Szczęścia też chodzą parami

31

description

Świat jest pełen kobiet po przejściach, które chcą się cieszyć życiem, realizować niespełnione marzenia i korzystać z wolności. Takich jak Maria, która na razie ma za sobą prawie same porażki: nieudane małżeństwo, dramatyczne kłopoty z dziećmi, związek z żonatym mężczyzną zakończony rozstaniem. Przed sobą ma wielką niewiadomą, czyli nowe życie, które chce rozpocząć wraz z przeprowadzką do nowego mieszkania. Niestety akurat wtedy w tym życiu pojawia się tajemniczy wróg, który prześladuje ją i jej córkę. Lista podejrzanych jest co najmniej tak długa, jak lista grzechów młodości. Krótko mówiąc, Maria ma poważne kłopoty. A na kłopoty najlepsze są niezawodne przyjaciółki i poczucie humoru. Nie brakuje jej ani jednego, ani drugiego, ale na wszelki wypadek zatrudnia panią detektyw. I wkrótce się okaże, że szczęścia też chodzą parami!

Transcript of Szczęścia też chodzą parami

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 2Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 2 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Szczescia_parami.indd 3Szczescia_parami.indd 3 2014-10-29 11:44:562014-10-29 11:44:56

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Projekt okładki: Katarzyna Konior

Redaktor prowadzący: Małgorzata Burakiewicz

Redakcja techniczna: Andrzej Sobkowski

Korekta: Irma Iwaszko

Zdjęcie wykorzystane na okładce:

© iko/Shutterstock

© by Anna Bialer

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2014

ISBN 978-83-7758-877-2

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

Warszawa 2014

Szczescia_parami.indd 4Szczescia_parami.indd 4 2014-10-29 11:44:562014-10-29 11:44:56

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Mamie

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 5Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 5 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 6Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 6 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

7

Rozdział pierwszy

Krążę po ogromnym, ponurym budynku, który przy-pomina opuszczoną fabrykę amunicji, a może raczej zdewastowane koszary, i za wszelką cenę usiłuję się stamtąd wydostać, coraz bardziej przerażona, bo ktoś za mną idzie. Nie mogę biec, bo taszczę ze sobą przed-potopową walizkę z pomarańczoworudej skóry. Słyszę ciche, pulsujące echo czyichś kroków i czuję, że to Mar-cel. Czego ode mnie chce? Przecież się rozwiedliśmy, i to całkiem przyzwoicie, w dziesięć minut. Prowadzi-my osobne życia, staramy się nie wchodzić sobie w pa-radę. W końcu zziajana, z uczuciem ulgi, wypadam na pusty, betonowy dziedziniec. Mam wrażenie, że w ostatniej chwili. Ale w ostatniej chwili przed czym? I gdzie ja jestem? Widzę wyludnione miasto. To prze-cież Borne Sulinowo tuż po odjeździe wojsk radziec-kich. Ulicą biegnie wychudzony pies z podkulonym ogonem, dostrzega mnie, nasze wystraszone spojrze-nia spotykają się na ułamek chwili, nieruchomieję, a on przyspiesza i znika za rogiem odrapanego domu naprzeciwko. Wszystko tutaj jest martwe, nawet drzewa:

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 7Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 7 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

8

ich zielone korony pozbawione ptaków trwają w ka-miennym bezruchu.

Niestety, po chwili następuje kolejna odsłona kosz-maru: ostatkiem sił docieram do przyjaciół na imprezę. Z tą samą walizką, w której widocznie są jakieś cenne rzeczy, skoro ją taszczę z takim poświęceniem. Dlacze-go nikt mnie nie uprzedził, że zaproszono też Marcela z jego kobietą, czyli, jak zwykłam o niej mówić, konku-biną? Mam na sobie beznadziejne ubranie: flanelową koszulę w czarno-żółtą kratkę, bez trzech guzików, po których zostały jedynie smętnie zwisające nitki w róż-nych kolorach, i wyświechtane robocze spodnie – nic dziwnego, właśnie wróciłam ze wsi, gdzie ktoś chodził po ogrodzie, słyszałam kroki, szepty, szelesty. Mog-łam wrócić do domu, żeby się przebrać, ale nie zrobiłam tego. Czy ja nie mam domu? I dlaczego bez przerwy dźwigam starą walizkę ze skóry? Chowam się w poko-ju obok. Przez uchylone drzwi docierają do mnie salwy śmiechu. Otwieram walizkę i moim oczom ukazują się rozmaite przedmioty ze srebra i złota: świeczniki, sztućce, półmiski, biżuteria. Skąd ja to mam? Boże, przeszywa mnie straszliwa myśl, jestem złodziejką. Okradłam kogoś. Szybko zamykam walizkę, wsuwam ją pod łóżko i ruszam do salonu. Chcę wyjaśnić, dla-czego jestem tak niestosownie ubrana, ale nikt mnie nie słucha. Wszyscy się śmieją, coraz głośniej. Pokazuję na miejsca po guzikach, dukam coś o człowieku, który kręcił się po ogrodzie, zaglądał do okien, a oni zatyka-

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 8Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 8 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

9

ją uszy. Z oczu płyną mi łzy. Jak mogą, przecież to moi przyjaciele. Koszula rozchyla mi się na biuście, na brzu-chu, wciąż muszę ją poprawiać, przytrzymywać, a dru-gą ręką, przybierając dziwne pozy, staram się zakryć plamy na spodniach.

Fantastycznie! Już od wielu dni co rusz ktoś mi przy-pominał, żebym koniecznie zapamiętała sen pierwszej nocy w nowym mieszkaniu, bo się sprawdzi. Czyli najbliższą przyszłość już znam: czekają mnie draki z Marcelem, który postanowił mnie ścigać (za co?), a także zdrada przyjaciół. Czuję do nich ogromny żal. Skoro to sen proroczy, musi być w nim ziarno prawdy. Jak w plotce. A taki piękny sen sobie zaplanowałam – że czas cofa się o ćwierć wieku, a ja, już mądrze i rozsąd-nie, układam sobie życie: mam pasjonującą i dobrze płatną pracę, uroczą rodzinę, kochającego i wiernego męża bez nałogów, jestem piękna i młoda, a wszystkie zimy spędzam na ciepłej wyspie z palmami, którą opły-wa szafirowe morze. Zapisałam go nawet, ze szczegó-łami, żeby wesprzeć ośrodek w mózgu odpowiedzial-ny za sny. Ludzie zapisują to, co im się przyśniło, a ja przeciwnie: to, co mi się przyśni, a właściwie to, co powinno mi się przyśnić. Już dawno wymyśliłam tę metodę, niestety, mało skuteczną.

Krótko mówiąc, zimę spędzę w Warszawie, gdzie jest tylko jedna palma, i to sztuczna, w dodatku ostatnio, na znak protestu – nie pamiętam przeciwko czemu, może chodziło o głód w Afryce – obsmyczona przez

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 9Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 9 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

10

chimeryczną artystkę. Potem stracę przyjaciół i w moim życiu pojawi się ktoś niezbyt życzliwy, kogo niestety nie widziałam we śnie, ale był tam. Jakiś wróg. „Tylko tego brakuje – szepcze Strofa, która mieszka w mojej głowie i wciąż mnie strofuje – żebyś teraz, u progu nowego życia – cóż z tego, że tuż przed pięćdziesiątką, podobno tylko na łożu śmierci jest naprawdę za późno na zmiany – zaczęła wierzyć w przesądy”. Jak to zaczę-ła? – dziwię się. – Przecież ja od dzieciństwa wierzę w przesądy, może chodzi ci o to, żebym przestała? Oczywiście nie będę się przejmować głupim snem. Tym bardziej że wreszcie mam za sobą całą przeprowadzkę – co za ulga. Naprawdę nie jest łatwo przenieść do M3 ogromne mieszkanie z garderobą, pełne schowków i szaf z mnóstwem półek i szuflad. A jeszcze trudniej przeprowadzić się ze słonecznego mieszkania do ciem-nej nory, gdzie słońce tylko rano oświetla z ukosa ka-wałek saloniku, a łazienka przypomina ptasią dziuplę. „Bzdury, przesadzasz”, prycha Strofa. I znów ma rację, co ja bym bez niej zrobiła – owszem, mieszkanie jest niewielkie, ale całkiem przytulne, a w łazience zmieś-ciła się i pralka, i półka na ręczniki i mam dwie ogrom-ne szuflady. Słońca jest mało, ale to nawet lepiej, biorąc pod uwagę koszmarne upały, jakie co roku latem na-wiedzają nasz kraj, kiedy tylko stopnieje śnieg i od-puszczą siarczyste mrozy. Przynajmniej nie trzeba bę-dzie zakładać klimatyzacji, na którą i tak mnie nie stać. A poza tym okna są duże i mam dość światła. I piękny

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 10Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 10 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

11

balkon, gdzie będę palić papierosy. I hodować kwiaty. Jak mi się zechce, rzecz jasna. Na razie mi się nie chce, zresztą jest początek jesieni, za późno na zakładanie ogrodu. Nie – żadnych kwiatów! Zwłaszcza doniczko-wych, z którymi są same kłopoty. Koniecznie muszę uprzedzić przyjaciół, znajomych, żeby mnie nimi nie uszczęśliwiali. Jakoś nie mam do nich serca, a trudno wyrzucić żywą roślinę, więc trzeba potem zajmować się nią przez całe lata. Niektóre przeżywają swoich właś-cicieli: na przykład kwiaty cioci Róży, które po jej śmierci z moją pomocą powędrowały do różnych sta-ruszek i staruszków. Nie chcę osierocić swoich kwiatów.

Patrzę na stosy pudeł, które piętrzą się wokół mnie, i zastanawiam się, gdzie ja to wszystko upchnę. Muszę przyznać, że jednak Judyta Grocholi lepiej sobie pora-dziła w sprawach lokalowych. Ale jej życie to tylko fikcja literacka – tam ceny były szokująco niskie, a boha-terka dziwnie dużo zarabiała jak na zawód redaktorki, który ja już dawno musiałam porzucić, żeby przestać wybierać między zapłaceniem czynszu i rachunku za prąd. Ciekawe, w jakim piśmie pracowała – może by mnie tam przyjęli? Umiem pisać listy i znam się na wszystkim. A zresztą Grochola nie musiała dbać o realia, napisała książkę ku pokrzepieniu serc. Dzisiaj już nikt nie tęskni za ojczyzną jak latarnik, już raczej kto żyw i dobrze wykształcony ucieka z niej w popłochu. Teraz trzeba krzepić serca kobiet po rozwodach z bogatymi mężami, którzy przed podziałem majątku gwałtownie

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 11Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 11 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

12

biednieją i nie są już tacy hojni jak dawniej. Jeśli w ogó-le byli hojni. Marcel był. Szkoda, że nie nosiłam biżuterii, przez dwadzieścia lat małżeństwa mogłabym uzbierać całkiem pokaźną kolekcję, którą teraz sprzedawałabym sztuka po sztuce. Albo chociaż córka i wnuczka miałyby po mnie coś cennego. Cóż, zamiast pierścionków zosta-wię im w spadku książki – sama korzyść.

Siedzę nad kawą, rozczarowana snem pierwszej nocy, i próbuję wykrzesać z siebie trochę zapału. Po-winnam szybko uporać się z resztą pudeł, żeby nie zaczynać nowego życia od rozgardiaszu, ale po tym wielkim pakowaniu, rozdawaniu rzeczy, wyrzucaniu ton starych dokumentów perspektywa rozpakowywa-nia, układania, segregowania nie napawa radością. Je-stem zmęczona. Dopiero teraz czuję, jak bardzo wy-czerpały mnie te ostatnie tygodnie, miesiące, lata. Jak wyczerpało mnie całe moje dorosłe życie. „Nie jęcz”, prosi Strofa. Muszę, bo jestem wyczerpana! Ciekawe, kiedy zaczęłam się tak chybotać i podejmować bezna-dziejne decyzje: postanowiłam studiować polonistykę, która w ogóle mnie nie pociągała, chociaż bez trudu mogłam się dostać się na jakieś ciekawsze studia; mając kapitalny temat pracy magisterskiej, zmieniłam go na supertrudny i supernudny; a w końcu rzuciłam dobre-go i wesołego chłopaka, żeby się związać z palantem, co prawda również wesołym, ale jednak przesadnie. W dodatku od początku wiedziałam, że to błąd. Podob-no mamy to w genach, które nie przejmują się szczęś-

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 12Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 12 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

13

ciem swego właściciela, mając na względzie jedynie fizyczny dobrostan jego przyszłego potomstwa. To one sprowadzają ludzi na manowce, rzucając ich w ramiona osobników o odpowiednich genach, ale paskudnych cha-rakterach. Potomstwo rzeczywiście mam ładne i zdro-we. Ale ze szczęściem u mnie krucho. U potomstwa też. W końcu wszystko przestało mnie cieszyć: słońce, pra-ca, wiosna, a nawet dzieci. Kocham je, ale jak sięgnę pamięcią, macierzyństwo zawsze było jakąś udręką i do dziś kojarzy mi się głównie z niewyspaniem, nie-ustanną pracą, lękami i pasmem porażek. I pomyśleć – jeden gen może zdeterminować całe życie durnej kobiety, która ćwierć wieku męczy się z facetem, bo wciąż ma nadzieję, że on się zmieni. A ludzie się nie zmieniają, chyba że mają ku temu jakiś ważny powód.

Wiem, nie warto zaczynać nowego życia od gorzkich refleksji nad przeszłością, ale niestety same cisną się do głowy. I pewnie naszłyby mnie kolejne, równie mocno sfatygowane, gdyby nagle gdzieś w pobliżu nie rozległo się ostre brzęczenie. W pierwszej chwili nie wiem, skąd dochodzi i co oznacza, bo jeszcze nie oswoiłam się z okolicznymi dźwiękami, w końcu jednak olśniewa mnie – to dzwonek do drzwi. Kto mnie tutaj znalazł? Przecież tylko rodzina i przyjaciółki, Jolka, Baśka i We-ronika, znają mój nowy adres. Idę otworzyć, zanim nieproszony gość, przekonany, że nie ma mnie w domu, odejdzie, unosząc ze sobą jakąś ważną wiadomość. Przede mną stoi starszy pan w typie Koszałka-Opałka,

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 13Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 13 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

14

uśmiechnięty kurdupel w okularach o sympatycznej, zarumienionej twarzy i wyglądzie pedanta: spodnie w kancik, kamizelka w serek, na nogach kapcie w krat-kę, resztka włosów zaczesana na pożyczkę. Znam ten wzruszający typ ludzi: zbierają torebki po cukrze, gaze-tę kupują tylko w piątek, mają przedpotopowe latarki na płaskie baterie, których już się nie produkuje (chyba), i nigdy nie wyrzucają jedzenia, zwłaszcza chleba. Co oni z nim robią, na litość boską? Co robią z chlebem, które-go nie da się już zjeść?! Podobno zakopują w ziemi, żeby wrócił tam, skąd pochodzi. Ja też będę tak robić, posta-nawiam.

– Witam miłą panią jak najserdeczniej. – Dziwnie się wyraża, myślę, chyba dość staroświecko. Zabawny. – Nazywam się Eugeniusz Dzięcioł i mam ogromną przyjemność być pani sąsiadem. Chciałbym zaprosić na kawę, kiedy znajdzie pani wolną chwilkę. Może jutro?

Tak od razu? Szczerze mówiąc, nie mam jeszcze ochoty na sąsiedzkie amory, wiem, co może wyniknąć ze zbyt pochopnych decyzji towarzyskich. Jakieś wi-zyty u nudnych ludzi, a potem rewizyty. „Też nudne”, dodaje Strofa. Sztuczne uśmiechy, sztuczne żarty, a jak dobrze pójdzie, oglądanie starych fotografii. A ja obie-całam sobie – od dziś żadnych głupich decyzji, tylko chłodny rozsądek. Jednak taki akt życzliwości ze stro-ny pana Dzięcioła wydaje się na tyle wzruszający, że go nie spławiam, znaczy się spławiam, ale tylko poło-wicznie.

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 14Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 14 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

15

– Och, dziękuję. To bardzo miłe. Nie wiem, czy jutro zdołam – jego wytworny styl najwyraźniej mi się udzie-lił – bo mam sporo pracy i jeszcze się nie rozpakowa-łam, ale za jakiś czas chętnie napiję się z panem kawy. Naprawdę dziękuję.

– Cała przyjemność po mojej stronie. A gdyby po-trzebowała pani pomocy, chętnie służę. – Chyba jakiś hrabiowski potomek, myślę, albo nauczyciel łaciny. – Je-stem na emeryturze i mam m n ó s t w o czasu. – To brzmi groźnie: siedzi w domu i od rana do nocy skupia się na życiu sąsiadów, a teraz skupi się głównie na moim, bo mieszkamy drzwi w drzwi. – Jeszcze raz za-praszam i życzę miłego dnia.

– A ja jeszcze raz dziękuję – odpowiadam i mam ogromną ochotę na końcu zdania dodać: „Koszałku”, ale udaje mi się powstrzymać.

Niezły początek. Chciałam najpierw urządzić się, trochę odetchnąć, zebrać myśli, zastanowić się nad sobą, zanim wrócę do życia towarzyskiego, a tu sąsiedzi nachodzą mnie już pierwszego dnia. Jakoś wymigam się od tej kawy, a jeśli się nie uda, dołożę wszelkich starań – jak widać, język Eugeniusza Dzięcioła już się we mnie zadomowił – żeby mimo wszystko trzymać go na dystans. Zdaje się, że jesteśmy z innych bajek – on z Konopnickiej, ja z braci Grimm.

W końcu bez większego entuzjazmu zaczynam się krzątać po kuchni – rozpakuję dziś resztę naczyń. Mam dwa dni na to, żeby się tutaj urządzić. Czynności,

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 15Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 15 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

16

za którymi nie przepadam, staram się wykonywać na raty, tym razem jednak postanowiłam niczego nie odkładać na później. Stawiam na kuchence ekspres do kawy i podchodzę z nożem do najbliższego pudła, jakbym chciała je zamordować. Na pudle widnieje li-tera „K”, czyli „Kuchnia”, na bardziej szczegółowe opi-sy nie było czasu – nie pamiętam dokładnie, co w nim jest. Na szczęście szafek jest sporo, więc wszystko się zmieści, zwłaszcza że pozbyłam się mnóstwa rzeczy – nie bez żalu, bo mam naturę chomika – żeby nie za-gracać sobie życia. Ale już zaczynam za nimi tęsknić: za przypaloną drewnianą łyżką, którą każdego ranka, półprzytomna, mieszałam w garnuszku kaszkę mannę dla dzieci, żeby się nie skrupiła. Za kryształowym szafirowym wazonem, który dostałam od cioci Róży na czterdzieste urodziny, a już wtedy miał chyba z dziesięć lat. Niedowidziała, biedulka, i była pewna, że się nie zorientuję, chociaż nosił ślady całkiem inten-sywnego użytkowania. I tęsknię za wielkim garem służącym do gotowania bigosu, który komuś odda-łam w przekonaniu, że już nigdy mi się nie przyda, ponieważ na zawsze rozstałam się z amatorem bigo-su. „Przestań! Tutaj ma być ład, koniec z nadmiarem: od dziś tylko to, co naprawdę niezbędne”. Ale przecież tego nie da się z góry ustalić. Nie wiadomo, czego bę-dę potrzebować jutro, za rok. Idiotyzm, przecież, jeśli zechcę ugotować bigos, pożyczę garnek. Ciekawe od kogo – żadna z moich przyjaciółek nie gotuje bigosu

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 16Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 16 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

17

ani go nie jada. Podobno wątroba go nie znosi, tak jak obcokrajowcy, którzy na sam widok tej potrawy dosta-ją mdłości.

Po kilku godzinach kuchnia wygląda jak należy. Czuję się znacznie lepiej. Moje mieszkanie zaczyna żyć. Resztę – oprócz książek, bo to wyższa szkoła jazdy – rozpakuję jutro. Teraz należy mi się odpoczynek.

A jednak nie jest mi pisany. Kiedy, obolała od dźwi-gania, schylania się i wchodzenia na drabinę, mam zamiar położyć się na godzinę (no, może dwie) z książ-ką, znów rozlega się dzwonek, tym razem telefonu. Marcin? Czego chce? Przecież ustaliliśmy, że to już naprawdę koniec, żadnych spotkań, żadnych telefo-nów. Tak, ale ustalaliśmy to z dziesięć razy, więc zanim umowa ostatecznie wejdzie w życie, jeszcze, jak widać, trochę się pomęczymy. Raz on ją zrywa, raz ja.

– Cześć.– Cześć.Milczy, więc ja też milczę, choć ciekawi mnie, co ma

do powiedzenia. Pewnie czeka, aż zacznę, jak zwykle, paplać, wypytywać, ale trafił na zły moment: nie mam siły ruszyć ani ręką, ani nogą, ani nawet językiem. A poza tym postanowiłam sobie, wypisawszy wcześ-niej listę swoich wad, które mi doskwierają, że będę z nimi bezlitośnie walczyć (te, które mi nie doskwiera-ją, mam zamiar zostawić w spokoju, nawet jeśli do-skwierają innym), że na przykład przestanę paplać, ględzić i zrzędzić. Pierwszy raz mam okazję sprawdzić,

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 17Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 17 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

18

czy to potrafię. Sukces. Po dłuższej chwili milczenia, które znoszę całkiem mężnie, Marcin pyta:

– Co u ciebie? Kupiłaś mieszkanie?– Tak, właśnie spędziłam w nim pierwszą noc.– Gratulacje. A co ci się śniło? Wiesz, podobno…– Wiem, wiem, śniły mi się cudowne rzeczy: piękna

wyspa z szafirowym morzem i złocistą plażą i przystoj-ny, opalony facet, który podaje mi drinka z małą różo-wą parasolką z bibułki…

– Aha, to dobrze… – mówi niepewnie, bo nie wie, czy się zgrywam, czy mówię poważnie. – Szkoda, że nie powiedziałaś, pomógłbym ci w przeprowadzce.

Nie cierpię tego, przecież niejeden raz miał okazję mi pomóc, ale pech chciał, że zawsze akurat wtedy był potwornie zajęty. Może naprawdę nie mógł, w porząd-ku, ale niech przestanie proponować pomoc, zwłasz-cza po czasie, a poza tym bywa tak, że trzeba komuś pomóc akurat wtedy, kiedy jesteśmy zajęci czymś ważnym.

– Tak, oczywiście, ale wiesz, wolę polegać na sobie. Ludzie mają swoje kłopoty i sprawy.

– Ale ja nie jestem jakimś tam ludziem, tylko… – milk nie, nie wie, jak określić, kim jest, albo raczej kim był, w moim życiu. Wcale się nie dziwię, bo to rzeczy-wiście trudno nazwać. – Słuchaj, właśnie wyszła moja książka, chciałbym ci ją osobiście wręczyć, a może przy okazji pokażesz mi swoje nowe mieszkanie. Czy mógł-bym jutro wpaść na godzinkę?

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 18Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 18 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

19

„Już było kilka takich godzinek, które potem zamie-niły się w całe doby”, przypomina Strofa.

Mimo wszystko jestem trochę zaskoczona. Również tym, że chciałabym go zobaczyć.

– No dobrze – odpowiadam po chwili wahania. – Ju-tro muszę rozpakować resztę rzeczy i wpaść do mamy. Może o szóstej?

– O szóstej, dzięki.Chyba zwariowałam. Przecież to miał być pierwszy

dzień nowego życia bez pochopnych decyzji. Czasem – nie, bez przerwy – mam wrażenie, że moimi czynami kieruje jakaś siła zewnętrzna, że ktoś, jakiś dowcipniś, wbrew mojej woli porusza mną jak kukiełką i świetnie się przy tym bawi. A może nie postępuję pochopnie, może potrzebuję się spotkać z Marcinem, żeby to był już naprawdę ten najostatniejszy raz?

Uświadamiam sobie, że nie podałam mu adresu. Już mam zamiar chwycić za telefon, gdy Strofa wrzeszczy: „Przestań z tą nadopiekuńczością!”. Potulnie wracam do pudeł.

Już od windy słyszę, że telefon w moim mieszkaniu dzwoni jak szalony. W dziurce od klucza tkwi żółta karteczka, pewnie od Koszałka, który wczoraj zapro-ponował powitalną kawę, o czym już zdążyłam zapo-mnieć. Chyba jednak się nie wymigam. Z trudem wy-grzebuję z torby klucz, otwieram drzwi i biegnę do telefonu: Jolka.

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 19Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 19 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

20

– Błagam cię, sekunda, oddzwonię, muszę siusiu, pa! – wołam, rzucając na podłogę płaszcz, torebkę, klucze, i ze słuchawką biegnę do łazienki. Myjąc ręce, muszę się skonfrontować ze swoim odbiciem w ogromnym i dobrze, zbyt dobrze, oświetlonym lustrze: zmęczona twarz, sfatygowany makijaż, opadnięte kąciki ust. A przecież za dwie godziny ma wpaść Marcin. Już na-prawdę ostatni raz, powtarzam w myślach po raz setny, żeby nie zapomnieć. Jeszcze zdążę wziąć prysznic, ale odmłodnieć na pewno nie. Kolacja. Nie rozmroziłam łososia! Trudno, zepsuję go w mikrofali. A teraz Jolka. Pewnie chce opowiedzieć o swoich najnowszych pod-bojach na portalu randkowym. Śmieszne. Nie, żałosne. Nie, dziwne. A właściwie, co w tym dziwnego? Już cały świat to robi. Podobno w Izraelu nawiązywanie znajo-mości matrymonialnych w internecie stało się sportem narodowym.

– Jest naprawdę fantastyczny – jak wielu poprzednich – bardzo inteligentny, wyrozumiały, potrafi gotować, lubi podróże i chcemy razem stanąć… – Chryste, chyba nie na ślubnym kobiercu – znaczy się, wejść razem na Mount Everest – uff, dzięki Bogu – finanse w porządku. I wiesz, ma piękny profil. Bo Olek, mówiłam ci, nie mogłam znieść jego profilu. Myślałam, że przywyknę, poko-cham, ale nic z tego. Utknęliśmy w martwym punkcie: co spojrzałam na niego z boku, na przykład w samocho-dzie, serce mi zamierało z przerażenia. I wciąż ten profil widziałam, nawet jak siedział do mnie an face albo ty-

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 20Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 20 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

21

łem. Tylko ten profil… Nie wiem, jak ci to wyjaśnić… Nie pomogło mu nawet, że znał na pamięć Ulissesa.

– Nie mówiłaś, że zna na pamięć Ulissesa. Gdybym wiedziała, wzięłabym go sobie.

– Niestety, już zajęty. Znalazł kobietę, która zna na pamięć całego Pana Tadeusza.

– Zwariowałaś? Jakaś aktorka czy co?– Żartuję, ona z pewnością nie wie nawet, kim był

Mickiewicz – prycha z pogardą Jolka. – Ale rzeczywi-ście jest już zajęty. Niestety, ten profil…

Dla mnie prosta sprawa: jak się spędziło z facetem dwadzieścia lat, to nawet jeśli nie grzeszył pięknym profilem i miał sporo wad (jak na przykład jej mąż: co rusz bezrobotny, w domu – nogi na stole, pilot w dłoni, skoki na boki…), był kimś oczywistym. A teraz chciało-by się ideału. Ale skąd go wziąć? Wszyscy w miarę fajni mężczyźni w naszym wieku są zajęci. Nawet księża, choć formalnie są kawalerami. Jedni przez żony, inni przez kochanki, i to dużo młodsze. A tych kilku, którzy gdzieś się zadekowali, na pewno nie nawiązuje znajo-mości przez internet. To przecież groteskowe. Fajny facet zawsze trafi na fajną kobietę. Nawet niefajny facet trafi na fajną kobietę. Facet to facet – wartość sama w sobie.

– A może ty też spróbujesz? Nie powinnaś być taka sama… – mówi Jolka najwyraźniej zaniepokojona mo-im milczeniem. – Co ci szkodzi? Dziczejesz. Przecież widzę. Coraz rzadziej chodzisz do fryzjera i wiesz… utyłaś. – Co za małpa, myślę sobie, ale przecież ma rację,

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 21Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 21 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

22

zaokrągliłam się ostatnio i już dawno przestałam się malować. – Podam ci adresy tych portali, jest kilka, ale według mnie najlepszy to…

Nie chce mi się po raz kolejny wyjaśniać, że moim zdaniem tak nie można poznać kogoś odpowiedniego, że świat roi się od beznadziejnych facetów, a poza tym ci w moim wieku wydają mi się strasznie starzy, pomar-szczeni, nieapetyczni i – przede wszystkim – że wątpię, czy jeszcze chcę z kimś być (wahanie stąd, że czasem by się przydał, niekoniecznie do remontów czy pocie-szania, ale do wyjścia na imprezę, do kina, do wyjaz-dów na wakacje itp.), a wreszcie, że pokochałam wol-ność i będę jej bronić pazurami. Cieszy mnie widok świeżej, nierozbebeszonej gazety, którą mogę sobie rozbebeszyć, nawet bez czytania, i opuszczonej deski klozetowej (nigdy nie zrozumiem, dlaczego jej nie za-mykają), nie chce mi się gotować ani wzruszać czyimiś niewzruszającymi wadami. W każdym razie, ilekroć ktoś wpada mi w oko, natychmiast przed tym okiem przesuwa się film: jak muszę rano wstać, żeby zrobić śniadanie i zaparzyć kawę, ćwiczyć umiejętność proak-tywnego słuchania, której nauczam podczas szkoleń, ale wiem, że jest nie do opanowania, i codziennie rano słać łóżko, co uważam za stratę czasu. Również teraz nie mogę powstrzymać wizji nadchodzącej katastrofy: całe moje mieszkanie jest pod okupacją barbarzyńcy, który panoszy się po nim, wyleguje na moich kana-pach, czyta w wucecie moją gazetę, a pewnego dnia

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 22Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 22 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

23

staje w drzwiach z wielkim pudłem, w którym jest pięć-dziesięciocalowy telewizor, i z drugim – oczywiście z ki-nem domowym – i od tej chwili muszę zasiadać w sa-lonie, żeby obejrzeć kolejną tragikomedię w wykonaniu naszych posłów i posłanek albo jakiś szpiegowski film.

– Nigdy!!! – wrzeszczę do słuchawki.– Co nigdy? – pyta z przestrachem Jolka.– Przepraszam cię… No, nigdy telewizora…– Przecież nie masz telewizora.– Ale musiałabym mieć, wszyscy mają.– Coś ty, przecież nie trzeba razem mieszkać – prze-

konuje Jolka. – Niektórzy chcą spędzać razem tylko weekendy. I telewizję oglądają u siebie.

– Ale facet, który w ten sposób szuka kobiety, musi mieć jakiś poważny defekt. Przecież świat się roi od kapitalnych kobiet. Tylko ofermy i oszu… No, może ten twój jest inny – reflektuję się, niestety, zbyt późno – zda-rzają się wyjątki, ale wiesz, kochanie, nie mnie, ja mam pecha, a szczęście tylko do dupków.

– Dobra, dobra, dupkiem to on był, znaczy Marcel, ale kawałkiem wspólnego majątku to się jednak z tobą podzielił. Przecież mógł ukryć wszystko, co nie? Doceń to. Jurek, kiedyśmy się rozwodzili, zabrał nawet Kapitał Marksa i wyszczerbione talerze…

– Jasne – przerywam jej w obawie, że zaraz wymieni długą i doskonale znaną mi listę przedmiotów, które zabrał jej bezrobotny i nierobotny mąż, i dotrze do kor-kociągu, o który stoczyli prawdziwą bitwę – ale po co

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 23Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 23 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

24

ci Kapitał i wyszczerbione talerze? Ciesz się, że cię od nich uwolnił.

– Ale postąpił tak tylko, jak mawia pewien poseł, dla pro formy, i mnie to nadal wkurza. Nieważne, masz dobrą pracę, to korzystaj z życia.

– Jolka, daj spokój, jak mam korzystać z życia? Ja wciąż tylko pracuję.

– Substytut – rzuca złośliwie.– No dobrze, pomyślę. – Pewnie uważa, że wyję z sa-

motności do księżyca. Że po prostu mam blokady i za-hamowania i tylko dlatego nie wiszę na wszystkich moż-liwych portalach matrymonialnych. Nie przekonuję jej, że tak nie jest, bo i tak nie uwierzy. – Joluś, Chryste, o szóstej ma wpaść Marcin, muszę wziąć prysznic i zrobić kolację.

– Jak to, przecież już dawno się rozstaliście.– Tak, ale to ostatni raz.– Już był ostatni raz, kilka razy… Przestań. On ma

żonę. Ty się wciąż łudzisz.– Nie łudzę się, przecież wiesz, że było mi to na rękę,

bo kiedy przyjeżdża, pardon, przyjeżdżał, na dłużej, nie mogłam się doczekać, kiedy wyjedzie. Chciał, żeby każde spotkanie było świętem.

– Z tobą nawet żonaty nie wytrzyma. Ty byś chciała mieć i faceta, i wolność. Tak się nie da. Mania – jej głos łagodnieje, słyszę w nim nawet nutkę czułości, niepo-koju – daj sobie spokój, to zbyt długo trwa… Słuchaj, on woli nieszczęśliwe życie z nią niż szczęśliwe z tobą. Zrozum.

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 24Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 24 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

25

Wiem, wiem, ale nigdy nie zastanawiałam się nad tym, żyłam chwilą. Może dopiero pod koniec, kiedy zaczął bąkać o wspólnym zamieszkaniu, ale wtedy zawsze wpadałam w popłoch. W ostatnim roku już tylko nieustannie zamykaliśmy furtkę, która miała chyba jakiś defekt zawiasów, bo za każdym razem, po kilku tygodniach czy miesiącach, okazywała się niedomk-nięta i wystarczyła chwila słabości, jego albo moja, żeby znów otworzyła się na oścież. I tak w kółko. Tym razem udało nam się ponad trzy miesiące.

– Naprawdę ostatni raz. Nie wiem, skąd to wiem, ale wiem.

Daje mi spokój. Wraca do porzuconego wątku, ale ja w jej szczebiocie słyszę smutek, znużenie. Nie wiem, czy odnosi się do mnie, czy do niej.

– No to spróbuj, ten portal nazywa się „Randewu”.– Dzięki, zanotowałam, przepraszam, dzwoni Baśka,

odbiorę, dobrze? Do niej też miałam się odezwać, ale przez tę przeprowadzkę całkiem wyleciało mi z głowy, pa.

– No to zadzwoń, a kiedy się już urządzisz, zaproś, co?Moje przyjaciółki. Dlaczego muszą dzwonić akurat

wtedy, kiedy mam się spotkać po raz ostatni z Marci-nem? Jakby to wyczuły, muszą właśnie wtedy.

– Hej, Maniu, wiem, że nie lubisz komórki, ale cały czas zajęte, miałaś zadzwonić.

– Tak, przepraszam, ale się przeprowadzałam.– Słuchaj, jestem śmiertelnie zakochana! – woła Baśka.

– Nigdy mnie coś podobnego nie spotkało. Zobaczyłam

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 25Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 25 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

26

go i już byłam zakochana. – Nigdy bym jej nie podej-rzewała o takie porywy uczuć, bo jest raczej powściąg-liwa. To chyba jakaś epidemia. Rozwody i wdowień-stwa poodbierały im rozum.

– Chyba powariowałyście…– A kto jeszcze? Jolka? – pyta Baśka, zdziwiona, że

nie tylko jej przytrafiają się takie niespodzianki, a właś-ciwie to już żadne niespodzianki, bo od dwóch lat co kilka miesięcy, a to od jednej, a to od drugiej, wysłu-chuję entuzjastycznych opowieści o jakimś nowym panu.

– Nieważne. A gdzie go poznałaś? – W słuchawce chwila wahania. Od razu wiem: tak jak trzech po-przednich, zresztą nieciekawych. Jeden zapewniał na portalu, że jest abstynentem, a chlał jak awangardowy artysta. Drugi obiecywał cuda-niewidy i znikł tak nag-le, jak się pojawił, bez pożegnania. Trzeci najwyraźniej chciał, żeby go utrzymywała. Wyszło na moje – świat się roi od beznadziejnych facetów.

Oczywiście, nie wierzę, że ten jest taki fantastyczny, od razu wietrzę podstęp, oszustwo matrymonialne, musi czegoś chcieć. Ale czego? Jest niemłoda, forsy nie ma (ale kto ją tam wie), może chodzi o mieszkanie (Baś-ka tymczasem zapewnia, że mieszka sam). Niebawem się okaże. Życzę jej powodzenia, ale mam przeczucie, że ktoś znów chce ją nabrać. Resztką sił powstrzymuję się od wyrażania wątpliwości i udzielania rad.

– Jesteś tam? – pyta.

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 26Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 26 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

27

– To fantastycznie. Trzymam kciuki – zapewniam ją, a przed oczyma przesuwają mi się losy Anny Kareniny, Damy Kameliowej i innych nieszczęśliwie zakocha-nych bohaterek powieściowych, które popełniają samo-bójstwo, lądują w burdelu, umierają z rozpaczy albo na suchoty. Nie, tak nie wolno. Do reszty zgorzkniałam. Z daleka dociera do mnie alarmująca końcówka zdania:

– …eście.– Co mówiłaś, na Evereście?– Coś ty! Powiedziałam w Budapeszcie. Czy ty mnie

słuchasz? Mieszkał w Budapeszcie i zna węgierski.Nie wiem, czy to zaleta, czy wada, że ktoś zna jakiś

bezużyteczny język, który przydaje się tylko w jednym małym kraju, dokąd i tak lepiej nie jeździć, bo nie ma tam ani morza, ani gór, na śniadanie trzeba jeść papry-kowaną słoninę i pić palinkę, a w każdej knajpie gra cygańska kapela.

– Czy ty mnie słuchasz? – Ma rację, że pyta, i to po raz drugi, bo rzeczywiście nie słucham.

– Tak, tak, słucham… Ale wiesz, za dwie godziny ma wpaść…

– Maniu, nie mów, przecież już się rozstaliście, nie mów, że…

Cholera, skąd ona wie, że właśnie Marcin? Czy jestem aż tak przewidywalna?

– Daj spokój, ostatni raz… Baśka, ostatni…– No to zadzwoń jutro, koniecznie.– Zadzwonię.

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 27Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 27 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

28

Nie będę jutro do nikogo dzwonić, mam wolny po-niedziałek i chcę odpocząć. Rano zjem jajecznicę na maśle, a potem pójdę do kina. Posłucham płyt, których słuchałam z Marcinem przez kilka lat. Zapadnę się w ciemny dół, programowo, żeby potem móc się z nie-go wygramolić. Chcę być jutro sama. Otwieram char-donnay, prezent od Artura, który w czasie studiów zajmował się czasem naszymi dziećmi. Zaprzyjaźnili-śmy się i nadal utrzymujemy kontakt. Włączam piekar-nik. Sałata gotowa. Która to już wspólna kolacja? Pew-nie było ich ze trzysta, może więcej. Ale nie kolacje się przecież liczą, tylko wspólne dzieci, wspólne dorabia-nie się, wspólne domy. Ja z kim innym się dorabiałam, z kim innym mam dzieci. Wiadomo, dziś rzeczy nie reperuje się, dziś się je wyrzuca i kupuje nowe. Po co ja znów o tym myślę? Ryba do mikrofali, kieliszki, ser-wetki, talerze na stół. Ja – pod prysznic. Wszystko jest takie proste. Może zatańczymy, pośmiejemy się, spędzi-my razem noc, ostatnią, bo przecież wiadomo, że nie wpadnie na „godzinkę”. Tak, on woli swoje życie. Mimo wszystko. A ja mimo wszystko wolę swoje. Już nie umiem inaczej. Może nawet nie chcę tego spotkania, na które… chyba niepotrzebnie się zgodziłam. Ruszam do łazienki. Znużona i zniechęcona. Po co mi ten ostat-ni wieczór, ta ostatnia noc? – pytam siebie pod stru-mieniem ciepłej wody. Żeby jutro rano znów zamknąć za nim drzwi, uśmiechnięta, taka bezkonfliktowa, taka fair, taka do tańca i do różańca, z którą na dodatek

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 28Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 28 2014-10-09 14:19:182014-10-09 14:19:18

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

29

można pogadać o książkach i o armii pruskiej? Docho-dzę też do wniosku, że nie chcę pokazywać mu nowe-go mieszkania – to miała być ta granica, której już nie przekroczy. Wracam do kuchni, całkiem dziarsko, z mokrą głową, rzucam okiem na świeżutką „Wybor-czą”, którą Marcin na pewno rozbebeszy. Potem na piekarnik, który wyczekuje łososia obsypanego ty-miankiem, na otwartą butelkę chardonnay, którą cał-kiem nieoczekiwanie mam ochotę wypić sama, a w końcu na telefon leżący na blacie kuchennym. Po-wiedzieć prawdę czy raczej skłamać, że coś mi wypad-ło i późno wrócę? Wybieram to pierwsze. Zbyt wiele kłamstwa było między nami i już dawno zmęczyła mnie gra w perfekcyjną kochankę i w dyskrecję. A zresztą i tak się wydało. Żony mają na to swoje spo-soby. Dzisiaj wystarczy zajrzeć do komórki męża – a tam wszystko jak na dłoni: „Straszliwie za tobą tęsknię”, „Gdzie jesteś? Kocham”. Kiedyś niewierni mę-żowie mieli dużo łatwiej – wystarczyło opróżnić z do-wodów zbrodni teczkę i kieszenie garnituru i spryskać się old spice’em. A teraz? – szkoda gadać, wszyscy je-steśmy na pasku, tylko w samolocie można na chwilę odetchnąć. A więc wydało się i zaczęła wydzwaniać, wysyłać esemesy, w których życzyła mi samych nie-szczęść i oskarżała mnie o rzeczy, których nie zrobiłam. Mało brakowało, a czułabym się odpowiedzialna nawet za głód w Afryce, za obsmyczoną palmę na rondzie De Gaulle’a, za wszystko. Nie mam pretensji, kobiety

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 29Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 29 2014-10-09 14:19:192014-10-09 14:19:19

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

30

powinny się bronić przed wrednymi rozwódkami, które kradną im mężów. Zwłaszcza jeśli są to fajni mę-żowie. A Marcin miał parę zalet: czytał mi przed snem, był czuły i wciąż powtarzał, zgodnie z prawdą, że jest tchórzem. Lubiłam to, bo Marcel z kolei, zwłaszcza kiedy się upił, zapewniał: „Wiem, że jestem chujem”, ale z taką dumą, jakby mówił: „Wiem, że jestem fanta-styczny”. Co za kokieteria!

Ogarnia mnie prawdziwy spokój. Biorę telefon i już z ulgą, jaka płynie z podjętej decyzji, z nagłej pewności, że się czegoś nie chce, chociaż jeszcze za wcześnie, żeby wiedzieć, czego się chce, wybieram numer Marcina. Jest zaskoczony i chyba rozczarowany, może nawet do-tknięty – zawsze łatwo go było dotknąć – ale w sumie całkiem dzielnie przyjmuje do wiadomości, że nie mam ochoty na dzisiejsze spotkanie.

– Czy ja znów coś zrobiłem? – pyta na wszelki wypa-dek, żeby usłyszeć, że naprawdę nic.

– No coś ty, nic nie zrobiłeś, a niby kiedy miałbyś? Nie widzieliśmy się trzy miesiące. Po prostu mam ochotę na całą butelkę chardonnay i dwa kawałki ło-sosia.

– Ty się zawsze wygłupiasz.– A ty nigdy tego nie doceniasz.– Nie zaczynaj.– Nie zaczynam, tylko kończę. Trzymaj się, pa.– Trudno, to pa… Książkę wyślę pocztą.– Dzięki.

Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 30Szczescia_parami_inny_2 Robert.indd 30 2014-10-09 14:19:192014-10-09 14:19:19

Podstawowy czarnyPodstawowy czarny