Tekla News

8
Projekt finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego oraz ze środków budżetu państwa w ramach działania 2.6 ZPORR na Mazowszu. Tomasz Wojciechowski: Co to jest projekt TEKLA? Michał Szaniawski: To projekt wymyślony przez firmę doradczą Consulting Plus i Akademick- ie Stowarzyszenie Edukacji Samorządowej, wspierający współpracę naukowców i przedsiębiorców. W ramach projektu 50 osób, wśród których byli absolwenci studiów magister- skich i inżynierskich, doktoranci i pracownicy naukowi Politech- niki Warszawskiej odbyło cztero- pięcio- lub sześciomiesięczne staże w mazowieckich firmach z branży innowacyjnych technologii. Skąd wziął się pomysł takich staży? W Polsce brak jest kultury współpracy pomiędzy uczelnia- mi i prywatnymi firmami, dobre pomysły nau- kowców trafiają do uczelnianych szuflad, a fir- mom brakuje potencjału naukowe- go, bo wiedza zamknięta w mu- rach uczelni do nich nie dociera. W ten sposób przedsiębiorstwa rozwijają się wolniej, bo nie wykorzystują dorobku naukowców. Z czego to wynika? Problemy są spowodowane między innymi wzajemnymi uprzedze- niami. Naukowcy często uważają, że ich rolą jest zajmowanie się “prawdziwą nauką” czyli teorią, będącą niejako ponad światem biznesu. Z kolei praktycy, ludzie biznesu, uważają, że naukowcy pracują w zupełnym oderwaniu od realiów, na przykład - że są nieter- minowi. W efekcie transfer wiedzy do gospodarki nie działa tak, jak powinien. Postanowiliśmy więc poszukać nowych możliwości sty- mulowania współpracy naukowców i przedsiębiorców, wykorzystując potencjał jaki stwarzają fundusze europejskie na Mazowszu. TEKLA to projekt społeczny, 75 str. 2. Sojusz biznesu i nauki POZYTYWNY WYNIK AUDYTU! Wielki Sukces! TEKLA czyli KTO? Liderem projektu jest warszawska firma Consulting Plus Sp. z o.o. a Akademickie Stowarzyszenie Edu- kacji Samorządowej przy Uniwer- sytecie Warszawskim pełni rolę partnera społecznego. Consulting Plus powstało w 1996 roku w procesie wyodrębniania i precyzowania potrzeb klientów Kancelarii Prawnic- zej Żukowski i Partner. Jest firmą doradczą specjalizującą się w projektach z zakresu zarządzania w przedsiębiorstwach oraz w outsourcingowej obsłudze wehikułów inwestycyjnych two- rzonych na potrzeby klientów. Doradza wielu dynamicznie rozwijającym się małym i średnim przedsiębiorstwom. A także insty- tucjom samorządowym. Akademickie Stowarzyszenie Edu- kacji Samorządowej przy Uniwer- sytecie Warszawskim powstało w 1995 roku. Do statutowych celów Stowar- zyszenia należy m.in. działanie na rzecz promocji przedsiębiorczości i innowacyjności ze szczególnym uwzględnieniem środowiska aka- demickiego i absolwentów szkół wyższych. Realizując swoje projekty ASES współpracuje z uczelniami, jed- nostkami administracji publicznej oraz z sektorem prywatnym. Firmy biorące udział w projekcie TEKLA: • AG-Projekt • Akwen • Badania Systemowe EnergSys • Bioen • BIS MainServ • Bujno Synthesis • Centrum Badawczo Rozwojowe • Telekomunikacji Polskiej • CIM-MES Projekt • EC BREC Instytut Energetyki • Odnawialnej • EKKOM • ELPROMA • EUROTEK International • HP Fonica • JAWI LOGIC • KK Techniki Elektroforetyczne • Michael Huber Polska • Narodowa Agencja • Poszanowania Energii • ORTEH • Performance Media • Plans • Polska Inżynieria • Polskie Systemy Holograficzne • Prochem • SENSOMED • SKA Polska • Smart Education • Suntech • Sylogic • TESMO • WEST Zespół TEKLA: pierwszy rząd od lewej – Ludwik Żukowski (Prezes Consulting Plus), Anna Młynarczyk (specjalista ds. rozliczeń i sprawozdawczości), dr Maja Mroczkowska (Koordyna- tor Projektu na PW), Katarzyna Żajko (Wiceprezes Consulting Plus), Joanna Ozimek (specjal- ista ds. promocji i rekrutacji) drugi rząd – Michał Szaniawski (Kierownik Projektu) Dlaczego warto zachęcać przedsiębiorców i naukowców do współpracy mówi Michał Szaniawski, kierownik Projektu TEKLA. W dniach 15 i 16 maja 2008 roku konsorcjum firm kierowane przez AGT Consulting przeprowadziło audyt projektu TEKLA. Audytor i biegli rewidenci zaopiniowali pracę pozytywnie. Szczególnie podkreślili rzetelność i dbałość finansową przy rozliczaniu projektu. str. 4. www.tekla.ases.org.pl nr 1 / Piątek / 30 MAJA, 2008 / Ferdynanda, Jana, Karola

description

Wspieramy

Transcript of Tekla News

Page 1: Tekla News

Projekt fi nansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

oraz ze środków budżetu państwa w ramachdziałania 2.6 ZPORR na Mazowszu.

Tomasz Wojciechowski: Co to jest projekt TEKLA?

Michał Szaniawski: To projekt wymyślony przez firmę doradczą Consulting Plus i Akademick-ie Stowarzyszenie Edukacji Samorządowej, wspierający współpracę naukowców i przedsiębiorców. W ramach projektu 50 osób, wśród których byli absolwenci studiów magister-skich i inżynierskich, doktoranci i pracownicy naukowi Politech-niki Warszawskiej odbyło cztero- pięcio- lub sześciomiesięczne staże w mazowieckich firmach z branży innowacyjnych technologii.

Skąd wziął się pomysł takich staży?

W Polsce brak jest kultury współpracy pomiędzy uczelnia-mi i prywatnymi firmami, dobre pomysły nau- k o w c ó w

trafiają do uczelnianych szuflad, a fir-mom brakuje potencjału naukowe-go, bo wiedza zamknięta w mu-rach uczelni do nich nie dociera. W ten sposób przedsiębiorstwa rozwijają się wolniej, bo nie wykorzystują dorobku naukowców.

Z czego to wynika?

Problemy są spowodowane między innymi wzajemnymi uprzedze-niami. Naukowcy często uważają, że ich rolą jest zajmowanie się “prawdziwą nauką” czyli teorią, będącą niejako ponad światem biznesu. Z kolei praktycy, ludzie biznesu, uważają, że naukowcy pracują w zupełnym oderwaniu od realiów, na przykład - że są nieter-minowi. W efekcie transfer wiedzy do gospodarki nie działa tak, jak powinien. Postanowiliśmy więc poszukać nowych możliwości sty-mulowania współpracy naukowców i przedsiębiorców, wykorzystując potencjał jaki stwarzają fundusze europejskie na Mazowszu. TEKLA

to projekt społeczny, 75

str. 2.

Sojusz biznesu i nauki

POZYTYWNY WYNIK AUDYTU!

Wielki Sukces!TEKLA czyli KTO?

Liderem projektu jest warszawska firma Consulting Plus Sp. z o.o. a Akademickie Stowarzyszenie Edu-kacji Samorządowej przy Uniwer-sytecie Warszawskim pełni rolę partnera społecznego.

Consulting Plus powstało w 1996 roku w procesie wyodrębniania i precyzowania potrzeb klientów Kancelarii Prawnic-zej Żukowski i Partner. Jest firmą doradczą specjalizującą się w projektach z zakresu zarządzania w przedsiębiorstwach oraz w outsourcingowej obsłudze wehikułów inwestycyjnych two-

rzonych na potrzeby klientów.Doradza wielu dynamicznie rozwijającym się małym i średnim przedsiębiorstwom. A także insty-tucjom samorządowym.

Akademickie Stowarzyszenie Edu-kacji Samorządowej przy Uniwer-sytecie Warszawskim powstało w 1995 roku.

Do statutowych celów Stowar-zyszenia należy m.in. działanie na rzecz promocji przedsiębiorczości i innowacyjności ze szczególnym uwzględnieniem środowiska aka-demickiego i absolwentów szkół wyższych.

Realizując swoje projekty ASES współpracuje z uczelniami, jed-nostkami administracji publicznej oraz z sektorem prywatnym.

Firmybiorące udział w projekcie TEKLA:• AG-Projekt• Akwen• Badania Systemowe EnergSys • Bioen • BIS MainServ • Bujno Synthesis • Centrum Badawczo Rozwojowe • Telekomunikacji Polskiej• CIM-MES Projekt • EC BREC Instytut Energetyki • Odnawialnej • EKKOM • ELPROMA • EUROTEK International • HP Fonica • JAWI LOGIC • KK Techniki Elektroforetyczne • Michael Huber Polska • Narodowa Agencja • Poszanowania Energii • ORTEH• Performance Media • Plans• Polska Inżynieria • Polskie Systemy Holografi czne • Prochem • SENSOMED • SKA Polska • Smart Education • Suntech • Sylogic • TESMO• WEST

Zespół TEKLA: pierwszy rząd od lewej – Ludwik Żukowski (Prezes Consulting Plus), Anna Młynarczyk (specjalista ds. rozliczeń i sprawozdawczości), dr Maja Mroczkowska (Koordyna-tor Projektu na PW), Katarzyna Żajko (Wiceprezes Consulting Plus), Joanna Ozimek (specjal-

ista ds. promocji i rekrutacji) drugi rząd – Michał Szaniawski (Kierownik Projektu)

Dlaczego warto zachęcać przedsiębiorców

i naukowców do współpracy mówi

Michał Szaniawski, kierownik Projektu TEKLA.

i przedsiębiorców, wykorzystując potencjał jaki stwarzają fundusze europejskie na Mazowszu. TEKLA

to projekt społeczny, 75

pomysły nau- k o w c ó w i przedsiębiorców, wykorzystując pomysły nau- k o w c ó w i przedsiębiorców, wykorzystując potencjał jaki stwarzają fundusze europejskie na Mazowszu. TEKLA

W dniach 15 i 16 maja 2008 roku konsorcjum fi rm kierowane przez AGT Consulting przeprowadziło audyt projektu TEKLA. Audytor i biegli rewidenci zaopiniowali pracę pozytywnie. Szczególnie podkreślili rzetelność i dbałość fi nansową przy rozliczaniu projektu.

str. 4.

w w w . t e k l a . a s e s . o r g . p lnr 1 / Piątek / 30 MAJA, 2008 / Ferdynanda, Jana, Karola ���������� ����

Page 2: Tekla News

proc. pieniędzy pochodzi z fun-duszy strukturalnych UE – Europe-jskiego Funduszu Społecznego. Reszta z budżetu państwa. Firmy nie musiały więc płacić naszym stażystom. Musiały jedynie zaoferować im pracę – indywidualną lub zespołową - przy innowacyjnym projekcie oraz wyznaczyć opiekuna stażu, który pomagał i nadzorował stażystę.

Były jakieś wymagania wobec firm?

Program adresowaliśmy do mikro, małych i średnich przedsiębiorstw, wdrażających innowacyjne tech-nologie. Zgłaszając się, firmy musiały opisać, czym się zajmują, na czym będzie polegał pro-jekt, a w szczególności jego innowacyjność oraz co osiągną dzięki współpracy z naszym stażystą. Staraliśmy się zostawić firmom i stażystom dużą swobodę w ustalaniu warunków między nimi. Umowy były tak skonstruowane, że można było dopasować warunki stażu do możliwości czasowych stażysty. Niektórzy pracowali więc osiem godzin dziennie, inni z racji

obowiązków na uczelni działali w systemie mieszanym – w domu, w firmie, czasem też na uczelni. Z kolei nasze zadanie polegało na maksymalnym odciążeniu firm i stażystów z całej „unijnej bi-urokracji”. To właśnie wzięliśmy na siebie: jak najmniej dokumentów. Wszystko po to, żeby zaangażowane strony mogły maksymalnie skupić się na realizacji nowatorskich pro-jektów.

Czy jakieś kierunki studiów były

szczególnie preferowane?

Nie było żadnych ograniczeń ani preferencji. Jedyny wa-runek był taki, że program musiał wpisywać się w jedną z wiodących na Mazowszu dziedzin nauki i kierunków badań zapisanych w Strategii Rozwoju Wojewódz-twa Mazowieckiego. Chodzi tu zwłaszcza o interdyscyplinarne kierunki związane z informatyką, technologią i biotechnologią.Wśród stażystów dominowali fi-zycy.

Dlaczego?

Może się wydawać, że fizyka to teo-retyczna nauka i na niewiele może przydać się w biznesie, ale absol-wenci tego kierunku okazali się zaskakująco wszechstronni. Dos-konale się sprawdzali zarówno przy projektach informatycznych, jak i dotyczących projektowania skom-plikowanych urządzeń.

Trudno było nakłonić firmy do współpracy? Jak to zrobiliście?

Zaczęliśmy od kampanii promo-cyjnej wśród pracowników nau-kowych, którzy prowadzą własne firmy. Potem innowacyjnych przedsiębiorstw szukaliśmy poprzez biuro karier Politechni-ki Warszawskiej, przeglądaliśmy magazyny branżowe i internetowe fora dyskusyjne. Zakładaliśmy też wątki informujące o projek-cie w serwisie społecznościowym GoldenLine. Prowadziliśmy też kampanię linków sponsorowanych w Google. Jednak najlepsze efekty dawały bezpośrednie spotkania z przedsiębiorcami, w czym brylowała nasza koleżanka koordynująca projekt na PW.

Kiedy już zebraliście ap-likacje naukowców i oferty przedsiębiorców, pozwoliliście im samym dobrać się według potrzeb?

Nie do końca. Kandydaci określali swoje zainteresowania w ap-likacjach, a firmy zgłaszały zapo-trzebowanie. I jeśli widzieliśmy, że konkretna osoba pasuje do konkretnej firmy - od razu ich kontaktowaliśmy, organizowaliśmy spotkanie. Na koniec wniosek trafiał do Kapituły Projektu, która oceniała czy plan stażu jest realny i czy dany kandydat na stażystę podoła stawi-anym przed nim zadaniom.

Kapituła Projektu?

W skład Kapituły wchodzili m.in. pracownicy naukowi Politechniki, dobrze znający zarówno możliwości swoich podopiecznych, jak i realia badawcze. Takie rozwiązanie okazało się bardzo pomocne, bo spektrum branż okazało się duże a ocena wniosków wymagała bard-zo specjalistycznej wiedzy.

Firmy i naukowcy mieli dużo swobody. Jaką mieliście gwarancję, że stażyści pracują nad nowoczesnymi technolo-giami a nie parzą kawę swoim szefom?

Obie strony musiały zdawać raporty na koniec każdego miesiąca. Krót-

kie - to były dwie kartki papieru. Ale dzięki nim wiedzieliśmy, co do firmy wnosi stażysta i jednocześnie mieliśmy gwarancję, że bierze udział w innowacyjnym projekcie a nie np. obsługuje ksero. Obdarzyliśmy firmy i stażystów dużym zaufaniem i okazało się to słuszną decyzją, o czym najlepiej świadczą wspólne osiągnięcia stażystów i firm, w których pracowali.

Czyli? Czym konkretnie możecie się pochwalić?

Jesteśmy jeszcze w trakcie pod-sumowania, ale już wiemy, że np. dzięki zaangażowaniu jed-nego ze stażystów zostały złożone dwa wnioski patentowe, a trzeci został częściowo przy-gotowany. Wnioski dotyczyły wałów nożowych i wyważarki do wałów nożowych, czyli elementów linii do brykietowania słomy. To jest w polskich realiach bardzo poważne osiągnięcie. Przy tak małej liczbie patentów, które się u nas uzyskuje, dwa wnioski w ciągu za-ledwie pięciomiesięcznego stażu to prawdziwy rekord. Zresztą ten przykład pokazuje jak trafna była

nasza ocena – wystarczy ułatwić współpracę firm i naukowców żeby błyskawicznie pojawiły się pozyty-wne efekty. Dzięki zaangażowaniu innego stażysty, jedna z firm zdecydowała o podjęciu prac nad zupełnie nowym urządzeniem. Wcześniej szefowie firmy nie mieli wystarczających środków żeby uruchomić taki projekt, teraz, dzięki temu, że „etat” naukowca nic ich nie kosztował, mogli podjąć ryzyko prac nad nowatorskim urządzeniem.

Kolejna rzecz – dostaliśmy infor-macje, że niektórzy uczestnicy projektu pracowali nawet w week-endy. Tak bardzo się zaangażowali i tak ciekawe okazały się ich pro-jekty. Ale największy nasz sukces to fakt, że większość stażystów otrzy-muje oferty pracy albo zaproszenia do dalszej współpracy. To kolejne profity dla stażystów oraz dla firm, bo jeżeli tak dużo osób otrzymuje propozycje pracy to oznacza, że „zrekrutowaliśmy” znakomitych i potrzebnych firmom fachow-ców. Mało tego, firmy miały szansę za darmo, przez kilka miesięcy przetestować kandydata na pra-cownika, a stażysta mógł nabrać

doświadczenia potrzebnego w dal-szej pracy.

Firmy zdobyły pracowników i zrealizowały projekty, absol-wenci znaleźli ciekawą pracę. A co uzyskała uczelnia?

Naukowcy, wracają ze stażu przynosząc do uczelni całe świeżo zdobyte doświadczenie. Dzięki stażom przestają rozwiązywać tylko problemy czysto teorety-czne, staż w przedsiębiorstwie uzmysławia im jak prowadzić badania, żeby ich wyniki można było lepiej zastosować w praktyce. Wielu stażystów właśnie w firmach zdobyło nowe pomysły do dalszej pracy naukowej. Nasze uczelnie nie uczą przedsiębiorczości, ani biznesowego podejścia do badań. A spotkanie młodego naukowca z rynkową firmą uzmysławia mu, że to, co robi w laboratorium wystarczy tylko trochę zmodyfikować i dzięki tej zmianie zastosować w codzien-nym życiu. Dlatego chcielibyśmy, żeby nasze wysiłki bardziej zaczęły doceniać same uczelnie. Te ostat-nie promują niestety głównie nau-kowców z dużą liczbą publikacji. Bo za to są granty z budżetu państwa. Nie promuje się innowacyjnych badań połączonych z wdrożeniami biznesowymi. A może być tak jak w najlepszych uczelniach w USA, gdzie za badania najczęściej płaci przemysł i gdzie dzięki temu uczel-nie robią badania na najwyższym światowym poziomie.Projekt TEKLA jest jednym z przykładów na poprawiającą się sytuację. Nie byłoby projektu, gdy-by nie odważna i otwarta postawa władz Politechniki i poparcie, jakie otrzymaliśmy.

Dlaczego prywatna firma con-sultingowa zajęła się organi-zowaniem staży?

Inicjatywa wyszła ze strony naszego partnera – Akademick-iego Stowarzyszenia Edukacji Samorządowej. Przekonali nas, że warto by firma zaangażowała się w projekt społeczny typu non-prof-it, wspierając jednocześnie cele statutowe ASES.Tutaj ciekawostka: staliśmy się jedyną firmą prywatną w Polsce, która robi coś takiego. W innych regionach projekty stażowe robiły wyłącznie uczelnie albo agencje rozwoju regionalnego, czyli spółki

należące do województw. A dlac-zego my? Przy realizacji projektów finansowanych ze środków uni-jnych, ważne jest doświadczenie. Zawodowo zajmujemy się wyszuki-waniem i łączeniem osób i insty-tucji, mamy do tego odpowiednich specjalistów. Jednocześnie posia-damy też niezbędne kompe-tencje, by poprawnie rozliczyć projekt o wartości 1,2 mln. – a tyle właśnie kosztowała TEKLA. W trak-cie realizacji projektu zawsze może zdarzyć się nieprzewidziana sy-tuacja, na którą trzeba natychmi-ast zareagować. Na przykład na początku tego roku przez dwa miesiące Instytucja Wdrażająca spóźniała się z przekazaniem pieniędzy. Ścieżka decyzyjna i reakcja na sytuację kryzysową jest w prywatnej firmie zdecydowanie krótsza i kilkukrotnie w sytuacji „być albo nie być” okazało się to kluczowe dla ostatecznego suk-cesu projektu. A co my z tego mamy? Chociażby to, że naszym projektem potwierdziliśmy, że war-to zaufać firmom konsultingowym przy rozdzielaniu funduszy na tego typu projekty. Udowodniliśmy, że możemy realizować je sprawniej niż uczelnie, które rządzą się in-nymi prawami i które mają przecież inne cele.

Czy trudno jest zdobyć fundusze ze środków unijnych?

I tak i nie. Pozyskiwanie jest łatwe jeżeli wie się czego się chce. Trze-ba czytać uważnie dokumentację konkursową, upewnić się czy nasz projekt jest zgodny z założeniami danego programu, priorytetu i działania. Albo nasz pomysł do tego pasuje albo nie. Jeśli nie pasuje, to nic z tego nie będzie – nie ma szans na dotację. Jeżeli w danym działaniu środki zostały przeznaczone na transfer wiedzy, to muszą być wydane na trans-fer wiedzy, a nie np. na remont pensjonatu. Aplikując o dotację trzeba zrozumieć też osoby po drugiej stronie – pracowników In-stytucji Wdrażającej oraz asesorów oceniających projekty. To jak myślą i czego oczekują po naszym projek-cie.

Wygląda na to, że jesteście zado-woleni z osiągniętych rezultatów. Jakie są szanse, na kontynuację projektu? Powstanie program TEKLA2?

Tak, już myślimy o nowym programie TEKLA PLUS. Wycią-gnęliśmy wnioski z pierwszej edycji i znaleźliśmy kilka kwestii wymagających udoskonalenia. Mamy też nowe pomysły. Bardzo chcielibyśmy mieć więcej czasu na rekrutację i kampanię promocyjną. Zależy nam, żeby w kolejnej edy-cji zgłosiło się jeszcze więcej firm i stażystów, bo to by nam umożliwiło wybranie jeszcze lep-szych projektów.

Czy poza tym w drugiej edycji programu coś się zmieni?

Tak, mamy kilka pomysłów. Przede wszystkim rozszerzymy pro-jekt o inne jednostki naukowe. Po drugie, tym razem musimy zaadresować nasz projekt wyłącznie do pracowników naukowych. To będzie projekt nastawiony na współpracę pomiędzy biznesem a uczelnią, nie na rekrutację pra-cowników. Planujemy, że staże dru-giej edycji potrwają dłużej i posta-ramy się zapewnić uczestnikom wyższe dodatki stażowe. Myślimy o uelastycznieniu harmonogramu pracy stażysty. Tak żeby przez kilka miesięcy pracował nad projektem w firmie która zapewniła mu staż. Potem wracałby na uczelnię, żeby firma miała czas na „przetrwanie” efektów jego pracy. Następnie stażysta wracałby jeszcze do pracy nad projektem, żeby go dopracować lub coś poprawić. Kolejna zmiana – myślimy o zarezerwowaniu puli środków na „projekty miękkie” czyli związane z innowacją w usługach. Ktoś policzył że 70 proc. innowacji powstaje w tym właśnie sektorze gospodarki. Nowością będą też staże pracowników firm w jed-nostkach naukowo-badawczych. Idea jest taka: pracownik podniesie swoje kwalifikacje na uczelni, wró-ci do firmy i całą zdobytą wiedzę wykorzysta w przedsiębiorstwie. Zależy nam na tym, by uczelnie nawiązały trwałe relacje ze światem biznesu. Temu służyć będzie kolejny nowy element projektu – kampania promująca ideę współpracy nauki i biznesu, pokazująca jak można budować te powiązania również bez udziału środków publicznych. Warto pamiętać, że pieniądze z fun-duszy unijnych kiedyś się skończą, a współpraca gospodarki i nauki powinna rozwijać się dalej.

Rozmawiał Tomasz Wojciechowski

nr 1/ Piątek / 30 MAJA, 2008 / strona 2 nr 1/ Piątek / 30 MAJA, 2008 / strona 3

„Posiadamy niezbędne kompetencje, by poprawnie rozliczyć projekt o wartości 1,2 mln.

– a tyle kosztowała TEKLA”

TeklaBiuro projektu:CONSULTING PLUS Sp. z o.o.ul. Wiejska 1200-490 Warszawa

tel. 022 628 21 28; 022 622 35 19fax 022 622 35 20e-mail: [email protected]

Szef projektu: Michał SzaniawskiRedaktor prowadzący: Anna Zaręba Sekretarz redakcji: Ewa MazurStudio grafi czne: To.Be. Advertisingul. Hanki Czaki 2 lok. 73

01-588 Warszawatel. 022 832 37 47, fax 022 832 41 13Projekt: Magdalena JarochowskaZdjęcia: Katarzyna Ulańska, Małgorzata Kubica

Korekta: Andrzej RossakTeksty:Tomasz Wojciechowski, Marzena Gołębiowska, Maria Walczak

„Już myśleliśmy o nowym projekcie TEKLA PLUS, zapewnia Michał Szaniewski”

Page 3: Tekla News

proc. pieniędzy pochodzi z fun-duszy strukturalnych UE – Europe-jskiego Funduszu Społecznego. Reszta z budżetu państwa. Firmy nie musiały więc płacić naszym stażystom. Musiały jedynie zaoferować im pracę – indywidualną lub zespołową - przy innowacyjnym projekcie oraz wyznaczyć opiekuna stażu, który pomagał i nadzorował stażystę.

Były jakieś wymagania wobec firm?

Program adresowaliśmy do mikro, małych i średnich przedsiębiorstw, wdrażających innowacyjne tech-nologie. Zgłaszając się, firmy musiały opisać, czym się zajmują, na czym będzie polegał pro-jekt, a w szczególności jego innowacyjność oraz co osiągną dzięki współpracy z naszym stażystą. Staraliśmy się zostawić firmom i stażystom dużą swobodę w ustalaniu warunków między nimi. Umowy były tak skonstruowane, że można było dopasować warunki stażu do możliwości czasowych stażysty. Niektórzy pracowali więc osiem godzin dziennie, inni z racji

obowiązków na uczelni działali w systemie mieszanym – w domu, w firmie, czasem też na uczelni. Z kolei nasze zadanie polegało na maksymalnym odciążeniu firm i stażystów z całej „unijnej bi-urokracji”. To właśnie wzięliśmy na siebie: jak najmniej dokumentów. Wszystko po to, żeby zaangażowane strony mogły maksymalnie skupić się na realizacji nowatorskich pro-jektów.

Czy jakieś kierunki studiów były

szczególnie preferowane?

Nie było żadnych ograniczeń ani preferencji. Jedyny wa-runek był taki, że program musiał wpisywać się w jedną z wiodących na Mazowszu dziedzin nauki i kierunków badań zapisanych w Strategii Rozwoju Wojewódz-twa Mazowieckiego. Chodzi tu zwłaszcza o interdyscyplinarne kierunki związane z informatyką, technologią i biotechnologią.Wśród stażystów dominowali fi-zycy.

Dlaczego?

Może się wydawać, że fizyka to teo-retyczna nauka i na niewiele może przydać się w biznesie, ale absol-wenci tego kierunku okazali się zaskakująco wszechstronni. Dos-konale się sprawdzali zarówno przy projektach informatycznych, jak i dotyczących projektowania skom-plikowanych urządzeń.

Trudno było nakłonić firmy do współpracy? Jak to zrobiliście?

Zaczęliśmy od kampanii promo-cyjnej wśród pracowników nau-kowych, którzy prowadzą własne firmy. Potem innowacyjnych przedsiębiorstw szukaliśmy poprzez biuro karier Politechni-ki Warszawskiej, przeglądaliśmy magazyny branżowe i internetowe fora dyskusyjne. Zakładaliśmy też wątki informujące o projek-cie w serwisie społecznościowym GoldenLine. Prowadziliśmy też kampanię linków sponsorowanych w Google. Jednak najlepsze efekty dawały bezpośrednie spotkania z przedsiębiorcami, w czym brylowała nasza koleżanka koordynująca projekt na PW.

Kiedy już zebraliście ap-likacje naukowców i oferty przedsiębiorców, pozwoliliście im samym dobrać się według potrzeb?

Nie do końca. Kandydaci określali swoje zainteresowania w ap-likacjach, a firmy zgłaszały zapo-trzebowanie. I jeśli widzieliśmy, że konkretna osoba pasuje do konkretnej firmy - od razu ich kontaktowaliśmy, organizowaliśmy spotkanie. Na koniec wniosek trafiał do Kapituły Projektu, która oceniała czy plan stażu jest realny i czy dany kandydat na stażystę podoła stawi-anym przed nim zadaniom.

Kapituła Projektu?

W skład Kapituły wchodzili m.in. pracownicy naukowi Politechniki, dobrze znający zarówno możliwości swoich podopiecznych, jak i realia badawcze. Takie rozwiązanie okazało się bardzo pomocne, bo spektrum branż okazało się duże a ocena wniosków wymagała bard-zo specjalistycznej wiedzy.

Firmy i naukowcy mieli dużo swobody. Jaką mieliście gwarancję, że stażyści pracują nad nowoczesnymi technolo-giami a nie parzą kawę swoim szefom?

Obie strony musiały zdawać raporty na koniec każdego miesiąca. Krót-

kie - to były dwie kartki papieru. Ale dzięki nim wiedzieliśmy, co do firmy wnosi stażysta i jednocześnie mieliśmy gwarancję, że bierze udział w innowacyjnym projekcie a nie np. obsługuje ksero. Obdarzyliśmy firmy i stażystów dużym zaufaniem i okazało się to słuszną decyzją, o czym najlepiej świadczą wspólne osiągnięcia stażystów i firm, w których pracowali.

Czyli? Czym konkretnie możecie się pochwalić?

Jesteśmy jeszcze w trakcie pod-sumowania, ale już wiemy, że np. dzięki zaangażowaniu jed-nego ze stażystów zostały złożone dwa wnioski patentowe, a trzeci został częściowo przy-gotowany. Wnioski dotyczyły wałów nożowych i wyważarki do wałów nożowych, czyli elementów linii do brykietowania słomy. To jest w polskich realiach bardzo poważne osiągnięcie. Przy tak małej liczbie patentów, które się u nas uzyskuje, dwa wnioski w ciągu za-ledwie pięciomiesięcznego stażu to prawdziwy rekord. Zresztą ten przykład pokazuje jak trafna była

nasza ocena – wystarczy ułatwić współpracę firm i naukowców żeby błyskawicznie pojawiły się pozyty-wne efekty. Dzięki zaangażowaniu innego stażysty, jedna z firm zdecydowała o podjęciu prac nad zupełnie nowym urządzeniem. Wcześniej szefowie firmy nie mieli wystarczających środków żeby uruchomić taki projekt, teraz, dzięki temu, że „etat” naukowca nic ich nie kosztował, mogli podjąć ryzyko prac nad nowatorskim urządzeniem.

Kolejna rzecz – dostaliśmy infor-macje, że niektórzy uczestnicy projektu pracowali nawet w week-endy. Tak bardzo się zaangażowali i tak ciekawe okazały się ich pro-jekty. Ale największy nasz sukces to fakt, że większość stażystów otrzy-muje oferty pracy albo zaproszenia do dalszej współpracy. To kolejne profity dla stażystów oraz dla firm, bo jeżeli tak dużo osób otrzymuje propozycje pracy to oznacza, że „zrekrutowaliśmy” znakomitych i potrzebnych firmom fachow-ców. Mało tego, firmy miały szansę za darmo, przez kilka miesięcy przetestować kandydata na pra-cownika, a stażysta mógł nabrać

doświadczenia potrzebnego w dal-szej pracy.

Firmy zdobyły pracowników i zrealizowały projekty, absol-wenci znaleźli ciekawą pracę. A co uzyskała uczelnia?

Naukowcy, wracają ze stażu przynosząc do uczelni całe świeżo zdobyte doświadczenie. Dzięki stażom przestają rozwiązywać tylko problemy czysto teorety-czne, staż w przedsiębiorstwie uzmysławia im jak prowadzić badania, żeby ich wyniki można było lepiej zastosować w praktyce. Wielu stażystów właśnie w firmach zdobyło nowe pomysły do dalszej pracy naukowej. Nasze uczelnie nie uczą przedsiębiorczości, ani biznesowego podejścia do badań. A spotkanie młodego naukowca z rynkową firmą uzmysławia mu, że to, co robi w laboratorium wystarczy tylko trochę zmodyfikować i dzięki tej zmianie zastosować w codzien-nym życiu. Dlatego chcielibyśmy, żeby nasze wysiłki bardziej zaczęły doceniać same uczelnie. Te ostat-nie promują niestety głównie nau-kowców z dużą liczbą publikacji. Bo za to są granty z budżetu państwa. Nie promuje się innowacyjnych badań połączonych z wdrożeniami biznesowymi. A może być tak jak w najlepszych uczelniach w USA, gdzie za badania najczęściej płaci przemysł i gdzie dzięki temu uczel-nie robią badania na najwyższym światowym poziomie.Projekt TEKLA jest jednym z przykładów na poprawiającą się sytuację. Nie byłoby projektu, gdy-by nie odważna i otwarta postawa władz Politechniki i poparcie, jakie otrzymaliśmy.

Dlaczego prywatna firma con-sultingowa zajęła się organi-zowaniem staży?

Inicjatywa wyszła ze strony naszego partnera – Akademick-iego Stowarzyszenia Edukacji Samorządowej. Przekonali nas, że warto by firma zaangażowała się w projekt społeczny typu non-prof-it, wspierając jednocześnie cele statutowe ASES.Tutaj ciekawostka: staliśmy się jedyną firmą prywatną w Polsce, która robi coś takiego. W innych regionach projekty stażowe robiły wyłącznie uczelnie albo agencje rozwoju regionalnego, czyli spółki

należące do województw. A dlac-zego my? Przy realizacji projektów finansowanych ze środków uni-jnych, ważne jest doświadczenie. Zawodowo zajmujemy się wyszuki-waniem i łączeniem osób i insty-tucji, mamy do tego odpowiednich specjalistów. Jednocześnie posia-damy też niezbędne kompe-tencje, by poprawnie rozliczyć projekt o wartości 1,2 mln. – a tyle właśnie kosztowała TEKLA. W trak-cie realizacji projektu zawsze może zdarzyć się nieprzewidziana sy-tuacja, na którą trzeba natychmi-ast zareagować. Na przykład na początku tego roku przez dwa miesiące Instytucja Wdrażająca spóźniała się z przekazaniem pieniędzy. Ścieżka decyzyjna i reakcja na sytuację kryzysową jest w prywatnej firmie zdecydowanie krótsza i kilkukrotnie w sytuacji „być albo nie być” okazało się to kluczowe dla ostatecznego suk-cesu projektu. A co my z tego mamy? Chociażby to, że naszym projektem potwierdziliśmy, że war-to zaufać firmom konsultingowym przy rozdzielaniu funduszy na tego typu projekty. Udowodniliśmy, że możemy realizować je sprawniej niż uczelnie, które rządzą się in-nymi prawami i które mają przecież inne cele.

Czy trudno jest zdobyć fundusze ze środków unijnych?

I tak i nie. Pozyskiwanie jest łatwe jeżeli wie się czego się chce. Trze-ba czytać uważnie dokumentację konkursową, upewnić się czy nasz projekt jest zgodny z założeniami danego programu, priorytetu i działania. Albo nasz pomysł do tego pasuje albo nie. Jeśli nie pasuje, to nic z tego nie będzie – nie ma szans na dotację. Jeżeli w danym działaniu środki zostały przeznaczone na transfer wiedzy, to muszą być wydane na trans-fer wiedzy, a nie np. na remont pensjonatu. Aplikując o dotację trzeba zrozumieć też osoby po drugiej stronie – pracowników In-stytucji Wdrażającej oraz asesorów oceniających projekty. To jak myślą i czego oczekują po naszym projek-cie.

Wygląda na to, że jesteście zado-woleni z osiągniętych rezultatów. Jakie są szanse, na kontynuację projektu? Powstanie program TEKLA2?

Tak, już myślimy o nowym programie TEKLA PLUS. Wycią-gnęliśmy wnioski z pierwszej edycji i znaleźliśmy kilka kwestii wymagających udoskonalenia. Mamy też nowe pomysły. Bardzo chcielibyśmy mieć więcej czasu na rekrutację i kampanię promocyjną. Zależy nam, żeby w kolejnej edy-cji zgłosiło się jeszcze więcej firm i stażystów, bo to by nam umożliwiło wybranie jeszcze lep-szych projektów.

Czy poza tym w drugiej edycji programu coś się zmieni?

Tak, mamy kilka pomysłów. Przede wszystkim rozszerzymy pro-jekt o inne jednostki naukowe. Po drugie, tym razem musimy zaadresować nasz projekt wyłącznie do pracowników naukowych. To będzie projekt nastawiony na współpracę pomiędzy biznesem a uczelnią, nie na rekrutację pra-cowników. Planujemy, że staże dru-giej edycji potrwają dłużej i posta-ramy się zapewnić uczestnikom wyższe dodatki stażowe. Myślimy o uelastycznieniu harmonogramu pracy stażysty. Tak żeby przez kilka miesięcy pracował nad projektem w firmie która zapewniła mu staż. Potem wracałby na uczelnię, żeby firma miała czas na „przetrwanie” efektów jego pracy. Następnie stażysta wracałby jeszcze do pracy nad projektem, żeby go dopracować lub coś poprawić. Kolejna zmiana – myślimy o zarezerwowaniu puli środków na „projekty miękkie” czyli związane z innowacją w usługach. Ktoś policzył że 70 proc. innowacji powstaje w tym właśnie sektorze gospodarki. Nowością będą też staże pracowników firm w jed-nostkach naukowo-badawczych. Idea jest taka: pracownik podniesie swoje kwalifikacje na uczelni, wró-ci do firmy i całą zdobytą wiedzę wykorzysta w przedsiębiorstwie. Zależy nam na tym, by uczelnie nawiązały trwałe relacje ze światem biznesu. Temu służyć będzie kolejny nowy element projektu – kampania promująca ideę współpracy nauki i biznesu, pokazująca jak można budować te powiązania również bez udziału środków publicznych. Warto pamiętać, że pieniądze z fun-duszy unijnych kiedyś się skończą, a współpraca gospodarki i nauki powinna rozwijać się dalej.

Rozmawiał Tomasz Wojciechowski

nr 1/ Piątek / 30 MAJA, 2008 / strona 2 nr 1/ Piątek / 30 MAJA, 2008 / strona 3

„Posiadamy niezbędne kompetencje, by poprawnie rozliczyć projekt o wartości 1,2 mln.

– a tyle kosztowała TEKLA”

TeklaBiuro projektu:CONSULTING PLUS Sp. z o.o.ul. Wiejska 1200-490 Warszawa

tel. 022 628 21 28; 022 622 35 19fax 022 622 35 20e-mail: [email protected]

Szef projektu: Michał SzaniawskiRedaktor prowadzący: Anna Zaręba Sekretarz redakcji: Ewa MazurStudio grafi czne: To.Be. Advertisingul. Hanki Czaki 2 lok. 73

01-588 Warszawatel. 022 832 37 47, fax 022 832 41 13Projekt: Magdalena JarochowskaZdjęcia: Katarzyna Ulańska, Małgorzata Kubica

Korekta: Andrzej RossakTeksty:Tomasz Wojciechowski, Marzena Gołębiowska, Maria Walczak

„Już myśleliśmy o nowym projekcie TEKLA PLUS, zapewnia Michał Szaniewski”

Page 4: Tekla News

Przepływ informacji między biznesem i nauką oraz zajemne zaufanie naukowców i przedsiębiorców -

oto klucze do gospo-darczego sukcesu. O tym jak przyczynili się do tego sukcesu stażyści projektu TEKLA opowiada prorektor politechniki Warszawskiej ds. nauki prof. dr hab. inż. Tadeusz Kulik

AUTOR: Tomasz Wojciechowski

Tomasz Wojciechowski: Dlaczego Politechnika Warszawska zdecydowała się na ud ział w projekcie stażowym TEKLA?

Prorektor Politechniki Warszawskiej ds. nauki prof. dr hab. inż. Tadeusz Kulik: Z prostej przyczyny - staże były organizowane głównie dla absolwentów drugiego stopnia i studentów trzeciego stopnia kształcenia - doktorantów, czyli

Klucz do su- kcesu

wciąż podopiecznych naszej uczelni. Dlatego potraktowaliśmy je jako kolejną formę kształcenia, a przede wszystkim jako doskonałe uzupełnienie wiedzy teoretycznej. Bo taki staż to w zasadzie żywe laboratorium, nie teoretyczne, tylko prawdziwe laboratorium przemysłowe.

Czyli po prostu chcieliście, żeby młodzi naukowcy wyszli poza mury uczelni? Dokładnie tak. Tym bardziej, że

absolwenci to podstawowy produkt naszej uczelni. A nam zależy, żeby ten produkt był jak najlepszy. Po drugie stażyści i praktykanci stanowią główny kanał kontaktu pomiędzy Politechniką a przemysłem. To dzięki nim mamy możliwość transferu wiedzy i technologii do gospodarki. Ich wykształcenie, ich wiedza sprawiają, że stają się najlepszymi nośnikami informacji. Z jednej strony naukowej, którą wynoszą z uczelni na zewnątrz. A z drugiej jest ta wiedza i doświadczenia, które trafiają do nas po ich powrocie ze stażu. To oni umożliwiają nam kontakty z przedsiębiorstwami rynkowymi. Tak powstaje swoisty interfejs – mówiąc językiem technicznym – coś takiego jak urządzenie pozwalające na komunikację między dwoma innymi urządzeniami, których bezpośrednio nie da się ze sobą połączyć. Takim właśnie interfejsem między przemysłem a uczelnią są stażyści.

I jeśli to będzie działać coraz lepiej, a wierzę, że dzięki takim projektom będzie, to obie strony będą czerpały z tego korzyści.

„Transfer”, „interfejs” - to brzmi interesująco, ale dość tajemniczo. Co konkretnie na projekcie stażowym zyskała sama uczelnia i jej podopieczni?Dla doktorantów, absolwentów, a nawet inżynierów, udział w projekcie był możliwością porównania praktyki z teorią. Oczywiście, to nie jest ich pierwsze zetknięcie z realiami funkcjonowania komercyjnego przedsiębiorstwa, bo już wcześniej odbywali praktyki studenckie. Ale w trakcie projektu szczególny nacisk położono na stronę innowacyjną przedsięwzięć, w których uczestniczyli nasi podopieczni. To był dla nich sprawdzian wykorzystania wiedzy w praktyce. A to są doświadczenia nie do przecenienia. O czym sam jako były student wiem doskonale z własnego doświadczenia.

To korzyści dla młodych naukowców. A co ma z tego Politechnika? Tak jak już mówiłem, takie staże udrażniają kanał komunikacji między uczelnią a światem zewnętrznym. Bo tu chodzi o przepływ informacji i wiedzy w obie strony. Nie tylko z uczelni do przedsiębiorstw, ale i odwrotnie. Interesuje nas to, co się dzieje w firmach produkcyjnych i to jak wykorzystywana jest tam wiedza naukowa. A stażyści po kilku miesiącach pracy w konkretnym przedsiębiorstwie mogą poczynić wiele obserwacji. Cennych nie tylko dla nich, ale dla całej uczelni. Bo na co dzień te kanały informacyjne oczywiście działają, ale są trochę przytkane. Z jednej strony uczelnia za mało się stara żeby reagować na potrzeby rynku, ale ta sama kwestia pojawia się po drugiej stronie, czyli w prywatnych firmach. One nie zawsze korzystają z naszych pomysłów, pomocy, czy wiedzy.

Ma Pan na myśli wzajemny brak zaufania pomiędzy naukowcami a biznesmenami?Rzeczywiście niektórzy radykalni profesorowie traktują przemysł i prywatnych przedsiębiorców jak prostych rzemieślników niepotrzebnych „prawdziwej” nauce. A z drugiej strony przedsiębiorcy mówią: - No, tak, naukowcy bujają w obłokach. Ale na szczęście to są skrajne i stosunkowo rzadkie przypadki. Większość z nas, naukowców jak i biznesmenów zdaje sobie sprawę, że nasze działania, choć są różne to jednak komplementarne. Bo my uzupełniamy się wzajemnie i jedni drugich potrzebujemy.

Staże trwały po kilka miesięcy, a problemy były formułowane pod młodych naukowców, jeszcze nie do końca doświadczonych. Ale z wystarczającą wiedzą, która w tej skali przedsięwzięcia pozwalała na wspólną pracę firm i naszych podopiecznych nad innowacyjnymi pomysłami. I taki sposób współdziałania na pewno okazał się owocny dla obu stron. Przede wszystkim dlatego, że firmy często nawet nie wiedzą, jakie technologie i osiągnięcia są do wykorzystania. Im więcej będzie kontaktów ludzi nauki i przemysłu tym więcej pożytku będzie z tego płynęło dla gospodarki. Niestety profesura nie ma czasu jeździć po zakładach pracy. A stażyści są jak swobodne elektrony - krążą, bo im się ciągle chce. Ambitni, o świeżych, otwartych umysłach, pełni pomysłów. Posiadają same atuty. Dlatego warto żeby firmy zabiegały o tych młodych naukowców. Na pewno okażą się dla nich cennym nabytkiem. Porównał Pan absolwentów do produktów. W takim razie, w co najchętniej i dlaczego inwestowali przedsiębiorcy? Krótko mówiąc, które kierunki szczególnie były preferowane przy rekrutacji? Zdecydowanie były to kierunki naukowo nośne jak fizyka, chemia, inżynieria materiałowa, ale również mechatronika i energetyka. Okazuje się, że fizycy tak jak inżynierowie wiele potrafią i są bardzo elastyczni. Równie dobrze jak w laboratorium sprawdzają się np. w bankowości. Generalnie myślę, że niezależnie od kierunku studiów decydowała selekcja ludzi o pewnych cechach. Takich, którzy potrafią logicznie i analitycznie myśleć. A te zdolności przydają się prawie w każdej dziedzinie. Dlatego największe szanse mają absolwenci wydziałów silnych naukowo. Ale też tych wydziałów, których absolwenci są specjalistami, na których istnieje duży popyt rynku, np. inżynierowie lądowi.

Czy zauważył Pan u studentów wracających ze stażu jakieś

pozytywne zmiany w sposobie myślenia? W podejściu do własnej kariery naukowej? Wszystko w życiu jest trudne, gdy wykonuje się to po raz pierwszy. Jeżeli już raz się spróbuje to człowiek nabiera pewności siebie i doświadczenia. W przypadku Projektu TEKLA doświadczenie tym ważniejsze, bo w obszarze wykształcenia. Więc taki staż daje tym młodym ludziom poczucie zwiększonej wartości i poszerza ich horyzonty myślowe. I nawet, jeżeli nie będą swojej kariery wiązać z firmą, w której odbywali staż, na pewno będą już wiedzieć, czego szukać w przyszłości. A z drugiej strony mogą sprawdzić poziom swoich umiejętności, gdzie są ich słabe punkty. Co powinni jeszcze postudiować, bo przecież postęp jest tak szybki. Uczelnia nie wypuszcza absolwenta wykształconego raz na całe życie. Absolwenci muszą się stale dokształcać.

Czy osoby wracające ze stażu wniosły coś nowego w życie uczelni np. zainicjowały nowy kierunek badań pod wpływem zdobytych na stażu doświadczeń?Myślę, że tak. Mam sygnały, że nasi naukowcy zostali zainspirowani podczas staży do dalszych badań. A przede wszystkim poznali od kuchni potrzeby przemysłu. Taki młody człowiek, który trafia na te cztery czy sześć miesięcy do firmy rozgląda się, rozmawia z ludźmi. Dowiaduje się, jakie problemy nurtują ludzi z przemysłu. Potem sobie główkuje, układa to wszystko w myślach i mówi: - Przecież my mamy możliwość rozwiązać te problemy albo przeprowadzić badania, które wniosą coś nowego. Organizatorzy projektu już zapowiadają kontynuację pod nazwą TEKLA+. Będziecie nadal współpracować?Zdecydowanie tak. Będę wdzięczny za kolejną inicjatywę, bo wszyscy na tym skorzystają.

AUTOR: Tomasz Wojciechowski

W Polsce każdego roku produkuje się ponad 25 milionów ton słomy. To jak się okazuje ogromny potencjał energetyczny. Bo odpowiednio przetworzona w brykietowe kostki słoma świetnie nadaje się do palenia w domowym piecu. Ale korzystają z niej nawet wielkie elektrownie przy produkcji prądu. Eksperci uważają: - Nawet 50 procent wytworzonej słomy mogłoby posłużyć do produkcji

energii cieplnej. Słomiane brykiety są tanie, łatwe w produkcji i co najważniejsze czyste ekologicznie. Pewnie dlatego coraz więcej osób przekonuje się do słomianego paliwa. Znakomitej alternatywy dla drogiego gazu czy zanieczyszczającego atmosferę węgla.

A za popytem idzie podaż. Dlatego coraz więcej osób jest zainteresowanych produkcją

Patent na czyste ciepłoPięciomiesięczny staż wystarczył żeby firma BIOEN opatentowała nowe urządzenie do wytwarzania brykietu ze słomy. Taniego i ekologicznego paliwa.

brykietu ze słomy. Jednak do tego potrzebne są specjalistyczne maszyn i urządzenia. A tych na rynku jest niewiele: - Produkcja ekologicznych paliw to wciąż młoda i rozwojowa dziedzina. Wymaga nowych rozwiązań technicznych - tłumaczy Zenon Pietrzak prezes BIOEN-u.

Pietrzak inżynier elektronik od lat mieszka na wsi. W swoim własnym domu eksperymentował z różnymi typami ogrzewania. Dlatego

zagadnienia związane z bioenergią są mu bliskie. Kilka lat temu kolega pracujący w energetyce zachęcał go do zajęcia się uprawy wierzby. Bo wierzba też świetnie nadaje się do wytwarzania palnego brykietu. Pietrzak uprawą wierzby się nie zajął, ale dostrzegł potencjał drzemiący w słomie. - Właśnie wtedy zdecydowaliśmy się na badania w obszarze technologii towarzyszącej wytwarzaniu brykietu - zdradza szef BIOEN-u

- dlatego podjęliśmy pierwsze prace nad konstrukcją urządzenia zbierającego słomę - dodaje.

W teorii proces brykietowania nie jest skomplikowany. Wystarczy skosić rosnącą na polu słomę, zmielić i uformować z niej brykietowe kostki. Najprostsze urządzenia składają się z dwóch podstawowych elementów: rozdrabniarki i brykieciarki. - W największym uproszczeniu wygląda to tak: z jednej strony wrzucamy słomę a z drugiej wypada gotowy produkt - wyjaśnia Pietrzak.

Ale nawet prosty schemat wymaga

wytężonych prac badawczych. Dlatego kilku osobowa załoga firmy już od czterech lat konstruuje i testuje maszyny do ścinania i rozdrabniania słomy. Jak widać dobrze im to wychodzi, bo BIOEN ma na swoim koncie trzy patenty potwierdzone państwowymi certyfikatami. To z ich hali produkcyjnej wyjechała kołowa wytwórnia brykietu. W dużym uproszczeniu wytwórnia zasadą działania przypomina kombajn

do koszenia zboża. Zbudowana na bazie czterokołowej przyczepy maszyna sama zbiera słomę z pola.

Potem rozdrabniarka tnie kłosy na drobne kawałki. Transporter za pomocą sprężonego powietrza przekazuje rozdrobnioną słomę do specjalnej prasy ciśnieniowej, która kształtuje rozdrobnioną słomę w gotowe krążki brykietu. Na razie wytwórnia to prototyp, ale zdobyte podczas jej projektowania doświadczenie posłużyło inżynierom z BIOEN-u do prac nad innymi urządzeniami do brykietownia słomy. Firma zaczęła intensywnie pracować nad poszczególnymi elementami procesu technologicznego.

Dostępne obecnie na rynku maszyny pozostawiają wiele do życzenia. Zbyt wolne i awaryjne nie spełniają oczekiwań producentów: - Sporo jeździliśmy po polskich fabrykach. Oglądaliśmy wytwarzany tam sprzęt - mówi Pietrzak - doszliśmy do wniosku, że żadna firma nie ma wystarczająco dobrej oferty i to jest szansa dla nas - dodaje. Wiele urzadzeń nie ma systemów zabezpieczających noży rozdrabniacza przed kamieniami czy elementami metalowymi które mogą wraz ze słomą dostać się do maszyny.

Na początek inżynierowie z BIOEN-u postanowili unowocześnić najistotniejszy element czyli rozdrabniarkę. Jednak dla mikro firmy wprowadzenie innowacyjnego rozwiązania jest trudne z uwagi na koszty. Do tego dochodzą szczegółowe i skomplikowane procedury patentowe: - Właśnie

przebrnięcie przez meandry procedur Urzędu Patentowego stanęły nam na drodze. I tutaj

bezcenna okazała się pomoc stażysty z projektu TEKLA - mówi szef BIOEN-u. Dla urzędników istotny jest każdy przecinek czy kropka nie mówiąc już o dokumentacji technicznej. A kilkuosobowej firmy nie stać na wysokiej klasy specjalistę. Organizatorzy projektu skojarzyli BIOEN z naukowcem z wydziału fizyki - doświadczonym w procedurach patentowych. Stażysta od początku brał udział w innowacyjnych pracach nad unowocześnioną wersją rozdrabniarki. Efektem pięciomiesięcznej współpracy naukowca i prywatnej firmy był kompletny wniosek patentowy. Urząd nie miał żadnych zastrzeżeń. - Udało nam się w bardzo krótkim czasie rozwiązać problemy niedoskonałego rozdrabniacza - zachwala Pietrzak. Poprawione urządzenie to wał opleciony nożami. Wał wirując mieli podawane bele słomy. Firma zastosowała dodatkowe zabezpieczenie chroniące ostrza przed kamieniami.

BIOEN dotychczas większość czasu poświęcał na działalność badawczą. Ale dzięki patentowi produkcja ulepszonego rozdrabniacza będzie mogła wkrótce ruszyć pełną parą. Poza tym firma już jest o dwa kroki przed konkurencją bo ich urządzenie jest nowocześniejsze. Pracownicy zapewniają: - Bez pomocy naukowca z Politechniki na pewno ten patent nie przeszedłby tak szybko.

nr 1/ Piątek / 30 MAJA, 2008 / strona 4 nr 1/ Piątek / 30 MAJA, 2008 / strona 5

Page 5: Tekla News

Przepływ informacji między biznesem i nauką oraz zajemne zaufanie naukowców i przedsiębiorców -

oto klucze do gospo-darczego sukcesu. O tym jak przyczynili się do tego sukcesu stażyści projektu TEKLA opowiada prorektor politechniki Warszawskiej ds. nauki prof. dr hab. inż. Tadeusz Kulik

AUTOR: Tomasz Wojciechowski

Tomasz Wojciechowski: Dlaczego Politechnika Warszawska zdecydowała się na ud ział w projekcie stażowym TEKLA?

Prorektor Politechniki Warszawskiej ds. nauki prof. dr hab. inż. Tadeusz Kulik: Z prostej przyczyny - staże były organizowane głównie dla absolwentów drugiego stopnia i studentów trzeciego stopnia kształcenia - doktorantów, czyli

Klucz do su- kcesu

wciąż podopiecznych naszej uczelni. Dlatego potraktowaliśmy je jako kolejną formę kształcenia, a przede wszystkim jako doskonałe uzupełnienie wiedzy teoretycznej. Bo taki staż to w zasadzie żywe laboratorium, nie teoretyczne, tylko prawdziwe laboratorium przemysłowe.

Czyli po prostu chcieliście, żeby młodzi naukowcy wyszli poza mury uczelni? Dokładnie tak. Tym bardziej, że

absolwenci to podstawowy produkt naszej uczelni. A nam zależy, żeby ten produkt był jak najlepszy. Po drugie stażyści i praktykanci stanowią główny kanał kontaktu pomiędzy Politechniką a przemysłem. To dzięki nim mamy możliwość transferu wiedzy i technologii do gospodarki. Ich wykształcenie, ich wiedza sprawiają, że stają się najlepszymi nośnikami informacji. Z jednej strony naukowej, którą wynoszą z uczelni na zewnątrz. A z drugiej jest ta wiedza i doświadczenia, które trafiają do nas po ich powrocie ze stażu. To oni umożliwiają nam kontakty z przedsiębiorstwami rynkowymi. Tak powstaje swoisty interfejs – mówiąc językiem technicznym – coś takiego jak urządzenie pozwalające na komunikację między dwoma innymi urządzeniami, których bezpośrednio nie da się ze sobą połączyć. Takim właśnie interfejsem między przemysłem a uczelnią są stażyści.

I jeśli to będzie działać coraz lepiej, a wierzę, że dzięki takim projektom będzie, to obie strony będą czerpały z tego korzyści.

„Transfer”, „interfejs” - to brzmi interesująco, ale dość tajemniczo. Co konkretnie na projekcie stażowym zyskała sama uczelnia i jej podopieczni?Dla doktorantów, absolwentów, a nawet inżynierów, udział w projekcie był możliwością porównania praktyki z teorią. Oczywiście, to nie jest ich pierwsze zetknięcie z realiami funkcjonowania komercyjnego przedsiębiorstwa, bo już wcześniej odbywali praktyki studenckie. Ale w trakcie projektu szczególny nacisk położono na stronę innowacyjną przedsięwzięć, w których uczestniczyli nasi podopieczni. To był dla nich sprawdzian wykorzystania wiedzy w praktyce. A to są doświadczenia nie do przecenienia. O czym sam jako były student wiem doskonale z własnego doświadczenia.

To korzyści dla młodych naukowców. A co ma z tego Politechnika? Tak jak już mówiłem, takie staże udrażniają kanał komunikacji między uczelnią a światem zewnętrznym. Bo tu chodzi o przepływ informacji i wiedzy w obie strony. Nie tylko z uczelni do przedsiębiorstw, ale i odwrotnie. Interesuje nas to, co się dzieje w firmach produkcyjnych i to jak wykorzystywana jest tam wiedza naukowa. A stażyści po kilku miesiącach pracy w konkretnym przedsiębiorstwie mogą poczynić wiele obserwacji. Cennych nie tylko dla nich, ale dla całej uczelni. Bo na co dzień te kanały informacyjne oczywiście działają, ale są trochę przytkane. Z jednej strony uczelnia za mało się stara żeby reagować na potrzeby rynku, ale ta sama kwestia pojawia się po drugiej stronie, czyli w prywatnych firmach. One nie zawsze korzystają z naszych pomysłów, pomocy, czy wiedzy.

Ma Pan na myśli wzajemny brak zaufania pomiędzy naukowcami a biznesmenami?Rzeczywiście niektórzy radykalni profesorowie traktują przemysł i prywatnych przedsiębiorców jak prostych rzemieślników niepotrzebnych „prawdziwej” nauce. A z drugiej strony przedsiębiorcy mówią: - No, tak, naukowcy bujają w obłokach. Ale na szczęście to są skrajne i stosunkowo rzadkie przypadki. Większość z nas, naukowców jak i biznesmenów zdaje sobie sprawę, że nasze działania, choć są różne to jednak komplementarne. Bo my uzupełniamy się wzajemnie i jedni drugich potrzebujemy.

Staże trwały po kilka miesięcy, a problemy były formułowane pod młodych naukowców, jeszcze nie do końca doświadczonych. Ale z wystarczającą wiedzą, która w tej skali przedsięwzięcia pozwalała na wspólną pracę firm i naszych podopiecznych nad innowacyjnymi pomysłami. I taki sposób współdziałania na pewno okazał się owocny dla obu stron. Przede wszystkim dlatego, że firmy często nawet nie wiedzą, jakie technologie i osiągnięcia są do wykorzystania. Im więcej będzie kontaktów ludzi nauki i przemysłu tym więcej pożytku będzie z tego płynęło dla gospodarki. Niestety profesura nie ma czasu jeździć po zakładach pracy. A stażyści są jak swobodne elektrony - krążą, bo im się ciągle chce. Ambitni, o świeżych, otwartych umysłach, pełni pomysłów. Posiadają same atuty. Dlatego warto żeby firmy zabiegały o tych młodych naukowców. Na pewno okażą się dla nich cennym nabytkiem. Porównał Pan absolwentów do produktów. W takim razie, w co najchętniej i dlaczego inwestowali przedsiębiorcy? Krótko mówiąc, które kierunki szczególnie były preferowane przy rekrutacji? Zdecydowanie były to kierunki naukowo nośne jak fizyka, chemia, inżynieria materiałowa, ale również mechatronika i energetyka. Okazuje się, że fizycy tak jak inżynierowie wiele potrafią i są bardzo elastyczni. Równie dobrze jak w laboratorium sprawdzają się np. w bankowości. Generalnie myślę, że niezależnie od kierunku studiów decydowała selekcja ludzi o pewnych cechach. Takich, którzy potrafią logicznie i analitycznie myśleć. A te zdolności przydają się prawie w każdej dziedzinie. Dlatego największe szanse mają absolwenci wydziałów silnych naukowo. Ale też tych wydziałów, których absolwenci są specjalistami, na których istnieje duży popyt rynku, np. inżynierowie lądowi.

Czy zauważył Pan u studentów wracających ze stażu jakieś

pozytywne zmiany w sposobie myślenia? W podejściu do własnej kariery naukowej? Wszystko w życiu jest trudne, gdy wykonuje się to po raz pierwszy. Jeżeli już raz się spróbuje to człowiek nabiera pewności siebie i doświadczenia. W przypadku Projektu TEKLA doświadczenie tym ważniejsze, bo w obszarze wykształcenia. Więc taki staż daje tym młodym ludziom poczucie zwiększonej wartości i poszerza ich horyzonty myślowe. I nawet, jeżeli nie będą swojej kariery wiązać z firmą, w której odbywali staż, na pewno będą już wiedzieć, czego szukać w przyszłości. A z drugiej strony mogą sprawdzić poziom swoich umiejętności, gdzie są ich słabe punkty. Co powinni jeszcze postudiować, bo przecież postęp jest tak szybki. Uczelnia nie wypuszcza absolwenta wykształconego raz na całe życie. Absolwenci muszą się stale dokształcać.

Czy osoby wracające ze stażu wniosły coś nowego w życie uczelni np. zainicjowały nowy kierunek badań pod wpływem zdobytych na stażu doświadczeń?Myślę, że tak. Mam sygnały, że nasi naukowcy zostali zainspirowani podczas staży do dalszych badań. A przede wszystkim poznali od kuchni potrzeby przemysłu. Taki młody człowiek, który trafia na te cztery czy sześć miesięcy do firmy rozgląda się, rozmawia z ludźmi. Dowiaduje się, jakie problemy nurtują ludzi z przemysłu. Potem sobie główkuje, układa to wszystko w myślach i mówi: - Przecież my mamy możliwość rozwiązać te problemy albo przeprowadzić badania, które wniosą coś nowego. Organizatorzy projektu już zapowiadają kontynuację pod nazwą TEKLA+. Będziecie nadal współpracować?Zdecydowanie tak. Będę wdzięczny za kolejną inicjatywę, bo wszyscy na tym skorzystają.

AUTOR: Tomasz Wojciechowski

W Polsce każdego roku produkuje się ponad 25 milionów ton słomy. To jak się okazuje ogromny potencjał energetyczny. Bo odpowiednio przetworzona w brykietowe kostki słoma świetnie nadaje się do palenia w domowym piecu. Ale korzystają z niej nawet wielkie elektrownie przy produkcji prądu. Eksperci uważają: - Nawet 50 procent wytworzonej słomy mogłoby posłużyć do produkcji

energii cieplnej. Słomiane brykiety są tanie, łatwe w produkcji i co najważniejsze czyste ekologicznie. Pewnie dlatego coraz więcej osób przekonuje się do słomianego paliwa. Znakomitej alternatywy dla drogiego gazu czy zanieczyszczającego atmosferę węgla.

A za popytem idzie podaż. Dlatego coraz więcej osób jest zainteresowanych produkcją

Patent na czyste ciepłoPięciomiesięczny staż wystarczył żeby firma BIOEN opatentowała nowe urządzenie do wytwarzania brykietu ze słomy. Taniego i ekologicznego paliwa.

brykietu ze słomy. Jednak do tego potrzebne są specjalistyczne maszyn i urządzenia. A tych na rynku jest niewiele: - Produkcja ekologicznych paliw to wciąż młoda i rozwojowa dziedzina. Wymaga nowych rozwiązań technicznych - tłumaczy Zenon Pietrzak prezes BIOEN-u.

Pietrzak inżynier elektronik od lat mieszka na wsi. W swoim własnym domu eksperymentował z różnymi typami ogrzewania. Dlatego

zagadnienia związane z bioenergią są mu bliskie. Kilka lat temu kolega pracujący w energetyce zachęcał go do zajęcia się uprawy wierzby. Bo wierzba też świetnie nadaje się do wytwarzania palnego brykietu. Pietrzak uprawą wierzby się nie zajął, ale dostrzegł potencjał drzemiący w słomie. - Właśnie wtedy zdecydowaliśmy się na badania w obszarze technologii towarzyszącej wytwarzaniu brykietu - zdradza szef BIOEN-u

- dlatego podjęliśmy pierwsze prace nad konstrukcją urządzenia zbierającego słomę - dodaje.

W teorii proces brykietowania nie jest skomplikowany. Wystarczy skosić rosnącą na polu słomę, zmielić i uformować z niej brykietowe kostki. Najprostsze urządzenia składają się z dwóch podstawowych elementów: rozdrabniarki i brykieciarki. - W największym uproszczeniu wygląda to tak: z jednej strony wrzucamy słomę a z drugiej wypada gotowy produkt - wyjaśnia Pietrzak.

Ale nawet prosty schemat wymaga

wytężonych prac badawczych. Dlatego kilku osobowa załoga firmy już od czterech lat konstruuje i testuje maszyny do ścinania i rozdrabniania słomy. Jak widać dobrze im to wychodzi, bo BIOEN ma na swoim koncie trzy patenty potwierdzone państwowymi certyfikatami. To z ich hali produkcyjnej wyjechała kołowa wytwórnia brykietu. W dużym uproszczeniu wytwórnia zasadą działania przypomina kombajn

do koszenia zboża. Zbudowana na bazie czterokołowej przyczepy maszyna sama zbiera słomę z pola.

Potem rozdrabniarka tnie kłosy na drobne kawałki. Transporter za pomocą sprężonego powietrza przekazuje rozdrobnioną słomę do specjalnej prasy ciśnieniowej, która kształtuje rozdrobnioną słomę w gotowe krążki brykietu. Na razie wytwórnia to prototyp, ale zdobyte podczas jej projektowania doświadczenie posłużyło inżynierom z BIOEN-u do prac nad innymi urządzeniami do brykietownia słomy. Firma zaczęła intensywnie pracować nad poszczególnymi elementami procesu technologicznego.

Dostępne obecnie na rynku maszyny pozostawiają wiele do życzenia. Zbyt wolne i awaryjne nie spełniają oczekiwań producentów: - Sporo jeździliśmy po polskich fabrykach. Oglądaliśmy wytwarzany tam sprzęt - mówi Pietrzak - doszliśmy do wniosku, że żadna firma nie ma wystarczająco dobrej oferty i to jest szansa dla nas - dodaje. Wiele urzadzeń nie ma systemów zabezpieczających noży rozdrabniacza przed kamieniami czy elementami metalowymi które mogą wraz ze słomą dostać się do maszyny.

Na początek inżynierowie z BIOEN-u postanowili unowocześnić najistotniejszy element czyli rozdrabniarkę. Jednak dla mikro firmy wprowadzenie innowacyjnego rozwiązania jest trudne z uwagi na koszty. Do tego dochodzą szczegółowe i skomplikowane procedury patentowe: - Właśnie

przebrnięcie przez meandry procedur Urzędu Patentowego stanęły nam na drodze. I tutaj

bezcenna okazała się pomoc stażysty z projektu TEKLA - mówi szef BIOEN-u. Dla urzędników istotny jest każdy przecinek czy kropka nie mówiąc już o dokumentacji technicznej. A kilkuosobowej firmy nie stać na wysokiej klasy specjalistę. Organizatorzy projektu skojarzyli BIOEN z naukowcem z wydziału fizyki - doświadczonym w procedurach patentowych. Stażysta od początku brał udział w innowacyjnych pracach nad unowocześnioną wersją rozdrabniarki. Efektem pięciomiesięcznej współpracy naukowca i prywatnej firmy był kompletny wniosek patentowy. Urząd nie miał żadnych zastrzeżeń. - Udało nam się w bardzo krótkim czasie rozwiązać problemy niedoskonałego rozdrabniacza - zachwala Pietrzak. Poprawione urządzenie to wał opleciony nożami. Wał wirując mieli podawane bele słomy. Firma zastosowała dodatkowe zabezpieczenie chroniące ostrza przed kamieniami.

BIOEN dotychczas większość czasu poświęcał na działalność badawczą. Ale dzięki patentowi produkcja ulepszonego rozdrabniacza będzie mogła wkrótce ruszyć pełną parą. Poza tym firma już jest o dwa kroki przed konkurencją bo ich urządzenie jest nowocześniejsze. Pracownicy zapewniają: - Bez pomocy naukowca z Politechniki na pewno ten patent nie przeszedłby tak szybko.

nr 1/ Piątek / 30 MAJA, 2008 / strona 4 nr 1/ Piątek / 30 MAJA, 2008 / strona 5

Page 6: Tekla News

Czy może pani po krótce opisać swoją dotychczasową drogę zawodową?

Agnieszka Fajst (rocznik 83): Podobnie jak Marcin Badeński, studiowałam fizykę techniczną na Politechnice Warszawskiej, a potem zajęłam się hologramami Zawsze pociągały mnie dziedziny eksperymentalne, wolałam działy techniczne od teoretycznych, lubiłam, kiedy coś się po prostu działo – choć wiem, że dziedzina, z którą się związałam uważana jest za mało kobiecą.

Dobrze się pani czuła na takich męskich studiach?

Oj, czasami ciężko... Mało kolorów, bo mężczyźni noszą wszystko szaro-bure. Ciągnęło mnie w stronę żywych barw. Te hologramy troszeczkę są uśmiechem w tym kierunku. Laboratorium optyki było jednym z takich miejsc na uczelni, gdzie ciągle coś się działo. Hologram to coś niesamowitego pod względem jego różnorodności i efektu jaki można uzyskać. Istnieją różne rodzaje hologramów: takie wykonywane tylko w laboratorium, do których niezbędny jest bardzo stabilny układ optyczny i laser. Hologram jest zapisywany na szklanej

płytce – od razu widać jak wyszedł. Typ drugi, to również układ optyczny z laserem, ale obraz zapisuje się na matrycy CCD – płytce takiej, jak w aparacie cyfrowym. Taki obraz odtwarza się komputerowo – podobnie jak zdjęcia z aparatu cyfrowego – tylko, że potrzebny jest trochę bardziej skomplikowany program komputerowy. Typ trzeci, to hologram projektowany komputerowo i następnie naświetlany na szklanej płytce z materiałem światłoczułym. Można go wziąć do ręki i obejrzeć. Każdy z tych hologramów ma coś w sobie. Jak się włoży w to trochę serca to zawsze wychodzi i od razu jest efekt! Daje to wielką satysfakcję, także pod takim czysto kobiecym względem.

Czy stosuje się hologramy w biżuterii?

Tak, ale są one niezbyt popularne. W Dubaju można kupić piękne złote wisiorki z hologramami wytłoczonymi prosto w złocie. Jest to niesłychanie efektowne, ale niestety niezbyt popularne. Sądzę, że problem polega na tym, że prawdziwy hologram jednak trudno się robi, nie każdy artysta plastyk by sobie z tym nie poradził. Trzeba mieć dosyć dużą wiedzę i wyobraźnię, żeby zaprojektować dobry hologram za pomocą komputera. Taki typ hologramów (projektowany komputerowo) jest robiony za pomocą urządzenia zwanego maszyną KineMax. Moje praktyki, w ramach programu TEKLA polegały właśnie na pracy z taką maszyną.

W jaki sposób trafiła pani do tego programu?

Po ukończeniu studiów zostałam na uczelni, jestem na studiach doktoranckich i kontynuuję pracę naukową, właśnie w laboratorium optyki. O programie dowiedziałam się z plakatów na uczelni i wraz z dwoma kolegami, także optykami, postanowiliśmy się do niego zgłosić.

Po nieco żmudnej i wymagającej wypełnienia wielu druczków i przeprowadzeniu paru rozmów kwalifikacyjnych procedurze, zostałam skierowana na praktykę do firmy Orteh, zajmującej się głównie optoelektroniką, ale rozwijającą swoje zainteresowania w dziedzinie holografii.

Na czym polegały pani zadania podczas stażu?

Badaliśmy możliwości maszyny KineMax i jej nowe potencjalne zastosowania. Ma ona bogate oprogramowanie – ja i dwaj moi koledzy szukaliśmy różnych metod, jak najefektywniej można by je wykorzystać. Co nowego można dzięki niemu zrobić – słowem, staż polegał na szukaniu nowych zastosowań i możliwości już istniejącej maszyny. Muszę przyznać, że sporo nam się udało, zaprojektowaliśmy kilka fajnych efektów, zupełnie nie do podrobienia. Zwykle projektuje się element trójwymiarowy tak, że jak go oglądamy to sprawia wrażenie jakby obracał się w poziomie, ale w pionie już nie. A nam udało się opracować efekt, polegający na tym, że obraz obraca się w kółko, a nie tylko w jednym kierunku. Przyznam, że pod względem obliczeniowym i projektowym było to dość trudne. Ale udało się no i jest satysfakcja.

Czy ten efekt będzie wykorzystany przy produkcji hologramów?

Mam nadzieję, że tak. Firma PSH, właśnie ta, w której odbywał staż Marcin, jest bardzo zainteresowana efektem naszej pracy. Właścicielom obu firm: Orteh i PSH bardzo zależy na rozwoju, współpracują ze sobą, a i my, dzięki tym praktykom zaczęliśmy tworzyć zespół specjalistów, zajmujących się hologramami. Nie mogę zbyt wiele mówić o konkretach, gdyż jesteśmy objęci klauzulą tajności: jest to jednak unikat na skalę świata.

Czym zajmuje się pani w tej chwili?

Jestem na studiach doktoranckich i formalnie nie mogę nigdzie indziej pracować. Mimo to chciałabym dalej mieć kontakt z firmami Orteh i PSH, żeby móc pracować nad technikami holograficznymi i rozwijać je. Dla nas, absolwentów, firmy takie jak te dają możliwość pracy w zawodzie. Byłoby fajnie, gdyby współpraca się utrzymała, gdyby grupa badawcza, która zawiązała się przy okazji praktyk, przetrwała w takim składzie. Rozumiem, że jesteście grupą przyjaciół?

Z Marcinem i tymi dwoma kolegami, o których wspominałam, znamy się ze studiów. Łączy nas pasja: trzeba być szaleńcem holograficznym, żeby to kochać, umieć się tym cieszyć, chcieć spędzać nad tym długie godziny.

Dostała pani jakąś konkretną propozycję?

Mocno zobowiązujących nie, ponieważ jestem na doktoracie, ale kontynuuję współpracę z firmą Orteh - można powiedzieć, że mam u nich swój kawałek pracy.

Jak mogłaby pani zarekomendować praktyki w ramach programu TEKLA?

Są bardzo potrzebne. Pozwalają wejść w środowisko pewnym krokiem. Po tym, czego nauczyliśmy się w trakcie praktyk jesteśmy cenniejszymi pracownikami: potencjalny pracodawca odniesie się do nas z większym zaufaniem, pierwszą próbę mamy już bowiem za sobą.

Rozmowa z Marcinem Badeńskim i Agnieszką Fajst, uczestnikami programu TEKLA

Pasja do hologramówJustyna Bielinowicz: Jakie studia Pan skończył?

Marcin Badeński (rocznik 85): Ukończyłem fizykę techniczną, na Politechnice Warszawskiej.

Te studia, to wynik Pana zainteresowań?

Tak, wieloletnich, choć akurat Politechnikę wybrałem ze względów praktycznych: chciałem mieć konkretny zawód, który pozwoli mi zarobić. Jednak wybór uczelni okazał się trafny. Podobało mi się to zróżnicowanie materii, wiele dziedzin, w obrębie których się poruszaliśmy. No i ludzie – fajni, ciekawi, cała ta towarzyska otoczka studiowania, ciekawie nam się żyło.

Czy od początku wiedział Pan, czym chce się w życiu zajmować?

Konkretne zainteresowania wyłoniły się w trakcie studiów, mniej więcej po trzech latach teorii. Zapisałem się na laboratorium optyki i bardzo spodobała mi się holografia. Zacząłem spędzać więcej czasu w laboratorium niż na wykładach. To było coś niesłychanie konkretnego, namacalnego: po tym całym czasie spędzonym nad podręcznikami wreszcie dotknąłem czegoś, co można było zobaczyć. Satysfakcja była nie tylko naukowa, ale i czysto estetyczna, wizualna.

I właśnie z hologramów pisał pan pracę magisterską?

Nie, magisterkę robiłem z rozpoznawania osób po wzorze tęczówki oka. Jest to Możliwe, ponieważ wzór na każdej tęczówce jest inny, tak, jak na odciskach palców. W przyszłości mogłoby to być wykorzystywane na przykład w chipie paszportu. Nie udało mi się jednak na uczelni rozwinąć tego tematu. Nie poszedłem też na studia doktoranckie.

Wziął pan jednak udział w programie TEKLA...

Na ostatnim roku studiów pracowałem w firmie elektronicznej, ale nie byłem zadowolony, gdyż firma się nie rozwijała i ja sam w związku z tym nie widziałem szansy na swój rozwój zawodowy. Gdy kończył mi się okres objęty umową, dowiedziałem się od promotora mojej pracy magisterskiej o możliwości odbycia praktyk w firmie, w której pracowano właśnie nad tymi zagadnieniami, które mnie pasjonowały podczas studiów. Nad hologramami...

Niech pan wytłumaczy humanistce, co to takiego te hologramy?

Hologramy to przestrzenne obrazy. Mówiąc właśnie obrazowo: są podobne do zdjęć, tyle, że można je zapisać tak, że nie widzimy płaskich wizerunków, a trójwymiarowe. Obrazy te wywołuje się na szklanej płytce. Odpowiednio ją podświetlając, mamy wrażenie przestrzenności.

Czy to ma zastosowanie praktyczne?

To o czym w tej chwili mówię, to holografia klasyczna i ona ma zastosowanie raczej naukowe, no i estetyczne: obraz jest po prostu ładny, co wykorzystują niektórzy twórcy w rozmaitych instalacjach artystycznych.

A zastosowanie naukowe?

Ma zastosowanie raczej naukowe, np. bada się w ten sposób pewne właściwości światła oraz naświetlanych materiałów. Patrzymy, jak rejestruje się zjawisko optyczne, w zależności od wykorzystanego tworzywa. Od hologramów klasycznych, o wiele większe zastosowanie mają hologramy projektowane komputerowo. Tu jest cała gama możliwości. Na przykład istnieją już projekty, póki co dopiero w fazie testów, wyświetlaczy hologramowych w samochodach. Kierowca, zamiast patrzeć na deskę rozdzielczą, miałby wyświetlane bezpośrednio

na szybie wszystkie informacje o Prędkości jazdy, odległości i tak dalej. I tym właśnie zajmował się pan podczas swojego stażu?

Nie dokładnie. Staż odbywałem firmie, która nazywa się Polskie Systemy Holograficzne. Jest nieduża, razem ze mną i jeszcze jednym kolegą odbywającym staż, pracowało w sumie pięć osób. Firma projektuje urządzenia do naświetlania matryc pod hologramy zabezpieczające – czyli robi urządzenia do wykonywania hologramów. Nie mogę przedstawić dokładnie całej technologii, bo jest ona okryta tajemnicą. Z grubsza polega to na tym, że projektuje się komputerowo obraz, który następnie naświetla się na szybce pokrytej substancją światłoczułą. W tej substancji, pod

wpływem naświetlania powstają mikroskopijne rowki. Następnie pociąga się tę powierzchnię warstewką metowej folii i mikroskopijny wzór odbija się na na niej. Tak powstaje matryca, z której następnie wykonuje się odbitki – właśnie te maleńkie nalepki, które widać na wielu urządzeniach: płytach CD, biletach, dokumentach. Podczas stażu pracowałem nad tego typu zabezpieczeniami.

Jakie dokadnie były te hologramy, nad którymi pan pracował?

Większość hologramów zabezpieczających wygląda jak tęczowe migotanie. Ale można też uzyskać efekt ruchu, albo zmiany obrazy: pod jednym kątem widzimy jedno „ujęcie”, pod innym – inne. Można też w hologram wpisać drobniuteńki tekst. Taki, którego nie da się odczytać inaczej, jak przez mikroskop. Tym właśnie zajmowałem się podczas stażu. Cel tych działań jest taki, żeby hologramu nie dało się skopiować, by jego wykonanie było tak trudne, żeby piratom po prostu się to nie opłacało. Z drugiej strony: atrakcyjność hologramu również podnosi atrakcyjność produktu, bo bardziej przyciąga wzrok klienta.

Czy dzięki hologramom kasownik w autobusie odrzuci sfałszowany bilet?

Aż tak to nie. Ale jeśli na rynku pojawi się partia fałszywek, to stosunkowo łatwo będzie to stwierdzić, oglądając hologram w powiększeniu. Kiedyś, w ramach zabawy, badaliśmy z kolegą różne baterie Nokii i znaleźliśmy element, który był bardzo uproszczony. Prawdopodobnie był to podrabiany egzemplarz.

Co panu dały praktyki w firmie?

Uważam, że program stażowy to fantastyczny pomysł dla ludzi, którzy pragną pozostać w zawodzie. Ułatwia nawiązanie współpracy między uczelnią a firmami. Będąc stażystą mogłem na spokojnie wdrożyć się, poznać nowe rzeczy, zaaklimatyzować się w firmie. No i uzyskałem sposobność zajmowania się tym, czym się interesuję. Bo praca, jakakolwiek, w Warszawie zawsze się znajdzie. Jednak trzeba się nieźle naszukać, żeby trafić na zajęcie zgodne ze swoją pasją. Program TEKLA mi to umożliwił. Praktyki już się skończyły. Jakie są Pana plany na przyszłość?Dalej będę pracował dla Polskich Systemów Holograficznych, dostałem propozycję pozostania w firmie. Jestem w trakcie zakładania własnej firmy i będę z nimi współpracował jako niezależny specjalista. Słowem, dalej będę robił to, co lubię.

[email protected]

AUTOR: Tomasz Wojciechowski

Co trzeba zrobić żeby w upalny dzień, gdy żar leje się z nieba, a my nie mamy siły ruszyć się z kanapy okno samo się otwierało? Wystarczy zastosować zamiast tradycyjnej klamki nowoczesny siłownik. Takie urządzenie zbudowane z inteligentnych materiałów samo zareaguje na wzrost temperatury i przy odpowiedniej jej wysokości uruchomi mechanizm otwierający okno. A wtedy pokój natychmiast wypełni się świeżym powietrzem. Gdy temperatura spadnie, siłownik znowu zareaguje automatycznie zamykając okno. Wszystko bez masy elektroniki, skomplikowanych czujników czy awaryjnych silniczków. Wystarczy odpowiednio wyprofilowane urządzenie zbudowane tylko z kilku kawałków drutu.

Czy okna sterowane inteligentnym siłownikiem to futurystyczna wizja naukowców? Nie, to efekt czteromiesięcznego stażu Armena Jaworskiego, studenta drugiego roku studiów doktoranckich Wydziału Mechanicznego Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej. Współpraca młodego naukowca i firmy Ska Polska, która podjęła się organizacji stażu, zaowocowała prototypem inteligentnego siłownika.

Co to właściwe jest siłownik? To pozornie proste urządzenie, z którym każdy spotyka się na codzień. Na przykład otwierając automatyczną bramę albo zamykając drzwi. Posługując się żargonem technicznym: siłownik realizuje pracę za pomocą dźwigni. Służy do przemieszczania jednego elementu względem drugiego.

Ale tradycyjne siłowniki mechaniczne, hydrauliczne, pneumatyczne wymagają napędu i sterownika, który je uruchomi i wprawi w ruch. Projekt nad którym wspólnie pracowali Jaworski i Ska Polska idzie o krok dalej: - Szukaliśmy odmiennego od tradycyjnych mechanizmu - wyjaśnia naukowiec -Chcieliśmy skonstruować urządzenie, które samo będzie reagowało na zmianęotoczenia - dodaje. Taki rezultat można osiągnąć dzięki zastosowaniu inteligentnych materiałów, które “zapamiętują” swój kształt. Jeśli zmienimy np. temperaturę w pomieszczeniu, on też ulegnie zmianie. “Inteligencja” materiału polega zaś na tym, że zmiana kształtu nie jest trwała. Kolejna zmiana temperatury spowoduje powrót do poprzedniego kształtu: - Łatwo to sobie wyobrazić: układamy z takiego inteligentnego drutu kwiatek. Potem podgrzewamy go zapalniczką. Kwiatek zmienia się w kawałek prostego drutu. Po ostygnięciu znowu przyjmuje kształt kwiatka - tłumaczy doktorant.

Armen Jaworski na Politechnice zajmuje się mechaniką stosowaną. A dokładniej bada właściwości aerodynamiczne różnych urządzeń: - Staram się ulepszać metody symulacji pozwalające przewidzieć co będzie działo się z urządzeniem jeżeli zmienimy warunki wokół niego - tłumaczy Jaworski. Ale badania w laboratorium szybko przestały go satysfakcjonować. Dlatego postanowił

Dzięki współpracy młodego naukowca i komercyjnej firmy powstał pionierski prototyp siłownika - urządzenia, które może zrewolucjonizować mechanikę precyzyjną.

Inteligentny siłacz

znaleźć kompromis między nauką i praktyką, bo jak sam przyznaje dobrze jest robić coś przydatnego dla innych. - Staż okazał się znakomitym wyzwaniem badawczym. Pozwolił mi wykorzystać moją wiedzę. Tym bardziej, że projekt nad którym pracowałem okazał się pionierski - tłumaczy doktorant.

Ska Polska specjalizuje się w analizach z zakresu automatyki. Przygotowuje dla innych firm projekty i rozwiązania zaawansowanych technicznie urządzeń. Armen Jawoski firmę Ska Polska znalazł dzięki koledze ze studiów, który wcześniej dla niej pracował. Na stażu od razu skupił się na pracach nad prototypem siłownika. - Od początku miałem przydzielone

zadania. Dużą część pracy wykonałem zupełnie samodzielnie, ale przy tak dużym projekcie nie obejdzie się bez współpracy z resztą zespołu - tłumaczy stażysta.

Umiejętności projektowania i tworzenia symulacji komputerowych wyniesione z uczelni szybko zaprocentowały. Bo zanim powstanie samo urządzenie, najpierw, oczywiście, trzeba sporo pracy włożyć projekt. Potem konieczna jest symulacja komputerowa, pozwalająca sprawdzić jak mechanizmy będą zachowywać się w zmieniających warunkach. I to były główne zadania Armena Jaworskiego.

Jednak warto pamiętać, że wszystko zaczyna się od żmudnego przewertowania setek stron prac badawczych:

- Dopiero z solidną wiedzą teoretyczną można usiąść do przygotowania komputerowego modelu. Praca za klawiaturą pochłonęła zajęła większą część mojego stażu - dodaje. Samo napisanie programu sprawdzającego jak urządzenie zachowa się w rzeczywistości zajęło tydzień. Długie godziny spędzone za klawiaturą komputera przełożyły się na konkretne urządzenie. Dodać trzeba, że program napisany przez Jaworskiego przydał się też w późniejszej fazie projektu już przy konstruowaniu układu sterowania siłownika. Po czterech miesiącach intensywnych prac powstało zaawansowane technologiczne, nowatorskie urządzenie.

Kiedy więc w sprzedaży pojawią się automatycznie otwierane okna? Na to trzeba jeszcze będzie trochę poczekać. Bo prototypowy siłownik zbudowany nabazie inteligentnych materiałów posłuży do dalszych prac badawczych nad konkretnymi rozwiązaniami w automatyce i mechanice. Jakimi? Tego firma Ska Polska zdradzić nie chce, ale na pewno będą to urządzenia

wykorzystywane w życiu codziennym.

Dzięki stażyście firma w ciągu zaledwie czterech miesięcy stworzyła innowacyjny i zaawansowany technologicznie produkt. Ale na projekcie skorzystały obie strony. Jak zaznacza Armen Jaworski: - Moim zdaniem każdy kto zajmuje się nauką powinien zrealizować jakiś komercyjny

projekt, bo w nauce łatwo uciec od rzeczywistości. Po stażu wiem, że to co robię ma jakiś sens a moje pomysły mogą się komuś przydać.

nr 1/ Piątek / 30 MAJA, 2008 / strona 6 nr 1/ Piątek / 30 MAJA, 2008 / strona 7

Page 7: Tekla News

Czy może pani po krótce opisać swoją dotychczasową drogę zawodową?

Agnieszka Fajst (rocznik 83): Podobnie jak Marcin Badeński, studiowałam fizykę techniczną na Politechnice Warszawskiej, a potem zajęłam się hologramami Zawsze pociągały mnie dziedziny eksperymentalne, wolałam działy techniczne od teoretycznych, lubiłam, kiedy coś się po prostu działo – choć wiem, że dziedzina, z którą się związałam uważana jest za mało kobiecą.

Dobrze się pani czuła na takich męskich studiach?

Oj, czasami ciężko... Mało kolorów, bo mężczyźni noszą wszystko szaro-bure. Ciągnęło mnie w stronę żywych barw. Te hologramy troszeczkę są uśmiechem w tym kierunku. Laboratorium optyki było jednym z takich miejsc na uczelni, gdzie ciągle coś się działo. Hologram to coś niesamowitego pod względem jego różnorodności i efektu jaki można uzyskać. Istnieją różne rodzaje hologramów: takie wykonywane tylko w laboratorium, do których niezbędny jest bardzo stabilny układ optyczny i laser. Hologram jest zapisywany na szklanej

płytce – od razu widać jak wyszedł. Typ drugi, to również układ optyczny z laserem, ale obraz zapisuje się na matrycy CCD – płytce takiej, jak w aparacie cyfrowym. Taki obraz odtwarza się komputerowo – podobnie jak zdjęcia z aparatu cyfrowego – tylko, że potrzebny jest trochę bardziej skomplikowany program komputerowy. Typ trzeci, to hologram projektowany komputerowo i następnie naświetlany na szklanej płytce z materiałem światłoczułym. Można go wziąć do ręki i obejrzeć. Każdy z tych hologramów ma coś w sobie. Jak się włoży w to trochę serca to zawsze wychodzi i od razu jest efekt! Daje to wielką satysfakcję, także pod takim czysto kobiecym względem.

Czy stosuje się hologramy w biżuterii?

Tak, ale są one niezbyt popularne. W Dubaju można kupić piękne złote wisiorki z hologramami wytłoczonymi prosto w złocie. Jest to niesłychanie efektowne, ale niestety niezbyt popularne. Sądzę, że problem polega na tym, że prawdziwy hologram jednak trudno się robi, nie każdy artysta plastyk by sobie z tym nie poradził. Trzeba mieć dosyć dużą wiedzę i wyobraźnię, żeby zaprojektować dobry hologram za pomocą komputera. Taki typ hologramów (projektowany komputerowo) jest robiony za pomocą urządzenia zwanego maszyną KineMax. Moje praktyki, w ramach programu TEKLA polegały właśnie na pracy z taką maszyną.

W jaki sposób trafiła pani do tego programu?

Po ukończeniu studiów zostałam na uczelni, jestem na studiach doktoranckich i kontynuuję pracę naukową, właśnie w laboratorium optyki. O programie dowiedziałam się z plakatów na uczelni i wraz z dwoma kolegami, także optykami, postanowiliśmy się do niego zgłosić.

Po nieco żmudnej i wymagającej wypełnienia wielu druczków i przeprowadzeniu paru rozmów kwalifikacyjnych procedurze, zostałam skierowana na praktykę do firmy Orteh, zajmującej się głównie optoelektroniką, ale rozwijającą swoje zainteresowania w dziedzinie holografii.

Na czym polegały pani zadania podczas stażu?

Badaliśmy możliwości maszyny KineMax i jej nowe potencjalne zastosowania. Ma ona bogate oprogramowanie – ja i dwaj moi koledzy szukaliśmy różnych metod, jak najefektywniej można by je wykorzystać. Co nowego można dzięki niemu zrobić – słowem, staż polegał na szukaniu nowych zastosowań i możliwości już istniejącej maszyny. Muszę przyznać, że sporo nam się udało, zaprojektowaliśmy kilka fajnych efektów, zupełnie nie do podrobienia. Zwykle projektuje się element trójwymiarowy tak, że jak go oglądamy to sprawia wrażenie jakby obracał się w poziomie, ale w pionie już nie. A nam udało się opracować efekt, polegający na tym, że obraz obraca się w kółko, a nie tylko w jednym kierunku. Przyznam, że pod względem obliczeniowym i projektowym było to dość trudne. Ale udało się no i jest satysfakcja.

Czy ten efekt będzie wykorzystany przy produkcji hologramów?

Mam nadzieję, że tak. Firma PSH, właśnie ta, w której odbywał staż Marcin, jest bardzo zainteresowana efektem naszej pracy. Właścicielom obu firm: Orteh i PSH bardzo zależy na rozwoju, współpracują ze sobą, a i my, dzięki tym praktykom zaczęliśmy tworzyć zespół specjalistów, zajmujących się hologramami. Nie mogę zbyt wiele mówić o konkretach, gdyż jesteśmy objęci klauzulą tajności: jest to jednak unikat na skalę świata.

Czym zajmuje się pani w tej chwili?

Jestem na studiach doktoranckich i formalnie nie mogę nigdzie indziej pracować. Mimo to chciałabym dalej mieć kontakt z firmami Orteh i PSH, żeby móc pracować nad technikami holograficznymi i rozwijać je. Dla nas, absolwentów, firmy takie jak te dają możliwość pracy w zawodzie. Byłoby fajnie, gdyby współpraca się utrzymała, gdyby grupa badawcza, która zawiązała się przy okazji praktyk, przetrwała w takim składzie. Rozumiem, że jesteście grupą przyjaciół?

Z Marcinem i tymi dwoma kolegami, o których wspominałam, znamy się ze studiów. Łączy nas pasja: trzeba być szaleńcem holograficznym, żeby to kochać, umieć się tym cieszyć, chcieć spędzać nad tym długie godziny.

Dostała pani jakąś konkretną propozycję?

Mocno zobowiązujących nie, ponieważ jestem na doktoracie, ale kontynuuję współpracę z firmą Orteh - można powiedzieć, że mam u nich swój kawałek pracy.

Jak mogłaby pani zarekomendować praktyki w ramach programu TEKLA?

Są bardzo potrzebne. Pozwalają wejść w środowisko pewnym krokiem. Po tym, czego nauczyliśmy się w trakcie praktyk jesteśmy cenniejszymi pracownikami: potencjalny pracodawca odniesie się do nas z większym zaufaniem, pierwszą próbę mamy już bowiem za sobą.

Rozmowa z Marcinem Badeńskim i Agnieszką Fajst, uczestnikami programu TEKLA

Pasja do hologramówJustyna Bielinowicz: Jakie studia Pan skończył?

Marcin Badeński (rocznik 85): Ukończyłem fizykę techniczną, na Politechnice Warszawskiej.

Te studia, to wynik Pana zainteresowań?

Tak, wieloletnich, choć akurat Politechnikę wybrałem ze względów praktycznych: chciałem mieć konkretny zawód, który pozwoli mi zarobić. Jednak wybór uczelni okazał się trafny. Podobało mi się to zróżnicowanie materii, wiele dziedzin, w obrębie których się poruszaliśmy. No i ludzie – fajni, ciekawi, cała ta towarzyska otoczka studiowania, ciekawie nam się żyło.

Czy od początku wiedział Pan, czym chce się w życiu zajmować?

Konkretne zainteresowania wyłoniły się w trakcie studiów, mniej więcej po trzech latach teorii. Zapisałem się na laboratorium optyki i bardzo spodobała mi się holografia. Zacząłem spędzać więcej czasu w laboratorium niż na wykładach. To było coś niesłychanie konkretnego, namacalnego: po tym całym czasie spędzonym nad podręcznikami wreszcie dotknąłem czegoś, co można było zobaczyć. Satysfakcja była nie tylko naukowa, ale i czysto estetyczna, wizualna.

I właśnie z hologramów pisał pan pracę magisterską?

Nie, magisterkę robiłem z rozpoznawania osób po wzorze tęczówki oka. Jest to Możliwe, ponieważ wzór na każdej tęczówce jest inny, tak, jak na odciskach palców. W przyszłości mogłoby to być wykorzystywane na przykład w chipie paszportu. Nie udało mi się jednak na uczelni rozwinąć tego tematu. Nie poszedłem też na studia doktoranckie.

Wziął pan jednak udział w programie TEKLA...

Na ostatnim roku studiów pracowałem w firmie elektronicznej, ale nie byłem zadowolony, gdyż firma się nie rozwijała i ja sam w związku z tym nie widziałem szansy na swój rozwój zawodowy. Gdy kończył mi się okres objęty umową, dowiedziałem się od promotora mojej pracy magisterskiej o możliwości odbycia praktyk w firmie, w której pracowano właśnie nad tymi zagadnieniami, które mnie pasjonowały podczas studiów. Nad hologramami...

Niech pan wytłumaczy humanistce, co to takiego te hologramy?

Hologramy to przestrzenne obrazy. Mówiąc właśnie obrazowo: są podobne do zdjęć, tyle, że można je zapisać tak, że nie widzimy płaskich wizerunków, a trójwymiarowe. Obrazy te wywołuje się na szklanej płytce. Odpowiednio ją podświetlając, mamy wrażenie przestrzenności.

Czy to ma zastosowanie praktyczne?

To o czym w tej chwili mówię, to holografia klasyczna i ona ma zastosowanie raczej naukowe, no i estetyczne: obraz jest po prostu ładny, co wykorzystują niektórzy twórcy w rozmaitych instalacjach artystycznych.

A zastosowanie naukowe?

Ma zastosowanie raczej naukowe, np. bada się w ten sposób pewne właściwości światła oraz naświetlanych materiałów. Patrzymy, jak rejestruje się zjawisko optyczne, w zależności od wykorzystanego tworzywa. Od hologramów klasycznych, o wiele większe zastosowanie mają hologramy projektowane komputerowo. Tu jest cała gama możliwości. Na przykład istnieją już projekty, póki co dopiero w fazie testów, wyświetlaczy hologramowych w samochodach. Kierowca, zamiast patrzeć na deskę rozdzielczą, miałby wyświetlane bezpośrednio

na szybie wszystkie informacje o Prędkości jazdy, odległości i tak dalej. I tym właśnie zajmował się pan podczas swojego stażu?

Nie dokładnie. Staż odbywałem firmie, która nazywa się Polskie Systemy Holograficzne. Jest nieduża, razem ze mną i jeszcze jednym kolegą odbywającym staż, pracowało w sumie pięć osób. Firma projektuje urządzenia do naświetlania matryc pod hologramy zabezpieczające – czyli robi urządzenia do wykonywania hologramów. Nie mogę przedstawić dokładnie całej technologii, bo jest ona okryta tajemnicą. Z grubsza polega to na tym, że projektuje się komputerowo obraz, który następnie naświetla się na szybce pokrytej substancją światłoczułą. W tej substancji, pod

wpływem naświetlania powstają mikroskopijne rowki. Następnie pociąga się tę powierzchnię warstewką metowej folii i mikroskopijny wzór odbija się na na niej. Tak powstaje matryca, z której następnie wykonuje się odbitki – właśnie te maleńkie nalepki, które widać na wielu urządzeniach: płytach CD, biletach, dokumentach. Podczas stażu pracowałem nad tego typu zabezpieczeniami.

Jakie dokadnie były te hologramy, nad którymi pan pracował?

Większość hologramów zabezpieczających wygląda jak tęczowe migotanie. Ale można też uzyskać efekt ruchu, albo zmiany obrazy: pod jednym kątem widzimy jedno „ujęcie”, pod innym – inne. Można też w hologram wpisać drobniuteńki tekst. Taki, którego nie da się odczytać inaczej, jak przez mikroskop. Tym właśnie zajmowałem się podczas stażu. Cel tych działań jest taki, żeby hologramu nie dało się skopiować, by jego wykonanie było tak trudne, żeby piratom po prostu się to nie opłacało. Z drugiej strony: atrakcyjność hologramu również podnosi atrakcyjność produktu, bo bardziej przyciąga wzrok klienta.

Czy dzięki hologramom kasownik w autobusie odrzuci sfałszowany bilet?

Aż tak to nie. Ale jeśli na rynku pojawi się partia fałszywek, to stosunkowo łatwo będzie to stwierdzić, oglądając hologram w powiększeniu. Kiedyś, w ramach zabawy, badaliśmy z kolegą różne baterie Nokii i znaleźliśmy element, który był bardzo uproszczony. Prawdopodobnie był to podrabiany egzemplarz.

Co panu dały praktyki w firmie?

Uważam, że program stażowy to fantastyczny pomysł dla ludzi, którzy pragną pozostać w zawodzie. Ułatwia nawiązanie współpracy między uczelnią a firmami. Będąc stażystą mogłem na spokojnie wdrożyć się, poznać nowe rzeczy, zaaklimatyzować się w firmie. No i uzyskałem sposobność zajmowania się tym, czym się interesuję. Bo praca, jakakolwiek, w Warszawie zawsze się znajdzie. Jednak trzeba się nieźle naszukać, żeby trafić na zajęcie zgodne ze swoją pasją. Program TEKLA mi to umożliwił. Praktyki już się skończyły. Jakie są Pana plany na przyszłość?Dalej będę pracował dla Polskich Systemów Holograficznych, dostałem propozycję pozostania w firmie. Jestem w trakcie zakładania własnej firmy i będę z nimi współpracował jako niezależny specjalista. Słowem, dalej będę robił to, co lubię.

[email protected]

AUTOR: Tomasz Wojciechowski

Co trzeba zrobić żeby w upalny dzień, gdy żar leje się z nieba, a my nie mamy siły ruszyć się z kanapy okno samo się otwierało? Wystarczy zastosować zamiast tradycyjnej klamki nowoczesny siłownik. Takie urządzenie zbudowane z inteligentnych materiałów samo zareaguje na wzrost temperatury i przy odpowiedniej jej wysokości uruchomi mechanizm otwierający okno. A wtedy pokój natychmiast wypełni się świeżym powietrzem. Gdy temperatura spadnie, siłownik znowu zareaguje automatycznie zamykając okno. Wszystko bez masy elektroniki, skomplikowanych czujników czy awaryjnych silniczków. Wystarczy odpowiednio wyprofilowane urządzenie zbudowane tylko z kilku kawałków drutu.

Czy okna sterowane inteligentnym siłownikiem to futurystyczna wizja naukowców? Nie, to efekt czteromiesięcznego stażu Armena Jaworskiego, studenta drugiego roku studiów doktoranckich Wydziału Mechanicznego Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej. Współpraca młodego naukowca i firmy Ska Polska, która podjęła się organizacji stażu, zaowocowała prototypem inteligentnego siłownika.

Co to właściwe jest siłownik? To pozornie proste urządzenie, z którym każdy spotyka się na codzień. Na przykład otwierając automatyczną bramę albo zamykając drzwi. Posługując się żargonem technicznym: siłownik realizuje pracę za pomocą dźwigni. Służy do przemieszczania jednego elementu względem drugiego.

Ale tradycyjne siłowniki mechaniczne, hydrauliczne, pneumatyczne wymagają napędu i sterownika, który je uruchomi i wprawi w ruch. Projekt nad którym wspólnie pracowali Jaworski i Ska Polska idzie o krok dalej: - Szukaliśmy odmiennego od tradycyjnych mechanizmu - wyjaśnia naukowiec -Chcieliśmy skonstruować urządzenie, które samo będzie reagowało na zmianęotoczenia - dodaje. Taki rezultat można osiągnąć dzięki zastosowaniu inteligentnych materiałów, które “zapamiętują” swój kształt. Jeśli zmienimy np. temperaturę w pomieszczeniu, on też ulegnie zmianie. “Inteligencja” materiału polega zaś na tym, że zmiana kształtu nie jest trwała. Kolejna zmiana temperatury spowoduje powrót do poprzedniego kształtu: - Łatwo to sobie wyobrazić: układamy z takiego inteligentnego drutu kwiatek. Potem podgrzewamy go zapalniczką. Kwiatek zmienia się w kawałek prostego drutu. Po ostygnięciu znowu przyjmuje kształt kwiatka - tłumaczy doktorant.

Armen Jaworski na Politechnice zajmuje się mechaniką stosowaną. A dokładniej bada właściwości aerodynamiczne różnych urządzeń: - Staram się ulepszać metody symulacji pozwalające przewidzieć co będzie działo się z urządzeniem jeżeli zmienimy warunki wokół niego - tłumaczy Jaworski. Ale badania w laboratorium szybko przestały go satysfakcjonować. Dlatego postanowił

Dzięki współpracy młodego naukowca i komercyjnej firmy powstał pionierski prototyp siłownika - urządzenia, które może zrewolucjonizować mechanikę precyzyjną.

Inteligentny siłacz

znaleźć kompromis między nauką i praktyką, bo jak sam przyznaje dobrze jest robić coś przydatnego dla innych. - Staż okazał się znakomitym wyzwaniem badawczym. Pozwolił mi wykorzystać moją wiedzę. Tym bardziej, że projekt nad którym pracowałem okazał się pionierski - tłumaczy doktorant.

Ska Polska specjalizuje się w analizach z zakresu automatyki. Przygotowuje dla innych firm projekty i rozwiązania zaawansowanych technicznie urządzeń. Armen Jawoski firmę Ska Polska znalazł dzięki koledze ze studiów, który wcześniej dla niej pracował. Na stażu od razu skupił się na pracach nad prototypem siłownika. - Od początku miałem przydzielone

zadania. Dużą część pracy wykonałem zupełnie samodzielnie, ale przy tak dużym projekcie nie obejdzie się bez współpracy z resztą zespołu - tłumaczy stażysta.

Umiejętności projektowania i tworzenia symulacji komputerowych wyniesione z uczelni szybko zaprocentowały. Bo zanim powstanie samo urządzenie, najpierw, oczywiście, trzeba sporo pracy włożyć projekt. Potem konieczna jest symulacja komputerowa, pozwalająca sprawdzić jak mechanizmy będą zachowywać się w zmieniających warunkach. I to były główne zadania Armena Jaworskiego.

Jednak warto pamiętać, że wszystko zaczyna się od żmudnego przewertowania setek stron prac badawczych:

- Dopiero z solidną wiedzą teoretyczną można usiąść do przygotowania komputerowego modelu. Praca za klawiaturą pochłonęła zajęła większą część mojego stażu - dodaje. Samo napisanie programu sprawdzającego jak urządzenie zachowa się w rzeczywistości zajęło tydzień. Długie godziny spędzone za klawiaturą komputera przełożyły się na konkretne urządzenie. Dodać trzeba, że program napisany przez Jaworskiego przydał się też w późniejszej fazie projektu już przy konstruowaniu układu sterowania siłownika. Po czterech miesiącach intensywnych prac powstało zaawansowane technologiczne, nowatorskie urządzenie.

Kiedy więc w sprzedaży pojawią się automatycznie otwierane okna? Na to trzeba jeszcze będzie trochę poczekać. Bo prototypowy siłownik zbudowany nabazie inteligentnych materiałów posłuży do dalszych prac badawczych nad konkretnymi rozwiązaniami w automatyce i mechanice. Jakimi? Tego firma Ska Polska zdradzić nie chce, ale na pewno będą to urządzenia

wykorzystywane w życiu codziennym.

Dzięki stażyście firma w ciągu zaledwie czterech miesięcy stworzyła innowacyjny i zaawansowany technologicznie produkt. Ale na projekcie skorzystały obie strony. Jak zaznacza Armen Jaworski: - Moim zdaniem każdy kto zajmuje się nauką powinien zrealizować jakiś komercyjny

projekt, bo w nauce łatwo uciec od rzeczywistości. Po stażu wiem, że to co robię ma jakiś sens a moje pomysły mogą się komuś przydać.

nr 1/ Piątek / 30 MAJA, 2008 / strona 6 nr 1/ Piątek / 30 MAJA, 2008 / strona 7

Page 8: Tekla News

TEKLA, czyli KTO?

Ile kosztuje dobry

projekt?1. Budżet projektu – ponad 1,2 mln zł, z tego 75% Unia

Europejska, a 25% budżet państwa.

2. Wydatki na dodatki stażowe - blisko 800 tys. zł – około 15 tys. zł na każdego uczestnika przez cały okres trwania projektu.

3. Wydatki na promocje projektu i informację o stażach - ponad 120 tys. zł.

4. Wydatki dotyczące pracowników projektu - 195 tys. zł

Gdzie jest

TEKLA?

• 750 000 zł na dodatki stażowe

• 49 stażystów

• 9 pracowników

naukowych

i naukowo-dydaktycznych

• 40 absolwentów

• 17 doktorantów

• 12 kobiet

• 33 innowacyjne

przedsiębiorstwa

• 115 ofert staży

• 3 staże 6-miesięczne

• 28 staży 5-miesięcznych

Numerologia sta˝owa

Michał Szaniawski, lat 32, kierownik projektu

Moim zadaniem było zadbanie o to, żeby najlepszy zespół pro-jektowy, pracujący nad najlep-szym projektem stażowym, mógł zorganizować najbardziej in-nowacyjne i wiedzotransferujące staże na Mazowszu. W trakcie realizacji projektu wszystkie obowiązki musiałem odłożyć na bok i w pełni zaangażowałem się w prace nad TEKLĄ. Za moje największe sukcesy wynikające z programu uważam, jako kier-ownik, odkrycie niewykorzysty-wanych wcześniej zdolności naszych pracowników. A jako pomysłodawca i autor projektu

– sukces i satysfakcję stażystów oraz firm, które stażystów przyjęły. W trakcie realizacji projektu najbardziej obawiałem się o to, czy nie przegapimy jakiegoś biurokratycznego szczegółu, który mógł skutkować koniecznością zwrócenia dot-acji. Projekt TEKLA udowodnił, że jest olbrzymia grupa mikro i małych przedsiębiorstw, które mogą z sukcesem nawiązywać współpracę z jednostkami nau-kowymi. Tylko często potrzebują do tego bodźca takiego jak nasz projekt. Pokazaliśmy też, że firmy doradcze mogą być bardzo sprawnymi i godnymi zaufania partnerami dla jednostek nau-kowych w realizacji projektów postrzeganych często jako ty-powo akademickie. Gdybym był stażystą to postarałbym się zdobyć doświadczenie podczas stażu i ewentualnej dalszej współpracy z firmą. Potem otworzyłbym własną firmę (np. świadczącą usługi m.in. dla przedsiębiorstwa, w którym byłem na stażu). Do rozpoczęcia własnej działalności wykorzystałbym oczywiście dot-acje ze środków UE!

Maja Mroczkowska, 28 lat, koor-dynator projektu na Politechnice Warszawskiej

Od początku projektu współpracowałam z uczelnią, samorządem, studentami i radą doktorantów PW oraz z Biurem Karier. Koordynowałam kampanię informacyjno-promocyjną pro-jektu. Prowadziłam rozmowy z przyszłymi stażystami oraz fi r-mami. Zajmowałam się wstępną weryfi kacją aplikacji oraz ofert stażowych kierowanych do oceny kapituły projektu. Moim zdaniem najważniejszym i największym osiągnięciem pro-jektu było przełamanie lodów pomiędzy światem nauki i biznesu.

Zachęcenie pracowników nau-kowych i absolwentów do wzięcia udziału w projektach polegających na współpracy z komercyjnymi fi r-mami. Za niezwykle istotne i cenne uważam poparcie władz uczelni dla projektu i fakt, że dostrzegły wartość współdziałania pomiędzy kadrą naukową i fi rmami, wspólnie realizującymi innowacyjne pro-jekty. W trakcie realizacji projektu najbardziej obawiałem się o to, aby skutecznie dotrzeć z informacją do tych wszystkich wybitnych ludzi, którzy mieli warunki i możliwości merytoryczne, do wzięcia udziału w projekcie. Dzięki TEKLI wielu stażystom udało się poszerzyć wiedzę. Wejść w projekty bizne-sowe, zorientować się jak może działać nauka i ich wiedza w wa-runkach konkurencji rynkowej. A taka informacja jest dziś bardzo cenna, także dla środowiska nau-kowego. Młodzi absolwenci mieli szanse zastosować w praktyce nabytą podczas studiów wiedzę. Firmy skorzystały współpracując z wysokiej klasy specjalistami i kadrą naukową Politechniki Warsza-wskiej. Dzięki nim mogły skutec-zniej udoskonalać swoje produkty.

Anna Młynarczyk, 34 lata specjalista ds. rozliczeń i sprawozdawczości

Przy pracy nad TEKLĄ zajmowałam się opracowy-waniem i składaniem do In-stytucji Wdrażającej wniosków o płatność. Odpowiadałam również za współpracę w tym za-kresie z Partnerem Społecznym i biurem księgowym. Do moich obowiązków należała publikacja informacji w serwisie WWW pro-jektu. Praca nad tak poważnym

przedsięwzięciem pozwoliła na opanowanie umiejętności rozlic-zania dużych projektów. To mój prywatny sukces bo zdobyłam nowe, ważne doświadczenie. W trakcie realizacji projek-tu najbardziej obawiałem się o stronę finansową za którą odpowiadałam. Niestety miałam powody do zmartwień szczegól-nie gdy urząd nie przelewał pieniędzy na czas. Mimo to os-tatecznie wszyscy odnieśliśmy sukces. Wszyscy tzn. my organi-zatorzy, stażyści i przedsiębiorcy. Każdy czegoś się nauczył i wyniósł z projektu konkretne korzyści.

Joanna Ozimek, 28 lat, specjal-ista ds. promocji i rekrutacji

Zajmowałam się przede wszyst-kim prowadzeniem spaw związanych z opracowaniem i wykonaniem materiałów pro-mocyjnych projektu. Dbałam o to żeby wszystkie aktualności na czas ukazywały się na naszej stronie WWW. Musiałam dotrzeć z naszą propozycją do firm i potencjalnych stażystów. A poważnie przy dobrej współpracy zarówno z uczest-

nikami projektu TEKLA udało nam się zrealizować zakładany plan niemal w 100%. Mimo krótkiego okresu promującego projekt udało się przeprowadzić kampanię promocyjną docierając zarówno do firm jak i stażystów. Najbardziej obawiałam się o terminowe załatwienie spraw promo-cyjnych. Związane to było z dość późnym terminem fakty-cznej kampanii informacyjnej o projekcie. Ale zrealizowanie 49 staży uważam za największy sukces projektu. Zadowolenie ze strony stażystów, którzy uzys-kali możliwość wykorzystania w praktyce zdobytej w czasie studiów wiedzy. I zadowolenie przedsiębiorców, którzy mogli z tej wiedzy skorzystać.

nr 1/ Piątek / 30 MAJA, 2008 / strona 8

SKÑD WZI¢ŁA SI¢ NAZWA: TEKLA?

sTaże w przEdsiębiorstwach sKutecznym impuLsem dla innowAcji

������������������������

�������������������������������������������������������������

������������������������

��������������������������������

�������������������

����������

��������������������������������������������������������������������������

���������������������������������������������������������������������������

�������������������������������������������������������������������������

�����������������������������������������������������������������������������

����������������������������������������������������������������

�������������������������������������������������������������������

����������������������������������������������������������������������

���������������������������������������������������������������������

�������������������������

�����������

�����������������������������������������������������

������������������������ ������������������������

��������������������������

���������������������������������������������W

stęp

niak

2

Spis

Tr

eści

��������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������� ��� ������ ������ ���������� ������� ��������� ���

����� �������������� � ������ ���� ���� �������������������������������������������������

��������� ������ ������������� ����� ������������������ ������������� ������ ���� �� ������� ������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������ ������������ ��� ��� ��������� ����� �������������������������������������������������������������� ����� ����������� �� �������������� ��������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������� � �������������� ������������������������������ ����� ������������������������������������������������������������������������������������������������������� ��������� �� ����������������� ������ ��������� ����� ����� ���� ������� ���������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������� ������� ���������������� �������������������������������������������������������������������

����������������������������������������������������� ����� �������������� ������� ����� �� ����� ���������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������

Żoliborz – Piękny Brzeg 6����������������������������������������������������������������������

�������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������

Ecce homo (sexual) 9��������������������������������������������������������������������

������������������������� ��� ������������� ����������� ����� ��������� ������������������������������������������������������������������������������������������������������

PWGay 10�����������������������������������������������������������������

�����������������������������������������������

Moja historia 12������������������������������

Queer – dziwny, odmieniec, „ciota” 13�������� �������� ���������� ���������� ��������������� ��������������

���������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������

Love Ludvig 18��������������������������������������������������������������� �� ����

��������������������������������������������������� ���������� �������������������������������������� ��� ������

Kazik 21�������������������������������������������������������������������

��������������������������������������������������������������������������������������������������������

PUPA 2006 27�����������������������������������������������������������������

MBA Career Fair 3���� ������� ����� ����� ������� �� �������

������ ������ ����������������� ��������������������������������������������������������������������������������������������

III Festiwal Przedsiębiorczo-ści 4��������������������� ��� �������������

��������������������������������������������� ��� ����������� ������������� ����������������������������������������������������������������

PARTNERZY PROJEKTU: