Slobodan Novak - Już nie u siebie (1954)

16
Slobodan Novak - Już nie u siebie (1954) Ogólnie opowieść/powieść dzieli się na kilka części, we wszystkich występuje narracja pierwszoosobowa. Bohaterowie często wplatają włoskie słownictwo, rzadko też niemieckie. W pierwszej części narrator jest małym chłopcem, wszystko więc opisane jest z perspektywy dziecka. Akcja opowiadania rozpoczyna się wczesnym rankiem. Wtedy właśnie stryj usiłuje obudzić chłopca (narratora), pyta się czy wstaje czy nie. Mały, choć jeszcze bardzo senny postanawia wstać i towarzyszyć stryjowi w wyprawie. Mada (taka gosposio-służąca) wreszczy z innego pokoju, żeby nie męczył dziecka, bo jest noc i ma spać. Gdy chłopiec wstał, stryj wysłał go do kontesy (hrabiny), by obudził tę starą zdechliznę i powiedział, że łódź już czeka. Narrator pobiegł wąskimi uliczkami do jej domu, było jeszcze ciemno. Otworzyła mu służąca kontesy i oświadczyła, że to za wcześnie i że kontesa (ona mówi hrabinia) i jej córka (sziniorinia, bo oni w ogole tak włoski przekształcają w mowie) jeszcze śpią. Mały jak wracał od kontesy właściwie żałował, że nie posłuchał Mady i nie został w domu – przynajmniej ta mała kontesianka (czyli córka kontesy) nie miałaby się przed kim popisywać – lepiej niech już sobie jeździ po szkołach i tak więcej czasu spędza we Włoszech niż na wyspie. Chłopiec spytał stryja kto jest gazdą na postrzyżynach (ta wyprawa była na postrzyżyny owiec) – on czy kontesa. Stryj powiedział, że co to za pytanie i takie tam. Że kontesa ma wprawdzie ziemie i owce, ale on to ma na głowie, on tym zarządza i że to jego, a nie kontesy się o wszystko pyta, no i że w tej perspektywie mały ma sobie sam odpowiedzieć. Stryj mówi, że kontesa nawet nie wie co i ile czego ma. Poszli na wybrzeże gdzie spotkali starego bakariola (wł. żeglarz)- płynęli na ląd jego barką. Zwinął żaglę bo była bonaca (cisza na morzu). No i czekają na kontese i jej córce. Narrator opowiada teraz o kontesiance. Że go nie cierpi, jest zła i nie pozwoliłaby na szczerość. Zmienia się jakby perspektywa narracji, bo opowiada z punktu widzenia dorosłego, który już tę sytuację przeżył. Dlatego mówi, że kontesianka najchętniej by ją przemilczała i nie przyznała się do niej.

Transcript of Slobodan Novak - Już nie u siebie (1954)

Page 1: Slobodan Novak - Już nie u siebie (1954)

Slobodan Novak - Już nie u siebie (1954)

Ogólnie opowieść/powieść dzieli się na kilka części, we wszystkich występuje narracja pierwszoosobowa. Bohaterowie często wplatają włoskie słownictwo, rzadko też niemieckie.

W pierwszej części narrator jest małym chłopcem, wszystko więc opisane jest z perspektywy dziecka. Akcja opowiadania rozpoczyna się wczesnym rankiem. Wtedy właśnie stryj usiłuje obudzić chłopca (narratora), pyta się czy wstaje czy nie. Mały, choć jeszcze bardzo senny postanawia wstać i towarzyszyć stryjowi w wyprawie. Mada (taka gosposio-służąca) wreszczy z innego pokoju, żeby nie męczył dziecka, bo jest noc i ma spać.Gdy chłopiec wstał, stryj wysłał go do kontesy (hrabiny), by obudził tę starą zdechliznę i powiedział, że łódź już czeka. Narrator pobiegł wąskimi uliczkami do jej domu, było jeszcze ciemno. Otworzyła mu służąca kontesy i oświadczyła, że to za wcześnie i że kontesa (ona mówi hrabinia) i jej córka (sziniorinia, bo oni w ogole tak włoski przekształcają w mowie) jeszcze śpią. Mały jak wracał od kontesy właściwie żałował, że nie posłuchał Mady i nie został w domu – przynajmniej ta mała kontesianka (czyli córka kontesy) nie miałaby się przed kim popisywać – lepiej niech już sobie jeździ po szkołach i tak więcej czasu spędza we Włoszech niż na wyspie.Chłopiec spytał stryja kto jest gazdą na postrzyżynach (ta wyprawa była na postrzyżyny owiec) – on czy kontesa. Stryj powiedział, że co to za pytanie i takie tam. Że kontesa ma wprawdzie ziemie i owce, ale on to ma na głowie, on tym zarządza i że to jego, a nie kontesy się o wszystko pyta, no i że w tej perspektywie mały ma sobie sam odpowiedzieć. Stryj mówi, że kontesa nawet nie wie co i ile czego ma.

Poszli na wybrzeże gdzie spotkali starego bakariola (wł. żeglarz)- płynęli na ląd jego barką. Zwinął żaglę bo była bonaca (cisza na morzu). No i czekają na kontese i jej córce.

Narrator opowiada teraz o kontesiance. Że go nie cierpi, jest zła i nie pozwoliłaby na szczerość. Zmienia się jakby perspektywa narracji, bo opowiada z punktu widzenia dorosłego, który już tę sytuację przeżył. Dlatego mówi, że kontesianka najchętniej by ją przemilczała i nie przyznała się do niej.

Odpłynęli z wyspy, kontesianka chciała wiosłować. Stryj polecił chłopcu, by wziął jedno wiosło, żeby jej nie było za ciężko. Kontesa i stryj siedzieli na rufie i się uśmiechali, a stary żeglarz palił na dziobie śmierdzący tytoń, czym denerwował kontesę. Stryj zauważył, że kontesianka jest dobrze zbudowana i pytał ile ma lat. Okazało się, że jest 4 lata starsza od chłopca, a on miał wtedy 10. Kontesianka spojrzała na niego z wyższością.

Potem kontesa i stryj rozważali kto jest gazdą i stwierdzili potem że bogu co boskie, cesarzowi co cesarskie, w ogóle się zgadzali dośc.

Mały przyglądał się kontesiance i po piersiach zauważył, że nie jest już dziewczynką. Ramie miała białe jak młody ser i okrągłe. Dobiegł ich śpiew kontesy, a Kontesianka powiedziała: Rigoletto. Chodziło jej o operę, ale mały nie załapał. Powiedziała mu, że jest głuptasem. I więcej się już nie odezwała.

Dopłynęli na ląd gdzie odbywały się postrzyżyny owiec. Pasterze i kobiety z dziećmi pracowali i śpiewali. Wszyscy witali kontese i stryja. Kobiety rozwinęły obrus pod drzewem, przyniesiono ser i rozdawały go wszystkim do jedzenia. Młode pasterki chodziły po wodę do

Page 2: Slobodan Novak - Już nie u siebie (1954)

źródła z dzbanami na ramieniu. Kontesianka nie chciała jeść chleba z twarogiem, bo powiedziała, że trzeszczy jak piasek i że śmierdzi tu bydłem.Za namową stryja chłopiec i kontesianka poszli za młodą pasterką do źródła, bo tam było najdziwniejsze ze wszystkich i powienno panienkę zainteresować. Więc poszli pohasać (tak powiedziała kontesa i że ona też by sobie pohasała jakby nie była spasiona jak jałówka, i mówi że ta jej córka to tylko skola skola i nic więcej i że się nie potrafi cieszyć). Kontesianka ma na imię Inez. Chwyciła się za ramiona chłopca i szła za nim. Wyśmiewała się z małej pasterki, że nie umie mówić, bo się pytała czy daleko, a mała pasterka się zawstydziła.No i potem doszli na miejsce, a pasterka schodziła coraz niżej do kotliny po wodę. Mału powiedział Inez że muszą zejść 10m w dół, żeby zobaczyć jeziorko. Źródło wypływa z jego dna. Woda jest zimna smaczna i czysta. No i zeszli, a kontesianka się poślizgnęła i wpadła do wody i zaczęła wrzeszczeć, że tonie więc chłopiec musiał jej pomóc. Wygramoliła się na glinę, wiec była cała mokra i ubłocona. Musieli poczekać, aż wyschną jej wyprane rzeczy, żeby stryj i kontesa nie krzyczeli na nich. Wpadła do pomysł żeby poszli do łodzi i wypłynęli na pełne morze. No i odpłynęli sami tą łodzią i ona wywiesiła tam wyprane rzeczy. Przykryła się żaglem. Kazała małemu wiosłować na stojąco żeby ją zasłaniał przed słońcem. Powiedziałą mu, że jak będzie dorosły będzie mieć szerokie ramiona. On się spytał czy ona też, a ona, że dla kobiety są w sam raz takie jak ma, a mężczyzna musi mieć dwa razy szersze. Potem zadrwiła z niego, że jest czarny (tak opalony). Powiedziała, że jej chłopiec w Trieście ma elegancką łódź i chodzi do ósmej klasy. Wzdycha, że Triest to duże miasto, jest tam kino, teatr muzea, a tutaj tylko morze. No i pojechała chłopcu, że jest mały, ten zaprzeczył, więc kazała mu podnieść pachę, potem pokazała swoją i ona miała włosy, a on nie, co świadczyło o ich wieku. No i ona poszła spać, a on miał ją przykrywać jakby się nie chcący odkryła. Problem polegał na tym, że się odkrywała i chyba robiła to całkiem świadomie, najpierw odkryła pierś i jak młody chciał zasłonić, to odkryła się (niby we śnie) cała. No i młody już nie chciał zakrywać tylko obserwował to co zakazane. Potem z piskiem się obudziła i zaczęła wrzeszczeć, że się chce ubrać i że ma się odwrócić. Powiedziała, że boli ją głowa i nakazała wracać.

Zawinęli do brzegu, a tam poruszenie bo stryj i kontesa nakazali ich szukać. Kum Jandre powiedział małemu, że mu współczuje bo stryj jest wściekły.Oni zanim wysiedli z łodzi przyrzekli sobie, że nie powiedzą co się stało. Ale niestety żeglarz się skapnął, że nie ma jego łodzi. Stryj gdy dorwał małego dość ekspresyjnie się wyrażał, że co ich podkusiło żeby wzięli łódź. Mały powiedział, że przecież byli nad źródłem, ale okazało się, że kontesianka już się wygadała i na niego zwaliła. Mały dostał od stryja w łeb i musiał przepraszać kontesę. Kontesie się ciemno zrobiło przed oczami ze stresu. Wyliczała mu niebezpieczeństwa, które mogły ich spotkać typu: nagła burza, sztorm, udar słoneczny i „piesy” morskie.Potem trochę się uspokoiło, kotesianka słuchała cykad, mały stwierdził, że gdyby był cykadą użarłby ją do krwi w dłoń. W tym czasie żeglarz miał oglądać ewentualne szkody jakie wyrządzili łodzi, ale obwieścił wszem i wobec, że mały jest dobrym żeglarzem.

Na obiad była jagnięcina i wino, kontesa i stryj się trochę upili więc byli w doskonałych nastrojach. Ona coś śpiewała, on deklamował, a pastrze przytakiwali, że mówi prawdę.Nadszedł czas powrotu, Ines szła i szczękała zębami. Mały spytał co jest, a ona, że ją boli głowa i ma febrę. Powiedziała mu jeszcze, że wygadała się bo myślała, że ich widzieli w łodzi. I prosiła go żeby nie wygadał o tej febrze. Kontesa i stryj chichotali sobie w łodzi, potem się skapnęli że kontesianka jest chora i powiedzieli, że jeśli jej się przydarzy coś złego wszysttkeimu będzie winien chłopiec-narrator.

Page 3: Slobodan Novak - Już nie u siebie (1954)

Potem następuje narracja ale jakby po latach, taki przypis inną czcionką, że kontesianka już dawno odchorowała tę febrę, ale i dziś on jest wszystkiemu winien – że już nie ma swych pastwisk ani tytułu. Dziś jest po prostu panią Ines i pracuje. A on faktycznie ma szerokie plecy i z tej przyczyny uważa go za winnego i odrzuca jego szczerą i tkliwą opowieść. Pyta więc komu ma opowiadać tę opowieść.

Znów jest ranek, stryj i chłopiec zostają wyrwani ze snu bo ktoś puka do drzwi. Albo że jest ryba albo to Głupi Pielgrzym. Był on niezrównoważonym psychicznie kuzynem stryja, robił nocne obchody po domostwach i pożyczał dziwne przedmioty. Od nich stale pożyczał duży drewniany widelec z trzema zębami. Przed świtem zawsze oddawał pożyczone rzeczy. Zamiast podziękowań wrzeszczał, że to wstyd i widelec się nie nadaje.

Lecz tej nocy pukanie było związane z rybą. Przyszedł starzec Bartul obwieścić, że złowi mnóstwo ryb, niektóre sztuki po 40 i 50kg. Mały sam z siebie wstał, żeby uczestniczyć w tym wydarzeniu podczas gdy stryj martwił się czy sieci zostały odpowiednio zabezpieczone. Stwierdził, że bez niego to niczego nie potrafią.Wyszli z domu, dołączył do nich starszy syn Bartula Tona. Bartul spytał go czy były w tych dniach motory. Stryj się obruszył, że na pewno ich nie było bo nie po to gania po urzędach i kapitanacie żeby znów przypłynęli. I że za to jest grzywna (chodzi o to, że łodzie z napędem motorowym przypływają na ich łowiska, podbierają rybę i zanieczyszczaja wodę). Potem podpłynęli do tunery (miejsce połowu tuńczyków). W ciemnościach słychać było liczne głosy pracujących ciężko rybaków. Stryj już z łodzi zaczął kierować połowem, sprowadzało się to do krzyków i poganiania i przekleństw. Jakis rybak zawołał, że będzie 300kwintali, a stryj wrzeszczał,żeby mówił po chorwacku. Od tych tuńczyków morze było czarne jak smoła. Potem następuje dokładny opis wyławiania tuńczyków [który wam oszczędzę, jakby ktoś chciał to dopiszę:p] Tuńczyki „wysypano” przed rybaczówkę, rybacy zabijali je przez cios nożem w tył ostro zakończonych łbów. Ryby otwierały wtedy usta jakby płakały. Może w Okół kamieni na których zabijali tuńczyki zmętniało od krwi i rybiego śluzu. Nogi rybaków też krwawiły od zadrapań o płetwy i ostre ogony. Na palach przed drewnianym domkiem inni rybacy wieszali zabite ryby głowami do dołu żeby się odsączyły. Dopiero teraz polecenia stryja stają się słyszalne, on sam coś liczy ale wkrótce zrezygnowany przestaje. Mały dygoce z zima więc stryj każe mu iść do rybaczówki. Potem mu jeszcze mówi, że teraz widzi jaką on ma ciężką pracę i że to walka i w ogóle życie to walka. Chłopiec (narrator) poszedł więc do rybaczówki, ale jego dreszcze się wzmogły pod wpływem zasłyszanej rozmowy. Był tam Tona i młodszy chłopak. Tona miał okropną ranę na nodze i nacierał ją sobie naftą. Chłopak powiedział Tonie, żeby ten poprosił rządcę (czyli stryja), żeby zabrał go na statek by go zawiózł do miasta bo ma garść pełną krwi. Chłopiec wybiegł i chciał powiedzieć o tym stryjowi ale nie miał odwagi. Stryj wtedy ochrzaniał młodego rybaka, któremu wyślizgnęła się ryba. Mówił, że jego ojciec był taki odważny, bogobojny i pracowity, a on przynosi mu hańbę, a nosi jego imię i takie tam. Mały zebrał się na odwagę i opowiedział o ranie Tony, ale stryj go nie słyszał, albo jak narrator mówi, nie chciał go słyszeć. Bartul (ojciec Tony) podsuwa stryjowi propozycję, żeby rybę sprzedać we Włoszech. Z rybaczówki dobiega wołanie młodszego syna Bartulo, który mówi, że Tono przeciął sobie żyłę i potrzeba lekarza. Bartulo, stryj i chłopiec idą do niego. Tona leżał na podłodze blady i bez ruchu. Wynieśli go na brzeg i spryskali morską wodą. Odzyskał przytomność, a stryj zaczął się wydzierać, że go nie puści i że ma leżeć z nogą w powietrzu i mocno zacisnąć żyłę. I że jest osioł bo mógł powiedzieć mu wcześniej. I że w ogóle nikt mu nie powiedział i nikt nie widział. Ten Szime pocisnął mu, że oni pracują ciężko, a to on obserwuje to powinien widzieć. Stryj w

Page 4: Slobodan Novak - Już nie u siebie (1954)

odpowiedzi powiedział coś takiego, że wyszło jakby to Szime ciachnął Tonę nożem, na co Szime się oburzył. Stryj pojednawczo powiedział, że ktoś to zrobił niechcący i że są tylko ludźmi. Potem zjawił się Miko z informacją, że podpłynie przed świtem motorowy bragoc Murvara (chyba żeby ryby zabrać no i rannego) i spytał się czy Tona jeszcze żyje. Tona miał zaciśnięty nad kolanem pas stryja. Stryj zawsze mówił małemu, że ten pas leczy. On to brał jako żart a tu proszę. (tzn piszę jego tokiem myślenia, bo chyba z tym leczeniem pasem to stryjowi o coś innego chodziło, choć nigdzie nie ma o tym, żeby go nim bił i tak go leczył). Chłopcu a propos tego pasa przypomniała się sytuacja, gdy Mada wymyśliła, żeby oszukali stryja, że nie ma celującej oceny na świadectwie z religii (bo stryj był b. religijny). Mały leżał z głową na stole i pociągał nosem żeby było wiarygodniej, a Mada powiedziała, że ma tylko bardzo dobry z religii. Stryj się wkurzył i smagał go pasem po gołych nogach, a chłopiec to znosił, bo nie chciał psuć Madzie żartu. Ona zaś przerażona wybiegła z kuchni i powstrzymała dalszą masakrę wymachując stryjowi świadectwem przed nosem. No i potem się ostro kłócili.

Narracja wraca do rybaczówki, stryj coś tam gada znów, że życie to walka i że to naszemu narratorowi powtarza i nawet go całuje. Wtedy któryś z rybaków mówi, że jego zdaniem Tona przeżyje. Przyniesiono wino i dano je Tonie, bo wino to krew. Podpływa statek, ale słychać po silniku, że nie jest to ten którego oczekują. Myślą więc, że ktoś kradnie rybę, ale potem się okazało, że to jednak ten statek na który czekali. No i wsiedli z Toną. Bartul został i miał czuwać nad pracami i łataniem sieci. Odpłynęli, ale nagle rozległ się huk. Pękł pokład na statku i pochłonął Tonę. Stryj i chłopiec się uratowali (bo chyba Tona zdążył jeszcze przerzucić chłopca do stryja). Tona umierał na oczach ludzi, którzy próbowali mu pomóc. Stryj i inni wołali pomocy, podpłynął do nich inny tuńczykowiec (ten który kradł im ryby) i uratował ich, wciągnął na pokład nawet Tonę, ale nie dało się go już uratować. Stryj rozmawiał z ludźmi którzy kradną mu rybę jak ze znajomymi. Powiedział, że statek się zarwał bo był zbyt załadowany i że pozawieszali rybę nie tak, jak kazał. I że ten smarkach Tona sam sobie zawinił. I że biedny Bartul jak to usłyszy.

Potem znów ta narracja z perspektywy już dorosłego, też inną czcionką. Narrator mówi, że tuńczykowiec który nei wziął wtedy na pokład martwego Tony w wiele lat później nocą, potajemnie przewiózł jego i dwóch innych synów Bartula z Wyspy na ląd. Teraz w ich rodzinnych stronach (nie wiem czemu nie mówi w naszych rodzinnych stronach, ale chyba chodzi o to, że się wyparł wyspy) jest hojne lato i można łowić. Bartul się postarzał i już nie łowi. A on, narrator właśnie wraca. Żywy i dużym statkiem. Synowie Bartula odeszli na zawsze. I kończy się tak: Komu ma mówić o walce, o śmierci, komu o życiu i o pracy młody panicz z miasta?

Kolejna część powieści opisuje winobranie. Narratorem oczywiście w dalszym ciągu jest chłopiec. Mówi, że nie wiele pomagał stryjowi, ale mimo to zawsze zabierał go ze sobą, bo się nim chlubił i wszyscy myśleli, że jest jego synem. Chłopiec uczestnicząc w różnych tego typu pracach miał się przekonać o ważności i władzy stryja. Najistotniejsze było jednak to, by stryj miał do kogo mówić (a mówił bardzo dużo.) W drodze do winnicy stryj akurat rozprawiał o Madzie – że jest stworzeniem głupim i bezmyślnym, ponieważ na drogę zapakowała im do plecaka winogrona, a szli przecież do winnicy. Poza tym plecak się od nich zmoczył. Narrator-chłopiec chciał je dać osłu, ale stryj powiedział mu, że jest głupi i że to marnotrawstwo. Kazał więc chłopcu pozawieszać pojedyncze winogrona na żywopłocie,

Page 5: Slobodan Novak - Już nie u siebie (1954)

wysoko, żeby osły ich nie zerwały. Stryj przeznaczył winogrona dla wróbli, jaskółek i szczygłów – bo są to ptaki niebieskie i mogą jeść ten dar boży.Stryj tłumaczył małemu jak przebiegają miedze między winnicami biskupimi, klasztornymi, kontesy i jego. Jego winnica nazywała się Pasica i przypominała wąski pas płótna. W drodze mijali ich wieśniacy i dłużnicy stryja – mówił on, że wszystko widzi i żeby potem nie płakali, że nie mają jak spłacić długów. Mówił, że uderzył im do głowy Maczek (przywódca Chorwackiego Stronnictwa Chłopskiego).Pouczył chłopca, żeby nie przeżarł się winogronami, bo pogoni go sraczka (dokładnie tak się wyraził). Mały wyciągnął rękę po kiść, ale stryj zatrzymał go swoją laską – powiedział, że najpierw musi wszystko sprawdzić. No i obchodził wraz z chłopcem winnicę i liczył gdzie ubyło winogron, wskazując te miejsca laską. Chłopiec jednak nie bardzo rozumiał o co mu chodzi, ale na pytanie czy widzi zawsze odpowiadał, że tak, widzi. Po oględzinach stryj doszedł do wniosku, że za ten winogrona, których ubyło należy mu się cała baryłka moszczu.

Kobiety, dziewczyny i dzieci w głębi winnicy, wyposażone w nożyki i kosze ścinały winogrona. Potem niosły na głowach pełne kosze winogron i wsypywały je do drewnianego kosza nad beczką. Djordje (chłop, ale ma takie ładne miejskie imię, bo jego ojciec przyjechał z Ameryki) podwinął nogawki i zaczął deptać winogrona. Krzyczał przy tym, a stryj mu powiedział, że nie jest dzikusem w dżungli i ma być cicho. Na dnie kosza, w którym był Djordje były otwory z których ściekał moszcz. Stryj łyknął szklankę moszczu i stwierdził, że jest jak miód. Potem zwrócił się do sołtysa Iliji, że jest mu winien półtorej baryłki moszczu za wyrządzoną szkodę. Ilija się zarzekał, że szkód nie było.Stryj zobaczył Anicę – piękną, śniadą dziewczynę. Pytał się jej ile już ma lat, po czym sam sobie odpowiedział, że ze dwadzieścia i że wygląda jak wykapana matka. I że podaruje jej coś na ślub jak będzie wychodziła za mąż. Gdy poszła stryj powiedział chłopcu, że to jego chrześnica. Mały odrzekł, że istotnie jest ładna ale ma ubłocone nogi. Potem Anica zaproponowała mu winogrono. Chłopiec zapytał ją czemu chodzi boso. Na to któraś z życzliwych kobiet powiedziała, że Anica chodzi boso, bo nie ma kierpców i że chłopiec ma powiedzieć o tym swojemu ojcu. A on jej powiedział, że to jego stryj nie ojciec. A kobieta swoje, że ojciec, ojciec, będzie już ze dwadzieścia lat. Anica się zawstydziła, a chłopiec nie wiedział o co chodzi. Kobiety były dla niego złośliwe i już miał sobie iść, ale zapatrzył się w krągłości Anicy wystające spod koszuli. Stwierdził, że gdyby był taki duży jak Djordje powiedziałby jej: Umyj nogi, kupię ci buty i ożenimy się. Chłopiec spytał Anicę, czy jest tu jej ojciec. Odpowiedziała, że w Amerykach, a matka nie żyje. Stryj w tym czasie obchodził winnicę i pokazywał swe rzekome straty, na to odezwała się jedna ze „szczekaczek”, że winnicy biskupiej oddają jedną trzecią zbiorów, a jemu aż połowę, więc czego on jeszcze chce. A stryj w swoim stylu powiedział jej, że ma się zamknąć. Potem spyta małego co tu robi, a ta sama baba odpowiedziała, że mały mówi, że Anica nie ma kierpców Stryj się zirytował wtedy i powiedział, że Anica nie ma kierpców, a ta baba nie ma w głowie oleju. A baba swoje o tym ojcu Anicy, no to już się naprawdę zirytował i kazał milczeć i że dostanie laską po tyłku. Potem się okazało, że ta szczekaczka to była żona starosty Iliji. Odpuścił im tę baryłkę, ale powiedział mu, że powinien swoją żonę utemperować. I jeszcze, że ona nie ma mu wspominać o tej dziewczynie, bo Bóg go i tak już ukarał ponad miarę i że jest diabeł. [nie wiem skąd nagle takie wyznanie].Potem mały deptał świeże winogrona i dobrze się przy tym bawił. Sołtys Ilija napełniał worki, wiązał je i ustawiał przy drodze. Potem chłopca „pogonił żoładek” więc udał się w krzaki do rowu. Tam odkrył, że pod liśćmi leża winogrona. No więc rozemocjonowany stryj zawołał Iliję i jego żonę, żeby to szybko pozbierali. Potem jeszcze ich zwyzywał i mówił Iliji, że nie wie co wyprawiają jego ludzie. Ilija się zarzekał na Boga i takie tam, ale stryj się nie dał przekonać. Wszyscy sposępnieli.

Page 6: Slobodan Novak - Już nie u siebie (1954)

Djordje zdeptał już wszystkie winogrona, dźwigał worki i ładował na grzbiety osłów. I mówił jeszcze do chłopca, żeby się odsunął, bo mu da w tyłek, i że w ogóle jego stryjowi też by się przydało żeby ktoś dał mu po tyłku. Mały skomentował to (ale nie głośno tylko w myślach), że ten Djordje wygadywał bzdury, a przecież on to wszystko słysza. Stryj i Ilija oznaczali worki. Zdecydowali, ze osły pogna Anica – do miasta przed piwnicę stryja. Miała zaczekać potem na stryja i chłopca. No i oczywiście uważać.Chłopiec i stryj odpłynęli łodzią. Z nimi wybrał się jeszcze Djodrje. Na łodzi stryj dyskretnie spytał chłopca co mu mówiły te baby o Anicy. On mu odpowiedział: że chodzi boso, i że stryj jest ojcem od 20 lat, ale wytłumaczył im, że on ma dopiero 11 i stryj to nie jego ojciec. Stryj to skomentował tak, że był dla Anicy jak ojciec, bo przecież ją trzymał do chrztu. No i że jego oczywiście kocha bardziej.Gdy przybyli Anicy jeszcze nie było. Chłopiec jeszcze trochę rozmyśał czy stryj jest ojcem Anicy, ale stwierdził, że wziął jego i Madę właśnie dlatego, że nie ma rodziny.

Anica i Djordke wracali i wymachiwali rękoma żywo rozmawiali. Anica była czerowna jakby jej się zbierało na płacz i powiedziała: Dwa albo trzy razy przesunął mi ręką tutaj – i pokazała dłonią piersi. No i Djordje się wkurzył, że ten stary cap dobiera się do niej tak jak do jej matki i że wyrwie z niego duszę, i że Anica sobie pozwala, żeby ją brał na kolana całował, huśtał i ślinił, jakby była dzieckiem. I że nie będzie się żenił z pańskim bękartem, któremu nieprawy tatko cycki wygniótł. I że pozbędzie się i jej i jego. Anica się na to rozpłakała, a on się dalej odgrażał stryjowi. W piwnicy siedziała wystraszona Mada i kazała chłopcu isć do stryja, bo chyba Djordje mu „w kłótni o moszcz” (ale pewnie o Anicę) rozciął wargę. Potem faktycznie do domu wpadł Djordje z kijem i z okrzykiem, że mogą go zaskarżyć do sądu. Drzwi zostały otwarte, w domu panował martwy spokój, a chłopiec pobiegł do pokoju w kórym nie mogło być stryja i zaczął gorzko płakać.

Potem znów następuje narracja, po latach. Narrator zastanawia się co on, syn swojego stryja mógłby powiedzieć Anicy, która była zapomnianą latoroślą swojego ojca. O miłości –nic. Nawet gdyby spróbował Djordje uciszyłby go silnym policzkiem.

Następna część zaczyna się gdy stryj i ksiądz don Ive grają w karty. Don Ive zawsze brał chłopca na kolana, bo mu przynosił szczęście, ale teraz już jest za duży i za ciężki. Przy grze w karty stryj i ksiądz rozmawiali o byle czym, tym razem np. o otworze rektalnym (odbytowym) księdza. Miał on bowiem problemy gastryczne, tak mocne, że kupił nowe gacie, a po miesiącu już ich nie było, bo mu się przepaliły. [on się serio tak wyraża]. Podczas gry don Ive zawsze się domagał, żeby chłopiec wyrecytował mu „Bulata Gaja”, to leciało tak:Bulato Gajo odszedł z tego świata,W Wiedniu dotknęła nas owa strata.Serce Gaja zawsze żyło w znoju,Za swój naród w mężnym trwało boju…Dzielny Gajo, któż tobie zapłaci!Śpij w pokoju, wołają Chorwaci.Don Ive zawsze się z tej okazji śmiał, że niby chłopiec pomylił tekst i powiedział, że Serce Gaja żyło w gnoju.Potem rozegrali ostatnią partię, bo stryj musiał iść doglądać wyrobu rakiji. Wydobywano ją z czterech rozpalonych kotłów. Stryj stwierdził, że Bóg da z nich tyle rakiji ile zechce.

Page 7: Slobodan Novak - Już nie u siebie (1954)

Przed kotłownią drewno rąbał Chudzik – stary jednooki Styryjczyk. Przybył na wyspę wiele lat temu i wszyscy go znają pod przezwiskiem. Latem sprzedawał wycieczkowiczom karmelki i ciągle mówił Hek-mek, a zimą wałęsał się po gospodach.Potem następuje opis kotłów, beczek i chłodnic. Do czerwonej beczki z kotła w którym gotują się wytłoczyny prowadzi skręcona rurka, w której kryje się cała tajemnica produkcji. Chłopiec sam musiał ją odkryć. (Następuje dygresja, że dzięki swoim małym odkryciom sam sobie stworzył świat, który nie bardzo mu się podoba. Wydaje mu się niezrozumiały, chwiejny i że zbudowany. Myśli, że to jego wina, że ani on ani jego przodkowie nie rozszyfrowali niemej księgi praw.)

Potem pojawia się Igo Blażina, który wg chłopca dużo wie i rozumie. Ale jednak cały czas woła teraz: Nie rozumim! Nie rozumim! Chodzi o to, że nie wie czemu rakija jeszcze nie pociekła. Chudzik uspokaja go, że jak już pocieknie to będzie płynąć jak woda. Niestety właśnie wtedy przyszedł stryj więc Chudzi i Igo się zmartwili.Mały usiadł w kącie i nagle usłyszał, że z jednej cewki pociekło. Chudzik poważnie przywitał stryja i księdza. Oświadczył, że rakija jeszcze nie idzie (bo był na zewnątrz i nie słyszał), na co wyłonił się Igo i dał stryjowi i księdzu rakiji do skosztowania, co zdezorientowało Chudzika. Pierwszy skosztował don Ive i podsumował słowami ogień żywy, co ucieszyło stryja, potem spróbował stryj, Igo i Chudzik, wszystkim smakowało. Ksiądz próbował ze wszystkich trzech kotłów, chociaż się wcześniej zarzekał, że nie pije. Stryj wysłał chłopca do domu na kolację. Pod murem w klatce tańczyła srebrna kuna, a obok klatki chodziły dwa żółwie. Chłopiec wolałby mieć tylko żółwie, bo kuna może ugryźć i cuchnie jej z klatki. Cudzoziemcy też kupują tylko żółwie i przewożą je w pudełkach z otworami, żeby mogły oddychać. W czasie kolacji mały był dla Mady niemiły i nie ukrywał, że mu się spieszy. Powiedział jej że już jest 6 a ona nie zna się na zegarku, bo jest niepiśmienny, a potem wyrecytował jej wiersz sensem którego było, że jest pustą głową i nawet modlić się nie umie. Mada odpowiedziała mu, że on jest smarkacz zwykły i tyle, a on odrzekł, że nie jest nic warta i łazi po domu jak żółwica (tak jej codziennie mówił też stryj).

Chłopiec został w kotłowni sam z Chudzikiem i Blażiną. Blażina zamyślił się, a Chudzi zaczął sobie nalewać rakiji. Widząc to chłopiec w myślach się oburzył i stwierdził, że powinien coś zrobić – zabronić mu albo nakrzyczeć. No ale oczywiście nic takiego nie zrobił, a Chudzik sobie nalewał. Igo Blażina powiedział mu, żeby zostawił rakiję, na co on stwierdził, że nie leje dla siebie tylko dla chłopca, co by se spróbował. Chłopiec ze złością krzyczał, że nie chce i żeby się ten ślepak od niego odczepił.Potem wrócił stryj, wydał polecenia i zasnął. Mały miał się położyć po północy.

Rozpoczęły się raczej niezrozumiałe nocne opowieści Chudzika. Z zainteresowaniem słuchał go Igo Blażina i podsumował, że choć Chudzik jest młodszy to mądrze i uczenie mówi, i że mógłby się od niego czegoś nauczyć. I że każdy ma w sobie coś człowieczego. Wtedy na podwórzu rozległ się hałas. Do kotłowni wpadł ksiądz z wieścią, że wraca właśnie od Pielgrzyma (jest o nim na trzeciej stronie opracowania). Był mu dać ostatnie namaszczenie. Nie zdążył zanim umarł więc dał mu namaszczenie na zimno (wszystko to opowiada przy kieliszku rakiji, którą pije, żeby ochłonąć). Ale podkreślił, że akurat ten sakrament działa i na żywych i na umarłych, bo stryj się zmartwił, że Pielgrzym nie doczekał ostatniego namaszczenia. Stryj potem wymyślił, że można by pochować Pielgrzyma z tym widelcem, co go zawsze od nich pożyczał, ale don Ive odparł, że by mu się do trumny nie zmieściły wszystkie rzeczy, które pożyczał od całej wyspy.Don Ive powiedział, że gdyby Pielgrzym umarł trochę wcześniej mógłby przedłużyć życie Trawiarzowi. I tu don Ivo opowiada jego historię. Trawiarz przez całe życie był grabarzem.

Page 8: Slobodan Novak - Już nie u siebie (1954)

Poprzedni proboszcz don Jakov polecił zburzyć mur tak, żeby poszerzyć cmentarz. Trawiarz z zapałem przygotowywał nową ziemię – podzielił ją na parcele i każdą ogrodził żywopłotem. Każda parcela liczyła 4 miejsca. I potem zrodziła się jego chora pasja. Umarł 10letni chłopiec i zgodnie ze zwyczajami Trawiarz powinien pochować go w części dziecięcej na starym cmentarzu. On jednak wykopał dół na nowej parceli i zaczął ją tym sposobem „zagospodarowywać”. Dwa lata czekał, by zapełnić pierwszą parcelę. Doszło do tego, że chodził po ludziach i zastanawiał się, kto by się mógł niedługo „zainstalować” na jego parceli. Z powodu tej okropnej pasji oganiały go wprawdzie wyrzuty sumienia, dlatego dużo się modlił i odbywał spacery na mieście podczas, których serdecznie witał i pozdrawiał wszystkich mieszkańców. Ostatecznie Trawiarzowi pomieszało się w głowie, gdy może wyrzuciło ciała trzech ludzi, którzy wywrócili się w Wielkim Kanale. Jego pokutnicze spacery po mieście zamieniły się w loty puszczyka, który przyzywa śmierć. Raz nawet zacierał ręce, że umrze stryj (bo był ciężko chory, ale się wykaraskał). Do zapełnienia całej parceli brakowało mu jednej osoby. Zmarł wtedy pewien pisarz, ale niestety niegodna śmiercią (palnął sobie w łeb) i niestety jako samobójcę nie można go było pochować na cmentarzu. Jak na złość nikt nie chciał umierać. Potem zmarł wicehrabia Trynidad, ale niestety miał on swój grobowiec rodzinny i tam go pochowano. Trawiarz wtedy stracił rozum. Chodził po mieście koło domów chorych i „szukał śmierci”. Pewnej nocy wykopał dół w swojej parceli, chociaż nikt nie umarł. Rano znaleziono go martwego z łopatą w ręce w do połowy wykopanym dole. Tak oto Trawiarz zapełnił swoją parcelę.

Potem znów następuje narracja, ale z perspektywy czasu. Narrator mówi, że trudno powiedzieć, czy po tej opowieści don Ive zasnął. Zapomnienie przesłoniło dzieciństwo i twarze, i słowa. Wydaje mu się, że wyszedłszy ruszył prosto do dalekiego miasta, do szkół. Mgła wspomnień coraz bardziej się zagęszcza. Jedyny prawdziwy głos, który wyraźnie się wyodrębnia ze wspomnień do głos Igo Blażiny. Głos starca, który nie rozumiał świata, ponieważ sam go stwarzał. Głos smutnej, elegijnej pieśni i tęsknoty za starymi żaglowcami. Głos ten przenikał do dziecięcego snu:Szkuno, szkuno, każdy cieeebie chwali,Bo ileż ty przepłynęęęłaś dali.Żałość i gorycz ludzkieeego rodu,Wszystko wiedziałaś, wschód aż dooo zachodu.Lecz słuchaj, bracie: rokuu pańskiegoSiedemdziesiątego iii trzeciegoZ portu Puli na makiiinie wyszłaI pod Loszinj już bez żaaagli przyszła.

W ostatniej części narrator jest już dorosły. Przybywa na wyspę po latach i obiektywnie stwierdza, że jest śliczna, czego nie dostrzegają jego mieszkańcy, bo z niej nie wyjeżdżają. Mówi on, że ta wyspa to były niegdyś jego strony rodzinne(więc tak jakby już się jej wyparł, bo mówi niegdyś, a przecież strony rodzinne są nam dane raz na zawsze). Wydaje mu się, że wraca poza sezonem, po wszystkich porach roku. Bohater jest w żołnierskim mundurze więc prawdopodobnie wraca z wojny. Szewc Naco woła do niego, że przygotował mu przydział kartek na jedzenie skoro wrócił. Narrator odpowiedział mu, że wrócił jedynie po rzeczy.Dotarł pod dom swojego dzieciństwa. Mada już tam nie mieszkała. Dom wyda mu się mniejszy i zbiedniały, ale potem stwierdził, że to dlatego, że przecież to on urósł. Pod drzwiami ktoś napisał kredą: NIECH ŻYJE NAZOR, PRECZ Z KRÓLEM! Za oknem zaświeciły oczy sąsiadki, która cicho uprzedziła narratora, by tam nie wchodził, bo napadnie

Page 9: Slobodan Novak - Już nie u siebie (1954)

go stara syfilityczka, która wycałowuje wszystkich napotkanych żołnierzy, ponieważ myśli, że to jej mąż powrócił z wojny. Sąsiadka mówi mu, że Mada mieszka teraz nad apteką, na ul. Drugiej. Narrator był trochę oszołomiony i zastanawiał się co się stało z jego domem. Stał chwilę zagubiony, zastanawiając się kto tam teraz mieszka. Potem ruszył na ul. Drugą, do Mady. Mady jednak nie było w domu, bo wyszła na brzeg, dowiedziała się, że przyjechał. Ale na wybrzeżu też nie było Mady. Myła kamienne schody na poczcie. Postarzała się. Drżącym głosem narrator powiedział tylko: Mado! Mada zerwała się i rzuciła mu w ramionach. Opłakała w jego ramionach całą wojnę. Później poszła dokończyć mycie schodów. Powiedziała: Ci twoi, partyzanci, mi pomagają. Dostaję bezpłatnie jedzenie i za to im sprzątam. Narrator wytłumaczył jej, że to ona im pomaga i dlatego jej płacą. Mada zaczęła chichotać na myśl o tym, że to ona zarabia.Poszli do jej domu. Dopiero teraz skomentowała jego wojskowy mundur i buty i karabin. Robi sobie z niego żarty. Narrator śmiał się z nich, ale w duszy ogarnęło go głębokie wzruszenie. Mówi (w zasadzie myśli), że zawsze bardzo kochał Madę, choć tak naprawdę ciągle się z niej śmiał. W ich domu to on miał większe prawa, Mada zawsze była tylko służącą. Powiedział Madzie, że już nie jest żołnierzem i właściwie nigdy nim nie był.

Wnętrze pokoju Mady było cmentarzyskiem wnętrza, w którym upłynęło dzieciństwo narratora. Z każdego pokoju kilka osobnych cząstek. Przedmioty, które w ich dawnym domu miały swoje zastosowanie w pokoju Mady były wystawione jak relikwie. Martwe. Narratorowi ukazały się rozbite szczątki dzieciństwa.Mada powiedziała: Usiądź jako gość. Nie jesteśmy już u siebie.Potem spytała: A co, nie jesteś już żołnierzem? Narrator odpowiedział jej, że wojna już się skończyła. Teraz będzie się dalej uczył.Potem spytał: Jak go zabili? [stryja rzecz jasna]Mada odpowiedziała: Nocą, we śnie. Zabili go czterdziestoma kulami z gewermaszyny (niem. broń maszynowa). Całkiem go zabili we śnie. A ona, że nic nie słyszała. Zaklina się i nie spuszcza oczu. A żeby jej tak wypłynęły! No widzisz, widzisz, jak diabeł jej zaćmił rozum!ONA, ta prawdziwa morderczyni to była jego druga żona. Późna miłość. Podsunęła niepożądane ciało starcowi, który gasł wierząc, że jest bogaty.Miała tatarską twarz naznaczoną największym szyderstwem natury – piętnem leciwego i postarzałego dziewictwa. Mada płakała i powiedziała chłopakowi, żeby nie bronił jej przed nią (choć w sumie on nic takiego nie powiedział). Okazuje się, że ta kobieta też była partyzantką. Inni partyzanci powiedzieli Madzie, że dali tej kobiecie na piśmie wiele ostrzeżeń dla stryja, żeby nie trzymał z okupantem, tylko z nimi, towarzyszami i żeby mu to doręczyła. No ale ona tego nie zrobiła czym doprowadziła do tego, że w nocy partyzanci wpadli do ich domu i go rozstrzelali. Uciekła z wyspy do swojej matki i teraz żyje z tego co im zagrabiła. Towarzysze też się dali nabrać, bo myśeli, że z nimi trzyma.Mada podeszła do szafy i powiedziała do chłopaka, że tylko jeśli ma serce z kamienia i gorszy jest od nich (partyzantów), nie rozpłacze się gdy mu coś pokaże. Mówi, że nie boi się tego trzymać i że Bóg ma ukarać tą kobietę.Potem zaczęła chichotać nerwowo i komentować, że pali papierosa. Potem jednak na nowo spoważniała i wyciągnęła z szafy zawiniątko. Rozpostarła je na stole. Było to zakrwawione prześcieradło, na którym zabito stryja. Chłopak najchłodniej jak mógł powiedział jej, żeby wzięła to prześcieradło ze stoły. Chce przestać patrzeć na krew, myśleć o niej i wdychać ją. Zawsze taką samą, okropną i przeklętą, smrodliwą krew!Ale Madą wstrząsnął konwulsyjny płacz i wykrzykiwała: dlaczego ludzie tak zabijają, dlaczego Żydzi wypuścili mordercę Barabasza a nie Jezusa. Mówi mu jeszcze, że on ma kamienne serce i że jak może łykać ten smród, bez czucia.

Page 10: Slobodan Novak - Już nie u siebie (1954)

Na próżno chłopak prosił Madę, żeby przestała płakać. Ale ona przyzywała św. Weronikę i krzyczała: Bez czucia, tacy jesteście! Brzydzicie się krwią prawdziwego świętego męczennika. Uciekacie od niej jak diabły. Ale zabijać umiecie! I mówiła jeszcze, że w wielkim strachu przed Niemcami musiała ukraść to prześcieradło.Uspokoiła się. Narrator powiedział, że jutro wyjeżdża. Spytała w czym (tak jakby go mogła ubrać). Powiedział, że w tym co ma na sobie. Rozpłakała się i powiedziała: Do szkół? W wojskowym mundurze?Przyznała, że niczemu nie jest winien i dobrze zrobił, że ani podczas wojny, ani tu na wyspie nie zabił jeszcze nikogo. Sama też postanowiła nie mścić się, bo Bóg wszystko widzi. Potem spytała jeszcze czy ma mu coś przekazać (stryjowi). Milczał. Kazał jej się uspokoić.A jak spyta czemu nie przyszedłeś na cmentarz?- Żegnaj, Mado!Było mu wstyd bo wiedział, że o to spyta.Odpłynał statkiem, czuł się jakby za chwilę miał wybuchnąć płaczem.Z okna budynku gminy szewc zawołał:-Znaczy, skreślamy ostatecznie?-Ostatecznie.A Mada na brzegu uśmiechała się zagubiona.