TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOWI …bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2209/23wszech99_nr23.pdf ·...

16
n n. Nh 23. ^Warszawa, dnia 4 czerwca 1899 roku. Tom XVIII TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOWI PRŻYRODNICZYli/i. PHENUMEIIATA „WSZECHŚWIATA". \V Warszawie: rocznie rub. 8, kwartalnie mb. %'' Z piwny IM pocztow ? rocznie ruB; 10, półrocznie rub. 5. Prenumerować można w Redakćyi Wszechświata i.we "Wszyst ,., . , fcicli ksi garniach w kraj iv i zagranic . Redaboyi Komitet Redakcyjny WHZGrliŃwintn stanowi Panowie: Deike K., "piekstein B„ Eismond J., Ślaiim Mi, Hoyer H„ Jurkiiiwicż'li., Kowalski Al.iiCramsztykS., Kwietniewski W}., L wjftski J.,: Morozewicz J., Nata^son J,, Okolski S.,Strumpf E., 8itui"man J., Weyberg Z., "Wróbiewski W. i Zieliński Z. O POCZ TKACH TEORYI KOMÓRKOWEJ. " ' •••"; W roku bież cym upływa lat 60 od lika zańia si ' dzieła o stosunkowo skrómliyfih rozmiarach, które na post p nauk biologicz ny ch wywarło wpływ fundamentalny i dla ich i'ozwojU zyskało'znaczenie przewyższaj ce prawie ' donióśłbśóiijj tak żwatia,' teóryij, Darwina. Dziełu temu,' iiapisaniśmu przez Teodora 1 'Schwanna i nosz cemu tytuł: „O zgodności zwierz t i roślin pod'wzgl dem budowy i wzrostu^, nauki biologiczne za wdzi czaj ułożenie fundamentu dla ogólnej teoryi komórkowej, albowiem pogl d'tóń dopiero' wtenczas mógł być zastosowany do wszystkićli tworów żyj cych, gdy sie/udało wykazać ich powstawanie z istotnie jedna kowego samodzielnego pierwiastku organicz nego, stanowi cego jednbcześnie gló^wne ognisko ' wszelkich zjawisk życiowych; tóbrya' pochodzenia wszystkich ustrojów żyj cych ze wspólnego zacz tku dostarcza poniek d dopiero niezb dnego jego dopełnienia. W dziełach naukowych, zajmuj cych si rozbiorem składu komórkowego organizmów, roślinnych lub zwierz cych, przy historycz nych wzmiankach ópierwszem pojawieniu si teoryi komórkowej spotykamy jednak zwykle 1 nieco' odmienne od wyżej podanego przedstawienie sprawy^ a mianowicie jako pierwotnego' twórc teoryi komórkowej dla świata roślinnego autarowiei •'wymieniaj , zwykle Schleidena, Sćhwannowi zaś przyznaj tylko zasług zastosowania odkrycia Sóhlei dena tło órganizaeyi zwierz cej. Takio tłu maczenie udziału obu zasłużonych uczonych w tworzeniu teoryi komórkowej nie zgadza si jednak 'ż' : rzeczywistości , "chód w samej rzeczy pogl dy Sóhleidena/Wyłożbńe w krót kiej rdzprawbe w r, 1838 (,;Beitrage żtir Phytcrgeńesis" w iArchiwie Miillera), & odnó sz će si 1 db eposobtiiptiwśtawania komSrek i ich udziału 1 w Wytwarzaniu tkanki rośBńiiej, spowodowały ; Schwanna, jak : sam wyraźnie zaznacza 'w 'przedmowie do śwegb 1 flziem,do rbzfWcz cia' szeregii ścisłytih" badarl nad zńaćzenieni komórki w rbzwo)"u tkanek zwie zas 'Jako mniej jeszcze uzasadnione wypada tu wymienić ^twierdzenie, spotykane cz sto w rbzpławkach popułarnych,' jakoby odkrycie komórki' roślinnej dokónanem żbstało przez Schleidena", 'zwierz cej zaś przez Schwanna, albowiem komórk roślinn i'ozpoznano już w 1 pbcż tkacH stosowania rtówoodkrytego mikroskopu do badań morfologicznych. Tak mianowicie Robert Hooke (Mikrbgraphia or sbme phyśiologićal desbriptibns of ; minuta bodiea inade by magnifying glasseś, 1667)

Transcript of TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOWI …bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2209/23wszech99_nr23.pdf ·...

n n.

Nh 2 3 . ^Warszawa, dnia 4 czerwca 1899 roku. Tom XVIII

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOWI PRŻYRODNICZYli/i.PHENUMEIIATA „WSZECHŚWIATA".

\V W a r s z a w i e : rocznie rub. 8, kwartalnie mb. %''Z p i w n y I M pocztową? rocznie ruB; 10, półrocznie rub. 5.

Prenumerować można w Redakćyi Wszechświata i.we "Wszyst-,., . , fcicli księgarniach w kraj iv i zagranicą.

Redaboyi-

Komitet Redakcyjny WHZGrliŃwintn stanowią Panowie:Deike K., "piekstein B„ Eismond J., Ślaiim Mi, Hoyer H„Jurkiiiwicż'li., Kowalski Al.iiCramsztykS., Kwietniewski W}.,Lęwjftski J.,: Morozewicz J., Nata^son J,, Okolski S.,Strumpf E.,

8itui"man J., Weyberg Z., "Wróbiewski W. i Zieliński Z.

O POCZĄTKACH

TEORYI KOMÓRKOWEJ. "'•••";

W roku bieżącym upływa lat 60 od lika-zańia się' dzieła o stosunkowo skrómliyfihrozmiarach, które na postęp nauk biologicz-ny ch wywarło wpływ fundamentalny i dlaich i'ozwojU zyskało'znaczenie przewyższają-ce prawie ' donióśłbśóiijj tak żwatia,' teóryij,Darwina. Dziełu temu,' iiapisaniśmu przezTeodora1 'Schwanna i noszącemu tytuł:„O zgodności zwierząt i roślin pod'względembudowy i wzrostu^, nauki biologiczne za-wdzięczają ułożenie fundamentu dla ogólnejteoryi komórkowej, albowiem pogląd'tóńdopiero' wtenczas mógł być zastosowany dowszystkićli tworów żyjących, gdy sie/udałowykazać ich powstawanie z istotnie jedna-kowego samodzielnego pierwiastku organicz-nego, stanowiącego jednbcześnie gló^wneognisko ' wszelkich zjawisk życiowych; tóbrya'pochodzenia wszystkich ustrojów żyjącychze wspólnego zaczątku dostarcza poniekąddopiero niezbędnego jego dopełnienia.

W dziełach naukowych, zajmujących sięrozbiorem składu komórkowego organizmów,roślinnych lub zwierzęcych, przy historycz-nych wzmiankach ópierwszem pojawieniusię teoryi komórkowej spotykamy jednak

zwykle1 nieco' odmienne od wyżej podanegoprzedstawienie sprawy^ a mianowicie jakopierwotnego' twórcę teoryi komórkowej dlaświata roślinnego autarowiei •'wymieniają,zwykle Schleidena, Sćhwannowi zaś przyznajątylko zasługę zastosowania odkrycia Sóhlei-dena tło órganizaeyi zwierzęcej. Takio tłu-maczenie udziału obu zasłużonych uczonychw tworzeniu teoryi komórkowej nie zgadzasię jednak 'ż': rzeczywistością, "chód w samejrzeczy poglądy Sóhleidena/Wyłożbńe w krót-kiej- rdzprawbe w r, 1838 (,;Beitrage żtirPhytcrgeńesis" w iArchiwie Miillera), & odnó-sząće się1 db eposobtiiptiwśtawania komSrek

i ich udziału1 w Wytwarzaniu tkanki rośBńiiej,spowodowały ; Schwanna, jak: sam wyraźniezaznacza 'w 'przedmowie do śwegb1 flziem, dorbzfWczęcia' szeregii- ścisłytih" badarl nadzńaćzenieni komórki w rbzwo)"u tkanek zwie-

zas'Jako mniej jeszcze uzasadnione wypadatu wymienić ^twierdzenie, spotykane częstow rbzpławkach popułarnych,' jakoby odkryciekomórki' roślinnej dokónanem żbstało przezSchleidena", 'zwierzęcej zaś przez Schwanna,albowiem komórkę roślinną i'ozpoznano jużw1 pbcżątkacH stosowania rtówoodkrytegomikroskopu do badań morfologicznych. Takmianowicie • Robert Hooke (Mikrbgraphia orsbme phyśiologićal desbriptibns of; minutabodiea inade by magnifying glasseś, 1667)

854 WSZECHŚWIAT Nr 23

dostrzegł przy pomocy ulepszonego przezsiebie samego mikroskopu na cienkich skraw-kach korka, rdzenia bsuwego i in. budowępodobną doplastru pszczelnego i nazwał oto-czone cienkiemi ściankami wielokątne prze-strzenie komórkami. Dokładniejsze badaniawykonali nieco później Marceli Malpighi(Anatome plantarum 1675 i 1679) i Nebe-miasz Grrew (Anatomey of plants, 1682),ostatni zaś porównywał wygląd mikrosko-powego skrawka miąższu roślin z tkaninąkoronek i zastosował do niego nazwę tkankikomórkowej (contextus cellulosus), któraw następstwie ustaliła się w qauce botanicz-nej. Z tych danych historycznych, jak rów-nież z opisów dalszych badań nad budowątkanki roślinnej wynika, że wyrazem komór-ka oznaczano tylko dostrzegane na przekrojuciała roślinnego przestrzenie, oddzielone odsiebie ściankami jednorodnemi, ale niewszechstronnie zamkniętemi; przestrzenie temiały zawierać sok odżywczy, krążący' w roś-linie dość swobodnie za pośrednictwemdrobnych ofcworków, łączących komórki po-między sobą. Nie mogło więc być mowy0 pojmowaniu komórki w obecnem znaczeniu,t. j . jako utworu samodzielnie istniejącego1 stanowiącego poniekąd cegiełkę, w budowieroślinnej, przeciwnie przypuszczano, że ko-mórki powstają, w miękkiej miazdze twórczejw postaci wypełnionych zmienną płynną za-wartością jamek czyli wodniczęk, właściwazaś czynność życiowa rośliny musiała nazasadzie takiego poglądu być przypisywanastałym ściankom oddzielającym od siebieprzestrzenie. Takie zapatrywania na istotę

• komórki przetrwały aż do początku stuleciabieżącego. Dopiero Moldenhawerowi udałosię za pomocą długotrwałego moczenia w wo-dzie ciała roślinnego odosobnić od siebiepojedyncze komórki i naczynia roślinne i tymsposobem wykazać istnienie na każdej z tychczęści własnej oddzielnej ścianki. Pomimopotwierdzenia tych spostrzeżeń przez kilkubadaczów, nauka o istotnej budowie organiz-mu roślinnego]] nie poczyniła jeszcze do roku1830 wydatniejszych postępów, które stały siędopiero możliwemi przy stosowaniu do ba-dań fytotomicznych mikroskopów znacznieudoskonalonych przez Selliguea (1824), Ami •ciego (1827) i in. Przy 'ich pomocy i przyjednoczesnem rozprzestrzenieniu badań tak-

że do zaniedbywanych przedtem roślin niż-szych, czyli t. zw. wówczas skrytopłciowych,udało sig dopiero kilku badaczom (Meyen,Mirbel, Mohl) dostrzedz istotnie komórkowyskład tkanki roślinnej. Meyen wyraża sięjednak jeszcze w następujący sposób : „Ko-mórka roślinna stanowi przestrzeń otoczonąbłoną wegetatywną", ale ponieważ poznałjuż także rośliny jednokomórkowe i prostyskład wodorostów nitkowatych (konferw),powiada winnem miejscu : „Komórki roślin-ne występują albo pojedynczo, tworząctym sposobem samodzielną jednostkę, np.u wodorostów i grzybów, albo złączonew mniejszej lub większej ilości tworzą roś-linę wyżej uorganizowaną; lecz i tu każdakomórka stanowi samodzielnfj, całość; ona sa-ma się odżywia i odtwarza i przerabia przy-jęty sok odżywczy na rozmaite substancyei części składowe".

Jednocześnie udało się badaczom u tychsamych niższych roślin dostrzedz przebiegdzielenia się komórki, a mianowicie Dumor-tier opisał to zjawisko u Conferya aurea(1832), Morren u Closterium (1836); Mirbeli Mohl dostrzegł dzielenie już w komórkachzarodkowych i pyłkowych, Meyen u wodo-rostów, grzybów nitkowatych i gatunkówramienic (Ohara), a prócz tego wywodziłstanowczo wzrost rośliny z dzielenia się ko-mórek w punktach wegetacyjnych.

Na zasadzie powyższych ąpostrzeżeń i po-glądów moźnaby poniekąd dojść do wniosku,że stanowią one istotne początki „teoryikomórkowej". Grdy jednak uwzględnimy, żeodkrytemu w r. 1831 przez R. Browna jądrukomórkowemu zarówno Brown sam, jaki inni badacze nie przypisywali poważniej-szego znaczenia w sprawie rozmnażania siękomórek (Meyen uważał je nawet za zgęsz-czony śluz lub klej roślinny czyli za rodzajmateryału odżywczego), a komórkę uznawa-no wprawdzie jako element budowlany tkan-ki roślinnej, ale z drugiej strony przypusz-czano fundamentalne różnice pomiędzy ko-mórkami spełniaj ̂ cemi najróżnorodniejszeczynności, niepodobna przeoczyć wielkiejróżnicy pomiędzy ówczesnem pojęciem ko-mórki a obecnym poglądem na jej istotęi znaczenie. Dostrzeżono wprawdzie pewnązgodność zewnętrznej formy i składu wszyst-kich komórek, podobnie jak można porówny-

Nr 23 WSZECHŚWIAT 355

wać pomiędzy sobą kończyny kręgowcówi owadów, ale nie tworzono jeszcze żadnegoprzypuszczenia co do fundamentalnego zna-czenia, jakie komórka posiada w sprawachrozmnażania się, rozwoju i czynności życio-wych organizmu. Odpowiednia myśl zro-dziła się dopiero w głowie Schleidena i natem polega wielka jego zasługa w sprawiewytworzenia teoryi komórkowej.

Główny przedmiot cytowanej wyżej roz-prawki Schleidena z r. 1838 stanowi rozbiórpytania : w jaki sposób wytwarza się, nowakomórka? Zamiast rezultatów ścisłych ba-dań otrzymujemy w odpowiedzi tylko szeregzupełnie błędnych domysłów. Nie uwzględ-niając wcale wspomnianych wyżej spostrze-żeń faktycznych nad dzieleniem się komór-ki,. Sohleiden twierdzi stanowczo, że istniejetylko tak zwane włonne („endogen") powsta-nie nowych komórek w już istniejących.Mianowicie w ziarnistej śluzowatej zawar-tości komórki, którą w późniejszych pracachza przykładem Schwanna oznaczał nazwą„cytoblastemy", mają najpierw wytwarzaćsię odkryte przez niego jąderka (nucleoli),wokoło których za pośrednictwem „ziarnis-tej koagulacyi" powstajo jądro (cytoblastus);na powierzchni ostatniego tworzy się przezzgęszczenie substancyi błona komórkowaczyli komórka właściwa, która zostaje od-dzielona od jądra przez przenikający do jejwnętrza płyn i z początku przedstawia po-dobieństwo do wypukłego szkiełka wprawio-nego do zegarka kieszonkowego. Komórkarośnie powoli wskutek zwiększania się za-wartości płynnej, jądro zaś nieznacznie tylkopowiększające się przylega do błony i z cza-sem znika, podobnie jak i okalająca młodekomórki wspólna błona komórki rodziciel-skiej.

Zupełnie chybiony ten pogląd nie przy-czyniłby się wcale do zrodzenia ogólnejteoryi komórkowej, gdyby uie obejmowałjednocześnie kilku tez o fundamentalnej do-niosłości dla „fytogenii", a mianowicie:1) opartego ha dostrzeżeniu stałej obecnościjąder w młodych zarodkowych komórkachprzypuszczenia o stanowczym udziale jąderw sprawie wytwarzania, komórek i 2) przy-puszczenia istotnej zgodności wszystkich ko-mórek na zasadzie., jednakowego pochodze-nia. "Wagófe myśl .wzniesienia całej morfo-

logii roślin na nauce o ich rozwoju, wykaza-nie konieczności oparcia fytotomii na bada-niach embryologicznych stanowi istotną za-sługę pamiętnego dzieła Schleidena pod ty-tułem : „Botanika jako nauka induktywna"(pierwsze wydanie z r. 1842 i 1843), któreprzez niweczącą krytykę ówczesnego stanubotaniki, niezmierną obfitość nowych poglą-dów i wskazówek do nowych kierunków ba-dań spowodowało w bardzo krótkim czasiefundamentalną reformę całej nauki, bota-nicznej.

Istnienie komórki zwierzęcej tak s^mozostało dostrzeżone przed ukazaniem sięwłaściwej „teoryi komórkowej", jak istnieniekomórki roślinnej, lecz gdy ostatnia od razuwpadła w oczy badaczów przy pierwszemstosowaniu mikroskopu wskutek swej wiel-kości i wydatności powłok złożonych z celu-lozy lub drzewnika, nader subtelne, prze-zroczyste i różnopostaciowe komórki ciałazwierzęcego ukrywały się przez długiczas przed badawczym wzrokiem anatomówi ujawniły się dopiero po udoskonaleniu na-rzędzi optycznych na kilka lat przed wy-stąpieniem teoryi Sohleidena i Schwanna.

Przy zwykłem powierzchownem rozpatrze-niu większość tkanek zwierzęcych przedsta-wia pod mikroskopem wygląd włóknisty; dladostrzeżenia w nich komórek, prócz dobregomikroskopu, potrzeba odpowiednio dobregomateryału i pewnej wprawy technicznejw przyrządzaniu okazów. Z tego też po-wodu przypuszczano dawniej po większejczęści, że drobne włókienka lub. szereg pa-ciorkowato złączonych ze sobą ziarenek sta-nowi właściwy pierwiastek składowy tkanekzwierzęcych. Oken juź wprawdzie wygłosiłhypotezę, o wytwarzaniu się wszystkich części;organicznych z pęcherzyków elementarnych,lecz był to czysto spekulacyjny pomysł, niepoparty przoz badania ścisłe. RównieżiDutrochet wystąpił już , w r. J827 i 1829z hypotezą niedowiedzioną. przez spostrzeże-nia, źe komórka stanowi w tkankach zwie-rzęcych tak samo ich pierwiastek składowy,jak w tkance roślinnej. v. Baer odkrył w r.1727 jajko zwierząt ssących i człowieka,Purkinje zaś w r. 1830 pęcherzyk zarodko-wy czyli jądro jajka, którego właściwe zna-czenie jednak przez długi jeszcze czas po-zostało niewyjaśnione.

356 WSZECHŚWIAT Nr 23

Po r. 1830 w literaturze zaczyna się uka-zywać cały szereg , doniesień o odkryciuprawdziwych (opatrzonych'W jądra) komórek'w częściach zwierzęcych łatwiej dostępnychbadaniu mikroskopowemu; mianowicie Pur-kinje (wówczas jako profesor fizyologii weWrocławiu) i jego asystent Valentin (po-wołany później-na profesora fizyologii w •Bar-..nie) wykazali komórkowy skład różnych na-błonków, chrząstek w oskrzelach kijanekżab, listków zarodkowych i zwojów nerwo-wych (kolbko watę komórki móżdżku nosządotąd jeszcze nazwę komórek Purkinjego).Yalentiu badtił także już struuę grzbietową,(chorda dorsalis) u zarodków kręgowców,wykazał istnienie w niej „substancyi między-komórkowej", porównywał już także dostrze-żone komórki zwierzęce z roślinnemi, a jądroijąderko oznaczał nazwami nucleus i nu-cleolus (1835), , Po wydaniu pierwszego ze-szytu dzieła Schwanna Valentin wystąpiłz reklamacyą pierwszeństwa, mianowicie codo porównania komórki zwierzęcej z roślinną,do czego uprawniał go poniekąd przytoczonypowyżej tytuł rozprawy Scłrwannówskiej.

Prócz wspomnianych autorów, już takżeHenie opisał dokładnie komórkowy skład na-bionków (1837), mianowicie kiszkowych; a jed-nocześnie z Purkinjem także skład gruczołów,szczególnie wątroby.(1838); przed samemwykończeniem pracy Schwanna ukazały sięrozprawy Turpina i Dumortiera, z,którychpierwszy wykazał komórkową naturę t, zw.ciałek śluzowych,, ostatni zaś, dostrzegłszykomórki w rozwijającym, się jajku ślimaka,utrzymywał, że wchodzą one tam w składwątroby. Krążki krwi były już znane z cza-BÓW Malpighiego i Leeuwenhoecka, ale pę-cherzykowaty ich skład czyli naturę komór-kową starał się dopiero wykazać SchultZtSchultzenstein., O wszystkich przytoczonych..,•tu spostrzeżeniach wspomina już samSohwąnn w części w przedmowie, w częściw dopisku do swego dzieła. O ich stosunkudo własnych poglądów wyraża się w nastę-pujący sposób.; „Pierwiastkowe części skła-dowe organizmów przedstawiają się pod naj-różnorodniejszemi postaciami; pomiędzy nie-;

któręmi z tych form dostrzeżono podobień-stwo i wedle większego lub mniejszego ta-kiego .podobieństwa można było rozróżnićgrupy włókien, komórek, kulek i t. d.,

a w każdym z tych działów istniały znówróżne gatunki. Pojedyncze gatunki komó-rek i włókien należało tak samo uważaćza odmienne od siebie, choć w mniejszymstopniu, jak komórki i włókna. Wszystkiete formy zdawały się nie mieć nic wspólnegopomiędzy sobą prócz tego, że rosną przezprzyjęcie nowych molekuł pomiędzy jużistniejące i stanowią ożywione części pier-wiastkowe"... „Zasada rozwojowa wyda^wała się zupełnie odmienną dla odmiennych

.pod względem fizyologicznym części pier-wiastkowych, i taką sarnę różnicę praw,jaką wypadało przyjmować w rozwoju ko-mórki, i włókna, należało także .stosować,choć w mniejszym stopniu, pomiędzy po-jedyńczemi gatunkami komórek i . włó>kien. Komórki, włókna i t. d. przedsta-wiały więc tylko pojęcia klasyfikacyjne,a ze sposobu rozwoju jednego gatunku ko-mórek nie można było wyciągnąć wniosku,że ten sposób powtarzać się winien i w dru-gim gatunku". Porównania dawniejszychbadączów były więc tylko powierzchownei nie , wyświetliły bynajmniej istotnego zna-czenia komórki. .

Wyniki swych badań Schwann złożyłAkademii francuskiej już w sierpniu i grud-niu 1838 r., a krótkie ich streszczenie po-mieścił już na. początku tegoż samego: rokuw czasopiśmie Froriepa. Możnaby więc przy-puścić, że ten ostatni artykuł, wyprzedził-nawet wspomnianą rozprąwkę Schleidena,ale'Sohwann w przedmowie do swego dziełanietylko sam wyznaje,' że pobudkę do po-szukiwania komórek w organizmie zwierzę-cym zaczerpnął : z poglądów Schleidena,, alewyraźnie za?nącza, ; że Schleiden „znikował mu (gapewne piśmiennie)dzierniku r. 1837 rezultaty swych badań", ,

H. .Eoyer.,

Rozwój elektrochemJt i teorjra elektrolizy.•'--•""•'• '•'"''• (t)okończenie). " • ' ' :

Pierwszym uczonym, którego nazwiskospotykamy na polu praktycznego stosowania,elęktrocheinii, jest Becąuerel. Ooprąwda już

' Nr 23 WSZECHŚWIAT 357

w rozprawach Davyego (1805) spotykamy, wzmiankę o stosowaniu prądu elektrycznego(galwanicznego) do celów analitycznych, jed-nakże zasługa wynalezienia praktycznegosposobu wykonania bezsprzecznie należy sięniezmordowanemu na tem polu Becąuerelowi.On to pierwszy oddzielał zapomocą prądugalwanicznego ołów i mangan od innychmetali. Sposób ten zasadza się głównie natem, że dwa te metale wydzielone zostają,z roztworu, ich soli w powyższych warunkachw postaci nadtlenków, do czego inne metale,nietworzące nadtlenków, w podobnych wa-runkach nie są zdolne. Becąuerel jest takżeojcem, metalurgii elektrochemicznej, t. j .otrzymywania metali z ich rud zapomocąprądu galwanicznego.. W taki sposób otrzy-mywał on srebro, miedź i ołów.

Dalej wspomnieć należy galwanotechnikęjako jeden z ^naj obszerniej szych działówelektrocheimi stosowanej. Wiadomo, że prądgalwaniczny może być powodem rozkładuciał złożonych. Widzieliśmy wyżej, że roz-kłada on wodę na jej części Bkładowe—tleni 'wodór. Prąd rozkłada także siarczanmiedzi na kwas siarczany (na biegunie do-datnim) i na miedź (na bieg. odjemnym).Tym sposobem strącony metal osadza sięna danym przedmiocie, umieszczonym nabiegunie odjemnym, .formując powłokę me'-,talicżną w zupełności co do formy plastycz-nej odpowiadającą danemu przedmiotowi,a grubość owej powłoki zależy od ilościstrąconego metalu. Procesu tego użył po-raź pierwszy Jacobi w r. 1839 i otrzymywałplastyczne podobizny rozmaitych przed-

' miotów (galwanoplastyka). Z pomiędzy in-nych, zajmujących- się podobnem otrzyma-niem osadów metalicznych z roztworów od-powiednich soli, wymienić należy Ruolza,Elkingtóna i de la Rivea (złoto, srebro,miedź, nikiel). Widzimy więc, źo zdobyczewiedzy teorytycznej- stworzyły przemysł, sto-sując teorye do celów praktycznych. Jed-nakże z biegiem czasu nagromadziły siępewne spostrzeżenia, fakty, których teoryawspółczesna objaśnić nie była w stanie.Podczas gdy pewne, dla techniki szczególniejważne, zjawiska, jak prędsze lub powolniej-sze wydzielanie metali z rozmaitych roz-tworów, osadzanie-różnych produktów z feg<vsamego roztworu, stosownie do jakości prą-

du, wpływ ciepła i t. p. były już znane,brakowało jednak prawie do lat ostatnichteoryi, któraby zjawiska te dostateczniemogła objaśnić. Dopiero lata ostatniie ob-darzyły nas zadawalniającem tych zjawiskwyjaśnieniem. Zasługa ta należy się, elek-trocheinii nowoczesnej.

Elektrochemia nowoczesna datuje się odroku 1887, w którym powstał pewien pogląd,rozwiązujący wszystkie dotychczas nieroz-wiązane problematy. Pogląd ten padł nażyzny grunt umysłów ludzkich kończącegosię stulecia, a owocem jego — dzisiejszateorya elektrolizy, którą się teraz zaj-miemy.

Elektroćnemia dzisiejsza zasadza się prze-ważnie na elektrolizie, t. j . na Rozkładziezapomocą prądu galwanicznego, a zasady,któremi się rządzi, dają się streścić mniejwięcej w następujących słowach: jeżeli jestmowa o rozkładzie zapomocą prądu galwa-nicznego, nie należy bynajmniej przypusz-czać aby elektryczność wprost jako takabyła przyczyną owego rozkładu. Jest onaw tym przypadku tylko ostatnim powodemjego. Gdyby w sa,mej rzeczy prąd elektrycz-ny był przyczyną rozkładu, w takim raziemusiałby być odpowiednio silnym, aby w da-nej ilości pewnego związku był w stanieprzełamać powinowactwo części składowychi tym sposobem spowodować rozkład.W istocie jednak wiadomo jest, źe najsłab-szy prąd powoduje rozkład, niezależnie odilości ciała poddanego elektrolizie, a produk-ty, rozkładu, przypadające na jednostkęczasu znajdują się w stosunku prostym doswych równoważników (prawo Faradaya).Objaśnienie całego przebiegu elektrolizyznajdujemy w nowej teoryi „dysocyacyielektrolitycznej", w którym to stanie znaj-dują się ciała w roztworze wodnym (Arrhe-nius 1887 r.). Mianowicie ciało, mającebyć poddanem elektrolizie (elektrolit) w roz-tworze wodnym rozpada się na swoje częściskładowe —„iony". Naprzykład ciało AB•w rozcieńczonym roztworze wodnym istniejenie w postaci związku, lecz jako „ion do-datni" + A i „ion odjemny" : —B, a prądelektryczny, jeżeli przez roztwór przebiega,odprowadza tylko—„ion dodatni" do elek-

358 WSZECHŚWIAT Nr 23

trody odjemnej, „ion odjemny" zaś do elek-trody dodatniej.

Teorya ta rozwinęła się na podstawie na-stępujących spostrzeżeń. Od lat przeszło10-ciu znakomici badacze chemii fizycznej,jak van't Hoff, Arrhenius, Ostwakl, Kohl-rausch, Pianek, Le Blanc i inni oddawalisię rozwiązaniu pytania co do istoty roztwo-rów. Zasadniczem spostrzeżeniem, na grun-cie którego rozwinęła się nowa teorya, byłoto, źe ciała w roztworach rozcieńczonychznajdują się w stanie, który jest podobnydo stanu gazowego. Van't lloff wygłosiłzdanie, poparte wielokrotne rai doświadcze-niami, źe ciśnienie osmotyczne w roztworachwodnych równa się ciśnieniu, jakieby wy-wierała taż sama ilość rozpuszczonego ciaJa,gdyby jako gaz wypełniała tęż sarnę prze-Btrzeń, jaką zajmuje roztwór. Podobne wa-runki, jakie znaleziono dla ciśnienia osmo-tycznego, zostały stwierdzone przez Blagfdena, Riidorffa, Raoulta i dla stosunku po-między punktem zamarzania roztworu a kon-centracyą i charakterem chemicznym ciałarozpuszczonego. Oiż sami badacze stwier-dzili następnie podwyższanie się temperaturywrzenia, w zależności od ilości ciała roz-puszczonego, a zatem również od koncentra-cyi. Wielkiego znaczenia nabrały powyższeprawidłowości dla oznaczania ciężaru czą-steczkowego ciał znajdujących się w roztwo-rze. Okazało się bowiem, że roztwory t. zw.równooząsteczkowe, t. j . takie, które w jedna-kowej ilości rozpuszczalnika zawierają ciała,rozpuszczone w stosunku ich ciężarów cząs-teczkowych, posiadają jednakowe ciśnienieosmotyczne, jak również tenże sam punktzamarzania i ten sam punkt wrzenia, Skut- .kiem względnej łatwości sposobów, służą-cych do określania owych własności, znalazłysię wkrótce metody, pozwalające z dokład-nością określać ciężar cząsteczkowy ciał roz-puszczalnych (w wodzie). Rozpuszszając bo-wiem , w równej ilości rozpuszczalnika wago-wą ilość ciał rozmaitych w stosunku ich cię-żarów cząsteczkowych, otrzymamy roztwory .

0 jednakowej, np. temperaturze wrzenia.A. zatem naodwrót, znając ilość rozpusz-czalnika, jak również i ciała w nim rozpusz-czonego, dalej temperaturę wrzenia przed1 po rozpuszczeniu (temperatury rozpusz- •,czalnika), daje się łatwo zapoinocą pewnej

stałej, zależnej od rodzaju rozpuszczalnikaobliczyć ciężar cząsteczkowy ciała rozpusz-czonego (Beckmann ').

Przy dalszem studyowaniu głównie roz-cieńczonych roztworów wodnych rozmaitychsoli, kwasów, zasad—okazała się jednakżepewna niezgodność z powyżej wyłożonemiwłasnościami ciał złożonych. Tak naprzy-kład ciśnienie osmotyczne niektórych soli,kwasów i zasad jest daleko większem, aniżeliby się spodziewać wypadało odpowiednio doich normalnej wielkości cząsteczkowej. Do-wiedziono, że na tę niezgodność natrafiasię przeważnie tylko w roztworach wodnych.Mianowicie wszystkie możliwe znane dotądmetody określenia ciśnienia osmotycznegoprowadzą bez wyjątku do rezultatu, że ciś-nienie to dla ciał w roztworach wodnychjest większe, aniżeli wypada z ich wielkościcząsteczkowej, obliczonej dla tychże ciałw stanie gazowym, lub w innnym rozpusz-czalniku.

Przyjmując jednakże i w tym przypadkuprawo Avogadra i van't Hoffa, musimy dojśćdo wniosku, że ciała te w roztworze wodnymznajdują się w stanie mniejszej lub większejdysocyacyi (rozkładu). Tak np. chlorowo-dór posiada bezsprzecznie wielkość cząstecz-kową, która odpowiada wzorowi HO1; leczponieważ ciało to w roztworze wodnym okażuje pi-awie dwa razy większe obniżeniepunktu zamarzania, aniżeli to odpowiadajego wielkość cząsteczkowej = HO1, musimystanowczo przyjąć, że przy rozpuszczeniuw wodzie pierwotna cząsteczka rozpadła sięna dwie, t. j . HC1 na H i Ol. Obiedwie cząs-teczki te jednakże sąto produkty, którychistnienia w stanie wolnym dowieść nie jesteś-my w stanie, Wodór i chlor znane namsą w zwykłych warunkach, jako H 2 i Oiz.Dlatego też podobne przypuszczenie dyso-cyacyi. zdawałoby się nam, na pierwszy rzutoka mało prawdopodobnem, gdyby nie jednaokoliczność, która zmusza nas niejako dopodobnego poglądu. Wiadomo nam mia*nowicie, że tylko te ciała, które w roztworzewodnym są- dobremi przewodnikami prądugalwanicznego, a zatem elektrolity i tylko

') Obszerniejszy opis tyoŁ interesujących me-tod patrz „Organische Chętnie" Dr. Kraft. Lipsk.

.Wyd„lLł897;. ; ,

Nr 23 WSZECHŚWIAT 359

w roztworze wodnym okazują daleko wyższeciśnienie osmotyczne i dwa razy większeobniżenie punktu zamarzania, następnie, źenienormalność ta ustaje z chwilą kiedy teżsame ciała badać będziemy w innym roz-puszczalniku.

Te produkty, na które rozpada się daneciało w roztworze wodnym, Arrhenius właś-nie nazywa „ionami". Tym to jonom przy-pisuje własność, że nawet w roztworach wod-nych, w których nie przebiega prąd elek-tryczny, posiadają one ładunek elektryczny.Arrhenius rozróżnia „iony dodatnie* i „ionyodjemne", albo „kationy" z ładunkiem do-datnim i „aniony" z ładunkiem odjemnym.Odpowiednio do tego proces elektrolizy za-sadza się głównie na tak zwanej „wędrówcewolnych ionów" ').

Podług tego poglądu prąd galwanicznypowstaje w roztworze wodnym w taki spo-sób, źe iony z ładunkiem dodatnim, „katio-ny", wędrują w kierunku prądu, t. j . dokatody, iony z ładunkiem odjemnym, „anio-ny", w kierunku odwrotnym, do anody.

Tym sposobem przechodzenie prądu z elek-trody do roztworu związane jest ściśle z osa-dzeniem anionu na anodzie, przechodzeniezaś prądu z roztworu do elektrody z osadze-niem kationu na katodzie. Zdolność ciałrozpuszczalnych do przepuszczenia prądugalwanicznego tem samem przypuszcza jużich rozkład na części składowe z ładunkiemdodatnim i inne z ładunkiem odjemnym.

Tym sposobem podług tej teoryi prądelektryczny nie rozrywa cząsteczek ciała,poddanego elektrolizie w roztworze wodnym,gdyż te znajdują się już pierwotnie w staniedysocyacyi 2). Rozcieńczając dany elek-trolit wodą coraz bardziej, zauważamy, żezdolność przepuszczenia prądu wzrasta dopewnego raaximum, kiedy wszystkie roz-puszczone cząsteczki ciała uważać się dająza ząajdujące się w stanie zupełnej dyso-cyacyi. Natomiast elektrolity nierozcieńczonewodą, jak np. 100% kwas siarczany, stężonykwas solny i t. p. nie przepuszczają prądu,

') „Teorya wolnych ionów" patrz: „Elek-trochetnie, ihre Geschichte und Lehre" D-r W.Ostwald. Lipsk 1896. Kozdz. XIX, str. 1109.

2) Przy elektrolizie ciał stałych ciepło po-woduje dysooyacyą.

ponieważ niema tu dysocyacyi. Skąd jednak-że ta zdolność wody być powodem dysocyacyi?

Naumann ') przypuszcza, że oziębienie,jakie następuje podczas rozpuszczania^soliw wodzie, jest powodem pewnego przyjęciaenergii z zewnątrz przez roztwór, które znaj-duje się w zależności z dysocyacyą. Skądprzechodzą te odpowiednie naładowania„wolnych jonów", nie daje się jeszcze zada>walniająco wyjaśnić, choć tenże Neumannprzypuszcza, że jestto pewna transformacyaenergii atomowej.

Zastanawiając się nad wyżej wyłożonąteoryą nie należy zapominać, że jesttohypoteza, przypuszczenie, które jednakżeznajduje się w zgodzie z faktami doświad-czalnemi i tłumaczy dokładnie zjawiskazmysłom naszym dostępne. Na tem to właś-nie polega cała wartość owej hypotezy, jakzresztą i każdej innej. Wie zapominajmy,że wiedza nasza nie jest absolutną, opartąna pewnikach, czyli faktach niewzruszonych.Umysł nasz pracuje w istocie tylko zapo-mocą hypotez, z których niektóre, spraw-dzając się przez codzienne doświadczenie,nabierają w życiu praktycznem znaczeniapewników, a w nauce występują pod nazwąpraw. Aby dostatecznie zrozumieć, jakważne znaczenie mają w nauce hypotezy,dość przypomnieć teoryą atomistyczną, naktórej opiera się cały gmach chemii współ-czesnej. Toż samo stosuje się i do dzisiej-szej teoryi elektrochemicznej, a zasługują-cym na uwagę jest szybki postęp, jaki podjej wpływem ujawnił się w nauce. Gdyżprzyznać musimy bezprzecznie, że mało jestprzykładów w bistoryi wiedzy, aby postępgdziekolwiek ' był tak ' szybkim, jak tutajwłaśnie, aby tak młoda jeszcze nauka, jakelektrochemia współczesna, posiadała jużtak obszernie rozwiniętą stronę teoretyczną.Van't Hoff zbudował teoryą roztworów, za-raz potem Arrhenius wygłosił swoją teoryądysocyacyi elektrolitycznej, pobudzając pra-cowników na tem polu do najrozmaitszychprac w tyin kierunku. Niezliczone mnóstwobadań i uzupełnień, na których wyłożenietu nie miejsce, ukazało się w ciągu ostatnichlat paru.

') „Theorie und Prasis der atinlyfcischen Elek-trolyse" d-r B, Neumoun. Balie J897V

36Ó WSZECHŚWIAT' '•Itr SŚ

Zajgcie się elektrochemia '.Jesi ogromne,przeważnie w Niemczech, czego dowodząbardzo liczne pisma, specjalnie elektroche-mii poświęcone, a. prorocy tej nauki przepo-wiadają, przewrót, jaki elektroohemia sprawićma w niedalekiej przyszłości w niezliczonychkierunkach działalności ludzkiej, przewrót,który będzie cofał nie mniejszy może.wpływna cywilizacyą, jak wynalazek maszynyparowej. / , ' ,./'.,''..' E.KrąsusM.

Wielkość zaćmienia, widzianego w Euro-pie, jest nieznaczna, nie przenosi 0,2 częściśrednicy słońca, co jednak daje możnośćobserwowania zjawiska bez pomocy szkiełpowiększających.

Największa faza zaćmienia, wynosząca0,6 części średnicy słońca, będzie widzianaw punkcie, którego północna szerokość geo-graficzna wynosi 67°J3', długość 26 P od

. Greenwich, " t. j . na półwyspie BootWa Pelisw Ameryce północnej. '"..;••"

Cząstkowe zaćmienie słońca,

I)nia 8 czerwca r. b, będzie u nap widzia-; n e zaćmienie cząstkowesłońca, którego po-czątek nastąpi w Warszawie o godz. 6 min.21,4 rano, we 2 godz. 40 min. po wschodziesłońca, koniec o godz...7 m. 0r,, .zaś środekzaćmienia, kiedy będzie,widzialna największafaza, o godz. 6 m. 41 r.

, lfa.fig. X znajdują się.linie krzywe, wska-Ł. żujące,miejscowości, w których początek lub-.koniec zaćmienia następuje; o wąchodzie lub

o zachodzie słońca. Linie te tworzą niekie-dy dwa owale, nie stykające się ze sobą;

, zdarza się to wtódy, gdy cały półcień padana powierzchnię ziemi; w danym przypadkuowale te łączą się ze sobą, gdyż półcieńksiężyca przechodzi na północy częściowoobok ziemi, wskutek czego granica pół-

Nr 23 WSZECHŚWIAT 361

nocna widzialności zaćmienia zamieniła sięw punkt. Prócz tego mamy na -fig. 1 krzy-wą,, która jest południową granicą widzial-ności zaćmienia. Warszawa leży blisko tejlinii, zatem największa faza zaćmienia jestnieznaczna, wynosi zaledwie 0,05 części tar-czy słońca. Podobnież zaćmienie będzie wi-dziane na linii, idącej przez Pułtusk, Łomżę,Wilno; przez Rygę, Dorpat i Petersburgprzechodzi linia, na której faza zaćmieniawynosi 0,1, co umożliwia obserwacyą przypomocy tylko szkła ciemnego.

Zaćmienie będzie widziane w północno-zachodniej części Europy, na północy Azyi,na północnych wybrzeżach Ameryki orazw Grenlandyi.

Przebieg zjawiska, obserwowanego w da-nem miejscu, najlepiej daje się przedstawićzapomocą sposobu graficznego, [ podanegoprzez prof. Kowalskiego, byłego dyrektoraobserwatoryum astronomicznego w Kazaniu.Sposób ten oddaje niezmierne usłngi w spra-wie określania przebiegu zaćmień słonecz-nych, zależnego od szerokości i długości

c

Fig. 2.

Przebieg zaćmienia w niektórych miastachda liarn tiiejakie pojęcie o'charakterze zja-wiska.

FazaSfiejsco;wo3Ó , Początek .Środek . Koniec n a H V icksza, g. m. g, m. g. lit, •

Warszawa 6-21,4 6-41,0 7-0,0 0,05Wilno . 6—42,1 7—4,0 7—26,2 , 0,05Kowno '6-34,2 " 6-58,5 7—23,2 .0,06-Petersburg 7—5,7 7^-36,9 8-9,0 0,10Eyga - ., 6—34,6 • 7—3,7 7—33,7. 0,09Dorpat 6—47,5 7—i 7,9 7—49,1 0,10Berlin 5-42,0 6-11,0 6-40,1 0,12

Czaa—według południków miejscowych.

geograficznej punktu obserwacyi (w zaćmie-niach księżyca przebieg zjawiska nie zależyod współrzędnych danego miejsca).

Fig. 2 daje nam pojęcie o zaćmieniu słoń-ca, widzianem w Warszawie. Linie kropko-wane L0S i L 0 L o ' przedstawiają rzut kołazboczeń na sklepienie nieba oraz drogęksiężyca, obserwowaną, ze środka ziemi oko-ło chwili zaćmienia. Linia LL' jest drogąksiężyca, widzianą w Warszawie, przyczem

362 WSZECHŚWIAT Nr 23

punkty L o i L odnoszą się do chwili złącze-nia, zaś, L0' i L' do chwili, poprzedzającejzłączenie księżyca ze słońcem o godzinę.

Gdy środek księżjca znajdować się będziew punkcie A, nastąpi zetknięcie księżycaze słońcem S w punkcie a; oznacza to po-czątek zaćmienia u nas; koniec nastąpi wte-dy, gdy środek księżyca przejdzie do punktuB i zetknięcie kół nastąpi w punkcie b.Wielkość zaćmienia, czyli stosunek zaćmio-nej części średnicy słońca do całej średnicywynosi '/ao > j a ^ *° tatwo przekonać się na _rysunku.

Oliwiła zetknięcia geocentrycznego nastąpi0 godz. 7 m. 58 rano według południka war-szawskiego. Wiedząc, że księżyc przejdziewciągu godziny przestrzeń L'L i przyjmu-jąc z nieznacznym błędem, źe księżyc przezkilka godzin porusza się równomiernie, moż-na wyznaczyć chwilę, gdy środek księżycaznajdować się będzie w punktach A i B,czyli chwilę początku i końca zaćmieniaw Warszawie.

Położenie punktów zetknięcia określa sięzapomocą kątów pozycyjnych aSN i NS& ,które liczą się w kierunku przez strzałkęoznaczonym, Kąty te wynoszą 336° i 10°;wyliczenie daje nam liczby bardzo zbliżone.

Ohcąc uprzytomnić sobie przebieg zaćmie-nia, widzianego golem okiem, należy z punk-tu S przeprowadzić równoległą do linii LL0

1 trzymać rysunek tak, ażeby sg miała kie-runek pionowy.

O. Tolwińslci.

Spostrzeżenia naukowe.

Notatka o faunie kredowej nowogródzkiej.

- Formacja kredowa na Litwie jest dotąd pra-wie całkiem nieznana, gdyż wiadomości nasze,formacyi rzeczonej dotycza.ee, ograniczają siętylko do badań nad pokładami, znajdującemi sięw okolicach Kowna i Grodna. Wiadomości tezawdzięczamy znakomitej pracy prof. C. Gre-wingka ' ) , który do rozległych badań swoich nad

') Zob. C. Grewingk: Zur Kenntniśa ostbal-tischer Tertiar — u. Kreide — Gebilde. Dorpat,1872, mit 2 Taf. (Ausj d. Arch. fur d. Naturkun-

geologią prowincyj nadbałtyckich '), przyległączęść kraju naszego przyłączył. Rozprawa rze-czona, jako jedyna wtym zakresie wiedzy naszej,służyć mi będzie za punkt wyjścia w niniejszychposzukiwaniach paleontologicznych.

Formacya kredowa znana mi jest w trzech są-siednich powiatach. W powiecie nowogródzkimwystępuje w postaci kredy białej na dość roz-ległej przestrzeni, między miasteczkami Turcemi Mirem położonej; cała ta przestrzeń jest prze-cięta gościńcem pocztowym, prowadzącym z No-wogródka do Slucka. Przejeżdżając tą okolicą,już zdaleka widzieć można, pośród zielonych łąki pól, dość duże, binłe, jakby śniegiem pokryteprzestrzenio—sąto właśnie miejsca, gdzie kredabez żadnej powłoki występuje na powierzchnię.Jak cienką warstwą na całej prawie przestrzenikreda biała jeBt pokryła, można wnieść z tego,że kupki przez krety wyrzucone prawie zawszesą śnieżno-białe, a niekiedy tylko z piaskiem żół-tym, gliną lub próchnicą pomieszane. Drogatędy wiodąca jest miejscami w lecie biała, jesie-nią zaś przedstawia trudne do przebycia, binła-woszare, do kół przylegające bagno. W wielumiejscach droga ta jest jakby usiana różnej wiel-kości, kształtów i barwy krz miniami, którepodczas roztopów wiosennych, jukoteż ulewnychdeszczów, z ziemi wypłókiwane bywają. Drugą,miejscowością powiatu nowogródzkiego, gdziekreda biała się znajduje, jest wieś Nowosiółki,około miasteczka Wsielubia położona.

W powiecie mińskim snane mi są trzy dwory,w których kreda bywa eksploatowaną do celówtechnicznych; wszystkie te dwory są położonew bliższej lub dalszej odległości od miasteczkaKojdanowa, a mianowicie : Wiazyń, Dziabylnai Rudzica.

W powiecie oazmiańskim kreda występuje okolo miareczka Kamienia, tudzież w majątku Ma-linowszczyzna, gdzie pola świeżo zorane mającałkiem odrębną, białawo-szarą barwę.

Niektóre z tych miejscowości wielokrotniezwiedzałem w celach n ukowych, lecz zbadaćich dokładnie nie mogłem, gdyż stndya straty-graficzne, jako przechodzące siły moje fizyczne,musiały być odrazu całkiem zaniechane, a zają-łem się tylko paleontologią lecz i w tem nie do-znałem takiego powodzenia, jak prof. Grewingk,który w przeciągu dwu dni (zob. 1. c. str. 24)zdołał uzbierać obfitą kolekcyą; dwudniowa takolekcya, w k'órej znalazły sig nawet całkiemnieznane gatunki, stanowi cały materyał, jaki musłużył za podstawę do napisania powyższej roz-prawy. Ze mną rzecz się miała całkiem przeciw-nie, gdyż pomimo usilnych starań i zabiegównie zdołałem znaleźć ani jednej skamieniałości

de Liv-Ehst. u. Kurlaods. I. Ser. Bd# V (S. 195—256) besond. abgedr.

') Idem. Geologie v. Liv-u. Kurland. Dor-pat 1861,

Nr 23 WSZECHŚWIAT 363

większych rozmiarów, może dlatego, że, nie mo- igąc odbywać wycieczek pieszych, nie natrafiłemna miejsce, w skamieniałości obfitujące. Odna-lezienie rzeczonych skamieniałości będzie zada- \niem mego następcy, ja zaś podaję, to tylko, co iznalazłem zapomocą mozolnego przepłukiwania jkredy.

Zawartość kredy nowogródzkiej stanowią bar- idzo drobne skorupki, wszystkie zaś większe sązwykle pogruchotane na 'drobno okruchy, do naj-większych należą resztki- małży Inoceramus sp.,które, według Grewingka, dla kredy tutejszejsą, charakter ystyczne. We wszystkich próbach,jakie miałem, powtarzają się jedne i te same ga-tunki zwierząt, caJa tylko różnica zachodzi w icbobfitości; najobfitszą w resztki organiczne oka-zała się kreda z ok olic Turca pochodząca.

Kolekoya moja, Jakkolwiek nie obfita, zawierajednak bardzo ciekawe okazy, o których poniżejmówić będę. Określić szczegółowo całą kolek-cyą jest niemożebnem, albowiem do tego potrze-ba bogatej literatury, któjej mi całkiem braknie,poprzestanę zatem na zeatawieniu głównych dzia-łów, do jakich należą znalezione przezemnie ska-mieniałości. , ;•

Dla łatwiejszego porównania fauny kredowejnowogródzkiej z kowieńską i grodzieńską, zacho-wuję w spisie następującym systematykę i no-menklaturę, jakie prof. Grewingk podaje w swejrozprawie.

Foraminifera. Skorupiaki korzenionóżek sta-nowią najzwyklejszą zawartość w kredzie nowo-gródzkiej, znalazłem je bowiem we wszystkichpróbach, jakie tylko miałem; są one zwykle wy-bornie zachowane i dadzą się dokładnie określić.Wszystkich gatunków znalazłem 15, pośród których są inne, niż w kredzie kowieńskiej i gro-dzieńskiej. Do najpospolitszych należą : Glubi-gerina cretacea d'Orb , Cristellaria ovahs d'Orb.i Bullimia intermedia Eeusa., gdyż znajdowałysię we wszystkich próbkach badanych, inne ga-tunki są rzadkie i głównie znalazły się w kre-dzie, z okolic Turca pochodzącej.

Bryozoa. Fauna mszanek w kredzie naszejjest dość urozmaicona, znalazło się ich bowiemokoło 20 gatunków, a w tej liczbie 3 gatunkiprzez Grewingka opisane: Eschara interruptaGrew., ldomonea striata Grew. i Hornora porataGrew. '). Wszystkie inne są dość dobrze zacho-wane i można będzie oznaczyć je dokładnie.

Amorphozoa. Gąbki żadnej nie udało mi sięznaleźć. • ,

Anthozoa. Jeden, jedyny tylko, ale bardzociekawy okaz korala znalazł się w kredzie, po-chodzącej z Wiazynia; ma on kształt malutkiegokrążka (3 mm w średnicy, a 1,5 mm grubości),lecz najłatwiej go sobie wyobrazić można, po-

') Zob, 1. c. Tab. II, fig. 3, 4 i 5, str. 28

równywając z owocem rośliny Malva borealis L.,lub z koralem syluryjskim Palaeocycłus porpituL, Zdaje mi się. że to jest forma, nieznana.

Radiata. Jeżówce (Ecbinodermata) są w kre-dzie tutejszej bardzo pospolite, ale lylko w po-staci na drobne kawałeczki pokruszonych szcząt-ków. Okruchów tych znalazłem niezliczoną moc;sąto cieniutkie i delikatne blaszki ambulakralnei międzyambulakralne, ślicznie zachowane, z wy-raźni skulpturą i wzgórkami na powierzchni,lecz do oznaczenia garnków nie wystarczają.Połamanych kolców znalazła się też wielka ilość;kolce te są bardzo rozmaite, co do wielkości,kształtu i struktury1 zewnętrznej. Wnoszącz cienkości blaszek i subtelności kolców, musiałyto być jeżówce niezwykłe małych wymiarów.Dużych i grubych, t. j . zwykłych blaszek zna-lazłem zaledwo kilka tylko. — Liliowce (Crinoi-dea) są reprezentowane przez liczne odłamkisłupka, czyli „łodyżki"; prócz tego znalazły sięgrube tafelki, które prawdopodobnie stanowiłykielich liliowca. Kilka drobniutkich, bo zaled-wie 1,5 OTWI długich, stożkowatych, obłych cia-łek, zdaje się, że uważać należy za kielichy ja-kichś miniaturowych liliowców. ..•••'

Brachiopoda. Ani jednego ze znanych gatun-ków nie udało mi się znnleść w kredzie tutejszej,natomiast uważam, za rzecz słuszną i konieczną,zaliczyć do działu niniejszego ten gatunek mał-ży, który przez Grewingka został opisany jakoPccten sp. n. (vid. 1. c. str. 36, tab. II, fig. 9).Prof. Grewingk, mając do swego rozporządzeniazaledwo parę i to nie całych okazów, nie mógłinaczej ich odnieść, jak do rodzaju Pecten, gdyżwierzchnie połówki tej drobniutkiej i subtelnejmuszelki, które on jedynie miał przed sobą, sąniezaprzeczenie rażąco podobne do muszli ana-logicznej u wszystkich gatunków z rodzaju Pec-ten; mają bowiem brzeg dolny zaokrąglony, gór-ny zaś równo ścięty i dwuma uszkami opatrzony,co właśnie dla rodzaju rzeczonego jest charakte-rystyczne. Mnie się udało znaleźć w kredzie,pochodzącej z okolic Turca aż 6 okazów kom-pletnych (z dwu połówek złożonych), z którychnajmniejszy ma 0,4 mm, największy 4,2 mmdługości, tudzież 5 połówek, bądź całych, bądźnieco uszkodzonych i tej okoliczności tylko za-wdzięczam możność sprostowania błędu, dojakie-go mój poprzednik był zmuszony przez okolicz-ności.—Tłozpatrując muszelkę naszą (zapomocąlupy) w położeniu jej naturalnem, t. j . skorupkąpłaską (wierzchnią) do góry zwróconą, postrze-gamy, że połówka ta (wierzchnia) jest najzupeł-niej ideu'yczna z rysunkiem Grewingka (vid.1. c. tab. II, fig. 9), następnie wdzimy, że jestOna krótszą od dolnej, która w kształcie trójką-cika ponad jej równo ściętym brzegiem wystaje;część ta jest opatrzona malutkim otworkiem, costanowi właśnie charakterystyczną cechę wszyst-kich braebiopodów (np. Terabratula).. Przewró-ciwszy tę samą muszelkę, na drugą stronę, wi-dzimy, że dolna (większa) jej skorupka jest mi-

364 "WSZECHŚWIAT

seczkowata, wypukła i ma kształt wydłużonegotrójkąta, którego podstawa (resp, dolny brzeg)jest zaokrąglona; powierzchnia obu skorupek jeatopatrzona promienisto przebiegającemi, poprzecz-nie karbowanemi wypukłemi żeberkami, których,s'osownie do wielkości muszelki, jeat 10 —14 nakażdej, naprzemian dłuższe z krótszemi uło-żonych. . ,

Do jakiego rodzaju brnchipodów muszelkę•w mowie bodącą odnieść należy?—tego, dla bra-ku literatury, s(anowczo orzec nie mogę ').W razie, jeżli to będzie gatunek nieznany, chęt-nie bym go, na rześć Grewingka, jego nazwis-kiem oznaczył, co też wyiaźnie pobie zastrzegam.

Acephala. Małże, tak samo jak jeżówce, zna-lazły się, w samych tylko okruchach, z którychzaledwo parę rodzajów dało się oznaczyć.

Inoceramus sp. Sąto kawałki od 1 —15 mmdługie, a 4—6 mm grube, brunatno zabarwionei z jednej (zewnętrznej) strony wyraźnie war -stwowane, z drugiej zaś (wewnętrznej) całkiemgładkie; struktura ich jest jakby włóknista. Sko-rupki w mowie będące są z tego względu cieka-we, że niekiedy służą innym zwierzątkom zapodkład do osiedlania się. Na kilku większychodłamkach takich znalazłem niotylko ze stronyzewnętrznejj lecz i wewnętrznej,., a nawet na obujednocześnie przyrośnięte zwierzątka, tak np.z jednej strony Eschara sp., z drugiej Serpulasp., co jest dowodem, że odłamek ten znajdowałsię na dnie morza kredowego w stanie takim,w jakim jest obecnie, bo inaczej zwierzątka pa-sorzytujące na nim nie mogłyby osiedlić się nastronie •wewnętrznej (u żywego inocerama), a nastronie zewnętrznej, silnie zeszlifowanej, musia-łyby być zniszczone. , , : ' . • > .

Ostrea sp. Killca ókimchów i jedna połówkaokrągława, cała, 7 mm. szeroka, na wewnętrznejstrome okruchy inocerama przyrośnięta.

Reszta okruchów nie do określenia.Gasteropoda. Żadnego ślimaka nie ztialazłem.

Jest tylko kilka okrągląwych, 5 «im szerokichblaszek, przypominających} bardzo przykrywki(opercula) ślimacze; do jakiego gatunku należą?orzec niepodobna. .' ' • ' ! ; '

Oephalppoda. Nawet tak pospolitej wszędzieBelemnitelli nie udułó misie znaleźć.

Serpulae. Znalazłem: 6 gatunków, z którychjeden jest Serpula gordialis Schloth, reszty,O bardzo ładnie zachowanej powierzchni, bezliteratury oznaczyć,nie mogg.

Ostrncoda. Wielką ilość skorupek owalnych,prawdopodobnie Cytherella ovata Kom., znalaz-

cy Skoro tylko uda mi się dostać rysownika,natychmiast poślę dokładny opis, wraz z ry-sunkiem, do towarzystwa malafcologicznegp weFrankfurcie nad Menem, z prośbą o rozstrzyg-nięcie kwestyi niniejszej.

łem we wszystkich próbach kredy, jakie tylkob a d a ł e m , •••,•.. ' ; . • . . .

Pisc68. Ze szczątków rybich znalazły s ię:4 duże brunatno, , połyskujące zęby, kilkanaściedrobniutkich białych ząbków i 4 kręgi pacierzo-we bardzo nieznacznych rozmiarów.

Incerta. Do tej grupy odnoszę: 1) Jakieśdiobniutkie, brunatno, elipsoidalne ciałka; zdnjeliii się, że to są koprolity jakiegoś malutkiegozwierzątka. 2) Ciałka białe, z różną ilością od-rośl kówpłaskicn kolczasto wystających; są onenieco podobne do kręgów pacierzowych (?). Ciał-ka te są bardzo pospolite w kredzie tutejszeji 3) Blaszki cieniutkie, bardzo drobne, kształtunie do opisania, też w wielkiej ilości się znalazły.

Na tyoh zagadkowych przedmiotach kolekcyamoja doszczętnie wyczerpaną została. Kolekcyarzeczona, jakkolwiek niewielka^ dozwala wszakżewnioskować, że zabiegi mojego następcy płonne-tni pozostać nie mogą i każdy, ktoby zechciał po-święcić dni parę na poszukiwania, mógłby zbo-gacić naszą wiedzę i literaturę ciekawym przy-czynkiem do fizyografii krajowej. Zadanie no-tatki niniejszej będzie całkiem spełnione, skorosię ona stanie zachętą i pobudką do nowych po-szukiwań nad kredą naszą, szczególnie podwzględem stratygraficznym.

W. Dybowśki,

SPRAWOZDANIA.

— Odnóża u wioślarek (Cladocera). OpisaliB. Dybowśki i M. Grochowski. I. Opis sześciupar odnóży tułowia i Eurycercus polyodontusnob. i porównanie ich z odnóżem typowemU przekopnic (ApUSidae). (15 rys. cynk.), (Kos-mos, 1898, str. 286—314).

We wstępie autorowie zaznaczają, że budowaodnóży i zaodwłoka u gatunku galicyjskiego z ro-dzaju Eurycercus jest tak dalece różną od ga-tunku Eurycercus lamellatus auct,, mieszkające-go w Europie zaohodniej, że nie mogąc przy-puścić, aby wszystkie opisy do tego gatunku sięodnoszące były błędne, musieli uziiać gatunekkrajowy za nowy i nazwali go E. polyodontus.W rozprawie tej autorowie podają szczegółowy

, opis odnóży E. polyodontus i porównywają jez odnóżami przekopnic, oznaczając przytem war-tość morfologiczną wyrostków i szczecin. Opisyobjaśnione są rysunkami,

' iEi Niezabitowski. •

— Odnóża u wioślarek (Cladocera). OpisaliB. Dybowśki i M Grochowski. , II. Porównanieodnóży u Eurycercus polyodontus nob. z opisa-mi i rysunkami odnóży u Eurycercus lamellatus

Nr 23 WSZECHŚWIAT 365

auct. (15 rys. cynk.). (Kosmos. R. XXIH. Ze-szyt IX i X,.str. 42.5—444.). ,

Autorowie porównywają opisy i rysunki po-dane przez prof. Leydiga w r. 18G0, dotycząceodnóży u Eurycercus lamellatus auct. z odnóża-mi poszczególnemi u E. polyodontus jnkoti-żi zaodwloka. W dalszym ciągu cz1, nią, takiesame porównania z opisami i rysunkami prof.Gerstaekera.

E. Niezabitoiuski.

czasopism, ,

—-, Kosmos, zeszyt IV—y.;,,„Sprawolippęz XXVIII walnego zgromadzenia polskiego To-warzystwa przyrodników imienia Kopernika".—„Zasadnicze twierdzenia wiedzy przyroiniczejw zaraniu filozofii greckiej" p. W. M. Kozłow-skiego (dokończenie).—„O pewnym s'alym kie-runku zmian językowych w związku z antropo-logią," p. J. Baudouin de .Courtenąya. — „War-stwy z Węgierki pod Przemyślem" p, WJ. Szaj-nochę,—„Dwie nowe skamieliny z slodkowodne-go utworu mioceńskiego na Podolu galicyjskiera"p. A. M. Łoranickiego. — „Przyczynek do znajo-mości fauny otwornic miocenu 'Wieliczki" p. Ja-rosława L. M. Jjoranickiego,(—•,„Jeszcze kilkasłów w sprawie Petrografii prof. 3. Niedźwied2J-kiego" p. R, Zubera. (Jestto niezręczna obronapodręcznika petrografii, ocenionego na lamachWszechświata przez p, J. Morożewicza), — „Spra-wozdanie z literatury przyrodniczej". :'•'.,

nr PrzeglądJfarmaceutyczny n r 7. „Fermen-ty" p. Bolesława HryniewiepkiegO;.- ,. , ...

— Pszczelarz i Ogrodnik n r 4 „P'g!iidydawne i nowe na. powstawanie, pici.u [J.szczól" -p. W. Dubeltowicza (dokończmie). -; : ... .. •„• ••.'<.

— Gazeta rolnicza « r y 19 i 20.: „Z fizykig l e b y " p . A n t o n i e g o W i e u i a w s k i e g o , . . . ' . • ••.•••. •

—• Kuryer Rolniczy ni- 20. „Kurz i pyl" p.11. Autor kóniunikuje niedo wiadomości 0 róż- ;

negb rodzaju pyłacli-^tylko, że poza pyłem zda-;

jeśig już nic nie .widzieć we wszechświecie,- albo--wiem wyki^yltuje : „Słowem, gdzie spojrzeć,g Izie myślą, (!) stjguąSi' wszystko byiój j e a t l u b 1

bgdzia pyłem. . .'". Czyżby:'imyśl ludzka tylko"pył była w stan"e objąć? '' " : -• • :

—̂ tygodnik Polski n-f 19. „Telegraf tezd r u t u " . p . : H . • * : ' ' " "• _"•" '

-~-6łOS n*r 19. „Pfzyczyjipk do, określemastanu fizycznego Poiąkówa p.; d-ra L. Butkow-skiego. „ Jestto garstka uwag, wyjętych z obszer-niejszej pracy d-ra R,, charnkteryzującęj stanfizyczny, ludności włościańskiej p Jw, płońskiego,zasługuje zaś na uwagg z tego względu,, że opar-a jest na samodzielnych badaniach autora.

Jeszcze za Kazimierza Odnowiciela okolicg tgzamieszkiwnł lud dlugoglowy o wskaźniku 71,60do 73,71 (11 czaszek 7. rozkopanych cmenta-rzysk), o średnim wzroście 175,0 (10 szkiele-tów); średni zaś wzrost z 200 spostrzeżeńd ra R. wynosi 167 cm. Obwód pierd—89,2 ,a wskaźnik piersiowy (stosunek obwodu klatkipiersiowej do wzrostu) — 53,42. Średnia waga(bez ubrania)—153,8 fiin. Liczby te wypadłynieco niższe od rzeczywistych, albowiem badanoludzi, zgłaszających sig o poradę lekarską, wśródktórych było względnie dużo suchotników, oka-zuJąicyóh i niższą wagę i słabszy rozwy piersi.Osobniki, bardzo przez cierpienia wyniszczone,nie były poddąwaue badaniom antropologicznym.

Z badań tych okazało się, że włościanie (49spostrzeżeń) przy wzroście 165,8 cm wykazują145,2 funta wagi, służba dworaka (79 spostrze-żeń)—przy 160,0 cm wzrostu 149,4 fun., a dlagospodarzy (dawnych mieszkańców królewszczyzai dóbr kościelnych, mających zwykle po 1 — l'/alub wigcej włók ziemi)-r-przy 170,5 cvi wzrostuwaga okazała się równa 156,8 fun. Niektórzy"badacze uważają wzrost za jedne z najstalszyclicech antropologicznych. W takim razie irzebabyuznać gospodarzy za jakąś odrębną od służbyi włościan rasę, . Przyjąć jednakże hypotezy tejnie można, albowiem 1) rozmaite kafegorye lud-ności rzeczywistości ciągle się mieszają,: obser-wujemy ciągle, że dawny służący staje się w szczę-śliwych . okolicznościach posiadaczem ziemi,włościanin zostaje gospodarzem lub służącym,a podupadły gospodarz idzie do służby; 2) łypczaszek pomiędzy różńemi katogóryami ludnościwie^sku-j okazał się prawie zupełnie jednakowy;3) najniższy wzrost i najniższą wagę okazująludzie nnjgorzej odżywiani (włościanie), niewielesię od nich' różni służba, największą zaś wagęi Wzrost wskazuje ta warstwa ludności, którazdawiendawna, nie inająo zawiele, musiała pra-cować, ale mogła przytem jeść tyle, ile" wymagałorganizm. Ezećz tedy bardzo możliwaj że wspom-niatie różińće fizyczne nie są wynikiem żadnych„różuic rasowych", lecz Wprost—warunków ży-cia i odźywianiii, dla każdej warstwy ludnościodmiennych. ' ' ' ::

Poruszona dziedzina ba dań ujawnia znów jed-ne lukę w iiaszym dorobku naukowym, lukę,gwałtownie domagającą się zapełnienia. Słusz-nie feż mówi d-r Rutkowski : „Gdyby każdy le-karz prowincjonalny (a chociażby, co dziesiąty)zebrał z pośród pacjentów 100 pomiarów wzros-tu, wagi i objętości-piersi, co przecież dla \śk&-rza nia nawet ;żnaczen''e jiraktyczne, a późniejzechciał spostrzeżenia swe ogłosić, moglibyśmy0 rozwoju ludności, naszej mówić nieco pewuiej.A przecież pomiary wymagają tak mało czasu1 tak mało pracy!"

— Kuryer Codzienny n r 126. „Z pracowniuczonego" p. \V_. Uiiiińskiego, Zaginione kolosy,najnowsze obserwacye Merkurego, telegraf bezdrutu z Anglii do Erancyi.

366 WSZECHŚWIAT Nr 23

— Słowo n-r 109. „Zdobycze wiedzy" p. Gr.D. Próby sterylizacyi wody zapouiooą ozonu;ogrzewanie elektryczne; wędrówka roślin.

— Wędrowiec, a za nim Ziarno nauczająswych czytelników, że „ród bawoli zamka stale"na świecie; kto widział całe.mnóstwo tych zwie-rząt w krajach południowo-europejskieh, na Kau-kazie, oraz całej Azyi zachodnipj, nie mówiącjuż o innych częściach świata, ten zdziwiłby siętej wiadomości niezmiernie; dopiero z wierszynastępnych dowiaduje się, że „gdyby nie śroikiochronne, zastosowane w puszczy Białowieskiejdla przedłużenia egzystencyi tych zwierząt (ba-wołów!) jużby ich nie było". . . Wi§o bawoły sąw puszczy Białowieskiej, a żubry gdzie? . • .

: E. 8.

SEKCYA CHEMICZNA.Posiedzenie d. 27 maja (ósme w r. b.).Protokuł z posiedzenia poprzedniego został

odczytany i przyjęty. ; ;P. Br, Znatowiez, przewodniczący Sekoyi, wy-

powiedział rzecz p. t „Z dziejów słownictwachemicznego", stanowiącą krótki zarys histo-ryczny usiłowań łożonych u nas różnemi czasyw celu utworzenia wspólnego' dla wszystkich pi-szących i mówiących popolsku o chemii językanaukowego.

Historya nauk ścisłych w Polsce jeat dotych-czas tak mało opracowana, że w przeważnej czę-ści wiadomości nasze opierają się na luźnych do-mysłach i dorywczych wzmiankach autorów.Niema wątpliwości, że pod wpływem wysokiegostosunkowo poziomu wykładu nauk matematycz-nych i przyrodniczych w ich średniowiecznej po-staci, z jakiego słynęła Szkoła Główna krakow-ska w XV i XVI stuleciu, znajomość tych naukw Polsce dość była rozpowszechniona. Gdy jed-nak zabytki literatury naszej z owych czasów sąniezbyt liczne, lub może dotychczas nie wszystkieujawnione, a badania nad niemi zaledwie w nie-których działach (matematyka czysta, astrono-mia, botanika) cokolwiek posunięte, o językualchemików polskich żadnego prawie nie mamywyobrażenia. Bliższe nas czasy chemii flogistyez-nej nie nazbyt bogatszą pozostawiły spuściznęjęzykową. Wiadomo, że Jaśkiewicz w Krako-wie, a Snrtorig w Wilnie popolsku wykładalichemią Stahlowaką, w druku jednak z tej dobymamy jedynie „Naukę chymiczną sławnego Jakó-ba Spielmanna" w przekładzie Józefa Krumlow-skiego (Kraków, 1791).

Kiedy przed 102 laty Śniadecki rozpocząłw Wilnie wykłady chemii według systemu anty-flogistycznego, musiał, rzec? prosta, utworzyćpierwsze konsekwen'ne słownictwo chemiczne.

Wiadomo, że zadanie to miał sobie ułatwioneprzez Ludwika Platera, podkanclerzyca litew-skiego, który pomysły swoje terminologiczne od-dał ma do nieograniczonego użytkowania. Wia-domo także ze słów samego Śiiiadeckiegow przedmowie do 1-go wydania Początków che-mii, że część wyrazów Platera wprowadził doswego dzieła bez zmiany. Nie wskazał prze-cież, które mianowicie ze słów tych są dziełemPlatera, w obecnej zaś chwili nie są znane żadneźródła, pozwalające na restytucyą sławy pod-kanclerzyca w tym względzie. Niemniej rzecząjest pewną, że wiele wyrazów, wprowadzonychprzez Śniadeckiego w charakterze ścisłych ter-minów naukowych, istniało już dawniej w językuchemicznym polskim, choć może nie w śoiśle temsamem znaczeniu. Tak np. w programie wy-kładów Sartorisa na rok 1785 spotykamy takiewyrazy, jak „sól" w znaczeniu produktu działa-nia kwasu na zasadę, jak „ziemia" w znaczeniutlenku metalicznego, spotykamy wreszcie „kwassaletrzany", „kwas fosforyczny" i niektóre inne,powtarzające się bez zmiany brzmienia i znacze-nia w Początkach chemii. W każdym jednakrazie konsekwentne przeprowadzenie powziętychprawideł nomenklatury, oparte na głębokiej zna-jomości przedmiotu, a kierowane ze swej stronyformalnej przez doskonałe znawstwo języka oj-czystego, niezwykły talent pisarski i miłośćprawdziwą przedmiotu, sprawia, że istotnymtwórcą zasad naukowego słownictwa chemicz-nego jest Jędrzej Sniadecki.

W krótkim, jak na nasze stosunki nietylkoówczesne, przeciągu lat 16 Początki chemiimiały trzy wydania, a w każdem następnemautor porządkował swoje słownictwo i dopełniałjego braki. Pomimo tego, już współcześnie z co-raz nowszeroi wydaniami „Początków" w kraju,szczególniej, w Warszawie, podnosiły się glosy,żądające zmian lub dalszych jeszcze dopełnień.Pomiędzy głosami temi pierwsze bezwątpieniamiejsce należy się Aleks. hr. Chodkiewiczowi.Niepoznany przez współczesnych a zapomnianyprzez potomnych uczony ten jest u nas wyjąt-kowem zjawiskiem nietylko w szeregu dziedzi-ców imion historycznych, jako twórca wyrazównie może wszakże uchodzić za szczęśliwego. Po-mimo tego śmiałość, z jaką wystąpił, była hasłemdla wielu. Pomysły zmian i uzupełnień sypałysię jak z rogu obfitości, a tymczasem Sniadecki,na kilkanaście lat jeszcze przed zgonem ze-szedłszy z pola działalności chemicznej, już tylkonastępcy swemu na katedrze Ignacemu Fonber-gowi, pozwalał mówić w swojem imieniu. Naj-większy zapewne ze współczesnych. chemikówerudyta, najbieglejszy badacz i eksperymentator,doskonały nauczyciel, w kunszcie tworzenia wy-razów Fonberg pozostawał jednak w tyle jeszczeza Ghodkiewiczom. Jednym z najmniej fortun-nych pomysłów było numerowanie związków,Bzczególnie tlenków i soli, które zastąpić mia-ło pomnożenie liczby terminów chemicznych,

Nr 23 "WSZECHŚWIAT 367

a w rzeczywistości wywołało tylko niesłychanezamieszanie w nomenklaturze.

Pierwszym uczonym, k'óry z zupełną, słuszno-ścią, może być uważany za następcę i kontynua-tora Śniadecldego w sprawie słownictwa chemicz-nego, byl Seweryn Zdzitowiecki. Obeznany przezdługotrwałe studya w głównych ówczesnychogniskach wiedzy z jej a'auem bieżącym, obda-rzony umysłem bystrym i rzutnym, podniośle ro-zumiejący zadanie, które go oczekiwało, jakokandyda'a do kateiry w Instytucie politechnicz-nym, Zdzitowiecki sposobił się do wykładu nie-tylko przez studya fachowe, ale także i przezgłębokie zastanawianie się nad formą zewnętrz-ną, nad językiem naukowym. Owocem tychprzygotowań była obszerna rozprawa p. f. Nie-które uwagi nad nomenklaturą chemiczną polską,ogłoszona w „SławJaninie", tygodniku, wydawa-nym przez M. Kitajewskiego, profesora chemiiw uniw. warszawskim (n-ry 47, 48 i 49 z ro-ku 1829). — Zarówno plany nauczycielstwa, jakdalszy rozwój języka chemicznego musiały jed-nak być poniechane wobec wypadków innej na-tury, które pociąg.ięly za sobą zagładę tylu i takwielkich usiłowań na polu naukowości w krajunaszym.

W następującym po tem trzydziestoletnimokresie widzimy zjawisko smutne i osobliwe. Li-teratura chemiczna nie istnieje prawie, ale po-mysły terminologiczne mnożą się z niesłychanąobfitością, zajmują i roznamiętniają umysły lu-dzi nawet mało z nauką obeznanych. W r. 1842Filip Walter, młody chemik, z obszernem i grun-townem uzdolnieniem fachowem, zaczerpniętemu źródeł Zachodu, ale zamało obeznany z języ-kiem polskim i literaturą krajową, wydaje w Kra-kowie „Krótki wyk Jad nomenklatury chemicznejpolskiej". Rzecz lo powierzchowna i mało ob-myślana, ale w sprawie nas zajmującej ważna,gdyż była początkiem dakko sięgającego prze-wrotu, jaki w języku naszym wprowadzili na-stępnie uczeni krakowscy, przedewszystkiem znśEmilian Czyrniański, przez długie lata jedynychemik na katedrze uniwersyteckiej krajowej.

Jednocześnie z temi robotami krnkowskiemi,w Warszawie, pomimo nadzwyczajnej trudnościwarunków, grono przyrodników pracowało nadrozwojem i ustaleniem tych zasad, które Zdzito-wiecki proponował w Slawianinie. Usiłowaniate znalazły swe ujawnienie w „Projekcie do słow-nictwa chemicznego", z r. 1853. W 9 lat póź-niej otwarta Szkoła Główna przyjęła ten „Pro-jekt" jako podstawę swego języka chemicznego,a niemniej w jego duchu kształtowali swój językautorowie kilku książek oryginalnych i Iluma-czonych, wydanych w tym czasie. Jakkolwiekani z katedr Szkoły Głównej, ani z kurtekwspomnianych podręozników język naukowy ni-gdy nie przemawiał w ścisłem zastosowaniu do„Projektu", jednak książeczka ta uzyskała trwa-ją opinią kodeksu językowego chemików war-szawskich, gdy dla Krakowa a następnie i całej

Galicyi prawem było „Słownictwo chemiczne"Czyrniańskiego w kilku wydaniach, różniącychsię dość znacznie między sobą, istniejące.

W r. 1871 szkoły wyższe lwowskie uzyakałyjęzyk wykładowy polski, a profesor BronisławRadziszewski jako jedne z konieczności widziałprzed sobą ustalenie zasad słownictwa chemicz-nego. Oczyścił on terminologią Czyrniańskiegoz rzeczy nazbyt dla języka krzywdzących, niedoszedł jednak aż do punktu koniecznego w tejsprawie zgodzenia między sobą wszystkich istnie-jących nomenklatur. Na tym punkcie cała pracasię urwała i podnoszone raz jeszcze ze stronychemików warszawskich usiłowania nie doprowa-dziły do pożądanego rezulfatu. W r. mianowi-cie 1881 III Zjazd przyrodników i lekarzy pol-skich posfanowił obmyślić zasady, na jakichmożnaby było pogodzić język „galicyjski"z „warszawskim". W tym celu zostało wydaneraz jeszcze „Słownictwo chemiczne" Czyrniań-skiego i rozesłane wszystkim chemikom polskimz życzeniem, ażeby uwagi nad niem przysyłalido Akademii umiejętności, która miała je upo-rządkować, opracować według nich nowy projekti do używania zalecić.

Ta ostatnia część zamiaru nie została spełnio-na i dziś, jak przed laty, znajdujemy się w tempołożeniu, że w dziedzinie chemii język „galicyj-ski" jest wręcz niezrozumiały dla obeznanychz „warszawskim" i odwrotnie. Tak jednak zo-stać nie może. Oprócz interesów szkoły i nauki,upominają się o reformę interesy życia ekono-micznego, a tyoh glos w Królestwie w danejdziedzinie jest silniejszy, aniżeli w Galicyi. Dla-tego do chemików z Królestwa należy staranieo wznowienie sprawy unii językowej. Należysię do tego zabrać z wytrwałością, wprost z upo-rem, i to zaraz, nie odsiadując na czasy dalsze,kiedy szybki rozwój interwencyi nauk chemicz-nych do wszys^ich dziedzin życia praktycznego,utrudni zadanie jeszcze bardziej.

Przemówienie p. Znatowicza wywołało obszer-ną i żywą duskusyą, wśród której, na wniosekwiceprezesa Oddziału, p. Lepperta, powzięty zo-stał zamiar utworzenia oddzielnej delegacyiz zaproszeniem do niej osób z zewnątrz Sekcyi,która opracowałaby nowy plan zjednoczenia ję-zyków.

Na tem posiedzenie zos'nlo ukończone.

ROZMAITOŚCI.

—. Artyzm i nauka. Wieczór i poranek,szczególniej chwile po zachodzie i przed wscho-dem słońca, należą bezwątpitnia do tematówczęsto dotykanych przez malarzy-pejzażystów.Na tyoh krajobrazach, prawie zawsze znajduje-

368 WSZECHŚWIAT Nr 23

my wiązki sierp księżyca, jako cechę tej porydoby. Ale również często księżyc jest fałszywienamalowany. Wiadomo, że wypukła strona sier-pa zwrócona jesfc zawsze ku słońcu, a zatemw prawo na nowiu, na lewo na osta'niej kwadrze.Zatem na krajobrazie wieozornym powinienprzypominać wypukłość litery D, na ostatniejkwadrze, kiedy świeci przed świtem—litery 0.Moglibyśmy •wyliczyć mnóstwo obrazów pierw-szorzędnych' malarzy, którzy popełnili tu błąd.

Nie szkodziłoby również malarzom zachowaćtrochę prawdy, malując roślinność różnych kra-jów i czasów. Na obrazie jednego z najsłyn-niejszych artystów naszych, przedstawiającymacenę z czasów Chrystusa, znajdujemy agawymeksykańskie. U innego na Golgocie kwitnąkaktusy z rodzaju Cereus. U innego znowuu Izraelitów na puszczy widzimy wory poma-rańcz i t. d. Nie mówimy już o różach Mare-clial Niel, któremi od Sardanapala do Neronazasypane są obrazy. Jeżeli artyści ! dbająo prawdę hiatoi-yczną pod względem ubiorów,dla czegóż nie mieliby jej zachować i pod wzglę-dem flory? W.

ODPOWIEDZI REDAKCYI.

— WP. Z. Z. Kostka zwykłego żółtego mydląumieszczona w naczyniu usunie zjawiska nie-przyjemne.

— WP. ; Hryniewskiemu w Werkielanach.Najlepiej poinformuje Sz. P. D-r Antoni Ręb-niami, profesor Uniwersytetu we Lwowie.

; SPROSTOWANIE.

W n-rzG 21,.. w końcowym. ustępie artykułu ;Widmo absorpcyjne chlorofilu wszędzie zamiast„chlorofil" winno być )?chrjsofil", a zamiast„czerwonego" w trzecim, wierszu od końca arty-kułu czytaj „ultrafioletowego", .. ; i ,

Bul e t y n m e te o r o 1 o g i c z n yza tydzień od d. 24 do 30 maja 1899 r.

(Za spostrzeżeń, ua staoyi meteorologicznej przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie).

o•aA

24 S.25 C.2ÓP.27t>.28 N.2QP.30 W.

Barometr700 mm -f-

7r.

49,244.387,8»j,648,050,3

Średnie

l p .

48,34'J,o38,840,550,049,752,7

46,0

9 w.

47,ó39,037,941is.51,25o,o5-4.1

7r.

'6,912,013,31 1 , "7,87,65,7

Temperatura w st

l p .

12,5•11,116,y9,29.59,0

14,3

!o,9

9 w.

11,812;8-1&|8

. <M8,37.1

li.o

Najw.

14,5,12,817,815,Slo,o

0,616,5

c.Najn.

7,412,4

7,o6,15,3

u•co

828677897S7461

78

Kieruuek wiatruSaybkośiS w metrach

SW5.W9,SW10

W9, W8, W3

NW3 NW5,NW3

NW3,N3,SW3

Sumaopadu

17,51 0,6

17,7o,5

* 0, i0,2

U w a g i :"•'••

•'.',' '• : ' ' i . ' l i i • : . ' '.

9 w nocy i w ciągu dino; ,/i w nocy i odg. 2 do 4 4 0 ppO kilkakrotnie : ' •# cały dzień z przerwami; 1/• dr. \v nocy ,• kilkakrotnie • "'<• x rana chwilowy '

,46,7 . . " ^ . ' '::y ', .-riy,-,;: ,;!',:,,.:

T R E Ś Ć . O początkach teoryi komórkowej, przez H. Hoyera. —Rozwój elektrocTtiemii i tębryaelektrolizy, przez E. Krasuskiego (dokończenie). — Cząstkowe zaćmienie słońca, przez G. Tołwiń-Bkiego. — Spostrzeżenia naukowe. — Sprawozdania. — Przegląd czosopism. — Sekcya chemiczna.—•

Rozmaitości. — Odpowiedzi redakcyi. — Buletyn meteorologiczny. '

Wydawca W. Wriblewskl. Redaktor Br. Znatowicz.

^oauoacuo I[eu3ypoio. Bflpmaua, 10 uaii 1800 r. Wargiawa. Druk Emila