wiersze i rysunki - WordPress.com · wiersze i rysunki Starczy czasu na wypatrywanie zamyślone i...

1
18 nr 229 - LIPIEC 2016 Ja wcale nie jestem taki starszy pan, mam tylko nieco szare brwi, trochę tłuszczu między nerkami, uœmiechniętą dziewczynę w łazience na pudełku z wykałaczkami. Codziennie jakiś mały mam stres, że mnie potrąci dziecko na wrotkach. Kiedy będę szedł obok mojego psa inny pies mnie spotka, co ma siedemnaście lat. Jak dziewczyna z reklamy z uœmiechem na ustach, w łazience. Mieszkam za szafą. Wśród wielu karteczek przypiêtych do desek wisi telefon, połączenie ze światem, Gdy dzwoni, podnoszę słuchawkę, milczenie. Słyszę oddech po tamtej stronie, przyśpieszony, słyszę krew. I źródło słyszę, co ciurka w rytm serca. Szumiące lasy leżące pokotem, zwalone jak pamięć w s³uchawce za szafą, gdy jestem sam. Od wieków. W końcu wszystko się równa. Jest linia spokojna równa ciszy. Dostojna. Pozioma. Coraz mniej wyboista. Czysta. Nieskończona. Biegn¹ca na spotkanie z sobą, w przestrzeni nieograniczonej. Jedyna droga. Linia donikąd. Linia moja nie moja. Linia Boga. Kiedyś nie mogłem doczekać rana, teraz nie mogę doczekaæ wieczoru. Byæ może wielki Nemrod niebawem przytuli mnie w popiół. Jestem inny. Bardziej już dorosły nareszcie, styrany, jak zmęczony pod koniec dnia w zaprzęgu pies. Kłusuję w nocy na każdą chwilę, by ją przyłączyć do dnia, przedłużyć życie na moment. Zobaczyæ przyjaciela sprzed lat zjeść smaczny rosół, pochylić nad mogiłą ukochanej istoty i przeżyć swojego psa. Tak będzie lepiej, bo wiem, że ja go zakopię nie byle gdzie. Pod serce. Widziałem tunel świetlisty, pędzące myśli na skraju innych wymiarów i losy, które będą za chwilę, i wyrzeźbioną pamięć, i rozwichrzone konie Partenonu, i siebie widziałem, który obok stałem u wrót Apokalipsy, w uwielbieniu zastygły. Jak wiatr, co stracił pamięć. HUGON LASECKI wiersze i rysunki Starczy czasu na wypatrywanie zamyślone i podróż w lata zielone, i zmartwychwstawanie poranków, tulenie nocy świętej w piąstce zaciśniętej – centrum świata zalążku przy każdym uśmiechu i każdym, choć małym, szczêœciu. Kiedyś stąpały po ziemi białe konie. Dziś stapają anioły okopcone. Na opuszczonym tronie leży wyblakła fotografia Stwórcy. Słońce znów lata wokół Ziemi, jak w średniowieczu. Szalone. W zaświatach gwiazdy milkną na nieboskłonie i zaciera ręce Bóg, że jest trochę dalej od Ziemi. Szczęśliwy, że dalej. Jak najdalej. Zdawało mi się przez chwilę, że umarłaś. I po raz pierwszy mi siê zapłakało kiedy żyjesz. I to siê nazywa sprawdzian chwili o pewnej chwili, o rannej porze, gdy jeszcze œpisz i żyjesz we śnie. I we mnie żyjesz. We śnie ujrzałem zegar. Tykał. Obok przeszedł zegarmistrz Jan, nad ranem otrzyma³em telefon: odszed³ Tadek, zegar na chwilę stanął potem poszedł dalej i ja ruszyłem za chwilę. Miejsce, w którym zegar ujrzałem, zostało. Uśmiecha się wiatr. Hula w złotej bramie długiej ulicy. Po prośbie leży pies. Człowiek o wyżartej ranie głaszcze sierść, jak sadza czarną. Czerwone róże na betonie czekają, by odejść w ramiona jakiejś zakochanej dziewczyny w zakochanym chłopcu. Kaszląca staruszka sprzeda każdą różę niby złoto, jeśli ktoś zechce, w miejscu, gdzie pewnego razu przechodził papież. A za nim Pan Bóg dreptał. Gdy pachnie suma kwiatów, jest to łąka albo pamięć odzyskana, albo szczęście matki. Schowany za szafą tron. Schowana gdzieś korona. Berło przechowywane u sąsiada. Na pożółkłych kartkach schowana pamięć i złote lata, które nie wrócą. Gdybym pod koniec wieków świata został piekiełkiem zniewolony i bym na trumny wieko czekał – pod niebem nachylone, ciepłem wymoszczone – koronką upiększone chcia³bym by jedna była sękata, druga była pstrokata deseczka w mojej trumnie. Widziałem brata we śnie, przybył z drugiego świata. Podszedł do drzwi, dotknął numer sześć, zobaczył pusty dźwięk i odszedł. Odjechał w stronę, gdzie śnił się sen, mój sen o moim bracie. Wygrzewał się na skrawku ziemi między kałużą a okapem w nadziei, że słońce jego jesień zamieni na rumianku zapach – w długie lato do odlotu ptaków i następnych nadziei na ogrzany skrawek ziemi. Te ryby śpią razem chodzą naokoło i żółkną, niedługo zginą. Potem spadnie deszcz. Wszystko się jakoś ułoży nad wiekiem z desek. Stwardnieje ziemia, przycichnie pamięć, odlecą ptaki i walec wyrówna co trzeba. Psie łapy biegną do Raju dziękować Panu, że cztery łapy mają i serce dla ludzi na zapas. Przynoszę ci złamany kamień. To nie jest marmur. To nie jest diament. To jest granit, zwykły granit, który roztrzaskał się o łzę. Stało miasto obok drogi wypalone. W mieście leżał chleb. Modliły się moje ręce, modliły powieki. Bóg nie słyszał. Ocalony.

Transcript of wiersze i rysunki - WordPress.com · wiersze i rysunki Starczy czasu na wypatrywanie zamyślone i...

Page 1: wiersze i rysunki - WordPress.com · wiersze i rysunki Starczy czasu na wypatrywanie zamyślone i podróż w lata zielone, i zmartwychwstawanie poranków, tulenie nocy świętej w

18 nr 229 - LIPIEC 2016

Ja wcale nie jestem taki starszy pan,mam tylko nieco szare brwi,trochę tłuszczu między nerkami,uœmiechniętą dziewczynę w łaziencena pudełku z wykałaczkami.Codziennie jakiś mały mam stres,że mnie potrąci dziecko na wrotkach.Kiedy będę szedł obok mojego psainny pies mnie spotka,co ma siedemnaście lat.Jak dziewczyna z reklamyz uœmiechem na ustach,w łazience.

Mieszkam za szafą. Wśród wielu karteczekprzypiêtych do desek wisi telefon,połączenie ze światem,Gdy dzwoni, podnoszę słuchawkę,milczenie.Słyszę oddech po tamtej stronie,przyśpieszony,słyszę krew.I źródło słyszę, co ciurka w rytmserca.Szumiące lasy leżące pokotem,zwalone jak pamięć w s³uchawceza szafą,gdy jestem sam.Od wieków.

W końcu wszystko się równa.Jest linia spokojnarówna ciszy.Dostojna.Pozioma.Coraz mniej wyboista.Czysta.Nieskończona.Biegn¹ca na spotkanie z sobą,w przestrzeni nieograniczonej.Jedyna droga.Linia donikąd.Linia moja nie moja.Linia Boga.

Kiedyś nie mogłem doczekać rana,teraz nie mogę doczekaæ wieczoru.Byæ może wielki Nemrod niebawemprzytuli mnie w popiół.Jestem inny. Bardziej już dorosły nareszcie,styrany, jak zmęczony pod koniec dniaw zaprzęgu pies.Kłusuję w nocy na każdą chwilę,by ją przyłączyć do dnia,przedłużyć życiena moment.Zobaczyæ przyjaciela sprzed latzjeść smaczny rosół,pochylić nad mogiłą ukochanej istotyi przeżyć swojego psa.Tak będzie lepiej,bo wiem, że ja gozakopięnie byle gdzie.Pod serce.

Widziałem tunel świetlisty,pędzące myśli na skraju innych wymiarówi losy, które będą za chwilę,i wyrzeźbioną pamięć,i rozwichrzone konie Partenonu,i siebie widziałem, który obok stałemu wrót Apokalipsy,w uwielbieniu zastygły.Jak wiatr,co stracił pamięć.

HUGON LASECKIwiersze i rysunki

Starczy czasu na wypatrywanie zamyślonei podróż w lata zielone,i zmartwychwstawanie poranków,tulenie nocy świętejw piąstce zaciśniętej –centrum świata zalążkuprzy każdym uśmiechui każdym, choć małym, szczêœciu.

Kiedyś stąpały po ziemi białe konie.Dziś stapają anioły okopcone.Na opuszczonym tronie leżywyblakła fotografia Stwórcy.Słońce znów lata wokół Ziemi,jak w średniowieczu.Szalone.W zaświatach gwiazdy milknąna nieboskłoniei zaciera ręce Bóg,że jest trochę dalejod Ziemi.Szczęśliwy, że dalej.Jak najdalej.

Zdawało mi się przez chwilę,że umarłaś.I po raz pierwszy mi siê zapłakało kiedy żyjesz.I to siê nazywa sprawdzian chwilio pewnej chwili, o rannej porze,gdy jeszcze œpisz i żyjesz we śnie.I we mnie żyjesz.

We śnieujrzałem zegar.Tykał.Obok przeszedł zegarmistrz Jan,nad ranem otrzyma³em telefon:odszed³ Tadek,zegar na chwilę stanąłpotem poszedł daleji ja ruszyłemza chwilę.Miejsce, w którym zegar ujrzałem,zostało.

Uśmiecha się wiatr.Hula w złotej bramie długiej ulicy.Po prośbie leży pies.Człowiek o wyżartej ranie głaszcze sierść,jak sadza czarną.Czerwone róże na betonieczekają, by odejść w ramionajakiejś zakochanej dziewczynyw zakochanym chłopcu.Kaszląca staruszka sprzeda każdą różęniby złoto, jeśli ktoś zechce,w miejscu, gdzie pewnego razuprzechodził papież.A za nim Pan Bógdreptał.

Gdy pachnie suma kwiatów,jest to łąka albo pamięć odzyskana,albo szczęście matki.

Schowany za szafą tron.Schowana gdzieś korona.Berło przechowywaneu sąsiada.Na pożółkłych kartkachschowana pamięći złote lata,które nie wrócą.

Gdybym pod koniec wieków światazostał piekiełkiem zniewolonyi bym na trumny wieko czekał –pod niebem nachylone,ciepłem wymoszczone –koronką upiększonechcia³bymby jedna była sękata,druga była pstrokatadeseczkaw mojejtrumnie.

Widziałem brata we śnie,przybył z drugiego świata.Podszedł do drzwi,dotknął numer sześć,zobaczył pusty dźwięki odszedł.Odjechał w stronę,gdzie śnił się sen,mój seno moim bracie.

Wygrzewał się na skrawku ziemimiędzy kałużą a okapemw nadziei, że słońce jego jesień zamienina rumianku zapach –w długie latodo odlotu ptakówi następnych nadziei na ogrzany skrawekziemi.

Te ryby śpią razemchodzą naokoło i żółkną,niedługo zginą.Potem spadnie deszcz.

Wszystko się jakoś ułożynad wiekiem z desek.Stwardnieje ziemia,przycichnie pamięć,odlecą ptakii walec wyrównaco trzeba.

Psie łapy biegną do Rajudziękować Panu,że cztery łapy mająi serce dla ludzina zapas.

Przynoszę ci złamany kamień.To nie jest marmur.To nie jest diament.To jest granit,zwykły granit,który roztrzaskał sięo łzę.

Stało miastoobok drogiwypalone.W mieścieleżał chleb.Modliły się moje ręce,modliły powieki.Bóg nie słyszał.Ocalony.