Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

24

description

Kiedy w czerwcu rozpoczyna się trzecia wojna światowa, Warszawa pustoszeje. Ludzie uciekają z miasta lub chronią się pod ziemią przez zabójczym skażeniem. Emerytowany kapitan wojsk lądowych organizuje społeczność w najstarszej części metra. Przez lata rośnie w siłę i stara się pilnować swoich spraw, lecz kiedy emisariusze religijnej diaspory ze śródmieścia przychodzą prosząc o pomoc w walce z zagrażającym całej kolei podziemnej tyranem, postanawia ruszyć się ze swojej Twierdzy. Na wschodzie drugiej linii dzieją się złe rzeczy. Imperator spod Wisły wyciąga ręce po resztę tuneli, a ręce te spływają krwią. Nadchodzi wielka wojna, w której wezmą udział wszystkie społeczności warszawskiego metra. Walka toczyć się będzie zarówno pod ziemią jak i na powierzchni. I nikt nie pozostanie niewinny.

Transcript of Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

Page 1: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment
Page 2: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment
Page 3: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

Ilustracje robert adler

lublIN 2015

OpOwieści z pOstapOkaliptycznej aglOmeracji

Page 4: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

Seria Fabryczna Zona:Michał Gołkowski – Ołowiany świt

Michał Gołkowski – Drugi Brzeg

Michał Gołkowski – Droga donikąd

Michał Gołkowski – Sztywny

Wiktor Noczkin – Ślepa plama

Wiktor Noczkin – Czerep mutanta

Wiktor Noczkin – Wektor zagrożenia

Bartek Biedrzycki – Kompleks 7215

Bartek Biedrzycki – Stacja Nowy Świat

Andriej Lewicki – Łowca z Lasu

Page 5: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

6 Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony. 7 Zapytali Go: Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie? 8 Jezus odpowiedział: Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: „Ja jestem” oraz: „Nadszedł czas”. Nie chodźcie za nimi! 9 I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec. 10 Wtedy mówił do nich: Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Łk 21,6-10

Page 6: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

Kochamy Was, na życie naszych przysięgamy dzieci O ile nie będziecie grzeszyć, do nieba pójdziecie Jak Pan Pancerny dobro czynił, a Ty też zapamiętaj Posłuszny masz być zawsze, nie tylko od święta

Kult „Pan Pancerny”

Page 7: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

Imperium

Kapral Nowicki Czerwiec roku Zagłady

T rzy – powiedział i wypalił pojedynczym strzałem do znajdującego się kilka me-

trów od niego mężczyzny. Rów-nocześnie z  hukiem wystrzału rozległy się wrzaski przerażenia, a stłoczeni dotąd ludzie cofnęli

się i przypadli do podłogi, gdy spryskał ich deszcz krwi. Martwe ciało głucho rąbnęło o kamienną posadzkę sta-cji Dworzec Wileński. – Cisza, kurwa, a jak ktoś jeszcze fiknie, to skończy tak samo! – wrzasnął starszy kapral Nowicki, strzelając w sufit. Brzęknął rykoszet, posypał się w dół drobny pył. – Ostrzegałem go, sami to wi-dzieliście. Dałem czas do namysłu, ale teraz żarty się

Część I

Page 8: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

skończyły. Gdyby nie ja, pozwoliłby wam wszystkim zdechnąć jak psom. Jakbyście przegapili, to właśnie to-czy się wojna. A na wojnie to wojsko wydaje rozkazy. A ja jestem tu najwyższy stopniem...

Potoczył wzrokiem po stacji. Na wyspowym pero-nie, przedzielonym centralnym rzędem kolumn, tło-czyło się kilkaset osób. Te bliżej kuliły się przerażone na posadzce, te dalej – nie wiedziały jeszcze, co się sta-ło. Za plecami Nowicki słyszał stukanie ciężkich butów o kamienną podłogę i metaliczne trzaski bezpieczników. Jego oddział, zachęcony tym może niekoniecznym, lecz ze wszech miar pożytecznym pokazem siły, ustawił się w krótką tyralierę. Kapral spojrzał jeszcze raz wzdłuż stacji, przebiegł wzrokiem zdobiący ścianę kolorowy na-pis z nazwą, wpatrywał się krótko w przeciwległy ko-niec, gdzie było przejście na stację kolejową.

– Nakazuję natychmiastowe zablokowanie i zabez-pieczenie tak, jak to możliwe w obecnej sytuacji, wszyst-kich wejść. Nikt nie wchodzi. Nikt nie wychodzi. Po tym, co widzieliśmy po drodze, nie wolno nam podjąć tego ryzyka. Kilka kilometrów stąd widzieliśmy ludzi umierających na ulicy, wykrwawiających się na chodni-ku, zdychających jak psy od bomb, które na nas zrzuco-no – rzucił w stronę sterroryzowanego tłumu. Dosko-nale czuł, że ludzie zgromadzeni na stacji już pękli, ale trzeba było to utrwalić, wpoić im pieczołowicie infor-mację, kto tu jest najważniejszy i czyich poleceń mają teraz słuchać. Najłatwiej było to zrobić, ustawiając się w pozycji eksperta i obrońcy. Tam, na górze, trwała woj-na, nikt nie wiedział, co się dzieje, spadły bomby, a lu-dzie ginęli. Ci, którym udało się znaleźć schronienie,

14 Bartek Biedrzycki

Page 9: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

będą woleli podporządkować się jemu, niż zaryzyko-wać. Był święcie przekonany, że Dworzec Wileński to zaledwie początek. Stąd ruszą zaraz na zachód, musi odnaleźć Marcinka i żonę. Świat stanął na głowie. Te-raz okaże się, kto jest górą. Albo, co w obecnej sytuacji dużo ważniejsze, kto jest dołem... Trzeba było aż wojny, żeby zła passa się odwróciła. To była jego chwila, cho-ciaż jeszcze dobę wcześniej nic tego nie zapowiadało.

Kilkanaście godzin temu ten świat wyglądał cał-kiem inaczej. Starszy kapral Nowicki ziewnął i popra-wił nogi na wyeksploatowanym biurku. Ziewnął po-nownie. Miał tego dość. Od kilku dni cała jednostka teoretycznie znajdowała się w stanie podwyższonego pogotowia – w praktyce jedyne, co z tego wynikało, to zakaz wychodzenia do domu po służbie. Gnił teraz przy grzybie jak wielokrotnie wcześniej przez wszystkie te lata i gapił się w pomalowaną na sraczkowaty kolor ścia-nę, na której, nie do końca prosto, wisiała tablica pod-oficera dyżurnego, na niej zaś niezastąpiony zestaw in-strukcji alarmowych, pouczeń i wyciągów z regulaminu ogólnego. Drzwi na końcu korytarza otworzyły się z hu-kiem i wytoczył się z nich Karpiński, jeden z pozosta-łych podoficerów uwięzionych w jednostce. Alarm alar-mem, gotowość gotowością, ale oficerowie to sobie do domu zapieprzali co dzień. Ich jakoś nie obowiązywały te same zasady co resztę wojska.

– Ju-urek, kurwa, cho-odź! – wrzasnął tamten, bez wątpienia zdrowo podchmielony.

Nowicki nawet nie drgnął, twardo tkwiąc na miejscu. Pijany kapral mocno chwiejnym krokiem przetoczył przez korytarz i zatrzymał się przy biurku. Podoficera

15Imperium ° Kapral Nowicki

Page 10: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

dyżurnego owionął odór trawionego alkoholu. Kapral odłożył na blat czytaną książkę.

– Ży-ywoty... dykta-torów? – tamten wydukał tytuł, przecierając kułakiem przekrwione oczy i próbując zog-niskować wzrok. – Ha, ha, będziesz dyktować listy czy co? Jakiś ty dziwny jesteś, Jurek, kurwa. Tego tam czy-tasz w kółko, tego... Wołoszańskiego, o! A teraz takie...

– Idź w pizdu – warknął Nowicki – bo ci z mordy jedzie jak z murzyńskiej chaty.

– Nie bądź takim jebanym dziobakiem słu-służ-bi-stą, napij się z nami – wydusił tamten z pewnym trudem.

– Zrób mi przyjemność – starszy kapral Nowicki opuścił nogi z biurka na podłogę – i wypierdalaj z po-wrotem do izby, bo jak mi wlezie nadzór, to ja będę miał przesrane. Gdzie ty masz, kurwa, bluzę? Mamy jakiś zasrany alarm, zeżrą cię żywcem, jak cię tak złapią pi-janego. Pewnie reszta już śpi, co? – Nowicki rozzłościł się nie na żarty.

– Bluza sruza, amba fatima, było i nima – zakpił tamten. – W piździe... mam alarm. – Beknął głośno i zatoczył się.

Jerzy nie wytrzymał i  strzelił go w pysk, aż Kar-piński bezwładnie zwalił się na podłogę. Kapral zaklął szpetnie i gromkim głosem przywołał dyżurnego szere-gowca. Kiedy wreszcie po trzeciej próbie zaspany i wy-straszony starszy szeregowy pojawił się, dopinając bluzę mundurową, dostał rozkaz zaciągnąć pijaka z powro-tem do izby i wrzucić do łóżka. To przez takie właśnie sytuacje Nowicki szósty rok z rzędu nosił trzy belki na pagonach, bo wszelkie awanse starannie go omijały. Nie żeby miał sobie coś do zarzucenia. Robił to, co wszyscy,

16 Bartek Biedrzycki

Page 11: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

i postępował zgodnie z ogólnie przyjętym zwyczajem, tylko innym jakoś lepiej szło włażenie w dupę, płasz-czenie się i awansowanie przy jednoczesnym unikaniu wpadek, a on ciągle tkwił przy grzybie, czekając, czy nie zadzwoni sztywny telefon.

– Panie kapralu, pan się położy – zaproponował dy-żurny, gdy złożył już pijanego podoficera w łóżku – bo ja to i tak już nie usnę, a teraz za chwilę by miała być moja zmiana...

– Dobra. – Nowicki wstał, otrzepał mundur, rozpiął pas, kierując się ku sanitariatom. – Na linię mnie obudź z kwadrans wcześniej.

Żaden z nich nie przeczuwał, że nadchodzący pora-nek przyniesie duże, naprawdę duże zmiany w życiu nie tylko ich, nie tylko tej zapyziałej jednostki, ale w ogóle wszystkich. Poranna odprawa odbyła się zgodnie z pla-nem i bez wielkich ceregieli. Zblazowany podpułkow-nik, ziewając dyskretnie, przyjął raporty, w kilku sło-wach przypomniał o podwyższonej gotowości i nakazał odmaszerować do pododdziałów. Niespełna piętnaście minut później zadzwonił sztywny telefon i rozpętało się piekło. Nowicki, klnąc jak szewc, poderwał na nogi od-dział; nie czekając na kadrę oficerską, otworzył maga-zyn broni i zaczął wydawanie oporządzenia i uzbroje-nia. Godzinę później, gdy było już wiadomo, że to nie są ćwiczenia, tylko prawdziwa wojna, zadzwonił do żony i nie patyczkując się za bardzo, kazał jej zabrać syn-ka i uciekać z nim do metra, które wydawało się jedy-nym zarówno w miarę sensownym, jak i jednocześnie osiągalnym miejscem mogącym posłużyć za tymczaso-wy schron. O cywilnych i wojskowych schronach i tak

17Imperium ° Kapral Nowicki

Page 12: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

mogła tylko pomarzyć, poza tym wcale nie oferowały więcej niż świeżo oddane betonowe jaskinie drugiej li-nii. Na ewakuację w jakieś lepsze miejsce przyjdzie czas potem. Gdyby coś faktycznie miało uderzyć w polską stolicę, lepsze takie schronienie niż żadne.

Gdy do jednostki dotarli pierwsi porucznicy, Nowic-ki kończył już wydawanie broni. Cały pododdział, ner-wowo dopinający oporządzenie i mundury, a przy tym próbujący wyglądać na jak najmniej skacowanych bądź pijanych (zależnie od intensywności balangi z poprzed-niego wieczora), stał niemal w gotowości. Kapral ostat-nią w kolejności wezwał własną drużynę. Wydał im odłożony przezornie nowocześniejszy, oficerski sprzęt, lepsze oporządzenie i nie czekając, aż ktoś postanowi cokolwiek sprawdzić, dodatkową broń. Do służbowych glauberytów dorzucił ciepłą ręką dodatkową amunicję, a z blaszanej szafy w rogu wyciągnął kilka wysłużonych, ale nadal cieszących się szacunkiem polskich modyfika-cji swd. Potem wyprowadził całą drużynę przed budy-nek koszar, skąd zanim ktokolwiek w ogólnym burde-lu zdążyłby się zorientować, że ich nie ma „na stanie”, zdezerterowali przez dziurę w płocie za garażami, którą zwykle wychodziło się po alkohol.

– Trzymajcie się mnie, to nie zginiecie – rzucił przez ramię, kiedy wkroczyli na Radzymińską.

– Jurek, czemu my zapierdalamy na piechotę? – za-pytał jeden z szeregowych, szybkim krokiem równając się z dowódcą drużyny.

– Świetne pytanie... Bo nie ukradłeś ciężarówki? – Kapral gwałtownie przystanął. Rozejrzał się, potem sko-czył na jezdnię, machając gwałtownie rękoma na nadjeż-

18 Bartek Biedrzycki

Page 13: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

dżającego policyjnego lublina. Rozległ się pisk hamulców i granatowy furgon zatrzymał się tuż przed żołnierzem.

– Co jest? – Posterunkowy wychylił głowę przez okno. – Ruchy, bo ja tu mam pożar w burdelu!

– Wypierdalaj – rzucił krótko Nowicki, podnosząc w górę lufę glauberyta i otwierając drzwi – albo spadaj do tyłu, jeśli ci życie miłe, psie. Cybulski, za kółko. Je-dziemy na Wileńską! – zakomenderował.

W rekordowym czasie poniżej minuty cały oddział znalazł się w wozie, a sterroryzowany funkcjonariusz policji próbował określić swoją dalszą rolę w zaistnia-łej sytuacji. Cybulski ruszył z piskiem opon po Radzy-mińskiej.

– Jak tu się bomby załącza? – zagadnął zestresowa-nego policjanta. Tamten bez słowa trzasnął przełącz-nikiem i przeciągłe zawodzenie syreny rozdarło szum ulicy, a niebieskie błyski zatańczyły na przedniej szybie. Tłoczące się na całej długości ulicy samochody zaczęły cierpliwie i mozolnie zjeżdżać na boki, ustępując radio-wozowi, lecz bez specjalnego entuzjazmu. Tu i ówdzie słychać było pojedyncze trąbnięcia klaksonów i nara-stające wycie syren. Nowicki, siedzący z przodu, włączył radio. Zdążyli usłyszeć tylko słowo „wojna”, kiedy roz-legł się narastający huk i ponad miastem przemknęły dwa myśliwce z czerwonymi gwiazdami w niebiesko-

-białej obwódce, wskazującymi na przynależność do rosyjskich wws.

– O kurwa, migi – skonstatował jeden z żołnierzy. – Sraj te migi. – Kierowca wpatrzył się w gwałtow-

nie zbliżającą się kolejną maszynę. – Idą „suki”. I mają prezenty od Dziadka Mroza...

19Imperium ° Kapral Nowicki

Page 14: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

Zatrzymując się wbrew własnej woli w zamierają-cym korku, jak urzeczeni patrzyli na tandem su-24, które rozdzieliły się ponad Wisłą. Jeden pomknął na północ od nich, drugi natomiast zrzucił ładunki gdzieś pomiędzy nimi a rzeką i przemknął nad ich głowami z rykiem silników. Wszyscy w furgonie zamarli na kil-ka sekund. Rozległa się daleka, cicha eksplozja, ale nie zobaczyli ani charakterystycznego grzyba, ani oślepia-jącego błysku. Nie nadeszła też oczekiwana fala uderze-niowa, która zmiotłaby wszystko z powierzchni ziemi, za to ruch na Radzymińskiej zamarł, a policyjna fur-gonetka uderzyła w tył gwałtownie hamującego przed nią auta. Z ust dowódcy posypały się przekleństwa. Kie-rowca staranowanego samochodu wyskoczył na jezdnię, zerknął tylko na nich i rzucił się do ucieczki. Pozostali albo poszli w jego ślady, albo na wyścigi zaczęli trąbić i wyzywać się nawzajem przez otwarte okna.

– Kretynie... – Kapral trzepnął siedzącego za kie-rownicą żołnierza w potylicę. – Biednemu zawsze wiatr w oczy. Z wozu, ciśniemy dalej z buta! Zostało nam trzy kilometry, zrobimy to biegiem, bo coś czuję, że zaczy-na się robić gorąco!

Nie czekając na resztę, Nowicki wyskoczył na chod-nik i lawirując między ludźmi oraz porozbijanymi po-jazdami, pobiegł wzdłuż ulicy na południowy zachód. Za jego plecami załomotały kroki podwładnych. Zdez-orientowany policjant wyszedł przed furgonetkę, oglą-dając w zadumie zbite reflektory i zastanawiając się, czy uda mu się wytłumaczyć jakoś tę stłuczkę przed szefem parku maszynowego. I czy w ogóle będzie się przed kim tłumaczyć... Niewiele myśląc, wygarnął z samochodu

20 Bartek Biedrzycki

Page 15: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

służbową broń, spod siedzenia wyciągnął maskę uży-waną w przypadku zamieszek i pognał za oddalający-mi się żołnierzami.

Drużyna Nowickiego biegła wyciągniętym truch-tem wzdłuż ulicy. Nikt o nic nie pytał; byli przyzwycza-jeni, że ambitnemu kapralowi czasem odbija szajba. Byli też w większości zbyt leniwi, żeby rozważać tak skom-plikowane sprawy jak fakt, że ganiają po mieście samo-pas, kompletnie ignorując pozostałe ruchy wojska, oraz zastanawiać się nad prostym i narzucającym się w tej sytuacji: co dalej? Nie raz i nie dwa dowódca drużyny każdemu z nich ratował dupę w różnych służbowych, a nierzadko także prywatnych sytuacjach. Przez ostat-nie kilka lat zżyli się tak dobrze, że nauczyli się potaki-wać głowami bez ponaglania i nie pytać bez wezwania. Toteż kiedy kilka przecznic dalej ujrzeli rozpełzającą się po ulicy ciemną chmurę, nikt nie pytał ani się nie za-stanawiał – jak na komendę sięgnęli do toreb i nie zwal-niając biegu, naciągnęli na głowy błyszczące, nowiutkie maski mp-5. Nowicki, biegnący na przedzie, jako pierw-szy dodatkowo wciągnął podgumowane rękawice. Już chwilę później okazało się to zbawienne. Ulica, przed momentem pełna uciekających, wrzeszczących ludzi, nagle stała się upiornie spokojna. Lekki wiatr od rze-ki popychał w ich kierunku rzadką brunatną mgiełkę, której główne ognisko zdawało się być nieco na północ od Radzymińskiej, tam gdzie su zrzucił swój ładunek.

Całą szerokość ulicy zajmował jakby zatrzymany w stop-klatce gigantyczny karambol. Samochody, po-ruszające się z niewielką ze względu na poranne go-dziny szczytu prędkością, nie spiętrzyły się wprawdzie

21Imperium ° Kapral Nowicki

Page 16: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

widowiskowo, ale i tak dziesiątki maszyn wszelkich ma-rek i modeli zastygło sczepionych nienaturalnie w dłu-gie, krzywe ciągi stali. Tu i ówdzie wył wciśnięty czołem nieprzytomnego lub umierającego kierowcy klakson, miriady kryształków z rozbitych bocznych szyb błysz-czały w skośnych promieniach porannego słońca, w nie-których samochodach na przednich szybach rozkwitły karminowe plamy. W błyszczącym srebrnym suv-ie tuż przy krawężniku cicho i miarowo pracował silnik.

– Co. To. Kurwa. Jest – wychrypiał jeden z szerego-wych, podchodząc do leżącego ciała. Schylił się i przy-kucnął nad kobietą, leżącą twarzą do chodnika. Sięgnął urękawiczoną dłonią i obrócił denatkę na plecy. Uj rzeli fioletowe wybroczyny na twarzy i szyi, usta rozwarte w niemym krzyku, nabiegłe krwią, wywrócone oczy. Odkrytą skórę głowy i rąk pokrywały krwawe wrzody, sączył się z nich płyn. Oddział usłyszał, jak zwiadowcy odbija się, a w chwilę potem żołnierz wymiotuje w ma-skę. Bełkocząc przekleństwa, ściągnął ją z twarzy.

– Idioto, nie! – wrzasnął Nowicki, ale było już za późno.

Żołnierz, spluwając, wciągnął do płuc haust prze-syconego brunatnym oparem powietrza, zakrztusił się i zachwiał, aby po chwili runąć na chodnik. Jego skóra błyskawicznie pokryła się identycznymi podbiegłymi krwią piętnami.

– Biegiem w kierunku metra! – krzyknął Nowicki. – Bliżej Wisły wiatr musiał już rozwiać gaz! – uciął wszel-kie możliwe dyskusje.

Nie czekając – mimowolnie odruchowo wstrzymu-jąc oddech, gdy z wiatrem nadpływało gęstsze pasmo

22 Bartek Biedrzycki

Page 17: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment
Page 18: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

brunatnej mgły – puścił się znów kłusem na zachód, skacząc ponad leżącymi na chodniku ciałami, omijając samochody, które zjechały z jezdni i zamarły w witry-nach sklepowych. Za sobą słyszał równy tupot ciężkich wojskowych butów i stłumione przez filtry masek po-sapywanie biegnących. Już kilkaset metrów dalej płuca zaczęły palić żywym ogniem, a glauberyt obijał się bo-leśnie o bok. Taśmy plecaka napchanego szabrowanym wojskowym dobrem uciskały boleśnie ramiona; dawały się we znaki lata zaniedbań na odcinku kultury fizycz-nej żołnierzy indywidualnych Wojska Polskiego. To nie był leniwy, oszczędny trucht sprawdzianów sprawnoś-ciowych ani nagły, absurdalny sprint do nocnego auto-busu. To był instynktowny, miarowy bieg, długie kroki istot uciekających przed pewną śmiercią, przed ledwo widzialnym, rozpływającym się w powietrzu zabójczym drapieżnikiem, z którym nie da się walczyć, można je-dynie pędzić przed siebie.

Nie zwolnili nawet kroku, gdy brunatne opary w powietrzu zniknęły wraz z trupami ścielącymi się na chodniku; przebiegli pod wiaduktem i kontynuo-wali ucieczkę wzdłuż Solidarności. Po prawej stronie gmach supermarketu Tesco obejmowały właśnie pło-mienie. Ogień strzelał w górę, przesuwając się wraz ze słabym wiatrem po płaskim dachu, a gęsty, czarny dym walił w niebo szeroką, lekko pochyloną kolumną. Sam budynek nie wyglądał na uszkodzony ani trafiony czy to bombą, czy pociskiem artyleryjskim, pożar musiał więc być wynikiem paniki lub zaniedbania spowodo-wanego niecodzienną sytuacją. Żaden z żołnierzy nie obejrzał się za siebie ani nie poświęcił płonącemu mar-

24 Bartek Biedrzycki

Page 19: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

ketowi więcej niż przelotne spojrzenie. W kwadrans od porzucenia policyjnej furgonetki drużyna kaprala Nowic kiego wraz z dodatkowym członkiem w posta-ci policjanta zbiegała po schodach na stację Dworzec Wileński.

Na dole kłębił się tłum. W połowie peronu stał za-trzymany awaryjnie pociąg z centrum. Wystraszona, skołowana ciżba ludzka tłoczyła się w mdłym świetle awaryjnego zasilania między kolumnami podtrzymu-jącymi strop. Kilkoro dzieci w pobliżu płakało, z boku dobiegały słowa głośno, żarliwie odmawianej modlitwy, dalej sypały się nieprzerwanym poetyckim potokiem najbardziej warszawskie z przekleństw. Pojawienie się na schodach grupy żołnierzy w maskach przeciwgazo-wych wywołało skrajne reakcje – część potraktowała ich jak zbawienie, znak porządku i opanowania sytuacji, dla innych widok uzbrojonych mężczyzn był dodatkowym źródłem paniki, dowodem na to, że stało się najgor-sze. Nowicki rozejrzał się, zobaczył technika, stojącego bezradnie przy czole zatrzymanego pociągu. Przywo-łał go gestem ręki i nakazał natychmiastowe zamknię-cie drzwi i zabezpieczenie stacji. Kilka zdań opisują-cych sytuację na Radzymińskiej wystarczyło za wszelką rekomendację w kwestii wypełniania poleceń wojska bez zbędnych dyskusji. Oddział przemaszerował przez stację, wzbudzając entuzjastyczną radość wśród części spośród obecnych ludzi i histeryczny szloch u innych.

U stóp przeciwległych schodów natknęli się na dy-żurnego stacji. W  świeżym granatowym mundurze stał pośród przerażonego ludzkiego mrowiska, jakby na nich czekał. Dłonią wygładził równy, błyszczący wąs.

25Imperium ° Kapral Nowicki

Page 20: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

– Czego tu, żołdacka hołoto? – krzyknął ostro. – Wszyscy stać, bez mojego polecenia nie ważcie się nic zrobić – wrzasnął na ludzi w błyszczących jeszcze no-wością szarych uniformach warszawskiego metra.

– Zamykaj stację, zanim zwali nam się tu na łeb całe stado zdychających na nie wiadomo jakie choro-by uciekinierów, którzy nas stratują, a za nimi przyj-dzie gaz – rzucił Nowicki, z trudem puszczając obelgę mimo uszu. Żołnierze mieli w tym kraju ciężki żywot. Albo bohaterscy obrońcy, albo najeźdźcy, zależnie od noszonego munduru, potrafili budzić skrajne emocje. Kapral stwierdził, że nie czas na subtelności. Jego włas-nymi rękami wykuwana była właśnie przyszłość. – Jest wojna, w czasie wojny dowodzi wojsko – dodał, jakby to miało wszystko wyjaśnić. W jego opinii zresztą tak właśnie było.

– W dupę mnie całuj. Mam gdzieś całą tę waszą woj-nę, szmondaki. Nikogo nie zostawię za drzwiami i nic nie będę zamykał – odgryzł się cywil, stając w rozkro-ku i krzyżując ramiona, jakby chciał powiedzieć „nie przejdziecie”. – Kto chce, ma prawo się schronić na mo-jej stacji i nic wam do tego, sołdaty jedne. Przestań wy-machiwać szabelką, kapralino, albo sam za chwilę wy-lecisz za drzwi.

Nowicki zacisnął zęby, aż mięśnie szczęk napięły się jak dwa guzy. Sięgnął za plecy po peem, pociągnął go ku przodowi i zaczął okrążać granatowego bokiem. Zrobił krok w przód i stanął na schodach wyżej od dy-żurnego stacji.

– Zamykaj. Stację – wycedził przez zaciśnięte zęby. Tamten spojrzał na niego niewzruszony. – Zamykaj, bo

26 Bartek Biedrzycki

Page 21: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

inaczej wszyscy zdechniemy, a tak przynajmniej część z nas ma szansę się uratować!

Wśród ludzi odezwały się nerwowe głosy. Żołnierz z satysfakcją stwierdził, że niektóre były głosami po-parcia pod jego adresem.

– W dupę mnie pocałuj, zasrany taśmo – rzucił dy-żurny stacji falową obelgą, jaką szeregowcy zachowy-wali w czasach przymusowego poboru dla podoficerów, tym samym dając do zrozumienia, że może i jest teraz cywilem, ale świat za koszarowym murem nie jest mu bynajmniej obcy. – Nie do ciebie należy ocena, kto ma prawo żyć, a kto tylko zdechnąć na ulicy. Nie wiem, co się tam dzieje, wierzę, że widziałeś więcej tego burdelu niż ja, ale nie będziesz mi się tu rządził. Po moim tru-pie. – Wycelował w pierś kaprala palcem, a potem wol-no, teatralnym gestem zacisnął dłoń w pięść.

– W takim razie, praworządny samarytaninie, masz trzy sekundy, żeby pójść po rozum do głowy – piskli-wym od adrenaliny głosem powiedział starszy kapral wojsk lądowych Jerzy Nowicki, odbezpieczając pistolet maszynowy. Kciukiem lewej ręki przesunął bezpiecznik w pozycję ognia pojedynczego. Odblaski mdłych, żół-tych świateł awaryjnych zagrały na metalu lufy.

Tłum skonsternowany cofnął się o kilka kroków, zbijając ciaśniej i  tworząc wokół kłócących się męż-czyzn zwarty krąg, niczym ring w nielegalnej walce bokserskiej.

– Raz – powiedział Nowicki głośno, mierząc tam-tego wzrokiem.

Ludzie na stacji zastygli na moment w ciszy, obser-wując konfrontację cywila z żołnierzem.

27Imperium ° Kapral Nowicki

Page 22: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment

– Dwa. Za kapralem rozstawiali się tyralierą żołnierze z od-

działu. Policjant rozejrzał się nerwowo i  zajął wraz z nimi miejsce w szeregu. Wszyscy odbezpieczali broń, pistolety maszynowe i karabinki wyborowe. Dyżurny stacji trwał niewzruszony, z rękami założonymi na pier-si i sardonicznym uśmiechem pod wyszczotkowanym wąsem.

– Trzy – powiedział Nowicki. To była próba sił i ich przyszła równowaga ustalała się właśnie teraz. Ten cho-lerny wąsaty sobiepanek uosabiał wszystko, czego ka-pral nie cierpiał: pewność siebie, dumę, a jednocześnie wierność swoim przekonaniom i wiarę w ich słuszność. To nie była już wyłącznie kwestia osobista.

Spojrzał na tłum, który musiał go usłuchać i mu-siał go zaakceptować w roli lidera, jeżeli wszystko mia-ło się potoczyć zgodnie z jego oczekiwaniami. Potem spojrzał w hardą i zaciętą twarz cywila w granatowym mundurze.

I pociągnął za spust. Echo wystrzału utonęło w pa-nicznych wrzaskach zgromadzonych na stacji ludzi.

28 Bartek Biedrzycki

Page 24: Stacja Nowy Świat, Bartek Biedrzycki - fragment