywiście nikt nic nie widział i niczego nie słyszał. Zeznający świadek byłby wplątany w coś, co skończyłoby się wydaniem wyroku śmierci na niego, więc lepiej było niczego nie widzieć. To była sprawa wewnętrz-

103

Page 104: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

na zwalczających się klanów, krwawa zemsta rodowa - vendetta, praktykowana od lat w górzystej części stanu Falcon.

Komendant nie wykazał większego zainteresowania i aktywności w ściganiu morderców. Trudno, ucierpi na tym wykrywalność przestępstw w miejscowej statystyce policyjnej, ale do tego władze były już przyzwyczajone. W ciągu trzydziestu lat żniwo śmierci, spowodowane vendettą, wyrażało się liczbą stu trzydziestu zamordowanych i to tylko w dwóch klanach: Bravo i Hemandez. Wśród ofiar znajdowali się nie tylko mężczyźni, ale także kobiety i dzieci.

Doktor Rosini po powrocie do Santa Cruz zapakował swoje manatki i natychmiast wyjechał. Był to człowiek wrażliwy, nie przyzwyczajony do tak okropnych widoków.

W tym samym roku, w podobny sposób zginął prezydent kraju, pułkownik Delgado Chalbaud. Stary generał Urbina, kum i przyjaciel prezydenta, poczuł się urażony uwiedzeniem jego młodej żony. - Ta zniewaga krwi wymaga - powiedział do bliskich sobie osób. Zebrał pośpiesznie kilkunastu zaufanych ludzi ze stanu Falcon i pojechał z nimi do Caracas. Tutaj, na jednej z mniej uczęszczanych ulic miasta zama-chowcy zatrzymali samochód prezydenta, wywlekli Chalbauda i jego adiutanta na podwórze budującego się w pobliżu domu, a następnie wykastrowali dokładnie pechowego kochanka, podziurawili kulami i zmasakrowali maczetami. Adiutant miał więcej szczęścia, bo został tylko dotkliwie pobity.

W ciągu kilku tygodni wszyscy zamachowcy zostali schwytani i bądź zastrzeleni podczas „próby ucieczki", bądź roztrzelani w wyniku wyroku sądowego.

„Tygodnik Siedlecki" 9.X.94r.

Moje podróże

NIEZWYKŁE PRZYGODY DOKTORA WINDYGI

Życie w tropikach jest bujne, niebezpieczne i szalone. Mógł się o tym przekonać dr Stanisław Windyga, lekarz warszawski, którego losy wojny rzuciły do dalekiej Wenezueli.

104

Page 105: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Minęło już kilka miesięcy od naszego przyjazdu do Guariquen. Postanowiliśmy pojechać do Caracas i kupić różne potrzebne nam rzeczy. Przy okazji chcieliśmy zobaczyć się z rodakami. Wyjazd na kilka dni nie wymagał jakiegoś specjalnego zezwolenia ze strony stanowych władz sanitarnych. Dla przyzwoitości wysłałem telegram informujący szefa o wyjeździe.

Jak zwykle zatrzymaliśmy się u państwa Żubrów. Zdążyli oni zlik-widować już swój pensjonat, przenosząc się do wynajętej willi w dziel-nicy Sabana Grandę. Moja żona tak była spragniona towarzystwa rodaków, że do późna w nocy nie dała spać Ewie Żubrowej, opowiadając jej swoje przeżycia i wysłuchując z kolei najnowszych plotek ze stolicy.

Tematem dnia były dramatyczne przejścia doktora Windygi na wyspie Coche. Przy śniadaniu Janusz opowiedział nam w skrócie przebieg wydarzeń.

- Przyczyną dramatu był nowy jeep przysłany przez władze stanowe do ośrodka zdrowia. Na Coche istnieją trzy wioski. W największej mieszkał Windyga, a do dwóch pozostałych musiał dojeżdżać jeepem. Stasio uważał, że samochód przysłano jemu, a prefekt był zdania, że prefektura i policja mogą z niego korzystać. Policjanci uruchomili w nocy samochód i pojechali pohulać do sąsiednich wiosek. Kiedy pijani wrócili następnego dnia rano, Windyga zaczął wygrażać im pięścią i wymyślać od najgorszych. W godzinę po incydencie Stasio został zawiadomiony przez policjanta, że prefekt oczekuje go w swoim biurze. Cóż miał robić? Poszedł. Prefekt nie odezwał się ani słowem. Pokazał ręką cele znajdujące się w patio, zapraszając jednocześnie gestem do zajęcia jednej z nich. Widząc, że nie ma żartów, Windyga wykonał polecenie. Nie zdążył jeszcze dojść do celi, kiedy padły strzały. Dostał sześć kul w plecy, a kiedy upadł jeszcze dwie.

- Przykra historia - zauważyłem. - Inna rzecz, że trochę było w tym i jego winy. Po co im wymyślał i wygrażał.

- Stasio stracił przytomność i wyglądał jak nieboszczyk. Tłum zebrany koło prefektury wznosił wrogie okrzyki przeciw policjantom. Prefekt i jeden policjant uciekli motorówką na Maragaritę. Zapewne to oni strzelali do doktora. Sanitariusz z kilkoma ludźmi przenieśli Windygę do łodzi i przewieźli do szpitala w Porlamar. Nikt nie chciał się nim zająć, uznając zbrodnię za polityczną. Dopiero jakaś polska lekarka udzieliła mu pierwszej pomocy.

- Niesłychane.

105

Page 106: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

- Windyga zapisał się poprzednio do URD - Union Repubiicano -Democratica. Był nawet jej prezesem na wyspie. Ale krajem rządziła wówczas AD - Accion Democratica.

- Zwariował. Pchać się do tutejszej polityki może tylko szaleniec. To nie jest robota dla europejskiego lekarza.

- Był bardzo popularny wśród miejscowej ludności. Wyobraźcie sobie... nawet potem nie był operowany, mimo że jedna kula utkwiła mu w przełyku, a druga w żołądku. Po prostu zwymiotował dwie kule, a dziury po nich same się zagoiły bez interwencji chirurga.

- Twarda sztuka. Musiała to być broń o małym kalibrze. A co on robi teraz?

- Przyjechał do Caracas i ma nadzieję otrzymać jakieś odszkodowanie za poniesione straty moralne, fizyczne i materialne. Nie chcą go przenieść w inne miejsce. Ministerstwo wysyła go z powrotem na Coche, nie mają podobno innych wolnych etatów.

- To nieładnie. - Windyga ma dużo pieniędzy. Dookoła wyspy znajdują się słynne

ławice perłopławów. Mimo, iż poradnictwo w przychodni jest darmowe, opłacane przez rząd, utarł się zwyczaj, że każdy z nurków i rybaków przynosi mu za poradę jedną perłę w prezencie. Ludzie utrzymują się tam ze sprzedaży soli, połowów ryb i pereł. Wyspa jest jedną wielką, słoną plażą pozbawioną roślinności. Stasio założył małe laboratorium, co bardzo zaimponowało miejscowej ludności. Stał się też sławnym ginekologiem, do którego przyjeżdżały kobiety z całego kraju. Jako jedyny lekarz na wyspie musiał zajmować się wszystkimi specjalnościami.

Następnego wieczoru poznaliśmy bohatera dnia. Wysoki, silnie zbudowany mężczyzna w wieku około czterdziestu lat. Zaraz po przywitaniu zdjął koszulę i pokazał nam swoje blizny. Był zdener-wowany, ale już zdecydowany na powrót na wyspę. W przeniesienie do innej miejscowości przestał już wierzyć.

Tymczasem grupa wojskowych obaliła rząd prezydenta Romulo Gallegosa. Junta wojskowa obejmująca władzę w kraju składała się z trzech pułkowników: Delgado Chalbaud, Lliovera Paeza i Marcosa Pereza Jimeneza. Dotychczasowy prezydent uciekł za granicę.

Kiedy Windyga popłynął na Margaritę, główną wyspę stanu Nueva Esparta, spotkała go miła niespodzianka. W porcie, gdzie czekała na niego motorówka mająca przewieźć go na Coche, zebrał się tłum jego pacjentów. W poważnym skupieniu podchodzili do niego, mówiąc:

106

Page 107: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

„ten co umarł, a żyje". Dotykali go przy tym ręką, ażeby moce, które uzdrowiły doktora, przeszły na nich.

Stasio zapragnął ożenić się. Sprowadził sobie z Francji młodą i piękną rodaczkę, jednak do małżeństwa nie doszło. Narzeczona nudziła się potwornie, nie miała żadnego towarzystwa, toteż po trzech miesiącach oświadczyła, że nie ma zamiaru marnować życia na tym pustkowiu. Windyga nie oponował. Kupił jej bilet powrotny na samolot, a dla osłody zawiedzionych nadziei podarował jej pudełko pereł.

Dziewiętnastoletnia córka miejscowego rybaka, dorodna, wysoka, ciemnowłosa Kreolka zajęła miejsce rodaczki. Nim zdążyli zalegalizo-wać swój związek, urodziła im się piękna córeczka, bardzo podobna do ojca.

Podczas jednego z urlopów doktor popłynął do Anglii. Nie wiadomo po co kupił tam okazyjnie statek rybacki z urządzeniem radarowym do wykrywania ławic ryb. Była to wówczas nowość. Znalazł też polskiego kapitana i kilku członków załogi, którzy chcieli osiedlić się w tropikach. Wszystko było obliczone na przyszłe zyski z połowów. Niestety, prawo wenezuelskie zabraniało zatrudniać kapitanów cudzoziemskich na statkach zarejestrowanych w tym kraju. Płace kapitanów miejscowych były bardzo wysokie i niezależne od wielkości połowów. Polski kapitan i załoga musieli sobie poszukać innej pracy. Statek został zakotwiczony i unieruchomiony w porcie La Guaira.

Ze Stasiem spotkałem się ponownie w El Tejero, w stanie Monagas u wspólnych przyjaciół. Windyga chciał koniecznie wyprowadzić się z wyspy, więc kiedy dowiedział się, że ja dostałem przydział do większej przychodni w San Antonio i że zwalniam miejsce pracy w Aguasay, przyjechał obejrzeć to miasteczko.

Przy okazji zadawaliśmy mu różne pytania na temat pereł. Znał się na nich dość dobrze.

- Perły prawidłowo ukształtowane to takie, które są idealnie okrągłe i mają blask - tłumaczył. - Perły barokowe, czyli perły o nieregularnych kształtach, są mało warte. Używane są do zdobienia szpilek od krawatów, spinek do koszul, inkrustacji i tanich pierścionków. Niektóre perły są matowe i jakby martwe, te nie przedstawiają żadnej wartości. Perły ze Stanu Nueva Esparta mają poszukiwany, lekko pomarańczowy odcień, po którym odróżnia się je od sztucznie hodowanych pereł japońskich. Najdroższa perła znaleziona w pobliżu Coche miała wartość dziesięciu tysięcy bolivarów, to znaczy około trzech tysięcy dolarów.

- Z tych paru słów dowiedzieliśmy się, dlaczego Stasio tak długo

107

Page 108: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

przebywał na wyspie - powiedziała Kasia, uśmiechając się żartobliwie. W dwa lata później spotkałem znowu Windygę w Caracas. Za-

trzymałem się z żoną w pensjonacie pani Ciołek. Wśród gości zobaczy-łem Stasia, jego kreolską przyjaciółkę i śliczną małą córeczkę. Windyga wyprowadził się już z Aguasay i dostał z ministerstwa przydział do San Carlos de Rio Negro. Była to najdalej wysunięta placówka służby zdrowia na południu kraju, położona na terytorium Amazonas. Prawdę mówiąc, był to rodzaj zesłania. Doktor wynajął mieszkanie w porcie La Guaira i zostawił w nim Kreolkę z dzieckiem. Sam poleciał samolotem do Ciudad Bolivar, gdzie zakupił dużą ilość żywności. Stamtąd popłynął łodzią motorową w górę Orinoko do San Carlos. Podróż trwała dwa tygodnie.

Po przybyciu na miejsce zobaczył, że ceny żywności są pięciokrotnie wyższe niż w centrum. Nie wytrzymał pokusy lekkiego zarobku i od razu sprzedał całe swoje zapasy mąki, ryżu, cukru, oliwy, konserw, czarnej fasoli. Nie przejmował się dniem jutrzejszym, ponieważ chciał wykorzystać tę okazję do zrzucenia nadwagi.

Ciężkie to byty miesiące, skarżył się potem na prawdziwy głód, doszło nawet do tego, że zaczął jadać zupę z termitow. W tym czasie udało mu się sprzedać swój statek gubernatorowi Terytorium Amazonas i pozbyć się nareszcie tego niepotrzebnego zakupu. Statek miał płytkie zanurzenie, nadawał się więc nie tylko do żeglugi po morzach i oceanach, ale także i do rejsów po większych rzekach, jak na przykład po Amazonce i Orinoko.

Po moim wyjeździe z Wenezueli, Stasio ożenił się z młodą Polką i miał z nią dwoje dzieci. Zamieszkał w Andach, w dobrym klimacie, w pobliżu kolumbijskiej granicy. Pracował nadal dla Ministerstwa Zdrowia. Żona jego nie lubiła pasierbicy i traktowała ją jak służącą. Ojciec bardzo nad tym bolał, bo kochał to dziecko najbardziej. Kiedy mała kończyła szesnaście lat, zrobił jej piękny urodzinowy prezent. Zabrał ją turystycznym statkiem w podróż dookoła świata. Zwiedzili Kopenhagę, Londyn, Amsterdam, Lizbonę, Tanger, Casablankę, Wyspy Kanaryjskie, Lagos, Kapsztad, Dar Es Salaam, Karaczi, Bombaj, Kalkutę, Singapur, Sydney i kilka wysp na Oceanie Spokojnym, między innymi francuskie Tahiti. Dziewczynę zachwyciła wycieczka. Była też bardzo dumna z ojca, który kupował jej ładne prezenty i czuł się wszędzie swobodnie jak u siebie w domu.

„Tygodnik Siedlecki" 16.IV.95r.

108

Page 109: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

NOCNE POLOWANIE

Strój Margarity pasował doskonale do jej typu urody. Miała na sobie pilśniowy kapelusz z szerokim rondem, luźną bluzkę wyrzuconą na dżinsy i skórzane teksaskie buty z krótkimi cholewkami. Wszystko w kolorze czarnym. Tylko w cholewki butów wszyte były ozdoby z białej skóry.

Większość młodych ludzi ubrana była w wielkie słomkowe kapelusze, koszule wyrzucane na spodnie i sandały z bydlęcej skóry. Każdy z nich miał w worku hamak, derkę 1 moskitierę. Jedzenia na drogę nikt nie zabrał. Upolowane mięso miało służyć za pożywienie dla myśliwych.

Samochód ciężarowy potoczył się w bezkresną dal sawanny. Naj-mniejszy wiaterek podrywał z gołej i spalonej słońcem ziemi tumany czerwonego pyłu, racząc nim myśliwych. Tu i ówdzie bielały na słońcu szkielety padłych krów.

Wcisnąłem głębiej kapelusz. Poprawiłem ciemne okulary i wyciąg-nąłem termometr. Wskazywał trzydzieści dziewięć stopni w cieniu.

- Gorąco ...nie do wytrzymania - powiedziała Margarita. - Ale gorszy jeszcze jest ten kurz. Po przyjeździe nad rzekę zaraz

wskoczę do wody. Spojrzałem na pozostałych towarzyszy wyprawy. Pedrito, owinięty w

gruby koc, spał w najlepsze. Prefekt trzymał się szoferki. Cochocho, Murzyn Castro, Pedrito, Juan Bimba i Zamuro uzbrojeni

byli w małe, lekkie harpuny, łuki i strzały. Ostatni trzej zostali zabrani jako przewodnicy znający doskonale teren. Wiedzieli oni, gdzie jest najwięcej żółwi i gdzie składają jaja.

Celem wyprawy była rzeka Guaritico. Właściwe polowanie zaczynało się po zachodzie słońca, ale musieliśmy być wcześniej na miejscu, żeby przygotować łodzie i upatrzyć odpowiednie miejsce na obozowisko.

Po godzinie jazdy na sawannie nie widać już było drzew. Poczułem się zagubiony w czasie i przestrzeni. Sawanna wydała się jakimś rozżarzonym diabelskim piecem, a patrząc na łuki i harpuny uprzytom-niłem sobie, że przecież gdzieś już to musiałem widzieć. Może w snach? Oczy podrażnione czerwonym pyłem piekły niemiłosiernie.

- Jak długo jeszcze będziemy w drodze? - zapytałem. - Drugie tyle - odpowiedział Alejandrito. - A może nawet trochę

109

Page 110: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

mniej. Po drodze wstąpimy na farmę do Anglika Bella. Od niego dostaniemy łodzie.

- Skąd tyle tych kości? - zapytałem znowu, patrząc na coraz to nowe szkielety leżące na sawannie.

- Tam, gdzie bydło pada, tam i zostaje - informował prefekt. -Najwięcej bydła ginie od aftozy, ale i bez niej pora suszy zabiera rokrocznie tysiące sztuk bydła i koni. Tylko muły i osły wytrzymalsze są na brak wody. Zakładanie metalowych wiatraków, pompujący bez przerwy wodę do cementowych basenów, poprawiło nieco sytuację. Widzę jednak, że w tym roku znowu dużo bydła ginie.

Prefekt wskazał ręką na szkielet obciągnięty skórą. - Ten tutaj jest świeży. Sępy już go obrobiły. ...I to moja krowa. Gdzie

ją tu przyniosło? Myślałem, że pasie się razem z bydłem kuma Chuchu. - Po czym poznał pan swoją krowę? - Po rogach, jeden jest trochę nadpiłowany. Cóż, jak się ma tylko sto

krów, to zna się je wszystkie. Samochód wjechał na nierówny teren wyschniętej laguny, pod-

skakując na grudach twardej gliny. Nie posuwaliśmy się drogą, tylko jakimś niewidocznym dla mnie szlakiem. Sawannę we wszystkich kierunkach przecinały głębokie wąskie bruzdy. Były to ścieżki wydep-tane przez bydło idące do wodopoju.

Słońce wznosiło się jeszcze wysoko nad horyzontem, kiedy ciężaró-wka zatrzymała się przed ładnym budynkiem farmy Towarzystwa Angielskiego.

Z domu wyszedł zarządzający David Bell i jeszcze jeden młody Anglik o czerwonej twarzy. Ten drugi Anglik odbywał praktykę, a w przyszłości miał objąć stanowisko zarządzającego na innej farmie.

Anglicy, których znałem dotychczas, nie byli do nich podobni. Różnili się przede wszystkim ubiorem. Ci tutaj chodzili boso i nosili słomkowe kapelusze, mocno już podniszczone.

Bell zaprosił nas do domu. Jego czarna dziewczyna podała zimne piwo z lodówki. Gospodarz zaproponował także obiad.

Podziwiałem praktyczność Anglików i umiejętność urządzenia się w tak trudnych warunkach. Dom był przewiewny, a wszystkie okna zaopatrzone w siatki z cienkiego drutu, chroniące mieszkańców przed moskitami i innymi owadami. W pokoju przyjęć stało kilka wygodnych skórzanych foteli klubowych. Wszystko czyste, sprzątnięte i świeżo malowane.

110

Page 111: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Zdecydowaliśmy się na półgodzinną przerwę w podróży. Obiadu jeść nie chcieliśmy. Nie byliśmy głodni. Poprosiłem Bella o hamak, ale okazało się, że nie ma on ani jednego i że mogę wypocząć z Margaritą jedynie na łóżku gospodarza.

- Piękny jest ten dom - zauważyłem zwracając się do gospodarza. -przyznam się, że nie spodziewałem się zobaczyć takiej farmy na sawannie.

- To jest model standartowy - powiedział David Bell. - Opracowany dla wszystkich farm naszego Towarzystwa. Wszystko jedno, czy farma znajduje się w Australii, Argentynie, Brazylii, Chile czy Wenezueli.

- Macie aż tyle farm?

- Towarzystwo jest bardzo bogate i posiada farmy hodowlane w wielu krajach, głównie tropikalnych. Materiały budowlane sprowadzamy z Anglii. Niech pan patrzy. Te stropy zrobione są z żelaznych belek dla zabezpieczenia przed termitami.

- Czy przed objęciem kierownictwa farmy przechodzicie jakieś przeszkolenie?

- Każdy z nas przed wyjazdem z kraju przechodzi specjalne prze-szkolenie z uwzględnieniem specyfiki państwa, do którego jedzie pracować. Oczywiście szkolenie odbywa się na koszt Towarzystwa. Niedawno wprowadzili nowy przedmiot - naukę o współżyciu z ludźmi. Właśnie dlatego jesteśmy tak ubrani. Żeby nie odróżniać się od otoczenia. A ja nawet lubię chodzić boso, chociaż jest to niebezpieczne ze względu na pasożyty jelitowe. Tutaj niemal wszyscy mają anquilos-tomiazę, chorobę, którą nabywa się chodząc bez butów. Pan jest lekarzem i sam najlepiej zna się na tych sprawach.

Pozostali myśliwi wyszli na podwórze i zmieszali się z llaneros z farmy. Szofer dolewał wody do chłodnicy i sprawdzał ilość paliwa. Pedrito spotkał znajomego i wypytywał go szczegółowo, gdzie w tym roku jest najwięcej żółwi oraz gdzie stoją łodzie, mające zawieźć nas na plaże obfitujące w żółwie jaja. Niektórzy chłopcy poszli do magazynu. Niewiele było tam rzeczy do kupienia. Biszkopty, papierosy i tytoń do żucia.

O oznaczonej godzinie obudzono nas i pojechaliśmy dalej. Do wyprawy dołączył się llanero Davida Bella. Miał doprowadzić nas do łodzi i wrócić. Zabraliśmy także ze sobą przypadkowo spotkanego żołnierza z pogranicznej Gwardii Narodowej.

Po kilku minutach zobaczyliśmy rzekę Guaritico. O tej porze roku była ona płytka. Po odnalezieniu brodu przeprawiliśmy się na drugą

111

Page 112: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

stronę. W odległości stu metrów od brzegu, między drzewami, rozłożyliśmy obozowisko.

Zbliżała się godzina piąta po południu, do zachodu słońca brakowało sporo czasu. Po tak męczącej podróży należało oczywiście pokrzepić się rumem. Butelka wędrowała z rąk do rąk.

Po wyciągnięciu z worków hamaków i rozwieszeniu ich między drzewami, pozakładaliśmy moskitiery. Pedrito rozpalił ognisko. Zbliżał się zachód słońca i upał stawał się już mniej dokuczliwy.

Juan Bimba został w obozowisku. Wszyscy inni poszli do rzeki, ażeby obmyć się z kurzu. Przy okazji sprawdziliśmy, czy na plaży nie ma jaj żółwi. Nikt ich jednak nie znalazł. Na tej plaży zbyt często pojawiali się ludzie, a żółwie do składania jaj wyszukują plaże zaciszne, z dala od dróg i ścieżek. Zakopują jaja na głębokości kilkunastu centymetrów i zasypują piaskiem. Czasami składają jaja z dala od rzeki, na sawannie. Są one tam bezpieczniejsze przed ludźmi i ptakami caricares. Najwięcej jaj żółwi niszczą ptaki caricares. Są to ptaki podobne do sępów, nieco mniejsze i ładniejsze, jedzą także padlinę.

Caricares spacerują po plażach i pozornie bez celu dziobią piasek. Dziobią dopóty, dopóki nie natrafią na zagrzebane gniazdo. W gnieździe jest zazwyczaj około dwudziestu jaj. Dla większej operatywności podzieliliśmy się na dwie grupy. W skład jednej grupy weszli: Perdito, Castro, Alejandrito, Margarita i ja. Mieliśmy do dyspozycji samochód i jedną łódź. Naszym zadaniem było zdobycie mięsa na kolację. Potem, tak samo jak druga grupa, mieliśmy szukać żółwi i ich jaj.

Gdy ulokowaliśmy się w samochodzie, rozległ się niezwykle bliski i tajemniczy odgłos, nigdy przeze mnie dotychczas nie słyszany. Były to krótkie basowe porykiwania. Zdawało się, że dochodzą zza najbliższego drzewa.

- Kto wydaje te dziwne dźwięki? - zapytałem, odbezpieczając jednocześnie pięciostrzałowy winchester.

- El tigre, doktorze. Jest ich nad rzeką bardzo dużo. Tutaj znajdują się ich ulubione legowiska.

Wiedziałem już, że wielkie tutejsze jaguary nazywano tygrysami. Nigdy jednak dotychczas nie miałem okazji słyszeć ich głosu. Był to ryk przejmujący, wywołujący grozę. Wydawał się bliski, bardzo bliski. Powietrze wibrowało, a ryk zdawał się dochodzić ze wszystkich stron. Nie mając doświadczenia w polowaniu na jaguary, zaproponowałem żeby zatrzymać się i zrobić obławę.

112

Page 113: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

- Jest już ciemno - powiedział Alejandrito. - Trzeba by wejść w nadrzeczny gąszcz, a dostęp do tych miejsc jest trudny nawet i dla psów. Polować na jaguary bez psów jest bardzo niebezpiecznie. Innym razem doktorze.

Samochód oddalił się w stronę otwartej sawanny. Po przejechaniu dwóch kilometrów stanął. Zgasiliśmy światła. Alejandrito i Pedrito byli dość dobrze uzbrojeni, ale mieli zbyt małe reflektory. Najwięcej nadziei pokładano we mnie. Zaopatrzony byłem w bardzo silny, pięciobateryjny reflektor czołowy. Każdy z nas poszedł w inną stronę. Ruchem wahadłowym przesuwaliśmy światła reflektorów z lewej strony ku prawej.

W pewnej chwili snop światła z mojego reflektora natrafił na dwa światełka o niebieskawym kolorze. Po przejściu jeszcze kilku kroków rozpoznałem sylwetkę kozła.

Przy polowaniu z reflektorem należało mieć się na baczności, żeby nie pomylić sarny z cielęciem. W nocy widzi się głównie fosforyzujące oczy. U sarny mają odcień stalowoniebieskawy, u cieląt zaś ciepły, żółtawoczerwony. Na tym terenie nie należało się jednak niczego obawiać. Obecnie nie wypasano tutaj bydła, a jeżeli jakieś cielę czy krowa zaplątałyby się w te okolice, to były one bezpańskie. Taką krowę można bez obawy zastrzelić. Nikt by się o nią nie upomniał.

Złożyłem się i strzeliłem. Kozioł upadł. Dałem umówiony znak reflektorem i po chwili podjechał samochód. Nie zdążyliśmy jeszcze załadować kozła, a już zauważyłem całą grupę sarn. Były mało płoch-liwe. Widocznie nad rzeką Guaritico polowano na nie bardzo rzadko. Podszedłem bliżej. Chciałem wybrać młodego koziołka. Złożyłem się znowu i strzeliłem do trzylatka. Ponownie dałem znak reflektorem i samochód zabrał drugą zdobycz.

Potem oczy znikły. Pokazały się znowu dopiero wtedy, kiedy wszedłem w kłujące krzaki. Spod nóg wyrwał mi się stary jeleń, dziesięciolatek. Nie zdążyłem jednak strzelić. A szkoda, bo miał ładne rogi. Trochę dalej stało kilka saren. W gąszczu z trudem odnalazłem ranną zwierzynę. Zarzuciłem sarnę na plecy, chwytając ją za nogi. Dojazd dla samochodu był w tym miejscu utrudniony. Trzeba było zanieść sarnę samemu. Zlany potem i podrapany kolcami krzaków dotarłem do ciężarówki.

Upieczeniem saren zajął się llanero Bimba. Samochód wrócił nad rzekę. Potem skierowaliśmy się do łodzi.

Ryk z legowiska jaguara nie ustawał. Kula ma większą siłę niż kły

113

Page 114: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

i pazury, a jednak mimo woli te bezczelne ryki wywoływały gęsią skórę i jeżenie się włosów na głowie. Trudno było myśleć o czym innym, niż o gigantycznym kocie, być może obserwującym nas w tej chwili z ukrycia.

- Jeżeli zdołam oświetlić go reflektorem, to będzie po nim - powiedział Alejandrito. - Wpakuję mu cały magazynek, żeby nas nie denerwował.

W tym momencie ryki ustały. Zaległa niczym nie zmącona cisza, przerywana jedynie chlupaniem wioseł. Nikt nie odzywał się, nie chcieliśmy wypłaszać żółwi.

Zwierzęta i ptaki z dżunglii nadbrzeżnej, zazwyczaj hałaśliwe w nocy, sterroryzowane przez drapieżcę, siedziały przyczajone i zamarłe w bezruchu.

Jaguar nie pogardza i żółwim mięsem. Wywleczenie pazurami żółwia ze skorupy nastręcza mu jednak tyle pracy, że woli zadowolić się łatwiejszą zdobyczą. Nie szuka także żółwi w wodzie. Jeżeli je atakuje, to tylko na lądzie i to niezbyt często.

- W zeszłym roku natrafiłem tutaj na wyschnięte łożysko małej rzeczki, gdzieś blisko miejsca, gdzie jesteśmy. Doktorze, proszę oświe tlić lewy brzeg. To jest mała rzeczka i możemy jej nie zauważyć - powiedział Pedrito.

W chwili ukazania się suchego łożyska rzeczki, ponowny ryk jaguara napełnił powietrze grozą. Wydawał się znacznie bliższy. Dobiliśmy do plaży, wyciągając łódź na brzeg. Po obu stronach łożyska był nie-przenikniony gąszcz dżungli. Posuwając się naprzód, staraliśmy się robić jak najmniej hałasu.

Pierwszego żółwia - terekaja zauważył Alejandrito. Był to żółw o wiele większy od upolowanego w rzece. Ważył jakieś dziesięć kilogramów. Castro odwrócił go na wznak: żółw znajdując się w tej pozycji nie był w stanie uciec.

W pobliżu miejsca, gdzie znajdował się żółw, Pedrito, kłując piasek patykiem, natrafił na gniazdo zakopanych jaj. Było ich dwadzieścia dwa. Z wyglądu i wielkości są podobne do jaj kurzych, ale bardziej okrągłe, o cieńszej i mniej kruchej skorupie.

Co kilkanaście kroków natrafialiśmy na dalsze żółwie. Gniazd już nie było. W sumie upolowaliśmy trzydzieści jeden żółwi, ilość dla nas wystarczającą. Nie można było zbytnio obciążać łodzi w drodze powrotnej. Schwytane terekaje Castro przywiązywał parami, prze-wlekając sznurki przez otwory wywiercone w skorupach.

114

Page 115: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

- Ciekaw jestem, czy tamci schwytali tyle żółwi, co my - zaśmiał się Castro, szamocząc się z dwoma dużymi terekajami.

- Tam, gdzie pojechali, nie znajdą wyschniętch łożysk rzek, a w wo-dzie jest ich dzisiaj mało - odparł Pedrito.

Żółwie wrzuciliśmy do łodzi. Po zepchnięciu jej na wodę okazało się, że jest przeładowana i płynięcie wymaga dużej ostrożności. Zaniechaliśmy starań o zdobycie większej ilości żółwi. Pedrito sprawnie popychał łódź długą żerdzią. Alejandrito wskazywał kierunek. Zza chmur wypłynęło blade światło księżyca, oświetlając rzekę. Około północy dziób łodzi zarył się w miękkim piasku plaży. Alejandrito poszedł pierwszy do obozowiska i po chwili przysłał samochód. Wyprawa była zakończona.

Obie grupy myśliwych zeszły się przy ognisku. Pożywiano się mięsem pieczonego na rożnie kozła i popijano rum. Opowiadaliśmy sobie przeżyte wrażenia. Druga grupa upolowała osiem żółwi galapagos i trzy terekaje. Na plażach nadbrzeżnych znaleźli aż sto osiemnaście jaj żółwi galapagos. Resztę nocy spędziliśmy w hamakach, pod gołym niebem. Wczesnym rankiem ruszyliśmy w drogę powrotną do Mantecal.

„Tygodnik Siedlecki" 8.1.95r., 15.1.95r.

POLAK - NACZELNYM WODZEM W WENEZUELI

Działo się to w burzliwych czasach nieustannych rewolucji i zama-chów stanu, jakie nastąpiły po uzyskaniu niepodległości i zniesienia niewolnictwa w krajach Ameryki Łacińskiej.

Albert Lutowski przybył do Wenezueli w 1848 roku. Pochodził z zacnej rodziny ziemiańskiej. Będąc inżynierem, zajął się przebudową paru stołecznych kościołów uszkodzonych w wyniku trzęsień ziemi i działań wojennych. Najwięcej czasu poświęcił katedrze i kościołowi Świętej Trójcy zamienionemu później na panteon bohaterów narodo-wych.

Lutowski ożenił się z piękną panną Eulogią Perez de Orozco Cubillan. 26 lipca 1852 roku urodził się im syn August. W wieku dwunastu lat, zwyczajem miejscowej arystokracji, został wysłany do

115

Page 116: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Akademii Wojskowej w Caracas (Academia Military de Matematicas). Okazał się zdolnym uczniem, toteż jeszcze podczas studiów awansowano go na kaprala i sierżanta podchorążego. W wieku piętnastu lat (rzecz nie do pomyślenia w dzisiejszej Europie) został promowany przez prezydenta Wenezueli, marszałka Jana Chryzostoma Falcon, na podporucznika. Już w następnym roku, 5 maja, odznaczył się podczas bitwy w Las Adjuntas, walcząc pod rozkazami gen. Colina. W miesiąc później, dowodząc artylerią w armii gen. Manuela Bruzual, został ranny podczas zdobywania stolicy, co dało mu awans na kapitana.

Tymczasem rząd marszałka Falcon upadł i do władzy doszedł gen. Antonio Guzman Blanco, pod którego dowództwem August Lutowski zostaje ponownie ranny podczas walk o Caracas w kwietniu 1870 roku. 28 maja tego samego roku Lutowski zdobywa twierdzę w Puerto Cabello.

Gen. Antonio Guzman Blanco zostaje prezydentem i dyktatorem na okres osiemnastu lat, w czasie których musi często wysyłać wojsko dla uśmierzenia aspiracji lokalnych przywódców, buntujących się przeciw władzy centralnej. Lutowski zostaje dowódcą artylerii, a później dowó-dcą konnej gwardii prezydenta. Na tym stanowisku przeprowadza szereg akcji przeciw zbuntowanym generałom. W 1872 zostaje odznaczony za kampanię w Potrerito, potem za bitwę w Tinaquillo, dostaje także order za „Lojalność i Męstwo", order Libertadora II klasy, order „Pokoju i Postępu" i inne.

W latach 1873-76 Lutowski bierze udział we wszystkich akcjach wojskowych jako dowódca inżynierów i saperów, a następnie jako dowódca konnej gwardii prezydenta. Towarzyszy gen. Guzmanowi Blanco w kampanii na miasto Córo. W listopadzie 1875 roku, mając zaledwie 23 lata, zostaje mianowany przez prezydenta generałem dywizji i inspektorem generalnym fortec narodowych. W roku 1879 dowodząc I Dywizją zdobywa miasto La Victoria, a w 1881 dowodząc IV Dywizją pokonuje w stanie Zulia zbuntowanego gen. Diaz Braboa. W maju 1888 rozbija wojska gen. Natividad Rojasa w Guarenas.

Gen. August Lutowski był niezwykle inteligentnym oficerem zawo-dowym. Odznaczał się uczciwością i rzadko spotykaną wyrozumiałością. Zawsze traktował dobrze swoich pobitych przeciwników, dzięki czemu był bardzo przez nich szanowany. Nie będąc politykiem, jak wielu innych generałów, przetrwał szereg rewolucji i zmian rządów. Jako doskonały dowódca wojskowy był poszukiwany przez kolejnych prezydentów.

116

Page 117: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Kiedy długoletni dyktator gen. Antonio Guzman Blanco wyjechał do Europy, rządy w kraju przejęli cywile. Gen. August Lutowski zostaje szefem sztabu głównego i pod dowództwem gen. Luciano Mendozy rozbija wojska rewolucjonisty gen. Jose Hernandeza (zwanego „El Mocho"). Wkrótce potem Lutowski zostaje mianowany komendantem ważnej fortecy w San Carlos, która strzeże wjazdu do zatoki Maracaibo i kontroluje całą zachodnią Wenezuelę.

Na tym stanowisku wydarza się coś, co zaskarbia mu wdzięczność królowej Wiktorii i całego narodu angielskiego.

Podczas silnego sztormu na Morzu Karaibskim trzy brytyjskie okręty wojenne zmyliły kurs i popłynęły prosto w kierunku nadbrzeżnych skał. W ostatniej chwili energiczny komendant fortecy San Carlos, gen. August Lutowski, wysyła ostrzegawcze sygnały świetlne i pomoc. Dzięki szybkiej akcji ratuje wszystkie trzy okręty i ich załogi. Za ten wyczyn zostaje udekorowany medalem przez królową Wiktorię. Od czasu uratowania trzech brytyjskich okrętów, każdy okręt wojenny Anglii, który przy takiej czy innej okazji przypływał do portów Wenezueli, wysyłał ze swego pokładu specjalnego oficera, który osobiście dostaraczał gen. Lutowskiemu skrzynkę rumu, sławnego „Pusser's Rum", w jaki tradycyjnie była zaopatrzona Królewska Flota Wielkiej Brytanii (The Original Royal Navy Rum).

We wrześniu i październiku 1892 roku gen. Lutowski zostaje ponownie szefem sztabu głównego. Uśmierza rewolucję wywołaną przez gen. Cipriano Castro, za co zostaje awansowany przez prezydenta republiki, Joaquina Crespo, na generała broni i Naczelnego Wodza Sił Zbrojnych Wenezueli (General en Jefe y Comandante General de la Armada Nacional de Venezuela). Przez wiele lat Lutowski skutecznie broni prawowitego rządu Wenezueli. Jednak pobity gen. Cipriano Castro nie daje za wygraną, W walce o władzę uzyskuje poparcie młodego i zdolnego gen. Juana Vicente Gomeza. Gomez zdaje sobie sprawę, że aby pobić przeciwników i zawładnąć krajem, wystarczy unieszkodliwić tylko jedną osobę - gen. Augusta Lutowskiego.

Kiedy Lutowski przebywa w Cojedes, na czele małego oddziału kawalerii, Gomez ze swoją armią otacza oddział Lutowskiego i bierze go do niewoli. Okrutny gen. Cipriano Castro zostaje prezydentem.

Każe jeńca zakuć w kajdany i osadzić w twierdzy Puerto Cabello, najstraszniejszym wówczas więzieniu wojskowym. Dzięki interwencji Anglików, po dwóch latach pobytu w twierdzy, Lutowski zostaje zwolniony i wysłany na swoją małą farmę. Rządy Cipriano Castro nie

117

Page 118: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

cieszyły się uznaniem społeczeństwa. Prezydent był nałogowym pija-kiem i utracjuszem, faworyzował jedynie swoich generałów, którzy okradali skarb państwa. Kiedy Castro odmówił spłaty długów krajom europejskim, okręty wojenne Niemiec, Anglii, Włoch i USA zablokowały wszystkie porty Wenezueli. Generał Gomez namówił swojego najlepszego przyjaciela, prezydenta Castro, ażeby pojechał do Europy i poddał się kuracji nerek. Kiedy tylko statek zniknął za morskim horyzontem, gen. Gomez ogłosił się prezydentem. Rządził po dyk-tatorsku przez dwadzieścia siedem lat, aż do swojej śmierci.

Prezydent juan Vincente Gomez zaraz po objęciu władzy odwołał gen. Lutowskiego z aresztu, ażeby wykorzystać jego zdolności ad-ministracyjne i prestiż. Zrobił go członkiem Najwyższej Rady Państwa, a następnie kolejno gubernatorem stanu Zulia, Falcon, Apure, Guarico, Miranda i Dystryktu Federalnego. W latach 1913-14 Lutowski zostaje przewodniczącym Najwyższej Rady Państwa.

15 czerwca 1916 roku gen. August Lutowski umiera w Caracas. Zostaje pochowany ze wszystkimi honorami należnymi byłemu Nacze-lnemu Wodzowi Sił Zbrojnych. We wspaniałym pogrzebie wzięli udział wszyscy generałowie z prezydentem Gomezem na czele, a także reprezentuje wielu pułków krajowych i dyplomaci zagraniczni.

Janusz Zaleski Władysław Stefanoff

„Tygodnik Siedlecki" 2.IV.95r.

AMAZONKI ZNAD JAMUNDY

Manuel Orellana Cordona jest potomkiem Franciszka Orellany, słynnego oficera z oddziału Pizarra. Kiedy go poznałem, był przystoj-nym, trzydziestoletnim mężczyzną. Wysoki, uprzejmy, powściągliwy, o dobrych manierach, zawsze nienagannie ubrany. Cerę miał raczej śniadą, oczy nieco skośne i grube, proste włosy. Rysy twarzy przemawiały za indiańskim pochodzeniem z niewielką domieszką hiszpańskiej krwi. Przyjechał do Paryża z Gwatemali. Poznaliśmy się w Alliance Francaise, uczelni założonej sto lat temu przez geografa Pierre'a Foncina w celu popularyzowania języka i kultury francuskiej w kolo-

118

Page 119: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

niach i za granicą, a także we Francji, gdzie prowadzone są kursy językowe dla obcokrajowców zamierzających studiować na francuskich uczelniach.

Siedzieliśmy w jednej ławce. Od początku naszej znajomości ten człowiek zaciekawił mnie, było w nim coś niezwykłego. Zazwyczaj myślimy o Metysach jako o ludziach prymitywnych i ograniczonych. A tutaj siedział obok mnie prawdziwy caballero. W przerwach między lekcjami prowadziliśmy długie rozmowy. Dowiedziałem się z nich, że Manuel jest konsulem swego kraju we Francji. Mówił też o jakichś interesach związanych z eksportem kawy do Europy. Mnie jednak najbardziej interesowało jego pokrewieństwo z Franciszkiem Orellaną. Wśród wielu opowieści Manuela o słynnym przodku i o jego licznych przygodach, najlepiej zapamiętałem bitwę stoczoną przez Franciszka Orellanę z Amazonkami znad Jamundy.

Po zamordowaniu Athahualpy i zagarnięciu jego olbrzymich skarbów Hiszpanie Pizarra zaczęli rozglądać się za nowymi źródłami dochodów. Jeszcze w czasie marszu na Cuzco dowiedzieli się, że rzeka Maranon, która wypływa z Andów, a jest przedłużeniem Amazonki, prowadzi do bajecznej krainy złota - do Eldorado. Sprawą tą zainteresował się młodszy brat Pizarra, Gonzalo. Kiedy został mianowany gubernatorem Quito, natychmiast zorganizował wyprawę do Eldorado. Zwerbował trzystu pięćdziesięciu Hiszpanów i cztery tysiące Indian. Armia ta była doskonale uzbrojona i zaprowiantowana.

Kto widział dorzecze Amazonki, ten wie, jak trudno jest tam podróżować nawet w dzisiejszych czasach. W siedem miesięcy po wyruszeniu z Quito dotarli nad rzekę Napo. Dalszy marsz okazał się niemożliwym. Hiszpanie postanowili wybudować statek. I tutaj właśnie zaczyna się historia odkrycia Amazonki przez Franciszka Orellanę. Otrzymał on dowództwo nad statkiem i polecenie, aby popłynąć naprzód z kilkudziesięcioma ludźmi dla zdobycia żywności. Plany Orellany różniły się jednak od planów dowódcy - Gonzala Pizarro. Kapitan statku postanowił dotrzeć rzeką Napo do Amazonki, a potem do Oceanu Atlantyckiego. Zresztą nawet gdyby chciał, nie mógł już pokonać silnego prądu i progów rzecznych w ewentualnej drodze powrotnej. Po wybudowaniu drugiego statku i uszczelnieniu go kauczukiem, wyprawa ruszyła dalej na wschód, w rejs pełen przygód, których nie będę opisywał. Ograniczę się tylko do przypomnienia doświadczeń Orellany i jego towarzyszy w walce z Amazonkami znad Jamundy.

119

Page 120: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

W okolicach bagnistego ujścia rzeki Madeiry do Amazonki Indianie z plemienia Tupi poinformowali Hiszpanów, że niedaleko, nad rzeką Jamundą, położone są terytoria wojowniczych kobiet, słynących jako znakomite łuczniczki. Ich królową była piękna Conori. Po wynajęciu kilku przewodników Hiszpanie pożeglowali do kraju Amazonek i 24 czerwca 1542 roku zdobyli wioskę bronioną zaciekle przez zaskoczone kobiety. Tymczasem inna grupa rosłych Amazonek wdarła się na pokłady statków, gdzie w stoczonej bitwie zostało rannych wielu Hiszpanów. Ostatecznie atak odparto, ale następnego dnia okazało się, że niektóre strzały Amazonek były zatrute jadem powodującym śmierć z porażenia. Prawie wszyscy Hiszpanie i przewodnicy byli ranni, toteż pozostali przy życiu z przerażeniem czekali na rychłą śmierć. Oficer Alcantara nie był ranny. W chwili ogólnego zamieszania objął dowództwo statków i wyprowadził je na spienione wody wielkiej rzeki.

Podróż Orellany i jego ludzi trwała w sumie dziewięć miesięcy. Długość trasy wynosiła cztery tysiące kilometrów. Po dotarciu do Oceanu Atlantyckiego Orellana pożeglował do Hiszpanii, ażeby złożyć sparwozdanie z podróży na królewskim dworze. W trzy lata później zebrał pięciuset ochotników i powrócił nad Amazonkę, szukając z upo-rem Eldorado.

Zaginął bez śladu pochłonięty przez dżunglę. Gonzalo Pizarro także nie odnalazł Eldorado. Brudny i obszarpany,

wychudły jak szkielet, powrócił z kilkoma chorymi ludźmi do Quito. A było ich przecież razem z Indianami cztery tysiące trzystu pięćdziesięciu.

Tak się złożyło, że wracałem do kraju okrężną drogą przez Włochy. W tym samym czasie Manuel jechał na inspekcję swoich placówek handlowych w Nicei i Genui. Postanowiliśmy odbyć tę podróż razem. Do Marsylii przyjechaliśmy Błękitnym Ekspresem. Po pobieżnym zwie-dzeniu miasta i jego portowych spelunek pojechaliśmy do Nicei. Tutaj Gwatemalczyk czuł się jak u siebie w domu. Zaprowadził mnie najpierw do kasyna gry, potem do narzeczonej - pięknej blondynki, a w końcu do swojej firmy. To, co tam zobaczyłem, było dla mnie całkowitym zaskoczeniem. Firma mieściła się w zachwycającym pałacu, otoczonym wspaniałym ogrodem. Na żelaznej zdobionej kunsztownie bramie, umieszczony był napis „American Express". W ogrodzie czekało na Manuela kilku panów ubranych w wizytowe garnitury. Kłaniali się w pas mojemu towarzyszowi, a ich uśmiechy i słowa były pełne uniżoności. Nigdy bym nie przypuszczał, że Orellana jest tutaj

120

Page 121: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

tak ceniony i poważany. Rozmowy dotyczące interesów odbyły się podczas wykwintnego i obfitego śniadania.

Tego samego dnia udaliśmy się w dalszą podróż. W pociągu zastanawialiśmy się, jak społeczność Amazonek znad Jamundy mogła istnieć bez udziału mężczyzn. Wyraziłem przypuszczenie, że Indianki te musiały mieć jakieś kontakty z mężczyznami sąsiednich plemion, podobnie jak starożytne Amazonki z Trapezuntu, w wyniku czego zachodziły w ciążę i rodziły córeczki dla swojego plemienia, a chłopców oddawały ojcom. Koncepcja Manuela była bardziej przerażająca. Opierała się ona na relacjach Hiszpanów z XVI wieku, w których spotykamy informacje, że część populacji indiańskiej była przeznaczona do konsumpcji. Najczęściej były to noworodki i młode dziewczęta. Ich mięso miało być bardzo delikatne i smaczne. Znany był także zwyczaj konsumowania przez mężów niegrzecznych żon. Pewien kacyk indiański, odwiedzający urzędnika hiszpańskiego w Bogocie, przyprowadził ze sobą cztery żony. Zapytany o przyczynę wybrania się w drogę z żonami, odpowiedział, że dwie z nich służą mu za materac do spania, trzecia za poduszkę, a czwarta przeznaczona jest do konsumpcji.

Manuel twierdził, że Indianki znad Jamundy musiały mieć przynaj-mniej kilku niewolników - rozpłodowców, przy których udziale rodziły się tamtejsze dzieci. Chłopców prawdopodobnie zjadano, a dziewczynki wychowywano w nienawiści do mężczyzn. Trudno w to uwierzyć, ale powyższe przykłady nie wykluczają takiej możliwości.

W Genui odwiedziliśmy tamtejszą firmę, już mniej okazałą niż nicejska, a także przyjaciółkę Manuela - uroczą wysoką brunetkę o nazwisku Mancini. Tutaj rozstaliśmy się. Ja musiałem wracać do kraju, a Gwatemalczyk do swojego konsulatu w Paryżu i do nauki języka w Alliance Francaise.

„Tygodnik Siedlecki" 6.VIII.95r.

HASZYSZ WYZWALA AGRESJĘ

Narkotyk pozornie niezbyt szkodliwy. Jest także afrodyzjakiem. Uszkadza kod genetyczny DNA, doprowadzając do degradacji fizycz-

121

Page 122: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

nej i psychicznej. Od dawna szeroko rozpowszechniony w Azji i całej Afryce. W Ameryce i Europie znany jako marihuana lub „trawka".

Haszysz zawarty jest w konopiach indyjskich, meksykańskich i bra-zylijskich. Powoduje wzmożony popęd płciowy, euforię, niefrasob-liwość, konfliktowość, halucynacje, pogardę dla śmierci. Palony jest w papierosach lub specjalnych fajkach.

Pierwsze doniesienia o haszyszu pochodzą od Herodota. Opisując wojnę Persów z Massagetami, nie mógł słynny historyk nie wspomnieć o haszyszu. Przed decydującą bitwą królowa Massagetów, Tomyris, zaopatrzyła swoje wojsko w nasiona z konopii indyjskich. W owym czasie (rok 529 pne.) zamykano się w małych namiotach, rzucano nasiona konopii na gorące kamienie i wdychano dym z palonych ziaren. Massageci walczyli jak szaleńcy, pobili Persów i wymordowali ich wojsko, w tym także i Cyrusa Wielkiego.

Haszyszem posługiwała się sekta izmailitów, w fanatycznym ugru-powaniu asasinów. Ugrupowanie to zostało założone w roku 1090 przez Persa Hasana Sobbaha, władcę górskiej twierdzy Alamut. Feudał ten zajmował się zarówno polityką, jak i sprawami religii. Nazywano go, podobnie jak i jego następców „starcem z gór". Hasan szkolił swoich komandosów w duchu miłości do Allacha i absolutnej pogardy dla śmierci. Przed powierzeniem im zadań bojowych zapraszał młodych ludzi do siebie, odurzał ich haszyszem i wprowadzał do swojego haremu, gdzie piękne hurysy dostarczały przyszłym bohaterom wszystkich możliwych rozkoszy.

Kiedy znużeni zasypiali twardym snem, wynoszono ich do ogrodu, a po przebudzeniu starzec z gór wmawiał im, że przebywali w raju i że po oddaniu życia za wiarę znajdą się z powrotem wśród pięknych odalisek, które już poznali. Asasini wierzyli starcowi i wykonywali jego rozkazy z fanatyzmem derwiszów.

Podczas wojen krzyżowych Seldżucy wyręczali się asasinami w do-konywaniu skrytobójczych morderstw politycznych i religijnych. Mor-dercy używali zazwyczaj w tym celu sztyletów, ale nie tylko. Izmailicki terrorysta zazwyczaj ginął przy wykonywaniu zadania. Rzadko udawało mu się zbiec z miejsca zbrodni.

Turecka dynastia Seldżuków, założona w końcu X wieku, zdobyła wiele krajów, między innymi Chorazan, Iran, Irak, Azerbejdżan i Tocha-rystan, a także Azję Mniejszą, Syrię i Palestynę. Upadek dynastii spowodowali asasini, którymi Seldżucy posługiwali się dotychczas w realizowaniu własnych celów. Między innymi zginęli z rąk asasinów -

122

Page 123: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

słynny władca seldżucki Malik Szach i jego wezyr Nizam al Mulk. Zleceniodawcami tych akcji byli feudałowie perscy.

Dzisiaj haszysz jest w większości krajów zakazany. Najwięcej palaczy „trawki" można spotkać w Kairze.

Ulubionymi miejscami orgii haszyszowych są małe stateczki na Nilu. Zacumowane kilka metrów od brzegu, po zdjęciu mostka, są bezpiecz-nymi miejscami, do których nie ma łatwego dostępu policja. W razie czego palacze mają zawsze czas na zatarcie śladów i wrzucenie haszyszu do wody.

Haszysz jest także popularnym narkotykiem w USA. Wielu prze-stępców i chuliganów, którzy wywołali wiosenne zamieszki w Los Angeles, działało pod wpływem haszyszu. W ostatnich dziesięciu latach liczba narkomanów zastraszająco wzrosła.

„Tygodnik Siedlecki" 30.IV.95r.

AMERYKAŃSKIE INDYKI

Jedynym zwierzęciem udomowionym przez przedkolumbijskich In-dian północnoamerykańskich był indyk. Jest to fakt zdumiewający. Ludzie, którzy potrafili budować pięciopiętrowe domy mieszkalne i skomplikowane kanały nawadniające, wyrabiać piękną ceramikę i ar-tystyczne tkaniny, ludzie, którzy uprawiali pomidory, fasolę, kartofle, pieprz strączkowy, kukurydzę i dynię piżmową (squash) - nie potrafili hodować zwierząt. Nauczyli się tej sztuki dopiero po odkryciu Ameryki przez Europejczyków.

Indyk domowy pochodzi od północnoamerykańskiego indyka dzi-kiego - Meleagris gallopavo, zamieszkującego Meksyk i południową część USA. Należy on do rodziny bażantów. Został udomowiony przez ludzi nie po to, ażeby spożywać jego mięso, lecz ze względu na pióra, które potrzebne były Indianom jako ozdoba. Jest także rzeczą możliwą, że dziki indyk sam się udomowił. Za tym twierdzeniem przemawia eksperyment dokonany przez Zarząd Parków Narodowych USA.

Pierwsze dzikie indyki sprowadzono na teren Mesa Verde w stanie Kolorado w roku 1944. Był to obszar bogaty w zabytkowe ruiny indiańskie. Wkrótce indyki stały się tam istną plagą. W ciągu kilku lat

123

Page 124: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

oswoiły się ze wszystkimi odgłosami, czy to ludzi, czy samochodów. Tłumy turystów odwiedzały Mesa Verde, a dzikie ptaki nic sobie z tego nie robiły. Podczas deszczu wchodziły na osłonięte moskitierą werandy budynków i niepodobna ich było stamtąd wypędzić. Były niesłychanie żarłoczne i wykradały pokarm gdzie się tylko dało. Zanieczyszczały szlaki turystyczne nieprawdopodobną ilością odchodów, a dzieci nie mogły spokojnie się bawić, ekskrementy przelatujących indyków plas-kały im na głowy. Rozbestwione ptaki napastowały kobiety rozwiesza-jące świeżo wypraną bieliznę i tę bieliznę okropnie brudziły. Pracownicy Parku Narodowego w Mesa Verde tak pisali do swoich przełożonych: „Nasze trawniki, werandy, dachy, alejki spacerowe i szosy wyglądają jak najbardziej zaśmiecone gumna zagród chłopskich. Ptaki są nieznośnymi szkodnikami, zachowują się arogancko, bezczelnie i hałaśliwie, toteż zdecydowaliśmy, że musimy podjąć jakieś kroki, że jeżeli nie chcemy postradać zmysłów i dla ich własnego dobra zresztą, trzeba je wypędzić w puszczę, zmusić, by stały się na powrót „dzikimi indykami".

Po naradzie z zoologami, podczas pory zimowej, kiedy nie było turystów, strażnicy parków wyruszyli uzbrojeni w dubeltówki przeciw indykom. Strzelali ponad ptakami. Po pierwszych strzałach przerażone indyki wzleciały w powietrze, odfrunęły na odległość stu metrów i zaczęły gromadzić się na nowo. Po drugiej serii wystrzałów indyki odleciały tylko na odległość pięćdziesięciu metrów, a po trzeciej salwie nie ruszyły się z miejsca. Ptaki wyczuły, że nie grozi im żadne niebezpieczeństwo i trwały dzielnie na stanowisku. Nie pomogły także petardy ani obrzucanie indyków kamieniami, użycie hydrantów i wycie syren. „Im więcej zadawaliśmy sobie trudu, tym więcej uciechy sprawiało to indykom" - mówili strażnicy.

W ten oto sposób dzikie indyki zadomowiły się w Mesa Verde. Prawdopodobnie domestikacja tych ptaków wśród Indian przedkolum-bijskich miała podobny przebieg. Była nie tyle udomowieniem indyków przez człowieka, ile samoudomowieniem się indyków wśród ludzi.

Podobno pierwsi emigranci z Wysp Brytyjskich uniknęli śmierci głodowej na ziemi amerykańskiej dzięki Indianom i ich indykom. Od tej pory, dla uczczenia tego wydarzenia, pieczony indyk stał się tradycyjną narodową potrawą Amerykanów.

„Tygodnik Siedlecki" 25.IX.83r.

124

Page 125: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

POLAK GENERAŁEM JANKESÓW

130 lat temu, w kwietniu 1865 roku zakończyła się wojna domowa w Stanach Zjednoczonych, pomiędzy Jankesami z północy (Union), a zbuntowanymi stanami południa (Confederacy). Po pięciu latach krwawej wojny, Jankesi zwyciężyli i nie dopuścili do secesji stanów południowych.

Jednym z najdzielniejszych oficerów zwycięskiej Armii Północnej był generał brygady Włodzimierz Krzyżanowski. Urodził się w 1824 roku w Rożnowie nad Dunajcem. Brał udział w rewolucji krakowskiej w 1846 roku, a następnie wyemigrował do Ameryki, osiedlając się w stołecznym Waszyngtonie. Po otrzymaniu dyplomu inżyniera, podjął pracę przy budowie sieci kolejowych, których rozbudowa miała olbrzymie znaczenie dla rozwoju przemysłu krajowego. W tym czasie zamerykanizował swoje imię i podawał się za Wladymira.

Kiedy w 1861 roku wybuchła wojna secesyjna, jako przeciwnik niewolnictwa Murzynów wstąpił do Armii Północnej. 22 października 1861 roku został pułkownikiem i dowódcą 58 Pułku Strzelców Nowo-jorskich (Polish Legion). Pułkownik Krzyżanowski stoczył wiele walk, a odznaczył się wybitnie w bitwie o Cross Keyes, która miała miejsce w stanie Wirginia 8 czerwca 1862 roku. Po tej bitwie został podany do awansu na generała brygady. Awans na generała musiał być oficjalnie zaakceptowany przez Senat Stanów Zjednoczonych. Ponieważ żaden z senatorów nie był w stanie wymówić i przesylabizować poprawnie jego nazwiska, zdecydowano odłożyć awans na późniejszy termin, a generał Wladymir Krzyżanowski, który już dowodził 2 Brygadą w Xl Korpusie, musiał powrócić do stopnia pułkownika. Nie mógł się z tym pogodzić jego bezpośredni dowódca, gen. dywizji Carl Schurz, który natychmiast interweniował bezpośrednio u prezydenta. 29 listopada 1862 roku Abraham Lincoln podpisał Krzyżanowskiemu nominację na generała brygady.

Generał Krzyżanowski dowodząc 2 Brygadą Piechoty odznaczył się męstwem 2 lipca 1863 roku w bitwie pod Gettysburgiem. Tego samego dnia jego przyjaciel, gen. bryg. Samuel Zook został śmiertelnie ranny i mimo troskliwej opieki Krzyżanowskiego zmarł następnego dnia.

Generał Samuel K. Zook (1823-1863) był synem polskich emigran-tów. Nazywał się Żuk, ale ponieważ były kłopoty z wymówieniem

125

Page 126: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

przez Amerykanów jego nazwiska, zmienił je na Zook. Generał Zook dowodził początkowo 57 Nowojorskim Pułkiem Piechoty, a potem 3 Brygadą Piechoty podczas walk pod Gettysburgiem. Krzyżanowski objął po nim dwództwo 3 Brygady w Xl Korpusie i odznaczył się w następnych latach wojny w obronie Nashville i Chattanooga.

Po zakończeniu wojny rozpoczęła się odbudowa pobitych i znisz-czonych stanów południowych. Generał Krzyżanowski został Komen-dantem Wojskowym w stanie Tennessee. Na tym stanowisku wykazał się dużymi zdolnościami administracyjnymi, w związku z czym rząd USA mianował go w 1867 roku Wojskowym Gubernatorem Alaski, terytorium świeżo zakupionego przez Stany Zjednoczone od Rosji. Alaska nie była wówczas stanem, więc podlegała Ministerstwu Skarbu, ponieważ wystawiło ono czek na 7 milionów dolarów. Gen. Krzyżano-wski, będąc gubernatorem Alaski, podlegał teraz Ministerstwu Skarbu. Po wielu latach, pracując dla tego samego ministerstwa, został ad-ministratorem Urzędu Celnego w Panamie, a następnie w Nowym jorku.

Krzyżanowski był także wielkim społecznikiem. Założył, między innymi, stowarzyszenie pomocy dla emigrantów polskich. Zmarł w 1887 roku w Nowym jorku, gdzie został pochowany. Dzięki staraniom polskich organizacji, w pięćdziesiątą rocznicę śmierci Krzyżanowskiego, jego zwłoki zostaty przeniesione na honorowe miejsce dla zasłużonych na Cmentarzu Narodowym w Arlington w Waszyngtonie.

Janusz Załęski Władysław Stefanoff

„Tygodnik Siedlecki" 25.VI.95r.

O POCHODZENIU TYTUŁU: CAR

Przydomek rodowy Juliusza Cezara (Caesar) wywodzi się od cesars-kiego cięcia; caesus matris utero - wycięty z łona matki. Od Cezara pochodzi tytuł cesarzy rzymskich (począwszy od Oktawiana Augusta). Słowo car zostało użyte po raz pierwszy przez Bułgarów; była to

126

Page 127: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

adaptacja tytułu cesarza do ich języka. Kiedy to miało miejsce? Doszło do tego wtedy, kiedy tytuł chana stał

się już mniej zaszczytny, niż tytuł cesarza Bizancjum. Pierwszym bułgarskim cesarzem Bizancjum był Tervel (początek wieku VIII). Teofanes określał go jako pana Bułgarii, który zmobilizował wszystkie siły Bułgarów i Słowian. Chan Tervel, po udzieleniu Justynianowi II skutecznej pomocy w odzyskaniu tronu, otrzymał od niego tytuł cesarza. Obleczony w cesarską chlamidę, odbierał wraz z Justynianem hołd od ludu bizantyjskiego. Tervel cieszył się wysokim autorytetem u obcych. Można by go porównać z chanem Kubratem.

Innym carem Bizancjum był Symeon Wielki (867-927). W roku 917, po zwycięstwie nad rzeką Acheloos, ogłosił się cesarzem Bułgarów i Romejów (Bizantyjczyków). Symeon popierał rozwój piśmiennictwa słowiańskiego. Znał doskonale język grecki. Przełożył na język słowiań-ski kazania św. Jana Złotoustego. Skodyflkował prawa - „Zakon sudnyj ludem".

W Rosji tytuł cara przyjął po raz pierwszy Iwan IV Groźny (w roku 1547), a po nim wszyscy inni władcy aż do roku 1917.

„Tygodnik Siedlecki" 18.IX.83r.

CO WSPÓLNEGO MIELI „NASI" WENEDOWIE I BOJOW1E Z ETRUSKAMI?

Motto: „Patrzeć w przeszłość jest nakazem dla ludzkości, albowiem tylko znając drogę, którą

przeszła, potrafi ona zrozumieć swą dzisiejszą sytuację. "Dlatego całe pokolenia uczonych poświęciły życie archeologii. Nauka ta jest fascynującą przygodą -poszukiwaniem skarbów. Jednakże istotne skarby, które wydziera ona ziemi, nie są ze złota ani srebra. Są to prawdy o człowieku."

Na wstępie chciałbym przytoczyć kilka uwag ogólnych na temat Celtów. Wszystkie ludy, które przybywały ze wschodu czy południa, ażeby zagospodarować polodowcową Europę, uważały te słabo zalud-nione ziemie za wspaniały teren dla ich ekspansji terytorialnej. W poło-

127

Page 128: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

wie holocenu, kiedy znacznie zmniejszyła się powierzchnia lądów na naszym globie (ocieplenie się klimatu, zniknięcie lodowców, podwyż-szenie się poziomu wód oceanów), nasilenie imigracji europejskiej osiągnęło punkt szczytowy. Dawni gospodarze tych ziem, znani nam jako przedstawiciele rasy laponoidalnej, widząc liczne hordy agresywnych przybyszów, zaczęli przemieszczać się na tereny dalekiej północy, podążając za stadami reniferów, które dostarczały im środków do życia.

Rzeka Dunaj, położona w centrum Europy, widziała najwięcej tych przybyszów. Archeolodzy nadali tym ludom ogólną nazwę kultur naddunajskich. Ludy te, przy udziale północnych kultur ceramiki sznu-rowej i amfor kulistych, stworzyły zachodnie jądro kultur indoeuropejs-kich z ich wspólnym językiem grupy centum. Do grupy tej należą Grecy, Celtowie, Germanowie, Scytowie, Halikowie, Hetyci, Kimerowie i inni.

Jednym z ludów najbardziej dynamicznych i szybko rozmnażających się byli Celtowie. Około roku 2000 pne, kiedy jeszcze nie nazywali się Celtami, zaczęli oni rozprzestrzeniać się ze swojej bazy w Czecho-słowacji i Bawarii, po całej Europie. Stykając się z innymi ludami (np. z Iberami) przyswajali sobie obyczaje i osiągnięcia podbitych plemion. Najlepiej znaną grupą celtycką, są jej plemiona zachodnie: te, które podbiły Wyspy Brytyjskie, Francję, Hiszpanię, Belgię i Szwajcarię. Ale obszar ekspansji Celtów był znacznie większy. Kultura villanova w Italii była stworzona przez pra-Celtów, tak samo jak kultura łużycka czy halsztacka. Przynajmniej takiego zdania są wybitni archeolodzy: M. Dillon i N. Chadwick, łączący genezę powstania ludu iliryjskiego z Celtami.

Pominąwszy wspólny zwyczaj palenia zwłok w obu tych kręgach kulturowych, na uwagę zasługuje podobieństwo ceramiki villanova do ceramiki kultury łużyckiej. I tu i tam spotykamy się z urnami twarzowy-mi i domkowymi, a także z tą samą techniką polerowania ciemnej ceramiki.

Na gruzach kultury villanova, a w każdym razie w tym samym zasięgu terytorialnym, zrodziła się Etruria. Państwo to oddziaływało swoją wysoką kulturą na całą Europę. Jego liczne kontakty z Celtami są dobrze udokumentowane. Wielu badaczy uważa Italików, a więc i Latynosów, za pra-Celtów. W VII i VI wieku pne. Etruskowie stali się ich panami i nauczycielami. W końcu V w. pne. wielka fala Galów (Celtów z Francji) pustoszy Italię i osiedla się w północnej jej części. Są

128

Page 129: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

to: Senonowie znad rzeki Metaurus, Bojowie (miasta: Ravenna, Beno-nia, Parma, Mutina), Cenomanowie (Brescia, Verona, Mantua, Cremo-na), Insurbowie znad rzeki Ticinus, Taurynowie z okolic Turynu, Salas-jewie z północnego zachodu Italii, Wenedowie z miastami: Hadria i Patavium oraz Karnowie z okolic Akwilei.

Stosunki Celtów z Etruskami i Rzymianami układały się bardzo różnie. Początkowo złupili oni i zniszczyli miasta etruskie i rzymskie. Potem, w obliczu wspólnego zagrożenia, Celtowie zaczęli występować razem z Etruskami przeciw Rzymowi.

Wojna ta miała niezwykle krwawy charakter i toczyła się ze zmien-nym szczęściem. Początek wojny przyniósł Etruskom, Senonom, Bojom i Wenedom wielkie zwycięstwo nad Rzymianami. Rozgromili oni armię dowodzoną przez konsula Lucjusza Cecyliusza Matellusa. Sam Matellus zginął także na polu bitwy. Koalicyjna armia postanowiła zawładnąć doliną Tybru i uderzyć na Rzym. Ale nie docenili oni przeciwnika.

W roku 283 pne. konsul Dolabella Publius Cornelius, odniósł miaż-dżące zwycięstwo nad sprzymierzonymi w okolicy Jeziora Wadymońs-kiego.

Ta jedna bitwa zaważyła na losie kilku narodów. Zadecydowała ona o ostatecznym upadku potęgi Etrusków i podporządkowaniu się ich Rzymianom. Senonowie także zostali wchłonięci przez zwycięzców. W wyniku tej bitwy powstały dwa nowe państwa: Bohemia i kraj Wenedów. Bohemię założyli Bojowie na terenach dzisiejszej Czechosłowacji i południowej Polski, a kraj Wenedów założyli, jak sama nazwa wskazuje, Wenedowie, przy udziale Karnów i tych Etrusków, którzy nie chcieli zostać niewolnikami Rzymian.

Pamiętając, iż Wenedowie w swojej pierwotnej ojczyźnie - Ar-moryce - byli produktem etnicznym powstałym ze skrzyżowania się Brytów z Terreńczykami, a w Italii zamieszkiwali terytoria etruskie i wspólnie z nimi walczyli przeciw Rzymianom, nie możemy się dziwić ówczesnym wpływom kultury etruskiej na ludność naszych ziem. Przypominają nam o tym liczne nazwy etruskie (Tczew, Rozewie, Oksywie, Wirzyca), broń i przedmioty artystyczne z metalu i ceramiki odnalezione w Polsce przez naszych archeologów, a także zorganizowany przez etrusków szlak bursztynowy, którego końcowym ogniwem była Akwileia, miasto leżące na dawnych terytoriach etruskich.

,,Tygodnik Siedlecki" I6.I.83r.

129

Page 130: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

KRAKÓW

Ile lat ma Kraków? Czy zawsze nosił obecną nazwę? Nie sięgając zbyt daleko w przeszłość, możemy powiedzieć, że to miasto istnieje co najmniej od najazdu celtyckiego na nasze ziemie (III w. pne.). Nazwę Kraków datuje się na VIII wiek, na czas ustąpienia Awarów z tego miasta. Została ona wtedy nadana przez Białych Chorwatów na cześć księcia Kraka.

Nie wiemy, jak to miasto nazywało się podczas pobytu w nim Gotów ani w czasie akupacji awarskich Hunów. Znamy natomiast jego nazwę z map Cesarstwa Rzymskiego z II wieku ne. Figuruje ono na nich jako Carrodunum.

Opierając się na pracach wybitnych znawców przedmiotu, Anglików Myles'a Dillon'a i Nory K. Chadwick, dotyczących, między innymi, różnych nazw europejskich pochodzenia staroceltyckiego, widzimy, że w wielu z tych nazw występują takie człony, jak: briga -wzgórze, dunum - forteca, magus - równina, nemeton - święte miejsce, ritum - bród, seno - stary, uindo - biały. Niektóre rzeki niemieckie nawet i obecnie noszą nazwy celtyckie. Są to: Men, Neckar, Lahn, Ruhra, Lippa, Isara, Inn i Tauber.

Nas interesuje przede wszystkim etymologia nazwy Carrodunum. Nazwa ta złożona jest z dwóch członów: Carro i dunnum. Pierwszy człon byłbym skłonny wiązać z nazwą plemienia Karnów, ludu zamie-szkującego w IV wieku pne. północną Italię. Na ich terenach położone było miasto Aquileia. Byli oni sąsiadami Wenetów (miasta - Patavium i Hadria) i Bojów (miasta - Ravenna, Parma i Bonomia). Kiedy Rzymianie odparli najazdy plemion celtyckich, doszło do przemieszczeń wyżej wymienionych plemion na północ Europy, do Bohemii i na nasze ziemie. Karnowie, jako mniej liczni, są rzadziej wymieniani przez kronikarzy niż Bojowie i Wenedowie. Drugi człon nazwy Carrodunnum nie nastręcza żadnych wątpliwości. Dunnum oznacza w językach celtyckich fortecę. Nazwa ta przetrwała do dnia dzisiejszego w języku irlandzkim jako dun - fort. W sumie, nazwa Carrodunum oznaczałaby -fortecę Karnów. Istnieje jednak jeszcze inna możliwość. Pierwszy człon nazwy miasta Carrodunum może także wywodzić się od celtyckiej nazwy carrus - wóz bojowy. Budowanie warowni dla rydwanów nie było w starożytności rzadkością. Można się domyślać, że taka forteca mogła być zbudowana w Krakowie na Wzgórzu Wawelskim, dającym

130

Page 131: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

swoim położeniem dogodne warunki do obrony. Niewątpliwie z tego samego okresu lateńskiego pochodzi także podobna nazwa celtyckiego miasta Lungdunum znad Rodanu. Figuruje ono także na mapach Cesarstwa Rzymskiego z II wieku (dzisiejsza nazwa Lyon), a oznacza po celtycku - fortecę (boga) Luga.

Rola Celtów w zasiedleniu naszych ziem w okresie lateńskim nie jest na ogół doceniana. I tak, w ostatnich latach odkryto w województwie siedleckim w Garwolinie i we wsi Niecieplin (gm. Borowie) typowe cmentarzyska celtyckie - pól popielnicowych. Przedmioty tam znalezione to wytwór kultury lateńskiej, a tamtejsza ceramika jest nie tylko podobna, ale wręcz niemal identyczna z ceramiką odkrytą w miejscowości La Tene w Szwajcarii.

„Tygodnik Siedlecki", 24.VII.83r.

ATLATL

Archeolodzy i antropolodzy nie mają już wątpliwości, ża zaludnienie Ameryki odbyło się poprzez Cieśninę Beringa. Miało to miejsce jeszcze podczas trwania ostatniego zlodowacenia Wurm, nazywanego u nas Bałtyckim. Główne fale pierwotnych myśliwych przedostały się na Alaskę i dalej na południe w okresach między 20 a 30 i 12 a 13 tysiącami lat pne., w czasach, kiedy Cieśninę Beringa pokrywała jeszcze gruba warstwa lodu.

Dlaczego szczepy azjatyckie wędrowały na północ, w zimno i mrok? Dlaczego eskimosi, najmłodsi osadnicy prehistoryczni nie poddali się pędowi do słońca, lecz zaaklimatyzowali się w najtrudniejszych warun-kach, jakie ludzie mogą jeszcze wytrzymać, wśród lodów i śniegów? Na to pytanie nie potrafiono odpowiedzieć. Wydaje mi się, że odpowiedzi na tę zagadkę należy szukać w Azji. Polscy specjaliści wyróżnili w północnej Azji typ antropologiczny zwany paleoazjatyckim. Wykazuje on mieszane cechy żółtej i białej odmiany człowieka: niski wzrost, krępą budowę ciała, głowę średniodługą, spłaszczoną twarz, często orli nos, jasną skórę z odcieniem różowawym, oczy piwne, czasami szare lub niebieskie, o słabo zaznaczonej mongolskiej oprawie, włosy ciemne, niesztywne. Do Paleoazjatów należą Czukcze,

131

Page 132: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Czuwasze, Jukagirowie, Koriacy, Itelmeni, Ketowie, Niwchowie i Es-kimosi. Zamieszkują oni półniocne kresy Syberii, zepchnięci tam przez ludy żółtej odmiany człowieka.

Dawna ekspansja i zaborczość przybyszy z południa tłumaczy wędrówkę części Paleoazjatów do Alaski, tłumaczy także przyczynę, dla której Indianie różnią się od typowych Azjatów: orlimi nosami, jaśniejszą cerą, a często i kolorem oczu. Innymi słowy Indianie wywodzą się głównie z Paleozjatów przybyłych na nowe ziemie jeszcze podczas ostatniego zlodowacenia. Ta niezwykle trudna i niebezpieczna wędrówka pierwotnych myśliwych była możliwa dzięki opanowaniu przez nich ognia, umiejętności szycia ciepłych ubrań z futer, dużej odporności fizycznej i posiadaniu cudownej broni - atlatly.

Atlatl był decydującą bronią w walce człowieka z olbrzymimi ssakami plejstocenu. Atlatl to oszczep zaopatrzony w kamienny grot i w wyrzutnię. Nazwę tę przekazali Hiszpanie, pochodzi ona od azteckiego słowa aflatl. Broń ta składa się z krótkiego, długości około 60 cm drewna, opatrzonego na jednym końcu pętlą służącą jako uchwyt, a na drugim poprzecznym wyżłobieniem, w które wsuwa się oszczep. Miotacz podtrzymuje lewą ręką oszczep i nadaje mu kierunek, a prawą, zaopatrzoną w atlatl, który stanowi przedłużenie ramienia, robi półkolisty zamach od tyłu do przodu. W kulminacyjnym punkcie wyrzutu oszczep odrywa się, uzyskując przyspieszenie znacznie większe niż zwykły oszczep, a tym samym i większą siłę rażenia.

Atlatl, podobnie jak i łuk, wynaleziono zapewne w Starym Świecie. Pierwotni myśliwi wędrujący do Ameryki znali już atlatl, ale nie znali jeszcze łuku. Groty folsomskie znajdywano w Ameryce przeważnie w żebrach bizona, a starsze groty Clovis głównie w żebrach mamuta. Bizony i mamuty pędzono często na krawędzie przepaści przy użyciu płonących żagwi. Ssaki te spadały w otchłań, stając się łatwą zdobyczą człowieka. Dobijano je kamieniami i oszczepami. Sprawcami zagłady wielu gatunków zwierząt pleistoceńskich były z pewnością nie tyle kataklizmy i zmiany klimatu, ile pierwotni myśliwi zaopatrzeni w ogień i atlatl.

Praktyczne zastosowanie atlatli można zobaczyć w kanadyjskim filmie „Walka o ogień", gdzie horda lepiej uzbrojona zwycięża hordę bardziej zacofaną, posługującą się zwykłymi oszczepami. Wprawdzie w środkowym paleolicie, w którym dzieje się akcja filmu, nie znano jeszcze atlatli, ale biorąc pod uwagę fakt, iż film ten ma także cele popularnonaukowe, reżyser Jean Jacques Annaud nagromadził w nim

132

Page 133: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

wątki i rekwizyty ogarniające górny paleolit, w którym pojawił się człowiek rozumny (homo sapiens).

„Tygodnik Siedlecki" 28.VIII.83r.

DANINA Z WIEWIÓRCZYCH SKÓREK

W VII wieku Bułgarzy zaczęli wojować z Obrami. Nieco później uwikłali się w wojnę z Chazarami. W VIII wieku nie byli już w stanie obronić terytoriów naddnieprzańskich. Wezwali na pomoc swoich sojuszników Polan. Po początkowych sukcesach księcia Kija w walce z Chazarami i przemianowaniu grodu Sambatas na Kijów, Polanie zostali zdominowani przez swoich przeciwników. Jak nas informuje Nestor, mnich Klasztoru Peczerskiego z Kijowa: „Roku 6367 Waregowie zza morza ściągali dań z Czudów i ze Słowien, i z Mery, i z Wesów i z Krywiczów, a Chazarzy ściągali z Polan i Siewierzan, i z Wiatyczów, po srebrnej monecie i po wiewiórce od dymu". Oczywiście mowa jest tutaj nie o wszystkich Polanach, a tylko o naddnieprzańskich.

Te wiewiórki nie dawały mi spokoju. Nie mogłem nigdzie natrafić na wyjaśnienie, do czego Chazarom były potrzebne wiewiórki. Aż wreszcie, przeglądając prace archeologów LI. Albauma i B. Brentjesa, natrafiłem na opis grobów książęcych z Pazyryku w Ałtaju. Były to kurhany z okresu od V do III wieku pne. Nie miały one nic wspólnego z Chazarami, ale znajdowały się we wschodnim Kazachstanie, na terenach, z których hordy Chazarów wyruszyły kilka wieków później na podbój Europy, toteż zastosowanie skórek wiewiórczych u Asjów (Wu-sunów), przypuszczalnych budowniczych wymienionych kurhanów, mogło być podobnie jak i u Chazarów.

Otóż w kurhanie drugim znaleziono zabalsamowaną kobietę odzianą między innymi w stanik i płaszcz z wiewiórczych skórek. Widocznie w Azji Środkowej moda na tego rodzaju strój przetwała przez długie wieki, a Chazarzy osiedlając się we wschodniej Europie, przywieźli tę modę ze sobą. Nie mogąc poradzić sobie ze zdobywaniem wystarczającej ilości tych skórek dla swoich kobiet, obarczyli tym uciążliwym zajęciem swoich wasali Polan, Siewierzan i Wiatyczów.

Zawartość kurhanu drugiego jest niezwykle interesująca i z innych

133

Page 134: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

względów. W prostokątnym szybie grobowym o wymiarach 7 x 8 m i o głębokości 4 m, stały dwie chaty z bierwion, wstawione jedna w drugą i pełniące rolę komór grobowych. W grobie znajdowało się siedem koni o bardzo bogato zdobionych rzędach. Dwa konie nosiły maski. W komorze grobowej leżały instrumenty muzyczne, meble, naczynia oraz trumny ozdobione sylwetowymi przedstawieniami reniferów. Podłogę pokrywał dywan. Zmumifikowana kobieta była europeidem. Brak partii mięśni ud świadczył o kanibalizmie sakralnym, o którym pisał już Herodot w odniesieniu do Issedonów. Oczywiście na kobiecie popełniono mord rytualny z pewnością za jej zgodą. Mongołoidalny w typie mężczyzna padł w bitwie i został oskalpowany. Do grobu złożono go z naszytym fałszywym skalpem. Sztuczna broda oraz tatuaż w najpiękniejszym stylu zwierzęcym zdobiły jego ciało. Napełniony kamieniami brązowy kocioł okazał się sprzętem inhalacyjnym na dym z konopii, między kamieniami leżały bowiem zwęglone nasiona konopii: do tego zestawu należał także skórzany bukłak i mały skórzany namiot. Znaleziska te potwierdzają jeden z przekazów Herodota, który jednak nie rozumiał istoty sprawy. „Tych konopi nasienie biorą Scytowie i wchodzą pod filcowe namioty; potem rzucają ziarna na rozżarzone kamienie; rzucane zaczynają dymić i wytwarzają taką parę, że żadna helleńska łaźnia parowa nie mogłaby jej przewyższyć. A Scytowie ryczą z zadowolenia w tej parze". Herodot nie wiedział, że znajdowali się oni w stanie euforii i niefrasobliwego nastroju w wyniku odurzenia haszyszem.

Według Tołstowa Wu-sunowie (Asjowie) należeli do grupy plemion massageckich. Związek Massagetów mógł obejmować w owym czasie Chorezmijczyków, Apasjaków, Saka-Rawaków, Derbików nad środkową Arnu -darią. Dahów nad Kuwan-darią, Wu-sunów i Attasjów.

„Tygodnik Siedlecki" 26.VI.83r.

ATTYLA I AECJUSZ

Pochodzenie Attyli nie jest dostatecznie wyjaśnione. Według legendy przekazanej pzrez Kronikę Wielkopolską miał on być Węgrem. Po najeździe Hunów, Węgrzy z Europy Wschodniej mieli usadowić się nad

134

Page 135: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

rzeką Wkrą we wschodniej Meklemburgii. Stamtąd, za namową Gotów, przenieśli się do Panonii. Ich chanem był jakoby Tyla, przemianowany potem przez Gotów na Attylę.

Pogląd ten jest o tyle niepewny, że Węgrzy (Ugry) mówili innym językiem niż Hunowie właściwie i byli grupą stosunkowo niewielką, należącą do zespołu plemion ugrofińskich, przybyłych do Europy co najmniej tysiąc lat przed Hunami, jeżeli nie wcześniej. Wprawdzie języki ugrofińskie i huńskie należą do tej samej rodziny języków tureckich, ale przestrzeń czasowa i różna lokalizacja tych plemion, uczyniły je mało podobnymi. Przekroczenie przez Hunów Wołgi zaktywizowało Ugrofinow, przyłączyli się oni do najeźdźców, wśród których i przedtem było sporo plemion różnojęzycznych. Jak chan z grupy mniejszościowej został wodzem naczelnym wszystkich Hunów, pozostanie chyba na zawsze tajemnicą? Może zadecydowały o tym osobiste zalety Attyli i specyficzne układy międzyplemienne? Faktem jest, że Węgrzy nie wypierają się Attyli, lecz szczycą się nim. Nazwali także swój kraj Hungarią - krajem Hunów. Założenie w końcu IX wieku państwa węgierskiego przez chana Arpada, przybyłego znad Seretu i Prutu, było jak gdyby powrotem Ugrów na ich dawne ziemie, zdobyte przez Attylę na Rzymianach i utracone przez jego synów na rzecz Gepidów.

Attyla był genialnym wodzem i dyplomatą. Organizację wojskową opierał na oddziałach lekkiej kawalerii, w której bronią dominującą był duży, azjatycki łuk. jego dyplomacja polegała na zjednywaniu sobie podbitych ludów i możliwie sprawiedliwym ich traktowaniu. Dla umocnienia sojuszów brał sobie za żony córki podbitych wodzów plemiennych. Attyla zorganizował wielkie państwo obejmujące dorzecze Dunaju na południu, a na północy Półwysep jutlandzki, z granicą na Renie od zachodu i Persją na wschodzie.

Cesarstwo rzymskie było wtedy rozbite na dwie części. We wschod-niej panował niedołężny Teodozjusz II. Nieletnim cesarzem opiekowała się początkowo jego siostra Pulcheria, po dojściu zaś do pełnoletności został całkowicie zawładnięty przez swoją żonę Eudoklę. Za czasów Teodozjusza II powstał w Konstantynopolu wspaniały uniwersytet. Wybudowano go prawdopodobnie z inicjatywy Eudokli. Cesarz popierał rozwój chrześcijaństwa. Dla obrony Konstantynopola przed najeźdźcami kazał wznieść nowe, potężne mury. Nie na wiele one się zdały, ponieważ Teodozjusz II i tak musiał płacić Hunom haracz, co było bardzo upokarzające dla wschodniego cesarstwa. Oddziały Hunów

135

Page 136: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

docierały aż do Termopil, a prowincje na prawym brzegu dolnego Dunaju stały się ich własnością.

Cesarstwo zachodniorzymskie znajdowało się w stanie rozkładu. Attyla, chcąc je podbić, posłużył się dyplomacją i taktyką wojenną wyższego rzędu. Widząc popularność, jaką się cieszył wśród Hunów i Gotów zakładnik Aecjusz, postanowił użyć go do podporządkowania sobie Rzymu. Attyla, nie będąc jeszcze chanem, zaprzyjaźnił się serdecznie ze starszym od siebie o około dziesięć lat Aecjuszem i pomógł mu w zwerbowaniu wśród Hunów ochotników dla działań wojennych w Italii. Chodziło tutaj o poparcie uzurpatora tronu cesarskiego Johannesa. W roku 425 Aecjusz przechodzi na służbę nieletniego cesarza Walentyniana III. W roku 430 wywołuje bunt żołnierzy przeciwko naczelnemu wodzowi Feliksowi i zajmuje jego miejsce. Z pomocą najemników huńsko - gockich staje się faktycznym rządcą państwa.

Dalszy rozwój wydarzeń w cesarstwie świadczy dobitnie o tym, że Aecjusz działał w ścisłym porozumieniu z Attylą. Taka sytuacja nie mogła się zbytnio podobać matce cesarza - Gallii Placydii. Wzywa więc wodza armii afrykańskiej Bonifacjusza, który zwycięża Aecjusza w bit-wie pod Ariminum. Co robi Aecjusz? Ucieka oczywiście do Hunów, a następnie sprowadza ich do Italii. Zmusza matkę cesarza do przy-wrócenia mu stanowiska naczelnego wodza wraz z godnością patryc-jusza. jednym słowem Aecjusz zostaje patrycjuszem dzięki Hunom. Za okazaną pomoc odstępuje oficjalnie Attyli całą Panonię, prowincję sięgającą aż do Adriatyku. Stosunki między Attylą i Aecjuszem można określić jako bardzo przyjazne. Hunowie wysyłają patrycjuszowi coraz to nowe posiłki.

Od roku 450 stosunki między przyjaciółmi zaczynają się psuć. Chcąc zawładnąć cesarstwem, Attyla pragnie najpierw zostać mężem siostry cesarza Walentyniana, Honorki. Walentynian i Aecjusz są przeciwni temu małżeństwu. Także w sporach o tron frankoński, Aecjusz nie zgadza się na kandydata Attyli, lecz wysuwa swojego. Nieporozumienia te doprowadzają do najazdu Hunów na Galię. Armia Attyli zaczęła oblegać Orlean. Na skutek interwencji Aecjusza oraz jego sprzymie-rzeńców Wizygotów i Franków, Attyla przerywa oblężenie. W Szam-panii, w okolicy Troyes, na polach Katalaunijskich, dochodzi do bitwy, w której obie strony ponoszą olbrzymie straty. Po bitwie nikt nikogo nie ściga. Nie było tam zwycięzców i zwyciężonych.

Bitwa ta odbyła się w roku 451. Już następnego lata Attyla ponów-

136

Page 137: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

nie zaatakował cesarstwo rzymskie. Zdobywa Akwileję, Mediolan, Padwę i Bolonię. Zaraza w obozie Hunów skłoniła Attylę do zawarcia pokoju. Poprzestaje jedynie na wzięciu okupu. Podczas przygotowań do nowej wyprawy na Rzym, Attyla nagle umiera. Było to w roku 453. W kilka miesięcy później, w czasie narady wojennej w Rzymie cesarz Walentynian kazał zamordować Aecjusza. Zagrożenie ze strony Hunów przestało istnieć. Aecjusz był Rzymowi niepotrzebny.

Reasumując, możemy stwierdzić, że Aecjusz działał przez wiele lat jako wierny sojusznik i przyjaciel Attyli. W ostatnich latach swojego życia uwierzył w możliwość odrodzenia się potęgi cesarstwa rzymskiego pod swoim przewodnictwem. Więzy krwi okazały się silniejsze od przyjaźni. Aecjusz był przecież Rzymianinem. Zamierzenia Aecjusza jednak się nie powiodły. Cesarstwo rzymskie i tak musiało upaść. W rok po śmierci patrycjusza, Rzym został złupiony przez afrykańskich Wan-dali.

„Tygodnik Siedlecki" 20.XI.83r., 27.XI.83r.

CZY WANDALOWIE BYLI WANDALAMI?

Oszczerstwo, czyli bezpodstawne fałszywe oskarżenie może dotyczyć zarówno pojedynczych ludzi jak i całych narodów. Słowo wandalizm zrodziło się w 455 roku w umysłach pokonanych mieszkańców Rzymu, jako zemsta w stosunku do zwycięskich Wandalów, za niemożność obronienia przed nimi swojego miasta. Zamiast dzielnie walczyć z bronią w ręku przeciw swoim wrogom, woleli ograniczyć się do wielkiego lamentu po ich wyjeździe i strzępieniu sobie języków dla zagłuszenia poczucia winy za własne tchórzostwo. Wandale nie przyjechali do Rzymu jako turyści, ani w charakterze sojuszników, toteż było rzeczą zupełnie normalną, że zostawili po sobie pewien nieporządek. To, czy rzeczywiście rozmyślnie niszczyli dzieła sztuki, nie jest sprawą pewną. Nie znamy także kulisów tego najazdu ani pobudek jego zaistnienia. Być może, obok korzyści materialnych, Wandalowie chcieli wyrazić swoje lekceważenie dla chylącego się do upadku, wysoce skorumpowanego cesarstwa. Może przypomniała im się krzywda, jaka spotkała w przeszłości ich rodaka, patrycjusza Flaviusza Stylichona,

137

Page 138: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

naczelnego wodza armii rzymskiej, Wandala, który został zięciem Teodozjusza Wielkiego, a teściem cesarza Honoriusza. W rzeczywistości to on rządził wtedy zachodnim cesarstwem rzymskim. Niejednokrotnie obronił Italię przed Wizygotami i Radagajsem. Nie był jednak w stanie obronić Galii przed zmasowanymi atakami Sarmatów, Burgundów, Wandalów, Kwadów i Swebów. Opozycja polityczna oskarżyła go niesłusznie o zdradę; skazano go na śmierć przez ścięcie.

Jedno jest pewne. Wandalowie starali się unikać zbędnego przelewu krwi, ograniczając się jedynie do obrabowania Rzymu z jego skarbów, cennych relikwii i dzieł sztuki. A sięgając do bardziej odległej starożytności, czyż nie było większym wandalizmem zrównanie z ziemią pięknego i bogatego Miletu przez Persów? Czyż ten epitet nie pasowałby lepiej do mieszkańców Krotonu, którzy rozebrali i wywieźli sąsiednie miasto Sybaris, mimo iż było ono zamieszkałe przez ich rodaków Greków? Czyż Rzymianie nie byli znacznie większymi wandalami, kiedy po trzeciej wojnie punicyjnej kazali zaorać piękną Kartaginę, nie zostawiając z niej nawet śladu?

Dzieje ludzkości roją się wprost od wszelkiego rodzaju wandaliz-mów. Kojarzenie wandalizmu z Wandalami jest dziełem przypadku i pozbawione jest całkowicie sensu.

Wandalowie mieli łagodny charakter i wysoką kulturę. Zetknęli się oni i zespolili z ludami znanymi w starożytności z elegancji i subtelności uczuć: Z Wenedami, ukształtowanymi kulturowo przez Etrusków i z Sa-rmatami, o których Rzymianie zawsze wyrażali się z największym uznaniem, dając ich za przykład wzorowego rycerstwa, zarówno pod względem szlachetności jak i dzielności w boju. Potwarz rzucona na Wandali przez Rzymian, przyczepiła się do nich jak kleszcz do skóry niewinnego baranka. Minęło piętnaście wieków od tego czasu, a czcza gadanina o złych Wandalach niszczących dzieła sztuki przetwała jako stereotyp myślowy u wszystkich narodowości świata.

„Tygodnik Siedlecki" 3.VII.83r.

FUTHARK - ODMIANA ALFABETU ETRUSKIEGO

Alfabet runiczny, tak zwany futhark, przez długie wieki bronił się przed zdradzeniem tajemnicy swego pochodzenia. Pisano o nim wiele, powstała nawet nowa nauka, zwana runologią. W roku 1885 Carlo

138

Page 139: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Paulini zauważył podobieństwo futharku do pisma etruskiego. W wieku XX Norweg Marstrander i Fin Magnus Hammarstrom udowodnili w sposób przekonywujący, że futhark posiada aż dwie trzecie znaków zapożyczonych z alfabetu etruskiego. Pogląd ten został przyjęty i za-akceptowany przez olbrzymią większość runologów.

Pisma alfabetyczne całej Europy wywodzą się z pisma fenickiego. Około roku 1100 pne. pismem Fenicjan zainteresowali się Grecy. Po przeprowadzeniu pewnych innowacji i ulepszeń, polegających m.in. na wprowadzeniu samogłosek jako normalnych liter, a nie jak dotychczas sygnalizowanych jedynie przecinkami czy kropkami nad lub pod literami spółgłoskami, pismo Greków stało się wzorem i inspiracją do wynalezienia innych alfabetów. Z pisma greckiego wywodzi się alfabet gocki, wprowadzony przez ariańskiego biskupa Wulfilię w IV wieku, a także głagolica i cyrylica oraz pismo Ormian, Gruzinów i Etrusków. Alfabet etruski stał się z kolei inspiracją dla twórców pisma łacińskiego, umbryjskiego, falijskiego, oskijskiego i runicznego. Z łaciny zaś wywo-dzą się prawie wszystkie współczesne alfabety języków europejskich.

Pismo runiczne powstało w wieku III ne. na terenie Półwyspu jutlandzkiego, a potem rozprzestrzeniło się do innch krajów germańs-kich. Przetrwało najdłużej w Islandii i Norwegii, bo aż do wieku XIX, mimo iż we wszystkich krajach skandynawskich obowiązywał już od kilku wieków alfabet łaciński.

Zabytki, na których widnieją napisy runiczne to: głazy, płyty nagrob-ne, krzyże, przedmioty z drewna, broń, ozdoby itp. Kościół chrześ-cijański uważał pismo runiczne za wysoce podejrzane i związane z praktykami diabelskimi, toteż zakazał już we wczesnym średniowieczu posługiwania się runami. Badania nad odczytywaniem runów popierali i finansowali Wazowie. Nie wszystkie znane teksty runiczne są już odczytane. Początkowo wysuwano najróżniejsze fantastyczne hipotezy co do pochodzenia tego pisma. Dowodzono, iż futhark pochodzi z czasów biblijnego Magoga, syna Jafeta. Inni pisali o jego gockim rodowodzie, jeszcze inni o wywodzeniu się futharku z pisma obrazkowego, zachowanego w skandynawskich grotach kamiennych i że z tego pisma wywodzą się również inne alfabety europejskie. Długa i zawiła droga do określenia pisma runicznego doprowadziła definitywnie do powszechnego uznania jego etruskiego pochodzenia. Futhark starszy posiadał dwadzieścia cztery litery alfabetu, młodszy szesnaście. Z czasem alfabet ten przeszedł różne przeobrażenia. W Szwecji powstała odmiana technograficzna, służąca do szybkiego pisania, a także odmiana pierzasta i inne.

139

Page 140: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Runolodzy stwierdzają zgodnie, że znaki te pochodzą z północnej Italii i że największe podobieństwo z runami wykazuje pismo etruskie z doliny rzeki Padu. Stwierdzają także, że pismem etruskim posługiwali się także Ilirowie, Celtowie, Liguryjczycy i Retowie. W piśmie Wene-dów zauważonio te same prawidła, co i w najstarszych runach: stawianie liter dowolnie z lewej strony ku prawej lub odwrotnie, albo pisanie tak zwanym bustrofedonem; dodawanie do napisu całego alfabetu, w celu spotęgowania mocy magicznej inskrypcji; nieużywanie znaków diakrytycznych w rodzaju kropek i przecinków.

Jedna z hipotez twierdziła, że pismo etruskie zostało przekazane Normanom przez Markomanów. Inni uważali, że to Cymbrowie i Teu-tonowie nauczyli Normanów posługiwania się znakami etruskimi. Z drugiej strony wiadomo było, że pismo łacińskie wyparło ostatecznie wszystkie alfabety etruskie jeszcze przez naszą erę; pismo zaś runiczne pokazało się w Jutlandii dopiero w III wieku. Runolodzy skandynawscy doszli do wniosku, że kontakty handlowe z Rzymem doprowadziły do przyjęcia się pisma Etrusków w jutlandii.

Ostatni wniosek nie jest zbyt przekonywaujący. Jak bowiem mogli Danowie przejąć pismo Etrusków w III wieku, jeżeli Italia już znacznie wcześniej o nim zapomniała? Przeoczono tu najwyraźniej pewien fakt o wielkim znaczeniu historycznym dla całej północnej Europy. Chodzi mianowicie o następstwa wynikłe z bitwy nad Jeziorem Wadymońskim, bitwy przegranej przez Celtów i Etrusków. Duża część plemion celtyckich, nie chcąc zostać wasalami Rzymian, przeniosła się do Bohemii i w dorzecza Odry i Wisły. Wenedowie zajęli w III wieku pne. południowe wybrzeże Bałtyku, aż po Jutlandię. Byli oni panami tych ziem aż do przełomu naszej ery, a i potem także odgrywali jeszcze dużą rolę na tych terenach, czego najlepszym dowodem było odrodzenie się ich potęgi w IX wieku, kiedy już jako Słowianie wybudowali Winetę i zdominowali handel na Bałtyku.

Wracając do wieku III nie możemy wątpić, iż Normanowie z Jutlandii utrzymywali liczne kontakty z Wenedami i od nich zapewne przejęli znaki etruskie dla swoich runów. Żeby to lepiej zrozumieć, musimy sobie uświadomić, że Wenedowie byli Celtami znajdującymi się w za-sięgu wpływów kulturowych Etrusków i Mirów. Ich pierwsze kontakty z Etruskami iberyjskimi, to znaczy z Tartessyjczykami, datowały się jeszcze z czasów pobytu Wenedów na Półwyspie Bretońskim. Potem zajęli oni tereny etruskie w dolinie rzeki Pad, wchłaniając miejscową ludność etrusko - iliryjską. Znajomość pisma etruskiego przez Wene-

140

Page 141: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

dów jest niepodważalna. Ci Wenedowie, którzy pozostali w Italii, zostali zromanizowani i przejęli pismo łacińskie, ale u Wenedów znad Bałtyku przetrwały dawne zwyczaje i dawne pismo. Dzisiejsi autochtoni pomorscy, Kaszubi, wywodzą się z Wenedów. Typy antropologiczne spotykane wśród Kaszubów potwierdzają to całkowicie. Nazwa Oksywie wydaje się być pochodzenia wenedyjskiego. Ox w językach celtyckich oznacza wodę, a nazwa Oksywie wywodzi się z tego słowa. Rozpowszechnienie się imienia Lars w krajach skandynawskich, doko-nało się także z pewnością za pośrednictwem Wenedów. Było to swego czasu najpopularniejsze z imion etruskich.

Należałoby jeszcze dodać, że podczas trwania chanatu huńskiego w Europie, ilość zabytków runicznych, wyprodukowanych na terenie jutlandii, gwałtownie spadła, a wzrosła wydatnie na terenie Półwyspu Skandynawskiego. Aktywność Hunów w Jutlandii była znaczna. Stacza-no tam niezwykle krwawe boje z jutami, Sasami i Anglami. Pewnym śladem po tych walkach jest olbrzymia, dobrze zachowana nekropolia Hunów na wyspie Sylt.

„Tygodnik Siedlecki" 14.VIII.83r., 21.VIII.83r.

HERODOT O SARMATACH

Sarmaci byli koczowniczym ludem irańskiego pochodzenia. Do 111 wieku pne. zamieszkiwali obszary między Donem i Wołgą. Potem powoli zaczęli przesuwać się na zachód, podbijając Scytów. W okresie rzymskim dotarli do Dunaju i nad Wisłę. Podczas najazdu Hunów na Europę, część Sarmatów osiedliła się w Hiszpanii, w północnej Afryce (Alanowie), na Bałkanach i w górach Kaukazu (Oseteńcy).

Niektórzy nasi historycy (Miechowita, Bielski) wywodzili pochodze-nie Polan od Sarmatów. Dzisiaj wiemy, że tego rodzaju pogląd jest zbyt uproszczony. Pula genetyczna Polan zawiera bowiem składniki pochodzące także i od wielu innych grup etnicznych. Składnik sarmacki należy jednak do jednego z najważniejszych, toteż to co pisał Herodot o Sarmatach, powinno nas interesować, mimo iż jest to opowieść o charakterze nieco bajkowym, oparta na podaniach ludowych, nie znajdująca pełnego poparcia w materiale historycznym.

141

Page 142: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Sposób wysławiania się historyka z V wieku pne. był nieco zawiły, będzie więc może lepiej, jeżeli podam te informacje w języku mniej archaicznym.

Po zwycięskiej bitwie Hellenów nad Termodontem (w Małej Azji), wzięte do niewoli Amazonki zostały załadowane na trzy okręty z za-miarem wywiezienia ich do Grecji. W bliżej nie wyjaśnionych okolicz-nościach, niewiasty te wymordowały załogi wiozących je statków. Nie znając się na żegludze, Amazonki zostały zagnane wiatrami do Krem-noj (Krym) nad Jeziorem Meockim (M. Azowskie). Ziemie te należały wtedy do Scytów. Po wylądowaniu, Amazonki udały się w głąb kraju, gdzie napotkawszy pierwsze stado koni, przywłaszczyły je sobie i zaczęły łupić miejscową ludność.

Scytowie byli tym całkowicie zaskoczeni. Myśleli początkowo, że mają do czynienia z mężczyznami, toteż wdali się z nimi w walkę. Oglądając trupy na pobojowisku, zorientowali się, że walczyli z kobie-tami. Po naradzie starszyzny scytyjskiej, postanowiono nie zabijać Amazonek, lecz wysłać przeciw nim najmłodszych junaków. Ich zada-niem było założenie obozu w pobliżu Amazonek i czynienie tego samego co i one. W razie ataku chłopcy mieli uciekać, nie wdając się w walkę. Potem mieli znowu zbliżyć się i założyć powtórnie obóz obok Amazonek.

Kiedy niewiasty przekonały się, że młodzieńcy nie przyszli we wrogich zamiarach, dały im spokój. I tak co dzień jeden obóz podsuwał się coraz bliżej do drugiego.

Około południa Amazonki miały zwyczaj spacerować w pobliskich zaroślach. Do jednej z nich zaczął zalecać się młody Scyta. Zaloty zostały zaakceptowane z zadowoleniem i tak doszło do przyjaźni między nimi. Nie mogli oni porozumieć się ze sobą, ale Amazonka przy pomocy gestów dała do zrozumienia junakowi, żeby na drugi dzień przyprowadził ze sobą kolegę, a ona przyjdzie tak samo ze swoją przyjaciółką. Tak też się stało. Kiedy młodzież scytyjska dowiedziała się o tym, wszyscy zaczęli ich naśladować i w krótkim czasie obłaskawili sobie resztę Amazonek. Połączono oba obozy, a każdy ze Scytów wziął tę za żonę, z którą miał pierwsze zbliżenie. Kiedy niewiasty nauczyły się języka scytyjskiego, młodzi mogli już lepiej porozumiewać się ze sobą i snuć wspólne plany na przyszłość.

Wkrótce mężowie zaproponowali żonom, ażeby razem zamieszkać u ich rodziców. Amazonki nie zgodziły się jednak na to. Zdawały sobie bowiem sprawę, że będą musiały zmienić swój dotychczasowy tryb

142

Page 143: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

życia i zająć się robotami kobiecymi, na co nie miały wcale ochoty. Zaproponowały natomiast, żeby młodzieńcy poszli do swoich rodziców i kazali sobie przydzielić należną im część majątku. Kiedy to się stało, żony poprosiły swoich mężów, ażeby przenieść się za rzekę Tanais (Don). Junacy przystali i na tę prośbę, zakładając nowe siedziby. ,,I odtąd kobiety Sauromatów zachowują dawny swój tryb życia, wyjeżdżając konno na łowy wraz z mężami lub bez mężów oraz wyruszając na wojnę i nosząc te same szaty co mężczyźni".

W taki oto sposób miał się narodzić naród sarmacki. W każdej legendzie jest ziarno prawdy, toteż może i w tej nie wszystko jest zmyślone.

„Tygodnik Siedlecki" 13.111.83r.

ARMIA, KTÓRA ZNIKŁA

Kilka dni temu dzienniki krajów europejskich podały sensacyjną wiadomość - grupa archeologów uzbrojonych w najbardziej nowoczesną aparaturę zamierza odnaleźć resztki tego, co pozostało z armii Kambyzesa II. Przypuszcza się, że armia ta została pogrzebana żywcem przez gwałtowną burzę piaskową. Miało to miejsce jakieś dwieście kilometrów na zachód od Teb.

W historii świata nigdy nie zdarzył się podobny wypadek. Pięćdziesiąt tysięcy uzbrojonych wojowników, wraz z wielbłądami, mułami i końmi, znikło z powierzchni ziemi, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu. Poszukiwania przedsięwzięte przez starożytnych Persów i Egipcjan nie dały żadnych rezultatów. W pustyniach afrykańskich bieleją kości niejednego nieostrożnego podróżnika lub małych grup wędrowców, ale nigdy nie zdarzyło się, ażeby jakąś armię i to tak liczną spotkał podobny los.

Suchy klimat Egiptu znany jest ze swoich właściwości konser-wujących. Zarówno sprzęt jak i kości ludzi czy zwierząt, mogły przechować się w dobrym stanie w piaskach pustyni, mimo iż od tego czasu upłynęło już dwa i pół tysiąca lat.

Kambyzes II, syn Cyrusa Wielkiego, panował w Persji w latach 529-522 pne. W roku 525 pne. pokonał armię egipską faraona

143

Page 144: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Psametyka III w bitwie pod Peluzjum i zajął Egipt. Pretekstem do najazdu miał być afront ze strony faraona Amazysa. Kambyzes poprosił o rękę córkę faraona, ale zamiast niej, Amazys posłał mu córkę Apriesa, poprzedniego władcy Egiptu. Była ona rosłą i urodziwą dziewczyną, nazywała się Nitetis, miała udawać córkę Amazysa. Księżniczka ta, chcąc zemścić się za śmierć jej ojca obalonego przez Amazysa, wyznała prawdę Kambyzesowi, co wywołało wielki skandal i gniew władcy Persów. Kambyzes zawarł przymierze z Arabami, uzyskał zgodę na przejście przez ich ziemie i spotkał się przy peluzyjskim ramieniu Nilu z Psametykiem, synem Amazysa. Ten ostatni zmarł pół roku wcześniej. Bitwę wygrali Persowie. Kiedy doszli do Memfis. Kambyzes kazał wynieść z grobu zwłoki Amazysa i wychłostać je, wyskubać mu włosy, kłuć go ościeniem i spalić. Profanacja zwłok nie spotkała się z uznaniem ani u Persów, ani u Egipcjan.

Kambyzesowi niezbyt się szczęściło w Egipcie. Miał on początkowo zamiar ujarzmić także Etiopów, Kartagińczyków i Ammoniów. Wszyst-kie trzy wyprawy nie powiodły się. Kambyzes dowodził osobiście armią, która wyruszyła z Teb na podbój Etiopii. Źle przygotowana wyprawa i brak dostatecznego zaopatrzenia w żywność, spowodowały, że zabrakło zwierząt pociągowych, które zjadano, a w końcu doszło do przypadków kanibalizmu. W tej sytuacji Kambyzes musiał zawrócić z drogi. Druga armia, która miała uderzyć na Kartaginę od strony morza w ogóle nie wyruszyła w rejs, ponieważ jej główną siłę stanowili Fenicjanie, a oni nie chcieli walczyć ze swoimi krewniakami z Kartaginy. Jednak najgorszy los spotkał armię, której zadaniem było ujarzmienie Ammoniów i spalenie wyroczni Zeusa. Przeczytajmy, co o tym wydarzenu napisał Herodot. Żył on w czasach zbliżonych do okresu panowania Kambyzesa. Przebywał też w Egipcie, gdzie mógł poznać starców pamiętających zniknięcie perskiej armii.

„Ci zaś, których wysłano na wojnę przeciw Ammoniom, wyruszywszy z Teb, maszerowali z przewodnikami i przyszli, co jest rzeczą pewną, do miasta Oasis, zamieszkałego przez Samijczyków, którzy podobno pochodzili z gminy ajschrionijskiej; od Teb są oni oddaleni o siedem dni marszu przez piaski, a ta okolica nazywa się w języku Hellenów Wyspą Szczęśliwych. Aż do tej okolicy miało dotrzeć wojsko, odtąd zaś nikt inny prócz samych Ammoniów i tych, którzy od nich słyszeli, nie umie nic o nich powiedzieć. Bo oni do Ammoniów nie przybyli, ani też nie powrócili do domu. Sami Ammoniowie tak opowiadają: Kiedy z owej Oasis ciągnęli przeciw nim przez piaski,

144

Page 145: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

znaleźli się mniej więcej w środku między nimi a Oasis; a gdy właśnie spożywali śniadanie, zawiał ku nim wielki i niesamowity wiatr połu-dniowy, który niosąc z sobą góry piasku, zasypał ich - i w ten sposób zniknęli. Taki los miał spotkać ową armię według opowiadania Am-moniów".

„Tygodnik Siedlecki" 20.III.83r.

GDZIE ZAKOŃCZYŁ SIĘ REJS ARKI NOEGO

W języku aramejskim słowo Ararat pisze się podobnie jak Urartu. Ararat, to wygasły wulkan w górach Armenii, a Urartu, to nazwa starożytnego państwa, którego centrum leżało w Armenii, wokół jeziora Van. W okresie największego rozkwitu (w IX wieku pne.) granice Urartu obejmowały obszary nad górnym Eufratem i północno -zachodnim Iranem.

Księgi Starego Testamentu zostały napisane w językach: aramejskim, koine (greka hellenistyczna) i hebrajskim. Wszystko wskazuje na to, że tłumacze Starego Testamentu pomylili nazwę Ararat z Urartu. Skutek był taki, że Arka Noego, zamiast wylądować na peryferiach państwa Urartu, wylądowała na szczycie góry Ararat.

Ilość wody na kuli ziemskiej jest wielkością stałą. Wynosi ona około 1360x10 do potęgi szóstej km sześć. Woda występuje w stanie stałym, ciekłym i gazowym. Krążenie wody w przyrodzie stanowi zamknięty cykl obiegowy. Stymuluje go energia słoneczna i siła ciężkości. Elementami składowymi cyklu są opady atmosferyczne, parowanie i odpływ. Ilość wody w oceanach decyduje o ukształtowaniu zarysów kontynentów. Główny wpływ na poziom wody w oceanach mają zlodowacenia i okresy międzylodowcowe. Wahania poziomu oceanów wyrażają się liczbą dochodzącą maksymalnie do 180 - 200 m. Im więcej jest lodowców na naszej planecie, tym poziom wód mórz i oceanów jest niższy. Brak lodowców powoduje maksymalny poziom wody.

Podczas potopu biblijnego, który miat miejsce około 2700 lat pne., wszystkie lodowce na kuli ziemskiej pod wpływem wzmożonego

145

Page 146: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

promieniowania słońca uległy rozpuszczeniu. Poziom oceanów osiągnął swoje apogeum. Woda wdarła się między innymi, do Mezopotamii, docierając do granic państwa Urartu. Tam właśnie mogła wylądować Arka Noego (Ut-Napisztima). Dzięki pomyłce tłumaczy, Urartu przemieniło się w Ararat i stąd całe to nieporozumienie.

Ararat ma przeszło pięć tysięcy metrów wysokości, jeżeli masa wody na ziemi jest wielkością stałą, skąd miałaby się wziąć tak wielka jej ilość, ażeby pokryć wysoką górę i gdzie ta woda podziałaby się po potopie?

Dodatkowym elementem mylącym jest obecność muszli morskich w pobliżu Araratu. Do niedawna nie zdawano sobie sprawy z mechanizmu powstawania procesów górotwórczych (orogenezy). Muszle morskie znaleziono także i na innych szczytach wysokich gór w wyniku wypiętrzenia się części litosfery. To co w dawniejszych epokach było dnem morskim, mogło pod wpływem orogenezy stać się łańcuchem górskim.

Szukanie resztek Arki Noego na Araracie skazane jest z góry na niepowodzenie. Było takich ekspedycji wiele i oczywiście żadna z nich nie znalazła niczego, co mogłoby stanowić pozostałości po arce.

Tego rodzaju spostrzeżenia nie podważają w najmniejszym stopniu przekazów biblijnych, tak jak teoria budowy kosmosu Kopernika nie godziła w zasady religii chrześcijańskiej, mimo iż była początkowo atakowana i nie uznawana przez czynniki kościelne. Po prostu świat się zmienia, powstają nowe teorie i nowe metody badawcze. Sprawy wiary nic na tym nie ucierpiały.

W północno - zachodniej Mezopotamii, nad Eufratem, odbyło się słynne spotkanie Ut-Napisztima z lugalem (królem królów Sumeru) Gilgameszem z Uruk. On i jego ludzie także ocaleli z potopu. Po zakończeniu rejsu Noe zrelacjonował władcy dramatyczne szczegóły ze swojej podróży arką.

W żadnym wypadku nie możemy podejrzewać Żydów o przywłasz-czenie sobie cudzego dziedzictwa historycznego jako swojego. Przecież Żydzi byli początkowo Akado - Sumerami, emigrantami z miasta Ur, dowodzonymi przez Abrahama (Ibrahima) i wszystko co dotyczy dawniejszej historii tego miasta czy innych miast Mezopotamii, było także ich historią, ich przeszłością.

Kiedy jest już mowa o Abrahamie, należałoby przypomnieć, że jest to imię akadyjskie, oznaczające „kochaj Ojca". Abraham, syn Teracha jest wielbiony także przez mahometan. Według Koranu i tradycji

146

Page 147: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

muzułmańskiej był on pierwszym wyznawcą islamu, budowniczym Kaaby w Mekce, najbardziej czczonej świątyni Arabów. Abraham jest patriarchą biblijnym adorowanym przez trzy religie: chrześcijańską, islam i judaizm.

„Tygodnik Siedlecki" 9.I.83r.

TAJNE KARTOTEKI ANGLIKÓW

Angielskie Wyspy Normandzkie na Kanale La Manche były okupo-wane przez Niemców od czerwca 1940 roku do maja 1945. Brytyjczycy oceniają krytycznie zachowanie swoich obywateli z tych wysp wobec nazistów; wielu z nich kolaborowało z najeźdźcą. Był to prawdziwie czarny rozdział historii Anglii z lat wojennych.

Po wojnie zaczęto mówić o tej kolaboracji. Początkowo rząd angiel-ski, a także francuski były niechętne publikowaniu oskarżeń związanych z ujawnieniem stosownych dokumentów. Postanowiono, że większość tych dokumentów będzie mogła być ujawniona dopiero po 100 latach. Jednak niedawno rząd angielski, działając pod presją opozycyjnej Partii Pracy, zdecydował się ujawnić treść 27 tajnych kartotek, które wskazują dobitnie, że angielscy urzędnicy z największych dwóch wysp, Jersey i Guernsey, kolaborowali z Niemcami. Dokumenty te udowadniają także, między innymi oskarżeniami, że co najmniej 435 kobiet z tych wysp miało nieślubne dzieci z niemieckimi żołnierzami. Liczne kobiety, w tym zaskakująca ilość mężatek, miały bliższe kontakty z Niemcami -informują dokumenty brytyjskiego wywiadu. Robiły to głównie dla pieniędzy, żywności, mydła, papierosów czy koniaku.

Dokumenty wspominają także o „podziemnych fryzjerach" z Gue-rnsey, którzy obcinali włosy kochankom okupantów, co znalazło później naśladowców także we Francji i innych krajach. Do cięższych oskarżeń należy kolaboracja wyspiarzy w budowaniu czterech obozów koncentracyjnych na wyspie Alderney. Setki Rosjan, polskich żołnierzy, francuskich Żydów i innych więźniów zmarło tam wykonując ciężką pracę przy złym traktowaniu i wyżywieniu. Ponadto wyspiarze wydali Niemcom wielu brytyjskich członków Ruchu Oporu i 2000 Żydów, którzy zostali wysłani do francuskich obozów koncentracyjnych w 1942

147

Page 148: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

roku. Jeden z mieszkańców Jersey, Maurice Green, ujawnił niedawno przyczynę aresztowania jego ojca Stanleya przez Niemców. Ojciec należał do Ruchu Oporu. Przesyłał drogą radiową cenne informacje dla angielskiego wywiadu. Został wydany Niemcom przez sąsiada. Wysłano go do Buchenwaldu, gdzie wkrótce zmarł. Sprawa ta jest jakby przedawniona. Donosiciel mieszka nadal spokojnie w swoim domu na Jersey.

W związku z tą niechlubną kolaboracją Wyspy Normandzkie nie zostały wyzwolone po zajęciu Francji przez Aliantów. Wojsko angielskie wkroczyło na wyspy dopiero po zakończeniu wojny.

Różny był stopień oskarżeń wyspiarzy o współpracę z Niemcami. Powojenne dochodzenia w tej sprawie uwolniły większość wyspiarzy z zarzutu złego prowadzenia się. Szef angielskiej grupy dochodzeniowej oświadczył, że najbardziej upokarzającym określeniem wyspiarzy z Guernsey, sformułowane przez jednego z niemieckich oficerów, było nazwanie ich „służalczymi wieśniakami".

(na podstawie ,,Los Angeles Times") Władysław Stefanoff

„Nowe Echo Podlasia" 17.IV.93r.

ŚMIERĆ KAUCZUKOWEGO BARONA

Wenezuela, Terytorium Amazonas, na placu w San Fernando de Atabapo stoi mały krzyż z napisem: Tomas Funes, 13 stycznia 1921. Tutaj, po sądzie wojennym, pluton egzekucyjny wykonał wyrok.

Jest to historia tak niezwykła, że warto ją chyba przypomnieć. Działo się to w czasach panowania dyktatora Juana Vicente Gomeza. Wenezu-ela, najbiedniejszy kraj w Ameryce Południowej, zaczynała dorabiać się na koncesjach naftowych, udzielanych głównie Stanom Zjednoczonym. Henry Ford w 1903 roku założył w Detroit wielki koncern przemysłu samochodowego. Popyt na naftę i kauczuk był ogromny. W owym czasie nie istniały fabryki kauczuku syntetycznego ani plantacje kauczukowców na Dalekim Wschodzie, toteż całe zapotrzebowanie na ten surowiec musiało być zaspokajane przez kauczukowce spotykane w stanie dzikim w dorzeczu Amazonki i Orinoko.

148

Page 149: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Drzewa te wydzielają biały sok zwany lateksem. Uzyskuje się go w ten sam sposób jak żywicę z naszych sosen, przez nacinanie. Po koagulacji wywołanej podgrzewaniem otrzymuje się kauczuk.

Na tym właśnie kauczuku mieszkańcy Amazonii, zwłaszcza kupcy, robili wielkie fortuny. Nie wiedzieli już, co robić z pieniędzmi, czego dowodem jest wybudowanie przez nich w Manaus opery, wzorowanej na operze paryskiej, do której sprowadzano najsłynniejszych artystów z Europy.

Amazonia nazywana jest słusznie zielonym piekłem. Klimat nie-zdrowy, wilgotny, wysokie opady, temperatura około 40 stopni C. Dżungla grobowo cicha w upale dnia, ożywia się nocą, strasząc mieszkańców tajemniczymi odgłosami i wrzaskiem mordowanych zwierząt. Ulewne deszcze padają bez przerwy przez sześć miesięcy w roku. Jaguary, pumy, węże, kajmany, skorpiony i chmury komarów potęgują niebezpieczeństwa czyhające na przybyszów. A ludzie? Olb-rzymia większość to Indianie. Część z nich przejawia skłonności do cywilizowania się, ale nie brak i takich, którzy na powitanie obcych wypuszczają strzały zatrute kurarą. Osadnicy rasy białej to zazwyczaj przestępcy, złoczyńcy, zbiedzy z cywilizowanego świata, a w najlepszym razie awanturnicy poszukujący bogactw.

Na terenie Amazonii walka człowieka z dżunglą jest nad wyraz trudnia. A jednak znalazł się człowiek, który zdominował wenezuelską Amazonię. Ten człowiek nazywał się Tomas Funes.

W owym czasie stolicą Terytorium Amazonas było San Fernando de Atabapo, małe miasteczko leżące u ujścia rzeki Atabapo do Orinoko. Klimat jest tam znacznie zdrowszy niż w obecnej stolicy - Puerto Ayacucho. Atabapo z niewyjaśnionych przyczyn wolne jest od komarów, a w jej ciemnych wodach brak jest krwiożerczych piranii.

Władzę na tym terytorium sprawował z nominacji Gomeza, generał Roberto Pulido. Kauczuk stanowił główne bogactwo Amazonii. Ceny były wysokie, ale i podatki nałożone przez gubernatora uniemożliwiały kupcom bogacić się tak, jakby sobie tego życzyli. Na tym tle powstał konflikt między Funesem i generałem Pulido, zakończony uwięzieniem i zapłaceniem grzywny przez kupca. Funes udawał, że nie żywi żadnej pretensji do gubernatora. Tak jednak nie było. W największej tajemnicy Funes uknuł z innymi kupcami spisek na życie generała. 9 maja 1913 roku, w nocy, spiskowcy zamordowali gubernatora Pulido, jego żonę i kilkanaście osób,które im towarzyszyły. Nie został żywy żaden ze zwolenników Gomeza. Władzę w San Fernando de Atabapo objął

149

Page 150: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Tomas Funes. Ogłosił też secesję Terytorium Amazonas. A jest to obszar wielkości Polski.

Wielokrotnie generał Gomez wysyłał ekspedycje karne dla ukrócenia samozwańca. Na próżno. Funes był bogaty i silny. Potrzebną broń zakupił w Brazylii przez Rio Negro, uniezależniając się całkowicie od krajowych rynków zbytu.

Funes otrzymał od generała Gomeza ofertę objęcia stanowiska gubernatora Terytorium Amazonas. Był to oczywiście prymitywny podstęp, mający na celu zwabienie samozwańca do Caracas, niby to dla dokonania formalności zaprzysiężenia. Funes wiedział dobrze, co jest grane, więc grzecznie odmówił dostąpienia tego zaszczytu. Chcąc jednak okazać dobrą wolę, zgodził się na przyjęcie nowego gubernatora. Gubernator przyjechał i od pierwszej chwili stał się marionetką Funesa. W praktyce wszystko zostało po dawnemu. Widząc niebezpieczeństwo na jakie się narażał i śmieszną rolę w jakiej występował, niepożądany przybysz poprosił o urlop... ażeby więcej nie wrócić. Przez trafną decyzję uratował honor i życie.

Pewnego dnia, po ośmiu latach secesji, oddział generała Acevalo Cedeno zaskoczył Funesa w jego własnym domu. Walka trwała dwa-dzieścia osiem godzin. Obleganych było zaledwie kilkunastu. Po stracie kilku ludzi i wyczerpaniu się amunicji, Funes skapitulował. Został roztrzelany, a jego ludzie zakuci w kajdany i wysłani do budowy dróg w centrum kraju.

Dzisiaj produkcja kauczuku w dorzeczach Amazonki i Orinoko jest znikoma. Większość zapotrzebowania światowego zaspokajana jest przez kauczuk syntetyczny z USA, Kanady, Wielkiej Brytanii i Niemiec. Kauczuk naturalny dostarczają doskonale funkcjonujące plantacje w Malezji, Indonezji, Tajlandii. Kauczukowi baronowie przestali istnieć, opera w Manaus stała się zabytkiem odwiedzanym najczęściej przez nietoperze.

Ameryka Łacińska znalazła sobie inne intratne źródło dochodu: narkotyki. Plantacje konopii indyjskich, maku i krzewów koki mnożą się jak grzyby po deszczu. Jest zapotrzebowanie, więc istnieć musi i pro-dukcja. Największe mocarstwo świata, Stany Zjednoczone, znalazło się w dużym niebezpieczeństwie. Narkomania zatacza tam coraz większe kręgi. Należałoby się poważnie zastanowić nad bardziej radykalnymi sposobami zwalczania handlarzy śmiercią. Dało to pozytywne wyniki w Iranie i na Dalekim Wschodzie, gdzie tymi sprawami zajęli się duchowni islamscy i gdzie narkomania została gwałtownie przyhamowana.

„Nowe Echo Podlasia" 6.II.93r.

150

Page 151: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

LIKWIDACJA SIEDLECKIEGO GETTA

Zamknięcie siedleckiego getta nastąpiło 1 października 1941 roku. Ogrodzenie z drutów kolczastych oddzieliło je od pozostałej części miasta. Nikomu nie wolno było wejść i wyjść bez specjalnego ze-zwolenia. W getcie robiło się coraz ciaśniej. Przywieziono tutaj około 1000 Żydów z Łodzi, Kalisza i Pabianic, a także Żydów z Łosic, Mordów i Sarnak. Przesiedlono też do getta zamieszkałych w powiecie Cyganów. W lecie 1942 roku ludzie nie mieścili się już w domach, wielu spędzało noc pod gołym niebem. Niektórym udało się uciec, ale było wielu takich, których zastrzelono podczas ucieczki.

22 sierpnia 1942 roku, w upalny słoneczny dzień, skoncentrowano wszystkich mieszkańców getta na placu między dzisiejszymi ulicami Bohaterów Getta i Berka Joselewicza. Wszyscy musieli usiąść i pochylić głowy. Kto ją uniósł, zostawał natychmiast zastrzelony. W tym czasie Niemcy i własowcy szukali ukrytych w domach Żydów. Przy ulicy Piłsudskiego ustawiono stoły z pieczonym drobiem, piwem i wódką. Oprawcy jednocześnie strzelali i pożywiali się. Było im gorąco, więc zdjęli czapki z trupimi główkami i kurtki mundurów, zakasali rękawy u koszul. Tymczasem siedzący ludzie umierali z głodu i pragnienia. Prosili o wodę. Niemcy wezwali straż pożarną i kazali polewać Żydów wodą z sikawek. Śmiali się rubasznie ze swojego dowcipu.

Następnego dnia wyprowadzono około 10.000 Żydów na dworzec kolejowy i załadowano do wagonów towarowych. Jechali do Treblinki. Ulice, którymi szli na stację, usłane były trupami. Strzelano do tych, którzy próbowali uciekać i do takich, którzy nie mieli siły iść dalej. Strzelano na dworcu. Adwokat Rubinstein stawił opór, kiedy kazano mu wejść do bydlęcego wagonu. Zastrzelono go na miejscu.

24 sierpnia wymordowano chorych i personel żydowskiego szpitala. Wszystkich zabitych wywieziono na kirkut przy ul. Szkolnej. Po obrabowaniu, ciała wrzucono do głębokich dołów. Kilka miesięcy później, dla zatarcia śladów tej haniebnej zbrodni, wydobyto je i spalono.

Po likwidacji getta w centrum Siedlec, Niemcy utworzyli tzw. „małe getto" między ulicami Sokołowską i 11 Listopada. Umieszczono tam ok. 500 młodych ludzi, których zatrudniano przy pracach porządkowych. Do tego „małego getta" zgłosiło się jeszcze 1500 Żydów, którym udało się przeżyć. 25 listopada 1942 roku przesiedlono wszyst-

151

Page 152: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

kich siedleckich Żydów na Gęsi Borek. Na krótko, bo już 28 listopada esesmani zlikwidowali i ich, roztrzeliwując na miejscu lub wysyłając do Treblinki. Na samym końcu zgładzano Żydów pracujących do tej pory w różnych zakładach. Roztrzelano ich na kirkucie.

W tej makabrycznej scenerii zdarzały się i niezwykłe ocalenia. Bohaterką jednego z nich była młoda Polka, Jadźka, która z narażeniem życia uratowała sześciu młodych żydowskich robotników. Pracowała jako sprzątaczka w Komendzie Kripo (Kriminal Polizei). Do tej komendy przydzielono także sześciu robotników żydowskich. Kiedy było już wiadomo, że i oni zostaną zamordowani, Jadźka zaopiekowała się nimi i ukryła na strychu domu, w którym mieszkała (ul. 1 Maja 43). Doczekali tam dnia wycofania się Niemców z Siedlec.

Po wojnie Jadźka została zaproszona do Izraela, gdzie osiedliła się na stałe. Otrzymała też order Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata, przyznawany ludziom zasłużonym w ratowaniu Żydów. Wyszła za mąż za jednego ze swoich podopiecznych. Jej panieńskie nazwisko: Budna.

„Nowe Echo Podlasia" 30.X.93r.

ZACNY PROFESOR ALBERT EINSTEIN

Zamieniłem z nim nie więcej jak dziesięć słów: na dzień dobry i o pogodzie. I nie o tym chciałem, rzecz jasna, pisać. Zaszokował mnie dramat szlachetnego człowieka, którego przewrotny los uczynił z idola Ameryki osobę mało lubianą.

Princeton to małe, ośmiotysięczne wówczas miasteczko utrzymujące się niemal wyłącznie z uczelni uchodzącej za centrum życia intelek-tualnego kraju w dziedzinie fizyki i matematyki. W tym zwykłym miasteczku mieszkał niezwykły człowiek. Przez kilka miesięcy byłem jego sąsiadem, więc widywałem go niemal codziennie, kiedy z miotłą w ręku usuwał śmieci i opadłe liście z chodnika lub stał przed swoim domem, nic nie robiąc. Ten siwy mężczyzna o dziwnie znajomej, smutnej twarzy i zagubionym spojrzeniu miał widocznie bardzo dużo wolnego czasu.

Dopiero dr Taylor, ordynator oddziału chirurgicznego w miejscowym szpitalu, wyprowadził mnie z błędu. - Ten człowiek to naj-

152

Page 153: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

znakomitszy fizyk wszystkich czasów, wykładowca Instytutu Studiów Zaawansowanych, prof. Albert Einstein - powiedział z naciskiem, akcentując każde słowo. - To dziwny uczony, nie przystaje do tutejszego środowiska. Nie ma samochodu, nie interesują go zarobki, moda, sport, teatr, wyścigi konne i wszystko to, co interesuje normalnych ludzi. Z nim nie ma o czym rozmawiać, dlatego jest tak przeraźliwie samotnym. Prawdę mówiąc to i jego wykłady są dla większości słuchaczy nie do pojęcia. Któż zrozumie w pełni zależność między całkowitą energią ciała a masą i prędkością światła w próżni, wyrażone w równaniu:

E = m c 2 Według niego czasoprzestrzeń jest równoważna czterowymiarowej

powierzchni walca znajdującego się w pięciowymiarowej przestrzeni. Oś tego walca wskazuje kierunek czasu. Można oszaleć. Nikt nie ma dostatecznej wyobraźni, żeby to dobrze zrozumieć. Einstein poddał rewizji prawa grawitacji, udowodnił zjawisko zakrzywienia promienia świetlnego w polu grawitacyjnym, stworzył podstawy prawideł, które doprowadziły do sterowanego wyzwolenia energii jądrowej.

- Niektórzy go rozumieli - zauważyłem. - Weźmy prof. Leopolda Infelda z Krakowa. Napisał wspaniałą książkę o Einsteinie, a drugą razem z nim. Ich „Ewolucja fizyki" jest dziełem popularnym, zro-zumiałym nawet dla mniej zaawansowanych fizyków, a ujmującym między innymi wszystkie zagadnienia, którym poświęcił się Einstein. Nie czytałem jej wprawdzie, ale znam kilka recenzji o niej.

W pięć lat później Albert Einstein zmarł. Prosił przed śmiercią swoich najbliższych, ażeby miejsce jego grobu nie było znane nikomu. W historii, tylko ci co obawiali się profanacji swojego grobu, kazali zachować miejsce pochówku w tajemnicy. Czyżby Einstein czuł się odpowiedzialny za rozpętanie zbrojeń atomowych i za zniszczenia w Japonii? Skądinąd wiadomo, że był to człowiek o gołębim sercu i wielkiej dla ludzi życzliwości.

W liście do prezydenta F.D. Roosevelta prof. Einstein apelował o zaniechanie prac nad bronią atomową i to chyba stało się główną przyczyną utraty jego popularności. „Słoneczkiem Ameryki" stał się kolejny idol, Wernher Braun, konstruktor niemieckich pocisków V1 i V2. W roku 1948 osiedlił się w USA, gdzie natychmiast dostał obywatelstwo. Opracował amerykańską rakietę „Jupiter" i projekt wyprawy na Marsa.

Apel Einsteina był zdaniem przeciętnego Amerykanina czynnikiem

153

Page 154: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

osłabiającym morale żołnierzy walczących na froncie, a także złym przykładem dla jego kolegów fizyków.

Dla nas, Polaków, pewną ciekawostkę stanowi fakt, że von Braun urodził się w Wyrzysku, w woj. bydgoskim.

Einstein był wielkim uczonym, ale słabym politykiem. Amerykanie postąpili słusznie nie uwzględniając jego apelu skierowanego do prezydenta. Od tej decyzji zależały przecież losy wojny.

„Nowe Echo Podlasia" 23.1.93r.

CZŁOWIEK Z LODOWCA SIMILAUN

W wyniku efektu cieplarnianego lodowiec alpejski ujawnił swoją wielką tajemnicę: ukazał światu doskonale zakonserwowane ciało mężczyzny zmarłego 5300 lat temu.

Odkrycie to wywołuje ogólne podniecenie i kontrowersje oraz daje nowy pogląd na życie ludzi z neolitu.

Znalazły się kobiety, które pytają, czy przy pomocy inżynierii genetycznej nie mogłyby mieć z nim dziecka. Uczeni z całgo świata proszą o dostęp do zbadania tych zwłok. Muzea ubiegają się o możność posiadania części jego odzieży czy ekwipunku. Państwa i prowincje sprzeczają się o prawo opieki nad ciałem, a antropolodzy i etnografowie zmagają się z określeniem jego trybu życia i innych starożytnych tajemnic, które będzie zmuszony im ujawnić.

Ten obiekt pożądania i sławy mimo tak wielkiego zainteresowania pozostaje niemy. Znany jest powszechnie jako Człowiek z lodowca (lceman), wędrowiec z epoki kamiennej znaleziony w zeszłym roku na obrzeżu topniejącego lodowca Similaun w wysokich Alpach. Odkrycie to wywołało zamęt dotyczący ustalonych już starych pojęć o późnej epoce kamiennej, wywołało spór graniczny i ochłodzenie stosunków między Austrią i Włochami oraz miało wpływ na ożywienie alpejskiej turystyki i handlu. Wiek ciała, określony przez C14, wynosi w przy-bliżeniu 5300 lat i czyni go najstarszym znaleziskiem tego rodzaju, posiadającym w dodatku pełny komplet narządów wewnętrznych, w przeciwieństwie do mumii egipskich, które były pozbawiane mózgu i wnętrzności.

154

Page 155: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

„Są to niezwykłe zwłoki" - powiedział Werner Platzer, anatom z austriackiego Uniwersytetu w lnnsbrucku. „Uczeni nigdy przedtem nie mieli okazji zbadania tak starożytnego ciała". Ale Człowiek z lodowca dał możność nie tylko zbadania siebie, ale także i swojego ekwipunku. Zmarł w butach wyłożonych sianem. Jego lodowy grób zawierał części odzieży, broni i innych przedmiotów. „Pozostałości po innych starożytnych ludziach były otoczone przedmiotami związanymi z obrzędami pogrzebowymi, a Człowiek z lodowca został znaleziony z całym ekwipunkiem codziennego użytku" - oświadczył Marcus Egg, niemiecki archeolog, który nadzorował zebranie wszystkich przed-miotów należących do zmarłego.

„W efekcie, znalezisko to znacznie ożywiło i przybliżyło nam styl życia ludzi z odległego neolitu" - powiedział Lawrance Barfield, specjalista od historii starożytnej z angielskiego Uniwersytetu w Bir-mingham. „To jest tak, jakby ktoś zwiedzał muzeum, oglądał wyroby garncarskie i krzemienne, a nagle znalazł się oko w oko z żywą osobą z tego okresu".

Badając tę postać i jego ekwipunek, uczeni byli zdumieni wy-szukanym kształtem strzał, które dowodziły pewnej znajomości balis-tyki, a także pomysłowością jego odzieży. Jeszcze bardziej zdumiewa-jące jest to, że ludzie z neolitu znali już lecznicze działanie ziół. Między innymi niespodziankami jest także fakt, że Człowiek z lodowca udowo-dnił istnienie mody na tatuaż i określone strzyżenie w okresie znacznie wcześniejszym niż myślano dotychczas.

„Przypuszczałem początkowo, że to była głowa lalki" - powiedział Helmut Simon, niemiecki turysta, który odkrył ciało 19 września 1991 roku podczas pieszej wycieczki odbytej w towarzystwie swojej żony. Przy bliższych oględzinach stwierdzili jednak, że ramiona i głowa wystające z lodowca należały do człowieka. Widząc uszkodzony tył czaszki zmarłego, turyści przypuszczali, że stali się świadkami jakiejś popełnionej niedawno zbrodni. Pospieszyli więc do schroniska, ażeby o swoim odkryciu zawiadomić miejscowe władze.

,,Nowe Echo Podlasia" 30.I.93r.

155

Page 156: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

KAJMANY

Maleńska kolonia angielska dzięki dobrej administracji stała się w krótkim czasie potęgą finansową.

Archipelag Kajmany leży między Jamajką i Kubą. Herb kraju stanowi wizerunek kulawego pirata z drewnianą prawą nogą. Ludność wywodzi się głównie z potomków dawnych piratów, marynarzy rozbitych statków, dezerterów floty brytyjskiej, zbiegłych niewolników murzyńskich i emigrantów europejskich. Jedną z obywatelek kajmańskich jest polska lekarka, dr Irena Thompson. Wyszła za mąż za Kajmańczyka, armatora, człowieka interesu mającego duże wpływy na wyspach.

Procesy górotwórcze wyniosły Kajmany ponad poziom morza, ale materiał, z którego wyspy są zbudowane, powstał podczas milionów lat w wyniku obumierania koralowców i przekształcania się ich wapiennych szkieletów w skały. Mimo dobrego klimatu, piękna krajobrazu, bogatej flory i fauny wyspy te do czasów Olivera Cromwella były bezludne.

W ostatnich latach ilość turystów na Kajmanach stale rośnie. W roku 1966 było ich 8244, w 1968 - 14460, w 1970 - 22777, w 1978 -122454, w 1985 - 403346. Przywożeni są przez wielkie statki pasażerskie ze Stanów i Kanady, a także przez samoloty miejscowych i zagranicznych linii lotniczych.

Nauczyciele pływania, nurkowania, łowienia ryb, żeglowania, mają w sezonie pełne ręce roboty. Najelegantszą restauracją na Grand Cayman jest Pappagallo. Obok innych jest tam także restauracja chińska i bar włoski. Podaje się w nich potrawy narodowe. Wielu turystów buduje sobie tutaj domy, które zamieszkuje w sezonie zimowym. Co roku odbywają się wybory miss Kajmanii i markowane napady piratów. Językiem panującym jest angielski, odbiegający jednak od klasycznego. Walutę stanowi kajmański dolar stojący wyżej o 25% od dolara amerykańskiego.

Władzę w Kajmanii sprawuje angielski gubernator. Izba Ustawoda-wcza liczy 12 członków wybieranych i 3 z nominacji gubernatora. Wybory mają miejsce co cztery lata. Miejscowy rząd składa się z 7 osób, 3 z nominacji i 4 z wyboru Izby Ustawodawczej. Mimo iż gubernator jest mianowany przez królową, to musi liczyć się z miejscowym rządem, z wyjątkiem spraw dotyczących polityki zagranicznej, obrony i bezpieczeństwa publicznego. Kajmańczycy nie mają ambicji

156

Page 157: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

wolnościowych. Kiedy ludność Jamajki w roku 1962 wybrała niepod-ległość, Kajmańczycy opowiedzieli się za dalszą przynależnością do Brytyjskich Indii Zachodnich.

Wyspy Kajmańskie są fenomenem w skali światowej. Z biednych i małych wysepek przeobraziły się w jeden z największych ośrodków przemysłu bankowego i turystycznego.

Każdego roku odwiedza te strony około, 40000 osób w celu nauczenia się nurkowania z użyciem aparatu tlenowego lub perfekcjonowania w tym sporcie. Dla wielu z tych osób nurkowanie ma także na celu pogłębienie ich wiedzy naukowej z dziedziny biologii, geologii, archeologii podwodnej, fotografiki itp. Ale dlaczego ci ludzie przyjeż-dżają właśnie tutaj, a nie gdzie indziej? Sprzyja temu temperatura i przejrzystość wody. Podwodne wielobarwne rafy koralowe bogate są w najrozmaitsze gatunki subtropikalnej fauny i flory. Ukształtowanie dna morskiego, w którym widoczne są liczne tunele, pieczary i ściany zbudowane z martwych i żywych koralowców, w tym także i czarnych, zachęca nurków do ich penetrowania. O rafy koralowe otaczające wyspy rozbił się niejeden statek, więc także archeolodzy i poszukiwacze skarbów mają możność badania tych zabytków na dnie morskim. Dla amatorów nurkowania urządzane są tygodniowe kursy prowadzone przez fachowców. Po ukończeniu kursu i otrzymaniu odpowiedniego zaświadczenia można zapisać się na trzydniowe kursy podwodnej fotografiki. Podczas trwania szkolenia zapewniona jest opieka lekarska, z której zresztą rzadko kto korzysta.

Ludność Kajmanii korzysta z najwyższej stopy życiowej w Ameryce Środkowej. Wszędzie panuje czystość, dobre zaopatrzenie sklepów, wzorowe usługi rzemieślnicze, serdeczna obsługa hotelowa. Każdego roku powstają na wyspach nowe kluby, hotele, linie lotnicze, a także przedsiębiorstwa budowlane, sklepy, zakłady usługowe. Czyż nie graniczy to z cudem, że bezludne do niedawna wyspy, odwiedzane tylko czasami przez piratów, stały się tym, czym są obecnie?

„Nowe Echo Podlasia" 3.IV.93r.

157

Page 158: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Moje podróże

O DIAMENTACH W WENEZUELSKIEJ GUJANIE

Odkrycie bogatych złóż diamentowych pociąga za sobą powstanie nowego miasta. Wszystko jedno gdzie, miejsce może być najbardziej nieprzystępne. Samoloty dotrą wszędzie. Kiedy złoża są wyczerpane, przestaje istnieć i miasto. Nie ma już wtedy racji bytu.

MIASTA WIDMA

Takim miastem widmem jest Asa. W okresie rozkwitu liczyło osiem tysięcy mieszkańców. Dzisiaj ma najwyżej dwudziestu. Domy stoją puste, nie wiadomo kto je stawiał i kto jest ich właścicielem?

W roku pięćdziesiątym czwartym, w miejscu, gdzie rzeka Uriman wpada do Caroni, trzej Włosi natrafili na diamentową bombę. Po kilku tygodniach każdy z nich został właścicielem milionowej fortuny. Wy-nieśli dwie butelki po rumie pełne dużych diamentów i pół kubełka małych. Poszukiwacze diamentów, mineros, dostawali szału. Zarabiali dziennie po sześćdziesiąt tysięcy bolivarów. Zdarzyło się, że w jednej łopacie żwiru znaleziono około dwóch tysięcy diamentów.

Uriman w dwa tygodnie stało się dziesięciotysięcznym miastem. Miało trzy kina i liczne bary. Za butelkę rumu wartości pięciu bolivarów płaciło się sto.

Gorączka trwała krótko. Szlak diamentowy wszedł w skały i do jego eksploatacji potrzebne były bardzo kosztowne maszyny. Miasto opus-toszało, obecnie mieszka tam nie więcej jak stu ludzi. Nie ma już barów i kin. Poszukiwacze diamentów i kobiety wyjechali. Dokąd? Oczywiście na nowe tereny, opętani nową nadzieją. Z trzech Włochów milionerów dwóch już nie żyje. Jednego zabił rum i kosztowne francuskie koniaki, drugiego gruźlica. Pożyliby dłużej, gdyby nie mieli szczęścia i nie odkryli owych słynnych złóż w Uriman.

EL POLACO

Wśród poszukiwaczy diamentów byli także i Polacy. Przyszli na piechotę przez słynne przejście zwane La Escalera, gdzie czterdzieści metrów prostopadłej ściany zdobywa się po drabinie. Dzisiaj ich nazwisk nikt nie pamięta. Wiadomo tylko, że zbudowali panu Pena dwa domy, przypominające swoim wyglądem polskie wiejskie chaty

158

Page 159: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

z ostrymi wysokimi dachami. Potem założyli małe gospodarstwo rolne. Miejscowi ludzie widzieli banany i kukurydzę, które przywozili na sprzedaż do osiedla. Nie wiedzieli tylko, że Polacy pracowali na zmianę. Jeden siał, zbierał, sprzedawał, a drugi w tym czasie pracował sitem i łopatą gromadząc diamenty. Trwało to trzy lata. Nie sprzedali ani jednego diamentu na miejscu. Utrzymywali się ze swojego gospodarstwa. Przed wyjazdem oddali chatę i uprawioną ziemię swoim przyjaciołom. Miejsce to nazywa się dzisiaj El Polaco.

SANTA ELENA

Miasteczko Santa Elena, liczące dwa tysiące mieszkańców, założone zostało przez misjonarzy - Ojców Kapucynów. Dzieli się na cztery części. Pierwszą zajmują zabudowania misyjne, drugą zwaną Maloca zamieszkują Indianie, dalsza grupa domów należy do senor Pena, a ostatnią dzielnicę, kreolską, zamieszkują mineros, kupcy diamentów, Gwardia Narodowa i urzędnicy państwowi.

Można tutaj zobaczyć niecodzienną galerię typów ludzkich. Zdziwa-czały Mulat z Gujany Holenderskiej, Pedro Ramos Ferreira, wytrawny niegdyś minero, a dzisiaj ruina człowieka, opowiadał wszystkim szeptem i w wielkim zaufaniu o ukrytych kopalniach, których jakoby nie można eksploatować ze względu na brak kapitału.

Sierżant Jansen, weteran Gwardii Narodowej, znał jak własną kieszeń całą sawanną. Był pierwszym, który został przydzielony do strzeżenia granicy brazylijskiej. Przed piętnastu laty granica ta wcale nie była strzeżona. Jansen ostatnio dorabiał sobie na boku wykorzystując Brazylijczyków, którzy przekroczyli granicę bez paszportu. Używał ich do prawie darmowej pracy na swojej farmie.

Doktor M. Alvarado przyjechał tutaj, ażeby uciec jak najdalej od wojny domowej w Hiszpanii. Poznałem także wiecznie pijanego kupca diamentów don Jose Gonzaleza, a także Dobsona, Belga, zwanego królem handlarzy diamentów. Nabyte kamienie zaszywał w fałdy swego ubrania, tak jakby te miejsca byty najbezpieczniejsze. Syryjczyk Ali, właściciel sklepu z bielizną i materiałami, ofiarowywał nowo przybyłym diamenty czystej wody za śmieszną, jego zdaniem, cenę. juan Fernandez, inspektor rządowy pobierał podatki przy kupnie i sprzedaży diamentów. Był jednocześnie prezesem miejscowej loży masońskiej.

Jacobo Diaz, radiotelegrafista, znany był jako właściciel pięknej

159

Page 160: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Indianki, kupionej od rodziców z plemienia Guajira w stanie Zulia za czterdzieści owiec. Jego pomocnik, Juan Bimba, bliski delirium tre-mens, w dzień zachowywał się normalnie, ale w nocy zamęczał wszystkich swoim głośnym, szalonym chichotem podczas samotnych wędrówek po ulicach miasta.

SENOR PENA

Osobą najbardziej znaną i popularną był, wspomniany poprzednio, senor Pena. Ożenił się z Indianką czystej krwi i miał z nią pięciu synów i pięć córek. Życie miał burzliwe i pełne przygód. Swego czasu, kiedy granica z Brazylią nie była wyraźnie ustalona, musiał staczać walki broniąc Wielką Sawannę przed intruzami z Brazylii, mając za sprzymie-rzeńców miejscowych Indian. Za swoje zasługi został mianowany kierownikiem lotniska i teraz zarabiał więcej, niż kiedy utrzymywał się ze znalezionych diamentów. Otrzymał także od rządu stanowego cztery mile kwadratowe sawanny, na których założył hodowlę bydła. Opiekuje się Indianami, bo należą do plemienia żony i w żyłach jego dzieci płynie indiańska krew. Opowieści z czasów jego młodości są pasjonujące.

MISJA

Misja Ojców Kapucynów została założona w 1922 roku kosztem dużych wysiłków i przy współpracy Indian. Ojcowie nauczyli się mówić po indiańsku i nawet wydali podręcznik i słownik do nauki miejscowego języka. Założyli szkołę misyjną, a jeden z ich wychowanków jest już księdzem świeckim. Kapucyni mają plantacje bananów, drzew pomarańczowych i mangowych, uprawiają kukurydzę i maniok. Ich farma hodowlana liczy 300 krów. Dysponują kilkoma jeepami przywie-zionymi samolotami i chociaż, ze względu na brak połączenia drogo-wego, nie mogą nimi jeździć do stolicy stanu, to przynajmniej mogą odwiedzać drugą misję w Kavanayen.

Misja liczy sześciu księży i kilkanaście sióstr zakonnych. Na nabożeń-stwach kaplica jest zawsze zapełniona, głównie Indianami z Maloca. Misjonarze uczą Indian, jak budować domy, skłaniają ich do zajmowania się rolnictwem i hodowlą, a nie tylko myślistwem i rybołóstwem, tak jak dotychczas. Małomówni Indianie o kamiennych twarzach, zazwyczaj nie znający języka hiszpańskiego, powoli cywilizują się i stają dobrymi katolikami.

160

Page 161: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

* * *

Zapomniany świat Wielkiej Sawanny wkrótce ulegnie radykalnym przeobrażeniom. Już nie trzeba będzie lecieć tam tylko samolotem. Szosa z Ciudad Bolivar, stolicy stanu, doszła już do miejscowości La Escalera. Potężne maszyny rozbijają skały, na które minero jeszcze niedawno wspinał się po czterdziestometrowej drabinie. Już wdarły się dalej, na sawannę. Jeszcze kilka mostów więcej i droga do Santa Elena, do Uriman, do Kavanayen będzie otwarta.

Przyjedzie dużo więcej ludzi. Po złoża uranowe, po mangan, rudę żelaza, po ropę naftową. Wszystko wskazuje na to, że wielkie koncerny, takie jak: Betleem Steel Co, Iron Mng, Standard Oil, Texas Co i inne, przybędą zagospodarować te ziemie.

* * *

Ostatni dzień urlopu spędziliśmy na hacjendzie doktora Alvarado. Mulat Pedro Ramos Ferreria podawał nam kawę. Korzystając z okazji proponował nam nabycie, znanych sobie tylko, bogatych złóż diamen-towych za marną sumę pięciuset bolivarów. Nie mógł pojąć, dlaczego nie chcemy skorzystać z oferty.

* * *

Na zakończenie kilka uwag praktycznych. Najłatwiej znaleźć dia-menty w łożyskach rzek i strumieni. Do przepłukiwania ziemi zawiera-jącej te drogie kamienie potrzebne są duże ilości wody. Diamenty występują zazwyczaj w towarzystwie grafitu i kamieni babilońskich, dlatego znalezienie ich utwierdza poszukiwacza w przekonaniu, że znajduje się na właściwym tropie. Kamień babiloński to okrągły kamyk, którego kształt uformowały szlifujące go w wodzie diamenty. Diamenty przemysłowe to takie, które zawierają zanieczyszczenia, na przykład ziarenka grafitu. Nadają się na zakończenia wierteł, do tokarek precy-zyjnych, cięcia szyb itp. Mają znacznie mniejszą wartość niż diamenty jubilerskie. Bomby diamentowe to duże skupiska tych kamieni, wy-stępujące najczęściej na dnie kotłów wodnych u stóp wodospadów. Największy diament świata waży przeszło pół kilograma. Jeden karat = 0,2 g. Diamenty są tak twarde, że dają się szlifować jedynie własnym proszkiem.

„Nowe Echo Podlasia" 6.III.93r.

161

Page 162: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

WODOSPAD ANIOŁA

Wodospad Anioła jest najwyższym wodospadem na świecie. Od-ległość od progu rzeki Churun do podstawy góry wynosi 964 m. Do tego wodospadu trudno jest trafić, można go jedynie zobaczyć i sfotografować z samolotu. W tej okolicy Wenezueli nie ma żadnych dróg, osiedli, a nawet pojedynczych chat. Dookoła gór rozciąga się absolutne pustkowie porosłe gęstą, nieprzystępną dżunglą.

Pierwszym uczonym, który spenetrował wenezuelską Gujanę, był baron Aleksander Humboldt, niemiecki przyrodnik, podróżnik i geograf. Podczas swojej wyprawy do Ameryki Południowej najwięcej czasu poświęcił badaniu wenezuelskiego interioru. Zafascynowały go zwłaszcza góry stołowe w stanie Bolivar. Są to dziwne płaskowzgórza, pełne fantastycznych głazów i ubogie w roślinność. Nigdzie nie spotyka się podobnych. Powierzchnia takiego płaskowzgórza dochodzi do kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych. Ściany strome, pionowe, niedostępne. Indiańska nazwa tych gór stołowych - tepuis. Z jednego z nich spada rzeczka Churun, tworząc malowniczy wodospad w kształcie pióropusza.

Humboldt nie dotarł do Wodospadu Anioła, ale opisał dokładnie tepuis. Znał się na mineralogii, botanice, zoologii, geografii i etnografii. Po powrocie do Europy wygłosił liczne wykłady naukowe, które cieszyły się wielkim uznaniem fachowców i nie tylko. Dużo pisał.

W wyniku fascynacji publikacjami Humboldta, Conan Doyle napisał fantastycznonaukową powieść pt. „Świat zaginiony". Jest to historia pewnej wyprawy naukowej, która na jednym z tepuis odkryła florę i faunę z minionych epok. Były tam zwierzęta nie istniejące już dzisiaj oraz ludzie na bardzo prymitywnym szczeblu rozwoju. Przyczyną takiego stanu rzeczy miała być izolacja tepuis od świata zewnętrznego.

Prace Humboldta i powieść Conan Doyla przyczyniły się w dużej mierze do popularyzacji tej części Wenezueli, jednak ludzie przybywali także i z innych powodów. Znajdowano tutaj duże ilości diamentów i złota.

Jednym z pionierów szukających skarbów był lotnik Jimmy Angel. To on właśnie odkrył ten wspaniały wodospad. Po przygotowaniu od-powiedniego sprzętu i zabraniu z sobą dwóch przyjaciół, Jimmy wrócił do wodospadu i próbował wylądować na małej polance. Łączka wyglądała ponętnie. Jimmy był przekonany, że z lądowaniem nie

162

Page 163: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

będzie miał żadnych trudności. Niestety, łączka okazała się trzęsawis-kiem, a awionetka, do połowy zanurzona w bagnie, czeka do dzisiaj na swojego właściciela.

Zejście z tepui przy pomocy l in trwało dwa tygodnie. Trzej przyja-ciele wrócili do domu w łachmanach, wygłodzeni, gorączkujący, ale przynajmniej żywi.

Od nazwiska odkrywcy narodziła się hiszpańska nazwa Wodospadu Anioła - Salto del Angel.

Po wyjeździe Jimmy z Wenezueli, jego przyjaciel, kapitan Baugham, postanowił wykorzystać urok tych okolic do celów turystycznych. W odległości 80 kilometrów od rzeki Churun, w pobliżu równie pięknych, ale niskich wodospadów de Hacha, w miejscu nazwanym przez siebie Canayma, założył hotel turystyczny. Woził samolotem najpierw materiały budowlane, a potem turystów. Za kilka dni pobytu w dżunglii i za przelot samolotem z Caracas do Canaymy i z powrotem, pobierał wówczas sto dolarów. Dzisiaj taka przyjemność kosztuje już tysiąc dolarów.

Turyści oglądają Wodospad Anioła z samolotu, z odległości 200-300 metrów, w drodze do Canaymy lub przy powrocie do Caracas. Nie zawsze się to udaje. Ulewny deszcz, częsty w tych okolicach, lub gęsta mgła uniemożliwiają zobaczenie wodospadu.

W roku 1955 kapitan Baugham i jego pasażerowie ulegli wypadkowi. Nikt się nie uratował. Jimmy Angel także już nie żyje. Zmarł w Panamie. Nie zostawił swoim spadkobiercom nic poza ową awionetka zatopioną do połowy w zielonym bagnie.

Podczas jednego z moich urlopów, postanowiłem zwiedzić wene-zuelską Gujanę. Lecąc z Ciudad Bolivar do Santa Elena, miasteczka położonego w pobliżu granicy brazylijskiej, nie mogłem oprzeć się pokusie zobaczenia Wodospadu Anioła. Za dwadzieścia dolarów lotnik zboczył nieco z kursu.

Pogoda była wspaniała, widoczność znakomita. Nikt z pasażerów nie protestował, każdy chciał sobie popatrzeć na ten cud natury. Zrobiłem kilka zdjęć wodospadu i polecieliśmy dalej. Jedni lecieli do Santa Elena kupować diamenty, inni złoto, a jeszcze inni w celu dostarczenia towaru do tamtejszych sklepów. Niżej podpisany był jedynym turystą, który chciał zobaczyć słynne tepuis i środowisko ludzi opanowanych diamentową gorączką.

„Nowe Echo Podlasia" 13.II.93r.

163

Page 164: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

AMERYKA ŁACIŃSKA „APTEKĄ" DLA NARKOMANÓW

Najnowsze dane Państwowego Biura Kontroli Narkotyków w USA są przerażające. W Stanach około 7 milionów obywateli zażywa kokainę, około 25 milionów pali marihuanę i 700.000 robi sobie zastrzyki z heroiny. Liczby te mają dynamiczną tendencję wzrostową.

Cała kokaina znajdująca się w sprzedaży w USA pochodzi z Ameryki Łacińskiej. Z tego samego źródła pochodzi 60-70% marihuany, reszta jest przywożona z Azji Południowo - Wschodniej lub produkowana w kraju. Głównym źródłem heroiny sprzedawanej w Stanach Zjed-noczonych są plantacje maku i przetwórnie surowca w Azji. Ostatnio zaczyna konkurować z Azjatami Meksyk. Być może jedna trzecia heroiny pochodzi z tego kraju. Także Kolumbia zaczyna już wchodzić na atrakcyjny północny rynek zbytu.

Jaki jest udział w tym nagannym handlu poszczególnych krajów Ameryki Łacińskiej? Argentyna jest miejscem przeładunkowym trans-portów kokainowych. Belize posiada plantacje marihuany i jest także punktem przeładunkowym kokainy. Boliwia to drugi co do wielkości producent liści koka. Najwięcej transportów kokainy przeznaczonej dla Europy przechodzi przez Brazylię. Są tam też liczne plantacje marihua-ny. Chile - przeładunek kokainy. Kolumbia - plantacje krzewów koki, marihuany i maku. Tutaj mieszczą się największe rafinerie i magazyny kokainy. To właśnie Kolumbia dostarcza 80% białej śmierci na rynki światowe. Republika Dominikańska - przeładunki kokainy. Ekwador -plantacje krzewów koki. Do transportu półproduktów używane są samoloty. Gwatemala - przeładunki kokainy, plantacje maku. Jamajka -plantacje marihuany, przeładunki kokainy. Meksyk - największe przeła-dunki kokainy, plantacje marihuany i maku. Panama - przeładunki kokainy. Peru - największy światowy producent liści koka, ponad 60%.

(na podstawie „Los Angeles Times") Władysław Stefanoff

„Nowe Echo Podlasia'' 5.XII.92r.

164

Page 165: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

KOKAINA ZWANA BIAŁĄ ŚMIERCIĄ

Jeden z najbardziej niebezpiecznych narkotyków. Znane są wypadki nagłej śmierci po zażyciu pierwszej malej dawki. Zazwyczaj śmierć następuje po kilku, a nawet kilkunastu latach od chwili uzależnienia. Degradacja fizyczna i psychiczna, załamanie odporności na choroby infekcyjne, depresje psychiczne, obłęd i skłonności samobójcze to skutki kokainizmu.

W latach siedemdziesiątych handlarze narkotyków w USA urabiali opinię publiczną twierdząc, że modna dotychczas amfetamina jest dużo bardziej szkodliwa dla zdrowia niż kokaina, która daje te same przyjemności, a nie wywołuje uzależnienia. Oczywiście były to slogany reklamowe, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Z dwojga złego z pewnością amfetamina jest mniej szkodliwa.

Kokaina stała się modnym narkotykiem. Dawała wiarę we własne siły, energię i błyskotliwość umysłu. Gwiazdy ekranu czy słynni zawodowi sportowcy zaczęli osiągać lepsze wyniki w swojej pracy, dominowali nad otoczeniem. Euforia trwała krótko, tyle co bańka mydlana, a skutki uzależnienia okazały się tragiczne. Nagłe zgony, choroby psychiczne, padaczka, halucynacje, szaleństwo i częste samobójstwa, to zbyt wysoka cena za krótkie chwile przyjemności.

W kraju Inków, ojczyźnie krzewów koki, Indianie zażywali narkotyki, żując liście tego krzewu. Nie odczuwali dzięki temu zmęczenia, pragnienia i głodu. Dzisiaj narkomani zażywają dużo szkodiiwszą czystą kokainę. Jest ona wchłaniana, podobnie jak tabaka, przez błony śluzowe nosa, ale nie tylko, jest wstrzykiwana dożylnie, łykana w postaci czystej lub z domieszką wódki czy eteru, dodawana do napojów gazowanych. Uzależniony musi stosować coraz większe dawki, ażeby osiągnąć pożądany efekt. Narkoman robi się drażliwy, ma konflikty z otoczeniem, podejrzewa żonę o zdradę, a krewnych, przyjaciół i wspólników o brak lojalności. Zaniedbuje pracę i kontakty towarzyskie. Wszystkie jego myśli skierowane są wyłącznie na zdobycie kokainy, która jest droga, a więc rujnuje narkomana także i finansowo.

Kokainę otrzymuje się z liści tropikalnego krzewu kokainowego (Erythroxylum coca). Zawierają one około 0,5% alkaloidu. Narkotyk w czystej postaci został wyodrębniony w roku 1860, w lecznictwie zastosowano go po raz pierwszy w 1884 roku do znieczuleń miejs-cowych. To osiągnięcie wiedzy medycznej stało się prawdziwą kata-

165

Page 166: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

strofą dla ludzkości. Wywołało bardzo trudną do kontrolowania falę kokainizmu.

„Nowe Echo Podlasia" 28.XI.92r.

Woda dla Abisynii

ETIOPSKIE JEZIORO TANA

Czy Abisyńczycy muszą głodować? Nie, nie muszą. Wystarczy wybudować kilka tam w pobliżu jeziora Tana i woda, która należy do Etiopii, a jest wykorzystywana przez Sudan i Egipt, użyźniłaby pola abisyńskich chłopów.

Jezioro Tana leży na Wyżynie Abisyńskiej na wysokości 1800 metrów nad poziomem morza. Otoczone jest wysokimi górami. Głębokość jeziora wynosi 70 metrów, powierzchnia 3600 km kw., a średnica około 75 kilometrów. Ten wspaniały zbiornik słodkiej, nieskażonej wody zbiera zawartość rzek Gumara, Reb i Mały Abbaj, a co najważniejsze, z niego wypływają wody Nilu Błękitnego.

W czasach, kiedy nie istniała tama asuańska na Nilu, Nil Błękitny powodował corocznie wylewy tej rzeki. Nil Błękitny dostarcza Nilowi około 5000 m sześć, wody na sekundę, znacznie więcej niż Nil Biały, z którym łączy się w okolicy Chartumu. Gdyby nie dopływ wody z gór abisyńskich, Egipt stałby się ziemią jałową, a rzeka przedzierająca się przez olbrzymie pustynie wyparowałaby na bezdeszczowych obszarach. W Etiopii brak jest wody, zasiewy marnują się, ludzie umierają z głodu. A było kiedyś inaczej. Sięgnijmy do przekazów historycznych. W roku 1250 król francuski, Ludwik Święty, został podczas VI wyprawy krzyżowej pobity pod Mansurą i wraz z całym wojskiem wzięty do niewoli. Negus Lalibaba, chrześcijanin wyznania koptyjskiego, po-stanowił ukarać mahometan za ich okrucieństwa. Niedaleko jeziora Tana wzniósł potężne tamy zagradzające drogę rzekom wpływającym do jeziora i skierował ich bieg na południe, do jeziora Suai. Spiętrzył też wody jeziora Tana i uniemożliwił im zasilanie Nilu Błękitnego. Skutki tego czynu były straszliwe. Nil egipski przestał wylewać i użyźniać pola, zbiory diabli wzięli, a w kraju zapanował głód i zaraza.

166

Page 167: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Negus Lalibaba nie przewidział jednak wszystkiego. Wody z jeziora Tana użyźniły nieurodzajne prowincje Abisynii, zbiory stawały się coraz obfitsze, a tamtejsi książęta coraz bogatsi i zuchwalsi. Lalibaba poczuł się zagrożony w sprawowaniu władzy, kazał więc zerwać wybudowane tamy i przywrócić stan ubóstwa prowincjom Adalu, Hadei i Mary.

Teraz, kiedy nie ma już hardych książąt, nic nie stoi na przeszkodzie, ażeby znowu użyźnić nieurodzajne prowincje Etiopii i skończyć raz na zawsze z głodem w tym kraju. A jest to kraj o powierzchni czterokrotnie większej niż Polska i o tej samej mniej więcej ilości mieszkańców.

Pomoc charytatywna innych państw niewiele może zdziałać i jest na dłuższą metę wysoce upokarzająca dla Etiopczyków. Uratować Abisynię od głodu może jedynie jezioro Tana i główna uwaga władz tego kraju powinna być skupiona na budowie potrzebnych tam.

Egipt uniezależnił się od wód Nilu Błękitnego dzięki katarakcie asuańskiej i zbiornikowi Nasera. Skierowanie wody z jeziora Tana na wyschniętą ziemię Abisynii nie zagraża więc niczym ani Sudanowi, ani Egiptowi. To co potrafił zrobić w XIII wieku Negus Lalibaba, nie powinno nastręczać większych trudności dziesiejszym inżynierom. Wtedy Abisyńczycy o własnych siłach będą mogli bronić się przed klęską suszy i głodu.

„Nowe Echo Podlasia" 24.IV.93r.

JĘZYKOWE KOKTAJLE

Cztery z nich - volapök, esperanto, basic i interlingua - zostały kreowane przez ludzi nauki. Pozostałe powstały samorzutnie dla potrzeb różnych środowisk.

Volapök - sztuczny język międzynarodowy, stworzony w roku 1879 przez niemieckiego księdza Johanna Martina Schleyera. Oparty na uproszczonej gramatyce i słownictwie angielskim, a także na niemiec-kim, francuskim i łacinie.

Esperanto - język powstały w roku 1887. Jego twórcą był dr Ludwik Zamenhof z Białegostoku. Słownictwo oparte na elementach romańskich (60%), germańskich (30%), słowiańskich i innych. Bardzo popularny na całym świecie. Ido - uproszczone esperanto, opracowane w roku 1908 we Francji przez Beaufronta i Couturata.

167

Page 168: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Basic - uproszczona angielszczyzna. Zawiera 850 wyrazów. Język opracowany przez uczonego angielskiego C.K. Ogdena na użytek ludzi słabo znających język angielski. W języku tym nadawano także audycje radiowe dla cudzoziemców.

Interlingua - sztuczny język oparty na łacinie pozbawionej fleksji. Stworzony w roku 1908 przez matematyka włoskiego Giuseppe Pea-no, a zmodyfikowany przez Bodmera.

Beche de mer - międzynarodowy żargon, powstały samorzutnie dla celów handlowych. Oparty na angielszczyźnie, a używany głównie na Nowej Gwinei, wyspach Salomona i innych wyspach tamtego regionu świata. Nazywany też trepang, od nazwy pewnego gatunku jadalnej strzykwy.

Lingua franca - gwara złożona z elementów języka włoskiego, francuskiego, hiszpańskiego, greckiego i arabskiego. Używany głównie w portach Morza Śródziemnego.

Koine - język ogólnogrecki epoki hellenistycznej. Wytworzył się w IV wieku pne. na podstawie dialektu attyckiego. W języku tym została napisana część Starego i Nowego Testamentu. Inne języki użyte w tym celu to aramejski i hebrajski.

Sabir - międzynarodowy żargon oparty na francuszczyźnie, używany w Afryce Północnej.

Pidgin - międzynarodowa gwara o uproszczonej gramatyce i ogra-niczonym słowniku, pochodząca głównie z języka angielskiego i chińs-kiego. Rozpowszechniona w Azji Wschodniej i Oceanii jako język handlowy. Tym językiem posługiwał się Jack London podczas swoich podróży po wyspach Oceanu Spokojnego.

Haitiańskie patois - gwara ludowa oparta na języku francuskim, hiszpańskim, angielskim, językach afrykańskich i indiańskich. Język zabawny, melodyjny, miły dla ucha.

„Nowe Echo Podlasia" 9.I.93r.

MOJA WIGILIA

Czas świąt sprzyja wspomnieniom, dzieleniem się z przyjaciółmi przeżyciami, sięganiem w przeszłość po te chwile najlepsze. Każdy z nas nosi w sobie obraz Wigilii i świąt, tych niepowtarzalnych,

168

Page 169: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

jedynych w swoim rodzaju, spędzonych w rodzinnym gronie bądź samotnie, z Chrystusem w białym opłatku. Wielu z nas spędziło ten święty czas poza granicami kraju, w odmiennej kulturze, wśród eg-zotycznych zwyczajów i innych ludzi. Swoimi wrażeniami z Wigilii i Nowego Roku, dzieli się na łamach naszego tygodnika znany siedlecki lekarz i podróżnik Władysław Stefanoff.

Boże Narodzenie w tropikach

Przylecieliśmy z żoną do Caracas w 1947 roku, na kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia. Podróż ze Szwecji via Nowy Jork pochłonęła całe nasze oszczędności. Sytuacja była rozpaczliwa, ale w tym nieszczęściu mieliśmy trochę szczęścia. Już następnego dnia po przybyciu na miejsce spotkaliśmy starych znajomych ze Szwecji, Ewę i Janusza Żubrów. Przyjechali dwa miesiące wcześniej i byli już jako tako urządzeni. W starej dzielnicy miasta prowadzili mały, przytulny hotelik. Przyjęli nas bardzo serdecznie, godząc się chętnie na udzielenie nam kredytu.

W Szwecji pracowaliśmy razem w jednej z największych fabryk papieru na świecie, Papyrus, pod Goteborgiem. Żubrowie nie potrafili oszczędzać, więc ich wyjazd do Wenezueli, do której załatwiłem im wizy imigracyjne, stanął pod znakiem zapytania. Razem z dziećmi było ich czworo, a koszt przepłynięcia statkiem niebagatelny. Żubrowie umieli poradzić sobie z przeciwnościami losu. Dowiedzieli się przypad-kowo, że szwedzki okręt wojenny wyrusza w ćwiczebny rejs na Karaiby, do holenderskiej wyspy Curacao. Przypomnieli sobie, iż ich dawna znajoma, żona admirała Webstera, może pomóc im w dostaniu się na pokład tego okrętu i odbycia na nim podróży do Caracas. Okręty wojenne nie mają w zwyczaju przewozić cywilnych pasażerów, w do-datku darmowych, ale, o dziwo, admirał zaakceptował ten szalony pomysł.

W hoteliku przebywało kilkanaście osób, sami polscy imigranci. Między innymi zapamiętałem starego organistę z kościoła Zbawiciela w Warszawie o nazwisku Lukin. Tytułowano go tutaj profesorem. Udzielał lekcji gry na fortepianie dzieciom miejscowych Kreoli. Był tam także inżynier Kijewski z żoną i małą córeczką. Pozostali goście to młodzi ludzie pełni nadziei na wzbogacenie się w tym zamożnym kraju.

W takim to przypadkowym towarzystwie spędziliśmy miłą polską

169

Page 170: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Wigilię. Drzewko nie było prawdziwą choinką, ale wyglądało całkiem nieźle; zostało wykonane z drutu i zielonego papieru. Zdobiły go bombki, łańcuchy z papieru, aniołki, cukierki, owoce, połyskiwały zimne ognie i elektryczne świeczki. Pod drzewkiem Żubrowie umieścili skromne prezenciki dla wszystkich gości, czyniąc tym samym wielką niespodziankę dla nas, którzyśmy się jej nie spodziewali. Śpiewaliśmy kolędy i wspominali odległą ojczyznę. Wszyscy byli zmęczeni kosz-marami przebytej wojny. Więc mimo niepewności czuli się dość dobrze w tym wolnym tropikalnym kraju.

Podczas Świąt zwiedzaliśmy z Żubrami kościoły w Caracas, między innymi i takie, które były budowane w czasach kolonialnych, kiedy Wenezuela należała do Hiszpanii. Zwróciliśmy uwagę na brak choinek w mieście. Zamiast nich w oknach wielu domów, na wystawach sklepowych i w kościołach widziało się szopki przedstawiające narodziny Chrystusa. Niektóre z nich wykonane w sposób wielce artystyczny. W śródmieściu rzucały się w oczy liczne pomniki Simona Bolivara, wyzwoliciela pięciu krajów z hiszpańskiej niewoli: Wenezueli, Kolumbii, Boliwii, Peru i Ekwadoru.

Żubrowie poradzili nam skontaktować się z biskupem Hernandezem, prawą ręką arcybiskupa Castillo. Znał on kilka języków obcych, więc przeznaczono go do opieki nad imigrantami. Okazał nam wiele życzliwości i osobiście pofatygował się ze mną do Ministerstwa Zdrowia, gdzie polecił mnie swojemu przyjacielowi, lekarzowi przydzielającemu placówki w interiorze. Natychmiast dostałem zaliczkę i bilet lotniczy na dwie osoby do La Guiria w stanie Sucre. Nowy rok spędziliśmy już w malowniczej miejscowości Guariguen, w pobliżu słynnego asfaltowego jeziora Guanoco. Było to moje pierwsze miejsce pracy w Ameryce.

„Nowe Echo Podlasia" 26.Xll.92r.

170

Page 171: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Moje podróże

RODEO

Słowo rodeo (okrążenie) ma dwojakie znaczenie. Może oznaczać widowisko typu cyrkowego, podczas którego kowboje ujeżdżają dzikie konie, chwytają cielęta na lasso lub starają się utrzymać jak nadłużej na grzebiecie dzikiego byka. Takie widowisko oglądane jest przez wiele osób, a na zakończenie rozdawane są nagrody dla najbardziej sprawnych zawodników. Ale rodeo może też oznaczać zwykłą pracę na farmie hodowlanej. Chciałbym opisać taki dzień spędzony na farmie.

Siedliśmy na konie i długim kłusem pomknęliśmy na teren spędu bydła. Najważniejsza część pracy była już wykonana; do obszernego ogrodzenia zapędzono już stada byków: Długie Rogi, Czerwone Oko, Czarny Granit, Ośla Głowa, Szalony i Ognista Kula. Powoli i ostrożnie przepędzano po kilka sztuk do basenu z płynem likwidującym kleszcze. W drugiej zagrodzie odbywała się segregacja bydła. Sztuki nie znako-wane opatrywano rozżarzonym do czerwoności stemplem, nacinano im także uszy znakiem Fuentesa. Niektóre młode byczki, zazwyczaj posiadające jakąś skazę, odprowadzano do specjalnej zagrody, skąd zabierano je do rzeźni. Te byczki, które zostawały na sawannie, zazwyczaj kastrowano, wyjątek stanowiły egzemplarze przeznaczone do zapładniania krów. Krowy o chorowitym wyglądzie i bezpłodne także przeznaczano do rzeźni.

Żałosne porykiwania bydła mieszały się z krzykiem zachrypniętych mężczyzn i strzelaniem z batów. Przy dzisiejszym spędzie pracowało około trzydziestu llaneros; w zagrodzie kotłowało się pięćset sztuk bydła. Druga grupa robotników wyłapywała pojedyncze krowy - te, które nie dały się zapędzić do zagrody. Spoceni jeźdźcy na spienionych koniach doganiali krowę czy byka i chwytając go za ogon, gwałtownym ruchem zarzucali zad zwierzęcia w lewą stronę; bydlę traciło wtedy równowagę i przewracało się wśród tumanów kurzu na ziemię. Llaneros zeskakiwali w biegu z koni, pętali krowę i doprowadzali ją do zagrody. Każdy z kowbojów miał do swojej dyspozycji cztery konie; mniej więcej co pół godziny wymieniano je; praca koni była tak intensywna, że przetrzymywanie ich ponad ten czas powodowałoby utratę sprawności tych zwierząt. Niektóre zdziczałe, silne byki chwytano w inny sposób. Jeździec trzymał w ręku skórzane lasso, doganiając byka zarzucał mu rzemień na rogi, a następnie zawracał konia w prze-

171

Page 172: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

ciwną stronę. Lasso, przywiązane do końskiego ogona, napinało się jak struna, koń przysiadał na zadzie, a byk fikał koziołka. Nadjeżdżający llaneros zarzucali także swoje lassa, „ubierając" go. Na unieruchomioną bestię rzucało się kilku ludzi; po błyskawicznym wykastrowaniu byk stawał się mniej agresywnym i groźnym. Dla ułatwienia prowadzenia dokonywano także kolczykowania; przez nacięcie w nozdrzu wprowa-dzano stalowe kółko. Załatwony w ten sposób buhaj, przy akom-paniamencie smętnych porykiwań i śmiechu robotników, zostawał odstawiony do zagrody.

Patrząc na zmagania ludzi ze zdziczałym bydłem, zrozumiałem dlaczego podczas rodeo tylu robotników odnosi rany. W tej pracy nierzadko ginęli ludzie; najczęściej zadarzało się to wtedy, kiedy nieostrożny llanero znalazł się w nurcie spłoszonego bydła. Widziałem taki wypadek tylko raz i to znacznie wcześniej; nie było co z ziemi zbierać. Krwawa miazga przypominała jakiś żałosny, cienki kotlet z bitego mięsa. Dowiedziałem się także, dlaczego konie o długich ogonach są więcej warte niż konie z krótkimi ogonami. Otóż do pracy na sawannie zawiązywano koniom supły na ogonach. Do supłów przywiązywano lasso, zarówno wtedy, kiedy holowano złapane bydło, jak i wtedy, kiedy chwytano umykające zwierzę. Koń bez ogona był dla llanero bezwartościowy, mógł służyć jedynie do spacerów, a nie do pracy.

Tego dnia czekały na mnie jeszcze inne ciekawe obserwacje. Prefekt kiwnął na nas ręką i podążył w stronę mokradeł. Zachowywał się tajemniczo, nie chciał powiedzieć, dokąd i po co jedziemy. Po kilkunastu minutach sprawa się wyjaśniła. Polowano tutaj na kapibary, a ściśle mówiąc - mordowano bezbronne zwierzęta w sposób daleki od humanitarnego. A to wszystko po to, ażeby nie łamać postu w Wielkim Tygodniu. Diabli wiedzą, dlaczego potrawy z kapibar i żółwi należą tutaj do dań postnych? Ale fakt jest faktem. W Wenezueli podczas Wielkiego Postu wszyscy objadają się mięsem tych zwierząt.

Ale wróćmy na sawannę. Wielki ludzki kocioł zaciskał się. Każdy z mężczyzn trzymał w ręku ostrą maczetę, maczugę z drewna albo strzelbę. Po zewnętrznej stronie kotła utworzono drugi pierścień składający się z llaneros na koniach; uzbrojeni byli w lance albo broń palną. Kiedy ścieśnione w kotle kapibary zaczęły przedzierać się przez pierwszy pierścień, ludzie doganiali je i zabijali zręcznymi uderzeniami maczet i maczug, używając broni palnej tylko w stosunku do szybszych zwierząt. Llaneros uzbrojeni w lance uwijali się w drugiej linii; zabite sztuki rzucano na gromady.

172

Page 173: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Siedzieliśmy z Margaritą na koniach i z niesmakiem obserwowaliśmy rzeź tych brunatnych, nieporadnych zwierząt. Mokradła, niedostępne dla ludzi w innej porze roku, w okresie poprzedzającym święta Wielkiej Nocy wysychały i przestawały stanowić osłonę dla życia tych gryzoni. Był to piąty kocioł w tym dniu. Po jednodniowym polowaniu Fuentes miał już dziesięć ton mięsa; licząc po sześć bolivarów za kilogram, zarobił sześćdziesiąt tysięcy. Właściciel hato poświęcał na ten cel cały tydzień, dawało to zysk trzystu sześćdziesięciu tysięcy w czasie jednego sezonu. Suma warta zachodu. Towar odstawiano samolotami do Caracas razem z krowami.

Margarita zbliżyła swojego konia do mojego, wzięła mnie za rękę i poprosiła cichym głosem, żeby jechać do domu. Takie zachowanie nie było w jej stylu, musiała widocznie źle się czuć, patrząc na to niezwykle przykre widowisko. Spięliśmy konie ostrogami i wróciliśmy do hato. Podziękowałem mayordomo za pozwolenie obejrzenia rodeo, zwrócili-śmy konie Antonio, a sami ruszyliśmy jeepem w stronę Mantecal.

,,Nowe Echo Podlasia" 27.III.93r.

AIDS - POLOWANIE NA WIRUSA

Pacjent w wieku 38 lat. Od dwóch miesięcy ma powiększone gruczoły chłonne, zapalenie gardła, uciążliwy kaszel, biegunkę i bolesne wykwity na skórze. Spędził właśnie urlop w Egipcie, więc przypuszczał, że zaraził się jakąś chorobą tropikalną.

Kiedy leczenie domowe okazało się mało skuteczne, zgłosił się do Szpitala Claude Bernard w Paryżu. Objawy chorobowe zaniepokoiły doktora Wiliy Rozenbauma. Ten epidemiolog otrzymywał informacje z Ośrodka Kontroli Chorób ze Stanów Zjednoczonych, instytucji opra-cowującej państwowe programy prewencji i kontroli chorób, kierującej badaniami nad lokalizacją źródeł epidemii i dostarczającej wszelkich informacji o chorobach zakaźnych. Na kilka minut przed zbadaniem pacjenta, epidemiolog przeczytał ostatni biuletyn z czerwca 1981 roku, w którym opisano pięć przypadków niespotykanej dotychczas choroby... nazwanej Syndromem Nabytego Braku Odporności lub AIDS.

Choroba atakowała swoje ofiary niszcząc układ odpornościowy i pozostawiając na pastwę „infekcji oportunistycznych". Takie infekcje

173

Page 174: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

powodują zarazki, które zawsze obecne są w organizmie ludzkim i atakują przy osłabionej odporności płuca, mózg, układ trawienny i skórę.

Pacjent doktora Rozenbauma pasował doskonale do tego obrazu choroby. Przez dwa tygodnie robiono mu różne analizy, a następnie otrzymał antybiotyki i sterydy. Nie zauważono żadnej poprawy.

Następny biuletyn ze Stanów Zjednoczonych opisywał dziesięć nowych przypadków, między innymi dwaj mężczyźni cierpieli na rzadką postać raka skóry zwanego sarkomą Kaposiego. Tak jak w poprzednich pięciu przypadkach, wszyscy chorzy dostali zapalenia płuc wywołanego przez zarazek Pneumacystis carini. Dr Rozenbaum stwierdził u swojego pacjenta także ten sam zarazek. To go upewniło, że jest to ta sama jednostka chorobowa, którą opisywał biuletyn z USA.

Pacjent zmarł wkrótce na wirusowe zapalenie mózgu. Czy był to przypadek sporadyczny, czy początek groźnej epidemii w Europie? Rozenbaum wspomina także dwóch pacjentów, z których jeden był homoseksualistą. Zmarli na zapalenie płuc w 1978 i 1980 roku. Rozmawiając z kolegami z innych szpitali paryskich, wyłowił jeszcze trzy przypadki, w których ofiarami byli prawdopodobnie chorzy na AIDS.

W grudniu 1981 roku lekarze z innych miast we Francji zawiadomili doktora o dwóch nowych przypadkach. Młodzi mężczyźni, homosek-sualiści, chorzy na sarkomę Kaposiego. W jaki sposób zarazili się tą chorobą i co zniszczyło ich naturalny system obronny pozostawało nadal tajemnicą. W Stanach Zjednoczonych, skąd już donoszono o 150 przypadkach AIDS, epidemiolodzy zaczęli studiować tryb życia swoich pacjentów. Większość z nich okazała się homoseksualistami bardzo aktywnymi, mającymi przeciętnie 60 różnych partnerów w ciągu roku. To był pierwszy konkretny ślad. Zapewne chodziło o jakiś zarazek, prawdopodobnie wirus, który przenoszony był poprzez częste kontakty homoseksualne.

Następne informacje dotyczyły narkomanów, z których wielu oświa-dczyło, że są heteroseksualni, a mimo tego zarazili się chorobą AIDS. Lekarze pomyśleli wtedy, że mogli oni zrazić się chorobą za pośrednic-twem igieł używanych poprzednio przez narkomanów homoseksualnych.

W Pensylwanii stwierdzono AIDS u dziesięcioletniego chłopca chorego na hemofilię. Dawca krwi był nosicielem wirusa. W San Francisco 20-miesięczne dziecko miało objawy AIDS w wyniku wielu transfuzji, z których jedna pochodziła od zakażonego mężczyzny.

174

Page 175: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Transfuzje spowodowały wiele przypadków AIDS u chorych na hemo-filię, a także u innych chorych, którzy otrzymali zakażoną krew, między innymi u osiemdziesięcioletniej staruszki.

„Wszystko to stwarzało nowy problem" - dodaje dr Rozenbaum. „Z wirusem AIDS w bankach krwi, setki, tysiące, a nawet miliony osób mogły zarazić się tą okropną chorobą".

Zabronić homoseksualistom oddawania krwi nie wydawało się sprawą prostą. Innych nosicieli wirusa, u których brak było objawów, nie można było wyeliminować bez jakiegoś skutecznego testu. Aby znaleźć taki test, trzeba było przede wszystkim zidentyfikować zarazek.

O identyfikację wirusa poproszono trzech najlepszych wirusologów z Instytutu Pasteura: profesora Luc Montagniera i doktorów Jean Claude Chermanna i Francoise Barre - Sinoussi. Wszyscy trzej doszli do wniosku, że przyczyną AIDS był retrowirus, o którym przez dłuższy czas myślano, że bytuje tylko na zwierzętach. Badania mikroskopowe wykazały ewidentnie, w jaki sposób wirus przenika do limfocytów T i niszczy je.

W okresie krótszym niż dwa lata, ekipa specjalistów wyizolowała, sklonowała, przeanalizowała i otrzymała „ślady genetyczne" retro-wirusa najbardziej poszukiwanego w historii medycyny.

Prace nad otrzymaniem szczepionki i skutecznych leków niszczących wirusa HIV trwać będą co najmniej jeszcze kilka lat. Dużym osiągnięciem jest wynalezienie testu na stwierdzenie nosicielstwa wirusa HIV we krwi badanego dawcy, co zapobiega radykalnie przenoszeniu choroby od dawcy do biorcy krwi.

„Do tej pory nie ma żadnego dowodu, że HIV może być przenoszony z osoby chorej na zdrową w inny sposób jak tylko za pośrednictwem krwi lub nasienia" - mówi prof. Luc Montagnier z Instytutu Pasteura. ,,Gdyby było inaczej, ilość chorych byłaby znacznie większa".

Największe ryzyko ponoszą homoseksualiści i narkomani, którzy używają tych samych igieł co nosiciele wirusa. Następnie kobiety, które mają kontakt intymny z nosicielami biseksualnymi i dzieci narodzone z matek chorych, najczęściej narkomanek. Jest coraz więcej dowodów na to, że AIDS pochodzi z Afryki Równikowej, gdzie jest endemiczny i gdzie kobiety są nim dotknięte na równi z mężczyznami.

(na podstawie artykułu Stanley'a Englebardta z Reader's Digest) dr Władysław Stefanoff

„Nowe Echo Podlasia" 16.I.93r.

175

Page 176: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

CUDOWNE OCALENIE

Ks. Bernard Filipiuk, szef kancelarii Siedleckiej Kurii Biskupiej, był człowiekiem szlachetnym i światłym. Znał doskonale kodeks Napoleona. Widział konieczność nowej kodyfikacji prawa cywilnego w Polsce i wskazywał kierunki jego rozwoju. Jego zdrowie nie było najlepsze. Groziła mu śmierć głodowa. Nie przyjmował już pokarmów, a jeżeli coś zjadł, to natychmiast zwracał. Operacja była konieczna, więc postanowił poddać się jej w Warszawie, w szpitalu na Woli.

Tymczasem wybuchło powstanie. Wielu ludzi zdrowych schroniło się w tym szpitalu z nadzieją, że Niemcy uszanują Konwencję Genewską. Tak się jednak nie stało. Pewnego dnia do szpitala wpadli żołnierze. Wszystkich zdrowych wypędzili na dziedziniec. Po chwili słychać było strzały z karabinu maszynowego i jakieś krzyki. Ktoś powiedział, że tych ludzi roztrzelano. Nastąpiła cisza; zdawało się, że chorym i pra-cownikom szpitala nic już nie grozi. Jednak ta sama banda żołdactwa wtargnęła znowu do budynku i zabrała cały personel szpitalny oraz część chorych. Krzyki „raus" mieszały się z terkotem karabinów maszynowych. Niemcy kolejno opróżniali wszystkie sale, zabierając ludzi niezależnie od stanu ich zdrowia. W przerwach ciszy, żołnierze wywozili samochodami ciała zamordowanych.

Ksiądz Filipiuk jeszcze przed operacją był przygotowany na najgor-sze, ale nie na śmierć przez roztrzelanie. Starał się zachować spokój, poświęcając się bez reszty modlitwie. Gdy kazano mu wyjść, nie miał na to dość siły. Pomogli mu dwaj chorzy, wyprowadzając na dziedziniec, pod mur. Zostali oświetleni reflektorami. Po chwili zaterkotał karabin maszynowy. Podtrzymujący go ludzie upadli, a on razem z nimi. Ksiądz nie czuł żadnego bólu. Z lewej strony słychać było pojedyncze strzały. To gestapowiec dobijał rannych. Kiedy stanął przed księdzem, ten zamarł w bezruchu, udając martwego. Gestapowiec poszedł dalej. Zgasł reflektor. Zabitych nie wywożono, gdyż była to ostatnia grupa roztrzeliwanych.

Po kilku minutach ksiądz usłyszał radosny okrzyk jakiegoś młodego mężczyzny: „Ja żyję". Za wcześnie... niemiecki żołnierz podbiegł do niego i oddał dwa strzały z rewolweru. Padły rozkazy w języku niemieckim i samochód odjechał.

Po dłuższym czasie ksiądz odważył się podnieść głowę i rozejrzeć dookoła. W odległości kilku metrów inny ocalały mężczyzna także się

176

Page 177: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

rozglądał. Zobaczył księdza i zapytał szeptem, czy jest ranny? - Chyba nie, ale po operacji jeszcze nie jestem w stanie chodzić o własnych siłach - odpowiedział ksiądz. Towarzysz niedoli doczołgał się do księdza, pomógł mu usiąść i wstać.

Dookoła panowała cisza. Ocaleni oddalali się od miejsca masowej zbrodni, idąc przez jakieś podwórka, ruiny, ogrody. Byli ubrani w szpi-talne piżamy i nocne pantofle. W jakimś ogródku, przy zniszczonym domu odpoczęli. Idąc dalej, zauważyli w bramie jednego z domów dwie powieszone dziewczyny, jedna z nich jeszcze żyła. Opiekun księdza zdjął ją ze sznura, położył na ziemi i rozmasował jej szyję. Dziewczyna odzyskała przytomność i szybko doszła do siebie. Pamiętała, że jacyś Niemcy zatrzymali je, ale co było dalej, nie pamiętała. Na betonie leżały dwie otwarte walizki, a w nich i obok jakieś porozrzucane sukienki, bielizna, ręczniki.

Teraz także dziewczyna pomogła prowadzić księdza. Szli nieco szybciej. Starali się unikać zetknięcia z Niemcami, ale gdy kilkakrotnie ich spotkali, to ci nie zwrócili na nich najmniejszej uwagi. Wreszcie naszym bohaterom udało się wydostać z Warszawy.

W kilka lat po Powstaniu Warszawskim ksiądz Filipiuk dostał we-zwanie do sądu wojewódzkiego w stolicy, ażeby zeznawać w charak-terze świadka. Nie miał pojęcia, o co mogło w tej sprawie chodzić.

Na sali sądowej ksiądz podał prawdziwe nazwisko. Na pytanie sędziego co wie w tej sprawie, odpowiedział, że nic nie wie i że nie zna ani oskarżonego, ani oskarżycielki. Na powtórną propozycję przewod-niczącego składu sądzącego, aby ksiądz dobrze się przyjrzał oskar-żonemu i eleganckiej pani siedzącej na ławie dla publiczności, świadek nadal twierdził, że nikogo mu nie przypominają.

Oskarżony poprosił o zezwolenie zadania świadkowi kilku pytań. Sąd wyraził zgodę, zaznaczając przy tym, żeby pytania niczego nie sugerowały. Oskarżony zapytał księdza, czy w czasie powstania leczył się w szpitalu na Woli? Odpowiedź była twierdząca. - Czy wy-prowadzono księdza na roztrzelanie? - pytał dalej oskarżony. - Jak się ksiądz uratował, czy ktoś księdza stamtąd wyprowadził? Dalsze pytania zadawał sędzia. W szczególności chodziło mu o przebieg wędrówki świadka sprzed szpitala do podmiejskiej wsi. Ksiądz spojrzał jeszcze raz na oskarżonego i wtedy wykrzyknął: „Ach, to pan... uratował mi... życie, teraz pana poznaję". W dalszym ciągu ksiądz nie wiedział, o co w tej sprawie chodzi. Opowiedział o częstych odpoczynkach w czasie pamiętnej wędrówki, o wielkim zmęczeniu, o dobroci oskarżonego,

177

Page 178: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

który nie myślał wyłącznie o sobie, lecz zaopiekował się nim, co było równoznaczne z ocaleniem życia człowieka skrajnie wycieńczonego po przebytej operacji. Sędzia zapytał także, skąd się wzięła ta druga osoba opiekująca się księdzem. Po opowiedzeniu przez świadka okoliczności znalezienia dwóch powieszonych dziewczyn w bramie jednego z domów i o uratowaniu przez oskarżonego jednej z nich, sędzia zapytał jeszcze, czy przed uratowaniem powieszonej oskarżony nie oddalał się od księdza? Po zdecydowanie przeczącej odpowiedzi świadka, oskarżony po raz pierwszy uśmiechnął się.

Elegancka pani z ławy dla publiczności była tego wzrostu co dziewczyna, która prowadziła księdza, ale świadek nie był w stanie jej zidentyfikować. Dopiero gdy zaczęła mówić, ksiądz przerwał jej, oświadczając, że jest to ta sama powieszona kobieta, o której opowiadał. Miała bowiem bardzo charakterystyczny głos i rzadki sposób wysławiania się.

Prokurator zrzekł się oskarżenia i dał polecenie milicjantom, aby zatrzymali oskarżycielkę i doprowadzili do prokuratury.

Sąd uniewinnił oskarżonego. Musiał on wrócić do więzienia celem załatwienia koniecznych formalności. Po sprawie rzucił się księdzu na szyję, mówiąc, że teraz on uratował mu życie.

Okazało się, że para opiekująca się księdzem, po pozostawieniu go na wsi pod opieką starszej kobiety, zamieszkała razem. Ostatnio młoda kobieta zażądała, aby oskarżony ożenił się z nią. Ten stanowczo odmówił, nie była to bowiem osoba odpowiednia na żonę. Wówczas dotychczasowa przyjaciółka oskarżyła swojego wybawcę o usiłowanie zamordowania jej i o zamordowanie koleżanki przez powieszenie. Przyczyną zabójstwa miał być rabunek. Dopiero jakiś przygodny ksiądz ją uratował.

Kluczową rolę w uniknięciu pomyłki sądowej i skazania niewinnego, zacnego człowieka odegrał koronny świadek wydarzenia - ksiądz Bernard Filipiuk. Całe szczęście, że oskarżony przypomniał sobie jego imię i przybliżony adres.

Po wyjściu z sali sądowej, ksiądz Filipiuk spotkał w szatni swojego starego przyjaciela, mec. Ignacego Gromka. Poczuł przemożną potrzebę zwierzenia się ze swoich przeżyć, zaprosił więc mecenasa do pobliskiej kawiarni na herbatę. Opowiedział mu tam o swoim niezwykłym ocaleniu podczas powstania i o dzisiejszej rozprawie sądowej.

(na podstawie opowiadania mec. Ignacego Gromka) Władysław Stefanoff

„Nowe Echo Podlasia" 24.lV.93r.

178

Page 179: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Historyczny horror

NOC 16 MORDERSTW

... wiadomość o mordzie popełnionym na siedleckich chłopcach dotarła szybko do Rządu RP w Londynie. Ówczesny premier Tomasz Arciszewski interweniował natychmiast u brytyjskiego premiera Wins-tona Churchilla. Premier poruszył tę kwestię w liście do Stalina.

Moloch, który wysłał już na tamten świat miliony niewinnych ludzi, w tym także i swoich obywateli, bez najmniejszych skrupułów posłużył się stereotypowym komunistycznym kłamstwem: „Angielska służba informacyjna rozpowszechnia wiadomości o zabójstwach czy roztrzela-niach Polaków w Siedlcach. Te wiadomości angielskiej służby infor-macyjnej są od początku do końca zmyślone i przypuszczalnie zostały jej podsunięte przez agentów Arciszewskiego"...

W nocy z 12 na 13 kwietnia 1945 roku około godziny 22.00 z budynku Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Siedl-cach wyjechał samochód służbowy z uzbrojoną i umundurowaną grupą funkcjonariuszy. Samochód zatrzymał się na ul. Pułaskiego przed kamienicą rodziny Szczuków. Bez okazania jakichkolwiek dokumentów i podania przyczyny najścia, funkcjonariusze wtargnęli do mieszkania, dopytując się o Zbigniewa Szczukę.

Nie była to ich pierwsza wizyta. Zbigniew Szczuka, siedemnastoletni uczeń gimnazjum, członek AK, był już wcześniej prześladowany przez UB, a dom Szczuków często nachodzili ubowcy w poszukiwaniu braci, przy okazji kradnąc biżuterię i inne wartościowe przedmioty.

Funkcjonariusze przeszukali mieszkanie, a następnie weszli do apar-tamentu sąsiadów - Stokowskich. Tam zastali Zbigniewa Szczukę i Romana Krystosiaka (kuzyna Stokowskich) odrabiających lekcje. Po wylegitymowaniu obu chłopców wyprowadzili ich z domu i wywieźli w nieznanym kierunku. 13 kwietnia 1945 roku w godzinach rannych znaleziono ich ciała na ulicy Kazimierzowskiej.

Noc bezprawia

Tak rozpoczęła się upiorna noc bezprawia, po której ilość zamor-dowanych zwiększyła się do szesnastu. Prawie wszyscy byli kilkunasto-letnimi chłopcami. Pozostawienie ich ciał na rogatkach miasta miało prawdopodobnie na celu sianie terroru. Wystawiono ich na widok

179

Page 180: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

publiczny, ażeby ludzie idący rano do pracy mogli ich zobaczyć. Potem ciała przewieziono do kostnicy miejskiej, a następnie pochowano w zbiorowym grobie na cmentarzu. Nie pozwolono rodzinom na odebranie ciał i pochowanie ich w grobach rodzinnych.

Śledztwo przeprowadzone pomiędzy kwietniem a grudniem 1992 roku przez Annę Dańko z Prokuratury Wojewódzkiej w Siedlcach ustaliło, że krytycznej nocy zostali roztrzelani: Aleksander Wierzejski, którego ciało znaleziono na Wygonie, Stanisław i Wacław Chacińscy z Karcz, znalezieni na ul. Starowiejskiej. Mieczysław i Zygmunt Pilarczykowie, których zwłoki znaleziono na ul. Szkolnej przy Kirkucie, Zbigniew Szczuka i Roman Krystosiak - znalezieni na ul. Kazimierzowskiej oraz Henryk Popek, którego zwłoki leżały na Brzeskiej. Kolejnymi ofiarami byli: Zbigniew Byczyński i Zdzisław Bielecki. Nazwisk pozostałych sześciu ofiar nie udało się ustalić. Przyczyną śmierci tych ludzi były liczne rany postrzałowe pochodzące z broni maszynowej, za czym przemawiają także znalezione w okolicach ciał duże ilości łusek.

Winnych nie ma... Ustalono także ponad wszelką wątpliwość, że wyżej wymienione

osoby zostały zatrzymane i roztrzelane bez jakichkolwiek decyzji uprawnionego organu. Członkowie rodzin obecni przy zatrzymaniu zeznali, że funkcjonariusze UB nie podali przyczyn zatrzymania ani nie okazali żadnych dokumentów potwierdzających nakaz aresztu.

Prokurator Anna Dańko Roesler stwierdza, że zdarzenie będące przedmiotem postępowania stanowi zbrodnię zabójstwa z art. 148 kk, a z uwagi na liczbę ofiar i okoliczności pozbawienia ich życia, uznać należy za zbrodnię przeciwko ludzkości, która na zasadzie art. 109 kk i ratyfikowanej przez Polskę konwencji o nieprzedawnieniu zbrodni wojennych i zbrodni przeciw ludzkości z dnia 26.XI.1968 r. nie podlega przedawnieniu. Oczywistym jest bowiem, że działania funkcjonariuszy UB były bezprawne, zarówno zatrzymanie, jak i roztrzelanie ofiar bez wyroku.

Niestety, zgromadzony materiał dowodowy nie dał podstaw do indywidualnego przypisania dokonania tej zbrodni konkretnym, ustalo-nym z nazwiska funkcjonariuszom UB, a jedynie do przypisania tych morderstw instytucji Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Siedlcach.

Nie wdając się w szczegóły, trzeba przyznać, że śledztwo zostało

180

Page 181: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

przeprowadzone nadzwyczaj sumiennie i dokładnie. Jednak po czter-dziestu siedmiu latach, które upłynęły od popełnienia tej straszliwej zbrodni, nie było łatwo wskazać indywidualnych sprawców.

Wnioskodawcą dochodzenia był siedlecki szklarz, Zygmunt Goław-ski, prezes Oddziału Wojewódzkiego Związku Sybiraków w Siedlcach.

Jedyny świadek

Jedynym świadkiem bestialskiego roztrzeliwania jest Marian Pilar-czyk. Zeznał on w Prokuraturze Wojewódzkiej, że 12 kwietnia 1945 roku w nocy funkcjonariusze UB z Siedlec wtargnęli do jego domu przy ul. Szkolnej. Zdemolowali mieszkanie i pobili Franciszka Pilarczyka. Polecili ubrać się Mieczysławowi i Marianowi Pilarczykom i wyjść przed dom. Z sąsiedniego domu wyprowadzono Zygmunta Pilarczyka. Po krótkiej naradzie dowódca ubeków polecił Zygmuntowi wrócić do domu. Funkcjonariusze wyprowadzili Mariana i Mieczysława naprzeci-wko Kirkutu, popychając ich i bijąc kolbami pistoletów. W odległości około 150 metrów od domu, kazali im uklęknąć, a następnie ostrzelali ich z broni maszynowej. Dla pewności dowódca grupy kazał jednemu z funkcjonariuszy oddać do rannych po dwa strzały z pistoletu. Ubek dobił w ten sposób Mieczysława i ranił ciężko w głowę Mariana.

Po odjeździe samochodu UB Marian doczołgał się do pobliskiego śmietnika, gdzie przez ucisk ran zdołał zahamować krwotok. Po godzinie samochód UB znowu podjechał pod dom Pilarczyków. Funkcjonariusze wyprowadzili po raz drugi Zygmunta i w odległości około 10 metrów od śmietnika, w którym leżał Marian, zastrzelili go.

Następnego dnia rano Mariana Pilarczyka odnalazła matka. Ciężko rannego odwiozła do Szpitala Miejskiego. Po miesiącu, mimo nadzoru, zdołał zbiec ze szpitala. Przy pomocy brata Henryka przedostał się do Drohiczyna. Ten właśnie naoczny świadek, ocalały cudem Marian zeznał, że nie znał żadnego ze swoich katów i że po tylu latach nie jest w stanie ich rozpoznać na tablicy poglądowej.

Czarna lista

Świadek Franciszek Brodzik, strażnik więzienny podał, że w 1945 roku w PUBP w Siedlcach działała grupa operacyjna, w której skład wchodzili: dowódca o imieniu Bronek (narodowości żydowskiej), Ma-rian Reduch, Czesław Sągol, Marian Więckiewicz, Stanisław Adamiak i Stanisław Surowiec. Świadek zeznał, że dowiedział się od Reducha,

181

Page 182: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Surowca i Adamiaka, iż w kwietniu 1945 roku wyciągnęli z domów, a następnie zastrzelili na rogatkach miasta kilkunastu chłopców.

Z pisma UOP-u z dnia 31 stycznia 1991 roku wynika, że w dniu 3 lutego 1945 roku został przyjęty do Wydziału Śledczego UB w Siedlcach Józef Kościuk. Później awansowano go na kierownika PUBP w Siedlcach. Tego samego roku został zwolniony ze służby za nadużywanie władzy!

W kwietniu 1945 roku pracowali w charakterze wywiadowców UB: Braun Blumsztajn i Herszt Blumsztajn. Tego samego roku zostali przeniesieni do pracy w UB na Dolnym Śląsku!

W zeznaniach kilkudziesięciu świadków przewijały się nazwiska wielu funkcjonariuszy UB w Siedlcach: Stanisława Stachowicza, Rybaka, Stanisława Wnuka, Mieczysława Chomczyńskiego, Kazimierza Borkow-skiego, Stanisława Zazuniaka, „Kwiatka" - szefa UB, Mikołaja Melucha, Bolesława Wysockiego i wielu innych.

Badania akt personalnych wymienionych funkcjonariuszy PUBP nie poszerzyły zebranego materiału dowodowego. Zawierały bowiem jedynie ogólne informacje o przebiegu służby, a nie mówiły nic o przynależności do grupy operacyjnej Urzędu Bezpieczeństwa w Siedlcach.

Prokuratura Wojewódzka z braku dostatecznych dowodów winy nie była w stanie wskazać indywidualnych sprawców tej straszliwej zbrodni przeciwko ludzkości, a jedynie obarczyć odpowiedzialnością za nią powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Siedlcach. Śledztwo zostało umorzone na podstawie art. 280 kk.

„Nowiny Podlaskie" 24-25.VI.95r.

182

Page 183: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

RYPAJŁO I RÓŻE

Dawno, dawno temu rządził w naszym mieście pewien okropny pułkownik o nazwisku Rypajło. Dorobił się epoletów chadzając na wyprawy ze swoim tatusiem, słynnym „Kapitanem", dowódcą Szwad-ronu Śmierci. Zadaniem „Kapitana" było tępienie zaplutych karłów reakcji, to znaczy zacnych i dobrych patriotów marzących o życiu w wolnym kraju. Tatusia, otrzymującego dyrektywy bezpośrednio ze stolicy sąsiedniego Imperium Zła, zabili jacyś niedobrzy ludzie, toteż pułkownik idąc z duchem czasu nastawił się nie tyle na zabijanie, ile na delektowanie się nieograniczoną władzą. Wiadomo było, na przykład, że żadne poważniejsze stanowisko w mieście nie mogło być obsadzone bez wiedzy i aprobaty pułkownika, który przed taką każdą decyzją zaglądał do swojej kartoteki zawierającej grzeszki wszystkich obywateli miasta. Może nawet grzeszki nie były tak ważne, jak osobisty stosunek obywatela do pułkownika i jego gotowość do służenia mu informacjami.

Pewnego dnia przyszedł do mnie, ze łzami w oczach, p. Czuryło, młody i zdolny człowiek. Ukończył właśnie studia i nie mógł zrozumieć, dlaczego wszędzie, gdzie się zgłosił, przyjmowano go z otwartymi ramionami, ale kiedy przychodziło do podpisania umowy o pracę, wykręcano się byle jakimi wymówkami od realizacji ustnej obietnicy. Miało to miejsce dwadzieścia cztery razy, więc nie mógł to być żaden przypadek czy zbieg okoliczności.

Ogarnięty współczuciem, poradziłem młodzieńcowi, ażeby namówił swojego ojca, producenta soków owocowych, na przeznaczenie pewnej sumy na łapówkę dla pułkownika, to może wtedy skończą się także i kłopoty ojca, któremu bez przerwy rzucano kłody pod nogi, i któremu nawet groziła konieczność likwidacji przedsiębiorstwa.

Cała rodzina zastanawiała się, jak dać łapówkę, ażeby zrobić to elegancko i nie narazić się na ewentualne represje. Żona producenta soków wpadła na chytry pomysł wręczenia pułkownikowi w dniu jego imienin bukietu z dwudziestu pięciu czerwonych róż. Przy łodydze każdej róży został dyskretnie przymocowany banknot tysiączłotowy, co w owym czasie stanowiło poważną sumę.

Moja rada okazała się trafną. Ten piękny bukiet został przyjęty przez Rypajłę z zadowoleniem i wpłynął natychmiast na zmianę jego stosunku do całej rodziny. Młody człowiek dostał odpowiednią pracę. Ojciec został obsypany prestiżowymi funkcjami społecznymi, a kartoteki obu należycie oczyszczone z różnych niepotrzebnych pomówień. Wpraw-

183

Page 184: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

dzie moja rada nie doczekała się nigdy uznania i zwykłego po-dziękowania ze strony rodziny Czuryłów, ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie?

Zły pułkownik miał bardzo naganne hobby. Lubił szantażować ludzi i to go zgubiło. Postarał się o listę najbogatszych obywateli naszego miasta i wysyłał im anonimowe liściki z propozycją złożenia okupu we wskazanym miejscu i godzinie. Powstawały przy tym różne zabawne sytuacje. Pewien bogaty rzemieślnik zadał sobie trud wykrycia szanta-żysty. Zakopał się w śniegu i obserwował, kto przyjdzie pod igański pomnik po żądane pieniądze. Osłupiał ze zdumienia, kiedy zobaczył podjeżdżającą karetkę stróżów bezpieczeństwa i jednego z nich oglą-dającego miejsce, gdzie miały leżeć pieniądze. Innym razem pewien chirurg dostał liścik domagający się sumy czterdziestu tysięcy złotych, mających znaleźć się pod figurką Matki Boskiej na rogu ulic Starowiejs-kiej i Kazimierzowskiej. Lekarz pobiegł natychmiast do pułkownika z nadzieją, że ten wykryje szantażystę. „Usłużny" Rypajło wysłał jednego funkcjonariusza w pobliże figurki, a drugiemu kazał położyć się na tylnym siedzeniu w samochodzie doktora. Lekarz przygotował paczkę ścinków z gazet i położył ją w oznaczonej godzinie pod figurką. Oczywiście nikt się po tę paczkę nie zgłosił, co było zrozumiałe. Takich szantażowanych było wielu. Jedni płacili, inni nie. Ci ostatni nieraz tego żałowali, bo przytrafiały im się różne nieszczęścia.

Rypajło miał jeszcze inne dziwne pomysły. Udawał dobrego. Kiedyś wezwał do siebie jednego z obywateli i pokazał mu kartkę z anonimo-wym donosem. Były tam wyliczone drobne grzeszki obywatela. Po-czciwy człowiek przestraszył się ewentualnych konsekwencji donosu, więc odetchnął z ulgą, kiedy pułkownik podarł donos i wrzucił go do kosza. Nie wiedział biedaczek, że donos napisany był przez samego pułkownika. Od tamtej pory nazywał Rypajłę fajnym chłopem i miał o nim jak najlepsze zdanie.

Ostatecznie złego pułkownika zgubiła nadmierna pewność siebie i szantażowanie nawet podwładnych kolegów. Miarka się przebrała. Śledztwo potwierdziło zarzucane mu przestępstwa, co zakończyło się zwolnieniem z pracy i wyrokiem dwóch lat więzienia z zawieszeniem. Czasy się zmieniły i władze wojewódzkie nie mogły już tolerować podobnych wybryków u stróżów bezpieczeństwa. Rypajło musiał także wyjechać z miasta, ponieważ nikt się go już nie bał i nie okazywał mu szacunku.

„Nowiny Podlaskie" 20-21 .V.95r.

184

Page 185: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Historyczne migawki

POWSTANIE WARSZAWSKIE

Lotnisko na Bielanach

Mierzenie sił na zamiary bywa często zawodne. Dowiodły tego oba ataki na lotnisko podczas Powstania. Pierwszy atak poprowadził nad ranem 2 sierpnia por. „Janusz". Miał za zadanie opanować lotnisko i Instytut Wychowania Fizycznego, w którym kwaterowały niemieckie załogi „Tygrysów".

Słabo uzbrojony i nie zaprawiony w bojach batalion por „Janusza" nie był w stanie sprostać temu zadaniu. Po pierwszych seriach strzałów dowódca uświadomił sobie brak proporcji w sile ognia obu stron, toteż nakazał swoim wycofać się do Puszczy Kampinoskiej. Akowcy posuwali się tyralierą. Marsz utrudniał grząski, podmokły grunt i konieczność częstego padania na ziemię. Na polu pojawiły się niemieckie „Tygrysy" ziejące ogniem z karabinów maszynowych. Rannych i mniej ostrożnych wtłaczały gąsiennicami w mokrą ziemię.

Ja także byłem przydzielony do batalionu por. „Janusza", który wyruszył do ataku z punktu zbornego na Marymoncie. Niestety, przedwczesny wybuch Powstania przeszkodził mi w dotarciu na Mary-mont. Znalazłem się także w Kampinosie, ale w innym towarzystwie, razem z płk. „Żywicielem" (Mieczysławem Niedzielskim) z Żoliborza.

Tego samego dnia, 2 sierpnia, komendant VIII Rejonu, kpt. „Szymon" (Józef Krzyczkowski) próbował także zdobyć szturmem bielańskie lotnisko przy pomocy nowo sformowanego pułku „Palmiry - Młociny", w którym główną siłę stanowili kresowiacy por. „Doliny". Walka trwała od świtu do nocy. Niemcy byli dobrze przygotowani do odparcia ataku. Straty powstańców były dotkliwe. Zginęli trzej doświadczeni oficerowie: por. „Janusz", kpt. „Karaś" i por. „Helski". Poległo też 26 podoficerów i szeregowych. Rannych było 49, w tym także dowódca, kpt. „Szymon". Został poważnie ranny w nogę i już do końca powstania nie wyszedł ze szpitala polowego w Laskach. Warto wiedzieć, że kapelanem szpitala w Laskach był w tym czasie ks. Stefan Wyszyński, późniejszy Prymas Polski.

Podczas walk o lotnisko bielańskie, III szwadron 27 pułku ułanów dowodzony przez wachm. „Suma" miał za zadanie nie dopuścić od strony modlińskiej szosy posiłków dla niemieckiej załogi lotniska.

185

Page 186: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Kresowiakom działania bojowe powiodły się. W zasadzce koło wsi Pieńków rozgromili oddział niemiecki. Zabili 25 Niemców, zniszczyli kilkanaście samochodów ciężarowych i zdobyli sporo broni. Straty własne: zaledwie jeden zabity i dwóch rannych.

Ranny kpt. „Szymon" wyznaczył na swego zastępcę por. „Dolinę". W pułku „Palmiry - Młociny" większość żołnierzy stanowili bowiem kresowiacy, którzy obdarzali „Dolinę" bezgranicznym zaufaniem, wie-rząc w jego doświadczenie bojowe i talent.

Bitwa w Puszczy Kampinoskiej

3 sierpnia 1944 roku, III kompania dowodzona przez starszego sierżanta „Opończę" kwaterowała w Janówku, ubezpieczając pułk „Doliny" ze wschodu od strony szosy modlińskiej. Przed południem ubezpieczenie zawiadomiło dowództwo o zbliżającym się oddziale niemieckim w sile 250 żołnierzy. Natychmiast po meldunku gońca słychać było strzelaninę, co oznaczało nawiązanie styczności z nie-przyjacielem.

Po kilku minutach od ogłoszenia alarmu na miejsce przybyły dwa szwadrony 27 pułku ułanów, cekaemy i 1 kompania piechoty. W tym czasie 111 kompania spychała Niemców do lasu i odcinała im odwrót. Oddziały kawalerii miały za zadanie odcięcie Niemcom drogi w kierunku południowym. Por. „Dolina" i jego zastępca por. „Wyrwa" byli w I kompanii, której zadaniem było zniszczenie oddziału nieprzyjaciels-kiego. Posuwali się ostrożnie lasem, zbliżając do wzgórz. Widoczność była słaba, kropił deszcz, pojawiła się mgła. Przy tej pogodzie należało posuwać się z wielką ostrożnością, ponieważ mogły znajdować się tutaj zasadzki z gniazd karabinów maszynowych.

Gdy kompania dochodziła już do wzgórz, od strony III kompanii słychać było bardzo mocny, krótki ogień. Okazało się, że część Niemców usiłowała przedrzeć się przez tyralierę III kompanii na jej tyły. Manewr ten został w porę dostrzeżony i prawie wszyscy ci Niemcy zostali skoszeni z broni maszynowej.

Osiągając już wzgórze, żołnierze I kompanii usłyszeli z prawej strony odgłosy posuwającej się tyraliery ułanów „Suma". Nagle Myślicki zobaczył za krzakami, w odległości kilkudziesięciu metrów, hełmy przyczajonych Niemców. Karabiny maszynowe i automaty poszły w ruch. W huraganowym ogniu broni maszynowej Niemcy poderwali się spod krzaków, usiłując uciekać. Na ich nieszczęście pobiegli w kie-

186

Page 187: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

runku tyraliery „Suma". Inna grupa Niemców, zajmująca pobliskie górki osłaniała tych, którzy uciekali w stronę szwadronów. I kompania pobiegła na wzgórza, ażeby zająć te pozycje, z których przed chwilą uciekli Niemcy. „Sum" zamknął drogę uciekającym. Nie zdążył wszyst-kich wystrzelać, ponieważ pozostali, nie widząc szans ucieczki, poddali się.

Bitwa została zakończona. Na polu walki leżało kilkadziesiąt niemie-ckich trupów. Czternastu Niemców dostało się do niewoli. Starty własne wyniosły czterech zabitych i sześciu rannych. Rany były ciężkie, dwóch żołnierzy zmarło w szpitalu polowym.

Straty niemieckie były duże, a byłyby jeszcze większe, gdyby nie to, że część nieprzyjaciół wycofała się głębokim rowem prowadzącym na południe, o którego istnieniu „Dolina" nie wiedział. W tym starciu oddział zdobył sporo broni i dwa wozy załadowane amunicją.

Jeńcy należeli do batalionu Wermachtu, którego część została wysłana z Modlina w celu zniszczenia „bandytów" z Kampinosu. „Jeńcy" otrzymali przepustki w języku polskim: do Berlina przez Modlin, Bydgoszcz i Poznań".

Miejsce tej bitwy żołnierze „Doliny" nazwali „Psim Polem". Dodam od siebie, że zostałem wcielony do tego oddziału jako

ochotnik w kilkanaście godzin po bitwie, miałem więc okazję usłyszeć podobne relacje od wielu zwykłych żołnierzy.

(z relacji mjr „Doliny") Władysław Stefanoff

PS. Por. „Dolina" był wybitnym dowódcą partyzanckim. Przykładał wielką wagę do posiadania sprawnego zwiadu, ubezpieczeń i łączności. Dbał o swoich żołnierzy. Dzięki tym zaletom zwyciężał w większości bitew i potyczek, a było ich razem 235 w okresie półtorarocznym, jeżeli przegrywał, to tylko dlatego, że czasami narzucano mu utytułowanych zwierzchników bez doświadczenia i talentu. Taka właśnie była przyczyna klęski oddziału pod Jaktorowem.

„Nowiny Podlaskie" 5-6.VIII.95r.

187

Page 188: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Warto wiedzieć

„SAMOBÓJSTWO" LUDU KARIBU

Karibu to nazwa amerykańskich reniferów. Ich główne pastwiska rozciągają się na olbrzymim obszarze kanadyjskiej północy, w tundrze leżącej między zachodnim brzegiem Zatoki Hudsona, Morzem Ark-tycznym i rzeką Mackenzie. Kraina ta nosi miano Jałowych Równin. W zimie panuje tutaj temperatura bieguna, a w lecie jest bardzo ciepło. Ziemia pokrywa się wtedy łąkami i kwiatami, tu i ówdzie rosną karłowate wierzby i brzozy. Są też niezliczone jeziora i rzeki.

Świat zwierzęcy jest raczej ubogi. Można tu jednak spotkać wilki, lisy, rosomaki, niedźwiedzie brunatne, woły piżmowe, łasice, zające, lemingi, pardwy, a przede wszystkim stada karibu z towarzyszącymi im krukami. Na wiosnę przylatują tutaj z południa dzikie gęsi i kaczki.

Mieszkają tu także ludzie, o których świat nic nie wiedział do końca dziewiętnastego wieku. Są to śródlądowi Eskimosi, zwani Ludem Karibu. Ich cała egzystencja związana jest z reniferami, które dostarczają im jedzenia, ubrania i budulca na szałasy. Plemię to jest nieliczne i żyje w bardzo trudnych warunkach. Stałe siedziby tych ludzi umiejscowione są nad rzeką Kazan, między Małymi i Wielkimi Jeziorami.

Zimowiska zaś reniferów znajdują się w okolicy Jeziora Reniferów, w strefie leśnej, kilkaset mil na zachód od portu Churchill, nad Zatoką Hudsona. Olbrzymie stada karibu wędrują wiosną do tundry na swoje letnie pastwiska. Na przesmykach, które w języku myśliwych oznaczają stałe szlaki przemarszu zwierząt, czekają na nich Eskimosi.

Dawniej - za pomocą oszczepów i łuków, a potem strzelb nabijanych przez lufę, Lud Karibu zabijał potrzebną mu liczbę zwierząt, robiąc zapasy na całe lato. Mięso suszono lub przechowywano w lodowatej wodzie strumieni, wydobywając je - jakby z lodówki - w miarę potrzeby. Na jesieni polowania myśliwych miały podobny przebieg, z tym, że mięso utuczonych karibu było bardziej pożywne, zawierało bowiem więcej tłuszczu. Zapasy na zimę musiały być także znacznie większe.

Kiedy ludzie z południa nawiązali kontakty handlowe z Ludem Karibu, zamówili u nich skóry srebrnych lisów. Współpraca ta układała się dość dobrze, ale miała także i swoje złe strony. Eskimosi zaczęli chorować na gruźlicę, ospę i odrę - choroby, które dziesiątkowały ludność.

188

Page 189: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Jednak prawdziwy dramat nastąpił w latach dwudziestych i trzy-dziestych, kiedy sprzedano Ludowi Karibu szybkostrzelne karabiny i zażądano od nich dostarczania cywilizowanym mieszkańcom Kanady - jęzorów reniferów. Kupcom niepotrzebne było mięso, skóry czy poroże karibu. Istniał popyt tylko na suszone języki tych zwierząt.

Masakra karibu przypominała wtedy wcześniejszą masakrę bizonów w Stanach Zjednoczonych. Na powierzchni zamarzniętych jezior i prze-smyków piętrzyły się stosy zabitych reniferów pozbawionych języków. Na wiosnę, podczas roztopów, kra pękała i zwłoki reniferów wpadały do wody zaścielając dno jezior. Takie jedno polowanie pozbawiało liczne stada karibu około 50 tysięcy sztuk zwierząt. Każdy myśliwy zabierał ze sobą na polowanie skrzynkę z tysiącem naboi.

Zabijając masowo renifery, Lud Karibu - z inicjatywy ludzi wysoko cywilizowanych - podcinał jak gdyby gałąź własnej egzystencji. Kiedy stada stały się mniej liczne - do osiedli śródlądowych Eskimosów wdarł się głód i choroby.

„Tygodnik Robotniczy" 11.XII.83r.

Warto wiedzieć

POCZĄTKI HUTNICTWA

Czterdzieści pięć procent wagi Ziemi stanowi żelazo. Znajduje się ono głównie w jądrze naszej planety, w stanie płynnym, tworząc 90 procent zawartości jądra. W skorupie ziemskiej jest żelaza znacznie mniej, niecałe 5 procent. Występuje tutaj jako składnik rud żelazowych: hematytu, limonitu, magnetytu, syderytu i innych.

Mimo takiej obfitości żelaza w ziemi - ludzkość nieprędko opanowała sztukę wykorzystania tej kapitalnej dziedziny kultury materialnej, jaką jest hutnictwo. Bez hutnictwa cały postęp ludzkości byłby na zupełnie innym etapie niż obecnie. Nie istniałyby samoloty, kolej żelazna, elektryczność, samochody, pojazdy kosmiczne, energia jądrowa, mechanizacja rolnictwa, fabryki, drogi asfaltowe, radio i telewizja, armaty i wszelka broń nowoczesna, wielkie budownictwo itp.

Kolebką hutnictwa metali kolorowych były dwa najstarsze państwa

189

Page 190: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

świata - Egipt i Sumer. Pierwszy wytop miedzi z rudy datowany jest na lata 3800 pne. (Egipt). Pierwsze drobne wyroby żelazne wytworzono z żelaza pochodzenia meteorytowego w IV tysiącleciu pne. w Sumerze. Pierwsze wytopy z brązu (miedź plus cyna) miały miejsce około 2500 lat pne. w Sumerze i Egipcie. Pierwsze odlewy ze złota datowane są na początek III tysiąclecia pne. (Sumer, Egipt). Hutnictwo stali narodziło się zaś w górach Armenii około XVII wieku pne. i przypisywano je Hetytom.

Na nasze ziemie zachodnie epoka brązu przeniknęła około roku 1700 pne. podczas panowania kultury unietyckiej. Początek zaś metalurgii żelaza przypada u nas na III wiek pne., czyli na okres lateński, okres dominacji Celtów (Bojów, Lugiów i Wenedów). Byli oni mistrzami w budowaniu małych pieców hutniczych, zwanych dymarkami, w których produkowali surówkę żelaza.

W okresie rzymskim następni najeźdźcy (Normanowie) rozwinęli technikę budowy owych pieców dymarkowych, być może wykorzystując przy tym doświadczenia podbitych Celtów. Podczas czterowiekowej okupacji Hunów we wczesnym średniowieczu - notuje się prawie całkowity upadek metalurgii na naszych ziemiach. Ożyła ona na dobre dopiero w XVI wieku. W końcu XVIII wieku dymarki zastąpione zostały przez wielkie piece hutnicze produkujące niepomiernie więcej surówki. Wielkie piece były już w stanie nadążyć za zwiększającym się popytem i zaopatrzyć rozwijający się przemysł.

Prymitywny wytop żelaza z rud w ogniskach dymarkowych i dymar-kach polegał na układaniu warstwy rozżarzonyego węgla drzewnego w tak zwanej kotlinie, przykryciu go rozdrobnionymi kawałkami rudy żelaza i zasypaniu rudy przez drugą warstwę węgla. Dla lepszego spalania węgla używano miechów lub dmuchawek. Ruda ulegała odtlenieniu, ściekając na dno kotliny. Po skrzepnięciu zanieczysz-czonego żelaza przekuwano je w celu oczyszczenia z nadmiaru węgla.

W zasadzie podobny proces technologiczny stosowany jest w wiel-kich piecach. Główna różnica polega na zastąpieniu węgla drzewnego przez koks i na wymiarach samego pieca.

BOLAS - BROŃ HUMANITARNA

Bolas to broń myśliwska używana przez człowieka od czasów młodszego paleolitu do dnia dzisiejszego. Prof. Witold Hensel dopusz-cza nawet możliwość, że bolas były już znane ludowi kultury tajackiej u schyłku środkowego paleolitu.

190

Page 191: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Klasyczna bolas składa się z trzech skręconych rzemieni, długości około jednego metra każdy, połączonych ze sobą na jednym końcu, a zaopatrzonych w kamienie obszyte skórą - na drugim. Kamienie te mają średnicę od 5 do 7 centymetrów. Pewną odmianę bolas stanowi skórzane lasso bez pętli, z wszytym na jednym końcu kamieniem. W języku hiszpańskim bola oznacza kulę: litera s na końcu określa liczbę mnogą.

Dzisiaj broń ta używana jest głównie przez Indian i Metysów na stepowych obszarach Ameryki Południowej. Bolas znane są także Czukczom i Koriakom z Syberii Wschodniej. Ten ostatni fakt jest jednym z wielu, które potwierdzają hipotezę o pochodzeniu Indian od Paleoazjatów, między innymi od przodków Czukczów i Koriaków.

Podczas mojego dwuletniego pobytu w dorzeczu Orinoko miałem okazję brać udział w polowaniach przy użyciu bolas. Sawanna nad rzeką Apure obfituje w różnorodną zwierzynę. Młodzi chłopcy nie posiadający broni palnej lub starsi, dla popisania się brawurą i zręcznością, chwytają czasami za bolas i w grupie złożonej z kilku ludzi jadą na koniach w step w celu zdobycia mięsa na posiłek.

Oglądany przeze mnie kozioł, znalazłszy się w kotle, rzucał się bezładnie od jednego llanero do drugiego i trzeciego, aż wreszcie zmęczony zaczął biec wolniej. Wtedy jeden z chłopaków przeciął mu drogę i rzucił przed nogi bolas. Kozioł zaplątał się w rzemieniach i upadł.

Innym razem podziwiałem zręczność tubylców przy posługiwaniu się lassem z kulą. Jest ono o tyle wygodniejsze od bolas, że nie wypuszcza się go z ręki, a po nieudanym rzucie wystarczy ściągnąć je do siebie, bez potrzeby zsiadania z konia.

„Tygodnik Robotniczy" 27.XI.83r.

AMAZONKI Z MAZOWSZA

Archeolog Zdzisław Skrok, znakomity znawca pradziejów Mazowsza, napisał interesującą książkę - pt. „Na tropach archeologicznych tajemnic Mazowsza", w której poświęcił dużo miejsca Amazonkom. Praca ta dostarcza wielu informacji dotyczących tego regionu Polski. Wspomnę tylko o najważniejszych.

191

Page 192: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Pochodzenie nazwy Mazowsze jest wręcz sensacyjne. Cytowany przez Skroka Adam Naruszewicz, żyjący w XVIII wieku, wywodził nazwę Mazowsza od huńskich Massagetów. Także Marcin Bielski (XVI wiek) pisze, że mazowieckie Amazonki należały do plemienia massageckiego. Zastanawia się on jednocześnie, czy nazwę Mazowsze należy wywodzić od zbuntowanego przeciw Kazimierzowi Sprawiedliwemu Masława, czy też od Massagetów. Pierwsza koncepcja Bielskiego wydaje się mało prawdopodobna, ponieważ Miecław (Maslaw) zbyt krótko i niefortunnie panował na tych ziemiach, ażeby jego imię miało zrodzić nazwę tej dzielnicy Polski, tym bardziej, że imię Miecław w niczym nie przypomina nazwy Mazowsza. Kojarzenie zaś Mazowsza z Massagetami jest przekonujące i ma realne podłoże historyczne.

Drugim zagadnieniem, nie mniej sensacyjnym, jest teza, iż gockie Amazonki w IV wieku mogły już być chrześcijankami obrządku ariańs-kiego. Wiemy ze źródeł starożytnych, że Goci w połowie IV wieku zostali arianami. Znalezienie w okolicy Małachowa pod Gnieznem brązowej figurki przedstawiającej Izydę karmiącą Horusa potwierdza tę hipotezę. Figurka ta powinna mieć na głowie boskie symbole, rogi otaczające dysk solarny. Ta część figurki została spiłowana i to właśnie pozwoliło W. Szafrańskiemu wysnuć interesującą hipotezę o pocho-dzeniu posążka. Słusznie twierdzi on, że zabiegu tego nie dokonano na terenie cesarstwa, gdyż byłaby to profanacja podlegająca ciężkiej karze, ale zrobili to chrześcijanie, dla których figurka Izydy pozbawiona rogów i dysku solamego przekształciła się w wyobrażenie Madonny z Dzieciątkiem.

Tymi chrześcijanami najprawdopodobniej byli Goci, wśród których nowa wiara rozwijała się pod wpływem ariańskiego misjonarza Wulfili. Po pomyślnej akcji misyjnej został biskupem Gotów w 341 roku, to znaczy mniej więcej w czasie, kiedy figurka ta została przywieziona przez Gotów w okolice Gniezna.

O Amazonkach z Mazowsza pisali między innymi: kanonik Adam, Ibrahim ibn Jakób, król angielski Alfred i Paweł Diakon, kronikarz Longobardów, wspominający w VIII wieku o zbrojnym starciu króla Longobardów, Lamisso, na wschodnich krańcach Germanii z Amazon-kami. Te wszystkie wzmianki były nieprecyzyjne, ogólnikowe, niewia-rygodne. Jednak przebadanie przez archeologów kilkudziesięciu cmen-tarzysk ciałopalnych z III i IV wieku na Mazowszu i Podlasiu ożywiło tę legendę. Stwierdzono w pochówkach z tego okresu obecność prawie wyłącznie resztek szkieletów kobiet.

192

Page 193: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Nie wchodząc w szczegóły rozumowania archeologów, należy przypuścić, że tereny te zostały opuszczone przez mężczyzn w wyniku ich wędrówki nad Morze Czarne. Z pewnością wojownicy ci mieli zamiar powrócić do bazy wyjściowej i do swoich kobiet, ale prowadzone wojny i nowe rodziny założone na zdobytych terenach spowodowały odwlekanie się tego momentu aż do czasu, kiedy było już za późno, kiedy Massageci zajęli już cały ten obszar kraju. Goccy wojownicy utrzymywali częste kontakty z Amazonkami przysyłając im bogate dary, a zabierając z sobą dorastających chłopców. To wyczekiwanie trwało w sumie dwa wieki, podczas których kobiety gockie stworzyły społeczność rządzoną bez udziału mężczyzn. Jest to koncepcja dość prawdopodobna i logiczna.

Tak zwani traccy Goci - wspominani często przez Prokopa - wywo-dzili się także z mazowieckich Gotów, a być może nawet i gockie Amazonki z gwardii przybocznej Zenobii (druga połowa III wieku) -królowej Palmiry. W pewnym momencie droga ewentualnego powrotu Gotów do mazowieckiego matecznika została przerwana przez najazd Hunów i tak już zostało. Przestały dymić piece ceramiczne w okolicach dzisiejszych Kielc i Krakowa, przestały dymić dymarki z okolic Brwinowa. Te ostatnie datowane są na okres od III w. pne., czyli były one starsze niż dymarki kieleckie. Niestety, tego ostatniego zjawiska nasi archeolodzy nie umieją jeszcze zinterpretować. Wiadomo jest, że tych najstarszych dymarek na Mazowszu nie budowali Słowianie, z drugiej strony wiadomo, że Goci i Gepidzi przyszli w dorzecze Wisły dopiero z początkiem naszej ery. Kto więc budował te pierwsze piece? Wiadomo także, że pierwsze dymarki na Śląsku budowali Celtowie.

Kazimierz Moszyński powiedział kiedyś, że archeologia jest nauką wielce szacowną, ale wysnuwanie wniosków z dokonanych odkryć przypomina czasami reperowanie zegarka obcęgami do wyciągania gwoździ. Stereotypy myślowe niektórych archeologów nie dopuszczają myśli, że Wenedowie i Lugiowie byli Celtami. Mazowsze należało do terenów zasiedlonych przez celtyckich Wenedów już w III w. pne. Dowodzą tego: znaleziona na Podlasiu i Mazowszu ceramika, broń, ozdoby i wyżej wymienione piece. „Tymi podbitymi na Mazowszu przez Gotów Słowianami" byli nie Słowianie, lecz Celtowie. Tak samo traktowanie Lugiów jako Słowian nie ma najmniejszego sensu. Cały świat widzi w nich Celtów, tylko my uparliśmy się, że to są Słowianie. Sama nazwa tego plemienia wywodzi się od imienia celtyckiego boga

193

Page 194: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Luga, więc o czym tu rozprawiać i przy czym się upierać. Podbici w okresie rzymskim celtyccy Wenedowie zostali najpraw-

dopodobniej zmuszeni przez Gotów do ciężkiej pracy przy dymarkach. Byli oni świetnymi rzemieślnikami i znawcami ówczesnej metalurgii.

Skąd przyszli Massageci? Od najdawniejszych czasów plemiona irańskie wędrowały w poszukiwaniu nowych terytoriów. Przyczyną tego był wysoki wskaźnik rozrodczości u mieszkańców Wyżyny Irańskiej i ziem sąsiadujących. Niektórzy z nich dotarli i na nasze ziemie. Należeli do nich między innymi: lud ceramiki sznurowej, Scytowie, Sarmaci i Massageci.

Pierwotną ojczyzną Massagetów były ziemie stanowiące dzisiejszą Republikę Turkmeńską i Uzbekistan w Kraju Rad. Przed naszą erą i na jej początku ziemie Turkmenii i Uzbekistanu zamieszkiwały irańskie ple-miona indoeuropejskich Kuszanów, Partów, Dachów, Chorezmijczy-ków, Massagetów i innych. W końcu III i na początku IV wieku plemiona te zostały podbite przez tureckich Hunów. Z mieszaniny indoeuropejczyków i Hunów zrodzili się Turkmeni i Heftalici, czyli Biali Hunowie. Massageci, którzy w końcu IV wieku znaleźli się w Europie, głównie na Mazowszu, byli już dokładnie sturczeni i stanowili znaczną część licznych huńskich hord inwazyjnych.

„Tygodnik Robotniczy" 15.I.84r.

Warto wiedzieć

KATASTROFA OTRARSKA

W roku 1218 szach Chorezmu, Muhammad, wydał niefortunny rozkaz zamordowania 450 kupców mongolskich, podążających do jego kraju. Karawana złożona z 500 wielbłądów wiozła futra, chińskie jedwabie, złoto, srebro, drogie kamienie i inne cenne towary. W pogranicznym Otrarze, leżącym nad Syrdarią, żołnierze szacha Chorezmu napadli na karawanę, wymordowali ludzi Czyngis-chana, sprzedali zagarnięte towary, a otrzymane pieniądze wysłali do Muhammada.

Dowiedziawszy się o wydarzeniach w Otrarze, Czyngischan zażądał wydania mu namiestnika Otraru, bezpośredniego sprawcę tej

194

Page 195: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

zbrodni i wypłacenia odszkodowania za straty. Poseł Mongołów, który przybył w tej sprawie do szacha został pojmany i stracony. Aroganckie i prowokacyjne zachowanie się Muhammada, ufnego w przewagę ilościową swojej armii, spowodowało nie tylko utratę niepodległości przez Chorezm (do którego w owym czasie należał także Mawarannahr, Afganistan i większa część Iranu), lecz sprowadziło wiele nieszczęść i na inne kraje Azji i Europy.

Tatarzy, to nazwa jednego z licznych plemion mongolskich. Do roku 1206 zajmowali terytoria w okolicach źródeł Amuru. Ich pastwiska obejmowały obszar niewiele większy od Albanii. Po upływie kilku-dziesięciu lat, dzięki zjednoczeniu wszystkich Mongołów pod dowódz-twem Temudżyna (Czyngischana), Tataria stała się największym im-perium wszystkich czasów.

W armii mongolskiej posługiwano się niemal wyłącznie lekką kawa-lerią. Oddziały podzielone były na dziesiątki, setki, tysiące i dziesiątki tysięcy. Było to wojsko zdyscyplinowane i bardzo ruchliwe. Wszystkie plemiona były zobowiązane do wzięcia udziału w wojnie, w każdej chwili. Wyżsi dowódcy, tarchanowie, byli zwolnieni od wszelkich podatków, nie byli obowiązani do dzielenia zdobyczy, mieli stały, swobodny dostęp do wielkiego chana, byli wolni od kary do dziesięciu razy.

Przyjrzyjmy się początkowi lawiny mongolskiej, która zdobyła tyle krajów. Dżoczi, starszy syn Czyngis-chana, podbił ludy zamieszkujące brzegi Jeniseju. Uznali władzę Tatarów Ujgurzy. Stali się nawet ich najlepszymi doradcami. Drugi syn Temudżyna, Kubiłaj, podbił Sied-miorzecze. Temudżyn zajął północne Chiny wraz z Pekinem. W roku 1218 wojska Mongołów pod dowództwem Dżebego, jednego z tar-chanów Czyngischana, zajęły Turkiestan Wschodni. Po katastrofie otrarskiej, jak ją historycy nazwyają, w roku 1219 Czyngis-chan podzielił swoje wojska na trzy części: jedną oddał synom Ogodejowi i Czagatajowi, oblegającym Otrar, drugą, pod dowództwem Dżocziego, skierował do zdobycia miast na Syrdarią, a sam z najmłodszym synem Tołujem, na czele głównych sił ruszył na Bucharę. Chorezm znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Wojska mongolskie wzięły Otrar szturmem i wyrżnęły wszystkich jego mieszkańców. Dżoczi zdobył Sygnak i miasta leżące wzdłuż dolnego biegu Syrdarii, grabiąc je i niszcząc. Oddział, który poszedł w górę rzeki, zdobył miasto Binaket. Czyngischan napotkał w Bucharze silny opór. Po kilku dniach walki większa część armii obrońców

195

Page 196: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

przerwała pierścień wojsk mongolskich i przeprawiła się przez Amu-darię. Kilkuset najdzielniejszych żołnierzy nie chcąc opuścić swojego miasta zabarykadowało się w cytadeli, by bronić jej do końca. 1 dopiero gdy otaczająca cytadelę fosa zapełniła się trupami ludzi i koni - udało się Mongołom zdobyć twierdzę.

Po zdobyciu Buchary przyszła kolej na Samarkandę. Dramatyczne oblężenie miasta zakończyło się zdradzieckim otworzeniem bram przez miejscowe duchowieństwo. Rozpoczęła się ogólna rzeź i grabież. Zdrajcy i ci, którzy znajdowali się pod ich opieką - ocaleli. Oszczędzono także rzemieślników.

Szach Chorezmu oczekiwał wyników oblężenia Samarkandy na brzegu Amudarii. Po zajęciu miasta przez Tatarów, zbiegł do Iranu i ukrył się na jednej z wysp południowej części Morza Kaspijskiego.

Czagataj, Ogodej i Dżoczi na czele stutysięcznej armii oblegali stolicę Chorezmu - Urgencz. Obrońcy przez sześć miesięcy dzielnie walczyli, za każdą dzielnicę Mongołowie płacili wielkimi ofiarami. Po zdobyciu miasta wymordowali ludność z wyjątkiem dzieci, kobiet i rzemieślników, których uczyniono niewolnikami. Rozgniewani z powodu poniesienia wielkich strat Mongołowie zburzyli tamę na Amudarii i zatopili miasto.

1 tak nawałnica tatarska obejmowała coraz więcej krajów, między innymi: Chorasan, całe Chiny, część Indii, Kaukaz, Iran, Mezopotamię, Kazachstan, Ruś, Afganistan, docierając nawet do Polski i Węgier. Potęga Czyngisydów trwała około 150 lat. W XIV wieku położył jej kres Timur Kulawy, władca turecko - mongolskiego plemienia Barłasów z doliny Kaszkadarii. Wsławił się on jeszcze większym okrucieństwem wobec podbitych ludów niż Tatarzy.

„Tygodnik Robotniczy" 4.III.84r.

196

Page 197: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Warto wiedzieć

KTO PIERWSZY ODKRYŁ AMERYKĘ?

Ciekawe jest jak zakończy się aktualny spór w Zgromadzeniu Ogólnym Organizacji Narodów Zjednoczonych, gdzie jedni delegaci pragnęliby za dziesięć lat obchodzić pięćsetną rocznicę odkrycia Ame-ryki przez Kolumba, a inni uważają, że powinno się obchodzić za lat osiemnaście tysięczną rocznicę odkrycia Ameryki przez Leifa Eriksona.

Najnowsze badania archeologiczne przeprowadzone w Nowej Fun-landii potwierdziły w pełni prawdę historyczną zawartą w starych sagach islandzkich. Dotychczas nie wszyscy dawali wiarę opowieściom, że to Leif Erikson odkrył Amerykę na pięćset lat przed dotarciem do niej Krzysztofa Kolumba. W roku 1961 odnaleziono osadę założoną przez wikingów nad Potokiem Czarnej Kaczki.

Ale zacznijmy od początku. Pierwszym, który zobaczył Amerykę, byt Bjarni, syn Heriolfa. Kiedy wyruszył z Islandii do Grenlandii, burza zagnała go do wybrzeży dzisiejszej Kanady. Popłynął wzdłuż brzegów Nowej Funlandii, Labradoru i Ziemi Baffina. Nie zszedł jednak na ląd. Kiedy w końcu wylądował w Grenlandii, opowiedział o swym odkryciu Leifowi, synowi Eryka Rudego.

Leif odkupił od Bjamiego statek i udał się w podróż na zachód. Wylądował początkowo na Ziemi Baffina, potem w Labradorze, a w końcu na Nowej Funlandii, gdzie zatrzymał się na dłużej.

Wikingowie wybudowali sobie tutaj duże domy i spędzili zimę. Klimat miejscowy bardzo im się podobał. Nowa Funlandia leży na tej samej wysokości co Półwysep Bretoński. Zima była łagodna, bydło mogło się paść na łąkach przez cały rok. Leif nazwał ten kraj Winlandią.

Wiosną następnego roku osadnicy powrócili do Grenlandii, gdzie zdali relację ze swoich przygód. W roku 1003 do Winlandii dotarł brat Leifa - Thorvald. Nie wrócił jednak do domu. Zginął od strzały wypuszczonej z łuku Indianina. Większą wyprawę do Winlandii zorganizował kupiec islandzki -Thorfin Karlsefni. Zabrał ze sobą 140 ludzi. Początkowo próbował prowadzić handel z Indianami. Potem dochodziło do coraz częstszych zatargów i potyczek. Kraj był bogaty, bory pełne zwierza, a rzeki ryb. Rosły tam jagody i dzikie winogrona. Ostatnia wyprawa, znana z sag, dowodzona była w roku 1011 przez córkę Eryka Rudego - Freydhis.

Przeszkodę w pomyślnej kolonizacji Winlandii stanowili Indianie. W walce wręcz, przy niemal jednakowo prymitywnym uzbrojeniu,

197

Page 198: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Indianie nie ustępowali wikingom, tym bardziej, że było ich znacznie więcej. W annałach islandzkich natrafiono na notatkę, która donosi, że biskup Eryk odwiedził Grenlandię w 1121 roku i udał się w podróż do Winlandii. W roku 1347 przybył do Islandii statek z Krainy Lasów (Labradoru). Może tam też istniała wtedy jakaś osada wikingów?

Sagi są sagami i nie wszyscy dawali wiarę tym opowieściom. Człowiekiem, który udowodnił, kogo należy uważać za prawdziwego odkrywcę Ameryki, był prawnik i podróżnik norweski Helge Ingstad. Po długotrwałych i żmudnych poszukiwaniach odnalazł on w Nowej Funlandii osady Leifa. Leżą nad Potokiem Czarnej Kaczki, na odludziu. Może dlatego nie zwrócono na nie większej uwagi. Badania archeo-logiczne potwierdziły całkowicie to, co było napisane w sagach islan-dzkich. Ta sama rzeczka, to samo jezioro, ta sama zatoczka. Budynki zbudowane były na sposób grenlandzki z torfu i drewna. Największy budynek miał 22 metry długości i 12 szerokości. Pozostałe cztery były znacznie mniejsze. W rogu jednego z pomieszczeń znajdowała się łazienka, taka sama jakiej używali wikingowie grenlandzcy (podobna do sauny). Nad potokiem natrafiono także na doły, z których wydobyto 15 kg żużlu i kawałki rudy darniowej. Odnaleziono kuźnię i resztki węgla drzewnego. Znaleziono także przęślik, z tych, jakich używano jedynie w Norwegii i Grenlandii. W Grenlandii zaś archeolodzy odnaleźli drewno do budowy chat i węgiel antracytowy - pochodzące z Winlandii.

Pierwszeństwo wikingów w odkryciu Ameryki nie podlega dyskusji. Krzysztof Kolumb może być uważany jedynie za tego, który rozpoczął zmasowaną kolonizację Ameryki przez Europejczyków. Czasy to były inne, inne też było uzbrojenie Hiszpanów, toteż tym razem kolonizacja powiodła się. Niemniej trzeba przyznać, że znacznie większym wy-czynem było odkrycie Ameryki przez wikingów na łodziach, niż dotarcie do niej na bezpiecznych karawelach Hiszpanów.

W rzeczywistości zaś Ameryka została już odkryta ok. 30 tysięcy lat temu przez Azjatów. Istnieją na to dowody archeologiczne i ant-ropologiczne. Największe nasilenie osadnictwa azjatyckiego wypadło na okres sprzed 5 tysięcy lat, kiedy klimat na naszej planecie był znacznie łagodniejszy niż obecnie, a przejście przez Alaskę mniej uciążliwe. Dlaczego na przykład, nie uważać Eskimosów za odkrywców Ameryki? Dotarli tam znacznie wcześniej niż Leif Erikson i Krzysztof Kolumb.

„Tygodnik Robotniczy" 18.XII.83r.

198

Page 199: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Warto wiedzieć

ŚMIERĆ WIKINGA THORVALDA

Usiłowania wikingów osiedlenia się na stałe w Nowej Funlandii (Winlandii) nie powiodły się. Wikingowie grenlandzcy odkryli Amerykę, ale nie byli w stanie jej podbić. Beathukowie i Dorsed z Winlandii byli liczniejsi, posiadali lepszą broń i nie ustępowali w męstwie Normanom. Grenlandczycy i Islandczycy być może osiągnęliby swój osi, gdyby umieli nawiązać przyjazne stosunki z Indianami, ale oni robili wszystko, żeby ich do siebie zrazić. Indianie przynosili do osiedla Normanów piękne futra, wymieniali je za byle co, na przykład za kawałek sera, a wikingowie przy każdej okazji odpłacali im za to mordowaniem tubylców.

O tych dramatycznych wydarzeniach z pierwszej dekady XI wieku informują nas sagi islandzkie. Innych źródeł nie znamy, musimy więc polegać na tych, które się zachowały. Oto fragment sagi o Grenland-czykach, opisującej śmierć Thorvalda Eriksona:

„Thorvald wyruszył swoim knorem na wschód, a następnie na północ, okrążając Kialamess, i na zachód w głąb fiordu, który tam leży, mając ląd po lewej burcie. Okolice tamtejsze były jak okiem sięgnąć pokryte lasami i prawie nigdzie nie było otwartych przestrzeni. Kiedy przepłynęli już znaczną odległość, natrafili na przylądek wybiegający w głąb. Podpłynęli do samego brzegu i spuścili trap. Wtedu Thorvald i jego ludzie zeszli na ląd. Pięknie tu - rzekł Thorvald - nie miałbym nic przeciwko temu, żeby tu zamieszkać.

Potem wrócili na statek i popłynęli dalej, i na piaskach za przylądkiem dostrzegli trzy wzgórki, a gdy podpłynęli bliżej, zobaczyli, że były to trzy skórzane łodzie, a pod każdą z nich siedziało trzech ludzi. Rozdzielili się i złapali ich wszystkich prócz jednego, który umknął łodzią. Wtedy zabili ośmiu, których pojmali. Następnie przybyli do rzeki, która płynęła ze wschodu na zachód. Wpłynęli do ujścia tej rzeki i przybili do południowego brzegu. Potem weszli na półwysep i rozejrzeli się. W pewnej odległości za fiordem zobaczyli kilka wzgórków i przypuszczali, że są to siedziby ludzkie. Byli ogromnie zmęczeni i nie mogli dłużej czuwać, więc posnęli. Wówczas obudził ich glos z góry.

- Zbudź się Thorvaldzie, i wy wszyscy, jeżeli chcecie ocalić życie. Wsiądźcie na statek i odpłyńcie, jak tylko zdołacie najszybciej.

Wkrótce z głębi fiordu nadpłynęła niezliczona ilość skórzanych łodzi

199

Page 200: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

i skierowała się ku nim. - Przewieście tarcze przez burty statku i będziemy się bronić, jak tylko potrafimy - krzyknął Thorvald - ale nie rozpoczynajcie pierwsi walki.

Zrobili, jak im kazał, i Skraelingowie strzelali do nich przez chwilę, a potem umknęli jak tylko mogli najszybciej. Thorvald zapytał, czy który z jego ludzi jest ranny, a oni odpowiedzieli, że nie.

- Ja mam ranę pod pachą - rzekł - strzała przedostała się pomiędzy tarczą a burtą statku. - Wyciągnął strzałę i wykrzyknął: Chociaż wnętrz-ności moje okrywa dużo tłuszczu, ta strzała przyniesie mi śmierć. Wydaje się, że znaleźliśmy dobry kraj, ale nie skorzystamy z niego wiele. Radzę wam, abyście się przygotowali i wrócili jak najrychlej. Ale najpierw zawieźcie mnie na przylądek, który uznałem za tak dobre miejsce na zamieszkanie. Chyba powiedziałem prawdę mówiąc, że mógłbym pomieszkać tam jakiś czas. Tam mnie pochowacie i postawicie krzyż nad moją głową i u moich stóp, i zawsze odtąd miejsce to zwijcie Krossaness.

Thorvald zmarł, a jego ludzie zrobili wszystko, co im kazał, a potem odpłynęli i przyłączyli się do swoich towarzyszy nad Straumfjordem. Opowiedzieli ludziom wszystko, co się stało, i spędzili tam zimę".

Zabity Thorvald był synem Eryka Rudego, norweskiego wikinga, który zoragnizował zasiedlenie Grenlandii przez Islandczyków w końcu X wieku.

Skraelingowie - to nazwa nadana Eskimosom i Indianom przez Normanów.

Podobne incydenty przytrafiały się wikingom w Nowej Funlandii dość często. Ostatecznie musieli opuścić wyspę i wracać do lodowatej Grenlandii, gdzie życie było bardziej skomplikowane, gdzie nie było borów pełnych zwierza, gdzie nie rosły dzikie winorośle, gdzie trawa mogła wykarmić bydło tylko w porze letniej.

Tam wikingowie utrzymali się jeszcze przez kilka wieków, ale powoli karleli, zapadali na gruźlicę i różne awitaminozy. Kobiety przestały rodzić dzieci, a pogarszający się klimat zniszczył nawet trawę na pastwiskach. Powolna agonia Grenlandczyków została ustalona dopiero dzięki badaniom archeologów XX wieku. Skarłowaciali ludzie odnalezieni w grobach nie dożywali późniejszego wieku niż trzydzieści lat. W XV wieku można już było spotkać w Grenlandii tylko żywych Eskimosów. Oni dawali sobie radę nawet w najtrudniejszych warunkach. Zawdzięczali to w dużej mierze tranowi, który pili.

„Tygodnik Robotniczy" 8.IV.84r.

200

Page 201: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Warto wiedzieć

SARMACI

Historię Sarmatów trudno oddzielić od historii wielu ludów i narodów. Przez długie stulecia całą wschodnią i część środkowej Europy nazywano Sarmacją. Obecnie Sarmaci są ludem niemal zapomnianym. Jedyni, którzy posługują się mową zbliżoną do języka sarmackiego to Osetyńcy z Kaukazu. Jedyne narody, które zachowały swoje sarmackie nazwy plemienne to Serbowie i Chorwaci. Trochę słów sarmackich przeniknęło do języków słowiańskich. Zabytki archeologiczne i nazwy miejscowości po Sarmatach rozsiane są w całej Europie, Azji Centralnej i Syberii Zachodniej.

Sarmaci dzielili się na pięć głównych plemion: Jazygów, Roksola-nów, Syraków, Aorsów i Alanów. Ich historia była najbardziej burzliwa na początku naszej ery i podczas wędrówki ludów. Nie będę tutaj omawiał wszystkich wojen i perypetii Sarmatów. Ograniczę się tylko do zasygnalizowania ich obecności w Wielkiej Brytanii, Francji i Chinach.

W latach 117-119 rzymską Dację zaatakowali od zachodu Jazygowie, a od wschodu Roksolanie. Sarmaci zostali odparci przez cesarza Hadriana. Potem walczące strony zawarły układ, który doprowadził do pokoju trwającego pięćdziesiąt lat. Jazygowie zerwali pokój i wzięli udział w wojnach markomańskich jako jedni z głównych przeciwników Rzymu. W roku 169 przekroczyli Dunaj i najechali Panonię. W bitwie na zamarzniętym Dunaju zostali pobici przez Marka Aureliusza. W roku 175 zawarto ponownie pokój, ale Sarmaci musieli przyjąć ciężkie warunki. Nakazano im trzymać się z dala od Dunaju i dostarczyć armii rzymskiej 8000 jeźdźców, z których 5500 wysłano do Brytanii. Stac-jonowali oni na granicy szkockiej w oddziałach po 500 żołnierzy.

Do tej pory odkryto ślady ich pobytu w czterech miejscach. W rzym-skiej twierdzy w Chester, na Wałach Hadriana, znaleziono sarmacką osłonę oczu dla konia z oddziału katafraktów i wiele paciorków typowych dla Jazygów. „Noticia Dignitorum" wspomina obecność sarmackiego oddziału w twierdzy Morbium. W starożytnej twierdzy Bremetennacum w Ribchester koło Lancasteru odkryto inskrypcje dotyczące sarmackiego oddziału jazdy złożonego z 500 ludzi. Z obozu w Chester pochodzi stela grobowa z płaskorzeźbą przedstawiającą sarmackiego dowódcę.

201

Page 202: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Po odejściu Rzymian z Brytanii, pozostali na miejscu Jazygowie stali się cząstką narodu celtyckiego. Wspominano ich jeszcze w V wieku w Bremetennacum.

Inna grupa Sarmatów osiedliła się we Francji, głownie w północnej części kraju. Sporo dzisiejszych nazw miejscowości francuskich wywo-dzi się od nazwy sarmackiego plemienia Alanów: Allan, Alaincourt, Alencon - Orne, Alaigne - Aude, Allain - aux - Boefs, Allaines, Allainville - en - Drouais i wiele innych. Typowe przedmioty po-chodzenia sarmackiego, znajdowane w starożytnych grobach Francji, to lustra z brązu i naszywane na odzież małe złote blaszki o charak-terystycznym ornamencie oraz przejęte od Gotów blaszane fibule.

W roku 406, ustępując przed Hunami, Alanowie wyruszyli z Wan-dalami i Swewami na podbój Galii. Część z nich, pod wodzą króla Goara, sprzymierzała się w różnych okresach z Wizygotami i Rzymianami. Ostatecznie Alanowie stopili się z miejscową ludnością Galii. We wczesnośredniowiecznej Francji stali się uczestnikami tworzącego się stanu rycerskiego. Sarmaci objęli władanie nad Półwyspem Bretońskim, gdzie Alan lub Alain były najczęstszymi imionami rządzących książąt we wczesnym średniowieczu.

Niektórzy Alanowie zawędrowali aż do wschodnich Chin. Byli to ortodoksyjni chrześcijanie pochodzenia wschodnio - europejskiego. Tworzyli część armii mongolskiej w Chinach. W roku 1318 brat Pellegrini, biskup z Zajtun w Chinach, wspomina o obecności 30000 Alanów zamieszkałych ze swymi rodzinami na wybrzeżu chińskim naprzeciw Tajwanu. „Byli oni na żołdzie wielkiego króla". Mogli pochodzić z Alanii Kaukaskiej lub z Krymu, gdzie zostali przypuszczal-nie zagarnięci przez wojsko Czyngisydów. Mogli też zostać podbici na stepach, gdzie przetrwali aż do XIII wieku. Wilhelm Rubruk, w czasie podróży do Karakorum w Mongolii, spotkał Alanów na stepach między Krymem a Uralem.

„Tygodnik Robotniczy" 25.XII.83r.

202

Page 203: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Warto wiedzieć

POTRÓJNY CHRZEST KRAKOWA

Nasz stary gród Kraków chrzczono aż trzy razy. Pierwszy chrzest mieszkańców Arheim (późniejszego Krakowa) miał miejsce za czasów króla Gotów Hermanryka. Działo się to w drugiej połowie IV wieku. Państwo Gotów sięgało wówczas od Donu po Wartę i od Bałtyku po Dunaj. Element gocki reprezentowany był także licznie na Bałkanach i w Małej Azji.

Akcję misyjną wśród Gotów prowadził niezwykle energiczny biskup wizygocki Wulfilas (311-383). Był on zwolennikiem arianizmu, jednego z kierunków w teologii chrześcijańskiej zapoczątkowanego przez kapłana aleksandryjskiego Ariusza. Wulfilas przetłumaczył Biblię na język gocki. Przekład ten jest jednym z najstarszych gockich zabytków językowych. Biblia ta znajduje się obecnie w Uppsali, a niektóre jej fragmenty w Mediolanie.

Największym poparciem cieszyli się arianie za panowania cesarza rzymskiego Konstancjusza II (337-361). Wulfilas nawrócił na wiarę chrześcijańską swoich rodaków Wizygotów, przyczynił się także do rozpowszechnienia arianizmu wśród Ostrogotów, Wandali, Longobar-dów, Herulów i Burgundów.

Arianizm na naszych ziemiach trwał w IV wieku zaledwie kilka-dziesiąt lat. Najazd Onogurów, Kutrigurów, Utigurów, Ugrów, Mas-sagetów i innych koczowników z Azji Centralnej zmienił radykalnie ówczesne stosunki społeczne. W decydującej bitwie stoczonej w Cie-mnym Lesie nad Dunajcem, Goci - mimo iż dzielnie walczyli - zostali pokonani. Po tej klęsce nastąpiła chaotyczna wędrówka ludów, podczas której całe narody przemierzały tysiące kilometrów, ażeby znaleźć się jak najdalej od najeźdźców. Część Wandali i Sarmatów zawędrowała aż do Afryki Północnej.

Ludność, która pozostała na miejscu, musiała dostosować się do nowej rzeczywistości i do nowej wiary. Przemieszanie się Sarmatów, Gotów, Celtów, Traków i innych ludów z koczownikami było naturalną konsekwencją podboju, tak samo jak i utrata przez nich rodzimych języków.

Drugi chrzest mieszkańców Krakowa nastąpił za panowania książąt wielkomorawskich. Cyryl i Metody, dwaj święci bracia urodzeni w Sa-lonikach, zostali wysłani przez cesarza bizantyjskiego - Michała III -

203

Page 204: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

w celach misyjnych na Morawy, gdzie wprowadzili religię chrześcijańs-ką i język słowiański do liturgii. Św. Metody został mianowany przez papieża Jana VIII arcybiskupem Moraw. W IX wieku kraj Wiślan stanowił część składową Wielkich Moraw. Mimo oporu księcia - kraj ten został włączony do wspólnoty chrześcijańskiej, a sam książę pojmany i nawrócony na nową wiarę w więzieniu na Morawach.

Duchowieństwo niemieckie oskarżyło Metodego o herezję i uwięziło go. Po najeździe Węgrów na Morawy w X wieku, kraj Wiślan dostał się pod panowanie Czechów. Według Henryka Łowmiańskiego (Początki Polski, tom IV, s. 514) słowiańskie biskupstwo na Wawelu zostało oficjalnie założone mniej więcej w tym samym czasie, co i biskupstwo misyjne w Gnieźnie w obrządku rzymskokatolickim. Pierwsza katedra krakowska - pod wezwaniem Św. Michała - została zbudowana przez biskupa zależnego od bułgarskiego arcybiskupstwa autokefalicznego.

Po zajęciu Krakowa i kraju Wiślan przez Bolesława Chrobrego został sprowadzony do Polski w celach misyjnych były biskup Pragi, Wojciech (Adalbert). Na skutek konfliktu między Przemyślidami i Sławnikowica-mi, za radą cesarza Ottona, biskup Wojciech Sławnikowic udał się do Krakowa. Misja jego trwała tutaj niecały rok (997), ale była bardzo owocna. W czasie tej misji nastąpił bowiem trzeci chrzest Wiślan.

Św. Wojciech usunął biskupów obrządku słowiańskiego z Krakowa, wprowadził tam liturgię rzymskokatolicką i udał się z grupą towarzyszy do Prus, gdzie spotkał się z wrogim przyjęciem. Zginął męczeńską śmiercią.

„Tygodnik Robotniczy" 20.XI.83r.

Warto wiedzieć

HEFTALICI

Co nam dziś mówi nazwa „Heftalici"? Nie znaleźlibyśmy jej ani na żadnej współczesnej mapie świata, ani w spisie narodów i plemion. A jednak historycy wiedzą, że był to ongiś lud dzielny i potężny, przed którym drżały ludy Azji Centralnej i Południowej. Czy my, mieszkańcy

204

Page 205: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

ziem leżących nad Wisłą, Odrą i Bugiem mamy z Heftalitami coś wspólnego? Codziennie używamy takich wyrazów jak brat, Bóg, bohater. Heftalici posługiwali się nimi niemal w podobnym brzmieniu i znaczyły one to samo, co znaczą dla nas.

Zwolennicy teorii o huńsko - tureckim pochodzeniu Heftalitów wyjaśniają obecność słów irańskich w ich języku tym, że do języka Heftalitów, pierwotnie turecko - mongolskiego, przedostały się elementy języka podbitej przez nich ludności irańskiej (F.Altheim, E.Pulleybank). Jako dowód słuszności takiego punktu widzenia mogą służyć heftalickie słowa pochodzenia mongolskiego, znajdujące się i dzisiaj w użyciu na terenie Mongolii, takie jak: bohater, dzida, kary, ułan. Zaś do słów heftalickich pochodzenia irańskiego należą między innymi: dwa, Bóg (Bag) i brat (bratar).

Skąd się wywodził ten zgadkowy lud, gdzie się uformował? A. Bersztam wskazuje na dwa ośrodki ukształtowania się państwowości u Heftalitów: środkowy i dolny bieg Syr-darii i górne dorzecze Arnudarii. S. Tołstow uważa, że Heftalici pochodzili z obszarów przylegających do Morza Aralskiego. Twierdzi on, że w IV - V wieku delty Amudarii i Syr-darii były ośrodkiem barbarzyńskiego państwa Chionitów - Heftalitów, które uformowało się na antycznym substracie sako -massageckim z dużą domieszką elementów wschodnich, huno - turec-kich.

Oba punkty widzenia są chyba słuszne i nie wykluczają się wzajem-nie. Obszar genezy etnicznej Heftalitów był zapewne znacznie większy. Wystarczy sobie przypomnieć, gdzie i jak długo przebywali Onogurowie, Kutrigurowie, Utigurowie czy Ujgurowie przed najazdem na Europę. Obszar przez nich zajęty (przez co najmniej kilkadziesiąt lat) mieścił się między rzeką Ural i dzisiejszą Kirgizją. Jak słusznie zauważył B. Gafurow, także i Hunowie Attyli nie byli podobni do Hunów z Mongolii. Ich matkami i babkami były często Massagetki, Sakijki, Baktryjki, Iranki, Chorezmijki, Sogdyjki czy Chorasanki.

Heftalici, zwani także Białymi Hunami, ukazali się na arenie dziejo-wej Azji Centralnej i Południowej w końcu IV wieku. Zniknęli z niej mniej więcej w połowie VI wieku, chociaż niektóre drobne państewka heftalickie przetwały w Indiach znacznie dłużej.

Heftalici podbili Azję Centralną, Iran, Afganistan, Indie i Turkiestan wschodni. Sasanicki Iran, przed którym nieraz skłaniali głowy dumni cesarze rzymscy, w końcu V wieku drżał ze strachu przed środkowoaz-jatyckimi koczownikami Heftalitami i płacili im haracz.

205

Page 206: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Podczas działań wojennych Heftalici posługiwali się przeważnie konnicą. Armia ich była uzbrojona w łuki, miecze, maczugi i dzidy. Mieszkali w jurtach lub zdobytych miastach. Fragment średnioperskiej Bahman Jaszty tak wyraża się o Heftalitach: „W ten sposób ci ludzie, potomkowie furii, zabijali setki, tysiące, dziesiątki tysięcy razy. Wdarły się chorągwie i sztandary przeogromnej armii tych demonów z roz-czochranymi kudłami. Weszli oni w stworzone przez Ormuzda ziemie mojego Iranu, ich oddziały weszły szerokim frontem - wrodzy Turcy i Chionici, chorągwie ich były pochylone".

Heftalici czcili Słońce i boga ognia. Stopniowo jednak zaczęły przenikać w ich środowisko wierzenia podbitej ludności, zwłaszcza buddyzm, zaratustrianizm i chrześcijaństwo.

U Białych Hunów powszechna była poliandria. Żony posiadające jednego męża nosiły kapelusze z jednym rogiem, posiadające czterech mężów - kapelusze z czterema rogami itd. Góra plemienna uprawiała poligamię.

Podróżnik chiński - Sonh jung, pisał, że kary za przestępstwa majątkowe u Heftalitów były nadzwyczaj srogie. Za kradzież groziło ścięcie, przyłapywany złodziej musiał zwrócić dziesięć razy więcej niż ukradł.

,, Tygodnik Robotniczy " 1.I.84r.

Warto wiedzieć

CZY DYDONA BYŁA KOCHANKĄ ENEASZA?

Wszyscy znamy piękny epos pt. „Eneida", napisany przez Rzymianina Wergiliusza. Dotyczy on historii założenia państwa rzymskiego, jego centralną postacią jest uciekinier z Troady, bohaterski obrońca Troi - Eneasz.

Po zdobyciu Troi przez Achajów, kiedy pożoga ogarnęła miasto, dzielny Eneasz zdołał wyprowadzić z niego swojego syna Askaniusza, ojca, żonę Kreuzę i sporą gromadkę cudzych dzieci. Po dramatycznych przeżyciach i zaginięciu żony, Eneasz, władca Dardanów i krewny króla Priama, wyruszył na kilku okrętach w poszukiwaniu nowej ojczyzny na zachodzie.

206

Page 207: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Podróż jego byta pełna przygód i silnych wrażeń. Jednym z najbar-dziej znaczących epizodów tej podróży był pobyt Trojan w Kartaginie, mieście założonym i rządzonym przez piękną Dydonę, siostrę króla Tyru, Pigmaliona. Uciekła ona ze swego kraju przerażona jakoby morderstwem dokonanym przez brata na jej mężu. Mąż był człowiekiem bardzo bogatym. Został zabity przez króla Tyru w celu zawładnięcia jego majątkiem. Dydona, zwana też Elissą, zebrała swoich zwolenników i pożeglowała do dzisiejszego Tunisu, gdzie wyprosiła u króla Iarbasa kawałek ziemi. Na tej ziemi założyła miasto Kartaginę.

Eneasz podczas swojej podróży zawinął do tego miasta - państwa, gdzie został bardzo gościnnie przyjęty. Królowa ponoć zapałała wielką miłością do Eneasza, ofiarowując mu swoje królestwo i siebie. Po namiętnym romansie urodziwej pary Trojańczyk zdecydował się jednak na kontynuowanie podróży i pozostawienie nieutulonej w żalu Dydony. Przyczyną tego miał być znak Boży. Nakazywał on opuścić Eneaszowi gościnne progi Kartaginy. Żeglarze udali się w dalszą podróż, docierając do Lacjum. Władca Dardanów pojął tam za żonę Lawinię, córkę króla Latinosa. Po śmierci teścia Eneasz został jego następcą. Królestwo to po kilkunastu wiekach opanowało cały Półwysep Apeniński i wiele krajów w Azji, Afryce i Europie.

Tak w skrócie przedstawia się legendarna historia genezy państwa rzymskiego. Ile jest w tym prawdy - nie wiadomo. Legendy i mity często nie mają pokrycia w rzeczywistości; wyrażają zazwyczaj chęć znobilitowania przeszłości swego narodu.

Jednym z najsłabszych wątków „Eneidy" jest opowieść o Dydonie. Troja została zdobyta przez Achajów w roku 1184 pne. (Eratostenes). Jest to data wiarygodna, chociażby dlatego, że na początku wieku XII Achajowie jeszcze władali Grecją, a wodzem naczelnym zdobywców Troi był przecież Agamemnon, król Achai. Już w połowie tegoż samego wieku układ sił politycznych w Grecji zmienił się radykalnie, a władzę w kraju przejęli Dorowie. Zdobycie Troi musiało więc mieć miejsce przed przybyciem Dorów do Grecji. Z drugiej strony data założenia Kartaginy jest także niepodważalna. Kroniki Tyru i najnowsze badania archeologiczne datują założenie Kartaginy na rok 814 pne. Data ta jest powszechnie uznana przez naukę, tak samo jak i fakt, iż Pigmalion był w tym czasie królem Tyru. Nie mógł więc bohaterski Trojanin Eneasz, żyjący w XII wieku, znać Dydony z IX wieku.

,,Eneida" ma więcej słabych punktów. Romulus, założyciel miasta Rzymu, miał być potomkiem Eneasza. Jest to także nieprawdopodob-

207

Page 208: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

ne. Przypomnijmy sobie jego rodowód, jeżeli w ogóle można tu mówić o jakimś rodowodzie.

Świątynia Westy, bogini ogniska domowego, obsługiwana była przez sześć kapłanek zwanych westalkami. Dbały one o porządek w świątyni i o podtrzymywanie wiecznego ognia. Za wygaśnięcie ognia w świątyni lub za utratę dziewictwa westalki karane były śmiercią przez zagrzebanie żywcem w ziemi. Matka bliźniaków, Remusa i Romulusa, była właśnie westalką, Najprawdopodobniej zginęła, skazana według zwyczaju na śmierć. Bliźniaki wrzucono do Tybru. Wyrzucone przez fale na brzeg zostały nakarmione przez wilczycę, a następnie wychowane przez pasterza Faustulusa. Ojcem dzieci miał być Mars (najprawdopodobniej jakiś żołnierz utożsamiony przez westalkę z Marsem).

Jak z powyższego wynika Romulus nie miał chyba nic wspólnego z Eneaszem, tak samo jak i Cezar, który także aspirował do pokrewieńs-twa ze słynnym Trojaninem, wspomnianym przez Homera w „Iliadzie".

Historycznie rzecz biorąc, pewny jest jedynie podbój Lacjum przez Etrusków. Przybyli oni z Lidii położonej w Małej Azji, tak jak i Troada. Ich wędrówka do Italii datuje się na X wiek pne. Wiele z ich zwyczajów i wierzeń zostało przejętych przez tubylcze plemiona. Z siedmiu królów rzymskich ostatni trzej byli Etruskami. Mit o roli Eneasza w kształtowaniu się początków społeczności rzymskiej jest mało praw-dopodobny. Trzeba jednak przyznać, że jest to piękna legenda.

Powyższa opowieść zrodziła się z pewnością z faktu, iż między Etruskami było wielu Trojan. Znaleźli się w Italii w zupełnie innych okolicznościach i w innym czasie, niż to opisywał Wergiliusz.

Przypomnijmy sobie sytuację polityczną na Bliskim Wschodzie w VI wieku pne. Patrząc na mapę państwa Achemenidów z tych czasów, widzimy, iż w granicach państwa Krezusa, króla Lidii, mieści się Troada, a z nią i miasto Troja. Król perski - Cyrus Wielki - po zdobyciu Medii w roku 555 pne. stał się niebezpieczny także i dla innych państw Bliskiego Wschodu. Rosnącej potędze Cyrusa próbowała się przeciwstawić koalicja Nabonida (króla Babilonii), faraona Amasisa i Krezusa (króla Lidii). Mimo iż Krezus przed wystąpieniem przeciw Cyrusowi radził się wyroczni delfickiej w Grecji i uzyskał od niej zachętę „do zniszczenia wielkiego państwa", kiedy doszło do działań wojennych, okazało się, iż proroctwo z Delf było wielką pomyłką. Cyrus pokonał Krezusa i zdobył jego stolicę Sardes (546 r. pne.), potem rozbił wojska

208

Page 209: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

babilońskie i zajął Babilon (539 r. pne.). W tym samym roku państwa fenickie i cała Syria z Palestyną poddały się Cyrusowi jako nowemu zwierzchnikowi. Syn Cyrusa, Kambyzes II, podbił i zajął Egipt, docierając do Nubii i Etiopii.

Lidyjczycy posiadali w tym czasie dwie bogate kolonie na zachodzie: Etrurię w Italii i Tartessos w Hiszpanii. Mając w perspektywie możliwość wyjazdu do kolonii lub stania się niewolnikami przy budowie wielkiego traktu królewskiego Suza - Sardes, wielu Lidyjczykow, a w tym i Trojan, wybrało życie na wolności.

W ten oto prozaiczny sposób Trojanie znaleźli się w Etrurii. Ta nowa fala imigrantów była jedną z najliczniejszych. Nie mogli oni poszczycić się jakimikolwiek zwycięstwami w Małej Azji. Wojska lidyjskie, które poniosły druzgocącą klęskę w walkach z Persami, były wojskami prawie wyłącznie najemnymi.

Do uświetnienia początków państwa rzymskiego potrzebny był jakiś bohater na miarę Eneasza, toteż Wergiliusz wolał pisać o nim, a nie o Trojanach z czasów późniejszych, mniej heroicznych. Dociekliwość archeologów i historyków potrafi zburzyć najpiękniejsze nawet mity. Ale cóż znaczy prawda i trzymanie się chronologii wydarzeń, jeżeli nie są one przydatne w podtrzymywaniu wiary narodu w swoją nadzwyczajność i odwagę.

„Tygodnik Robotniczy" 22.I.84r.

209

Page 210: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

OD REDAKCJI

'W czwartym numerze „"Pademecum" sięgamy do prehistorii, artykuł wstępny traktuje bowiem o zlodowaceniach, które wiele tysięcy lat temu pokrywały Europę i Polskę. To nie przypadek, że temat ten znalazł się w naszych zeszytach metodycznych, choć zazwyczaj zamieszczamy w nich materiały związane tematycznie z Podlasiem. Autor artykułu, choć jego profesja całkiem na to nie wskazuje (jest lekarzem), prehistorią zajmuje sic z pasją godną prawdziwego badacza. Postanowiliśmy upowszechniać zainteresowania podobnych pasjonatów, ponieważ mogą oddziaływać one w sposób „zaraźliwy" - w najlepszym tego słowa znaczeniu...

TAJEMNICA POTOPÓW CZWARTORZĘDU. KIEDY NASTĄPI V ZLODOWACENIE?

Zacznijmy od definicji powodzi i potopu. Czym się te dwa pojęcia od siebie różnią? Zasadnicza różnica wynika z przyczyn wywołujących oba te zjawiska i z czasu ich trwania. Powodzie są krótkotrwale, a wywołują je zazwyczaj wezbrane rzeki. Nagły spływ wód roztopowych z zimowych opadów śniegu jest jedną z przyczyn powodzi. Powódź mogą także spowodować obfite i długotrwałe opady deszczu, zatory kry lodowej na rzekach lub sztormy morskie. Potopy trwają od kilku lat do kilku tysięcy. Są to procesy bardzo powolne. Ich przyczyną są cykliczne zmiany w aktywności Słońca. Kiedy oddziaływanie cieplne Słońca na Ziemię zmniejsza się, powstają liczne lodowce, a ilość wody w oceanach ulega uszczupleniu. W okresach międzylodowcowych promieniowanie słoneczne jest intensywniejsze, toteż powoduje ono rozpuszczanie się uprzednio nagromadzonych lodowców i powstaje tak zwany potop. Po powodzi łatwo jest powrócić do opuszczonej ziemi, po potopie powracają do niej dopiero następne, dalsze pokolenia. W czasie potopu sprawą zupełnie drugorzędną są opady atmosferyczne i sztormy. Do niedawna wyobrażenia ludzkie o potopach były z gruntu fałszywe. I tak, cały plejstocen nazywano jeszcze na początku dwudziestego wieku dyluwium, czyli potopem. Dopiero badania archeologa Woolleya w Mezopotamii wyjaśniły definitywnie czas i przyczyny powstawania potopów.

210

Page 211: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

W geologii, nauce zajmującej się dziejami skorupy ziemskiej, ostatni okres nazywamy czwartorzędem. Trwa on od 3 milionów lat do chwili obecnej, dzieli się zaś na dwie epoki: plejstocen i holocen. Plejstocen zawarty jest w okresie 2.990.000 lat, holocen w ostatnich dziesięciu tysiącach.

W wyniku ewolucji w czwartorzędzie pojawia się człowiek. Dla geologii zjawiskiem najciekawszym tego okresu są lodowce zalegające północne obszary Europy, Azji i Ameryki. Ich obecność uzależniona była od aktywności Słońca. Zmniejszona ilość promieni cieplnych, docierających na Ziemię, powodowała tworzenie się lodowców trwają-cych od miliona do 80 tysięcy lat. Zwiększona ilość promieni cieplnych była przyczyną ustępowania lodowców i powstawania okresów mię-dzylodowcowych, zwanych także interglacjałami, trwającymi mniej więcej po dziesięć tysięcy lat.

Pierwszy lodowiec czwartorzędu nazywa się Gunz, drugi Mindel, trzeci Riss, a czwarty Wurm. Nazwy polskie to: podlaski, krakowski, środkowopolski i bałtycki. Tak się złożyło, że granice wszystkich lodowców przebiegały przez nasz kraj. Klimat czwartorzędu był więc bardzo zmienny. W skrajnych przypadkach, w Polsce, za czasów drugiego lodowca (Mindel) cały kraj był pokryty warstwą lodu do-chodzącą do trzech tysięcy metrów grubości. W Czechosłowacji mieliś-my w tym czasie tundrę. W holocenie, który należy uważać za czwarty okres międzylodowcowy, w latach 3.500-2.500 p.n.e. natąpiło takie ocieplenie klimatu, że mieliśmy u nas temperatury podobne do dzisiejszych śródziemnomorskich. W Skandynawii panowały wtedy temperatury porównywalne z dzisiejszym klimatem Rumunii. Tak wiel-kie różnice temperatur wywoływały olbrzymie zmiany we florze i faunie. I tak, w połowie holocenu do całej Skandynawii zawędrował ciepłolubny buk, roślina, dla której dzisiejszy kilmat w Polsce jest zbyt chłodny. Możemy go zobaczyć obecnie tylko w południowej Polsce, głównie na Dolnym Śląsku. Także w połowie holocenu, dzięki zmienie klimatu, przywędrował na nasze ziemie ciepłolubny lud kultury pucharów lejkowatych, wywodzący się z Bliskiego Wschodu. Pozostawił on po sobie charakterystyczną ceramikę, kopalnię krzemienia w Krzemionkach Opatowskich, znajomość tkactwa i orki z zaprzęgiem wołów oraz charakterystyczne długie groby megalityczne, zwane kujawskimi, a także zwyczaj składania ofiar z ludzi w bagnach, zwyczaj przyjęty później przez Germanów.

Najważniejszym zjawiskiem, związanym z powstawaniem i ustępo-

211

Page 212: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

waniem lodowców, były zmiany poziomu mórz i oceanów. Im większe byty lodowce, tym poziom wody oceanów byt niższy. Podczas trwania wszystkich czterech zlodowaceń czwartorzędu poziom wód obniżał się przeciętnie o około 200 m. Na całym globie zwiększała się wtedy znacznie powierzchnia lądów. Nie istniał Bałtyk, Adriatyk ani Morze Północne. Można było spacerować po dnie dzisiejszej Zatoki Perskiej, Cieśninie Beringa, Kanale La Manche.

Morze Czerwone nie miało połączenia z Oceanem Indyjskim, zamiast Morza Śródziemnego istniały tam dwa duże jeziora, z Półwyspu Apenińskiego można było suchą stopą przejść do Afryki, a Eufrat uchodził bezpośrednio do Cieśniny Ormuz. Podczas ustępowania lodowców, w długotrwałych procesach geologicznych, trwających mniej więcej do połowy interglacjałów, wody morskie osiągały najwyższy poziom. Od połowy okresów międzylodowcowych wody powoli opadały, osiągając najniższy poziom w okresie środkowym trwania lodowca. Były to procesy bardzo powolne, trwające tysiące lat, toteż nic dziwnego, że nie zdajemy sobie sprawy z faktu, iż żyjemy w czasie czwartego potopu czwartorzędu, w fazie jego ustępowania. Kiedy w niedługim czasie nastąpi piąte zlodowacenie, a tak być musi, Wyspy Brytyjskie i Półwysep Skandynawski połączą się znowu z Europą. Kanał La Manche, cieśniny duńskie i Zatoka Perska znowu przestaną istnieć. Ludy północy, zepchnięte przez lodowce lub tundrę, będą musiały przenieść się bardziej na południe.

Mimo woli nasuwa się pytanie, kiedy i gdzie miał miejsce potop biblijny. Zagadnienie to badała specjalna ekspedycja kierowana przez angielskiego archeologa Ch.L.Woolleya w latach 1922-34. Odpowiedź na tę zagadkę znaleziono w starożytnym mieście Ur, położonym na prawym brzegu Eufratu w pobliżu zatoki Perskiej. Archeolodzy bardzo lubią grzebać się w śmietnikach, są to miejsca obfitujące w bogaty materiał badawczy. W jednym z nich, po przekopaniu siedmiu metrów śmieci, pochodzących głównie z czasów Akado-Sumeru, Woolley natrafił na warstwę suchego mułu. Radzono mu zaprzestać dalszego kopania, ale słynny archeolog, wiedziony intuicją, kopał dalej. Warstwa mułu miała cztery metry grubości. Pod nią uczeni znaleźli śmieci pochodzące z czasów wczesnych dynastii sumeryjskich, sprzed potopu. Sumerowie przybyli do Mezopotamii w IV tysiącleciu p.n.e. Założyli kilka państw-miast, między innymi Ur. W połowie holocenu, według Woolleya około roku 2.700 p.n.e. nastąpiło znaczne ocieplenie klimatu. Lodowiec Wurm (bałtycki) ustąpił z Europy, Azji i Ameryki już

212

Page 213: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

na początku holocenu, ale wobec temperatur panujących w połowie holocenu, zaczęły gwałtownie rozpuszczać się także lodowce położone bardziej na północy i południu, na przykład w Grenlandii i dokoła obu biegunów. Wywołało to zwiększenie opadów, liczne powodzie, a przede wszystkim podnoszenie się poziomu wód oceanów. Tereny Zatoki Perskiej zostały zalane już wcześniej, ale około roku 2.700 p.n.e. woda wdarła się także dalej, dochodząc do okolic dzisiejszego Bagdadu. Miasta i ziemie pochłonął żywioł, między innymi i miasto Ur. Według obliczeń Woolleya dla miasta Ur potop ten trwał co najmniej kilkadziesiąt lat. Czterometrowa warstwa mułu nie mogła tam wy-tworzyć się w krótszym czasie. Potem wody spłynęły i miasto to stoi znowu na stałym lądzie. Dla Zatoki Perskiej potop trwa nadal, tak samo jak i dla Kanału La Manche, Cieśniny Beringa czy Cieśniny Gibraltars-kiej. Dla tych ziem potop będzie zakończony podczas trwania piątego zlodowacenia, kiedy to poziom wód oceanów znowu obniży się o 200 metrów, jak to już miało miejsce podczas poprzednich zlodowaceń.

Kontynuując swoje badania, Woolley pod warstwą mułu odnalazł w Ur domy, ceramikę, figurki z terakoty i moc innych rzeczy.

Reasumując, potop biblijny i potopy w innych okresach między-lodowcowych dotknęły tylko ludzi mieszkających w strefach potopo-wych, na terenach nisko położonych, a nie dotknęły nigdy mieszkańców wyżyn.

W czasach potopu biblijnego najwięcej przedstawicieli homo sapiens znajdowało się w Mezopotamii, uważanej przez niektórych badaczy za raj biblijny. Potop spowodował liczne ofiary w ludziach, a ci, którzy przeżyli, musieli opuścić te strony i szukać nowej przestrzeni życiowej. Być może wygnanie ludzi z raju przez potop utożsamiano sobie później jako karę boską za popełnione grzechy.

W tysiąc lat później nastąpiło inne wygnanie. Amurycki król Babilo-nu, Hammurabi, podbił Akado-Sumerów i zarządził ich wysiedlenie. Być może nakaz dotyczył tylko tych mieszkańców, którzy nie chcieli oddawać czci boskiej Mardukowi. W ten sposób Abraham, początkowo wyznawca religii adorującej Słońce i Księżyc, znalazł się na drodze do poznania prawdziwego Boga - Jahwe. Abraham był twórcą narodu żydowskiego. Los błąkających się wygnańców w drodze do Ziemi Obiecanej nie był godny pozazdroszczenia. Głodni i obszarpani dobijali się do państw sąsiednich prosząc o azyl. Liczne grupy uchodźców wywędrowaty do Afryki i z nich to prawdopodobnie wywodzi się pasterski lud Masajów. Inni wegetowali na nieużytkach i pustyniach

213

Page 214: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

albo prosili o pomoc Egipcjan. Faraon przyjął wędrowców, posłał ich na terytoria w delcie Nilu.

W literaturze światowej uważa się zikkuraty za świątynie babilońskie, asyryjskie lub elamickie wywodzące się architektonicznie ze świątyń sumeryjskich. Ich kształt tłumaczono sobie pragnieniem Sumerów odtworzenia wierzchołków gór ojczystych, z których mieli oni po-chodzić. Tłumaczenie to wydaje się niewystarczające. Sumerowie budowali świątynie solidnie, wypełniając je cegłami od wewnątrz; były odporne na trzęsienia ziemi i mogły służyć jako schronienie dla okolicznej ludności podczas powodzi. W Mezopotamii powodzie zdarzały się bowiem bardzo często i większe aglomeracje ludzkie musiały się jakoś zabezpieczyć przed tym niebezpieczeństwem.

Kiedy nastąpi V zlodowacenie czwartorzędu? Na to pytanie należa-łoby odpowiedzieć pytaniem formalnym - dla kogo i dla jakiego lądu? W istocie rzeczy bowiem V zlodowacenie rozpoczęło się już 2.200 lat p.n.e. Wtedy to klimat atlantycki ciepły i wilgotny, został zastąpiony na naszym globie przez kilmat subborealny, suchy i znacznie chłodniejszy. Wyspa Grenlandia, wolna od lodowca od około tysiąca lat, zaczęła pokrywać się wówczas nową powłoką lodową, zmuszając ludność tamtejszą do opuszczenia jej lub do całkowitej zmiany stylu życia. Jeszcze wcześniej V lodowiec kontynentalny wtargnął na niezamieszkaną Antarktydę.

Musimy sobie uświadomić wymowę pewnych liczb dotyczących poprzednich zlodowaceń. Lodowce kontynentalne i olbrzymie lodowce górskie zalegały lądy północne i południowe (jak wyżej) prawie przez cały czwartorzęd. Czas trwania każdego z czterech zlodowaceń wynosił od miliona do 80 tys. lat. Okresy międzylodowcowe trwały przeciętnie 10 tysięcy lat, a więc były stosunkowo krótkotrwałe. Lądolody wiązały około 90 milionów km3 wody oceanów, zamienionej przez parowanie i opady w lód. Stanowiło to 30% powierzchni wszystkich lądów. W kilometrach kwadratowych wyrażało się to liczbą 45 milionów. Podczas trwania okresów międzylodowcowych, w połowie ich trwania, lądolody znikały całkowicie, zmieniając się w wodę i powodując podwyższenie poziomów oceanów o około 180 do 200 metrów, zalewając i zmniejszając znacznie ogólną powierzchnię lądów. Są to fakty ogólnie znane wszystkim geologom. A jaki jest istniejący stan rzeczy? W stosunku do poziomu wód z czasów potopu biblijnego (potwierdzonego w 100% przez naukę) obecny poziom oceanów jest niższy o 60 metrów. W stosunku do poziomu wód oceanów z okresów zlodowaceń poziom obecny jest 120-140 m wyż-

214

Page 215: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

szy. Istniejące obecnie lodowce wiążą tylko 30 mln. km3 lodu, pokrywają powierzchnię 15 mln. km2 i zajmują niecałe 10% powierz-chni wszystkich lądów. W latach następnych masa lodowców będzie się stale powiększała, aż pewnego dnia linia demarkacyjna maksymalnego lądolodu znajdzie się znowu na naszych ziemiach, jak to już miało miejsce czterokrotnie w plejstocenie. Ale kiedy to będzie? Sięgnijmy znowu do liczb. Ostatnie zlodowacenie Wurm ustąpiło z Europy 10.000 lat p.n.e. Potop biblijny, czyli zupełne ustąpienie lądolodów na dalekiej północy i dalekim południu, miał miejsce 2.700 lat p.n.e. (Woolley). Od tego czasu wody oceanów nieustannie obniżały swój poziom. Między ustąpieniem lodowców w Europie, a ustąpieniem ich na dalekiej północy minął okres 7.300 lat. Od tego czasu do chwili obecnej minęło 4.700 lat. Różnica między tymi dwoma liczbami to przypuszczalna data V zlodowacenia w Europie, Azji i Ameryce. Będzie to miało miejsce za około 2.600 lat.

Refleksje te skłoniły mnie do zapoznania się z najstarszym eposem ludzkości. Dotyczy on Gilgamesza, legendarnego półboga - półczło-wieka z Międzyrzecza Tygrysu i Eufratu, między innymi jego rozmowy z Ut-napisztim, znanym jako Noe ze Starego Testamentu. Ten rewela-cyjny dokument asyro-babiloński, napisany na tabliczkach glinianych, a dotyczący najstarszych dziejów homo sapiens, został odnaleziony przez Rassama i George Smitha (1872) w bibliotece króla asyryjskiego Asurbanipala (668-626 p.n.e.) w Niniwie, mieście odkrytym przez A.H.Layarda w roku 1845.

A oto pierwsze słowa Ut-napisztima: „Wszystko co miałem, wziąłem ze sobą, cały dorobek mego życia załadowałem na okręt: rodzinę, wszystkich krewnych, zwierzęta z pola, bydło z pastwisk, rzemieśl-ników, wszystko na okręcie pomieściłem. Wszedłem do okrętu i zawar-łem wrota (...)".

Bibliografia 1. Stary Testament. 2. J.A.Thompson - Biblia i archeologia. Pax, Warszawa 1965. 3. C.W.Ccram - Bogowie, groby i uczeni - PIW, Warszawa 1963. 4. Witold Hensel - Ziemie polskie w pradziejach. Interpress 1969. 5. Wielka Encyklopedia Powszechna. PWN, Warszawa 1966. 6. Fred Hoyle - Straszenie lodem. „Forum" 1981, nr 45 (przedruk z

„Sunday Times Magazinc"). 7. Jan Jelinck - Wielki Atlas Prahistorii Człowieka. Państwowe

Wydawnictwo Rolnicze i Leśne, Warszawa 1977.

„ZESZYTY METODYCZNE'', Nr 4, Siedlce 1982

215

Page 216: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

ZWIEDZANIE PORTUGALII

Po utracie kolonii Portugalia stała się krajem biedym i zacofanym. Wejście do wspólnoty EWG przywraca jej dawną świetność i zamożność. Niegdyś sławni żeglarze i odkrywcy, Portugalczycy są dzisiaj przede wszystkim doskonałymi ogrodnikami i sadownikami, którzy mogą sprzedawać swoje produkty po dobrych cenach do krajów wspólnoty. Na rynkach europejskich cenione są szczególnie produkty z doliny rzeki Duero: winogrona, jarzyny, owoce cytrusowe, kasztany jadalne, a także doskonałe białe i czerwone wina, wśród których za najlepsze na świecie uważane jest mocne, słodkie wino deserowe o nazwie porto. Prawie cała produkcja tego wina wykupywana jest przez Anglików.

Innym potężnym źródłem dochodów tego kraju jest turystyka. Niskie ceny, stabilność polityczna, dobra baza hotelowa i wspaniałe zabytki historyczne przyciągają turystów z całego świata. Cały kraj wart jest dokładnego obejrzenia i poznania, jednak ograniczę się tylko do wymienienia specjalnie interesujących zabytków.

Genialny architekt, Gustaw A. Eiffel, zanim przygotował plany budowy Posągu Wolności w Nowym Jorku (1885) i zanim wybudował wieżę o swoim imieniu w Paryżu (1889), pracował w Portugalii, gdzie skonstruował niezwykły most w mieście Porto nad rzeką Duero (1877). Na owe czasy było to prawdziwe arcydzieło techniki. Stalowy most wysokości 70 i długości 180 metrów zawieszony został tylko na dwóch filarach. Ten solidnie zbudowany most funkcjonuje do dnia dzisiejszego. W następnym roku Eiffel zbudował w Lizbonie najoryginalniejszą na świecie ośmiopiętrową windę miejską (Elevador do Carmo), która stoi na końcu ulicy Santa Justa, a służy do przewożenia przechodniów z dolnej części miasta na górną. Przewozi naraz 50 osób.

Stary zamek San Giorgio położony jest na najwyższym wzgórzu Lizbony. Wybudowany został w V wieku przez Wizygotów, jest to o tyle dla nas ciekawe, że Wizygoci przybyli na Półwysep Iberyjski z naszych ziem podczas wędrówki ludów. Rządzili tutaj przez trzysta lat. Zostali podbici przez Arabów.

Na placu Świętej Trójcy stoi stary renesansowy kościół Św. Rocha zbudowany w roku 1555 przez włoskiego architekta Felippo Terzi. Poza głównym ołtarzem znajduje się tam osiem bogato udekorowanych ołtarzy w bocznych nawach. Są to warte obejrzenia kunsztowne dzieła baroku i renesansu.

216

Page 217: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Nad brzegiem rzeki Tag leży stara dzielnica stolicy - Belem. Naj-ciekawszym jej zabytkiem jest Torre de Belem, wieża - zamek zbudo-wana w 1515 roku, stojąca w wodzie. Przez wiele lat mieścił się w niej urząd celny pobierający opłaty od statków przywożących towary z Afryki, Indii, Ameryki i innych stron świata.

16 kilometrów od Batalha możemy podziwiać Bazylikę Matki Boskiej z Fatimy. To tutaj, koło wioski Fatima, 13 maja 1917 roku ukazała się trzem młodziutkim pastuszkom portugalskim Matka Boska. To miejsce stało się ośrodkiem kultu religijnego. Odwiedzane jest najczęściej podczas corocznych pilegrzymek majowych. Papież Jan Paweł II oddany jest specjalnie Matce Boskiej z Fatimy. Powiedział, że zawdzięcza jej uratowanie życia podczas zamachu na placu Św. Piotra w Rzymie w 1981 r. W 1992 przybył tutaj jako pielgrzym, składając w ofierze wotum - kulę, którą doktorzy wyjęli z jego ciała. Kula ta została wmontowana w koronę posągu Najświętszej Panienki.

Na wschód od Lizbony, w malowniczych pagórkowatych okolicach pokrytych winnicami, leży średniowieczne miasteczko Estremoz. Na wzniesieniu, otoczony fosami, murami i zwodzonymi mostami stoi średniowieczny zamek króla Denisa I (1279-1325). Dzisiaj ten im-ponujący zabytek zamieniony został na hotel i restaurację o nazwie Pousada da Rainha Santa Isabel. Restauracja mieści się w dawnych komnatach królewskich, w których mieszkał Vasco de Gama, zanim wybrał się w drogę do Indii po okrążeniu Afryki.

(z relacji Janusza Zaleskiego) Władysław Stefanoff

LUDZKIE GŁÓWKI NA SPRZEDAŻ

Jivarovie to nazwa indiańskiego szczepu zamieszkującego lasy Ekwadoru. Ich specjalnością jest sześciokrotne zmniejszanie ludzkich głów zdobytych na wrogach. Ilość wiszących u pułapu trofeów decyduje o prestiżu i szacunku współplemieńców.

Tak było dotychczas. Łowcy pamiątek, truryści z USA zwiedzający Ekwador, płacą za te główki bajońskie sumy, toteż podaż stara się nadążyć za popytem, mimo iż handel główkami jest surowo zakazany

217

Page 218: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

przez tamtejsze władze. Walki plemienne ustały, więc rzemieślnikom Jivarów nie pozostaje nic innego jak dostarczać na rynek zbytu główki dobyte w inny sposób. Są to zazwyczaj główki wyrabiane ze skóry zwierząt, najczęściej ze skóry przylegającej do końskich ogonów imitujących ludzkie włosy. W najlepszym razie do produkcji używane są głowy ludzi zmarłych naturalną śmiercią.

Antropolog Robert Mann zbadał główki z kolekcji Smithsonian Institution i kilka innych nabytych przez turystów. Doszedł do wniosku, że tylko te nabyte w końcu XIX i początku XX wieku są oryginalne. Charakteryzują się bardzo zniekształconymi rysami twarzy i mniejszymi wymiarami, czego nie można powiedzieć o późniejszych wyrobach. Mann przypuszcza, że starzy rzemielśnicy, być może z obawy przed represjami, nie przekazali swoich umiejętności młodym.

Płacenie tysięcy dolarów za pamiątkę z Ekwadoru nie ma racji bytu. Zresztą takie kolekcjonerstwo zawsze było naganne z etyczno-moral-nego punktu widzenia. Także wielka tajemnica indiańskiego sposobu zmniejszania ludzkich czaszek okazała się zwykłym oszustwem. Do skórzanych główek wkładano bowiem i dawnej i teraz czaszki małp changos. Małpki te nazywają się w języku angielskim The Variegated Spider Monkey, co oznacza, że są różnokolorowe i podobne w pewnym sensie do pająków. Ten piękny gatunek pokryty jest długą i miękką sierścią z przewagą koloru czarnego. Brzuch i ogon mają brązowożółte. Mordka pozbawiona włosów jest brązowoczarna. Zdobią ją białe bokobrody oraz żółty kosmyk opadający na czoło. Małpki te zamieszkują Wenezuelę, północną Brazylię, Peru i Ekwador. Indianie chwytają je żywe w bardzo przemyślny sposób. Zauważyli bowiem, że ich ulubionym miejscem przebywania jest pewien gatunek drzew, którego korzenie wznoszą się częściowo ponad ziemię, tworząc naturalne wgłębienia, rodzaj drewnianych miseczek. W tych miseczkach zbiera się deszczowa woda. Omawiane drzewa nazywane są pułapkami na małpy (monkey trap), ponieważ właśnie ta woda gubi spragnione małpy. Tubylcza ludność dolewa do wody rumu, a spite zwierzęta nie mogąc wejść na wysokie drzewa, zasypiają na ziemi. Stąd zbierane są do worków, a następnie sprzedawane do ogrodów zoologicznych i prywatnym nabywcom. W Ekwadorze Indianie Jivaros zjadają ich mięso, a czaszki używają do produkcji „zmniejszonych ludzkich główek", które znajdują tylu chętnych nabywców wśród zagranicznych turystów.

218

Page 219: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Kalifornia

ZANIKAJĄCY ZAWÓD TRAPERA

Zwalczani przez recesję, nadmiar futer w handlu i towarzystwa opieki nad zwierzętami,, traperzy z Kalifornii coraz częściej porzucają swój zawód. W roku 1982 było ich w całym stanie 3.540. Tej zimy tylko 350 traperów wykonuje to rzemiosło.

W sezonie zimowym 1991/92 traperzy schwytali 16.255 zwierząt, w tym 61% piżmoszczurów. Ażeby otrzymać licencję, traperzy muszą zapłacić 60 dolarów i przejść przez testy egzaminacyjne. Wykonując swoje rzemiosło są zobowiązani do sprawdzania pułapek co najmniej raz na 24 godziny, muszą też odnotować każdą złowioną sztukę i zdawać całoroczny raport władzom stanowym.

Prawo zezwala na chwytanie w pułapki (najczęściej są to stalowe potrzaski) trzynaście gatunków zwierząt futerkowych. Są to: borsuki, bobry, szare lisy, norki, piżmoszczury, szopy, rysie, kojoty, oposy, skunksy centkowane i prążkowane, łasice i gronostaje. Niektóre z nich mogą być chwytane o każdej porze roku, inne zaś tylko między październikiem i marcem. Łapanie rysi jest ograniczone do 14.400 sztuk w stosunku rocznym dla całego stanu.

Potrzaski chwytają zwierzęta za łapę i przetrzymują do czasu przyjścia trapera. Traper zabija zwierzę strzałem z broni myśliwskiej lub przy użyciu pałki. Od roku 1991 władze stanowe zażądały od traperów zakładania okładzin gumowych na szczękach potrzasków, ażeby zmniejszyć w ten sposób cierpienia zwierząt.

Stanowy Departament Rybołówstwa i Myślistwa utrzymuje, że ilość chwytanych przez traperów zwierząt jest znacznie mniejsza niż ilość zwierząt nowo narodzonych.

Towarzystwa opieki nad zwierzętami uznają traperstwo za zawód okrutny, a pułapki za zagrażające także zwierzętom domowym. Traperzy zaś uważają, że ich metody polowań są humanitarne i że zwierzęta domowe bardzo rzadko zostają zranione przez potrzaski.

219

Page 220: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Pro memoria

BARWNE ŻYCIE DOKTORA ALEKSANDRA RYTLA

Gdyby mnie proszono o scharakteryzowanie dra Rytla w kilku słowach to powiedziałbym, że był człowiekiem o niespożytej energii, nieco despotycznym, skutecznym w działaniu, wielkim patriotą, nie-zmordowanym działaczem społecznym, propagatorem kultury i nauki polskiej w USA, a także i w innych krajach świata, które często odwiedzał jako uczestnik zjazdów naukowych.

W latach pięćdziesiątych dr Rytel przyjechał do Wenezueli, ażeby wziąć udział w jakimś sypozjum odbywającym się na uniwersytecie miasta Merida w Andach. W tym czasie przebywała tam dr Irena Stosio, moja koleżanka ze studiów i z pracy w wenezuelskim Ministerstwie Zdrowia. Przygotowywała się do nostryfikacji swojego dyplomu otrzymanego na Uniwersytecie w Edynburgu. Starszy pan Rytel zako-chał się od pierwszego wejrzenia w dwa razy młodszej koleżance i to nie bez wzajemności. Ich charaktery wspaniale dopełniały się.

Nostryfikacja została nagle przerwana, Aleksander porwał Irenę do Stanów, gdzie natychmiast wzięli ślub. Było to małżeństwo bardzo udane.

Dr Aleksander Rytel urodził się 30 marca 1896 roku w Sokołowie Podlaskim. Uczęszczał do gimnazjum im. Ziemi Mazowieckiej w War-szawie. Maturę otrzymał w 1916 r. w Homlu. Studiował medycynę w Charkowie, a następnie w Warszawie. Jako wiceprzewodniczący Koła Medyków został wybrany na prezesa Komitetu Budowy Domu Medyka w Warszawie. Dyplom lekarza otrzymał 30 czerwca 1923 r.

Współpracował z Edwardem Żebrowskim, profesorem chorób we-wnętrznych Uniwersytetu Warszawskiego, a także z prof. Witoldem Orłowskim, na którego zlecenie kierował wydawaniem „Polskiego Archiwum Medycyny Wewnętrznej". Jako wieloletni prezes Stowarzy-szenia Lekarzy Ubezpieczeń Społecznych brał czynny udział w Sekcji Współpracy Międzynarodowej Naczelnej Izby Lekarskiej.

Po kilkuletnich studiach zagranicznych, w roku 1934, został or-dynatorem Szpitala Wolskiego, a w roku 1938 dyrektorem tego szpitala. Na kilka tygodni przed wybuchem wojny, na prośbę prezydenta stolicy Stefana Starzyńskigo, dr Rytel wyjeżdża do USA i Kanady, ażeby zapoznać się z tamtejszymi metodami walki z gruźlicą. Ten wyjazd niewątpliwie uratował mu życie. Jak wiemy, podczas Powstania

220

Page 221: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Warszawskiego, 5 sierpnia 1944 r., hitlerowcy zamordowali w bestialski sposób cały personel szpitalny i wszystkich pacjentów.

W Kanadzie dr Rytel pracował na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu w Toronto. Po ukończeniu Kanadyjskiej Szkoły Oficerskiej w Toronto, został komendantem ośrodka rekrutacyjnego Wojska Polskiego w ka-nadyjskim Windsorze, dzięki czemu mógł zakupić od armii kanadyjskiej sprzęt chirurgiczny dla Polskiego Wydziału Lekarskiego w Edynburgu.

W roku 1943 dr Rytel został członkiem delegacji polskiej w UNRRA. W roku 1946 współpracował z pismem „Journal of American Medical Association" jako referent polskich czasopism naukowych. Nabyte doświadczenie wykorzystał do założenia prestiżowego pisma w języku angielskim - „Biuletin of Polish Medical Science and History", którego był wydawcą i naczelnym redaktorem.

Dr Rytel był organizatorem budowy pomnika Mikołaja Kopernika w Chicago. W roku 1973 odsłonięto ten pomnik przed chicagoskim planetarium. Będąc przyjacielem prof. Stanisława Lorentza, zorganizo-wali wspólnie obchody Milenium w Chicago, podczas których za-prezentowali także i w kilku innych miastach cenne zabytki Wawels-kiego Muzeum, między innym słynny szczerbiec i arasy.

Dr Rytel jako pierwszy uzyskał zgodę rządu USA na uchylenie zakazu sprzedaży szczepionki przeciwko poliomyelitis do Polski. Szczepionki tej nie wolno było wówczas wywozić do innych krajów.

W roku 1946 powołał do życia w USA Związek Lekarzy Polskich, którego był prezesem przez okres trzydziestu lat. Związek liczył przeszło dwadzieścia tysięcy członków. W roku 1976 zorganizował w Polsce pierwszy powojenny Zjazd Naukowy Lekarzy Polonijnych. Tego samego roku Akademia Medyczna w Warszawie, w uznaniu zasług dla medycyny polskiej, obdarzyła go godnością doktora honoris causa.

Nie sposób wymienić wszystkich osiągnięć i dokonań dra Aleksandra Rytla, tego wielkiego społecznika i patrioty. Zmarł 15 listopada 1984 roku w Daytona Beach na Florydzie. Cześć jego pamięci.

221

Page 222: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Historyczne migawki

HUMANITARNI AMERYKANIE

Mordowanie jeńców wojennych jest czynem haniebnym, godnym najwyższej pogardy. Rozumieli to Amerykanie i dlatego byli tak wspaniałomyślni i łaskawi dla zwyciężonych w II wojnie światowej Niemców, Japończyków i Włochów. Pomogli im nawet w odbudowie ich zrujnowanych krajów, doprowadzjąc swoich wczorajszych wrogów do czołówki najbogatszych krajów świata, czyniąc ich przez to swymi przyjaciółmi i poplecznikami.

Klasycznym przykładem właściwego postępowania Amerykanów z jeńcami wojennymi był stosunek Jankesów do Konfederatów po wojnie secesyjnej. Sama wojna była krwawa i bezwzględna, ale Jankesi okazali się nadzwyczaj szlachetnymi zwycięzcami. Prezydent Abraham Lincoln i dowódca Armii Jankesów, Ulysses Grant, po kapitulacji Konfederatów pozwolili wszystkim oficerom zabrać do domu swoje konie i szable. Dowódca Armii Konfederatów, gen. Robert E. Lee, poprosił także swojego dawnego podwładnego z Wojny meksykańsko-amerykańskiej, gen. Granta, o pozwolenie zabrania koni także wszystkim swoim kawalerzystom, ponieważ były im potrzebne do pracy na farmach. Prośba została spełniona. Trzeba tutaj dodać, że Jankesi posługiwali się końmi rządowymi, a Konfederaci walczyli na swoich własnych koniach.

Wygłodzeni Konfederaci otrzymali po kapitulacji w Appomattox trzydniowe przydziały żywności. Do niewoli zostało wziętych wtedy 26.900 ludzi. Tego samego dnia, po kapitulacji, wielu generałów z południa jadło obiad w namiotach generałów z północy - swoich dawnych kolegów z Akademii Wojskowej w West Point.

O żadnych prześladowaniach nie mogło być nawet mowy. Wielu generałów Jankesów pomogło kolegom z południa dostać odpowiednią pracę, odbudować swoje domy i przedsiębiorstwa. Sam Grant pomógł gen. Longstreet nie tylko znaleźć pracę, ale kiedy został prezydentem, mianował go ambasadorem w Turcji, a potem dyrektorem kolei na zachodzie kraju. Wielu generałów z południa zostało rektorami tamtejszych uniwersytetów lub senatorami. Wszelkie nadużycia i gwałty były surowo karane. Polski generał Jankesów, Włodzimierz Krzyżanowski, był wzorem dla innych. Jako wojskowy gubernator stanu Tennesse dał się poznać jako sprawiedliwy i życzliwy

222

Page 223: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

administrator. Po zakończeniu odbudowy zniszczonego południa, został mianowany gubernatorem Alaski.

Specjalną troską zostały otoczone wdowy po poległych oficerach południa. Samych generałów zginęło 93, a rannych zostało 220, w tym wielu po amputacjach rąk lub nóg. Tylko 112 z 325 nie odniosło poważniejszych obrażeń.

Warto wiedzieć, że w Armii Jankesów walczyło ponad cztery tysiące Polaków, w tym trzech generałów: Włodziemierz Krzyżanowski, J. Karge i A. Schoepf. Konfederaci mieli tylko pięciuset żołnierzy Polaków. Zwyciężyli Jankesi, ponieważ byli liczniejsi - dwadzieścia dwa miliony mieszkańców Unii przeciw jedenastu stanom południa, liczącym dziewięć milionów mieszkańców. Wojna trwała pięć lat (1861-65). Dzięki doskonałej kadrze oficerskiej i waleczności żołnierzy Konfederaci odnosili na początku wojny spektakularne sukcesy. Jednak lepiej rozwinięty przemysł stanów północnych, sprawna kolej i dobra flota przeważyły szalę zwycięstwa na korzyść Jankesów. Nie bez znaczenia były zagadnienia ideologiczne. Początkowo Anglia i Francja sprzyjały Konfederatom, ale potem cofnęły im swoje poparcie. Decydującą kwestią było zniesienie niewolnictwa przez Jankesów. Dla plantatorów z południa bolesnym ciosem było opuszczanie ich plantacji przez większość czarnych niewolników, mimo iż byli zazwyczaj dobrze traktowani przez swoich panów.

POSZUKUJĄC SKARBÓW NA KAJMANACH

Dookoła Wysp Kajmańskich leży wiele wraków zatopionych statków. Niektóre z nich utonęły kilka wieków temu, opadając na dno w głębinach położonych w pobliżu tych wysp. Nurkowie, którzy chcieliby zapolować na skarby w nich zawarte, muszą wiedzieć, że tytuły własności wszystkich tutaj opuszczonych wraków należą do Korony Brytyjskiej.

Prawo z 1966 roku, dotyczące opuszczonych wraków, wyklucza wszelkie roszczenia ich właścicieli, jeżeli rozbite statki przed wyciąg-nięciem na brzeg pozostawały w kajmańskich wodach terytorialnych przez okres dłuższy niż 50 lat.

Miejscowe władze mogą wyrazić zgodę na przeprowadzenie po-

223

Page 224: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

szukiwań cennych przedmiotów znajdujących się na zatopionym statku lub na wyciągnięcie go na brzeg. Zespół nurków posiadających licencję na penetrację wraku otrzymuje od rządu połowę znalezionych skarbów, zaś koszty własne ich wydobycia rozłożone są po połowie na poszukiwaczy i na miejscowe władze.

Każdy, kto wyciągnie na brzeg opuszczony statek, z licencją czy bez niej, ale nie zgłosi tego faktu władzom, narażony jest na karę dwóch lat więzienia lub na 2.000 dolarów grzywny, jest także przestępstwem dokonywanie poszukiwań na wraku zastrzeżonym dla innego licenc-jowanego badacza.

Przyczyny zatonięć statków były różne: gwałtowne sztormy, walki z piratami, wojny czy rozbicia o rafy koralowe, jedną z ciekawszych historii opowiadanych na Kajmanach, jest opowieść o zatonięciu dziesięciu żaglowców. Pewnej listopadowej nocy 1788 roku, statek Cordelia płyaący na czele konwoju statków handlowych z Jamajki do Anglii, zderzył się z rafą koralową w pobliżu wschodniego wybrzeża Grand Cayman i zatonął. Kapitan Cordelii zdążył jeszcze przesłać pozostałym statkom sygnał ostrzegawczy, lecz został źle zrozumiany przez pozostałych kapitanów, którzy sądzili, że mają dołączyć do Cordelii. I tak, jeden po drugim żaglowce zderzały się z rafą i tonęły.

Mieszkańcy wschodniego wybrzeża wyspy odznaczyli się wówczas dużą odwagą w ratowaniu rozbitków.

Historyczne migawki

NAJSTARSZA SYNAGOGA W AMERYCE

Willemstad to port i stolica Antyli Holenderskich. Nieduże miasto położone nad malowniczą zatoką Sint Anna na wyspie Curacao. Odgrywa dużą rolę gospodarczą i administracyjną. Jest znane w świecie głównie ze swoich sprawnych rafinerii ropy naftowej i produkowanego likieru Curacao. Można tutaj podziwiać także ciekawe zabytki i budowle. Zatoka zamykana jest na noc, a także często i w ciągu dnia, przez oryginalny most pontonowy. Funkcjonuje niczym olbrzymia brama. Nazywa się Queen Emma Pantoon Bridge lub krócej Old Lady. Został wybudowany w 1888 roku. W godzinach rannych otwiera się go

224

Page 225: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

celem wpuszczenia do zatoki czekające na redzie łodzie i statki. Większość z nich dostarcza do miasta żywność pochodzącą z Wenezueli, ze stanu Falcon. Kiedy zatoka jest otwarta i most nie funkcjonuje, ludzie przewożeni są bezpłatnie motorowym promem (ferry) z brzegu Punda na Otrabanda i z powrotem. Oprócz tego dziwnego mostu istnieje w Willemstad drugi most - Queen Juliana Bridge, wybudowany w 1974 roku za 30 milionów dolarów. Ten lekki, o pięknej architekturze most nie cieszy się uznaniem pieszych. Wolą korzystać z promu i mostu pontonowego, ażeby dostać się na drugi brzeg. Tędy mają bliżej do pracy czy po zakupy.

Miasto posiada fantastyczne akwarium, a ściśle mówiąc sekwarium, w którym można obserwować naturalną florę i faunę rafy koralowej. Sekwarium położone jest przy Caracas Bay i jest połączone z otwartym morzem. Ryby są podkarmiane, toteż wolą przebywać w sekwarium niż w morzu.

Jedną z nawiększych atrakcji turystycznych jest najstarsza w Ameryce synagoga. Została zbudowana w 1651 roku przez żydowskich emigrantów z Amsterdamu. Przewodnikiem turystów po synagodze jest czarny, sympatyczny kapłan. Świątynia posiada bogate wyposażenie: siedmioramienne świeczniki, mahoniowe meble i ... czysty biały piasek, który pokrywa podłogę dziesięciocentymetrową warstwą. Piasek ma na celu przypomnienie wiernym o pobycie Żydów na Pustyni Synajskiej. Synagoga nosi nazwę: Mikre Israel Emmanuel.

W Willemstad istnieją także kościoły: katolicki i protestancki, ale nie są one tak zabytkowe i stare jak synagoga i nie różnią się wiele od innych kościołów amerykańskich. W starym forcie „Amsterdam", wybudowanym w 1 700 roku, mieszczą się dzisiaj biura kontroli portu. Językami panującymi w tym 120.000 mieście są: papiamento i hisz-pański. Mieszkańcy miasta, zwłaszcza vvykształceni, znają także język angielski i holenderski.

Curacao to wyspa przeludniona. Na 450 km2 powierzchni wypada 190 tysięcy mieszkańców, głównie Murzynów i Mulatów. Ludność utrzymuje się z pracy w rafineriach, turystyki, eksploatacji guano i fosforytów, uprawy drzew owocowych i budowy statków. Plaże nie są tak piękne jak na Arubie czy Bonaire. Na większości z nich leży piasek przywieziony z sąsiednich wysp.

225

Page 226: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

TREBLINKA

W północnej części województwa siedleckiego położony jest cmen-tarz żydowski zwany Treblinką. Zamęczono tutaj i zagrzebano prochy około miliona Żydów z całej Europy. Ani niewola babilońska, podczas której ginęli masowo Żydzi budujący zikkurat Babel, ani okrucieństwa cesarzy Tytusa i Hadriana w czasie tłumienia powstań żydowskich, ani pogromy carskiej Ochrany nie są porównywalne z Holocaustem II wojny światowej.

Po wyładowaniu transportów ludzi skazanych na śmierć w Treblince, następował rabunek ich bagaży. Miały one jakoby iść do depozytu, ale nikt nie otrzymywał żadnego pokwitowania. Następnie oddzielano kobiety i dzieci od mężczyzn. Kobietom ścinano włosy, a następnie kazano wszystkim rozebrać się, ażeby iść do kąpieli. Odrutowana aleja prowadziła do łaźni. Esesmani z psami i ich ukraińscy pomocnicy pędzili te tłumy do rzekomej łaźni, która w rzeczywistości była komorą gazową. Początkowo mordowano Żydów przy pomocy gazów spalinowych pochodzących z rur wydechowych starych czołgów. Agonia tych ludzi trwała około pół godziny. Potem usprawniono zagazowywanie i zwiększono ilość komór z trzech do trzynastu. Kiedy umilkły krzyki i jęki zagazowanych, do akcji wkraczali robotnicy żydowscy, ich zadaniem było wyrwanie złotych koronek z uzębienia pomordowanych i przetransportowanie zwłok z komór gazowych na olbrzymie ruszta umieszczone obok głębokich dołów. Pod rusztami znajdowały się kłody drewna podlane ropą naftową lub benzyną. W ten sposób spalano ciała pomordowanych. Jeden dół mógł być użyty wielokrotnie. Popioły z ofiar posypywano wapnem, a następnie ziemią. Opowiadał mi o tym po wojnie pewien żydowski robotnik, który wziął udział w zbrojnym buncie przeciw załodze obozu. Większość z tych zbuntowanych robotników została wyłapana przez Niemców, ale niektórzy doczekali końca wojny.

I pomyśleć, że całą tę „robotę" wykonywało 30 esesmanów, w tym jeden baron nazywający siebie Aniołem Śmierci, 200 Ukraińców i 2000 robotników żydowskich. Wszyscy obozowi esesmani byli wykolejeń-cami, sadystami, zwyrodnialcami, narkomanami, a w najlepszym razie popijali wódkę z domieszką eteru. Mieszanka ta skutecznie zagłuszała wszelkie ludzkie uczucia i wyrzuty sumienia, gdyby takie u nich zaistniały.

226

Page 227: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

O ogromie „przerobu" tej fabryki śmierci świadczy dokument przestany przez szefa akcji „Reinhard", Odilo Globocnika, do władz w Berlinie. Zawiera on spis rzeczy wysłanych z Treblinki, Sobiboru i Bełżca: 25 wagonów towarowych kobiecych włosów, 248 wagonów odzieży, 100 wagonów butów, 22 wagony bielizny, 46 wagonów lekarstw, 254 wagony koców i dywanów, 400 wagonów przedmiotów rozmaitego użytku, kilka tysięcy sznurów pereł, 2.800.000 dolarów USA, 400.000 funtów szterlingów. 12.000.000 rubli, 140.000.000 polskich złotych, 400.000 złotych zegarków, 145.000 kilogramów złotych obrączek, 4.000 karatów brylantów ponad dwukaratowych, 120.000.000 złotych, w rozmaitych złotych monetach. Wszystkie te transporty zostały wysłane między 1 października 1942 roku a 2 sierp-nia 1943 roku, a więc w ciągu 10 miesięcy.

Pieniądze, brylanty, perły i wyroby złote były także rabowane „prywatnie" na miejscu przez załogę obozu.

Po wykonaniu „zadania" komendant obozu, Franz Stangl kazał zlikwidować wszystkie baraki, komory gazowe, dworzec kolejowy i tory. Cały teren zaorano i posadzono na nim sosnowe zagajniki. Dzisiaj są to już spore lasy. Na polanie widać jedynie głazy-pomniki symbolizujące miejscowości, z których pochodziły ofiary Holocaustu.

Z historii Podlasia

OBOZOWISKO W JACIE

Rezerwat przyrody Jata położony jest w pobliżu Łukowa, w odległości 25 kilometrów od Siedlec. Ten kompleks leśny o powierzchni przeszło dwóch tysięcy hektarów zawarty jest między wsiami: Gręzówka, Dąbrówka, Domanice, Róża Podgórna i Żdżary. Podczas okupacji niemieckiej, w 1943 roku, na półwyspie otoczonym bagnami powstał obóz szkoleniowy partyzantów Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbroj-nych. Największy oddział kapitana Wacława Andrzeja Rejmaka („O-stoja") z AK liczył 120 ludzi, a w okresie „Burzy" 340. Por. Piotr Nowiński („Paweł"), dowódca 1 Batalionu 35 Pułku Piechoty AK, pełnił w obozie funkcje zastępcy Rejmaka i dowódcy szkolenia rekruckiego. Na tym samym półwyspie, w odległości zaledwie 250 metrów,

227

Page 228: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

znajdował się obóz Narodowych Sił Zbrojnych, którego dowódcą byt por. Jerzy Wojtkowski („Drzazga"). W obozie NSZ funkcjonowały: szkoła podchorążych i szkoła podoficerska, których dowódcą był ppor. Michał Rassałła („Wali"). W szkołach tych zdobywali wiedzę wojskową nie tylko żołnierze z NSZ, ale także i partyzanci z AK i BCH. Od marca 1944 roku w obozie znalazł schronienie cały sztab podlaskiego XII Okręgu NSZ, z dowódcą pik. Stanisławem Miodońskim na czele.

Powierzchnia półwyspu wynosi około 10 hektarów. Jedynie droga leśna ze wsi Żdżary prowadziła do obozowiska. Wszystkie inne drogi do Jaty były zaminowane, a gęsty las i bagna stwarzały dogodne warunki do obrony. Na wszelki wypadek partyzanci zbudowali także kładkę na palach, która pozwoliłaby na ewakuację ludzi, w razie takiej potrzeby, przez bagana.

Partyzanci mieszkali w barakach krytych papą. Jeden barak służył za kwaterę 30 ludziom. Na terenie obozu istniały: kuchnia, kaplica, barak sanitarny, magazyny, zbrojownie, wiaty dla koni, areszt, studnia, kąpielisko. Obóz posiadał własną piekarnię i rzeźnię we wsi Stanin, skąd przywożono pieczywo i mięso dla partyzantów. Przy obozie istniał park samochodowo-motocyklowy i warsztat naprawczy. Pojazdy były wykorzystywane w akcjach bojowych, a także i do celów szkoleniowych. Okoliczne urzędy pocztowo-telegraficzne i kolejarze czuwali nad bezpieczeństwem obozu.

W obozie opracowywano dokładne plany sabotaży kolejowych, niszczenia posterunków niemieckich, odbijania więźniów, dywersji, karania konfidentów, kolaborantów i kryminalistów, dokonywania za-machów na zbyt gorliwych hitlerowców, zdobywania broni, amunicji i żywności.

ETYMOLOGICZNE CIEKAWOSTKI

Niemieckie die Gurke wywodzi się ze słowiańskiego ogórka. Obuwie (obuszta), gacie (gaszti), kapcie, kontusz, halka, sukmana,

serdelek, serdak, kubrak, siermięga, kołpak - to słowa pochodzenia centralnoazjatyckiego, przybyłe do nas w IV wieku wraz z inwazją tureckich koczowników.

Nazwa Azji zrodziła się z fenickiego asu, oznaczającego wschód

228

Page 229: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

słońca. Także hiszpański Kadyks uzyskał nazwę od fenickiego miasta Gadir.

Dawna nazwa Wysp Brytyjskich - Cassiterydy - wywodzi się z celtyc-kiej nazwy cyny - cassiteros.

Kapciuch, cybuch, fajka, lulka, tytoń - to słowa pochodzenia turec-kiego.

Nazwa Skandynawii wywodzi się od Skaddeey, co oznacza wyspę spowitą mgłami.

Cieśnina Gibraltarska nazywała się w czasach potęgi fenickiej -Słupami Melkarta, od imienia bóstwa opiekuńczego miasta Tyr. Potem Grecy nazywali ją Słupami Heraklesa od imienia swojego herosa, który miał jakoby zapędzić się do Tartessos i ukraść tam jakieś woły. Dzisiejszy Gibraltar jest tłumaczeniem hiszpańskim nazwy arabskiej Dżebel Tarik, która oznacza Górę (garb) Tarika. W roku 711 muzułmań-ski dowódca, Tarik, zdobył europejski przylądek cieśniny i założył tam pierwszą arabską fortecę w Hiszpanii.

Ziemia Don Kichota - Mancha - wywodzi swą nazwę od arabskiego słowa manxa, które oznacza suchy kraj.

Kania, gawron, łokieć, wiadro (wedro), łom, garść, wiatr (wetr), wiara (wera), garnek, łono, wicher (wichur), łopian, widły (wilice), wnuk (wunuk), wojłok, wół (woł), woń (wonja), wróbel (wrabij), krogulec (kraguj), wróg (wrag), wrona (wran), wrota (wrata), liman, wrzask (wresztati), wrzawa (wrewa) - to słowa pochodzenia onogurs-ko-kutrigurskiego.

Nazwa Guadalajary wywodzi się z arabskiego Uadi 1'Hidżara i ozna-cza Rzekę Kamieni. Guadarrama pochodzi ze zniekształcenia arabskiej Uadi ar Rama - Rzeki Piaszczystej.

Nazwa Torunia wywodzi się z palestyńskiego miasta - Thoron. Atol - koralowa wyspa laguna - to słowo wzięte ze słownika

mieszkańców Oceanii. Anatolia jest nazwą bizantyjską i oznacza podnoszące się słońce -czyli

Wschód. Hokkaido, w języku żeglarzy japońskich, to północna droga morska.

Nazwa Norwegii wywodzi się z normańskiego Nordvegr i oznacza także północną drogę.

Europejskie słowo hamak jast pochodzenia indiańskiego i wywodzi swą nazwę od hanamaku. Tak samo europejski huragan pochodzi od indiańskiego słowa - hurrican.

Zjawiskiem o charakterze ogólnoświatowym jest stopniowe i sys-

229

Page 230: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

tematyczne dążenie do unifikacji wszystkich języków. Jest to proces samorzutny, przez nikogo nie sterowany. Coraz więcej słów staje się własnością ogółu ludności naszego globu. Nie muszą to być słowa wywodzące się z języków społeczeństw o wysokiej kulturze. Słowa: tabu, tenis, gol, epos, orda, oportunizm, moralista, yacht, jaguar, doping, donżuan, boom, gaucho, gejsza, tytan, sawanna, safari - to jedne z wielu słów rozumianych przez wszystkie narody świata.

Wyspa Malta zawdzięcza swoją nazwę zniekształceniu fenickiej nazwy Malath - „schronisko okrętów".

Kanaan (Kraj Purpury) wywodzi swoją nazwę od hebrajskiego słowa kenaan - czerwony. Grecki wyraz phoinix - czerwony stał się źródło-słowem do urobienia nazwy Fenicji, a łacińskie słowo poeniceus -czerwonawy posłużyło do uformowania nazwy ludu Poeni - Punij-czyków czyli Kartagińczyków.

W starożytności barwnik czerwony uzyskiwano ze ślimaka morskiego - murex. Ślimak ten był trudny do zdobycia , stąd szaty czerwone nosili tylko ludzie bardzo bogaci. Wytwórcami purpury i jej dostawcami byli głównie Fenicjanie wywodzący się z Kanaanu i Punijczycy, koloniści Fenicjan. Ludy te zawdzięczały swoją nazwę farbie, którą handlowali.

Bambosze, papucie, szal, szarawary, chałwa, bakalie, czara, karafka, dywan, syrop, szpinak, bakłażan, meczet, mufti, jasyr, haracz, sułtan, kadi, henna, alkohol, alchemia, alkowa, arsenał, safari, kawa, kawiarnia, kofeina - to słowa zapożyczone z Bliskiego Wschodu, pochodzenia arabskiego lub tureckiego. Od arabskiego wyrazu szakr (wschód) pochodzą Saraceni i sirocco - wschodni wiatr wiejący znad Afryki Płn. na południową Europę. Jak twierdzi pani A. B. Mrozowska, która wymienia powyższe słowa począwszy od bamboszy, proces zapożyczania słownictwa z terenu Bliskiego Wschodu rozpoczął się bardzo dawno. Niegdyś docierali do Polski kupcy arabscy, perscy bądź tureccy ze swoimi towarami... i stąd w języku polskim około 3% słów jest zapożyczonych z języków bliskowschodnich.

Jakże się myli pani Mrozowska. Co do Arabów to można jej przyznać rację, ale bardzo często zapominamy, że Turcy to nie tylko Osmanie czy Seldżucy. To Turcy - Onogurzy, Utigurzy i Kutrigurzy - byli już w IV wieku nosicielami języka, który nazwano później słowiańskim. Wielu etymologów nie rozumie prostego faktu, że w wieku IV, V, VI, VII, VIII istniała we wschodniej i środkowej Europie okupacja tureckich Hunów. Mówiąc o Turkach uparcie myśli się tylko o Osmanach, których

230

Page 231: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

wpływ na kształtowanie się naszego języka był rzeczywiście minimal-ny. Ta kompletna niemożność wyrwania się z urojonego świata każe nam doszukiwać się źródeł języka słowiańskiego w kulturze łużyckiej, u Budynów, Wenedów, Antów itp.

Tureccy Hunowie zespolili się ze wschodnimi Germanami, Scytami, Sarmatami, wschodnimi Celtami, z Trakami i Macedończykami tworząc Słowiańszczyznę. Podbitym ludom został narzucony język środkowo-azjatyckich koczowników. Taka jest prawda o naszym języku i żaden kamuflaż tego nie zmieni.

Pro memoria

SŁAWEK ZIELENIEWSKI

Znany sportowiec, wspaniały, szlachetny Człowiek, autorytet moral-ny i wzorzec osobowy. Posiadał naturalny dar zjednywania sobie przyjaciół. Szczera, uśmiechnięta słowiańska twarz wzbudzała sym-patię i zaufanie. Był bardzo lubiany przez swoich wychowanków, kolegów i przełożonych. Uwielbiała Go cała liczna rodzina.

Sławek urodził się 16 kwietnia 1914 roku w Mierzwicach nad Bugiem. Lata młodzieńcze spędził w Jakubikach koło Kosowa Lac-kiego, w majątku rodzinnym. Wychowanek oo.Salezjanów z gimnaz-jum w Sokołowie Podlaskim. Studia wyższe ukończył w stołecznym CIWF na Bielanach. Znakomity lekkoatleta: dziesięcioboista, czołowy miotacz, reprezentant kraju i medalista mistrzostw Polski w rzucie młotem. Zawodnik i trener warszawskich klubów sportowych: Grażyny (1934-35) i Polonii (1936-38), a potem współzałożyciel Lechii Gdańsk (1945-59) i Gdańskiego Okręgowego Związku Lekkiej Atletyki. Trener legendarnego lekkoatletycznego Wunderteamu, reprezentacji Polski z przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Wieloletni wykładowca Akademii Wychowania Fizycznego w Oliwie. Doc.dr Sławomir Zieleniewski trenował przez trzydzieści lat naszych najlepszych miota-czy kulą, oszczepem, dyskiem i młotem: mistrza olimpijskiego Włady-sława Komara, rekordzistów Polski - Tadeusza Rutę, Mieczysława Tomowskiego, Alfreda Sosgómika, Olgierda Ciepłego, Jerzego Kloc-kowskiego, Stanisława Lubajewskiego, Edmunda Antczaka, Mieczys-

231

Page 232: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

ława Kropelnickiego, Szymona Jaglińskiego i innych. W latach 1981-84 i 1988-92 pełnił funkcje prezesa Gdańskiego Okręgowego Związku Lekkiej Atletyki. Wyróżniony honorowymi tytułami prezesa GOZLA i członka PZLA. Odznaczony m.in.: Krzyżem Oficerskim Polonia Re-stituta, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Armii Krajowej, Medalem za Zasługi dla Polskiego Komitetu Olimpijs-kiego, Odznaką Zasłużonego Trenera Lekkiej Atletyki. Autor kilkunastu książek o sporcie. Wprowadził nowy system szkolenia lekkoatletów polegający na tym, żeby trening specjalistyczny następował po ogól-norozwojowym .

Podczas okupacji niemieckiej był żołnierzem Armii Krajowej okrę-gów kieleckiego i sokołowskiego.

Sławek zmarł w Wejherowie 24 października 1994 roku. Na cmen-tarzu na gdańskim Srebrzysku żegnał Go tłum Jego wychowanków i kolegów. Przybyła liczna rodzina z całej Polski i Londynu. Ceremonię pogrzebową uświetniły wzruszające przemówienia i sztandary. „Nie umiera ten, kto trwa w pamięci innych".

POGRZEB WIKINGA O ANIOŁACH ŚMIERCI

Działo się to w roku 922. „Mężczyźni zaczęli tłuc pałkami w tarcze, aby nie było słychać jej

krzyków, bo inne dziewczęta przestraszyłyby się i nie chciałyby potem umierać ze swymi panami. Wówczas do namiotu weszło sześciu mężczyzn i wszyscy mieli z nią stosunek płciowy, a potem położyli ją obok jej zmarłego pana; dwóch wzięło ją za nogi, dwóch za ręce, a stara kobieta zwana Aniołem Śmierci założyła jej sznur na szyję tak, że jego końce były zwrócone w przeciwnym kierunku, i dała końce dwóm mężczyznom, aby ciągnęli, sama zaś wzięła nóż o szerokim ostrzu i zaczęła wbijać go raz po raz między żebra dziewczyny, a tymczasem dwaj mężczyźni dusili dziewczynę sznurem tak, że skonała.

Potem wystąpił ten, który był najbliżej spokrewniony ze zmarłym. Wziął kawałek drewna i zapalił go. Następnie podszedł tyłem do

232

Page 233: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

statku, zwrócony twarzą do ludzi, trzymając jedną rękę za plecami, a w drugiej niosąc pochodnię. Był nagi. Tak to podpalono drewno pod statkiem po ułożeniu zabitej dziewczyny obok ciała jej pana. Następnie podeszli inni z drewnem i gałęziami - każdy zaś niósł w ręku kawałek zapalonego drewna. Rzucali drewna na stos ułożony pod statkiem i wkrótce ogień objął cały stos, potem statek, następnie namiot, mężczyznę i dziewczynę, i wszystko co było na statku..."

Podobny ceremoniał pogrzebowy mógł mieć miejsce wszędzie tam, gdzie docierały łodzie pogańskich wikingów. Ta konkretna relacja z pogrzebu zmarłego Skandynawa, może najbardziej szczegółowa ze wszystkich nam znanych, została zapisana przez arabskiego podróżnika lbn Fadlana w czasie jego pobytu nad Wołgą. Istnieje powszechna zgoda co do tego, że jest to pogrzeb Warega. Niewolnicą towarzyszącą Skandynawowi w jego podróży na tamten świat była prawdopodobnie kobieta należąca do któregoś z plemion Turków nadwołżańskich, być może Mordwinka.

Mordy rytualne popełniane na ludziach i zwierzętach znane są nam od bardzo odległych czasów. Wynikały one z głębokiej wiary pogan w życie pozagrobowe. Wierzono także, iż wszytkie przedmioty codziennego użytku: broń, narzędzia pracy, pokarm i najbliższe osoby umieszczone w grobie czy na stosie ciałopalnym, będą towarzyszyły zmarłemu na tamtym świecie. Dopiero nowsze religie, chrześcijańska i islam, odstąpiły zdecydowanie od tych okrutnych praktyk, które pochłonęły życie milionów istot. Zwyczaj ten przetrwał najdłużej w Indiach, gdzie jeszcze do rokku 1829 wdowy po zmarłych były palone na stosie podczas ceremonii pogrzebowych.

Archeolodzy i historycy zetknęli się z tymi praktykami u Sumerów, Fenicjan, Kartagińczyków, u mieszkańców Kananu i Zimbabwe, u ludów neolitycznych Europy, a także u Scytów, Kimerów, Prusów, Celtów, Żydów, Germanów i u wielu innych narodów. W grobach królów sumeryjskich odnaleziono szkielety gwardii przybocznej monarchy w pełnym uzbrojeniu. Do grobu szybowego Attyli, wykopanego na dnie rzeki Cisy, wtrącono czterdzieści osób z jego najbliższego otoczenia. Pisał o tym biskup Jordanes. Ofiarami mordu rytualnego były najczęściej ukochane kobiety i oddani niewolnicy zmarłych.

To co kiedyś było rzeczą normalną podczas pogrzebu, wzbudza w nas zdumienie i dreszcz grozy.

Stosunki płciowe wojowników skandynawskich z niewolnicą prze-znaczoną na śmierć nie mogą być w żadnym wypadku tłumaczone,

233

Page 234: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

jako objaw braku moralności seksualnej ze strony Waregów. Czynność ta musiała mieć jakieś głębsze znaczenie kultowe. „Powiedz swemu panu, że uczyniłem to z miłości do niego" - jest wyjaśnieniem zagadkowym i niezrozumiałym. Niestety Ibn Fadlan nie zadał swemu tłumaczowi tego ważnego pytania. Byłbym skłonny przypuszczać, że nasienie wojowników nie było tylko cząstką ich samych, prezentem złożonym do wspólnego naczynia, a przeznaczonym dla zmarłego. Bardziej prawdopodobną jest irracjonalna wiara wojowników, iż zapłodniona niewolnica, kiedy znajdzie się ze swym panem w Walhalii, raju wojowników, będzie mu tam rodziła synów podobnych do towarzyszy zmarłego na ziemi.

W raju tym zamieszkiwał Odyn, władca bogów i świata, bóg wojny i zwycięstwa, bóg poezji i mądrości, wynalazca znaków runicznych, wielki mag i mistrz czarów. Raj ten był miejscem otoczonym rzeką, przypominał siedzibę książęcą. Wewnątrz budynku w głównej sali stal tron Odyna i ławy dla jego wybrańców. Dach zbudowany był z tarcz i włóczni. 540 drzwi prowadziło do wewnętrznych pomieszczeń. Zgromadzeni tu wojownicy spędzali czas na ćwiczeniach wojennych i ucztach.

Wyobrażenia raju bywały bardzo różne. Pogański raj Skandynawów wydaje nam się dosyć ponury.

SZKODLIWE PROMIENIE

Wprawdzie nad Polską nie mamy dziury ozonowej, ale nie ulega najmniejszej wątpliwości, że warstwa ozonowa w całym kraju jest zbyt cienka, ażeby w pełni chronić mieszkańców przed szkodliwym działa-niem promieni ultrafioletowych. Nadmierne przebywanie na słońcu może wywołać u ludzi powstanie złośliwego nowotworu skóry -czerniaka. Daje on przerzuty i jest trudny do wyleczenia. Zanotowano także przypadki ślepnięcia owiec przebywających cały dzień pod gołym niebem w południowej Argentynie i w Chile. Uczeni australijscy i kalifornijscy z Berkeley biją na alarm.

Miastem najbardziej narażonym na duże dawki promieni ultra-fioletowych jest Ushuaia położona w południowej Argentynie. John Frederick z Uniwersytetu w Chicago, uczony zajmujący się prob-lematyką zanikającej warstwy ozonowej, stwierdził fakt nasuwania się

234

Page 235: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

antarktycznej dziury ozonowej nad miasto Ushuaia w latach 1990 i 1992. Podobne zjawisko miało miejsce w roku 1987 w Australii. Naziemne przyrządy Fredericka i jego kolegów zanotowały w Ushuaia okresowe nasilenie promieniowania ultrafioletowego do 50% powyżej normy.

Nam jeszcze nie grozi aż takie napromieniowanie, ale będzie bezpieczniej, jeżeli podczas tego lata będziemy korzystać z osłony parasolek, kapeluszy i ciemnych okularów. Uzyskiwanie ładnej opaleni-zny na plażach jest dość ryzykowne.

Z historii medycyny

SZCZEPIONKA WEIGLA

Dur plamisty wywoływany jest przez zarazek Rickettsja prowazeki. Obaj uczeni, zarówno Amerykanin Howard Taylor Ricketts jak i Niemiec Stanislaus Prowazek, zmarli na dur plamisty podczas badań nad tymi niebezpiecznymi drobnoustrojami. W owym czasie nie istniała bowiem szczepionka przeciw tej chorobie. Dopiero w roku 1916 polski bakteriolog z Uniwersytetu Lwowskiego, Rudolf Weigl, opracował skuteczną szczepionkę przeciw durowi.

Tak się złożyło, że podczas okupacji niemieckiej miałem możność, wraz z kolegą Jerzym Albrychtem, przyjrzeć się produkcji tej szcze-pionki. Obaj studiowaliśmy medycynę w Szkole Zaorskiego. Częste łapanki na ulicach miasta groziły nam wywiezieniem na przymusowe roboty do Niemiec. Chcąc tego uniknąć, podjęliśmy pracę na pół etatu w Państwowym Zakładzie Higieny. Naszym szefem w dziale dezynfekcji, dezynsekcji i deratyzacji był wybitny uczony, dr Piotr Radło [*], pod którego kierownictwem prowadziliśmy różne badania naukowe. Jednak wszystko, co działo się w zakładzie, bardzo nas interesowało, a najbardziej zadziwiająca, bezprecedensowa produkcja szczepionek przeciw durowi plamistemu na oddziale doc. Feliksa Przesmyckiego, znakomitego bakteriologa.

Niemcy panicznie bali się duru i robili wszystko, ażeby produkcja szczepionek była sprawna i wydajna, jednym z ogniw tej produkcji byli karmiciele wszy, młodzi ochotnicy warszawscy, którzy trudnili się tym

235

Page 236: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

niezwykłym zajęciem. Robili to z wielu powodów: dzienna praca trwała tylko pół godziny, dawała dobry zarobek, całkowite zabezpieczenie przed wywózką do Niemiec, upoważniała do posiadania kartek żyw-nościowych i do otrzymania bezpłatnie tej drogiej szczepionki.

Karmiciele, w większości dziewczęta, o oznaczonej godzinie siadali w specjalnym pokoju, do którego laborantki doc. Przesmyckiego przynosiły małe, płaskie klateczki, zbudowane z drewna i cieniutkiej siateczki z drutu. W środku roiło się od insektów. Klateczki te przywią-zywano do ud karmicieli na pół godziny. Po nakarmieniu wszy krwią dawców, klateczki od wiązywano i zanoszono na oddział. Tam, przy pomocy lewatywek wprowadzano drobnoustroje do jelit wszy. Po rozmnożeniu zarazków, robiono przecier z jelit insektów, z którego powstawała szczepionka, umieszczana następnie, po odpowiednich manipulacjach unieszkodliwiających zarazki, w ampułkach.

Ta przestarzała, pracochłonna metoda została zarzucona po odkryciu łatwiejszej metody hodowania zarazków na błonie omoczniowej jaj kurzych. Nie zmienia to jednak faktu, że szczepionka Weigla uratowała życie wielu ludziom i utorowała drogę dalszym odkryciom.

L J Dr Piotr Radło, lwowianin, bliski współpracownik prof. Rudolfa Weigla. Bardzo obszerny i interesujcy reportaż o działalności patriotycznej i naukowej dra Radły pokazany był w programie I TV polskiej pt. „Doktor Piotr z Jaworowa" (4. VIII.'95).

Pro memoria

PROF. WIKTOR GRZYWO-DĄBROWSKI

Wybitny uczony, autor podręczników obowiązujących studentów prawa i medycyny: 1) Medycyna sądowa dla prawników (1957) i 2) Podręcznik medycyny sądowej dla studentów medycyny i lekarzy (1958). Ten tytan pracy, człowiek o kryształowej uczciwości zaimpono-wał mi najbardziej, kiedy odmówił władzy radzieckiej przewodniczenia międzynarodowej komisji ekspertów mającej obarczyć Niemców od-powiedzialnością za zbrodnie katyńskie. Znał prawdę i nie chciał mieć nic wspólnego z tą karygodną mistyfikacją. Była to decyzja wymagająca nie lada odwagi i charakteru.

236

Page 237: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Urodził się 15 sierpnia 1885r. w Zadońsku, w guberni woroneskiej. Pochodził z rodziny inteligenckiej. Po ukończeniu gimnazjum w Sarato-wie, w 1904r. rozpoczął studia w Krakowie. W 1911 otrzymał tytuł doktora wszech nauk lekarskich na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Od roku 1912 do 1916 pracował jako ordynator i prosektor Szpitala Psychiatrycznego w Kochanówku pod Łodzią. Po przeniesieniu się do Warszawy, podjął pracę prosektora w Szpitalu Dzieciątka Jezus. W 1921 został powołany na kierownika Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Warszawskiego z tytułem profesora nadzwyczajnego. Już w następnym roku zostaje profesorem zwyczajnym.

W latach 1921-29 nadzoruje projektowanie i budowę gmachu Medycyny Sądowej przy ul.Oczki 1. Mieściły się tam nowoczesne pracownie, sala wykładowa, biblioteka, muzeum, dwie sale sekcyjne, pokoje biurowe, kaplica, pokój badań sądowo-lekarskich, pokój badań dowodów rzeczowych oraz mieszkania personelu fachowego, w tym także apartament dla państwa Grzywo-Dąbrowskich.

Od roku 1927 profesor redagował czasopismo „Archiwum Medycyny Sądowej i Kryminalistyki". Współzałożyciel Polskiego Towarzystwa Kryminologicznego i członek jego zarządu (1928-1936). Założyciel Polskiego Towarzystwa Medycyny Sądowej i Kryminologii w 1938 i jego preses do 1955. W latach 1932-33 i 1938-39 był dziekanem Wydziału Lekarskiego U.W. Od 1937 członek-korespondent Francus-kiego Towarzystwa Medycyny Sądowej. Od roku 1947 organizator i kierownik Biblioteki Akademii Medycznej w Warszawie. W latach 1951-62 redaktor czasopisma „Archiwum Medycyny Sądowej, Psychiatrii Sądowej i Kryminalistyki".

Prowadził wykłady, zajęcia i egzaminy nie tylko dla studentów medycyny i lekarzy, ale także dla studentów Wydziału Prawa U.W. Napisał około sto pięćdziesiąt prac z zakresu anatomii patologicznej, psychiatrii, medycyny sądowej, kryminologii, etyki lekarskiej, zestawień bibliograficznych, a także pięć podręczników akademickich.

Już jako dziecko byłem częstym gościem państwa Grzywo-Dąbrow-skich. Potem także jako student i lekarz, a nawet przez kilka miesięcy w 1945r. jako asystent profesora. Moja matka byta najlepszą przyjaciółką żony profesora, z którą studiowała medycynę na Uniwersytecie Genewskim. Mówię o tym, ponieważ mogłem przyjrzeć się z bliska ważnej roli, jaką odgrywała w życiu i karierze profesora dr Maria Grzywo-Dąbrowska. Była jego sekretarką, muzą, doradczynią, tłumaczką prac naukowych z obcojęzycznej prasy fachowej, korektorką i adiu-

237

Page 238: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

statorką tekstów. Uzupełniali się wzajemnie, tworząc idealnie dobraną parę małżeńską.

W roku 1962 profesor przeszedł na emeryturę. Zmarł w Warszawie w wieku 83 lat.

Czy warto dla krótkotrwałej przyjemności zmarnować całe życie?

RUJNUJĄCA HEROINA

Z nacięcia zielonego owocu maku lekarskiego wycieka biały, lepki płyn. Po stężeniu i wyschnięciu stanowi brązową, gorzką masę zwaną opium. Opium zawiera 25 alkaloidów, z których najważniejszym i występującym w największej ilości jest morfina. Heroinę otrzymuje się przez acetylowanie morfiny bezwodnikiem octowym.

Heroina działa przeciwbólowo, wyzwala brak krytycyzmu, powoduje euforię i nadmierną pewność siebie. Dawka śmiertelna wynosi 50 mg. Jest najbardziej niebezpiecznym narkotykiem i to z dwóch względów: w krótkim okresie czasu rujnuje zdrowie narkomana i jest poza tym pośrednikiem w przenoszeniu choroby AIDS, a także wirusa żółtaczki zakaźnej. Dla szybkiego efektu narkomani wstrzykują sobie heroinę dożylnie, nie dbając zazwyczaj o wysterylizowanie pożyczonej od drugiego narkomana strzykawki.

Heroina powoduje wyniszczenie organizmu i zmianę osobowości. W obawie przed cierpieniami głodu narkotycznego heroiniści całą swoją uwagę skierowują na zdobycie narkotyku, zaniedbując przy tym pracę i uciekając się nawet do popełniania przestępstw, w wyniku czego trafiają często do więzień lub zakładów psychiatrycznych. Heroina przechodzi swobodnie przez barierę łożyska i do mleka matki, toteż narkomania kobiet ciężarnych odbija się tragicznie na rozwoju płodów, a po porodzie na oseskach.

Nielegalne plantacje maku i produkcja heroiny zwalczane są przez prawo międzynarodowe. W niektórych krajach trzeciego świata nie jest ono w pełni respektowane. Do tych krajów należą ostatnio także kraje Ameryki Południowej i Środkowej. Cena narkotyku jest tak wysoka, zwłaszcza w USA, że biedni wieśniacy podejmują ryzyko produkcji opium i to wbrew zakazom miejscowych władz.

238

Page 239: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

W Polsce produkowany jest nielegalnie heroinowy kompot. Jest przyjmowany dożylnie. Otrzymuje się go z zagęszczonego wywaru makowej słomy. Mimo zanieczyszczeń znajduje nawet nabywców za granicami kraju. Drugim produktem otrzymywanym w warunkach domowych z makowej słomy jest makiwara czyli zupa, przyjmowana doustnie.

Preparatem podobnym w działaniu do heroiny jest hydromorfon, powszechnie znany jako dilaudid i dilaudid-atropin Knoll'a.

EGZOTYCZNY PEJOTL

Ze słowem pejotl spotkałem się po raz pierwszy w warszawskim domu prof. Domaszewicza, mojego nauczyciela. Ten wybitny neurochirurg byl bliskim przyjacielem Stanisława Witkiewicza. Otrzymał od niego w prezencie kilkanaście portretów zaprzyjaźnionych osób. Te niezwykle portrety zdobiły ściany mieszkania profesora. Zwróciłem specjalną uwagę na zdeformowania malowanych twarzy i na tajemnicze znaki towarzyszące podpisowi artysty. Zacny profesor i jego urocze córki, moje koleżanki, wyjaśniły mi w czym rzecz. Witkacy, w pogoni nad uzyskaniem wizerunków psychologicznych malowanych osób, malował je pod wpływem różnych narkotyków, o czym informowały nakreślone znaki. Były tam zresztą wymienione nie tylko narkotyki, ale także i wypijane podczas malowania napoje. Jeżeli portret miał być pogodny i naturalny, to był namalowany pod wpływem wypitego mleka, kawy czy herbaty. Najczęściej jednak znaki wyobrażały morfinę, heroinę, opium, haszysz, kokainę czy pejotl. Najbardziej demoniczne i diaboliczne portrety powstawały pod wpływem pejotlu.

Pejotl jest narkotykiem otrzymywanym z kaktusów i z olbrzymich agaw amerykańskich. Z łykowatych włókien liści agaw produkowane są sznury i maty, a ze sfermentowanego słodkiego soku wyrabiany jest napój alkoholowy o nazwie pulque, używany powszechnie przez meksykańskich Indian i nie tylko. Ma działanie pobudzające, a przy większych dawkach wywołuje barwne omamy wzrokowe i halucynacje, a nawet katalepsję (zesztywnienie mięśni). W Wenezueli i Kolumbii z soku agaw amerykańskich wyrabiana jest wódka o nazwie cocuy.

239

Page 240: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Działa podobnie jak pulque, ale znacznie silniej. Częste używanie pejotlu powoduje narkomanię i prowadzi do zaburzeń psychicznych podobnych do schizofrenii.

W Wenezueli lat pięćdziesiątych rząd nie przeszkadzał w zakładaniu prywatnych gorzelni, ale wymagał płacenia dość dużego podatku, około dwóch bolivarów (pół dolara) od litra rumu. Pędzenie wódki z agaw, ze względu na zawarty w niej pejotl, było oficjalnie zakazane. Niewiele robiono sobie z tych zakazów. W stanie Falcon było tych bimbrowni dość dużo. Inspektorzy rządowi bali się zapuszczać w górskie wertepy w poszukiwaniu nielegalnych gorzelni. Bardziej odważnym inspektorom łatwo mogło się coś złego przytrafić. Producenci bimbru byli dobrze uzbrojeni i umieli celnie strzelać.

Właśnie w tamtych stronach, w malowniczym miasteczku Piritu, zetknąłem się po raz pierwszy z konsumentami cocuy. Tamtejsi miesz-kańcy pijali zazwyczaj rum wyrabiany z trzciny cukrowej, ale od czasu do czasu pozwalali sobie na szaleństwo upijania się wódką produkowaną z soku agaw.

Któregoś dnia wezwano mnie do osiemnastoletniego chłopca znaj-dującego się w ciężkim stanie po wypiciu pół litra cocuy. Plótł niestworzone rzeczy o potwornych zwierzętach, które chcą go zjeść. Jakiś wielki jaguar i olbrzymia krowa dybały na jego życie. Chory dostał zastrzyk z benecronu i poczuł się znacznie lepiej. Wyjaśniłem rodzinie, że niebezpieczeństwo minęło i że chory nie kwalifikuje się do szpitala; wystarczy mu troskliwa opieka rodziny i uniemożliwienie zdobywania wódki. Ani perswazje, ani wyznaczenie nadzoru nad pijakiem nie były w stanie zapobiec nieszczęściu. Rodzina nie stanęła na wysokości zadania. Pacjent dorwał się znowu do swego ulubionego napoju. Tym razem dawka pejotlu była zbyt duża.

Po pogrzebie chłopca zauważyłem te same objawy u jego czternas-toletniego brata. Nie zaufałem już rodzinie dzieciaka. Natychmiast wysłałem go do szpitala w Coro.

240

Page 241: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Zakazana miłość

„POMOST PRZYJAŹNI MIĘDZYNARODOWEJ"

Pod tym kryptonimem krył się dobrze zorganizowany import atrak-cyjnych kobiet lekkiego prowadzenia, których zadaniem byto dostar-czanie uciech cielesnych wyższym oficerom dyktatora Marcosa Pereza Jimeneza.

Działo się to w latach pięćdziesiątych, w Wenezueli. Dla uniknięcia skandalu i plotek, oficerowie oświadczali swoim żonom, że jadą łowić ryby. Na Morzu Karaibskim, w odległości kilkudziesięciu kilometrów od wybrzeża, na malej wyspie, urządzona była baza rozrywkowa, zwana oficjalnie bazą wojskowo-strategiczną. Na wyspę tę przywożono sa-molotami młode dziewczyny z różnych państw basenu Morza Karaibs-kiego, głównie z Kuby. Niewątpliwie w tym wszystkim było coś ze strategii, przynajmniej w stosunku do własnych żon.

Dziewczyny pochodziły z różnych środowisk. Przeważały jednak zawodowe tancerki, fordanserki i początkujące prostytutki. Zagraniczne biura rekrutacyjne przeprowadzały bardzo rygorystyczną selekcję i dokładne badania lekarskie, ażeby „towar" był w pierwszorzędnym gatunku.

Na wyspie bawiono się wesoło. Starsi panowie w stroju Adama musieli sami upolować sobie dorodne łanie w strojach Ewy. Te gonitwy na plażach nie trwały długo. Kiedy łanie zauważały u myśliwych zadyszkę, dawały się łatwo schwytać.

Gniazdka rozpusty urządzone były z przepychem. Na podłogach kosztowne dywany i skóry białych niedźwiedzi. Luksusowe tapczany. Dyskretna i zmysłowa muzyka. Barki dobrze zaopatrzone, napoje alkoholowe najwyższej jakości, z importu.

W jednym transporcie przywożono osiemnaście kociaków. Turnus trwał dwa tygodnie, potem następowała wymiana żywego towaru. Każda dziewczyna dostawała co najmniej pięć tysięcy bolivarów, wikt opierunek. Była też zobowiązana do dyskrecji. Transport odbywał się na koszt klientów, a ściślej mówiąc, wszystko odbywało się na koszt skarbu państwa.

Oficerów obowiązywała tajemnica wojskowa, której przestrzegali. Dopiero po obaleniu dyktatora, rozwiązały się języki i cały ten proceder został ujawniony. Takie sprawy nie wywołują jednak oburzenia tamtej-szego społeczeństwa, jedynie żony oficerów poczuły się urażone niedocenianiem przez mężów ich wdzięków i urody.

241

Page 242: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Sam Perez Jimenez nie był typem hulaki. Zapewne aprobował ten „pomost przyjaźni" dla zapewnienia sobie przychylności kadry oficers-kiej, której zawdzięczał przecież swoje stanowisko prezydenta kraju.

Moje podróże

TABUNY Z APURE

W niedzielę wybrałem się z Margaritą na konną przejażdżkę po sawannie. W drodze napotkaliśmy trzy tabuny dzikich koni. Nie trzeba być nawet miłośnikiem zwierząt, żeby zachwycać się końmi na wolności. Tabuny liczyły od dziesięciu do dwudziestu zwierząt. Ilość klaczy zależy od siły i temperamentu ogiera, którego można było poznać już z daleka. Bardziej urodziwy, z grzywą opadającą na oczy, z ogonem do ziemi. Zawsze osłaniający stado od strony grożącego niebezpieczeństwa. Niebezpieczeństwem mógł być llanero na koniu, jaguar czy samochód. Ogier zatrzymywał się, zwodził, szczerzył zęby, udawał że atakuje, a wszystko po to, żeby klacze i źrebaki mogły oddalić się w bezpieczne miejsce. Chód tych zwierząt był lekki, a bieg podobny do biegu jeleni, jakże inne są konie oswojone w porównaniu z żyjącymi na wolności.

Margarita dostarczyła mi sporo wiadomości dotyczących praw panujących w tabunach. Może ogiery wiedziały coś o degeneracji rasy powodowanej krzyżowaniem się członków tej samej rodziny, dość, że dwuletnie potomstwo, bez względu na płeć, wypędzane jest przez ogiery ze stad. Młode klacze błądzą po sawannie, aż w końcu, zwykle po kilku dniach, zostają włączone do tabunu innego ogiera. Czasami jeżeli klacz jest piękna, dochodzi do zażartej walki między ogierami. W przeciwieństwie do knurów czy buhajów, ogier nie pokrywa własnej córki. Wypędzane młode ogiery chwytane są przez llaneros celem ujeżdżenia i użycia do pracy przy selekcji i znakowaniu bydła. Najuro-dziwsze okazy, zazwyczaj te, które nie dają się łatwo złapać na lasso, zostają na sawannie i tworzą własne tabuny.

- Nie wszystko jest dla mnie jasne - indagowałem dalej Margaritę. -Widzi się czasami llaneros dosiadających klacze. Widocznie niektóre z nich nie zostają włączone do tabunów.

- Najczęściej są to klacze bezpłodne - odpowiedziała dziewczyna. -

242

Page 243: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Llanero ma dobre oko i potrafi odróżnić, która klacz nie ma źrebaków. Łapie ją na lasso i ujeżdża tak samo jak ogiery. Zdarza się też, że klacze brane są do pracy, jeżeli ich właściciele posiadają za mało ogierów.

- Powiedz mi, jaka jest przyczyna kastrowania ogierów używanych do konnej jazdy?

- Nie wiesz? Każdy samiec po tym zabiegu staje się spokojniejszy i bardziej posłuszny, nie gryzie i nie kopie. Spróbuj pojeździć na ogierze. Prędko odechciałoby ci się takiego wierzchowca.

- A dlaczego ogier wypędza ze stada swoich dorosłych synów? - Też pytanie. Już trzyletni synowie zaczęliby dobierać się do haremu

ojca, respektując jedynie klacz matkę. Podczas spaceru nie strzelałem do dzikich kaczek. Mieliśmy w domu

mięsa pod dostatkiem. W drodze powrotnej natknęliśmy się jednak na coś godnego uwagi, na pancerniki. Margarita zeskoczyła błyskawicznie z konia i złapała rękami dwie młode sztuki. Zawieźliśmy je żywe do domu. Mięso pancernika ma delikatny, swoisty smak i jest bardzo poszukiwane przez tutejszych llaneros.

W blaskach zachodzącego słońca dojeżdżaliśmy do miasta. Mantecal należy do tych miasteczek, które nie mogą obyć się bez bram. Wymaga tego konieczność. Gdyby nie bramy i ogrodzenia z płotów, mieszkańcy Mantecal musieliby wysłuchiwać porykiwania krów, przeraźliwych odgłosów wydawanych przez osły, rżenia koni. Musieliby sprzątać odchody tych zwierząt i oglądać walki między ogierami czy buhajami. Z tych wszystkich powodów miasteczka położone na sawannie posiadają bramy, zamykanie których na noc przestrzegane jest skrupulanie przez mieszkańców.

Moje podróże

ZWIEDZANIE LEPROZORIUM W CABO BLANCO

Formalności związane z naszym przeniesieniem z Guariquen do Piritu trwały kilka dni. Postanowiłem wykorzystać jeden dzień na pogłębienie moich wiadomości dotyczących trądu, jednostki chorobowej mało znanej w Europie. Można to było naskuteczniej osiągnąć odwiedzając rodaków pracujących w kolonii dla trędowatych w Cabo Blanco.

Posłałem żonę do matki naszych kolegów Stosiów w celu obejrzenia ich wytwórni wódek. Sam zaś wynająłem taksówkę, udając się do

243

Page 244: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

leprozorium umiejscowionego nad Morzem Karaibskim, w odległości trzydziestu kilometrów od Caracas.

Gdzie to nie ma naszych rodaków ! Naczelny chirurg nazywał się Sobczak, farmaceutą leprozorium był magister Malinowski, a jednym z dermatologów pani Epstein.

Po zakładzie oprowadzał mnie mgr Malinowski. Pozostali rodacy byli w tym czasie nieobecni, załatwiali jakieś sprawy w Ministerstwie Zdrowia. Chodziliśmy od pawilonu do pawilonu oglądając ciekawsze przypadki. Widok tych ludzi był naprawdę wstrząsający. Niektórzy mieli twarze guzowate zwane po łacinie facies leontina (lwia twarz). U innych widziało się okropne zniekształcenia nosa wskutek zniszczenia chrząstek i kości. Często trąd atakuje narząd wzroku, wywołując ślepotę. Kikuty wielu chorych pozbawione były częściowo lub całkowicie palców rąk i stóp. Niesamowity wygląd mieli ci pacjenci, u których zaatakowany był nerw twarzowy. Na skutek porażenia nerwu, twarze tych ludzi przybierały ironiczny, maskowaty wyraz, tak jakby kpili sobie ze wszystkiego.

Postacie chorobowe, o których istnieniu dotychczas nie wiedziałem, to trąd płuc, trudny do odróżnienia od gruźlicy i trąd z wyglądu podobny do szkarlatyny, przebiegający z wysoką gorączką i kończący się zazwyczaj rychłą śmiercią.

Choroba Hansena gnębi nie tylko ciała, ale i dusze. Wyrywa człowieka z jego środowiska, odcina od rodziny, izoluje od społeczeńs-twa. W istocie rzeczy trąd jest chorobą znacznie mniej zaraźliwą i groźną niż gruźlica. Udziela się trudno, a ilość zgonów w skali światowej jest stosunkowo mała. Prątki trądu i gruźlicy są do siebie podobne i barwią się w rozmazach tą samą metodą. Występują jednak w innych skupiskach. Pałeczki trądu w pakietach podobnych do cygar ułożonych w pudełkach, a pałeczki gruźlicy bezładnie, z dala od siebie.

W ostatnich latach istnieje tendencja do leczenia trądu nie tylko w zakładach zamkniętych, jak dotychczas, ale także i w lecznictwie otwartym. Chorzy, nie obawiając się odosobnienia, są mniej skłonni do ukrywania swojej choroby. Jednak w lecznictwie otwartym mogą być leczeni tylko chorzy nie rozsiewający prątków.

Trąd leczono dawniej olejem uśpianowym. Obecnie stosuje się przetwory sulfonowe: Prominę, Diasone i DDS, a także środki przeciw-gruźliczne: Streptomycynę, Izoniazyd i Rifampicynę.

Kolonia Cabo Blanco powstała z inicjatywy doktora Martina Vegasa, jednego z pierwszych lekarzy wenezuelskich posiadających specjalizację z dermatologii. Leprozorium składa się z kilkunastu pawilonów dla

244

Page 245: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

chorych i z budynków zajmowanych przez personel służby zdrowia. Wybór miejsca na kolonię okazał się niefortunny. Z jednej i drugiej strony mieszczą się tam luksusowe kąpieliska, a w pobliżu wybudowa-no duże lotnisko La Maiquetia, na którym lądują niemal wszystkie samoloty przylatujące do Wenezueli zza granicy.

Magister Malinowski zadowolony był ze swojej pracy. Uważał, że prawdopodobieństwo zarażenia się jest prawie żadne, zarobki zaś wysokie. Warto tu dodać, że trąd występuje głównie w krajach tropikalnych i zależy, jak się wydaje, od braku genetycznie uwarun-kowanej odporności wrodzonej na tę chorobę.

EGZOTYCZNA ARUBA

Dawna kolonia holenderska, wyspa leżąca u wybrzeży Wenezueli w pobliżu miasta Córo. Hiszpanie nazwali ją „lsla Inutil" - wyspą bezużyteczną. Jakże się mylili. Mimo całkowitego braku słodkiej wody i upraw rolnych, Arubajczycy żyją sobie całkiem nieźle i są weseli, skłonni do zabaw.

Podstawę gospodarki Aruby stanowi turystyka. Wyspa ma 190 km2 powierzchni i około 70 tys. mieszkańców, głównie Murzynów i Mula-tów. Stolica - port Oranjestad. Aruba posiada jedne z największych na świecie destylarnii wody morskiej.

Dorosły Arubajczyk zna cztery języki: papiamento, hiszpański, an-gielski i holenderski. Papiamento to język urzędowy używany przez prasę, radio i miejscową ludność na co dzień. Jest to zniekształcony hiszpański z domieszką holenderskiego i angielskiego. Hiszpańskie słowo vida (życie) zniekształcono po arubiańsku na bida, aqui (tutaj) na aki, junto (razem) na hunto, valor (odwaga) na balor itd. W niższych klasach szkoły podstawowej naucza się dzieci mówić w języku papia-mento i po hiszpańsku, a w wyższych po angielsku i holendersku. Po hiszpańsku mówi się najwięcej na targowiskach, ponieważ nieomal całą żywność importuje się codziennie na łodziach z Wenezueli. Na targu widzi się wenezuelski drób, fasolę, kukurydzę, papaje, pomarańcze, aguacates, mangos, jocotes, banany, platany, cherimoyas itp. Język angielski potrzebny jest wyspiarzom do kontaktów z turystami z USA, Kanady i Anglii, a holenderski z tytułu formalnej przynależności do holenderskiego Commonwealth'u. Przynależność ta jest czysto

245

Page 246: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

symboliczna, ponieważ Aruba jest zdana na własne siły, nie dostaje żadnych pieniędzy ani żadnej innej pomocy ekonomicznej z Holandii.

Floren arubański (1.77 za dolara USA) nie cieszy się specjalnym uznaniem na giełdach światowych, a nawet nie jest przyjmowany na siostrzanej wyspie Curacao. W związku z tym wszystkie poważniejsze transakcje na Arubie załatwiane są przy użyciu dolarów USA.

Aruba to wyspa płaska, jałowa, kamienista. Gdzieniegdzie widzi się kaktusy, kilka palm kokosowych, małe stadka kóz i wspaniałe plaże. Jedna z najładniejszych plaż nazywa się Palm Beach. Ciągnie się na przestrzeni 15 kilometrów. Piasek białawy i czysty, woda cieplutka, szmaragdowa, przejrzysta. Odległe rafy koralowe zapobiegają pod-pływaniu rekinów w pobliże brzegu. Na plażach panuje całkowita swoboda w rozbieraniu się, w przeciwieństwie do plaż publicznych na angielskich czy amerykańskich wyspach, gdzie wymagane są stroje kąpielowe.

Stolica Oranjestad to miasto zadbane i schludne. Przeważają duże ładne domy w stylu holenderskim. W małych sklepikach można kupić różne pamiątki, między innymi tanie wyroby artystyczne z drewna, importowane z Haiti.

Gorzka bywa cena wolności. Od roku 1984 Arubajczycy mają własną flagę narodową i całkowitą swobodę w decydowaniu o sprawach wewnętrznych dotyczących wyspy, ale takie odłączenie się od reszty Antyli Holenderskich nie wyszło im na dobre. Podobnie jak na wyzwolonej od Anglików Jamajce, stopa życiowa na Arubie znacznie się obniżyła. Roczny dochód narodowy na jednego mieszkańca wynosi obecnie 6.000 dolarów, podczas kiedy na sąsiedniej Curacao aż 9.600. Holendrzy przenieśli swoją rafinerię ropy naftowej z Aruby na Curacao, co spowodowało utratę pracy dla wielu ludzi. Brak umiejętności w samodzielnym rządzeniu się spowodował, między innymi, stałe awarie elektrowni w Oranjestad. Ludność wyspy nie jest w stanie udźwignąć problematyki zagadnień kontaktów międzynarodowych i obronności kraju, w związku z czym urzęduje tam jeszcze gubernator Tromp wyznaczony przez holenderską królowę. Rola gubernatora jest wprawdzie czysto reprezentacyjna, ale sama jego obecność świadczy o pewnej ułomności tej niepodległości. Holandia przestała opiekować się Arubą i nie inwestuje tam swoich kapitałów. Także turyści z Holandii wolą teraz odwiedzać inne wyspy na Antylach.

246

Page 247: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

DAWNE NAZWY KRAKOWA

Nie można pisać historii narodu, państwa czy miasta, jeżeli będziemy usuwać z niej wszystko, co nam jest niemiłe. A tak, niestety, dzieje się od wieków u nas. Podoba nam się katolicka odmiana chrześcijaństwa, a więc wymazujemy z naszej historii Prohora i Prokulfa - biskupów obrządku słowiańskiego, tylko dlatego, że byli oni poprzednikami biskupów katolickich w Krakowie. To samo dotyczy pierwszych chrześcijan na naszych ziemiach - arian z IV wieku.

Nie godzi się tak postępować, tym bardziej, że obrządek słowiański czy arianizm trwały u nas przez krótki okres czasu, a katolicyzm utrzymuje się w Polsce już od tysiąca lat. Nieważne jest, kto był pierwszy. Ważne jest, kto był dłużej.

Kraków przechodził różne metamorfozy etniczne i religijne, co pociągało za sobą często i zmianę nazwy miasta. Ludzie zamieszkiwali ziemię krakowską począwszy od paleolitu. Archeolodzy odkrywali na terenie miasta zabytki z czasów mezolitu, neolitu, epoki brązu i żelaza. Pierwsza nazwa Krakowa, udokumentowana przez geografów i histo-ryków starożytnych (Strabon, Ptolemeusz, Pliniusz Starszy, Tacyt), to Carrodunum. Jest to nazwa celtycka pochodząca z okresu lateńskiego, okresu największej potęgi tego ludu. Carrodunum zamieszkałe było w tym czasie przez Bojów. A kraj, do którego miasto należało, zwał się Bohemią. Nazwa Carrodunum składa się z dwóch członów: carrus i dunum. Pierwszy człon oznacza w językach celtyckich wóz bojowy, a drugi fortecę. Forteca wozów bojowych była zapewne zlokalizowana na wzgórzu wawelskim.

Po Bojach władza nad Krakowem przeszła w ręce plemion swews-kich: Kwadów i Markomanów, połączonych i przemieszanych z celtyc-kimi Lugiami i Bojami. Ten nowy związek wieloetniczny, zwany państwem Marboda, nie miał długiego żywota. Jego stolica (późniejszy Kraków) została nazwana Marbodunum (Marbodun). Król Marbod był wielbicielem i naśladowcą Rzymian. Przypisuje się Marbodowi założenie krakowskiego rynku, używanego pierwotnie jako plac ćwiczeń wojskowych. Jego wymiary są zgodne ze zwyczajowymi parametrami rzymskimi. Sama nazwa Marbodunum, podobnie jak Carrodunum, jest pochodzenia celtyckiego, a oznacza, jak łatwo się domyśleć, fortecę Marboda. W puli genetycznej narodu markomańskiego więcej było genów celtyckich niż germańskich. Mieszanie się tych dwóch grup narodowościowych na terytoriach dzisiejszych Czech, Moraw, Francji, Włoch, Niemiec, Polski czy Ukrainy było w owym czasie zjawiskiem nagminnym.

247

Page 248: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Państwo Marboda zostało zdobyte przez Arminiusza, słynnego pogromcę trzech legionów rzymskich w Lesie Teutoburskim. W roku 19 ne Marbod uciekł do Italii i osiedlił się w Rawennie, gdzie zmarł w 41 ym. Nazwa miasta Marbodunum mogła utrzymać się najdłużej do roku 178, kiedy to w wojnach markomańskich Rzymianie rozbili ostatecznie swoich przeciwników.

Nową nazwę Krakowa - Arheim - należy kojarzyć z zajęciem miasta przez Gotów i ustanowieniem w nim stolicy swojego potężnego państwa, sięgającego od Odry do Donu. Państwo to doszło do największej świetności w IV wieku, za czasów króla Hermanryka. Około roku 376, w starciu z Hunami, państwo Hermanryka przestało istnieć. Część Gotów stała się wasalami Hunów, a część przeniosła się do zachodniej Europy. Nazwa Arheim składa się także z dwóch członów: ar i heim. Ar oznacza wodę, a heim miejsce. Arheim - miejsce nad wodą.

Kolejnymi, nowymi panami Krakowa są zeslawizowani sarmaccy Chorwaci, sojusznicy Hunów. Arheim zostaje przemianowane na Hrwat (Horwat) i staje się stolicą Wielkiej Chorwcji, obejmującej swym zasięgiem nasze ziemie południowe, dorzecze Dniestru, Czechy, Mo-rawy, Słowację. Ich północnymi sąsiadami są sarmaccy Serbowie, między innymi Zachlumianie, o których Konstantyn Porfirogeneta (913-959) mówi, że byli jednym z nadadriatyckich plemion serbskich wywodzących się ,,od niechrzczeńców, mieszkających nad rzeką Wisłą, nazywającą się Ditzike". Ta ostatnia nazwa została nadana Wiśle przez Chorwatów i Serbów, zasiedlających okolice górnej i środkowej części tej rzeki (między innymi). Z tej to Ditzike-Litzike pochodzi praw-dopodobnie zagadkowa nazwa mieszkańców naszych ziem - Licikawi-ci...

Jak zauważa Lewicki, szereg geograficznych dzieł arabsko-perskich z X-XII wieku, opartych na pracach dawniejszych, wymienia jako jedyny ówcześnie znany Arabom handlowy ośrodek słowiański , miasto Hrwat, należące do Świętopełka morawskiego. Należy tu dodać, że na mapach arabskich naszych ziem do czasów Mieszka, znajdowaliśmy się w strefie wpływów kalifatu bagdadzkiego. Wynikało to zapewne stąd, że w VII i VIII wieku Awarowie rządzący środkową Europą podlegali Chazarom, ci zaś przyjęli około roku 737 islam, uzależniając się od Bagdadu. Udział wielu plemion środkowo i wschodnioeuropejskich (w tym także i Sasów, których al Masudi nazywa Słowianami) w walkach przeciw Karolowi Wielkiemu w Hiszpanii, w obronie Saragossy, potwierdzałby ich okresową zależność od Bagdadu.

Ibrahim ibn Jakub pisząc o Krakowie nazywa to miasto Karako.

248

Page 249: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

W języku gockim kruk to krak, a w chorwackim krok. Wśród wikingów skandynawskich imię Krak było dość pospolite. Nie jest więc sprawą całkowicie jasną pochodzenie nazwy Krakowa. Krak uważany jest u nas powszechnie za księcia chorwackiego, od którego imienia wywodzi się nazwa miasta. Potomstwo Kraka-Kroka to trzy córki: Tetka, Kazi i Lubusza. Ta ostatnia miała być założycielką Pragi i matką czeskiej dynastii Przemyślidów. Syn Kraka - Lech i córka Wanda wydają się być wymysłem literackim mistrza Kadłubka.

O POCHODZENIU NIEKTÓRYCH NAZWISK

Nasze ziemie wchodziły w skład kolejnych chanatów Uldisa, Ruasa, Attyli, potem były zachodnią prowincją Wielkiej Bułgarii pod nazwą Kujaba i wreszcie częścią kaganatu awarskiego. W tym to czasie zapanował wśród Słowian język protobułgarski. Nic tedy dziwnego, że nasze nazwiska mają często bułgarski lub sarmacki rodowód.

I tak, nazwisko Asłanowicz, znane szczególnie na Podlasiu, wywodzi się z bułgarskiego słowa asłan oznaczającego orła. Nazwiska Bator, Badur, Batory, Bohaterowicz wywodzą się z protobułgarskiego boha-dur czyli od słowa bohater. Kuberczyk i nazwiska pokrewne pochodzą od imienia Kuber, popularnego wśród koczowników. Jeden z pięciu synów chana Kubrata (Kurta), ostatniego chana Wielkiej Bułgarii, nazywał się także Kuber, Osiedlił on swoją ordę w dzisiejszej Rumunii w końcu VII wieku.

Nazwisko Warski wywodzi się od sarmackiego imienia Wars. To samo można powiedzieć o czeskich Wrszowcach, rodowi ubiegającemu się o władzę w Czechach na przełomie X i XI wieku. Imię Wars było ulubionym imieniem sarmackiego rodu mazowieckich Rawiczów, właś-cicieli terenów, na których w XIII wieku wybudowano wieś Warszowę, rozbudowaną później w duże miasto, Warszawę, stolicę Polski. Jeszcze starszą częścią dzisiejszej Warszawy są dzielnice Stare Bródno i Solec. Ich budowa datowana jest na X wiek. Dociekliwym należałoby wyjaśnić, że Sarmaci z tej części Polski nazywali się Zachlumianami. Zostali oni z czasem zasymilowani przez Polan.

Nazwisko Sawicki wywodzi się z imienia Sawa, bardzo popularnego imienia męskiego wśród Słowian. Imię to jest także pochodzenia sarmackiego, a ściślej zachlumiańskiego czyli serbskiego. Św. Sawa był pierwszym serbskim arcybiskupem. Sawa Caliński to jeden z najwybit-

249

Page 250: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

niejszych dowódców partyzanckich konfederacji barskiej. Zył w XVIII wieku.

Jak z powyższego wynika, Wars nie mógł pojąć za żonę Sawę, ponieważ Sawa jest imieniem wyłącznie męskim.

Nazwisko Jordan, Jordanowicz, jordanów i imię żeńskie Jordanka wywodzą się z bułgarskiego imienia Jordan. Rozpowszechniło się ono w całej Słowiańszczyźnie. Było ulubionym imieniem księży obrządku słowiańskiego kształconych w ośrodku presławskim w IX i X wieku. Z tego to ośrodka pochodził prawdopodobnie nasz biskup Jordan, zwany biskupem poznańskim w odróżnieniu od późniejszych biskupów obrządku rzymskiego z diecezji gnieźnieńskiej, założonej dopiero w 1000 roku. Nie mogło być zresztą inaczej, ponieważ król czeski, Bolesław I Okrutny, nie dopuszczał innych księży na terytorium swego państwa, jak tylko księży obrządku słowiańskiego,- a wiemy przecież, że Jordan przybył do Polski z Czech jeszcze za jego życia.

SERBOWIE I CHORWACI

Metodologia naszych badań historycznych dotyczących wczesnego średniowiecza pozostawia wiele do życzenia. Jej podstawową wadą jest unikanie tematów zasadniczych, podstawowych, między innymi przemilczanie pochodzenia poszczególnych plemion słowiańskich. Słowiańszczyzna to nie monolit etniczny, składa się przecież z wielu różnych narodów połączonych wspólnym językiem. Dlaczego ukrywamy pochodzenie plemion słowiańskich w Tracji VI wieku? Dowiadujemy się o ich rodowodzie ze źródeł pośrednich, od Prokopa z Cezarei, który nazywał tamtejszych Słowian - trackimi Gotami. Znamy nawet niektóre ich nazwy plemienne: Drugowici, Siewiercy, plemię Siedmiu Rodów. Rzecz jasna, że Drugowici to przybyli z północy Dregowicze, a Siewiercy to Siewierzanie. Czy nie moglibyśmy tego dowiedzieć się z naszych podręczników historii?

Pisząc o Serbach i Chorwatach, zapominamy zazwyczaj wspomnieć o ich dawnej praojczyźnie znad Donu, zapominamy także o ich sarmackim (alańskim) pochodzeniu. Na szczęście prof. Tadeusz Sulimirski nie uznał tego tematu za narodowe tabu i przekazał nam cenne informacje o obu tych narodach.

Historia Serbów i Chorwatów związana jest z naszym krajem. Po opuszczeniu dońskich stepów i przyłączeniu się do armii inwazyjnej

250

Page 251: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Hunów w IV wieku, Serbowie zostali przeznaczeni, razem z Chor-watami, do okupowania terytoriów germańskich środkowej, zachodniej i północnej Europy. Scytyjscy Massageci (Bałtowie) także przyszli razem z Hunami. Początkowo zamieszkali w dorzeczu Prypeci i nad Oką. W VI wieku zajęli Prusy Wschodnie i Zachodnie, Mazowsze, Podlasie, Litwę i Łotwę. Chorwaci usadowili się w zachodniej Ukrainie, w południowej Polsce, w Czechosłowacji i części Niemiec. Serbowie zaś zajęli dorzecze środkowej Wisły (Zachlumianie), Kujawy, Wielkopolskę, NRD, Danię, a przez krótki okres czasu także Półwysep Skandynawski i RFN. Mowat twierdzi, że gdyby nie Sarmaci (zwani także od jednego z plemion Asami, Alanami, a przez Chińczyków Antami) nie zaistnieliby skandynawscy wikingowie, zemsta rodowa wśród Germanów i ich arystokracja

Dlaczego protobułgarscy Hunowie wybrali Sarmatów do okupowania terytoriów germańskich? Wpłynęło na to wiele przyczyn. Pierwszą z nich była lojalność i wierność Sarmatów wobec Hunów, drugą -głęboki antagonizm Sarmatów w stosunku do Germanów. Należałoby tutaj przypomnieć takie wydarzenia z przeszłości jak: wypieranie Sarmatów przez Gotów z terenów nadczarnomorskich w III wieku, udział Sarmatów w zdobywaniu Arheim - stolicy Gotów, przy którym kawaleria Sarmatów odegrała ważną rolę, a także bitwę między Sarmatami i Germanami w końcu IV wieku (w okolicach górnej Wisły), po której gocki książę Winitar zarządził egzekucję księcia Alanów -Booza i jego 70 przywódców plemiennych. Hunowie ujęli się za swoimi wiernymi wasalami i ukarali Gotów, a Sarmatom nadali w zarząd olbrzymie terytoria. Takim to sposobem Serbowie znaleźli się w środkowej, a Chorwaci w południowej Polsce.

O pobycie Sarmatów na naszych i sąsiednich ziemiach świadczą między innymi chorwackie nazwy miejscowości: Chocim k.Turka, Cho-cimsk k.Homla, Chocin k.Równego, Chotyn nad Słuczem, Chotyn k.Dubna, Choteń k.Ostroga, Hotiń nad Dniestrem, Chotynicze k.Pińska, Chotomel k.Pińska, Chocin k.Kołusza, Choceń k.Włocławka, Choczeń k.Sierpca, Chotum k.Ciechanowa, Chotynia k.Garwolina, Chotynin k.Wielunia, Chocimów k.Opatowa, Chociny k.Limanowej, Chotin k.Hradca, Chotoun k.Czeskiego Brodu, Kotten k.Tergau, Kothen k.Fuldy, Kotzen k.Brandemburga. Wszystkie te nazwy wywodzą się od sarmackiego słowa Chocim - oznaczającego szaniec, obwarowanie.

Nie brak też nazw pozostawionych u nas przez Serbów: Sarbsko, Sarbinowo, Zorbanów, Serbów, Serby, Sarbino, Sarbinówka, Sarbia, Sarbiewo, Sarbicko, Sarbice, Serbskie Huby, Szapsk, Sorbin, Sarbków, Sarbka (rzeka) itp.

251

Page 252: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Informacji z okresu największej chwały oręża plemion sarmackich historia nam nie przekazała. WV i VI wieku utożsamiano ich zbyt często z Hunami. Archeolodzy nie są w stanie odróżnić groby sarmackie od huńskich. Czasami tylko jakieś lusterko z brązu lub metalowe łuski zbroi pozwalają stwierdzić, że chodzi tutaj o grób Sarmaty. Hunowie bowiem nie uznawali ciężkiej zbroi ani przyglądania się w lustrach.

Historycznie rzecz rozpatrując, pierwszym znanym księciem ze-słowiańszczonych Sarmatów był Booz, drugim zaś Derwan żyjący za czasów Samona. Przyłączył on swoje ziemie (między Odrą a Soławą, a może i Wielkopolskę) do pierwszego państwa Słowian.

Do plemion serbskich, znanych z imienia w Vlll-X wieku, należeli: Głomacze, Milczanie, Czerwiszcze, Sprewianie, Lubuszanie, Niżanie, Mogilanie, Susłowie, Chudzicy, Niżycy, Koledzicy, Życicy, Nielecicy, a może i Licikawici. Nie ulega też wątpliwości, że Drzewianie zza Łaby, w których należy widzieć zesłowiańszczonych Drewlan czyli Wizygotów, byli rządzeni przez Sarmatów, tak samo jak i Wieleci oraz Obodryci. U Wieletów substrat etniczny stanowili Wende-Wenedowie, a u Obodrytów prawdopodobnie zesłowiańszczeni Sasi (Al Masudi).

Za Karola Wielkiego u Głomaczów rządził książę Siemil. Inne znane imię księcia serbskiego to Miłoduch - „król potężny, który panował w Serbach". Rex Koledziców, padły w roku 839 w walce z cesarzem Ludwikiem Pobożnym, nazywał się Siemysł. Był też u Serbów książę Tęgło i Czyścibór.

Do plemion obodryckich należeli: Wagrowie, Warnowie, Połabianie, Smolińcy, Brzeżanie, Linianie. Ich książęta to między innymi: Wican, Dróżko, Sławomir, Czedrog, Gostomysł, Dobomyśl, Stojgniew, Nakon, Mściwoj, Żelibor, Mścislaw, Utoń, Mścigróg, Onodrog, Uto, Gotszalk, Budziwoj, Blus, Kruto. Władzę u Obodrytów mogli sprawować przez pewien okres czasu Obrowie, wskazywałyby na to niektóre imiona książąt.

Powolny exodus Sarmatów do ich trzeciej z kolei ojczyzny nad Adriatykiem rozpoczął się za czasów cesarza Herakliusza i chana Wielkiej Bułgarii, Kubrata. Ten ostatni, patrycjusz Bizancjum i przyjaciel Herakliusza, był zapewne autorem pomysłu przeniesienia zaufanych Sarmatów w pobliże cesarstwa wschodniego, celem stworzenia nowego państwa buforowego dla obrony Bizancjum przed Awarami, a także dla zabezpieczenia powodzenia bułgarskiej inwazji Tracji, dokonanej w czasie późniejszym przez jego syna Asparucha.

Nie wszyscy Sarmaci przenieśli się do nowej ojczyzny. Wielu pozostało na dawnych terytoriach, broniąc Słowiańszczyznę przed atakami Niemców. Exodus dotyczył zapewne tylko Sarmatów wypiera-

252

Page 253: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

nych przez rosnące w potęgę państwo frankońskie. Wielu Sarmatów pozostało wśród Obodrytów, Wieletów, w Serbii łużyckiej i na naszych ziemiach. Wielu też odgrywało jeszcze przez cale wieki znaczną rolę na terenie dzisiejszej Czechosłowacji. Pule genetyczne wszystkich narodów słowiańskich zawierają sporą ilość genów sarmackich. Tak samo, ale w znacznie mniejszym stopniu, wzbogacili oni pule genetyczne Francuzów, Niemców, Włochów, Rumunów, Węgrów, Hiszpanów, Portugalczyków, Anglików, Skandynawów, Austriaków, jedynie w Jugosławii i na Kaukazie zachowali do pewnego stopnia swoją tożsamość etniczną. Wiele herbów polskich wywodzi się z rodów sarmackich: Doliwa, Roch, Mora itp. Mimo iż do władzy na naszych ziemiach w X wieku doszła rodzima dynastia Piastów, tutejsi Sarmaci pozostali, stali się też Polanami, tak samo jak i wielu scytyjskich Massagetów (Bałtów), z których pewne rody weszły nawet w posiadanie wielkich majątków. Do tych ostatnich należeli Radziwiłłowie, Sapiehowie, Ogińscy, Daukszowie i inni.

Sarmaci posiadali niezawodny sposób na zbratanie się z miejscową ludnością. Osiągali to poprzez prawo pierwszej nocy. Poznając intymnie pannę młodą, władyka, żupan czy książę stawał się jakby jej krewniakiem, czasami zaś rzeczywistym ojcem pierwszego dziecka młodej pary. Zwyczaj nakazywał Sarmacie podarować swoim pod-opiecznym krowę, konia czy kilka baranów, co ułatwiało małżeństwu lepsze gospodarowanie na swoim.

Z historii naszych ziem

SMOK WAWELSKI

Nasz znakomity historyk, prof. R. Jamka, opierając się na pracach Bizantyjczyka Teofilakta Simmokatty i na pewnych wypowiedziach mistrza Kadłubka, skłonny jest utożsamiać awarską załogę strażnicy wawelskiej z legendarnym smokiem. Jest to hipoteza bardzo inte-resująca.

Przypomnijmy panoramę polityczną owych czasów. W końcu VI wieku wodzem Awarów zostaje chagan Bajan. Umacnia on władzę Awarów w Europie Środkowej i podejmuje liczne wyprawy przeciw Europie Zachodniej. Centrum imperium znajdowało się w Panonii.

253

Page 254: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Państwo frankońskie atakowane byfo przez Awarów i Słowian od strony Połabia. Słowianie zamieszkujący terytoria między Karpatami a Bałtykiem pozostawali w zależności od awarskich Hunów. Awarowie osadzili na wawelskim wzgórzu silną załogę zmuszającą miejscową ludność do takich świadczeń jak: dostarczanie rekruta i młodych kobiet, zaopatrywanie załogi w żywność, dostarczanie siana, bydła i robotników. Eksploatacja gospodarcza i surowy reżim utrzymywany przez awarską załogę, był trudny do zniesienia, toteż Krak i jego zwolennicy wycinają w pień obsadę strażnicy lub, co jest bardziej prawdopodobne, likwidują gnębicieli przy pomocy zatrutej baraniny. Przypuszcza się, że Krak był podczaszym lub kucharzem na dworze awarskiego chagana. Z biegiem czasu wyobraźnia ludowa utożsamiła załogę strażnicy lub jej wodza, okrutnego tyrana, ze smokiem.

Hipoteza prof. Jamki jest dość przekonywująca, z wyjątkiem jednego szczegółu, nie mającego zresztą istotnego znaczenia. Profesor datuje przypuszczalną likwidację załogi awarskiej na czas zbliżony do roku 623, to znaczy na czas wybuchu słowiańskiego powstania na Morawach, dowodzonego przez frankijskiego kupca Samona.

Dynastia Przemyślidów czeskich została założona na początku IX wieku w wyniku związku małżeńskiego córki Kraka, Lubuszy, z Przemy-sławem Oraczem. Te i inne fakty każą datować działalność Kraka na koniec VIII wieku, na okres walk Bułgarów i Franków z Awarami. Wydaje się, że Krak wystąpił jako sojusznik bułgarskiego chana Kruma i Karola Wielkiego. Awarowie przegrali tę wojnę i znikli ostatecznie z areny dziejowej środkowej Europy.

Trudno uważać Kraka za założyciela Krakowa. Miasto to istniało już przeszło tysiąc lat wcześniej. Jego poprzednie nazwy to: Carrodunum, Marbodunum, Arheim i Hrwat. Od czasów Kraka zmieniła się nazwa miasta po raz piąty, był to jakby pośmiertny hołd złożony przez Białych Chorwatów swojemu przywódcy.

PULA GENETYCZNA NARODU POLSKIEGO

Nie znam narodu, który mógłby poszczycić się tak wspaniałym coctailem etnicznym jak Polacy. Nauki historyczne, archeologia, etno-logia, filologia i antropologia pozwalają nam z grubsza określić w pro-

254

Page 255: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

centach pochodzenie genów naszego narodu. Poniższe dane liczbowe będą z pewnością dużym zaskoczeniem dla historyków dyspozycyjnych i ich uczniów.

50% genów w puli genetycznej narodu polskiego pochodzi od ludów gockich (Ostrogoci, Asdingowie, Silingowie, Burgundowie, Wizygoci, Gepidzi i inni). Ludem przodującym w tej grupie narodów byli swego czasu Ostrogoci, zwani dzisiaj Polakami. Stąd też w Polsce jest tylu nordyków i subnordyków.

20% genów polskich pochodzi od Sarmatów (Chorwaci, Serbowie, Slowińcy, Zachlumianie i inni) określanych także nazwą Alanów lub Asów. Sarmaci stanowili w naszym kraju warstwę społeczną uprzywile-jowaną, z której wywodziła się większość szlachty i magnaterii.

10% genów polskich pochodzi od plemion huńskich (Bułgarzy, Węgrzy, Awarowie i inni). Podbili oni w IV wieku państwo Ostro-gotów, a w V wieku chan chanów. Attyla, podbił nieomal całą Europę i spowodował upadek cesarstwa rzymskiego. Polskie słowo pan wywodzi się od huńskiego żu-pana. Bułgarscy Hunowie narzucili swój język narodom środkowej i wschodniej Europy i włączyli je do swojej federaji. Ludy te nazwano Słowianami.

8% genów polskich pochodzi od plemion celtyckich (Lugiowie, Bojowie, Wenedowie i inni), przebywających na naszych ziemiach przed inwazją ludów gockich. Część z nich została wchłonięta przez pulę genetyczną przybyszów ze Skandynawii.

7% genów polskich pochodzi od plemion scytyjskich (Jaćwingowie, Mazowszanie, Litwini, Mazurzy i inni). Przybyli oni do Polski razem z armią huńską w IV wieku, podobnie jak i Sarmaci.

5% genów polskich pochodzi z różnych plemion (Markomanowie, Kwadowie, Żydzi, Kozacy, Ilirowie i inni).

Jak z powyższego wynika, pula genetyczna narodu polskiego niewiele ma wspólnego z pulą niemiecką, której głównymi składnikami są geny Alemanów, Franków, Toringów, Bawarów i Sasów. Jest też u nich wyższy procent genów huńskich niż u nas, ponieważ Hunowie przeby-wali tam w większej ilości i posiadali na pograniczu dzisiejszej Danii i Niemiec swoją kwaterę główną (przed przeniesieniem się do Panonii). Jedyna nekropolahuńska w Europie znajduje się w RFN na wyspie Sylt.

Krymhilda, ukochana żona Attyli, pochodziła z Kujaw, gdzie w pier-wszych wiekach naszej ery przebywali Burgundowie. Potem większość z nich przeniosła się nad dolny Men, a następnie w dolinę rzeki Rodan. Genami Burgundów podzieliły się dwa narody: Polacy i Francuzi.

255

Page 256: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

'Wszystkie prawdy są dobre do powiedzenia, ale nie wszyscy są dobrzy do ich wysłuchania.

Graham Greene

GENEZA SŁOWIAŃSKICH DYNASTII

Attyla z plemienia Onogurów oparł zachodnią granicę swego państwa, a więc i Słowiańszczyzny, na Renie, jego wpływy sięgały znacznie dalej. Decydował w dużej mierze o sprawach cesarstwa zachodniego i wschodniego, a także o wyborze królów frankijskich rezydujących po drugiej stronie Renu, na terytoriach dzisiejszej Belgii. W związku z różnicą zdań co do wyboru odpowiedniego kandydata na króla frankijskiego doszło zresztą do sporu między Attylą a Aecjuszem.

Attyla byl człowiekiem niezwykłej dobroci. Wybaczał wszystkim, nawet swoim wrogom. Był prawdziwym ojcem podbitych narodów. Oto kilka przykładów. Kiedy cesarz Teodozjusz II przyjął poselstwo Hunów w Konstantynopolu, pewien eunuch, zaufany cesarza, próbował namówić jednego z posłów, Gota Edekona, ażeby ten, za wysoką opłatą, zamordował Attylę. Edekon uwielbiał swego chana, toteż natychmiast doniósł o wszystkim władcy Hunów. I co? Nie było żadnych represji, zemsty czy pogróżek ze strony Attyli. Ograniczył się jedynie do przesłania przez posłów gorzkich słów prawdy i do zawstydzenia cesarza za jego nieszlachetnie zamiary. Powołał się przy tym na przyjaźń łączącą ich ojców - chana Mundiucha i cesarza Arkadiusza.

Aecjusz i Attyla wychowywali się razem przez wiele lat, byli przyjaciółmi; kiedy dorośli, Bułgar zaopatrzył swego przyjaciela w od-dział ułanów i pomógł mu zdobyć stanowisko wodza naczelnego w cesarstwie zachodnim. Będąc już chanem, Attyla przez cały czas zatrudniał ojca Aecjusza, Orestesa, jako swojego prywatnego sekretarza i najlepszego, najwierniejszego doradcę. Zapłatą za to wszystko była zdrada Aecjusza i wzajemna masakra wojsk w pobliżu Troyes. Attyla mógł zemścić się na Orestesie, jednak tego nie zrobił, zatrudniał go w dalszym ciągu w swojej kancelarii. Po śmierci chana Orestes swobodnie opuścił Castra Attilae i przeniósł się do Rzymu, gdzie kierował sprawami cesarstwa jako regent swego nieletniego syna Romulusa Augostulusa - ostatniego cesarza zachodu.

Innym przykładem wspaniałomyślności Attyli było odstąpienie w roku 452 od oblegania Rzymu. Mieszkańcy miasta uznali ten czyn za

256

Page 257: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

prawdziwy cud. Misji poselskiej, na prośbę Aecjusza, podjął się papież Leon I. Argumenty papieża trafiły do przekonania wodza koczowników. Zadowolił się symbolicznym haraczem i powrócił nad Cisę. Takich przykładów dobroci Attyli można cytować znacznie więcej.

Chciałbym zwrócić uwagę na niezwykłą sylwetkę Orestesa. Był on prawdopodobnie wyzwoleńcem greckim. Dostał się do obozu Hunów w towarzystwie syna Aecjusza jako zakładnik. Dzięki zdolnościom i pracowitości, znajomości siedmiu języków w mowie i piśmie, stał się człowiekiem niezbędnym u boku wielkiego chana. Wpływał często na jego decyzje w sprawach państwowych i prywatnych. Po śmierci swego pana i przyjaciela stał się pierwszą osobą w cesarstwie zachodnim. Historia nie zna podobnego przypadku.

Attyla potrafił utrzymać porządek w państwie, rzadko uciekał się do przemocy. Traktował wszystkich poddanych demokratycznie i sprawie-dliwie. Kochał swoich podopiecznych, a oni umieli to docenić.

Natychmiast po śmierci Ojczulka zaczęło źle dziać się w państwie huńskim. Następcą wodza został jego najstarszy syn - Ellak. Z bliżej nie wyjaśnionych przyczyn dochodzi w Panonii do wielkiej bitwy między Gepidami a hordą Ellaka wspomaganą przez Sarmatów. Brat wielkiego chana, Ernak, przygląda się bitwie i nie bierze w niej udziału, to samo robią Goci, zajmują stanowisko wyczekujące. Ellak pada w boju, rozbita horda wycofuje się nad Dniepr.

Bitwa ta stała się wielkim nieszczęściem dla całej Słowiańszczyzny, nie tylko dla Gepidów. Wkrótce onogurski chan Sambatas tworzy Wielką Bułgarię z jej zachodnią prowincją Sklawinią, zwaną też Kujabą, położoną między Karpatami a Bałtykiem. Wschodnią granicę stanowi dorzecze Wołgi. Dopóki władzę sprawowali Onogurzy, wszystko układało się dobrze. Gepidzi (Dulebowie) siedzieli w Panonii i nikt ich nie zaczepiał. Niestety w VI wieku w Wielkiej Bułgarii zaczynają burzyć się Kutrigurzy. Po otrzymaniu heftalickich posiłków z Centralnej Azji wyłamują się spod władzy głównego chana i atakują Gepidów. Po rzezi Gepidów Awarowie (Kutrigurzy) zajmują panońskie stepy, a Longobardów, dotychczasowych sojuszników, spychają na południe. Awarowie postępują ze Słowianami zupełnie inaczej niż Onogurzy. Wschodni Germanie ze środkowej i wschodniej Europy, obecnie Słowianie, zostają bezceremonialnie deportowani, przemieszczani, sprzedawani do Bagdadu i Bizancjum jako niewolnicy, wynaradawiani, powoływani do przymusowej służby wojskowej itp. Onogurzy mają coraz mniej do powiedzenia, a na początku VII wieku chan Kubrat, chrześcijanin,

257

Page 258: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

przyjaciel cesarza Herakliusza i patrycjusz Bizancjum, jest już ostatnim chanem Wielkiej Bułgarii. Sambatas dostaje się pod władzę Awarów. Powstają nowe twory polityczne: kaganat awarski, Bułgaria kamska, Bułgaria wewnętrzna z głównym miastem Fanagorią i Bułgaria bałkańs-ka.

Wojna między Bułgarami, a ich pobratymcami Awarami trwała dwa wieki. Była wielkim widowiskiem batalistycznym dla ludności auto-chtonicznej Europy, która musiała brać w niej udział bądź po jednej, bądź po drugiej stronie, w zależności od tego kto dokonywał poboru do wojska. Awarowie przestali powierzać wysokie stanowiska w wojsku i administracji państwowej wschodnim Germanom (Słowianom), a podczas bitew używali ich do walk w pierwszym szeregu, w oddziałach piechoty.

Pierwszy znaczniejszy bunt wschodnich Germanów miał miejsce na Morawach. Dawni Kwadowie, obecni Morawianie, stworzyli własne państwo, zwane państwem Samona. Do założenia dynastii nie doszło. Wraz ze śmiercią Samona rozpadło się i jego państwo.

W roku 805 chan bułgarski Krum rozbija przy pomocy Karola Wielkiego kaganat awarski. Rozszerza swoje panowanie do Cisy, Karpat i Dniestru. Dzięki temu w krajach słowiańskich, dotychczas okupowanych przez Awarów, zaczynają pojawiać się pierwsze dynastie. Krak z przełomu VIII i IX wieku jest Chorwatem, a więc wywodzi się z dawnych zeslawizowanych Sarmatów. Tak samo pochodzenie Popiela wskazywałoby raczej na Sarmatę z plemienia Serbów niż na Wandala. O plebejskim pochodzeniu Mojmira I morawskiego nic nie wiemy. Mógł więc być Sarmatą.

Dlaczego tak się stało, że miejscowy substrat etniczny nie doszedł do głosu po usunięciu Awarów? Przyczyna była prosta. Awarowie obsadzali stanowiska w administracji państwowej bądź swoimi ludźmi, bądź Sarmatami, rzadziej scytyjskimi Massagetami (Baltami). W okresie niepewności i chaosu miejscowa ludność zgodziła się na dalsze sprawowanie władzy przez Sarmatów (Licikawików), ale po pewnym czasie wysunęła kandydatów rodzimych, wśród których nie istnieli już ludzie wykształceni. Nie mając innej możliwości tubylcze plemiona wybrały ludzi prostych, uczciwych i godnych zaufania, licząc na to, że z czasem zdobędą oni umiejętność rządzenia. Taka jest tajemnica plebejskich dynastii w Polsce, na Rusi i w Czechach. Według legendy Piast był zwykłym kołodziejem, Kij przewoźnikiem na Dnieprze, a Prze-mysław oraczem.

258

Page 259: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Najmniej szczęścia miała dynastia Kija. Wkrótce po śmierci księcia do Kijowa wkroczyli Waregowie, obejmując władzę nad Polanami i innymi pokrewnymi plemionami (Drewlanami, Dregowiczami, Sie-wierzanami, Wiatyczami, Radymiczami). Odrębność etniczna Waregów w krótkim czasie przestała istnieć, stali się także Słowianami, zapomnieli o swoim skandynawskim pochodzeniu, języku i zwyczajach, podobnie jak wcześniej dokonało się to samo z Gotami, Wandalami, Burgundami, Markomanami, Gepidami, Kwadami, Skirami, Herulami.

Z historii Gotów

PODBÓJ ITALII PRZEZ OSTROGOTÓW

Już na Półwyspie Skandynawskim istniał podział Gotów na zachod-nich i wschodnich. Pierwsi zamieszkiwali ziemie między Goteborgiem a jeziorem Wetter, a drudzy terytoria między Wetter a Bałtykiem oraz wyspę Gotlandię. Było im tam trochę za ciasno i za głodno, toteż postanowili wyprawić się na południowy brzeg Bałtyku. Wylądowali pod wodzą króla Beriga w okolicach dzisiejszej Gdyni. Stąd rozprzestrzeniali się powoli we wszystkich kierunkach, podporządkowując sobie stopniowo Wandali, Ugrofinów (np. Estów, Mordwinów, Finów), zachodnich Scytów (np. Golędziców), Wenedów, Lugiów, Sarmatów. Ich nowy kraj nazywał się początkowo Gothiskandza, a potem Gocja. Zachodnich Gotów zaczęto nazywać Terwingami, a wschodnich Greu-tungami. Od czasów panowania króla Ostrogotha, wnuka Amala, w III wieku przemianowano Greutungów na Ostrogotów, a Terwingów na Wizygotów. Szczyt potęgi osiągnęli Goci za panowania ostrogockiego króla Hermanryka w IV wieku. Ich stolicą był Arheim (późniejszy Kraków). Po podbiciu Gocji w roku 375 przez chana Balambera, nazwy Ostrogotów i Wizygotów utrzymały się przez jakiś czas u plemion, które przemieściły się na zachód Europy, natomiast plemiona, które pozostały na dawnych ziemiach, zyskały nowe nazwy w języku bułgarskich Onogurów i Kutrigurów. Wizygoci stali się Drewlanami, a Ostrogoci Polanami. Weszli oni w skład ludów zgrupowanych w chanatach: Balambera, Uldisa, Ruasa, Mundiucha, Attyli, a potem jako mieszkańcy

259

Page 260: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

prowincji Kujaba należeli od roku 480 do Wielkiej Bułgarii, której stolicą była twierdza Sambatas nad Dnieprem (późniejszy Kijów). Po rozbiciu około roku 675 Wielkiej Bułgarii przez Awarów, prowincją Kujaba zawładnęli ci ostatni. W końcu VIII i na początku IX wieku kaganat awarski został całkowicie zniszczony przez chana Bułgarii trackiej - Kruma i przez frankońskiego Karola. Uciśnione przez Awarów ludy zaczęły odbudowywać zręby swojej dawnej niezależności. I tak chłop, Przemysław Oracz, wywodzący się z dawnych Markomanów, stał się przywódcą Czechów, przewoźnik Kij awansował na księcia naddnieprzańskich Polan, a rodzina Piasta kołodzieja przerodziła się w dynastię panującą w Polsce. Nim do tego doszło, nie obyło się bez starć z Sarmatami, którzy, jak wiadomo, z łaski Onogurów i Kutrigurów sprawowali rządy nad ludami zamieszkałymi na północ od Dunaju. Takim Sarmatą, którego trzeba było odsunąć od władzy w Polsce, był Popiel. Na terenie Czech Przemyślidzi musieli walczyć o władzę z sarmackimi Wrszowcami i Sławnikowicami. Z tych ostatnich wywodził się św. Wojciech.

Zachodni władcy nazywali Mieszka I księciem Wandali, a Bolesława Chrobrego królem Gotów! Pewne czynniki robiły wszystko, ażeby zgermanizować Polan i przywrócić im dawną „tożsamość etniczną". Było to jednak niemożliwe. Polan i innych zbułgaryzowanych wschod-nich Germanów nic już nie łączyło z północnymi i zachodnimi Ger-manami poza częścią narodowej puli genetycznej. Objawia się to częstym występowaniem typu subnordycznego na naszych ziemiach. Poza tym wszystko już było inne: język, zwyczaje i obyczaje. Słowianie tak bardzo różnili się od Germanów, że wszelka myśl stworzenia nowej Gothiskandzy czy Gocji była już nie do pomyślenia. Wprawdzie Jan Długosz pisał, że Polacy nazywali się dawnej Wandalami, a Wisła nosiła nazwę Wandalus Flumen, ale to już nie miało dla ludności żadnego znaczenia, nikt tego nie pojmował ze względu na różnice językowe i kulturowe, a w dużej mierze i etniczne.

Warto tu zacytować epitafium umieszczone na nagrobku Bolesława Chrobrego w Poznaniu: „Tu possedisti velut verus athleta Christi Regnum Sclavorum, Gothorum sive Polonorum". Stanisław Zakrzeski tłumaczy to tak: „Jako prawdziwy atleta Chrystusa posiadałeś Królestwo Słowian, Gotów i Polaków". Nic bardziej mylnego. Napis ten należy tłumaczyć w drugiej części tak: „Królestwo gockich Słowian czyli Polaków". Tłumaczenie sive jako i świadczy o niedostatecznej znajomości łaciny lub o chęci manipulowania historią.

260

Page 261: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Przywracanie na siłę gockiej tożsamości Polakom nie było popularne w narodzie, toteż w niewiele lat po śmierci Bolesława Chrobrego wybuchło pogańskie powstanie ludowe pod przewodnictwem Masława. Podczas powstania zginęli prawie wszyscy księża, zniszczono wiele majątków i kościołów. Cały kraj został gruntownie obrabowany przez buntowników i przez sąsiednie ludy.

Ale przejdźmy do właściwego tematu, do podboju Italii przez Ostrogotów.

Tak naprawdę to już po obaleniu ostatniego cesarza Rzymu, Romu-lusa Augustulusa, przez Odoakra Rzym znalazł się pod panowaniem Gotów. Odoaker był z pochodzenia Skirem lub Herulem, a oba te ludy należały przecież, jak już pisał o tym Prokop z Cezarei, do rodziny ludów gockich. Oficjalnie jednak dopiero przybycie Teodoryka do Italii uważane jest za panowanie Gotów nad tym krajem.

Teodoryk był synem Tiudimira z rodu Amalów. Przebywał od roku 461 jako zakładnik w Bizancjum. Po powrocie do swoich zebrał młodych junaków i natarł w okolicy dzisiejszego Belgradu na Sarmatów. Po zwycięstwie Goci obwołali go królem. Ostrogoci Teodoryka postanowili opuścić Panonię (471) i przejść na Bałkany. Tam, brali udział w różnych walkach, w obronie cesarstwa lub przeciw niemu. W roku 486 oblegli Konstantynopol. Wobec zagrożenia, w którym znalazło się cesarstwo wschodniorzymskie, cesarz Zenon skorzystał z pośrednictwa Amalafredy, siostry Teodoryka i namówił króla Ostrogotów do objęcia stanowiska Odoakra w cesarstwie Zachodnim. Teodoryk zgodził się na tę propozycję, mimo iż stanowisko to nie było wolne, trzeba je było dopiero wywalczyć sobie w Italii.

Koncentracja wojsk ostrogockich nastąpiła w miejscowości Novae (dzisiejszy Swisztow) nad dolnym Dunajem. Większa część plemienia z rodzinami, taborami i inwentarzem wyruszyła w drogę. Do wyprawy dołączyli się także Rugiowie. Po dotarciu nad rzekę Drawę Ostrogoci musieli stoczyć walki z przebywającymi tam Gepidami. W roku 489 nad rzeką Isonzo Goci odnieśli zwycięstwo nad wojskami Odoakra. On sam zmuszony był schronić się w Weronie. Potem wojska Ostrogotów zostały oblężone w Pavii. Gdyby nie pomoc Wizygotów, przysłanych przez Alaryka II, nie wiadomo jak by się potoczyły losy najeźdźców. Zwycięstwo Teodoryka nad Addą zdecydowało o jego panowaniu nad Italią. Odoaker zamknął się w Rawennie, mieście bardzo trudnym do zdobycia. Oblężenie trwało dwa i pół roku. Po długotrwałych pertrak-tacjach Teodoryk zgodził się na propozycję Odoakra wspólnych z nim

261

Page 262: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

rządów nad Italią. Po wejściu do miasta wojsk oblegających urządzono ucztę pojednania, podczas której Teodoryk dopuścił się straszliwej zbrodni. Własnoręcznie, niepomny na zawarty układ, zabił Odoakra. Była to jego największa zbrodnia.

Teodoryk Wielki był bożyszczem Europy. W owym czasie liczyły się na tym kontynencie tylko trzy państwa.- Wielka Bułgaria, cesarstwo zachodniorzymskie Teodoryka i cesarstwo wschodniorzymskie - Bizan-cjum. Teodoryk panował nad Ostrogotami przez pięćdziesiąt pięć lat, w tym w Italii przez trzydzieści osiem lat. Podlegały mu: Italia, Sycylia, Recja, Dalmacja, Noricum i część Panonii. Uzależniał od siebie innych królów germańskich przez koligacje małżeńskie z rodem Amalów. Swoją siostrę Amalafredę wydał za mąż za króla afrykańskich Wandali, zabezpieczając się w ten sposób przed napadami z jego strony. Córkę zaś swoją, Amalasuntę, wydał Teodoryk za króla Wizygotów, Eutaryka. Oczywiście chodzi tutaj o Wizygotów hiszpańskich, a nie tych, którzy stali się Drewlanami w środkowej i wschodniej Europie.

Po śmierci władcy w 526 roku ostrogockie panowanie w Italii nie było już tak sprawne, a ich królowie nie cieszyli się takim uznaniem Rzymian jak Teodoryk. W roku 555 Ostrogoci zostali pokonani przez karła i eunucha - Narsesa, zaufanego wodza bizantyjskiego Justyniana Wielkiego. Ostrogoci panowali w Italii przez sześćdziesiąt siedem lat.

Etymologiczne sensacje

MÓWIMY PO TURECKU

Niewielu ludzi w naszym kraju zdaje sobie sprawę z faktu, iż język polski jest językiem tureckim, oczywiście nie tym z Małej Azji, ale po prostu jednym z wielu języków tureckich, do których zaliczają się także języki ugrofińskie i słowiańskie. Jakim cudem? Przecież u nas nigdy nie było Turków? A no właśnie, tutaj leży pies pogrzebany. Byli i to długo, bardzo długo, tak długo, że tutejsi wschodni Germanie (Ostrogoci, Wandalowie, Burgundowie, Gepidzi) zostali całkowicie sturczeni, przy-jmując obcy język, a zapominając własnego.

Taki stan rzeczy nie podobał się niektórym historykom, wobec czego postanowili oni wymyślić fikcyjną historię Słowian, zamiast

262

Page 263: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

odtwarzać prawdziwą. Gwałtownie chcieli należeć do kultury zachodu, a językowo do grupy indoeuropejskiej. Zaczęto więc stwarzać liczne mity nie mające pokrycia w nauce. A to, że Słowianie narodzili się nie w V wieku n.e., lecz jeszcze w czasach kultury łużyckiej, a to, że Bułgarzy traccy przejęli swój język od Słowian, a nie odwrotnie. To znów, że Hunowie znaleźli się na naszych ziemiach tylko przejazdem.

A jaka jest prawda historyczna? Bułgarscy i węgierscy Hunowie, wspomagani przez swoich sojuszników Sarmatów i Massagetow, zajęli w IV wieku wszystkie kraje germańskie. Razem ze swoimi nowymi sojusznikami zaczęli atakować cesarstwo rzymskie, doprowadzając z czasem do upadku jego części zachodniej. W V wieku między Łabą i Wołgą powstał kraj zwany Wielką Bułgarią. Nasze ziemie stanowiły jego część zachodnią i nosiły nazwę Kujaba. Tak było do końca VII wieku, do czasu rozpadu Wielkiej Bułgarii na kilka drobnych państw (Bułgaria wewnętrzna, Bułgaria kamska, Bułgaria tracka) i do przejęcia władzy u nas przez Awarów, odznaczających się brutalnością i des-potyzmem w stosunku do podbitej ludności.

Język turecko-mogolskich Awarów był bardzo podobny do języka turecko- mongolskich Bułgarów, jak widzimy w IV, V, VI, VII i VIII wieku ludność miejscowa naszych ziem została całkowicie sturczona. W tym czasie wszystkie wyprawy wojenne Bułgarów, Węgrów i Awarów były wspomagane przez oddziały słowiańskie. Samodzielne państwa sło-wiańskie zaczęły formować się dopiero po upadku kaganatu awarskiego, przy wydajnej pomocy Bułgarów.

Kim były te podbite narody tworzące Słowiańszczyznę? Było ich wiele. Najwięcej z nich należało do grupy ludów gockich: Ostrogoci (Polanie), Wizygoci (Drewlanie), Wandalowie (Ślązacy i Wielkopolanie), Gepidzi (Wołynianie), Burgundowie (Kujawienie), Skirowie, Herulowie. Drugą grupę stanowiły ludy swebskie: Markomani (Czesi) i Kwadowie (Morawianie). Trzecia grupa to Sarmaci: Aorsowie, Jazygowie (Słowa-cy), Alanowie (Antowie), Roksolanie i Syrakowie. Dalej idą Trakowie i Macedończycy oraz spora ilość ludów wschodnio-celtyckich (Lugio-wie, Bojowie, Wenedowie) i część ludów massageckich (Mazowszanie, Podlasiacy).

Nie wszyscy Słowianie byli jednakowo traktowani przez najeźdźców. Największymi przywilejami cieszyli się Sarmaci, ponieważ ich wierność zdała egzamin wielokrotnie. Wyróżniano też Massagetow i Ostrogotów. Ci ostatni stanowili z reguły straż przyboczną chanów.

Czy jest coś wstydliwego w tym, że język polski jest językiem

263

Page 264: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

tureckim? Absolutnie nic. Finowie, Estończycy i Węgrzy, którzy także mówią językami tureckimi, są narodami ogólnie poważanymi i szano-wanymi. Nie przychodzi im nawet na myśl wypierać się tureckości swoich języków. Jest to postawa godna naśladowania.

Ażeby rozwiać wszelkie wątpliwości sceptyków, podaję garść słów bułgarskich będących u nas i dzisiaj w użyciu: słońce, ziemia, piasek, góra, rzeka, woda, pole, drzewo, żona, bohater, kary, gniady, chwała, sława itd.

Nie zapominajmy więc, że to Bułgarzy stworzyli Słowiańszczyznę, dali jej swój język i w niej pozostali.

Z historii Polski

PRZEOBRAŻENIA ETNICZNE

Wandalowie byli jednym z najpotężniejszych plemion gockich. Przybyli na nasze ziemie z Półwyspu Skandynawskiego w połowie II wieku p.n.e., a więc na trzysta lat przed osiedleniem się tutaj gockich Greutungów i Terwingów. Najliczniejsze plemiona wandalskie to Silin-gowie i Asdingowie. W II wieku naszej ery zostali podbici przez Greutungów (późniejszych Ostrogotów), tworząc razem z nimi i innymi ludami - Gocję, państwo o wielkim dynamizmie i obszarze, mogące równać się z cesarstwem rzymskim, a nawet zagrozić mu swoją potęgą.

W roku 375 runęły na Europę zastępy bułgarskiego chana Balam-bera. Nazywano ich Hunami. Najazd ten spowodował wędrówkę ludów, bowiem nie wszystkie plemiona europejskie godziły się na dominację Bułgarów i Węgrów. Ci, którzy wywędrowali na zachód, spowodowali tam olbrzymie zamieszanie, łącznie z upadkiem cesarstwa rzymskiego i zajęciem Italii, Galii, Hiszpanii i Afryki Północnej.

Narody, które nie wywędrowały z miejsca zamieszkania, zostały zbułgaryzowane pod względem językowym, kulturowym i w dużej mierze etnicznym. Silingowie stali się Ślązakami, Asdingowie Wielko-polanami, Burgundowie Kujawianami, Gepidzi Wołynianami (Bużana-mi-Dulebami), Markomani Czechami, Kwadowie Morawianami, Ostro-goci Polanami, a Wizygoci Drewlanami.

264

Page 265: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Oprócz zmian językowych i kulturowych doszło także do znacznych zmian genetycznych. Narodowa pula genetyczna wschodnich Germanów została wzbogacona o geny bułgarskie, massageckie, węgierskie, a przede wszystkim o geny sarmackie. O te ostatnie ubiegały się zresztą wszystkie narody Europy, ponieważ Sarmaci cieszyli się dużym uznaniem ze względu na posiadane cechy charakteru i wygląd zewnęt-rzny. Byli odważni, waleczni, dobrze wychowani, eleganccy i urodziwi. Znali się na koniach, szanowali kobiety, łatwo uczyli się języków obcych, byli dobrymi rolnikami i hodowcami.

Gdyby nie najazd chana Balambera nie zaistniałaby Słowiańszczyna. Czy był on pierwszym najeźdźcą azjatyckim, który zaszedł tak daleko w głąb Europy? Nie. Takich inwazji było dużo. Właściwie przodkowie wszystkich mieszkańców Europy pochodzili ze wschodu. Ugrofinowie, Ariowie, Celtowie, Iberowie, Etruskowie, Scytowie, Sarmaci - oni wszyscy przyszli ze wschodu. Jedynie przedstawiciele rasy kromanioi-dalnej podejrzewani są o pochodzenie afrykańskie.

Po ustąpieniu ostatniego zlodowacenia Wurm z północnej Europy, jej pierwszymi mieszkańcami byli przedstawiciele rasy laponoidalnej, być może przodkowie dzisiejszych Lapończyków, odwiecznych tropicieli i hodowców reniferów. Ślady po nich odnaleziono w Irlandii, Wielkiej Brytanii, Danii, Półwyspie Skandynawskim, Niemczech, Francji, Polsce. Najstarsze czaszki odnalezione w Polsce należą właśnie do przedstawicieli rasy laponoidalnej. Europa Północna była wówczas bezludna i każdy miał do niej wolny dostęp. Innym ludem rasy żółtej, który dotarł w głąb Europy, był lud ceramiki dołkowo-grzebykowej. Być może byli to przodkowie Estów (późniejszych Estończyków). Po Hunach przyszli Awarowie, Chazarzy, Pieczyngowie, Połowcy, Tatarzy. Jednak najwięcej zmieniło się w Europie za sprawą bułgarskich Hunów. To dzięki nim upadło skorumpowane cesarstwo rzymskie, siedlisko szalonych cesarzy i bezwzględnych tyranów. Mówi się dużo o tym, że Europa tak wiele zawdzięcza Rzymowi. Czy aby na pewno? Kultura rzymska nie była kulturą oryginalną, powielała i naśladowała wzorce etruskie, łącznie z okrucieństwami, walkami gladiatorów, westalkami, symbolami władzy, ceremoniałem towarzyszącym koronacjom cesarzy.

Pocieszmy się, że nie tylko wschodni Germanie i Sarmaci ulegli przeobrażeniom etnicznym. Macedończycy i Trakowie, ludy niegdyś potężne, musiały także nauczyć się języka bułgarskiego. Celtyccy Szkoci i Irlandczycy mówią dzisiaj po angielsku, celtyccy mieszkańcy

265

Page 266: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Galii posługują się zniekształconą łaciną, podobnie jak Hiszpanie i Portugalczycy.

JĘZYK SŁOWIAŃSKI

Jak to się mogło stać, ażeby zróżnicowane etnicznie i językowo ludy wschodniej i środkowej Europy wieku czwartego przyjęły między piątym i siódmym wiekiem nowy język - słowiański, a zapomniały swoje własne narzecza? Odpowiedź jest prosta. Nosicielami i nauczycielami języka słowiańskiego byli środkowoazjatyccy najeźdźcy, którzy opanowali w tym czasie prawie całą Europę. Najeźdźcy ci nazywali się Onogurami, Kutrigurami i Utigurami.

I tak - Macedończycy, Trakowie, Sarmaci, Scytowie, Wschodni Germanie, Celtowie, Danowie, Toringowie i Sasi porzucili swoje języki ojczyste, zapewne pod wpływem pewnej presji ze strony koczowników i przyjęli mowę przybyszów.

W miarę upływu czasu język słowiański uległ różnym przeob-rażeniom. Po wyginięciu większości Kutrigurów niektóre z podbitych ludów odzyskały swój dawny język. Należeli do nich Toringowie, Sasi, Danowie, Massageci (Jaćwingowie, Prusowie, Litwini, Łotysze, Golę-dzice, Sambowie), a także Dakowie, którzy wprawdzie przestali mówić po dacku, ale powrócili do swego języka z czasów rzymskich - do języka romańskiego. Pozostałe narody nie były już w stanie tego uczynić. Język, niektóre zwyczaje i duża część puli genetycznej koczowników pozostały u nich na stałe.

Począwszy od ósmego wieku, w zależności od obcych oddziaływań, języki słowiańskie zaczęły się między sobą różnić. Przenikały do nich liczne słowa łacińskie, greckie, francuskie, angielskie, niemieckie. Poza tym jedne kraje słowiańskie znalazły się w strefie wpływów kulturowych Bizancjum, a inne pod wpływem Rzymu. Te ostatnie przyjęły alfabet łaciński, a pozostałe cyrylicę.

Różnice między językami słowiańskimi można porównać do różnic między językami wywodzącymi się z łaciny. Włoski, portugalski, hiszpański, francuski czy rumuński wyszły ze wspólnego rzymskiego pnia, są do siebie dość podobne, ale jednak na tyle różne, że wzajemne porozumiewanie się nie jest łatwe.

266

Page 267: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Do słów starosłowiańskich należą między innymi: pole, rataj, bohater, buńczuk, smerda, otrok, żupan, pan, chłop (niewolnik), jarłyk, dzida, ułan, strzała, bojar, muzyk, drewno, sława, chwała, kamień, kwiat, słońce, piasek, ziemia, woda i tysiące innych.

Niektóre podobnie brzmiące słowa w języku polskim i litewskim nie wywodzą się z języków indoeuropejskich, lecz są pochodzenia uralo-ałtajskiego. Należą do nich: żona-żmona, głowa-galva, ręka-ranka, nos-nosis, wilk-vilkas, wydra-udra, wrona-varna, lipa-liepa, mięta-meta, ikra-ikras, ziemia-zeme, mgła-migla, rosa-rasa, śnieg-sniegas, piorun-perkunas, zima-ziema, trzy-trys itp. Słowa te pochodzą nie z czasów dominacji ludów kultury ceramiki sznurowej w Europie (jak twierdzą niektórzy badacze), lecz z czasów dominacji koczowników tureckich we wczesnym średniowieczu, to znaczy: Kutrigurów, Onogurów i Uti-gurów.

Massageci (a wśród nich i Litwini) powrócili do swojej mowy ojczystej po wyzwoleniu się z wpływów koczowników tureckich, czego nie można powiedzieć o Chorwatach, Serbach, Dulębach, Drewlanach, Wiatyczach, Siewierzanach i innych Słowianach, u których główną osnowę językową stanowią do dnia dzisiejszego narzecza wczesnośredniowiecznych koczowników okupujących przez kilka wie-ków wschodnią i środkową Europę.

CZY SASI BYLI SŁOWIANAMI?

Ażeby odpowiedzieć na pytanie, musimy wiedzieć czym jest Sło-wiańszczyzna w ogóle. Od kilku wieków robiono u nas wszystko, w imię fałszywej dumy, ażeby uniemożliwić nam zrozumienie tej prawdy, bez której przecież nie sposób rozprawiać o historii Europy,

Około roku 370 Protobułgarzy (Onogurzy, Utigurzy, Kutrigurzy) zarządzili koncentrację swoich i wasalskich armii między rzekami Jaik i Wołgą. Sprzymierzeńcami byli Ujgurzy i Ugro-Finowie. Wśród tych ostatnich najważniejszą rolę spełniali Ugrzy (Węgrzy). Wasalami byli Massageci i środkowoazjatyccy Sarmaci. Wasale ci zostali już prawie całkowicie sturczeni przez Protobułgarów, mówili ich językiem, przyjęli ich zwyczaje.

267

Page 268: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Ta olbrzymia, jak na owe czasy, armia wkroczyła najpierw na terytoria Alanów położone między Wołgą a Donem. Alanowie nie stawili oporu Protobułgarom, chętnie stali się ich wasalami, na bardzo dobrych zresztą warunkach. Alanowie byli bowiem zagrożeni przez Gotów, których marsz na wschód przebiegał w zastraszająco szybkim tempie. W oparciu o sojusz z Hunami Alanowie mogli mieć nadzieję na świetlaną przyszłość.

Zjednoczeni koczownicy w krótkim czasie dotarli w okolice Arheim (późniejszego Krakowa), który stał się już w II wieku stolicą wielkiego i potężnego państwa. Państwo to było jedynym krajem w północnej Europie, który tak wcześnie posiadł władzę centralną. Na jego czele stał w IV wieku wszechwładny król Hermanryk. Goci byli już wtedy chrześcijanami obrządku ariariskiego, posiadali też własne pismo, dużo doskonalsze niż pismo runiczne wprowadzane w tym czasie na Pół-wyspie Jutlandzkim. Sprzymierzeńcami Gotów, wyznającymi tę samą religię i mówiącymi zbliżonym językiem, byli Wandalowie, a także Herulowie, Skirowie, Gepidzi i Burgundowie.

W okolicach Arheim, w ciemnym lesie, położonym, jak się przypu-szcza, w dolinie rzeki Dunajca, doszło do straszliwej bitwy, która zadecydowała o przyszłości całej Europy. Naprzeciw siebie stanęli: koczownicy uzbrojeni w łuki refleksyjne i Goci uzbrojeni w miecze. I stało się to, co stać się musiało. Łuk refleksyjny odegrał rolę głównego bohatera. Wojownicy goccy, którym nie brakło odwagi i siły, zostali pokonani w podobny sposób jak nasz książkowy osiłek, Podlipięta.

W bitwie tej specjalnie zasłużyli się alańscy Serbowie i Chorwaci, toteż korzystali oni potem z nadzwyczajnych przywilejów ze strony naczelnego dowództwa. Pobojowisko zasłane było trupami, z całej okolicy zleciały się kruki i wrony. Droga do Arheim i do całej Europy była otwarta. Po tej klęsce przez długi czas żaden naród europejski nie czuł się na siłach stawić oporu centralno-azjatyckim koczownikom.

Po shołdowaniu Gotów i ich sprzymierzeńców uwaga chana chanów skierowała się na Półwysep Jutlandzki, zamieszkały przez plemiona Jutów, Anglów i Sasów. Większość z nich opuściła półwysep i udała się na podbój Wysp Brytyjskich. Nim do tego doszło, walczyli z najeźdź-cami. Nekropola Hunów i Alanów na wyspie Sylt przypomina nam dzisiaj o tych walkach.

Po jakimś czasie Protobułgarzy pozostawili Sarmatów i Massagetów na terytoriach dzisiejszej Polski, Danii, N.R.D., Czechosłowacji i części Ukrainy, a sami założyli swoją główną kwaterę w Panonii nad Cisą. Stąd

268

Page 269: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

dokonywali wielu wypraw na oba cesarstwa rzymskie i wszędzie tam, gdzie mogli zdobyć bogate łupy. Kolejni chanowie: Uldis, Ruas, Mundiuch i Attyla stali się panami Europy. Nie będę tu mówił o późnieszych buntach wasali, o poszczególnych bitwach, o bratobójczych walkach Bułgarów z Awarami. Generalizując możemy powiedzieć, że Sarmaci i wschodni Germanie zasymilowali się najwcześniej wśród tureckich Protobułgarów; przyjęli ich język, zwyczaje i wierzenia oraz weszli z nimi w związki rodzinne. Zajmowali też często wysokie stanowiska państwowe. Takie sturczenie nazwano zesłowiańszczeniem. Świt Słowiańszczyzny objął w IV i V wieku także Sasów, Toringów, a częściowo i Bawarów. Mimo okresowego wycofania się Protobułgarów do Europy Wschodniej i założenia tam rozległego państwa zwanego Wielką Bułgarią, ich dzieło w Europie Środkowej było kontynuowane do VI wieku przez Sarmanów i Massagetów, potem powtórnie przez Awarów, a w VII wieku przez Bułgarów z grupy Asparucha. W końcu IX wieku zaś powrócili Ugrzy, tworząc państwo węgierskie. O słowiańskości Sasów, Toringów i części Bawarów świadczy zawartość ich grobów z okresu wędrówki ludów i czasów późniejszych. Ich huńskie uzbrojenie i ubiór, zniekształcone przez bandażowanie czaszek niemowląt na wzór protobułgarski, wreszcie niechęć do połączenia się z Frankami świadczą o tym, że narody te czuły się już Słowianami. Trzeba było krwawych pacyfikacji Karola Wielkiego, jego poprzedników i następców, ażeby po przelaniu morza krwi Toringów i Sasów nakłonić ich do zaakceptowania ponownej germanizacji. W czasie tłumienia jednego tylko powstania Karol Wielki kazał ściąć 4000 głów buntowników saskich. W końcu VIII wieku granica zachodnia Słowiańszczyzny sięgała do Haithabu, za Lubekę (Bukowiec), za Hamburg, Magdeburg, Erfur, Ratyzbonę, ale wcześniej obejmowała terytoria znacznie rozleglejsze, obejmowała także całą Jutlandię. Chaos europejski nie miał sobie równych. Część Ostrogotów rządziła Italią, Wizygoci założyli we Francji królestwo Tuluzy, a potem podbili na trzy wieki Hiszpanię, a Wandalowie i Alanowie założyli sto lat trwające królestwo w północnej Afryce. Niektórzy Burgundowie osiedlili się nad Rodanem we Francji. Wszystkie te państwa nie utrzymały się długo, a ich twórcy rozpłynęli się wśród miejscowej ludności. Dzisiaj przeciętny Morawianin nie wie dlaczego tak się nazywa, ani nie zna swojego dawnego pochodzenia. Morawianie to dawni Kwadowie przemieszani z Dudiebami i Chorwatami. Ich nazwa wywodzi się

269

Page 270: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

z herbu Mora, który używały chorwackie rody rządzące Kwadami. Wołynianie, Bużanie, Dudlebowie to słowiańskie nazwy dawnych Gepidów. Czesi przed zesłowiańszczeniem nazywali się Celtami i Mar-komanami, a ich stolicą przez krótki okres czasu był Marbodunum (późniejszy Kraków), którego nazwa wywodziła się z imienia króla Markomanów, Marboda. Wszystkie te ludy, a zwłaszcza Polanie, broniły się bohatersko przeciw wszelkim próbom germanizacji, były przedmurzem tureckości w sto-sunku do Niemców. W czasach późniejszych stali się także przed-murzem chrześcijaństwa w stosunku do Pieczyngów, Połowców, Tata-rów i Osmanów. Sarmatami podzieliły się wszystkie narody Europy, ale niewątpliwie pozostawili najwięcej genów w Polsce, Jugosławii i na Ukrainie. Cesarz Franciszek Józef wysyłając swego syna do Krakowa, mówił mu, że pojedzie do Wielkiej Chorwacji. Mapa Europy nieustannie się zmienia, a ludy przybierają nowe nazwy. Ciekawe kto będzie w przyszłości trzymał „łuk refleksyjny" w ręku? A czy w ogóle nie byłoby lepiej, żeby wszystkie narody świata miłowały się i żyły w pokoju?

JAKIE JEST POCHODZENIE JĘZYKÓW SŁOWIAŃSKICH

Nasz znakomity historyk Aleksander Krawczuk powiedział kiedyś publicznie, że Słowianie przyszli do Europy z północnego wschodu. Zasygnalizował on zrozumienie pewnego faktu historycznego, ale nie rozwinął tematu prawdopodobnie z tej prostej przyczyny, że zagadnienie to jest bardzo kontrowersyjne. Od kilku stuleci istnieją w Polsce dwie szkoły historyczne o bardzo różnym podejściu do słowiańskiej genealogii. Jedna, dążąca do poznania prawdy obiektywnej i druga, mijająca się z prawdą w imię „wyższych celów". Przedstawię oba punkty widzenia, ażeby cztelnik mógł sobie wybrać to, co bardziej mu odpowiada.

Jeżeli okupacja jakiegoś kraju i narodu trwa kilka wieków, może on utracić swoją tożsamość językową i kulturową. Obserwowaliśmy to

270

Page 271: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

zjawisko w odniesieniu do Berberów z północnej Afryki, kiedy to najazd Arabów na te ziemie wprowadził nową religię, nowe pismo, język i zwyczaje. To samo możemy powiedzieć o Mezopotamii i o Persji. W Galii, w okresie lateńskim, posługiwano się językiem celtyckim, a duchowe przewodnictwo narodu należało do druidów. Po zdobyciu kraju przez Cezara, na przestrzeni czterech wieków, zwyczje i język celtycki zostały niomal zapomniane. Powstał nowy język i nowe wzory kulturowe. Tym nowym językiem jest wywodzący się z łaciny język francuski.

Podobne fakty zdarzały się w przeszłości na całym świecie, między innymi i na naszych ziemiach. W okresie lateńskim mówiono u nas po celtycku. Trochę tych słów pozostało do dzisiaj w naszym słowniku. Po podbiciu Celtów (Wenedów i Bojów) przez Skandynawów zwyczaje i język uległy ponownie zmianie. Wiele z tych skandynawskich słów używamy i dzisiaj. Szczególnie dużo przetrwało u nas skandynawskich imion, na przykład: Adela - szlachetna, Albert - znakomity, Alfred -dobry doradca, Bernard - odważny jak niedźwiedź, Edmund - bogaty opiekun, Edward - strażnik bogactwa, Edyta - szczęście, Ernest -poważny, Fryderyk - pokojowy władca, Gerwazy, Gustaw - buława Gotów, Henryk, Igor - strażnik, Jadwiga, Konrad - śmiały, Krak - kruk, Olga - święta i wiele innych.

Po podbiciu w IV wieku plemion skandynawskich, sarmackich, celtyckich i trackich przez zachodnich Mongołów - Protobułgarów, przybyłych z okolic Ałtaju, języki i zwyczaje narodów środkowej i wschodniej Europy uległy gruntownej zmienie. Słońce, deszcz, mgła, włosy, śliwa, grusza, jabłoń, wiśnia, pokrywa, garnek, żółty, czarny, biały, chwała, sława, ziemia, wszystkie dni tygodnia i pory roku oraz wiele innych - to słowa wywodzące się z protobułgarskiego. Między V a VIII wiekiem stają się modne na naszych ziemiach takie imiona jak: Kwiatek, Gniewosz, Kożuszek, Żarnota, Żyłka, Sulisław, Witosz, Sułek, Tęgomir, Moimir, Sidło, Zoba, Stojgniew, Bogdan, Bogumił, Bolech, Brodzik, Budzisław, Czyż, Dobek, Dobromysł, Doman, Drogomyśl, Dołgota, Dzigoma, Kuś, Kwasek, Miłoch, Młodosz, Piskorz, Radost, Sławomir i wiele innych. Niektóre z nich przetrwały do naszych czasów.

Języki słowiańskie przywędrowały rzeczywiście z Azji, ale zostały wzbogacone w Europie w pewną ilość słów gockich, sarmackich, celtyckich i trackich. Jeżeli chodzi o samych Słowian, to nie przyszli oni z północnego wschodu, lecz urodzili się na miejscu, w krajach słowian-

271

Page 272: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

skich, z mieszanych małżeństw Protobułgarów z niewiastami wyżej wymienionych ludów, przy pewnym udziale Awarów, Chazarów, Ugrów, Estów, Massagetów itp.

Szkoła Nr 2 gmatwa całe to zagadnienie, doszukując się pochodzenia Słowian od ludu kultury łużyckiej, a pochodzenie języka wywodzi od indoeuropejskiej grupy satem. Teoria najazdów, z punktu widzenia nauki, ma znacznie solidniejsze podstawy, niż teoria ciągłości kulturo-wej" na naszych ziemiach. Udział języka protobułgarskiego w for-mowaniu się języków starosłowiańskich wynosił co najmniej 90%. Dzisiejsze języki słowiańskie zaczęły różnić się między sobą z powodu dalszych najazdów i ponieważ przybyło nam w późnym średniowieczu dużo słów pochodzenia łacińskiego i greckiego. Widoczne to jest najlepiej w modzie na nowe imiona. Albin - biały, Alojzy, Apolinary -poświęcony Apollinowi, Barbara - dzika, Beata - szczęśliwa, Benedykt -błogosławiony, Błażej - nieokrzesany, Bonifacy - szczęśliwy, Cecylia -ślepa, Ignacy - nieznany, Klara - jasna, to imiona wywodzące się z łaciny. Niemało mamy także imion greckich: Nikifor -niosący zwycięs-two, Zofia - mądrość, Maja, Małgorzata - perła, Melania - ciemna, Mikołaj - zwycięzca narodów, Lidia, Leon - lew, Jerzy - rolnik, Helena -wybranka, Filip - miłośnik koni itd.

Nie ma już bułgarskich Hunów, przestali istnieć Goci, Wandalowie, Sarmaci, Trakowie, celtyccy Wenedowie, Lugiowie i Bojowie. Scemen-towani wspólnym językiem protobułgarskim i nierozerwalnymi więzami pokrewieństwa - stali się Słowianami.

STAROCERKIEWNY ZNACZY TURSKI

Pod pojęciem starocerkiewny rozumiemy język, którym posługiwali się Cyryl i Metody oraz ich uczniowie przy pisaniu liturgii słowiańskiej i dzieł o tematyce religijnej. Słowo turski czy turecki oznacza coś, co związane jest z jednym z wielu narodów tej grupy. Generalnie rzecz biorąc każdy naród, który wyruszył z okolic Ałtaju na zachód, po przemieszaniu się z miejscową ludnością, stawał się narodem tureckim. Turkami byli Heftalici, Chazarowie, Połowcy, Pieczyngowie, Seldżucy. Turkami są Turkmeni, Uzbecy, Czuwasze, Baszkirzy, Kirgizi, Awarzy, Turcy osmańscy, Tadżycy, Kazachowie, Azerbejdżanie, Ugro-Finowie

272

Page 273: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

i inni. Mimo wspólnej kolebki języki tych narodów różnią się znacznie między sobą, chociaż mają i pewne cechy łączące je.

Etymologia jest nauką o pochodzeniu i pierwotnym znaczeniu wyrazów. Aleksander Bruckner, wielki erudyta tej dziedziny wiedzy, napisał słownik etymologiczny języka polskiego, który stał się wzorem i inspiracją dla innych etymologów. Dowiadujemy się od Brucknera lub od jego uczniów, że wasal, Mińsk, Brześć, pług, dolmen, lekarz, menhir, Carrodunum (Kraków), kromlech - to słowa pochodzenia celtyckiego. Słowa: szkło, szlom, chata, książę mają być pochodzenia gockiego. Polityka i ekonomia - greckiego. Bohater (bogatyr), dzida, kary - mongolskiego. Bóg, topór, Swarożyc - sarmackiego. Wszystko jest jasne, chociaż czasami można mieć pewne wątpliwości co do pochodzenia niektórych słów.

Nagle widzimy w tekście słownika często powtarzające się słowa -cerkiewny lub starocerkiewny. Sum - starocerkiewny som, zamek -cerk. zamka, szczupak - cerk. szczuka. Przecieramy oczy, coś tu jest nie w porządku. Miał Bruckner pisać o etymologii, a mówi nam o liturgii. Takie objaśnienie niczego nam nie tłumaczy. Czytelnik chciałby się dowiedzieć z jakiego języka i od jakiego ludu słowa starocerkiewne trafiły do świętych ksiąg. Gdyby autor napisał, że są to słowa kościelne czy pogańskie, tak samo nie miałoby to nic wspólnego z etymologią i w dalszym ciągu czytelnik niczego by nie rozumiał.

Bruckner chciał coś ukryć, dlatego dopuścił się kamuflażu. Wszystkie słowa określane w słowniku jako cerkiewne lub starosłowiańskie to nic innego jak słowa pochodzenia protobułgarskiego czyli turskiego. Oto niektóre z nich. Chrobry, chrabr, chędogi, czerw, czerpać, częsty, szczep, słód, skwar, czas, czarny, czaszka, sarna, sąd, brzydki, ciepły, liszaj, wąż, wątły, wąs, gałąź, dziw, pusty, wątroba, krew-kruw, chart, pisk, piorun, piołun, pióro, milczeć, miękki, mak, strój, swoboda, szron - sren, zad, zając, oskard, oskoma, błąd, błoto-błato, błazen-błazn, buhaj-buga, dżuma-czuma, czajka-szajka, czaprak, sukmana, siermięga, czaj.

Już poseł kalifa bagdadzkiego, uczony Ibn Fadlan, zauważył w Buł-garii kamskiej, że Słowianie i ludność miejscowa mówią tym samym językiem. Co to oznacza? Oczywiście to, że wschodni Germanie, Sarmaci, Scytowie, Trakowie, Macedończycy, po kilku wiekach współ-życia z koczownikami, nauczyli się ich języka. Gdyby było inaczej, koczownicy mówiliby jednym z ich języków, co jak wiemy, nie miało miejsca.

273

Page 274: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Reasumując możemy powiedzieć, że nasz język jest językiem turskim z licznymi wtrętami indoeuropejskimi. Mówimy mniej gardłowo niż Turcy osmańscy, miękko, zmieniamy końcówki (chorągiew a nie horongo), dodajemy samogłoski lub ujmujemy spółgłoski. Stąd też bez żadnej przesady możemy powiedzieć, że Polak Węgier dwa bratanki, a estima jaką cieszymy się u mieszkańców Małej Azji nie jest także pozbawiona przyczyny etniczno-etymologicznej.

Ostatecznie co za różnica czy mówimy językiem z grupy tureckiej z wtrętami indoeuropejskimi, czy językiem indoeuropejskim z wtrętami tureckimi. Najstarszy znany język świata, sumeryjski, zaliczany jest także do grupy języków starotureckich, mamy więc dobre towarzystwo.

Język protobułgarski przeniknął także do języka rumuńskiego i nie-mieckiego (leute-ludzie, lieb-luby, plinsjan-pląsać, Kurt itp.), a także do języków bałtyjskich i do albańskiego. W tym ostatnim spotykamy takie słowa jak: prak (próg) z protobulgarskiego prag, obór (obora)-obor, ugar (ugor)-ugar, łopato (lopata)-lopata, zdruk (hebel)-strug, stan (stajnia)-stan, topole (topola)-topola, tis (cis)-tis, rrep (rzepa)-repa, grudę (gruda)-gruda, reke (rzeka)-reka, zakon (zakon)-zakon, vojvode (wojewoda)-vojvoda, shtreze (straż)-straża, bujar (bojar)-bojar, bugat (bogaty)-bogat, rop (niewolnik)-rob.

Gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości co do pochodzenia języków słowiańskich, to dodam, że dźwięk i litera ł występują jedynie w językach tureckich.

Z historii Europy

GOCKO-BUŁGARSKIE CIEKAWOSTKI

Wikingowie nie istnieliby, gdyby sarmaccy Asowie nie wtargnęli na Półwysep Skandynawski w czasach Attyli (Farley Mowat).

Przed inwazją Hunów Balambera (IV wiek) Kujawianie nazywali się Burgundami.

Państwo zwane Wielką Bułgarią istniało w latach 480-675. Obszar

274

Page 275: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

tego państwa pokrywał się mniej więcej z obszarem Wielkiej Gocji króla Hermanryka.

Mazowszanie i Podlasiacy wywodzą się z Massagetów (Scytów) przemieszanych z Polanami.

Słowacy nazywali się dawnej Jazygami. W roku 172 Marek Aureliusz stworzył z ich kraju rzymską prowincję Sarmację. W V wieku Jazygowie weszli w skład wielkiej rodziny ludów słowiańskich.

Zachodni Germanie nauczyli się musztry i dyscypliny wojskowej w czasie, kiedy byli włączeni do państwa Attyli. Poprzednio znani byli raczej z braku subordynacji i wiecznych wewnętrznych sporów. Pisał o tym z humorem Voltaire w „Kandydzie".

Pogrzeb wizygockiego króla Alaryka w Kalabrii (Italia) w roku 410 odbył się według zwyczaju bułgarskiego. Ciało zostało złożone w grobie wykopanym pod rzeką Busento koło dzisiejszej Cosenzy, podobnie jak na pogrzebie Attyli, który został pochowany w korycie rzeki Cisy. Oba groby nie zostały dotychczas odkryte.

Jedyni Słowianie, którzy nie nauczyli się wymawiać bułgarskiej litery ,,ł" to Czesi.

Wizygoci z Hiszpanii porzucili arianizm i przeszli na katolicyzm w końcu VI wieku za panowania króla Rekkareda.

We wczesnym średniowieczu istniał w Europie sarmacki kraj zwany Wielką Chorwacją. Jego stolicą było miasto Hrwat (późniejszy Kraków).

W latach 405-406 na Italię najechały niespodziewanie ogromne, mieszane etnicznie hordy barbarzyńców pod wodzą Radagaisa. Histo-rycy skandynawscy robią z niego gockiego watażkę, może dlatego, że pod jego rozkazami służyło wielu Gotów, no a jeżeli byli z nim Goci, to i Radagais „musiał być" Gotem choćby ze względów historyczno-prestiżowych. Autorzy ci zapominają często, że Hunowie przyprowadzili ze sobą liczne zastępy wschodnich Scytów - Massagetów i że stanowili oni ważny składnik ich armii. Współczesny tym wydarzeniom historyk rzymski Orozjusz nazywa Radagaisa poganinem i Scytą.

275

Page 276: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Czegóż więcej trzeba? Innych źródeł? Poza tym musimy pamiętać, że wschodni Germanie na początku V wieku byli już chrześcijanami -arianami, natomiast Scytowie przetrwali w pogaństwie dłużej niż wszyscy inni Europejczycy. Samo imię Radagais posiada charakterys-tyczną dla Scytów końcówkę is, natomiast reszta imienia ma brzmienie bułgarskie i pochodzi od słów rada i gost, co nie jest niczym niezwyk-łym, jako że Massageci zostali zbułgaryzowani jeszcze w Azji Central-nej.

Pytanie zasadnicze dotyczące osoby Radagaisa jest inne. Nie wiemy bowiem, czy walczył w Italii jako zbuntowany wasal Hunów, czy na ich zlecenie? Przychylałbym się raczej do obu tych możliwości. Zapewne początkowo walczył jako wierny wasal, a potem jako buntownik upojony własnymi sukcesami.

Dzikie i okrutne zastępy Radagaisa nie mogły spodziewać się przychylności ze strony podbitej ludności rzymskiej. Oddziały Radagaisa liczyły około dwieście tysięcy ludzi. Trudności aprowizacyjne zmusiły wodza do podzielenia swojej armii na trzy ugrupowania. Na czele jednego z nich Radagais obiegł Florencję.

W międzyczasie Wandal Stylichon, naczelny wódz armii rzymskiej, dogadał się z bułgarskim chanem Uldisem i z Sarusem, wodzem Wizygotów celem podjęcia wspólnej akcji zbrojnej przeciw Radagaiso-wi. W tej sytuacji nic już nie mogło uratować zbuntowanego wasala, który wycofał się na górę Fiesole. Po wyczerpaniu zapasów głodujące wojsko postanowiło poddać się. Radagais z małym oddziałem próbował przebić się z oblężenia. Został schwytany i ścięty.

Stylichon wcielił dwanaście tysięcy Gotów do swojej armii, a resztę żołnierzy Radagaisa obrócono w niewolników. Ich przeciętna wartość rynkowa wynosiła w owym czasie jednego solida czyli mniej niż kiedykolwiek w historii Cesarstwa Rzymskiego.

GDZIE PODZIALI SIĘ SARMACI?

Gen to podstawowy element dziedziczenia, odcinek chromosomu -łańcuch kwasu DNA. Będzie tu mowa o sarmackich genach.

Sarmaci to lud szczodry. Obdarowywali całą Europę szlachtą, her-bami, średniowiecznych rycerzy łuskową zbroją (T.Sulimirski), kraje

276

Page 277: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

skandynawskie wikingami (F.Mowat). Imię Alan i geny sarmackie rozsiane są po całym świecie. Sarmaci posiadali wiele zalet, ale i jedną wadę - nie umieli nigdy stworzyć silnego, sprawnego organizmu państwowego.

Spróbujmy odszukać Sarmatów w ich nowym wcieleniu. Obecnie stali się oni składnikiem etnicznym lub zgoła tylko genetycznym innych narodów.

Procentowo najwięcej Sarmatów przetrwało w Jugosławii, Słowacji i Osetii. Ale także i w tych krajach ulegli znacznemu przemieszaniu z innymi etnosami. Słusznie będzie zatem rozpatrywanie procentowej ilości genów sarmackich w pulach genetycznych dzisiaj istniejących państw czy ludów.

Jugosławia - około 60% genów sarmackich, Słowacja - ok. 50% (Jazygowie), Osetia ok. 60%, Polska - 20%, Czechy i Morawy 20%, Ukraina 10%, Niemcy 5%, kraje skandynawskie 5%, Francja 3%, Anglia 1%.

Chanowie mongolscy z czasów Czyngisydów przesiedlili wielu Sarmanów znad Donu do Chin, gdzie otrzymywali żołd jako najemnicy utrzymujący porządek w Państwie Środka. Wszelki ślad po nich zaginął. Inni Sarmaci przeniknęli wraz z plemieniem Asdingów do Afryki Północnej. Po 100 latach panowania zostali podbici przez Belizariusza, wodza Justyniana Wielkiego. Część z nich została wywieziona do Bizancjum, gdzie wcielono ich do armii wschodniej, a część ukryła się w górach Atlasu.

Geny sarmackie znajdują się także w pulach genetycznych Rosjan, Białorusinów, Włochów, Austriaków, Szwajcarów, Hiszpanów, Por-tugalczyków, Amerykanów, Australijczyków i wielu innych narodów.

Liczby powyższe siłą rzeczy nie mogą być dokładne, ale dają jakie takie pojęcie o rozmieszczeniu genów tego wspaniałego narodu. Taki sam los spotkał zresztą także i inne wielkie narody: Sumerów, Amury-tów, Hetytów, Asyryjczyków, Kreteńczyków, Fenicjan, llirów, Etrus-ków, Persów, Celtów, Tartessyjczyków, Scytów, Gotów, Longobardów, Herulów, Markomanów, Kwadów i innych.

277

Page 278: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

SPIS TREŚCI

Koralowy raj Asfaltowe jezioro Guanoco Tajne życie Motilonów Plantacja kakaowców Luisa Figueroa Śpiąca Guarikiki Kilka odcieni Alaski Ocaleni z holocaustu Poznaniacy w kręgu Powstania Warszawskiego Pożyteczne żaby Amfetamina Naturalna odporność przeciw HIV Nastolatki gnuśnieją Choroba amerykańskich tropików To warto wiedzieć Rozkaz - spalić szpital! Z Sahary do Amazonii Kwiaty przeciwko malarii Kłopoty z kangurami Tunele w szwajcarskim serze Smaczne tarantule Antropologia i grupy krwi Szkodliwy nałóg palenia Inne spojrzenie na AIDS Siedleccy Żydzi Kulisy zajść w Los Angeles Szkoła Zaorskiego Dziesięciu zuchwałych Cichociemny „Dolina" „Norwid" Żydowskie dziecko Ujęcie kata z Treblinki Dzieci Zamojszczyzny Wspomnienia z Powstania Warszawskiego Siedlecki transport Zastrzelenie Krafta i Manza Bohaterka siedleckiego getta

str.6 8 9 11 14 15 19 21 24 25 26 27 28 30 32 33 34 34 35 36 36 39 40 42 44 45 48 50 51 53 55 56 58 60 61 64

Page 279: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Pechowy major „Okoń" Zastrzelenie Fabischa Byłem partyzantem oddziału „Doliny" Dramaty z czasów „Burzy" Cudowna penicylina Siedlczanin - brytyjskim oficerem Doktor z Diabelskiej Wyspy Wenezuelska Gujana Polowanie na jaguary Zgubna miłość Listy do nieboszczyka Kłopotliwy prezent Krwawa zemsta rodowa Niezwykłe przygody doktora Windygi Nocne polowanie Polak naczelnym wodzem w Wenezueli Amazonki znad Jamundy Haszysz wyzwala agresję Amerykańskie indyki Polak generałem Jankesów O pochodzeniu tytułu car Co wspólnego mieli „nasi" Wenedowie

i Bojowie z Etruskami Kraków Atlatl Danina z wiewiórczych skórek Attyla i Aecjusz Czy Wandalowie byli wandalami? Futhark - odmiana alfabetu etruskiego Herodot o Sarmatach Armia, która znikła Gdzie zakończył się rejs Arki Noego? Tajne kartoteki Anglików Śmierć kauczukowego barona Likwidacja siedleckiego getta Zacny profesor Albert Einstein Człowiek z lodowca Similaun Kajmany O diamentach w wenezuelskiej Gujanie

65 68 70 72 75 77 85 89 92 94 97 99

102 104 109 115 118 121 123 125 126 127

130 131 133 134 137 138 141 143 145 147 148 151 152 154 156 158

Page 280: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Wodospad Anioła 162 Ameryka Łacińska „apteką" dla narkomanów 164

z USA Kokaina zwana białą śmiercią 165 Etiopskie jezioro Tana 166 Językowe koktajle 167 Moja Wigilia 168 Rodeo 171 AIDS - polowanie na wirusa 173 Cudowne ocalenie 176 Noc 16 morderstw 179 Rypajło i róże 183 Powstanie Warszawskie 185 „Samobójstwo" ludu Karibu 188 Początki hutnictwa i bolas - broń humanitarna 189 Amazonki z Mazowsza 191 Katastrofa otrarska 194 Kto pierwszy odkrył Amerykę? 197 Śmierć wikinga Thorvalda 199 Sarmaci 201 Potrójny chrzest Krakowa 203 Heftalici 204 Czy Dydona była kochanką Eneasza? 207 Tajemnica potopów czwartorzędu 210

Kiedy nastąpi V zlodowacenie? Zwiedzanie Portugalii 216 Ludzkie główki na sprzedaż 217 Zanikający zawód trapera 219 Barwne życie doktora Aleksandra Rytla 220 Humanitarni Amerykanie 222 Poszukując skarbów na Kajmanach 223 Najstarsza synagoga w Ameryce 224 Treblinka 226 Obozowisko w Jacie 227 Etymologiczne ciekawostki 228 Sławek Zieleniewski 231 Pogrzeb wikinga 232 Szkodliwe promienie 234 Szczepionka Weigla 235

Page 281: stefanoff.plstefanoff.pl/wladyslaw/ksiazki/FELIETONY wybrane.pdfKORALOWY RAJ 10 maja 1503 r. oficer Krzysztofa Kolumba zanotował w dzienniku okrętowym: „W polu widzenia dwie bardzo

Prof. Wiktor Grzywo-Dąbrowski 236 Rujnująca heroina 238 Egzotyczny pejotl 239 „Pomost przyjaźni międzynarodowej" 241 Tabuny w Apure 242 Zwiedzanie leprozorium w Cabo Blanco 243 Egzotyczna Aruba 245 Dawne nazwy Krakowa 247 O pochodzeniu niektórych nazwisk 249 Serbowie i Chorwaci 250 Smok Wawelski 253 Pula genetyczna narodu polskiego 254 Geneza słowiańskich dynastii 256 Podbój Italii przez Ostrogotów 259 Mówimy po turecku 262 Przeobrażenia etniczne 264 Język słowiański 266 Czy Sasi byli Słowianami? 267 Jakie jest pochodzenie języków słowiańskich? 270 Starocerkiewny znaczy turski 272 Gocko-bułgarskie ciekawostki 274 Gdzie podziali się Sarmaci? 276