Wiktor Suworow - Akwarium

179
W serii: Kontrola Wyb r Ostatni milion Zołnierze woIności Akwarium Lodołamacz Dzie <M> Ostatnia republika GRU Radziecki wywiad wojskowy I Itu l,lltzYt Ail D nztt l,t I ET!(0ws Il WYDIUilIITUO WARSZ tDtilltil AWA ttrrrrffsll 1997

Transcript of Wiktor Suworow - Akwarium

Page 1: Wiktor Suworow - Akwarium

W serii:

Kontrola

Wyb r

Ostatni milion

Zołnierze woIności

Akwarium

Lodołamacz

Dzie <M>

Ostatnia republika

GRURadziecki wywiad wojskowy

I

Itu l,lltzYt Ail D nztt l,t I ET!(0ws Il

WYDIUilIITUOWARSZ

tDtilltilAWA

ttrrrrffsll1997

Page 2: Wiktor Suworow - Akwarium

For ttre Pollsh translatlonCopyĘht @ by

AndrzeJ Mtetkowsld

For the Polish editionCopyrigltt @ 1995 by

Wydawni,ctwo Adamski i Bieli ski

Fotosy z filmu -Akwarium"Copyright @ 1997 by Tomasz Tarasln

Sklad i łamanieEwa Brudzyriska

ISBN 83-85593-95-0

Wydawntctwo Adamski i BielirisktWarszawa 1997

ełłto;il'dlbpublr@pLplark. wyd. L7,5, ark. druk.22,5

Druk i oprawaDrukarnia Wydawnicza im. W. L. Anc4rca SA

w Krakowie, ul. Wadowicka 8zam.11022198

Dtntan:i

Page 3: Wiktor Suworow - Akwarium

Prolog

amy bardzo prostą zasadę: nrbel za wejście, dvła zawyjście. To znaczy, że wstąrić do organizacjijest trudno,a|e jeszcze trudniej ją opuścić. Teoretycznie dla wszys-tkich jej członk w przewidz7atlo tylko jedno wfrście:ptzez komlrL Dla jednych z najwyższynt honorami, dlainnych haribiące, ale komin jest jeden. Ęlko przez tenkomirr odchodzimy z organlzacji. Oto on... - Siwy wska-zuje mi ogronrne, na całą ścianę, okno: - Podziwiaj.

Z wysokości dziewiąte$o piętra rozpościera się przedmoimi oczamTp rnorama ogromnego, bezkresnego lotni-ska, na pustkowiu' sięgającym horyzontu. W dole pro-sto pod nogami - labirynt wysypanych piaslriem dr Żekwijących się pomiędzy sprężystymi ścianami krzak w.PotęŻny, betonowy mur najeżony gęstą siecią drutu kol-czastego, rozpiętego na białych izolatorach , oddzie|a zie-leri parku od spalonej trawy lotniska.

- oto on... - Siwy pokazuje niewysoki, może dziesię-ciometrowy' gruby' lnłladratowy komin wyrastający nadpłaskim smołowan5rm dachem. Czarny dach unosi się nadzielonymi falami bznw, jak trawa na oceanie, albo jakstaroświecki parowiec, o niskiej burcie, z pokracznym ko-minem. Z komina wypływa lekki, przejrzysty d1rmek.

_ Czy ktoś właśnie opuszcza orgailzację?

Page 4: Wiktor Suworow - Akwarium

fr1ł

WIKTOR SUWOROW

- Nte - śmieje się Siwy. - Komin to nie tylko naszewyjście, to r wnież źr dło naszej energii, a przy okazjipowiernik naszych najtajnĘszych sekret w. W tej chwi-li palą po prostu tajne dokumenty. Wiesz, lepiej spalić,niŻ przechowywać. To pewniejsze' Kiedy ktoś opuszczaorganizację, dym jest zupehrie inny: gęsty' tłusty. JeŻeliwstąrisz do organlzacji, teŻ pewnego dnia wylecisz donieba przrzten komin. Ale to nle teraz. Teraz organizacjadaje ci ostatnią możliwość wycofania się, ostatnią szansęprzemyślenia twojego wyboru. A żebyś miał się nad czymzastanawiać, pokaŻę ci pew'ien film' Siadaj.

Siwy przyciska guzik na pulpicie i sadowi się w sąpied-nim fotelu. Ciężkte bn_natne kotary lekko poskrąpujączastaniają olbrzymie okna i z miejsca na ekranie' bez ja-lrichkolwiek napis w czy wstęp w, pojawia się obraz. Filmczarno-biały, kopia stara, mocno podniszczona. Dandękunie ma i Ęrm wyrazlstszy jest terkot aparatu projekcyjnego.

Na ekranie - wysoki mroczny pok j bez okien. Cośw rodzaju hali fabrycznej czy kotłowni. Na zbliżeniu -piec z ż'etazrryrni drzwiczkami przypominającymi bramęmalutkĘ twierdzy' oraz prowadnica kierunkowa: dwieszyny znikające w piecu, jak tory kolejowe w tunelu.Obok pieca - ludzie w szarych fartuchach. Palacze. Po-jawia się trumna. ot co!'.. Krematorium! Pewnie to,kt re widziałem przed chwilą za oknem. Ludzie w fartu-chach unoszą trumnę i ustawiają na sąrnach. Drmłicz-ki płynnie rozsunęły się na boki, ktoś popchnął trumnę,kt ra uniosła swego nieznanego lokatora w ryczące pło-mienle. A oto najazd kamery rta tvłarz żywego czł'owie-ka. Twarz zlana potem. Gorąco przy piecu. Tlvarz fil-mowana jest ze wszystkich stron i w długich ujęciach.Trwa to wieczność. Wreszcie kamera oddala się' ukazu-jąc całąpostać. Człowiek nie nosi fartucha. Jest ubranyw drogi czarr:y $arnitur, co prawda straszllwie wymięty.Krawat la szyi skręcony jak sznur. Wzyłvlapano go sta-lową linką do noszy, kt re oparto o ścianę' na tybrychuchwytach, tak, aby m gł widzieć wlot pieca.

Wszyscy palacze raptem odwr cili się do przywiava-nego. To powszechne zainteresowanie najv.'1paŹliej munie w smak. Krzycry. Straszliwle Lorycry. Nie słychać

8

AKWARIUM

dzurięku' ale wiem, że od takiego krąlku szyby dzwornąw oknach. Czterej palacze troskliwie opuszczają noszena podłogę, po cTyrlr ągodnie dźxĘają w g rę. Przywią-zany dokonuje nadludzkiego wysiłku, aby im przeszko-dzić. T)rtanicznie napięta błłarz. Żyła na czole nabrz:miałatak, Że gotowa pęknąć' Ale pr ba ugryZienia palaczaw rękę nie powiodła się. Zęby przywLa?anego wprjają sięw jego własną wargę _ i czarrly strumyk krwi spływa pobrodzie. Ostre rna zęby, nie ma co. Skrępowany jestmocno, ale wije się' jak pojmana jaszczllrka. Głowa ule-gając zullerzęcemu instynktowi wali rytmicznymi ude-rzeniarni w drewniany uchwyt. Przywiapany walczy nteo Ęcie, |ecz o lekką śmierć. Jego rachuby są oczywlste:rozhuśtać nosze iwraz z nimi runąć z szym na cemento-wąposadzkę. To będzie właśnie lekka śmierć' aprzynaJ-mniej utrata świadomości. W nieśwladomości nawet dopieca nie strach... Ale palacze Tuająsw j fach. Po prostuprzytrzyrnują nosze za uchwyty, nle pozwalając im sięrozhuśtać. A do ich rąJ< przywiryany nte jest w staniesięgnąć zębami, choćby nawet kark sobie skręcił.

Poudadają' że w ostatnim rrĘnieniu Ęciaczłowiek mo-że dokonać cud w. Instynktownie wszystkie jego mięś-nie, cała jego świadomość i wola, całe pragnienie życiaraptem koncentrują się w jednym kr tklm szarpnięc1u...I człowiek się szarpn{! Szarpnął się całym ciałem' Szar_pnął slę tak' jak wyrywa się lis z potrzasku, przegryzająci wyrywając własną skrwawioną łapę. Szarpns się tak,Że zadtżaly metalowe sTyr:y. Szarpn$ się, łamiąc własnekości, rwąc Ęły i mięśnle. Szarpn{ się...

Ale stalowa linka nie puściła. I oto nosze płynnle ru-szyły w stronę pieca. Drzvłiczki wiodące do paleniskarozsunęły się na bokl, rzucając na podeszu4r dawnoriecąlszczonych lakierk w snop białego światła. otostopy zbllŻająsię do ognia. Człowiek stara się zgiąćnogi,podkurczyć kolana, mriększyć odstęp między stopamii szalejąc5rmi płomieniami. Jego wysiłkt spełzają na ni-cTym. operator pokazuje palce na zb|IŻeniu. Drut wpiłsię w nie głęboko' Ale koniuszki palc w nie są skrępo-wane. I Ęmi koniuszkami człowiek usifuje zatramowaćruch noszy. Czubki palc w sąrozczaplerzone i napięte.

Page 5: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

Gdyby na cokolwiek natrafiły na swej drodze, człowiekniewątpliwie zdołałby sięzatrzyrna . I raptem nosze nie-ruchomieją przed samym otworem.

Nowa postać, ubrana jak wszyscy pa\acze w szary far-tuch, daje im zrrak ręką. Na to skinienie palacze zdejmu-ją nosze z szyla, po czym ponownie stawiająje na tylrrychuchwytach przy ścianie. Co się stało? D|aczego zwleka-ją? Ach' wszystko jasne. Do sali krematorium na niskimw zku wtacza się jeszcze jedna trumna! Wieko juŻ do-kręcone. C Ż za przepych! Jaka elegancja. Trumna oz-dobiona frędzelkami i lam wkami. Wszyscy z drogi, je-dzie honorowa tnrmna! Palacze ustawiająją na prowad-nicy _ I juŻ ruszyła w ostatnią podr Ż. Teraz prĄdzileniezmiernie długo czekać, nim spłonie. Trzeba czekać,cznkać. DuŻo, dużo cierpliwości trzeba...

A oto nareszcie i kolej na przfiapanego. Nosze po-nownie na prowadnicy. I znow'u słyszę tenbezdŻwięcznykrzyk, kt ry m głby zryłvać drzwiz za'wlas w. Znadzie-ją wpatruję się w frłarz przywiapanego. Staram się do-strzec oznakl szaleristwa. Szalefrcom łatwo jest na tymświecie. Ale nie dostrzegam takich objaw w w przystoj-nej' męskiej twatzy, nie skażonej piętnem obłędu. Poprostu człowiek nie chce iść do pieca i stara się w jakiśspos b dać temu wpaz. A jakże wyrazić to, jak niekrzykiem? No więc krzyczy. Na szczęścile w wrzask niezostał uwieczniony. o, juŻ lakierowane buĘ zna|azĘ sięw ogniu. PoszĘ, niech to wszyscy diabli.

ogieli huczy' Pewnie tłoczątlen. Dwaj pierwsi pa|aczeodskakują, dwaj ostatni popychają nosze w głąb. Drzwi-czki paleniska zamykają się, ucicha terkot aparatu pro-jekcyjnego.

- on... Kto to?... - Sam nie wiem, po co zadaję topytanie.

- on? Pułkownik. Były pułkownik. Był w naszej orga-nlzacji. Na wysokich szczeblach. Oszukiwał organizację.Zato został zniej usunięty. I odszedł. Taką mamy zasa-dę. Nikogo na siłę nie wciągamy. Nie chcesz, powiedz,,nie''. Ale jeżeli powiesz ,,tak", to na|eżysz do organizacjibez teszty' Razem z butami i krawatem. No więc?... Da-ję ci ostatnią szansę. Na rozmyślania minuta.

10

AKWARIUM

- Nie potrzebuję minuty na zastanowienie.- Taki regulamin. Nawet jeżeli nie potrzebujesz tej

mirruty' orgarnzacja ma obowią2ek ci ją dać. Posiedźi pomilcz. - Siwy strzelił wyłączrrikiem i długa cienkawskaz wka dobitnie, miarowo nsĄa w koło jarzącegosię cyferblatu. A ja znowu miałem przed oczami t.ltllarzpułkownika' w tym ostatnim momencie, gdy jego nogipoŻerałjuż płomieri, ale $łowa nadal żyła, jeszcze krewpulsowała, a z ocZU bił rozsądek, śmiertelny smutek,straszliwe męczarnie i niepohamowane pragnlenie, byĘć. JeŻe|iprzy1mą mnie do tej orgarizacji' będę sh:Żyćjej duszą i ciałem. Jest to powaŻna i potężna organlza-cja. Podoba mi się taki porządek. Ale jedno widzę choler-nie jasno: jeś|L ptzyjdzie mi wyfrunąć prz.ez ten przysa-dzisty, kwadratowy komin, to z pewnością nie w trumniez frędze|karnl 1 falbankami. Mam zgołalrnąnaturę. Niez Ęchjestem, co to z falbankami... Nie z Ęcla.

- Minuta mirręła. Czy potrzebujesz jeszcze czas donamysfu?

- Nie._ Jeszczejedną minutę?...- Nie.- No c ż, kapitanie. W takim razie przypadł mi jako

pierwszemu zaszczyt pogratrrlować ci przystąrienia do na-szego tajnego bractwa, kt rego llazwabrzm1Gł wny Za-rząd Wywiadowczy Sztabu Generalnego, w skr cie GRU.Czeka cię spotkanie z zastępcą rraczelnika GRU, genera-łem-pułkownildem Mieszczeriakowem, I wlzyta w Komite-cie Centrabrym u generała-pułkownika Ł,emzenk1. Myślę'Że ptz1lpadrnesz im do gustu. }lko nie pr buj przypad-klem grać mądrali. I,epĘ zapytaj, jeśli czegoś rrie wiesz,zamiast gfupio m:lcz,eć. W trakcie naszych egzamirr wi test w psychologiczrrych pokażą ci niejedno, co samonasuwa pytanie. Nie masz się co męczyć, pytaj.Zachowujsię tak, jak zachowywałeś się dziś, wtedy wszystko będzledobrze. Życzę powodzenia, kapitante.

Page 6: Wiktor Suworow - Akwarium

T

I

AKWARIT'M

przyjlma' czy lie _ to już irrrra sprawa (pevmie' żn pruy1mĄ),ale droga do KGB dla wszystkich stoi otworem.

Natomiast do GRU nie można się tak łatwo dostać. Dokogo się nłr clć? Kogo prosić o radę? Do jakich drzullstukać? Może warto zasięgnąć języka na mtltcji? Alemilicjant teżwzruszy tylko ramionamil taka organtzacjanie istnieje.

Gruziriska miltcja wydaje tablice rejestraryjne z literami.GRU"' nie podeJrzewając' Że mogą one mleć jakiś ukrytysens. I oto pędzi sobie taki samoch d ptz.ez kraj _ niktnawet za nim się nie obejrzy. Normalnemu człowiekouri,jak neszĘ całej radzieckiej milicji, owe litery niczego niesugenrją rne budzą żadnych skojarzeri. Uczciwl obywate-le ani milicja nigdy o cą|rmś podobnym nte słyszeli'

KGB licą1 miliony ochotnik w' w GRU jest to nie dopomyślenia. Na tym polega zasadniczar Żnlca. GRU jestorgalnzacjątajną. Ntkt o niej nie wie, nie pragnie więc doniej wstąlić z wlasnej irricjatywy' Ne zal żmy, że ntalazłsię ochotrrik' kt ry sobie Ęlko zlaanyrlr sposobem znalazłowe drzwi, do kt rych rnleżry zastukać: przyjmijcie mnie,m wi. ĄrnąB Nte, nie pruyjrna, ochobeicywcale nie sąmile widziani. ochotnik zostanie niezwłocznie aresztowa-ny, po czym czeka go dfugie' ostre śledztwo. Wiele padniepytan. - Gdzieś te trzy litery usłyszał? W jalri spos b zdo-łałeś nas odna|eźć? Ale przede wszystkim, kto ci w t5rmpom gł? Kto? Kto? Kto? M w, gnoju! - Chłopcy z GRUpotrafią wydobyć właściwe odpowiedzl. Z kaŻdego lvylwązezIlłania. Ręczę za to. GRU' oczywiście, odnajdzie tego,kto pom g1 ochotnikowi.I zn w śledztwo od początku: -A tobie, bydlaku, kto te llltery zdradzrt? Gdzieś je usĘ-szaW _ Prędzej cąr poźniej dotrą po nitce do kĘbka' dosźrmego źr dła. okaŻe się nim być osobnik, kt ry znałtajemnicę i nie potrafił powściągnąć języka.o, GRU po-trafi takie języki wyrywać. GRU oddziera takie języki wrazz głov/ami. Ikażdy, kto traffł do GRU, wie o tym doskona-Ie.Każdy, kto traftł do GRU, strzeŻe własnej głowy, amoŻeją ocalić tylko w jeden spos b: strzegąc języka. o GRUrnoŻna rozmawiać wyłączrrie będąc w GRU. M wić możmatak' by głos nie wydostał się poza prznjrzyste ściany maje-staĘczrrego gmachu na Chodynce. l{ażdy, kto trali do

Rozdział 1

--r ILra1lbv plzyszławam ochota pracować w KGB, udajciesię do byle jal,dego powiatowego miasteczka. Na placu cen-tralnym kr Ęe niezawodnie posąg Lenirra, a za nim obo-wią7kowo potężne gmaszysko z kolumnami; obwodowykomitet partil. Gdzieś pod boldem r wnież obwodowy ko-mitet KGB' Wystarczy na Ęrm samym placu zapytać jakie-gokolwiek przechodnia' każdy wskaże drogę: o, tamtenbudynek, szary, ponury' tak, tak, właśnie ten, na kt rywskazuje L nin swą betonową ręką. Ale też wcale nieko-nieczrrie musicle udać się do komitetu powiatowego' wy-starczy mtr c1ć, się do osobtlso otdtfu. kom rki bezpie-czeristwa w zakładĄe pracy.Tutaj wnieŻI<ai y prĄdziewam chętrrie z pomocą korytarzem prosto, drzwi po pra-wej' obite c?'arną sk rą. Istnieje jesz.czn' prostszy spos bzatnrdnienia slę w KGB. Nalezy mlr cić się do byle jakiegobezp7ecnllaka. Zrajdzilecie go na każdej zabitej deskamistacji kolejowej, w każ:dej fabryce, nierzadko na każd5rmfabrycanym wydziale' Jest w każdym pułku, insĘrhrcie,więzieniu, w każ:dej kom rce partyjnej' w biurze projekto-wym, nie m wiąc już o komsomole, zullapkach zawodo-wych' organizacjach społeczrtych i stowarzyszeniach. Wy-starczy podejść i zwyczajrne vryzrrać: chcę do KGB! Czy

t2 13

Page 7: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

GRU święcie czci reguĘ Akwarium: wszystko, o czym tuwewnątrz rozmawiamy, niech pozostanie wewnątrz. Niechani jedno słowo nie opuści tych mur w. I dzięld temu, żeobowią2uje taka dyscyplina' mało kto za szklarrymi ścia-nami orientuje się, co dzieje się wewnątrz. Ten zaś, ktowie, zachowuje milczenie. A ponieważ wszyscy' kŁ rzywiedz-ą miJ.cząja nigdy nie słyszał'em o GRU'

Byłem dow dcą kompanii. Po wyzwolericzej wyrrawie naCzechosłowację wir przetasowari ząarrn} i mnie: wylądo-wałem w 3 l 8. DywĘi Strzelc w Zmotoryznwarlych 1 3. Ar-mii Karpackiego olaęgu Wojskowego' Pod moje rozkazyodkomenderowarlo drugą kompanię cznłgw batalionupancernego 9lo. Pułku Strzelc w Ztnotoryzowanych. Mojakompania, choć się nie wybijała, nie na]eżała teŻ do naj-słabszych. Całe swoje prz3l szłe Ęcle przewidywałem na latanaprz' d: po kompanii _ szef sztabu batalionu , pÓźniej trzn-ba będzie przedrz-eć się do Akademii Wojsk Pancernych im'Marszałka Malirrowskiego, potem prĄdzie batalion, pułk,może nawet coś wyżej. Ale los zrządzlłlnacznj.

13 kwietnia 1969 roku o godzinie 4.10 adiutant trąciłmnie delikatnie w ramię:

- Wstawajcie, starszy lejtnancie, czekająwas wielkiecTWy.

Z miejsca jednak zorientował się, że nie jestem w na-stroju do Żart w i dlatego' zmieniając ton, kr tko zako-munikował:

- Alarm bojowy!Uwin{em się w trzy i p ł minuĘ: koc na bok, spodnie,

skarpety' buĘ. Mundurowąbluzę zarzuciłem na ramionanie zapinając - można w biegu. Jeszcze koalicyjkę z pa-sem na ostatrrie dzitlrki zacLgnąć, mapnik przerzucićprzez rarl7ę i czapkę na gbwę. Kantem dłoni - ptzez da-szek, sprawdzić czyr odznaka zgadza się z linią nosa. Oti wszystko. I biegiem naprz d. Brori mam na przecho-waniu w pokoju dyżurnego pułku. Wychodząc odbiorępistolet z ogromnego sejfu. Plecak, szynel, kombinezoni hehn zawsze czekająna mnie w czołgu. Biegiem schoda-mi w d ł' Ech' żeby tak można jeszc7e pod prysznfucibrzy-twąpodgohć policzki. Ale nie czas. Alarm bojowy! PerkaĘGAZ-66 zapchany niemal do oporu. Oficerkowie wszyscy

I4

A.KWARIUM

m}odzi i ich przyboczni jeszcze młodsi. A na niebie glvtaz-dy gasną. Zrnkają cicho bez słowa pożegnania, jak z na-szego żryc7a odchodzą ludzie, kt rych wspornnienie prze-sTywa słod]dm b lem nasze czerstwe dusze.

po;-aO* m;Jllvych. W powietrzu wisi $ęsta mgła i smr d spalin. Hucząrozbudzone azołgi. Betonową &ogą peŁrą szarozielonepudełka. Na czele szerokie, przysadztste arnfibie kompaniizwiadowczej , za nimi sztabowe transportery opanceuonet kompania łączności, dalej bataliony czołg w, za zahę-ten tny bataliony strzelc w zrnotoryznwarrych, za nimipułkowa artyleria, bateria przeciwlotrricza' 7 przeciwpan-cerna, saperzy, wojska chemiczne i remontowe. Dla jed-nostek z'apleczanawet miejsca nie starcza na Ęrm ogrom-n5rm terenie. Zacznąustawiać się w kolumny, dopiero gdyoddziaĘ czoŁowe posuną się daleko do przodu.

Biegnę wzdhsż pojazd w do swojej kompanii. Dow dcapułku tur:rzy.lra kogoś na cąrrn świat stoi, szef sztabupułku wykł ca się z dow dcami batalion w, krąlkiemzag;h)szaiąc ryk motor w. Biegnę. Biegną też pozostalioficerowie. Prędzej. Prędzej. No, nareszcie, moja kompa-nia.Trzy czołgs - pierwszy pluton, trzy następne - drugi,jeszcze trzy _ trzeci. M j czołg wysunięty na czoło. Caładziesiątka w komplecie. I juŻ słyszę wszystkie dziesięćsilnik w. Wyr żniam je spośr d łoskotu pozostałych.Każdy silnik ma sw j własny charakter, swoje usposo-bienie, osobne brzmienie. Żadennie poda fałszywej nuty.

Jak na początek wcale rieźle' Dochodząc do mojegoczołgu przyspieszam kroku, odbijam się gwałtownie odzlemi i po pochyłej płycie pancerzawspinam się do vłIery.Właz jest otwarty i radiotelegrafista podaje mi heknofon,podłączony jaż do irrterkomu. Przernszę się ze światahuku i łoskotu w krainę ciszy i spokoju' AIe raptem sfu-chawki oŻrywająi chwilowe zhsdzerie cisąr pryska: radio-telegrafista melduje ostatrrie polecenia. Wszystko to bzdu-ry,Przerylvźrm mu pytaniem najważniejsTyrni _ Wojna czyćwlczenia? _Wzrusza ramionaml: - Diabli wiedzą.

15

Page 8: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR ST'WOROW

Jakkolwiek by było' moja kompania jest gotowa do walkiInaleĘ jąjak najszybclej wyprowadzić z parku' tak brzmiinstrukcja. Zgrupowanie setek pojazd w w Jednprr miej-scu to gratka' o Jakiej nasi wrogowie tylko marzą. Patrądo przodu. A|e czyr moana cokolwiek znbaczyć? Pzed namiplerwsza kompania cznĘ6w nie rusza z miejsca. Na peułrodow dca jeszłzr nie dobiegł. Wsryscy pozostali r vmieżcz.ekają. Wyskakuję na wieżę. Stąd tepiej widać. Wszystkowskazuje na to, że w komparrii zwiadowcz.ej |<t ryś z czoł-$ w nie rnoże zapalić sib:ika, blokując przejazd całemupułkorvi. Spo$ądam nazegarek Dow dca pułku, ojczuleknasz, ma jeszfz oslem minut. Jeżeli za Gsiem minut ko-lumny eznĘowe nie ruszą z miejsca - z dow dcy pułku?EnvąepoleĘ i przepędzą z armii bez emerytury jak stare-go psa. A do czoła kolumny nie przepycha się w tej chwiliŻaden ciągnik z kompanii remontowej: całą centralrrą dro-gę, wciśniętą mtędzy szare ponure gataż'e, wypekriająszczelnie cznłgi, odjednego krarica do drugtego. Patrzę nazapasową bramę. Drogę do niej przecina gĘboki r wl. za-częto układanie jakiegoś kabla albo rur.

Skaczę do włazu i do kierowcy na całe gardło: - Na lewo,naprz dl. - I do reszty kompanii: _ZamnĄ - Po lewej niema żadnej bramy, Ęlko mrrrek ce$any między dfugimiblokami warsztat w remontoruych. W czołgu dow dcy sie-dzl najlepszy kierowca kompanii. Tak ustalono w całej ar-mir dfugo przed moim przyjściem. Krzycą do niego przezirrterkom: - Jesteś as kompanii! Ja cię draniu vrylbrałem!Najvłyższy zaszczytcię kopnął' oagatku: maszyny dow dcychronić i dog!ądać. Jeśli zawiedziesz, zgnoję, zetrę na pył!

A kierowca nawet nie ma czasu odpowiedŻeć. Na tymkr ciutkim odcinku rozpędza swego pŹrncernego dinozau-ra, 'wTztlca jeden po drugim coraz wyż.sze biegi. CzoŁguderza z impetem w ceglany mur' Wszystko zadżało, za-brzęczalo, zajęcza|o. Lawina cegieł mrallła slę na pancerz,tfukąc reflektory, łamĘc anteny, zlzierając skrzymja zna-rądĄanli sprzętem, kalecząc zewnętrnrc baki paliwowe.Ryknął m j cznŁgi oplątany pajęc4rną drut w kolczasĘchwyrwal się z ceglanego pyfu na senną uliczkę spokojnegoukrair1skiego miasteczka. Spoglądam ptzez wsteczrly tri-plex. Czołgi mojej kompanli jeden za druglm poszły w !vy-

16

AKWARIUM

łom, wesoło, zawadiacko ' DyŻl:lny bazy biegtnie do dziuryw murze. Wymachuje rękami. Krzyczy coś w naszą stro-nę. Usta szeroko otwarte. Ale gdzie tam! Kt ż by dosłyszał'co Wzyczy. Jak w niemym kirrie, widzowie zdani są nagrymasy twazy. Domyślam slę, ż;e dyhlrny klnie jakszewc. Mimika na to wskazuje. Nieomylrrie.

Kiedy dziesiąty czołg z mojej kompanii wynurzył sięz wyłomu' pojawlła się shrżba ruchu: czarrLe uniformy,białe kaski i koaltcyjki. Ci zaprowadząporządek. Ci wie-dzą kogo najpierw przepuścić. oddziały rozpoznaniaprzede wszystkim - oto kogo. W każdym pułkujestjed-na specjalna kompania zwiadowcz.a, wyposażona w spe-cjalny sprzęt, wyspecjalizowanych Żohlierry i wyspecj ali-zowanych oficer w. Ale opr cz niej kazdy pułkowy ba-talion strzelc w zmotoryzowanych i czoĘ w ma teŻ pojednej kompanii, kt re, choć nie posiadają specjalnegosprzętu ani wyspecjalizowarrych ŻoŁnilerzy, r wrieŻ mogązostaćuŻyte do zadaftmłiadowczych' Te właśnie kompa-nie należy puszczać najpierw. Wypuśćcie nas, białe kas-ki! Musimy teraz odskoczyć daleko do przodu.

.T IIIDpojr"y"" na komparrie w dptdzji cTy w pułku - llłszys-tkie na pierwszy rzut oka są jednakowe. Ale tak nie jest.W każdym batalionie pienvsza kompania jest rzeczywiścieplerwsza. Niezależnie od tego, ilu niedorajd w liczy bata-lion, dow dca wył,owi wszystko co najlepsze i - do pierwszejkompanii. Nawet jeźreli brak oficer w, i tak najlepsza kadrawyląduje w pienuszej komparril. Wszak to ona maszenrjena czele, na gł wnej osi natarcia batalionu, prowadząc godo ataku' Ona pterwszazderza się z wrogiem. A od tego' jakslę wszczęło bitwę, zaleĘ nierzadkoJej Vłmik.

Druga kompania w każdym batalionie - to średniaki.Oftcerowie w drugich kompaniach niczym specjalnie sięnle wyr żniają, jak ja, Żołl.ierze podobnie. Za to kaŻdadruga kompania ma dodatkowe przygotowanie wywia-dowcze' jakby drugą pokrewną profesję. Stanowi przedewszystkim kompanię bojową, ale gdyby zaszła potrzeba,może prowadzilć rozpoznarlie dla całego batalionu albo

| - Akwariu L7

Page 9: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

nawet dla pułku, zastępując lub uzupełrriając działaniaspecj alnej kompanii zsviadow czej.

Armia radziecka llczy 2.4OO batallon w strzelc w zmo_kompania jest nieaniach sfuĄ naj-

drugich: młodzi niedoświadczeni ofice]:#:ffit"#:"Talbo przeciwnie, starąr i nie rokujący iaidnych nadziei.7-ohtterzy w trzecich kompaniach zawsze brak. Co wię-cej : na terytorium Związku Radzieckiego trzeche kompaniew przytlaczającej większości w og le nie mają żnhlierzy.Caly ich sprzęt bojowy wciav sterczy w remontach i kon-serwacji. Wybucha wojna - i tysiące owych kompanii uzu-peheia się rezer'wistami, szybko podciągając je do poziomunormalnych bojowych pododdział w. W systemie tym za-wiera się głęboki sens: dopełnić dywizje rezerwistami torozłłia?Arlie po Ęsiąckroć lepsze, nż formowanie owychdywwji składających się w calości z rezerwist w.

Moja druga kompania pa.ncerna ostro wyrywa do przo-du. Na zakręcie spoglądam do tyłu i |iczę czołgi. Jak narazte wszylstkie ubzymują nalzucone tempo. TuŻ zaostat-nim czołgiem wybijając gą.sienicami iskry z betonu sunie,nie odstępując na krok, transporter opźrncerzony z bĘa!ągtrg1agiewką. Kamle spadł mi Z serca. Mala biała cho-rągiewka ozIlacza obserwator w. Ich obecność ozrvaczaz kolei ćwiczenia' a nle wojnę' A więc _ poŻy1emy jeszcze...

Nade mną śmigłowiec ślŻgiem w5rtraca wysokość,zmien ostro pod wiatr, bylepiej po prawej. Wyglą-darnz Pilot całkiem ruĘ.Twarz iegami. Ąby śnieŻ-nobiałe. Smieje się' Dobrze wie, Że dow dc w kompanii,kt rym właśnie rozuli zł rozkazyr' czekajeden z mniejzabawnych dni.

//^1 rvwnłgm j szerokąpiersiątnie świat na p ł i to, co przednami stanowilo jedność rozdwaja się po bokach. Migajązagajruki po prawej i po lewej. Huk w środku - pielrielrry.

18

AKWARTUM

Mapa na kolanach. Stopniowo wyjaśnia się to i owo. Dy-wizję pchnięto wwylom i w szybkim tempie posuwamy nazach d' Jedna jest Ęlko niewiadoma _ gdzle jest przeciw-rnk. Z mapy to nie wynika. Dlatego właśnie przrd samądfizjąpędzi ze dwadzieścia kompanii, wśr d nich moja.Kompanie pr4rpominają rozstawione palce jednej dłoni.Mająza' zadarie wymacać słabe miejsce w obronie WTogai tam właśnie dow dca dywizji skieruje cios swej Ęsiącto-nowej pięści' Tego słabego miejsca Wroga poszukuje się naogromnych przestrzeriach l dlatego każda z wysłanychna rozpozllanie jednostek posuwa się w zupekrym osa-motnieniu' Wiem, Że gdzieś pędzą r wnie brawurowo i ży-wiołowo takie same kompanie, omijając ogFiska oporu,wioski i rrriasta. Moja kompariateŻ nie daje się wciągnąćw wyczerpujące potyczki: spotkałeś przeciwrrika _ zalltel-duj do sztabu i omijaj. omi go jak najprędzej - l na-p d.A gdzieś w oddali $ł' urne siły' jak rwący potok, coprzemłaŁ tamę. Naprz d chłopcy, naprz d, rn zach d|'

Transporter zbiałą chorągiewką nie pozostaje w tyle.Ten drari jest dwukrotnie \zejszy od czołgu, a moc maniemal taką samą. Kilkakrotnie usiłowałem go zgubić'oderwać się, że niby duża prędkość to rękojmia zwycięs-twa. Wszystko na nic. Kiedy dowodziłem plutonem, ta-kie sztuczki były na porządku dziennym, aJe z kompa-nią taki numer n1e przejdzle. Porwiesz szyk, czołgi po

Żnych bagniskach pogubisz. Za to nikt po gł wce niepogłaszcze, za to traci się dowodzenie kompanią. Pieswas trącał, myślę, kontrolujcie sobie na zdrowie, niemam zamiar! rozclągać kompanii...

_ Zprzodu dźrullg| _krzyczy w słuchawkach dow dcasz stego czołgu, wysłanego naprz djako czujka.

Dźwig? Rzeczywlście! Dźwig! Cały zielony, ramię dlazamaskowania opleciorrc szcze|nie gałapkami. Gdzie napolu bitwy rnoŻna dostrzec dź:wig? Sfusznie! W bateriirakietowej! Nie co dzien trafia się taka gratka!

- Kompania! - wrzeszczę. _ Bateria raklet! Do boju...Naprz d!

Moi chłopcy wiedządoskonale, jak trzeba sobie radzićz bateriami rakietowymi. Pierwszy pluton, w7lprzedzającmnie, rozs5puje się w szyk bojowy. Drugi gwałtownie

19

Page 10: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

przyspieszając odpada w prawo i wyrzucając gąsienica-mi $rudy błota pędzi przed siebie. Trzeci pluton zataczawielki łuk w lewo, oskrzydlając baterię z flankl.

_ Gazlil _ Wzyczę. Kierowcy wiedzą co robić. KaŻdyz n7ch w tej chwili prawą rrogą zaparł się w pancernąpodłogę' wciskając pedał do oporu. I dlatego silniki za-wyły niepokornie i krnąbrnie' I stąd ten cały huk. I swądnieznośny i kopeć: paliwo nie nadąża spalać się do kori-ca w silrrikach i potężne ciśnienie gazlrwpzuca je prznzwydechowe gardziele.

- Przerywam zwiad... kwadrat l3-41... stanowlsko wy-rzutni..' prą{muję bitwę... - to m j strzelec-telegrafistawykrzykuje w eter r:asze ostatrrie być r:":ożr posłarrie . Pod-oddziały rakietowe i sztaby przeciwnikakażdy ma atako-waćprzy pierrłs4rm spotkaniu, nie czekając dodatkowychrozkaz w,bezwzg!ędu na szanse, zawsze|ką cenę.

Ładowriczy jednym pstryknięciem przeĄrwa Ęczność7rzuca pierwszy pocisk na podajnik. Pocisk płynnie znlkaw komorze i potężny zamek jak ostrze giloĘmy rygluje lufękruszącym serce uderzeniem. WieŻa płynie w bok' a podmoimi nogami odskakuje w lewo podręczrry maga-ąrn po_cisk w: oparcie kierowcy-mechanika. Komora nabojowadrgnęła i zaczęła sunąć do g ry. Celowniczy wczeplł siępalcami w pulpit celownika i potężne stabilizatory poshr-sznie ulegając jego zgrubiałym łapskom łagodnymi szaĘ)-nięciami przytrzymują działo i wieĘ' by nie poddały sięszalonej pląpawicy cznĘu, pędzącego po pniach i kona-rach. Dużym palcem prawej dłoni celowniczy łagodnieprzyciska spust' Aby straszliwe uderzenie nie spadło znie-nacka na nasze uszy, we wszystkich hełmofonach roz|e-ga się ostry trzask' powodujący skurcz bębenk w przeddruzgocącym łoskotem potężnego działa'. Trzask w sfu-chawkach wyptzedza eksplozję o setne ułamki sekundyi dlatego samego wystrzału w og le nie słysz5rmy.

Drgnęła czterdziestotonowa masa rozpędzonego czoł-gu. Lufa szarpnęła się w tył i tzygnęła brzęczącą zady-mloną łuską. W tej samej chwili, za działem dow dcyzaszczekaĘ jedno po drugim wszystkie pozostałe. A ła-downiczy już drugi pocisk rzuca na podajnik.

_ Gazu! _krzyczę co sił.

20

AKWARIUM

Błota spod gąpienic - fontanny. Łoskot ich zagfusza na-wet armatni huk. w hełmofonach trzask _ to celowniczyponownie naciska spust. I znowrr nie słyszymy swojegostrzahr. Tylko działo kurczowo szarpnęło się w Ęł' tylkohrska przerłź|ivłie brzęczy, spadając na stal paflcerza.Dobie$ają nas salwy sąpiednich czoĘ w, oni sĘszą Ęlkonas. Ta kanonada smaga moich dzielnych Azjat w jakkariczugtem po karku. WyłaŻąz nich dzilde bestie. KaŻde-go z nich mogę sobie teraz wyobrazić. W piąĘrm cznĘllcelowniczy między jednym strzałem a drugim w upojeniugryzie gumowy nacz łek od celownika. Wszyscy o tymwiedzą nie Ęlko w kompanii, ale w całyrn batalionie. Nie-dobrze. To go rozprasza, przeszkadza w obserwowanlusyhracji. Za to o mało nie zdegradowarro go do ładowni-czfgo. Ale jedno trzeba mv prryZnać: świetrrie strzela,dra . w smym czołgu dow dca zawsze ma pod rękąsiekierę i gdy jego działo zachłysĘe się w intensylvnymstrzelanlu, wali wpancerz obuchem. W trzecim czoĘu do-w dca zapomniał ostatnio wyłączyć nadajnik, zaE;h)szająccałąłącnrcść w kompanii. I cała kompania słrrchała, jakzgzytał zębarrn i coraz to wył jak wilk.

- Rozwalajl _ szepczę. I szept m j fale radiowe toznosząnatrzydzieści kilometr w, jakbym każdemu zrnoich Azja-t w wyszepĘwał to słowo prosto do uszka' _Roz-z-mlalaj|

I trzask po uszach, i brzęk fuski. Wystrzelone fuskiwydzielają odurzający aromat. Kto w jadowity aromatwdychał, tego ogarniało rozkoszrre oszołomienie. Rozwa-laJ!Ten huk, ta moc niezwykła, te karabinowe trele upa-JaJą moich czoĘist w. I nie powstrzyma ich teraz Żadnaslła. Kierowcy czoĘ w jakby się z łaricuch w pozrywali'Szarpią dźwignie' zadręczają swoje masz}my, pędzą je,nlepokorne' w sarno piekło. A ja zerkam za siebie: żebytylko nie zaszli nas od tyfu. Daleko, hen z.ar:arrlj trans-porter zblałą chorągiewką' Pozostał w tyle, opadł z sił'Bledacy: nie mają działa potężnego, nie wiedzą, co torozkosz, n7e zazrtalijej. Dlatego ich strachliwy kierowcaom{a ostrożnie każdy kamie czy pieil. Pochwyć maszy-nę w swe ręce, rwijże ją i nękaj! Pojazd pancerny tooubtelna istota. A gdy poczuje na sobie mocnego jeźdźca,rozbestwi się i ona. I poniesie cię galopem po granito-

2T

Page 11: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

w1uch gŁazach i pnlach tysiącletnich dęb w, przez (eje

i wądoły. Nie b j się, Że Zer;nriesz gąsienice, nie obawiajsię, nie pęknie wał. Rozdzieraj i krusz, poniesie cię tw jczołg jak ptak. Czołg _ on teŻ zachłysĘe się tą walką.Też jest stworzony do walki. Rozwalaj!

- ...Wycofać kompanię z boju...Iskry spod gąSienic. Kompania wdarła się na pozycje

baterii rakietowej. Zgrzyt w uszach - czy to zgrzytajągąsienice po stalowej płycie, czy to zęby celowniczegow moich słuchawkach?

_ ...Wycofać kompanię z boju.'.Aby nie trafić przrypadkowo w swojego, czołglrrie cze-

kając rta rozkaz przerwały kanonadę, tylko warczą' jakwldki rozdzierające jelenia na części. Czołgi tłuką swymipancern5rrni łbami delikatne podnośniki' dźwigi i Wy-rzr;tnię, w tfusty czarnoziern wgniatają dumę i chlubęartylerii rakietowej. Rozwalaj !

- ...Wycofać kompanię z boju''. - dobiega mnie poraz kolejny czyjś odległy skrzekliwy głos, i raptem rozu-miem, Że to do mnie zwraca się obserwator. Ech, dodiabła! Kt Ż to w chwili szczytowej, bez tnała seksualnejrozkoszy odrywa ludzi od ulubione$o zajęcia? obserwa-torze, niech cię szlag, moich ogier w Ęm sposobem nawałach w przerobisz! Coś ty, wr g ludu czy blurŻuazfi-ny szkodnik? Takiego wała! Kompania, rozwalaj! I walącpięściąw pancerz, wymyślając w otwarty eter całej szta-bowej swołoczy' kt ra prochu nigdy w swoich kancela-riach nie wąchała, rozkazuję:

- Kompania|. Zaprzestać walki! Plutonami jeden zadrugim na polankę po lewej, marsz!

M j mechanik w porywie wściekłości ściąga do oporu|ewy drĘek tak, że czołg całą swą masą przewala sięw prawo, łamiąc wp ł brzozę ślicznotkę. Po mistrzow-sku wrzuca co sekundę kolejne biegi i błyskawiczniedochodząc do najwyższego przełożenia $oni pancernegodinozaura w prz dpoprzezkrzaki i głębokie wykroty' byZa moment brawurowo zawr cić w miejscu, redukującobroty niemal do zera. Czujemy mocne szarpnięcie doprzodu,jak w samolocie hamującym nagle przy koricupasa startowego. Pozostałe czołgi z rykiem rozczarowa-

22

AKWARIUM

nia wypadają jeden po drugim z lasu i glvałtownie zwal-niając ustawiają się na jednej linii.

_ Rozładować! Brori do przeglądu! - rzucam rozkazi wyrywam przew d hełmofonu z grriazdka. a ładowniczystrzela wyłącznikiem interkomu i przecina całą łączność.

rT\ vlransporter opancerzony obserwator w zostaŁ daleko

w tyle. Nim doczołgał się do kompanLi, zdĘyłem skon-trolować brori, odebrać meldunek o stanie pojazd w,o zuĘcilt paliwa i amunicji, ustawić kompanię w szy-ku - i zamarłem pośrodku polany gotowy do raportu.

Stoję' czekatn, dokonuję bilansu, podliczam plusy i mi-nusy, Za co mogą mnie pochwalić' a za co ukarać: kom-pania rozpoczęła wychodzenie z postoju osiem minutprzed w1rzflaczorlym terminem _ za to pochwał rie szczę-dzą za to czasem dow dcy kompanii nawet złoĘ zegare-czek wpaść moŻe. Na wojnie czas liczy się na sekundy.Wszystkie cznłg1, wszystkie samoloĘ, wsąrstkie sztabymuSZą jednym szarpnięciem wydostać się spod uderze-nla. Wtenczas pierwszy, najstraszliwszy cios wroga trafiw opuszczone miasteczka wojskowe. Osiem minut! To dlamnie niezaprzeczakty plus' Wszystkie czołgi pozostałysprawne i przez caĘ dziei nie nastąpił Żaden defekt. Toplus na konto zastępcy ds. technicznych' Sam sprawujętę funkcję' Baryr nieptĄaciela om!'aliśmy wielkimi łuka-ml, przekazując precyĄnie wszystkie wsp łrzędne. Toplus na konto dow dcy pierwszego plutonu. Szkoda, Żet Jego nie mamy w kompanii: znowu te braki. Baterii ra-kletowej nie przegapiliśmy' wywęszyliśmy, wdeptaliśmyw ziemię. A jedna taka bateria rakietowa, choćby najmar-nlejsza' to kilka Hiroszim. Przerywając zwiad i tzucającswoje pŹrncerne pudełka na te rakiety' zapobiegłem kata-kllzmom. Za taki numer na wojnie orderek na pierś sięnaleĘ, a na manewTach dfugi czas sĘszy się pochwały'..

W koricu zjawia się pułkownik-obserwator. Dłoniebtelutkie, czyściutkie, cholewy lśnią. Z obrzydzeniemom|a kału.Że, jak kot, żeby łapek sobie nie upaprać.Dow dca pułku, ojczulek nasz, to też pułkownik, ale

23

Page 12: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

łapska ma spracowane' wielkie jak kat, do ciężkiegotrudu przyuczor:e. Czerstwą gębę naszego ojczulka wy-smagały rntozy, spiekota i wiatry wszystkich znanychmi poligon w i strzelnic. Do bladej twarzyczki pułkow-nika-obserwatora nie podobna ta gęba.

- R wnaj! Baczność! W prawo-o pattz!Lecz obserwator nie wysłuchuje mojego raportu, prze-

rywamiwp łsłowa.- Porywa was akcja' starszy lejtnancie! Tracicie gło-

wę! Jak szczeniak|Milczę. Uśmiecham się do niego. Jakby w og le mnie nie

beształ, lecz medal przypinał na piersi. A w nim na widokmojego uśmiechu narasta jes zrzn większa'wściekłość. Całajego świta milczy ponuro. Wiedząrnajorzy i podpułkowni-cy' Że artykuł 97. kodeksu dyscyplinarnego zabrania be-sztać mnie w obecności moich podwładnych. Wiedzą ma-jorzy i podpułkownicy, Że strofując mnie w obecności mo-ich podwładnych, pułkovneik wystawia na szwank nieĘlko m j autorytet dow dcy, lecz autor1rtet calego korpusuoficerskiego bohaterskiej Armii Radzieckiej' w Ęm takzesw j własny. Aja jakby nigdy nic. Uśmiecham się.

- HaIiba, starszy lejtnancie! To hariba, nie słuchaći nie wykonywać rozkaz w!

Ech, pułkowniku, na lufach armatnich powywieszałbyrntych, kt rych nie porywa wir walki, kt rych nie upajazapach krwi. To przecleŻ tylko ćwiczenia, a śdyby w praw-dziwej bitwie gąFienlce naszych cznĘ w schlapała pra-wdziwa krew, wtedy dopiero Ęact moi dzie|ni pokazaliby,co potrafią. I nie jest to przejaw ich słabŃci. To przejawsiły. Nikt pod sło cem nie potrafiłby ich powstrąrmać.

- No i jeszcze ten murek! Zburzy|iście murek! To jestprzestępstwo!

A ja już zdĘyłem zapomnieć o tym murku. Wielkier7'eczy. Na pewno j uŻ $o przez ten czas odbudowali. Ileż torobot5ź Przygnać znad zatoki z-e dula tuziny więźni ww kilka godztrl wzniosą no\ily murek jak się patrTy. A po-nadto - skąd mam wiedzieć, pułkovnriku, czy to marrewr5r,czy wojna? Kt Żto moŻewiedzieć podczas alarmu bojowe-go? A gdyby to była wojna i murek zostawiliĘśmyw spo-koJu' a dwustu chłopa wraz ze swoimi wspaniałymi pojaz-

24

A"KWARIT'M

dami bojowymi spłonęłoby na jednej kupie? Co Ę na to,pułkovrniku? Zaszczytny Ęrtuł nosisz, zwiesz się szeI'emwywiadu 13. Armii, więc może byś się zainteresował, tleobiekt w bojowych moi Uzbecy wykryli w ciągu tego jed-nego dnia. Po rosyjsku nawet nie gadają a obiekĘ od-najdują bezbĘdnie. Pochwal ich, pułkowniku! Jeśli niechcesz do mnie, to się choć do nich uśmiechnij. I uśmie-cham się do niego. Stoję teraz plecami do całej kompaniti w żaden spos b nie wolno m7 tetaz obr cić się do ntchtłłarzą ale 1 tak wiem, żę cała moja kompania stoi w tymmomencie z uśmiechem na twarzach. ot tak,bez powodu.Tacy oni są, prTy byle okazji szczelząte swoje zębiska.

Apułkovrnikowi nie przypada to do gushr. Mysli pevnrie'Ż,e to z niego się śmiejemy. Wściekł się pułkovlrrik.Zgrzyt-n$ zębarru,jak celowniczy w walce. Nie jest w starrie pojąćl ocenić naszych uśmiech w. I dlatego krzyczy mi w twarz:

_ Szczeriaku, niegodnyś dowodzić kompanlą. ZavłIe-szam cię w czynnościach. Zdać kompanię zastępcy,niech prowadzi wojsko do koszar!

- Nie mam zastępcy - uśmiecham się w odpowiedzi.- W takim razie dow dcy pietwszego plutonu._ TeŻ nie ma. - I chcąc oszczędzić pułkownikowi wy-

mieniania wszystkich po kolei, wyjaśniam: - Jestem je-dynym oficerem w kompanii.

Pułkownik przygasł' opadł z niego zapał. Opadł, jakbynlgdy go nie było. Sytuacja, w kt reJ na komparrlę prTy-pada jeden oflcer naleŻy w naszej armii' mlŁaszcza ltaterytorium Zwiapku, niemal do klasyczrrych. Wielu jestchętnych do oficerskich szlif w, ty|e ize wszyscy chcą byćpułkovrnikami. Lejtnancki start mało kogo pociąga. Stąddeficyt, brak młodszej kadry oficerskiej. Bardzo dotkliwybrak. Ale tam na g rze, w sztabach, dziwnie się jakośo tym problemie zapomina. ot' najleps4r przykład: puł-kownik po prostu nie pomyślał, Że mogę być jedynymoflcerem w kompanii. Zawiesił mnte jako dow dcę - jego

Prawo. Ale kompanię trzeba cofrrąć do koszar. A wodzlćkompanię, i to jeszczn pancerną dziesiątki kilometr wbez oficera - to po prostu niemożliwe. To jest r wnozrlacz-ne zprz'estępstwem. MoŻebyć ocenione jako pr ba zalraa-chu stanu' Na tej drodze, pułkowniku ' czeka cię klęska

t - Akwariu

Page 13: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

kompletna. Skoro zawiesiłeś dow dcę w sytuacji, gdy niema zastępc w, tym samyrn przejaleś osobistą odpowie-dzialrrość za całą kompanię i nie masz prawa tej kom-panii komukolwiek powierzyć' Gdyby istniało takie pra-wo, w wczas byle dow dca dpŻji m głby wyprowadzićwojsko w pole' odwołać dow dc w zastępując ich zgodnieze swoim gustem, i ptucz got w. A u nas nie ma pucz w,bowiem nie każdemu dane jest prawo rozstrzygalia deli-katnej kwestii doboru i rozrnieszczaria kadr dowodzenia.odwołać - twoje prawo. odwołać - nic prostszego' Odwo-łać.każdy potrafi. Jest to r wnie proste, jakzabić człowie-ka. Ale ptzywracać dow dc w na ich stanowiska to nie tosalno, to tak, jakby chcieć martwego oŻ.ywić. No i co, puł-kowniku' myślisz z powrotem postawić mnie na czelekompanii? Nic z tego. Nie jestem godzien. Wszyscy to sły-szeli. Nie masz prawa powierzyć kompanii niegodnemu'A jeŻe|i na g rze dowiedzą się, że nad samą niemal grani-cą dymisjonowałeś pełnoprawnych dow dc w kompaniipancernych i na ich miejsce niegodnych mianowałeś? Cowtedy z tobąbędzie? No jak' pomyślałeś o tym?

NajlepĘ byłoby' gdyby pułkownik skomr-nikował sięz dow dcąmojego batalionu a]bo pułku: że rnby zabierajcieswoją osieroconą kompanię. Ale ćwiczenia się skor1c4rły'Skoriczyły się r vrnie niespodziewarrie, jak się zaczęĘ.Kt żzezuroli na kor4rstanie z bojowej sieci łączności po zakor:-cz-eniu manewr v/.2 Ci, kt rzy pozwalali sobie na takie sa-mowole, w tzydnestym si dmym szli pod mur. Od tegoczasu nikomu nie zachciewa się takich Żart6w. No co tam,pułkowniku? Prowadźżr komparrię. A rnoŻe zapomniałeśjuŻ, jak to się robi? A moze nigdy nie miałeś z tym doc4rrienia? Może wychowałeś się w sztabach? Takich puł-kownik w jest przecieŻ na kopy. Z bok.u każda czynnośćwydaje się błahostką. I nawet prowadzenie komparrii czoł-$ w wydaje się bardzo proste. Sęk jednak w Ę,łn, Że rozkazynależy wydawać zgodnie Z nowJrm re$ulaminem' Kompanianie składa się z Rosjarr, zaloga nic nie zr:ozumie. Albo cogorsza zrozamie na opak. Wtedy nawet helikopter nie od-szuka ich po lasach i bagnach. Cznłg to straszliwa masa,może najechać na człowieka, moŻe nrtąć Wraz Z mostem,rnoże zatonąć w bagnisku. A zapłata jedna i ta sama.

26

AKWARIUM

Przestał,em się uśmiechać. Sytuacja jest poważna i niema się co weselić. Skoro tak, to rnoŻe zasalutować, I: _Czymogę slę odmeldować, towarzyszu pułkowniku? -Tak czylnaczej, jestem tu teraz osobą postronną: ani dow dca'ani podwładny' Wy nawarzyliście tego plwa, wy je spijaj-cię. Zachciało się komenderować, więc, towarzyszu puł-kowniku, komenderujcie. Ale złośćbardzo prędko ze mnieopadła. Moja kompania, moi ludzie i masz5rrry. Choć nieodpowiadam juŻ za kompanię, nie porzucę jej ot tak.

_ Towarzyszu pułkowniku - poderwałem palce do da-szka_ proszę o zezvło|elie na ostatnie przeprowadzeniekompanii do miejsca postoju. Coś jakby pożegnanie.

_ Zgoda _ tzucił kr tko. Przez chwilę wydawało misię' że z przyz\]vyczajenia chce jak zwykle udzielić kilkupouczeri: nie pędź, rie zapalaj się, nie rozciąg:aj kolum-ny' Ale nie uczynił tego' Może w og le nie miał zarniarlu,może tylko mi się wydawało.

- Tak, tak, prowadŹcie kompanię. Traktujcie m j roz-kaz jako jeszcze nieprawomocny. Doprowadzicie kom-Panię do koszar i tamją zdacie'

_ Rozkaz|. - odwracam się ostro na pięcie, kątem okadostrzegając uśmieszki w świcie pułkownika. Jakże totak: prowadŹcie kompanię. Świta zdaje sobie sprawę, żeregulamin nie przewiduje takiej sytuacji. Albo dow dca$odzien jest swego pododdziafu i ponosi za peŁnąodpo-wledzlalność, albo przeciwnie, jest go nie$odny, i w w-czas zostaje z miejsca zdymisjonowany. ,,Na razie maciedowodzlć'' - to nie romłia?arrie' Zatakądecyzję pułkow-ntk może słono zapłacić' Jest to jasne dla mnie, podob-nle jak dla jego świty. Ale t5rmczasem nie zaprzątamsobie t5rm głołry. Teraz czeka mnie powaŻrrc zadanie.Dowodzę kompanią i w nosie mam, co kto pomyślał' ktoJak postąpił i jaka spotka go za to kara.

Dow dca musi podporządkować oddział swojej woli,zanLm wyda pierwszy rozkaz. Musi spojrzeć na swoichżoŁnterzy tak' by przez szereg przebieg dreszcz, Żebywszyscy zarnat|i, aby kaŻdy poczuł, Że za tnoment z ustdow dcy padnie komenda. A komenderuje się w wojs-kach pancernych bez sł w. Dwie chorągiewki w dło-nlach. T)rmi chorągiewkami dowodzę'

27

Page 14: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

Biała chorągiewka ostro w g rę. To m j pierwszy roz-kaz'T\m kr tkim i ostrym $estem przekazałem kompa-nii długi komunikat:

,,Przed wami - dow dca kompanii! Od tej chwili obo-wia2llje zakaz korzystania z nadajnik w, aŻ do pierwsze-go kontaktu z WTogiem! Uwaga...''. Rozkazy dzieląsię nawstępne oraz wykonawcze. Rozkazern wstępnym dow d-ca niejako chwyta podwładnych w stalowe cugle swojejwoli. I ściągając je musi odczekać pięć sekund' zanirnwyda rozkaz zasadniczy. Wszyscy muszą znieruchomiećw oczekiwaniu, każdy musi poczuć Żdrazne wędzidła,lekko drgnąć, muszą zagrać mięśnie' jakby wyprzedza-jąc ostre smagnięcie, kaŻdy musi czekać na następnyrozkaz,jak dobry rumak czeka na cięcie szpicrutą.

Czerwona chorągiewka w g rę' po czym obie - w dwiestrony i do dołu. Drgnęła kompania, poszła w rozs5pkę,podkutymi buciorami dudniąc po pancerzach.

Może chcieli się ze mną w taki spos b pożrgnać, noŻekompania demonstrowała obserwatorom swoje wyszkole-nie, a może po prostu wściekłość poniosła i nle mieli irrnejmożliwości, by jąwyrazić. Ach, gdyby przyszło komuś dogłolvy wĄczyć stoper! Ale nawet bez sekundnika wiedzia-łem, że w świcie pułkownika jest niemało czoĘist w zpra-wdziwego zirarzrria, czoĘist w z krwi i kości' i ż-e każdyz ric}r w tej chwih lubuje się moimi Azjatami. Sam byłemświadkiem wielu rekord w w wojskach pancernych, zrrarr'ich cenę. Widziałem połamane ręce, wybite ąby. Ale terazszrąście sprzyjało chłopcom! Nle wiemjak,leczz g rywie-działem, Że atijeden nie zrobi fałszywego kroku, nie po-śllzgpie się, wykonując karkołomny skok do włazu' Wie-dzialem' że nikomu nieprzytvaśnie palc w. Nie tym ra?rclrl.

Dziesięć silnik w ryknęło zgodnym ch rem. Siedzęwysunięty z wieŻy czołgu prow adzącego. Biała chorągie -wka w mojej dłon7 ozrlacza: ',Jestem got w!'' I w odpo-wiedzi widzę dziewięć innych chorągiewek: ,,Got w! Go-t w! Got w!'' Zdecydowany ruch nad głową i machnięciena wsch d: ,,Za mną!"

Wszystko bardzo proste. Elementarne. Pr5rmiĘwne?Tak, ale Żadęn pelengator nie będzie w stanie niczego wy-kryć' gdyby nawet r wnocześnie w5rrnaszerowały cztery

2A

AKWARIUM

armie pŹrncerne. Podobnie prymitywne i niezawodne sztu-czkirnarny w zanadrzu przeciwko wszelkim innym sposo-bom rozpozniarria. I dlatego pojawiamy się zawsze niespo-dziewanie. Dobrze |ub źle _ zawsze znienacka. Nawetw Czechosłowacji, nawet w sile siedmtu armii na raz.

Pułkownik-obserwator wgramolił stę na sw j trans-porter. Świta zaritn. Silnik ryknd, pojazd ostro zawr -cił i ruszył inną drogą dobazy.

Świta pułkownika Żywi do niego nienawiść, to widaćna pierwszy rzut oka. W przeciwnym razie ktoś by mupodszepnął, że powinien się posuwać tuŻ za moim czoł-glem' JestemprzecieŻ teraz nikim. Samozwaniec' Powie-rzenle mi kompanii prąrpomina sytuację' w kt rej na-czelnik policji zleciłby dokonanie aresztowania eks-poli-cJantowi, wydalonemu z pracy. JeŻelljuż przyszedł ci doEłoury taki pomysł, toprzynajmniej nte odstępuj na krok,aby w razie czego t|a czas interweniować. JeŻeli poMe-tzyłeŚ komuś kompanię, jeżeli nie potrafisz nią dowo-dzlć, to przynajrr'nLej bądź w poblizu, żeby w razie po-trzeby nacisnąć na hamulec. Ale nikt nie uprzedził puł-kownika, Że złoĘł swoje Ęcle w ręce młodego lejtnanta.A lejtnant odsunięty od władzy moŻe pomlolić sobie nakaŻde świ stwo, jest w kompanii obcym człowiekiem.Zaś odpowiadaćprzy1dzie tobie. A może wiedzieli wszys-cy w świcie, że starszy lejtnant doprowadzi kompaniębez jakichkolwiek irrcydent v/7 Wiedzieli, Że rie będziestarszy lejtnant łamać pułkowniczej kariery. A m głby...

rTl vIIlak bywa często: smagną dywlzję knutem alarmu bo-Jowego i ledwie Wyrwie slę na otwartą przestrzert - jl:'żtoŻkaz powrotu. Tkwi w tym głęboki sens. W taki spo-o b wyrabia sięprzyzwyczajenie. Kiedy alarm rzlci dy-wlzJe w prawdziwy b j' ruszą nari jak na wiczenia'A przy okazji us54pta się czujność rneprzyjaciela. Ra-dzlecliiie dywizje w1padają ze swych baz często niespo-dzlewanie. Wr g przestaje reagować na te ruchy wojsk.

Kolumny czołg w zapchały wszystkie drogi. Widać, że;y$nał powrotu otrzymała r wnocześnie cała dywizja.

29

Page 15: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

Kto to wie, ile dywizji poderwał dziś alarm bojowy; ileIch teraz powraca do swych zgnrpowari! MoŻe tylko na-sza dywlzja, rnoŻe tłzy dywwje, a moŻe i pięć. Kto wie,może sto dywizji zerwało się na alarm bojowy.

Koło bramy naszej bazy rŻnie orkiestra dęta.Dow dca pułku, ojczulek nasz, stoi na czołgu - wita

swoje zastępy. Patrzy na nas doświadczonym, wymagają-cym okiem. Jednego spojrzenia dość, by ocenić kompanię,baterię, batalion 1 ich dow dcę. Kulą się dow dcy podołowiarrym ojcowskim wzrokiem' Potęzrre chłopisko, koa-lic1ika zapięta na ostatrrie dzir_rki, ledwie ich starcza.Cholewy jego wielkich bucior w z tyfu z lekka ponacina-ne - w przeciwnym razie nie naciąginie ich na potężnełydki. Pięść ma jak czajnik. I Ęm czajnikiem komuś wy-machuje. Pewnie dow dcy trzeciego batalionu strzelc wzmotoryzowanych, kt rego transportery znlkają właśniew żarłocnlej gardzieli bramy. W tej chwili wchodzi bateriamoŹdzierry naleŻąca do tego batalionu, a za r;lią_ TIasZakolej. I chociaŻ wiem, że wszystkie moje czoĘ sunąjedenza drugim' i choć jest mi to teraz obojętne, nie jestem jużich dow dcą to w ostatrriej chwili tzucam za siebie spoj-rzenie: tak' są wszystkie, ani jeden nie został w Ęle. Do-w dcy wszystkich cznĘ w starają się pochwycić mojespojrzenie. Jazaś znowu gwałtownie obracam się do przo-du, prawą dłor1 podrywam do czarnego hełmofonu i do_w dcy wsąrstkich dziewięciu pozostałych czołg w powta-rzająza' mną ten stary gest wojskowego pozdrowienia.

Dow dca pułku urykrrykuje jeszłzrjakieś prąlkre po-gr ż|<t w ślad za kolumną tzeciego batalionu, i wreszciez\Nraca roĄuszony wzrok na moją kompanię. Leśny gory-lu' atamanie zb jecki, kt żwytrryrnałby twoje spojrzenie?Ale spotkawszy jego wzrok, nieoczekiwanie dla siebie sa-mego postanawiam wytrzyrnać wielotonowy nacisk. A tenrozchylił pięść w dło jak łopata - i do daszka. Nie każde-mu ojczulek odpowiada powitarriem na powitanie. I niebyłem na to przygotowany. Mrugnąłem raz, drugi, trzeci.Czołg m j mina} już jego stanowisko, a ja odchylam gb-wę coraz bardzĘ do tyfu: patrzę na dow dcę' I raptemuśmiechnal się do mnie' Gęba czarna jak negatyw, i dla-tego ten uŚmiech śnteżrobiałych zęb w widzi doskonale

30

AKWARIUM

cała moja kompania, i pewnie bateria haubic, sunąca zanami, kt rą powita za chwilę wymachując pięścią.

Ech, komendancie. Nie wiesz jeszcz.e, że przestalem byćdow dcąkompanii. odebrarro mi kompanię, komendancie.

Niesławna dymisja. Jakby publiczne baty. Ale nic to,komendancie. Myślisz, Że zapłaczę? Nigdy w Ąciu. Będęsię uśmiechać, tak samo jak w tej chwili uśmiecham siędo ciebie, komendancie. Niebawem dostanę nową kom-panię' Brakuje oficer w, sam wiesz jak jest. Zal mi tylkorozstawać się z rnoimi Azjatami. WyJątkowo Zgrar:a pa-czka się dobrała. No, trudno. Przeżyjemy to jakoś. Wy-starczy mi to, że pułk la czas rozpocza} alarmowy wy-m [sZ, Że ty, dow dca pułku, nie zleciałeś ze stano-wiska. I nie trzeba nam żadnego innego dow dcyw pułku' Wybaczamy ci, komendancie, tw j charaktersurowy. Jeżeli zajdzie potrzeba, p jdziemy za tobąwszę-dzie, gdz1e nas poprowadzisz.I ja, komendancie, p jdęza tobąjak w dym' jeśli nie jako szef kompanii to jakoplutonowy. A mogę teŻ jako prosty celowniczy.

-1 vil\_lay w z bojowy powraca na miejsce postoju' co należyuczyrnć w pierwszej kolejności? Sfusznie. Nalezy napehrtćzbtorniki paliwem. Baki muszą być pekre' Sprawny czyzepsuty - nieważne. WłŻne, Żeby był zatarrkowarry' Ktowle, kiedy gruchnie następny alarm? Każdy pojazd musibyć przygotowarry do powt rzenia wszystkiego od nowaw każdym momencie. I dlatego dudni całe obozowisko.Setki woz w r runocześnie pobierają paliwo. KaŻdy cznłgpotrzebuje co najmniej tony ropy. Transportery opancerzo-ne teŻ sąbardzo Żarłoczne, podobnie ciągniki artyler51'skie'Wszystkie pojazdy transportowe też m'usząbyć zatarlko-wane. R wnocześnie każdy w z musi uzupeheić wyposaże-nle bojowe, amunicję' Pociski czołgowe waŻąpo 3o kilogra-m6w. ZwiezLono ich całe setki. LeŻąpo dwa w jedrrej skrzy-nl.KażdąskrąrniętlzebaĄąćzcięŻar wkj.Pociskiwyjąć,oczyścfuć każdy z osobna z fabrycznego smaru ochronne-go - i do czołgtrr. Naboje do cekaem w r wnież w skrzy-nlach, po 8oo sztuk' Trzeba uzupeheić taśmy do karabi-

I

31

Page 16: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR sttwoRow

n w masąmowych. Do jednej wchodzi 25o naboj w. Po-tem taśmy naleĘ u|oĘć w m'ga-'ynkach, kt rych jest 13w kitzdym cznĘlu. Teraz z kolei tz.eba zabrać wszystkiewystrzelone hski, złoĘć do slrzyr1 i zdać do magaz5mu.Lufy wyczyścimy p źnĘ' Po kolei calym plutonem każdąlufę czołgową po wiele godzirr dziennie, powtarzając tęsirmą czynność dz1efl za' dniem. Ale na razie trzrcba za,LaćluĄlolejem. Potem przychodziczas mycia cznĘ w. Narazietylko z grubsza, właściwe umycie i czyszczenie odkłada slęna p źrnej, a teraz trz'eba nakarmić żntnierzy. Po kolacjiwszyscy zabierają się do kontroli technicznej. Do rarrawszystko musi być sprawdzone: silniki, układy transmi-sy'ne' zawieszenia, zespoĘ jezdne. Tam, gdzie to koniecz-ne, należy wymienić ogniwa w gąFienicach. W czwartymczoł$u _ zniszcznrta lewa naciągarka. W smym - nawalareduktor obrotorrry wiezy. A w pierwszej komparrii cznĘ wmuszą w5rmienić Tluraz dwa silrriki. Od rana zacznie sięog lne cryszczenie fuf. Żeby wszystko było gotowe! Bozgnojąl I nagle czuję pustkę w sercu' Na$e przypominamsobie, ils rlie cznka mnie już poralrna kontrola kompanii.A może nawet nie wpuszczą mnie jutro do parku?

Wem, że wszystkie papiery w mojej spraw.ie juŻ zostalyprzygotowanę 7 Że oficjalnie zostanę odwołany nie jutrorarro, lecz już dztsiaj w'ieczorem. Wiem, że oficerowi przy-stoi iść po dymisję w peŁ:ej gali' jakby maszerował ponajwyŻsze odznaczenie. l moja komparria też to wie' Dla-tego podczas gdy wykł całem się z ekipą paliwową gdysprawdzałem karty zuĘcia amunĘi, kiedy właziłem podtrznclcznŁg, to już ktoś mi choleury w5polerował, kto innyspodnie pzeprasował i świeży koklierzyk prz5rfastrygował.Zrzuciłern brudny kombinezon, prędko pod pryszrric' Go_liłem się dfugo i starannie' I jtź goniec ze sztabu pułku.

Huczy park. Prznzbrarnę ciągnik wlecze tozbĘ transpo-rter. BrącząanŻryte hrski. Dudnią potężne Urale, zalado-wane piramidami skrąrr1 po pociskach. Spawarka wyrzucaSnopy iskier jak szt';rczrrc ognie. Do rana wszystko będzielśnić i mienić się w świetle. Na razie brud, brud wokoło'hałas' łoskot jak na wielkiej budowie. Nie odr żeis z oficeraod szeregowca. Wsąrscy w kombinezonach, wszyscy brud-ni' wszyscy klną. I pośr d tego hałasu idzie starszy lejtrrant

32

AKWARIUM

Suworow. I milkną rozmo]Jt;y. Umorusani czoĘiści spoglą-dają za' mną Każdy wie _ starszy lejtnant maszenrje podymisję. Nikt nie wie, za co wyleciał. Ale każdy wie, Żeniepotrzebnie go zdejmują. Wszyscy czująto w $łębi serca.Normalnie nikt nie zauwaĘłby starszego lejtnanta. Dhrba-libyw swoich sibrikach, wystawiając usmolone tyłki. Ale tuczłowiek idzie po dymisję. I dlate$o sięgając brudnymi łap_skami do brudnych daszk w saluhrją mi obcy, nieznajomiczoĘści. I ja im salutuję' I uśmiecham się do nich' I oniuśmiechająsię do mrie, Że niby może być gorzej' trzym się.

A za murami zgrupowania _ całe wojskowe miastecz-ko. Kasztanowce takie, Żewe trzech nie obejmiesz. Mło-dzi rekruci porykuj ą głośnym, |ecz rięzgodnym ch rem'Starają się, ale niezdarnie im to jeszcze idzie. Starszyszeregowiec zawadTacko pokrzykuje . Ot, i rekruci mi sa-lutują. To jeszcze cielęta. Niczego jeszcze nie rozumĘą.Dla nich starszy lejtnant to bardzo ważna figura, znacz-nie ważniejszan7ż starszy szeregowiec. A to że cholewyJego lśnią wyjątkowo? Pewnie ma jakieś święto.'.

Oto i sztab. Tu zawsze czysto. Tu zawsze cicho. Marmu-rowe schody. Rumuni jeszcze przed' wojną wybudowali.Dywany na wszystkich korytarzach' Aoto p łokrągła sala'za)ana światłem. W kuloodpornym przeztocĄrstym stoż-ku - opieczętowany paristwowymi insygniami sztandarpułku. Pod sztarrdarem zamarł wartownik. Kr tki płaskibagnet rozprasza ostatrri promyk słorica' rozsy1ruje iskra-mi po marmurach. oddaję cześć sztartdarowi pułku,a wartownik ani drgnie. Wszak 1urzyrna automat. Uzbrojo-ny człovriek nie musi oddawać honor w, llie zrla Żadnychlnnych form powitania. Jego brori starczy za poMtanie.

Goniec idzie korytarzem prosto do gabinetu dow dcypułku' Dziwrre. Dlaczego nie do szefa sztab:u? Zapukałw drzwi. Wszedł, starannie zarnykając je za sobą' Pochwili wychylił się, w mllczeniu ustąlił przejścia: - Pro-szę wejść.

Za dębowym stołem dow dcy pułku: nie znany mipodpułkownik, niewielkiego wzrostu. Widzlałem go dziśw świcie pułkownika-obserwatora. Ki diabeł? - dziwięstę. A gdzie ojczulek' gdzie szef sztabu? Dlaczego pod-pułkownik siedzi w fotelu dow dcy? CzyŻby z racjl swej

Page 17: Wiktor Suworow - Akwarium

Y.r{

WIKTOR SUWOROW

funkcji stał wyżej nź|iojczulek? Jasne , ŻewyŻej.W prze-ciwnym razie rrie siedziałby za jego biurkiem.

- Siadajcie, starszy lejtrrancie _ nie wysłuchując ra-portu zw'raca się do mnie podpułkownik'

Usiadłem. Na sam5rm skraju. Wiem, że za rrlom'ent wy-buchnie krąlkiem i trzebabędzie zerwać Się w mgnieniuoka. Dlatego plecy mam w5,prostowane, jak na defiladzie.

- Zameldujcie, starszy lejtnancie, dlaczego uśmiechali-ście się' kiedy pułkownik JermoĘew zwalniał was z do-wodzenia kompanią?

Wzrok pułkownika przenika do samej duszy: m wtylko prawdę, ja ciebie, lejtnanciku, widzę na wskroś.

Spoglądam na podpułkownika, na świeżutki kołnie-rzyk jego podniszczonego, ale schludnego, odprasowa-nego munduru. I c żrnll na to odpowiesz?

- Nie wiem, towarzyszu podpułkowniku._ Z kor:rpanią Ża| się rozstać?- Zal.- Twoja kompania wykonała zadanie po mistrzowsku'

Zwłaszcza pod koniec. A co do muru, wszyscy są zgodni,|epiej zburąrć, niż cały pułk wystawić na strzał. Murekodbudować to żadna filozofia.'' ot co, starszy lejtrrancie.Nazywam się podpułkownik Krawcow. Jestem szefem wy-wiadu l3. Armii' Pułkownik Jermołajew' kt ry odebrał cikompanię, jest przekonźrny, Że to orl kieruje wywiadem'W rzeczywistości znstał zdjęty' choć na razie się tego niedomyśla. Na jego miejsce luq1;lzruaczor:o mnie. odbynramyobjazd dywizji. on j est przekonany, że dokonuj e inspekcj i,a|e w rzeczywistości to ja zapoznaję się ze stanem !vy!lra-du w dywizji. Wszystkie jego decyzje i rozkazy nie mająmocy ob owi aąującej. ort pr ze z c aly dzieft zar ządza i r ozp o -

rządza, a ja pod vnecz r przedstawiam odpowiednim do-w dcom pułk w i dywizji swoje dokumenty i wszystkiejego rozka4r tracą moc' On się tego nie domyśla. Nie wie'że jego krąrk to wołanie na puszczy. W hierarchii ArmiiRadzieckiej i całego naszego paristwa jest już Zerem, oso-bą prywatną nieudacznikiem' wypędzonym z wojska bezemerytury' Wkr tce dowie się o tyrrr z właściwego rozkazlldziennego. Tak więc jego decyzja o usunięciu was zn sta-nowiska dow dcy kompanii traci wszelką moc.

34

AKWARIUM

- Dziękuję, towarzyszu pułkowniku!- Nie spiesz się z podziękowaniami. On nie ma prawa

zdejmować cię z dow dztwa kompanii. Dlatego robię toJa. - I gwałtownie zmieniając ton powiedział cicho, |eczdobitnie. - Rozkazllję zdać kompanię!

Jestem przyzvłyczajony prą[mować ciosy losu z uśmie-chem. Ale cios padł znienacka i uśmiech jakoś nie wyszedł.

Poderwałem się z miejsca, dłori pod daszek:_ Rozkaz! Zdać kompanię!- Siadaj.Usiadłem.- Istnieje pewna r Żnica. Pułkownik Jermołajew zdjął

clę, ponieważ jest przekonany, że kompania to zbytwie-le szczęścia dla ciebie. Ja cię zdejmuję, bo sądzę, żekompar_ria to dla ciebie za rnało' Mam dla ciebie funkcjęszefa sztabu batalionu rozpoznania.- Jestem tylko starszym lejtnantem.- Aja tylko podpułkownikiem. Ale wezwano mnie i roz-

kazano objąć wywiad' i rozpozrtanie całej armii. Tak więcobecnie nie Ęlko przejmuję wszystkie Sprawy biezące, aler wnież kompletuję własną ekipę. Kilka os b zabrałem zeBobąZe swojej poprzedniej pracy. Byłem szefem wywiaduE7. Dfizji' Ale mam teraz o wiele większe $ospodarstwot potrzebuję wielu rozgarnięĘch, sprawnych chłopak w,na kt rych rnoŻna polegać. Sztab baonu rozpozrtaria: todla ciebie minimum. Wypr buję c1ę także rn wyŻszychstarrowiskach. Jeżeli się sprawdzisz... _ Spogląda rrazega-rek. - Masz dwadzieścia minut na spakowarrie. o 2r'3odo sztabu 13. Armii w R wnem jedzie od nas autobus.Jedno miejsce Zarezer\Nowane dla ciebie. Zabieram ciędo wydziafu wyviadowczego sztab:u 13' Armii, jeśli tylkozdaszjutro egzaminy.

Zdałem.

Page 18: Wiktor Suworow - Akwarium

Rozdział 2

wteście czterdzieści krok w dzieli hotel oficerski odsztabu 13. Armii. Co rano niespiesznie mijam szereg pra-starych klon w, puste zie|orrc ławki, zltierz.ając prosto kuwysokiej ceglanej ścianle. Za tą ścianą w gęstym sadziekryje się stary pałacyk. Przed laty mieszkał tu pewienbogaty człowiek. Naturalnie, został zabity, bowiem to wiel-ka niesprawiedliwość, żeby jedni mieli duże domy, a in-ni malutkie. Przed wojną w tym pałacyku mieściło sięNKWD, a podczas wojny- Gestapo. Nic dziuneego: to nad-zvłyczaj wygodne mĘsce. Po wojnie stanął tu sztab jednejz|iczrlych naszych armii. W tym sztabie obecnie sh)Zę.

Sztab jest koncentracją bezwzględnej, nieubłaganej,nieugiętej władzy. W por wnaniu zkt rymkolwiek prze-ciwnikiem nasze sztaby są bardzo niewielkie i maksy-malnie mobilne. Sztab armii liczy siedemdziesięciu gene-rał w i oficer w plus kompania ochrony. To wszystko'Żadnej biurokracji. Sztab armii rnoŻe w kaŻdej chwi-li ulokować się w dziesięciu transporterach i rozpĘnąćw szarozielonej masie podległych mu wojsk' nie tracącnad nimi kontroli. Ta nlewidzialność i mobilnoŚć czynigo nieosiągalnym dla wroga' Ale r wnież w czasie pokojujest zabezpieczorly przed wszelkinri prą;padkami. Jesz-

i

i

I

I

I

I

L,

AJ(WARIUM

cze pierwszy właściciel ogrodzlł sw j dom i wielki sadwysokim ceglanym murem. Wszyscy kolejni właścicieleumacniali mur, dobudowywali' wyposażali w coraz tonowe urządzenia ochrorrne.

Przy ĄeLonej bramie - wartownik. okazmy mu przepu-stkę. obejrzy ją uważnie i - dłoti pod daszek: proszę wejść.Z punktu kontroli nie widać samego budynku. Wiedżedori droga wijąca się pośr d gęstych krzak w. Z drogirieskręcisz _ krzakl przeplata nieprzebyta gęstwina drut wkolczasĘch' Idź więc tą drogą, jakbyś tunelem maszero-wał. Podprowadzi cię łagodnym fukiem do ukrytej wśr dkasztan wwilli. Okna naparterze od latzamurowane. Napierwszym piętrze ofua z z-ewnątrz mocno zakratowane,a od środka szczelrie zasłonięte kotarami. Przed $ł wnymwejściem placyk wybrukowarry czysĘłni, białymi płyt-kami i otoczony ścianą żywopłotu. Wnikliwe oko dojrzyw tych krzakach pr cz drut w kolczastych takŻe szary,chropowaĘ beton. To kazamaty' gniazda cekaem w, po-łączone siecią podziemnych kor ytarzy z piwnicami sztabo -wymi zamienionymi na wartowrrię.

od gł' wnego dziedzirca droga zakręca wok ł pałacykul prowadzi do nowe$o dwupiętrowego bloku' dostawione-go do gł wnej budowli. Stąd można wreszcie przedostaćslę do parku, kt ry zieloną mgłą otacza nasz Biały Dom.

W ciągu dnia w alejkach parkowych rnożla spotkać je-dynie oficer w sztabowych, nocą - warty z psami. W tJrmBamym parku znajduje się niewidoczrre dla obcychwejściedo podziemnego punktu dowodzenia, skonstruowanegogłęboko pod ziemią i chronionego tysiącami ton betonul stali. Tam, pod ziemiąjest wszystko - pomieszczenia doprecy i pornieszczenia mieszkalne, węeł łączności, sto-ł wka, szpital, rnĘazyny, słowem to, co jest niezbędne doĘcla i pracy w warunkach całkowitej izolacji' Ale pr cztego punktu dowodzenia istnieje jeszczejeden. Chroni gonle tylko beton, stal i psy, ale r wnteż tajemnica. To mi-raż. Mało kto wie, $dzie się znajduje.

Do rozpoczęcia pracy pozostało jakieś dwadzieścia mi-nut i spaceruję alejkami, szurając pierwszym złotem je-nleni. Daleko, daleko w obłokach myśliwiec kreśli niebo,3trasząc żrrrawie krĘące nad niewldocznyTn stąd polem'

37

Page 19: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

oto oficerowie ciągnąjeden za drugim do Białego Do-mu. Już czas. Na mnie też. Dr Żką do szerokiej alei,koło szemrzącego strumyka, teraz omijam lewe skrzydłopałacyku, i już jestem z powrotem na gł wnym dzie-dziricu, wśr d gęstych krzak w, pod cięzkim wzrokiemkarabinowych strzelnic.

Ponownie okazuję przepustkę salutuj ącemu wartowni-kowi i wkraczarr do wył,ożonego białym marmurem hallu.Niegdyś dzwoniły tu kielichy, szeleściły jedwabne suknie,a stnrsie pi ra wach|arzy WyĘ tozlrrarzorry wzrok. Dziśsukni tu nie uŚwiadczysz. Rzadko mignie telegrafistkazwęzła łączrrości. Sp dniczka z strkna, mundurowa' ob-cisła. Co tak wodzicie za riąoczatni, pułkownicy? Fajna?

Schodami z blałego marmuru - na g rę. Teraz to zamną wiodą oczaml. Na g rze wartownik. Kolejna kon-trola dokument w. Nawet nie każdy sztabowy pułkow-nik może tu swobodnie wejść. A ja jestem Ęlko star-sz5rm lejtnantem - i warta mnie przepl)szcza. Na dolenadziwić się nie mogą. C Ż to za gagatek? Z jakiej racjichadza marmurow5rrni schodami na piętra?

ostatnia kontrola przepustki i wchodzę na przycie-mniony korytarz, Dywan tłumi kroki. Na koricu koryta-rza _ c^|\|oro drzwi, na początku _ teŻ czvłoro. Na ko cuznajdują się gabinety dow dcy armii, jego pierwszegozastępcy, szefa sztabu i politycznego szamana 13. Ar-mii, zwanego członkiem Rady Wojskowej.

Czvłoro drzwi u wlotu korytarua to najważniejszewydzia-ły sztabu: pierwszy, drugi' smy i specjalny' osobgj' Pierw-szy Wydział - operacyjny, zajmuje się planowaniem bojo-u4rm. Drugi Wydział - zwiadowczo-rozponlawczy, dostar-czapier'wszrmu wszelkich informacji o przeciwniku. ÓsmyWydział nie ma nazvły, a Ęlko numer' Mało kto wie, cąrmsię zajmuje. Z kollei Wydział Specjalny na odwr L nie manulnerll' tylko nazwę. I wszyscy wiedzą czym się zajmlĄe'

Nasz korytarz jest najbardziej chronioną częściąszta-bu, dostęp ma tu zaledwie garstka oficer w. Naturalnie,zdarza się tu dojrzeć lejtrrarrta: bezpieczniaka albo gene-ralskiego adiutanta. Teraz teŻ patrząza mI7ą pułkowni-cy: co to za gagatek? A ja ani bezpieczniak, ani adiutant.Jestem oflcerem Drugiego Wydziału' A oto nasze czarne

38

AKWARIUM

obite sk rą drzwi - pierwsze po prawej. Wystukuję kod -l drmli odpływają na bok. Za nimi następne, tym razempancerne' jak w czoĘu. Naciskam gl:zik dzwonka, przę'zkuloodporny wizjer zerka na mnie czujne oko i słychaćjak strzela zamek - jestem w domu.

Dawniej była tu zapewne jedna wielka sala, p Źniej po-dzielono ją na sześć mniejszych gabinet w. Choć w cias-nocie, ale w zgodzie. W jednym gabinecie - szef wywiadu13. Armii, m j dobroczy ca i protektor, na razTe jeszczepodpułkownik, Krawcow. W pozostałych gabinetach pra-cuje pięć grup wchodzących w skład Dnrgiego Wydzia-hr. Pierwsza kieruje ca|rm podlegĘm wywiadem - bata-llonem rozpoznaria, pułkowymi kompaniami wyrriadow-czymi, wydzielonymi kompaniarri rozpoznania, zwiademarĘlefiskim, inŻyniefinym' chemicznym. Piąta grupaprowadzi wywiad elektroniczny. Ma do dyspozycji dwabataliony pelengacji i nasłuchu, a ponadto kontroluje ele-ktroniczny wywiad wszystkich dryizji wchodzącychw skład naszej 13' Armii. Druga i trzecia grupa to dlamnie terro trcognita. Ale po miesiącu pracy w czwartejzaczyraalla stopniowo domyślać się, cą1m zajmują się teotoczone najściślejszą tajemnicą grupy. Rzecz w tym, Żenasza czularta rupa dokonuje ostatecznej analŻy infor-macji, spływających ze wszystkich pozostaĘch grup Dru-glego wydziahr. Ponadto dochodzą do nas informacjez dohl - od sztab w dywŻji, z E ry _ ze sztabu okręgu, odsqpiad w - zpogtarncznych wojsk KGB.

Nasza grupa liczy w normalnych warunkach trzy oso-by. W czasie działan wojennych winno ich być - dziesięć.Gabinet wytrrosażony jest w trzy biurka. Pracują tutajdwal podpułkownicy: analityk i prognosta, no i ja - star-azy lejtnant. Odpowiadam za najprostszy wycinek: prze-mleszczenia. PrzełoŻonym jest, rzecz jasna' analityk.

Dawniej r wnieŻ przemieszczeniami zajmował siępodpułkownik. Ale nolvy szef w5rwiadu wypędził gozwydzlału, zwa|niając miejsce dla mnie. Zgodnie z woj-rkową nomenklaturą tego rodzaju robota podlega pod-pułkownikowi i dlatego' jeśli zdołarn się przy niej utrzy-mać, to bardzo prędko zostanę kapitanem, a cztery latap źnlej mam zapewnione szlify majora, i jeszcze za pięć

Page 20: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

lat - rangę podpułkownlka. Jeśli przezten czas potrafięprzeblć się wyżej, to i kolejne stopnie przyJdąautomaĘ-czrtie, z wysługą lat' Ale jeśIi zsunę się w d ł, to dlakaŻdej nowej gwiazdki będę musiałwgryzać się w czyjeśgardło.

Podpułkownikom wcale rr1e przypadła do gustu ini-cjatywa nowego szefa wywiadu: posadzić w pułkowni-czy fotel starszego lejtnanta? Samo moje pojawienie sięw tym gabinecie podważa ich autorytet i doświadczenie.Ale to nie najważniejsze. Najważniejsze, Że r wnież naich miejsca no!\y szef' możę posadzić młodych i krew-kich. Tak więc obaj obserwują mnie uważnie i na powi-tanie odpowiadają ledwie widocznym skinieniem głowy.

W gabinecie grupy i:rformacfnej wydziału wywiadow-czego znajd'ują się trzy biurka, trzy potężme sejĄl' p łkiz kslĘkarni na całą ścianę i mapa Europy _ też na całąścianę' Na wprost wejścia - nieduży portret młodo lvyglą-dającego generała' Po ttzy $wiazdki na epoletach. Czasem,kiedy nikt nie widzi, uśmiecham się do generała i mrugamdori porozumiewawczo. Ale generał z portretu nigdy nieuśmiecha się do mnie. Spojrzenie jego pozostaje chłodne,surowe i pełne powa$i. oczy, zwierciadło duszy' sąbez-względne i władcze. W kącikach ust - lekki cier1pogardy.Pod portretem brak jakiegokolwiek podpisu. Nie ma gotaI<Że z tyfu portretu' Sprawdziłem' gdy byłem sam w po-koju. Zamiast nazwiska widrrieje pieczęć,,Jednostka Woj -

skowa nr 44388" i groźne ostrzeż-enie: ,,Przechowywać je-dynie w chronionych pomieszczeniach Akwarium i pod-legĘch mu insĘrtucjl". WyŻ-szy korpus oficerski ArmiiRadzieckiej Zr:rarn na pamięć. Oficer musi go znaĆ. Alejestem absolutnie przekonany ' Że generała z naszego por-tretu nie widziałem w żadnym wojskowyrrr czasopiśmie,z wewnętrznymi biulet5mami włącznie. Dobra, towarzyszugenerale, rlje przeszkadzajcie mi w pracy.

Prz.ede mną na biurku leży pakiet zaszyfrowarlych ko-munikat w nadesłarrych poprzednĘ nocy. Moim zada_niem jest prznjrzeć każdy z osobna, odnotować w ,Dzien-niku przegrupowari" rłrszelkie zrn1any w składzie i dysloka_cji wojsk przeciwnika, po cTyrl: nanieść je naDuzą M"pę'przechowywaną w Pierwsąrm Wydziale.

40

AKWARIUM

Już pierwsza szyfr wka naĘchmiastzbljarnrie z tropu:na moście kolejowym na Renie w pobliżu Kolonii zareje-strowano trarrsport składający się z dwudziestu anglel-skich czołg w Chieftain. Idioci!W jal,rim kierurrku oddatiłslę eszelon? To jest umocnienie czy osłabienie? 20 cznĘ wto ghrpstwo.łle' Że zta|ich drobirr, i Ęlko zrich, układaslę og lna prnorrma wydarzei. Zar wno analiĘk' jakl prognosta mają na swoich stołach kopie Ęch samychdepesz. I dlatego, że w swoich głowach przechowują ty-slące liczb i wskźnik w, nazwisk, rtaznr i dat, nie mu-aząsie,gać do szyfr wekzpoprzednlch dnl aby odszukaćw nich klucz do rcmłia7:rria tak banalnej kwestii. Spoglą-dająna mnie wyczekująco i nie spieszą by podpowiedzhećwłaściwe rozullryarie. Wstaję zlrlr:zesła, idę do sejfu. Przej-rzarrc szyfr wki z poprzednich dnt powinny zawierać jed_noanaczrlą odpowiedź. A z ĘŁu dwte pary złych oczu utk-wlone w moich plecach: pracuj, starszy lejtnancie, ucz się,dowiedz się, za co podpułkoumikom płacą'

DII.|' racujemy do l7.oo z godnrrtąptzerwąna obiad. Ktoma pilną robotę, rnoŻe zostać w gabinecie do 2r.0o.P źniej wszystkte dokumenty ttzeba zdać do tajneJ bi-bltoteki, a sejff t drzwi opieczętować. Tflko podziemnypunkt dowodzenia zawsze czuwa. W zaostrzonej sytuacjlkażdy z lnas po kolei zostaje w sztabie na nocny dyżur.Po Jednym oficerze zkażdej grupy. A w okresachkryzy-rowych - wszyscy oficerowie sztabowi po kilka dni z rzę-du mieszkają i pracują w swoich gabinetach lub podllemtą. W podziemnym punkcie dowodzenia wanrnki dożycta są zrlaczrie dogodniejsze, ale brakuje dziennegounatła i dlatego w miarę możności staramy się spędzać

Jak naJwięcej czasu w naszych ciasnych gabinetach.Jeżell nie ma sąrfr wek, czytarn "Kompendium \łry-

wladowcze" Sztabu Generalnego. Polubilem tę pokaź-ną Goo-stronicową księgę. Zacąrtuję się nią namiętnie'wlele stron zr:am niemal na pamięć, mimo ż niejednaEHWlera czasem po kilkaset rtazvł 1liczb. Jeśli nie jeste-śmy w okresie napięć i kryzys w, podpułkownicy pun-

ł -- Alwrrium 4L

Page 21: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

ktualnie o 17.00 nljkają. Jak u doświadczalnych ps wPawłowa, o określonej godzinie ich gruczoły wydzielająślinę, by splunąć na pieczęć i wcisnąć ją w plastelinę nasejfie. od tej chwili zostaję sam. Czytam ,,Kompendiumwywiadowczę" po raz setny z rzędu. Pr cz og lnegokompendium istnieje r wnie gruba księga poświęconatechnice wojsk pancernych, flocie, systemowi mobiliza-cji Bundeswehry, francuskim badaniom nuklearnym,systemom alarmowym NATO i licho wie czemu jeszcze.

_ Czy w og le kiedykolwiek śpisz?Nie zauważyłem, jak w progu stanął podpułkovrnik

Krawcow.- Czasami, awy?_ TeŻ czasami. - Krawcow śmieje się. Wiem, Że każ-

dego wieczoru siedzi do p źnych godzin' albo na całetygodnie znika w podległych mu jednostkach.

- Przepytać cię?- Proszę.- Gdzie stacjonuje 406. TakĘczne Treningowe Skrąrd-

ło Myśliwskie Sił Powietrznych Starr w Zjednoczonych?- Saragossa. Hiszpania.- Co wchodzi w skład 5. Armii USA?- 3. Dyrvizja Pancerna' 8. Dywizja ZmechanizowŹula

i l l. Pułk Kawalerii Pancernej.- Jak na początek, całkiem nieźle' UwaŻaJ, Suworow,

wkr tce kontrola, jeżeli nie podołasz pracy, wywalą cięze sztabu' Mnie nie wywalą, ale po uszach dostanę.

- Robię, co mogę, towarzyszu podpułkowniku.- A teraz marsz' Pora spać._ Jeszcze z godzinkęmożna popracować'_ Powiedziałem, spać. Bzka dostaniesz i co mi po tobie.

DtrIl o upływie dw ch Ęgodni wypadło mi zastąpić podpuł-kownika-prognostę, kt ry znajdował się w sztabie okrę-gu. Dzieri i dwie noce przygotowywałem swoją pierwsząprognozę rozpoznauIczą: dwie cienkie kartki papieruZ nagł wkiem ,Brzypluszcza|na aktyvrrrość bojowaIII Korpusu Bundeswehry w nadchodzącym miesiącu''.

42

AKWARIUM

Szef wywiadu rzucił oklem i zarządził przekazać je doPlerwszego Wydziahr. Wszystko odbyło się bardzo pro_zalcznie' Nikt mnie nie wychwalał, ale też nikt nie łvy-śmlewał się z mojej tw rczości.

do gabinetu otworzyły się na oścież. W progu 1ejtrrant.- Witajcie, Konstaq6nie Mikołajewiczu - uśmiechają

slę do lejtnanta podprrłkownicy. Przystojny ten lejtnant,wysoki, barczysty. Pąznokcie r Żowe, wypielęgnowane'Wszyscy w sztabie tak się zvłracajądo lejtnanta'Pozycjęma godną pozazdro5zczertia: adiutant szefa sztabu-13. Armii. Gdyby zwr cić się do niego per ,,towatzyszlllcJtnancie', byłaby to anlyczajna obraza. Dlatego - Kon-stantirr Mikołajewicz.

- Przemieszczertia -- rzuca niedbale Konstantin Miko-luJewicz. l|l{oŻna by naturalnie powiedzieć: ,,Szef szta-bu wzywa oficera odpowiedzialnego za przemieszczertiaz raportem o zmianach w zgrupowaniach przeciwnikaW clągu ubiegłej nocy''. Ale można też prościej, tak jaklo m wi Konstantin Mikoła.;ewicz: kr tko, z lekkim od-clenlem pogardy.

Szybko wkładam sąrfr wki do teczki. Adiutant gene-rnlski złagodniał nieco, nawet się uśmiechnd. - Nie ma(lo slę gorączkowa pod klientem. - Podpułkownicy nandlutancki Żarcik Sztabowe byd1aki.|''rzysysacie się do Mierzi mnie waszaa\ a|czość.Pr cz mnic do stracenia._ Bez chamstwa proszę, lejtnancie'

Wydfużyła się twar2 adiutanta. Podpułkownicy zaml7-ltll, wbijają we mnie dzikie spo;rzenia. Dureri, parwe-llll'lsz, cham. JakŻe ty ośmielasz się rozmawiać z adiu-lnntem? Z Konstant'l lon. To jllŻ sztabl. łtrT#;:'-ffr;.i#-T#i'*3l?'wyczuwać pewne s}rttracje. Prostaku nieokrzesany, jesz-(!?,e na nas gniew ściągniesz!

Page 22: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

Wychodzę z gabinetu pierwszy, nie przepuszczając ge-neralskiego adiutanta. I nigdy nie przepuszczę. Też miwielkie co, adiutancik zakichany! Generalskl fagas. Czyśty w og le Widział kiedykolwiek na własne ocz3r Żohtierzana stanowisku strzeleckim? Na poligonie? Kiedy ściskazaładowarry karabin, a ty tylko czervroną chorągiewkę?Czując brori w dłoni przymierza się żohtierz do celu i na-$le dręcząca myśl go ptzeszrya: a może by tak dfugąserlą we własnego dow dcę? W swoim Ęciu kaŻdegomojego żnłnierza dziesiątki raĄr przeptowadzałem przezlinię ognia. I rieraz dostrzegałem w ich oczach: walićw dyktę' czy delektować się prawdziwą śmiercią? A Ę,adiutancino, prowadzałeś ludzi na linię ognia? A spotka-łeś się z rirn1 sam na sam w lesie, w polu, na rnrozie,w $ rach? A widziałeś ty złość żołnierską? A zdarzało cislę zaskoczyć całąkompanię puaną i z bronlą załadowa-ną ostrymi nabojami? Adiutancie, klecisz swoją karieręna miękkich dywanach, i odwal się od Witi Suworowa.Może przełkndbym to' gdybyś był kapitanem, albo gdy-byśmy przynajmniej byli r wieśnikami. A Ę, szczylu, je-steś przynajmniej o rok mł'odszy ode mrrie.

Na korytarzu adiutant $eneralski jakby niechcący na-depnął mi z całej siły na nogę. Spodziewałem się jakiegośwybryku' byłem przygotowany. Szedłem trochę z przodupo lewej. Prawym łokciem ostro szarpn{em w tył' Natra-fiłem na coś miękkiego. Coś zabulgotało w adiutancie'stękn{' szeroko otwartymi ustami łapie powietrze, zgsa}'się w p ł' do ściany prrypadł. Bardzo wolno prostuje sięadiutant. Jest wyższy ode mnie i mocniej zbudowany.Dłonie jak łopaĘ. Piłkę koszykową taka dłor1 może pew-nie trz5rmać bez tnrdu' Ale kałdunLo okazał się słabiutki.A lnoże zvłyczajnie nie spodziewał się ciosu' Ech ty' ad-lutancle, dałeś się zrob(ć na szaro. Ciosu naleĘ spodzie-wać się zawsze. W kźdej chwili. Wtedy efekt nie będzietak druzgocący.

Powoli prostuje się adiutant, nie odrywa oczu od mo-jej ręki. A ja trzymam dwa palce rozwarte, jak widełki.Na całJrm świecie jest to znak wiktor7i, znaczy się zwy-clęstwa. A u nas ten gest ozlacza'' "Gały wydfubię' ga-dzino".

44

AKWARIUM

Sunąc plecami po ścianie stopniowo się podnosi, zroz-warĘch palc w nie spuszcza wzroku. I wie, że jego wysoklprotektor nie jest mu teraz ochroną' Jest wyższy ode mnielsz.ersz5r wbarach, aleterazjwż rozumie, że ml naniczymnle zaleŻy' żre rljc pr v, zwycięstwa nie jest dla mnie waż-ne, i Że zwycięstwo got w jestem okupić każdą ceną, na-wet ceną Ęcla. Już wie, Że na byle nrch u5r nawet sło-wo odpowiem straszliw5rm ciosem dw ch palc w prostow oczy i od razu chwycę za gardło, by go już nie wypuścić.

Wolno unosi ręce do szyi' i namacawszy krawat, po-prawia węzeł:

- Naczelnik sztabu oczekuje...- Was... - podpowiadam.- Naczelnik sztabu oczekuje WAS.Trudno mi powr cić do tego świata. Już się z nirl:

pożegnałem, przed śmierteln5rm zwarciem. Ale adiutantnle przyjąłwalki. Wciągam głęboko powietrze i rozcieramzdrętwiałe z napięcia ręce. Wciąż nie spuszcza wzrokuz mojej t:warąl. Zapewne odczytał w niej jakąś zmiay1ę,coś mu podpowiada, Że rtarazie nie zamierzatn go zabić.odwracam się plecami i ruszam korytarzem. IdzIe zamną. Jestem starszy lejtnant, a ty jak na razie tylkoleJtnant, zasuwaj więc z tyhr, tam twoje miejsce.

W poczekalni dwa biurka' jak dwa bastiony brorriądostępu, każde do osobnych drzwi' Jedne prowadzą dogabinetu dow dcy, dmgie do biura szefa sztabu. Przydrzwiach dow dcy za biurkiem na wysoklpołysk dyżu-ruJe jego adiutant. Też lejtnarrt, i do niego w sztabie r w-nleŻ zvłracają się bez stopnia' Po prostu Arnold Mikoła-lewicz. Też jest wysokiego wzrostu, też pr4rstojny. Mun-dur nosi z generalskiego, a nie oficerskiego sukna. Onteż nie okazuJe mi cienia szacunku, patrz1l na mnle jakna powietrze, w og le rie zauulłżając. Są ku temu powo-dy: m j prz.ełożony, szef wywiadu podpułkownik Kraw-cow, kt rego :uu1rzreaczorLo na tak wysokie starrowisko bezpytania o zgodę dow dcy armii' jego zastępcy i szrfasztabu, wyparł z tej odpowiedzialnej funkcji ich protego-wanego' To thrmaczy niechęć dow dcy i nieustarrne pre-tensje szefasztabu do mojego zwierzchnika. To tłumaczyteż powszechną nienawiŚć oficer w sztabowych, zwłasz-

Page 23: Wiktor Suworow - Akwarium

r ę':

WIKTOR STIWOROW

cza zatrudrionych na olimpie' na pierwsz5rm piętrze, dowszystkich' kogo Krawcow prąprowad zi ze sobą. Jeste-śmy obcy. Nieproszeni goście w dobranym towarzystwie.

Szef sztabu generał-major SzĆwczenko stawia rzeczo-we pytania, słucha, nie przerywa. Sądziłem, żebędziesię czepiać, ale on tylko patrzy mi uważnie w oczy.W sztabie pojawiają się nowi oficerowie. Czyjaś niewi-dzialna potężna ręka wpycha ich prosto na miękkiedywany pierwszego piętra. Nie wiedzieć czemu nikt niepyta szefa sztabu o zdanie, i nie może mu się to podo-bać. Wadza przecieka przez palce jak woda, jak jąrrttzylnać? odwraca się do okna i patrz5r na sad, ręcezłoŻywszy za plecami. Sk ra na policzku ma odcieri fio-letowy, widać prześwitujące Ęłki' Stoję przy drzwiachw rozterce, nie wlem, co mam robić.

_ Towarzyszu genera|e, czy mogę się odmeldować?Nie odpowiada. Milczy. MoŻe nie dosłyszał pytania?

Ale skąd, słyszał doskonale' Jeszcze chwila milczenia,po czyIn kr tko' nie odwracając głowy, rzuca,,tak''.

W poczekalni obaj adiutanci witają mnie niedobr5rmspojrzeniem. Jasne, Że przyboczrly szefa sztabu wszys-tko już zdĘył koledze opowiedzieć. Naturalnie, jeszczenie zameldowali o tym incydencie swoim protektorom,ale uczyrrią to niezawodnie. Muszą wybrać dogodnąchwilę' kiedy boss będzie w odpowiednim nastroju'

Idę do drzilłi, na karku canję ich nienawisfoie spojrzenia,jak wymierzone lufy pistoletowe. Ścierają się we mnie dwatucz.rcia - ulga i irytacja. Koniec mojej kariery sztabowej.Czeka mnie biała bezkresna pustynia lodowa za kołempolarnym, a]bo rożarzona ż- 'rta pustynia Ąatycka.

Podpułkownicy witają mnie grobowym milczeniem'Nie wiedzą, natural-leie, co wydarzyło się na korytarzu,ale to, co zdarzyło się tu w gabinecie wystarczy, by mnielgnorować. Jestem parweniuszem' Raptem wzbiłem sięna wyŻyny, ale nie doceniwszy należycie mojej szczęśli-wej passy, nie potrafiłem utrz5rmać się na wysokościi run{em w otchłari' Jestem nikim. I m j los nic ich nieobchodzi. Interesuje ich kwestia o wiele istotniejsza: czyzadarty mi cios odwetu porazi przy okazji tak bardzoznienawidzonego przez rrjLch mojego szefa.

46

AKWARIUM

Chowam dokumenty do sejfu i w te pędy do pod-pułkownika Krawcowa: uprzedzić o niechybnych kłopo-tach.

- Nie na|eĘ zadzierać z adiutantami - poucza mnieKrawcow, nie wykazując jednak specjalnego zaniepoko-Jenia tym, co zaszŁo' Wydaje się, Że całą moją opowieśćnatychmiast p:uszcza w niepamięć. - Jakie masz planyna dziś wLecz r?

_ Przyszykować się do zdania funkcji'- Nikt cię jeszcze nie wywala.- A więc nastąri to niebawem.- Niedoczekanie ich' Ja cię tutaj' Suworow, przp)ro-

wadziłem ze sobą, i Ęlko ja mogę cię wyrzucić' No więc'Jakie masz plany nawiecz r?

- Chcę przestudiować 69. Grupę BojowąM Floty USA.- Doskonale. Ale opr cz wysiłku umysłowego potrze-

ba ci także ćwiczefifizycznych. Jesteś wywiadowcą, mu-shsz przejść, nasz kurs szkoleniowy. Wiesz, czyrn zajrnujestę dnrga gnrpa naszego wydzlafu?

- Wiem._ Skąd rnoŻesz wiedzieć?- Domyślilem się.- No więc' czym się wedfug ciebie zajmująj- Kierują wywiadem agenturalnym.- Sfusznie. Amoże wiesz takŻe' czym się zajmujetrze-

cta grupa? - Spogląda na mnie nieufnie.- Wiem.Chodzi po pokoju, starając się przetrawić to, co ptzed

chwilą usłyszał. Po chwili gwałtownym ruchem przysu-wa do siebie krzesło.

- Siadaj.Usiadłem.- ot co, Suworow: z dnrgiej grupy otrzymywałeś do

opracowarria pewne strzępy informacji, i mogłeś lvyde-dukować ich pochodzen7e. Ale z trzecfuej grupy ni chole-ry do clebie nie docierało...

- Wnioskowałem opierając się na tym' że siły podpo-rządkowane ttzeciej grupie zaczynają działać dopieroW warunkach wojny' Reszty się domyśliłem.

- TWoje domysły mogły być fałszywe.'.

47

Page 24: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

winni pracować wlaśnie u nas, winni zrozumieć, jakskłada się w jedną całość strzępki danych, i jaką mająwartość. Przebieraj się.

Sam jest bosy, ubrany w zieloną kurtkę i w zielonespodnie, miękkie, ale chyba bardzo wytrzymałe. Ręceobnażone po łokcie przywodzą mi na myśl owłosione .

łapska chirur$a' kt ry przed' pięcioma laty zbierał mniez powrotem do kupy.

Jesteśmy w dużej nasłonecznionej sali gimnastycz-nej' Stojące samotnie na środku dwa krzesła wydają sięzagubione w przestrzeni.

- Siadaj.Siadamy na krzesłach twarzami do siebie._ Poł ż ręce na kolanach, swobodnie' SiedŹ tak zaw-

sze. W każdej sytuacji musisz być całkiem tozluźniony.Dolne zęby nie powinny dotykać g rnych' Szczęka maleciutko zvłisać. Rozluźnij kark. Nogi. Stopy. Ni$dy niezakładaj nogi na nogę, to tamuje krwioobieg. No, do-brze. _ Wstał, obszedł mnie ze wszystkich stron, o$Iąda-jąc Wytycznie. Potem obmacał moją szyję, mięśnie ple-c w, dlonie.

- Nigdy nie bębnij palcami po stole. To zachowanietylrowe dla neurastenik w. Radziecki wywiad wojskowytakich nie potrzebuje. No c Ż, roz|uźniłeś się wystarcza-jąco' możemy przystąrić do zajęć.

Siada na krześle, rękami trzytnając się siedzenia bujasię na dw ch Ęlnych n żkach, po czym niespodzie-wanie odchyla się do tyłu i razem z krzęsłerr' przewracana wznak' Uśmiecha się. Zrywa się z podłogi. Podnosikrzesło, siada na nim z rękanrri złożonyrni na kolanach.

_ Zapamiętaj' kiedy przewTacasz się razem z krze-słem do tyłu, nic ci nie grozi, jeśli tylko flie masz zaplecami muru albo dofu. Upadek na wznak siedząc nakrześle jest r wnie niegroźny'jak stawanie na kolanachczy na czworakach. Ąe natura ludzka przeciwstawia sięupadkowi do tyfu. Jedyne, co nas powstrzymuje, tonasza psychika'.. Chwyć dłorimi za siedzenie... Nie będęcię ubezpieczać, i tak nic ci nie może się stać.'. Rozhuś-taj się na tylnych n żkach... Zaraz' chwilę. Boisz się?

- Boję się.

AKWARIUM

_ To nic, to normalne. KaŻdy się boi. Przytrzymaj sięsledzenia. Zaczrij bez mojej komendy. Bujaj się.

Balansowałem przez moment, po czym silniejszymwahnięciem naruszyłem r wnowagę i krzesło wolniutkopoczęło zsuwać się w otchła . Sufit gwałtownie leciał dog ry, ale upadek przecigał się. Czas stan{ w miejscu.I raptem oparcie krzesła runęło na podłogę' Wtedy do-plero przestraszyłem się naprawdę i zarazem roześmia-lem się z ulgą głowa instynktownie odchyliła się lekkodo przodu' dlatego zulyczajnie nie mogłem uderzyć siępotylicą. Cały impet uderzenia przypadł na plecy, przy-ctśnięte do oparcia krzesła. Powierzchnia plec w prze-wyższa zrtaczrie powierzchnię st p i dlatego upadek nawznakjest łagodniejszy, niż zeskok zkrzesła na ziemię.

Podał mi rękę pomagając wstać z podłogi._ Czy mogę spr bować jeszcze raz?_ No pewnie - uśmiecha się.Siadam na krześle' chwytam siedzenie i lecę w Ęł'_ Jeszcze taz! Jeszcze| _ krzyczę zachwycony.- Dobra' dobra, naciesz się do woli.

,.rk op.."o*iTmetodę wyskakiwania w pekrym biegu z pociągu, samo-chodu, albo tramwaju... Wzor w matematycznych niepotrzebujesz, Zapamiętaj tylko wniosek: z rozpędzone$opoctągu naleĘ wyskakiwać tyłem i do tyłu, lądować nauglętych nogach, starając się utrzymać r wnowagę i niedotknąć ziemi rękaml. W momencie zetknięcia z zierniątrzeba odbić się z całej siły i przez kilka sekund biecobok pociągu, stopniowo nlla.J;:1ając. Nasi chłopcy ska-aząz pociag w przy prędkości 75 kilometr w na godzi-ilę' To o$ lny standard' Ale są tacy' kt rzy potrafią tenw}mrk przebić zdecydowanie : skacząc ze znacznie szyb-rzych pociąg w, skacząc na nasypy, z most w, skaczącż bronią w ręku, z obciĘonyrn plecakiem. ZapamiętajŻoble raz fla Za'wszei grunt, to nie dotknąć rękami Ziernl.Nogl cię ltrzyrr'ają. Mięśnie n g są obdarzone niezwyk-łą stłą' sprężystością i wytrzymalością. Dotknięcie ręką

I

L-51

Page 25: Wiktor Suworow - Akwarium

rvlWIKTOR STIWOROW

może naruszyć rozpędzony rytm n g w biegu, spowodo-wać upadek i śmierć w okropnych męczarniach. Zaczy-namy trening. Najpierw symulator. Na prawdzilvy po-ciąg przffdz7e czas. Prędkość początkowa: dziesięć kilo-metr w na godztnę.'.

xMi""ią" p Żruejstoimy obaj na balustradzie mostukolejowe$o. Hen, w dole _ zirnna, ołowianoszara rzekawolno niesie swe wody, zwija się pod betonowymi przę-słami w potężne pierścienie jak wielki wĘ. JuŻ się na-ucz5rłem i wiem, Że człowiek potrafl chodzić nawet podrucie telegraficznym napiętym nad otchłanią. Wszystkozależy od psychicznej zaprawy. Człowiek musi mieć pew-ność, Że nic złego się nie przydarzy, i wtenczas wszystkoprzebiegnie normalnie' Cyrkowcy potrzebują wielu latna općrnowanie rz-eczy elementarnych. Mylą się. Nie ma-ją naukowego podejścia. opierają swoje przygotowaniena ćwiczeni ach fŻyr czny c}:. lekcewaĄc psychologię. Du-żo trenują, ale nie chcą myśleć o śmierci' boją się jej,starają się ją obejść bokiem, zapomtnając, Że mofutaczerpać przfiemność nie tylko z cudzej śmierci, ale takżeze swojeJ własnej. I tylko ludzie nie lękający się śmiercimogą dokonywać cud w.

- Głupcy powiadają, Że nie na|eŻy patrzeć w d ł! -krzyczy do mnie. _ JakaŻ rozkosz, o$lądać wiry z tejwysokośct!

Spo$ądam w czeluść, i stopniowo przestaje mnieprzycilgać' jak zahipnot5rzowaną Żabkę paszcza gadz1-ny. I moje dłonie przestaje pokrywać obrzydliwa zimrtawilgo .

D.rc"" zmiartyw dow dztwie 13. Armii. W foazae; ilmii - po dw ch generał w-major w artylerii. Jeden do-wodzi wojskami rakietowyml i artylerlą' drugi jedno=stkami obrony przeciwlotniczej. W 13. Armii odwołanoobu.

52

AKWARIIJM

otężne "-r"'rf'Zmarł nagle dow dc a okręgu gene rał-pułkownik Bis a-rln. Nie minął nawet rok odkąd dowodził KarpackimFrontem w Czechosłowacji. Pełen sił i tryskający zdro-wlem, z lekkością i swobodą komenderował czteremaarmiami swojego frontu. Powiadają, że nildy nie choro-wał. I oto odszedł.

Dow dztwo okręgu wojskowego objął generał-lejtnantwojsk pancernych Obaturow. Z mĘsca w sztabie okrę-gu rozF,oczęło się masowe usuwanie ludzi Bisarina 7 za-stępowanie ich ludźmi Obaturowa. Niebawem fala zmianpotocn1ła się w d ł, ogarniając sztaby armii' okręg liczycztery armie: 57. Powietrzna, 8. Gwardyjska Pancerna,13. i 28. Po miękkim dywanie naszego korytarzaraźrieprzemaszerowali dwaj nowi generałowie - nolvy dow dcanaszej 13. Armii i nowy szef sztabu.

Tego dnia otwieranie pancernych drzwi wydziafu wy-wladowczego spocąrwało na mnie. Dzwonek. Przez wi-zler wLdzę nieznajome$o lejtrranta. o, wiem doskonale,kto zacz.

- Hasło?- Omsk.- Upoważnienie?- 106._ Proszę wejś . - Masyvrne drzwi płynnie ustąliĘ'

Pt zepuszczaj ąc 1 ej tnanta.- Dzien dobry. Towarzyszu starszy lejtnancle, pottze-

buJę szefa wywiadu.- 7araz zamelduję. Proszę chwilę poczekać.Pukam do drzwi mojego przeŁoŻorrcgo i wchodzę:_ Towarzyszu pułkowniku' przybył adiutant nowego

dow dcy armii.- Ntech wejdzie.LeJtnant wkroczył do gabinetu:_ Towarzyszu podpułkowniku, wZWa was gł wnodo-

wodzący.Wedztałem zaulczasl), Że przewidziane są marrew4r, że

rlyfr wki będą się s5pać, jak z rogu obfitości, żR młodzitdlutarrci opadrąz sił, żp będąmieć czerwone' opuchnię-

Page 26: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

te oczy,gdy po nocach będziemy razem ślęczeli nad Wiel-ką Mapą' Wiedziałem, Że po pierwszych vriczeniach dwajnowi adiutanci i ja urżniemy się w sztok 1 zostaniemyprĄaci łmi. Będę opowiadać im świriskie kawały, a onizabaune histofiki z Ęc1a intymnego ich zwierzchnik w.Ale jź teraz, po tym jednym' jedynym spotkaniu, widzącjak adiutant prą1witał się ze mną i jak wszedł do gabinetumojego szefa, ztozurniałem, że jesteśmy ulepieni z jednejgliny. Nowi generałowie w sztabie armii to ludzie obatu-rowa. Nowi naczelnicy wydzial w, w tym r wnieŻ Kraw-cow - ludzie Obatr-lrowa. Nowi adiutanci, nowi oficero-wie w sztabie - wszystko to są ludzie Obaturowa. Po razpierwszy uświadamiam sobie, Że ja r wlneŻ naleŻę do tejgrupy. I wiem, że sam nowo mianowany dow dca Karpac-kiego okręgu Wojskowego generał-lejtnant obaturow teŻjest człowiekiem jalriejś potężnej gnrpy, gwałtownie i nie-powstrzym anie zmier zaj ącej do władzy'

Wszyscy ci, kt rzy jeszcze przed, nami przyszli do tegosztabu i do pozostałych sztab w okręgu na|eżądo irrne-go gatunku. Ich czas dobiegł korica. Najstarszych wie-kiem będą wywalać na rentę, pozostałych - na rozpalo-ne pustynie. Stara grupa runęła.

W tajnej bibliotece zderzyłem się z byłym adiutantembyłego szefa sztabu. Zdawał dokumenty. Jedzie gdzieśhen, daleko, by tam dowodzić plutonem. Jest oficeremod ponad dw ch lat, ale nigdy nie miał pod swoimirozkazamL niezdyscyplinowanych, na wp ł pijanych żoł-nierzy. Gdyby od tego zaczęła się jego służba, wszystkopotoczyłoby się normalnie. Ale je$o sfużba zaczęłasię odmiękkich dywan w. Niezależnie od okoliczności jadał dosyta i siedział w ciepełku. Tetaz wszystko runęło. Czło-wLekprzymlyczaja się być na dnie przepaści. Ajeżeli byłtam zawsze, to z trudem sobie wyobraŻa, że istniejejakieś inne życie. Lejtnanta wyniosło na szczyty, a terazspadal na samo dno. I ten upadek byłbardzo bolesny'

Uśmiecha się do mnie. A uśmiech ma sobaczy. Kiedyś'dawno temu, na Dalekim Wschodzie, widziałem dwa psy,kt re przylgnęły do obcej sfory' Sfora ryczała, nie chcącobcych w swoim gronie' Wtedy jeden z Ęc}n ps w rzucił

54

AKWARIUM

slę na Swego nieszczęsnego towa-rzysza. Walka lch trwa-ła dfugo' i sfora cietpliwie czekała na wyrrik pojedynku.Jeden wył, a dnrgt' słabszy, przerłŹ|i'wie skowyczał, niechcąc rozstać się z Ęciern' Kiedy poharatany zvlycięzcazagryzł swojego towarzysza, arlroŻe brata, z podwiniętymogonem zbnĘŁ się do sfory, demonstrując swoją pokorę.Wtedy sfora rzuciła się nari, irozerwafa go na strzępy.

Nie wiedzieć czerllu eks-adiutant prą4lominał mi te-go psa, gotowego gryżć kogo popadnie, by tylko zostaćprzyjętym do sfory allycięc w. Gfupiec. Zachowaj god-ność. Jedź do swojej pustyni i nie merdaj ogonem.

xnITl ej nocy śnił mi się stary poczciwy Zyd, diadia Misza.Mtalem wtedy 15 lat. Uczyłen się w szkole i pracowa-

łem w kołchozie. Zimą pracowałem dorywczo, latem - nar wni zkrzepkirni7ryral<alni. Kiedy na porządku dzien-nym stan{ powaimy problem, to i mnie poproszono naEebranie. Sprawa była następująca: rokrocznie pod konieclerpnia nasz kołchoz wysyłat do miasta Zaporoże człowie-

ka, by przez d'wa, trzy ty$odnie handlował arbuzanli. Zb|i-żal slę koniec sierpnia itrzeba było zdecydować, kto poje-dzle w Ęrm roku sprzedawać kołchozowe arbtszy.

Page 27: Wiktor Suworow - Akwarium

YwtKToR suwoRow

cia przewodniczącego, nie moŻIa, znaczy, wydelegować.Machnal ręką sami w takim razie ustalajcie. Znowu hała-sy i krzyki' Wsą7scy pozrywali się z miejsc ' Zrrcwllws4rs-cy niezadowoleni. Siedzę w kącie. Nijak nie rnogę zro^r-mieć, o co się ludziska kł cą. Chłopi, kt rzy w ubiegłychlatach handlowali arbuzami, m wią że to robota riebez-pieczna: chuligani na targu mośą zadźgać. JeŻek omyliszsię w rachunkach, milĘa zaaresztwje, albo trzeba będzieroz|iczać się z kołchozem z własnej kieszeni. Dzinryne, ŻeŻaden z Ęc}r, co to już hartdlowali' jakoś specjalnie się nieopiera, nie broni' kiedy go do tej niebezpiecznej i niewdzię-cznej roboĘ proponują. Zato całareszta z miejsca Zaczy-na tupać i wrzeszczeć, Że to kanciarz i nicpori, i Że przrzniego kołchoz poniesie straty'

Też dziwne: skoro robota niebezpieczna i niewdzięcz-na, to czemu by go nie wrobić, zamiast samemu sięnarażać? Ale nie, zebranie nie godzi się na żadnegoz wymienionych.

P adająnazwiska coraz to nowych kandydat w. I wciaizebranie uparcie odrzuca kolejne propo4lcje. Cuda siędzieją. Czemu nie przystać na pierwsząlepsz$ Weźrny,jak proponował przewodniczący, jego nieszczęsnego z|ę-cia i poślijmy go na tę przeklętą delegację! Wszystkim odrazululĘ. Ale nie, nikt nie ma ochotywysłać ani swojegowroga' ani prz1rjaciela, ani sąsiada. Wygląda rla to, Żekażdy sam ma ochotę się załapać, Ę|e Że inrrl mu niepozwalają' A skoro ja nie mogę, to i ciebie nie puszczę.

Kł cili się, spierali, wreszcie opadli z sił. Poprzebieraliwszelkie możliwe kandydatury - i wszystkie odrzucili.

- No to kog Ż mamy posłać! Witię Suworowa, czy jak?Za mały jeszcze.

Ale chłopi byli innego zdania. Nie dor wnuję im wie_kiem, doświadczeniem ani autorytetem' jestem dla nichjakby nikim. I wysłać mnie, to tak jakby nie wysłaćnikogo. Dobra, niech jedzie Witia _ myślał kaŻdy w du-chu - żeby tylko m j wr g nie dostał się na delegację.T ak teŻ zdecydowali. Przegłosowali j e dnomyślnie. Nawetprzewodniczący i zięć jego Sieriożka podnieśli ręce.

Dw ch obrośniętych muzgk tu przywiozło mnie domiasta o trzeciej nad ranem. Razem rozładowaliśmy ar-

56

AKWARIUM

bury, ułożyliśmy je w drewnianej skrzyrri pod z1elonąBzopą, w kt rej miałem przepracować szesnaście dnil przespać piętnaście nocy.

o piątej rano bazar huczał tysiącami głos w. Chłopidawno już odjechali, zostałem sarnze swoimi arbuzami.Handluję. Nie wychylam się zza|ady. Wstydzę się. Je-stem bosy, a w mieście nikt tak nie chodzi'

Handluję' przeklinam sw j los. Arb:uzy mam piełwszo-rzędne. Kolejka do stoiska nie z tej ziemi. Wszyscy wTzesz-czą, jak na zebraniu kołchozowym, a ja rachuję. ArbuzykoszĘą po L7 kopiejek za kilogram. Jest to cena pa s-twowa, najmniejsze odstępstwo - i więzienie gotowe. Li-czę. Lubiłem matematykę' ale tu nic mi nie wychodzi.Arbuz wazy, powiedzmy' 6 kg i 87 dkg' JeŻeli brać po 17kopiejek za kilogram, to ile koszĘe taki arbuz! Gdybytfum nie hałasował, gdyby ten tfusĘ babszĘ|nie pchał sięłapląc mnię za włosy - policzyłbym raz dwa. A tak - niczotta mi nie wychodzi. Jak na zlość, nie mam papienr anioł wka. Skąd mogłem wiedzieć, Że będąpotrzebne?

Grube baby w kolejce wściekają się, że za wolno sięruszam, napierają na ladę. Te, kt re jtrż kupĘ' licząnaboku reszĘ, Znowu podbiegajądo stoiska' strasząmilicją.A arbuzy - kaŻdy inny, kazdy xtaczej waĘ, kaŻdy malnną cenę, i kopĘki nie rozmienLsz na drobne. Przrypo-mnlały mi się słowa chłopc w na zebraniu: byle pomyłka'l z własnych pieniędzy będzlesz sięroz|iv,ać zkołchozem.Skąd ja mam mieć własne pieniądze? Ni cholery mi niewychodzi. Krryczę, Że zalrtykarlr kram. O mało mnie niezllnczowali: arbuzy rzeczywiście pierwsza klasa.

Naprzeciw siedzi w sklepiku stary Żyd zkrzaczasĘmiglwyrni brwiami. Handluje sznurkami. Spogląda namnle, krąrwi się' jakby go zęby bolaĘ. Nie jest w stanieputrzeć spokojnie na ten m j interes' odwraca się, oczydo nteba wznosi, spluwa.

Dfugo tak siedział i się męczył. Nie wytrzymaŁ. Za-mknął sw j straganik, stanął przy mnie _ i zacza} sięlrtrndel. Rzucam mu arbuzy, kt re wskazuje mi kości-śtym paluchem, i nimzdĘęwyciągnąć arbuza ze stosu,laple w locie poprzedni, waży, podaje, odbiera na]eżność,wydaJe resztę, pokazuje mi następny, i jeszcze zdĘy do

I -- Akwariu 57

Page 28: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR sttwoRow

każclego się uśmlechnąć. W dodatku nle wybiera bylearbuz'a, ale ze znajomością rzeczy, a to pogoni mnie naszłzyt piramidy, ato z dofu każę wycią$nąć' a to z dnr-giej strony, a to znowu z tej. I do wszystkich z uśmie-chem. I do niego wszyscy się uśmlechają, wszyscy goznają. Wszyscy go pozdrawlają - Dziękujemy, wujaszku!

W ciągu godziny załat'wiŁ całąkolejkę. Apiramidazma-lała o połowę. Ledwie uporaliśmy się z kolejką lvywalami kupę pieniędzy: banknoĘ trąrnrblowe, porwane rub-le, czasami nawet piątka się trafi. Drobne złoĘł na osob-ną kupkę, źrby było z czego resztę wydawać.

- Oto - powiada - tw j utarg. Schowaj do prawej kie-szeni, jest dość, Żebyś m gł się roz|Lczyć za ten dziefl zeswoim kołchozem' A wszystko co dziś jeszcze utargujeszpakuj śmiało do lewej kieszeni.

- No, wujaszku, nie zapomnę wam tego do korica Ęc1al- To nie wszystko - powlada' - To był dopiero wykład

z prakĘki. Teraz shrchaj teorii'Przyni sł kartkę papieru. Napisał na niej: r kg - 17

kopiejek; 2 kE _ 34 kopiejki' i tak aż do dziesięciu. Alez kilogramami nie miałem większych kłopot w, proble-my zacrynały stę z gramami. Na toteŻ miał sw j spos b:napisał w osobnyrn sfupku: 50' 1oo' r5o...

- Kopiejka jest niepodzie|na, dlatego za 5o g moŻnanie brać ani grosza, amożnawziąćjednąkopiejkę' Jed_no i drugie w porządku. Za 1oo g moŻesz wz1ąć jednąkopiejkę, albo 1 dwle. od dobrego człowieka bierz za-wsze minimum, a od normalnego zawsze makslmum.

Szybko noĘe mi odpowiednie ceny... 75o _ mini-mum 12 kopĘek, maksimum - 13'

_ Jakże wy tak szybko rachujecie?- Ja nle rachuję,ja znam ceny.- Do dtabła! - m wię. _ Ptzec7eŻ ceny stale się zmie-

niają!- No i co tego? Jeśli każą ci od jutra sprzedawać, po-

wiedzmy' po 1 8 kopiejek, to ZnacTy, Że na przykład z.a 5 Ęi 92 dĘ mozrlawziąć minimum l,06 rubla, a maksimum1,o8 rubla. Gramy teŻ tlzeba zaokrąg;|ać: poządnym lu-dziom w d t, a normaln5rm w g rę. Porządnym ludziomdawaj porządne arbuzy, normalnym - norma]ne.

58

AI(WARIUM

odr Żrnćporządny arbruz od normalnego potrafię beztrudu. Porządny arbruz ma wysuszony ogonek i na bokuż łtą Ęsinkę. Tylko jak odr żnić porządnych ludzi odnormalnych? Jeśli spytam, to mnie przecheż wyśmieje.Westchn{em, ale wszak i ja muszę kiedyś zmądrzeć,,wlęc zebrałem się w sobie, i zapytaŁem...

Aż przysiadł' Dfugo wzdychał, kiwał głową, nadziwićslę nie m gł mojej $fupocie._ Prryuważ gospodynie zpoblrża, te, kt re codziennieu ciebie kupują. Im właśnie dawaj co lepsze arbuzy pomlnimalnej cenie. Jest ich niewiele, ale będą cię wy-chwalać, reklamę ci zrobią, że niby ten właśnie najucz-clwszy' skrupulatny i słodkie arbuzy sprzedaje. To onenagonią ci klient w. Jeśli dwie koło ciebie stoją znaczycIęzaraz dziesięć następnych stanie w kolejce. Ale to jużcą nabywcy jednorazowt' Im właśnie dawaj arb:uzy zvły-czaJne, słabsze, i po maksymalnej cenie. Jasne?

Karton z wypisanymi cenami zawiesił ml nad głową.Z zewnątrz nie widać, ale dość, bym głowę zadarł dot ry, Że niby sumuję - i wszystko mam przed, oczarni.

No i ruszył handel. Szybko, sprawnie, dochodowo.Plerllłszorzędne arbuzy! Doskonałe! Komu, komu, bo idędo domu. Już na drugi dzieri okoliczne $ospodynie za-częły mnie rozpoznawać. Uśmiechają się. Sprzedaję imBrbuzy po minimalneJ cenie - i uśmiech. Wszystkim po-zostalym po maksymalnej - i teŻ z uśmiechem.

od Jednego kupującego ułamek kopiejki. od drugie-go - tak samo. Nagle zrozumia}em sens przysłowia, żeplenlądz idzie do pieniądza. Nie oszukiwalem nikogo, poprostu zaokrrylałem te drobne ułamkt na swoją ko-lryść, ale stopniowo w lewej kieszeni pojawiły się pierTl-rre wymięte banknoty trzyrublowe, podarte jednorub-l wkt, czasem nawet piątka.

Co podliczę doch d - stale mam nadwyŻkępleniędzy.oddam kołchozowl utarg, a w lewej kieszeni ciągle przy-byu'".Pojawiła się nawet sze|eszcząca dycha' Pośzedłemdo wuJaszka Miszy. Podaję mu banknot.- Welkie dz1ęk1- m wię. - Nauczyliście mnie Ęcia.- Głupiś - powiada wujaszek. - O, tam, milicjant stoi.

Jemu daj. Ja mam swoich dość.

Page 29: Wiktor Suworow - Akwarium

ĘsWIKTOR STIWOROW

_ Dlaczego milicjantowi? - dziwię się'- ot tak - m wi. _Podejdź i daj. Nie ubędzie ci' A mi-

licjantowi sprawisz przyjemność._ PrzecieŻ nie popełniam żadnego przestępstwa. Po co

mam mu dawać?- Daj' powiadam ci _ sroży się wujaszek Misza' -

A kiedy będziesz wręczać, nie gadaj wiele. Zwyczajniewsadź mu do kieszeni i zjeŻdŻaj.

Podszedłem do milicjanta. Stoi Surowy, w szarej blu-zie, szyja spocona, oczy ołowiane. Aż strach bierze. Anidrgnie' Do kieszonki na piersi wsuwam mu tę dziesiątkęzwiniętąw nrlonik. Nawet nie zauwaŻył. Stoi jak posąg,okiem nie mrugnie. Nieporuszony. Przepadły, myślę'moje pieni@ki. Nawet nie poczuł, jak mu wsunąłem.

Następnego ranka milicjant Znowu na posterunku' -Dzien dobry, Witia - m wi.

Dziwne. Skąd może wiedzieć, jak mi na imię?- Witajcie, obywatelu naczelniku - odpowiadam.A co wiecz r przy1eŻdżał samoch d zkołchozu. odpa-

lą chłopcy ze dwie, trzy tony arb:uz w, a jarozliczam sięza miniony dzien: były r wno dwie tony' sprzedałem1.816 kg' r84 kg zostały - same Zgniłld i poobijane. otoutar$: 3o8 nrbli 72 kopiejki ' Mużgki młaŻą odrzuty,zarrctująw papierach - i do domu. A ja ładuję poobija-ne arbuzy do kosza iprzez cały targ taszczęje nawysy-pisko. Na t}rm procederze przyłapał mnie wujaszek Mi-sza. Jęczy, biadoli, nadziwić się nie może mojej głupo-cie. - Po co - m wi _ czas tracisz na tę ciężką bnrdnąrobotę, i w dodatku bez Żadnej dla siebie korzyści?

_ Jakiż z nich pożyte|{? - pytam zdumiony' _ Kt Ż tęzgrnłkL i odpady zachce kupić?

Znowrl- za głowę się złapał, oczy do nieba wzrrosi. Niemusisz ich, powiada, sprzedawać. Ale też nie ma potrze-by taszczyć na wysytrrisko. Zostaw je' odł Ż na bok. Jutroprzy1dĄe kontrola' a ty pokaŻ je znowrr' razem z tymi,kt re jutro pojadą na odrzut. SprzedaŻ dajmy na to1.8oo Ę, a m w, że tylko I.650. Za trzy dni sprzedaszznowu r.8oo' a pokażesz wszystkie zgniłki i odpadyz trzech dni: że niby Ęlko r.5oo udało ci się upłynnić.

Tak też wszystko się potoczyło.

60

AKWARIUM

- Nie podniecaj się zabardzo _ poucza wujaszek Mi-gza. _ Chciwość zgubąfrajer w.łle sam jlż ztonlmiałem. Staram się panować nad

Eobą. Jeżeli zbietart dziennie po l5o kg odpad w, to niepokazuję więcej nż 3oo kg' chociaż m głbym bez I<ło-pot w zaserwować im nawet p ł tony. Na tych poobija-nych arbuzach zgarniałem dziennie do lewej kieszeni po25 rubli. W kołchozie przez miesiąc bym tyle nie zarobił.A 1 z tych ułamk w kopĘek co nieco zawsze się uzbierało.No i jeszcze parę sekret w podszepnd mi difldin Misza.

ostatniego wieczoru zgatna}ern sześć butelek koniaku,włożyłem nowe lakierki, i pomaszerowałem do wujaszka.

- Gfupiś - m wi. _ Bierz te butelki i daj swojemuprzewodnicząceInt), żeby i następnego lata wysunal nazebraniu t-oją kandydaturę.

- Nie - sprzeciwiłem się stanowczo. _ NloŻe macieswoich pod dostatkiem, ale weźcie też moje. PrzyjmijcieJe ode mnie na pamiątkę' JeŻe|i wam się nie podobają,rozbijcie o ścianę' Prz1miosłem je w podanrnku i z po-Wrotem nie zabiorę.

WzL{*._ Handlowałem przez dwa tygodnie _ Zagajaft7 rozmo-

wę. _ A lvy jak długo?- Mam teraz 73 lata, a zacza}etn mając lat sześć. Za

panowania Mikołaj a Aleksandrowicza.- Pewnle wszystkim zdarzało wam się w Ęciru hand-

lować?- Nie - odpowiada. - Ęlko sznurkami.- Agdyby przyszło złotem obracać, dalibyście radę?- No pewnie' Ale niech ci się nie wydaje' że rta złocie

latwiej się dorobić niŻ na innych towarach. W dodatkuwszyscy wiedzą, że jesteś zakonspirowanym milione-rem' Na sznurkach zarob7sz więcej 1bez nerw w.- Aczytn najtrudniej handlować?_ Zapałkatni. To wyjątkowo trudna sztuka, ale jeśli ją

aoble przyswoisz, milion możesz zbić w ciągu jednegoroku.- W Świecie kapitalistycznym już dawno bylibyście

rnlllonerem...Nlc na to nie odpowiedział.

61

Page 30: Wiktor Suworow - Akwarium

IVIKTOR STIWOROW

- U nas, w socjalizmie, skrzydeł nie rozwiniesz: raz,dwa i rozstrzelają.

- Nie jest tak źle - protestuje wujaszek. _ W socjali-zmie też nie wszystkich milioner w rozstrzeliwują. Trze-ba tylko dychę nvnąć w rulonik, i milicjantowi do kie-szeni. Wtenczas nie rozstrzelają.

- Apoza tyrn - m wił wujaszek Misza - nie ma po cooszczędzać pieniędzy. Trzeba je wydawać. Nie warto po-pełniać dla nich przestępstwa anL ryzykować z ich po-wodu. Nie sątego warte. Inna sprawa' dy same lgnądorąt, w takiej sytuacji nie ma powodu sprzeciwiać sięlosowi. Zgarlnaj i korzystaj, ile wlezie. A na całym globienie ma takiego miejsca' nie ma takiego człowieka, dokt rego milion sam by się nie prosił. To prawda, żeludzie tych możliwości po prostu rlie zawwaŻają i niewykorzystują. - I powiedzia'wszy to, po trzykroć powt -rzył, Że pieniądze szczęścia nie dają. A co daje szczęście,tego mi r:ie zdradzi...

Rzadko śni mi się wujaszek Misza. Nie wiem czemu,ale w te noce, gdy poczciwy starzec odwiedza mnie nazaśmieconym targowisku, płaczę przez sen. Nieczęstozdarzało mi się w życiu płakać, nawet w dziecifrstwle.A we śnie - tylko kiedy jego widzę. Szepcze wujaszekMisza na ucho swoje mądrości życiowe, a ja cieszę się,Że niczego nile przeoczyłem. Każde jego słowo staram sięzatrzymać w pamięci, łż do przebudzenia. Wszystko ta-kie proste, same komunały. Ale budzę się - i nic niepamiętam.'.

Zblsdził rnn1e promyk światła' PrzeclĘnalem sięi uśmiechn{em do wlasnych myśli. Długo wspomina-łem, co teŻ rni wujaszek Misza szeptał do ucha. Kom-pletna pustka w głowie. A było to coś bardzo waŻnego'czego nijak nie wolno zapornrieć. Spośr d tysięcy regułjeden tylko drobny strzępek ocalał: ttzeba uśmiechaćsię do ludzi.

Rozdział 3

IĘ*""'iej s za częś ć wyposażenia żoŁnierzaSp ecnazuto obuwie. Nie licząc, oczywiście, spadochronu.

Magaz}rnier' kt ry' sądząc po bliźnie na policzku, samBwego czasu robił w dywersji, wydał mi parę but w i te-raz oglądam je z zaciekawieniem. Nie są to p łbirty anibuty z cholewami. Coś pomiędzy. Hybrydą sbzyżowa-ile najlepszych właściwości obu rodzaj w. W rejestrachbuty te figunrjąpodnanłąob-S - obuwie skokowe. Takteż będziemy je nazywać.

Buty te, wykonane z gn:bej miękkiej sk ry wołowej,aą znacznie |żejsze, niż wyglądają. Na kazdym buciemasa pask w i zapięć: dwa paski wok ł pięty, jedentzeroki wok ł stopy, dwa - wok ł goleni. Paski r wnieżbardzo miękkie. But jest sumą tysiącletnich doświad-82C ' PrzecieŻ tak szykowali się do w5apraw nasi przod-kowle: owijali stopy miękką sk rą i ściskali rzemienia-fltl. Moje obuwie to właśnie miękka sk ra i rzemienie.

Jednakże przodkowie nasi nie mieli pojęcia o takichpodeszwach. Podeszwy są grube, szerokie i miękkie. Alemlękkie wca]e rie oznacza, że rnało odporne. Każda po-deozwa zavłiera trzy tytanowe płytki, zachodzące;ednaŁe drugą' jak rybie łuski - bardzo wytrzymałe i zarazer-r.

i63

Page 31: Wiktor Suworow - Akwarium

7V

wrKToR sttwoRow

elastyczne. Takie hrski wykona\e z Ętanu stosuje sięw kuloodpornych kamlzelkach. Żaden pocisk ich nieprzebije. Naturalnie, nie wstawiono ich w te podeszwy,by chroniły od pocisk w. Te płytki t5rtanowe mają ochra-niać stopę przed kolcami i sąlikulcami, porozrzucan)rminajczęściej wok ł obiekt w pod specjalnym nadzorem.Gdyby zaszła potrz.eba, na tych podeszwach można bie-gać nawet po rozŻarzonych węglach. Płytki odgrywająponadto jeszcze jedną istotną rolę: wystają nieco pozakrawędż podeszwy i mogą służyć jako zaczepy do wią7ar1narciarsklch.

Wz. r na podeszwach został skopiowany zbut w uĘ-wanych przez lnaszych potencjalnych przeciwnik w.W zaleŻności od terenu dzlałania, możemy zostawiaćstandardowe ślady wojsk amerykariskich, francuskich,hiszpariskl ch, czy j akichkolwiek innych.

Ale najlepsza sztuczkarua czyrn innym polega: obuwiedywersanta, a ściślej m wląc ob-S' ma obcas z przodua podeszwę z tyhr. Tak wlęc dywersant idzie w jednymkierunku, a jego ślady w kienrnkrr przeciwn5rm. Zroztl-miałe, że obcas jest cieriszy, a podeszwa gnrbsza, abynie było kłopot w z chodzenient'

Doświadczonego tropiciela ślad w oszukać się nie da.Wie doskona|e, Ż.ę podczas szybkiego mafszl'l czubekbuta zostawia ntacznie głębszy ślad niż pięta. ALe czywielu jest takich, kt rzy vrpatrują się w ślady żołnier-skich but v/? Czy wiedzą, ż.e czwbk1powinny zostawiaćgłębszy ś|ad? Czy mlr cą uwagę, że raptem pojawił sięślad, kt ry ma wszystko na opak? A iu z nich potra-fi wycią4inąć z tego odpowiednie wnioski? Komu możew og le zaświtać w głowle pomysł btuta z obcasem nanosku i podeszwą na pięcte? Komu przy1dzie na myśl, żeskoro ślady wiodą na wsch d, to zrvaczy, Że człowiekposuwa się na zach d?

A my też nie w ciemię bici. Dywersanci jak wilki, w po-jedynkę nie chodzą. I jak wilki idziemy po własnych śla-dach. Spr buj, zorientuj się' ilu nas było w grupie -trzech czy st.u? A gdy po tych samych śladach przerna-szerowało wiele n g' to taki szczeg ł jak głębokość śladuobcasa przestaje być możliwy do odr żnienia.

64

AKWARIUM

Do but w ob-S nadaje się tylko jeden gatunek skar-pet: bardzo grube, z czystej wełny. I gdziekolwiek byśmysIę znaleź|i' w tajdze czy na rozgrzanej pustyni' na no-gach mamy zavłsze takie same skarpety: bardzo grube,wełniane, szate. Taka skarpeta chroni stopę przed zi-mnem, potem i obtarciem, no i sama się nie wyciera.A Żołnierz Specnazu ma w plecaku tylko jedną zapaso-wą parę, nieważne, czy tlr.1łrrusza na dziefl', czy na mie-sląc. Jego sprawa' jak sobie poradzi.

Bielizrra lniana, cieniutka. Powirrna być nie nowa, aleJuż trochę uż5łvana i przynajmrtteJ raz wyprana. Na tęclenkąbielŻnę osobistązakłada slę "siatkę''

_ dnrgą pa-rę bielŻny' utkaną z gnrbych miękkich sznurk w gru-bości palca. Tym sposobem mięfuy odaeŻąwierzchrriąl blelizną stale pozostaje niemal cent5rmetrowa warstwapowietrza. Mądra głowa to wymyśltła. W razie upafu,ktedy pot spływa po rozpalonym ciele, ta siatka jestledynym ratunkiem. Ubranie nie lepi się do ciała, war-ctwa powietrza shży za doskonałą wentylację. Gdy na-staJe chł d, ta sama warstwa utrzymuje ciepło, jak pie-rzyna, i w dodatku nic nie włĘ. Ale to nie wszystko:żądła komar w trafiają w pustkę, nie sięgają ciała. ŻoŁ-nlerz Specnazu tylko w ostateczności wyjdzie na otwartąprzestrzeit. Bagno i las sąjego żywlołem. Godzinaml czaillę na torfowisku, albo w parzącychpokrzywach, otoczo-ny chmaramibtzęczących komar w' I sznurkowa siatka,lest jego zbawieniem. Dopiero na tę siatkę zakłada siębluzę i spodnie - zielone, bawehriane. Szwy wszędzie po-lr Jne' Kurtka i spodnie miękkie, ale bardzo solidne. Naprzegubach, na łokciach i kolanach, na ramionach -w szędzie potr jna, wzmacniaj ąca warstwa materiafu .

Na głowie Żołrierz Specnazu nosi hełm-pilotkę. Zi-nlą_ ze sk ry i futerka, z jedwabną podkładką, latem _lluweIniany. Hełm składa się z dw ch części: pilotkil maski. Pilotka nie powinna nigdy' pod żadnym pozo-rem l w żadnych warunkach zsuwać się z głowy, nawetpodczas desantu. Z zewnątrz musi być zupełnie gładka'llczJakichkolwiek sprzączek, pask w czy występ w, bo-wlem w chwili skoku znajduje się przy samym spado-t'ltronte. Na hełmie nie może być niczego, co mogłoby

I

Page 32: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

przeszkodzić w płynnym otwarclu cz.aszy |ub zahacryćo ollrrowarrie, dlatego ściśle przylega do czaszki, sTyii brody, pozostawiając odsłonięte tylko oczy, nos i usta.W razie silnych mroz w, a takŻe podczas wykonywaniazadaria, na t'warz zakłada się osłonę maskującą, czy|imaskę.

Żohtierz Specnazu ma r wrrleż kurtkę: grubą ciepłąlekką nieprzemakalną. Może taplać się w nlej w bag-nie - nie przemoknie, moŻe spać na śniegu - nile prze-marznie. Dhrgość kurtki - do połowy uda - nte krępujeruch w w marszu, a|e teŻ gdyby przyszło spędztć kilkadn1 z rzędu na lodzie, w wczas moŻe słuĘć za s\edze-nie, Z dołu kurtka jest szeroka. To bardzo ważne pod-czas biegu' albo w szybkim marszu: zapewnia wenĘla-cJę. w tazie potrzeby można jednym ruchem ściągnąćd ł kurtki tak, by szczelnie oblegała nog1, zatrzymującctepło' Dawniej Żołnierze Specnazu mieli takie samespodnie - grube, clepłe. okazaĘ się niepraktyczne' Pod-czas forsownego lriilkudniowego marszu powodowały za-burzenia całej wentylacji. Nasi nądrzy przodkowie nig-dy nie szyli sobie futrzanych spodni. Zamiast tego nosilidługie do pięt futra. Wiedzieli, co r bią' Futrzane spod-nle przyprawiaJą o si dme poty, a futro --nigdy. Obec-nle wykorzystano doświadczenie wiek w, 1 ŻołrierzSpecnazu ma wyłącznie kurtkę, do kt rej w razLe konie-czności przypirra się dfugie poĘ, chroniące ciało do sa-mych piętz za'wsze ciepło, nĘdy gorąco. MoŻnaje łatwoodpląć' a zrolowane zajmują w bagażu Żołnlerza Spec-nazu bar dzo nlewlele miejsca.

Do niedawna kurtki rnoŻnabyło nosić na dwle strony.Z jednej strony były w kolorze biĄIm, z drugiej - w ko-lorze ochronnym. Ale to teŻ rie byłro praktyczne. KurtkawIrna być od podszewki deltkatrra, jak sk ra kobieĘ,a z zewrtątrz szorstka jak sk ra nosorożca. Dlatego obe-cnie kurtek nie wywija się na dwie strony. Są delikatneod środka, a po wierzchu szorstkie, w kolorze jasno-burym' jakzeszłoroczna trawa, albo jak przybrudznnyśnieg. Trzeba przyznać, że barwę dobrał ktoś bardzotrafnie. A gdyby zaszła potrzeba, na kurtki można na-rzucić lekkie btałe pałatki maskujące'

AKWARIUM

Całe wyposażenie Żohllerza Specnazu mieści sięw PD - plecaku desantowym. Plecak, podobnie jak calaodzleŻ i wyposażenie dywersanta, ma kolor jasnobury.Jest to niewielki prostokąbey tornister, wykonany zecztyvrnego materiału. Aby nle odciągał ramion do tyłu,nadano mu specyficzny kształt: płaski, szeroki i wysoki.Uchwyty l paski umożliwiają zaczepierlie go na r Żneoposoby: moŻna nosić $o na piersi, na barkach, rnoŻnaopuścić na same pośladki 1 zaczepilć na pasku, po^tla-laJąc wytchnąć obolaĘrm plecom.

Gdziekolwlek wyrusza ŻohlJerz Specnazu, tl:'a zawszedo dyspozycji tylko jedną manierkę z wodą: 81o $. Pozatym ma ze sobą flakonik z malutldmi brunatnyrrri pa-rtylkami odkażającymi. Taką tabletkę można wrzucić dowody zanieczysz-cznnej ropącz'r mydlinami' albo skażo-neJ bakterią czerwonki, i po upływie minuty cały osadopada na dno, a g rna warstwa nadaje się do picia.Uzyskana w ten spos b woda pitna ma obrzydliwy smakI etlny zapach chlom. Ten kto wie, co znaczy prawdziwePragnienie, piJe taką wodę z największą rozkosz4

Kledy żnhlletz Specnazu w5rrusza na akcję - na Ędzie 'na mlesiąc, czas nie gra roli - ma w plecaku zavłsze takąramą rację żylr'ności: 2'765 g. Czasem w trakcie operacjilamolot podrzucl mu trochę jedzerna' wody i amunicjt.Może się też zdarryć, Że nle podrzuci, i wtedy zdany jestna własne sĘ. Prawie trzy ldlogramy żyvmości to bardzodużo' jeśli uwzględni się nieavykle v'rysoką kalorycznośćtpccJalnie opracou/anego i przygotowanego pokarmu. Gdylo zabraknie, w wczas trlzeba s rmemu zadbać o wzy-wlente. Można upolowa jelenia albo dzika, można łowlćryby, można jeść j agody, grTyby, jeŻe, żaby, żmij e' ślimaki,dżdżownrce, moŻrla robić wywar z kory brmzowej i żmłę-

dŻl, możnta... a mało to rznuy moŻe Ął.s'ć wy$łodzony czlo-wtek' bogaty w doświadczerria Ęsiącleci?!

opr cz żrywności Żołn7erz Specnazu ma w plecakuitery pudełka zapałek saperskich, wodoodpornych, za-

palaJących slę na wietrze i w deszczu. Ma też sto pasty-lsk suchego paliwa. Nie wolno mu pod Żadnyrra pozoremrozpalać ogniska; grzeje się i szykuje strawę ptzy pło-frfku pastylki. Płomyk jak od świeczki, Ę|e że bardziej

Page 33: Wiktor Suworow - Akwarium

WTKTOR SUWOROW

odporny na wiatr. Ma teŻ w plecaku ze dwadzieścia in-nych tabletek, na wy1radek r Żnych dolegliwości i za-truć.

Poza tytn w plecaku - jeden ręcznik, szczotka i pastado zęb w, żyletka, tubka mydła w pł1mie, haczyk węd-karski i Ęłka, IlLa z rntką. Żołnierz Specnazu nie używagrzebienia' Przed zrzutem jest strzyŻony r:azero - głowamniej się poci i zlepione włosy nie przesłaniają oczu. Pomiesiącu włosy odrastają, ale nie na Ęle' by trzeba byłotracić bezcenne miejsce na gtzeblet;'. I tak ma wystar-czająco dużo do nlesienia.

Istnieją dwa warianty uzbrojenia Żołrierza Specnazu:uzbrojenie kompletne i wariant |żejszy.

Uzbrojenie kompletne składa się z karabinu samo-cąmnego Kałasznikowa AKMS i 3oo naboi. Niekt re ka-rabiny w5posażone są dodatkowo w tłumik PBS, orazNSP-3 - noktowizor. Podczas zrzuttt karabin spoczywaw futerale, by nie przeszkadzać w otwarciu spadochro-nu. Aby zaxaz po wylądowaniu Żołnierz Specnazu nie byłbezbronny' dysponuje pistoletem wytłumionym PB-8i 32 nabojami. Ponadto na prawyrn podudziu ma zawie-szony ciężki dywersyjny n Ż, a na lewym cztery zapaso-we ostrza. Dywersyjny n Ż to nie nllyczajny n Ż. W klin-dze ma ukrytą mocną spręż5mę. Możma jąodbezpLeczyć,Po cz'rm nacisnąć przycisk i ostrze z przerłź|iwym świ-stem wystrzeli do przodu, odrzucając rękęz pustąręko-jeścią. Ciężkie ostrze wylaĘe na 25 metr w. Jeżreli trafiw drzewo' rlje zavrsze daje się wyclągnąć' i wtedy żoł-nierz Specnazu wstawia w uchwyt nowe zapasoweostrze, cLęŻarem całego ciała napierając na rękojeść' bypokonać op r sprężyny. Następnie przekręca bezpiecz-nik i z noża dywersyjnego może zrrowtu korzystać jakz kaŻdego innego: kroić nim ludzi i chleb, uŻywać gojako pilnika' albo noŻyc saperskich do cięcia zasiek w.Uzbrojenie kompletne uzupełnia sześć grarrat w, plastikwybuchowy, miny kierunkowe lub inna ciężka brori.

Lżejszy wariant uzbrojenia przysługuje oficerom i ra-diotelegralistom. 7-awiera karabin i 12O naboi, pistoletz tłumikiem oraz n ż. Wszystko to wydaje mi z rnagazy-nu terźe doświadczony eks-komandos. Pistolet mam

68

r 7 AK*ART'M

prawdziwy. Ruszam z grupą dywersant w jako obser-wator i dlatego nie muszę strzelać. Ale jestem też ofice-rem wyw'iadu, więc muszę czuć rta ramieniu ciężar ka-rabinu i amunicji. Dlatego dostałem karabin szkolenio-wy. Wygląda tak samo jak bro bojowa, Ęle że jest jużmocno sfatygowany i spisany ze zbrojownl. W komorzenabojowej ma przewiercony otw r i wybity napis ,,szko-leniowy". Przerztucarn bron przez ramię. od lat jli rnezdarzyło mi się dźnigać karabinu z dziurą w komorze.od takiej broni zaczytają służbę najmłodsi reknrciI kursanci wojskowych uczelni.

Naturalrrie, nie czuję sięŻ ftodziobem. Ale mimo wszys-tko w jednostce Specnazu jestem nowicjuszem. Po otrzy-maniu karabinu z dzilsrką raptem zupehrie machinalniepostanawiam sprawdzić' cry nie zrobili ze mnie jelenia.Jednym ruchem zrzlucarl: plecak, otwieram, z niewielkiejkteszonki wyciągarn |1żkę.W ĘŻce, podobnie jak w za-mku karabinowym, wyw'iercona dzil.;l.:a i identyczny na-

t pls: ,,szkoleniowa".! - Wybaczcie, towarzyszu lejtnancie - stary wyga robi

BPesZoną minę. _ Niedopatrzenie.Jest zawledziony, że niejestem w armii odwczoraj, że

lznam te wszystkie oklepane kawały i wykazałem czuj-llość. Wzywa swojego pomocnika, młodziutkiego żokrie-tayka' 1w mojej obecności strofuje go za nieuwagę. I onl Ja rozumiemy doskortafe, że młodzik nie ma z tym nicwtsp lnego, Że ,łyŻkę szkoleniową" podsunął mi sierżantwe własnej osobie. Sierżant rozkazuje z miejsca wp^r-ttć łyżkę, żeby uniknąć gfupich Żart w na przyszłość.Wlem, rzecz jasna, że rie pozbędą się jej za Żadnę skar-by' Posfuży jeszcze wielu pokoleniom żołrierzy Specna-źu. Ale porządek musi być. Sieżant musi wydać odpo-wlednie dyspozycje' a młody Żołnierz musl zostać skar-eony. Sierżant natychmiast podaje mi trrną łyŻkę. Żartrlę nle udał, ale widzi, Że mam poczucie humonr' zr:amllę na żołnierskich dowcipach i starych tradycjach:w woJsku nie naleĄ obrażać się na żarty. Znowu jestpoważny i rzeczowy:

* Powodzenia, starszy lejtnancie.- Dziękuję' sierżancie.

Page 34: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR strwoRow

iw j spado"t rolrłwłasnoręcznie. Odnosi się to także do generał w; niewiem, czy Margiełow skakał po t5rm, jak został mianowa-ny generałem armii, ale będąc jeszcze $enerałem-puł-kownikiem - skakał. Wiem to na sto procent. Pr czMar-giełowa w wojskach powietrznodesantowych jest bardz.owielu generał w, i wszyscy skaczą. Są r wnież dziesiątkigenerał w w wywiadzie wojskowym, i ci z nich, kt rzyjeszcze skaczą sami składają swoje spadochrony. Tobardzo rozsądne. JeŻeli walniesz w kalendarz, będzie towyłącznie twoja wina. A żrywi nie ponosząza ciebie Żad-nej odpowiedzialności.

Wszystkie spadochrony są przechow5rwane w magazy-nie, zŁożnne, zapieczętowane, 7A'wsze gotowe do użycia.Na każdym spadochronie - napis na jedwabiu: ,,Szerego-wiec Iwanow' Spadochron składałem osobiście''.

Jeśli nie zrywa nas nocny alarm, jeśli udajemy się nazaplanowane ćwiczenia, z pekr5rm cyklem przygotowaw-czytn, to wszystkie spadochrony zostaj ąrozłoŻone i zło-żone od nowa' I znowu kaŻdy podpisuje: ',Spadochronskładałem osobiście''.

Składanie odbywa się w warunkach identycznych jakte, w jakich wypadnie skakać. A skakać trzeba będziena mrozie, toteż składamy na mrozie. Sz sta rano.

Dzlś caĘ batalion składa spadochrony. Na szerokimplacu, odgrodzonym wysokim płotem od ciekawskichspojrzeri postronnych żołrieruy .

Rozłożyliśmy spadochronowe stoły. St ł spadochro-nolvy to nie zwyczajny st ł. Jest to po prostu podłużnapłachta brezentu, rozścielonego na betonie i urnocowa-r:ego za pomocą specjalnych kołk w. Składanie odbywasię dwufazowo. Najpierw we dw ch składamy tw j spa-dochron: Ę kierujesz, ja pornagam. Następnie złoŻyrnym j' i role się odwr cą. P Źn1ej złożyrny tw j zapasowy,znowu ty będzlesz dyrygować, wreszcie m j zapasowy,i wtedy kieruję ja. Niekt rych z nas zrzucą nie z dwo-ma, ale z jednym spadochronem. Komu przypadnie tow udziale _ na razie nie wiadomo. I dlatego każdy szy-kuje dwa spadochrony.

70

AKWARIUM

Zaczęło się.Czynność numer jeden: rozciagamy czaszę i linki na

stołach spadochronowych. Do każdej kompanii przy-dzlelony jest oficer, pehriący obowią2ki zastępcy dow d-cy kompanil ds' sfużby spadochronowo-desantowej -zastępca ds. SSD' on wydaje komendy. On też kon-troĘe dokładnoŚć ich wykonania' Po sprawdzeniu, żeWszyscy wykonali pierwszy rozkaz, wydaje następny: -Zamocować szczyt czaszy! - I znowu rusza wzdłuŻ rzę-d w, kontrolując jego należyte wykonanie' Każdy z l:asma za sobą wielkie doświadczenie w układaniu spado-chron w. Ale jesteśmy tylko ludźmi. KaŻdy może sięomylić. JeŻeli błąd zostanie odkryty' spadochron będzieponownie rozłoŻony i zaczrie się układanie od począt-ku. Pierwsza czynność. W porządku. Druga czynność'..Kompania cierpliwie czeka, nim ten kto się pomylił wy-kona wszystko od początku i dogoni pozostałych. Czyn-ność siedemnasta. Amr z - trzaskający.''

Razem z całyrrr batalionem w układaniu spadochro-nćlw biorą udział oficerowie wydziafu wywiadowczegoArmii. Zostaliśmy wzflaczerLi na obserwator w' A więcl nas czeka wielotygodniowy marsz przez śrrtegiz Żolł:r7e-

rzami Specnazu...ZImą wcześnie zapada zmrok. Ko czyrny składanie

epadochron w przy świetle reflektor w, w mroźnej mgle.Za chwilę nrszymy do ciepłych koszar, a nasze spado-tlhrony pozostaną na mrozie, pilnie strzeżorrc przezwzmocnioną wartę. Gdyby wniesiono je do zamkniętegopomleszczenia' na wyziębionym materiale osiadłyby nie-tlelstrzegalne gołym oktem kropelki wilgoci. A nazajutrz,nE mrozie, te kropelki zamieniłyby się w drobniutkie lo-elowe igiełki, kt re wpiłyby się w warstwy jedwabiu. Toślnlerć. Prosta wydawaloby się sprawa. oczywista dlakażdego' nawet najmłodszego Żohaierza. Ajednak zdarzallę czasem, że glrląŻołnierze Specnazu wszyscy jak jedenmąż. CaĘm plutonem, całą kompanią. omyłek, możli-wych podczas układania i składania są setki. ZapłataERwsze ta sama _ Ęcie.

Skostniałą ręką podpisuję się na jedwabnych pas-kach obu moich spadochron w: ,,Starszy lejtnant Su-

7T

Page 35: Wiktor Suworow - Akwarium

rEWIKTOR STIWOROW

worow. Spadochron składałem osobiście''. Roztrzaskamsię, a wtrrnego znajdą. Będę to' oczywiście' ja sam.

^r uILJr"e;emy się w przytulnym cieple koszar. Potem p6źnakolacja. Wreszcie ostatnie prąlgotowania. Wszyscy sąjuŻostrzyżrcni na Zęro. Tęraz kolej na łaźnię. Wygrzejcie'chłopcy, swoje kosteczki, nieprędko nadarzy sięwam nas-tępna okazja na ciepłą wodę. I spać. Już jest grubo pop krocy. Kai y musi wyspać się na Zapas na wiele tygod-ni' Dla każdego po dziesięć godztn snu. Okrrawkoszarachszczelrie zasłonięte, żnby rano nikt się nie obudził. Każdyma spać głębokim snem' Jest na to spos b. PoŁoĘć się naplecach, wyciĘnąć się, roz|uźrlić całe cialo, zanlrkrtąć oczyi pod zamknlęĘrmi powiekami wywr clć źrerice do g ry.Jest to normalny stan oczu podczas snu. W tej pozycjlczłowiek zasypiabatdzn szybko, łatwo i głęboko. Zbudząnas bardzo p źno. Nie będzie krzyku: ,J{ompania - po-budka! Za3o sekund zbi rka|" Przeciwnie, kilku żoheierzyi sierżarrt w, kt rzy Ęrm razem nie skaczą kt rąr stoją nastraĘ kompanii, jej uzbrojenia i spadochron w, będziecichutko podchodzić do każdego z osobna i ostrożnie bu-dzić: ,,Wstawaj Ko|a, jużczas"' Czas' Czas. Czas. Wstawaj-cie, chłopcy. Na nas czas.

-rIvVzterdziesta trzecia grupa dywersfrna 296. wydzielo-nego batalionu zwiadowczego Specnazu liczy 12 os b.Ja' oficer informacji, idę z grupąjako trąmasty. Jestemobserwatorem, kontrolującym jej działania. Mam naj-łatwiejsze zadanie. Nie muszę podejmować żadnych de-cyzji' Moja rola ogranicza się do tego, by w najbar-dziej nieoczekiwanych momentach zadawać pytania -a to Żołrierzom, a to dow dcy grupy' a to jego zastępcy.I!'{.arrr ze sobą kartkę z setką pyta . Na wiele z nich nlcznalm na razie dokładnych odpowiedzi. P źniej ofice-rowie z trzeciej gnrpy pod kierownictwem pułkownikaKrawcowa ustalą' kto się mylił, a kto nie'

72

AKWARIUM

Grupa dynrersyjna dź;wiga ze sobą dwie radiostacjeR-35r-M' aparaturę szyfrującą, aparaturę do ultraszyb-klej transmisji sy$nał w.

Dziś w nocy zostanie przeprowadzona potężna opera-cJa mająca na celu oślepienie, neutralizację stacji radio-lokacyjnych 8. Gwardyjskiej Armii Pancernej, przeciwkt rej prowadzimy obecnie działania. R wnocześnie na-stąri zmasowane uderzenie rakietowe i lotnicze wymie-rzone w jej punkty dowodzenia i zgrupowania wojsk.W trakcie operacji zostanie zrz:ucoray desant dwudziestuośmlu czołowych gnrp dywersyjnych naszego batalionuSpecnazu' Grupy mają r żne zadaria i zr Żnicowanygklad: od trzech do czterdziestu ludzi. Na czele jednychatoją sierżanci, na czele innych oficerowie' Każdej nocybędą się odbywać kolejne desanty. od trzech do ośmiugrup w cią4iu jednej nocy. Zrzuty mają się odbywaćw r Żnych rejonach, z r Żnych kierunk w i wysokości.Dztś mamy skakać z bardzo niskiego pułapu. Bardzonlski pułap _ to znaczy 1oo metr w. KaŻdy z nas matylko jeden spadochron. Otwarcie nie swobodne, leczwymuszone' Przy bardzo niskim pułapie Zapasowy spa-dochron jest zbędny.

vW'u"r"*.ś kiedy Zvłierzęcystrach w ludzkich oczach?da wldziałem' Gdy zrzucają z bardzo niskiego pułapu8 Wymuszon5rm otwarciem spadochronu. Przed startemWlzystkich las zvłażoflo wraz z caĘrn ekwipunkiem.

Najcięższy musi ska-i tak do najlŻejszego.czasze lżejsryrrn i nie

f Bdlotelegrafistaowystającychk"ś:T"?pT,:"/kJffi :fNażwrcta nie znam. W $rupie ma przydomek Łysy Tar-

I = Alwrrtm 73

Page 36: Wiktor Suworow - Akwarium

rl'WTKTOR STIWOROW

gis-chan - szyfrant grupy. Tę pierwszą tr jkę czekabar'dzo trudny skok. Każdy z nich rlla ze sobą kontenerzasviesz-ony na dfugiej, tS-metrowej ltrrce. Skaczą, przy-ciskając c1ęŻki, nieporęczny pojemnlk do piersi, a pootwarciu spadochronl zrzucają go w d ł. Kontener le-cl razem ze spadochroniarzem, ty|e Że plerwszy uderzao ziemię, po czym sko'czek staje się jakby |Żejszyi w ostatnich ułamkach sekundy jego prędkość spa-dania rljLeznacznie maleje. Ląduje tuż koło kontenera.Prędkość i podmuchy wiatru spychają spadochroniarzai dlatego prawie nĘdy nie ląduje na kontenerze. Niewiel-ka to pociecha. Skok z kontenerem to wyjątkowo ryzy-kowna v.ecz, szczeg lnrfue zbardzo nisldego pułapu. Ja-ko czwarty p jdz1e zastępca dow dcy' starszy sierżantDrozdow. Jest największy w grupie. Wołają nari Piącha.Patrzęna jego tytaniczrre łapska i rozumlem, że'lepiej niespos b wymyśleć' Ale człowiek! ogromnlasty. Ze teŻna-tuta zrodzi takie dziwo! Zaraz zaPiąchąruszy dow dcagrupy lejtrrant Jelisiejew. TeŻ potężmy, choć da]eko mudo swego zastępcy. Lejtnanta nazywają43-l - od nume-ru grupy. ocz5rwiście, też majakiś przydomek, a7e czyŻw obecności jednego oflcera ktokolwiek ośmieli się wypo-wiedzieć na głos przezwisko dnrgiego?

A za dow dcą sledzą mocarnej postury, zbudowanijak szasl szeregowcy Specnazu: Ka:flczuĘ, Wampir, ż-Iazko, Mikołaj Trzeci, Negatyw, Szopen, Carl de la Du-chesse. oczywiście, mnie teżjakoś mfuędzy sobąnazywa-ją ale ofĘalnie nie mam żadnego pseudo, tylko numer43-K. Znacry się kontrola.

w 43. gnrpie dywersfinej jestem najmniejszy inaj|Żej-szy. Dlatego wypadło, Że jako ostatni mam opuścić sa-molot. Ale to r:ie zflaczy, Że sIedzę na samyrn koricu.Przeciwnie, siedzę przy samym włazie desantow5rm. Tenkto skacze ostatni, pełni funkcjęwp|lszczającego' Sto-jąc przy włazie w1puszczający w ostatnlm momenciesprawdza' czy wszystko jest jak naleĘ i w razie koniecz_ności ma prawo w każdej chwili przerwać desantowanie.Trudna jest rola wyplltszczającego, choćby dlatego, że

siedzi w sam1nn ogonie, jak na scenie: wszystkie spojrze-nia skierowane sąna niego. Gdz1e spojrzę, widzę utkwio-

74

AKWARIUM

ne we mnie oczy komandos w. We wszystkich oczachobłęd. Nie, nie we wszystkich: dow dca grupy drzemiespokojnie, rozlruźriony. AIe z oczu całej reszty bije lekkieszaleristwo. Dobrze jest skakać ztrzech tysięcy! Ęszrrie!A tutaj Ęlko sto. Niejedną sztvczkęwymyślono dla sthr-mienia strachu, a|e gdzież się przed nim skr5iesz2 Tenstrach jest tuż-tuż. Siedzimy razem w uścisku.

Gwałtowna zmiarla ciśnienia zaĘka uszy, samolotgwałtourrrie zntŻalot' Ttrż obok migają wierzchołki drzew.Przrypadła mi w udziale fatalna rola: każdy skoczek maltnkę otwierającą spadochron przypiętą do centralnej liny,l tylko rn j zauep zwisa Luźno na piersi. Po prznpwszczr-niu pozostałych muszę w ostatniej chwili zatrzasnąć ka-rabiitczyk nad głową. A jeśli nie trafię? A jeżeli rozgorą-czkowany wyjdę' nile zdąffisTy go zapląć? Będzie juŻ zap źno na ręczt|e otrłrieranie spadochronu: ziemia pędzipod samymi nogami. Nagle wyobraziłemsobie, że spadamw d ł bez spadochronu. Jak kot z rozpostartymi łapami.Ale będzle krzyku! Słyszę w uszach m j przedśmiertelnywrzask i ogarnia mnie niepohamov/any śmiech. Koman-dosi patrzą wyrozumiale: obserwator wpadł w histerię.A to wcale nie histeria. Po prostu śmiać mi się chce.

Niebieska Żar wka nad włazem zamilotała nerwowo.- Wszyscy wstaćl Skłon.Pierwszy skoczek Łysy Tarzan pochylił stę do przodu,

wysuwając prawą nogę dla lepszej r wnowagi. Brat Je-włampij całym clężarem ciała wparł się w jego plecy.Trzeci wparł się w plecy dnrgiego, i tak cała grupa, skle-Jona w jedną calość zarnarła w oczekiwaniu. Na danytygnał ci z tyfu będą napierać na stojących z przodu,l wszyscy niemal r wnocześnie wylecą przez szerokiwłaz. Dobrze mają, mnie nikt nie popchrrte.

Gigantyczne skrzydła pokrywy włazu z lekkim zgrzy-tem rozsunęły slę na boki. Mr z bije w twarz. Noc bez-kslężycowa, ale śnieg jaskrawy, ośleptający. Wszystkowldać jak w dz(en. Zlemia tuŻ-hlż. Krzak|i leśne prze-Clnlid $alopują jak oszalałe. JAZDA!

_ Chłopaki! JAZDA!!!Nlczego gorszego ludzkość nie w]rmyśliła' PrzemknęĘ

Oczy ogarnięte szale stwem' Syrena wyje' jak ginący

Page 37: Wiktor Suworow - Akwarium

rT'WIKTOR STIWOROW

zutierz. Ten ryk rozdzieta wszy. Twarz.e wykrzywia gry-mas. Każdy krzyc4r jedno straszrre słowo: JAZDA! Niespos b się wykręcić. Ztyhlbezlitosny nap r. Cizptzodiposypali się w mroźną mgłę. Strumie wiatnr w5ruracakażdego do g ry nogami. JAZDA|'|). Ci z Ęłu, pchani in-stynktem stadnym, też wylatująw czarny śnieżny wi-cher' Podrzuciłem rękę w $ rę. Pstryk. I wypadam w lo-dowaty mrok. Tu porządny człowiek nle ma czego sztu-

kać, tu tylko diabły i wiedźmy na miotłach, no i WitiaSuworow ze swoim spadochronem.

Pr4l bardzo niskim pułapie wszystko dzfueje się r w-nocześnie: głowa w d ł, palący mr z nahajkąpo pysku'nogi w g rę, potęŻne Szarpnięcie za kark, nogi w d ł'wiatr za pazuchę, pod futrzaną kamizelkę' uderzeniew nogi, sztyvmym spadochronowym olinowaniem zn wpo pysku, a w rękawicach i w rękawach aż po łokciegorący śnieg, i od razu zaczyna topnteć' obrzydlistwo...

Spadochrony zakopaliśmy pod śniegiem, z wierzchuposypaliśmy jakimś świristwem 'To Żeby zrnylić psy. Ca-ła miejscowa milicja, KGB, Jednostki MWD* - wszyscybiorą ludziałw ćwiczeniach. Wszystkich rzucono przeciwnaszym nieszczęsnym grupom. A nam jakby zvłIapanoręce. Gdyby to była wojna, zdobylibyśmy kilka transpor-ter w, albo innych pojazd w - i w teren. Ale wojny niema, i zabroniono nam kategorycznie zdobywać środkitransportu. Drakoriski rozkaz: na no$ach' tylko na no-gach, byle dalej od ps w.

Narty mamy kr tkie, szerokie. Od spodu wykorlczoneprawdziwym lisim futerkiem. Narty świetnie suną doprz.odu' a w tył poślizgu nie ma. Lisie futro staje podwłos i doskonale hamuje. Specjalne wy1rosażenie Spec-rrał). Takie narty często w og le nie zostawiają ślad w'mlrłaszcza na ubitym zleŻałym śniegu' Sąszerokie' więcsię nie zapadają. Z takicl:. nart można nawet zbudowaćna śniegu małą kfi wkę: futrem do wewnątrz - spać,chłopcy, po kolei. Ale co najważniejsze, narty nie zamar-zają, rie pokrywają się zlodowaciałą skorupą.

ł MWD (Ministierstwo Wnutriennych Dieł) - Ministerstwo Spraw Wtl

wnętrznych [przyp. tłum.l.

76

AI(WARIUM

lziny wycot -Tliśmy się z rejonu zrzutw, klucząc i zacierając ślady.Kurtki przemoczone' TWarze zaczerwienione. Pot spływastrumieniami. Serce łornocze, jakby chciało się wyrwaćz piersi. Jęryk wywalony, jak u psa w upał. Takie sąza'wsze początki. Za tt4r, cztery dni już się wciągniemyt będzie szło jak po maśle' Pierwszy dzie jest za'wszebardzo ciężki. Pierwsza noc i dwie kolejne doby - stra-szne. P źriej yż z s rki.- Psy we wsi szczekają. To zły znak. Na pewno obcy

Iudzie.T}le wie kaŻdy gh.tpi. Kt Ż inrry m głby w tej gfuSzy

t tak wczesną porą rozdrażrić wiejskie psy?- Obejdziemy. Ruszamy w lewo.- Po lewej zasadzka KGB. O, w tamtym lasku. Ptaki

krryąnad drzewami.TeŻ tacja. Kto je oderwał w powietrze w taki mr z?

Ptaki o tej porze siedzą na gałęziach, nastroszone, po-kryte szronem. Jasne, Że w tamtym kierunku drogaodcięta. Pozostaje jedynie marsz przezwąwozy i uriatro-łomy. Droga dla wilk w i dywersant w z grr)py Spec-nazl).

- Gotowi? Naprz d.

a godzinę. vII

Wtecz r. Mr z tęŻeje. W ciĘu dnia przesz|iśmy 67kllometr w, w tym dwa odpoczStnh. Czas, by znowuwalnąć się w śnieg.- Ni cholery, darmozjady - syczy dow dca. - WczoraJ

Lrzeba się było wyspać.Dow dca wściekły. Grupa nie wytrzymuje tempa mar-

lzu. Grupa też wśclekła. Zapada noc. To ź|e. W clągutlllla grupa moŻe przyczalć się w śniegu, w krzakach,w moczarach - i przeczekać. Ale ni$dy w nocy. Noc zo-Btłlła wymyślona do pracy. Jesteśmy jak prostytutki _prłcujemy po nocach. JeŻeli w dzieri nie wypocz{eś,w llocy nie masz na co liczyć'

Page 38: Wiktor Suworow - Akwarium

WTKTOR STIWOROW

- Nie żreć śniegu! _wrzeszczy dow dca' - Nogi połvy-

rywam!To nie do mnie. To groźby pod adresem Czyngis-chana

l' żielazka. Mnie zobowiąpuje pełniona funkcja. Obserwa-tor. Nie wolno mi brać śniegu do ust. Gdybym nie byłobserwatorem, już po cichutku nałykałbym się białejwilgoci. Cał1rmi garściami wpychałbym do gęby. Gorąco.Strumyki potu spływają po czole. Całe szczęście, Że cza-szka wygolona, bo miałbym na głowie jeden wielki koł-tun. Kurtki parują na plecach. Wszystko przepocone,wszystko skute mrozem. Całe ubranie zesztyrłmiałe, jak-by z desek uszyte. Przed oczafilj - pomarariczowe kręgi.Grupa nie wytrzymuje tempa marszu'.' Nie żreć śnie-gu!... Powyrywam!... Nie gap się daleko przed siebie -zdechniesz' Lepiej patrzeć pod nogi, cały czas - do ogłu-pienia' Machinalnie przestawiasz narĘ, nie irytuje nie-osiągalny horyzont.

- osły patentowane! Lenie! - wścieka się dow dca. -Patrzeć przed siebie! Wpadniemy w zasadzkę! NegaĘwprzegapLł światełko po lewej. Uważaj, Negatyw' kijemzęby ci porachuję.- Naprz d, dupy wołowe!

.1 VIIIDwita' W mroźnej mgle nad liliowymi wierzchołka_mi jodeł wypłynęło kosmate, nadęte słorice. Mr z hulaw leśnych przesiekach.

LeĘmy w Zagajniku. Dnrgi raz tej nocy. Czekamy napowr twysłanej narozpoznatie czujki. Twarze trupio bla-de. Nogi jak kłody' Trzeba unieść je do g ry' żeby krewodpłynęła. To przynosi ulgę. Radiotelegrafiścl leżą plecamina śniegu, nogi opierają o swoje kontenery. Pozostali teżtrrymająnogi w g rę' od zrnstll minęła doba. Cały czasw marszu. Co trzy, cztery godztrry stajemy na kwadransodpocąrnku' Dw ch obserwrrje sytuację' dw ch wJrruszana zwiad. Reszta kładĄe się na plecach i z miejsca zasy_pia. Carl de la Duchesse odrzucił $owę' spod rozpięteJkurtki wypływa obłoczek pary' Płatek śniegu o nadmły-czaj regularnych kształtach powoli opadł najego odsłonię_

78

IVAKWARIUM

tego gardło i zaraz się rozpł5m$, oc.zy mi się kleją. Jakbyktoś nasypał popiohr pod powie}ri. Dobrze by było zmrur-Żyć, oczy' zamknąć je i nie otwierać jakieś sześćset minut.

Dow dca gnrpy trze podbr dek, zły znak' Jest w par-szywym humorze' I zastępca jego Piącha też ponury.W kierunku węzla łączności armii pancernej sunęło r w_nocześnie z r Żnych stron pięć gnrp dywersyjnych. Roz-kazbył prosty: ci' kt tzy do trzeciej nad ranem zdołajądotrzeć do węzła, o godzinie 3.4o ruszą do ataku. Ci,kt rzy rne zdĘą rua czas nie wezmą udziału w akcji'obejdąwęzeł łączności wielkim fukiem, po czyrn ruszą donastępnego celu. Nasza 43. grupa rne zdąĘła. Dlate$oPonury jest dow dca. Z oddali dobiegają odgłosy wybu-ch w i długie serie z broni masąmowej. To znaczy, Żestrzelają z bliskiej odległości. Dystans zerow. Co naj-mniej trzy grupy dotarĘ na czas. Ale choćby zdąiryłatylko jedna grupa, zdjęła wartę i pojawiła się w węź|ełączrrości u schyłku lodowatej nieprzytulnej nocy'..o, jedna grupa może masę zwojować przeciur węzłowilączności, ogrzanemu w ciepłych kontenerach, przeciwspasionym łącznościowcom-okularnikom' przeciw roz-pustnym i zawistnym telegrafistkom. Przykro dow dcy,że jego żohtierze fie zdą.żryli do tak ponętnego celu. Jestprzekonany, Że grupa lejtnanta Złego dotarła na czas.Pewnie i starszy sierżant Rek zdąĘł swoich chwat wdoprowadzić na miejsce. Rek, to znaczy Rekin. Starszyslerżant ma zęby ostre' mocne, ale nier wne, jakby rosłyW dw ch rządach. Dlatego właśnie obdarzono go mia-nem Rekina' Arnoże nie tylko dlatego. Zgrzyta nasz do-w dca zębami. Jest oczywiste, że dzisiaj grupie nie po-

i puści' Trzyrrrać się, dupywołowe.{

Page 39: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

dają w pułapki. Batalion stracił już dziesiątki grup dy-wersfrnych. Nie wiemy, ile. Co noc otrz5rmujemy zrzuĘloheicze: amunicję, ładunki wybuchowe, Żyumość, cza-sem spirytus' Taka troskliwość moŻe oznaczać tylko jed-no: nie zostało nas wielu. W Ęch dniach grupa wykryłalinię radiotelefoniczną' o kt rej istnieniu nasz sztab niemiał dotąd pojęcia. Badając kierunek anten nadawczychiodbiorczychgrupaz|oka)tzowałateŻpotęŻnywęzełłącz-ności i punkt dowodzenia zapleczem' Piątego dnia ope-racji grupa po raz pierwszy uruchomiła nadajnik' byzakomunikować o swoim odkryciu. Gł wnodowodzącyl3' Armii osobiście wyraził nam podziękowarrie, po cz'rmrozkazał wycofać się z tego rejonu. Z pewnością zostałobrobiony rakietamj, albo lotnictwem. Si dmego dniagrupa połączyrła się Ż czterema innymi, t'worząc oddzLałdywersyjny kapitana o przezwiskuCzurarĘ Zbędny. od-dział w pełnym składzie przeprowadził atak na lotrris-ko, i to podczas ćwiczebnego startu pułku myśliwskiego.Bez strat oddalił się od prześladowc w i rozbił się nadrobne grupki. Nasza dotychczasowa 43. grupa chwilo-wo nie istniała' rozbita na dwie: 43-l. i 43-2. Teraz po-łączyły się na nowo. Ale z akĘwnej pracy na razie nici:śmiglowce w powietrzu, posterunki na drogach, zasadz-ki w lasach' pułapki wok ł obiekt w strategicznych.A mimo to robimy swoją robotę: 8. Gwardyjska ArmiaPancerna sparalżowana niemal w stu procentach - za-miast prowadzić operacje bojowe zajmuje się wyłapywa-niem dywersant w na własnych tyłach.

Dnefi dobiega korica. Przez caĄdobę nikt nas nie nie-pokoił. Wypoczęliśmy. Nasza grupa pozostaje niewykryta'bowiem dow dca jest przebie$y jak wĘ. okaz:uje się' żewoĘą nari właśnie wąŻ. Wytropił nieprą1'acielski maga-zyn amunicji, i pod tym magazynem koczujemy od trzechdni. Tutaj zaloĘ|tśmy swoją bazę' tu przechowujemy całyciężki sprzęt. A po nocach cąść grupy bez zbędnego ob-ciąlenia wyrusza na dalekie wypady' dokonuje śmiałychnapaści, wTaca dobazy' Wszystkie pozostałe grupy' kt reukrywały się w nieprzebytych borach dawno juŻ zostalywytrzebione'A my się jeszcze trą;mamy. Tnrdno'przeciw-nikom wyobranć sobie, Że rlasząbazę mająpod samym

80

AKWARIUM

bokiem, i dlatego helikoptery nam nie dokuczają. A nazasadzki i posterunki trzeba uvł ażać.- No jak' dupy wołowe? Gotowi?Grupa stoi gotowa do wymarszu' NarĘ przypięte' pa-

sy i zaciski sprawdzone.- Podskoki.Przed wyruszeniem na akcje kaŻdy musi podskoczyć

kilka razy w miejscu, sprawdzić, czy rljc nie brzęczy._ JuŻ czas. Naprz d.

-1 x\Ułuchaj. Szopen' wyobraŹ sobie, że jesteśmy napraw-dę na wojnie. Zastępca dow dcy zglur:aJ.' a dow dca maprzestrze|oną nogę. Ciągnąć go ze sobą, to wyrok nacałą grupę, porzucić go, to samo. Nieprzyjaciel zmusi godo gadania, choćby miał mu wycinać wątrobę po kawał-ku. Specnaz nie wie, co to ewakuacja' Wyobraź sobię,Szopen, Że przeja}eś dowodzenie grupą. Co pocznieszz rannym dow dcą?

Szopen bez słowa sięga do niewielkiej kieszonki na rę-kawie i wyciąga jednorazową sb:zykawkę: Błoga Śmierć.

- Bardzo dobrze, Szopen. Na wojnie mamy jedynyspos b przeĘcia: zabijając swoich rannych własnoręcz-nle. - W notesie wpisuję kolejny plus.

Mija siedemnasty dzieri od zrzlltu. Aktyv'me dzlałanlaprowadzi już tylko pięć, sześć gnrp Specnazu, w tymnasza. Grupa Rekina, grupa kapitana Złego daumo jużwpadły. Dow dca 43. wyczuwa to sz stym zmysłem.Zar wno Rekin, jak Zły' to jego pr4ljaciele i rywale.Pewnie lejtnant Wąż myśli o nich w tej chwili, bo leciut-kl uśmiech pojawilsię na jego Łwar4l.- Gotowi? Podskoki. Dobra' Naprz d chłopcy'JuŻ.tńe m wi na swoich żołnierzy .d'py wołowe''.

Page 40: Wiktor Suworow - Akwarium

tt

Rozdział 4

TIIaę po czerwonFn dywanie. Nie bylo mnie tutaj 23 dni.odmtyczajłem się od ciszy, od dywan w, od ciepełka.Znń-czalcrn. W og le człowiek bardzn szybko dztczeje i powra-ca do świata zulierząt łatwo i lekko, bez żadrtych opoI w'

Na korytarzu w sztabie cisza t spok j. Wszyscy syci,wyT)ucowan7' tlłłarze starannie wygolone. Zadnego zzięb-niętego chrypienia dow dcy anl niecierpliwego skowytups w na chwilę przed spuszczeniem 7E smyczy.

Naszą43. grupę dywersyjnąpojmano jako jednąz osta-tnich. Otoczono, zapędzono w wąw z. Wszystko jak naprawdziwej woJnie. I psy byty prawdziwe. AprzecieŻ cz\^rc-r onoŻny pr Ąaciel człowieka rrle wldzi żadnej r żmicy : pr a-wdzlwa to nagonka, czy ćwicz.ebna... Jeden czort'

Zwnrry, sprawny szeregovriec Kariczug nawet z tychtarapat w ur5rszedl obronną ręką. Jego pierwszego odbiliod grupy i popędzili w stronę rz'eki. I-ody właśnie ruszy-ły, więc chcieli go dopaść na brzegu' Ale Kar1czugzrzuciłkurtkę' cisnął karabirr - i popĘmął' lawirując międzykrą. Nie posłano helikoptera za jednym uciekinierem, a]epsy - nie w ciemię bite _ skakać do wody nie chciały. Poczterech dniach wr cił do koszar swojego batalionu' doreszĘ wynędzntały, w granatowym milicyjnym sąrnelu.

82

AKWARIUM

Ukradl. ZatenrycTyr: nagrodzono go stopniem sierżan-ta i piębrastodniowym urlopem. W batalionie nie on je-den taki chwat. Wracają pojed1mczo, na połamanychnartach, w poszarpanych kurtkach, krwawiąc z rarr.

Naszą rupę pojmano w $łębokim wąwozie, odcinaJącjej wszystkie drogi odwrotu. PrzywTezlono nas do ko-szar pułku MWD. Powitali jak starych kumpli' v{warTy-li w łźni, nakarmili, dobę dali się odespać. Dla schwy-tanych zawczasu wydzlelono osobny barak i lazaret ob-sługiwał wyłącznie nas.

W łaźnlŻohtierze MWD spoglądają na nas z szaclun-kiem i przetażeniem: szkielety.

_ CięŻka sfużba przypladła wam chłopcy w udziale.Nikt nie oponuje. CięŻka. ^Ifle, Że kaŻdy rok w formacji

Specnazu liczy się za p łtora roku sfużby. odsfużyszdziesięć lat _ zapiszą piętnaście. Odpowlednio płacą nampo p łtorej pensji, płacą za skoki' płacą specjalny doda-tek za kaŻdy dzlei w terenie. A sadełko niebawem stęza'wiĘe. odespałem zaleglości. Wypocząłem. I oto zno-wrr stąram po miękkim dywanie' Sztab wita mnie żar-cikami:

- opowledz, Witla, jak stę odchudzałeś.- Ej' zwladowca, gdzieś się tak opallł?Twarz mam ogorzałą od lr'Troz1;^, wiatr w i bezlitosnego

zimoviego słorica. Warśi czaxrlle, spękane' Nos się łuszczy.- Hej' stary, może w niedzielę na narĘźTo okrutny żart. Takich Żart w nie trawlę. W og le po

zaprawie w Specnazie naJbardziej nienawtdzę tych, codobrowolnie przypinają narty, ot tak, bo nle mająricze-go lepszego do roboty.

Udaję się do szefa wywladu._ Czy można? Towarzyszu podpułkowniku! o, prze-

praszam...Na nowiutkich epoletach Krawcowa błyszczą zamlast

dw ch - po trzy gwiazdkl.- Towarzyszu pułkowniku, starszy leJtnant Suworow

melduje powr t z zadarld'a ćwiczebno-boJowego!_ Cześć.- Czołem, towarąrszu pułkowniku! Proszę plzy1ąć

moje gratulacje .

Page 41: Wiktor Suworow - Akwarium

tsWIKTOR SUWOROW

- Dziękuję. Siadaj. _ Patrzy na moją wychudzoną gę-bę' - Nieźle cię obciosało. Wyspałeś się?

- Takjest.- Tutaj dużo pracy. P ki cię nie było, sporo zaszło na

świecie' Wszystko zdĘyłeś zapomnieć?- Starałem się powtarzać wszystko w pamięci.'.- Mam przepytać?- Proszę'- Spangdahlem.J Spangdahlern:baza lotnicza Sił Powietrznych Stan w

Zjednocznnych w Niemczęch Zachodnich. 25 kilometr wna p łnoc od miasta Trier' Stała baza' 52. TakĘcznegoSkrzydła Myśliwc w. Siedemdziesiąt dwa myśliwce RF-4.Jeden pas startowy. Dhrgość: 3.o5o metr w. Szerokość:45 metr w. W skład skrzydła wchodzl...

- Wystarczy. MoŻesz odmaszerować.

-1 II\,\Jwiat zmienia się w tempie bĘskawicznyIn. Przez 23dni nie miałem dostępu do informacji, i oto |eŻąprzedemną grube teczk7 komunikat w, rozkaz w, szyfr wek.Wiem dobrze, Że szef wywiadu nie chciał urazić mojejambicji i zadał łatwe pytanie dotyczące obiektu stałego'bazy lotniczej. Gdyby Spytał na przykład o 6. Zmotoryzo-waną Dywtzję Piechoty Bundeswehry' to nieuchronnieznalazłbyrn się w kropce. Sytuację trzeba obserwowaćz dnia na dzien, na gorąco, w przeciwnym razie zrnie-

,

niasz się w kolporter a zdezaktualizowanych informacji. .'A więc..' ,,Ściśle tajne: agentura wywiadu Białonrskiegookręgu Wojskowego wykryła wzmocnienie ochrony wy-rzlltni rakiet Pershing na terytorium RFN...''; 'Ściśle taj-ne: Piąty Wydzlal Zarządu Wynriadowczego FloĘ Bał-tyckiej zanotował całkowitą zmianę systemu kodowaniaw rządovłYch i wojskowych kartałach łączności w Da-nii'..''; ',Sciśle tajne: wywiad Sztabu Generalnego stwier-dzlł'''": ',Sciśle tajne: wyriad l l. Armii Gwardyjskiej Bał-tyckiego okręgu Wojskowego na ter5rtorium RFN zareje-strował prace przy budowie szyb w dla min jądrowych.Rozkazuję szefowi I|Zarządll Gł wnego Sztabu General-

84

AKWARruM

nego' szefom wywiad w GSWG, SGW cGW-, BaĘckie-go, Białoruskiego i Karpackiego okręg w WojskowychpołoŻyć szczeg lny nacisk na zbieranie wszelkich infor-macji odnośnie systemu min jądrowych na terytoriumRFN. Szef Sztabu Generalnego generał armii Kulikow...''

Dwadzieściatrzy dni temu nikt nie miał zielone o poję-cia o minach jądrowych... A w tej chwili kolosalrre siływyuiadu agenturalnego rzucono z zadariem roą)racowa-nia tęo tajemniczego systemu zachodniej obrony. Zm1e-nia się także obl.icze naszej armii: 'Tajne: wyniki ekspery-mentalnych ćwiczert 8. Powietrzno-Szturmowej BrygadyZabajkalskiego okręgu Wojskowego...'' Przed dwudziesto-ma trzema dniami takie brygady w og le nie istrriały..',,ŚciśIe tajne: rozkazĄęwprowadzić do uzbrojenia artyle-rii przeciwpancernej wyrzutnię Malutka-M z triangulacyj-n5rm systemem naprowadzaria. Minister obrony marsza-łekZwiapku Radzieckiego A. Greczko."; ,,Ściśle tajne: wy-łączn1e do wiadomości oficer w Specnazu'.' Dochodzeniew spraw'ie śmierci kursant w-obcokrajowc w z odeskie-go Specjalnego ośrodka Trenirrgowego Specnazu podczasćwiczebnych walk z <kukłamił ... RozkazlĄę nasilić kontro-lę i ochronę... Zwr cić szczeg lnąuwagę''.''

Tenrozkaz czytarn trzykrotnie. Jasne, jak należy po-stępować z ',kukł{, jak ją przechowywać i ochraniać'Ęlko niejasne, co to takiego - ,'kukła'''

c w i "g"rt#;Specnazu. My, radzieccy żnhlrierze Ęch jednostek, rozpo-

czniemy dzialarna dopiero podczas wojny, a ci chłopcy,tozrzLlceni po caĘrm świecie, już dzilś sąw akcji' Bohater-sko umierają za swoje światłe ideały, nawet nie podejrze-wając' że sąw szeregach Specnazu. Zdumiewający ludzie!My ich trenujemy, tracimy miliony na ich utrzyrnanie,rzucamy na szalę reputację naszego paristwa, a ciuvłaŻa-Ją że sąniezdeżrn. Trudno sobie z nimi poradzić. ZjeŻdŻa-

* Kryptonimy radzieckich sił zbrojnych stacjonującychPolsce i Czechosłowacji [przyp. tłum'l.

L-A'

w NRD,

85

Page 42: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

jąc do nas na szkolenie przynosząz'e sobąducha zadn-wiającej zachodniej beztroski. Są naivłri jak dzieci i wiel-koduszni jak bohaterowie powieści. W ich sercach płonieogiefl, a w $owach mętlik przesąd w. Podobno niekt rzyuwaŻają ż.e nie wolno zabljaćhldnpodczas wesela, a innisązdania, Żenie wolreo zabljać podczas pogrzebu. Dziwa-cy, WzecieŻ cmentarz wymyślono dla umrzyk w.

Specjalny ośrodek Treningowy ma Za zadanię wybićim te romantyczne gfupoty z gł w. Też szczlje się ichpsami' teŻ zmusza się do biegania po rozŻarzonych wę-$lach. Ucząic}: nie bać się wysokości, krwi, szybkości,nie lękać się śmierci. Ci chłopcy nie raz demonstrująświatu swoją pogardę wobec śmierci, cudzej i wlasnej'gdy w okamgnieniu opanowują samolot lub ambasadę.Specjalny ośrodek lczy ich sztuki zabijania. Ucz5r, jakzabić umiejętnie, spokojnie, z przyjemnością. Ale co teżw tym programie może się kryć pod słowem ,,kukła''?

Nasz system ochrony tajemnic wojskowych zostałudoskonalony, dopracowany do perfekcji. Likwidujemytych' kt r5rm może się coś zbytecznego w}psn4ć: otacza-my ścisłą tajemnicą kolosalną liczbę fakt w, często niebędących Żadrrą rewelacj ą. StrzeŻemy sekret w poprzezszczeg lrjy system selekcji os b, poprzez system upo-waŻrlieil, poprzez system pionowego i poziomego ogra-niczania dostępu do ściśle tajnych informacji.1 Na ichsttaży stojąwartownicy, psy, urządzenia alarmowe, sej-fy, pieczęcie' pancerne drzwi, totabra cenzura. Strzeżeich specjalnie w tym celu opracowany język' szczeg |nyŻargon. Jeże|i ktoś potrafi nawet wedrzeć się do naszychsejf w, to i tak niewiele zdoła zrozumieć.

Kiedy m wimy o wrogach, używamy normalnych, po-wszechnie zrozumiałych określeri: rakieta, glovdca jądro-wa, brori chemiczna, dywersant, szpieg. O naszych m -wimy: 'wyr b Gcz", ,,spec. brori" ,,Specnaz", "specjalneżr dło". Wiele termin w posiada po kilka znaczeit. W za-leżrości od kontekstu słowo ',czystka'' moŻe ozrtaczaćwy-rzucenie z parti| albo masową eksterminację ludności.

Jedno normalne słowo może mleć wiele żargonowychs1monim w. Radzieckich dywersant w moŻrta nazuraćo$ lrrikowo Specnaz, a|e też m wi się o nich ,,$łęboki

86

AKWARJUM

zwiad",,,turyści'',',ciekawscy'',,,rajdowcy" . C ż więc kfi esię w tej terminologii za enigmatycznym pojęciem ,,ku-kĘ"? Czy ,,kukły'' stosuje slę r wnież w szkoleniu ra-dzieckich żohtherzy, czy jest to przywilej zatezeriuowanyd|a ząrarticznych kursant w? Czy istniały przedtem,czy teŻ jest to innowacja, podobnie jak brygady powietrz-no-szturmowe?

Zamykarn teczkę Z mocn5rrn postanowieniem dowie-dzieć się znaczerr'ia tego dziwnego terminu. Jest ĘlkoJeden spos b: udawać' że wiem, w czymtzecz, i czekać,ażktoś naprawdę poinformowany niechcący wygada ja-kiś dodatkow szczeg ł. Czasem starczy mały detal, bydomyślić się reszty.

-1 IV\\Jpos b zakamuflowania 296. samodzielnego batalionurozpoznania Specnazu dowodzi znajomości tzeczy, wręczpewnego gustu' W skład 13. Armii wchodzi pułk łączno-ści' obshrgujący sztab i punkty dowodzenia. Przez tenpułk bezustannie przepływają informacje wagi par1stwo-wej, i dlatego jest szczeg lnie chroniony. Na terenie pułkuznajduje się wydzielony obszar - i tam właśnie stacjonujenasz batalion' Wszyscy d5noversarrci noszą mundury wojskłączności. Wszystkie ciężar wki batalionowe rnają zam-knięte budy' jak pojazdy łącznościowc w. Postrorrny ob-serwator zavwaĄr pułk łączności i nic poza Ęrlr. Co wię-cej, nawet w sam1rrn pułku większość żo}rierzy i oficer wJest przekona.na, że w jego skład wchod?Ą" W zulyczaj-ne bataliony łączności, oraz jeden wydzielony, specjalniechroniony; pewnie rządowa sieć komunikacfina.

R wnież w samym batalionie niemało jest tajemnic'Wlelu komandos w Specnazu sądzi, Że bata|ion |iczytrzy kompanie spadochronowe, składające się ze mvy-czajnych' tyle Że silnych i bardzo odpornych Żołnierzy.Dopiero teraz dowiedziałem się, że jest inaczej ' Pr cztrzech kompanii jest jeszcze pluton specjalny, zloŻonywyłącznie z zawodowc w. Pluton stacjonuje osobno,z dala od batalionu. Jest przezflaczony do wykonywaniaozczeg lnie trudnych zadafl. O jego istnieniu dowiedzia-

87

Page 43: Wiktor Suworow - Akwarium

l"WIKTOR SUWOROW

łem się tylko dlatego, Żejako oficerowi informacji pole-cono mi szkolić tych ludzi w zakresie mojej specjalno-ści: prawidłowego i szybkiego odnajdywania waŻnychobiekt w na terytorium przeciwnika. Po raz pierwszyudaję się do specjalnego plutonu i mam lekką tremę.Wiezie mnie osobiście pułkownik Krawcow. On dokonamojej prezentacji.

_ Zgadnij' jaki kamuflaż w5rmyśliliśmy dla tego plu-tonu?

- Towarzyszu pułkowniku, to przekracza moje możli-wości' Nie mogę przeprowadzić analrizy nie posiadającżadnych element w.

_ Postaraj się mimo wszystko. Będzie to test na inte-ligencję. Przedstaw sobie, jak wyglądają, masz przecieŻwystarczającą wyobraźrię, po czym postaw się na miej-scu szefa wywiadu 13. Armii 1 spr buj ich wykryć.

- Powinni być doskonale obeznani z terenem, na kt -

rym przy1dzie im działać, dlatego muszą często fieŻ-dŻać za granicę. Powlnni być świetnie wytrenowani...Gdyby to ode mnie zaLeizało, towarzyszu pułkowniku,zmontowałbym z nich drużynę sportową. Kamuflaż, mo-żliwość częstych podr Ę ząraricznych'..

- Słusznie! - śmieje się Krawcow. - Proste jak drut.|J clao dzą za drużzynę CWKS : spado chroni ar ze, bie $acze,strzelcy, bokser4l, zapaśnicy. Każda armia i każda flotama podobną KaŻdy okręg wojskowy, eskadra czy zgru-powanie mająjeszcze silniejsze i lepiej wytrenowane eki-py sportowe. Pieniędzy na rozul j sportu nie żafujemy.A gdzie byś umieścił ośrodek kondycfiny naszych ,'spor-towc w"?

- W Dubrowicy.Jest wywiadowcą. Potrafi się opanować' Ęlko zęby

zgrzytnęły, i mięśnie szczęk zadrgały.- Dlaczego właśnie w Dubrowic/.2- Kochana 13. Armia dysponuje tylko jednym kar-

nym'batalionem dla niepokornych: w Dubrowicy. Wię-zienie wojskowe. Z naszej dywizji często wygarniali żoł-nierzyk w na zwiedzanie tego ośrodka. Wysokie płoty'wściekłe psy, gęste zasieki z drutu kolczastego. Dośćwydzielić jeden sektor: idealne miejsce na najbardziej

88

AKWARIUM

tajne obiekLy. Ludzi rnoŻna przywozić w więziennychbudach, nikt nawet rie zauwłĘ...

- A mało to w naszej 13' Armii dobrze strzeŻonychobiekt v/7 Na przykład APRTB-...

- W APRTB nie ma miejsca dla ,,kukieł", towarzyszupułkowniku...

Posłał mi tylko dfugie' ciężkie spojrzenie, ale nie po-wiedział ani słowa.

rT\ vl yn<o w jesienną noc można ljtzećtyle gwiazd. T}lkozLmą, wrześniową nocą wybijają się tak wrażnie, jakbysrebrne pluskiewki na czarnym aksamicie.

Ileż ich patrzy na nas z zirrrr:ei czarnej otchłani! Jeślispojrz5rmy na Wielką Niedźwiedzicę, to tuż koło jasnejgwtazdy' tejprzy załamarlj'u dyszla, rnoŻna dostrzec jed-ną gwiazdkę zupełnie malutką. Być rnoŻe wcale nie jestmalutka' lecz po prostu bardzo oddalona' Być może jestto wielkie świecidło otoczone dziesiątkami planet. A mo-że to galaktyka' z miliardami gwiazd...

Nie jesteśmy sami we Wszechświecie' to oczywiste.W kosmosie są miliardy planet, bardzo podobnych donaszej. Na jakiej podstawie mielibyśmy lważać, że sta-nowimy wyjątek? Nie jesteśmy wyjątkiem. Jesteśmy ta-cy sami, jak wszyscy inni' Możemy się r żnić co najwy_żej kształtem i kolorem oczu. Mieszka cy jednej planetymająoczy błękitne' jak pułkownik Krawcow, ktoś irrnyma oczy zielone, tr jkątne' z odcieniem szmaragdu. Alena tym, najwyraźnlej, koi:'czą się wszelkie r żnice. Podkażdym względem jesteśmy jednakowi - co jeden tozurierzę. Naturalnie' bywają r Żne zwierzęta: myślące'cywilŻowane i bezmyślne. Jedne r Żnią się od drugichtym, że starają się zamaskować swoją młierzęcą natu-rę. Dop ki mamy dość żyvrności, ciepła i samic, dop tystać nas na dobroć i wsp łczucie. Ale gdy tylko natura

* Armiejskaja Podwiżnaja Rakieto_Tiechniczeskaja Baza _ jednost-ka odpowiedziafna za transport, składowanie i obsfugę technicznąpoctsk w rakietowych [przyp. tłum.l.

7 - Akwar u

Page 44: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

i los stawiają sprawę na ostrzu noza - jedenrnaprzeŻyć,drugi zdechnąć - bez wahania wpijamy się poż łkłymikłami w gardło sąsiada, brata, matki.

Każdy z nas jest bestią. Ja _ z pewnością, i nie staramsię tego ukryć' I mieszkaniec dwunastej planety krryą-cej wok ł pomaraitczowego słorica, zagubiony w otchła-ni bezimiennej galaktyki - to r wnieŻ zwierz, tyle że uda-je dobrego. I szef wywiadu 13. Armii pułkownik Kraw-cow to teŻ zvłierzę. To bestia, jakich mało. O' siedzi sobieprzy ognisku, patykiem Żar rozgarnia. Niewysoki, zadba-ny' przystojna młoda Lllłarz, z |ekka wyniosła. Szeroki,ujmujący uśmiech, ale kąciki ust zawsze trochę opusz-czofle: ozrtaka opanowania i determinacji. Druzgocące,przenikliwe spojrzenie sprawia, Że rozrn wca zaczymamnrgać, spuszczać wzrok. Wypielęgnowane, nieproleta-riackie dłonie. W szlifach pułkownikabardzo mu do twa-rzy. Ludzie jego pokroju miewają czasem dziwacznes kłonno ś ci. Nie kt rzy zbier aj ą pono ć zar dzewiałe kopiej -

ki. Ciekawe, jaką pasję ma nasz pułkownik? Dla mnie,dla nas wszystkich jest prawdziwą zagadką. Wiemyo nim bardzo mało; on wie o każdym z nas wszystko. Tomłierzę. Niepozorne, krwiożercze, śmiertelrrie niebezpie-czne. Wie, czego chce, i zrnierza prosto do celu. Zndmjego gwiazdę przewodnią. Na imię jej WŁADZA.

Siedzi przy ognisku i czerwone odblaski miotają siępo jego męskiej twarzy' Czarny regularny profil. Czer_wone cienie. Nlc więcej. Żadnychprzejść. Żadnych kom-promis w. Jeśli popełnię choć jeden błąd, zgnieciemnie, zniszczy' JeŻeli go oszukam' wyczyta to z moichoczu' PotęŻny łeb.

_ Suworow, chcesz o coś zapytać?Jesteśmy sami przy ognisku, w niewielkiej zapadlinie

zagubionej w bezkresnym stepie. Nasz samoch d stolukryty w zaroślach, kierowca odpoczywa. Czeka nasdługa jesienna noc.

- Tak, towarzyszu pułkowniku' dawniej już chciałemwas zapytać... Macie pod swoimi rozkazarni setki mło-dych, sensownych, doskonale zapowiadających się ofi-cer w, świetnie wyszkolonych, o wykwintnych manie-rach... A ja jestem chłop, nie czytałem wielu ksiąlek'

90

AKWARIUM

o kt rych m wicie, nie jest mi łatwo w waszyln kręgu..'Nie interesują mnie pisarze i ma|arzę, kt r5rmi lvy sięzachwycacie... Dlaczego wybraliście właśnle mnie?

Dfugo Wząta się przy czajniku, najpewniej zastana-wiając się' czy ma powiedzieć jak zwykle coś o mojejpracowitości i pojętności, czy wyłoĘć prawdziwe powo-dy. W czajniku warzy morderczy nap j: mieszankę kawyz koniakiem. Wypijesz, i przez dobę oka rie zmnlĘsz'

- Powiem ci, Wiktor, całą prawdę, bo sam ją rozu-miesz, bo trudno cię oszukać, bo powinieneś ją znać.Ży1erny w okrutnym świecie. Jed5ma szansa przeżycia' topiąć się do g ry. JeŻeli staniesz w miejscu, stoczysz sięw d ł i zatratują cię ludzie, kt rzy po twoich gnatachgramolą się wnllyŻ. Nasz świat to krwawa bezkompro-misowa walka system w, a zarazem walka jednostek.W tej walce kaŻdy potrzebuje pomocy i wsparcia. Ja teŻpotrzebuję pomocnik w, zdecydowanych na wszystko,gotowych w imię zwycięstwa podjąć śmiertelne ryĄrko.Muszę mieć pewność, Że n1e zdradząmnie w najtnrdniej-szej chwili' Aby to osiągnąć, istnieje tylko jeden spos b:wybierać pomocnik w z samych doł w. Za'wdzięczaszmiwszystko i jeżeli mnie wywalą, to wyvaląr wnieŻ ciebie.Jeśli wszystko utracę, to i ty stracisz wszystko. Wyciąg-ndem cię z tłumu nie Z uwagi na twoje zdolności, leczdlatego, że jesteś człowiekiem z thrmu. Nie jesteś niko-mu potrzebny. Wystar czy, że coś mi się przydarzy, 7 zlo-wu wylądujesz w tłumie, tracąc władzę i przywileje. Tenspos b doboru pomocnik w i ochrony osobistej jest sta-ry jak świat. Tak postępowali wszyscy władcy. Zdradziszmnie, stracisz wszystko. Mnie dokładnie tak samo wyło-Wlono z motłochu. M j protektor pcha się do g ry i ciąg-nle mnie za sobą. Licząc na moje wsparcie w każdejeytuacji. Jeżeli on zginie, komu będę potrzebny?- Wasz protektor to generał-lejtnant Obaturow?- Tak. Wzia} mnie do swojej grupy' kiedy był jeszcze

maJorem, a ja lejtnantem... Niezbyt fortunnym.- Ale i on komuś sh]Ty.Jego też ktoś ciągnie w g rę?- Ma się rozumieć. Ale to juŻ nie twoja sprawa' Mo-

żesz być pewny, że jesteś w odpowiedniej $rupie i Że

$enerał-lejtnant Obaturow ma wpływowych protekto-

9l

Page 45: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

r w w Sztabie Generalnym. Ale ja Zr:ann cię dobrze, Su-worow' Czuję, Żę nie tu cię boli' W czyrn rzecz?

- Opowiedzcie mi o Akwarium._ To też już wiesz? Tego słowa nie mogłeś nigdzie

usłyszeć. Zlaczy, gdzieś je widziałeś' Zaraz, Zaraz' po-wiem ci, $dzie je widziałeś.

- Na odwrocie portretu.- Ach tam? Sfuchaj uwaŻlie, Suworow: nigdy nikogo

o to nie pytaj. Akwarium zbyt powaimie trakĘe własnetajemnice' T\ zapytasz, a oni wezmącię na hak. Nie, ja nieżartuję. Za Żebro, i w g rę. Nie powinienem ci m wić o Ak-warium' M głbyś opowiedzieć to komuś, a on jeszcze ko-muś, potem nastanie moment, gdy wypadki potoczą sięinaczej i kogoś aresztują dowiedzą się, gdzie usĘszał tosłowo, on wskaże ciebie, a ty mnre.

- Sądzicie' że jeśli zaczną mnie torturować, sypnęwasze nazwisko?!

- Co do tego nie mam wątpliwości' iĘ teŻ rnożeszbyćpewny' Ęlko Bfupcy powiadają ze twardy wyŁrz5rmuje natorturach, a słabeusz pęka. Bzdury. Po prostu sĄ-dobrzyoficerowie śledczy aJbo źIi. Akwarium ma dobrych śled-c4rch... Jeże|i traJisz na konweje r, przyznasz się do wszys-tkiego' Ączrie z tyn, czego nigdy nie było... Ale.'. ja wie-rzę, Wiktor, żr arlj ty' ani ja nie wylądujemy na konweje-rze, i dlate$o powiem ci coś niecoś o Akwarium''.

_ Co za rybki tam pływają?- T\rlko jeden gatunek: pirame.- Pracowaliście w Akwarium?- Nie, ominal mnie ten zaszczyt. Może kiedyś,w przy-

szłości... pewnie uwaŻają, że nie mam jeszcze dość ost-rych zęb w' No więc słuchaj. Akwarium to centralnygmach II Zarządu Gł vrnego Sztabu Generalnego, zl|a-czy się Gł wnego Zarządu Wywiadowczego GRU. Wy-wiad wojskowy istnieje pod r Żnyrni nazwarni od 2Ipaździernlka l9l8 roku' W ow5rm czasie Armia Czer-wona stanowiła juŻ potężny organizm. Armią kierowałSztab Generalny, jej m zg' Ale posunięcia Sztabu ce-chowała powolność i brak precyzjl: orgarljzrn był ślepyi głuchy. Wszelkich informacji dotyczących przeciwnikadostarczała CzK. To tak' jakby m zg rejestrował infor-

92

AKWARTUM

macje przekazywane nie ptzez własrle oczy i uszy, |eczdostarczane z zewnątrz. A i czekiści Zawsze traktowalizapotrzebowania pochodzące od wojska jako drugorzęd-ne. Inaczej zresztąbyć nie moŻe; tajna policja ma swojepriorytety, a Sztab Generalny swoje. I choćby nie wiemile dostarczano mu informacji, nigdy nie będzie dość.Wyobraź sobie, że następuje fiasko operacji. Kogo po-ciągnąć do odpowiedzialności? Sztab Generalny zawszemoże powiedzieć' Że rlje miał odpowiednich informacjio przeciwniku, i stąd klapa. I zanvsze będzie miał sfusz-ność, bowiem choćbyś na$romadził diabli wiedzą iledanych, szef Sztabu Generalnego zawsze rnożę zadać cijeszcze milion pytari, kt re pozostaną bez odpowiedzi.oto pow d, dla kt rego zdecydowano przekazaćwywiadwojskowy w jego ręce' od tej chwili jeżeli brakuje infor-macji, sprawa jest jasna: jest to wina samego Sztabu.

- I KGB nigdy nie daąyło do przejęcia kontroli nad GRU?- Za'wsze. R wnież dziś. Jeden razudało się to Jeżowo-

wi: był jednocześnie szefem NIflVD i wywiadu wojskowe-go. Zapłactł za to własną głową skupił w swoich rękachzbyt wielką władzę. Posiadał wyłączną kontrolę całej tajnejdziałalności' W oczach najwyŻszego kierownictwa jest tostraszliwy monopol. Dop ki istnieją prąrnajmniej dwietajne organizaqe' toczące między sobą skrytą walkę, do-p Ę możma nie obawiać się spisku w łonie jednej z nic}a.P ki są dwie organŻaĘe, działa prawo konkurencji i obielepiej pracują. Dzle ' w kt rym jedna z nl:ch pochłonied^gą będzie ostatnim dniem istnienia Politbiura. AlePolitbiuro do tego nie dopuścl. Działalność KGB ograriczasię do wrogich orgarrizacjl Wewnątrz kraju MWD wyko-nuje bardzo podobną robotę. MWD i KGB gotowe są po-żreć się wzajemnie. Ponadto w kraju funkcjonuje jeszczejedna tajna policja: Kontrola Ludowa' stalin' nim zostałdyktatorem, stał na cze|e tej właśnie insĘrtucji' A za gra-nicą prze ciwwagę dla tajnej działalności KGB stanowi Ak-warium' GRU i KGB toczą nieustanną walkę o Źr dła in-formacji, i dlatego obie insĘrtucje odnoszą takie sukcesy'

Milczę, trawiąc wszystko, co usłyszałem' Przede mnądfuga noc. Trzydzieści metr w od nas w wierzbinie ukryĘjest wielki nadmuchiwany model rakiety Pershing - do-

93

Page 46: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR suwoRow

kładna kopia amerykar1skiego oryginału. Ubiegłej nocycały batalton Specnazu zrzucono niewielkimi grupkamiz dala od tego miejsca. Zaurody. Marszmta - 3O7 kilome-tr w. Na trasie pięć punkt w kontrolnych: rakieĘ, radar,sztab. Grupa, kt ra pierwsza'prznbędĄe ten dystans wy-krywając wszystkie obiekty i komunikując ich dokładnewsp łrzędne, otrzymuje urlop i złoly zegarek dla każdego.Wszyscy ŻoŁnierze zwycięskiej grupy zostaną młodsąrmisierżantami' slerzanci - starszymi sierżantami., Prz'e-marsz grup kontrolują wyżsi oficerowie wydztahr wywia-dowczego. Sam Krawcow zwykle lata śmĘłowcernwzdłuŻtrasy, jednak dzś postanowił udać się na punkt kontrolnyi na pomocnika wybrał mnie.

- Zdaje się, że nadchodzą.- Potem pogadamy.

roŻnym J*'Eciem stacza się w d ł. Do rozpadliny bezszelesbrie jakwĘwślŻguje się gigantycnly ciefi. Płomieri ogniska w pier-wszej chwili oślepił barczystego dywersanta. Wpatruje sięw nasze Fłłatze i, rozponnjąc Krawcowa, melduje:

- Towarzyszu pułkownlku, 29. grupa rajdowa drugiejkompanii Specnazu' Dow dca sierżant Poliszczuk.

- Witamy' sierżancie.Sierżant odwraca się w stronę grupy i cicho gwiżdże,

naśladując glos susła. Po nasy1rie zarz-esz.czaĘ podeszwydywersant w. Dwaj zajmują stanouriska na gubiecie: ob-serwacja i obrona. Telegra.ffsta błyskawtcznie monĘe arr-tenę. Dwaj inrri rozciągająbrezent: pod płachtąbędzieczarował szyrfrant grupy. Zwyczajny śmiertelnik nie maprawa znać tajemnicy komunikat w, dlatego szyfrarianac7.as pracy zAwsze prąrkcywa się brezentem. W warun-kach bojowych dow dca grupy odpouriada lową ?A jegobeąIecze stwo - no i zabezpiecz-e stwo szyfr w, ma sięrozlsnieć' Gdyby grupa nrcJazła się w zagro żerljru, dow d-ca ma obowiąpek zabić sz5rfranta, a księgę kod w i apara-turę szyfnrjącązriszczyć. JeŻe|i tego nie wykona, odpowiegłową nie Ęlko on osobiście, ale r wnieŻ cała grupa.

94

AKWARIUM

KomunikatJuż gotowy' widzimy go wszyscy. Zwyczaj-na taśma filmowa z kilkoma rzędami perforacji' Wsuwasię ją prosto do radiostacji. Nadajnik jeszcze nie jestwĘcz-ony ani wyregulowany. Telegrafista śledzi wska-z wkę chronometru, i raptem wciska guzik. Radiostacjawłącza się' nastraja automatyczrl7e rlawłaściwą częstot-liwość, wciąga w swe czeluści perforowanąkliszę, 7 zamoment jąw5pluwa. Gasnąkolorowe lampki na nadaj-niku. Cały seans łączności nie trwał dłużej niż sekundę.Radiostacja dosłownie strzela ładunkiem informacji.

Szyfrant przykłada do taśmy zapa|onązapaŁkę: złośl1-wy syk - i w mgnieniu oka taśma zrika. Tylko Z wg|ą-du przypomina zulyczajny film. Spala się r wnie szybko,jak nadajnik przesyła zakodowany komunikat.

- Gotowi? Podskoki! Dobra! Naprz d marsz!ostry jest sierżant Poliszczuk, wymagający. 7-.ajeźdz1

swoją gnrpę, nte da chwili wytchnienia. Na razie wszystkogra. Ale nie m w hop' dop ki nie przeskoczysz. Co będziejeżeli grupa zdechnie po pierwszych dwustu kilometrach?Dow dcom pozostawiono dużo swobody w podejmowaniudecyĄi. Chcesz _ tnożresz zatl:zymać gnrpę. Chcesz _ poŁ Żją spać. Chcesz - r b post j co 1o minut. T$ko jeśli grupawyląduje wśr d dziesięciu najsłabszych' to jednego mo-Żesz być pewny: spadną z twoich naramierrnik w sier-żarrckie belki 1zostaniesz zdegradowany do stopnia szere-gowca; na twoje miejsce cz1l}ra już wielu chętnych.

- Towarzyszu pułkowniku' 11. grupa pierwszej kom-panii. Dow dca sierżant Stolarz.

- Witajcie, sierżancie. R bcie swoJe, nie zwracajcle nanas uwagi.

- Tak jest! NosoroŻec i Brzydkle Kaczątko, na nas54p!

- Takjest!- Rzygaczl- Rozkaz!- Dawaj Łączność._ Jest Ączność|- Gotowi? Podskoki! Dobra! Naprz d marsz!Teraz grupy posypią się jedna po dnrgiej' Tak to jest

zawsze na zawodach. Kilka grup wymyka się dalekodo przodu, następnie idzie w kr tkich odstępach - albo

il

i\

l1ri,lltt

Page 47: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR sttwoRow

i bez odstęp w _ gł wna masa' na koricu sp Źnialscy,ci, kt rzy wypadli z trasy. Niekt rzy odpoczywająprzynaszym ognisku godzinę, inni dwie' Niekt rzy stają tyl-ko na chwilę, by nawią7ać łączność, przekazać doniesie-nie - i dalej w d'ogę. Tuż koło nas kilka grup szykujesobie niewymyślną kolację. Na manewrach nie wolnorozpa|ać ogniska' i komandosi goĘą na suchym pali-wie. Ale na zawodach nie zabraria się korzystać z ognia.Na zawodach hczy się przede wszystkim dokładnośćorientacji, szybkość, pr ecyzja wy zrlaczania wsp łrzęd-nych i łączność. Reszta jest mało ważna.

od ognis ka dochodzą smakowite zapachy. Dywers ancipieką kurę. Pieką ją specjalnym sposobem: obcięli gło-wę i łapki, wypatroszyli' ale nie oskubali, oblepili grubąwarstwą mokrej gliny - i do żaru. Aromat rozrosi się nawszystkie strony. Wkr tce kura upieczona. oĘpuje sięwarstwę wypalonej g|iny, razem z g|iną odchodzi całepierze, i ociekający tłuszczykiem ptaszek got w na st ł.

_ Towarzyszu pułkowniku, zapraszamy do nas.- Dziękuję. Gdzieście wytrzasnęli kuraka?_ Dziki, towarzylszu pułkowniku. Bezdomny'Podczas zawod w chłopcy zeSpecrlazu nierzadko ,,dzi-

kiego'' prosiaczka zdobędą' albo kurę czy kogucika. Cza-sem trafią się dzikie ziemniaki, dzikie pomidory i og rki'dzika kukurydza. Irrna grupa właśnie gotuje kukurydzęw wielkim czajniku.

- A skąd czajrnk?- Jak by tu powiedzieć. LeŻał na drodze. Pomyśleli-

śmy, Że niepotrzebnie się marnuje. Skosztujcie kukury-dryt Znakomita.

Krawcow ma zasadę przyjmować kaŻde zapros7frnieprostego ŻoŁnierza z wdzięcznością, jakby go zapraszałszef sztabu okręgu albo sam gl wnodowodzący' Bez Żad-nej r żnicy. Wok ł ogniska zapanowało ożywienie.

Żartowniś z pułkownika. KaŻdy dywersant $ot ww ogieri za niego skoczyć. Niełatwo pozyskać sobieu nich taki mir. Podporządkowują się każdemu przeło-żonemu, ale szanująbynajmniej nie każdego, i przebie-gły komandos znajdzie tysiąc sposob w, by okazać do-w dcy szacunek, albo jego brak. A za co szan:ują Kraw-

96

AI(WARIUM

cowa? Za to, Że nie ukrywa swojej ztxlierzęcej naturyi ukryć stę nie stara. D5rwersanc7 wierzą głęboko' żeludzka natura jest nieodwołalnie zepsuta. Wiedzą tonajlepiej. KaŻdego dnia ryzykują własne Ęc1e i kaŻde-go dnia mają okazję obserwować człowieka na granicyśmierci. Wszystkich |udz1 dzild^ąna dobrych i zĘ ch. D o-bry, to - w ich pojęciu - człowiek' kt ry nie ukrywasiedzącego w nim młierzęcia. A taki, co usifuje udawaćdobrego, jest wręcz niebezpieczny. Najgroźrnejsi są ci,kt rzy sami głęboko wierzą, że są dobrzy. odraŻający,ohydny przestępca moŻe zarnordować jednego człowie-ka, dziestęciu, stu, ale nigdy nie zabija milion w. Milio-ny mordują ci, kt rzy mają się za sarną dobroć. osob-nicy pokroju Robespierre'a nie wywodzą się spośr dzbrodniatry, lecz właśnie spośr d dobrych, humanitar-nych. Gilotyny teŻ nte wymyślili przestępcy' ale huma-niści. Najstraszliwsze zbrodnie w dziejach cywilizacji sądzielem ludzi, kt rzy nie pili, nie palili, nie zdradzaliswoich żon i karmili wiewi rki z ręki.

Chłopcy, z kt rymi wcinamy właśnie kukurydzę' sąprzekonani, Że człowiek może być dobry Ęlko do okre-ślonej granicy. JęŻeLi Życile przyciśnte, ludzie dobrzy sta-ną się źl7, i rnoŻe to nastąpić w najbardziej niewłaściwejchwili' Aby nie dać się znienacka zaskocąrć takąprze-mianą lepiej nie rnieć z dobrymi do cąrnienia. Lepiejzadawać się z Ęmi' kt rz5r dzisiaj sążli. Wiesz pr4rnaj-mniej, czego możesz oczekiwać' gdy fortuna kły wyszcze-rzy. Pod tym względem dla nich pułkownik Krawcow tosw j gość. Powiedzmy, idzie ulicą piersiasta dziwa. Po-śladki przewa|ają się' jak dwa arbuzy w siatce. Co dy-wersant zrobi w takiej sytuacji? Ano, prąmajmniej wzfo-kiem ją zgwałci' jeżeli nie tnożna lnaczej. PułkovmikKrawcow zachowa się identyczrie, bez żenady. Za to goszanują' Niebezpieczny jest ten, kto nie ogląda się zakobietą. Niebezpieczny jest ten, kto stara się pokazać, Że

Eo te rzecŻy w og le nie interesują. Tacy właśnie bywająskrytymi sadystami i zab jcami.

Krawcow nie należy do tej kategorii. Lubi płeć piękną(a kto nie lubi?) i nie cz1mi z tego tajemnicy' Lubi wła-dzę _ po c Ż miałby się kryć ze swoją namiętnością?

Page 48: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

A lubi ją bardzo. KaŻdąwładzę. Poczułem to' gdy po razpierwszy zobaczyłetn' jak bił ''kukłę''. Była to apoteozasiły i bezwzględnej władzy.

,'Kukła" to człowiek. Człowiek do trenirrgu. Gdy to-czysz wa|kę ze swoim towarzyszem' wiesz Z E ry, Że cięnie zabije. on też wie, Że go nie zab7jesz. Dlatego takawalka tracl sens' Natomiast ,,kukła'' może cię zabić'a i ciebie nikt nie zgar:i, jeŻeli połamiesz jej Żebra, a|bopr zetr ącis z kręgo s łup'

Mamy odpowiedzialrrąpracę i ręka nie ma prawa namzadrŻeć w krytycznej chwili' l nie zadrĘ. Znby nasi do-w dcy byli o tym całkowicie przekonani, podsuwająnamdo treningu ''kukły"' To nie myśmy wpadli na ten po-mysł. ,,Kukła'' była w uĄciu juŻ znacznie wcześniej, alenaz5rwźrrro jąnaczej. W CzK m wiono o niej ,,gladiator",w NKWD - ,,wolontariusz", w SMIERSZ-u* - ,,robinson",u nas - ,,kukła''.

,,Kukła'' jest to przestępca, skazany na karę śmierci'Podeszłych wiekiem, chorych' słabowitych, tych, kt rzyzadlrŻo wiedzą likwiduje s1ęzaraz po ogłoszeniu wyro-ku. Ale co stlniejszych i krzepkich wykorzysĘe się jesz-cze przed śmiercią dla wzmocnienia potęgi nasze$o pari-stwa. Krążąpogłoski, że skazanych na śmlerć posyła siędo kopalni uranu. Bzdura. Uran wydobywają młyczajniwięźniowie. Skazanego na śmierć wykorzystuje się zna-czIie bardziej produktywnie. Na przykład robi się zeri,,kukłę'' w Specnazie, z pożytkiem dla obu stron. Mymożemy ćw\czyć, kolejne chwyty' nie patyczkując sięz przeciwrikiem, a dla niego to odroczenie kłźnl.

Dawniej gladiator w czy .kukieł" starczało dla wszys-tkich. Teraz brakuje. Wszystkiego u nas brak. A to mię-sa, a to chleba, no i wreszcie zabrakło ,,kukieł''. A zapo-trzebowanie bynajmniej nie maleje - i powstaje wąpkiegardło. Dlatego za(eca slę w miarę ostrożne używanie

"kukieł", by shrżrylłyjak najdhrżej. Ta dyrekĘwa nie wpły-wa w istotny spos b na przebieg ćw7czeil, Tobie nie wol-no partnera zabardzo ka|eczyć, ale on nie ma żadnych

* W latach 194&46 kontrwywiad wojskowy,Komisariatowl Obrony tprzyp. tlum. l.

98

AKWARIUM

hamulc w. W każdej chwili może wpaść w furię. Nie manic do stracenia. Może ci śmiało kark ukręcić. Dlate-go walka z ,,kukłą'przynosi stokroć więcej poirytku, niŻćwiczenia z instruktorem, albo kolegą' Zmaganla z ,,klu-kłą" to prawdziwa walka' prawdzlwe ryTyko.

W całym batallonie Specnazu tylko jeden wydzielonypluton zawodowc w jest dopuszczorry do treningu z ,,ku-kłami''. Trzy zvłyczajne kompanie dywersyjne nie mająw og le pojęcia o ich istnieniu. Pluton specjalny stacjo-nuje osobno, ukryty w Dubrowicy, wewnątrz karnegobatalionu. Teren jest dobrze strzeŻnny i nla]azło się tammiejsce dla,,kukieł''.

Krawcow nie lubi darmo ryzykować, ale lubi władzę.Dlatego zakaŻdymrazem, $dy trafi do Dubrowicy,.wkła-da dres i idz1e sam potrenować na "kukłach". Ćwicrydfugo' zapamiętale' TWardziel.

rfa V-III rochę wody, p ł puszki kawy rozpuszczalnej, solidna

porcja koniaku - i na ogie . Ten barbarzFiski w5rwar mu-si się dfugo gotować. Wystarczy kilka Ęk w, i skaczesz jakmłode koź|ę. Przyjemny aromat łaskocze powonienie.

Szary świt. Zimna mgła' Gryzący dym od ogniska.Zrrowu zostaliśmy sami.

- Wiele Bezpieka naszej krwl wyssała?- Masz na myśli całą armlę' czy tylko GRU?- Iarmię,iGRU.- Wiele._ D|aezego tak wyszło?- Byliśmy batdzo naiwni. My służyliśny ojcryrźrie,

a czekiści służyli sam)rrn sobie i partii._ Czy to się może jeszcze powt rzyć?- Tak, jeŻeLibędziemy r wnie naiwni' jak dawniej...Warry swoją miksturę, a mnle się widzl, że to m j los

się waży. Nie przypadkiem zna|azł sLę ze mną sam nasam w odludnym stepie. Nie przypadkiem prowadzi ta-kie rozmowy. opowiadając o Akwarium powierąrł mlsw j los. PrzecieŻ mogę go zniszczyć. Po co idzie na takieryzyko? Ani chybi spodziewa się po rnnie tego samego.

l{

lt

ł

I

podległy Ludowemu

99

Page 49: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

Jestem got w ryzykować razem z Krawcowem i dla nie-go' Ale jak mam to wyrazić?

- Nie możemy dopuścić, by to się powt rzyło. W imiędobra naszej ojczyzny musimy być silni. Armia nie mo-że ustępować siłą KGB...

Nagle czuję, że tu właśnie czegoś ode mnie oczekujei z miejsca podchwytuję:

- Nie możemy im na to pozwolić. Monopol władzyw rękach cze}<ist w rnoŻe zadusić radziecką władzę...

- A]e mon pol władzy wojskowej teŻ może zriszczyćwładzę radziecką. Tego się, Wiktor, nie obawiasz? _Pa-trzy mi prosto w oczJr.

- Nie.- Co byś robił na moim miejscu? Na miejscu radziec-

kich marszałk w i generał w?- Utrzymywałbym ścisłe kontakty z kolegami. JeŻeli

jeden jest zagrożony, wszyscy generałowie i marszałko-wie powinni $o bronić. Musimy być solidarni.

_ Wyobraź sobie, Że taka solidarność już istrrieje. Tajna,ma się rozumieć. Wyobraź sobie, Że partia i KGB postano-wiły kt regoŚ z nas strącić' Jak pozostali mają zareago-wać? ogłosić strajk? Podać się zbiorowo do dymisji?

- Myślę' że powinniśmy odpowiedzieć ciosem na cios.Ale nie uderzać we wszystkich naszych wrog w' Ęlkowybierać najbardziej riebezpiecznych. Jeśli macie oso-biście kłopoty z miejscowym kierownictwem partyjnymalbo z Bezpieczeitstwem' to nie wy powinniście się z ni-mi bić, lecz wasi prąfaciele z całego Zw\apku powinnizadavłać wasąEn wTogom skrytob jcze ciosy'.'- Dobrze' Suworow, ale pamiętaj: ta rozmowa nigdy nie

miała mĘsca' Po prostu łykn{eś za d'uŻo koniaku i wszy-stko to sobie uroiłeś. 7-,aparntętaj sobie, Że najLepiej trzy-mać się z daJa od Ęch burd, ale w wczas do korica pozo-staniesz w gnoju. Walka o władzę nie zrla pardonu. Ktoprzegrał, ten przestępca. Zwycięzcy jest wszystko jedno,czy popełniałeś przestępstwa, czy rie. Tak czy tnaczej:winny. Więc lepiej juŻ je popełniać, a jeŻe|Ipopekriać, tonie dać się zbpać, a jeŻelri złapią to się nie przyzrnw7ć,a jeż'r.li się przyznawać, to do czyn w prosĘch, a rie zor-ganizowanych. Każdy' kto walczy o władzę ma swoją$nr-

AKWARIUM

pę, swoją orgafizację, i tego nikt nie danrje rywalom.Udzia}w orgalizacji' to najstraszniejsze, do czego moŻeszslę przyznać. oznacza dla ciebie potworny koniec. Nanajstraszliwszych torhrrach nie wolno ci odstąpić od tego'Żę działałeś w pojedynkę, bo inaczej czekają cię torturyjeszcze straszniejsze. A teraz shrchaj uwaŻnie.

Głos zmienił mu się $wałtownie, podobnie wyraztvłnry._ Za Lydzieil' p jdzieszjako obserwator z grupą Spec-

naz;:. Zrzucą was na Storożenieckim poligonie. Naza-jutrz gnrpa rozpadnie się na dwie części. od tej chwiliznikasz' Ruszasz do Kiszyrriowa. Masz podr żować wy-łącznie pociągami towarowymi. T}lko po nocach. W Ki-sz5miowie znajduje się Wyższa Szkoła Pedagogiczna' Na-stroje nacjonalistyczne rua uczelni wychodząpoza not-mę. Nocą wymalujesz na ścianie to hasło.

Podsuwa mi karteluszek cieniutkiej bibułki.- Nie znasz mołdawskiego, więc wkuj cały tekst na

pamięć. od razu. Spr buj napisać' Jeszcze raz. Pan1ętaj.Wszystko robisz sam. Jeżeli gdziekolwiek cię zatrzymająm wisz, że straciłeś kontakt Z gn)p% wypadłeś Z marsz-ruty i starasz się na własną rękę wr cić do sztabu armli.Dlatego podr żujesz nocami w wagonach towarowych.Uważaj, nie zaśpij. Wysypiaj się w dzieri w lesie'

- Jakiej wielkości mają być litery?- 15-20 centymetr w wystarczy, żeby strąc1ć prze-

wodniczącego mołdawskiego KGB.- Jednym hasłem?- To jest szczeg lrry przypadek. Z nacjonalizmem na

uczelni walczy od dawna i bezskutecznie. Podejmowalinajbardziej drakoriskie środki. Wysłali do Moskwy ra-port, Że sytuacja została opanowana. T} musisz poka-zać, Że jest inaczej' Naturalnie, podejrzenie może paśćna Odeski okręg Wojskowy, ale tamtejsze dow dztwobez trudu dowiedzie swojej niewinności. Zadajemy ciosnie wprost, lecz zza węgła' z sąsiedniego okręgu. Powta-rZarIL, działasz sam jeden. 7'obacąrłeś to hasło na jakimśpapierku na ulicy, nauczyłeś się go na pamięć i napisa-łeś na ścianie, nie rozumiejąc jego zr:raczertia' Lepiej byćghrpkiem niz spiskowcem. Hasła nie zapomniałeś?

- Nie.

100 101

Page 50: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

,. orugiego #iJgrupa rozpadła się na dwie mniejsze. Dow dcy obu pod-grup wiedzieli, Że od tej chwili działająsamodzielnLe,bezodg rnej kontroli...

D,/IxI ięć dni p źniej zjawiam się w sztabie armii. Zgłaszalrlsię do szefa wyMadu. Melduję, Że w trakcie manewr wpo rozdzielenlu się grupy miałem spotkać trzecią ekipę,ale do spotkania nie doszło, straciłem orlentację i dfugiczas szwkałem właściwej drogi, nie korzystając z mapani z pomocy obcych' Niezraczrr5rm uśmiechem daję dozrozumieria, ż.e robota wykonana. Czysta robota. Lek-kim skirrieniem głowy pokazuje, Że Zroa)rniał' Ale nieuśmiecha się do mnie.

'ws"ysttie pu#likacje. Jasne' że anl w prasie lokalnej, ani w centralnejnic na ten temat nie może się ukazać. Jednakże w miej-scowych gazetactt m głby pojawić się artykulik pod na-gł wkiem,,Umacniajmy proletariacki internacjonalŻm!''Nie ma takiego artykuliku...

Kładzie mi rękę na ramienil. Za'wsze podchodzi nle -postrzeżenie.

- Nie trać czasu. Nic się nie wydarzy.- Dlaczego?- Dlatego' Że to, co wysmarowałeś na murze zda się

psu na budę. Tekst był zupełnie nieszkodliwy.- Więc po co malowałem go na ścianie?- Po to, żebyrn m gł cię sprawdzić.- Byłem caĘ czas pod obserwacją?- Prawie caĘ czas' Znałemw przyb|żeniu twoją tra-

sę, znałem punkt docelowy' starczyło więc pchnąć dzie-sięciu chłopa na kontrolę, i niema| kaŻdy tw j krokzostał zarejestrowany. Kontro|erzy, rzecz jasna, nie mie-li pojęcia' co robią..' Kiedy człowiek jest w napięciu,

ro2

AKWARIUM

mogą mu wpaść do głowy najgłupsze pomysły. Trzebago kontrolować' No więc cię kontrolowalem'

- Po co mi powiedzieliście, że byłem pod kontrolą?- Aby r wn(eŻ na przyszłość nie przychodziły ci do

głowy $h:pie pomysĘ. Będę ci zlecać od czasu do czasupodobne drobiazgi, ale ni$dy nie będziesz mieć pew-ności, czy podejmujesz śmiertelne ryzyko, czy cię poprostu sprawdzam. - Uśmiechn{ się do mnie szerokoi prĄaźnle. - I wiedz jedno: mam na ciebie taki mate-flał, Że w każdej chwili mogę zrobić z ciebię .kukłę''.

o, potem r""#ipo p ł szklanki zimnej w dki i w milczeniu wskazujejedną z nicb'

- Z szefem też się czasem rnożna napić. Nie b j się,to nie ty narnlcasz mi się ze swoją przyjaźnią' to ja cięwezwałem. Pij.

Ujmuj ę szklankę, podnoszę na wysokoś ć oczu, uśmie -cham się do mojego szefa, i powoli wypijam. W dka toożywczy nap j.

Ponownie nalewa po p ł szklanki:_ Shrchaj' Suworow, sw j wzlot za'wdzięczasz tylko

i wyłącznie mnie'_ Zanlłsze o tym pamiętam'- obserwuję cię od dawna i staram się ciebie zroz1)-

mieć. Na moje oko jesteś urodzonym przestępcą, choćsię tego nie domyś|asz i rie przeszedłeś kryminalnejszkoły Życia. Nie protestuj, zrtarn się na ludziach lepiejod ciebie. Widzę cię na wskroś. Pij.

- Wasze zdrowie._ Zakąszaj og reczkiem.- DziękĘę'Ma posępny wt az Błł arzy. Zap ewne j e szcze pr zed' mo -

lm przyjściern zdą!rył łykną co nieco. A po wypiciu zaw-sze robi się ponury. Z:upehl,ie jak ja. Widocznie już tozauwaĘł i na tej podstawie, atakże irinych prawie nie-zau-waŻalnych cech szkicuje m j portret' będący projek-cją jego samego.

103

Page 51: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

- Gdybyś txaflł, łotrze, pomiędzy knajak w, przyja|-byś się, jak nic. Wzięliby cię za swego, a po kilku latachcieszyłbyś się w bandzie wyraŹnyrn autorytetem ' Bierzklełbaski, nie krępuj się. PrzywoŻą rni ze specjalnegorozdzie|nika. Pewnie w og le nie wiedziałeś, Że taka kieł-basa istnieje, zallirn cię wziąłem do siebie. Pij...

Ponad p ł metra y dki pochłon{. Stopniowo ZaczynadzLałać. Widelec w jego dłoni utracił precyzję ruch w,ale głowa nie poddaje się działaniu alkoholu. M wi jas-no iwyrażnie, myśli tak samo.

- Jednego nie mogę w tobie, Suworow, zrozumieć; na-prawdę nie sprawia ci przyjemności męczenie innych, czytylko udajesz? Mamy szerokie możliwości rozkoszować sięswoją siłą. Warikę-pederastę rnoŻna dręczyć, ile duszazapragnie. Ale ty stronisz od Ęch uciech. D|aczego?

- Nie bawią mnie męczarnie.- Szkoda._ Czy to źle w naszym fachu?- W og le to nie. Na świecie jest astronomicznaliczba

prostytutek, \ecz tylko nieliczne delektują się swoją sy-tuacją. Dla większości jest to tylko cięŻka firyczna pra-ca. Ale niezaleŻnie od tego' czy kurwa lubi sw j fach, czynie, jakość świadczonych usług pozostaje w zflaczrlyrnstopniu funkcją jej stosunku do wykonywanej pracy,poczucia odpowiedzialności, pracowitości. Niekoniecz-nie trzeba rozkoszować się swojąprofesją, niekoniecznietrzebają lubić' ale w każdej sytuacji na|eŻy być praco-witym. Czego zęby szczerzysz?

- Ładnie powiedziane:,pracowita prostytutka''.- Nie ma się Z czego Śmiać, nie jesteśmy wcale lepsi

od prostytutek, teŻ wykonujemy nie całkiem czystą ro-botę ku czyjemuś zadowolenil, i za nasz cięŻki trudpłacą nam nieźle. Nie bardzo |l;.bisz sw j zaw d, alejesteś pracowity, i to mi wystarcza. Nalewaj sam'

- A wam?- Kropelkę. Dwa palce' Starczy. Sfuchaj' po co clę wez-

wałem' Prz.eĘć na naszej zasranej planecie można tylkopod warunklern, że pr?.egryza się gardziele innym. Takąmożliwość daje władza. Utrzymać Się prąr wład4r rnoŻrtajedynie drapiąc slę wzvłyŻ. Ja ciebie ciągnę do g ry' ale

104

AKWARIUM

potrzebuję też twojej pomocy, kaŻdej, choćby i kryminal-nej' Kiedy wdrapiesz się za mną nieco WŻej' skleciszwłasną grupę' i będziesz ciągnąć ją za sobą' a ja będęc1ąnąć ciebie, a mnie jeszcze ktoś inny. I wszyscy razembędziemy wypychać naszego gł wnego lidera w g rę.

Nagłym ruchem chwycił rnnie za kołnierz:_ Zdradz1sz, poŻałwjesz|- Nie zdradzę'- Wiem' _Patrzy surowo. _Możeszzdradzaćkogo dusza

zapragrie, choćby nawet ojczyznęRadziecką ale nie mnie.Nie waż się nawet o Ęrm pomyśleć' Ani ci to w głowie,wiem, po twoich oczach diabelskich vurfuę' No' dopijmy'i fajrant. Jutro ptĄdziesz do pracy o si dmej' i na dĄe-wiątą pr4rgotujesz do zdatia wszystkie papiery. 7'ostafemmiarrowany szefem Zarządu Wyw'iadowczego Karpackiegookręgu Wojskowego. Zabieratl do Zarządu swoją ekipę.oczywiście, biorę nie ws4lstkich i nie od razu. Niekt rychprzer^)cę p źniej. Ale ty jedziesz ze mną jwż teraz. Docen.

nie w n.."uofi:Budzę się w środku nocy i długo gapię w sufit. Gdybywysłali mnie gdzieś umierać w obronie czyichś intere-s w, zostałbym bohaterem. Nie ŻaIrni życia, zupehrie gonie potrzebuję' Bierzcie, kto chce. No, bierzcie! Zapa-dam w kI tki' niespokojny sen. I diabli unoszą mniehen, da]eko. odlatuję wysoko, wysoko. Od Krawcowa.Od Specnazu. Od bezlitosnej walki. Jestem got w wal-czyć' Jestem got w gryźć gardziele' T}lko po co to wszy-stko? Walka o władzę, to byrrajmniej nie bitwa w obro-nie ojczyzny. W obronie ojczyzny? Broniłem już' ojczy-zno, twoich interes w w Czechosłowacji' Nieprzyjemnezajęcie, powiedzmy wprost. Lecę coraz wŻej i wyŻej.Z niedościgłych wysokości ogarniam wzrokiem m j nie-szczęs|ly kraj ojczysty. Jesteś, m j kraju' cięŻko chory.Nie wiem, co cię trawi. Może sza|eristwo. Nie wiem, jakci pom c. Trzeba kogoś zabijać. Ale nie wiem, kogo.Dokąd lecę? Może do Boga? Boga nie ma! A może jed-nak do Boga? Boze, miej mnie w opiece!

:

8 _ Akwąrium 105

Page 52: Wiktor Suworow - Akwarium

Rozdział 5

TILłwow to najbard ziej zasmatwane miasto świata. Takwłaśnie budowano przed wieloma wiekami _ Żeby Wrogo-wie nie mogli odnalcżć centnrm. Natura zrobiła co w jejmocy, by pom c budowniczym; wzg rza, wąwozy, wijącasię rzeczka. Spiralnie pokręcone lwowskie uliczki wyTzll-cają nieproszonego gościa albo na jej brz'eg, albo dourwistego wąwozu, albo w ślepy zaułek. Pewnie i ja je-stem temu miastu wrogiem' Za nic nie mogę odszukaćcentrum. Zza drzew migocą kopuĘ cerkwi. Jest tuż--tuŻ... Wystarczy obejść kilka dom w... Ale zaułek pro-wadzi mnie w s rę, znka pod mostem, potem kilka ostryskręt w - i juŻ nie widzę cerkwi, nie bardzo nawet wiem,w jakim jest kierunku. Ttzeba wr cić do punktu wyjściai zacząć wszystko od nowa' To r wnież kortczy się niepo-wodzeniem. Droga zagłębia się w gęstą pajęczynę krzy-wych' garbatych' ale zaskakująco schludnych uliczek,i wreszcie \xryr^)ca mnie na hałaśliwy bulwar, po kt rymsuną malusierikie jak zabawki tramwaje' Nie, to niemo-ŻIi:we, nie potrafię odnaleźć się w t5rm mieście, na nic całemoje dywersyjne przygotowanie.

- Taks wka! Hej' taks wka! Do sztabu okręgu!- Do Pentagonu?

106

AKWARIUM

- No właśnie, do Pentagonu.PotęŻne budynki sztabu Karpackiego okręgu Wojsko-

wego zostały wybudowane całkiem niedawno. Miastorrazpa szklane bryły Pentagonem.

Lwowski Pentagon to kolosalna organizacja, przytla-czająca nowicjusza mn stwem wart, oficerskich epole-t w i generalsldch lampas w.

Jednak w rzeczywLstości wszystko nie jest tak bardzoskomplikowane, jak się wydaje na pierwszy rzut oka.Sztab okręgu wojskowego dowodzi obszarem o powlerz-chni RFN i o liczbie ludności sięgającej siedemnastu mi-lion w; odpowiada za nienaruszalność władzy radziec-kiej na tym terenie, za mobl'Llzację ludności, przemysfui transportu w razie wojny. Ponadto sztab okręgu kie-ruje działaniami czterech armii: powietrznej, pancerneji dw ch og lnowojskowych. Podczas wojny przekształcasię w sztab frontu i dowodzi ich operacjami bojow5rmi.

organŻacja sztabu okręgu odpowiada strukturzesztabu armii, z tąr żnicą' że każda je dnostka jest o sto-pie wyżej. Sztab składa sięzzarząd w, anie zwydzia-ł w, zko|ei zarządy dziel^ąsię na wydziały' a wydziały nagrupy. Znając organizację sztabu armii można się tuorientować bez większych trudności'

Wszystko jest jasne, proste i iogiczne. Nasza grupanowo przybyłych stara się sprawdzić w5miesione wiado-mości i wszędzie wścibia nosy: - Co to jest? Dlaczegotak, a nie inaczej? Po co?

Generał-major Bierestow został odwołany ze stanowis-ka szefa wywiadu Karpackiego okręgu Wojskowego,wrazz rirn wyniosła się cała jego ekipa: starcy na emeryturę,młodzi na Syberię' na Nową Ziemię, do Ttrrkiestanu. Naszefa wywiadu wyzrraczo'no pułkownika Krawcowa, i te-taz my - jego |udzie _ przechadzamy się bezceremonlalnieszerokimi korytarzami lwowskiego Pentagonu. Wybudo-wano go stosunkowo niedawno i specjalrrie z przezrtacze-niem na kwaterę sztabu okręgu. Całość przemyślano codo najmniejszych szczeg łćw. Nasz II Zarząd zajmuje całepiętro w weumętrznym bloku kolosalnego kompIeksu bu-dynk w. Jedyny feler - wszystkie okna wychodzą na wiel-kl, pusty, wybetonowarry dziedziniec. Perłmie ze wz$ęd w

r07

Page 53: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

bezpieczeistwa' Brak ładnego widoku za oknami to chybajedyrra wada, pozatyrn wszystko się nam podoba' odpo-wiada nam sensowne roąrlanowanie pomieszczefl, wielkieokna' przestronne gabineĘ. Ale najbardziej odpowiadanam odejście naszych poprzednikÓw, kt rzy do niedawnakontrolowali wywiad w całym okręgu, łącznie z 13. Armią.A ter az ztządzeriem |o sll t ozr zllciło ich po naj dals zy ch za-kątkach imperium' li/./radza to rzecz wielce delikatna, knr-cha. WadzęnaleĘ trzyrnać mocno. l zarazem ostrożnie'

.1 II\-rała naszaekipa, ja r wnież, bardzo szybko zadoma-wiamy się w now5rrn miejscu. Robota ta sama, Ę|e Żez większym rozmachem' Ciekawsza. ZdĘy|i mnie tutajpoznać i nawet uśmiechają się do mnie w sztabie. Mamdobre stosunki z chłopcami z ,,Irtkulizycji''' to jest z gru-py tłumaczy; szyfranci z węzła łączności i operatorzyz centrum nashrchu radiowe$o Sypią dowcipami. Znająmnie już takŻe poza samym lIZarządern' Przede wszys-tkim w planowaniu bojow5rm _ w I Zarządzie. Planowa-nle bojowe bez naszych prognoz nie może istnieć. Alenie mają wstępu do II Zarządu, więc wołają nas dosiebie:

- Witia, co też nieprzfiaciel knuje w tym ty$odniuw Bitburgu?

Bitburg to amerykariska baza lotnicza w RFN. Zebyodpowiedzieć na to pytanie, muszę pogrzebać w moichpapierach. Dziesięć minut p źniejjestem z powrotem'

- AkĘwność na lotnisku w granicach normy' z jed-nym wyjątkiem: w środę prĄatują z USA trzy trans-portowce C-f4f .

Z takichprognoz operatotzy są zadowoleni: ,,Udał namsię facet!''

operatorzy nie mają prawa wiedzieć' kto nam za-pewnia świeże ,,dostawy''. Ale operator teŻ człowiek, teżczyta powieści szpiegowskie, dlatego każdy domyśla sięz pewnością, ŻeKrawcow ma swojego a$enta w kt rymśze sztab w NATo. Rzeczonego superszpiega nazywająw rozmowach ,,ten facet''. ,'Tego faceta'' wychwalają i są

108

AKWARIUM

zeft b ardzo zadowoleni oficerowie planowania boj owego.Rzeczywiście, ma Krawcow kilku zwerbowanych ludzi.Każdy okr9g wojskowy werbuje cudzoziemc w dla otrzy-mywanla informacji i dla dyversji. Tle że w Ęrn przy-padku ,,ten facet" nie ma z tyr:': nic wsp lnego. Wszystkoco dociera od tajnej agentury, Krawcow przechowujew sejfie i udostępniabardzo nieliczn5rm. Dane, kt qrmikarmimy planowanie bojowe pochodzą z dlużo bardziejprozaicznych żr deł. Te źr dła to tak ZvIaI|e harmono-gramy aktyvrrrości. Ów spos b zdobywania informacjisprowadza się do uwaŻnego śledzenia aktywności nadaj-nik w i radar w przeciwnika. KaŻda radiostacja, każdyradar ma swoje dossier: typt, przeznaczertie, dyslokacja,przryporządkowanie, częstotliwo ść robocza' Bardzo wielekomunikat w potrafi rozszyftować naszY Zarząd'. Ale sąteż nadajniki' kt rych kody przez całe lata pozostają dlanas zagadką. Na nich właśnie koncentrujemy uwagę, tosą bowiem kluczowe radiostacje. Rozumiemy treść ko-munikat w czy nie rozumiemy _ tak czy owak zakładasię harmonogram aktywności danej stacji, w kt qrm od-notowujemy każdy seans łączności. KaŻćIy nadajnik maswoje własne, niepowtarzalne cechy, szczeg lną,,melo-dię''. Jedne stacje nadają w dziefi, drugie w nocy, innemająprzerwyw pracy' jeszcze inne nie mają. Systematy-czne śledzenie i analŻa kazdego wyjścia w eter pozwaladosyć dokładnie przewidzieć ich zachowanie.

Ponadto aktyvrność radiostacji bezustannie konfronĘesię z działaniem wojsk przeciwnika. Bezcenne są dla nasinformacje dostarczane przez kierowc w radzieckich cię-żat wek jeżdżących Za graIicę, konduktor w pociąg w,zalogi Aerofłotu, sportowc w i, naturalnie' pochodzące odnaszej agentury. Są to najczęŚciej wiadomości wyryrwkowei oderwane: ,Ąarmowy Wyrnarsz dywizjf'' ,,Bateria rakie-towa wybyła w nieznanym kierunku'', ,,Zmasowany startwszystkich samolot w". Nasz komputer por wnuje te syg-18 z aktyvrnością w eterze. odnotowuje się wszystkieprawidłowości' uwzględnia się przypadki szczeg lne i od-stępstwa od reguł. I oto po wieloletnich alalŁach rl:oŻnawreszcie stwierdzić: ,,Skoro RB-7665-1 rozpoczęła nada-warrie, to znacz5l, Że za cztery dni wystartują wszystkie

il

:t

109

Page 54: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

jednostki powietrzne zba-zy w Ramstein''. Jest to ż'e|azrnreguła. Jeżeli niespodziewanie odezwie się nadajnik' kt ryokreślamy jako C-looo, to nawet dziecko będzie wiedzia-ło, żle amerykariskie wojska w Europie otrzyrnaĘ rozkazzuliększruria gotowości bojowej' A gdyby na przykład.'.- Słuchaj, Witla, my oczywiście wiemy, Że rlje wolno

o tym gadać... Ale tego, wiesz... Jak by ci to powie-dzieć... No, tak w og le to ochraniajcie tego faceta.

-r trI\,\t-)prawdzają mnie. Całe życie będą mnie sprawdzać.Taka praca. Sprawdzaj4 czy jestem zr wnowaŻony'sprawdzają na w5rtrzymałość, na orientację' na wier-ność. Sprawdzająnie tylko mnie. Wszystkich sprawdza-ją' oo kogo się uśmiechasz, do kogo się nie uśmiechasz,z kim pijesz, z|irn śpisz. JeŻeli z nikim - znowu Spraw-dzanie; a dlaczego?

_ Wejdź.- Towarzyszu pułkowniku, starszy lejt...- Siadaj - pada rozkaz.Siedzę prz.ed pułkownikiem Marczukiem, nowym zas-

tępcą Krawcowa' Radziecki wywiad wojskowy nie posiadażadnych szczeglrLych dysĘmkcji. Każdy chodzi w mun-durze tej formacji, z kt tej trafił do wywiadu. Ja na przy-kład jestem czołgistą. Krawcow - artylerzystą. W zatzą-dzie wyviadowczym mamy piechotę, lotnik w, saper w,chemik w. Pułkownik Marczuk jest lekarzem. W bordo-wych klapach munduru - złotączaszę oplata wĘ. Ładneinsygnia mają medycy. żnfuierze tłumaczą tę symbolikępo swojemu: chytry jak wĘ i od' kielicha nie stroni'

Marczuk utkwił we mnie ciężkie, przyt}aczające spoj-rzerie. Hipnotyzer, czy jak? Poczułem się wręcz nieswo-jo' ale nie spuszczam oczw. Przeszedłem pod tym kątemsolidne przygotowanie. Każdy żołnierz Specnazu ćwiczy9ię na psach. JeŻelipatrzeć psu głęboko w ślepia, Żadenludzkiego wzroku nie wytrzymuje. Człowiek może po-wstrzymać tozvłścieczonego psa sam5rrn tylko spojrze-niem. Co prawda tylko jednego, a nie całą zgraję' Gdymasz do czynienia ze sforą, musisz pom c sobie nożem'

110

AKWARIUM

Patrzysz psu w oczy, a kozikiem go pod bok, pod bok.Wtedy przenosisz wzrok na następnego.

- No, tak, Suworow, obserwrrjemy cię uwaŹnie. Dobrzepracujesz, jesteśmy z ciebie zadowoleni. Masz głowę jakkomputerek... nie wyregplowarry. Ale można cię wyregu-lować. Jestem przekonany' Inaczej rie zagrzahbyś tutajmiejsca. Pamięć masz doskonałą i odpowiednią zdolnośćanaliĘrcznego myślenia' Masz też gust. DzLewcz5rnęz gr.;.-py kontrolnej upatrzyłeś sobie na medal. Piennrsza klasa.Znamy ją. Wszystkich trąlmaha na dystans. Niezły z ciebieananas... A zdawałoby się, cicha woda...

Nie rumienię się. Nie jestem pensjonarką' Jestem bo-joqłn oficerem. Moja sk ra też rlje z tych delikatnych.Mam sk rę i krew Azjaty.Inna fizjologia, nie rumienięsię. Ale swoją drogą, w jaki spos b, pies ich trącał,wywiedzieli się o mojej dziewuszce?

- Wiem' Suworow, że to niemiłe, ale musimy takierzeczy wiedzieć. Musimy wiedzieć o tobie wszystko. Ta-ką mamy robotę. obserwujemy cię i wyciągamy odpo-wiednie wnioski, i najczęściej są to wnioski pozytyvnae.Najbardziej podoba nam się, Że tak szybko wyzbywaszsię własnych wad. Już prawie nie masz lęku wysokościani klaustrofobn. Z krwią też nie najgorzej. Nie boisz siękrwi, a to w naszej profesji rzeczfiątkowo istotna' Niestraszna ci śmierć. Dobrze sobie radzisz z pieskami.Musisz się co prawda jeszcze trochę podciĘnąć. Nato-miast zpłazarni nie dajesz rady. Co, boisz się?

- Boję się _ wyznaŁem szczerze. - A skąd wiecie?- Nle twoja sprawa. Twoją sprawą jest pokonać ten

strach. Czeg Ż się boisz? Widzisz' nawet mam takiegadzilny w klapach. Są ludzie, kt rzy pałaszują Żaby zesmakiem.

- Chiitczycy?- Nie tylko' Francuzi też'- Gdyby gł d przycisnął, wolałbym, towarzyszu puł-

' kowniku' ludzkie mięso poŻerać...- Wcale ich gł d nie przyciska. Dla nich żaby to deli-

katesy. Nie wierzysz?Peumie, Że rie wierzę w takie ghrpoty' Propaganda, że

niĘ we Francji bieda. Jeżęllbędzie nalegać, to zgodzę się,

111

Page 55: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

oczywiście, że francuski proletariat zyJe w nędzy. Ale totylko na głos. Wgłębi ducha swoje wiem. Dobre mająĘciewe Francji, proletariat nie jada żab. Ale nie oszukaszMar-cztlka. Bez trudu dostrzegł w moich oczac}r wąĘliwości.

_ Chodź Ze Inn+ - Przechodzimy do sali kinowej ' $dziewyświetlają narr. zakazane filmy z Ęcia WToga. Marczuknacisn{ g)zik i na ekrarrie migpęła kuchnia, kucharze,żaby' koĘ' puł)urowa sa]a restatrracffna' kelrrerzy, kon-sumenci. Nle wygląda]i na sztukmistrz w, a żabie udkawcinali w rzeczy samej.

- No i jak?A co tu moŻrla powiedzieć? Na poz r wszystko gra' Ale

w kinie nie tylko żabę _ samego Hitlera rnoŻna na pla-sterki pokrajać. Inna sprawa' $dyby pułkownik samżabę połknął. o tak' wtedy bym uwierzył'

- No i jak? - ponawia pytanie' Co mam począć? Po-wiem, Że u'wierzyłem, i zaraz sięprzyczepi: jakże ty uy-wiadowca, podobne b zdury przyj muj es z za dobr ą mone -tę? Pokazuję ci r Żne głupoty' a ty w to wszystko wie-rzysz? JakŻe ty' oficer informacji, odr Żnisz w takimrazie prawdzi-we dokumenty od podrobionych?

- Nie - powiadam - nie mogę w to uwierzyć' Falsyfikat.Tarrdeta. Jeże|i ludzie nie mają nic do jedzenia, to w naj-gorsąrm razie mrcEązjeść kota albo psa. D|aczrgo od razuŻabfi - Nie ulega dla mnie wątpliwości, że film spreparo-warro dla cel w szkoleniowych' Test na spostrzegawczość?Bardzo proszę. ot' jakiego puszystego pudelka trzyrnałapaniusia na kolanach! Chcą sprawdzić, czy go zauuraĘ-łem' No pewnie, Że tak! I stąd wyciągam wniosek, na kt rytak bardzo czekacie: Ż-aden normalny człowiek nie będziejadł żab, skoro ma jeszcze pudla w rezerwie. Ewidentnybrak logiki. A Marczuk Zaczy'na się denerwować.

_ Za Żaby trzeba płacić, i to słono.Milczę. Nie podejmuję dyskusji. Kazdy wie, Że Żaby nie

mogą być drogie. ALe przyznaję pułkownikowi rację' dy-plomatycznie zapewniając sobie możliwość odwrotu:

- Sadło uderza im do Ełowy. Blsrh;iaĄna degeneracja.- No proszę' Nareszcie uwierzfl. Pokazałem ci ten film,

Żebyś wiedział, ż-ę |udz1e je jedzą a Ę się brzydztsz nawetdotknąć. Jeśli mam byĆ szczery, sam też nie wziaJbym do

I12

AKWARIUM

rę|<l żaby ani żmii, ale też nie muszę. T} to co irrnego:jesteś, Wiktor, młodym, dobrze zapowiadającym się ofice-rem wJrwiadu i musisz przełamywać w sobie takie opory.

Aż rnnie ścisnęło w dołku: czyŻby zamierza|i zmusićmnie do jedzenia tego obrzydlistwa?

Marczuk jest psychologiem. Czyta w moich myślachjak w otwartej księdze:

- Nie b j się' nie każemy ci zjadać Żab' Być moŻeŻmije, ale n1e żaby.

La rvI' iligranowy ŻoŁnieruyk. Tsłv arzy czka jeszcze całkiem dzie-cinna. Rzęsy dfugie' dziewczęce' Komandos. Dywersant.Cztery bataliony dyrersyjnej brygady Specnazu sktadająsię z samych dryblas w' Idąprzez miasteczko jak stadoriedźwiedzi. Ale jedną kompanię skompletowano z żohlie-rąrk w najr żriejszego kalibru, czasem zrrpeklie malut-kich. Jest to wydzielona komparria zawodowc w, zrtaczriegrożriejsza riż cztery tamte bataliony razemwzięte.

żnłrtterzyk ma wiotką szyję. Nazwisko nosi nierosyj_skie _ Kipa. Nie pr4rpadkiem trafił do wydzielonej kom-panii: bez wątpienia j est specj alistą w j akiej ś szczeg lrnlejkategorii morderstw. Pewnego razuwidziałem, jak odpie-rał atak czterech osobnik w odzianych w ochraniaczei zbrojnych w dhrgie drąi' Bronił sięzllłyczajną saperką.Nie było w nim złości, tylko kunszt walki' Taki pojedy-nekzawsze przykuwa uwagę. Choćby nie wiem jak spie-szył się dywersant, jeśli Ęlko zauwaĘ, Że na boiskutoczy się walka, obowią2kowo przystanie na chwilę. Ach,jakaż to była wspaniała walka!

Ten sam żohl1er4lk stoi właśnie prznde mną. Będziemnie czegoś uczyć''' Zręcznym ruchem wyciąga z wiadramałą zieloną Żabkę i wfiaśnia' że najlepiej oswajać sięz niąprzez zabaurę. Z ŻabąrrroŻrla wyprawiać zadziwiającesztuczki. Można na pr4lkład wstawić w nią słomkę i nad-muchać. W wczas pływa caly czas na powierzchni i niemoże nurkować; to bardzo zabawne. Żabkę można teŻrozebrać. ot, taki mały strip-tease. żnhierzyu wyciągaz kieszeni malutki scyzoryk i pokazuje , jak się to robi. Dwa

113

Page 56: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR sttwoRow

niewiellde nacięcia w Ęcikach pyszrzka i jednym nrchemściąga z niej sk rę. okazuje się, że schodzi łatwo' jak ręka-wiczka. Rozebraną ŻabęKlpa p17szc7.a na podłogę. Widaćkażdy mięsie

' kazdą kostk ę I 4łkę. żaaua skacze po pod-

łodz.e. Rechoce. Ma się wraźrerrie, ize nie czuje b lu. żnatle-rzykwsadza' rękę do wiadra, wyciąga następnążabę' ścią-ga z rneJ sk rę, jakby obierał banana, teŻ |<bdzjłe ją naposadzkę, skaczcie sobie razem'będne wam raźniej.

- Towarzyszu statszy lejtnancie, pułkownik Marczukpolecił mi zaznajomić was z moim gospodarstwem, os-woić was troszkę ztyrni bydlątkami.

- 7-e ŻmljamiteŻ soble tak swobodnie pocz:ynasz?- Dopiero z nimi sobie poczynanrir. Żaby trzymam tyl-

ko na karmę dla żmij.- Te dwie teŻ p jdąna Żefl- Rozebrane? No pewnle. Czemu mają slę zrnarrpwać?Bierze obie gołe Żabkll prowadzl mnie do pomiesz-

czertia, gdzie trzyma Żmlje. Straszliwa wilgoć i duchota.Podnosi jakąś pokrywę i wkłada Żaby do wielkiego terra-rium, w kt rego rogu zasĘgła szara, odraŻająca gadzlna.

- Co za paskudztwo tutaj trryntasz?_ ŻmLje, grzechotnikl. ZłoĘ|iśmy zam wienie w wy-

wiadzie okręgu Turkiesta skiego na kobrę, a|e jeszczenie dotarła. Sama kobra to pestka, drogt jest transport.Trzebają w drodze grzać, dokarmiać' poić. To bardzodelikatne stworzenie: dość trochę tylko naruszyć reŻin,zaraz wykorkuje.

- Kto cięnalrczył tego wszystkiego?- Nikt. Samouk jestem. Amator. Od dziecka mnie to

bawiło.- Lubisz je?- Lubtę. - Powiedział to całkiem naturalnle, bez cienia

poTy.InĄe zrozlsniakm, Że szelma nie kłamie... ChrystePanie! Do głowy by mi nieprzyszło, żn, rnożma lubić żmije!

W tym momencie obie gołe Żaby przeraź|iwie zasklze-czały. To tfusta leniwa gadzina wreszcie zaszczyciła jeswoją uwagą.

- Stadajcie' towarzyszu starszy lejtnancie. - Kątem okazerkanrn na krzesło, czy nie z\I1Ilal się na nim jakiś zimny,oślizĘ padalec. wznrygając się przycupn{em nabrzr;Żku.

LL4

AI(WARTUM

Kipa uśmiecha się:_ Jeszcze z dzlesięć seans w i sami będziecte ttuprry-

biegać.Nie ziściła slę jego przepowiednia. Czuję wciĘ tę sa-

mą odrazę do żmij. Co prawda teraz jestem w staniebrać je do rą]<. Wiem, jak należy je chwytać i patroszyć,potrafię piec węża na dfugim paĘku albo na kawałkudrutu. I jeżell Ęcie zrnusi mnie do wyboruz zjeść czło-wieka albo zjeść Żrn1ję' najpierw zjem Żmiję.

wysepce. wk Ice powr ci, by zabtać Krawcowa, a ja zostanę sam napunkcie kontrolnyrn.

_ JeŻe|l grupa zaczrie od nawiąpania łącznoścl, bezzorgarizowania obserwacji i obrony, z miejsca ładuj imjedną karną godzinę'..

- Rozumiem._ Za najdrobniejsze odstępstwo od regulaminu prz]r-

gotowywanta szyfr wek wycofaj całą grupę z zavłod w.- Rozumiem._ UwłŻaJ, żeby prawidłowo pili wodę' Nie wolno poĘ-

kać wody. Trzeba nabrać troszkę do ust i przez klilkasekund trzymać w ustach, zvłI|żając język i krtari. Ktopołyka wodę, ten nigdy się nie naptje' ten się pocl, temustale wody brakuje, ten pierwszy odpada na trasie. Zo-baczysz, że rrieprawidłowo prją wpisuj śmiało po pięć'nawet po dzieslęć punkt w karnych.

- Wszystko zrozllmiałem, towarzyszu pułkowniku.Punkt kontrolny to dla mrrie nie pierwszyzna.Może byściesię zdrzemnęli? Helikopter przylatuje dopiero za godzinę.W sam raz, żrcby znruĘć oko. PrzecieŻw ogle nie śpicie.

- Ach, to nic, Wiktor. Kłropoty sfużbowe to pestka. Go-rzej' gdy parti a zacalna dawać w kość. My mamy farta: weLwowie stosunld między kierowrrictwem parĘ|nym i do-w dztwem okręgu Sąnienajgorsze. AwRostowte dow dcaP łnocno-Kaukaskiego okręgu Wojskowego $enerałłejt-narrt wojsk pancernych Litowcew robi już bokami. Uwzięlisię na niego mĘscowi macherzy partyjni do sp łki z KGB.

,"&

rr5

Page 57: Wiktor Suworow - Akwarium

WTKTOR STIWOROW

Nie ma Życia. Coraz to nowa skarga leci do KC. Więcej jźspłodzili skarg i donos w, niż Dumas powieści napisa}.'.

_ I nikt mu nie może pom c?- Jak by ci powiedzieć... Ma wielu przy1aci ł. A|e c Ż

rnożrla począć? Jesteśmy skrępowani masą zaleŻności.Trzymamy się regulamin w' instrukcji, prawodawstwawojskowego... Jak rnoŻemy mu pom c nie przekraczająctych ram?

- Towarzyszu pułkovrrriku ' możr ja potrafię coś wsk rać?_ JaIże ty' starszy lejtnant, m głbys pom c generałowi?_ Dfuga noc przede mną, spr buję coś wymyślić...- W sumie nie ma tu wiele do myślenia... wszystko już

zostało przemyślarre. Ttzeba dzialać. oho, zdaje się, żesłyszę helikopter... to pewnie po mnie. Sfuchaj' Wiktor, natych ćwiczeniach jest obecny m j kolega generał-majorZabahljew, szef w5rwiadu P łnocno-Kaukaskiego okręguWojskowego. Pragnie osobiście znbaczyć,jak grupy Spec-naz:u radzą sobie w terenie, ale nie chce peszyć chłopc wswoją szarŻą' Jutro zostanie z tobą na prrnkcie kontrol-nym. Mundur rnamłyczajny' jak mywszyscy: szarablruzabez insygni w. Nie będzie się wtrącać do działari grup,chce się Ęlko prąflrzęć, t:ro i pogadać z tobą'' JeŻe|i rze-cą4wiście $ot w jesteś pom c, zwr ć. się do niego...

- Myślicie, towarzyszu pułkowniku, Że po zakoftcze-niu zawod w będę musiał zachorować?

- ode mnie takiegorozkazu nie usłyszałeś. Jeżeli samcnljesz, Że trzeba, to inna sprawa. Ale wiesz, że w naszejsfużbie tak łatwo się nie choruje, potrzebne jest zaświad-czenie lekarskie.

- Będzie zaświadczenie.- W porządku, tylko vwaŻaj: są sytuacje, gdy czło-

wiek czuje się chory, a|ekarzjest odmiennego zdania'Trzeba chorować tak, Żeby lekarz nie miał wątpliwości.Musisz mieć rzeczfiście wysoką gorączkę. Wiesz, jakto bywa: czujesz się źle, a gorączki nie ma.

- Będzie gorączka.- Dobra, Wiktor, Ęczę cipowodzenia. Masz czyrrn r:.a-

karmić generała?_ Znajdzie się.- łlko nie pchaj sięz gorzałą.'' chyba, że sam poprosi,

116

AKWARIUM

., p.rłt o"".ri#Krawcowa. Melduję, że po ćwiczeniach zachorowałem,ale teraz czuję się zrlaczrie lepiej' Ma lskierki w oczachi karci mnie dobrotliwie. Dobrze w5rtrenowany oficer wy-wiadu nigdy nie choruje.Trzeba się kontrolować.Trzebapędzlćptecz wszelkie chor bska. Nasze ciało podporząd-kowane jest naszej woli, wysiłkiem woli rnoŻrlawykurzyćkaŻdą chorobę, nawet raka. Ludzie silni nie chorują.Chorują tylko ludzie słabi duchem.

Strofuje mnie, a sam aż promienieje. Nie potrafi po-wstrzymać uśmiechu. Uśmiecha się całkiem otwarcie.Tak uśmiechają się Żołrierze po walce na bagnety: waraod naszych!

rsancie. p.""#ko tobie jest wczesny świt i p źny zmierzch. Bzyczącekomary i huczący śmigłowiec to twoi Wrogowie. Źte' gdysłorice bije w oczy, źIe, $dy dościgną cię macki reflektor w.Niedobrze, $dy twoje serce galopujejak osza]ałe. Biada ci'$dy tysiąc elektronicznych radiolokator w maca eter, wy-chwytując tw j chraptiwy szept i urywarry oddech' Zawszejest, bracie' niedobrze. Ale bywa gorzej. Bywa całkiem ź|e.Całkiem źle jest wtedy, $dy pojawi się tw j największywr g' Jeszcze wiele wynajdąna ciebie chytrych szttczek_przeciwpiechotnych min i elektronicznych czujnik w - alenajwiększy wr gzavłsze pozostanie ten sam. Tw j najwię-kszy wr g, m j przyjacielu, ma sterczące tusry' poŻGkłekły w kropelkach złej śliny, szarą siersć i dfugi ogon' oczypiwne w Ż łte cętki i ryże futro pod obrożą' Tw j najwięk-szy wr g jest szybszy od ciebie' Wyczrrwa nosem fuojąobecność i $i$antycznym skokiem r^ca się do gardła.

Oto on, tw j wr g. Największy. Większego nie ma' Patrz,jak dra szczerzy zębiska. Sierść staje mu dęba' ogonpodwinięty. Uszy po sobie. Pręży się do skoku' 7araz sko-czy' bydlę. Nie ryczy' Lecz charczy. lrpka ślina wok ł py-ska - ani chybi wściekły' W KGB kazdy taki pies ma własnedosster, a w nim specjalną rubrykę: ,,stopieri złośliwości''.

LL7

Page 58: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

Tam właśnie uczeni spece wpisują straszre słowa: ,zło-śliwość dobra", ,złośliwość doskonala''. Ten potw r mapewnie w swoim dossier same wykrzykniki. Potw r wabisię Mars i jest własnościąpodległej KGB jednostld ochronypogranicza. Nie powiem, że specjalrrie okazaĘ. Widywa-łem większe psy' Ale Mars zna sw j fach' i wsąlscy o brmwiedz4

To nie mnie prą4padło dziś w udziale zmierryć się z Mar-sem. Dziś pracuje z rirn Żeika Ęczenko. KrrylanętiśmyŻefice kilka sł w na drogę: ,Trzym się, stary!", ,'Dopieprzmu!''' ,'Pokaż, co potrafi Specnaz!'' - i tyle. W takich sytu-acjach nie udziela się rad, nie jest to w młyczaju. Każdaporada, choćby najlepsza, rnoż-ę w |<rytycntej chwili roz_proszyć uvragę - i niechybnie rozjuszone młierą chwyci zagardło. Dlatego wszelkich doradc w posyła się do diabła.

ktlkatrzyrnan żw lewej ręce, a kurtkę -wprawej. Nieomotał dłoni kurtką Trzyrnają po prostu w wyciągniętejręce. Nie podoba się to psu. Jest inaczej ni zaslsze. In Żw lewej dłoni też mu się nie podoba. D|aczego w lewej? Niespieszy się psu. Przenosi swe zwierzęce spojrzenie z rloŻana gardło' z gardła na n Ż. Raz po raz Ępie na kurtkę.Czemu człowiek nie owinąłjej wok ł dłoni? Bryś wie swo-im psim rozumem, że u człowieka tylko jedna ręka jestważrla, druga sh:ży do odwracania uwagi. I on, pies' niemoże sobie pozwolić na omyłkę. Musi rzucić się na tęstraszniejszą rękę' na tę decydującą. Może by tak jednakdo gardła? Łypie złym okiem, wybiera. Kiedy podejmieswoją psią decyzję, wzrok mu urieruchomieje _ po cTymrunie naprz d. Czlowiek na arenie i my, widzowie, cz.eka-my na ten właśnie moment. Na ułamek sekundy przeddecydującyn skokiem, kiedy pies zalltiera ze spojrzeniemwbitym w cel, a człowiek ma pierwszy wymierzyć cios. AleMars jest psem doświadczonym' Rzucił się negle, bezgłoś-rie, bez ryku i charczenia. Rzucił się tak, jak tylko onpotrafi. Nie było znieruchomiałych źrenic ani prężenia siędo skoku. Jego wydłużony tuł w zawisł raptem w powiet-rzu' jego paszcza, jego straszliwe oczy nrnęły niespodzie-wanie naŻeilkę, nawet nikt nie zdąfiłWzykrąć arri pis-nąć. Nikt nie dostrzegł samego skoku. Spodziewaliśmy sięgo o sekundęp źniei. Pies leciał na odsłonięte gardło żk -118

\

AKWARIUM

ki w zupeklie ciszy. Ęlko kurtka śmignęła brytana pooczach, Ęlko czarna podeszwa bĘsnęła okuciem, tylkozawył pies, odlaĘąc w najdalszy kąt' 7aryczeliśmy zeszczęścia. O-o-o-o-o!.'. Ryknęliśmy jak dzikie świnie.Wrzasnęliśmy z radości.

- RżnU go, żrei*at Kosągo! Nożykiem, nożykiem! Bierzszarego pod obcas, skoricz z nirn p ki lezy!

A|e Zerlka nie skopał skomlącego psa' Nle podźgałnożeln cięŻko dyszącej bestii. Ptzesadził barierę prostow objęcia rozradowanej bandy Specnazu.

- Aleś mu dolożył. Żeftka! Buciorem w brzuszysko!W samym locie! Był tuŻ-tuż|.!! Ależ facet!

A na arenie, w opiłkach, nad zdychającym psem płakałŻołnierzykw jasnozielonych epoletach, nie wiedzieć po cowkładał do skrwawionego pyska kostkę brudnego cuknr.

T vtrrLowarzyszu starszy lejtnancie, wzwa was szef sekcji

kadrowej.- Już idę.Sekcja kadrowa jest najmniejsza w całym sztabie.

W sztabach okręg w wojskowych na czele wydział w stojąnajczęściej pułkownicy' zarządami kierują generałowie,i tylko sekcją kadrową zarządza major. Ale kiedy oficerawrywają do tej sekcji, zataz poprawia na sobie mrmdulcały się podciąga' Co teŻ mi' do diabła, Zgotowali?! Sekcjakadrowa mieści się w niewielkiej sali: za biurkiem zasiadasiwy major gryzipi rek i trzech kancellst w w stopniachstarszych szeregowc w. Każdego kogo wezwą do sekcjikadrowej, przenika dreszcz niepokoju: nieważne czy tostarszy lejtnant' czy generał-major. Sekcja kadrowa jestinsĘrtucją, w kt rej wola dow dcy okręgu przeistacza sięw rozkaz na piśmie. A wiadomo: mowa - trawa, pismo -grunt... Sekcja kadrowa, to kanał transmisfiny rozkaz-owod Naczelnego Wodza, ministra obrony, szefa Sztabu Ge-nerabrego do ich podwładnych. Sekcja kadrowa dostarczate rozkazy poszczeg lnym adresatom.

- Towarzysnt rnajorze! Starszy lejtnant Suworow mel-duje się rla rozkaz!

119

Page 59: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

- Dow d tożsamości na st ł.Nabrałem powietrza w płuca, połoĘłem przed majo-

rem małą zie|oną ksiĘeczkę ze zLotą gwiazdą. Majorspokojnie wzia} do ręki ,,Dow d toŹsamości oficera'',uważnie przestudiował, nie wiedzieć czemu długo wpa-trywał się w stroniczkę, gdzie zaznaczoruo moją grupękrwi' Na zuriotczałej twarzy nie drgnie żaden mięsier1.Robi co do niego rla|eĘ, rzetelnie jak masąma ibezrla-miętrrie jak kat. Major przekazał dow d starszemu sze-regowcowi. Ten ma jużwszystko przygotowane na swoimstole. Zanurzl długie pi ro ze złotą stal wkąw czarn5rrntuszu i coś bardzo starannie wpisał do ksiĘeczki. Stojęw postawie zasadniczej, nie wyciąEiam głowy' Żeby zerk-

czo, wydobył z malutkiej sekretnej kieszonkiwymyślnykluczyk na łaricuszku, otworzl drzwi potężnego sejfu'wyjal wielkąpieczęć, dfugo rnierzył' po czym nagle ostroi zdecydowarrie śtuknął w dopiero co zapisaną kartę.

- Do odczytania rozkazut.Stan{em na baczność._ ,Rozkaz odnośnie składu osobowego Karpackiego

okręgu Wojskowego m 0257. Tajne. Rmkt l7. Starszemulejtnantowi Suworowowi W., oficerowi II 7-arządu Sztabuokręgu nadać przedterminowo stopieri kapitana, zgodniez wnioskiem szefa II 7nrządu pułkownika Krawcowa i sze-fa Sztabu okręgu generała{ejtrranta Wołodina. Podpisano:generałłejtnant wojsk pancernych Obaturow''.

- Ku chwale ZwiaVktt Radzieckiego!- Gratuluję wam, kapitanie.- Dziękuję, towarzyszu majorze' Proszę przyjąć za-

proszenie na w)prowadzenie zwlok.- Dziękuję, Witia, zaparlrLęć. Niestety, muszę odm -

wić. Gdybym każde zaproszerlie prz5{mował, dawno jużwylądowałbJrm na odwyk wce. Nie miej miza złe' Choć-by dzisiaj, 116 os b na liście promoc5{nej' w tym 18przedterminowo. Nie gniewaj się, po prostu nie mogę.

Major podaje mi dow d i wyciĘa dłor1._ Raz jeszcze dziękuję' towarzyszu majorze.

L20

AKWARIUM

Przelatuję po schodach i korytarzach, jakby miskrzydła urosł5r.

- Coś taki zadowolony?- Po co cię wzywał Borsuk do swej nory?Nikomu ani słowa. Nie wolno, moŻna zanrocz3lć. Do-

w dca pierwszy musi dowiedzieć się o mojej promocji.- Co tak rozkwitłeś, Witia? Awansowałeś' czy jak?- Coś ty, na kapitana jeszcze p łtora roku muszę

poczekać'Ach' żeby jak najprędzej dotrzeć do wydziału! Szlag by

trafił te wszystkie drzwipancerne' te wszystkie przepus-tki i upowaŻrienia.

_ Towarzyszu pułkownlk:u' czy mogę się zameldować?_ Wejdź. - Krawcow nie odwraca wzroku od mapy._ Towarzyszu pułkowniku, starszy lejtnant Suworow.

Melduję się w zuriaąku z przedterminowym przyzna-niem mi stopnia kapitana.

Krawcow taksuje mnie uważnie. Nie wiedzieć czer:':luspojrzał sobie pod nogi'

- Moje gratulacje, kapitanie.- Ku chwale Zwiapku Radzieckiego!- W naszej armii kapitan ma najwięcej gwiazdek, aż

cztery. Pod tymwzględem' Witia' osiągnąłeś maksimum'Dlatego rie Ęczę ci wielu gwiazdek; Życzę ci, byś miałmał,o gwiazdek' ale za to druĘch.

- Dziękuję, towarzyszu pułkowniku' Pozw lcie Zapro-sić was na wJrprowadzenie zwłok.

- Kiedy?_ Dziś, no bo kiedy?- Co byś powiedział, żebyśmy przenieśli imprezę na

jutro? W nocy mamy jechać i przygotować ćwiczenia.Chłopaki spiją się z wieczora i rie zbierzemy ich potemdo kupy. A tak wymaszerujemy jutro w teren i na świe-żym powietrnl zabahljemy .

- Doskonale.- Na dziś masz wolne. Pamiętaj, o trzeciej rano wyru-

szamy.- Pamiętam._ MoŻesz się odmeldować.- Takjest!

9 - Akwarim T2I

Page 60: Wiktor Suworow - Akwarium

WII(TOR ST'WOROW

IXM"r'".r* z zasady odbywają srę każdego roku natych samych łąĘach i poligonach. oficerowie sztabowiznająna pamięć miejsca, gdzte toczyć się będą ćwiczeb-ne bitwy. Jednak w przededniu wielkich manewr w ofi-cerowie, kt tzy mają wystąpić w charakterze łącznik wi obserwator w są zobowiązan7raz jeszczn sprawdzić czywszystko zostało należycie przygotowane: teren zabez-piec7;r:.ny, makiety symbolŻujące wroga ustawione, stre-Ę zagroŻnnia zaznaczone specjalną sygnalizacj1 KaŻdyoĘerwator musi na powierzon5rm mu odcinku wczuć sięw żaplanowane operacje, przygotować dla swoich pod-opieczrlych i elew w wstępne pytania i sytuacje modelo-we, odpowiadające właściwej topograIii.

Dzięki temu, że oficerowie Znająw mlarę dobrze terenprzyszłych dzlałafi (niejeden tu właśnie przechodził sw jtejtnancki chrzest, jego samego ktoś tutaj przepr.1ywał)'taki wyjazd przeradza się w swoisty piknik' zbiorowywypocąmek, pewne odprężenie po nerwowej codzienno-ści sztabowej.

- C4t wszystko jasne?_ Jasne - ryknęli zgodnyrn ch rem sztabowcy'- No' to pora na obiadek. Proszę do stołu. Dzisiaj

podejmuje nas Witia Suworow.Stofu' prawdę powiedziawsTY, rlte ma. Po prostu kil-

kanaście szarych wojskowych koc w, rozłoŻonych naczystej polance w zagajniku, nad dźnv7ęcznyrn nrczajem.Wszystkle zapasy sąwyłożone: puszkt rybne, konserw5lmięsne, plasterki r Żowej słoniny, cebula, og rki, rzod-kiewld. Klerowcy upiekli w ognisku ziemniaki, ugotowa-li zupę rybną.

7-apraszalla pulkownika Krawcowa na zaszczytte mlej-sce. Tak każe obyczaj. on odmawia, pokazując, zebyrn toja tam zasiadł. To także tradycja. Powirrienem odm wić.Dwukrotnie, Zatszectnrazem mam się zgodzLć i wskazaćpułkownlkowi miejsce po mojej prawicy. Cała reszta usa-dowi się wedfug starszeristwa: zastępcy Krawcowa, szefo-wie wydział w, potem grup, no t wszyscy pozostali.

Butelki ma rozstawiać na stole najmłodszy z obec-nych' Ęm razrm wy1radło na Tolę Buturlina, lejtnanta

t22

AI(WARIUII

z.Inl<lvizycji". Dobry chłopak' a swojąrobotęzna dosko-nale. Zgodnie z tradycją nie wolno mu się teraz uśmie-chać. Irrni też mająpoważne miny. Nie należy śmiać sięanl rozmawiać' Nie naleĘ też pytać' czemu starszy lejt-nant siedzi na honorolvym miejscu. Wszyscy wiedząz jakiego powodu poJawiająsię kolejne ochłodzone butel-ki' ale o tym się nie m wi, bo nie w1pada. Siedź spokoj-nie i trzymaj język za zębami.

Tola prąrnosi butelki ze strumyka. LeĘ ich tam calapiramidka w lodowatej wodzie. Struga wartko obmywaprzezroczyste szkło, pluszcze i pieni się wesoło.

_ Gdzież twoje naczynie? - pada sakramentalne py-tanie.

- oto ono. - Wycią$am do Krawcowa duŻągraniastąszklankę. Pułkownik napełnia ją po brzeglkrystalicz-n5rm płynem. Stawia ostrożnie przede mną. Ani kroplasię nie przeleje.

Szklanica musi być peŁ:a. Im pekriejsza, Ęrm lepĘ.Wszyscy rniczą jakby n1e zauwaĘ)l^, ilc coś się dzieje.Krawcovr wyciąga z raport vrki maĘ złocistą glviazdkęi ostrożrym nrchem opusz'cza' jądo mojej szklanki. Ledwosłyszalne brzękrrięcie' gwiazdka zagrala na dnie, zalśniła.

Ujmuję'szklankę - ach, żeby tylko nie rozlać! - i powo-lutku podnoszę do ust. Nie należy zbliać warg do naczy-nia' choć sama natura podpowiada, Żeby właśnle nad-pić odrobinę' wtedy nie przelejesz ani kropelki. Wznoszęszklarrkę wyŻej 1wyżej. o, jltŻ promyk słorlca wtargnął dolodowatego napoju t rozlskrzył się wielobanneątęzą.Te-raz sąrbt<7 ruch: od sło ca ku sobie i w d ł. Brzegszklanlristyka się z ustami. z|ffila. Pociagźrm ogpisĘ nap j' De-nko coraz wyŻej. Gwlazdka poruszyła się na dnie i łagod-nie ześlŻgnęła stę ku wargom. Już ją czuję' Oftcer jakbypocałrrnkiem wita nową gwiazdkę. Przytrtymakem ją lekkozębaml, p ki ognista wilgoć sącĄa się do mojej duszy. Tojuż ostatnie krople. Lewą ręką ostrożnie biorę g1wiazdkęt roz$ądam się wokoło: txzebaprzecieŻrozb1ć szkło. Po towłaśnie na mięklriej trawie cĄaś przewidująca rękaumieściła spory gbz. Tv.asnsem szklanką o kamier1, ażrozprysĘ się oclłamld' a mokrą gwiazdĘę podaję puł-kownikowi Krawcowowi. Malutką linijką lGawcow wata-

L23

Page 61: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

cza miejsce na moim prawym naramiennlku. Czwartag5viazdka ma się znajdować dokładnie na czerwonejprry-ce,25 mm powyżej poprzedniej. Jrź mieni się, mokra, naswolm miejscu. Teraz moja koĘ coś przegryźć' popić,zakapilć gorzałkę og reczkiem.

_ GdzteŻ twoje szkło? _ powtava' się jak refren pytarrie.Dwa ramiona. Dwa epolety. A więc dwie gwiazdki.

,Znaczy slę' dwie szklanki... na wstępie ceremonii.Zn w pehra po brzegi. Wsta-To mi wolno. Nlkt tutaj nież pierwszą szklankę wychylić

na stojąco. obyczaj nie zabrania. Żreay Ęlko nie uroniłoficer bezcennych brylantorłrylch kropli.

Błysnęła dnrga gwiazdka śliczrrotka w w dczanej stnr-dze. Duszę wypekria ognista rozkosz. ZadźxłIęczaJo rozbiteszkło - na drugim naramienniku lśni mokra i ostokątrra...Teraz Krawcow nalewa sobie' Do pekra. Iśażdy w milczeniunapeŁeia własne sz|<ło, kłŻdy sam sobie parrem. Lej, iledusza zApragrluie. Jeśli szanujesz Witię Suworowa, |ej z cntbem. Jeśli nie szanujesz, lej, ile chcesz. łlko pU do dna.

- Wypijmy - łagodnie proponuje pułkownik.W takiej chwili nie wznosi się toast w, nie m wi się za

co pijemy. Pijemy, i tyle. Pijemy wolno i dostojnie. Do dna.Ęlko ja nie piję. Teraz mogę prz}łrzeć stę każdemuz osobna, zobaczyć, kto ile sobie nalał. Kto do pełna, a ktodwie trzecie. Ale wszyscy mieli do peŁea. Teraz ?nążry|i jużopronić. WcLĘ jeszłze jestem starsz5rm lejtrrantem.

Krawcow opr żnił szklarrkę' zapił wodą. Teraz padnąrytualne słowa...'

_ Przybyło w nasą[n pułku!od tego właśnie momentu'uwaŻa sLę, żc oficer otrzy-

mał awans' Dopiero teraz jestem naprawdę kapitanem.W jednej chwili podni sł się o$ lny harmider. Roze-

śmiane t'warze' gratulacje, Ęczeria. Wszyscy gadają naraz, og |na radość. Skoriczyły się ceremonie. Teraz tra-dycje na bok zaczyma się oficerska popijawa. I jeŻeli inutno uerttas, to cała prawda dziś po naszej stronie. Leć,Tola, do strumyka. Zasuwaj biegiem. Jesteś najmłod-szy. Nastanie, Tola, tw j czas. I przed twoim okienkiemsłorice zaświeci.

r24

AKWARIUM

. Step po fro#zont. Białe słorice, okrutne i obojętne, bije bezlitośniew oczy,jak lampa śledcze$o na przesfuchaniu. Zruadkatylko pokraczne drzewko obłamane stepowym buranemnarusza niesamowitą monotonię krajobrazu.

Dobry człowieku, pluri na to wszystko, przeŻegnaj sięi wracaj do domu. Nic tu po tobte. A my, grzesznl, p j-dzierny naprz d, tarn, gdzie spalony step raptownie spa-da stromym urwiskiem do mętnego Ingufu, tam, gdzlew drżących oparach wilgoci majacząszkielety wież war-towniczych, $dzie dziesiątki zasiek w kolczasĘch bez-litośnie oplątują rachiĘczne zagajniki. Wyrrędzniałedrzewka. Szare liście pokryte grubąwarstwąpyfu. A mo-że to nie wartownicze w1eŻe? Może geologiczne albowiertnicze? Do diabła, ładna mi ropa! WieŻe z reflektora-mi i karabinami masz}mow}rrni. Cała masa. Cała masareflektor w. Cała masa karabin w. No, znaczy, n(e zbłą-dziliśmy. Idziemy we właściwym kierunku. Kurs na Z łteWody. PrĄdzie czas, gdy te dwa słovra będą brzmiałypodobnie, jak Katp1' Oświęcim, Suchanowo, Babi Jar,Buchenwald czy Kysztyn Ale ten czas jeszcze nie nastali na razie nikt nie wzdryga się na dźwięk tej strasznejnazw. Nawet zekt, pędzone w niekonczących się kolum-nac}r ze stacji pod wieŻe riczego nle podejrzewają. Wielunawet zaciera ręce: nie Kołyma' nie Nowa Ziemia, tylkoUkraina... Chłopaki' da slę żyć! Nie wiedząjeszcze, bied-ne ofiary, jakiego miały pecha, ż-e trafily do tego ,,Gllrro--Ziemnego Kombinatu", do kt rego Komitet Centralnywiększą przfiapuje wagę, nIż do Fabryki CzoĘ ww Czelabirlsku. Dyrektor Kombinatu, połączony gorącąIiniąz KC, codziennie składa raport o stanie wydajności.Nie radujcie s7ę zawczasu, że Żatcie tu lepsze, że mięsopływa w kapuśniaku. Jeśli kt remuś zęby zacznąlvypa-dać albo wyłysieje, zaraz go stąd zabiorą. Jeśli kt ryśdomyśli się co to za gliny, teŻ bardzo szybko zniknie.A gdyby wam przyszły do głouy bardziej dzikie pomysły,na przykład bunt, to musicie wiedzieć, że ochrona w Z ł-tych Wodach zna sw j fach, a w razie potrzeby my teŻudzielimy pomocy. Miejcie na uwadze, że w sąsiedztwie

t25

Page 62: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

stoi najvriększy ośrodek szkoleniowy Specnazu. Nieigrajcie więc z ogniem. Zarniast podskakiwać |epiej zdy-chaj cie powolutku.. . w,,Glino-Ziemn5rm Kombinacie".

XIKurr.Upał. Step' Skaczemy. Skaczemy coraz więcej.Z dlżego pułapu. Z niskiego. Z bardzo niskiego' Ska-czemy dwutorowo z An-I2 I czterotorowo z An-22. My-ślicie, że jesteście w stanie wyobrazić sobie czterotorowyztzut desarttowy? G wno prawda. Tylko ten, kto skakał,wie, co to takiego' Skaczemy w dzie i w nocy. Ż łteWody to Europa, |eżą pod samyrn Kirowogradem. Alelatem zawsze panuje tutaj duchota i spiekota. Lato jestznojne i bezchmurne' nie zdarza się nielotna pogoda'Dlatego tu właśnie ściĘają ze wszystkich kraric wZwLapku kompanie, bataliony, pułki i brygady Specna-zu, tutaj zrzuca się je na okrągło od czerwca do wrześ-ria. Boże, ześlij ulewę. Niechby rozmokło to przeklętelotnisko. Jest wytrzymałe jak granit, choć to młyczajnaglina' ani grama betonu. Słofrce zabetonowało je lepiejnŻ jakakolwiek technologia' BoŻe' ześIlj nam deszcze!Niech wreszcie rozmoknie. Błagamy Cię, Boże! Jest nastysiące, dziesiątki tysięcy. Zlituj się' spraw, Żeby |ało|

B.rr"" nadciąga jak światowa rewolucja: t.rri-i" i r#]pewnie. Wysuszony step. Wiatr pędzi tumany kurzu.Horyzont caĘ w czerri, w oddali widać błyski' dobiegaledwo słyszalrry [rzmot' A deszczu ani na lekarstwo.Ach, z jaką rozkoszą wystawiŁbym tvłarz pod ciężkiekrople letniej blurzy' Ale nie będzLe bl:rzy. Jutro czekanas ten sam zn j, gorący wiatr sypiący drobnym pia-skiem. Bezkresny w1palony step. Zaschniętymi gardła-mi znowu będziemy wrzeszczeć ,,Hurraaa!'' Tak jak te-raz. Na całej dłu$ości pasa startowego stoi w zwartyrtszyku kwiat Specnazu. Ledwie kołysze się morze zaku-rzonych, spłowiałych niebieskich beret w.

- Baczność! Na prawo-o patrz| Prezentu-uj brori!

r26

AKWARIUM

ZĘrzrniał marsz powitalny. Jlż nie potrzeba mi wodyani dęszczu. Marsz uskrzydla mnie. W oddali pojawiasię samoch d z marszałkiem potężnej postury. Ujtza-wszy go, ryknal pierwszy batalion ,,Huraaa!" - i potoczy-ło się przez stojące szeregi zwielokrotnione echo: ,'.Ą-a--a-a-a-a!'' Zapevłrrc z takim wrzaskiem pokrywały siębataliony do ataku. Hurrraaa!

- Towarzyszu marszałku Zwia7|<tl Radzieckiego' meldujęp&ącznny korpus sił specjalnych gotowy do prze$ądu i de-filady' Szef V 7'arządu generał-pułkownik Pietnrszewski.

Spojrzał marszałek na nieprzebrane szeregi dywer-sant w, uśmiechn{ się.

Generał Pietruszewski prezenĘe swoje wojsko:_ 27- Brygada Specnazu Białoruskiego okręgu Woj-

skowego!_ Czołem, zwiadowcy! - huknął marszałek._ CZOEJM''.RZYSZU'''AŁKU'''ZwĄ'..cKIEGo! ! ! - ryk-

nęła w odpowiedzi 27' Brygada.- Dobrze sfużycie!- KU CHWALE ZW\Pą..sKLEGO!!!- 3. Morska Brygada Specnazu FloĘ Czarnomorskiej!_ Czołem, zwiadowcy!- CZOEM..,RZYSZU..,_ 72. Samodzielny Ćwiczebny Batalion Specnazu!_ CZOEIy'I.,,RTYSZU,,.- 13. Brygada Specrrazu 6. Gwardllskiej Armii Pancernej!Marszałek wykrzykuje słowa pozdrowienia, echo nie-

sie je aż po horyzont: DoBRZE SŁUŻYCIE! SŁUŻYCIE!SŁUŻYCIE!!!

Podniosły i surowy jest ceremoniał wojskowych defi-lad. Nie na darmo wymyślono parady, nle na darmo.W z generała Pietruszewskiego jedzie po prawej i trochęz tyh] za samochodem marszałka. Co teŻ maĘe sięw oczach generalskich? Duma! oczyriście, Że durna!Patrz, marszałku, na swoich chwat w. Czy są gorsi odzbir w Margiełowa? Pewnie' Że nie gorsi!

_ 32. Brygada Specnazu Zakaukaskiego okręgu Woj-skowego!

_ Czołem, bohaterowie!_ CZOEIIyI..RZYSZU,..

t27

Page 63: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR sttwoRow

Lobrisko nie ma korica. Bezkresnym murem stoi Specnaz.- Dobrze sfużycie!Zwyczajowo już każde poważne ćMczenia koriczą się

og lnyrn prze$ądem wojsk. Jest to wielowiekowa tradycja.Tak samo po bitwie w dz zbieral swoje hufce,|ic4lł straĘ,pozdrawiał zutyclęzc w. Wielkie mźrnewry zostały zakofl-c?:olłee. Dopiero tu, na bezbrzeŻnym polu możra sobie wy-obranć potęgę Y 7-arządu GRU. A przecież wtelu tu nie ma.- 7O3. Samodzielna Kompania Specnazu 17. Armii!Jedzie marszałek wzdhlŻ szereg w i na peumo nurtuje

go myśl: na kogo by całą tę sforę spuścić z ła cucha? NaEuropę? Na Azję? A może na towarzyszy zPolitbiura?

No i co, marszałku? Czemu zułIekasz? Tu sami swoi,sami źli. No, spuśćże z łar1cucha. Całą Rosję we kr-wiskąpiemy. Daj tylko rozkaz. oczywiście, nie wszystkichbędziemy zabijać. Ęm co mają okazałe dacze i zgrabnelimuąmy włos z Błołvy nie spadnie. To rrie grzech miećdnnę i piękny samoch d. Ęch, co głosąsprawiedliwośćspołeczrrą też zostawimy w spokoju. Grznszao ale nie jestto grzech śmiertelny. Wykar1czać będziemy, marszał]ru,Ęlko Ęch' kt rzy gadają o społeczrrej sprawiedliwości,a sami jeżdĄw limuzynach. Ęch będziemy wieszać jakwśclekłe psy - na latarniach, na słupach telegraficznych.No' spuść ttas z u-więzi! Marszałku! Przecież jeśli nie ty, totw j następca spuści Specnaz złańclcha. Spuści. MoŻeszbyć pevrny. Będzie wiele krwi. Im dfużej będziecie zwlekać,ffm więcej krwi popłynie. Ale popłynie! Hurraaa!!!

Przetacza stę ryk po polu, goni dalej, odbija się echemw wyschnlętych parowach.

- To jak chłopaki, popracujemy? - pyta marszałek.- A-a-a-a! - triumfalnie rycry w odpowiedzi Specnaz.

D xurI racujemy. Pracujemy dzle i noc. Wszystko jak w ko-łowrocie. Skoki dzierule, skoki nocne, skoki z niskie-go pułapu, skoki ze średniego. Skoki z katapultowa-niem, nie dla wszystkich. Skoki ze stratosfery, też tylkodla v4rbra c w. Zawody. Zawody.I zn w skoki. Gorzkikurz w ustach. Zaczerwiertione oczy. Złość roryiera.

r2a

AJTWARIT'M

Czasem kompletrra apatia. Spadochrony składamy jużbez drŻenia. Ż*ny Ę|ko złoĘć jak najprędzej |przespaćsię z p ł godzinki. Może sprawdzić jeszcze raz, dla świę-tego spokoju? A, do dtabła.'. obejdzie się... Ćwiczeb-ne walki. Napalm. Psy. MWD. KGB. Znowu strzelaniei znowu skoki.

A śmierć za rtarni krok w krok. Nie, jak dotąd nikogonie zagŹrrnęła pod swe czarne skrzydła. Ale czuwa ko-stucha.

w l 12. samodzielnym batalionie testują nowy spado-chron D-r-8. Niedobry spadochron. Boi się go Specnaz.Coś w nim nie gra. Na sto pr b co najmniej raz mł1ja sięolinowanie. Konstruktor spadochronu i jego ludzte sąna miejscu. objaśniają, że nieprawidłowo układamy, żeźle składamy. A niech was szlag'. ' przecieŻ to my ryzy-kujemy! Starszy sierżant ze LL2. skoczył' przerzuciłomu taśmy przez czaszę, w ostatniej chwili ptzecla} jesztyletem. Dobrze wylądował, miękko. Na ziemi żartysobie z niego stroją: jakże to tak, nie trzeba był'o siekaćtaśm, la7eŻało poszukać miejsca, gdzie są zszyte je-dwabną nitką i starannie wypruć szew. Starszy sier-żant po takim skoku zupełnie nie zna się na żartach,klnie w żywy kamieri dowcipnisi w i konstruktoraprzyokazji.

Śmierć czai się tuż-t:uż. O, za tamtymi ogrodzerriami.Ż łte woay ' ob z koncentracyjny' Uran. Więc śmierć.Czyż to nie tu szefowle jednostek zaopatrują slę w ,,ku-kły" i 'gladiator w''? Zakazane rewiry. Wieże strażnicze.Wieże spadochronowe. Wszystko na kupie. Kacet i my.Czemu tak jest? żkby nas zasfo:aszyć? A może istrriejejakiś inny pow d sąsiedztwa Centralnego ośrodka Szko-leniowego Specnazu z kopalniąurarru? Zobozem koncen-traryjn5rm? 7n, śmiercią?

TxwI

"''olv.' skoki. ,,Kapitan Suworow. Spadochron skła-

dałem osobiście''. Czynność pierwsza: zamocować szczytc7Aszy spadochronu. .Spadochron składałem osobiście''.Gotowi? Podskoki. Naprz d. Naprz d. Naprz d marsz.

r29

Page 64: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

,,Generał-major Krawcow. Spadochron składalem osobi-ście''. Długo wpatruję się tępym spojrzeniem w podpismojego sąplada, kt ry wlaśnie zako czył układanie. Cośmi tu nie gra. Ale jestem otępiały' Brak snu' Z trudemwytężam umysł i raptem olśnienie:

- Towarzyszu generale!- Cicho, nie hałasuj. Tak, Witia. Tak. - Śmieje się' -

Tylko nie r b gwałtu' Już od 32 $odzlnjestem genera-łem. Ę pierwszy na to wpadłeś'

- Moje gratulacje...- Dziękuję._ Zyczę wielu g1oriazd..._ Przecież m wię, nie r b hałasu.'' P żniej się napije-

my. Teraz nie czas. Do diabła, jestem kompletrrie wy-konczony. Sw j spadochron chociaŻ złożyłeś?

- Oba, towarzyszu generale.- Zdaj oba do magaz5mu._ Rozkaz. - I czując coś przez sk rę pytam nieregu-

laminowo: - Nie skaczę juŻ dzisiaj?_ Nigdy już nie będziesz skakać._ Zrozumiałem - m wię, chociaŻ nic nie rozumiem.- Wzywają cię do Kijowa. Stamtąd do Moskwy.- Takjest.- Nikomu ani słowa. W dziale osobowym powiesz, że

wzwa cięX Zarząd Gł wny Sztabu Generalnego.- Takjest!- No' to trąrm się, kapitanie. Powodzenia.

xvK.pit*ie, otrzymaliście wstępną decfię Sztabu Gene-ralnego o T^)cerlj'u was na tyłach wroga ze specjalrrymzadaniem. - Niezrrajomy generał zmierzył mnie ciężkimspojrzeniem' - Ile czasu potrzebujecie, by się prz'rgotować?

- Trzy minuty, towarzyszu generale.- Dlaczego nie pięć? _Po raz pierwszy uśmiech poja-

wił się na jego tvłarzy.- Muszę skoczyć do toalety, trzy minuty wystarczy. _

Spostrzegłszy, żts może nie ponlać się na żarcie, dodaję: _Całą noc wież|i mnie tutaj autobusem' nie było kiedy.

130

AKWARIUM

- Mikołaju Gierasimowiczu _ zwr cił się do kogoś ge-nerał - zaprowadźcie kapitana do toalety.

Po upływie dw ch i p ł minuty ponovrrrie staję przed$enerałem'

- Teraz got rł/?

- Got w, towarzyszts generale.- Adokąd?- W ogieli i w wodę, towarzyszu generale.- I nie ciekawi was' dokąd?- Ciekawi, towarzyszu generale.- Gdybyśmy postanowili bardzo długo przygotowy-

wać was do wykonania zadania, powiedzmy pięć lat' jakbyście się na to zapatrywali?

- Pozytyurnie.- Dlaczego?- To by oznaczało, Że zadanie jest rzeczywiście po-

waŻrle. To mi odpowiada.- Co wy wiecie, kapitanie, o X Zarządzie Gł wnym

Sztabu Generalnego?- Jest odpowiedzialny za dostawy broni dla wszys-

tkich bojownik w o wolność, szkoli przyw dc w ruch wnarodowowyzwolericzych, kieruje doradc w wojsko-wych do Azji' Afryki, na Kubę...

- Co byście powiedzieli na propozycję skierowaniawas do XZarządll Gł wnego?

- Byłby to dla mnie najwyższy zaszczyt._ XZarząd Gł wny posyła doradc w do kraj w nale-

żących do stre$l klimat w gorących suchych, albo gorą-cych wllgotnych. Co byście wybrali?

- Gorący wil$otny.- Dlaczego?- To jest Wietnam, Kambodża, Laos. Tam toczy się wal-

ka' W gorących suchych dziakarlla bojowe sązawieszone.''- Jesteście w błędzie, kapitanie. Walka toczy sięza'w-

sze i wszędzie. Rozejmu nigdy nie było i nie będzie. Woj-na trwa bezustannie. Jawna wojna czasem przycicha,ale tajna, nlgdy' RomlaŻarl:y właśnie projekt wysłaniaWas na wojnę. Na tajną wojnę.

- Do KGB?- Nie.

131

Page 65: Wiktor Suworow - Akwarium

I

\ WIKTOR SI'WOROW

_ CzyŻ rl.:oŻe być tajna wojnabez udziafu KGB?_ MoŻe.- I tę wojnę prowadzi XZarząd Gł wny?_ Nie' prowadzi jąII7-arząd Gł wny Sztabu General-

nego, GRU. Dla zamaskowania swojego istnienia GRUwykorzystuje najr żniejsze orgar:tzacje, także XZarządGł vrny. Skierujemy was, kapitanie, na egzafilrxly do taj-nej Akademii GRU, ale wszystko zostanie przeprowadzo-ne w taki spos b, jak byście mieli zostać doradcą woj-skowym' XZarząd Gł wny to wasza przykrywka. Wszel-kie papiery i dokumenty przygotuje dla was wyłącznieten Zarząd. on też wezwie was do Moskwy, a tam namiejscu zostaniecle przewiezieni do nas na egzaminy...

_ Co będzie, jeżeli obleję?otrząsnął się z obrzydzeniem.- Wtedy naprawdę przekaŻerny was do X Z-arządu

i rzeczyllltście zostaniecie doradcą wojskowym. Chętniewas przyjmą' podobacie im się. Ale nam też się podoba-cie. Jesteśmy przekonani' Że zdacię egzarnll.ry' w prze-ciwnym razie ta rozmowa nie miałaby miejsca.

- Wszystko jasne, towarzyszu generale.- Skoro tak, to pozostały pewne niezbędne formalności.WyciągNr{ z sejfu sze|eszczącąjak nowiutki banknot kar-

tkę papieru opatzonągodłem i nadrukiem,,Śtrte tajne".- Przeczytajcie i podpiszcie.Na kartce - dwanaście zurięzłych punkt w' Każdy za-

cz1una slę od sł w: ,Zabrania się'' i ko{tczy się surowąprzestrogą .$rozi najwyŻszy wymiar kary'. Konkluzjabrzmi: ,,Wszelka pr ba ujaumienia tego dokumentu lubj ego dowolnego fragmentu podle ga karze śmiercl".

_ Przeczytaliście?W odpowiedzi skin{em tylko głową. Podsun{ mi pi -

ro. ZłoĘłem podpis i kartka zniknęła w czeluści sejfu.- Do zobaczertTa w Moskwie, kapitanie.

rkt młodziutki"*starszemu lejtnantowi, zjawiłem się w gabinecie mojegobyłego już dow dcy:

r32

AKWARITIM

_ Towarzyszu generale, kapitarr Suworow melduje sięw zvłiękuz przeniesieniem do XZarządu Gl wnego Szta-bu Generalnego.

- Siadaj.Usiadłem'Długo patrzy mi w oczy. Wytrzymuję jego wzrok. Jest

zebrany w sobie i poważny.- Decydujesz się, Wiktor, na bardzo poważny krok.

Biorą cię do Dztesiątki, ale myślę, że to tylko parawan.Sądzę, Żewezmącię gdzieś wŻęj.Może nawet do GRU'Do Akwarium. Po prostu fla razile nie mają prawa roz-mawiać ztobąna te tematy. Ale zapamiętaj moje słowa,przyjdzLesz do X Zarządu, a zabiorą cię gdzleś indziej.Na pewno tak stę stanie' JeŻe|i moja ocena sytuacjijest trafna, czekają cię bardzo trudne egzamirry. JeŻe|ichcesz je zdać, musisz w każdej sytuacji być sobą. Jestw tobie coś występnego, coś zepsutego, ale nie staraj siętego ukryć.

_ Nie będę tego ukrywać'_ Ibądź dobry. Staraj się zawsze być dobrym.Przy-

rzekasz mi? Jeżeli będziesz zrnwszorly zabi człowieka,bądż dobry! Uśmiechaj się do niego, zarljrr' $o zabijesz.

- Postaram się._ Ale jeŻe|1 ciebie będą zabijać, nie skowycz i nie

płacz. Tego ci nie wybaczą. Uśmiechaj się, gdy będą cięzabLjać. Uśmiechaj się do kata' Tym się unieśmiertel-nisz. Tak czy owak każdy Z flas prędzej czy p źniejzdechnie. Zdychaj jak człowiek, Witia. Zdychal z god-nością.

Następnego dnia zielony autokar dowi zł grupę ofice-r w na odludną stację kolejową, gdzie formowano woj-skowy eszelon. Wszystktch wzywał do Moskwy X Za-rząd Gl wny Sztabu Generalnego. Wszystldch czekałaprrylszłość wojskowych doradc w w Wietnamte, w Algie-rii, w Jemenie, w Syrii, w Egipcie. W tej $rupie byłemteŻ ja. od tej chwili dla wszystkich moich przyjaci ł,koleg w, przełoŻonych i podwładnych po prostu prze-stałem istnie . Pierwszy punkt dokumentu' kt ry pod-pisałem zabrałiał mi jakichkolwiek kontakt w z kirn-kolwtek, kogo znałem w przeszłości.

133

Page 66: Wiktor Suworow - Akwarium

Rozdział 6

DII\osjo-mateczko, machasz do mnie dziecięcą rączkąz kolejowego nasJapu, odsłaniasz przede mną swe nieob-jęte przestworza. Osiki, brz zki, jodełki, splądrowanecerkwie, dziewczyny przy sianokosach, fabryczne komi-ny i znowu dziatwa na nas54rie. Machają w moją stronęi śmieją się' Mosty, mosty. Rzeka Desna zagruchotałastalowymi przęsłami' Konotop, Briarisk' Kaługa. Kołapociągu podskakują na złączac}:.. Tuk. Tuk. Tuk.

W wagonie gwarno. W wagonie popijawa. Tutaj samiswoi. Wojskowy eszelon, żadnych obcych. Sami przyszlidoradcy wojskowi. Piją za pomyślność. Za X ZarządGł wny. Za generała-pułkownika okuniewa' Kolejnabutelka poszła w ruch. Pij, kapitanie! Zatvloje gwiazdki!Za dalszy awans! Dziękuję, majorze, nawzajem! Rozis-krzone oczy. Banda chłopak w zafasc5mowanych woj-ną. Nie po to koriczyliśmy szkoły wojskowe , żeby spraw-dzać czystość żołnierskich bucior w. Szliśmy do tychszk Ł, bo urzekła nas wojenna romantyka' Dziś X Za-rząd Gł wny daje r:am, szczęściarzom, tę upragnionąszźrnsę' Za Dziesiątkę' chłopcy| Za Dziesiątkę!

Jest nas tu cała zgraja. Artyleria, lotnicy, piechota, czoł_giści. Jeszcze wczoraj nie znaliśmy się nawzajem, a dziś

L34

. AKWARIUM

jesteśmy kumplami' Zrtowu butelka w koło. Wasze zdro-wie, chłopcy, za waszą pomyślność' 7 ' wasze gwiazdy.A dokąd to diabli mnie niosą? W dokumentach stoi Kuba,ale tylko dlatego, Że w całej grupie poza rxną nie manikogo na Kubę. Bardzo wielu do Egiptu' do Syrii' Niekt -r4r do Wietnamu. Gdyby rzeczfiście Wzruaczol|o kogośna Kubę, wtedy dla mnie vrj.myślono by coś innego. Kraw-cow oczywiście domyśla się, ze Kuba to tylko poz' r. Taknaprawdę, to i on nie wie nic konkretne$o. Krawcow' Ge-nerał' Widziałem go w stopniu $enerała. Miał na sobiezakurz-ony kombinezon i błękitny wypłowiały beret' Wy-glądał jak pierwszy lepszy Żołnierzy Specnazu. Staram sięgo sobie wyobrazić w generalskim mundurze, zę złotJrmiepoletami i szerokimi lampasami - i nie mogę. Widzę gotylko takim, jak podczas naszego pierwszego spotkania:nienaganrry mundur' szlisr pułkownlka, tllłarz młodziut-kiego kapitarn. Zyczęwam sukces w, generale.

wiecie -o;"to.rf,lwęzeł kolejowy. Eszelony. Eszelony. Eszelony. T)rsiąceludzi. Wszystko otoczone drutem kolczastym. Wszystkoukryte za wysokimi pł'otami. Wszystko w oślepiającymświetle reflektor w. Transport czołg w do NRD. Trans-port reknrt w do Czechosłowacji. Łoskot i zgrzyt. Lo-komotywy manewTowe formują nowe zestawy. Eszelonhaubic na Daleki Wsch d. To znowrr jakieś kontenery.Wok ł obstawa, jakby samego Breżniewa wieźli. Maga-zyny' składy' rampy, załadunek i wyładunek. Transportzdemobilwowanych Żohtierzy z Polski. Tuż obok wagonywięzienne. okna wąskie i podłużne, zamalowane białąfarbą, zakratowane' Krasnaja Priesnia to nie ty.lko woj-skowy węzeł, to r wnież więzienie tranąrtowe. 7-ohtierzez psami. Czerwone naramienniki. Transport niespiesz-nie rusza do zony. Wielkie stalowe wrota. Zasieki. Nie-bieskie oślepiające światło. Więzienne eszelony. Do Ba-dajbo. Do Czeriepcowa. Do Siewierodwiriska. oo żhł-tych W d. Ogromne szare bloki wojskowego punktutranzytowego.

135

Page 67: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

- Gnrpa doradc w do Południowego Jemenu! Z$osićisię w bloku B pok j 2l7. Doradca na Kubę!

- Jestem!- Kapitan Suworov/?- Takjest.- Proszę za mr:.ą'Młody przystojny major prowadzi mnie wzdłuŻ nie-

koriczących się płot w i stos w zielonych skrzyft' Tędy,kapitanie. Na niewielkim podw rku oczekuje karetkapogotowia ze znakatni Czerwonego KrzyŻa. Proszęprzn-dem. Drzwiczkizatrzasnęły się i samoch d rusąrł. Kilkarazy stajemy - pewnie kontrola ptzed opuszczeniern za-mkniętego terenu. I oto jesteśmy w Moskwie. Wiem, żenie jedziemy szosą, że wiozą mnie ulicami dużego mia-sta. W z skręca raz po raz i często zatzymuje się naświatłach. Ale to tylko moje domysły. Dojrzeć niczegonie mogę: okna matowe jak w wagonie wtęziennym.

T rrrtJ"n nacisk na cenĘrmetr kwadratowy gruntu wywieraamerykariski cznĘ M-6o? Jakie wolicie ralrieĘ przeciw-pancerne: amerykariskie czy francuskie? Dlaczego? Dla-czego schody kręcone w pałacach są - patrząc z dohl _lewoskrętrre, a nie prawoskrębre? Dlaczego w powozieprzednie koła są mniejsze' a Ęlne większe? Co wam m wipojęcie ''trzy linie''? Dlaczego lufa w rosyjskim karabinieMosina jest nagwintowana prawoskrętnie, a w japoriskimArisaka na odwr t? Jakie są podstawowe wady silnikarotacyjnego Wankla? Ile waży wiadro rtęci? Jaki Ęp kobietwam odpowlada? Ile numer w pisma "Ogoniok" ukazujesię roczrrie? Kto pierwszy zastosował,,oskrzydlenie piono-we''? Co oznacza litera L w nazwie radzteckie$o myśliwcabombardującego Su-7-BKL? Gdyby polecono wam zmo-dernŻować amerykar1ski bombowiec strategicnry B-58,kt re parametry poprawilibyście w pierwszej kolejności?D|aczego w niemieckich czołgach Pant}rer stosowano

zawiesznnie? Radziecka dylvlĄa strzelc w zmo -toryznwarlyc}r |icry 257 cznĘ w. Uważacie, ż.e ich liczbęnaleĘ zwiększyć, czy zmrnejszyć? o l/re? Dlaczngo? Jak to

136

AKWARIUM

wpłynie na organŻację zaopatrzenla dywizji? Ęrtania sy-pią się jedno po drugim. Nie ma czźlsu na zastanowienie...Dość się zaslahać - już pada nastę1rne. Kto to jest Cze-chow? Snajper ze 138. Dpizji Strzelc w 62. Armii. A Do-stojewskl? TeŻ mL pytanie. Kt ż by n(e zna]' Dosto-jewskiego? Mikołaj Gierasimowicz Dostojewski, generał--major, szef sztabu 3' Armii Uderzeniowej. Wybuchająśmiechem' ,,Wiecle, kapitanie, niezupeŁ:ie o to nam cho-dziło, ale zaliczamy wam odpowiedź. Bałdzn wymov.rnieo was świadczy. Nie zwracajcie uwagii na nasz śmiech.Niech was nie peszt''. A cry cokolwiek jest mnie w staniespeszyć2

-\ rv\-rzuję się tak, jakby mi zadali millon pyta . Dopierop źrnej oszacowałem, że było tego koło pięciu tysięcy: 50pytan na godzinę, 17 godz;trl dziennie przezB dni. Niekt rewymagają pięiomirrutouych' czasem dziesięciominuto-wych odpowiedzi. Na inne wystarczają sekundy. Niekiedypytania się powtarzaJą. Czasem jedno i to samo pytaniePowraca kilkakrotnie. Nie denerwrrj się. odpowiadaj szyb-ciej. Nie pr buj Ęać, nie pr buj kombinować. No więc, ilew dki moŻesz wyprć za jednym razerrl? oto zdjęcia dzie-sięciu kobiet, kt ra podoba ci się naJbardzieJ? Pomn ż262 przez 16. Szybctej. W pamięci. To łatwe: najpierwtrzeba pomnożyć 262 prz-ez lo, potem dodać połowę te-go wyniku, potem jeszcze 262. E;gzamlrntor patrzy miw oczy. Prędz-ej, kapitanie. PrzecfueŻ to błatrostka. Prz-ello-sąwzrok na sufit. Z wysiłkiem dodaję wszystko do kupy.Spo$ądam przed siebie. Kt remuś z moich poprzednik wzadarrc to samo pytanie, cieniutkim oł weczkiem wyrroto-wał wszystkie obliczenla na zielonym papierze, poĘnva-jącym st ł. Łapię gotową odpowiedź i natychmiast pojmu-ję, Że to młyczaJna prowokacja. M j poprzednik nie m głmieć prąl sobie cieniutkiego oł weczka, nie m gł pod tymświdnrjącym spojrzeniem rachować po kryjomu na papie-v-e.7actskarl szczękli rzucam m j własny vrynik: 4.192.Nawet nie zerkam na zielony papier na stole. Wiem, żetamta odpowiedź jest świadomie bĘdna. A pytania sypią

10 - Akwarim r37

Page 68: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SIIWOROW

się jak groch: jak byście zareaglowali, kapitanie' gdybyśmywam zaproponowali handel arbtszarrt?

Czasem na sali jest tylko jeden egzaminator. Niekiedyttzech, kiedy indziej piętnastu. oto dwieście fotografii, roz-pozrajcie na nich osoby, kt re widzieliście w tym pokojupodczas egzamin w. Czas - start! Teraz wybierzcie tych,Ln rzy byli tu tylko jeden raz. W następującym tekściemacie skreślić wszystkie litery o, podkreślić wszystkie lite-

ry Iu otouyć k łkiem wszystkie C. Nie zwracajcie uwag[ natego osobnika ani na radio' Czas _ start! Gość robi maĘieminy, stara się wyrwać mi obwek, wytrąca krzesło spodtyłka. A radio wrzeszczy: skreślić C, podkreślić o... Czasa-mi w trakcie egzamin w do sali vł1eżzdia wspaniały obiad,czasem zapomirrająw og le o jedzeniu. Czasami puszczajądo toalety na pierwszy zrrak' kiedy irrdziej trzeba prosić potrzy nzy. KaiĄego dnia doprowadzają mnie do kresu mo-ich możliwości umysł'owych i fizyczrrych. Zat wno ja samjak i oni czujemy tę granicę bardzn wyraźnke. Dobrze pop krocy zuraJart śię bez rozbierania na wyro i z miejscazas5piam. Na to właśnie czr'kają. oślepĘąca lampaw oczy. 262 razy 16! Szybciej. W pamięcl.PrzecieŻ to takieproste! odpowiedziałeś już na to pytanie. No, co jest z to-b{! 4.ls2| -wr7.eszczęw odpowiedzi. Swiatło gaśnie.

7vLlraezrie p źfiej dowledziałem się, ż-e cI, kt rzy odpo-wiedzą prawidł,owo na więcej nlż 9oo/o pytan' odpadają.Nie potrzebują tu zbyt mądrych. E;pzamlrry nie mają by-najmniej na celu ustalenia poziomu wiedzy delikwenta.Wcale nie. Ważna jest tylko ocena zdolrrości przyswojeniajak największej ilości informacji w możliwle najkr tszymc7Ąsie i w maksymalrrie stresowych warunkach' Bada sięr wnleŻ stopieri poczucia humortt, opĘmizmu' opanowa-nia, zdolność do intensyumego dŻałarria, stałość nastro-j w i wiele, wiele innYch czYnnik w.

- No c ż, młody człowieku, nadajesz stę do nas -oświadczył mi pod koniec sz stego drria siwy egzamina-tor. - Nasza orga:auzacja, to nie przelewki. Ttrtejsze reguĘsą kr tkie i węzłowate . Zronlmie je każdy, nawet jeśli nie

138

AKWARIUM

chce zrozamieć. Mamy bardzn prostą zasadę; rubel zawejście, d'wa za wyjście. To nlacąr, że wstąpić do organi-zacji jest trudno, a jeszeze trudniej ją opuścić' TeoreĘrcz-nie dla wszystkich jej członk w przeul7dzlarlo Ęlko jednowyj ście : prznz komin Dla j ednych z na1vv1rżsąrmi honora-mL dla innych haribiące, ale komin jest jeden. T-y|koprzezten komin odchodzimy z orgarizacji. Oto on...

DVIIJyłem przekonany, Że tvłarz pułkownika będzie mnieprzez cale Ęcie ptześladowa w nocnych koszmarach.Ale nie przyśnił mi się arli razu. Wiele o nim myślałem.Jednego nie mogłem pojąć. Tfumacąyli rni, Że kochałpienlądze, alkohol' kobiety. Właśnie za pteniądze sprze-dal się obcym wywiadom. Przypuśćmy, żrc to prawda. AleprzecieŻ miał doskonałe możliwości ucieczki rraZach d'Nie skorzystał' Na Zachodzie mtałby w br d pientędzy'wina, kobiet. W Moskwie i tak nie m gł wydać ani $ro-sza. Nie m wląc o Ęrm, ircnie bardzo można tuzaszaleć.

Babiarz zwiałby dla kobiet i forsy, a on został i balanso-wał nad krematorium. Licho wie, dlaczego. Kręcę się nawygrzanej poduszce, sen nie przychodn. Pierwsza noc bezegzamin w. A może r wrneż po nocach obserwuje mnieoko ukrytej kamery? Pies ją trącał! Wstaję' podchodzękolejno do każdego kąta i pokazuJę ffgę' Jeżeli nawet terazmnie podglądacie, to jutrzejszy wyjazd do Komitetu Cen-tralnego zostanie z pewnością odwołany. Po chwili docho-dzę do wniosku, Że fita to za mało, więc wystawiam dokamery - jeśli rzeczywlście tu jest - ws4rstko' co Ęlkomogę. Rano zobacTymy, czy mnie wywalą czy teŻ nie.Następnie kładę się z poczuciem głębokiej wewnętrzrrejsatysfakcji, po cąrm z miejsca zas)piam, pewny, że naza-jutrz pogoniąmnie na Sybir, bym tam dowodziłkompaniącznĘ w. JeŻeli starrie się inaczej, to zrnczy, Że itu da sięĘć i omijać drakoriską kontrolę'

Śplę błogo i słodko' Śpię kamiennym snem. Wiem, żeprzyjmując mnie do Akwarlum radziecld wywiad popeł-nia kardynalnybłąd. Wiem, Że gdy pozostaje tylko jednadroga wyjścia i tylko ptzezkomLn, to w moim przrypad-

r39

Page 69: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

ku nie będzie to wyjście z honorami. Wiem, żenie umręnaturalną śmiercią. O nie, tacy nie umierają zvłyczaj-nie! Doprawdy' wywiad wojskowywygrałby na tym' gdy-by już dziś przepuścił mnie przezIsladratowy komin!

7 vIII-lrtowu wiozą mnie gdzieś zamkniętym samochodemz matowymi szybami. Nie widać nic na zewnątrz i mnienikt nie widzl Ciekawe dokąd to: Do KC czy na Sybir?Chyba jednak do KC. Gdyby na Syberię, kazallby zabraćwalizkę; skoro walŻka została, Znaczy to, że nie wyby-wam na dobre, że to kr tka wizyta, że wr cimy tam,skąd jedziemy.

Zza okrla dochodzi hałas wielkiego miasta. Pewnieprzecinamy śr dmieście. Może to Łubianka? Koło Łu-bianki, na placu DzLe ynskiego, zawsze huk jak nadNiagarą. Jakoś wydaje mi się, że jesteśmy obok Łubian-ki. Nic dziwnego: Komitet Centralny jest dwa kroki stąd.Samoch d stoi dłuższą chwilę, potem wolniutko gdzieśsię wtacza. Za narni zgrzyt Że|aznej bramy. Drzwiczkiotwierają się: - Prosimy.

Stoimy na wąpiutkim mrocznyrn dziedziilcu' Z czterechstron wysokie mury. Ztyht wrota. Po obu stronach - sier-żanci KGB na posterunku. Na podw rzewychodzi kilkorodrarłi. Przy jednych _ r wrież ochrona KGB' przy pozosta-łych nie widać nikogo' Nad nasz5rmi głowami goĘble gru-chają na $zymsie. - Proszę tędy. - Siwy pokazuje jakieśpapiery. Sierżant KGB salutuje. Przejście wolne. Siwy zrra&ogę. Prowadzi mnie niekoitczącytni się korytarzami'Czerwone dywany. Sklepione stropy. Drzwi obite sk rą.Ponowna kontrola przepustek. - Proszę datej. - Windabezgłośnie wiezie nas na trzecie plętro. Znowu korytav-e.Ogromna poczekalnia. Starsza kobieta za stolikiem. - Pro-szę z-aczekaĆ. _ Czekamy. - Proszę wejść. - Siwy lekkopopctm$ mnie do przodu i z-aml<nal za Inną drzwi, sampozostając w poczekalni.

Wysoki gabinet. Okno do samego sufitu, bez widoku.Za oknem głucha śQiana, gołębie na parapecie. Dębowebiurko. Za biurkiem szczupły męŻczynla w okularach

140

AKWARIUM

w ż łtej oprawie. Brapowy garnitur bez dyst1mkcj| żad'-nych medali ani order w. Dobrze jest w wojsku - rzutoka na naramierrniki i już Wiesz jak się zsvracać: towa-rzyszu majorze, towarzyszll pułkowniku.'. A tu jak za-$aić? Po prostu przestawiam się:

- Kapitan Suworow.- Witajcie, kapitanie. Bardzo wnikliwie was zbadaliś-

my i zdecydowaliśmy przy1ąć was do Akwarium' po od-powiednim przeszko|erliu, ma się rozumieć.

- Dziękuję. To dla rnrlje zaszczyt._ Dzś jest 23 Sierpnia. Zapamiętajcie tę datę, kapita-

nie, na cale Życie. Począulszy od dziś wchodzicie do no-menklatury. Wprowadzźrmy was na bardzn wysoki jejszczebel: do nomenklatury Komitetu Centralnego. Pr czroz|icznych wyjątkowych przywilej w uzyskacie jedenprrywilej szczeg |r:y. od dziś nie podlegacie kontroli KGB'odtąd KGB nie ma prawa zadawać wam żadnych pytar1'żądać na nie odpowiedzi, podejmować jakichkolwiekdzia-łari przeciwko wam. Jeżeli popekricie jakiś błąd' maciezameldować waszemu przełożonemu' a on poinformujenas. Jeżeli nie zameldujecie, dowiemy się tak cryl lrnczej.W kaŻdym razie wsze|ka kontrola waszych pocz1mari na-|eĘwyłącznie do kierownictwa GRU' albo Wydziału orga-n w Administrac11'nych KC. o każdym kontakcie z KGBmacie zameldować swojemu ptzełożonemu. PomyślnośćKC zaleĘ od tego, w jakim stopniu struktury i poszcze-g lrre osoby naleŻące do nomenklatury KC zdołajązacho-wać niezafeŻność od wszelkich innych organŻacji. Po-myślność KC to Zarazem wasza pomyślność, kapitanie.Możecie się szczycić zaufaniem, jakim KC darzy wywiadwojskowy i was osobiście. Zyczę powodzenia.

Zasalutowałem służbiście i opuściłem gabinet'

D VIIII\ozległe jezioro ukryte w lasach. Brzegi porośniętetrzciną' Brzozy nad urwiskiem. Tam, za wysokim pło-tem, mieści się nasza daczn, Miniaturowa plaża. Ł dkiodwr cone do g ry dnem' Na przeciwległ}rm brzegll teżjakieś drewniane zabudowania, teŻ za zielon)rm ogrodze-

TT

ilir

fi

$

n

F1".

I

L4t

Page 70: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

niem, też pod ochroną. Specjalny teren wydzielony nadącze' ale tylko dla wąskiego kręgu wybranych towarzy-szy. Nie tak łatwo tutaj trafić. Dębowe Zagajniki, jeziora,gęste lasy. Gdzieniegdzie czerwone dachy. Zn w zielonepłoty. Do naszego jeziora prowadzi tylko jeden dojazd.Innej drogi nie ma. Możesz kręcić w k łko do woli' a takczy inaczej stale naĘkasz się na zieLone ogrodzenia' Zanaszymi płotami też czy1eś letniska. Słychać' jak grająw siatk wkę. Nie powinniśmy wiedzieć, kto tam piłkęodbija' Im do nas też nie wolno zajrzeć. Płot po lewejnieco wyższy rL|ż po prawej. Stamtąd dochodzą wieczo-rami dźwięki muzyki. Bardzo ptĄemna melodia: tango.

Nasz ośrodekjest całkiem spory. Mieszkajątu 23 osoby,a miejsca starcąrłoby dla trzydziestu. Kazdy ma osobnypokoik. Sciany Z sosnowych belek. Zapaclt Ąnwicy. Naścianie ma]utki pejzaż. Ogromne' wygodne |oŻko. P łkaz ksią!,katni. Na dole hall wyłożony wielkim wschodnimdywanem. Wstajemy' kiedy chcemy i robimy, co nam sięŻrywrie podoba' Syte śniadanie' Slaomny obiad. Wystawnakolacja. Wieczorami siedzimy przy kominku. Pijemy. Ga-wędzirny. W poprzednirn Ęci'u wszyscy bylśmy offceramiśrednich szczebh w radzieckim wyviadzie wojskowym'W gmpie jest jeden podpulkownik, dw ch major w i star-szy lejtnarrt' Cała reszta to kapitanowie. Jeden z nas byłpoprzednio pilotem myśliwca, dwaj sfuzyli w jednostce ra-kietowej, jeden w desancie, jeden był dow dcą kutra rakie-towego. Jest też lekarz wojskowy oraz prawnik. W sumiebarvrrre towarąrstwo. Słuą{iśmy pod rozkazami r żnychdow dc w. Z rozmatĘch wz$ęd w kaŻdy Z laas wpadłw oko jakiemuś oficerowi wywiadu dywizji' armii albo jesz-cze wyŻszego stopnia. KaŻdego Z nas lrtoś wyfuskał doswojej grupy. Właśnie spośr d tych grup Akwarium dobie-ra swoich kandydat w. Zron:lrriałe, żr zabierając ludziszefom wywiad w nŻszego szczebla Akwarium nie dąĄ dotego' by zagarnąć wszystkich albo najlepszych. Nie, jeżelidziś Akwarium pozbawi Krawcowa wszystkich jego orł' w,to jutro Krawcow nie będzie jużtak pieczołowicie komple-tować własnej grupy. Dlatego Akwarium bardzn ostrożniezabieraludzi, Żeby nie zniechęcić tego czy innego dow dcydo dalszej skrupulatnej selekcji.

r42

AKWARIUM

Dużo śpię. Dawno juŻ rne s54piałem r wnie twardymi błogim Snem. Budzę się p źno i idę nad jezioro' Pogodapochmurna, ale woda ciepła. Pływam godzinami' Wiem,Że ten sen i ta swoboda nie potrwają długo. Po prostuponlla|ają nam odprę Ę ć się po egzamin ach i przed roz-poczęciem roku akademickiego' Więc się odprężam.

-r IX\,\LJzybko zawiapana prĄaźn koftczy się często wrogością.Wiem to doskonale. Moi towar4rsze z grupy teŻ to wiedzą.Dlatego bez pośpiechu bardzo ostrożnie badamy się wza-jemnie. Gadamy o gfupstwach. Dowcipy opowiadamy nie-zbyt ostre. PeŁey luz. Na razie możemypopijać. W imponu-jącym barze obfitość trunk w: pij' ile dusza zapragnie' Alep{emy z umiarem. Kiedyś zostarriemy przyjaci kni' Kiedyśbędziemy sobie ufać. Kiedyś będziemy się wzajemniewspierać. Wtedy dopiero zaczniemy pić na serio' Jak naprawdziwych oficer w przystało. Ale jeszcze nie dziś.

obmierzono nas dokładnie i wSZyScy paradujemyw cywilnych garniturach. Niekt rym z ruas przyldziewr cić do munduru' kiedy zostaną generałami. Irrnymw1padnie pozostać po cywilnemu, nawet gdy zdobędągeneralskie sz|ify. Taka służba.

dorowicz R-rfmow - przedstawił się korpulentny osobnik w dresiesportowym i z piłką siatkową W ręce. - Mam 5l lat,z czego 23 sŁluŻę w Akwarium' Pracowałem w trzechkrajach. Za graricą spędziłem 16 lat. Mam na koncle7 werbunk w. Byłem odznaczorly czterema orderamibojowymi i kilkoma medalami. Będę szefem-instrukto-rem waszej Erupy. Oczywiście, wymyślicie mi jakąś ksy-wę' Zebyście nie musieli łamać sobie głowy, zdradzęwam kilka moich nieoficjalnych przezwisk. Jedno znTchbrzlni Słori. Tak przezwa się wszystkich wykładowc wi profesor w Wojskowej Akademii Dyplomatycznej. NasamąAkademię m wi się Konserwatorium, jeśli dotyczy

t43

Page 71: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

to was, młodzieĘ, lub też Cmentarzysko Słoni, jeślimowa jest o nas, profesorach i wykładowcach' Być mo-że kt ryś z was teŻ zostarie słoniem i przy1dzle tu, byszkolić młode słoniątka' Ąrmczasem chciałbym pogadaćz kaŻdyn z was z osobna. Kapitan Suworow.

- Jestem, towarzyszw pułkowniku._ Zwracajcie się do mnie młyczajnie: Piotr Fiodorowicz.- Takjest._ Zapomrnjcie, że istnĘe młrot,,tak jest''. Pozostajecie

oficerem Armii Radzieckiej, co więcej, wznosicie się na jejnajwyż-sze piętro: do Sztabu Generalrrego. Ale mimo to najakiś czas wyrzućcie z pamięci to ,,tak jest" ' Czy rozmawia-jąc zprzełożonymi potraficie nie strzelać obcasami?- Nie potrafię, towarzyszu... Piotrze Fiodorowiczu,- Pierwsza sprawa, Wiktor, twoje pierwsze zadanie.

Naucz się siedzieć na krześle bardziej niedbale... Sie-dzisz sztywno, jakbyś połkn{ bagnet. Cywilni dyploma-ci tak nie siedzą' Jasne?

- Jasne.

na zorgar|rzołJtajną szkoĘ szpiegowską w centrum wielkiego miasta tak'żeby nikt się nie m gł zorientować' żeby nilrt nas nie sfoto-grafował ani pojedync7n, ari w grupie' okazuje się, że toproste. Gł wny kompleks Wojskowej Akademii Dyplomaty-cnrcj wzrrcsi się przy ulicy Pospolitego Ruszenia. Rz-eczjasna, nie ma tu żadnych tablic informacyjnych' ogrodze-nie we wzory z kutego Żelaza, bujne zaroś|a bzu, kolumna-dy' kraty w oknach' szłzn|ne kotary' warty na kźdyrrr ro-gu. Ale to nie jest miejsce najważriejsze. Ttrtaj przygotowujesię tylko tych' kt rzy zostanąw ''wielkiej zr:,tie", wKDL-ach.My zaś, In rzy nlajdujemy się na warunkovlym zwolrrieniu,przeznaczeni do roboĘ poza ,,obzem", szkolimy się gdzieindzĘ. Sh:chacze gł wnych kterunk w sąporozrzvcani pocałej Moskwle, po niewielkich punktach szkoleniowych.A gdzie się mieści m j punkt' tego i ja nie wiem...

Każdego ranka o 8.3o zjawiam się w Instytucie Pro-mieniowanta Elektromagnetyczne go, tuŻ koło parku Ti-

r44

AI(WARIUM

miriazewa. oficjalnie instytut uchodzi za plac wkę Mini-sterstwa Przemysfu Radiowego, ale mało kto wie, dokogo w rzeczywistości należy I czynt się naprawdę zaj-muje. Na początku lat pięćdziesiątych ta nlepozornaw wczas instytucja zajmowała 4-piętrowy pałacyk w ty-powym stylu p źnego stalinŻmu: kolumnady' balkoni-ki, sztukateria. Pracovlało tam najwyżej dwieście os b.Z biegilem czasu instytut szybko się rozrastał, o cąrmświadczą G-piętrowe masJrwne szare bloki. Nieotyrrkowa-na cegła sylikatowa _ to już piętro chruszczowowskiejrtierozrzlsttlości. obok potężne bryĘ ze szkła l alumi-nium: symbol militarno-przemysłowego rozmachu epokiBreżniewa. Labirynt mur w i ogrodzeri szatkuje ten ob-s7At na strefy i sektory. Drut kolczasĘ' białe lzolatory.

" Mij aj ąc p o s terunek okazać r ozłożnną przepustkę !''

Masa ludzi. Poranna zrniana. Tfum przepĘwa przez war-tovrrrię rozbLĘ na dwanaście potok w. ,Na terenle obiektupalenie wzbronione!", ,,Bądtź czujny! Gadtrlstwo służy wro-gom!'', ,,Przekrocrymy plan pierwszego kwartału!'', ,,Nie st jpod suwnicą!'' Szara masa ludzka rozplywa się strumyka-mi po wydziałach i sektorach. zgtŻytahamulcaml lokomo-Ęrwa manewrowa. Potężry hangar poVka 6o-tonowe wa-gony. SpiesTy się L7czofla brać. Thrm wali w mllczeniu.Wszyscy tajni. Wszyscy ściśle tajni. ''Wejście wzbronione!''.,,okazać roz|ożoną przepustkę!'' Betonowe przegrody. Ce-glarre przegrody. R żnobarwne kominy. Strefa 12-B.

Nad c4rrn się tutaj pracuje? L,epiej nie pytać. Jeszczerazokazujemy przepustkę. Cała jest upstrzona masą zakodo-wanych symboli. Każdy posiadacz przepustld porusza Sięwyłącznie w ściśle określonych grarricach swojej stre$.Bez specjalnychznaczk w na legitymacji nikt cię nie wpu-ści poza wzllaczorly obszar. Wykręcamy numer na tar-cTy _ ijuż jesteśmy w hangarze. Tutaj zbieta się cała na-sza grupa. obok stoi zaparkowany potęimy MAZ z po-marariczowym kontenerem. Zajmujemy miejsca w jegownętrzu. Przypomina kabinę komfortowego samolotu: wy-godne fotele, dywany... Tylko okien brakuje. O godzinie8.4o' gdy kontener jest wewnątrz zamknięĘ na czteryspusty, w hangarze zjawia się kierowca i wy1eżdża cięla-r wką na miasto. Nigdy nie widzieliśmy go na oczy. on zaś

t45

Page 72: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

nawet nie podejrzewa, żftwozllrudzl. Zadarie ma następu-Jące: o 8.4o wejść do hangaru, wsiąść do woztr |przrwieźćkontener z jaldmś bardzn niebezp1eczn5rm ładrmkiem dososnowego lasu, ldlka dzielnic stąd. Tam r wnież znajdujesię pewien tajny obiekt, też stot harrgar. Kierowca wpro-wadza w z do środka, po czym wychodzi do poczekalrri.Wieczorem robljeszczejeden kurs. Resztę czasu wozi innepomarariczowe kontenery po Moskwie . Możr- transportujezapalniki do bomb atomov4rch, możr- śmiercionośne winr-sy, zdolne pożrreć caĘ ludzkoś , a moŻe aparafurę doprowadzenia woJny $enetycznej. Skąd miałby wledzieć, coza'wlerająkontenery? Wszystlde są jednakowe. Wszystldepomarariczowe. Pewnie teŻ zgarnlanlezĘ szmal. W takichośrodkach badawczych nikomu krzywda się rrie dzieje.

YXildeae., po dru$m wyskakujemy zpomarariczowego kon-tenera. Hop. Hop. W hangarze wysoko pod dachem ćwier-ka wr belek.łlko on ara wsizystlde nasze sekreĘ: kto jestkierowcą kto tu po nocach sprząta' kto w takim sćrmymkontenerze przywozl nam jedzenie i nalorywa do stofu. Do-p ki jesteśmy w znllie- personel pomocniczy ma zakazwstępu. Nawet weJście do stoł wki przypomina ś|uzę: jeirc|idrzuli z.e stobwki do harrgaru są otwarte i ktoś szykujenam śniadanie, to nie ma mowy' żeby dostać się do kt re-goś z tych pomieszłzłft Jak psom Pawł,owa danrcnek syg-nalŻuje narn, i:,e możemy wejść do jada]ni, nikt z zewnątrznle moźre otlłrorzyć drmli. Automatyka. Jedzenie doskona-łe. Nlgdy dotąd mnte tak nie karmiono' nawet w Czecho-słowacji. Jednak mt:ia Fnmstaje zr:lrtą a r:asz kontenernazywarrry między sobą pomararlczr'w unrott. Na dobrąsPrawę woĄ nas jak z-ek w, Ę|e żn z wygodami.

W specjalnej księdze wpisuję podziękowarte za pysz-ne śniadanie 1 zam wienie na dzien następny. I czymprędzej na zajęcLa.

- Wszyscy gotowi?

* Cziorngj Doron, woronak- .czarna wrona": więźniarka, milicyjnabuda do przeslożenLa aresztant w [przyp. tłum.].

r46

AKWARIUM

- Takjest!- Pięć minut odprężenia: wdech-wydech.Mamy miłe, zadbane podw reczko. Krzewy bzrr rrlemal

w całości zasłaniają szare betonowe mury. Prz5rtulr'le.Nad bzami zasieki z drrt w kolczastych. Co za tym dru-tem - nie wtadomo. Możemy jedyrrle dojrzeć p łokrągłedachy hangar w, jak u nas nad basenem i kortem teniso-wym. Może mieści się tam jeszcze jeden punkt szkolenlo-wy? Moźre &viczątam naslpolscy lub węgierscy koledzy,albo kubar1scy, wł,oscy czy libijscy? Kt Ż to moż'e wiedzleć?Możliwe, Że to tlje punkt szkoleniowy, tylko tajne labora-torium albo magazyn, albo po prostu więzienie. Wczuwa-jąc się w ruch naszego pomaranczowego kontenera, sta-ram się każdego ranka odgadnąć kierunek jazdy. Wydajemi się, ż'e woŻąnas bardzo niedaleko. Mam wraj:erlde, Żegdzieś w poblŹe więzienia na Krasnej Priesnl. Nie spos b,rzecz jasna, ustalić dokładnego miejsca' A sosnowych za-gajnik w wok ł MoskwyJestrzeczywLście od metra'

- odetchnęli? Dobra.Wszyscy do sali wykładowej . Każdy rusza do swojego

sejfu. M j zawiera cztery 9G-strorricowe zeszyĘ: zaPasna trzy lata. Notuj gęsto' staraj się jak najwięcej zapa-miętać, łap w locie podawane informacje. Ucz się osz-czędzać papier'

Zeszyt z teori wywiadu pod pachę, sejf na klucz - l dosali.

Wykładowca siedzi za muślinowym parawanem, Nierozr Żnia wyraźnie naszych fr\rarzy, anl my jego rys w,ale rozmowa toczy się bez przeszk d'

Wszyscy wykładowcy t dow dcy to Słonie. Niekt rzymają prawo kontaktować się z naml w ramach zajęć,większość Jednak widzi tylko nasze sylwetki za p Ęrze-zrocąrstym ekranem i zvłraca się do nas po numerach.

To starzy wy1adacze. Spędzili lata za granicami wtel-kiej zony. Niekt rzy dzlałali z ukrycia jako wysokiej rangifunkcjonariusze GRU, inni występowali bardziej jawnie:w charakterze wojskorłych atIachź, cywibnych bądź woj-skovych doradc w, dzlerrfkaruy, dylrlomat w, przedsta-wicieli central handlovych, urzędnik w plac wek korrsu-larnych, Aeroflohr, Morfłotu, Inturistu cąI or9afizacji mię-

L47l,llr,lł.

Page 73: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

dzynarodowych, Każdy z rich ma na swoim koncie jakąFpowaŻrą upadkę, dlatego wszyscy vylądowali na Cmlnta-

- Tak oto wygląda szpieg. - Na dużym plakacie bar-prochowcu, ciemne okulary, posta-

ce w kieszeniach. - Tak przestawiająsensac)dnych powieści i film w, tak

nielvy-ega,

a) nosić ciemne okulary, nawet w upalny, słonecznydziefu

b) nasuwać kapelusz na oczy:c) trzymać ręce w kieszeniach;d) stawlać kołnierz palta lub phaszcza.

dpn

we twarze były jednym z najwaŻrnejszych ar$ument wprzy selekcji. Długi czas badaliśmy tysiące oficer w,potencjalnych k t rych po kilkalat trzymaliśmy ten czjs każdyz nic}: dziesiątki pasażer na nor-malnych trasach. Ten, kt rego policja choć razskontro-lowała przed wejściem do samolotu, odpadał' Potrzebu-

148

I

{

AKWARIUM

le. To dowodzi, że sekcja rekrutacfrna spisuje się namedal.

'..Wygląd to nie wszystko, liczą się także metody pra-cy. Autorzy kryminał w najczęściej ukazują agenta jakopierwszorzędnego strzelca i specjalistę od łamania ko-ści' W większości przyszliście do Akwarium z ntższycn'szczebli wynriadu w jednostkach Specnazu albo FlotyWojennej. Tam wszystkie te metody miaĘ swoje uzasad-nienie. Ale tutaj, na g rze, w strategicznym wywiadzieagenturalnym Sztabu Generalnego, nie będziemy wczyćwas strzelania ani rozbijania cegieł ciosami karate.osiągnęliście najwyższy rnoŻIlvły pułap pracy !vy!vla-dowczej, i to, co teraz przyda wam się najbardziej, towasze głowy. Będziecie uĄlci do niezwykle trudnychzadan: jeŻeli zavłledzie was kiedyś rozl)m, nie|iczcie, Żepistolet albo pięść wam pomogą.

...Japoriskie chwyty samoobronne, pistoleĘ i noŻeprzy1rominają pasy bezpieczeftstwa, stosowane przy pra-cy na dużych wysokościach' Zauważcie: tylko mało do-świadczony młodzik używa takiej vprzęry. Stary wyganigdy. Pas daje zhtdzeniebezpleczenstwa. Wystarczy razzapomnieć, i po tobie. Kto pasa nie używa, nie ma zhr-dzeri, stale jest świadomy niebezpieczeristwa i ma się nabaczności. Ciąg}a asekuracja osłabia czujność i dlategoradziecki wpriad strate$iczny nie daje swoim zuchompas w bezpieczeristwa.

...Niech Ę|ko zdarzy wam się popeh:ić błąd, z miejscakontrwywiad przeciwnika rzuci przeciwko wam śmig-łowce' gaz, psy, supernowoczesną technikę, sto samocho-d w, trzystu zawodowych policjant w. Na nic zda się wte-dy pistolecik. Stwarza Ęlko zfudne poczucie bezpieczen-stwa. Pragniemy pozbawić was wszystkich zh:dzen.Możecie liczyć tylko na własną $łowę, na własną inte-ligencję. Nie macie żadnej asekuracji' Jeden fałszywykrok' i lecicie w d ł. Na tyrn polega r żricamięfuy wamii przysłowiowym sąliegiem w ciemnych okularach. osiąg-nięcia' jakimi może się poszczycić Akwarium są w}łnow-nym dowodem właściwego wyboru metod działania.

.. .Temat dzisiej szego 6 -godzinne go seminarium brzmi:,,Metody agenturalnej penetracji".

r49

ł

i

fv

Page 74: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

otworzyliśmy notesy. Szkolenie oficer w w GRU od-biega diametralnie od tego, co rr:oŻna wyczytać w sen-sacfrnych powieściach' W ciągu następnych trzech latstudi w w Wojskowej Akademii Dyplomatycznej czekałonas jeszcze wiele zaskakujących odkryć.

/ź^1 xul\-zzłowiek może dokonywać cud w. Może trzykrotrrieprzepŁynąć kanał La Manche , może wypić na raz stokufli piwa, chodzić boso po rozżarzonych węglach, moŻeopanować trzy dzileści j ęzyk w' zostać mistrzem olimpij -skim w boksie' wyna|eźć telewizor albo rower, zostać$enerałem GRU albo miliarderem. Wszystko jest w za-sięgu jego możliwości' Po prostu chcieć - to m c. Naj-ważniejsze - chcieć, teszta jest kwestią treningu. Jed-nak regularrrc ćwiczenie pamięci' mięśni lub charakte-ru samo w sobie do niczego nie prowadzi' Regularnośćtrenirrgu jest ważna, ale nie decydująca. Pewien dziwakćutLczył bardzo re$ularnie. Przez dziesięć lat raz dzierriepodnosił ŻeLazko, a mimo to nie rozwinęła mu się mu-skulatura. Sukces przychodzltylko w wczas, kiedy każ-de ćwiczenie (pamięci' mięśni, psychiki, siły woli, wy-trwałości) doprowadza człowieka do kresu jego możliwo-ści. Kiedy trening staje się pod koniec torturą. Kiedyczłrowiek krzyczy z b lu. Trenin$ jest skuteczny Ęlkowtedy' gdy człowiek jest świadomy swoich możliwości,wie, Że może skoczyć wzulyŻ na 2 metry, zrobić l53pompkt, zapamiętać dwie strony tekstu w obc5rm języ-ku. Każdy następny trening ma sens tylko' jeżeli stano-wi pr bę poblcia rekordu z poprzedniego dnia: zdechnę,ale zrobię 154 pompki...

Chodzimy na treningi przyszĘch mistrz w olimpijs-kich. Oto oni, l5-letni bokserzy, 5-letni akrobaci, S-letnipływacy. Sp jrzcie na ich wyraz twtzy. Poczekajcie dokorica treningu, do ostatniej chwili, kiedy na malutkiejdziecinnej twatzyczce pojawi się wściekła determinacja,pragnienie pobicia wczorajszego wyniku. Patrzcie nanich! To właśnie oni przyrriosą kiedyś olimpijskie złotopod wielką czerwoną flagę z sierpem i młotem. Sp jrzcie

150

AKWARIUM

na tę twarz! Ile w niej napięcia. Jakaż męka!To droga kusławie. To droga do srrkcesu! Championem rnoże być,tylko człowiek' kt ry wie, że Za moment sztartga zwa|imu się na głowę - i wyciska ją dalej. W tym życiu wygry-wa tylko ten, kto pokonał samego siebie. Kto pokonałsw j strach, swoje lenistwo, swoją nieśmiałość.

Słot'r przyprowadził nas na trening młodych olimpij-czyk w.- Tak właśnie nasz kraj przygotowuje zastępy obrori-

c w jego sportowej chwały. CzyŻbyście chłopcy' sądzili,że mniej poważnie traktuje przygotowanie wywiadow-cw?

Page 75: Wiktor Suworow - Akwarium

Rozdział 7

N""uoornniany luty 1971 roku. Szef GRu generałl-pułkownik Piotr Iwaszutirr otrzymał stopieri generałaarmii. Alrwarium szaleje z zachwytu. Cały Sztab Gene-

ości. Wywiad wojskowy g rą!Andropow nadal będzie tylkoCo za afront!

Wiemy doskonale, że Komitet Centralny świadomie dole-wa oliwy do ognia l zderzenie KGB - GRU jest nieunllsrio_ne. JaIdś czas temu dodzy KGB i wojskiem, ioczenie. Ro4oczęła się

go generała-Ętnanta wojsk pancernych Litowcewa awan_Sowano do rangi generała-pułkownika. Czy pamiętacie, to-warąIszLl generale, wasz trudny start na tyrn stanowisku?Ktoś wam w wczas przysz-edł zpolorrocą ryrzykując wlasnągłovą. 7a' tę pomoc' zostałem przedterminowo kapitanem.Przecleżwy także, towarzyszu generale, po clchutku komuśpomagaliście i nadal poma$acie, trnczej rrikt by was nie

t52

AI(WARITru

popierał. Nie zalśnĘby na waszych naramiennlkachtrzy generalskie gwiazdy. Powodzenia, generale.

W lutym 197l roku KGB r GRU rzuciły się sobie dogardeł. y''Jekt Ż m głby dojtzeć to z boku? Wszyscy zna-ją generała-pułkownika Andropowa. Kto zna generałaarmii lwaszutina? Ale teŻ on nie szuka roz$łosu. Iwa-szutin, w odr żnienlu od Andropowa, stoi na cze|e taj-nej otganizacji, działającej w cieniu, rrie potrzeba mureklamy.

DII-flanowaniem woJny zajmuje się Sztab Generalny.Sztab jest m zgiem armii. Wszelka pr ba ingerencjiKGB w proces planowania nieuchrorrnie przywodzl całepa stwo na skraj katastroff' JeŻeh paristwo chce prze-trwać, musi ogranilczyćwpĘwy KGB na Sztab General-ny. Aby zapewnlć zwycięstwo w przyszłej wojnie, SztabGeneralny musl mleć własny punkt widzenia na świat.Dlatego pourinlen zbierać niezbędne informacje siłamiwłasnych oficer w obeznanych z zagadnleniami plano-wania bojowego, zdolnych do podejmowanla samodziel-nych decyzji. Sztab Generalny nie ma czasu dopraszaćsię irrformacji, sam rozkazuje swoim shrżbom wywia-dowczym, co należy rozpracować w pierwszej kolejno-ści. Dla zwiększenia efektywności tych operacji SztabGeneralny musi być władny premiować najlepszych wy-wiadowc w, a takŻe surowo karać rrieudolnych. Takieupraumlenia zostaĘ mu nadane. Posiada własną sfużbęwywiadowczą, postrzega śwlat nrię przez pryzmat KGB'lecz swolmi własnymi oczam7, nie zbiera tnformacji siła-mi policji, lecz siłamloficer w Sztabu Generalnego, na-szymi stłami.

Każdy Z nas winien stać stę r wnocześnie oflceremwywtadu i oficerem Sztabu Generalnego. Mamy na tobardzo mało czasu - zaledwie 5 lat. Waśnie dlategonasz program przygotowawczy jest tak napięĘ. Jeste-ście oficerami Sztabu Generalnego! Jeżeli nie możeciewytrzyrnać Ęch obciąpefr, przeniesiemy was na nlższeszczeble.

r531l - Atwari'-

Page 76: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SI'WOROW

Robimy; co w naszej mocy. Wytrzymujemy obciąże-nia. Nle wszyscy.

Po nocach śniąmi się wielkie ofensyw5r. Głębokie pan-cerne kliny. Desanty zpowietrza. Brygady Specnazu natyłach wToga. Nielegalne rezydentury i strumieri infor-macji spadających do Sztabu Generalnego. Śni mi sięhuk bitewny i ogieri. otwieram oczy. Słyszę obrzydliwyterkot budzika; zimne światło bije mi w oczy. Dfugosiedzę na ł żku' Chyba nie wytrzymam.

-1 trI\-"u" leci nieubłaganie. Sesja zimowa. Osiem egzarrri-n w. Sesja letnia. osiem egżamin w. Urlop zirnowy -piętnaście dni' Urlop letni - miesiąc. Nie wyjeżdżam nawakacje. Co prawda zdałetn wszystkie egzaminy, alemam jeszcze masę do zrobienia. Znowu ferie zimowei znowu nie ruszam się z miejsca. Znaszej grupy prawienikt nie wyjeŻdŻa.Trzeba pracować. Trzeba więcej pra-cować. Kto chce się utrzymać, musi bardzo dużo praco-wać. Aż przed' oczarrui zatanczą czervyone kręgi' Niktnam w pracy rlje przeszkadza. MoŻna ś|ęczeć po no-cach' Można spać po trzy godzLny na dobę.

Nasza grupa stopniowo się wykrusza. Podpułko\[mik -rozkład moralny, seksualrra rozułiapłość. Wygnany nakosmodrom w Pleslecku. To teŻ GRU: karna kolonia dlazesłanych za' wyboczenia. Major wywiadu artyleryjskiego:pijar1stwo. odesłany z powrotem do bazy Specnazu nadBajkałem. TopnĘe grupa' Było nas dwudziestu ftzech.7-ostaŁo siedemnastu. Wywalają tych' kt rzy słabnąz ptzepracowaria, kt rzy nie potrafią zau'waĘć inwĘila-cjl, kt rzy mylą się albo gorączkująprz5l podejmowaniudecyĄi. odpadają ci, co nie są w stanie opanować dw chjęzyk w obcych, nie potrafią prąlswoić historii dyplomacjii wywiadu' całej struktury' taktyki' strategii i uzbrojenianaszej armii i sił zbrojnych naszych wrog w.

Znikająniepostrzeżenie. Nigdy już nie awansują' Wy-szykuje się dla nich miejsca' gdzie pracują tacy samipechowcy z GRU, gdzie kwitnie nieufność i prowokacja.Nota bene, gdzie nie kwitnie?

L54

AKWARIUM

rukiwaniu *Twek. Penetmjemy okolice. Wywiadowca potrzebuje setekzakimark w' sdzie nikt nie zakłoci jego samotności,mĘsc, $dziewiedziałby' Że nikt nie depcze mu po piętach,skrytek' w kt rych m głby schować tajne materiały i miepewność, Że ali dzieci, arri żaden przypadkowy przecho-dzie ich nie odnajdą Że rlie wyrośnie hr budowa, Że rieuszkodząich wiewi rki an7 szczury' ani woda, ani śnieg.W kazdej chwili wywiadowca musi mieć w rezerwie masętakich kryj wek i żadnej nie ma prawa wykor4lstać dwu-krotrrie. Powinrry znajdować się na uboczu, z daIa od wię-zieri, dworc w, zakład w zbrojeniowych, dzielnic rządo-wych i dyplomatycznych o zwiększonej aktyvrności poli-cfrnej' gdzie o wpadkę nietnrdno. Niebagatelrra sprawaznaJeźć w Moskwie miejsce, $dzie nie ma więzieri, budyrr-k w rządowych albo strzeŻonych wojskowych oblekt w.

Cały wolny czas schodzinam na myszkowaniu. Mysz-kujemy w podmiejskich zagajnikach, w parkach, na za-rzuconych wysypiskach i opuszczonych budowach. My-szkujemy w śniegu i w błocie. Potrzeba nam masy do-godnych skrytek. Ten, kto r:aluczy się wyszuklwać ichw Moskwie, potrafi znaleźć je takźe w Chartumie,w Melbourne, w Helsinkach.

rze.Ta"orrity")na cąrnność rn zg'u powinna stać się odruchem. Przedmoimi oczami rr'isają na ekranie tysiące twnry, tysiąceludzkich sylwetek. Trzymam palec na przycisku, jak naspuście. Gdy Ęlko po raz drugi ujrzę tę samą twarz, rr:annnatychmiast nacisnąć. Jeże|i się mylę, czuję lekkie' alenieprzyjemne kopnięcie prądu. Naciskam w niewłaści-w)rrn momencie - buch! Nie nacisn{erĄ_gdy na]eŻało _buch! Treningi odbywają się regularnie i szybkość ukary-warria się twarzy sta]e wzrasta. Za każdym razefll oglądamcoraz więcej nowych postaci. T}rch samych ludzi pokazu-Ją mi w perukach, ucharakteryzowanych, przebranychw cofaz to inne okrycia. Każdy błąd - kopnięcie prądem.

155

Page 77: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

Lwagę na ''-"Erejestracyjne woz w. Jeśli drugi raz wpadła ci w oko tasama tablica' miej się nabaczności: może jesteś śledzony?Pokazują mi tysiące numer w rejestrac$nych. Przelatująprzez ekuanjak francuski ekspres TGV. Nie trzeba ichzapamiętywać, na|eĘ je rozpoznawać. AnalĘczny umysłnie zda się na nic' Liczy się Ęlko refleks' odruch warun-kowy. Ten odnrch lvpajają nam jak psom' metodą Pawło-wa. Błąd - i elektrowstrząs' bĘd - i wstrząp.

Tablice rejestracffne mogą się stale zrnieniać,, dlategotrzeba umieć rozpoznawać pojazdy nie tylko po rejestra-cji,lecz takżzę z wyglądu. Ulicami dużej metropolLi jeŻdŻąmiliony samochod w, a nasz rn zgniejest w stanie za-pamiętać nawet setki, zwłaszcza Że tak wiele jest identy-czrtych. Tu refleks przychodzi wywiadowcy z pornoc+Nasz umysł rnoŻe utrwalić miliony szczeg ł w, ale poprostu nie potrafimy wykorzystać tej masy informacji.Spokojna głowa. Akwarium r:a:uczy.

T vrr(Jesteśmy oficerami Sztabu Generalnego. Często woŻąnas na bulwar Gogola i tam uczą podejmowania decyzjiw toku operacji militarnych na wielką skalę. Na ogro-mnych mapach i bezkresnych r wninach pr bujemy kie-rować wielkimi masami wojsk w nowoczesnej wojnie; naj-pierw nieśmiało i niepeumie, rrapapierrc, p źnLej napra-wdę, w terenie. Być moż.e ni$dy nie będziesz mia]. okaĄ1wykorąystać w prakĘce tych umiejętności, ale wystarczyraz przesvnąć, choćby na mapie, 5. i 7. Gwardyjską ArmięPancerną z Białorusi do Polski - z miejsca pojmujesz, jakwiele i jakiej konkretnie informacji potrzebuje Sztab Ge-nerabry, by m c wykonać ten manewr w realnej wojnie.

,n."tłęa'ri. H]poznaurać inwigilację. Przed rozpoczęciem kaŹdej opera-cji oficer wywiadu musi jednoznacznie odpowiedzieć so-

156

AKWARIUM

bie na pytarrie: czy jest śIedzony. Tak, czy nie? W rzeczy-wistej tajnej wojnie, do kt rej teraz się przygotowuje,nikt mu nie pospiesry zpomocąi nie będzie dzielićzrlimodpowiedzialności za popebeiony błąd.

Tak, czy rne? Cztery godzvty kluczyłem po MoskwieZawczasu'przemyślaną trasą. Zmieniałem taks wki, auto-busy, tramwaje. Z zatłoczonych ulic wycoĄrwałem się naodludzie, po czym Znowll rzucałem się w tłum, jak w faleoceanu. KGB r wnieŻ ćwiczy. Dla nich to waŻrla sprawa:poznać własne błędy w inwĘilacji' Pod Ęm wz$ędem in-teresy GRU i KGB są zbieŻne. Na Ęrm terenie dochodzi dowsp Ęracy rnędzy dwiema rywarizującymi orgalizacja-mi. Słor1 wie, Że dziś trenuję na mieście, że dokładnieo 15.OO wyruszam spod hotelu ,,Metropol", kt ry jest nibyradziecką ambasadąw kraju nieprzyjaciela. od chwili gdyopllszczarn ',ambasadę'' decyzja naleĘ do niego: dzwonićdo KGB albo nie. No więc - tak' czy nie? Raz na LydzieftSłori gania nas po mieście. Marsznrty kaŻdy opracowujesam dla siebie. 7'eszłym razetla byłem śledzony' bez Żad-nych wąĘliwości. A dziś? Tak, czy nie? Nie wiem' Niejestem pewny. W takiej sytuacji povrinienem wr cić do,,ambasady'' i zameldować Słoniowi, Że niejestem pewny.Wtedy każe mi dalej krąiyć po Moskwie' nazajutrz będęmusiał dać ostateczną odpowieĆLŹ. No więc - tak, czy nie?

DIXlJiegła znajomość język w i wyostrzony wzrok to włŻ-na brori wywiadowcy. Akwarium dokłada wszelkich sta-rari, by zmusić swych oficer w do opanowania język wobcych. Za znajorność jednego języka zachodniego płacą1o% więcej. Zakażdy język orientalny - 20%. Jeśli wła-dasz pięcioma językarlri Wschodu _ masz podw jnyokład' Ale to nie premie zrnuszająmnie do wysiłku: jeślinie opanuję dw ch język w, wywaląna plesiecki kosmo-drom' Wcale mi to nie w smak. Dlatego wkuwam. Języbobce przychodzą mi z trudem, nie mam dobrego sfuchu..WraŻliwość układu sfuchowego obniżona po służbiew wojskach pancernych. Staram się jak mogę' Podcią-garn się. Pod tym względem jestem naj$orszy w grupie.

r57

Page 78: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

Byli słabsi, |ecz juŻ odpadli. Jestem następny w kolejno-ści. Niech to diabli, nadrobię w innych dziedzinach.

- Miałem te same trudności - poclesza mnie Słori. -Ucz slę całych stron na pamięć. W ten spos b w rozmo-wie i na piśmie będziesz mieć w zanadrzw gotowe

^Nro-ty, zdarlia, kwestie. Biegłość przyjdzie z czasem.Uczę się całych stron. Wkuwam je na pamięć. Następnie

piszę to, co zapamiętałem. Przepisuję te strony po trzy-dzieści raz5r, starając się wyeliminować wszystkie błędy.

Ze wzrokiem jeszcze gorzej rnŻ z jęry|lem. W Specna-z7e nanczyłem się patrzeć w oczy psom. Ale tutaj to niewystarcza. Każą nam ćvłiczyć przed lustrem: patrzw oczy bez mrugania. Nie spuszczal wzroku' JeŻe|lchcesz kogoś zwerbować, musisz przede wszystklm wy-trzyrnaćjego wzrok. Przyjaźfi Zaczyrna się od uśmiechu,werbunek _ od spojrzenia. Jeżeli nie wytrzymałeś pier-wszego badawczego spojrzenia swojego rozm wcy, niepr buj go zwerbować: jest silniejszy psychicznie. Nieulegnie.

Wychodzę z rnetra na stacji J{rasnaJa Priesnia" i idędo Zoo. Jeśli macie ten sam problem, prĄdŻcie tuŻprzed zamknięciem ogrodu. Nikt wam nie będzie prze-szkadzać. Tu patrzę w oczy tygrysom, panterom. Sta-ram się kierować swoją wolą zaciskam szczęki. Nieru-chome, Ż łte źrenice drapieżnika rozpĘwają się przedemną. Mocniej ściskam pięści' wbijam w dłonie pazflo-kcle. Trzeba niezmiernie wolno zrnrlżyć oczy i zn wwolno, powolutku rozszerzyć, tak, aby nle mrugać. oczypieką łzawlą. Jeszcze moment - i mrugnąłem. Wielki,rozleniwiony, ryĘkocur odwraca mordę: słabyś jeszcze,Suworow, żeby się ze InrLąrn|erzyć.

To nic, stary. Jestem uparty. Przyjdę tu w następnąnledzielę' I w następną.I Jeszcze raz. Jestem uparty...

Szary kołowr t nocy i dnl. Nasz program rnoŻrra byz powodzeniem rozłoĘć na 10 lat. Ale został skonden-sowany do lat pięciu i nie każdywytrzymuje.MoŻetoteŻrodzaj pr by? Może do tego właśnie sprowadza się gł w-ny sens naszego przygotowanla: juŻ tutaj pozbyć sięsłabeusz w, na własnym terytorium, Żeby uniknąć nie-spodzianek w przyszłoścl?

158

AKWARITNT

: wolno .dry**się od ogona! JeżelL widzisz, że jesteś śledzony, przedewszystkim nie daj po sobie pontać, że się zorientowałeś,nie panikuj i nie miotaj się nenłrowo. Jesteś dyplomaĘdo diabła! Poszwendaj się po mieście. Dziś musiszzre^]g-nować z wyjścia na operację. Może udają Że zdję|i obsta-wę, a w rzeczyw(stości sterczą pod bokiem, jeszcze |icz-niejst t w zmienionym składzie: sarne nowe twarze.W drriu, gdy wykryłeś inwĘilację_ zakaz operacji. To żrc-lazna regrrła. Każdąoperację opracowuje się w kilku wa-riantach. Dziś ś|edzą_ powtarzamy ją nazajutrz albo zaLydzte ' a]bo za miestąc. Ale nie pr buj się w5rmykać! Jeśliich zgubisz, choćby nawet pod najlepsą1rm pretekstem,pokaircsz Ęm samym, że jesteś sąliegiem, arne mlyczaj-nym dyplomat1 Że potrafisz rozpoznawać inwĘilację' żez jakichś tobie tylko znanych powod w musisz się od nieJuwolnlć. odtąd r:;Ie zazrlasz spokoju. Będą stedzieć ci nakarku dziert i noc, l cała twoja robota na rric. Jeden razzdołasz ich zgubić, aorizaliczącię do kategorti niebez1rie-czrrych i już nigdy stę od nich nie uwolnisz, każdego dniaze txzydziestu będzie dreptać ci po piętach. Tak więc niewobao gubić ogona. Ale nie d^ś...

Dziś mamy zielone światło. _ Pleprzyć wasze karierydyplomatyczrle _ powiedział Sło . - Zdarzają się sytu-acje, kiedy Akwarlum rozkazuje wykonać zadarie zawszelką cenę. Urywać się!

Jest nas dw ch, Ż,erua i ja. Urywać się! Łatwo powie-dzieć. Nad Moskwązapadł już zmierzch. Ziąb. Opusto-szaĘ ulice. h'trzy dnizapije, zataitczy Moskwa. Święta,defilady, orkiestry dęte' Miasto zamarło ptzed lvybu-chem pijanego szaleristwa. Tylko my dwaj I czarne cie-rlie za plecami. Nasze' ale nie tylko nasze. Miotają się'nie kryją swojej obecności. Gdybyśmy pracowali w po-jedynkę' zgubilibyśmy ich bez trudu. Co prawda rdewolno odrywać się, ale nauczyli nas, jak to się robi.

Pierwszy raz wpwaliśmy w pasażu Pletrowskim.Śvrietne miejsce, ludne. Skoczyliśmy w tfum, przez sto-jące kolejki' rozpychając na prawo i lewo, po stromychschodkach, i znowu w tłum, kllka przejść _ do metra!

159

Page 79: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

Ale cienie wciap za narni, nie pozostają w tyle. Na stacji,,Wzg rza Leninowskie- pr bujemy jeszcze raz. TeŻ nie-złe mĘsce. Metro odjeŻdża, trzask zasuwarrych drzwi.Na ułamek sekundy przed' tym trzaśnięciem - wyskaku-jemylAle i oni nie w ciemię bici.

Pusta jest Moskwa' Zirrrno i ciemno. Żeniazna jeszczejakieś miejsce, na placu Maryny Raskowej' Idziemy.

Ilu mamy dztś na karku? Dużo, psia krew, bardzodużo. Szkoda, Że lle możemy s1ę rozdzielić. operacjazaplanowana na dw ch. Może jednak, co, Że ka? Prze-kroczenie pekromocnictw, nie wolno. A jeżelt za-wa|irnycałą operację? Co wtedy?

żrf*aprowadzi mnie po wyludnionych uliczkach. Daw-no już przyszykował sobie to mtejsce. Za moment wynvie-my do przodu, zaułkami. Ale nie, szlag by traffł! Za namitrzech dryblas w, rrie odstępują na krok. Nie chowają się.To się r:laąłwa obstawa demonstracyjna. Presja psychicz-na. Wielu jeszcze śledzi nas z uĘrcia, w uliczkach, zaul-kach. Ta tr jka zaś otwarcie depcze po piętach. Śmie3ą sięprosto w kark. _ Jeż:nli zaczrąwiać? - pyta tubalny g!os. -Dogonimy - zapewnia inny. I śmiech. 7nn7a szturchamnie lokciem: szykuj się. Jestem got w. Płatki drobnegośniegu zawirowały w świefle latarrri, pierwszy śnieżek tejzimy. Chciałoby się pospacerować po ulicach, wdychająckryształowe poMetrze. Ale nie czas na przechadzkl Naj-WŻszy czas się odenvać...

Żenia szarpn{ mnie za rękę, wpadliśmy w jaką$ bra-mę. Brudne schody w g rę i w d ł' ciemne korytarzerozchodząsię w r żnych kierunkach. No, żeby tylko n gnie połamać. Na d ł' na d ł po schodach. Jakteś wladra,smr d. Kolejne drmłi, znowu schody i korytarze. - Uftuff -Żkniadysry ciężko. Traci oddech, ale biegnie świet-nie. Potężne chł,opisko, nie jest mu łatwo. Za to widz1w ciemnościach jak kot, każdy szczeg ł. Zn w jakieśdrzwi, szmaty, gruz, potfuczorle szkło. Wypadliśmy naulicę, nawet nie wiem ldzie' Całą Moskwę schodziłemwzdłuŻ i wszerz, ale takich miejsc nie widziałem.

Przednalrirltrzy uliczkl. Żenia ciągnie mnie do lewej.Ale facet z ciebie, Żeftkal Mogło się nawet udać. Ileżmiesięcy musiałeś slę nadreptać po Moskwie, żeby takie

160

AKWARIUM

cacko wynaleźć? Coś takiego trzebaby w złotą ramkęoprawić l są)iegom nowtcjuszom pokazywać; patrzcie,co za wryrmarzone miejsce. Wzorowe . Przyjdzie wam pra-cować w Lond5mie' w Nowym Jorku, w Tokio - każdymusi stanowczo tnieć coś takiego dla siebie! 7-eby w ra-zie czego m gł na pewniaka oderwać się od policjl. Aledziś mamy pecha. Nawet miejsce nam nie pomoże. Lek-ki śnieżek nad Moskwą. Pierwszy te$o roku. Przy|e-pia się do but w i ślady ciągną się za nami, jak śladypierwszych astronaut w na Księżycu. Blednemu zawszewiatr w oczy. Żenka, nie ujdziemy im! Ujdziemy! Ciągniemnie Żenla zarękę. Opustoszała Moskwa' Pochowali sięporządni obywatele w swoich norach. W całym mieścletylko Zenia i ja... I barczyści chłopcy z KGB.

- Uff, ufl uff _ dyszy Żenia. _ Nie boisz się, Witia,skoczyć zpociagu?

- Nie, Żer^ka' nie boJę się'- W takim razie zasuwamy, jest jeszcze jedna szansa.

P jdziesz na operację sam, ja cię będę ubezpieczać.Biegfiiemy zaułkami i podrv rkami. Gdybyśmywyszli na

gł wną ulicę. ślad w może by nie byb' za to warują wszy-stkie ich samochody. Pzed samochodem nie uciekniesz.

Przeskoczyliśmy płot, za r:im stacja, pociąg podmiej-ski staje ze zgrzytem' Uff' uff. Zen7a łapie kurczowopowietrze. Za plecarrrti sapanie trzech dryblas w. Prze-śadzili ogrodzenie, jak rozszalałe konie. Ż-enia ciąginiemnie do kolejki, wpadamy do ostatniego wagonu i bie-giem do przodu. Ach, żeby drzwi się teraz zatrzasnęĘ!Nic Z tego' Z tyłu tupot, cała trojka wpada do wagonui w te pędy za.nami. Przelecieliśmy jeden korytarzyk,drugi, raptem Żen1a popycha mnie mocno do przodu,sam zawTaca w miejscu - i jak myśliwiec wali na nlchtaranem. Pędzę do wyjścia. Muszę zdą|ryć! Całym cięŻa-rem rzucam się na jedno skrzydło drzvłi' sĘszę ichtrzask za plecami - i pociąg płynnie rusza ze stacji.

Z poclag'u trzeba wyskakiwać tyłem t do Ęłu. Doplerop źnlej sobie to przypomniałem. Wypadłem z wagonuprzodem i do przodu. Należał'o ścisnąć szczęki, ale o ĘmteŻ zapornniałem i dlatego zęby trzasnęły' jak potrzask,o mało nie odgryzłem sobie języka' Wagon sunął jeszcze

161

Page 80: Wiktor Suworow - Akwarium

l

WIKTOR STIWOROW

zupehlie wolno, wysokość też była minima]na: peroni schodki są na tym samym poziomie' Ę|e żrc nogę skrę-ciłem i rękę rozdarłem. Pies ją trącał! 7-erwałem się z zie-mi, właśnie przemknd ostatni wagon. Moskiewskie ko-lejki błyskawicznie nablerają prędkości. Uszy świdrujeprzeraź|iwy zgrzyt: to moje dryblasy szarpnęły zaharrru-lec bezpieczeristwa' Ja jestem na ćwiczeniach, ale oniteŻ. Działam tak' jakbym zachow5rwał się podczas praw-dzlwej akcji, oni tak samo. TeŻ czekająic}r egzamuty, teżdostają stopnie z zajęć. Muszą mnie teraz schwytać zawszelką cenę. Niedoczekanie wasze, chłopcy! Rzuciłemsię w stronę płotu i do g ry. I w nogi. Uff' uff' uff' Byledalej. Dzięki ci, 7-eilka!

zejściami p.d"l]mnyrni i co ciemnĘszymi uliczkami, teraz daję nura dometra. Ma to jedną niezaptzecz'alną zaletę samoch d zatobąnie jedzie. Pusto wwagonie. P źnapora, zresztąchy-ba zgubiłem ich na dobre ' Teraz najwazlĘsze, to omijaćkamery telewiąrjne w korytarzach metra. Pełno ich nakaż-dej stacji. JeŻeh KGB zgubiło m j ślad, to centralna dyspo-zytornia dawno jź otrrymała opis mojej skromnej osobyi wszystkie kamery przetrz.ąsająpodziemną Moskwę'

JateŻ mam sw j rozum. Wysiądę na stacji ''Park lzmaj-łowski''' Wykryłem tam zaledwie cztery kamery, znam do-kładnie ich rozmiesz.czen7e. Jeżeli siedzisz w ostatnim wa-gonie, masz szansę śmĘnąć riezauważoly' a dalej jtżĘlko betonowe ogrodzenie, wąpkie przejście dla pieszychi z dziesięć dr Żek do lasu. Szrrkaj potem wiatnr w polu!

Skrzypi pod butami pierwszy śnieg, a]e dr Żki juŻ wy-deptarre. Pod wiecz r emeryci schodzą się tu na spacery,a w pobliskim zagajniku przesiadują podchmieleni g w-rliarze. Teraz kompletne pustki. 7ataczart w lesie wielkąpęflę. Przystaję i dfugo nasfuchuję. Spokojnie rozg|ądansię na wszystkie strony. Zazwyczaj w ksiąlkach pisze sięw takiej sytuacji ,zerkal ukradkiem na boki". Tak. Do-kładnie. Nie mam się czego obawia . Zgubiłem ich defini-tpnrie. Nikt mnie nie ślerjzi. Miejsce kryj wki zrram tylko

L62

AKWARIUM

ja' nikt więcej. oto ona. W najdalsąrm zakamarku do be-tonowej ściany przylega ze dwadz7eścla garaĘ, a międzynimi i ścianą - ledwo widoczna szcze|lrla' W powietrzuod r moczu. To dobrze, rlie znajdzie się wielu chętnych'by wścibiać nos do zaświnionej szcze|iny. Zrobią co majązrobić - i p jdą... No' ja to co innego, taki jź m j fach.Rozejrzałem się ostatni taz, na wszelki wypadek' wciskamsię w szczelinę. Jest sucho i czysto, Ę|e Że ciasno. Muszęprzepchnąć się ze trąr rnetry, nim dotrę do sĘku pierw-szych dw ch gnaTy. Tam właśnie na odległość wyciągnię-te$o ramienia tnoŻna czubkami palc w wymacać pozosta-wiony przez kogoś pakiecik. Niełatwo przychodzą mi temetry' Z'enia nie zmieściłĘ się tutaj za żadne skarby.Wy1ruszczam powietrze z płuc, przepycham się o kilkacentymetr w' łapię oddech, znow'u w|puszczalnpowietrzei znowu naprz d'. Ale ze mnie frajer| Trzeba było zdjąćpalto! Dawno temu znalazłem to miejsce; wtedy wlazłembez trudu, ale to było latem. Jęszczejeden wydech i jesz-cze trochę do przodu' Teraz prawą rękę trzeba wyciągnąćprzed siebie. Jeszcze ociupinkę, żeby sięgnąć załomu. Te-raz rozstaulić palce. W g rę' w d ł. A-a-a-a! Czyjaś rę-ka Że|aznym chwytem łapie za nadgarstek. oślepiająceświatło w OcZy. Słychać stfumione głosy' Ręka jak w po-trzasku - boli, niech to diabli. Ktoś szarpnął mnie zarrogi.Bez trudu wywlekli mrlie z rliszy. Dalej ciągną za flogi,twarzą po świeżym śniegu, po nieświeżJrm moczu. Niewiedzieć skąd pojawia się samoch d osobowy, choć ParkIzmajłowski ponoć zamknięty dla ruchu. Pisk hamulc w.Ręce wykręcili mi do tyfu' aż zattzeszczalo w stawach.Ęlko jęknąłem. Trzask zimnych kajdank w'

- Proszę zawiadomić konsula! - tak mam wrzeszczećw podobnej sytuacji.

Tlne drzvłiczk1 otwarte na oścież. Teraz powinienemzaprotestować: nie wsiądę do samochodu! Ktoś zręcz-nym ruchem podciął mi obie nogi, Ziemia usunęła sięspod st p' jak taboret pod szubienicą' Ale krzepa| Chło-paki na schwał! Ęlko strzeliły rni zęby _ i juŻ siedzę natylnym siedzeniu, pomiędzy dwoma herkulesami.

- Zavłiadomić konsula!- Co tutaj, gnoju, robisz?

163

Page 81: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

_ Zawiadomić konsula!_ Każdy tw j gest został utrwalony na taśmie!- Prowokacja! Na kliszy m głbym zademonstrować

nawet jak pieprzycie Brigitte Bardot! Zawiadornić kon-sula!

- Miałeś w ręku tajne dokumenty!- Wepchnęliście mi na siłę! To nie moje papiery!- Przekradałeś się do skrytki!- Granda! Złapaliście mnie w centrum miasta i silą

wciągnęliście do tej śmierdzącej dziurylWezurać konsula!Samoch d skręca z piskiem opon i unosi mnie gdzieś

w nieznane' w ciemność.- Wezwijcie konsula! - drę się ile sił.Dosyć mają moich ryk w.- No dobra' stary, poćwiczyłeś i będzie tego. Skoricz

z tyrn wrzaskiem!Znam te numery. Gdybyście mnie teraz zwolnili, to by

znaczyło, że trening się skoriczył' Skoro mnie nie pusz-czacie' to znaczy, że trwa. Zaczerpnalem pełne płucapowietrza i drę się jak opętany:

- Wezwijcie konsula, bydlaki! Jestem niewinnym dy-plomatą! Konsula!!!

- Wezwijcie konsula!Swiatła n1e ŻahĄą. Dwa reflektory prosto w twarz.

oczy pieką b,aulią' Posadzili mnie, a za moimi plecamistanął ponury olbrzym' Ani mi w głowie tutaj siedzieć'Wezwijcie konsula! Wstaję. Ponurak swymi wielkimi ła-pami wclska mnie z powrotem w $łęboki' drewniany fo-tel. Czekam, aŻ ze|Żeje nacisk na barkach i raz jeszczepr buję wstać' Wielkolud znowu wciska mnie w fotel'pomagając sobie potężnym buciorem. Lekko podcina minogę' jak w judo, zn w opadam' Bucior wylądował pro-sto na mojej kostce. BolL. Zza reflektor w dobiega głos:

- Jesteś szpiegiem!- Wezwljcie konsula. Jestem dyplomatą ZwLapku

Socj alisĘcznych Republik Radzieckich!- Wszystkie twoje knowania przy skrytce zostały sfil-

mowane!- Ohydna prowokacja! Wezwijcie konsula!

r64

AKWARTUM

Pr buję wstać zfotela. Wielkolud jednym nrchem bu-ciora podcina mi lewą nogę i tracę r wnowagę. Znowuczuję dotkliwy b l. Uderza lekko, w kostkę tuż nad pię-tą' Nigdy nie prz5puszczałern, że to tak boli.

- Co robiłeś nocą w parku?- Wezwijcie konsula!Znowu wstaję. Zrrcwu kopie mnie lekko i celnie. Prze-

cież nawet sirlc w nie będzie, nie będę m gł nikomuudowodnić, że ten bydlak mnie torturował. Znowu wsta-ję i znowu sadza mnie lekkim kopniakiem. Hej, duży'przecieŻ to tylko ćwiczenia. To tylko trenin$. Czemu znę-casz się nade mną? Raz jeszcze wstaję i raz jeszcze przy-wofuje mnie do porządku. Zerkam przez ratnię _ co teżza gębę ma ten gagatek? Nic nie widzę' Przed oczarliskaczą mi roztailczone kręgi. Cały pok j ciemny, tylkodwa jaskrawe reflektory. Nie wiem nawet, czy pok j jestduĘ, czy mały. Chyba spory, bo od reflektor w bijenieznośny Żar, a|e czasem czuję lekki powiew świeżegopowietrza. W małym pomieszczeniu nie jest to możliwe'

_ Złarnakeś prawo...- Powiedzcie to mojemu konsulowi.C^ję b l i wcale nie mam ochoty raz jeszcze dostać

kopniaka w kostkę. Postanawiam podjąć jeszcze tzy pr -

by. Potem będę siedzieć nieruchomo. O rany, ale mi się niechce podnosić z drevnriźrnego fotela! No, Witia, do roboty.Zapierarn się nogami o posadzkę, ostrożrie przenoszęcię-żar ciafa na mięśnie n g i odetchnąlvsry głęboko odpy-cham się gwałtovrnie do g ry. Pada cios. Lewa stopa wyla-tuje mi trochę do g ry, a ja z lekkim stęknięciem opadamna fotel' Szkoda, że niejest miękki' byłoby wygodniej.

- Kto dostarczył materlały do skrytki?- Wezwijcie konsula!Wiem, Że ten, kt ry kopie mnie w kostkę też się w tej

chwili uczy. W przyszłośct' będzie miał taką robotę: staćza krzesłerlr i zrnruszać przesłuchiwanego do poshrszne-go siedzenia. Nie jest to łatwe. Ale olbrzym jest pilnym'wytrwałym uczniem. To entuzjasta. Ostatni cios był sil-niejszy od poprzednich. A może mi się tylko zdawało, bowciĘ godzą W to samo miejsce? W zasadzie po c Ż jaw og le pr buję wstać? PrzecieŻ mogę zwyczajnie sie-

165

Page 82: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

dzieć ldomagać się konsula, a p ki go nie wezwą niedawać się wciągnąć w Żadne rozmowy. No więc spok jze wstawaniem. Jeszcze tylko trzy pr by i basta.

Następny kopniak dowi dł wielkiego kunsztu i zami-łowania do wykonywanej pracy. Dlatego rlje zrozumia-łem ostatniego pytania. Wiem, Że było pytanie, ale niewiem, jakie. Kilka sekund zastanawiałem się nad odpo-wiedzią, po czym zna|azłem:

- Wezwijcie konsula!Monotonia przesfuchania zaczyna mnie nużyć, ich r vr-

nież. Wtedy potężne łapy wcisnęły mnie w siedzenie, ktośwłoĘł mi oł wki rntędzy palce . Znart te sztuczki. Jest tobardzo prosĘ spos b i niezwykle skuteczny, co więcej -nie zostawia Żadnych ślad w. ZatlJm ścisną, przprohrjęZ pamięci całą teorię: po pierwsze - nie krzyczeć, po dnr_gie _ rozkoszować się cierpieniern i Ęczyć sobie jeszczewiększego b lu. To jedyny ratunek' CĄaś spocona rękaobmacała moją dłori, poprawiła oł wki między palcamii g}vałtownie je ścisnęła: dłori jak w imadle. Dwa reflektorydrgnęły' zadrŻaly i Zawirowały jak szalone. odp\m{emgdzieś z duŻego ciemnego pokoju z ceg|anąposadzką. Ży-cąlłem sobie tylko większego b lu i śmiałem się z kogoś.

ranek. ro,oofJWszyscy jeszcze śpĄ. Przejechał samoch d pocztowy. Za-spany dozorca zatniata ulicę. Leżę na miękkim odchylo-nym siedzeniu. 7a' oknami przelaĘe Moskwa. Bocnlas4rba lekko uchylona, mroŹny wiatr unosi strzpy jakichśkoszmar w. C^ję, Że marn zarost na policzkach, włosy naczn|e z|epione, tllłarz mokrą. I jest mi dobrze. Wielka, czar-na limuzyna wiezie mnie w nieznanym kierunku. Odwra-carn głov/ę do kierowcy. To Słoti. To on prowadztw z.

- Towarzyszu pułkowniku, nie puściłem pary z ust.- Wiem, wiem.- Dokądjedziemy?- Do domu.- Zwolnili mnie?- Tak.

166

AKWARIUM

Milczę długą chwilę. Raptem poczułem lęk. Ni stąd, nizowąd zaczęło mi się wydawać, ze śmiejąc się wszystkowygadałem.

_ Towarzyszu pułkowniku... czy sypn{em?- Nie.- Jesteście pewni?- Absolutnie' Cały czas byłem w pobliżu, nawet w tra-

kcie aresztowania.- Na czym polegał błąd?- Nie było żadnego błędu. oderwałeś się doskonale i do

skrytki przyszedłeś czystyjak ba. A7e to za dobre miejsce.KGB od dawna ma je na oku. Wykorzystałeś kryj wkę'kt rej obcy szpiedzy uŻywająnaprawdę i dlatego jest podobserwacją. Wzięli cię zaprawdziwego agenta, nie wiedzie-|i, Że to ćwiczenia. Ale niebawem wkroczyliśmy do akcji'Aresztowanie było prawdziwe, a przesfuchanie ćwiczebne.

- Ajak tamŻefika?_ W porządku. Trochę go potarmosili, też nie pisn$

ani słowa. W takich sytuacjach trzebawziąć się w garść,nie wolno litować się nad sobą, nie wolno myśleć o zern-ście' Wtedy wytrzymasz rrajgorszą pr bę. Śpij' Dam cirekomendacje do roboty z pra'wdzi'wego zdarzenia.

_ Aco zŻeni{- Tak samo.

Crbyłeś kiedyś w Mytiszczach?- Nigdy.- Tym lepiej. _ Sło raptem spoważniał' - oto twoje bo-

jowe ćwiczenie. obiekt: Zakłady Rakietowe w Mytiszczach.Zadarie: nnleźć odpowiedniego człowieka i zwerbować go.Cel pierwszy'' poznać praktykę prawdziwego werbunku.Cel dnrgi: wykryć ewentualne kanaty' kt rych vrrogie shrż-by wywiadowcze mogłyby trŻyć celem werbowania naszychludzi w ośrodkach o szcz.ęg lrr:yrn zrtaczeriu strategicz-qrm' ograniczeria; po pierwsze, całą operację naleĘ prze-prowadzić w dni wolne od zajęć, w niedziele, święta i pod-czas urlopu, więc nie Licz, że zostanie ciwydzielony czas nawerbunek; po dnrgie' ogrźrniczenia finansowe: wszelkie ko-

&.

r67

Page 83: Wiktor Suworow - Akwarium

wtKToR suwoRow

szta pokrTwa się wyłącznie z własnej kieszeni' nie otrzy-masz ani kopiejki z fixldwszy operacy1'nych. Ęrtania?

- Co wie o tym KGB?- Wie tylko tyle' Że zazgodąWydziału organ wAdmi-

nistracyjnych KC prowadzimy podobne działania regu-larnie na terenie całego miasta i okolic. JeŻe|i KGB cięaresztuje' wyciągniemy cięz tarapat w, a|e''' zagranicęjuż nie poślemy.

_ Co mam prawo powiedzieć werbowanemu o sobiei o swojej organtzacji?

- Wszystko' na co masz ochotę. opr czprawdy. Werbu-jesz go nie w imieniu radzieckie$o paristwa, to potrafiłbykaŻdy gfupi' ale we własn5rm imieniu i za własne pieniądze.

_ To znaczy' że gdybym go zwerbował, będzie ucho'dzić za prawdziwego szpiega?

- Dokładnfue. Z jedną istotną r Żnicą: przekazaneprzezen informacje nie opuszczągran:lic kraju.

- Ale to w Żadnym stopniu nie łagodzi jego winy?- W żadnym._ C6ż go czeka?- Artykuł 64. Kodeksu karnego. CzyŻbyś nie wiedział?- Wiem, towarzyszu pułkowniku.- No, to Życzę powodzenla' Pamiętaj, powierzono ci

sprawę wagi pa stwowej' Ucząc się r wnocześnie po-rnagasz naszemu paristwu pozbywać się potencjalnychzdrajc w. Cała grupa otrzytnaŁa podobne zadania, tyleże w innych obiektach. Cała Akademia robi to Samo.Rokrocznie. ostatnia sprawa: podpisz tlstaj' Że otrzyma-łeś zadanie' To całkiem poważne zadanie.

T xlvl eoria werbunku głosi, że na wstępie należy zlokalizo-

wać dany obiekt' Nie jest to trudne. Mytiszcze to nie-wielkie miasteczko pod Moskwą. W samym miasteczkuznajdują się duże zakłady. Drut kolczasty rozciągniętyna izolatorach. Nocą fabrykę za|ewaTnorze jaskrawegoświatła. Zaogrodzeniem ujadająwilczury. Nie ma mowyo pomyłce' Zresztą przedsiębiorstwo musi mieć odpo-wiednią nazwę. JeŻe|i napis nad bramą głosi, że zakład

168

AKWARIUMReZyseria: Antoni KRAUZE, Scenarlusz: Jan PURZYCKI i Antoni KBAUZE,

Zdjęcia: Tomasz TARAS|N Kierownik produkcji: Kazlmierz S|OMA

Wiktor - Jurij SMOLSKIJ, Krawcow - Janusz GAJOS,Nawigator - Witold PYRKOSZ, Tania- Swiettana MIELNIKOWA

Produkcja: Studio Filmowe ,,Dom", Telewizja Polska SA, Manfred Durniok Produktion - Berlin,

Ukrtelefllm - Kijow, Wytwornia Film w Dokumentalnych i Fabularnych - Warszawa

Page 84: Wiktor Suworow - Akwarium
Page 85: Wiktor Suworow - Akwarium
Page 86: Wiktor Suworow - Akwarium
Page 87: Wiktor Suworow - Akwarium
Page 88: Wiktor Suworow - Akwarium
Page 89: Wiktor Suworow - Akwarium
Page 90: Wiktor Suworow - Akwarium
Page 91: Wiktor Suworow - Akwarium

ł

AKWARIUM

produkuje elektryczne oprzyrządowanie do traktor w,rnoże to znaczyć, Że poza produkcją zbrojeniową wytwa-rza r wnież coś dla traktor w, ale gdy widnieje nic niem wiąca r:.azwa Ępu ,,Uralrnasz'', ,,Klsźnica Leninow-ska'', ,,Sierp i Młot'' - możecie nie mieć rvątpliwości: fa-bryka zbrojeniowa w czystej postaci.

Druga zasada werbunku przypomina, Że nie trzębaforsować ogrodzeri. Ludzie sami wychodzą z zakładu'Zrnierzają do czytelni, do klub w sportowych, do re-stauracji, na piwo' W poblŻu wielkiej fabryki musi znaj-dować się osiedle, gdzie Żyje spora część pracownik w,gdzie mieści się szkoła, przedszkole, przychodnia' tere-ny rekreacyjne itp. To wszystko trzeba sprawdzić.

Trzecia zasada werbunku m wi, że nie ma potrzebywerbować dyrektora ani naczelnego inżyniera, o wie-le prościej zwerbować ich sekretarki, kt re wiedzą niemniej niż ich zwierzchnicy' Z tyr:"r kłopot: reguły szko-leniowego werbunku zakazwją nam rekrutacji kobiet.Za granicą - proszę bardzo, na trenin$ach - nie wolno.Trzeba znaleŹć kreślarza, programistę, archiwistę tajnejdokumentacji' obshrgę fotokopiarki itp.

Wszyscy otrzymaliśmy podobne zadania ikaŻdy szy-kuje własny plan, jak przed decydującąbitwą' Ćwiczeb-ny werbunek wcale nie jest łatwiejszy niż bojowy' JeŻel-igdziekolwiek na Zachodzie przyłapią cię na takim pro'cederze, zapłata rnoże być tylko jedna - ekspulsja. Na-tomiast jeżeli dopuścisz się błędu na treningu i wpad-niesz w łapy KGB' konsekwencje'są poważniejsze: ni$dynie w1pusz cZą c1ę na Zach d' Na plac w ce Zagr an:iczrrejmasz do dyspozycji niezbędny czas' finanse też nie sąograniczone, a tutaj sesja na $łowie: egzamirry ze stra-tegil, z taktyki' z s1ł zbrojnych USA, z dw ch język wobcych. Kombinuj, jak potrafisz. Chcesz, ucz się doegzamin w, chcesz - werbuj.

DXVL rzede wszystkim wyznaczyłem sobie hipotetyczny ob-szar o średnicy jednego kilometra wok ł fabrycznyc}rmur w' Na tym terenie no$a moja nie moze postać. Tam

12 - Akwariu r69

Page 92: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR sttwoRow

kaŻdy centymetr kwadratowy jest pod bezustanną ob-serwacją KGB. Nic tam po mnie.

Teraz wyczekuję korica zmiany. Jęknęła syrena' Zbra-my wylewa się czarny potok |udzi. Gwar, tupot, śmiech'

Na przystanku autobusowym tfum. Skrzypt śnieg' La-tarnie spowija rlrroźna mgła. Ludzie gadają pokrzykujątoz.chodząsię po knajpach i barach. Na razie to mnie nieinteresuje, to zbyt ryzykowna droga' zachowam ją nawypadek' Bdyby inne warianty nie wypaliły. Teraz po-trzebrrję biblioteki. Jak ją zna|eźć? Nic prostsz ego. Trze-ba obserwować, dokąd teŻ podĘają okularnicy. Przy cze-piłem się do takiej grupki inteligentnie vryglądającychchłopak w. Miałem rację, szli do biblioteki. Nie, to nietajna biblioteka, tajną mają na terenie zakładlu. Zwy-czajna, osiedlowa, wstęp wolny' Wchodzę razem z nirlri.Puszczam oko do dziewczyny za stołem, uśmiecha się domnie - i gtoję przy p łkach.

Przeglądam ksiąlki i bacznie obserwuję, kto się czyminteresuje' Potrzebuję punktu zaczepienia. O' tamtenrudy okularnik przebiera w fantastyce naukowej. Do-brze. 7-aczekamy na niego. Przeszedł do drugiej p łki'potem do następnej.

- PrzepraszaflL _ szepcę mu do ucha - gdzie tu jestfantastyka naukowa?

- O, tam._ Gdzile, nie widzę?- Chodźmy, pokaĄ wam.Dopiero po dw ch dniach udało mi się nawiapać do-

bry kontakt.- Gdzte mogę znaleźć coś o kosmonautach? o Cioł-

kowskim?- Ttrtaj, na drugiej p łce.

- Gdzie, gdzle?- Chodźmy, pokażę u'am.

,a., uły"""'yT#kwencjąldowcipem. Jego argumenĘ sąnieodparte i ofia-rabez trudu przystaje nawszystkie propozycje. Kompletna

170

AI(WARIUM

bzdura' W rzeczywistości wszystko odbywa stę zupehrieinaczej. Czvł arta zasada werbunku $łosi, że kaŻdy człow.ieknosi w soble masę genlalnych pomysł w i kazdy najbar-dziej cierpt dlatego, że niktgo nie chce sfuchać' Problememw Ęciu człowleka jest nnlezienie sobie shrchacza' Każdyszuka sfuchacza dla siebie samego i nie lnrlapi się do wy-sfu chiwania cudąrch bredni. Kurrszt werbunku sprowadzasię przede wszystkim do umiejębeości uważnego shrchaniarozm wcy, Nauczyć się shrchać bez ptzerywaria - sukceszagwarantowany. To bardzo trudna sztuka. Chcesz zna-|eźćprzy1aeiela - sh-rchaj nte przerywając' Znalazłem sobieprzyjaciela. Przeczytal wszystkie ksiąZki o Canderze, Cioł-kowskim, Korolowie. M wiąc o nich wspomlrrał czasemzakazarrycle wynalazc w i uczonyctr: Jangela, Czełamieja,Babakina, Steczkina. Ja tylko sfuchałem'

og leleśnejgdzie

$dzie pocią$aliśmy piwo. rence'

Piąta reguła werbunku, to zasada tnrskawek. Lubiętruskawki. Lubię łowić ryby. Jeże|i zacznę łowić rybyzakładając na przynętę truskawki, nie złowlę ani jednej.Rybie trzeba zaproponować to, co lubią ryby _ dżdŻow-nlcę. Jeżelt chcesz się z kimś zaprzy1aźrić, nle roztna-wlaj z nim o truskawkach, kt re ty lubisz. Rozmawiajo dżdżovmicach, kt re on lubi.

M j prą{aciel miał fioła na punkcie system w dopro-wadzatia paliwa ze zbiornTk w do silnik w rakietowych.Istnieją dwa sposoby tłoczenia paliwa: pompy wirowe i sy-stemy w)T)orowe. Sfuchałem go i prąrtakiwałem. W pier-wszych nlemieckich rakietach zastosowano pompę wiro-wą. Dlaczego obecnie zatz:ucol7o ten prosĘ i tani patent?Av.euywlścte _ dlaczego? Ten spos b, choć wymaga zbu-dowania nadmłyczaj solidnych i precyzyjnych turbin,chroni nas przed sporą nteprą{emnością - eksplozjązblornik w paliwa w razie skoku ciśnienia sprężonej mie-gzanki w1porowej. Zgadzan się z Ęrm w zupeheości'

Na następnym spotkaniu mlałem w kieszeni magne-tofon w formie papierośnicyi przez rękaw marynirki

L7r

Page 93: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

biegł cieniutki przew d do mikrofonu, wmontowanegow m j zegarek. Siedzieliśmyw restauracji i gadaliśmyo perspektywach wykorzystania czterotlenku dwuazotujako utleniacza I mieszanki ciekłego tlenu z naftą jakowłaściwego paliwa. IJzlał, że jest to co prawda kombi-nacja przestarzaŁa, ale sprawdzortaw działaniu, więc nadwadzieścia lat mamy spok j.

Nazajutrz puściłem nagranie Słoniowi. Popehniłem dośćpoważry bĘd natury techniczrrej: nie naleł umieszczaćmikrofonu w Zegarku, jeżeli rozmowa tocĄr się w restaura-cji. PrzeraźIiwy brzęk sztućc w na pierwszym planie poprostu o$fuszał, a nasze $osy dochodzĘ jakby z oddali.Niezwykle ubawiło to Słonia. Raptem spoważniał izapytał:

- Co on wie na tw j temat?- Ęlko tyle, Że mam na lmię Wiktor.- A nazwisko?- Nigdy nie zapytał.- Kiedy masz następne spotkanie?- W czwartek.- Przed Ęm spotkaniemZorgarll^Ąę ci konsultację w x

Zatządz\e Informacji GRU' Będzie z tobąrozmawiać offceĘ

zajmujący się analŻą amerykariskich silnik w rakieto-lvych. Wte, nahrra]rrie, m rsę tal<ze o naszych silnikach' onda ci prawdziwe 7:Ldallie, takie, kt re by Bo interesowało,gdybyś miał się spotkać z amerykariskim inĄmierem rakie-towym. JeŻehpotrafisz wydusić z okularnika w miarę jasnąodpowiedź, to możnszvznać, żr ci się powiodło. Jemu nie...

T )nnrlnformacja GRU zapra$nęla dowiedzieć się, co m j zna-jomy wie o paliwie borowodorowym.

Siedzimy w obskurnej piwiarni i m wię mojemu przyJa-cielowl, że paliwo borowodorowe nigdy nie będzie zastoso-wane. Nie wiem, dlaczego jest przekonarty, Że pracuję nacmłaxtq wydziale fabryczn5rm. NĘdy nic podobnego munie m wił'em, zresztą nawet nie mam pojęcia' co to zacmłarĘ wydział. Rzuca mi długie, badawcze spojrzerrie:

- To u wurs na czw rce tak myślą. Zrnst jawas, aseku-rant w' Toksyczność i wybuchowość... Wszystko prawda.

r72

AKWARJUM

Za to jaka wydajność energetyczra! Zastanawialiście sięnad tym? Toksyczność, rrwima zredukować, nasz dnrgiwydzial nad tym pracuje. Wierz mi, sukces gwarantowany,a wtedy otllłorząsię przed nami niesłychane możliwości...

Przy są5iednim stoliku poznaję cĄeś znajome plecy.CzyŻby Sło ? Tak jest. W towar4rstwie jakichś imponu-jących osobistości.

Następnego dnia Słot1 pogratulował mi pierwszegowerbunku.

- Szkoleniowy. Ale to nic. Zarim kociak zostanie ko-tem, musi zaczynać od piskląt, a nie od wr bli' A o boro-wodorowym paliwie zapornnij. To nie dla ciebie sprawy.

_ Rozkaz zapomnieć!- okularnikateŻ zapomnij. Jego sprawę razemzfrnroi-

mi raportami i nagraniam i przekażemy komu naleĘ. Że-by trzymać Beąriekę w ryzac}:, Komitet Centralny po-trzebuje konkretnych materiał, w o złej pracy KGB. Skądje wziąć? Proszę bardzo! - Sło otwiera na oścież sejf'pełen meldunk w moich koleg w o pierwszych ćwiczeb-no-boj owych werbunkach...

Jednak w1padło miraz jeszcz,e zetkląć się z systemamiwyporowymi i paliwem borowodorowym. Przed sźrmynzakoflczeriem Akademlt umożltwiono nam konsultacjez konstnrktorami broni, abyśmy mieli og lne pojęcle o ra-dzieckim przemyśle zbrojeniowym. Pokazywali nam czołgil artylerię w Sohriecznogorsku, najnowsze samolotyw Monino, rakieĘ w Mytiszczach. Spędziliśmy po kilkadni w towarzystwie czołowych inżynier w i konsbrrkto-r w, nie znając ich nazwisk, ma się ronlmieć. oni też niebardzowiedzfueli, z kim mają do cą;rnienia. ot' jacyś młodziludzie z Komitetu Centralnego.

I oto w Mytiszczachprzewieziono mnie przeztrzywar-townte, przez niezliczonych kontroler w t strażnik w.W wysokim, jasnym hangarze pokazano nam zielonykadhrb. Po długich oĘaśnieniach pytam, czemu by niepowr cić do starych w5r1pr bowanych pomp wirowychna miejsce system w wyporowych.

- SpecjalŻujecie się w rakietach? - zaciekawił się in-żynler.- W pewnym sensie...

L73

Page 94: Wiktor Suworow - Akwarium

Rozdział 8

'T1 I!lrzectego dnia po przylocie do Wiednta wezwał mniedo sieble szef wiederiskiej rezydentury dyplomatycznejGRU' generał-major Golicyn.

- Walizki juŻ rozpakowane?- Jeszcze nie, towarzyszu generale._ To slę nie splesz._?PotęŻna pięść huknęła w dębowe biurko, aż podsko-

czyła flllŻatlka:- W piątek lecl nasz samolot do Moskwy. odeślę cię

z powrotem, leniu patentowany! Gdzie twoje werbunki?!Czerwony ze wsĘrdu wypadłem z generalskiego gabi-

netu prosto na ,,przodek" - do wielkiej sali rezydentury.Nikt nie zun cił na mnie uwagl, wszyscy zanadto pochło-nięci byli pracą. Trzy osoby stały pochylone nad wlelkimplanem mlasta, ktoś pisał na masąmte, inni usl}owalibezskutecznie wcisnąć wielki, szary podzesp ł elektroni-czny z francuskim napisem do kontenera poczty dyplo-maĘcznej. T$ko jeden stary rłryga uŻaltł się nade mną

- Nawi$ator, tzecz jasna, obiecał, że odeśle cię nastę-pnym lotem? To niewykluczone.

_ C Żmampocząć?

L74

AI(WARIUM

- Pracować'Była to doskonała rada, na lepszą nie miałem co li_

czyć. JeŻeh ktoś wie, $dzle i jak można zdobyć tajnepapiery, to sam się tym zajmuje' Po c Ż miałby dzie|ićze mr:ąswoje zasfugi?

Nie miałem wyboru, zabrafern się ostro do roboty. Niezdołałem przed piątkiem nikogo zwerbować _ cztery dni toJednak zbyt kr tki okres _ ale wykonałem krok we właści-wym kierunku i rezydent zawiesił m J odlot na tydzier1'potem na następny. W ten spos b przepracowałem u ge-nerała Golicyna cztery |ata. Zresztą wszyscy, łączriez Pierwsąrm 7-astępcą byli w takiej samej syhracji.

TIIUestem szpiegiem.

Ukoriczyłem Wojskową Akademię Dyplomaty czną i p łroku spędziłem na stażrr wIXZarządzie Sfużby Informa-cji GRU. Potem z pionu analwy danych przeniesionomnie do dziafu zajmującego się lch zdobywarriem. Nie'lnformacji nie zdobywa się wyłączrrie za grarricą.

Zw7aąek Radziecki odwiedzaj ą miliony cudzozlemc w,część z nich jest w posiadaniu interesujących nas wia-domości. T}ch właśnie naleĘ wyławia , werbować, wy-dzierać im sekrety _ siłą, postępem albo pieniędzmi.

Praca przy zdobywarnu informacji, tobemłzg|ędna wal-ka tysięcy oficer w KGB i GRU o najbardziej interesują-cych obcokrajowc w. Jak sfora ps w rzucają się na zdo-bycz.IJest to doprawdy pieskie życie. W Moslrwle lłderujetą robotą be zwĄędny generał-major GRU Borys Aleksan-drow, kt remu najtnrdniejsze nawet zadania wydają sięwykonalne, kt ry bez wahania z powodu błahych pot-knięć lamie kariery mlodym wywiadowcom. Rok przepra-cowałem w 7-arządzie generała Aleksandrowa. Był to naj-cIę^zy rok w moirn ĘcLtl. Ale był to zatazern rok mojegoplerwszego werbrrnku, rok plerwszego samodzielnie zdo-bytego tajnego dokumentu. Ten kto potrafi dokonać tegow Moskrrie, kt ra już nie ma dla nas wielu tajemnic -może |Iczyć nawy3azd. Kto potrafi pracować w Moskwie,wszędzie da sobie radę. Dlatego właśnle siedzę w malut-

175

Page 95: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SIIWOROW

kiej wiede skiej piwiarni, ściskając w dłoni zimny, wilgot-ny kufel aromaĘcznego, prawie czarnego piwa.

Jestem oficerem zdobywającym informacje, tak zwa-n5rm oficerem operacyjnym. Moi starsi koledzy mająpeł-ne ręce roboĘ, kaŻda akcja wymaga odpowiedniegoubezpieczania. Trzeba odwracać uwagę policji, skontro-lować na trasie ',testowej'' każdego oficera wynrszającegona operację' wbezpieczać go podczas sekretnego spotka-nia, trzeba odbierać od niego zdobyte materiały iryzykll-jąc własną karierę dostarczać je do rezydentury. Trze-ba regularnie odwiedzać skrytki i skrąmki kontaktowe,kontrolować sygnalizację, wykonywać tysiące czynności,często nie rozumiejąc ich sensu iznaczeria. Wszystko towymaga wytężonej pracy, wszystko vnrye się z ryzykiem.

A IIIL \mbasada radziecka w Wiedniudo zŁudzenia przy1ro-mina Łubiankę. Ten sam sĘl, te sam barwy. Ępo-we bezpieczniackle bezguście' Sztuczny majestat. Kla-sycyzm rodem z Łubianki. W swoim czasie m j kraj ob-fitował w takie napuszone budowle - kolumny, fasady,gzymsy' iglice, wieĘczki' balkoniki. Wewnątrz ambasa-dy teżjak na Łubiance: ponuro i szaro. obsypujące sięsztuczne marmury, spleśniała sztukateria, obite sk rądrztlli, czervyone dywany, nieŚmiertelrra wori tanich buł-garskich papieros w.

Jednak nie cała ambasada prą4pomina fillę Łubianki.Jest tu jedna wydzielona lvyspa, będąca suwerenną i nie-zdentą ekspo4rturą Akwarium. Mamy nasz własny sĘrl,własne tradycje i reguły. Gatdziurry stylem Łubianki' Naszjest prosĘ, Surowy, żadnych upiększeri, nic zbędnego. Alenasz styl loryje się pod ziemią. Tlko my możemy go n-baczyć. Tak jak w Moskwie' ldzie potężne gmachy KGBwznosząsię w samym środku miasta, a budynki GRU sąskrzętnie ukryte. GRU tym się r żri od KGB, że jest orga-nlzacją tajną. Ttr, w Wiedniu, podobnie : beryiecniacki stylwystawiony na pokaz, styl GRU starannie zakamuflowany.

Lecz na terenie radzieckiej ambasady istnieje jeszczejeden, trzeci styl. W zarośniętym ogrodzie wznoszą się

176

AKWARIUM

surowe i majestaĘczne dzurorlnice cerkwi prawosław-nej. Pięć kopuł zlmeilczonych złotymi krzyżami, nad ni-mi jeszcze jedna kopuła, teŻ z WzyŻem. Dlaczego niezburzy|i tej świątyni? Nie wiem' Stoi dumna i niezawis-ła' jej zŁotekrzyże g rują nad czerwoną flagą'

Dobrze wiem' że Boga nie ma' Nigdy w życiu nie byłemw kościele. Nigdy w życiu nie przystanąłem przed Żadnącerkwią, choćby zburzoną, opr cz tej jednej' w Wiedniu.Dziefi w dzie mijam ją w drodze do pracy. Nie wiem,dlaczego budzi we mnie dziwny niepok j. Jest w niej cośmisĘcznego i magicznego. od ponad stu lat stoi w tymsamym miejscu. Rzecz jasna, przez ostatnie 50 lat nieodprawiono tu żadnej Inszy, jej dzwony $fucho milczały'Ale i bez bicia dzwon w jest po prostu piękna.

Mijam cerkiew i patrzę pod nogi. Czuję' że jeśli pod-niosę wzrok, nie zdołarrl się powstrzymać, by nie paśna kolana przed tym tajemnym, kusząc5rm pięknem -l tak pozostać na zawsze.

ciach. N.*ig.tTsfucha w milczeniu, nie przerywa. Wzrok wbity w biurko.Dziwne. Abecadło szpiega każe patrzeć rozm wcy prostow oczy, wytrzymać przecLag;łe spojrzenie. Dlaczego więcszczvłaty lis nie respekĘe elementarnych zasad? Coś tunle gra' Spinam slę wewnętrzrrie' nie spuszczając zeftwzroku, i w myślach szykuję się na najgorsze.

- Dobra - powiedział wreszcie, nadal nie odrywającwzroku od papier w _w przyszłości nadal będziesz praco-wać pod kontrolą Pierwszego Zastępcy, ale dwa razy lamlesiąc wysfucham cię osobiście. Jak na pierwsze tygod-nle zrobiłeś niemało, dlatego dam ci teraz poważniejszezadanie. Udasz się na spotkanie z człowielnem, kt regozwerbował Pierwszy 7-astępca. Nie chcę, aby sam poszedłna spotkanie, to zbyt ryzykowne. Dlatego p jdziesz ty. Tenczlowiek ma dla nas szczeg lne znaczrie. Towarzysz Ko-sygln osobiście interesuje się naSZąpracą. Nie mamy pra-wa zmarnować takiego człowieka. Pracuje w NiemczechZachodnich' skąd dostarcza nam części do amerykaris-

L77

Page 96: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

kich rakiet przeciwparrcernych TOW. Przerzucimy cię dys-kretnie do RFN' 7-obaczysz się z facetem. Otrzymasz czę-ści. opłacisz usfu$t. Zjeżdztsz szmat drogi, z-eby zattz-ećślady. Spotkasz się Z pomocnikiem radzieckiego attachćwojskowego w Bonn. Prz.ekaircsz mu towar, ale w opako-warriu. Nie powinien wiedzieć, co otrąrmał' Datej ładunekpojedzie pocztądyplomaĘczną do Akwarium. Ęrtania?

- Dlaczego by nie z|ecić ca}ej operacji naszym ofice-rom w RFN?

- Po pierwsze dlatego' że jeśli jutro Niemcy Zachodniewywalą wszystkich nas4rch dyplomat w, to strumielnformacjl o RFN nie zmaleje. Będziemy odbierać tajneprzesyłki przez Austrię, Nową 7-elarldię, Japonię. DlaKGB ekspulsja całej siatki szpiegowskiej z Wielkiej Bry-tar;'ji oznacza katastrofę; dla nas nie. Nadal moŻernyotrzymywać angielskie sekreĘ przez Austrię, Szwajca-rię, Nigerię, Cypr, Honduras i te wszystkie kraje' w kt -rych znajdują się oficerowie Akwarium.

- Po drugie dlatego, Żepo otrzymaniu zdobytychprzeznas części raldet szef GRU młoła wszystkich dyplomaty-cntych i ,nielegalnych"" rezydent w GRU w NiemczechZachodnich i ca}ej tej semce genera_ł w zada pytanie:,,Jak to się dzieje, że Golic5m będąc w Austrii potrafizdobywać takie cacka na terytorium RFN, a wy, tacyi owacy, siedzicie tu, na miejscu - i nic?! Cz-ekacie, aŻsame w1radną wam do kieszeni? Do kitu z takąroboĘ''Właśnie w taki spos b, Suworow' rodzi slę konkuren-cja' a Ęlko bezulz$lędna konkurencja |eĘ u podstawnaszych sukces w. Wszystko zrozumialeś?

Wszystko, towatzyszu $enerale.Chcesz o coś spytać?Nie.

ł ,,Nielegalna" siatka, ,,nielega]na" rezydentura - agentura wyw'ia-

dowcza w danym kraju składająca się z lludzi ukryrł-ających swojepowiązania z ZSRR: mieszkarlc w tego kraju, obywateli paristw za-

przy1ażniorrych i os b pod przybraną tożsamością. Działa r wnolegledo ,jawnej'' sieci - ',rezydentury dyplomawcznej" czyli agent w wystę-pujących jako radzieccy dyplomaci, przedstawiciele Aeroflotu, Inturi-stu itp. [przyp' tłum'].

AIIWARIUM

- Chcesz, zrtam twoje pytanie! Jedno nle daje ci terazspokoju: za te części Pierwszy Zastępca dostanie order,aryzykować zariego będzie młody kapitan i g wno muz tego ryzykaprzy1dzie' Tak myślisz?

Nagle odrywa oczy od. papier w. To jest jego sztuczka!Wyczrkalz tym spojrzenlem do ostatniej chwili. Wzrok maoknrtny, żadnej islrierki. Rzuca spojrzenie niespodziewa-nie' błyskawiczrie. Nie byłem na to przygotowany. Wy-trą1muję ję$o wzrok, ale wiem, że rńe potrafię skłamać.

- Tak, towarzyszu generale.- Pracuj aktywnie. Szukaj. Werbuj. Wtedy i ciebie bę-

dzie ktoś asekurować. Będziesz pracować wyłącznie gło-wą a ktoś inny za cieble nadstawi karku.

Zadrgały mu mięśnie twarzy, wzrok zirnny, ołowiany._ Szczeg Ę uzgodrisz zPierwszymZastępcą. MoŻesz

slę odmeldować.Strzeliłem obcasami i zawr ciwszy na pięcie opuściłem

gabirret dow dcy. Na korytarzu pusto. W dużej sali -żyvej duszy. Urządzerne do klimaĘzacji z cichym świ-gtem rzuca w p łmrok strumieri chłodnego powietrza.Podkręciłem nieco błęldtne oświetlenie i po gęsĘm' tfu-mlącym dźwięk krok w dywanie przeszedłem w najdal-szy koniec sali do sejf w. Kilka sekund gapię się bezmy-ślnte na obrotową tarczę, ciężko wzdycham i v4lkręcamkombinację cyfr. Ciężkie drzwi pancerne ustępują płyn-nle 7 bezszelestnie, odsłaniając dwanaście par niewiel-klch masynrny ch dr zuticzek. Włas n5rm kluczem otwieramte, na kt rych widnieje starannie namalowany numer4l. w środku spoczywa moja teczka. Zamykam sejf' kła-dęJąna swoim biurku, ostrożnie ciągnę za dwa jedwab-ne sznurki, naruszając wyraźny wz r dw ch pieczęci -najpterw z godłem, potem mojej' Zteczkiwyjmuję kartkętztywnego białego papienr z re$ularną kolumną napi-a w, raz jeszcze westchnąwszy gĘboko' notuję:

"Teczkę nr 11 otwarto w dniu 13 llpca' godzina 12.43czasu miejscowe$o"' Cofam się nieco, podpisuję.

ostrożete chowam papier do teczki, po czym !wcią-[am cleniutkąbĘszczącą akt wkę z numerem r73-w-4r.Plerwsza kartka gęsto zapisana, następne zupełrrie czyste.rJcdną z rich uJmuję ostrożnle w dwa palce i kładę przed

W,ll$

t7a L79

Page 97: Wiktor Suworow - Akwarium

TWIKTOR SUWOROW

sobą. w lewym $ rnym rogu stawiam własną pieczątkę,po cTymwkręcam kartkę do maszyrry' W prawym $ rqrmrogu jak zwykle szybko wystukuję ,,Sciśle tajne'', następ-nie, przepuściwszy kilka linii' na sam5fin środku: PLAN.

Opieram $łowę na ręce, tęsknie spoglądam na ścianę.Aż mnle tozsadza z wściekłości' Nienawidzę całegoświata, nienawidzę siebie, nienawidzę blurka, błękitne-go światła, brąpowych dywan w i zielonych teczek.

Spośr d ludzi iprzedmiot w, kt rych nienawidzę, wy-rll;;tza się jedna tularz, najbardziej nienawistna. TwarzNawigatora.

Łatwo jest wydawać rozkazy| Przecież to.nie dowodze-nie dywizją. P jdż tam, zr b to. Wszak nl$dy nie byłemw Niemczech Zachodnlch. Posłać mnie ira taką robotępo trzech tygodniach pracy w rezydenturze! A jeŻellza-walę całą operację?

Gdybym m gł w tej chwill da komuś w gębę' u|żyłobymi z pewnością. omiotlem wzrolrdem w5polerowaną po-wlerzchnię biurka szukając czegoś, r:aczyrrn m głbym wy-ładować swojązłoś . Wpadł mi w rękę |usto\ilny kubeczekpeł'en dhrgopts w i oł wk w. Ścisn{em go w dłoni' o$ląda-jąc uwaŻnie, po cąlm z całej siły trzasn{em o ścianę.

- Szajba ci odbiła?Odwracam się. 7a' moimi plecami, koło sejf w _ Pierw-

szy Zastępca.Pogra2ony w myślach nawet nie zauwaĘ-łem' kiedy się pojawił.

- Przepraszam _ wydusiłem z slebie, nie podnoszącwzroku.

- O co chodzi?- Nawi$ator polecił mi udać się na spotkanie z wa-

szyml czŁowlekiem...- No to ruszaj. Co za problem?_ Szcz.ęrz.e m wiąc nie wiem, od czego z.acząć, co roblć...

- Napisać plan! _ wybuchn{ nagle. - Napisz' ja cipodpiszę' i w drogę...

- A jeżeli wypadki potocząsię niezgodnie z moim pla-nem?

_ Żk co proszę? _ patrzy zdumiony. Spogląda rua Ze-garek, na mnie, wzdycha i m wi zwyrzutern; - Zablerajswoje papiery. Choclźmy.

180

AKWARTUM

Gabinet instnrktazowy zawsze kojarzy mi się z kajutąna wielkim luksusowym statku. Kiedy system ochronnyjest włączony' podłoga, ściany i sufit pomieszczenia ledwowyczuwalnie wibnrją jak pokład lirriowca, gdy pekrą parąpruje fate oceanu. Wewnątrz mur w, za warstwami izola-cji, umieszczoT|e są potężne ząhlszatki. Iz.olacja tysiąc-krotrrie osłabia ich ryk, a w pomleszczerl7u słychać Ęlkosthrmiony pomnrk, jakby szum dalekiego przypływu.

Gabinet instruktażowy lśni bielą. Niekt rzy nazywająto pomieszczenle,,blokiem operacll'nym". Ja tej nazwynie lubię, za'wsze m wię ,,kajuta''. W kajucie stoi tylkost ł i dwa krzesła. Zar wrrc st ł' jak i krzesła sąprzezto-cz5rste, co stwarza wrażenie luksusu i niecodzienności.

Plerwszy Zastępca gestem pokazuje mi krzesło i siadanaprzeclw.

- Na Cmentarzysku Słoni nie nauczono cię niczegopoirytecznego. Jeżeli chcesz odnosić sukcesy, musiszprzede wszystkim zapomnieć o wszystkim, czego uczonoclę w Akademii. Słoniamt zostają cI, kt rzy sami nie po-trafiąpracować w terenle.Teraz sfuchaj uważnie. Przedewszystkim trzeba ułoĘć plan. Musisz go rozpisać nar Żne warianty i przedstawić swoje postępowanie w od-powiednich sytuacjach. Im więcej napiszesz, tym lepiej.Plan jest zabezpieczenlem na wypadek fiaska. GdybyAkwarium rozpoczęŁo dochodzenie, w wczas masz solid-ny rrgument na swoją korzyść: proszę, fazę ptzygoto-wawczą potraktowałem bardzo poważaie. Zapamiętaj:cąrm więcej papieru' tym czystsąr włek.Po napisaniuplanu weź się do przygotowar1. odpręż się maksymalnie,posiedź w saunie. Wyrzuć z siebie wszelkie negaty$meemocje, stresy, watpliwości. Musisz wyruszać na akcjęz absolutnym przeświadczeniem o jej powodzeniu. Jeżelinle masz tej pewności, lepiej zrezygnuj na wstępie' Naj-włŻnlejsze to t:larztucić sobie ton agresyumego zsłycięzcy.Ktedy juŻ odpręĘsz się należycie, posłuchaj Wysockie-go, na przyktad .obławy". Ta muzyka powinna brzmilećw tobie podczas całej operacjl' Zwłaszcza Edy będzLeszJuŻ wracać. Największych błęd w dopuszczamy stę poudanym spotkaniu, w drodze powrotnej. W radosnymunlesieniu zatracarny ducha agresyumego zwycięzcy. Nie

18r

Page 98: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR sttwoRow

wyzbywaj się tego uczucia dop ty' dop kt n7e zatrzasnąsię za tobą nasze p rrrcerne drzwi. Powtarzaml najwaŻ-niejsze to nie plan, lecz nastawienie psychiczne. Jesteśzwycięzcą tak długo' jak dfugo sam czujesz sLę zwycięz-c4 Zyczę ci powodzenia.

ut. czas -r.""1się niemlłosiernie. Siedzę w starym, poobtjanym samo-chodzie, zaparkowan5rrn na poboczu leśnej drogi. Wedfugpaszportu jestem obywatelem jugosłowia skim' ni to tu-rystą ni to bezrobotrrym. M j Boże! Dopiero tu, na mĘ-scu zorientowałem się' jaką masę ludzi wciąginięto dooperacji' bym w efekcie m gł znaleźć się w tym lesie.Ktoś muslał wynająć dla mnie w z, tak, aby nikt się niezorientował , ż-e to obywatel radziecki zażyczył sobie właś-nie starego grata. Ktoś inny pom gł mi przekroczyć gra-nicę. Ktoś wreszcie zdobył dla mnie solidne papiery.

No więc siedzę i czekam. Szkatułkę złotych monet nawszelki wypadek zakopałem w pobliskim za$ajniku. Gdy-by aresztowano nas podczas spotkania, te pieniądze sta-nowiłyby dodatkową okoliczność obciąlającą. Jestem prze-cież biednym wł czegą' Skąd więc złote dukaĘ/? Nasz,,prĄac7e|" zażądal zapłaŁy nie w dolarach, rrie w mar-kach' ale właśnie w złocie. Wymyślił' cwaniaczek, żrw ra-zie wpadlri będzie się tłrrmaczyć' że to spadek po prababce.

Czekam. "PrĄac1e|" czy - jak go naą^/amy - .spe-cjalne Żr dło" ma się zjawilć o l3.oo. Moje znaki rozpo-znawcze to japoriskie radfrko w lewej ręce i znaczekpilkarski w klapie. Jego mam poznać po tym, Że zjawisię punkt trzyrrasta i zapyta o godzinę' stojąc po mojejprawej ręce.

Ciekawe wjaki spos b naszprzyjaciel zdobywaczęśclamerykariskich rakiet przeciwpancernych? CzyŻby był$enerałem? A może konstruktorem? Kt Ż inny m głbymłędzić' takączęść, bo ant InŻynier, ani magazynier, anistrażnik w fabryce zbrojeniowej. Każdy wyprodukowa-ny element jest odpowiednio ponumerowany' Właściwiekonstruktor i generał teŻ nie mogą ukraść kawałka ra-

ra2

AI(WARITIM

ktety' Ktoś jeszcze wyŻej? A jeżeli to generał albo naczel-ny lnżynier, to w jaki spos b Pierwszy Zastępca zdołałna'wiapać z n7m kontakt i go zwerbować?

Niezbyt odpowiada mi rola turysty nędzarza: podartysweter, Zr:oszone buty. I w takim stroju mam spotkaćamerykariskiego generała? Co sobie pomyśli o GRU' gdyujr4r m j pogruchotany wehikuł?

Wybiła um wiona godzina. Nikt się nie zjawia. Gene-rale, co z tułojądyscypliną? 7'zazakręttl wyłania się wiel-kl zabłocony traktor z prryczepą. Stary Niemiec' rolnik,cuchnie nawozem. Niech to szlag, tego tylko brakowało!Spędziłem tu dwie godzvlry i _ żrywego ducha. Pewnieprzeznastępnych pięć dni też ludzka noga tu nie posta-nie. A tego właśnie teraz diabli nadali! No zjeżdżaj' byleszybciej. Jak na złość zatrzymuje traktor, wysiada. Cze-go chcesz, stary durniu? - Kt ra godztrn? - pyta. Maszgodzinę! Podtykam mu ze$arek pod sam nos.7-obaczyłeśI jazda. Ale jemu nie spieszy slę. Stoi koło mnie po pra-wej' pokazuje na przyczepę. Cholera jasna, pewnie cośnawaliło, trzeba będzie pom c, a tu lada chwila generałslę zjawi... I nagle olśnienie: skąd mi prz5rszło do gł,owy'że ,,specjalne żr dło'' to generał? Wskakuję naprzyczepę,zdzieram podarty zatłuszczony brezerlt. Wielkie nieba!Pod plandeką - pogruchotane szczątki rakiety Tow.Pamiętacie ten drapiezrry srebrzysĘ fiek? Przerzucamdo bagaznika odłamki stabilizator w, zakurzorle obwo-dy drukowane' poszaĘ)źrne, splątane przewody, rozbiĘl zabłocony blok układu naprowadzania. Dąnke sch n.l biegiem za kierownicę. Chłop groźnie stuka laską pomasce samochodu. O co chodzi, stary capie? Gestempokazuje, Że czeka na zapłatę. Na śmierć zapomniałem.Pędem do zagajnika' wykopuję szkatułkę. Bierz. Terazdopiero gęba mu się rozjaśnia. Sprawdź jeszcze na ząb,dztadygo! Na co ci, staruchu, Ę|e złota? I tak do grobuze sobą nie zabierzesz. Przypomniała mi się instrukcja:,,specja}ee źr dła" na|eŻy szanować, a prąmajmniej oka-zywać szacunek. Więc uśmiecham się do niego'

Rusza w swoją stronę, ja w przeciwną. Szybko odda-lam się z miejsca spotkania. Teraz rozumiem prostymechanizm caĘ operacji.

183

Page 99: Wiktor Suworow - Akwarium

vWIKTOR STIWOROW

Amerykariska r. Dywizja Pancerna otrzymała rakietyTOW i strzela nimi na poligonie. Naturalnie bez glowicbojowych. W koricowej fazle lotu pocisk po prostu roz-bija się uderzając o miękki grunt.

U nas podczas strzelania Falangami albo Trzmielamiogromne przestrzenle poli$onu pokrywa slę brezentem,a po zakoriczeniu ćwiczefi rzlca się batalion do wyszu-kiwania naj drobniejszych odłamk w. Amerykariska ar-mla takimi $łupstwami nie zajmuje się, dlatego nie mapotrzeby werbować generał w czy naczelrlych inżynie-r w, wystarczy skaptować pastucha, leśniczego, str Ża,chłopa' Nazbiera wam odłamk w choćby i dwieście kilo.Ile zmieści się w bagaŻniku! Stary śmierdzący łajnemchłop może stać się .specjalnym źr dŁem" i za trzy-dzteści srebrnik w sprzeda wszystko, czego dusza za-pragnie.

Nie ma głowic? To bez zlaczen7a. Bez gł,owic układnaprowadzania zostaje niemal nienaruszony. Zresztąnasze głowice dor wnują amerykariskim' Interesuje nasukład naprowadzania, obwody drukowane. Nasi speceoczyszcząje i wypucują na medal. Jeśli czegoś zabrak-nie - przywieziemy następnym razem' Chcemy zbadaćskład stop w, materiał w kompozytowych, mechanŻmotwierania stabilŻator w, resztki paliwa, nawet osad naturbinach stenrjących - to wszystko stanowi dla nasbezcenny materiał. I wszystko to spoczywa w moim ba-gażniku. I wszystkim tym interesuje się osobiście towa-rzysz Kosygin.

Pędzę prostymi jak strzała niemieckimi autostradami.Hltler budował. Solidnie. Dodaję gazu, podśpiewuję podnosem. Kiedy wr cę, udam się do Nawigatora i Pierw-szego Zastępcy, Żeby ich przeprosić. Nie wiem za co, alepodejdę i powiem: jlowarzyszu generale, proszę mi wy-baczyć", ,,towarzyszu pułkowniku, jeśli możecie _ !vy-baczcie".

Są wywiadowcami najwyŻszej klasy. Ęlko tak naleĘdzlałać. Szybko, bez przyc1Ęania uwagi' Jestem $ot wryzykować własną karierę i własne Życie dla dobra spra-!vy, dla powodzenia waszych olśniewających swoją pro-stotą operacji. Wybaczcie mi, proszę.

184

AKWARIUM

VIIJ*.u" slę na og ł, Żepoczątkujący szpieg' występują-cy jako dyplomata, dziennikatz czy bŻnesmen w pierw-szych miesiącach pracy na plac wce winien unikaćudziafu w aktyurnych operacjach. Tlrmczasem ma za za-danie wczuć się w ro1ę: poznać miasto i kraj, w kt rymbędzie pracować, poznać obowiąpujące przepisy, oby-c7aje, tradycJe. Liczne shrżby wywiadowcze tak właśnieprzygotowują swoich agent w do przyszłych odpowle-dzialnych zada - W tym czasie miejscowa policja niezwraca na nich specJalnej uwagi, mlejscowa policja madość kłopot w z rutynowanymi szpiegami.

Ale GRU to wywiad szczeg |ny. Nie prąrpomina żad-nego innego. Skoro w początkow5rm okresie cieszysz sięwzględną swobodą - wykorzystaj to maksymalnie.

Przez pierwszy miesiąc byłem w nieustarrnym ruchu:umleściłem jakiś pakiet w skrytce, przez tydziefi obser-wowałem mlejsce, gdzie ktoś miał zostawić um wionysygnał' nocą odbierałem w lesie jaldeś skrzynki i dostar-czalem je do ambasady' ściągałem naszych oficer w, gdygrupa nashrchu stwierdziła zwiększoną aktynmość poli-cyjnych nadajnik w w rejonie operacji. Moja działalnośćsprowadzała się do ubezpieczaria innych, pomocy in-nym, do udziału w operacjach, kt rych celu ani zTIacze-nia nie znałem. W naszej rezydenturze na czterdziestuoflcer w GRU z pionu operac5[nego ponad połowa wyko-nuje taką robotę - ,,ubeąrieczająogon". Przezywa się ichpogardliwie chartami' Chart to pies myśliwski' kt regokarmić dużo nie trzeba, a garila się go po polach i lasachw poszukiwaniu lis w czy zajęcy. MoŻna napuścić char-ty także na grubego zuIierza, oczywiścte nie w pojedynkę,|ecz całązgrają. Chart - to dfugie nogi i mała głowa.

Wszystko jest względne na Ęm świecie. Jestem ofice-rem SŹabu Generalne$o' W stosunku do milion w ofi-cer w Armii Radzieckiej należę do naJwyższej elity. W ra-mach Sztabu Generalnego jestem oficerem GRU, a więcwyŻsząkastą wśr d tysięcy innych oficer w tegoż szta-bu. W GRU jestem oficerem ,,wyjazdowym", co oznacza,że można mnie wypuszczać na robotę Za Eraricę. ofice-rowie ,,wyjazdowi" _ to zrlaczrie wyŻ'sza, kategoria niż

I ! - Akwarim 185

Page 100: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

zu]yczajnl oflcerowie GRU' kt ryc}a za' grarncę się nlepuszcza. Wśr d ,,ulyjazdowych" r wnieŻ zal7czam się dolepszeJ klasy, ponieważ na|eĄ do sekcji operacfinej' a taceni się wżej od naszej sfużby łączności i nasfuchu, odsfużb wartowniczych, od naszych mechanik w i techni-k w. Wewnątrz eLĘ natomiast jestem plebejuszem.

Oficerowie pionu zdobywania informacji dzie|ąsię nacharty i wiking w. Ct pierwsi - to uciskana, pozbawionawszelkich praw większnść uprzywllejowanej kasty ofice-r w operacyjnych. KaŻdy pracuje pod ścisłą kontroląjedne$o z zastępc w rezydenta, niemal nigdy nie spoty-kając samego rezydenta. Polujemy na tajemnice, m -wiąc ściślej na ludzi' będących w posiadaniu tych taje-mnic. To nasza gł wna działalrrość . Poza tym jesteśmybezlitośnie wykorzystywani do ubezpieczania tajnychoperacji, kt rych zrlaczelia możemy się tylko domyślać.

wikingowie stoją zrtacntile wyŻej w hierarchii rezyden-tury' W jęryk:u Prasłowian Wikingowie oznaczali niepro-szonych, zamorskich przybysz- w _ okrutnych' podstę-pnych. drapieżnych, zuchwałych. Nasi wikingowie pra-cują pod osobistą kontrolą rez5ldenta, respektują jegozastępc w, ale operacje prowadzą najczęściej samodziel-nie. Cl, kt rzy odnoszą najwięcej sukces w, z c?Asemsami zostają zastępcami rezydenta. W wczas otrzymujądo dyspozycji Ęraję chart w.

Pierwszy 7astępca rezydenta sprawuje o$ lną kontro-1ę nad ekipą. Aktyumy i zdolny oflcer wyspecjalŻowanyw zdobywarriu informacji nadzoruje _ pr cz własnychbieŻących operacji i swoich chart w _ r wnież grupę na-sfuchu radiowego, a takŻe pracę wszystkich oficer w,w tym r wnież technicznych i operacyjno-techrricanych.odpowlada przy tym za ochronę rezydentury i jej bezpie-czeristwo. Nie podlegają mu jedyrrie szyfranci, kt rymidowodzi sam rezydent.

Rezydent czyll Dow dca, czTrli Nawigator, czyll Ptze-chera odpowiada za wszystko. Posiada praktycznie nie-ograniczone pełrromocnictwa' Dla przykladu, ma pra-wo zabLć każdego z podlegających mu oficer w, włączniez Pierwsz5rm Zastępcą, gdyby w grę wchodziło bezpie-czeristwo rezydentury, a ewakuacja oficera powodujące-

186

AKWARIUM

gozagroŻenie nie była możliwa. Prawo zabljania oficer wGRU ma _ opr cz rezydent w - jedynie Sąd Najwyższyl to wyłącznie za zgodąKC. Tak więc nasz Dow dca jestw pewnych kwestiach ponad Sądem Najwyzszym; niepotrzebuje żadnych rad ani konsultacji. Decyduje sam.Nasz Nawigator podlega szefowi 5. Sektora I ZarząduGRU' jednak w wielu sprawach podporządkowuje sięwyłączrne szefowl GRU. W razie r żnhcy zda ma prawow uryjątkowych okolicznościach komunikować się bez-pośrednio z Komitetem Centralnym' Bezgraniczną wła-dzę Rezydenta r wnoważy jedynie fakt istnienia r w-nle potężnej, rneza(eirnej i anta$onistyeznej reąrdenturyKGB. obaj rezydenci nie są podporządkowani ambasa-dorowi. Ambasador figuruje wyłączniejako parawan dlazamaskowania w składzie radzieckiej misji obecnościdw ch gnrp uderzeniowych. Zronlrniałe, Że w obecnościos b postronnych obaj rezydenci - dyplomaci wysokiejrangi - okazlĄąmu pewien szacunek. Na tym szacunkukoftczy się ich za7eŻność od ambasadora. Każdarezyden-tura posiada na terenie ambasady własne, wydzieloneterytorium, kt rego broni przed obcymi jak tvrierdzy.

Drmłi rezydentury przypomirrają solidny sejf. Dawnotemu jaldś żartowniś przywi zł ze Zwia2ku metalowątabltczkę zdjętą ze słupa wysokiego napięcia: ,,Uwaga!Grozt śmiercią!". U E ry - trupia czaszka. PtzyczeplonoJą ao zielonych drzwi i od lat chroni naszą twierdzęprzed ciekawością postronnych.

A VIIUt"k"*., ż.e podczas wojny w nasą[n lotnicturle byłydwle kategorie ptlot w: jedni (mniejszość) z dzlesiątkamiBtrące na koncie, drudzy (większość) z bardzo mLzer-nym dorobkiem. Pierwsi: cała pierś w orderach, drudzy:Jcden' dwa medale. Pierwsi w wtększości przeżyli wojnę,drudzy ginęli tystącami. Wojenne statystyki są bezlitos-ne: średnlo dziewięć godzin w powietrzu, potem śmierć.Przeciętnie pilot myśliwca ginął podczas piątego lotu.A w tej pierwszej kategortl na odwr t każdy zaliczał setkilot w bojowych i tysiące godnnw powietrzu... _l['{l j roz-

LA7

Page 101: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

m wca to Bohater Zw\ry,ku Radziecldego generał-majorlotrrictwa Kuczumow, w czasie wojny as lotnictwa, powojnie as wywiadu wojskowego. Z polecenia szefa GRUprzeprowadza inspekcję zagraniczrtych ekspozytur Ak-warium. Do pewnych kraj w przybywa jako cźonek naj-r imiejszych delegacji do spraw rozbrojenia, redukcji,prĄaźni ltp.' w innych zjawia się w charakterze czlonkarady weteran w wojennych. Sam bynajmniej n7e zaliczasiebie w poczet weteran w, jest czynnym oficerem tajne-go frontu. Dokonuje inspekcji i - mogę dać gł'owę _prze-prowadza błyskawiczne i oszałamiające tajne operacje.Teraz siedzimy we dw ch w ,,kajucie". Wrywa nas poje-dynczn. Rozmawiając z narni kontroluje zarazem nasze-go dow dcę, aprTy okazji mu pomaga.

- Na wojnie obie kategorie pilot w dzieliła prz.epaść.Żadnego ogniwa łączącego, Żadnej warstwy pośrednĘ.Prryrcryna takiego stanu rzecz'r była bardzo prosta. Wszy-scy lotrricy otrąrmywali jednakowe przygotowanie, stawia-li się do jednostek reprezenĘąc mniej więcej taki sampoziom. Po pierwszej walce dow dca dzielił ich na aktyw-nych i biernych. Ci' kt rzy rwali się do boju, nie chowalisię w chmury, nie bali się czołowego ataku, z m7ejsca zo-stawali prowadzącymi, reszta miała osłaniać aktyvrnych.Nieraz selekcja aktywnych odbywała się od razuw czasiepierwszej bitwy powietrznej. Dow dcy eskadr' pułk w dy-wĘi' korpus w i armii rnlcali wszystkie siły' by wspieraćakĘvrnych w walce, by ich :ubezp(eczać, chronić w naj-bardzĘ z.aiarĘch starciach. Im większe sukcesy odnosiłaktyurny pilot' Ęrm bardziej asekurowano go w walce, Ęrm

' bardzie; mu pomagano. Widziałem w akcji Pokryszkina,gdy miałjuż na koncie ponad 50 zestrzelonych samolot wniemieckich. Na osobisĘ rozkaz Stalina aż dwie eskadryubezpieczały go w każdej walce' Sam wynrsza na łowy, naogonie ma skrzydłowego, za nim dwie eskadry: jedna nadnim' dru$a pod nim. Dziś na piersi lśnią mu trzy złotegwiazdy i jedna diamentowa, jest marszałkiem lotrrictwa,ale nie myś|, że to wszystko samo spadło z nieba. Bynaj-mniej. JllŻ w pierwszej walce wykazalsię aktyvmościąi odtąd $o ubezpieczano. Był bardziej zadĄorny, więcejumiał i dlatego coraz więcej mu pomagano. Gdyby ta

AT(WARIT'!il

"ffii-do wal-ki tysiące oficer w. Życie bardzo sąrbko dzieli ich naaktyvmych i biernych. Jedni wzbijają się na szczyĘ,lnni spalają się na pierwszej delegacji.

...7-,apoznałem się z twoim dossilar, podobasz mi się.Dziś twoja praca sprowadza się wyłącznie do osłanianii

ca po trochu będzie cię uwalniał od pracy przy ubezpie-czaniu, co więcej, zarządzi, by ciebie z kolei osłaniano,narażano slę dla twoich operacji. Taka to prosta filoznf1a.

189188

Page 102: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

robotę: podnosić ducha bojowego i skuteczność dzlała .Niestety, nie do każdego docierają moje słowa. Mamywielu fajnych chłopak w,kt rzy ni$dy nie wybiją się naprowadzących, pozostaną w ubezpieczaniu, do pierw-szej wpadki. Zyczę ci powodzenia i pomyślnych wia-tr w. Wszystko za|eży od ciebie. Dokładaj starari, wtedydwie eskadry będą cię osłaniać w walce.

n n"p.rum F"ldzieckich minister spraw ?Agraricznych ZSRR zwraca siędo rząd w zaprĄaźnionych paristw oraz podlegającej imadministracji wojskowej i cywiJnej z prośbą by na mocyKonwencji Wiede skiej z l8l5 roku umożliwiły swobodnyptzrw z pocz$ dyplomaĘcznej ZSRR' bez poddawania jejjakiejkolwiek kontroli' w tym r wnież celrrej. Mirristerspraw zagraricznych ZSRR A. Gromyko...

Policjant czyta dokument, wydrukowany na szelesz-czącym papierze opatrzonym godłem i filigranami. Gdy-by czegoś nie rozumiał, ma do dyspozycji wersję angiel-ską i francuską. Kr tko i jasno: poczta dyplomatycznaZSRR. Policjant zgrzyta zębami i zerka na potężny kon-tener. Coś mu nie gra.

Przez Wiederl radziecka poczta dy1rlomatyczna płynienieprzerwanym potokiem. Istna Niagara. Raz na tydzienuzbrojeni kurierzy radzieccy zatrzymtĄą się w Wiedniu,po czym ruszają w dalszą drogę: do Berna, Genewy,Rzymu. W radzieckich ambasadach zostawiają przywie-zione kontenery i zabierają Lrlne, przeznaczone do Mo-skvry. Do ambasad wiozą zanllyczaj po pięć' czasemdziesięć So-kilogramowych kontener w, w drodze po-wrotnej _ po trzydzieści lub czterdzieśc7. Zdarza się, żesto. Za utratę kontenera kurierom grozi śmierć.

Zakażdy kontener odpowiada $łową sam ambasador.Do niego naleŻy odbi r i wysyłka poczty dyplomatycznej.My r wnież uczestnicz1rmy w tej procedurze. Dop kl ku-rier ze swoimi kontenerami podr żuje po danym kraju'stale towarzyszy mu przedstawiciel ambasady, by w ra-zie konieczrtości przypomnieć komu trzeba, Że rla pr bę

190

AKWARIT'M

zatrzymania kontenera Zw7a7ek Radziecki może odpo-wiedzieć sankcjami, z militarnymi włącznie. Gdyby ktośclekawski pragnął zaznajornlć się z zawartością przesył-ki, kurier ma prawo własnoręcznie się z nim ro4rawić.To jego prąrwilej. Konwencja przewiduje użycie bronicelem ochrony poczty dyplomatycznej, więc kurierzy sąodpowiednio w5pos aŻeni.

obfita jest nasza wallza dyplomatyczna. Pękaw szwach. Kontenery transportująwszystko, co zdołamyzebrać: naboje i pociski, optykę i elektronikę' odłamkipancerzy i części rakiet' i dokumenĘ, dokumenty. Naj-r żmiejsz.e' Plany militarne, opisy techniczrle, projektynowych rodzaj w broni, kt re wkr tce wejdą do produ-kcji albo trafią do lamusa. Kurierzy wioząto, co Zach dzatlvierdził i to' co odrzucił. Prry1rzymy się z bliska. Po-myślimy. Być rnoŻe weźmiemy to, co Zach d odrzucił;może wymyślimy antidotum na to, co Zach d zamierzaprodukować. Podr żują informacje w zielonych skrzy-nlach. Ściśle tajne! W imieniu Zwiapku Soc3aiistycznychRepublik Radzieckich! Na mocy Konwencji Wieder1skĘz 1815 roku!

Jadą kurierzy, wiozą kontenery. Zgrzyta zębami policja.Dziś ma szczeg lnie twardy orze ch do zgryzienia' D z1-

slaj nasi kurierzy wiozą nie jak młykle wiele kontene-r w, lecz jeden wielki - 5 ton! W imieniu Zwiry,kuSocja-llstycznych Republik Radzieckich! Zgromadziło slę całepolicyjne naczalstwo. Klną pod nosem. Krzywo patrząna nasz kontener. Dziś ja mu towarzyszę. okazałem jużwszystkle niezbędne papiery. W zanadrzu mam gotowąformułkę:,,Zatrzymanie poczĘ dyplomatycznej ZSRR'Jak r wnież pr bajej przejęcia, kontroll, przeglądu, po-claga za sobą...'' - i tak dalej.

PusĘ kontener dostarczono do Wiednia osobną plat-formą towarową. Teraz jest załadowany. Z każdej stronyczerwienieją wielkie pieczęcle:,,Poczta DyplomatycznaZSRR. Nadawca - Ambasada ZSRR. Wiederi". Kontenerotaczająnasi kurierzy. Są uzbrojeni' TowarTysTy im ra-dziecld dyplomata, co prawda niewysokiej rangi, alezawsze nietykalny przedstawiciel ZSRR. $rtko go rusz-cte, spr bujcie' Napaść na dyplomatę r wna się obrazie

r9r

Page 103: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

paristwa, kt re on reprezentuje. Napaść na dyplomatęrnoże być lzr:ar.a za napaść na samo paristwo. Zgrzytazębami policyjna g ra.

- Możemy sprawdzić, czy kontenerjest na|eżycieprzy-mocowany do platformy?

- Wasze prawo - odpowiadam. Ale nie wolno im doty-kać go rękami. Tylko spr bujcie. Mam bezpośrednią łą-cntość z konsulem generalnym ZSRR w Wiedniu; kon-sul ma na linii radziecki MSZ. Sprawdzajcie.

Kręcą się policjanci wok ł kontenera' JakŻe chciellbywiedzieć' co teŻ zawiera! Nic z tego' panowle.

Kiedy wywoziliśmy kontener zbrarny ambasady, nasisąpiedzi z KGB psioczyli zawistrrie: a to szubrawcy lvywi-nęIi numer!Ani chybi GRU gwŻdnęło kawałek reaktora!Miejscowa policja jest najwyrłźniej tego Samego zdaria.Jeden z rich snuje się stale koło platformy. Na pew-no ma w kieszeni licznik promieniowania. Postanowiłsprawdzić' czy nie wieziemy bomby atomowej. Nie mogęmu w tyrnptzeszkodzić. Nie rusza kontenera, tylko prze-chadza się tam i z powrotem. Na rljc zda się licznik - tonie bomba atomowa i nie kawałek reaktora jądrowego'Jeszczejeden kręci się w pobliżu. Straszliwy upał, a tenw płaszczu. Pod spodem pewnie cały obwieszony apara-turą elektroniczną' Jak nic starają się sprawdzić, czywieziemy coś metalowego, czy rie. A jeŻeli zwędziIlśmysilnik znajrrcwszego modelu czołgu? o' pojawiły się psy.Że niby dla nasze$o bezpieczenstwa. Obwąchują konte-ner. Daremne starania. Nie ma co wąchać.

Nasi kurieruy patrzą na mnie z szacunkiem. Dobrzewiedzą, Że marn z tą sprawą bezpośredni zwiavek. Alezawartość kontenera to dla kurier w tabu. Nigdy się niedowiedzą, co wieźli. Wiedząjedno: ładowalo GRU, a nieKGB. Kurierzy dyplomatyczni mają w tyrl"r względzieszczeg |Ilego nosa. Latami wykonują tę robotę' Znająodbiorcę ładunku i stąd wnioskują' kto jest nadawcą'W tym wypadku polecono im tylko przewieźć kontenerprzez granicę. W Bratysławie czeka na nich radzieckikonw j wojskowy, kt remu mają go przekazać.

AleŻ zdzi'wiliby się kurierzy dyplomatyczni, gdyby impowiedziano, Że po przyyeŹdzie do Bratysławy kontener

r92

AKWARIUM

zostanie przewieziony na pierwsze z brzeg'u radzieckielotnisko wojskowe i tam cała za'wartość wyląduje w pie-cu. A przecież tak się właśnie stanie.

JuŻ od dawna Nawigator prosił ambasadora o udostę-pnienie nam strychu ambasady' Zpoczątku ambasadorodmawiał. Nie' powiada, i kropka' Ąrmczasem rezyden-tura się rozrasta. Z rok:u na rok przybywat Żnych sza-rych skrzynek najeżonych antenami i lampkami.

- Musimy mieć ten strych - molestuje Nawi$ator' -Takie polrrieszczęnie się marnuje' a t5rmczasem ja niemam gdzie się wcisnąć z elektroniką podsfuchową.

Ambasador machnął ręką'- Dobra, niech ci będzie - powiedział. - Ęle, że to

istna stajnia Augiasza. Trzeba wszystko doprowadzić doporządku. Potrafisz, masz strych na własność. T}lkoŻebyrn nie miał dodatkowych kłopot w. Musicie sobier adzić własnymi siłami.

_ Bardzo zagracone? - zaciekawił się Nawi$ator.- Wszystko, co znajdziesz, jest twoje - odpowiedział

enigmatycznie ambasador. - Nie mam pojęcia, jak się dotego zabrać. Gdybym potrafił, dawno już sam bym upo-rządkował' Poprzednicy zostawili tam niemały spadek''.

Ubili interes. Ambasador dał Nawigatorowi kluczyk odstrychu i jeszcze raz poprosił' Żeby nie opowiadał za dużo,co tam się znajduje. Nawi$ator w te pędy na strych, otwo-r4rł drn , łamiąc osobistą pieczęć ambasadora, zaświeciłlatarkę _ i zartarŁ Pełen strych ksiąpek. Piękne wydania.Kredovry papier, błyszczące okładki. Ksiąpki rnają r ŻneĘrtuły' ale autor ten sam: Nikita Chruszczow. Nawigatorz mĘsca zrozumial,w cĄftnrzecz.

Przed laty partia zaprąlęła' by cały świat usłyszał jejgłos. W tym celu wystą)ienia Wodza drukowano na najle-pszym papierze i rozsyłano do wszystkich kraj w. Posz-czeg |ne ambasady rozdawały je bezpłatnie, rozsyłały dobibliotek. Partia bacztie śledziła, kt ry ambasador gorli-wie roąrowszechnia jej słowo, a kt ry zarnało się przykła-da. Wsp Ławodniczą ambasadorowie: kto więcej ksiąlekrozdaw swoim kraju' Ślą kotejne raporty: sto tysięcy eg-zemplarzy! Trzysta tysięcy!! Moskwa zacieraręce, że dzieła

193

Page 104: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

Wodza cieszą się takim powodzeniem. Skoro tak dobrzeidzie, masz jeszcze sto Ęsięcy! Rozdawaj i pamiętaj: w Pa-ryżrr ambasador anaczłie lepiej radzi sobie z kolportażem!W Sztokholmie nasze ksiąiki wzbudzająsensację!W Ka-nadzie opędzfuć się nie moŻnaod chętnych... Nie wiem' jakto wyglądało w Paryint, w ottawle. W Wiedntu po latachwyloyto wsz5rstkie ksią|ki na sbychu ambasady. Nawi$a-tor udał stę do ambasadora.

- Wywalić wszystko na śmieci - powiada.- Coś Ę _ Żactna} się ambasador. - 7-araz prasa bur-

ŻuaĄna się dowie. Gazety napiszą, że skoro mydliliśmyoczy poprzedniemu szefowi naszej partii, to może obe-cnego tak samo nabijamy w butelkę.

- No to spalić! _ zaproponował Nawi$ator, ale ugryzłsię wjęzyk. Jak można niepostrzeŻenie spalić takąl'Icz-bę ksiąlek? Wiadomo' gdy w ambasadzie pali się tonypapieru' znaczy że wojna. Wybuchnie panika. Kto maza to odpowiadać? Palić po trochu też się nie da, potrze-ba lat, Żeby opr żnić strych.

Nawigator zakls siarczyście, po czym skreślił szy-fr wkę do Akwarium: dostaniemy strych na nasze po-trzeby pod warunkiem, Że bez zbędnego hałasu wyrę-czyfr|y ambasadora. Akwarium dało zgodę. Przysłanokontener i odpowlednie glejty.

Dwie noce zgraja chart w na własnych grzbietachdźnł1gala ksiąlki ze strychu do kontenera. Ledwie do-tkniesz - kichania na dwie $odŻny. Upał, kurz, karkołom-ne schody. Przelecisz się tam i z powrotem - serce wali, potspływa z ełnła. Zwymyślaliśmy cię, Nildta, od najgorszych!

Kontener trzeba było podwieźć pod same drzwi; prze-świt zasł'oniliśmy płachtami brezentu, dookoła rozstawi-liśmywarty' Sąpiedzi zKGB zawistnle zerkająna ochro-nę, na kontener.

Policjanci raz jeszcze obrzucili wzrokiem ładunek naplatformie, po raz kolejny sprawdzilt papiery, mactrnęliręką pies was trącał. Nie ma wątpliwości, że radzieckiwyviad wojskowy buchn{ coś bardzo ważnego, ale niewiadomo, jak zdołano wtaszczyć to do ambasady. Aleskoro tak się stało, to trudno. Jazda!

194

Rozdział 9

$ się nowe twalrze. Nazwiska nowo mianowanych szef w II, VII i XIIZarządu, 8. Sektora Yl Zaruądu i 4. Sektora K Zarządusą mi zupełnie obce, Sami generałowie i admirałowie.Natomiast nazwisko szefa V Zarządu zILaIrL aiŻ nadtodobrze. Generał-lejtnant Krawcow. Pięć lat temu, gdywynrszałem do Akademii, otrzymał swoj ą pierwszą gene-ralską g1wiazdkę. Teraz ma dwie, pewnie wkr tce prTyJ-dzTe trz.ecia. Wszyscy jego poprzednicy na tym stanowi-sku mieli stopieri generała-pułkownika. Y Zarząd! Tennleduży, zy|asty człowiek kontroluje dziś caĘ Specnaz.Podlegają mu siatkl dywersyjne i siatki agenturalnegozdobywania tnformacji szesnastu okręg w wojskowych,czterech grup wojsk, czterech flot marynarki wojennej,czterdziestu jeden armii i dwunastu flotylli' Ma dziś 44lata. Życzę powodzenia, generale.

Mnie się natomiast nie wiedzie. Wiem, Że tzeba sztu-kać dojść do tajnych informacji, |ecz mlyczajnie brakmi czasu. Całe dnie i noce, świątki i piątki schodzą naubezpieczartiu naszych agent w. Licznik w moim samo-chodzie dostaje kręćka. Nie ma tygodnia bez co najmniejtysiąca przejechanych kilometr w. Czasami te tysiące

195

Page 105: Wiktor Suworow - Akwarium

Nu**.ao r zaceera ręce:

WIKTOR SUWOROW

wskakują w przerażającym tempie, wtedy Siertoża Ne-sterowicz - trasz mechanik samochodovry - na polece-nie Pierwszego zastępcy podkręca licznik. Ma do tegospecjalne urządzerie: pudełeczko z dh:gąmetalową lin-ką w rurce. Gdybym był na jego miejscu, już daw-no zwiałbym z tym cuderikiem do Ameryki. Skupował-bym używane samochody, podkręcał liczniki i sprzeda-wał jak nowe.

Sierioża majstruje nie tylko przy moim samochodzie.W rezydenturze jest Spora zgraja chart w. KaŻdy Z rlasśmiga po Europie jak Henry Kissirrger.

Licznik to legityrnacja wywladowcy. Nie wolno namp okazyw ać włas nej Błł at zy . Podkręcaj' S ie rioża !

AKWARIUM

- Tak jest' towarzyszu generale. - Kola zetwał się nabaczność.

- Dobrze się spisujesz!- Ku chwale Zwia4kts. Radzieckiego!_ A teraz spok j. Na zachwyty będzie czas p źniej.

Wiecie dobrze, jak wygląda zmasowana akcja werbun-kowa' nie jesteście dziećmi. Na targi wyjeŻdŻarny całąrezydenturą, w komplecie. Wszyscy pracujemy wyłącz-nle prąr zdobywaniu informacji. Ubezpieczarie bierzena siebie genewska rezydentura dyplomatyczna GRUglenerała-m aJor a Zwiezdina i berneriska rezydentura ge-nerała-majora Łarina. W razie konleczności wfrazdu naterytorium Francji, marsylska i paryska rezydenturyGRU są przygotowarre do akcji ubezpileczających. Jasprawuję o$ lne kierownictwo. Na czas trwania operacjizostanie oddelegowanypod moje rozkazy szef 3. SektoralX Zarządu Sfuzby Informacji GRU generał-major Fe-klenko. Przybędzie rla czele potężnej delegacji. MikołajuMlkołajewiczu...

- Tak jest - zelwał się zastępca do spraw informacji.- odpowiadasz za pr4rjęcie delegacji, zakwaterowa-

nle, transport.- oczywiście, towarzyszu generale.- Podczas masowego werbunku stosujemy klasyczną

taktykę. JeżeLi ktoś zrobi głupstwo, nie zawatram siępoświęcić go dla dobra całej operacji' jak paryski rezy-dent GRU poświęcił swojego attachć wojskowego pod-czas akcji na Le Bourget. Pielwszy Zastępca zapozl7awas z tymi członkami delegacji, z kt rymi będziecie pra-cować' Zy czę powodzenia.

YT\ UILlJkspres z Moskwy przybywa do Wiednla o godzinie17'58' Wolno przesuwają się zielone wagony. Lekkizgrzyt hamulc w. - Dobry wiecz r, towarzysze! Witamyna gościnnej ziemi austriackiej! _ BagaŻowych wołaćnle trzeba, sami ściągnęli na nasz peron; wiedzą żeoflcjalna delegacja radziecka nie poskąpi suĘch na-plwk w.

II

- No, wchodźcie. Siadajcie. Wszyscy są?Pierwszy Zastępca obrzuca nas spojrzeniem. PrzeLL-

cza. Uśmiecha się do Nawigatora:_ Wszyscy obecni, towarzyszw generale, z wyjątkiem

szyfrant w' grupy kontroli radiowej i grupy nasłuchu.Nawigator spaceruje po sali, patrzy pod nogi. Oto

podnosi głowę, widać, Że zadowo|ony. Nigdy nie widzia-łem go w tak doskonałym humorze.

- Dzięki wysiłkom Dwudziestego Dziewiątego naszarezydentura zdołała zebrać informacje doĘczące syste-mu bez1rieczeristwa na mającej się odbyć w Genewie wy-stawie TELECOM-7S. Podobne materiaĘ :uąrskaly rezy-dentury dyplomatyczne GRU w Marsylii, Tokio, Amster-damie i w Delhi' Ale nasze informacje są wcześniejszei bardziej precyzyjne. Dlatego szef GRU - Nawigator za-wiesił g}os' by dodać uragi ko cowej frazie - dlatego szefGRU powierzył narn przeptowadzenie podczas targ wmasowej akcji werbunkowej!

Zawyliśmy z radości. Ściskamy dłori DwudziestemuDziewiątemu. Nazywa się Kola Butenko. Jest kapita-nem, jak ja. Przyjechał do Wiednia p Źniej ode mnie,a zda7ył zaliczyć dwa werbunki. Wiking.

- Dwudziesty DziewiąĘ!

196 197

Page 106: Wiktor Suworow - Akwarium

s!

nłKToR suwoRow

Delegacja rzeczywiście potężna. Oficerowie informacj iGRU, oficerowie z Komisji Wojskowo-Przemysłowej przyRadzie Ministr w- ZSRR, eksperci z r Żnyc}n resort wprzemyshr zbrojeniowego, konstnrktorzy broni. Ma sięrozumieć, żadna z tych kwalifikacji nie figuruje w ichpaszportach. Sądząc po paszportach są to przedstawi-ciele Akademii Nauk, Ministerstwa Handlu Zagranicz-nego, jeszcze jakichś nieistniejących instytucji. Ale cryrżmoŻna zaufać naszym paszportom? Czy w moim pasz-porcie dyplomatycznym stoi, że jestem oficerem opera_cfin5m GRU? Witajcie! Witajcie!

Na naszej małej, śmlesznej planetce dzieją się zdu-miewające rzeczy, kt re poza mną nikogo nie dziwią.Nikogo w og le nie interesuje przybycie ogromnej ra-dzieckiej delegacji. Nikt nie zadaje kłopotliwych pytaI1.Na przykład: dlaczego radziecka delegacja nie jedzieprosto do Genewy, po co ten trzydniowy post j w Wied-niu? Czemu delegacja przybyła do Austrii w zwartymszyku, jak batalion, po cz5[n w Wiedniu natychmiast sięrozpadła, rozsy1rała, zatomizowała? Dlaczego delegaciudająsię do Genewy r Żnyrni drogami, r żnymL środka-mi - pociągiem, autokarem, samolotem? Dziwne - doWiednia niespiesznie' pociągiem, a dalej szybko samo-lotem? Dlaczego na genewskich targach dyplomatomZSRR towarzyszą radzieccy funkcjonariusze oNZz Wiednia, a nie ich koledzy z Genewy? Wiele jest pytari.Na szczęście, nikt ich nie zadaje i nie szuka na nieodpowiedzi.

* Wojenno-Promyszliennaja Komisija (WPK) - insqrtucja koordynu-jąca szpiegostwo naukowo-technologiczne, odpowiedzi alna za: a) gro'madzenie i analizę konkretrrych zapotrzebowari nadsyłanych przezministerstwa powią,zane z sektorem militarn1'rn; b) ustalanie na ichpodstawie rocznego planu dla służb specjalnych; c) przekazywanieplanu do odpowiednich instancji wykonawczych (KGB, GRU, wyriadywschodnioeuropejskie); d) zbieranie wszystkiego' co owe służby zdo-były w ciągu roku szpiegowaniem i kradzieżą e) sporządzanie roczne-go bilansu płynących stąd oszczędności w sektorze badawczym i pro-dukcji [przyp' tłum.].

198

AKWARIUM

przezroczy"tyilkrzesłach, w kt re nie spos b wmontować jakiejkolwiekaparatury, siedzą dwaj nieznajomi. Pierwszy Zastępcadokonuje prezentacji:

- Oto Wiktor.Kłaniam się z rezerwą.- Wiktorze, to jest Mikołaj Siergiejewicz, pułkownik-

-lnżynier z N-II-107.- Witam, towarzyszls pułkowniku.- To jest Konstantin Andriejewicz, pułkownik-Inży-

nlef z 1. Sektora IXZarządu Służby Informacji GRU.- Witam' towarzyszu pułkowniku.Ściskam wyciągnięte dłonie. Mikołaj Siergiejewicz od

t azu przy stępuje do rzeczy''- Interesuj ą mnie wszelkie urządzeria odbiorcze, słu-

żące do przechwytywania odbitego promienia laserowe-go, oświetlającego ruchome cele podczas ostrzafuz osłoniętych stanowisk ogniowych...

- Ma się rozumieć, moje wiadomości w t5rm zakresie9ą bar dzo powierzchowne.

_ Zdajemy sobie z tego sprawę' Dlatego tu jesteśmy.Do was na|eĘ werbowanie, do nas, zapewnienie odpo-wledniego nadzoru technicznego.

Mikołaj Siergiejewicz otwiera teczkę'- Według danych uzyskanych ptzez Sfużbę Informa-

clt GRU największe sukcesy w tej dziedzinie osiągnęłaameryka ska firma Hughes.

_ Nie mogę prowadzić przeciw niej jakichkolwiek ope-racJi na targach.

Skonsternowani pułkownicy spoglądają na mojegoptzełoŻonego' ale Pierwsąl Zastępca jest tego samegozdania:

- Taka obowią2uje zasada. Na każdej wystawie przygtolskach dużych kompanii aż się roi od agent w ochro-ny. Na targach rozpracowujemy wyłącznie niewielkie fir-my, kt rych stoisko obsługuje Ęlko jeden człowiek, zre-g|uły właściciel przedsiębiorstwa. Z takirn ntoŻna ewen-tualnie pr bować szcąścia.

- Wielka szkoda.

199

Page 107: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

- Nie ma rady, styl naszej pracy zmienia się zasadni-czo zaleŻrie od okoliczności...

- Trudno. PrzywieŻ|iśmy prospekty i wycinki praso-we o niew'ielkich firmach, młiązanych z interesując}rmnas zagadnieniem. Oto plan ich rozmieszczertia na'tar-gach. oto zdjęcie eksponatu. Za tę szarą skrzyneczkęWPK gotowa jest zapłacić l2o tysięcy dolar w: opraco-wanie podobnego systemu w kraju pochłonęłoby wielelat i milion w. Skopiować zawsze taniej.

- Macie ze sobą forsę?- Tak._ MoŻnarzucić okiem? Muszę s1ęptzynvycza7ć,.Konstantin Andriejewicz |<ładzie nowlutką, bĘszczącą

dyplomatkę flaprzezroczysty st ł' oturiera. W środku peł-no gazetowych wycink w, folder w reklamowych, jeszczejakichś papier w: makulatura dla zmylenia kontroli przywejściu t wyjściu z wystawy. Rozlega się trzask i uchylasię drugte dno.

Co za bogactwo! Zarnarl.em z wrażeria. Pewnie takhrabia Monte-Christo napawał się widokiem swoichskarb w. JakiŻ ludzki wysi}ek, jaka rozkosz zawiera sięw tych sze|eszczącvch, starannie ułożonych paczkachzielonych papierk w! Pieniądze są mi obojętrre, powie-dzmy: prawie obojętne. To co ujrzałem przerosło jednakmoje wyobrażenle. Zagryzłem wargę.

_ Ta teczka służy tylko do demonstracji - objaśniaKonstantin Andrlejewicz. - Pieniądze są prawdzlwe, alejest ich mniej, nŻ się wydaje. Nie możemy zab7erać zesobą na targi dużej got wki. Waśnie dlatego skrytkazostała tak spreparowana, ż;e sprawia wrażenie, iżmiesz-cząsięw niej setki tysięcy dolar w. W rzeczywistości jestdość płytka. Nigdy nie płacimy na terenie wystawy, de-monstrujemy tylko zawartość. NajlepĘ prezenĘą sięnowe banknoĘ o dużych nominalach. Wypłaty dokonu-jemy z dala od wystawy, mniejs4rmi' używanymi ban-knotamt. Oto one...

Ot\łnera starą podniszczoną walizeczkę' wypełnionąpo brzegi paczkami pieniędzy' DoĘkam ich, biorę doręki, wącham i odkładam na miejsce' Wszyscy wybu-chają śmiechem. Z czego się śmieją?

2o'0

AI(WARIT'M

- Nie gniewaj się, Wiktor - m wi Pierwsąl 7astępca. _Dnrga wa]jzeczka zawiera o wiele więcej forsy, ale rlJre zro-biła na tobie wielldego wrażenia. Natomiast dyplomatka poprostu cię urzekła. Było to tak udezające, że trudno po-wstrąrmać się od śmiechu. C Ż, cieszy nas, że teczkaprze-zrlaczotLana pokaz nawet na ciebie dziaŁa tak sugestyvrnie.

rięa"ynaroaowJto dla GRU wymatzorua przestrzeit operac5dna; to pole,z kt rego GRU zbiera obfite Żni'wa. Przez ostatnie p łwieku na naszej planetce nie odbyła się ani jedna wy-stawa, kt rej nie odwiedziłoby GRU'

Targi są miejscem spotkari specjalist w, są swoisĘmzjazdern fanaĘk w. Wiadomo' że fanatyk potrzebuje sfu -chacza. Potrzebuje kogoś, kto kiwałby ze zrozumieniemgłową i wysfuchiwał jego bredni. Sfuchać i przytakiwać'zaskarbić sobie zaufarrie - to rrasza robota'

GRU interesuje się każdą wystawą. Wystawą kwia-t w, wojskowej elektroniki, czołg w, kot w, maszyn rol-nlczych. Jeden z najlepszych werbunk w w dziejachGRU miał miejsce na wystawie chiriskich złotych rybek.Kto zuliedza takie wystawy? Ten, kto ma drrżo forsy. Ktoma powią2atia ze światem finans w, wielkiej poliĘki'wlelkiego biznesu. Chadzająhrabiowie i markizy, mini-strowie i ich sekretarki. R żni ludzie tam bywają' toJasne, ale trzeba też umie wybierać.

Wystawa to takie miejsce, gdzie bardzo łatwo nawią-zuJe się kontakty, gdzie moŻna zagadać z każdym, niebacząc na rangę.

GRU nigdy nie pracuje w dniu otwarciawystawy. Pierw-azy dztefi to inauguracja, przem wienia, toasĘ, Wzątani-na, ważlte osobistości ' zbyt |iczna i nerwowa policja. Wy-Btawa naleĘ do nas począvłszy od drugiego dnia.

Dzieil otwarcia wystawy jest dla każdego z nas r wnieltłłŻny,jak dla dow dcy ostatnie godziny przed natar-clem. Nie odrywa wtedy lornety od oczu, bada pole przy-ozłej bitwy: ominąć rozpadltnę, z tamtej strony osłonićchłopc w zasłoną dymną, do diabła, żeby tylko nie po-

20rl4 -- Akwarium

Page 108: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR sttwoRow

topill się w tym bagnie, mogą r:;ie zauważyć, w tamtymkierunku trzeba dać ogier1 zaporo:uuy z dziesięciu baterii'stamtąd ruszy kontratak.

Na razie trzymamy slę z dala od teren w targowych'Rzesza specjalist w od zdobywania informacji, analizyi agenturalnego ubezpieczania rozlała się po bulwarachi nabrzeŻach, po wąskich uliczkach i szerokich alejach.KaŻdy lustruje w pamięci pole bitwy: Żeby tylko nieoskrzydlili, żeby nie uderzyli Z tyhr.

Nie wiem, dlaczego, ale jutrzejsza zmasowana akcjawer-bunkowa flatazie mnie nie podnieca. Serce mi blLje spokoj-nie. Nie' nie dlatego, że jestem wielkim wywiadowcą od-waźrrie wynrszającym na ryzykownąoperację. Po prostu coinnego mi w $owie. Zajrrruje mnle nie rychły werbunek,lecz wielkie miasto Genewa. Dobra wr Żka rzrrciła mniew kr lestwo przeszłości, gdzie najednej ulicy pomieszałysię wszystkie epoki. Rue de Lausanne - ulica GRU.

Przed wojną tu właśnie, na rue de Lausanne, w nie-pozorn}rrn mleszkaniu, mieściło się centrum nielegalnejrezydentury GRU' kt r5rm kierował Sandro Rado. Dy-plomatyczny rezydent GRU nawet nie podejrzewał, żetuż obok, kilka dom w dalej' dzlałapotęŻnatajnarezy-dentura ,,Dora', kt ra oplątała swoją siecią Europę' Natej samej ulicy znajdował się węzeł łączności tajnej re-zydentury GRU ,,Rolland", kt rą kierował generał Mra-czkowski. Rezydentura,,Rolland'' działała od Szang;lrajudo Chicago. Jej Nawi$ator nie miał pojęcia o istnieniu.Dory''. A Nawi$ator.Dory'' nic nie wiedział o Mraczko-wskim i jego wszechmocnej ekipie. A rezydent dyplo-matyczny nlc nie wiedział ani o jedn5rm, ani o drugim.

Słoneczny jesienny dzie . Upał' W parku liście sze-|eszcząjuż pod nogami. Cudzozlenlscy robotnicy' Hisz-panie albo Włosi, odziani w pomarariczowe kombinezonyzgarnlają pierwsze złoto za ścieżek. Naprzeciw parkuMon Repos - szkoła. Jak pałacyk! Zegar na wieży. Podnim data _ ,,l9o7". Znaczy, Że i I'en;ln zachwycał się jejwidokiem. A może nie przepadał za t5rm burżuazy1nymstylem? W każdym razie, mieszkał tutaj' Na rue de Lau-sŹulne, tam, gdzie p źniej rozlokowały się rezydenturyGRU, gdzie dziś wznosząsięwielkie domy dla dyploma-

AKWARIUM

t w. Ręczę głową, Że i dziś skutecznie pracują tu niele-

$alne rezydentury GRU. Piękne miejsce. Wiedział Wadi-mtr Iljicz, gdzie Ęć, w jakich parkach się przechadzać.

W tamĘch czasach po parku Mon Repos i po rue deLausanne spacerowali terroryści marząc o zabiciu ro-syjskiegq cara - Goc, Griliant, Mlnor'* Gdy spotykaliLenina, na pewno kłaniali mu się, uchylając czarnegomelonlka' przykładając dłor1 do wykrochmalonego gor-su. A może i$norowali się, nie kłaniając się sobie w o$ -

le? Tak czy inaczej, $dy Lenin zdobyłwładzę, wystrzelałwszystkich terroryst w, jacy wpadli mu w tęce, a przyokazjli cara, kt rego terroryści nie zdołall zabić.

Muszę się spieszyć. Mam Ęlko jeden dzie . ostatrridz1e przed walką przed moim pielwszym zagraricznymwerbunkiem. Muszę poznać pole bitwy jak własną kieszeil.oczarował mnie stary park, świadek bogatej przeszłości.Tu właśnie w paźldnerniku 194l roku, rra jednej złanve-czek odbyła się narada nielegalnych rezydent w GRU z ca-łeJ Europy. Dop ki Zwiaąek Radzlecki nie brał udziahrw errropejskiej wojnie, Gestapo nie ruszało jego agentur'choć orientowało się w ich poczynaniach. Ale pierwszegodnia wojny posypaly się wpadki. ZaczęĘ się masowe are-sztowarria. Wszelkie pr by lokalizągj1 ,,wsyp'' i ,kotł v/' nieodnosiły rezultat w. Wpadki mnoĘĘ slę jedna z-a drugąlaricuchowo. Wpadki na liniach łączrrości' Kompletna Żo-lacja. Skrzynki kontaktowe niepewne. Każdy jest podejrza-ny. Każdy rezydent podejrzewa swojego oflcera i agenta'każdy z ricln podejrzewa wszystkich pozostałych. Każdyrezydent cz;.Ąe już oddech Gestapo na karku i zapach knrriw celach torhrr. Wszechogarniaj ące poczucie bezsilności.

W tej sytuacji doszło do spotkania w Genewie, w pźil-ku Mon Repos. Nie mieli do tego prawa. Żadenz nich niemlał prawa wiedzieć o dztałaniu lnnego rezydenta GRU.To straszliwe przestępstwo określa się jako poziome kon-takty w agenturalnej sieci operacyjnej. 7-a takie spotka-nte, jeżeli wieść o nim dotrze do Moskwy _ pluton egze-kucyjny. A mimo to się spotkali' Z własnej inicjatywy.

* Socjaliści-rewolucjoniści, czlonkowie terrorystycznej organizacji

tsoJoweJ eser w [przyp. tłum.|.

Page 109: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

To były zaszczwte wilki. Zapędzone do matni. W jakispos b zdoła|i się wzajemnie odszukać? Nie mam poję-cia. Prawie węchem. Jak prost5rtutka, kt ra w tfumiewśr d tysięcy kobiet moŻe bezbłędnie wska zać rieznajo-mą koleżankę po fachu. Jak złodziej w1dzlzłodzieja' Jakten, co siedział w więzieniu bez trudu, dzięki jakimś nie-uchwytnym znakom, rozpozna innego byłego więźnia.

Spotkali się. Siedzieli ponuro, być może pod tym ka-sztanem. Asy wywiadu. Sama elita agenturalnej siecioperacffnej - nielegalni rezydenci. Nawigatorzy i Dow d-cy. Siedzieli i milczeli. Może to milczenie było ich pożreg-naniem z Ęcilent, psychicznym prąIgotowarriem do tor-tur, wzajemn5rm braterskim wsparciem.

Wątpliwe' by ktokolwiekpatrząc na nich z boku m głprzwuszczać, że to kwiat kierownictwa superpotężnejorganizacji. 7-e kaŻdy z nich niepodzielnie wlada tajnąsiatką, zdo|nąprzerikać najwyŻsze sfery władzy, strą-cać ministr w i całe rządy, wstrząsać stolice milionowy-ml manifestacjami. Kto by m gł pomyś|eć, Że ci ludziew parku Mon Repos dysponują nieograniczonyml bo-gactwami? Siedzielt tu odziani w przetarte palta, sfaĘ-gowane marl,rnarki, zfloszon;e buty. Prawdziwy wywia-dowca nie powinien przycitać uwagi. Jest niedostrze-gakry, jak asfalt. Jest szary. Z wierzchu.

Siedzteli długo' spierali się. Podjęli decyzję: zmienilitaktykę, zmienili systemy łączności, sposoby lokalizacjiwpadek, weryfikacji i werbunk w. Każdy miał podjąćrobotę rzekomo z własnej inicjatywy' nie meldując GRUo tajnej zmowie. Zresztąnie był,o w wczas żadnej łącz-ności.

Wszyscy przeŻyli wojnę' KaŻdy zrich osiągnął znako-mite w5miki. W f 956 roku wsp lnie zameldowali kie-roqrnictwu GRU o odbytej w czterdziestym pierwszymbezprawnej naradzie. Wszyscy zostali bohaterami. ZW-cięzc w się nie sądzt.

Kto poza granicami ZSRR oszacował ich wkład w zW-cięstwo? Kto uwzględniał ich działania, planując bły-skawiczne rozgromienie Armii Czerwonej? Czemu niepamięta się tych ludzi w sfaty$owanych mar1markachna ławce genewskiego parku Mon Repos?

204

r *

Dpson", , -"8"Derby''. Są to cytadele GRU. w og le hotele położonepomiędzy rue de Lausanne, parkiem Mon Repos, brze-giem Jeziora Genewskiego i me du Mont-Blanc od daw-na służą za bazy wytrradowe GRU albo KGB. Właśniez tych hoteli wyruszyły wczesnyln rankiem grupy agen-t w, kierując się w stronę Palais des Expositions' Budo-wa tej ogromnej konstrukcji trwała wiele lat' Z wie|kąsalą przypominającą halę dworcową, zlewają się innesale, tworząc pod jednym dachem bezkresne, betonowepole. Beton przykrywa się wykładziną hale przecina sięprzegr dkami i każdy wystawia sw j dorobek'

Do potężnego pawilonu ściągają ze wszystkich strongrupy agent w GRU najr żniejszych specjalności. Gdybypozycję każdego wikinga i charta, każdego naszego sa-mochodu zaznaczyć na planie miasta malutką ruchomążar weczką' byłby to doprawdy niesamowiĘ obraz.

ILeż woz w z rejestracją dyplomatycznązjechaJo na ge-newskie taĘi! A ile szarych niepozornych Ford w, auto-kar w, furgonetek bez numer w dyplomatycznychl Konsulgeneralrry z Berna i konsul z Genewy zaparkowali czarneMercedesy po przeciwnych stronach Plaine de Plainpalais.Nie biorą udziahr w operacji, pozostają w ubeąrieczaniui to nie agenturalnym, lecz og lnym. Gdyby kt regoś z nasaresztowano, będą inter'weniować, protestować, gozić po-gorszeniem stosunk w i odpowiednimi sankcjami ze stro-ny Moslovy _ słowem, mająnaciskać na policję. Radzieckiambasador w Szwajcarii Gierasimovr i stała przedstawi-cielka ZSRR przy Europejslłdm Biurze oNZ w Genewie Mi-rono\ila r wnież są na postenrnku. oni teŻ zapewniająog lne ubeąrieczanie. Nie w(edządoktadnie, co się święci,ale obąrmali zaszyrfrowane polecenie z KC, by przez caĘczas by wpogotovdu| grozić, straszyć, naciska , odwracaćuwagę. Kunerzy dyplomatyczni są w stanie pogotowia. ByćmoŻe zajdziepotrzebapilnego przerzutll do Moskwy. Aero-f|otteŻjest uprzedzony. JeŻeh ktoś zostarrie ?AtIzymarryprzrzpolicję, tuż po w5puszczeniu ma zapewniony błyska-wiczny powr t do kraju. Unikać rozgbsu, żadnej pożrywkidla prasy, żadnego skandalu''. Cisza i spok j.

205

Page 110: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

Bardzo wiele wejść, przed każdym kolejka. Giniemyw tłumie. Bilety po siedem frank w. - Poproszę trzy. _Dwadzieścia jeden frank w. - Doskonale. Dwadzieściajeden to szczęśliwa |Iczba. Jestem przesądny, jak każdyw tym fachu. Z całej tr jki Ęlko jeden ma w ręku tecz-kę-dyplomatkę. Do demonstracji' - Możecie skontrolo-wać, prześwielić - same papiery.

Moi towarzysze z miejsca wyrywają do upatrzonychstoisk. O, nie! Tutaj ja rządzę. To ja mam faceta werbo-wać, mnie, a nie wam, ptzyjdzie go obrabiać. Zaczekaj-cie' jeśli łaska. o, do tego gościa podejdźmy. To was nieciekawi? Trudno. Zamienimy z rim kilka sł w, możekawę wypijerny. Teraz przejdźmy do tamtego stoiska.Zn w chwilkę posiedzimy, pogadamy z przedstawiciela-mi firm, pokiwamy z uznaniem głowaml. Proszę, tw teżwarto rzucić okiem: radiostacje.

Powolutku doszliśmy do naszych stoisk. Wielkie kon-cerny' wielkie oslągnięcia. obok gromadzą się grupkiciekawskich' specj aliści tłumaczą coś, wyj aśniają, słttŻ-ba bezpieczeristwa firmy jawnie czuwa. Chodźmy dalej'dalej. O, tu możemy przystarrąć. Prąr szarych niepozor-nych pudełeczkach samotnie nudzi się niewysoki jego-mość. Mała firma, więc jest sam. Właściciel, czy r;:rożedyrektor i obstawa w jednej osobie?

_ Dzień dobry'- Witam pan w.- Bardzo interesują nas pariskie pudełeczka. Nieby-

wałe urządzen7e, - Moi towarzysze udają Że nie znająjęzyk w, a ja jestem zathlrr:Lacza. To dobry chwyt: w tenspos b InająZnacznie więcej czasu na odpowiedź. Pozatym wysuwają mnie niejako na pierwszy plan.

- A ile pan sobie Życzy za takie cudo?- 5.5OO dolar w.Wybuchamy śmtechem. Zerkam przez ramię, otwie-

ram teczkę, odrazu ukazując drugie dno: niech nasyciwzrok zie|oną poświatą' I natychmiast zamykam. Nieodrywa wzroku od zamkniętej teczki.

_ 7a' ten prryrząd gotowi jesteśmy z mĘsca odpalipanu 12o.ooo dolar w. Jeden Ęlko szkopuł: jesteśmy zeZwiap|<ll Radzieclrdego, a wasze zachodnie r7Ądy w barba_

206

"Ę'f \Ę\AI(WARIUM

rąn1ski spos b grałcą swobodę handlu, więc, niesteĘ,nie możemy nabyć par1skiego pudełeczka. Wielka szkoda!

odchodzimy. Uszliśmy kawałek, skręciliśmy w bokmieszając się z tfumem'

- No i jak? Prawdziste cz3t atrapa?- Najprawdz7'wsze w świecie. Do roboty.Eksperci techniczni chodząze rr:I:'ą' żeby rzucićklJ'ka

mądrych sł w i pomacać towar przed transakcją. Mnielmożna nabić w butelkę. Ich nie. Za'wracam do stoiska,dy1rlomatka w ręku. Poznał mnie. Uśmiecha się. Mijamgo, też z uśmiechem. W pewnej chwili' jakbym się nagtezdecydowal, zulracarlr się do niego: - A może wypijemywieczorem po kleliszeczku?

Uśmiech gaśnle mu na twatzy. Przeciągłym' zimn5rmspojrzeniem patrzy mi w oczy. Zerka na teczkę, znowllna mnie' wreszcie kiwa potakująco. Podaję mu kartkęz adresem: ,,H tel du Lac" w Montreux. Aby maksymal-nie skr cić spotkanie, juŻ poprzedniego dnia zanotowa-łem na odwrocie: 21.oo'

od stoiska lecę' jakby mi skrzydła urosły. Werbunek!Zgodził się! Jest już moim tajnym agentem! Serce mło-tem wali. Doganiam moich towarzyszy i spokojnie oz-najmiam' że werbunek się powi dł.

Zwiedzamy jeszcze kilka stoisk. Rozmawiamy, podzi-Mamy, prąrtakujemy' popijamy kawę. A może raz jeszczeoŃor4rć tecntszkę? Może jeszcze kogoś zahaczyć? oczyzapaJLĘ mi się na samą myśl' Dwa werbunki! Ale przypo-mniał mi się stary' poczcivr5l diadia' Misza. Nie. Nie będzie-my werbować drugiego. Chciwość _ z#bąfrajer w.

chod w. t"#:tko zastawione po brzegi. Szukaj tu swoich. W z ra-dzieckiego konsula generalnego stoi na miejscu, a więcobeszło się bez je$o pomocy. Wszystko idzie zgodniez planem, mźrmy na koncie dziesiątki drogocennychwerbunk w bez wsypy. Bez komplikacJi. Z daleka do-strzegam nasz wlelki autokar, zaparkowany wśr d wie-lu irrnych autobus w. W środku Nawigator przyjmuje

ł*

Page 111: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

swolch najzdolniejszych uczni w. Nie dorosłetn jeszczedo takiego zaszczytu, by sprawozdarie o postępachw pracy składać samemu Nawigatorowi. T}rmczasempodlegam jego Pierwszeml) Zastępcy. GdzieŻ się, dodiabła' podziewa?

Widzę Eo.Pr?f,d^eram się do autokaru lawirując wśr driezlTcznnych pojazd w.

W autobusie pełno' Wszystkie przednie siedzenia zaj-mują oficerowie informacji GRU i WPK' Ci' kt rzy poma-gali nam werbować. Tylne siedzenia są wolne. Zasłonyopr;lszczorre, niby chronią przed słoricem. Na ostatrrimsiedzeniu - Plerwszy Zastępca. Wzywa nas pojedynczo.Melduj szeptem. Jak w dz, co na polu wygranej bitwyodbiera pierwsze raporĘ. A my wszyscy' wikingowiei charty, tłoc4lmy się w przejściu, niby bez celu. Hałas,przepychanki, żarty.W rzeczfistości to po prostu kolej-ka do raportu. Każdemu pilno, oczy płon4 Śmiech'

Pierwszy Zastępca skinął na mnie. Moja kolej._ Zwerbowałem. Czas: 6 minut 40 sekund. Dztś wie-

cz,or em pierwsze spotkanie._ Zllcll.. Gratulacje. Następny.

,-, vnlL*.rbo-^łem cerrnego agenta, kt ry przez dziesię-ciolecia będzie nam dostarczać najnowocześnlejszychoprzyrządowa do samolot w, artylerll, śmigłowc w bo-jowych' rakietowych system w naprowadzających. Codo tego, Że został zwerbowany ani Pierwszy 7astępca,ani ja nie mamy cienia wątpliwości.

To prawda, Że o nowym tajnym agencie GRU wiemytylko to, co widnieje na jego wizyt wce. O jego aparatu-rze wiemy znaczrtię więcej: dysponujemy dwoma wycin-kalm7 z opisem przyrządu Rs-77. Ale to nie problem.WaŻne, Że potrzebujemy tego lrządzenla i będziemy jemieć. o samyn agencie dowiemy się niebawem więcej.Najważniejsze, Że zgodził się na tajnąwsp łpracę.

Przez riecałe siedem minut werbunku przekazałernmu masę istotnych wiadomości. Wypowiedziałem kilkabanalnych zda z kt rychwynikało, że:

208

AKWARIUM

- jesteśmy oficjalnymi przedstawicielami Zwtry,ku Ra-dzieckiego;

- interesuje nas nowoczesna elektronika wojskowa,w szczeg Iności jego aparaty;

- jesteśmy gotowi sowicie je opłacać, cena jest Znanai- pracujemy dyskretnie, zręcznfue' ostrożnie' nie naci-

skamy i nie nalegamy;_ rrie pottzeba nam wielu egzernp|arzy urządzenia,

ale tylko jeden, do skopiowania.Na podstawie tych informacji sam może bez trudu

urywnioskować, Że:

- nie stanowimy konkurencji dla jego flrmy;_ jeŻellprodukcja tego sprzętu zostanie unrchomiona

w ZSRR, to wcale na tym nie traci, wręcz przeciwnie:wzrośnie popyt na jego aparaturę i niewykluczone, Żezachodnie armię zarn wią coś novrego, bardziej nowo-czesnego, zatem droższego;

- sprzedając nam tylko jeden egzemplarz urządzenlamoŻebez tnrdu ukryć ten fakt przed władzami i policją:Jeden to nie sto i nie tysiąc;

- ma pełnąjasność co do naszych ofert i zapotrzebo-wari, dlatego nie boi się nas; dobrze wie, Że sprzedażurządzenLa kwalifikuje się wyłącznie jako szpiegostwoprzemysłowe, za kt re na Zachodzie groz7, nie wiedziećczemu, znaczrlie łagodniejszy wyrok.

Wszystkie aspekty transakcji są dlar1oczywiste' W jed-nym zdaniu wyłożyłem mu nasze zainteresowania' wa-runki i ceny. Skinąwszy głowąi przystając na spotkanie,tym samym powiedział jasno ,,tak" radzieckiemu wywla-dowi wojskowemu. Rozumie doskonale, że uprawialny za-bronioną działalność, niemniej zgadza się na kontaktyz naml. A więc..'

Moja kr tka rozmowa werbunkowa stanowi odpowied-nlk sytuacji, w kt rej zwr ciłĘm się na przykład z pro-poTycją do młodziutkiej przystojnej studentki: jestembogatym rozpustnikiern i za stosunki z ładną dzilevłczy-nągot w jestem szczodrze zapłacić. Potem pokazuję pie-ntądze i wymieniam sumę, po czyln proponuję spotka-nle, by posłuchać mtrzyki sam na sam. Jeżeli wyrazizgodę, to o czym mowa? Co tu jeszcze ustalać?

l-

Page 112: Wiktor Suworow - Akwarium

WTKTOR STIWOROW

Tak właśnie przeprowadza się na targach błyskawicz-ne, masowe akcje werbunkowe: to nas lnteresuje, jeste-śmy gotowi płacić, gdzie się spotkamy?

Z dnlgiej strony, gdyby ktoś nagrałnasząrozmowę namagpetofon, nie doszukałby się rriczego zdroŻnego. obej-rzeliśmy urządzeria z zaciekauł7eniem, wyraziliśmy Żal,że nie rnoŻemy ich kuplć' Dopiero p źruej wr ciłem i za-proponowałem wsp lne wypicie kieliszka wina.

TIXdestem młody i niedoświadczony. Na razie wybaczająmi, że tracę siedem minut na jeden werbunek. Werbu-nek powinien odbywać się błyskawicznie' Dziesięć sł w.Jedno zdanie. Jeden Ęcz|iwy uśmiech'

Werbunek musi być natychmiast skutecznie zatajony:powinienem obejść setki stoisk, powtarzając jedno i to sa-mo, uśmiechając się tak samo. I nie werbować. Nawet jeślijestem śledzony' jak vryłowić spośr d setek ludzi tego jed-nego, kt ry radzieckiemu wywiadowi wojskowemu pow'ie-dzial ,rtak2 Kręci się nas hr caka zgraja' Wielu werbują-cych, wielu ubezpieczających. Każdy zabeąiecza własnywerbunek setką niewinnych rozm w i spotkarl' DookołaĘs|ące zwiedzających. Spr buj tu kogoś śledzić...

Świezego agenta trzebajak najszybciej oddalić od tere-nu werbunku. Jeszcze tej nocy moi bardzieJ dośMadczenikoledzy odbędąpierwsze rozmowy ze zwerbowan5mi Spo-tkają się z nimi na terytorium Francji, Wł'och' RFN. Jamam spotkanie w Montrerrx' Ktoś irrny w Bazylei, Zury'chu, Lucernie. Byle dalej od Genewy! Jak najdalej! Todopiero rendez-uotls. Następne odbędą się w Austrii, Fin-landii, w USA. Byle dalej od Szwajcarii! Byle dalej!

Długo kluczę, koledzy ubezpieczają' Jeże|i byłem śle-dzony, dawno zdołałem się urwać. W5parowalem. Roz-płyndem się w wielkich supermarketach. Przepadłemna potężnym podziemnym parkingu' Wymkn{em sięzapchartąwindą.

Z Genewy do |-ozarny podr ż:rrję w bagażriku samo-chodu na dyplomaĘczrrych numerach' To moje pierwsze

2IO

AKWARTUM

ubeąrieczenie: wikin$owie z genewskiej rezydentury dy-plomatycznej GRU. Nie widzieli mnie na oczyt i nic o mnienle wiedzą. Po prostu o określonej porz-e zostawili w zz otwartym bagażnikiem na podziemnym parkingu i ode-szli. Wszystko w myśl instrukcji. Domyślają się zapewne,Że ich ubezpieczanie ma jakiś nxtiapek Z targarni. Ale jaki?Nle mają prawa zag;|ądać do bąaznika. Pędzą autostra-dami. Co najmniej cztery godzrlry sprawdzali, czyrnemająogona. Teraz też spravłdzają. Podziemny parking w [.o-zannie: clemno, masa pięter, schod w i w$ść.

Mol wikingowie załatwiają mn stwo spraw. Spacerująpo mieście, wykonująjakieś niezrozumiałe manewry, po-tem wracają do wozu i jadą dalej. Kolejne postoje, kolej-ne podziemne parkingi. Sami nie wiedzą, czy bagażmtkleszcze jest załadowany. A ja jlŻ od dawna siedzę w po-clągu. Druga klasa. Szary wagon, szar:y pasażer Jadędhrgo. Nagle wysiadam, zmieniam pociąg' znowu jadę.Znlkalrt w przejściach podziemnych, w tłoku' w piwiar-nlach, w ciemnych uliczkach. To dla mnie nowy kraj, aleznam go na pamięć. Ktoś starannie przygotował dla mniewszystkie przrjścia. Ktoś całymi miesiącami wyszukiwałJe l opisywał. Ktoś odwalał beznadziejną robotę charta,ubezpieczając m j werbunek.

Są tylko cztery warianty, kt re mogą spowodowaćwpadkę:

- jestem śledzony;- obserwowana była jedna z os b, z kt rymi się dziś

wldziałem;- na miejscu spotkania przypadkiem ktoś nas rozpo-

zna l zaw7adomi policję;- m j nowy przyjaciel jest prowokatorem poĘi albo

pruestraszył się, zloĘŁ raport iteraz znstał prowokatorem.Z tych cztetech możliwości trzy odrzucam od razu, Po

plerwsze nie jestem śledzony' Po drugie widziałem dziścrkoło setki os b. Nie spos b objąć invrigilacją wszys-tklch. Po trzecie genewslde charty GRU wybrały całkiemflleź|e miejsce na spotkanie. Możliwość natknięcia sięnu kogoś znajomego w zasadzie wykluczona. Zostajeootatnia możliwość: m j nowy kumpel. Ale jego też nietrudno będzie sprawdzt ' Dziś w nocy eksperci GRU

2Lt

Page 113: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

zb adaj ą do s tarc zony pr zez nie go aparat. J e żeli ur ządze -nie działa, znaczy, że rn j przy1acie| jest czysty. Małoprawdopodobne, by policja zgodziŁa się tak słono płacićsekretami' nie otrzymując niczego w zamian.

Miejsce schadzki wybrano mi całkiem przynlroite. ToteŻ zashsgajakiegoŚ bezimiennego charta. Szukał, opi-sywał, wykazywał zalety' Gdybym uznał, że miejsce minie odpowiada, m głbym nazajutrzposkarŻyć się Pierw-szemu Zastępcy, a następnego dnia dowiedziałby sięo tym szef GRU i niebawem doszłoby to do genewskiegoNawigatora. Ale nie zamierzam się skarżyć. Miejsce jestw porządku. Hotel musi być duży, wtedy nikt rlje zwra-ca na nikogo uwagi; musi być z klasą, ale nie luksuso-wy. 'H tel du Lac'' spekria te wymagania' I najwaŻniej-sze: muszę mieć osłonięty punkt obserwacyjny,by przezgodzinę bacznie śledzić wszystko, co się w pobliżu dzie-je. Jest taki punkt. JeŻe|i koleżka zameldował o nasz5rmspotkaniu, jeżeli policja zdecyduje się na inwigilację, toprzy odrobinie szczęścia zawwaŻęjakiś podejrzany r:uc!n'

Czekann godzinę. Nic się nie dzieje. o 20.54 zjawia sięm j nabytek. ZajeŻdża złotym Audi, sam' Zapamiętujęnumer samochodu, to ważny szczeg Ł. Nikt za nim niejedzie. Przed wejściem do restauracjl rozejrzał się. Tobardzo dobra oznaka' Gdyby był pod ochroną policyjną,nie rozglądałby się nerwowo. Spoglądanie na boki zdra-dza kompletnego amatora, ale nie powiem mu tego.Pr4rjdą następne spotkania. Zawsze będzie przez flaskontrolowany' Niech się rozgląda. Będziemy spokojniej-si' To oznacza, że nie kombinuje z policją.

o 21.o3 opuszczam punkt obserwac5{ny i wchodzę dorestauracji.

Uśmiechamy się do siebie. Teraz najważniejsze, to gouspokoić, odkryć przed nim karty, przynajmniej spra-wić wrażenie, że są wyłożone. Człowiek boi się jedynieniewiadomych; jeżeli sytuacja jest jasna - przestaje siębać. A jeśli się nie boi, to i głupstw nie popełnia' :

- Nie ?.ari:rierzam wciĘać pana w Żadne afery. - W tej lsytuacjizamiast.my''mwię'ja''.Występujęwewłas-n1rm imieniu, a nie w imieniu organizacji. Nie wiem, dla- :

czego to znaczrlie lepiej działa na zvłerbowanych agen-

2I2 Ł-

AKWARTUM

t w. Pragnąwierzyć, że o ich zdradzie wLedzą na całymświecie tylko oni i jeszcze ktoś jeden. Ęlko jeden' oczy-wiście to wszystko bajki. Za moimi plecami stoi super-potęŻna struktura, ale mam zakaz m wić ''my''' W Woj-skowej Akademii Dyplomatycznej karano mnie za to.

- Jestem got w zapłaclć za pariskie urzĄdzenie' Jestmi niezbędne. Ale nie nalegam.

- Skąd przyszło panu do głouy' że jestem got w dlawas pracować?

- Tak mi się zdaje. Czemu nie? Gwarancja bezpie-czeristwa, świetne ceny...

_ Rzeczywiście jest pan skłonny wyłoŻyć 12o.ooo do-lar v/?

- Tak. 60.000 już w tej chwili. Za to, że pan się mnienie boi. Następne 60.000 dopiero po tym, jak sprawdzę,że urządzertie rzeczytwiście funkcjonuj e.

- Ile czasu zajmie to panu?- Dwa dni.- Jaką mam gwarancję, Że otrzymam drugą połowę

należności?- Pan jest dla mnie niezwykle cenn5rm człowiekiem'

Mam nadzleję, że nie poprzestaniemy na tym jednymprzyrządzle. Jaki miałbym interes oszukiwać pana przypierwszym spotkaniu?

Spogląda na mnie, uśmiecha się lekko. Rozumie,że lnarr' sfusznoŚć. Ja zaś patrzę na niego, na mojegopierwszego zwerbowanego Za granicą agenta. Za trzy-dzieści srebrnik w sprzedaje bezpieczeilstwo swojegoptęknego kraju. Zupełnie mi się to nie podoba. Pracujęprzy zdobywaniu informacji' poniewłŻ rie mam innegowyjścia. Taki los. Jeżeli nie tutaj, to w innym miejscusystem znal'azłby dla mnie odpowiednio okrutne zajęcle.Gdybym odm wił, system by mnie zmiażdżył. Jestemczłowiekiem zniewolonym, ale on sam rw'ie się do pomo-cy' Jeśliby się na mnie napatoczył' kiedy byłem w Spec-nazię, pilnikiem bym mu ząbk1spiłował. Nagle przpo-mlnam sobie' ze agenci winni się uśmiechać, więc skła-dam gębę do uśmiechu.

- Pan nie jest Europejczykiem?- Nie.

213

Page 114: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR sttwoRow

- Myślę' że byłoby lekkomyślnością spotykać sięw pa skim kraju, jednak powirrniśmy unikać r wnieżSzwajcarii. Co by pan powiedział na Austrię?

- Doskonały pomysł.- W takim razie czekam na pana za dwa dni w Aus-

trii. oto adres. _ Podaję mu poczt wkę z adresem i wi-zerunkiem hotelu. - Biorę na siebie wszystkie koszty'R wnież night-club.

Uśmiecha się. Nie wiem do korica, jak ten uśmiechrozurnieć: zadowolony, niezadowolony? Znaln się na og łna zluaczeniu uśmiech w' ale tu' w p łmroku, nie mampewności.

- Prrywi zł pan aparat?- Tak' jest w samochodzie, w bagażniku.- Pojedzie par: 7A' mną do lasku i tam wezmę go od parra'_ Czy nie chce mnie pan czasem zamordować?- Niech pan będzie rozsądny. Potrzebuję przyrządu, po

diabła mi pariskie Ęcie? - Chcę cię mieć irywego - dodajęw myślach - mogę zapłacić ci miliony, tylko daj towar!

- Skoro jest pan got w zaoferować tak pokaźne su-my' to zruaczy, Że wasz przemysł zbrojeniowy wiele zyskana tej transakcji. Czy tak?

- Dokładnie.- Za pierwszy przyrząd płacicie 12o.ooo' a sami osz-

czędzacie miliony.- Słusznie.- W przyszłości zapłacicie mi milion, a zarobicie sto

milion w. Dwieście. Trzysta.- Całkowita racja.- To jest wyzysk! Nie zarnierzam pracować na takich

warunkach. Nie sprzedam wam mojego urządzenia zar20.ooo.- No to niech pan je sprzeda na 7-achodae za 5.5OO.

Jeżeli w og le ktoś je kupi. Jeżeli zrlajdne parr nabyvucę,kt ry zaoferuje więcej rnŻ ja, par1ska sprawa. Ja nie nale-gam. A Ęrmczasem kupię niemal identyczrry aparat w USA.

To juŻ blef' Nie mam żadnego innego dojścia do od-biornik w odbitych promieni laserowych. Niemniejuśmiecham się spokojnie. Nie chcesz - to nie. Nie maszmonopolu' Kupię gdzie indziej.

2L4

AKWARIUM

- Kelner, rachunek!Patrzy mi w oczy' Dfugo patrzy. Potem uśmiecha się.

W tej chwili światło pada na jego twarz i już wiem, żeten uśmiech nle kryje w sobie niczego złego. Sam po-nownie uśmiecham się do niego..'

Wyciąga pakunek zbagaŻrnka i podaje mi.- Nie, nie - macham rękami. - Lepiej' Żebym tego nie

dotykał. Niech pan zaniesie do mojego wozu. _ W razieczego powiern, Że zapomniał: jakie tam szpiegostwo?!Roztargnienie.

Wsiada do mojego wozu (nie jest m j' ma się rozu-mieć, tylko wynajęty przez chłopc w z ubezpieczania).

Zanlaykam drzwi od wewnątrz' jak każe instrukcja.Pakunek - pod siedzenie. Rozpinam kamizelkę. To spe-cjalna kamizelka do transportu pieniędzy. oddaję mudo rąĘ sześć pokaźnych paczek'

- Niech pan sprawdzi. Jeżeli za dwa dni otrąlmam odpana dokumentację techniczną wypłacę pozostałe 60.000I jeszcze 12.ooo za dokumentację.

5iwa głową.Sciskam mu rękę.Odchodzi do swojego samochodu. Z piskiem opon zni-

kam w ciemności.

Txllu oficer w GRU ptąrdzielono do ubezpieczania mojejoperacji? Nie mam pojęcia' Wiem natomlast, że tej nocyczekaj ą mni e jeszcze dwa spotkarria. Po pierws ze otrzyrna-ny aparat powinien jak najszybciej znaleŹĆ sięza muramiradzieckiej ambasady. Po drugie muSZę oddać wynajętysamoch d i odebrać sw j własny, dyplomatyczrry.

Po p ł godzinie na g rskiej przełęczy w letniej mglespotykam drugiego sekretarza radzieckiej ambasadyw Bernie' Przfechał białym Peugeotem, ledwie widocz-nym w gęstych oparach.

Moja zdobycz jest już ukryta w zielonym brezentow5rmworku, zamkniętym i podw jnie opieczętowanym. Dyplo-mata jest podpułkownikiem GRU, ale nawet on nie maprawa wiedzieć, kim jestem ani co się znajduje w worku.

2r5

Page 115: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

Ma polecenie spotkać się Ze mną, odebrać towar, zartirłląćod środka drzwi samochodu _ i w te pędy do ambasady.Od momentu kiedy pakunek zlajdzie się w wozie dyplo-maĘ cznym' j est wz$ędn ie bezpteczny. Całkowicie bezpie -czny jest dopiero za kamiennym murem ambasady.

Zatrzymuję samoch d tak, Że nieomal ocieramy siędrzwiami, uchylam okno. Jego szyba jest opuszczona. _Trą1maj!

Jest dobrze zbudowanym blondynem o zaciętym wy-razie twarzy. Przysiągłbym, że doskonale werbuje. Wi-king' to jasne' Tacy zaŻarci faceci w ubezpieczarriu miej-sca nie zagrzeją, Po prostu dzisiaj jest zwariowany dziefi.'z genewskiej i berneriskiej rezydentury wszystkich zmo-bilizowano do ubezlrie czania.

Nie wolno r:am Ze sobą rozmawiać' tym bardzĘ poros5{sku. Podjechałeś' wrzuciłeś towar i spływaj. W tej jed-nej kr tkĘ chwili ujrzał moją twarz; wydaje mi się' żetoryoznał we rnnie zmordowanego ciągłym uganianiem sięcharcika, kt ry po raz pierrvszy w Ęciu poczuł slę wikin-$lem. Uśmiechnd się do rnnie. Nic nie powiedział, Ęlkoporuszył wargami. Zronsrtiałem: _ Życą powodzenia.

Mignęły czerwone światła w bialej mgle. Znikn$.Odczekałem trzy minuty. Teraz on ma pierwszeristwo.

To on wiezie ładunek. Za dwie godziny mam następnespotkanie, pod Interlaken: oddać poĘczony samoch d'odebrać własny.

Tej nocy moglem znstać zauważnny we Fryburgul w Neuchatel. swit z-asta]' nu] e w Zlxychu.Teraznajważ-niejsze _ po|<azać się w wielu miejscach i z r Żnymiludźmi' odwiedzihm wielką blbliotekę, sklep z bronią pi-wiarnię' dworzec kolejowy. Rozmawiałem z męŻcąrnlarrii z kobietami. WypyĘwałem o jakąś firmę, kt ra naprawdęistnĘe' ale kt rej wcale nie szukałem. Wertowałem ksią7kitelefoniczte, znajdowalem ludzi, kt rzyr kompletnie nas nieinteresują. Ponoć lis tak chytrze zaciera sw j trop.

P żnym wieczorem prz-ehocz5rłem granicę w Bregenz.Na przejściu nie było irywej dl:szy. Choćby i byli celnicy,kto śmiałby kontrolować samoch d na dyplomatyczrychnumerach? Gdyby jednak uzyli sĘ i łamiąc KonwencjęWiederiską z |8I5 roku sprawdzili moje ba$aże, nic by nie

2r6

AKWARIUM

zrnleź|i. To, co naprawdę ciekawe, jestjużwMoskwie, naChod5mce, w wielkim gmachu zwan)rm Akwarium. Pod-czas gdy ja kluczyłem i myliłem trop, specjalny samolotz uzbrojonytni kurierami dyplomaĘcznymi dostarczył namĘsce dztesiątki opieczętowanych zielonych work w,starannie poukładanych w aluminiowych kontenerach.

Austriaccy policjanci witają mnie uprzejmie. Doku-menĘź Bardzo proszę. obejrzeć samoch d? Ani im tow głowie. opasłe, dobroduszne chłopisko z pistoletemu boku przykłada rękę do daszka: droga wolna!

Po c Ż mieliby się czepiać radzieckiego dyplomaty o takszczeryrrn, ujmującym wy$lądzie? Ani trochę nie przypo-minam Ęch zarośnięĘch brodaĘch tenoryst w, kt rychfotografie rozplakatowano na ścianie posterunku.

Salutuję, wolno mijam szlaban graniczny. Nie jestemwrogiem, jestem prawie przfi acielem. Przeprowadziliśmymasowy werbunek, ale wśr d naszych nowych agent wnie ma ani jednego obywatela Szwajcarii, ani jednegoAustriaka. Waszych ludzi werbujemy gdzle lndziej. Moikoledzy' kt rzy prowadzą operację przeciw Austrii robiąto z terytorium innych kraj w. Nigdy nie naduĄwamygościnności'

DXIL atrzę w lustro. Spozlera na mnie szata, zarośniętatularz. Człowiek w lustrze ma zaczerurienione, zapadnię-te oczy. Jest bardzo Tnęczofly.

_ Zasuvłaj na d ł, do sauny' wygrzej gnaty. Potem nadywanik do Starego.- O co chodzi?_ Nie b j slę' nie na rozpra'wę.W saunie spoĘkam trzech kumpli: Czularty, Dwu-

dziesty, Trzy dziesty Drugi._ Cześć, chłopaki.- Serwus, wiking.Widać parząsię tu od dfuższej chwili. Czerwoni jak raki.- Witia, chcesz piwa?- JeszczejaklKola chłoszcze mnie t zgami po plecach, po tyłku'

ll - Akwarim 2L7

Page 116: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

- Jak tamkrĘenie? Lepiej ci?- O-o-o... Mowa..._ Hej' stary' nie zasypiaj' m wię ci, to niebezpieczrrc.

Lepiej plwka się napij.

St ł w wielkieJ sali uroczyście zastawiony. Krzesel niema. Kt Ż by teraz usiedział? Wszyscy milczą, miny za-dowolone. Zjawia się Nawigator, za nim jakwierny adiu-tant - pierwszy szyfrant.

_ Nie będę się rozułodzić nad, szczeg łami zakoitczo-nej operacji. Nie mam prawa. Powiem tylko, że porviodłoslę wszystkim bez wyjątku. Niekt rzy mają po trzy wer-bunki. Kilka os b po dwa.

Nawi$ator A^naca się do sąrfranta:- Aleksandrze Iwanowiczu, proszę zapoznać zesp ł

z treścią odpowiedniego ustępu szyfr wki.Aleksander Iwanowicz otwiera zieloną teczkę i czyta

z patosem:,'Generał-major Golicyn, dow dca rezydentury dyplo-

matycznej r73-w. Osiem kontener w poczĘ dyplo-matycznej' nadanej przezwas z Genewy, Berna iParyżao tr4rm ałem. Pierwsz a analiza, pr zepr ow adzorta p r ze z IXZarząd Sfużby Informacjt jest pozytywna, co pozwalawstępnie wnioskować o wiarygodności wszystkichwciągniętych do wsp łpracy. Podpisali: szef I ZarząduGRU wiceadmirał Jefremow. Szef 5. Sektora I ZatząduGRU generał-major arĘlerii Liaszko".

Gęby nam się śmieją'_ Cąrtaj dalej. - Dow dca promienieje.,,Wasza operacja stanowi jeden z bardziej udanych

masowych werbunk w w ciĘu ostatnich miesięcy. Gra-tuluję wam i całemu zespołowi rezydentury poważnychosiągnięć. Zastępca szefa Sztabu Generalnego, szef IIZarządu Gł wnego general armii lwaszutin".

- Szampana!Korki huknęły salwą. Mieni się, iskrzy złocisty nap j.

Zroszot:re butellid. Srebrne wiaderka z lodem. Jak bardzojestem zmęczolay. Jak bardzo chce mi się pić - i spać'''

Jeden za drugim, pojedlmczo - do Nawigatora. Mojakolej.

218

AKWIIRIUM

- Towarzyszu generale, moje gratulacje. Wiele dobre-go ma Japonia, wiele Ameryka, ale my od dziś mamywszystko.

Uśmiecha się._ Jeszcze nie wszystko, ale mamyjuż dojścia do wszys-

tkiego. Dlaczego nie zdecydowałeś się na dnrgi werbunek?- Nie wiem, towarąrsnl generale, bałem się, że sknocę.- Słusznie zrobiłeś. Najstraszniejsze w naszej robocie

to zbytnia podejrzliwość i nadmierna zachlanność. Je-den werbunek to IeŻbatdzo dużo. Gratuluję.

- Dziękuję, towarzyszu generale.- Aleksandrze Iwanowiczu...- Tak jest!_ Czytaj ostatnią.Pierwszy szyfrant ponownie otwiera swoją teczkę:,,Do generała-majora Golicyna. Gratrrluję owocnej sfuż-

by. Szef Sztabu Generalnego generał armii Ktrlikow''.- Hurraaa! - ryknęliśmy pełną piersią.Dow dca zn wjest poważmy. Uroczyście wzrrosi kielich.'.

,3ak przpumTll$łowę do poduszki, obudził mnie trzeci szyfrant. W salirekreacfrnej ustawiono osiemnaście ł żek polowych.Nlekt re już są puste. Na irrnych śpiąjeszcze moi towa-rzysze, ci, kt rych czeka dziś druga operacja.- Wiktorze Andriejewiczu, mam nadzieję' że nie po-

myliłem {odzlny? - Szyfrant zerka na swoją listę.Patrzęr:a zegarek i kiwam głową.Śniadanie podarro mi w dużej sali. W powiebzu unosi się

Jeszczezapach szźrmpźrna. Nie mam apet5rtu' C^jęza'wroĘgtowv. Zmuszam się do wypicia szklanlri zimnego sokul zJedznrna phstra bekonu. A szyfrant już w drzrłriach:

- Pierwszy Zastępca was oczekuje. Kawę możeciewzląć ze sobą.

Pierwszy Z-astępca ma przekrwione, obrzękłe oczy. Pew-nle w og le nie spał tej nocy.

- Kamizelkęzfotsązapnij na wszystlrle guziki. Drzvłiw samochodzle lr:lusząbyć stale zamknięte od wewnątrz.

Ąj&i2t9

Page 117: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SItWOROW

W razie jakichś nieprz5,jemności żądaj widzenia zkon-sulem. Przez noc tw j samoch d został wymyty' Wyre-gulowany' zatankowany, podkręcono licznik' Marszrutęi system sygnał w na wypadek przerwania operacji uz-godnisz w grupie kontroli. To wszystko. Życzępowodze-nia. Następny!

Wr ciłem po dw ch dniach. Nowy agent, teraz juŻwy-stępujący pod kryptonimem I73-w-4I-7o6, przfi złna spotkanie pekrą dokumentacj ę technic zną pr zyr ząduRS-77. Przekazał mi listę oficjalnych osobistości utrzy-mujących kontakty z jego firmą - ewentualnych kandy-dat w do werbunku. Była to kartoteka z pra'wdziwegozdarzenia; kr tkie życiorysy, zdjęcia' adresy, a co naj-wuŻniejsze _ wykaz ich skłonności i słabych stron' Wy-płaciłem mu pozostałączęść należności, ustaliliśmy datęi miejsce kolejnego spotkania. Dane, kt re zebrał z włas-nej inicjatywy będą opłacone następflyrn razerrr'

Uzyskane dokumenty pozwoliły rranr| zaoszczędzić rni-liony i lata.

xIIro"r.- dni p źniej awansowałem na majora SztabuGeneralnego.

Smutno mi jakoś. A zdawałoby Się - taki dzieri powiniennapawać mnie radością. Gdy dow dca odczytał szyfr w-kę, wyrecytowałem:,,Ku chwale Zwiapkts' Radzieckiego!''.A w duchu pomyślałem: postępują ze rnnątak samo' jakja z moim agentem. on dostaje parę setek tysięcy, a ci nag rze mają z te$o miliony. Ja zdobywam te miliony,i w nagrodę - aluminiowa gwiazdka. Nawet nie mam pra-wa jej nosić: mundur wisi w szafte z naftallrlą.

Smutno mi, nie cieszą mnie szlify i ordery, coś mniedręczy, choć nie wiem, co. Najważniejsze _ nie pokazy-wać' w jakim jestem stanle. Wystarczy, że ktoś zauwaŻybrak optymizmu w moich oczach, a zostaną podjęte od-powiednie kroki. Nie wiem, jakie' ale zostaną podjęte.Tego chcę uniknąć'

Patrzę w generalskie oczy, promienieję radością i szczę-ściem.

220

Rozdział 10

,*ą, o-5h- "i|kołdrą jak kożuchem' To stary nawyk żołnierski, bez-

wiedny odruch, chęć zachowania ciepła do same$o ra-na. Nie sy1riam juŻ w zimnych namiotach, w mokrychziemiankach, w wilgotrrym jesiennym lesie. Ale nawykzostał mi na całe życie'

Ostatrrimi czasy kołdra wywołuje we mnie lęk' Budzącsię nagle w środku nocy' w nieprzeniknionych ciemno-ściach, ogarnia mnie niepewność: czy nie obudziłem sięw trumnie? Ostrożnie dotykam nosem miękkiego cie-płego koca. Nie przypomina trumny. A rnoże to całun?

Tak chyba zaczyma się szaleristwo. A może już od daw-na jestem schŻofrenikiem? To całkiem możliwe. Być wa-riatem wcale nie jest tak źIe' Nie zdziwię się, jeżeli jutrozawiną mnie w prześcieradła i zawiozą do wariatkowa,nie będę się opierać ani protestować - tam moje miejsce.ocąrwiście, że jestem nienormalny' Kto wok ł mnie jestnormalny?

Jeden wielki dom wiariat w' Kompletny obĘd. DlaczegoZach d:uupluszcza nas do siebie setkami i tysiącami? Prze-cleż jesteśmy Szpiegami. CryŻ nie jest oczywiste, że skiero-warro mnie tutaj, aby wyrządzić Zachodowi maksyrnalną

22r

Page 118: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SITWOROW

szkodę? D|aczego mnie nie areszhrją nie wydalą? D|aczegoci dziwni, riezroa;rriali zachodni ludzie n dy nie prote-stują? Skąd w nich ta niewolnicza pokora? Może młario-wali? A może wszyscyjesteśmy szalericami? Ja na pewno.Nie bez powodu prześladuje mnie wieko trumny' Zaczęłosię to przed p ftora rokiem na spotkarriu zKirem.

Kira nl'ają wszyscy, to wielka figura. Kir Łemzenkomiał stałą siedzibę w Rz5rmle, ale pracował, oczywlście,nie tylko we Włoszech. Klr odnosił sukcesy dosłowniewszędzie, zslrłaszcza we Francji. Rzymski dnrlomatycznyrezydent GRU, generał-major Kir Łemzenko dysponowałnadzulyczajnąwŁadzą' I przydomek miał odpowiedni: Pa-pież. Teraz jest już generałem-pułkownikiem, pracujew Wydziale Organ w Administracyjnych KC. Z ramieniapartii sprawuje kontrolę nad GRU i KGB.

P łtora roku temu, po tym jak ptzeszedłem komisjęwfrazdową GRU, zostałem wezwany do Kira. Pięciomi-nutowa rozmowa. Przeprowadza taką rozmowę z każ-dym oficerem GRU i KGB, oddelegowanym do pionuoperacffnego. Kir wszystkich za$lłierdza. w jego rękachspoczywa los każdego oficera GRU i KGB'

Stary Plac' Pomnik grenadier w' Dookoła pełno mili-cji. Grupki cywil w' Szare płaszcze, ołowiany wzrok.Brama nr 6. - Proszę okazać legityrnację partyjną!

- Suworow! - wywołuje chorąiry w $ranatowyrn mun-durze.- Wiktor Andriejewicz _ odzywa się drugi' znajdując

moje nazwisko na kr tkiej liście.- Tak jest - m wi pierwszy. _ Proszę tędy, Wiktorze

Andriejewiczu.Prowadzi rnn[e przez korytarz trzecl chorĘy. Ten nie

ma pojęcia' klm jest Wiktor Andriejewicz Suworow' Wietylko' że ten Suworow został zaproszony do KomitetuCentralnego na rozmowę. Będą z nim rozmawiać nasi dmym piętrze, w pokoju 788.

Oto one _korytarznwŁadzy. Sklepione sufity' pod kt rymichadzaJistalin' Chruszczow i dalej chadzaBreżriew. Komi-tet Centralny to prawdziwe miasto. KC to osobne paristwow s rmym centrum Mosku4l. Jak WaĘkan w Rzymie.

222

AI(WARIUM

Komitet Centralny jest stale w budowie. Dziesiątki bu-dynk w sąpołączone międ4l sobą a wszystkie wolrre dzie-dzi ce l przejścia zabudowuje się wciąż nowymi szklanymiwieżowcami. Dziwne, ale od strony miasta, od StaregoPlacu, Ęch białych $mach w niemal nie widać. To zrlaczysą widoczne, ale nie rzucają się w oczy. Na Stary Placwychodzą wielkie okna szarych, przedrewolucsnych gma-ch w stojących w jednym ciągu' od wewnątrz kompleksKomitetu Centralnego jest znacznle mniej ascetyczny i po-nury. Przemieszały się tutaj wszystkie sĘle architektury.

- Proszę tędy.olśntewająca czystość' Czerwone dywany, klamki

z polerowanego brą2u. Aż strach ująć takąklamkę' żebyprzypadkiem nie pobrudzić. Bezszelestne windy.

- Proszę zaczekać.Przede mną wielkie okno. Za oknerl: wąskie uliczki

starego mlasta, biały gmach hotelu ,,Rossija'', złote ko'pułki cerkwi, zriszczonych i na nowo odbudowanych dlazagraricznych turyst w. Widzę teŻ potęŻną bryłę Woj-skourej Akademii Inżynieryjnej. Za oknem świeci słoricet $ołębie gruchają na gzymsach. Na mnie czeka Kir.

- Wejdźcie, bardzo proszę.Ma przestronny gabinet. Cała jedna ściana ze szkła.

Widok na spiętrzone zielone dachy kompleksu KC. Pozo-stałe ściany są w kolorze jasnoszar5rm. Podłogę pokrywamiękka, szara rnata ze strzyżonej wełny. Duże biurko'bez jakichkolwlek papier w. Duż,y sejf. Poza tym pusto.

- Dzleft dobry, Wiktorze Andriejewiczt) - m wi do-brotliwie.

_ Dz7eil dobry' Kirze Gawriłowiczu.Nie lubi, Żeby gonazywać $enerałem. Amoize lubi' tylko

tego nie okazuje. W każdym razie jest powiedziane' żebyzulracać slę mlyczajnie per ',Klrze Gawriłowicnt, a rie"towarzyszu

generale". Kir - co za' dziwne imię? Sądząc ponazwisku jest Ukrairicem, a imrę jakieś asffiskie. Po re-wolucji prawowierni marksiści wymyślali swoim dzieciomzupeb:ie nieprawdopodobne imiona: Władlen - WładimlrLenin, Stalina, Iskra, Kim - Kommunisticzieskli lnternacjo-nał Mabdiożv. A niech to diabli! Kir też jest z lego gatun-ku - Kommunisticzie sĘ lnternatjonnL Komintern'

i-&

Page 119: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SIIWOROW

- Siadajcie, Wiktorze Andriejewiczu' Jak się macie?- Dziękuję, Kirzę Gawriłowiczu, w porządku.Jest niewysoki, lekko łysiejący. Twarz raczej przecięt-

na' Zobaczysz na u|icy - nawet się nie obejrzysz' Garni-tur nosi najzwyklejszy w świecie, szary w prĘki. Skro-jony' ma się rozumieć, zklasą. Prz54pomina zvłyczajnegoczłowieka, a to przecieŻIśr!

Spodziewam się po nim jakichś pompatycznych fraz:

',Kierownictwo GRU i Komitet Centralrry okazały wamwielkie zatufanie'''" Ale nie ma takich fraz o wysuniętychplac wkach walki z imperializmem, o powinności ra-dzieckiego wywiadowcy, o zvłycięskich ideach' Po prostudfugo przyg).ąda się mojej twarzy: uważnie, w milczeniu.

- Wiecie, Wiktorze AndrĘewiczu' w GRU i w KGB bar-dzo r z'adko zdar zają się |ludne, kt rzy uciekaj ą na Zach d'

SkinaJem głową.- Wszyscy sąbardzo nleszczęśliwi. To nie frazes.650/o

uciekinier w wraca ze skruchą. Rozstrzeliwujemy ich.Wiedzą o tym, i mimo wszystko wracają. Ci, kt rzy do-browolnie nie wracają do Zwiapku Radzieckiego' najczę-ściej popełniają samob jstwo, spUają się, lądują na sa-mym dnie. Dlaczego?

_ Zdradzii swoją socjalistyczną ojczyznę. Gryzie ichsumienie. Utracili przyjaci ł, rodziny, sw j język''.

- Nie to jest najważniejsze, Wiktorze AndrĘewiczu. Sąpoważniejsze prrycTpy. Tutaj' w Zwia7ku Radzieckim'kaŻdy z nas na|eĘ do najwyzszej klasy. Każdy oficer GRUjest nadczłowiekiem w stosunku do wsąystkich pozosta-łych. Dop ki pozostajesz w nasąrrn systemie, posiadaszkolosa]ne przywileje. Kiedyjest się młodym i zdrow5rm, masię władzę, nie pamięta się o takich sprawach. Docenia sięje dopiero wtedy, gdy to wsąrstko bezpowrotnie zrrika.Niekt rzy z naszyc}e uciekają na 7-.ach d w pościgu zawspaniałym samochodem, willą z basenem, pieniędzmi.Ale kiedy zdrajcama już Mercedesa iwłasnybasen' wtedynagle spostrzega, Że jest jednym z wielu, że wszyscy wo-koło mająporządnewozy ibaseny. Na$le Zaczyna czuć sięjak mr wka w mrowisku' Raptorłrrrie traci poczucie wyŻ-szości nad otoczeniem' Nawet jeżeli wrogi wywiad zaanga-żuje naszego zdrajcę, to i tak nie odnajdzie on utraconego

224

AKWARIUM

poczucia wyŻszoścL, bowiem na Zachodzie sfużba w wy-wiadzie nie jest wcale traktowana jako najwyzszy honori pow d do dumy. Urzędnik, pluskiewka i tyle.

- Nigdy o tym nie myŚlałem...- Myśl o tym. Myśl zawsze. Bogactwo, rzecz względ-

na. Jeżeli śmigasz Ładą po Moskwie, przystojne dziew-czyny odwracają się za tobą. Jeżeli suniesz po Paryżuwielkim Citroćnem' nikt cię nawet nie zauważy. Lejt-nant na Dalekim Wschodzie to cesarz i b g w jednejosobie, władca Życia. Pułkownik w Moskwie to pionek;dookoła są tysiące pułkownikÓw. Zdradzisz, straciszwszystko. Wtedy dopiero prz5pomnisz sobie, że kiedyśnależałeś do potężnej organizacji' byłeś zupekrie nie-zwykłym człowiekiem, w}Tliesionym ponad miliony in-nych' Zdradzisz, poczujesz się szarakiem, niedostrze-galną marnotą, taką' jak wszystko wokoło. Kapitalizmdaje pieniądze, ale nie daje władzy i honor w. Są teżwśr d nas chytre $a$atki: nie uciekająna Zach d',leczzostają i po kryjomu sprzedają Tlasze sekrety. Mają pie-niądze kapitalŻmu i korzystają z pozycji nadczłowieka'Jaką im daje socjalizm. Ale takich bardzo prędko odnaj-dujemy i likwidujemy.

- Wiem, Pierikowski.-- Nie tylko. Pierikowski jest znany na całym świecie.

Wielu nie jest znanyc}:' Na przykład Wadimir Konstan-tlnow. Wr cił do Moskwy na urlop, a trafił prosto naśledztwo' Niezbite dowody. Wyrok śmierci'

_ 7-ostaŁ spalony?- Nie' Prosił, by Bo nie zabijać'- I nie zabito Eo?

* oleg Pie kowski, pułkownik GRU. W latach 196I-62 przekazałna Zach d kluczowe informacje dotyczące radzieckich sekret w poli-tycznych i wojskowych, co między innymi umożliwiło prezydentowiKennedy'emu zręczną rozgry\vkę podczas kubar1skiego kryzysu rakie-towego. Aresztowany jesienią l962 r.' Pierikowski został skazany nakarę śmierci. Jego aresztowanie spowodowało kataklizm w całej ra-dzteckiej hierarchii wojskowej: dymisję dw ch marszałk w, upadekgen. Sierowa, odwołanie do Moskwy 3oo oficer w operacfnych GRUlprzyp. tłum.l.

* ",&,

Page 120: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

- Nie' nie zabtto. TleŻe pewnego razuzasnal smaczniew swojej celi, a obudził się w grobie. Głęboko pod ziemią.Prosił, by go nie zabljaÓ więc go nie zabLto. Ale trumnęmusiano zakopać.TakkażE instrukcja. No' idźjuż' Wikto-rze Andriejewiczu' Zycą ci powodzenia. I pamiętaj: tu nieKGB' tu pr gzdrady jest o wiete nfz.szy. Pilnuj się.

ągnięte rior.t rI|Ulicami spieszą mieszczuchy, nosy pochowane w futrza-nych kokrlerzach. Na mieście pełno choinek. Latarniew śnieżnej zad1rmce. oślepiająca biel zakrywa brud1 szarość cywilizacji' Wszędzie czysto, znikły brudne pla-my nawet na dachu Deutsche Bank. Kiedy pada śnieg,jest cicho i cieplo. JeŻrLi nastawić ucha, moŻna usłyszećszelest spadających białych płatk w. Ludzie, posfuchaj-cie jak pada śnieg! Hej' mieszczuchy, gdĄe wam takspieszno? Zaczekajcie! Nie słychać wycia wiatru ani pi-sku hamulc w. Tylko cisza nad białym miastem.

Miękkie płatki śniegu osiadaJąna mojej twarry. Lubięśnieg, nie chowam się przed nim. Czasami śnieg bywaostry i szorstkl, ale nie dziś' Dziś pr szy przffemny,dobry śnieg' więc wystawiam nieosłoniętą twarz.

Z dwotca kientję się na Marienplatz. Nikt mnie nie śle-dz1, a jednak muszę kJuczyć' zacierać trop. Pogoda jakznalazł. Maj or GRU' kryptonim 1 73 -W -4I' Z.acierarn śIadypo spotkaniu z agentem L73-w-4|-7o6. Schadzka miałamiejsce w Hamburgu , tan teŻ jakiś młody chart z botiskiejdyplomatyczrrcj rezydent::o.y GRU odebrał ode mnie otĘy-mane dokumenty. Do Monachium przyjechałem vryĘczniedla zmylenia przecivmika. Uliczkami, zaułkami, coraz da-lej w śnieżną krrrzawę. Pojawiam się w ludnych lokalach'w nie koriczących się labiryntach piwiarni, gdzte niegdyśrodziła się partia Hitlera. To nie piwiarnia. To istrre miastoz ulicami i placami. Z nieprznbranymi rzędami stoł w.Z thtmani ludzi. To niezawish piwne paristwo, jak Waty-kan w Rąrmie' jak Komitet Centralny w Moskwie.

Dalej, dalej wzdłuż stoł w, za r g, za następny. Od-czekać chwilę w ciemnej wnęce. Kto się wyłoni zza za-

226

AKWARIUM

krętu? W tej czarnej tiszy, na masy\łmym dębow5rmzydlu przesiadywał zapewne sam Hermann G ring. Tę-taz siedzę tu ja z wielkim kuflem ptwa' Służbowo. Ktoprzejdzle koło mojego stofu? Kto mnie tropi? Czy w tymwlrze ludzkim' w tym p łmroku, wpiwnych oparach nieszperają za mr:ą czy1eś rozbiegane ocz{? Zdaje się' żespok j. W takim razie z powrotem w wąskie uliczki.W błękitną zarnieć.

ilID *r.*a zawitał przejazdem towarzysz Szeliepin.Udaje się do Genewy na sesję Międzynarodowej organi-zacji Pracy . Towarzysz Szeliepin jest szefem radzieckichzwlaąk w zawodowych. Towarzysz Szeliepin jest człon-klem Politbiura. TowarzSrsz Sz-eliepin to gwiazda pierw-szej wielkości. Ale nie wschodząca gwlazda. Zachodząca.Był czas' kledy towarzysz Szeliepin pełnił (tajnie) funkcjęzastępcy przewodniczącego KGB i zarazem (jawnie)wice-przewodnic zącego Międzynarodowej Federacji MłodzteĘDemokraty cznej' Towarzysz Szeliepin organizował potęŻ-ne manifestacje w obronie pokoju iprzyjaźnlmiędzy na-rodaml. Miliony gfupc w szĘ za towarzyszem Szelie-plnem. Skandowali, domagali się pokoju, rozbrojenial sprawledliwości. Za to właśnie awansował na zastępcęprzewodniczące1o KGB. Rządził twardo, srogo. Rządzrtpołową świata, w tym r wnież pacyfistyczną demokraty-cznąmŁodzieŻą Żądającą pokoju za wsze|ką cenę. Tyleże mu się noga powinęła iterazruądzi radziecktmi młiąz-kowcami. Dlatego też w ambasadzie wysoki gość nie cie-tzy się szczeg |rlyr.r' szacunkiem. Jedziesz do swojej Ge-newy, to zasuwaj. Byle prędzej. Dla wszystkich jest jakbyJasne, Że towarzysz Szeliepin sunie w d ł.

Cała ambasada wie, że towarzysz Szeliepin (dla swo-tch: źklazny Szurek) spua się do nieprzytomności. Liderradzieckiego proletariatu klnie jak szewc. Bije sprzą-laczlid. Cisn{ ptzez okr:o ciężkąkryształową popielnicęI znLszczyl dach limuzyny kubariskiego ambasadora.Bnm wie, Że przyszła na niego kryska' Były szef KGBiegna sIę z władzą. Szaleje.

Page 121: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR sttwoRow

Zderzyłem się z nim w kor5rtarzu. Ma opuchniętą, po-oraną zmarszczkami twarz, zupełnie niepodob4ą do tejz portret w. Poznałem go zresztą tylko po tym, że byłw sztok za|any - nikt nie ośmiela się łazić w takim staniepo ambasadzle _ t po obstawie. Komuż innemu mogłobytowarzyszyć pięctu goryli? Obstawa ma kamienne twa-rze, przepisowo. Do obstawy wybiera się tylko takich'kt rzy nie nauczyli się jeszcze śmiać. Ważniaki. Wsiowechłopaki na szczytach władzy. Nie rozumieją, rzecz jas-na, że gdy spadanie się zacznie, nic Eo już nie powstrzy-ma. Szefa goryli pozrraję po lekkim grymasie. Mnie tengrymas nie zmyli: gł vmy goryl nie chroni towarzyszaSzeliepina przed wrogami ludu. Pilnuje, by towatzyszSzeliepin _w dz najbardzieJ uświadomionej klasy rewo-lucyjnej - nie dał drapaka. Gdyby towarzysz Szeliepinrzuc7Ł się do ucieczki, szef ochrony sięgnie po pistolet.I w potylicę! Daleko nie ucieknie. Towarzysz Szeliepin -zacltodząca gulazda pierwszej wielkości _ wie dobrze, Żenaczelnik ochrony nie jest obstawą, Iecz konwojentem'Że znstał odpowiednio poinstruowany. I ja to wiem.

Ach, żebym to ja miał taką instrukcJę!

De"inro.macja! rv

Nawlgator ma srogą minę. W ręku trąrma szyfr wkę'Nasz przyjaciel nr 706 zacza}. produkować dezinformacje.Anallza dostarczanych przezeit dokument w nie pozrłralalvykryć pr by oszukania GRU' ale kazdy dokument, każdeurządzerie, każdy model broni jest kupowarry przez Ak-warium w kilku egzemp|arzach i w r Żnych częściachświata' krformacJe dotyczące systemu obniżania szum ww reduktorach atomowych okręt w podwodnych klasyGeorge Washington zdobyŁ dyplomaĘcnly rezydent GRUw Urugwaju, natomiast kompletnej dokumentacji tech-nicznej o tych okrętach dostarczyła belgijska nielegalnaagentura GRU. Zestawia się wszystkie analogicnrc frag-menĘ informacji. Jest to normalna procedura, doĘczydosłownie kaŻdej uzyskanej wladomości' kazdego doku-mentu. Spr buj coś dorzucić od siebie, coś ukryć - Sfużba

224

AKWARTUM

Informacji w lot cię nakr5[e. To właśnie prąrtraflło sięobecnie mojemu koleżce ZtaIg w rr l73-W-4l-7o6.

DoĘchczas wszystko sało. Teraz okazało Się, Że

w ostatnim otrzymarr1łn od niego dokumencie brakujel.:zec};r stron. Są to ważne strony, a usunięto je tak zręcz-nie, Że nie spos b zorientować sLę, lż kiedykolwiek ist-niały. Dopiero por wnarie z analogiczrrym dokrrmentem'zdobytym w Algierze, a może w lrlarrdii, pozwala stwier-dzić, Że ktoś umyślnie stara się wyprowadzić nas w pole.Fałszerstwo wykonane po mistrzowsku. Fachowa robota.Wniosek oczywisĘ: Siedemset Sz sty jest kontrolowany.Sam się zgłosił na polĘę czy teŻ wpadł przez nieuwagę -to nie gra roli. Najważniejsze, że majągo w ręku.

_ Czy mam zlikwidować Siedemset Sz stego?Nawigator zerwał się na r wne no$i:

- ocknij się, majorze| Co za brednie! Kryminał w sięnaczytałeś?!! Jeżeli ty zdradzisz, zabijemy, bo to nauczkadla pozostałych. Ale co Z tego, że sprzątriemy powszech-nie szanowanego burżuja, właściciela firmy'.z Dla kogoma to być nauczk{ I{azałbym go wykoticzyć' dybystwarzał jakieś zagroŻerie, ale przecież nie ma o naszlelonego pojęcia. Nie wie nawet, dla kogo pracował: dlaKGB, czy GRU? Znatylkojeden sekret: że Wiktor Suwo-row jest Szpiegiem. Ale o tym wiedzą wszyscy. Zab\ć, tospora pokusa. Niejeden wywiad się na nią nabiera. Dająstę wciągnąć w tajną wojnę l zapominają o swoim pod-stawowym obowiąpku: o zdobywaniu tajnych informacji.A my potrzebujemy tajemnic, jak zdrowy męŻczyznapo-trzebuje kobiety. Z-apalniętaj, majorzn: tylko słaby' ghr-pi, chwiejny rnęŻczyzna morduje i gwałci. Tak właśnieprzedstawiają nas bulwarowe gazetki i tandetne kr5rmi-nały: jako słabych i gfupich. Mądry, silny, pewny siebiewywiad nie ugania się za agenturą, jak za kobietami.Mądry męŻcz5rnn ma kobiet w br d' sźrme na niego lecą.Mężcryzna, kt ry ma setki kobiet nie mści się na jednej'choćby go zdradzIła. Po prostu nie ma na to czasu, musislę zajmowa pozostałyrni. ]Vota bene, masz coś w re-zerwie?- Macie na myśllnowych ,,przyjaci ł"?_ Wyłącznie to mam na myśli _ rozzłościł się nagle.

229

Page 122: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

Nawi$ator, ma się rozumieć, dobrze wie' Że opt czSiedemset Sz stego nie mam żadrrych ,,ptzy1aci ł"; nicsię też nie zapowiada na najbllższą prąrszłość. Pyta'żeby wytknąć mi nieudolność.

- Nie, towarzyszugenerale, nie mam niczego wzapasie.- Do ubezpieczania!- Rozkaz, do ubezpieczaria!

vOUOUł..n jeszczejedno spotkanie z Siedemset Sz s-tym. To prawda, jest manipulowany, ale wcale nie musiwiedzieć, że GRU rozgryzłojego grę.

Sp otkanie przebiegło j ak zwykte' 7-apŁaciłem, powie dzia-łem, Że Ęrmczasem nie potrzebujemy jego materiał w' Żespotkamy się za rok. Być moŻe będziemy mieć laowe za-m wienie. W ciągu roku pod byle pretekstem zostanieodstawiony do lamusa" Do ,,uśpionej" siatki. Czekaj nasygnał. Na Ęrm przerywamy wszelkie kontakĘ: czekaj' łżzglosi się do ciebie szczeg lnie waŻny agent! Niech poczekanasz koleŻka, wTaz z rlirn policja. Nie doczekają się' Takieposunięcie nosi nazwę ''odcięcia pod pozorem konserwa-cji''. otrąrmaliśmy od niego niezbędne urządzeria. Zaosz-czędziiśmy miliony. Jego materiały - w wczas w najlep-sąrm gatunku -byĘ teŻwykorzysĘrwane do sprawdzaniakogoś innego' Tęraz Żegnaj. Proszę cz-ekać na um wionysygnał, na szczeg |nie ważrre spotkarrie.

Z Siedemset Sz stym Sprawa załatwiona, żadnych kom-plikacji. Ale co rnar:":teraz robić? Zn w z'acząło się pieskieżycie. Zrrcww smętny los charta. Zn wbeznadzĘna robo-ta w ubez1rieczaniu. A czeg Ż się, Wiktorze Andriejewiczu,spodziewacie? Nie umiecie pracować samodzielnie - po-pracujecie dla innych.

VI

^r*.więc

podlegam be4ośrednio Pierwsze mu 7as-tępcy i nie mam prawa spotkać osobiście Nawigatora. Niema czasu dla takich jak ja. To prawda, Że niekt rzy zdolniwikingowie także pracują w ubezpieczaniu, ale tylko pod-

230

AKWARIUM

czas masowych akcji werbunkowych' kiedy cała rezyden-ttrra wyrusza w teren na określone operacje, kt rych senspozostaje dla nas tajemnicą. opr cz tego biorę udzialw ubeąlieczatill akcji nielegalnych rezydentur GRU. TozupeŁlie coś innego. IJberyieczanie,,nielegalnych" uchodzizazaszczyt My' charty,bardzo rzadko go dostępujemy. Nanasze barki spada wyĘcznie cilęlkairiewdzięczna robota:ogromne ryTykc, masa straconego czasu - i żadnych ho-nor w. Zwyczajne ubezpieczarie agenturalne w og le sięnie liczy, jak praca maszynistki u wielkiego pisarza: anipieniędzy, ani sławy, zato spr buj się pomylić!

Taka właśnie robota prrypadła rni dziś w udziale. Jadęw 9 ry na piknik. Pora roku zupełnie nieodpowiednia,pogoda fatalrra. Muszę jednak znaleźć się w g rach. Jeśli-by nas śledzono, aresztowano, wydalano - wymyśliłĘmcoś bardziej wiarygodnego. Nie warto jednak silić się naoryginalność' bo Anglicy dokuczają nźrm bardzo rzadko,Amerykanie prawie nigdy' a w pozostałych krajach stosu-nek do nas - szpieg w - jest niemal Ęczlivły. Piknik wy-starc4r aŻ nadto. Kogo obchodzi, Że radziecki dyplomatawyrusza samotnie na piknik w godzinach prac/.2

W bagażniku wiozę ręczny granatrrik przeciwparrcer-ny RPG-7 1 pięć granat w. Całość starannie zawinięta.Wszystko razem mam umieścić w skrytce' Granatrrik wa-zy 6 kg.Każdy granat _ 2.2oo g. Do tego dochodzi wagas rmego opakowarria. Łącznie ponad 20 Ę w jednyrn sza-rym opakowaniu. Dla kogo przeznaczony jest granatnik?Nie mam pojęcia. Jadę zakopa go w g rach, w sĘrtce, zakt tą łaziem sześć dni. Ktoś komuś kiedyś przekłżeBzczeg łow plan i oznakowanie' wskazujące miejsce kry-J wki' Adresat za'wsze dostaje opis skrytki dopiero po Ęrm'Jak materiał został w niej umieszczony, nawet dybychciał nas zdradzić, nie zdoła tego ucąrnić. otrąrma opisl pospiesąr w um wione miejsce, ale mnie juz tam niezastanie. Ani ja sam, ani moja dyplomaĘczrla rezydentu-ra, ani radziecki wywiad wojskowy, ani cały ZwiapekRa-dztecki - nie mamy z tym nic wsp lnego.I'eżał granatnikw ziemi i tyle. Był tu chyba od za'wsze, był tu od początkuświata' ż-e r adzieckiej produkc.! i? A rrroŻe Amerykani e zdo -byli go w Wietnamle i chowają terazw Alpach?

23r

Page 123: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR sttwoRow

Komu potrzebnyjest ten granatnik? Nie mam zielonegopojęcia. Jedno pewne: nie jest to ręzerwa na w1padekwojny. Do dfugotrwałego przechowywania stosuje się cięż-kie kontenery' a ten ma całkiem lekkie opakowanie. Tozllaczy, że w najb|Iżsąych dniach ktoś go stąd zabierze.Niewykluczone, Że niebawem zostanie uiryĘ. W przeciw-n5rm razie musiałby dhlższy cz ls u kogoś keżeć, ato zaw-sze niebeąrieczne. Jasny gwint' przecieŻ ja w tej chwiliBlłorzę Historię! MoŻe m j granatnik odwr ci bieg dziej wludzkości? RPG-7 to potężna brot'r, lekka i prosta w obsfu-dze. Wszyscy zachodni prryw dcy pochowali się za parr-cernymi szybami. A jeirc|i rąbnąć w wźls, parrourie, grana-tem PG-7W? Nie ostatnie się żadna kuloodporna limu-zyna. AteŻ będzie wrzasku. Ciekawe, kogo teŻ upatrzyłosobie Akwarium? Dla kogoprzenlacz1lło te pięć granat rł4Dla gł'owy paristwa? Generała? Pap1eŻ* Aprz-ecieŻrnoŻnarąbnąć nie tylko w samoch d. obrorica środowiska natu-ralnego moŻe na znak protestu palnąć w cysternę z gazerntrującym albo w reaktor atomowy' obrorica pokoju możezaczaić się na konw j z anerykaflskimi głowicami bojo-wymi - i spokojnie nacisnąć spust. Szum się zrobi na całyświat. Do eksplozji jądrowej oczywiście nie dojdzie' aleprasa podniesie taki rwetes, Że Zach d nie będzie miałi::nego wyjścia' jak Ęlko się rozbroić'

Krryę po skrzyŻowaniach, zwalniam, zn w przyspie-szam, wyskakuję na autostrady, zawracam na wyboistepolne drogi. Kto mnie śledzi? Chyba nikt. Komu jestempotrzebny? Nikomu. Jestem sam, na wąpkiej leśnej dro-dze. Nad $łową szumi las. Zostawiarn w z na poboczu.Turyści teŻ tlurieraz parkują.

Siedzę w zaroślach i z pag rka obserwuję własny sa-moch d. Nie miałem ogona, to pewne. Możliwe jednak'Że pol1cja zamontowała w wozie .pluskwę", kt ra sygna-lizuje im moją pozycję. Może nie śledzilt mnie jak zwy-kle, może trzyma|i się na dystans? Gdyby tak było,wkr tce ktoś powinien zja'wić się w pobliżu. Naokolo lasi s ry' więc mogą nadjechać Ę|ko zjednej strony. Po-kręcą się chwilę przy samochodzie, zastanawiając się,w jakim poszedłem kierunku. W wczas wezmę m j dro-gocenny pakunek, zatoczęwielkie koło, i ldy }uŻ nikogo

232

AKWARIUM

tu nie będzie, wr cę do punktu wyjścia. Wsiądę do sa-mochodu, pozamykam drzwi od wewnątrz i będę krĘyćpo g rach i lasach. Następnie wr cę do ambasady i ju-tro powt rzę wszystko od początku.

Spoglądam ponownie na zegarek: minęło trzydzileściminut. Na drodze nadal pusto. Pakunek z granatnikiemrnoŻrla był'o na dobrą Sprawę zostawić w bagażniku i te-raz, wiedząc, że nikt mnie nie śledzi, wr cić po ładuneki nlszyć w g ry. Ale to nie nasza technika.

Jeszcze chwtlę zostaję w krzakach, wsfuchując sięw leśne szmery. Żywego ducha. Wkładam gumiaki, cza-peczkę z dobrotltwym brytyjskim lwem, plecak: klasycz-ny turysta. W ręku cygaro. Nie palę' ma się rozumieć:od lat obowią2uje rnrlje zakaz palenia. Niemniej jednakzawsze mam ze sobą duże, aromatyczne cygaro. Terazodłamuję koniuszek, rozcieram Ęrto w dłoniach, rozsy-puję wokoło. To moje pozdrowienia dla piesk w' Dfugoprzedzieram się przez zatoś|a, wychodzę nad strumierii brnę pod prąd. Teraz nikt mnie nie śledzi. A jeżelizwaJąsię tutaj za kilka godzin z psami, z helikopterami?

Szkoda, że granatnik tak bardzo rzuca się w oczy.Ktokolwiek zauwaŻy, że zp|ecaka sterczy mi takl dzi'wa-czny pakiet omotany nieprzemakalnym pł tnem od'razltpojmie, że jestem chłopcem na posyllłd GRU' że pracujęw niewdzięcznym lbezp7eczarliu za karę za to, że niepotrafię samodzielnile zna|eźć dojść do tajnych infor-macji.

Czreka mnie dfuga droga. Piechotą caĘ ez,as na no-gach, strumieniem pod g rę' jak za daumych dobrych latw Specnazie. Rewoluc1'ne oddziały boJownik w o wolnośćpotrzebują broni, aby zrnrcić jarzmo kapitalizmu. MoŻena ten granatnik cz-ekająwłoskie albo niemieclde zuchy,by ruz jeszcze przypieprzyć kapitalisĘcnrcj zgrn7lźrne?

Dfugi maxsz to świetrra okazja, by poćwiczyć szarekom rki. C Ż mam wymyślić' by wr clć do samodzielnejpracy'? Może skreślić raport do szefa 5. Sektora IZarzą-du proponując coś oryginalnego? Niech na przykładchłopcy w RFN albo we Włoszech polwą prezydenta, albomlrristra obrony' To by im dobrze zrobiło, odświeżyłobyrewolucyjne idee, podniosłoby rewolucfiną świadomość

l - Akwarium 233

Page 124: Wiktor Suworow - Akwarium

Tl.

wrKToR sttwoRow

mas. PorwŹrrrego niech postawią przed rewoluc]dnymtrybunałem. Niech go stracą. Przed wykonaniem wyrokumoglibyśmy pogadać z rtirn na osobności: pilnildem pozębach - wyśpiewaj, bydlaku, wszystkie sekrety!

Brnę w wodzie, śmiejąc się z własnych fantazji. oczy-wiście, rlie zamierzam niczego taldego zaproponować.Dawanie rad jest bardzo niewdzięczrl5rm zajęciem. Niktnigdy nie wspomni inicjatora. Nagradza się nie pomysł,a wykonanie. Idea jest na tyle prosta, Że znajdą się innir wnie mądrzy. Muszę v4rmyśleć coś takiego, żebym sambył inicjatorem i wykonawcą. Zaritn przedstawię dow d-cy własny projekt' muszę opracować Ęsiące szczeg ł w,muszę być obkuty pod każdym względem, żeby nie da-ło się zepchrląć mnie na bok, zlecając przeprowadzenieoperacji bardziej doświadczonym wikin$om.

Crysty g rski potok pluszcze pod moimi stopami. Cza-sem wychodzęnabrzeg, omijam siklawy' Wtedy odłamujękawałeczek cygara, knrszę w palcach i rozsypuję po zie-mi. Skaczę z kamienia na kamieri' nie zostawiać ślad w.

Jestem na mĘscu. Kryj wkę wybrałem sam; zaakcep-tował ją Pierwszy Zastępca, zahłłierdził szef I Zarządts'GRU. To nie żadna jaskinia ani tajna piwniczka. Skrytkato miejsce, kt re bez trudu odszuka osoba wtajemniczo-na, i kt rego za rlic nie powinien zna|eźć człowiek post-ronny' Skrytka to miejsce, $dzie nasz towar nie możezostać przypadkowo odkryty.

Moja kryj wka spełrria te wymagania pod każdprr wglę-dem. Znajduje się z dala od ludzi, w g rach, w roąladlinie.Stzegąjej nieprzebyte chaszc?E kolczastych krzak w. Tu-ryści tu nie chodzą nie bawią się ciekawskie dzieci, budo-wy tu teŻ riebędzie. Mojej skrytce nie #oŻąĘrnięcia anipowodzie. Aznaleźć jąjest bardzo prosto. Jeż-ehwiesz, jak.oto linia wysokiego napięcia, rozclagarnęta na potężnychmetalowych sfupach. od sfupa rr o42 nalezy iść w stronęshrpa nr o4l' po cTyr:-r w miejscu' gdzie przewody zwisająnajnizej - skręcić w lewo. Teraztrz-eba oddalić siętrzydzie-ścl metr w w kierunku prostopadłym od kabli. Kolce kfująw tvlarz? To nic. W lczakach sterta pbznw, obok śladydawnego ogfriska. SĘd dziesięć krok w na prawo. Wcl-skam się w skalną sz-czelinę. oto kupa kamieni. To jest

234

AKWARIUM

właśnie skrytka' NiezbytsyrnpaĘczrrc miejsce. WiĘoć' p Łmrok, kolczaste zarośla. ostatrrim razella nawrzucałem doroąpadliny najr żnĘsąych śmieci, co Ęlko zrnJazłernw poblżu: zardzewiatąpuszkę, butelkę' jakieś druĘ. Żebynikomu nie wpadło do głowy rozłoĘć się tu na piknik'

Jeszcze raz omiatam wszystlo spojrzeniem.od poprzedniej wizyĘ nie zmieniło się dokładnie nic' Pu-szka po konsenłrach IeĘ w tym samym mlejscu. Pfugowsfuchuję się w sanm wiatnr tlra szczytach g r. Zywejduszy' Zrzlscam na ziemię plecak: nieźIe dał mi w kość natym podejściu. Proponowałem dow dcy, by zakopać gra-natrrik, ale polecił tylko przywatić go kamieniami, wybie-rając co cięŻsze. Proponowałern teŻ, żeby dostarczyć namĘsce jakiegoś bezdomnego kota i zŁoĘć go tu w ofierzeinteresom światowego proletariatu. Jego szczątki odpę-funyby wszystkich myśliwych' turyst w, zakochane par5rsztrkające zacisznych kącik w. Tej propozycji r wnież niezafrrierdzono. Pierwszy Zastępca rozkazaL mi uiryć płynuZRG wariant 4. Niewielka buteleczka, ale wori trzyma siędfugo. ZRG wariant 4, to smr d spalonej gumy, zosta-nie tu na wiele tygodni' odstręczając nieproszonych gościt g|warantując samotność odbiorcom mojej przesył7n. C Ż,życzę warn powodzenia, nieustraszeni bojownicy o wol-ność i sprawiedliwość. Wshrchuję slę w świst wiatru i jakcnrjny młietz przemykam wśr d skał.

igłbym o.."o.HIJako przewodnik turystyczrry w Amsterdamie albo Ham-burgu: proszę wycieczki na lewo, proszę wycieczki na pra-wo. Wiederi teŻ znart dobrze, choć nie tak' jak Zl:rych.Tozrontmiak:. Cygan nie kradnie tan, SdzLe mieszka. Jasne,że moi koledzy zRryn'u, Bonn, ParyŻa, Genewy znająWle-deri lepĘ ode mnie. oni pracujątu, a ja jadę na ,,$ościnnelvystępy" w ich strony. Wszyscy stosujemy tę samą takty-kę: nie rrcJeĘ zadzierać z miejscowymi władzami' skoromożna przeptowadzić operację gdzieś b ardz-o daleko.

Dziś pracuję w Bazylei. Nie pracuję samodzielnie: ubez-pleczam. Baz1Ąea to sĘk Francji, Szwajcarii i RFN. Bardzo

Page 125: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

wygodne' wfrątkowe miejsce. SWzyż.owanie' Byłeś _ zrik-na}eś. Łatwo tutaj zniknąć,bardzo łatwo.

Siedzę w niewielkiej knajpce, naprzeciw dworca.W og le trudno orzec czy to restauracja, czy piwiarnia.Sala przedzielona na dwie części. Z jednej strony malut-ka restauracyjka' czerwone obrusy na stołach. Z drugiejstrony piwiarnia. Dębowe stoły bez obrus w' Tu właśniesiedzę' Sam. Na ciemnym drzewie wyżłobiony wzoreki data: ',1932". To znaczy, że ten st ł pojawił się tu jesz-cze przed Hitlerem. Dobrze być Szwajcarem. Sągiedniąulicą biegnie granica z Niemcami. Wojny nigdy nie było'

Syrnpatyczna' niewysoka panienka stawia przede mnąna tekturowej podstawce kufel piwa' Skąd ta piersiasta mawiedzieć, Że siedzę na bojowym posterunku? Ze sekundybUą- mojej głowie, Że siedzętutaj właśnie, ponieważ mogęwidzieć duĄ dworcowy zegar? Skąd ma wiedzieć, Że jegowskaz wki baczrlie śledzi jeszcze ktoś inny, ktoś, kogonigdy nie zrrałem i nigdy nie poznam? Skąd ma wiedzieć,że koniuszki palc wmam jtż nasmarowane kremem MPP,dzięki czemu nie zostawiają odcisk v/? Skąd ma wiedzieć,że w mojej kieszeni IeĘ zulyczajna porcelarrowa rączka,taka' jakie wiszą w toaletach na łaricuszku? Tę rączkęwykonano w IrrsĘrtucie Kamuflażu GRU. Wewnątrz mieścisię pojemnik. Może zawierać opis skrytki, Pieniądze, złoto,diabli wiedzą co. Nie wiem, co jest w środku. Wiem Ęlko,że za sLedem minut ql'dę do toalety i w przedostatniejkabinie zdejmę rączkęzłarlcllszka, schowam do kieszeni,a najej mĘsce powieszę tę, kt rąmam ze sobą. Ktoś irrny,kto właśnie w tej chwili patlzy na dworcowy zegal wejdziepo rnnie do tej samej kabiny, zdejmie rączkę z pojemni-kiem' a na jej miejsce awiesi zvłyczajną. On zapewne teżŚciska ją w kieszeni palcami wysmarowźrrr)rrni krememMPP. Wszystkie trzy rączki są idenĘczrre. Nie odr znisz'Nie na darmo trudzi się IrrsĘrtut Kamuflażu'

Strzałka na zegarze drgnęła. Jeszczn sześć minut. TuŻkolo dworca znajduje się wielka budowa. Może poszerzająhale dworcowe, tnoŻe budująhotel. Spod rusztowania wy-łania się zgabna konstrukcja, jakby vnezy' Ściany zbrą-zowego metalu, okna też ciemne, prawie bn:natrre. Wyso-ko w niebie - robotnicy w pomararicznwych kaskach. Go-

236

AKWARIUM

łębie na gąrmsach. Jeden z goĘbi powoli i w skupieniuzablja swojego towarz3rsza. Dziobem w łepek: bęc, bęc.Chwilę odczeka. l nl w dzlobem. Gołąb to obrzydliwe pta-szysko. Ani jastrząb' ani wilk' arri krokodyl nie zabijajądlazaba'wy. Gołębie zabijająswoich wsp, łbraci wyłącznie dlarozrywki. ZabIjająpowolutku' rozkładaj ą przyjemność.

Zebyrn tak miał w ręku karabin Kałasznikowa! Prze-rzuciłbym bezpieczrik na ogieri ciągły' zarepetowałbymjedn5rm ruchem dłoni - i straszliwy huk targn{by dwor-cow}łn placem pogrąŻor:ej w p łśnie Bazyl^ei. Pociągn{-bym długą seriąw gołębia-zab jcę' Rozfupałbym go oło-wiem, zamieniłbym w strzęp pierza i krwi. Ale nie mamprzy sobie karabinu. Nie jestem w Specnazie, leczw agenturalnym zdobywaniu informacji. Szkoda. Prze-cież zabiłbyrn naprawdę, nie przyszłoby mi na myśl, żeratując słabego gołębia przed powolną śmiercią, ratujęzarazern zab jcę. Wszystkie one mają tę samą gołębiąnaturę' Dojdzie do siebie' oprzytomnieje' wyszuka oboksłabszego - i fup! Dziobem w łeb! Gołąb to odrażającyptak. A przecież są ludzie, kt rzy tego bezvłzględnegomordercę mająza symbol pokoju.

Słaby gołąb na gzymsie rozrzuc7ł skrzydła. Gł wkamu zwisa. Silny gołąb cały zebrał się w sobie' Dobija.Cios. Jeszcze jeden. WaIi z całych sił' Czubek dzioba maczerwony od krwi. R b swoje, na mnie czas. Do toalety.Na ściśle tajną operację.

-1 VilID,.r.- się nie tracić czasu. Gdy ubezp ieczam kogośw RFN, rozmyślam' jakby tu samemu rozgryżć niemiec-kie tajemnice. Jeżeli jestem we Włoszech, analŻuję mo-żliwe dojścia do włoskich sekretnych plan w. We Wło-szech rnoŻna teŻ zvłerbować Amerykanina, Chlilczykalub Austriaka. Szukam takich, kt rzy mają dostęp dolnformacj i wagi p aristwowej.

Wr ciłem właśnie z Bazylei i składam Nawigatorowiraport z przebiegu operacji. Zamvyczaj melduję sięu Pierwszego Zastępcy, ale dziś przyj{ mnie sam szef.Pewnie byla to bardzo ważna akcja. Korzystając z oka-

237

Page 126: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

zj|, przedstawiam Nawigatorowi moje propozycje, ja!<wejść w posiadanie ściśle tajnych dokument w dotyczą-cych systemu Floryda. Floryda to system obrony po-wietrznej Szwajcarii' Sam w sobie jest tylko małą cegieł-ką ale z taklc}r cegiełek zbudowany jest system obronypowietrznej USA. Jeżeli uda się nawiapać znajomość zeszwajcarskim sierŹantem, amerykariski system :ukaŻesię nam w now5nn świetle...

Nawigator utkwiłwe mnie ciężkie spojrzenie. W oczachoł w, nic więcej. Spojrzenie byka, sycącego wzrok wido-kiem młodziutkiego toreadora, nim weźmie go na swepotężre rogi. od tego wzroku mąci mi się w głowie. Zdo-łałem juŻ zebrać nazwiska i adresy oficer w z punktudowodzenia obrony powietrznej Szwajcarii, wiem też, jakrrawiryać kontakt z sierżar em, ale od tego morderczegospojrzenia gubię wątek i zapominam całą logiczrrą kon-stnrkcję molch wywod w:

- Postaram się to zrobić..'Mi|cąr._ Przj'gotuj ę szczeg bry raport...Ml(czy.Wcląga w rlozdtza metr sześcienny powietrza, wJrrzu-

ca z siebie:- Do ubezpleczania!IUb,ezp1eczarie jest dla wywiadowcy tym, cąrm mi d dla

muchy. Niby bez ryzyka, słodko, a wydostać się nie moż-na' Skrzydełka zlepione - zdechnieszw tej słodyczy. Tlkoten będzie prawdziwym wikingiem, kto potrafi stę !vy-młać z pułapki. Na prz5lkład Żenia-konsul. Wylądowali-śmy w Wiedniu w tym samym czasie. Dostaliśmy po trz1rmiesiące rrarozponlanie miasta: mamy być lepsi od wie-de skiej policJi. Po upływie tego okresu - egzamin. Co sięznajduje na Luegerp|atz? Dziesięć sekrrnd na zastanowie-nie. Nazwy sklepik w, hoteli, restauracji, przystanki auto-busowe, jakie konkretnie - wszystko po kolei. Szybciej!A może w og le nie ma tam ani jednego hotelu? SzybcĘ,szybciej! Znać miasto lepiej niż tutejsza policja! Jakie rrliceprzectrnją Taborstrasse? Szybciej! Ile przystank v/? Ileskrą4ek pocztowych? Gdyby jechać w kierurrku... co bę-dzie po lewej? Co? Co? Jak? Jak? Jak?

238

ATWARIUM

Zda7iśmy egzaminy za drugim podejściem. Nie zdaszza trzec7m - cofną do Zwiapku. Zaraz po egzaminachrzucono mnie do ubezpieczania, a Żenię nte. Łażąc pomieście poznał jakiegoś machera, handlującego pasz-portami: podrabianymi, czystyml blankietami albo zwy-czajnie skradzionymi turystom. Ęła to spora gratka dlal. Wydziału' kt ry hurtem skupuje wszelkie dyplomy,prawa jazdy, ksiĘeczki wojskowe. Nikt ich ponownienie używa, służą ty|ko za wzorce, niezbędne do produ-kcji własnych fałsąywek. Wszystkie te papiery nie ucho-dzą, rzecz jasna, Za rzecz wielkiej wagi, a ich zdobywa-rlje zanajvłyŻsząklasę pracy agenturalnej. Ęle że mnieskierowano do ubezpieczaiia, a żreruę nie: rrtech zała-twia te zakichane paszporty. P ki kręcił się wok ł pasz-port w mial teŻ sporo czasu na inne tzecTy, rie zmar-nował okazji. Tu kogoś poztuał, tam z klmś pogadał.Wtedy też skierowano mnie do ubezpieczarllajego ope-racji, do osłaniania mu ogona. Po jego kolejnych spot-kaniach odbierałem od niego jakieś teczki i woziłem doambasady. JeŻeh kogoś areszĘą przy weJściu do bu-dynku, to mnie, a nie Giennadija Michajłowicza. On maręce czyste. Z czaserl: wciągn{ się w jakieś poważniej-sze sprawy. Idzie na operację, a pięciu albo t siedmiuchart w ubezpiecza go' Po roku awansował przedtermi-nowo na podpułkownika. Ęlko dwa lata chodził w sto-pniu majora.

Nie jestem zawistny. Nlech ci się, Żrcnia wiedzie jaknajleptej. Powodzenia| JateŻ, stanrszku, zostanę nieba-wem wtkingiem.

Ósma wiecz r. Spieszę do domu. Cztery godziny snu,a potem w teren, na ubeąrieczan1e.

...Nawigator uśmiecha się do mnie, po raz pierwsąr odwlelu miesięcy'

- Nareszciel Zaulsze wiedziałem, Że potrafisz znależćsamodzielną drogę. Jak go poznałeś?- Przypadkiem. Pracowałem w ubeąrieczaniu, w Inns-

brucku. W drodze powrotnej postanowilem poszukaćskrytld' tak, na wszelki wypadek. Zatrzymałem się przyBzosie, znalazŁent odpowiednie miejsce, chcę już wracać...

'T

Ill

I.llr

239

Page 127: Wiktor Suworow - Akwarium

rTWIKTOR STIWOROW

nic z tego. Tylne koła buksująna mokrym poboczu. Ztyh)skarpa' więc sam za rljc nie ruszę. Stoję przy drodze,macham, wszyscy pędząprzed siebie. W pevrnej chwilizatrzyrnlĄe się Fiat. Kierowca jest sam. Pom $ mi po-pchnąć samoch d, wydostałem się z błota, a]e za ostroprzygaznwałem i ochlapałem go od st p do gł w. Przepro-siłem, chciałem dać mu butelkę whisĘ, ale w ostatrriejchwili zmieniłem zdarrie.,,Proszę mi wybaczyQ powiadam,moŻe wejdziemy do restauracji. Wyczyści pan ubranie'przekąpimy. Stawiam kolację.''

_ Zgodził się?- Tak.- Ętał' kim jesteś?- Nie' zapytał tylko' gdzie mieszkarn. Powiedziałem'

że w Wiedniu, co dziś jest zgodne z prawdą.- MiałeŚ dyplomatyczną rejestrację?- Nie' Pracowałem w ubezpieczarl7u. Cudz5rm wozerr-;.'Nawigator obraca w palcach wizyt wkę. Nie może się

nacieszyć. 'Otto Velara. Inżynier''. Rzadko kiedy generałGRU ma w ręku taki skarb. otto Velara! Istna złotaŻyła.Nie wszyscy doceniają Wochy jako ojczyznę genialnychmyślicieli, ale z pewnościąnie naleĘ do nich GRU. GRUwie, że Włosi mają głowy do genialnych wynalazk w.Mało kto dziś pamięta, Że przed wojną Wochy wzniosłysię na niesłychany poziom technologiczrrcgo rozwoju.Walczyli niespecjalnie i to właśnie przyćmiło wloskieosiągnięcia w dzLedzirie techniki militarnej. Ale ich zdo-bycze, zlxlłaszcza w zakresle lotnictwa' okręt w pod-wodnych, szybkich kutr w torpedowych były doprawdyzdumiewające. Pułkownik GRU'Lew Maniew7cz przedwojną przerzucił do ZSRR całe tony dokurnentacji tech-nicznych najwyŻszej wagi. Włochy _ zapoznany geniuszwojenno-morskiej technologii! GRU wie o tym doskona-le. otto Velara! Inżynier!

- Myślisz, Że nie jest podstawiony? - Nawi$ator samnie wierzy w podobną możliwość, ale jest zobowiązanyzadać to pytanie.- Wykluczone! - zapewniam żarliwie. - Sprawdzali-

śmy go' Grupka kontroli radiowej też nie zauwaŻyłaniczego podejrzanego.

240

AKWARIUM

- Nie gorączkllj się. W takich sprawach trzeba zacho-wać zimną krew. JeŻeli nie jest podstawiony, to trzebaprzyznać, że ci się poszczęściło.

Ęle to wiem i bez niego.- No dobra - m wi Nawigator. - Na wszelki wypadek

przygotuj natychmiast kwestionanusz. Zdąirysz na jutro?- Nocą pracuję w ubezpieczariu.Skrzywił się. Potem zdj{ sfuchawkę telefoniczną i nie

wykręcając Żadnego numeru m wi:- Wpadnlj.Wchodzi Pierwszy Zastępca._ Trzeba by na jutro znaleźć zastępstwo dla Wiktora

Andriejewicza.- Nie mam nikogo, towarzyszu generale.- Zastan w się.- Chyba że Giennadija Michajłowicza?- Konsula?- Tak.- Dawaj go do ubezpleczania. Niech pobiega trochę

z chartaml, bo coś ostatnio zadziera nosa. Wiktora An-driejewicza zvłolrisz ze wszystkich operacji w terenie.Kroi mu się bardzo ciekawy wariant.

DIXl o dw ch dniach nadeszła szyfr wka z odpowiedzią.Nawigator nie ma najmniejszej chęci rozstawać się z ot-to Velarą z ftrmąbudującą zdumiewająco szybkie i po-tężne okręty wojenne. Nawi$ator nie ma ochoty czytaćmiotrzymanej depeszy. Po prostu ptzekansje odpowiedźAkwarium: ,,Nie". Szyfr wka nie podaje powod w.W każdym razie kr tka i zdecydowana odmowa oznacza,że lm j znajorny figuruje w centraln1rm komputerze GRU.Gdyby nic nie było o nim wiadomo, odpowiedź byłabypozytyvnea: ,'Spr bujcie''. Szkoda. Szkoda tracić takiegoclekawego gościa. A Dow dca pewnie użala się nademną' może po raz pierwszy. Widzl, Że za wszelką cenęchcę zostać wreszcie wikingiem. Nie ma wcale ochotyponownie wclskać mnie między charty. Milczy. Wiemdoskonale, Że tam właśnie najbardziej brakuje ludzi'

24r

Page 128: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR suwoRow

- Towarzyszu generale, jutro pracuJę w ubezplecza'niu. Czy mogę się odmeldować?

_ Idź. - I nagły śmiech. - Wiesz, nie ma tego złego, coby na dobre nie wyszło.

- W moim prąpadku jest raczej na odwr t.

- Właśnle Że nie. Zabronili ci dalszych spotkari, toŹ|e. Tle że skarbnica naszych doświadczeri wzbogaciłasię o jeszcze jedno ziarenko.

-??- Wpadłeś w tarapaty i tylko dzięld temu zawarłeś

znajomość z ciekawym człowiekiem. W naszym fachunajtrudniejszy jest piet.wszy moment, nawią2anie konta-ktu. Jak podejść do faceta? Jak ząalć rozmowę? Jakutrwalić znajorność? Na przyszłość gdy Lylko ntajdzieszlnteresującego dla nas człowteka, ładuj się samochodemw jego pojazn. W ten spos b pierwszy kontakt masz za-łatwiony. Weź od niego adres. Przeproś, zaptoś na kieli-cha. Czym się pan interesuje? MoneĘf? ZnaczW? Mamjeden ciekawy egzernplarz...

- Towarzyszu generale, zgadzac7e się płaci zatozbiltesamochodf - pytam rozbawlony.

_ Zgadzam się - odpowiada z powłżnąminą.

t"

;{

fr'

Rozdział 11

-rrUzu1ę, jak z każdym dniem coraz bardziej lrzęznęw bagnie drugorzędnej agenturalnej har wki, zapadamsię' tracę wszelką swobodę ruchu' Już stę nie wyrwę'

Murarz na budowie potrzebuje do pracy trzech pomoc-nik w: Jeden miesza zaprawę) drugi podaje cegły' trzeciw miarĘ potrzeby rozfupuje je na poł wki. W agentural-nym zdobyvaniu tnformacji trzeba zrraczllie więcej po-mocnik w, a nikomu rrie chce się mleszać zapraury,kaŻ-dy pragnie od początku by murarzem. Mistrzem moŻeszzostać dopiero, gdy wykłŻesz się, że sam jesteś niegorszyod innych mistrz w, a możr, nawet lepszy. A jak to zro-bić, skoro ubezpieczanie pochłania cały czas, noce, nie-dzlele, święta?

Towarzysz Nikołaj Wiktorowicz Podgorny, radziecki pre-

dostę1ru donle, za to cigator podle

243

Page 129: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

Sżabu Generalnego, szef Sztabu podlega KC. Ambasado-rowie, prezydenci - to tylko karnuf7aż.

Do diabła! Skoro prezes, choćby nawet lipny, znlkap ł dnia go wspomirrajążeli ja pewnego dn7a za-

IIWr"r*.raJem pod stołem zmęczor'enogi. JeSt mi do-brze. Tak tu cicho i przytulnie. ż:eay tylko nie zasnąć.Jestem zmordowany. Cicha melodia. Siwy pianista, nie-wątpliwie dobry muąrk, teŻ zntużony jak ja. Przymlorsoczy' jego dfugie' zwinne palce tariczą po klawiszachfortepianu' M głby grać w najlepszej wiederiskiej orkie-strze, a produkuje się w wiederiskiej kawiarni .Schwar-zenberg".

Cry znacie kawiarnię ,,Schwarzenb erg,,? szczerze po|e-cam. Jeżeli macie cięŻką, wyczerpującąpracę, zmęczone

liku. Podczas upał w wiedericzycy siadają na świeĄlmpowietIzu. Przyjemnie, ale to nie dla mnie' Ktoś m głbymnie obserwować z oddali. Zawsze wchodzę do środka,skręcam w prawo i zajmuję miejsce w rogu' przy wiel-kim oknie, zasłoniętym ptzeztocąrsĘrmi biał5rmi firanka-mi , kto wchodzi na salę.Cz Schwarzenbergplatz.Dz

Dobrz-e mi samemu w tym przytulnym miejscu. Lustraw seces54'nych ramach. Abstrakcyjne obrazy. puszyste dy_wany. Dębowa boazena' Cicha melodia. Aromat kawy po-budza i uspokaja zaraz.err. Gdybyrn miał własny pałaryk,zam wiłbym sobie takie właśnie ściany, na nich rozwlesił-bym te dekadenckie lustra i obraz5r, kazałbyrn postawićfortepian, zaprosiłbym tego stanrszka pianistę, a sam sie-

Z wyciągniętymi nogarni i po-am wrażenie, że gdzieś już tęmi się' Że widzialem już te

244

'TAKWARIUM

obrazy na dębowych ścianach i te malutkie stoliki. ocry-wiście, Że widzialem. Natura]nie, pamiętam te tagodnyaromat i czarującą melodię. Tak, wszystko to jllŻ widzla-łem. Dawno, kilka lat temu...

Było wielkie, piękne mlasto, cichy plac z tramwajowy-mi szynami, duŻe okna kawiarni. Na placu, tuż kołokawiarni i białych stolik w stały trzy brudne, zdroŻoneczołgs z szerokimi białymi pasaml*. Stały w ciszy. Byłoupalne lato. Wielkie okna kawiarrri otwarto na ościeżi piękna rnluzyka spokojnie, jak leśny strumyk, sączyŁasię na zewnąttz. Nie wiedzieć czemu zupełnie wyrłźniewyobraziłem sobie trzy błotem oblepione czołgi z biały-mi pasami na Schwarzenbergplatz.

Czołg ma osobliwy zapach. Nie spos b go pomylićz Żadnyrn innym. Lubicie zapach czołgu? Ja przepa-dam. Zapach czołgu kojarzy się z metalem, super?o-tężnymi silnikami, polnymi drogami, z lasami i świeŻątrawą, z przestrzenią i mocą; upaja, jak zapach winai knyi. Ten zapach nagle odurza mnie w cichej wiederi-skĘ kawiarence. IV,!'ajaczą mi się tysiące zabłoconychczołg w na ulicach Wiednia.

Kipi miasto ogarnięte strachem, a na ulicach dudntąnieskoriczone kolumny czołg w' Z wąskich ll|iczek, zzazakręt w wyłaniają się wcią! nowe i nowe pźrncerne di-noza:.rry. Wzy zmiarie bieg wbryzgajączarnym dymemt płatami sadzy. Zsrzyt i łoskot. Iskry spod gąsienic.Czarne osmolone tllłarze Żołrierzy. Czołgi na mostach,przed dworcem, przed wspaniałymi pałacami, na szero-kich bulwarach i w wąskich uliczkach. Wszędzie czołgl.Starzec z rozlxłianąbiałą brodą krzyczy coś i wymachujepięścią' Kto go usłyszy? Nie przekrzyczy ryku dieslo-wskich silnik w. 7-ap źno, staruszku. Kiedy po chodni-kach walą podkute buty, kiedy wokoło słychać zgrzytl łomot niezliczonych czołg w _ za p źno na krzyk. Trze-ba strzelać albo milczeć. Miasto wre. Miasto spowite

* Na wszystkich pojazdach bojowych uczestniczących w operacjiDunaj (lnterwencja w Czechosłowacji 1968) wymalowano szerokleblałe pasy' aby można je było odr żnić od tego samego t)pu sprzętu'należącego do armii czechosłowackiej lprzyp. tłum.|.

Page 130: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

dymem. Gdzieś strzelają. Gdzieś krzyczą. Swąd spalonejgumy. Zapach kawy. Z-apachkrwl. Zapach czołg w.

Chyba zwariowałem. A może to nie ja, to świat osza-lał. Szalericami są ci, co na swoich brudnych czołgachwdzierają się do pięknych spokoJnych miast; szalerica-mi są ci, co w7edzą że wcześniej cTy p źniej te czoĘiwtargną na Schwarzenbergrlatz i nic nie robią aby te-mu zapobiec. Do diabła, a co ze mną? Gdzie jest mo-je miejsce? Byłem juŻ wymłolicielem. Nigdy więcej. Corobić? Uciec?! Będę Ęł w tym zadzlwiającym świecienaiwnych i beztroskich ludzi. Będę siedział w kaMarniz wyciąginiętymi nogaml i podpartym pollczkiem. Będęshrchał czarującej melodii. Kiedy zjawiąslę czołgi zb1a-łymi pasami' będę razem z tfumem krryczał i wgraŻałpięścią. Źteuyć bezradnym obywatelem kraju, po [t re-go drogach ze zgrzytern i hukiem sunąpancerne kolum-ny wyzwolicieli. A czyŻlep(ej być wyzwolicielem?

7mZ-lniknĄ radziecki ąttachć woj skowy w Wiedniu . Ptze -padł. Wyparowal. Wywieziono go do domu, do Zwia7ku.

"Ewakuowano", jak to się u nas m wi. Ewakuacja oflce-r w GRU i KGB następuje z powodu taŻących błęd w'nier bstwa lub podejrzertia o niedozwolone kontakty,czy teŻ o zarniar ucieczki.

Nie mam pojęcia' za co ewakuowano attachć wojsko-wego. Takich rzecz\r r'igdy się nie m wi. Znknal. Prue-padł. Wfiechał na urlop i nie powr cLł' Zwlapek Radzie-cki to duży kraj' moŻrla się zgubić.

Jego zielonego Mercedesa przejął w spadku pułkow-nik Cwietajew, nowy attachć wojskowy. Chodzi napu-szony, ma się zanacze|nIka' Sąsiedzi z KGB sąprzeko-nani, Że to on jest Pierwszym Zastępcą. Jednakw GRU'jak w każdej tajnej organŻacji, oficjalnie zajmowanestanowiska nic nie znaczą' Mamy własną hierarchię.Tajną. Zakonspirowaną' Niewidoczną dla świata.

Paraduj sobie, pułkowniku'strugaj ważriaka. Ale uwa-żaj, już wkr tce Nawigator wezwie cię na dywanik' abyw zaciszu swojego gabinetu łagodnie poinformować, ż,enIe

246

AKWARIT'M

podlegasz bezpośrednio Jemu osobiście anl Pierwszemu7-astępcy,ariteżŻadrrcrl:luzezvlyczajnychzastępc w,leczpo proshr kt remuś znemuzwiking w. Motant. Oficjalnie nadaldłonie, a tw j asystent w stopniu majora albo podpułkow-nika będzie nosił za tobą teczkę. Ę Mercedesem, on For-dem. Ale to tylko oficjalnie, a strona oficjalna naszej dzla-łalności nie oĘrywa Żadrrcj roli. Szef mafii może w cią ludnia udawać kelnera, co wcale rtjre ozrtacz4 że dyrektorrestauracji ma większą od niego władzę. w GRU obowią-zuje ten sam system. SzarŻe, pełnione funkcje - to wszys-tko Ęlko rn pokaz. Butaforia. Prąrw dc w i najbardziejutalentowarrych oficer w zawsze wycofuje się na dnrgiplan, wystawiając na proscenium r Żnychpyszalk w. Zakulisami obowiąpują nas własne rang, własne szafirc'własna skala wartości. Ttr, za kulisami' wiking rozkazlĄechartom, trz5rma je za gardło. Wiking zdobywa tajne infor-macje, llzebago ubezpieczać.Tw j pomocnik już się wybiłna wikinga, w zaś, pułkowniku' p ki co jesteś chartem:Pimpęk, Azorek. Będziesz jeŹdz\ł zielonym Mercedesemt osłairiał operacje swojego pomocnika - Zabłahe uchybie-nia major wyśmieje cię pubticzrrie w obecności całej ekipyoperacyjnej .7apoważne błędy wsadzi cię do pudła. To onbędz1e ci wystawiał opinię, tw j los spocąrura w jego rę-kach. Jeden fałszywy krok - i przepadłeś, wyparowałeś.Ewakuacja. Tak było z twoim poprzednikiem. Pamiętaj' zatrzy miesiące egzamlrr z'e zrtajorności miasta. Masz zrlaćWiederi lepiej nżwiederiskapolicja! Sto pytan. Musisz daćsto prawidłowych odpowiedzi. Błędna odpowiedź - to błądw ubeąriec?Anilr, w akcji. To wpadka, skandal' komisjaKC, konwejer' więzienie. Jeżeli, pułkowniku, zdasz elza-mirr, czeka cię ubezpieczanlle'Będzhesz osłaniał ogony. Bezurlop w. Bez nLedziel i świąt. Bez wytchnienia.

TIVLsbrieją dwa rodzaje ubezpieczania agenturalnego: beąto-średnte i og tne. T\rm razem całanaszadzięlnarezydenfurauczestriczy w akcji bezpośrednlej' Wszyscy bez wyjątku.

247

Page 131: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

Ubezpieczanie koordynuje sam Nawigator. og lną ase-kurację zapewrriają ambasador ZSRR i konsul generalrry.T}rm razem r wrieŻ nie mająpojęcia, co się święci. Zrtowudosta]i szyfr wkę zKC, cry|iz.krstancji": obstawiać, osła-niać, bronić własną piersią. Jęzr|i my, ubezpieczarie bez-pośrednie, dopuścimy się blędu, ubezpleczarlie og lne po-stara się odgrodzić nas zasłonąd5rmną. Ambasador zkon-sulem mają wtedy podnieść wrzawę, zarzucać austriackiejpoticji potwarz i prowokację, absolutnie wszystkiemu za-przeczać. Mająbezcznlnie patrzeć w oczy odgrywając nie-winnych, gronć pogorszeniem prĄanrych stosunk wi koricem odprężenia, przy1romnieć, żr Armia Czerwonabezinteresownie wyzwoliła Austrię, przypornnieć ofiarywojny i zbrodnie naztzrnu. To ich zadarie. Po to są byw razie błędu z nasz.ej strony osłaniać odwr t.

Na razie nie zrobiliśmy żadnego fałszywego kroku. Narazie wszystko tdzie jak po maśle. operacja, kt rą pro-wadzimy' wymaga zgranej wsp Ęracy kilku rezydenturi wszystkich oficer w operacyjnych z tych plac wek:przez Austrię jedzie silnik czołgowy.

Jak na razieprzemierzył już kilka kraj w. Tranzytem.Rzekomy punkt docelowy: Turcja. Jakoby. Austria - toostatrri trudny etap tej złoŻonej podr Ę. Stąd silrrik po-jedzie na Węgry' po czym raptownie zmieni marszrutę.

Silnik czołgowy waży l,5 tony. Nasi wikingowie zwę_dzili go w jakimś kraju i przerzucLllprzez granicę jakozupeheie niewlnne urządzenie. Podr żuje już dość dłu-go, przekroczył kolejne granice, zakażdyrn tazerrr zmie-niając nazwę,jak nielegalny agent GRU' kt ry w drodzeraz po raz ztnieria tożsamość.

Teraz kontener z silnikiem znajduje się na terytoriumAustrii. W papierach figuruje jako ,,eksper5rmentalnyukład zasilania drenażowych system w irygacfinych''.Kraje Azji i Afryki głodują! Przepuśćcie ,,eksperymental-ny układ zasilania''! Niech wreszcie biedne kraje rozwią-Żą dratnatyczny problem braku Ęurności!

Nerwowa praca' cfuęŻka. Kto ni$dy nie miał okazJltnrdnić się przesyłaniem potężnych ładunk w przezgranlce paristwowe, ten nie ma pojęcia, ilu biurokrat wuczestricąl w taktej procedurzel Zko|eIGRU musi mieć

24a

AKWARTUM

absolutną pewność, Że Żaden z nich nie podejrzewa,jakie jest prawdziwe przeztaczenie .eksperymentalnegoukładu zasilania". Gdyby jednak kt ryś się domyślił,powinien szybko otrzyrlrać godziwą rekompensatę zaswoją domyślność' aby mu się opłaciło nie wiedzieć,w czymrzecz, Każdego zric}r GRU musi przez caĘ czastranzytu uważnie kontrolować, przynajmniej z oddali.T}m się właśnie zajmujemy.

Na pewno kt ryś znaszych wiking wwierci już dziur-kę na order. Silnik czołgowy! Najnowszy! Nie do kopio-wania, ma się rozumieć. Do zbadania. Tak samo ame-rykar1ski producent samochod w u4yścigowych byłbyzainteresowany najnowszym japo skim silnikiem For-muły I.

Jasny gwint' gdzie m głbym skombinować coś podo-bnego? Ciekawych rzeczy jest cała masa. Czasem nawetnietnrdno je zdobyć. Ale Sfużba Informacji kupuje trzy,czteryjednakowe egzemplarze albo dokumenty w r żnychczęściach świata - więcej nie potrzeba. Żądają czegośnowsizego, czego nikt nie rnoŻe zdobyć. Nleraz proponujeszjakieś rewelacje, lecz GRU odpowiada odmownie: _ D^ę-kujemy, rezydentura dyplomatycr|aw Ttrnisie była szyb-sza. Dziękujemy, już to mamy.

GRU to bezlitosna konkurencja. Utrzymują się Ęlkonajsilniejsi.

zas w|ecze się niemiłosiernie. Mam dziś nocną służ-bę. Jest 2'43' Muszę się przejść, przem c senność'

Prawie wszystkle pomieszczenia rezydentury są po-zbawione okien. W caĘm gmachu w Wiedniu są tylkotrzy. Trueba opuścić wielką salę, przejść hol, dalej poschodach, minąć laboratorium fotodekodażu' dojść dokorytarza C, stamtąd znowu schoda.mi do g ry. Czter-dzieści osiem stopni. Ttr właśnie mamy malutki koryta-rzyk, kt ry prowadzi do mas5rwnych drzwi centrum an-tenowego. Zkorytałzyka wychodzą trzy okna. To miejscenazryarny Newslłdm Prospektem' chyba dlatego' ŻekaŻ-dy z nas, nasiedziawszy się w ciemnościachkazamat w

I

24917 - Akwarim

Page 132: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

rezydentury, stara slę zajrzeć tu na chwilę, by na tychpanr metrach przestrzeri zŁapa , choć promyk slorica.

od nasąlch roboczych pomieszczert dzielą go mury,przegrody, dziesiątki drz'Wi. obowią2uje tu zakaz omawia-nia sekretrrych zagadnier1. NiemnĘ ws4rstkie trzy okrnsą chronione zgodnie ze specjalrrymi przepisami GRU.Z z-ewnątrz riczyrn się nie r Żnią od' zwykłych okien. Takiesame kraĘ' jak w całej ambasadzie. Ale nasze okna sąjakby nieco prąrmglone. Z z-ewnątrz nie można dojrzeć, cosię dzieje w środku. Grubość szyb też specjalna, nie doprzebicia. Poza Ęrm gnrbe szkło znacznie słabiej wibnrje.Więc gdyby nacelowano nari silne źr dło promieniowaniaelektromagneĘczrrego' nie będzie mogło słuĘć za rnern-brarrę. Sryby sprawiają wrażenie niestarannie wykona-nych - tu trochę grubsze, tam trochę cierisze. Na Ęmdowcip polega: wszystkie nier wności zostały komputero-wo opracowane i ktoś nawet dostał nagrodę za pomysł.Gdyby przeciwnikom pr4lszło do głowy wykorz3lstać flaszeszyby w charakterze membrany' to nier wne szkło chao-tyczrrie rozpraszając padającą wiązkę promieniowaniauniemożliwiłoby naleĄĘ odbi r modulowanej drganiamifali. Lufcik w oczywiście nie ma. System wentylacfiny teżjest specjalny, chroniony' mało wiem na ten temat. Jednopewne: okien do tego celu się nie używa.

KaŻde okno ma potr jną szybę i ramy z metalu. Pomię-dzy poszczeg lne elementy ram włożono miękkie uszczel-ki, r wnież w celu zmniejszenia wibracji. Szyby wewnętrz-na i zewnętrznaryglądająjak zwykłe szkło, ale wystarczyprĄrzeć się wewnętrznej, by zauwaĘć, że Żadna z nichnie jest płaska' Wszystkie szyby sąlekko zgięte,ktżdamainny kąt nachylenia, teżwyliczony komputerowo. To r w-nież shlĘ uniemożliwieniu podsfuchu. Mury, rzecz jasna,chronione sąjeszcze lepĘ. Zwhaszcza tam' pod ziemią.

Za oL<nami - nieprzenikniona noc. Wiedziałem o t5rm.Przyszedłem tu tylko po to, żeby pochodzić.po schodachi korytarzach. Jestem oficerem dyżurnym i nie mamprawa zasnąć.

Cała nocna zrriana pracuje praktycznie bez mojegoudziafu. Grupa TS na okrąglo' przez całą dobę prowadzinasfuch i dekodaż depesz wojskowych i rządowych. Gru-

250

AKWARIUM

pa kontroli takŹe prowadzi nasfuch, ale to zupekrie inrraspravra. TS pracuje dla Sh"lżby Informacji GRU, zdobyvaszczątkowe dane, na podstawie kt rych punkt dowodze-nia i centralny komputer bezustannie modeĘą obraz sy-tuacji w świecie' Grupa kontroli radiowej ma inną, choćnie mniej odpowiedzialną funkcję' Pracuje wyĘcznie narzecz naszej rezydentury. Radiokontrola śledzi działalnośćwiederiskiej policji. Jest na bieŻąco zorientowana, co robipolĘa' kogo inwigilują jej cywilni agenci. Radiokontrolazawsze może powiedzieć, że dziś śledzih oni pod dworcemJakiegoś podejrzanego Araba, awczoraj wsąrstkie sity po-licfne brały udział w osaczarriu grupy handlarzy narko-Ękami. Bardzo często nie spos b roz.szyfrować poczynapolicji, ale nawet w takiej sytuacji grupa kontroli radiowejrr:'oże z wielką dokładnością ostrzec, w jakim rejonie mia-sta ma miejsce tarńezrozumiała aktyvrność.

opr cz grup nasfuchu nocny dyŻur mająteŻŁączno-ściowcy i szyfranci' ale nie mam prawa wtrącać się dolch pracy. Po co więc sterczę tu przez całą noc? Tokonieczne. Przecież pracuje kilka gnrp, niepodporząd-kowanych sobie wzajemnie. To znaczy, że ktoś musistać nad nimi. Dlatego dyżurujemy po nocach'

Jestem nnyczajnym oficerem operacfinym, nie mamszczeg lnych zasług' ale w ich oczach stanowię uoso-btenie władzy. Nieważne, czy jestem wiking czy chart.Należę do wyŻszej kasĘ' Zdobywam informacje, stojęwtęc wyżej niŻ ci' kt rzy nie mają bezpośrednich konta-kt w z cudzoziemcami. Dla każdego z rljctr, niezafeŻnieod wojskowego stopnia, zostać oficerem operacsnym toplękne, lecz nieosiągalne marzenie.

- Wiktorze Andriejewtczu, kawki?To Borys, trzeci szyfrant. Nudzi się, nie ma nic do

foboty. Gł wny odbiornik milczy' w odbiorniku radio-stacji agenturalnej cisza.

- Tak, poproszę.Zarn7erzałem skoriczyć opis znal.eziollych przeze lr-;rn7e

lądowisk dla brygady Specnazu 6. Gwardyjskiej ArmiiPancernej. Na polecenie GRU wyszukałem trzy odpo-wlednie miejsca. Na wypadek wojny. Ale gdy Boria wy-|ezte ze swojej dziury, nie ma co marzyć o dalszej pracy.

25t

Page 133: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

- Cukru?- Nie, Boria, dziękuję' Nigdy nie słodzę.Boria jest żarliwym czcicielem bogini Wenus. Wszyscy

szyfranci GRU i KGB' rozproszeni po świecie składająjej hołdy. Boria lvrc, Że mam masę roboĘ, krąży wok łmnie, usiłuj ąc odciągnąć moj ą uwag ę od przyszłej wojnyi skierować na kwestie bardziej pasjonujące.

- Wiktorze Andriejewiczu!- Co takiego? - nie odrywam się od zeszytu.- Kurierzy przywieźli nowy wierszyk.- Świr1ski, ma się rozurnieć?- Innych nie zbierają'- Pies ci mordę lizał! Powiedz sw j wierszyk.Boria odchrząJ<naJ., przyjł pozę rec5rtatora:

Gdg po rosie łażę'obmgtua mt nogę'I o jedngmmarzę:Bez dupg _ nie mogę!

_ To juŻ' Boria' dawno słyszałem.Zmarkotniał, ale tylko na moment:- Mieliśmy w Leningradzie takiego jednego cierpiętni-

ka. Poeta pełną gębą:

Le ning r adzie, Lening r adzie !

Miasto moich sn u!Wszgscg Ludzie - bladzie.A jajestem zuch!

Nie da mi spokoju. A nie mogę psuć sobie z nim sto-sunk w, bo co prawda szyfranci to n1ższa kasta, ale zato są najbliżej Nawigatora, jak wierni lokaje. Nie mamochoty zagłęblać się w jego poezję, a|e też byłoby nieroz-sądne przerwać mu w p łzdania' Lepiej sprowadzić dys-kusję na inny temat:

- Służyłeś w sztabie Leningradzkiego okręgu?- Nie, w Ósm5rm Wydziale sztabu 7. Armii.- A potem?- Potem prosto do Watutinek.

252

AKWARIUM

- Ho, ho!Watutinki to otoczone ścisłą tajemnicą miasteczko pod

Moskwą. Centralna stacja odbiorcza GRU. Tam wszys-tko jest tajne, nawet cmentarz. Watutinki to istny raji podobnie jak prawdziwy bibtijny raj posiada jedną nie-dogodność: nie ma stamtąd wyjścia. JeŻeli ktoś traJi doWatutinek' może być pewny, Że będzie pochowany natamtejszym tajnym cmentarzu.

Zdarza się, że kt ryś ze szczęściarzy z-amkniętychw tym rajskim zakątku zostaje oddelegowany zagralicę.Jednak jego irycie wcale nie jest przez to bardziej uro-zmaicone' Wszyscy sąrfranci zatrudnieni w rezydentu-rze mają ściśle :uqtzrraczofle stresl, w kt rych wolno imsię poruszać. KaŻdy ma własną. W przypadku Borii jestto szesnaście pokoi, łącznie z tym, w kt rym mieszka,wielką salą, gabinetem Nawi$atora i jego zastępc w. Da-lej nie ma prawa wysunąć nosa' opuszczeriewznaczo-nej streĄl jest przestępstwem. }lm bardziej opuszczenieambasady. W tej strefie Boria spędzi dwa lata' po czymzostanie odwieziony do Watutinek. Do żony Boria niejeździ. Jest przewoż-ony. Pod eskortą. Ale Boria jest za-dowolony. Większość z tych, kt rzy wylądowali w Wa-tutinkach, w og le nie opuszcza graric miasteczka.A przecież i oni Są szczęściarzami' w por wnaniu z ty-siącami szyfrant w' służących w sztabach okręg w, floti armii. Dla nich Watutinki są Ęlko pięknym, riezisz-czalnSrm marzeniem.

- Wiktorze Andriejewiczu' opowiedzcie, proszę, cośo prosĘtutkach. Już wkr tce WTacam' W Watutinkachchłopaki mnie wyśmieją: byłeś w Wiedniu i nie przywio-złeś Żadny ch opowiastek.- Boria, nie mam zielonego pojęcia o prostytutkach. -

Ręczę głową, Że Borla nie prowokuje mnie na odg rnepolecenie, po prostu jest ciekaw. Szyfranta wracającegoz wielkiego świata do Watutinek ocenia się wyłączniewedfug jego repertuaru na tematy seksualne. Ws4rscywiedzą, że w ambasadzie miał bardzo ograniczony terenporuszania się, czasem tylko pięć pokoi' KaŻdy rozumie,że te jego historie to czysta bujda, Żę żaden oficer opera-cyjny nigdy nie pozwoli sobie na takie zvłierzenia, nile-

Page 134: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

mniej w Watutinkach zdolny gaulędziarz nie ma ceny,jak b ajarz wśr d niepiśmiennych.- Wiktorze Andriejewiczu' no proszę was, opowiedz-

cle o prosĘtutkach. Co, tak zvtlyczajnie stoją na ulicy?A jak ubrane? Wiktorze Andriejewiczu, wiem, że się donich nie zb|iŻacie, ale jak one wyglądająz daleka?

Przed l 945 rokiem Ę cie szyfrant w wyglądało zupeł-nie inaczej' Cieszyli się nieograniczortą swobodą. Mieliprawo poruszać się po gmachu ambasady, czasem mo-Eli ją nawet opuszczać. Z obsta:wą, ma się rozumieć.Byli jednak wolni. Na święta mogli jechać do Watu-tlnek, a po roku służby przysługiwał im mlesięcznyurlop.

Taki system pracy stwarzał szyfrantom wiele pokus.We wrześniu 1945 roku Igor Guzenko, szyfrant w am-basadzie radzieckiej w Ottawie, skorzystał ze sposobno-ści-iwybrałwolność.

Ucieczka Guzenki była dla zsRR szokiem, por wny-walnym z wybuchem II wojny światowej.

W owym czasie, podobnie jak dziś GRU swoje operacjew5rmierzone w dany kraj prowadziło z terytorium innegokraju' Kanadyjska ekipa GRU miała na celowniku USA.Pod koniec II wojny światoweJ rezydentura w ottawieodniosła ogromny sukces' Rezultaty były tak zdumie-wające, Że rla czele Akwarium musiał na pewlen czasstanąć pierwszy zastępca szefa GRU, bowiem sam szefosobiście kierował Pracą rezydentury w ottawie. W apo-geum tej operacji Igor Guzenko zwr c1ł się do władzkanadyjskich o azy| poliĘczny. Zach d dowledział sięze zdumierliem, że Moskwa jest już w posiadaniu pla-n w amerykariskiej bomby atomowej.

Dla szyfrant w nastały ciężkie czasy. Wszelka pr baucieczki stała się nie do pomyślenia. Przewidziano naj-bardziej karkołomne warianty: $dyby samolot wiozącyszyfranta stan{ nagle w płomieniach i zacza}. spadać,szef eskorty rna rozkaz zastrze|Ić swojego ',podopieczne-go". Podobnie kurier dyplomatyczny: gdyby w sytuacjizagroŻenia uznal' Że za'wartość kontenera może dostaćsię w niepoŻądarrc ręce, ma polecenie złarnać pieczęciei wcisnąć czervyony guzik.

254

AKWARIUM

i Wiktorze Andriejewiczu, cZ'I to prawda' że łapLą' przechodtl7 w za ręce i zapraszają, by się z nirlJ ptze-spali?

Prostytucja to zaw d, puszczanie się to hobby' Ana-stazja, żona Bori, należy do tej drugiej kategorii. Siedzitrż obok' !łaszcząc mnie po ramieniu. Trzymam ręce nakierownicy i nie mogę jej w Ęm przeszkodzlć. Śmiejącsię m wi, Że to ze strachu przed zdetzeriem z nadjeŻ-dŻającyrn z przeciwka, że po prostu chciałaby mi po-m c. Gdy z przeci:wka nlc nie jedzie, Jej ręka zostaje namoim ramieniu.

Anastazja wielbi Wenus jak jej maŁonek. Ęle, że onsiedzi w klatce, a ona może fruwać swobodnie. Siedztkoło mnie. Ma piękne kolana'

Żony szyfrant w nie mają dostępu do Źadnych taje_mnic, dlatego mogą cieszyć się względną swobodą' Razna miesiąc, nawet częśctej' mają prawo opuścić amba-sadę w towarzystwie raczej niepoważnej eskorty: jedne-go oficera operacyjnego. Naturalnie, nie wolno im prze-bywać poza ambasadą po ztnierzchu ani wchodzić dowielkich supermarket w, skąd mogłyby zostać porwa-ne' Wszelkie rozmowy ze sprzedawcami są zabronlone,zresztą nie mają prawa znać Żadnych język w obcych,więc zmuszone są porozumiewać się na migi.

- Witia. - Nie m wi do mnie "Wiktorze Andriejewiczu"Inl.erozr żnia stopni. Całąludzkość dzieli namęŻczyznt kobiety. Wśr d mężczyzn wyr Żrna dwa gatunki: se-ksualnie aktyrłneych, i resztę. Najwyraźniej zaliczyłamnie do tej pierwszej grupy. - Witia, byliśmyjuż w skle-ple i mamy czyste sumienle. Może zabrałbyś mnie doklna?- Na co?- Najlepiej na jakiś fllm miłosny.- To jest zabronione.- Wiesz, Witia' w Somali mieliśmy Nawigatora: gene-

rał-major Szerstniew, moŻe znasz?.'. kt ry powiedziałml kiedyś: gdy masz pewność, że nikt trzeci się niedowie, rnoŻesz robić to, na co masz ochotę. W przeciw-nym razie życie nie byłoby zbyt interesujące.

255

Page 135: Wiktor Suworow - Akwarium

q'I

WIKTOR SUWOROW

- I co' robiłaś znirn, to, o czyrn nikt trzeci nie wiedział?- Robiłam, Witia.- Ale możemy być śledzeni...- Witia, jesteś oficerem operacyjn1rm, wiesz, jak się

przekonać...

-1 vI\-rierpię na dotkliwy brak wyobraźni. Wielka szkoda.Oficer, kt ry samodzielnie planuje swoje posunięcia, zewszech sił stara się zniknąć w cieniu, wystawiając ubez-ptecz-ające charty na pastwę policyjnych szperaczy. Poli-cja austriacka jest niezwykle poczciwa, ale nawet onatraci cierpliwość. Nie wydalająnas publicznie, to jasne -nie jesteśmy wszak w Wielkiej Brytanii' Niemniej w Aus-tn1 teŻ czasem zdarza się jakaś ekspulsja. Po cichu, bezzbędnego hałasu' Skoro nie potrafisz pracować w Aus-trii, to czyŻrnoŻna wysłać cię do Holarrdii, gdzie policjacałkiem serio traktuje swoją robo!ę a]bo do Kanady,gdzie warunki i perspektylvy dawno juŻ przestały prry-pominać stare dobre czasy?

Każdy wiking pozostaje w cieniu, kaŻdy chart znany jestcałemu światu. Wikirrgowie shrszrrie robią wystawiającnas na sttza]', zasłaniając się nasząnieporadnościąi igno-rancją. Ale i ja zostarrę wlldngiem, na mur! Choćbym miałnie spać całe noce' nlo.jdę dojścia do tajemnic!

Wszystko' czego :uczono nas w Akademii' trąci mysz-ką; chwyty, stosowane co najmnlej od dwudziestu lat,wielokrotnie już wykorzystane do nicze$o nie prowadzą'Nie ma rady, trzeba sz:ukać nowych dr g'

Może to zabrzrlri dziwnie, ale dla rozbudzenia w nastej specyficznej wyobraźri, nieodzownej w działaniachnielegalnych, przestępczych' zrnluszarLo nas do czytaniakryminał w. Chodziło raczej o pobudzenie krytycznegostosunku do poczyna i decyzji innych. Autorzy kr5rmi-nał w, to przecieŻ specjaliści od zabawiania publiczno-ści, a nie zawodowcy od zdobywania tajemnic. Ale jakwykonać zadanie zdobycia nowego typu broni, skoroo tej broni nle wiadomo nic. NIC' Swiat w og le się jesz-cze rtie domyśla' że podobna brori może istnieć. Aprze-

256

AKWARIUM

cież GRU rozpoczęło łowy na amerykariską bombę ato-mową' $dy nikt na świecie nawet nie podejrzewał, ŻernoŻIla coś takiego stworzyć, gdy sam prezydent USA niepotrafił jeszcze docenić jej znaczerlia.

Aby nauczyć nas złodziejskiego podejścia do zdobyvaniainformacji, wożono nas do tajnego dziafu Muzeum Kry-minalisĘki, ul. Pietrowka 38. Moskiewska milicja nie mia-ła' naturalnie, pojęcia, kim jesteśmy. Mrrzeum odwiedzamasa tajnych delegacji z MWD, zKGB, z Kontroli Ludowej,z Komsomofu' diabli wiedzą skąd jeszcze. Wszysry powin-ni rozwijać kryminalny spos b myślenia.

Ciekawe muzeum, nie powiem. NajbardzĘ spodobałami się masz}ma do robienia pieniędzy. Model opracowa-li studenci moskiewskiej Wyższej Szkoły Techniczrreji sprzedali Gruzinom za IO.OOO rubli: potrzebujemy pra-wdziwej forsy, a taką mas4rnę możemy sobie zrobić jesz-cze jedną' Pokazali, gdzie nalewać farbę, spirytus' jakwkładać papier. Zakręcrli korbą- wylatująwspaniałe, sze-Ieszczące dziesięcionrbl wki. Zaden ekspert nie był ichw stanie odr Żrnć od prawdziwych banknot w. Studencilprzedzli nabywc w: nie przeginajcie pały, chciwość gubifrajer w! Nie przegrzewajcie urządzenia' bo filigrany mogąstracić kontrast. Gruzini spakowali manatki' uzięli apa-rat - i do Gruzji. Siedzą wieczorami' drukują pienią|ki'Raptem masz1ma się zacięła. Trzeba było wciągnąć doszajki mechanika. Przyszedł, zdjął wieko - i tylko gwizd-n{. Zrobill was w konia, powiada. Ta masąma nie dnr-kuje fałszywych pieniędzy. W środku było sto prawdzi-wych banknot w. Przekręcisz korbkę - wylaĘe nowiutkadycha. ALe juŻ się skoriczyły. Koniec, szlus, rnc juŻ więcejnie wyskoczy. Gnrzini na milicję. Student w złapano _l po tt4l lata za oszustwo. Gnrzinom - po dziesięć. Zazarn7ar i pr bę robienia fałszywych pieniędzy. Shrsznie:studenci oszukali tylko Gmzin w, a Gmzini chcieli oszu-kiwać nasze robotniczo-chłopskie par1stwo.

Mają ludzie głoury, mają fantazję. A ja co wymyślę?

Page 136: Wiktor Suworow - Akwarium

$li{

AKWARIUM

pułkownikiem GRU, zastępcąNawigatora . T eraz do tegodobranego towarzystwa dołączył kontradmirał Bodnar -zastępca szefa I Zarządu GRU. Przyleciał do Wiedniaw składzie jakiejś delegacji - cywilnej' ma się rozumleć.Delegacja nie widziała go w o$ le na oczy. Ma ważniej-sze sprawy na głovrie.

Całe towarzystwo - generał, kontradmirał i dw chpułkownik w _ z rzadka tylko opuszcza gabinet, siedząjak stachanowcy w kopalni. CzyŻby atakowali nolvy re-kord świata?

Żenia' piąty szyfrant, zanosl lm do gabinetu posiłki -śrriadanie, obiad, kolacje. Wynosi stamtąd pełne tace -na talerzach wszystko zimne, nietknięte; w5mosi stertyfiliżanek po kawie, piramidy niedopałk w. Co slę tamdzieje? żknia, oczywiście, nie ma o tym zielonego pojęcia.Wszystkie szyfr wki do i od dow dcy przechodząwyłącz-nie ptzez ręce Aleksandra Iwanowicza - pierwszego szy-franta. Ale ten ma zawsze kamienną gębę bez :uqlraz:u.

Nie ma wąĘliwości: chodzi o tak zvłaĄ ',lokalŻacjęwsypy''. Wszystko zdaje się wskazywać, że tym tazetnws}ł)a jest poważna. Trzeba odcinać wszelkie nici, kt remogłyby naprowadzić policję na trop. Do gabinehr wTywa-ni sąpojedynczo najlepsi znaj|epszych wlking w rezyden-tury' a po kr tkim instnrktażtr ntkająna kilka dni. Niemam pojęcia, co robią w Ęrm czasie' Jedno pewne: zacie-rają ślady' Jak? MoŻna się Ęlko domyślać. Wręczająagen-tom pieniądze i pasąrorĘ: wiej do Chile' wyr5rwaj do Pa-ragwaju' szmalu starczy ci na całe życie. Nie wsąlscy mająŁakie szczęście' W tej prze stawką jest bezpieczeristwoGRU' Czy potężna orgarrizacja zdoła, jakzawsze, pozostaćw cieniu, czy też jak KGB i CIA stanie się fupem sensaq[-nych' bulwarowych gazet? GRU musi za wszelką cenęoddalić się w mrok, dlatego energicznie przecina nici. Ktośw nagrodę za|atawiernej sfużby zprzeraź|lvłyrn krzykiemwpada pod pociąg. KtŃ utonął w kąlieli. Każdemu możeslę ptzydarzyć. Najczęściej dochodzi do wypadk w sa-mochodowych. GRU, jak anakonda, nigdy nie zabija dlaprzyjemności. GRU zabijatylko w ostateczności, ale zabiljapewnie i czysto. Szarpie nerw)r taka robota. Dlatego lepĘteraz nie zblriŻać się do Pierwszego Zastępcy.

Rozdział L2

rt potowante nalsobole. Ttzeba mierzyć prosto w oko' żeby nte zniszczyćfuterka' Prawdziwy myśliwy nie ma z tym trudności.Wytropić sobola w tajdze - to dopiero wielka sztuka.

GRU poluje na ludzi mających dostęp do tajemnlc.Jest ich niemało. Sęk w tym, Że doradcę prezydenta,konstruktora rakiet czy generała sztabowego oddzielająod nas goryle, zasieki, psy wartownicze. GRU poszuku-je taktch' kt rzy mają dostęp do poufnych irrformacji,a mieszkają samotnie, bez ochrony, nie mają przed so-bą śwletlanych perspektyw, nie inkasują zawrotrrychhonorari w i potrzebująpieniędzy' Jak ich znalęźć? Jakich wyłuskać w morzu osobnik w stykających się z taj-ną informacją? Nie wiecie? Bo ja wiem! Terazjuż wiem'Wpadłem na wyśmienity pomysł.

Naj$orzej' Żew żaden spos b nie mogę dostać się doNawigatora. Od wielu dni siedzi zaszyĘ w swoim gabi-necie, jak w cell, nikogo nte przyjmuje' Pierwszy Zastęp-ca chodzi wściekĘ jak pies. Lepiej nie zb||żać się doniego. on teŻ prawie na okrą iło przesiaduje w gabineciedow dcy. Jest tam z rimi Piotr Jegorowicz Dunajec.oficjalnie pełni funkcję wicekonsula, nieoficjalnie jest

258

Page 137: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

nWr."", Witia' zgabicię twoja dobroć' Nie można byćtakim dobrym' Człowiek powinien być dobry Ęlko dookreślonej lranicy' Potem albo sam będzlesz gryzł, atboinni cię Zagryzą. Darwin nawet uzasadnił naukowo toprawo. PrzeĘć może tylko najsilniejszy. Powiadają żeta teoria stosuje się tylko do zvłierząt Słusznie' AleprzecIeŻ i my jesteśrny nrłierzętami. Mało czytn się r ż-nimy. Zwierzęta nie mają chor b weneryczlrych, a lu-dzie mają. Co jeszcze? Tlko uśmiech. Człowiek potrafisię uśmiechać. Ęle że od tych uśmiech w świaiwcalenie staje się lepszy. A utrzymanie się prąl Ęciu to cią$ławalka, walka o miejsce pod słoricem. Nie bądź mięcźa-kiem, Witia i niebądż dobry. Zatratują.

P beoc już dawno minęta. od Dunaju ciągnie chłodem.Gdzieś daleko ląduje samolot. Deszczustał, z drzew spa-dają ostatnie ciężkie krople. Naprzeciw mnie siedzi zesmętną miną Pierwsry Z-astępca. Co prawda nie jest jużPierwsz5rm Zastępcą, ale naąrwamy go takzprzyźwyćza-jenia. Tęraz to po prostu pułkownik GRU MikoĘ Tara-sowicz Moroz, oficer operacyjny działający pod przykry-wką dyplomaĘczną. Nie jest to wiele. Pułkownili GRU loteż nievdele. Pułkovmik w mźrmy w GRU nakopy. Liczysię nie stopie , tylko osiągnięcia i zajmowana pozycja.Pułkownik operacyjny moŻe być zwyczajnym chartem,jak wojskowl attad , kt rych ewakuowano jednego podrugim. MoŻe teŻ być wydajnym, pewnym siebie wit in-giem' Pułkownik może być zastępcą Szefa albo Pielw-szym Zastępcą. w pevrrrych przypadkach może być na-wet Szefem jakiejś niewielkiej rezydentury dyplomatycz-nej albo nielegakrej. Teraz pułkowrrik Mikołaj TarasowiczMoroz został ściągnięty z przedostatniego sz.rzrcblra rtasam d ł. Lokalizacja wpadki dobiegła korica. UsuniętoPierwszego Zastępcę. Trzy charty, kt re zawsze go ubez-pieczaĘ, ewakuowano do Moskwy. Wsąlstko ucichło.Jakby nic się nie stało.

Sko czyła się władza pułkownika Moroza. Na razienie przysłano nikogo na jego miejsce, więc Nawigatorkieruje nami osobiście i poprzez swoich zastępc w' Niejest mu łatwo bez Pierwszego Zastępcy, ale szczerze

260

AKWARTUM

m wiąc Nawi$ator też się specjalnie nie wyslla. Wszys-tko jakoś toczy się samo przez się.

Upadek Pierwszego Zastępcy przeĘŁkaŻdy irraczej. Dlaoficer w TS, radiokontroli, fotodekodażu, sąirfrant w i ca-łej reszĘ nie biorącej udziału w zdobywaniu informacji,pułkownik Moroz wciĘpozostaje p łbogiem. Wszak nadaljest oficerem operacfrnym! Ale wśr d nas, operacyjnych,r Żnie się do niego odnoszą' oczywiście, kapitanow'ie, ma-jotz5r i podpułkownicy nie pozołalają sobie na żadne wy-skoki. To prawda, że ma taką samą jak oni po4lcję, alezawsze to pułkownik. Natomiast w grupie pułkownik w,z$rłaszcza tych mniej rzutkich, słyszy się Ęiny pod jegoadresem. Ciekawa jest natura ludzka: pierwsi do szy-derstw są ci, kt rzy wczoraj najbardziej mu się podliąrwa-li. Podobno prĄaa ł poznaje się w biedzie. Mikołaj Tara-sowicz nte obraża się' nie odcina się. Mikołaj Tarasowiczpije. Ostro p{e. Nawigator patrzy przez palce: niech pije,ma powody. Coś mi się widzi, że NawĘator sam też pocią-ga' Boria, trzeci szyfrant, powiada, że Nawigator zaszwasię w gabinecie i pije do lusterka, bo uważa plcie w samo-tności za poważny objaw alkoholizmu' Nte wiem, czy BonaŻartuje, czy m wi prawdę, wiem Ęlko, Że trzy miesiącetemu nie odważyłby się na takie żnrĘ, rne zdradzalbyosobistych tajemnic dow dcy. osłabła widać ręka Nawi-gatora, ojczulka naszego. Być może spotykają się czasemz byĘn Pierwszym 7astępcąi pociagają we dw ch po kry-Jomu. Ale Stary potrafi zachować to w tajemnicy, a Miko-łaJ Tarasowicz niwet się nie krg'e'

Dziś wiecz r pędzę w uleumym deszczu do samocho-du, a ten biedaczyna, caĘ przemoczotly, nie może trafićkluczykiem do zamka swojego Citroćna'

- Mikołaju Tarasowiczu, wsiadajcie, podrzucę was dodomu!

- Ajak ja' Witia' wr cę rano do ambasady?- Wpadnę po was.Jedziemy.- Słuchaj' Witta, może po kielichu?JakŻe miałbym odm wić? Zavłiozłem go za Dunaj,

mam tam kilka fajnych niedrogich miejsc, mało kt rywywiad o nich wie. Pijemy.

26r

Page 138: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

- Dobry z ciebie człowiek' Witia. Nie można tak. Wy-ciĘniesz człowieka z biedy, a on cię poŻre. PowiadająŻe |udzie to bestie' Nic podobnego, ludzie są gorsi odzwierząt. Są okrutni jak gołębie .- Mikołaju Tarasowiczu, jeszcze wszystko wr ci do

normy' nie warto się zamartwiać. Nawigator ma was zabrata, wstawi się gdzie trzeba' Macie wielkie chodywAk-warium: w naszyrn Zarządzie i w Informacji...

- Wszystko to prawda, Witia... Ale wiesz... to tajem-nica. Miałem wpadkę... PotęŻną... Doszło do KomitetuCentralnego'.. tll juŻ nie pomogą nawet moje chodyw Akwarium' Dlaczego, myślisz, jeszcze tu jestem? Nobo jak by to wyglądało: w jednym kraju toczy się proceso szpiegostwo, a z sąpiedniego znikają radzieccy dyplo-maci... Dziennikarze cwaniaki zaraz się zorientują, sko-jarzą! Aha, przyznają się do winy, zacierająślady!''. Dlapolityki odprężenia to jak sierpem przez gardło. Tymcza-sem jestem w Wiedniu. Trochę wszystko przycichnie,przyschnie' wtedy mnie zabiorą, odeślą. Ewakuacja.

- A gdybyśmy zdĘyli zwerbować jakiegoś ważniaka?Patrzy na mnie markotnym wzrokiem. Trochę mi nie-

zręcznie za to, co powiedziałem. obaj wiemy, Że cud wnie ma. Ale coś mu się spodobało w moich słowachi uśmiecha się do mnie smutno.

- Wiesz co, Suworow, dzisiaj za dlsżo gadam, chociaŻnie mam prawa. Gadam tak, bo jestem pijany, a jeszczedlatego, że spośr d zrrajomych jesteś chyba najmniej za-rażnny podłością. Sfuchaj' Suworow i pamiętaj: terazw naszej Zgrai nastało kompletrre toz|uźrienie, p Łdrzern-ka' jak po stosunku. Dlate$o tak się dzieje, że Nawi$atordostał po $owie, ledwo się utrzymał, mnie wywalono,tr arvyt'nielegalny ch" przrz Austrlę chwilowo zawieszony,cały potok zdoblej dokumentacji płynie do Alnvariuminnymi kanałami. Większości wydaje się, Że nic nie trzebarobić. Wszyscy rozleniwili się, rozbisurmanili bez cięŻkiejręki ojczulka. To nie potrwa dhrgo. Nasza zgraja straciłaniesłychanie cenne Źr dło informacji i KC niebawem ntunto wypomni. Stary łvpadnie w firrię. Wtedy każdemu wy-stawi rachunek, kazdego weŹmie w karby i znajdzie ofia-rę' by jązłoĘć na ołtarzu radzieckiego wywiadu wojsko-

262

AKWARITIM

wego. Żeby xrtym odeszła ochota do obijania się. Miej się'Wiktor, na baczności. Wkr tce przyniosą Staremu szy-fr wkę od Kira. Stary jest strasznyw swoim gniewie, wielekarier roztrzaska.I sfuszrrie. Na diabła czekająna instru-kcje jak stado baran v/?! Wiktor, pracuj juŻ dnś. JutrolaaoŻebyć zap źno. Sfuchaj mojej rady...- Mikołaju Tarasowiczu, mam jeden niezły pomysł,

ile juŻ od dawna nie mogę się przebić do Nawi$atora'Może jutro spr buję?

_ Nie radzęcr, Witia, nie radzę. Poczekaj, wkr tcezacz-nie wąrwać każdego po kolei na d1rwanik, na sąd ostate-czrry, wtedy powiesz, jaki masz pomysł. łlko nic mi niem w, mnie nie masz prawa opowiadać swoich koncept w.Zr esztą m głbym c1 teŻ sptzątrtąć j akiś pomysł. Piekielniepotrzebuję teraz pomysł w. Nie boisz się?

- Ani trochę.- Na pr Żno, Suworoq na pr imo' Jestem takie samo

bydlęjak inni. Może nawet gorsze. No to co, moŻerla dupy?_ JuŻ p źno, Mikołaju Tarasowiczu.- Najlepsza pora. Chodź, pokaŻę ci takie dziewczynki'

że padniesz! Nie b j slę' chodź.W og le nie mam nic przeciwko temu, żeby rzllcić okiem

na dziewczynki. Wcale się go nie boję. Chociź ma slę zazvłierzę, chociaŻ ręka jego prąrwykła do zadawania śmierci,mimo wsz5lstko jest człowiekiem. Rzadki okaz pośr d tysię-cy dwunogich bestii, jalrie spotkałem na swojej drodze.Jestem bardziej znierzęcherlrriżon, mam normalnie rozwi-nięĘ instynkt rozrodczy i wcale nie gorzej - instynkt zacho-wawcryr, kt ry mi podpowiada, że facet jest na bani i możenas wpakowaćw nlezłąkabaĘ. Ato ozrlacza ewalnrację.

_ P źno juŻ.Mikołaj Tarasowicz wie, że nie mam nic przeciwko

dzievłczynkorn, Że lubię rozluźnić się w ich towarzys-twie, ale że dziś nie p jdę. Nie protestuje .

TtrIIludzie dz1elą się na kapitalist w i socjalist w. Jednil drudzy potrzebują pieniędzy. R żnią ich tylko metodyzdobywania . JeŻel1 kapitalista potrzebuje pieniędzy, ostro

Page 139: Wiktor Suworow - Akwarium

wrrToR srrwoRow

zabiera się do pracy. JeŻeh socjalista potruebuje pieniędzy,ratca robotę i innych namawia, by poszli w jego ślady.

U kapitalist w podobnie jak u socjalist w wszystkojest jasne i logiczne. Ja zaś naleŻę do jakiejś niezrozu-miałej kategorii.

W nasąrm społecze shnrie wszystko stoi na głowie.U nas też każdy potrzebuje forsy, jednak powszechnieuważa się' że nie uchodzi rozmawlać o pieniąrlząch, a ro-bić je - to przestępstwo' Nie społeczeristwo' a diabli wie-dzą co. Gdybym naleinł do normalnego spoleczeri-stwa' niezawodnie zostałbym socjalistą: strajkowałbymna okrąglo iw ten spos b doszedłbym do wiellriej fortrrny.

Mam teraz ochotę myśleć o czymkolwiek, o kapitali-stach, o socjalistach, o świetlanej przyszłości naszej pla-neĘ' lłdedy wszyscy JuŻ znstaną socjalistami' gdy każdybędzie miał swoje prawa i żadnych obowląpk w. W og lemam ochotę uciec myślamiJak najdalej, zastanawiać sięnad wszystkim, tylko nie nad tym, co rnrię czeka zachwilę za pancernymi drzwiami Nawigatora.

Straszny jest Stary w swoim gniewie. Straszny zulłasz-c?A' w chwili, $dy otrzymuje szyfr wkę od Kira' Na pole-cenie Starego, Aleksander lwanowicz, plerwszy szyfrant,odczytał depeszę z "Instancji" całej naszej zgrai. ostradepesza.

Jeden za drugim pomaszerowali pułkownicy na dywa-nik. Stanęli pr zed obliczem. Za pułkownlkami - podpuŁkownicy. Nie patyczkuje stę Stary, szybko zapadająde-cyzje. Wkr tce moja kolej... Strach.

- Referuj.- Ttrrystyka alpejska.- Turystyka alpejska? - Nawtgator wolno unosi się

z fotela. - Powtedziałeś: turystyka alpeJska? _ Nie możeusiedzieć. Szybkimi krokami przemierza pok j ipatrząc$dzieś nade mną powtarza: - Turystyka al-pej-ska' -Palcem wskazującym prawej dłoni dotkn$ wielkiegoczoła 7 z miejsca nacelował go na mnie, jak pistolet: _

Zaulsze wiedziałem, że masz głowę na karku.Rozsiada się w fotelu. Pomarariczowy odblask lampy

zaświecił w rozumnych oczach.

26'4

AKWARIUM

- Opowiedz mi o alpejskiej turystyce.- Towa:zyszu gęnera]e, VI Flota amerykariska kontro-

luje Morze Śr dziemne. Jasna Sprawa, że GRU śledzi ichz Woch, Grecji, Turcji, Syrii, Libanu, Egiptu, Libii, Tune-zji, Algierii, Maroka, Hiszpanii' Francji' z MalŁy, z Cypru,z satelit w, z ol<ręt w piątej eskadry. M Flotę możemyobserwować teŻ od wewnątrz, nie tylko z boku. Punktobserwacyjny: AIpy Austriackie. To jasne, Że rlasze do-świadczenia będą wykorzystane niebawem w Szwajcariii w innych krajach' ale to my będziemy pierwsi. M Flotaamerykariska to żyła złota' Lotrriskowce atomowe, najno-wocześniejsze samoloty' okęty podwodne, oklęty desan-towe, a na nich czoĘ, arĘleria, wszelkie uzbrojenie wojsklądowych. W M Flocie jest wszystko: ładunki jądrowe,reaktory atomowe, elektronika...

Shrcha nie przerywając.- ...Sfużba w M Flocie, to zarazem możliwość zoba-

czerlia co nieco w Europie; po c Ż lecieć do USA' skoromoŻna spędzić wspaniały urlop w Austrii, Szwajcarii,we Francji? Po wyczerpujących miesiącach w znojnymupale oficer marynarki trafia w śnieżne g ry...

oczy mu błyszczą.- Gdybyś się był urodził w rodzirrie szakali-kapitali-

st w' byłbyś przedsiębiorcą... M w dalej.- Proponuję zmienić takĘkę. Proponuję przestać łow'ić

mysz w rrorze, a bwić ją dopiero w chwili, $dy wyjdziezr:ory. Proponuję nie penetrować specjalnie chronionychobiekt w, zaprzestać polowania na konkretrrą określonąmysz. Zbudujemy łapkę na myszy. Niewielki hotel w g -rach. Praktyczrt7e za darmo. 5oo tysięcy dolar w to g ra.Dla zrealizowania planu potrzeba mi Ęlko jednego: agen-ta, kt ry dfugo pracował przy zdobywaniu informacji i wy-s?'edl z obiegu. Potrzebuję Jednego ze starc w, bez re-szty, na amen wciągniętego w nasze sprawy, kogoś' komuufacie. Myślę' że powinniście mieć kogoś odpowiedniegow agenfuralnej ,,konserwacJi". Znajdziemy niewielki ho-tel w g rach na skraju bankructwa. O taki nietrudno.Tchrriemy weri nowe życie, wprowadzając naszego agentaz forsą w charakterze partnera. Uratujemy hotel i właści-clela będziemy mieli w kieszeni. Zgromadzimy dane o wie-

li - Atwariu

Page 140: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR sttwoRow

lu hotelach, a wybierzemy ten, w kt rym Amerykanie z VIF|oLy goszcząnajczęściej. Hotel nie ma być mieJscem wer-brrnk w, lecz punktem roą)racowywania oblekt w. BVs-kawiczny werbunek p źniej, ldzie lr ziej.

- Mlmo wszystko hotel to wariant bierny: ktoś przy-jedzie, albo nie prĄedzie... za dużo czekania...

- Rybat< też czeka, musi tylko wiedzieć, $dzie zarzu-cić wędkę 1z jakąprzynętą.

- Dobra. Masz z-ebra materiał na temat maĘch g r-skich hotelik w, kt re z r żmych względ w są do sprzeda-nia. Wybieraj takie, w kt rych interes nie idzte najlepiej.

_ Towarzyszu generale, zebrałemjuż odpowiednie ma-teriaĘ. Oto one...

,ły ,,prroa.t" ilwidzl.KaŻdy stara się przepowiedzieć rrrlprzyszłość. Czyaby na długo te przywileje? odgadnąć, co może nastąlićnie jest trudno, wystarczy obserwować pierwszego szy-franta. Wie wszystko, jest barometrem aktualnych sym-patii i antypatii Starego.

Pierwszy szyfrant raptem zacza} zvłracać się do mniez szactrnkiem per ,,Wiktorze Andriejewiczu". Szyfr wka dlawas, Wiktorze ArrdrĘewiczu. Dzieil dobry, Wiktorze Arr-driejewlczu. Proszę tu podplsać, Wiktorze Arrdriejewiczu.

Prawdzlwy wstrząg. Nigdy Eo jeszcze takim nie widzia-łem. To nic, Że nie jest oficerem operacyjnym, aJe za tostoi najbliżej Nawi$atora. Ma stopieri podpułkownika.Z taklm szacunkiem zlxłracał się dotychczas tylko dopułkowntk w operacyjnych, a do podpułkowntk w, ma-jor w czy kapitan w zwracał się bezosobowo: - Szyfr w-ka dla was! - i tyle. A tu raptem taka zmianai przpo-mniał sobie moje imię! Gdy po raz pierwszy publiczrriezulr cIł się do mnie po imieniu, cała sala przycichłazwraŻen7a. Zdumione oczy patrzyĘ w moją stronę. Sie-rioży Dwudziestemu Si dmemu aŻ szczęka opadła.

Wtedy właśnie, kiedy pierwszy raz dostąpiłem takiejłaski, szyfrant wzywał mnie do Nawi$atora:

- Wiktorze Andriejewiczu, dow dca was oczekuje.

26'6

AKWARItnIil

Teraz wszyscy zdąĘli się już przynłyczaić i tylko cie-kawi ich, czemu zawdzięczam takie wyr żniente, Cza-sem wpadnie mi w ucho strzęp rozmowy: zwerbowałchi skiego ąttachć| R żne sfuchy Wryąna m j temat.Do ścisłego grona wtajemniczonych naleŻątylko Nawi-gator' pierwszy sz5rfrant i Mikołaj Tarasowicz Moroz, by-ly Pierwszy Zastępca. Już nie pije. Nikt już się z niegonle nabija. Poprzednio' gdy był Pierwsz5rm Zastępcą'm wił: ,'Rozkazuję!''. Potem nic nie m wił. Teraz, będącnadal zvlyczajnym oficerem operacyjn5rm, zacz$ m wić:,,W imieniu Rezydenta rozkazuję!". Jego głos zn w na-brał pewności. Skoro wydaje rozkazy' znacąI, Że mapeŁromocnicbłła, że Ina za sobą prawo.

- Towarzyszu generale, potrzebuję najutro trzech ludzido ubezpieczania, a w nocy z soboty na niedzielę pięctu'

- Bierz.- Kogo?- Uzgodnlsz z Mkołajem Tarasowiczem. Kto wolny,

tego zabieraj.- Ajeżeli to będąpułkownicy, podpułkowrricy?_ TeŻ możesz wziąć'- I dowodztć nimi?- Jak najbardziej. W dniu operacji zezsralam na for-

mułę: ,,W imieniu Rezydenta''.- Dziękuję , towarzyrszll generale.

P."c.'ję w parue z Mikołajem Tarasowiczem. Jak dw chas w przesfułorąr pod osłoną cahj eskadry'

Zastaullamy w g rach pułapkę' Rozkręcamy wielki in-teres. Nie mam nic przeciwko temu, że były PierwszyZastępca został podłączony do mojego projektu, że je-stem mu podporządkowany: ma wielkie doświadczeniea własną agenturą.

7.a zgodąAlrrvarium NawĘator wyciąga z ,konsemracji"starych agent w i ściąga ich do Austrii celem przeprowa-dzenia operacjl ''TurysĘka atpejska". Kupiono nle jedenhotel, lecz trzy. Niewielki wydatek jak na kieszeri GRU.

7-djęci z ,,konserwacji'' starzy agenci operacyjnl mająbardzo r ime zadaria. W większości weszli w skład gnr-

Page 141: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

py agenturahej z bezpośrednim kanałem łączności. Mo-gąprzesyłać swoje doniesienia prosto do Watutinek,beznataŻanja siebie i nas na jakiekolwiek ryTyko. Kilku sta-rych pracuje pod kontrolą Mikołaja Tarasowicza, jedenpodlega mnie.

Dawniej występował pod loryptonimem 1 73-W- l 06-299'teraz nazywa się 173-W-4I-299. Zwerbowano go w l957roku w Irlandii. Plęć lat pracował prry ztobywaniu infor-macji. Co zdobywał konkretrrie, tego dosster nie ujav.rria.Między wierszami moŻna dom1łśleć się dużej aktywnościi znaczny ch oS iągnięć. D alej następuj e taj emnic za ptzerw aw życiorysie. Dossier m wi jedyn7e, Że w tym czasle niepodlegał wiederisldemu rezydentowt GRU i miał bezpoś-redniąĘczność z Akwarium. Ten okres zakoricryłs1ęprzy-zraniem mu orderu lfnina' wypłaĘpotężtej premii i wy-cofaniem na dhsinzą,konserwację" z r wnoczesn)rrn prz-ej-ściem pod kontrolę naszej rezydentury.

Przez cahe lata ,,konserwacji'' nikt nie zjawial się u nie-go na Żadne spotkanie. Obecnie powraca ze śpiączki doczynnej sfużby. otrąrmał kontrolne zadanie; sądzi, Żepracuje, ale jest tylko sprawdzany: CnJ nie sypnął? Czynie przeszedł na drugą stronę?

czujemy. o"trTzavłinal sterem i prowadzi nas z okręt prznz wzblsrznne fa7e.Ryzykuje. Przechył jest coraz większy. Jeszcze trochę i na-bierzemy wody przez burtę! Ale Stary ma pewną dło .

Coś slę zmienia. Wzrasta intensyumość ubezpieczania'Zacą$ się zupełnie nowe operacje. Skontaktować sięz biurem podr Ę! 7-ebtać odpowiedni materiał o Prze-wodnlkach g rskich i personelu hotelowym. Ściśle taj-ne. Nawią2ać kontakt z agencjąreklamową nawybrzeŻuśr dzlemnomorskim' Niech to diabli' w głowie się kręciod tego turystycznego biznesu!

oficerowie operacyjni tłumnie walą do zastępc w Na-vrigatora, potem nie ma ich po kilka dni. Schować nadaj-nik w g rach' tilFroĘć pieniądze do skrytki. Więcej pie-niędzy . Zastęp cy N awigatora weryfikuj ą wykonane zada-

264

AKWARruM

nia' Co się, u diabła, dzheje? Nawigator zajęty, nikogo nieprz5{muje, a zastępcom niezbędna jest jego rada. Nlc niepomoż:e, trzeba p jść do Mikołaja Tarasowicza. Co pra-wda już nie jest Pierwszym 7-astępcą, ale nadal, drari,wszystko wie jak dawniej. Tłoczą się zastępcy w gabine-cie MikoĘa Tarasowlcza. Na dobrą sprawę rrie należymu się gabinet' bo jest jednym z wielu operacyjnych' Alenowy Pierwsąr 7-astępca jak dotąd nie przybyl...

Mikołaj Tarasowicz jest nikim, a mlmo to zastępcaNawigatora wo|i zajrzeć do niego, przekonsultowa toi owo, r:IŻ narazić się na wym wki Starego, niż stę po-mylić. Wystarczy jeden błąd - i Syberia.

Znowu ubezpieczanie wciąginęło wszystkich w sw j kie-rat. Dnie i noce bez rttedziel' bez świąt, bez w5rtchrrienia.

- Mikołaju Tarasowiczu, nie ma kogo dać do ubezpie-czanial- Pomyślcie, Aleksandrze Aleksandrowiczu, zastan w-

cie się.Aleksander Aleksandrowicz myśli._ MoŻe Witię Suworowa?_ Nie. Jego nie można.- W takim razie kogo? - Aleksander Aleksandrowicz,

zastępca Nawi$atora' ma tylko jednego oficera operacy'-nego w rezerwie, jest nim Mikołaj Tarasowicz Moroz.Spogląda nar1pytająco. Może sam się Zgłosi? Wiadomo,że nie ma kogo posłać. Wszyscy w terenie. Ale MikołajTarasowicz milcąr.

- No i co, ja sam mam iść na ubezp7eczatne, czy jak?Jestem bądź cobądź zastępcą'

- A czemu nie mielibyście się razprzelecieć, skoro rrlema nikogo innego?

Aleksander Aleksandrowicz zastanlavłia się jeszczechwilę' wreszcie znajduje rozwiaparie : Saszka-Aerofłotskoczy dura tazy w ctągu jednej nocy.

- No widzisz? M w[sz, że rlje ma kogo posłać w teren.

Gdzież ty nas, Nawigatorze, tak popędzasz? Cry rnoŻ-na dawać Ęle pary? żreay ql<o nie skoliczyło się u4lbu-chem... Nie wybuchną, sąwyćwiczeni, wszyscy ze Spec-nazl:. Do ubezpieczania! Wszystkich! Aleksander Ale-

Page 142: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

ksandrowicz, do ubezpieczarljd! A ciebie obstawia nowyattqchć, zielonym Mercedesem.

Wszyscy są zmordowani, nerwy napięte. Jedna po-myłka _ i tiurma. KaŻdąoperację uzasadnia szczeg łoluu;łplan' z każdej operacji składa się szczeg łowe sprawoz-danie. Wszystko na piśmie, Żeby w razie czego ułatMćoficerom śledczym z I Zarządu GRU ustalenie winnych.

W wielkiej sali światło juŻ w og le nle gaśnie, niewznacza się dyżurnych, bo o każdej porze dnia i nocytkwi tam masa oficer w operacyjnych.

Po lewej ode mnie siedzi przy biurku Sława zprzedsta-wicielstwa handlowego, młodziutki kapitan. Pisze ra-port, zasłania go ręką prznd moim wzroklem. Słusznie,nikt nie ma prawa znać cwdzych sekret w. Skąd miałbywiedzieć, że to ja jestem autorem operacji, ŻeprzedLygo-dniem całąnoc ustalaliśmy wszystkie szczeg ły| Nawiga-tor, Mikolaj Tarasowicz i ja. Skąd miałbyś' Sława, wie-dzieć, że to mnie właśnie lbezpieczaheś? Widziałem cięwpażnio gdy wyszedłeś na leśną przestekę. A Ę mnienie widziałeś, widzieć nie mogłeś i nie mlałeś prawa wi-dz1eć. Dobrze juŻ, p1sz, ptsz.

DVIl-Doli mnie głowa, pieką mnie oczy. Stedzę w gabinecieMikołaja Tarasowlcza. Sprawdzam hotelowe księgi mel-dunkowe. Z r Żnyc}n hoteli, włącznie z tymi, kt re donas nie na|eŻą. Mamy kopie rejestr w. To już tristoria,ale kto zna hlstorię, potrafi wyciągną wnioski rraprzy-szłość. Sfuszne czy niesfuszne _ to juŻ inna sprawa. Niemożna jednak przeulidzieć przyszlości n7e znając prze-szłości i terźnlejs zości.

W Austrii są tystące hoteli, miliony turyst w' Gdy gnrpyoperac5flne zbiotą wtększą liczbę ksiĘ meldunkowych,zaprzĘ'JlierJJy do roboty komputer: niech analizuje danei wydaje prognozy. T}rmczasem robimy to sami, ręcznie.

Grupajaporiskich turyst w, szesnaście os b. Czy mo-gą nas interesować! Ewentualnie, tylko nie mamy donich żadnego klucza. Nie wiemy cTy sąciekawi, czy rie,i niestety musimy z ry zaliczyć ich do nieciekawych'

270

AI(WARIUM

Jakby w og le nie istnieli. W dodatku japoriski turystani$dy nie powraca na to sŹrmo miejsce - zupełnie jakdywersant Specnazu - bo pragnie jak najszybciej zwie-dz1ć całą planetę. Japoriskich turyst w z regtły prze-PrJszczalJ)y.

Para Anglik w z Londynu. Ciekawe? Nie wiem. Prze-puszczamy.

- Mikołaju Tarasowiczu, proszę zobaczyć, co zrtal^a-złern|

Patrąr, kiwa ghową, cmoka z zadowo|enia. SamotrryAmerykanin z małego włoskiego portu Gaeta. Co wamm wi ta nazwa? Co ta nazwa rnoŻe komukolwiek powie-dz1eć? Co ta laaz;$Ia powie oficerowie KGB? Dokładnienlc. Zwyczajna wioska rybacka. Każdy, komu powiecie,że w ustrorrn1rm austriackim hoteliku, $dzieś w g rach,stanął Amerykani:n z GaeĘ, wzruszy ramionami.

Każdy, ale nie my. Jesteśmy oflcerami wywiadu woj-skowego. Wszyscy bez wyjątku zaczynaliśmy sfużbęw grupie albo wydzia]e informacji. Wkuwaliśmy Ęsiąceliczb i miejscowości. Dla nas nazwy takie' jak Pirma-sens, Penmarch, Oban, Holy Loch, Woodbridge, ZweI-brticken grzm1ąjak muzyka. Co za rozkosz usłyszećnazwę Gaeta! W tej portowej wiosce bazuje jeden jedynyokręt wojenny' Na burcie widnieje wielki numer 1o. Toamerykariski krą2ownik USS ,Ąbany'', okręt flagowy VIFloĘ - kondensacja wszelkich tajemntc marynarki wo_Jennej. Co za idiota ze mnie! Czemu dopiero dziś, a nieprzed rokiem przyszedł mi do głowy pomysł g rskichhoteli? Cał]riem niedawno w jednym z Lych pensjonat wwp)ocTyvuał Amerykanin z Gaety. Z pewnością miał cośwsp lnego z krĘowrlkiem ".Ąlbany''. Nie wiemy, kto totaki, ale nie ulega wąĘIiwości, że Amerykanirtz tej zabi-tej deskamidziury nie m gł nie znać rodak 'w zWĘow-nika. Nie musi być kapitanem arri oficerem, ani w og leshlŻyć na 'Albany'' l mieć cokolwiek wsp lnego z rnary-narką wojenną' Może być pastorem

'1bo "p.".aawcąpornografii; kimkolwiek byl' miał kontakt z załogąkrą-żownika - a to najważniejsze. Gdybyśmy naszą pułapkęzastawili rok temu, całąz-grająrzucilibyśmy się na tegoBogu ducha winnego Amerykanina.

27t

Page 143: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SI'WOROW

Wielka nagonka! Dziesiątki szpieg w na jedną ofiarę!Nieszczęśnik czuje, że rekiny otaczajągo ze wszystkichstron, Że nLe ma odwrotu. Zdarza się, że ofiara nie wy-trzyrnuje zmasowanego' bezlitosne$o ataku całej zgra\naporu tej bez mała macedo skiej falangi _ i koflczysamob jstwem' Najczęściej jednak przystaje na wsp ł-pracę. Gdybyśmy przed roklem wiedzieli o nim tyle, codziś' miałby na karku całą potęgę GRU! Gdyby Nawiga-tor poprosił o wsparcie, Akwarium mogłoby rzucić siłykilku rezydentur na jeden werbunek. W takich przy-padkach ofiara krzyczy i miota się bezsilnie, otoczonazgrająchart w i wiking w. Gdyby zadnllon7ł na policję,m głby natknąć się na naszych chłopc w przebranychw policyjne mundury. Policja prąlszłaby mu z pomocąpo cTym doradzałaby samob jstwo albo zgodę na propo-zycje GRU. Kiedy horda naciera, nieszczęsna ofiara mo-że dzwon(ć pod dowolny numer, wszędzle uslyszy tosamo: _ Zapędzić go w kąt! W matnię! _ R żne bywa-ją matnte: flzyczne, moralne, finansowe.'. Umiemy za-pędzać w kąt! Umiemy ponlżać i wywyŻ.szać. Potrafimyzmusić do skoku w otchłari i w ostatniej chwili podaćpomocną dł,ori.

- Rozmarzyłeś się?- och tak, Mikołaju Tarasowiczu._ Patrz, co znatazłem.Czytamwpis w księdze meldunkowej. Małżerlstwo An-

glik w z małego miasteczka Faslane; mieści się tam bazabryĘjskich atomowych okręt w podwodnych. Jest więcbardzo prawdopodobne, że mają z tą bazą coś wsp lne-go. Ów jegomość może się okazać dow dcą jednostkialbo wartownikiem, śmieciarzem obsługującym bazę lubjej okolice, mleczarzem, właścicielem pobliskiej knaj-py. Może pracować w bibliotece albo w kantynie, albow szpitalu. Każdy wariant stwarza wspaniałe możliwo-ści, oznacza' bowiem, że sĘka się on z załogarrlf., zbry-gadami remontowymi, z oficerami sztabowymi.

JeŻe|Iw Faslane są prostytutki, można śmiało powie-dzieć, Że teŻ są nll7aąane z bazą. MoŻna za Lch pośred-nictwem zdobywać tajne lrrformacje, o jakich nawet do-w dcy jednostek nie mają pojęcia.

272

AKWARIUM

Faslane to zapadładziura, więc każdy jest tam wjakiśspos b zvłiapany zbazą.

We Francji też istrrieje baza atomowych okręt wpodwod-nych - Brest. Brest to wielkie miasto, nie kazdy mieszka-nlec musi mieć coś wsp lrrego z maryrrarĘwojenną. właś-nie dlatego staramy się wyszukiwać małe mieściny' w kt -rych znajdują się waŻrre obiekty wojskowe. Na przykład -Faslarre. Lnndyiska reąydentura dyplomatyczna r:nika wy-syłania tam swoich ludzi; brytyjskl konbrłrywiad rlJie pr Ż-nuje: łapie często i bez skrupul w wydala. Nie roanri-niesz tam skrzydeł' Zresztąkażdy obcy wzbudziłby czuj-nŃć miejscov4ych. Właśnie dlatego siedząc w AustriipoĘemy na przybysz w zĘchmaVch miasteczek, kt rychllra^]vy tak słodko brzrrnąw uszach każdego oficera opera-cyjnego.

Całe noce spędzamy na wertowaniu rejestr w. Lichowie, a nuż komuś z gościprzyjdz1e do głowy Jeszcze razodwiedzić ten sam pensjonat? Jeśli nie, to trudno. Znaj-dziemy sobie nowych.

Księgi meldunkowe to przeszłość. Co bylo, nie wr ci,Jednak z lektury wczorajszych zapis w wyłania nam sięwyr aźrne kształt jutrzejszych operacji.

Nawigator ma srogą minę.vil

_ Rozkazem szefa Sztabu Generalnego został wyzna-czorly m j Pierwszy 7-astępca.

Milcąrmy'- Aleksandrze Iwanow'iczu, proszę odczytać szyfr wkę.Pierwszy szyfrant obrzluca nas obojętnym wzrokiem,

a następnie czyta z niewielkiego, jaskrawoż łtego karte-luszka:

.Ściśle tajne. Rozkazuję mianować na stanowiskopierwszego zastępcy dow dcy rezydenhrry dyplomatycz-nej GRU r73-W pułkownikaMoroza Mikołaja Tarasowi-cza. Szef Sztabu Generalnego marszałek Zwiryku Ra-dzieckiego ogarkow. Szef GRU generał armii lwaszutin''.

Dow dca uśmiecha się' Uśmiecha się pierwszy szy-frant. Mikołaj Tarasowicz jest wznrszony _ znowu jest

"&

273

Page 144: Wiktor Suworow - Akwarium

FF

WIKTOR SI'WOROW

Pierwszym Zastępcą. Cieszę się, moi towarz7rsze t w-nież. Nie wszyscy.

U nas w GRU' w Armii Radzieckiej i w KGB, w całymZwiapku Radzieckim bardzo rzadko się zdarza, żeby zestanu niełaski awansować na wyższe stanowisko' Toprawie jakby z grobu powstać. T}lko nielicznym sięudaje. Na og ł jeŻe|i juŻ spadasz, to na samo dno i naza'wsze,

Podchodzimy do Plerwszego Zastępcy i po kolei skła-damy mu gratulacje' Koniec z formułą,,w imieniu Rezy-denta'', odtąd jest wszechmocny r wnieŻ pod względemprawnym. Myślę, Że nLe całkiem zapomniał, kto pozwa-lał sobie na kpiny w trudnych dla rriego chwilach. Kpia-rze teŻ to rozumiejąiwledzą, Że przypomni im to w od-powiednim czasie. Nie teraz, poczeka. KaŻdy wie, Żeoczekiwanie zemsty j e st znacznie gorsze' riŻ sarna zem-sta. Pierwszy Zastępca ma d:uŻo czasu.

- Winszuję wam, Mikołaju Tarasowiczu' - To mojakolej. Sciska mi dłori, patrzy prosto w oczy, m wi ci-cho: - Dziękuję'

opr cz nas tylko Nawigator i pierwszy sąrfrant rozu-mieją prawdziwe znaczerlie tego ,,dziękuję''. W ubiegłymmiesiącu podlegający mi agent l73-w-4l-299 - obecniewsp lwłaściciel małego hoteliku _ zulr c:d się do mnieo kontakt. Chciał zawiadomić mnle o pobycie gościaz małego belgijskiego miasteczka, kt rego nazł{a śni siępo nocach wszystkim oficerom GRU. Powinienem byłnatychmiast udać się na werbunek. Połączyłem sięz Nawigatorem - i odm wlłem. Nie mo$ę, za mało mamdoświadczenia. Za ten werbunek dostałbym czenyonągwiazdę na pierś albo srebrną na ramię' DoświadczeniateŻ mi nie brakuje' Ale... odm wiłem. Nawigator wysłałMikołaja Tarasowicza, no i dzisiaj jest jubilatem.

- Dziękuję' Witia. - To NawĘator ściska mi prawicę.Wszyscy na nas patrzao nilrt nic nie rozumie . 7a, co rn1NawĘator dziękuje' za co mi dło ściska, co za święto?A Nawigator położył mi rękę na ramieniu, kiepie po plecach:iprz-ed twoim okienkiem sł'orice zaświeci. Nie wiem, c?śmuspuściłem wzok. Nie żal mi tego werbtrnku, arri trochę.

Powodzenia Ęczę, Mikołaju Tarasowiczu.

274

AKWARTUM

-r vnr\-rtroru;ą tylko lenie. Czy to łŻ taki wysiłek _ raz rlamiesiąc skoczyć do lasu, aby zażegnać wszelkie chor b-ska? Ja osobiście zawsze znajdę chwilę czasl]', nawetkiedy mam nawał pracy. Ęm bardziej teraz.

Jestem daleko w $ rach' Wiem, że nikogo tu nie ma,umiem to sprawdzać. Nie' nie czekają mnie żadne skryt-ki ani tajne spotkania. Przyszedłem tu na mr wki. Wiel-kle, rude, leśne mr wki. Na słonecznej polance, wśr dsosen mająswoje kr lestwo, swoje miasto-paristwo. Roz-bleram się i skaczę w mrowisko, jak do zimnej wody. Sątch tysiące! Cała masa, mr wczy Szanghaj. Biegająosza-lałe po rękach i nogach, lvpUają się boleśnie w moje cia-ło. Gdyby zostać dhźej, zjedząŻrywcem, lecz jedna minu-ta uzdrawia' jak jad żmii. Dtużo _ to śmierć, odrobina -to lekarstwo.

Nie na darmo wal uchodzi za symbol medycyny. Nig-dy nie leczyłem się jadem Żmii, nie miałem na to czasu'Na mr wki nie potrzeba czasu, starczy zna\eźć duŻemrowisko i hop!

Substancja wydzielana ptzez mr wcze gruczoĘ towspaniały środek konserwujący. Dopadnie mr wka gą-slenicę, ukąsi _ i taszczy do swojej mr wczej spiżarni'Po tym ukąszeniu odwłok przechowa sięprzez całe lataJak w zannrażalnlk:a.

Z żywyn ciałem prawdziwe cuda się dzieją: tvłarzbez zrnarszczek, cera zdrowa, zęby mocne. M j dziadekzmarł w wieku 93 lat bez jednej zrnarszczki i z prawiewszystkimi zębami. Te trzy brakujące - Czerwoni wy-brli.

Nie tylko m j dziadek, cała Ruś znala sekret mr wczejterapii. A przedtem Bizancjum. JruŻw starożytrrym Egip-cle wystawiano faraon w po śmierci na dwie doby namr wcze zgrornadzenia. Mijają tysiąclecia, a ciała ich nieuległy rozkładowi.

Mr wka wie, gdzie kąsać. KĘe swym żądłem do-kładnie tam, gdzie ttzeba. Jak w chiriskiej akupunk-turze.

Galopuję przez krzaki, strącam mr wki. Dobra, ko-chane, starczy na dzisiaj.

Ils275

Page 145: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

7rxZlnLknal Prą4'aciel Ludu. Przyjacie| Ludu - to przydo-mek rezydenta KGB' naszego Gł wnego Sąpiada. Chłop-cy z bezpieczniackiego gniazdka chodzą posępni. Pew-nie sami dobrze nie wiedzą, co się dzieje. RezydenciKGB z Wiednla, Genewy, Bonn i Kolonii zostali wezwanido Moskwy i z niewiadomych powod w nie wr cili. P kico rezydenturami kienrją ich zastępcy.

, Ewakuacja _ r7.ecz okrutna i nieodwołalrra. Dostajeszszyfr wkę: ojciec cięko chory, pragnie poŻegnać się przedśmiercią Ircisz samolotem - a tu eskorta' żr.byś czasemnie prysn{. Przybywasz do bohaterskiego miasta Moskwyi prosto z lotniska na śledztwo. Kto u nas jest bez winy?Dajcie Ęlko człowieka, paragraf zawsze się zrrajdzie. Pra-wda, Że teraz rlje rozstrzeliwują jak w trzydziesĘrm si d-mym' Rozstrzeliwują tylko na mnĘszą skalę'

Na czym się Przyjacielowi Ludu noga powinęła? Kto towie? Można, oczywiście, posłuchać plotek' ale wiadomo,że specjalna sekcja je rozsiewa, żeby ukryć prawdziweprzyczyny...

Często tak bywa, Że rozhęcasz jakiś interes i od po-czątku leci jak z płatka, szalone powodzenie. Nie nadługo. Takteżbyło z naszymi przedsięwzięciami komer-cyjnymi. Ledwo zaczęLiśrny operację - odrazu niebywałysukces: werbunek, zakt ry PierwszemuZastępcy prze_baczono haniebną wsypę.

Pierwszy Zastępca wraz z rupą ubezpieczania raz porazprzenosi kolejne supertajne dane. Po każdym takimwy1radzie generał-pułkownik 7ntow, szef InformacjiGRU, śle entuzjasĘczne szyfr wki.

W Sfużbie Informacji słowo ,,dostateczrie'' pada tylkow wczas, gdy jakosć dostarczanych informacji jest słaba.W każĄrm innym wypadku słysąrmy ,"rr1edostatecznie''. Po-dobnie miliarder 7Aws?E chce mieć więcej pienlędzy' kobie-cie nĘ;dy nie dość pięknych stroj w, zbieracznwi 7A1^1s7r'.

brakuje jedne go zardzrvłiałego miedziaka' Sztab Generalnychce znać jaknajwięcej sekret wwroga.Bezwzględu na to,ile zdobędziemy, ?Aws7'e będzie czegos brakować w ustale-niu dyslokacji przeciwnika, jego plan w, uzbrojenia.

276

AKWARIUM

Nasze pensjonaty alpejskie na razie nle przynosząspodziewanych rezultat w. Nie jest to prosta sprawa.Nte co dzien trafiająw nasze progi ludzie z małych mie-ścin o dhv7ęcznych nazwach' jak Minot albo offutt. Na-sza trotelarska agentura otrrymała karteczki ze spisemmiej scowoś ci, gdzie praktyczni e kaŻdy mieszkaniec mu -si być zw7ązany z obiektami najwyższej wagi. Na razieclsza, do sieci trafila jedna rybka' to wszystko. Tę jednąJedyną rybkę dobrowolnle odstąpiłem Pierwszemu Za-stępcy, ponieważ pilnie potrzebował sukcesu.

Ton szyfr wek z Akwariurn zdradza lekkie rozdrażrie-nie: dlaczego Cąterdziestego Pierwszego nie dajecie doubezpieczania? Sam przecieŻprzyznaŁ, Żenie dor sł dosamodzielnej pracy.

ij. Kilka tat temTz radzieck7ego okrętu wojennego uciekł oficer. Polowałynari bezskutecznie rezydentury KGB w rilzrrych krajach,a w koricu dopadła ofiarę właśnie wiederiska rezydenturad1rplomatyczna. 7-astępca rezydenta KGB nawią2ał kon-takt z wywiadem amerykariskim i podsun{ mu zupekriewiarygodne tajne informacje. Po pewnym czasie wyraz*chęć przejścia na stronę Amerykan w' Przed podjęciemostatecznej decyzjlpostawił wanrnek, Żn chce się spotkaćz radzieclłiim oficerem' kt ry zwiał jakiś czas temu, abyprzekonać się' jak mu się żyje. Wywiad amerykariski niemłęszył sprytnej prowokacji' przysłał nieszczęśnika naspotkanie zKGB, dlatego dziś sąpledzi świętują.

C ż, powodzer:ia, przyjaciele ludu. Nieźle nauczyliściestę wykradać |udzi, ale jednak nie potrafiliście dobraćslę do amerykariskich sekret w atomowych, nie udałowam się przechwycić szkic w francuskich rakiet prze-clwpancernych, angielskich torped, niemieckich silni-k w czołgowych? Co?

_ Wiktorze Andriejewiczu, sygnał dla was.Filiżanka zka'wąna bok. Dokumenty do teczki, tecz-

ka do sejfu, klucz do skrytki pancernej. Dziś zmieniliszyfr, trzeba zapamiętać.

lĄ277

Page 146: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR StrwoRow

- Biegiem.C za rllrm. Betonowymisch cbka guzik sygnaliza_cji' ś 'Jesteśmy w małym, betonowym pomieszczeniu. Ścia-

kombinacji automatyczniem, czy to prawda, czy tylkooperacyjny rlje nta ich se_

Wiede ską rezydenturę dyplomatyczną GRU ochra-

274

AI(WARIUM

- Dzie dobry, Wiktorze Andriejewiczu. - Pietia witamnie ciepło.

_ Jak się masz, rzezirnieszku. Zgnuśniałeś do resztyw tym bunkrze?

- Nie ągnuśruałem, tylko ocipiałem - śmĘe się Pietia. -Sześć miesięcy nle widziałem sp dniczki. Nawet z da]eka.

_ Trzymaj slę, na okrętach podwodnych bywa gorzej.Idę korytarzem wzdhlŻ parrcernych drvrłi' W poprzek

zavłiesznrlo dziesiątki ciężldch kotar, więc nie wiadomo'czy jest długi' czy l'ie. Być rłroŻe już a następną kotarąkorytarz slę rozwidla albo zakręca. Nie mam prawa tegowiedzieć. Drzluli do sali sygnalizator w - pierwsze po lewej.

W nlskim pomieszczęniu też pekro szarych zasłon.Podobno na w5padek pożaru. W każdym razie bywałemtu dość często, a jednak pojęcia nie mam, ile sygnaliza-tor w znajduje się w sali'

Jedna zasłona jest odsunięta' czeka na mnie' Zarńąstoiszara skrzynka. Na tabliczce informacyjnej starannie wy-kaligrafowany napis: ,,Nadał 299. PrzyjĄ 4I". Szyfrarttwkłada kluczyk, prz'ehęca go, po czym opuszczapok j.Terazja wkładam sw j klucz, teŻ przekęcam i otwieramsta]owe drzul7czki. Ukazrrją się rzędy zielonych Żar we-czek' Jedna z nich się świeci: 28. Wciskam guzik, świateł-ko gaśnie. R wnocześnie gaśnie kontrolka nad moim apa-ratem: znak dla szyfranta, Że znsta}. odebrany jakiś sygnał.Szyfrant nie ma prawa wiedzieć, jaki to sygnal. Ęlko jawlem, że chodzi o sygnał "28''. Nawet gdyby szyfrarrt do-wiedział się, że otrzymałem sygnał .28" od agenta r73-w--4L-299 i tak nic by z tego nie zrozumiał.

ZapaJona żar weczka 28 oznacza, Że ąent |73-w-4|--299 pragnie skontaktować sięze mną. Sygnał,,28" usta-|a, Że łączność pośrednia' ,Jrieosobista'', nastąpi w piel.w-szą sobotę |icząc od dnia nadania sygnałrr. Czas spotka-nta - między 4.3o a 4.45 nad ranem. Miejsce spotkania -Attersee, rejon Salzburga.

Dwieście Dziewięćdziesiąty Dziewiąty ma do dyspozy-cjl cały system sygnał w i może w dowolnej chwlili zaŻą-dać kontaktu pośredniego lub bezpośredniego. Kazdyspos b łączności jest opracowany w najdrobniejszychszczeg łach i ma ustalony numer. Pod numerem 28

279

L

Page 147: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

kryje się precyĄny p|an, zawlerający r Żne wariantyi zapasowe kombinacje'

GRU zapewnia sobie bezpieczenstwo unikając spotkar1Z cenną agenturą sprowadza je do minimum, w mia-rę możności - do zera. JuŻ dziesięć miesięcy pracujęz agentem 299' ale nigdy nie widziałem go na oczy' cowięcej - nĘdy go nie znbaczę. Dwa trzy razy na miesiącnawią7uje się z nim łączlość nieosobistą, ale w c1ągu 2Ilat pracy dla GRU siąty Dziewią-ty miał zaledwie 6 i widział tylkodw ch oficer w GR aktyka. Dziękiniej agentura nie ponosi konsekwencji naszych błęd w'a oficerom operacyjnym rlj'e zagraŻają skandaliczne wsy-py i sensacyjne zdjęcia na pierwszych stronach gazet-

Podczas kontaktu nieosobtstego oflcer GRU i jego

agent siątki kilometr w' Anileden znajduJe je$o rozm w-

ca' C albo wymienić jakieś

ptzezNaj acji z cennYm agentem

GRU wodnYch. Niech sobiepolĘa przesfuchuJe eter. Woda jest najlepsTym prze-wodnikiem sygnał w, niemal niekontrolowanym' Kiedypolicja zaczrie śledzić wszystkie rezen]yuary, wszystkierzeki, jezlora, morza i oceany, wtedy zmienlmy system'Do tego czasu Instytut Łączności GRU na pewno cośwykombinuje.

XIK.opt" rosy na butach. Brnę w wysokiej, mokrej tra-wie w stronę jeziora. Wokoło brzozy i jodły. Czubki choi-nek obwarowały wodę gęstym częstokołem. Cisza dzwoniw uszach' Zeby tytko nie nadepnąć na suchą gałąź, nienaruszyć spokoju tej czystej wody, tej kryształowej przej-

280

AKWARIUM

rzystości nieba i r żowych szcz5rt w g r' Kiedyś prĄdztetutaj Specnaz, ale miękkie obuwie dywersant w rtie za-kł ci tej ciszy. A po nich z hukiem i wyciem przejdzletędy 6' Gwardyjska Armia Pancerna. I znowu cisza. Ma-ły, przytulny ob z koncentracyjny na brzegu jeziora niezburzy tej sielanld. MoŻę będę komendantem obons,a lnoże mlyczajnyn z'ekiem - wsp łtowarzyszem niedolimiejscowych soqialist w i pacyfist w. Tak było Zawszeikto pierwszy w1ta Armię Czerwoną, ten pierwszy padapod jej ciosem.

Zorza zwiastuje nadchodzący dz1efl. Zaraz wsch dsłorica. Już niebawem zza g rskich szczyt w wytrysnąkaskady światła. Jeszcze moment i oghrszający szcze-biot triumfalnym hymnem powita światłość. Na raziecisza. Natura zarnarła na chwilę przed wybuchem olś-nienia, radości I Ęcia.

Kto podziwia ten widok? ĘIko ja. Witia-szpieg. Not m j agent nr 299. Skrada się do jeĄora od drugiejstrony. Czy zdaje sobie sprawę, Że w tej właśnie chwiliobaj prąlgotowujemy na tym pięknym brzegu teren podbudowę kacetu? Czy stary dureri pojmuje, że obaj mo-żemy się zna|eŹć w tym malowniczo położonym łagrze,a jego agenturalny numer kodowy moŻe być jego ptzy-szłym numerem obozowym? Ja to co innego. Nie wiem,co począć, urodziłem się i wychowałem w tym systemie.A ta zakuta pała pomaga nam z własnej, niepr4rmuszo-neJ woli. JeŻel^i komuniści nie postawią mrrie pod mur,Jeżeli nie spalą mnie żywcem w krematorium i nie zato-plą na przepehrionej barce, |ecz zrobiąmnie komendan-tem lagru, wtedy wszystkich Ęch wolontariuszy umiesz-częw osobnym sektorze i nie dam im nawet kęsa. NiechpoŻerająsię nawzajem. Niech każdego dnia ustalają' ktoz ntch jest najsłabszy' Niech każdy boi się zrnruŻyć oka,żeby nie udusi]i go we śnie i nie zjedli. Wtedy możeŻtozumie, że nie ma na świecie harmonii i być nie może.Że kłŻdy musi bronić sam siebie' Do diabła, Żeby teŻzechcieli zrobić mnie komendantem obozu!

Już czas.Zarzucam wędkę. Wygląda j ak avyczajna wędka. R ż-

nlca polega na Ęm, że z uchwytu moŻrlawyciągnąć ma-

19 - Akmrim 28L

Page 148: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

lutki drucik i podłączyć. go do zegarka' Z ko|ei zegarekjest połączony przewodem z malutkim szaryrn pudeł-kiem; przew d ukryty w rękawie znika w wewnętrznejkieszeni. Tarcza mojego trochę niecodziennego zegarkazaświecila i po minucile zgasła. To znaczy, Że emisja zo-stała odebrana i nagrana na cieniutki dnrcik magnety-czny mojego magnetofonu' Fale niosące komunikaty nietrafiająw eter. Nasze sygnały rozchodząsię między dwo-rnabrzelanmi i nie przekraczają granic jezlora' Komuni-katy nagrywa się z.awczasu na ma$netofon' a emĘa od-bywa się z maks5rmalną szybkością. Przechwycenie mel-dunku a$enturalnego jest bardzo trudne, nawet jeżeliz E ry wiadome jest miejsce, czas, częstotliwość. Beztych informacji jest wręcz niemożliwe.

Udaję' Że nakręcam zetarek. Tarcza jarzy się przezmoment i gaśnie: odpowiedź została wysłana. Czas zvłi-jać manatki.

Rozdział 13

IT**r"zu generale , navł1a7'a!em kontakt przrz wodęz Dwieście Dzlewięćdziesiątym DziewiąĘrm. Zawiadamia,że jest mało prawdopodobne, by w najbtizszych miesią-cach pojawili się u niego w hotelu klienci z interesującychnas miejscowości.

- To fatalnie.- Ale nr 299 nie pr żnuje. Zawarł przfiazne stosunki

cznych pensjonat w i czasem podma:nożno ś ć przejr zeni a re zerwacj i

- Myślisz, ż.e to riczlTn rne gron? - Dow dca wie, że tonlcryrn nie grod, ale ma obowią2ek zadać mi to pytanie.

piszę nazwisko. - Pracuje w His4arrii, w mieście...Na leżącej przede mną kartce stawiam triumfalnie

cztery litery: ROTA.

Page 149: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

Patrzy na mnie, nie wierzy własn5rm oczofi:- Jeszczeraz piszę tę kr tką cudowną naz\^lę, o kt rej całe GRUmoże tylko śnić po nocach, kt ra w naszych uszachbrzmijak anielski śpiew: Rota.

Radość mnie rozsadza. Na całym świecie są setkimiejsc lnteresujących radziecki wywiad wojskowy'a każde z nich to gratka, uśmiech fortuny. Ęm razemtraftłem w dziesiątkę: Rota!

_ Mam cię sprawdzLć? _ Żart'uje, naturalnie. Nie matakiego oficera GRU, kt ry nie znałby szczeg łowej cha-rakterystyki tej bazy. Na słowo ROTA w m zgu jakw komputerze zapalają się kr tkie sygnały: powierzch-nia akwenu - 25 kilometr w kwadratowych; wejścia doportu chroni falochron - 1.500 metr w; trzy pirsy po35o metr w, głębokość przy pirsach - 12 metr w; składamunicji - 8.OOO ton; zbiorniki paliwa - 3OO.OOO ton;lotnisko, jeden pas startowy - 4.ooo metr w. O tym, Że

jest to baza annerykariskich atomowych okręt w pod-wodnych, wie każde dziecko.

Nawigator ptzemierza $abinet wzdłuż iwszerz, zacie-ra ręce.

- Przygotuj kwestionariusz.- Rozkaz!

.!.II\_zzłowieku z hiszpariskiego miasteczka Rota, rric o tobienie wiem. Nie wiem nawet, czy jesteś Amerykaninem' czyHiszpanem. Siedzę i pracowicie wypekriam kwestiona_riusz. Jutro zostanie pt?Eprrs7.c?-ony pr"-u centralny kom-puter GRU, kt ry powie mi o toble wszystko' co wie.

Centralny komputer GRU jest dziełem $enialnychamerykarlskich inż:yrrier w. Sprzedalt go Zwią2kowi Ra-dzieckiemu kr tkowzroczni amerykariscy politycy. Zaten komputer Ameryka dostała wiele milion w, a stra-ciła - miliardy. Centralny komputer zna wszystkich.Jest bardzo mądry - pochłania istne rr:rorze informacjio całej ludzkości.

Jest bardzo Żarłoczny - wsysa ksiąpki telefoniczne,listy absolwent w wyŻszych uczelni, pracownik w za-

244

AKWARIUM

chodnich firm. Jest nienasycony _ pochłania milionyogłosze prasowych, zawiadomieri o narodzinachl śmierci. Zywi się nie tylko tą makulaturą' Pożera r w-nież tajne dokumenty w niesłychanych ilościach. KaŻdyz rtas troszczy s1ę, by to żarłoczne amerykaliskie dziecięnigdy nie zaznafo glodu.

Być rnoŻe dane doĘczące człow7eka z Roty będą bar-dzo wyrywkowe i niekompletne. Może centralny kompu-ter poda nam tylko datę urodzenia albo dzieil, ktedy jegonazwtsko po raz pierwszy pojawiło się na liście zastrze-Żonych numer w telefonicznych. Może dowiemy się na-zwy banku, w kt rym ma swoje konto. Te wyrywkoweinformacje w zupełności wystarczą' by punkt dowodze-nia GRU riezu oczrie skierował kilka szyfr wek tam,gdz1e rnoŻna zdobyć coś więcej na jego temat. Jakiśchart być rnoŻe odszuka rodzic w, koleg w ze szkolnejławy, miasto rodzinne, zdjęcie. Więc kiedy spotkamy sięw niewielkim hoteliku nad brzegiem g rskiego jeziora,będę wiedział o tobie, człowieku z Roty' zlacznie więcej'nrż sądz7sz. Do zobaczenia, drogi prą{acielu. A propns,dla większej lvygody masz już sw j numer: 7|3. W peł-n5rm brzmierriu - I73-w-4l-713. odtąd każdy wtaje-mniczony wie od razl:', że pracuJe z tobą czterdziestypierwszy oficer operacyjny wiederlskĘ rezydentury dy-plomatycznej GRU.

-rm\-"." pędzi jak oszaLaĘ. ZrlowudziefiInoc zmieszały sięw białoczarnym wirrze tanzyt z Libanu; nawiapanfue Ęcz-nośc7 z grupą zwerbowanych ostatrrio w RPA; pośrednikontakt z jakimś rriezrranym "przyjacielem"; ubez1rieczanie,,nielegalnych"; tranzyt do Irlandii. Nawigator i Pierwszy7-astępca zabrarriająmi tracić czasnagfupstwa' jednak cochwila wyskakuje jakieś ubeąrieczarrie wyŻszej wa$i: a to.nielegalnych", a to ubeąrieczanie masowe, kiedy wszyscyjak jeden mĘ ruszająw teren z zastępcarni rezydenta włą-czrie. Bez wyjątk w! Wszyscy do ubezpieczania|' Skąd brać|udzl? P jdziesz dwa raz3l w jedną noc! Traną1t z Francji.Tranzyt z Hondurasu' Kręćka rnoŻna dostać'

Page 150: Wiktor Suworow - Akwarium

AI(WARIUM

sonem] kobieta na tylnym siedzeniu Mercę6ę5ą puka się

Palcem w czoło, pokazując'o tym bu parri, madnfiLatramulca, pisk oPon, znosi

wypuszcą jej, choćbymleciał w pruepaść wysokicĘ ob}otach' nie

Podobająmu sięrriu odbijam w bok' na wnam się pod g rę' a potem * Y' ':_ :_korzystain , upy, Zrtamte okolice na parnięf' purpurowestorlce sŁrrĘ m1zapunkt orientacyjny'

-Do hotelu dotarłem o zmroku' Stoi nad brzegiem leś-

nego jeziorka u st p łagodnego-zb"j1?'.ZL'"ąna pewnowJ"yśtto mieni sięiuta5 ko]orami narciarsyigh skafan-tlrow. Teraz,latem _ ciśza i spok j' 1E :'ciągnie chło-oem, nal Ęltą ściele się wieczofna m$ła' Nie mam czasuną podziwianie ptękna ego pokoju'ną -drugie

piętro. Nie do zamka'Trzeba-wziąć się w ka walŻkę ci-skąmwkąt-ipodprysz

Czysty' wykąpany, wkł$arnitur, na szyję jaskrstrem. Nie. nic ztego: oczYnięty - fatalnie. Wyraz twbeztroski. o, j.uŻ lepiej' Tenie. Patfzą ie namyśl, jaki; Ęcilebez nieazie ujący

nYch twarzach tryskających ener$iąludzi' Nąłaz wyrywasię trąbka'dzwtęk w i

CzuJę wszę roziskrzony kielich z ptzezroczystĘ łd1cym napo-j.'i. i;;;i;;i4ą" ''i* twarz wolno omiataą wzrokiem

"ąrę. sta'am "iiop".'o*ać

napięcie, kątem oka dostrze-

Page 151: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

gam człowieka, kt ry w zielonej glansowanej teczce fi-guruje pod numerem 713. Widziałem'go przedtem tylkojeden raz, na malutkiej fotografii, a|e teraz poznajębez-błędnie' To on. Przykładam szkło do ust, pociągam al-kohol, wolno odwracam twarz. On powoli podnosi namnie wzrok. Nasze spojrzenia krzyżllją się. Udając ra-dosne zdziwienie macham mu ręką na powitanile. Zdu-miony odwraca się za siebie - nikogo. Zn w patrzy namnie pytająco: - Do kogo machasz? - do ciebie, do cie-bie, do kog Żby innego! - Rozsuwaj ąc tartczących, z kie-liszkiem w dłoni przepycham się w jego kierunku.

- Jak się masz! Nigdy bym nie przwvszczał, że cię tuspotkam! Pamiętasz ten wspaniały wiecz r w Varrcouver?

- Nigdy w życiu nie byłem w Kanadzie'_ o, przeptaszam - m wię speszony' wpatrując slę

w jego tułarz. - Tak tu ciemno, a pan tak bardzo przy-pomina mojego znajomego... Proszę wybaczyć...

Zr w przeblam się do banl. 7n dwadzieścia minut przy-glądam się taricząc5rm. W moim Zyciu nigdy nie było czAsl:-na tarice. Staram się teraz zaparniętać najbardzĘ charak-terystyczre nrchy. Kiedy prąfiemne ciepło roz(ewa się pocaĘrm ciele, wstępuję na parkiet, a tfum Ęczhwie slę roz-stępuje' Taitczę dhrgo. Stopniowo moje ruchy nabierająwłaściwej giętkości i swobody' A moze tylko mi się tak zda-je. W kazdym razie nikt rlje zllłraca na mnie uwĘi' Rozba-wiony tfum przyjmuje wszystldch iwybacz-a wszystkim.

Nie wiem nawet, kiedy odszedł. opuściłem bar p Źnąnocą jako jeden z ostatnich...

E)vI\ankiem dzvrięk budzika wyrywa mnie ze snu. Dhr$oleŻę z twarząwtuloną w poduszkę. Męczy mnie chroni-czne niewyspanie. Pięć godzin to stanowczo za mało jakna wielomiesięczne zaległości'

Wreszcie Zrlal)szafil się do wstania. Kwadrans katujęsię forsowną gimnastyką' potem lodowaty prysznic, ponim gorący i zn w lodowaty, i zn w prawie wrzący. Ktoregularnie stosuje tę procedurę' wygląda o 15 lat mło-dzilej. Dziś muszę mieć rześki i wesoły wygląd.

284

AKWARTUM

Schodzę pierwszy na d ł i z obojętną minąpogrąŻamslę w porannej prasie.

oto schodzi na śniadanie starsze maŁeristwo' Po chwilikobieta w nieokreślon5rrn wieku, nieokreślonej narodowo-ści z gfupim, napastliwym pieskiem' oto gnrpa Japoncąl-k w. A oto i m j człowiek' Uśmiecham się, kiwam mugłową. Poznaje mnie, odpowiada na pozdrowienie..'

Po śniadaniu Wracam do pokoju' Sprzątanie jeszcze sięn7e zaczęło. Wywieszam na drzwiach tabliczkę ,'Nie prze-szkadzać", zamykam drzwi na klucz, spuszczam żaluzjet w p łmroku z rozkosząWciagan się na ł żku. Dawnomarzyłem o takim dniu, kiedy nigdzie nie trzeba się spie-szyć. Staram się odtworzyć w pamięci szczeg ły z poprze-dniego dnia, lecz tylko błogi uśmiech wypływa na mojejbłłtzy.Z qm uśmiechem najpewniej zasy1riam'

Wieczorem taftczęzapamiętale. On siedzi na Ęrm samylnmiejscu, co wczoraj. Jest sam. Ujrzawszy $o uśmiechamstęprzy1aźnie. Puszczam do niego oko i na mi$i zapraszamdo rozochoconego tłumu. Uśmiecha się i gestem odmawia.

Następnego ranka zn w jestem pierwszy w holu. Zja-wia się ttlŻ po mnie.

_ Dziefi dobry - m wię' podsuwając mu porŹrrrną prasę.- Dzie , dobry - odpowiada uprzejmie.Na pierwszych stronach wszystkich gazet prezydent

Ugandy Idi Amin. Zarnieriarrly kilka sł w i idziemy naśniadanie.

Teraz najważliejsze' Żeby go nie spłoszyć. Można, ma sięrozumieć, chwycić byka za rogi, ale mam kilka dni w za-pasie i dlatego stosuję ,J<ontakt stopniowy''. Wiele stronjego osobowości pozostaje dla nas tajemnicą a]e nawetkilkudniowa obserwacja dostarcza masy bardzo waŻnychinformacjl: jest sam, nie uganla się za sp dniczkami, nieszasta pieniędzmi' ale też nie liczy się z kaŻdym dolarem.Ma wesoł,e usposobienie, co nie jest bez znaczenia: najgo-rzej werbować ponuraka. Nie spUa Się' ale sącąr regular-nie. Drźo czyta. Uważnie ogląda dziennik telewizyjny. Mapoczucie humoru, ceni dobry dowcip. [Jbiera się starannie,bez luksusu. Nie nosi drogich ozd b. Włosy nie zawsze manienagannie uczesane: ten szczeg ł też wymownie świad-czy o pewnych cechach. Często zaciska szczęki, co sugeru-

Page 152: Wiktor Suworow - Akwarium

'w'WIKTOR STIWOROW

je wevrnętrzrrą samokontrolę' dyscyplinę' siłę woli. Trudnotalriego zwerbować, za to potem łatwo się z nilrr pracuje.Dhrgo śledzę ukradl,riem jego twarz. Szczeg bete interesująmnie oczy, kaidy szczre$oł jest ważny: szeroki rozstaw,niewielkie world pod oczami. źrerice poruszają się wobeo,na dfugo zatrrymrując się w jednej poąycji. Powieki opusz-czabardzn wolno i rownie wolno podnosi. Spojrzenie prze-clągłe' rie za'wsze wnikliwe, najczęściej nieobecne, rzadziejbadawcze. Analizując cznaq osobowość nalezy pilnie ob-serwować mięśnie ust w r żnycln sytuacjach: śmiech,gniew, rozdrażIienle, relaks. Uśmiech możr- być pobłażli-wy' wzgardliwy, szczęśhwy, 1r oriczny, sarkastyczny, bywauśmiech mlycięzcy i uśmiech zvłyciężnnego, uśmiech czło-wieka speszonego i uśmiech złowrogi. Wszystko to za7eĘod mięśni dllarzy; ich praca jestjakby zwierciadłem duszy.Wszystkie te szczng Ę są o wiele waŻniejsze riż zrnjornośćfinansowych i shrżbowych kłopot w delikwenta, choć i temają swoje niewąĘliwe nlaczenie...

Nocą rzucam do bagażntka plecak, gumiaki, wędkii jadę nad odległe jez7oro na ryby. O brzasku z sitowiawyłania się Pierwszy Zastępca. Siada koło mnie i zarzw-ca spławik. Dokoła żryvłej duszy. WodaJest ciepła, lekkoparuje, r ż'owa poświata zapowiada rychły świt, choćsłorica jeszcze nie wldać.

Zastępca Nawigatora nienawidzi wędkarstwa. Zwłasz-cza mierzi go myśl' Że sąna świecie ludzie, kt rąr dobro-wolnie gołymi rękami nabijają robaka nahaczyk. Boi siętlorąć ros wkę palcem. Gdyby był tozkaz, to co innego.Tutaj jednak on jest szefem i nie musi brać ich do ręki,dlatego zarzuca pusty haczyk. Jest bardzo zrnęczofly,ocz'r ma przekrwione' szarącerę. Dla tej kr tkiej rozmo-w ze mną spędził całą l|oc ?A' lderownicą amaprzecieŻna głowie masę waŻnych spraw. Słuchając mnie nie jestw stanie pohamować ziewaria. Co prbwda pod koniecopowieści przestaje z7ewać i nawet się rozpogadza.

- Wszystko w porządku, Wiktor.- Myślicie, Że mozna werbować?Trzeci raz w życiu obdarzył mnie spojrzeniem, jakim

zlll:ęczor:y naucąyciel patrzy na wyjątkowo niepojętnegor:cznia. Nauczyciel trze opuchnięte z niewyspania oczy.

290

AKWARIIIM

- Sfuchaj, Suworow, matrt wrażerie, Że Ę czegoś nierozumlesz. PrzecieŻ w takiej sprawie zvłyczajnie nie maszprawa pytać o zgodę. Jeżelri zapytasz, powlem rrie. Kiedyśzostaniesz Pierwszym Zastępcą albo nawet Nawigatorem'a|e zaparriętaj: nawet wtedy nie powinieneś nikogo pytać.Wyślesz szyfr wkę do Akwarium, a odpowiedź z peulrn-ścią sp źni sIęzprzycryn technicznych' Mogę bardzo du-Żo wiedzieć o twoim człowieku, ale przecieŻ nie mogę gowycnlć' To ty z nim rozmawiasz i tylko twoja intuicjamoŻe prĄść ci z pornocą. W tej sytuacj!ani ja' ani Nawi-gatoĘ ani Alrwarium: nikt z nas nie ma ochoty brać nastebie odpowiedzialności. JeŻel| go nie zwerbuj esz' będzieto tw j błąd' kt ry nieprędko zostanie ci zapomniany.JeŻeli przypadkiem zostaniesz aresztowarry w chwili wer-bunku, to teŻ nie będzie ci wybaczone. Decyzja naleŻywyłączrrie do ciebie. Zwerbljesz, zarobisz na sw J własnyorder. Będzie to tw j sukces i twoja kariera. Wtedy wszys-cy staniemy za' tobą. Zaparnętaj: Akwarium ma zawszerację. Zapartiętaj: Almrarilum zawszejest po stronie tych,co odnoszą sukcesy. Jeżeli zŁarniesz reguĘ i v4padniesz'starriesz przed trybunałem GRU. Jeśli będziesz postępo-wać zgodnie z re$ułami i wpadniesz, oskarŻą cię o dog-matyczne stosowanie regulamlnu. JeŻeli odniesiesz su-kces, wszyscy cię poprą i wszystko a wybaczą łączriez rlanlszarljem elementarnych reguł. .TW rczo i elasĘcz-nie wykorzystał regulamlrr, odrzucaj ąc przestarzahe, zde-zakhralizowane zasady''. Jesteś pewny srrkcesu, idź i wer-buj. Nie jesteś pewny, wycofaj się już teraz. Poślę kogolnnego, kaŻdy wywiadowca tylko marTy o taldej okazji.TWoja sprawa.

- Będę werbować._ To jttż irrna rozmowa. I zapamiętaj: ani ja. ani NawĘa-

tor' ani Akwarium nie zaaprobowaliśmy twoich za:riar w'Najzwyczajrnej w świecie ich nie znamy. Pomylisz się' po-wiemy, Ześ gh]pi szczeriak, kt ry przekroczył swoje upraw-nienia i zasfuguje wyĄczrie na kosmodrom w Plesiecku.

- Rozumiem.- W takim razie Powodzenla.Zabrał kilka złowionych przeze mnie rybek i skrył się

w szuwarach.

291

Page 153: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR SUWOROW

VIWr.""o'em pijemy z Siedemset Trąrnastym. Nie po-dejrzewa, Że od dauma ma sw j numer' że centralnykomputer poświęcił mu szczeg- lną uwagę, że dookołag rskte$o hotelu zgromadzono niebagatelne siły GRU,że z Aklvarium przybył jeden z cz.ołowych psycholog wIlZarządu Gł vnrego pułkownik Streszniew, kt ry doko-nał wnikliwej analriąl nakręconego przeze mnie kr clut-kiego filmu. Siedemset Trzynasty nie wie, Że pracęmięś-ni jego t:warz3r badali być może najlepsi psychiatrzy taj-nego śwlata wywtadu.

Ptjemy i żartujemy. Rozmawiamy o wszystkim: o po-godzie, o pieniądzach, o kobietach, o sukcesie, o wła-dry, 'o obronie pokoju i zapobieganiu światowej kata-strofie nuklearnej. Musl się zna|eźćjakiś temai tto'yon podchwyci i sam zaczItie m wić. Najważniej sze, Żebym wił więcej ode mnie. Trzeba Ęlko znaleźć właśc\urykluczyk, właściwy temat' Znowu p|emy i opowiadamyzabawrrc histofiki._ Kluczyk już jest. Interesują go rekiny. Ęrta, czy wi-

działem film ,,Szczęki"? Nie, jeszcze nie. Ach, co za film!Paszcza rekina pojawia się w najmniej spodziewanymmomencie. Efekt piorunujący! opowiada mi o z-vły|cza-jach rekin w. Zdumiewające istoty... Śmiejemy się.Stara się odgadnąć moją narodowość. Grek? Jugosło-wianin? Czech skrzyŻowany z Włochem? Turek

" Ńiem-

cem? Nie, jestem Rosjanlnem. obaj wybuchamy śmie-chem. c Ż w, Rusku' tutaj porabiasz? Jesteś szpie-giem? Chcesz mnie zwerbować? Tak! Ryczymy ześmiechu.

Raptem przestaje się śmiać.- Naprawdę jesteś Rosjaninep?- Naprawdę.- Jesteś szpieglem?- Szpiegiem._ Prąrszedłeś mnie zlłerbować?- Jak najbardzlej.- Wlesz o mnie wszystko?- Wszystkiego nie wiem. Tlko co nieco.Długo mil'czyr.

292

AXWARTT'M

- Nasze spotkanie zostało sfilmowane i będziesz mnieteraz szarltażować?- Nasze spotkanie zostałro sfilmowane, ale nie mam

zamLaru cię szantażowa . Być może to się kł ci z kano-nem powieści szpiegowskiej, ale szarfttż nigdy r'je przy-nosił pożądanych v,rynik w i dlatego nie stosujemy szźrn-tażnl. Przynajmniej moja instytucj a.

- Jesteś zKGB?- Nie, jestem z GRU.- Nigdy o czymś takim nie sł5rszałem.- Tlm lepiej.- Słuchaj, Rusku, składałem przysięgę, że nigdy nie

przekaŻę Żadny ch informacj i ob cym mo cars twom.- Nie musisz nikomu przekazywać Żadnych sek-

ret w.- No więc, czego się po mnie spodziewasz? - Najwy-

raźrnej nigdy w życiu nie spotkał Żywego szpiega i roz-mowa ze mnąbardzo go ciekawi.

- Napiszesz ksiĘkę.- O czyrn?- o okrętach podwodnych z bazy Rota'- Wiesz' że Jestem z tej bazf?_ PrzecLeż werbuję właśnie ciebie, a rrie tych przy są-

siednim stoliku.Zrlowu wybuchamy śmiechem.- Mam wrażenie' że oglądam film sensacfiny._ 7awsze ma się takie wrażenie. Ja też nigdy nie

PrTpruszczałem, Że trafię do wywiadu.- Sfuchaj, Rusku, zaczekaj. Dobra, powiedzmy, że

naplszę ksiąlkę' I co dalej?- opublikuję ją w Zwia7ku Radzieckim.- Milionowy nakład?- Nie. Tylko 43 egzemplarze.- To niewtele.- Płacimy po r7.ooo dolar w za każdy egzetnp|arz.

Kontraktu nie podpisujemy. IO% z g ry. Reszta pootrzymaniu rękopisu, pod warunkiem, ma się rozumieć,Że porusza zagadnienia interesujące naszych czytelni-k w. Potem książkę moŻnabędz7e wydać po angielsku.Jeżeli pewne szczeg ły okaŻąsię nieciekawe dla zachod-

Page 154: Wiktor Suworow - Akwarium

qt'

WIKTOR STIWOROW

- Ntekt rym.Uregulowalem rachunek l poszedłem spać.

t;

Rozdział L4

AI\-rudowne, niezapomniane chwile powrotu z samodzlel-nego werbunku do betonowych rodzimych kazamat w.

Ę$odniową nieobecnŃć' zauwaĘll wszyscy bez uyjąt-ku, cała z4raja' Kiedy oficer operacyjny znlka na trzy dni,wiadomo, Że był przy lbezpleczaniu' Ale ponad ĘdzIeiflGdzie slę podziewał? Nie ulega wąĘliwości: werbunek.

Idę korytarzem. Cała lnasza brać sz1riegowska rozstę-puje stę, milkną rozmowy. Zaciskam wargi, żeby ntepokazywać' jak mnie radość rozpiera' Nie wolno cteszyćsię przed spotkanlem z dow dcą. To uchodzi zarieptzy-zwoitość.

oni też szanuJą tradycję. Żaden nie wyrwie się z nie-dyskretnym pytantem, nikt slę nie roześmieje, nle po-gratuluje. Pierwszeristwo należy do Nawigatora. Nlkt,oczywiście, nie ma pojęcia, za co m7 slę gratulacje nale-żą ale każdy czuJe sz, sĘm zmysłem, że coś tam byćmusl, Że to dz7ert moJego trlumfu.

Jak prĄemnle, że nile ma w nich zawiścl' a tylkoztozum7erie, szacunek, radość. I duma. Dumnt są zemnie t z całej naszej bandy: widzlsz, Wtfia, idziesz poczerwon5mr dywante prosto do generalsklego gabtnetul cteszymy się, że cl się udało. Tak samo stąpaliśmy po

iit1',i

$!i,1

Page 155: Wiktor Suworow - Akwarium

pi:WIKTOR STIWOROW

tym dywanie, a jeŻe|i dopiero nas to czeka, z pewnościąbędziemy jak ty - dumnl i opanowani.

Drzlln gabinetu otwierają się przede nrną siln Nawiga-tor wychodzi mi na spotkanie. Bez zbędnych ceregieliprzepuszcza rnnie przodem: _Wejdź, proszę, Wiktorze An-

A za nim cała banda'Regulamin GRU kategory cznie zabraria informowania

raz1e podtrzymywać stale ducha wsp Ławodnictwa we-ułnątrz tajnej orgar:izacjl? Dow dcy wynajdują r Żnechwyty' pozvła|ające obejść sztyvney regulamin 7 zadę-monstrować całej zgrai swoją s5rmpatię do jednych i nie-zadowolenie z innych. Mają na to sposoby.

W moim przypadku Nawigator zastosował wariantedwie drzvłi gabinetu zamknęły sięprzedefilował sz sty szyfrant w bia-butelką szampźrna w srebrnym za-

koncentracja uwagt na każdym słowie, na każd5rm kro-ku, na kazdym oddechu. podczas werbunku wywiadow_ca natęŻa całą swoją wolę, sw j charakteĘ całą posiada-ną wiedzę, aby uderzyć w ofiarę, a r wnocześnie ani namoment nie traci z oka tego, co dzieje się wok ł niego.

Sukces to nagłe odprężenie. Raptowne rozładowanienapięcia moż:e się skoriczyć katastrofą, załamaniem, głę-

296

AKWARJUM

boką depresją, histerią samob jstwem. Mądrzy wikin-gowie dobrze o tym wiedzą.

Nawigator teŻ to wie, dlatego mimo zadowolenia starasię być surowy. Wytyka mi jakieś bzdurne niedopatrzenia,żeby tylko nie rozsadziło mnie z radości' A jak tu się niecieszyć? Zgodzil się. Zainkasował zaliczkę. Wzial spis za-gadnieri, kt re powinny zndeźć, się wjego książce. Biorącpieniądze dobrowolnie oddał się w nasze ręce. Niebawemwyda otrzymarre 73.ooo i zechce odebrać pozostałe. GRUwie z doświadczeria, że wielu ludzi postanawia wziąć 10--procentową zaliczkę i na tym skoric4rć. W rzeczywisto-ści' $dy Ęlko poczują smak łatwych pieniędzy' nie zwią-zarlych z d'uĘrn ryzykiern, robią rzetelnie co było ustalonei Ąaszająsię po następne. Ta reguła rie zna wyjątk w.

'T1 III o dziwne, ale niedawny Wczyrmnie nie cieszy. Chy-

ba rację mają ci, co m wią, że szczęściem jest tylkodroga do sukcesu, szczęście się ko czy, kiedy dopnieszcelu. Sp jrzcie na ludzi' kt rzy stanęli u szczyrtu sławy.Niewielu naprawdę wie, co to szczęście. Wśr d obdar-Ęch' brudnych, wygłodzonych wł częg w prędzej znaj-dziesz szczęśliwych, riŻ wśr d gwiazd ekranu albo mi-nistr w. Częściej zdarzają się samob jstwa wśr d sławanżeli wśr d śmie ciarzy.

Jest mi źle. Nie wiem, dlaczego. Jestem teraz gotowy nawszystko' Ciekawe, dlaczego nas nikt nie werbuje? M gł-by podejść do mrrie, powiedzmy, amerykariski dyplomatal rzucić: - Hej ty' chodź no tutaj, chcę cię mlerbować!

Ąodziłbyrn się natychmiast, nie ŻarnĄę' Znając Avycza-Je GRU na pewno oniemiałby ze zdumieria' - Ty kretynie -zdumiałby się m j amerykariski kolega _ czy zdajesz sobiesprawę, na co się naraŻasz w razie lvsypy? _ W pehei -odpowiedziałbym radośnie' - No już' werbuj rnnie wresz-cie' przeklęty kapitalisto! Za damo będę dla ciebie praco-wać, zaphtę od CIA rnoŻesz pakować do własnej kieszeni!Chcę po prostu ryzykować własną głową. Czyż rne upajaspacer po krawędzi przepaści? Czy rne wciąga igranie ześmiercią? Są przecieŻ na świecie szaleftcy, co ujeżdżnją

20 - Akwarim

Page 156: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR SUWOROW

_eih. mustangi albo ta cząna arenie przed rozsza,laĘmbykiem. Nie dla pieniędąl. Dla prąrjemności.

Wrogowie! Werbujcie mnie! Godzę się na wszystko!Czemu milczycie?

Zn w weryfikacje, sprawdziany, kontrole. Wykoriczyłymnie te wieczne weryfikacje.

Knlepodzna, oczwiście, ich nazwisk' życiorys w ani zajmowa-nych stanowisk.

Ząadnienia interesujące Akwarium bada się z wielumĘsc' nteraz oddalonych o tysiące kilometr w od śledzo-nego obiektu. Plany Sztabu Generalnego Bundeswehry

agentem. Nic wielkiego, niech tylko nadsyła odpowiednlemateriały. Skoro policja gotowa jest zapłacić takącenęzazhldznrie rozgr5nvki z GRU - niech płaci. Takie podanrnkiprądmujemy z otwarĘrmi ramionami' Gdy tylko okaże się,

miałem okazję zakosztować tych sztuczek. Stale niepo-koi ich jedno: jak też Ęrm razem zareaguję? Ja żaśreaguję za:wsze jak ttzeba: niezwłocznie składam do-

294

AKWARIT'M

w dcy wyczerpujący raport o wszystkim, co się prrytta-flło mnie albo moim kolegom. 7-obaczę w lesie kumpla -zarazLecę zameldować. JeŻeli nic mu się nie stało, zna-czy Że był w lesie na operacji, a moŻe umyślnie go tamskierowano' by dow dca m gł skontrolować, czy go za-uwaŻę, czy zarnelduję na czas. Nieustannie sprawdzają:kogo wolę - Akwarium czy przy1aciela? Jasne ' że A7<lva-rium. Spr buj tylko nie zameldować! A jeżeli to kontro-la? Koniec zaba'wy, trafisz na konwejer.

Muszę ptzyznać, że ostabrimi czasy Zaczęto mi bardziej:ufać.Tenz sam biorę udział w sprawdzaniu innych. R w-rneŻ dzś. Czarna noc, samoch d porzucony daliko Z tyfu,człapięw ciemności po kałużach. Nogi mi przemokĘ, trzę-sę się z zimrta. Jak tylko wr cę do domu, naleję walulęgorącej wody, po|eąz godzillkę, wygrzeję się.

W kieszeni mam niewielką paczuszkę, a w niej Biblię.Mała kst@eczka, wydrukowarra na cleniutkim papierze.To te r Żne stowarzyszenia religijne specjalnie tak wy-dają, Żeby łatwiej było przewozić, do Zwiapku. BiblięwłoŻę do skrzynki na listy Wowki Fomiczewa. Wowka topomocnik attachć wojskowego, a więc nasz chłop, z Ak-warium, od niedawna w rezydenturze. Nie wiem, czy siędomyśla, że Akwarium podkłada mu ostatnio całą serięświrlstw. Teraz teŻ idę do ntego w tym celu.

Jutro rano wyciągnie Biblię ze sktryrlki. Nic w Ęmnadmłyczajnego, wszystkie te organizacje religune i gmi-ny stale podrzucająnam podobne publikacje' Przez myślmu nle przejdzle, Że tyrlit raz;ern to nasza robota. MożeksiĘeczka go zaciekawi, moŻe z chęci zysku postara sięją zachować: w Zwiapku ludzie całkiem poszaleli, za ta-kie rzeezy płacą kupę forsy, nie żahrją Jutro niedziela,nle idziemy do pracy, no wlęc z-obaczymy, co zrobi: przy-leci skoro śwlt' żeby zameldować czy zaczeka do ponie-działku. AmoŻ.e w og le nie powie, schowa lub wyrzuci,żeby uniknąć kłopot w. KaŻdy jednak wariant pr czplerwszego _pr cz naĘchmiastowego raportu - oznaczadla niego koniec. Konwejer.

Zinlno i mokro, na ulicach Żywego ducha. Tylko ja'samotny szpieg, trybik wielkiego systemu. Sprawdzamwłaśnie swego wsp łbrata. Zresztą trudno orzec, kto

Page 157: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR sttwoRow

kogo sprawdza. Wowka Fomiczew to m j dobry kumpel.Dwaraz3r wychodziliśmy już razerla na operację. Pracujepo mistrzowsku, na pewhiaka. Diabli go jednak wiedząprzybył dopiero co, ale bardzo możllwe, Że ma zleconespecjalne zadałie. Może to z jego pomocą mnie właśnlesprawdzają? Coś zabardzo laarz:uca się ze swoją przy-jaźrną. Doświadczenie chciałby zdobyć, powiada. Wcaleniewykluczone, Że to ja dziś jestem sprawdzany. BiblięwTzucę do skrzynki, a sam po prĄaźrn spr buję gouptzedzić, Żeby w te pędy poleciał z raportem. I j!żmnie mają. I juŻ ląduję na konwejerze: prĄaciel jest cidroŻszy nż radziecki wywiad wojskowy!

Dom Wowkl Fomiczewa jest duży i elegancki, mieszkaw nim bardzn wielu dyplomat w wszelldch narodowości.Gmach znajduje się, oczywiście, pod kontrolą policyjnąa już na pewno gl vłee wejście. Chociaż rnoŻn 1nie, alezawsze to Ęiej wybrać gorszy wariant i na nim opieraćswoje plarry. Właśnie dlatego nie wchodzę gł lvną bramąIecz od Ęfu podur rkami przekradam się koło schludnychpojemnik w na śmieci - i do garażu. Mamy klucze od bar-dzo wielu gmaz', i bram dom w, zamieszkałych gl wniepruez dryp|omat w. Mogę r wnieŻbrez trudu dostać się dodowolrrego wieder1skiego hotelu. Mamy caĘ wielĘ szafękJucąr i wytrych w' Gdziekolwiek przejdae ktoś z Akwa-rium, zrobi odbitkę klucza. NajwaźnĘsz1r jest dobry stanewidencji i przechowywania, żrcby 7Awsze m c na czas od-naleźć właściwy kluczyk. Dziś mam w kieszenltrzy. Gdybyzaszb' potrzeba, mogę dostać się nawet do mieszkania Wo-wki. Skąd miałby wiedzieć, irn prznd' bzema laĘ w tymsamyrn apartamencie mieszkał jego pechowy poprzedrriki to on właśnie wykonał dla GRU odbitki k|uczy? Niestety,nie sta go było na rric bardzĘ heroiczrrego' więc zostałhaniebnie ewakuowany i wydalony zn Sztab:u Generalnego.

Koty z dzikim wrzaskiem rozpierzchły się spod śmiet-nika na wszystkie strony. To dobry zlak, to zrtaczy, Żenikogo nie ma w pobliżu. A rnoŻe śledzi mnie ukrytakamera? Ciemno choć oko wykol' pewnie oszczędzająprąd. Zresztą światło na podw rku nie jest konieczne,a ukryta kamera może pracować r wtieŻ na promieniepodczerwone. Nie zapinam płaszcza, aby widoczna była

300

AJ(WARIUM

spinka krawata. Wygląda jak najzwyklejsza w śwleciespinka, ale pokrywająca jąfarba luminescencyjna świe-ci się w promieniach podczerwonych i od razu wykrywaobecność noktowizora. obracając się mogę gobez truduz\oka7izować. J eŻeli jestem obserwowanY' wysikam siępod śmietnikiem i poczłapię dalej. Ale spinka nie świecisię, nie ma kamery. Wyciągam klucz i ostrożnie wkła-dam do zanrlka. Drzwt garażu ustępują bezszelestnie.Znajduję się w wielkiej hali z setkami pojazd w.

Stąlam ostrożnie, starając się jednak nie skradać, nierozgllądać się ukradkiem jak zlodziej. Powinienem spra-wiać wrażenie człowieka, kt ry przed chwilą zaparkowałsamoch d i udaje sięwlaśnie do domu. Dnłgim kluczemotwieram żn|azne drmvi- Jadę windą prosto z garażl;- naostatrrie piętro i tam odczekuję kilka minut pilnie nasfu-chując. Dom śpi. Nie słycha otwierania drmłi ari zjeŻ-dŻającej windy. Spoglądam na zngarek Jeżeli nawet je-stem śledzony, nikt nie jest w stanie połapać się w mo-ich zamiarach. Może mam spotkanie z arnerykarlskimdyplomatą, moŻe czeka na mnie kobieta. Jeże1i jestemśledzony, w wczas włożenie Biblii do skrzynki na listywyda się kamuflażem i przeciwnik dfuglo będzie sobiegłowę łamał nad prawdziwyrrr celem mojej rali2y1y.

Windy nadal stoją nikt nie idzie po scho{agh. Martwacisza.

ostrożfie schodzę w d ł. Stąpam nie na palcach i niecałąpodeszwą dotykam stopni tylko zewnętrznymi karrta-mi but w, posuwając się jak klown na z$iętych nogach,Mam buĘ na mięklrich zel wkach, nie skrzypią lepiej jed-nak chodzić tak' jak mnie uczono; w ten spos b nigdy niesłychać krok w. Jtrż jestem na parterzn W wyłożonymmarmufalni westybrrlu vnfuę z dztesięć skrytek na listy'Wiem, kt ra mnie interesuje, ale zatrzymqę się po koleiprzedkaŻdą wcą1tuję się w nazwiska mieszkłic w. Potemcałym ciałem przywieram do bloku skrąrnek i niedostrze-gatnym ruchem WTzucam paczkę do właściwego otworu'Gdyby nawet ktoś śledził mnie z tyhr' nie wiedziałby, kt rasloąmka mnie zaciekawiła i co przy niej majstrowałem.

Pieszo, schodami, z obojętną, zb|azowanąminą kieru-ję się z powrotem do garażu.

301

Page 158: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR SttwoRow

Kto wchodzi i wychodzi tą samą drogą pokazuje, żenie czuje smaku konspiracji. Ja nabrałem tego smaku.Nie prz5r1romina smaku wina ani miłości' ani walki.ST* konspiracji jest zupeheie inny, jedyny w swoimrodzaju. Lubię ten smak, potrafię się ntm delektować.To nie brak smaku goni mnie zn w do ciemnego garażu,po prostu nie ma stąd innego rłyjścia.

trIZno*irstem niewyspany. Kiedy miałbym się wyspać?Oczy mnie pieką. Skoro świt zjawiam się na ,pr"odk...,choć dziś niedziela. Czekam na Wowkę' ,l^lrz. byłobywspaniale, gdyby zjawi się jeszcze przede mnąl eie narazie Ęlko Saszka-Aerofłot ziewa smętrrie w kącie. Teżmaopuchnięte oczy, teŻ pewnie podkładał komuś świnię, mo-że nawet mnie. on też pevmie czeka na kogoś, kto powi-nien przybiec z wywiesznnyrr' jęznrem' Usprawiedlivrta sięprzede mną, że niby musi pilnie zamt.mĄć, rozhczenle fi]nansowe. Wiem, oczywiście, że to prawda, choć nie cała.Co innego przygnało go w niedzielę o sz stej rano. M więmu, że zalegałn Ze sprawozdanlami z przeprowadzonychoperacji. Kurier nie będzie czekać. Saszka jednak też niew ciemię biĘ, wie, żre to nie jest jedyny pow d mojeJ po-rannej wizyty. Udaje, ze pilnie pracuje, ale co ,rur rnrkana zelarek Ja tak samo' ale robię to ukradkiem. Rozło-Ęłem papiery na biurku, a sam gapię się w ścianę. Szko-da, ż.e nie wolrro rram mieć tu oklenek._ o ro.oo Pierwszy Zastępca zapraszaSaszkę-Aerofłota

do swojego gabinetu. Z,ostałem sam.o 11'32 zjawia się Nawigator.- Noico?_ _|owarąlszu generale, wloĄlłem prezent bez ptze-

szk d. Jeszcze nie ma reakcji.Z mxry Nawigatora wnoszę' Że to rie mnie sprawdza-

no, tylko Wowkę Fomiczewa. Elementarna prowokacia'Połknął przynętę. Zna|azł Biblię, ale rrie wiadomo dla-czego nie powiadomił naĘchmiast przełoŻonych. Jakw takim razie postąpi, jeżeli przytrafi mu się coś poważ-niejszego? Zamelduje czy teŻprzemiczy? Jasna sprawa:

302

A.KWARIT'M

stanowi zagroŻenle dla naszej tajnej organizacji i dlacałego systemu.

- Wiktorze Andriejewiczu, idź do domu, wyśpij sięporządnie. Bądź fu z powrotem o l8.oo.

- Takjest.

GRU nie wie, co to wypoczynek. KGB r wnież. Wyob-raźmy sobie jednak na moment, Żewkażdy dztefiwolnyczęść dyplomat w nie zjawia Się w pracy, natomtast re-szta _ zdecydowana większość - przychodzi jakby nigdynic. od razu stanie się jasne, kto jest rzecą1wiście dy-plomatą a kto nie.

Aby uniknąć podobnej sytuacji, wymyśla się masę pre-tekst w i sztuczek, żeby każdy dyplomata musiał r wrljeżw soboĘ i niedziele zajrznć do biura: musimy schować sięza kurt;.nzy1nym' dyplomaĘcznym uśmiechem, musimyutrzymać w tajemnicy nieprzerwaną pracę rezydentur.

W święta i dni wolne od pracy ambasada przypominarozgrznbane mrowisko. Nie bez powodu. Tlko w te dntmożra odebrać koresponden$e z ZSRR. Listy i prasę. Każ-dy potrzebuje świeŻych ,,Izwiestij", aby sprawdzić najno-wsze kursywalut. Każdy rachuje zapamiętale: warto dzisiajwymienić dewvy na bony, czy rnoŻe jeszcze zaczn|<ać? Kursskacze, co dŻeri inne notowania. Jaki Ędz1e za' Ędziekurs Gosbanku? _ jeden Pan B g rac4l wLedzieć.

Ponadto w dni świąteczne w radzieckich ambasadachna caĄrm świecie otwierane są specjalne sklepy: cenytakle, Że oko bieleje. Cała radz1ecka kolonia zwartymtłumem pcha się do lady.

W niedziele odbywają się ponadto prelekcje. Sale na-bite po brzegi. Nie to, żeby lgnęli do wiedzy' bynajmniej'Na wykładach sprawdza slę obecność, zAznaczakrzyŻy-kami, kto był' kto opuścił.W zasadzie nie ma prą[nusu,wolna wola, ale jeżeli ktoś raptem l)zr:a, że powiedzmy,Iwan Pawłowicz ostatnio rl7e zabardzo się udziela, prze-jawia skłonność do apatit i przestał interesować się poli-tyką to do ewakuacji jeden krok. Kt rejś nocy sfukaniedo drzwi: tatuś niedomaga, pragnie się pożegnać. Eskor-ta - jak na zawołarrie; nieważne czy sarn Iwan Pawłowiczchce się poŻegnać z rodzIcIe|em, czy nie : - Do samolotu!

Page 159: Wiktor Suworow - Akwarium

wrKToR suwoRow

R wnież w niedziele w ambasadachradzieckich odby-wają się projekcje. Pokazują nowe i nle całklem nowefilmy. Zrlowu pełno: masowe uczestnictwo _ to oznakarozwiniętej świadomości i nierozerwalnych więz w z so-cjalistyczn ą ojczyzną.

Tłoczno jest w niedziele w radzieckich ambasadach.Nie ma ldzie zaparkować samochodu. Mnie to nie doty-czy, mam zatezetwowane specjalne miejsce.

Spacerujemy z Nawigatorem po ogromn5rn parku. Ga-wędzimy' zerkarny dyskretnie na gł wną bramę. Prze-chadzająsię r wnież wicekonsul Piotr Jegorowicz Duna-jec i Mikołaj Tarasowicz Moroz, pięrwszy sekretarz am-basady. Niby nie młracają na nas uwagi' ale wiem, żenieprzypadkowo postanowili się przewietrzyć. Szyk:ujesię ewakuacja. Pomocnik radzieckiego attachć wojsko-wego w Wiedniu kapitan GRU Wadimir DmitriewiczFo-miczew okazał się osobnikiem niepewn5rm. Samolot jużczeka. W ewakuacji bierze udz1ał bardzo ograniczonaLfuczba os b: Nawigator - to on podjął decyzję; ja - bobrałem udz1ał w kontroli, więc jestem zorlentowanyw całej sprawie; pułkownicy Dunajec i Moroz - zastępcai Pierwszy Zastępca rezydenta.

Szary Ford Fomiczewa miękko wpłynął przez bralrtę.Pomocnik attachć wojskowego przfrechał z małżonkądokina. Ech, Wowka, czemuś nie przyleciał zdyszany skoroświt? Czemu nie przyniosłeś Biblii? Po co ją schowałeś?Na cholerę cl ona potrzebna? Boga nie rna, najwyŻszyczas, Żebyś wbił to sobie do łba. Wszystkie te religijnehoclri-klocki, to wredna anĘradziecka robota. Nie maraju po śmierci. Raj trzeba budować na ziemi. JeŻeliwierąrsz' Że raj nastąpi po śmierci, automaĘlcznie samsię odsuwasz od aktyurnego budowania raju na zierniNiepiśmierrnej babinie rnonla to wybaczyć, tobie - nie'P jdzlesz na konwejer, tam już się przyznasz do wszys-tkiego. Po coś chował Biblię? A może wcale jej nie scho-wałeś' tnoże wyrzucileś ją do śmieci, zeby uniknąć nie-prz11'emnych wfiaśnie ' Sądziłeś, że nikt się nie dowle,a my w'iemy wsąrstko. Masz obowiąpek meldować cokol-wiek się przydarzy. GRU nie przr-baczy ci milczenia.

304

AJ(WARIUM

Zastępca Naw'igatora statecznym krokiem spacerujei jakby nigdy nic przesuwa się w trderunku bramy. Doambasady prowadzi jedna droga; opuścić teren możnaty|ko przez bramę wejściową' Pomocnik attachć wojsko-wego nie ma juŻ drogi odwrotu. Prąr bramie stoją war-towrricy. Nie są wtajemniczeni w całą operację. JeżeliFomiczew nie rzuci się do ucieczki, w og le niczego sięnie dowiedzą. Gdyby pr bował zvłiać, pułapka zatrzaśn7emu się przed samym nosem. Nawigator i Piemłszy Zas-tępca niespiesanie, spacerkiem kienrją się do biblioteki.Przy samej bibliotece jest zapasowe wejście do bunkra.

Zaczękarn tu jeszcze chwilkę.Boria, trzeci szyfrant, spieszy na parking. Boria nie jest

wtajemniczony. Ma zazadarie podejść, przywitać się i po-wiedzieć: - Władimirze Dmitriewiczll, szyfr wka dla was'

obserwuję z oddali.Boria zblriża się do samochodu. Fomiczewwysiada. Nie

widzę jego twarzy. M wi coś do żony, lekko ją cafuje. Jużposzła sama do sali projekcyjnej. Kapitanie' nie wiesz, cocię czeka!Jesteś przestępcą. Nie zameldowateś dow dcy,że zgniły kapitalŻm usifuje cię zdemorallznwać, ściągnąćna manowce' Za to, kapitanie, nikt cię nie rozstrzela, tojasne, ale do tiurmg p jdnesz _ zapr bę oszukania rezy-denta. W więzieniu dołoŻąci kolejny vr16ok. Takim jak Ęza'wsze dokładają. Jeże|i kiedyś nawet wy1dziesz z plsdła,to nie jest pewne ' czy twoja żnna jeszcze cię zechce,Rzuci cię. Widział,emjąkiedyś zbliskana jakimś prznę-ciu dyplomaĘcznym. Rzuci, jak nic.

Na mnie czas.Pancerne drzol.. Korytarz. Schody w d ł. Następne

drzuli, te z trupią czaszką. Zn w w d ł. Do bunkra'Wielka sala' Korytarz' Mała sala. Jeszcze jeden kory-tatz. Drzwi na prawo i zaraz na lewo. Naciskam dzvło-nek. Wychyla się Bałarz Pierwszego Zastępcy. Zasłaniasię drzwiamI jak tarczą. Co w środku - nie widać.

- Czego chcesz?_ Trzeba w cąrmś pom c?- Nie, nie' Idź, obejrzyj film. Damy sobie radę.- Do widzenia' Mikołaju Tarasowiczu'- Do widzenia.

Page 160: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

Korytarz. Schodami do g ry. Mała sala...- Witia! - Pierwszy Zastępca dogania mnie zdyszany.- Tak?- Sfuchaj, Witia, na śmier zapomniałem. Zaczekasz, aż

film się skoriczy. Podejdziesz do jego żony' Walentyny' po-wiesz' Że mry dostał pilne zadarie. Wr ci zadwa dni. Niechsię nie niepokoi. Powiesz, że poufne zadanie. Wykombinu-jesz coś, żeby się nie zorientowała. Odwiezlesz jądo domu.

Ęmczasem zabierz w z Fomiczewa z parking1u i Ąedź dopodziemnego garairu. Masz klucze. To wszystko. Do juta.

- Do jutra, Mikołaju Tarasowiczu.

WalenĘma Fomiczew na|eŻy do specjalnego gatunkukobiet. Za ta|rjrri kobietami rnęŻczyźnloglądają się naulicy. Jest niewysoka, ostrzyŻona na chłopca. ogromne,czarujące oc4l. Lekko kapryśny uśmiech. W kącikachust ma coś rozllliryłego, ale żeby to dostrzec, trzebaprzy1rzeć się bardzo uważnie. Jest w niej niewątpliwiecoś szatariskiego. Co? Dobrze nie wiem. MoŻe cała jejuroda jest szata ska. Po coś, Wowka, taką żonę sobiewybrał? Piękna Żona _ cudza żnna' W ambasadzie ktożyw wodz1 za niąwzrokiem. W mieście tak samo. Zwła-szłza pohldniowcy, wysocy, korpulentni, lekko Ęsiejący.Tazgrabnafigurka nie daje im spokoju. Jedziemy samo-chodem, zatrzymujemy się na światłach, świdnrją mnieironiczrre spojrzenia: na co ci, brzydalu, taka ślicznotka?

A ona wcale nie moja. odwożę ją do domu, bo małżonektrafił na konwejer, śpiewa aŻ mlło. Jeszcze tutaj, w Wied-niu, wyrwą z riego odpowiednie z'eznan7a. Potem trafi doAkwarium, do wielkiego szklanego gmachu na Chodynce.

Walentyna, jego żnrta', rla tazie niczego się nie domyśla.Wynrszył na noc, na akcję' Jest przymryczajona, nie de-nerwuje się. opowiada mi o nowych połyskujących płasz-czach, cały Wiederi teraz je nosi. Byłoby jej w takim pŁasz-cnsbardzo do twarzy. Jak kr lewna Snieżka mącisz naszspok j swym zirnnym, v6miosłym spojrzeniem.I|eŻwładzyrw Ęch zaciśnięĘch, wąpldch dłoniach! To pewne, Żn potra-fi owinąć wok ł palca każdego' kogo napoĘka na swojejdrodze. Gdyby je ścisnąć, rozsypałaby się jak kryształowawa?A'. Z takąkobietą możra spędzić Ęlko jedrą rloc i zataz

306

AKWARIUM

trzeba ją porzucić' W pzeciwnym raĄe ljarzml. ranci nakolana. Znarn takie' miałem kiedyś taką samą, też malut-ką i delikafol1 Ież s1ę za liąo$ądano. odszedłem od niejsam, nie czekałem ażprzepędzi, oszuka, złamie'

Głupiś, kapitanie, Żeś za taką poszedł' Wiem na pew-rlo, że śmiała ci się w nos, a Ę, miotany zazdrością,śledziłeś ją zza węgła. P źniej, ulegając chwilowej za-chciance, zgodzlła się zostać twoją żoną. Teraz pewniena konwejerze też myślisz tylko o niej i dręczy cię, że niewiesz, kto ją teraz odwozi do domu' Uspok j się, kapi-tanie, to ja, Witta Suworow. Niepotrzebna ml ona, omi-Jam takie z daleka. Zresztą Wiederi to nie miejsce natakie zabauły. Zbyt uważnie śledzimy się nawzajem.- Suworow, dlaczego nĘdy stę do mnie nie uśmiechasz?- Czyjajeden?- Tak' Wszysry się do mnie uśmiechają. Bolsz się mnie?- Nie.- Boisz się, Suworow. Ale ja cięzmuszę do uśmiechu.- GrozTsz?- obiecuję.Resztę drogi jedziemy w milczeniu. Wiem, że to nie

prowokacja GRU' Takie kobiety tak właśnie m wią. Zre-sztą GRU nie może mrrie teraz śledzić. operacje GRU sąprecyzyjne i nieskompllkowane. GRU r żnl się od irr_nych wywiad w prostotą swoich operacji.

GRU nigdy nie stara s1ę złapać laaraz dw ch srok zaogon. Właśnie dlatego dzLała tak skutecznie.

- Mam nadzleję, Suworow, Że nle porzucisz mnieprzed domem. Jestem ładną kobieĘ może mnie ktośzgwałcić na klatce. Wtedy wszystko będzie na cieble.- W Wiedniu tak1e rzeczy się nie zdarzają.- Mimo wszystko boję się sama.Nie boi się niczego na świecie, zt7arn taliiie, zvłierz

w sp dnicy.Jesteśmy sami w wirrdzie, Walentyna śmieje się fig-

larnie:- Jesteś peurny, że Wołodia nie wr ci na noc?- Jest na operacji.- A nie boisz slę zostawić mnie samej? Ktoś m głby

mnie porwać...

307

Page 161: Wiktor Suworow - Akwarium

I,f

WIKTOR STIWOROW

Winda zattzylr;ruje się, przepuszczam ją przodem.otwiera drz\łi do mieszkania.

- Co robisz dz1ś w nocy?- Śpię.- Zkim ty śpisz, Suworow?- Sam._ Jateż sama - wzdycha.Przekracza pr g i nagle odwraca się do mnie. Płonący

wzrok. Twarzyczka wzorowej uczennicy. To najbardzĘperfidny rodzaj kobiet. Nie cierpię takich.

IVE*un u cja zavłsze odbywa się samolotem, szybko'tylko jedna kontrola PolicYjna.

Ewakuacja zawsze odbywa się w dzieri. W nocy policjajest bardziej podejrzliwa, rano przychodzl nowa zmiana,świeże siły, z kolei pod wiecz r samoloty z regiuł}r niewynrszają na dalekie trasy. Dlatego w dzierl.

Rozkład lot w Aerofłotu z większości zachodnich stolicdo Moskwy został tak opracowany' Żeby samoloty star-towały "w dzier1. Nie zawsze jest to możliwe, ale w więk-szości wypadk w ustalono właśnie tak' Ludzl ewakuujesię nie kazdyrr' rejsem Aerofłotu, ale w razie nagłej po-trzeby wszystko jest z g ry zaplanowane.

Były kapitan GRU, były pomocnik attąchć wojskowe-go siedzi na taborecie. Głowa zwieszona. Nie jest skrę-powarry, po prostu siedzi. Nie ma już ochoty krryczeći awanturować się. Przeszedł pierwsze stadium konwe-jera. Zeznał już wszystko: tak, była Biblia w skrąmce nalisty. Nie , rellgia mnie nie interesuje. Tak jest, wykaza-łem karygodne nledbalstwo. Tak, wyrzuciłem do śmieci.Trzeci pojemnik od lewej. Biblia lreŻy juŻ na stole. Zna-leziono bez trudu. Dow d rzeczow' leĘ w celofanowymopakowaniu.

Kiedy wiozłem twoją żonę, wyciągano z ciebie, kapita-nie, pierwszą sertę zezlart.

- Tak, wcześniej też oszukiwałem Nawi$atora. Czteryrazy odwiedzałem prostytutki. Nie, nie mam żadnychkontakt w z zachodnimi wywiadami. Ni$dy nie otrzy-

308

AKWARITJM

małem żadnych propozycji wsp Ęracy. Nie, nie przeka-zywałetn im tajnych informacji.

Ewakuacja.- Spirytus.Zarriast spiryhrsu aptekarskiego używamy najczęś-

ciej dżinu Gordon z barku Nawi$atora.- Strzykawka.Strzykawka jednorazowa. Zupelnie jak w Specnazie.

Ale to nie Błoga Smierć, to po prostu Błogość.Miejsce zastrryrkw trzeba starannie przetrzeć watką

z dŻil:em, żeby n1ebyło zakłżenIa.

lotrisko. Huk sitrik w. Lśniące podbgl. Kioski zparrn$-kami. Lalki w strojach regionalnych, zapalnlez,ls. Ronsona.

- Kontrola bilet w. BagaŻ?- BezbagaŻu. Kr tka podr Ż służbowa.- Paszporty proszę'Zielone paszporLy. ,,W imieniu Ztnrrupku Socjalistycz-

nych Republik Radziecktch. Minister spraw zagranicz-nych ZSRR..."

- Proszę przechodzić.Jest nas trzech: były kapitan, ja' wicekonsul. Były

kapitan podr żuje, my dwaj go odprowadzamy. Jakoby.W rzeczywistości zapewniamy bezpośrednie lbezp7ecza-nie. A tam dalej' prąr kiosku - konsul generalny ZSRR.Ubezpieczanie og lne. Grozić! Protestować! osłarriaćl

Teraz do samolotu . - Poczta dyplomatyczna - to o nas.Płytą lotniska - do samolotu. Dwa kro}d, nie potrzeba

autobusu. TU-134. Dwa trapy. TVlny dla wszystkich.Przedni - dla szczeg lnie włŻr:ych osobistości i pocztydyplomatycznej, to znaczy dla nas. Przy wejściu naschodki jeszcze jedna stewardesa, szczerzy zęby do pa-saŻera. Nie wie, że kapitan przesta} być szczeg lnie waż-ną osobistością, a uśmiecha się tylko dlatego, Że gonaszprycowano Błogością.

Przy trapie - kurierzy dyplomatyczni. Jest ich dw ch.osiłki. Wiedzą, jaki wiozą dziś ładunek' Są uzbrojenii nie kr51'ą się z t5rm. Taka jest międzynarodowa prakĘ-ka dyplomatyczna. Takie sązasady ustalone już w l8l5roku na Kon$resie Wiederiskim.

Page 162: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SttwoRow

brotliwle. Do kogo się uśmiecha? Możze nawet do mnie'Jateż uśmiecham się do nlego.

Rozdział 15

' Wro, _ rozkazujeNawi$ator. Wkładam.r" gło*ę pr".lzroczysĘ helm, on r wnież' obaj wyglądamy jak kosmo-naucl. Hełmy są połączone elas Ęrcznyrnl 1 pt?.ezroczysty-mi rurkami.

Podsfuchanie jakiejkolwlek rozmowy w gabinecie do-w dcy jest nawet teoretyczrrie rriemożliwe. Jeżeli pomimowsąlst}dch istnieJących zabezplecze i zag,hlszarek Szefpoleca mi użycte hełmowego interfonu' to znaczy, że macoś niezwykle interesującego do zakomunikowania.

- Robisz postępy' nle tylko w zdobywarriu irrformacji.Niedawno przeszedłeś serię test w i weryfikacji zorgari-zowanych przez Ak'warlum i przeze mnle osobiście. Niedomyślałeś się niczego, ale przebyłeś wszystkie pr bycelująco. Tym samym przeszedłeś do naJwyższej katego-rll zaufania.

JeżeII to prawda' to GRU z lekka przesadza. Mampatę grzeszk w na sumieniu, rrie jestem święty. A możeNawĘator nie m wi mi wsąrstkiego. Nie na darmo na-zrya|ągo Przecherą.- GRU powierza ci przeprowadzenie operacji najwyŻ-

szej wagi. Do Wiednia przybywa agent występujący podkryptonimem Stary Przyjaciel. Jest dla nas bezcenny,

311

Page 163: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

najlepszy dow d, że w Moskwie kieruje nim osobiściegenerał-pułkownik Mieszczertakow' Nie wiem' kto to takii nie mam prawa wiedzieć. Ty tym bardziej nie maszprawa. Jasne, Że z takim człowiekiem nie spotykamysię osobiście. Ni$dy, pod żadnym pozorem. Pracuje onw oparciu o system skrytek i um wionych sygnał w.Jednak GRU jest przygotowane do nawia?ania z nimbezpośredniego kontaktu w dowolnej chwili' Musimymieć pewność, że taki kontakt da się na'wiapać w kaŻ-dych warunkach i w kaŻdej chwili' Dlatego raz na k7l-ka lat przeprowadzamy spotkanie kontrolne. Prz51'acielotrzymuje odpowiedni sygnał i pojawia się w ustalonymmiejscu. Nie nawią2ujemy z nim żadnego kontaktu, tyl-ko obserwujemy go z oddali. JeŻe|i się zjawia, znaczy, Że

łącntość funkcjonuje bez zarzutu. Poza tym sprawdza-lmy, czy wok ł niego jest czysto' Teraz właśnie nastąritaka operacja. Rozkazem szefa GRU zostałeś wyznaczo-ny do jej przeprowadzenia. Zatezerwujemy ci pok jw hotelu' Przez d'wie doby będziesz sprawdzał z st|nągrupą ubezpieczarria czy nie masz ogona. Zjeźdztsz caĘkraj wzdłuż | wszerz. Porzucisz samoch d w Innsbru-cku' Znikniesz. Ulotnisz się. Zjawisz się w Wiedniu jakwidmo. Przeprowadzisz ostateczną kontrolę' Do hoteluwejdziesz przez restaurację, na g rę do pokoju, gdziewszystko będzie przygotowane. Dostaniesz Minoxa z te-leobiektywem. Aparat będzie załadowany taśmą Mikrat--93!Tarcza. Negatyw ma dwle warstwy światłoczułe: najednej zdjęte zostaĘ austriackie lotniska wojskowe. T}r

będziesz eksponował drugą warstwę. W razie areszto-wania postaraj się wyrwać taśmę z aparattu i ją prze-świetlić. JeŻelri ci się nie uda, sami jąwywołają. otrzy-mają Ęlko zdjęcla lotnisk, bo wyvoływacz antomatycz-rie zniszczy drugąwarstwę, właściwą. Niech cięmajązazwykłego szpiega, płotkę. Wszystko jasne?

- Jasne.- Więc słuchaj dalej. o um wionej porze Stary PrĄa-

ciel pojawi się przed wystawą sklepu z obuwiem. Bę-dziesz go obserwował z odległości 1oo metr w i z wyso-kości 18 metr w. Sfotografujesz moment pojawienia sięPrzyjaciela. Nie wiem, kto to będzie, może kobieta prze-

312

AKWARIUM

brana za rnęŻczyzĄę, a może mężczyzna przebrany zakobietę. Niech cię nie pesry, Że facet na przykład jestniechlujnie odziany i rozczochrany. Tak jest lepiej dlasprawy' P ł godziny przedryZr:.aczor:yrr' spotkaniem za-czrrij fotografować wszystko, co wyda ci się podejrzane.Jak go poznasz? Zjawi się o ściśle ustalonej potze w ści-śle ustalonym miejscu. Zwirnęta ga?Rta w prawej ręce tozt:lak rozpozt|awczy i zarazern sygnał' że wszystko jestw porządku. Ta sama gazeta w lewej ręce oznaczar e-bezpieczeflstwo. Stary Przyjaciel udaje się na spotkanie.Nie wie, czy tyn razern my się stawimy. Gdyby zostałw międzyczasie namierzony, rnoże zapobiec spotkaniu,moze uratować naszego oficera, a zarazem własną sk rę.Jeżeli jest kontrolowany przez policję, to wjego własnyminteresie leĘ zariechanie kontakt w znarrlri. Jeśli w cią-gu pięciu minut nikt się nie zjawi, odejdzie i ponowniezgłosi się na kontakt, gdy tylko otrzyma od nas wez\Ma-nie. Może to być za lo lat i na drugim koricu planeĘ.Byćrr'oŻe tylko go sprawdzimy, nie nawią.zując kontaktubezpośredniego. Czy coś jest niezrozumiałe?

- Wszystko jasne.- Jeszcze jedno. Czas i miejsce operacji podam ci

w ostatniej chwili. od tego momentu, aż do jej zakofrcze-nia, absolutny zakaz kontaktowania się z cudzoziemca-mi. o każdym przymusowym kontakcie masz mi osobi-ście meldować. operacja jest ściśle tajna, nawet pierw-szy szyftant nie jest wtajemniczony. Depesza z Centraliz moim osobistym kodem jest zapieczętowana. W pokojuhotelowym nie masz prawa rnieć Żadnego innego apara-tu opr cz tego, kt ry ci wręczę tti przed operacją. Zadodatkowy aparat moŻesz zapłacić głową. Musisz bardzoostrożnie obchodzić się z Minoxem. Film założnno w Ak-warium, aparat opieczętowano. Pieczęci prawie nie wi-dać, uważaj' żeby jej nie uszkodzić. Nie masz prawam wić nikomu, nawet rnnie, jak wygląda Stary PrĄa-ciel. Zapieczętowany Minox poleci pocztądyplomaĘcznądo Akwarium, tam dopiero film zostanie odpowiedniowywołany. Czy maszjakieś pytania?

- Zadnych.- W takim razie powt rz wszystko od początku'

J 2I - Atwarim 313

Page 164: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR ST'WOROW

ściąrzecąr. J.*to narożny pok j' mogę więc obserwować r wnocześnietrzy zaciszne zaułki. o, tam znajduje się sklep obuwni-czy. Na przylegĘch uliczkach niemal pusto' Żadnegoruchu. Do pojawienia się Starego Przyjaciela mam jesz-cze trzy godz1ny i dziesięć minut.

CĄaś troskliwa rękaprzyszykowała wszystko, co tyl-ko może być potrzebne: teleobiektyw do Minoxa wielko-ści bateryjki, duŻąlornetkę 7r-lissa, chronometr omega,komplet filtr w' plan miasta, termos z gorącą kawą.Sam aparat przyniosłem ze sobą.

Minox. Chromowane kwadratowe pudełeczko z gwzi-czkami i okienkami. od dziesięcioleclwszystkie !vy!vla-dy świata poshrgują się wyłącznie tym aparatem. KimPhilby używał Minoxa pracując dla wywiadu radzieckie-go przeciw Brytyjczykom. Pułkownik oleg Pierikowskipracował Mirroxem dla angielskich służb specjalnychprzeciw radzieckim. Oto on, trz5rmam go w dłoni. Malut-ki poręczny Minox. Podtączam teleobiekĘw i pr bujęfotografować. Na razie tylko się prąrmierzafl|. Dla takie-go malego aparatu 1oo metr w tu duża odległość' Przynaj|Żejszym drgnieniu ręki wszystko zamazane, nie-ostre. Minox do tego się nie nadaje, wymyślono go dofotografowarria rozłoŻonych na stole dokument w.

Czas w|ecz.e się niemiłosiernie. Z domu naprzeciw wy-chodzi tęga kobieta, idzte prz.ed stebte. Nic ciekawego.Przejechał listonosz na rowerze' Znowuwszystko zamarlo.Przemknął czarny Mercedes, na tylnym siedzeniu facetodziany w białe prześcieradła. To przedstawiciel biednegokraju udaje się na konferencję, by Żądać pieniędzy odkraj w bogatych. Dyplomaci z bogatych kraj w teŻ jadąna konferencję, ale ich pojazdy są skromniejsze - Fordy'Volkswageny. Specj aliśc1 frłIer dzao Że przepaść oddzielaj ą-ca kraje biedne od bogatych w przyszłości ma się po$ę-blać prz-edstawiciele biednych kraj w będą jeŹdzić wy-łącntie Rolls-Royce'ami, a dyplomaci z Waj w bogatychprzesiądą się na rowery, bo to oszczędniej.

Cienka wskaz wka malutkiego chronometru niezmor-dowanie krąpy po cyferblacie. Znowu przeszła tęia ko-

314

AKWARIUM

bieta. Zn w zaskrzrypiały opony dlżej czarnej limuzynyz przyciernnionymi szybami: jeszcze jeden biedak poje-chał po wsparcie. Ponownie omiatam Zeissem u|icę. Ze-by tylko nikogo nie przegaplć. Zapamiętać nurlrrery. Za-pamiętaćBłłarze.Zapamilętaćkażdyruch'kaŻdązmiarlę.Minox czeka odbezpiecznny jak cekaem w czoĘu. Po-gotowie bojowe' KaŻdy podejrzany szczeg ł - na kliszę'Klatki na filmie są mikroskopijne, więc mieści się ichbardzo dużo. A to co takiego?

Co??! Zaritn cokolwiek zdaiyłern sobie uświadomić,poczułem, że stała s1ę rzecz straszna i nieodwołalna'Przy krawężniku zatrzyrnał się elegancki Citroćn' Po-znałbym go wśr d tysięcy innych samochod w: toCitroćn Pierwszego Zastępcy' Z wozu wysiada kobieta'kt ra szybkim ruchem pochyla się ku Pierwszentu Za-stępcy i cafuje go na pożegnanie. Właśnie ten momentutrwala m j mały niezawodny Minox' Kobieta wsiada dosportowego Fiata i odjeżdża. Pierwszy Zastępca już dalł-no zniknal za rogiem.

Siedzę w fotelu, zaciskam wargl. Kobieta nie jest, oczy-wiście, Źoną Pierwszego Zastępcy. Znart jego żonę. Niejest to r wnieŻ tajna agentka: Nawigator zr:a czas i mieJ-sce kźdej operacji i z pewnością zabronił jakichkolwlekdziała w moim rejonie. To znaczy, że GRU znowu mniesprawdza. Wpakowali mnie do tego kreĘmskiego pokojui odegrali komedię. Teraz czekają: zamelduję o występkuuwielbianego przeze mnie człowieka czy też przemi|czę?Aparat dali mi, żeby sprawdz|ć, czy się zawahałem choćchwilę' czy teŻ użyłem go naĘchmiast. Po samym zdję-cfil teŻ potraffą ocenić czy zadrż:.ła ml ręka, czy teŻzachowałem spok j i oparrowanie.

Nie bez powodu zagryzan wargl. Jest jeszcze jednamożliwość. Cicha, spokojna uliczka to w5rmarzone miejs-ce na tajną schadzkę. Mało kto wie, Że siedzę tu, naszostym pLętrzł, ukryĘ za' c(ęŻkąkotarą. Mikołaj Tara-sowicz nie ma o tym pojęcia' jeżeli nie bierze udziafuw operacji. Pierwszy Zastępca i kochanka. Amerykanka?Angielka? oczywiste, Że cudzoz7emka. Kobleta radzieckaza graricą nie powinna mieć samochodu, tym bardziejsportowego. Na co jej sportowy w ź? Wszystkie samo-

315

Page 165: Wiktor Suworow - Akwarium

!WIKTOR STIWOROW

chody na\eŻą do paristwa radzieckiego i korzystająznic}r tylko ci, co stojąna strażyjego potęgi. JeŻe|i to niebyła gra ani weryfikacja, to prryszła kryska na Pierwsze-go Zastępcę. Klapa. Szlus. Finitalacommedta. Konwejer.Pehty konwejer z bardzo nieprz11'emnym finałem.

A moŻe to jednak kontrola? Mało to razy tak właśnienas sprawdzali? Postąriłem jak należało' Szybko i zde-cydowanie. Patrzę przez okto szklanym wzrokiem. Pu-sta ulica, nic nie zakł ca spokoju' Tylko jakiś nieprzy-jemny garbus z gazetą w łapie sterczy przed sklepemz obuwiem. Co tam, człowieku, takiego ciekawego?

Zarturzarn się w fotelu, gapię się w sufit. Nagle zry-wam się na r wne nogi' przewTacam termos' Łapię Mi-noxa, pstrykam. PrzecieŻ to oN! A niech to wszyscydiabli, to STARY PRZYJACIEL! Pstryk, pstryk, pstryk.Jeszcze raz. Szlag by trafił wszystkich prĄaci ł do ku-py z pułkownikiem Mieszczeriakowem' z Pierwszyrn Za-stępcą i jego dziwką. Czas minaJ. Przyjacie| obojętnierzwca gazetę do kosza i znika za rogiem'

Marna jakość zdjęć rnoŻe zdradzić m j stan ducha'moŻe zastlgerować, że się wahałem, Że nie chciałemwydać Pierwszego Zastępcy.

Podrywam się z miejsca. Wykręcam teleobiektyw. Za-wijam termos' obiektyw i lornetę, paczkę wkładam dokosza na śmieci. Ktoś to p żrltej zabierze. Minoxa ści-skam w lewej ręce. W ten spos b łatwiej wyrwać filmw razie aresztowania. Ach, gdyby mnie teraz aresztowa-no! A może upozorować napaść policji? Nie, taki numernie przejdzie. Konsul generalny zaraz zadzuroni na ko-misariat i dowie się, Że to czysta bujda. Wtedy czekamnie konwejer.

Wychodzę na ulicę' jaskrawe słorice razi prostow oczy. Nie, ten radosny świat nie moŻe być aż takokropny. To była najzwyklejsza kontrola, zwyczajnaprowokacja GRU. Nie dałem się nabrać. W Akademii nietakie badania nam urządzalo. Wtedy naprawdę bywałogorąco, życie najbliŻszych istot rzucano najedną sza|ę.Potem okazywało się, Że to nasi szefowie takie z nasżarty sobie stroili. Niejeden tego nie wytrzymał. Ja wy-trzymałem.

316

Souo nadszedł Stary Przy1acie|?Przez rnoment zawahałem się: skłamać czy nie?- Nie widziałem, towarryszu generale.- Miałeś przecieŻ chronometr. Czyżby nie przyszedł

punktualnie?Milczę._ Czy coś cię zb7ło z tropu? 7nbac4lłeś coś podejrza-

nego? Niezrozumiałego? Dziwnego? Cz1r coś cię speszyło?- Wasz Pierwszy Zastępca'..W jego oczach maluje Się nieopisana trwoga.- Wasz Pierwszy Zastępca był na miejscu spotkania

12 minut przed pojawieniem się Starego Przy1acie|a.'.z kobietą.

Kostki zaciśniętych pięści robią się białe. Twarz jakkreda. Mi|czy. Patrzy przeze mnie na wskroś, na ścianę.Potem pyta cicho i spokojnie:

- Ma się rozumieć, nie zdĘyłeś go sfotografować.'.Trudno zrozurnieć' pyta czy stwierdza. A może grozi._ ZdĘyłem...Boję się spojrzeć mu w oczy. Patrzę pod nogi. CzaS

w|ecze się potwornie. zegar cyka na ścianie.- Co teraz zrobimy?- Nie wiem - wzrtlszan;-: ramionami.- Co teraz zrobimy!? - wali pięścią w st ł ibryzgając

śliną syczy mi w twarz: - Co ZRoBIMY!?- Ewakuację! - odcinam się nagle, rozwścieczony.M j krzyk uspokaja go. Przycichł. Jest po prostu sta-

rym' zmęczonym człowiekiem, na kt rego zwaliło sięwielkie nieszczęście. To silny mężczyzna. Ale system jestod nas silniejszy. System jest najsilniejszy. pod jegonieubłagany top r może trafić każdy z laas. Patrz5r nie-widzącym wzrokiem.

- Wiesz, Witia, pułkownik Moroz w sześćdziesiątymczurartym roku uratował mnie od KS. od tego czasuciągn{em go za sobąpo caĘrm świecie. Werbował kobie-ty. Ale jakie kobiety! Kochał je i one go kochały. Wiedzia-łem o jego wyskokach, wiedziałem , że w każdym mieściema kochankę. Wybaczałem mu. I wiedziałem, Że prędzejcz1r p źrnej wpadnie ' Wiedziałem. Jakże się tu ukfiesz

AKWARIUM

UI

Page 166: Wiktor Suworow - Akwarium

'1S

WIKTOR SUWOROW

w tej Austrii? Dobra. Czy darny radę we dw ch przepro-wadzić ewakuację?

- Damy._ Weź strzykawkę z szafy.- Mam.Naciska Sluzik interfonu :

- Pierwszy szyfrant.- Jestem, towarzyszu generale - odpowiada aparat.- Wezwać do mnie Pierwszego Zastępcę.- Rozkazt

- Siadaj - m wi zmęczor:ym głosem dow dca. Sam zo-staje za biurkiem' Lewa dłofr na blacie' prawa znienrcho-miała w szufladzie' Staję zakrzesłern, na kt rym siedzi jużMikołaj Tarasowicz. Ręka w szufladzle m wi PierwszemuZastępcy wszystko, a moja obecnoŚć podpowiada mu, Że

to ja go sprawdzałem i coś doniosłem. PrzeciĘa się całymciałem' wszystkimi mięśniami, aż słychać chrzęst kości.Następnie spokojnie zakłada ręce Za poręcz Wzesła. Znareguły gry.Zatrzaskuję kajdanki. Ostrożrie podwijam rę-kaw jego marynarki, rozpinam złotą spinkę 1 odsłaniamprzegub' Cienką serwetką zvłllrżnnądlŹinem z zielonejb:u-telki przecieram sk rę w miejscu zastrzyku. Wciągam dostrzykawki przezroczysĘ płyn z butelki, unoszę jąna wy-sokość oczu, naciskam tłok' ażkiJka kropelek spływa po

Ęe. oslrożnie wb!'am łę pod sk rę. Gdy strzykawka jestpusta' nie puszczając tłoka - m głby zassać wszystkoz powrotem - delikatnie wyciągam i$ę. Już po wszystkim.

Nawi$ator kiwnięciem Śłowy pokazuje, że mam opu-ścić gabinet' Wychodzę, zamykając za sobądrz:łtli slyszęjego beznamiętny głos:

- Opowiadaj.

-r rvL-rzu;ę się fatalnie, po prostu bardzo źle się czuję.Nigdy nie przytrafiło mi się coś podobnego. Kwękajątylko słabeusze. To oni w5rmyślają sobie choroby i głę-boko przejmują się migrenami, zawrotarni głowy' utra-tąprzytomności, wyrzutami sumienia. W rzeczywistości

318

AKWARIUM

r:icze$o takiego nie ma, wszystko to choroby z urojenia.Nie uważam siebie Za supermena. Jestem normalny,a człowiek normalny nie miewa b l w śłou1l, atak wserca, rozstroj w nerwowych. Nigdy nie chorowałem,nigdy nie stękałem i nie prosiłem ntcąrjej pomocy.

Ale dziś naprawdę miejsca sobie znaleźć nie mogę.Przertź|iwa śmiertelna chandra. ZarŻna}bym kogośz rozkoszą!

Zaszyłem się w kącie małej piwiarni. Siedzę w kącie jakzaszcnste zvłierzę. Trzyrmarn łokcie na stole nakrytym czy-styrn obrusem w czerwono-białą kratkę. Przedę mnąwiel-ki kufel Zrzriętego szkła napeheiony piwem kolonr konia-ku. Na pewno pyszne, a]e nie czuję dziś smaku. Na salitłok. Wesołe towarzystwo, wszyscy się pewnie znają bawiąsię. Naprzeciw mnie siedzi czur rka potężnych dryblas w:kapelusiki z pi rkiem, sk rzane kr tkie spodnie na szel-kac}r.7Arowe, czerstwe gęby, ryże brody. Cały st ł zasta-wiony opr żnionymi kuflami. Co wam tak wesoło? Och,z j*ą chęcią strzeliłbym kuflem w te wasze roześmianemordy. Co z tego, że jest was czterech, że kułaki macie jakte kufle, zupełnie jak m j dow dca pułku'

A tnoże skoczyć na nich? Niechby mnie fu zatfukli namiejscu. Niechby mi roztrzaskali łeb dębowym taboretemalbo austriackim krrflem. Nie ma movry, rne zabiją wyt^7-cą tylko na zbiĘ pysk i zaurołająpolicję. AmoŻe rzucić sięna policjanta? Albo jeszcze lepiej: wkr tce do Wiednia prąy-jeŻdża Breżniew na spotkanie z naiwniaczkiem Carterem.Może rancić się na Breżniewa? Wtedy murowafle, Że zabiją.

A co to za prĄemność zginąć z ręki policjanta alboobstawy Brezniewa? To juŻ lepiej niech zabijącię ludziedobrzy i silni jak ci naprzeciw.

A oni wciĘ rechoczą.Nigdy nikomu rlje zazdrościłem, a tu nagle zawiść jak

gadzxta, trawi duszę. Wiele bym oddał, Żeby teraz sie-dziećw t papelusiku zpi r-kiem na am' Czego leśzczepotrzeba

Śmieją się do Łez, zrywają boki. Jeden aż się zakztwstł,ale dalej ryczy.Inny usifuje wstać _ pehy kufel w dłoni -pokłada się ze śmiechu. Patrzę mu prosto w oczy. Nie

319

Page 167: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

wiem' co mam w oczach, a7e sWzyŻowaĘ się nasze spoj-tzerlia i potężny Austriak, dusza towarzystwa, umilkłw jednej chwili, twarz mu się zmieniła' Też patrzy miw oczy przeciągle i badawczo. Ma jasny, czysty wzrok,patrz'| na mnie, zaciska wargi, przechyla głowę.

Czy to z moich oczu powiało chłodem śmiertelnym,czy też zrozumiał, że jestem u kresu? Nie wiem, co sobieten wielkolud pomyślał' dość, że kiedy zbległy się naszespojrzenia, z miejsca dziwnie przygasł. Podchmielonakompania śmieje się wesoło, a on siedzl ponury zewzro-kiem wbitym w ziemię' Aż mi się go ża| zrobiło. Po cozepsułem człowiekowi zabawę?

Wreszcie wstają i kierują się do wyjścia. Na samymkoricu idzie m j olbrzyn' Przy drzvłiach zatrąmuje się,odwraca, spo$ąda na mnie spode łba, nagle całym potęŻ-nyrn cielskiem rusza w moją stronę. GroŹny jakrozpędzn-ny czoĘ. 7-astygłem w oczekiwaniu na druągocący ciosw szczękę' Nie czuję strachu. Bij, Austriaku, bij, ile w|ezie,spieprzyłem ci ten wiecz r, na|eĘ mi się w pysk' Tak naszobyczajkażr.ZbllŻa się, potęŻrym swoim kahunem prze-słania mi cały świat. Bij, wal, nie mam zarriarusię bronić.CięŻka ręka opada na moje lewe ramię, czuję lekki uścisk'Silna ręka, ale ciepła, Ęcz|Lvła. Splywa na mnie coś jak_by ludzkie wsp łczucie' Uścisnąłem mu rękę, uścisnąĘmzwdzięcznością. Nie patIą mu w oczy, odułracam wzrok.Dziwnie mi jakoś. Pochyllłem głowę nisko nad stołem.Poszedł do wyjścia niezgrabnynr, ociężałym krokiem nieobejrz.aulszy się. obcy człowiek, istota z tnrrcj planety.Aprzecież lepszy ode mnie' Stokroć lepszy'

/r^1 vUo się zemnądzieje? Coza'prznmizrrra? Co zawyskoki?Na szczęście już mi lepiej. Pewnie od piwa' A może odszerokiej spracowanej łapy, kt ra poklepała rnnie po ra-mieniu, powstrzymała na skraju przepaści. Ale co mi sięstało? Dlaczego przygasł nagle cały świat? Może właśnieto narywająludzie słabi wyrzutami sumienia? Wykluczo-ne. Nie mam sumienia, nie dręcą mnie żadne wyrzuĘ.Czemu miałyby mnie dręczyć? Z jakjej racjl? żle zdradzi-

320

AKWARIT'M

łem Pierwszego Zastęplcę? To dobry człovriek, ale co z te-go? Rachunek jest prosĘ: albo ja jego' albo on mniewepchnaJby na konwejer. Taką mźrmy robotę. WydającPier'wszego Zastępcę ochroniłem GRU przed moŻ|iwąpr4r-krą niespodziartką. Za takie rzecz'l w Komitecie Central-nyrn sam Kir m wi ,,dziękuję''. ZabiorąPierwszego Zastęp-cę, przyś|ąinnego. Czy warto się Ęm aż takbardzn przej-mować? Gdyby każdy dawał upust swoim uczuciom, całysystem dawno by się za'wa]ił. AprzecieŻ stoi i rośnie w si-łę. Rośnie w siłę dzięki temu, że natychmiast uwalnia sięod kaŻdego, kto pozwala sobie na chwilę słabości.

Cry rzeczywiście miałem chwilę słabości? Bez wątpie-lria. Czy m gł mnie ktoś w tym stanie zobaczyć? Niewy-kluczone. Czy widać było' że jestem w rozterce? Na pew-no. Nieszczęśnik ze zwtsając1rmi rękami, ze zgaszonymwzrokiem - czeg Ż l rięcej trzeba? Jeżeli nawet Austriakzrozlmiał, że Ź|e ze mllią, to co dopiero doświadczonywywiadowca, kt ry by mnie śledził. A przecieŻ Nawiga-tor spokojnie m gł po ewakuacji Pierwszego Zastępcydać mi dyskretrrą obstawę: jak się zachowuje Czterdzie-sty Pierwszy? Czy nie stracił ducha?

Niewątpliwie coś się ze rl:^rrąstało, że na kilka godzinprzestałem nad sobą panować. Jeżeli Nawigator dowiesię o tym, najbliższej nocy czeka mnie ewakuacja. Ko-lejny samolot odlatuje dopiero zatrąr dni. Cały ten czasspędzę w ciemni fotograficznej. Tej rlocy z pewnościązawloką mnie do ciemnicy' Samolotu, w kt rym możechoć przez chwilę nawalić coś w układzie sterowania,nie dopuszcza się do lot w. Wywiadowcy tym bardziej.Wywiadowca, kt ry traci kontrolę nad sobą staje sięniebezpieczny. Wycofuje się go niezwłocznie'

Wlokę się z piwiarni do samochodu. Jeśli chcesz wy-kryć inwigilację' udawaj obojętność.Patrz pod nogi, idźniespiesznym krokiem, postaraj się uspokoić śledzą-cych. Wtedy ic}:zobaczysz, bowiem pozbywszy się obawzaczynają popełniać błędy.

od lat prowadzę w z i wc1Ę jak pilot myśliwca zer-kam wstecz. Patrzę do Ęłu więcej' nrż przed siebie. Takifach. Ale nie dziś. Teraz chciałbym uspokoić tych' kt -rzy być może mnie śledzą, uśpić ich czujność. Samo-

32r

I

Page 168: Wiktor Suworow - Akwarium

IVIKTOR SUWOROW

ch d m j sunie spokojnie' Żadnych sztuczek, Żadnychpr b ucieczki.

Kierowcę Forda dręc4l terazgo? Rozpoznałem? Pociesza się,targniony, nie patrzę za siebie, ż

322

AKWARIUM

Ciekawe, ile samochod w wysłał ojczulek na miasto,żeby kontrolowały moje ruchy? Jasne, Że nie jeden.Gdyby śledził mnie tylko jeden, siedziałyby w nim dwieosoby. Kierowca był sam, zatem musi być więcej woz w.Elementarne. Ta heca musi zakoriczyć się ewakuacją.

Trzeba noanrnieć dow dztwo GRU. Skoro człowiekpod wpływem takiego gfupstwa traci panowanie, więciw przyszłości może się to powt rzyć, przy czym w naj-mniej odpowiednim momencie. A może to nie pierwszyraz? l|l[oŻe wTogie organizacje zdołaĘ już skorzystać z ta-kiej chwili słabości?

Zabiorą mnie tej nocy' Gdybym był na miejscu Nawi-gatora, postąpiłbym dokładnie tak samo: po pierwsze -zataz po Ęm, co zaszło, poleciłbym śLedz1ć; po drugie -stwierdziws zy riezadowalający stan rzeczy, nakazałbymewakuację.

Nie jadę do ambasady. Ambasada to kajdanki i za-strzyk. Jadę do domu. Muszę przygotować się do nie-uchronnego uderzenia losu.

nątrz,.r"nyr*.*okno' JeŻellnie starczy mi męstwa, by spotkać ich twa-rząw Fdłarz, wyskoczę. Pode mną - siedem pięter. Wy-starczy. okno to najprostsze wyjście, ale trzeba się za-stanowić, bo to wyjście dla bojaŹliwych. JeŻe|L w ostat-niej chwili obleci mnie strach, skorzystam z tej drogi.Niedawno dumny wiking z GRU tak właśnie unikn{konweJera - w samyrn centrum ParyŻa runął z okna nabruk. Inny wiking GRU, tym razerrl w Londynie, praco-wał w Szwajcarii przy ubezpieczaniu najułyŻszej wag1.PopeŁeił błąd. Nie chciał iść na konwejer. Podci$ sobieĘły. Jednak major Anatolij Fiłatow, chart GRU' nieuląJ<ł się konwejera' Ja teŻ się nie ulęknę.

A w og le to diabli wiedzą. Łatwo teraz się zakl.tna .

A, pal to sześć! Wstaję i zdecydowanym ruchem zamy-kam okno. To nie dla mnie. Nie p jdę na konwejet' przęzokno też nie. Kiedy zastukają, otworzę drzwi i wpiję siękomuś zębarl:i w gardło.

323

Page 169: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

Co mam począć? Tz.emie, przyszykować zejść w pod-

gdzieś w g -rach. Nauczono mnie

Bezgłośnie otworzyłem zasuwę.

la slę świat-nie spodzie-

324

AIIWARIUM

kt rzy szli pokornie pod komunistyczny top r bez słowaprotestu, dziś się osądza' - zriewolone duszyczki, riezdol-ne do sprzeciwu, macie to, na coście zasfuĘĘ. Ludn,kt rzy r:dle zgodzih się iść dobrowolnie rla rzeź, kt rzyuciekali albo walczyli, też się potępia: zdrajcy, kolaboran-ci, przeniewiercy, poplecniql wroga! JeŻe|i poddam siędobrowolnie - jestem ghrpcem, fagasem, niewolnikiem.Jeżeli się nie poddam - jestem renegatem.

Możecie mnie kochari, u'waŻać za przestępcę, ale niezafąasa. Przestępcy też nie r bcie ze mnie zbyt wielkie-go' Wszyscy bliscy towarzysze Lenina okazali się zdraj-cami, renegatami i agentami obcych wywiad w' łączriez Trockim, Zinowiewem, Kamieniewem, Rykowem, Bu-charinem i innymi' Kim wtęc był Lenin? CzyŻby był her-sztem szajki zdrajc w, szpieg w i terroryst rł/? Jak za-tem nazwać tych wszystkich' kt r4r mu wiernie shrżyli,kt rzy do dziś biją przed rrlm czołem? Ze Stalinem byłapodobna historia. Jego r vmież otaczal.i sami wrogowie,szpiedzy, zdeprawowani antypartyjni kombinatorzy. OnteŻ okazał slęzwyczajnym bandziorem. Jak namlać tych,kt rry pokornie spełniali każdy rozkaz tego przestępcy?Prędzej czy p źnilejwszyscy nasi kolejniwodzowie znajdąsię na liście zdrajc w i łotr w. Uciec od nich to, oczywi-ście, przestępstwo. A zostać i wysfugiwać się?

Zlrnno w lesie, ziąb. Nie przywykłem tak intensyvmiemyśleć, tl|ozofia to nie moja dziedzirla. Muszę odpowie-dzie sobie na jedno zasadricze pytanie: czy uciekamdlatego, że nienawtdzę systemu, czy też dlatego, Że dałml kopniaka? Nie ma wątpllwości; za'wsze byłem muprzeciwny, $ot w był'em oddać wszystko' nawet własną$łowę' Żeby zamienić obecny ustr j na jakikolwiek irrny,choćby na dyktaturę wojskową. A jednak' dyby systemnie nadepn{ mi na ogon - nie uciekałbym, to perłnre.Nadal służyłbym wiernie, osiągając coraztepsze rezulta-ty. Nie wiem czy kiedykolwiek odważyłbym się na słowoprotestu, wiem natomiast, że w tej chwili po prosturatuję własną sk rę'

odpowiedź jest jednoztaaczna i mało dla mnie po-chlebna. Trzeba było, drogi Witia, wcześniej się do tegozabraćlTrzeba było wiać przy pierwszej nadarzającej się

325

Page 170: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR STIWOROW

o'kazjl. Albo jeszcze lepiej: ttzebabyło mł[apać się z za-chodnim wywiadem i przekazywać mu materiały o Ak-warium, jak to c4rnili Pierikowski, Konstantinow, Fiła-tow. Zle slę stało. A może ieszcze da się coś zrobić? Zap źno. Gdybym zdołał wynvać się ze szpon w Akwa-rium: siedziałbym cicho jak mysz pod miotłą' Albom głbym'..

Znleruchomiałem z napięcia. ostateczny, rrieodwra-calny wniosek sam się nasuwa: jestem zdrajcąl renega-tem, samowolnie porzuc am reŻim i dlatego źasłrgu;ęianajwyższ1rwymiar kary. Zato, żenLldy tego syste-mu niezwalcza|em r wnież na|eży mi się xŚ. teriz ."t.tJę włas-ną sk rę, ale jeżeli wybrnę z Ęchtarapat w, *yau- -,'śmiertelny b j' JeŻeti zdołam się wywinąć, nie będę sie-dzieć cicho. Będę pracować dzbrti noc, po wiele sodz\n.JeŻeli nie potrafię zrobić czegoś poważnego, apiszęprzynajmrriej kilka ksiąpek. Ale to,sprawa drugorzędna.U-czyrnę, co w mojej mocy, Żeby zadać im dotkliwe

"io"y.Wiem, jak to zrobić, sami mnie tego nauczyli. Będęryzykować. Nie dbam o własną sk rę.

ostatnia sprawa: dokąd wiać? Wyb r jest prosty: Wiel-ka Brytania. Nie tak dawno Londyn wypędził ios ra-dzieckich dyplomat w _ rezydentury KGB i GRU w peł-n5rm składz7e. Poza Wielką Brytanią nikt nie odważyi sięna takie posunięcie. Skoro potrallą skutecznie bronićwłasnych interes w, to może i moje uda się ochronić?Stu pięciu! StatysĘka przemawia na korzyść Angtik w.

Tetaz muszę pomyśleć, w jaki spos b skontaltowaćsię z rządem Jej Kr lewskiej Mości. Jest Ęlko jednadroga, a miarrowicie poprzez przedstawicieli iego iządu.Im mniej biurokratycznych szczebll, tym sz5rbciej za-padnie decyzja. Do ambasadora ntkt mnte nie *pLS"r,t1ięc p jdę do byle jakiego wysoko postawionego angiel-:ki9go dyplomaty' Przed ambasadą brytfiską, "-iry-ka ską czy francuską na pewno czekająna mnte chło-pcy z Akwarium. Muszę udać się do prywatnej rezyden-cji. Nasz Przechera ma się rozumieć Ito przewidzlał, alenie jest w stanie kontrolować wejść do wsąrstkich do-m w zachodnich dyplomat w wysokiej rangi. poza tymp jdę pieszo, samoch d ukryję w lesie.

326

AKWARIUM

avn.(a.ngielski d5rplomata mieszka w wielkim białym domuz kolumnami. Dr żki wysypane żwirem, wsparriaĘ og-r d. Jestem nleogolony, mam na sobie czarnąsk rzanąkurtkę, nie mam wozu. Zupelr:rile nie wyglądam na dy-plomatę. Zresztą nie jestem dyplomatą. Już nie repre-zentuję mojego kraju. Wręcz przeciwnie' jestem przestę-pcą ściganym przez n jkra}

W domu angielsktego dyplomaty wszystko jest ina-czej n1Ż zwykle. Nie ma dzwonka. Zam7ast dzwonka nadrzwiach mosiężna kołatka w kształcie lisiej mordki'Stukam. NajważnieJsze, żeby otworzył gospodarz, a niektoś z domownik w. Mam szczęście. Dziś sobota, nieposzedł do pracy i sfużba teŻ ma wolne.

- Dzleft dobry.- Witam pana.Podaję mu m j paszport dytrrlomatyczrly'Przez chwilę

go wertuje, po cTyrlr gestem zaprasza do środka.- Mam list do rządu Jej Kr lewskiej Mości._ Proszę z$losić się do ambasady.- Do ambasady nie mogę. Ptzekazuję ten list zapana

pośrednlctwem.- Nie ma moułr' Ntczego nie przyjmuję. -Wstaje i otwie-

ra przede mną drzwl wyjściowe. - Nie Jestem sąpiegiemi proszę mnie nie wciągiać w te wasze szplegowskie historie.

- To nie szplegostwo. JuŻ nie... Jest to list do rząduJej Kr lewsliiiej Mości. Może pan go prĄąć albo nie, aleuptzedzam pana, Żezachwtlę zatelefonuję do ambasadybrytyjskiej i powiem, że list do rządu jest w pariskimposiadaniu. Zostawiam go tu, na bturku... Zrobl partz tTirr;r to, co uzna za stosowne.

Patrzy na mnie wzroklem, kt ry rne wr Ę rlJiczegodobrego.

- Proszę dać ten list.- hzepraszarn, ale potrzebuję koperty.- Nie ma pan nawet koperĘ - oburza się.- Niestety...Kładzie przede mną papier, koperty, pi ro. Papier od-

suwam na bok' zkileszeniwyciągam plik karteczekzna-zrulami i adresami kawiarni i restauracji. Każdy szpieg

327

Page 171: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SUWOROW

ma w zapasie ze dwadzieścia takich karteluszk w' Abyuniknąć tfumaczenia nowemu,,przy'acielowi'' miejscaprzyszłego spotkania, daje mu się kartkę: zapraszampana do tego lokalu.

Szybko przeglądam całyplik. Wybieram jedną. Chwilazastanowienia, co napisać' Biorę pi ro i stawiam trzylitery: GRU' Kartkę wkładam do koperty. Zaklejam i ad-resuję: ''Do Rządu Jej Kr lewskiej Mości''. Na kopercieprzybijarn swoją pieczątkę : r 73-W-4 r.

- To wszystko?- Tak. Do widzenia.Jestem zrl w w lesie. Oto m j samoch d' Pędzę przed'

siebie, byle dalej. Teraz spotkanie z miejscową policjąr wnież moŻe zako(lczyć się fatalnie. Ambasada radzie-cka mogła dać znaĆ na policję, ze jeden z jej dyplomat wmrariowaŁ i krĘy po kraju. Mogli zawiadomić Interpol,że uciekłem z milionem dolar w' Mogąwystosować pro-test, oświadczyć, że zostałern siłąporwany przezwładzeaustriackie i zaŻądać naĘchmiastowego zwolnienia,w przeciwnym bowiem razie... Szumne deklaracje toprzecież ich specj alność.

JwŻ czas. Muszę połączyć się telefonicznie z ambasa-dą brytyjską. Muszę wyjaśnić sprawę, nim pierwszy le-pszy wiejski posterunkowy nie zatrzyma mnie i rtie za-wiadomi radzieckiego konsula. Wtedy będzie za p źnona tfumaczerie. Po tym pierwszym spotkaniu raptemzacznę się niepohamowanie ślinić, śmiać się albo pła_kać, i przyś|ą po mnie specjalny samolot. Dop ki niemam jeszcze ślinotoku, będę pr bować... Znam kilkaustronnych budek telefonicznych.

- Halo, ambasada brytyjska? Przekazałem list... Tak'wiem, Że nie mogę rozmawiać z ambasadorem' ale po-trzebuję kogoś odpowiedzialnego... Nie chcę nazwiska,sami zdecydujecie... Skierowałem list...

Wreszcie kogoś zna|eż|i.- Słucham'.. kto m wi?_ Przekazałem list' Ten' komu go oddałem zna moje

nazwisko...- Naprawdę?- Takjest. Proszę spytać.

324

AKWARIUM

W słuchawce głucha cisza. Za rnomertt oŻyła.

- Czy pan reprezentuje sw j kraj?- Nie, reprezentuję tylko siebie.Sfuchawka znowu zamilkła._ Czego właściwie pan od nas oczekuje?- Chcę, żebyście otworzyli teraz kopertęi przekaza|i

list do brytyjskiego rządu.Cisza. Sapanie.- Nie mogę otworzyć koperty, skoro nie jest zaadreso-

wana do mnie, a do rządu.''- Niech pan otworzy, bardzo pana prosz ę' To ja jązaad-

resowałem w ten spos b, żeby treść listu nie z.ostala ujaw-rriona. Ale teraz upoważniam pana do otwarcia koperty'..

Z te|ęforicznych otchłani dobiegają mnie jakieś szepty._ Tobardzo dziwne pismo. Jakaś restauracja..'- Nie' to nie to'.. Proszę spojrzeć na odwrocie...- Tutaj też coś dziwnego. Widzę tylko jakieś litery...- Waśnie. Proszę jeptzekazać'..- Pan oszalał. Posłanie ztrzechliternie rnożr-byćważne.- O tym, jeśli pan pozwoli, zdecyduje juŻ rząd Jej

Kr lewskiej Mości...Shrchawka mltcz5r. Jakieś trzaski, piski.'' Znowu oz5rła._ Znalazłem rozwiapanie kompromisowe. Nie będę

wysyłać komunikatu radiowego ani teleksu, wyślę pa -

ski list pocztą dyplomatyczną| _ W jego głosie słyszęzadowolenie ucznia, kt ry rozwiąpał trudne zadarńe'

- Szlag by was trafił z waszymi angielskimi kompro-misami! Komunikat moŻe być waŻny albo bez znacze-nia, nie do mnie na|eĘ ocena, ale jest pilny! Za godzxtę'moŻe wcześniej, będzie za p źno. Proszę mi wierzyć,potrafię być uparty, skoro za coś się zabrałem, to nieustąpię tak łatwo. Zadzvłorię do pana za kwadrans.Bardzo proszę przekazać ambasadorowi moje poslanie.

- Ambasadora dzlś nie ma.- W takim razie komukolwiek. Na przykład pa skiej

sekretarce' MoŻe czasem bierze gazetę do ręki. Możepodszepnie panu rozwi apanie...

Rzucam sfuchawkę.Przenoszę się z miejsca na miejsce' omijam wioski.

omijam |udzi. W uszach dudni mi straszna pieś ''ob-

Tłi

I

ł22 - Akwariu 329

Page 172: Wiktor Suworow - Akwarium

wrBToR sttwoRow

ława". Doplero co czułem się Jak zaszcnlĘ mrlerz, aleteraz jestem pebn świeźrych slł. Kurczowo wczepiłem sięw lderoumlcę jalc kamikazew ster samolotu. Nie wezmąmnle ż5łv'cem. Roztrzaskam każdego, kto starrle ml nadrodze. A gdyby co, w kieszenl mam duży śrubokręt.Wepchnę go komuś wgardło po samąrękojeś . ŻycienasprzedaŻl Komu' komu? Tanio nie odstąlię!

Dzwonlę do ambasady brytyjsldej. Druga l ostatrlapr ba. Rzadko o coś dwa razy prosił'em,Tr4r razy nigdy.R wnież naprzyszłość nie mam zamlaru... Zresztąntezostało Jej tak wlele...

obiecałem, Że zadzvłotuLę za piętnaście mtrrut, aleudało mt się dopiero yn czterdzhestu trzech: do budlri,kt rą soble obrałem była koĘka.

- Ambasada brytyjska?- Tak. - I z mleJsca sĘszę radykalną zmianę. Kr tka

odpowiedź brzmi ostro i wpaźnile jak rozkaz. Znajomymęski głos:

- Czy vlszystko u pana w porządku? Niepokoiliśmysię... Pan tak dhrgo nie dzwonlł.

- M J ltst..._ Znstał prz.ekazarry do L,ondynu. To bardzo waimawiadomoś . otrzymaliśmy już nawet odpowiedź. Człka-Ją na pana'.. Czy jest pan got u/?

- Tak.- Adres na karteczce to rrteJsce, gdzie mamy pana

spotkać?- Tak.- Nie podał parr godziny. Cry to znaczy, ż'e mamy

pana spotkać jak najszybctej?- Tak.- Tak też myśleliśmy. Nasi oficjalnt przedstawiciele

sąjuż na miejscu.- Dziękuję. - Jakoś to ostatnle słowo pourlerlziało mi

slę po rosyjsku. Nie wiem, czy mnie zrozumiał,

KONIEC

Aneks

Page 173: Wiktor Suworow - Akwarium

NACHODYNCE

Centrum Moskwy. 1. Kreml; 2. Rządowa podzlemnakolej ewakuacyjna; 3. Przejście podziemne;

4. Plac Czerwony; 5. Teatr ,,Bolszoj"

Page 174: Wiktor Suworow - Akwarium

AI(WARIUM

Eor>PE>'=OEoo-cooY(s.trcogE6o!EE9.o!.9lś.8 ;"o=3.=N(d(dt

!!p

tE'-o60

o.cr* 5{ xHts(!e

eątE90!PoE E.:o- .- ...>f9_5tr(D(r,:oc! ot9- O6.>EHęę &Ńo65ut=tr>gE.s

Eśfl;'d I

EILoiJ

WIKXIOR SITWOROW

335334

Page 175: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR SI'WOROW

RADZI ECKI VIIYWIAD STRATEG ICZNY

iuCJ

==!octEtN

=c,tso

szEF ll zARzĄDUGŁoWNEGo

szTABU GENERALNEGo slŁZBROJNYCH ZSRR (GRU)

I

ZASTĘPcASZEFAGBU

DYREKCJA 1

M0SKWA: kontakty przez MSZ,MHZ' Akademię NaUk itpl zARzĄD: Europa bez Wielkiei Brytanii,Maroko

ll zABzĄD: Ameryka Pn. i PLd.. Wielka Brytania'Australia. Nowa Zelandia.

DYREKCJA 2

BERLIN: kierunek operacyiny -NATO i BFN

lv zABzĄD:Afryka, BIiski i Środkowy Wsch d DYREKCJA 3

lnfiltracja ruch wnarodowo-wyavole czych

i organizacli terrorystycznychV zARzAD: wvwiad oDeracvinv w 16 okreoach'

w iskowvch,4- rupach wois'lii 4 flotach.

DYBEKCJA 4

KUBA: kierunek operacyjny -USA i Ameryka Środkowa

vl zABzĄD: WyWiad Radiowy i Radiotechniczny.

AKWARIUM

SAMODZIELNYWYDzlAŁ

ączNoścISATELITARNEJ

JAMODZIELNYVvYDZlAŁARCHIWA

SAMODZIELNYZABĄD

-TECHNICZNY

I

-ct=E,ctl!I

-l

WYDzlAŁ 1

(PASZPORTY)

vnYDzlAŁ2(FINANSE)

WYDzlAŁ 3(SZYFRY)

336 337

Page 176: Wiktor Suworow - Akwarium

AI(U'ARIUM

^z#BH5o<>Pg=00(/)-oou'<ą

td

o=

!EgEe=33

5<<tt

=

Es*NN()oo>

=EFE3HH=Ea\) L

fEoostŃ=o

=.EoIL

=YJlrJNoz

ft(tos(rŃ

!aIalTIol=,-l591El.l.o-H6

:e3Ę

==$s

WIKTOR SIIWOROW

ToIo

9Bd=Ó>Ś6ao3ę-os8Ńg

AJE

zEĘ

$EŃeĘ.=d=

339338

Page 177: Wiktor Suworow - Akwarium

WIKTOR ST'WOROW

=EUJNo=ooŚ=

=ła

Ńo

=

E9lto3YoB'=lo-JG,o

340

AITWARIUM

SPECNAZBRYGADAMORSKA

SPECNAzu

1. l6mpania dowodzlwa; 2.Grupa miniaturowych okęt tr podtł,odnych;

3. Batalion pletwonurk w; 4. Batalion spadodrronowy; 5. Kompania Ęczności;6. Jednoolki wsPomagania.

1. Kompania dowodztwa; 2. Batalion spadochronowy; 3' l(ompania Ęczności;4. Jednosilti wspomagania.

BBYGADA SPECNAZU

341

Page 178: Wiktor Suworow - Akwarium

WŁADIMIR BoGDANowIcz REZUN (ps. WiktorSuworow) ros$ski pisarz i historyk ur. w 1947 ro-ku. Był oflcerem wywiadu w sztabie okręgu wojsko-wego. Od f 97O roku - w nomenklaturze KC KUR.w 1974 roku ukorlczył WojskowąAkademię Dy1plo-maĘczną Cztery lata -Jako dyplomata radzleclde-go MsZ _ pracował w rezydentlsrze vryrwiadu woJ-skowego Sztabu Generalnego Armii RadziecldeJ(GRU) w Genewle. w 1978 roku uciekł do WielkĘBrytanti. Wyrokiem Kolegium Wojskowego SąduNajwyższego ZSRR skazany zaoczn7e na karęśmiercl. Autor dzlesięciu kstąiek: m.tn. Aląuąl7tlm,żohicrze uolnoś cl-, Specnaz, Ldołanlncz, Dzleri s;I[,,

Kontlola.. Po upadku komtrnizmu wyroku śmiercinie uchylono. Mieszka zrod nąw Welkiej Brytar'ti.

Page 179: Wiktor Suworow - Akwarium

}lajpehiejszy ltybór książek lłrydawnicnila AiBmożna znaleźć w następqiących księgamiach:

Warczawaa Księgamia Fundacji Pomo(y Bibliotekom Polskim

ul. Marzalkowska 74a Ksiegamla "MDM'

ul. Piękna 3ll37a Ksiegarnia M. Jakóbczyk J. Matysiak

ul. hrhwska 16a Księgarnia,,Nike"

rrl. Zgcda 12a Księgarnla,,odeon"

ul. Hoż 19a Rodzinna Ksiegarnia Mokotowska

ul. Rrhwska 7la Księgamie ,Tomikom": PAN1MW ul. Witosa 31; PROMENADA' ul. ostrobramska 75a;

WNrcW, ul. Jagiellońska l 5a oraz w punktach kslęgarskich na Dworcu centralnym

Chorzówa Księgamla Jłatras''

ul. Wolności 25

E!49!!a Księgamia "Taurus'

ul- Dlvorcowa 24

Tóimiastoa Księgarnia ''Po schodkach"

Gdańsk ul. Grunwa|dzka 99/ l 0 la Księgamla,,Fantom Press"

Gdarisk ul. Grobh I I 3a Księgamia "Fantom Press"

cdvnia ul. ŚwiętojaJiska l

Jelcniąśórąa Księgamia "Hit'ul. l -9o Maja I 6

Kielcea rśięgamh 'Dom Ksi.rżki'

ul. Matd l0

. Księgarnia "Dom

Książki'Ryn€k Główny 34

op9Ęa Księgamia 'omega"

ul. Rynek I 9

Szczecina Kslęgamh 'Feniks"

u|. Milczańska 45a KsięgEmie 'M'W.

Foębsq/: ul. odzieżowa 5, ul. Kosynierów 14 orazstoiska w superma*etach: MAGNEI ul. Lelewela 8a i HEtlos lł ul. Rydla 52

świdnicaa Księgamia

"fureka'ul. Dluga I

a Księgarnia "lNco Veńtas''ul. Kuźnlca llll3

a Księgamia "Vratislavia'pl. Legionów 14

Sprzedaż wysylkotłĘ prowadzą:a KsięgErnia Wsyłkowa "Fakto/'02-792 WaBzawa 78 skr. poczt.60a Księgamia vwsyłkowa

"Nepo''Aktualrry kataloq: http://ww.elektron-pl/nepozamówienia książek [email protected]