T5 - Pani Jeziora

download T5 - Pani Jeziora

of 472

Transcript of T5 - Pani Jeziora

Andrzej Sapkowski Pani Jeziora I jechali dalej, a przybyli nad jezioro o wodach rozlanych szeroko i piknie. A po rodku samym onego jeziora zobaczy Artur rami w biay atas przyodziane, miecz cudnej roboty dzierce. Potem zasi ujrzeli pann, miele stpajc po wd zwierciadle. -C to za panna tak czarowna? - spyta Artur. -Zw j Pani Jeziora - odrzek Merlin. Thomas Malory, Le Morte Darthur Rozdzia pierwszy Jezioro byo zaczarowane. Nie byo co do tego adnych wtpliwo ci. Po pierwsze, leao tu obok gardzieli zakltej doliny Cwm Pwcca, doliny tajemniczej, wiecznie otulonej mg, syncej z czarw i zjawisk magicznych. Po drugie wystarczyo popatrze.

Tafla wody bya gboko, soczy cie i niezmcenie niebieska, i cie niczym wyszlifowany szafir. Bya gadziutka jak zwierciado, do tego stopnia, e przegldajce si w niej szczyty masywu Y Wyddfa wyglday pikniej jako odbicie ni w rzeczywisto ci. Od jeziora wiao zimnym oywczym powiewem, a dostojnej ciszy nie zmcao nic, nawet plusk ryby czy krzy k wodnego ptaka. Rycerz otrzsn si z wraenia. Ale miast kontynuowa jazd grzbietem wzgrza, skierowa konia w d, ku jezioru. Zupenie jakby przycigany magiczn moc czaru drzemicego tam, w dole, na dnie, w otchani wd. Ko stpa pochliwie w rd pokruszonych ska, cichym pochrapywaniem dajc zna, e i on wyczuwa magiczn aur. Zjechawszy na sam d, na pla, rycerz zsiad. Cignc rumaka za trzle, zbliy si do skraju wd, gdzie drobna fala igraa w rd kolorowych otoczakw. Klkn, chrzszczc kolczug. Poszc narybek, rybki malutkie i ywe jak igieki, nabra wody w zczone donie. Pi ostronie i powoli, lodowato zimna woda drtwia wargi i jzyk, kua zby. Gdy zaczerpywa ponownie, dolecia go d wik niesiony po powierzchni jeziora. Unis gow. Ko chrapn, jak gdyby potwierdzajc, e i on sysza. Nadstawi uszu. Nie, to nie byo zudzenie. To, co sysza, to by piew. Moe raczej dziewczyna. piewaa kobieta.

Rycerz, jak wszyscy rycerze, wychowa si na powie ciach bardw i opowie ciach rycerskich. W tych za w dziewiciu przypadkach na dziesi dziewczce pienia lub zawodzenia byy przynt, idcy za ich gosem rycerze regularnie wpadali w puapki. Nierzadko miertelne. Ale ciekawo przemoga. Rycerz, kocem kocw, mia dopiero dziewitna cie lat. By bardzo odwany i bardzo nierozsdny. Syn z jednego, znany by z drogiego. Sprawdzi, czy miecz dobrze chodzi w pochwie, po czym podcign konia i ruszy pla w kierunku, z ktrego dobiega piew. Nie musia i daleko. Brzeg zalegay wielkie gazy narzutowe, ciemne, wy lizgane do poysku, rzekby ,

zabawki olbrzymw ci nite tu niedbale lub zapomniane po skoczonej zabawie. Niektre gazy leay w wodzie jeziora, czerniay pod prze roczyst tafl. Niektre wystaway nad powierzchni, omywane falk wyglday jak grzbiety lewiatanw. Ale najwicej gazw leao na brzegu, od play a po las. Cz zagrzebana bya w piasku, wystajc cz ciowo tylko, pozostawiajc domysom, jak wielkie s w cao ci. piew, ktry rycerz sysza, dochodzi wa nie zza tych przybrzenych. A dziewczyna, ktra piewaa bya niewidoczna. Pocign konia, trzymajc go za munsztuk i chrapy, tak by nie ra i nie prycha. Odzienie dziewczyny spoczywao na jednym z gazw lecych w wodzie, paskim niczym st. Ona sama, naga, zanuona do pasa, mya si, pluskajc i pod piewujc przy tym. Rycerz nie rozpoznawa sw. I nie dziwota. Dziewczyna, gow stawiby w zakad, nie bya czowiekiem z krwi i ko ci. wiadczyo o tym szczupe ciao, dziwny kolor wosw, gos. By pewien, e gdyby si odwrcia, zobaczyby wielkie oczy o ksztacie migdaw. A gdyby odgarna popielate wosy, dostrzegby jak nic szpiczasto zakoczone maowiny uszne. To bya mieszkanka Farie. Wrka. Jedna z Tylwyth Teg. Jedna z tych, ktre Piktowie i Irlandczycy nazywali Daoine Sidhe, Ludkiem Wzgrz. Jedna z tych, ktre Sasi nazywali elfami. Dziewczyna przestaa na chwil piewa, zanurzya si po szyj, zaprychaa i nad wyraz pospolicie zakla. Rycerz to jednak nie zmylio. Wrki, jak powszechnie byo wiadomo, umiay kl po ludzku. Niejednokrotnie plugawiej ni stajenni. A bardzo czsto bya kltwa wstpem do jakiego zo liwego figla, z zamiowania do ktrych wrki syny - na przykad zwikszenia komu nosa do rozmiarw nasiennego ogrka albo zmniejszenia komu msko ci do rozmiarw ziarenka bobu. Rycerza nie pocigaa ni pierwsza, ni druga ewentualno . Ju, ju sposobi si do dyskretnego odwrotu, gdy nagle zdradzi go ko. Nie, nie jego wasny wierzchowiec, ktry trzymany za chrapy by spokojny i cichutki jak myszka. Zdradzi go ko wrki, kara klacz, ktrej rycerz pocztkowo nie dostrzeg midzy gazami. Teraz smoli cie czarna kobyka grzebna kopytem wir i zaraa powitalnie. Ogier rycerza targnbem i odpowiedzia grzecznie. A echo poszo po wodzie.

Wrka wyprysna z wody, przez moment prezentujc si rycerzowi w caej miej dla oka okazao ci. Rzucia si ku skale, na ktrej leaa odzierz. Ale miast chwyci jakie giez okry si skromnie, elfka porwaa miecz i z sykiem wydobya go z pochwy, obracajc elazem nad podziw zrcznie. Trwao to jeden krtki moment, po ktrym wrka ukucna lub uklka, kryjc si w wodzie a po nos i wystawiajc nad powierzchni wyprostowan rek z mieczem. Rycerz otrzsn si z osupienia, pu ci wodze i zgi kolano, klkajc na mokrym piasku. Od razu poj bowiem, kog to ma przed sob. -Bd pozdrowiona - zabekota, wycigajc rce. - Wielki to honor dla mnie... Wielki zaszczyt, o, Pani Jeziora. Miecz ten przyjm... - Moe by tak wsta z kolan i odwrci si? - wrka wystawia usta nad wod. - Moe by si tak przesta gapi? I pozwoli mi si ubra? Usucha.

Sysza, jak chlupie, wychodzc z wody, jak szele ci odzieniem, jak klnie z cicha, wycigajc je na mokre ciao. Przyglda si karej klaczy o sier ci gadkiej i l nicej jak krecie futerko. By to niezawodnie ko wielkiej krwi, niezawodnie zaczarowany. Niech ybnie rwnie mieszkaniec Ferie, jak i jego wa cicielka. -Moesz si odwrci. -Pani Jeziora...

-I przedstawi. - Jestem Galahad, z Caer Benic. Rycerz krla Artura, pana zamku Kamelot, wadcy Letniego Kraju, a take Dumnonii, Dyfneint, Powys, Dyfed... - A Temeria? - przerwaa. - Redania, Rivia, Aedirn? Nilfgaard? Te nazwy mwi ci co ? - Nie. Nigdym nie sysza. Wzruszya ramionami. W rku, oprcz miecza, trzymaa buty i koszul, wypran i wyt. -Tak my laam. A jaki dzi mamy dzie roku? -Jest - otworzy usta, zdziwiony do granic - druga penia po Beltane... Pani... -Ciri - powiedziaa machinalnie, krcc ramionami, by lepiej uoy odzienie na schncej skrze. Mwia dziwnie, oczy miaa zielone i wielkie. Odruchowo odgarna zmoczone wosy, a rycerz westchn mimowolnie. Nie tylko dlatego, e jej ucho byo zwyczajne, ludzkie, adn miar elfie. Policzek miaa zdeformowany du brzydk blizn. Zraniono j. Ale czy wrk mona zrani? Zauwaya spojrzenie, zmruya oczy i zmarszczya nos. -Szrama, tak jest! - powtrzya ze swym zaskakujcym akcentem. - Czemu masz taki wystraszony wzrok? A tak dziwna to rzecz dla rycerz, blizna? Czy te a tak szpetna? Wolno, oburcz zdj kaptur kolczy, odgarn wosy. -Rzecz i cie nie dziwna dla rycerza - rzek nie bez modzieczej dumy, demonstrujc wasn ledwo zagojon szram, biegnc od skroni po uchw. - A szpetne s jeno blizny na honorze. Jestem Galahad, syn Lancelota du Lac i Elaine, crki krla Pellesa, pana na Caer Benic. Ran t zada mi Breunis Bezlitosny, niegodziwy ciemiyciel panien, nimem go powali w uczciwym pojedynku. Zaprawd, godzien jestem z rk twych przyj ten miecz, o Pani Jeziora... -Sucham? - Miecz. Jestem gotw go przyj. - To mj miecz. Nie pozwalam go nikomu dotyka. -Ale... -Ale co? - Pani Jeziora zawsze... Zawsze przecie wynurza si z wd i darowuje miecz. Milczaa jaki czas. - Rozumiem - powiedziaa wreszcie. - C, co kraj, to obyczaj. Przykro mi, Galahadzie, czy jak ci tam, ale najwidoczniej trafie nie na t Pani, co trzeba. Ja niczego nie ro zdaj. I nie pozwalam sobie odebra. eby wszystko byo jasne. -Ale przecie - odway si - przybywacie z Farie, Pani, czy tak? - Przybywam - powiedziaa po chwili, a jej zielone oczy, wydawao si, patrz w otcha przestrzeni i czasu. - Przybywam z Rivii, z miasta o tej samej nazwie, Znad jezi ora Loc Eskalott. Przypynam tutaj odzi. Bya mga. Nie widziaam brzegw. Syszaam tylko renie. Kelpie... Mojej klaczy, ktra biega za mn w lad. Rozpostara mokr koszul na kamieniu. A rycerz westchn znowu. Koszula bya wyprana, ale niedokadnie. Wci zna byo zacieki krwi. -Przynis mnie tu nurt rzeki - podja dziewczyna, albo nie widzc, co spostrzeg, albo udajc, e nie widzi. - Nurt rzeki i czar jednoroca... Jak nazywa si to jezioro? - Nie wiem - przyzna. - Tyle tu jezior w Gwynedd... - W Gwynedd? - Przecie. Tamte gry to Y Wyddfa. Gdy je mie po lewej rce i jecha lasami, po dwch dniach dotrze si do Dinas Dinlleu, a dalej do Caer Dathal. A rzeka... Najblisza rz eka to... -Niewane, jak nazywa si najblisza rzeka. Masz co do jedzenia, Galahadzie?

Umieram wprost z godu. - Czemu mi si tak przygldasz? Boisz si, e znikn? Ze ulec w przestworza razem z

twoim sucharem i jaowcow kiebas? Nie bj si. W moim wasnym wiecie nabroiam nieco i zamieszaam w przeznaczeniu, wic chwilowo nie powinnam si tam pokazywa. Pobd jaki czas w twoim. W wiecie, w ktrym noc prno szuka na niebie Smoka albo Siedmiu Kz. W ktrym wa nie jest druga penia po Belleteyn, a Belleteyn wymawia si Beltane. Czemu si tak we mnie wpatrujesz, pytam?

-Nie wiedziaem, e wrki jedz. - Wrki, czarodziejki i elfki. Wszystkie jedz. Pij. I tak dalej. -Sucham? -Niewane. Im baczniej si jej przyglda, tym bardziej zatracaa urocz aur, tym bardziej robia si ludzka i zwyczajna, pospolita wrcz. Wiedzia jednak, e taka nie jest, nie moe by. Nie spotyka si pospolitych dziewczyn u podna Y Wydda, w okolicach Cwm Pwcca, kpicych si nago w grskich jeziorach i piorcych zakrwawione koszule. Niewane, jak ta dziewczy na wyglda, istot ziemsk by nie moga. Mimo to Galahad ju cakiem swobodnie i bez nabonego lku patrzy na jej mysie wosy, ktre teraz, gdy wyschy, ku jego zdumieniu l niy pasemkami siwizny. Na jej szczupe rce, may nosek i blade usta, na jej mski strj troch dziwacznego kroju, uszyty z delikatnej tkaniny o niebywale gstym splocie. Na jej miecz, dziwny w konstrukcji i ornamencie, ale bynajmniej nie wygldajcy na paradn ozdbk. Na jej bose stopy, oblepione zeschym piaskiem play. -Dla jasno ci - odezwaa si, trc stop o stop - ja nie jestem elfk. Czarodziejk, to znaczy wrk, jestem za ... troch nietypow. Eee, chyba wcale nie jestem. -auj, naprawd. -Czego niby aujesz? -Mwi... - zaczerwieni si i zajkn. - Mwi, e wrki, gdy zdarzy im si napotka modziecw, wiod ich do Elflandu i tam... Pod leszczynowym krzykiem, na kobiercu z mchw ka sobie wiadczy... - Pojmuj - spojrzaa na niego szybko, po czym mocno ugryza kiebas. - Wzgldem krainy elfw - powiedziaa, przeknwszy - to jaki czas temu stamtd uciekam i wcale nie spieszy mi si z powrotem. Wzgldem za wiadczenia na kobiercu z mchw... Doprawdy Galahadzie, trafie nie na t Pani, co trzeba. Tym niemniej piknie dzikuj za dobre chci. -Pani! Nie chciaem obrazi... -Nie tumacz si. - Wszystko przez to - wybka -e cie urocznie pikna. -Dzikuj raz jeszcze. Ale nadal nic z tego. Milczeli czas jaki . Byo ciepo. Soce stojce w zenicie przyjemnie nagrzao kamienie. Leciutki wiaterek zmarszczy tafl jeziora. -Co znaczy... - odezwa si nagle Galahad dziwnie egzaltowanym gosem. - Co znaczy wcznia z krwawicym ostrzem? Co znaczy i dlaczego cierpi Krl z przebitym udem? Co znaczy panna w bieli niosca graal, pmisek srebrny... - A poza tym, dobrze si czujesz? - Ja jeno pytam. A je jeno nie rozumiem twojego pytania. To jakie umwione haso? Sygna, po ktrym rozpoznaj si wtajemniczeni? Obja nij askawie. -Kiedy nie zdoam. -Dlaczego wic pytae ? -A bo to... - zacuka si. - No, krtko rzekszy... Jeden z naszych nie spyta majc okazj. Zapomnia jzyka w gbie albo wstydzi si... Nie spyta i byo z tego powodu sia nieprzyjemno ci. Wic my teraz pytamy zawsze. Na wszelki wypadek.

* * * -Czy w tym wiecie s czarodzieje? No wiesz, tacy, co paraj si magi. Magowie. Widzcy. -Jest Merlin. I Morgana. Ale Morgana jest za. -A Merlin? - redni. - Wiesz, gdzie go znale ? -A jake! W Kamelocie. Na dworze krla Artura. Ja tam wa nie zmierzam. -Daleko? -Std do Powys, do rzeki Hafen, potem z biegiem Hafen do Blevum, nad Morze Sabiny, a stamtd ju blisko na rwniny Letniego Kraju. Wszystkiego jakie dziesi dni jazdy... -Za daleko. - Mona - zajkn si - skrci nieco drog, jadc przez Cwm Pwcca. Ale to zaklta dolina. Strasznie tam. yj tam Y Dynan Bach Teg, zo liwe kary... A ty co, miecz nosisz od parady? A co mieczem przeciw czarom wydoli? Wydoli, wydoli, nie bj si. Ja jestem wied mink. Syszaa kiedy ? Ech, jasne, e nie

syszae . A twoich karw si nie lkam. Mam w rd krasnoludw sporo znajomych. No pewnie, pomy la. * * * -Pani Jeziora? - Nazywam si Ciri. Nie nazywaj mnie Pani Jeziora. le mi si to kojarzy, nieprzyjemnie i niemile. Tak mnie nazywali oni, w Krainie... Jak ty nazwae t krain? -Farie. Albo, jak mwi druidzi: Annwn. A Sasi powiadaj Elfland. - Elfland... - owina ramiona otrzymanym od niego kraciastym piktyjskim pledem. Byam tam, wiesz? Weszam do Wierzy Jaskki i bc, ju byam w rd elfw. A oni wa nie tak mnie nazywali. Pani Jeziora. Nawet mi si to z pocztku podobao. Pochlebiao mi. Do chwili, gdy zrozumiaam, e w tej krainie, w tej wiey i nad tym jeziorem nie jestem ad n Pani, lecz wi niem. - Czy to tam - nie wytrzyma - splamia koszul krwi? Milczaa dugo. -Nie - powiedziaa wreszcie, a gos, zdawao mu si, zadra jej lekko. - Nie tam. Bystre masz oko. C, przed prawd nie uciekniesz, gowy w piasek chowa nie ma co... Tak, Galahadzie. Plamiam si czsto ostatnimi czasy. Krwi nieprzyjaci, ktrych zabijaam. I krwi bliskich, ktrych usiowaam ratowa... A ktrzy umierali na moich rkach... Czemu mi si tak przypatrujesz? - Nie wiem, czli jest bstwem, czy pann mierteln... Czy jedn z bogi... Lecz je li jest mieszkank ziemskiego padou... -Do rzeczy je li aska. -Pragnbym - oczy Galahada rozgorzay - usysze tw histori. Zechcesz j opowiedzie Pani? -Jest duga. - Mamy czas. -I niezbyt dobrze si koczy. Nie wierz.

Dlaczego? piewaa , kpic si w jeziorze. -Jeste spostrzegawczy - odwrcia gow, zacisna wargi, a jej twarz nagle skurczya si i zbrzyda. - Tak, jeste spostrzegawczy. Ale bardzo naiwny. - Opowiedz mi tw histori. Prosz. -C - westchna. - Dobrze, je li chcesz... Opowiem. Usiada wygodniej. I on te usiad wygodniej. Konie chodziy skrajem lasu, poszczypujc trawy i zioa. -Od pocztku - poprosi Galahad. - Od samego pocztku... -Ta historia - powiedziaa po chwili, szczelniej owijajc si w piktyjski pled - coraz

bardziej wyglda mi na tak, ktra nie ma pocztku. Nie mam te pewno ci, czy te si aby ju skoczya. Strasznie si, musisz wiedzie, popltaa przeszo z przyszo ci. Pewien el powiedzia mi nawet, e to jest jak z tym wem, ktry capnie zbami wasny ogon. W ten, wiedz o tym, nazywa si Urobos. A to, e gryzie swj ogon, znaczy, e koo jest zamknite. W kadym momencie czasu kryj si przeszo , tera niejszo i przyszo . W kadym momencie czasu kryje si wieczno . Rozumiesz? -Nie. -Nie szkodzi. * * * Zaprawd powiadam wam, kto wierzy snom, jest jako chccy pojma wiatr lubo cie uchwyci. udzi si obrazem zwodniczym, krzywym zwierciadem, ktre amie lub prawi niedorzeczno ci na wzr niewiasty rodzcej. Gupi zaiste, kto marom sennym wiar daje i drog zudy kroczy. Wszelako kto sny letce sobie way i nie wierzy im nic a nic, ten take bezrozumnie czyni. Bo przecie gdyby sny cakiem znaczenia nie miay, to po c by bogowie, tworzc nas, zdolno nienia nam dawali? Mdro ci proroka Lebiody, 34;1 All we see or seem Is but a within a dream Allan Edgar Poe Rozdzia drugi Wiaterek zmarszczy parujc jak kocio powierzchni jeziora, popdzi po niej strzpki rozwiewanej mgy. Dulki skrzypiay i dudniy rytmicznie, wynurzajce si pira wiose siay gradem byszczcych kropelek. Condwiramurs wystawia rk za burt. d pyna w tempie tak wim, e woda tylko minimalnie wzburzya si i wspia na do. -Ach, ach szybko ! Wio larz, nawet nie - powiedziaa, wkadajc w gos tyle sarkazmu, ile tylko si dao. - C za Mkniemy wrcz po falach. A si w gowie krci! niski, krpy i nabity w sobie mczyzna odburkn co gniewnie i niewyra nie, unoszc ba, poro nitego wosem szedziwym i krconym jak u karakua. Adeptka

miaa ju serdecznie do burkni, charkni i stkni, ktrymi ten gbur zbywa jej pytanie odkd wsiada na d . -Ostroniej - wycedzia, z trudem zachowujc spokj. - Od tak forsownego wiosowania mona si ochwaci. Tym razem mczyzna unis twarz, ogorza, ciemn jak garbowana skra. Zaburcza, zachrzka, ruchem pokrytego siw szczecin podbrdka wskaza na zamocowane na burcie drewniane motowido niknc w wodzie link, napit ruchem odzi. Przekonany najwidoczniej, e wyja nienie byo wyczerpujce, wznowi wiosowanie. W takim samym rytmie jak poprzednio. Wiosa w gr. Przerwa. Wiosa w p pira w wod. Duga przerwa. Pocignicie. Jeszcze dusza przerwa.

-Acha - powiedziaa swobodnie Condwiramurs, patrzc w niebo. - Rozumiem. Wany jest cignity za odzi byszcz, ktry musi porusza si z wa ciw prdko ci i odpowiednio gboko. Wane jest rybowstwo. Reszta jest niewana. Byo to tak oczywiste, e mczyzna nawet nie zada sobie trudu, by burcze lub charcze. -C kogo moe obchodzi - monologowaa dalej Condwiramurs - e podrowaam ca noc? e jestem godna? e zadek mnie boli i swdzi od twardzej i mokrej awki? e sika mi si chce? Nie, wany jest tylko pow ryb na dorok. Bezsensowny zreszt. Nic nie we mie na byszcz cignity rodkiem plosa, w toni dwudziestosniowej gboko ci. Mczyzna podnis gow, popatrzy na ni paskudnie i zaburcza bardzo, ale to bardzo burkliwie. Condwiramurs bysna zbkami, rada z siebie. Gbur nadal wiosowa wolno. By w cieky. Rozpara si na rufowej aweczce i zaoya nog na nog. Tak, by w rozciciu sukni duo byo wida. Mczyzna zaburcza, zacisn na wiosach guzowate donie, udajc, e patrzy tylko na link doroki. Tempa wiosowania, rzecz jasna nie, ani my la przyspieszy. Adeptka westchna z rezygnacj i zaja si obserwacj nieba. Dulki poskrzypiay, brylantowe kropelki spaday z pir wiose. W podnoszcej si szybko mgiece zamajaczy zarys wyspy. I wznoszcy si nad ni ciemny, pkaty obelisk wiey. Gbur, cho siedzcy tyem i nie ogldajcy si niewiadomym sposobem pozna, e s prawie na miejscu. Nie spieszc si, zoy wiosa na burtach, wsta, zacz powoli nawija link na motowido. Condwiramurs, wci z nag na nodze, pogwizdywaa, patrzc na niebo. Mczyzna zwin link do koca, obejrza byszcz, du mosinyk uzbrojon w potrjny hak z chwo cikiem z czerwonej weny. -Jej, jej - powiedziaa sodziutko Condwiramurs. - Nic si nie zapao, oj, oj, jaka szkod a. Ciekawe, dlaczego taki niefart? Moe d pyna za szybko? Mczyzna obrzuci j spojrzeniem, ktre mwio wiele brzydkich rzeczy. Usiad, zacharcza, splun za burt, chwyci wiosa w skate apy, wygi mocno plecy. Wiosa chlupny, zaomotay w dulkach, d pomkna po jeziorze jak strzaa, woda szumem spienia si u dziobu, wirami zakotowaa za ruf. Dzielce ich od wyspy wier strzelania z uku pokonali w czasie krtszym ni burknicia, a d wyjechaa na wir z takim impetem, e Condwiramurs spada z awki. Mczyzna zaburcza, zacharcza i splun. Adeptka wiedziaa, e w przekadzie na mow ludzi cywilizowanych znaczyo to: wyno si z mojej odzi, przemdrzaa wied mo. Wiedziaa te, e na wyniesienie na rkach liczy nie ma co. Zdja trzewiczki, prowokujco wysoko podniosa sukienk wysiada. Przekna przeklestwo, bo skorupy muszli bole nie kuy j w stopy.

-Dziki - powiedziaa przez zaci nite zby - za przejadk. Nie czekajc na odburknicie i nie ogldajc si, boso posza w kierunku kamiennych

schodw. Wszystkie niewygody i dolegliwo ci poszy i uleciay bez ladu, wymazane przez rosnce podniecenie. Bya oto na wyspie Inis Vitre, na jeziorze Loc Blest. Bya w miej scu niemal legendarnym, w ktrym bywali wycznie nieliczni wybracy. Poranna mga uniosa si zupenie, przez zmatowione niebo zacza mocniej prze witywa czerwona kula soca. Wok machikuw wiey kryy wrzeszczce mewy, migay jeyki. Na szczycie schodw wiodcych z play na taras, wsparta o posek przykucnitej i wyszczerzonej chimery, staa Nimue. Pani Jeziora. * * * Bya drobnej budowy i niska, mierzya niewiele wicej ni pi stp. Condwiramurs syszaa o tym, e za modu nazywano jokietkiem, teraz wiedziaa, e przezwisko byo trafne. Ale bya pewna, e przynajmniej od p wieku nikt nie o mieli si tak nazwa maej czarodziejki. -Jestem Condwiramurs Tilly - przedstawia si z ukonem, zakopotana nieco, wci z trzewiczkami w rku. - Rada jestem, mogc go ci na twej wyspie, Pani Jeziora. - Nimue - poprawia swobodnie maa magiczka. - Nimue, nic wicej. Tytuy i epitety moemy sobie darowa, panno Tilly. - W takim razie ja jestem Condwiramurs. Condwiramurs, nic wicej. -Pozwl wic, Condwiramurs. Porozmawiajmy przy niadaniu. Odgaduj, e zgodniaa . -Nie przecz. * * * Na niadanie by twarg, szczypior, jajka, mleko i razowy chleb, podane przez dwie modziutkie, cichutkie i pachnce krochmalem suce. Condwiramurs jada, czujc na sobie wzrok maej czarodziejki. - Wiea - mwia wolno Nimue, obserwujc kady jej ruch i kady nieomal niesiony do ust ks - ma sze kondygnacji, z czego jedn pod ziemi. Twoja kwatera mie ci si na drugiej nadziemnej, s tam wszystkie potrzebne do ycia wygody. Parter, jak widzisz, jest cz ci gospodarcz, mieszcz si tu te komnaty mieszkalne suby. Podziemne, jak rwnie pitro pierwsze i trzecie, to laboratorium, biblioteka i galeria. Do wszystkich wy mienionych piter i znajdujcych si na nich pomieszcze masz wstp i dostp nieograniczony, moesz korzysta z nich i z wszystkiego, co zawieraj, kiedy zapragniesz i w jaki sposb zech cesz. - Zrozumiaam. Dzikuj. -Dwie najwysze kondygnacje mieszcz moje komnaty prywatne i moj prywatn pracowni. S to pomieszczenia prywatne absolutnie. eby unikn nieporozumie: jestem niebywale czua na te sprawy. -Uszanuj to. Nimue odwrcia gow ku oknu, przez ktre wida byo burkliwego Pana Wio larza, ktry upora si ju z bagaem Condwiramurs, a teraz adowa na d wdziska, motowida, kancerki, podrywki i inne parafernalia rybackiego przemysu. -Jestem troch staromodna - cigna. - Ale z pewnych rzeczy przywykam korzysta na prawach wyczno ci. Szczoteczka do zbw, dajmy na to. Prywatne komnaty, biblioteka, toaleta. I Krl Rybak. Nie prbuj prosz, korzysta z Krla Rybaka.

Condwiramurs omal nie zakrztusia si mlekiem. Twarz Nimue niczego nie wyraaa. -A je li... - podja, zanim dziewczyna odzyskaa mow. - Je li on sprbuje skorzysta z ciebie, odmw. Condwiramurs, przeknwszy wreszcie, prdko pokiwaa gow, powstrzymujc si od jakiegokolwiek komentarza. Cho miaa na kocu jzyka, e nie gustuje w rybakach, zwaszcza grubiaskich. I majcych eb oszemany siwizn bielutk jak twaroek. -Taak - powiedziaa przecigle Nimue. - Introdukcj miayby my wic za sob. Pora przej do spraw konkretnych. Nie ciekawi ci, co sprawio, e spo rd wszystkich kandydatek wybraam wa nie ciebie? Condwiramurs, jeeli w ogle zastanawiaa si nad odpowiedzi, to tylko dlatego, by nie wyj na zbyt zadufan. Szybko dosza jednak do wniosku, e wobec Nimue faszywa nawet w maym stopniu skromno i tak bdzie zbyt razia faszem. - Jestem najlepsz niczk w akademii - odpara chodno, rzeczowo i bez chepliwo ci. A na trzecim roku miaam drug lokat w rd onejromantek. -Mogam wzi t, ktra miaa lokat pierwsz. - Nimue bya faktycznie szczera a do blu. - Nawiasem mwic, proponowano mi wa nie ow prymusk, z pewnym naciskiem zreszt, bo to podobno wana creczka kogo wanego. A jeeli chodzi o nienie, o onejroskopi, to wszake wiesz, droga Condwiramurs, e jest to dar do kapry ny. Fiasko moe spotka nawet najlepsz niczk. Condwiramurs przetrzymaa za zbami ripost, e jej fiaska mona policzy na palcach jednej rki. W kocu rozmawiaa z mistrzyni. Znaj proporcj, mocium panie, jak mawia jeden z profesorw akademii, erudyta. Nimue lekkim skinieniem gowy pochwalia jej milczenie. -Zasignam jzyka w uczelni - powiedziaa po chwili. - Std wiem, e nie musisz wspomaga nienia rodkami odurzajcymi. Cieszy mnie to, albowiem narkotykw nie toleruj. - ni bez adnych prochw - potwierdzia z lekk dum Condwiramurs. - Do onejroskopii wystarczy mi, je li mam zahaczk. -Sucham? -No, zahaczk - adeptka kaszlna. - Znaczy si przedmiot jako zwizany z tym, o czym mam ni. Rzecz jak albo obraz... -Obraz? -Aha. Nie le ni na obraz. -O - u miechna si Nimue. - O, skoro obraz pomoe, to nie bdzie kopotw. Je li uporaa si ju ze niadaniem, to chod my, najlepsza niczko i druga w rd onejromantek. Dobrze bdzie, je li bez zwoki wyja ni ci pozostae powody, dla ktrych to wa nie ciebie wybraam na asystentk. Od kamiennych cian tchno zimnem, ktrego nie agodziy ani cikie gobeliny, ani pociemnie boazeria. Kamienna podoga zibia stopy przez podeszwy trzewiczkw. - Za tymi drzwiami - wskazaa niedbale - jest laboratorium. Jak si rzeko, moesz korzysta wedle woli. Zalecana jest oczywi cie ostrono . Umiar wskazany jest zwaszcza przy prbach zmuszania mioty do noszenia wody. Condwiramurs zachichotaa grzecznie, choart by leciwy. Wszystkie mentorki raczyy podopieczne dowcipami nawizujcymi do mitycznych tarapatw mitycznego ucznia czarnoksinika. Schody wiy si w gr jak w morski. I byy strome. Nim dotary na miejsce, Condwiramurs spocia si i zdyszaa setnie. Po Nimue w ogle nie byo zna wysiku. -Tdy prosz - otworzya dbowe drzwi. - Uwaga na prg. Condwiramurs wesza i westchna. Komnata bya galeri. Jej ciany od sufitu do podogi obwieszone byy obrazami. Wisiay

tam wielkie, stare, uszczce si i spkane oleje, miniatury, zke sztychy i drzeworyty, wyblake akwarele i sepie. Wisiay tam teywe w kolorach modernistyczne gwasze i tempery, czyste w kresce akwatinty i akwaforty, litografie i kontrastowe mezzoti nty, przycigajce oczy wyrazistymi plamami czerni. Nimue zatrzymaa si przed wiszcym najbliej drzwi obrazem przedstawiajcym grup zebran pod ogromnym drzewem. Spojrzaa na ptno, potem na Condwiramurs, a jej milczce spojrzenie byo nadzwyczaj wymowne. - Jaskier - adeptka, z miejsca poapawszy si w czym rzecz, nie kazaa jej czeka - piewa ballady pod dbem Bleobherisem. Nimue u miechna si, kiwna gow. I zrobia krok, zatrzymujc si przed nastpnym obrazem. Akwarela. Symbolizm. Dwie kobiece sylwetki na wzgrzu. Nad nimi krce mewy, pod nimi, na stokach wzgrza, korowd cieni. Ciri i Triss Merigold, prorocza wizja w Kaer Morhen. U miech, kiwnicie, krok, nastpny obraz. Je dziec na koniu w galopie, w szpalerze pokracznych olch, wycigajcych ku niemu ramiona konarw. Condwiramurs poczua, jak przeszywa j dreszcz. - Ciri... Hmm... To chyba jej jazda na spotkanie z Geraltem na farmie nizioka Hof meiera. Nastpny obraz, pociemniay olej. Balistyka. -Geralt i Cahir broni mostu na Jarudze. Potem poszo szybko. -Yennefer i Ciri, ich pierwsze spotkanie w wityni Melitele. Jaskier i driada Eithe ne, w lesie Brokilon. Druyna Geralta w nieycy na przeczy Malheur... -Brawo, doskonale - przerwaa Nimue. - Znakomita znajomo legendy. Teraz znasz ju drugi powd, dla ktrego znalaza si tu ty, a nie kto inny. * * * Nad hebanowym stolikiem, przy ktrym usiady, dominowao wielkie ptno batalistyczne przedstawiajce, jak si zdawao, bitw pod Brenn, jaki moment kluczowy batalii, czyli czyj kiczowato bohatersk mier. Ptno byo ponad wszelk wtpliwo dzieem Mikoaja Certosy, mona byo pozna po ekspresji, perfekcyjnej dbao ci o detal i typowych dla artysty efektach luministycznych. - Owszem, znam legend o wied minie i wied mince - odrzeka Condwiramurs. - Znam j nie zawaham si powiedzie, na wyrywki. Podlotkiem bdc kochaam t histori, zaczytywaam si ni. I marzyam, by by Yennefer. Bd jednak szczera: je li nawet i bya to mio od pierwszego wejrzenia, je li nawet bya wybuchowo namitna... To nie bya wieczna. Nimue uniosa brwi. -Poznawaam histori - podja Condwiramurs - w popularnych skrtach i wersjach dla modziey, brykach okrojonych i uprzyzwoiconych ad usum delphini. Potem naturalnie wziam si za tak zwane wersje powane i pene. Obszerne do granic redundacji, a niekiedy i poza te granice. Wwczas to pasja ustpia chodnej refleksji, a dzika namitno czemu w rodzaju obowizku maeskiego. Je li wiesz, co mam na my li. Nimue ledwie dostrzegalnym skinieniem gowy potwierdzia, e wie. -Podsumowujc, wol te legendy, ktre mocniej trzymaj si legendarnej konwencji, nie mieszaj klechdy z rzeczywisto ci, nie prbuj integrowa prostego o prostolinijnego moralietu bajki z gboko niemoraln prawd historyczn. Wol legendy, do ktrych nie dopisuj posowi encyklopedy ci, archeolodzy i historycy. Wol, je li ksi wspina si na

szczyt Szklanej Gry, cauje

pic krlewn, ta budzi si i obydwoje yj potem dugo i

szcz liwie. Tak, a nie inaczej, powinna si koczy legenda... Czyjego pdzla jest ten port ret Ciri? Ten en pied? - Nie ma ani jednego portretu Ciri - gos maej czarodziejki by rzeczowy do oscho ci. Ani tu, ani nigdzie na wiecie. Nie zachowa si ani jeden portret, ani jedna miniatur a namalowana przez kogo , kto mgby Ciri widzie, zna lub chociaby pamita. Portret en pied przedstawia Pavett, matk Ciri, a namalowa go krasnolud Ruiz Dorrit, nadworny malarz wadcw Cintry. Wiadomo, e Dorrit sportretowa Ciri w wieku lat dziewiciu, rwnie en pied, ale ptno nazywane Infantk z chartem, zagino, niestety. Wrmy jednak do legendy i twojego do niej stosunku. I tego, czym w twej opinii legenda winna si koczy. - Winna si koczy dobrze - powiedziaa z czupurnym przekonaniem Condwiramurs. Dobro i prawo maj zatriumfowa, zo ma zosta przykadnie ukarane, mio ma zczy kochankw po kres ycia. I nikt z bohaterw pozytywnych nie moe, cholera zgin! A legenda o Ciri? Jak si koczy? -Wa nie. Jak? Condwiramurs zaniemwia na moment. Nie spodziewaa si takiego pytania, wietrzya test, egzamin, puapk. Milczaa, nie chcc da si zapa. Jak koczy si legenda o Ciri? Przecie kady to wie. Patrzya w ciemn w tonacji akwarel przedstawiajcy nieksztatn bark sunc po powierzchni zasnutego oparami jeziora, bark popdzan dug tyk przez kobiet widoczn tylko jako czarna sylwetka. Wa nie tak koczy si ta legenda. Wa nie tak. Nimue czytaa w jej my lach. - To nie jest takie pewne, Condwiramurs. To wcale nie jest takie pewne. * * * -Legend - zacza Nimue - poznaam z ust wdrownego bajarza. Jestem dzieckiem wiejskim, czwart crk wsiowego stelmacha. Chwile, gdy go ci w naszej wsi bajarz Pogwizd, dziad wagabunda, byy najpikniejszymi chwilami mojego dziecistwa. Mona byo odetchn od harwki, oczyma duszy zobaczy te bajeczne dziwy, zobaczy ten wiat daleki... wiat pikny i cudowny... Dalszy i cudowniejszy nawet ni jarmark w miastecz ku oddalonym o dziewi mil... -Miaam wtedy jakie sze , siedem lat. Moja najstarsza siostra miaa czterna cie. I ju bya krzywa od garbienia si nad robot. Babska dola! Do tego przygotowywano u nas dziewczynki od mao ci! Garbi si! Wiecznie si garbi, garbi i gi nad robot, nad dzieckiem, pod ciarem brzucha, ktry chop ci przyprawia, ledwo zdya wydobrze po poogu. -To te dziadowskie opowie ci sprawiy, e zaczam pragn czego wicej ni garb i harwka, marzy o czym wicej ni urodzaj, m, dzieci. Pierwsza ksika, ktr kupiam za utarg ze sprzeday wasnorcznie zebranych w lesie jeyn, to bya legenda o Ciri. Wersja, jak to adnie nazwaa , uprzyzwoicona, dla dzieci, bryk ad ursum delphini. Bya to wersja w sam raz dla mnie. Czytaam sabo. Ale ju wtedy wiedziaam czego chc. Chciaam by jak Filippa Eilhart, jak Sheala de Tancarville, jak Assire var Anahid... Obie patrzyy na gwasz przedstawiajcy pogron w subtelnym chiaroscuro sal zamkow, st i siedzce za tym stoem kobiety. Legendarne kobiety.

- W akademii - podja Nimue - do ktrej dostaam si zreszt dopiero za drugim podej ciem, zajmowaam si mitem tylko w aspekcie Wielkiej Loy na zajciach z historii magii. Na czytanie dla przyjemno ci pocztkowo zwyczajnie nie miaam czasu, musiaam wkuwa, by... By dotrzyma kroku creczkom hrabiw, bankierw, ktrym wszystko

przychodzio atwo, ktre na mieway si z dziewuszki ze wsi... Zamilka, z trzaskiem wyamaa palce. - Wreszcie - podja - czas na czytanie znalazam, ale wwczas stwierdziam, e perypetie Geralta i Ciri zajmuj mnie znacznie mniej ni w dziecistwie. Zachodzi podob ny syndrom, co u ciebie. Jak ty to nazwaa ? Obowizek maeski? Tak byo do momentu.... Zamilka, potara twarz. Condwiramurs z zdumieniem zauwaya, e rka Pani Jeziora dry. -Miaam chyba osiemna cie lat, gdy... Gdy co si wydarzyo. Co , co sprawio, e legenda Ciri odya we mnie. e zaczam si ni zajmowa powanie i naukowo. e po wiciam jej ycie. Adeptka milczaa, cho w rodku a wrzaa z ciekawo ci. -Nie udawaj, e nie wiesz - powiedziaa cierpko Nimue. - Wszystkim przecie wiadomo, e Pani Jeziora opanowana jest chorobliw wrcz obsesj na tle legendy o Ciri. Wszyscy plotkuj o tym, jak to niegro ny z pocztku bzik przerodzi si w co w rodzaju narkotycznego uzalenienia, czy wrcz manii. W tych plotkach jest sporo prawdy, drog a moja Condwiramurs, sporo prawdy! A ty, skoro ciebie wybraam na asystentk, te w mani i uzalenienie popadniesz. Bd bowiem tego wymagaa. Przynajmniej na czas praktyki. Rozumiesz? Adeptka potwierdzia skinieniem gowy. -Zda ci si, e rozumiesz. - Nimue opanowaa si i ochoda. - Ale ja ci to wyja ni. Stopniowo. A gdy nadejdzie czas, wyja ni ci wszystko. Na razie... Urwaa, spojrzaa w okno, na jezioro, na czarn kreskodzi Krla Rybaka, wyra nie odcinajc si od zoto rozmigotanej powierzchni wd. -Na razie odpocznij. Obejrzyj galeri. W szafach i gablotach znajdziesz albumy i k artony grafik, wszystkie tematycznie zwizane z podaniem. W bibliotece s wszystkie wersje i trawestacje legendy, take wikszo opracowa naukowych. Po wi im troch czasu. Poogldaj, poczytaj, koncentruj si. Chc, by miaa materia do snu. Zahaczk, jak to nazwaa . -Zrobi to. Pani Nimue? -Sucham. -Te dwa portrety... Te wiszce obok siebie... To rwnie nie jest Ciri? -Nie istnieje aden portret Ciri - powtrzya cierpliwie Nimue. - P niejsi arty ci przedstawiali j wycznie w scenach, kady wedle wasnej fantazji. Co do tych portretw, to ten z lewej te jest raczej woln wariacj na temat, przedstawia bowiem elfk Lar Dorren aep Shiadhal, osob, ktrej malarka nie moga zna. Malark bya bowiem znana ci pewnie z legendy Lydia van Bredevoort. Jeden z jej ocalaych olejw wisi jeszcze w akademii. - Wiem. A ten drugi portret? Nimue dugo patrzya na obraz. Na wizerunek szczupej dziewczyny o jasnych wosach i smutnym spojrzeniu. Ubranej w bia sukienk z zielonymi rkawkami. -Malowa go Robin Anderida - powiedziaa, odwracajc si i patrzc prosto w oczy Condwiramurs. - A kogo przedstawia... Ty mi powiesz, niczko i onejromantko. Wyja nij to. I opowiedz mi twj sen. * * * Mistrz Robin Anderida pierwszy dostrzeg zbliajcego si cesarza, zgi si w ukonie. Stella Congreve, hrabina na Liddertalu, wstaa i dygna, szybkim gestem kac zrobi to samo siedzcej na rze bionym fotelu dziewczynie.

- Witam panie - Emhyr var Emreis skin gow. - Witam i ciebie, mistrzu Robinie. Jak

postpuje praca? Mistrz Robin chrzkn zakopotany i znowu si ukoni, nerwowo wycierajc palce w kitel. Emhyr wiedzia, e artysta cierpi na ostr agorafobi i jest chorobliwie nie miay. A le komu to przeszkadzao. Wane byo, jak malowa.

Cesarz, jak zwykle podczas podry, nosi oficerski uniform gwardyjskiej brygady "Impera" - czarn zbroj i paszcz z haftem przedstawiajcym srebrn salamandr. Zbliy si, spojrza na portret. Najpierw na portret, potem dopiero na modelk. Szczup dziewczyn o jasnych wosach i smutnym spojrzeniu. Ubran w bia sukienk z zielonymi rkawkami, z maym dekolcikiem przyozdobionym kolijk z perydotw. - Znakomicie - powiedzia celowo w pustk, tak by nie wiadomo byo, co chwali. Znakomicie, mistrzu. Prosz kontynuowa, nie zwracajc uwagi na moj osob. Zechce pani pozwoli na sowo, hrabino. Odszed dalej, ku oknu, zmuszajc, by sza za nim. - Wyjedam - powiedzia cicho. - Sprawy pastwowe. Dzikuj za go cin. I za ni. Za princess. Naprawd dobra robota, Stello. Naprawd naley si pochwaa. Tak tobie, jak i jej . Stella Congreve dygna gboko i z gracj. - Wasza Cesarska Mo jest dla nas za dobry. -Nie chwal dnia przed zachodem. -Ach... - zacisna lekko wargi. - Ta tak? -To tak. -Co z ni bdzie, Emhyrze? - Nie wiem - odrzek. - Za dziesi dni wznawia ofensyw na Pnocy. A zapowiada si trudna, bardzo trudna wojna. Vattier de Rideaux ledzi wymierzone przeciwko mnie s piski i sprzysienia. Do rnych, do bardzo rnych rzeczy moe mnie zmusi racja stanu. - To dziecko nie jest niczemu winne. -Powiedziaem: racja stanu. Racja stanu nie ma nic wsplnego ze sprawiedliwo ci. Zreszt... Machn rk. -Chc z ni porozmawia. Sam na sam. Pozwl bliej, ksiniczko. Dalej, dalej, ywiej. Cesarz rozkazuje. Dziewczyna dygna gboko. Emhyr mierzy j wzrokiem, wracajc pamici do tamtej brzemiennej w skutki audiencji w Loc Grim. By peen uznania, ba, podziwu nawet dla Stelli Congreve, ktra w cigu sze ciu miesicy, jakie upyny od tamtego czasu, zdoaa to niezgrabne kacztko przeksztaci w ma arystokratk. -Zostawcie nas - rozkaza. - Zrb przerw, mistrzu Robinie, na umycie pdzli, dajmy na to. Ciebie za , hrabino, prosz by zechciaa zaczeka w przedpokojach. A ty, ksiniczko, pozwl ze mn na taras. Mokry nieg, ktry spad w nocy, stopnia w pierwszych promieniach porannego soca, ale dachy wie i pinakli zamku Darn Rowan wci byy mokre i wieciy tak, e zdaway si pon. Emhyr podszed do balustrady tarasu. Dziewczyna - zgodnie z etykiet - trzymaa si o krok za nim. Niecierpliwym gestem zmusi j, by podesza bliej. Cesarz milcza dugo, obu domi wsparty na balustradzie, wpatrzony we wzgrza i porastajce je wiecznie zielone cisy, wyra nie odcinajce si od wapiennej bieli skalist ych

uskokw. Byskaa rzeka, wstg roztopionego srebra wijca si dnem kotliny. W powietrzu czuo si wiosn. -Za rzadko tu bywam - odezwa si Emhyr. Dziewczyna milczaa. -Za rzadko tu przyjedam - powtrzy, odwracajc si. - A to pikne i tchnce spokojem miejsce. Pikna okolica... Zgadzasz si ze mn? -Tak, Wasza Cesarska Mo . wiosn. Mam racj?

-Tak, Wasza Cesarska Mo . Z dou, z podwrca, sycha byo piew zakcany brzkiem, szczkiem i dzwonieniem podkw. Eskorta, poinformowana, e cesarz rozkazywa wyjazd, po piesznie szykowaa si do drogi. Emhyr pamita, e w rd gwardzistw by jeden, ktry piewa. Czsto. I niezalenie od okoliczno ci. Pojrzyj na mi mio ciwie Oczty bawemi Obdarze mnie lito ciwie Wdzikami swojemi Wspomnij na mi lito ciwie I w tej porze nocnej Nie odmawiaj mio ciwie Wzajemnej mocnej -adna ballada - powiedzia w zamy leniu, dotykajc palcami cikiego, zotego, cesarskiego alszbandu. -adna, Wasza Cesarska Mo . Vattier zapewnia mnie, e jest ju na tropie Vilgefortza. e odnalezienie go jest kwes ti dni, najwyej tygodni. Gowy zdrajcw spadn, a do Nilfgaardu sprowadzona zostanie prawdziwa Cirilla, krlowa Cintry. A zanim do Nilfgaardu przybdzie autentyczna Cirilla, krlowa Cintry, trzeba bdzie co zrobi z sobowtrem. -Unie gow. Posuchaa. -Masz jakie yczenia? - spyta nagle ostro. - Skargi? Pro by? - Nie, Wasza Cesarska Wysoko . Nie mam. - Doprawdy? To ciekawe. No, ale przecie nie mog ci rozkaza, by miaa. Unie gow, jak przystoi princessie. Stella nauczya ci chyba manier? -Tak, Wasza Cesarska Mo . W samej rzeczy, dobrze j wyuczyli, pomy la. Najpierw Rience, potem Stella. Dobrze wyuczyli roli i kwestii, groc zapewnie, e za pomyk lub bd zapaci tortur i mierci. Ostrzegli, e bdzie musiaa gra przed surowym, nie wybaczajcym bdw audytorium. Przed strasznym Emhyrem var Emreisem, cesarzem Nilfgaardu. - Jak masz na imi? - spyta ostro. -Cirilla Fiona Elen Riannon. - Prawdziwe imi. -Cirilla Fiona... -Nie naduywaj mojej cierpliwo ci. Imi! -Cirilla... - gos dziewczyny zama si jak patyczek. - Fiona... -Do , na Wielkie Soce - powiedzia przez zaci nite zby, - Do ! Go no pocigna nosem. Wbrew etykiecie. Usta jej dygotay, ale tego etykieta nie zabraniaa. -Uspokj si - rozkaza, ale gosem cichym i prawie agodnym. - Czego si lkasz? Wstydzisz si wasnego imienia? Boisz si go wyzna? Jeeli pytam, to tylko dlatego, e chciabym mc zwrci si do ciebie twym prawdziwym imieniem. Ale musz wiedzie, jak ono brzmi. -Nijako - odpowiedziaa, a wielkie oczy zabysy jej nagle jak pod wietlone pomieniem

szmaragdy. - Bo jest to imi nijakie, Wasza Cesarska Mo . Imi w sam raz dla kogo , kto jest nikim. Tak dugo, jak jestem Cirill Fion, co znacz... Tak dugo, jak... Gos jej uwiz w krtani tak raptownie, e odruchowo uniosa ku szyi rce, jak gdyby to, co na niej miaa, to nie bya kolia, lecz dawica garota. Emhyr wci mierzy j wzrokiem, nadal peen uznania dla Stelli Congrevere. Jednocze nie czu zo . Zo nieuzasadnion. I przez to tak z. Czego ja chc od tego dziecka, pomy la, czujc, jak zo wzbiera w nim, jak wrze, jak pcznieje pian niby zupa w kotle. Czego ja chc od dziecka, ktrego... - Wiedz, e nie miaem nic wsplnego z twoim uprowadzeniem dziewczyno - powiedzia ostro. - Nie miaem nic wsplnego z twoim porwaniem. Nie wydaem takich rozkazw. Oszukano mnie... By w cieky na siebie, wiadom, e popenia bd. Naleao ju dawno zakoczy t rozmow, zakoczy j wynio le, wadczo, gro nie, po imperatorsku. Naleao zapomnie o tej dziewczynie i o jej zielonych oczach. Ta dziewczyna nie istniaa. Bya sobowtrem. Imitacj. Nie miaa nawet imienia. Bya nikim. Imperator nie prosi o wybaczenie, nie k aja si przed kim , kto... - Wybacz mi - powiedzia, a sowa byy obce, niemile kleiy si do warg. - Popeniem bd. Tak, to prawda, jestem winny tego, co ci spotkao. Zawiniem. Ale daj co moje sowo, nic ci nie grozi. Nie spotka ci ju nic zego, adna krzywda, adna ujma, adna przykro . Nie musisz si lka. -Nie boj si - podniosa gow i wbrew etykiecie spojrzaa mu prosto w oczy. Emhyr drgn, ugodzony uczciwo ci i ufno ci wzroku. Natychmiast wyprostowa si, cesarski i wyniosy a do obrzydzenia. -Pro mnie, o co chcesz. Spojrzaa na niego znowu, a on mimowolnie przypomnia sobie te niezliczone okazje, gdy w ten wa nie sposb kupowa sobie spokj sumienia za wyrzdzon komu podo . W skryto ci ducha cieszc si niecnie, e tak tanio paci. - Pro mnie, o co chcesz - powtrzy, a przez to, e by ju zmczony, gos jego zyska nagle na czowieczestwie. - Speni kade twe yczenie. Niech nie patrzy na mnie, pomy la. Nie znios jej spojrzenia. Ludzie podobno boj si patrze na mnie, pomy la. A czego ja si boj? Gdzie mam Vattiera de Rideaux i jego racj stanu. Je li ona poprosi, ka j zawie do domu, tam, skd j uprowadzili. Ka j tam zawie w zotej poszstnej karocy. Wystarczy, e poprosi. -Pro mnie, o co chcesz - powtrzy. - Dzikuj Waszej Cesarskiej Mo ci - powiedziaa dziewczyna, spuszczajc oczy. Wasza Cesarska Mo jest bardzo szlachetna i hojna. Je li mog mie pro b... -Mw. -Chciaabym mc tu zosta. Tu, w Darn Rowan. U pani Stelli. Nie by zdziwiony. Przeczuwa co takiego. Takt powstrzyma go przed pytaniami, ktre byyby upokarzajce dla obojga. -Daem sowo - rzek zimno. - Niech wic stanie si, wedle twojej woli. -Dzikuj Waszej Krlewskiej Mo ci. -Daem sowo - powtrzy, starajc si unikn jej wzroku - i dotrzymam go. My l jednak, e wybraa le. Wyrazia nie to yczenie, co trzeba. Gdyby zmienia zdanie... - Nie zmieni - powiedziaa, gdy jasnym si stao, e cesarz nie dokoczy. - Po co

miaabym zmienia? Wybraam pani Stell, wybraam rzeczy, ktrych w yciu zaznaam tak mao... Dom, ciepo, dobro... Serce. Nie mona popeni bdu, wybierajc co takiego. Biedna, naiwna istotko, pomy la cesarz Emhyr var Emreis, Deithwen Adan yn Carp aep Morvudd wybierajc co takiego, popenia si najstraszliwsze pomyki.

Ale co - moe dalekie wspomnienie - powstrzymao cesarza przed tym, by powiedzie to na gos. * * * -Interesujce - powiedziaa Nimue, wysuchawszy relacji. - Rzeczywi cie interesujcy sen. Byy jeszcze jakie inne? - Ba! - Condwiramurs szybkim i pewnym uderzeniem noa cia czubek jajka. - Wci jeszcze w gowie mi si krci o tej rewii! Ale to normalne. Pierwsza noc zawsze przyno si szalecze sny. Wiesz, Nimue, mwi o nas, niczkach, e nasz talent nie na tym polega, e nimy. Jeeli pomin wizje w transie czy pod hipnoz, nasze marzenia senne nie rni si od snw innych ludzi ani intensywno ci, ani bogactwem, ani adunkiem prokoginacyjnym. Nas wyrnia i o naszym talencie przesdza co zupenie innego. My pamitamy sny. Rzadko kiedy zapominamy, co nam si nio. - Bo macie nietypow i tylko wam wa ciw prac gruczow dokrewnych - ucia Panie Jeziora. - Wasze sny to, trywializujc nieco, nic innego jak wydzielone do organiz mu endorfinu. Jak wikszo dzikich talentw magicznych, take i wasz jest prozaicznie organiczny. Ale po co ja mwi o czym , co sama wietnie wiesz. Sucham ci, jakie to sny jeszcze pamitasz? -Mody chopak - zmarszczya brwi Condwiramurs - wdrujcy w rd pustych pl, z tobokiem na ramieniu. Pola s puste, wiosenne. Wierzby... Przy drogach i na miedzac h. Wierzby, krzywe, dziuplaste, rozczapierzone... Goe, jeszcze nie zazielenione. Chop ak idzie, rozglda si. Zapada noc. Na niebie pojawiaj si gwiazdy. Jedna z nich jest ruchoma. To kometa. Czerwonawa, migotliwa iskra, skosem przecinajca nieboskon... -Brawo - u miechna si Nimue. - Cho pojcia nie mam, o kim nia , mona przynajmniej precyzyjnie okre li dat tego zdarzenia. Czerwona kometa bya widoczna prz ez sze dni, wiosn roku zawarcia pokoju cintryjskiego. Dokadniej, w pierwszych dniach marca. W pozostaych snach te wystpiy jakie datowniki? -Moje sny - prychna Condwiramurs, solc jajko - to nie kalendarz rolniczy. Nie maj tabliczek z datami! Ale, eby by cis, niam sen o bitwie pod Brenn, pewnie napatrzywszy si na ptno Mikoaja Certosy w twojej galerii. A data bitwy pod Brenn te jest znana. To ta sama data, co rok komety. Myl si? -Nie mylisz si. Co szczeglnego byo w tym nie o bitwie? -Nie. Kotowanina koni, ludzi i broni. Ludzie tukli si i wrzeszczeli. Kto , zapewnie nienormalny, wy "Ory! Ory!" - Co jeszcze? Mwia , e snw bya caa rewia. - Nie pamitam... - Condwiramurs urwaa. Nimue u miechna si. -No, dobra - adeptka hardo zadara nos, nie pozwalajc Pani Jeziora na zo liwy komentarz. - Owszem, czasami zapominam. Nikt nie jest doskonay. Powtarzam, moje s ny to wizje, nie fiszki biblioteczne... - Wiem o tym - cia Nimue. - To nie jest egzamin twoich nicznych zdolno ci, to jest analiza legendy. Jej zagadek i biaych plam. Idzie nam zreszt cakiem nie le, ju w pierwszych snach rozszyfrowaa dziewczyn z portretu, owego sobowtra Ciri, ktrym Vilgefortz usiowa oszuka cesarza Emhyra. Przerway, bo do kuchni wszed Krl Rybak. Ukoniwszy si i zaburczawszy, wzi z kredensu chleb, dwojaki i pcienne zawinitko. Wyszed, nie zapominajc ukoni si i zaburcze. -Mocno utyka - rzeka Nimue pozornie od niechcenia. - By ciko ranny. Dzik rozpru mu nog na polowaniu. Dlatego spdza tyle czasu na odzi. Przy wiosach i owieniu ryb ran a

mu nie przeszkadza, na odzi zapomina o kalectwie. To bardzo przyzwoity i dobry czo wiek. A ja... Condwiramurs milczaa grzecznie. -Potrzebuj mczyzny - wyja nia rzeczowo maa czarodziejka. Ja te, pomy laa adeptka. Cholera, gdy tylko wrc do akademii, zaraz pozwol si komu zbaamuci. Celibat jest dobry, ale nie duej ni jeden semestr. Nimue chrzkna. -Je li skoczya * * * niada i marzy, chod my do biblioteki.

- Wrmy do twego snu. Nimue otworzya teczk, przerzucia kilka wykonanych sepi akwarelek, wyja jedn. Condwiramurs rozpoznaa od razu. - Audiencja w Loc Grim? -Oczywi cie. Sobowtr zostaje przedstawiony na cesarskim dworze. Emhyr udaje, e da si podej , robi dobr min do zej gry. Oto, spjrz, ambasadorzy Krlestw Pnocnych, dla ktrych ten spektakl si odgrywa. Tu za widzimy nilfgaardzkich diukw, ktrych spotka afront: cesarz odtrci ich crki, zlekcewarzy koligacyjne oferty. dni zemsty, szepcz, nachyleni ku sobie, knuj ju spisek i mord. Dziewczyna sobowtr stoi z pochylon gow, malarz, by podkre li tajemniczo , ustroi j nawet w kryjcy rysy twarzy facelet. - I nic wicej - podja po chwili czarodziejka - nie wiemy o faszywej Ciri. adna z wersji legendy nie podaje, co si z owym sobowtrem stao p niej. -Naley si jednak domy la - rzeka ze smutkiem Condwiramurs - e los dziewczyny nie by do pozazdroszczenia. Gdy Emhyr zdoby orygina, a przecie wiemy, e zdoby, pozby si falsyfikatu. Gdy niam, nie wyczuam tragedii, a w zasadzie powinnam co odczu, gdyby... Z drugiej strony, to, co widz w snach, to niekoniecznie jest realn a prawda. Jak kady czowiek, ni marzenia. Pragnienia. Tsknoty... I lki. - Wiem. * * * Dyskutoway do obiadu, przegldajc teczki i fascykuy grafik. Krlowi Rybakowi poszcz ci si wida pow, bo na obiad byoso z rusztu. Na kolacj te. W nocy Condwiramurs spaa le. Za bardzo si objada. Nie wy nia nic. Bya tym troch przygnbiona i zawstydzona, ale Nimue nie przeja si w ogle. Mamy czas, powiedziaa. Przed nami jeszcze wiele nocy. * * * Wiea Inis Vitre miaa kilka azienek, i cie luksusowych, jasnych od marmuru i l nicych od mosidzu, ogrzewanych hypokaustonem mieszczcym si gdzie w piwnicach. Condwiramurs nie krpowaa si okupowa wanny godzinami, ale i tak co jaki czas spotykaa si z Nimue w a ni, malutkiej drewnianej budce z wychodzcym na jezioro pomostem. Mokre, dyszce par buchajc z polewanych kamieni, siadyway obie na aweczkach, choszczc si od niechcenia brzozowymi miotekami, a sony pot cieka im do oczu.

-Je li dobrze zrozumiaam - Condwiramurs otara twarz - moja praktyka na Inis Vitre m a polega na tym, eby wyja ni wszystkie biae plamy legendy o wied minie i wied mince? - Dobrze zrozumiaa . - Za dnia, poprzez ogldanie grafik i dyskusje mam si naadowa do snu, aby w nocy mc wy ni prawdziw, nikomu nie znan wersj danego zdarzenia? Tym razem Nimue nawet nie uznaa za konieczne, by potwierdza. Smagna si tylko kilka razy miotek, wstaa, chlusna wod na rozpalone kamienie. Para buchna, gorco na moment pozbawio oddechu. Nimue wylaa na siebie reszt wody z cebrzyka. Condwiramurs podziwiaa jej figur. Cho malutka, czarodziejka bya zbudowana nad wyraz proporcjonalnie. Ksztatw i jdrnej skry moga pozazdro ci jej dwudziestolatka. Condwiramurs, niedaleko szukajc, miaa lat dwadzie cia cztery. I zazdro cia. -Je li nawet co wyja ni - podja, znowu ocierajc spocon twarz - skd bdziemy miay pewno , e ni wersje prawdziwe? Doprawdy nie wiem... - O tym za chwil - ucia Nimue. - Na zewntrz. Dosy ju mam siedzenia w tym ukropie. Schod my si. A potem pogadamy. To te naleao do rytuau. Wybiegy z a ni, klaszczc bosymi stopami po deskach pomostu, potem skoczyy w jezioro, wydajc dzikie wrzaski. Popluskawszy si, wyszy na pomost, wykrcajc wosy. Krl Rybak, zaalarmowany pluskiem i piskiem, obejrza si na swojej odzi, popatrzy, przysaniajc oczy doni, ale zaraz odwrci si i zaj rybackimi akcesoriami. Condwiramurs takie zachowanie uwaaa za obelywe i karygodne. Jej opinia o Krlu Rybaku bardzo wzrosa, gdy zauwaya, e czas, ktrego nie spdza na owieniu po wici czytaniu. Chodzi z ksik nawet do klozetu, a byo to ni mniej, ni wicej tylko Speculum aureum, dzieo powane i trudne. Jeeli wic nawet w pierwszych dniach pobytu na Inis Vi tre Condwiramurs odrobink dziwia si Nimue, to ju dawno przestaa. Stao si jasne, e Krl Rybak by chamem i gburem jedynie z pozoru. Wzgldnie z bezpiecznej mimikry. Tym niemniej, pomy laa Condwiramurs, obelg i niewybaczalnym afrontem jest odwracanie si ku wdkom i byszczkom, gdy po pomo cie paraduj dwie nagi niewiasty o ciaach godnych nimf, od ktrych oczu nie powinno si mc oderwa. -Jeeli co wy ni - wrcia do tematu, trc piersi rcznikiem - jaka bdzie gwarancja, e niam wersje prawdziwe? Znam wszystkie wersje literackie legendy, od P wieku poezji Jaskra po Pani Jeziora Andrei Ravixa. Znam wielebnego Jarre'a, znam wszystkie opracowania naukowe, a o edycjach popularnych nawet nie wspominam. Te wszystkie lektury zostawiy lad, wywary wpyw, nie jestem w stanie wyeliminowa tego z moich snw. Czy jest szansa przedrze si przez fikcj i wy ni prawd? -Jest. -Jak dua? - Rwna tej - Nimue ruchem gowy wskazaa d na jeziorze - jak ma Krl Rybak. Sama widzisz, bez wytchnienia zarzuca swoje haki. Zaczepia zielsko, korzenie, za topione karcze, pnie, stare buty, topielcw i kaduk wie, co jeszcze. Ale od czasu do czasu co tam zowi. -Szcz liwych oww zatem - westchna Condwiramurs, ubierajc si. - Zarzucajmy przynt i wmy. Szukajmy prawdziwych wersji legendy, odpruwajmy tapicerk i podszewk, opukujmy kufer w poszukiwaniu drugiego dna. A co, je li drugiego dna nie ma? Przy caym szacunku, Nimue, nie jeste my pierwsze na tym owisku. Jaka jest szansa, e jakikolwiek szczeg i detal umkn uwadze watah badaczy, ktrzy owili przed nami? e zostawili nam choby jedn rybk?

- Zostawili - stwierdzia z przekonaniem Nimue, rozczesujc mokre wosy. - To, czego sami nie wiedzieli, zatynkowali fanbulacj i piknosowiem. Lub zbyli milczeniem.

-Na przykad? - Zimowy pobyt wied mina w Toussaint, eby daleko nie szuka. Wszystkie wersje legendy zbywaj ten epizod krtkim zdanie: "Bohaterowie spdzili zim w Toussaint". Nawe t Jaskier, ktry swoim wyczynom w tym ksistwie po wici dwa rozdziay, na temat wied mina jest zaskakujco enigmatyczny. Czy nie warto by wic dowiedzie si, co si wydarzyo tej zimy? Po ucieczce z Belhaven i spotkaniu z Elfem Avallac'hem w podzi emnym kompleksie Tir n Ba Arainne? Po potyczce w Caed Myrkvid i przygodzie z druidkami? Co robi wied min w Toussaint od pa dziernika do stycznia? -Co robi? Zimowa! - parskna adeptka. - Nie mg przed odwil sforsowa przeczy, wic zimowa i nudzi si. Nie dziwota, e p niejsi autorzy zaatwiali ten nudny fragment lakonicznym: "Mina zima". No, ale skoro trzeba, sprbuj co wy ni. Mamy jakie obrazy lub rysunki? Nimue u miechna si. - Mamy nawet jeden rysunek na rysunku. * * * Naskalny fresk przedstawia scen my liwsk. Chude, narysowane niedbaymi ruchami pdzla ludziki z ukami i dzidami cigay w dzikich podskokach wielkiego i fioletowego bizona. Bizon mia na boku tygrysie prgi, a nad jego lirowato wygitymi rogami unosio si co , co przypominao wak. -To wic - pokiwa gow Regis - jest owo malowido. Wymalowane przez Elfa Avallac'ha. Elfa, ktry duo wiedzia. -Tak - potwierdzi sucho Geralt. - To jest wa nie to malowido. - Problem polega na tym, e w dokadnie spenetrowanych przez nas jaskiniach nie ma ladu ani elfw, ani innych stworw, o ktrych napomykaa . -Byli tu. Teraz pochowali si. Albo wynie li. - To fakt bezsporny. Nie zapominaj, posuchania udzielono ci wycznie za wstawiennictwem flaminki. Widocznie uznano, e jednego posuchania wystarczy. Po tym , gdy flaminka w sposb do kategoryczny odmwia wsppracy, naprawd nie wiem, co jeszcze moesz zrobi. azimy po tych jaskiniach cay dzie. Nie mog oprze si wraeniu, e bezsensownie. -Ja te - powiedzia wied min gorzko - nie mog oprze si takiemu wraeniu. Nigdy nie rozumiaam elfw. Ale wiem ju przynajmniej, dlaczego wikszo ludzi nie przepada za nimi. Bo trudno oprze si wraeniu, e one z nas drwi. We wszystkim, co robi, co mwi, co my l, elfy drwi z nas, szydz. Kpi. - Przemawia przez ciebie antropomorfizm. -Moe troch. Ale wraenie pozostaje. - Co robimy? - Wracamy do Caed Myrkvid, do Cahira, ktremu ju pewnie druidki podleczyy oskalpowanepetyn. Potem wsiadamy na konie i korzystamy z zaproszenia ksinej Anny Henrietty. Nie rb min wampirze. Milva ma poamane ebra, Cahir rozwalony eb, troch odpoczynku w Toussaint dobrze zrobi obojgu. Trzeba te wyplta Jaskra z afery, bo zda je si, e nie le si wplta. -C - westchn Regis - niech tak si stanie. Bd musia trzyma si z daleka od zwierciade i psw, uwaa na czarodziejw i telepatw... A gdyby mnie mimo to zdemaskowano, licz na ciebie. -Moesz liczy - odrzeka powanie Geralt. - Nie zostawi ci w potrzebie. Druhu. Wampir u miechn si, a poniewa byli sami, penym garniturem kw.

-Druhu? - Przemawia przeze mnie antropomorfizm. Dalej, wychod my z tych pieczar, druhu. Bo tutaj moemy znale wycznie reumatyzm. - Wycznie. Chyba, e... Geralt? Tir n Ba Arainne, elfia nekropolia, zgodnie z tym, co widziae , jest za naskalnym malowidem, dokadnie za t cian... Mona by si tam dosta gdyby... No wiesz. Gdyby to rozwali. Nie my lae o tym? - Nie. Nie my laem. * * * Krlowi Rybakowi znowu si powiodo, bo na kolacj byy wdzone palie. Ryby tak smaczne, e nauka posza w las. Condwiramurs objada si znowu. * * * Condwiramurs odbio si wdzon pali. Pora spa, pomy laa, po raz drugi apic si na tym, e stron ksiki przewraca machinalnie, wcale nie rejestrujc tre ci. Czas na sen. Ziewna, odoya ksik. Rozrzucia poduszki, zmieniajc ukad z czytelniczego na rekreacyjny. Zaklciem zgasia lamp. Komnata momentalnie utona w nieprzebitym i gstym jak melasa mroku. Cikie welurowe kotary byy szczelnie zacignite - adeptka dawno ju zdya wypraktykowa, e w ciemno ciach ni si lepiej. Co wybra, pomy laa, przecigajc si i wiercc na prze cieradle. I na onejroidalny ywio czy sprbowa si kotwiczy? Wbrew powszechnym zapewnieniom, niczki nie pamitay nawet poowy swych wieszczych snw, znaczna ich cz zostawaa w pamici onejromantek jako galimatias obrazkw, zmieniajc kolory i ksztaty niby kalejdoskop, dziecinna zabawka z lusterek i szkieek. P biedy, je li obrazki pozbawione byy wszelkiego adu i nawet pozorw znaczenia, mona byo wwczas spokojnie przej nad nimi do porzdku dziennego. Na zasadzie: nie pamitam, znaczy, e nie warto pamita. W argonie niczek takie sny zway si "kitem". Gorsz i troch wstydliw spraw byy "widma" - sny, z ktrych niczki zapamityway jedynie fragmenty, wycznie strzpy znacze, sny, po ktrych rano zostawao tylko niejasne odczucie odebranego sygnau. Je li "widmo" nadto powtarzao si, mona byo by pewnym, e miao si do czynienia z snem o znacznej warto ci onejroidalnej. Wwczas niczka poprzez skupienie i autosugesti usiowaa zmusi si do ponownego, tym razem dokadnego prze nienia konkretnego "widma". Najlepsze wyniki dawaa metoda zmuszania si do ponownego snu natychmiast po przebudzeniu - nazywao si to "zahaczeniem". Je li sen n ie dawa si "zahaczy", pozostawaa prba powtrnego wywoania danej wizji sennej podczas ktrego z kolejnych seansw, poprzez poprzedzajc za nicie koncentracj i medytacj. Takie programowanie nienia nosio nazw "kotwiczenia si". Po dwunastu spdzonych na wyspie nocach Condwiramurs miaa ju trzy listy, trzy zestawy snw. Bya lista godnych puszenia si sukcesw - lista "widm", ktre niczka z powodzeniem "zahaczya" lub "zakotwiczya".Do takich naleay sny o rebelii na wyspie Thanedd oraz o podry wied mina i jego druyny przez zamiecie na przeczy Malheur, przez wiosenne ulewy i rozmike drogi w dolinie Sudduth. Bya - do tego adeptka nie przyznawaa si Nimue - lista klsk, snw, ktre mimo wysikw nadal pozostaway enigm. I bya lista robocza - lista snw, ktre czekay na swoj kolejk. I by jeden sen, dziwny, ale bardzo przyjemny, ktry powraca w strzpach i migawkach,

w nieuchwytnych d wikach i jedwabistym dotyku. Miy, tkliwy sen. Dobrze, pomy laa Condwiramurs, zamykajc oczy. Niech bdzie. * * * -Zdaje si, e wiem, czym zajmowa si wied min, zimujc w Toussaint. -Prosz, prosz - Nimue uniosa wzrok znad okularw i oprawionego w skr grimoire'u, ktry wertowaa. - Wy nia co jednak wreszcie? -A jake! - powiedziaa chepliwie Condwiramurs. - Wy niam! Wied mina Geralta i kobiet o krtkich, czarnych wosach i zielonych oczach. Nie wiem, kto to mg by. Moe owa ksina, o ktrej pisze w pamitnikach Jaskier? -Chyba czytaa nieuwanie - schodzia j nieco czarodziejka. - Jaskier opisuje ksin Anariett dokadnie, a inne rda potwierdzaj, e wosy miaa, cytuj, kasztanowej barwy, l nice, zaprawd zotu podobn aureol. -A zatem to nie ona - zgodzia si adeptka. - Moja kobieta bya czarna. Jako ten, zaprawd wgiel. A sen by... Hmmm... Ciekawy. -Sucham z uwag. -Rozmawiali. Ale to nie bya zwyka rozmowa. - Wiksz cz czasu ona trzymaa nogi na jego ramionach. * * * - Powiedz mi, Geralt, wierzysz w mio od pierwszego wejrzenia? -A ty wierzysz? - Wierz. -Teraz ju wiem, co nas poczyo. Przycigajce si przeciwiestwa. -Nie bd cyniczny. - Dlaczego? Cynizm podobno dowodzi inteligencji. -Nieprawda. Cynizm, przy caej swej pseudointeligentnej otoczce, jest obrzydliwie nieszczery. Ja nie znoszadnej nieszczero ci. Skoro ju przy tym jeste my... Powiedz mi, wied minie, co kochasz we mnie najbardziej. -To. -Popadasz z cynizmu w trywialno i bana. Sprbuj jeszcze raz. - Najbardziej kocham w tobie twj rozum, twoj inteligencj i twoj duchow gbi. Twoj niezaleno i swobod, twoj... - Nie pojmuj, skd w tobie tyle sarkazmu... -To nie bya sarkazm, to byart. -Nie cierpi takich artw. Zwaszcza nie w por. Wszystko mj drogi ma swj czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem. Jest czas milczenia i cz as mwienia, czas paczu i czas miechu, czas siania i czas rozbierania, przepraszam zbie rania, czas artw i czas powagi... -Czas pieszczot cielesnych i czas powstrzymywania si od nich? -No, nie bierz tego tak dosownie! Przyjmijmy raczej, e jest czas komplementw. Kochanie si bez komplementw trci fizjologi, a fizjologia jest paska. Mw mi komplementy. -Nikt, od Jarugi po Buin, nie ma tak piknego tyka jak ty. - Masz ci los, teraz dla odmiany przymierzy mnie do jaki barbarzyskich pnocnych

rzeczek. Pomijajc w ogle jakie Albo: od Alby po Sansretour?

metafory, nie mona byo powiedzie od Alby po Veld?

-W yciu nie byem nad Alb. Staram si unika wyrokowania, gdy nie jest poparte rzeteln eksperiencj. - Och! Doprawdy? Mniemam zatem, e tykw, bo to o nich wszak mowa, widziaa i do wiadczye do , by mc wyrokowa? Co, biaowosy? Ile to kobiet miae przede mn? H? Zadaam ci pytanie, wied minie! Nie, nie, zostaw, apy precz, takim sposobem nie wykrcisz si od odpowiedzi. Ile kobiet miae przede mn? -adnej. Jeste moj pierwsz. -Nareszcie. * * * Nimue od bardzo dugiej chwili wpatrywaa si w obraz przedstawiajcy w subtelnym chiaroscuro dziesi siedzcych za okrgym stoem kobiet. -Szkoda - odezwaa si wreszcie -e nie wiemy, jak one naprawd wyglday. - Wielkie mistrzynie? - parskna Condwiramurs. - Peno jest przecie ich portretw! W samej tylko Aretuzie... -Mwiam: naprawd - ucia Nimue. - Nie szo mi o pochlebione podobizny namalowane na podstawie innych pochlebionych podobizn. Nie zapominaj, by czas niszczenia wizerunkw czarodziejek. I samych czarodziejek. A potem by czas propagan dy, gdy mistrzynie musiay samym wygldem budzi szacunek, podziw i nabony lk. Z tego czasu pochodz wszystkie Zebrania oy, Sprzysienia i Konwenty, ptna i grafiki przedstawiajce st, a za nim dziesi wspaniaych, urzekajco urodziwych kobiet. A prawdziwych, autentycznych portretw nie ma. Poza dwoma wyjtkami. Autentyczny jest portret Margarity Laux-Antille, ktry wisi w Aretuzie na wyspie Thanedd, a ktry cud em ocala z poaru. Autentyczny jest portret Sheali de Tancarville w Ensenadzie w Lan E xeter. - A namalowany przez elfy portret Franceski Findabair wiszcy w vengerberskiej Pinakotece? -Falsyfikat. Gdy otwarto Drzwi i elfy odeszy, zabray ze sob lub zniszczyy wszystkie dziea sztuki, nie zostawiy ani jednego obrazu. Nie wiemy, czy Stokrotka z Dolin bya rzeczywi cie tak pikna, jak gosi podanie. W ogle nie wiemy, jak wygldaa Ida Emean. A e w Nilfgaardzie wizerunki czarodziejek niszczono bardzo pilnie i starannie, nie mamy pojcia o prawdziwym wygldzie Assire var Anahid i Fringilli Vigo. - Przyjmijmy jednak i umwmy si - westchna Condwiramurs - e one wszystkie tak wa nie wyglday, jak je p niej portretowano. Dostojne, wadcze, dobre i mdre, zapobiegliwe, prawe i szlachetne. I pikne, zniewalajco pikne... Przyjmijmy to. Wted y jako atwiej y. * * * Dzienne zajcia na Inis Vitre nabray cech nucej nieco rutyny. Analiza snw Condwiramurs, zaczynajca si ju przy niadaniu, przecigaa si zwykle a do poudnia. Czas midzy poudniem a obiadem adeptka trawia na spacerach - a te rwnie szybko stay si rutynowe i nudnawe. Trudno si dziwi. W cigu godziny wysp mona byo okry dwukrotnie, napatrzywszy si przy tym na tak zajmujce rzeczy jak granit, karowata so sna, wir, szczeuje, woda i mewy. Po obiedzie, po dugiej sje cie, nastpoway dyskusje, przegldanie ksig, zwojw i

manuskryptw, ogldanie obrazw, grafik i map. I dugie, przecigajce si w noc dysputy o wzajemnych relacjach legendy i prawdy... A potem noce i sny. Rne sny. Celibat dawa o sobie zna. Zamiast zagadek wied miskiej legendy, Condwiramurs ni si Krl Rybak w najrniejszych sytuacjach, od kracowo nieerotycznych po ekstremalnie erotyczne. We nie kracowo nieerotycznym Krl Rybak wlk j na lince za odzi. Wiosowa wolno i ospale, wic pograa si w jeziorze, tona, dusia si, a do tego targa ni straszliwy strach - czua, e od dna jeziora odrywa

pynie ku powierzchni co okropnego, co , co chce pokn cignit za odzi przynt, ktr bya. Ju, ju to co miao j chwyci, gdy Krl Rybak mocniej napiera na wiosa, odcigajc j z zasigu szczk niewidzialnego drapienika. Wleczona, zadawiaa si wod i wtedy si budzia. We nie niedwuznacznie erotycznym klczaa na dnie rozchybotanej odzi, przewieszona przez burt, a Krl Rybak trzyma j za kark i chdoy entuzjastycznie, burczc przy tym, chrzczc i spluwajc. Oprcz fizycznej przyjemno ci Condwiramurs czua skrcajce trzewia przeraenie - co bdzie, gdy Nimue ich przyapie? Nagle w wodzie jeziora widzi aa rozchybotane, gro ne oblicze maej czarodziejki... i budzia si, zlana potem. Wstawaa wwczas, otwieraa okno, zachystywaa si nocnym powietrzem, ksiycowym blaskiem, pync od jeziora mg. I nia dalej. * * * Wiea Inis Vitre miaa taras, wsparty na kolumnach, zwieszajcy si nad jeziorem. Z pocztku Condwiramurs nie po wicaa tej sprawie uwagi, wreszcie jednak zacza si zastanawia. Taras by dziwny, bo absolutnie niedostpny. Z adnego ze znanych jej pomieszcze wiey nie mona byo na w taras wej . wiadoma, e siedziby czarodziejek nie mog oby si bez takich sekretnych anomalii, Condwiramurs nie zadawaa pyta. Nawet wwczas, gdy spacerujc brzegiem jeziora widziaa Nimue przypatrywujc si jej z owego tarasu. Niedostpnego, jak si okazywao, tylko dla niepowoanych i profanw. Troch za, e za profank si j uwaa, zawzia si i udawaa, e nic si nie stao. Ale nie potrwao dugo, a tajemnica si wyja nia. Byo to po tym, gdy nawiedzia j seria snw, wywoanych akwarelami Wilmy Wessely. Zafascynowana wida tym fragmentem legendy, malarka po wicia wszystkie swoje dziea Ciri w Wiey Jaskki. - Dziwne mam sny po tych obrazkach - poskarya si adeptka nastpnego ranka. - ni... obrazki. Wci te same obrazki. Nie sytuacje, nie sceny, ale obrazki. Ciri na blanka ch wiey... Nieruchomy obrazek. - I nic wicej? adnych dozna poza wzrokowymi? Nimue wiedziaa, rzecz jasna, e niczka tak zdolna jak Condwiramurs ni wszystkimi zmysami - odbiera sny nie tylko wzrokiem, jak wikszo ludzi, ale rwnie suchem, dotykiem, wchem - a nawet smakiem. -Nic - pokrcia gow Condwiramurs. - Tylko... -No, no? -My l. Uporczywa my l. e nad tym jeziorem, w tej wiey wcale nie jestem pani, lecz wi niem. - Pozwl ze mn.

Tak, jak Condwiramurs si domy laa, dostp do tarasu moliwy by tylko z prywatnych komnat czarodziejki, czy ciutkich, pedantycznie porzdnych, pachncych drzewem

sandaowym, mirr, lawend i naftalin. Trzeba byo skorzysta z maych sekretnych drzwiczek i krconych schodw prowadzcych w d. Wwczas wchodzio si tam, gdzie naleao. Komnata, w odrnieniu od pozostaych, nie miaa na cianach boazerii ani tapiserii, bya wycznie pobielona, a przez to bardzo jasna. Tym ja niejsza, e byo to ogromne tryptykow e okno, a raczej szklane drzwi wiodce wprost na zwisajcy nad jeziorem taras. Jedynymi meblami w komnacie byy dwa fotele, olbrzymie zwierciado w owalnej mahoniowej ramie oraz rodzaj stojaka z poprzecznym poziomym ramieniem, na ktrym zawieszono gobelin. Gobelin mierzy jakie pi stp na siedem i siga frdzlami podogi. Arras przedstawia skalne urwisko nad grskim jeziorem. Zamek wtopiony w urwisko, zdajcy si by cz ci skalnej ciany. Zamek, ktry Condwiramurs dobrze znaa. Z licznych ilustracji. - Cytadela Vilgefortza, miejsce uwizienia Yennefer. Miejsce, w ktrym zakoczya si legenda. -Tak jest - przytakna pozornie obojtnie Nimue. - Tam zakoczya si legenda, przynajmniej w znanych jej wersjach. Znamy wa nie te wersje, dlatego wydaje si nam, e mamy zakoczenie. Ciri ucieka z Wiey Jaskki, gdzie, jak to wy nia , bya wi niem. Gdy zorientowaa si, co chc jej zrobi, ucieka. Legenda podaje wiele wersji tej ucieczki... -Mnie - wtrcia Condwiramurs - najbardziej podoba si ta z rzucanymi za siebie przedmiotami. Grzebieniem, jabkiem i chustk. Ale... - Condwiramurs. - Przepraszam. - Wersji ucieczki jest, jak mwiam wiele. Ale nadal niezbyt jasne jest, w jaki sposb Ciri z Wiey Jaskki dostaa si wprost do zamku Vilgefortza. Nie moesz wy ni Wiey Jaskki. Sprbuj wy ni zamek. Przyjrzyj si uwanie temu gobelinowi... Czy ty mnie suchasz? -To zwierciado... Jest magiczne prawda? - Nie. Wyciskam przed nim pryszcze. - Przepraszam. -To zwierciado Hartmanna - wyja nia Nimue, widzc zmarszczony nos i nadsan min adeptki. - Je li chcesz, zajrzyj. Ale bd , prosz, ostrona. -Czy to prawda - spytaa drcym z podniecenia gosem Condwiramurs - e z Hartmanna mona przej do innych... - wiatw? Owszem. Ale nie od razu, nie bez przygotowa, medytacji, koncentracji i caego mnstwa innych rzeczy. Zalecajc ci ostrono , my laam o czym innym. - O czym? -To dziaa w obie strony. Z Hartmanna zawsze moe co wyj . * * * - Wiesz, Nimue... Gdy patrz na ten gobelin... - nia ? - niam. Ale dziwnie. Z lotu ptaka. Byam ptakiem... Widziaam ten zamek z zewntrz. Nie mogam wej do rodka. Co bronio dostpu. -Patrz na gobelin - rozkazaa Nimue. - Patrz na cytadel. Patrz na ni uwanie, skupiaj uwag na kadym szczegle. Koncentruj si mocno, ostro wryj ten obraz w pamici. Chc, by si we nie tam dostaa, wesza do rodka. Wane jest, by tam wesza. * * *

Na zewntrz, za murami zamczyska, musiaa hula i cie diabelska zawierucha, w palenisku komina ogie a hucza, szybko poerajc polana. Yennefer rozkoszowaa si ciepem. Jej obecne wizienie byo, co prawda, o nieba cae cieplejsze od mokrego lochu, w ktrym spdzia chyba ze dwa miesice, ale i tak zb tam na zb nie trafia. W lochu zupenie stracia rachub czasu, p niej te nikt nie pieszy si z informowaniem jej o datach, ale b pewna, e jest zima, grudzie, moe nawet stycze. -Jedz, Yennefer - powiedzia Vilgefortz. - Jedz, prosz, nie krpuj si. Czarodziejka ani my laa si krpowa. Jeeli za do powolnie i nieporadnie sprawiaa si z kurczakiem, to wycznie dlatego, e jej ledwo zagojone palce wci byy niezgrabne i sztywne, trudno byo utrzyma w nich n i widelec. A je rkoma nie chciaa - pragna zademonstrowa Vilgefortzowi i pozostaym biesiadnikom, go ciom czarodzieja. Nie znaa adnego z nich. -Z prawdziw przykro ci musz ci powiadomi - powiedzia Vilgefortz, pieszczc palcami nk kielicha -e Ciri, twoja podopieczna, rozstaa si z tym wiatem. Wini za to moesz wycznie siebie, Yennefer. I twj bezsensowny upr. Jeden z go ci, niewysoki i ciemnowosy mczyzna, kichn potnie, wysmarka si w batystow chusteczk. Nos mia opuchnity, zaczerwieniony i ewidentnie na amen zatkany, -Za zdrowie - powiedziaa Yennefer, ktra zowieszczymi sowami Vilgefortza nie przeja si w ogle. - Od czeg to takie okropne przezibienie, miy panie? Stali cie w przecigu po kpieli? Drugi go , starszy, wielki, chudy, o paskudnie bladych oczach, zarechota nagle. Przezibiony za , cho twarz skurczya mu si od zo ci, podzikowa czarodziejce ukonem i krtkim zakatarzonym zdaniem. Nie do krtkim, by nie uowia nilfgaardzkiego akcentu. Vilgefortz odwrci ku niej twarz. Nie nosi ju na gowie zotego rusztowania ani krysztaowej soczewki w oczodole, ale wyglda jeszcze okropniej ni wtedy, latem, gdy zobaczya go okaleczonego po raz pierwszy. Regenerowana lewa gaka oczna bya ju sprawna, ale znacznie mniejsza od prawej. Widok zapiera dech. -Ty, Yennefer - wycedzi - mniemasz pewnie, e kami, e usidlam ci, prbuj podej . W jakim celu miabym to robi? Wie ci o mierci Ciri przejem si tak samo jak ty, co ja mwi, bardziej ni ty. Koniec kocw, ja wizaem z dzieweczk bardzo konkretne nadzieje, ukadaem plany majce zdecydowa o mojej przyszo ci. Teraz dziewczyna nie yje, a moje plany runy. - To dobrze. - Yennefer, z trudem utrzymujc n w sztywnych palcach, kroia nadziany liwkami schab. -Ciebie za - cign czarodziej, nie zwracajc uwagi na komentarz - wiza z Ciri wycznie niemdry sentyment, na ktry w rwnych cz ciach skaday sial spowodowany wasn niepodno ci i poczucie winy. Tak, tak, Yennefer, poczucie winy! Aktywnie wszak uczestniczya w krzyowaniu parek, w hodowli, dziki ktrej maa Ciri przysza na wiat. I przelaa uczucia na owoc eksperymentu genetycznego, nieudanego zreszt. Eksperymentatorom zabrako bowiem wiedzy. Yennefer w milczeniu zasalutowaa mu pucharkiem, modlc si w duchu, by nie wypad z palcw. Pomau dochodz do wniosku, e przynajmniej dwa z nich bdzie miaa sztywne bardzo dugo. Moe permanentnie. Vilgefortz achn si na jej gest. -Teraz ju za p no, stao si - powiedzia przez zaci nite zby. - Wiedz jednak Yennefer, e ja wiedz miaem. Gdybym mia i dziewczyn, zrobibym z tej wiedzy uytek. Zaiste, auj, podbudowabym twoj okaleczon namiastk instynktu macierzyskiego. Cho sucha przecie i sterylna jak kamie, miaa by za moj spraw nie tylko crk, ale i wnuczk. Albo chocia namiastk wnuczki.

Yennefer parskna lekcewaco, cho w

rodku a gotowaa si z w cieko ci.

- Z najwysz przykro ci przyjdzie mi zepsu twj wietny humor, moja droga powiedzia zimno czarodziej. - Bo chyba zasmucia ci wiadomo , e wied min Geralt z Rivii nie yje rwnie. Tak, tak, ten sam wied min Geralt, z ktrym, podobnie jak z Ciri, wiza ci surogat uczucia, sentyment mieszny, niemdry i przesodzony a do mdo ci. Wiedz, Yennefer, e nasz drogi wied min poegna si z tym wiatem prawdziwie ogni cie i spektakularnie. Z tej okazji nie musisz czyni sobie adnych wyrzutw. mierci wied mina nie jeste winna w stopniu nawet najmniejszym. Cay zamt naley si mnie. Skosztuj marynowanych gruszek, s naprawd wyborne. We fiokowych oczach Yennefer zapalia si zimna nienawi . Vilgefortz roze mia si. -Tak ci wol - powiedzia. - Zaiste, gdyby nie bransoletki z dwimerytu, spaliaby mnie na popi. Ale dwimeryt dziaa, wic moesz pali mnie wycznie spojrzeniem. Ten zakatarzony kichn, wysmarka si i rozkaszla, azy pocieky mu z oczu. Ten wysoki przypatrywa si czarodziejce swym nieprzyjemnym rybim wzrokiem. -A gdzie to jest pan Rience? - spytaa Yennefer, przecigajc sowa. - Pan Rience, ktry tyle mi naobiecywa, naopowiada, c to on ze mn zrobi. Gdzie to jest pan Shirr, ktry nigdy nie przepu ci okazji, by mnie popchn i kopn? Dlaczego stranicy, jeszcze niedawno chamscy i brutalni, zaczli zachowywa si ze strachliwym szacunkiem? Nie, Vilgefortz, nie musisz odpowiada. Ja wiem. To, o czym mwie , to jedna wielka lipa. Ci ri ci si wymkna i Geralt ci si wymkn, przy okazji niejako sprawiajc twoim zbirom krwaw a ni. I co teraz? Plany runy, zamieniy si w py, sam to przyznae , sny o potdze rozwiay si jak dym. A czarodzieje i Dijkstra namierzaj ju, namierzaj. Nie bez kozery i nie z lito ci, przestae mnie torturowa i zmusza do skanowania. A cesarz Emhyr zaciska sie, a jest zapewnie bardzo, bardzo zy. Ess a tearth, me tiarn? A'pleine a cales, ellea? -Mwi wsplnym - powiedzia zakatarzony, wytrzymujc jej spojrzenie. - A nazywam si Stefan Skellen. I bynajmniej, bynajmniej nie mam penych gaci. Ba, wci mi si wydaje , e jestem w duo lepszej sytuacji ni pani, Yennefer. Przemowa zmczya go, rozkaszla si znowu i wysmarka w przemoczony ju batyst. Vilgefortz uderzy doni o st. - Do tej zabawy - rzek makabrycznie przewracajc swym miniaturowym okiem. Wiedz, Yennefer, e nie jeste mi ju potrzebna. W zasadzie powinienem kaza wsadzi ci do worka i utopi w jeziorze, ale ja z najwysz niechci sigam po tego rodzaju rodki. Do czasu, gdy okoliczno ci pozwol lub ka podj inna decyzj, bdziesz przebywaa w odosobnieniu. Uprzedzam jednak, e nie pozwol, by sprawiaa mi kopoty. Je li znowu zdecydujesz si na godwk, wiedz, e nie bd, jak w pa dzierniku, traci czasu na karmienie ci przez rur. Zwyczajnie pozwol ci si zagodzi. A w przypadku prb ucieczki rozkazy stranikw s jednoznaczne. A teraz egnam. Je li, naturalnie, zaspokoia ju... -Nie - Yennefer wstaa, z rozmachem cisna serwetk na st. - Moe i jeszcze bym co zjada, ale towarzystwo odbiera mi apetyt. egnam panw. Stefan Skellen kichn i rozkaszla si. Bladooki mierzy j zym spojrzeniem i u miecha si paskudnie. Vilgefortz patrzy w bok. Jak zwykle, prowadzona z wizienia lub do wizienia, Yennefer prbowaa zorientowa si, gdzie jest, zdoby choby strzpek informacji, mogcy jej pomc w planowanej ucieczce. I za kadym razem spotyka j zawd. Zamczysko nie miao adnych okien, przez ktre mogaby zobaczy otaczajcy je teren lub choby soce i sprbowa okre li strony wiata. Telepatia bya niemoliwa, dwie cikie bransolety i obroa z dwimerytu skutecznie niweloway wszelkie prby uycia magii. Komnata, w ktrej j uwiziono, bya zimna i surowa jak pustelnicza cela. Yennefer

przypominaa sobie jednak radosny dzie, kiedy przeniesiono j tu z lochu. Z piwnicy, na dnie ktrej wiecznie staa kaua mierdzcej wody, a na cianach wykwitay saletra i sl. Z

piwnicy, gdzie karmiono j ochapami, ktre szczury bez wysiku wyryway jej z okaleczonych palcw. Gdy po jakich dwch miesicach rozkuto j i wycignito stamtd, pozwolono przebra si i wykpa, Yennefer nie posiadaa si ze szcz cia. Komnatka, do ktrej j przeniesiono, wydawaa si jej krlewsk sypialni, a cienka polewka, jak jej przynoszono, zup z jaskczych gniazd, godn cesarskiego stou. Jasna rzecz, po jakim czasie polewka okazaa si jednak pomyjowat lur, twarde wyrko twardym wyrkiem, a wizienie wizieniem. Zimnym, ciasnym wizieniem, w ktrym po czterech krokach trafiao si na cian. Yennefer zakla, westchna, usiada w karle, bdcym oprcz wyrka jedynym meblem, jakim dysponowaa. Wszed tak cicho, e niemal go nie usyszaa.

- Nazywam si Bonhart - powiedzia. - Dobrze, eby zapamitaa to nazwisko, wied mo. eby dobrze wrya je sobie w pami. -Chdo si, bucu. - Jestem - zazgrzyta -owc ludzi. Tak, tak, nadstaw uszu, czarownico. We wrze niu, trzy miesice temu w Ebbing zowiem twojego bkarta. T ca Ciri, o ktrej tyle si tu gada Yennefer nadstawia uszu. Wrzesie. Ebbing. Zowi. Ale jej nie ma. Moe e? -Szarowosa wied minka szkolona w Kaer Morhen. Kazaem jej walczy na arenie, zabija ludzi pod wrzask publiki. Powoli, powoli zamieniaem j w besti. Uczyem j do tej roli harpem, pi ci i obcasem. Dugo j uczyem. Ale ucieka mi, zielonooka mija. Yennefer odetchna niezauwaalnie. -Ucieka mi w za wiaty. Ale jeszcze kiedy si spotkamy. Pewien jestem, e kiedy si spotkamy. Tak, czarownico. A je li czego auj, to tylko tego, e twojego wied miskiego mio nika, owego Geralta, upiekli w ogniu. Chtnie dabym mu posmakowa mojej klingi, przekltemu odmiecowi. Yennefer parskna. -Posuchaj no, Bonhart, czy jak ci tam. Nie roz mieszaj mnie. Wied minowi to ty do pit nie dorastasz. Rwna si z nim nie moesz. W adnej konkurencji. Jeste , jak przyznae , rakarzem i hyclem. Ale dobrym tylko na mae pieski. Na bardzo mae pieski. -Popatrz no tu, wied mo. Gwatownym ruchem rozchesta kubrak i koszul, wycign, plczc acuszki, trzy srebrne medaliony. Jeden mia ksztat gowy kota, drugi ora lub gryfa. Trzeciego nie wi dziaa dokadnie, ale chyba by to wilk. - Takich rzeczy - parskna znowu, udajc obojtno - peno jest na jarmarkach. -Te nie s z jarmarku. -Co ty nie powiesz. -Byo raz tak - zasycza Bonhart -e porzdni ludzie bali si wied minw bardziej ni potworw. Potwory, bd co bd , siedziay w lasach i komyszach, wied mini za mieli czelno krci si koo wity, urzdw, szk i placw zabaw. Porzdni susznie uznali to za skandal. Poszukali wic kogo , kto mgby zrobi z bezczelnymi wied minami porzdek. I znale li kogo takiego. Nieacno, nieprdko, nieblisko, ale znale li. Jak widzisz, zaliczye m trzech. Ani jeden odmieniec wicej nie pojawi si w okolicy i nie drani poczciwych obywateli swym widokiem. A gdyby si pojawi, to zaatwibym go tak samo jak poprzednich. - We nie? - wykrzywia si Yennefer. - Z kuszy, zza wga? Czy moe podawszy trucizn? Bonhart schowa medaliony pod koszul, zrobi dwa kroki w jej stron. -Dranisz mnie, wied mo.

- Taki miaam zamiar. - Ach, tak? To zaraz poka ci, suko, e z twoim wied miskim kochankiem mog

konkurowa w kadej dziedzinie. Ba, em nawet i lepszy od niego. Stojcy przed drzwiami stranicy a podskoczyli, syszc z celi omot, trzask, huk, wycie i skowyt. A gdyby stranikom zdarzyo si kiedykolwiek wcze niej w yciu sysze wrzask zowionej w pa pantery, to przysigliby, e w celi jest wa nie pantera. Potem z celi dobieg stranikw straszny ryk, wypisz wymaluj, zranionego lwa, ktrego zreszt stranicy nigdy nie syszeli rwnie, a ogldali tylko na tarczach herbowych. Popatrzyli po sobie. Pokiwali gowami. Potem wpadli do rodka.

Yennefer siedziaa w kcie komnaty w rd resztek wyrka. Wosy miaa rozburzone, sukni i koszul rozdart od gry do samego dou, jej mae dziewczce piersi unosiy si ostr w rytm cikich oddechw. Z nosa cieka jej krew, na twarzy szybko rosa opuchlizna, wzbieray te prgi od paznokci na prawym ramieniu. Bonhart siedzia w drugim kocu izby w rd zomkw zydla, oburcz trzymajc si za krocze. I jemu krew cieka z nosa, barwic siwe wsy na kolor gbokiego karminu. Twarz mia poprzekre lan krwawymi drapniciami. Ledwo zagojone palce Yennefer byy ndzn broni, ale kdki bransolet z dwimerytu miay wspaniale ostre krawdzie. W puchncym policzku Bonharta, rwniutko w ko ci jarzmowej, wbity bardzo gboko obydwoma zbami, tkwi widelec, ktry Yennefer zwdzia ze stou podczas wieczerzy. - Tylko mae pieski, ty hyclu - wydyszaa czarodziejka, prbujc zasoni biust resztkami sukni. - A od suczek trzymaj si na odlego . Za saby jeste na nie, ptaku. Nie moga sobie darowa, e nie trafia tam, gdzie mierzya - w oko. Ale c, cel by ruchomy, a poza tym nikt nie jest doskonay. Bonhart rykn, wsta, wyrwa widelec, zawy i a zatoczy si z blu. Zakl ohydnie. Do celi zajrzao ju tymczasem nastpnych dwch stranikw. -Hej, wy! - zarycza Bonhart, cierajc krew z twarzy. - Sami tu! Wycign mi t gamatk na rodek podogi, rozkrzyowa i przytrzyma. Stranicy patrzyli po sobie. A potem na sufit. -Lepiej id cie std sobie, panie - powiedzia jeden. - Nie bdzie si tu ani krzyowa, ani trzyma. My tego nie mamy w obowizkach. - A kromie tego - mrukn drugi - nie mamy zamiaru koczy jak Rience albo Schirr. * * * Condwiramurs odoya na plik karton, na ktrym wyobraona bya cela wizienna. W celi za kobieta, siedzca z opuszczon gow, w kajdanach, przykuta do kamiennej ciany. -J wizili - mrukna - a wied min swawoli w Toussaint z jakimi brunetkami. -Potpiasz go? - spytaa ostro Nimue. - Nie wiedzc praktycznie nic? -Nie. Nie potpiam, ale... - Nie ma ale. Zamilknij, prosz. Siedziay czas jaki w milczeniu, przerzucajc kartony grafik i akwareli. - Wszystkie wersje legendy - Condwiramurs wskazaa jedn z grafik - jako miejsce jej zakoczenia, finau, ostatecznej walki Dobra ze Zem, Armageddony wrcz, podaj zamczysko Rhys-Rhun. Wszystkie wersje. Oprcz jednej. -Oprcz jednej - kiwna gow Nimue. - Oprcz anonimowej, mao popularnej wersji, znanej jako Czarna Ksiga z Ellander. -Czarna Ksiga podaje, e fina legendy rozegra si w cytadeli Stygga. -Owszem. Take i inne, kanoniczne dla legendy sprawy Ksiga z Ellander podaje w sposb znacznie odbiegajcy od kanonu. - Ciekawe - Condwiramurs uniosa gow - ktry z tych zamkw wyobraony jest na ilustracjach? Ktry wytkano na twoim gobelinie? Ktry wizerunek jest prawdziwy?

-Tego wiedzie nie bdziemy nigdy. Zamek, ktry oglda fina legendy nie istnieje. Zosta zniszczony, ladu po nim nie pozostao, co do tego zgodne s wszystkie wersje, na wet ta podana przez Ksig z Ellander. adna z podanych w rdach lokalizacji nie jest przekonywujca. Nie wiemy i nie bdziemy wiedzie, jak ten zamek wyglda i gdzie sta. -Ale prawda... -Dla prawdy - przerwaa ostro Nimue - nie ma to akurat adnego znaczenia. Nie zapominaj, nie wiemy, jak naprawd wygldaa Ciri. Ale tu, o, na tym narysowanym przez Wilm Wessley kartonie, w gwatownej rozmowie z elfem Avallac'hem na tle poskw makabrycznych dzieci, to jest przecie ona. Ciri. Co do tego nie ma wszak wtpliwo ci. -Ale - zadziornie nie rezygnowaa Condwiramurs - twj gobelin... - Przedstawia zamek, w ktrym rozegra si fina legendy. Milczay dugo. Szele ciy przewracane kartony. -Nie lubi - odezwaa si Condwiramurs - wersji legendy z Czarnej Ksigi. Jest taka... Taka... -Brzydko prawdziwa - dokoczya Nimue, kiwajc gow. * * *

Condwiramurs ziewna, odoya P wieku poezji, wydanie uzupenione posowiem przez profesora Everetta Denhoffa Juniora. Rozrzucia poduszki, zamieniajc konfigur acj do czytania w konfiguracj do spania. Ziewna, przecigna si i zgasia lamp. Komnata utona w mroku, rozja nionym tylko igami ksiycowego blasku, wciskajcego si w szpary zason. Co wybra na t noc, pomy laa adeptka, wiercc si na prze cieradle. Zda si na los szcz cia? Czy kotwiczy? Po krtkiej chwili zdecydowaa si na to drugie. By taki niejasny, powracajcy sen, ktry nie dawa si do ni do koca, rozwiewa si, znika w rd innych snw tak, jak niteczka wtku znika i gubi si w rd desenia kolorowej tkaniny. Sen, ktry znika z pamici, mimo tego uporczywie w niej trwajc. Zasna natychmiast, sen spyn na ni momentalnie. Gdy tylko zamkna oczy. Nocne niebo, bezchmurne, jasne od ksiyca i gwiazd. Wzgrza, na ich zboczach winnice przyprszone niegiem. Czarny i kanciasty zarys budowli: muru z blankami, stobu, samotnego naronego beffroi. Dwch je d cw. Obaj wjedaj na puste midzymurze, obaj zsiadaj, obaj wchodz na portal. Ale w ziejcy w posadzce otwr lochu wchodzi tylko jeden. Ten, ktrego wosy s zupenie biae. Condwiramurs jkna przez sen, rzucia si na ku. Biaowosy schodzi po schodach, gboko, gboko w piwnice. Idzie ciemnymi korytarzami, rozja nia je, co jaki czas zapalajc tkwice w elaznych uchwytach uczywa. Blask uczyw upiornymi cieniami taczy po cianach i sklepieniach. Korytarze, schody, znowu korytarze. Loch, dua krypta, pod cianami beczki. Gruzowisko, sterty cegie. Potem korytarz, ktry si rozwidla. W obu rozwidleniach ciemno . Biaowosy zapala kolejn pochodni. Wyciga miecz z pochwy na plecach. Waha si, nie wie, ktrym rozwidleniem pj . Wreszcie decyduje si na prawe. Bardzo ciemne, krte i zagruzowane. Condwiramurs jczy przez sen, ogarnia j lk. Wie, e droga, ktr wybra biaowosy, wiedzie ku niebezpieczestwu.

Wie zarazem, e biaowosy szuka niebezpieczestwa. Bo to jego zawd. Adeptka rzuca si w rd po cieli, jczy. Jest niczk, ni, jest w onejroskopicznym transie, nagle proroczo wie, co si za chwil stanie. Uwaaj, chce krzykn, cho wie, e

krzykn nie zdoa. Uwaaj, obejrzyj si! Strze si, wied minie! Potwr zaatakowa z ciemno ci, z zasadzki, cicho i wrednie. Zmaterializowa si nagle w rd mroku jak wybuchajcy pomie. Jak jzor pomienia. * * * O wicie, kiedy guszce na swym toku, Wiedzione dz y cnym obyczaiem, Skrzydami pleszcz y z rado ci w oku Parz si chciwie y houbi wzaiem, Dzieli chc z tob, pani moia mia, To, co kochankom iest witem wesoem; Wiedz, e mio to Mio te igry stworzya, Y oto, czemu ieste my tu spoem. Franois Villon Cho tak si pieszy, tak ponagla, tak pali i tak si piekli, wied min zosta w Toussaint na ca niemal zim. Jakie byy powody? Nie napisz o tym. Byy i ju, nie ma nad czym si rozwodzi. Tym za , ktrzy chcieliby wied mina potpi, przypomn, e mio niejedno ma imi i nie sd cie, aby cie nie byli sdzeni. Jaskier, P wieku poezji Those were the days of good hunting and good sleeping. Rudyard Kipling Rozdzia trzeci Potwr zaatakowa z ciemno ci, z zasadzki, cicho i wrednie. Zmaterializowa si nagle w rd mroku jak wybuchajcy pomie. Jak jzor pomienia. Geralt, cho zaskoczony, zareagowa instynktownie. Wywin si w uniku, ocierajc o cian lochu. Bestia przeleciaa obok, odbia si od klepiska jak pika, machna skrzydami skoczya znowu, syczc i rozwierajc straszliwy dzib. Ale tym razem wied min by przygotowany. Uderzy z krtkiego zamachu, z okcia, mierzc w podgardle, pod karminowe korale, wielkie, dwukrotnie wiksze ni u indyka. Trafi, poczu, jak ostrze pata ciao. Impet cios u zwali besti na ziemi, pod mur. Skoffin wrzasn, a by to wrzask niemal czowieczy. Rzuca si w rd pokruszonych cegie, tuk si i trzepota skrzydami, bryzga krwi, siek dookoa biczowatym ogonem. Wied min by pewien, e ju po walce, ale potwr zaskoczy go niemile. Niespodziewanie run mu do garda, skrzeczc straszliwie, wystawiajc szpony i

klepic dziobem. Geralt uskoczy, odbi si barkiem od muru, ci na odlew, od dou, wykorzystujc impet odbicia. Trafi, skoffin znowu run midzy cegy, cuchnca posoka bryzna na cian lochu i cieka po niej fantazyjnym deseniem. Strcony w skoku potwr nie miota si ju, dygota tylko, skrzecza, wyciga dug szyj, nadyma podgardle i trzs koralami. Krew wartko pyna spomidzy cegie, na ktrych lea. Geralt bez trudu mgby dobi go, ale nie chcia nazbyt niszczy skry. Czeka spokojnie, a skoffin si wykrwawi. Odszed kilka krokw. Czeka spokojnie, a skoffin si wykrwawi. Odszed kilka krokw, odwrci si do muru, rozpi spodnie i wysika si, pogwizdujc tskn melodyjk. Skoffin przesta skrzecze, znieruchomia i cich. Wied min podszed, szturchn go lekko sztychem miecza. Widzc, e ju po wszystkim, chwyci potwora za ogon, unis. Trzymany za nasad ogona na wysoko ci biodra, skoffin siga spim dziobem ziemi, rozoone skrzyda miay wicej ni cztery stopy rozpito ci. -Lekki , kuroliszku - Geralt potrzsn besti, ktra faktycznie nie waya wiele wicej ni dobrze utuczony indyk. - Lekki . Na szcz cie pac mi od sztuki, nie od funta. * * * - Pierwszy raz - Reynart de Bois-Fresnes zagwizda cichutko przez zby, co, jak Gera lt wiedzia, wyraao u niego najwyszy podziw. - Pierwszy raz widz co takiego na oczy. Istne dziwado, na honor, dziwado nad dziwadami. Znaczy si, to jest ten sawiony bazyliszek? -Nie - Geralt unis potwora wyej, by rycerz mg si lepiej przyjrze. - To nie jest bazyliszek. To jest kuroliszek. -A jaka rnica? - Zasadnicza. Bazyliszek, zwany te regulusem, jest gadem, a kuroliszek, zwany te skoffinem albo kokatryksj, jest ornitoreptylem, to znaczy ni to gadem, ni to ptak iem. To jedyny znany przedstawiciel rzdu, ktry uczeni nazwali ornitopetylami, po dugich dysputach stwierdzili bowiem... -A ktry z tych dwch - przerwa Reynart de Bois-Fresnes, nie ciekawy wida , motyww uczonych - spojrzeniem zabija lub zamienia w kamie? -aden, to wymys. -Czemu wic ludzie tak si obu boj? Ten tutaj wcale nie jest a taki duy. Naprawd moe by gro ny? -Ten tutaj - wied min potrzsn zdobycz - atakuje zwykle od tyu, a mierzy bezbdnie midzy krgi lub pod lew nerk, na aort. Zwykle wystarcza jeden cios dzioba. A je li chodzi o bazyliszka, to wszystko jedno, gdzie uksi. Jego jad jest najsilniejsz ze znanych neurotoksyn. Zabija w cigu sekund. - Brrr... A ktrego z nich, powiedz, mona ukatrupi za pomoc zwierciada? Kadego. Je li waln prosto w eb. Reynart de Bois-Fresnes zarechota. Geralt nie mia si, dowcip o bazyliszku i zwierciadle przesta go bawi w Kaer Morhen, nauczyciele zbyt nim szafowali. Rwnie mao mieszne byy arty o dziewicach i jednorocach. Rekordy gupoty i prymitywizmu biy za Kaer Morhen liczne wersje dowcipu o smoczycy, ktrej mody wied min wia w ramach zakadu u cisn prawic. U miechn si. Do wspomnie. - Wol ci u miechnitego - rzek Reynart, przypatrujc mu si bardzo uwanie. - O stokro, o niebo cae wol ci takiego jak teraz. Od takiego, jaki bye wwczas, w pa dzierniku, po tej drace w Druidzkim Lesie, gdy my jechali do Beauclair. Wtedy, da j to w

sobie powiedzie, bye chmurny, zgorzkniay i obraony na wiat niby oszukany lichwiarz, a do tego draliwy niczym mczyzna, ktremu przez ca noc ni nie wyszo. Nawet rankiem.

-Naprawd taki byem? -Naprawd. Nie dziw si, e wol ci takiego jak teraz. Odmienionego. - Terapia przez prac - Geralt znowu potrzsn trzymanym za ogon kuroliszkiem. Zbawienny wpyw aktywno ci zawodowej na psychik. A zatem, aby kontynuowa kuracj, przejd my do interesw. Jest moliwo zarobi na skoffinie nieco wicej ni umwiona stawka za zabicie. Jest mao pokaleczony, je li masz klienta na caego, do wypchania c zy wypreparowania, to bierz nie mniej ni dwie cie. Je li trzeba bdzie opdzlowa go w porcjach, to pamitaj, e najwarto ciowsze w nim s pira z nadogonia, zwaszcza