Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

26

description

Wybawiciel ludu pustyni zniknął. Tron z Czaszek stoi pusty. Synowie Ahmanna rozpoczynają bezwzględną walkę o władzę. Wybawiciel z zielonych krain także zniknął. Wokół Bluszczowego Tronu wiąże się sieć intryg sięgająca aż po Zakątek, ale władcy Thesy nie przejmują się zagrożeniem ze strony Sharum. Świat się zmienia. Tylko demony jak co noc wychodzą z Otchłani. A z dala od dworskiej polityki rodzi się plan najważniejszej wojny. Wojny o przetrwanie ludzkości…

Transcript of Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

Page 1: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment
Page 2: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment
Page 3: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

Peter V. Brett

k sięg a drug a

przełożyła Małgorzata Koczańska

Lublin 2015

tronz czaszek

Page 4: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment
Page 5: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment
Page 6: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

Dla Lauren

Page 7: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

17

Złotogłosy333 rok plagi, zima

Powóz angieriańskiego herolda w Zakątku wyda-wał się nie na miejscu, jednak Rojer rozpoznałby

go wszędzie. Jeździli nim wraz z Arrickiem niezli-czoną ilość razy w czasach, gdy jego mistrz cieszył się łaskami Rhinebecka.

Tyle że teraz wóz należał do Jasina Złotogłosego. Smyczek Rojera zsunął się ze strun, gdy zaprzęg

eskortowany przez tuzin Drewnianych Żołnierzy na smukłych angieriańskich rumakach wjechał na Cmentarzysko Otchłańców. Inni Minstrele i czelad-nicy przerwali grę i podążyli za wzrokiem swojego nauczyciela.

Kendall podchwyciła jego spojrzenie. – Wszystko dobrze? Jesteś biały jak płótno. Rojer ledwie ją słyszał. W głowie kłębiły mu się

myśli pełne lęku. Pamiętał krzyki i śmiech tamtej krwawej nocy nie tak dawno temu. Jak zaczarowany

Page 8: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

patrzył na sługę, który opuścił schodki i otworzył drzwiczki powozu.

Rozkołysany Hary położył Rojerowi rękę na ra-mieniu.

– Idź, chłopcze, póki nikt cię nie zauważył. Prze-każę twoje przeprosiny.

Słowa i lekkie pchnięcie przywróciły młodzień-ca do rzeczywistości. Starszy Minstrel ujął swoje skrzypce i stanął na czele orkiestry, aby przywołać muzyków do porządku i odwrócić ich uwagę, pod-czas gdy Rojer wymknął się ze sceny.

Gdy tylko zniknął innym z oczu, pomknął, prze-skakując po trzy stopnie naraz, a kiedy znalazł się za sceną, pognał jak zając na tyły muszli akustycznej. Widział jeszcze, jak Złotogłosy wysiada z powozu.

Pomimo że upłynął już rok od tamtej nocy, uczucia młodego Minstrela wcale nie osłabły i wi-dok człowieka, który zamordował mistrza Jaycoba, a Rojera zostawił na pewną śmierć wśród zaułków Angiers, tylko mocniej rozniecił nienawiść. Skryty w cieniu Rojer wykrzywił usta. Ręka świerzbiła go i sama wyciągała się po jeden z noży przytroczonych do przedramienia. Wystarczy celny rzut...

I co? – zapytał się w duchu. Zawisnę za zamor-dowanie książęcego herolda?

Mimo to nie mógł rozprostować palców. Dyszał ciężko, choć stał nieruchomo, a jego ciało chłonęło powietrze do walki lub do ucieczki.

Jasin zawołał Hary’ego i stary Minstrel zeszedł przed scenę. Mężczyźni uścisnęli się i poklepali po plecach, a Rojerowi nóż jakby sam wsunął się w dłoń.

8 Peter V. Brett

Page 9: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

Nigdzie nie było widać czeladników, Abruma i Sali. Abrum połamał Rojerowi skrzypce i przy-trzymał go na ziemi. Sali śmiała się, gdy katowała mistrza Jaycoba na śmierć.

Jednak czeladnicy byli tylko narzędziami. Roz-kaz wydał Jasin. I to on musiał zapłacić za swoją zbrodnię.

– Rojerze, na Otchłań, co ty wyprawiasz? – Min-strel niemal podskoczył, gdy za plecami usłyszał chrapliwy szept Kendall. Jak jej się udało podkraść tak blisko?

– Pilnuj własnego instrumentu, Kendall. To nie twoja sprawa.

– Niech to Otchłań, jak najbardziej moja sprawa, skoro mam zostać twoją żoną.

Rojer podniósł głowę. Jego spojrzenie sprawiło, że dziewczyna gwałtownie nabrała tchu.

– Na razie – powiedział cicho – musisz tylko wie-dzieć, że gdyby demon rzucił się na Jasina Złotogło-sego, a ja musiałbym zagrać tylko kilka nut, żeby go uratować, to prędzej rozbiłbym skrzypce na tysiąc kawałków.

– Kim jest Jasin Złotogłosy? – zapytała Amanvah, gdy tylko Rojer wszedł do ich komnaty. Miała na so-bie kolorowe jedwabie, a odsłonięta twarz wyglądała pięknie nawet wykrzywiona w gniewie.

Minstrel spodziewał się, że Amanvah dowie się o wszystkim, ale nie sądził, że tak szybko. Kendall

Złotogłosy 9

Page 10: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

i jego żony przez ostatnie tygodnie stały się sobie bliskie jak noc i demony.

– Jasin Złotogłosy to tylko moja pieprzona spra-wa – warknął.

– Demonie gówno. – Amanvah splunęła na pod-łogę. Jej gwałtowność go zaskoczyła. – Jesteśmy twoimi jiwah. Twoi wrogowie to nasi wrogowie.

Splótł ramiona na piersi. – Dlaczego nie zapytasz kości, skoro chcesz

wszystko wiedzieć? Amanvah uśmiechnęła się chłodno. – Ach, mężu. Wiesz, że już to zrobiłam. Daję ci

szansę, żebyś opowiedział mi wszystko sam. Posłał jej spojrzenie bez wyrazu, zastanawia-

jąc się nad odpowiedzią. Bez wątpienia Amanvah rzuciła kości, ale ich odpowiedź to zupełnie inna sprawa. Może ujawniły całą historię – nawet więcej, niż wiedział Rojer – albo przekazały tylko niejasne wskazówki, a żona próbowała wyciągnąć więcej in-formacji.

– Jeżeli rzuciłaś kości, wiesz tyle, ile Everam po-stanowił ci ujawnić – odgryzł się, choć wiedział, że stąpa po niebezpiecznie cienkim lodzie.

Ku jego zaskoczeniu Amanvah uśmiechnęła się nieco serdeczniej.

– Uczysz się, mężu. Skłonił się lekko. – Mam wspaniałe nauczycielki. – Musisz się nauczyć ufać swoim jiwah, mężu. –

Żona położyła mu dłoń na ramieniu i przyciągnęła bliżej. Rojer wiedział, że to wyrachowane posunię-

10 Peter V. Brett

Page 11: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

cie, zupełnie jak wcześniej jej gniew, ale nie mógł zaprzeczyć, że działało.

– Ja tylko...  – Przełknął ślinę, bo czuł ucisk w gardle. – Nie jestem gotów, żeby o tym mówić.

– Hora stwierdziły, że jest między wami krew. Krew, którą można zmazać tylko krwią.

– Nie rozumiesz... Amanvah parsknęła śmiechem. – Jestem córką Ahmanna Jardira! Myślisz, że nie

rozumiem krwawej zemsty? Raczej ty nie rozumiesz, mężu. Musisz zabić tego człowieka. I to jak najszyb-ciej, żeby uprzedzić jego atak na ciebie i twoich bli-skich.

– Nie ośmieliłby się – zaoponował Rojer. – Nie tutaj. Nie teraz.

– Takie waśnie mogą przetrwać pokolenia, mężu. Nie zdołasz go zabić w porę i jego prawnuki wezmą odwet na twoich potomkach.

– I  powstrzymam to, jeżeli zabiję go teraz? A może tylko sprawię, że jego dzieci staną się mo-imi wrogami?

– Może lepiej będzie zabić też jego dzieci, jeżeli jakieś ma – zamyśliła się Amanvah.

– Na Stwórcę, mówisz poważnie? – oburzył się Rojer.

– Poślę Coliva. To Wypatrywacz z  plemienia Krevakh i jeden z Włóczni Wybawiciela. Zrobi to niepostrzeżenie, a dla świadków twój wróg po pro-stu spadnie z konia albo udławi się pestką.

– Nie! Żadnych Wypatrywaczy. Żadnych trucizn dama’ting. Niech nikt się nie wtrąca, zwłaszcza ty.

Złotogłosy 11

Page 12: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

Jasin Złotogłosy jest mój i tylko ja zemszczę się na nim lub nie, a jeżeli nie potrafisz tego uszanować, nasze małżeństwo uznaj za zakończone.

Wtedy zapadła cisza. Cisza tak głęboka, że Ro-jer słyszał bicie swego serca. W głębi duszy chciał cofnąć wypowiedziane słowa, byle przełamać mil-czenie, ale nie potrafił.

Powiedział prawdę. Amanvah popatrzyła na niego uważnie, a Rojer

odpowiedział nieruchomym spojrzeniem, jakby wy-zywał żonę, żeby mrugnęła pierwsza.

I w końcu tak się stało. Amanvah spuściła wzrok i skłoniła się nisko. Jej słowa ociekały jadem.

– Jak sobie życzysz, mężu. Jego krew należy tyl-ko do ciebie.

A potem znowu popatrzyła mu w oczy. – Wiedz jednak, że im dłużej pozwalasz temu

człowiekowi żyć, tym mocniej jego uczynki będą ci ciążyć, gdy wyruszysz na samotną ścieżkę i zosta-niesz osądzony.

– Zaryzykuję – prychnął Rojer. Amanvah parsknęła gniewnie, odwróciła się na

pięcie i trzasnąwszy drzwiami, odeszła do swoich komnat.

Rojer pragnął ruszyć za nią, zapewnić, że ją ko-cha i wcale nie chce zrywać ich małżeństwa, ale siły go opuściły, a rzeczywistość przygniotła.

Jasin Złotogłosy przebywał w Zakątku, a Rojer nie mógł go wiecznie unikać.

12 Peter V. Brett

Page 13: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

Zaproszenie przyszło następnego ranka. Po połu-dniu miało się odbyć spotkanie ścisłego kręgu do-radców hrabiego, aby oficjalnie powitać książęcego herolda.

Rojer zgniótł papier, ale przezornie nie zosta-wił zaproszenia tam, gdzie ktoś mógłby je znaleźć. Amanvah nie opuściła swojej komnaty, od drzwi wiało chłodem.

– Pójdę zobaczyć się z baronem – powiedział Minstrel Sikvah. Druga żona od razu wzięła się do przygotowania odpowiedniego stroju.

Nawet w garderobie Minstrela dało się dostrzec wpływ Amanvah. Pierwsza Żona była wstrząśnię-ta, gdy okazało się, że ubrania, które Rojer nosił w Lennie Everama, to jedyne, jakie posiadał. Nie minęła nawet godzina, a już krawcowe Shamavah zdjęły z niego miarę.

Dobrze, że wkrótce skończy się budowa rezy-dencji. Jeżeli szafy Rojera będą nadal wypełniać się w tym tempie, trzeba będzie przeznaczyć osobne skrzydło domu tylko na ubrania.

Oczywiście Rojer nie narzekał. Miał teraz strój na każdą okazję, z tkanin najwyższej jako-ści i w każdym kolorze. Na Otchłań, mógł nawet przez miesiąc codziennie zmieniać ubranie i ani razu nie założyć tego samego. Przypominało mu to o czasach, gdy z Arrickiem, wtedy jeszcze he-roldem księcia, mieszkali w pałacu. Nawet teraz, chociaż wiedział już, jakim to było kłamstwem, uważał tamten okres za najszczęśliwszy w  swoim życiu.

Złotogłosy 13

Page 14: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

Na początku Rojer próbował sam dobierać sobie stroje, ale żony szybko położyły temu kres. I szcze-rze mówiąc, lepiej się na tym znały.

Żakiet i bryczesy, które Sikvah wybrała na nieofi-cjalne spotkanie z baronem, haftowane były w zawi-ły wzór stłumionych barw, jak krasjańskie kobierce. Luźna koszula z nieskazitelnie białego jedwabiu wy-dawała się lekka jak obłok.

Pod powiewnymi szatami medalion Rojera zwi-sał mu ciężko na piersi. Był to Królewski Angie-riański Medal Honoru na grubym, plecionym łańcu-chu. Na awersie wygrawerowano dwie skrzyżowane włócznie za tarczą z godłem księcia Rhinebecka – liściastą koroną unoszącą się nad tronem spowitym w bluszcz. Pod tarczą znajdował się napis:

Arrick Słodka Pieśń

Rojer jednak nosił ten medalion odwrócony czar-nym rewersem na zewnątrz, Minstrel wyrył po tej stronie jeszcze cztery imiona:

Kally Jessum Geral Jaycob

Imiona tych, którzy zginęli, chroniąc Rojera. Pięć imion. Pięć istnień, które przez niego zostały prze-rwane wcześniej. Ile jeszcze warte było jego żałos-ne życie?

14 Peter V. Brett

Page 15: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

Pod pozorem, że bawi się sznurkami, dotknął odznaczenia. Gdy tylko palce musnęły zimny metal, Rojera ogarnęła ulga, która odegnała dręczący go niepokój. Chociaż rozsądek podpowiadał co innego, w głębi serca czuł, że nie spotka go żadna krzywda, dopóki mógł dotknąć medalionu.

Było to głupie przekonanie, ale Rojer i tak w nie wierzył, więc się sprawdzało.

Sikvah odsunęła mu ręce jak matka ubierająca dziecko i sama zawiązała sznurki. Jednak niepo-kój ponownie ścisnął mu pierś, więc Minstrel od-ruchowo sięgnął do medalionu. Sikvah uderzyła go w grzbiet dłoni. Zabolało, ale zaraz pozostało tyl-ko lekkie odrętwienie. Żona wygładziła mu koszulę.

Rojer cofnął się zaskoczony. – Sikvah! Otworzyła szeroko oczy, po czym płynnie opadła

na kolana i przycisnęła dłonie do ziemi. – Wybacz, że cię uderzyłam, szlachetny mężu.

Jeżeli chcesz mnie wychłostać, masz prawo... Rojer zamarł z niedowierzaniem. – Nie, ja... Sikvah uderzyła czołem o ziemię. – Oczywiście przekażę dama’ting, aby wymierzy-

ła mi karę... – Nikt nie będzie nikogo chłostał! – wybuchnął

Minstrel. – Co z wami, ludzie? Po prostu zapomnij i znajdź mi inną koszulę. Taką z guzikami.

Gdy tylko Sikvah się odwróciła, młodzieniec za-cisnął palce na medalionie, jakby od tego zależało jego życie.

Złotogłosy 15

Page 16: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

Talizman był jednym z niewielu sekretów, jakie Rojer miał przed żonami. Znały imiona rodziców Minstrela, imię Posłańca, przyjaciela rodziny, a tak-że obu mistrzów, u których terminował. Zmarłych z honorem.

Ale związane z nimi opowieści, historie mor-derstwa, zdrady i głupoty, pozostały dla Krasjanek tajemnicą.

Sikvah przyniosła inną koszulę, obszerną, z du-żym koronkowym żabotem, która pasowałaby raczej na bardziej uroczyste spotkanie, ale doskonale za-słaniała tors, dzięki czemu Minstrel mógł dotykać swojego talizmanu bez przyciągania uwagi.

Czy żona zrobiła to celowo? Kiedy Sikvah zosta-wiła górny trzeci guzik niezapięty, zdał sobie spra-wę, że rozumiała, i ścisnęło mu się serce.

Wszyscy, których kochał, umarli i zostawili go samego, lecz co, jeśli dług nadal nie jest całkiem spłacony? Czy następną osobą, która umrze za Ro-jera, będzie Sikvah? Amanvah? Kendall? Nie mógł nawet o tym myśleć.

Ścisnął medalion tak mocno, że zabolały go pal-ce. Jak długo tego nie robił? Od miesięcy. Po ataku w Nowiu niewiele już go przerażało.

Ale teraz był przerażony. Thamos traktował go chłodno, po tym jak Minstrel odmówił przyjęcia stanowiska herolda hrabstwa Zakątka. Dlatego hra-biego nie wzruszy teraz opowieść o morderstwie ja-kiegoś ulicznego grajka, nie należało też liczyć, że z tego powodu ukarze herolda swojego brata.

16 Peter V. Brett

Page 17: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

Co gorsza, Jasin mógł przybyć z nakazem aresz-towania Rojera albo jego żon. Córka i siostrzenica krasjańskiego przywódcy byłyby cennymi zakład-niczkami, zwłaszcza po najeździe Krasjan na Lakton.

Oskarżenie o  morderstwo mogłoby jedynie wzbudzić gniew herolda, a Rojer wiedział bardzo dobrze, co znaczy gniew Jasina Złotogłosego. Ten mężczyzna hołubił ten gniew, głaskał go i karmił.

A potem, kiedy już się myślało, że herold daw-no zapomniał, wszystko wracało na ostrzu noża w ciemnym zaułku.

Rojer zakrztusił się i zaczął kasłać, gdy próbo-wał nabrać tchu.

– Mężu, dobrze się czujesz? – zaniepokoiła się Sikvah. – Powiem dama’ting...

– Nic mi nie jest! – Minstrel cofnął się i wygła-dził żabot. Kusiło go, aby chwycić medalion, ale się powstrzymał, sięgnął po skrzypce i płaszcz. – Ły-czek wina mi pomoże.

– Najlepsza będzie woda. – Sikvah ruszyła, aby napełnić czarkę. Jiwah już nie próbowały powstrzy-mać go od picia alkoholu, ale bynajmniej tego nie popierały.

– Wino – powtórzył Rojer stanowczo. Sikvah skłoniła się i sięgnęła po bukłak. Minstrel zigno-rował podaną czarkę, wziął bukłak i skierował się do wyjścia.

– Kiedy wrócisz, mężu? – zawołała za nim Sikvah. – Nie wcześniej niż po południu. – I zamknął za

sobą drzwi.

Złotogłosy 17

Page 18: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

Coliv stał w cieniu tuż za progiem. Wypatrywacz skinął Minstrelowi głową, ale nie zagaił rozmowy.

– Rozstaw dodatkowych Sharum przy gospodzie – polecił Rojer. – Za dnia mamy wrogów.

– Wszyscy mężczyźni mają wrogów za dnia – od-parł Coliv. – Tylko w nocy stajemy się braćmi.

– Po prostu rozstaw tych przeklętych ludzi  – warknął Minstrel.

Wypatrywacz skłonił się nieznacznie. – To już załatwione, synu Jessuma. Święta córka

wydała wczoraj rozkazy. Rojer westchnął. – Oczywiście. Wojownik przekrzywił głowę. – Ten człowiek, Złotogłosy. Ma wobec ciebie

dług krwi, czy tak? Minstrel zachował nieprzenikniony wyraz twarzy. – Tak. Ale nie chcę, żeby ktokolwiek się do tego

wtrącał. Ani ty, ani moje jiwah. Coliv skłonił się ponownie, tym razem niżej i na

dwa uderzenia serca dłużej. – Wybacz, że cię nie doceniłem, synu Jessuma.

Wy, mieszkańcy zielonych krain, jednak rozumie-cie Sharum. Posłanie zabójcy, żeby wyrównał dług krwi, nie przynosi żadnego zaszczytu.

Rojer zamrugał. Takie słowa w ustach mistrza zabójców?

– Zatem nie próbuj się wtrącać. Nawet gdyby Amanvah tak rozkazała.

Coliv skłonił się po raz ostatni, nieznacznie i krótko.

18 Peter V. Brett

Page 19: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

– Zabójstwo nie przynosi żadnego zaszczytu, pa-nie, ale czasami jest konieczne. Jeżeli święta córka rozkaże, żebym się wtrącił, uczynię to.

Rojer przełknął nerwowo ślinę. W głębi duszy cieszyła go myśl, że Coliv mógłby przebić włócznią serce Jasina i jego czeladników, na tym jednak by się nie skończyło. Jasin miał rodzinę. Potężną rodzinę, mocno związaną z Bluszczowym Tronem. Za krew odpłaciłaby krwią.

Przeskoczył trzy stopnie naraz, gdy zbiegał po schodach, a potem do tylnych drzwi wiodących do stajni Shamavah. Krasjańskie dzieci w brązowych szatach zajmowały się zwierzętami, ale gdy tylko zobaczyły Minstrela, zaczęły się przepychać, kto pierwszy mu usłuży.

Najszybsza okazała się Shalivah, wnuczka Ka-vala, Mistrza Ćwiczeń. Kaval również poświęcił dla Rojera życie. Podobnie jak strażnik Amanvah, Enkido. Jeszcze dwa imiona do wyrycia w meda-lionie. Siedmiu ludzi zapłaciło życiem za życie jed-nego Minstrela.

– Czy mistrz będzie potrzebował swojego aksa-mitowego powozu? – zapytała dziewczynka. Mówiła szybko i z wyraźnym obcym akcentem.

Rojer w okamgnieniu wszedł w rolę Minstrela. Dziewczynka nie dostrzegła, jak wyjął z nowiutkiej sakwy mały kwiatek – dla niej wyglądało to, jakby wyczarował go z powietrza. Westchnęła z zachwy-tu, gdy Rojer wręczył jej kwiat.

– Aksamitny, Shalivah, nie aksamitowy. Rozu-miesz?

Złotogłosy 19

Page 20: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

Dziewczynka skinęła głową, a Minstrel wyciąg-nął z sakwy cukierka.

– Powtórz. Aksamitny. Shalivah uśmiechnęła się i podskoczyła, aby do-

stać smakołyk. Rojer nie należał do wysokich, ale dziewczynka i tak nie mogła dosięgnąć jego unie-sionej ręki.

– Aksamitny! – wykrzyknęła. – Aksamitny! Ak-samitny!

Rojer rzucił jej cukierka. Pisk radości przyciąg-nął uwagę innych dzieci. Popatrzyły na Minstrela wyczekująco.

Nie rozczarował ich. W dłoniach miał już przy-gotowane słodycze. Roześmiał się scenicznie, aby ukryć, jak ciężko mu na sercu, gdy rzucał cukierki w wyciągnięte, zręczne rączki.

Rodziny tych dzieci przelały dla niego krew, a Rojer odpłacał im za to cukierkami.

Nowy baron wiercił się za swoim wielkim biurkiem ze złotodrzewa. W krzepkiej dłoni pióro wyglądało jak kolibrze, gdy bazgrał swój podpis – albo coś, co przypominało podpis – pod kolejnym dokumentem z rosnącej nieustannie sterty papierów, podsuwa-nych przez Emeta, pomniejszego szlachcica z An-giers, którego Thamos mianował sekretarzem ba-rona.

– Rojerze! – Gared zerwał się zza biurka, gdy tyl-ko Minstrel wszedł do gabinetu.

20 Peter V. Brett

Page 21: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

– Panie – zaczął sekretarz. – Rojer ma na pewno ważną sprawę. Będziesz

musiał wrócić później, Emecie. – Rębacz spojrzał na sekretarza z góry, a Emet miał dość rozsądku, aby zebrać dokumenty i czym prędzej opuścić pokój.

Gared zamknął ciężkie drzwi, oparł się o nie ple-cami i odetchnął głęboko, jakby właśnie udało mu się uciec przed hordą polnych demonów.

– Stwórcy niech będą dzięki. Gdybym miał pod-pisać jeszcze jeden dokument, chyba wyrzuciłbym to biurko przez okno.

Rojer zerknął na wielki mebel i okno o kilka stóp dalej. Tylko Gared Rębacz mógłby dokonać takiego wyczynu.

Młodzieniec uśmiechnął się szeroko. Przy tym olbrzymie zawsze czuł się bezpiecznie.

– Cieszę się, że mogłem cię uratować przed pa-pierkową robotą.

Gared wyszczerzył radośnie zęby. – Jeżeli będziesz przychodził tutaj codziennie

około jedenastej, zyskasz moją dozgonną wdzięcz-ność. Napijesz się?

– Na Otchłań, z przyjemnością. – Rojer zdążył już opróżnić bukłak, ale wino działało powoli. Ga-red zaś zasmakował w angieriańskiej brandy i w ga-binecie zawsze trzymał butelkę tego trunku. Min-strel podszedł do barku, napełnił dwie szklaneczki. Szybko, żeby Rębacz nie zauważył, osuszył jedną i napełnił ponownie, zanim wrócił do biurka.

Trącili się szklankami i wypili. Gared wziął tylko łyk, ale Rojer wypił do dna i znowu ruszył do barku.

Złotogłosy 21

Page 22: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

– Dręczy mnie niepokój. Muszę się napić, to pewne.

– Hę? – zdziwił się Gared. – Słońce świeci i nic się nie pali, więc nie może być tak źle. Zapalmy i pogadajmy, zanim pójdziemy na spotkanie ksią-żęcego herolda. Myślisz, że ma głos, który dźwię-czy jak złoto?

Rojer opróżnił następną szklaneczkę i napełnił naczynie ponownie, dopiero wtedy usiadł na krze-śle przed biurkiem. Gared zajął miejsce obok i nabił fajkę. Rębacz nie należał do ludzi, którzy odgradzali się od innych wielkim meblem.

Minstrel przyjął oferowany tytoń i zaczął nabi-jać swoją fajkę.

– Pamiętasz, jak spotkałem Leeshę w szpitalu? – Wszyscy znają tę opowieść. To początek histo-

rii o tym, jak poznałeś Wybawiciela. Rojer nie miał siły, żeby się spierać. – Pamiętasz, jak zapytałeś, przez kogo się tam

znalazłem? Gared skinął głową. Minstrel opróżnił szklaneczkę. – Był to właśnie książęcy herold o głosie jak złoto. Twarz Gareda pociemniała, jak u ojca, który zo-

baczył u córki podbite oko. Zacisnął ogromne pięści. – Kiedy z nim skończę, będzie miał szczęście,

jeżeli Zielarkom Zakątka uda się go poskładać do kupy.

– Nie bądź głupi – powstrzymał go Rojer. – Je-steś teraz baronem Zakątka Rębaczy, nie osiłkiem u Smitta.

22 Peter V. Brett

Page 23: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

– Przecież nie można tego tak zostawić – obu-rzył się Gared.

Minstrel spojrzał na niego przenikliwie. – Jasin Złotogłosy to herold księcia, reprezentant

Bluszczowego Tronu. Gdy do niego mówisz, to tak, jakbyś zwracał się do samego księcia Rhinebecka. Wszystko, co mu zrobisz, uczynisz księciu Rhine-beckowi.

Posłał Garedowi tak złowrogie spojrzenie, że na-wet wielki Rębacz się wzdrygnął.

– Zdajesz sobie sprawę, co zrobiłby z tobą książę, co zrobiłby z Zakątkiem, gdybyś zatłukł jego prze-klętego herolda na śmierć?

Gared zmarszczył brwi. – Więc musimy posłać kogoś innego, żeby się

tym zajął? Rojer zamknął oczy i policzył w duchu do dzie-

sięciu. – Pozwól, że sam się tym zajmę. Rębacz spojrzał na niego z  powątpiewaniem.

Minstrel nie nadawał się do bitki. – Jak chcesz sam to załatwić, czemu mi o tym

mówisz? – Nie chcę, żebyś zrobił coś Jasinowi – zastrzegł

Rojer. – Ale nie spodziewam się, że on okaże po-dobną wspaniałomyślność.

Gared zamrugał. – Wspa... co? – Łaskawość, łaskę  – podpowiedział Rojer.  –

Może uznać, że chcę mu coś zrobić, i przyjdzie po mnie i moich bliskich. Spałbym spokojniej, gdybyś

Złotogłosy 23

Page 24: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment

mógł posłać paru Rębaczy, żeby mieli oko na ludzi herolda.

Gared skinął głową. – Jasne. Ale, Rojerze... – Wiem, wiem. Nie wolno pozwalać, aby ta rana

jątrzyła się wiecznie. – Już cuchnie – zgodził się Gared. – Szkoda, że

nie ma tu Wybawiciela. Urwałby głowę temu śmier-dzielowi i nikt by się nie oburzył.

Rojer potaknął w zamyśleniu. Właśnie tak to planował, gdy po raz pierwszy spotkał Arlena Balesa.

Ale Malowany Człowiek, Naznaczony, nie wracał.

24 Peter V. Brett

Page 26: Tron z Czaszek Ks. 2 - Peter V. Brett - fragment