Survival Na Syberii

download Survival Na Syberii

of 58

Transcript of Survival Na Syberii

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    1/58

    PODSUMOWANIE WYPRAWY W URAL POLARNY

    NA

    UniversalSurvival.pl

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    2/58

    2

    PODZIĘKOWANIA

        W    S    P    A    R    C    I    E    S    P    R    Z    E    T    O    W    E

        H    O    N    O    R    O    W    Y    P    A    T    R    O    N    A    T

    Serdecznie dziękuję Michałowi Drózdowi– nieocenionemu kompanowi w tej podróży,

    który pomógł mi zrealizować jedno z moich marzeń.

    Serdecznie dziękuję Prezydentowi Olsztyna, StowarzyszeniuPolska Szkoła Surwiwalu oraz Redakcji Gazety Turystycznej Warmii

    i Mazur, za objęcie naszej wyprawy Honorowym Patronatem.

    Serdecznie dziękuję za wsparcie sprzętowe, jakie uzyskaliśmyod następujących Sponsorów:

    Firmie SALMO producentowi profesjonalnych przynęt wędkarskich,Firmie MIWO-MILITARY PRASZKA

    producentowi wyposażenia wojskowego,Sklepowi KARALUCH oferującego małe rzeczy na duże katastrofy,Sklepowi dla Turysty oferującego wyposażenie turystyczne i sportowe,

    Pracowni Sprzętu Alpinistycznego MAŁACHOWSKI,Sklepowi Outdoorzy.pl oferującego wyposażenie turystyczne.

    Serdecznie dziękuje osobom, które stanowiły dla mnie cennewsparcie merytoryczne oraz techniczne: Arturowi Pranga,

    Stanisławowi Kędzia, Piotrowi Piskorskiemu, Bolesławowi Urynowi,Bogdanowi Jaśkiewiczowi, Wojciechowi Maksymilianowi

    Szymańskiemu, Jackowi Drabarczykowi, AndrzejowiPobiedzińskiemu, Michałowi Jabłczyńskiemu.

     Jakub Filip DoroszUniversal Survival

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    3/58

    3

    SPIS TREŚCI

    ROZDZIAŁ 1. KONCEPCJA WYPRAWY1.1. Założenia ogólne1.2.

    Strategia działania1.3. Sens przygotowań

    ROZDZIAŁ 2. OPIS UŻYTEGO SPRZĘTU1.1. Zminimalizowane wyposażenie1.2. Zawartość kieszeni mojego ubrania1.3. Zestaw przetrwania na pasie1.4. Zawartość mojego plecaka1.5. Survivalowiec bez noża, czyli podsumowanie

    ROZDZIAŁ 3. PRZEPRAWY WODNE1.1.Przekraczanie strumieni

    1.2. Przekraczanie brodów1.3. Przekraczanie dużych rzek1.4. Podsumowanie

    ROZDZIAŁ 4. ASPEKT PSYCHOLOGICZNY4.1. Obawa przed samym sobą4.2. Mo je przeżycia oraz co z tego wynika4.3. Samoświadomość4.4. Wartość wyprawy

    ROZDZIAŁ 5. CIEKAWOSTKI1.1. Rejon działania1.2. Pismo do ambasady oraz SMS-y z Rosji1.3. Fragmenty dziennika podróży1.4. Popularne rośliny jadalne tundry1.5. Kilka zd jęć na zakończenie

    4

    610

    1112172025

    26

    272837

    39404648

    49

    50515354

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    4/58

    4

    KONCEPCJA WYPRAWY

    Rozdział 1.

    Koncepcja wyprawy

    1.1. ZAŁOŻENIA OGÓLNE

    30sierpnia 2013 r. wyruszyłem wraz z Michałem Drózdem doRosji, by w dwa tygodnie pokonać pieszo zaplanowany od-cinek terenu. Początek naszej trasy znajdował się  po syberyjskiejstronie pasma Uralu Polarnego. Koniec zaś na zachód od tychże gór,stanowiących geograficzną granicę między Europą i Azją. Cały rejondziałania zlokalizowany jest za kołem podbiegunowym, na wysokościpółwyspu Jamał i Zatoki Bajdarackiej.

    Realizując przyjęty plan, pokonaliśmy łącznie 200 km.Maszerowaliśmy przez syberyjską lasotundrę, dolinę rzeki Chadatyw paśmie Uralu Polarnego i tundrę po zachodniej stronie gór. Celemnaszej wędrówki było miasto Workuta.

    Mapa poglądowa z oznaczeniem rejonudziałania oraz linią koła podbiegunowego

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    5/58

    5

    KONCEPCJA WYPRAWY

    W trakcie wyprawy staraliśmy się odtworzyć, potencjalnyscenariusz walki o przetrwanie dwóch turystów, którym naskutek wypadku lub pechowego rozwoju sytuacji, pozostał  je-dynie podstawowy sprzęt i drastycznie małe zapasy żywności.

    Kolejną  kwestią  rzutującą  na naszą  przygodę, było założeniesamodzielnego powrotu do cywilizacji. Celowo obraliśmy takątrasę, która nie dawała możliwości skrócenia dystansu do pokona-nia i wcześniejszego zakończenia przygody.

    „Pechowi turyści”, w których się  wcieliliśmy, nie mogli liczyć  naratunek w postaci grup poszukiwawczych.

    Nasz zminimalizowany sprzęt podzielić można na dwie ka-tegorie: przedmioty podstawowe, które faktycznie używane byłycodziennie oraz „dodatki”, z których nigdy nie skorzystaliśmy. Byłyto rozbudowane pakiety przetrwania oraz apteczki pierwszej po-mocy. Zdecydowaliśmy się zabrać je ze sobą, będąc autentyczniepozbawieni łączności ze światem i zewnętrznej asekuracji.Dokładny opis sprzętu jakim dysponowaliśmy znajduje się w dalszejczęści opracowania oraz na moim kanale YouTube.

    Zminimalizowany sprzęt, czyli małe, 30 litrowe plecaki na około2 tygodnie marszu przez dziki i odludny teren za kołem pod-biegunowym (66°33'39" N). Śmiesznie mały zapas żywności,o wartości jedynie 1500 kalorii dziennie.Faktyczny (!) brak aseku-racji oraz łączności. Byliśmy przez to zdani wyłącznie na własne siły.Dla jasności wspomnę, że była to świadoma decyzja, by działać bezkontaktu ze światem i wsparcia, mimo że pierwotnie planowaliśmyzabrać łączność satelitarną. Brak zasięgu telefonów komórkowych

    był oczywisty.Trasa w obcym dla nas środowisku, przebiegającaprzez trudny do marszu teren, z wieloma przeszkodami wodnymi.Brak możliwości skrócenia trasy, którą należało przejść oraz brakmożliwości przerwania ćwiczenia.

    Chcąc dokonać podsumowania sytuacji w jakiej się znaleźliśmy,

    należy wskazać:

    Jeden z naszych waypointów - południowy brzeg "małego" jeziora

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    6/58

    6

    KONCEPCJA WYPRAWY

    1.2. STRATEGIA DZIAŁANIA

    Strategia działania musiała zakładać  konieczność  ciągłegoprzemieszczania się  w stronę  cywilizacji (Workuta). „Pechowi

    turyści” nie mieli żadnych podstaw, by założyć, iż ktokolwiek zacznieich szukać. W takiej sytuacji wszystko staje się wyzwaniem. Nie byłomowy o stacjonarnym obozie i jego ciągłym doskonaleniu. Wyklu-czone zostało gromadzenie zapasówi spokojne łowienie ryb. Całynasz wysiłek musiał być skierowany na dotarcie do jedynego na tympustkowiu miasta oraz pokonywanie licznych przeszkód, główniew postaci szerokich i lodowatych rzek.

    W trakcie działania mieliśmy mocno ograniczony czas.12 godzin dziennej aktywności trzeba było podzielić na pokonanie

    pieszo sensownego dystansu, przygotowanie schronienia i wy-poczynek oraz próby pozyskaniażywności. Czynności wieczorne, gdypadło hasło „śpimy tutaj” zajmowały nam początkowo około2 godzin. Połowę tego czasu przeznaczaliśmy na łowienie ryb. Ranopobudka, a następnie 2 godziny na poranną rutynę i znowu w dalsządrogę. Gdy po kilku dniach przekalkulowaliśmy nasze opóźnienie,musieliśmy podjąć decyzję o wydłużeniu dziennej dawki marszu.Zrezygnowaliśmy z prób łowienia ryb, a aktywności wieczornezamykaliśmy w 60 minutach. Trzeba pamiętać, że nawet najprostszeczynności zmęczonemu człowiekowi zajmują znacznie więcej czasu.

    Godzina na podstawowe prace obozowe i posiłek wymagała od nassporego samozaparcia. By odrabiać  stracony czas, przez kilka dniobowiązywał wydłużony „dzień roboczy”, kosztem 2 godzin nocnegopostoju i snu.

    Towarzyszące nam od początku marszu opóźnienia,przełożyły się na znaczną presję psychiczną, z którą borykałem się w trakcie wędrówki. Opisałem ją szerzej w dalszej części opracowa-nia. W tym miejscu warto jedynie wspomnieć, że presja ta znaczącorzutowała na nasze działanie.

    Po dotarciu do połowy długości doliny Chadaty, prze-prawiliśmy się przez bród na północną stronę. Wreszcie mogliśmypo prostu iść, a nie tylko toczyć nierówną walkę z terenem i spo-walniającą nas roślinnością, która na zdjęciach analizowanych przedwyjazdem, wyglądała bardzo niewinnie. Rozwinęliśmy wreszcie taką

    Na trasie naszego marszu nie występowały mosty.Szerokie i głębokie rzeki musieliśmy pokonywać wpław

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    7/58

    7

    KONCEPCJA WYPRAWY

    prędkość, że ciężko było nas zatrzymać. Z jednej strony dawało to

    szansę szybszego opuszczenia trudnego i surowego terenu. Okolicaz każdym dniem stawała się coraz bardziej nieprzyjazna, ze względuna coraz częstsze deszcze, całkowity brak drzew i nasilający sięwiatr z północy. Z drugiej strony, działanie z tak wyśrubowanym

    tempem nie należy do rozsądnych w survivalowym scenariuszu

    działania. Po pierwsze, pośpiech powoduje zwykle straty i wiąże sięz ryzykiem. Po drugie, mieliśmy mapę i wiedzieliśmy gdzie jesteśmyi gdzie znajduje się koniec trasy. Postawiliśmy zatem wszystko na

     jedną kartę i maszerowaliśmy ile sił. Gdyby jednak konieczne było

    Stare zakole rzeki oraz panorama Uralu Polarnego od stronySyberii. Przed wyjazdem z kraju oglądaliśmy podobne zdjęcia,które nie oddają w pełni charakteru podłoża

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    8/588

    KONCEPCJA WYPRAWY

    szukanie cywilizacji bez mapy, "po omacku", na pewno nieśpieszylibyśmy się aż tak bardzo. Trzeba byłoby utrzymywać w or-

    ganizmie zapas energii na nie wiadomo jak długi czas. Świadomieprzeszliśmy w tryb „wyścigowy”, bo wiedzieliśmy gdzie jest naszameta. Taka wiedza jest z pewnością wielkim komfortem dla piechura.W sytuacji walki o przetrwanie, braku mapy oraz szczegółowejznajomości własnego położenia, zachowalibyśmy się inaczej.

    Skąd wzięło się wspomniane opóźnienie? Dzień straty już nastarcie. Staraliśmy się dotrzeć przed rozpoczęciem właściwej częściimprezy (marszu), na upatrzony zawczasu na satelicie most. Znajdujesię  on na jedynej w okolicy twardej drodze, która prowadzi doBowanienkowa na Półwyspie Jamalskim. Urzekł  nas teren, który

    mogliśmy odwiedzić, rozpoczynając marsz właśnie z tego punktu.Uznaliśmy go zatem za „podstawowy”. Istotnym minusem było nato-miast oddalenie o 120 km na północ od miejscowości Labytnangi nadObem, w której wysiedliśmy z pociągu. Jeszcze przed wyjazdemz kraju, przyjęliśmy więc opcję  wynajęcie transportu i opłaceniakierowcy. Poniesione w ostatniej chwili koszty, uszczupliły jednaknasz budżet, a owe 120 km przyszło nam pokonać  metodąkombinowaną. Niewielką  część  trasy pokonaliśmy pieszo, resztę w tragicznie wolnym tempie na stopa. Wioząca nas ciężarówka pełnawęgla, na wyboistej drodze była w stanie rozwinąć  prędkośćospałego rowerzysty.

    Co ciekawe, na okoliczność nieznalezienia transportu lub in-nych problemów (choćby właśnie braku kasy), posiadaliśmy trasęalternatywną, z pierwszym waypointem jedyne 20 km od obrzeży

    Nogi do wysokości kolan były zakryte skarłowaciałą brzozą oraz innymi,elastycznymi roślinami. Marsz spowalniały również rozległe dywany mchów

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    9/589

    KONCEPCJA WYPRAWY

    Labytnangi. Zlekceważyliśmy ją jednak, chyba ze względu na pod-niecenie, że oto zaczyna się  nasza przygoda. Jak dzieci...

    Rzuciliśmy się wygłodniali na najlepszy smakołyk, czyli im dalej napółnoc, w tundrę, tym lepiej! Jazda ciężarówką  w stronęPółwyspu Jamał, na dalszy punkt startu, miała jednak swój urok.Kierowca, mimo że był dość pogodnym człowiekiem, przez całydzień zechciał zamienić z nami tylko kilka słów. Podróż w milcze-niu urozmaicały przejazdy przez stare, drewniane mosty. Jedenz nich zapadł nam naprawdę głęboko w pamięć... Przeczytasz o tymkilka słów w moim dzienniku podróży, którego fragmentzamieściłem w ostatnim rozdziale.

    Kolejny dzień opóźnienia wynikał z żenująco niskiego tempa

    marszu przez tundrowe podłoże, które jak wspomniałem, na fo-tografiach ściąganych z sieci, sprawiało wrażenie łatwego do poko-nania pieszo. Musimy na przyszłość  nauczyć się  lepiej analizowaćzdjęcia i starać  się  w pełni rozumieć  co one tak naprawdęprzedstawiają i co to dla nas oznacza. „Widzieć”, nie zawsze oznacza„rozumieć”.Zdjęcia z poprzedniej strony ukazują, jak bardzo taka roślinnośćmoże utrudniać marsz. Z grubej warstwy miękkich mchów, wyrastaskarłowaciała brzoza. Piechur zmuszony jest do unoszenia nóg, cza-sami nawet do poziomu kolan, zupełnie jak w trakcie chodzenia wgłębokim śniegu.

    Następny dzień  „pochłonęła” rzeka, do której pokonaniapodchodziliśmy w trzech próbach, organizując między każdą z nichdługie przerwy na ogrzanie organizmu i walkę z hipotermią. Tutaj

    woleliśmy tracić czas, niż ryzykować życiem. Była to bardzo prostakalkulacja. Więcej przeczytać można w części poświęconej przepra-

    wom wodnym.Kolejne opóźnienia zaserwowała nam dolina Chadaty, a do-kładnie jej południowo-wschodnia część . Jeszcze w kraju, gdyopracowywaliśmy warianty marszu, dolina ta kusiła swojąlokalizacją, która idealnie pokrywała się z ogólnymkierunkiem marszu. Wybór zatem byłprosty, jednak ponownie zawiodłonasze rozpoznanie. Oparliśmy jeprzede wszystkim o stare rosyjskiemapy w skali1:100 000 (lepszych

    nie udało się  zdobyć), GoogleEarth oraz umieszczone tamzdjęcia podróżników. Zdjęciazdjęciami, zwykle fotografujemypiękne widoki, a nie to co plączesię  pod nogami i może opóźniaćmarsz. Był  to kolejny powód„rozjeżdżania” się czasowych kalku-lacji. Liczyliśmy, że przejście przezdolinę będzie tym łatwiejszym i szybszymetapem. Trafiliśmy natomiast na żywą  ścianę

    roślin i zaskakująco dużo wąwozów i żlebów. Spływająca przezdolinę  rzeka wiła się  na tym odcinku we wszystkie strony. Jejbrzegi również porośnięte były roślinami, które spowalniały marsz.

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    10/5810

    KONCEPCJA WYPRAWY

    1.3. SENS PRZYGOTOWAŃ

    Jak odnieść to wszystko do przygotowań, które czyniliśmy przedwyprawą  i które dokumentowałem na swoim blogu? Czy miałyone sens? Z całą pewnością miały i były warte poświecenia im

    czasu oraz staranności.Rzetelne przygotowania, poza oczywistą korzyścią posiadania

    możliwie dokładnych informacji, dają także poczucie bezpieczeństwa.Dodatkowo, zyskujemy przekonanie, że uczyniliśmy wszystko, bywyprawa się udała. Mimo, że nie zmienia to stanu faktycznego, z którymmusimy się zmierzyć w terenie i sobie poradzić, jest to zawszeźródło kom-

    fortu psychicznego. Z jednej strony poświęcamy 100%zaangażowania wprzygotowanie, a z drugiej, dajemy sobie przyzwolenie na błędy, jako

    że jesteśmy tylko ludźmi. Takie nastawienie pozwalało mi dotychczasze spokojem ducha mierzyć się ze wszystkimi wyzwaniami, nie tylkoterenowymi. Oczywiście najważniejszą kwestią będzie zdolność po-radzenia sobie z nieoczekiwaną sytuacją. Uważam jednak, że spokójtego typu bardzo się wówczas przydaje.

    Jeżeli nie posiadamy doświadczenia w działaniu w danymśrodowisku, nawet najbardziej skrupulatne przygotowania niewyczerpią  w pełni tematu. Tak było w naszym przypadku, jednakupatruję w tym największej wartości szkoleniowej. W końcu survivalmusi z definicji wiązać się z zaskoczeniem i nieprzewidywalnością. Natym właśnie założeniu opieram wszystkie swoje instruktorskie

    przedsięwzięcia, kursy i szkolenia.Oczywiście, w kwestii bezpieczeństwa i realizacji założonego planuwycieczki, lepiej jest być przygotowanym w większym, niż mniejszymstopniu. Zawsze jednak zdarzą się niespodzianki, w tym także niemiłe.Jest to najlepsza szansa na rozwój, w ramach tak zwanej „szkoły prze-trwania”. Oczywiście w przypadku kursów, muszą one w kontrolowanysposób zaskakiwać uczestników, a nie wymykając się spod kontroli,zaskakiwać instruktora...

    Co do samej wyprawy w „nieznane”, już na starcie można założyć,że czeka nas spore zaskoczenie. Nie chodzi o to, by się dręczyć i nie-

    potrzebnie stresować, ale raczej o to, by przyjąć jako normę nadejściewydarzeń, o których nie ma się bladego pojęcia, a którym będziemymusieli stawić czoła. Zachowaj zatem czujność i pozytywne nastawienie.W końcu po to właśnie wyrusza się z domu po przygodę.

    Wejście w dolinę Chadaty i zapowiedź problemów. Elastyczne gałęzie roślin na jakie natrafialiśmy, sięgały często do

    pasa, a niekiedy także do piersi. Przebijanie się przez nie to istna mordęga. Traciliśmy czas forsując takie przeszkody,lub szukając ich obejścia. Na środku zdjęcia jeden z małych, częściowo wyschniętych strumieni. Ułatwiały oneprzemieszczanie się, niestety nie zawsze były zorientowane na osi naszego marszu

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    11/58

    11

    OPIS UŻYTEGO SPRZĘTU

    Rozdział 2.

    Opis użytego sprzętu

    2.1. ZMINIMALIZOWANE WYPOSAŻENIE

    W jednej z dolin Uralu napotkaliśmy trzech pasterzy reniferów,będących przedstawicielami ludu Chantów. W rozmowie na

    temat drożności terenu na obranym przez nas szlaku, wyrazili onispore zdziwienie, że wybraliśmy się  na 2 tygodniowy marsz z takmałymi plecakami. Podobnego zdania byli także Rosjanie, którychmieliśmy okazję poznać w ostatnich dniach wędrówki. Niesiony przeznas bagaż  skwitowali żartem, że „dzieci noszą  większe plecaki doszkoły”. Można zatem uznać, że w ramach opisywanej wycieczki, ideazminimalizowania sprzętu została osiągnięta.

    Przed wyjazdem wciąż zastanawialiśmy się, czy nie zabieramy zesobą zbyt dużo. Kombinowaliśmy, co jeszcze można ograniczyć, a z czegocałkiem zrezygnować. Fakt działania bez żadnej asekuracji i łączności,skłonił nas jednak do tego, by poza przedmiotami, których użycie było dlanas niezbędne, zabrać również zestaw przedmiotów awaryjnych.

    Odzież z przydatnymi drobiazgami w kieszeniach, czyli tak zwana „pierwsza linia”.Śpiwór oraz foliowa plandeka w formie dwuosobowego worka,

    która była naszym schronieniem.Butelka wraz z metalowym kubkiem i tabletkami do uzdatniania wody.Zestaw wędkarski oraz niewielki zapas żywności

    (pemmikan, kasza kus kus, suszona żurawina).Mapa i kompas.Kostki paliwa stałego i zapalniczka.Wodoszczelny wór przeprawowy do pokonywania dużych rzek wpław.

    Rozbudowany zestawy przetrwania, w tym także apteczka indywidualna.Całość przenoszona na pasie jako tak zwana „druga linia”.

    GPS z dodatkowymi bateriami oraz zapasowy komplet map topograficznych. „Żelazna” racja żywnościowa w postaci 4 małych kostek wysokoenergetycznegoproszku Seven Oceans oraz dodatki smakowe, czyli kisiel błyskawiczny i kawa.

    Specjalistyczne przynęty na ryby, czyli wobblery Salmo.

    Ponadto, mieliśmy przy sobie aparat, kamerę cyfrową oraz zapa-sowe baterie. Wyjątkowym komfortem w trakcie całej wyprawy byłyzwykłe tenisówki, z dodatkową parą grubych, wełnianych skarpet.

    Na etapie lotu z Warszawy do Moskwy i jazdy pociągiem zaUral, używałem starej torby podróżnej, w którą zapakowałem swoje

    W pierwszej grupie sprzętu, który był praktycznie cały czasw użyciu, (uznaliśmy go za podstawowy), znalazły się:

    Wspomniane przedmioty awaryjne, zabezpieczające nas w razienieprzewidzianych tarapatów, stanowiły:

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    12/58

    12

    OPIS UŻYTEGO SPRZĘTU

    nietypowo wyglądające oporządzenie. Nie przyciągało ononiepotrzebnie uwagi, natomiast po wysiadce z pociągu w Labytnangii przygotowaniu się do marszu, torbę wyrzuciłem do śmieci.

    Użyty w trakcie wyprawy sprzęt doczekał się pokazu na moimkanale YouTube. Poniżej zamieszczam jego szczegółową listę, wraz zkomentarzem do każdego elementu. Możliwe, że takie zestawienieokaże się dla Ciebie pomocne, w trakcie kompletowania własnego ek-wipunku. Opis przedmiotów powstał z uwzględnieniem idei „trzechlinii”, czyli systemu jednoczesnego przenoszenia sprzętu w ubraniu,na pasie i w plecaku.

    2.2. ZAWARTOŚĆ KIESZENI UBRANIA

    Skarpety termoaktywne z wełną (Brubeck)

    Ich najważniejszą cechą był dla mnie brak paprochów na stopach,brak ucisku ponad kostką oraz dobre odprowadzanie wilgoci.

    Buty z membraną Gore Tex (Bates M9)

    Gwarantowały wygodę marszu przez zróżnicowane podłoże (dywany

    mchów, kamieniste żleby, zakrzaczenia, rozpadliny). Dobrze chroniłyprzed wilgocią zewnętrzną. Przemokły dopiero po przeprawianiu się w nich przez rzekę (wszystkie nasze ubrania były wówczas i tak mokreod deszczu, a czas nas naglił i nie było sensu się przebierać).

    PIERWSZA LINIA – czyli ubranie i zawartość jego kieszeni.W kategoriach wyposażenia, traktuję to jako podstawowe„narzędzie” przetrwania.

    Trzy „linie” wyposażenia:ubiór i zawartość kieszeni,niezależny pas zawierający

    rozbudowany zestawprzetrwania i apteczkę,30 litrowy plecakz doczepionymi bocznymikieszeniami.Zdjęcie wykonanew Polsce

    Pamiętaj, aby uważniedobierać swoje buty- dla każdego inne mogą

    być właściwe...Na zdjęciu, używaneprzeze mnie, butyz membraną GoreTex(Bates M9)

    www. a t   l     an t   i     c  t    a c  t   i     c  al    . c  om

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    13/58

    13

    OPIS UŻYTEGO SPRZĘTU

    Kalesony termoaktywne, cienkie (Brubeck)

    „Dzienna” para kalesonów to bardzo wygodne rozwiązanie. Bez nich

    byłoby zbyt zimno. Porywisty wiatr i mokre od deszczu ubrania,niebezpiecznie wychładzały moje kolana w trakcie marszu (było miw nie potem zimno nawet w nocy, po przebraniu się w suchy, „nocny”komplet). Użyte kalesony mają dobre tempo wysychania, choć w na-szych warunkach pogodowych było to szczególnie trudne.

    Bokserki termoaktywne (Brubeck)

    Komfort, brak odparzeń  i otarć  mimo relatywnie małej dbałościo higienę. „Prane” w rzekach w trakcie przepraw.

    Spodnie mundurowe z materiału rip-stop

    (MIWO MILITARY PRASZKA)

    Wyjątkowo odporne na przecierania, mocne i wygodne, nawet z na-pełnionymi kieszeniami. W nocy zdejmowane na czas odpoczynkuw śpiworze. W „kolanach” wstawione ochraniacze docięte z karimaty.Dobre tempo wysychania, choć w naszych warunkach było to szcze-gólnie trudne. Zamiast paska, używałem trok z plastikową klamrą typu„fastex”, co dobrze sprawdzało się w połączeniu z zewnętrznym pasemz kieszeniami, w których przenosiłem zestaw przetrwania.

    Stare koszulki termoaktywne (Himalsport i Alpinus)

    Jedna koszula z krótkim, druga z długim rękawem. Podwójnawarstwa bielizny na ciele gwarantuje możliwość różnych wariantówubierania i zarazem dosuszania oraz termoregulacji. Brak „dziennej”warstwy grzewczej, w połączeniu z pogorszeniem pogody, zmusił

    mnie do wkładania pod kurtkę i umieszczania na piersi krótkiej kari-maty.

    Koszula bawełniana z kieszeniami na piersi (Helikon)

    Wygodna, gwarantująca przenoszenie sporej ilości przedmiotów, jednak pozbawiona szansy doschnięcia pod kurtką przeciwdeszczową.Musiała zatem powędrować do plecaka, jako że nie chciałem nosić na grzbiecie mokrego kompresu. Nie była to jednak wina koszuli leczmoja, polegająca na oczywistym błędzie dobrania bawełny podhardshellową kurtkę. Koszula dobrze sprawdzała się w trakcie kil-ku dni spędzonych w pociągu i samolocie oraz w trakcie przesiadekw Moskwie i Petersburgu.

    Kurtka przeciwdeszczowa(Konfekcjoner, kurtka Wojska Polskiego)

    Mocna i odporna na przecierania, wygodna nawet z napełnionymikieszeniami. Dobrze chroni przed wiatrem oraz deszczem, jednak nie

     jest w stanie szybko odprowadzać dużej ilości wilgoci z ciała. Jej naj-większą wadą są szczelne pachy i brak suwaków wentylacyjnych.

    Czapka polarowa (MIWO MILITARY PRASZKA)

    Ciepła, dobrze skrojona, wygodna, przyzwoicie wysychająca,szczególnie przy cyklicznym odwracaniu i noszeniu także na lewej

    stronie. Pierwotnie miała być używana jedynie na postojach i w nocy.Pogoda oraz podatność organizmu na wychłodzenia, ze względuna brak odpowiedniej żywności, zmusiła mnie jednak do jej ciągłegoużywania.

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    14/58

    14

    OPIS UŻYTEGO SPRZĘTU

    Czapka z daszkiem

    Na głowie jedynie przez pierwsze dwa dni. Nawet wówczas

    używana z chustą typu buff. W przypadku występowania komarów,miała w minimalnym stopniu podtrzymywać  moskitierę  przedtwarzą. W tym celu lepszy byłby kapelusz, jednak wybór padł na czapkę. Wydała mi się bardziej uniwersalna, jako że w użyciu niekłóci się z kapturem kurtki i wygląda mniej „egzotycznie” w mieście.Wrzesień  w tundrze, okazał  się  na szczęście okresem z zerowąilością komarów.

    Rękawiczki (Mechanix Original)

    Wygodne, co można było zweryfikować w trakcie wędrówki, którą

    codziennie, przez wiele godzin wspomagałem dwoma gałęziami,używanymi jako kijki marszowe. Przemakały na deszczu, jednak nie jest to zarzut, a stwierdzenie faktu, który nie był zaskoczeniem.

    Chusta/szalokominiarka typu buff

    Na szyi lub na głowie w trakcie marszu i na postojach. Przy pory-wistym wietrze oraz w trakcie najzimniejszych postojów, zakładanabyła na głowę wraz z polarową czapką.

    Zegarek ręczny (Casio G-Shock)

    Zdejmowany kilka razy z ręki, w celu dokonania pomiaru temper-

    atury powietrza. Zdarzały się noclegi z temperaturą nieco powyżejzera. Przy dużym wietrze i wilgotności oraz braku klasycznegonamiotu, dawało się nam to we znaki. W trakcie jednego z biwaków,przez chwilę prószył śnieg, zapewne pierwszy tego roku.

    W KIESZENIACH SPODNI

    Opatrunek osobisty (wojskowy)

    Wodoszczelne, foliowe opakowanie, a w środku ruchoma gaza,na opasce. Przenosiłem go w dolnej kieszeni spodni (na łydce).

    Koc terminczy NRC (Reector)

    Zastąpiony przez bardziej uniwersalny Ultralite Bivi (Mountain Equip-ment) w formie „śpiwora”. Oba patenty to wzmacniane folie termiczne.Ultralite Bivi używane było na każdym noclegu jako izolacja od pod-łoża. Mając klasyczne śpiwory, nie było oczywiście sensu ładować siędo nieoddychającej folii... Był to jednak istotny element pierwszej liniii jedyne schronienie w razie utraty plecaków. Stosowany także jako

    doraźna ochrona przed wiatrem na postojach.Krzesiwo wraz z gwizdkiem (Light My Fire)

    Podpięte do sznurka wszytego na stałe w kieszeń  cargo spodni.Przenoszone jako awaryjne źródło ognia, na wypadek niesprawnościzapalniczki. Nie użyłem go w trakcie tej wyprawy ani razu.

    Linka, około 10 metrów (Paracord)Używana codziennie, zwykle na postojach jako system mocowanianaszej plandeki (powstawał dzięki temu improwizowany „namiot”), jako suszarnia, troczenie sprzętu itp.

    Chusta trójkątna (bawełniana, duża)Użyta jako chusta na szyję oraz owijka scyzoryka przenoszonego w tejsamej kieszeni cargo spodni. Wyjątkowo uniwersalny przedmiot, takżez przeznaczeniem opatrunkowym.

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    15/58

    15

    OPIS UŻYTEGO SPRZĘTU

    Scyzoryk wielofunkcyjny (Victorinox Trekker)

    Podobnie jak krzesiwo, podpięty za pomocą  lonży do sznurka

    wszytego w (drugą) kieszeń  cargo. Użyty do cięcia gałęzi (kijówmarszowych) oraz do kilku prostych czynności obozowych. Był tomój główny nóż. Urządzenie o połowę lżejsze od standardowych mul-titooli. Nie potrzebowałem w trakcie tej wyprawy niczego innego.

    Mapnik przezroczysty (Silva)

    Mapnik bardzo szybko z kieszeni spodni, przeszedł do pozycji zaw-ieszonego na szyi. Przytrzymywany był do ciała pasem biodrowym(w zasadzie „brzusznym”) plecaka. Dobrze ochronił papierowe mapyprzed deszczem. Zapewniał podgląd ich treści z dwóch stron.

    Żółta kamizelka odblaskowaUżyta parokrotnie podczas postojów do oznaczania miejsc, czy teżlinek utrzymujących naprężenie plandeki. Raz użyta do oznaczeniaskładu sprzętu przy konieczności asekuracji przeprawiającego sięprzez rzekę kolegi. W trakcie pogoni za dźwiękiem silnika pojazdugąsienicowego, posłużyła także jako „panel sygnalizacyjny”, któryrozwiesiłem sobie na piersi i na brzuchu.

    W KIESZENIACH KOSZULI(a po jej zdjęciu, w kieszeniach kurtki)

    Latarka czołowa z gwizdkiem (Petzl E-lite)Używana przez cały czas. W ciągu dnia korzystałem z gwizdka,będącego suwakiem na taśmie nagłownej. Było to prewencyjne syg-

    nalizowanie dzikim zwierzętom (głównie niedźwiedziom) naszejobecności w ich środowisku. Największą  zaletą  tego modelu

    czołówki jest znikoma waga oraz rozmiar. Można posiadać  takżespory zapas baterii, zbliżonych wielkością do 50-groszówek.

    Kompas płytkowy (Silva Expedition 4)

    Używany nieprzerwanie w trakcie marszu. Zawieszony na szyi, zabez-pieczony i przytrzymywany przez materiałową „listwę” zasłaniającązamek kurtki.

    Moskitiera osobista (nagłowna)

    Nie użyta (brak komarów o tej porze roku). Stosowana jako doraźnezabezpieczenie kompasu w trakcie jego przenoszenia w kieszeni.

    Notes wodoodporny i gruby ołówek

    Używany codziennie do prowadzenia prostego dziennika podróżyi zapisków z informacjami merytorycznymi. Za okładką znajdowałosię zdjęcie żony (+ dane I.C.E.) oraz karta z adresami i numerami tele-fonów konsulatu i ambasady. Ołówek, w przeciwieństwie do zwy-kłych długopisów, pisze w każdych warunkach.

    Drobiazgi umieszczone w worku strunowym

    Czyli worek strunowy, tabletki do uzdatniania wody, prezerwatywa,heliograf, zapałki, plastry, maść antybiotykowa. Nie użyte ani razu.Dobrze jednak było je mieć przy sobie. Pozostając jedynie w ubraniui tracąc ekwipunek (pas, plecak), nadal posiadałbym przydatne przed-mioty (idea pierwszej linii).

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    16/58

    16

    OPIS UŻYTEGO SPRZĘTU

    Hubka i rozpałka w postaci tamponuoraz pasków gumy wyciętych z opony

    Tampon jako hubka zapalająca się od iskry – nie użyty.Paski gumy jako „świeczka” do rozpalania – użyte 2 lub 3 razy.Pozwalają one oszczędzać gaz w zapalniczce, gdy musimy dłużej po-dawać płomień, na nie do końca suchą rozpałkę.

    Nóż „neck” (ESEE Candiru)

    Prawie wcale nie użyty i przez większość  czasu siedział w ple-caku, co podważało zasadność jego posiadania jako zapasowegoostrza w „pierwszej linii”. Prawie w ogóle nie było zadań dla noża,a moim podstawowym narzędziem był  wymieniony wcześniej

    scyzoryk.Krótkie odcinki paracordu (dwie sztuki)

    Przydatne do szybkiego troczenia (np. wystruganych „śledzi” do plan-deki, które niesione były na zewnątrz plecaka).

    Zatyczki do uszu

    Użyte w samolocie oraz w pociągu.

    Wszystkie powyższe przedmioty stanowiły zawartość  kie-szeni mojego ubrania. Zdawać by się mogło, że przenoszenie takiejilości ekwipunku jest niewygodne, a przez to niepraktyczne. To tylkopozory. W sytuacji survivalowej, która autentycznie zmusza do walkio życie, pozostajemy zwykle tylko z tym, co mamy w kieszeniach.

    Ubranie zastępuje mi tak zwaną „puszkę przetrwania”. Jestemprzez to niezależny od plecaka oraz mniejszych, bądź  większychpakunków. Nigdy nie muszę też pamiętać i sprawdzać, czy aby na pew-no zabrałem ze sobą  przedmioty kluczowe dla przeżycia. Ważne,by wyrobić w sobie nawyk natychmiastowego odkładania sprzętu doodpowiedniej kieszeni. W przypadku krzesiwa i scyzoryka, dodat-kowym gwarantem jest ich przywiązanie na stałe do spodni, któreprzez zdecydowaną większość czasu działań w terenie, mamy ubranena sobie.

    Jezioro w tundrze na wschód od pasma Uralu Polarnego

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    17/58

    17

    OPIS UŻYTEGO SPRZĘTU

    2.3. ZESTAW PRZETRWANIA NA PASIE

    Torba typu „NERKA” (Maxpedition OCTA)

    Stanowiąca główny pas montażowy dla dwóch dodatkowych kieszeniprzenoszonych po bokach, czyli; Maxpedition 7x5x2 Horizontal GPPouch po lewej stronie jako apteczka oraz Maxpedition Janus po

    prawej stronie, jako kieszeń ogólnego przeznaczenia. Główna torbaOCTY, noszona była nad pośladkami, a klamrę pasa zapinałem z przo-du na brzuchu.

    Drobiazgi

    2 chusteczki nasączane alkoholem, zapasowe zapałki i tabletkichlorowe do odkażania wody, zapasowe baterie do czołówki.(Wszystko w zewnętrznej, płaska kieszonce OCTY.)

    Zestaw naprawczy

    Duża igła i nić, Super Glue, zrolowany odcinek mocnej taśmy klejącej.

    Zestaw ogniowy

    Dwie zapalniczki gazowe, dwa długie (ok. 20 cm) odcinki gumywyciętej z opon, 6 dużych kostek paliwa stałego Esbit.

    Zapasowy kompas (Silva METRO)

    Był to mini kompas, przypięta agrafką do wewnętrznej krawędzi kies-

    zonki torby. Był to ważny zapas na liście mojego sprzętu.Zapasowa mini latarka (Maglight Solitare)

    Przydawała się  do emitowania rozproszonego światła w małychschronieniach. Użyta jedynie 2 razy.

    Drut i metalowa linka zaopatrzona w pętle

    Pomocne na przykład w razie konieczności budowy sideł. Oczywiścienie użyte.

    Awaryjny zestaw wędkarski

    Mały, mieszczący się w złożonym na pół worku strunowym z amery-kańskiej racji M.R.E. (mocna żyłka w luźnym splocie, różne haczyki,3 sztuczne przynęty, ciężarki, spinki, przypony, muszki).

    Dwie butelki rolowane (plastikowe, 0,5 l każda)

    Wygodny sposób na powiększanie przenoszonego zapasu wody.Zamieniłem jedynie korki z unoszonymi w górę  dozownikami, nazwykłe nakrętki.

    Zapasowy kubek (aluminiowy)

    Był  to kubek ze starej szwajcarskiej manierki. Kształtem idealniepasujący do komory głównej torby OCTA. Mniejsze przedmioty, jakUltralite Bivi i dzienne porcje pemmikanu wypełniały jego wnętrze.Zaletą kubka była przede wszystkim jego znikoma waga. Metalowe

    DRUGA LINIA – rozbudowany zestaw przetrwania, który unieza-leżniał mnie od plecaka, w razie jego utraty. Zestaw przenosi łemw 3 kieszeniach na dodatkowym pasie (nie by ł włożony w szlufkispodni). Ich zawartość stanowiła naszą jedyną asekuracją, gdyby

    coś poszło nie tak jak zaplanowaliśmy.

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    18/58

    18

    OPIS UŻYTEGO SPRZĘTU

    naczynie, na liście terenowego wyposażenia, bywa w niektórychprzypadkach ważniejsze niż survivalowy nóż. Nasza wyprawa była

    tego dowodem. Dodatkowy kubek uniezależniał mój zestaw przetr-wania od sprzętu noszonego w plecaku oraz przyspieszał wszelkiekuchenne operacje w trakcie głównego postoju.

    „Żelazna” racja żywnościowa (część 1) - kawa i kisiel

    Czyli dodatek do kostek racji żywnościowej Seven Oceans (patrzniżej). Zadaniem kawy rozpuszczalnej 3w1 oraz owocowego kisielubłyskawicznego było pokrzepienie psychiczne. 4 saszetki stanowiłyrelatywnie małą  masę, którą  byłem gotowy przenosić  mimo ichznikomej wartości odżywczej.

    Zapasowe sznurkiBył to około 10 m odcinek paracordu, w kontrastowym kolorze oraztani, naturalny sznurek, który można używać zawsze wtedy, gdy nie

     jest wymagana szczególna wytrzymałość.

    Światło chemiczne

    Nie było potrzeby, aby użyć go podczas tej wyprawy.

    Ultralite Bivi (Mountain Equipment)

    Jego zastosowanie opisałem w kilku słowach w wyszczególnieniuI linii, jako że ostatecznie, trafił on do kieszeni spodni. Wspomnę

     jedynie, że Ultralite Bivi to worek pojemności 1 człowieka. Wyko-nany jest z folii termicznej, powleczonej pomarańczową warstwąwzmacniającą. Bivi posiada swoje dodatkowe opakowanie, w postaci

    materiałowej sakiewki ze ściągaczem. Całość waży nieco ponad100 gram. Wyjątkowo udane urządzenie.

    Worki na śmieci

    2 sztuki plastikowych worków średniej wielkości. Przydatne, choćtym razem niewykorzystane. Produkowane w niewielkiej ilościodpadki, trafiały do małej reklamówki, którą przenosił Michał.

    Mapa poglądowa rejonu działania (1:500 000)

    Były to zafoliowane karty, które po złożeniu ze sobą, przedstawiałycały obszar naszego działania, w tym dwie trasy alternatywne. Skala„jeden do pół miliona” jest naprawdę malutka. Mapa bez problemuobjęła szeroki obszar, przedstawiając jednocześnie kształt pasma

    gór, najważniejsze doliny i największe rzeki.Na szczęście nie byłopotrzeby pracy z tą mapą.

    Ogrzewacze racji żywnościowych M.R.E.

    Ostatnia deska ratunku w walce z hipotermią. O najzimniejszej porzedoby, w połączeniu z foliowym kocem lub bivi, mogą uratować skórę.W szczytowym momencie grzania, nie sposób utrzymać ich w ręku.Zaletą jest działanie chemiczne, a nie proces spalania. Reakcja gwał-towna choć niezbyt długa.

    Granulat hemostatyczny (Celox)

    Posiadałem przy sobie opakowanie z 35 gramami tego preparatu.Służy do natychmiastowego tworzenia „skrzepu”, nawet przy sil-nych krwotokac pewnością może uchronić przed wykrwawieniem

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    19/58

    19

    OPIS UŻYTEGO SPRZĘTU

    się  na śmierć. Jest prosty w użyciu i nie wymaga specjalnegoprzeszkolenia. Jest również  bezpieczniejszy niż  inne tego typu

    preparaty (nie powoduje oparzeń). Było to bardzo poważne wzmo-cnienie naszej apteczki.

    Karabinek nieapinistyczny

    (ITW NEXUS Tac Link)

    Przydatny gadżet, gdy brakuje trzeciej ręki. Wykorzystywany do szyb-kiego troczenia czapki, rękawiczek, czy nawet butelki z wodą wyjętejz plecaka. Użyłem go także w trakcie jednej z przepraw przez szerokąrzekę bez gruntu. Karabinkiem tym przypiąłem do siebie paracord,który rozwieszałem w poprzek przeszkody. Zapewniłem sobie przezto szansę szybszego uwolnienia się od linki, w razie nieprzewidzia-

    nych kłopotów w wodzie.

    KIESZEŃ OGÓLNA (prawa)

    Telefon komórkowy

    Przed wyruszeniem na trasę, użyłem go po raz ostatni w Labytnangi.Następnie, telefon został zabezpieczony przed wilgocią.

    GPS i zapasowe baterie (Garmin Etrex30)

    GPS zapisywał  przebytą  przez nas trasę, po ukończeniu którejwartość przebytych kilometrów wynosiła 200. Urządzenie używanebyło jedynie w ciągu dnia. Na czas nocnych postojów wyłączaliśmy

     je. Wyświetlacz ustawiony był na możliwie najniższą emisję światła.Użyliśmy baterii litowych. Na całą trasę zeszły nam 2 komplety ba-

    terii, przy oszczędnym trybie używania odbiornika. Znakomitawiększość nawigacji odbywała się na podstawie mapy i kompasu.

    Dokumenty i pieniądzeByły to zabezpieczone przed wilgocią i zniszczeniem: paszport, biletpowrotny do Polski, ubezpieczenie podróżne, zapasowe pieniądzeoraz obrazkowa instrukcja roślin jadalnych tundry, przygotowanaprzeze mnie jeszcze przed wyjazdem.

    „Żelazna” racja żywnościowa (część2) (Seven Oceans)

    Awaryjnie zabrałem ze sobą 4 małe kostki pożywnego „proszku” z racji,które wchodzą w skład wyposażenia tratw ratunkowych. Można je

     jeść na sucho, rozpuszczać, dodawać do posiłków.

    APTECZKA (kieszeń lewa)

    Środki opatrunkowe

    zafoliowany pakunek z bandażami i gazami jałowymi o różnychrozmiarach (kilka sztuk) zafoliowany opatrunek Hydrofilm (przezroczysty), 2 szt. zafoliowane plastry z opatrunkiem (zwykłe) plastry na odciski stóp (Compeed) plastry ściągające Steri-Strips 2 duże bandaże elastyczne (w oryginalnym zafoliowaniu) 

    opaska kodofix(Dodatkowymiśrodkami były chusta trójkątna i opatrunek wojskowy,przenoszone w kieszeni cargo spodni, czyli w „I linii”).

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    20/58

    20

    OPIS UŻYTEGO SPRZĘTU

    Medykamenty płynne

    Octenisept w rozpylaczu (mała fiolka) Water Jel na oparzenia

    (4 saszetki)  

    Tribiotic (maść antybiotykowa) (4 listki) maść tłustado skóry (mała tubka) sól fizjologiczna (5 ampułek)

    Medykamenty w postaci tabletek

    Laremid Ibumprom Max Węgiel (Dodatkowym środkiem byłgranulat Celox, przenoszony w torbie OCTA)

    Dodatki do apteczki osobistej

    rękawiczki ochronne naszywka-rzep z czerwonym krzyżem (Dodatkowymi elementami były folie NRC, przenoszone w kieszeni

    spodni i w kieszeni na pasie)

    2.4. ZAWARTOŚĆ MOJEGO PLECAKA

    Zbudowana ona została w oparciu o plecak (Maxpedition CondorII) oraz dwie kieszenie doczepione na jego bokach; kieszeń uniw-

    ersalna (Maxpedition Vertical GP Pouch) przypięta z lewej strony orazizolowana termicznie kieszeń na butelkę (Maxpedition 10x4 Nalgene

    Bottle Holder) z prawej. Wybór tego modelu plecaka, dyktowany byłchęcią poddania go ambitnej próbie terenowej. Zasobnik pozbawiony

    szerokiego pasa biodrowego, nigdy nie będzie tak wygodny, jak jego„wyprawowy” odpowiednik. Dlatego w kategorii komfortu noszenia,Condor II otrzymuje spodziewaną ocenę dostateczną. Jego wytrzyma-łość oceniam na piątkę.

    DODANE DO PLECAKA KIESZENIE BOCZNE(wyposażenie spożywcze)

    Kieszeń uniwersalna (Vertical GP Pouch)

    Kieszeń  istotnie powiększyła objętość plecaka. Trafił  do niej całyzapas kaszy kus kus, podzielony na dzienne, 80 gramowe porcje

    (po 40 gram na osobę w trakcie posiłku). Dodatkowo weszło kilkakostek pemmikanu, podzielonych na małe pakunki, mniej więcej jakpół kurzego jajka każdy. W menu znajdowały się także zawiniątkaz garstką żurawiny, które rozparcelowane były po wolnych prze-strzeniach kieszeni plecaka.

    Kieszeń na butelkę (10x4 Nalgene Bottle Holder)

    Główna komora kieszeni mieściła w sobie kubek Tatonka wraz z litro-wą butelką Nalgene. Dodatkowa, zewnętrzna kieszonka pomieściłałyżkę, cztery kostki paliwa stałego, tabletki do uzdatniania wody orazkilka ekspresówek z zakupioną w Rosji czarną herbatą. Herbata oraz4 tabletki witaminowe Plussz stanowiły naszą tajną broń w walcez kulejącym morale. Ważnym elementem tego zestawu była przykry-wka do kubka, jednak z powodu braku miejsca, przenosiłem ją w innej

    TRZECIA LINIA – wszystko to, co przenosiłem w plecaku i wyko-rzystywałem w codziennej aktywności. Przypadkowa utrata tegosprzętu nie powinna drastycznie ograniczyć zdolności działania,właśnie dzięki zestawieniu „linii trzeciej” z dwiema poprzednimi.

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    21/58

    21

    OPIS UŻYTEGO SPRZĘTU

    kieszeni.Warto wspomnieć, że butelki Nalgene bez problemu znosząwrzącą wodę. Dzięki tej właściwości, po ostatnim, wieczornym go-

    towaniu wody, zabieraliśmy dośpiworów improwizowany „termofor”.

    TROCZONE NA ZEWNĄ TRZ PLECAKA

    Duży wór przeprawowy (holenderski demobil)

    Początkowo, do przepraw przez rzeki planowałem użyć sprawdzo-nych niegdyś  plastikowych worków na gruz. W dwóch mogłempomieścić cały swój sprzęt oraz ubranie. Po odpowiednim związaniuich brzegów uzyskuje się  2 pływaki, na których można przekra-czać dowolnie głębokie przeszkody. Zakupione worki, podczas testóww kraju, okazały się  jednak wyjątkowo wrażliwe na rozdarcia.

    Zainwestowałem ostatecznie w wielki wór przeprawowy. Zamyka sięgo zakładaną w „harmonijkę” krawędzią, spinaną dodatkowo klamrąfastex. Był on dużo cięższy niż worki foliowe, jednak gwarantowałwyższą odporność na urazy mechaniczne. Dodatkowo, worek z kla-mrą otwiera się dużo szybciej niż związywane/zaklejane worki folie(także zgrabiałymi z zimna rękoma).

    „Katamaran” na ryby wraz z paracordem

    Przed wyjazdem skonstruowałem proste urządzenie wg schematuz książki pana Bolesława Uryna. Urządzenie wykonane z 2 desek,połączone 2 gwintowanymi prętami, przypomina dwukadłubowąłódź. Ustawiony odpowiednio w wodzie i utrzymywany na uwięzi, kata-maran zachowuje się  jak latawiec na wietrze – „stoi” w miejscu.Umożliwia to wygodne operowanie przyponami, dowiązanymi do głów-

    nej linki. Na końcu każdego z nich montuje się wędkarską muchę.Prawafizyki oczywiście nie zawiodły, czyli katamaran spełniał  funkcję

    „stojącego” w nurcie rzeki „pływaka”. Jednak wysłanie go dalej niż 16-18 metrów od brzegu (rzeki są tam szerokie na 60-100 metrów)powodowało,że tracił stabilność i dziobem szedł pod wodę. Działo siętak z powodu zbyt małej wyporności sporządzonego przeze mnieegzemplarza. Wisząca w powietrzu linka długości 16 m +, powodowała

     jednocześnie zbyt duży nacisk na jego dziób. Użyty paracord należałozastąpić  żyłką, albo wystrugać  nowe, większe i bardziej wyporne„kadłuby”. Nie było jednak czasu na poprawki, a my musieliśmyporzucić ideę łapania ryb.

    Miotaczżelu pieprzowego (Saber Red)

    Poza kijami marszowymi, był to nasz jedyny środek obrony.Żałosne?Możliwe... Zajadający się  moim mięsem niedźwiedź, mógłbyprzegryźć  kapsułę  i zniechęcił  się  do dalszego posiłku. Miałbymchociaż tyle satysfakcji. Na poważnie, o presji psychicznej po napo-tykaniuśladów niedźwiedzi napisałem szerzej w dalszej części opra-cowania. Co do żelu, posiadane przez nas miotacze, byłystandardowej wielkości, czyli mieściły się  w dłoni. Rozważaliśmyrównież zakup dużego miotacza gazu, wielkością zbliżoną do samo-chodowej gaśnicy. Zrezygnowaliśmy jednak z tego pomysłu głównieze względu na proporcje wagowe.

    Tenisówki

    Były przenoszone w komorze głównej plecaka. Od drugiego dniaw terenie, łatwiej było je jednak troczyć na zewnątrz, a tym samym

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    22/58

    22

    OPIS UŻYTEGO SPRZĘTU

    szybciej dobywać  w razie konieczności brodzenia w wodzie.Należało pamiętać, by poza objęciem i dociśnięciem obu butów

    paskami plecaka, przewiązać je dodatkowo sznurowadłami przeztaśmy plecaka. Buty te, sprawdziły się  także w trakcie jazdypociągiem jako kapcie.

    KIESZENIE ZEWNĘTRZNE PLECAKA(mała i duża, na frontowej ścianie plecaka)

    Improwizowana kuchenka polowawraz z kilkoma kostkami paliwa stałego

    Była to niewielka puszka po konserwie, z wyciętym otworem głównymoraz dodatkowymi otworami na całym obwodzie. Podgrzewałem na

    niej wodę w metalowym kubku, gdy nie było sposobności do paleniaogniska. Paliwem były wówczas kostki Esbitu. Połowa naszej trasypozbawiona była całkowicie drzew, więc taki zestaw okazał się bardzopomocny.

    Wobblery (sztuczne przynęty) (Salmo)

    Zestaw małych, kolorowych rybek z tworzywa, zaopatrzonychw 2 kotwiczki. Odpowiednio prowadzone w wodzie, stają  sięłakomym kąskiem dla większych drapieżników. Nie zabieraliśmyze sobą wędki z kołowrotkiem, za to pojawiła się szansa zabrania

    wyjątkowo dobrych przynęt Salmo. Nasze połowy i szansę  naposiłek, zniweczyły opóźnienia i świadoma decyzja zaniechaniaprób łowienia ryb. Przynęty jednak przydały się i tak... Stanowiływspaniały prezent dla rosyjskich wędkarzy, którzy zaoferowali

    nam przedostatniego dnia przygody pomoc w dotarciu do miasta-widma Sowieckaja i przeprawę przez szeroką rzekę.

    „Rurowy” zestaw wędkarski

    Była to zaślepiona rura PCV długości 20 cm, na której powierzchnienawinąłem żyłkę. Na końcu żyłki znajdowała się  sztuczna rybka,która w położeniu marszowym, schowana była wewnątrz rury.W czasie prób łowienia, wyrzucana przynęta rozciągała za sobążyłkę. Następnie wracała w stronę brzegu, dzięki ponownemu naw-ijaniużyłki na rurę, zupełnie jak przy pomocy kołowrotka. Z pewno-ścią lepszą pracę wobblera w wodzie można uzyskać przy pomocywędziska. Celowo jednak nie chcieliśmy zabierać wędek. Zasięg rzutuprzynęty z takiej rury, jak na improwizowane urządzenie, jest całkiemniezły. Po kilku rzutach i wyczuciu pracy nadgarstka, można cisnąćciężką przynętą na około 30 metrów od brzegu. W naszym przy-padku okazało się  to jednak niewystarczające rozwiązanie. Kilkakrótkich prób połowu, zakończyło się niepowodzeniem. Zupełnie tak

     jak prognozowali Rosjanie, których napotkaliśmy przed wyruszeniemna szlak.

    Pas neoprenowy na nerki

    Dodatek stosowany w fitness, do wytapiania tłuszczyku. Z kieszeniplecaka, dość szybko przeszedł w dużą, wewnętrzną kieszeń kurtki

    i tam pozostał do końca marszu. Pasa używałem do ochrony nerekw trakcie przepraw przez lodowatą wodę. Dodatkowo utrzymywałon na mojej piersi i brzuchu krótki odcinek karimaty, który równieżstanowił dobrą izolację (zarówno w wodzie jak i w marszu).

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    23/58

    23

    OPIS UŻYTEGO SPRZĘTU

    Kamera cyfrowa (Panasonic HX-WA30) + zapasowe baterie

    Efekty jej działania dostępne na moim kanale YouTube (cykl

    podzielony na odcinki „Syberia – Ural Polarny 2013”). Dodatkowychbaterii – sztuk 5. Ich wydajność zgraliśmy z pojemnością dokupionejkarty pamięci, tak by wszystko działało i mogło nakręcić możliwieduży materiał video.

    Statyw do kamery

    Mały, składany, bez regulacji. Kąt nachylenia obiektywu reguluje się  jedynie rozstawem nóg. Dość ciężki przedmiot, który przydał się w trak-cie kilku ujęć. Na przyszłość  trzeba będzie kręcić  terenowe filmiki

     jedynie „z ręki” lub improwizowanego trójnogu. Odbija się to mocnona jakości nagrania, ale kto lubi przeciążać plecak na 200 km marsz...

    KOMORA GŁÓWNA PLECAKA

    Mały worek przeprawowy(nieco większy niż pojemność komory głównej plecaka)

    Worek, zamykany w identyczny sposób jak opisany wcześniejwiększy odpowiednik. Stanowił stałą, wewnętrzną warstwę ochronyodzieży i śpiwora przed wilgocią. Miałem przez to gwarantowanykomfort snu, o ile tylko rano pakowałem wszystko na sucho. Każdejnocy kładłem się spać w suchej, czystej bieliźnie i suchym śpiworze.

    Taki worek może w razie potrzeby świetnie powiększyć ładownośćsystemu nośnego. Wystarczy go wyjąć  i przytroczyć na zewnątrz.Uzyskujemy dodatkową  przestrzeń ładunkową w opróżnionej ko-morze głównej plecaka.

    Plandeka biwakowa w formie 2-osobowego bivi(Deuter Shelter II)

    Pierwszy przedmiot od góry w komorze głównej.Shelter II to fajne urządzenie, które zapewni dwóm rozbitkom dachi ochronę przed wiatrem. Nie jest to namiot, nie można się w nimszczelnie zamknąć i odgrodzić od otoczenia. Należy go oceniać w kate-gorii schronienia awaryjnego. Zaprezentowany został na nagraniu,wykonanym bezpośrednio w tundrze: „Syberia – Ural Polarny 2013odc. 4”, dostępny na YouTube.

    Krótka karimata

    W komorze głównej znalazł  się  także 70 cm odcinek karimaty.Podobnie jak Shelter II, przenoszony był  poza małym workiemprzeprawowym. Złożony na pół, stanowił wyłożenie „pleców” ple-caka. W trakcie snu, izolował moje ciało od podłoża od linii łopatek,do pośladków. Resztę długości ciała izolowałem innymi materiałamii folią  termiczną. Karimata okazała się  także pomocna w marszui w trakcie przepraw wodnych.

    Śpiwór (HiMountain Magellan)

    Śpiwór niewielkich rozmiarów oraz wagi. Wypełniony materiałemPrimaloft - ociepleniem, które gwarantuje podstawowy komfort ter-miczny nawet w przypadku jego przemoczenia. Dobrze sprawdził się

    w trakcie wyprawy, podczas której temperatury w nocy oscylowałynieco powyżej zera i panowała wysoka wilgotność. W trakcie trans-portu w plecaku, skompresowany śpiwór znajdował  się  w workuprzeprawowym.

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    24/58

    24

    OPIS UŻYTEGO SPRZĘTU

    Zapasowa bielizna (Brubeck)

    Była to para bokserek termoaktywnych oraz zapasowa para grubychskarpet termoaktywnych, zawierających w swoim składzie wełnę.Oceniam te elementy garderoby jako bardzo wygodne. W trakcietransportu w plecaku, przenoszona w worku przeprawowym.

    Kalesony i koszulka (Brubeck)

    Termoaktywny komplet z wełną  merynosów w składzie. Bardzo

    wygodna i ciepła bielizna, która w trakcie transportu w plecaku,znajdowała się w worku przeprawowym. Ubierałem ją dopiero na głów-nych (nocnych) postojach i miałem na sobie podczas snu w śpiworze.

    Kurtka ocieplająca(Małachowski)

    Kurtka o nazwie Reverso Climber, również sprawdziła się wyjątkowodobrze. Głównie ze względu na niewielką masę, dobrą zdolność kom-presowania i ogrzewanie ciała wypełnieniem Primaloft.

    Kosmetyczka

    W jej skład wchodził zajmujący niewiele miejsca ręcznik z mikrofi-bry, paczka chustek nawilżanych, szczotka do zębów oraz odcinekpapieru toaletowego. Ręcznik nosiłem luzem w worku przepra-wowym albo w komorze plecaka. Pozostałe elementy w woreczkufoliowym.

    Powyższej listy nie należy traktować jako „jedynie słusznego”sprzętu na jesienną wyprawę za koło podbiegunowe. To nie instruk-cja, a tylko wskazówka i obiektywne podsumowanie tego, co przysobie posiadałem. Zdaję sobie sprawę, że istnieje wiele odpowied-ników poszczególnych elementów, które mogłyby się sprawdzić lepiejw 2-tygodniowym marszu przez Ural. Zdecydowałem się  w pełniświadomie zabrać powyższy zestaw i niczego nie żałuję.

    Gdybym miał dodać tylko jeden, niewymieniony dotychczaselement, byłaby to lornetka lub monookular. Przed wyjazdempoważnie rozważałem zabranie takiego sprzętu ze sobą. Przybliżenie

    8-10 x byłoby bardzo pomocne w obserwacji otwartych przestrzenitundry, w celu zdobycia informacji o szlakach, podłożu, przeszkodachi dostrzeżonych z daleka obiektach.

    Wyjątkowa chwila - krótki kontakt z promieniami Słońca i odpoczynek nad jeziorem

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    25/58

    25

    OPIS UŻYTEGO SPRZĘTU

    2.5. SURVIVALOWIEC BEZ NOŻA,CZYLI PODSUMOWANIE

    Przed wyjazdem z kraju otrzymywałem, wiele zapytań  doty-czących sprzętu. Rozumiem ludzi, którzy pozyskują w ten sposóbinformacje, by poszerzać  swoją  wiedzę  na temat wyposażenia.Dla każdego podróżnika, survivalowca czy turysty, ocena innegoużytkownika może być wartościową wskazówką. Sam stosuję takąpraktykę i nie boję się zadawać pytań.

    Zdziwiło mnie jednak to, jak wielu osobom, nie mieściło się w głowie, że na survivalową wyprawę wybieram się bez ciężkiegonoża. Niektórzy spośród tego grona kwitowali moje przygotowaniakomentarzami, „co to za survival bez noża”, „działasz nieprofesjonal-nie, bo gdzie masz nóż”. Zdaję sobie sprawę, że nóż to atrybut sur-vivalowca, ale powyższe oceny są chybione i oparte o stereotyp sztukiprzetrwania (jak nie ma noża, to nie ma survivalu).

    Sprzęt dobieramy do warunków, w których planujemy działać.Jeżeli natomiast oczekujemy nieoczekiwanego, warto wyposażyć sięuniwersalne narzędzie, z którym będzie nam się dobrze współpracowaćw rozmaitych warunkach.

    Można też  celowo podwyższać  poprzeczkę  survivalowego„treningu” i nie zabierać sprzętu, zmuszając się do improwizowania

    i kreatywności. Dla mnie wszystkie opcje mają sens i niosą wartość.Przy różnych okazjach sięgam do każdej z nich. Kiedyś zdarzyło misię  pojechać  z kolegą  na spływ bez żadnej jednostki pływającej.

    Zrobiliśmy takową sami. Tak powstała łódź, której nadaliśmy nazwę„Bóbr 1”. Wykonaliśmy ją w ciągu kilku godzin z elastycznych gałęzi,

    sznurka i grubej folii budowlanej. Stworzyliśmy szkielet z dnemi burtami oraz szczelnym poszyciem, który jak się okazało, ma dużolepsze właściwości niż klasyczne tratwy (więcej na moim blogu).

    Wracając do tematu noża, decyzja ograniczenia się do scyzo-ryka wielofunkcyjnego, była całkowicie trafna. Trzeba zaznaczyć,że była też w pełni świadoma – czyli oparta o analizę terenu i roślin-ności. Przez 100 km marszu, stanowiących połowę naszej trasy, nienapotkaliśmy żadnego drzewa.

      Powyższe to przykład mojego wyposażenia. Tobie może odpo-wiadać coś zupełnie innego. Nie klasyfikujmy naszych pasji i działań, podług sprzętu, który wyko-rzystujemy w terenie.  Dobierajmy sprzęt zgodnie z własnymi preferencjami i umie-

     jętnościami oraz stosownie do okazji (terenu, pory roku, planudziałania), przyjmując założenie, że priorytetem jest zawszebezpieczeństwo. 

    Prawdziwym ekspertem będzie ten, kto poradzi sobie bez żadnegosprzętu. Pamiętajmy co jest fundamentem „piramidy przetrwania”,a co, jako najmniej istotne, znajduje się na jej szczycie.

    Podsumowując rozdział sprzętowy,

    oto kilka istotnych kwestii:

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    26/58

    26

    PRZEPRAWY WODNE

    Rozdział 3.

    Przeprawy wodne

    3.1. PRZEKRACZANIE STRUMIENI

    N

    asza wyprawa odbyła się w pierwszej połowie września. Koniec

    lata w tych rejonach, to okres relatywnie suchy. Grunt nie jestprzesiąknięty wodą  tak mocno, jak po wiosennych roztopach.Przechodziliśmy jednak przez niezliczone przeszkody wodne.Na szczęście, w większości przypadków były to jedynie płytkie stru-mienie. Do każdej tego typu przeszkody, niezależnie od jej rozmi-arów, staraliśmy się podejść indywidualnie. Sztuką było nie wywinąćorła na śliskich kamieniach, a w przypadku głębokich rzek, odpowied-nio przygotować się do ich forsowania.

    Ciekawostką były dla nas wyschnięte strumienie. Stanowiły onenie przeszkodę, lecz ułatwienie. Czasami trafialiśmy na takie „chodniki”,usypane z idealnie czystych kamieni różnej wielkości. Jeżeli koryto byłozorientowane na osi naszego marszu, z wielką chęcią wykorzystywaliśmynadarzającą się okazję. Oszczędzaliśmy sobie dzięki temu mozolnegoprzebijania się przez spowalniające ruch zarośla.

    Najczęstszym rodzajem przeszkód wodnych, były kilku i kilku-nastometrowe cieki o niewielkiej głębokości. Trudność w ich przy-padku polegała na tym, by przejść suchą stopą po wystających niecoponad wodę śliskich kamieniach. W opcji było ubranie tenisóweki przejście metodą  brodzenia, zanurzając się  do połowy łydki.Oczywiście żaden z nas nie chciał „cudować” i przebierać się na tekilka kroków... Strumienie przekraczaliśmy zatem z marszu, bez

    Naturalna „autostrada” w jednej z dolin Uralu. Wyschnięty dopływ głównejrzeki (Chadaty) pozwalał rozwinąć większą prędkość marszu. Niestety,

    odcinki równoległe do osi naszego marszu nie zdarzały się zbyt często

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    27/58

    27

    PRZEPRAWY WODNE

    żadnych przygotowań  sprzętowych. Było to pewne ryzyko, którewyjątkowo łatwo zlekceważyć, jednak musieliśmy nadganiać stra-

    cony czas. Po odrobieniu strat i opuszczeniu spowalniającego nasterenu, prawdę  mówiąc i tak nie chciało nam się  przebierać  przykażdej rzeczce. Na szczęście, wszystkie przejścia po mokrychkamieniach wykonaliśmy bez upadku. Chcąc być nadgorliwym w za-kresie bezpieczeństwa, powinniśmy za każdym razem minimalizowaćilość „akrobacji” na śliskich okrąglakach. W praktyce jest to jednaknie realne. Dobrym rozwiązaniem byłyby wysokie kalosze, ale niechcieliśmy zabierać  ze sobą  specjalistycznego obuwia. Pomocneokazywały się kije, które tak jak kijki narciarskie, pozwalały lepiejbalansować  ciałem i zachować  równowagę. Czasami jednak ich

    końcówki blokowały się w kamienistym podłożu, co „zatrzymywało”nas w pół kroku.Większe rzeki, w których nie sposób było znaleźć  suchą

    „ścieżkę”, musieliśmy pokonywać przygotowani do brodzenia. Zwyklezanurzenie sięgało do połowy uda. Przed wejściem do wody,zdejmowaliśmy spodnie i kalesony oraz zmienialiśmy buty. W ruchszły niesione na plecakach tenisówki. Oszczędzały nam stąpania bosopo wyjątkowo śliskim, nierównym, kamienistym dnie. Na ich doty-chczasowe miejsce, czyli na górne części plecaków, trafiały zdjętez nóg ubrania. Podpierając się  wspomnianymi wcześniej kijami,przechodziliśmy przez taką  wodę  krokiem dostawnym, zwrócenitwarzą w górę nurtu, bez zbędnego pośpiechu.

    Rzeką tego typu, był pierwszy napotkany dopływ Chadaty,który spływa z południowych stoków doliny. Problemem okazało się

     jednak nie samo przeprawienie na drugi brzeg, ale w ogóle podejściedo wody. Rzeka płynęła w głębokim wąwozie, który z naszej strony

    miał  kilkumetrowe, pionowe ściany. Schodzenie po nich i ryzy-kowanie upadkiem, byłoby największym idiotyzmem, jaki mo-glibyśmy wówczas uczynić. Takie akcje wyglądają dobrze jedynie wtelewizji. Na szczęście, dość szybko odnaleźliśmy dogodne zejściei mogliśmy ruszać przez wodę. Planowanie trasy marszu przez rejongórski na mapach małoskalowych, zawsze wiąże się  z ryzykiemnapotkania tego typu niespodzianek.

    3.2. PRZEKRACZANIE BRODÓW

    Niektóre z wielkich rzek, jak na przykład Usa, udało nam siępokonać  przechodząc przez brody. Nasze mapy wskazywałymiejsca, gdzie rzeki rozlewają  się  szerokim i niezbyt głębokimnurtem. Bród (oznaczony na mapach literami „br”), był także punk-tem, w którym wprost do rzeki schodzi szlak. Niektóre z oznaczeńwskazywały także rodzaj dna w miejscu przeprawy. Zwykle było onopiaszczyste lub kamieniste.

    Samo przekroczenie płycizny odbywało się praktycznie taksamo, jak przez opisane wyżej mniejsze rzeki i strumienie. Przygo-towani do brodzenia, do głębokości pół uda, ruszaliśmy w wodę. Je-dyna różnica polegała na tym, że bród pokonuje się czasami przezkilkanaście minut, ze względu na odległość  do drugiego brzegu.Sprawą  oczywistą  jest to, że działając na wysokości koła pod-

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    28/58

    28

    PRZEPRAWY WODNE

    biegunowego, mieliśmy kontakt z wodą, która miała jedynie kilkastopni powyżej zera. Wejście do niej może być szokiem, a dłuższeprzebywanie kończy się zwykle potwornym bólem stawów i kości.Można wówczas odnieść wrażenie, jak gdyby w ciało wbite zostaływielkie igły.

    Wspomniane szlaki, schodzące do rzek, stanowiły pasrozjeżdżonego przez pojazdy gąsienicowe błota, bez charakterysty-

    cznych dla tundry skarłowaciałych krzaczków. Głębokość ich koleinsięgała często kolan. W pewnym sensie mogły one stanowić

    przeszkodę  wodną. Po zachodniej stronie Uralu trafialiśmy narównoległe rowy pełne wody, które jak wynikało z mapy, były takimwłaśnie szlakiem gąsienicowych wszędołazów.

    3.3. PRZEKRACZANIE DUŻYCH RZEK

    Zpunktu widzenia bezpieczeństwa pokonywania przeszkód wod-nych, krytycznym momentem była dla nas przeprawa przez rzekęSzuć ja (zapis fonetyczny, zgodny z wymową miejscowych). Miało to

    miejsce w trakcie pierwszego etapu podróży, czyli przedzierania sięprzez lasotundrę na wschód od Uralu.Procedura pokonania dużej rzeki zakładała w pierwszej

    kolejności jej rozpoznanie w obu kierunkach. Miało to na celupotwierdzenia doboru najdogodniejszego miejsca. Wstępny wybórlokalizacji, dokonany był jeszcze przed wyjazdem z kraju, na etapieanalizy map topograficznych i planowania marszruty. Łatwo powie-dzieć, trudniej jednak wykonać, szczególnie jeżeli na tego typu rze-telne rozpoznanie, trzeba by poświęcić cały dzień...

    Dotarliśmy szczęśliwie do odcinka rzeki, który wyglądał od

    samego począ

    tku dość

     obiecują

    co. Z wysokiej skarpy schodzą

    cejwprost do rzeki, mogliśmy się dobrze rozejrzeć. W południowo-zacho-dnim kierunku, tuż za wyspą, rzeka wydawała się być nieco węż-sza i dostrzec można było wielką  piaszczystą  łachę. Po dojściu

    Szlak wykorzystywany przez pojazdy gąsienicowe oraz przez pasterzyreniferów. Przykład drogi o wyjątkowo dobrym standardzie i drożności

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    29/58

    29

    PRZEPRAWY WODNE

    na miejsce, okazała się ona jednak płaską strefą zalewową, leżącąbezpośrednio w korycie rzeki. Z pewnością  po wiosennych roz-

    topach, obszar ten znajduje się pod wodą. Był on pokryty drobnympiaskiem, zbitym na tyle mocno, że trudno było nawet pozostawićw nim ślad podeszwy buta. Miejsce to widoczne jest na zdjęciuobok.

    Do najbliższych przybrzeżnych zarośli (na naszym brzegu)mieliśmy dobre 100 m otwartej przestrzeni. Sama rzeka wydawałasię jednak być w tym w miejscu najwęższa. Po przeprawie, pod koniecdnia, oceniliśmy ją na ponad 30 rozpiętości moich ramion, mierząc nawszystkich naszych linkach, związanych ze sobą. W pomiarzeprostopadłym wychodzi między 50, a 60 m pasa wody. Dla osoby po-konującej rzekę wpław, dystans ten jednak wydłużają się, ze względu

    na znoszącą siłę nurtu.Za rzeką, wznosił się  stromy brzeg, z osuwającą się ziemią 

    i rozpadlinami. Ukształtowanie koryta wskazywało, że początkowow wodzie będzie płytko, następnie można spodziewać się głębi. Jakczytaliśmy z mapy topograficznej, rzeka przecinała na tym odcinkuniewiele poziomnic, które były od siebie mocno oddalone. Mimo to,woda płynęła dość szybko. Na jej powierzchni nie było widać żadnychzaburzeń, bystrzyn czy „pofałdowań”. Można było przyjąć, że jeżeliw wodzie są jakieś przeszkody (kamienie, korzenie, czasami nawetwidzieliśmy całe powalone drzewa), to znajdują się one dużo głębiej.

    Wiedzieliśmy,że przez taką rzekę na pewno trzeba będzie przepłynąći że z całą pewnością utracimy grunt pod stopami. Zdecydowaliśmy,że nie będziemy rozpoznawać potencjalnej przeprawy w wyższym

    odcinku Szuć ja iże przeprawimy się w punkcie do którego dotarliśmy.Nie bez znaczenia pozostał fakt, że znajdująca się powyżej nas wyspa,była otoczona wodą tylko z jednej strony. Nie istniał zatem problemprzyspieszonego nurtu, z łączących się dwóch odnóg rzeki.

    Określiliśmy, że ruszę  jako pierwszy. Przygotowałem swójsprzęt i ubiór do forsowania wody.

    Wszystko co miało pozostać suche, trafiło do wielkiego wora

    przeprawowego. W worku było na tyle dużo miejsca, że nawet gdy-bym miał dwa razy większy plecak i tak zdołałby wszystko schowaćdo środka.

    Szukanie przeprawy na rzece Szuć ja. Stromy brzeg w lewej częścizdjęcia to punkt, w którym wyszliśmy z lasu i oceniliśmy przeszkodę

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    30/58

    30

    PRZEPRAWY WODNE

    NA STOPYdwóch długich pasów, uciętych z cienkiego arkusza pianki przezna-czonej do układania pod panele podłogowe. Ubierałem je mniejwięcej tak, jak zakłada się onuce,skarpet wełnianych, głównie do utrzymywania pasów z pianki i ogrze-wania stóp mimo przemoczenia, zwykłych, sznurowanych tenisówek.Czy mógł  być  to lepszy sprzęt, dedykowany zimnym kąpielom?Na pewno; choćby specjalistyczne skarpety neoprenowe. Nam cho-dziło jednak o użycie możliwie wielu improwizowanych patentów,

    które dodatkowo będą  lekkie i tanie. Użyty zestaw sprawdził s ię.Niezależnie od głębokości forsowanej wody, stopy zawsze są zanur-zone, a opisane rozwiązanie minimalizuje ich wychłodzenie.

    NA CIAŁO

    bokserki termoaktywne, w których dotychczas maszerowałem.Przy okazji znalazła się sposobność, by je nieco odświeżyć. owinięta częściowo wokół korpusu krótka (ok. 70 cm) karimata.Pełnowymiarowa byłaby lepsza ale i ten element zminimalizowaliśmyprzed wyjazdem. Gdy się nią owinąłem, stworzyła ochronną warstwęizolującą korpus z przodu i z boków, poza plecami. na ciało ubrałem koszulkę termoaktywną z krótkim rękawem. Niewiem na ile zadziałała w zakresie ochrony przed wychłodzeniem, ale

     jakoś raźniej mi było... Dodatkowo została ona odświeżona i przepłukana.Miejsce naszej przeprawy wpław przez rzekę Szuć ja

    Mój ubiór do przepraw składał się z następujących elementów:

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    31/58

    31

    PRZEPRAWY WODNE

    brzuch owinąłem pasem neoprenowym, zapinanym na rzep. Ma onokoło 20 cm szerokości, a jego długość pozwala na pełen oplot wokółciała. Minimalizowałem w ten sposób wychłodzenie nerek, a takżedocisnąłem przyłożoną do korpusu karimatę. Nie było zatem ryzyka,że mimo intensywnych ruchów i przemieszania się w wodzie, stracęw nurcie ten przydatny element wyposażenia.

    NA GŁOWĘ

    polarowa, głęboka czapka, która dobrze chroniła całą głowę.

    W takim zestawie było mi wygodnie i relatywnie „ciepło". Każdy zabieg,który można wykonać w celu minimalizowania wychłodzenia w wodzie

     jest wart zachodu, a dodatkowo pokrzepia psychicznie.Wszedłem do wody. Lodowata to mało powiedziane! W koś-

    ciach i stawach zacząłem czuć ból. Wiedziałem, że zawahanie się w tejsytuacji tylko pogorszy sprawę. Parłem zatem naprzód bez zbędnychceregieli. Położyłem na wodzie pakunek z zabezpieczonym przedwilgocią  wyposażeniem. Gdy czułem, że przekraczam magicznągłębokość zanurzenia krocza, położyłem się na tym improwizowanympływaku, przykładając do niego korpus. Jedną ręką trzymałem kijemarszowe (związane razem by nie zgubić), a dodatkowo także linkę,która uwiązana była do worka. W razie utraty równowagi i osunięciasię do wody, nurt nie powinien był go porwać. Wyjątkowo dziwna byłaświadomość, że chwila nieuwagi mogłaby pozbawić  mnie całegosprzętu. Pozostałbym wówczas za kołem podbiegunowym w teni-sówkach, bieliźnie i czapce. Zwiększającym szansę przetrwania byłbyzawieszony na szyi nóż neck z przypiętym do pochewki krzesiwemoraz dodana na ciało krótka karimata...

    Unoszący się na wodzie wór ze sprzętem obejmowałem mocnocałym ramieniem, starając się leżeć na nim i oszczędzić plecom oraz

    barkom niepotrzebnej kąpieli. Zacząłem maksymalnie szybko praco-wać nogami, jak w stylu żabki. Wolną, lewą ręką zagarniałem ener-gicznie wodę  pod „pływak”. Starałem się  skupić  na pokonywaniuprzeszkody z twarzą  zwróconą  przez cały czas do przeciwległegobrzegu. Ważnym było utrzymanie worka (jego dłuższą  krawędzią)równolegle do nurtu, by stanowił możliwie małą „dryfkotwę". Dziękitemu minimalizowałem powierzchnię, na którą mogła napierać rzeka.Przeprawa na worku ustawionym prostopadle do nurtu, powodowałabysilniejsze znoszenie i wydłużanie pobytu w lodowatej wodzie.

    Ostatnie metry rzeki pokonałem prawie bez tchu. Po wyjściuz wody wspiąłem się na stromy brzeg. Było to dość karkołomne zewzględu na odrętwienie kończyn, głębokie na metr rozpadliny i cię-żar taszczonego wyposażenia. Zauważyłem, że moja skóra jest czer-wona, jakbym przed chwilą  wyszedł  nie z "lodu," ale z wrzątku.Możliwie szybko wyjąłem ręcznik i ciepłe ubrania, które wcześniejzapakowałem tak, by były na wierzchu sterty sprzętu. Czułemradość, że rzeczy te pozostały suche, mimo że wlot worka znajdowałsię w trakcie przeprawy pod wodą.

    Zgodnie z procedurą, pozostałem w tenisówkach oraz mo-krych majtach. Powyżej pasa natomiast ubrałem koszulkę termo-aktywną  z wełną merynosów oraz kurtkę z Primaloftem. Na głowieoczywiście czapka. W naszym zamyśle, mokre ubranie od pasa w dółmiało umożliwić  lepszą  asekurację  drugiego przeprawiającego się.Mogłem dzięki temu w razie potrzeby wejść kilka kroków do wody.

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    32/58

    32

    PRZEPRAWY WODNE

    Mimo, że przy brzegu znajdowała się  głębia i tego typu manewrraczej nie byłby możliwy, pozostawiłem sobie opcję zanurzenia siędo pasa i nie nałożyłem na siebie większej ilości ubrań. Dobyłemrzutkę  wykonaną  z kilkunastometrowego paracordu oraz butelkiczęściowo napełnionej wodą. Jeżeli kumplowi zabraknie kilkumetrów, postaram się przerzucić nad nim butelką w takich sposób,by napłyną bez wysiłku na przywiązaną do niej linkę. Ewentualneużycie rzutki, musiało w tych warunkach nastąpić z brzegu. ZanimMichał wszedł do wody, ułożyłem swoje szpargały w jednym miejscu,wysoko ponad rozpadlinami. Okryłem wszystko kurtką  przeciw-deszczową i oznaczyłem żółtą kamizelką odblaskową, rozwieszonąwysoko na drzewie. Popatrzyłem też w prawo, czyli w dół rzeki, byocenić brzeg i zarośla. Wybrałem "ścieżkę", którą w razie czego będę

    mógł się przemieszczać, gdyby nurt zbyt mocno zniósł mojego kolegę.Drugi z naszego zespołu ruszył do wody. Michał nie dyspo-

    nował pasem neoprenowym i nie ubrał na ciało koszulki. Nie miałzatem na sobie żadnej warstwy chroniącej choć  odrobinę  przedwychłodzeniem i dociskającej karimatę do piersi. Myślę, że była toistotna różnica, która przyspieszała jego wychłodzenie. Będąc w po-łowie szerokości rzeki, niestety obróciło go na tyle niefortunnie,że znalazł się twarzą w kierunku jej dolnego biegu. Widać było jaknatychmiast przyspieszył w wodzie, poprzez fakt obrócenia się z za-nurzonym dużym workiem przeprawowym. Jego dłuższy bok zaczął

    przejmować większy napór wody. Mijały kolejne, bezcenne w takiejsytuacji sekundy, a Michała niosło coraz mocniej w dół  rzeki.Wcześniejsze próby z rzutką  podpowiadały mi, że nie jest jeszcze

    w zasięgu mojej asekuracji. Już po chwili krzyczałem do niego, byzawracał  na stary brzeg. Jak się  okazało, także w wodzie możnaprzeżyć  dezorientację. Pływającemu ciężko było określić w którąstronę ma bliżej, czy na stary czy też na nowy brzeg... Po chwili widziałem

     jak powoli wychodzi z wody i zaczyna dobywać  ubrania z worka.Każda sekunda bez ciepłej i suchej warstwy grzewczej oznaczała dlaniego galopujące wychłodzenie organizmu. Z drugiego brzegudochodzą  mnie przekleństwa i rozgoryczenie. To chyba dobra,"zdrowa" reakcja. Nie stało się jednak nic złego. Lepiej było zawrócić,niż dalej spływać lodowatą rzeką, na darmo walczyć z nurtem i próbo-wać obrócić się wraz z dryfującym workiem. Sytuacja, mimo że naszaskoczyła, nie wymknęła nam się z rąk. Po chwili obaj ubieraliśmysię w ciepłe ubrania. Potrzebowaliśmy trochę czasu, by się rozgrzać

    i wrócić do formy.

    Deszcz w jednej z dolin Uralu

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    33/58

    33

    PRZEPRAWY WODNE

    Po ponad godzinie, Michał daje znać, że jest gotowy do kole- jnej próby. Zdaje się, że nam obu nie dawała spokoju myśl o kilome-trach, które założyliśmy sobie pokonać  tego dnia. Tkwiliśmynatomiast od dłuższego czasu w tym samym miejscu. Po wcześniej-szych doświadczeniach i nie do końca zregenerowanym jak się oka-zało organizmie, druga próba pokonania rzeki również kończy sięfiaskiem. Ponownie trzeba było zawracać  na stary brzeg. Jestempewien, że skoro Michał po wejściu do wody ocenił sytuację i stwier-dził, że należy zawrócić, postąpił  słusznie. Sztuką  jest nie dać  sięponieść emocjom i nie przekroczyć  granicy, za którą nie można jużprzewidzieć reakcji własnego organizmu. Możliwe,że czas na ogrzaniesię po pierwszej nieudanej próbie pokonania lodowanej rzeki, był poprostu zbyt krótki. Trzeba pamiętać, że była to dla nas szczególnie

    ryzykowna operacja, w której nie mogliśmy sobie pozwolić na błąd.Woleliśmy tracić czas, niż rezygnować z minimum bezpieczeństwa.

    Mija kolejna godzina. Stoję na jednym brzegu, mój kumpelna drugim. Patrzymy na siebie i nie za bardzo wiemy co powiedzieć.Mam wrażenie, że dzieli nas nie rzeka, ale przepaść i że sytuacjawygląda jakoś tak... beznadziejnie? Zaczyna się kombinowanie, go-nitwa myśli co zrobić, przychodzą dziwne pomysły, a my zaczynamyliczyć się z opcją nocowania oddzielnie, na dwóch brzegach rzeki...Bez sensu! Na szczęście dotarł  do nas przebłysk survivalowegomyślenia; "dajmy sobie więcej czasuby ochłonąć, odpocząć, porządnie

    się ogrzać i za chwilę ponownie, na chłodno, ocenimy sytuację". Mijazatem kolejna godzina. Dochodzimy do wniosku, że jedyną szansąbędzie użycie liny na całej szerokości rzeki. Michał był w wodzie po

    prostu zbyt długo i brakowało mu sił na samodzielną walkę z nurtemi temperaturą.

    Przed wyjazdem z kraju, zbieraliśmy informacje na tematpokonywania szerokich rzek. Dochodziły do nas sprzeczne informa-cje od doświadczonych, obytych z tematyką wody i survivalu ludzi.Jedni mówili; "rzekę należy forsować tylko przy użyciu liny, wzajem-nie się asekurując". Inni natomiast stali na stanowisku, że tak szerokierzeki, należy pokonywać "tylko swobodnie wpław, bo w tych warun-kach lina będzie większym zagrożeniem niż pomocą". Ostatecznieprzemówiły do mnie argumenty tych drugich. Już  na starcie,odrzuciliśmy wariant asekuracji liną...

    „Lina", to zresztą zbyt mocne słowo. Nie mogliśmy przecieżzabrać ze sobą takiego sprzętu. Tamtejsze największe rzeki miały

    średnio po około 70 m szerokości. My natomiast musieliśmyminimalizować przenoszone wyposażenie i nie było opcji zapakowa-nia 100 m liny. Zapewne w przypadku działania grupowego,zdecydowalibyśmy się na ten wariant.

    Dla niezorientowanych w temacie zaznaczę, że ewentualneużycie liny, nie polegałoby na jej rozwieszeniu i naciągnięciu ponadwodą. Prawie we wszystkich naszych przeprawach, na brzegach niebyło żadnych stanowisk (np. drzew), do których można by wiązać linę i tworzyć „most”. Asekuracja polegałaby na utrzymywaniu „na uwięzi”pierwszego forsującego rzekę. Po dotarciu na drugą stronę, blokowałby

    on linę „z ciała”, a kolejne osoby (w przypadku grupy), pokonywały byprzeszkodę wpław przy jej pomocy. Ostatni członek zespołu, związanylub przypięty do końca liny, zostałbyściągnięty na drugą stronę.

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    34/58

    34

    PRZEPRAWY WODNE

    Dlaczego jednak taka technika, szczególnie dla pierwszegoforsującego, mogłaby okazać się niebezpieczna? Nawet cienki sznurzanurzony w rzece na długim odcinku, tworzy wielką pętlę, na którejpowierzchnię  napiera ogromna ilość  wody. Pewnym jest, że nurt

    wciągnie taki materiał pod powierzchnię. Asekuracja mogłaby zatemutrudnić  lub nawet uniemożliwić  pokonanie rzeki, ze względu namożliwość zaplątania liny o podwodne przeszkody.

    Idea minimalizowania sprzętu na wyprawę teraz odbija namsię „czkawką”. Przez nią, odrzuciliśmy opcję zabrania (oferowanegoprzez jednego z kumpli) 100 metrowego odcinka paracordu.Przydałby się... Kolejne pytanie; jak rozwinąć  improwizowaną linęprzez blisko 60 metrową rzekę, skoro ja stałem po jednej, a mój kom-pan po drugiej stronie przeszkody?

    Michał krzycząc z drugiego brzegu, podpowiada mi genialnypomysł. Spróbować wykorzystać nasz „katamaran”. Miał on posłużyćdo rozciągania 20-30 metrowego paracordu z przyponami nad rzeką,by łowić  ryby na muchę. Zaczynam spławiać  drewniany pływak,który działa w wodzie pod naporem nurtu jak latawiec na wietrzei daje się  prowadzić  (opis tego „pływadła” znajduje się  na liściesprzętu w rozdziale 2.). Na szczęście kilka dni wcześniej Michał

    odstąpił mi swój najdłuższy odcinek paracordu, więc jest szansa nadobry zasięg. Niestety, wykonana przeze mnie konstrukcja pływakaokazuje się zbyt mała. Po pokonaniu 1/3 szerokości rzeki, mimo kilkuprób, katamaran idzie dziobem pod wodę. Ma zbyt małą wyporność,a musi dźwigać ciężar coraz dłuższego odcinka linki. Uświadamiamysobie, że nie rozciągniemy paracodru bez moczenia się w rzece...

    Mając wciąż na uwadze argumenty przeciw użyciu liny, a przedewszystkim ryzyko zaplątania o podwodne przeszkody, zaczynamymimo wszystko kombinować z układaniem takiego właśnie planu. Niemamy wyboru, jeżeli chcemy tego dnia pokonać  Szuć ja. Ponownie

    przemyśleliśmy wszystkie za i przeciw. W stresie i natłoku pomysłówniestety zabrakło nam wizji dowiązania do linki pływaków, któreunosiłyby ją na powierzchni, minimalizując ryzyko plątania pod wodą.

    Próba „katamaranu” na Łynie, przed wyjazdemz kraju. Pływak na uwięzi, pod naporem

    nurtu „stoi” w miejscu. Luzując w dłoni linkę,oddala się w stronę przeciwległego brzegu

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    35/58

    35

    PRZEPRAWY WODNE

    Na tyle, na ile pozwalała przejrzystość wody, nie dostrzegłempod jej powierzchnią  żadnych przeszkód. Przygotowałem się  dopowrotu na stary brzeg. Czułem, że ponowne wejście do wody, niebędzie dla mojego organizmu zbyt dużym wyzwaniem. "W końcu zapierwszym razem przeciąłem wodę  jak motorek, teraz zrobię  tosamo. Mam dobry ubiór przeprawowy i jestem do lat obyty z zimnąwodą” - utwierdzałem się w takim przekonaniu.

    Związałem nasz cały paracord, wykorzystując nawet najkrót-sze odcinki. Łączna długość  improwizowanej liny wynosiła ponad32 maksymalne rozpiętości moich ramion. Starczyło praktycznie nastyk, by połączyć oba brzegi. Jeden koniec przywiązałem do najmoc-niejsze gałęzi krzewu wyrastającego tuż  przy wodzie, drugizakończyłem kluczką. Całą linkę ułożyłem w taki sposób, by o nic nie

    zahaczyła i aby się nie splątała. Trzeba było w tym celu oczyścić z ga-łęzi krótki odcinek brzegu. Poza zestawem przeprawowym, ubrałemtakże pasek od spodni, na który zaczepi łem plastikowy karabineki wpiąłem do niego pętlę wykonaną na końcu linki. Na drugi brzegzabrałem ze sobą  worek przeprawowy. By zminimalizować  opórwody na worku w trakcie przeprawy, schowałem w nim jedynieręcznik, ciepłą  bieliznę, kurtkę  ocieplającą, śpiwór, nasze dwu-osobowe "foliowe" bivi. Do kieszeni kurtki schowałem kilka survival-owych drobiazgów. Resztę rzeczy pozostawiłem zabezpieczone nanowym brzegu (w plecaku, pod kurtką, oznaczone panelem). Trudna

    decyzja, by rozstać się z większością sprzętu, ale jedyna słuszna, byszybko pokonać rzekę... Przedmioty w worku podzieliłem na dwieczęści. Między nimi, worek był zwinięty jak opakowanie cukierka.

    Powstały dzięki temu dwa "pływaki" z cienkim łączeniem po środku.Pływaki trafiły pod pachy, a zrolowane łączenie znalazło się  nawysokości mojego mostka.

    Warto podkreślić, że przyjąłem podwójne zabezpieczenie naokoliczność  czarnego scenariusza, jakim było zablokowanie linkiw trakcie forsowania przeszkody. Po pierwsze, mogłem odpiąć pętlęz przypiętego do mojego pasa karabinka. Gdyby z jakiegoś powoduokazało się to niemożliwe, wówczas odpiął bym i porzucił cały pas.Zapinany na plastikową  klamrę, nie wymagał  wielu manipulacji,by się od niego uwolnić. Tak przygotowany ruszyłem w wodę.Starając się rozwinąć maksymalną prędkość, dotarłem na stary brzeg.Wysiłek był większy niż się spodziewałem. Należy pamiętać, że byłto nasz 3 dzień w terenie, a zarazem 2 dzień w tundrze, z wyjątkowo

    skromnymi racjami żywnościowymi.Po wyjściu z wody Michał  pomógł  mi się  osuszyć  i szybko

    ubrać. Potrzebowaliśmy czasu by móc się  zregenerować  i ogrzać.W tym celu trzeba było najpierw zabezpieczyć rozciągniętą w poprzekrzeki linkę. Postawiliśmy pionowo na skraju wody kij marszowyMichała, na jego szczycie wylądowała wyblinka. Pozostały wolny od-cinek paracodru przywiązaliśmy do zagrzebanego w przybrzeżnympiasku zwalonego pnia (właśnie takich przeszkód obawiałem się w wodzie). Dzięki zaimprowizowaniu „masztu” z odciągiem, linkaznajdowała się rozwieszona tuż ponad powierzchnią. Bez tego, zanurz-

    ona, tworzyła wielką pętlę, na którą bardzo mocno napierała woda.Po niezbędnych pracach na brzegu, szybko pobiegliśmy do

    oddalonego o 100 metrów skraju koryta rzeki. Tam, w rzadkich

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    36/58

    36

    PRZEPRAWY WODNE

    zaroślach, rozłożyliśmy legowiska, weszliśmy do śpiworów i wypi-liśmy gorącą  herbatę  gotowaną  na kostkach Esbitu. Zapadliśmyw godzinny letarg. Mimo, że nie podejmowaliśmy żadnych rozmów,towarzyszyło nam dziwne, bliżej nieopisane uczucie i niepokój.Leżeliśmy czekając na to, aby rozgrzać się i móc ponownie sforso-wać rzekę. Miałem w międzyczasie dziwny sen – chodziłem po prze-ciwległym, stromym brzegu, który ciągle usuwał  mi spod nóg...To chyba stres, który dawał się nam we znaki.

    Po ponad godzinie, zebraliśmy nasze graty i ruszyliśmy w stro-nę rzeki. W bólach ubraliśmy mokry, lodowaty zestaw przeprawowy.Ruszyłem pierwszy na drugi brzeg. Tym razem miałem do "pomocy"linkę, z jednej strony utrzymywaną  w rękach Michała, a z drugiejprzywiązaną  do elastycznego krzaka. Jej wykorzystanie było dla

    mnie gorsze i trudniejsze niż pierwsza przeprawa wpław, mimo żetym razem płynąłem bez kompletu wyposażenia. Całe ręce i barkioraz szyja szły po wodę z każdym kolejnym chwytem i przesuwaniemdłoni po cienkim paracordzie. Zanurzałem się przez to coraz mocnieji ledwo łapałem powietrze, mając nos tuż nad powierzchnią. Już pokrótkiej chwili ciężko było wykonywać jakąkolwiek pracę dłońmi za-nurzonym w lodowanej wodzie.

    Dotarłem na stromy brzeg. Początkowo miałem wrażenie,że nie czuję  zimna. Starałem się  mimo wszystko możliwie szybkoosuszyć i przebrać. Gdy po chwili odtajałem, uzgodniliśmy z Michałem

    komendę "daj luzu", by w razie potrzeby miał on szansę wykonaniamanewru w wodzie. Przystąpiliśmy do przeprawiania drugiegoczłonka naszego zespołu. Michał związał się węzłem ratowniczym

    Koniec przerwy na ogrzanie po nieudanejprzeprawie. Zaraz ponownie ruszamy do wody

  • 8/17/2019 Survival Na Syberii

    37/58

    37

    PRZEPRAWY WODNE

    i ruszył  do rzeki z wyposażeniem schowanym do swojego woraprzeprawowego. Był on jednak przepakowany a przez to nieszczelny,w efekcie czego jego aparat kompletnie zamókł. Ja natomiast niewykazałem się  wówczas sprytem – ruszyłem przecież  chwilęwcześniej przez rzekę ze swoim, prawie pustym workiem. Mogłemcoś przejąć od kumpla i tak ułatwić mu drogę na drugi brzeg. Żadenz nas o tym jednak nie pomyślał.

    Zaparłem się między rozpadlinami i zacząłem ściągać linkąnadpływającego w moją stronę kolegę. Poszło gładko. Po chwili stałtuż obok mnie. Widać było jak mocno jest wychłodzony. Pozostałonam dogrzać się, ogarnąć wszystkie rzeczy i znaleźć możliwie szybkomiejsce na obóz. Na pokonanie w linii prostej dystansu 5 km (liczącod ostatniego punktu noclegu) oraz na przeprawę przez rzekę Szuć ja,

    zszedł nam cały dzień...

    3.4. PODSUMOWANIE

    Podsumowując kwestie sprzętowe, związane z naszą najdłuższąprzeprawą  myślę, że szybko wypinający się  pas wraz z