Wędkarska Brać 5(08)2014

46
1 www.wedkarskabrac.pl www.wedkarskabrac.pl WĘDKARSKA BRAĆ ISSN 2353-1584 bezpłatny magazyn wędkarski 5(8)/2014 SZCZUPAKI Z PŁYWADEŁKA JESIENNE BOLENIE ALCHEMIA WOBLERÓW WYPRAWA W NIEZNANE WĘDKARSKIE REKORDY, CZYLI KTO MA DŁUŻSZEGO www.salmo-adventures.com

description

Fishing magazin

Transcript of Wędkarska Brać 5(08)2014

Page 1: Wędkarska Brać 5(08)2014

1www.wedkarskabrac.pl

www.wedkarskabrac.pl

WĘDKARSKABRAĆISSN 2353-1584bezpłatny magazyn wędkarski5(8)/2014

SZCZUPAKIZ PŁYWADEŁKA

JESIENNEBOLENIEALCHEMIA WOBLERÓW

WYPRAWAW NIEZNANE

WĘDKARSKIE REKORDY,CZYLI KTO MA DŁUŻSZEGO

www.

salm

o-adv

entu

res.co

m

Page 2: Wędkarska Brać 5(08)2014

SPINNING

Page 3: Wędkarska Brać 5(08)2014

3www.wedkarskabrac.pl

Na okładce:Marcin Trojanowski

Fot. Michał Laskowski

KONTAKTWędkarska BraćKONTAKT

e-mail:[email protected]

WydawcaPracownia reklamy Logo TK

Marcin Trojanowskipl. Niepodległości 16

18-400 Łomża

RedakcjaRafał Mikołaj Krasucki

Paweł StypińskiRobert Szymański

Marcin TrojanowskiMichał Laskowski

DystrybucjaPaweł Stypiński

[email protected]. 512 228 454

ReklamaMichał Laskowski

[email protected]. 690 000 930

Współpracownicy Jakub Podleśny

Grzegorz WadeckiKamil PolkowskiRadek Witólski

FotografiaMichał Laskowski

Korekta Elwira Cimoch

Projekt graficznyAnita Krasucka

Przygotowanie do drukuPracownia Poligraficzna GRAFIS

DrukDrukarnia Top Druk

Łomża

Nakład:5000 egz.

Zastrzegamy sobie prawo do skracania i re-dagowania tekstów. Za treść reklam gazeta nie odpowiada. Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden materiał nie może być w całości lub częśći publikowany bez zgody redakcji.

Ostatnio nie jeżdżę nad swoją Narew. Nie mam siły patrzeć na pędzący tłum żywcówek i „malarzy” siedzących na swoich pudełkach, pra-wie jak w kościele. Nie kuszą mnie bolenie, które gdzieś zniknęły i z pewnością nie chcę patrzeć, jak kawałkiem drzewa morduje się w krzakach kolejny pomnik przyrody. W głowie mam coraz więcej myśli o tym, że jako współcześni wędkarze nie potrafimy być współcześni, że nadal kotwiczy-my w zabłoconych gumkach gdzieś w przeszłości. Co trzeba zrobić, żeby coś się zmieniło? W naszym kraju pewne zmiany dokonują się powoli, mozol-nie. Być może dlatego, że tego nie lubimy i trwanie w linii ciągłej nam odpowiada, bo nie trzeba brać odpowiedzialności za nowe. Gdzieś wewnątrz siebie wiem, że zmiany są potrzebne, ponieważ prowokują do myślenia, motywują i dają nadzieję, że kiedyś będzie inaczej. Wędkarstwo w Polsce ma zepsutą przeszłość pełną potworów, które straszą

zza protokołów i obrad związku. Nadzieja w mło-dych, którzy cieszą się ze swojej pasji, pokazując ją w świetnych artykułach, profesjonalnych filmach wędkarskich i genialnych zdjęciach. Tylko nie wiem, czy to wystarczy.

W najnowszym wydaniu Magazynu Wędkarska Brać prezentujemy teksty napisane przez młodych i doświadczonych wędkarzy, którzy do wędkarstwa podchodzą z wielką pasją. Dużo miejsca poświęci-liśmy pływadełkom i sposobom na skuteczne łowie-nie z tego mini pontonu. Znajdziecie tu garść wska-zówek, jak wybrać się na zagraniczną wyprawę, jak złowić jesiennego bolenia. Zapraszamy na relacje z wydarzeń, jakie mieliśmy przyjemność dla was or-ganizować. Nasz magazyn przeszdł lekką zmianę w wyglądzie. Mamy nadzieję, że będzie się wam podobał jeszcze bardziej.

Zapraszam do lektury.Rafał Mikołaj Krasucki

Zapraszamy do obejrzenia naszych filmów na stronie vimeo.com

Zobacz, co kręci Wędkarską Brać!

CZAS NA ZMIANY

Zdjęcie na okładce: www.salmo-adventures.com

Page 4: Wędkarska Brać 5(08)2014

4 www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

tekst: Radek Witólski foto: Radek Witólski

PÓŹNOLETNIE JESIENNE BOLENIE

Leuciscus aspius - tajemniczo brzmiąca nazwa jest wynikiem nie tylko łacińskiego języka ale także ryby którą określa, ryby dla wielu nieosiągalnej i owianej niemal mistycznymi legendami o jej przebiegłości, płochliwości, trudności w jej złowieniu oraz niesamowitej szybkości. Bez wątpienia ostat-nia cecha jest najbardziej zasadna w przeciwieństwie do wszystkich wcześniejszych synonimów określających bolenia lub też rapę, które tracą na wartości po kilku pierwszych, udanych holach tej ryby.

Bolenie zajmują miejsca wzdłuż brzegów poro-śniętych wszelką roślinnością, dającą im schronienie przed nurtem, w klatkach między główkami, w zatokach i przybrzeżnych spowolnieniach.

Jak w przypadku wszystkich gatunków ryb, tak i w tym, rapa wymaga merytorycznego przy-gotowania precyzyjnie przełożonego na prak-tyczny grunt wędkarstwa rzecznego.

Chcąc jak najlepiej wykorzystać prawa jakimi rządzi się natura, powinniśmy skorzystać z optymalnych miesięcy na złowienie bolenia, którymi są maj oraz czerwiec, następnie prze-łom sierpnia z niesamowicie rybodajnym wrze-śniem i najmniej popularne jesienne miesiące: październik oraz listopad. O ile większość drapieżników po „zimowym śnie” łapczywie uzupełnia braki żywieniowe, ułatwiając węd-karzom zadanie o tyle ryby te nie są tak wa-leczne i masywne jak łowione w późnoletnich oraz jesiennych miesiącach. Tym bardziej warto poświęcić swą uwagę boleniom na końcu se-zonu wędkarskiego, gdyż nagroda może być bardzo okazała.

Niemal przez cały sezon spinningowy bolenie zajmują podobne stanowiska w rzecznych łowi-skach. Możemy przez ten czas obserwować wido-wiskowe ataki na drobnice zbierającą się wzdłuż dzikich brzegów, opasek, główek, pomiędzy klatkami, na przykosach i przybrzeżnych wypła-ceniach sąsiadujących z przegłębieniami, rafach lub przelewach. Różnorodność miejsc w jakich możemy spotkać rapy podyktowana jest często poziomem wody w rzece, jest to niemal najważ-niejszy element całej układani bez którego ciężko będzie cieszyć się beztroskim łowieniem tych ryb... Aby najbardziej uprościć na samy początku klucz po jakim należy typować boleniowe miejsca na-leży zawsze pamiętać zasadę im wyższa woda w rzece, tym ryby bardziej przybliżają się do brzegu. Zajmują wówczas miejsca wzdłuż brze-gów porośniętych wszelką roślinnością, dającą im schronienie przed nurtem, w klatkach między

główkami, w zatokach i przybrzeżnych spowolnie-niach. Jest to najlepszy boleniowy okres na rzece, ułatwiający niemal w dziecinnie prosty sposób podejść największe okazy. Podyktowane jest to zasięgiem naszego rzutu, w granicach którego znajdują się najlepsze stanowiska jak też dużą kumulacją drobnicy wzdłuż brzegów na której że-rują bolenie, niemal całkowicie zaślepione nada-rzającą się okazją do łatwego napełnienia swych żołądków. Tym samym przy nagłym i mocno za-uważalnym wzroście poziomu wody, powinniśmy bezwzględnie odpuści wszelkie pokusy i nastawić na spotkanie z mistyczną rapą.

Kolejną, kluczową zasadą jest stanowisko boleni z którego atakują swe ofiary. Zawsze bę-dzie to rynna, przykosa, warkocz lub wszelkiego rodzaju przegłębienia sąsiadujące z wypłyce-niem w obrębie którego grupuje sie drobnica. Pamiętając jedynie o tych dwóch zasadach bę-dziemy o wiele bliżsi przechytrzenia upragnione-go, a może i upatrzonego bolenia.

SPOSÓB PODANIA I PROWADZENIA PRZYNĘTY

Także w tym przypadku spotykamy się z pod-stawową regułą, ułatwiającą wędkarskie życie. Każdorazowo nasza przynęta powinna przecinać drogę pomiędzy stanowiskiem bolenia, a jego ofiarami. Aby było można zrobić to prawidłowo, na początek wymagana jest spora cierpliwość, gdyż kluczową kwestią w tym przypadku jest ob-serwacja wody w oczekiwaniu na atak bolenia,

Page 5: Wędkarska Brać 5(08)2014

5www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

Wielkości przynęt może oscylować w granicach 7-9 cm, w uklejopodobnym malowaniu: szary lub oliwkowy grzbiet i srebrno beżowe boki, zapewni to najbardziej uniwersalny rozmiar i kolor na niemal większości Polskich rzek.

po którym każdorazowo odpływa w kierunku swojej „kryjówki”. Możemy to zauważyć w formie smugi pozostawionej przez rapę, świadczącej o kierunku w jakim odpłynęła. Po rozszyfrowaniu tajemniczego miejsca z którego bolenie przepro-wadzają ataki, pozostaje nam już tylko tak po-słać przynętę, aby podczas ściągania przeciąć nią drogę między atakującym, a ofiarą.

Po opanowaniu umiejętności szybkiej anali-zy i prawidłowej interpretacji tego co się dzieje na powierzchni wody, będziemy mogli skupić na wariacjach prezentacji boleniowych woble-rów. „Najprostsze” i najczęściej spotykane jest expresowe zwijanie uklejopodobnych przynęt, tnących wodę niemal na skraju powierzchni, do czego bezwzględnie przydatny będzie kołowro-tek o przełożeniu 6:1 lub większym. Tak jednostaj-ne prowadzenie możemy urozmaicić chwilowymi spowolnieniami, na które także dobrze reagują rapy. Głębokość zanurzenia boleniowych woble-rów możemy natomiast regulować wysokością uniesienia wędki, im wyżej tym przynęta powinna poruszać się bliżej lustra wody i odwrotnie, opusz-czona szczytówka spowoduje większe zanurzenie wabika.

SPOSOBY OBŁAWIANIA...

Bolenie grasujące na przelewach główek lub przykosach, są rybami kilku pierwszych rzutów, a często nawet tego pierwszego. Najważniejsze jest ciche i dyskretne podejście do miejscówki oraz optymalne podanie przynęty, tak aby już za pierwszym razem przeprowadzić ją po odpo-wiednim torze... Przykosy powinniśmy obławiać w wzdłuż kantu (równolegle do niego), nato-miast przelewy na główkach może penetrować naszymi przynętami zgodnie z przepływem wody, prowadząc woblery z prądem lub pod prąd. Podobna zasada dotyczy końca główki, z której rzuty możemy wykonywać na stronę napływową i ściągać z nurtem (bardzo skuteczny sposób la-tem), w kierunku środka rzeki lub poniżej główki w samym warkoczu i prowadzić pod prąd (pre-ferowany sposób na skraju lata oraz jesienią).

Przybrzeżne rynny lub opaski możemy obło-wić z prądem lub też pod prąd, posyłając przy-nęty ok 4 - 8 m od brzegu poczym pod wpływem nurty ściągać je równolegle do linii brzegu, co jest skuteczne przez cały „sezon boleniowy”

PRZYNĘTY

Oferta rynkowa w tym segmencie jest nie-samowicie szeroka, niestety tylko niewiele pro-duktów seryjnych lub rękodzielniczych spełnia swe zadanie. Podstawową cechą jaką powinien wyróżniać się dobry wobler boleniowy, to niena-ganna praca przy szybki zwijaniu. Nie może wy-kładać się na boki, wyskakiwać z wody, przy czym zachowując zawsze delikatnie migotliwą pracę, nawet przy wolnym zwijaniu. Opory stawiane przez wodę także powinny być jak najmniejsze, aby można było nadać jak największą szybkość prowadzenia, bez morderczych dla sprzętu i przede wszystkim nas samych obciążeń. Ponadto waga naszych woblerów przy zachowaniu wyżej wymienionych cech, najlepiej jak będzie możliwie największa, pozwoli to na oddawanie dalekich rzutów, przez co przechytrzenie największych rap okaże się dużo łatwiejsze. W przypadkach, gdy ryby przy niższym stanie wody odchodzą w głów-ny nurt, również bez ciężkich i dobrze wyważo-nych woblerów nie będziemy w stanie się do nich „zbliżyć”. Wielkości przynęt natomiast może oscy-lować w granicach 7-9cm, w uklejopodobnym malowaniu - szary lub oliwkowy grzbiet i srebrno beżowe boki, zapewni to najbardziej uniwersalny rozmiar i kolor na niemal większości Polskich rzek. Ważną czynności jest także, uzbrojenie naszych przynęt w mocne kółka łącznikowe oraz wytrzy-małe i bardzo ostre kotwice, co może okazać się niezbędne przy próbie zatrzymania 70-80cm torpedy skrupulatnie wykorzystującej siłę wielko-rzecznego nurtu.

SPRZĘT

Może zabrzmi to bardzo opieszale, niemniej co do samych wędek boleniowych mam bardzo

swobodne podejście. Ponieważ w łowieniu rap najważniejsze jest czytanie wody, umiejętne po-danie przynęty jak i jej nienaganna praca, na-tomiast wędka jest elementem drugorzędnym. Niemniej najczęściej używam sprężystych i dość szybkich blanków jak np. Excelera 2,70m do 18g , zamiennie z Lexą 2,70m do 28g, a ponadto wiele boleni także złowiłem na wędki powyżej 3m o cię-żarze wyrzutowym ok. 21g oraz dużo wolniejszej pracy. Przy wyborze docelowej wędki boleniowej kierujmy się przede wszystkim własnym doświad-czeniem, predyspozycjami rzutowymi i techniką którą najlepiej przełożymy na pracę blanku, co pozwoli w stu procentach wykorzystać jej możli-

Page 6: Wędkarska Brać 5(08)2014

6 www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

1/3 złowionych przeze mnie boleni łapczywie zaatakowała woblera przymocowanego do plecionki zakończonej przyponem wolframowym...

Miękkie przynęty możemy prowadzić bardzo wolnym tempem z chwilowymi przyśpieszeniami. Zawsze należy być jednak kreatywnym nad wodą i szukać odpowiednich rozwiązań, a do tego właśnie doskonale nadają się rippery.

wości. Nie skuszę się w tym punkcie na podanie konkretnych przykładów, ponieważ jak napisa-łem wcześniej opisy techniczne wędek na jakie z dużym powodzeniem łowiłem bolenie jest tak rozbieżny, że trudno podać optymalne wartości. Drobną wskazówką niech będą dwie wytyczne, długość wędziska może oscylować w przedziale 2,70 - 3,10m oraz górnym ciężarze wyrzutowym w zakresie 14-28g - co jednak jest mocno zależne od charakterystyki poszczególnych blanków.

Żyłka i tylko żyłka.... Plecionka i tylko plecionka... tak można podzielić zwolenników obu linek, co ab-solutnie nie wyklucza żadnego z nich. O wyborze konkretnego produktu powinna decydować wy-trzymałość i zasadność jej użycia. Nawet najwięk-szym boleniom, z dużych rzek, gdzie woda często jest mętna, obecności plecionki absolutnie nie przeszkadza, tym bardziej, gdy przynętę prowa-dzimy z największymi prędkościami. Żyłka bardziej zasadna jest na czystszych i nieco mniejszym ło-wiskach, zwłaszcza, gdy późną jesienią zaczynamy wolniej prezentować woblery. Przykładem potwier-dzającym skrajną zachłanność i zadziwiający brak ostrożności niech będzie statystyka, która pokazuje iż ok 1/3 złowionych przeze mnie boleni łapczywie zaatakowała woblera przymocowanego do ple-cionki zakończonej przyponem wolframowym...

Niestety nie możemy zupełnie beztrosko pod-chodzić do wyboru plecionki, musimy ją połączyć z wędką o wolniejszej pracy i dobrze ustawionym hamulcem kołowrotka, co spowoduje płynne wy-bieranie dynamicznych odjazdów ryby.

Wszystko to co udało sie zmieści w powyż-szym tekście ma jak bardziej zasadne przełożenie na większą część sezonu, poczynając od maja, przez dużą część wakacji, kończąc na wrze-śniu. Najtrudniejsze może okazać się łowienie boleni w październiku lub listopadzie, gdy ryby nie zdradzają swej obecności jak to ma miejsce w ciepłych miesiącach. Ale wówczas także można systematycznie łowić rapy...

JESIENNE BOLENIE

Bez wątpienia bardzo przydatne w tym przy-padku będzie doświadczenie i wiedza zebrane

we wcześniejszych miesiącach. Ze względu, iż jesienne bolenie nie okazują swej aktywności mu-simy wiedzieć, gdzie mogą w danym momencie się znajdować. Ułatwieniem jest fakt, iż ryby te zajmują niemal te same miejsca przez cały sezon. Przysuwają się jedynie w głębsze partie swych stanowisk, chowając się pod grubą wodą rzecz-nych warkoczy, rynien lub przykos. Nadal skutecz-ne będą wszystkie boleniowe woblery, jedynie musimy dużo, dużo wolniej i niżej je prowadzić.

Nieocenione w tym czasie okażą się uklejopo-dobne rippery w naturalnych kolorach lub połą-czeniach perły, brokatu i niebieskiego. W okresie letnim dzięki nim możemy obłowić przykosy, kra-wędzie główek, dzikie brzegi, a jesienią w przy-padku, gdy bolenie zupełnie nie okazują swojej obecności, ripperami obławiać będziemy nadal typowe, boleniowe miejsca, ale już w głębszych partiach wody.

Miękkie przynęty możemy prowadzić bardzo wolnym tempem z chwilowymi przyśpieszeniami. Zawsze należy być jednak kreatywnym nad wodą i szukać odpowiednich rozwiązań, a do tego właśnie doskonale nadają się rippery. Nie tylko w sposobie prezentacji, ale przede wszystkim pod kątem możliwych modyfikacji wpływających na rodzaj pracy. Wystarczy jak za pomocą noży-czek zwęzimy paletkę ogona, dzięki czemu uzy-skamy bardziej „zwartą” i drobną pracę, takiego zabieg może wymagać większość ripperów.

Najważniejszą rzeczą o jakiej należy pamię-tać przy łowieniu rap na miękkie przynęty, jest precyzyjne, współosiowe przebicie ich hakiem. Je-żeli zrobimy to mało dokładnie, przynęta będzie zdeformowana, jej praca będzie bardzo szeroka, co najwyżej wypłoszy bolenie, a przy odrobinie szczęścia pozwoli złowić jedynie szczupaka.

Wybierając się na bolenie o każdej porze roku, należy mieć swoim pudełku gumowe przy-nęty. Latem mniejsze z nich i agresywniej pra-cujące na 5-7 g główkach, szybko prowadzone skuszą niejedną rapę. Natomiast jesienią większe już gumy, jak 7-8,5cm, na 10-15g główkach, pro-wadzone głębiej i bardziej leniwie przekonają do ataku te największe „słodkowodne torpedy”.

Bez względu jak doskonałego używamy sprzę-tu i jak skutecznych przynęt byśmy nie zastosowali, to brak odpowiedniego czytania wody oraz prawi-dłowej interpretacji wskazówek jakie dostajemy od samych boleni sprawi, iż ryby te będą dla nas nie-osiągalne. Chcąc odnosić sukcesy w łowieniu rap, musimy dużą część czasu poświęcić na obserwa-cję wody i zachowań ryb, a później do wyciągnię-tych wniosków wystarczy dodać kilka kluczowych zasad i z całą pewnością otworzy się przed nami boleniowy świat wędkarstwa.

Page 7: Wędkarska Brać 5(08)2014

7www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

Page 8: Wędkarska Brać 5(08)2014

8 www.wedkarskabrac.pl

tekst: Adam Kaliński foto: Maciej Rogowiecki

Page 9: Wędkarska Brać 5(08)2014

9www.wedkarskabrac.pl

Po pierwszym pobycie w tym pięknej krainie w następnym roku wróciłem tam i myślę, że będę odwiedzał to miejsce jeszcze wielokrotnie, o ile będę miał taką sposobność. Chciałbym też w kil-ku zdaniach podzielić się z wami moimi wraże-niami i odczuciami, jakie zostały w mojej pamięci po powrocie.Arvidsjaur to rejon, który poszedł na pierwszy ogień, spędziłem tam dziesięć dni pierwszej po-łowy lipca i choć nie był to najszczęśliwszy termin wędkarsko ze względu na wysoką temperaturę wody, to i tak nie mogę narzekać na wyniki. Mia-łem okazję wędkować tam na kompletnie różnych łowiskach. Od jezior i rzek, które były typowymi łowiskami szczupaków i okoni, po urokliwe leśne jeziorka dające możliwość złowienia pięknych palii jeziorowych, lipieni i pstrągów potokowych. Wszystko to zaś w przepięknej scenerii północ-nych lasów, w których ciężko było znaleźć ślady obecności człowieka w wodzie tak czystej, że można było pić ją bezpośrednio z rzeki lub jezio-ra. Presja na tych wodach jest praktycznie żadna, wspomnę tylko, że w całym sezonie odwiedza te miejsca od kilku do kilkunastu osób, a wedle za-pewnień miejscowych decydując się na dłuższy spacer przez las dotrzemy do łowisk, na których nikt nie łowił latami. Nie dla tego, że są słabe, lecz dlatego, że nie ma takiej konieczności, bo blisko są równie wspaniałe miejsca tak samo za-sobne w piękne ryby.Co do technik wędkowania i przynęt to spraw-dza się niemal wszystko, ja wędkowałem meto-dą muchową. Szczupaki i okonie reagowały na

Podejmując decyzję o kierunku kolejnego urlopu wędkarskiego, jako główne założenie przyjąłem, że chcę połowić ryby może nie naj-większe, lecz w warunkach absolutnego spoko-ju i odosobnienia. Po dłuższej chwili namysłu i konsultacji z paroma osobami, które już kawa-łek świata widziały, wybór padł na południową Laponię.

Laponia, Lappi, Lapp-mark, kraina w północnej Europie, w północnej części Półwyspu Skandynaw-skiego i na Półwyspie Kolskim. Leży na terytorium kilku państw: Norwegii, Szwecji, Finlandii, Rosji. Główne miasta: Narwik (Norwegia), Kiruna (Szwecja), Rovaniemi (Finlandia), Murmańsk (Rosja).

Page 10: Wędkarska Brać 5(08)2014

10 www.wedkarskabrac.pl

MUSZKARSTWO

standardowe streamery szczupakowe w różnych rozmiarach od 5 do 15 cm, w kombinacjach ko-lorów naturalnych jak i fluo. Ze względu na głę-bokość łowisk używałem linek raczej pływających z tonącymi końcówkami niż całych tonących. Mia-łem też okazję powędkować jeden dzień na fan-tastycznym łowisku. Jego wyjątkowość polegała na tym, że była to woda dość płytka od 0,3-1,5 m, powstała chyba w wyniku zalania bagna lub jakiś mokradeł. Na jej powierzchni unosiły się wy-spy utworzone z roślinności, a wśród nich żyły nie-prawdopodobne ilości szczupaków i olbrzymich okoni. Złowienie tam metrowego szczupaka lub pięćdziesięcio centymetrowego okonia nie na-leżało do rzadkości. Najlepsze z tego wszystkie-go było jednak to, że doskonale reagowały na poppery, dostarczając mi nieprawdopodobnych emocji. Widok kilku dużych ryb goniących prują-cego powierzchnie wody poppera, to doprawdy obrazek na długo zapadający w pamięć.Chciałby wspomnieć jeszcze o tym, że głównym naszym środkiem pływającym, którym się prze-mieszczaliśmy, i z którego łowiliśmy było canou, co dodawało dodatkowego smaczku, bo jak dla mnie było to dość niecodzienne i odrobinę ekscy-tujące. A opanowanie sztuki balansowania i ło-wienia z canou nie jest, jak by się mogło zdawać takie proste.Pobyt na leśnych jeziorkach choć nie obfitujący w tak dużą ilość ryb, jak na łowiskach szczupako-wych był równie udany, aczkolwiek wymagający większych umiejętności wędkarskich i cierpliwości. W ciepłej wodzie ciężko było znaleźć metodę, na którą ryby chciałyby reagować, po paru godzi-nach jednak się udało. Sprawdziły się trzy sposo-by i trzy gatunki w równym stopniu reagowały na te techniki. Pierwszym sposobem było prowadze-

W licznych lapońskich rzekach i jeziorach, jest pełno ryb łososiowatych, takich jak pstrągi potokowe, alpejskie palie czy atlantyckie łososie (salmo salar), a także lipieni, szczupaków i okoni. Wędkarze oprócz ryb, znajdą tam spokój, ciszę i wyjątkowe okoliczności przyrody.

Laponia rozciąga się na olbrzy-mim obszarze za kręgiem polarnym na terenie Finlandii, Norwegii, Szwecji i Rosji. Zachwyca surowymi krajo-brazami, dziewiczą przyrodą i zimowymi atrakcjami, jakich nie ma nigdzie indziej.

Page 11: Wędkarska Brać 5(08)2014

11www.wedkarskabrac.pl

MUSZKARSTWO

Łowienie z pływadełka daje możliwość prawie bezszelestnego pływania po zbiornikach. Częste hole dużych ryb dostarczają niezapomnianych emocji i wyjątkowych wrażeń. Dobre modele pływadeł zapewniają komfort oraz wygodę podczas wielogodzinnego łowienia.

Opanowanie sztuki balansowania i łowienia z canou nie jest takie proste, jak by się mogło zdawać.Daje jednak swobodę i szybkość poruszania siępo łowisku.

nie małego cztero centymetrowego stremera na tonącej lince z długim 2,5 m przyponem, wręcz w żółwim tempie. Branie odczuwało się jako nie-mal nie zauważalne przytrzymanie tak delikatne, że dużo ryb okazywało się słabo zaciętych i po krótkim holu spadały. Kolejny sposób to technika agresywnego chruścika, brań było zdecydowa-nie mniej, za to były widowiskowe, a ryby mocniej zacięte i nie było problemu z ich podebraniem. Ostatni sposób, dla mnie samego zupełnie nowy, to wykorzystanie małych streamerów z piankowy-mi oczami, zawiązanych na trzy metrowym przy-ponie i tonącej lince, które należało prowadzić małymi skokami nad dnem. Jeśli ktoś myśli już o przyszłorocznym urlopie gorą-co polecam ten kierunek. Trzynastogodzinna jaz-da samochodem na północ Szwecji nie powinna

być, aż takim kłopotem by zniechęcić nas do tej wyprawy, a przy dobrym rozpoznaniu i wyborze odpowiedniego miejsca, stworzymy sobie okazję do wędkowania w niemal dziewiczych wodach, pięknej scenerii i absolutnym spokoju. Czego so-bie i wam życzę.

Page 12: Wędkarska Brać 5(08)2014

12 www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

Muszę przyznać, że jechałem na spotkanie z Mateuszem i Sebastianem trochę sceptycznie nastawiony. Po pierwsze, nigdy dotychczas nie łowiłem sumów metodą spinningową i trollin-gową. Po drugie, połowy sumów w biały dzień? Paranoja. Sum to przecież głównie drapieżca nocy i wczesnego świtu. Do tego zapowiadana pogoda – ciśnienie wysokie, niebo bez jednej chmurki i temperatura powyżej 20 stopni. Będzie kompletna porażka.Zgodnie z planem ruszamy z domu przed 7:00 rano. Podziwiając widoki i rozległe koryto Wisły dojeżdżamy na miejsce spotkania około 8:00. Chłopaki już są i przygotowują pontony do wodowania. Witamy się z nimi oraz współtowa-rzyszami wyprawy Lilianą i Robertem. Mija kilka chwil potrzebnych na załadowanie niezbędne-go ekwipunku na cały dzień łowienia i ruszamy na spotkanie z rybami życia. Nie są to czcze słowa, bo ten rok dla wędkarzy wypływających z Sebastianem i Mateuszem jest wyjątkowo ła-

skawy, a dla Mateusza szczególnie, bo łowi kil-kanaście dni wcześniej swoją rybę życia – suma 238 cm. Jest to jego nowy rekord z ukochanej Wisły. Płyniemy na miejscówki Sebastiana w górę rzeki, koryto jest szerokie z licznymi wysepkami i łachami, mijamy miejsca, które wydawałyby się idealne. Nic z tych rzeczy, tutaj nie ma ryb, ta miejscówka jest ruchoma i cały czas sypie pia-chem – słyszymy od Sebastiana. Płynąc dalej Sebastian zapoznaje nas z tajnikami Wisły, jej coroczną zmiennością oraz upodobaniami za-mieszkałych w niej ryb. Widać, że nasi przewod-nicy są zakochani w tej rzece.W końcu jesteśmy na miejscu. Pierwsza miej-scówka to 3,5 m rów pod wysokim brzegiem. Przynęty do wody. Na solidnych wędkach pra-cują woblery. Są one specjalnie podrasowane przez Sebastiana pod sumy. Wymienione kotwi-ce i kółka łącznikowe muszą wytrzymać walkę z naprawdę dużą rybą, bo przecież po to przy-

jechaliśmy. Wędkarz musi dostać potężne-go kopa adrenaliny, ale jednocześnie mieć szansę na szczęśliwe i w miarę szybkie wyho-lowanie ryby.Mijają chwile i godzi-ny, nic się szczegól-nego nie dzieje, brań sumów nie ma. Chyba siedzą gdzieś pod zwaliskami drzew, któ-rych na Wiśle nie bra-kuje. Jedynie kilka razy dużym woblerem zain-teresował się niewielki sandacz. Tak nam mija cały dzień, mimo na-

prawdę wielkich starań przewodnika. Niektóre rowy i zagłębienia obławiamy kilka razy. Ryby wyraźnie mają wszystko w nosie. Niestety, moje sceptyczne nastawienie pomału się potwier-dza. Czekamy na krótki już wrześniowy wieczór. Kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi nagle powierzchnia wody ożyła. Zaczęły się spławy i oczkowanie drobnicy. Płyniemy na tajną miejscówkę przewodnika. Zaczynamy-ją obławiać, echosonda wskazuje duże ilości małych ryb. Mija kilka chwil i wreszcie radosny okrzyk Sebastiana: Mam! Walka z rybą trwa, po chwili na powierzchni ukazuje się wielki sandacz. Jeszcze kilka chwil niepewności i ryba podebrana ręką jest w pontonie. Sandacz jest piękny, niewiarygodnie gruby, okaz zdrowia. Sesja zdjęciowa, pomiar i ryba wraca do swo-jego żywiołu. Niewielki zawód Sebastiana to jego wielkość, okazało się że ma „tylko” 94 cm i do pełnej „setki” brakuje 6 cm. Mimo to oczy i rozdygotane nogi Sebastiana mówią, że było to wielkie przeżycie. Wielkie przeżycie dla węd-karza, dla którego ryby powyżej 100 cm nie są czymś wyjątkowym. Łowił przecież szczupaki 120 cm, wielkie bolenie, nie mówiąc o sumach, których przyzwoita wielkość liczy się w grani-cach 170 – 200 cm. Dla nas zobaczyć tak pięk-ną rybę, która później w dobrej formie wróciła

tekst: Włodek Strzeleckifoto: ASPIUSPROFISHING i Włodek Strzelecki

moja wyprawaNA WIŚLANE SUMY

Od kilku lat docierały do mnie relacje o połowie sumów na Wiśle. Jednocześnie od jakiegoś czasu dużo rozmawialiśmy z moim synem Michałem na temat połowu tych ryb na spinning. Jak to zwykle bywa, przeszkód, aby wybrać się wspólnie nad wodę i spróbować swoich sił z „królem polskich rzek” było kilka: począwszy od czasu, poprzez brak odpowiedniego sprzętu, a kończąc chyba na nieznajomości Wisły. Michał stwierdził, że ma tak blisko do tej rzeki, a jednocześnie tak bardzo daleko. Ciągle jakoś nie po drodze. Zarówno same relacje jak i nasze niespełnione dotąd plany spowodowały, że po-stanowiliśmy razem z synem skorzystać z zaproszenia Sebastiana i Mateusza Kalkowskich – licencjonowanych przewodników wędkarskich, łowiących na Wiśle od ponad 20 lat i znających tę rzekę chyba jak mało kto.

Podczas łowienia sumów zaskakującym przyło-wem mogą być duże sandacze. Na zdjęciu Sebastian z okazem mierzącym 94 cm. Takie „pomniki przyrody” powinny bezwarunkowowracać do wody. Na naszych wodach są rzadkością, więc warto zachować wspomniena na zdjęciach.

Page 13: Wędkarska Brać 5(08)2014

13www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

do Wisły było również dużą wędkarską frajdą.Tak minął pierwszy dzień. Nasi „konkurenci” na drugim pontonie też nie mogą się pochwalić większymi rybami. Liliana łowi dwa sumki. Ten większy miał 107 cm, czego nie mógł przeżyć jej towarzysz Robert. Przy wspólnym ognisku minęły pierwsze godzi-ny nocy w wyśmienitej atmosferze. Ciepła noc minęła szybko. Wstał nowy dzień pełen nadziei na nowe wyzwania. Po ciepłym śniadanku ru-szamy. Płyniemy na kolejną miejscówkę, która znajduje się na środku Wisły. Mam pierwsze uderzenie, ryba jednak się nie zacina. Podej-rzewam, że był to też sandacz, ale znacznie mniejszy od wczorajszego. Dalej obławiamy miejsce. Po chwili Michał daje komendę, że ma rybę. Na solidnym sprzęcie sumek, bo to on się połakomił, nie miał szans. Po krótkim holu ryba około 90 cm ląduje w pontonie. Zdjęcie dla po-tomnych i do wody. Jest fajnie, jednak za ciepło i niebo nadal bez jednej chmurki. Obławiamy miejsce jeszcze kilka razy. Drugiej ryby nie ma. Zmieniamy miejsce. Płyniemy w dół rzeki. Seba-stian wiezie nas na miejsce, które powinno dać kolejnego suma. Przynęty trafiają do wody. Nie minęła chwila, a Michał melduje branie, nieste-ty tym razem ryba się nie zacina. Po dosłownie dziesięciu sekundach znowu obwieszcza, że na wędce jest kolejny sum, jest trochę większy od poprzednika. Po zmierzeniu okazuje się, że ma 98 cm. Fotka i do wody. Jesteśmy zadowo-leni wszyscy. Sebastian jako nasz przewodnik, że złowiliśmy ryby. Michał, że złapał swojego największego suma na spinning, a ja że spę-dziłem piękne chwile na przepięknej rzece i w miłym towarzystwie. Nie ważne, że nic nie złowiłem. Czy to jest najważniejsze? Koniec wy-prawy, spływamy do samochodów. Na brzegu pomagamy jeszcze uprzątnąć i spakować Se-bastianowi ponton. Sprzęt trochę waży, ale po takim weekendzie nic nam nie ciąży.Po drodze dowiadujemy się, że Robert na dru-gim pontonie bije rekord w sandaczu. Jego ryba ma równo 100 cm. Gratulacje Robert, w pełni odkułeś się za docinki przy ognisku. Jednak Lilia-na nie pozostała w tyle. Ona także łowi swojego największego suma 157 cm. Jeszcze raz gratu-

lacje dla naszych współtowarzyszy wyprawy, z którymi spędziliśmy miłe chwile nad Wisłą. Do spotkania następnym razem. Tym razem to my postaramy się być lepsi.

P.S.Okazało się, że sum to nie tylko nocny drapież-ca, ale ryba, która potrafi uderzyć w biały dzień przy naprawdę jaskrawym słońcu. Wisła nie na darmo nazywana jest królową polskich rzek, a w jej wodach ciągle pływają medalowe okazy. W opinii Sebastiana i Mateusza pod względem atrakcyjności może konkurować z najrybniejszy-mi rzekami europejskimi, a przy odpowiednim zagospodarowaniu i ochronie może stać się prawdziwą perłą.I chyba najważniejsze. Jeżeli jesteś naprawdę etycznym wędkarzem i zastosujesz się do zasa-dy Sebastiana i Mateusza „złów i wypuść”, daj szansę rybie do ostatniej chwili, nie będziesz szukał na ich pontonach podbieraka. Skontak-tuj się z nimi, a będziesz miał szansę na złowie-nie ryby życia. A jeśli jej nie złowisz, bo z rybami jak z kobietami, swoje humory mają, spotkasz wspaniałych ludzi i towarzyszy wyprawy.My już planujemy na przyszły rok wyjazdy z chło-pakami – pojedziemy na pewno szukać rekor-dowych szczupaków i jeśli tylko czas pozwoli znowu będziemy uganiać się za sumem „królem polskich rzek”.

Aggressor LOVEC RAPY jest woblerem o specyficznym kształcie. Jego płaski grzbiet oraz nisko osadzony środek ciężkości połączony z długim sterem i delikatną, migotliwą pracą powoduje szybkie zanurzanie przynęty. Doskonale prezentuje i sprawdza się głebszych rynnach, skutecznie wabiąc sumy.

Page 14: Wędkarska Brać 5(08)2014

14 www.wedkarskabrac.pl

Page 15: Wędkarska Brać 5(08)2014

15www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

foto: Tomasz Gorgolik

ALCHEMIAwoblerów

Bardzo dziękuję, że zgodziłeś się udzielić wywiadu Wędkarskiej Braci. Powiedz, skąd wzięła się u Ciebie pasja do wędkarstwa i oczywiście zamiłowanie do bu-dowy własnych przynęt?

Ryby łowię od zawsze. Pochodzę z Międzyrzecza w lubuskiem, pięknie położonego miejsca pośród jezior miasteczka. Kiedy miałem sześć czy siedem lat, używając leszczynowego kija złowiłem swo-jego pierwszego krąpia. Pierwsze wędkarskie kroki stawiałem sam, dopiero po kilku latach poznałem swojego Mistrza, którym był sąsiad z bloku - Robert. I wtedy się zaczęło na poważ-nie. Potem było jeszcze poważniej, zawładnął mną spinning, a jako że w domu się nie przele-wało, a przynęty, zwłaszcza diabelnie skuteczne woblery, były poza moim zasięgiem finansowym, postanowiłem sam zabrać się za robotę.I tak to się zaczęło, miałem wtedy 16-17 lat. Tysią-ce godzin nad wanną, kombinacje ze sterami wycinanymi z plastikowych butelek, pudełek po kasetach, wszystkiego uczyłem się sam. W mojej okolicy nie znałem nikogo, kto wyrabiał woble-ry, mogłem polegać jedynie na sobie i swojej niewielkiej wówczas wiedzy. Były to lata dzie-więćdziesiąte, nie było Internetu, a szczątkową wiedzę na ten temat prezentowały jedynie cza-sopisma wędkarskie.Dziś dojście do wszystkich informacji jest niezwy-kle prozaiczne, w tamtym okresie potrzebowałem mnóstwa czasu, cierpliwości i dojścia do wiedzy metodą prób i błędów. Za wszelką cenę chcia-łem poznać tajniki rozmieszczania obciążenia, a jako, że szkoda mi było zniszczyć jedynego ku-pionego w sklepie woblera, spędzałem setki go-dzin pochylony nad wanną, z bolącymi plecami i napuchniętymi od wody palcami przeciągając pierwsze nieforemne nieco wobki.I wtedy przyszedł pierwszy sukces. Na własno-ręcznie zrobionego woblera, w niewielkiej rzecz-ce złowiłem pierwszego pstrążka. Był niewielki, a sprawił mi ogromną radość!Wyjazdy na ryby i struganie przynęt pochłaniały cały mój wolny czas. Sobotnie i niedzielne noce spędzałem w lesie nad wodą, chłonąc piękno otaczającej mnie przyrody.

O pasji tworzenia własnych przynęt z Tomaszem Gorgolikiem rozmawiał Kamil Polkowski

Woblery wykonane seryjne pozbawione są unikal-nych cech, które uszlachetniają przynęty wykonane ręcznie. Bardzo często zdarza się, że brak powtarzalności jest zaletą „handmade”, a staranność i perfekcja wykonania dodatkowo podnosi ich skuteczność

Page 16: Wędkarska Brać 5(08)2014

16 www.wedkarskabrac.pl

WYWIAD

Do dziś z rozrzewnieniem wspominam magię par-nych, czerwcowych nocy, tańce świetlików i kojący blask ogniska.Wędkarstwo na tyle zdominowało moje życie, że wpłynęło nawet na wybór tematu pracy ma-gisterskiej na gorzowskim AWF-ie. (Historia węd-karstwa sportowego na Ziemi Lubuskiej).Od zawsze marzyłem, zaczytując się w wędkar-skich artykułach, traktujących o rzekach Pomorza, by móc kiedyś tam połowić. I to marzenie się speł-niło, bowiem od kilku lat mieszkam w Lęborku, a od Łupawy dzieli mnie zaledwie 30 km. W międzyczasie mieszkałem kilka lat w Irlandii i tam połowiłem za wszystkie czasy! Mnóstwo pstrągów i łososi, pięknych okoni i szczupaków. Kapitalne rze-ki bystro płynące z kamienistym korytem. Raz trafiłem na taki żer pstrągów, że na pięćdzie-sięciometrowym odcinku rzeki złowiłem kilkadzie-siąt wymiarowych pstrągów, a trafiały się dobre czterdziestaki. Brały jak płotki! Polecam serdecz-nie, naprawdę warto wybrać się tam na ryby. Łowiłem również w Szwecji, Finlandii i Norwegii. Zapierająca dech w piersiach przyroda, cudow-ne rzeki, ech, nie ma sensu opowiadać, to trzeba zobaczyć!

Powiedz, jak wygląda teraz proces powstawania woble-ra twojego autorstwa?

Woblery strugam z lipy, brzeszczotem nacinam rowki na stelaż (z jednego kawałka drutu) i ster. Potem kąpiel w caponie, osadzanie stelażu i ob-ciążenia. Ogólnie rzecz ujmując, wyznaję zasadę hand made’u, czyli od strugania po malowanie wszystko robię ręcznie. Nigdy nie używałem aero-grafu i chyba już tak zostanie. Pasjonujące jest od-krywanie nowych technik malarskich, a dociekanie do odpowiedniej konsystencji mieszaniny farb ma w sobie coś z alchemii. Wobler to bardzo czuła ma-szynka, w której zazębiają się i wpływają na siebie poszczególne jej części składowe: oczko przednie, kształt, wielkość, masa i kąt natarcia steru, kształt korpusu i rozmieszczenie obciążenia. Obciążenie to temat rzeka, więc nie będę się zbytnio rozwodził. Wspomnę tylko, że bardzo trudno tak zbalanso-wać woblera, żeby był on w równowadze chwiej-nej, nadajć mu nieregularnej pracy (co kochają pstrągi i nie tylko one).

A skąd pomysł na realizm wykończenia spotykany w twoich przynętach? Czy ma to wpływ na skuteczność podczas łowienia?

Po prostu z biegiem lat poprzeczka idzie w górę i jakoś samo się tak dzieje, że człowiek się rozwija w tym co robi. Poszedłem w kierunku malowania oddającego, jak najbardziej realistyczny wygląd ryby, bo takiej hołduję estetyce. Czasem pomalu-ję „strażaka”, jednak bardzo rzadko. A czy jest to ważne przy łowieniu ryb? Na pewno ma wpływ na aspekt wiary w przynętę. Wtedy przykładamy się bardziej do obławiania miejscówek. Być może w krystalicznie czystej wodzie pstrąg lepiej zare-aguje na coś naturalnego, ale bez przesady, na pewno nie dostrzeże różnicy w liczbie promieni płetwy piersiowej głowacza! Wydaje mi się za-tem, że to malowanie mobilizuje bardziej same-go wędkarza niż rybę. Maluję farbami akrylowy-mi, plakatowymi i akwarelami.

Ile lat trwa ta twoja „wobleroza”?

Zacząłem w wieku 16-17 lat, a mam teraz 36. Jednak było sporo długich przerw. Mogę powie-dzieć, że kilka ładnych lat się tym zajmuję.

Jakie ryby lubisz łowić najbardziej?

Moim numerem jeden jest oczywiście pstrąg z małego strumienia. Obowiązkowo z zabagnio-nego olsu, z chaszczami, pokrzywami i dziką czar-ną porzeczką, po której jak się chodzi, to ona tak pięknie pachnie…

Bardzo lubię niewielkie rzeczki i głównie na takich się koncentruję. Są to chyba najtrudniejsze tech-nicznie łowiska, wymagające od wędkarza abso-lutnej ciszy i wtopienia się w tło. Podczas takiego wędkowania następuje totalna integracja z przy-rodą i z całą mocą objawiają się atawistyczne instynkty łowcy. Wzrok i słuch ulegają wyostrzeniu, ruchy stają się miękkie i precyzyjne. Brzęczenie chmary komarów i duchota uroczyska pogłębiają jeszcze ten stan.

Twój najskuteczniejszy model jest ściśle powiązany z polowaniem na pstrąga? Powiedz coś o nim.

Jest to imitacja strzebli potokowej, 5-6 cm woble-rek w dwóch wersjach - całej i łamanej. Pstrągi zażerają ją z rozkoszą! Ciernik i kiełb też są ni-czego sobie. W pierwszym rzędzie stawiam na strzeblę, ale oczywiście nad wodą trzeba kombi-nować z przynętami.

Ile czasu trzeba spędzić nad ustawieniem konkretnego woblera?

Na początku mojej woblerowej drogi spędziłem, nie przesadzając, setki godzin nad wanną, prze-ciągając w te i we w te pierwsze woblery. Teraz już dokładnie wiem, gdzie należy umieścić ob-ciążenie, by uzyskać zamierzoną pracę. Im bliżej główki umieścimy ołów, tym praca bardziej ogo-nowa, w okolicach oczka brzusznego - typowy X. Obciążenie można dzielić na główne i dodatko-we, można tworzyć komory powietrzne, można wpływać na stateczność woblera, co prowadzi do nieregularnych odskoków, a gdy się przesa-dzi (o co nietrudno, bo w grę wchodzą dziesiąte części milimetra), wobler będzie się przewracał, jak tonący statek.

Czy można gdzieś nabyć twoje rękodzieła?

Prezentując swoje woblery w Internecie liczyłem raczej na opinie, rady i wskazówki bardziej do-świadczonych kolegów. Było to akurat po moim powrocie z zagranicy, więc miałem raczej średnie rozeznanie na rynku wędkarskim, a co się z tym wiąże - pytania o możliwość zakupu moich przynęt raczej mnie zdumiały.Aktualnie moje woblery dostępne są w sprzedaży, rozpatruję właśnie możliwość współpracy z kilko-ma polskimi sklepami.Przyznam, że wolę, kiedy moje przynęty łowią, a nie są tylko ozdobami kolekcjonerskich gablot. Jest mi zdecydowanie przyjemniej, kiedy widzę woblera sygnowanego moimi inicjałami w pysku jakiegoś sympatycznego pstrąga czy okonia, niż informację, że przynęta trafiła do gabloty, bo „aż szkoda”.

Warsztat budowniczego przynęt to miejsce dobrze zorganizowane, gdzie wszystkie czynności wykonuje się wygodnie i bezpiecznie. Warto pamiętać, aby nie był dostępny dla dzieci, z uwagi na niebezpieczne narzędzia np. noże introli-gatorskie.

Realizm przynęt często jest bodźcem do większej wiary w jej możliwości. Wierna imitacja strzebli potokowiej doskonale sprawdza się na pstrągach łowionych w czystych wodach.

Page 17: Wędkarska Brać 5(08)2014

17www.wedkarskabrac.pl

WYWIAD

Tomasz Gorgolik: Wolę, kiedy moje przynęty łowią, a nie są tylko ozdobami kolekcjonerskich gablot. Jest mi zdecydowanie przyjemniej, kiedy widzę woblera sygnowanego moimi inicjałami w pysku jakiegoś sympatycznego pstrąga czy okonia.

Page 18: Wędkarska Brać 5(08)2014

18 www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

Page 19: Wędkarska Brać 5(08)2014

19www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

tekst: Rafał Mikołaj Krasuckifoto: Kamil Brzostowski, Michał Laskowski,

Rafał Krasucki

,

Page 20: Wędkarska Brać 5(08)2014

20 www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

JAK NAJLEPIEJ SIEDZIEĆ NA WODZIE

Pierwszy etapem przy zabawie z pływadęłkiem jest wybranie odpowiedniego modelu i pro-ducenta. W Polsce pojawia się coraz więcej pływadeł o różnych kształtach, różnie wyko-nanych. Według mnie godnym polecenia jest Fish Cat 4 produkowany przez amerykańską firmę OUTCAST. Pływadło jest bardzo prosto skonstruowane. Posiada dwa boczne balony z szczelnymi zaworami oraz siedzenie, które wy-pełnia się kawałkami pianki o dużej wyporno-ści. Dlaczego wspominam o prostocie. Dlatego, że im więcej elementów, które należy napom-pować tym większe prawdopodobieństwo, że coś się przebije, uszkodzi przy pakowaniu czy nawet przy nieodpowiednim przechowywaniu. Fish Cat 4 jest trochę toporny, ale bardzo wy-trzymały i żywotny. Wykonany z trwałego i moc-nego materiału wybacza złe traktowanie, czy też niebezpieczne napłynięcie na zatopiony konar, krzak. Siedzenie jest w miarę wygod-ne. Po kilkugodzinnym łowieniu z pewnością drętwieją nogi lub boli kręgosłup, ale zawsze można wyjść na brzeg i rozprostować kości. Za siedzeniem znajduje się miejsce na niewielki pakunek, który można zabrać ze sobą. Trzeba pamiętać, że miejsce to zalewa woda, więc rzeczy przetrzymywane powinny być zabezpie-czone wodoodpornym workiem lub odpowied-nim plecakiem.Pływadło posiada też boczne kieszenie. Są na tyle pojemne, że z powodzeniem zmieszczą kanapki, wodę w małej butelce czy też kilka pudełek z przynętami. Testowanym przeze mnie pływadłem był mo-del produkowany przez firme Guideline, który posiada wszystkie pompowane elementy sie-dzenia oraz balony boczne. Dużym plusem są dwie komory, które gwarantują większe bez-pieczeństwo podczas sytuacji awaryjnych. Reasumując – ten niewielki pontonik daje dużo możliwości na zabranie niezbędnego ekwipun-ku i akcesoriów oraz stosunkową wygodę łowie-nia, kiedy wszystko ma się dosłownie pod ręką.

Nadmuchana dętka, mini ponton, pływaczek, pływadełko w Polsce mało popularne. Korzystający z tego wędkarze są czasami zasypywani śmiechem i pytaniami typu: Eeee panie, a nie zimno w tyłek na tym ustrojstwie? A no nie zimno, w dodatku całkiem wygodnie i zaskakująco skutecznie. Niewielu łowi z pływadełka. W sumie to może i dobrze.

Szczupaki chętnie atakują opadającą przy zanurzonej roślinności przynętę. Sprawdzają się gumy długości 7-10 cm oraz wirówki nr 1 i 2. Częstym przyłowem są dorodne okonie, które bez oporów atakują duże przynęty. Złowionym rybom zwracamy zawsze wolność.

Page 21: Wędkarska Brać 5(08)2014

21www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

TAM GDZIE INNI NIE MOGĄ

Według mnie w wędkarstwie liczą się proste i skuteczne rozwiązania. Pierwszą rzeczą na ja-kie pozwala pływadło to swoboda poruszania się i prawie nieograniczone możliwości poko-nania wszelkich zbiorników wodnych. Oczywi-ście wszystko w granicach zdrowego rozsądku. Najbezpieczniej jest pływać po zamkniętych zbiornikach. Ponton sprawdza się w płytkich, mocno zarośniętych łowiskach, po których trze-ba poruszać się cicho i praktycznie bezszelest-nie. Nie porywałbym się na duże jeziora, gdzie trzeba pokonywać duże odległości. Skutecznie obłowimy strefę przybrzeżną, ale dalsze wy-prawy zostawmy dla łodzi. Pływadełko jest lekkie, a zaopatrzone w szelki daje się przenosić na plecach nawet w trud-nym terenie. I tu otwierają się nam możliwości dotarcia do miejsc, o których mogliśmy sobie tylko pomarzyć. Podczas naszych wypraw, czę-sto pokonywaliśmy kilku kilometrowe odcinki niosąc pływadło na plecach. Oczywiście jest to wyczerpujące, ale łowienie w ciszy i swobo-da rekompensuje trudy niesienia pontonu. W ten sposób nasz środek pływający docierał do łowisk poprzez wysokie tataraki, bagniska czy puste łąki. Zawsze kiedy niosę pływadło na ple-cach wiem, że będzie ciekawie, a jak mi się nie spodoba przeniosę się szybko gdzieś indziej.

KONIEC ŚWIATA

Wbrew wszystkiemu co można przeczytać o pły-wadełkach ten mini ponton świetnie nadaję się do spływów rzekami. Oczywiście nie wszystkimi. Osobiście jestem fanem łowienia z pływadełka w rzekach, które są trudno dostępne, nieprzy-jazne, a dotarcie do nich jest nie łatwe. Rzeka, po której można bezpiecznie spływać powinna mieć spokojny, raczej leniwy charakter, wtedy sterowanie nie jest męczące i można swobod-nie, w ciszy pokonywać kolejne odcinki rzeki. Lubię kiedy rano nad wodą unosi się zapach mo-kradeł i specyficzny torfowy aromat bagien. Takie łowienie ma coś wyjątkowego w sobie. Słodki tatarak i gnijące podwodne rośliny tworzą me-zalians zapachów, które są jakby oddzielnie, ale jednak razem. W takich dzikich miejscach nawet światło jest mocniej rozproszone, a słońce świeci też jakby inaczej. Nie zmienia się ich struktura, tylko nasycenie kolorów. Nie ma tam możliwości na przypadkową architekturę i bezmyślne sta-wianie linii elektrycznych, budynków, wsi, miast. Tam wszystko jest zaprojektowane tak, jakby ktoś przewidział to, że słońce kiedy wschodzi ma ogrzewać twarz, a kiedy zachodzi ma oświetlać drogę do domu. Prosto, trochę surowo, genialnie. Czyż nie o tym marzy większość wędkarzy? My-ślę sobie, że tak. A dzięki pływadełku można czasami bywać na końcu świata całkowicie bez problemu.

GŁÓWNIE SZCZUPAKI

Z pływadełka łowię szczupaki i okonie. Cza-sami przyłowem są bolenie i jazie. Drapieżniki często występują w strefie przybrzeżnej, więc łatwo jest wytypować z pływadła ich stanowi-ska, a co najważniejsze bardzo precyzyjnie po-dać przynętę. Głównie stosuję gumy i wirówki, które ostatnio bardzo mnie zaskakują swoją skutecznością. Trochę zapomniane, w moich pudełkach przeżywają prawdziwy renesans. Szczególnie sprawdzają mi się longi nr 2 firmy Mepps, a że srebrne to chyba wszyscy wiedzą.Przynętą staram się grać. Nie prowadzę jej jed-nostajnie tylko pozwalam sobie na zabawę i animacje. Lekkie poderwania, przyspieszenie, dłuższy opad. To wszystko sprawia, że pły-nąc około 2-3 m od brzegu w zupełnej ciszy, imituję uciekający, żerującą lub chorą rybę. Czemuś takiemu nie może oprzeć się kryjący

Page 22: Wędkarska Brać 5(08)2014

22 www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

Bezpiecznie jest wrócić z łowiska przed nadciąga-jącą nocą.Po wyprawie pełnej emocji i wysiłku warto rozpalić ogni-sko i spędzić resztę wieczoru z przyjaciółmi, rozmowa-wiając o mininym dniu i złowionych rybach.

Pływadełko pozwala na elastyczne poruszanie się między łowiskami. Jeżeli spływając rzeką znajdziemy zapomniane starorzecze, wystarczy zarzucić ponton na plecy i łowić w zupełnie innym miejscu. Swoboda i wygoda łowienia - to nawiększe zalety mini pontonu.

w podwodnej roślinności drapieżnik. W sumie wszystko rozgrywa się bardzo naturalny spo-sób i ciszy. Efekty takiego łowienia często mnie zaskakiwały np. podczas jednego spływu zło-wiłem około 50 szczupaków, różnej wielkości, ale liczba byłą powalająca.Podczas holu w rzece trzeba pamiętać jedno, że razem z uciekająca rybą, my również się poru-szamy. Dlatego też stosuję raczej siłowe rozwią-zania i nie pozwalam na ucieczkę ryb. Często bywało tak, że przeganiałem poruszającą się w górę rzeki rybę, a ta wykorzystywała przewagę i wypinała się prawie w ostatnim momencie. To jedyny minus zabawy z pływadełka, reszta jest samą esencją koncentracji, myślenia i walki.

TRZEBA MIEĆ KRÓTKIEGO

Kije spinningowe powinny być krótkie, a waż-nym wydaje się to, aby posiadały równie krótką rękojeść. Dlaczego? Otóż z pływadła łowimy w pozycji siedzącej. To siłą rzeczy krępuje nasze ruchy i uniemożliwia pełny zamach, wychylenie sylwetki itd. Podczas rzutów rękojeść zaczepia o nas samych, a przy prowadzeniu trzeba nie-wygodnie trzymać wędkę z boku. Krótka ręko-jeść umożliwia pełen zakres ruchów, ale pod-

czas holu trzeba wykazać się umiejętnością pracy takim wędziskiem.Ciężar wyrzutowy nie powinien przekraczać 30 g. Taki kij obsłuży duże przynęty gumowe i więk-sze blachy czy wirówki.

GDZIE SĄ GRANICE?

Z perspektywy kilku lat użytkowania pływadeł-ka patrzę jak na przygodę, która gwarantuje mi nietuzinkowe przeżycia i zabawę w zupeł-nie inne wędkarstwo. Szczególnie, kiedy muszę się zmęczyć, niosąc pływadełko na plecach. Szczególnie wtedy, kiedy nałowię się do syta. Szczególnie wtedy, kiedy nie mogę doczekać się kolejnej wyprawy.

Page 23: Wędkarska Brać 5(08)2014

23www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

Page 24: Wędkarska Brać 5(08)2014

24 www.wedkarskabrac.pl

WYPRAWY

Szybko odbieramy samochód z wypożyczalni i udajemy się w kierunku miejscowości Caspe, a później do Polskiej Bazy Wędkarskiej w Plays de Chacon. W nocy wita nas właściciel, kolega Robert Nowak i pokazuje nam swoją bazę. Kilka godzin snu i od razu udajemy się nad wodę. Ło-dzią dowozimy cały nasz sprzęt: ciężkie kije sumo-we o długości minimum 3 m i ciężarze wyrzutu od 300-500 g z wielkimi multiplikatorami, ogromną ilością plecionki (ed. sznurka 0,60 mm) oraz dwa worki po 20 kg pelletu i cały surviwal do koczo-wania. Ciekawe, że licencja na rok wędkowania wynosi niecałe 15 Euro, a każdego złowionego suma należy zabrać lub zabić i zostawić na brze-gu, ponieważ jego populacja jest liczona w mi-lionach sztuk. Nikt z prawdziwych wędkarzy tego nie robi tylko po ciężkim holu i kilku pięknych zdję-ciach ogromne sumy w super kondycji wracają do wody. Wystarczy już tego wstępu, pora przejść do omówienia metod łowienia na Rio Ebro.Od początku naszym założeniem było wędko-wanie stacjonarne, czyli z gruntu. Po wybraniu kilku miejscówek postanowiliśmy uruchomić echosondę i poszukać koryta rzeki. Udało się to nam po 30 minutach poszukiwań. Głębo-kość w tym okresie, w korycie wynosiła około 14-16 m , więc uciąg wody bardzo słaby. Na tej

głębokości nasz sonar Echa pokazuje ogrom-ne ilości dużych ryb leżących na dnie. Na na-szych twarzach zagościł wielki uśmiech, że oto w końcu są te wyczekiwane, zaplanowane, wielkie sumy. I tylko czekają na zanętę, i na nas - wędkarzy z kraju słowiańskiego, odkry-wających skały i upał przepięknej Hiszpanii. Pogodę mamy wspaniałą. Około 18:00 jest 28 stopni, temperatura w ciągu dnia sięga 40 stop-ni. Jest to pora na zakarmianie naszych Big Fish. Na łódkę wrzucamy jeden worek pelletu i bojkę, czyli oznakowanie łowiska i płyniemy około 120 m od brzegu obozowiska do koryta rzeki. Sta-wiamy markery i wrzucamy na każdy marker po 2 kg pelletu o smaku Halibuta i średnicy 20 mm. Cena w Hiszpanii za worek 20 kg około 50-60 Euro, czyli przeliczając na polskie złotówki 240-280 zł. Wracamy spokojnie do brzegu, aby przy-gotować już zestawy dla każdego uczestnika wyprawy. Są przydzielone dwa wędziska sumo-we w pełnym uzbrojeniu. Zaczynamy montować końcowe zestawy, czyli przypony z hakami 6/1 oraz włosy do pelletu o długości około 12-15 cm. Nakładamy na włos po 5-8 peleltów, za cięża-rek posłużą nam dobrej jakości kamienie, tak, tak kamienie. Łowimy na tak zwaną „zrywkę” mocując kamień na żyłce. Mocowanie kamienia

wykonujemy z żyłki około 0,28 mm i mocujemy za pomocą gumki lub opasek samozaciskowych. W momencie brania ryby, przy zacięciu natych-miast ciężarek-kamień zerwie się, a to umożliwi nam lżejszy hol suma. Zestawy gotowe i teraz losowanie, kto będzie motorniczym łodzi z silnikiem, a kto będzie pilno-wał wędzisk z brzegu stanowiska. Okazuje się, że kolega Rafał chce zostać motorniczym. Zabie-ramy, więc dwa kije na łódź i razem wypływamy we wcześniej zanęcone miejsce. Umieszczamy zestawy w miejscu postawienia bojek-markerów, dosypujemy po dwie garście pelletu i z położony-mi zestawami wracamy do brzegu. Po wyjściu z łodzi wstawiam kije w podpórki wbite w ziemię tak naprawdę skały i naciągam żyłkę. Bardzo ostrożnie, aby nie zerwać ciężarka w postaci kamienia, który został umocowany na cienkiej żyłce. Wędziska przygotowane, plecion-ki naciągnięte, hamulce multiplikatorów spraw-dzone, czujniki założone. Pora na małą kolację w postaci hiszpańskiej szynki i kawałka ciabaty (hiszpańskie pieczywo) oraz do nawodnienia or-ganizmu po ciężkiej pracy lampce wspaniałego hiszpańskiego wina z pobliskiego szczepu. Mija pierwsza noc. Sumy niestety nadal leżą na dnie i nie mają ochoty żerować ani pobierać pokarmu.

Szukając spokojnych i uroczo wędkarskich miejsc, postanowiłem z kolegą Rafałem w zeszłym roku wybrać się nad rzekę okrzykniętą mekką sumowo-karpiową. Pod koniec sierpnia zaczęliśmy przemyślenia na temat wielkich ryb łowionych w hiszpańskiej rzece Ebro i wreszcie przyszedł ten upragniony dzień wylotu do Barcelony. Po dwóch godzinach lotu z minutami wylądowaliśmy w gorącej Barcelonie.

tekst: Marek Kwiecień foto: Marek Kwiecień

ZA SUMAMI

Page 25: Wędkarska Brać 5(08)2014

25www.wedkarskabrac.pl

WYPRAWY

Wychodzi słońce i zaczyna grzać. Duża ilość węd-karzy pływa łodziami w poszukiwaniu żerowania suma. Robert mówi, że niestety słabo ostatnio żerują. Od razu pytamy dlaczego, przecież ich tak dużo leży w naszym miejscu, w którym łowi-my. Robert odpowiedział, że mogą leżeć kilka dni jak mają taką ilość pokarmu i pelletu. Nie dajemy za wygraną, zmieniamy zestawy na świeży pellet namoczony w oleju rybnym i czekamy kolejne godziny opowiadając sobie o marzeniach wiel-kich hiszpańskich okazów. Nagle wędzisko ucie-ka z podpórki, szybko podbiega Rafał i zacina. Czujemy potężna rybę, która za chwilę zrywa się, ściąga zestaw a hak renomowanej firmy jest roz-gięty. Taka sytuacja daje nam dużo do myślenia, czyli nie był to malutki okaz ani żywiec?Wywozimy jego wędkę wraz z zmienionym zesta-wem końcowym. Mija kolejna noc i nic – cisza, oprócz kilku karpi pełnołuskich, których jest tak samo dużo jak sumów w Ebro. Przyjechaliśmy na Big Fish i myślimy o tych, co kręcą się na naszych miejscówkach. Nagle jest ogromny od-jazd, podbiegamy do wędziska. Mój przyjaciel krzyczy „Marek jest, jest ...” i ciągnie go w stronę wody. Szybko podbiegam, przygotowuję łódź, odpalam silnik i zaczynamy walkę z przeciwni-kiem. Po około 30 min jesteśmy blisko wielkiej ryby, niestety muruje mocno do dna i nie wiemy z kim mamy do czynienia. Wędzisko jest u kresu

wytrzymałości i po około 10-15 min pompowania i męczenia ryby naszym oczom pod powierzch-nią wody ukazuję się sum gigant. Nie wierzymy własnym oczom, ale jeszcze długa droga przed nami, aby nasz przeciwnik znalazł się w łodzi. Pierwsza próba podebrania, czyli należy suma uderzyć w głowę i sprawdzić, czy już jest słab-szy, jeżeli tak, to należy włożyć rękę w pysk ryby i zacisnąć z całej siły za dolną wargę. Uwaga! tylko i wyłącznie w rękawicach, ponieważ sum posiada kilkanaście rzędów zębów tarek, które mogą naszą rękę bez rękawicy skaleczyć. Nie-stety sum nadal ma ochotę z nami powalczyć. Po uderzeniu odpływa na około 50 m i zaczyna schodzić na dno. Po raz kolejny kolega stara się dać powietrza rybie, lecz niestety okazuje się ona silniejsza od wędkarza. Po około 50 min holu udaje mi się podebrać rybę kompana i pewnie wciągnąć ją do łodzi. Nasza radość nie zna granic. Ryba jest mojego wzrostu, a do niskich nie należę. Wracamy szczęśliwi do brze-gu. Wyciągamy rybę i mierzymy. Ma około 195 cm długości, wagę szacujemy na około 70-80 kg. Kilka fotek i ryba w super kondycji wraca do łask swojej wspaniałej hiszpańskiej natury. W ciągu 10 dni wędkowania łowimy jeszcze kilka sumów od 40 do 80 kg. Jesteśmy szczęśliwi i my-ślimy, jak się zasadzić na te wielkie ryby kolejny raz, może w 2015 roku.

• • • •• • • • • • •• • • • • • • • • • • • • • •• • • •• • • • • • •• • • • • • • • • • • • • • •

W zgodzie z naturą ...W zgodzie z naturą ...

reklama

KILKA WSKAZÓWEK DLA OSÓB WYBIERAJĄ-

CYCH SIĘ DO HISZPANII

Przelot w dwie strony plus bagaże kosztuje około 700-1200 zł w zależności od tego, kiedy zakupimy bilety. Najtańsze są linie Wizzair, ale uwaga na ceny bagaży, należy dokupić dodatkowy.Zakwaterowanie w Polskiej Bazie Wędkarskiej około 300 Euro za 7 dni wędkowania plus 50 Euro za sprzęt wędkarski, który jest super kla-sy, w tej cenie jest już licencja na wędkowanie i survival łóżka, krzesła i parasole.Koszt pelletu, jak wspomniałem około 50-60 Euro za worek 20 kg.Wybierając się na taką wyprawę, warto się dodatkowo ubezpieczyć w razie choroby.Wypożyczenie auta na 7-10 dni, to wydatek oko-ło 100-160 Euro w zależności od wypożyczalni.Czas dojazdu z Barcelony do bazy około 2-3 godzin.Koszt benzyny, ropy 1,45 -1,70 Euro. Cena wyżywienia jak w Polsce, ale za to mamy klimat hiszpański, szynki suche, owoce morza, owoce z okolicznych plantacji: arbuzy, brzo-skwinie oraz wspaniałe hiszpańskie wino.

Page 26: Wędkarska Brać 5(08)2014

26 www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

W dobie nowoczesnego wędkarstwa, gdzie co-raz więcej wędkarzy stosuje metodę catch&re-lease nieodzownym elementem każdej wyprawy jest aparat fotograficzny. Wszechobecna woda czy sama poranna rosa potrafi uszkodzić sprzęt, więc przydałoby się coś solidnego. Z ciekawą, wodoszczelną propozy-cją wychodzi do nas, wędkarzy, firma Olympus z aparatem Stylus Tough TG-835.Aparat jest wykonany z połączenia metalu i po-rowatego plastiku, co daje wrażenie bardzo solidnej, wręcz niezniszczalnej konstrukcji. Nie straszny mu upadek z 2 m, czy nacisk 100 kg. Klapka pod którą znajdziemy uniwersalne złą-cza, baterię oraz slot kart SD/SDHC/SDXC jest

dodatkowo zabezpieczona gumową uszczelką. W połączeniu z pancerną konstrukcją daje wo-doszczelność do 10 m. 5-krotny zoom optyczny (28-140 mm, ekwiwalent 35 mm) lub 10-krotny zoomu o superrozdzielczości, pozwala zbliżyć się do fotografowanego obiektu i uchwycić jego najdrobniejsze szczegóły. Szeroki kąt widzenia (28 mm) pozwoli zrobić zdjęcia grupowe i uwiecznić zachwycające panoramy. Pomimo solidnej konstrukcji waży zaledwie 218 g, co mocno nie obciąża nas na spinningowym spacerze.Czytając specyfikację techniczną można by po-myśleć, że jest to sprzęt niczym z epoki kamienia łupanego. Nic bardziej mylnego. Zastosowano

w nim najnowsze rozwiązania, jak zapis wideo w jakości FullHD, tryb HDR, możliwość zdjęć panoramicznych czy podwodną fotografię ma-kro. W dodatku jest niebywale szybki. Po 1,3 s od uruchomienia jest gotowy do zdjęcia, ostrzy w 0,5 s. Ciekawostką są zdjęcia poklatkowe. Odstęp pomiędzy nimi to od 10 s do 60 min, a ich maksymalna ilość to 99 szt. Uwiecznione w ten sposób zachody słońca będą zapierały dech w piersiach. Jedynym minusem jest to, że Olympus nie składa zdjęć w jeden film, musimy to wykonać za pomocą programu komputero-wego. Biała dioda umiejscowiona na przednim panelu pozwana na wykonanie ostrych zdjęć nawet w trudnych warunkach. W chwili przytrzy-

TOUGH na wyprawy

Page 27: Wędkarska Brać 5(08)2014

27www.wedkarskabrac.pl

WĘDKARSKI NIEZBĘDNIK

mania przycisku info świeci światłem ciągłym, co może posłużyć jako podręczna latarka.Olympus TG-835 dzielnie zniósł nasz test na Bel-ly Boat Cup, gdzie zebrało się kilkanaście osób, by oddać się przyjemności łowienia na jeziorze z tzw. pływadełka. Aparat był z premedytacją trzymany w niewielkiej przemoczonej kieszeni z pudełkami na przynęty, zanurzany pod wodą w celu uwiecznienia wypuszczania ryby, by po chwili być wystawionym na działanie ostrego słońca. Również niewielkie drobiny plażowego piasku nie sprawiły trudności w jego użytkowa-niu. Jest niewiele zakamarków w obudowie, gdzie mogłyby zostać na dłużej. Czyszczenie jest niezwykle proste – wystarczy włożyć go do

wody i potrząsnąć. Menu jest bardzo intuicyj-ne, a zmiana trybów za pomocą koła wyboru oszczędza czas reakcji, którego jak wiadomo w walce z rybą czy przy jej wypuszczaniu nie ma zbyt wiele. Idealnie sprawdził się wyodręb-niony przycisk zapisu wideo. Wykonujemy zdjęcie złowionego okazu, by po chwili jednym ruchem przełączyć na tryb wideo i uwiecznić znikającą w toni rybę.Olympus na pewno mile zaskoczy każdego wędkarza jakością wykonania, prostotą w użyt-kowaniu i bardzo dobrymi zdjęciami. Pozwoli również odpowiedzieć na pytanie, które kroczy za każdym wędkarzem od lat - co dzieje się pod wodą? Ja sprawdziłem, a ty?

• wodoszczelny do 10 m• wytrzyma upadek z 2,1 m• odporny na nacisk 100 kg• wbudowana latarka• zapis wideo FullHD• tryb HDR• zdjęcia panoramiczne• duży ekran• bardzo dobre odwzorowanie kolorów• szeroki kąt widzenia• szybki i celny autofocus

Aparat jest niewielkich rozmiarów. Można go mieć cały czas przy sobie, w kiesze-ni kurtki czy w kamizelce wędkarskiej. Solidne wykonanie pozwala zapomnieć, że mamy przy spobie sprzęt fotograficzny. Jego odporność na uszkodzenia i możliwość używania w różnych warunkach atmosferycznych sprawia, że zawsze będziemy mieli szansę wykonać zdjęcie rybie, ktorą złowimy. Możliwość wykonania zdjęć podwodnych dodatkowo podnośi atrakcyjność naszych fotograficznych pamiątek.

tekst: Michał Laskowskifoto: Michał Laskowski

Page 28: Wędkarska Brać 5(08)2014

28 www.wedkarskabrac.pl

Page 29: Wędkarska Brać 5(08)2014

29www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

Skutecznymi jesiennymi przynętami są kopyta firmy Relax oraz ripery Mannsa. Lekko uzbrojonie nadają się do obławiania płycizn oraz starorzeczy.

JESIENNYARSENAŁSPINNINGISTYJesień jest moją ulubiona porą roku, zwłaszcza wtedy, gdy zachmurzone niebo połączone z gęstą mgłą muska twarz, jakby wokół delikatnie padał deszcz. Poranki nad wodą bardzo często witają delikatnymi przymrozkami, ale w ciągu dnia jest około 10 stopni. Nad wodą zapada kojąca cisza i spokój, czas jakby zatrzymuje się w miejscu. Cała przyroda z każdym dniem jest coraz bardziej uśpiona, a ja wprost przeciwnie przechodzę drugą wiosnę w ciągu roku. Mają na to wpływ oczywi-ście bardzo dobrze żerujące drapieżniki.

O tej porze roku najlepiej zainteresować się szczupakami, okoniami, sandaczami oraz wciąż dobrze żerującymi boleniami. Z jesienią kojarzy mi się branie dużego szczupaka wśród roślinno-ści na płytkiej przezroczystej wodzie. Każdy wol-ny czas warto spędzić nad wodą, aby przeżyć takie chwile. Dni są coraz chłodniejsze, a gwał-towne przyjście zimy może zafundować nam kil-kumiesięczną spinningową posuchę.Warto jest dobrze przygotować się do tego okresu. Nie będę rozpisywał się nad wędkami i kołowrotkami, skupię się na topowych jesien-nych przynętach, które każdy wędkarz powinien mieć we własnym pudełku.Z przynęt gumowych, z ripperów godne po-lecenia są kopyta. Praktycznie każda firma zajmująca się sprzedażą przynęt gumowych ma w swojej ofercie kopyto. Najbardziej lubię oryginalne pochodzące z firmy Relax w wielko-ściach 7 i 9 cm. Kolory sprawdzające się jesienią to wszelkie perły z czarnym grzbietem, seledyn oraz marchewa. Kopyta są na tyle uniwersalne,

że w zależności od użytego ciężaru główki mo-żemy w bardzo ciekawy sposób zaprezentować przynętę. Na lekkich 3-5 g główkach idealnie obłowimy płycizny, a z 20 g główkami i cięższy-mi, efektywnie obłowimy głębokie rzeczne doły. Do pudełka możemy również dorzucić kilka rip-perów Mannsa w wielkościach 6 i 8 cm, w po-dobnych tonacjach co kopyta.Z twisterów każdy powinien mieć również kilka sztuk w wielkościach 7 i 9 cm. Są to przynęty wprost stworzone do łowienia z opadu. W połą-czeniu z najlżejszą główką, którą można zasto-sować w danym miejscu, można uzyskać bardzo dobre wyniki. Kolorem, który bardzo często robi różnice i wielu o nim zapomniało jest poczciwy motor-oil w czystej wersji albo z dodatkami róż-nych brokatów. Z modeli twisterów, jakie można polecić to M-38 firmy Manns oraz Turbo firmy Re-lax, potocznie nazywany kaloryferem. Zwłaszcza ten drugi jest przynętą niedocenianą i niestoso-waną na szerszą skalę przez wędkarzy. Jest to swoisty as w rękawie w sytuacjach wydawałoby

tekst: Grzegorz Wadeckifoto: Michał Laskowski

się totalnego braku brań. Warto mieć zawsze w pudełku kilka gum odbiegających kształtami i kolorystycznie od kanonów. Na naszych rodzi-mych, przełowionych łowiskach często jest to skuteczne rozwiązanie.Wirówki należą również do sztandarowych je-siennych przynęt. Na szczupaki sprawdzają się obrotówki w wielkościach nr 3 i większych. Kształt skrzydełka nie gra tu roli. Skuteczna je-sienna wirówka musi charakteryzować się wyraź-ną, wyczuwalną, mocną pracą. Kolor czystego jak również matowego srebra jest bardzo sku-teczny. Wszelkie dodatki w postaci czerwonych akcentów oraz chwostów są jak najbardziej wskazane. Popularne stają się duże obrotówki w wielkościach nr 6-7, nazywane przez wędkarzy mikołajami z powodu swoich długich chwostów. Wirówki te bardzo dobrze sprawdzają się na rozległych płyciznach i łąkach podwodnych.Łowiąc w rzece nie powinniśmy zapominać o bo-leniach. I zawsze mieć pod ręką w pudełku kilka boleniowych woblerów, zarówno płytko jak i głę-biej schodzących. Nawet późna jesień nie jest złym momentem, aby spróbować połowić bole-nie. Natomiast w trakcie poszukiwań jesiennych szczupaków warto mieć kilka jerków w wersji pływającej i tonącej. Najbardziej sprawdziły mi się Slidery firmy Salmo.Przedstawione zestawienie obejmuje delikatnie rozbudowaną klasykę jesiennych przynęt spin-ningowych. Nasze zbiory przynęt, patrząc na ofertę rynku, możemy rozwijać właściwie w nie-ograniczony sposób. Mnogość kolorów i kształ-tów kolejnych nowych serii przynęt pojawiają-cych się w sklepach wędkarskich jest ogromna. Topowe przynęty wędkarskie nie sprawdzają się w każdych warunkach, dlatego warto mieć przy sobie kilka odmiennych egzemplarzy. Nie przesadzam z tym jednak nigdy. Wielu wędkarzy poszukuje coraz to bardziej skutecznych wabi-ków i nie ma w tym nic złego, jednak osiąganie zbioru przynęt porównywalnych do oferty małej hurtowni wędkarskiej jest przegięciem w druga stronę.

Page 30: Wędkarska Brać 5(08)2014

30 www.wedkarskabrac.pl

SPŁAWIK

Łowisko dobieram w zależności od poziomu wody, która na jesieni zazwyczaj jest już niska. Żeby mieć szansę na ciekawy połów szukam wody co najmniej 1,5 m na linii 11,5 lub 13 m wędki. Oczywiście nie twierdzę, że łowienie w miejscach płytszych nie ma sensu, lecz ła-twiej i efektywniej łowi się na wodzie głębszej, gdzie ryby nie płoszą się tak łatwo i odpowied-nia prezentacja przynęty na haczyku jest pew-niejsza. Wybór łowiska zależy też od gatunków najliczniej występujących tam ryb. Należy umieć odpowiednio dobrać jego parametry do oczeki-wanych rezultatów wędokowania. Licznie wystę-pująca ukleja mocno uniemożliwia łowienie ryb żerujących przy dnie na płytkim łowisku, gdzie znęcona każdym rodzajem zanęty, nie pozwo-li odławiać zamierzonych gatunków ryb. Jeśli wędkarz chce dać sobie szansę na złowienie „bonusowego” leszcza to również woda głęb-sza jest tu zdecydowanie lepszym wyborem. Łowisko można również trafnie wybrać bazując na opiniach znajomych wędkarzy lub najlepiej opierając się na swoich własnych doświadcze-niach i „niezawodnym” wędkarskim instynkcie. Co do sprzętu to próbuję nie komplikować – na każde wędkowanie przygotowuję tyczkę uzbrojoną w gumy o grubości 0,5–0,9 mm, w zależności od tego jakich rybek się spodzie-wam. Na płotki standardowo używam amorty-zatora 0,7 mm, który jest na tyle finezyjny, żeby przyjemnie wyjmować rybki do 30 cm, ale rów-nież dać radę rybie nieco większej. Gramatura zestawów spakowanych w moim koszu wacha się w przedziale 0,4–3 g. Najlżejsze służą mi świetnie do łowienia wszelkich gatunków w wodzie płytkiej oraz płoci z opadu i używam takich tylko w łowiskach bez uklei. Im woda głębsza lub istnieje konieczność przebicia się przez górne partie wody jak najszybciej, by nie zaliczyć uklejowego „przechwytu”, tym zestaw na topie musi być cięższy. Również jeśli łowimy

leszcze, dobrze jest położyć im cały przypon z przynętą na dnie nieruchomo, co ułatwia spore obciążenie zestawu. Na tego typu ło-wienie zestawy wykonuję na żyłkach o średni-cach od 0,11 mm (do zestawów lżejszych) do 0,14 mm (do najcięższych zestawów oraz tam, gdzie jest spora szansa na dużą rybę). Przy-pony na wody stojące mają długość 20–25 cm i wykonane są z żyłki 0,07–0,12 mm. Uzbrajam je w dobrej jakości haczyki o numerach 20–16. Naturalnie żeby uzyskać dobrze „zbalanso-wany” sprzęt musimy zestawić wszystkie jego elementy tak, aby ze sobą współgrały. Trzeba pamiętać, że w razie zaczepu lub brania dużej ryby to przypon powinien pękać, a nie żyłka główna lub amortyzator. To amortyzator powi-

nien być najbardziej wytrzymałym elementem naszego zestawu, więc zestawienie gumy 0,5 mm z żyłką 0,14mm jest nielogiczne i niepra-widłowe. Cienka guma wymusza również uży-cie odpowiednio cienkiego i ostrego haczyka, który musi idealnie wbijać się w pysk ryby przy lekkim zacięciu z użyciem bardzo miękkiego amortyzatora. Schemat moich zestawów jest bardzo prosty: przypon, śrucina nad pętelką żyłki głównej, 20 cm powyżej kolejna śrucina i kolejne 20 cm powyżej obciążenie główne, czyli najczęściej kilka skupionych śrucin. Ołów musi być bardzo miękki, co pozwala na bez-karne przesuwanie go po żyłce głównej bez kaleczenia i osłabiania jej, dostosowując się do warunków na łowisku.

tekst: Łukasz Paurowiczfoto: Łukasz Paurowicz

TYCZKA NA BAJORKACH

Kiedy woda w rzece robi się zimna i łowienie w nurcie przynosi pojedyncze ryby, przenoszę się ze sprzętem spławikowym nad nieodległe „bajorka”, czyli wody stojące, takie jak zalewy, żwirownie lub starorzecza. Sztandarową rybą tych łowisk jest płoć. Jednak jeśli pogoda jesienna rozpieszcza wędkarzy to można jeszcze połowić fajne leszcze, a nawet trafić dorodnego lina, karasia lub okonia. Łowienie na spławik w jesiennej scenerii ma swój niepowta-rzalny klimat i potrafi zadziwić wędkarzy ilością brań i widokiem pięknych ryb. Na „bajorko” zabieram tyczkę, która jest absolutnie bezkonkurencyjnym narzędziem łowienia, zapewiającym precyzję, finezję i zadowalające wyniki.

Page 31: Wędkarska Brać 5(08)2014

31www.wedkarskabrac.pl

SPŁAWIK

Mieszanka zanętowa na łowiska z wodą sto-jącą (llubminimalnie płynącą) jest ekstre-malnie prosta. Role swoją doskonale spełni każdy praktycznie rodzaj zanęty płociowej lub drobnoziarnistej leszczowej. Na kilkugodzinne łowienie z powodzeniem wystarczy 1 kg suchej zanęty. Poza zanętą potrzebujemy również czarnej ziemi (na łowiska z miękkim dnem), gliny rozpraszającej (na twardsze dno) lub mieszanki obu składników. Na jedną wyprawę nad nieznaną wodę biorę 2 paczki ziemi i 2 paczki gliny (wykorzystuję tylko 3 paczki). Je-śli dno jest miękkie - miksuję 2 paczki ziemi i 1 paczkę gliny, natomiast jeśli łowię na żwirow-ni - to proporcja jest odwrotna. Po przybyciu na łowisko delikatnie i z wyczuciem nawilżam zanętę. Trzeba pamiętać, że im mniej wody „wypije” zanęta tym lepiej i mocniej będzie

pracować oraz podnosić się do góry po poło-żeniu na dno. Na płocie jest to efekt porząda-ny, natomiast na leszcza już nie koniecznie. Po odstawieniu wstępnie nawilżonej zanęty biorę się za gruntowanie łowiska. Do tego celu uży-wam dość ciężkiego 20 g gruntomierza, który nie tylko pokaże głębokość i ukształtowanie dna, ale również jego rodzaj. Jeśli gruntomierz „stuka” o dno, to jest to dno twarde i korzyst-ne dla wędkarza. Natomiat jeśli „zapada się” w muł i czujemy wyraźnie, że wyrywamy go z niego, to jest to dno mocno zamulone. Ide-alnym miejscem podania zanęty jest kawałek równego, twardego dna. Znalezienie takiego miejsca jest wyjątkowo ważne na żwirowniach, gdzie często przy brzegu występują strome spady, które utrudniają właściwe zanęcenie. Po wygruntowaniu i znalezieniu odpowiednie-go stanowiska mieszam odpowienią proporcję gliny z ziemią. Po przetarciu przez drobne sito miksu ziemi i gliny dzielę otrzymaną porcję na dwie nierówne części. Mniejszą z nich (1/3) dodaję do dowilżonej zanęty tworząc gotową mieszankę, a drugą (2/3) zostawiam w czy-stej postaci. Czysty miks ziem służy jako nośnik robactwa. Na ryby łowione z wody chłodnej absolutnie nie ma lepszego dodatku zanęto-wego jak jokers, czyli malutkie larwy ochotki. Zakupić go można po wcześniejszym zamówie-niu w sklepach wędkarskich, od sprzedawców w internecie (polecam) i ostatecznie w formie zamrożonej w sklepach zoologicznych. Jeśli posiadam określoną porcję jokersa (30 dkg

przy rekreacyjnym łowieniu wystarczy)to garść larw wrzucam do przygotowanej czystej ziemi z gliną, resztę robaczków odkładam. Następ-nie odsypuję dwie garści miksu do pojemnika i wsypuję tam resztę jokersa. W ten sposób otrzymaliśmy 3 różne porcje mieszanki zanę-towej: zanętę z gliną (dobrze dodać do niej troszkę pinki), miks ziemi i gliny z małą ilością jokersa i niewielką porcję miksu ziemi i gliny z proporcjonalnie większą ilością mini larw ochotki. Pierwsza i druga porcja służy do znę-cenia ryb w miejsce łowienia i powinna wrzu-cona być w postaci kul ręką w okolice szczy-tówki wędki. Trzeci miks podajemy najlepiej z kubka w postaci małych kulek, które dzięki większej ilości jokersa mają skupić nam ryby w jednym miejscu łowiska. Samo łowienie jest banalnie proste i polega na wstawieniu zestawu w miejscu nęcenia. W razie braku brań trzeba wykazać się cier-pliwością i poczekać, ponieważ jesienne ryby nie zawsze „startują” od początku. Jeśli nato-miast brania zanikają, należy niewielkimi kul-kami regularnie donęcać. Jako przynęt najle-piej używać ochotki haczykowej lub pinek, ale grube białe robaki, kastery lub małe czerwone robaki bywają również zabójcze, szczególnie na większe ryby. Wczesną jesienią ryby potrafią być mocno kapryśne i chimeryczne, ale również zdarzają się dni absolutnego szaleństwa ich aktywno-ści. Typowe dla tej pory roku jest to, że węd-karz po dniu wspaniałego łowienia wraca na łowisko dnia następnego i jego wyniki są dra-stycznie gorsze. Należy po prostu zrozumieć, że to taki czas i cieszyć się ostatkami łowienia na spławik, czego zimą będzie boleśnie bra-kować. Tradycyjnie apeluję do was szanowni wędkarze o szacunek względem łowionych ryb – NIE ZABIJAJMY ICH. Jeśli ryba na pa-telnię to porcja łososia ze sklepu! Serdecznie pozdrawiam.

Na ryby łowione z wody chłodnej absolutnie nie ma lepszego dodatku zanętowego jak jokers, czyli malutkie larwy ochotki. Zakupić go można po wcze-śniejszym zamówieniu w sklepach wędkarskich, od sprzedawców w internecie i ostatecznie w formie zamrożonej w sklepach zoologicznych.

Page 32: Wędkarska Brać 5(08)2014

32 www.wedkarskabrac.pl

Page 33: Wędkarska Brać 5(08)2014

33www.wedkarskabrac.pl

tekst: Rafał Mikołaj Krasuckifoto: Małgorzata Dobkowska & Łukasz Dobkowski

BELLY BOAT CUP

W październiku 2014 r. odbyły się zawody Belly Boat Cup przygotowane przez Pawła Stypińskiego i Pawła Zounera. Na tą wyjątkową imprezę przy-byli pasjonaci łowienia z pływadełek z różnych stron Polski. Miejscem spotkania była agrotury-styka Kamienny Las, a rywalizacji jezioro Upinek dzierżawione przez Stowarzyszenie Wędkarstwo dla Mazur.

To weekendowe spotkanie miało charakter ty-powo towarzyski, a rywalizacja była jego czę-ścią i zabawą dla lubiących siedzieć na wodzie. Udział wzięło kilkanaście pływadełek, z których łowiono na muchę oraz spinnig. Jezioro Łupinek od niedawna jest dzierżawione przez wspominane wyżej towarzystwo, które pró-buje odbudować zdewastowaną przez rybaków populację drapieżników. W łowsku występują szczupaki, sumy czy duże okonie. Złowione ryby były w świetnej kondycji, choć nie powalały roz-miarami. Za to prawie każdy z uczestników miał kontakt i mógł powalczyć z pływadełka z centko-wanym przeciwnikiem.Muszkarze stosowali steamery w jaskrawych, agresywnych kolorach, natomiast spinningiści łowili szczupaki na przynęty gumowe. Skutecz-ne okazały się 12 cm kopyta w naturalnych ko-lorach, które z łatwością połykały „łupinkowe” drapieżniki.Zawody wygrał Paul Fiedorczuk, który na muchę złowił szczupaka długości 58 cm. W nagrodę otrzymał czapkę pełną przynęt i uściśk dłoni orga-nizatorów oraz uczestników. Należy wspomnieć, że w takich spotkaniach nie chodzi o nagrody, ale o sam udział. Siedlisko Ka-mienny Las porzucone w głębi puszczy dawało poczuć całkowitą izolację od cywilazacji, a do-bre towarzystwo, zapewniło rozmowy i zabawę do rana. Niewiele jest takich imprez, które wspo-mina się ciepło i z uśmiechem na twarzy - ta była wyjątkowa pod względem miejsca i osób o po-dobnej pasji.W czasach kiedy wszyscy gdzieś gonimy i maso-wo przejadamy czas, musimy stawiać sobie coraz częściej pytanie - dokąd tak pędzimy i gdzie to nas zaprowadzi. Każdemu, kto chce spojrzeć ina-czej na wędkarstwo i spędzić trochę czasu w gro-nie pozytywnie zakręconych polecam Belly Boat Cup już za rok.

O towarzyskich zawodach rozegranych na pływadełkach, a zorganizowanych w Kamiennym Lesie.

Page 34: Wędkarska Brać 5(08)2014

34 www.wedkarskabrac.pl

RELACJA

W nowoczesnych wędkarstwie chodzi o to, aby mieć zabawę ze swojej pasji i realizować ją wśród podobob-nie odbierających ten sport. Zawody rozgrywane na pływadełkach są jeszcze mało popularne w Polsce, ale Baelly Boat Cup pokazał, że zaiteresowanych nie brakuje. W takich towarzystkich spotkaniach liczy się również atmosfera i spędzanie czasu ze swoimi bliskimi.

Page 35: Wędkarska Brać 5(08)2014

35www.wedkarskabrac.pl

RELACJA

Page 36: Wędkarska Brać 5(08)2014

36 www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

Na Jeziorze Upinek przeważały szczupaki. Brały na płyciznach porośniętych podwodną roślinnością oraz w zatokach przy brzegu. Wszystkie złowione ryby były silne, i w dobrej kondycji co dobrze wróży na przyszłość.

Page 37: Wędkarska Brać 5(08)2014

37www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

Page 38: Wędkarska Brać 5(08)2014

38 www.wedkarskabrac.pl

RELACJA

Page 39: Wędkarska Brać 5(08)2014

39www.wedkarskabrac.pl

„Siedlisko Kuty Kamienny Las” specjalizuje się w promowaniu wszelkich produktów i atrakcji lokal-nych. Szeroki wachlarz atrakcji organizowanych przez okoliczne miasteczka daje turystom niepowtarzalną szansę na spędzenie wielu niezapomnianych chwil wśród dzikiej, nietkniętej ludzką ręką mazurskiej przyrody. Po atrakcjach goście mogą wypocząć w zaciszu kameralnego siedliska.Kontakt: Zenon Zouner, Kuty 48, 11-610 PozezdrzeTelefon: +48 600 983 743Email: [email protected] www.siedliskokuty.com

RELACJA

Zdjęcia do relacji wykonali:

Małgorzata Dobkowska & Łukasz Dobkowski

Więcej unikalnych fotografii na: www. dolinanarwi.com.pl

Page 40: Wędkarska Brać 5(08)2014

40 www.wedkarskabrac.pl

RELACJA

II Mistrzostwa o Puchar Portalu Wędkarska Brać

21 września 2014 r. odbyły się II Mistrzostwa Spinningowe zorganizowane przez Portal Wędakrska Brać. W zawodach wzięło udział 84 zawodników, którzy przybyli na spotkanie do Baru u Dany w Wiźnie.

Po krótkim przywitaniu przekazaliśmy startują-cym szczegółowe informacje dotyczace zasad, w oparciu o które rozgrywane są spinningowe zmagania. Każdy otrzymał regulamin oraz za-łączoną symulację, jak należy ułożyć złowioną rybę do zdjęcia.Bezwietrzna, ale pochmurna pogada dawała nadzieję na udane połowy. Razem z sędziami terenowymi śledziliśmy zmagania zawodników, którzy łowili okonie, szczupaki, niewielkie san-dacze. Popołudniu zawody dobiegły końca. Naszych gości zaprosiliśmy na wspólny gorący obiad. Po posiłku Sędzia Główny Robert Szy-mański ogłosił wyniki zawodów:

tekst: Rafał Mikołaj Krasuckifoto: Michał Laskowski

1 miejsce - Maciej Mateuszczyk2 miejsce - Tadeusz Terpilowski3 miejsce - Piotr Kociszewski

Najdłuższą rybę zawodów wg przelicznika zło-wił - Wojciech Podbielski.

Ogólnie zostało zgłoszonych 51 ryb, które zosta-ły zgodnie z zasadą: złów, zrób zdjęcie i wypuść, trafiły z powrotem do wody. Po ogłoszeniu wyni-ków wśród wszystkich uczestników zostały rozlo-sowane nagrody pocieszenia.W imieniu Redakcji Portalu chcemy podziękować wszystkim zawodnikom i już teraz zapraszamy

na zawody w przyszłym roku. Bardzo chcemy po-dziękować za wsparcie i pomoc w organizacji imprezy naszym sponsorom. Bez Państwa pomo-cy te zawody, jak też inne imprezy nie mogłoby się udać.

Nasi sponsorzy:Buff Polska, Varivas Polska, Pracownia Fishin-gRod, RELAX, JAXON, HARJUS, Grzegorz Wa-decki, Sklep wędkarski Danuta Kurczewska z Łomży - Najlepszy sklep w drodze na Mazury, Sklep Wędkarz z Łomży, Sklep Świat Wędkar-ski z Łomży, Agencja Reklamowa LOGO TK, UNIQA.

Page 41: Wędkarska Brać 5(08)2014

41www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

Page 42: Wędkarska Brać 5(08)2014

42 www.wedkarskabrac.pl

WB POLECA

Podstawowym modelem plecionki w naszej ofercie jest Varivas High GradePE. Jest to ple-cionka z 4 włókien High Grade PE, o uniwer-salnym zastosowaniu. Wprowadzona na ry-nek cieszy się dużym uznaniem ze względu na cenę zaczynającą się od 75 zł za 150 m nawój. Kolejnym produktem jest najbardziej rozpoznawalna na świecie plecionka Varivas Avani Sea Bass Premium PE 150 m. Dzięki cia-snemu splotowi 4 gładkich włókien Premium PE linka jest bardzo cicha i doskonale ukła-da się na szpuli. Oczywiście wpływa to nie tyl-ko na zwiększenie rzutów, ale również na sam komfort wędkowania. Dla fanów ultra lekkie-go spinningu przygotowaliśmy plecionkę Ava-ni Light Game. Dostępna na 100 m szpulach przeznaczona jest dla profesjonalistów szuka-jących najdelikatniejszych plecionek na ryn-ku. Wykonana z włókien Premium PE gwaran-tuje wszystkie zalety plecionki przy minimalnej średnicy. Dla najbardziej wymagających klien-tów przygotowaliśmy serię plecionek wykona-ną z 8 splotów włókien MAX PE. Do tej grupy należy ceniona Sea Bass MAX PE Tracer 150 m, dostępna już od 170 zł. Dodatkowe pokry-cie plecionki powłoką SP-F zapobiega wchła-nianiu wody, dzięki czemu linka zachowuje swoje właściwości przy niskich temperaturach. Warto zauważyć, że do większości linek dołą-czony jest Shock Leader VEP, który dowiązu-

PLECIONKAMADE IN JAPAN

Oferta firmy Morris Co. Ltd. to artykuły marki Varivas. Z szerokiej oferty wybraliśmy produkty, które naszym zdaniem trafiają najlepiej w gusta polskich wędkarzy.

jemy do końca plecionki. Niweluje on ryzyko przetarcia plecionki o kamienie i czyni pracę przynęt bardziej naturalną. Varivas to produk-ty tworzone na japoski rynek, gdzie marka jest uznawana za najlepszą. Każdy produkt przed wprowadzeniem do polskiej oferty jest przez nas testowany i oceniany pod kątem zapotrze-bowania w Polsce. Nie ma możliwości, żeby do naszych klientów trafił produkt, którego sami byśmy nie używali. Nasza oferta to rów-nież żyłki premium wykonane z najlepszych dostępnych materiałów, koniczne przypony muchowe jak i cenione haki muchowe używa-ne przez muszkarzy na całym świecie. Hitem stał się płyn do konserwacji plecionek Varivas PE OK, który dodatkowo zmiękcza i zapobie-ga tarciu linki podczas wędkowania. Nasza oferta stale się powiększa o nowe produk-ty, ponieważ za kluczowe uważamy sprosta-nie rosnącemu zapotrzebowaniu wędkarzy na produkty wysokiej jakości poprawiające kom-fort wędkowania. Dzięki stale rosnącej liczbie wyselekcjonowanych sklepów partnerskich Varivas docieramy do coraz większej ilości klientów na terenie Polski oferując im praw-dziwą jakość Made in Japan.

Plecionki Varivasa testowalśmy przez ostatni miesiąc łowiąc w rzekach oraz jeziorach. Zalety to delikatna struktura, pozwalająca na dalekie rzuty. Linka jest „cicha” i dobrze układa się na szpuli. Wytrzymałość zgodna z opisem, choć na źle zawiązanym węźle łatwo pęka. Plecionka świetnie przenosi każde uderzenie w przynętę i nie traci swoich własciwości podczas ciągłego użytkowania. Duży wybór średnic pozwala na subtelne dobranie plecionki do każdego gatunku ryb. Jednym słowem plecionka dla profesjonalistów szukają-cych produktów najwyższej jakości.

Redakcja

WARTO ZOBACZYĆ

Wszystkie filmy dostępne na www.salar.pl lub pod telefonem 604-614-641.

Plecionki można kupić na:www.rapa-sklep.pl

„Only the River Knows”Film o niesamowitej historii odnalezienia wędkarskie-go pamiętnika w Nowej Zelandii. Ta najnowsza produk-cja ze stajni Frontsidefly opowiada o przygodzie na drugim końcu świata, tajemnicy, marzeniach i spotka-niu z rzeczywistością. Film jest pełen zaskakujących zwrotów akcji i potrafi wciągnąć każdego. Olbrzymie pstrągi, piękna opowieść, zapierające dech plenery. Czego chcieć więcej? Musisz to zobaczyć ! Film trwa 80 minut, angielska wersja językowa (napi-sy także w językach: duńskim, szwedzkim, norweskim i angielskim). Cena: 128zł

„A Backyard in nowhere”Pierwszy wędkarski western w końcu w Polsce !Akcja filmu rozgrywa się na Alasce. Olbrzymie szczu-paki, piękna przyroda, ekscentryczni autochtoni.

Film w angielskiej wersji językowej, 52 minuty. Cena: 124zł

„Gaula river of Silver & Gold”Najnowszy film twórcy legendarnej już produkcji Tapam. Daniel Goz i Anton Harmacher wprowdzają nas w uroczy kliemat środkowej Norwegii i prezentują to, co silnie działa na naszą wyobraźnię - piękne dzikie łososie, w ich

wodnym królestwie. Mamy okzaję poznać historię łowie-nia na tej rzece przedstawioną przez Manfreda Raguse, założyciela Norwegian Flyfishers Club. Film trwa 43 minuty, angielska wersja językowa. Format DVD.Cena: 130zł

Page 43: Wędkarska Brać 5(08)2014

43www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

kbKAMIL BRZOSTOWSKI +48 788 304 441 [email protected]

FOTOGRAFIAPRODUKCJA FILMOWA

POSTPRODUKCJA

Page 44: Wędkarska Brać 5(08)2014

44 www.wedkarskabrac.pl

FELIETON

tekst: Kamil Zaczkiewiczfoto: Kamil Zaczkiewicz i Kamil „Bluzer” Rudnik

Wędkarskie rekordy, czyli kto ma dłuższego?

Któż z nas nie chce złowić rekordowej ryby? Wielkiej, starej, szczupaczej „mamuśki”; grubego „kleniozaura”; gigantycznego wąsacza; czy wyblakłego, przypominającego czasem omszałego leszcza, ogromnego okonia... Ja chcę i to za każdym razem.

Chyba każdy wędkarz, który ma już za sobą pierwszy etap fascynacji najmniejszą nawet ryb-ką, wybiera się nad wodę w celu przechytrzenia okazu. Łącząc to z zasadą: Złów i Wypuść, jedy-nym świadectwem kontaktu z okazem jest zdjęcie. Przyjmuję wersję optymistyczną, że wypreparo-wany łeb na ścianie, to żaden powód do dumy - wiem, niepoprawny ze mnie optymista.Dzisiaj każdy telefon, kamera, aparat, a niedłu-go zapewne pralki, lodówki i lokówki - wszystko będzie robić zdjęcia. Lepsze lub gorsze, ale po-zwoli uchwycić moment radości i uwiecznić rybę dla potomnych. No i przede wszystkim po to, by zamieścić je w internecie, pochwalić się kolegom, może nieco podnieść im ciśnienie, zebrać kilka wirtualnych „gratek”, klepnięć w plecy i łapek w górę. Jesteśmy próżni i nie ma co się wypierać. Wszystko jednak można, o ile ktoś ma umiar i okruchy zdrowego rozsądku. Pierwsza kwestia, to takie kadrowanie, aby nie ukazywać charaktery-stycznych punktów, zdradzających miejsca poło-wu. No, chyba że nie mamy nic przeciw łowieniu ramię w ramię z poszukiwaczami rybiego białka, którzy dają 100% gwarancji pilnowania miejsców-ki, do ostatniego rybiego ogona. Dla bardziej zaawansowanych pozostają jeszcze programy graficzne pozwalające dyskretnie zmienić tło. Drugim zagrożeniem zamieszczania zdjęć w różnych miejscach, jest ślepa pogoń za byciem gwiazdą poprzez dodawanie centymetrów na-szym zdobyczom. Coś, jak w znanym dowcipie o złowionym metrowym pstrągu vs. motor z za-palonymi światłami. Czasem patrząc na tabele rekordów naszych wędkarskich magazynów, czło-wiek sam nie wie, czy się śmiać, czy płakać. Po-dobnie jest na wędkarskich forach, choć te mają taką przewagę, że pozwalają na natychmiasto-wą reakcję głosu sumienia w postaci tych, którzy nie boją się mieć własnego zdania i wyłamać się z nieprzerwanej litanii „cozarybagratkikolo”.Kandydatów na wędkarskich celebrytów nie brakuje i co rusz, któryś wyłamuje się z peletonu narzekających i próbuje wspiąć się na piedestał. Większość spada z hukiem i wraca do szeregu z podkulonym ogonem. Historia pamięta nieje-den taki przypadek. Ot, na przykład klenia, który zgłoszony do wszystkich wędkarskich gazet mniej więcej w połowie 2010 roku, aspirował do miana rekordu kraju, z niebagatelną miarą 64 cm. Nie, nie był to amur. Niestety, łowca nie wspomniał, że ogon ryby nieco mu się porozcinał i dosztukował go nie z tej strony, co trzeba. Skrzętnie przykrył

to trawą, ale zazdrośnicy musieli się przyczepić, że kleń nie ma ogona, jak akwariowa welonka. Wielkie mi rzeczy...Kolejny przykład to gigantyczny, pełnołuski karp, który najprawdopodobniej okazał się być nie dziełem natury i proteinowo - kukurydzianej diety, a sprawnego grafika komputerowego. A już wynik poszedł w świat! Te wywiady, wizyty w zakładach pracy, przecinanie wstęgi po kolejnych ukończo-nych 15 metrach autostrady... Wszystko szlag trafił, bo ludzie jak zwykle musieli zwęszyć spisek.Przy nim chwalenie się nie swoim (ale jakie to ma znaczenie?), ponad metrowym sandaczem to pestka. Jak się okazało, był może nieco mniejszy, niż opisał go wędkarz (no, bo przecież nie łow-ca), ale kto tam by patrzył na takie błahostki? Do-datkowo, ryba ponoć miała wrócić szczęśliwie do wody, a że była blada i sztywna? Kolejny zarzut wędkarzy internetowych, że takie ryby nie biorą z przystani na niezbyt lotne woblery. To, że łowca ma wszystkie przepisy tam, gdzie plecy przestają mieć szlachetną nazwę i łowi pod samymi zapo-rami, to też ściema. A Straż Rybacka szuka dziury w całym... to znaczy pustej rubryki w niewypisa-nym rejestrze.Przy okazji tego mietkowskiego sandacza przy-pomniał mi się kolejny, adekwatny do sytuacji dowcip.Wiecie, dlaczego kobiety powodują tyle stłuczek na parkingach?Bo całe życie w domu słyszą, że tyle: |                                         |     to 20 cm ;)W sumie, to żony wędkarzy mają podwójnie prze-chlapane.Niektórzy, bardziej cierpliwi/uparci/bezwstydni (niepotrzebne skreślić) powracają, niczym bu-merangi. Cyklicznie usiłują wcisnąć nam centy-metrowy lub kilogramowy kit. Na szczęście spore jest jeszcze grono tych z chłodną głową, choć z reguły zostają zakrzyczani przez hordy klakie-rów tych pierwszych; przecież sukces musi mieć wielu ojców.Żeby nie było. Nie mam nic do ładnie zrobione-go wędkarskiego zdjęcia, gdzie to ryba i łowca stanowią pierwszy plan. Niejednokrotnie zdobycz jest maksymalnie wyeksponowana, sprawiając wrażenie sporo większej, niż była w rzeczywisto-ści. Przez przeciwników takowych zwane to jest „efektem długich rąk”. Nie widzę w tym nic złego, o ile łowcy nie ponosi ułańska fantazja przy po-dawaniu rzekomych rozmiarów ryby do publicz-nej wiadomości. Realia różnią się niejednokrotnie

od życzeniowego opisu. Poniżej przykład tego, o czym klepałem przez poprzednie 700 słów.Taki sobie karpik 14 kg...Dooooobra... Czwórkę może miał...

Page 45: Wędkarska Brać 5(08)2014

45www.wedkarskabrac.pl

Magazyn jakiego nie znacie!

Zamówienia przyjmujemy mailowo: [email protected] i telefonicznie 12-346-19-43

roczna prenumerata tylko 129 zł

Morrum

79 zł

Tapam

135 zł

Only the River

Knows

128 zł

Backyard in

nowhere

124 zł

Gaula River

130 zł

Polecamy ciekawe filmy wędkarskie:

Page 46: Wędkarska Brać 5(08)2014

46 www.wedkarskabrac.pl

SPINNING

...u nas nie ma haczyków

WWW.TOPDRUK24.PL

tel.: +48 86 473 02 12kom.: +48 793 151 580

fax: 86 216 38 42e-mail: [email protected]

ul. Nowogrodzka 151A18-400 Łomża

Polska

Zapraszamy na zakupy do sklepu online