Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

38

description

Projekt "Tonący książki się chwyta"; 19-20 czerwca 2015, Most Uniwersytecki, red. Joanna Grzelczyk i Małgorzata Grączewska

Transcript of Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Page 1: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997
Page 2: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Ratowanie zbiorów biblioteki, 12 lipca 1997, biblioteka przy ul. Szajnochy. fot. Jerzy Katarzyński.

Uczestnicy projektu „Tonący książki się chwyta”, 19 czerwca 2015, Most Uniwersytecki, fot. Patryk Chenc

Page 3: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Od autorek projektu

Projekt Tonący książki się chwyta zrealizowany w ramach programu „Mosty” Europejskiej Stolicy

Kultury Wrocław 2016 ujrzał swój finał 19 i 20 czerwca 2015 r. na Moście Uniwersyteckim.

Nasze działanie, polegające na wybudowaniu „wału przeciwpowodziowego” z książek, odwoływało się

do historii mostu, a bezpośrednio odnosiło się do wydarzeń z lipca 1997 r. Nawiązanie do tzw. powodzi

tysiąclecia było dla nas pretekstem do opowiedzenia i przypomnienia historii miasta, ale przede

wszystkim o odważnych ludziach i uniwersalnej wartości książki. Dzięki nieocenionej pomocy

Przyjaciół i Rodziny, oraz zaangażowaniu Wolontariuszy, Mieszkańców i Partnerów, udało nam się

stworzyć (inter)aktywną instalację, która w sposób dosłowny uczyniła wał przeciwpowodziowy

z książek, a metaforycznie opowiedziała o wysiłku codzienności, solidarności wrocławian i książce

jako ratunku.

„Wał przeciwpowodziowy” wybudowany z tysięcy gromadzonych przez pół roku woluminów

powstał w całości 19 czerwca, poprzez przekazywanie kolejnych „cegiełek” z ręki do ręki przez sznur

ludzi. Wymowny gest nawiązywał do akcji ratowania zbiorów biblioteki Uniwersytetu Wrocławskiego

podczas powodzi.

Wspólnie tworzona przez kilka godzin instalacja rozciągała się na długości około 75 metrów wzdłuż

balustrady mostu. Skala instalacji przerosła nawet nasze oczekiwania!

20 czerwca od rana mieszkańcy miasta i turyści mogli wybierać spośród książek tworzących „wał” te,

które ich interesują, i zabrać je ze sobą. Demontaż instalacji przybrał formę otwartej ulicznej

biblioteki. Jedynym warunkiem, choć nie koniecznym, aby wrócić do domu z książką, było

opowiedzenie nam swoich wspomnień z powodzi tysiąclecia.

Te właśnie historie i wspomnienia, którymi podzielili się wówczas mieszkańcy Wrocławia, są dla nas

prawdziwym zwieńczeniem projektu Tonący książki się chwyta.

Zapraszamy do lektury tych nierzadko wzruszających i dających do myślenia wspomnień!

Joanna Grzelczyk i Małgorzata Grączewska

Page 4: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Nie jestem Wrocławianką, więc nie doświadczyłam „fizycznie” powodzi. Jednak

pamiętam, że oglądałam wiadomości, reportaże w telewizji i nie wierzyłam własnym

oczom, że coś takiego mogło się wydarzyć w Polsce. Najbardziej utkwiły mi w pamięci

informacje o budujących tamy ludziach i zagrożonych powodzią zwierzętach

we wrocławskim zoo.

Mieszkałam na Nadodrzu od 1988 roku. Trzy lata przed powodzią przeprowadziłam się

z mężem i dziećmi z parteru kamienicy na trzecie piętro. Mimo to, w lipcu 1997 roku,

gdy woda wdarła się najpierw – nie z Odry, a ze studzienek na ul. Świętego Wincentego

(wtedy jeszcze Obrońców Pokoju) na podwórko i do piwnic (potem stopniowo podnosiła

się do wysokości ok. 70 cm), ogarnął nas strach potęgowany informacją z telewizji Echo

(TVN), że Kozanów jest już 7 m pod wodą. Pomyślałam, że jeśli zaleje naszą kamienicę

to trzeba ratować dzieci, zwierzaki i WSPOMNIENIA! Czyli albumy fotograficzne

ze zdjęciami prababci, pradziadka, bo tego już nie da się później odtworzyć. Nie

myślałam o sprzęcie AGD, RTV - to, myślałam, zawsze będzie można kupić na nowo.

Woda zalała u nas partery – nie wdarła się na szczęście wyżej. Ludzie pływali

pontonami, helikoptery zrzucały woreczki z chlebem i wodę mineralną. Jeden

niechcący śmigłami ściął czubek jedynego drzewa na podwórku przy w pobliżu

ul. Św. Wincentego, Jagielończyka, Niemcewicza, Trzebnickiej. Ludzie gromadzili

zapasy, aby przetrwać. Robiliśmy je, choć nie wiedzieliśmy do końca, czy powódź

będzie także u nas. Kierowcy szukali miejsc na wzniesieniach, gdzie byłaby możliwość

zostawić bezpiecznie samochody. Nie zapomnę widoku oblepionej autami Górki

Słowiańskiej od stóp po sam szczyt! Jak oni tam wjechali?! Nam się nie udało,

Page 5: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

ale ważne, że mogę dziś o tym napisać i cieszę się, że ocalały albumy ze zdjęciami

moich przodków, znajomych i najbliższej rodziny.

PS. Ponieważ wyjechałam na studia w 1980 roku na kierunek astronomia

na Uniwersytecie Wrocławskim , często sugeruję się i tłumaczę sobie wydarzenia tym,

co na niebie. Pamiętam, że w styczniu 1997 roku pojawiła się kometa na niebie.

A komety przynoszą podobno nieszczęście i tak chyba się stało.

Halina Włoszczyńska – nauczycielka z Nadodrza

Układałem wał z worków wzdłuż Uniwersytetu. Po powodzi dostałem ogromy rachunek

za wodę;)

Janusz

Na ulicy Poznańskiej odbywały się zrzuty żywności. Większość wrocławskich ulic,

kamienic i budynków była zalana.

Na Sołtysowicach było wody po nos! Tutaj na Moście Uniwersyteckim po kolana.

Page 6: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Mieszkałam na ul. Glinianej. Było tam bardzo dużo wody… Dziadek uratował mnie i moją

siostrę przed wielką wodą.

Agata

Pamiętam, jak mieszkańcy z okolicznych ulic układali worki z piaskiem. Chcieli

uratować cenne dla nas miejsca: Rynek, Uniwersytet, Ostrów Tumski. Starsze osoby,

które nie mogły budować wałów, robiły dla ciężko pracujących kanapki, kawę, herbatę,

domowe wypieki. Wyścig z żywiołem trwał całą noc, a potem to się już tylko czekało

w napięciu, czy ta woda przyjdzie i zaleje miasto. Przy wałach pracował prezydent

miasta i wielu znanych Wrocławian. Radio i telewizja nadawały komunikaty dla rodzin,

ponieważ telefony nie działały.

W 1997 roku podczas wielkiej powodzi moja ciocia Anna służyła pomocą podczas

ratowania zbiorów Biblioteki Uniwersyteckiej. Przenosili książki na wyższe piętra.

Ja zajmowałem się w tym czasie pomocą przy budowie zapór z worków z piaskiem

na ul. Szewskiej i Grodzkiej.

Wiktor

Page 7: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Ja 12 lipca 1997 roku kończyłem czterdzieści lat swojego życia. Mieszkałem wtedy przy

ul. Saperów. Próbowałem się dostać do znajomych na Księże Małe: od strony Brochowa

przedostałem się kładką, a później łódką, bo płynęła już tamtędy woda. Wysiadając

z łódki na wysokości ul. Sosnowieckiej dostałem od przewoźnika chleb i wodę

mineralną. Od znajomych ok. godz. 10:00 wróciłem na Krzyki i stamtąd pojechałem

autostopem do Szczawienka, potem busem do Świdnicy, a ze Świdnicy do Wrocławia

zabrał mnie autobus zapakowany workami z piaskiem, które rozładowaliśmy

przy Arkadach Wrocławskich.

Tomasz Filoda

19 czerwca 2015 r. – fragment ukończonej instalacji, fot. P. Chenc

Zobaczyłem Nysę szaloną (rzeka w Jaworze), która przypominała Odrę z rwącym

nurtem, a także zatopione działki przy brzegach. Pamiętam też ulice, które upodobniły

się do weneckich, oraz ludzi, którzy brodzili w wodzie.

Page 8: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Pamiętam jak mój ojciec, mieszkaniec Krzyków, dowoził wodę na Kozanów swoim

własnym samochodem. Robił też kilka kursów wioząc piasek, który odbierała od niego

straż pożarna. Ciekawe było to, że powódź obudziła w ludziach coś wyjątkowego:

ogromne społeczne zaangażowanie. Wtedy nikt nie przechodził obok potrzebującego

obojętnie. Wśród Wrocławian wyczuwalne było wielkie zjednoczenie. Mnie również

ciągnęło do pomocy, ale żona była w ciąży, zbliżał się termin porodu, w każdej chwili

mógł się zacząć i nie pozwalała mi wychodzić z domu.

Pamiętam także masowe przestawianie samochodów na wzgórza i pagórki, które

wydawały się bezpieczniejsze.

Mieszkaniec Wrocławia

Byłam wtedy małą dziewczynką, pamiętam jednak puste piaskownice na osiedlowych

placach zabaw. Moi rodzice i inni sąsiedzi zabierali z nich piasek. Miałam jechać

na kolonię, jednak powódź całkowicie pokrzyżowała wszystkim wakacyjne plany.

Mieszkanka z Grabiszynka

Pochodzę z okolic Częstochowy, dokładnie z Poraja, gdzie znajduje się zalew

antypowodziowy. Jest tam też las, a w nim lej . Mama mówiła, że kiedy długo pada,

z leja wylewają się ogromne ilości wody. I właśnie wtedy, w lecie 1997 roku, widziałem

pierwszy raz jak z leja litrami wylewa się woda.

Częstochowianin mieszkający we Wrocławiu

Page 9: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

W czasie powodzi w 1997 roku miałam 11 lat. Nie wspominam więc tego okresu jako

ogromnego nieszczęścia. Mieszkaliśmy wtedy tuż przy Odrze na ul. Cybulskiego,

pamiętam jak w napięciu z rodzicami obserwowaliśmy wysokość wody. Tata kupił

mi wtedy puzzle: 1000 i 1500 elementów. Była to jedyna „atrakcja” w tym czasie.

Układałam je całymi dniami z koleżankami w domu.

Wspominam powódź jako straszne doświadczenie. Chodziliśmy oglądać poziom wody

nad Odrę. Ustawialiśmy worki, broniliśmy się jak tylko się dało. Oławie się udało, nie

było wielkich strat, ale bliski nam Wrocław dosięgnęła fala – zalało domy, ludzie stracili

swój dobytek. Z żywiołem nikt nie wygra. Woda stała po trzy tygodnie, w domach było

pełno mułu, zatopione zwierzęta, ofiary wśród ludzi. Oby te czasy nigdy nie wróciły.

Mieszkaniec Oławy

Jestem z Małopolski, regionu, który nie ucierpiał podczas powodzi. Pamiętam jednak

przekazy telewizyjne. Wystające z wody czubki dachów, ludzie na nich machający

białymi flagami. Straż pożarna podpływała motorówkami i pomagała w ewakuacji.

Koszmar.

Pamiętam, że kupiłem kasetę „cegiełkę” – Nadzieja. Dochód z ich sprzedaży

przeznaczany był na pomoc powodzianom.

Mieszkaniec Małopolski

Page 10: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Razem z mężem spędzaliśmy w tym czasie wakacje w Międzyzdrojach. Po powrocie

okazało się, że nasza kamienica zalana jest do drugiego piętra. Czekało nas

odgruzowywanie piwnicy i remont domu.

Miałem 2 latka, a moja siostra 4. Dziadek zabrał nas na Wzgórze Andersa.

Ja byłam daleko od powodzi, ale moje dzielne dzieci układały wały.

Magda

Mieszkałam wtedy na Muchoborze. Bardzo bałam się, że dojdzie także do nas i zaleje

nasz dobytek. Codziennie jeździłam do pracy przez ul. Legnicką, którą pewnego dnia

nie dało się już przejechać… Musiałam wywieźć dzieci do rodziny, nie chciałam, żeby

dotknęła nas powódź.

Maja

Page 11: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Mieszkam na Śródmieściu. Tutaj woda dochodziła do 3 m wysokości. Mieszkania

na parterach były całkowicie zalane, nie było prądu i wody przez dwa tygodnie.

Na podwórkach przewracały się drzewa podtapiane przez wodę. Obserwowałam

narastającą plagę szczurów. Bardzo przykry, przygnębiający obraz. Nie chciałabym już

tego drugi raz przeżyć.

Grażyna

To było niesamowite. Wrocławianie byli zjednoczeni, pomagali zarówno młodzi, jak

i starsi. Niezależnie od wieku i pozycji społecznej.

Alina i Andrzej

Kiedy przyszła powódź pracowałem w elektrowni. Stopniowo z podnoszącą się wodą

zalewane były kolejne jej piętra. Wynosiliśmy wodę wiadrami.

Włodzimierz

Page 12: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Dowiedziałem się o powodzi podczas wakacji u dziadków. Postanowiłem wrócić

do Wrocławia. Aby przejść przez Most Pokoju, trzeba było wziąć ze sobą worek piasku.

Więc razem z podróżną walizką i workiem piasku próbowałem dostać się do domu.

20 czerwca 2015 r., jedna z tysięcy osób demontujących instalację.

Mieszkałem przy ul. Konrada – zaraz przy Moście Trzebnickim i Osobowickim. Nasza

kamienica była zalana do pierwszego piętra. Pływałem łódką po jedzenie, moja żona

czekała na wszelkie wieści w domu.

Page 13: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Siedem dni nie wychodziłem z elektrociepłowni. Nasypem wychodziłem. Dowożono

nam chleb i konserwy. W ostatniej chwili udało się nam wygasić kocioł, żeby

nie wybuchł.

Od 13 sierpnia 1997 roku nie palę papierosów. Strułem się w elektrociepłowni.

Pamiętam, że jak wychodziłem z nasypu, to woda przelała wał i za mną podążała.

Ratowaliśmy wtedy elektrociepłownię, a teraz wyrzucają nas z pracy.

Piotr

Podczas powodzi została zalana większa część Wrocławia, także dzielnica

Bartoszowice, gdzie mieszkałam. Powódź zalała mi całe mieszkanie. Nie miałam gdzie

się podziać. Popadłam w depresję.

Irena

Walczyłem z powodzią na Ołbinie. Podczas powodzi zmarła moja sąsiadka. Dostałem

po niej mieszkanie i do dziś w nim mieszkam .

Wojtek

Page 14: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Całe podwórze i większość mieszkania mojej rodziny została zalana. Pamiętam

późniejsze krzywe chodniki, zniszczone drogi oraz odznaczający się poziom wody na

zniszczonych budynkach.

Z tamtych chwil pamiętam doskonale okolice Uniwersytetu Wrocławskiego i olbrzymią

ilość wody przepływającą korytem Odry – tak olbrzymią, że była widoczna na poziomie

ułożonych wałów od strony ulicy.

Policja nas informowała, że musimy zbierać wodę do wiader i trzy razy

ją zagotowywać. Dopiero wtedy była zdatna do użycia.

Podczas powodzi miałem 3 lata i z tarasu mieszkania łowiłem ryby przez tydzień,

ale nic nie złowiłem.

Byłem w Czechach. Bardzo chciałem wrócić i pomagać, ale nie dało się dostać

normalnie do miasta.

Page 15: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

20 czerwca 2015 r., tłum ludzi wybierających i zabierających książki, fot. P. Chenc

Page 16: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Byłem wtedy jeszcze studentem. Ratowałem książki z Ossolineum. Później kopałem

wały. To były moje pierwsze studenckie wakacje.

Powódź rozpoczęła się, gdy byłam na urlopie w Górach Świętokrzyskich. Mój mąż został

w domu. Nie mogłam się dodzwonić, bardzo się denerwowałam. Przyjechałam więc

z Kielc do Wrocławia. Na Nadodrzu już wtedy woda opadła i widziałam na budynkach

ślady, dokąd sięgała. Ponury i przerażający widok. Mój mąż uczestniczył czynnie

w trakcie ratowania miasta. Nie zważając na zmęczenie usypywał worki , a także jako

kierowca dowoził piasek.

Janina Fralk

Miałam siedem lat. Razem z kuzynostwem kąpaliśmy się w wodzie po pas. Nie

odczuwaliśmy powagi sytuacji.

Mieszkam tuż przy rynku. Bardzo przeżyłam całą powódź. Codziennie pływaliśmy

łódkami lub pontonami, żeby się gdziekolwiek dostać.

Janina

Page 17: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Dzień, w którym zawiadomiono nas o nadchodzącej fali, wywołał wielką panikę. Ja

osobiście brałem udział w usypywaniu wału przy wrocławskim dworcu. Byliśmy

wszyscy bardzo solidarni. Donosiliśmy potrzebującym potrzebne rzeczy.

Nauczono mnie, że źródłem bogactwa są cztery składniki: praca, ziemia, kapitał

i organizacja. To niesamowite, gdy przejeżdża się teraz ul. Legnicką i nic już nie

wygląda tak jak w lipcu 1997 roku. Ciężka praca mieszkańców, ich wspólna pomoc

dla dobra miasta – to było imponujące zjawisko.

W mieście nie było komunikacji, wszystkie koncerty, wydarzenia kulturalne były

odwołane. Wizyta papieża Jana Pawła II odbyła się w hali na Krzykach, które nie zostały

zalane. Ktoś zdecydował, że zamiast chronić miasto, ochronią starówkę. Ciężkie czasy.

Mieszkańcy, którzy nie byli zagrożeni powodzią, oferowali swoje mieszkania

poszkodowanym. Zbierano żywność, chleb, wodę.

Page 18: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Wracałam z Wakacji do Poznania. Po przyjeździe do domu oglądałam przerażające

obrazy w telewizji: zalany Wrocław, szczególnie wzruszająca pomoc sąsiedzka i łódki

dostarczające chleb.

Asia

fragment instalacji, fot. P. Chenc

Mieszkam na Krzykach i powódź w 1997 roku bezpośrednio mnie nie dotknęła,

ale staraliśmy się pomagać w zatrzymaniu wody na wysokości nasypu kolejowego.

Wodę dostarczały beczkowozy, ale i tak po kilku dniach życie stawało się trudne…

Najgorszy był dla mnie „zapach” brudnej wody. Do pracy nie jeździłam, gdyż całe

Zalesie było pod wodą. Wspominam ludzi, który heroicznie ratowali wszystkich i

wszystko. Jestem im bardzo wdzięczna – tym wszystkim bezimiennym bohaterom.

Alicja

Page 19: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

W 1997 roku urodził się mój starszy syn Szymon. Kiedy mąż jechał na Kozanów układać

worki z piaskiem, bardzo się bałam, że nie wróci, że zabierze go woda, a ja zostanę

sama z dzieckiem. Pamiętam jak na Złotnikach układaliśmy worki z piaskiem na wale

Bystrzycy. Złotniki zostały uratowane, za to woda zalała całą Leśnicę.

Anna Żak

To była tragedia jakiej nie przeżył Wrocław od czasów wojny. Lipiec 1997 roku przeszedł

do historii. Nie da się tego opisać, trzeba to było wszystko widzieć i przeżyć.

To było coś strasznego. Nie było prądu, gazu i komunikacji. Wiele dzielnic było zalanych.

Niektórzy mieszkańcy utracili cały dorobek swojego życia. Ale w tym całym

nieszczęściu było coś pięknego: mieszkańcy Wrocławia byli zjednoczeni.

WROCŁAW DAŁ RADĘ.

Wanda R.

Godzinę przed przyjściem fali wyjechałam z rodziną na wakacje. Na szczęście udało

nam się uciec. Całą tragedię oglądaliśmy w telewizji. Bardzo przeżyłam to wydarzenie.

Asia

Page 20: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Pamiętam jak niezwykle zaangażowane były wszelkie służby ratownicze, wojsko,

harcerze.

Darek

Podczas powodzi myłam moją córeczkę w miseczce. Po czystą wodę musiałam

chodzić pół kilometra.

Nie mieliśmy wody w kranie. Korzystaliśmy z pompy, która była na terenie domku

jednorodzinnego. Właścicielka udostępniła nam ją na kilka dni, ale ludzie zdeptali

trawnik i zepsuli pompę. Uczynna pani zamknęła bramkę – i koniec wody!

Powódź ’97, którą widziałem na własne oczy we Wrocławiu, zapadła mi w pamięć na

całe życie. W ciągu 30 min. woda potrafiła wznieść się na wysokość 6- 7 m. Zalewała

kolejne ulice. Pamiętam wielką pomoc społeczeństwa. Ja w tym czasie na Kozanowie

(ul. Górnicza, Pilczycka) pomagałem nosić i układać worki. Każdy pomagał jak tylko

mógł.

Mieszkaniec Wrocławia – żeglarz, zawodowy hokeista

Page 21: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

W 1997 roku miałam 9 lat. Rodzice w czasie powodzi wysłali mnie na wakacje.

Wyobraźnia dziecka jednak nie pozostawała bierna. Docierały do mnie różne

informacje: że woda zalała kamienicę mojej babci, że jedzenie jest zrzucane

z helikoptera, że moja przyszywana ciocia straciła cały dobytek. W trakcie powodzi mój

ojciec dostarczał ludziom jedzenie, gaz w butlach, wodę pitną. Wyobraźnia

podpowiadała mi różne obrazy, które mam w pamięci do dziś. Zalany Młyn Maria, rwący

potok przy fosie, układanie worków przy wiadukcie, zalane podwórka kamienic

na „trójkącie”. Dużo tego było i wszystko jest żywe do dziś, zwłaszcza w momentach,

kiedy mijam na tablicach tabliczki upamiętniające powódź. Trochę żałuję, że nie

widziałam tego na własne oczy, ale nie życzę Wrocławiowi kolejnej takiej tragedii.

Miałam 7 lat i mieszkałam wtedy w Wałbrzychu, w bloku na trzecim piętrze. Codziennie

z mamą wychodziłyśmy na balkon patrzeć, czy aby poziom wody nie jest przypadkiem

wyżej niż dnia poprzedniego. Moja mama bała się, że zaleje także Wałbrzych.

Pamiętam jak leżałam na dywanie i oglądałam w telewizji teledysk do piosenki „Moja

i twoja nadzieja”. Mimo iż miałam koło siebie moje ulubione cukierki zozole, łzy zbierały

mi się do oczu. Nie mogłam powstrzymać się od płaczu.

Mieszkanka Wrocławia, pochodząca z Wałbrzycha

Page 22: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Akurat dzień przed powodzią, w piątek, wyjechałam z Wrocławia. Zostali jednak moi

rodzice. Z jednej strony zbieg okoliczności oszczędził mi widoku zalanego miasta,

z drugiej strony nie wiem, czy ta niewiedza nie była gorsza. Nie mogłam w żaden

sposób pomóc, wiedziałam tylko tyle, ile powiedzieli mi rodzice.

Miałem wtedy 11 lat. Utkwił mi w głowie obraz niewyobrażalnej ilości wody oraz taki

teledysk, w którym polscy wykonawcy pop/rock śpiewali, że najważniejsza jest

nadzieja. Muszę przyznać, że pamiętam również wrażenie strachu, które mi wtedy

towarzyszyło.

Moje mieszkanie znajdowało się na pierwszym piętrze w bloku przy ul. Oławskiej.

Podczas powodzi akurat przeprowadzaliśmy remont. Większość rzeczy, szczególnie

tych drobnych (zabawki itd.) przetrzymywaliśmy w piwnicy. Część z nich została

zalana, natomiast kolejna popłynęła razem z wodą do Placu Dominikańskiego, gdzie

ta sięgała już pasa. Ja większość czasu spędziłam na dachu, gdzie przełamywałam

swój lęk wysokości (na szczęście dach był płaski).

Wśród ludzi było widać wielkie zaangażowanie i pomoc. Zastanawiam się, czy teraz

umielibyśmy się tak zjednoczyć. Myślę, że wbrew temu co niektórzy mówią, potrafimy

nieść sobie pomoc w trudnych sytuacjach.

Mieszkanka Wrocławia

Page 23: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Byłem wtedy na obozie na Mazurach. Codziennie rano były apele. To właśnie w trakcie

jednego z nich wychowawca powiadomił nas o powodzi. Mimo że nie pochodziłem z

okolic Wrocławia, ja i moi koledzy byliśmy bardzo poruszeni.

Mieszkaniec Wrocławia pochodzący z Białegostoku

Pracowałam wtedy w elektrociepłowni i przez tydzień nie chodziłam do pracy.

Mieszkałam natomiast na Karłowicach. Ulica Trzebnicka była cała zalana. Wały były

zagrożone. Jednak ludzie byli bardzo zjednoczeni. Pan Jurek świetnie zorganizował

pomoc, zebrał młodzież z całego Wrocławia. Zbierali piasek, układali worki, widać było,

jak wszyscy z wielkim zaangażowaniem pomagali sobie nawzajem. Donosiło

się pracującym wodę i kanapki. Mieszkańcy stanęli na wysokości zadania.

Mieszkanka Wrocławia

Zalane zostały tereny Kozanowa, które przez Niemców zostały wyznaczone, aby w razie

powodzi zostały zalane. Nie miało tam być żadnej zabudowy! Następnie woda dostała

się do Śródmieścia i centrum, oszczędzając jednak rynek, który został uratowany

przez fosę miejską.

Podczas powodzi zalane zostało 30 proc. miasta. Ludzie łączyli swoje siły i wspólnie

ratowali workami z piaskiem, ziemią, czym się dało, poszczególne dzielnice. Każdy

pomagał jak mógł. Dzięki solidarności mieszkańców Wrocławia, udało się uratować

niektóre miejsca.

Page 24: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Fragment instalacji, fot. P. Chenc

Nie mieszkałam wtedy we Wrocławiu, ale bardzo dużo dowiedziałam się o powodzi

z telewizji. Miałam wtedy 7 lat i wraz z moimi przyjaciółmi wymyślałyśmy piosenkę

na temat wielkiej wody.

Ania

Odczuwałem zdziwienie rozmiarami i zasięgiem powodzi. Było zapewnienie o dostępie

do wody, natomiast okazało się, że nie było dostępu przez miesiąc. Widziałem

ogromne zniszczenia. Na Psim Polu jeszcze długi czas po powodzi odczuwalne były

zniszczenia. Panował chaos, nie było dobrych informacji. Można było jednak zauważyć

solidarność i pomoc innych ludzi, również z pobliskich wiosek.

Page 25: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Fala powodziowa pojawiła się bardzo szybko. Mój dom został zalany na 2 metry.

Bartek

Wiadukt kolejowy na ul. Boya- Żeleńskiego został zatkany workami z piaskiem, które

zabezpieczały Karłowice przed zalaniem. Niestety właściciel hurtowni materiałów

budowlanych „Z****a” podpłacił kilku pijaczków, aby w nocy odetkali wiadukt, ponieważ

woda stała na terenie hurtowni. Na szczęście mieszkańcy obronili wiadukt i osiedle

ocalało. Walka z żywiołem na wałach trwała 24 godz. na dobę.

Policja poinformowała nas, że o 13:45 nadejdzie ogromna fala. Bardzo się bałam,

musiałam uciekać.

Agata

Mieszkałam na Księżu, które było całe zalane. Męża nie było całymi dniami w domu –

dostarczał ludziom odzież i żywność.

Alina

Page 26: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Podczas powodzi była masakra. 1/3 Wrocławia została zalana. Woda dosłownie

wylewała się z koryta rzeki.

Andrzej

Pierwszy raz leciałam helikopterem, ponieważ była ewakuacja szpitala.

Janina

Winda nie działała. Musiałem wchodzić na 10. piętro. Kiedy nie wchodziłem, broniłem

wału na Popowicach.

Jurek

Obrona wału „Łany” się udała. Od Czernicy do Łan broniliśmy wału, który

był zaminowany. Gdyby nie nasza wspólna praca, Wrocław prawdopodobnie byłby cały

zalany. Sprawa była nagłośniona w mediach przez redaktor Jaworowicz. Dziś

na pamiątkę w Łanach stoi pomnik przypominający o zjednoczeniu mieszkańców

Page 27: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

i wspólnej pracy. Są trasy rowerowe na odnowionym wale, na które serdecznie

zapraszamy!

Pamiętam, że moje dzieci wracały z kolonii znad morza z kilkudniowym opóźnieniem.

Trzeba było chodzić do specjalnych beczkowozów z wiadrami, by uzyskać trochę wody.

Nigdzie nic nie można było kupić, wszystkiego brakowało.

Podczas powodzi byłem w miejscowości Pilce, która była całkowicie zalana. Rzeka

zmieniła koryto. Wymyśliłem, żeby wysadzić groblę. Tak też się stało i wtedy woda

opadła.

W 1997 roku miałam zaplanowane kolonie we Włoszech, więc w czasie największych

opadów przebywałam w Rimini. Raczej żadne informacje nie docierały do mnie, więc

tym większe było moje zdziwienie po powrocie. W tamtym czasie mieszkałam

na blokowisku w Jeleniej Górze na 9 piętrze. Do mojego budynku prowadziły dwie drogi

asfaltowe z których jedna była zalana do łydek, a na drugiej równoległej do niej

zalegała woda do kostek. Taki stan utrzymywał się przez całe lato. Jednak nie uważam,

żeby mnie osobiście powódź dotknęła, gdyż najtragiczniejsze były wiadomości

o domach ludzi mieszkających w naszym regionie. W szczególności osób,których

domostwa były kompletnie nie zdatne do mieszkania...

Page 28: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Gabriela

Pamiętam, że ptaki zamilkły, może odleciały przed kulminacyjną falą? Zapamiętałam

wyjątkową ciszę. Byłam wtedy po 1. roku studiów. Na wezwanie S.O.S., poszłam wraz

z bratem do Biblioteki Uniwersyteckiej i tam z piwnic jako element w ludzkim wężyku

przekazywaliśmy sobie książki. Ratowaliśmy je. W drodze powrotnej do domu

natknęliśmy się na przeszkodę, gdyż nie dało się już przejść pod wiaduktem

na ul. Trzebnickiej. Wtedy po raz pierwszy w życiu złapałam stopa, woda była

na wysokość metra, więc autem przejechaliśmy. Tę ludzką życzliwość pamiętam

najtkliwiej. Ale każdy medal ma dwie strony, jak wiadomo, ta druga strona,

to obserwacja, kiedy w sklepach warzywnych, stojąc w kolejkach sprzedawcy podnosili

ceny.

Agnieszka Jarmuła

Ogromny kataklizm. Nie posłuchałam koleżanek, kiedy radziły, żeby wynieść wszystko

z piwnic. W rezultacie straciłam część swoich obrazów i przetwory. Pojechałam z córką

do Niemiec. Znajomi mówili, żebyśmy wstrzymały się z powrotem do Wrocławia, póki

jest pozalewany. W telewizji pokazywali mężczyznę płynącego łódką po ulicy.

Wróciłam po kilku dniach i pomagałam, jak mogłam. Nie było wtedy prądu; jeździłam

po wodę z wiadrami. Pamiętam mnóstwo komarów. Chroniłam się przed nimi,

okrywając twarz ślubnym welonem. W nocy próbowałam oddychać przez zwiniętą

„tubę”, ale rano budziłam się z buzią pełną komarów…

Halina G.

Page 29: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Układaliśmy wały zaporowe na Piłsudskiego, żeby fala powodziowa nie przedostała

się do południowych dzielnic Wrocławia. Pamiętam brak wody pitnej w całym mieście

i towarzyszące nam zmęczenie. Najważniejsza była jednak radość, kiedy udało się

wytrwać i obronić znaczną część miasta.

Najbardziej zapamiętałam zalany plac Dominikański, alarm powodziowy na Bystrzycy

i umacnianie wałów na Złotnikach. Ze względu na powódź odwlekał się termin

ogłoszenia wyników egzaminu na germanistykę. Pojechałam do Sobótki jako

opiekunka kolonii zorganizowanej dla powodzian.

Cecylia

Wyjechałam z Wrocławia tuż przed powodzią. Byłam nastolatką i to, co się wtedy działo

odebrałam jako przymusową rozłąkę z rodzicami i małym bratem. Chciałam wrócić

do domu, ale utknęłam na wsi, pozbawiona swoich rzeczy, bez możliwości powrotu –

nie wiadomo było na jak długo.

Page 30: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Ogromne wrażenie zrobiły na mnie setki (a może tysiące?) szczurów uciekające

z piwnic. Budowaliśmy wały z worków z piaskiem i słuchaliśmy przez CB radio, co się

dzieje w okolicy. Pamiętam, że syn miał całe ręce w pęcherzach. Brakowało wody

pitnej.

Stanisława

W czasie powodzi byłam w Przemyślu, czyli jakieś 12-13 godzin koleją do Wrocławia.

Wróciłam w sierpniu, kiedy nie było już właściwie śladów po samym kataklizmie,

ale niemal wszędzie leżały jeszcze worki z piaskiem…

Pamiętam, że poszedłem fotografować skutki powodzi w mieście, zakładając ostatnią

kliszę do aparatu. Zrobiłem sporo zdjęć, aż dotarłem do placu Społecznego. Wspiąłem

się na estakadę, żeby uchwycić całą okolicę. Byłem pod ogromnym wrażeniem

i chciałem uwiecznić ten wstrząsający, niepowtarzalny widok: wszystkie budynki i ulice

dookoła pod wodą. Niestety okazało się, że poprzednie zdjęcie było ostatnim na kliszy...

Nigdy później nie spotkałem w publikacjach ujęcia z tej perspektywy, którą najbardziej

zapamiętałem.

Page 31: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Brałam udział w ratowaniu bibliotek, jako pracownica jednej z nich. Przy ul. Szajnochy

księgozbiór suszono w specjalnych maszynach pochłaniających wilgoć. Na Parkowej

wyławialiśmy książki grabiami…

Anna

Mieszkałam wtedy w Holandii. W mediach na bieżąco relacjonowano to, co działo

się we Wrocławiu. Holendrzy bardzo przejęli się katastrofą i momentalnie zaczęli

organizować pomoc powodzianom z Polski.

Ładna pogoda, nic nie wskazywało na powódź. Tydzień wcześniej mocno padało.

Woda powoli występowała z brzegu – był czas na układanie worków. Czuło się

atmosferę oblężonego miasta… Wszystko znikało ze sklepów, latały helikoptery.

Mieszkałam na Ołbinie i nie wiedziałam, jak się stamtąd wydostać.

Jechałem na motorze do dziewczyny, ale nie mogłem przejechać – Piłsudskiego była

zalana; ludzie łowili ryby z okien… Zalane Siechnice: okropny fetor, świnie leżące

na brzegach, ludzie przygnębieni pod domami. Po dwóch dniach fala kulminacyjna

doszła z Siechnic do Wrocławia. Woziłem worki aż z Sobótki.

Mariusz

Page 32: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Miałam 11 lat. Jeździliśmy po mieście, oglądając zalane Zoo, Piłsudskiego i okolice.

Wszędzie ustawiały się kolejki po chleb i wodę. Razem z rodziną sypaliśmy piach

do worków i układaliśmy je w centrum miasta (mieszkamy w Rynku). Wynosiłam

też książki z Ossolineum.

Dorota

Pamiętam, kiedy ewakuowano mężczyzn z noclegowni przy Reymonta. Wszystkich

brali do rozdzielania prowiantu i ubrań, które tam napływały. Do pomocy przyłączali się

pojedynczy mieszkańcy i instytucje. Ewakuacja odbywała się też w rejonie cmentarza

Osobowickiego. Rano mijało się pojedyncze kałuże, wywalało studzienki, ale dało się

jeszcze przejść. W południe wszystko już było pod wodą. Podczas powodzi

pracowałam w szpitalu. W obliczu zagrożenia wszyscy pracownicy byli sobie równi

i pełnili praktycznie te same funkcje.

Zostałam ewakuowana poza miasto, jedynie z plikiem dokumentów. To było przeżycie

– trafić do obcego miejsca tylko z dokumentami. Ale pojechałam stopem zobaczyć

mamę, która pracowała we wrocławskim szpitalu. Ludzie, którzy mnie zabrali byli

bardzo pomocni. Kiedy zobaczyłam zalane miasto, załamałam się.

Kamila

Page 33: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Część pacjentów ewakuowano, zostali tylko najbardziej chorzy i potrzebujący.

Non stop na dyżurze. Nieustannie sprawdzaliśmy poziom wody. Mieliśmy kuchnię

polową w ogrodzie. Mieszkańcy przynosili wodę, aby napełnić wannę do kąpieli

dla pacjentów.

Woda była wszędzie, ludzie pływali łódkami i kajakami, sięgając głowami prawie do

wiaduktu. Transportowali w ten sposób jedzenie. Niektórzy chcieli skorzystać z tego

transportu i bez pytań i zapowiedzi wchodzili na łódki. Czasami – pamiętam jednego

pana w kaloszach – wpadali do wody po pas, zanim dotarli do celu.

Mama Kamili

Pamiętam tę straszną powódź. Młodzi chłopcy wybierali piasek z piaskownic dla dzieci,

aby napełniać worki potrzebne do ułożenia wałów przeciwpowodziowych. To było

poruszające!

Teresa

Mieszkałem w dzielnicy, gdzie powódź nie dotarła. Znajomi przychodzili do nas.

Największa tragedia – brak wody pitnej. Pod Leśnicę fala nie dotarła, ale wylała

Bystrzyca. Ludzie szykowali piasek i obstawiali wejścia do budynków. Prezydent

Page 34: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Zdrojewski w nocy mówił w telewizji, że nic się nie wydarzy, a już kilka godzin później:

wielka powódź. Miasto było nieprzygotowane.

Miałam 2 latka, niewiele pamiętam. Byłam wtedy w Gdańsku, tam też dotarła fala

powodziowa. Miałam zielone kalosze i wiaderko, którym zbierałam wodę z podwórka

obok. To nic nie pomagało, ale pamiętam, że czułam się potrzebna.

Mieszkaliśmy za Dworcem Głównym PKP, więc mieliśmy szczęście, że nas nie zalało.

Mąż zaznaczał na drzwiach poziom wody. Przez miesiąc trudno było o wodę pitną, a za

dostęp do niej trzeba było słono płacić. Pamiętam szczury piszczące na drzewach…

To ważne przeżycie, następna taka powódź zdarzy się pewnie za tysiąc lat.

Wszyscy schodzili się do mieszkania przy Niemcewicza. Helikoptery zrzucały worki,

nawet zakonnice pomagały. Jedliśmy tylko konserwy. Widziałam, jak rzeźbiarz

przyszedł z dziewczyną, która pozowała mu do pracy – nie była jednak tak piękna

i kształtna jak rzeźba Piwnica i część parteru zalane. Nie chciałabym tego jeszcze raz☺przeżyć.

Page 35: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Mieszkałam wtedy w św. Katarzynie, 10 km za Wrocławiem. Wynajmowaliśmy tam

mieszkanie parterowe. Gdy usłyszeliśmy o powodzi w Siechnicach, sąsiad pojechał

z mężem zobaczyć skalę zniszczeń, jak się posuwa fala. Kiedy wrócili do domu

przerażeni, zdecydowaliśmy o wyniesieniu wszystkich mebli i rzeczy na dach. Zaczęło

padać i w tym deszczu, z obawą zbliżającej się powodzi i zalania dobytku wnosiliśmy

wszystko na górę. Zostawiliśmy wszystko i wróciliśmy do Wrocławia. Okazało się,

że nasze mieszkanie zostało nietknięte przez powódź. Do tej pory, gdy są ulewne

deszcze i podnosi się poziom wody w rzekach, pamiętam o tamtej powodzi i mam

obawy, czy to się nie powtórzy. Nie rozumiem władz miasta, że pozwalają na

budowanie mieszkań przy brzegach rzeki.

Ujęcie na budynek z lat trzydziestych przy Słubickiej: tafla wody sięgająca pod okno

i wyciągnięty, położony na drzwiach pan w wieku około 80 lat – martwy. Za dwa wiosła,

z prawej i lewej strony, robiły łopaty. Niesamowite ujęcie filmowe.

Rafał Jarosz

Pamiętam ludzi mieszkających na wsiach w południowej części kraju. Ludzi, którzy

potracili cały dobytek życia. Najgorsza chwila, która zapisała się w mojej pamięci.

W przeciągu kilkunastu dni ludzie potracili wszystko co mieli. Cieszę się,

że mieszkańcy pamiętają i chcą pamiętać ten kataklizm.

M. Dudek

Page 36: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Nie było mnie tutaj podczas powodzi, ale po powrocie musiałam sprzątać biuro.

Wrocław wyglądał tragicznie. Pamiętam niespokojne sny, kiedy budziłam się, żeby

sprawdzać, czy woda jest już na podłodze… Zapach starego miasta, leje w ziemi; książki

na Podwalu pływały razem z błotem. Budowaliśmy tamy na Dworcowej i Kościuszki –

jeden pawilon zalany był na wysokość 3 metrów.

W 1997 roku podczas powodzi na ul. Hallera był punkt sypania piasku do worków

i rozwozu do miejsc zalanych lub do wzmocnienia wałów przeciwpowodziowych.

W 1997 roku podczas powodzi na ul. Hallera był punkt sypania piasku do worków

i rozwozu do miejsc zalanych lub do wzmocnienia wałów przeciwpowodziowych.

Na górce, która znajduje się obok, stały zaparkowane samochody. Zalało pół miasta.

Brat pomagał ratować książki z biblioteki Ossolineum.

K.P.

Page 37: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Pamiętam piosenkę „Moja i twoja nadzieja”, szczury wielkości bobrów na ulicach,

mnóstwo śmieci, zniszczone kamienice, wodę mineralną na wagę złota. Po powrocie

z wakacji do Wrocławia przyjaciele rodziców pokazali mi pięknie wydany album

z fotografiami z powodzi. Moja wyobraźnia podpowiadała mi straszne obrazy, jednak

dokumentacja z książki spotęgowała wrażenia i urzeczywistniła je w mojej

świadomości. Na tyle, aby dziś opowiadać o tym innym ludziom.

Nie pamiętam zbyt wiele z lipca 1997 roku. Ale na pewno byłam wtedy na wakacjach

z rodzicami i bratem w małej miejscowości na południu Włoch. Nie mieliśmy wówczas

telefonów. Kontakt z rodziną i znajomymi nawiązywaliśmy dzwoniąc sporadycznie

z budki telefonicznej w pobliskim miasteczku. Jak bardzo więc musieliśmy być

przejęci, kiedy któregoś dnia do „naszej” mieściny przyjechali ludzie, którzy przywieźli

ze sobą ogólnopolską gazetę, a na jej okładce widniało zdjęcie zalanego Kozanowa…

Page 38: Wspomnienia Wrocławian. Powódź 1997

Tonący książki się chwyta, 19 – 20 czerwa 2015 r., Most Uniwersytecki, Wrocław

korekta: Joanna Grzelczyk i Małgorzata Grączewska

skład: Małgorzata Grączewska

fot. Patryk Chenc

Autorami wszystkich wspomnień są uczestnicy, świadkowie i obserwatorzy projketu

„Tonący książki się chwyta”, który odbył się 19 i 20 czerwca 2015 roku na Moście

Uniwersyteckim we Wrocławiu. Wszystkim niezwykle dziękujęmy za poświęcony czas,

pomoc i zaufanie.

Wrocław 2015