Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia...

20
W numerze m.in.: Dwutygodnik nr 77(112) z 1 lipca 2017 Strony 1, 3, 12, 16, 17 i 18 Virtuti Militari Strony 2 i 3 Kogo zniszczyć, komu łatkę przypiąć, czyli ks. Sowa i prof. Strzembosz w jednym chórze Strony 4, 5, 6, 8, 9, 10 i 11 Gmach PAST-y Strona 7 Uśmiechnij się... Strona 13 Księgarnia ANTYK poleca Strony 14 i 15 Gadanina i łgarstwo Strony 15 i 20 HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku” Virtuti Militari Król Polski Stanisław August Poniatowski, twórca Orderu Virtuti Militari, później pod naciskiem posła rosyjskiego dla złagodzenia gniewu Katarzyny II, surowo zabronił noszenia orderu i zażądał jego zwrotu, pod groźbą „najsurowszych kar kryminalnych” (obraz olejny autorstwa Marcello Bacciarellego—fot. archiwum) 22 czerwca obchodziliśmy 225 urodziny najważniejszego polskiego odznaczenia bojowego, a zarazem najstarszego na świecie, orderu Virtuti Militari (Męstwu Wojskowemu, Cnocie Żołnierskiej). Jego twórcą był ostatni król Polski Stanisław August Poniatowski, który ustanowił ów order dla uczczenia polskiego zwycięstwa w bitwie przeciwko armii rosyjskiej pod Zieleńcami w 1792 roku. Bitwa ta rozpoczęła interwencję Rosji oraz targowiczan przeciwko Konstytucji 3 Maja. Projekt orderu Virtuti Militari był gotowy już wcześniej, bowiem król, wzorując się na zwyczajach zachodnioeuropejskich dworów, zlecił mennicy przygotowanie projektu. Pierwsze wzorce medali mennica przekazała królowi już 15 czerwca 1792 roku. 18 czerwca w raporcie na temat zwycięskiej bitwy pod Zieleńcami, dowodzący bitwą książę Józef Poniatowski domagał się od króla jak najszybszego zatwierdzenia projektu oraz oficjalnego pisma, które umożliwiałoby ich nadawanie oficerom i żołnierzom, którzy wykazali się szczególnym męstwem w bitwie. Księciu Józefowi chodziło zwłaszcza o podniesienie morale wojska polskiego. Pierwsze nadanie orderów Virtuti Militari odbyło się w dniu 22 czerwca 1792 roku, a otrzymali je: ks. Józef Poniatowski, gen. mjr Michał Wielhorski, mjr Franciszek Pouppart, gen. mjr Stanisław Mokronowski, bryg. ks. Eustachy Sanguszko, płk Józef Poniatowski, ppłk. Jan Grochowski, mjr Jan Krasicki, mjr Józef Szczutowski, mjr Mikołaj Oppeln- Bronikowski, kpt. Michał Chomętowski, por. Andrzej Gałecki, ppor. Seweryn Bukar, ppor. Sebastian Marszycki i ppor. Karol Tepfer. Ich wręczenie nastąpiło w dniu 25 czerwca 1792 roku w Ostrogu na Wołyniu, gdzie znajdował się obóz wojsk Rzeczypospolitej. Wymieniona piętnastka pierwszych odznaczonych miała—po ustanowieniu statutu—utworzyć Kapitułę Orderu, którego Wielkim Mistrzem Virtuti Militari został król Stanisław August Poniatowski i z mocy prawa kawalerem Krzyża Wielkiego. Początkowo order Virtuti Militari miał dwie klasy: złotą – dla generałów i oficerów oraz srebrną – dla podoficerów i szeregowych. Nie przypominał on formy Ciag dalszy na stronie 3 Przypominamy Czytelnikom, że wszystkie numery archiwalne można pobierać na naszym portalu Polonia Semper Fidelis na adresie: http://atopolskawlasnie.com/ wydawnictwo_psf.html

Transcript of Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia...

Page 1: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

W nume rze m . in . :

Dw uty g od ni k n r 7 7(1 1 2) z 1 l i p ca 2 01 7

Strony 1, 3, 12, 16, 17 i 18

Virtuti Militari

Strony 2 i 3

Kogo zniszczyć, komu łatkę

przypiąć, czyli ks. Sowa i prof.

Strzembosz w jednym chórze

Strony 4, 5, 6, 8, 9, 10 i 11

Gmach PAST-y

Strona 7

Uśmiechnij się...

Strona 13

Księgarnia ANTYK poleca

Strony 14 i 15

Gadanina i łgarstwo

Strony 15 i 20

HG-W w oparach prawnego

absurdu. Jeszcze na wolności ?

Strony 19 i 20

Historia “po niemiecku” i biznes

„po żydowsku”

Virtuti Militari

Król Polski Stanisław August

Poniatowski, twórca Orderu Virtuti

Militari, później pod naciskiem posła

rosyjskiego dla złagodzenia gniewu

Katarzyny II, surowo zabronił noszenia

orderu i zażądał jego zwrotu, pod groźbą

„najsurowszych kar kryminalnych”

(obraz olejny autorstwa Marcello

Bacciarellego—fot. archiwum)

22 czerwca obchodziliśmy 225 urodziny

najważniejszego polskiego odznaczenia

bojowego, a zarazem najstarszego na

świecie, orderu Virtuti Militari (Męstwu

Wojskowemu, Cnocie Żołnierskiej). Jego

twórcą był ostatni król Polski Stanisław

August Poniatowski, który ustanowił ów

order dla uczczenia polskiego zwycięstwa

w bitwie przeciwko armii rosyjskiej pod

Zieleńcami w 1792 roku. Bitwa ta

rozpoczęła interwencję Rosji oraz

targowiczan przeciwko Konstytucji 3 Maja.

Projekt orderu Virtuti Militari był gotowy

już wcześniej, bowiem król, wzorując się

na zwyczajach zachodnioeuropejskich

dworów, zlecił mennicy przygotowanie

projektu. Pierwsze wzorce medali mennica

przekazała królowi już 15 czerwca 1792

roku.

18 czerwca w raporcie na temat

zwycięskiej bitwy pod Zieleńcami,

dowodzący bitwą książę Józef

Poniatowski domagał się od króla jak

najszybszego zatwierdzenia projektu oraz

oficjalnego pisma, które umożliwiałoby

ich nadawanie oficerom i żołnierzom,

którzy wykazali się szczególnym

męstwem w bitwie. Księciu Józefowi

chodziło zwłaszcza o podniesienie morale

wojska polskiego.

Pierwsze nadanie orderów Virtuti Militari

odbyło się w dniu 22 czerwca 1792 roku, a

otrzymali je: ks. Józef Poniatowski, gen.

mjr Michał Wielhorski, mjr Franciszek

Pouppart, gen. mjr Stanisław

Mokronowski, bryg. ks. Eustachy

Sanguszko, płk Józef Poniatowski, ppłk.

Jan Grochowski, mjr Jan Krasicki, mjr

Józef Szczutowski, mjr Mikołaj Oppeln-

Bronikowski, kpt. Michał Chomętowski,

por. Andrzej Gałecki, ppor. Seweryn

Bukar, ppor. Sebastian Marszycki i ppor.

Karol Tepfer. Ich wręczenie nastąpiło w

dniu 25 czerwca 1792 roku w Ostrogu na

Wołyniu, gdzie znajdował się obóz wojsk

Rzeczypospolitej. Wymieniona piętnastka

pierwszych odznaczonych miała—po

ustanowieniu statutu—utworzyć Kapitułę

Orderu, którego Wielkim Mistrzem Virtuti

Militari został król Stanisław August

Poniatowski i z mocy prawa kawalerem

Krzyża Wielkiego.

Początkowo order Virtuti Militari miał

dwie klasy: złotą – dla generałów i

oficerów oraz srebrną – dla podoficerów i

szeregowych. Nie przypominał on formy

Ciag dalszy na stronie 3

Przypominamy Czytelnikom,

że wszystkie numery archiwalne

można pobierać na naszym portalu

Polonia Semper Fidelis

na adresie:

http://atopolskawlasnie.com/

wydawnictwo_psf.html

Page 2: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

S t r o n a 2

Warszawie, pomiędzy Pawłem Grasiem,

ks. Kazimierzem Sową, ówczesnym szefem

BOR, Marianem Janickim oraz

biznesmenem Jerzym Mazgajem.

W pewnym fragmencie rozmów ks.

Kazimierz Sowa radzi Jerzemu Mazgajowi,

właścicielowi delikatesów Alma, co należy

zrobić z „Gazetą Polską”:

Ks. Sowa: Kopyta jadłeś w Baku?

Mazgaj: Byłem, ale w Baku to byłem, teraz

napisała, że byłem w towarzystwie

przyjaciół polsko-radzieckich, cały czas mi

to pisze k**** ten, no, Gazeta Polska,

dzisiaj też podali, że prawda jest to, co

powiedział Jarosław Kaczyński, że

biznesmeni mają korzenie w PRL-u, taki…

Maske (?) (…) był TPPR, a ja rzeczywiście

założyłem koło TPPR-u… (…) jak to

powiedzieć, gadać z tymi ch*****?

Ks. Sowa: Zniszczyć, Jurek

Mazgaj: I byłem w Baku dwa razy

Ks. Sowa: Jurek, nie polemizować…

zniszczyć, naprawdę, tu uważam, że nie ma

się wiesz.. żadnych…”

Trochę to niejasne, rwane, ale wiadomo, po

kielichu? Rozmowa, jak rozmowa. Ale

przecież od niektórych ludzi nie można

zbyt wiele wymagać. Od ks. Sowy miałby

prawo wymagać jego ordynariusz, bo, jak

mnie uczono, księży luzaków i

wagabundów w prawie kanonicznym nie

ma. Bywali fugitivi ab officio, ale tacy

zamiast emeriti bywali pod koniec życia

demeriti, a może nawet wcześniej. Ja go

przed wieloma laty słyszałem, jak na

jakiejś konferencji w Częstochowie

wypowiadał się o mediach katolickich i

nawet powiedziałem mu wtedy coś

niepochlebnego. Myślę, że dziś byłoby tego

więcej, ale to sprawa jego biskupa i, moim

zdaniem, ks. Sowa w żadnym przypadku

nie reprezentuje ani Kościoła ani

duchowieństwa, co trzeba sobie jasno

powiedzieć. Można tu tylko dodać, że ci

którym on żyruje autorytetem, niestety, nie

własnym, ale właśnie Kościoła, nawet na

niego nie spojrzą, jeśli mu Kościół tę

możliwość odbierze. Jak dotąd tak się nie

stało. Przykładów na uwiąd kariery takich

harcowników jest bez liku i nie trzeba

sięgać do historii. Szkoda mi go, bo w

końcu coś nas łączy.

Na Onet.pl jest jednak lepsza gratka. Wolę

przytoczyć in extenso:

„Dziś panu prezydentowi Dudzie jest

przykro, że jako Adrian stoi pod drzwiami

prezesa. Czuje, że jego pozycja jest słaba.

Widzi, jak jego własne otoczenie przeżywa

jego upokorzenie. Ale jest w potrzasku. I

może się tylko miotać – ocenia w rozmowie

z "Tygodnikiem Powszechnym" prof. Adam

Strzembosz. Były pierwszy prezes SN

komentuje w ten sposób zamieszanie wokół

ułaskawienia Mariusza Kamińskiego”.

Jakże nisko upadł pan Adam Strzembosz,

którego jak pamiętam, ongiś patrioci

polscy w USA widzieli na fotelu

prezydenta RP. W tej chwili dołączył do

chóru wściekle ujadających na prezydenta

Dudę, w którym to chórze śpiewają tacy

artyści, jak Żakowski, Niesiołowski, nie

licząc tych, którzy nie mogą przerwać

pieni żałobnych po utracie żłobu.

Najzabawniejsze jest to, że prezydent

Duda, to drugi po 1989 r. prezydent,

którego nie musimy się wstydzić. Dalej, p.

Strzembosz biada, jak to sędziowie są

zestresowani, można się domyślać, że na

pewno nie z racji przygniatającej ich

pracy, ale raczej z obawy, że wreszcie

zaczną ich sprawdzać, co, komu i kiedy

robili. Oczywiście pan S. biada nad ich

przeciążeniem ofiarną pracą. Ciekawe, że

ogół społeczeństwa wie coś wręcz

przeciwnego i to wcale nie z poduszczenia

pana Ziobry, ale ze smutnych doświadczeń

z Temidą.

Dziwna rzecz, że sprawiedliwy pan

Strzembosz, po staremu wypłakujący się

na łamach „katolickiego” Tygodnika

Powszechnego i tak „obiektywnie”

Kogo zniszczyć, komu łatkę przypiąć,

czyli ks. Sowa i prof. Strzembosz w jednym chórze

Tak naprawdę, to dziś tzw. politycy –

czytaj: ludzie przegrani, chcący się

odegrać – już zbyt są nudni, żeby o nich

pisać. Co innego, gdyby można było się

„przypiąć” do ich programu, poglądów,

pod warunkiem, że je mają, ale gdzież

tam. Obecnie jeden z bardziej

wygadanych i agresywnych speakerów

PO, Marcin Kierwiński tę cnotę

zazwyczaj prezentuje, że w czasie dysput

przed kamerami, przeczuwając lub

wiedząc, że brak mu argumentów

zaczyna mówić równocześnie ze swym

adwersarzem, czyli tworzy duet i bądź tu

mądry, co mówił jeden a co drugi?

Sposób trochę knajacki, ale niczego

sobie. Podobno PO uchwaliła, że nie

będzie posyłać swoich do TVP. Słusznie,

skoro przestała ona być tubę tejże partii.,

A poza tym, może będzie mniej nudno.

Tylko ja bym zalecał rozwagę, bo można

na tej abstynencji wyślizgać się z

mediów. Te komercyjne nie będą

trzymać w szafie trupa.

Nasze życie publiczne jednak przyciąga

uwagę, dlatego trzeba o czymś

dyskutować, bywa że na piśmie. Sięgam

do różnych publikatorów, m.in. często,

może nawet zbyt często, do

Niezależnej.pl. Ostatnio znowu pojawił

się kiedyś modny serial p.t. taśmy. I co

tam piszą?

„Wraca afera podsłuchowa. Ujawniono

NOWE TAŚMY. Tak ks. Sowa i Jerzy

Mazgaj chcieli niszczyć „Gazetę Polską”

Dodano: 09.06.2017 [11:36]

Nieznane dotąd taśmy z restauracji

„Sowa&Przyjaciele” wyszły na jaw. Na

nagraniach słychać, jak ks. Kazimierz

Sowa w trakcie rozmowy z Jerzym

Mazgajem radzi, co zrobić z „Gazetą

Polską”.

- „Jurek, nie polemizować… zniszczyć,

naprawdę, tu uważam, że nie ma się

wiesz.. żadnych” - radzi ks. Sowa.

Nieznane dotychczas nagrania pochodzą

z rozmów, które odbyły się w lutym 2014

r. w restauracji Sowa&Przyjaciele w Dokończenie na stronie 3

Page 3: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

S t r o n a 3

oceniający pana Dudę, nigdy nie

wypowiadał się na temat wybryków

poprzedników wymienionego, które

odbierane były jako „wypadki przy

pracy”, o których się taktownie milczy, a

w świecie Polskę stawiały w rzędzie

państw któregoś tam świata.

Że też przychodzi nam detronizować

coraz to którąś z mniemanych wielkości

tego świata. O większości nie musiałem

zmieniać zdania, o panu Strzemboszu

muszę, bo inne zgoła miałem o nim

wyobrażenie. Nigdy go nie kojarzyłem ze

zgrają złodziei, z potworkiem moralnym i

umysłową zapaścią, jaką jest „totalna

opozycja”. A tu taka pomyłka~Co się z

nim stało, czyżby aż tak daleko posunął

swą solidarność z „Kastą”? A gdzie dobro

Polski, czy dopiero po zaspokojeniu

egoistycznych aspiracji, tych którzy sami

siebie czynią elitą Narodu, którym zresztą,

kierowani nieokiełznaną pychą,

pogardzają?

Zygmunt Zieliński

krzyża, którą to formę nadano

prawdopodobnie na przełomie września i

października 1792 roku, kiedy to—wraz z

przybyciem do Warszawy księcia Józefa

Poniatowskiego—przyjęto statut Kapituły

Orderu. Statut ten został opracowany na

podstawie statutu austriackiego Orderu

Wojskowego Marii Teresy. Order miał

dzielić się na pięć klas z czego trzy

pierwsze miały formę orderową, dwa

pozostałe medalową:

I klasa – Krzyż Wielki z Gwiazdą,

II klasa – Krzyż Komandorski,

III klasa – Krzyż Kawalerski,

IV klasa – Medal Złoty,

V klasa – Medal Srebrny.

Ustalono formę noszenia krzyży na

wstążce błękitnej z czarnymi obwódkami,

ponadto Krzyż Wielki był dekorowany

srebrną, sześciopromienną gwiazdą.

Ponadto zatwierdzono uposażenie w

postaci dodatkowego podwójnego żołdu

dla odznaczonych Krzyżem Złotym i

dodatkowej połowy żołdu dla

odznaczonych Krzyżem Srebrnym.

Podział na klasy zachował się do dziś. W

myśl statutu order miał być nadawany

przez kapitułę orderu, w której skład mieli

wejść kawalerowie tego orderu w

kolejności ich nadania. Pierwszy jej skład

mieli stanowić odznaczeni po bitwie pod

Zieleńcami. Różnił się on jednak od

pierwotnego, wymienionego wcześniej

składu:

gen. lejtnant ks. Józef Poniatowski,

gen. lejtnant Tadeusz Kościuszko,

gen. mjr Michał Wielhorski,

gen. mjr Stanisław Mokronowski,

brygadier ks. Eustachy Sanguszko,

płk Józef Poniatowski,

płk Michał Chomętowski,

Kogo zniszczyć, komu

łatkę przypiąć,

czyli ks. Sowa i prof.

Strzembosz w jednym

chórze (dokończenie)

Pierwsze ordery Virtuti Militari w 1792 roku w dwóch (złotej i srebrnej) formach

medalowych (fot. archiwum)

gen. mjr Józef Zajączek,

mjr Józef Chomentowski

mjr Mikołaj Oppeln-Bronikowski,

mjr Józef Szczutowski,

ppłk Ludwik Kamieniecki,

por. Michał Cichocki,

por. Ludwik Metzell,

szef szwadronu Bartłomiej Giżycki.

Krzyż Virtuti Militari (fot. archiwum) Ciąg dalszy na stronie 12

Virtuti Militari (ciąg dalszy ze strony 1)

Page 4: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

S t r o n a 4

jego linia telefoniczna łączyła już nie

tylko poszczególne pokoje mieszkania,

lecz także fabrykę świec z należącym do

niego domem. Ogółem obmyślił i

skonstruował około trzydziestu modeli

aparatów telefonicznych. Kiedy został

poparzony w wypadku, Estera ze względu

na koszty jego hospitalizacji zmuszona

była sprzedać modele przypadkowemu

nabywcy. Uzyskała za nie całe... sześć

dolarów. Meucci już nigdy ich nie

odzyskał. Nigdy też nie zdołał znaleźć

inwestora, który doceniłby drzemiący w

telefonii potencjał. Wyczerpany walką o

uznanie jego pierwszeństwa w

wynalezieniu telefonu, zmarł w nędzy w

swoim domu w Clifton w stanie Nowy

Jork w wieku osiemdziesięciu jeden lat.

Wcześniej jednak, bo w roku 1871, z

pożyczoną kwotą dwustu pięćdziesięciu

dolarów udał się do urzędu patentowego i

dopełnił niezbędnych formalności. W

roku 2002 Kongres Stanów

Zjednoczonych uznał jego pierwszeństwo

w kwestii wynalezienia telefonu przed

Aleksandrem Grahamem Bellem. Cóż

jednak z tego, skoro do dziś dnia we

wszystkich słownikach i encyklopediach

wymieniane jest nazwisko Szkota.

Jeszcze inne źródła podają, iż pierwszy

publiczny pokaz „telefonii

wykorzystującej prąd galwaniczny” odbył

się w roku 1861, dokładnie dnia 26

października, podczas obrad

Frankfurckiego Towarzystwa Fizyków.

Wynalazcą był Philipp Reis, niemiecki

uczony, który już od 1852 roku pracował

nad „sztucznym uchem”, a kilka lat

później pierwszy raz użył nazwy telefon.

Amerykański wynalazca znał poprawioną

wersję aparatu Reisa (z

elektromagnetyczną membraną w

mikrofonie). Ręcznie wykonano ponad

pięćdziesiąt takich urządzeń i rozesłano je

do ośrodków naukowych, między innymi

w Anglii i USA. Bell wykorzystał nawet

niektóre elementy aparatu Reisa. Urząd

patentowy przyznał jednak patent jemu,

bo aparatu Niemca nie można było uznać

później był już w stanie rozmawiać z

Nowym Jorkiem.

Dopiero jednak zainstalowanie telefonu w

Białym Domu, w gabinecie ówczesnego

prezydenta Rutheforda B. Hayesa, pchnęło

„gadającą skrzynkę” na szerokie wody.

Wraz ze swymi partnerami, wynalazca

założył „Bell Telephone Company”, która

zajęła się udoskonaleniem i wdrożeniem

nowej technologii. W początkach XX

wieku telefon zmienił się w przedmiot

powszechnego, codziennego użytku,

natomiast spółka Bella stała się największą

korporacją przemysłową Stanów

Zjednoczonych, pokonując nawet „US

Steel”.

Na odległych farmach i ranczach niejedno

chore dziecko uratowano dzięki konsultacji

telefonicznej z lekarzem (były to jeszcze

czasy, gdy lekarz leczył pacjenta w jego

domu). Przedsiębiorczy handlowcy

organizowali „sprzedaż wyłącznie przez

telefon”: wiadomo było bowiem, że nawet

ludzie, którzy nie czytając wrzucają do

kosza reklamówki handlowe (junk mail),

mają zwyczaj odbierać telefony. Telefon –

podobnie jak wprowadzona mniej więcej w

tym czasie maszyna do pisania – stworzył

również cały szereg nowych profesji,

zwłaszcza dla kobiet, chociaż na

pojawienie się pierwszych call-girl trzeba

było jeszcze trochę poczekać...

Tak przynajmniej wygląda oficjalna

historia aparatu przekazującego

artykułowaną mowę za pomocą impulsów

elektrycznych, czyli właśnie telefonu.

Naprawdę jednak wcale nie wynalazł go

pan Bell. Włoch Antonio Meucci, którego

nazwisko mało kto już dziś kojarzy,

pracował nad telefonem w czasie kiedy

Aleksander Graham nosił jeszcze koszulę

w zębach. W roku 1835 Meucci wraz ze

swą żoną Esterą opuścili rodzinną Italię i w

pierwszym etapie podróży zatrzymali się

na Kubie. Tam właśnie powstał prototyp

późniejszego wynalazku. Dzięki niemu pan

Antonio mógł rozmawiać z żoną, która

unieruchomiona przez artretyzm

przebywała w pokoju na piętrze.

W roku 1852, gdy zamieszkał w Ameryce,

Był początek XX stulecia, konkretnie rok

1910, kiedy w Warszawie przy ulicy

Zielnej 39 wyrósł pierwszy w tym mieście

drapacz chmur. Wzniesiony przez

„Szwedzkie Akcyjne Towarzystwo

Telefonów Cedergren”, według projektu

Bronisława Brochwicz – Rogoyskiego i

szwedzkiego architekta Izaaka Classona,

był w tamtym czasie najwyższym

budynkiem w całym imperium rosyjskim,

najwyższym domem niemieszkalnym w

Europie i jednym z najwyższych na całym

kontynencie. Jego wysokość od podstawy

fundamentów do szczytu wynosiła

sześćdziesiąt cztery i pół metra. Składał się

z wieży, ośmiu wysokich pięter i niższej

części, czteropiętrowej. Konstrukcja

niepalna, grube mury. Wzniesiony został

w technologii żelbetowej, szkieletowej.

Jak na owe czasy była to niezwykle

nowoczesna konstrukcja. Swoim

wyglądem przypominał gotycko -

romańską wieżę zamkową

(modernistyczny nowy historyzm

inspirowany średniowieczem), o

nowoczesnych secesyjnych wnętrzach.

Pierwotnie posiadał także blankowanie

wokół dachu, którego po II wojnie

światowej już nie odtworzono

Wszystko zaczęło się dziewięć lat

wcześniej, w roku 1901, kiedy

„Towarzystwo Cedergren” wygrało

przetarg na eksploatację telefonów w

stolicy i przejęło obowiązki od dotychczas

działającej firmy „The Telephone Bell”. W

okresie od 1906 do 1912 roku liczba

telefonów w Warszawie wzrosła o

przeszło dwadzieścia pięć tysięcy

osiągając liczbę trzydziestu trzech tysięcy.

Wynalazek młodego Szkota, Aleksandra

Grahama Bella robił już na świecie

ogromną furorę. Zaprezentowany w 1876

roku na Wystawie Stulecia w Filadelfii,

zdawał się być początkowo zaledwie

sensacyjnym kuriozum, chociaż jego

przydatność pan Aleksander udowodnił

niezbicie, przeprowadzając transmisję

pierwszego w pełni zrozumiałego zdania

za pomocą przewodu pociągniętego z

Bostonu do Cambridgeport w

Massachusetts. Zachęcony tym Bell, który

do Ameryki przybył przez Kanadę, rok Ciąg dalszy na stronie 5

Gmach PAST-y

Page 5: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

S t r o n a 5

– jak uzasadniano – za „prawdziwy

telefon”! W miarę dobrze przekazywał

muzykę, ale głos rozmówcy był

niewyraźny.

Niemiecki wynalazca nie mógł bronić

swoich praw do patentu – zmarł na

gruźlicę w 1874 roku, kilka miesięcy

przed złożeniem wniosku patentowego

przez Bella. A miałby wiele argumentów,

bo negatywnej oceny aparatu nie

potwierdziły kilkadziesiąt lat później

niezależne próby porównawcze. W 1847

roku inżynierowie firmy „STC”

przetestowali poprawione aparaty Reisa i

ze zdumieniem stwierdzili, że

parametrami technicznymi dorównywały

one telefonom Bella! Ekspertyzę

utajniono, bo firma STC starała się o

kontrakt z koncernem „AT&T”, który

powstał z „Bell Company”!

Tak to już jest, że do historii przechodzą

zwykle wynalazcy, którzy swoje

osiągnięcia potrafili po prostu lepiej

sprzedać. Graham Bell nie wynalazł

telefonu, Thomas Alva Edison żarówki, a

Ludwik Pasteur wcale nie odkrył bakterii!

Wprowadzili tylko umiejętnie rozwiązania

systemowe i potrafili je odpowiednio

nagłośnić. Podobnie jak dziś niektórzy

uczeni, zdobywający najbardziej

prestiżowe wyróżnienie naukowe –

Nagrodę Nobla.

*

Wróćmy jednak do budynku przy ulicy

Zielnej, który w latach 1907 – 1910 na

miejscu stojącej tam wcześniej

dwupiętrowej kamieniczki wzniosła firma

Władysława Leona Czosnowskiego herbu

Kolumna, powstańca styczniowego,

działacza społecznego i przedsiębiorcy

budowlanego. W swoim dorobku miał pan

Władysław Leon budowę i rozbudowę

siedemdziesięciu dwóch kościołów i

świątyni, za co w roku 1890 otrzymał tytuł

szambelana papieskiego. Do

znaczniejszych budynków, w których

powstawaniu miało udział jego

przedsiębiorstwo, należą w stolicy między

innymi: Kościół Wszystkich Świętych,

Kościół pw. św. Piotra i Pawła, Kościół

św. Augustyna, Cyrk Cisnellego, Cokół

pomnika Adama Mickiewicza,

Filharmonia Narodowa, Hotel Bristol,

Bank Handlowy czy Teatr Rozmaitości –

obecnie Teatr Wielki (odbudowa po

pożarze).

Pierwszą siedzibą Towarzystwa

Cedergren był wybudowany w 1904 roku

w stylu eklektycznym niższy budynek,

usytuowany przy Zielnej 37. Elewacja

licowana jest ciosami wapiennymi, a

zaprojektowana została z wykorzystaniem

elementów renesansowych i barokowych.

Wnętrze urządzono zgodnie z ideałem

panującej w tamtym okresie secesji.

Ostatnie piętro, nieznacznie cofnięte,

mieściło pomieszczenia centrali

telefonicznej. Zatrudniona przez sześć i

pół godziny telefonistka, w ciągu godziny

łączyła blisko pięćset rozmów.

Po wygaśnięciu umowy o prowadzenie

sieci telefonicznej w roku 1922, oba

budynki przejęła Polska Akcyjna Spółka

Telefoniczna. Od skrótu nazwy spółki

pojawiła się nazwa PAST-a. Czasami

wysoki budynek określano mianem Dużej

PAST-y, a niższy - Małej. Miano

najwyższej budowli w Polsce Duża PAST

-a nosiła do roku 1934, kiedy oddano do

użytku katowicki drapacz chmur przy

ulicy Żwirki i Wigury oraz stołeczny

wieżowiec towarzystwa

ubezpieczeniowego „Prudential” przy

placu Napoleona (dziś Powstańców

Warszawy).

11 listopada 1918 roku obie PAST-y były

świadkami odzyskania przez Polskę

niepodległości. Dzień wcześniej do

Warszawy powrócił komendant I Brygady

Legionów Józef Piłsudski, od lipca 1917

roku internowany przez Niemców w

Magdeburgu. Przed domem, w którym

mieszkał, zebrały się tłumy, a do

mieszkania zaczęli przychodzić

przedstawiciele różnych stronnictw i

partii.

„Byli znajomi i podkomendni zaczęli się

tłoczyć w mieszkaniu na Moniuszki, które

mu doraźnie znaleziono, chcąc go

przywitać i oddać się do jego dyspozycji –

zanotowała w swych Wspomnieniach

żona marszałka, Aleksandra Piłsudska. -

Nareszcie po południu udało mu się

wyrwać z Warszawy i przyjechać do nas,

na Pragę. Wiadomość, że przyjedzie do

mnie rozeszła się lotem ptaka. Wobec

tego, że była to niedziela, robotnicy

wylegli z domów i pełni radości czekali

na ulicach, którymi musiał przejeżdżać.

Przed domem, w którym mieszkałam,

zebrał się tłum. Kiedy nadjechał,

entuzjazm był niesamowity. Ja na

spotkanie z pokoju swego nie wyszłam,

tylko czekałam w mieszkaniu. Nie

lubiłam nigdy okazywać swoich uczuć

wobec innych”.

Na wieść o powrocie marszałka, do

Warszawy przyjechał 11 listopada wraz z

całym rządem Ignacy Daszyński. Tego

samego dnia Józef Piłsudski otrzymał z

rąk Rady Regencyjnej władzę wojskową i

rozpoczął konsultacje z przedstawicielami

stronnictw politycznych w sprawie

utworzenia koalicyjnego rządu. 14

listopada, nowym dekretem Rada

Regencyjna postanowiła się rozwiązać i

całą władzę w państwie przekazała

Piłsudskiemu, ustanawiając urząd

naczelnika państwa.

„Niepodobna oddać tego upojenia, tego

szału radości, jaki ludność polską w tym

momencie ogarnął – opisywał to

wydarzenie Jędrzej Moraczewski, kapitan

saperów Legionów i przyszły premier. -

Po 120 latach prysły kordony. Nie ma

„ich”. Wolność! Niepodległość!

Zjednoczenie! Własne państwo! Na

zawsze! Chaos? To nic. Będzie dobrze.

Wszystko będzie, bo jesteśmy wolni od

pijawek, złodziei, rabusiów, od czapki z

bączkiem, będziemy sami sobą rządzili.

(...) Cztery pokolenia nadaremno na tę

chwilę czekały, piąte doczekało. (...)”.

Oba budynki przetrwały też nienaruszone

obronę Warszawy w 1939 roku. W czasie

okupacji, szczególnie Duża PAST-a stała

się dla Niemców obiektem o niezwykle

ważnym, strategicznym znaczeniu. Tu

koncentrowała się łączność telefoniczna

Generalnej Guberni. Tu zainstalowano

„gorącą linię” między Warszawą i

Ciąg dalszy na stronie 6

Gmach PAST-y (ciąg dalszy ze strony 4)

Page 6: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

S t r o n a 6

- Zgrupowanie IX pod dowództwem

rotmistrza Henryka Roycewicza „Leliwy”,

srebrnego medalisty drużynowym WKKW

(Wszechstronnym Konkursie Konia

Wierzchowego) z Igrzysk Olimpijskich w

Berlinie w 1936 roku. Zespołowi

polskiemu, którego członkami byli

również Zdzisław Kawecki i Seweryn

Kulesza, w zdobyciu złotego medalu

przeszkodzili gospodarze igrzysk, którzy

mylnie poinformowali rotmistrza o

ominięciu przez niego wcześniejszej

przeszkody i dyskwalifikacji. Polski

zawodnik zawrócił, aby powtórnie

„zaliczyć” przeszkodę. Dopiero gdy to

zrobił, dowiedział się, że zaszła pomyłka.

Strata czasu oraz dodatkowe cztery

kilometry, które musiał przebiec koń

Arlekin III, nie pozwoliły na doścignięcie

zwycięzców zawodów – drużyny Niemiec.

Zgrupowanie „Leliwy” składało się z 1, 2,

3 i 6 kompanii, oraz podporządkowanych

41 i 42 kompanii WSOP (Wojskowej

Służby Ochrony Powstania - specjalnej

struktury wojskowej tzw. „II rzutu”,

przeznaczonej w trakcie akcji powstańczej

do służby ochronno-wartowniczej i

garnizonowej).

- Zgrupowanie X, pod dowództwem

porucznika Leona Gajdowskiego „Ostoi”,

w skład którego wchodziły 4, 5 i 7

kompania oraz podporządkowanych mu 43

i 44 kompanii WSOP. 1 sierpnia

zgrupowanie X walczyło o zdobycie

szkoły przy ulicy Żelaznej 88 oraz szpital

św. Zofii. Po niemieckim ataku na Wolę 5

sierpnia, oddziały cofnęły się na linie

obrony wzdłuż ulic Wroniej, Towarowej,

Ogrodowej i Chłodnej, gdzie zgrupowanie

się rozpadło. Od 12 sierpnia, 7 kompania,

41 kompania WSOP oraz pluton z 4

kompanii weszły w skład nowego

batalionu szturmowego „Rum”.

Zadaniem opanowania gmachu PAST-y,

oraz rejonu placu Napoleona z gmachem

„Prudentialu” i Poczty Głównej zostało

obarczone zgrupowanie IX, któremu do

pomocy przydzielono ponadto oddział

saperów kapitana „Jotesa” - Jerzego

Skupieńskiego.

Pierwszy szturm na gmach pocztowy,

dokonany w godzinie „W”, jakoż i następny

po nim, załamały się w ogniu

nieprzyjaciela. Opanowano jednak

najwyższy w warszawie gmach, wieżowiec

Prudentialu”, skąd uzyskano dogodną

podstawę obserwacyjną i ogniową do

dalszego działania na Pocztę Główną, którą

zdobyto ostatecznie dnia następnego.

Na wezwanie okrążonej załogi PAST-y,

komendant garnizonu warszawskiego

generał Reiner Stahel rozkazał Paulowi

Geiblowi, dowódcy SS i policji na dystrykt

warszawski Generalnego Gubernatorstwa,

zorganizować odsiecz. Z Alei Szucha

wyruszył wypad prawie stu policjantów na

samochodach ciężarowych, wzmocniony

dwoma czołgami. Przejechali Alejami

Ujazdowskimi i Nowym Światem do Alei

Jerozolimskich, skąd przedarli się na

Marszałkowską. Stamtąd ruszyli w kierunku

Ogrodu Saskiego. Plutony powstańcze,

obsadzające wylot ulicy Widok na

Marszałkowską, hotel „Metropol” i wylot

ulicy Złotej, obrzuciły pojazdy granatami i

butelkami z benzyną. Z najwyższym trudem

kolumna dojechała do ulicy Sienkiewicza.

Tu rażeni celnym ogniem policjanci opuścili

samochody i rozproszyli się. Część zginęła,

część wzięto do niewoli, reszta schroniła się

w domach przy ulicy Marszałkowskiej.

Płonące czołgi zawróciły i zdołały dojechać

z powrotem do Alei Szucha. Poparzonych

załóg nie udało się jednak uratować.

3 sierpnia powstańcy likwidowali

poukrywanych Niemców. W tym działaniu,

uwieńczonym ostatecznym powodzeniem,

rozbito także przybyły z pomocą oddział

własowców. W ręce powstańców wpadły

również nie bronione przez Niemców

budynki PKO przy ulicy Świętokrzyskiej, w

których urządzono szpital polowy. Nie

udało się natomiast opanować kwatery

własowców w domu przy ulicy Górskiego

2. Szturm na ten obiekt kontynuowano w

nocy.

*

Przy okazji kilka słów o zdobytym przez

powstańców warszawskim wieżowcu, na

Berlinem. Stąd łączono bezpośrednio z

dowództwem frontu wschodniego. Z

tych powodów gmach został dodatkowo

umocniony i otoczony bunkrami. Jego

załogę stanowiło kilkunastu

uzbrojonych po zęby żołnierzy z

doborowych jednostek, wzmocnionych

przed wybuchem powstania do stanu

około stu sześćdziesięciu ludzi,

dowodzonych przez doświadczonych

oficerów SS.

Zwycięski szturm na budynek PAST-y

to jedna z najpiękniejszych kart historii

Powstania Warszawskiego...

*

W pierwszych dniach powstania

stanowił on bardzo silne gniazdo oporu

nieprzyjaciół, którzy łatwo mogli

stamtąd obserwować Śródmieście

Północne, w szczególności rejon placu

Dąbrowskiego. W dzień, wyposażeni w

broń maszynową hitlerowscy żołnierze z

wysokich pięter ostrzeliwali

powstańców i mieszkańców Warszawy.

Ogniem strzelców wyborowych,

paraliżowali wszelki ruch w szerokim

kręgu. Strzelali do kobiet i do dzieci a

także do przenoszonych na noszach

rannych.

W nocy, korzystając z ochrony czołgów

przedostających się z Ogrodu Saskiego,

uzupełniali zapasy broni, amunicji i

żywności. Wielokrotne szturmy

powstańców kończyły się fiaskiem.

W dniu wybuchu powstania budynek

PAST-y znalazł się w rejonie działania

batalionu Armii Krajowej „Kiliński”.

Batalion został utworzony już w

styczniu 1940 roku i początkowo nosił

nazwę „Vistula”. 21 marca 1943 roku

nadano mu imię Jana Kilińskiego,

dzielnego szewca, który podczas

powstania 1794 roku, jak mówią słowa

popularnej piosenki: (...) podburzył

Warszawę, sprawił Moskaliskom

weselisko krwawe”.

Przed powstaniem 1944 roku batalion

został podzielony na dwa zgrupowania

Ciąg dalszy na stronie 8

Gmach PAST-y (ciąg dalszy ze strony 5)

Page 7: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

S t r o n a 7

Mąż przegląda akt ślubu. Żona pyta:

- Czego tam szukasz ?

- Terminu ważności.

***

Biedny, samotny Żyd, mieszkający w

kwaterunkowym mieszkaniu ze swoją

niewidomą matką, w swoich codziennych

modlitwach błagał Boga o poprawę swego

losu. W końcu Bóg postanowił

odpowiedzieć na jego modlitwy. Objawił

się Żydowi i powiedział, że spełni jedno

jego życzenie. Ten zamyślił się i

powiedział:

- Boże, chciałbym, żeby moja matka

zobaczyła, jak moja żona wiesza na szyi

mojej córki wart dwadzieścia milionów

dolarów brylantowy naszyjnik w czasie,

gdy siedzimy w naszym Mercedesie 600

zaparkowanym obok basenu zaraz obok

naszej rezydencji w Beverly Hills.

Bóg zamruczał do siebie pod nosem:

- Muszę się jeszcze od tych Żydów wiele

nauczyć...

***

Idzie facet brzegiem Wisły.

Widzi faceta klęczącego i pijącego wodę z

rzeki.

Spacerowicz woła:

- Co pan robi ? Niech pan nie pije ! Otruje

się pan, chemikalia i odpadki !

- Was ? Ich verstehe nicht !

- Powoooli, bo zimna !

***

Jedzie młoda matka autobusem i wiezie

na kolanach niemowlaka. Obok niej siedzi

facet.

Dziecko popłakuje, więc matka

postanawia go nakarmić. Dzieciak jednak

odwraca się od piersi.

Matka namawia go:

- No, weź cycusia, bo mama odda temu

panu...

Dzieciak znów się odwraca, więc matka

znów go namawia... I tak w kółko.

W końcu facet nie wytrzymuje:

- Decyduj się gówniarzu ! Bo ja już trzy

przystanki za daleko przejechałem !

***

Jedzie sobie bogaty człowiek limuzyną,

patrzy a tu jakiś biedak zajada trawę, aż

mu się uszy trzęsą. Podjeżdża do niego

bliżej i pyta:

- Panie czemu pan jesz trawę ?

- Aaaa... głodny jestem i nie mam na

jedzenie.

- To wsiadaj pan, zabiorę pana do siebie.

Ucieszony biedak pomyślał o rodzinie i

pyta:

- A mogę wziąć ze sobą dzieci ?

- No spoko niech wsiadają.

- A mogę wziąć ze sobą żonę ?

- Dobra, dobra byle szybko.

- A mogę wziąć ze sobą rodziców ?

- Panie tak wielkiego trawnika to ja nie

mam !

***

Przychodzi pijany małżonek do domu.

Zdenerwowana żona pyta:

- Będziesz jeszcze pił ?

Mąż siedzi cicho, więc żona powtarza:

- Będziesz jeszcze pił ?

Mąż dalej nic.

- Odpowiedziałbyś w końcu, czy będziesz

jeszcze pił ???

Na co mąż:

- No dobra kurde, polej !

***

Mietek, dzielnicowy z Dąbrowy Górniczej

postanowił coś zmienić w mieszkaniu i

wytapetować sobie duży pokój w swoim

M-3. Jak postanowił tak zrobił. Po

remoncie przyszedł do niego Staszek,

sąsiad z góry:

- Miecio, aleś fajnie sobie urządził

pokoik, naprawdę mi się podoba, też sobie

tak zrobię ! Powiedz mi tylko ile kupiłeś

rolek tapety ?

- Dwanaście Staszku.

- To też wezmę dwanaście.

Staszek poszedł do Castoramy, kupił

dwanaście rolek tapety o gładkiej

teksturze, w kolorze muślinowego

turkusu, wrócił do mieszkania i rozpoczął

tapetowanie. Po jakimś czasie, gdy już

skończył, poszedł do Mietka:

- No, Mieciu, powiem Ci, że skończyłem,

ładnie to wygląda ale coś mi się nie

zgadza. Mamy taki sam metraż,

powiedziałeś, że kupiłeś 12 rolek, ja

zrobiłem to samo tyle, że mi zostało

jeszcze pięć.

- No, mi też.

***

- Halo ! Ja dzwonię w sprawie garażu.

- Tutaj baza rakietowa. Źle pan trafił.

- Nie, to wy żeście źle trafili !

***

Jaka jest różnica między czarną a białą

kobietą ?

- Biała jest na okładce Playboya a czarna

na okładce National Geographic

***

Leży teściowa na łożu śmierci, stan

agonalny, oczy w słup itd. Przy łóżku

siedzi równie skupiony zięć i wpatruje się

w teściową. Nagle do pokoju wpada

mucha i zaczyna latać z kąta w kąt, a

teściowa oczami za muchą wodzi - mucha

w lewo, ona oczami w lewo, mucha w

prawo, ona oczami w prawo i tak cały

czas. Nagle mocno poirytowany tą

sytuacją zięć krzyczy:

- Niech się mamusia nie rozprasza !

***

Kierowca w nowym BMW złapał gumę.

Stanął wiec na poboczu i odkręca koło.

Podjeżdża do niego łysy dres i pyta:

- Te stary, co robisz ?

- Odkręcam koło.

Ten bierze kamień, wybija szybę i mówi:

- To ja biorę radio.

***

Idzie baca przez Saharę, spotyka Araba i pyta:

jak daleko do morza.

Ten mówi: 200 kilometrów.

Baca na to: uuu, a to żeście se plażę wywalili.

***

Rozmawia dwóch żuli. Jeden mówi do

drugiego:

- Ciekawe czemu mam ksywkę Dżin ? Pewnie

dlatego, ze dużo mogę...

Drugi na to:

- Nie, Stary, po prostu gdy ktoś odkręca

butelkę Ty się od razu pojawiasz.

***

Dowiedzenie się że twoja ex przytyła to jak

znaleźć w kieszeni 50 zł.

Nie odmieni ci to życia ale na pewno się

ucieszysz

Uśmiechnij się...

Page 8: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

S t r o n a 8

„Przypomniało mi się to, gdy usłyszałem,

że jedyne pozostałe dotąd w stolicy

powstaniowe ruiny, ówczesnej reduty AK,

Banku Polskiego, kilka lat temu

pieczołowicie wzmocnione i okryte

taflami szkła, mają teraz zostać zasłonięte

– napisał „W Sieci” we wrześniu 2014

roku Piotr Skwieciński, w artykule

Zasłużyliśmy na Biedronkę. – Bo w tej

jedynej ruinie, miejscu niezwykle

zaciętych walk będzie... sklep Biedronki.

Tak jest.

Media robią z tego aferę, i słusznie. Może

dzięki temu skandal skończy się tak jak

ten z Prudentialem kilkanaście lat temu.

Ale nawet jeśli tak się stanie, to pozostaje

pytanie: jak to jest, że rozmaici decydenci,

czy to obcokrajowcy, czy nawet etniczni

Polacy, pozwalają sobie na działania

budynku i zasypanie piwnic pełnych

ludności cywilnej oraz rannych

powstańców. Moździerzy tego typu użyto

wcześniej między innymi przeciwko

fortom Sewastopola.

Jeden z takich właśnie pocisków trafił 28

sierpnia 1944 roku w szczytową część

budynku Towarzystwa

Ubezpieczeniowego „Prudential”,

uszkadzając poważnie konstrukcję i

poważnie odchylając go od pionu. Jednak

jego stalowa konstrukcja przetrwała, przez

kilka lat będąc żywym symbolem

zniszczeń. Sylwetkę jego ruiny

wykorzystano w antywojennych plakatach.

Kolejny pocisk przebił się do piwnicy pod

znaną warszawską restauracją „Adria” przy

ulicy Moniuszki 8 i nie eksplodował. Po

rozbrojeniu go przez Stanisława

Dutkiewicza, ps. „Pillert”, materiał

wybuchowy został wykorzystany do

produkcji granatów, a sam korpus

pozostawiony. (W połowie lat

sześćdziesiątych pocisk wydobyto z

gruzów „Adrii” i przekazano do zbiorów

Muzeum Wojska Polskiego, gdzie można

go oglądać do dziś).

Po wojnie gmach „Prudentialu” został

odbudowany w socrealistycznym

kostiumie. Autorem nowego projektu był

również Marcin Weinfeld. Budynek

otrzymał nową funkcję, w 1954 roku

otwarto w nim hotel „Warszawa”. Posiadał

trzysta siedemdziesiąt pięć miejsc

noclegowych (pokoje jednoosobowe,

dwuosobowe, 1 apartament), dwieście

miejsc w restauracji, sto w kawiarni i

dwadzieścia w lokalu nocnym.

Już po odzyskaniu przez Polskę

niepodległości, w latach

dziewięćdziesiątych, któregoś 1 sierpnia na

gmachu hotelu „Warszawa” ktoś

postanowił wywiesić wielką narodową

chorągiew, podobnie jak w roku 1944.

Zabroniła tego jednak złożona z Polaków

dyrekcja hotelu argumentując, że może się

to nie spodobać ówczesnym właścicielom

budynku – Austriakom... Kiedy ci

dowiedzieli się o sprawie, zganili swych

polskich pracowników i kazali flagę

wywiesić.

którym w 1944 roku zawisła dumnie biało

-czerwona flaga. Wybudowany został w

latach 1931 – 1933 w stylu art-déco, jako

siedziba angielskiego Towarzystwa

Ubezpieczeń „Prudential” (Przezorność).

Miał wysokość szesnastu pięter

(sześćdziesięciu sześciu metrów), co

czyniło zeń w ówczesnym czasie

najwyższy budynek w Polsce i drugi w

Europie. W dolnej części gmachu

znajdowała się przestrzeń biurowa, w

wieży mieściły się luksusowe

apartamenty. Zaprojektował go Marcin

Weinfeld, zaś stalową konstrukcję

spawaną, ustawioną na żelbetowych

fundamentach - Stefan Bryła i

Wenczesław Poniż. Do budowy użyto

dwóch milionów cegieł pustakowych, dwa

tysiące ton cementu i tysiąc pięćset ton

stali.

W 1936 roku na dachu budynku

postawiono kilkunastometrowy maszt

eksperymentalnej stacji telewizyjnej.

Profesor Politechniki Warszawskiej

Janusz Groszkowski, późniejszy prezes

Polskiej Akademii nauk, zbudował tu i

uruchomił pierwszy w Europie nadajnik

telewizyjny, zanim to samo zdążyli zrobić

Niemcy podczas Igrzysk Olimpijskich w

Berlinie. Dwa lata później otwarto tam

również studio telewizyjne, które od 1940

roku miało nadawać stały program.

W czasie wojny „Prudential” uległ

poważnym uszkodzeniom. W czasie

powstania został ostrzelany przez około

tysiąc pocisków. Trafiony został także

pociskiem o masie dwóch ton kalibru 600

mm z ciężkiego samobieżnego moździerza

typu Gerät 040, nazywanego popularnie

Karl, na cześć generała Karla Beckera,

inicjatora i gorącego orędownika budowy

tego typu broni. Był to jeden z

najciekawszych typów sprzętu

artyleryjskiego z lat II wojny światowej,

broń o niezwykłej sile niszczącej i

stosunkowo małym rozrzucie,

przeznaczona do niszczenia wszelkich

istniejących wówczas fortyfikacji stałych.

Skutki trafień pocisku kal. 600 mm były

przerażające. Przebijał kolejne stropy i

zazwyczaj eksplodował w części

parterowej, powodując zburzenie całego Ciąg dalszye na stronie 9

Gmach PAST-y (ciąg dalszy ze strony 6)

Budynek PAST-y w Warszawie

współcześnie

(fot. archiwum)

Page 9: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

S t r o n a 9

ewidentnie sprzeczne z naszą

wrażliwością?

W zrozumieniu tego fenomenu pomocną

może być anegdotka, którą wyszperał i

opublikował w naszym tygodniku Piotr

Zaremba. Otóż kiedy Ewa Kopacz została

ministrem zdrowia jesienią 2007 r.,

pojawiła się na uroczystości wcielenia do

służby nowych ratunkowych

helikopterów. Maszyny miały zostać

poświęcone, ale kiedy obecna premier

dowiedziała się o tym, kazała

powstrzymać księdza. Argumentowała to

charakterystycznie: poświęceniem

śmigłowców mogliby jej zdaniem poczuć

się obrażeni... ich producenci, czyli obecni

na uroczystości przedstawiciele wielkiego

zachodniego koncernu, który helikoptery

wyprodukował i sprzedał.

Oczywiście najważniejszym aspektem

tego epizodu jest podatność Kopacz na

lewacko-antyreligijną propagandę. Mnie

jednak uderza także coś innego.

Mianowicie ujawnione przez nią

prowincjonalizm i głębokie kompleksy.

Niezrozumienie oczywistego dla

wszystkich ludzi Zachodu faktu, że gdy

się za coś (za helikoptery) słono płaci, to

jest się panem sytuacji. I choćby delegacja

koncernu składała się z samych

zawodowych wrogów Pana Boga, to i tak

by się nie «obraziła». W świecie biznesu

w ogóle zresztą nie funkcjonuje taki

fenomen jak obrażanie się; biznes to

biznes.

A Kopacz zupełnie tego nie rozumiała. I

nie jest w tym odosobniona. To

charakterystyczne dla Polaków, którzy

przez swoje kompleksy, przez chorobliwe

pożądanie zaakceptowania za wszelką

cenę przez Zachód często po prostu nie

szanują samych siebie.

No i dlatego zasłużyliśmy na Biedronkę w

powstańczej reducie”.

Zostawmy jednak ten przykład

kompletnego zeszmacenia, braku honoru i

godności, i wróćmy do gmachu PAST-y,

który jest przecież głównym bohaterem tej

opowieści.

*

W dniach 1 - 3 sierpnia prowadzone były

jedynie sporadyczne akcje, ostrzeliwanie i

obserwacja załogi budynku, wzmocnionej

plutonem Schutzpolizei oraz innymi

mniejszymi jednostkami z Ogrodu

Saskiego. Pierwszy zorganizowany atak,

przeprowadzony z inicjatywy komendanta

4 Obwodu Śródmieście, majora

Stanisława Steczkowskiego

„Zagończyka”, ruszył nocą z 3 na 4

sierpnia. Dowódcą całej akcji wyznaczony

został kapitan Cichociemny „Żmudzin”,

Bolesław Kontrym - dowódca kompanii

Zgrupowania „Bartkiewicz”. Atakujący

opanowali wysunięty schron bojowy i

wdarli się do budynku do wysokości

pierwszego piętra, ale ze znacznymi

stratami musieli się wycofać. Zginęło

ośmiu powstańców, osiemnastu zostało

rannych.

Ta pierwsza, nieudana próba zdobycia

gmachu wykazała przede wszystkim

ogromną różnicę w uzbrojeniu między

atakującymi powstańcami, a niemiecką

załogą. Oczywiście na korzyść Niemców.

Szturm przekonał dowództwo Obwodu o

sile obrony budynku, zaś codzienne

smutne doświadczenia, o dokuczliwości

tego ciernia w żywym organizmie

wolnego już Śródmieścia. Duży niemiecki

garnizon w Saskim Ogrodzie

systematycznie zaopatrywał załogę PAST-

y przy pomocy czołgów i samochodów

pancernych. Pojazdy te były zwalczane

dostępną bronią, łącznie z butelkami

zapalającymi, co w wielu przypadkach

odnosiło skutek. Równolegle prowadzone

były kolejne ataki na budynek.

I tak 4 sierpnia po południu ruszył atak

oddziału ze Zgrupowania „Bartkiewicz”

dowodzony tym razem przez

podporucznika „Kutno”, Władysława

Damrosza, przy udziale kilku plutonów z

batalionu „Kiliński”. Akcja zakończyła się

niepowodzeniem, odcięty został jednak

dopływ wody i elektryczności do budynku

PAST-y.

Następnego dnia nad ranem, kolejny

szturm z użyciem motopompy strażackiej

jako miotacza ognia zorganizował i

osobiście dowodził natarciem sam ppłk

„Radwan” - Franciszek Pfeiffer, dowódca

I Obwodu Śródmieście. I tym razem się

nie udało. Strumień ropy nie zdołał

dosięgnąć nawet pierwszego piętra, a

wylanej ropy nie udało się zapalić.

Podpułkownik „Radwan został ranny”.

W nocy z 5 na 6 sierpnia, na rozkaz

majora „Zagończyka” grupa porucznika

„Boruty” - Henryka Witkowskiego z

oddziału osłonowego Komendy Okręgu -

Kolegium B, przy współudziale grup

szturmowych z batalionu „Kiliński”, pod

dowództwem porucznika „Szarego” –

Stanisława Silkiewicza, zastępcy dowódcy

batalionu, przeprowadziła kolejne

natarcie. Użyto materiałów wybuchowych

i butelek zapalających. Walkę przerwano o

godzinie 2.50 w nocy. Straty: jeden

poległy i dziewięciu rannych.

Przeprowadzona 9 sierpnia przy pomocy

brytyjskiego granatnika

przeciwpancernego PIAT (Projector

Infantry Anti Tank) próba rozbicia

barykady w bramie budynku nie

przyniosła rezultatu.

10 sierpnia odcięto kable telefoniczne w

studzience na ulicy Królewskiej, róg

Marszałkowskiej, w rejonie ostrzeliwanym

przez Niemców z Ogrodu Saskiego,

przerywając w ten sposób łączność

telefoniczną załogi PAST-y z garnizonem

w Ogrodzie Saskim i kwaterą generała

Stahela.

13 sierpnia w południe, w czasie kiedy

Niemcy zajęci byli obiadem, dozbrojone

ze zrzutów alianckich oddziały batalionu

„Kiliński” opanowały bez walki budynek

przy ulicy Królewskiej 16. Obiekt ten

wchodził w obręb Ogrodu Saskiego i był

patrolowany przez Niemców. Powracający

patrol został zlikwidowany ze stratą

jednego powstańca - korespondenta

wojennego, który dołączył do oddziału. W

ten sposób zamknięto drogę pojazdom z

zaopatrzeniem kierowanym dla załogi

oblężonego budynku z Ogrodu Saskiego.

Placówkę przy Królewskiej, mimo

Ciąg dalszy na stronie 10

Gmach PAST-y (ciąg dalszy ze strony 8)

Page 10: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

S t r o n a 1 0

20 sierpnia. Na budynku PAST-y zawisła

biało-czerwona flaga. Do końca, do dnia

kapitulacji powstania gmach pozostał w

polskich rękach, wraz z otaczającym go

obszarem Śródmieścia Północnego.

Z piwnic wyprowadzono stu piętnastu

jeńców w tym siedmiu oficerów oraz

sześciu rannych żołnierzy. Poległo lub

zmarło trzydziestu sześciu. Po zdobyciu

gmachu uwolniono też zakładników,

polskich pracowników technicznych

PAST-y, których powstanie zastało w

pracy. Było ich czternastu - dziesięciu

mężczyzn i cztery kobiety.

Straty po stronie polskiej, poniesione

przez cały okres walk o PAST-ę, wyniosły

łącznie trzydziestu ośmiu poległych i

sześćdziesięciu trzech rannych.

(Przytoczone dane nie obejmują osób

cywilnych i strat innych placówek

zlokalizowanych wokół PAST-y, np.

placówki na ulicy Królewskiej 16 i

żołnierzy innych oddziałów, którzy

samorzutnie ochotniczo włączyli się do

walki).

Nazajutrz cała prasa powstańcza

zamieściła obszerne relacje poświęcone

temu zwycięstwu. Ukazał się również po

raz pierwszy Nadzwyczajny Dodatek do

Biuletynu Informacyjnego.

22 sierpnia ppłk „Radwan” wydał Rozkaz

Specjalny, którym wyróżnił pięćdziesięciu

trzech żołnierzy batalionu „Kiliński”,

sześciu żołnierzy z Drużyny Saperów

Okręgu i pięciu żołnierzy z Kompanii

Szturmowej Obszaru. Za przeprowadzenie

tej akcji jej bezpośredni dowódca,

dowódca batalionu „Kiliński” rtm.

„Leliwa” został awansowany do stopnia

majora i odznaczony Orderem Virtuti

Militari.

Nie wiadomo skąd nadeszła do nas

radosna wiadomość – zanotował w swojej

wspomnieniowej książce Tędy przeszła

śmierć-zapiski z powstania warszawskiego

Bronisław Troński, „Jastrząb”. – (...)

Podawano szczegóły: około 100 jeńców,

w tym większość żandarmów i

poważnych strat wśród powstańców,

utrzymano do końca i w prasie

powstańczej uzyskała ona chlubne miano

„Samotnej Placówki”.

Tego samego dnia przed zmierzchem w

alejce Ogrodu Saskiego, u wylotu na ulicę

Królewską, uformowała się pod osłoną

dwóch czołgów kolumna około dwustu

żołnierzy niemieckich, objuczonych bronią

i zapasami żywności. Była to nowa załoga,

mająca zluzować dotychczasową załogę

PAST-y.

Powstańcy zaatakowali tę kolumnę z

odległości około pięćdziesięciu metrów.

Ogień - początkowo słaby - narastał z

każdą chwilą, bowiem ściągnięto

posterunki ze stanowisk rozmieszczonych

w gruzach od strony ulicy Granicznej. W

pierwszej fazie walki zlikwidowano

prowadzącego kolumnę oficera. Niemcy

nie wiedzieli skąd są ostrzeliwani.

Pociskiem z PIAT-a unieruchomiono

prowadzący czołg. Widząc to drugi

„Tygrys”, zamykający kolumnę, salwował

się ucieczką. Następnie ogniem z

pistoletów maszynowych (głównie

„Stenów”) i przeciwlotniczym karabinem

maszynowym polscy żołnierze zaczęli

dosłownie „kosić” Niemców. Ci zaś,

całkowicie zdezorientowani, dopiero w

nocy zaczęli ostrzeliwać pobliskie gruzy

Giełdy przy ulicy Królewskiej 14. Sama

kolumna rozproszyła się, pozostawiając na

polu walki wielu zabitych. Przedsięwzięte

tego dnia działania doprowadziły do

całkowitego odcięcia załogi PAST-y od

niemieckiego garnizonu w Ogrodzie

Saskim. To okazało się przełomem w

walkach o budynek.

17 sierpnia dowódca I Obwodu ppłk

„Radwan” wyraził zgodę na użycie do

podpalenia gmachu zaimprowizowanych

miotaczy ognia. Pierwsza próba z użyciem

udoskonalonej motopompy strażackiej

zakończyła się porażką, gdyż silny

strumień mieszanki palnej wyrwał

końcówkę węża z rąk trzymającego go

żołnierza, a spora ilość ropy spłynęła z

niższych kondygnacji budynku przed jej

zapaleniem. Stracono przy tym prawie

tysiąc litrów mieszanki, z wielkim trudem

donoszonej w kanistrach z Poczty Głównej

przy placu Napoleona. Przygotowano więc

dwie wydajne motopompy i przyniesiono

stamtąd większy zapas ropy oraz benzyny,

w ilości około pięciu tysięcy litrów.

*

Ostateczny szturm na budynek nastąpił o

godzinie 2.30 w nocy z soboty na

niedzielę, 19 sierpnia. Wzięli w nim udział

żołnierze z 1, 2, 3, 4, 6, 7, 8 i 9 kompanii

batalionu „Kiliński”, pluton z 3 Kompanii

Szturmowej Obszaru „Koszta”, II drużyna

saperów Okręgu i patrol saperek z

Kobiecych Patroli Minerskich lekarki

Zofii Franio, pseudonim „Doktor”. Atak

prowadził osobiście dowódca batalionu

„Kiliński” rotmistrz „Leliwa” - Henryk

Roycewicz.

Rozpoczęło się od ataku poprowadzonego

przez wyłomy w ścianach od strony ulic

Próżnej i Bagno. Trwała zacięta walka o

każdy pokój, każde pomieszczenie. Grupa

szturmowa, która doszła do pierwszego

piętra, przy znacznych stratach nie mogła

się już wycofać. Przebiła się więc w walce

na drugi koniec budynku i przez

wykonany wyłom w ścianie budynku od

strony południowej, wyskoczyła z

pierwszego piętra na zewnątrz. Wówczas

do akcji włączono motopompy i

podpalano budynek, poczynając od

niższych pomieszczeń. Dziewczyny z

Kobiecych Patroli Minerskich rozbiły

ładunkiem plastiku osłonę betonową

wejścia do piwnicy z frontu budynku.

W miarę uciekania obrońców na górne

kondygnacje, ogień przenoszono na coraz

wyższe piętra. Doszedłszy do ostatniego,

powstańcze grupy pościgowe stwierdziły

ze zdumieniem, że nie ma tam nikogo.

Kierujący natarciem spostrzegł kilku

nieprzyjacielskich żołnierzy uciekających

w kierunku Ogrodu Saskiego. Wzięty do

niewoli uciekinier powiedział, że Niemcy

przedostali się szybem kablowym do

podziemi i tam się ukrywają. Zarządzono

gaszenie pożaru. Jednocześnie walki

przeniosły się do piwnic. Zaatakowani

granatami i miotaczem ognia Niemcy, nie

widząc możliwości dalszej ucieczki,

poddali się w godzinach popołudniowych Dokończenie na stronie 11

Gmach PAST-y (ciąg dalszy ze strony 9)

Page 11: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

S t r o n a 1 1

gestapowców, dużo broni i amunicji. W

czasie ostatniego huraganowego natarcia

oddziałów AK Niemcy nadawali SOS

krążącemu nad PAST-ą samolotowi.

Wywiesili żółtą flagę, znak

niebezpieczeństwa. Oddziały niemieckie

znajdujące się opodal w Ogrodzie Saskim

nie mogły im przyjść z pomocą. Nasi

żołnierze odgrodzili się ścianą ognia. (...).

«Biuletyn Informacyjny» opublikował

treść notatek, jakie w swoim kalendarzyku

codziennie robił Kurt Heller, jeden z

Niemców wziętych do niewoli po

zdobyciu PAST-y. Przeczytałem je

chłopcom na głos, a następnie spisałem je

do swojego zeszytu. Oto one:

1.08. Po południu początek walk

ulicznych w Warszawie. Jesteśmy

zamknięci jeszcze 2.08.

3.08. Ulrich padł. SS-Sturmführer poległ i

wielu innych.

4.08. Dalej zamknięci. Nie ma odsieczy z

zewnątrz. Spodziewamy się jednak dziś

lub jutro pomocy. Nie mamy jedzenia.

Brak wody.

5.08. Rudolf zabity. Prócz niego kilku

kolegów. Jestem u kresu sił. Luttewitz

padł. Hollweg ciężko ranny.

6.08. Rano trochę snu. Na posiłek tylko

niewiele kawy z cukrem. Zewsząd czyha

śmierć, a chciałoby się żyć. Trzej koledzy

sami się zastrzelili.

7.08. Próba wypadu nie przyniosła

wyniku, przy tym jeden zginął, czterech

ciężko rannych, z których jeden zmarł.

Nasi zabici w liczbie czternastu osób

zostali pochowani dziś o 8 na dziedzińcu.

8.08. Nasze wojska stoją o 100 metrów od

nas, jednak opór bandytów jest zbyt

wielki.

9.08. Z jedzeniem bardzo skąpo.

11.08. Wszystkie resztki zabrała nam

policja, nawet papierosy. Stan nadający się

do oporu.

12.08. Codziennie tylko jeden raz trochę

zupy i sześć papierosów. Policja zabrała

nam wszystko. Nawet odrobiny

marmolady nie zostawiono. Kiedy

skończy się ta męka?

14.08, 15.08, 16.08. Straszliwy głód. W

nocy ogarnia nas strach. Gdy pierwsza

gwiazda wschodzi na niebie, myślę o

domu, żonie i moim chłopcu, który

spoczywa w ziemi Szczecina. Nie mogę

tego objąć umysłem i jestem teraz w takiej

samej sytuacji.

17.08. Polacy usiłują nas wykurzyć

ogniem i butelkami benzyny. Znów kilku

ludzi straciło nerwy i popełniło

samobójstwo. Straszliwy smród ciał

poległych, którzy leżą na ulicy.

18.08. Jesteśmy zupełnie izolowani od

świata zewnętrznego.

19.08. O oswobodzeniu się nie ma teraz co

myśleć. Dookoła nas sami Polacy. Kto

będzie najbliższym z kolei, który pójdzie

do masowego grobu na dziedzińcu?

To, co nas w tych notatkach zaskoczyło, to

podobieństwo sytuacji, w jakiej

znajdowali się oblężeni Niemcy, do tej,

która zaczynała panować u nas. I chociaż

fakt upadku PAST-y bardzo nas ucieszył,

jednak przeczytany notatnik podziałał na

nas deprymująco. Sprawy losu człowieka

działały jak najbardziej emocjonalnie.

Epilog PAST-y hitlerowcy zgotowali

sobie sami. Nikt ich nie prosił, żeby palili

nasze domy, zabijali dzieci, niszczyli nasz

dobytek. Nie my byliśmy w Berlinie, ale

oni w warszawie. A jednak przykro

podziałały na nas zapiski jeńca, bo

nieobojętny był nam los człowieka. Ale

musieliśmy wrogom zadawać śmierć, bo

sami nie chcieliśmy zginąć, chcieliśmy

żyć, a tacy jak ci z PAST-y mieli dla nas

tylko kule, szubienice, obozy i

zniszczenie”.

*

Po wojnie przez długi czas nie

odbudowywano zniszczonego budynku. W

końcu, na przełomie lat pięćdziesiątych i

sześćdziesiątych został wyremontowany.

Niestety, usunięto przy tym niektóre detale

architektoniczne, między innymi obecne

przed wojną zwieńczenia w postaci blank

(niczym w obronnej fortecy), a tylną

elewację oszpecono, stosując maleńkie

okienka. Gmach został podzielony na

jedenaście pięter - łącznie z

dobudowanym szklanym kioskiem na

dachu. Przebudowano też i skuto

zdobienia z części tylnej, zawierającej

klatkę schodową. Niższy budynek

zachował kamienną elewację.

Podziurawiona pociskami, została

odnowiona w 2003 roku. Jeszcze w 1965

roku gmach warszawskiej PAST-y wraz z

sąsiednią kamienicą zostały wpisane na

listę obiektów zabytkowych.

9 listopada 2000 roku został przekazany

środowiskom kombatanckim, w których

imieniu budynkiem administruje Fundacja

Polskiego Państwa Podziemnego. O ile

krwawe wali o zdobycie PAST-y trwały

dwadzieścia dni, o tyle pokojowe starania

o przekazanie gmachu w ręce jego

zdobywców z okresu Powstania

Warszawskiego, czyli żołnierzom Armii

Krajowej, zabrały siedem lat, trzy

miesiące i dziewiętnaście dni.

W sierpniu 2003 roku na dachu budynku

ustawiono wykonaną z aluminium,

pomalowaną na złoto i podświetlaną po

zmroku Kotwicę, znak Polski Walczącej.

Wykonała ją firma ABIS NEON Plast,

której kierownictwo, w hołdzie

powstańcom, zrezygnowało z pieniędzy

należnych za wykonaną pracę. Znak ma

sześć metrów wysokości i cztery

szerokości. Jego formę zaprojektował

architekt i żołnierz AK Jacek Cydzik.

Na ostatnim piętrze budynku znajduje się

taras widokowy. Został on zorganizowany

w październiku 2003 roku z inicjatywy i

na koszt firmy „Boom”, wynajmującej w

budynku pomieszczenia. Taras widokowy

jest zwykle udostępniany dla

zwiedzających w Noc Muzeów oraz 20

sierpnia, w rocznicę odbicia budynku

PAST-y przez powstańców.

Przemysław Słowiński

Gmach PAST-y (dokończenie)

Page 12: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

S t r o n a 1 2

Dewizą orderu Virtuti Militari były

słowa: Honor i Ojczyzna. Brak w niej

słowa Bóg, co wskazuje na silne

powiązanie z ateistyczną ideologią

masońską.

Ustalono formę noszenia krzyży na

wstążce błękitnej z czarnymi obwódkami,

ponadto Krzyż Wielki był dekorowany

srebrną, sześciopromienną gwiazdą.

Ponadto zatwierdzono uposażenie w

postaci dodatkowego podwójnego żołdu

dla odznaczonych Krzyżem Złotym i

dodatkowej połowy żołdu dla

odznaczonych Krzyżem Srebrnym.

W 1792 roku statut orderu nie został

zastosowany w praktyce, gdyż po

przystąpieniu króla do konfederacji

targowickiej przestano go nadawać, pod

pretekstem równości szlachty. 29 sierpnia

1792 roku, w Lubomlu, konfederacja

targowicka ogłosiła uniwersał zakazujący

noszenia i przyznawania orderu pod

groźbą surowych kar, włącznie z utratą

rang wojskowych, oraz zażądała jego

zwrotu.

22 listopada 1793 roku sejm grodzieński

uchylił uniwersał konfederacji i

przywrócił order jako odznaczenie

wojskowe. Ustawę uchwalono na skutek

przeoczenia, co stało się powodem

odwołania posła rosyjskiego Jakoba

Sieversa. Pod naciskiem następcy

Sieversa posła Osipa Igelströma król

Stanisław August Poniatowski wraz z

Radą Nieustającą, dla złagodzenia

gniewu cesarzowej Rosji Katarzyny II

rezolucją z 7 stycznia 1794 roku uchylił

uchwałę sejmową. Król zabronił noszenia

medali i krzyży Virtuti Militari,

nakazując ich zwrot w ciągu miesiąca pod

groźbą najsurowszych kar kryminalnych.

Od samego początku odznaczenie

medalem lub krzyżem Virtuti Militari

wzbudzało niechęć, wręcz wściekłość

carycy Rosji, która dostrzegała w nich

(zupełnie słusznie) symbolu wojskowego

Polski niepodległej w tym samym

stopniu, w jakim była nim Konstytucja 3

Maja. Nie dziwi więc fakt, że w czasach

napoleońskich książę Józef Poniatowski

rozpoczął starania o reaktywację tego

odznaczenia. Początkowo miano go

nadawać za udział w kampaniach

włoskiej, francuskiej i polskiej w latach

1806-1807, lecz dopiero 26 grudnia 1806

roku dekret króla saskiego i księcia

warszawskiego Fryderyka Augusta

otworzył drogę do jego nadawania.

Wtedy też ustalił się ostateczny podział

Virtuti Militari na 5 klas, który

obowiązuje do dzisiaj:

I klasa – Krzyż Wielki (z gwiazdą),

II klasa – Krzyż Komandorski,

III klasa – Krzyż Kawalerski,

IV klasa – Krzyż Złoty,

V klasa – Krzyż Srebrny.

W myśl nowego statutu order otrzymał

nazwę „Order Wojskowy Księstwa

Warszawskiego”. Statut początkowo

określał, że ordery wyższych klas

otrzymywali automatycznie oficerowie w

zależności od rangi. Krzyż Komandorski

(II klasa) otrzymywał generał dywizji,

Krzyż Kawalerski (III klasa) – generał

brygady, pułkownik i major.

Poszczególni dowódcy mogli przyznawać

określone ordery swoim oficerom i

żołnierzom – były to krzyże III, IV i V

klasy.

Również Fryderyk August jako książę

warszawski mógł nadawać order bez

żadnych ograniczeń. Po pierwszym

okresie nadawania orderu ten sposób

nadawania orderów niejako

automatycznie został zmieniony i od

rozkazu z 22 lutego 1808 roku ministra

wojny Księstwa Warszawskiego, ks.

Józefa Poniatowskiego, zaczęto go

nadawać za konkretne jednostkowe czyny

bohaterskie na polu walki. 10

października 1812 roku został wydany w

sprawie orderu ostatni dekret, w myśl

którego każdy podoficer i szeregowy

odznaczony Krzyżem Złotym lub

Srebrnym miał prawo pobierać roczną

pensję, do czasu awansu na oficera, lub w

przypadku zwolnienia ze służby

wojskowej – dożywotnio.

W okresie Księstwa Warszawskiego

wykształcił się również sposób

nadawania i wręczania orderu jako

szczególnej uroczystości odbywającej się

przed frontem jednostki, w której służy

odznaczony żołnierz.

O ile za wojnę polsko-rosyjską 1792 roku

526 osób, o tyle w okresie Księstwa

Warszawskiego nadano łącznie 2569

orderów Virtuti Militari. Po utworzeniu

Królestwa Polskiego na mocy Konstytucji

Królestwa Polskiego order przy

zachowaniu statutu otrzymał nazwę Order

Wojskowy Polski. W myśl jego statutu

nadawano ten order uczestnikom

kampanii 1812, 1813 i 1814. Wnioski w

sprawie orderów rozpatrywała specjalna

Komisja Rządowa Wojny. Na mocy

dekretu z 5 czerwca 1817 roku utrzymano

przywilej dożywotniej pensji dla

podoficerów i szeregowych a dodatkowo

oficer odznaczony tym medalem nabywał

prawo do uzyskania szlachectwa. W

sumie nadano 1213 orderów, a proces

nadawania zakończono około roku 1820.

W dobie rozbiorów nadawano jeszcze

Krzyż Virtuti Militari tylko za wojnę

polsko-rosyjską 1831 roku, a więc w

Baretka Krzyża Srebrnego Virtuti

Militari (fot. archiwum)

Krzyż Wielki Orderu Virtuti Militari

(fot. archiwum) Ciag dalszy na stronie 16

Virtuti Militari (ciąg dalszy ze strony 3)

Page 13: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

S t r o n a 1 3

Ks. prof. Waldemar Cisło

Imigranci u bram. Kryzys uchodźczy i

męczeństwo chrześcijan XXI w.

Wydawca: Biały Kruk

Rok wydania: 2017

Opis fizyczny: 232 strony, okładka

twarda

Śmierć chrześcijanina niemal zawsze z

rąk muzułmanów nie oburza mass

mediów. Co innego nieszczęścia

wyznawców islamu o, to powinno nas

poruszać. Nikt nie zauważa, że po

pierwsze to nie wyznawcy Chrystusa

zgotowali im ten los, a po drugie

muzułmanie żyjący w bardzo bogatych

krajach arabskich nie chcą przyjmować

swych braci-uchodźców. Zachodni

ideolodzy i politycy wymyślili sobie, że

powinny to robić kraje europejskie.

Nawet nie próbują nalegać na

arcybogatych naftowych potentatów, by

otworzyli drzwi imigrantom-

współbraciom. Dlaczego tak się dzieje?

Dlaczego nikt z rządzących naszym

kontynentem nie chce zastanowić się, co

będzie z tymi krajami ogarniętymi

konfliktami zbrojnymi, gdy odpłynie z

nich potężna rzeka młodych ludzi

uchodźców? A może o to właśnie chodzi,

by opustoszyć bogate m.in. w ropę kraje i

rozpocząć potem ich kolonizację? Wtedy

już bez chrześcijan; zostaną wcześniej

wymordowani, by nikomu nie

przeszkadzali ze swym staromodnym

systemem wartości, ze swymi cnotami i

szlachetnością, za które są gotowi nawet

życie oddać...

Ks. prof. Waldemar Cisło, przewodzący

polskiej sekcji światowej organizacji

Pomoc Kościołowi w Potrzebie, kreśli

genezę dzisiejszej hekatomby

chrześcijan, stan faktyczny i środki

ratunkowe. Sam wielokrotnie był w Syrii,

Iraku czy innych krajach Bliskiego

Wschodu i widział, jak sytuacja wygląda

w krajach terroru muzułmańskiego. I

przestrzega, żeby tych osób nie

wpuszczać do Europy:

Najbardziej efektywna jest pomoc

udzielana na miejscu. Ci, których było

stać na wyłożenie 10 tys. dolarów za

miejsce na pontonie dawno już z Syrii i

Iraku wyjechali. Pozostali na miejscu

najbardziej bezbronni kobiety, dzieci i

starcy. Spotkałem ich, gdy odwiedzałem

kościoły w Damaszku. Mężczyzn tam nie

było," mówi autor książki Imigranci u

bram.

Zapraszam do lektury !

Marcin Dybowski

Termin realizacji: 7 dni roboczych

Nasza cena: 55.00 złotych

Szanowni Państwo

Jeśli są Państwo zainteresowani zakupem

książek na raty proszę po prostu w rodzaju

płatności wybrać płatność ratalną. W takiej

sytuacji program przeniesie Państwa płatność

bezpośrednio na portal PayU, na którym

należy wypełnić formularz.

Decyzja o możliwości płatności ratalnej nie

zależy od Księgarni Patriotycznej ANTYK lecz

jest decyzją PayU.

M.D.

www.ksiegarnia.antyk.org.pl Czym się

karmimy ? Smakowite dzisiaj kęsy

Polakowi się serwuje.

To coś znowu od Wałęsy,

Tusk groźbą wymachuje

Prezydent też ocenzurowany,

Bo łaskę okazał nie temu

Co w przekrętach utytłany,

Lecz z walki z nimi znanemu.

A Kongres sług Temidy

Popis dał godny kiboli

Pokazały nędzne gnidy,

Co ich straszy i co boli.

Żyli w kłamstwie długie lata

Kopacz, Tusk, Sikorski, Lasek.

Putina ściskał Tusk jak brata,

Narodowi w oczy piasek.

Dzisiaj czół ich nie pokryje

Szkarłat wstydu i wyznanie,

Bo tej hańby nikt nie zmyje,

Na zawsze już tak zostanie.

Czegoż można oczekiwać

Od tych co to na kolanach

Obce łapy obcałowywać

Nie przestają u progu pana.

Kto nim jest? Wiesz, nie pytaj!

Jego słuchaj, odrzuć co twoje ,

Za swój weź jego obyczaj,

Jego bogu otwórz podwoje.

Już nie jesteś tym, kim byłeś,

Wszystko co twoje sprzedałeś,

Nową tożsamość nabyłeś.

Straciłeś wszystko co miałeś.

Matkę, rodzinę, bliskich ci ludzi.

I nie myśl, że to odzyskać można,

Choć wielu takich się tym łudzi.

Ale diabłu nie umkną z rożna.

Page 14: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

S t r o n a 1 4

„Od 1 czerwca, gdy w Sejmie zasiadło 460

uczniów szkół podstawowych, gimnazjów

i liceów w ramach posiedzenia Sejmu

Dzieci i Młodzieży, część mediów

rozpływa się w zachwytach nad słowami

„odważnej nastolatki” Julii Trojanowskiej,

która rzekomo przez kilka minut „mówiła

to, co wielu chciałoby PiS-owi

powiedzieć”. Czym tak zasłynęła

gimnazjalistka? Ostro zaatakowała

Jarosława Kaczyńskiego i obraziła

wielokrotnie jego zmarłą mamę Jadwigę

Kaczyńską. To wystarczyło, by

dziewczyna stała się nową bohaterką

przemysłu pogardy”.

Rozumiem, że to gratka dla lewackich

mediów, bo tylko tym żyją, przecież dobro

Polski ich nie obchodzi, skoro służą

obcym panom i za obce pieniądze. Niech

więc zachwyca się tą panną TVN,

„Gazeta”, różne lisy i im podobni.

Ale nagłaśniać bzdurę i chamstwo w

mediach polskich, a do takich należy z

pewnością Niezależna.pl to już, proszę

wybaczyć, głupota. Tej pannie ktoś to

napisał, a czy ona rozumiała co czyta, to

jest pytanie. Dziś przeciętny student nie

potrafi napisać podania na kilka linijek, a

tu geniusz, ba „polityk” – małolat na

miarę takiego pana Szczerby,

Kierwińskiego, Grabca i tym podobnych,

żeby wymienić choć kilku obecnych

harcowników PO, na takie zasłużył sobie

honory!

Jest to jednak, niestety, tylko jeden z

bardziej rażących przykładów

bezsensownego promowania „gwiazd” i

gwiazdeczek” i tych na co dzień znanych z

golizny, i tych na politycznej scenie z

umiarkowanej dawki rozumu. Rozumiem,

że nieraz pokazywano pana Petru, ale on

jest niecodzienny i potrafi człeka z

ciężkiego smutku wydobyć, ale

pokazywanie ongiś takiego szefa od

KODu? To już przesada (zresztą obecny

też nie lepszy!)

„Ryszard Petru nie ustaje w

nawoływaniach, by Polska jak najszybciej

weszła do strefy euro. W wywiadzie dla

„Rzeczpospolitej” przeszedł sam siebie.

Bagatelizował kwestię utrzymania

odpowiedniego kursu złotego

Pociechą dla nas, są jeszcze głupsze

enuncjacje mediów, w tym przypadku

niemieckich, które są tak „poprawne”, że

nie wiem czy „poprawniejsze” były te w III

Rzeszy. (Niepoprawne według sznytu

niemieckiego, są tylko media niemieckie

polskojęzyczne.)

„Sobotni zamach w Londynie wywołał na

łamach niemieckiej prasy dyskusję o

związkach terroryzmu z islamem. Zdaniem

"Die Welt" terroryzm ma coś wspólnego z

islamem, natomiast inne gazety wskazują

na motyw zemsty za rzekome upokorzenia

ze strony Zachodu”.

Może pani Merkel się cieszyć, a jeśli dodać

do tego, co w mediach polskojęzycznych

piszą o rządzie pani Szydło, to już uciechy

nie ma końca.

Z kolei trzeba było też nagłośnić

„proroctwo” pana Adama Hofmana,

ongisiejszego pieszczocha PIS- u.

Twierdzi on, że dwie rzeczy mogą

wywrócić PiS:

„Bodziec 500 plus przestaje już działać, za

chwilę musi być nowy bodziec i to czynnik

(sprawa Małgorzaty Sadurskiej - przyp.

red.), który może PiS-owi zaszkodzić.

Bodziec przestanie działać i nie będzie

nowego. Jest i drugi – zmiana trendu, to

dwie rzeczy, które tylko mogą PiS

wywrócić – mówił Adam Hofman w

rozmowie z Robertem Mazurkiem w

Porannej Rozmowie RMF FM. Dodał, że

obecnie rządzący skupią się bardzo na

zmianie Polski”.

Rewelacje! Nie wiedziałem, że obecny

rząd chce coś w Polsce zmienić i że

rodzinom obrzydło 500+. Dzięki za

uświadomienie i dzięki za wszystko

mediom (polskim), że komunikują te

rewelacje Polakom. Przecież skądinąd by

się tego nie dowiedzieli. Zwłaszcza

odejście pani Sadurskiej z kancelarii

Prezydenta, to już nowe Maciejowice,

należy jednak mieć nadzieję, że prezydenta

Dudę nie wywiozą do Petersburga ani do

Moskwy.

twierdzeniem „taką operację trzeba

przygotować”. Arbitralnie ustalił

optymalny kurs na 4 zł, nie tłumacząc

słowem, dlaczego. Proponował nawet

wnioskowanie o nadzwyczajne

przyspieszenie procedur. Dlaczego euro,

jego zdaniem, miałoby być dobre dla

Polski? Bo ochroni nas przed ryzykiem

politycznym i zwiąże nas z Niemcami,

które są naszym najbliższym partnerem

gospodarczym”.

Te złote myśli można by też, jak wiele

innych, z powodzeniem wyrzucić do

śmiecia, ale „Rzeczpospolita”, bierze po

prostu, co ma. Jednakże w Niezależnej.pl

przynajmniej to zwięźle skomentowano:

„Tylko że i bez euro nad Wisłą Niemcy

stali się naszym bliskim partnerem, więc do

ścisłej współpracy jest ono niepotrzebne. A

wprowadzenie euro w krajach bałtyckich

jakoś nie obniżyło tam ryzyka politycznego

i nieodmiennie są one uznawane za jeden z

kolejnych celów Rosji. No cóż, można

jeszcze zrozumieć przekonywanie do euro

za pomocą argumentów politycznych, ale

niech nie będą one przynajmniej dęte”.

Co innego, wypowiedzi kogoś, kto na co

dzień bierze ciężkie pieniądze, i podobno

pilnować ma za nie w parlamencie

europejskim spraw polskich, a opowiada

brednie, wręcz w obecnej sytuacji

szkodliwe. Oto przykład:

„Jarosław Wałęsa, europoseł Platformy

Obywatelskiej, był rozmówcą Roberta

Mazurka w porannej audycji RMF FM.

Polityk odniósł się do kwestii przyjęcia

uchodźców przez nasz kraj i zdradził, w

jaki sposób pomagałby przybyszom z

Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej.

Robert Mazurek zapytał Wałęsę, czy ten

przyjąłby uchodźców do swojego

mieszkania. „Jeżeli będę mógł jakoś pomóc,

jeżeli w końcu przyjmiemy tych uchodźców

i oni będą w Gdańsku, czy w Sopocie, to z

przyjemnością będę włączał się w to, by im

pomagać” – odpowiedział wymijająco

europoseł”. Podobno obiecał, że będzie

uczestniczył w równych gremiach

dyskusyjnych. Cieszcie się „uchodźcy”, bo

w Gdańsku pan Wałęsa junior gotuje wam

eldorado.

Dokończenie na stronie 15

Gadanina i łgarstwo

Page 15: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

S t r o n a 1 5

Od wyszukiwania różnych takich, jak to

Niemcy mówią Latrinnachrichten aż się w

głowie kręci. Tylko dla przykładu: pani

maja Ostaszewska przyrównała protest

młodych Polaków przed Teatrem

Powszechnym przeciwko językowi i

gestowi bluźnierstwa i zniewagi tego, co

ogromnej większości Polaków drogie, do

faszyzmu. Nie daj Bóg, żeby się przekonała

czym był faszyzm, a daj Boże, żeby

przejrzała, czego i innym życzę.

Inna ważna wiadomość na Niezależna.pl –

oto niejaka Anna Mucha (nie mylić, bo

much jest wiele) pokazała nagie zdjęcie na

Instagramie.

Wreszcie odezwał się też Rafał

Trzaskowski: „atak na Ewę Kopacz to

draństwo, będziemy jej bronić.”

Nikt „im” nie przeszkadza, ale panie T.

draństwo to było i jest kłamstwo pani K. i

pana Tuska i całego rządu i draństwo jest

to, że ktoś taki ewidentny kłamczuch dalej

zajmuje miejsce w polityce. Myślę, że brak

wstydu, odpowiedzialności za słowa i brak

cywilnej odwagi, by się przyznać do błędu

lub zgoła czegoś gorszego, to w

rozumieniu „totalnej opozycji” nazywa się

walką w obronie demokracji.

Ale miało być także o gadaninie. Ta

specjalność w jeszcze większym stopniu,

niż naszych, cechuje politykierów

unijnych. Gadają, że trzeba zająć się walką

z terroryzmem, a karmią go swą indolencją,

może nawet bronią, bo skąd w końcu to

państwo islamskie tę broń posiada?

Chowają głowę w piasek, byle nie widzieć,

kto ich morduje. Bo może są to kibice,

chuligani? Ale nie powiedzą wprost, że są

to przez nich samych wyhodowani

terroryści, że ich obłąkańcza polityka

„imigracyjna” a w gruncie rzeczy

tchórzliwa kapitulacja przed

zdobywającymi niczyją Europę islamistami

sprawia, że Europa budowana na

fundamencie ewangelicznym od ponad

tysiąca lat i od kilkuset lat systematycznie

poddawana inwazji Półksiężyca, tylko

dlatego się dotąd obroniła, że wiedziała

czym jest. Apostata, ktoś znikąd,

wypierający się własnych symboli, tradycji

i wypełniającej je treści nie może się

obronić. Ale nie pojmuje tego, gdyż

najpierw człowiek traci używanie rozumu i

to jest tym, co nazywamy karą Bożą.

Ponieważ Zachód europejski jest

rozbrojony, dlatego pokrywa swą niemoc

czczą gadaniną. Ona również ma na celu

wciągnięcie w matnię tych narodów, które

nie zatraciły woli walki i wiedzą czego

bronią. Wierzymy, że to się nie uda.

Zygmunt Zieliński

niewiedzą, oskarżanie świadków

niekorzystnie zeznających w sprawie udziału

prezydent w procesie reprywatyzacji majątku

są tylko potwierdzeniem ciążących na HG-

W zarzutach ewidentnego udziału w

zorganizowanej grupie przestępczej

wyłudzającej setki milionów zł z majątku

miasta stołecznego Warszawy.

Czy zarzuty te potwierdzą się okaże się w

postępowaniu dowodowym Komisji

Weryfikacyjnej a następnie prokuratury.

Jak znam życie to mogę stwierdzić bardzo

wielkie skorumpowanie prokuratury i sądów

III RP i dojście do prawdy może okazać się

niemożliwe.

Układy mafijne i biznesowe o charakterze

przestępczym opanowały całe "teoretyczne

państwo Tuska i "Platformy Oszustów". Na

razie przestępcy wygrywają z "państwem

teoretycznym".

Służby specjalne nadzorowane bezpośrednio

przez premiera Tuska nie reagowały na

liczne donosy instytucji i pojedynczych

obywateli

w kwestiach ewidentnych przestępstw

dziejących się w strukturach państwa i

instytucjach.

Mało tego. Służby państwa stanowiły parasol

ochronny dla skorumpowanych urzędników i

przestępczych grup łupiących majątek

państwa i jego obywateli.

W sprawie Amber Gold i "dzikiej

reprywatyzacji" przestępcy musieli

współdziałać z urzędnikami państwowymi i

służbami specjalnymi gdyż sami nie mogliby

rozwinąć swojej przestępczej działalności na

tak wielka skalę.

Przypomnijmy, że ok. 20 tys. Polaków

zostało oszukanych na kwotę ok. 850 mln zł

w Aferze AG. W tzw. odnodze afery AG na

ok. 300 mln zł.

W warszawskiej tylko "dzikiej

reprywatyzacji" kwoty idą już w miliardy

złotych. A w pozostałych miastach RP?

To są przekręty tysiąclecia w "teoretycznym

państwie" Tuska i "Platformy Oszustów".

Jak nietrudno zauważyć większość tych

Dokończenie na stronie 20

Gadanina i łgarstwo (dokończenie)

HG-W w oparach prawnego

absurdu. Jeszcze na wolności ? Bezkarność tej powiązanej chyba w układy biznesowe i mafijne urzędniczki jest zadziwiająca

i porażająca.

Kim jest ta osoba, która "nic nie wiedziała" i "niczym się nie zajmowała" pobierając sowite

wynagrodzenie prezydenta W-wy?

Działa jak wyrocznia w kwestiach prawnych uzurpując sobie prawo do swoistej interpretacji

obowiązującego w Polsce prawa podważając zasadność działania Komisji Sejmowych w

sprawie tzw. złodziejskiej "dzikiej reprywatyzacji".

Odmawianie stawienia się na przesłuchanie przed Komisją tłumaczy zaskarżeniem decyzji o

przesłuchaniu do Sądu Administracyjnego, czego nie przewiduje istniejące prawo w Polsce,

ponieważ Komisja Sejmowa nie jest organem administracyjnym w myśl obowiązującego

prawa.

Pokrętne wymówki, ewidentna gra na przedłużanie procesu przesłuchań, zasłanianie się

Page 16: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

S t r o n a 1 6

szeroko pojętym czasie Powstania

Listopadowego. Odznaczono nim

wówczas 3863 wojskowych. Jedyny

Krzyż Komandorski otrzymał gen. dyw.

Jan Skrzynecki za bitwę pod Wawrem i

Dębem Wielkim. Po raz pierwszy w

historii najwyższe odznaczenie bojowe

nadano dwóm kobietom. Były to Krzyże

Srebrne (V klasy), które otrzymały: Józefa

Kluczycka – st. asystentka chirurga 10

Pułku Piechoty Liniowej oraz Bronisława

Czarnowska – kadetka z 1 Pułku Jazdy

Augustowskiej. Wtedy również Krzyż

Virtuti Militari nadano pierwszemu

cudzoziemcowi, jednak półkrwi Polakowi,

którym był syn Napoleona I i Walewskiej

– Aleksander Colonna-Walewski.

Od 1831 roku aż po odzyskanie przez

Polskę niepodległości w 1918 roku, ze

zrozumiałych względów nie tylko nie

nadawano Virtuti Militari, ale wręcz

władze rosyjskie starały się prowadzić

szczególną walkę z tym odznaczeniem.

Carska policja z niezwykłą zawziętością

tropiła odznaczonych w czasie wojny

okresu Powstania Listopadowego, szeroko

stosując zasadę odpowiedzialności

zbiorowej, rozciągniętą na ich rodziny.

Często prześladowania kończyły się

zesłaniem pod jakimkolwiek pretekstem

na Syberię, wcieleniem młodych do

wojska rosyjskiego na 25 lat czy wreszcie

wyjazdem zagrożonych rodzin na

emigrację. Ustanowiony przez Mikołaja I

po upadku Powstania Listopadowego

Medal za Wzięcie Szturmem Warszawy w

1831 roku noszony był na wstędze

orderowej Orderu Wojskowego Polski.

Była to swoistego rodzaju próba

zniszczenia symbolu Polski.

Odzyskanie niepodległości przez Polskę

w 1918 roku przyniosło nie tylko

przywrócenie należnej rangi Krzyżowi

Virtuti Militari, ale przede wszystkim

odrobienie zaległości Państwa Polskiego

w stosunku do weteranów Powstania

Styczniowego, którymi zajęto się z

należną troską natychmiast po reaktywacji

Polski.

Przede wszystkim Sejm Ustawodawczy

Rzeczypospolitej Polskiej na mocy

ustawy z dnia 1 sierpnia 1919 roku o

ustanowieniu orderu wojskowego „Virtuti

Militari” wskrzesił order ustanowiony w

1792 roku przez króla Polski Stanisława

Augusta Poniatowskiego, nadając mu

nazwę Orderu Wojskowego Virtuti

Militari. Zgodnie z ustawą przywrócone

zostało dawne znaczenie orderu jako

nagrody (...) czynów wybitnego męstwa i

odwagi, dokonanych w boju i

połączonych z poświęceniem się dla

dobra Ojczyzny (...).

W ustawie Sejmu Ustawodawczego

wyraźnie sprecyzowano warunki

przyznawania poszczególnych klas

orderu. Mógł go otrzymać:

Krzyż Wielki z Gwiazdą – I klasy – wódz

za zwycięstwo w walnej bitwie,

zakończonej zupełną porażką

nieprzyjaciela lub za bohaterską obronę,

która rozstrzygnęła o losach operacji

strategicznych;

Krzyż Komandorski – II klasy – dowódca

za zwycięstwo taktyczne lub mężną i

skuteczną obronę trudnej pozycji;

Krzyż Kawalerski – III klasy – oficer,

podoficer lub szeregowy, posiadający już

Krzyż Złoty (IV klasy) za umiejętne

kierowanie oddziałem, połączone z

czynem wybitnego męstwa i z narażeniem

życia;

Krzyż Złoty – IV klasy – oficer, za

umiejętne dowodzenie oddziałem,

połączone z osobistym czynem wybitnego

męstwa i z narażeniem życia lub

podoficer względnie szeregowy,

posiadający już Krzyż Srebrny (V klasy)

za czyn wybitnego męstwa, połączony z

narażeniem życia;

Krzyż Srebrny – V klasy – oficer,

podoficer lub szeregowy za czyn

wybitnego męstwa, połączony z

narażeniem życia.

Sejm Rzeczypospolitej Polskiej

postanowił m.in. że każdy kawaler orderu

(bez względu na klasę i inne pobory

otrzymywane z tytułu wykonywanej

pracy) będzie otrzymywał dożywotnio

roczną pensję orderową w wysokości 300

zł (w tej wysokości była wypłacana do

1939 roku). Ponadto przyznano im

przywilej pierwszeństwa przy przydziale

ziemi, przy obejmowaniu posad

rządowych, przy przyjmowaniu do

zakładów dla inwalidów oraz uzyskiwaniu

dla dzieci miejsc stypendialnych w

rządowych placówkach oświatowych i

zakładach wychowawczych. Kawalerowie

orderu Virtuti Militari mieli także prawo

do honorów ze strony wojskowych

równych stopniem, a nie posiadających

orderu. Podoficerowie i szeregowi

odznaczeni tym Krzyżem mieli prawo

awansowania na stopień oficerski, o ile

posiadali odpowiednie kwalifikacje.

Awansowani na tych warunkach

podoficerowie i szeregowi zachowywali

wszystkie prawa oficerów służby czynnej.

Jednakże byli zobowiązani w ciągu roku

po zakończeniu wojny złożyć stosowny

egzamin na stopień oficera rezerwy.

Pierwszą, Tymczasową kapitułę orderu

Virtuti Militari Naczelnik Państwa i Wódz

Naczelny Józef Piłsudski powołał w dniu

1 stycznia 1920 roku, w skład której

weszli:

Marszałek Polski Józef Piłsudski –

przewodniczący,

Genenerał broni Józef Haller – zastępca

przewodniczącego, dowódca Frontu

Pomorskiego,

Generał porucznik Wacław Iwaszkiewicz

– dowódca Front Frontu Podolskiego,

Generał podporucznik Jan Romer –

dowódca 13 Dywizji Piechoty,

Generał podporucznik Bolesław Roja –

dowódca Okręgu Generalnego „Kielce”,

Generał podporucznik Edward Śmigły-

Rydz – dowódca Grupy,

Generał podporucznik Franciszek Latinik

– dowódca Frontu Śląskiego,

Pułkownik Mieczysław Kuliński – I

zastępca szefa Sztabu Generalnego,

Pułkownik Stanisław Skrzyński –

Ciąg dalszy na stronie 17

Virtuti Militari (ciąg dalszy ze strony 12)

Page 17: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

S t r o n a 1 7

dowódca Dywizji Pomorskiej,

Major Mieczysław Mackiewicz –

dowódca pułku suwalskiego,

Kapitan Andrzej Kopa,

Kapitan Adam Koc z Oddziału II Sztabu

Generalnego.

22 stycznia 1920 roku w rocznicę

wybuchu powstania styczniowego odbyła

się pierwsza dekoracja Krzyżami

Srebrnymi, uhonorowano nimi wtedy

wszystkich członków kapituły.

Najmłodszym kawalerem tego orderu

został wówczas pośmiertnie 13 letnie

Orlę Lwowskie Antoś Petrykiewicz.

Następne nadania odbywały się w

kolejnych latach. Ogółem w Drugiej

Rzeczypospolitej (do 1 września 1939)

nadano 8389 Orderów Wojennych Virtuti

Militari. Przede wszystkim nadania

odnosiły się do żyjących wówczas

weteranów Powstania Styczniowego,

których Państwo Polskie otoczyło

szczególną opieką oraz do uczestników

wojny polsko-ukraińskiej i polsko-

bolszewickiej lat 1919-1921. Orderami

Virtuti Militari zostały udekorowane też

miasta Warszawa i Lwów, które

umieściły je w swoich herbach.

W latach 1940-1990 Prezydenci RP w

Londynie nadali w Polskich Siłach

Zbrojnych na Zachodzie łącznie 6160

orderów Virtuti Militari. Otrzymali je

m.in. gen. dyw. Władysław Anders, gen.

dyw. Stanisław Maczek, gen. bryg.

Stanisław Duch (wszyscy w roku 1944),

gen. dyw. Tadeusz Kutrzeba, gen. dyw.

Franciszek Kleeberg (pośmiertnie), gen.

bryg. Antoni Chruściel (wszyscy oni w

roku 1947) i wielu innych. Pośmiertnie

nadano również Krzyż Virtuti Militari

Ignacemu Janowi Paderewskiemu.

Prezydent RP na Uchodźstwie w

Londynie Stanisław Ostrowski nadał

dekretem z dnia 11 listopada 1976 roku

zbiorowo Order Virtuti Militari (nr 14384)

żołnierzom polskim zgładzonym w

Katyniu i innych nieznanych miejscach

kaźni, dla upamiętnienia ofiary ich życia,

w imię Niepodległości Polski. Krzyż

został zawieszony na Pomniku Katyńskim

w Londynie.

Tragiczne losy Polski podczas oraz po II

wojnie światowej dotknęły również

Orderu Virtuti Militari. Moskiewska

agentura komunistyczna już w 1943 roku,

a więc na długo przed utworzeniem jakiejś

nielegalnej namiastki pseudorządowej,

rozpoczęła prawem kaduka nadawanie

tego najwyższego odznaczenia w

oddziałach polskich pod nominalnym

dowództwem zdrajcy płk Zygmunta

Berlinga (mianowanego przez Stalina

generałem). Już 11 listopada 1943 nadał

on 16 Krzyży Virtuti Militari żołnierzom,

walczącym pod Lenino. Była to nie tylko

szokująca swoim bezprawiem samowola

Berlinga, ale wręcz profanacja

najważniejszego odznaczenia

niepodległego Państwa Polskiego.

Generał Zygmunt Berling stawał się

decydentem przyznania Krzyża w

sytuacji, kiedy jeszcze nie została

powołana nawet sowiecka agentura

pseudo rządu polskiego w postaci

PKWN. Podstawą do nadania Srebrnych

Krzyży stał się po prostu rozkaz Berlinga.

Dopiero dekret Polskiego Komitetu

Wyzwolenia Narodowego z dnia 22

grudnia 1944 o orderach, odznaczeniach

oraz medalach uznał Order Virtuti

Militari za odznaczenie wojskowe

Rzeczypospolitej Polskiej. W myśl

dekretu Order był nadawany przez

Prezydium Krajowej Rady Narodowej na

wniosek przewodniczącego PKWN lub

Naczelnego Dowódcy WP. Dekret

zachował zasadnicze postanowienia

ustawy z 1 sierpnia 1919, zniósł jednak

zgromadzenia kawalerów orderu, jego

kanclerza i kapitułę oraz pensję. Z kolei

dekret PKWN z 23 grudnia 1944 o trybie

nadawania orderów, odznaczeń

wojskowych oraz medali stanowił, że

Naczelny Dowódca WP w czasie wojny

mógł w imieniu Krajowej Rady

Narodowej nadawać Order Wojskowy

Virtuti Militari III, IV i V klasy, a swoje

uprawnienia w tej kwestii – przekazywać

dowódcom armii, korpusów i dywizji.

Po 1947 wszelkie uprawienia do

nadawania Orderu otrzymał Prezydent

RP, a później Rada Państwa. Ustawa

Sejmu z 17 lutego 1960 o orderach i

odznaczeniach, zastępując

dotychczasowe przepisy, nadała orderowi

nazwę Order Virtuti Militari. Ustawa ta

nie zawierała szczegółowych kryteriów

nadawania orderu, określając jedynie, że

jest on orderem wojennym, stanowiącym

nagrodę za wybitne zasługi bojowe. W

1976 roku w proteście przeciw

odznaczeniu przez władze PRL

sowieckiego przywódcy Leonida

Breżniewa orderem Virtuti Militari I

klasy przedwojenni dowódcy wojskowi

Dokończenie na stronie 18

Nadanie Orderów Virtuti Militari żyjącym weteranom powstania styczniowego przez

Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego na stokach Cytadeli Warszawskiej w dniu 5

sierpnia 1921 roku (fot. archiwum)

Virtuti Militari (ciąg dalszy ze strony 16)

Page 18: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

S t r o n a 1 8

zorganizowali uroczystość złożenia na

Jasnej Górze swoich orderów Virtuti

Militari.

Ogółem w latach 1943-1989 w PRL

nadano łącznie 5229 orderów. Szczególną

listą hańby jest zwłaszcza wykaz

nadanych Krzyży Wielkich (klasy I),

które otrzymali:

1945 – marsz. Michał Rola-Żymierski,

1945 – marsz. Iwan Koniew (ZSRS),

1945 – marsz. Gieorgij Żukow (ZSRS),

1945 – marsz. Konstanty Rokossowski

(ZSRS),

1945 – gen. armii Aleksiej Antonow

(ZSRS),

1945 – gen. płk Nikołaj Bułganin (ZSRS),

1945 – marsz. Aleksandr Wasilewski

(ZSRS),

1945 – marsz. Bernard Montgomery

(Wielka Brytania),

1945 – marsz. Józef Broz-Tito

(Jugosławia),

1945 – gen. armii Ludvik Svoboda

(CSRS),

1947 – gen. broni Karol Świerczewski

(pośmiertnie),

1973 – marsz. Andriej Greczko (ZSRS),

1974 – marsz. Leonid Breżniew (ZSRS).

Postanowieniem Prezydenta RP z 10 lipca

1990 uchylono uchwałę w sprawie

nadania orderu Leonidowi Breżniewowi z

przedstawionej listy. Tym niemniej każdy

zainteresowany może prześledzić również

listy innych klas nadanych w PRL

orderów Virtuti Militari, z których wiele

przypadło zwykłym zbrodniarzom

rodzimym (z formacji UB, KBW czy

Informacji Wojskowej) oraz sowieckim.

Wiele z nich w uzasadnieniu nosi

określenie „za bohaterską walkę o

utrwalanie władzy ludowej”. Nie trzeba

nikomu wyjaśniać, co owo „utrwalanie

władzy ludowej” znaczyło.

przedstawicielom obcego mocarstwa, to

obraza honoru polskiego żołnierza”.

Krzyż Virtuti Militari na trwałe związał

się z historią Polski i ma rangę symbolu

walki o niepodległość w dziejach naszej

Ojczyzny. Podkreślić jeszcze raz należy,

że jest to najwyższe odznaczenie bojowe,

a więc nadawane za wyjątkowe

bohaterstwo na polach walki. Nie jest to

odznaczenie doby pokoju. Obchodzimy

dzisiaj 225 rocznicę tego najważniejszego

polskiego odznaczenia, a zarazem

najstarszego z obecnie stosowanych na

całym świecie. Pomimo zawiłości

dziejowych, jakie przechodził, stanowi on

element naszej dumy narodowej.

Stanisław Matejczuk

Szafowanie Krzyżami Virtuti Militari w

okresie PRL przybrało nowy, nieznany

dotąd wymiar. Nadawano je związkom

taktyczno-operacyjnym LWP (pułkom,

dywizjom i batalionom).

Po 1989 roku Krzyży Virtuti Militari nie

nadawano, co jest zrozumiałe. 16

października 1992 roku Sejm uchwalił

ustawę, na mocy której orderowi nadano

ponownie nazwę Order Wojenny Virtuti

Militari. Została przywrócona Kapituła

Orderu Wojennego Virtuti Militari, a

nadawany ma być przez Prezydenta RP.

Określono również podobne szczegółowe

kryteria nadawania, jak w ustawie z 25

marca 1933 roku. Dodano również, że

order może być nadany tylko w czasie

wojny lub nie później niż przez pięć lat od

zakończenia wojny. Ustawa z dnia 16

października 1992 roku o orderach i

odznaczeniach przywróciła wygląd

Orderu Virtuti Militari sprzed II wojny

światowej.

Kapitułę Orderu Wojennego Virtuti

Militari w czasie pokoju tworzą Kanclerz

Orderu oraz pięciu członków Kapituły.

Stojącego na czele Kapituły Kanclerza

Orderu oraz członków Kapituły powołuje

Prezydent spośród Kawalerów Orderu

Wojennego Virtuti Militari na pięć lat.

Kapituła wybiera ze swego grona zastępcę

Kanclerza Orderu oraz Sekretarza

Kapituły. Powyższych przepisów nie

stosuje się w czasie wojny. Obecnie

Prezydent RP Andrzej Duda nie powołał

jeszcze Kapituły Orderu Virtuti Militari,

której—z mocy przepisów—

przewodniczy.

W 1995 roku istniejąca wówczas Kapituła

Orderu Virtuti Militari wyjaśniła kwestie

legalności nadań tego odznaczenia w

okresie Polski Ludowej. W specjalnym

dokumencie oznajmiła także:

„[...] w obronie i przez szacunek dla tych

niewątpliwych zasług (polskich żołnierzy

walczących na wszystkich frontach w

obronie ojczyzny) stwierdzamy jednak

głośno i dobitnie, że praktyka nadań przez

władze Polski Ludowej Orderów Virtuti

Militari, zwłaszcza najwyższych klas

nadanych w bezprecedensowej liczbie Krzyż Virtuti Militari wersja obecna -

wzór 1992 roku (fot. archiwum)

Virtuti Militari (dokończenie)

Page 19: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

S t r o n a 1 9

Oto, co wysmażył mocno starszy od

Petersa dziennikarz (ur. 1946) Arno

Widman, znany z twórczości dość

urozmaiconej, nawet pozostawiającej ślad

w beletrystyce:

Niemiecki dziennik: „Polska chce

przedstawić Holokaust jako czysto

niemiecką zbrodnię”

Dziennikarz lewicowej gazety

"Frankfurter Rundschau” skrytykował

wypowiedź premier Beaty Szydło

z Auschwitz, gdzie szefowa rządu mówiła

o obronie obywateli polskich. W tekście

padły oskarżania m.in. o tworzenie nowej

polityki historycznej poprzez zrzucanie

winy za Holokaust ...na Niemców.

„Auschwitz to lekcja tego, że należy

uczynić wszystko, aby chronić swoich

obywateli” – powiedziała w trakcie

swojego przemówienia tydzień temu

premier Szydło i to właśnie te słowa

spowodowały oburzenie i podzieliły

opinię publiczną.

A pan Widman kontynuuje swój wywód:

"Prawicowe przekręcanie historii"

"Słowa polskiej premier w Auschwitz,

że Polska musi przede wszystkim bronić

bezpieczeństwa swoich obywateli, pasują,

jak ulał do nowej polityki historycznej

Warszawy. Chodzi o to, by przedstawić

Holokaust jako czysto niemiecką

zbrodnię, w której Polska nie miała

udziału”.

W tekście "Prawicowe przekręcanie

historii”, dziennikarz pisze: "Polski rząd

uważa, że powinien chronić swoich

obywateli łamiąc prawo europejskie

i odmawiając przyjmowania uchodźców.

Oto według premier Szydło lekcja, którą

Polacy powinni wyciągnąć z Auschwitz”.

Pan Widman wprawdzie był zbyt

maleńki, żeby go prowadzano, jak jego

rodaków, by wąchali odór rozkładających

się ciał w byłych obozach

koncentracyjnych niemieckich, a nie jak

chcą podobni jemu, polskich. Ale

przecież nie jest on jako pisarz

Dziejami Prus, Niemiec zajmuję się od

kilkudziesięciu lat. Trudno nie sięgać tu

do historiografii niemieckiej. Różnice

między nią a polską historiografią w wielu

przypadkach, zwłaszcza dotyczących

naszych wspólnych dziejów, są oczywiste,

podobnie jak pewna tendencyjność po obu

stronach. Ale wyjąwszy prace powstałe w

III Rzeszy i NRD trudno doszukać się w

liczących się publikacjach niemieckich

propagandy graniczącej z głupotą. Sadzę,

że to samo powiedzieć można o polskich.

Toteż ze zdumieniem przeczytałem

artykuł, którego tytuł poniżej przytaczam,

podobnie, jak szkicowe przedstawienie

przez autora jego zawartości. Czegoś

podobnie niemądrego od długiego czasu

nie czytałem. Tekst jest z maja 2016 r.,

wersja angielska z października tegoż

roku. Z niej pochodzi tłumaczenie

Wprowadzenia. Naprawdę nie warto

zajmować się dalszymi wywodami

zawartymi w artykule. Co jednak

najdziwniejsze, bzdury, jakie wypisuje

pan Peters nie są nawet w najmniejszym

stopniu w interesie niemieckim, są

natomiast dość niezręczną parafrazą haseł

tzw. „totalnej opozycji” z obfitym

zapożyczeniem czerpanym z takich

mediów jak „Gazeta Wyborcza”. Warto

zwrócić uwagę na podtytuły artykułu,

które mówią same za siebie. Dodać

jeszcze trzeba, że pan Peters (ur. 1981) od

września 2014 r. jest pracownikiem

naukowym Instytutu Działu Badań

Historii Współczesnej w Berlinie. Studia

doktoranckie odbył w latach 2009-2014.

Taka ekwilibrystyka – nie wiadomo jak ją

nazwać – naukową czy publicystyczną,

czy propagandową, na progu kariery

naukowej nie wróży niczego dobrego, ani

delikwentowi, ani placówce naukowej,

korzystającej z jego usług.

Florian Peters

Remaking Polish National History:

Reenactment over Reflection

Przeróbka polskiej historii narodowej.

Odtwarzanie zamiast refleksji. Wersja z

03. 10. 2016 (Pierwsza wersja artykułu w

języku niemieckim: maj 2016 r.):

Wprowadzenie:

„Po sparaliżowaniu Trybunału

Konstytucyjnego i wyczyszczeniu telewizji

publicznej, czyniąc ją konformistyczną

według kryteriów partii politycznej,

konserwatywnego, nacjonalistycznego

polskiego rządu „Prawa i

Sprawiedliwości”, uwaga władz skupiła

się na polityce pamięci. Pod koniec

kwietnia, parlament polski przegłosował

poprawkę w sprawie IPN, władzy

odpowiedzialnej za lustrację w Polsce, z

myślą przekształcenia tego Instytutu w

instrument „patriotycznej” polityki

pamięci. Minister Kultury czyni wysiłki w

celu zdegradowania wielo

perspektywicznego Muzeum II Wojny

Światowej. mającego wkrótce być

otwartego w Gdańsku, w regionalne

centrum entuzjastów militariów, a z kolei

minister oświaty publicznie wyraził

wątpliwość co do umieszczenia tam

pamiątek historycznych dotyczących

pogromu w Jedwabnym w 1941 r.

Podczas gdy prorządowe media ujawniły

ostatnio tajne akta policyjne

dyskredytujące lidera „Solidarności”

Lecha Wałęsę, rząd PiSu robi wszystko, co

potrafi dla promocji kultu bojowników

antykomunistycznej opozycji późnych lat

czterdziestych. W miejsce gotowej do

kompromisu „Solidarności” w czasie

pokojowej rewolucji 1989 r. bezwzględny

„patriotyzm” owych tzw. „wyklętych

żołnierzy” wydaje się dziś być nowym

paradygmatem państwowej polityki

pamięci w Polsce. Oczywiście partia

Jarosława Kaczyńskiego kwestionuje

legitymację historyczną odrodzenia

demokratycznego rozpoczętego w 1989

roku.”

Artykuł posiada następujące podtytuły:

„Na drodze do „Ministerstwa Pamięci”,

“Odtworzenie bitwy na Westerplatte w

miejsce Państwowego Muzeum Sztuki”.

“Niszczenie Symbolu Wolności”

“Wyklęci żołnierze zamiast pokojowych

rewolucjonistów”.

Florian Peters nie jest jednak osamotniony. Dokończenie na stronie 20

Historia “po niemiecku”

i biznes „po żydowsku”

Page 20: Virtuti Militari · HG-W w oparach prawnego absurdu. Jeszcze na wolności ? Strony 19 i 20 Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku ...

S t r o n a 2 0

przeżyje”.

Za: Barbara Lerner Spectre & the

transformation of Europe

https://www.darkmoon.me/2017/jews-

accused-of-blackmailing-sweden-with-

help-of-barbara-spectre/

Co by nie powiedzieć biznes po żydowsku

ma ręce i nogi i choć można nad tym, co

wyżej napisano, pokiwać głową i niejedno

sobie pomyśleć, to jednak w porównaniu z

tym, co wypisują obaj cytowani Niemcy,

wywody pani Lerner Spectre to po prostu

cymes, nie mówiąc już o zyskownym

pomyśle.

Zygmunt Zieliński

analfabetą, a z kolei źródeł mówiących o

sprawcach holocaustu jest tak wiele, że

informacje na ten temat łatwo sprawdzić,

niekoniecznie w dziełach o wątpliwej

wartości, jak n. p. pana Jana

Grabowskiego. Chyba, że pan Widman

przyswoił sobie zręcznie upitraszoną, ale

wprost haniebną teorię o tzw. perpetrators

and bystanders. O tym już kiedyś pisałem

i nie chcę się powtarzać, ale trudno

określić mianem bystanders czyli gapiami.

– naród, który stracił ponad 3 miliony

swych rodaków i mający w czasie wojny

kilkaset tysięcy walczącego wojska na

wszystkich frontach.

Toteż pan Widman nie jest partnerem do

rzeczowej dyskusji. Podobnie zresztą, jak

pan Peters i wielu Polaków, m.in. tzw.

szabesgojów. Co innego, jeśli do chóru

dołącza ktoś, kto z urzędu zobowiązany

jest do udzielania rzetelnych informacji.

Mamy więc problem panie Bodnar, bo

trudno będzie konkretnie powiedzieć, jak

to ten naród, chyba też pański naród (?),

w holokauście uczestniczył. A powiedział

pan przecież:

"Musimy pamiętać, że wiele narodów

współuczestniczyło w realizowaniu

holokaustu. W tym także naród

polski". Słowa rzecznika praw

obywatelskich RP, Adama Bodnara.

Niektóre środowiska żydowskie lepiej

sobie radzą niż wspomniani tu

domorośli historycy, dziennikarze

niemieccy, czy politycy, jak n. p. pan

Bodnar.

A oto jeden z przykładów, jakże

wymowny, a z drugiej strony pouczający

dla ślepców, którzy oślepłą Europę

prowadzą do grobu. Czy jednak Żydzi ją

uratują, czy nie jadą na tym samym wozie

bez dyszla co cała reszta?

Amerykańska Żydówka, dziś 75 letnia

Barbara Lerner Spectre, kierowniczka

założonego przez rząd szwedzki

Europejskiego Instytutu Studiów

Żydowskich w Szwecji (2001) uzyskała

od rządu szwedzkiego 4 mln. dolarów na

Instytut, którego główny cel jest

propagandowy, a polega na tym, by

naciskać na rząd, żeby otwarł on granice

dla niekończących się gromad emigrantów

z Trzeciego Świata. Ciekawy był rodzaj

owych nacisków. Polegały one na

szantażu przez Żydów szwedzkich banku

centralnego Szwecji, oskarżających go o

to, że robił interesy na tzw. „nazistowskim

złocie” skradzionym przez nazistów

Żydom w czasie wojny. No i tym

sposobem „Paideia” – ów Instytut

kierowany przez panią Lerner Spectra –

uzyskała 4 miliony dolarów jako gest ze

strony rządu szwedzkiego. Śledztwo w

sprawie o „nazistowskie złoto” nie

potwierdziło inkryminowanego faktu, ale

pomówienie pozostało.

O sprawie tej pisała znana dziennikarka

szwedzka, Ingrid Kristina Carlqvist (ur.

1960): „kiedy prowadzili negocjacje z

rządem szwedzkim, oznajmili mu: „jeśli

nie dacie nam pieniędzy, to my mamy

poparcie Światowego Kongresu Żydów i

rozgłosimy po całym świecie, że Szwecja

jest krajem antysemickim”.

Pani Carlqvist naraziła się zresztą

środowiskom żydowskim, kiedy

stwierdziła, że „dziwne jest dlaczego

istnieje taka wrażliwość, kiedy pod

dyskusję poddaje się kwestie istniejące

wokół holokaustu. Jej zdaniem bowiem nie

powinno być sytuacji wymykających się

sprawdzianowi”.

Z kolei pani Barbara Lerner

Spectre wyraziła swój pogląd w

następujący sposób: „Myślę, że istnieje

jakiś renesans antysemityzmu, gdyż w

chwili obecnej Europa nie nauczyła się

jak być multikulti i sądzę, że my jesteśmy

teraz częścią na drodze do tej

transformacji, która musi nastąpić.

Europa nie okazuje się jako monolit

społeczeństw, jakim była kiedyś w

poprzednim stuleciu. Żydzi są w centrum

tego wydarzenia. Jest to ogromna

przebudowa, jaka w Europie musi

nastąpić. Kierunek, to jest porządek

multikulturalny. Żydzi będą tym dotknięci

z racji naszej wiodącej roli. Ale bez niej i

bez tej transformacji Europa nie

Wszelkie listy prosimy kierować na adres

redakcji: [email protected] Printed and Copyrighted by Polonia Semper Fidelis

Historia “po niemiecku” i biznes „po żydowsku” (dokończenie)

aferałów jest "pochodzenia handlowego"

nazywanych często jako "handelesi".

I jak tu nie mówić że wszystkiemu winni

"handelesi"?

Szanowna pani prezydent miasta stołecznego

prezentuje swoisty honor przedstawicielki

"państwa teoretycznego" swojego guru i idola

Herr Thuzka i "teoretycznej partii" a raczej

grupy uzurpatorów.

Uczepiona synekury prezydenckiej jak rzep

psiego ogona nie zważa na na coraz bardziej

pogrążającą ją otchłań przestępstw i oszustw

toczących i poniżających instytucję przez nią

reprezentowaną ze szkodą dla państwa i

mieszkańców stolicy Polski..

Tusk posadzony w Brukseli na synekurze z

nadania niemieckiego i odgraża się legalnemu

rządowi w Polsce, wzywając swoich

zwolenników w Polsce do rewolty.

Tylko musi się liczyć z tym, że to państwo

kiedyś go dosięgnie i wymierzy

sprawiedliwość. Tak samo gasnącą w oczach

gwiazdę "państwa teoretycznego" panią HG-

W.

Jan Kosiba

HG-W w oparach prawnego

absurdu. Jeszcze na wolności ?

(dokończenie)