Wszechświat 1897 047 · 2017-08-31 · cy, Jacobson i Liebermann, których wspom nienia...

16
M. 47. Warszawa, d. 21 listopada 1897 r. ł om X V I. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA11. W Warszawie: rocznie rs. 8 , kwartalnie rs. i Z przesyłką pocztową: rocznie rs. lo. półrocznie rs. f, Prenumerować można w Redakcyi „Wszechświata- i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranica. Komiteł Redakcyjny Wszechświata stanowią Panowie: Deike K., Dickstein S., Hoyer H., Jurkiewicz K., Kwietniewski Wł., Kramsztyk S., Morozewicz J., Na- tanson J„ Sztolcman J., Trzciński W. i Wróblewski W. A.dres ISed.a,łcc37-i: Z^ralsoTKrsisiie-IPrized.rrileścIe, 2STr S<3. Wiktor Meyer. Zadanie pisarza, który zamierzył przed- stawić obraz żywota męża naukowego, pospo- licie bywa bardzo jednostronne. Szczegóły życia uczonych zwykle są mało zajmujące i biograf dosyć uczynił, jeżeli zanotował datę urodzenia i śmierci, wymienił szkoły, w któ- rych bohater opowieści uczył się a potem nauczał, wreszcie — podał o ile można naj- dokładniejszy spis jego zasług naukowych. Ten powszechnie przyjęty sposób pisania ży- ciorysów, zastosowany do Wiktora Meyera, dałby nam obraz niezmiernie bogaty w szcze- góły pierwszorzędnej wartości naukowej, im- ponujący nagromadzeniem takich zdobyczy, jakie rzadko bywają udziałem badawczego ducha ludzkiego, zdumiewający ogromem pracy, ale bynajmniej nie zupełny. Meyer bowiem w istocie był zjawiskem wyjątkowem. Bystrością, i dowcipem swej myśli badawczej przewyższał nieskończenie ogromną większość przeciętnych twórców nauki, wzbogacił wie- dzę tak wielką liczbą faktów nowych i waż- nych, jak mało który z uczonych współczes- nych, dla filozofii przyrody zdobył niemało trwałych podstaw doświadczalnych, a sprawie nauczania chemii oddal niezapomniane usłu- gi. Ale jednocześnie z tą pracą naukową, I której oschłość i absolutne zapanowanie nad umysłem pracownika stały się pewnikiem dla ludzi, niemających o niej żadnego pojęcia, Meyer przez całe swe życie był wiernym czcicielem piękna, piękna w przyrodzie i w sztuce. Był także najmilszym towarzy- szem zabawy, gawędziarzem nieporównanym, wesołym współbiesiadnikiem, duszą zebrań wszelkiego rodzaju, zwolennikiem ćwiczeń cielesnych i popisów zręczności. Oprócz te- go — Meyer był prawdziwym ulubieńcem lo- su co do zewnętrznych i materyalnych stron życia. Syn szanowanej i zasłużonej rodziny, oprócz imienia odziedziczył po ojcach dostat- nią fortunę. Postać jego była kształtna, ry- sy twarzy piękne, w wyrazie oczu i w dźwięku głosu miał czar jakiś zniewalający. Był jesz- cze młodzieniaszkiem, gdy czoło jego okry- wał już wieniec sławy. Wcześnie też stwo- rzył sobie ognisko rodzinne, w którem mu by- ło i ciepło i jasno. Jakże więc okropnie tra- giczne są słowa „dłużej nie mogę” któremi zakończył pożegnanie swej rodziny, kiedy pod wpływem ostatecznego rozstroju nerwów, spowodowanego przez cierpienia newralgicz- ne, postanowił własnowolnie przerwać pasmo

Transcript of Wszechświat 1897 047 · 2017-08-31 · cy, Jacobson i Liebermann, których wspom nienia...

Page 1: Wszechświat 1897 047 · 2017-08-31 · cy, Jacobson i Liebermann, których wspom nienia pośmiertne o Meyerze leżą właśnie przede mną, nie sprostali, mojem zdaniem, trudności

M . 47. Warszawa, d. 21 listopada 1897 r. ł om X V I.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA11.

W Warszawie: rocznie rs. 8, kwartalnie rs. i Z przesyłką pocztową: rocznie rs. lo . półrocznie rs. f,

Prenum erować można w Redakcyi „W szechświata- i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranica.

Komiteł Redakcyjny Wszechświata stanowią Panowie: Deike K., Dickstein S., Hoyer H., Jurkiewicz K ., Kwietniewski Wł., Kramsztyk S., Morozewicz J., Na- tanson J„ Sztolcman J., Trzciński W. i W róblewski W.

A.dres ISed.a,łcc37-i: Z r̂alsoTKrsisiie-IPrized.rrileścIe, 2STr S<3.

Wiktor Meyer.

Z adanie p isarza, k tóry zam ierzył p rzed­staw ić obraz żywota m ęża naukowego, pospo­licie bywa bardzo jednostronne. Szczegóły życia uczonych zwykle są mało zajm ujące i b iog raf dosyć uczynił, jeżeli zanotow ał da tę urodzenia i śmierci, wymienił szkoły, w któ­rych bohater opowieści uczył się a potem nauczał, wreszcie — podał o ile m ożna n a j­dokładniejszy spis jego zasług naukowych. T en powszechnie p rzy jęty sposób pisania ży­ciorysów, zastosowany do W ik to ra M eyera, dałby nam obraz niezm iernie bogaty w szcze­góły pierwszorzędnej wartości naukowej, im ­ponujący nagrom adzeniem tak ich zdobyczy, jak ie rzadko byw ają udziałem badawczego ducha ludzkiego, zdum iew ający ogromem pracy, ale bynajm niej nie zupełny. M eyer bowiem w istocie był zjawiskem wyjątkowem. Bystrością, i dowcipem swej myśli badawczej przewyższał nieskończenie ogrom ną większość przeciętnych twórców nauki, wzbogacił wie­dzę tak wielką liczbą faktów nowych i waż­nych, ja k mało k tóry z uczonych współczes­nych, dla filozofii przyrody zdobył niemało

trw ałych podstaw doświadczalnych, a sprawie nauczania chemii oddal niezapomniane usłu­gi. A le jednocześnie z tą p racą naukową,

I której oschłość i absolutne zapanowanie nad umysłem pracow nika stały się pewnikiem d la ludzi, niem ających o niej żadnego pojęcia, M eyer przez całe swe życie był wiernym czcicielem piękna, piękna w przyrodzie i w sztuce. Był także najmilszym tow arzy­szem zabawy, gaw ędziarzem nieporównanym , wesołym współbiesiadnikiem, duszą zebrań wszelkiego rodzaju , zwolennikiem ćwiczeń cielesnych i popisów zręczności. Oprócz te ­go — M eyer był prawdziwym ulubieńcem lo­su co do zewnętrznych i m ateryalnych stron życia. Syn szanowanej i zasłużonej rodziny, oprócz imienia odziedziczył po ojcach d o sta t­nią fortunę. P o stać jego była k sz ta łtna , ry ­sy tw arzy piękne, w wyrazie oczu i w dźwięku głosu m iał czar jak iś zniewalający. Był jesz­cze młodzieniaszkiem, gdy czoło jego okry­wał już wieniec sławy. W cześnie też stwo­rzył sobie ognisko rodzinne, w którem mu by­ło i ciepło i jasno. Jakże więc okropnie t r a ­giczne są słowa „dłużej nie m ogę” którem i zakończył pożegnanie swej rodziny, kiedy pod wpływem ostatecznego rozstro ju nerwów, spowodowanego przez cierpienia newralgicz­ne, postanowił własnowolnie przerw ać pasm o

Page 2: Wszechświat 1897 047 · 2017-08-31 · cy, Jacobson i Liebermann, których wspom nienia pośmiertne o Meyerze leżą właśnie przede mną, nie sprostali, mojem zdaniem, trudności

738 WSZECHSWIAT N r 47.

dni swoich, pasm o szczęścia i sławy, niedo- szedłszy jeszcze do k resu wieku męskiego. J a k niewypowiedzianie s traszna walka myśli i odbyć się m usiała w mózgu takiego człowieka!I wreszcie — jakież to srogie los czyni z nam i igraszki, których że jesteśm y ofiarą ani się naw et częstokroć dom yślają najbliżsi nasi przyjaciele.

Ł atw o zrozumieć, że wierny por tre t tak ie ­go człowieka m ógłby wyjść tylko z pod pióra kogoś bardzo bliskiego, komu nie ta jne były­by wszystkie zwroty um ysłu, wszystkie p o ru ­szenia ducha, wyjątkowo uposażonego od n a ­tu ry i rozw iniętego w łasną pracą. A le na­w et i zbliżeni osobiście dwaj uczeni niem iec­cy, Jacobson i L ieberm ann, których wspom­nienia pośm iertne o M eyerze leżą w łaśnie przede mną, nie sprostali, mojem zdaniem, trudności aadania. T em bardziej niepodobna kusić się o to piszącem u, który zm arłego b a ­dacza znał tylko ze strony jego zasług nauko­wych. D latego to poprzestańm y na zwyk­łym szablonie i postarajm y się przedstaw ić sarnę tylko zew nętrzną stronę tego żywota.

W ik to r M eyer urodził się w B erlin ie 8 września 1848 r. Ojciec jego, człowiek wy­kształcony, był właścicielem dużej d ru k arn i perkalu; m atka której dobry wpływ odbił się n a całej rodzinie, po odchowaniu własnych dzieci za ję ła się p racą literacko-pedagogicz- ną i w yrobiła sobie n iem ałe na tem polu uznanie. W chwili, kiedy W ik to r jak o 16- łetni młodzieniec kończył nauki średnie, s ta r ­szy b ra t jego, R yszard , studyow ał już chem ią u B unsena w H eidelbergu. W szkole śred ­niej nic napozór nie zapow iadało późniejszej karyery W ik to ra . Zdolny by ł bardzo, p a ­mięć m iał niesłychaną, ale nie okazyw ał szczególniejszego zam iłow ania do nauk fi­zycznych lub m atem atycznych. Z am iast te ­go uczył się wierszy i w praw iał w deklam a- cyą. Mówił, źe będzie ak to rem . Do końca życia pam ię ta ł utwory, k tórych się uczył na szkolnej ław ie i w zaufanem kółku nieraz w ygłaszał je n aj poprawniej. Nam owy ojca i starszego b ra ta spraw iły , że wpisał się w po­czet studentów uniw ersytetu berlińskiego i zaczął słuchać wykładów A . W . H ofm anna. L ecz już po jednym sem estrze przeniósł się do H eidelberga, k tó ry w owym czasie (1866) przyśw iecał nauce niemieckiej takiem i gwiaz­

dam i jak Bunsen, H elm holtz, Kirchhoff, K opp, i tu ta j już , odrazu wszedłszy w k rą g przyciągania, jak ie wywierał arcym istrz che­mii nieorganicznej, Bunsen, przebył cały czas studyów i pozostał, jako asysten t wiel­kiego swego przewodnika. N a tem stanowis­ku pozyskał dożywotnią przyjaźń B unsena i zaw arł najbliższe stosunki z Koppem , E r- lenm eyerem i wieloma innymi.

W jesieni 1868 r. M eyer powrócił do B e r ­lina, pociągnięty przez cbęć bliższego obe­znania, się z syntezą związków węglowych. W łaśn ie wtedy m ala i skrom na pracowniaA . B aeyera w A kadem ii rzem iosł była ową cen tra lną kuźnicą, w której odkuwaly się zdum iewające kształty nowej chemii o rga­nicznej. Młodzi chemicy dobijali się o m iej­sce w laboratoryum B aeyera, k tóre jeduak n araz nie m ogło pomieścić więcej nad 15 pracujących. P raw ie wszyscy, k tórych M e­yer tu zasta ł, w następstw ie okryli swe imio­na sławą. W spom nijm y z pomiędzy nich M. Nenckiego; później nieco przybył tu także i Ju l. G rabow ski. Berlin d la chem ika był wtedy ziemią obiecaną: H ofm ann w un iw er­sytecie, B aeyer w akadem ii, mnóstwo pierw ­szorzędnych zdolności na innych stanowis­kach nauczycielskich, pełne m łodzieńczego zapału , tylko co założone Towarzystwo che­m iczne, wreszcie pow stający, ale odrazu w olbrzymich zarysach, przem ysł chemiczny, M eyer od pierwszej chwili pozyskał sobie starszych swemi zdolnościami i ogromem wie­dzy już nabytej a rówieśników i młodszych p rzyku ł nadto do siebie dziwnemi zaletam i serca, wdziękiem obcowania i postaci. Czasy berlińskie były d la M eyera jakby o g ląd a ­niem się za najponętniejszym tem atem pracy . B adał budowę kam fory, wodanu cbloralu i zbogacił tw orzącą się naukę o s truk tu rze chemicznej w ażną rozpraw ą o położeniu g ru p zastępujących w izomerycznych pochod­nych benzolu (1870). W pracow ni B aeyera znalazł naszego młodego uczonego H . F eh - ling, k tóry poszukiwał profesora chemii d la politechniki sztu tgardzkiej i nie zaw ahał się w ybrać M eyera, pomimo, źe ten liczył zaled­wie 23 rok życia.

W S tu ttg a rd z ie M eyer przebył rok jeden tylko, lecz kró tk i ten okres czasu, pomimo ubóstw a środków pracowni, w ystarczył m u n a opracow anie jednego z najpiękniejszych

Page 3: Wszechświat 1897 047 · 2017-08-31 · cy, Jacobson i Liebermann, których wspom nienia pośmiertne o Meyerze leżą właśnie przede mną, nie sprostali, mojem zdaniem, trudności

Nr 47. WSZECHSWIAT. 739

tem atów , do którego pow racał stale i ze szczególnem upodobaniem aż do końca życia. Mówimy tu o odkryciu związków nitrowych grom ady tłuszczowej. C iała te od pierwszej chwili wzbudziły między chemikami najżyw ­sze zajęcie, raz d latego, że poprzednio dość stanowczo przeczono możności ich istnienia, sądząc, że właśnie brak tych związków od­różnia grom adę tłuszczow ą od arom atycznej, j a powtóre, i to ważniejsza, dlatego, że c ia ła j

te, izomeryczne z estram i azotawem i alkoholi \ tłuszczowych, a obdarzone wielką skłonnością do dalszych przem ian i reakcyj, rzucały silne światło na m ało wówczas jeszcze znaną che­m ią związków organicznych azotu. Z licznej rzeszy współpracowników M eyera w bada­niu związków nitrotłuszczow ych wspomnimy w tem miejscu K az. Chojnackiego.

. N a jed en z wykładów M eyera przybył in ­cognito prezes rady szkolnej szw ajcarskiej, K appeler, bystry znawca ludzi i rzeczy nauko­wych, znany ze swego dowcipu i oryginalnego sposobu postępowania. P o w ysłuchaniu lek- cyi, k tórej treści, ja k twierdził, wcale nie ro ­zumiał, zbliżył się do M eyera i rzek ł: „Ofia­ru ję panu stanowisko profesora zwyczajnego i dyrek to ra pracowni rozbiorow ej w politech­nice w Z urychu, jakkolw iek widzę w panu tę wielką wadę, że jesteś jeszcze ta k m łody” .„Z dniem każdym sta rać się będę poprawić z tej w ady” , odpowiedział M eyer, czem uspo­koił zupełnie K appelera.

D opiero w Z urychu poraź pierwszy znalazł się nasz uczony wśród warunków prawdziwie sprzyjających pracy naukowej samodzielnej. T u ta j za trzym ał się też najdłużej w swoim zawodzie i stąd wyszły najw ażniejsze jego badania. W Zurychu, właściwie mówiąc, rozwinął się bogato tem at związków n itro ­wych, dorzucając do skarbca faktów chemicz­nych całe grom ady ciał nowych : kwasów ni- trolowych i pseudonitrolów, a następnie, po wciągnięciu w zakres badania estrów azo ta ­wych i samego kwasu azotawego — związków izonitrozow ych, aldoksym ów , ketoksymów i t. d. C iała ostatnio wspomniane pozyskały ważne znaczenie teoretyczne od czasu w pro­wadzenia nauki o węglu asym etrycznym i b u ­dowie stereochem icznej. I przem ysł che­miczny odebrał swoję cząstkę z tego cyklu badań: p rzydały mu się, w dziale sztucznych

[ barwników, t. zw. związki azowe tłuszczowo- aromatyczne.

Zkolei przejdźm y teraz do nowego kierun­ku, który, poczęty w Z urychu w r. 1876, za j­mował również swego twórcę do końca, a na­uce dostarczył mnóstwa dokumentów najdo­nioślejszej wagi. W iadomo, jak ie znaczenie w naukach fizycznych posiada teorya czą- steczkowo-atomistyczna i wiadomo również, czem dla tej teoryi są m etody doświadczalne oznaczania wielkości cząsteczki. Gdy zaś, pomiędzy rozm aitem i owych metod zasadam i, najb liższą celu i najbardziej, w myśl teoryi A vogadra, bezpośrednią je s t zasada określa­nia gęstości pary ciał chemicznych, rozumie­my, ja k ą doniosłość mieć m usi każde is to t­ne udoskonalenie sposobów doświadczalnych oznaczania gęstości pary . Z dwu pierwotnie podanych metod — Dumasowska, polegająca na ważeniu znanej objętości pary , wymaga znacznej stosunkowo ilości badanego mate- ryału , co w przypadku syntetycznych związ­ków węgla bywa niekiedy w arunkiem niepo­dobnym do urzeczywistnienia, G ay-Lussa- cowska zaś, naw et po zm ianach wprowadzo­nych przez H ofm anna, nie może sięgać ponad tem pera tu rę , w której już prężność pary r tę ­ciowej zaczyna wywierać działanie. Pierwszy pomysł M eyera polegał na ważeniu łatw otop- liwego aliażu (W ooda) wyrugowanego z n a ­czynia przez p arę utworzoną przy znacznej tem peraturze ze znanej również masy bada­nej m ateryi. T u już można było dochodzić do granic tem peratury znacznie wyższych, a potrzebna do doświadczenia m asa m ateryi by ła równie niewielka ja k w metodzie H of­m anna. Zawsze jed n ak doświadczenie odby­wało się w przyrządzie szklanym , a s tąd tem ­p e ra tu ra m usiała być ograniczona przez topli­wość szkła. W krótce jed n ak M eyer zaczął mierzyć w prost objętość azotu lub naw et po­w ietrza, wyrugowanego z przyrządu przez znaną masę p a ry przy znanej tem pera tu rze , a to pozwoliło mu zastosować do przyrządów m ateryały znacznie od szkła wytrzymalsze na działanie ciepła, a więc i wykonywać oznaczenia przy tem p era tu rach znacznie wyż­szych, aniżeli dawniej stosowane. Pom ysł, w zasadzie prosty a w wykonaniu łatw y, na którego wprowadzenie jednakże nauka cze­kać m usiała aż do chwili, w której zrodził się w umyśle M eyera, m iał tę wspólną z wszyst-

Page 4: Wszechświat 1897 047 · 2017-08-31 · cy, Jacobson i Liebermann, których wspom nienia pośmiertne o Meyerze leżą właśnie przede mną, nie sprostali, mojem zdaniem, trudności

740 N r 47

kiemi ważnemi pom ysłam i własność, że s ta ł się punktem wyjścia d la całych szeregów rz e ­czy nowych, nieraz trudnych do oczekiwania, że pozwolił sprawdzić przypuszczenia, o k tó ­rych doświadczalnem spraw dzeniu nie m a­rzyli dawniej naw et najśm ielsi. W istocie, m etoda oznaczania gęstości pary przez w yru­gowanie pow ietrza pozw ala używać w do­świadczeniach tem p era tu r niezm iernie wyso­kich, zbliżających się do 2000°, jak ich po­przednio w tym celu stosować nie um iano, pozwala więc badać m aterye bardzo trudno lotne. M eyer z uczniami swymi i p rzy jació ł­mi zbadał też ogrom ne mnóstwo ciał, k tó ­rych m asa cząsteczkowa poprzednio była po­daw ana tylko przypuszczalnie, n a zasadzie wskazówek pośrednich a niekiedy sam ych tylko analogij. Z drugiej strony — i to je s t punkt najw ażniejszy — m etoda ta po p arła doświadczalnie sarnę teo ryą atom istyczną. Gdy bowiem oznaczenia gęstości pary p rze­prowadzono na pierw iastkach, okazało się, że d la niektórych (chlorowce) gęstość ta zm niej­sza się w m iarę w zrostu tem pera tu ry , ale zmniejszenie to zatrzym uje się w chwili, gdy doszło do połowy pierw otnej wielkości i nie posuwa się dalej pomimo dalszego w zrastania tem peratury . W idocznie więc cząsteczka, złożona z dwu atomów, pod wpływem ciepła rozpada się na swoje części składowe.

W Z urychu jeszcze M eyer, dokonał odkry­cia, którego liistorya z pewnych względów zasługuje na przytoczenie. W 1883 r., wy­k ład a jąc o benzolu, M eyer chciał pokazać słuchaczom t. zw. reakcyą indofeninową, t. j. bardzo silne zabarw ienie ciemno błękitne, j a ­kie powstaje za dodaniem drobnych ilości izatyny i kwasu siarczanego do benzolu ze smoły gazowej. R eakcya ta uchodziła za niezm iernie charak terystyczną d la benzolu, łatw o zatem wyobrazić sobie zdziwienie M eye­ra , gdy mu się jej wywołać nie udało. Z d a rz a się wprawdzie niekiedy, że ta lub inna reak- cya nie udaje się wprawnemu naw et ekspery­m entatorow i, w znacznej jed n ak większości zdarzeń podobnych niepowodzenie bywa sk ła ­dane na karb przypadku Z am iast zadowal- niać się takiem objaśnieniem , M eyer zab ra ł się do badan ia i niezadługo św iat chemiczny dowiedział się z niewypowiedzianem zdum ie­niem, że reakcya indofeninową ch a rak te ry zu ­j e bynajm niej nie benzol czysty, lecz pewien

nowy związek siarkowy, nazwany tiofenem , k tóry w benzolu ze smoły gazowej znajduje się zawsze w m ałej ilości, w benzolu zaś inne­go pochodzenia (np. z kwasu benzoesowego) może nie znajdować się wcale. Gdyby nauka rząd z iła się uczuciami łudzkiem i, odkrycie tiofenu mogłoby je j było wyrządzić przykrość niem ałą. Bo jakże — benzol wszak już w owym czasie uchodził za jedno z ciał n a j­lepiej w chemii zbadanych, a tu pokazuje się, że w większości przypadków to, co uważano za benzol czysty, nie było ciałem jednorod- nem , lecz m ieszaniną. Lecz gdyby nawet przykrość tak a powstać m ogła, złagodzićby ją m usiało wkrótce niezmierne zaciekawienie, jak ie wywołały poznane przez M eyera w łas­ności tiofenu. Pom im o odmiennego sk ładu (benzol — C6H 0 , tiofen — C 4H 4S,) tiofen jest w najwyższym stopniu podobny do benzolu, a podobieństwo to przenosi się w całości i na związki pochodzące od ciał obu. N ie je s t zaś ono następstw em żadnego szczególnego zbiegu okoliczności, ale w prost koniecznym wynikiem budowy tiofenu i, być może, jego m asy cząsteczkow ej: jed n a i d ruga dla ben­zolu i tiofenu są bardzo między sobą zbliżo­ne

W r. 1885 M eyer otrzym ał zaproszenie uniw ersytetu getyngeńskiego. O statn ie la ta pobytu w Z urychu przyniosły mu wiele sm ut­ków osobistych i pierwszy a tak strasznej cho­roby, k tó ra pośrednio m iała być przyczyną jego śmierci. Zm ieniał miejsce zam ieszkania bez żalu, może z nadzieją dni lepszych. G e­ty n g a jed n ak niezbyt długo nim się cieszyła, bo oto w r. 1889 sędziwy Bunsen zapragnął wreszcie dobrze wysłużonego spoczynku i j a ­ko swego następcę w skazał W ik to ra M eyera. T u, na katedrze przekazanej przez swego m istrza, dokonał w tak sm utny sposób ta k pełnego chwały żywota. U m arł 8 sierpnia r. b.

*) O ogromie pracy, jaką Meyer wkładał ! w każde swoje odkrycie, może nam dać pojęcie

już ta jedna okoliczność, że kiedy w r. 1888 ze­brał rezultaty badań nad tiofenem i jego pochod- nemi w oddzielnej monografii, był już w stanie przytoczyć literaturę przedmiotu, zawierającą

i tytuły nie mniej niż 103 prac szczegółowych,wykonanych przez siebie lub po i swoim kierun­kiem.

Page 5: Wszechświat 1897 047 · 2017-08-31 · cy, Jacobson i Liebermann, których wspom nienia pośmiertne o Meyerze leżą właśnie przede mną, nie sprostali, mojem zdaniem, trudności

N r 47. WSZECHSWIAT 741

Chcąc w pobieżnej wzmiance przedstawić obraz ta k niezwykłego człowieka, z koniecz- j

ności należało się ograniczyć do pewnych punktów wytycznych, u jąć w pewne cykle niesłychanie bogatą i różnostronną działal­ność. Ź e wiersze powyższe nie są szkicem nawet, lecz chyba zarysem szkicu, jeżeli tak powiedzieć można, o tem piszący wie n a jle ­piej. A le bywają zadania, których ogrom spostrzega się dopiero, gdy się ich dotknie. Uważny czytelnik widzi, że pomiędzy b ra k a ­mi znajduje się naprzykład i udział M eyera w rozwoju stareochem ii, i odkrycie związków jodozowych, i badania nad szybkością re a k ­cyi w m ieszaninach gazowych wybuchających, i studya nad odjemnością grupy fenilowej, i wreszcie bogata działalność literacka, nie- tylko do samej chemii ograniczona. Całość obrazu olśniewa nasze oczy, a jego bohater obleka się w kształty jakiegoś mitycznego nadczłowieka epopei klasycznej.

Zn.

Jeszcze o Uranii berlińskiej \K to był w Berlinie, musi wiedzieć o tem,

że istnieje w nim U ran ia . Nio mówię tu o takim przybyszu, co, zam iłowany w wiedzy, będzie wyszukiwał i zwiedzał zbiory oraz muzea; dość przebiedz ulice Berlina i z pew­n ą dozą zaciekawienia, jak ie budzi w nas zwykle pobyt w nowem miejscu, przyglądać się otaczającym rzeczom, aby dowiedzieć się o istnieniu tej instytucyi. W ielkie ogłoszenia o odczytach i przedstaw ieniach naukowych w tea trze U ran ii widać na wszystkich s łu ­pach z ogłoszeniami, a na rogu, jak i tworzy ulica, przy której znajduje się U ran ia , z je d ­ną z główniejszych a rte ry j wielkiego m iasta, widać w ytkniętą ku niej drogę odpowiednie-

') Z powodu rozpoczęcia działalności Dauko- wo - popularyzacyjnej przez tu tejsze Muzeum Przemysłu i Rolnictwa powracamy do tem atu wyrażonego w tytule i zastrzegamy sobie moż­ność dalszego o nim pomówienia.

mi napisam i, widniejącemi w dzień i w nocy na matowych szybach la ta rn i ulicznych.

W rzeczy sam ej, U ran ia je s t popularną w Berlinie, i nie dlatego, źe się reklam uje, ja k możnaby pomyśleć; odw rotnie, reklam uje się, bo je s t popularną, bo m a się dla kogo reklam ować, bo ma komu wskazywać do sie­bie drogę.

W prasie naszej może niejednokrotnie już spotykały się wzmianki o U ranii, pomimo t a postanowiłem jednak podać o niej niniejszą wiadomość. Uczyniłem to dlatego, że je s t instytucyą tak godną naśladowania i tak po­żądaną wszędzie, a tem bardziej u nas, iż ile- byśmy pisali o niej, żadna wiadomość zby­teczną chyba nie będzie. N iech tylko niesie przypomnienie rzeczy godnej, a już ma racyą bytu, już wiele zrobi.

Towarzystwo U rania założonem zostało w roku 1888 w celu popularyzacyi wiedzy przyrodniczej; dziś liczy koło 550 akcyona- ryuszów z kapitałem 600 000 m arek. G m ach tow arzystw a otw arty został w czerwcu roku 1889; do m arca roku 1896 sprzedano koło 850000 biletów wejścia, co wynosi do 350

| dziennie. W przeciągu tego okresu czasu wygłoszono 2 795 większych i 2 627 mniej­szych odczytów z różnych gałęzi wiedzy przy­rodniczej.

W zrasta jące z nadzwyczajną szybkością powodzenie tow arzystw a umożliwiło rozsze­rzenie jego zakresu i wybudowanie nowej sie­dziby w jednem z główniejszych ognisk m ia­sta. Je s tto gmach wielki i wspaniale u rz ą ­dzony. Środek jego zajm uje dwupiętrowy te a tr z 740 siedzącemi miejscami na p a r te ­rze, galeryach i w lożach. N a scenie są wy­konywane objaśniające odczyt doświadczenia i dem onstracye, oraz pokazywane obrazy nik­nące; w ostatnim przypadku prelegent zaj m uje miejsce na wzniesionej z boku sceny katedrze.

J Do rzucania obrazów służą lam py elektrycz­ne, a zapomocą odpowiednich przyrządów wywoływać można w znacznem powiększeniu obrazy przedmiotów nader drobnych, np. preparatów mikroskopowych.

„Tego rodza ju odczyty, ozdobnie ilustro- [ wane dem onstracyam i, mówi członek za rzą ­

du tow arzystw a, znany astronom W ilhelm M eyer, znacznie różnią się od tego, co rozu-

| miano dotychczas pod nazwą odczytu popu- | larno-naukowego. S trona poglądowa w ykła­

Page 6: Wszechświat 1897 047 · 2017-08-31 · cy, Jacobson i Liebermann, których wspom nienia pośmiertne o Meyerze leżą właśnie przede mną, nie sprostali, mojem zdaniem, trudności

742 WSZECHSWIAT. JNr 47.

du, stosowana dotychczas przy okazji z trw o­żliwą ostrożnością, stoi tu na pierwszym p la ­nie, stanow iąc przedm iot osobliwej pieczy i s taranności artystycznej. P iękne, barw ne obrazy i artystycznie wykonane sceny z życia na tu ry pociągają ku sobie Dietylko oko, lecz i duszę widza. Do naszego te a tru widz uczęszczać winien w takim celu, w jak im idzie do te a tru na poważną sztukę, budzącą do głębszych rozm yślań. T u i tam nie p o ­winno się zbytnio obciążać um ysłu słuchacza; myśli i wnioski winny z łatw ością wynikać jedne z drugich , a na równi z um ysłem winno być uwzględnione serce, uczucia i potrzeby estetyczne, t. j. ca ła is to ta duchowa człowie­ka. T ak np. d ram a t natury , przedstaw iony w „P rah isto ry i św iata” aczkolwiek, ja k każde przedstaw ienie tea tra lne , daje zaledwie słabe odbicie rzeczywistości, je s t jed n ak w stanie budzić ogólne zainteresow anie : wi­dzimy, ja k ziemia stopniowo z chaosu m gła­wic pierwotnych dochodzi do współczesnego stopnia ro z w o ^ ; z gm atw aniny ciemnych okresów pierw otnych, k tóre nie znały jeszcze słońca na swem czarnem niebie, k tóre p ioru­nam i i wstrząśnieniam i, wybucham i w ulka­nów i w alką straszliw ą ognia i wody budzą w nas uczucie przerażenia , wznosimy się po­woli ku czasom, coraz to bardziej pełnym jasności, aż w końcu rozkoszujem y się o b ra ­zem wybrzeży m orza Śródziem nego, za la ­nych blaskiem uroczym zachodzącego słońca i pełnych barw nej malowniczości współczes­nej na tury . O sta tn i obraz znika przy s ła ­bych dźwiękach dochodzącej zdała m uzyki...”

Tego rodzaju kierunek, polegający n a wy- bitnem uw zględnianiu uczuciowej strony słu­chaczów, przeważa w większości odczytów, przeznaczonych dla szerokich kól publiczności.

Oprócz widowisk popularnych, u rządza też U ran ia odczyty poważniejsze d la bardziej przygotow anych słuchaczów, ilustrow ane doś­wiadczeniami naukowemi; nie prz- znaczone d la zbyt wielkiej liczby słuchaczów, oraz nie w ym agające d la swej wystawy złożonych urządzeń, odbyw ają się w starym gm achu tow arzystw a; tu ta j m ają też m iejsce szeregi

') Tytuł jednego z odczytów d-r Wilhelma Meyera, wygłoszonego 200 razy w okresie czasu od lipca 1889 r. do lutego 1891 r.

system atycznych wykładów z różnych gałęzi wiedzy przyrodniczej.

K om naty boczne gm achu U ranii zajm ują zbiory naukowe. Ułożone w edług działów wiedzy, za jm ują siedem pokojów. W sali I

| m am y rzeczy, dotyczące astronom ii, geologii i geofizyki: są tu więc globusy, modele przy­rządów astronom icznych, mapy nieba, modele różnych układów ciał niebieskich i t. p., n a ­stępnie — kolekcye skał i m inerałów, p ro ­dukty wybuchów wulkanicznych, próbki g a ­tunków gran itu , bazaltu i innych formacyj, zbiory kryształów , drogich kamieni i ich m o ­deli, skam ieniałości organizm ów roślinnych

; i zwierzęcych, modele zjawisk geologicznych, ja k lodowców, wulkanów i t. p. Po za tem oglądać możemy panoram ę 50 zdjęć fo tog ra­ficznych różnych miejscowości wulkanicznych na kuli ziem skiej, a wśród zbiorów znajdzie­my naw et odpowiednie podręczniki, treścią swą dopełniające ich naukową wartość.

S a 'a I I z a ję ta je s t przez elektryczność i m agnetyzm . D ział ten je s t najbogatszy, a zaw iera ciekawe dla ogółu rzeczy, z które- ini obecnie mieszkaniec wielkiego m iasta spo­ty k a się bardzo często w swem życiu.

O ile wszystkie wogóle zbiory i m uzea s ta ­r a ją się z nadzw yczajną ścisłością przestrze­gać, aby publiczność nie do tykała wystawio­nych przedm iotów, U ran ia , przeciwnie, zale­ca zwiedzającem u możliwie dokładne pozna­nie wystawionych przyrządów , nauczając za pom ocą powywieszanych inform acyj, w jak i sposób należy z nich korzystać. W większo­ści przypadków w ystarcza proste na iśnięcie odpowiedniego guziczka, aby mieć przed ocza­mi obraz doświadczenia chemicznego lub fi­zycznego. W tak i sposób, zwiedzając zbio­ry, przechodzim y niby kurs doświadczalny nauki, z k tórego wiele rzeczy utkwi nam w pamięci i wiele zdoła wzbudzić ku sobie większe zainteresowanie.

T rudno mi tu wchodzić w szczegóły i opi­sywać wszystko, co wystawiono w tej sali. A są to rzeczy tak ważne i ciekawe, i ich do­bór tak znakom ity, że wszystko właściwie zasługu je na wzmiankę. W ięc znajdzie tu zw iedzający maszyny elektryczne, elektrosko­py, ru rk i G eisslera, prom ienie R óntgena, sto ­sy galw aniczne, p rzyrządy term o-elektrycz- ne, m agnesy i wiele przyrządów , dotyczących m agnetyzm u, elektro-m agnetyzm u i indukcyi,

Page 7: Wszechświat 1897 047 · 2017-08-31 · cy, Jacobson i Liebermann, których wspom nienia pośmiertne o Meyerze leżą właśnie przede mną, nie sprostali, mojem zdaniem, trudności

N r 47. WSZECHSWIAT. 743

modele telegrafów zwykłych i bez d ru tu , dy- nam o-m aszyny i t. d., i t. d. W szystkie te przyrządy ma się prawo puszczać w ruch, zatem obserwować ich działanie; tak np. przez pociśnięcie guzika -widz może mieć przed oczami proces rozkładu wody przez p rąd elektryczny, a dwa w zrastające z szyb­kością w pionowych ru rkach słupy gazów, z których jeden je s t zawsze dwa razy wyższy od drugiego, przedstaw ią mu w poglądowy sposób treść zachodzącego zjawiska.

S ala I I I reprezentu je m echanikę, akusty kę i optykę. M am y tu znów szereg przyrzą- j dów mechanicznych od najprostszych bloków, | dźwigni i wag do najrozm aitszych pomp wodnych i pneum atycznych, barom etrów , prasy hydraulicznej; możemy więc czynić d o ­świadczenia rozm aite z próżnią pod kloszem; dalej następują przyrządy , dotyczące dźwię­ku, zw ierciadła, odbijające fale dźwiękowe, poczem znów przeróżne zw ierciadła dla pro­mieni świetlnych, kalejdoskopy, szereg sub- ■stancyj, posiadających własność fosforescen- cyi, stereoskopy, przyrządy do obserwowania złudzeń optycznych i w. in. W tejże sali stoi fonograf, otw ierający autom atycznie swe podwoje d la każdego, k to, chcąc go p o słu ­chać, wrzuci do odpowiedniego otworu dzie- sięciofenigową monetę.

Do nowego znów św iata przenosi nas sala IY . W pierwszej bujaliśm y pośród rzeczy nieskończenie wielkich, następnie mieliśmy zbiory płodów twórczości ludzkiej, obecnie przechodzimy do sfery istot nieskończenie m ałych. N a długich stołach pod oknami wi­dać zdaleka wyciągnięte szyje ustawionych , szeregam i mikroskopów, z powkladanem i p rep a ra tam i bak tery j, różnych pasorzytów zwierzęcych, pojedyńczych części organizm u | zw ierząt drobnych; więc możemy oglądać j

główki solitera, szczęki pa jąka , narządy gę- j

bowe m otyla, przystosow ane do czynności w ypijania nek ta ru z kwiatów, oczy muchy i t. d., i t. d. P re p a ra ty te byw ają od czasu do czasu zm ieniane, a liczne rysunki i tablice dopełn iają obrazu życia, niedostępnego dla nieuzbrojonego w szkła oka ludzkiego.

Przechodzim y tedy do zbiorów ze świata is to t żyjących. Z a mikroskopam i oglądam y obszerne akw arya oraz te rra ry a , zaw ierające żywe okazy ryb, żmij, jaszczurek i żółwi; w osobnej skrzyni szklanej (terrarium )

mieszczą się okazy jedynej żmii jadow itej | krajow ej — P elias berus.

Salę V zajm uje wyłącznie biologia. Z g ro ­madzone są tu ciekawsze postaci istot roślin-

j nych i zwierzęcych, modele niższych organiz­mów roślinnych, grzybów jadalnych i t ru ją ­cych, korale, gwiazdy morskie, owady z krain zwrotnikowych, szkielety zw ierząt wyższych, gniazda ptasie, kolekcye zębów końskich z opisem do poznaw ania po nich wieku konia, wiele tablic i rysunków. N a szczególną uwa­gę zasługuje śliczna kolekcya preparatów spirytusowych poszczególnych studyów roz­woju ja jk a kurzego oraz niektórych owadów, zbiór przedmiotów, ilustrujących rozwój, ży­cie i pracę pszczoły, przykłady mimetyzmu wśród zw ierząt i modele stadyów procesu rozwojowego; tu nadto je s t czynny przyrząd do sztucznego w ylęgania kurcząt i model ka­mery ciepłej do pielęgnowania słabow itych przedwcześnie urodzonych niemowląt.

Zbiorów naukowych dopełniają jeszcze sa­la V I i V II , poświęcone chemii, technologii oraz technice maszynowej. D owiadujem y się stąd o postępach przem ysłu, o zastosow a­niach zdobyczy wiedzy do przem ysłu — jed- nem słowem, o rzeczach, z którem i mam y do czynienia omal nie na każdym kroku w swem życiu.

Gdyby kto szukał w zbiorach powyższych kompletności i zechciał je porównywać z ko- lekcyami większych muzeów naukowych, m u­siałby dojść do wniosku, że pod tym w zglę­dem znacznie ustępują ostatn im . Lecz U ra ­nii wcale nie o to chodzi; U ran ia nie robi i nie m a zam iaru robić konkurencyi muzeum historyi naturalnej : je j zadaniem jest nie ze­bran ie okazów możliwie wielkiej liczby isto t i płodów pracy człowieka, lecz wykazanie działalności twórczej na tu ry na pojedyń­czych, odpowiednio dobranych, pod legają­cych bezpośredniej obserwacyi i ud e rza ją ­cych przykładach, którem i winna wzbudzić w widzu zainteresow anie, zmusić go do z a s ta ­nowienia się nad zwiedzonemi i obejrzanem i rzeczami, oraz zachęcić do dalszego pozna­wania.

I trzeba przyznać, że spełnia to zadanie wyśmienicie. Znać, że przy urządzaniu zbio­rów nie starano się zaimponować ilością oka­zów, lecz dobierano to , co być powinno, co wyjaśnia pewną sferę zjawisk, co prawdziwie

Page 8: Wszechświat 1897 047 · 2017-08-31 · cy, Jacobson i Liebermann, których wspom nienia pośmiertne o Meyerze leżą właśnie przede mną, nie sprostali, mojem zdaniem, trudności

744 WSZECHŚWIAT. N r 47.

zapełnia lukę w kolekcyi; wprawdzie b rak im może wiele do suchej pełności enc} klopedycz- nej; m ają one inny ch arak te r, pełny żywot­ności, k tó ra swem tętnem drgającem nadaje im cechy czegoś, co rzeczywiście m a odzwier- ciadlać naturę , je j źyiie i je j potęgi.

Je d n ą z sal nowego gm achu U ranii zaj muje czytelnia, zaopatrzona w czasopism a naukowe niemieckie i cudzoziemskie. W czy­telni znajduje się też skład książek p o pu lar­nych i broszur, wydanych przez towarzystwo dotychczas w ilości 47. Z a osobną dop łatą publiczność korzystać może z mikrofonu, po­łączonego z od leg łą o 3 km O perą królewską; najwyższe piętro gm achu zajm ują b iu ra za­rządu tow arzystw a i redakcyi wydawanego przez U ran ią miesięcznika ilustrow anego p. t. „Niebo i ziem ia”.

D la uzupełnienia opisu U ranii dodać je sz ­cze trzeba, że w danym je j gm achu znajduje się obserw atoryum astronom iczne ze znako­mitym dwunastocalowym refrak to rem , który pod względem rozm iarów swych i zalet u stę ­puje w Niem czech jedynie refraktorow i w S trasburgu . O bserw atoryum o tw arte je s t d la publiczności, k tó ra je tłum nie nawiedza, aby podziwiać cuda światów dalekich. Szcze­gólnie licznych odwiedzających m a zawsze podczas pierwszej kw adry księżyca, p rzed ­staw iającego wówczas widok najbardziej cie­kawy.

T aką je s t U rania. Dziwić się chyba nie będziemy, źe je s t popularną i że po trafiła so­bie zdobyć sym patye mieszkańców B erlina. Zwiedzać zbiory, pam iętam , zacząłem w go­dzinach popołudniowych. Sale były dość puste, panow ała w nich cisza, służba siedzia­ła po k ą tach , zatopiona w czytaniu. N ie za ­pomnę nigdy m iłego w rażenia, jak ie odb iera­łem wraz ze zbliżaniem się wieczoru. O go­dzinie 8 m iał się zacząć odczyt o biegunie północnym , więc schodzili się przyszli s łu ch a ­cze. K to mógł wcześniej skończyć swą p racę dzienną i m iał godzinę lub dwie czasu w olne­go przed rozpoczęciem odczytu, biegł do U ranii, bo tu się nie będzie nudził wyczeki­waniem. Ju ż od szóstej zaczęło się roić od ludzi, służba, chętna do udzielania inform a- cyj, porzuciła książki, spiesząc n a stanow iska, zahuczały maszyny i przyrządy , zajaśniały św ia tła i św iatełka i dały się słyszeć dźwięki.

W szędzie widać było grom adki zaciekawio­nych ludzi o jaśn iejących tw arzach, w zajem ­nie tłum aczących sobie i zw racających uwa­gę na rzeczy widziane, — dorosłych i dzieci, mężczyzn i kobiety, młodzieńców i s ta r ­ców.

I wszystko to, ten porządek niezmierny, i ożywienie, i te tw arze zajęte, wnosiły do atm osfery tyle jakiegoś pierw iastku uducho­wiającego, że tworzyło obraz prawdziwego ogniska życia nowoczesnego; ca ła isto ta n a ­sza czuła potężne d rganie jego tę tna , a chwi­lam i przesuw ał się przed oczami niby obraz przyszłości, obraz zb ra tan ia ludzi z nauką...

I sm utno, źe nie wszędzie je s t tak , ja k tu ­taj...

E dw ard Strum pf.-

CHEMIA ZAPACHÓW.(Dokończenie).

A bsorbowanie (enfleurage), stosowane do innych kwiatów niż m acerowanie, mianowicie do jaśm inu, tuberozy i rezedy, polega na następującej metodzie. Staw iam y cały stos szyb szklanych oprawnych w drew niane r a ­my, w tak i sposób aby między jedną szybą a d ru g ą zostawić rodzaj pudełka, niewielką przestrzeń p u stą ze wszech stron zam kn ię tą : u góry i u dołu szkłem, po bokach ram ą drew nianą. D no szklane takiego pudełka sm arujem y cienką w arstw ą tłuszczu, a po wierzchu kładziem y kw iaty: kw iat w te j a t ­mosferze zam kniętej i zacieśnionej, wydziela swój arom at, a ten zostaje pochłonięty przez tłuszcz. Po dwudziestu czterech godzinach, zmieniamy kw iaty wyczerpane, zastępując je świeźemi, i pow tarzam y te zabiegi przez cały czas trw an ia sezonu danej rośliny, aż w resz­cie otrzym ujem y pom adę bardzo silnie uper- fumowaną.

M etoda ta wywołała liczne kom entarze i drw iny,— dziwiono się dlaczego jed n a m eto­d a nie je s t stosow ana do wszystkich kwiatów, dlaczego rezeda naprzyk ład nie może być w ten sam sposób m acerow ana w tłuszczach ja k róża? przez d ługi czas przypisywano to

Page 9: Wszechświat 1897 047 · 2017-08-31 · cy, Jacobson i Liebermann, których wspom nienia pośmiertne o Meyerze leżą właśnie przede mną, nie sprostali, mojem zdaniem, trudności

N r 47. WSZECHSWIAT 745

delikatniejszej n a tu rze zapachów niektórych 1 kwiatów, zapachów ulegających rozkładowi przy tem pera tu rze topienia się tłuszczów. Przekonano się jednak , że objaśnienie to nie­słuszne, gdyż jaśm iny i inne kwiaty, do k tó ­rych stosowana je s t m etoda absorbowania, zaw ierają w sobie ciała wonne bardzo trw ałe, mogące doskonale znosić ciepło 100°, a rze ­czywista przyczyna tej konieczności leży zu­pełnie gdzieindziej. K w iaty możemy istotnie rozdzielić na dwie grupy : jedne, k tóre ja k róża i kwiat pom arańczowy, posiadają odra- zu wyrobiony pewien zapas substancyj won­nych, drugie, jak rezeda, jaśm in, konwalia, w ytw arzające te związki w bardzo małej ilo­ści w m iarę ich u latn iania. Jeśli zemniemy ! w palcach pączek kw iatu pomarańczowego, to ciało wonne wyswobodzone z komórek, balsamem napełni powietrze, — to też pąki te możemy dystylować, m acerować w tłu sz ­czach i używać wszelkich sposobów w celu wydobycia tego zapasu perfum ; zmięty zaś s jaśm in lub rezeda tracą swój zapach kwiato­wy i pachną zm iętą traw ą, gdyż komórki, których funkcyą życiową je s t wydawanie wonności, um arły. K w iaty te nie mogą więc być w żadnym razie ani dystylowane, ani m acerowane, gdyż zabiegi podobne przyno­szące im śm ierć, przecinają jednocześnie wszystkie czynności tkanek. Żeby dobrze zrozumieć metodę absorpcyi, weźmy następu­jące porównanie : fizyolog chcąc się przeko­nać czy istotnie zwierzę wydziela dwutlenek węgla przez oddychanie, zabija je... znajdzie w płucach bardzo m ałe ilości tego związku; jeśli jed n ak zam iast zabijać, zamknie zwierzę pod kloszem i pozwoli n u żyć, wówczas bę­dzie mógł zebrać dw utlenek węgla w ilości tern większej, im dłuższem było życie zwie­rzęcia. To samo mamy z kw iatam i, pozwa­lam y im żyć w atm osferze zam kniętej i wy­tw arzać jaknajw ięcej wonności, a wonności te odnajdujem y następnie w tłuszczach. W obec tych faktów fizyologicznych, zdum ie­wać się m ożna nad instynktem dawnych prak tykantów , którzy, w nieświadomości teo­ryi, przeczuli j ą nieledwie, i poprowadzili w szystkie zabiegi w ten sposób, że zgodne są z nauką. W salach absorpcyjnych powietrze utrzym yw ane je s t w stanie ciągłej świeżości i wilgoci, — kw iaty zrywane są w pąkach, a wszystko to m a na celu utrzym anie rośliny

przy życiu jaknajd lużej. J a k ó b Passy, au ­to r odczytu, którego streszczenie tu podaje­my, obmyślił nowy sposób absorbow ania za ­pachów, sposób m ający zastępować tłuszcze : woda mianowicie je s t środowiskiem również prawie podtrzym ującem życie roślin jak po­wietrze, kwiaty w niej zanurzone żyć m ogą długo i oddają jej wciąż w ytw arzające się w ich kom órkach arom aty; skłócona z eterem lub innym rozpuszczalnikiem, woda oddaje mu swój produkt wonny w całej świeżości. Sposób ten został zastosowany na szeroką skalę przem ysłową przez firmę R oberthet i S-ka w G rasse, k tó ra zastrzeg ła sobie w łas­ność odpowiedniemi patentam i.

Ulepszanie metod przemysłowych nie je s t jednak największem dobrodziejstwem, które chemia złożyła perfum eryi, chemia bowiem stw orzyła wprost nowy przem ysł wonności sztucznych.

P rzem ysł perfum sztucznych powstał je d ­nocześnie we P rancy i i w Niemczech, pierw­szą bowiem syntezą tego rodzaju była synte­za waniliny, dokonana przez L a ira w 1876 r. we P rancyi, i w tymże roku przez H arm an n a i R eim era w Niemczech; d a ta tak niedaleka wskazuje nam ja k świeżym je s t ten przem ysł.

J e s t kilka sposobów syntetyzowania: pierw ­szy polega na odosobnieniu jakiegoś związku naturalnego, zbadaniu go, poczem następuje szereg prób sztucznego jego odtworzenia, — jes t to synteza mogąca być nazw aną meto­dyczną, idąca drogą dobrze określoną. W eź­my jako przykład syntezę iononu czyli sztucznej woni fiołka. A utorow ie tego zna­komitego odkrycia, panowie Tiem ann i K ru ­ger, zauważyli, że korzeń kosaćca (Iris) wy­suszony i sproszkowany obdarzony je s t za­pachem bardzo charakterystycznym , trw ałym , niezatracającym się niezmiernie długo, nie- ulegającym zmianom, i doszli do przekona­nia, że zapach ten pochodzić musi z jakiegoś jednego związku, trw ałego i dobrze określo­nego, a warunki to korzystne pod wszelkiemi względami do sztucznej jego reprodukcyi za- pomocą jednej syntezy. D alsze poszukiwa­nia wykazały im, że związek wonny istnieje w proszku kosaćcówym, w ilości niezwykle drobnej,— synteza więc obiecywała doskonałe zyski. W łasnością najbardziej ch a rak te ry ­styczną i cenną w zapachach je s t ich moc;

Page 10: Wszechświat 1897 047 · 2017-08-31 · cy, Jacobson i Liebermann, których wspom nienia pośmiertne o Meyerze leżą właśnie przede mną, nie sprostali, mojem zdaniem, trudności

746 W SZBCHS WIAT N r 47.

odczuwamy powonieniem często nadzwyczaj drobne ilości perfum : 5/10000 tysięcznej części m ilig ram a waniliny, je s t ilością w ysta rcza ją ­cą aby wywołać wrażenie wonne, piżmo od­czuwać się daje w ilości jeszcze mniejszej, gdyż 1/ ,0oooo tysięcznej części m iligram a.Z faktów tych wynika, że sztuczny ek s trak t kwiatowy przy całej swej mocy zaw ierać mo­że niezmiernie drobną ilość c iała wonnego; produkt więc syntetyczny choć niezm iernie drogi, ma zbyt zapewniony, w anilina np. u k a ­za ła się w handlu w cenie 800, heliotropina 300, piżmo 25 000 franków za kilogram . *Io- non oszacowano na 12500 franków za kilogr., a ponieważ zapach jego uznanym został za zbyt mocny, więc puszczono w kurs m ieszani­nę dziesięcioprocentową, w cenie 1 250 fran- ! ków za kilogram . S tudya nad składem woni fiołków i je j syntezą trw ały z gó rą dziesięć la t; przedewszystkiem odosobniono związek wonny fiołka, zbadano jego skład, poznano jego w łasności, poczem dopiero obmyślono środki, k tóreby pozwoliły sztucznie go o trzy ­mać. lonon nie je s t jednakże pod względem chemicznym zupełnie tem że sam em ciałem co iron, t. j. na tu ra ln y a rom at fiołków, gdyż je s t jego związkiem izomerycznym, dla przem ysłu jednak p rodukt ten je s t w ystarczający, posia­da bowiem ta k ja k iron zapach fiołków, i znakomicie się nadaje do wyzyskania w per- fum eryi.

W inny zupełnie sposób pow stała synteza sztucznego piżma, gdyż odkryw ca je j, B auer, bada jąc własności węglowodorów zaw artych w żywicy,- mianowicie dwu butylotoluolów, nad którem i przeprow adzone studyum m iało mu służyć za tezę dok to rską ,—niespodziewa­nie n a tra fił na związek odznaczający się sil­nym zapachem piżma. Czasem znów u p a rte i liczne próby doprow adzą do znalezienia związku obdarzonego miłym zapachem ; rz a d ­ko jed n ak próby podobne prow adzą do rz e ­czywistej syntezy, najczęściej o trzym uje się ta k zwane przez perfum erów produkty che­miczne, czyli c ia ła przypom inające swą wo­nią a ro m at kwiatów; substancye te nie n a d a ­j ą się do w yrafinowanej i delikatnej perfu- m eryi, m ają jed n ak za sobą taniość i w ielką moc zapachu, a powody te są dostateczne aby uczynić z nich produkty bardzo używane i w yrabiane na wielką skalę.

N iekiedy odkrycie związków syntetycznych

pow staje w skutek spożytkowania już dawniej znanych reakcyj. H elio tropina naprzyk ład b y ła oddaw na chemii znaną, lecz nikomu nie przyszło na myśl wyzyskać w przemyśle za­pach przyjem ny tego związku (zwanego pipe­ronalem ), to też pozostawał on jako ciekawy okaz w pracowniach. D opiero T iem ann i H aarm ann przekonawszy się, że zapach he- liotropu pochodzi z mieszaniny waniliny i he­liotropiny, wyprowadzili tę osta tn ią z szafy laboratory jnej na rynek handlowy. Między p roduktam i syntetycznem i oddawna już zna- nemi w perfum eryi, wymienić jeszcze musimy terpineol, czyli zapach białego bzu, aldehyd anyżowy czyli zapach tarn iny i t. p.

J e s t jed n ak w perfum eryi nowszy jeszcze przem ysł od syntetycznego, mianowicie anali­za zapachów, poznanie chemicznego składu

I esencyj wonnych. Dwadzieścia pięć, a n a j­wyżej trzydzieści la t tem u, miano zupełnie fałszywe pojęcie o składzie chemicznym esen- cyj, i prócz kilku znanych oddawna, ja k np. olejek wonny gorczycy, olejek lotny gorzkich m igdałów esencya anyżowa, wszystkie inne uw ażane były za mieszaniny węglowodorów terpenowych (O10H 16). W ostatniej jed n ak dobie, dzięki studyom dokonanym w N iem ­czech przeważnie, wiadomości nasze rozsze­rzyły się bardzo na tem polu. W allach i uczniowie jeg o przy badaniu węglowodo­rów tej grom ady, przekonali się, że m ają one bardzo podrzędne znaczenie w zapachu kwia­towym, T iem ann zaś i Sem m ler stwierdzili istnienie w nich wTielu związków tlenowych,0 arom acie tak mocnym i charak terystycz­nym, że pojedynczy związek może nieraz charakteryzow ać kwiat; woń jednakże kw ia­tow a pochodzi najczęściej z mieszaniny tych różnych związków, tlenowe zaś dzierżą pierwszeństwo w bukiecie.

Gdyśmy przyrządzili wanilinę, to przez to nie mamy wanilii, gdyż w anilia n a tu ra ln a za­w iera jeszcze kilka innych związków; otóż dzisiaj chem ia p ragnęłaby odtw arzać zapa­chy na tu ra lne w całej ich pełni, szczególnie chodzi tu o drogie wonności, ja k esencya ró ­żana, esencya z kw iatu pom arańczowego1 t. p. Podobna synteza je s t jed n ak niemo- żebną. T iem ann słusznie j ą porównał do syntezy win natu ra lnych ; mimo wszystkich danych analitycznych, nie umiemy napraw dę

Page 11: Wszechświat 1897 047 · 2017-08-31 · cy, Jacobson i Liebermann, których wspom nienia pośmiertne o Meyerze leżą właśnie przede mną, nie sprostali, mojem zdaniem, trudności

N r 47. WSZECHSWIAT. 747

odtworzyć istotnego bukietu wina. E sencya naprzykład z wyborowych gatunków law en­dy (aspic), jedna z najlepiej znanych dzięki studyom B ouchardata , zaw iera najm niej 8 związków zmieszanych, i ręczyć nie można napewno, czy więcej nie odkry ją w niej jesz­cze w przyszłości; z tego sądzić możemy0 trudnościach syntetyzow ania podobnych zapachów w całej ich p e łn i : trzebaby w tym [ celu dokonać rozbiorów jakościowych i ilo­ściowych esencyj, dostarczyć drogami anali- tycznemi lub syntetyczneini wszystkie te składniki, wreszcie zmieszać je w odpowied- | nim stosunku.

D la chem ika cokolwiek naw et obeznanego ze związkami tak złożonemi ja k esencye, za­danie to przedstaw ia się nietylko jako b a r ­dzo trudne, ale w prost ja k o niemożliwe do rozwiązania; jedyny sposób jak i pozostaje, chcąc jako tako dojść do celu, je s t próbow a­nie, m acanie; człowiek nauki i doświadczony p rak ty k an t musi być jednocześnie perfume- i rem obdarzonym delikatnym zmysłem pow o­nienia. W podobny sposób ja k wytrawni prak tykanci um ieją sztucznie naśladować bu­k iet win burgundzkich lub reńskich, tak sa- j mo perfum erzy s ta ra ją się otrzym ać arom at niezm iernie podobny do natu ralnego zapachu danego kwiecia; w prak tyce chodzi o to jedy­nie, aby wywołać dane w rażenie węchowe. P erfum erya rozporządza właściwie tylko ośmioma zapacham i naturalnem i, gdyż ośm tylko gatunków kwiatów upraw iają w G ras- j se: różę, kw iat pom arańczowy, jaśm in, drze- j wo kassyowe, tuberozę, fiołek, rezedę i żon- | kil, — nie przeszkadza to jednak bynajmniej do sprzedaży ekstraktów z bzów, kapryfo- lium, m agnolii, groszku pachnącego, laków i1 t. p. W szystkie te ek s trak ty są mieszani- | nam i um iejętnie dobranem i, produktów che micznych z temi prawdziwem i ekstrak tam i kwiatowemi; perfum erya rozporządza bardzo niewielką ilością zapachów, tak ja k m alar­stwo niewielką ilością barw , lecz za ich po­mocą otrzym ać może ca łą skalę wonności.

K ażdy tem at, nawet lekki, przedstaw ia wiele stron poważnych, każdy przem ysł choć­by przedm iot jego był niewiele znaczący, na­bierze cech gruntow niejszych, jeśli rozpatry­wać będziemy wszelkie zadan ia z nim zw ią­zane, wszelkie kwestye, k tóre podnosi, a wy-

| niki studyów podobnych m ogą być pożyteczne i ciekawe dla samej nauki.

D -r Zofia Joteyko Rudnicka

streściła z odczytu Jakóba Passy wygłoszonego w Towarzystwie francuskiem popierania nauk.

S P R A W O Z D A N IA .

Henryk Struve Wstęp krytyczny do filozofiiczyli rozbiór zasadniczych pojęć o filozofii. Z dodaniem słownika filozoficznego i spisu au to ­rów. Wydanie drugie dopełnione. Warszawa, 1898.

W numerze 22 im naszego pisma z r. 1896 podaliśmy dość szczegółową ocenę znakomitego dzieła prof. Struveg.i, które ukazało się wówczas w pierwszem wydaniu. W zakończeniu owego sprawozdania wyraziliśmy wątpliwość, czy dzieło z t»k abstrakcyjną treścią, pomimo wielkiej przy- stępności i pożyteczności liczyć może na szersze gr no nabywców i czytelników. Doświadczenie jednak niebawem wykazało, że nasze wątpienie było bezzasadnem, albowiem już przed upływem roku po wydaniu książki cały nakład był wyczer­pany, skutkiem czego powstała nagląca potrzeba przygotowania drugiej edycyi, aby zadość uczy­nić n der licznym z różnych stron napływającym zamówieniom. Ponieważ dzieło Struvego nie by­ło skreślone dorywczo i pobieżnie, ale stanowiło dojrzały owoc wieloletniej nader mozolnej, wy­trwałej i sumiennej pracy, więc też przy nowem wydaniu po tak krótkim terminie nie mogła je sz ­cze okazać się potrzeba poważniejszych p rzeró­bek i dopełnień. Pomimo to objętość książki zwiększyła się prawie o 2 arkusze druku, p rze­ważnie w dziale drukowanym najmniejszem pis­mem, w którym autor streścił wszystkie najnow­sze prace zagraniczne i krajowe odnoszące się do rozbieranych w jego książce zagadnień. Dział zasadniczy, objęty najgrubszym drukiem, żadnym nie uległ zmianom, a tylko w dziale rozbiera­jącym szczegółowiej podstawowe twierdzenia

j (o średnich czcionkach) podane zostały niektóre dopełnienia i sprostowania. Tym sposobem ma-

| my przed sobą dzieło istotnie jednobrzmiące z pierwszem wydaniem, mianowicie w działach

j zasadniczych. Dla tego też i nasze zdanie o za- | letach i nnder poważnem znaczeniu tego dzieła

nie wymaga żadnej zmiany, owszem rozpa‘rując nowe wydanie czyniliśmy to ze wzmożoną skwap- liwością i wzrastającem w miarę czytania zado­woleniem. Utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że postąpiliśmy zupełnie słusznie, polecając w pierwszym naszym referacie książkę Struvego

Page 12: Wszechświat 1897 047 · 2017-08-31 · cy, Jacobson i Liebermann, których wspom nienia pośmiertne o Meyerze leżą właśnie przede mną, nie sprostali, mojem zdaniem, trudności

748 W SZECHSWIAT N r 47.

bacznej uwadze przyrodników. Jak poważnego znaczenia dla dokładnego pojmowania ogólnych zasad przyrodoznawstwa i medycyny nabierają rozbiory zasadniczych pojęć i poglądów ze stano­wiska krytyki filozoficznej, ujawnia się coraz do­bitniej w wywodach i układzie różnych nowszych prac zagranicznych i krajowych, odnoszących się do wspomnianych gałęzi wiedzy. F akt wyczer­pania się w nad. r krótkim czasie całego, choć stosunkowo nie bardzo licznego, nakładu pierw­szego wydania świadczy wymownie o rozbudzeniu się poważniejszego i głębiej sięgającego życia umysłowego w kraju, o uwydatniającej się po trze­bie prawdziwie krytycznego rozbioru zarówno W dziedzinie zjawisk umysłowych i społecznych, ja k i całego obszaru przyrody. Nie może ulegać już wątpliwości, że i drugie wydanie tego cenne­go dzieła nie tylko zostanie rozkupionem, ale znaj­dzie także liczne grono uważnych czytelników, i

Słusznie też autorowi przyznaną została przez Komitet kasy pomocy naukowej wielka nagroda | Natansona Spodziewać się tedy należy, że z gle- j

by umysłowej zoranej ostrym pługiem bezstron- | nej krytyki naukowej wyrośnie z czasem obfity plon, dla k 'órego rozkrzew enia przyczyni się za­pewne także nowo rozpoczęte wydawnictwo „Przeglądu filozoficznego” .

H. H.

L. Feliks Herm egny. Leęons sur la c tllu le . Morphologie et reproduction. Paris, 1896.

Jakkolwiek ty tu ł tego dzieła upoważniaćby mógł do mniemania, że jestto podręcznik do uczenia się cytologii, jednak, zdaniem naszem, nie jestto książka odpowiednia dla niespecyałi- słów w tej gałęzi biologii. Za to powinna się ona znajdować na stole każdego z cytologów, j a ­ko zbiór najdokładniejszy wiadomości naszych0 komórce. Metoda, jakiej trzym ał się autor przy układaniu swego dzieła, je s t czysto histo­ryczna. Każdej kwestyi poszczególnej z dzie­dziny cytologii poświęca on jeden lub kilka ro z ­działów, gdzie w chronologicznym porządku za­znajamia czytelnika prawie ze ws ystkiemi zda­niami wypowiedzianemi w tej materyi. Rozdzia­łów tych je s t 31. Pierwszy z nich je s t poświę­cony historyi cytologii; drugi — konstytucyi fi­zycznej i chemicznej protoplazmy, o morfologicz­nej zaś budowie je j trak tu ją rozdziały trzeci1 czwarty. Następnie idą budowa i chemiczne własności jąd ra , sfery atrakcyjne, centrozomy oraz t. zw. ją d ra żółtkowe. Dalej w sześciu rozdziałach Hermegny omawia odżywianie się komórki oraz je j stronę funkcyonalną i przecho­dzi do rozmnażania się, czemu poświęcone są rozdziały od szesnastego do dwudziestego ósme­go. Ostatnie rozdziały trak tu ją o ogólniejszych zagadnieniach cytologii, jako to o stosunku ją d ra i ciała komórkowego, o śmierci i degeneracyi ko­mórki i nakoniec o wewnętrznej, molekularnej budowie protoplazmy. Wyliczenie tak suche

kwes(yj omawianych w książek tej dać może za­ledwie słabe pojęcie o bogactwie jej treści. Powtarzam y jeszcze raz, że dzieło to powinno znaleźć się na stole każdego cjtologa, niespecya- lis 'a zaś czytając ;e będzie się czuł przygniecio­nym nawałem objektywnie wyłożonych szczegó­łów, pomiędzy któremi nawet poglądy osobiste autora przytaczane są w tenże nic nie przesądza­jący sposób.

J a n S.

A. Z im m erm ann. Die Morphologie und Phy- sioiogie des pflanzlichen Zellkernes. Eine k ri- tische L ittera tu rs tu d ie . Jena, 1896.

W dziele tem autor, znany badacz na polu cy­tologii roślinnej, postarał się zebrać wszystkie wiadomości nasze o jądrze komórki roślinnej. Praca podzielona jest na dwie części: ogólną i specyalną, W pierwszej z nich Zimmermann omawia metody badania ją d ra , dalej morfologicz­ne ustosunkowanie wchodzących w skład jego ciał, oraz naturę ich chemiczną; przytem ostałnią kwestyą, zwykle pobieżnie traktowaną w podręcz­nikach cytologicznych, rozpatruje on.dość obszer­nie. Następnie idą procesy dzielenia się jąd ra , a przegląd doświadczeń nad jego znaczeniem fizyologicznem w komórce zamyka część p ier­wsza. W drugiej zsiś, specyalnej, autor rozpa­tru je własności jąd ra u poszczególnych grup roś­linnych poczynając od pokrytonasiennych aż do bak‘eryj.

Książka ta, nader starannie i z wielką umiejęt­nością napisana stanowi cenny nabytek dla każ­dego badacza interesującego się tą młodą, lecz wiele obiecującą nauką.

Ja n S.

K R O N IK A N A U K O W A .

— 0 w ielkości cząsteczek soli nieorganicz­nych. Oznaczanie masy cząsteczkowej soli nie może się odbywać w roztworach wodnych, z po­wodu elektrolitycznej ich dysocyacyi. Dlatego też prof. A. W erner jakor rozpuszczalnika używał ciał organicznych, jako to pirydyny, piperydyny, siarku metylu i etylu. Udało się otrzymać cały szereg połączeń molekularnych soli metalicznych z pirydyną i piperydyną. Te organiczne ro z ­puszczalniki rozpuszczają przeważnie sole cięż­kich metali, między innemi nawet takie, które w wodzie się nie rozpuszczają, np. chlorek sreb­ra, kalomel; natom iast prawie nie rozpuszczają soli alkalij i ziem alkalicznych. Znalezione wiel­kości cząsteczek zwykle odpowiadają najprost­szym wzorom atomowym; w roztworach pirydy­nowych chlornik glinu, żelaza i t. d. m ają wzory

Page 13: Wszechświat 1897 047 · 2017-08-31 · cy, Jacobson i Liebermann, których wspom nienia pośmiertne o Meyerze leżą właśnie przede mną, nie sprostali, mojem zdaniem, trudności

JS'r 47. WSZECHŚWIAT. 749

FeCl3 , AICI3 , FeBr3 . Sole tlenku miedzi odpo­wiadają zwykle wzorowi CeA; aczkolwiek cyanek miedzi istnieje tylko w kształcie cząsteczek pod­wójnych wzoru (CuCy)2 .

Największą skłonność do polimeryzacyi mają związki srebra z chlorowcami, k tóre w roztwo­rach wysfępują jako mieszaniny cząsteczek pod­wójnie i potrójnie zpolimeryzowanych np. (AgCl).2i (AgCl)3 .

(Z e il anorg chem.)

L . B r.

— 0 szybkości krzepnięcia płynów p rz e c h o ­dzonych. Prof. G. Tammann zwraca uwagę, że szybkość krzepnięcia płynów przechlodzonych winna być zupełnie niezależną od stopnia prze- chłodzenia dopóty, dopóki ciepło przy krzepnię­ciu wydzielane wystarcza do ogrzania płaszczy z ny krzepnącej aż do zwykłej tem peratury k rzep ­nięcia. W rzeczywistości okazuje się, że szyb­kość krystalizacyi wzrasta początkowo ze sto p ­niem przechłodzenia i dopiero, gdy przechlodze- nie wynosi około 15°, osiąga swą stałą maksy­malną wartość. Ta stała wartość je s t rozmaita dla różnych ciał i może na równi z innemi stałemi służyć do ich charakterystyki. Prof. Tammann razem z p. J. Friedlanderem oznaczyli tę szyb­kość dla całego szeregu ciał, dając im krzepnąć w rurach szklanych różnej szerokości i znaleźli dla

fo s fo ru ............................... 6000 cmazobenzolu................................57 „kw. hydrocynamonowego 28dwufenyliaku . . . . 11benzofenonu . . . . 5.5 „salolu ...................... 0,4 „b e t o l u .................... 0,1 „ na minutę.

W jakim s‘osunku te wielkości stałe są do budo­wy chemicznej ciał, dalsze dopiero badania mają wyświetlić.

CZeit. pl.ys. ch.).

L. B r.

— 0 m etalach zaw artych w s ta li i w żelazie łanem. Pp. Carnot i Gontal badali rozmaite do­mieszki, zawarte w stali i oznaczali, w jakim sta­nie i w jakich połączeniach chemicznych tam się znajdują. Mangan, jeżeli w niewielkiej ilości je s t przytomny, znajduje się całkowicie jako sia­rek lub krzemek manganu. Miedź je s t rozpusz czona w masie żelaza, nawet gdy stal zawiera jej do 3°/0 . Nikiel zachowuje się całkiem podobnie do manganu. Chrom, którego ilość dochodzi w niektórych przypadkach do 2 ,5 % , je s t całko­wicie chemicznie złączony z węglem — jako węg­lik. Tak samo w postaci węglików istnieją w stali wolfram i molybden.

(Compt. rend.).

L. B r

> — 0 zw iązkach organicznych, które prze­szkadzają strącaniu wodanów żelaza , niklu i m ie­dzi. P. S. Roszkowski zajął się metodycznem zbadaniem, jakie związki organiczne powstrzy­m ują strącanie soli żelaza, niklu i miedzi przez alkalia; zjawisko samo bowiem oddawna znane je st w praktyce analitycznej. W łasność tę —1 jak z doświadczeń p. Roszkowskiego się okazu­je — posiadają wielowartościowe alkohole, wo- dany węgla, kwasy wielozasadowe, fenole w ielo- zasadowe, niektóre amido i fenołokwasy. Z trzech badanych metali żelazo trójwartościowe najwięk­szą ma skłonność do tworzenia złożonych kom­pleksów, które alkaliami strącać się nie będą. Żelazo dwuwartościowe, nikel i miedź znacznie ustępują mu w tej mierze.

(Zeit. anorg chem.)

L . B r.

— Przyrząd do m ierzenia wysokości osiąg­niętych przez balon. Wysokość, w jakiej się w danej chwili balon znajduje, ocenia się ze wskazań barom etru : ze stanu zaś barometru, przy uwzględnieniu tem peratury i wilgotności powietrza, oblicza się wysokość według wzoru podanego przez Laplacea. Jakkolwiek wzór ten, teoretycznie wyprowadzony, służy ju ż od lut stu, a wysokości gór oddaje ze ścisłością dostateczną, nie sprawdzone wszakże dotąd, czy rezultaty jego również są wiarogodne przy ocenie wysokości znaczniejszych, do jakich wzbijają się balony. Probowano wprawdzie mierzyć wysokość wzlotu balonu za pomocą dostrzeżeń, dokonywanych z dwu różnych punktów, przypadających na koń­cach podsławy znanej długości, czyli metodą pa- ralaktyczną, służącą korzystnie do pomiarów od­ległości ciał niebieskich, balon wszakże przesuwa się zbyt szybko i niknie z oczu obserwatorów. Aby więc wzór Laplacea poddać dokładnemu sprawdzeniu doświadczalnemu, zastosował p. Cail- letet metodę fotograficzną. Przyrząd, do celu tego użyty, składa się z drewnianej skrzynki gra niastosłupowej, zawieszonej poniżej balonu w spo­sób taki, by oś je j zachowywała statecznie k ieru­nek pionowy. W części dolnej, osadzony jest przyrząd fotograficzny, który oprócz soczewki, zwróconej ku powierzchni ziemi, posiada jeszcze soczewkę drugą, przeznaczoną do fotografowania barom etru, aneroidalnego, osadzonego w odle­głości takiej, by na płycie fotograficznej obraz jego wybijał się dokładnie. Przyrząd zegarowy w oznaczonych odstępach czasu, co dwie minuty mianowicie, usuwa obturatory czyli zasłony h o •

czewek, w chwilach tych promienie światła p rze ­dzierają się przez soczewki. Na przesuwającej się więc wstędze celuloidu, chemicznie przygoto­wanego, rysują się współcześnie dwa obrazy, je ­den — powierzchni ziemi, a drugi skazówki ane- roidu i koła na stopnie podzielonego. W stęga celuloidu rozwija się pod działaniem sprężyny

Page 14: Wszechświat 1897 047 · 2017-08-31 · cy, Jacobson i Liebermann, których wspom nienia pośmiertne o Meyerze leżą właśnie przede mną, nie sprostali, mojem zdaniem, trudności

750 WSZECHSWIAT N r 47.

z bębna, umieszczonego w skrzynce oddzielnej. Zdjęcia w ten sposób otrzymane m ają wymiary 0 ,1 3 X 0 ,1 8 metra. Skoro zaś znamy odległość ogniskową soczewki fotograficznej, odległość istotną dwu punktów na gruncie, oraz odległość obrazów tychże punktów na płycie fotograficznej, można już rachunkiem łatwym obliczyć wyso­kość, w jakiej znajdował się balon w chwili, gdy obraz uchwycony został; ponieważ zaś nadto po­siadamy współczesny obraz barom etru, a tem samem odpowiadające ciśnienie atmosferyczne, można oznaczyć doświadczalnie prawo, w yraża­jące zależność ciśnienia tego w różnych punk­tach ich wyniesienia nad powierzchnię ziemi. Błąd prawdopodobny takiej oceny zależy od do­kładności, z jak ą zmierzoną została odległość ogniskowa soczewki, oraz odległość punktów roz­patrywanych na płycie fo‘ograficznej; pomiary zaś te wykonać się dają la łwo z przybliżeniem do ’/goo i z takiemże samem zatem przybliżeniem dokonywa się ocena wysokości. Przyrząd poddany zos‘ał próbie doświadczalnej najpierw na szczycie wieży Eiffla, a następnie, d. 21 października r. b.. w balonie; otrzymano 26 zdjęć, które przedstaw iają bardzo wyraźne obrazy drogi, po­nad którą przesuwał się balon. Położenie ska- zówki barom etru aneroidalnego wybija się z równą ścisłością pośrodku płyty. Zestawie­nia wszakże rezultatów tych dostrzeżeń ze wzo­rem Laplacea p. Cailletet dotąd nie przeprow a­dził.

S. K .

— W pływ w ia tru na w ydzielan ie pary wodnej i dw utlenku w ęgla u ludzi badał p. W ołpert. Otrzymał on następujące wyniki :

1) Przy wietrze (o szybkości 8 m na sekun­dę) minimum wydzielania się pary wodnej wypa­da przy 27°; w powietrzu zaś spokojnem między18°— 20 o.

2) Przy wietrze słra ta wody w zrasta ciągle do 40° (przy wyższej tem peraturze p. W. nie wy­konywał doświadczeń), podczas gdy w czasie ci­szy maximum następuje koło 37°— 38° i dalej ilość wydzielanej pary wodnej nie ulega żadnej zmianie.

3) Przy tem peraturze niższej, niż 20° w iatr zwiększa parowanie o jak ie 5°/0 w porównaniu do powietrza spokojnego.

4) Od 20°— 35° przeciwnie przy wietrze ilość wydzielanej pary wodnej spada nieraz do połowy.

5) Od 35° znów w iatr działa pobudzająco na parowanie; ilość wydzielonej pary wodnej po­dwaja się nieraz.

6) Co do dwutl. węgla, to tak samo, ja k dla pary wodnej, w iatr zwiększa jego wydzielanie się (o 15°/o) przy tem peraturze niższej od 20° i koło 40°. P rzy pośredniej zaś nie wywiera prawie żadnego wpływu.

7) Wydzielanie się pory wodnej zwiększa się lub zmniejsza się w kierunku wskazanym wraz

z nafężeniem wiatru, ale nie w stosunku prostym do tegoż : w iatr o szybkości 8 rn wywiera działa­nie silniejsze, niż połowa działania wiatru o 16m ; a w iatr ledwie odczuwany wywiera wpływ bar­dzo wyraźny.

Z doświadczeń p. W. wynika, że przy tem pe­ra tu rze od 20°— 35°, tracimy mniej pary wodnej, na świeżem powietrzu, niż siedząc w pokoju.

(Hygien. Rund.)

B. D.

— Roślina ła p ią c a ow ady. Pani Treat opisa­ła w „Garden and F orest” parę gatunków Tro- jeści (Asclepias), łapiących owady. Są one bar­dzo pospolite w Nowej Anglii i kwitną tam przez całe lato. W kwiatach ich też koło miodników znajduje się gruczoł dwudzielny o wydzielinie lepkiej. Ofiarą jego najcześciej sta ją się pszczo­ły, które, chcąc dostać się do miodnika, przykle­ja ją się często łapką lub smoczkiem do gruczołu. Oderwać się nie mogą w żaden sposób, gdyż, im bardziej się kręcą tem mocniej się przylepiają. W taki sam sposób łapią się także motyle i chrząszcze. Najgroźniejszym dla owadów jest gatunek A. obtusifolia; gatunek A. incarnata po-

, siada w słabszym stopniu tę zdolność chwytania j owadów. Trudno wskazać korzyść z takiego | urządzenia, rośliny te bowiem wcale nie są owa- ] dożerne.

(Rev. scient )

B D.

— Sztuczne ziarna m ączki, najzupełnej z wejrzenia i we własnościach optycznych podobne do naturalnych otrzymuje O. Butschli w następu­jący sposób. Gotuje przez czas krótki 2 g mączki pszennej w 00 g wody i filtruje O trzy­many klarowny roztwór miesza z równą objętoś­cią pięcioprocentowego, doskonale przefiltrowa- nego roztw oru żela‘yny a mieszaninę suszy po­wolnie przy 40°. Gdy wysuszoną masę następ­nie przy 40° do 50° traktujem y wodą, z cieczy mlecznej przy rozcieńczaniu strąca się biały osad, złożony przeważnie z kryształków sferycznych, kulistych i elipsoidalnych, które już wskazują wyraźne uwarstwienie i łamliwość światła taką samą ja k naturalne ziarno mączki. Wielkość tych ziarn wynosi 0,04 do 0,05 mm; pomiędzy nikolami skrzyżowanemi dają piękny krzyż orto­gonalny, a po umieszczeniu w przyrządzie p o la ­ryzacyjnym blaszki gipsu ukazują się barwy zu­pełnie odpowiadające takimże barwom otrzymy­wanym z naturalnych ziarn tejże wielkości. Te sztuczne sferolity również są kruche i łamliwe i tak samo zachowują się względem jodu jak na­turalne ziarna mączki. W ażną tylko wskazują różnicę pod tym względem, że przy gotowaniu z wodą nie pęcznieją i nie dają k lajstru . Bliż­sze zbadanie tych sztucznych ziarn przyczyni się

Page 15: Wszechświat 1897 047 · 2017-08-31 · cy, Jacobson i Liebermann, których wspom nienia pośmiertne o Meyerze leżą właśnie przede mną, nie sprostali, mojem zdaniem, trudności

N r 47. WSZECHSWIAT. 751

niewątpliwie także do poznania budowy mączki naturalnej.

(Naturw. Rund )

A . L .

WIADOMOŚCI BIEŻĄCE.

— Nagrodę z zapisu Jakóba Natansona, jaką Kasa Mianowskiego udziela eo cztery lata za naj­lepszą pracę polską z dziedziny nauk przyrodni­czych, otrzymał w tym roku lekarz, p. Edmund B iernacki za szereg następujących swych prac z dziedziny fizyologii i patologii k rw i: 1) Bada­nia nad składem chemicznym krwi w słanaoh cho­robowych, w szczególności anemicznych; 2) 0 sto­sunku osocza do ciałek czerwonych we krwi k rą ­żącej; 3) Ilościowe zachowanie się żelaza i azotu w ciałkach czerwonych; 4) W kwestyi badania krwi; 5) Przyczynki do pneumatologii krwi ludz­kiej w stanach chorobowych. Prace te pomiesz­czone są w ostatnich rocznikach Pamiętnika To­warzystwa Lekarskiego Warszawskiego i w Ga­zecie Lekarskiej. Dotyczą one mnóstwa nie­zmiernie ważnych zagadnień z zakresu patologii szczegółowej, lecz rzucają również światło na niektóre pytania fizyologiczne. Do najważniej­szych wyników, jakie wyprowadza d r Biernacki ze swych licznych rozbiorów chemicznych krwi, zaliczyć wypada jego pogląd na krew jako na ży­wą tkankę. Myśl ta , luźno i ubocznie niejako wypowiadana dotychczas, zostaje poparta przez Biernackiego rozbiorami, wskazującemi, że w isto­cie czerwone krążki krwi nie są elementami mor- fologicznemi zupełnie od osocza odosobnionemi. Wobec tego poglądu autor podnosi pytanie nie­mniej ważne o możliwości utleniania w samej krwi, k ‘órej to możliwości fizyologicznej zaprze­czano dotychczas, twierdząc, że sprawy utleniania odbywać się mogą tylko wśród elementów tkan­kowych, we właściwych komórkach. D-r Bier­nacki porusza także kwestyą pojemności krwi dla tlenu i odrzuca pojęcia o stałej pojemności pod tym względem, co godzi się doskonale z wy­nikami badań innych autorów, którzy z innych wychodzili założeń i innemi drogami do podob­nych dochodzą wniosków w czasach ostatnich. Zajmuje dalej autora sprawa charakteru chemicz­nego i znaczenia fizyologicznego fibrynogenów, które to ciała uważa on za związki białkowe, znajdujące się w stanie utlenienia i mające ważny udział w sprawie regulacyi zapasu tlenu we krwi. Wspomnieć wypada, że autor udoskonala niektó­re metody badania chemicznego krwi i wogóle gromadzi w swych pracach taki obfity m aterja ł z zakresu chemii fizyologicznej i patologicznej krwi, że pracom tym bezspornie należy się miej­sce pierwszorzędne w dziedzinie hematologii.

M. FI.

ROZMAITOŚCI.

— Nowa roślina dostarcza jąca manny. Do­tychczas znane były następujące rośliny, z k tó­rych można było otrzymać mannę: jesion manno­wy (Fraxinus ornus), tamaryszek mannowy (Ta­m a ra mannifera) i porost jadalny (Lecanora es- culenła). Dwie pierwsze dostarczają manny w postaci soku, wypływającego z nakłuć i tężeją­cego na powietrzu; 3-ia je s t sama przez się j a ­dalna. Oo do pochodzenia manny biblijnej zda­nia są podzielone między tamaryszkiem i poro­stem. W Queenslandzie odkryto w r. 1896 je sz ­cze jednę roślinę dostarczającą manny. Jest nią palczatka (Andropogon annulatus) z rodz. traw . Na węzłach jej łodyg zbiera się manna w kawał­kach wielkości orzecha laskowego. Ma ona smak słodki i składa się w 3/ i z mannitu. Wymienio­ny gatunek palczatki rośnie także w Azyi i Afry­ce zwrotnikowej; brak jednak spostrzeżeń, czy i tam również wydziela mannę.

(Prometheus).

B. D.

— Kw iaty, zapylane przez ptaki, istnieją tak samo ja k i kwiaty, zapylane przez owady, i po­siadają również rozmaite urządzenia dla przynę­cania p ‘aków. M ają one zawsze znaczne wymia­ry, jaskraw ą barwę, kształt woreczkowaty lub rurkowaty, przynajmniej w częściach, zawierają­cych miodniki, oraz zwykle bardzo obfitą wydzie­linę tych osfatnich. Ptaki jednak nie zawsze odwiedzają je dla słodkiej wydzieliny; niekiedy przynęcają je słodkie płatki; w innych znów ra ­zach powodem odwiedzin bywa poszukiwanie owadów, karmiących się wydzieliną miodową. Wszystkie rośliny zapylane przez ptaki rosną między zwrotnikami. Należą one do rodzin Mn- saceae (Rayenala i Strelifzia), Lobeliaceae (Lobe­lia fulgens), Labiatae (Salvia fulgens i splen- dens), Papilionaceae (Erytlirina crista gaili), Marcgrn viacea i M arcgravia), Myrtaceae (Feijoa) i in. Ptaki zaś, zapylające je , mieszczą się w rodzinie kolibrów (Trochilidae) w Ameryce, a w Starym Świecie i Australii w rodzinach Nec- tariniidae i Meliphagidae. Nie siadają one za­zwyczaj na roślinie dla wypicia soku lub schwyta­nia znajdujących się w rurce kwiatowej owadów, uskuteczniają to natom iast, unosząc się w po­wietrzu nad kwiatem na wzór zmierzchnic (Sphin- xidae). Taki sposób żywienia się wymaga dłu­giego dzioba i mocnych skrzydeł; większość tych ptaków (zwłaszcza kolibry) odpowiada istotnie obu wymienionym warunkom. Niekłóre zaś ga­tunki (Ravenala, Strelitzia) m ają specyalne u rz ą ­dzenia dla ułatwienia ptakom siadania, w posłaci mocnych i sztywnych przykwiatków (bracteae). Na kwiatach Strelitziae można zauważyć jeszcze

Page 16: Wszechświat 1897 047 · 2017-08-31 · cy, Jacobson i Liebermann, których wspom nienia pośmiertne o Meyerze leżą właśnie przede mną, nie sprostali, mojem zdaniem, trudności

752 W SZECHS WIAT N r 47.

jeduo urządzenie, pozostające w ścisłym związku z odwiedzinami ptaków: pylniki ich są tak mocno zamknięte, że dla wydobycia z nich pyłku po trze­ba koniecznie zetknięcia z twardym dziobem p+a- ka; delikatny smoczek owadu nicby tam nie po­radził.

Spostrzeżenia nad odwiedzaniem kwiatów przez owady sięgają jeszcze pierwszej połowy zeszłego wieku (Catesby). Pisał o nich następnie Karol Darwin w swej „Podróży natu ralisty” , Lesson (1833) i J. Gould (1850 — 59) i inni. Ale do­piero Delpins (1869 i 1875) zwrócił uwagę na właściwy stosunek p łaków i kwiatów oraz na analogią ich z owadami, a nawet przepowiedział, że niektóre rośliny, o których nie miano jeszcze spostrzeżeń, muszą być odwiedzane przez ptaki, gdyż kwiaty ich są odpowiednio urządzone. P óź­niejsze badania potwierdziły w zupełności przy­puszczenia Delpina, wzbogaciły m ateryał faktycz­

ny, wykazały powody odwiedzania kwiatów przez ptaki, pomimo to jednak kwestya ta nie je s t je sz­cze bynajmniej zamkniętą i przedstawia wiele stron niezupełnie wyjaśnionych.

(Naturwiss. Rund., nr 41 r. b.)

B. D.

0 D P 0 W IE 0 Z I REDAKCYI.

WP. E. M ajew skiem u. Odpowiedź na ocenę prof. Rostafińskiego będzie zamieszczona w je d ­nym z następujących numerów.

B u l e t y n m e t e o r o l o g i c z n y

za tydzień od d. 10 do 16 listopada 1897 r.

(ze spostrzeżeń na stacyi meteorologicznej przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie).

■«

B aro m e tr700 m m Ą- T e m p e ra tu ra w st. C.

u'03JŚ3

K ie ru n ek w ia truSzybkość w metrach

na sukundę

Sum aopadu

l l w a g iQ 7 r. 1 p. 9 w. “ 7 r. 1 p. 9 w. |N ajw Nain. %

i o S. 7o,9 " 2,1 72,5 - 7 , 4 — 1.9 - 3 , 9 — 1,6 —7,4 70 E ^ E ^ E 1 uu C. 11,7 69,8 67,0 — 7.6 - 3 , 2 - 6,1 —7,6 — 7.6 71 S3,SE5,S4 —12 P. 63,3 6 1,2 59 .3 —8.6 —0,8 - 2 , 5 —o,5 —8,6 65 S«,S*,S» — kra na Wiśle13 S. 57,3 56 ,1 54.3 0,5 2,8 0,8 3,1 — 3,5 58 SW S,SW5,S» — wieczorem 1-14 N. 54.6 54,3 54,8 - 2,4 3,8 2,2 4.4 - 2 , 4 65 S5,SW5,S' —15P. 52,9 49.4 47,4 — >>9 7,5 7,3 7,6 — 2,0 67 S5,SI.SW4 —16 W. 53,3 57,3 57.9 1,6 3,7 o,7 7,3 0,5 65 W ’,NW»,W’

Ś redn ia 6 0 ,0 —0,6 66 _

T R E Ś Ć . W iktor Meyer, przez Zn. — Jeszcze o Uranii berlińskiej, przez Edw arda Strum pfa. — Chemia zapachów, streściła D -r Zofia Jo*eyko Rudnicka (dokończenie). — Sprawozdania, przez H. H.

i Jana S. — Kronika naukowa. — Wiadomości bieżące. — Rozmaitości. — Odpowiedzi redakcyi.

W ydawca Sukcesorowie A. Ślósarskiego R edaktor Br. Znatowicz.

fl03B0jreH0 HeHaypoio. BapmaBa, 7 hohOph 1897 r. Warszawa. Druk Emila Skiwskiego