UZetka 84 (kwiecień 2012)

32
Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary NR 84 KWIECIEŃ 2012 MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 Nakład 10 000 Gazeta bezpłatna HABEMUS RECTOREM Prof. Tadeusz Kuczyński nowym rektorem Uniwersytetu Zielonogórskiego - str. 5 Gazeta Studencka

description

Jesteśmy Grünberg z Polski str. 3, Prof. Tadeusz Kuczyński nowym rektorem Uniwersytetu Zielonogórskiego str. 5, Słuchaj milionów utworów tanio i legalnie str. 8, Kim jest Większość? srt. 10, Smaki Zielonej Góry cz. 5 str. 12, Polski Beltaine gra celtycką muzykę str. 16, Wolę polskie g*** w polu niż fikołki w Neapolu" str. 17, Odsolidaryzować Kaczmarskiego, odharcerzyć Stachurę str. 21, Przystanek Alaska dla twardzieli str. 24, Kwiaciarnia str. 30

Transcript of UZetka 84 (kwiecień 2012)

Page 1: UZetka 84 (kwiecień 2012)

Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary

NR 84 KWIECIEŃ 2012

MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 Nakład 10 000 Gazeta bezpłatna

HABEMUS RECTOREMProf. Tadeusz Kuczyński nowym rektorem Uniwersytetu Zielonogórskiego - str. 5

Gazeta Studencka

Page 2: UZetka 84 (kwiecień 2012)

Kwiecień-plecień, bo prze-plata... trochę informacji i trochę felietonu. Nie ry-muje się wcale, ale to nie o rymy staramy się w "UZet-ce", a o ciekawe teksty. Jak nam te starania wychodzą, możecie ocenić już po raz 84. A dokładnie 61 nume-rów temu mieliśmy podob-ną okładkę: tytuł był ten sam i też uśmiechał się do Was nowy rektor. Elekto-rzy po raz trzeci na UZ wy-brali nowe władze, piszemy o tym na str. 5. Polecam Wam gorąco tekst pt. "Polska w oczach świata" - dobrze

czasami zweryfikować to, co jako Polacy myślimy o swoim kraju z tym, co o na-szej ojczyźnie myślą miesz-kańcy innych państw... (np. Ana z Hiszpanii: "Wszystko jest pokryte śniegiem, jest biało i bardzo zimno, podob-nie jak na biegunie"). Na szczęście Ana się myli, słońca wresz-cie więcej, co widać też w "UZetce" na str. 30 - tam czeka na Was "Kwiaciar-nia" i atrakcyjny konkurs. Pozdrawiam wiosennie!

Kaja Rostkowskaredaktor naczelna

Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka” ul. Podgórna 50, 65–001 Zielona Góra

Tel./fax +48 68 328 7876 Mail: [email protected] ISSN 1730-0975

WYDAWCA: Stowarzyszenie Mediów StudenckichREDAKTOR NACZELNA/SKŁAD: Kaja Rostkowska, [email protected]

OGŁOSZENIA I REKLAMY: 0 602 128 355, [email protected]: Drukarnia „AGORA” Piła.

Za zamieszczone informacje odpowiedzialność ponoszą ich autorzy.WWW.UZETKA.PL

Słowo naczelne

Na dobry początek! www.pani-halinka.pl

P rem iera studencka 19.04.2012.godz. 19.00cena biletu: 12 zł

G R A C ZPREMIERA STUDENCKACzym jest miłość do kobiety wobec namiętności do hazardu? Autobiograficzna powieść genialne-go pisarza przeniesiona na deski Lubuskiego Te-atru. Kasyno wiążące życie wszystkich bohaterów jak epicentrum świata wciąga zarówno bohaterów spektaklu, jak i widzów. Gra o fortunę, o miłość, o szczęście. Postaw na Gracza 19.04. – do wygra-nia niezapomniane wrażenia w Lubuskim Teatrze.

KWIECIEŃ 20122

Page 3: UZetka 84 (kwiecień 2012)

Tego wieczoru grały dla nas trzy zespoły (w kolejności występo-wania): Kazetwu, The Bauagans i gwiazdy wieczoru - Grünberg. O ile muzykę dwóch ostatnich zespołów już znam, tak Kaze-twu słyszałam pierwszy raz. Trzyosobowy, krośnieński ze-spół zaprezentował przyjemne i wpadające w ucho melodie, na swój sposób delikatny wokal i dość długie, ale ciekawe przy-grywki. Podczas słuchania ich od razu do głowy przychodzi ze-spół Muchy, który faktycznie - jak przeczytałam na ofi cjalnym profi lu zespołu - jest jedną z in-spiracji chłopaków. Zdecydowa-nie zachęcam do zapoznania się z twórczością Kazetwu! Żarski The Bauagans nie-jednokrotnie występował już z Grünbergiem, co skomentował sam wokalista owej grupy: „Wy graliście u nas na premierze, my gramy u was!”. Ciekawą zmianą

personalną u bałagansów jest pojawienie się nowego perkusi-sty. Były bębniarz natomiast gra obecnie na gitarze! Wydaje się to ryzykowne, jednak na żywo brzmi całkiem dobrze. Pozostaje zatem życzyć dalszego muzycz-nego rozwoju! W okolicach godziny 22 na scenę wkroczyli bohaterowie tego koncertu. Grający od 2009 roku Grünberg ma na swoim koncie wiele koncertów, zarów-no w województwie, jak i w całej Polsce. Mogliśmy ich usłyszeć np. na Woodstocku 2011 w Po-kojowej Wiosce Kriszny. Łatwe i energetyczne melodie, teksty o tematyce bliskiej wielu pun-kowcom oraz szczerość, brak pozerstwa stanowią nieodłączny atrybut zielonogórzan, dlatego tym bardziej cieszy mnie to, że teraz można ich słuchać w do-brej jakości nie tylko na koncer-tach, ale i w domu czy samocho-

dzie. A to wszystko za 15 zł, co na obecne warunki rynkowe wy-daje się ceną śmiesznie małą.

Sam zespół twierdzi, że nie wy-obraża sobie, aby ich płyta była droższa, a mnie jako odbiorcę z ograniczonym budżetem bar-dzo to cieszy! Na koncercie usłyszeliśmy piosenki z tego albumu i inne utwory zespołu. Zachwycający był gościnny występ akordeonu, który nadał piosenkom trochę innego, jeszcze bardziej skocz-nego charakteru. Grünberg jak zawsze wciągnął do zabawy pu-bliczność, która z każdym kolej-nym utworem miała więcej mocy. Na pewno ta premiera bę-dzie długo i miło wspominana nie tylko przez odbiorców, ale i muzyków. Bo to oni pokazali, że warto realizować swoje ma-rzenia, i można robić to z ener-gią właściwą dla Grünberga.

Sonia "Maleńka" Żarskafot. Paulina Mietłowska

„Jesteśmy Grünberg z Polski…” czyli świetny zespół, wyjątkowy koncert i rewelacyjny album „Na ulicach”Czy można bardziej zamanifestować swoje pochodzenie niż przez nadanie zespołowi przedwojennej nazwy swojego miasta? Chyba nie… Zielonogórska punk-rockowa grupa, o której będzie tu mowa, jest bardzo mocno przywiązana do tego miejsca, co słychać w wielu ich piosenkach. 21. marca Grünberg wydał swoją debiutancką płytę, a dwa dni później, w Martenie, odbył się koncert promocyjny, na którym miałam przyjemność być.

Debiutancki album ze-społu Grünberg pt. „Na ulicach” to 12 autorskich piosenek, w tym jedna napisana i gościnnie za-śpiewana przez Sławka Trocha - „Płetwę” z Sajgo-nu. Płyta kosztuje 15 zł, a zdobyć możecie ją na Allegro lub poprzez profil zespołu Grünberg na FB.

3KWIECIEŃ 2012 Zielona Góra

Page 4: UZetka 84 (kwiecień 2012)

Uniwersytet Zielonogórski

La Francophonie à l'Université de Zielona Góra

Ludzi poświęcających mu swój czas i chęci. Kiedy ich znale-ziono, postanowiono przeka-zywać wiedzę: profesjonalnie, rzetelnie, z dowcipem i wyma-gająco. Istnieje jeszcze wiele takich cech opisujących ten proces. Właśnie ze względu na nie postanowiono nagradzać każdego z nauczających w róż-nych kategoriach. Powstał Bel-fer Roku. Rok 2012. Kolejna już edycja konkursu. Bajeczna jak zawsze, ale… tym razem za-czarowana. Jaki płynie z niej morał? Przekonamy się już 21-go maja! Może warto poczuć się jak bohaterowie jednej z ba-

jek i przenieść się do Krainy Czarów? Zagłosowałeś? Otworzyłeś zaledwie pierwszą stronę. Aby wgłębić się w ma-giczny świat Belfra Roku, przyjdź na Galę. Czekamy na Ciebie już 21-go maja br.! Po-każ, że jesteś bajecznie zaan-gażowany w działalność naszej Uczelni. Niech nie opuszcza Cię fantazja. Może współprzy-czyniając się do zwycięstwa „Swojego Belfra”, stworzysz własną bajkę? Szczęśliwy Bel-fer = dobry Belfer!

…o czym informuje Koło Naukowe

Zarządzania Projektami

Tegoroczne Dni Frankofonii odbyły się 27-30 marca. Nie siedzieliśmy jednak zamknięci w salach wykładowych budynku Collegium Neophilologicum, w którym na co dzień mamy zajęcia.Frankofonia to wspólnota ludzi i państw posługujących się języ-kiem francuskim. Jest formalną jednostką polityczną, której ce-lem jest promocja języka i kultu-ry francuskiej. Polska pełni w tej grupie rolę obserwatora, ale może aktywnie działać i właśnie w ramach tych działań na Uni-wersytecie Zielonogórskim po raz kolejny odbyły się Dni Fran-kofonii. Pierwszym dużym blokiem dni francuskich na na-szym uniwersytecie była konfe-rencja naukowa. Wzięli w niej udział wykładowcy z Polski, Bel-gii, Francji oraz Stanów Zjedno-czonych. Zgłębialiśmy tematy bardzo poważne (jak choćby „Ligwistyka fantastyczna i lin-gwistyka kulturowa”) oraz tro-

chę bardziej przystępne, mówią-ce m.in. o rowerze i rowerzy-stach w literaturze francuskiej. Mogliśmy się także dowiedzieć, jak amerykańscy politycy mówią w języku Moliera oraz czy możli-wym jest przejechanie rowerem 9 tys. kilometrów we francusko-języcznej części Kanady, Québe-cu. Frankofonia to także mu-zyka. W klubie „4 róże dla Lu-cienne” odbył się coroczny wie-czór piosenki francuskiej pt. „Je suis venu de te dire que je chan-tais”. Studenci fi lologii romań-skiej oraz uczniowie zielonogór-skich liceów nr III, IV oraz VII zaśpiewali wybrane przez siebie piosenki w języku francuskim. Wielu osobom Francja kojarzy się z fi lmem. Tym razem

oglądaliśmy refl eksyjny fi lm „Kto chce być kochany?” w ory-ginalnej wersji językowej. Częścią Frankofonii jest francuskojęzyczna Afryka. W hallu budynku neofi lologicz-nego, dzięki mieszkance Mali, mogliśmy dowiedzieć się, czym jest bogolan – afrykańska tech-nika zdobienia tkanin. Każdy z nas miał możliwość ozdobienia tą metodą własnego kawałka

materiału. Podziwialiśmy rów-nież afrykańską biżuterię oraz kosztowaliśmy przekąsek z Mali. Frankofonia 2012 była czasem wyjścia z językiem fran-cuskim poza granice naszej uczelni, czasem zabawy, ale też nauki. Do zobaczenia za rok w marcu! À bientôt!

Kamila Maciejewska

Rada Studentów Niepełno-sprawnych UZ jest organizacją działającą od 2005 r., powstała z inicjatywy studentów. Siedziba RSN znajduje się w biurze Peł-nomocnika Rektora ds. osób niepełnosprawnych (hol w bu-dynku głównym A16, al. Wojska Polskiego, koło auli C). Wiodącym celem Rady jest reprezentowanie interesów studentów niepełnosprawnych, wyrównywanie szans oraz po-moc osobom niepełnosprawnym studiującym na naszym uniwer-sytecie. Funkcjonowanie Rady opiera się na wolontariacie, wza-jemnym wsparciu. Wspólnie ła-miemy stereotypy, pokonujemy nie tylko trudności, ale i… gór-skie szczyty. Bierzemy udział w konferencjach naukowych, uczestniczymy w seminariach, likwidujemy bariery architekto-niczne, społeczne, mentalne.

Organizujemy Światowy Dzień Osób Niepełnosprawnych, semi-naria z cyklu „Uczelnia bez ba-rier”, happeningi. W ten sposób chcemy dotrzeć do innych osób niepełnosprawnych. Przykła-dem luźniejszych spotkań są tzw. herbatki środowe, które od-bywają się co dwa tygodnie. A na deser wyjazdy rehabilitacyjne: w góry, nad morze… Aby przekonać się, czym jest tak naprawdę RSN, wystar-czy po prostu do nas przyjść, np. na najbliższą środową „herbat-kę” 11 kwietnia o godzinie 18 w biurze Pełnomocnika Rektora ds. osób niepełnosprawnych (dr Marcin Garbat). Zapraszamy również sprawnych studentów. Kolejne „herbatki” odbędą się: 25.04, 23.05, 06.06; zawsze o go-dzinie 18.

RSN

Rada Studentów Niepełnosprawnych UZ „Kiedyś tacy dwaj się spotkali i Radę powołali…”

Zaczarowane wyboryBelfra Roku 2012Było to dawno, dawno temu, za siedmioma lasami, za siedmioma górami… Nie w białej, czerwonej, czarnej, niebieskiej, żółtej, pomarańczowej i różowej, ale w Zielonej Górze, na Uniwersytecie Zielonogórskim, który jak każda prężnie działająca organizacja potrzebował ludzi.

KWIECIEŃ 20124 Uniwersytet Zielonogórski

Page 5: UZetka 84 (kwiecień 2012)

Jakie to uczucie – zostać Rektorem Uniwersytetu?Wspaniałe, zarówno w poczuciu rado-ści i dumy, jak i odpowiedzialności. Co zadecydowało o tym, że kandydo-wał Pan na najważniejszą funkcję na naszej uczelni? Silne wewnętrzne przekonanie, że mogę ją uczynić bardziej widoczną na mapie Polski, a jednocześnie bardziej przyja-zną dla społeczności akademickiej.Był Pan raczej pewien zwycięstwa czy pojawiła się nutka niepewności? Pojawiała się i to niejedna.Jak ocenia Pan Rektor sytuację uczel-ni, której stery przejmie za kilka mie-sięcy? Bardzo dobrze.Jakie są teraz zadania Rektora-Elek-ta?

Stałe doprecyzowywanie programu za-prezentowanego na spotkaniu wybor-czym w czasie licznych spotkań z całą społecznością akademicką.Rektor z jednej strony pełni funkcję re-prezentacyjną, zabiera głos w waż-nych dla uczelni i całego środowiska naukowego kwestiach, a z drugiej strony to zarządzający uczelnią mene-dżer. Który z tych aspektów działalno-ści rektora jest Panu bliższy?Obydwa są mi równie bliskie, w innym wypadku nie zdecydowałbym się kandy-dować.Jakie będą pierwsze decyzje nowego Rektora? Jeżeli chodzi o te, które będą naprawdę istotne dla uczelni - nie wcześniej niż przed końcem sierpnia tego roku. Kaja Rostkowska

Prof. Janusz GilProrektor ds. nauki i współpracy z zagranicą

Prof. Magdalena GraczykProrektor ds. jakości kształcenia

Prof. Andrzej PieczyńskiProrektor ds. rozwoju

Prof. Wojciech StrzyżewskiProrektor ds. studenckich

Prof. Tadeusz Kuczyński będzie od października 2012 r. rzą-dził Uniwersytetem Zielonogórskim. Prorektor ds. nauki wygrał w drugiej turze z prof. Wojciechem Strzyżewskim. Prof. Tadeusz Kuczyński otrzymał 84 głosy. Na jego konkurenta, prof. Wojciecha Strzyżewskiego, zagłosowało 37 osób. Oddano też 2 nieważne gło-sy oraz 21 ważnych głosów bez wskazania rektora. Nowy rektor od 2008 roku jest prorektorem ds. nauki i współpracy z zagranicą. Ma 61 lat i pracuje na Wydziale Inżynierii Lądowej i Środowiska. Prof. Wojciech Strzyżewski nie czuje się przegrany. - Głosowanie pokazało, że wygrał Uniwersytet Zielonogórski. Jeżeli ktokolwiek mówił, że na uczelni są podziały, to dzisiejsze głosowanie udo-wadnia, że ich nie ma - powiedział w dniu wyborów prof. Wojciech Strzyżewski, jeszcze wtedy dziekan Wydziału Humanistycznego, a obecnie prorektor ds. studenckich. kt

HABEMUS RECTOREM5KWIECIEŃ 2012 Uniwersytet Zielonogórski

Prof. Tadeusz Kuczyński nowym rektorem

Uniwersytetu Zielonogórskiego

Wywiad z prof. Tadeuszem Kuczyńskim, Rektorem-Elektem Uniwersytetu Zielonogórskiego

Page 6: UZetka 84 (kwiecień 2012)

O infrastrukturze kolejowej słów kilka

Kluczową dla rozwoju spo-łeczno-gospodarczego na-szego regionu jest linia kole-jowa CE-59, tzw. „Odrzan-ka”, która stanowi zasadni-czy odcinek Środkowoeuro-pejskiego Korytarza Trans-portowego. Rewitalizacja "Odrzanki" przyczyni się do wzrostu konkurencyjności Lubuskiego poprzez zwięk-szenie dostępności komuni-kacyjnej z północy i południa. Wpłynie również pozytywnie na dynamikę funkcjonowania zespołu portów Szczecin--Świnoujście. Równie ważną rolę od-grywać powinna linia kolejo-wa nr 275 na odcinku Ża-gań-Gubinek-Berlin, która obecnie nie może pełnić tej

Na terenie województwa lubuskiego znajduje się obecnie 1234 km linii kolejowych, z czego na 676 km realizowany jest ruch pasażerski. Wykorzystanie tego ogromnego potencjału przyniesie szereg korzyści zarówno dla mieszkańców, jak również lubuskich przedsiębiorców.

Dr Waldemar Sługocki

ważnej funkcji ze względu na jej fatalny stan techniczny. Projekt jej modernizacji po-winien przyjąć rangę między-narodową, ponieważ strona niemiecka mogłaby w pełni przywrócić ruch osobowy na odcinku Berlin-Gubinek, a także w dalszej perspekty-wie rozpocząć modernizację tego ważnego ciągu komuni-kacyjnego po zachodniej stronie granicy polsko-nie-mieckiej. W wyniku tych wspólnych prac prędkość pociągów jadących tą drogą powinna sięgnąć do 160 km/h, co jest standardem linii funkcjonujących w Unii Europejskiej.

www.waldemarslugocki.pl

REKLAMA

REKLAMA

KWIECIEŃ 20126 Zielona Góra

Page 7: UZetka 84 (kwiecień 2012)

Guma bez cukru, kawa bez ko-feiny, odtłuszczone mleko i śmietana, piwo bez alkoholu… Jest więcej przykładów nowej ery produktów „bez”, które wkradły się ukradkiem do co-dziennego świata i nikogo już obecnie nie dziwi ich byt. Pro-dukty te pozwoliły bez konse-kwencji decydować się na posił-ki wcześniej niewskazane. Je-dząc słodycze bez węglowoda-nów nie trzeba pilnować diety, obawiać się chorób układu krą-

żenia czy zepsutych zębów. Dzięki zabiegom usuwania klu-czowych składników z produk-tów stają się one nową, lepszą wersją swojego przodka. Pijąc colę, której szklanka zawiera je-denaście łyżek cukru, każda szanująca się dietomaniaczka zastąpi ją odpowiednikiem w wersji ZERO. Różnica w smaku prawie niewyczuwal-na, ale świadomość nieprzybie-rania na wadze – bezcenna. Era produktów „bez” za-toczyła większe koło. Na przy-kładzie żywności, która nie tra-cąc na walorach smakowych zmieniła swoje kaloryczne obli-cze, okazało się, że można być winnym bez kary. Odkrywając przy okazji, że przyjemność jest

dwukrotnie większa, ponieważ pozbawiona kosztów. Natural-ną funkcją ludzkiej egzystencji jest dobieranie się w pary, za-kładanie rodzin i prokreacja. „Bez” i w tej sferze odcisnęło swoje piętno. Jak informuje na portalu wedwoje.pl psycholog Jowita Wójcik, single stanowią 26% całego dorosłego społe-czeństwa. Siedmiomilowa gru-pa ludzi, która zdecydowała się na życie bez związku, bez zobo-wiązań czy bez dzielenia się ma-jątkiem, stanowi bezrozsądko-wą konsekwencję wspomnianej ery „bez”. Wiadomo, że single będą bezdzietni, nie wyjadą w podróż poślubną ani nie obu-dzą się u boku kochającej oso-by. Mogą jednak cieszyć się nie-

ograniczoną swobodą i brakiem zobowiązań, jakie niesie ze sobą prosperowanie rodziny. Żyjemy bez czasu wolne-go, jadąc samochodem na ben-zynie bez ołowiu zaciągając się sztucznym papierosem bez ty-toniu. Jedziemy przed siebie bez zobowiązań i bez zbędnego bagażu. Decyzje o dozowaniu rzeczy w formie „bez” czy w pierwotnej postaci należą tyl-ko do nas. Kto raz kochał, nie zawsze przyznając to przed sobą, ukradkiem będzie wypa-trywać ponownego smaku mi-łości, tak jak smaku prawdziwe-go masła czy prawdziwej kawy, o której wiadomo, że postawi w potrzebie na równe nogi.

Era życia bez…We współczesnym świecie nadmiaru, przejedzenia i przepicia dziwnym zjawiskiem jest rezygnowanie z kluczowych wartości danych rzeczy. Świadomie lub nieświadomie decydujemy się na produkty „bez zawartości” czegoś, co nadaje sens jego istnieniu. W ostateczności decydujemy się na życie w pojedynkę - na życie bez miłości.

Paweł J.Sochacki

Guma bez cukru, kawa bez ko-

W pierwszy, a rzadziej w drugi dzień Świąt Wielkanocnych ko-rowód różnokolorowych prze-bierańców chodzi po wiosce lub mniejszych miastach śpiewając, grając, robiąc psikusy, śmiejąc się i żartując. Zwyczaj ten pielę-gnowany jest właściwie tylko w Wielkopolsce. Wyraża radość ze zmartwychwstania Pana Je-zusa oraz z zakończonego postu. Za co przebierają się Siw-ki? Różnie to bywa. Ważne, aby towarzyszył im ktoś przebrany

za białego lub siwego konia. W mojej miejscowości przebie-ranki nie znają granic. Mamy parę młodą prowadzącą cały ko-rowód i porywającą gapiów do tańca, lekarzy, którzy częstują tabletkami (czyt. pysznymi, pu-drowymi cukierkami), pielę-gniarki, które chętnie zbadają swoich pacjentów, policjantów, którzy wypisują dla zabawy mandaty mieszkańcom, dzieci przebrane za różne zwierzątka, które składają wielkanocne ży-

czenia, zomo, diabłów oraz ko-miniarzy. Uśmiechnięte dziew-częta stoją przed bramą swoich posesji czekając na korowód, a kominiarze lub diabły z ręka-mi od sadzy wymieszanej z kre-mem zaskakują je „murząc” im twarz czy ręce. Oczywiście dziewczęta wzbraniają się tylko pozornie, bo tak naprawdę mu-rzenie to tradycja Siwek, a do tego obrzędu wybierane są tylko ładne i uśmiechnięte dziewczę-ta. Czasami można też zostać

wychłostanym batem lub gałąz-ką, ale trzeba znieść to godnie, bo jak babcia mówi: „To za Boże Rany”! Tego dnia nie ma końca uśmiechom, tańcom i radości. Atmosfera owej tradycji jest naprawdę nie do opisania i jeśli macie możliwość, weźcie w niej udział. Zrozumiecie wte-dy, co znaczy tradycyjna zabawa wielkanocna.

Patrycja Hoffmann

Tradycje Świąt Wielkanocnych znane są w całej Polsce. W Wielką Sobotę idziemy do święconki z koszyczkiem pełnym jajek, kiełbasy, chrzanu, chleba i słodkości. W niedzielę rano niektórzy z nas wybierają się na rezurekcje, potem jemy uroczyste wielkanocne śniadanie, a w Lany Poniedziałek polewamy dla żartów inne osoby wodą. Takie zwyczaje wszyscy znamy, ale czy znacie tradycję Siwków, inaczej zwaną Komediantami?

Wielkanoc może zaskoczyć

7KWIECIEŃ 2012 Zielona Góra

Page 8: UZetka 84 (kwiecień 2012)

Francuski serwis Deezer zade-biutował na polskim rynku, a od niedawne jest także prze-tłumaczony na język polski. Deezer za darmo oferuje radia internetowe, które są tym bardziej spersonalizowane, im dłużej korzystamy z serwisu. Po każdym odsłuchanym czy polu-bionym przez nas utworze, ka-nały radiowe są dostosowywane tak, by jak najbardziej trafi ać w nasz gust muzyczny. Za dar-mo możemy również odtworzyć trzydziestosekundowy frag-ment dowolnego utworu.

Nie kradnij muzyki. Wykup tani dostęp

Jeżeli chcemy słuchać konkret-nych kawałków w całości lub sami dodawać utwory do wła-snych list czy też przechowywać je offl ine, potrzebny będzie abonament. Za 15 zł miesięcz-nie mamy praktycznie nieogra-niczone możliwości. Oprócz dostępu do stacji radiowych mamy również dostęp do ponad 15 milionów utworów (bibliote-

ka jest uaktualniana na bieżą-co). Możemy wyszukiwać ulu-bionych wykonawców, utwory, albumy, tworzyć playlisty. Wszystko to wyląduje w zakład-ce "Moja muzyka". Po wejściu na stronę de-ezer.com i zalogowaniu się przy pomocy np. konta z facebooka ukazuje się odtwarzacz z pro-stymi przyciskami. Zaraz obok jest pole wyszukiwania, a pod spodem listy najpopularniej-szych piosenek albumów oraz wykonawców. Po dodaniu utwo-rów do naszej biblioteki odtwa-rzacz rozpocznie ich odtwarza-nie i zapamięta, co wybraliśmy czy wrzuciliśmy do nowo stwo-rzonej playlisty. Słuchanymi ka-

wałkami można się również po-dzielić ze znajomymi wstawia-jąc odpowiedni post na Facebo-oka lub ustawić automatyczną informację, która pokaże się na naszej tablicy co jakiś czas. Do serwisu możemy również namó-wić naszych znajomych, dzięki czemu poznamy muzyczne gu-sty innych osób.

Mobilnie

Oprócz przeglądarki w kompu-terze, Deezera możemy zain-stalować również na telefonie. Aplikacja dostępna jest na większość popularnych syste-mów mobilnych, włącznie z nie-którymi mniej znanymi. Jeżeli

ktoś zdecyduje się na tę przy-jemność, przyjdzie mu zapłacić dodatkowe 15 zł miesięcznie. W sumie 30 zł, czyli tyle, ile przeciętnie kosztuje jeden al-bum z muzyką w Empiku. W tej cenie mamy do dyspozycji mi-liony tytułów, możliwość od-twarzania ich offl ine na kompu-terze lub telefonie, brak reklam, wysoką jakość plików oraz moż-liwość odtwarzania ich gdzie-kolwiek jesteśmy (byle był do-stęp do internetu). Pełną funk-cjonalność Deezera można za darmo przetestować przez 15 dni. Po tym terminie serwis za-pyta, czy chcemy wykupić któ-ryś z dwóch pakietów lub pozo-stać przy darmowym trybie sta-cji radiowych. Z każdego moż-na oczywiście w każdym mo-mencie zrezygnować. Mi osobi-ście właśnie skończył się okres testowy i mam zamiar skusić się na usługi Deezera. Głównie za sprawą wygody. Zapraszam na www.deezer.com

Denis Marciniak

Wszyscy z nas słuchają muzyki. Każdy preferuje jakichś wykonawców albo gatunek. Do odtwarzania ulubionych kawałków służą nam zestawy audio, komputery, iPody czy telefony komórkowe. Z zakupem albumów też powoli przenosimy się do komputera używając sklepów internetowych, takich jak iTunes Store czy Nokia Ovi Store. Okazuje się, że w cenie jednego albumu naszego ulubionego wykonawcy możemy mieć dostęp do milionów utworów. Szybko i wygodnie, a co najważniejsze - legalnie.

Słuchaj milionów utworów tanio i legalnie

Nowoczesny student cz. 5W tym dziale "UZetki" poruszamy tematy związane z nowymi technologiami. Artykuły te powinny ułatwić każdemu studiowanie oraz uświadomić, że istnieją łatwe i wygodne rozwiązania, które mogą być wykorzystywane również w życiu codziennym.

Denis Marciniak - autor bloga derosky.com

KWIECIEŃ 20128 Nowoczesny student

Page 9: UZetka 84 (kwiecień 2012)

9KWIECIEŃ 2012 Zajawka studenta

Poker, podobnie jak inne dyscy-pliny sportowe, wymaga cierpli-wości i regularnego treningu, aby można było odnieść prawdziwy sukces. Jest to sport dla każdego, więc amatorami mogą zostać wszyscy. Nauczyciel, student, kie-rowca. Każdy z nich może wie-czorem, dla relaksu po ciężkim dniu pracy odpalić komputer, za-logować się do pokerroomu i gra-jąc turniej lub gry cashowe odprę-żyć się. Średniozaawansowany

pokerzysta-amator posiada pod-stawową wiedzę o pokerze, ale także ciągle się szkoli. Do dyspo-zycji takiego gracza są setki stron internetowych z fi lmami szkole-niowymi, fora internetowe, na których może dyskutować z inny-mi pokerzystami o swojej grze oraz oczywiście blogi zawodow-ców, którzy niekiedy dzielą się na nich swoją wiedzą. Amator spędza dziennie przy grze online 2-4 godziny, przy czym nie zawsze przywiązuje wagę do tego, w jakich godzinach gra. Jeśli zazwyczaj gra wieczo-rem, ale wypadnie mu akurat wolny czas do południa lub zanim pójdzie na zajęcia, również tym nie pogardzi. Do gry siada nie za-wsze skoncentrowany, zdarza mu się grać pod wpływem impulsu. Osobom, które grają w pokera dla

odprężenia, zdarza się także ro-bić kilka rzeczy jednocześnie. Rozpoczynają grę w turnieju, a poza tym rozmawiają ze znajo-mymi na Facebooku i szukają w sieci najnowszej płyty ulubione-go wykonawcy. Gracz-amator wybierając turnieje pomija czasami fakt, że wpisowe do niego może być za dużym obciążeniem dla jego po-kerowego budżetu. Nie przestrze-ga więc tzw. bankroll management (jest to sposób zarządzania pie-niędzmi przeznaczonymi do gry w pokera, polegający na odpo-wiednim wyborze limitów do gry i dzięki temu minimalizowaniu ryzyka bankructwa). Profesjonalista natomiast traktuje wszystko bardzo poważ-nie. Bardzo dobry zawodnik onli-ne spędza na grze 6-8 godzin

dziennie. W tym czasie (jeśli bie-rze udział w tzw. grach casho-wych) rozgrywa nawet kilkana-ście tysięcy rozdań, łącznie na 12-16 stołach. Taka gra wymaga cią-głego skupienia tylko na grze. Nie ma mowy o innych rzeczach. Po-dobnie jest z turniejami. Jednak najważniejszą róż-nicą pomiędzy profesjonalistą a amatorem jest czas poświęcany na pokerową edukację. Ten pierwszy równie dużo czasu, co na grę, poświęca także treningo-wi. Przez trening rozumiem te same rzeczy, o których pisałem przy amatorach. Różnica jest jed-nak w czasie. Amator poświęca mniej czasu na edukację pokero-wą i nie jest ona tak komplekso-wa. Profesjonalista do takiej edu-kacji włącza także szczegółowe studiowanie wykresów swojej gry

Profesjonalista/amatorJuż od dobrych kilku lat mówiąc o pokerze coraz więcej osób kojarzy go przede wszystkim z rozgrywkami internetowymi. I nic dziwnego, bo od 2003 roku trwa prawdziwy boom na pokera online. Poznajcie więc różnice, jakie występują pomiędzy amatorami a profesjonalistami, którzy grają w pokera online.

Jakub Suszkajakubsuszka.natemat.pl

Studencka zajawka: POKER

(istnieją specjalne programy, któ-re podczas gry zbierają informa-cje o tym, jak grają przeciwnicy przy stole). Dzięki tej analizie może dostrzec obszary, które na-leży poprawić, aby gra była bar-dziej efektywna, a podejmowane decyzje przynosiły większe zyski.

Tak więc podstawową różnicą (w dużym uproszczeniu) pomię-dzy pokerowym profesjonalistą a amatorem jest nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Jak to w spo-rcie.

PS Zapraszam Was na nową od-słonę mojego blogu w nowym ser-wisie Tomasza Lisa - NaTemat.pl: www.JakubSuszka.NaTemat.pl. W najbliższym czasie pojawią się dwa bardzo ciekawe wywiady.

REKLAMA

Page 10: UZetka 84 (kwiecień 2012)

Chodzi o to, że większość chce być najlepsza. Większość ta dzieli się na tych, którzy mówią, że chcą być najlepsi, takich którzy w swoim własnym świecie dążą do ideału, nikomu o tym nie mówiąc oraz takich, którzy zmierzają do określonego celu totalnie bez świadomości, że w ogóle jakiś cel sobie obrali. Pani Większość stara się też wygrywać w rankingach popularności, jednak Pani Wiosna jest w tym momencie bezkonkurencyjna.

Kim jest Większość?

Jak to z Większością - która jakby nie patrzeć, jest kobietą - bywa, trudno jej przypisać jeden motyw, jeden cel. Jednak w związku z tym, że często to właśnie więk-szość bywa podatna na reklamy, i ta spersonifi kowana Większość się poddała. Nie porzucił jej na kolana jakiś kolejny „Pomysł na...”, chociaż i tak Większość od dawna korzysta z jego pomocy, zazwyczaj nie przyznając się do tego, wręcz odwrotnie – chwaląc swój talent kulinarny – czyli czy-niąc jak większość. Tym razem, jak w większości przypadków, wy-starczyła krótka reklama sklepu odzieżowego. Bez zbędnych słów. Kilka kroków modelki, na końcu logo sieciówki i pojawia się na-stępna reklama majonezu, który przecież od dawna trzeba było kupić. W takim razie czas wybrać się na zakupy po kolejny T-shirt. Większość zaczyna dążyć do swo-jego modowego ideału. Czemu? Bo przecież wygląd nie ma zna-czenia.

Chcemy mieć lepiej

Dochodzi do najbardziej absur-dalnych sytuacji, które często wy-nikają z zazdrości. Bo ty, on, ona, ono, wy, oni, masz, ma, macie, mają lepiej. Mimo tego że wymie-niłam przed ostatnim wyrazem wiele słów, wiele osób, i tak każdy skupi się na ostatnim przymiotniku, którego rzadko kiedy ktoś używa w stosunku do siebie. No, dobra. Bywa. Przecież chcę, chcemy mieć lepiej. Ciągle lepiej i lepiej. Bez możliwości awansu na stopień najwyższy – najlepiej. Gra nie do przejścia we własnej świadomości. Nie da się wykupić, nawet po znajomości,

żadnego pakietu, żeby przedostać się na ostatni level. Wieczne demo. A innym jakoś się udaje. I jeszcze się z tym perfi dnie obno-szą. Fejsik prawdę ci powie.

Metka na pokaz

Tamten ma nowe buty. Tamci byli na wakacjach. A tamta nauczyła się używać photoshopa! Póki co mało profesjonalnie, ale przynaj-mniej się stara. Powykrzywiane drzewa na skutek zmian rozmia-rów swojego ciała. Śmiech na sali! Ale kurtkę to ma ładną... Trochę w sojuszu z Anną Muchą - prze-ciwko Joannie Krupie, kupiła prawdziwą. Chyba. Raczej. Na pewno! „Przez przypadek” nie oderwała metki. Nie liczą się uczucia. Większość postanowiła być lepsza. Choć zdanie „W na-szym sklepie mamy tylko skórę ekologiczną” w ustach sprzedaw-czyni zabrzmiało bardzo dumnie, Większość nie dała się skusić na tak niską cenę. Natomiast droga skórzana kurtka w sklepie parę przecznic dalej wyglądała zbyt ta-nio. Jak sztuczna! Koło się zamy-ka. A tamta i tak ma lepiej. Po pewnym czasie zakoń-czyła się już afera związana z za-kupieniem markowej podróbki. Nie zakończyły się jednak fale za-zdrości. W stosunku do posia-daczki i posiadaczki, która wola-łaby nigdy nie być w swojej skórze. Dosłownie i w przenośni. Ciągłe rankingi, wyścigi, konkursy. Nerwy i złość, która piękności szkodzi i wieczne uświadamianie sobie, że nie ma się czym szastać. Bolączki, po-równywania, a przede wszystkim chęć wygrywania. Z każdej strony oceny. Szkolna, sześciostopniowa

skala to zdecydowanie za mało. Miliony słów wypowiedzianych wprost albo ukrywanych tak mocno, że chyba z powodu lęków klaustrofobicznych, wydostały się do sfery życia. Bo przecież nikt nic nie mówił!

Moda na charakter?

Ewentualnie Większość coś szep-nęła. Ona nie ma żadnych zaha-mowań. Z roztargnienia opuściła wiosenny pokaz mody. A że, jak większość, nie uznaje mało popu-larnej mody na charakter, musi trochę poczekać do następnej re-wii. W międzyczasie pocieszy się konkursami, jakby nie wystarczy-ły jej codzienne słowne medale i antypuchary bez ich fi zycznej postaci.

Konstruktywna Krytyka

Wciąż narażeni na Krytykę i wciąż próbując wmówić sobie, że jest ona potrzebna, choć w sercu nienawidząc jej bardziej niż najgorszego wroga. Bo uderza bardzo boleśnie, zostawiając wy-jątkowo trwały ślad. Jeden z drugim posłuchają mądrej opi-nii na temat potrzeby występowa-

nia Konstruktywnej Krytyki i zaczynają krytykować ot tak, za-pominając kompletnie o drugim wyrazie, bez którego sama w so-bie Krytyka traci sens. Zmienia status na wolny(a). Forever alone. To już nie to samo, co z Panem Konstruktywnym. Głodna nie jest sobą, bez niego też nie.

Kim była Soba?

Tymczasem Większości wszyst-kiego się odechciało. Widok tak samo wyjątkowych osób jak ona, tak samo wyglądających, tak samo modnych, identycznie świetnych, przygnębiła. Dobijają-ca przegrana. Zazdrość wobec mniejszości, która też nie wygra-ła. Ale miała LEPIEJ. Jeszcze le-piej miała zwyciężczyni – Soba. Mimo niepopularnego imienia została przez Większość zapa-miętana. Z jednej strony zakom-pleksiona, z drugiej wyjątkowo pewna siebie Pani jednak wciąż nie dowierzała. Pytała wszyst-kich, kim była ta dziewczyna. I uzyskiwała wciąż tę samą odpo-wiedź - „Nie udawaj, że nie wiesz! Była Sobą”.

Karina Ostapiuk

KWIECIEŃ 201210 Zielona Góra

Page 11: UZetka 84 (kwiecień 2012)

Przygodę, którą przeżywam z siedemnasto-ma innymi redaktorami z całej Polski, organi-zuje Komisja Europejska – przedstawiciel-stwo w Polsce. Po co? Byśmy mogli zobaczyć, jak działa Komisja i jak funkcjonuje Parla-ment Europejski, wziąć udział w briefi ngu prasowym, pozazdrościć radiowych i telewi-zyjnych studiów, które mieszczą się w komisji specjalnie dla użytku dziennikarzy... Podróż do Europy zaczyna się jednak w Babimoście.

Jesteśmy w EuropieAle czy to na pewno podróż do Europy? Przecież jesteśmy w Europie! Na Lotnisku Babimost-Zielona Góra da się to odczuć, a w samolocie wita mnie uśmiechnięta ste-wardessa. Swoje miejsce znajduję błyskawicz-nie, samolot jest nieduży. Wolnych miejsc nie ma. Punktualnie o godz. 7:30 samolot zaczy-na startować. Zawsze przy starcie przechodzi mnie dreszcz... a po chwili lecimy już na wyso-kości 4 tysięcy metrów. Stewardessa częstuje nas słodyczami i kawą. Po godzinie miękko lądujemy na Okęciu. A tutaj…

Nadprogramowe spotkanieDzięki uprzejmości posła Bogusława Wonto-ra udaje mi się zwiedzić Sejm i Senat. Plakiet-ka „Gość Posła” upoważnia do wejścia w naj-bardziej interesujące zakątki budynku. Szalo-ny, fascynujący maraton wzdłuż i wszerz Mar-szałkowskiej 4/6/8 kończy się na posiedzeniu Sejmu. Żeby obrady mogły się zacząć, mar-szałek Ewa Kopacz ucisza posłów jak uczniów w gimnazjum. Długo usiedzieć w loży praso-wej nie można (zwłaszcza gdy nie trzeba…), więc opuszczam towarzystwo rozbawionych i trochę znudzonych reporterów i po trzech godzinach zwiedzania rządowych posiadłości jadę na konferencję do polskiego przedstawi-cielstwa Komisji Europejskiej.

Wolność zaczęła się u nasDyrektorem przedstawicielstwa KE w Polsce

jest Ewa Synowiec, wprowadza nas w tematy-kę unijną gładko, prezentując główne założe-nia KE i cele na ten rok, a na koniec chwyta nas za serce teledyskiem, który za zgodą ze-społu U2 przygotował zespół KE (warto obej-rzeć na YouTube: „The Freedom of Europe has started in Poland”). Dyskusja o dzienni-karzach w Europie przenosi się po kilku go-dzinach na pokład samolotu do Brukseli.

Europa, Osiecka i gofryPierwszy wieczór w Brukseli – sercu Europy – przypomniał mi książkę Agnieszki Osiec-kiej pt. „Szpetni czterdziestoletni”… Wspo-minała w niej o starej, dobrej Europie: „W tamtych czasach wyjeżdżaliśmy do Euro-py z paroma zaszytymi w mankiet dolarami: (żeby, choć mieć na bilet do Luwru), a wraca-liśmy zmarnowani i wychudzeni, ale świecący światłem wewnętrznym, napromieniowani Goyą i objedzeni rozmaitymi kolażami i wi-trażami. (…) Słowo „Europa” oznaczało w potocznym języku coś znacznie więcej niż geografi czną nazwę kontynentu. było to okre-ślenie szczególnie eleganckiego i światowego

gestu, obyczaju bądź zdarzenia”. Europa – chociaż nowa – wydaje się tutaj tak niezwykła, jak kiedyś dla Osieckiej. Pięciokątny Wielki Plac, strzelisty ratusz (refl ektory wokół niego można by spokojnie wyłączyć – jest całymi nocami oświetlany przez lampy błyskowe tu-rystów), zachwycająca Katedra św. Michała i św. Guduli, a to wszystko uwspółcześnione przez ciągnące się w nieskończoność uliczki pełne restauracji, kawiarni i pubów, pachnące czekoladą, kawą, goframi, smażonymi kre-wetkami – różnorodnością.

Z wizytą u Róży ThunEuropa to praca. Setki ludzi, których mijam na korytarzach Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej, próbuje nadążyć za potrzebami obywateli Europy. Szerzej opo-wiada o tym Róża Thun, polska posłanka Parlamentu Europejskiego. Właściwie nazy-wa się Róża Maria Gräfi n von Thun und Ho-henstein, ale – jak twierdzi – została tak wy-chowana, by nie epatować tytułami. Jako członkini Komisji Rynku Wewnętrznego i Ochrony Konsumentów, zajmuje się wszyst-kim tym, co ma ułatwić Europejczykom kon-takty międzynarodowe, wizytę u lekarza za granicą, korzystanie z Internetu, zakupy.

Nadbagaż Parlament Europejski i Komisja Europejska to fascynujące miejsca, w których wszelkim obradom i decyzjom towarzyszy kilkunastu tłumaczy. Niesamowicie jest oglądać taką Europę, w której wspólne cele i język global-ny to jedno, a wszechobecna różnorodność to drugie – nie mniej ważne. Inaczej wraca się później do swojego miejsca w Europie: lądu-jąc najpierw w Warszawie, a potem w Babi-moście wiem, że wrażenia, które przywio-złam z Brukseli, ważą zdecydowanie więcej niż dozwolone w samolocie 20 kilo.

Kaja Rostkowska

Czy można dotrzeć do samego serca Europy w kilka godzin? Można, bo Zielona Góra jest miastem wysokich lotów! Babimost – Warszawa – Bruksela. Małe lotnisko – większe – olbrzymie. Rano odlatuję z Lotniska Babimost-Zielona Góra, po południu zwiedzam Warszawę, wieczorem piję herbatę w brukselskiej kawiarni. Polityczne serce Europy w nocy bije odrobinę wolniej, ale już za dnia trudno będzie za nim nadążyć.

Wysokie loty Zielonej Góry

Fot.

Kaj

a Ros

tkow

ska

Polecamy: WWW.LOTNISKO.LUBUSKIE.PL

11KWIECIEŃ 2012 Zielona Góra

Page 12: UZetka 84 (kwiecień 2012)

Bardzo złe dobrego początkiJak żywo pamiętam dzień, w którym spróbowałam swo-jego pierwszego kebaba. Co za traumatyczne przeżycie! Ciężka, mocno wczorajsza buła, napchana czerwoną ka-puchą, kukurydzą i skrawkami substancji mięsopochodnej. Wzdrygam się na samo wspo-mnienie, które zraziło mnie do szeroko pojętej kuchni turec-kiej na kilka ładnych lat. Ale nic nie trwa wiecznie, a ja, istota zmienna i żądna nowych do-znań smakowych, nie mogę zbyt długo czegokolwiek sobie odmawiać. I tak oto postano-wiłam dać kebabowi jeszcze jedną szansę, a mój wybór padł na Kapadokyę ze względu na jej godną podziwu auten-tyczność – adekwatną nazwę i najprawdziwszego Turka, operującego ogromnym no-żem przy gigantycznej porcji mięcha.

Turecka duma w bułceUczucia mieszane, moi mili. Po pierwsze, mały lokalik sprawia wrażenie mrocznego i klitkowatego. Wzrok przyku-wa wspomniany wcześniej ke-bab (ke-ba-bis-ko!), leniwie ob-racający się na szpadzie. Jest i niewielka witryna, oferująca sałatki i dziwnie wyglądające przysmaki tureckie, których nazw nie jestem w stanie

przytoczyć. Skusiłam się na kebaba w placku, uprzednio uprosiwszy panią kelnerkę o nieładowanie do środka ca-łego warzywniaka. I tu miłe za-skoczenie – dostaję kruchut-ką, świeżutką sałatę lodową z ogórkiem, pomidorem i czerwoną cebulą, co mnie naprawdę uszczęśliwia. Przy-znaję, że całość mi naprawdę smakowała. Kebab kebabowi nierówny – ten serwowany w Kapadokyi zaskoczył mnie idealną harmonią smaków; nic mi w nim nie przeszkadza-ło i zjadłam bez marudzenia.

Na tropie swojego smakuCeny w menu nie powalają ani w jedną, ani w drugą stronę. Ot, normalna cenówka pseu-do-egzotycznej restauracji w centrum miasta. Potrawy są rzeczywiście liczne i zróżni-cowane, ale to w końcu kebab napędza cały ich biznes – jest to danie popisowe i lepiej się tego trzymać (polecam wer-sję a la moi, czyli kebab w tor-tilli z białym sosem i sałatką). Tureckie specjały zalewają nas jak chińskie telewizory – szybko i efektywnie. Nie moż-na się jednak zadowalać byle czym, zatem gorąco polecam i popieram intensywne poszu-kiwania kebaba, który najbar-dziej odpowiada waszym gu-stom.

Co miesiąc odwiedzam kolejne knajpy i kawiarnie, by służyć wam mą skrajnie subiektywną oceną i rekomendacją. Gdzie powitać budzącą się do życia wiosnę? Oczywiście w parku lub we własnym ogródku! Ale kiedy już zgłodniejecie i nabierzecie wiosennego apetytu…

Fascynacje literacko-herbacianeWspominałam kiedyś o moich upodobaniach do nadrabiania lektury w zacisznym kącie ka-wiarni. Słodkim odprężeniem po dołująco-wyczerpującym ty-godniu jest dla mnie książka, ciastko i dobra kawa. Albo her-bata! Dla miłośników gatunku sensacyjna zielona, roman-tyczna biała lub czerwona ro-dem z horroru. W swe skrom-ne progi zaprasza eteryczna herbaciarnia „W poszukiwaniu straconego czasu” – nęci eg-zotycznymi aromatami i wyra-finowanym, acz przytulnym wnętrzem. Kto choć raz da się uwieść jej nieprzeciętnemu kli-matowi, zostanie odmieniony na zawsze – to jak inicjacja i wstąpienie na zupełnie nowy poziom estetyki.

Filiżanka pełna smakuWiecie, że słowo filiżanka re-prezentowało kiedyś Polskę w konkursie najpiękniejszych wyrazów? Ale do rzeczy! Na świecie musi istnieć chyba z milion rodzajów herbaty i mo-żecie być pewni, że w menu tej herbaciarni znajdziecie więk-szość z nich. Podawane są w niewielkich dzbanuszkach w filcach, tak w sam raz na du-chową ucztę dla dwóch osób. Mam kilka swoich faworytów. Na zimę na przykład – rozgrze-wająca i pokrzepiająca Cyna-

monowa albo Zimowy Czar z goździkami. Na lato – tu już zupełnie inna bajka – zielona mrożona z mango i miętą. Za-pewniam, że każdy miłośnik herbaty znajdzie tu coś dla sie-bie. Warto też się skusić na absolutnie genialny orzecho-wiec, sernik albo nawet ja-błecznik z lodami! Jednak istna atrakcja to letnie truskawki z bitą śmietaną, ubitą chwilę wcześniej na zapleczu.

Dla ciała i dla duchaTo miejsce ma naprawdę nie-spotykany czar i urok. Tu rze-czywiście można odnaleźć utracony, zagubiony gdzieś po drodze czas, zupełnie się zapo-mnieć i odżyć. Smaki i aromaty z każdego zakątka świata za-chwycają egzotyką i wyrazisto-ścią, a domowe, rozpływające się w ustach desery smakują jak te babcine. Zdecydowanie nie ma takiego drugiego miej-sca w Zielonej Górze, a jeśli jest, to proszę mnie uświado-mić, bo nie chciałabym dłużej żyć w pysznej ignorancji. Kilka wskazówek dla studenckiej trzódki – kiedy świat wydaje wam się bardziej szary niż zwy-kle, zabłądźcie za naszą Norwi-dowską bibliotekę, a znajdzie-cie wszystko, czego potrzeba na poprawę humoru. Enjoy!

Anna [email protected]

Smaki Zielonej Góry cz. 5

Pub Kapadokyaul. Niepodległości 12

Herbaciarnia - Galeria W poszukiwaniu straconego czasu ul. Mariacka 5

KWIECIEŃ 201212 Zielona Góra

Page 13: UZetka 84 (kwiecień 2012)

> To prawda, że kobiety są lepszymi kierowcami od męż-czyzn, tylko brakuje im spo-strzegawczości. Pewna Pani z Gorzowa zawróciła w niedo-zwolonym miejscu na środku skrzyżowania. Prawdopodob-nie akurat zajęta była makija-żem, bo nie rozglądała się za bardzo i wjechała prosto pod tramwaj. Wina leży po stro-nie mężczyzn, bo to przecież dla nas dbają tak o wygląd.

> W Winnym Grodzie coraz więcej samochodów! W ciągu czterech lat przybyło ich pra-wie 10 tysięcy i aktualnie na jedną osobówkę przypada nam dwóch zielonogórzan. Biorąc pod uwagę, że połowa mieszkańców to kobiety, całe szczęście, że w Zielonej Gó-rze nie mamy tramwajów.

> W Newie mogliśmy ostat-nio obejrzeć rosyjskie kino al-ternatywne. Bogaty, ale pod-

starzały Władimir ożenił się z pielęgniarką Eleną. On daje jej pieniądze, ona... zapewnia opiekę. Jednak gdy ciężko chory Władek chce zapisać majątek córce, Elena posta-nawia go wykończyć i podaje mu w jedzeniu dużą dawkę viagry. Tym sposobem rosyj-ski film kończy się iście ame-rykańskim happyendem...

> Gani Lawal w glorii i chwale powracał do Zielonej Góry, a klub przyjął go z otwartymi ramionami, mimo ponad 20 tys. dolarów, które musi mu płacić, co miesiąc. Ame-rykanin zapewniał, że przyby-wa, aby wywalczyć mistrzo-stwo i słowa dotrzymał. Wszak trudno mu odmówić mistrzostwa na parkietach X--Demona. Nawet właściciel Zastalu powiedział: "Wrócił do nas człowiek jakby z innej galaktyki". Ot, taka lokalna wersja "Tańca z gwiazdami".

> Przy ściąganiu zagranicz-nych zawodników, Zastal jest kapryśny, niczym kobieta przymierzająca ciuchy odpo-wiednie na wyjście do sklepu po bułki. Ostatnio zadebiuto-wał Thomas Mobley i może być z tego dumny. Jest już dziesiątym obcokrajowcem w tym sezonie i zagrał! Pra-

wie połowa jego poprzedni-ków nigdy nie pojawiła się na parkiecie.

> Radosław Mazur, komen-dant powiatowy z Międzyrze-cza, chwali się sukcesami. Na jego terenie nie tylko skra-dziono blisko cztery razy mniej samochodów, niż rok wcześniej, wzrosła również skuteczność funkcjonariuszy. W 2011 policjanci odzyskali aż dziewięć pojazdów. Cieka-we, że skradziono tylko sie-dem...

> Nie tylko polscy, ale i zielo-nogórscy drogowcy pielęgnu-ją swoją reputację. Kiedy San--Bud zabrał się za remo nt ul. Jędrzychowskiej, nikt nie pa-mięta. Firma najwyraźniej chce zmienić nazwę na Sam--Bud. Pomysł działa, bo górę piachu przy wjeździe od Kożu-chowa usunęli sami kierowcy. Wciąż jednak zastanawia mnie ten znak „Konie”...

> Kryzys trawi Europę, ale Grecy i tak się obijają. W Pol-

sce skuteczny rząd, skutecz-nie podnosi poziom bezrobo-cia, dlatego jeden z zielono-górskich portali opublikował listę zdań, którymi rodzina pociesza swoich bezrobot-nych bliskich. Mnie najbar-dziej spodobało się to: Inni pracują i narzekają, więc nie martw się – w pracy też jest ciężko.

> W sobotę w Łagowie odbył się Ogólnopolski Marsz Nor-dic Walking, na który osobi-ście zapraszała pani Elżbieta Polak. Trasa przebiegała wo-kół jeziora i liczyła 7 km. Pani Marszałek pojawiła się na starcie, ale miast kijków, w dłoniach dzierżyła dwa wio-sła. Wszyscy świadkowie, którzy widzieli, jak pani Polak płynie kajakiem w poprzek je-ziora, wyjechali z kraju.

> Mieszkańcy dalej będą ro-nić łzy nad losem opustosza-łej starówki. Dzięki prawym i sprawiedliwym radnym oraz mężniejszej i sprawiedliwszej połowie Platformy, kasyno nie powstanie na terenie śród-mieścia. Swoje pieniądze bę-dziemy mogli za to przepusz-czać w hotelu na samym koń-cu miasta, w miejscu, gdzie Zielona rzeczywiście jest zie-lona.

>>> Facta notoria

Mateusz Jędraś[email protected]

REKLAMA

Kultura - wywiad 13KWIECIEŃ 2012 Zielona Góra

Page 14: UZetka 84 (kwiecień 2012)

KWIECIEŃ 201214 Polska

CYNDIE - FRANCJA KELLY - GUJANA FRANCUSKA

SCOTT - USAFILIPPO - WŁOCHY

ANA - HISZPANIAGABI - RUMUNIA

Page 15: UZetka 84 (kwiecień 2012)

19MARZEC 2012 Zielona Góra 15KWIECIEŃ 2012 Polska

POLSKA W OCZACH ŚWIATAGabi

Co sądzisz o naszym języku?Jest niemuzyczny i niemiły dla ucha.Czy znasz jakieś polskie miasta?Oczywiście! Warzaw, Kracaw, Poznan, Zako-panne, Vorsklav.Czy w Polsce jest morze lub góry?Tak, ale nie aż takie, jakie mamy w Rumunii. Wymień znanych Polaków. Czym zasłynęli?Adam Malycz, Kamil Stoch – skoki narciar-skie, Maja Wloszczowska – cross-country, pił-karze: Boruc, Lewandosky etc.

AnaCo przychodzi Ci do głowy, gdy słyszysz sło-wo „Polska”?Nie wiem... Pierwszą myślą jest druga wojna światowa (uczyłam się o niej dziś na zaję-ciach!).Czy w Polsce jest morze lub góry?Polska to kraj wewnątrz kontynentu, więc ma-cie góry. Sądzę jednak, że macie też morze. Wydaje mi się, że widziałam kiedyś zdjęcie znad polskiego morza. Zatem, w Polsce jest i morze, i góry.Czy to prawda, że w Polsce każdej zimy pada śnieg i jest tak zimno jak na Biegunie Północ-nym?Tak, myślę, że wszystko jest pokryte śnie-giem, jest biało i bardzo zimno, więc podobnie jak na biegunie.Wymień znanych Polaków. Czym zasłynęli?Marie Curie (chemia), Robert Kubika (Formuła 1), Juan Pablo II (papież).

CyndieCo zaskoczyło Cię w polskiej kulturze?To, że macie bardzo ładne kolędy.Jakie stereotypy na temat Polski są znane w Twojej ojczyźnie?We Francji wiele osób uważa Polskę za kraj biedny i za taki, w którym zimy są bardzo ostre. Według mnie to obraźliwe i mylne, po-nieważ patrząc na długi Francji, powinniśmy zdecydowanie częściej milczeć.Co sądzisz o naszym języku?Myślę, że jest niezrozumiały, gdy się go słucha (podobnie jak rosyjski), ale mając dobrego na-uczyciela, mogłabym się go szybko nauczyć.

KellyCzy wiesz, gdzie leży Polska?Na wschodzie Europy, dość blisko Niemiec i Austrii, ale nie potrafię bliżej jej usytuować.Twoje pierwsze skojarzenie z Polską to...Pomoc trzem polskim studentkom w dźwiga-niu ich walizek.Jakie stereotypy na temat Polski są znane w Twojej ojczyźnie?Szczerze mówiąc, nie rozmawiamy w Gujanie o Polsce.Wymień znanych Polaków. Czym zasłynęli?Znam tylko Polkę o imieniu Hanna, która jest bohaterką powieści Paula Loupa Sulitzera.

Filippo

Twoje pierwsze skojarzenie z Polską to...Papież Wojtyla.Co sądzisz o języku polskim?Jest zbliżony do rosyjskiego.Czy zdziwiło Cię coś w polskiej kulturze, oby-czajach?Chyba... głęboka wiara Polaków.Wymień znanych Polaków. W jakiej dziedzi-nie są znani?Poprzedni papież.

ScottTwoje pierwsze skojarzenie z Polską to...Kiedy byłem młodszy, uczyłem się o drugiej wojnie światowej, polskiej migracji do Stanów Zjednoczonych i słuchałem historii mojej cioci, która podróżowała m.in. do Polski.Jakie stereotypy na temat Polski są znane w Twojej ojczyźnie?Stereotypy na temat Polski są zbliżone do tych, które związane są z krajami wschodniej Europy – konsumpcja wódki w dużych ilo-ściach. Trzeba jednak zaznaczyć, że spora część obywateli USA to potomkowie Polaków.Wymień znanych Polaków. Czym zasłynęli?Chopin (muzyk), Polanski (reżyser), Jan Pawel II (papież), Marie Curie (chemia).

Zachowano pisownię nazw własnych propono-waną przez osoby odpowiadające na pytania.

Kamila Maciejewska

O stereotypach napisano już wiele. Teoretycy prześcigają się z socjologami podejmują-cymi badania społeczne w tej dziedzinie. Wydawać by się mogło, że niewiele nowego można wnieść do tego tema-tu. Ja jednak myślę, że każdy z nas może dorzucić swoje trzy grosze, opowiadając o własnych przeżyciach. Pobyt na uniwersytecie we Francji był dla mnie okazją do spotkania nie tylko innych Erasmusów (stypendium Erasmusa obejmuje kraje eu-ropejskie), ale również ludzi z innych kontynentów. Każdy z nich ma swoje zdanie na każdy temat. Wszyscy od-ważnie mówią, co myślą, czę-sto wtedy, kiedy trzeba skry-tykować lub po prostu powie-dzieć prawdę. Z Erasmusami rozma-wialiśmy o wszystkim, także o Polsce. Jakie stereotypy o naszym kraju tkwią w świa-domości obcokrajowców? Co wiedzą o Polsce? Kilkoro z nich zgodziło się odpowie-dzieć na wybrane pytania na temat naszej ojczyzny - bez możliwości korzystania z In-ternetu, wyłącznie na pod-stawie własnej wiedzy. Zagraniczni mogą nas nauczyć wiele. Dla niektó-rych truizmem jest może przekonanie, że takie pokojo-we starcia kulturowe czegoś nas uczą i wzbogacają. Era-smusi, niezależnie od kraju, z jakiego pochodzą, otwarcie się do niego przyznają i mó-wią to z dumą w głosie. Jed-nak, co ciekawe, na pytanie „Czy chciałbyś odwiedzić Pol-skę?“, każdy z pytanych od-powiedział twierdząco. Czy oznacza to, że niebawem spodziewać się się możemy odwiedzin turystów z całego świata? Kamila Maciejewska

Page 16: UZetka 84 (kwiecień 2012)

KWIECIEŃ 201216 Muzyka

Beltaine to grupa, której zielonogórskiej publiczności nie trzeba przedstawiać. Grali u nas już około 8 koncertów. Za każdym razem prezentowali się w bardzo oryginalny sposób. Na scenie zawsze jest tłoczno, a to za sprawą dość rozbudowanego składu zespołu: Grzegorz Chudy, Adam Romański, Jan Kubek, Łukasz Kulesza, Jan Gałczewski, Bartek Dudek, Mateusz Sopata, Rafał Witkowicz. Tłoku na scenie dodaje masa instrumentów takich jak: skrzypce, irish bouzouki, mandolina, whistle, bodhran, akordeon, bombarda, galician bagpipes czy uilleann pipes. Całości dopełniają instrumenty perkusyjne: tabla, cajon, darabuka, djembe oraz instrumenty bliskie muzyce rockowej, czyli perkusja, gitara basowa oraz gitara elektryczna. Rozmawiam z Grzegorzem Chudym.

Polski Beltaine gra celtycką muzykę

Jak to się stało, że grupa 7 osób z przeróżnych kierunków, po-cząwszy do ścisłych, bo są wśród was technicy, poprzez artystów, aż po humanistów, stworzyła grupę muzyczną Beltaine? Myślę, że muzyka ma to do siebie, że potrafi scalić ludzi niezależnie od płci, rasy i wyzna-nia, i to ona tak zadziałała. Nie ma jakiegoś przepisu na zasa-dzie: znajdź obleśnego perkusi-stę, do tego skrzypka z neuro-tycznymi problemami, polonistę z przerośniętym ego (śmiech) i stworzysz zespół. To się stało w sposób absolutnie nieracjonal-ny. Wszyscy z nas jakoś podpro-gowo czuli, że ta muzyka jest faj-na i jakoś tak udało nam się do-brać. Nie było żadnego castingu, raczej to byli znajomi, znajomi znajomych i tak się stało, że do-braliśmy się do kupy.

A jak z waszymi trasami? Spę-dzacie bardzo dużo czasu jeż-dżąc. Jak to godzicie ze swoimi obowiązkami codziennymi, z pracą? Tutaj fenomenem jest pana praca polonisty w szkole... Na szczęście praca w szkole ma to do siebie, że nie spędza się w niej czterdziestu godzin tygodniowo i można to wszystko połączyć. Najwięcej

koncertów jest granych głównie w weekendy i wakacje, wtedy szkoła nie koliduje. Dla chcące-go nic trudnego. Większość z nas to przedstawiciele zawo-dów wolnych, można powiedzieć też, że frywolnych, i można wszystko odwołać. Mam dobre układy w szkole i czasami muszę dopracowywać lekcje tygodnia-mi i użerać się z tym „stadem głąbów” po godzinach, ale moż-na to jakoś połapać. Jestem o tyle dobrze usytuowany, że moja pani dyrektor wiedziała, kogo zatrudnia i wiedziała, z czym to się wiąże, i jak najbar-dziej to akceptowała, mając jed-nocześnie świadomość, że z sa-mej pensji nauczyciela ciężko się utrzymać.

Jak wygląda kwestia popularno-ści? Możemy odnieść wrażenie, że w Polsce jesteście mało znani, a za granicą dużo bardziej. Myślę, że można odnieść takie wrażenie w Polsce. Po-wiedzmy sobie szczerze, że na-wet te kilkanaście koncertów za-granych we Włoszech nie powo-duje, ze każde włoskie miasto na wieść, że przyjeżdża Beltaine wybiega na ulice, rozwija czer-wone dywany i biegnie po auto-grafy. Niezależnie od tego, gdzie

gramy, to jest to niszowa muzy-ka. Natomiast mam wrażenie, że chyba odbiorcy w niektórych krajach są bardziej wyrobieni i bardziej wrażliwi na taki rodzaj muzyki, co było widać np. w Sze-tlandach, gdzie oni doskonale rozumieli taką muzykę, w zasa-dzie wtedy faktycznie był duży festiwal, większość mieszkań-ców przewijała się przez koncer-ty. Może jest pewna różnica w kulturze muzycznej, ale w ży-ciu nie stwierdziłbym, że jeste-śmy bardziej znani w innym kra-ju niż w Polsce. Jednak tutaj za-graliśmy kilkaset koncertów, we Włoszech kilkanaście, dwa koncerty we Francji, kilka kon-certów w Czechach i kilka kon-certów w innych krajach.

Dosyć często odwiedzacie Zielo-ną Górę. Czy mieliście kiedyś czas, żeby pozwiedzać nasze miasto i okolice? Czy jednak to jest tak, że wpadacie do klubu, gracie koncert i lecicie dalej? No niestety tak to wyglą-da, także w przypadku Zielonej Góry. Rzadko kiedy mamy oka-zję pokręcić się po miastach. Nie będę ukrywał, że okolice zoba-czylibyśmy bardzo chętnie, bo tak to zawsze wzruszamy się przejeżdżając przez Świebodzin.

Ale przecież naokoło jest dużo fantastycznych miejsc. Mieliśmy okazję zobaczyć zamek w miej-scowości Łagów. Mieliśmy oka-zję pokręcić się tam i to była miejscowość, która nas napraw-dę rozbroiła. Jest absolutnie ma-giczna. Ale ja osobiście chciał-bym w końcu międzyrzecki re-jon obejrzeć. Pokręcić się tam po wszystkich bunkrach, któ-rych jest tam mnóstwo. I myślę, że też dla mnie jako mieszkańca pogranicza, jako Ślązaka, te te-reny są fascynujące. Bo tutaj przeplatają się dwie kultury. Jest dokładnie to, co u nas na Gór-nym Śląsku. Jest kultura nie-miecka i jest kultura polska i to czyni te obszary rewelacyjnymi. One są jeszcze nie odkryte i my-ślę, że można mnóstwo o tym opowiadać. Bardzo jestem cie-kaw Muzeum Wina i Tortur, bo kombinacja jest naprawdę rewe-lacyjna. Jestem ciekaw, na czym polega np. torturowanie przez wino. Czy napojeniem nadmier-ną ilością, czy ewentualnie trzy-maniem przez długi czas na trzeźwo...

CAŁY WYWIAD DOSTĘPNY NA WWW.UZETKA.PL

Wojciech „Góral” Góralski

Page 17: UZetka 84 (kwiecień 2012)

19MARZEC 2012 Zielona Góra 17KWIECIEŃ 2012 Rozrywka

Wszyscy o tym już mówią, każdy choć raz słyszał o projekcie „Polskie Gówno”. Powiedz, skąd w ogóle pomysł na coś takiego? Tymon Tymański: To za-częło się przy okazji „Łosssko-tu” (program w TVP Kultura – P.H.). Skąd ten pomysł zestawie-nia punkowej kapeli z Pruszcza z zespołem Kombi? Chyba to po prostu gdzieś tam we mnie kieł-kowało od dawien dawna. Ja mam taki dziwny związek z ze-społem Kombi, bo to był pierw-szy koncert, na jakim byłem w życiu. Do tego taki motyw ry-walizacji zespołu nieudaczni-ków i zespołu z „topu” czaił mi się w głowie od jakiegoś czasu. Poza tym lubię myśleć o „Pol-skim Gównie” jako o zamknię-ciu tryptyku „Polovirusa” Kur oraz „Wesela” Tranzystorów. Ten fi lm ma być takim wagne-rowskim opus magnum moim. „Polovirus” był takim żartem, rozliczeniem z muzyką lat 90-tych, „Wesele” było podczepie-niem się pod złośliwość Wojtka Smarzowskiego a „PG” jest już poniekąd moim pomysłem na fi lm drogi łączony z musicalem, ale w istocie rzeczy to coś więcej – to portret pewnego pokolenia. To nie jest też już fi lm, gdzie tyl-ko ja jestem bohaterem. Poja-wiają się też moi przyjaciele, czy-li Robert Brylewski, Grzegorz Halama, Filip Gałązka czy Kon-jo, no i oczywiście zespół Tran-zystory.

Film to jedno, ale co z nową pły-tą Tymona&Transistors? Kiedy graliście ostatni w Zielonej Gó-

rze, zapowiadałeś, że płyta już się robi i niedługo się ukaże. Ta płyta na razie zostaje odłożona na później. Wszystko dlatego, że w tej chwili jesteśmy na etapie robienia fi lmu na nowo. Trzy lata temu zaczęliśmy robić „PG” – taką wersję demo-wą, ale wtedy po prostu zabra-kło nam na to kasy. Nie pomo-gło, że chodziłem z tym fi lmem wszędzie, do Wojewódzkiego, TVP i trąbiłem, że fi lm będzie skończony i temat został otwar-ty. Dopiero po roku rozmów z Wojtkiem Smarzowskim, który bardzo nam pomógł, jeśli chodzi o scenariusz i taką dobrą myśl przewodnią, jego producent wspomniał, że boi się tytułu, jak i całej debiutanckiej jakby nie było ekipy i w ten sposób zostali-śmy na lodzie. Dopiero na jesie-ni 2011 r. dogadaliśmy się z pro-ducentem „Łossskotu”, który powiedział, że fi lm warto skoń-czyć i zaczęliśmy robić go na nowo. Teraz jesteśmy po 14 dniach zdjęciowych, zostało

nam około 16 i wszystko idzie gładko. Mamy nowego, świetne-go operatora, reszta ekipy jest tam sama, ale jesteśmy już bo-gatsi o doświadczenie i wiemy dokładnie jak chcemy, żeby fi lm wyglądał.

Domyślam się, że całej produk-cji towarzyszył będzie jakiś so-undtrack. Dokładnie. Około maja – czerwca zamkniemy zdjęcia i wtedy zabierzemy się za płytę. To będzie okazałe wydawnictwo z tego tytułu, że to będzie po-dwójny album. Na pierwszym krążku znajdą się piosenki ze-społu Tranzystory. Będzie pun-kowo i w klimacie interwencyj-nym. Do tego pojawią się też rzeczy w tonie Kabaretu Star-szych Panów w wykonaniu Grze-sia Halamy i Roberta Brylew-skiego. Na drugiej płycie będą z kolei utwory, które trochę wy-szydzamy i cały polski show biz. Nazwaliśmy to Fiołki w Neapo-lu, żeby nawiązać do słynnego

cytatu z Tetmajera: ”Wolę pol-skie gówno w polu niż fi ołki w Neapolu”. W sumie na tych dwóch płytach zmieści się 30 piosenek, więc czeka nas ogrom pracy, tym bardziej, że pojawi się tam też sporo gości. Pojawią się chłopaki z Mitch&Mitch, D4D, będzie też Leszek Możdżer i parę innych osób. Myślę, że we wrześniu to będzie skończone.

Tak trochę podsumowując: pra-ca nad fi lmem, podwójna płyta, audycja w radiu Roxy, po drodze jeszcze koncerty. Masz jeszcze czas na spanie? (Śmiech) Oczywiście, że śpię. Ba. Jeszcze zrobiłem płytę z muzyką Theloniousa Monka z zespołem Jazz Out i niedobit-kami Pink Freud. Przy okazji napisałem opowiadanie o Mon-ku „Paląc blanty z UFO”, na które namówiłem do przeczyta-nia przez panów Jana i Błażeja Peszków. To znajdzie się na do-datkowej płycie audio do tego wydawnictwa. Koło czerwca, maja planujemy też płytę zespo-łu Masecki, Moretti, Tymański. To będzie jazzowe trio, takie mocno dekonstrukcyjne. Projek-tów jest znacznie więcej. Mam już gotowe pomysły na kolejną płytę Tranzystorów po angiel-sku, ale nie jestem jeszcze pe-wien, czy zrobię ją z chłopakami czy nie z moim synem, ale to jest już przyszłość. W każdym razie jest tego dużo, owszem. Radio w tym wszystkim pojawiło się zupełnie niespodziewanie.

Paweł Hekman

Co ma Tetmajer do Tymańskiego? Czy Tymon jeszcze sypia? O co chodzi z tym całym „Polskim gównem”? Odpowiedzi na te pytania udzielił Tymon Tymański, jeden z najbardziej zapracowanych artystów polskiej sceny alternatywnej, przy okazji koncertu jego zespołu Tymon&The Transisotrs w klubie Marten w Zielonej Górze.

"Wolę polskie g*** w polu niż fi ołki w Neapolu"

Musical "Polskie gówno" czeka na swoją premierę.

Page 18: UZetka 84 (kwiecień 2012)

KWIECIEŃ 201218 Zielona GóraREKLAMA

Page 19: UZetka 84 (kwiecień 2012)

Ostatnimi czasy dość modne stało się w naszym kraju granie na modłę kapel typu Blink 182, Sum 41 czy Green Day, czyli tzw. kalifornijskiego punk rocka. W Zielonej Górze mamy przedstawiciela takiego grania: zespół Jared. Oto co mieli do powiedzenia na temat działalności grupy Grzegorz Wieczorkiewicz (bas, wokal) i Paweł Suszyński (gitara, wokal).

Bez obaw przed eksperymentami

Na początek powiedz kilka słów o historii Jared. Kto, kiedy i dla-czego założył ten zespół? Grzegorz: Sam pomysł na zespół narodził się z inicjatywy dwóch przyjaciół (Paweł Su-szyński, Grzegorz Wieczorkie-wicz), którzy znudzeni codzien-nością i zafascynowani muzyką zachodniego wybrzeża postano-wili założyć własny zespół. Kupi-liśmy swoje pierwsze instrumen-ty i od razu zabraliśmy się do ro-boty. Oczywiście niewiedza związana z brakiem umiejętno-ści gry na instrumencie utrud-niała trochę tworzenie muzyki, ale z czasem i ten problem udało się rozwiązać.

Przez kilka lat byliście zmuszeni do zmniejszenia waszej aktyw-ności przez brak bębniarza. Nie jesteście pierwszą kapelą w na-szym mieście borykającą się z takim problemem. Dlaczego waszym zdaniem jest tu tak mało perkusistów, albo mało do-brych perkusistów? Grzegorz: Zgadza się, na-sze pierwsze koncerty w roku 2005 zagraliśmy z „wypożyczo-nym” perkusistą Adamem Ku-trowskim. Facet ogarnął utwory w dwa dni, zagrał z nami dwa koncerty, po czym nasze drogi się rozeszły (wielka szkoda). Przez kolejne lata borykaliśmy się z poszukiwaniem perkusisty, jednak nie narzekaliśmy na ich niedobór, była to kwestia znale-zienia tego odpowiedniego, któ-ry odnajdywałby się w tego ro-dzaju muzyce a jego zapał i umiejętności odzwierciedlała-by jego gra na perkusji.

Wykonujecie tzw. kalifornijską odmianę punk rocka. Z reguły

polskie kapele z tego gatunku śpiewają po angielsku, wy zdecy-dowaliście się na teksty w ojczy-stym języku. Dlaczego? Paweł: Od samego po-czątku zakładaliśmy, że teksty do naszej muzyki będziemy pi-sać po polsku. Chcieliśmy aby nasza muzyka opierała się na dużej dawce pozytywnej energii instrumentalnej a w połączeniu z polskimi tekstami udowadnia-ła, że blaski zachodniego wy-brzeża mogą zawitać do naszego kraju.

W repertuarze macie cover Lady Gagi „Bad Romance”. Jakie były powody przerobienia tego kawałka i jak reaguje na niego publika? Grzegorz: Co do utworu Lady Gagi, jest to nasz pierwszy i jedyny cover. Wybraliśmy go ze względu na jego energię i orygi-nalność. Wybór wydaję się traf-ny, jako że po wykonaniu tego utworu zawsze dostajemy naj-

większe brawa. Chcemy pokazać ludziom, że jesteśmy pozytyw-nie zakręceni i nie boimy się „eksperymentów”. Na scenie się nie oszczędzamy i zawsze daje-my z siebie wszystko. Nieważne dla kogo i gdzie gramy, muzyka daje nam radość a swoją pozy-tywną energię chcemy przelewać na ludzi.

Macie w planach scoverowanie jeszcze jakichś popowych hitów z ostatnich lat?

Grzegorz: „Wszystko się może zdarzyć, gdy głowa pełna marzeń”. Nic nie stoi na prze-szkodzie abyśmy w przyszłości zaprezentowali kolejne covery. Może zrobimy „Tańcz głupia tańcz”, a może „Prześliczną Wiolonczelistkę”. Z nami nie wiadomo. Chcemy jednak pod-kreślić, że naszym głównym za-łożeniem jest tworzenie i granie własnych utworów.

Kiedy możemy spodziewać się waszego debiutu płytowego? Paweł: Zaskoczeniem bę-dzie samo ukazanie się płyty, to oczywiście żart. Czynimy kroki ku temu aby takowa płyta po-wstała. Jakiś czas temu zamknę-liśmy się na jedną noc w studiu Soundcore i nagraliśmy trzy nu-mery, tak więc idąc tym tropem gdy zamkniemy się tam na kolej-ne 3 noce to być może nagramy cały album. To oczywiście wer-sja optymistyczna, nie chcemy aby pośpiech dyktował nam wa-runki, resztę materiału mamy zamiar nagrywać z większą roz-wagą, jednak chcielibyśmy wyro-bić się ze wszystkim jeszcze w tym roku.

Michał Cierniak

Nieważne dla kogo i gdzie gramy, muzyka daje nam radość, a swoją pozytywną energię chcemy przelewać na ludzi

REKLAMA

19MARZEC 2012 Zielona Góra 19KWIECIEŃ 2012 Muzyka

Page 20: UZetka 84 (kwiecień 2012)

KWIECIEŃ 201220 Muzyka

Śpiewam po polsku na dwóch płytach,

przy pierwszej ktoś napisał, że sobie w kolano strzeliłem

tymi tekstami, że są w ogóle głupie.

Page 21: UZetka 84 (kwiecień 2012)

21KWIECIEŃ 2012 Muzyka

Przy okazji poprzedniego wywia-du rozmawialiśmy o płycie „Mi-łośnij”, w całości zaśpiewanej po polsku. Powiedziałeś wtedy, że teksty w języku ojczystym są bar-dziej zobowiązujące, niż angiel-skie. Dziś wieczór zawsze przed utworem z polskimi słowami za-szczepiałeś zapowiedzią ironicz-ny stosunek do niej. Tu żart, tu prezentacja w stylu „ta piosenka jest głupia”… Ja mam jakąś taką głupią… swojość, że się strasznie dużo tłumaczę (śmiech). Wierzę w te teksty, bo gdybym w nie nie wierzył, to bym ich nie śpiewał. Te teksty po polsku są po prostu o czymś, a cała płyta „Miłośnij” jest bardzo poważna w tej mate-rii, ale rzeczywiście zawsze jakimś drobnym żarcikiem to lajtuję… no, zawsze to ułagadzam.

Co do twojego humorystycznego podejścia do muzyki – nie boisz się, że kiedyś nie będziesz w sta-nie przedstawić ludziom czegoś na poważnie? Wiesz co, ja mam wrażenie, że ludzie w ogóle nie słuchają tekstów. Może nie do-ceniam ludzi, ale wydaje mi się, że polskie pokolenia były wy-chowane na muzyce zagranicz-nej – amerykańskiej, angielskiej i nauczyliśmy się słuchać piosenek z melodii i refrenów. Tam czasem „I love you” się gdzieś pojawia i każdy wie, co to znaczy, ale poza

tym nie wiemy, o czym śpiewa-ją „depesze”, czy ktoś inny. No, chyba, że się jest dużym fanem i się wnika. Ja się akurat wycho-wałem na słuchaniu Lady Pank, ale bardzo wnikałem w teksty i one zawsze były dla mnie bardzo ważne. Czuję się troszeczkę nie-zrozumiały. Śpiewam po polsku na dwóch płytach, przy pierwszej ktoś napisał, że sobie w kolano strzeliłem tymi tekstami, że są w ogóle głupie. Czasem rzeczy-wiście śpiewam coś poważnego, a potem walnę jakiś żarcik, ale to nie zmienia całej historii tekstu.

Ale nie obawiasz się, że zaszcze-pianie takiego ironicznego sto-sunku do własnych słów spali „Miłośnij”, która jest płytą o miłości? Ja zawsze się upieram, że ona nie jest o miłości, ale z mi-łości. Ona nie opisuje miłości, tyl-ko ona powstała, bo miałem jakąś miłość niespełnioną i ja musiałem to wypluć na świat… w ogóle nie-potrzebnie to zrobiłem, powinie-nem grać jakąś muzykę kosmicz-ną, a nie wyżalać się wszystkim na temat tego, że ktoś mnie tam zostawił… a o czym my to rozma-wialiśmy? Aha, może to zabije te piosenki, wiesz co, ja bym chciał, żeby ludzie przychodzili na moje koncerty, ja im coś opowiem, roz-weselę, bu-haha, dowcip powiem, jakiegoś suchara nieśmiesznego, ale chciałbym, żeby każdy słuchał

tych piosenek i interpretował je indywidualnie.

Babu Król to próba zwrócenia uwagi na tekst właśnie? Poniekąd tak, chcemy odharcerzyć Stachurę. Być może za Kaczmarskiego też się weźmie-my, jest pomysł, żeby jedną jego piosenkę zagrać. Kaczmarskiego trzeba odsolidaryzować, a Sta-churę odharcerzyć. Jego piosen-ki zazwyczaj śpiewane były przy ognisku i to w ogóle nie dźwigało ciężaru jego tekstów. My chcemy podźwignąć go w szerszej per-spektywie, pokazać, że Stachura pisał zajebiste teksty i one nie były tylko harcerskimi zaśpiewkami.

Singel z płyty to „Biała lokomo-tywa”. Jakie jeszcze ważniejsze wiersze Stachury na nią trafi ą? W ogóle kiedy się ona ukaże? Płyta wychodzi 16 kwietnia, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem. 10 kwietnia zaczynamy trasę z Budyniem (lider Pogodna i druga połowa Babu Król). Już teraz lecą single, a teksty? Mi się wszystkie podo-bają z tych, które tam są. Jedne wolę bardziej, a drugie… jeszcze bardziej. No nie wiem, „Nachyl-cie plecy” bardzo mi się podo-ba, wszystkie mają duży ciężar, a wszystkie były kiedyś tak śpie-wane: „la la la la la…”. A tekst o trupach. My chcemy w to jakoś konkretniej wjechać i wydaje mi

się, że trafi amy w to.

Od twojego dołączenia do Po-godna minęło już półtorej roku, dotychczas ukazała się tylko EP „Plemnik”. Kiedy będzie płyta Pogodno z tobą na pokładzie? Hmm… to się okaże…

A pracujecie nad materiałem? W ogóle masz jakiś podział, że najwięcej serca wkładasz w Baj-zla, a do Pogodna trafi ają inne rzeczy, czy jak to jest? Nie mam hierarchii, jeśli chodzi o projekty, bo to by je gubiło. Teraz pracuję nad trzema: Bajzel, z którym się nie rozwią-żę, bo dość trudno się z samym sobą rozwiązać, z Pogodnem… ja w ogóle od lat jestem zakochany w zespole Pogodno, słyszałem nawet ich pierwsze koncerty i to było zupełnie coś innego. Ludzie którzy dziś mówią, że teraźniejsze Pogodno to już nie to samo, nie wiedzą, czym był wtedy ten ze-spół. To było jeszcze coś zupełnie innego i to była luta niesamowita i czapki z głów. No i teraz doszedł Babu Krół ale nie ma hierarchii. Z Pogodno były już jakieś próby stworzenia nowych kompozycji, są to jakieś zarysy i teraz pozo-staje kwestia spotkania się, zorga-nizowania… tylko z czasem jest problem.

Michał [email protected]

Podczas koncertu Bajzel nie zdradza się ze swoją subtelną stroną. Wariat z gitarą, z punchline’ami w stylu „pięć ciastek… pączek, pączek!”. Po zejściu ze sceny wszystko się zmienia. W zasadzie rozglądając się po 4 Różach dla Lucienne, gdzie niedawno zagrał, trudno go odróżnić od reszty zebranych. Po rozmowach z fanami, podpisywaniu płyt, plakatów i grabieży z kostek gitarowych, w końcu chwila na rozmowę. Spokojnym tonem Piotr Piasecki opowiada o poezji, muzyce i płytach o miłości.

Odsolidaryzować Kaczmarskiego, odharcerzyć Stachurę

Page 22: UZetka 84 (kwiecień 2012)

Psychodela nie jest obecnie naj-popularniejszym z gatunków, swoje tryumfy święciła w latach 60. i 70. Nie obawiacie się, że lu-dzie nie tęsknią za tą muzyką? Uwielbiam brzmienie, do którego dążymy i muzykę, której słuchamy. Być może nie odnosi takich sukcesów, jak inne rodza-je muzyki, ale my robimy, co chcemy. Musisz podążać za tym, co kochasz, wtedy to będzie prawdziwe. W dodatku sam za-uważyłem, że coraz więcej ludzi lubi taką muzykę, zdaje się, że wraca do łask, co może nam po-móc, ale nie tylko nam. Jest mnóstwo zespołów, bardzo do-brych zespołów psychodelicz-nych, które są dość trudne do znalezienia. Tu wkracza Inter-net, jako dobra rzecz, możesz sam szukać rzeczy, które lubisz, nie musisz już polegać na radiu, ani telewizji. Myślę, że mnóstwo ludzi lubi takie brzmienia, może po prostu się z tym nie afi szują.

Na swojej ofi cjalnej stronie jest cała lista artystów, którzy mają na was wpływ. To raczej nieczę-ste, skąd taki pomysł? Myślę, że to nie w porząd-ku, udawać, że jesteś totalnie oryginalny i nikt cię nie inspiru-je. Wielu artystów miało na mnie wpływ i nadawało kieru-nek temu, co robię. Mnóstwo z nich jest słabo znanych i kocha-jąc czyjąś twórczość i inspirując się nią, niedobrze byłoby uda-wać, że jej nie ma, trzymać ją tyl-ko dla siebie. Przecież zasługują na to, by ich słuchać, tak, jak cie-bie. Jeśli boisz się zdradzić swoje inspiracje, to może dlatego, że zbytnio się na nich wzorujesz?

Muzykę Black Market Karma można pobrać za darmo ze stro-ny wytwórni Flower Power Re-cords. W czasach, gdy modne jest sprzedawanie praktycznie wszystkiego, wy rozdajecie swoje piosenki za darmo. Naszą muzykę można ku-

pić. Jest na iTunes i w innych miejscach, więc jeśli chcesz za nią zapłacić – kupujesz ją, ale je-śli nie – ściągniesz ją za darmo z naszej strony. Jednym z powo-dów, dla którego to zrobiliśmy to fakt, że teoretycznie po sprzeda-niu tylko jednej płyty całość może wylądować w sieci i każdy będzie mieć do niej dostęp za darmo. Nie sądzę, by był sens z tym walczyć. Osobiście sam nie lubię płacić za coś, co nie jest namacalne, na przykład muzyka w postaci cyfrowej. Nie wydaje mi się, by w tej postaci była war-tawydanych pieniędzy. Planuje-my wydanie naszych nagrać na płytach winylowych, które bę-dziemy sprzedawać, ale co do muzyki w sieci, to powinniśmy rozdawać ją, komu się tylko da i cieszyć się z tego. Jeśli ludziom wystarczająco się spodoba – ku-pią winyl.

Na początku tego roku ofi cjalnie ukazał się wasz debiut, „Coma-

tose”. Opinie słuchaczy były ta-kie, jakich się spodziewałeś? Tak, poszło naprawdę nieźle! Naczekaliśmy się na tę płytę i pod koniec chcieliśmy wydać ją jak najprędzej. Złożyło się na nią kilkanaście sesji na-graniowych trwających ponad rok. Nagrywaliśmy częściowo w opłaconym studiu, a częścio-wo u przyjaciela i nie szło nam. Było zbyt dużo opinii różnych ludzi dotyczących naszego brzmienia, które je psuło. Zbyt wiele kłótni o to, co powinniśmy zrobić, albo co chcieliśmy zro-bić… W końcu odłożyłem tro-chę pieniędzy, kupiłem własny sprzęt i nagrałem oraz zmikso-wałem materiał sam. Nie musia-łem podążać za niczyimi pomy-słami, ani utartymi regułami i czułem się z tym naprawdę do-brze. Przez to też zajęło to dobry rok, nim materiał był gotowy, bo zacząłem wszystko od zera. Za to teraz jesteśmy bardzo zado-woleni z brzmienia i reakcje na

Musisz podążać za tym, Wtedy to będzie Black Market Karma zdaje się wszystko robić na opak. Zamiast sprzedawać muzykę – rozdają ją za darmo w sieci. Zamiast udawać, że odkrywają nowe, muzyczne lądy – otwarcie chwalą się swoimi inspiracjami. W końcu zamiast

korzystać z pomocy producentów, studia nagraniowego i całego tego kramu – w środku rejestrowania materiału rzucają wszystko i zaczynają pracę

od nowa na własną rękę. Lider tej londyńskiej grupy i autor jej wszystkich piosenek, Stan Belton, wyjaśnił kilka z tych sprzeczności.

Rozmawia: Michał Stachura

KWIECIEŃ 201222 Muzyka

Page 23: UZetka 84 (kwiecień 2012)

co kochasz prawdziwe

tę płytę również są świetne. Przez to, że udostępniliśmy ją za darmo, zaczął tworzyć się wokół niej mały szum, te-raz musimy ją w końcu wytłoczyć na nośniku.

Czy jest jakiś utwór, z którego jesteś szczególnie dumny? Całość. Zadbałem o to, by nie znalazło się na niej nic, czego byśmy nie chcieli. Kontrolowaliśmy wszyst-

ko dość dokładnie. Może wyróżnił-bym ostatnią piosenkę, „Washout”. Nagrałem ją zupełnie inaczej, niż po-zostałe. Użyłem innego brzmienia bębnów i bawiłem się nowym efek-tem gitarowym i otrzymałem niesa-mowity dźwięk. z tej piosenki na-prawdę zadowolony.

CAŁY WYWIAD DOSTĘPNY NA WWW.UZETKA.PL

Podróż w kierunku zachodzącego słońcaDarmowa muzyka to niewdzięczny temat. Z jednej strony wszyscy cieszymy się, że jest legalnie i za nic, a jednak gdzieś w głębi człowiek czuje niepokój. A może towar jest tak słaby, że nikt nie chce zań płacić? Black Market Karma pokazuje, że takie podejście jest niewłaściwe – darmowa muzyka może być doskonałą reklamą, a reklama jest wszak dźwignią handlu. A londyńczycy mają wiele na sprzedaż.

Neo-psychodela jest na topie. Może nie w mediach, ale samo zaistnienie tego gatunku w świadomości słuchacza to dużo. Od reaktywacji The Brian Jonestown Massacre można zaobserwować popyt na takie granie. Ten z kolei przeło-żył się na podaż, czego efektem jest twórczość chociażby Black Market Karma. Dość już tych handlowych konotacji (choć skłania do nich nazwa grupy). Twórczość kapeli z Londynu najprościej można podsumo-wać, jako wypadkowa psycho-delicznego grania, przepusz-czonego przez Oasis i Nirvanę. Z jednej strony grunge i britpop to gatunki martwe, jak… no cóż, jak coś bardzo

martwego. Od bardzo dawna. Przykładem umieszczanie grup wskrzeszających te brzmienia (takie Creed) na szczytach naj-słabszych zespołów świata. Black Market Karma chcą ten porzą-dek zmienić. Niby wszystko już było. Ich melodie, przewlekła

maniera wokalisty, oldschoolo-we brzmienie gitar, jamowy cha-rakter utworów. Na płycie „Co-matose” znajdziemy zarówno singlowe strzały („Run Run Run”!), jak i powłóczyste kawał-ki, co do których ciężko stwier-dzić, gdzie się zaczynają, a gdzie kończą. Czy istnieje szufl adka „muzyka drogi”? Jeśli nie, to po-winna. Byłby to jedyny w swoim rodzaju podgatunek łączący Qu-eens of the Stone Age, The Kills, Black Rebel Motorcycle Club, Serge’a Gainsbourga, The Ra-mones, ale też The Beatles i wie-lu, wielu więcej… również Black Market Karma. Takie „Weigh-tless”, czy „Pulling Shapes” to idealny soundtrack do czterech

kółek. Nie do „Need for Spe-ed”, raczej do powolnej podró-ży w kierunku zachodzącego słońca. Wady „Comatose” ma i wcale nie mniej, niż konku-rencja. Wtórność materiału jest chwilami wręcz rażąca, utwory są dość jednostajne i się ciągną, ale to wszystko wady wynikające w linii prostej z konwencji. Jeśli lubicie lekko psychodeliczne, gitarowe jazdy – Black Market Karma jest dla was. I jakoś wybaczę im pomi-nięcie w składaniu płyty moje-go ulubionego „Change” – bę-dzie się czym snobować, kiedy będą już sławni. Zasługują na to.

Michał Stachura

23KWIECIEŃ 2012 Muzyka

Page 24: UZetka 84 (kwiecień 2012)

Filmów o grupce ludzi zagubio-nych w dzikiej i niedostępnej głu-szy, skazanych na samych siebie, było w historii kinematografi i mnóstwo. Najnowsze dzieło Joe Carnahana jest kolejnym do tej kolekcji, ale jednak jest w nim coś, co go wyróżnia. Po kolei jed-nak. Bohaterami „Przetrwania” jest ośmioro mężczyzn, którzy wy-chodzą cało z katastrofy lotniczej. Samolot, którym lecieli miał ich zabrać do domu po zakończeniu pracy na platformie wiertniczej na Alasce. Jednym z nich jest John Ottaway grany przez Neeso-na. To zgorzkniały i doświadczony życiowo myśliwy, którego praca polegała na zabijaniu wilków zagrażających bezpieczeństwu pozostałych pracujących. Gdy po katastrofi e okazuje się, że rozbit-kowie znaleźli się w sercu teryto-rium tych dzikich zwierząt i ob-rażenia fi zyczne wcale nie są ich największym zmartwieniem, John staje się samozwańczym przy-wódcą ocalałej grupy. Stara się on przeprowadzić ją przez lodowe pustkowia i naszpikowane wilka-mi lasy, do cywilizacji. Owa dzika otwarta przestrzeń jest kluczo-wym elementem „Przetrwania”. Po raz kolejny możemy się prze-konać, że takie terytoria mogą być jeszcze groźniejsze i bardziej przerażające niż klaustrofobiczne klitki. Zdjęcia świetnie oddają kli-mat nieprzyjaznej natury i wręcz odczuwamy na karku przeszywa-jący chłód, jaki towarzyszy boha-terom. Innym plusem fi lmu jest sam Liam Neeson i wykreowa-na przez niego rola Ottaway’a.

Świetnie wcielił się w rolę czło-wieka po przejściach, który na-wet myśli o zakończeniu swojego życia, ale kiedy trzeba potrafi po-kazać hart ducha. Generalnie Ne-eson ma dar to tworzenia takich postaci, z którymi widz, jeśli się nie utożsamia, to zaczyna przeży-wać ich losy i tu znowu udała mu się ta sztuka. Faktem jest, że w „Przetrwaniu”, nawet ktoś kto nie jest wytrawnym znawcą fi lmów akcji tudzież katastro-fi cznych, bez problemu znajdzie sporo schematów. Oprócz tego można przyczepić się do zbyt ckli-wych retrospekcji z życia Johna Ottawaya, odnoszących się do

jego dzieciństwa, czy wspomnień o tajemniczej kobiecie, która jawi się jako niegdysiejszy anioł stróż bohatera. Nie zmienia to jednak faktu, że zostały one podane w ciekawy sposób i potrafi ą wcią-gnąć. A poza tym „Przetrwanie” wcale nie ma hollywoodzkiego happy endu z helikopterami ra-towniczymi, oraz głównym boha-terem otulonym w koc i popijają-cym gorącą herbatę. Zakończenie tego fi lmu jest jego bardzo dużym atutem, jeśli nie największym i chociażby dla niego, malkonten-ci doszukujący się w tej produkcji kolekcji klisz, powinni się z nim zapoznać. Na pewno nie pożału-ją.

„Przetrwanie” jest ko-lejnym przykładem na to, że od-grzewany kotlet może smakować dobrze. Wystarczy tylko umieć go dobrze przyprawić i podać w apetyczny sposób. Zatrucie także nam nie grozi, bo niekie-dy nawet świeże dania kinema-tografi i potrafi ą przyprawić nas o grypę żołądkową. Nowy fi lm Joe Carnhana, mimo że nie naj-oryginalniejszy jest jednak cał-kiem smacznym kąskiem... nie tylko dla wilków z lasów Alaski.

Michał [email protected]

Do Liama Neesona określenie „starzeje się jak wino” pasuje jak do mało kogo. W ostatnich latach jego akcje na rynku aktorskim poszybowały w górę, a za sprawą świetnej roli w filmie „Przetrwanie” ich lot może jeszcze trochę potrwać.

MIASTO FILMÓWPiątek, godz. 13:00 na 96 fm

www.facebook.com/miastofilmow

Po raz kolejny możemy się przekonać, że wielkie przestrzenie mogą być jeszcze groźniejsze i bardziej przerażające niż klaustrofobiczne klitki.

Przystanek Alaska dla twardzieli

KWIECIEŃ 201224 Miasto Filmów

Page 25: UZetka 84 (kwiecień 2012)

Igrzyska śmierci Kupiliśmy zoo

Hollywood zdaje się ostatnio to-czyć choroba, którą z braku lep-szych określeń nazwałem „przy-długazizmem”. Idealnym przy-kładem są „Igrzyska Śmierci”. Historia oparta na bestsellerowej powieści ma wszystko, czego trze-ba by przykuć uwagę. Bliżej nie-określona przyszłość. Świat po-dzielony jest na dystrykty i co roku z każdego z nich wybierana jest para reprezentantów, którzy walczyć będą w tytułowych igrzy-skach. Z 24 osób przeżyć może tylko jedna. Wszystko transmito-wane jest na żywo na cały świat. Filmowi nie brakuje sporych za-let. Całkiem niezła historia, intry-gujący i złożony świat, bohatero-wie, których da się lubić. Samej realizacji również nie można ni-czego zarzucić. Problem polega na chorobie, o której wspomina-łem. Momentami historia wlecze się niemiłosiernie i pełna jest zbędnych scen czy dialogów. Wy-rzucając z fi lmu jedną godzinę, dostalibyśmy naprawdę świetne kino rozrywkowe. Niestety „przy-długazizm” zrobił z niego obraz zaledwie dobry.

Paweł Hekman

Być może pamiętacie produkcje familijne z lat 90. Filmy, gdzie próżno było szukać logiki, czy choćby możliwych związków przyczynowo-skutkowych. Wy-grywały one niesamowitym wręcz ładunkiem pozytywnej energii, przekonaniem, że wszyst-ko będzie dobrze, etc. Cameron Crowe postanawia wskrzesić tę naiwną atmosferę i z rewelacyjną obsadą (Damon i Jonansson plus świetny drugi plan!) opowiada hi-storię rodziny, która postanawia kupić ogród zoologiczny. Samot-ny ojciec opiekujący się dwójką dzieci uznaje to za świetne reme-dium na śmierć żony i, razem z pomocą obsługi podupadające-go zoo, walczy o odzyskani jego dawnej świetności. Parę rzeczy jest tu naciąganych, parę – tak przesłodzonych, że można nawi-jać na patyk jako watę cukrową. Ale Crowe tworzy przede wszyst-kim ciepły, lekki i napawający optymizmem obraz. Mało jest dziś fi lmów, na które może się wybrać cała rodzina. „Kupiliśmy zoo” to właśnie taka pozycja.

Michał Stachura

Kobieta w czerni

To fantastyczne uczucie, kiedy po obejrzeniu horroru boimy się przejść po ciemnym mieszkaniu, a jeszcze lepsze, gdy horror obej-rzeliśmy w kinie i niepokój towa-rzyszy nam w drodze do domu. To znak, że fi lm spełnił swoje za-danie i nas solidnie wystraszył. „Kobieta w czerni” jest właśnie taką produkcją. To nic, że mamy tu pełno patentów znanych już z innych fi lmów grozy. Jego siłą jest gęsty klimat mrocznego, opuszczonego domu na bagnach, w którego zakamarkach czai się złowieszcza zjawa. Kilka scen sprawia, że oprócz podskoczenia w kinowym fotelu, czujemy się naprawdę nieswojo. Np. frag-ment, w którym bohater grany przez Daniela Radcliffe’a (który z powodzeniem zaczyna wycho-dzić z szufl adki „Harry Potter”) z podwórka widzi w oknie upior-ną twarz, albo przelot krzyczącej zjawy przez cały pokój w stronę widowni. Po obejrzeniu tego hor-roru już nigdy bez obaw nie spoj-rzycie w okna pustych domów.

Michał Cierniak

Za siedmioma górami, za sied-mioma lasami żyła sobie królowa. Nazywała się Julia Roberts i ogólnie była zła i narcystyczna. Miała kiedyś męża ale biedak za-ginął w akcji. Królowa jednak nie rozpaczała i wypatrywała młode-go i zamożnego następcy. Proble-mem była Śnieżka. Jedyna pięk-niejsza od złej władczyni. Logicz-nym posunięciem była likwidacja urodziwej dziewczyny. Śnieżka zamiast zginać trafi a w towarzy-stwo karłów na szczudłach, weso-ło rabując, co się da i oddając biednym. W taki sposób Fabryka Snów stara się sprzedać nam tę samą historię po latach. Trzeba przyznać, że robią to całkiem sprawnie. Pomimo kameralności ogląda się to znośnie. Teatralna realizacja dodaje obrazowi stylu a sam fi lm mija zupełnie bezbole-śnie. Nawet dubbing jakoś spe-cjalnie nie kłuje. Sensowna roz-rywka dla całej familii a zwłasz-cza dla najmłodszych, dla których cała opowieść jest nowością. Jaz-da absolutnie nieobowiązkowa, bo ktoś może w końcu zapytać: ileż można?

Paweł Hekman

KrólewnaŚnieżka

Książka 25KWIECIEŃ 2012 Miasto Filmów

Page 26: UZetka 84 (kwiecień 2012)

INDEX LISTANotowanie nr 135 (sobota, 31.03.2012.)

1 Bruce SpringsteenWe Take Care of Our Own

2 Jason Derülo Breathing

3 Jula Za Każdym Razem

4 Kawa Pokażę Ci Raj

5 K’naan Featuring Nelly FurtadoIs Anybody Out There

6 Alexandra Mówisz mi że przepraszasz

7 Kelly Clarkson Stronger

8 Will.I.Am T.H.E (The Hardest Ever)

9 Cher Lloyd Want U Back

10 Irma Letter To The Lord

Głosuj na www.index.zgora.plBruce Springsteen, czyli "Boss", obecny jest na scenie od 30 lat. Osiągnął niewiarygodny sukces komercyjnymi albumami "Born To Run" i przede wszystkim "Born in the USA", ale co najważ-niejsze stworzył swój własny niepowtarzalny styl, rozpoznawalny po kilku taktach każdej z jego piosenek. Jego najnowszy krążek "Wrecking Ball" zadebiutował na szczycie listy bestsellerów w Stanach Zjednoczonych. Tym samym zdetronizował Adele, któ-rej drugi album, "21", przez 23 tygodnie utrzymywał się na szczy-cie listy. Takiego sukcesu spodziewa się Nelly Furtado. Latem tego roku ukaże się jej najnowszy album. Artystka zatytułowała swój krążek "T.S.I. [Part One]". Do współpracy zaprosiła szereg cenionych producentów, takich jak The Neptunes, Rodney Jer-kins, czy znany ze współpracy z Amy Winehouse Salaam Remi. facebook.com/lista96fm

Mateusz Kasperczyk, Audycja "Index Lista", sobota, godz. 20:00

REKLAMA

VOICE BAND & ANITA LIPNICKA „W Siódmym Niebie”W kwietniu na sklepowych pół-kach pojawi się ciekawa rodzin-na propozycja. Stoi za nią Arek Lipnicki, który jest bratem ce-nionej wokalistki Anity, której chyba szerzej przedstawiać nie trzeba. „W Siódmym Niebie” za-powiadana jest jako album, któ-ry hołduje klimatom retro. Sama oprawa grafi czna już zresztą na-prowadza nas na właściwy trop. Anicie na tym krążku towarzy-szyć będzie chór męski, śpiewa-jący w stylistyce charaktery-stycznej dla chórów okresu mię-dzywojennego. Podobno najle-piej się tego słucha na starym adapterze z tubą.Premiera: 3 kwietnia

MACY GRAY „Covered”Ostatnio sporo muzyków polu-biło nagrywanie płyt z coverami. Podobnie jest z Macy Gray, jed-nak wokalistka postanowiła nie iść na łatwiznę. Płytę „Covered” wypełniają bowiem nie przerób-ki soulowych, tudzież funko-wych standardów. Znajdziemy za to mnóstwo kawałków wyko-nawców... rockowych czy alter-natywnych. Są to klimaty z jaki-mi nie zwykło kojarzyć się Macy. Ciekawe czy utwory Radiohead, My Chemical Romance czy Me-talliki nabiorą w jej interpretacji jeszcze większej mocy.Premiera: 10 kwietnia

JACK WHITE „Blunderbuss”Tęskniliście za Jackiem? Wielu z was na pewno tak. Mimo licz-nych projektów jakie zakładał i w których uczestniczył po roz-wiązaniu The White Stripes, jego fani wciąż pragnęli bardziej osobistego i autorskiego wciele-nia muzycznego ich idola. Płyta „Blunderbuss” może zaspokoić

wreszcie ten apetyt. Sam muzyk twierdzi, że kawałki wypełniają-ce krążek, mogą być podpisane tylko i wyłącznie nazwiskiem Jack White, gdyż „nie mają wspólnego poza nim samym”. Może i nieco zawiłe, ale chyba uraduje wiele osób. Premiera: 23 kwietnia

THE DANDY WARHOLS „This Machine”The Dandy Warhols powracają z krążkiem o bardzo futury-stycznie tudzież przemysłowo brzmiącym tytule. Myli się jed-nak ten, kto spodziewa się po „This Machine” industrialnych smaczków. Muzycy zapowiadają coś zupełnie przeciwnego. Twierdzą bowiem, że nagrali najbardziej grunge’ową płytę w swojej karierze. W zasadzie to ciężko się dziwić takim deklara-cjom, jeśli weźmiemy pod uwagę osobę producenta tego albumu. Jest nim Jeremy Sherrer, który w swoim CV ma także współ-pracę z Pearl Jam. Premiera: 24 kwietnia

LEONA LEWIS „Glassheart”Nowa płyta Leony Lewis miała ukazać się jeszcze w ubiegłym roku. Fani zastanawiali się czy owo przesunięcie premiery nie wiąże się przypadkiem z jakimiś nieprzyjemnymi okolicznościa-mi losu. Okazuje się jednak, że cierpliwość może popłacać. Le-ona bowiem wyznała dziennika-rzom, że „Glassheart” ukaże się dopiero w kwietniu 2012, ze względu na przypływ weny i chęć przekucia jej w jeszcze lepsze utwory.Premiera: 26 kwietnia

Michał [email protected]

Do usłyszenia w kwietniu 2012!

KWIECIEŃ 201226 Muzyka

Page 27: UZetka 84 (kwiecień 2012)

Istnieją chwalebne wyjątki. Chodzi o tzw. muzycznych Mi-dasów, czyli gości, którzy do-tykają czegoś, a potem to coś z miejsca zamienia się w złoto. Zalicza się do nich również Damon Albarn. Blur i Gorillaz to najbardziej oczywiste spra-wy. Co bardziej dociekliwi do-tarli też do płyty „The Good, The Bad and the Queen”. Fani znają jego dokonania solowe i rozmaite występy na płytach innych artystów. Oczywiście, że nie są to same rzeczy wybit-ne, szczególnie ostatnim pły-tom Gorillaz daleko do „wybit-nie”. Ale zawsze w tej muzyce było coś intrygującego, coś, co gwarantowało jej wierne grono fanów. Skład Rocket Juice and the Moon uzupełniają Flea z RHCP i Tony Allen. „Intrygujące” to bardzo bezpieczne określenie. „Intrygujące” znaczy, że nie muszę czegoś lubić, nie musi mi się nic podobać, a jednak potrafi ę docenić! Ta płyta bywa rewelacyjna. Bywa dobra. Po-tem ciekawa. Aż w końcu, ekhem, „intrygująca”. Czyli słaba. Te utworu ponoć wzięły się ze wspólnych improwiza-cji. Ośmielę się stwierdzić, że wiele z nich nie opuściło eta-pu jamu. Najczęściej mamy tu nieco połamany rytm perkusji, gęsty bas, do tego akordy gita-ry, czy pianina i (w najlepszych momentach albumu) dęciaki. „Hey Shooter”, w którym gościnnie zaśpie-

"Intrygująca", czyli słaba?Supergrupy to wcale nie takie super zjawisko. Ta na-zwa tragicznie nie pasuje do składów, które są nią określane. Głównie dlatego, że gdy już zbierze się parę sław w jednym plemieniu, okazuje się, że jest w nim zbyt wielu wodzów, a na płycie uwiecznione zo-staje wzajemne udowadnianie sobie, kto zagra szyb-ciej i lepiej. A jeśli chodzi o piosenki – pustostan.

Słuchaj audycji "Rock nocą" w piątek o godz. 22:00 w Radiu Index!

wała Erykah Badu miażdży. „Poison” z Albarnem na wo-kalu robi ze słuchaczem rze-czy bardzo podobne. „Rotary Connection” zaś udowadnia, że nie wszystkie eksperymenty na tym krążku skazane są na porażkę. Ale temu, co na de-biucie RJ&tM dobre, dzielnie przeciwstawiają się albumowe mielizny. Czyli - niepotrzebne w większości - fl irty z hip ho-pem, niektóre utwory są też do siebie bliźniaczo podobne, nie wnoszące nic do całości rozim-prowizowane kawałki… Ta płyta to walka. Walka tego, co w tych muzy-kach wyjątkowe i genialne, z tym, co tylko wydaje im się, że takie jest. Rocket Juice and the Moon to jednak na scenie muzycznej rzecz na tyle świeża i prezentuje brzmienia tak cie-kawe, że chce się te przywary wybaczyć. Jeśli to zrobimy, to ten krążek potrafi – przysię-gam, bez cienia ironii – intry-gować.

Michał Stachura

Pierwszy z nich odbędzie się już 20 kwietnia (piątek) o godzinie 19.00 w "4 Różach dla Lucien-ne". Pojawią się na nim trzy ka-pele reprezentujące różne obli-cza metalowej młócy, ale tak samo skutecznie porażające nią zebraną pod sceną gawiedź. Bę-dzie ogień, zniszczenie i fruwa-jące fl aki, zatem nie ma co się zastanawiać tylko rezerwować sobie termin na ten wieczór.

A umilać go Wam swoim towa-rzystwem będą: death metalowy EMBRIONAL z Zabrza, oraz dwie zielonogórskie załogi – WARFIST grający black/thrash metal i wykonujący szeroko po-jęty brutalny metal LETHAL INJECTION. Bilety wstepu kosztują 10 zł i będą dostępne przed wejściem na koncert.

Michał Cierniak

Eter radiowy okazuje się już nie wystarczyć audycji radiowej „Metalizacja” nadawanej co poniedziałek o 22.00 w Akademickim Radiu Index. W związku z tym rozszerza ona swoją działalność o szerzenie metalowej propagandy przez koncertowe rytuały.

Koncertowa Metalizacja

L’Esprit Du Clan to bowiem je-den z najlepszych europejskich przedstawicieli brutalnego hard-core’u. Są zarazem najbardziej tajemniczą grupą. Mogą po-chwalić się podwójnym tande-mem – wokalistów i gitarzystów. Tworzą jedyną w swoim rodzaju, szczerą do bólu i ekstremalnie złowrogą ścianę dźwięku, ideal-ną dla tych, którzy pragną do-świadczyć autentycznego cięż-kiego grania. Ich występ w Ko-konie odbędzie się w ramach trasy Estrada on a Mission II,

podczas której Francuzi promu-ją swój najnowszy album „Cha-pitre V: Drama”. Przed nimi zobaczymy Mystic Mind z Sulechowa, kape-lę reprezentującą nurt crossover i doskonale znaną stałym bywal-com zielonogórskich koncertów rockowo-metalowych. Bilety wstępu kosztują 20 zł i można będzie je nabyć przed wejściem na koncert.

Michał Cierniak

W niedzielę 15 kwietnia o 19.30 w klubie Kokon Stage odbędzie się koncert francuskiej grupy L’Esprit Du Clan. Jeśli ktoś spodziewa się łagodnych dźwięków, może się srogo rozczarować.

Hardcore w Kokonie

27KWIECIEŃ 2012 Muzyka

Page 28: UZetka 84 (kwiecień 2012)

Pedagogiczczna Biblioteka Wojewódzka w Zielonej Górze poleca:

Wydawnictwo Projekt-Kom, Sygn.: DVD 285

Próba przekazania uczniom podstawowych zasad właściwego zachowania na co dzień. W war-stwie edukacyjnej akcentowana jest przykładowo: uprzejmość, uśmiech, życzliwość, punktual-ność, dyskrecja, lojalność,

grzeczność, szacunek, strój od-powiedni do sytuacji, higiena itp. W kontrapunkcie m.in. do chamstwa, lenistwa, bałaganiar-stwa, egoizmu, agresji czy znie-czulicy, należy bowiem pamię-tać, że savoir-vivre jest konse-kwencją etyki, zasad współżycia społecznego, a nie tylko zbiorem sztywnych reguł.

Książka powstała w wyniku nie-pokoju poznawczego autorki wokół zagadnienia międzypo-koleniowych różnic w rozumie-niu pojęć. Jest wezwaniem do refl eksji nad tajemnicą życia, spełnianiem życiowych marzeń, smutkiem, stawianiem czoła wyzwaniom, prowadzeniem gry, korzystaniem z życiowych szans i przygód, zażywaniem

przyjemności, związanej z pięk-nem, miłością i rozkoszą . Inspi-racją dla treści poszczególnych rozdziałów są sentencje Matki Teresy z Kalkuty. Wyniki badań przeprowadzonych wśród re-prezentantów danego pokolenia zostały przedstawione w sposób oryginalny i ciekawy, zarówno pod względem tematycznym, jak i w odniesieniu do koncepcji

badawczej. Są one cennym ma-teriałem do rozważań dla śro-dowiska naukowego pedago-gów, a także dla innych środo-wisk naukowych, studentów oraz zwykłych ludzi poszukują-cych odpowiedzi na dręczące ich pytania egzystencjalne.

Jadwiga Matuszczak

Film "Zachowuj się: savoir-vivre dla młodych"

"Życie jest... Międzypokoleniowe różnice w rozumieniu pojęć" - Danuta Seredyńska

Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka

im. Marii Grzegorzewskiejal. Wojska Polskiego 9

Zielona GóraCzynne codziennie

8:00 - 19:00Soboty

8:00 - 15:00

www.pbw.zgora.pl

REKLAMAREKLAMA

KWIECIEŃ 201228 Kultura

Page 29: UZetka 84 (kwiecień 2012)

Hallo 2 LO!Jesteśmy grupą licealistów, uczniów II LO w Zielonej Górze. Razem tworzymy audycję o powyższym tytule, której możecie słuchać w każdą niedzielę na antenie Akademickiego Radia Index o godzinie 16.00. Rozmawiamy o wszystkim, co interesuje nas i naszych rówieśników.

Może kiedyś jakiś geniusz wy-myśli doskonałe urządzenie, po-zwalające na szybką i miłą po-budkę, póki co skupmy się na sposobach przestawienia się na wczesne wstawanie. Jak zmienić nasze nastawienie i co zrobić, aby pobudka przestała być kosz-marem? Podstawowe pytanie, któ-re musimy sobie zadać po prze-budzeniu, to: "co nowego przy-niesie mi ten dzień?", oczywiście mowa o pozytywnych stronach. Nie martw się, badania wykazu-ją, że coraz więcej ludzi ma pro-blemy z motywacją od samego rana. Ustaw w budziku dener-wującą melodię oraz przenieś go wieczorem daleko od łóżka. Nigdy nie włączaj "drzem-ki", będziesz po niej jeszcze bar-dziej śpiący i istnieje duża szan-sa, że możesz zaspać. Po wstaniu z łóżka wypij szklankę wody (przed spaniem też), kawę, to postawi Cię na nogi. Jeśli masz czas, zrób ćwi-czenia relaksujące, najlepiej roz-

ciągające, ponieważ pobudzają, albo wyjdź na zewnątrz pobie-gać albo pojeździć na rowerze. Staraj się wstawać zawsze o ustalonej porze, organizm szybko się przyzwyczaja (norma to 7-8 godzin snu). Motywujące jest mówienie samemu do siebie: "wstawaj, czeka Cię wspaniały dzień, szkoda czasu!". Postaraj się, aby pokój, w którym śpisz, był przewietrzony, a rano w po-mieszczeniu było w miarę możli-wości jasno. Pamiętaj też o wizu-alizacji, przed snem mów, że wstaniesz pełny energii, wpływa na to naszą podświadomość. Uświadom sobie, ile czasu tra-cisz na spanie i drzemki, zazwy-czaj niepotrzebne, wynikające z lenistwa. Przeczytaj o opisanych sposobach i jeśli nie wierzysz, że działają - wypróbuj je od razu. Kluczem do sukcesu jest właśnie ranne wstawanie.

Ola Antkowiak

Sposoby na "miłe" ranne wstawanie

Wielu z nas na poranne wstawanie ma... awer-sję. Wieczorem kładziemy się do łóżka i odlicza-my, ile godzin snu nam zostało. Rano słyszymy znienawidzony dźwięk budzika.

Po pierwsze kariera. Po drugie rodzina. Po trzecie dom. To chronologiczny plan na przy-szłość społeczeństwa XXI wie-ku. To jak iść zimą na basen. Znajdziesz mnóstwo za i prze-ciw. Bardzo ważne jest dla mnie posiadanie własnej, osobi-stej przestrzeni i uważam, że bę-dąc w zdrowym związku wcale się jej nie straci. Jednak motto dzisiejszej populacji brzmi: ,,Wolę być nieszczęśliwy sam, niż z kimś’’. Wiecie, jak to jest z tymi zdystansowanymi? Otóż gaszą oni dziewiczy płomyk, tlący się w ich sercach. Dławią uczucia, emocje, pojawiające się w głowie

plany. Dogodniej jest bowiem nie oczekiwać nic i nie zawieść się, niż spodziewać się najlepsze-go i zostać na lodzie. Nie staram się i nie chcę zrozumieć dystan-su do miłości. Nie podejmę się również wymieniania epitetów określających miłość. Jest ich zbyt dużo. Wiele sobie przeczy. Rozkojarzenie (za sprawą tej osoby) i koncentracja (na niej). Troska (o tę osobę) i beztroska (będąc u jej boku). Wprawdzie w tych niezgodnościach jestem pewna, że nie natrafi ę na dy-stans. Albo wszystko, albo nic. To moje motto.

Joanna Persowska

Wszystko albo nic

Nastał kult "niezdeklarowanych". Spotykamy się. Jest miło. Do czasu... Czy "niezdeklarowani’’ ce-nią sobie po prostu niezależność, czy to kwestia niechęci do zaangażowania się? Zdecydowanie to drugie. O wiele łatwiej powiedzieć jest: "coś czuję, ale przecież nie umiem zdefiniować miłości, więc skąd mam wiedzieć, czy to ona"? Myślę o tobie bez przerwy. Ale w zasadzie miesiąc temu odpły-wałam, myśląc o Tadku.

29KWIECIEŃ 2012 Akademickie Radio Index

Page 30: UZetka 84 (kwiecień 2012)

KwiaciarniaKKIrytują Cię rubryki “Ubierz się za grosze” w pismach o modzie, które tak naprawdę pokazują stylizacje warte kilkaset złotych? Znudziły Ci się popularne sieciówki, które powodują, że wszyscy wyglądają tak samo? Ta strona została stworzona właśnie dla Ciebie! Stylizacje z second-handu sa niepowtarzalne, a przede wszystkim tanie. A Fashion Victim zadba także o to, by były modne.

Ktoś mógłby stwierdzić: bardzo odkrywcze - kwiaty na wiosnę! Owszem, odkrywcze, bo kwiaty tej wiosny atakują z podwójną siłą i w nowej odsłonie. Nowoczesne podejście do tematu zaproponowała, już okrzyknięta geniuszem mody, Mary Katrantzou. Zacznijmy od tego, że jej kwiatowe printy są cyfrowe, dodajmy do tego nadruki zgniecionej karoserii samochodowej i mamy wizjonerską kolekcję. Z kolei pisząc o podwójnej sile mam na myśli, że motyw kwiatów pojawia się na całym stroju. Świetnym przykładem są kwietne garnitury od Celine. Projektanci i miłośnicy street fashion nie boją się także łączyć ze sobą potencjalnie niepasujących motywów florystycznych. Prawdziwy hit to spodnie pełne wielkich, kolorowych roślin w połączeniu z koszulami w drobne kwiatki. Zestawy tego typu znajdziemy choćby u Erdem. Popularne sieciówki szybko podchwyciły ten trend i w swojej ofercie mają już kwieciste spodnie, które święcą triumfy wśród modowych bloggerek. Dużo, kolorowo, wyraziście. W odwiecznej walce wzory kontra kolory tej wiosny mamy 1:0 dla wzorów.

Wersja bardzie stonowana, opierająca się na dwóch kolorach, fiole-towym i niebieskim. Fantastyczna kwietna koszula nie będzie nudna, jeśli zwiążemy ją w pasie, co umożliwia nam podwyższony stan spód-nicy. Jako wykończenie stroju wystarczy niedbale zawiązany pasek, broszka-kwiatek i szary kuferek.

W myśl zasady: kilka nadruków na raz, zestawiliśmy ze sobą zwiew-ną koszulę o większym kwiatowym princie z lekkimi spodenkami w drobne kwiatki. Ciemne tło obydwu rzeczy jest tu motywem spaja-jącym stylizację. Taki zestaw nie potrzebuje już dodatków, wystarczy mała torebeczka w neutralnym kolorze.

Marzą Wam się ubrania pokazane w stylizacjach, a może po prostu zasilić swoją wiosenną garde-robę? Mamy dla Was konkurs. Do wygrania 200 złotych na zakupy w „Butik u Agnieszki” (Zielona góra, ul. Grottgera naprzeciwko złotników). Wyślij SMS o treści INDEX GRAM na numer 71601 (1,23 zł) do godz. 12:00 dnia 20.04.2012. Dnia 21.04.2012. zostanie wysłane do wszystkich uczestników pytanie, kto pierwszy wyśle SMS z prawidłową odpowiedzią - wygrywa. Regulamin pod adresem: www.uzetka.pl/regulamin

Pasek 15 zł

Koszula 19 zł

KONKURS

Opracowanie: Daria Kubasiewicz Zdjęcia: paulinamietlowska.blogspot.com

Spódnica 24 zł

Torebka 25 zł

Szorty: ?

Bluzka 16 zł

Spodenki 17 zł

Torebka 10 zł

/f.victim

Total: 43 złTotal: 83 zł

KWIECIEŃ 201230 Fashion Victim

Page 31: UZetka 84 (kwiecień 2012)

31KWIECIEŃ 2012 Rozrywka

Page 32: UZetka 84 (kwiecień 2012)

HORROROSKOP kwiecień 2012Baran (19.IV – 13.V)Rozpoczniesz miesiąc problemów, ich rozwiązy-wanie pochłonie cały Twój czas i uwagę. Obudzisz się w nie swoim łóżku, w nie swoim mieszkaniu. Pod koniec miesiąca przy-pomnisz sobie o swojej drugiej połówce - nie za-niedbuj jej, bo Cię zostawi! Oszczędź sobie wstydu i nie wychodź z domu, jeśli nie musisz.

Byk (14.V – 19.VI)Przeleżysz cały kwiecień brzuchem do góry zasta-nawiając się nad różnym sferami życia i wcześniej-szymi wakacjami. Usią-dziesz na gumę w najlep-szych spodniach. Prze-śpisz szansę zarobienia dodatkowej gotówki. Włóż trochę inicjatywy w zwią-zek, a czeka Cię seksualne objawienie.

Bliźnięta (20.VI – 20.VII)Nabawisz się nerwicy przez brak czasu na cokol-wiek. Będziesz się dwoić i troić, a i tak nie dasz rady być wszędzie na czas. Zapomnisz wyprasować fartuch na ćwiczenia i nie zaliczysz wejściówki. Galo-puj tak dalej, to na pewno podejmiesz same korzyst-ne decyzje. Znajomi nie mówią Ci tego, ale śmier-dzisz cebulą.

Rak (21.VII – 9.VIII)Zapragniesz zmian

w swoim życiu na wiosnę. Zmienisz fryzurę, torebkę i partnera. Grubas z grupy równoległej zaprosi Cię na burgera. W pracy plotki na Twój temat – śmiało rób burdę! Ukradną Ci klapki na saunie. Zwrócisz uwagę panu palącemu na przystanku, a ten Cię opluje.

Lew (10.VII – 15.IX)Szykuje się okres wielu szaleństw, przypadko-wego seksu i natrętnych znajomości. Będziesz fi-kać jak pijany zając i spad-niesz z drabiny. Nie uda Ci się rozkręcić obecnego partnera. Z kasą kiepsko – wydajesz więcej niż za-rabiasz. Przeklniesz dzień, w którym postanowiłaś ku-pić zalotkę w promocji.

Panna (16.IX – 30.X)Praca na pełnych obro-tach. Przystopujesz, jak pojawią się zawroty głowy i omdlenia. Przy jednym z upadków połamiesz le-gitkę. W miłości wszystko wywróci się do góry noga-mi. W sprawach nowych znajomości zaufaj intuicji. Dentysta da Ci amalgamat na zdrowego zęba.

Waga (31.X – 22.XI)Nie próbuj tłumaczyć się ze swoich romansów, bo tylko pogrążysz się jeszcze bardziej. Pamiętaj: winny się tłumaczy. Na horyzon-cie problemy urzędowe,

a nawet sądowe. Pobijesz się z ochroniarzem w klu-bie. Zgubisz e-kartę. Den-tysta zrobi Ci piaskowanie, tydzień będziesz pluć pu-meksem.

Skorpion (23.XI – 29.XI) Poszerzysz swoją wiedzę w dziedzinie rozmnażania nagozalążkowych. Bę-dziesz się zastanawiać, jak to jest możliwe, by być na KTZetach i od 1,5 roku nie trzasnąć żadnego pro-jektu?! Upadnie Ci telefon i stłucze się ekran. Prze-silenie teraz da o sobie znać. Złapiesz grzybicę stóp od dziewczyny.

Wężownik (30.XI – 17 XII)Rozpoczniesz miesiąc pasmem niefortunnych zdarzeń. Wcisną Ci Club-Card’ę i rozwalą Ci się naj-lepsze buty. Klimatyzacja da się w złe znaki – infekcja grzybicza górnych dróg oddechowych. Nie słuchaj ludzi, których imiona za-czynają się na T lub M – to głąby! Strzeż się bruneta o ciemnych oczach.

Strzelec (18.XII – 18.I)Będziesz pełna energii i temperamentu. Zapo-mnisz hasła do "naszej kla-sy". To czas nietrafionych inwestycji wszelkiego ro-dzaju i nieprzemyślanych decyzji. Przepalisz włosy prostownicą. W związku lepiej przyznaj rację part-nerowi, bo inaczej nie

wybrniesz z nieciekawych sytuacji.

Koziorożec (19.I – 15.II)Dostrzeżesz potrzebę wzrastania duchowego i społecznego. Zapiszesz się na wolontariat do schroniska i na jogę. Zej-dziesz na -1. Nie czekaj na gwiazdkę z nieba – teraz jest najodpowiedniejsza chwila, by działać! Przy odpytywaniu zapomnisz ję-zyka w gębie. Nie zwrócisz uwagi i napijesz się skisłe-go mleka.

Wodnik (16.II – 11.III)Nawet boję się zaznaczać, ile w tym miesiącu się na-kombinujesz, by wyjść na prostą. Będziesz mieć tyle siły i pomysłów, by móc je szybko zrealizować – oczy-wiście z negatywnym skut-kiem. Zamówisz paskudną pogodę. W planach prze-szkodzi Ci jak zwykle płeć przeciwna.

Ryby (12.III – 18.IV)I po co grzebiesz w Prze-szłości? Była, minęła – od-puść sobie. Skup się na teraźniejszości i zarówno nowych, jak i obecnych znajomościach, bo inaczej przegapisz wiele korzyst-nych okazji. Na uczelni spokojnie, ale dużo roboty. Zatniesz się przy goleniu. Zaczniesz uprawiać jog-ging po galeriach.

Wróżbita Eryk

KWIECIEŃ 201232 Rozrywka