Seligman Martin - Optymizmu można się nauczyć

437
Martin E.P. SELIGMAN JAK ZMIENIĆ SWQJE MYŚLENIE I SWOJE ŻYCIE Przełożył Andrzej Jankowski MEDIA RODZINA O F POZNAŃ Tytuł oryginału LEARNED OPTIMISM Projekt okładki Piotr Sikorski Copyright © 1990 by Martin E.P. Seligman Wszystkie prawa zastrzeżone. Bez pisemnej zgody Wydawcy nie wolno reprodukować i przekazywać w żadnej postaci ani za pomocą jakichkolwiek środków elektronicznych czy mechanicznych włącznie z fotokopiowaniem i nagrywaniem, ani za pomocą innego systemu pozyskiwania i odtwarzania informacji, żadnej części niniejszej książki Copyright © 1993 for Polish edition by Media Rodzina of Poznań, Inc. Copyright © 1993 for Polish translation by Andrzej Jankowski W książce wykorzystano zdjęcia .lamowej KOBI-Art Media Rodzina of Poznań, Inc. ul. Pasieka 24, 61-658 Poznań tel. 20-34-75, tel7fax 20-34-11 ISBN 83-85594-05-1 Łamanie komputerowe i diapozytywy: perfekt s.c, Poznań, ul. Grodziska 11 Druk; Zakłady Graficzne w Poznaniu Książkę tę, patrząc optymistycznie w przyszłość, dedykuję mojej córeczce LARZE CATRINIE SELIGMAN

Transcript of Seligman Martin - Optymizmu można się nauczyć

Martin E.P. SELIGMANJAK ZMIENIĆ SWQJE MYŚLENIEI SWOJE ŻYCIEPrzełożył Andrzej JankowskiMEDIA RODZINA O F POZNAŃ

Tytuł oryginałuLEARNED OPTIMISMProjekt okładkiPiotr SikorskiCopyright © 1990 by Martin E.P. SeligmanWszystkie prawa zastrzeżone. Bez pisemnej zgody Wydawcy nie wolnoreprodukować i przekazywać w żadnej postaci ani za pomocą jakichkolwiekśrodków elektronicznych czy mechanicznych włącznie z fotokopiowaniemi nagrywaniem, ani za pomocą innego systemu pozyskiwania i odtwarzaniainformacji, żadnej części niniejszej książkiCopyright © 1993 for Polish editionby Media Rodzina of Poznań, Inc.Copyright © 1993 for Polish translationby Andrzej Jankowski

W książce wykorzystano zdjęcia

.lamowej KOBI-Art

Media Rodzina of Poznań, Inc.ul. Pasieka 24, 61-658 Poznańtel. 20-34-75, tel7fax 20-34-11ISBN 83-85594-05-1Łamanie komputerowe i diapozytywy:perfekt s.c, Poznań, ul. Grodziska 11Druk; Zakłady Graficzne w Poznaniu

Książkę tę,patrząc optymistycznie w przyszłość,dedykuję mojej córeczceLARZE CATRINIE SELIGMAN

tak jest światemi w tym świecietak żyją(misternie zwinięte)wszystkie światyyes is a world& in this world ofyes live(skilfully curled)all worldsE.E. Cummings„love is a place"

No Thanks (1935)

Spis treściWstęp do wydania polskiego 9Część pierwsza: POSZUKIWANIE 131. Dwa sposoby patrzenia na życie 152. Uczenie się bezradności 343. Wyjaśnianie nieszczęścia 544. Głęboki pesymizm 885. Jak myślisz, jak się czujesz 113Część druga: DZIEDZINY ŻYCIA 1456. Sukces w pracy 1477. Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 1798. Szkoła 2069. Sport 234

10. Zdrowie 25311. Polityka, religia i kultura: nowa psychohistoria . . 280Część trzecia: PRZEMIANA: OD PESYMIZMUDO OPTYMIZMU 31312. Optymistyczne życie 31513. Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 35014. Optymistyczna organizacja 37315. Elastyczny optymizm 409Przypisy 426Podziękowania 437

Wstęp do wydaniapolskiego AMERYKAŃSKI PSYCHOLOG Martin E.P. Seligman jestuczonym o światowej sławie. Rozgłos nadała mu koncepcja wy-uczonej bezradności, w której wyjaśnił mechanizm powstawaniabierności i rezygnacji. W mechanizmie tym istotną rolę odgrywaprzekonanie człowieka, że żadne z jego działań nie ma wpływuna to, co się wydarzyło. Bezradność jest podstawą pesymizmu, który prowadzi do de-presji (szczególnie wówczas, gdy otoczenie jest wrogie). Badaniaepidemiologiczne — wskazujące na znaczący wzrost depresji w ko-lejnych pokoleniach naszego stulecia, nie wyłączając dzieci — na-dały badaniom Seligmana szczególnego dramatyzmu. Mamy bo-wiem do czynienia z zagrożeniem cywilizacyjnym. Poszukując sposobów przeciwdziałania temu zagrożeniu, Selig-man zwrócił uwagę na zjawisko optymizmu. Wychodząc z założeń psychologii kognitywnej, przyjmującej, żedepresja (a przynajmniej jedna z jej postaci) wynika z utrwalonychnawyków myślenia, Seligman wraz ze swoimi współpracownikamiopracował metodę badania stylu wyjaśniania wydarzeń, jakie wy-stępują w codziennym życiu ludzi. Styl wyjaśniania (wydarzeń

pomyślnych i niepomyślnych) odgrywa zarówno w jego teorii, jaki w oddziaływaniu psychoterapeutycznym, kluczową rolę. Seligman udostępnia Czytelnikowi tajniki tego oddziaływania,jak również metody oceny poziomu własnego optymizmu czy pe-symizmu, a także depresji. Ponieważ podstawy stylu wyjaśnianiakształtują się w dzieciństwie, Seligman poświęca dużo uwagi dzie- 10 Wstęp do wydania polskiegociom oraz ich relacjom z rodzicami, omawia szkolną bezradnośćdzieci, wskazuje na związek między stylem wyjaśniania niepowo-dzeń, a osiągnięciami szkolnymi. Udostępnia też test do badaniastylu wyjaśniania, na podstawie którego rodzice mogą sami ocenićoptymizm lub pesymizm swojego dziecka — aż do niebezpieczeń-stwa popadnięcia w depresję. Książka zawiera również test dobezpośredniego badania depresji u dzieci. Wskazując na to, co wpływa na taki lub inny poziom pesymi-zmu dziecka, Seligman skupia się jednak przede wszystkim nasposobach dochodzenia do zmian, przechodzenia od pesymizmu dooptymizmu. Udziela porad i podaje zestaw ćwiczeń przeznaczo-nych dla dzieci, a także dla dorosłych. Jest przeświadczony, żepozwolą one uchronić się od depresji. Tym, co powinno szczególnie zainteresować każdego, jest rolaoptymizmu w osiąganiu sukcesów zawodowych. Mimo że analizydotyczą warunków amerykańskich, Czytelnik polski łatwo zauwa-ży, jak wiele z nich pojawia się już w naszej rzeczywistości. Szcze-gólnie dużo miejsca poświęcono instytucjom ubezpieczeniowymi doborowi ludzi na określone stanowiska. Okazało się bowiem, żenp. u akwizytorów wydajność ich pracy zależy w dużej mierze odwłaściwego ich osobowości poziomu optymizmu. Dla zdrowia człowieka znaczenie ma związek wyuczonej bez-radności z systemem immunologicznym, a więc podstawowym re-gulatorem naszego zdrowia. Autor przytacza przekonywające, do-brze udokumentowane dowody wpływu optymizmu na wzrostaktywności układu immunologicznego i jego znaczenie dla osóbchorych na raka. Pasjonujące są wyniki badań naukowych prowa-dzonych w domach dla ludzi starych. Znalazło się też w książce miejsce na omówienie roli optymi-zmu w polityce, kulturze i religii. Potoczystość stylu, zaangażo-wanie, zakres zainteresowań Seligmana powodują, że jego tekstczyta się jak dobrą publicystykę. Książkę wieńczą refleksje dotyczące przyszłości, ujmowanez punktu widzenia zagrożeń wynikających z wyolbrzymiania rolijednostki we współczesnym życiu. Seligman jest zarazem przeko-nany, że od osobowości jednostki, jej dojrzałości, optymizmu, od Wstęp do wydania polskiego 11tego, czy widzi przed sobą sens życia — zależeć będzie w corazwiększym stopniu przyszłość naszego świata. W zmianie proporcjimiędzy indywidualizmem a wartościami nadrzędnymi — widziprzeciwwagę wobec zagrożeń.

Nie przesadzę stwierdzając, że idee zawarte w książce Opty-mizmu można się nauczyć to ożywczy powiew myśli, który dotarłdo nas zza oceanu. Idee te uczą nawiązywania dialogu z samymsobą i z rzeczywistością. Nie jest to zadanie trudne, o czym prze-konuje nas książka. Nie jest to jednak zadanie łatwe, o czymprzekonuje nas życie. Rzecz w tym, aby pokonać wewnętrzny opór,aby „chciało się chcieć".Irena Obuchowska

część pierwsi

l

Poszukiwanie

Rozdział pierwszyDwa sposobypatrzenia na życie OJCIEC PATRZY na leżącą w łóżeczku niedawno urodzoną,dopiero przed chwilą przywiezioną ze szpitala córeczkę. Jego serceprzepełnia duma i zachwyt dla jej urody.Niemowlę otwiera oczy i patrzy w sufit. Ojciec mówi do niej po imieniu, spodziewając się, że dzieckoodwróci główkę i spojrzy na niego, ale oczy dziewczynki pozostająnieruchome. Ojciec podnosi przywiązaną do poręczy łóżeczka małą, puszy-stą zabawkę i potrząsa nią, uruchamiając znajdujący się we-wnątrz dzwonek. Dziecko nie porusza oczami. Serce ojca zaczyna bić przyspieszonym rytmem. Biegnie dożony i mówi jej, co się stało: — Ona w ogóle nie reaguje na dźwięki. Zupełnie jakby nic niesłyszała. — Na pewno nic jej nie jest — odpowiada żona, owijając sięszlafrokiem. Idą razem do pokoju dziecka. Matka mówi do niemowlęcia, potrząsa dzwonkiem, klaszczew dłonie. Potem bierze dziecko, które natychmiast ożywia się, za-czyna kręcić się i gurzyć.— O Boże — zauważa ojciec — ona jest głucha. — Nie jest głucha — mówi matka. — W każdym razie zawcześnie, żeby można to było stwierdzić. Przecież ma dopiero parędni. Nie potrafi jeszcze utrzymać wzroku na przedmiocie.— Ale nawet się nie poruszyła, kiedy klaskałaś z całej siły.Matka bierze książkę z półki.

16 Poszukiwanie — Przeczytajmy, co o tym piszą w książce o niemowlętach —mówi. Wyszukuje hasło „słyszenie" i czyta głośno: — „Nie należysię niepokoić, jeśli kilkudniowe niemowlę nie reaguje na głośne

hałasy albo nie stara się odkryć źródła dźwięku. Na wykształceniesię odpowiedniej reakcji trzeba często trochę czasu. Pediatra możesprawdzić słuch dziecka za pomocą badań neurologicznych". Nowidzisz — dodaje matka. — Uspokoiło cię to? — Nie bardzo — odpowiada ojciec. — Nie ma tu nawetwzmianki o innej możliwości — że dziecko może być głuche. A jawiem tylko tyle, że moje dziecko nic nie słyszy. Mam jak najgorszeprzeczucia. Może to po moim dziadku, który był głuchy. Jeślidziecko jest głuche z mojej winy, to nigdy tego sobie nie wybaczę. — Zaraz, spokojnie — mówi żona. — Od razu wybierasz naj-gorszą możliwość. Pierwszą rzeczą, jaką zrobimy w poniedziałek,będzie wezwanie pediatry. A na razie głowa do góry. No, potrzy-maj dziecko. Muszę poprawić kocyk, jest zupełnie ściągnięty. Ojciec bierze dziecko na ręce, ale gdy tylko żona kończy pracę,zaraz je oddaje. Przez cały weekend nie jest nawet w stanie otwo-rzyć teczki i przygotować się do przyszłotygodniowych zajęć. Cią-gle chodzi za żoną i biadoli, że głuchota zrujnuje dziecku życie.Wyobraża sobie najgorsze — jego śliczne dziecko nigdy nie nau-czy się mówić, będzie odizolowane od społeczeństwa, zamkniętew okropnej klatce ciszy. W niedzielę wieczorem wpada w prawdzi-wą rozpacz. Tymczasem matka zamawia wizytę pediatry na poniedziałeki spędza weekend, oddając się swoim zajęciom, lekturze i pocie-szaniu męża. Badanie wypada pozytywnie, ale nie podnosi to ojca na duchu.Dopiero tydzień później, kiedy dziecko wzdryga się gwałtownie naodgłos przejeżdżającej z hałasem ciężarówki, ojciec zaczyna docho-dzić do siebie i cieszyć się dzieckiem na nowo.OJCIEC I MATKA patrzą na świat w zupełnie odmienny sposób.Kiedy jemu przydarzy się coś niemiłego — kontrola skarbowa,sprzeczka małżeńska czy nawet niezadowolona mina pracodawcy

Dwa sposoby patrzenia na życie 17— wyobraża sobie najgorsze: bankructwo, rozwód, zwolnieniez pracy. Ma skłonności do depresji, często wpada w apatię, szwan-kuje na zdrowiu. Ona natomiast nawet najgorsze wydarzenia wi-dzi w ich najmniej groźnym aspekcie. Uważa je za przejścioweprzeszkody, które można pokonać, traktuje jako wyzwanie. Szybkodochodzi do siebie po porażce, w krótkim czasie odzyskuje energię.Ma wspaniałe zdrowie. Optymiści i pesymiści — badałem ich przez ostatnie dwadzie-ścia pięć lat. Cechą charakterystyczną pesymistów jest to, że uwa-żają, iż złe wydarzenia będą trwały długo, zaważą na wszystkichich działaniach i wynikają z ich winy. Optymiści, stanąwszy wobec _j_.tych samych przeciwności, traktują je zupełnie inaczej. Uważają,że porażka jest tylko chwilowym niepowodzeniem, że jej przyczynyograniczają się tylko do tego jednego przypadku. Optymiści niesą skłonni obarczać samych siebie winą za porażkę, przypisują jąniekorzystnym okolicznościom, ślepemu trafowi lub działaniu in-nych. Takich ludzi porażka nie zniechęca. Znalazłszy się w trudnej

sytuacji, traktują ją jako wyzwanie i jeszcze bardziej starają siędopiąć swego. Te dwa rodzaje myślenia o przyczynach niepowodzeń mająistotne konsekwencje. Setki badań wykazują, że pesymiści łatwiejsię poddają i częściej wpadają w depresję. Te same eksperymentyudowodniły, że optymiści lepiej sobie radzą w szkole i na uczelni, f\)w pracy i na boisku. Optymiści regularnie uzyskują lepsze niż Xmożna by sądzić wyniki w testach sprawności. Kiedy starają się ^o posadę, mają większą szansę na jej otrzymanie niż pesymiści.Cieszą się nadzwyczajnym zdrowiem. Starzeją się łagodnie, mniejcierpią z powodu dolegliwości wieku niż większość z nas. Są daneprzemawiające za tym, że być może nawet żyją dłużej. Testując setki tysięcy ludzi, stwierdziłem, że zdumiewająco du-ża liczba badanych okazuje się wielkimi pesymistami, a duża częśćpozostałych wykazuje poważne skłonności do pesymizmu. Przeko-nałem się też, że nie zawsze łatwo komuś zorientować się, iż jestpesymistą i że wiele osób w ogóle nie zdaje sobie sprawy z tego,że na ich życie kładzie się cieniem pesymizm. Testy wykazująoznaki pesymizmu w mowie ludzi, którym nigdy nie przyszłoby 18 Poszukiwanie

.J

nawet do głowy, że są pesymistami, co więcej, że oznaki te są do-strzegane przez innych i nastawiają ich negatywnie do nich. Postawa pesymistyczna może być tak głęboko ugruntowana,że wydaje się cechą stałą. Odkryłem jednak, że z pesymizmu moż-_na się wyzwolić. Pesymiści mogą nauczyć się być optymistami,i to nie przez bezmyślne stosowanie takich zabiegów jak beztfo^skie pogwizdywanie czy powtarzanie banałów (np. „Z każdymdniem, w każdej dziedzinie, wiedzie mi się coraz lepiej"), lecz przezopanowanie specjalnego zestawu technik poznawczych. Technikite nie są bynajmniej wytworem zręcznych szarlatanów czy środ-ków masowego przekazu, ale zostały opracowane w laboratoriachi klinikach przodujących psychologów i psychiatrów, a następniedokładnie sprawdzone. Jeśli macie skłonności do pesymizmu, to niniejsza książka po-może wam je odkryć. Zapozna was również z technikami, którepomogły tysiącom ludzi wyzwolić się z pesymizmu i będącej jegoskutkiem depresji. Pozwoli wam ujrzeć wasze niepowodzeniaw nowym świetle. Terytorium niczyjeU PODŁOŻA zjawiska pesymizmu leży bezradność. Bezradność jeststanem, w którym nic z tego, co robisz, nie ma wpływu na to, coci się przydarza. Jeśli na przykład obiecam ci, Czytelniku, tysiącdolarów za to, że przekartkujesz tę książkę do strony 104, toprawdopodobnie przystaniesz na to i uda ci się tego dokonać. Jeślijednak obiecam ci tysiąc dolarów za to, żebyś zwęził źrenicę swego

oka, posługując się jedynie siłą woli, to, nawet gdy się zgodzisz,nic z tego nie wyjdzie. W tej sprawie jesteś bezradny. Przewraca-nie stron znajduje się pod kontrolą twojej woli, natomiast pracamięśni zmieniających średnicę źrenicy nie. Życie zaczyna się w zupełnej bezradności. Noworodek nie po-trafi zrobić nic koło siebie, gdyż prawie na wszystko reaguje od-ruchowo. Kiedy płacze, przychodzi matka, co jednak wcale nie Dwa sposoby patrzenia na życie 19znaczy, że wzywa on ją celowo. Jego płacz jest odruchową reakcjąna ból i niewygodę. Płacz nie jest jego świadomym wyborem. U no-worodka tylko jeden zespół mięśni zdaje się podlegać najprostszejkontroli, i to mimowolnej, mianowicie mięśnie zaangażowanew procesie ssania. W ostatnich latach życia pogrążamy się niekie-dy na powrót w bezradność. Możemy stracić zdolność chodzenia.Możemy, co wyjątkowo przykre, utracić nabytą w drugim rokużycia zdolność panowania nad pęcherzem i jelitami. Może się zda-rzyć, że nie będziemy w stanie znaleźć słów, których będzie nampotrzeba. Na koniec możemy w ogóle stracić mowę, a nawet zdol-ność kierowania naszymi myślami. Długi okres między niemowlęctwem a ostatnimi latami życiajest procesem wychodzenia z bezradności i zdobywania kontrolinad sobą. Kontrola nad sobą oznacza umiejętność zmieniania sta-nów rzeczy poprzez świadome działania i jest przeciwieństwembezradności. W pierwszych trzech-czterech miesiącach życiadziecko uzyskuje kontrolę nad pewnymi podstawowymi ruchaminóg i rąk. Bezładne wymachiwanie rączkami przekształca sięw chwytanie. Później, ku rozpaczy rodziców, płacz staje się dzia-łaniem celowym. Kiedy dziecko chce, by zjawiła się koło niegomatka, zaczyna wrzeszczeć. Z lubością nadużywa tej władzy, do-póki przynosi to efekty. Pierwszy rok życia kończy się dwomacudownymi osiągnięciami w dziedzinie podległego woli, celowegodziałania — stawianiem pierwszych kroków i wymawianiem pier-wszych słów. Jeśli wszystko przebiega dobrze, jeśli umysłowe i fi-zyczne potrzeby dziecka są zaspokajane choćby w minimalnymstopniu, to następne lata są okresem zmniejszania się bezradnościi uzyskiwania coraz większej kontroli nad sobą. Na wiele rzeczy nie mamy wpływu — na kolor naszych oczu,rasę, suszę w kraju. Jest jednak rozległe terytorium niczyje, obszardziałań, nad którym możemy zdobyć kontrolę... lub zostawić jąinnym czy losowi. Działania te składają się na styl naszego życia,stosunki z innymi, sposób zarabiania na życie — słowem, wszystkiete aspekty naszej egzystencji, w których normalnie możemy —w mniejszym lub większym stopniu — dokonywać wyboru.Sposób, w jaki postrzegamy tę dziedzinę życia, może zmniej-

20 Poszukiwanieszyć lub zwiększyć naszą kontrolę nad nią. Nasze myśli nie sąjedynie reakcjami na wydarzenia, mają wpływ na to, co się dziejepotem. Jeśli, na przykład, uważamy, że nie mamy wpływu na to,

jakie będą nasze dzieci, to w tej sferze będziemy jakby sparaliżo-wani. Sama myśl: „Bez względu na to, co robię, i tak nic niezmienię", powstrzyma nas od działania. I tak oto pozostawimykontrolę nad naszymi dziećmi ich rówieśnikom i nauczycielom lubzdamy się na okoliczności. Kiedy wyolbrzymimy naszą bezrad-ność, przyszłość naszych dzieci zaczynają kształtować inne siły. W toku dalszych rozważań zobaczymy, że ostrożnie stosowany,umiarkowany pesymizm ma swoje zalety. Dwadzieścia pięć latbadań przekonało mnie jednak, że jeśli niezmiennie uważamy —jak to czynią pesymiści — iż niepowodzenia wynikają z naszejwiny i kładą się cieniem na wszystko, co robimy, to istotnie spad-nie na nas więcej klęsk, niż gdybyśmy myśleli inaczej. Jestemrównież przekonany, że jeśli będziemy mieli taki punkt widzenia,to łatwo będziemy wpadali w depresję, osiągniemy w życiu mniej,niż nas na to stać, a nawet będziemy częściej chorować. Pesy-mistyczne przewidywania są samospełniającymi się proroctwami. Dobitnym tego przykładem jest przypadek studentki na uni-wersytecie, na którym kiedyś uczyłem. Studiowała literaturę an-gielską. Promotor bardzo pomagał jej przez trzy lata. Dzięki jegopoparciu oraz dobrym ocenom uzyskała roczne stypendium na Ox-fordzie. Kiedy wróciła z Anglii, przestała interesować się Dicken-sem, który był specjalnością jej promotora, natomiast zajęła sięwcześniejszymi powieściopisarzami angielskimi, szczególnie JaneAusten, co było specjalnością kolegi owego profesora. Promotor usi-łował namówić ją, by napisała pracę na temat Dickensa, ale osta-tecznie zaakceptował — wydawało się bez urazy—jej decyzję zaję-cia się Jane Austen, a nawet zgodził się być recenzentem tej pracy. Na trzy dni przed obroną profesor ów przesłał komisji egzami-nacyjnej recenzję, w której oskarżył studentkę o plagiat. Dowodziłtam, że zacytowała dwa źródła, nie wymieniła ich jednak, ani niewspomniała o ich autorach i w ten sposób przywłaszczyła sobieich spostrzeżenia. Plagiat jest najcięższym grzechem naukowca,więc cała kariera studentki została zagrożona. Dwa sposoby patrzenia na życie 21 Kiedy spojrzała na fragmenty pracy, które, zdaniem recenzen-ta, bezczelnie sobie przywłaszczyła, stwierdziła ze zdumieniem,że pochodzą one z jednego i tego samego źródła, mianowicie z ustowego profesora. Podczas jakiejś rozmowy przedstawił te spostrze-żenia jako swoje własne i nawet słowem nie wspomniał, że za-czerpnął je z już opublikowanych prac innych autorów. Tak otojej były promotor, zły, że go opuściła, pogrążył ją. W takiej sytuacji wiele osób wściekłoby się na profesora. Alenie Elizabeth. Dał znać o sobie nawyk pesymistycznego myślenia.Była pewna, że komisja uzna ją za winną popełnienia plagiatui że w żaden sposób nie uda się jej udowodnić, że nie miała o tympojęcia, bowiem słowo profesora liczy się bardziej niż słowo stu-dentki. Zamiast bronić się, upadła na duchu — widziała całą sy-tuację w najczarniejszych barwach. Mówiła sobie, że sama jesttemu winna. To, że profesor zapożyczył swoje pomysły od innych,

nie miało znaczenia. Ważne było to, że „ukradła" te pomysły, po-nieważ nie zaznaczyła, iż usłyszała je od owego profesora. Uwie-rzyła, że dopuściła się oszustwa, że jest oszustką i że prawdopo-dobnie zawsze nią była. Aż trudno uwierzyć, że tak się obwiniała, skoro było oczywiste,że jest niewinna. Dokładne badania wykazują jednak, że osobynawykłe do pesymistycznego myślenia niejednokrotnie traktująnajzwyklejsze niepowodzenia jako absolutne klęski. Robią takmiędzy innymi, dopatrując się winy tam, gdzie jej nie ma. Eliza-beth przypomniała sobie sytuacje, które zdawały się potwierdzaćopinię profesora: w siódmej klasie ściągnęła na sprawdzianie od-powiedzi od koleżanki. Kiedy była w Anglii, nie sprostowała błęd-nej opinii nowych znajomych, którzy myśleli, że pochodzi z bogatejrodziny. Teraz z kolei dopuściła się „oszustwa" podczas pisaniapracy dyplomowej. Stanąwszy przed komisją, nie powiedziała nicna swoją obronę i nie uzyskała dyplomu. Ta opowieść nie ma szczęśliwego zakończenia. Oblany egzaminzrujnował jej życie. Od dziesięciu lat Elizabeth pracuje jako sprze-dawczyni w sklepie. Ma niewielkie aspiracje. Nic już nie pisze,a nawet nie czyta. Nadal płaci za przestępstwo, którego nie po-pełniła, ale do którego sama przed sobą się przyznała. 22 Poszukiwanie Wszystkiemu winien jest nawyk pesymistycznego myślenia.Gdyby powiedziała sobie: „Obrabowano mnie. Ten zawistny dar-mozjad podstawił mi nogę", to zaczęłaby się bronić i opowiedziała,jak było naprawdę. Przy okazji może wydałoby się, że ów profesorzostał wcześniej zwolniony z innej uczelni za taką samą historię.Uzyskałaby dyplom z wyróżnieniem... gdyby tylko podchodziław inny sposób do przeciwności losu, gdyby miała nawyk innegomyślenia. , Sposoby myślenia nie muszą być niezmienne. Jednym z naj-ważniejszych odkryć psychologii ostatnich dwudziestu lat jest spo-strzeżenie, że jednostka może wybierać sobie sposób myślenia. Nauka psychologii nie zawsze zajmowała się indywidualnymisposobami myślenia, działaniami poszczególnych jednostek, a na-wet jednostką jako taką. Wprost przeciwnie. Kiedy dwadzieściapięć lat temu zostałem absolwentem psychologii, dylematów po-dobnych do opisanego wyżej nie wyjaśniano tak, jak robi się toobecnie. W owym czasie zakładano, że ludzie są produktami śro-dowiska, w którym żyją. Dominującą pozycję zdobyło wyjaśnianieludzkich działań jako skutków wewnętrznego „popychania" lubzewnętrznego „przyciągania". Choć szczegóły tego „popychania"i „przyciągania" ujmowano różnie, w zależności od wyznawanejteorii, to jednak w ogólnym zarysie wszystkie modne podówczasteorie były ze sobą zgodne. Freudyści utrzymywali, iż zachowa-niem człowieka kierują nie rozwiązane konflikty z czasów dzie-ciństwa. Zwolennicy teorii B.F. Skinnera twierdzili, że zachowa-nia człowieka powtarzają się tylko wtedy, kiedy otrzymująwzmocnienie zewnętrzne. Etologowie uważali, że zachowanie jest

wynikiem pewnych, zdeterminowanych genetycznie, utrwalonychwzorów działania, natomiast behawioryści spod znaku ClarkaHulla wyznawali pogląd, iż stymuluje nas do działania koniecz-ność redukowania popędów i zaspokajania potrzeb biologicznych. Od 1965 roku poglądy te zaczęły się radykalnie zmieniać. Odtej pory coraz mniejsze znaczenie przypisuje się wpływowi otocze-nia na zachowanie jednostki. Cztery różne linie rozumowaniawpłynęły na to, że działania człowieka można wyjaśnić raczej jegosamosterowaniem niż podleganiem siłom zewnętrznym. Dwa sposoby patrzenia na życie 23• W 1959 roku Noam Chomsky napisał miażdżącą recenzjęgłośnej książki B.F. Skinnera Verbal Behavior (Zachowaniewerbalne).1 Chomsky dowodził, że ludzkie działania w ogóle,a język w szczególności, nie są skutkiem wzmacniania na-wyków językowych. Według niego istota języka polega natym, że jest on generatywny — każdy może zrozumieć zda-nie, którego nigdy wcześniej nie wypowiedział ani nie usły-szał (takie jak: „Na twoich kolanach siedzi purpurowy po-twór Gila").• Jean Piaget, znakomity szwajcarski psycholog, zajmującysię badaniem procesów rozwojowych u dzieci, przekonał całyświat — Amerykanów na końcu — że można poddać nauko-wemu badaniu rozwój psychiczny dziecka.• W 1967 roku, wraz z publikacją Cognitiue Psychology (Psy-chologii poznawczej) Ulrica Neissera, przed młodymi adep-i y tami psychologii eksperymentalnej szukającymi ucieczki odJ^ dogmatów behawioryzmu otworzyło się nowe pole badań.""" Psychologia poznawcza dowodziła, że opierając się na kom-puterowym modelu przetwarzania informacji, można mie-rzyć pracę ludzkiego mózgu i jej konsekwencje.• Behawioryści stwierdzili, że nie można adekwatnie wyjaśnićzachowań zwierząt ani ludzi, redukując je do popędów i po-trzeb, i zaczęli w wyjaśnianiu złożonych zachowań odwoływaćsię do czynności poznawczych — a więc myśli — jednostki. Tak oto pod koniec lat sześćdziesiątych dominujące teorie psy-chologiczne przestały koncentrować się na oddziaływaniu otocze-nia i głównym obiektem swych zainteresowań uczyniły oczekiwa-nia, preferencje, wybory, decyzje, kierowanie swym postępowa-niem, a także bezradność jednostki. Ta fundamentalna zmiana w dziedzinie psychologii jest ściślezwiązana z fundamentalną zmianą w naszej własnej psychologii.Po raz pierwszy w historii dzięki rozwojowi techniki, masowejprodukcji i dystrybucji dóbr, a także z innych przyczyn, duża li-czba ludzi zyskała znaczną swobodę wyboru, a zatem równieżmożliwość kierowania swym życiem. Owa swoboda wyboru doty- 24 Poszukiwanieczy również naszych sposobów myślenia. Ogólnie biorąc, ludziez radością powitali nową sytuację. Należymy do społeczeństwa,

które zapewnia swym członkom władzę, jakiej nie mieli nigdydotąd, do społeczeństwa, które poważnie traktuje przyjemnościi cierpienia jednostki, które uważa, że samorealizacja jest właści-wym celem, niemal świętym prawem każdego człowieka.DepresjaRAZEM Z TYMI swobodami przyszły jednak zagrożenia.2 Epoka jed-nostki jest bowiem również epoką innego, ściśle łączącego się z pe-symizmem, zjawiska depresji. Depresja jest skrajną postacią pe-symizmu. Stanęliśmy w obliczu epidemii depresji, epidemii nad-zwyczaj groźnej w skutkach, jako że — prowadząc do samobójstw— pochłania ona więcej istnień ludzkich niż AIDS, a przy tym jejzasięg jest o wiele szerszy. Przypadki głębokiej depresji zdarzająsię dzisiaj dziesięć razy częściej niż pięćdziesiąt lat temu. Kobietydotyka ona dwa razy częściej niż mężczyzn i — średnio biorąc —przypada na okres życia o dziesięć lat wcześniejszy niż w poprze-dnim pokoleniu. Do niedawna przyjęte były powszechnie dwa sposoby podejściado depresji: psychoanalityczny i biochemiczny. Podejście psycho-analityczne opiera się na artykule Zygmunta Freuda napisanymprawie siedemdziesiąt pięć lat temu.3 Freud stworzył swoją teorięna podstawie obserwacji niewielu dość swobodnie zinterpretowa-nych przypadków, posługując się przy tym wyobraźnią. Stwierdził,że depresja nie jest niczym innym niż złością skierowaną prze-ciwko własnej osobie; człowiek w depresji uważa siebie za jedno-stkę bezwartościową i pragnie się zabić. Według niego jednostkacierpiąca na depresję uczy się nienawidzić własnej osoby już nakolanach matki. Wcześniej czy później w życiu dziecka zdarza sięsytuacja, w której matka odrzuca je, a przynajmniej dziecku taksię wydaje (matka wyjeżdża na wakacje, wraca za późno do domualbo zajmuje się drugim dzieckiem). U niektórych dzieci wywołuje I

Dwa sposoby patrzenia na życie 25

to wściekłość, ale ponieważ zbyt kochają matkę, aby uczucie towyładować na niej, wybierają łatwiejszy dla nich do zaakceptowa-nia obiekt — własną osobę, a mówiąc bardziej precyzyjnie, tę częśćwłasnego ja, którą utożsamiają z matką. Z czasem przeradza sięto w zgubny dla dziecka zwyczaj i kiedy tylko doświadcza onoponownie uczucia odrzucenia, zamiast na prawdziwego sprawcękrzywdy, kieruje agresję na siebie. Pogarda dla siebie, depresjajako reakcja na odrzucenie, samobójstwo — wszystko to zgrabnieukłada się w logiczny ciąg wydarzeń. Według Freuda z depresji niełatwo jest się wyzwolić. Depresjajest wynikiem nie rozwiązanych konfliktów z okresu dzieciństwaukrytych pod pokładami świadomości. Freud uważał, iż tylkoprzebicie się przez te pokłady, dotarcie do utajonych konfliktówi ich ostateczne rozwiązanie może sprawić, że skłonność do depre-sji zacznie zanikać. Jego recepta na wyleczenie z depresji to trwa-

jąca latami psychoanaliza, czyli próba wniknięcia, pod kierunkiemterapeuty, w głąb własnej psychiki i odnalezienia powstałychw okresie dzieciństwa urazów, które są pierwotnymi przyczynamikierowania złości ku własnej osobie. Muszę tu jasno stwierdzić, iż pogląd ten, aczkolwiek niezmier-nie popularny w Ameryce (a szczególnie w Nowym Jorku), jestzupełnie bzdurny. Skazuje on nieszczęsną ofiarę psychoanalizy nalata monologowania o mrocznej, odległej przeszłości po to, by roz-wiązać problem, który przestałby istnieć sam z siebie w czasieparu miesięcy. W ponad dziewięćdziesięciu procentach przypad-ków depresja jest zjawiskiem epizodycznym — nachodzi człowie-ka, a potem mija. Takie epizody trwają od trzech miesięcy doroku. Chociaż tysiące pacjentów odbyło setki tysięcy sesji w gabi-netach psychoanalityków, zwolennicy tej metody nie mogą się ja-koś pochwalić sukcesami w leczeniu depresji. Co gorsza, psychoanaliza wywołuje u swej ofiary poczucie winy.Uświadamia ona, że z powodu wad charakteru ofiara sama wpro-wadza się w depresję, że chce być przygnębiona. Kieruje nią chęćukarania się, życia w ustawicznym cierpieniu, a nawet skończeniaze sobą.Nie mam zamiaru poddawać teorii Freuda totalnej krytyce

26 Poszukiwaniei odmawiać jej wszelkich zalet. Bez wątpienia Freud dokonał wiel-kiego przełomu. Zajmując się we wczesnym stadium swej karieryhisterią — zaburzeniami fizycznymi o objawach podobnych do pa-raliżu, lecz nie wywołanych żadną fizjologiczną przyczyną —ośmielił się badać sferę seksu i wydobyć na światło dzienne jejciemne strony. Jednak sukces, jaki osiągnął, odwołując się w wy-jaśnianiu histerii do jej seksualnego podłoża, sprawił, iż pozostałon wierny temu modelowi do końca życia. Dla Freuda wszystkiecierpienia psychiczne miały swe źródło w jakiejś nikczemnej częściludzkiej osobowości, to zaś, co nikczemne, stanowiło najbardziejpodstawowy i uniwersalny jej składnik. To niemożliwe do utrzy-mania, obraźliwe dla ludzkiej natury założenie zapoczątkowałoepokę, w której wszystko można powiedzieć:Chcesz kochać się ze swą matką.Chcesz zabić własnego ojca.Snujesz wyobrażenia o tym, że twoje nowo narodzone dziecko może umrzeć... ponieważ chcesz, żeby umarło.Chcesz, żeby twoje dni były nie kończącym się pasmem udręki.Twoje najohydniejsze, najbardziej skrywane tajemnice sąnajistotniejszą częścią twojej osobowości. Wypowiedzi tego typu tracą związek z rzeczywistością, są zu-pełnie oderwane od ludzkich uczuć i powszechnego, będącegoudziałem wszystkich doświadczenia. Niechby tylko spróbował ktośpowiedzieć coś takiego uzbrojonemu Sycylijczykowi. Drugim, łatwiejszym do przyjęcia, jest podejście biomedyczne.4Zwolennicy tego poglądu uważają, że depresja ma podłoże fizjo-

logiczne. Powoduje ją jakoby dziedziczny defekt biochemiczny —usadowiony być może wygodnie na ramieniu chromosomu numer11 — który zakłóca zachodzące w mózgu procesy. Psychiatrzy spodtego znaku leczą depresję środkami farmakologicznymi albo ele-ktrowstrząsami (tzw. sejsmografia). Metody te są niezbyt drogiei przynoszą szybko pewną poprawę stanu pacjenta.W odróżnieniu od psychoanalitycznego, podejście biomedyczne

Dwa sposoby patrzenia na życie 27jest częściowo słuszne. Niektóre postacie depresji zdają się wyni-kać z dysfunkcji mózgu i są w pewnym stopniu dziedziczne. Wieleform depresji ustępuje (powoli) pod wpływem leków antydepresyj-nych i elektrowstrząsów (szybko). Jednak jest to tylko częściowezwycięstwo i wcale nie przynosi tak błogosławionych skutków, jakmogłoby się wydawać. Środki antydepresyjne i przepływającyprzez mózg prąd elektryczny o wysokim napięciu mogą wywieraćprzykre skutki uboczne, których nie tolerują organizmy większo-ści ludzi poddawanych tej terapii. Co więcej, zwolennicy podejściabiomedycznego zbyt łatwo uogólniają, stosując metody spra-wdzone w leczeniu ciężkich form depresji, która dotyka niewieluludzi i która na ogół poddaje się działaniu środków farmakologi-cznych, w o wiele bardziej powszechnych przypadkach depresji,z którymi mamy do czynienia na co dzień. Znaczna część ludziulegających depresji nie dziedziczy jej i nie ma żadnych dowodówna to, że w jej łagodniejszych postaciach leki przynoszą jakąkol-wiek poprawę. Najgorsze jednak jest to, że podejście biomedyczne z zasadni-czo zdrowych ludzi czyni chorych i uzależnia ich od pigułek prze-pisywanych przez życzliwego lekarza. Wprawdzie leki antydepre-syjne nie uzależniają w zwykłym sensie tego słowa, bowiempacjent nie czuje głodu narkotycznego, gdy przestaje je otrzymy-wać, ale zdarza się często, że po odstawieniu leków depresja po-wraca. Oszołomiony lekami pacjent funkcjonuje pozornie normal-nie, ale nie jest to bynajmniej jego zasługą, jest to zasługą leków.Człowiek taki nie wierzy w siebie, wierzy w leki. Środki antyde-presyjne są równie wymownym przykładem nadużywania lekówprzez nasze społeczeństwo, jak wprawiające w pogodny stan środ-ki uspokajające czy odkrywające przed nami piękno świata halu-cynogeny. W każdym razie klucza do rozwiązania problemów emo-cjonalnych, z którymi każdy mógłby sobie poradzić sam, szuka sięw czynnikach zewnętrznych.A JEŚLI depresja ma w większości przypadków o wiele prostszeformy, niż uważają psychoanalitycy i psychiatrzy ze szkoły bio-medycznej?

28 Poszukiwanie• A jeśli depresja nie jest czymś, co sprowadzasz sam na sie-bie, lecz czymś, co po prostu na ciebie spada?• A jeśli depresja nie jest chorobą, lecz stanem znacznego po-gorszenia nastroju?

• A jeśli nie jesteś więźniem konfliktów z czasów dzieciństwa?Jeśli depresję wywołują w rzeczywistości twoje aktualne kło-poty?• A jeśli nie jesteś ubezwłasnowolniony przez swoje geny czyzachodzące w twoim mózgu procesy chemiczne?• A jeśli depresja jest wynikiem błędnych wniosków, którewyciągamy z tragedii i niepowodzeń, jakich wszyscy do-świadczamy w życiu?• A jeśli depresja występuje po prostu wtedy, kiedy pesymi-stycznie oceniamy przyczyny naszych niepowodzeń?• A jeśli możemy oduczyć się pesymizmu i posiąść umiejętnośćpatrzenia optymistycznie na nasze niepowodzenia?SukcesTRADYCYJNE rozumienie sukcesu, tak jak tradycyjne rozumieniedepresji, wymaga rewizji. Funkcjonowanie naszych szkół i zakła-dów pracy opiera się na konwencjonalnym założeniu, że sukcesjest wynikiem połączenia talentu i chęci. Uważa się, że przyczynąniepowodzeń jest albo brak talentu, albo brak chęci. Zdarza sięjednak i tak, że mimo ogromnego talentu i wielkich chęci spotykanas niepowodzenie, gdyż brak nam optymizmu. Poczynając od przedszkola, dziecko poddawane jest różnym te-stom — na inteligencję, SAT-om, MCAT-om*, i tak dalej — które * Są to baterie testów mierzących poziom sprawności intelektualnych orazosiągnięć uczniów szkół ponadpodstawowych w USA (nowsze opracowania obej-mują także dzieci przedszkolne). Testy te pozwalają ocenić m.in. umiejętnościczytania, posługiwania się językiem, rozumowania materialnego, a także poziomwiedzy w zakresie poszczególnych przedmiotów. Są to testy grupowe, bardzo roz-budowane, np. Stanford Achievement Test, SAT, składa się z ok. 170 subtestówi 700 itemów (przyp. red.) Dwa sposoby patrzenia na życie 29rodzice uważają za tak ważne dla przyszłości swych pociech, iżopłacają specjalnych instruktorów wprowadzających dzieci w taj-niki właściwego ich rozwiązywania. Owe testy rzekomo wykazują,kto jest zdolny, a kto nie. Okazało się, że talent można z grubszazmierzyć, ale też, że niezwykle trudno sprawić, by się choć odro-binę zwiększył. Cieszące się niezwykłym powodzeniem kursy przy-gotowujące do testów SAT mogą nieco poprawić wyniki ucznia,ale nie mają absolutnie żadnego wpływu na prawdziwy poziomjego talentu. Chęć to inna sprawa, można ją wzbudzić aż nazbyt łatwo. Ka-znodzieja potrafi w ciągu jednej-dwóch godzin wzniecić w swychowieczkach gorące pragnienie zbawienia. Zręczna reklama wytwa-rza pragnienie posiadania tego, o czym się w ogóle nie myślało.Odpowiednio przeprowadzone szkolenie pracowników może na-tchnąć ich energią i zapałem do pracy. Jednak wszystko to dajekrótkotrwałe efekty. Żar w duszach wiernych pragnących zbawie-nia szybko gaśnie, jeśli się go nie podsyca; o pragnieniu posiadaniareklamowanego wyrobu zapomina się po paru minutach albo za-stępuje się je innym pragnieniem. Energii i zapału po szkoleniu

starcza na parę dni lub tygodni, potem potrzebne jest nowe. A JEŚLI tradycyjny pogląd na czynniki potrzebne do osiągnięciasukcesu jest błędny?• A jeśli w grę wchodzi jeszcze trzeci czynnik — optymizm lubpesymizm — który liczy się tak samo, jak talent i chęci?• A jeśli masz i niezbędny talent, i chęci, a mimo to — będącpesymistą — stale odnosisz porażki?• A jeśli optymiści lepiej sobie radzą w szkole, w pracy i naboisku?• A jeśli optymizmu można się nauczyć, i to trwale?• A jeśli możemy go zaszczepić naszym dzieciom?• 30 PoszukiwanieZdrowieTRADYCYJNE pojęcie zdrowia okazuje się równie ułomne, jak po-jęcie talentu. Optymizm i pesymizm oddziałują na nasze zdrowieprawie tak samo wyraźnie, jak czynniki fizyczne. Większość ludzi sądzi, że zdrowie fizyczne jest wyłącznie spra-wą fizjologii i uwarunkowane jest budową ciała, nawykami zdro-wotnymi i odpornością na zarazki. Uważają oni, że budowa ciałajest zdeterminowana genetycznie, aczkolwiek można ją poprawićwłaściwym odżywianiem się, intensywnymi ćwiczeniami fizyczny-mi, unikaniem cholesterolu. Poddając się szczepieniom, rygorysty-cznie przestrzegając zasad higieny, unikając przygodnych partne-rów seksualnych, trzymając się z dala od przeziębionych, myjączęby trzy razy dziennie, i tak dalej, można uniknąć chorób. Kiedyzatem szwankuje komuś zdrowie, to znaczy, że ma on słaby or-ganizm, niewłaściwe nawyki zdrowotne albo zetknął się ze zbytwieloma zarazkami. Ten konwencjonalny pogląd pomija bardzo ważny czynnik, któ-ry ma wpływ na nasze zdrowie — naszą percepcję rzeczywistości,nasze myśli i wyobrażenia. Mamy o wiele większy wpływ na swojezdrowie fizyczne, niż się na ogół przypuszcza. Na przykład:• Sposób naszego myślenia, szczególnie o zdrowiu, oddziałujena nie.• Optymiści rzadziej zapadają na choroby zakaźne niż pesy-miści.• Optymiści prowadzą zdrowszy tryb życia niż pesymiści.• Są dowody świadczące o tym, że optymiści żyją dłużej niżpesymiści.DEPRESJA, sukces i zdrowie fizyczne to trzy spośród najbardziejoczywistych sfer, w których znajduje zastosowanie wyuczony op-tymizm. Ale to jeszcze nie wszystko, gdyż daje on nam możliwośćnowego spojrzenia na siebie i lepszego zrozumienia własnego ja.Kończąc lekturę tej książki, będziecie wiedzieli, czy i w jakim

Dwa sposoby patrzenia na życie 31stopniu jesteście pesymistami albo optymistami, a jeśli zechcecie,będziecie mogli zmierzyć poziom optymizmu małżonka lub dzieci.Będziecie nawet mogli ocenić, na ile dawniej byliście pesymistami.

Będziecie wiedzieli, dlaczego ulegacie depresji — wpadacie w przy-gnębienie lub prawdziwą rozpacz — i co sprawia, że stan tenutrzymuje się. Zrozumiecie, dlaczego spotkały was niepowodzenia,mimo że nie brak wam talentu i bardzo pragnęliście osiągnąćwymarzony cel. Nauczycie się również, jak wyjść z depresji i za-pobiec jej nawrotowi. Będziecie mogli korzystać z tej umiejętnościna co dzień. Coraz więcej dowodów wskazuje na to, że będzie onamiała korzystny wpływ na wasze zdrowie. Co więcej, będzieciemogli nauczyć tego innych. A co najważniejsze, zrozumiecie, na czym polega nowa dzie-dzina wiedzy — wiedzy o tym, jak sprawować kontrolę nad własnąosobą. Wyuczony optymizm nie jest bynajmniej ponownym odkryciempotęgi „myślenia pozytywnego". Umiejętności bycia optymistą niewynosi się z wesołej szkółki niedzielnej szczęśliwych wydarzeń.Nie polega ona na wyuczeniu się mówienia sobie pozytywnychrzeczy. Lata badań przekonały nas, że jeśli taka praktyka przy-nosi w ogóle jakieś efekty, to znikome. Istotne jest to, co myślimy,kiedy spotykają nas niepowodzenia. Ważna jest potęga „myślenianienegatywnego". Główna technika optymizmu polega na odrzu-ceniu zgubnych dla nas stwierdzeń, które przychodzą nam namyśl, kiedy spotykają nas niepowodzenia będące udziałem wszy-stkich ludzi.WIĘKSZOŚĆ PSYCHOLOGÓW zajmuje się przez całe życie tradycyj-nymi kategoriami problemów: depresją, sukcesem, zdrowiem, klę-skami politycznymi, przedsiębiorstwami, rodzicielstwem i tym po-dobnymi sprawami. Ja natomiast od początku swej pracy starałemsię stworzyć nową kategorię, która przebiega przez większość ka-tegorii tradycyjnych. Postrzegam wydarzenia jako osiągnięcia lubporażki w sprawowaniu kontroli nad własną osobą. Spojrzenie takie sprawia, że świat wygląda zupełnie inaczej.Weźmy pozornie nie związane ze sobą wydarzenia: depresję i sa- 32 Poszukiwaniemobójstwa stające się powoli chlebem powszednim naszego społe-czeństwa, samorealizację jednostki wyniesioną do rangi prawa,ludzi zapadających w przerażająco młodym wieku na chronicznechoroby i przedwcześnie umierających, inteligentnych, pełnych po-święcenia rodziców wychowujących delikatne, zepsute dzieci, me-todę leczenia depresji poprzez zmianę świadomego myślenia. Choćinni skłonni byliby traktować to zestawienie porażek i sukcesów,cierpień i tryumfów jako nonsensowne i bezładne, ja widzę towszystko jako jedną całość. Ta książka jest rezultatem takiegowłaśnie punktu widzenia. Zaczniemy od teorii kontroli nad własną osobą. Kluczowe zna-czenie mają w niej dwa pojęcia — wyuczonej bezradności i styluwyjaśniania. Są one ściśle ze sobą związane. Wyuczona bezradność jest poddaniem się, zaprzestaniem dzia-łania wynikającym z przekonania, że cokolwiek się zrobi, nie bę-dzie to miało żadnego znaczenia. Styl wyjaśniania to sposób, w ja-

ki zwykle tłumaczymy sobie, dlaczego coś się wydarza. Modyfikujeon w znacznym stopniu wyuczonĄ bezradność. Optymistyczny stylwyjaśniania kładzie kres bezradności, natomiast pesymistycznystyl wyjaśniania jeszcze ją pogłębia. Sposób, w jaki wyjaśniamysobie różne wydarzenia, określa nasze do nich podejście i sprawia,że stajemy się bezradni, albo że, traktując spotykające nas niepo-wodzenia jako chwilowe, mobilizujemy się do większej aktywności.Uważam, że styl wyjaśniania odzwierciedla to, co mówiąc meta-forycznie, czujemy w głębi serca, to słowo, które każdy z nas „nosiw sercu".5 Każdy z nas ma ukryte w głębi serca jakieś słowo — jakieś„nie" lub jakieś „tak". Prawdopodobnie nie wiesz, jakie słowo jestukryte w twoim sercu, ale to nie szkodzi, możesz się tego, z dużądozą pewności, dowiedzieć. Niebawem poddasz się testowi i od-kryjesz, jaki jest poziom twojego optymizmu czy pesymizmu. Optymizm odgrywa ważną rolę w wielu, choć nie we wszy-stkich, dziedzinach naszego życia. Nie jest on panaceum, ale możeuchronić nas przed depresją, może poprawić naszą kondycję fizy-czną i psychiczną, dać nam dobre samopoczucie. Wszelako pesy-mizm też ma pewne zalety; jakie to są zalety, wyjaśnię dalej. Dwa sposoby patrzenia na życie 33 Jeśli zamieszczone w tej książce testy wykażą, że jesteś pesy-mistą, to na tym nie kończy się sprawa. W przeciwieństwie dowielu innych cech osobowości, pesymizm nie jest cechą niezmien-ną i utrwaloną raz na zawsze. Możesz nauczyć się zestawu tech-nik, które wyzwolą cię spod tyranii pesymizmu i pozwolą cieszyćsię optymizmem. Nie są to techniki tak proste, by można je byłostosować w sposób czysto mechaniczny, ale każdy jest w staniejeopanować. Pierwszym krokiem ku temu jest odkrycie owego słowautajonego w głębi serca. Nieprzypadkowo jest to również pierwszykrok ku nowemu zrozumieniu tajników ludzkiego umysłu, ku zro-zumieniu, w jaki sposób jednostka poprzez kontrolę nad własnąosobą wyznacza swój los. Rozdział drugiUczenie się bezradności ZANIM SKOŃCZYŁEM trzynaście lat, zorientowałem się, żezawsze kiedy rodzice wysyłają mnie na noc do mojego najlepszegoprzyjaciela, Jeffreya, w domu są poważne kłopoty. Tak było i tam-tym razem, bo jakiś czas po powrocie do domu dowiedziałem się,że matce wycięto macicę. Już wcześniej wyczuwałem, że to ojciecma problemy. Ostatnio dziwnie się zachowywał. Zazwyczaj byłspokojny i zrównoważony, taki, jaki moim zdaniem powinien byćojciec. Jednak od pewnego czasu stał się nerwowy, czasami złościłsię, czasami znowu wpadał w przygnębienie. Wioząc mnie tego wieczoru do Jeffreya przez pogrążone w za-padających ciemnościach ulice willowej dzielnicy Albany w stanieNowy Jork, wziął nagle głęboki oddech, a potem zatrzymał samo-chód przy krawężniku. Przez chwilę siedzieliśmy obaj w milcze-

niu. W końcu powiedział mi, że na minutę czy dwie stracił czuciew lewej części ciała. W jego głosie słychać było strach. Przerazi-łem się. Miał dopiero czterdzieści dziewięć lat i był w szczytowej formie.Ukończył ze znakomitym wynikiem studia prawnicze, ale jakotypowy produkt lat wielkiego kryzysu wybrał skromną, lecz bez-pieczną posadę w administracji państwowej zamiast zaryzykowaći postarać się o lepiej płatną, ale nie tak pewną pracę w sektorze' .prywatnym. Ostatnio jednak po raz pierwszy w życiu zdecydowałsię na śmiały krok — miał zamiar ubiegać się o wysokie stano-wisko we władzach stanowych. Byłem z niego niezmiernie dumny. Uczenie się bezradności 35 Ja też przechodziłem wówczas kryzys, pierwszy w życiu. Owejjesieni ojciec zabrał mnie ze szkoły publicznej, gdzie się bardzodobrze czułem, i umieścił w prywatnej szkole kadetów, jako żebyła to jedyna szkoła w Albany, która wysyłała swoich absolwen-tów do cieszących się dobrą renomą uczelni. Szybko zdałem sobiesprawę, że jestem jedynym uczniem wywodzącym się z warstwyśredniej. Reszta chłopców pochodziła z bogatych rodzin, z którychwiele osiadło w Albany przed dwustu piędziesięciu czy nawet wię-cej laty. Czułem się odrzucony i samotny. Ojciec zatrzymał samochód przed wejściem do domu Jeffreya.Pożegnałem się z nim ze ściśniętym gardłem. Następnego dniaobudziłem się o świcie z uczuciem lęku. Coś mi mówiło, że muszęwracać do domu, że dzieje się tam coś niedobrego. Wykradłemsię chyłkiem i pobiegłem do domu. Dotarłem tam akurat w mo-mencie, kiedy ze schodów zabierano nosze. Leżał na nich mójojciec. Patrząc na niego ukryty za drzewem, widziałem, że starasię zachować dobrą minę, ale jednocześnie słyszałem, jak z trudemmówi, że nie może ruszyć ręką ni nogą. Nie spostrzegł mnie i nig-dy nie dowiedział się, że widziałem go w tej strasznej chwili.Przeszedł trzy wylewy, po których został kompletnie sparaliżowa-ny i wydany na pastwę napadów smutku i — rzecz dziwna —euforii. Matka nie zabierała mnie ze sobą, kiedy odwiedzała go w szpi-talu i — później — w zakładzie dla rekonwalescentów. Wreszcienadszedł dzień, w którym i ja miałem go odwiedzić. Kiedy wszed-łem do pokoju, w którym leżał, zorientowałem się, że tak samojak ja, bał się tej chwili. Nie chciał, bym zobaczył go zupełniebezradnego, w opłakanym stanie.Matka mówiła mu o Bogu i o życiu pozagrobowym. — Ireno — wyszeptał. — Ja nie wierzę w Boga. Po tym, comi się stało, nie wierzę już w nic. Pozostała mi tylko wiara w cie-bie i dzieci. Nie chcę umierać. Takie było moje pierwsze zetknięcie z cierpieniem, które rodzisię z bezradności. Widok ojca w tym stanie, widok, który ogląda-łem jeszcze przez wiele lat, aż do jego śmierci, wytyczył kierunekmoich poszukiwań. Jego rozpacz dodawała mi sił i zapału.

36 Poszukiwanie Rok później, nakłoniony przez starszą siostrę, która regularnieprzywoziła do domu swe uniwersyteckie lektury, aby dokształcićprzedwcześnie rozwiniętego brata, przeczytałem po raz pierwszyZygmunta Freuda. Leżałem w hamaku, zagłębiony w jego Wstępiedo psychoanalizy. Kiedy doszedłem do rozdziału, w którym pisze0 ludziach śniących często o tym, że wypadają im zęby, doznałemolśnienia. Ja również miałem takie sny! Ich interpretacja oszoło-miła mnie. Według Freuda sny o wypadaniu zębów symbolizująkastrację i wyrażają poczucie winy z powodu masturbacji. Śniącyboi się, że ojciec, odkrywszy, iż syn onanizuje się, ukarze go ka-stracją. Zacząłem się zastanawiać, jak to możliwe, że Freud takdobrze mnie zna. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że owa uderzającaczytelnika trafność spostrzeżenia Freuda bierze się po prostu stąd,iż w okresie dojrzewania często nawiedzają chłopców sny o wypa-daniu zębów, a masturbacja jest w tym wieku jeszcze częstszymzjawiskiem. Była to zatem zbieżność czysto przypadkowa, ale wy-jaśnienie Freuda brzmiało bardzo przekonywająco i zapowiadałodalsze rewelacje. W tym momencie postanowiłem sobie, że poświę-cę życie na stawianie takich samych pytań i rozwiązywanie takichsamych problemów, jakimi zajmował się Freud. Kilka lat potem wstąpiłem na uniwersytet w Princeton, chcączostać psychiatrą albo psychologiem. Ku swemu wielkiemu roz-czarowaniu przekonałem się, że podczas gdy wydział filozofii re-prezentował prawdziwie światowy poziom, wydział psychologii niemógł pochwalić się żadnymi osiągnięciami. Tymczasem filozofiaczłowieka i filozofia nauki wydawały mi się ściśle ze sobą zwią-zane. Kiedy kończyłem kurs filozofii współczesnej, byłem nadalprzekonany, że Freud prawidłowo stawiał swe pytania, ale odpo-wiedzi, których nam udzielał, nie uważałem już za możliwe doprzyjęcia, a jego metoda — uogólnianie na podstawie niewielkiejliczby przypadków — wręcz mnie odstręczała. Doszedłem do wnio-sku, że jedynie nauka eksperymentalna może wyjaśnić przyczyny1 skutki takich problemów emocjonalnych jak bezradność, a potemznaleźć odpowiednią metodę ich leczenia. Postanowiłem zrobić specjalizację z psychologii eksperymen-talnej. Jesienią 1964 roku, pełen młodzieńczego zapału (miałem Uczenie się bezradności 37wówczas 21 lat), ze świeżo uzyskanym dyplomem bakałarza* podpachą, zjawiłem się w laboratorium Richarda L. Solomona naUniwersytecie Pensylwańskim. Zależało mi bardzo na tym, abystudiować dalej właśnie pod jego kierunkiem. Był on nie tylkojednym z największych na świecie teoretyków psychologii uczeniasię, ale także zajmował się tym, co i ja chciałem robić — starałsię poznać przyczyny chorób psychicznych, przenosząc na sferęzachowań ludzkich wyniki doskonale zaplanowanych i kontrolo-wanych eksperymentów ze zwierzętami. Laboratorium Solomona mieściło się w najstarszym i najbar-dziej ponurym budynku uniwersytetu. Kiedy otwierałem zniszczo-

ne drzwi, oczekiwałem, że lada moment wypadną z zawiasów.W głębi pokoju zobaczyłem Solomona. Wysoki, chudy, prawiekompletnie łysy, wydawał się pogrążony w zadumie. W przeci-wieństwie do skupionego, pochłoniętego myślami Solomona, re-szta towarzystwa w laboratorium biegała jak szalona, z obłędemw oczach. Najstarszy uczeń Solomona, przyjazny, niemal opiekuńczy fa-cet ze Środkowego Zachodu nazwiskiem Bruce Overmier, natych-miast pospieszył z wyjaśnieniem. — To przez te psy — powiedział. — Nic nie chcą robić. Cośz nimi nie tak. No więc nikt nie może przeprowadzać żadnycheksperymentów. Okazało się, że od paru tygodni u psów laboratoryjnych —używanych do doświadczeń, które Bruce określił nic nie mówią-cym mi mianem eksperymentów „przeniesienia" Ł — starano sięwykształcić odruchy warunkowe według koncepcji Pawłowa.Dzień po dniu poddawano je działaniu dwóch rodzajów bodźców —wysokich tonów i krótkich elektrowstrząsów. I jedne, i drugie sto-sowano parami — najpierw wysoki ton, potem elektrowstrząs.Wstrząsy nie były zbyt bolesne, można by je porównać do wraże-nia, którego doznaje się dotykając w suchy, mroźny dzień gołądłonią metalowej klamki. Chodziło o to, by psy zaczęły kojarzyćneutralny ton z nieprzyjemnym wstrząsem, tak żeby później, sły-: Bakałarz — Bachelor of Arts, najniższy stopień naukowy (przyp. tłum.)

38 Poszukiwaniesząc ten dźwięk, reagowały na niego, jak na wstrząs, tzn. lękiem.I to wszystko. Potem rozpoczęła się główna faza eksperymentu. Psy umiesz-czono w klatkach przedzielonych niską przegrodą na dwie części.Chciano sprawdzić, czy będą reagować na wysoki ton w taki samsposób, w jaki nauczyły się reagować na wstrząs, to znaczy, czybędą przeskakiwać przez przeszkodę, aby uchronić się przedwstrząsem. Gdyby zachowywały się w ten sposób, to tym samymwykazano by, że uczenie się emocji może podlegać przeniesieniu(transferowi) na zupełnie inne sytuacje. Psy musiały najpierw nauczyć się, że po to, by uciec przedwstrząsem, należy przeskoczyć przez przegrodę, potem można byjuż sprawdzić, czy sam wysoki ton wywołuje identyczną reakcję.Powinno to być dla nich proste. Wystarczyło przeskoczyć przezniską przegrodę dzielącą skrzynię, by uciec przed wstrząsem. Psyzazwyczaj szybko się tego uczą. — Natomiast te psy — powiedział Overmier — po prostu leżąi piszczą. Nawet nie próbowały uciec przed wstrząsem. A to, oczy-wiście, znaczy, że nikt nie może robić tego, co chciał, czyli badać,jak psy zareagują na sam dźwięk. Kiedy słuchałem Overmiera i patrzyłem na piszczące psy, zda-łem sobie naraz sprawę, że zdarzyło się coś znacznie ważniejszegoniż mogłyby przynieść jakiekolwiek eksperymenty nad przeniesie-niem wiedzy. Oto, zupełnie przypadkowo, we wczesnej fazie eks-

perymentu psy zostały nauczone bezradności. Właśnie dlategopoddały się. Dźwięki nie miały z tym nic wspólnego. W trakciewykształcania u nich odruchów warunkowych czuły, że ból nacho-dzi je i mija bez względu na to, czy się miotają, skaczą i szczekają,czy nie. Wywnioskowały z tego, albo „nauczyły się", że nic, corobią, nie ma wpływu na ich sytuację. Po co więc próbować cokol-wiek robić? Implikacje tego odkrycia oszołomiły mnie. Jeśli psy potrafiłynauczyć się czegoś tak skomplikowanego, jak fakt, że wszelkie ichwysiłki nie zdają się na nic, to można to było odnieść przez analogiędo bezradności ludzi, a przy tym zachowanie psów można było ba-dać laboratoryjnie. Bezradność otaczała nas ze wszystkich stron — Uczenie się bezradności 39odczuwała ją miejska biedota, tak samo jak noworodek czy przy-gnębiony, zwrócony twarzą do ściany pacjent w szpitalu. To onazniszczyła życie mojemu ojcu. Nie istniały jednak żadne naukowebadania bezradności. Moje myśli mknęły jak szalone — czy miałemoto laboratoryjny model bezradności, model, który pomógłby zro-zumieć, skąd się ona bierze, jak ją leczyć, jak jej zapobiegać, jakieleki mogą ją zwalczać i kto jest na nią szczególnie podatny? Choć po raz pierwszy w życiu zobaczyłem wyuczoną bezradnośćw laboratorium, wiedziałem, z czym mam do czynienia. Przedemną widzieli ją inni, ale potraktowali ją jak nieprzewidzianą prze-szkodę, a nie jako zjawisko, które samo w sobie warte jest zba-dania. Samo życie — prawdopodobnie przez chorobę ojca, któratak mną wstrząsnęła — przygotowało mnie w pewien sposób dozrozumienia istoty tego, co ujrzałem. Nie wiedziałem wszakże, żena udowodnienie społeczności naukowej, że tym, co doskwierałoowym psom, była bezradność oraz że bezradności można się na-uczyć, a więc i oduczyć, potrzeba mi będzie jeszcze dziesięciu lat. Mimo iż byłem niezwykle podniecony perspektywami, jakie na-gle wyłoniły się przede mną z tego odkrycia, było coś, co budziłowe mnie wewnętrzny opór przed prowadzeniem doświadczeń tegotypu. Wymagały one stosowania wobec niewinnych zwierzątwstrząsów, które przecież sprawiały im choćby niewielki ból. „Czymogę pracować w tym laboratorium?" — pytałem sam siebie. Za-wsze kochałem zwierzęta, a już szczególnie psy, a zatem koniecz-ność zadawania im bólu zrażała mnie do tej pracy. W czasie naj-bliższego weekendu pojechałem do Princeton, aby podzielić sięswymi wątpliwościami z jednym z moich nauczycieli filozofii. Choćbył ode mnie starszy zaledwie o parę lat, ceniłem jego mądrość.On i jego żona zawsze mieli dla mnie czas i pomagali mi pozbyćsię rozterek, które wypełniały życie studentów w latach sześćdzie-siątych. — Zobaczyłem w laboratorium coś, co może dać początek zro-zumieniu bezradności — powiedziałem. — Nikt jeszcze nie badałtego zjawiska, ale nie jestem pewien, czy mogę się tym zająć, bouważam, że nie powinno się zadawać psom bólu. Nawet jeśli niejest to naganne, to na pewno jest to odrażające.

40 Poszukiwanie Potem opisałem moje obserwacje, powiedziałem, dokąd, moimzdaniem, mogą prowadzić, a na koniec wyznałem, czego się oba-wiam. Mój profesor zajmował się etyką i historią nauki i one to okre-śliły linię rozumowania, którą przyjął w rozmowie ze mną. — Martin — spytał — czy istnieje jakiś inny sposób rozwią-zania problemu bezradności? Może na przykład badanie przypad-ków bezradnych ludzi? Było jasne dla nas obu, że studiowanie historii poszczególnychprzypadków prowadzi w nauce donikąd. Studium pojedynczegoprzypadku jest historią życia tylko jednej osoby. W żaden sposóbnie pozwoli ono ustalić, co było przyczyną, a co skutkiem, zazwy-czaj nie daje ono nawet możliwości ustalenia, co się naprawdęwydarzyło. Na wszystko patrzymy oczami opowiadającego, któryma swój punkt widzenia i przez to zniekształca całą opowieść.Było tak samo jasne, że tylko starannie przeprowadzone ekspery-menty pozwolą odkryć przyczynę i właściwą metodę terapii. Cowięcej, zadawanie bólu innemu człowiekowi było pod względemetycznym absolutnie nie do pomyślenia. Wyglądało na to, że po-zostają jedynie eksperymenty na zwierzętach. — A czy jest w ogóle usprawiedliwione — spytałem — zada-wanie bólu jakiejkolwiek żywej istocie? Na to profesor przypomniał mi, że większość ludzi, jak teżzwierząt domowych, żyje dziś tylko dlatego, że dokonywano eks-perymentów na zwierzętach. Bez nich, stwierdził, choroba Heine-go-Medina byłaby nadal nieuleczalna, a ospa szerzyłaby się takjak dawniej. — Z drugiej strony — mówił dalej — wiesz, że historia naukizna wiele obiecujących wyników badań podstawowych, które mia-ły ulżyć ludzkiej niedoli, ale jakoś nigdy do tego nie doprowadziły.Pozwól, że zapytam o dwie rzeczy związane z tym, co masz zamiarrobić. Po pierwsze, czy istnieje realna sznasa, że na dłuższą metęwyeliminujesz więcej bólu, niż sprawisz na krótką metę? Po dru-gie, czy można wyniki badań na zwierzętach przenosić na ludzi? Odpowiedź na obydwa pytania była twierdząca. Po pierwsze,uważałem, że dysponuję modelem, który może dopomóc w rozwi-

I

Uczenie się bezradności 41kłaniu tajemnicy ludzkiej bezradności. Gdyby udało się tego do-konać, to — przynajmniej potencjalnie — ulżyłbym wielu cierpią-cym. Po drugie, wiedziałem, że uczeni opracowali już zestaw od-powiednich testów rozstrzygających o tym, kiedy generalizacjabadań przeprowadzonych na zwierzętach może z dużym pra-wdopodobieństwem mieć zastosowanie do ludzi, a kiedy nie. Po-stanowiłem poddać uzyskane przeze mnie wyniki takim testom. Na koniec profesor ostrzegł mnie, że naukowcy często dają się

ponieść swojej ambicji i gdy jest to dla nich wygodne, zapominająo ideałach, które im przyświecały, kiedy zaczynali swoją pracę.Poprosił mnie, żebym podjął dwa postanowienia — że w dniu,w którym przekonam się, że odkryłem podstawowe zasady tego,co pragnąłem poznać, zaprzestanę eksperymentów na psach, orazże w dniu, w którym znajdę odpowiedzi na główne pytania, którewymagają przeprowadzania doświadczeń na zwierzętach, przerwęw ogóle te doświadczenia. Powróciłem do laboratorium z wielką nadzieją na stworzeniezwierzęcego modelu bezradności.2 Tylko jeden student, StevenMaier, uważał, że ten pomysł ma jakiś sens. Maier, nieśmiały,pilny student, pochodzący z samego serca Bronxu*, szybko zaan-gażował się w mój projekt. Wyrósł w biedzie i skończył z wyróż-nieniem politechnikę w Bronxie. Doskonale wiedział, co to pra-wdziwa bezradność, i miał chęć do walki z nią. Był też głębokoprzekonany, że opracowanie zwierzęcego modelu bezradności jestczymś, czemu warto się poświęcić i zaryzykować karierę. Obmy-śliliśmy eksperyment, który miał wykazać, że zwierzęta mogą na-uczyć się bezradności. Nazwaliśmy go eksperymentem „trójko-wym", ponieważ miał obejmować trzy „sprzężone razem" grupyzwierząt. Psy z pierwszej grupy miały otrzymywać uderzenia prądem,których mogły uniknąć. Wystarczyło, by w tym celu nacisnęłynosem umieszczoną w klatce płytkę. Mogły one zatem mieć wpływna swoją sytuację, ponieważ jedna z ich reakcji na ból odnosiłaskutek.Bronx — uboga dzielnica Nowego Jorku (przyp. tłum.)

42 Poszukiwanie Urządzenie wywołujące wstrząsy u psów z drugiej grupy miałobyć „sprzężone" z urządzeniem stymulującym psy z grupy pier-wszej. Psy z tej grupy otrzymywałyby takie same uderzenia, jakpsy z grupy pierwszej, ale żadna ich reakcja nie miałaby wpływuna ból. Ustawałby on dopiero wtedy, kiedy pies z grupy pierwszej„sprzężony" z psem z grupy drugiej, nacisnąłby płytkę.Trzecia grupa miała nie otrzymywać żadnych uderzeń. Po zakończeniu tej fazy eksperymentu psy z wszystkich grupmiały zostać umieszczone w klatkach przedzielonych niskimiprzegrodami. Powinny szybko nauczyć się, że wystarczy przesko-czyć przez przegrodę, by ból ustał. Zakładaliśmy jednak, że psyz drugiej grupy, które przekonały się, że żadne ich reakcje nieodnoszą skutku, będą po prostu leżały, odczuwały ból i nie robiłynic, by od niego uciec. Profesor Soiomon odniósł się do tego projektu bardzo scepty-cznie. Modne podówczas teorie psychologiczne nie dopuszczały na-wet myśli, by zwierzęta — czy ludzie — mogły nauczyć się bez-radności. — Każde stworzenie — powiedział Soiomon, kiedy poszliśmyprzedstawić mu nasz projekt — może nauczyć się odpowiednichreakcji tylko wtedy, gdy reakcje te przynoszą nagrodę albo karę.

W eksperymentach, które proponujecie, reakcje nie byłyby powią-zane ani z nagrodą, ani z karą. I nagroda, i kara pojawiałaby siębez względu na to, co zwierzę by zrobiło. Żadna z istniejącychobecnie teorii uczenia się nie dopuszcza, by w takich warunkachmożna się było czegokolwiek nauczyć,Wtedy włączył się Bruce Overmier. — Jak zwierzęta mogą przekonać się, że żadne ich działanianie skutkują? — spytał. — Zwierzęta nie znają wyższych formżycia umysłowego, prawdopodobnie w ogóle nie myślą. Ale obaj, choć nastawieni sceptycznie, udzielili nam pomocy.Ostrzegali nas tylko, byśmy zbyt pochopnie nie formułowali wnio-sków z naszego eksperymentu. Mogło przecież okazać się, że zwie-rzęta nie próbowały uciec przed bólem nie dlatego, iż nauczyłysię, że wszelka reakcja jest bezskuteczna, ale z jakiegoś innegopowodu. Nawet sam stres spowodowany uderzeniem prądu mógł- Uczenie się bezradności 43by sprawić, że zwierzęta poddadzą się i pozornie zrezygnująz wszelkich prób uniknięcia bólu. Obaj ze Stevem uważaliśmy, że eksperyment trójkowy pozwolinam zbadać również i taką możliwość, jako że zarówno grupa,która mogła dzięki swym reakcjom na uderzenia uniknąć bólu,jak i grupa, która bez względu na to, co by robiła, nie mogła gouniknąć, byłyby pod działaniem dokładnie takiego samego stresu.Gdyby okazało się, że mamy rację, iż najważniejszym czynnikiemjest bezradność, to poddałyby się jedynie psy, które w żaden spo-sób nie mogły uciec przed uderzeniem. Na początku stycznia 1965 roku przystąpiliśmy do ekspery-mentu. Jednego psa poddaliśmy wstrząsowi, przed którym mógłuciec, drugiego identycznemu wstrząsowi, przed którym jednaknie mógł uciec, natomiast trzeciego pozostawiliśmy w spokoju.Następnego dnia umieściliśmy psy w klatce z przegrodami i zaap-likowaliśmy wszystkim trzem wstrząsy, przed którymi mogły ła-two uciec, przeskakując przez przegrodę do drugiej części klatki. Już po paru sekundach pies, który nauczył się przeciwdziałaćwstrząsom, odkrył, że może przeskoczyć przez przegrodę i uciecprzed bólem. Odkrył to również pies, któremu wcześniej nie apli-kowaliśmy wstrząsów. Jemu też zajęło to tylko kilka sekund. Na-tomiast pies, który przekonał się wcześniej, że żadne próby ucie-czki przed bólem nie dają rezultatu, nie zrobił nic, by uciec,chociaż równie łatwo jak poprzednie dwa mógł przeskoczyć przezprzegrodę i schronić się w bezpiecznej części klatki. Poddał sięprawie od razu i leżał bez ruchu, choć regularnie otrzymywałuderzenia prądem. Nigdy nie zdołał odkryć, że można przed nimiuciec, przeskakując po prostu na drugą stronę przegrody. Powtórzyliśmy ten eksperyment na ośmiu trójkach psów. Spo-ńród ośmiu psów z grupy drugiej (bezradnych) sześć poddało sięod razu i nie próbowało szukać ucieczki przed bólem, podczas gdyżaden z ósemki, która nauczyła się walczyć z bólem, nie uległ i niezachowywał się biernie.

Steve i ja byliśmy teraz przekonani, że rezygnację wywołująjedynie sytuacje bez wyjścia, zdarzenia, przed którymi nie możnauciec, bo wstrząs o identycznej sile nie powodował rezygnacji, jeśli 44 Poszukiwaniezwierzęta mogły przed nim uciec. Najwyraźniej zwierzęta potrafiąsię zorientować, że ich działania nic nie dają, i kiedy już to wiedzą,nie próbują nic robić, stają się bierne. Tak oto udowodniliśmy, żepodstawowe założenie teorii uczenia się, mówiące, iż można na-uczyć się czegokolwiek tylko wtedy, gdy reakcja spotyka się z na-grodą lub z karą, jest błędne. Opisaliśmy nasze odkrycie i, ku naszemu zdziwieniu, naczelnyredaktor „Journal of Experimental Psychology", najbardziej kon-serwatywnego z fachowych pism psychologicznych, nie tylko uz-nał, iż artykuł nadaje się do druku, ale umieścił go na pierwszymmiejscu. Tym samym rzuciliśmy wyzwanie teoretykom psychologiiuczenia się na całym świecie. Dwóch żółtodziobów ośmieliło sięgłosić, że wielki B.F. Skinner, guru behawioryzmu, i całe gronojego uczniów mylili się, a ich podstawowe założenie było zupełniefałszywe. Behawioryści bynajmniej nie poddali się. Najbardziej szano-wany profesor na moim macierzystym wydziale — sam był przezdwadzieścia lat naczelnym redaktorem „Journal of ExperimentalPsychology" — napisał mi kartkę, w której wyznał, że po przeczy-taniu naszego artykułu „zrobiło mu się niedobrze". Na między-narodowym sympozjum zaczepił mnie — i to w toalecie męskiej— wybitny uczeń Skinnera i poinformował, że zwierzęta „nie ucząsię tego czy tamtego, one uczą się tylko reakcji na bodźce". Niewiele jest w historii psychologii eksperymentów, które moż-na nazwać rozstrzygającymi, ale Steve Maier, mający wówczasdwadzieścia cztery lata, obmyślił i wykonał taki. Był to czyn wy-magający odwagi, jako że eksperyment ten był frontalnym ata-kiem na silnie okopaną twierdzę behawioryzmu. Behawioryzmprzez sześćdziesiąt lat był dominującym kierunkiem w psychologiiamerykańskiej. Wszyscy, którzy liczyli się w tamtych czasachw dziedzinie teorii uczenia się, byli behawiorystami, prawie wszy-stkie dobre stanowiska na wydziałach psychologii obsadzone byłyprzez kilkadziesiąt lat przez behawiorystów. Taki stan utrzymy-wał się, choć było jasne, że behawioryzm jest kierunkiem mocnonaciąganym.Podobnie jak w przypadku freudyzmu, naczelna zasada beha-

Uczenie się bezradności 45wioryzmu jest kontrintuicyjna (to znaczy kłóci się ze zdrowymrozsądkiem). Behawioryści utrzymywali, iż wszystkie zachowaniajednostki są zdeterminowane jedynie karami i nagrodami. Wedługnich, można zasadnie przypuszczać, iż zachowanie, które zostałonagrodzone (na przykład uśmiech, na który odpowiedzią była pie-szczota), będzie się powtarzało, natomiast takie, które zostało uka-rane, będzie stłumione. I tyle.

Świadomość — myślenie, planowanie, oczekiwania, zapamię-tywanie — nie ma żadnego wpływu na zachowanie. Jest czymśw rodzaju szybkościomierza w samochodzie — nie porusza samo-chodu, jedynie odzwierciedla to, co się z nim dzieje. Jednostkaludzka — powiadali behawioryści —jest całkowicie ukształtowa-na przez otoczenie, przez kary i nagrody, nie zaś przez to, co myśli. Trudno uwierzyć, że inteligentni ludzie przez tak długi czaspodpisywali się pod taką teorią, ale pozostaje faktem, że od za-kończenia I wojny światowej psychologią amerykańską rządziłydogmaty behawioryzmu. Urok tej już na pierwszy rzut oka nie-prawdopodobnej teorii polega na tym, iż jest ona przesycona ideo-logią. Behawioryzm proponuje niezwykle optymistyczne spojrze-nie na człowieka, spojrzenie, które sprawia, iż postęp wydaje sięprostą sprawą — wystarczy tylko zmienić otoczenie, by zmienićczłowieka. Ludzie popełniają przestępstwa dlatego, że żyją w bie-dzie, a zatem jeśli wyeliminuje się nędzę, przestępstwa znikną..Jeśli złapiesz złodzieja, możesz go zresocjalizować, zmieniając sy-tuację, do której przywykł: musisz karać go za kradzieże i nagra-dzać za każde pozytywne zachowanie. Uprzedzenie bierze sięz niewiedzy o ludziach, do których jesteś uprzedzony, i możeszje pokonać, poznając ich. Głupota jest wynikiem braku oświatyi można ją wykorzenić poprzez powszechne nauczanie. Podczas gdy Europejczycy wypracowywali podejście genetycz-ne do zachowania — zajmując się cechami charakteru, genami,i nstynktami, i tak dalej — Amerykanie trwali z uporem przy teoriigłoszącej, że zachowanie jest całkowicie uwarunkowane przez śro-dowisko. Nie jest przypadkiem, że dwa kraje, w których rozkwitałi święcił tryumfy behawioryzm, a mianowicie Stany Zjednoczonei Związek Radziecki, są, przynajmniej w teorii, kolebkami egali- 46 Poszukiwanietaryzmu. Hasła: „Wszyscy ludzie są równi" i „Od każdego na miaręjego możliwości, każdemu według potrzeb" były ideologiczną pod-budową behawioryzmu tak w amerykańskim, jak i w sowieckimsystemie politycznym. Tak miały się sprawy w 1965 roku, kiedy przygotowywaliśmyatak na behawiorystów. Uważaliśmy ich pogląd, sprowadzającywszystko do nagród i kar wzmacniających skojarzenia, za kom-pletną bzdurę. Oto, dla przykładu, behawiorystyczne wyjaśnianiezachowania szczura naciskającego pręt w celu uzyskania pożywie-nia: kiedy szczur, który wcześniej zdobył pożywienie, naciskającpręt, zabiera się znowu do naciśnięcia pręta, to robi to dlatego,że skojarzenie naciskania pręta ze zdobyciem pożywienia zostałouprzednio wzmocnione nagrodą. Albo weźmy behawiorystycznewyjaśnienie faktu ludzkiej pracy: człowiek chodzi do pracy niedlatego, że spodziewa się za nią wynagrodzenia, lecz po prostuz tej przyczyny, iż reakcja chodzenia do pracy została wcześniejwzmocniona zapłatą. W behawiorystycznym poglądzie na światżycie psychiczne człowieka czy szczura nie istnieje, albo — jeśliistnieje — nie odgrywa żadnej roli w motywacji jego zachowań.

My, przeciwnie, uważaliśmy, że procesy psychiczne determinujązachowanie człowieka i zwierzęcia. Szczur spodziewa się, że ponaciśnięciu pręta otrzyma pożywienie, człowiek spodziewa się, żeza pracę otrzyma zapłatę. Uważaliśmy, że zachowanie jest świa-dome i że jednostkę motywuje do niego rezultat, którego po takimzachowaniu się oczekuje. Jeśli chodzi o wyuczoną bezradność, to uważaliśmy, że psyzachowywały się biernie dlatego, iż nauczyły się, że żadne ichdziałania nic nie dają, i przeto spodziewały się, że również w przy-szłości nic dawać nie będą. Kiedy utrwaliły się już w tym przeko-naniu, nie próbowały żadnych działań. — Bierność może wynikać z dwóch źródeł — powiedział Steveswym zupełnie nie pasującym do sytuacji, miękkim akcentemz Bronxu, przemawiając do coraz bardziej krytycznie nastawio-nych uczestników naszego cotygodniowego seminarium. — Podo-bnie jak starzy ludzie w domach opieki, możecie nauczyć się byćbiernymi, jeśli to się opłaca. Personel jest o wiele milszy w sto- Uczenie się bezradności 47suiiku do uległych niż do stale zgłaszających żądania pensjona-riuszy. Możecie też stać się bierni, jeśli zupełnie poddacie się re-zygnacji, jeśli nabierzecie przekonania, że nic, co robicie — bezwzględu na to, czy jesteście ulegli, czy zajmujecie postawę rosz-czeniową — nie wpływa na waszą sytuację. Nasze psy są biernenie dlatego, że nie nauczyły się, iż bierność eliminuje ból, aleraczej dlatego, że nie spodziewają się, by jakiekolwiek ich zacho-wanie polepszyło ich sytuację. Behawioryści nie mogli na to odpowiedzieć, że „bezradne" psynauczyły się oczekiwania, iż nic, co robią, nie liczy się; przecieżbehawioryzm utrzymywał, że jedyną rzeczą, której zwierzę — czyczłowiek — może się nauczyć, jest działanie (w żargonie tej pro-fesji zwane reakcją motoryczną); nigdy nie można się nauczyćmyśli czy oczekiwania. Zaczęli więc wytężać umysł, by znaleźćjakieś możliwe dla nich do przyjęcia wyjaśnienie tego fenomenu.W końcu uczepili się myśli, że kiedy psy leżały biernie, musiałosię wydarzyć coś, co było nagrodą za to zachowanie, że musiałyzostać nagrodzone za leżenie nieruchomo. Psom aplikowano wstrząsy, przed którymi nie mogły uciec.Zdaniem behawiorystów, musiały zdarzać się momenty, kiedy psyleżały nieruchomo i wstrząsy ustawały. Otóż ustąpienie bólu aku-rat w tych momentach było nagrodą i wzmacniało reakcję leżenia.Potem psy — ciągnęli behawioryści — leżałyby tym bardziej nie-ruchomo, a gdyby wstrząsy znowu ustały, to byłoby to dalszewzmocnienie reakcji leżenia. Ten argument był ostatnią deską ratunku dla poważnie (acz-kolwiek, moim zdaniem, błędnie) patrzących na to behawiorystów.Można by równie łatwo przedstawić argument zgoła przeciwny,że, mianowicie, psy nie były nagradzane, ale karane za leżenienieruchomo, jako że czasami wstrząsy trwały dalej, kiedy psyleżały, co byłoby karą za tę reakcję i — zgodnie z teorią behawio-

rystów — powinno było je stłumić. Udawali jednak, że jedynąrzeczą, której mogły nauczyć się psy, była silna reakcja w postacileżenia nieruchomo. Odparliśmy, że jest jasne, iż psy wystawionena wstrząs, nad którym nie mogły uzyskać żadnej kontroli, byływ stanie odpowiednio przetworzyć docierające do nich informacje, 48 Poszukiwaniea rezultat tego był taki, iż zorientowały się — a więc nauczyły,że każde ich działanie będzie nieskuteczne. W tym właśnie punkcie dyskusji Steve Maier wpadł na pomysłgenialnego testu. — Poddajmy psy temu procesowi, który zdaniem behawio-rystów sprawia, że stają się coraz bardziej bezradne — powie-dział. — Mówią, że psy są nagradzane za leżenie nieruchomo, tak?Dobrze, będziemy je nagradzać za takie zachowanie. Za każdymrazem kiedy będą leżeć nieruchomo przez pięć sekund, wstrzyma-my wstrząsy. Krótko mówiąc, mieliśmy robić celowo to, co według behawio-rystów działo się przypadkowo. Zgodnie z przewidywaniami behawiorystów nagroda za leżenienieruchomo powinna by skłonić psa do bezruchu. Steve nie zga-dzał się z tym. — Obaj wiemy — rzekł — że psy zorientują się, iż samo leżenienieruchomo doprowadzi do ustania wstrząsów. Będą wiedziały, żemogą zapobiec dalszym wstrząsom, pozostając nieruchomo przezpięć sekund. Powiedzą sobie: „Oho, mam duży wpływ na to, co siędzieje". I, zgodnie z naszą teorią, nigdy nie staną się bezradne. Steve opracował dwufazowy eksperyment. W pierwszej faziepsy, które Steve nazwał Grupą Leżącą Nieruchomo, miały do-świadczać wstrząsów, ustających dopiero wtedy, kiedy psy leżały-by bez ruchu przez pięć sekund. Tak więc mogłyby panować nadswoją sytuacją, pozostając bez ruchu. Druga grupa, tak zwanaGrupa Sprzężona, byłaby poddawana wstrząsom równocześniez grupą pierwszą, ale żadne zachowania psów z tej grupy niemiałyby wpływu na trwanie wstrząsów. Wstrząsy ustawałyby do-piero wtedy, kiedy psy z pierwszej grupy leżałyby bez ruchu. Trze-cią grupę nazwaliśmy Grupą Bezwstrząsową i, jak wskazuje na-zwa, nie miała być ona w ogóle poddawana wstrząsom. W drugiej fazie eksperymentu wszystkie psy miały być umie-szczone w klatce z przegrodą, aby nauczyć się, że można uciecprzed wstrząsami, przeskakując do drugiej części klatki. Beha-wioryści oczekiwaliby, że zarówno psy z Grupy Leżącej Nierucho-mo, jak też z Grupy Sprzężonej będą leżały bez ruchu i sprawiały Uczenie się bezradności 49wrażenie bezradnych, ponieważ i jedne, i drugie zostały wcześniejnagrodzone za takie zachowanie eliminacją wstrząsów. Co więcej,psy z Grupy Leżącej Nieruchomo powinny trwać w większym bez-ruchu, jako że za takie zachowanie były stale nagradzane, podczasgdy psy z Grupy Sprzężonej tylko od czasu do czasu. Natomiast psy

z grupy trzeciej, którym nie aplikowano wstrząsów, powinny —zgodnie z teorią behawiorystów — zachowywać się bez zmiany. My, kognitywiści, nie zgadzaliśmy się z tym. Spodziewaliśmysię, że psy z Grupy Leżącej Nieruchomo, nauczone, że mają wpływna swoją sytuację, nie będą zachowywały się bezradnie. Kiedybędą miały możliwość przeskoczenia przez przegrodę, skwapliwiez niej skorzystają. Przewidywaliśmy również, że większość psów•/. Grupy Sprzężonej będzie bezradna, a psy z Grupy Bezwstrzą-Howej szybko uciekną przed wstrząsem, przeskakując do drugiejczęści klatki. Wykonaliśmy więc pierwszą część eksperymentu i przystąpili-śmy do jego drugiej fazy. Oto opis tego, co się wydarzyło. Jak przewidywaliśmy zarówno my, jak i behawioryści, wię-kszość psów z Grupy Sprzężonej leżała nieruchomo. Na psy z Gru-py Bezwstrząsowej pierwsza faza doświadczenia nie miała oczy-wiście żadnego wpływu. Natomiast psy z Grupy Leżącej Nieru-chomo, znalazłszy się w dwuczęściowej klatce, przez pewien czastrwały w bezruchu, czekając, aż wstrząsy ustaną. Gdy wstrząsynie ustąpiły, przez chwilę kręciły się po pierwszej części klatki,Htarając się znaleźć jakiś inny bierny sposób uniknięcia wstrzą-HÓW, wkrótce jednak doszły do wniosku, że taki sposób nie istniejei natychmiast przeskoczyły do drugiej części klatki. Kiedy dochodzi do zderzenia teorii wyjaśniających jakieś zja-wisko, tak, jak to miało miejsce w przypadku kontrowersji międzykognitywistami a behawiorystami wokół wyuczonej bezradności,3jest bardzo trudno zaprojektować eksperyment, który zamknąłbydrugiej stronie usta. I tego właśnie udało się dokonać dwudzie-stoczteroletniemu Steve'owi Maierowi. Desperackie usiłowania behawiorystów przypomniały mi spra-wę epicykli.4 Obserwacje Tychona Brake'a wprawiły w wielkiezakłopotanie astronomów epoki renesansu. Co pewien czas plane- 50 Poszukiwaniety zdają się zbaczać ze swych orbit. Astronomowie, którzy wierzy-li, że Słońce krąży wokół Ziemi, wyjaśniali te odchylenia za po-mocą pojęcia epicykli — małych okręgów, których środek obracasię jednostajnie po innym okręgu. Otóż, zgodnie z tą teorią, obrótplanety po małym okręgu zniekształcał jej tor obiegu wokół Ziemi.W miarę jak przybywało obserwacji, astronomowie-tradycjonaliścizmuszeni byli postulować istnienie coraz to nowych epicykli. Osta-tecznie zwyciężyli zwolennicy teorii głoszącej, iż to nie Słońce krą-ży wokół Ziemi, lecz Ziemia wokół Słońca. Odtąd przyjęło się uży-wać określenie „dodawanie epicykli" w odniesieniu do wysiłkówuczonych, którzy mając kłopoty z obronieniem walącej się teorii,rozpaczliwie wynajdują nieprawdopodobne argumenty, w nadziei,że podeprą nimi nadwątlone twierdzenia. Nasze odkrycia, razem z odkryciami Noama Chomskj^ego, Je-ana Piageta i psychologów opierających się na teorii przetwarza-nia informacji, rozszerzyły pole badania, które objęły równieżmózg, i zmusiły behawiorystów do odwrotu.

Już przed 1975 rokiem ulubionym przedmiotem rozpraw do-ktorskich z zakresu psychologii stało się badanie procesów psy-chicznych u ludzi i zwierząt. Zachowaniem się szczurów przestanosię interesować.STEVE MAIER i ja odkryliśmy, w jaki sposób można nauczyć siębezradności. Czy jednak, nauczywszy się ją wywoływać, mogliśmyteż ją leczyć? Wzięliśmy grupę psów, które nauczyliśmy bezradności, wsa-dziliśmy te biedne, nieskore do jakiegokolwiek działania stworze-nia z powrotem do dwuczęściowej klatki, zmuszaliśmy je do prze-skakiwania tam i z powrotem przez przegródkę, aż zaczęły to robićz własnej woli i przekonały się, że ich wysiłki odnoszą skutek.Wtedy wiedzieliśmy już, że terapia jest skuteczna w stu procen-tach i że jej efekty są trwałe. Potem zajęliśmy się zapobieganiem bezradności i odkryliśmyzjawisko, które ochrzciliśmy mianem immunizacji (uodpornienia).Polega ono na tym, że uprzednie nabycie przekonania, iż działanieprzynosi skutek, zapobiega nauczeniu się bezradności. Stwierdzi- Uczenie się bezradności 51liśmy nawet, że psy, które nauczyły się tego w wieku szczenięcym,były uodpornione na wyuczoną bezradność przez całe życie. Ryso-wało to fantastyczne perspektywy przed ludźmi. Mieliśmy już podstawy teorii, więc — jak obiecałem owego dniaw Princeton, kiedy to rozmawiałem ze swym profesorem nad stro-ną etyczną eksperymentów na zwierzętach — zaprzestaliśmy do-świadczeń z psami.Podatność i niepodatność na bezradnośćNASZE ARTYKUŁY ukazywały się teraz regularnie. Teoretycy psy-chologii uczenia się zareagowali tak, jak się spodziewaliśmy -r-z niedowierzaniem, niemałą złością i nadzwyczaj krytycznie. Tenspór, pełen terminów fachowych i nudny dla nieprofesjonalisty,trwał przez dwadzieścia lat i wydaje się, że skończył się nasząwygraną. Nawet zatwardziali behawioryści zaczęli w końcu wy-kładać swym studentom na temat wyuczonej bezradności i pro-wadzić nad nią badania. Najbardziej konstruktywne wsparcie otrzymaliśmy ze stronynaukowców zainteresowanych zastosowaniem teorii wyuczonejbezradności w badaniach nad ludzkim cierpieniem. Jedna z naj-bardziej intrygujących propozycji nadeszła od Donalda Hiroto,trzydziestoletniego Amerykanina pochodzenia japońskiego, absol-wenta Uniwersytetu Stanowego w Oregonie. Hiroto szukał tematudo pracy doktorskiej i prosił o szczegóły naszych badań. „Chcę towypróbować na ludziach, a nie na psach czy szczurach" — pisał— „i sprawdzić, czy naprawdę daje się to zastosować w odniesieniudo ludzi. Moi profesorowie zapatrują się na to bardzo sceptycznie". Hiroto zaczął eksperymenty z ludźmi, analogiczne do tych, któ-re przeprowadzaliśmy na psach. Najpierw zamknął w pokoju gru-pę ludzi, włączył taśmę z nagranym głośnym dźwiękiem i poleciłim znaleźć sposób wyłączenia taśmy. Każdy uczestnik ekspery-

mentu miał przed sobą tablicę z wieloma guzikami i próbowałróżnych kombinacji, naciskając guziki, ale taśmy nie można było 52 Poszukiwaniewyłączyć. Inna grupa mogła wyłączyć taśmę, naciskając guzikiz prawej strony tablicy. Trzeciej grupie nie puszczono taśmy. Potem Hiroto zabrał uczestników eksperymentu do innego po-mieszczenia, w którym znajdowało się urządzenie będące odpo-wiednikiem naszej dwuczęściowej klatki. — Jeśli położycie dłoń z jednej strony — powiedział — i usły-szycie drażniący dźwięk, to połóżcie ją z drugiej strony, a wtedydźwięk ustanie.Pewnego dnia w 1971 roku Hiroto zadzwonił do mnie. — Martin — powiedział. — Chyba uzyskaliśmy wyniki, któremogą mieć jakieś znaczenie... może nawet duże znaczenie. Czyuwierzysz, że ludzie, którzy na początku nie mogli w żaden sposóbwyłączyć taśmy, kiedy znaleźli się w „klatce", po prostu w większo-ści przypadków siedzieli tam i nie próbowali nic zrobić?! — Hirotobył wyraźnie podekscytowany, choć usiłował zachować należnyprofesjonaliście spokój. — Zupełnie jakby nauczyli się bierności.Ponieważ za pierwszym razem nie mogli wyłączyć taśmy, za dru-gim razem nawet nie próbowali tego zrobić, mimo że wszystko inne— czas, miejsce i tak dalej — zmieniło się. Przenieśli tę bezradnośćdo drugiego etapu eksperymentu. Ale posłuchaj tego: wszyscy po-zostali — ci, którzy mogli w pierwszym etapie wyłączyć taśmę, i ci,którzy jej nie słuchali — całkiem szybko nauczyli się ją wyłączać! Czułem, że może to być ukoronowaniem lat badań, wielu latpracy. Jeśli ludzi można było nauczyć bezradności wobec tak bła-hego zjawiska jak przykry dźwięk, to być może także w rzeczywi-stym otoczeniu ludzie, którzy doświadczając poważnych wstrzą-sów, przekonują się, że ich próby przeciwdziałania im są bezsku-teczne, uczą się bezradności. Może ludzkie reakcje w ogóle — naodrzucenie przez tych, których kochamy, na niepowodzenia w pra-cy, na śmierć małżonka — można zrozumieć dzięki modelowi wy-uczonej bezradności*. * Spieszę z wyjaśnieniem, że osoby biorące udział w tych i innych ekspery-mentach badających zjawisko bezradności nie opuszczały laboratorium w staniedepresji. Pod koniec każdej sesji demonstrowano jej uczestnikom, że — z przyczynod nich niezależnych — problem był nierozwiązywalny, bowiem kryło się w tympewne oszustwo. Wówczas ustępowały ewentualne symptomy załamania. Uczenie się bezradności 53 Zgodnie z wynikami uzyskanymi przez Hiroto5, jedna z każdejtrójki osób, które próbował uczynić bezradnymi, nie poddawałaHie. Było to niezwykle istotne odkrycie, bowiem takie same wynikiosiągnęliśmy w trakcie eksperymentów na zwierzętach — tamrównież jeden z każdej trójki psów poddanych wstrząsom, przedktórymi nie można było uciec, nie stawał się bezradny. PóźniejszeLesty, z użyciem płyt Billa Cosby'ego, które grały bez względu nato, co robili uczestnicy eksperymentów, oraz monet wypadających

/, automatów, potwierdziły rezultaty badań Hiroto. Eksperymenty Hiroto przyniosły jeszcze jedno, interesujące od-krycie — mniej więcej jedna na dziesięć osób, które uprzednio niedoświadczały żadnego wstrząsu, od samego początku siedziaław „klatce" bez ruchu, nie próbując zrobić nic, by wyłączyć irytu-jący dźwięk. To również pokrywało się z wynikami naszych eks-perymentów na zwierzętach. Jedno na dziesięć zwierząt okazywa-ło się bezradne już na samym początku. Nasze zadowolenie szybko zmieniło się w dręczącą ciekawość.Kto poddaje się szybko, a kto nigdy nie rezygnuje? Kto nie zała-muje się, kiedy jego praca nie przynosi efektów albo kiedy zostanieodepchnięty przez osobę, którą bardzo kocha? I dlaczego? Najwi-doczniej niektórzy ludzie nie potrafią po niepowodzeniach dojśćdo siebie, załamują się, jak nasze bezradne psy. Niektórzy nato-miast potrafią się pozbierać, tak jak nasze nieugięte psy doświad-czalne, podnoszą się i, choć ciężko doświadczeni, umieją odbudo-wać swoje życie. Sentymentaliści nazywają to „tryumfem ludzkiejwoli" lub „odwagą istnienia" — jak gdyby takie etykietki mogływyjaśnić to zjawisko. Tak więc po siedmiu latach eksperymentowania stało się dlanas jasne, że owa godna podziwu cecha, jaką jest odporność naniepowodzenia, nie musi już dłużej pozostawać tajemnicą. Nie jestona cechą wrodzoną, można ją nabyć. Przez ostatnie piętnaście lat badałem fantastyczne możliwości,które dawało nam odkrycie tego faktu. Rozdział trzeciWyjaśnianienieszczęścia UNIWERSYTET OJCFORDZKI onieśmiela gościa, który przy-był tu, aby wygłosić wykład. Sprawia to nie tyle atmosfera tegomiejsca, stare wieże, wieżyczki i chimery, nawet nie gromadzonaprzez ponad siedemset lat wiedza, dzięki której uczelnia ta zdo-była przodujące miejsce na świecie, ale wykładowcy. Owego kwietniowego dnia 1975 roku zjawili się tłumnie, abyposłuchać parweniusza, nieopierzonego amerykańskiego psycho-loga, który otrzymawszy roczny urlop z macierzystej uczelni, pra-cował w Instytucie Psychiatrii Szpitala Maudsleya w Londyniei przyjechał do Oxfordu, aby opowiedzieć o wynikach swych ba-dań. Kiedy wszedłem na podium i rozejrzałem się nerwowo posali, dostrzegłem Niko Tinbergena, laureata nagrody Nobla z 1973roku i Jerome'a Brunera, słynnego uczonego, który niedawnoprzybył tu z Harvardu, aby objąć profesurę w katedrze psychologiirozwoju dziecka. Był tam też Donald Broadbent, twórca współ-czesnej psychologii kognitywnej i czołowy przedstawiciel socjologii„stosowanej" na świecie, oraz Michael Gelder, dziekan wydziałupsychiatrii, a także Jeffrey Gray, wybitny specjalista od badańnad mózgiem i nad lękiem. Najwybitniejsi uczeni w mojej profesji.Czułem się jak aktor, którego wypchnięto na scenę, aby wyrecy-tował monolog przed Guinnessem, Gielgudem i 01ivierem.

Rozpocząłem wykład o wyuczonej bezradności i ku swej nie-zmiernej uldze spostrzegłem, że szacowne grono słucha z pewnym Wyjaśnianie nieszczęścia 55zainteresowaniem, niektórzy nawet kiwają głowami, kiedy przed-stawiam wnioski ze swych badań, a inni śmieją się z dowci-pów, którymi ubarwiłem przemowę. Jednak w samym środkupierwszego rzędu siedział jakiś nie znany mi facet, który napełniałmnie niepokojem. Nie śmiał się z moich dowcipów, a w wielukluczowych miejscach wyraźnie kręcił z dezaprobatą głową.Zdawał się sporządzać rejestr błędów, które nieświadomie popeł-niłem. Wreszcie skończyłem. Oklaski świadczyły, że wykład został do-brze przyjęty. Odetchnąłem, bo było już po wszystkim. Pozostałomi jeszcze tylko wysłuchać paru banalnych komplementów, którezwyczajowo prawił profesor wyznaczony na „dyskutanta". Okazałonie jednak, że tym dyskutantem jest ów milczący dotąd opo-nent z pierwszego rzędu. Przedstawiono go jako Johna Teasdale-ii. Już wcześniej słyszałem gdzieś to nazwisko, ale nic mi ono niemówiło. Wkrótce wyjaśniło się, że jest on nowym wykładowcą nawydziale psychiatrii, świeżo po praktyce w Szpitalu Maudsleyaw Londynie. — Nie powinniście się dać, panowie, zwieść tej czarującej opo-wieści — zwrócił się do słuchaczy. — Ta teoria nie nadaje się doniczego. Pan Seligman nie przedstawił wyjaśnienia faktu, że jednaI rzecia badanych osób nigdy nie staje się bezradna. Dlaczego taknie dzieje? Natomiast z tych, którzy poddali się bezradności, częśćwyzwoliła się z niej, inni nie. Niektórzy byli bezradni tylko w tejHpecyficznej sytuacji, w której nauczyli się bezradności; po prostunie podejmowali już więcej prób ucieczki przed nieprzyjemnymdźwiękiem. Jeszcze inni poddali się, znalazłszy się po raz pierwszyw tej sytuacji. Zadajmy sobie pytanie, dlaczego tak się stało. Nie-którzy stracili szacunek dla siebie i obwiniali się za to, że nieudało im się uciec przed hałasem, natomiast inni obarczali winąeksperymentatora, mając do niego pretensję, że dał im nieroz-wiązywalne zadanie. Dlaczego tak się działo? Na twarzach szacownego gremium pojawił się wyraz zakłopo-tania. Miażdżąca krytyka Teasdale'a postawiła wszystko pod zna-kiem zapytania. Dziesięć lat badań, które — kiedy zacząłem wy-kład — wydawały mi się zakończone, teraz wyglądało zupełnie 56 Poszukiwanieinaczej. Wszystko zdawało się wskazywać na to, że jest w nichwiele luk. Byłem prawie ogłuszony. Uważałem, że Teasdale ma racjęi byłem zły na siebie, że sam nie pomyślałem o wadach teorii,które wytknął. Wybąkałem coś o tym, że właśnie w taki sposóbrozwija się nauka, a potem spytałem Teasdale'a, czy potrafiłbyrozwiązać paradoks, przed którym mnie postawił. — Myślę, że tak — odparł — ale teraz ani czas, ani miejsce

po temu. Rozwiązanie Teasdale'a przedstawię nieco dalej, gdyż chciał-bym, abyście najpierw wykonali krótki test, który pomoże wamzorientować się, czy jesteście pesymistami, czy optymistami. Zna-jomość udzielonego przez Teasdale'a wyjaśnienia faktu, że niektó-rzy ludzie nigdy nie poddają się bezradności, mogłaby zniekształ-cić wyniki tego testu.Sprawdź, czy jesteś optymistąNA ODPOWIEDZI na poszczególne pytania przeznacz tyle czasu, ileci będzie potrzeba. Rozwiązanie testu zajmuje przeciętnie piętna-ście minut. Nie ma tu dobrych i złych odpowiedzi. Ważne jest to,żebyś poddał się temu testowi przed przeczytaniem następującejza nim analizy. Chodzi o to, by mieć pewność, że nie wpłynie onana treść odpowiedzi. Przeczytaj opis każdej sytuacji i wyobraź sobie, że przytrafiasię ona tobie. Prawdopodobnie nigdy nie znalazłeś się w niektó-rych z tych sytuacji, ale to nie ma żadnego znaczenia. Może żadnaz odpowiedzi nie wyda ci się właściwa, ale mimo to wybierz tę,która bardziej do ciebie przemawia i zakreśl kółeczkiem A lub B.Może nie spodobać ci się brzmienie niektórych odpowiedzi, ale niekieruj się tym, co powinieneś powiedzieć czy co brzmiałoby dobrzew ustach innych, wybierz odpowiedź, która — twoim zdaniem —jest bardziej prawdopodobna. I

Wyjaśnianie nieszczęścia 57

I Wybierz tylko jedną odpowiedź na każde pytanie. Na raziepomiń oznaczenia (litery i cyfry) kodu z prawej strony kartki.1. Projekt, który nadzorujesz, jest wspaniałym sukcesem.PPA. Dokładnie kontrolowałem(am) pracę całegozespołu. 1B. Każdy poświęcił mu mnóstwo czasu i energii. 02. Godzisz się z małżonkiem/małżonką/chłopakiem/dziew-czyną po sprzeczce.SPA. Wybaczyłem(am) mu I jej. 0B. Zazwyczaj wybaczam. 1

3. Zgubiłeś(aś) drogę, jadąc do znajomych.PNA. Przeoczyłem(am) jedną przecznicę. 1B. Znajomi dali mi złe wskazówki. 04. Twój małżonek/małżonka/chłopak/dziewczyna zaskakuje

cię prezentem.PPA. Dostał(a) podwyżkę w pracy.0B. Wczoraj zaprosiłem(am) go I ją na kolacjędo restauracji. 15. Zapominasz o urodzinach małżonka/małżonki/ chłopa-ka/dziewczyny.SNA. Me mam pamięci do dat urodzin. 1B. Byłem(am) zajęty(a) innymi sprawami. 0

58 Poszukiwanie

6. Dostajesz kwiaty od cichego wielbiciela / cichej wielbi-cielki.A. Podobam się mu I jej.B. Jestem osobą lubianą.

ZP01

7. Ubiegasz się o stanowisko we władzach lokalnych i uzy-skujesz je.ZPA. Poświęciłem(am) wiele czasu i energii na kampanięwyborczą. 0B. Bardzo się przykładam do wszystkiego, co robię. 18. Zapominasz o ważnym spotkaniu.ZNA. Czasami zawodzi mnie pamięć. 1B. Czasami zapominam zajrzeć do kalendarzyka,gdzie zapisuję terminy spotkań. 09. Ubiegasz się o stanowisko we władzach lokalnych i nieuzyskujesz go.PNA. Nie przeprowadzilem(am) odpowiedniej kampanii. 1B. Osoba, która wygrała, znała więcej ludzi. 010. Wydajesz przyjęcie, które wszyscy miło wspominają.SPA. Tego wieczoru bylem(am) szczególnie czarujący(a). 0B. Jestem świetnym gospodarzem domu. 1

11. Przyczyniasz się do ujęcia przestępcy, dzwoniącna policję.A. Moją uwagę zwróciły dziwne odgłosy.B. Tego dnia byłem(am) czujny.

PP0

1

Wyjaśnianie nieszczęścia 5912. Przez cały rok w ogóle nie chorowałeś(aś).PPA. Chorowało niewiele osób z mojego otoczenia,więc nie byłem(am) narażony(a) na zarazki.0B. Dołożyłem(am) starań, aby dobrze jeść i dużowypoczywać. 113. Jesteś winien/winna bibliotece pięćdziesiąt tysięcy zło-tych za książkę, którą za długo przetrzymywałeś(aś).W. SNA. Kiedy wciągnie mnie lektura, często zapominam,kiedy mam zwrócić książkę. 1B. Byłem(am) tak zajęty pisaniem sprawozdania,że zapomniałem zwrócić tę książkę. 014» Akcje, które posiadasz, przynoszą ci dużo pieniędzy.SPA. Mój agent postanowił postawić na coś nowego. 0B. Mój agent jest znakomitym inwestorem. 1

15. Wygrywasz zawody sportowe.: A. Czułem(am), że nikt nie może mnie pokonać.B. Ciężko trenowałem(am).

SP01

16. Nie zdajesz ważnego egzaminu.A. Me byłem(am) tak bystry jak inni zdający.B. Nie przygotowałem(am) się dobrze.

ZN10

17. Przygotowałeś(aś) specjalne danie dla przyjaciółki/przyja-ciela, a on/ona ledwie je tknął/tknęła.ZNA. Jestem kiepskim kucharzem I kucharką. 1B. Przygotowałem(am) to danie w pośpiechu. 0

60 Poszukiwanie

18. Przegrywasz zawody sportowe, do których długo treno-wałeś(aś).ZN

10A. Me jestem zbyt wysportowany (a).B. Me jestem dobry(a) w tej konkurencji.

19. Nocą, w ciemnej ulicy, w twoim samochodzie zabrakłobenzyny.A. Me sprawdziłem(am), ile paliwa jestw zbiorniku.B. Zepsuł się wskaźnik paliwa.

PN10

20. W rozmowie ze znajomym/znajomą ponosi cię złość.A. On łona zawsze działa mi na nerwy.B. On I ona był(a) w nieprzyjaznym nastroju.

SN10

21. Zostajesz ukarany(a) za niewypełnienie na czaszeznania podatkowego.A. Zawsze odkładam zrobienie tego na potem.B. W tym roku ociągałem(am) się ze złożeniemzeznania.

SN10

22. Chcesz umówić się z kimś na randkę, a on/onanie zgadza się.A. Tego dnia byłem(am) do niczego.B. Zapominam języka w gębie, kiedy chcę sięz nią I nim umówić.

ZN10

Wyjaśnianie nieszczęścia 61

23. Osoba prowadząca teleturniej wybiera cię spośródpubliczności do udziału w nim.PPA. Siedziałem(am) w odpowiednim rzędzie. 0B. Wyglądałem(am) na najbardziej pasjonującego Ipasjonującą się grą. 124. Na przyjęciu często proszą cię do tańca.SPA. Na przyjęciach dobrze się bawię. 1B. Tego wieczoru bytem(am) w świetnej formie. 025. Kupujesz małżonce/małżonkowi/dziewczynie/chłopcuprezent, z którego on/ona nie jest zadowolony(a).PNA. Nie przykładam zbytniej wagi do takich spraw. 1B. On łona ma wybredny gust. 026. Starając się o pracę, wypadasz wyjątkowo dobrzepodczas wstępnej rozmowy.SPA. Podczas tej rozmowy czułem(am) się bardzopewny(a) siebie. 0B. Dobrze wypadam podczas takich rozmów. 127. Wszyscy śmiali się z opowiedzianego przeze mniedowcipu.i PPA. Me przykładam zbytniej wagi do takich spraw. 1B. Opowiedziałem(am) go w odpowiedni sposób. 128. Twój szef daje ci za mało czasu na zrobienie czegoś, alety mimo to wykonujesz zadanie.ZPA. Jestem dobry(a) w swoim fachu. 1B. Jestem wydajnym pracownikiem. 1

62 Poszukiwanie29. Ostatnio czujesz się zmęczony(a).SNA. Me miałem(am) czasu wypocząć. 1B. W tym tygodniu bylem(am) bardzo zajęty(a). 0

30. Prosisz kogoś do tańca, a ona/on odmawia.A. Me tańczę dobrze.B. Ona I on nie lubi tańczyć.

PN10

31. Ocaliłeś(aś) kogoś przed uduszeniem się.A. Wiem, jak zapobiec uduszeniu się.

B. Wiem, co robić w sytuacjach krytycznych.

ZP01

32. Stosunki między tobą a twoim/twoją romantycznym(ną)partnerem/partnerką ochłodziły się.ZNA. Za bardzo zajmuję się sobą. 1B. Spędzam z nim I z nią za mało czasu. 033. Przyjaciółka/przyjaciel mówi coś, co cię rani.SNA. Ona I on zawsze wyrwie się z czymś, nie myśląc,jak to odczują inni. 1B. Byli była w złym nastroju i wyładował(a) się namnie. 034. Twój pracodawca prosi cię o radę.ZPA. Znam się na sprawach, w których chciał sięmnie poradzić. 0B. Zawsze udzielam dobrych rad 1

Wyjaśnianie nieszczęścia 6335. Przyjaciel/przyjaciółka dziękuje ci, że pomogłeś(aś) muw trudnym okresie.ZPA. Lubię pomagać mu I jej w trudnych chwilach. 0B. Lubię pomagać ludziom. 136. Cudownie bawisz się na przyjęciu.PPA. Wszyscy byli bardzo mili. 0B. Byłem(am) bardzo miły(a). 137. Lekarz mówi ci, że jesteś w dobrej formie.ZPA. Dbam o to, żeby często ćwiczyć. 0B. Bardzo dbam o zdrowie. 138. Małżonek/małżonka/chłopiec/dziewczyna zabiera cię naromantyczny weekend.SPA. Potrzebował(a) zmiany otoczenia na parę dni. 0B. On I ona lubi zwiedzać nowe okolice. 13% Lekarz mówi ci, że spożywasz za dużo cukru.PNA. Me przywiązuję specjalnej wagi do swojej diety. 1B. Nie sposób uniknąć cukru, jest we wszystkim. 040. Otrzymujesz propozycję pokierowania ważnym zadaniem.SPA. Właśnie dobrze wykonałem(am) podobne zadanie. 0B. Dobrze kontroluję pracę podwładnych. 1

64 Poszukiwanie

41. Od pewnego czasu często kłócisz się z małżonkiem/małżonką/chłopcem/dziewczyną.A. Ostatnio jestem nie w humorze.B. On łona ostatnio odnosi się do mnie wrogo.

PN10

42. Potłukłeś/potłukłaś się bardzo na nartachA. Jeżdżenie na nartach jest trudne.B. Trasy zjazdowe były pokryte lodem.

SN10

43. Otrzymujesz prestiżową nagrodę.A. Rozwiązałem(am) ważny problem.B. Byłem(am) najlepszym pracownikiem.

ZP01

44. Akcje, które posiadasz, cały czas stoją nisko.A. Nie orientówałem(am) się w tendencjachw przemyśle w tym czasie.B. Kupiłem(am) złe akcje.

ZN10

45. Wygrywasz w totolotka.A. To był czysty przypadek.B. Wytypowałem(am) właściwe numery.

PP

01

46. Przybrałeś(aś) na wadze w czasie świąt i nie możesz jejzrzucić.SNA. Na dłuższą metę nie skutkują żadne diety. 1B. Stosowana przeze mnie dieta nie poskutkowała. 0

Wyjaśnianie nieszczęścia 6547. Jesteś w szpitalu i niewiele osób przychodziw odwiedziny.PNA. Działam ludziom na nerwy, kiedy jestemchory(a). 1B. Moi przyjaciele zapominają o takich rzeczach. 048. W sklepie nie chcą honorować twojej karty kredytowej.ZNA. Czasami zdarza się, że myślę, iż mam wyższe'?? konto, niż jest w istocie. 1B. Czasami zapominam wyrównać rachunek. 0Podsumowanie wynikówSN SPZN ZPZN + SNPN PP_Ogółem N Ogółem PP-N Odłóż na razie ten test. Podsumujesz wyniki później, po prze-czytaniu reszty tego rozdziału.Styl wyjaśnianiaKlKDY PO MOIM WYKŁADZIE w Oxfordzie John Teasdale przedstawiłHwoje zarzuty, wydawało mi się, że lata pracy poszły na marne.Ni o przypuszczałem nawet, że jego surowa krytyka zaowocuje

66 Poszukiwanietym, czego pragnąłem najbardziej — praktycznym zastosowaniemnaszych odkryć w niesieniu ulgi cierpiącym ludziom. — Owszem — stwierdził Teasdale — dwie na trzy osoby sta-wały się bezradne. Ale — co podkreślił z naciskiem — jedna niepoddawała się. Bez względu na to, co się im przytrafiło, ci ludzienigdy nie stawali się bezradni. Był to paradoks. „Dopóki nie zostanie rozwiązany, moja teorianie może być traktowana poważnie" — myślałem. Kiedy wychodziłem razem z Teasdale'em z sali wykładowej,spytałem go, czy nie zechciałby pracować ze mną i sprawdzić, czyuda się nam stworzyć teorię adekwatnie wyjaśniającą zjawiskobezradności. Zgodził się i zaczęliśmy regularnie się spotykać.Przyjeżdżałem z Londynu i odbywaliśmy długie spacery po wypie-lęgnowanych, obrzeżonych drzewami łąkach, ciągnących się za

uniwersytetem, rozmawiając o jego zarzutach. Pytałem, jakie pro-ponuje rozwiązanie problemu, który postawił: kto — jego zda-niem — jest podatny na bezradność, a kto nie. Dowiedziałem się,że dla niego rozwiązanie sprowadza się do sposobu, w jaki ludziewyjaśniają sobie przyczyny własnych niepowodzeń. Zdaniem Te-asdale^ ci, którzy przywykli do pewnego sposobu wyjaśniania so-bie przyczyn swoich porażek, skazani są na bezradność. Nauczenieich innego sposobu wyjaśniania mogłoby okazać się skuteczną me-todą leczenia ich depresji. W czasie pobytu w Anglii mniej więcej co dwa miesiące wra-całem do Stanów Zjednoczonych. Podczas pierwszej z tych podróżyodwiedziłem Uniwersytet Pensylwański, gdzie dowiedziałem się,że moja teoria spotkała się tam z zarzutami identycznymi z tymi,które postawił Teasdale. Krytykami okazały się dwie odważnestudentki z mojej grupy badawczej, Lyn Abramson i Judy Garber. Lyn i Judy zafascynowała modna wówczas teoria, stworzonaprzez Bernarda Weinera, młodego psychologa z UniwersytetuKalifornijskiego w Los Angeles. Weinera zaintrygowało w drugiejpołowie lat sześćdziesiątych ciekawe zjawisko, mianowicie, że nie-którzy ludzie osiągają stale sukcesy, podczas gdy innym nic sięnie udaje. W toku badań doszedł do wniosku, że największą rolęodgrywa w tym sposób, w jaki ludzie przedstawiają sobie przy-i Wyjaśnianie nieszczęścia 67czyny swoich osiągnięć i niepowodzeń. Skonstruowana przez niegoteoria została nazwana teorią atrybucyjną (od słowa attribute —przypisywać), jako że zajmowała się czynnikami, którym ludzieprzypisują swoje sukcesy i porażki. Teoria ta była sprzeczna z powszechnie przyjętym poglądemna temat przyczyn sukcesów1, którego klasyczną ilustracją byłnfekt zniesienia częściowego wzmocnienia.* Efekt ten to dowcipprawie tak stary, jak teoria uczenia się. Jeśli daje się szczurowiporcję jedzenia za każdym razem, gdy naciśnie on pręt, to jest toInk zwane „wzmocnienie stałe", wysiłek i nagroda pozostają doniebie w stosunku jak jeden do jednego — jedna porcja pokarmu/.H jedno naciśnięcie pręta. Jeśli później przestanie się go nagra-dzać za naciśnięcie pręta („zniesienie wzmocnienia"), to naciśnieK<> jeszcze trzy, cztery razy i zrezygnuje z dalszych wysiłków, gdyżprzekona się, że nie otrzyma już więcej pokarmu. Po prostu kon-l.mst między sytuacją, w której był nagradzany, a późniejszą, jestzbyt duży. Jeśli jednak zamiast wzmocnienia w stosunku jedendo jednego zastosuje się wzmocnienie częściowe — powiedzmy,ptzeciętnie jedna porcja pokarmu na pięć czy dziesięć naciśnięćmi pręt — i potem zniesie się wzmocnienie, to szczur naciśniepręt jeszcze ze sto razy, zanim zrezygnuje z dalszych prób. Opisany powyżej efekt zademonstrowano w latach trzydzies-tych. Był to ten rodzaj eksperymentu, który przysporzył sławyU.K. Skinnerowi i uczynił zeń proroka behawioryzmu. Jednakże,mimo iż podana zasada sprawdzała się w zastosowaniu do szczu-ttiw i gołębi, w odniesieniu do ludzi nie przyniosła zbyt dobrych

wyników. Niektórzy rezygnowali, gdy tylko zaczynało się „zniesie-nie", inni próbowali dalej. Weinerowi przyszło do głowy, że być może nie sprawdza się tow odniesieniu do ludzi dlatego, że ci, którzy uważają, iż „zniesie-nie" jest stałe (którzy, na przykład, myślą: „Eksperymentator po-Ntunowił mnie już więcej nie nagradzać"), rezygnują od razu z dal-N/.ych prób, natomiast ci, którzy są zdania, że „zniesienie" jest••hwilowe („Nastąpiło jakieś spięcie w tej cholernej aparaturze"),*Partial reinforcement extinction effect (PREE).

68 Poszukiwaniepróbują dalej, wychodząc z założenia, że sytuacja może się zmie-nić, i ponownie otrzymają nagrodę. Eksperyment, który przepro-wadził Weiner, potwierdził słuszność jego rozumowania. Podat-ność ludzi na efekt zniesienia częściowego wzmocnienia deter-minował nie schemat „wzmocnienia", lecz sposób, w jaki ludziewyjaśniali sobie zmianę sytuacji. Zgodnie z tym teoria atrybucjizakładała, że zachowanie ludzi określa nie tyle zewnętrzny „sche-mat wzmocnienia", czyli środowisko, ile ich stan psychiczny, czylisposób wyjaśniania przyczyn, dlaczego środowisko oddziaływujetakimi, a nie innymi wzmocnieniami. Badania Weinera odbiły się głośnym echem w psychologii.Szczególny wpływ wywarły na młodych naukowców, takich jakLyn Abramson i Judy Garber, ukształtowały ich sposób widzenia.Nic zatem dziwnego, że patrzyły na teorię wyuczonej bezradnościprzez pryzmat teorii atrybucji. Kiedy po pierwszym przyjeździez Anglii przedstawiłem swojemu zespołowi zarzuty Johna Teas-dale'a, Lyn i Judy stwierdziły, że są one słuszne i że cała teoriamusi być zmieniona. Lyn Abramson pojawiła się w Uniwersytecie Pensylwańskimzaledwie rok wcześniej, jako świeża absolwentka psychologii. Na-tychmiast dała się poznać jako jedna z najlepszych od wielu latasystentek. Choć zewnętrzne oznaki — zaniedbany wygląd, poła-tane dżinsy, podarte bawełniane koszule — zupełnie na to niewskazywały, miała świetny umysł. Na początku zajęła się bada-niem tego, które leki powodują wyuczoną bezradność u zwierząt,a które jej zapobiegają lub sprawiają, że wystąpienie tego stanujest mniej prawdopodobne. Starała się dowieść, iż bezradność i de-presja są w istocie tożsame, gdyż powodują je identyczne procesychemiczne zachodzące w mózgu. Judy Garber wypadła, w wyniku kłopotów osobistych, z zespo-łu realizującego program badań z psychologii klinicznej na jednymz uniwersytetów na południu Stanów. Ułożywszy sobie na nowożycie, zgłosiła się do pracy w moim laboratorium. Zaproponowała,że przez kilka lat będzie pracować bez wynagrodzenia. Powiedzia-ła mi, że chce udowodnić światu, iż potrafi wnieść znaczący wkładdo psychologii. Ludzi w laboratorium zawsze zdumiewał widok tej Wyjaśnianie nieszczęścia 69tilegancko i modnie ubranej kobiety, z długimi, polakierowanymi

paznokciami, karmiącej szczury. Wkrótce jednak stało się jasne,sfco Judy jest, jak Lyn, wyjątkowo uzdolniona, zajęła się więc po-ważniejszymi sprawami. Wiosną 1975 roku Judy też prowadziłaI >ndania nad bezradnością u zwierząt, wszakże kiedy Teasdale/unegował moją teorię, obie porzuciły swoje badania i zajęły sięniżem z nami jej przeformułowaniem. Nigdy nie podobała mi się powszechna wśród psychologówakłonność do lekceważenia krytycznych osądów własnej pracy.•Skłonność tę przejęli psycholodzy od psychiatrów, których zawsze(•uchowała autorytatywność i niechęć do przyznawania się do błę-tlow. Co najmniej od czasów Freuda świat psychiatrów-teoretyków/.dominowany jest przez garstkę despotów, którzy traktują myślą-cych inaczej niż oni jak barbarzyńców uzurpujących sobie władzęnud ich królestwem. Wystarczy jedna krytyczna uwaga uczniai jest on już zgubiony. Mnie bardziej odpowiada tradycja humanistyczna. Dla uczo-nych renesansu krytyk był w rzeczywistości sprzymierzeńcem po-magającym w dopasowaniu teorii do rzeczywistości. Krytycy w na-tico to nie krytycy teatralni, od których zależy, czy wystawienie»/luki będzie klapą, czy sukcesem. Dla naukowca krytyka jest poprostu jednym ze środków pozwalających na ustalenie, czy ma sięrncję, czy też jest się w błędzie, jest czymś w rodzaju eksperymen-lu, który ma potwierdzić lub obalić zakładaną teorię. Tak jakwymóg uczestniczenia obrońcy w procesie sądowym jest jednymt najlepszych sposobów, które wytworzyła ludzkość, by jak naj-bardziej przybliżyć się do prawdy. Stale powtarzam studentom, jak ważne jest przyjmowaniea Iow krytyki. Zawsze mówię: — Chcę znać wszystkie zastrzeżenia i zarzuty. W tej pracownici>ni się oryginalność, a nie podlizywanie się. — No i oto Abramsoni (Inrber, nie wspominając już o Teasdale'u, przedstawili mi swoje/ustrzeżenia i zarzuty. Zgodnie ze swoją zasadą, nie miałem za-nuitru się boczyć. Przeciwnie, z miejsca wciągnąłem całą trójkęnn listę sprzymierzeńców, którzy mogą pomóc mi ulepszyć moją(norie i sprawić, by bardziej przystawała do rzeczywistości. By- 70 Poszukiwaniewało, że dyskutowałem z moimi bystrymi asystentkami przezdwanaście godzin bez przerwy, starając się tak zmodyfikować swo-ją teorię, by uwzględniała ich zastrzeżenia. Prowadziłem rozmowy w dwóch zespołach. Pierwszy tworzyłemw Oxfordzie z Teasdale'em. John zajmował się terapią, a więc siłąrzeczy dyskutując o tym, jakie zmiany wprowadzić do mojej teorii,badaliśmy możliwość leczenia depresji poprzez zmianę sposobów,w jakie tłumaczą sobie przyczyny niepowodzeń ulegający jej ludzie.Na kierunek rozważań drugiego zespołu, który utworzyłem z Ab-ramson i Garber w Filadelfii, wpłynęło silne zainteresowanie Lynetiologią, czyli przyczynami chorób psychicznych. Razem z Teasdale'em zacząłem pisać artykuł o tym, jak oprzećleczenie bezradności i depresji na zmianie sposobów wyjaśniania

niepomyślnych wydarzeń stosowanych przez dotkniętych tymiprzypadłościami ludzi. Jednocześnie Abramson i ja zaczęliśmyprzygotowywać inny artykuł, w którym dociekaliśmy, jak przyjętystyl wyjaśniania powoduje bezradność i depresję. Akurat w tym czasie skontaktował się ze mną redaktor naczelnypisma „Journal of Abnormal Psychology".2 Powiedział mi, że sporywokół wyuczonej bezradności spowodowały, iż dostał wiele artyku-łów na ten temat, z których znaczna część była atakami na mojąteorię. Stawiano mi w nich zarzuty w rodzaju tych, które przed-stawili John, Lyn i Judy. Redakcja miała zamiar poświęcić całynumer tej batalii, w związku z czym zaproponowano mi napisaniespecjalnego artykułu. Zgodziłem się na tę propozycję i przekona-łem Lyn i Judy, że warto połączyć w jeden artykuł to, nad czympracowałem z nimi, i to, co pisałem z Johnem. Uważałem, że jestto bardzo istotne, bowiem zmodyfikowana, oparta na szerszej pod-stawie teoria mogła już zawierać odpowiedzi na ataki oponentów. Nasze podejście wykorzystywało teorię atrybucji Bernarda Wei-nera, ale różniło się od niej pod trzema względami. Po pierwsze,interesowały nas sposoby wyjaśniania, stosowane stale, a nie tylkopojedyncze wyjaśnienia, jakie jednostka tworzy dla wytłumaczeniajednej porażki. Twierdziliśmy, że istnieje coś takiego, jak styl wy-jaśniania, że każdy ma pewien sposób patrzenia na przyczyny wy-darzeń i w odpowiednich okolicznościach podporządkowuje temu Wyjaśnianie nieszczęścia 71obraz otaczającego go świata. Po drugie, Weiner rozróżniał dwawymiary wyjaśniania — stałość i personalizację, my wprowadzili-śmy jeszcze jeden — zasięg. (Niebawem wyjaśnię te pojęcia.) Potrzecie, Weinera interesowały przyczyny osiągania sukcesów, myiwitomiast skupiliśmy się na chorobach psychicznych i ich leczeniu. Specjalny numer „Journal of Abnormal Psychology" ukazał sięw lutym 1978 roku. Zawierał artykuł napisany wspólnie przezLyn, Johna i mnie, odpowiadający z góry na główne zarzuty podadresem pierwotnej teorii wyuczonej bezradności. Artykuł ten zo-utał dobrze przyjęty i spowodował znacznie większą falę badańniż pierwsza wersja teorii bezradności. My też nie spoczęliśmy nalaurach i ułożyliśmy test przedstawiony w poprzednim podroz-dziale. Po skonstruowaniu tego testu można już było łatwo mie-rzyć indywidualny styl wyjaśniania, a tym samym wyjść pozaloren laboratorium i zastosować naszą teorię do badania i rozwią-zywania rzeczywistych problemów ludzi. Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne przyznaje corocz-nie specjalną nagrodę (Early Career Award) psychologowi, którywyróżnił się „znaczącymi osiągnięciami naukowymi" podczas pier-WH/.ych dziesięciu lat pracy badawczej. W 1976 roku uzyskałemtt,< nagrodę za stworzenie teorii bezradności. W 1982 roku otrzy-mała ją Lyn Abramson za modyfikację tej teorii.Kto nigdy się nie poddaje?('() MYŚLISZ o przyczynach większych i mniejszych niepowodzeń,kl.ńre cię spotykają? Ci, którzy łatwo się poddają, wyjaśniają swe

niopowodzenia w taki mniej więcej sposób: „To moja wina, to sięnigdy nie zmieni, to się kładzie cieniem na wszystko, do czego sięwozmę". Natomiast ci, którzy nie poddają się zwątpieniu, mówiąNobie: „To wina okoliczności, za jakiś czas sytuacja się zmieni,« zresztą życie nie kończy się na tym". Sposób, w jaki zwykle tłumaczysz sobie niepomyślne zdarze-niu, twój styl wyjaśniania, nie ogranicza się do słów, które wypo- 72 Poszukiwaniewiadasz, kiedy spotyka cię niepowodzenie. Jest to pewien sposóbmyślenia, nawyk wykształcony w dzieciństwie i okresie dojrzewa-nia. Twój styl wyjaśniania wywodzi się wprost z opinii, jaką maszo samym sobie i o swoim miejscu w świecie i zależy bezpośredniood tego, czy uważasz się za jednostkę wartościową i zasługującąna wiele, czy też za beznadziejną miernotę. Styl wyjaśniania de-cyduje o tym, czy jesteś optymistą, czy pesymistą. Celem testu, któremu poddałeś się, odpowiadając na pytaniazamieszczone w drugiej części tego rozdziału, jest ujawnienie two-jego stylu wyjaśniania.STYL WYJAŚNIANIA ma trzy istotne wymiary: stałość, zasięg i per-sonalizację.StałośćLUDZIE, którzy łatwo poddają się rezygnacji, uważają, że ich nie-powodzenia mają trwały charakter, że spotykały ich, spotykająi będą spotykać przez całe życie. Natomiast osoby, które nie pod-dają się i nie zachowują bezradnie, wierzą, że przyczyny ich nie-powodzeń są chwilowe. A oto przykłady dwu różnych typów wy-jaśnień tych samych sytuacji.

Stały charakterniepowodzeń(styl pesymistyczny)„Jestem skonany(a)".„Diety nigdy nie skutkują".„Zawsze zrzędzisz".„Mój szef to darmozjad".„Nigdy ze mną nierozmawiasz".

Chwilowy charakterniepowodzeń(styl optymistyczny)„Jestem wyczerpany(a)".„Diety nie skutkują, jeślisię pojada między posiłkami"„Zrzędzisz, kiedy nieposprzątam pokoju".„Szef jest w złym humorze".„Ostatnio nie rozmawiasz zemną".

Wyjaśnianie nieszczęścia 73 Jeśli o niepomyślnych sytuacjach i przykrych wydarzeniachmyślisz w kategoriach zawsze i nigdy i przypisujesz im trwałycharakter, to masz pesymistyczny styl wyjaśniania. Jeśli nato-miast myślisz o nich w kategoriach czasami i ostatnio, jeśli swojewnioski o ich przyczynach opatrujesz zastrzeżeniami i uważasz,?<> wszelkie kłopoty i trudności mają charakter przejściowy, totwój styl wyjaśniania jest optymistyczny. Wróćmy teraz do testu.•Spójrz na pytania oznaczone z prawej strony symbolem „SN" (Sta-le Niepowodzenia). Jest ich osiem, są to — kolejno — pytania 5,12, 20, 21, 29, 33, 42 i 46. Twoje odpowiedzi na te pytania pokazują, w jakim stopniuHkłonny jesteś uważać, że przyczyny niepomyślnych sytuacji mająMtnły charakter. Każda odpowiedź za 1 punkt jest odpowiedziąpesymistyczną. Jeśli, na przykład, wybrałeś wersję „Nie mam pa-mięci do dat urodzin" (pytanie 4), zamiast „Byłem/byłam zajęty(a)innymi sprawami" jako wyjaśnienie faktu, że zapomniałeś(aś)o urodzinach małżonki/małżonka/dziewczyny/chłopca, to tym sa-mym wybrałeś(aś) bardziej stałą, a zatem pesymistyczną, odpo- -wiedź. Podlicz teraz punkty, które otrzymałeś za odpowiedź na pyta-niu opatrzone z prawej strony symbolem „SN". Ich sumę wpiszw odpowiedniej rubryce, również oznaczonej tym symbolem, znaj-dującego się pod testem (s. 65 ) „Podsumowanie wyników".Jeśli uzyskałeś w sumie 0 lub 1 punkt, to w tym wymiarze jesteś wielkim optymistą;2 lub 3 punkty — jesteś umiarkowanym optymistą;4 punkty oznaczają przeciętny pesymizm;5 lub 6 punktów — jesteś umiarkowanym pesymistą;7 lub 8 punktów — jeśli uzyskałeś taki wynik, to trzecia częśćtej książki „Zmiana. Od pesymizmu do optymizmu" pomożeci zmienić nastawienie do rzeczywistości. Oto dlaczego wymiar nazwany przez nas stałością ma tak wiel-kio znaczenie. Jest to jednocześnie odpowiedź na pytanie JohnaToasdale'a, dlaczego niektórzy ludzie pozostają na zawsze bezrad-ni, a inni dochodzą po niepowodzeniach szybko do siebie. 74 Poszukiwanie Każdy, kogo spotkało jakieś niepowodzenie, czuje się przez pe-wien czas bezradny. Można to porównać z ciosem w żołądek. Niema człowieka, który po takim ciosie nie odczuwałby bólu. Jednakból mija, niektórzy zapominają o nim niemal natychmiast. To sąwłaśnie ci, którzy osiągnęli wynik 0 lub 1. U innych ból utrzymujesię dłużej i przechodzi w zniechęcenie. Ci zdobywają 7 lub 8 pun-któw. Nawet niewielkie niepowodzenia sprawiają, że przez wieledni, bywa że i miesięcy, czują się bezradni. Po większych niepo-wodzeniach mogą nigdy nie dojść do siebie.OPTYMISTYCZNY STYL wyjaśniania pomyślnych wydarzeń jest do-kładnym przeciwieństwem optymistycznego stylu wyjaśniania

wydarzeń niepomyślnych. Ci, którzy uważają, że pomyślne wyda-rzenia mają przyczyny o stałym charakterze, są większymi opty-mistami niż ci, którzy sądzą, że przyczyny te mają charakter krót-kotrwały. Niżej podaję przykłady odmiennego wyjaśniania przy-czyn tych samych wydarzeń.

Chwilowy charakterpomyślnych wydarzeń(styl pesymistyczny)„To mój szczęśliwy dzień".„Ciężko pracuję".„Mój rywal się zmęczył".

Stały charakterpomyślnych wydarzeń(styl optymistyczny)„Zawsze dopisuje miszczęście".„Jestem zdolny".„Mój rywal jest słaby".

Optymiści, wyjaśniając sobie przyczyny pomyślnych wydarzeń,skłonni są traktować je jako czynniki stałe, a więc doszukują sięich w pewnych trwałych cechach czy swoich zdolnościach i uwa-żają, że działają one zawsze. Pesymiści upatrują przyczyn tychwydarzeń w zjawiskach przejściowych — nastroju, wysiłku wło-żonym w zrobienie czegoś — i uważają, że zachodzą one czasami. Prawdopodobnie zauważyłeś, że niektóre pytania testu (do-kładnie — połowa pytań) dotyczą wydarzeń pomyślnych, na przy-kład pytanie 14: „Akcje, które posiadasz, przynoszą ci dużo pie- Wyjaśnianie nieszczęścia 75niędzy". Są to pytania 2, 10, 14, 15, 24, 26, 38 i 40, oznaczoneHymbolem „SP" (Stałe Powodzenia). Odpowiedzi za 1 punkt wskazują na optymizm, za 0 pun-któw — na pesymizm. Podlicz teraz punkty, które uzyskałeś zaodpowiedzi na pytania „SP" i ich sumę wpisz w oznaczonej tymnymbolem rubryce „Podsumowania wyników" (s. 65).Jeśli uzyskałeś 7 lub 8 punktów, to zapatrujesz się optymisty-cznie na prawdopodobieństwo dalszych pomyślnych wyda-rzeń;6 punktów — jesteś umiarkowanym optymistą w tym wzglę-dzie;4 lub 5 punktów — jesteś przeciętnym pesymistą;3 — jesteś umiarkowanym pesymistą;0, 1 lub 2 — jesteś wielkim pesymistą. Ci, którzy uważają, że pomyślne wydarzenia mają trwałe przy-czyny, starają się jeszcze bardziej, jeśli ich starania — obojętniew jakiej dziedzinie — uwieńczone zostały sukcesem. Ci natomiast,którzy uważają, że przyczyny tych wydarzeń są krótkotrwałe, mo-

gą w takiej samej sytuacji zaprzestać dalszych starań, traktującoHiągnięty przez siebie sukces jako szczęśliwy przypadek.Zasięg (ograniczony i uniwersalny)HTAŁOŚĆ przekonań dotyczy ich trwania w czasie. Zasięg nato-miast — ich aspektu przestrzennego. Rozpatrzmy taki oto przykład. Połowa pracowników działuknięgowości dużej firmy handlowej została zwolniona z pracy.Dwoje spośród zwolnionych księgowych, Nora i Kevin, wpadłow depresję. Przez wiele miesięcy żadne z nich nie próbowało na-wet znaleźć innej pracy, a sama myśl o podliczeniu wydatków,Mporządzeniu zeznania dochodowego czy czegokolwiek innego, coprzypominało im o księgowości, napawała ich wstrętem. Nora jed-nak była nadal kochającą żoną i aktywnie zajmowała się domem 76 Poszukiwaniei wszystkimi związanymi z tym sprawami. Jej życie towarzyskiebiegło bez zakłóceń, cieszyła się świetnym zdrowiem i trzy razyw tygodniu uprawiała ćwiczenia fizyczne. Kevin natomiast pogrą-żył się w apatii. Przestał się interesować żoną i niedawno urodzo-nym synkiem i całymi wieczorami siedział bezczynnie, pogrążonyw ponurych myślach. Nie chodził na przyjęcia, mówiąc, że niemoże znieść widoku innych ludzi, nie śmiał się z dowcipów. Złapałprzeziębienie, z którego nie mógł się wyleczyć przez całą zimę,i przestał uprawiać biegi. Niektórzy ludzie potrafią odłożyć zmartwienia na bok i iść da-lej przez życie, mimo iż jakiś jego ważny aspekt — na przykładpraca czy miłość — szwankuje. Innym sfera, w której doznaliniepowodzeń, przesłania cały świat. Patrzą oni na życie katastro-ficznie. Kiedy pęka jedna nitka, psuje się cała tkanina ich życia. Sprowadza się to do tego, że ludzie, którzy tłumaczą sobiewłasne niepowodzenia zjawiskami o zasięgu uniwersalnym, prze-żywszy niepowodzenie w jednej dziedzinie życia, poddają się rów-nież we wszystkich pozostałych. Natomiast jednostki, które przy-pisują swe niepowodzenia działaniu przyczyn o ograniczonymzasięgu, mogą stać się bezradne w tej dziedzinie życia, w którejspotkało ich niepowodzenie, ale nie rezygnują z osiągnięcia wyty-czonych sobie celów w innych dziedzinach. Oto kilka przykładów wyjaśnień obu rodzajów, zastosowanychw tej samej sytuacji: Zasięg uniwersalny(styl pesymistyczny)„Wszyscy nauczyciele sąniesprawiedliwi".„Jestem odrażający".„Książki są do niczego".

Zasięg ograniczony(styl optymistyczny)„Profesor Seligman jest

niesprawiedliwy".„Dla niego jestemodrażający".„Ta książka jest do niczego".

Zarówno Nora, jak i Kevin osiągnęli wysokie wyniki w częścitestu przeznaczonej do badania wymiaru stałości. W tym zatem Wyjaśnianie nieszczęścia 77względzie oboje okazali się pesymistami. Kiedy zwolniono ichK pracy, oboje przez dłuższy czas przeżywali depresję. Jednak ichwyniki w drugim wymiarze diametralnie różniły się od siebie.Kevin uważał, że zwolnienie z pracy rujnuje mu życie, myślał, żenie nadaje się już do niczego. Nora uważała, że każde niepomyślnewydarzenie ma ściśle określone, ograniczone do danej sfery życia,przyczyny. Kiedy ją zwolniono, pomyślała, że nie jest dobrą księ-gową, ale nie przenosiła tego na inne sfery. Podczas owych długich spacerów z Johnem Teasdale'em w Ox-fordzie zabraliśmy się do rozwiązania paradoksu, który znalazł onw teorii przedstawionej przeze mnie na wykładzie, a mianowicieti<Ko, że niektórzy poddają się od razu, a inni nigdy. Rozbiliśmy tenproblem na trzy części i postawiliśmy, odpowiednio, trzy hipotezy. Pierwsza hipoteza zakładała, że wymiar „stałość" decydujen lym, jak długo jednostka poddaje się rezygnacji. Wyjaśnianieniepowodzeń poprzez doszukiwanie się ich trwałych przyczyn pro-wndzi do długotrwałej bezradności, natomiast wyjaśnianie ich zapomocą przyczyn krótkotrwałych uodparnia na bezradność. Hipoteza druga dotyczyła „zasięgu". Wyjaśnienia o zasięgu uni-wersalnym powodują bezradność w wielu różnych sytuacjach, na-tomiast wyjaśnienia o zasięgu ograniczonym jedynie w sferze,w której stosująca je jednostka doznała niepowodzenia. Kevin byłofiarą tego właśnie wymiaru. Kiedy zwolniono go z pracy, doszedłilo wniosku, że przyczyna tego ma zasięg uniwersalny i zachowy-wał się tak, jakby poniósł klęskę na wszystkich frontach. Badaniepoziomu tego wymiaru wykazało u niego, że jest on katastrofistą. Trzecia hipoteza dotyczyła personalizacji. O tym wymiarzeprzeczytasz kilka stron dalej. Czy jesteś katastrofistą? Czy rozwiązując test, wybierałeś wi-zjo katastroficzne? Czy, na przykład, odpowiadając na pytanie 18wnkazałeś jako przyczynę porażki fakt, że nie jesteś zbyt wyspor-towany (wyjaśnienie o zasięgu uniwersalnym), lub że nie jesteśdobry w tej konkurencji (wyjaśnienie o zasięgu ograniczonym)?Podsumuj teraz punkty uzyskane za odpowiedzi na pytania ozna-r/one symbolem „ZN" (Zasięg Niepowodzeń). Są to pytania: 8, 16,17, 18, 22, 32, 44 i 48. 78 Poszukiwanie Zsumuj następnie wyniki i zapisz je w rubryce oznaczonej sym-bolem „ZN" w „Podsumowaniu wyników" (s. 65)0 lub 1 punkt — jesteś wielkim optymistą;

2 lub 3 punkty — jesteś umiarkowanym optymistą;4 punkty — jesteś przeciętnym pesymistą;5 lub 6 punktów — jesteś umiarkowanym pesymistą;7 lub 8 punktów — jesteś wielkim pesymistą. A teraz weźmy odwrotność tych sytuacji. Optymistyczny stylwyjaśniania pomyślnych wydarzeń jest dokładnym przeciwień-stwem optymistycznego stylu wyjaśniania wydarzeń niepomyśl-nych. Optymista uważa, że złe wydarzenia mają przyczyny o ogra-niczonym zasięgu, natomiast wydarzenia pomyślne wpływają ko-rzystnie na jego wszelkie poczynania. Pesymista natomiast sądzi,iż wydarzenia niepomyślne mają przyczyny o zasięgu uniwersal-nym, a pomyślne powodowane są przez czynniki o zasięgu ogra-niczonym. Gdy Norze zaproponowano ponownie, choć na okreszamknięty, pracę w firmie, z której ją zwolniono, pomyślała:„W końcu zdali sobie sprawę, że nie dadzą sobie rady beze mnie".Kiedy taką samą propozycję otrzymał Kevin, pomyślał: „Na pewnobrakuje im rąk do pracy". A oto przykłady tych dwóch różnychsposobów wyjaśniania. Zasięg ograniczony(styl pesymistyczny)„Jestem bystry w matematyce".„Mój makler orientuje sięw akcjach naftowych".„Byłem dla niej czarujący".

Zasięg uniwersalny(styl optymistyczny)„Jestem bystry".„Mój makler orientuje sięw sytuacji na giełdzie".„Byłem czarujący".

Oblicz wyniki, jakie uzyskałeś odpowiadając na pytania z tejgrupy. Są to pytania oznaczone symbolem „ZP" (Zasięg Powodze-nia): 6, 7, 28, 31, 34, 35, 37 i 43. Wyjaśnianie nieszczęścia 79 Odpowiedzi wycenione na 0 punktów wskazują na pesymizm(/.nsięg ograniczony). Czy — odpowiadając na pytanie 35 o twojąICH keję na podziękowania przyjaciela za okazaną mu pomoc —wybrałeś odpowiedź: „Lubię pomagać mu w trudnych chwilach"(zasięg ograniczony, styl pesymistyczny), czy też: „Lubię pomagaćludziom" (zasięg uniwersalny, styl optymistyczny)? Teraz zsumuj wyniki i zapisz je w rubryce oznaczonej litera-mi „ZP".Wynik w granicach 7-8 punktów — jesteś wielkim optymistą;6 punktów — jesteś umiarkowanym optymistą;4 lub 5 punktów — jesteś przeciętnym pesymistą;3 punkty — jesteś umiarkowanym pesymistą;

0-2 punkty — jesteś wielkim pesymistą.Pokłady nadzieiNADZIEJA była dotychczas domeną kaznodziejów, polityków i kra-marzy. Stworzenie pojęcia stylu wyjaśniania sprawiło, iż nadziejaznalazła się w laboratoriach, gdzie naukowcy poddają ją drobiaz-gowej analizie, chcąc zrozumieć, na czym polega jej działanie. To, czy mamy nadzieję, czy też nie3, zależy od dwóch wymiarównaszego stylu wyjaśniania — od zasięgu i stałości. Odkrywaniekrótkotrwałych, o ograniczonym zasięgu przyczyn niepowodzeńlont sztuką znajdowania nadziei. Krótkotrwałe przyczyny ograni-czają bezradność w czasie, przyczyny o ograniczonym zasięgu re-dukują jej zakres do sytuacji, w których doznaliśmy niepowodzeń.I odwrotnie, przyczyny trwałe powodują bezradność w przyszłości,rtuń przyczyny o zasięgu uniwersalnym sprawiają, iż rozprzestrze-nia się ona na wszystkie obszary naszego działania. ZnajdowanieI rwałych, o uniwersalnym zasięgu, przyczyn niepowodzeń sytuujen itH w przedsionku rozpaczy. A oto kilka przykładów wyjaśnieńdających i odbierających nadzieję. 80 PoszukiwanieWyjaśnienia dające nadzieję Wyjaśnienia odbierające nadzieję„Jestem wytrącona z równo- „Jestem głupia".wagi".„Mój mąż jest w złym „Mężczyźni to tyrani".nastroju".„Ten guz to na pewno nic „Ten guz to na pewno rak".groźnego". Prawdopodobnie najważniejszym z poszczególnych wynikówtestu jest wynik wskazujący na poziom twojej nadziei. Dodaj sumęwyników oznaczonych symbolem „ZN" do sumy wyników „SN",a otrzymasz liczbę wskazującą na twój poziom nadziei.Jeśli wynosi ona 0-2 punkty, to jesteś pełen nadziei;3-6 punktów — patrzysz w przyszłość z umiarkowaną na-dzieją;7 — 8 punktów — masz pewną nadzieję;9 — 11 punktów — trochę brak ci nadziei;12 — 16 punktów — rozpaczliwie brak ci nadziei. Ludzie, którzy tłumaczą sobie swoje kłopoty działaniem przy-czyn trwałych i o uniwersalnym zasięgu, są w obliczu niepowodzeńskłonni do długotrwałych i kładących się cieniem na całym ichżyciu załamań. Żaden inny wynik nie jest tak ważny, jak wynik wskazującyna poziom twojej nadziei.Personalizacja wewnętrzna i zewnętrznaOSTATNIM ASPEKTEM stylu wyjaśniania jest personalizacja. Żyłem kiedyś z kobietą, która winą za wszelkie niepowodzeniaobarczała mnie. Złe jedzenie w restauracji, opóźniony odlot lubprzylot samolotu, nawet niezbyt ostre kanty w jej świeżo i sta-rannie wyprasowanych spodniach — wszystko to była moja wina.

I

Wyjaśnianie nieszczęścia 81

— Kochanie — powiedziałem jej pewnego razu, wyprowadzonyI równowagi pretensjami do mnie o to, że nie działa jej suszarkalin włosów — nie spotkałem jeszcze osoby, która by tak jak tyUwił lała winę za swe niepowodzenia na innych.— To, że taka jestem — krzyknęła — to twoja wina! Kiedy zdarzy się coś złego, możemy winą za to obarczyć siebiei|M'rHonalizacja wewnętrzna, internalizacja) albo inne osoby (per-Miinalizacja zewnętrzna, eksternalizacja). Ludzie, którzy obwiniają«n niepowodzenia siebie, mają w konsekwencji niskie mniemanieM mibie. Uważają, że są bezwartościowi, nie mają do niczego ta-lentu i nie wzbudzają niczyjej sympatii, nie mówiąc już o miłości.(H, którzy winę składają na czynniki zewnętrzne, nie tracą dobre-H<> mniemania o sobie, gdy spotka ich niepowodzenie. Ogólnie bio-iłir. podobają się sobie bardziej niż ci, którzy winą za niepowo-dzenia obarczają siebie. Niska samoocena wypływa zazwyczaj z personalizacji wew-nętrznej. A oto kilka przykładów obu rodzajów personalizacji.

/ c

Morsonalizacja wewnętrzna(niska samoocena)t,»l<'Hl,em głupi".,Nm mam talentu do pokera".,Ni<> czuję się bezpiecznie".

Personalizacja zewnętrzna(wysoka samoocena)„Jesteś głupi".„Nie mam szczęścia w pokerze."„Wychowałem się w biedzie".

Sprawdź teraz swoje wyniki „PN" (Personalizacja Niepowo-il*mi). Testujące ją pytania opatrzone są numerami: 3, 9, 19, 25,10. 39, 41 i 47. Odpowiedzi wycenione na 1 punkt są pesymistyczne (persona-I Uncja wewnętrzna). Zsumuj wszystkie punkty z tej grupy i wpisz\p do rubryki oznaczonej symbolem „PN" w „Podsumowaniu wy-ników" na s. 65.0 lub 1 punkt — wysoka samoocena;2 lub 3 punkty — umiarkowanie wysokie mniemanie o sobie;4 — przeciętna samoocena;

82 Poszukiwanie5 lub 6 punktów — umiarkowanie niska samoocena;7 lub 8 punktów — bardzo niska samoocena. Z trzech wymiarów stylu wyjaśniania najłatwiej jest zrozumiećpersonalizację. W końcu jednym z pierwszych zdań, jakie uczy sięwypowiadać dziecko, jest: „To nie ja to zrobiłem, to on!" Persona-lizacja jest jednak wymiarem, który najłatwiej jest przecenić.Wpływa ona tylko na to, co myślisz o sobie, natomiast stałość ii zasięg — najważniejsze wymiary — na to, co robisz: jak długoi w jak wielu sytuacjach jesteś bezradny. Personalizację łatwo jest sfałszować. Jeśli poproszę cię, żebyśzaczął mówić o swoich kłopotach w taki sposób, jakbyś zwalał zanie winę na czynniki zewnętrzne, to zrobisz to bez trudu, nawetgdybyś uważał, że sam jesteś wszystkiemu winien. Jeśli natomiastjesteś pesymistą i poproszę cię, abyś mówił o swoich kłopotachw taki sposób, jakby miały one krótkotrwałe przyczyny o ograni-czonym zakresie, to nie będziesz w stanie tego zrobić (chyba, żeopanowałeś techniki przedstawione w części trzeciej, zatytułowa-nej „Zmiana. Od pesymizmu do optymizmu"). A oto ostatnia informacja, zanim zsumujesz wyniki z wszy-Jstkich grup pytań: optymistyczny styl wyjaśniania pomyślnychwydarzeń jest przeciwieństwem optymistycznego stylu wyjaśnia-nia niepomyślnych wydarzeń, ujmuje ich przyczyny raczej wewnę-trznie niż zewnętrznie. Ludzie, którzy uważają, iż to oni samisprawiają, że wydarzenia przybierają pomyślny obrót, podobająsię sobie bardziej niż ci, którzy skłonni są przypisywać pomyślnewydarzenia działaniu innych ludzi lub okolicznościom. Przypatrzmy się kilku przykładom tych dwóch rodzajów wyjaśniania. Personalizacja zewnętrzna(styl pesymistyczny)„Zły los..."„Umiejętności mojego kolegi../

Personalizacja wewnętrzna(styl optymistyczny)„Potrafię wykorzystać swójlos".„Moje umiejętności..."

Wyjaśnianie nieszczęścia 83 Owlnt.nim wynikiem jest „PP" (Personalizacja Powodzenia).§M(> pytania mają numery 1, 4, 11, 12, 23, 27, 36 i 45. Odpowiedzi wycenione na 0 punktów dotyczą czynników zew-^|i'Kiiych i są pesymistyczne, natomiast wycenione na 1 punkt"!vi"/.ii czynników wewnętrznych i są optymistyczne.\'P1HZ sumę punktów z grupy „PP" do odpowiedniej rubrykiiUdnumowaniu wyników" s.

Wynik 7 lub 8 punktów —jesteś wielkim optymistą;'i punktów —jesteś umiarkowanym optymistą;i lub 5 punktów —jesteś przeciętnym pesymistą;i - jesteś umiarkowanym pesymistą;11 2 — jesteś wielkim pesymistą.111 raz możesz zliczyć wszystkie wyniki. Niypierw dodaj wszystkie wyniki typu N (SN + ZN + PN). Jest I I woj ogólny wynik N (niepomyślnych wydarzeń). 1'otem zsumuj wszystkie wyniki typu P (SP + ZP + PP). Jesti (woj całościowy wynik P (pomyślnych wydarzeń).NiiHtępnie odejmij N od P. To twój ogólny wynik (P - N).A oto znaczenie tych wyników:linii twoja suma N wynosi 3-6 punktów, to jesteś cudownymoptymistą i nie potrzebujesz czytać części trzeciej;?li-uli uzyskałeś od 6 do 9 punktów, to jesteś umiarkowanymoptymistą;10 - 11 punktów —jesteś przeciętnym optymistą;12 - 14 punktów — jesteś umiarkowanym pesymistą;powyżej 14 punktów — musisz się szybko zmienić.Jeśli sumą twoich odpowiedzi typu P wynosi 19 punktów lubwięcej, to bardzo optymistycznie zapatrujesz się na pomy-ślne wydarzenia;Jońli wynosi ona 17 - 19 punktów, to twoje myślenie jestumiarkowanie optymistyczne;14 - 16 punktów to wynik przeciętny;

84 Poszukiwanie11-13 punktów wskazuje, że myślisz o tym dość pesymisty-j cznie;10 punktów lub mniej świadczy o głębokim pesymizmie.I na koniec, jeśli różnica P - N wynosi ponad 8 punktów, to] jesteś optymistą w pełnej skali;Jeśli wynosi 6-8 punktów, to jesteś umiarkowanym optymistą;|3 — 5 punktów to wynik przeciętny;1-2 punkty świadczą o umiarkowanym pesymizmie;0 punktów lub wynik ujemny wskazują na wielki pesymizm.Pochwała odpowiedzialnościCHOCIAŻ KORZYŚCI płynące z nauczenia się optymizmu są oczywi-jste, kryją się w tym również pewne niebezpieczeństwa. Krótko-^trwałe niepowodzenia? O ograniczonym zasięgu? Świetnie. ChcęJżeby moje przygnębienie trwało krótko i miało ograniczony cha-|rakter. Chcę szybko dojść do siebie. Ale szukanie czynników zewJnętrznych? Czy godzi się obarczać innych winą za swoje niepowo-jdzenia? Zdecydowanie pragniemy tego, by ludzie przyznawali się dokłopotów, w które wpadają, by czuli się odpowiedzialni za swojtczyny. Niektóre doktryny psychologiczne poważnie zaszkodził;naszemu społeczeństwu, doprowadzając do erozji poczucie osobi-|stej odpowiedzialności. Wyznawcy tych doktryn, zamiast nazwa«jzło po imieniu, uważają je za chorobę, a niewłaściwe zachowanie

się określają mianem nerwicy. Ich „skutecznie wyleczeni" pacjenczrzucają swoje obowiązki i powinności na swe rodziny, bowierprzeszkadzają im one w samorealizacji. Problem polega na tymjczy zmiana nastawienia wobec niepowodzenia z wewnętrznegozewnętrzne („To nie moja wina... to po prostu brak szczęścia") nidpodkopie poczucia odpowiedzialności.Nie chcę propagować żadnej strategii, która by jeszcze bardzie

I

Wyjaśnianie nieszczęścia 85

?"•Iwątliła i tak już kruche poczucie odpowiedzialności. Nie sądzę,ludzie powinni zupełnie zmienić swoje nastawienie z wewnę-•>?<> na zewnętrzne i zaczęli obarczać winą i odpowiedzialno-zii swoje porażki innych i okoliczności, w których wypadło imMC. Niemniej jednak jest jedna sytuacja, w której bezwzględ-i rzeba to zrobić — depresja. Jak zobaczymy w następnymMnie, ludzie w stanie depresji często obarczają się większąwiedzialnością za niepomyślne wydarzenia, niż jest to uzasa-ItllUIIC.Trzeba też zająć się tu poważniejszą sprawą, a mianowicieiil|H»wicdzieć na pytanie, dlaczego ludzie powinni przyznawać sięIM riwoich niepowodzeń. Otóż uważam, że dlatego, iż chcemy, byiiiil/.io się zmienili, a wiemy, że nie zmienią się, jeśli nie wezmąnl|inwiedzialności za swoje postępowanie.4 Jeśli chcemy, by ludzie'?>!< nili się, to personałizacja wewnętrzna nie jest tu tak ważnymunikiem jak stałość. Jeśli uważasz, że przyczyna twych kłopo-1 ii'nt trwała — że jest nią twoje ograniczenie umysłowe, brak1 ?'!• nl.u czy brak urody — to nic nie robisz, by to zmienić. Jeślii ' < ik uwierzysz, że przyczyna ma charakter przejściowy — żei nią zły nastrój, zbyt mały wysiłek, nadwaga — to możesz\ć działać, by to zmienić. Jeśli chcemy, by ludzie czuli sięwiedzialni za to, co robią, to owszem, chcemy też, by mieliiwienie wewnętrzne do swoich sukcesów i niepowodzeń. Co/e bardziej ważne, ludzie muszą uważać swoje niepowodzenia?i przejściowe, muszą wierzyć, że bez względu na to, jaka jesti i m:zyna niepomyślnych wydarzeń, można je zmienić.< o robić, jeśli jesteś pesymistą?• l'ifU.1 MASZ PESYMISTYCZNY STYL wyjaśniania, to konsekwencje te-i u m\ poważne. Jeśli uzyskałeś wskazującą na to liczbę punktów,i'i możesz mieć (i prawdopodobnie już miałeś) kłopoty w czterechl/iodzinach życia. Po pierwsze, przekonasz się o tym czytając?ltilH/.e rozdziały, jesteś bardziej podatny na depresję. Po drugie,

86 Poszukiwanieprawdopodobnie twoje osiągnięcia zawodowe są mniejsze, niż powinny być, biorąc pod uwagę twoje zdolności. Po trzecie, twojtzdrowie fizyczne — i odporność na choroby — nie jest prawdopodobnie tak dobre, jak powinno być i z wiekiem będzie się jeszcze

bardziej pogarszać. Po czwarte, życie nie jest dla ciebie tak przyjemne, jak mogłoby być. Pesymistyczny styl wyjaśniania to nieszczęście. Jeśli twój pesymizm utrzymuje się na poziomie przeciętnymto w normalnych okolicznościach nie stwarza to żadnych próbiemów, jednak w momentach kryzysowych, w ciężkich chwilachktórych nikomu z nas nie szczędzi życie, płacisz prawdopodobnizbyt wysoką cenę. Kiedy spotkają cię większe niepowodzenia, może okazać się, że jesteś bardziej przygnębiony, niż powinieneś byćbiorąc pod uwagę twoją sytuację. Jak zareagowałbyś, gdyby twojeakcje poszły w dół, gdybyś został odtrącony przez ukochaną osob(albo gdybyś nie otrzymał takiej pracy, jaka ci odpowiada? Jalpokażą dalsze rozdziały tej książki, byłbyś bardzo smutny. Życiistraciłoby smak. Byłoby ci bardzo ciężko zabrać się do jakiegośśmiałego przedsięwzięcia. Przyszłość rysowałaby się czarno. A przjtym czułbyś się tak przez wiele tygodni, a nawet miesięcy. Prawdopodobnie zdarzyło ci się już parę razy czuć się tak; zdarza svto większości ludzi. Jest to reakcja tak powszechna, że podręczniknazywają ją normalną. Fakt, że uczucie przygnębienia w obliczu kłopotów jest talpowszechne, nie oznacza wszakże, że trzeba się z tym pogodzićani że życie musi tak wyglądać. Jeśli będziesz stosował inny stywyjaśniania, to będziesz lepiej przygotowany na to, aby stawiczoło trudnym sytuacjom i nie dopuścić, by popchnęły cię one kidepresji. Nie jest to bynajmniej wyczerpująca lista potencjalnych korzy!ści, jakie daje nowy styl wyjaśniania. Jeśli jesteś przeciętnynpesymistą, to osiągasz w życiu nieco mniej, niż mógłbyś osiągnąprzy swoich zdolnościach, gdybyś nim nie był. Jak przekonasz sipodczas lektury rozdziałów szóstego, ósmego i dziewiątego, nawęprzeciętny poziom pesymizmu powoduje, iż masz niższe ocen;w szkole, mniej osiągasz w pracy i w sporcie. Odnosi się to takż rWyjaśnianie nieszczęścia 87'I" zdrowia fizycznego. Rozdział dziesiąty udowadnia, że naweti? li jesteś tylko umiarkowanym pesymistą, to twoje zdrowie możegorsze, niż powinno być. Prawdopodobnie zaczniesz wcześniejil.kliwiej, niż można by się spodziewać w normalnych okolicz-riach, odczuwać chroniczne schorzenia związane z procesem/.unia się. Twój system immunologiczny może nie działać takiwnie, jak powinien; prawdopodobnie będziesz częściej choro-<l na choroby zakaźne i wolniej dochodził do zdrowia.? Jeśli jednak zastosujesz techniki przedstawione w rozdzialeinastym, to będziesz w stanie podnieść swój poziom optymi-'i. Zaczniesz bardziej pozytywnie reagować na normalne poraż-? niepowodzenia, których życie jest pełne, i znacznie szybciejilotychczas dochodzić do siebie po klęskach. Osiągniesz o wiele• ej w szkole, w pracy i na boisku. A w dalszej perspektywieim wet zdrowie będzie ci lepiej służyć.

Rozdział czwartyGłęboki pesymizm KIEDY MAMY pesymistyczny, melancholijny nastrój, toznajdujemy się w łagodnej formie poważniejszego zaburzenia psy-chicznego — depresji.1 Zrozumienie tak subtelnego zjawiska jakpesymizm pomaga przyjrzeniu się jego wyolbrzymionej postaci,a depresja to właśnie pesymizm podniesiony do kwadratu. Takątechnikę przedstawiania budowy i zasad działania prostych, uży-wanych na co dzień urządzeń stosuje David Macaulay.2 W jednejze swych najlepiej sprzedających się książek wyjaśnia on na przy-kład zasadę działania zegarka ręcznego, przedstawiając powię-kszony do znacznych rozmiarów rysunek jego mechanizmu, naktórym łatwo jest rozróżnić wszystkie jego części i zorientowaćsię w opisanej przez autora ich wzajemnej zależności. W bardzopodobny sposób studium depresji ilustruje zjawisko pesymizmu.Depresja jest oczywiście sama w sobie problemem wartym stu-diów, ale jej analiza może też wiele wyjaśnić tym, których interesuje jedynie niekorzystny stan psychiczny określany mianempesymizmu. Prawie wszyscy z nas przeżywali kiedyś depresję i doskonalewiedzą, jak potrafi ona zatruć człowiekowi życie. Niektórym zda-rza się ona bardzo rzadko, spada na nich tylko wtedy, kiedy naraazawiodą ich wszystkie nadzieje. Dla wielu z nas jest ona jednakzjawiskiem dobrze znanym, stanem, który ogarnia nas za każdymrazem, gdy doznamy jakiegoś niepowodzenia. Jeszcze innym towarzyszy ona stale, odbiera im radość życia nawet w najlepszych,zdawałoby się, chwilach i sprawia, że momenty trudniejsze, szararzeczywistość, jawią się im w najczarniejszych barwach. Głęboki pesymizm 89 Do niedawna depresja była tajemnicą. Kto jest na nią najbar-dziej narażony, skąd się bierze, jak ją leczyć — to wszystko było•ii^adką. Obecnie, dzięki dwudziestu pięciu latom wytężonych ba-? Imi setek psychologów i psychiatrów na całym świecie, znamyodpowiedzi na te pytania.Są trzy rodzaje depresji. Pierwsza zwana jest depresją zwy-• 'njną i jest to właśnie ten jej rodzaj, który wszyscy znamy dobrze własnego doświadczenia. Bierze się ona z cierpień i kłopotów,i lóre są nieodłączną częścią życia istot z rodzaju homo sapiens,? tot myślących o przyszłości. Nie dostajemy takiej pracy, jaką? Ucięlibyśmy dostać. Akcje, które zakupiliśmy, idą w dół. Odtrą-• iJQ nas ci, których kochamy, umierają nasi bliscy. Wygłaszamy/\r. wykłady i piszemy nieudane książki. Starzejemy się. Kiedy«potka nas coś takiego, łatwo jest przewidzieć, co będzie potem:poczujemy smutek i bezradność. Staniemy się bierni i apatyczni.Bodziemy absolutnie przekonani, że nasza przyszłość rysuje sięi /urno i że brak nam możliwości i zdolności, aby ją choć trochęrozjaśnić. Nie będziemy dobrze wykonywali naszej pracy, a może/nczniemy w niej rzadziej bywać. Przestanie nas cieszyć to, co

jeszcze niedawno sprawiało nam przyjemność, stracimy zaintere-n< iwanie jedzeniem, towarzystwem innych osób, seksem. Będziemymieli kłopoty ze snem. Jednak po pewnym czasie, dzięki jednej z dobroczynnych taje-ni nic natury, zaczniemy czuć się lepiej. Depresja zwyczajna (przy-gnębienie) jest bardzo powszechna — można by rzec, że jest wśróddolegliwości psychicznych tym, czym przeziębienie wśród dolegli-wości fizycznych. Moje badania dowiodły, że bez względu na dzieńczy porę roku około 25 procent ludzi przechodzi depresję zwyczaj-mi, przynajmniej w łagodnej postaci. Pozostałe dwa rodzaje depresji zwane są zaburzeniami depre-syjnymi. Są to depresja dwubiegunowa i jednobiegunowa. One toHprawiają, że psychiatrzy i psycholodzy kliniczni mają pełne ręceroboty. Różnica między tymi dwoma rodzajami depresji sprowadzaMię do występowania lub nie tak zwanych faz maniakalnych.'Ma-nia jest stanem psychicznym, dającym o sobie znać pewnym ze-społem objawów, który przedstawia obraz przeciwstawny depresji: 90 Poszukiwanieniczym nie uzasadniona euforia, urojenia wielkościowe, entuzjazmw mowie i działaniu, przeskakiwanie z tematu na temat i nad-zwyczaj wysokie mniemanie o sobie. Otóż depresja dwubiegunowa3 charakteryzuje się naprzemien-nym występowaniem faz depresyjnej i maniakalnej (mania wy-znacza jeden, depresja drugi biegun, stąd nazwa tej depresji).W depresji jednobiegunowej fazy maniakalne nigdy się nie zda-rzają. Poza tym depresja dwubiegunowa różni się od jednobie-gunowej tym jeszcze, że obciążenie dziedziczne jest w niej o wielewiększe. Jeśli jedno z bliźniąt jednojajowych cierpi na depresjędwubiegunową, to istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, żechoruje też na nią drugie. Jak wykazały badania, dotyczy to 72procent tych bliźniąt. (Natomiast w przypadku bliźniąt dwujajo-wych wskaźnik ten wynosi jedynie 14 procent. Między bliźniętamidwujajowymi nie ma ściślejszej więzi niż między normalnym ro-dzeństwem, tyle tylko, że rodzą się one w tym samym czasie i sąrazem wychowywane przez tych samych rodziców, a więc porów-nanie obu typów bliźniąt pozwala nam na odróżnienie cech naby-tych, wyuczonych, od cech odziedziczonych genetycznie.) Depresjadwubiegunowa bardzo dobrze poddaje się terapii „cudownym le-kiem" — węglanem litu. W ponad 80 procentach przypadków tejdepresji sól litu znacznie redukuje objawy maniakalne, a w mniej-szym stopniu również depresyjne. W odróżnieniu od depresji zwy-czajnej i jednobiegunowej depresja maniakalna jest chorobą; uwa-ża się, że ma ona podłoże fizjologiczne i leczy się ją za pomocąodpowiednich środków medycznych. Powstaje tu pytanie, czy depresja jednobiegunowa, która jestokreślonym zaburzeniem, i depresja zwyczajna mają te same przy-czyny, czy istnieje między nimi jakiś związek. Uważam, że są tow gruncie rzeczy dwie postacie tego samego stanu psychicznego,różniące się jedynie liczbą i stopniem natężenia objawów. Może

być tak, że u jednej osoby rozpozna się depresję jednobiegunowai potraktuje się ją jako chorą, natomiast u drugiej stwierdzi siętylko ostre objawy depresji zwyczajnej i uzna ją za osobę zdrową.Różnica między tymi dwoma rodzajami depresji jest niewielkai nieostra. Może ona wynikać po prostu z nastawienia cierpiących Głęboki pesymizm 91na depresję ludzi, z których jedni chętniej szukają pomocy lekarzai odpowiedniej terapii, a inni nie chcą nosić piętna chorych.Mój pogląd różni się radykalnie od panującej w medycynieopinii, zgodnie z którą depresja jednobiegunową jest chorobą, na-lumiast depresja zwyczajna (przygnębienie) przemijającym obni-oniem nastroju, które nie leży w obrębie zainteresowań klinicy-l/iw. Jest to opinia dominująca, mimo że kompletnie brak jest'Iowodów na to, by depresja jednobiegunową była czymś jakościo-wo różnym od ostrej depresji zwyczajnej. Jak dotąd, nikomu nieudało się ustalić różnicy między tymi dwoma postaciami depresji,w rodzaju chociażby takiej, jaka istnieje między karłami a nor-malnymi, lecz niskimi ludźmi, a więc różnicy jakościowej.Rozstrzygający moim zdaniem jest fakt, że zarówno depresję/ wyczajną, jak i jednobiegunową rozpoznaje się na podstawie tychinnych objawów. W obu przypadkach mamy do czynienia z tyminiinymi czterema typami zmian — zmianami w myśleniu, nastro-in, zachowaniu i reakcjach fizjologicznych. Pamiętam pewną swoją studentkę, nazwijmy ją Sophie. Szkołęn rodnią ukończyła z celującymi wynikami. Na uniwersytecie zo-rała starościną roku, przewodniczyła też grupie dziewcząt dopin-gujących kolegów podczas zawodów sportowych. Była nie tylko/.dolna, ale też ładna i zgrabna. Miała wszystko, czego chciała.I łez wysiłku uzyskiwała dobre oceny, chłopcy rywalizowali o jejwzględy. Była jedynaczką, rodzice — oboje pracujący w wolnychy.awodach — darzyli ją ogromną miłością, jej sukcesy były ichTryumfami, niepowodzenia — ich klęskami. Przyjaciele mówili, że|CHt w czepku urodzona.Kiedy ją poznałem, nie była już w czepku urodzona. Jej życieuczuciowe i akademickie leżało w gruzach i była pogrążona w głę-bokiej depresji. Jak większość ludzi znajdujących się w depresji,nie próbowała szukać terapii po jednorazowym niepowodzeniu, leczdopiero po całej, trwającej przez parę miesięcy ich serii. Mówiła,*»» czuje się „pusta". Uważała, że nie ma dla niej żadnej nadziei,ndyż jest „pozbawiona zdolności", „niesympatyczna", „nic jej się nieudaje" i w ogóle jest „nieudacznikiem". Zajęcia ją męczyły, cały kształcenia uniwersyteckiego był „spiskiem mającym zdu-

92 Poszukiwaniesić" jej samodzielność, a działalność w grupie feministek „bezsen-sownym oszustwem". W ostatnim semestrze dostała dwie ocenyniedostateczne. Nie mogła zacząć pracy nad żadnym z referatów,które powinna była przygotować. Kiedy siadała przy biurku, żebyje napisać, patrzyła na rosnącą z dnia na dzień górę papierów i nie

potrafiła się zdecydować, od czego ma zacząć. Przez mniej więcejpiętnaście minut tkwiła przy biurku, gapiąc się na nie z rozpaczą,a potem poddawała się i włączała telewizor. Mieszkała wtedyz chłopakiem, który wyleciał ze studiów. Kiedy się kochali, czułasię wyzyskiwana i bezwartościowa, a seks, który dawniej dopro-wadzał ją do ekstazy, był teraz dla niej czymś prawie odrażającym. Jako specjalizację wybrała filozofię. Szczególnie pociągał ją eg-zystencjalizm. Zaakceptowała kierunek twierdzący, że życie jestabsurdem, i to też napełniało ją rozpaczą. Przypomniałem jej, że jest zdolną studentką i atrakcyjnądziewczyną. Wybuchnęła płaczem. „Ty też się na to nabrałeś!" —zawołała przez łzy.JAK JUŻ WYŻEJ STWIERDZIŁEM, jedną z czterech oznak depresji jestnegatywna zmiana w myśleniu. Sposób, w jaki myślisz, kiedy je-steś w depresji, różni się od stylu twojego myślenia, kiedy niejesteś nią ogarnięty. Gdy jesteś pod wpływem depresji, widziszsiebie, świat i przyszłość w czarnych barwach. Dla Sophie jej przy-szłość wyglądała beznadziejnie, a przypisywała to temu, że brakjej zdolności. Kiedy ogarnia cię depresja, niewielkie przeszkody urastają dorozmiarów barier nie do przebycia. Uważasz, że wszystko, czegosię tkniesz, zaraz się sypie. Każdy swój sukces traktujesz jakoporażkę i wykazujesz nieograniczoną pomysłowość w wynajdywa-niu przyczyn tych rzekomych niepowodzeń. Sterta papierów nabiurku wydawała się Sophie prawdziwą górą nie do zdobycia. Aaron Beck, jeden z czołowych terapeutów na świecie, miałkiedyś pacjenta, który w okresie głębokiej depresji wytapetowałkuchnię. Swoje niewątpliwe osiągnięcie ów pacjent potraktowałjako zupełne niepowodzenie. A oto zapis rozmowy Becka z. pacjen-tem:4 Głęboki pesymizm 93Terapeuta: Dlaczego nie uważa pan, że tapetowanie udało siępanu znakomicie?Pacjent: Bo kwiaty na tapecie nie wyszły mi w jednej linii.Terapeuta: A w ogóle skończył pan to tapetowanie?Pacjent: Tak.'Terapeuta: To była pańska kuchnia?Pacjent: Nie, pomagałem sąsiadowi.'Terapeuta: On wykonał większość pracy?Pacjent: Nie, praktycznie wszystko zrobiłem ja sam. Onnigdy wcześniej nie kładł tapet.Terapeuta: Czy coś jeszcze wyszło nie tak? Pochlapał pan kle-jem kuchnię? A może zniszczył dużo tapety? Albo zostawił straszny bałagan?Pacjent: Nie, jedyny problem, to te kwiaty, które nie wyszłymi równo.Terapeuta: A jak duża była różnica?Pacjent: (rozsuwając palce na około trzy milimetry): Gdzieśtaka.

Terapeuta: Między wszystkimi pasami tapety?Pacjent: Nie... między dwoma czy trzema.Terapeuta: Na ile pasów ogółem?Pacjent: Na dwadzieścia czy dwadzieścia pięć.Terapeuta: Czy ktoś jeszcze to zauważył?Pacjent: Nie. Prawdę mówiąc, sąsiad uważał, że wyszło świetnie.Terapeuta: A czy dostrzegł pan tę różnicę, kiedy odszedł pan parę kroków i przyjrzał się całej ścianie?Pacjent: Prawdę mówiąc, nie. U podłoża myślenia człowieka ogarniętego depresją leży pesy-mistyczny styl wyjaśniania. Negatywny obraz przyszłości, samegoniobie i świata bierze się z traktowania przyczyn niepomyślnychwydarzeń jako zjawisk stałych, o dużym zasięgu, za które jest sięmimemu odpowiedzialnym, zaś przyczyn wydarzeń pomyślnych —w sposób dokładnie przeciwstawny. Na przykład moja studentka,Hophie, przyczyn swych niepowodzeń upatrywała w tym, że brak 94 Poszukiwaniejej zdolności, że nie jest atrakcyjna, a życie nie ma sensu. Pacjentdoktora Becka traktował drobny błąd we właściwym dopasowaniudwóch czy trzech pasów tapety, jako oznakę swej ogólnej życiowejnieudolności. Drugim symptomem charakteryzującym zarówno depresję jed-nobiegunową jak i zwyczajną jest zmiana nastroju. Kiedy jesteśogarnięty depresją, czujesz się podle — jesteś smutny, zniechęco-ny do wszystkiego, znajdujesz się na samym dnie rozpaczy. Mo-żesz ustawicznie płakać, ale możesz też nie znajdować siły nawetna płacz. W dni, kiedy Sophie czuła się najgorzej, leżała w łóżkuaż do obiadu, szlochając bez przerwy. Życie staje się dla ciebietrudne do zniesienia. Zajęcia, które przedtem uwielbiałeś, stająsię męczącą farsą. Żarty i dowcipy, zamiast śmieszyć, stają sięnieznośnymi drwinami. Stan taki zazwyczaj nie utrzymuje się bez zmiany przez całydzień. Zwykle bardzo złe samopoczucie występuje tuż po przebu-dzeniu. Dopóki leżysz w łóżku, nawiedzają cię myśli o niepowo-dzeniach i porażkach, jakich doznałeś w przeszłości i o tych, którena pewno przyniesie nowy dzień. Jeśli poddasz się im i zostanieszw łóżku, zły nastrój spowije cię niczym zimna i wilgotna kołdra.Wstanie z łóżka i rozpoczęcie dnia polepsza nastrój, który zazwy-czaj poprawia się dalej wraz z upływem godzin, chociaż ponowniepogorszy się on nieco w porze osłabienia twego podstawowegocyklu aktywności i odpoczynku, która zwykle przypada międzytrzecią a szóstą godziną po południu. Wieczór jest porą dnia,w której zapewne poczujesz się najmniej przygnębiony. Najgorszesą godziny od trzeciej do piątej rano, jeśli oczywiście wtedy nieśpisz. Smutek nie jest jedynym nastrojem ogarniającym człowiekaw depresji. Często nawiedza go również lęk i rozdrażnienie. Kiedyjednak depresja osiąga największe natężenie, lęk i rozdrażnienie

czy wrogość nikną i cierpiący człowiek popada w odrętwienie i zo-bojętnienie na wszystko. Trzecim wskaźnikiem depresji jest zmiana zachowania. Zmia-na ta objawia się zazwyczaj biernością, niezdecydowaniem i pró-bami samobójczymi. Głęboki pesymizm 95 Ludzie ogarnięci depresją często nie są w stanie podjąć innychczynności niż te najbardziej podstawowe i codzienne, a w przy-p«dku napotkania jakichś przeszkód szybko z nich rezygnują. Pi-mirz nie jest w stanie napisać pierwszego słowa dzieła, nad którympracuje. Kiedy w końcu uda mu się to zrobić, rzuca pisanie, botuńma maszyny nie chce się przesuwać, i przez miesiąc nie wracado przerwanej pracy. Ludzie ogarnięci depresją nie potrafią zdecydować się na wybórJ«dnej z kilku możliwości. Student w depresji chce kupić pizzę,nie kiedy sprzedawca pyta go, czy woli zwykłą, czy z dodatkami,ton stoi jak sparaliżowany. Po piętnastu sekundach milczenia re-nygnuje z zamiaru kupna i wycofuje się. Sophie nie mogła rozpo-M,i\ć pracy nad referatem, ba, nie mogła się nawet zdecydować,który temat wybrać jako pierwszy. Wielu z cierpiących na depresję myśli o samobójstwie i usiłuje|<< popełnić. Na ogół motywem takiego kroku jest jeden lub obydwat następujących powodów. Pierwszy to chęć skończenia ze wszy-wlkim, skoro życie staje się nie do zniesienia. Drugim jest chęćwpłynięcia na otoczenie — odzyskania utraconej miłości, zem-szczenia się lub uzyskania ostatniego słowa w sporze. Ostatnim z symptomów depresji jest zmiana reakcji fizjo-logicznych. Depresji często towarzyszą bowiem nieprzyjemne ob-jiiwy fizjologiczne, a im głębsza jest depresja, tym więcej tychohjuwów. I tak człowiek traci, na przykład, apetyt. Nie odczuwatuz popędu seksualnego. Dla Sophie współżycie z chłopcem, z któ-ry m mieszkała, było czymś bardzo istotnym, kiedy jednak wpadław depresję, stało się odrażające. Stan depresji wpływa ujemnienn wet na sen — budzisz się wcześnie, kręcisz się i wiercisz, bez-skutecznie usiłując zasnąć z powrotem. W końcu dzwoni budzikI zuczynasz nowy dzień, będąc nie tylko przygnębiony, ale i wy-tmorpany. Te cztery symptomy — negatywne zmiany w sposobie myśle-niu, nastroju, zachowaniu i reakcjach fizjologicznych — składają»i(,f na obraz depresji zarówno zwyczajnej, jak i jednobiegunowej.Trzeba jednak powiedzieć wyraźnie, że nie u każdego, kto wpadaw depresję, muszą one wszystkie wystąpić. Co więcej, może się 96 Poszukiwaniezdarzyć, że nie widać żadnego z tych symptomów. Jednakże imwięcej tych symptomów stwierdzasz u siebie i w im większymwystępują nasileniu, tym jest pewniejsze, że źródłem twoich kło-potów jest depresja.Sprawdź, czy nie jesteś w depresji

CHCIAŁBYM TERAZ, żebyś poddał się szeroko stosowanemu testowina depresję, opracowanemu przez Lenore Radloff z Centrum Stu-diów Epidemiologicznych Narodowego Instytutu Zdrowia Psychi-cznego USA.5) Test ten, zwany od początkowych liter Centrum,w którym został opracowany, oraz zjawiska, które diagnozujeCES-D (Center for Epidemiological Studies — Depression), badawszystkie objawy depresji. Zakreśl kółkiem odpowiedź, która naj-lepiej opisuje, jak się czułeś przez cały ubiegły tydzień.W minionym tygodniu1. Martwiły mnie, rzeczy, które zazwyczaj mnie nie martwią.0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas(3-4 dni).3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5 — 7dni).2. Nie chciało mi się jeść, nie miałem(am) apetytu.0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).2 Od czasu do czasu lub przez pewien czasu(3-4 dni).3 Przez większość czasu lub przez cały czas(5-7 dni).0 Głęboki pesymizm 97

3.4.5.6.7.

Czułem(am), że nie mogę pozbyć się chandry nawet z po-mocą rodziny i przyjaciół.0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas(3-4 dni).3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5—7 dni).Wydawało mi się, że nie jestem tak zdolny(a) jak inni.0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas(3-4 dni).3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5 — 7 dni).Miałem(am) trudności ze skoncentrowaniem myśli natym, co robię.0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).1 Trochę lub przez krótki czas (1—2 dni).2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas

(3-4 dni).3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).Czułem(am) się przygnębiony.0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).1 Trochę lub przez krótki czas (1—2 dni).2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas(3-4 dni).3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).Wszystko, co robiłem(am), przychodziło mi z trudem.0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas(3-4 dni).3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).0 98 Poszukiwanie8. Czułem(am), że nie mam żadnego wpływu na swojąprzyszłość.0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas(3-4 dni).3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5 - 7 dni).9. Uważałem(am), że moje życie jest nieudane.0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas(3-4 dni).3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5—7 dni).10. Czułem(am) lęk.0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas(3-4 dni).3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).11. Źle sypiałem(am).0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas(3-4 dni).3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).12. Byłem(am) nieszczęśliwy(a).0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas(3-4 dni).3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).13. Byłem(am) bardziej małomówny(a), niż zazwyczaj.0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).

I

Głęboki pesymizm 991 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas(3-4 dni).3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).14. Czułem(am) się samotny(a).0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas(3-4 dni).3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).15. Ludzie odnosili się do mnie nieprzyjaźnie.0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas(3-4 dni).3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).1.6. Nie cieszyło mnie życie.0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).1 Trochę lub przez krótki czas (1—2 dni).2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas(3-4 dni). 3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5—7 dni).»??17. Miałem(am) napady płaczu.f 0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas(3-4 dni).3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).18. Czułem(am) smutek.0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).0 100 Poszukiwanie2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas(3-4 dni).3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).19. Wydawało mi się, że ludzie mnie nie lubią.0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas(3-4 dni).3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).20. Nic mi nie wychodziło.0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).1 Trochę lub przez krótki czas (1—2 dni).2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas

(3-4 dni).3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni). Wynik testu łatwo obliczyć. Dodaj cyfry, które zakreśliłeś przyodpowiedziach na poszczególne pytania. Jeśli nie mogłeś się zde-cydować i zakreśliłeś przy niektórych pytaniach dwie odpowiedzi,to przy obliczaniu dodaj tylko jedną, wyższą cyfrę. Ogólny wynikbędzie wahał się w granicach 0-60 punktów. Zanim przystąpisz do interpretacji swego wyniku, powinieneświedzieć, że wysoka liczba punktów nie jest równoznaczna zestwierdzeniem depresji. Diagnoza zależy również od innych czyn-ników, takich jak długość czasu, przez który utrzymują się objawy,i może być postawiona tylko przez wykwalifikowanego psychologalub psychiatrę po uprzednim przeprowadzeniu dokładnego wywia-du z osobą zbadaną za pomocą testu. Test ten wskazuje dokładniejedynie poziom, na którym utrzymują się objawy depresji w chwiliobecnej. Jeśli uzyskałeś od 0 do 9 punktów, to znajdujesz się w grupienie dotkniętej depresją. Jest to wynik poniżej średniej uzyskiwa-nej przez dorosłych Amerykanów. Wynik w granicach od 10 do 15 I

Głęboki pesymizm 101

punktów plasuje cię w gpupie cierpiących na łagodną postać de-pniHJi, natomiast wynik od 16 do 24 punktów — w grupie osóbumiarkowaną formą depresji. Jeśli przekracza on 24 punkty, tol'Vti może znajdujesz się w głębokiej depresji. .Jeśli uzyskałeś wynik plasujący cię w grupie osób przeżywa-nych głęboką depresję i w dodatku uważasz, że skończyłbyś zemibtł, gdybyś miał do tego odpowiednią okazję, to — bez względuna to, ile punktów zgromadziłeś — powinieneś jak najszybciejukontaktować się z psychologiem lub psychiatrą. Jeśli znalazłeś się w grupie osób z umiarkowaną formą depre-Uli, a przy tym nawiedzają cię myśli samobójcze, to też powinieneśJuk najszybciej skontaktować się z poradnią zdrowia psychicznego. Jeśli znalazłeś się w grupie osób przeżywających łagodną de-presję, to przeprowadź ten test jeszcze raz za dwa tygodnie. Gdy-hyń ponownie uzyskał wynik plasujący cię w tej grupie, to zamówwizytę u specjalisty z zakresu zdrowia psychicznego. Odpowiadając na pytania testu, prawdopodobnie zdałeś sobieuprawę, że ty sam lub ktoś z osób, które kochasz, cierpi okresowonii lc bardzo powszechną dolegliwość. Nie ma nic zdumiewającegow fakcie, że prawie każdy, nawet jeśli sam nie ulega czy też nieulegał depresji, zna kogoś, kto na nią cierpi, gdyż Stany Zjedno-czone nawiedziła bezprecendensowa jej epidemia. Dr Gerald Kler-man", kiedy był dyrektorem Agencji Rządu USA do Spraw Alko-holizmu, Narkomanii i Zdrowia Psychicznego, ukuł termin „wiekinnluncholii", który idealnie pasuje do naszej epoki. Pod koniec lat siedemdziesiątych Klerman sfinansował dwa

ilu że programy badań nad rozpowszechnieniem chorób psychicz-nych w Ameryce. Rezultaty były zaskakujące. Pierwszy z tychprogramów, nazwany ECA (epidemiological catchment area stu-ily — epidemiologiczne studium rejonu), miał odpowiedzieć na py-Ilinie, ile osób w Stanach Zjednoczonych cierpi na choroby psy-chiczne wszystkich rodzajów. Ankieterzy odwiedzili i przepytaliUMK) osób. Wybrano je losowo spośród wszystkich dorosłychAmerykanów, aby stanowili reprezentatywną próbkę całego spo-łeczeństwa.Ponieważ przebadano tak niezwykle dużą liczbę dorosłych

102 Poszukiwaniew różnym wieku, pytając ich, czy i kiedy dostrzegli pierwsze po-ważniejsze objawy zaburzeń psychicznych, program ten przyniósłw efekcie bezprecedensowy obraz chorób psychicznych na prze-strzeni wielu lat i umożliwił prześledzenie zmian, jakim ulegał onw naszym stuleciu. Jedna z najbardziej uderzających zmian do-tyczyła tak zwanego życiowego wskaźnika zapadalności na depre-sję, to jest procentu populacji w danym wieku, który przynajmniejraz w życiu uległ depresji. (Oczywiście, im starsza jest dana osoba,tym częściej narażona była na ryzyko zapadnięcia na daną cho-robę. Na przykład życiowy wskaźnik zapadalności w odniesieniudo złamań nóg rośnie z wiekiem, ponieważ im starsza jest danaosoba, tym częściej narażona była na ryzyko złamania nogi.) Wszyscy zajmujący się zjawiskiem depresji spodziewali się, żeim dawniej (tzn. im bliżej początku naszego wieku) urodziła siędana osoba, tym wyższy będzie jej życiowy wskaźnik zapadalnościna depresję, to jest, że tym więcej przeżywała w swoim życiuokresów depresji. Ktoś, kto urodził się w 1920 roku, był — spo-dziewano się — częściej narażony na ryzyko popadnięcia w depre-sję niż ktoś, kto urodził się w roku 1960. Przed zapoznaniem sięz wynikami badań objętych programem specjaliści z zakresu sta-tystyki medycznej najpewniej prognozowaliby, że osoba, któraw chwili wypełniania kwestionariusza ECA miała dwadzieściapięć lat, czyli urodziła się około 1955 roku, miałaby około sześcio-procentowy wskaźnik ryzyka popadnięcia przynajmniej raz w ży-ciu w głęboką depresję, natomiast dla osób między dwudziestympiątym a czterdziestym czwartym rokiem życia wskaźnik ten był-by odpowiednio wyższy, powiedzmy — dziewięcioprocentowy. Kiedy jednak statystycy przejrzeli wyniki, stwierdzili rzeczdziwną. Otóż osoby urodzone około 1925 roku — które, jako star-sze, były częściej narażone na ryzyko popadnięcia w depresję —wcale nie wpadały w nią częściej niż osoby urodzone znaczniepóźniej. Okazało się, że bynajmniej nie 9, lecz tylko 4 procentz nich uległo kiedyś depresji. Gdy przejrzano wyniki badań osóburodzonych wcześniej, przed I wojną światową, stwierdzono cośjeszcze bardziej zdumiewającego. Wskaźnik zapadalności na de-presję spadł w tej grupie do zaledwie 1 procenta. Głęboki pesymizm 103

Dane te nie zostały raczej zafałszowane wskutek słabej pamię-ol czy uprzedzenia badanych do osób przeprowadzających ankietę.Hiitferują one zatem, że ludzie urodzeni w połowie lat pięćdziesią-tych są dziesięć razy bardziej podatni na depresję niż osoby uro-il/.one w pierwszej ćwierci naszego stulecia. Jednakże jeden program badań, nawet przeprowadzonych takalnrannie jak to zrobiono w przypadku ECA, nie daje podstaw do• "K°» by bić na alarm i ogłaszać nadejście epidemii. Na szczęściehiMlytut Zdrowia Psychicznego zrealizował jeszcze jeden program,I to w tym samym czasie. Program, noszący nazwę Studium Krew-nych, podobny był w założeniach do programu ECA i objęto nimrównież dużą liczbę osób. Tym razem wszakże badanych nie wy-łiiorano metodą losową. Wybrano bliskich krewnych osób hospi-łnlizowanych z powodu ostrej depresji. Ankieterzy rozpoczęli odft'2.'l osób, które wcześniej cierpiały już na głęboką depresję. Iden-tyczne kwestionariusze rozdano prawie wszystkim, do którychmożna było dotrzeć, krewnym pierwszego stopnia tych osób,a więc ich ojcom, matkom, braciom, siostrom, synom i córkom.(>KÓłem przebadano w tej grupie 2289 osób. Badanie miało odpo-wiedzieć na pytanie, czy one również przeżywały kiedyś głębokąi li'presję, a zatem wykazać, czy krewni osób cierpiących na głębo-ki\ depresję są na nią bardziej podatni niż ogół populacji. Pomo-głoby to oddzielić czynniki genetyczne sprzyjające powstawaniuilnpresji od czynników środowiskowych. I tu też, podobnie jak w programie ECA, wyniki były sprzeczneM oczekiwaniami, natomiast pokrywały się z wynikami programu|ii«rwszego. Wykazały one ponad dziesięciokrotny wzrost przypad-ków depresji na przestrzeni stulecia. Rozpatrzmy wyniki odnoszące się do tylko jednej grupy bada-nych, a mianowicie kobiet. Okazało się, że u tych, które urodziłyKI<} W okresie tuż po II wojnie światowej* (co znaczy, że w chwilif»rzuprowadzania badań objętych programem ECA miały około * W oryginale cezurą jest tu wojna koreańska, w którą zaangażowane byłyMłmiy jednoczone, ale która wielu czytelnikom polskim może nie kojarzyć się< /miną bliżej określoną datą. Okres tuż po II wojnie światowej odpowiada dość«rl*ln okresowi zakończenia wojny koreańskiej (przyp. tłum.) 104 Poszukiwanietrzydziestu lat), prawdopodobieństwo wystąpienia depresji byłodziesięciokrotnie większe niż u kobiet urodzonych w okresie I woj-ny światowej, mimo iż te ostatnie powinny być — z racji wieku —narażone na znacznie wyższe ryzyko popadnięcia w nią. W czasie, kiedy kobiety z pokolenia I wojny światowej miałypo trzydzieści lat (a więc tyle, ile kobiety urodzone po II wojnieświatowej miały w momencie przeprowadzania badań), tylko3 procent spośród nich przeżywało okresy depresji. Porównajmyto z odpowiednimi danymi dotyczącymi kobiet z pokolenia po IIwojnie światowej: przed ukończeniem trzydziestki 60 procentz nich miało za sobą okresy poważnej depresji. Różnica jest więcdwudziestokrotna.

Dane statystyczne odnoszące się do mężczyzn potwierdziły tętendencję. Mimo iż mężczyźni cierpieli na depresję prawie o po-łowę rzadziej niż kobiety (fakt o istotnym znaczeniu, którym zaj-mę się w następnym rozdziale), to również i wśród nich nastąpiłw tym czasie znaczny procentowy wzrost jej przypadków. Głęboka depresja jest obecnie nie tylko znacznie powszechniej-sza, ale też zdarza się w dużo młodszym wieku niż dawniej.7 Gdy-byś urodził się w latach trzydziestych, a ktoś spośród twych naj-bliższych krewnych cierpiał na depresję, to po raz pierwszy —jeśli w ogóle — wpadłbyś w depresję najprawdopodobniej międzytrzydziestym a trzydziestym piątym rokiem życia. Gdybyś nato-miast urodził się w roku 1956, to prawdopodobnie depresja zaata-kowałaby cię po raz pierwszy między dwudziestym a dwudziestympiątym rokiem życia, a więc o dziesięć lat wcześniej. Ponieważprawie u połowy z tych, którzy mieli już napad głębokiej depresji,zdarza się ona ponownie, te dziesięć dodatkowych lat podatnościna depresję przysporzyłoby morza łez. Łez mogą być całe oceany, gdyż omówione tu badania zajmo-wały się tylko głęboką depresją. Niewykluczone, że ta sama, wzro-stowa tendencja dotyczy również lżejszych form depresji. Ogólnierzecz biorąc, Amerykanie być może ulegają teraz depresji częścieji w młodszym wieku niż dawniej. W każdym razie mamy wystarczające powody, by mówić o epi-demii. Głęboki pesymizm 105li 10/ OSTATNIE DWADZIEŚCIA LAT próbowałem dociec, jakie sąi" yczyny depresji. A oto do jakich doszedłem wniosków. I (opresja dwubiegunowa (maniakalna) jest chorobą ciała, maiMnIloże biologiczne i można ją zwalczać lekami.Niektóre depresje jednobiegunowe, szczególnie najostrzejszei li przypadki, mają również częściowo podłoże biologiczne. Coej, w pewnych przypadkach mogą być chorobami dziedziczny -lośli jedno z bliźniąt jednojajowych cierpi na ten rodzaj de-n, to drugie jest na nią bardziej narażone, niż byłoby toi Mi/.niąt dwujajowych. Taką depresję również można zwalczać'••kurni, choć ich działanie niekoniecznie będzie tak skuteczne jak?s przypadku depresji dwubiegunowej, a jej symptomy często ustę-itiijil po terapii elektrowstrząsami.Dziedziczne depresje jednobiegunowe zdarzają się jednak rzad-ki W związku z tym nasuwa się pytanie, jakie jest źródło tychnk licznie występujących depresji, które składają się na zjawiskoi" nie — jak to wykazaliśmy — określane mianem epidemii.by rodzaj ludzki przeszedł w ciągu niespełna stulecia takiemy, które uczyniły jego przedstawicieli bardziej podatnymi na< sję? Chyba nie. Jest bardzo wątpliwe, by na przestrzeni?» li pokoleń procesy biochemiczne zachodzące w naszym mózgu1 tli nasze geny uległy aż tak radykalnym zmianom.Podejrzewam, że przyczyn owej epidemii depresji należy upa->vwnć w naszej psychice. Przypuszczam, że większość depresji

woj początek w problemach życiowych i specyficznych sposo-naszego myślenia o nich. Z takim założeniem przystępowa-li wadzieścia lat temu do badań nad tym zjawiskiem, ale za-irtmiwiałem się, jak będę mógł udowodnić, że przyczyny depresjit MII tury psychologicznej, a nie biologicznej. Jakie procesy psychologiczne sprawiają, że ludzie pogrążają?y w depresji? Jest to pytanie analogiczne do pytania: „Jak to się>\t\\t\ że ptaki latają?" Próby odpowiedzi na to drugie pytanie/liudzały spory i kontrowersje od czasów starożytnych aż po•iiloc dziewiętnastego wieku. Łatwo było obserwować lot ptakównn podstawie spostrzeżeń konstruować teorie, ale nie było żad->K<i Hposobu, by rozstrzygnąć, która z nich jest prawdziwa. 106 PoszukiwanieW 1903 roku problem ten został definitywnie rozstrzygnięty,a rozwiązanie przyszło z zupełnie nieoczekiwanej strony. Oto Wilbur i Orville Wrightowie zbudowali samolot, który latał.Zatem fizycy zabrali się do skonstruowania modelu samolotu, sięg-nęli do uświęconej tradycją metody rozstrzygania sporów nauko-wych. Stworzenie modelu fizycznego poprzedza stworzenie modelulogicznego czy też teoretycznego8, posiadającego identyczne włas-ności jak badane tajemnicze zjawisko; w przypadku braci Wrightmodelu urządzenia latającego, w naszym przypadku — modelu,depresji. Jeśli model teoretyczny posiada wszystkie właściwości,które ma obiekt rzeczywisty, to proces sprawiający, iż model dzia-ła, wyjaśnia tajemnicę działania obiektu rzeczywistego. Samolot braci Wright — logiczny model latającego ptakaoderwał się od ziemi i, mirabile dictu, poleciał. Wobec tego fizycyskonkludowali, że lot ptaka musi odbywać się według tych samychzasad. Moim zadaniem było stworzenie modelu logicznego posiadają-cego wszystkie cechy charakterystyczne dla depresji. Zadanieskładało się z dwóch części — po pierwsze, musiałem zbudowaćten model, po drugie — wykazać, że pasuje on do depresji. Pewnepodobieństwa widziałem od samego początku, ale udowodnienie,że tak jest istotnie i że wyuczona bezradność jest laboratoryjnymmodelem rzeczywistego zjawiska zwanego depresją, było zupełnieinną sprawą. W wyniku ponad trzystu programów eksperymentalnych reali-zowanych przez dwadzieścia lat w uniwersytetach na całym świe-cie udało się stworzyć model wyuczonej bezradności. Pierwszabadania przeprowadzałem na psach, potem psy zastąpiłem szczu-irami, a w końcu szczury zostały zastąpione przez ludzi. Wszystkiebadania miały tę samą formę — były eksperymentami przeprowa-dzanymi na trzech grupach zwierząt, a później na ludziach. Jednejgrupie dawano możliwość wpływania na przebieg wydarzeń, czyliznikanie lub pojawianie się jakiegoś zdarzenia albo przedmiotu:!dźwięku, wstrząsu elektrycznego, pieniędzy, pokarmu. Na przy-jkład szczur mógł wyeliminować wstrząs elektryczny — za każdymrazem, gdy trącał nosem pręt, wstrząs ustawał. Druga grupa

;

Głęboki pesymizm 107i ni bezradna — była „sprzężona" z pierwszą i otrzymywałaładnie ten sam wstrząs, ale w żaden sposób nie mogła goi wad. Wstrząs, któremu poddawano osobniki z tej grupy,wnł dopiero wtedy, kiedy szczur z pierwszej grupy nacisnąłi Trzeciej grupie nie aplikowano żadnych wstrząsów.Un/.ultaty poszczególnych eksperymentów pokrywały się. Gru-, iiiwradna poddawała się i rezygnowała z wszelkich działań.? Uniki z tej grupy stawały się tak bierne, że nie próbowały nicul nawet w nowej sytuacji. Szczury po prostu siedziały nieru-* 10, nie starając się uciec. Ludzie gapili się na proste anagra-i nie podejmowali żadnych prób ich rozwiązania. (Występo-? również pewna liczba innych objawów, ale omówię je dalej.)i>a, która w pierwszej fazie eksperymentu miała możność kon-wania tego, co się dzieje, pozostawała aktywna i pełna ini-wy, tak samo grupa trzecia. Szczury szybko uciekały przed**li/,i|sem, ludzie w parę sekund rozwiązywali anagramy.'IV proste wyniki wskazywały bezpośrednio na źródło wyuczo-\ą\ bezradności. Powodowały je sytuacje, w których poszczególne"tulmiki przekonywały się, że żadne ich działania nic nie dają, że?••i i u* reakcje nie przynoszą spodziewanych skutków. Krótko mó-bezradności uczyło ich własne doświadczenie. Uczyło ichże tak jak teraz, również w przyszłości i w nowych sytuacjach- 11 wysiłki będą daremne.(>bjawy wyuczonej bezradności można było wywoływać na kil-n Hposobów. Porażki i niepowodzenia powodowały takie sameVIII ptomy jak wydarzenia, na które nie miało się wpływu. Poraż-1 ii N/.czura w walce z innym szczurem wywoływała identyczne jak wstrząs, przed którym nie można było uciec. Wyjaś-o, że zadaniem osoby poddającej się eksperymentowi jest uci-ie hałasu, a następnie uniemożliwienie jej tego powodowałoi kio same objawy jak postawienie jej przed nierozwiązywalnym, inblemem. Tak więc sednem porażki i niepowodzenia zdawałaitj wyuczona bezradność. * Anagram to nowe słowo powstałe poprzez zmianę kolejności liter w innymwiit, np. morena — renoma (przyp. red.) 108 Poszukiwanie Wyuczoną bezradność można leczyć, wykazując dotkniętemunią osobnikowi, że jego działania odnoszą skutek. Można ją rów-nież leczyć ucząc go odmiennego od dotychczasowego myślenia0 przyczynach jego niepowodzeń. Można jej też zapobiec, jeśli — jprzed znalezieniem się w sytuacji powodującej w normalnych wa- jrunkach bezradność — dany osobnik przekona się, że jego dzia-\łania nie są bez znaczenia, że odnoszą skutek. W im wcześniej-szym okresie życia nauczy się tego, tym bardziej będzie uodpor-niony na bezradność. Tak oto powstała, została sprawdzona i udoskonalona teoria

wyuczonej bezradności.9 Ale czy była modelem depresji? Czy mo-del laboratoryjny odpowiadał zjawisku rzeczywistemu? Czy paso-wał do niego? Były na to duże szansę, bo gdy istnieje model, możnalaboratoryjnie wywołać zaburzenia, co oznacza, iż jest bardzo pra-wdopodobne, że zostanie zidentyfikowany ich ukryty mechanizm1 znaleziona odpowiednia metoda ich leczenia. Gdyby okazało się,że faktycznie odkryliśmy laboratoryjny model jednej z najstar-szych udręk ludzkości, depresji, to byłoby to osiągnięcie naukowewysokiego rzędu. Nie trzeba było robić wiele, by wykazać, że zasady działaniasamolotu braci Wright odpowiadają zasadom latania ptaków. Ich„symptomy" były ewidentnie takie same — zarówno ptaki, jaki samolot podrywały się w powietrze, leciały i lądowały. W przy-padku wyuczonej bezradności trzeba się było znacznie bar-dziej napracować, by udowodnić, że eksperymenty odzwierciedla-ły, punkt po punkcie, wszystkie symptomy depresji. Uzyskanieprzekonywającego obrazu rzeczywistości jest kluczowym mo-mentem w konstruowaniu wszelkich laboratoryjnych modeli cho-rób psychicznych. Musieliśmy wiedzieć, czy symptomy wyuczonejbezradności uzyskiwane w warunkach laboratoryjnych są takiesame jak symptomy depresji. Im jest większe podobieństwo mię-dzy rzeczywistością a jej laboratoryjnym modelem, tym lepszymodel. Zacznijmy od najcięższego przypadku — w pełni rozwiniętejdepresji jednobiegunowej, takiej, na jaką cierpiała Sophie, młodapacjentka, o której pisałem na początku tego rozdziału. Głęboki pesymizm 109Jeśli pójdziesz szukać pomocy u psychiatry czy psychologa, to|>OK tara się on szybko postawić diagnozę, a skorzysta przy tym* pomocy czegoś, co nazywa się DSM-III-R (skrót od „DiagnosticNhd Statistical Manuał of the American Psychiatrie Association,Uilrd edition, revised" [Diagnostyczno-statystyczny podręcznikAmerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, trzecie wydanie,poprawione]). Jest to biblia specjalistów w zakresie chorób psy-ii|ii<znych, zawierająca wszystko, co wiadomo o zasadach diag-nozowania chorób psychicznych. Podczas pierwszej wizyty lekarzlitJil/io starał się sprawdzić, czy objawy, które masz, pozwalają na'""ii-Hzczenie cię w którejś kategorii zaburzeń psychicznych,i la wianie diagnozy w oparciu o DSM-III-R przypomina zama- "iie obiadu w chińskiej restauracji. Po to, by lekarz stwierdził,i przechodzisz „okres dużej depresji", musi znaleźć u ciebie pięć« niiHtępujących dziewięciu objawów:I. Obniżony nastrój.'.'.. Utrata zainteresowania zwykłymi czynnościami.l Spadek łaknienia.I Zaburzenia snu.? >. Spowolnienie psychoruchowe (spowolnienie myślenia lub ru-chów).<> Utrata energii, zmęczenie.

/ Poczucie bezwartościowości i winy.< Obniżona sprawność myślenia i koncentracji.i Myśli lub próby samobójcze.«>phie była dobrym przykładem osoby przechodzącej okres du-? i ili-presji. Zdradzała sześć z dziewięciu symptomów choroby,? ii. było u niej tylko myśli samobójczych, spowolnienia reakcji•• • homotorycznych i bezsenności.Kiody porównaliśmy zestaw objawów z DSM-III-R z objawamiynlypującymi u zwierząt i ludzi poddawanych naszym ekspe-i iimntom z wyuczoną bezradnością, stwierdziliśmy, że osobnikiiirup, którym dawano możliwość wpływu na przebieg wydarzeń,• !•» zdradzały żadnego z dziewięciu objawów, natomiast u oso-

110 Poszukiwaniebników z grup, które nie miały żadnej możliwości wpływu najsytuację, występowało nie mniej niż osiem objawów, a więc o dwajwięcej niż u znajdującej się w głębokiej depresji Sophie.1. Ludzie, którym aplikowano nie dające się wyłączyć dźwięki jalbo dawano do rozstrzygnięcia nierozwiązywalne próbie- jmy, twierdzili, że odczuwali obniżenie nastroju.2. Zwierzęta, którym aplikowano wstrząsy, nie dając możli-wości ucieczki od nich, traciły zainteresowanie swymi zwy-kłymi czynnościami. Nie rywalizowały z konkurentami, za-atakowane, wycofywały się albo nie opiekowały się swymimłodymi.3. Zwierzęta, którym aplikowano wstrząsy, nie dając możli-wości ucieczki od nich, traciły apetyt. Jadły mniej, piłymniej wody (natomiast więcej alkoholu, gdy go im poda-wano) i traciły na wadze. Traciły też popęd płciowy (nieinteresowały się kopulacją).4. Bezradne zwierzęta cierpiały na zaburzenia snu, szcze-gólnie często zdarzały się im przebudzenia wczesnymrankiem, co występuje też u ludzi znajdujących się w de-:presji.5. i 6. U bezradnych ludzi i zwierząt stwierdzono spowolnieniereakcji psychomotorycznych i utratę energii. Zwierzęta niepróbowały uciec przed wstrząsami ani zdobyć jedzenia, lu-dzie nie próbowali rozwiązywać stawianych im zadań. Za-atakowane zwierzęta czy obrażani ludzie nie próbowali siębronić. Szybko rezygnowali w obliczu nowych zadań. Nie|próbowali nawet zbadać nowego otoczenia.7. Bezradni ludzie składali swoje niepowodzenia w rozwiązy-waniu zadań na karb własnej bezwartościowości i brakuzdolności. W im większej byli depresji, tym gorszy był tenaspekt ich pesymistycznego stylu wyjaśniania.8. Bezradni ludzie (i zwierzęta) mieli zmniejszoną zdolność1myślenia i koncentracji. Mieli niezwykłe trudności w na-uczeniu się czegoś nowego, a zwracanie uwagi na sygnałyzwiastujące nagrodę lub bezpieczeństwo też przychodziłoim z dużym trudem.

7. Głęboki pesymizm 111 Jedynym symptomem, którego nie stwierdziliśmy, były myśli|i próby samobójcze, ale brak ich było prawdopodobnie tylko dla-tego, że niepowodzenia w warunkach laboratoryjnych były zupeł-nie błahe, np. niemożność wyłączenia dźwięku lub rozwiązaniaanagramu. A zatem zbieżność między modelem i zjawiskiem rzeczywistejdepresji była niezwykle duża. Dźwięk, którego nie można byłowyciszyć, nierozwiązywalne zadania i wstrząs, przed którym niemożna było uciec, powodowały wystąpienie ośmiu spośród dzie-więciu objawów, które stanowiły podstawę do stwierdzenia głębo-kiej depresji. Ta zbieżność modelu z rzeczywistością zainspirowała badaczydo zweryfikowania teorii w jeszcze jeden sposób. Pewne leki lecządepresję u ludzi. Badacze podawali je wszystkie zwierzętom. I zno-tyu rezultaty przeszły najśmielsze wyobrażenia — każdy z lekówAntydepresyjnych (jak również kuracja elektrowstrząsami) powo-llował ustąpienie wyuczonej bezradności. Prawdopodobnie działoKle tak wskutek podniesienia przez leki poziomu neurotransmite-tiiw w mózgu. Stwierdzono również, że leki, które nie zwalczajądepresji u ludzi, takie jak kofeina, valium i amfetamina, nie usu-wąjn wyuczonej bezradności u zwierząt. A więc zbieżność wydawała się prawie idealna. Ze względu naobjawy wyuczona w laboratorium bezradność wydawała się pra-wie tożsama z depresją. Kiedy teraz spojrzeliśmy na epidemię depresji, zobaczyliśmyIH jako epidemię wyuczonej bezradności. Znaliśmy przyczynę wy-uczonej bezradności, mogliśmy ją więc potraktować jako przyczynę? Inpresji. Przyczyną tą jest przekonanie jednostki, że jej działaniai\ daremne. Przekonanie to.rodzi się w wyniku doznanych pora-ek i niepowodzeń, jak również znajdowania się w sytuacjach, nai loro nie ma się wpływu. Depresję może powodować porażka, nie-i •uwodzenie, utrata czegoś lub kogoś i będące wynikiem tego prze-i ominie, że wszystkie działania są daremne..Nudzę, że właśnie to przekonanie leży u podstaw epidemii de- Człowiek współczesny musi być bardziej podatny na wy- bezradność, której wyrazem jest coraz powszechniejsze

112 Poszukiwanieprzekonanie, że nie ma się absolutnie wpływu na bieg wydarzeń.Sądzę, że wiem, dlaczego tak się dzieje. Wyjaśnię to w rozdzialekońcowym. To wszystko przedstawia jednak przeraźliwie ponury obraz.Na szczęście są w nim i budzące nadzieję tony i w tym właśniepunkcie ważny się staje styl wyjaśniania. Rozdział piąty.Jak myślisz,jak się czujesz

GDYBY SOPHIE cierpiała na depresję dwadzieścia lat te-mu, byłaby w ciężkiej sytuacji. Musiałaby czekać, aż depresja sa-ma minie — czekać wiele miesięcy, a może nawet rok. Ponieważ|»>Hnak przydarzyło się to jej w ostatniej dekadzie, miała o wielewiększe szansę na szybkie wyjście z niej, bo w tym czasie opra-cowano już szybką i skuteczną metodę leczenia tego zaburzenia,•loj odkrywcami byli psycholog Albert Ellis i psychiatra AaronT. Beck. Gdy zostanie napisana historia współczesnej psychiatriii psychologii, to wierzę, że ich nazwiska znajdą się w niej napoczesnym miejscu, obok nazwisk Freuda i Junga. Udało im siębowiem pozbawić depresję otaczającej ją aury tajemniczości. Wy-kazali, że jest zaburzeniem o wiele prostszym i łatwiej poddającymnic.) leczeniu, niż dotychczas uważano.Zanim Beck i Ellis rozwinęli swe teorie, pogląd, że każda de-presja jest zespołem maniakalno-depresyjnym, był niewzruszo-nym dogmatem. Natomiast zapatrywania na przyczyny powsta-wania depresji różniły się. Były dwie przeciwstawne teoriedotyczące tego zagadnienia. Szkoła biomedyczna głosiła, iż depre-«JH ma podłoże organiczne, teoria konkurencyjna zasadzała się nal wiordzeniu Freuda, że depresja jest agresją skierowaną przeciwwłiiHnej osobie. Opierając się w leczeniu na tym szkodliwym non-, freudyści nakłaniali swych pacjentów do uzewnętrzniania

i

114 Poszukiwanienurtujących ich uczuć, co w efekcie powiększało tylko depresję,a nawet prowadziło do samobójstw. Ellis również był zwolennikiem uzewnętrzniania emocji, alew zupełnie inny sposób. Po uzyskaniu w 1947 roku doktoratu naUniwersytecie Columbia podjął prywatną praktykę, specjalizującsię w psychoterapii rodzinnej i małżeńskiej. Być może pod wpły-wem wynurzeń swych pacjentów rozpoczął wkrótce kampanięprzeciwko tłumieniu popędów seksualnych, którą prowadził przezcałe życie. Już same tytuły jego książek świadczą o tym, czegonauczał: Is This Be Sexual Heresy {Jeśli to jest seksualna herezja),The Case for Sexual Liberty {Argumenty na rzecz swobody seksu-alnej), The Ciuilized Couples Guide to Extramavital Aduenture{Wprowadzenie do przygód pozamałżeńskich dla cywilizowanychmałżeństw). Naturalną koleją rzeczy Ellis stał się wkrótce gurupokolenia beatników, dostarczając swoimi publikacjami teoretycz-nego uzasadnienia dla ich stylu życia. Po raz pierwszy zetknąłemsię z jego działalnością we wczesnych latach sześćdziesiątych, kie-dy to, jako student drugiego roku Uniwersytetu Princeton, byłemjednym ze współorganizatorów studenckiego programu badań nadseksem. Ellis, otrzymawszy zaproszenie do wygłoszenia wykładu,zaproponował jakiś temat w rodzaju „Masturbuj się teraz". RektorPrinceton, normalnie człowiek wielkiej dobroci, natychmiast wy-cofał zaproszenie. Wielu kolegów z branży traktowało Ellisa z zakłopotaniem, ale

inni zorientowali się, że jest on niezwykle uzdolnionym klinicystą.Słuchając wynurzeń pacjentów, myślał głęboko i niekonwencjonal-nie. Jego wnioski były obrazoburcze. W latach siedemdziesiątychz charakterystyczną dla siebie bezpośredniością zajął się depresją,na której temat panowało tyle samo przesądów, uprzedzeń i błęd-nych opinii na temat życia seksualnego. Od tej pory badania naddepresją nigdy już nie były takie jak przed nim. W nowej dziedzinie Ellis zachowywał się tak samo skandali-cznie, jak w poprzedniej. Chudy i kanciasty, zawsze w ruchu,gadał jak bardzo skuteczny sprzedawca odkurzaczy. Cisnął i ma-glował swoich pacjentów, dopóki nie przekonał ich, by odrzuciliirracjonalne przekonania, które trzymały ich w depresji. „Co roi Jak myślisz, jak się czujesz 115tu gadasz, że nie możesz żyć bez miłości? — wrzeszczał. — Tokompletna bzdura! Miłość zdarza się rzadko i jeśli będziesz mar-nował życie, rozpaczając, że jej nie ma, co jest normalnym stanem,to sam będziesz wpędzał się w depresję. Żyjesz pod ustawicznątyranią różnych »powinno, powinna być«. Daj sobie spokój z tymipowinnościami!" Ellis był zdania, że to, co inni uważali za głęboki konfliktneurotyczny, jest po prostu niewłaściwym myśleniem — „głupimzachowaniem ze strony skądinąd niegłupich ludzi", jak mawiał —i głośno, jak typowy propagandysta (sam określał się jako kontr-propagandysta), wołał, by pacjenci przestali myśleć źle, a zaczęlimyśleć dobrze. Ku wielkiemu zdziwieniu specjalistów, stan wię-kszości jego pacjentów uległ poprawie. Ellis skutecznie przeciw-stawił się uświęconemu tradycją przekonaniu, że choroba psychi-czna jest niezwykle skomplikowanym, niemal tajemniczym zjawi-skiem i że można ją wyleczyć dopiero wtedy, kiedy wydobędziesię na światło dzienne ukryte w podświadomości konflikty albousunie ich przyczynę organiczną. W skomplikowanym świecie psy-chologii to bezpośrednie i proste podejście było czymś rewolu-cyjnym. W tym samym czasie Beck, freudysta o niezwykłym zacięciuklinicystycznym, również miał kłopoty z ortodoksyjnym podej-ńciem do chorób psychicznych. Trudno byłoby znaleźć dwie osobytak kontrastujące ze sobą, jak Beck i Ellis. Ellis miał manierytrockisty, Beck — ucznia Sokratesa. Życzliwy, dobroduszny, o twa-rzy cherubina i wyglądzie staroświeckiego wiejskiego lekarzaz Nowej Anglii, zawsze w czerwonej muszce, Beck promieniowałłagodnością i niewzruszonym zdrowym rozsądkiem. Wygłaszaniepłomiennych oracji do pacjentów byłoby nie w jego stylu. Wolałuważnie słuchać, delikatnie pytać i łagodnie perswadować. W latach sześćdziesiątych Beck, podobnie jak Ellis, zaczął miećdość uścisku, w którym teorie Freuda i biomedyczna trzymałylokarzy zajmujących się depresją. Po ukończeniu studiów medy-cznych w Yale był on przez wiele lat konwencjonalnym psycho-analitykiem. Siedział i czekał cierpliwie, aż nieszczęśnik leżącyna kozetce powie coś, co da mu wgląd w jego wnętrze — że, na

116 Poszukiwanieprzykład, zwraca agresję przeciw sobie, zamiast skierować ją nazewnątrz i że w wyniku tego ogarnia go depresja. To czekanierzadko przynosiło efekty. Zaczął więc namawiać swych pacjentów,by zamiast dusić w sobie agresję i smutek, kierowali je na ze-wnątrz. Dało to jeszcze gorsze rezultaty. Pacjenci ogarnięci depre-sją zaczynali się tak uwalniać ze swoich uczuć, że z trudem mógłich przywołać do porządku. Poznałem Tima Becka (na drugie imię miał Temkin i przyja-ciele nazywali go Tim) w 1966 roku, kiedy pisał książkę o depresji.Jeszcze raz potwierdziło się, że nigdy nie opuszcza go zdrowyrozsądek. Postanowił po prostu opisać to, co ogarnięta depresjąosoba świadomie myśli, a teoretyzowanie o tym, skąd się te myślibiorą, zostawić innym. Osoby znajdujące się w depresji mają okro-pne myśli na temat własnej osoby i swojej przyszłości. „Może tojest właśnie cała depresja — myślał Tim. — Może to, co wyglądana objaw depresji — negatywne myślenie, jest właśnie jej istotą.Depresja — argumentował odważnie — nie jest wywoływana pro-cesami biochemicznymi zachodzącymi w mózgu ani skierowanąna własną osobę agresją, lecz zaburzeniem procesów świadomegomyślenia". Z tym okrzykiem bojowym Tim uderzył na freudystów. „Osobiez zaburzeniami — pisał — wmawia się, że nie jest sobie samaw stanie pomóc i że kiedy nękają ją zmartwienia związane z co-dziennymi problemami, które niesie ze sobą życie, musi zwrócićsię do profesjonalnego uzdrowiciela. Jej zaufanie do używaniaoczywistych technik, które zwyczajowo stosuje przy rozwiązywa-niu swoich problemów, zostaje mocno nadszarpnięte, ponieważprzyjmuje ona pogląd, że zaburzenia emocjonalne są wynikiemdziałania sił, na które nie ma żadnego wpływu. Pozbawia się jąnadziei na zrozumienie siebie, odrzucając jej mniemania jako po-wierzchowne i nieistotne. Poprzez zdeprecjonowanie zdrowegorozsądku ta subtelna indoktrynacja powstrzymuje znajdującą sięw trudnej sytuacji osobę przed samodzielnym przeanalizowaniemi rozwiązaniem swoich problemów".1 Tim lubił cytować wypowiedź wielkiego matematyka i filozofaAlfreda Northa Whiteheada: „Korzenie nauki tkwią w [...] myślę- Jak myślisz, jak się czujesz 117

\

niu zdroworozsądkowym. Jest ono jej podstawą i do niego musiona powracać [...] Można udoskonalać sądy zdroworozsądkowe,można przeciwstawiać się ich szczegółom, można zaskakiwać in-nym podejściem. Ostatecznym jednak zadaniem nauki jest zadość-uczynienie zasadom zdrowego rozsądku." Prekursorem tej rewolucji w psychologii był Joseph Wolpe,południowoafrykański psychiatra.2 Jako urodzony buntownik (je-

go brat, jeden z przywódców komunistów południowoafrykań-skich, siedział za swą działalność w więzieniu), zdecydował sięprzeciwstawić wszechwładnie panującej w psychiatrii jego krajupsychoanalizie. W oczach białego społeczeństwa był to czyn niemalrównie zuchwały jak zamach na apartheid. Otóż w latach pięć-dziesiątych Wolpe wprawił w osłupienie cały świat lekarski i roz-wścieczył kolegów z profesji, odkrywając prostą metodę leczeniafobii. Rządząca psychiatrią klika psychoanalityków utrzymywała,iż fobia — irracjonalny, przemożny lęk przed pewnymi przedmio-tami lub zwierzętami, takimi jak, na przykład, koty — jest ze-wnętrznym objawem głęboko ukrytego zaburzenia psychicznego.Utrzymywano, że źródłem fobii jest ukryty w podświadomości lękprzed wykastrowaniem przez ojca, jako kara za pożądanie odczu-wane w stosunku do matki. (Ciekawa rzecz, że nie zaproponowanoodpowiedniego wyjaśnienia fobii u kobiet. Freudyści jakoś prze-oczyli fakt, że większość osób cierpiących na fobie to kobiety, a za-tem — z powodu braku pewnego drobnego szczegółu — nie pasujądo ich teorii.) Natomiast teoretycy ze szkoły biomedycznej twier-dzili, że przyczyną powstawania fobii są jakieś, jeszcze nie odkry-te, zaburzenia w procesach biochemicznych zachodzących w móz-gu. (Mimo że minęło od tamtej pory czterdzieści lat, zaburzeń tychnie udało się odkryć.) Obydwa obozy kategorycznie twierdziły, żeleczenie samego lęku jest równie skuteczne jak leczenie odry po-przez przypudrowywanie krost. Jednak Wolpe uważał, że irracjonalny lęk przed czymś nie jestobjawem fobii, lecz samą fobią, a więc, że to, co uważa się zasymptom choroby, jest w istocie właśnie tą chorobą. Gdyby dałosię usunąć lęk (a można to zrobić, stosując różne Pawłowowskieprocedury wygaszania, oparte na zasadzie karania i nagradzania), 118 Poszukiwanie'to tym samym wyleczono by fobię. Gdyby pacjent mógł pozbyć sięswego lęku przed kotami, to jego problem zostałby rozwiązany.Wbrew temu, co twierdzili psychoanalitycy i wyznawcy teorii bio-medycznej, fobia wcale nie pojawiłaby się na nowo w innej formie.Wolpe i jego zwolennicy, którzy określali się mianem psychiatrówbehawiorystycznych, rutynowo leczyli fobię w ciągu miesiąca czydwóch i nigdy nie zdarzyło się, by powróciła ona w innej formie.Z powodu tej impertynencji, jaką było utrzymywanie, że zaburze-nia psychiczne nie są szczególnie skomplikowane, utrudnianoWolpe'owi życie na różne sposoby. WTyjechał więc z Afryki Połu-dniowej i osiadł najpierw w Londynie, gdzie pracował w SzpitaluMaudsley, potem przeniósł się na Uniwersytet w Wirginii, a nakoniec na Uniwersytet Tempie w Filadelfii, gdzie w dalszym ciąguleczył choroby psychiczne metodą behawiorystyczną. Uparty i za-wzięty, stale wdawał się ze wszystkimi w utarczki. Kiedy jegouczniowie pozwalali sobie choćby na małe odstępstwo od jego ka-nonów, z miejsca ich wyklinał. Choć był to niewątpliwie rys chara-kterystyczny dla ortodoksyjnej szkoły psychoanalitycznej, od któ-rej sam niemało wycierpiał, nie mógł się tego pozbyć. Trzeba

jednak przyznać, że obok tego cechował się odwagą i niezależ-nością. W późnych latach sześćdziesiątych Filadelfia stała się Atenaminowej psychologii. Na Uniwersytecie Tempie grzmiał z katedryJoseph Wolpe, na Uniwersytecie Pensylwańskim Tim Beck zbierałcoraz większą rzeszę zwolenników. To samo, co Wolpe wykrzyki-wał o fobiach, Beck spokojnie mówił o depresji. To, co zwykliśmyuważać za objawy depresji, jest właśnie depresją. Powodują ją niekryjące się w podświadomości nie rozwiązane konflikty z okresudzieciństwa, nie zaburzenia w przebiegu procesów biochemicznychw mózgu, lecz świadome negatywne myślenie. Emocje wypływająwprost z tego, co myślimy. Jeśli pomyślę: „Jestem w niebezpie-czeństwie", natychmiast odczuję strach. Jeśli pomyślę: „Znowunaruszono moje prawa*', poczuję gniew. Jeśli pomyślę: „Utraciłemcoś", poczuję smutek. Byłem zwolennikiem takiego podejścia, uważając, iż ten samproces — świadome myślenie skierowane w złą stronę — może Jak myślisz, jak się czujesz 119być przyczyną zarówno wyuczonej bezradności, jak też depresji.Zaraz po uzyskaniu doktoratu na Uniwersytecie Pensylwańskimpodjąłem pracę na Uniwersytecie Cornell. Był to rok 1967. W 1969roku Tim zaproponował mi powrót na Uniwersytet Pensylwańskii wspólną pracę nad jego nowym podejściem do depresji. Chętnieprzyjąłem zaproszenie i znalazłem się w zespole opracowującymz zapałem nową metodę leczenia depresji. Nasze rozumowanie było proste. Depresja wynika z utrwalo-nych nawyków myślenia. Jeśli zmienimy te nawyki, to uleczymydepresję. „Zaatakujmy wprost świadome myślenie — mówili-śmy — i używając wszelkich znanych nam sposobów, postarajmysię zmienić sposób myślenia pacjentów o niekorzystnych wydarze-niach". Z tych przemyśleń narodziło się nowe podejście do depresji,które Beck nazwał terapią kognitywną. Terapia ta stara się zmie-nić sposób myślenia pacjenta o niepowodzeniach, porażkach, stra-tach i bezradności. Narodowy Instytut Zdrowia Psychicznego wy-dał miliony dolarów na sprawdzenie, czy terapia ta jest skuteczna.Jest.3 To, JAK MYŚLISZ o swoich problemach, włączając w nie samą de-presję, może ją osłabić lub pogłębić. Niepowodzenie lub porażkamogą być dla ciebie lekcją bezradności, ale bezradność, której natakiej lekcji się nauczysz, wywoła jedynie przejściowe objawy depresji... chyba że masz pesymistyczny styl wyjaśniania. Jeśli tak,to porażka lub niepowodzenie mogą pchnąć cię w otchłań depresji.Jeśli natomiast twój styl wyjaśniania jest optymistyczny, to za-pobiegnie on depresji. Kobiety są dwa razy bardziej podatne na depresję, ponieważna ogół ich sposób myślenia o problemach i kłopotach wzmagadepresję. Mężczyźni są skłonni raczej do działania niż do refleksji,natomiast kobiety kontemplują swoją depresję, myśląc o niej bez

przerwy, starając się ją przeanalizować i ustalić jej źródło. Psy-cholodzy nazywają ten proces obsesyjnego analizowania przeżu-waniem. Przeżuwacze, a więc takie zwierzęta jak owce, kozyi bydło, żują dokładnie pokarm zwracany ze żwacza do jamy gę-bowej, co nie jest zbyt apetycznym obrazem dla tych, którzy mają

2

120 Poszukiwanieskłonności do przeżuwania własnych myśli, ale dokładnie oddajesytuację. Przeżuwanie myśli połączone z pesymistycznym stylemwyjaśniania to przepis na głęboką depresję. Na tym kończą się złe wiadomości. Dobrą wiadomością jestnatomiast to, że zarówno przeżuwania myśli, jak też pesymisty-cznego stylu wyjaśniania można się oduczyć, i to na zawsze. Te-rapia kognitywna może wytworzyć optymistyczny styl wyjaśnia-nia i ukrócić przeżuwanie myśli. Zapobiega ona następnymdepresjom poprzez uczenie umiejętności niezbędnych do tego, bypodnieść się po porażce. Zobaczysz zaraz, jak działa ona na innych,a potem nauczysz się stosować te techniki w odniesieniu do siebie.Wyuczona bezradność i styl wyjaśnianiaWSZYSCY CZUJEMY się przez pewien czas bezradni, kiedy spotkanas niepowodzenie. Jesteśmy smutni, przyszłość rysuje się w czar-nych kolorach, a zdopingowanie się do jakiegokolwiek wysiłku jestniezmiernie trudne. Niektórzy dochodzą do siebie prawie natych-miast, wszystkie przejawy wyuczonej bezradności mijają u nichbez śladu w ciągu kilku godzin. Inni pozostają bezradni przez parętygodni albo, jeśli niepowodzenie było szczególnie dotkliwe, mie-sięcy, a nawet dłużej. Na tym polega zasadnicza różnica między krótkim pogorsze-niem nastroju a okresem depresji. Zapewne przypominasz sobie,że osiem spośród dziewięciu objawów depresji opisanych w DSM-III-R, „chińskim jadłospisie" (rozdział czwarty) jest skutkiem wy-uczonej bezradności. Musisz mieć pięć spośród tych dziewięciuobjawów, by lekarz stwierdził, że przechodzisz depresję. Potrzebnyjest wszakże jeszcze jeden czynnik — objawy nie mogą być chwi-lowe, muszą utrzymywać się co najmniej dwa tygodnie. Różnica między ludźmi, u których wyuczona bezradność szybkomija, a ludźmi, którzy wykazują jej symptomy przez dwa tygodniei dłużej, jest zwykle prosta. Ci drudzy mają pesymistyczny stylwyjaśniania, a pesymistyczny styl wyjaśniania sprawia, iż wyuczo- Jak myślisz, jak się czujesz 121na bezradność zmienia się z krótkotrwałej i ograniczonej na dłu-gotrwałą i ogólną.4 Kiedy osoba, którą dotknie niepowodzenie, jestpesymistą, wyuczona bezradność przeistacza się w pełną depresję.U optymistów niepowodzenie powoduje tylko krótkie zakłócenia. Kluczem do tego procesu jest nadzieja lub jej brak. Jak pamię-tasz, pesymistyczny styl wyjaśniania składa się z pewnego rodzajuwyjaśnień niepomyślnych wydarzeń — osobistego („To moja wi-

na"), stałego („Już zawsze tak będzie") i o zasięgu uniwersalnym(„To się kładzie cieniem na wszystkie aspekty mojego życia"). Jeśliwyjaśniasz niepowodzenie, przyjmując, że jest ono stałe i uniwer-salne, to projektujesz je na przyszłość i inne sytuacje. Jeśli, naprzykład, ktoś odrzuci twoją miłość, to możesz sobie powiedzieć:„Kobiety (mężczyźni) nie cierpią mnie" (wyjaśnienie uniwersalne)oraz: „Nigdy nikogo nie znajdę" (wyjaśnienie stałe). Obydwa teczynniki, stałość i uniwersalizacja (generalizacja), wytwarzająw tobie przekonanie, że twoja miłość będzie zawsze odrzucana, żeodrzuci ją nie ta konkretna kobieta (czy konkretny mężczyzna),ale wszystkie kobiety (wszyscy mężczyźni). Jeśli w dodatku wie-rzysz, że przyczyna tego leży w tobie („Nie można mnie kochać"),to ucierpi także twoje mniemanie o sobie. Złóż to wszystko razem i sam się przekonasz, że istnieje jedenszczególnie niebezpieczny i prowadzący do niepowodzeń sposóbmyślenia — układanie sobie osobistych (personalizacja wewnętrz-na), stałych i o zasięgu uniwersalnym wyjaśnień niepomyślnychwydarzeń. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że — po doznanymniepowodzeniu — u tych, którzy mają ten najbardziej pesymisty-czny ze wszystkich stylów wyjaśniania, objawy bezradności będąutrzymywać się długo i przejawiać w różnych sytuacjach, a pozatym znacznie obniży się ich samoocena. Podstawowa prognozawypływająca z mojej teorii jest taka, że ludzie, którzy mają pesy-mistyczny styl wyjaśniania i doznają niepowodzeń, najprawdopo-dobniej wpadną w depresję, natomiast ci, którzy wprawdzie rów-nież doznają niepowodzeń, ale mają optymistyczny styl wyjaśnia-nia, raczej jej nie ulegną. Skoro tak jest, to pesymizm jest czynnikiem zwiększającymprawdopodobieństwo popadnięcia w depresję w takim samym sen- 122 Poszukiwaniesie, jak palenie jest czynnikiem zwiększającym prawdopodobień-stwo zachorowania na raka płuc, a otyłość czynnikiem zwiększa-jącym prawdopodobieństwo zawału.Czy pesymizm powoduje depresję?W CIĄGU OSTATNICH DZIESIĘCIU LAT wiele czasu poświęciłem nazweryfikowanie tej prognozy. Pierwsza część zadania była prosta.Rozdaliśmy ludziom cierpiącym na depresję kwestionariusze ba-dające styl wyjaśniania. Wypełniły je tysiące osób przeżywającychdepresje różnego rodzaju i o różnym stopniu nasilenia. We wszy-stkich przypadkach okazało się, że styl wyjaśniania był pesymi-styczny. Wyniki tych badań były tak zgodne i powtarzały się takczęsto, że według jednej z ocen trzeba by było dziesięciu tysięcywyników negatywnych, aby je podważyć. Nie znaczy to jednak, że pesymizm powoduje depresję, a tylkotyle, że ludzie znajdujący się w depresji są w tym samym czasiepesymistami. Z tym samym mielibyśmy do czynienia, gdyby —żeby odwrócić sytuację — depresja powodowała pesymizm albogdyby coś innego (jak, na przykład, zakłócenia procesów bioche-micznych w mózgu) powodowało oba stany. W końcu depresję roz-

poznajemy po części na podstawie tego, co mówi pacjent. Jeślipowiada nam, że nie jest nic wart, to to pesymistyczne wyjaśnieniejest jednym z elementów, na podstawie których wydajemy diag-nozę. Tak więc związek pomiędzy pesymistycznym stylem wyjaś-niania i depresją może być czymś w rodzaju błędnego koła. W celu udowodnienia, że pesymizm powoduje depresję, musie-liśmy znaleźć grupę ludzi, którzy nie byliby w depresji, i wykazać,że po jakiejś katastrofie pesymiści poddali się depresji o wielełatwiej niż optymiści. Idealnym eksperymentem byłoby na przy-kład przetestowanie na depresję i styl wyjaśniania wszystkichmieszkańców jakiegoś miasteczka z delty Missisipi, a potem cze-kanie na huragan. Po przejściu huraganu sprawdzilibyśmy, ktoleży biernie w błocie, a kto podniósł się i wziął do odbudowy Jak myślisz, jak się czujesz 123miasteczka. Jednak z tego typu „eksperymentem w naturze" wią-zały się problemy etyczne i finansowe. Musieliśmy więc znaleźćjakiś inny sposób sprawdzenia tego związku przyczynowo-skutko-wego. Dylemat ten rozwiązała jedna z moich najbystrzejszych stu-dentek, Amy Semmel, wskazując, iż klęski żywiołowe zdarzająsię znacznie bliżej mego domu — że, prawdę mówiąc, dwa razyw semestrze dotykają moich własnych studentów. Egzaminy. Wewrześniu, kiedy rozpocząłem zajęcia, przetestowaliśmy wszy-stkich studentów na depresję i styl wyjaśniania. W październiku,gdy zbliżała się połowa semestru, spytaliśmy wszystkich, co było-by dla nich niepowodzeniem. Na ogół odpowiadali, że otrzymanieoceny „dobry plus" na egzaminie (widzicie, jacy byli ambitni!) Wró-żyło to dobrze projektowanemu eksperymentowi, jako że przecięt-na ocena na egzaminie u mnie to trójka, co oznaczało, że większośćstudentów dozna niepowodzenia. Tydzień potem zdawali egzaminpisemny, a po następnym tygodniu otrzymali swoje prace z oce-nami i załączonymi do nich Kwestionariuszami Becka. Trzydzieści procent tych, którzy (zgodnie ze swoją własną de-finicją niepowodzenia) „oblali" egzamin, wpadło w silną depresję.W depresję wpadło również 30 procent tych, którzy we wrześniubyli pesymistami, przy czym dotyczyło to 70 procent studentów,którzy byli pesymistami oraz „oblali" egzamin. Potwierdziło sięwięc, że „przepis" na depresję to pesymizm plus niepowodzenie.W istocie rzeczy te osoby, które tłumaczyły sobie w sposób naj-bardziej stały i uniwersalny przyczyny niepowodzenia, znajdowałysię w depresji jeszcze w grudniu, kiedy poddaliśmy je następnemutestowi. Kolejny „eksperyment w naturze" przeprowadziliśmy w o wielebardziej ponurym otoczeniu, a mianowicie w więzieniu. Badaliśmypoziom depresji i styl wyjaśniania więźniów płci męskiej przedi po uwięzieniu. Ponieważ samobójstwa więźniów są poważnymproblemem, chcieliśmy spróbować przewidzieć, którzy z nich na-rażeni są na największe ryzyko wystąpienia depresji. Ku naszemuzdziwieniu, żaden z więźniów nie przeżywał depresji w momencie

znalezienia się w więzieniu. Ku naszej konsternacji, prawie wszy- 124 Poszukiwaniescy wychodzili z więzienia z depresją. Być może, powie ktoś, żeoznacza to, iż więzienie spełnia swoją funkcję, ale mnie wydajesię, że podczas przebywania w więzieniu zachodzi coś głębokozaburzającego procesy psychiczne. W każdym razie ponownieprzewidzieliśmy poprawnie, kto znajdzie się w najgłębszej depre-sji: ci, którzy już przed umieszczeniem w więzieniu byli pesymi-stami. Znaczy to, że pesymizm jest żyzną glebą, na której wyrastadepresja, szczególnie wtedy, gdy otoczenie jest wrogie. Wszystkie te odkrycia wskazują na to, że przyczyną depresjijest pesymizm. Wiedzieliśmy, że możemy wziąć dowolną grupęnormalnych ludzi i z góry przewidzieć, którzy spośród nich naj-bardziej narażeni są na popadniecie w depresję, gdy zdarzy sięim coś niepomyślnego. Innym sposobem przekonania się, czy pesymizm naprawdę po-woduje depresję, było badanie jakiejś grupy osób w dłuższym cza-sie. Jest to tak zwane studium longitudinalne. Zajęliśmy się grupą400 uczniów trzecich klas szkoły podstawowej i badaliśmy ich ażdo ukończenia szóstej klasy (nadal zresztą śledzimy ich losy), mie-rząc dwa razy w roku ich styl wyjaśniania, depresję, wyniki uzy-Jskiwane w nauce i popularność. Stwierdziliśmy, że największy!stopień prawdopodobieństwa popadnięcia w ciągu tych czterech;}lat w depresję i pozostawania w niej odnosi się do tych dzieci,*które na początku były pesymistami. Dzieci, które na początku!były optymistami, nie poddawały się depresji, a jeśli w nią wpadły,!szybko się z tego stanu wydobywały. W poważniejszych niepomyśl-|nych sytuacjach, takich jak separacja czy rozwód rodziców, najła^ltwiej wpadali w depresję pesymiści. Badaliśmy również młodzież|pełnoletnią i uzyskaliśmy takie same rezultaty. Czy badania te rzeczywiście dowodzą, że pesymizm powodujeidepresję, czy też tylko, że ją poprzedza i zapowiada? A oto szcze->|gólnie diabelski argument. Załóżmy, że ludzie mają głęboki wglącljw swoje reakcje na niepomyślne wydarzenia. Niektórzy co chwiląwidzą, jak przygnębiają ich takie wydarzenia. Świadomość tegcisprawia, że stają się pesymistami. Inni widzą, jak szybko dochoidzą do siebie po niepowodzeniach i stają się optymistami. Jećzostają pesymistami, a drudzy optymistami, ponieważ zaobserwo| Jak myślisz, jak się czujesz 125wali swoje reakcje na porażki. Przy takim postawieniu sprawypesymizm nie przyczynia się do powstania depresji, tak samo jaklicznik samochodu wskazujący 60 km na godzinę nie ma wpływuna przyspieszenie jazdy. Zarówno szybkościomierz, jak i pesy-mizm jedynie odzwierciedlają pewne stany rzeczy, których przy-czyny ukryte są gdzie indziej. Znam tylko jeden sposób zbicia tego argumentu — przestudio-wanie sposobu działania terapii.Styl wyjaśniania a terapia kognitywna

KIEDY TANIA ZGŁOSIŁA SIĘ NA LECZENIE, jej małżeństwo rozlatywa-ło się, nie dawała sobie rady z utrzymaniem w ryzach trójki —dzikich, jak powiadała — dzieci i znajdowała się w bardzo głębo-kiej depresji. Zgodziła się na udział w badaniach, których celembyło sprawdzenie skuteczności różnego rodzaju metod leczenia de-presji. Poddano ją równocześnie terapii kognitywnej i leczeniuprzeciwdepresyjnymi środkami farmakologicznymi. Pozwoliła teżna zapis magnetofonowy z sesji terapeutycznych. W cytowanychniżej jej wypowiedziach zaznaczono kursywą rodzaje stosowanychprzez nią wyjaśnień jej problemów. Wypowiedzi te opatrzone sąliczbami podającymi pomiary jej pesymizmu (przeprowadzone we-dług testu zamieszczonego w rozdziale trzecim). Wahają się oneod 3 (absolutnie chwilowy, o ograniczonym zasięgu i zewnętrznycharakter niepowodzeń) do 21 (absolutnie stały, o zasięgu uniwer-salnym i wewnętrzny charakter niepowodzeń). Każdy wymiar za-pisywany jest na skali od 1 do 7, tak że wszystkie trzy łączniedają wynik od 3 do 31 punktów. Liczby w przedziale od 3 do 8 sąbardzo optymistyczne, powyżej 13 punktów są bardzo pesymisty-czne.* * Metoda skalowania optymizmu osób, które nie odpowiedziały na pytaniakwestionariusza do badania stylu wyjaśniania zwie się analizą zawartości wypo-wiedzi dosłownych (content analysis of verbatim expressions — CAVE) i jest opi-sana na ss. 201 - 202 126 Poszukiwanie Tania była zła na siebie, „bo zawsze wrzeszczę na swojedzieci i nigdy ich za to nie przepraszam" (charakter stały, ra-czej o zasięgu uniwersalnym i wewnętrzny; 17). Nie miała żadnego hobby, „ponieważ w niczym nie jestemdobra" (charakter stały, zasięg uniwersalny, personalizacjawewnętrzna; 21). Nie brała przepisanego jej leku przeciw depresji, „bo niemogę go brać, jestem za słaba" (charakter stały, zasięg uniwer-salny, internalizacja; 15). Wyjaśnienia Tani były jednostajnie pesymistyczne. Jeśli cośbyło złe, to miało trwać stale, na wszystko działać niszcząco, a po-za tym było jej winą. Jak wszyscy w jej grupie, została poddana dwunastotygo-dniowej terapii. Wyniki były znakomite. Nim minął miesiąc, de-presja zaczęła wyraźnie ustępować, a pod koniec kuracji ustąpiłacałkowicie. Jej życie na zewnątrz nie zmieniło się. Małżeństwodalej powoli rozpadało się, dzieci nie zachowywały się jak należyani w domu, ani w szkole, ale teraz bardziej optymistyczniepatrzyła na przyczyny swych kłopotów. A oto, jak przedstawiałato sobie teraz. „Musiałam iść sama do kościoła, bo mój mąż był podły i niechciał iść" (charakter chwilowy, zasięg ograniczony, eksternali-zacja; 8). „Chodziłam ubrana jak łachmaniarka, bo dzieciaki musiałymieć ubrania do szkoły" (zupełnie chwilowy charakter, zasięg

ograniczony, eksternalizacja; 8). „Wyjął wszystkie pieniądze z naszego konta i wydał na swojesprawy. Gdybym miała rewolwer, to bym go zastrzeliła" (cha-rakter chwilowy, zasięg ograniczony, eksternalizacja; 9). Miała kłopoty z prowadzeniem samochodu, „bo moje okula-ry nie są dobre, gdy świeci słońce" (charakter chwilowy, zasięgograniczony, eksternalizacja; 6).Kiedy zdarzały się przykre sytuacje, a zdarzały się prawie co-

Jak myślisz, jak się czujesz 127dziennie, Tania nie traktowała ich już jako zjawiska niezmienne,o zasięgu uniwersalnym i nie uważała, że ona jest temu winna.Zaczęła podejmować starania, aby zmienić istniejący stan rzeczy. Co spowodowało tę nadzwyczajną zmianę jej stylu wyjaśnianiaz pesymistycznego na optymistyczny? Leki czy terapia kognityw-na? Czy zmiana ta była tylko oznaką świadczącą o tym, że niejest już w tak głębokiej depresji jak poprzednio, czy też była przy-czyną zmniejszenia się depresji? Ponieważ Tania była tylko jednąz wielu pacjentek i pacjentów leczonych różnymi metodami, mogędać odpowiedź na te pytania. Po pierwsze, obie metody leczenia okazały się skuteczne.5 Za-równo same leki antydepresyjne, jak i sama terapia kognitywnausuwały depresję. Połączenie ich dawało jeszcze lepsze, choć tylkotrochę lepsze rezultaty. Po drugie, aktywnym składnikiem terapii kognitywnej byłazmiana stylu wyjaśniania z pesymistycznego na optymistyczny.W im większych dawkach i im bardziej fachowo ją stosowano, tymgruntowniej sza była to zmiana. Z kolei im bardziej optymistycznystawał się styl wyjaśniania, tym większą ulgę odczuwały osobyznajdujące się w depresji. Natomiast leki, mimo iż bardzo skute-cznie usuwały depresję, nie czyniły pacjentów większymi optymi-stami. Można było zatem zasadnie przyjąć, iż aczkolwiek zarównoleki, jak i terapia kognitywna leczą depresję, to prawdopodobnieleki działają w inny sposób. Leki wydają się aktywatorami —pobudzają pacjenta, ale nie sprawiają, że świat zaczyna się jawićw choćby trochę jaśniejszych barwach. Natomiast terapia kogni-tywna zmienia sposób widzenia rzeczywistości, optymistyczny stylwyjaśniania podnosi na duchu i pozwala na wszystko patrzećz nadzieją. Trzecia, a zarazem najważniejsza sprawa dotyczy nawrotówdepresji. Na jak długo pacjent pozostaje uodporniony na nią? Ta-nia nie popadła już nigdy w depresję, ale u wielu innych pacjentównastąpiły jej nawroty. Wyniki badań wskazywały, że kluczowąrolę w trwałym uwolnieniu pacjenta od depresji odgrywa zmianaHtylu wyjaśniania. Depresja ogarnęła na nowo wielu pacjentów"/, grupy leczonej farmakologicznie, tymczasem w grupie leczonej 128 Poszukiwaniemetodą terapii kognitywnej nie zaobserwowano tak wielu nawro-tów. Pacjenci, którzy zmienili swój styl wyjaśniania na optymi-

styczny, nie byli narażeni na nawroty depresji w takim samymstopniu jak ci, którzy pozostali pesymistami. Znaczy to, że terapia kognitywna działa w specyficzny sposób,czyniąc pacjenta optymistą. Zapobiega nawrotom depresji dlatego,że pacjenci zdobywają umiejętność, z której mogą zawsze korzy-stać, bez potrzeby uciekania się do leków czy pomocy lekarzy.I owszem, leki usuwają depresję, ale tylko na pewien czas; w prze-ciwieństwie do terapii kognitywnej nie usuwają pesymizmu, któryleży u podstaw depresji. Wyciągnąłem z tych badań wniosek, że spośród ludzi, którzydotychczas nie ulegli depresji, padną jej ofiarami ci, którzy mająpesymistyczny styl wyjaśniania. Pesymistyczny styl wyjaśnianiaokreśla poza tym, kto będzie pozostawał w depresji i u kogo poterapii nastąpi nawrót depresji. Zmiana stylu wyjaśniania z pe-symistycznego na optymistyczny w znacznym stopniu usuwa de-presję. Jak pamiętamy, braliśmy pod uwagę możliwość, że pesymizmnie jest przyczyną depresji, lecz po prostu ujawnia fakt, że ktośw wyniku doznanych niepowodzeń łatwo jej ulega. Dobrym spo-sobem sprawdzenia, czy pesymizm jest przyczyną depresji, możebyć zmiana pesymistycznego stylu myślenia na optymistyczny.Gdyby pesymizm był tylko, podobnie jak szybkościomierz w sa-mochodzie, wskaźnikiem, to zmiana pesymizmu na optymizm niepowinna w żaden sposób wpływać na reakcję danej osoby na nie-pomyślne wydarzenia. Gdyby jednak pesymizm był przyczyną te-go, że ktoś łatwo ulega depresji, to zmiana taka powinna uśmie-rzyć depresję. I tak właśnie się stało. Dowodzi to, iż pesymizmjest przyczyną depresji. Oczywiście, nie jest jej jedyną przyczyną— geny, niepomyślne wydarzenia, hormony również przyczyniająsię do jej powstania — ale wydaje się faktem niezaprzeczalnym,że jest jedną z głównych przyczyn. Jak myślisz, jak się czujesz 129„Przeżuwanie myśli" (ruminacja)a depresjaJEŚLI SKŁONNY JESTEŚ W obliczu jakichkolwiek kłopotów uważać,że „to moja wina, to się nigdy nie zmieni, ze wszystkim, do czegosię wezmę, będzie tak samo", to jesteś podatny na depresję. Jed-nak fakt, że masz skłonność do takiego myślenia, niekoniecznieznaczy, że często mówisz to sobie. Niektórzy to robią, niektórzynie. Ci, którzy nie mogą przestać myśleć o niepomyślnych wyda-rzeniach, to przeżuwacze myśli.6 Przeżuwacz myśli może być optymistą albo pesymistą. Prze-żuwacze myśli, którzy są pesymistami, są w niebezpieczeństwie.Struktura ich przekonań jest pesymistyczna, stale powtarzają so-bie, że sprawy mają się źle. Inni pesymiści są zorientowani nadziałanie — mają pesymistyczny styl wyjaśniania, ale nie gadająsami do siebie o takich rzeczach. Jeśli w ogóle prowadzą tego typumonologi, to zazwyczaj mówią o tym, co mają zamiar zrobić, a nieo tym, jak kiepsko stoją sprawy.

Kiedy Tania rozpoczęła terapię, była nie tylko pesymistką, alerównież przeżuwaczką. Dumała o swoim małżeństwie, o dzieciachoraz — najbardziej destrukcyjnie — o swojej depresji.„Ale teraz nie chce mi się nic robić..." „Naprawdę jest mi źle, stale mam chandrę. Nie jestem z na-tury płaksą, nie płaczę, chyba że naprawdę jest do tego poważ-ny powód, ale, o Jezu, teraz, jak ktoś powie coś, co mi się niepodoba, to od razu zaczynam beczeć..."„Nie rozumiem tego..."„Nie należę do osób, które się roztkliwiają..." „Mąż nie chce mnie zostawić w spokoju. Irytuje mnie.Chciałabym, żeby nie był taki". Tania nie mogła się oprzeć ciągłemu przeżuwaniu swoichzmartwień, bez przerwy snuła smętne rozważania, nie myśląc 130 Poszukiwaniew ogóle o działaniu. Jej depresję podtrzymywał nie tylko pesy-mizm, ale również to natrętne powracanie tych samych myśli. A oto w jaki sposób łańcuch pesymizm — przeżuwanie myśliprowadzi do depresji. Najpierw istnieje jakieś zagrożenie, wobecktórego jesteś — twoim zdaniem — bezradny. Potem szukasz przy-czyny tego zagrożenia i — jeśli jesteś pesymistą — znajdujesz ta-ką, która jest stała, ma zasięg uniwersalny i znajduje się w tobie.W rezultacie spodziewasz się, że również w przyszłości i w innychsytuacjach będziesz bezradny. Jest to zupełnie świadome oczekiwa-nie, ostatnie ogniwo w tym łańcuchu, które wyzwala depresję. To przewidywanie bezradności może zdarzać się rzadko, alemoże też trwać stale. Im bardziej jesteś skłonny do przeżuwaniamyśli, tym częściej się pojawia. Rozmyślanie o tym, jak kiepskostoją sprawy, rozpoczyna ten cykl. U przeżuwaczy myśli procesten trwa cały czas. Najdrobniejsza rzecz przypominająca o pier-wotnym zagrożeniu uruchamia ponownie cały proces i poprzezprzewidywanie niepowodzenia prowadzi do depresji. Osoby, które nie przeżuwają myśli, z reguły unikają depresji,nawet jeśli są pesymistami. Rzadko zdarza się, by rozpoczął sięu nich proces prowadzący od szukania przyczyny zagrożenia dodepresji. Nie poddają się jej także optymiści ze skłonnościami doprzeżuwania myśli. Oduczenie się przeżuwania myśli lub pesymi-zmu pomaga uniknąć depresji. Oduczenie się jednego i drugiegopomaga najbardziej. Okazuje się zatem, że na największe niebezpieczeństwo popad-nięcia w depresję narażeni są pesymistyczni przeżuwacze myśli.Terapia kognitywna ogranicza przeżuwanie myśli i prowadzi dowytworzenia optymistycznego stylu wyjaśniania. Oto, co mówiłaTania pod koniec kuracji: „Nie chcę znowu zatrudnienia w pełnym wymiarze godzin,chcę jakieś pół etatu, cztery godziny dziennie, żebym nie mu-siała przez cały dzień siedzieć w domu..." (działanie). „Będę czuła, że mam swój wkład do domowego budżetu,żebyśmy, kiedy przyjdzie nam ochota gdzieś iść, mogli tam

pójść" (działanie). Jak myślisz, jak się czujesz 131 „Chciałabym od czasu do czasu zrobić coś bez namysłu"(działanie). Nie rozmyślała już bezustannie o niepomyślnych wydarze-niach, a w jej mowie pojawiły się oświadczenia o chęci działania.Inna strona epidemii: kobietya mężczyźniKLUCZOWA ROLA, jaką odgrywa w depresji przeżuwanie myśli, mo-że wyjaśniać fakt, iż depresja dotyka przede wszystkim kobiety.Kolejne badania udowadniały, że w całym dwudziestym stuleciudepresja atakowała kobiety częściej niż mężczyzn.7 Obecnie sto-sunek kobiet cierpiących na depresję do mężczyzn wynosi dwa dojednego. Dlaczego kobiety ulegają depresji znacznie częściej niż męż-czyźni? Czy jest to zniekształcony obraz, gdyż kobiety chętniej poddająsię leczeniu, co znajduje odbicie w statystyce? Nie. Taki sam obrazwyłania się z badań prowadzonych metodą od domu do domu,w których nie pacjent szuka lekarza, lecz badacz pacjenta. Czy jest tak dlatego, że kobiety są skłonne bardziej otwarcierozmawiać o swoich problemach? Chyba nie. Tę samą proporcję,dwa do jednego, ukazują badania, w których odpowiedzi udzielasię anonimowo. Czy jest tak dlatego, że kobiety mają na ogół gorzej płatnąpracę? Nie. Proporcja dwa do jednego utrzymuje się nawet wtedy,gdy porównuje się kobiety i mężczyzn pracujących w tych samychzawodach i mających takie same dochody. Bogate kobiety cierpiąna depresję dwa razy częściej niż bogaci mężczyźni. To samo do-tyczy, odpowiednio, bezrobotnych kobiet i mężczyzn. Czy sprawia to jakaś różnica biologiczna? Chyba nie. Badaniastanu emocjonalnego kobiet w okresie przedmenstruacyjnym i po-porodowym wykazują, że aczkolwiek zmiany hormonalne mają 132 Poszukiwaniewpływ na powstawanie depresji, to jednak nie jest on tak duży,by można nim było wytłumaczyć proporcję dwa do jednego. Czy jest to różnica genetyczna? Dokładne badania nad tym,jak często depresja zdarza się wśród synów i córek osób chorychna depresję obu płci, wykazują, że — biorąc pod uwagę sposóbprzekazywania chromosomów synom przez ojców, a córkom przezmatki — depresja występuje zbyt często u synów mężczyzn cier-piących na depresję, by można było wytłumaczyć ową niekorzyst-ną dla kobiet proporcję czynnikami genetycznymi. Są dowody napewną genetycznie uwarunkowaną skłonność do ulegania depre-sji, ale nie ma żadnego dowodu na to, że geny bardziej przyczy-niają się do występowania depresji u kobiet niż u mężczyzn.Pozostają trzy interesujące teorie wyjaśniające ten stan rzeczy. Pierwsza dotyczy ról płciowych i sugeruje, że jest coś związa-

nego z rolą kobiety w naszym społeczeństwie, co sprawia, iż jejpsychika staje się podatna na depresję. Ulubionym argumentem przedstawianym na rzecz tej teoriijest twierdzenie, że kobiety są wychowywane tak, aby lokowaćswe nadzieje w miłości i stosunkach towarzyskich, natomiastmężczyźni tak, by lokować swe nadzieje w sukcesach na różnychpołach. Samoocena kobiety zależy — według tej argumentacji —od tego, jak układa się jej w miłości i przyjaźni, a zatem niepo-wodzenie w tej dziedzinie — poczynając od rozwodu i separacji,poprzez usamodzielnienie się dzieci, które opuszczają dom, na nie-udanym wieczorze poświęconym spotkaniu z kimś, kto okazał siętego niewart, kończąc — uderza w kobiety boleśniej niż w męż-czyzn. Być może to prawda, ale nie wyjaśnia, dlaczego kobietydwa razy częściej ulegają depresji. Ten argument można bowiemodwrócić — zgodnie z tą hipotezą mężczyźni bardziej poważnieprzyjmują niepowodzenia w pracy. Złe oceny, brak awansu, prze-grany mecz — to wszystko też obniża samoocenę mężczyzn, a nie-powodzenie w pracy zdaje się tak samo powszechne jak niepowo-dzenie w miłości, a więc powinno wywoływać depresję u mężczyzntak samo często jak u kobiet. Inny modny, a odwołujący się również do ról płciowych, argu-ment opiera się na konflikcie pełnionych ról. W naszych czasach Jak myślisz, jak się czujesz 133na kobietach spoczywa więcej będących we wzajemnym konflikcieobowiązków niż na mężczyznach. Kobieta pełni nie tylko trady-cyjną rolę matki i żony, ale musi też mieć zawód i pracę. Tendodatkowy obowiązek powoduje, że kobieta jest obciążona jak nig-dy dotąd, a to prowadzi do depresji. Argument ten brzmi prze-konywująco, ale — jak wiele innych przekonywających i ideologi-cznie podbudowanych teorii — nie wytrzymuje konfrontacji z fa-ktami. Pracujące żony na ogół rzadziej ulegają depresji niż te,które tylko prowadzą dom. A więc wyjaśnienia odwołujące się doról płciowych nie wydają się tłumaczyć, dlaczego kobiety dwa razyczęściej niż mężczyźni ulegają depresji. Druga teoria odwołuje się do wyuczonej bezradności i styluwyjaśniania. W naszym społeczeństwie, zgodnie z tą teorią, ko-biety w czasie swego życia doświadczają aż nadto bezradności.Rodzice i nauczyciele chwalą lub ganią chłopców za ich zachowa-nie, natomiast na dziewczynki często nie zwracają uwagi. Chło-pców uczy się niezależności i aktywności, dziewczynki zaś bierno-ści i zależności, polegania na innych. Kiedy dorastają, kobietyprzekonują się nagle, że znalazły się w kulturze, która deprecjo-nuje rolę żony i matki. Jeśli kobieta poświęci się pracy zawodowej,to przekonuje się, że jej osiągnięciom nie ufa się tak, jak osiąg-nięciom mężczyzn. Kiedy przemawia na zebraniu, to więcej osóbkiwa ze znudzeniem głową, niż kiedy przemawia mężczyzna. Jeślimimo tego wszystkiego uda się jej być najlepszą i uzyskać jakieśwysokie stanowisko, to wszyscy patrzą na nią, jakby znalazła sięna niewłaściwym miejscu. Co krok, to wyuczona bezradność. Jeśli

kobiety mają bardziej pesymistyczny styl wyjaśniania niż męż-czyźni, to każda sytuacja, w której doświadczają własnej bezrad-ności, może u nich szybciej wywołać depresję niż u mężczyzn.I faktycznie są dane świadczące o tym, że dowolny czynnik stre-sujący powoduje więcej depresji u kobiet niż u mężczyzn. Ta teoria również brzmi przekonująco, ale ma luki. Jednąz nich jest fakt, że nikt nigdy nie udowodnił, iż kobiety są wię-kszymi pesymistkami niż mężczyźni. Jedyne mające związekz tym tematem badanie losowo wybranych mężczyzn i kobiet zo-stało przeprowadzone na dzieciach w wieku szkolnym i dowiodło 134 Poszukiwanieczegoś zupełnie przeciwnego. Otóż w klasach trzeciej, czwarteji piątej chłopcy są większymi pesymistami niż dziewczynki i czę-ściej wpadają w depresję. Kiedy rodzice się rozwodzą, chłopcy sąbardziej przygnębieni niż dziewczynki. (To wszystko może zmienićsię w okresie pokwitania i faktycznie wydaje się, że właśnie w tymczasie proporcje zaczynają się układać dwa do jednego na nieko-rzyść dziewczynek. W okresie pokwitania może wydarzyć się coś,co wtrąca dziewczynki w depresję, natomiast wyzwala z niej chło-pców. Więcej powiem o tym w rozdziałach siódmym i ósmym, gdziepiszę o rodzicielstwie i o szkole.) Inny problem polega na tym, żenikt nie wykazał, by kobiety uważały, że mają mniejszy wpływna swoje życie niż mężczyźni. Ostatnia z tych trzech teorii bazuje na zjawisku przeżuwaniamyśli. Według niej, kiedy pojawiają się kłopoty, kobiety myślą,a mężczyźni działają. Kiedy kobieta zostaje zwolniona z pracy, tousiłuje znaleźć tego powody — rozmyśla, obraca to cały czas w gło-wie. Mężczyzna w tej samej sytuacji działa — upija się, bije kogośalbo w jakiś inny sposób odrywa swoje myśli od tego wydarzenia.Może nawet z miejsca zacząć szukać innej pracy, nie łamiąc sobiegłowy nad tym, co było powodem zwolnienia. Jeśli depresja jestzaburzeniem myślenia, to pesymizm i przeżuwanie myśli roznie-cają ją. Skłonność do analizowania jest dla niej znakomitą poży-wką, skłonność do działania podcina jej korzenie. Prawdę mówiąc, sama depresja może częściej wyzwalać skłon-ność do nadmiernego rozważania u kobiet niż u mężczyzn. Corobimy, kiedy jesteśmy w depresji? Kobiety próbują odkryć jejźródło, mężczyźni wychodzą pograć sobie w koszykówkę czy innągrę albo do biura, żeby oderwać myśli od swoich kłopotów. Alko-holizm występuje częściej u mężczyzn niż u kobiet. Różnica ta jestna tyle duża, że być może uprawnia nas do stwierdzenia, iż męż-czyźni piją, zaś kobiety wpadają w depresję. Być może mężczyźnipiją, żeby zapomnieć o swoich kłopotach, gdy tymczasem kobietyw takiej sytuacji przeżuwają myśli o tym, skąd się te kłopotybiorą. Myśląc bez przerwy o źródłach swych kłopotów, kobietypopadają w jeszcze większą depresję, podczas gdy mężczyźni, zaj-mując się czymś, mogą stłumić depresję.

1

Jak myślisz, jak się czujesz 135 Być może teoria przeżuwania myśli wyjaśnia zarówno genezędepresji w ogóle, jak też tłumaczy, dlaczego kobiety ulegają jejdwa razy częściej niż mężczyźni. Skoro żyjemy w epoce świado-mości, skoro tak wielki kładzie się obecnie nacisk na to, byśmypoważniej brali nasze problemy i raczej analizowali je bez końca,niż działali, to rezultatem tego może właśnie być depresja. Prob-lem ten omówię szerzej w rozdziale piętnastym. Mamy ostatnio coraz więcej dowodów na to, iż przeżuwaniemyśli odgrywa kluczową rolę w tak różnej podatności obu płci nadepresję. W badaniach tego zjawiska prym wiedzie Susan Nolen--Hoeksema z Uniwersytetu Stanford, która stworzyła teorię ru-minacji. Większość kobiet pytanych o to, co robią (a nie o to, copowinny robić), kiedy są w depresji, odpowiada: „Próbowałamprzeanalizować swój nastrój" albo: „Starałam się znaleźć przyczy-ny mego złego samopoczucia". Natomiast większość mężczyzn od-powiada, że robią to, co sprawia im przyjemność, na przykładuprawiają sport czy grają na instrumentach muzycznych, albo teżmówi: „Postanowiłem nie przejmować się swoim nastrojem". Taki sam obraz wyłania się z badań, w których mężczyzn i ko-biety poproszono o zapisywanie w dziennikach wszystkiego, corobią w chwilach złego nastroju. Kobiety analizowały swój nastróji myślały o nim, natomiast mężczyźni zajmowali się czymś, copomagało im zapomnieć o tym. W badaniach małżeństw znajdu-jących się w konflikcie każde z małżonków nagrywało na magne-tofon informacje o tym, co robią za każdym razem, gdy dochodzido rozdźwięków. Przeważająca większość kobiet skupiała się naswoich uczuciach, natomiast mężczyźni starali się czymś zająćalbo nie przejmować się swoim nastrojem. Na koniec przeprowa-dzono badania laboratoryjne. Zarówno mężczyźni, jak i kobietymieli do wyboru jedno z dwóch zadań w chwilach, kiedy odczuwalismutek. Jedno polegało na wypisaniu słów najlepiej opisującychich nastrój (koncentracja na depresji), drugie na ułożeniu listypaństw w kolejności ich bogactwa (oderwanie się od myśleniao swoim nastroju). Zadanie polegające na koncentracji na swoichodczuciach i uczuciach wybrało siedemdziesiąt procent kobiet.U mężczyzn proporcje te były dokładnie odwrotne. 136 Poszukiwanie A zatem wydaje się, iż analizowanie stanu uczuć i pławieniesię w smutku i przygnębieniu może być z dużym prawdopodobień-stwem przyczyną faktu, że kobiety częściej ulegają depresji niżmężczyźni. Implikuje to jednocześnie, że kobiety i mężczyźni ule-gają łagodnej formie depresji w takim samym stopniu, ale że u ko-biet, które rozmyślają nad swoim stanem ducha, depresja przy-biera ostrzejszą postać, natomiast u mężczyzn, którzy starają sięodwrócić uwagę od nękających ich zmartwień albo zapijają smu-tek, depresja mija. Ostatecznie zostają nam więc dwie, mające pewne uzasadnie-

nie w faktach, teorie. Jedna twierdzi, że kobiety częściej uczą siębezradności i pesymizmu, druga — że częściej spotykana u kobietpierwsza reakcja na kłopoty — przeżuwanie myśli — prowadziwprost do depresji.Depresja jest uleczalnaSTO LAT TEMU najmodniejsze było wyjaśnianie ludzkich działań,szczególnie złych, charakterem. Uważano, że słowa takie, jak pod-ły, głupi, zbrodniczy, zły, wyjaśniają złe zachowanie w sposób wy-starczający. Przyjmowano, iż określenie szalony wyjaśnia chorobępsychiczną. Terminy te oznaczają cechy, które nie łatwo jest zmie-nić, jeśli w ogóle zmiana jest możliwa. Jako przewidywanie za-chowania, każdy z nich jest samospełniającym się proroctwem.Ludzie, którzy uważają, że są głupi i niewykształceni, nie podej-mują żadnych działań dla podniesienia swego poziomu umysłowe-go. Społeczeństwo, które uważa, że wszyscy przestępcy są złymii chorymi psychicznie ludźmi, nie popiera instytucji zajmującychsię resocjalizacją, lecz instytucje, których celem jest odwet naprzestępcach i zamykanie ich w więzieniach. Pod koniec dziewiętnastego wieku te etykietki i pojęcia zaczęłysię zmieniać. Transformację tę zapoczątkowały prawdopodobnieszybko powiększające się zasoby siły roboczej. Potem nastąpił ma-sowy napływ przybywających kolejnymi falami emigrantów z Eu- Jak myślisz, jak się czujesz 137ropy i Azji, których byt ulegał widocznej poprawie w czasie krót-szym niż zmiany pokoleniowe. Wyjaśnianie ludzkich niepowodzeńw terminach złych cech charakterologicznych ustąpiło miejscaszukaniu ich przyczyn w niewłaściwym wychowaniu i wykształ-ceniu oraz złym środowisku. Niewiedzę zaczęto traktować jakbrak wykształcenia, a nie przyrodzoną głupotę, źródeł przestęp-czości zaczęto dopatrywać się w nędzy, a nie w tym, co złe. Samąnędzę zaczęto traktować jako wynik braku szans na wzbogaceniesię, a nie rezultat lenistwa. Na szaleństwo zaczęto patrzeć jak nazespół pewnych nawyków będących wyrazem niedostosowania sięjednostki do otoczenia, nawyków, których można się oduczyć. Tasama ideologia podkreślająca rolę środowiska, która była kręgo-słupem ideowym behawioryzmu, zdominowała amerykańską i ro-syjską psychologię na ponad czterdzieści lat, od 1920 do 1965roku, od Lenina do Lyndona Bainesa Johnsona. Sukcesor behawioryzmu, psychologia kognitywna, zachowałacharakterystyczną dla tego pierwszego kierunku wiarę w zmianę,lecz wzbogaciła ją o poszerzone spojrzenie na jednostkę, rozwijająctezę, iż jednostka może sama się udoskonalić. Ludzie, którzy pra-gnęli ograniczyć liczbę niepowodzeń, jakie spotykają na tym świe-cie człowieka, potrafili sięgnąć spojrzeniem poza trudności zwią-zane ze zmianą warunków wychowania i kształcenia i dojrzećperspektywy kryjące się we wpływie jednostki na swą własnąosobę. Na przykład leczenie chorób psychicznych przestało już byćwyłączną sprawą lekarzy i szpitali psychiatrycznych, lecz spoczęłoczęściowo w rękach cierpiących na nie ludzi.

Ta wiara, która jest intelektualną podstawą ruchu na rzeczdoskonalenia samego siebie, zaowocowała różnego rodzaju książ-kami propagującymi diety, ćwiczenia fizyczne i metody zmianyosobowości, wychodzące od stwierdzeń w rodzaju tych: twój typpsychofizyczny — powiedzmy A — jest szczególnie narażony naryzyko wystąpienia zawału, lęk przed lataniem samolotami, de-presję. Istotne w tym jest to, że spora część tej ideologii nie jesttylko zbiorem czczych frazesów. Społeczeństwo, które, tak jak na-sze, nadaje takie znaczenie jednostce, tworzy pewną nową jakość,która nie jest ułudą. Samodoskonaląca się jednostka rzeczywiście 138 Poszukiwaniedoskonali się. Można naprawdę zrzucić wagę, obniżyć sobie po-ziom cholesterolu, stać się silniejszym fizycznie i bardziej atra-kcyjnym, mniej zabieganym i przyjaźniej nastawionym do ludzi,bardziej optymistycznie patrzącym na życie. Wiara w samodoskonalenie się jest tak samo samospełniają-cym się proroctwem jak dawniej przekonanie, że charakteru niemożna w żaden sposób zmienić. Ludzie, którzy wierzą w to, żenie muszą ustawicznie prowadzić siedzącego trybu życia czy byćwrogo nastawieni do wszystkich, zaczną uprawiać jogging czy po-myślą dwa razy, zanim podejmą działanie, gdy ktoś ich urazi.Społeczeństwo, które wierzy w samodoskonalenie, będzie utrzy-mywać kluby sportowe, rozwijać psychoterapię i ruch anonimo-wych alkoholików. Społeczeństwo, które uważa, że przyczynązłych zachowań jest zły charakter i że zachowań tych nie da sięzmienić, nawet nie spróbuje tego zrobić. Uczeni, którzy twierdzą, że jednostka może działaniem zmienićsamą siebie, nie głoszą bynajmniej teorii jakichś metafizycznychwzmocnień. Fizykalnego modelu takiego procesu dostarcza kom-puter. Komputer, nawet kieszonkowy, potrafi porównać swoje da-ne wyjściowe z wzorcem (sytuacją idealną), znaleźć miejsca,w których dane te nie pokrywają się, i usunąć niezgodności. Zro-biwszy to, może jeszcze raz porównać to, co zrobił, z tym, co po-winien zrobić, i jeśli nadal będą występowały niezgodności, po-nownie dokonać korekty. Kiedy zgodność będzie dokładna, prze-rwie to działanie. Jeśli czegoś takiego potrafi dokonać zwykłykomputer osobisty, to dla o wiele bardziej skomplikowanego móz-gu ludzkiego samodoskonalenie się powinno być drobnostką. Rodzaj ludzki ulega depresji od chwili, kiedy zaczęły się jegoniepowodzenia — może kiedyś nie w takim stopniu, jak obecnie,ale nie zmienia to istoty rzeczy. Kiedy w średniowieczu zakocha-nemu młodzieńcowi nie udawało się zdobyć serca pięknej dziewicy,matka radziła mu, aby przestał o tym myśleć. Prawdopodobnieodnosiło to taki sam skutek, jak obecnie, gdy matki pocieszajądzieci wracające z depresją do domu. W latach osiemdziesiątychpojawiła się terapia kognitywna, która próbuje zmienić sposóbmyślenia ludzi o przeżywanych przez nich porażkach. Jej hasła Jak myślisz, jak się czujesz 139

niewiele różnią się od mądrych rad, które bez specjalnych efektówstarali się dawać kaznodzieje i rodzice w odległej przeszłości. Mi-mo to terapia kognitywna jest skuteczna.Co sprawia, że terapia ta działa? W jaki sposób działa?Terapia kognitywna i depresjaW LATACH SIEDEMDZIESIĄTYCH Aaron Beck i Albert Ellis dowodzilitłumom słuchaczy, że tym, co w największym stopniu determinujenasze samopoczucie, jest to, co świadomie myślimy. Teza ta ległau podstaw terapii, która poszukiwała metody zmieniania sposobumyślenia chorego na depresję o niepowodzeniach, porażkach, stra-tach i bezradności.Terapia kognitywna stosuje pięcioetapową taktykę.8Po pierwsze, pacjent uczy się rozpoznawać automatyczne my-śli, które przemykają przez jego świadomość w chwilach, kiedyczuje się najgorzej. Automatyczne myśli to bardzo szybko poja-wiające się i znikające zwroty lub zdania, tak dobrze znane, żetrudno jest zdać sobie z nich sprawę i przeciwstawić się im. Naprzykład matka trójki dzieci, wyprawiając je do szkoły, częstokrzyczy na nie. W rezultacie czuje się potem bardzo przygnębiona.W terapii kognitywnej uczy się rozpoznawać, że tuż po nakrzy-czeniu na dzieci mówi sobie: „Jestem okropną matką, jeszcze gor-szą niż moja matka". Uczy się uświadamiać sobie te myśli, a cowięcej, dowiaduje się, że są to jej własne wyjaśnienia tej sytuacjii że te wyjaśnienia są stałe, mają zasięg uniwersalny i jako przy-czynę tego stanu rzeczy wskazują ją samą. Po drugie, pacjent uczy się kontrować swe automatyczne myśli,zbierając przeczące im dowody. Matce z powyższego przykładupomaga się przypomnieć, że kiedy dzieci wracają ze szkoły, graz nimi w piłkę, pomaga im w geometrii i rozmawia z nimi życz-liwie o ich kłopotach. Koncentruje się na tych dowodach i dostrze-ga, że przeczą one jej automatycznym myślom o tym, że jest złąmatką. 140 Poszukiwanie Po trzecie, pacjent uczy się tworzyć nowe wyjaśnienia, zwanereatrybucjami, i stosować je w zwalczaniu myśli automatycznych.Owa matka mogłaby nauczyć się takiego, na przykład, wyjaśnie-nia: „Jestem wspaniała dla dzieci po południu, a straszna rano.Może nie jestem rannym ptaszkiem". Jest to znacznie mniej stałei o znacznie mniejszym zasięgu wyjaśnienie faktu wrzeszczeniarano na dzieci. Jeśli chodzi o dalszy ciąg łańcucha wyjaśnień ne-gatywnych, który wygląda mniej więcej tak: „Jestem strasznąmatką, nie powinnam mieć dzieci i dlatego nie zasługuję na to,aby żyć", to uczy się ona przerywać go poprzez wstawianie międzyjego ogniwa nowych, przeciwstawnych starym, wyjaśnień. Po czwarte, pacjent uczy się uwalniać od przygnębiających my-śli. Owa matka dowiaduje się, że myślenie o tych przykrych spra-wach właśnie teraz nie jest wcale od niej niezależne i nieuniknio-ne. Przeżuwanie myśli, szczególnie wtedy, kiedy znajduje się podpresją, aby wypaść dobrze, tylko pogarsza sytuację. Często lepiej

jest odłożyć myślenie na potem, aby w danej chwili wypaść jaknajlepiej. Można nauczyć się kontrolować nie tylko to, co się myśli,ale także, kiedy się to myśli. Po piąte, pacjent uczy się rozpoznawać zawierające w sobiezarodek depresji założenia, kierujące w znacznym stopniu jegopoczynaniami, takie jak na przykład:„Nie mogę żyć bez miłości".„Jeśli to, co robię, nie jest doskonałe, to jestem do niczego".„Jeśli wszyscy mnie nie polubią, to jestem do niczego".„Każdy problem ma tylko jedno właściwe rozwiązanie. Mu-szę je znaleźć". Tego typu założenia czynią cię podatnym na depresję. Jeśliprzystaniesz — jak to czyni wielu z nas — na nie, to twoje życiepełne będzie czarnych dni i smutnych tygodni. Podobnie jednakjak każdy może zmienić swój styl wyjaśniania z pesymistycznegona optymistyczny, tak też każdy może sobie wybrać zupełnie innyzbiór założeń kierujących jego postępowaniem, chociażby taki: Jak myślisz, jak się czujesz 141„Miłość to rzecz cenna, lecz rzadko spotykana". „Sukces to robienie wszystkiego na miarę swoich możli-; wości". „Na każdą osobę, która mnie lubi, przypada jedna, którai mnie nie lubi"., „Życie to zatykanie palcami największych dziur w tamie". Depresja, na którą cierpiała Sophie — dziewczyna, o którejkiedyś mówiono, że jest w czepku urodzona, a która potem doszłado wniosku, że jest pozbawionym zdolności, niesympatycznym„nieudacznikiem" — jest typowym przypadkiem depresji, którejw niespotykanej nigdy dotąd liczbie ulegają młodzi ludzie. U pod-staw tej depresji leżał pesymistyczny styl wyjaśniania. Po rozpo-częciu terapii kognitywnej życie Sophie na powrót odmieniło się.Cała kuracja trwała trzy miesiące, po godzinie tygodniowo. Oto-czenie Sophie nie uległo żadnej zmianie, ale wielkie przeobrażenieprzeszło jej myślenie o sobie. Najpierw postarałem się, by zrozumiała, że toczy sama z sobąjednoznacznie negatywny dialog. Przypomniała sobie, że kiedypewnego razu zrobiła podczas zajęć jakąś uwagę, za którą pochwa-lił ją prowadzący te zajęcia profesor, powiedziała sobie: „Usiłujebyć miły dla wszystkich studentów". Kiedy przeczytała o zamor-dowaniu Indiry Ghandhi, pomyślała: „Wszystkie kobiety znajdu-jące się u steru władzy są tak czy inaczej z góry skazane". Kiedypewnego razu, a było to późną nocą, jej przyjaciel okazał się nie-zdolny do stosunku, pomyślała: „Jestem dla niego odpychająca".Spytałem ją wtedy: — Jeśli jakiś zataczający się pijak powie ci na ulicy, że jesteśodpychająca, to uwierzysz mu?— Oczywiście, że nie. — Ale kiedy sama sobie mówisz równie bezpodstawne rzeczy,to wierzysz w to. A dzieje się tak dlatego, że uważasz, iż źródło

tych wypowiedzi, ty sama, jest bardziej wiarygodne. Otóż nie jestto prawda. Często tworzymy tak samo zniekształcony obraz rze-czywistości jak pijacy.Sophie wkrótce nauczyła się zbierać dowody zadające kłam jej

142 Poszukiwanieautomatycznym myślom. Przypomniała sobie, na przykład, że pro-fesor, który udzielił jej pochwały, bynajmniej nie chwalił wszy-stkich, bo bardzo uszczypliwie skomentował uwagi innego studen-ta. Przypomniała też sobie, że kochanek, który nie stanął w nocyna wysokości zadania, na godzinę przed pójściem do łóżka wypiłsześć piw. Nauczyła się podstawowej umiejętności — prowadzeniaoptymistycznego dialogu z samą sobą. Nauczyła się, jak rozma-wiać z sobą w chwilach niepowodzeń i jak nie rozmawiać w mo-mentach sukcesu. Zrozumiała, że kiedy oczekuje porażki, porażkastaje się bardziej realna. Jej styl wyjaśniania zmienił się na stałez pesymistycznego na optymistyczny. Sophie znowu nabrała zapału do nauki i skończyła studiaz bardzo dobrymi wynikami. Nawiązała nowy romans, który za-kończył się szczęśliwym małżeństwem. W odróżnieniu od większości podatnych na depresję ludzi, So-phie nauczyła się, jak zapobiegać jej nawrotom. Różnica międzySophie a osobą, która zażywa leki przeciwdepresyjne, polega natym, że opanowała ona zestaw technik, z których może skorzystaćzawsze w obliczu niepowodzenia czy porażki — technik, którezawsze ma na podorędziu. Zwycięstwo nad depresją zawdzięczasamej sobie, nie lekarzom i lekom, które przedtem brała.Dlaczego terapia kognitywnajest skuteczna?NA TO PYTANIE są dwie różne odpowiedzi. Na poziomie czystomechanicznym terapia kognitywna jest skuteczna dlatego, żezmienia styl wyjaśniania z pesymistycznego na optymistycznyi zmiana ta jest trwała. Terapia ta wyposaża cię w zestaw technikkognitywnych, z których możesz korzystać w wewnętrznej rozmo-wie z samym sobą w momentach niepowodzeń. Techniki te sku-tecznie zapobiegają w takich chwilach depresji.Na poziomie filozoficznym terapia kognitywna jest skuteczna

Jak myślisz, jak się czujesz 143dlatego, że odwołuje się do świeżo uznanych sił psychiki jednostki.Żyjemy w epoce, w której panuje powszechna wiara w to, że jed-nostka może się sama zmienić. Zgodnie z tym powszechnym prze-konaniem, chcemy zmienić nawyki myślowe, które dawniej zwykłosię uważać za tak niezmienne i pewne jak wschód słońca. Terapiakognitywna jest skuteczna, ponieważ daje jednostce zestaw tech-nik zmieniających ją. Jednostka w swoim własnym interesie de-cyduje się na korzystanie z nich, bo chce być lepsza, niż jest.

Tymczasem Królowie Lodu zadrżeli na swych tronach,Lecz nie z zimna — ujrzeli człowieka podnoszącegoWielki Róg, który końcem tkwi w głębiach oceanu,A pomniejszającego wszystkie Siedem Mórz swą posturą;Ujrzeli, jak porusza Kota Świata i unosiFilar jednej łapy, cały kraniec północny;Ujrzeli, jak zwykły człowiek zmaga się z samą śmierciąI walczy z nią jak z równą sobie, mrucząc niczym grzmot.Meanwhile, the Ice Kings trembled in their chairsBut not from the cold—they'd seen a man hoist highThe Great Horn-Cup that ends deep in the oceanAnd lower all Seven Seas by his own stature;They'd seen him budge the Cat of the World and heftThe pillar of one paw, the whole north corner;They'd seen a merę man wrestle with Death herselfAnd match her knee for knee, grunting like thunderDavid WagonerThe Labors of Thor1

Rozdział szóstySukces w pracy PODCZAS DŁUŻSZYCH PODRÓŻY samolotem zazwyczaj sia-dam przy oknie, odwracam się bokiem i patrzę przez nie, główniedlatego, żeby uniknąć pogaduszek z sąsiadem z drugiego fotela.Toteż pewnego dnia marca 1982 roku, na samym początku lotunr 79 z San Francisco do Filadelfii, zirytowałem się, widząc, żemoja taktyka na nic się nie zdaje. — Cześć — powiedział serdecznie mój sąsiad, łysiejący sześć-dziesięciolatek — nazywam się John Leslie. A pan? Wcisnął swoją dłoń w moją. O nie — pomyślałem — tylko nieto. Jakiś gadatliwy. Przedstawiłem się półgębkiem i niedbale uścisnąłem jego rękę,mając nadzieję, że zrozumie, o co mi chodzi.Leslie nie dał za wygraną. — Zajmuję się końmi — powiedział, gdy samolot toczył się popasie startowym. — Kiedy dojadę do skrzyżowania, muszę tylkopomyśleć, w którą drogę chcę skierować konia, i jedzie tam, gdziechcę. W mojej pracy zajmuję się też ludźmi i muszę tylko pomy-śleć, co chcę, żeby robili, i robią to. Tak oto zaczęła się przypadkowa rozmowa, która skierowałamoją pracę na zupełnie inne tory. Leslie był niezłomnym, stuprocentowym optymistą i wydawałosię, iż nie ma żadnych wątpliwości, że dam się oczarować jegomądrością. I prawdę mówiąc, kiedy samolot zbliżał się do Nevadyi widzieliśmy już pod sobą pokryte śniegiem szczyty gór Sierry,stwierdziłem, że rozmowa z nim intryguje mnie. 148 Dziedziny życia — Moi ludzie — oznajmił — zaprojektowali magnetowid dlaAmpexu. To najbardziej twórczy zespół, jaki kiedykolwiek prowa-

dziłem.— A co różni pana ludzi od fajtłap? — spytałem. — Każdy z nich — odparł — każdy z nich uważa, że możechodzić po wodzie. Zanim dolecieliśmy do Utah, połknąłem haczyk. To, co mi mó-wił, idealnie pasowało do ludzi, którzy — jak się przekonałem —nigdy nie ulegli depresji.— A jak pan to robi, że są oni tacy twórczy? — spytałem. — Powiem panu — odparł. — Ale niech pan mi najpierw po-wie, jaki jest pana zawód. Opowiedziałem mu w skrócie o tym, nad czym pracowałemprzez ostatnie piętnaście lat. Opowiedziałem mu o bezradnychludziach i o tym, jak okazało się, że bezradność jest modelemdepresji. Opowiedziałem mu o pesymistycznym stylu wyjaśnianiai o pesymistach, którzy poddają się w chwilę potem, kiedy prze-konają się, że tracą wpływ na bieg wypadków. — To są właśnie ci sami ludzie — zakończyłem — którzyw normalnym życiu, poza laboratorium, przeżywają głęboką de-presję. — A zajął się pan też odwrotną stroną medalu? — spytał Les-lie. — Może pan przewidzieć, kto się nigdy nie podda i kto nieulegnie depresji bez względu na to, co się mu przydarzy?— Niezbyt się takimi ludźmi zajmowałem — przyznałem.Prawdę mówiąc, już od pewnego czasu niepokoił mnie fakt, żepsychologia skupia się całkowicie na chorobach i zaburzeniach.Naukowcy z mojej profesji poświęcają większość czasu (i wydająprawie wszystkie pieniądze przyznane na badania) na to, by cier-piący mniej cierpieli. Pomaganie cierpiącym jest szlachetnym ce-lem, ale skupiając się na nim, psychologia prawie nigdy nie możezająć się inną dziedziną, tworzącą z tą pierwszą jedną całość,a mianowicie tym, co robić, aby zdrowym ludziom żyło się jeszczelepiej. Po uwadze Lesliego zacząłem dostrzegać, że moja pracałączy się w pewnym sensie z tym drugim celem psychologii. Jeślimogłem z góry przewidzieć, którzy ludzie ulegną depresji, to po-

Sukces w pracy 149winienem też być w stanie przewidzieć, którzy nigdy jej się niepoddadzą. John spytał mnie, czy mogę wskazać jakąś dziedzinę przedsię-biorczości, w której zasadniczą rolę odgrywa niepoddawanie sięmimo ustawicznych niepowodzeń. — Może sprzedaż — odparłem, myśląc o wykładzie, który paręmiesięcy wcześniej wygłosiłem przed grupą prezesów towarzystwubezpieczeniowych. — Powiedzmy, sprzedaż polis ubezpieczenio-wych na życie. — Jak mnie poinformowano, dziewięć na dziesięć propozycjiwykupienia polisy ubezpieczeniowej na życie spotyka się z odmo-wą. Nie można się jednak poddawać i trzeba uparcie szukać tejdziesiątej osoby, która ją wykupi. Przypomniałem sobie rozmowę, którą przeprowadziłem w mi-

niony weekend z Johnem Creedonem, szefem firmy ubezpiecze-niowej „Metropolitan Life". Otóż po wykładzie Creedon spytał, czypsychologia ma coś do zaoferowania dyrektorowi korporacji. Czymoglibyśmy, na przykład, wybrać na jego zlecenie ludzi, którzydobrze sprzedawaliby polisy ubezpieczeniowe? I czy moglibyśmyobmyślić sposoby, za pomocą których dałoby się przekształcić znie-chęconych do wszystkiego pesymistów w tryskających energią op-tymistów? Odparłem mu, że nie wiem tego. Teraz streściłem tęrozmowę Lesliemu i zanim zaczęliśmy podchodzić do lądowaniaw Filadelfii, wymógł na mnie, że napiszę do Creedona i poinfor-muję go, że prawdopodobnie będziemy w stanie wybrać ludzi, któ-rzy okażą się znakomitymi agentami firmy. Nigdy już nie spotkałem Lesliego. Niedługo po rozmowie,w której z zapałem przekonywał mnie, że powinienem przenieśćswoje zainteresowania z pesymizmu na optymizm, z niepowodze-nia na sukces, zrobiłem to. Badania, które potem prowadziłem,wykazały, że optymiści radzą sobie w szkole i w pracy lepiejniż pesymiści i częściej wygrywają wybory. Wydają się nawetzdrowsi i żyją dłużej. Jako lekarz i nauczyciel lekarzy, stwier-dziłem, że pesymizm można zmienić na optymizm nie tylko u lu-dzi znajdujących się w depresji, ale także u ludzi nie dotknię-tych nią. 150 Dziedziny życiaCzęsto myślałem o tym, że powinienem napisać do Lesliego.Gdybym to zrobił, opisałbym mu swoje badania nad optymizmem.Proszę uważać resztę tej książki za list do Lesliego.TRZY TYGODNIE po tym locie znalazłem się w jednym z dwóchbliźniaczych wieżowców firmy „Metropolitan Life" na Manhatta-nie. Krocząc po najbardziej puszystym, na jaki dane mi było kie-dykolwiek stąpnąć, dywanie, wszedłem do lśniącego, wykładanegodębową boazarią gabinetu Johna Creedona. Creedon, pogodny,bystry facet po pięćdziesiątce, zapałał optymizmem dla swegoprzedsięwzięcia znacznie wcześniej ode mnie. Zaczął wyjaśniać miodwieczne problemy, z jakimi boryka się „Metropolitan Life"i wszystkie inne firmy ubezpieczeniowe. — Sprzedawanie polis nie jest łatwe — zaczął. — Wymagawytrwałości i uporu. Trzeba być naprawdę wyjątkową osobą, żebyrobić to dobrze i nie poddawać się. Każdego roku zatrudniamypięć tysięcy nowych agentów. Wybieramy ich starannie spośródsześćdziesięciu tysięcy ubiegających się o tę pracę. Poddajemy ichtestom, sprawdzamy, prowadzimy z nimi rozmowy i intensywnieich szkolimy. Mimo to już w pierwszym roku połowa rzuca pracę.Większość z tych, którzy zostają, pracuje coraz mniej wydajnie.Pod koniec czwartego roku zostaje tylko dwadzieścia procentpracowników. Zatrudnienie jednego agenta kosztuje nas ponadtrzydzieści tysięcy dolarów. A więc tracimy co roku ponad siedem-dziesiąt pięć milionów dolarów na samo zatrudnienie nowych pra-cowników. W innych firmach sytuacja wygląda tak samo. — Nie chodzi mi tylko o pieniądze, które traci „Metropolitan",

doktorze Seligman — ciągnął dalej. — Kiedy ktoś porzuca pracę,to mamy do czynienia z ludzkim nieszczęściem, z tym, co jest panadziedziną — z depresją. Jeśli co roku odchodzi połowa pracowni-ków, to mamy tu do spełnienia ważną misję humanitarną. Musi-my postarać się, by ludzie lepiej dopasowywali się do otoczenia.Chcę wiedzieć, czy pana testy pozwolą nam wybrać ludzi, którzystaną się najlepszymi agentami, i zahamować to marnowanieludzkiego kapitału.— A dlaczego zazwyczaj ludzie porzucają tę pracę? — spytałem.— Sukces w pracy 151 Creedon przedstawił w zarysach, jak wygląda proces wycofy-wania się z pracy. — Każdego dnia nawet najlepszy agent styka się z paromaosobami, które reagują na jego ofertę odmownie, zazwyczaj zdarzasię to parę razy z rzędu. Oczywiście, w takiej sytuacji łatwo jestzniechęcić się. Kiedy się zniechęcą, coraz bardziej przejmują siękażdą kolejną odmową, coraz trudniej jest zadzwonić im do na-stępnej osoby. Odkładają to na potem. Coraz więcej czasu spędzająna wynajdowaniu sobie różnych zajęć, żeby tylko opóźnić chwilę,kiedy trzeba będzie sięgnąć po słuchawkę albo wyjechać na trasę.To z kolei sprawia, że jeszcze trudniej zabrać im się do pracy. Ichwydajność spada i zaczynają myśleć o wycofaniu się. Kiedy stanąprzed tym murem, tylko niewielu z nich zastanawia się, jak goprzeskoczyć czy obejść. — Proszę pamiętać — zakończył, że ci ludzie mają dużo swo-body — to jedna z atrakcyjnych stron tej pracy — że nie patrzymyim stale na ręce i nie poganiamy, kiedy pracują wolniej. Proszęteż pamiętać o tym, że sukces odnoszą tylko ci agenci, którzycodziennie przeprowadzą swoje dziesięć rozmów i nie zniechęcąsię niepowodzeniami.Styl wyjaśniania sukcesuPRZEDSTAWIŁEM CREEDONOWI teorię wyuczonej bezradności i styluwyjaśniania. Potem opowiedziałem mu o kwestionariuszu do ba-dania optymizmu i pesymizmu (patrz rozdział trzeci). Powiedzia-łem, że wielokrotnie przeprowadzane badania wykazały, iż ci, któ-rzy uzyskują liczbę punktów wskazującą na pesymizm, łatwiejpoddają się i ulegają depresji. — Jednak kwestionariusz ten — mówiłem dalej — nie wska-zuje tylko pesymistów. Skala punktów jest continuum, obejmują-cym przypadki od głębokiego pesymizmu do skrajnego optymizmu.Ci, których wyniki plasują się na optymistycznym końcu skali, 152 Dziedziny życiapowinni być najbardziej wytrwali. Są oni najbardziej uodpornienina bezradność. Nie powinni nigdy poddać się, bez względu na to,ile spotka ich niepowodzeń. — Właściwie nigdy — zakończyłem — nie zajmowano się bli-żej tymi niepoprawnymi optymistami. Być może są to właśnieludzie, którzy odnoszą sukcesy w tak wymagającym zawodzie,

jakim jest sprzedawanie polis ubezpieczeniowych. — Proszę mi wyjaśnić dokładnie, w jaki sposób może w tympomóc optymizm — odparł Creedon. — Weźmy, na przykład, takzwane rozmowy w ciemno, które są istotnym etapem sprzedawa-nia polis ubezpieczeniowych na życie. Polegają one na tym, żebierze się listę potencjalnych klientów, na przykład rodzicówwszystkich noworodków w mieście, i zaczynając od góry listy,dzwoni się do nich po kolei, starając się umówić na bezpośredniespotkanie. Większość ludzi mówi: „Nie jestem zainteresowany"albo po prostu odkłada słuchawkę. Wytłumaczyłem Creedonowi, że optymistyczny styl wyjaśnia-nia nie wpływa na to, co agent ubezpieczeniowy mówi potencjal-nemu klientowi, lecz na to, co mówi sam sobie, kiedy spotka sięz odmową owego potencjalnego klienta. Agenci nastawieni pesy-mistycznie będą w tej rozmowie z samym sobą używać wyjaśnieństałych, o zasięgu uniwersalnym i zinternalizowanych, takich jak:„Nie jestem dobry", „Nikt nie chce kupować polis ode mnie" czy:„Nie potrafię zrobić nawet pierwszego kroku". To niewątpliwiewywoła reakcję poddania się i sprawi, że agentowi trudno będziewykręcić numer następnego potencjalnego klienta. Po kilku takichdoświadczeniach agent-pesymista da sobie spokój na ten dzień,a w końcu w ogóle rzuci pracę. Natomiast agent-optymista będzie z sobą rozmawiał w sposóbbardziej konstruktywny: „On jest teraz za bardzo zajęty", „Ci mająjuż polisy, ale osiem innych osób jeszcze nie ma" czy: „Pewniezadzwoniłem akurat w porze kolacji" albo w ogóle nic do siebienie powie. Następna rozmowa nie będzie dla niego wcale trudniej-sza do przeprowadzenia i po paru minutach trafi na tę jedną osobęna dziesięć, która zgodzi się na spotkanie. To zaktywizuje agenta,który przeprowadzi następnych dziesięć rozmów i znajdzie nastę- Sukces w pracy 153pną osobę chętną na spotkanie. W ten sposób wykorzysta swojemożliwości. Jeszcze zanim stanąłem w drzwiach jego gabinetu, Creedon —podobnie jak wielu innych szefów firm ubezpieczeniowych — wie-dział, że kluczem do sukcesu w pozyskiwaniu klientów jest opty-mizm.2 Potrzebował tylko kogoś, kto potrafiłby zmierzyć jego po-ziom. Postanowiliśmy zacząć od prostych badań korelacyjnych,aby sprawdzić, czy agenci uzyskujący dobre wyniki w sprzedażypolis są również wielkimi optymistami. Gdyby tak było, to przy-stąpilibyśmy do dalszej pracy. Naszym ostatecznym celem byłoopracowanie zupełnie nowej metody selekcji agentów. W bada-niach tych posługiwaliśmy się innym kwestionariuszem niż przed-stawiony w rozdziale trzecim. Kwestionariusz ten, zwany ASQ(Attributional Style Questionnaire — Kwestionariusz Stylu Atry-bucyjnego), składał się z dwunastu krótkich, otwartych scenariu-szy wydarzeń, które należało uzupełnić według własnego uznania.Połowa z nich dotyczyła wydarzeń niepomyślnych (np. „Idziesz naspotkanie, które się nie udaje..."), połowa — pomyślnych (np. „Na-

gle stajesz się bogaty...") Uzupełnienia, noszące formę wyjaśnień,mogłyby brzmieć — w przypadku pierwszego scenariusza — „Cu-chnęło mi z ust", w przypadku drugiego — „Świetnie inwestujępieniądze". Następnie osoba badana miała ocenić podaną przez siebie przy-czynę wydarzenia opisanego w scenariuszu według siedmiopun-ktowej skali dla pomiaru personalizacji. (Pytanie brzmiało: „Czyprzyczyna ta ma związek z innymi ludźmi lub okolicznościamizewnętrznymi [eksternalizacja], czy też z tobą [internalizacja]?")Potem miała ocenić stałość tej przyczyny. („Czy przyczyna ta niepojawi się już nigdy, kiedy będziesz szukał pracy [charakter chwi-lowy], czy też będzie istniała zawsze [charakter stały]?") Na koniecosoba badana oceniała zasięg podanej przyczyny. („Czy przyczynata dotyczy jedynie poszukiwania pracy [zasięg ograniczony], czyteż wszystkich dziedzin twojego życia [zasięg uniwersalny]?") Na początek daliśmy kwestionariusz dwustu doświadczonymagentom ubezpieczeniowym, z których połowę stanowiły orły (bar-dzo wydajni), połowę zaś strusie (niewydajni). Ci pierwsi okazali 154 Dziedziny życiasię o wiele większymi optymistami niż ci drudzy. Kiedy porówna-liśmy wyniki testu z wynikami sprzedaży polis, stwierdziliśmy,że agenci, którzy uplasowali się w optymistycznej połowie ASQ,sprzedali w czasie pierwszych dwóch lat pracy — przeciętnie bio-rąc — 37 procent polis więcej niż ci, których wyniki testu sytuo-wały w połowie pesymistycznej. Agenci, którzy znaleźli się w dziesięcioprocentowej grupie naj-większych optymistów, sprzedali aż o 88 procent polis więcej niżci, którzy znaleźli się w najniższej dziesiątce, grupującej najwię-kszych pesymistów. Był to zachęcający początek, mogliśmy więcprzystąpić do dalszych badań mających na celu sprawdzenie, czynasz test może być przydatny w świecie biznesu.Badanie talentuPo WIELU LATACH doświadczeń fachowcy z branży ubezpieczenio-wej opracowali test, który ma badać przydatność kandydata dozawodu agenta ubezpieczeniowego. Test ten, zwany Profilem Za-wodowym (The Career Profile), jest rozprowadzany przez Life In-surance Management Research Association. Poddać mu się musząwszystkie osoby ubiegające się o pracę w „Metropolitan Life". Żebyzostać przyjętym, trzeba uzyskać 12 lub więcej punktów. Wyniktaki uzyskuje zaledwie 30 procent kandydatów. Z tymi, którzyuzyskali minimum 12 punktów, przeprowadza się rozmowy wstę-pne i jeśli kierownictwo jest zadowolone z ich przebiegu, starającysię otrzymują pracę. Ogólnie biorąc, istnieją dwa rodzaje kwestionariuszy, na pod-stawie których można przewidzieć, czy kandydat ma potencjalneszansę na sukces w jakiejkolwiek pracy. Są to kwestionariuszeempiryczne i kwestionariusze oparte na jakiejś teorii. Test empi-ryczny bierze za punkt wyjścia ludzi, którym rzeczywiście powiod-ło się w danej pracy, oraz ludzi, którym się w niej nie powiodło.

Składa się on z dużej liczby przypadkowych pytań dotyczącychwszystkich dziedzin życia. Można tu spotkać takie pytania, jak: Sukces w pracy 155„Czy lubisz muzykę klasyczną?", „Ile masz lat?", „Czy lubisz cho-dzić na przyjęcia?" Większość z tych pytań nie pozwala na odróż-nienie orłów od strusi, ale kilkaset spełnia to zadanie. (Testującysam określa, które pytania nadają się do tego celu, a które nie;test ten nie ma żadnego uzasadnienia teoretycznego.) Z tych kil-kuset pytań układa się właściwy test, którego następnie używasię dla sprawdzenia, czy kandydat do pracy rokuje nadzieje nasukces. Odpowiedni kandydat musi mieć taki sam „profil" — takisam wiek, takie same postawy wobec różnych spraw, taką samąprzeszłość, krótko mówiąc, takie same odpowiedzi na pytania te-stu — jak typowy wydajny, sprawdzony już pracownik w danejdziedzinie. A zatem test empiryczny od samego początku opierasię na założeniu, że to, dlaczego ktoś osiąga sukcesy w pracy, jestzupełną zagadką; zawiera on po prostu pytania, które jakimś spo-sobem pozwalają na odróżnienie orłów od strusi. Natomiast testy oparte na teorii takie jak IQ (iloraz inteligen-cji) oraz SAT, składają się jedynie z pytań wydedukowanych z teo-rii, w tym przypadku teorii zdolności. Na przykład teoria będącapodstawą SAT zakłada, że „inteligencja" składa się z umiejętnościwerbalnych (umiejętność czytania, umiejętność dostrzegania ana-logii itd.) oraz matematyczno-analitycznych (algebra, geometriaitd.). Ponieważ od umiejętności tych zależy to, jak sobie ktoś radziw szkole. Dobry wynik takiego testu powinien być gwarancją po-wodzenia w nauce. I rzeczywiście jest taką gwarancją. Jednak zarówno testy empiryczne, jak i oparte na teorii obar-czone są dużą liczbą błędów, mimo iż — ogólnie rzecz biorąc —przewidywania oparte na nich są statystycznie dokładne. Wieluuczniów, którzy uzyskują słabe wyniki w testach SAT, daje sobienieźle radę na studiach, a z drugiej strony wielu tych, którzyw teście wypadają dobrze, oblewa egzaminy na uczelni. Jeszczebardziej ewidentny był problem, z którym borykało się „Metropo-litan Life" — wielu z ich pracowników, którzy uzyskali odpowie-dnio wysoki wynik w teście Profilu Zawodowego, nie mogło sięposzczycić sukcesami w sprzedaży polis. A ilu z tych, którzy słabowypadli w teście, dawało sobie nieźle radę w pracy? Na to pytanienie można było uzyskać odpowiedzi, jako że nie zostali zatrudnię- 156 Dziedziny życiani. W firmie było sporo wakatów, ponieważ poprzez sito testu nieprzeszło odpowiednio wielu kandydatów, aby obsadzić wszystkiemiejsca. Gdyby duża liczba kandydatów, którzy nie osiągnęli w te-ście żądanego minimum, nie sprzedała tylu polis, ile ci, którzyzwycięsko przebrnęli test, „Metropolitan Life" rozwiązałoby doku-czliwy problem braku rąk do pracy. ASQ jest testem opartym na teorii, ale teoria ta bardzo odbiegaod tradycyjnych wyobrażeń o genezie sukcesu. Według tradycyj-

nych wyobrażeń na sukces składają się dwa czynniki. Pierwszymsą zdolności lub talent, które mierzy się za pomocą testów IQ(iloraz inteligencji) i SAT. Drugim jest chęć albo motywacja. Zgod-nie z tradycyjną mądrością, ktoś, komu brak chęci lub motywacji,nie odniesie sukcesu, choćby był nie wiadomo jak uzdolniony. Od-powiednia motywacja albo chęć działania może zrekompensowaćbrak zdolności. Uważam, że tradycyjne wyobrażenia o sukcesie mają istotnebraki. Kompozytor może mieć talent Mozarta i wielkie pragnieniesukcesu, ale jeśli będzie sądził, że nie potrafi komponować, niczegonie osiągnie. Po prostu nie będzie się wystarczająco mocno starał.Kiedy ulotna melodia nie będzie się długo dawała zmaterializo-wać, zrezygnuje z wysiłków, żeby ją zapisać. Sukces wymaga wy-trwałości, umiejętności niepoddawania się w chwilach niepowo-dzeń. Jestem przekonany, że kluczem do wytrwałości jest optymi-styczny styl wyjaśniania. Teoria sukcesu opierająca się na pojęciu stylu wyjaśnianiatwierdzi, iż wybierając ludzi, którzy powinni i mogliby odnieśćsukces w odpowiedzialnej pracy, należy szukać takich, u którychwystępują jednocześnie trzy następujące cechy:1. uzdolnienia2. motywacja3. optymizmDopiero te trzy cechy łącznie determinują sukces.

Sukces w pracy 157Sprawdzanie stylu wyjaśnianiaw „Metropolitan Life"SĄ DWA MOŻLIWE wyjaśnienia faktu, że w naszych pierwszych ba-daniach agenci mający najlepsze wyniki w sprzedawaniu polisosiągnęli również w teście ASQ wyniki lepsze niż kiepscy agenci.Jedno z tych wyjaśnień potwierdza teorię, zgodnie z którą opty-mizm prowadzi do sukcesu, bowiem zgodnie z tym wyjaśnieniemoptymizm powoduje, że osoba nim obdarzona tak dobrze radzisobie ze sprzedażą, natomiast pesymizm jest przyczyną marnychosiągnięć w sprzedaży. Drugie wyjaśnienie odwraca kierunek za-leżności — to mizerne wyniki sprzedaży powodują, odpowiednio,optymizm i pesymizm. Następnym krokiem było sprawdzenie, co jest przyczyną, a coskutkiem. Chcieliśmy zrobić to, mierząc poziom optymizmu osóbświeżo przyjętych do pracy, a potem sprawdzić, kto po roku będziemiał najlepsze wyniki w sprzedaży polis. Aby sprawdzić nasząteorię, zajęliśmy się 104 agentami przyjętymi do pracy w styczniu1983 roku w zachodniej Pensylwanii. Wszyscy mieli już za sobątest Profilu Zawodowego i szkolenie wstępne. Potem poddaliśmywszystkich testowi ASQ. Sądziliśmy, że będziemy musieli czekaćrok, aż nadejdą dane o sprzedaży, które pozwolą nam na znale-zienie jakichś ważniejszych zależności. Tymczasem okazało się, żenie musieliśmy czekać aż tak długo. Byliśmy zaskoczeni, że nowi agenci ubezpieczeniowi są aż tak

wielkimi optymistami. Przeciętny wynik P—N (różnica międzystylem wyjaśniania pomyślnych wydarzeń i stylem wyjaśnianianiepomyślnych wydarzeń) w tej grupie wynosił ponad 7 punktów.Jest to wynik grubo powyżej przeciętnej krajowej i sugeruje, żedo pracy w „Metropolitan Life" zostali przyjęci sami najwięksioptymiści spośród starających się o nią. Trzeba tu powiedzieć, żejako grupa zawodowa agenci ubezpieczeniowi są większymi opty-mistami niż przedstawiciele innych zawodów, których badali-śmy — sprzedawcy samochodów, sprzedawcy artykułów pierwszejpotrzeby, którzy przez cały dzień wrzeszczą, zachwalając swój to- 158 Dziedziny życiawar, kadeci z West Point, szefowie sieci restauracji Arby'ego, kan-dydaci na urząd prezydenta USA, gwiazdy baseballu czy świato-wej klasy pływacy.* A zatem zaczęliśmy badania od odpowiedniejgrupy zawodowej, bowiem przedstawicieli tej profesji powinien jużw chwili rozpoczynania kariery cechować silny optymizm, a doosiągnięcia sukcesu potrzeba im jest jeszcze więcej optymizmu niżna początku pracy. Po roku sprawdziliśmy, jak się wiedzie naszym agentom. Zgod-nie z tym, co mówił John Creedon, do tej pory ponad połowa agen-tów zrezygnowała z pracy; ze 104 zostało po roku zaledwie 45.Kto zrezygnował? Agenci, których wyniki plasowały w mniej optymistycznej po-łowie ASQ, rezygnowali dwa razy częściej niż ci, którzy znaleźlisię w bardziej optymistycznej połowie. Prawdopodobieństwo, żezrezygnują z pracy agenci, których wyniki znajdowały się w naj-mniej optymistycznej ćwiartce, było trzy razy większe niż w przy-padku agentów znajdujących się w ćwiartce najbardziej optymi-stycznej. Dla odmiany, ci, którzy uzyskali najniższe wynikiw teście Profilu Zawodowego, nie mieli ani trochę większychskłonności do porzucenia pracy niż ci, którzy uzyskali w tym teściewyniki najwyższe.A jak miała się sprawa z ilością zarobionych dolarów? Agenci z górnej połowy ASQ sprzedali o 20 procent więcej polisniż mniej optymistycznie nastawieni agenci z dolnej połowy. Agen-ci z najwyższej ćwiartki (górne 25%) sprzedali o 50 procent poliswięcej niż agenci z najniższej ćwiartki. W tym przypadku przewi-dywania na podstawie testu Profilu Zawodowego okazały się rów-nie trafne. Agenci, których wyniki plasowały w górnej połowietego testu, sprzedali o 37 procent polis więcej niż agenci z dolnejpołowy. Biorąc pod uwagę oba testy (nie dublowały się, każdyz nich oceniał z innej perspektywy), stwierdziliśmy, że agenci,którym wyniki dały miejsce w górnej połowie obu testów, sprzedalio 56 procent polis więcej niż agenci, którzy znaleźli się w dolnej * Metoda badania optymizmu u osób, które nie chcą lub nie mogą być poddanetestowi ASQ, zwie się analizą zawartości wypowiedzi dosłownych (w oryg. ang.CAVE) i jest opisana na s. 201 - 202 Sukces w pracy 159

połowie obu testów. A zatem optymizm decydował o tym, kto prze-trwa i kto sprzeda najwięcej, i na jego podstawie można byłoprzewidzieć przebieg kariery zawodowej każdego agenta. Przewi-dywania oparte na tej podstawie były niemal tak trafne, jak prze-widywania na podstawie wyników testu Profilu Zawodowego. Czy badania te były na tyle zadowalającym sprawdzianem dlateorii i siły optymizmu, aby na ich podstawie można było przewi-dzieć sukces w sprzedaży polis? Nie. Trzeba było jeszcze znaleźćodpowiedź na kilka pytań, aby całkowicie przekonać „MetropolitanLife", że ASQ pozwala z góry określić, kto będzie dobrym agentem.Przede wszystkim przebadano zaledwie 104 osoby, pochodzące wy-łącznie z zachodniej Pensylwanii, a więc próbka ta mogła być niere-prezentatywna. Po drugie, agenci rozwiązywali test bez żadnegopsychicznego obciążenia, bo i tak zostali już przyjęci do pracy.A gdyby „Metropolitan Life" zaczęło angażować agentów posługu-jąc się w celu wybrania najlepszych testem ASQ i niektórzy z ubie-gających się o pracę, wiedząc o tym, iż to, czy zostaną przyjęci,zależy od wyników testu, świadomie udzielali fałszywych odpowie-dzi? Gdyby im się to udało, test byłby do niczego. Łatwo było przekonać się, czy nasze obawy o oszukiwanie w te-ście są uzasadnione. Przeprowadziliśmy specjalny eksperyment,w którym niektórym osobom rozwiązującym test powiedzieliśmy,w jaki sposób można oszukiwać, aby uzyskać lepszy wynik („Pro-szę starać się wypaść jak najbardziej optymistycznie"), a nawet— żeby ich do tego zdopingować — ustanowiliśmy nagrodę w wy-sokości 100 dolarów za najlepszy wynik. Jednak ani znajomośćmetody oszukiwania, ani obiecana nagroda nie poprawiły ich wy-ników. Osoby te nie wypadły ani trochę lepiej niż reszta. Mówiącinnymi słowy, w teście tym trudno jest oszukiwać, a nakłanianiedo tego, by wydać się jak największym optymistą, też nic nie daje.Nawet kiedy przestudiujesz tę książkę, stwierdzisz, że oszukiwa-nie przy rozwiązywaniu naszych testów na optymizm jest niezwy-kle trudne, gdyż prawidłowe odpowiedzi różnie wyglądają w róż-nych testach, a poza tym zawarte są w nich pułapki, w którewpadają próbujący oszukiwać, tak że można od razu wyelimino-wać wszelkie próby oszustwa. 160 Dziedziny życiaStudium oddziału specjalnegoBYLIŚMY TERAZ gotowi do przeprowadzenia badań na pełną skalę,w których chcieliśmy poddać testowi kandydatów na agentówubezpieczeniowych w warunkach rzeczywistych, to jest w chwili,gdy ubiegają się o przyjęcie do pracy. Na początku 1985 rokuprzebadano za pomocą obu testów piętnaście tysięcy kandydatówna agentów „Metropolitan Life" w całych Stanach Zjednoczonych. Mieliśmy dwa cele. Pierwszym było zaangażowanie tysiącaagentów według zwykłych kryteriów, to znaczy na podstawiewyników osiągniętych w teście Profilu Zawodowego. W przypad-ku tego tysiąca agentów wyniki ASQ nie były brane przy ich re-krutacji pod uwagę. Chcieliśmy jedynie sprawdzić, czy optymiści

z tej formacji regularnej uzyskają lepsze wyniki w pracy niżpesymiści. Drugi cel pociągał za sobą o wiele większe ryzyko dla „Metro-politan Life". Postanowiliśmy utworzyć „oddziały specjalne", skła-dające się z optymistycznych agentów — kandydatów, którzy mi-nimalnie nie zdali testu Profilu Zawodowego (uzyskali od 9 do 11punktów), ale uplasowali się w górnej połowie ASQ. Było to ponadsto osób, których nie zatrudniłaby żadna inna firma, jako że oblalitest zawodowy. Oczywiście oni sami nie mieli pojęcia o tym, żezostaną „agentami specjalnymi". Gdyby zawiedli w pracy, „Metro-politan Life" straciłby około trzech milionów dolarów, bo takiebyły koszta ich szkolenia. A zatem tysiąc spośród piętnastu tysięcy kandydatów zostałoumieszczonych w oddziałach regularnych. Połowa z nich była op-tymistami, połowa pesymistami. (Napisałem wyżej, że kandydacina agentów firm ubezpieczeniowych są z reguły wielkimi optymi-stami, ale oczywiście połowa z nich wypadła poniżej przeciętnejdla tej grupy, niektórzy z nich znacznie poniżej, i właśnie spośródnich rekrutowali się nasi pesymiści.) Natomiast 129 kandydatów,z których wszyscy zmieścili się w górnej połowie wyników ASQ,a zatem byli autentycznymi optymistami, ale oblali test zawodo-wy, utworzyła optymistyczny oddział specjalny. Sukces w pracy 161 Przez następne dwa lata uważnie kontrolowano wyniki nowychagentów. A oto jak wypadli. W pierwszym roku pracy optymiści z sił regularnych sprzedaliwięcej polis niż pesymiści z tych samych sił, ale różnica byłaniewielka, zaledwie ośmioprocentowa. W drugim roku optymiścisprzedali już o 31 procent polis więcej. Jeśli chodzi o oddział specjalny, to spisał się na medal. W pier-wszym roku sprzedali o 21 procent polis więcej niż pesymiściz oddziału regularnego, w drugim o 57 procent więcej. W ciągupierwszych dwóch lat sprzedali nawet o 27 procent polis więcejniż przeciętny optymista z sił regularnych. W istocie sprzedaliprzynajmniej tyle samo polis, co optymiści z oddziału regularnego. Stwierdziliśmy również, że optymiści w miarę upływu czasuwypadali coraz lepiej od pesymistów. Dlaczego tak się działo?Zgodnie z naszą teorią, optymizm jest tak ważny dlatego, że rodziwytrwałość. Spodziewaliśmy się, że na początku talent i motywa-cja do sprzedaży polis będą równie ważne jak wytrwałość, ale żewraz z upływem czasu, gdy nagromadzi się góra odpowiedziodmownych ze strony potencjalnych klientów, decydującą rolęzacznie odgrywać wytrwałość. Wyniki potwierdziły nasze przewi-dywania. Test na optymizm pozwolił przewidzieć wyniki sprzedaży conajmniej tak samo dokładnie jak test Profilu Zawodowego.Oddział specjalnyJACY LUDZIE znaleźli się w oddziale specjalnym? Odpowiadając nato pytanie, opowiem o Robercie Dellu i o dniu, w którym moja

teoria ciałem się stała. Redakcja „Success Magazine"3 dowiedziała się o eksperymen-cie z oddziałem specjalnym i przeprowadziła ze mną wywiad.W 1987 roku opublikowali artykuł o optymizmie i o superagencie,niejakim Robercie Dellu, którego ukazano jako typowego przed-stawiciela oddziału specjalnego „Metropolitan Life". Dell — twier- 162 Dziedziny życiadziło pismo — po wielu latach pracy w rzeźni znalazł się na bruku.Zgłosił się do pracy w „Metropolitan Life" i mimo że oblał testProfilu Zawodowego, uzyskał znakomity wynik w ASQ. Dalej au-tor twierdził, że Dell został prawdziwą gwiazdą wśród agentówfirmy, bo odznaczał się nie tylko wytrwałością, ale też wyobraźnią.Znajdował klientów w miejscach, które innym agentom nawet nieprzyszłyby do głowy. Pomyślałem, że Robert Dell jest postacią fikcyjną, uosabiającąwszystkie cechy, które — zdaniem redakcji — powinien mieć ty-powy członek oddziału specjalnego. Jakież było moje zdziwienie,kiedy w parę tygodni po ukazaniu się artykułu sekretarka oznaj-miła mi, że dzwoni do mnie niejaki Robert Dell. Chwyciłem słu-chawkę. — Robert Dell? — zapytałem. — Robert Dell? To znaczy, żepan naprawdę istnieje? — Jestem postacią z krwi i kości — oznajmił niski głos nadrugim końcu linii. — Nie wymyślono mnie. Powiedział, że wszystko, o czym donosił artykuł, jest szczerąprawdą, i dodał wiele szczegółów. Przez dwadzieścia sześć lat,a więc praktycznie przez całe dorosłe życie, pracował w rzeźni wewschodniej Pensylwanii. Była to wyczerpująca praca, ale na szczę-ście zatrudniony był przy utylizacji odpadków, gdzie warunki byłyznośniejsze niż w innych działach. Potem spadł popyt na mięsoi wyroby wędliniarskie. Związek zawodowy gwarantował mu za-trudnienie w minimalnym czasie pracy, ale powiedziano mu, żezostanie przeniesiony do ubojni. Ten rodzaj pracy zupełnie mu nieodpowiadał, ale nie miał wyboru. Interesy firmy szły coraz gorzeji pewnego poniedziałkowego ranka, przyszedłszy do pracy, Dellzastał drzwi do zakładu zamknięte. Wisiała na nich mała kartkaz napisem „Likwidacja". — Nie miałem zamiaru przez resztę życia utrzymywać się z za-siłku — powiedział Dell — więc trzy czy cztery dni potem odpo-wiedziałem na ogłoszenie firmy poszukującej chętnych do sprzeda-wania polis ubezpieczeniowych. Nigdy niczego nie sprzedawałemi nie wiedziałem, czy się do tego nadaję, ale postanowiłem spróbo-wać. Przeszedłem wasz test i, jak pan wie, zostałem zaangażowany. Sukces w pracy 163 Utrata pracy w rzeźni okazała się niespodziewanym błogosła-wieństwem. W pierwszym roku pracy w oddziale specjalnym Dellzarobił 50 procent więcej, niż zarabiał w rzeźni. W drugim rokuzarabiał już dwa razy tyle. Co więcej, podobała mu się ta praca,

szczególnie związana z nią swoboda i fakt, że sam sobie ustalałgodziny. — Ale dziś miałem okropny ranek — mówił dalej. — Sporzą-dziłem wielką polisę. Napisanie jej zajęło mi parę miesięcy, tonajwiększa i najstaranniej sporządzona polisa, jaką kiedykolwiekprzygotowałem. Tymczasem parę godzin temu dział zatwierdzaniapolis w „Metropolitan Life" zwrócił mi ją. Postanowiłem więc za-dzwonić do pana. — To świetnie, panie Dell — odparłem, nie zorientowawszysię, do czego zmierza. — Cieszę się, że pan zadzwonił. — Doktorze Seligman, z tego artykułu dowiedziałem się, żestworzył pan dla „Metropolitan Life" specjalną brygadę ludzi su-kcesu, takich, którzy nie poddają się nawet wtedy, gdy spotka ichniepowodzenie, jak to się przydarzyło mnie dziś rano. Myślę, żenie zrobił pan tego za darmo.— To prawda. — No więc wobec tego powinien pan wyświadczyć mi przysłu-gę za przysługę i kupić ode mnie tę polisę.Kupiłem.Nowa polityka zatrudniania„Metropolitan Life"W LATACH PIĘĆDZIESIĄTYCH „Metropolitan Life" była gigantemwśród firm ubezpieczeniowych i zatrudniała ponad 20 000 agen-tów. W następnych latach zdecydowała się zmniejszyć liczbę agen-tów i oprzeć się na innych metodach sprzedawania polis. W roku 1987, kiedy tworzyliśmy oddział specjalny, „Metropo-litan Life" już od dawna nie była przodującą firmą. Jej miejscezajęła firma „Prudential". Liczba agentów „Metropolitan Life" 164 Dziedziny życiazmniejszyła się do zaledwie ośmiu tysięcy. Nowe kierownictwofirmy musiało zahamować ten proces. John Creedon zatrudniłBoba Crimminsa, tryskającego energią, srebrnowłosego dżentel-mena o niezwykłych zdolnościach oratorskich. Crimmins z koleisprowadził do firmy doktora Howarda Mase'a, wybitnego specja-listę od kształcenia menedżerów dla „Citi Corp", aby tchnąć noweżycie w sekcję naboru i szkolenia. Postawili sobie ambitny cel —zwiększenie w ciągu roku liczby agentów do dziesięciu tysięcy,a gdyby okazało się to skutecznym posunięciem, do dwunastu ty-sięcy w roku następnym i poszerzenie rynku usług „MetropolitanLife". Chcieli jednocześnie utrzymać dotychczasowy, wysoki po-ziom sprawności agentów. Wydawało się im, że pomocny w tymmoże być nasz eksperyment z oddziałem specjalnym, ponieważudowodniliśmy w skali masowej, iż optymizm zapowiada sukces,a nasz test daje o wiele solidniejsze podstawy do prognozowaniawyników osiąganych przez agentów niż tradycyjne metody. A zatem w „Metropolitan Life" postanowiono poddawać od tejpory wszystkich kandydatów na agentów badaniu testem ASQi przy zatrudnianiu nowych pracowników kierować się ich pozio-mem optymizmu. Była to śmiała strategia.

Pod kierownictwem Crimminsa i Mase'a „Metropolitan Life"przyjęło dwustopniową zasadę doboru agentów. Firma zatrudniateraz kandydatów, którzy plasują się w górnej połowie ASQ i mi-nimalnie poniżej poziomu wymaganego dla zdania testu ProfiluZawodowego. Dzięki temu dostaje pracę wiele osób, których w ogó-le nie brano by pod uwagę przy zastosowaniu starych kryteriów.Poza tym najbardziej pesymistycznie nastawionych 25 procent nieprzyjmuje się, nawet jeśli dobrze wypadli w teście Profilu Zawo-dowego. A zatem nie zatrudnia się już w „Metropolitan Life" pra-cowników, co do których można z góry założyć, iż będą mieli kło-poty, a którzy kiedyś tyle kosztowali firmę. Przyjąwszy tę terapię,„Metropolitan Life" osiągnęło zamierzony cel i zatrudnia w tejchwili ponad dwanaście tysięcy agentów. Jak mnie poinformowa-no, dzięki temu do „Metropolitan Life" należy teraz prawie 50procent rynku osobistych polis ubezpieczeniowych. Agentów jestnie tylko więcej, ale są też lepsi niż poprzednio. Jeśli za kryterium Sukces w pracy 165powodzenia przyjąć ich produktywność, to firma odzyskała przo-dujące miejsce w dziedzinie ubezpieczeń. Dzięki zastosowaniu ASQ Bob Crimmins i Howard Masę za-spokoili zapotrzebowanie „Metropolitan Life" na pracownikóww okresie krótszym niż dwa lata.Przemiana pesymistów w optymistówI ZNOWU ZNALAZŁEM się w biurze Johna Creedona. Dywany byłynadal puszyste, dębowa boazeria lśniła jak dawniej, ale wszyscybyliśmy teraz nieco starsi. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszyprzed siedmiu laty na odczycie, który wygłosiłem dla personelukierowniczego towarzystw ubezpieczeniowych, John był od nie-dawna szefem „Metropolitan Life", a ja entuzjazmowałem się rolą,jaką odgrywa optymizm w osiągnięciu sukcesu. John zdobył tym-czasem wysoką pozycję w skali całego kraju, stając się przywódcąkół biznesu. Teraz oznajmił mi, że za rok przechodzi na emery-turę. Zrobiliśmy przegląd tego, co osiągnęliśmy. Otóż odkryliśmy, żeoptymizm można mierzyć i że — jak mieliśmy nadzieję — można,opierając się na poziomie optymizmu danej osoby, przewidzieć,czy odniesie sukces jako agent ubezpieczeniowy. Nie tylko zmie-niliśmy strategię naboru pracowników w tym potężnym przedsię-biorstwie, ale wpłynęliśmy też na inne firmy, bo pojawiły się oz-naki świadczące o zmianach polityki kadrowej w całej branżyubezpieczeń. — Jest jeszcze jedna rzecz, która nie daje mi spokoju — po-wiedział John. — W każdej dziedzinie przedsiębiorczości znajdująsię pesymiści. Niektórzy trzymają się z racji wieku, inni dlatego,że są dobrzy w tym, co robią. Im więcej przybywało mi lat —ciągnął dalej — tym bardziej mi ciążyli. Zawsze mówią mi, czegonie mogę robić. Mówią tylko o tym, co idzie źle. Wiem, że nie majątakich intencji, ale podcinają inicjatywę, tłamszą wyobraźnięi chęć do działania. Jestem przekonany, że większość z nich, a już

166 Dziedziny życiana pewno firma, miałoby się lepiej, gdyby byli optymistami.W związku z tym mam pytanie. Czy możesz osobę, która ma zasobą trzydzieści, a nawet pięćdziesiąt lat praktyki myślenia pesy-mistycznego, przemienić w optymistę? Odpowiedź na to pytanie brzmi twierdząco. Jednak Creedon niemówił tym razem o agentach, lecz o kadrze kierowniczej, szczegól-nie o konserwatywnej biurokracji, która bez względu na to, ktojest dyrektorem naczelnym, ma w każdej firmie tak dużo do po-wiedzenia. Nie bardzo wiedziałem, jak wziąć się do reformowaniabiurokracji. Członkom kadry kierowniczej nie można tak jak zwy-kłym agentom, kazać poddać się testom i uczestniczyć w semina-riach. Chyba nawet Creedon nie mógłby od nich wymagać, by pod-dali się terapii kognitywnej, indywidualnie lub zbiorowo. Ale nawetgdyby mógł, to czy byłoby mądrze uczyć ich optymizmu? Tej nocy i przez wiele następnych nocy myślałem o życzeniuJohna. Zadawałem sobie pytanie, czy w dobrze zarządzanej firmiepesymizm też odgrywa jakąś istotną rolę, czy w dobrze zorgani-zowanym życiu jest też miejsce na pesymizm?Dlaczego pesymizm?PESYMIZM otacza nas zewsząd. Niektórym dokucza bez przerwy.Jego napady przeżywają wszyscy z wyjątkiem największych opty-mistów. Czy pesymizm jest jednym z wielkich błędów natury, czyteż ma swoje niepoślednie miejsce w porządku świata? Pesymizm może wesprzeć realizm, którego często tak bardzonam potrzeba. W wielu dziedzinach życia zbytni optymizm niejest wskazany. Czasami spotykają nas niepowetowane szkodyi spoglądanie na nie przez różowe okulary może nam przynieśćpewną pociechę, ale nic nie zmieni. W pewnych sytuacjach — naprzykład za sterami samolotu — potrzebny jest nie niezwyciężonyoptymizm, lecz bezlitosny realizm. Niekiedy musimy pogodzić sięz porażką i raczej zwrócić się w inną stronę, niż wynajdywaćpowody, aby trwać przy swoim. Sukces w pracy 167 Kiedy Creedon spytał mnie, czy potrafię zmienić pesymizmkierowniczej kadry „Metropolitan Life" w optymizm, to mniej za-stanawiałem się nad tym, czy jestem w stanie tego dokonać, a bar-dziej nad tym, ile mogę przez to wyrządzić szkody. Może pesy-mizm, który członkowie kierownictwa wnosili do swojej pracy,odgrywał ważną rolę w prawidłowym funkcjonowaniu przedsię-biorstwa? Ktoś musi gasić zbytni entuzjazm. Ci pesymiści wspięlisię przecież na górne szczeble hierarchii urzędniczej, musieli za-tem robić coś słusznego. Tego wieczoru, myśląc o słowach Johna, raz jeszcze zaduma-łem się nad pytaniem, które od dawna nie dawało mi spokoju —dlaczego ewolucja w ogóle pozwoliła na to, by istniały takie zja-wiska, jak pesymizm i depresja? Przecież wydaje się, że optymizmodegrał znaczącą rolę w procesie ewolucji człowieka. W swej wni-

kliwej pracy, zatytułowanej Optimism: The Biology of Hope (Op-tymizm — biologia nadziei), Lionel Tiger przekonuje, że rodzajludzki został uprzywilejowany przez ewolucję z powodu swychoptymistycznych złudzeń co do rzeczywistości.4 Czy bez takichzłudzeń mógłby rozwinąć się gatunek, który sieje ziarno w kwiet-niu i nie bacząc na susze ani głód, czeka na zebranie plonów ażdo września, którego przedstawiciele nie uciekają przed szarżują-cymi mastodontami, lecz wywijają kijami, który przystępuje dobudowy kościoła ciągnącej się czasem przez życie kilku pokoleń?Takie odważne czy nawet szaleńcze zachowania wynikają ze zdol-ności działania w nadziei, że rzeczywistość okaże się lepsza, niżjest. Albo zastanówmy się nad tym: wielu ludzi nie wierzy w ist-nienie Boga i uważa, że jedynym celem życia jest ten, jaki sięsamemu stworzy, a po śmierci zapada się w nicość. Jeśli tak, todlaczego wiele z tych osób zachowuje pogodę ducha? Umiejętnośćniezważania na nasze własne, głęboko zakorzenione negatywneprzekonania jest być może znakomitą obroną przed ciągłym po-padaniem w depresję. Ale jaka wobec tego jest rola pesymizmu? Być może korygujeon zafałszowany przez optymizm obraz postrzeganej przez nasrzeczywistości? 168 Dziedziny życia Myśl o tym, że ludzie znajdujący się w stanie depresji widząrzeczywistość taką, jaka ona jest w istocie, natomiast pozostaliwytwarzają dla swoich potrzeb jej zniekształcony obraz, jest bar-dzo deprymująca. Jako terapeucie, zaszczepiono mi przekonanie,że moim zadaniem jest pomagać chorym na depresję, by czuli sięszczęśliwymi i postrzegali świat wyraźniej. Może jednak szczęściei prawda przeczą sobie wzajemnie? Może to, co uważamy za dobrąmetodę terapii w odniesieniu do pacjenta cierpiącego na depresję,nie jest niczym innym jak tworzeniem przyjemnych iluzji i prze-konywaniem pacjenta, że świat jest lepszy niż w istocie? Są poważne dowody na to, że ludzie w depresji, choć smutniej-si, są jednocześnie mądrzejsi. Przed dziesięciu laty Lauren Alloy i Lyn Abramson, będącejeszcze studentkami Uniwersytetu Pensylwańskiego, przeprowa-dziły eksperyment, którego uczestnikom dano różnego stopniakontrolę nad zapalaniem światła. Niektóre osoby miały nad tymkontrolę stuprocentową — za każdym razem, gdy nacisnęły oneprzycisk, zapalało się światło, natomiast nie zapałało się nigdy,gdy nie naciskały przycisku. Inni natomiast pozbawieni byliwszelkich możliwości kontroli — światło świeciło się bez względuna to, czy naciskali przycisk, czy nie. Członków obu grup poproszono, by postarali się jak najdokład-niej ocenić stopień, w jakim kontrolowali proces zapalania sięi gaśnięcia światła. Osoby znajdujące się w stanie depresji oceniłybardzo trafnie, kiedy miały wpływ, a kiedy go nie miały. Osoby nie ulegające depresji zaskoczyły nas. Oceniły prawid-

łowo, kiedy miały wpływ na ten proces, ale kiedy nie miały żad-nego wpływu, również trwały niezachwianie w wierze, że w jakimśstopniu kontrolują sytuację.5 Biorąc pod uwagę fakt, że być może naciskanie guzika i zapa-lanie światła nie jest dla tych osób wystarczająco ważną sprawą,Alloy i Abramson zastosowały bodziec w postaci nagród pienięż-nych. Kiedy światło paliło się, osoba badana wygrywała pewnąsumę, kiedy gasło, traciła te pieniądze. Mimo to optymistycznezafałszowania, jakim uległy osoby nie przygnębione nie tylkonie zmniejszyły się, ale nawet spotęgowały. W pewnych warun- Sukces w pracy 169, kach wszystkie osoby badane miały dokładnie taki sam wpływ; na zapalanie i gaszenie światła, ale eksperyment został tak skon-i struowany, że wszyscy tracili pieniądze. W tej sytuacji osobynie znajdujące się w depresji twierdziły, że mają mniejszy wpływ,niż faktycznie miały. Kiedy natomiast warunki eksperymentuzmieniono tak, że wszyscy wygrywali, te same osoby utrzymywa-ły, że ich wpływ na sytuację jest większy, niż w istocie był. Na-tomiast osoby w stanie depresji oceniały sytuację zupełnie pra-widłowo. Badania prowadzone przez ostatnie dziesięć lat stale potwier-dzały tę prawidłowość. Osoby znajdujące się w depresji — z któ-rych większość okazała się pesymistami — trafnie oceniały swójwpływ na przebieg wydarzeń. Natomiast osoby nie znajdujące sięw depresji — w przeważającej części optymiści — uważają, żemają większy wpływ, niż w istocie mają, szczególnie wtedy, gdysą bezradne i nie mają żadnego wpływu na sytuację, w której sięznajdują. Innego rodzaju dowodów na potwierdzenie tezy, że ludziew stanie depresji, choć smutniejsi, są mądrzejsi, dostarczają ba-dania oceny umiejętności.6 Parę lat temu „Newsweek" doniósł, że80 procent Amerykanów uważa, iż plasują się w górnej połowiespołeczeństwa pod względem umiejętności znajdowania się w to-warzystwie. Jeśli wyniki badań Petera Lewinsohna, psychologaz Uniwersytetu Oregońskiego, i jego kolegów są poprawne, to mu-sieli to być Amerykanie nie znający depresji. Otóż Lewinsohn i in-ni zorganizowali dyskusję, w której udział wzięli pacjenci znajdu-jący się w depresji i pacjenci nie przeżywający załamania. Podyskusji poproszono jej uczestników, by ocenili, jak wypadli, czymówili w sposób przekonywający, czy byli sympatyczni. Wedługzgodnej opinii grupy obserwatorów pacjenci znajdujący się w de-presji nie byli ani zbyt przekonywujący, ani zbyt sympatyczni.Jest to zrozumiałe, jako że upośledzenie umiejętności radzeniasobie w towarzystwie innych ludzi jest jednym z objawów depresji.Sami pacjenci ocenili prawidłowo brak tych umiejętności u siebie.Natomiast grupa pacjentów nie przeżywających depresji zaskoczy-ła badaczy. Wszystkie osoby z tej grupy znacznie przeceniały swo- 170 Dziedziny życia

je umiejętności, uważając się za bardziej przekonywających i sym-patycznych, niż wynikało to z oceny obserwatorów. Jeszcze inaczej wygląda sprawa z pamięcią.7 Ogólnie biorąc,jednostki depresyjne zapamiętują więcej niepomyślnych i mniejpomyślnych wydarzeń niż jednostki niedepresyjne, u których wy-stępuje dokładnie odwrotne zjawisko. Ale którzy mają rację? Toznaczy, czy przeważają wydarzenia pomyślne, czy niepomyślne?Gdyby znana była rzeczywista liczba wydarzeń obu rodzajów, tomożna byłoby stwierdzić, kto ma bliższy prawdy obraz minionychwydarzeń, a kto przechowuje w pamięci obraz zniekształcony. Na studiach uczono mnie, że jeśli chce się uzyskać prawdziwyobraz życia chorych depresyjnych, to nie ma sensu pytać ich o ichprzeszłość. Zawsze bowiem słyszy się, że nie kochali ich rodzice,wszystkie ich przedsięwzięcia kończyły się fiaskiem, a rodzinnamiejscowość była okropna. Czy nie jest jednak możliwe, że mówiąprawdę? Można to łatwo sprawdzić w warunkach laboratoryjnych,wystarczy tylko dać im do rozwiązania test, przygotowany tak, bydwadzieścia odpowiedzi było poprawnych, a dwadzieścia złych.Potem należy ich spytać, jak wypadli. Wyniki badań tego typuzdają się świadczyć, iż osoby depresyjne trafnie oceniają rzeczy-wistość, mówią — na przykład — że uzyskały dwadzieścia jedenodpowiedzi poprawnych, a dziewiętnaście złych. To właśnie osobyniedepresyjne zniekształcają obraz przeszłości — w takiej samejsytuacji mogą powiedzieć, że mają dwanaście odpowiedzi błęd-nych, a dwadzieścia osiem prawidłowych. Ostatnia kategoria danych dotyczących stwierdzenia, że osobydepresyjne są smutniejsze, lecz mądrzejsze, łączy się ze stylemwyjaśniania. Jeśli sądzić na podstawie wyjaśnień osób niedepre-syjnych, to stare porzekadło mówiące o tym, iż porażka jest sie-rotą, a sukces ma tysiąc ojców, jest prawdziwe. Natomiast osobydepresyjne przyznają się zarówno do sukcesów, jak i do porażek.Prawidłowość tę stale wykazywały wszystkie nasze badania nadstylem wyjaśniania.8 Test, który rozwiązałeś w rozdziale trzecim,składał się w połowie z wydarzeń pomyślnych i w połowie z nie-pomyślnych, których przyczyny miałeś wybrać według własnegouznania. Odpowiedziawszy na poszczególne pytania kwestionariu- Sukces w pracy 171sza, obliczyłeś swój ogólny wynik według wzoru P - N, gdzie Poznacza ogólną liczbę punktów odpowiadającą wydarzeniom po-myślnym, natomiast N ogólną liczbę punktów odpowiadającą wy-darzeniom niepomyślnym. Ciekawe, jak ma się twój rezultat dorezultatów uzyskiwanych przez osoby depresyjne. Styl wyjaśnia-nia osoby depresyjnej jest z grubsza taki sam w przypadkupomyślnych, jak i niepomyślnych wydarzeń, to znaczy w takimstopniu, w jakim osoba depresyjna ma wyniki nieco powyżej prze-ciętnej odnośnie do stałości, zasięgu i personalizacji w wyjaśnie-niach wydarzeń pomyślnych, w takim też stopniu ma wyniki niecopowyżej przeciętnej odnośnie do stałości, zasięgu i personalizacjiw wyjaśnieniach wydarzeń niepomyślnych. Różnica P — N u osoby

depresyjnej kształtuje się w granicach 0 punktów, jej oceny sąrozłożone równomiernie. Różnica P — N u osoby niedepresyjnej wynosi zawsze dużo wię-cej niż 0 punktów, na wykresie przybiera postać linii krzywej. Jeślisprawy układają się niepomyślnie, jest to twoja wina — tłumaczytaka osoba — ale wkrótce to się skończy i niepowodzenie ograniczysię tylko do tej konkretnej sytuacji. Jeśli natomiast wszystko prze-biega pomyślnie, to jest moją zasługą, będzie tak zawsze i w wielusytuacjach. Według osób niedepresyjnych wydarzenia niepomyślnemają swe źródło na zewnątrz, ograniczony zasięg i są chwilowe,ale wydarzenia pomyślne mają źródło wewnątrz, zasięg uniwersal-ny i są stałe. Im bardziej optymistyczne są sądy takich osób, tymbardziej stroma jest krzywa ilustrująca to na wykresie. Osoba de-presyjna, dla odmiany, uważa, że przyczyną jej sukcesów są tesame czynniki, które są przyczyną jej niepowodzeń. Ogólnie zatem biorąc, są przekonywające dowody na to, iż oso-by niedepresyjne zniekształcają obraz rzeczywistości na swoją ko-rzyść, natomiast osoby depresyjne widzą rzeczywistość prawidło-wo. Jak dowody te mają się do zjawiska optymizmu i pesymizmu?Statystycznie rzecz ujmując, większość osób depresyjnych chara-kteryzuje się pesymistycznym stylem wyjaśniania, natomiast wię-kszość osób niedepresyjnych stylem optymistycznym. Znaczy to,że optymiści na ogół mają zniekształcony obraz rzeczywistości,natomiast pesymiści „widzą świat poprawnie", jak to ujął Ambrose 172 Dziedziny życiaBierce.9 Pesymista zdaje się wydany na łaskę i niełaskę rzeczy-wistości, podczas gdy optymista ma znakomite środki obronyprzed rzeczywistością, środki, dzięki którym może zachować po-godę ducha wobec obojętnego wszechświata. Trzeba jednak pamię-tać, że związek ten jest tylko statystyczny, że zatem pesymiścinie są en masse skupieni na rzeczywistości. Niektórzy realiści,choć jest ich zdecydowanie mniej, są optymistami, zaś niektóreosoby mające zniekształcony obraz świata, choć i tych jest zdecy-dowana mniejszość, są pesymistami. Czy charakterystyczne dla osób niedepresyjnych poprawnepostrzeganie rzeczywistości jest tylko laboratoryjnym kuriozum?Nie sądzę. Raczej pozwala nam dostrzec sedno pesymizmu. Jestpierwszą poważną wskazówką na drodze ku wyjaśnieniu, dlaczegow ogóle popadamy w depresję, i przybliża nam możliwość udzie-lenia odpowiedzi na postawione wcześniej pytanie — dlaczegoewolucja pozwoliła nie tylko na to, by pesymizm i depresja prze-trwały, ale nadal bujnie się krzewiły? Jeśli pesymizm leży u pod-łoża depresji i samobójstw, jeśli jest przyczyną niepowodzeń oraz— jak się niebawem przekonamy — wpływa ujemnie na zdrowiei na funkcjonowanie naszego systemu immunologicznego, to dla-czego nie znikł wiele tysięcy lat temu? Jaką rolę spełnia pesymizmw istnieniu rodzaju ludzkiego? Korzyści płynące z pesymizmu mogły ujawnić się w ostatnichstadiach procesu naszej ewolucji. Jesteśmy zwierzętami epoki

plejstocenu, okresu lodowcowego. Naszą konstrukcję psychicznąukształtowało sto tysięcy lat katastrof klimatycznych — występu-jących na przemian fal mrozów i upałów, okresów suszy i powodzi,obfitości pożywienia i nagle pojawiającego się głodu. Tym z na-szych przodków, którzy przetrwali plejstocen, udało się to byćmoże dzięki temu, że potrafili się bez przerwy martwić o przy-szłość, że traktowali słoneczne dni jako zapowiedź surowej zimy.Odziedziczyliśmy po nich mózg, a razem z nim skłonność do do-strzegania raczej chmury niż prześwitującego zza niej słońca. Niekiedy i w pewnych fragmentach współczesnego życia tengłęboko zakorzeniony pesymizm spełnia swoją rolę. Pomyślmychoćby o dużym przedsiębiorstwie. Pracuje w nim zróżnicowany Sukces w pracy 173zespół różnych osób spełniających różne funkcje. Przede wszy-stkim są tam optymiści. Oni zajmują się badaniami, planowa-niem, rozeznaniem rynku, reklamą. Ci ludzie muszą być wizjone-rami. Muszą śnić o rzeczach, które jeszcze nie istnieją, musząbadać obszary znajdujące się poza aktualnym zasięgiem firmy.Jeśli nie zrobią tego oni, to zrobi to konkurencja. Wyobraźmy sobiejednak firmę, której personel składa się wyłącznie z optymistów,skoncentrowanych na wspaniałych możliwościach firmy i traktu-jących każdy cel jako możliwy do osiągnięcia. Byłaby to katastrofa. Przedsiębiorstwu potrzeba również pesymistów, ludzi, którzymają rzetelną znajomość istniejących realiów. Muszą oni staledbać o to, by szara rzeczywistość studziła nieco zapał optymistów.Skarbnik, księgowy, wiceprezes do spraw finansowych, specjaliściod spraw bezpieczeństwa — oni wszyscy muszą mieć dokładnerozeznanie w tym, na co przedsiębiorstwo może sobie pozwolić,muszą mieć świadomość niebezpieczeństw czyhających na zbytpewnych siebie optymistów. Ich zadaniem jest ostrzegać i prze-strzegać, ich sztandar ma kolor żółty. Trzeba zaraz wyjaśnić, że takie osoby nie muszą być stupro-centowymi pesymistami, których styl wyjaśniania ustawicznie pod-kopuje zdrowie i szansę na sukces. Niektórzy z nich mogą byćosobami depresyjnymi, ale inni, może nawet większość, mogą —mimo swej ponurej ostrożności i przezorności — być osobami po-godnymi i pełnymi nadziei. Niektórzy z nich są po prostu rozważnii opanowani i w trosce o swoją karierę troskliwie pielęgnowalipesymistyczną stronę swej osobowości. John Creedon nigdy niesugerował, że kadra kierownicza jego firmy pełna jest pesymistówobezwładniających wszystkich własną bezradnością. Jednak różni-ca między jednymi a drugimi nie jest jakościowa, lecz ilościowa.Różnią się oni tylko poziomem pesymizmu. Jako całość, kadra kie-rownicza mogłaby okazać się zespołem pesymistów, a ich poglądna świat zasadniczo, aczkolwiek niedrastycznie, pesymistyczny. Ci umiarkowani pesymiści — nazwijmy ich pesymistami za-wodowymi — wydają się robić dobry użytek z pesymistycznego,prawidłowego postrzegania świata Oest to ich towar firmowy) bezpłacenia kosztów pesymizmu — ataków depresji i braku inicjaty-

174 Dziedziny życiawy, co przedstawiłem już w tej książce, słabego zdrowia i niemoż-ności osiągnięcia wysokiego stanowiska, co przedstawię w nastę-pnych rozdziałach. Tak więc dobrze prosperujące przedsiębiorstwo ma swych op-tymistów, marzycieli i twórców, jest jednak formą współczesnegożycia, która potrzebuje dla swego prawidłowego rozwoju równieżpesymistów, mających za zadanie doradzać rozwagę. Chcę jednakpodkreślić fakt, że na czele firmy musi stać osoba na tyle mądrai elastyczna, by potrafiła wypośrodkować między optymistycznymiwizjami planistów a jeremiadami swoich zastępców. Osobą takąbył Creedon i jego użalanie się na pesymistów w firmie wynikałoz konieczności codziennego godzenia tych sprzeczności.Optymizm i pesymizm.Bilans strat i zyskówBYĆ MOŻE PO TO, by życie było udane, potrzeba dla dobrze prospe-rującego przedsiębiorstwa zarówno optymizmu, jak też — przy-najmniej czasami — pesymizmu, i to z tych samych przyczyn,z których konieczne to jest dla prawidłowego funkcjonowaniaprzedsiębiorstwa. Być może w życiu potrzebny jest też taki „szef,którego cechuje elastyczny optymizm. Przed chwilą wystąpiłem w obronie pesymizmu. Pesymizmzwiększa nasze poczucie rzeczywistości oraz daje nam zdolnośćpoprawnego widzenia spraw, szczególnie jeśli żyjemy w świecie,w którym nagłe i niespodziewane katastrofy są na porządkudziennym. Niech mi teraz wolno będzie zreferować oskarżenie podadresem pesymizmu (które jest drugą stroną obrony optymizmu)tak, abyśmy mogli porównać płynące z niego korzyści z wynika-jącymi również z niego stratami.• Pesymizm powoduje depresję.• Pesymizm wyzwala raczej inercję niż aktywność w obliczuniepowodzeń.• Sukces w pracy 175' • Pesymizm powoduje, że charakteryzująca się nim osoba czu-je się subiektywnie źle — jest zmartwiona, przybita, ziryto-wana, ma chandrę.• Pesymizm jest samospełniającym się proroctwem. Pesymiścinie potrafią stawiać wytrwale czoła wyzwaniu i dlategoo wiele częściej doznają niepowodzeń — nawet wtedy, kiedysukces jest w ich zasięgu.• Pesymizm ma niekorzystny wpływ na stan zdrowia (patrz:rozdział dziesiąty).• Pesymiści starający się o wysokie urzędy przegrywają z kon-kurentami (patrz: rozdział jedenasty).• Jeśli okazuje się, że pesymista ma rację i sprawy przybierajązły obrót, czuje się on jeszcze gorzej. Zgodnie ze swym stylemwyjaśniania, traktuje przewidziane wcześniej niepowodzeniejako klęskę, a klęskę jako tragedię.

Wszystko, co można powiedzieć najlepszego o pesymiście, toto, że jego obawy są uzasadnione. Bilans ten zdaje się wypadać zdecydowanie na korzyść op-tymizmu, ale zdarzają się chwile i sytuacje, kiedy potrzebnyjest nam pesymizm. W rozdziale dwunastym przedstawione sąwskazówki co do tego, kto nie powinien dać się ponieść optymi-zmowi oraz w jakich sytuacjach najbardziej przydaje się pesy-mizm. Każdy z nas — zarówno wyjątkowy pesymista, jak i wyjątkowyoptymista — doświadcza obu stanów. Styl wyjaśniania ma pra-wdopodobnie wbudowany mechanizm zmiany. Cykl pór powodu-je od czasu do czasu lekką depresję. Depresja z kolei ma pewienrytm zależny od pór dnia, a także, przynajmniej u niektórychkobiet, od dni miesiąca. Zazwyczaj najbardziej przygnębienijesteśmy, kiedy się budzimy, a potem — w miarę upływu dnia —nastrój się nam poprawia. Nakłada się na to jednak nasz podsta-wowy cykl aktywności i odpoczynku. Jak już wcześniej wspomnia-łem, najniższe punkty tego cyklu, z którymi łączy się osłabienienaszej dynamiki, przypadają mniej więcej na godziny czwartą popołudniu i czwartą nad ranem, natomiast wzrost aktywności wy- 176 Dziedziny życiastępuje późnym rankiem i późnym popołudniem, choć oczywiściedokładny czas ich wystąpienia różni się u różnych osób. W momentach szczytowych cyklu nastrojeni jesteśmy bardziejoptymistycznie niż zazwyczaj. Snujemy wówczas śmiałe plany no-wych romantycznych podbojów, kupna nowego samochodu itd.W momentach, kiedy cykl ten osiąga punkt najniższy, jesteśmybardziej niż zwykle narażeni na popadniecie w pesymizm i depre-sję. Dostrzegamy ponurą rzeczywistość, która przekreśla naszeplany — ta dziewczyna nigdy nie zainteresuje się rozwodnikiemz trójką dzieci, nowy samochód kosztuje więcej, niż zarabiamprzez cały rok itd. Jeśli jesteś optymistą i chcesz, by przedstawićci to bardziej obrazowo, to wystarczy, byś przypomniał sobie, jakostatnio obudziłeś się o czwartej nad ranem i nie mogłeś na powrótzasnąć. Zmartwienia, którymi nie zawracasz sobie głowy w ciągudnia, teraz przytłaczają cię: kłótnia z żoną zapowiada rozwód,zmarszczka na czole szefa — zwolnienie z pracy. Te cykliczne napady pesymizmu ukazują nam jego konstru-ktywną rolę w naszym życiu. Pesymizm w łagodnej postaci po-wstrzymuje nas przed ryzykownymi posunięciami wynikającymiz nadmiernego optymizmu, sprawiając, że zastanawiamy się nadnaszymi szansami przed podjęciem jakiegoś śmiałego kroku.W momentach przypływu optymizmu snujemy wielkie planyi nadzieje, marzymy o sukcesach. Naginamy wówczas obraz rze-czywistości do tych marzeń i wszystko wydaje się o wiele prostszei łatwiejsze, niż jest w rzeczywistości. Gdyby nie te momenty opty-mistycznych uniesień, nigdy nie osiągnęlibyśmy czegoś, co wyma-ga pokonania wielu trudności i naszych własnych obaw, czegoś,co wydaje się prawie nieosiągalne. Mount Everest pozostałby na

zawsze nie zdobytym szczytem, nikt nie przebiegłby jednej miliw czasie czterech minut, projekty odrzutowca i komputera wylą-dowałyby w koszu na śmieci przy biurku jakiegoś wicedyrektorado spraw finansowych. Geniusz ewolucji zawiera się w tym dynamicznym napięciumiędzy optymizmem i pesymizmem, stale korygującymi się na-wzajem. Kiedy, zgodnie z rytmem dnia, ulegamy na przemianpodwyższeniom i obniżeniom nastroju, to napięcie pozwala nam Sukces w pracy 177zarówno na podejmowanie śmiałych przedsięwzięć, jak i na wyco-fywanie się z planów grożących nadmiernym ryzykiem. W pew-nym sensie to właśnie owo stałe falowanie nastrojów spowodowa-ło, iż człowiek osiągnął tak wiele. Jednakże ewolucja dała nam także mózg naszych plejstoceń-skich przodków, a z nim natrętne pesymistyczne myśli: sukcesjest ulotny, za najbliższym rogiem czai się niebezpieczeństwo, gro-zi nam tragedia, optymizm jest złudzeniem. Mózg, który prawid-łowo oceniał ponurą rzeczywistość epoki lodowcowej, nie nadążawszakże za już nie tak ponurymi warunkami obecnej rzeczywi-stości. Rozwój rolnictwa, a potem wielki skok technologiczny spra-wiły, iż ludzie w rozwiniętych krajach nie są już tak jak przedwieloma tysiącami lat wystawieni na łaskę i niełaskę ostrej zimy.Czasy, kiedy dwoje z trojga naszych dzieci nie dożywało do piątegoroku życia, należą do przeszłości. Kobieta nie musi się już bać, żeumrze w czasie porodu. Po okresach chłodów czy suszy nie grozijuż nam głód. Oczywiście życie współczesne też niesie — chara-kterystyczne dla naszej doby — zagrożenia: przestępczość, AIDS,rozwody, groźbę wybuchu wojny jądrowej, niszczenie ekosyste-mów. Jednak fakt, że życie na Zachodzie osiągnęło prawie takipoziom zagrożenia, jaki kształtował mózgi naszych przodkóww plejstocenie, jest wynikiem manipulowania statystyką. Dlategoteż powinniśmy uważać głos pesymizmu za to, czym w istociejest — za pozostałość przeszłości. Nie wynika z tego bynajmniej, że powinniśmy stać się lotofa-gami.* Wynika natomiast to, że mamy powody do większego op-tymizmu, niż czujemy. Czy jednak mamy tu jakiś wybór? Czymożemy nauczyć się optymizmu, czy możemy narzucić go nasze-mu plejstoceńskiemu mózgowi, byśmy mogli korzystać z jego do-brodziejstw, zachowując jednocześnie konieczny w pewnych sytu-acjach pesymizm? Uważam, że możemy, bo ewolucja dała nam jeszcze jednąrzecz. Podobnie jak w dobrze prosperującym przedsiębiorstwie, * Lotofagowie to mityczny lud zamieszkujący wybrzeże dzisiejszej Libii, ży-wiący się owocami lotosu. Lotofagowie gościli u siebie Odyseusza i jego towarzyszy,którzy po spożyciu owoców lotosu zapomnieli o powrocie do ojczyzny (przyp. red.) 178 Dziedziny życiaw każdym z nas tkwi dyrektor, który starannie waży wszystkieza i przeciw, który słucha zarówno podszeptów optymizmu, dora-

dzającego śmiałe kroki, jak i pesymizmu, ostrzegającego przedzbytnim ryzykiem. Tym „dyrektorem" jest mądrość. Do niej towłaśnie zaadresowana jest większość postulatów tej książki. Zro-zumiawszy, na czym polega ta jedna jedyna zaleta pesymizmui jej dalekosiężne, obezwładniające nas skutki, możemy nauczyćnie poddawać się jego ustawicznym, tak głęboko zakorzenionymw naszych myślach i zwyczajach naleganiom. Możemy nauczyć siękierować w życiu optymizmem, ale także brać pod uwagę — wów-czas kiedy jest to konieczne — pesymizm. W jaki sposób nauczyć się takiego elastycznego optymizmu,a także jak i kiedy najlepiej z niego korzystać, ukazują poszcze-gólne rozdziały ostatniej części tej książki, zatytułowanej: „Zmia-na. Od pesymizmu do optymizmu". Rozdział siódmyDzieci i rodzice:Geneza optymizmu STYL WYJAŚNIANIA ma przemożny wpływ na życie doro-słych. Może on wywołać depresję jako reakcję na nasze codzienneniepowodzenia albo — przeciwnie — uodpornić nas nawet na pra-wdziwe tragedie. Może spowodować, że człowiek stanie się obojęt-ny na wszelkie przyjemności życia albo będzie się nimi cieszyłw pełni. Może przeszkodzić nam w osiągnięciu upragnionego celu,ale może też pomóc nam cel ten osiągnąć. Jak się wkrótce prze-konamy, styl wyjaśniania danej osoby wpływa również na sposób,w jaki postrzegają ją inni, usposobiając ich do niej przychylnielub nieprzyjaźnie. Ma też wpływ na zdrowie fizyczne. Styl wyjaśniania kształtuje się w dzieciństwie. Wówczas toformuje się w człowieku optymizm lub pesymizm, który ma fun-damentalne znaczenie dla jego przyszłych poczynań. Jest to rodzajfiltru, przez który postrzegamy nasze niepowodzenia i sukcesyi z czasem przechodzi w pewien zwyczaj myślenia o nas i o ota-czającym nas świecie. W rozdziale tym zajmiemy się źródłem styluwyjaśniania, prześledzimy jego konsekwencje, a także zastanowi-my się, jak można go zmienić. I

180 Dziedziny życia

Zbadaj poziom optymizmu swegodzieckaJEŚLI TWOJE DZIECKO ma więcej niż siedem łat, to prawdopodobniewykształciło już sobie styl wyjaśniania, który teraz znajduje sięw stadium krystalizacji. Możesz zmierzyć styl wyjaśniania swegodziecka za pomocą testu o nazwie Children's Attributional StyleQuestionnaire1 [Kwestionariusz atrybucyjnego stylu u dzieci],w skrócie CASQ, któremu poddano już tysiące dzieci. Przypominaon bardzo test, który rozwiązywałeś w rozdziale trzecim. Jegorozwiązanie zabiera dzieciom w wieku od ośmiu do trzynastu lat

około dwudziestu minut. Jeśli masz starsze dziecko, daj mu testz rozdziału trzeciego. Nie ma całkowicie niezawodnego testu tegotypu dla dzieci w wieku poniżej ośmiu lat, ale istnieje inna metodamierzenia ich stylu wyjaśniania. Przedstawię ją w dalszej częścitego rozdziału. Przed poddaniem dziecka temu testowi usiądź z nim przy stolei powiedz mu coś w tym rodzaju: „Różne dzieci myślą w różny sposób. Właśnie czytam książ-kę o tym i zastanawiam się, co myślisz o różnych rzeczach,które mogą ci się przydarzyć. Popatrz na to. To jest naprawdę ciekawe. Jest tu trochępytań dotyczących tego, co myślisz. Każde pytanie przypominamałe opowiadanie, a na każde opowiadanie możesz zareagowaćw jeden z dwóch sposobów. Masz wybrać jeden sposób, takiktóry najbardziej przypomina sposób, w jaki byś zareagował,gdyby coś takiego naprawdę przydarzyło się tobie. Weź więc ołówek i spróbuj. Wyobraź sobie, że to wszystkoprzydarzyło się tobie, nawet jeśli nigdy z czymś takim się niezetknąłeś. Potem zakreśl ołówkiem albo odpowiedź A, alboodpowiedź B — tę, która najlepiej opisuje to, co byś czuł w ta-kiej sytuacji. I pamiętaj, że jest to test wyjątkowy, bo nie matu złych odpowiedzi! Czy to nie wspaniałe? No, to teraz zacznijod pytania numer 1". Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 181 Twoje dziecko nie będzie prawdopodobnie potrzebowało żadnejpomocy przy rozwiązywaniu tego testu. Jednak w przypadku dzie-ci młodszych, które nie są jeszcze biegłe w czytaniu, powinieneśw czasie, kiedy dziecko czyta poszczególne pytania, odczytać jena głos.Children's Attributional Style Questionnaire (CASQ)1. Dostajesz piątkę z klasówki.ZPA. Jestem zdolny. 1B. Jestem dobry z przedmiotu, z którego byłaklasówka. 02. Grasz w jakąś grę z paroma kolegami i wygrywasz.PPA. Ci, z którymi gratem, nie są dobrymi graczami. 0B. Dobrze gram w tę grę. 13. Spędzasz wieczór u kolegi w domu i dobrze się bawisz.ZPA. Tego wieczoru kolega był przyjaźnie nastawiony. 0B. Cała rodzina kolegi była przyjaźnie nastawiona. 14. Jedziesz na wakacje z grupą osób i mile spędzasz czas.PPA. Byłem w dobrym nastroju. 1B. Osoby, które były ze mną, były w dobrymnastroju. 05. Wszyscy koledzy łapią przeziębienie, a ty nie.

SPA. Ostatnio dopisywało mi zdrowie. 0B. Mam dobre zdrowie. 1

182 Dziedziny życia

6. Twojego psa przejechał samochódA. Me opiekuję się dobrze swoimi zwierzętami.B. Kierowcy nie jeżdżą uważnie.

PN10

7. Niektórzy koledzy mówią, że cię nie lubią.PNA. Od czasu do czasu ludzie są dla mnie niedobrzy. 0B. Od czasu do czasu jestem niedobry dla innych. 1

8. Masz bardzo dobre stopnie.A. Nauka jest łatwa.B. Dużo się uczę.

PP01

9. Spotykasz przyjaciela, który mówi ci, że świetniewyglądasz.A. Tego dnia przyjaciel chciał komuś powiedziećkomplement.B. Mój przyjaciel zazwyczaj prawi ludziomkomplementy.

SP01

10. Dobry przyjaciel mówi ci, że cię nie cierpi.PNA. Tego dnia przyjaciel był w złym nastroju. - 0B. Tego dnia byłem niedobry dla przyjaciela. 111. Opowiedziałeś dowcip i nikt się nie śmieje.PNA. Me umiem opowiadać dowcipów. 1B. Ten dowcip jest tak dobrze znany, że już nikogonie bawi. 0

Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 18312. Nauczyciel wyjaśnia coś, a ty tego nie rozumiesz.ZNA. Tego dnia w ogóle nie uważałem. 1B. Nie uważałem, kiedy nauczyciel mówił. 013. Dostałeś dwójkę z klasówki.SNA. Nauczyciel robi trudne klasówki. 1B. W ostatnich tygodniach nauczyciel zrobiłparę trudnych klasówek. 014. Przybrałeś na wadze i zaczynasz wyglądać jak tłuścioch.PNA. To, co muszę jeść, jest tuczące. 0B. Lubię jedzenie, od którego przybiera się na wadze. 115. Ktoś ukradł ci pieniądze.ZNA. Ta osoba jest nieuczciwa. 0B. Ludzie są nieuczciwi. 116. Rodzice chwalą cię za zrobienie czegoś.PPA. Niektóre rzeczy dobrze robię. 1B. Rodzicom podoba się większość tego, co robię. 017. Wygrywasz w jakiejś grze pewną sumę pieniędzy.ZPA. Mam szczęście. 1B. Mam szczęście w grach. 018. O mało nie utonąłeś, kąpiąc się w rzece.SNA. Jestem nieostrożny. 1B. Czasami jestem nieostrożny. 0

184 Dziedziny życia19. Zapraszają cię często na przyjęcia.PPA. Ostatnio wiele osób było do mnie nastawionychbardzo przyjaźnie. 0B. Ostatnio zachowywałem się bardzo przyjaźniew stosunku do wielu osób. 120. Dorosły krzyczy na ciebie.ZNA. Ten ktoś nakrzyczał na pierwszą osobę, którązobaczył. 0B. Ten ktoś nakrzyczał na dużo osób, które spotkałtego dnia. 1

21. Wykonujesz z grupą innych dzieci jakieś zadaniei wynik jest zły.A. Nie pracuje mi się dobrze z tymi dziećmi.B. Nie pracuje mi się dobrze w grupie.

ZN01

22. Zaprzyjaźniasz się z nowym kolegą (koleżanką).A. Jestem sympatyczny.B. Osoby, które poznaję, są sympatyczne.

PP10

23. Twoje stosunki z rodziną układają się dobrze.SPA. Kiedy jestem z rodziną, łatwo ze mną dojśćdo porozumienia. 1B. Kiedy jestem z rodziną, można ze mną od czasudo czasu dojść do porozumienia. 0

Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 18524. Próbujesz sprzedawać cukierki, ale nikt nic od ciebienie kupuje.SNA. Ostatnio dużo dzieci sprzedaje różne rzeczy,więc ludzie nie chcą już nic kupować od nich. 0B. Ludzie nie chcą niczego kupować od dzieci.125. Wygrywasz w jakiejś grze.ZPA. Czasami staram się, jak mogę, żeby wygrać. 0B. Czasami staram się, jak mogę. 126. Dostajesz w szkole marną ocenę.PNA. Jestem głupi. 1B. Nauczyciele są niesprawiedliwi. 027. Wpadasz na drzwi i rozbijasz sobie nos.ZNA. Nie patrzyłem przed siebie. 0B. Ostatnio jestem nieostrożny. 128. Gubisz piłkę i twoja drużyna przegrywa.SNA. Nie bardzo przykładałem się do gry tego dnia. 0B. Zazwyczaj nie bardzo przykładam się do gryw piłkę. 129. Skręciłeś nogę w kostce w sali gimnastycznej.PNA. Przez parę ostatnich tygodni wykonywaliśmyniebezpieczne ćwiczenia w sali gimnastycznej. 0B. Przez parę ostatnich tygodni byłem niezdarny

w sali gimnastycznej. 1

186 Dziedziny życia

30. Rodzice zabierają cię na plażę i świetnie się bawisz.A. Tego dnia na plaży wszystko było fajne.B. Tego dnia była znakomita pogoda.

ZP10

31. Tramwaj, którym jedziesz do kina, spóźnił się i nie obej-rzałeś filmu.SNA. W ostatnich dniach tramwaje często sięspóźniały. 0B. Tramwaje prawie zawsze się spóźniają. 1

32. Mama robi dla ciebie obiad, który szczególnie lubisz.A. Jest parę rzeczy, które mama robi, żebysprawić mi przyjemność.B. Mama lubi sprawiać mi przyjemność.

ZP01

33. Drużyna, w której grasz, przegrywa mecz.A. Członkowie tej drużyny nie są ze sobą zgrani.B. Członkowie tej drużyny nie byli tego dniaze sobą zgrani.

SN1O

34. Szybko odrabiasz pracę domową.A. Ostatnio wszystko robię szybko.B. Ostatnio szybko odrabiam lekcje.

ZP10

35. Nauczyciel pyta cię, a ty dajesz złą odpowiedźA. Denerwuję się, kiedy mam odpowiadać.B. Tego dnia zdenerwowałem się, kiedy miałemodpowiedzieć.

SN10

Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 18736. Wsiadasz do niewłaściwego autobusu i nie wiesz, gdziejesteś.SNA. Tego dnia byłem roztargniony. 0B. Zazwyczaj jestem roztargniony. 1

37. Idziesz do wesołego miasteczka i dobrze się bawisz.A. Zwykle dobrze się bawię w wesołymmiasteczku.B. Zwykle dobrze się bawię.

ZP01

38. Starsze od ciebie dziecko uderzyło cię w twarz.A. Zaczepiłem jego młodszego brata.B. Jego młodszy brat powiedział mu, że gozaczepiłem.

PN10

39. Na urodziny dostajesz wszystkie zabawki, które chciałeśmieć.SPA. Ludzie zawsze domyślają się, co mi kupić naurodziny. 1B. Tym razem domyślili się, jakie chcę zabawki. 0

40. Jedziesz na wakacje na wieś i jesteś zadowolony.A. Wieś to piękne miejsce.B. Pogoda była wspaniała, kiedy tam byliśmy.

SP1

0

41. Sąsiedzi zapraszają cię na obiad.A. Czasami ludzie są mili.B. Ludzie są mili.

SP01

188 Dziedziny życia

42. Nauczyciel, który ma zastępstwo w twojej klasie,chwali cię.A. Dobrze się zachowywałem tego dnia.B. Prawie zawsze dobrze się zachowuję w szkole.

SP

43. Koledzy dobrze się bawią w twoim towarzystwie.A. Jestem z natury wesoły.B. Czasami jestem wesoły.

SP10

44. Dostajesz za darmo loda.A. Tego dnia byłem miły dla lodziarza.B. Tego dnia lodziarz był miły.

PP10

45. Na przyjęciu u kolegi magik prosi cię, żebyś mupomógł.A. To czysty przypadek, że wybrał właśnie mnie.B. Po mojej minie widać było, że naprawdęinteresuje mnie to, co on robi.

PP

0

46. Starasz się namówić kolegę, żeby poszedł z tobą dokina, ale on nie chce iść.A. Tego dnia nie chciało mu się nic robić.B. Tego dnia nie miał ochoty iść do kina.

ZN10

47. Twoi rodzice rozwodzą się.ZNA. W małżeństwie trudno jest ludziom dobrze żyćze sobą. 1B. Moim rodzicom trudno jest dobrze żyć ze sobą. 0

Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 18948. Chciałeś się zapisać do klubu (zespołu), ale cię nieprzyjęto.ZNA. Trudno mi się współżyje z ludźmi. 1B. Trudno mi się współżyje z członkami tegoklubu (zespołu). 0Podsumowanie wynikówSN SP__ZN ZP_SN + ZNPN PP_Ogółem N Ogółem PP-N Teraz możesz podliczyć wyniki testu. Jeśli chcesz, możesz jepokazać swemu dziecku. Jeśli jednak powiesz mu, jakie osiągnąłwyniki, wyjaśnij również, co one oznaczają. Zacznij od SN (Stałe Niepowodzenia). Zsumuj punkty, któredziecko uzyskało za odpowiedzi na pytania 13, 18, 24, 28, 31, 33,35 i 36. Ich sumę wpisz w „Podsumowaniu wyników" w rubryceoznaczonej symbolem SN. Potem dodaj punkty uzyskane za odpowiedzi na pytania ozna-czone z prawej strony symbolem SP (Stałe Powodzenia) — są topytania 5, 9, 23, 39, 40, 41, 42 i 43 — a ich sumę wpisz doodpowiedniej rubryki w „Podsumowaniu wyników". Potem oblicz wyniki pomiaru zasięgu (ZN i ZP) i również za-pisz je w JPodsumowaniu wyników". Pytania ZP (Zasięg Powodze-nia) mają numery 12, 15, 20, 21, 27, 46, 47 i 48. Pytania ZP 190 Dziedziny życia(Zasięg Powodzenia) to pytania o numerach 1, 3, 17, 25, 30, 32,

34 i 37. Zsumuj teraz punkty za pytania oznaczone symbolami ZN i SNi wynik wpisz do odpowiedniej rubryki. Wskaże on poziom nadzieitwojego dziecka. Następnie podlicz punkty dotyczące personalizacji. Pytaniaopatrzone symbolem PN (Personalizacja Niepowodzenia) mają nu-mery 6, 7, 10, 11, 14, 26, 29 i 38. Pytania o symbolu PP (Persona-lizacja Powodzenia) to pytania 2, 4, 8, 16, 19, 22, 44 i 45. Oblicz i zapisz w odpowiedniej rubryce ogólny wynik dotyczącyniepowodzenia (SN + ZN + PN), a potem ogólny wynik dotyczącypowodzenia (SP + ZP + PP). Na koniec oblicz różnicę punktów między odpowiedziami napytania typu P i odpowiedziami typu N (P - N). Wpisz je w ostat-niej rubryce „Podsumowania". A oto, co oznaczają wyniki uzyskane przez twoje dziecko i jaksię mają do wyników uzyskanych przez tysiące innych dzieci, któ-re poddano temu testowi. Przede wszystkim dziewczęta uzyskują inne wyniki niż chło-pcy. Dziewczęta, przynajmniej do okresu pokwitania, są dużo wię-kszymi optymistkami niż chłopcy. Przeciętnie dziewczynki w prze-dziale od dziewiątego do dwunastego roku życia uzyskują wynikP - N równy 7 punktom. Chłopcy w tym samym wieku uzyskują5 punktów. Jeśli twoja córka uzyskała mniej niż 4,5 punktu, tojest lekką pesymistką. Jeśli zdobyła mniej niż 2 punkty, to jestgłęboką pesymistką i ma skłoność do depresji. Jeśli twój syn uzy-skał mniej niż 2,5 punktu, to jest lekkim pesymistą, jeśli mniejniż 1 punkt, to jest głębokim pesymistą i ma skłoność do depresji. Jeśli chodzi o ogólny wynik N, to dziewczynki między dziewią-tym a dwunastym rokiem życia uzyskują tu przeciętnie 7 pun-któw, natomiast chłopcy 8,5 punktu. Wynik wyższy o trzy punktyod przeciętnej oznacza głęboki pesymizm. Ogólna przeciętnie uzyskiwana liczba punktów za odpowiedzina pytanie typu P jest ta sama u dziewcząt i- u chłopców i wynosi13,5 punktu. Wynik niższy o trzy punkty wskazuje na głęboki pe-symizm. Wyniki uzyskiwane przeciętnie na poszczególnych wymia- Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 191rach powodzenia (SP, PP i ZP) utrzymują się w granicach około 4,5punktu. Wynik w wysokości 3 punktów lub niższy oznacza głębokipesymizm. Przeciętne wyniki uzyskiwane na poszczególnych wy-miarach niepowodzenia (SN, ZN i PN) to 2,5 punktu w przypadkudziewczynek i 2,8 punktu w grupie chłopców. 4 punkty lub więcejoznaczają niebezpieczeństwo popadnięcia w depresję.Dlaczego dzieci nie czują się bezradneBYĆ MOŻE ZASKOCZYŁY CIĘ te normy i wyniki, szczególnie jeśliporównałeś je ze swoimi własnymi wynikami. Ogólnie biorąc, dzie-ci przed okresem pokwitania są wielkimi optymistami, pełnyminadziei i uodpornionymi na bezradność. Po okresie pokwitania,kiedy to stracą znaczną część swego optymizmu, nigdy już niebędą miały tak wielkiej odporności.

Kiedy mój syn, David, miał pięć lat, rozszedłem się z żoną.Wyjaśnianie mu tego za pomocą eufemizmów nic nie dawało. Pytałmnie w każdy weekend, kiedy znowu ożenię się z mamą. Posta-nowiłem przeprowadzić z nim szczerą rozmowę. Powiedziałemmu, że ludzie zakochują się, ale i odkochują, i że jest to koniecmałżeństwa. Próbując wyjaśnić mu to na przykładzie, który lepiejby zrozumiał, zapytałem: — Czy miałeś kiedy przyjaciela, którego bardzo lubiłeś, a po-tem przestałeś lubić?— Tak — odparł po chwili wahania. — No widzisz, właśnie tak samo stało się z twoją mamą i zemną. Nie kochamy się już i nie będziemy kochać. Nie weźmiemydrugi raz ślubu ze sobą. Popatrzył na mnie, kiwając głową na znak, że zrozumiał, a po-tem zakończył rozmowę:— Ale moglibyście! Styl wyjaśniania u dzieci jest o wiele bardziej spaczony niżu dorosłych. Dzieci uważają, że pomyślne wydarzenia będą trwałyzawsze, będą dla nich korzystne we wszystkich sytuacjach i są 192 Dziedziny życiaich zasługą. Wydarzenia niepomyślne zdarzają się od czasu doczasu, niejako na uboczu życia, szybko przemijają i zawsze wyni-kają z winy innej osoby. Przeciętne dziecko ma tak optymistycznyobraz rzeczywistości, że wyniki, jakie uzyskuje w teście badającymoptymizm, nie ustępują wynikom dobrego agenta ubezpiecze-niowego z „Metropolitan Life". Wyniki dziecka depresyjnego sątakie same jak przeciętnej niedepresyjnej osoby dorosłej. Wydajesię, że żadna osoba dorosła nie ma takich pokładów nadziei jakdziecko. Dopiero na tym tle widać, jak tragicznym zjawiskiem jestgłęboka depresja u dzieci. Dzieci też ulegają depresji, i to równie często i równie głębokiejjak osoby dorosłe,2 ale depresja u dzieci różni się od depresji u do-rosłych pod jednym, bardzo ważnym względem. Otóż dzieci niestają się bezradne i nie popełniają samobójstw. Corocznie 20 do50 tysięcy Amerykanów popełnia samobójstwo i prawie w każdymprzypadku jest to wynikiem depresji. Najprecyzyjniejszym progno-stykiem myśli samobójczych jest szczególnie jeden składnik de-presji — bezradność. Potencjalny samobójca niezłomnie wierzy,że jego niedola będzie trwała wiecznie, obecne niepowodzenia będąsię kładły cieniem na wszystko, co zrobi, i jedynym sposobempołożenia kresu cierpieniom jest śmierć. Samobójstwa wśród dzie-ci są tragicznym zjawiskiem, które ostatnio coraz bardziej się na-sila, ale ponieważ — mimo tendencji wzrostowej — zdarza się ichokoło dwustu rocznie, nie można ich traktować jako epidemii.Dzieci w wieku poniżej siedmiu lat nigdy nie popełniają samo-bójstw, chociaż istnieją dobrze udokumentowane przypadki za-bójstw dokonywanych nawet przez pięciolatków. Dzieci w tym wie-ku potrafią zrozumieć, czym jest śmierć, potrafią zrozumieć jejnieodwracalność i mogą pałać chęcią zabicia kogoś, ale nie mogą

przez dłuższy czas trwać w poczuciu bezradności. Sądzę, że zadbała o to ewolucja. Dziecko nosi w sobie zarodekprzyszłości i natura jest żywotnie zainteresowana tym, by bezpie-cznie dojrzało i dało początek nowemu pokoleniu, rodząc swojedzieci. Natura zabezpieczyła nasze dzieci nie tylko pod względemfizycznym — umieralność dzieci w okresie poprzedzającym dojrze-wanie płciowe kształtuje się na najniższym poziomie wśród wszy- Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 193stkich klas wieku — ale również pod względem psychicznym, wy-posażając je w wielkie zasoby irracjonalnej nadziei. Jednakże mimo tego zabezpieczenia przed bezradnością, nie-które dzieci są bardziej skłonne do pesymizmu i depresji niż inne.Test CASQ dokładnie wskazuje na to, które dzieci są podatne napesymizm, a które nie. Te, które osiągają wyniki plasujące jew optymistycznej połowie — chłopcy powyżej 5,5 punktu, dziew-czynki powyżej 7,5 punktu — będą większymi optymistami jakonastolatki i dorośli niż ich rówieśnicy plasujący się w połowiepesymistycznej. Ogólnie biorąc, będą rzadziej ulegać depresji,osiągną więcej i będą zdrowsze niż dzieci, których suma punktóww teście jest niższa od tej przeciętnej. Styl wyjaśniania zaczyna się formować we wczesnym wieku.U ośmiolatków jest on już prawie w pełni ukształtowany. Skorotwoje dziecko ma już w trzeciej klasie optymistyczny lub pesymi-styczny pogląd na świat i skoro jest to tak ważne dla jego przy-szłości, to zapewne zastanawiasz się, skąd się on bierze i jakmożesz go zmienić. Spośród różnych hipotez na temat genezy stylu wyjaśnianiana szczególną uwagę zasługują trzy.(1) Styl wyjaśniania matkiZOBACZ TERAZ, jak w obecności swej ośmioletniej córki, Marjorie,reaguje na niepomyślne wydarzenie Sylvia. Scenka ta ma miejscepodczas wsiadania do samochodu na parkingu koło centrum hand-lowego. Czytając ten dialog, postaraj się zidentyfikować styl wy-jaśniania Sylvii.Marjorie: Mamo, z mojej strony samochód ma wgniecionybok.Syhda: Jasna cholera, Bob mnie zabije!Marjorie: Tata mówił ci, żebyś zawsze parkowała z dala od innych samochodów.Sylvia: Cholera, zawsze mi się przytrafia coś takiego. Je- 194 Dziedziny życiastem taka leniwa, nie chce mi się nieść zakupówsto metrów, tylko parę kroków. Co za idiotka zemnie. Sylvia mówi o sobie bardzo nieprzyjemne rzeczy, a Marjorieuważnie tego słucha. Nieprzyjemna jest nie tylko treść, ale i formajej wypowiedzi. Jeśli chodzi o treść, to Marjorie słyszy, że matkama zmartwienie i że jest głupia, leniwa i nigdy się jej nie wiedzie.

Jest to wystarczająco złe, ale forma, w jakiej przedstawia to Syl-via, jest jeszcze gorsza. Marjorie słucha, w jaki sposób matka wyjaśnia przykre wyda-rzenie. I tak (zupełnie bezwiednie) Sylvia przedstawia córce czterywyjaśnienia: 1. „Zawsze mi się przytrafia coś takiego". Jest to wyjaśnienieo charakterze stałym, bo Sylvia użyła słowa zawsze. Ma ono przytym zasięg uniwersalny, ponieważ Sylvia nie mówi o „wgnieceniukaroserii", lecz o „czymś takim". Nie ogranicza ona zatem swegoniepowodzenia do jakiejś określonej kategorii przypadków ani niezakreśla żadnych granic swoich kłopotów. Na koniec personalizujewewnętrznie to niepowodzenie, mówiąc: „przytrafia się mnie".W ten sposób sama kreuje się na ofiarę. 2. „Jestem taka leniwa". W ujęciu Sylvii lenistwo jest stałącechą charakteru. (Wystarczy porównać jej wyjaśnienie z takimchoćby tłumaczeniem: „Ogarnęło mnie lenistwo".) Lenistwo prze-jawia się w różnych sytuacjach, a zatem ma zasięg uniwersalny.W dodatku Sylvia przypisała je sobie. 3. „Nie chce mi się nieść zakupów sto metrów". Przyczynaniepowodzenia wewnętrzna, o charakterze stałym (Sylvia nie po-wiedziała: „Nie chciało mi się", lecz „Nie chce mi się"), ale niezbytuniwersalna, gdyż odnosi się tylko do wysiłki fizycznego. 4. „Co za idiotka ze mnie!" Wyjaśnienie o charakterze stałym,zasięgu uniwersalnym i zinternalizowane. Nie tylko ty przeanalizowałeś to, co mówiła Sylvia. Zrobiła toteż Marjorie. Słyszała, jak matka wyjaśnia niepowodzenie, poda-jąc jego cztery, bardzo pesymistycznie ujęte, przyczyny. Słyszałateż, że zdaniem matki niepowodzenia mają charakter stały, doty- Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 195czą wszystkich dziedzin życia i wynikają z jej winy. W ten sposóbdowiedziała się, na jakich zasadach zorganizowany jest świat. Marjorie codziennie słyszy, jak matka analizuje różne niepo-myślne, związane ze sprawami domowymi sytuacje, uważając, żewynikają one z jej winy, mają stały charakter i uniwersalny za-sięg. Tak oto dowiaduje się ona od osoby, która ma na nią naj-większy wpływ, że niepowodzeniom nigdy nie będzie końca, żebędą się one kłaść cieniem na wszystko i że wynikają z winy osoby,której się zdarzają. Marjorie tworzy sobie wizję świata, w którejniepomyślne wydarzenia mają stałe, uniwersalne i personalneprzyczyny. Dzieci wyczulone są na sposób, w jaki ich rodzice, szczególniematki, mówią o przyczynach niosących ze sobą duży ładunek emo-cjonalny wydarzeń. Nie jest przypadkiem, że „dlaczego?" jest jed-nym z pierwszych i najczęściej powtarzanych pytań, które zadająmałe dzieci. Zdobywanie wyjaśnień na temat otaczającego ichświata, szczególnie świata stosunków społecznych, jest głównymzadaniem intelektualnym w okresie dorastania. Kiedy rodzice tra-cą cierpliwość i przestają odpowiadać na to nie kończące się „dla-czego?", dzieci uzyskują odpowiedzi w inny sposób. Przeważnie

przysłuchują się uważnie, kiedy dorośli spontanicznie wyjaśniająprzyczyny zaistnienia różnych wydarzeń, co — z czego nie wszyscyzdają sobie sprawę — zdarza się przeciętnie raz na minutę pod-czas każdej rozmowy. Dzieci nie uronią ani słowa z takiego wy-jaśniania, szczególnie wtedy, kiedy dzieje się coś niedobrego. Nietylko przysłuchują się szczegółom tego, co mówimy, ale zwracająrównież baczną uwagę na cechy formalne naszych wyjaśnień, nato, czy przyczyna, którą podajemy, jest stała, czy chwilowa, czyma zasięg uniwersalny, czy ograniczony, czy wypływa z naszejwiny, czy też z winy innej osoby. Sposób, w jaki matka opowiadała ci o świecie, kiedy byłeśdzieckiem, miał przemożny wpływ na twój styl wyjaśniania.Stwierdziliśmy to na podstawie kwestionariuszy stylu wyjaśnia-nia wypełnionych przez setkę dzieci i ich rodziców. Poziom opty-mizmu matek i poziom optymizmu ich dzieci był bardzo podobny.Dotyczyło to zarówno córek, jak i synów. Zaskoczyło nas, że ani 196 Dziedziny życiastyl wyjaśniania dzieci, ani styl wyjaśniania matek w ogóle nieprzypominał stylu wyjaśniania ojców. Świadczy to o tym, że małedzieci słuchają tego, co osoba, która głównie się nimi zajmuje(zazwyczaj matka), mówi o przyczynach wydarzeń, i starają sięprzyswoić sobie jej styl wyjaśniania. Jeśli matka jest optymistką,to wspaniale, ale jeśli jest pesymistką, to może to być prawdziwymnieszczęściem dla dziecka. Wyniki tych badań zmuszają do postawienia pytania, czy stylwyjaśniania jest uwarunkowany genetycznie, czy możemy dzie-dziczyć go po rodzicach, tak jak zdajemy się dziedziczyć niepoko-jąco sporą część naszych zdolności umysłowych, poglądów polity-cznych i religijnych. (Badania przeprowadzone na bliźniętachjednojajowych wychowywanych oddzielnie wykazały, że w wiekudorosłym mają one niesamowicie zbieżne poglądy polityczne, wia-rę w Boga lub jej brak i iloraz inteligencji.) Jednak w przeciwień-stwie do tych cech psychicznych, obraz stylu wyjaśniania, jakiwyłonił się z naszych badań nad rodzinami, zdaje się świadczyć,iż nie jest on dziedziczny. Styl wyjaśniania matek jest podobnydo stylu wyjaśniania synów i córek, styl wyjaśniania ojców nieprzypomina ani stylu wyjaśniania synów, ani stylu wyjaśnianiacórek. Rezultaty te nie pasują do żadnego modelu genetycznego. Oczywiście staramy się teraz odpowiedzieć na pytanie o gene-tyczne uwarunkowania stylu wyjaśniania bardziej bezpośrednio.Zmierzymy poziom optymizmu zarówno rodziców biologicznych,jak i przybranych dzieci, które zostały zaadoptowane w okresieniemowlęctwa. Jeśli okaże się, że poziom optymizmu dzieci jestpodobny do poziomu optymizmu przybranych rodziców, natomiastróżni się od poziomu optymizmu rodziców naturalnych, to będzieto potwierdzeniem naszej teorii, że optymizm jest cechą nabytą.Jeśli natomiast poziom optymizmu dzieci będzie podobny do po-ziomu optymizmu ich rodziców naturalnych, których dzieci te nig-dy nie znały, to będzie to dowód na to, iż optymizm może być

przynajmniej częściowo cechą dziedziczną. Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 197(2) Krytycyzm dorosłych — nauczycieli i rodzicówCo MÓWISZ SWOIM DZIECIOM, kiedy zrobią coś złego? Co mówią imnauczyciele? Jak już napisałem wyżej, dzieci przywiązują wagęnie tylko do treści, ale też do formy, nie tylko do tego, co dorośliim mówią, ale również do tego, w jaki sposób to robią. Odnosi sięto szczególnie do uwag krytycznych. Dzieci wierzą w słusznośćwypowiadanych pod ich adresem uwag krytycznych i na ich pod-stawie tworzą swój styl wyjaśniania. Zerknijmy na chwilę do typowej trzeciej klasy szkoły podsta-wowej, tak jak zrobiła to Carol Dweck, jedna z najlepszych naświecie specjalistek od rozwoju emocjonalnego dziecka.3 Jej pracerzuciły światło na formowanie się optymizmu u dzieci. Możnaw nich również znaleźć pewne wskazówki dotyczące tego, jakiezjawiska i procesy zachodzące w okresie dzieciństwa sprawiają,iż kobiety są bardziej podatne na depresję niż mężczyźni. Kiedy już klasa przyzwyczai się do waszej obecności i uspokoisię, pierwszą rzeczą, jaka rzuci się wam w oczy, będzie uderzającaróżnica w zachowaniu chłopców i dziewczynek. Dziewczynki tow większości radość dla nauczyciela — siedzą cicho, nawet zezłożonymi rękami i wydają się pilnie słuchać. Kiedy chcą zwrócićna siebie uwagę, szepczą między sobą i chichoczą, ale zasadniczoprzestrzegają regulaminu. Natomiast chłopcy są prawdziwymutrapieniem. Wiercą się i kręcą, nawet kiedy starają się siedziećspokojnie, a bynajmniej nie za często starają się to robić. Wydająsię w ogóle nie słuchać i nie przestrzegają regulaminu tak sta-rannie jak dziewczynki. Kiedy chcą zwrócić na siebie uwagę —a robią to przez większość czasu — to krzyczą i biegają. Klasa pisze sprawdzian z ułamków. Co nauczyciel mówi dzie-ciom, które wypadły źle w tym sprawdzianie? Jakie uwagi kryty-czne słyszą od nauczyciela dziewczynki i chłopcy w trzeciej klasie,jeśli otrzymali oceny niedostateczne? Chłopcom nauczyciel zazwyczaj mówi: „Nie uważałeś, kiedy toprzerabialiśmy", „Nie poświęciłeś na to wystarczająco dużo czasu",„Gadałeś, kiedy wyjaśniałem wam ułamki". Jakiego rodzaju wy-jaśnieniami są brak uwagi, poświęcenie czemuś za mało czasu 198 Dziedziny życiai gadanie? Są to wyjaśnienia o zasięgu chwilowym, ponieważ im-plikują, że uczeń może się poprawić, jeśli więcej popracuje, że jeślibędzie chciał, to będzie uważał na lekcji i może przestać gadaćz kolegami. Chłopcy słyszą, że przyczyny ich kiepskich rezultatóww nauce mają chwilowy charakter i ograniczony zasięg. Natomiast dziewczęta, jak ujawniły badania Dweck, wysłuchu-ją zarzutów zupełnie innego typu. Ponieważ nie rozmawiają onew czasie lekcji i sprawiają wrażenie, że pilnie słuchają, nie możnaniepowodzeń w nauce zrzucić na karb ich niewłaściwego zacho-wania. W tej sytuacji nauczycielowi pozostają tylko uwagi w ro-

dzaju: „Nie jesteś dobra w arytmetyce", „Zawsze piszesz niesta-rannie" czy „Nigdy nie sprawdzisz tego, co napisałaś". Takiekomentarze wykluczają większość przyczyn o charakterze przej-ściowym, a więc siłą rzeczy dziewczęta zarzucane są uwagamikrytycznymi o trwałym charakterze i uniwersalnym zasięgu. Ja-kie wnioski wyciągają z tych szkolnych doświadczeń? Odpowiedź na to pytanie znalazła Carol Dweck, dając uczniom"czwartych klas zadania niemożliwe do rozwiązania. Interesowałoją, w jaki sposób wyjaśnią fakt, że nie udało im się ich rozwiązać. Zadanie polegało na takim przestawieniu liter w zupełnie non-sensownych kombinacjach — w rodzaju „ZOLT", „IEOF", „MAPĘ"itp. — by utworzyć z nich sensowne, rzeczywiście istniejące wy-razy. Oczywiście wysiłki uczniów były daremne, jako że z liter,z których składały się te zbitki, nie da się ułożyć żadnych słów.Dzieci starały się jak mogły, ale nim zdołały wyczerpać wszelkiemożliwe kombinacje, padła komenda: „Czas się skończył". — Dlaczego nie rozwiązałyście tego zadania? — spytała potemeksperymentatorka. Dziewczynki odpowiadały na ogół: „Nie jestem dobra w zagad-kach słownych" albo „Chyba nie jestem zbyt bystra". Chłopcy natomiast odpowiadali z reguły: „Nie skupiłem się natym", „Nie bardzo się starałem" lub „A kto by się przejmowałtakimi głupimi zagadkami". W teście tym dziewczynki szukały przyczyn swych niepowo-dzeń w zjawiskach trwałych i uniwersalnych, natomiast chłopcyudzielali o wiele bardziej tchnących nadzieją wyjaśnień — według Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 199nich przyczyny niepowodzeń miały charakter chwilowy, ograni-czany zasięg i mogły ulec zmianie. Ukazuje nam to drugie źródłowpływów na styl wyjaśniania dziecka — uwagi krytyczne wygła-szane przez dorosłych, kiedy dziecku coś się nie uda. I w tymprzypadku, podobnie jak w przypadku rozmów rodziców, dzieckosłucha uważnie i jeśli uwagi te wskazują na przyczyny stałe i o za-sięgu ogólnym — na przykład: „Jesteś głupi(a)", „Jesteś do nicze-go" — to na ich podstawie tworzy sobie obraz własnej osoby. Jeślinatomiast jako przyczyny niepowodzeń podaje się zjawiska krót-kotrwałe i o ograniczonym zasięgu — w rodzaju: „Nie bardzo sięstarałeś", „To są zagadki dla szóstoklasistów" — to postrzega onoproblemy jako rozwiązywalne i o zasięgu ograniczonym.(3) Kryzysy życiowe u dzieciW 1981 ROKU w Heidelbergu słuchałem wykładu wygłoszonegoprzez Glena Eldera, światowej sławy socjologa rodziny, dla grupynaukowców interesujących się dojrzewaniem dzieci w okresachkryzysowych. Opowiedział nam o fascynującym programie nauko-wym, nad którym pracował całe życie. Przed kilkudziesięciu laty,jeszcze przed okresem wielkiego kryzysu, zespół obdarzonychszczególną wyobraźnią naukowców, jego poprzedników, rozpocząłbadania nad dorastaniem, które kontynuowano przez następneblisko sześćdziesiąt lat. Przebadano i przetestowano starannie

grupę dzieci z dwóch kalifornijskich miast — Berkeley i Oak-land — zwracając szczególną uwagę na ich słabe i mocne punktyfizjologiczne. Osoby te mają teraz po siedemdziesiąt-osiemdziesiątlat i nadal współpracują z naukowcami prowadzącymi te przeło-mowe badania nad rozwojem człowieka w okresie całego życia. Cowięcej, przedmiotem badań stały się ich dzieci, a nawet wnuki. Glen mówił dalej o tym, kto wyszedł z lat wielkiego kryzysubez szwanku, a kto nigdy nie doszedł już do siebie. Powiedziałurzeczonym słuchaczom, że dziewczęta wywodzące się z klasyśredniej, których rodziny straciły cały swój majątek, doszły dosiebie, kiedy wkraczały w wiek średni i potem starzały się, pozo- 200 Dziedziny życiastając w dobrej kondycji fizycznej i psychicznej, natomiast dziew-częta z klas niższych, których rodziny doznały w latach trzydzies-tych podobnych strat, nigdy już nie doszły do siebie. Kiedy byływ średnim wieku, wycofały się z czynnego życia, a ich stan fizy-czny i psychiczny w późniejszych latach było opłakany.Potem Glen przedstawił swoją teorię tego stanu rzeczy. — Uważam, że kobiety, które dobrze znosiły proces starzeniasię — mówił — nauczyły się w dzieciństwie, w okresie wielkiegokryzysu, że przeciwieństwa można pokonać. W końcu rodziny wię-kszości z nich odzyskały swój status ekonomiczny pod koniec lattrzydziestych i na początku lat czterdziestych. Nauczyło to je op-tymizmu; kryzys ten i wyjście z niego ukształtowały ich styl wy-jaśniania niepomyślnych wydarzeń, które odtąd postrzegały jakoprzejściowe, o ograniczonym zasięgu i przyczynach zewnętrznych.Oznacza to, że w późnym wieku, kiedy umarły ich przyjaciółki,każda z nich pomyślała: „Znajdę inną przyjaciółkę". Ten optymi-styczny punkt widzenia... miał korzystny wpływ na ich zdrowiei proces starzenia się. Porównajmy teraz z nimi dziewczęta z klasy niższej. Ogólniebiorąc, ich rodziny nigdy nie pozbierały się po wielkim kryzysie.Były biedne przed kryzysem, w czasie kryzysu i po nim. Nauczyłysię pesymizmu. Nauczyły się, że kiedy raz zaczną się kłopoty,nigdy nie mają końca. Ich styl wyjaśniania tchnął beznadziejno-ścią. Dużo później, kiedy umarli ich przyjaciele i przyjaciółki, każ-da z nich pomyślała: „Nigdy już nie zaznam przyjaźni". Pesymizm,którego nauczyły się w swym ciężkim dzieciństwie, rzutowałpóźniej na każdy kolejny przeżywany przez nie kryzys, podkopy-wał ich zdrowie, niweczył wszelkie osiągnięcia i pogarszał samo-poczucie. — Są to jednak czyste spekulacje — zakończył Glen. — Pięć-dziesiąt lat temu nikomu nie przyszło nawet do głowy, że istniejecoś takiego, jak styl wyjaśniania, więc oczywiście nie został onzmierzony u żadnej z badanych osób. Szkoda, że nie mamy wehi-kułu czasu i nie możemy się przenieść w lata trzydzieste, żebymóc sprawdzić, czy moja hipoteza jest prawidłowa.Tej nocy nie mogłem zmrużyć oka. Stale brzmiało mi w głowie

Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 201zdanie: „Szkoda, że nie mamy wehikułu czasu". O piątej ranozacząłem walić w drzwi do pokoju Glena.— Glen, obudź się, musimy porozmawiać. Mam wehikuł czasu!Glen wylazł z łóżka i poszliśmy na spacer. — W zeszłym roku — rzekłem — dostałem list od znakomitegomłodego psychologa. Nazywa się Chris Peterson. „Pomocy" — pi-sał Chris. — „Jestem uwięziony w małym college'u, gdzie uczęosiem grup na rok. Mam twórcze pomysły, przyjadę". Zapropono-wałem mu, żeby popracował parę lat ze mną w Pensylwanii i oka-zało się, że faktycznie ma twórcze pomysły. Najbardziej twórczy pomysł, na jaki wpadł Chris, dotyczył spo-sobu określania stylu wyjaśniania osób, które nie chcą lub niemogą poddać się testowi za pomocą kwestionariusza, a więc ludzitakich, jak gwiazdy filmu i sportu oraz prezydenci.4 Chris czytałniezmordowanie kolumny sportowe w gazetach i za każdym razemkiedy znalazł jakieś wyjaśnienie piłkarza dotyczące jego zachowa-nia podczas gry, traktował je tak, jak gdyby było ono jednymz pytań testu na styl wyjaśniania wypełnionego przez tego piłka-rza. Jeśli, na przykład, piłkarz stwierdził, że spudłował, bo: „Mia-łem przeciwny wiatr", Chris oceniał tę wypowiedź według siedmio-punktowej skali dla wymiarów trwałości, zasięgu i personalizacji.„Miałem przeciwny wiatr" uzyskiwało tylko 1 punkt na wymiarzestałości, gdyż nic nie jest bardziej niestałe niż wiatr, około 1 pun-ktu na wymiarze zasięgu, bo wiatr przeszkadza tylko w strzeleniugola, ale nie sprawia, że piłkarz zaczyna mniej kochać życie,i 1 punkt na wymiarze personalizacji, bo wiatr nie wypływa prze-cież z winy kopiącego piłkę. A zatem „Miałem przeciwny wiatr"jest bardzo optymistycznym wyjaśnieniem niepomyślnego wyda-rzenia. Następnie Chris „uśredniał" szacunki wszystkich wyjaśnieńprzyczynowych tego piłkarza i bez stosowania kwestionariuszamiał gotowy jego styl wyjaśniania. Wykazaliśmy, że taki obrazodpowiada z grubsza obrazowi, jaki uzyskalibyśmy, gdyby ów pił-karz wypełnił kwestionariusz. Nazwaliśmy tę metodę „analizą za-wartości wypowiedzi dosłownych" (ang. CAVE — content analysisof verbatim expressions). 202 Dziedziny życia — Glen — ciągnąłem dalej — metoda ta jest wehikułem czasu.Możemy ją stosować nie tylko do wypowiedzi osób nam współczes-nych, które nie poddają się testom na styl wyjaśniania, ale takżedo wypowiedzi osób, które nie mogą się im poddać, bo nie żyją.I teraz wyjaśnię ci, dlaczego cię obudziłem. Czy twoi poprzednicyzachowali te wywiady, które przeprowadzili z dziećmi z Berkeleyi Oakland w latach trzydziestych?Glen zastanawiał się przez chwilę. — Magnetofony nie były wtedy jeszcze w powszechnym uży-ciu — powiedział w końcu — ale przypominam sobie, że sporzą-dzono, stenogramy z tych rozmów. Mogę to sprawdzić w archiwum,

kiedy wrócę. — Jeśli będziemy mieli autentyczne wypowiedzi — powiedzia-łem — to możemy zastosować do ich analizy metodę CAVE. Każdewyjaśnienie przyczynowe podane przez te dzieci możemy potra-ktować jako pytanie testu na styl wyjaśniania, a osoby, które niebędą nic wiedziały o ich pochodzeniu, oszacują według nich poziomoptymizmu tych dzieci. Pod koniec będziemy wiedzieli, jaki byłstyl wyjaśniania każdego z tych dzieci przed pięćdziesięciu laty.Możemy cofnąć się w czasie i sprawdzić twoją hipotezę. Po powrocie do Berkeley Glen sprawdził archiwa. Okazało się,że rzeczywiście zawierają one dosłowne wypowiedzi z pierwszychwywiadów, a także kompletne wywiady przeprowadzane później,kiedy badane dziewczynki zostały już matkami i babkami. Napodstawie tych notatek i wywiadów odtworzyliśmy styl wyjaśnia-nia tych kobiet. Wyselekcjonowaliśmy z wywiadów wszystkie wyjaśnienia przy-czynowe i daliśmy je do oszacowania ludziom, którzy nie znali ichźródła pochodzenia. Wypowiedzi te zostały ocenione według skaliod 0 do 7 punktów dla wymiarów stałości, zasięgu i personalizacji. Wyniki tych pomiarów potwierdziły w znacznym stopniu domy-sły Glena. Kobiety z klasy średniej, które dobrze znosiły proces sta-rzenia się, miały skłonności do optymizmu, natomiast kobiety z kla-sy niższej, które źle znosiły ten proces, skłonności do pesymizmu. To pierwsze zastosowanie naszego wehikułu czasu dało troja-kie rezultaty. Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 203 Po pierwsze, wehikuł czasu okazał się niezmiernie użytecznymnarzędziem. Jeśli tylko dysponowaliśmy dosłownymi wypowie-dziami, mogliśmy używać tego narzędzia do badania poziomu op-tymizmu tych osób, które z jakichś względów nie mogły lub niechciały wypełnić kwestionariusza. Od tej pory mogliśmy analizo-wać za pomocą CAVE ogromny materiał — konferencje prasowe,dzienniki i pamiętniki, zapisy sesji terapeutycznych, listy pisanez linii frontu do domu, testamenty. Mogliśmy również badać stylwyjaśniania dzieci, które były zbyt małe na to, by wypełnić kwe-stionariusz CASQ. Wystarczyło słuchać tego, co mówią, notowaćich wyjaśnienia przyczynowe, a następnie oceniać je tak, jak gdy-by były pytaniami kwestionariusza. Byliśmy w stanie stwierdzić,w jakim stopniu byli optymistami od dawna nie żyjący prezydenciStanów Zjednoczonych. Mogliśmy sprawdzić, czy na przestrzenilat poziom optymizmu w Ameryce zwiększył się, czy zmniejszyłoraz czy pewne kultury i religie są mniej, czy bardziej pesymisty-czne niż inne. Po drugie, wehikuł czasu dostarczył nam dodatkowych dowo-dów na to, że stylu wyjaśniania uczymy się od naszych matek.W 1970 roku przeprowadzono wywiady z dziećmi z Berkeleyi Oakland, w owym czasie będącymi już babkami, oraz z ich dzieć-mi, które same były już matkami. Przeanalizowaliśmy te wywiadyza pomocą CAVE i uzyskaliśmy takie same wyniki, jakie ukazy-

wały badania kwestionariuszowe. Były znaczne podobieństwamiędzy poziomem pesymizmu matek i poziomem pesymizmu có-rek. Jak stwierdziłem wcześniej, jednym ze sposobów uczenia sięoptymizmu jest słuchanie tego, jak nasze matki wyjaśniają różnesytuacje, w których przychodzi im uczestniczyć na co dzień. Po trzecie, dzięki wehikułowi czasu zdobyliśmy pierwsze do-wody na to, że kryzysy, przez które przechodzimy w okresie dzie-ciństwa, kształtują nasz optymizm. Dziewczynki, które doświad-czyły kryzysu ekonomicznego, ale jednocześnie widziały, że zostałon zażegnany, zaczęły postrzegać niepomyślne wydarzenia jakochwilowe i zmienne, natomiast te dzieci, które poznały na własnejskórze nędzę wywołaną wielkim kryzysem i których rodziny dalejżyły w biedzie, zaczęły traktować niepomyślne wydarzenia jako 204 Dziedziny życiastałe i niezmienne. A zatem głębokie kryzysy, których doświad-czamy w dzieciństwie, mogą wytworzyć w naszej psychice pewienszablon, za pomocą którego, jak za pomocą foremki do ciastek,produkujemy przez resztę życia identyczne wyjaśnienia nowychkryzysów. Oprócz argumentów, które zebraliśmy wspólnie z Glenem El-derem , są jeszcze inne dowody na poparcie hipotezy, iż dziecikształtują swój styl wyjaśniania, wyciągając wnioski z poważnychkryzysów, przez które przeszły lub z którymi zetknęły się w swoimżyciu. Dowody te zostały pracowicie zebrane przez angielskiegouczonego, profesora George'a Browna. Kiedy go poznałem, od dzie-sięciu lat krążył po najuboższych dzielnicach południowego Lon-dynu, przeprowadzając obszerne wywiady z gospodyniami domo-wymi. Przeprowadził ponad czterysta takich wywiadów, poszuku-jąc odpowiedzi na pytanie, co zapobiega powstawaniu depresji.Szokująca była już sama liczba przypadków głębokiej depresji,które odkrył w czasie swych badań. Cierpiało na nią ponad 20procent gospodyń domowych, z czego połowa miała objawy wska-zujące na psychozę. George uparcie dążył do znalezienia czynnika,który sprawia, iż w tym trudnym środowisku część kobiet jestwyraźnie uodporniona na depresję. Wyodrębnił trzy takie czynniki. Wystarczyła obecność jednegoz nich, aby — nawet w wyjątkowo nie sprzyjającej sytuacji,w wielkiej biedzie lub po wielkiej stracie — nie pojawiła się de-presja. Pierwszym z nich była silna więź uczuciowa i dobre sto-sunki z mężem lub kochankiem. Kobiety, które pozostawały w ta-kim związku, świetnie broniły się przed popadnięciem w depresję.Drugim czynnikiem była praca poza domem. Trzecim — mniej niżtrójka dzieci w wieku poniżej czternastu lat. Brown nie ograniczył się do wyodrębnienia czynników zwię-kszających odporność na depresję, lecz wykrył ponadto dwa głów-ne czynniki zwiększające podatność na depresję. Są nimi świeżautrata bliskiej osoby (śmierć męża, emigracja syna) i — znacznieważniejsza — śmierć matki w okresie dzieciństwa, śmierć, któranastąpiła, zanim dziewczyna stała się nastolatką.6

— Jeśli umiera ci matka, kiedy jesteś młody — wyjaśniał

Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 205George — to każdą późniejszą utratę bliskiej ci osoby traktujeszjako tragedię. Kiedy twój syn emigruje do Nowej Zelandii, to niemówisz sobie, że pojechał tam, aby zdobyć majątek i wrócić. Tra-ktujesz go jak umarłego. Każde rozstanie się z bliską osobą nadługi okres jest dla ciebie równoznaczne ze śmiercią tej osoby. Śmierć matki małej dziewczynki jest dla niej stratą stałą i uni-wersalną, ponieważ znaczna część z tego, co robi, zależy od matki.Strata ta jest szczególnie dotkliwa przed okresem pokwitania,ponieważ potem rówieśnicy zastępują w pewnym stopniu matkę.Jeśli pierwsza utrata bliskiej osoby kształtuje nasz sposób myśle-nia o przyczynach podobnych sytuacji w przyszłości, te odkryciaGeorge'a mają istotne znaczenie. Te nieszczęśliwe dzieci ucząsię — podobnie jak dziewczęta, których dzieciństwo przypadło naokres wielkiego kryzysu ekonomicznego — że strata jest stałai ma zasięg uniwersalny. Matka odchodzi, by nigdy już nie po-wrócić, i całe życie takiej dziewczynki staje się jałowe. Późniejwszelkie rozstania interpretuje w taki oto sposób: „Umarł, nigdyjuż nie wróci, nie mogę sobie poradzić bez niego".MAMY ZATEM DOWODY na istnienie trzech źródeł wpływów na stylwyjaśniania twego dziecka. Pierwszym źródłem jest forma wyjaś-nień przyczyn niepowodzeń, które stale słyszy z twoich ust —szczególnie jeśli jesteś matką. Jeśli twoje wyjaśnienia są optymi-styczne, to wyjaśnienia dziecka również będą takie. Drugim jestforma uwag krytycznych, których wysłuchuje, kiedy mu się cośnie powiedzie. Jeśli uwagi te wskazują na przyczyny stałe i o za-sięgu uniwersalnym, to jego obraz własnej osoby stanie się pesy-mistyczny. Trzecim jest natura strat i urazów, których doświad-cza. Jeśli po pewnym czasie wszystko wraca do stanu pierwotnego,to dziecko wyrabia sobie pogląd, że niepowodzenia można prze-zwyciężyć, że straty nie są nieodwracalne. Jeśli jednak są onestałe i mają zasięg uniwersalny, to nasiona bezradności zapadłygłęboko i po pewnym czasie zaczną kiełkować.

Rozdział ósmySzkoła PEWNEGO ZIMNEGO, wietrznego, kwietniowego dnia roku1970, kiedy byłem świeżo upieczonym profesorem UniwersytetuPensylwańskiego, oczekiwałem w sporej kolejce na zameldowaniew „Haddon Hali", niegdyś wspaniałym, wówczas już nieco pod-upadłym hotelu, który czekał na tę doniosłą chwilę, gdy AtlanticCity stanie się wreszcie Las Vegas wschodniego wybrzeża StanówZjednoczonych. Znalazłem się tam z okazji kolejnego, corocznegozjazdu członków Eastern Psychological Association. Przede mnąstała jakaś kobieta. Kiedy odwróciła głowę, zaparło mi dech zezdumienia. Była to moja serdeczna przyjaciółka z czasów dzie-ciństwa.— Joan Stern! — zawołałem. — Czy to ty?

— Marty Seligman! Co ty tu robisz?— Jestem psychologiem — odparłem.— Ja też! Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Kim bowiem mogliśmy być,rejestrując się właśnie w tym hotelu akurat w dniu zjazdu? Joanzrobiła doktorat z psychologii w New School for Social Research,ja na Uniwersytecie Pensylwańskim i oto oboje, jako profesorowie,znaleźliśmy się w Atlantic City. Chodziliśmy razem do przedszkola („Pamiętasz pannę Manvil-le?") i mieszkaliśmy niedaleko siebie („Czy jest tam jeszcze Stit-tig?") Kiedy ja poszedłem do renomowanej Albany Academy, jąwysłano do Saint Agnes, równie znanej szkoły średniej dla dziew-cząt. Jednak dopiero na studiach życie nabrało dla nas nowych Szkoła 207barw — oboje odkryliśmy, że na świecie jest więcej takich ludzijak my i że nie wszystkim podoba się Debbie Reynolds i muzykaElvisa Presleya oraz że nie wszyscy mają w pogardzie życie umy-słowe. Gdy spotkaliśmy się w hotelu, Joan była mężatką, nazy-wała się Joan Girgus.Spytałem ją, nad czym pracuje. — Nad dziećmi — odparła. — Nad tym, co postrzegają i myślą,i nad tym, jak ich percepcja rzeczywistości i sposób myślenia zmie-nia się, kiedy dorastają. Opowiedziała mi o fascynujących badaniach nad złudzeniamiwzroku, ja natomiast przedstawiłem jej teorię wyuczonej bezrad-ności. — Czy twój ojciec jeszcze żyje? — spytała. — Musiało to byćdla ciebie ciężkie przeżycie — rzekła, kiedy opowiedziałem jejo jego śmierci. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co wtedyczułem, ponieważ kiedy miała kilkanaście lat, umarła jej matka. Podczas kilku dni konferencji spędzaliśmy razem coraz więcejczasu, starając się połączyć naszą wspólną przeszłość z tym, codziało się aktualnie. Zanim się rozstaliśmy, przyszło nam do gło-wy, że pewnego dnia nasze drogi zawodowe — jej badania nadokresem dzieciństwa i moje badania nad wpływem, jaki ludziemają na swoje poczynania — mogą się spotkać. Joan została później dziekanem Wydziału Nauk Społecznychw City College w Nowym Jorku, a w parę lat potem dziekanemtakiego samego wydziału na Uniwersytecie Princeton, a ja dalejzajmowałem się stylem wyjaśniania. Minęło dziesięć lat, zanimnasze drogi się zeszły. Oboje skupiliśmy się na problemie optymi-zmu w szkole.W JAKI SPOSÓB styl wyjaśniania dziecka wpływa na jego zacho-wanie się w szkole? Zacznijmy od przypomnienia podstawowej teorii. Kiedy coś sięnam nie powiedzie, jesteśmy, przynajmniej chwilowo, bezradnii przygnębieni. Nie przystępujemy do nowych działań tak szybko,jak zrobilibyśmy to w innych okolicznościach, a może się też zda-

208 Dziedziny życiarzyć, że w ogóle nie będziemy się starali nic robić. Jeśli mimowszystko weźmiemy się do czegoś, to długo przy tym nie wytrwa-my. Jak już wiesz, styl wyjaśniania ma przemożny wpływ na bez-radność. Optymiści natychmiast wyzwalają się ze stanu chwilowejbezradności. Po porażce szybko dochodzą do siebie i próbują nanowo osiągnąć to, czego za pierwszym razem nie udało im sięzdobyć. Niepowodzenie jest dla nich wyzwaniem, drobną przeszko-dą na drodze do pewnego sukcesu. Traktują je jako chwilowei o zasięgu ograniczonym, nie uniwersalnym. Pesymiści długo nie mogą dojść do siebie po porażce, którąuważają za spowodowaną przyczynami stałymi, o zasięgu uniwer-salnym. Przez długi okres są przygnębieni i bezradni. Nawet drob-ne niepowodzenie jest dla nich porażką. Przegranie jednej bitwyjest w ich oczach równoważne z klęską na całym froncie. Przezwiele tygodni, a nawet miesięcy, nie mogą zebrać się na tyle, byspróbować od nowa, a jeśli już to zrobią, to najdrobniejsze niepo-wodzenie wywołuje na powrót bezradność. Teoria wyuczonej bezradności wyraźnie stwierdza, że zarównow szkole, jak też — o czym przekonasz się podczas lektury nastę-pnego rozdziału — na boisku, sukcesy niekoniecznie osiągają oso-by najbardziej utalentowane. Górą są ci, którzy przy odpowiednimtalencie odznaczają się jednocześnie optymizmem.Czy prognozy stawiane na podstawie tej teorii sprawdzają się?Klasa szkolnaNIEDAWNO POZNAŁEM przypadkowo chłopca, którego będę tu na-zywał Alanem. W wieku dziewięciu lat był klasycznym przykła-dem dziecka, które niektórzy psychologowie określają mianem ty-pu omega — nieśmiały, o nieskoordynowanych ruchach, zawszenajgorszy we wszystkich grach. Był jednakże bardzo bystry, a przytym wyjątkowo uzdolniony plastycznie. Nauczyciel plastyki nigdyjeszcze w swej karierze nie zetknął się z dzieckiem, które by jużw szkole podstawowej tak świetnie rysowało. Kiedy Alan miał

Szkoła 209dziesięć lat, jego rodzice rozwiedli się. Alan popadł w depresję,opuścił się w nauce, rzadko się odzywał i zupełnie stracił zain-teresowanie rysowaniem. Nauczyciel plastyki nie mógł się z tym pogodzić. Nakłonił chło-pca do zwierzeń i okazało się, że Alan sądzi, iż jest głupim nie-dorajdą i... że to on ponosi winę za to, że rodzice się rozwiedli.Nauczyciel cierpliwie udowadniał mu, że każdy z tych sądów jestbłędny, i po pewnym czasie doprowadził do tego, że Alan zacząłpatrzeć na siebie bardziej realistycznie i widzieć rzeczy takimi,jakimi były. Zrozumiał, że nie tylko nie jest głupi, ale wyjątkowouzdolniony. Dowiedział się, że u niektórych chłopców pełna koor-dynacja ruchów występuje dość późno i że fakt, iż w pewnychdziedzinach sportu niezbyt sobie radzi, czyni jego starania tymbardziej godnymi podziwu. Nauczyciel znał rodziców Alana, mógłmu więc wykazać, że nie odegrał on absolutnie żadnej roli w ich

separacji. W rezultacie nauczyciel plastyki pomógł Alanowi zmienić stylwyjaśniania. Po paru miesiącach chłopiec zaczął zdobywać nagro-dy za osiągnięcia w nauce, a w dodatku poprawił się w sporcie,nadrabiając zapałem i pracą brak talentu. Przestał być dzieckiemtypu omega i był na dobrej drodze do tego, by stać się dzieckiemalfa. Kiedy twoje dziecko źle sobie radzi w szkole, to nauczyciele,a nawet ty sam, mogą łatwo dojść do wniosku, że jest ono nie-zdolne czy wręcz głupie. Tymczasem twoje dziecko może przeży-wać depresję i to ona właśnie może powstrzymywać je przed pró-bami osiągnięcia lepszych wyników, przed podjęciem ryzyka,przed wykazaniem pełni jego możliwości. Co gorsza, jeśli dojdzieszdo wniosku, że przyczyną jego niepowodzeń jest brak zdolnościlub głupota, to twoje dziecko zda sobie sprawę z tego, jaką maszo nim opinię, i może na jej podstawie stworzyć obraz własnejosoby. W takim przypadku jego styl wyjaśniania jeszcze się po-gorszy, a złe wyniki w szkole staną się normą. 210 Dziedziny życiaSprawdź, czy twoje dziecko nie jestw depresjiW JAKI SPOSÓB możesz się przekonać, czy twoje dziecko nie jestw depresji? W sposób rozstrzygający może to stwierdzić jedynie psychologlub psychiatra. Możesz jednak uzyskać przybliżoną odpowiedź nato pytanie, dając dziecku do rozwiązania poniższy test. Test ten,będący zmodyfikowaną wersją testu na depresję przedstawionegow rozdziale czwartym, został opracowany przez Myrnę Weissman,Helenę Orvaschell i N. Padian w Centrum Badań Epidemiologi-cznych Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego.1 Nosi on na-zwę CES-DC (Center for Epidemiological Studies — DepressionChild). Powinieneś przygotować do niego dziecko w taki mniejwięcej sposób: „Właśnie czytam książkę o tym, jak czują się dzieci, i za-stanawiam się, jak ty się ostatnio czujesz. Czasami dzieckutrudno jest znaleźć odpowiednie słowa, aby opisać, jak się czu-je. Tutaj masz podane różne sposoby opisania tego, jak sięczujesz. Po każdym zdaniu następują cztery różne wyjaśnienia.Przeczytaj uważnie wszystkie zdania i za każdym razem wy-bierz odpowiedź, która najlepiej pasuje do tego, co czułeś czyco robiłeś przez ostatni tydzień. Kiedy odpowiesz na jedno py-tanie, przejdź do następnego. Żadna odpowiedź nie jest zła".W minionym tygodniu1. Martwiłem się rzeczami, które normalnie mnie nie martwią, jWcale nie Czasami Dosyć często Często2. Nie chciało mi się jeść; nie miałem apetytu.Wcale nie Czasami Dosyć często Często

Szkoła 211

3. Nic mnie nie cieszyło, nawet wtedy gdy rodzina albo przy-jaciele starali się mnie rozweselić.Wcale nie Czasami Dosyć często Często4. Wydawało mi się, że jestem gorszy niż inne dzieci.Wcale nie Czasami Dosyć często Często5. Czułem, że nie mogę się skupić na tym, co robię.Wcale nie Czasami Dosyć często Często_6. Czułem się przybity.Wcale nie Czasami Dosyć często Często_7. Czułem się zbyt zmęczony, żeby coś robić.Wcale nie Czasami Dosyć często Często^8. Wydawało mi się, że zdarzy się coś złego.Wcale nie Czasami Dosyć często Często_9. Wydawało mi się, że to, co zrobiłem przedtem, jest do ni-czego.v Wcale nie Czasami Dosyć często CzęstoW. Byłem wystraszony.;'! Wcale nie Czasami Dosyć często Często^13L Nie spałem tak dobrze, jak zawsze.Wcale nie Czasami Dosyć często Często^12. Czułem się nieszczęśliwy.Wcale nie Czasami Dosyć często Często^13. Byłem bardziej cichy niż normalnie.Wcale nie Czasami Dosyć często Często_

212 Dziedziny życia14. Czułem się samotny, jakbym nie miał żadnych przyjaciół.Wcale nie Czasami Dosyć często Często15. Wydawało mi się, że inne dzieci mnie nie lubią albo nie chcąbyć ze mną.Wcale nie Czasami Dosyć często Często16. Źle mi się wiodło.Wcale nie Czasami Dosyć często Często17. Chciało mi się płakać.Wcale nie Czasami Dosyć często Często_18. Było mi smutno.Wcale nie Czasami Dosyć często Często_19. Wydawało mi się, że ludzie mnie nie lubią.Wcale nie Czasami Dosyć często Często_20. Ciężko było mi się do czegoś zabrać.Wcale nie Czasami Dosyć często Często_ Ocena odpowiedzi w tym teście jest prosta. Za „Wcale nie"przyznaje się 0 punktów, za „czasami" — 1 punkt, za „dosyć czę-sto" — 2 punkty, za „często" — 3. Aby uzyskać wynik ogólny,należy, oczywiście, podsumować punkty uzyskane za wszystkieodpowiedzi. Jeśli dziecko zakreśliło dwa wyjaśnienia którejś sy-tuacji, w podsumowaniu uwzględnij to, które jest punktowanewyżej. A oto interpretacja wyników. Jeśli dziecko uzyskało od 0 do 9punktów, to prawdopodobnie nie jest w depresji. Jeśli uzyskało

od 10 do 15 punktów, to przeżywa lekką depresję. Jeśli sumapunktów przekracza 15, to wskazuje to na wyraźną depresję: wy-nik w granicach 16 — 24 punktów oznacza poważną depresję,natomiast powyżej 24 punktów może wskazywać, że dziecko znaj- Szkoła 213duje się w stanie głębokiej depresji. Muszę jednak od razu prze-strzec, że żaden test tego typu nie może zastąpić profesjonalnejdiagnozy. Powinieneś zdawać sobie sprawę z tego, że istnieją tudwie możliwości popełnienia błędu. Po pierwsze, wiele dzieci ukry-wa objawy depresji, szczególnie przed rodzicami. A zatem niektóredzieci, które uzyskały poniżej 20 punktów, mogą w rzeczywistościprzeżywać depresję. Po drugie, niektóre dzieci, które uzyskaływysokie wyniki, mogą mieć problemy zupełnie inne niż depresja,wpływające jednak na rezultaty testu. Jeśli twoje dziecko uzyskało 10 punktów lub więcej i źle radzisobie w szkole, to powodem tego może być depresja, a nie odwrot-nie. Nasze badania przeprowadzone wśród dzieci klas czwartychwykazały, że im wyższy wynik uzyskują one w teście na depresję,tym gorzej radzą sobie z rozwiązywaniem anagramów, tym mniej-szy mają iloraz inteligencji i tym gorsze oceny w szkole. Dotyczyto również dzieci, które są bardzo zdolne i bardzo inteligentne. A zatem jeśli twoje dziecko uzyska w okresie kolejnych dwóchtygodni ponad 15 punktów, powinieneś poszukać pomocy psycho-loga. Tak samo powinieneś postąpić, jeśli dziecko uzyskało powy-żej 9 punktów i mówi o samobójstwie.Wspólny program badańlongitudinalnychUniwersytetu Pensylwańskiegoi Uniwersytetu PrincetonCZY PESYMISTYCZNY styl wyjaśniania u dzieci może być, tak jaku osób dorosłych, podstawową przyczyną depresji i marnychosiągnięć? W 1981 roku problem ten wyłonił się z moich badań.Z miejsca pomyślałem o Joan Girgus. Od czasu spotkania na zjeź-dzie w Atlantic City byliśmy ze sobą w stałym kontakcie i nabieżąco informowaliśmy się, nad czym pracujemy. Joan od latkoncentrowała się na badaniu rozwoju percepcji u dziecka w okre-

214 Dziedziny życiasie dorastania. Wiedziałem też, że kiedy pracowała w City Collegew Nowym Jorku, bardzo interesowała się przyczynami marnychosiągnięć studentów. Uważałem, że byłaby idealną współpra-cowniczką. — Sprowadza się to do tego — powiedziałem, kiedy się spot-kaliśmy — iż uważam, że większość niepowodzeń w szkole niejest wynikiem braku zdolności. Zebrane przez nas ostatnio danewykazują, że jeśli uczeń znajduje się w depresji, to jego ocenyspadają na łeb na szyję. Potem podałem jej trochę szczegółów i opowiedziałem o najno-wszych rezultatach badań Carol Dweck, które jednoznacznie

wskazywały na to, że przyczyną niepowodzeń w nauce jest pesy-mistyczny styl wyjaśniania.2 — Coś słyszałam o ostatnich badaniach Carol — odparła. —Podzieliła uczniów szkoły podstawowej, w zależności od ich styluwyjaśniania, na dwie grupy: „bezradnych" i „ukierunkowanych namistrzostwo". Potem zainscenizowała serię niepowodzeń, dając imdo rozwiązania nierozwiązywalne zadania, po której nastąpiła se-ria sukcesów, w postaci zadań rozwiązywalnych. — Ale przed tym eksperymentem z serią niepowodzeń — rze-kłem — między grupami nie było absolutnie żadnej różnicy. Kiedyjednak dzieci zaczęły odnosić niepowodzenia, pojawiła się międzynimi zdumiewająca różnica. Strategia rozwiązywania problemówu dzieci bezradnych spadła do poziomu pierwszej klasy. Wszystkiezaczęły wykazywać niechęć do zadań i mówić o tym, jak dobre sąw grze w baseballa, czy jak świetnie grają w teatrzyku szkolnym.Natomiast u dzieci „ukierunkowanych na mistrzostwo" strategiarozwiązywania problemów utrzymuje się, mimo niepowodzeń, napoziomie klasy czwartej. Choć wiedziały, że robią błędy i że imnie wychodzi, nie dawały za wygraną. Jedno z tych dzieci podwi-nęło rękawy i powiedziało: „Lubię wyzwanie". Wszystkie dzieciz tej grupy wyrażały wiarę, że wkrótce wpadną na właściwe roz-wiązanie i nie ustawały w próbach znalezienia go. — Co więcej — ciągnąłem dalej — okazało się na koniec, kiedywszystkie dzieci dostały proste zadania i rozwiązały je, że dziecibezradne nie doceniają swoich osiągnięć. Uważały, że w przyszłości — Szkoła 215rozwiążą zaledwie pięćdziesiąt procent zadań tego typu, które właś-nie doskonale rozwiązały. Dzieci „ukierunkowane na mistrzostwo"twierdziły, że rozwiążą dziewięćdziesiąt procent takich zadań. — Wydaje mi się — zakończyłem — że głównym problememleżącym u podłoża depresji i kiepskich osiągnięć w nauce wieludzieci jest pesymizm. Kiedy dziecko uważa, że nie może nic zrobić,przestaje próbować i uzyskuje coraz gorsze stopnie. Chciałbym,żebyś zgodziła się zbadać ze mną ten problem. Joan nie od razu wyraziła zgodę. Wypytywała mnie o szczegóły,a potem przez chwilę zastanawiała się. W końcu powiedziała: — Jestem już od dawna przekonana, że kluczem do sukcesuna uniwersytecie jest optymizm i umiejętność dochodzenia do sie-bie po niepowodzeniach. Podejrzewam jednak, że źródeł optymi-zmu nie można szukać w tym okresie życia, kiedy się studiuje,ani nawet nie w okresie szkoły średniej. Sposób postrzeganiaświata krystalizuje się w szkole podstawowej, przed okresem doj-rzewania, a nie potem. Myślałam już o tym, żeby zająć się bada-niami nad czymś, co łączy się bardziej bezpośrednio ze zjawiska-mi, z którymi stykałam się, będąc dziekanem. Wydaje się, żebadania nad depresją, postępami w nauce i stylem wyjaśnianiau dzieci to właściwy kierunek. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności akurat wtedy znalazła sięna Uniwersytecie Pensylwańskim Susan Nolen-Hoeksema, która

chciała tam robić pracę magisterską. Ona właśnie stała się kata-lizatorem, dzięki któremu mój projekt mógł dojść do skutku. Susanbyła cichą, ale stanowczo prącą do celu dziewczyną. Miała wtedydwadzieścia jeden lat. Jej opiekun z Uniwersytetu Yale napisałmi, że jest najzdolniejszą studentką, z jaką zetknął się od dziesięciulat, i zazdrości mi, że zdecydowała się zająć badaniami nad bez-radnością u dzieci. Przestrzegł mnie także, żebym nie dał się zwieśćpozorom i nie uważał, że jej spokojne i ciche zachowanie jest oz-naką nieśmiałości albo świadectwem przeciętnych zdolności. Kiedy opisałem Susan swoją rozmowę z Joan, jej reakcja byłan atychmiasto wa. — To jest właśnie to, czemu chciałabym się poświęcić — po-wiedziała. 216 Dziedziny życia Potem nastąpiły dwa lata błagania najpierw kuratorów, potemdyrektorów, potem nauczycieli szkół koło Princeton i rodzicówuczących się w nich dzieci, a na koniec Narodowego InstytutuZdrowia Psychicznego, by pozwolili nam przeprowadzić zakrojonena dużą skalę badania, mające odpowiedzieć na pytanie, kto ulegadepresji i kto źle sobie radzi z nauką w szkole podstawowej. Chcie-liśmy znaleźć źródło depresji, która nęka tyle dzieci i ma takrujnujący wpływ na ich postępy w nauce. Wreszcie jesienią 1985roku nasz wspólny projekt badań ruszył z miejsca.3 Objęliśmybadaniami czterystu uczniów klasy czwartej, ich rodziców i na-uczycieli. Badania te miały trwać aż do czasu ukończenia przezdzieci siódmej klasy, to jest pięć lat. Postawiliśmy hipotezę, że depresję i złe wyniki w nauce u dzie-ci powodują głównie dwa czynniki ryzyka:• Pesymistyczny styl wyjaśniania. Dzieci, które postrzegająniepomyślne wydarzenia jako stałe, o zasięgu uniwersalnymi przyczynach osobistych, z czasem wpadną w depresję i bę-dą sobie źle dawały radę w szkole.• Niepomyślne wydarzenia. Dzieci, które zetknęły się z naj-gorszymi dla nich wydarzeniami — rozwodem rodziców,śmiercią lub utratą pracy przez któreś z rodziców — będąnajbardziej narażone na ryzyko popadnięcia w depresję. Dane za pierwsze cztery lata tego pięcioletniego programu ba-dań są już przeanalizowane. Wykazały one, co nie było dla naszaskoczeniem, że im większy czynnik ryzyka, tym wcześniej wy-stępuje u dziecka depresja. Dzieci, które raz uległy depresji, mająskłonność do ulegania jej później, natomiast dzieci, u których niestwierdzono depresji w trzeciej klasie, nie wykazują skłonności doulegania jej również w klasach czwartej i piątej. Nie musieliśmywydawać pół miliona dolarów na badania, aby to stwierdzić. Udo-wodniliśmy jednak ponad wszelką wątpliwość, że zarówno stylwyjaśniania, jak i niepomyślne wydarzenia, których doświadczadziecko, są czynnikami poważnie zwiększającymi ryzyko popad-nięcia w depresję.

Szkoła 217Czynnik pierwszy — styl wyjaśnianiaDZIECI O PESYMISTYCZNYM stylu wyjaśniania znajdują się w zna-cznie gorszej sytuacji niż inne dzieci. Jeśli twoje dziecko na po-czątku trzeciej klasy uzyskało w teście CASQ wynik wskazującyna pesymizm, to jest ono poważnie narażone na ryzyko popadnię-cia w depresję. Podzieliliśmy dzieci na te, które w miarę upływuczasu uzyskują coraz bardziej pesymistyczne wyniki w teście, orazna te, u których z biegiem czasu depresja zmniejsza się. Chara-kterystyczny dla każdej z tych grup, a będący kryterium podziału,styl wyjaśniania wykazuje następujące tendencje:• Jeśli dziecko, rozpoczynając trzecią klasę, ma pesymistycznystyl wyjaśniania, ale nie jest w depresji, to po pewnym czasiejednak w nią wpada.• Jeśli dziecko na początku trzeciej klasy ma pesymistycznystyl wyjaśniania, a przy tym znajduje się w depresji, to po-zostaje w tym stanie.• Jeśli dziecko ma optymistyczny styl wyjaśniania, a jestw depresji, to jego stan z czasem ulega poprawie.• Jeśli dziecko ma optymistyczny styl wyjaśniania i nie jestw depresji, to nie popadnie w nią. Co jest pierwsze — pesymizm czy depresja? Co jest przyczyną,a co skutkiem? Otóż okazało się, że pesymizm może wywołać de-presję, ale też, że depresja może sprawić, iż dziecko będzie pa-trzyło na świat pesymistycznie. Jeśli w trzeciej klasie dzieckoprzeżywa depresję, to w czwartej będzie większym pesymistą, i —na odwrót — jeśli w trzeciej klasie jest pesymistą, to w czwartejbędzie bardziej podatne na depresję. Jest to błędne koło. W takie błędne koło uwikłana została jedna z dziewczynek,które badaliśmy, Cindy.* W połowie trzeciej klasy rodzice powie- * Czytelnikowi należy się wyjaśnienie, że w celu zachowania anonimowościzarówno dzieci biorących udział w naszym eksperymencie, jak i ich rodziców, stwo-rzyłem pewne syntetyczne postaci, o których piszę tu w charakterze przykładów. 218 Dziedziny życiadzieli jej, że się rozwodzą, po czym ojciec wyprowadził się z domu.Wyniki testu wskazywały, że Cindy jest tylko nieznacznie większąpesymistką niż poprzednio, ale jej zachowanie bardzo się zmieniło.Stała się apatyczna i skora do płaczu. Wynik testu na depresjęosiągnął gigantyczny poziom. Opuściła się w nauce i — jak toczęsto czynią dzieci depresyjne — zerwała stosunki z koleżanka-mi. Potem zaczęła o sobie myśleć, że jest głupia i że nikt jej niekocha, co spowodowało, że jej styl wyjaśniania stał się bardziejpesymistyczny. To z kolei wpłynęło na to, że trudniej jej byłopogodzić się z porażkami. Nawet drobne niepowodzenia wywoły-wały u niej reakcje w rodzaju: „Nikt mnie nie lubi" albo: „Jestemdo niczego", przez co jej depresja jeszcze się pogłębiała. Rozpoznanie momentu, w którym dziecko wpada w to błędnekoło i rozerwanie tego koła jest jedną z najważniejszych rzeczy,jakich muszą się nauczyć rodzice. W jaki sposób to robić, dowiesz

się z rozdziału trzynastego.Czynnik drugi — niepomyślne wydarzeniaIM WIĘCEJ NIESZCZĘŚĆ spada na dziecko, tym bardziej pogłębia sięjego depresja. Dzieci, które mają nastawienie optymistyczne, le-piej znoszą wydarzenia niepomyślne niż dzieci o nastawieniupesymistycznym. Dzieci lubiane trudniej się im poddają niż dziecinie lubiane. Nie znaczy to jednak, by takie wydarzenia nie wy-wierały na niektóre dzieci przygnębiającego wpływu. Przeciwnie,wpływają one mniej lub bardziej przygnębiająco na wszystkiedzieci. A oto kilka rodzajów wydarzeń, na które trzeba zwracać bacznąuwagę. Jeśli któreś z nich nastąpi, to twoje dziecko będzie być mo-że potrzebowało twojej pomocy i pociechy, i to przez dłuższy czas.Taka sytuacja jest jednak dobrą okazją, aby zastosować w pra-ktyce techniki, których nauczysz się z rozdziału trzynastego.• Brat lub siostra wyjeżdża z domu na studia lub do pracyw innej miejscowości.

Szkoła 219Zdycha ulubione zwierzątko. Dorosłym może wydawać się tobłahą sprawą, ale zdarzenie to ma katastrofalny wpływ napsychikę dziecka.Umiera dziadek lub babcia, z którymi dziecko łączyły zażyłestosunki.Dziecko przenosi się do nowej szkoły. Utrata przyjaciół i ko-legów może być bardzo przygnębiająca.Kłócisz się z żoną/mężem.Rozwodzisz się z żoną/mężem. Obok stałych kłótni rodzicówjest to problemem numer jeden.Rozwód i kłótnie między rodzicamiROZWODY I POWAŻNE AWANTURY między rodzicami zdarzają sięcoraz częściej i są najpowszechniejszymi czynnikami wpływający-mi przygnębiająco na dzieci, dlatego też w naszym programie ba-dań Pensylwania — Princeton skupiliśmy się na dzieciach, któreprzeżyły bądź przeżywały takie sytuacje.4 W momencie rozpoczęcia badań sześćdziesięcioro dzieci — czylimniej więcej 15 procent badanych — powiedziało nam, że ichrodzice są rozwiedzeni albo żyją w separacji. Przez ostatnie trzylata bacznie obserwowaliśmy te dzieci i porównywaliśmy je z re-sztą badanych. Rezultaty tych badań mają istotne znaczenie dlanaszego społeczeństwa w ogóle i dla rozwiedzionych rodzicóww szczególności. Pokazują one również, w jaki sposób powinieneśodnieść się do swego dziecka, jeśli i tobie przydarzy się rozwód. Przede wszystkim — i to jest najważniejsze — dzieci rozwie-dzionych rodziców, ogólnie biorąc, radzą sobie źle w życiu. Dziecite poddawaliśmy dwa razy w roku testom i za każdym razemokazywało się, że są one o wiele bardziej przygnębione i częściejwpadają w depresję niż dzieci z rodzin nie rozbitych. Mieliśmynadzieję, że różnica ta z czasem zmniejszy się, ale tak się, nieste-ty, nie stało. Po trzech latach dzieci osób rozwiedzionych nadal

o wiele bardziej cierpią na depresję niż inne dzieci. Odnosi się to 220 Dziedziny życiado wszystkich objawów depresji — dzieci te są smutniejsze i mniejudzielają się w szkole niż ich rówieśnicy z pełnych rodzin, mająmniej zapału, niższą samoocenę, częściej uskarżają się na dolegli-wości fizyczne i częściej się martwią. Trzeba tu wyraźnie podkreślić, że są to wyniki uśrednione.Niektóre z tych dzieci nie uległy depresji, a inne z czasem sięz niej wyzwoliły. Rozwód rodziców nie skazuje nieuchronnie dzie-cka na lata depresji, sprawia jedynie, że jej wystąpienie staje siędużo bardziej prawdopodobne. Po drugie, dzieciom z rozwiedzionych rodzin zdarza się o wielewięcej niepomyślnych sytuacji niż dzieciom z rodzin pełnych. Towłaśnie te ciągłe niepowodzenia mogą być powodem tego, iż u tychdzieci depresja zdarza się tak często i utrzymuje tak długo. Teniepomyślne wydarzenia można podzielić na trzy grupy. Do pier-wszej grupy należą wydarzenia, które są skutkiem samego roz-wodu lub których do zaistnienia przyczynia się depresja wywołanarozwodem rodziców. A oto niepomyślne wydarzenia, które przy-trafiają się częściej dzieciom z rozbitych rodzin:• Matka rozpoczyna nową pracę.• Koledzy z klasy odnoszą się mniej przyjaźnie.• Jedno z rodziców ponownie wstępuje w związek małżeński.• Jedno z rodziców zmienia wyznanie.• Jedno z rodziców trafia do szpitala.• Dziecko zostaje w klasie na drugi rok. Dzieci z rozwiedzionych małżeństw częściej też stykają sięz przypadkami, które mogły właśnie doprowadzić do rozwodu.I tak:• Rodzice częściej się kłócą.• Ojciec częściej wyjeżdża w delegacje.• Któreś z rodziców traci pracę. Jak dotąd, w wynikach tych nie ma nic zaskakującego. Zdu-miała nas jednak ostatnia kategoria wydarzeń, z powodu których Szkoła 221dzieci z rozbitych małżeństw cierpią bardziej niż ich rówieśnicy.Dotąd nie wiemy, co począć z tymi wynikami i jak ustosunkowaćsię do tych zastanawiających faktów, ale uważamy, że powinieneśo nich wiedzieć. Otóż:• Dzieci z rozbitych małżeństw trzy i pół raza częściej niżdzieci z rodzin pełnych stykają się z tym, że ich brat lubsiostra trafia do szpitala.• Prawdopodobieństwo, że takie dziecko samo znajdzie sięw szpitalu jest również trzy i pół raza większe.• Prawdopodobieństwo, że przyjaciel/przyjaciółka takiegodziecka umrze, jest dwukrotnie większe niż w przypadkudzieci z pełnych rodzin.• Prawdopodobieństwo, że umrze dziadek lub babka takiego

dziecka jest również dwukrotnie większe. Niektóre z tych wydarzeń mogą być przyczynami lub skutkamirozwodu. Jednak rozwiedzione rodziny zdają się — oprócz tego —trapić dwa rodzaje nieszczęść, z których żadne nie wydaje się miećnic wspólnego z rozwodem, ani jako jego przyczyna, ani jako sku-tek. Trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób śmierć przyjacie-la/przyjaciółki czy zgon dziadka lub babki może stać się nastę-pstwem rozwodu lub przyczynić się do niego. Mimo to statystykapokazuje właśnie taki obraz, jak przedstawiłem wyżej. To wszystko stwarza wyjątkowo nieprzyjemne perspektywy dladziecka rozwiedzionych rodziców. Utarło się powiedzenie, że dladzieci lepiej jest, by rodzice, którzy są ze sobą nieszczęśliwi, roz-wiedli się, niż żeby żyli razem, nienawidząc się wzajemnie. Jednakz naszych badań wyłania się bardzo smutny wizerunek takichdzieci — czekają je długie okresy ciężkiej depresji, są one o wielebardziej niż ich rówieśnicy narażenie na ryzyko zetknięcia sięz niepomyślnymi wydarzeniami i — co najdziwniejsze — z innymizupełnie, jak się wydaje, z rozwodem nie związanymi nieszczę-ściami. Byłbym nie w porządku wobec samego siebie, gdybym nieporadził ci, byś poważnie zastanowił się nad tymi danymi, jeślimyślisz o rozwodzie. I

222 Dziedziny życia

Ale być może problemem nie jest sam rozwód, być może u pod-staw kłopotów dzieci leżą awantury i kłótnie rodziców. Przez trzylata śledziliśmy równie uważnie losy siedemdziesięciorga pięcio-rga dzieci, których rodzice nie byli rozwiedzeni, ale — jak powie-działy nam dzieci — ustawicznie kłócili się ze sobą. Dzieci z takichrodzin przedstawiają równie smutny obraz, jak dzieci z rozwie-dzionych małżeństw, i są niezwykle podatne na depresję, któranie opuszcza ich jeszcze długo po zakończeniu przez rodziców kłót-ni, i są bardziej narażone na niepomyślne wydarzenia niż dzieciz małżeństw nie rozwiedzionych, w których nie dochodzi do kłótnimiędzy rodzicami. Możliwe są dwa różne wyjaśnienia faktu, iż dziecko przez takdługi czas przeżywa kłótnie rodziców. Według pierwszego z nichrodzice, którzy czują się we wzajemnym pożyciu ze sobą nieszczę-śliwi, kłócą się, a potem rozchodzą, przy czym owe kłótnie i póź-niejsza separacja lub rozwód bezpośrednio zaburzają psychikędziecka, powodując długotrwałą depresję. Drugie wyjaśnienie od-wołuje się do wiedzy potocznej — rodzice, którzy kłócą się i roz-chodzą, są nieszczęśliwi we wspólnym związku. Kłótnie i separa-cja rodziców mają niewielki wpływ bezpośredni na dziecko, alezdaje sobie ono sprawę, że rodzice są nieszczęśliwi, i świadomośćtego tak martwi i niepokoi dziecko, że w efekcie wywołuje u niegodługotrwałą depresję. Nasze dane nie pozwalają nam opowiedziećsię za żadną z tych teorii.

Jakie znaczenie może to mieć dla ciebie? Życie wielu małżeństw jest bardzo burzliwe, pełne sporówi konfliktów. Mniej dramatyczna, ale znacznie powszechniejszajest inna sytuacja — po latach małżeństwa wiele osób nie darzyjuż swych partnerów wielkim uczuciem. Stwarza to podatny gruntdla kłótni. Jednak często zdarza się, że jednocześnie obojgu mał-żonkom bardzo zależy na dobru dziecka. Wydaje się, że jest faktem bezspornym — przynajmniej w uję-ciu statystycznym — iż separacja lub kłótnie jako reakcja na nie-udane małżeństwo mogą w trwały sposób uszkodzić psychikę dzie-cka. Jeśliby okazało się, że to raczej brak szczęścia rodziców niżich kłótnie są temu winne, to doradzałbym w takiej sytuacji po- Szkoła 223ważną rozmowę z małżonkiem lub małżonką i położenie kresunieudanemu małżeństwu. Jeśli jednak okaże się, że to kłótnie i decyzja wzięcia rozwodusą przyczynami depresji dziecka, to radzę zrobić coś zupełnie in-nego, jeśli — oczywiście — bardziej ważny jest dla ciebie interesdziecka niż twoje własne zadowolenie. Czy zdecydujesz się zre-zygnować z rozwodu? I jeszcze trudniejsza decyzja — czy po-wstrzymasz się od nieustannych kłótni? Nie jestem tak naiwny, aby namawiać do tego, by nigdy niewdawać się w kłótnie i sprzeczki.5 Kłótnie czasami pomagają —nabrzmiały problem ulega rozwiązaniu i sytuacja poprawia się.Jednak wiele kłótni małżeńskich do niczego nie prowadzi. Niemogę ci, niestety, doradzić, w jaki sposób kłócić się produktywnie,by wynikało z tego coś pożytecznego, gdyż nie mam odpowiedniejku temu wiedzy. Jedyny znany mi fragment rzetelnej wiedzy na-ukowej na temat kłótni dotyczy sposobu ich rozwiązywania. Dzie-ci, które oglądają na filmach kłótnie osób dorosłych, są o wielemniej zdenerwowane, jeśli kłótnia ma jasne zakończenie. Płyniestąd wniosek, że kiedy się kłócisz, powinieneś odstąpić od swoichzwyczajów i zakończyć kłótnię jednoznacznie, i to w obecnościdziecka. Poza tym uważam, iż jest bardzo ważne, byś w momencie kiedydecydujesz się na kłótnię czy awanturę, zdawał sobie sprawę z te-go, że ta kłótnia czy awantura może zaszkodzić twemu dziecku.6Być może uważasz, że masz święte prawo do walki o swoje, a za-tem do kłótni. W końcu żyjemy w epoce, w której wielu ludziuważa, że otwarte demonstrowanie swej złości i niechęci jest słu-szne i zdrowe. Stanowisko to wywodzi się wprost z poglądów Freu-da, który twierdził, że duszenie w sobie gniewu i złości ma ujemneskutki dla zdrowia. Ale co zdarzy się, jeśli zamiast zareagowaćgwałtownie, nadstawisz drugi policzek? Z jednej strony stłumionygniew spowoduje przynajmniej chwilowy wzrost ciśnienia krwii przez to może — na dłuższą metę — przyczynić się do powstaniazaburzeń psychosomatycznych. Z drugiej wszakże strony wybuchzłości często powoduje, że krucha równowaga między małżonkamizałamuje się. Wybuch gniewu powoduje identyczną reakcję u dru-

I

224 Dziedziny życia

giej strony, złość wyzwala się spod kontroli i zaczyna żyć swoimwłasnym życiem. Małżonkowie, chcąc zachować równowagę, za-czynają obwiniać się wzajemnie i ich wspólne życie staje się niekończącym się pasmem udręk. Jednak te skutki powstrzymania się od kłótni mają wpływ tylkona ciebie i na twoją żonę/twojego męża. Jeśli chodzi o dzieci, toniewiele da się powiedzieć w obronie kłótni. Dlatego zdecydowałemsię wystąpić przeciwko powszechnie panującej opinii i radzę, żebyś— jeśli zależy ci na dobru twoich dzieci — pomyślał dwa razy,zanim rozpoczniesz kłótnię. Prawo do gniewu, złości i awantur niefiguruje w rejestrze praw człowieka. Zastanów się, czy nie wartozdusić złość, odłożyć na bok urażone ambicje i pretensje, że mał-żonek/małżonka nie traktuje cię tak, jak na to zasługujesz. Nieprowokuj drugiej strony i nie odpowiadaj na zaczepki. Do tego,żeby wywołać kłótnię, potrzeba woli obu stron. Od tego, jaką wy-bierzesz postawę, może zależeć dobro twojego dziecka. Nasze badania wykazują, że najczęściej wydarzenia łączą sięw taki oto łańcuch. Kłótnie rodziców albo ich separacja w znacz-nym stopniu zwiększają depresję dziecka. Z kolei depresja spra-wia, iż dziecko zaczyna mieć coraz więcej kłopotów w szkole i żejego styl wyjaśniania staje się bardziej pesymistyczny. Problemyw szkole w połączeniu z pogłębionym pesymizmem przyczyniająsię do utrwalenia depresji i w ten sposób zaczyna się błędne koło.Od tej pory dziecko żyje w stałej depresji. Eskalacja kłótni i awantur między rodzicami czy też ich decy-zja o separacji wyznacza dokładnie punkt, w którym dziecko po-trzebuje pomocy, aby nie wpaść w depresję i pesymizm i nie opu-ścić się w nauce. To jest właśnie moment, w którym potrzebujeono szczególnej pomocy twojej i nauczycieli. Spróbuj wtedy zbliżyćsię do dziecka, nawiązać z nim lepszy kontakt. Zainteresowanieze strony jednego z rodziców i miłość, jaką się je otacza, możezneutralizować ujemne skutki awantur domowych. Jest to rów-nież czas, kiedy warto zasięgnąć porady specjalisty. Odpowiedniaterapia może nauczyć ciebie i twojego małżonka/twoją małżonkę,co należy robić, aby kłócić się mniej i w sposób bardziej produ-ktywny, by kłótnie nie zaostrzały problemów, lecz prowadziły do

I

Szkoła 225ich złagodzenia. Natomiast odpowiednia terapia w tym stadiumtwojego małżeństwa może zaoszczędzić dziecku długotrwałej i kła-dącej się cieniem na całe jego życie depresji.

Chłopcy a dziewczynkiFATALNE, DŁUGOTRWAŁE SKUTKI ROZWODU i kłótni rodziców niebyły jedynymi wynikami badań, .które nas zaskoczyły. Bardzointeresowały nas różnice w podatności na pesymizm i depresjęmiędzy obu płciami. Właściwie spodziewaliśmy się, że zebranedane potwierdzą nasze przypuszczenia co do tego, która płeć czę-ściej ulega pesymizmowi i depresji, ale kiedy je przeanalizowali-śmy, wyłonił się z nich obraz zupełnie przeciwny. Jak pisałem w rozdziałach czwartym i piątym, kobiety — ogól-nie biorąc — częściej ulegają depresji niż mężczyźni.7 Bez względuna to, czy zjawisko to ocenia się na podstawie statystyk lekar-skich, wywiadów ankietowych czy liczby objawów, okazuje się, żekobiety cierpią na depresję dwa razy częściej niż mężczyźni. Przy-puszczaliśmy, że dziewczęta częściej ulegają depresji niż chłopcyi mają bardziej od nich pesymistyczny styl wyjaśniania. Otóż nic podobnego. W każdym momencie badań okazywałosię, że chłopcy cierpią na depresję częściej niż dziewczęta. U prze-ciętnego chłopca występuje o wiele więcej objawów depresjii o wiele częściej popada on w głęboką depresję niż przeciętnadziewczynka. Stwierdziliśmy, że 35 procent chłopców z klas trze-ciej i czwartej przynajmniej raz w czasie nauki w tych klasachznalazło się w głębokiej depresji. Tymczasem tę samą postać de-presji przechodziło tylko 21 procent dziewcząt. Różnice ogranicza-ją się do dwóch zespołów objawów — u chłopców występuje więcejzaburzeń zachowania (np. „Cały czas wpadam w kłopoty") i wię-ksza anhedonia (brak uciech i niezadowolenie, mało przyjaciół,wycofanie się z kontaktów towarzyskich). Jeśli natomiast chodzio smutek, niską samoocenę i dolegliwości fizyczne, to chłopcy niewykazują tych objawów w stopniu większym niż dziewczynki. 226 Dziedziny życia Podobnie wyglądają różnice w stylu wyjaśniania. Ku naszemuzaskoczeniu, we wszystkich pomiarach dziewczynki okazały się ]nastawione bardziej optymistycznie niż chłopcy. Są bardziej opty- imistyczne, jeśli chodzi o wydarzenia pomyślne i mniej pesymisty-1czne, jeśli chodzi o wydarzenia niepomyślne. Tak więc wspólne badania długookresowe Uniwersytetu Pen-sylwańskiego i Uniwersytetu Princeton dostarczyły jeszcze jednejniespodzianki. Chłopcy są większymi pesymistami i częściej ule-gają depresji niż dziewczęta, a poza tym są mniej odporni na niepo-myślne wydarzenia, w tym na rozwód rodziców. Oznacza to, że bezwzględu na to, co sprawia, iż kobiety są dwa razy bardziej podatnena depresję, jej źródeł nie należy szukać w okresie dzieciństwa.W okresie pokwitania lub krótko potem musi zdarzać się coś, cowywołuje zmiany zarówno w psychice dziewcząt, jak i chłopców,ale znacznie silniej oddziałuje na dziewczęta. Możemy się tylkodomyślać, co to jest. Dzieci, które są przedmiotem naszych badań,dopiero zbliżają się do okresu pokwitania, a więc dopiero ostatnirok realizacji naszego programu może przynieść odpowiedź na py-tanie, jaki czynnik występujący w czasie dojrzewania płciowego

sprawia, iż ciężar depresji przenosi się z chłopców na dziewczęta.UczelniaPEWNEGO WIOSENNEGO DNIA 1983 roku słuchałem, jak Willis Stet-son, dyrektor działu rekrutacji studentów Uniwersytetu Pensyl-wańskiego, skarży się na problemy, jakie ma jego dział, a prawdęmówiąc — utyskiwał na błędy, które stale popełniali jego pracow-nicy podczas naboru nowych studentów. Przyszedłem na tę roz-mowę, ponieważ byłem zwierzchnikiem jednego z kolegiów tegouniwersytetu i z bliska widziałem, jak marne są wyniki selekcjikandydatów na studia. Zaproponowałem działowi rekrutacji, abyskorzystał z mego testu i sprawdził, czy na jego podstawie niemożna przewidzieć postępów przyszłych studentów lepiej niż zapomocą metod tradycyjnych.

Szkoła 227 — W końcu — rzekł Stetson — jest to tylko czysto statysty-czne prawdopodobieństwo. Musimy godzić się z pewną liczbą po-myłek.Spytałem go, w jaki sposób przebiega rekrutacja. — Bierzemy pod uwagę trzy ważne czynniki — odparł. — Oce-ny w szkole średniej, oceny uczelnianej komisji kwalifikacyjneji rezultaty testu wstępnego. Mamy równanie regresywne — dziękiBogu, panu nie muszę tłumaczyć, co to takiego. Wszystkie trzyrezultaty podstawiamy w odpowiednie miejsca równania i uzysku-jemy pewną liczbę, powiedzmy 3,1. Nawiasem mówiąc taki ogólnywynik powinien uzyskać kandydat, żeby zostać przyjęty. Wynikten nazywamy PW, czyli przewidywanym wskaźnikiem. Musi panprzyznać, że jest on dosyć wysoki. Rzeczywiście wiedziałem, co to równania regresywne i jak sąone zawodne. W równaniu regresywnym bierze się pod uwagęczynniki minione, takie jak wyniki testów SAT i oceny ze szkołyśredniej, i odnosi je do pewnych przyszłych kryteriów, takich, naprzykład, jak przeciętna ocen na studiach. Potem odwraca sięliczby po to, by każdemu z owych minionych czynników nadaćokreśloną wagę i dopasować go do przyjętego kryterium. Jeśli, naprzykład, chciałbyś przewidzieć, ile będzie ważyło dziecko po po-rodzie, to mógłbyś zapisać wagę każdego z ostatniego tysiąca no-worodków w jakimś szpitalu, potem wagę ich rodziców i na koniecstwierdzić, że jeśli podzielisz wagę matki przez 21,7, a wagę ojcaprzez 43,4 i „uśrednisz" obydwa wyniki, to ostateczny rezultatbędzie odpowiadał wadze noworodka. Liczby 21,7 i 43,4 nie mia-łyby żadnego znaczenia, waga rodziców i waga noworodka niemiałyby nic wspólnego z żadnym prawem natury, byłyby to liczbyczysto statystyczne. Równania regresywne stosuje się w sytuacji,kiedy nie wiadomo, co innego można zrobić. W takiej sytuacji był właśnie dział rekrutacji mojego uniwer-sytetu. Zbierał wyniki testów SAT i oceny ze szkoły średniej stu-dentów. Okazywało się, że z grubsza — ale tylko z grubsza —można było przewidzieć, że im wyższe wyniki uzyskiwał studentw teście SAT, tym lepsze oceny będzie miał na studiach, i im wyż-

sze oceny w szkole średniej, tym wyższe oceny na uniwersytecie. 228 Dziedziny życia Mogło się jednak również, na przykład, okazać, że testy SATpozwalają dwa razy bardziej precyzyjnie niż oceny ze szkoły śred-niej i półtora raza precyzyjniej niż rezultaty testu wstępnego prze-widzieć wyniki osiągane na studiach. Mogłoby się zatem okazać,że wyniki ze szkoły średniej pomnożone przez 5,66, plus wynikitestu wstępnego pomnożone przez 3,21, plus wyniki testu SATpomnożone przez 2,4, obliczone dla pierwszych roczników studen-tów z ostatnich dziesięciu lat i „uśrednione", pozwalają najlepiejprzewidzieć średnią ocen na studiach. Liczby takie byłyby całko-wicie arbitralne, wybrane tylko dlatego, że przypadkiem najlepiejpasowały. Z tego powodu przewidywanie wyników na studiach jestzwykłym zgadywaniem czysto statystycznej natury. W większościprzypadków sprawdza się ono, ale liczba pomyłek jest też duża.A duża liczba pomyłek oznacza rozczarowanie i narzekania rodzi-ców, przepracowanie profesorów i porażki studentów. — Popełniamy błędy dwojakiego rodzaju — kontynuował Stet-son. — Po pierwsze, część studentów, na szczęście nieduża część,radzi sobie o wiele gorzej, niż przewidywaliśmy. Po drugie,- dużowiększa liczba studentów osiąga znacznie lepsze wyniki, niż wska-zywały na to ich PW. Mimo to chcielibyśmy zmniejszyć marginesbłędu. Niech pan opowie mi bardziej szczegółowo o tym swoimteście. Wyjaśniłem mu, na czym polega ASQ i na jakiej opiera sięteorii. Powiedziałem, że osoby, które wypadły w teście jako opty-miści, radzą sobie lepiej, niż można by się skądinąd spodziewać,prawdopodobnie dlatego, że w obliczu trudności mobilizują się dowiększego wysiłku, gdy tymczasem pesymiści poddają się po pier-wszych niepowodzeniach. Przez ponad godzinę tłumaczyłem Stet-sonowi zasady ASQ. Opowiedziałem mu, co robiliśmy w „Metro-politan Life Insurance Company", i skupiłem się na tym, jakiekonsekwencje dla naszego uniwersytetu miałoby zastosowanie te-go testu przy naborze studentów. Przyczyniłoby się to do znacz-nego zmniejszenia marginesu błędu i pozwoliłoby na znaczniepewniejsze niż przy użyciu PW przewidywanie ocen studentów. — Dużo zdolnej młodzieży nie dostaje się na studia — zakoń-czyłem — a za to przyjmujecie sporo takich, którzy na pewno Szkoła 229odpadną. I dla jednych, i dla drugich jest to prawdziwa tragedia,a i dla uniwersytetu jest to niedobre.W końcu Stetson rzekł: — Dobrze, sprawdźmy tę metodę. Wypróbujemy ją na studen-tach przyjętych w 1987 roku. I tak oto w pierwszym tygodniu studiów rocznik 1987 zostałpoddany testowi.8 Było to w sumie ponad trzystu studentów. Po-tem po prostu czekaliśmy. Czekaliśmy, aż przejdą przez pierwszysemestr i wyczerpującą dwutygodniową sesję egzaminacyjną. Cze-

kaliśmy, aż studenci ci — z których wielu było prymusami w szko-le średniej — przekonają się, na czym polega i jak wygląda współ-zawodnictwo w szkole wyższej. Czekaliśmy, aż niektórzy podejmąwyzwanie, a inni mu nie sprostają. Pod koniec pierwszego semestru dostrzegliśmy błędy, które takmartwiły dyrektora działu rekrutacji. Jedna trzecia studentówwypadła albo dużo lepiej, albo dużo gorzej, niż przewidywano napodstawie ich wyników w testach SAT, ocen ze szkoły średnieji rezultatów testów wstępnych. Z tej setki dużo gorzej wypadłookoło dwudziestu, a dużo lepiej około osiemdziesięciu studentów. Stwierdziliśmy to, czego się spodziewaliśmy — to samo, costwierdziliśmy badając agentów firmy ubezpieczeniowej i uczniówczwartej klasy szkoły podstawowej. Studenci, którzy sprostali wy-zwaniu i osiągnęli rezultaty o wiele lepsze, niż wskazywał na topoziom ich „zdolności", byli — ogólnie biorąc — optymistami, gdyzaczynali studia. Ci, którzy wypadli dużo gorzej, niż powinni, bylijuż w momencie przyjęcia pesymistami.„Zwierzęce Baraki"OBLANIE EGZAMINU SEMESTRALNEGO na uczelni i niedopuszczenieucznia trzeciej klasy szkoły podstawowej do udziału w świątecz-nym przedstawieniu to, w porównaniu z ogromem poważnych,spotykających ludzi niepowodzeń, błahe przypadki. Jednak przy-najmniej jedno otoczenie szkolne wywołuje stres o dużym nasilę-

230 Dziedziny życianiu. Są to tak zwane Zwierzęce Baraki w Akademii Wojskowejw West Point.9 Kiedy zdenerwowany osiemnastoletni kadet (obecnie równieżkadetka) przybywa na początku lipca po raz pierwszy do WestPoint, wita go kadra, która ma za zadanie nauczyć go (lub ją) dokońca lata żelaznej dyscypliny — stania przez długi czas na ba-czność, dziesięciomilowych marszów w podwójnym tempie, odby-wanych o świcie, nieustannego czyszczenia wszelkich metalowychczęści ekwipunku, wykucia na pamięć, linijka po linijce, absolut-nych bzdur oraz posłuszeństwa, posłuszeństwa i jeszcze raz po-słuszeństwa. To wszystko ma na celu wykształcenie charakteruodpowiedniego dla przyszłych oficerów armii amerykańskiej.W West Point uważano, że metody te zdały egzamin w ciąguponad 150 lat istnienia akademii. Jednakże nawet tak poniewierany kadet jest cennym nabyt-kiem. Kadetów wybiera się, biorąc pod uwagę ich zdolności przy-wódcze oraz zdolności ogólne, spośród całej rzeszy kandydatówubiegających się o przyjęcie. West Point jest bowiem jedną z naj-bardziej elitarnych uczelni w Ameryce. Wyniki testów SAT uzy-skiwane przez kadetów są bardzo wysokie, ich sprawność fizycznawyjątkowa, w szkołach średnich otrzymywali, szczególnie z przed-miotów ścisłych, oceny celujące i — co najważniejsze — byli oniwybitnymi członkami szkolnej społeczności, skautami z maksy-malną liczbą uzyskanych sprawności. Wykształcenie jednego ofi-cera w West Point kosztuje 250 tysięcy dolarów, a więc każdy

kadet, który nie kończy akademii, przynosi podatnikom stratyw tej wysokości. Mimo tego wszystkiego wielu kadetów nie wy-trzymuje rygorów i odpada, przy czym znaczna ich liczba już nasamym początku, praktycznie zanim zaczną się zajęcia. Dowiedziałem się o tym w lutym 1987 roku, kiedy zadzwoniłdo mnie Richard Butler, szef działu naboru w West Point. — Doktorze Seligman — zaczął szorstkim, nawykłym do wy-dawania rozkazów głosem — zdaje się, że potrzebuje cię Wuj Sam.Mamy tu, w West Point, problem z odpadającymi kadetami, którymoże będzie pan mógł rozwiązać. Co roku przyjmujemy tysiącdwustu kadetów. Pierwszego lipca meldują się wszyscy w „Zwie- Szkoła 231rzęcych Barakach". Już pierwszego dnia rezygnuje sześciu, a dokońca sierpnia, tuż przed początkiem roku akademickiego, rzucaakademię sto osób. Czy mógłby pan pomóc nam przewidzieć, ktoodpadnie? Chętnie na to przystałem. Wydawało się, że jest to idealnasytuacja dla sprawdzenia potęgi optymizmu. Ciekawe było, jakoptymizm wpływa na wolę przetrwania w tych surowych warun-kach. W zasadzie, tak jak w przypadku agentów ubezpieczenio-wych „Metropolitan Life" i studentów pierwszego roku Uniwersy-tetu Pensylwańskiego, tymi, którzy nie wytrzymywali i rzucaliakademię, powinni być pesymiści. Tak więc 2 lipca pojechałem na północ, ze specjalnym asysten-tem, moim czternastoletnim synem Davidem, który miał mi pomócw przeprowadzeniu testu. Kadra szkoły wprowadziła wszystkichkadetów zwartym szykiem do lśniącego, świeżo oddanego do użyt-ku Audytorium Eisenhowera i tysiąc dwustu młodych ludzi wy-branych spośród wielu tysięcy kandydatów stanęło na baczność,czekając na pozwolenie zajęcia miejsc w ławkach i przystąpieniado rozwiązywania testu. Powiedziano nam, że po raz pierwszyod dziesiątków lat złagodzono regulamin w „Barakach Zwierzę-cych" i że zabronione zostało przetrzymywanie kadetów godzinamiw pozycji na baczność i skazywanie ich za najdrobniejsze przewi-nienia na siedzenie jedynie o chlebie i wodzie. W każdym raziewidok ten wywarł na mnie duże wrażenie, a David wręcz osłupiałze zdumienia. Dane statystyczne przekazane mi przez Dicka Butlera okazałysię dokładne. Pierwszego dnia zrezygnowało sześciu kadetów,przy czym jeden w połowie testu. Wstał, zwymiotował i wybiegłz audytorium. Przed końcem sierpnia z tysiąca dwustu zostałotysiąc stu. Od tamtej pory do czasu napisania tej książki minęły dwa lata.Nadal śledzę losy tych kadetów i przeprowadzam badania. Mogęjuż jednak odpowiedzieć na pytanie, kto rezygnuje z nauki w aka-demii. Raz jeszcze okazało się, że pesymiści. Kadeci, którzy wy-jaśniają niepowodzenia, mówiąc sobie: „To moja wina, tak będziezawsze i ze wszystkim, do czego się wezmę", mają najmniejsze

232 Dziedziny życiaszansę na przetrzymanie rygorów „Baraków Zwierzęcych". Ktouzyskuje lepsze wyniki, niż przewidywano na podstawie badańtestem SAT? Optymiści. Natomiast pesymiści uzyskują wynikigorsze, niż można by się spodziewać na podstawie SAT. Na razie nie mogę jeszcze zalecać, by uczelnia o takich trady-cjach jak West Point zmieniła swoją politykę naboru i szkoleniakadetów. Trzeba zaczekać na zakończenie całego programu badań.Wydaje mi się jednak, iż selekcja kandydatów na oficerów podkątem ich optymizmu przyczyniłaby się do poprawienia jakościnaszej kadry wojskowej. Jeszcze bardziej zachęcająca wydajesię możliwość zmniejszenia liczby kadetów porzucających studiai dania im szansy zostania oficerami na miarę ich talentu. Możli-wość taką stwarzają techniki przedstawione w ostatniej części tejksiążki.Tradycyjne wyobrażeniana temat źródeł sukcesów w szkole Przez prawie sto lat słowa: zdolności i talent uważano za klu-cze do złamania tajemniczego szyfru sukcesów w nauce. Pojęcia ||te, traktowane jak idole, zajmowały poczesne miejsca na ołtarzachwznoszonych przez wszystkie działy kadr i rekrutacji. W Amerycenie możesz nawet marzyć o tym, by dano ci szansę wypróbowaniaswych sił w jakiejś dziedzinie, jeśli twój iloraz inteligencji, wyniktestu SAT lub MCAT, nie jest odpowiednio wysoki, a w Europiesytuacja jest jeszcze gorsza. Uważam, że stanowczo przecenia się „talent". Nie tylko nie dasię go prawidłowo zmierzyć, nie tylko nie jest on dobrym progno-stykiem sukcesów, ale tradycyjne wyobrażenia o nim są błędne.Wyobrażenia te ignorują bowiem czynnik, który może skompen-sować słabe wyniki wspomnianych testów, a z drugiej strony wpły-nąć ujemnie na osiągnięcia skądinąd bardzo utalentowanych osób.Czynnikiem tym jest styl wyjaśniania.Co jest pierwsze — optymizm czy osiągnięcia w szkole? Według

Szkoła 233opinii potocznej ludzie stają się optymistami dlatego, że są bardzouzdolnieni lub dlatego, że świetnie sobie radzą. Jednak nasze ba-dania przekonują, że kierunek tej zależności należy odwrócić.W badaniach tych przyjmowaliśmy talent — wyniki testów SAT,iloraz inteligencji, wyniki testów kwalifikacyjnych, którym podda-wano kandydatów na agentów ubezpieczeniowych — za stałą wyj-ściową, a potem obserwowaliśmy, co dzieje się z optymistami i pe-symistami z grupy osób bardzo uzdolnionych. Zawsze okazywałosię, że pesymiści wypadają grubo poniżej swych możliwości, na-tomiast optymiści znacznie je przekraczają. Doszedłem zatem do wniosku, że pojęcie „możliwości" ma bezpojęcia „optymizm" bardzo małe znaczenie. Rozdział dziewiątySport

NIE ZNOSZĘ WIECZORNYCH WIADOMOŚCI telewizyjnych.Nie chodzi tu już o fakt, że prezentują je modelki. Chodzi o to, coprezentują — co czytają i jakie pokazują reportaże. Wczoraj głów-nym tematem dnia był wielki pożar w północnej Filadelfii. Przeztrzydzieści sekund pokazywano mi płomienie buchające z okien,przez minutę raczono wywiadami z osobami ocalałymi z pożaru,które w większości rozpaczały po stracie majątku i przez następnąminutę — rozmową z płaczącą żoną strażaka, który zatruł siędymem. Proszę mnie nie zrozumieć źle — było to wydarzenietragiczne i należała się widzom pewna wzmianka o nim. Problemw tym, że producenci dziennika wieczornego wydają się uważać,iż widownia telewizyjna składa się w przeważającej części z kre-tynów, których interesują jedynie wyciskające łzy z oczu historyjkii którzy nie są w stanie zrozumieć danych statystycznych i analiz.Zgodnie z tym założeniem tego, co naprawdę warte było uwagiprzy okazji doniesienia o tym pożarze, po prostu nie pokazano.Nie wspomniano ani słowem o malejącej liczbie zatruć dymemwśród strażaków, o niskim procencie pełnych odszkodowań dlapogorzelców płaconych przez towarzystwa ubezpieczeniowe, krót-ko mówiąc, o danych statystycznych leżących u podłoża poszcze-gólnych sensacyjnych wydarzeń. Bertrand Rusell powiedział, iż o tym, że człowiek jest cywili-zowany, świadczy fakt, że po przeczytaniu kolumny liczb potrafion zapłakać. Czy amerykańska publiczność telewizyjna jest aż tak„nieucywilizowana", jak wydają się sądzić producenci wiadomości Sport 235telewizyjnych? Czy nie potrafimy zrozumieć argumentów staty-stycznych, czy jesteśmy w stanie pojąć tylko historyjki? Wystarczy spędzić jedno popołudnie w jakimkolwiek parku ba-seballowym w Ameryce, aby przekonać się, jak błędnie ludziekształtujący nasze gusta oceniają zdolność przeciętnego obywatelado prawidłowego rozumienia danych statystycznych. Każde dziec-ko powyżej sześciu lat obecne w takim parku doskonale wie, żeTony Gwynn ma większe szansę na zdobycie punktu niż JuanSamuel. Każdy dorosły pociągający piwo w tym parku wie, co tojest przeciętna zarobionych biegów, chociaż dane statystyczne naten temat są bardziej skomplikowane niż podstawowe dane sta-tystyczne dotyczące odszkodowań dla pogorzelców i niebezpieczeń-stwa spowodowania pożaru awarią grzejnika olejowego. Amerykanie uwielbiają statystyki sportowe. Dosłownie rozko-szują się analizowaniem różnego rodzaju stopni prawdopodobień-stwa, kiedy rzecz dotyczy Jose Canseco, Dwighta Goodena czyLarry'ego Birda. Entuzjazmują się zawieraniem zakładów sporto-wych, co stało się obecnie dziedziną równie dochodową jak trady-cyjne gałęzie przemysłu. Bili James i „Elias Sports Bureau" spo-rządzają co roku rozbudowane i rozbite na przeróżne działystatystyki dotyczące baseballu, które rozchodzą się w dziesiątkachtysięcy egzemplarzy. Materiały te są ulubioną lekturą nie tylkoszerokich rzesz przeciętnych obywateli, ale też naukowców, ponie-

waż sport zawodowy stał się obecnie jedną z najlepiej liczbowoudokumentowanych dziedzin ludzkiej działalności. Z tych pra-wdziwych almanachów sportowych można korzystać przy weryfi-kowaniu teorii będących podstawą do snucia dokładnych prognozna temat możliwości fizycznych człowieka. Dotyczy to również teorii stylu wyjaśniania. Spędziłem ze swy-mi studentami tysiące godzin na czytaniu kolumn sportowychw gazetach i sprawdzaniu, jak prezentuje się moja teoria na tlestatystyki sportowej. Co można na podstawie tej teorii stwierdzićw odniesieniu do sytuacji na boisku? Otóż można dać trzy podstawowe prognozy. Po pierwsze,w tych samych warunkach jednostka charakteryzująca eię opty-mistycznym stylem wyjaśniania wygra z jednostką mającą pesy- 236 Dziedziny życiamistyczny styl wyjaśniania. Wygra, ponieważ będzie się o wielebardziej starała, szczególnie po porażce lub w warunkach dużegoobciążenia psychicznego. Po drugie, to samo odnosi się do zespołów sportowych. Jeślimożna ocenić poziom optymizmu zespołów, to — przy tych samychzdolnościach — wygra zespół nastawiony bardziej optymistycznie,a zjawisko to będzie najbardziej widoczne w sytuacji dużego ob-ciążenia psychicznego. Po trzecie, i jest to najbardziej fascynujące, jeśli zmieni się stylwyjaśniania sportowców z pesymistycznego na optymistyczny, topowinni oni wygrywać częściej, szczególnie w sytuacjach dużegoobciążenia psychicznego.Krajowa liga baseballowaZAJMIJMY SIĘ TERAZ ulubioną rozrywką Amerykanów — basebal-lem. Muszę wyznać na wstępie, że bardzo lubię wiedzę na tentemat. Mimo niezliczonych godzin poświęconych na oglądanie mi-krofilmów, mimo ślęczenia po nocach nad nie kończącymi się ko-lumnami cyfr dotyczącymi średnich wyników, mimo bezskutecz-nych usiłowań sporządzenia nowych statystyk, ten rodzaj badańdostarcza mi większej przyjemności niż jakiekolwiek inne bada-nia. Jest tak nie tylko dlatego, że lubię baseball (można mnieznaleźć w trzecim rzędzie widzów na najbliższym od mego domuboisku podczas prawie wszystkich meczów), ale również dlatego,że wyniki tych badań przybliżają nas do sedna ludzkich sukcesówi porażek. Ukazują nam one, czym jest w istocie „ból porażki"i „radość ze zwycięstwa". Jednak stawianie prognoz jest tu o wiele łatwiejsze niż ichsprawdzanie. Wiąże się to z trzema rodzajami problemów. Po pierwsze, czy zespół — grupa osób — ma swój styl wyjaś-niania? Wszystkie nasze poprzednie badania wykazały, że osobynastawione pesymistycznie radzą sobie o wiele gorzej niż optymi-ści, ale czy istnieje coś takiego jak pesymistyczny zespół? A jeśli Sport 237tak, to czy pesymistyczny zespół radzi sobie gorzej od optymisty-

cznego? Aby odpowiedzieć na te pytania, zastosowaliśmy metodęCAVE (Analizę zawartości wypowiedzi dosłownych) i przez całysezon rozgrywek studiowaliśmy wszystkie prasowe doniesienia naich temat, starając się wyłowić wyjaśnienia przyczynowo-skutko-we podawane przez poszczególnych zawodników różnych zespo-łów. Dziennikarze sportowi koncentrują się przeważnie na niepo-wodzeniach, a więc można znaleźć mnóstwo takich wypowiedziw działach sportowych wszystkich gazet. Dajemy je do oszacowa-nia ludziom, którzy nie wiedzą, czyje to są wypowiedzi i jakichdotyczą zespołów, a na podstawie uzyskanych wyników sporzą-dzamy sylwetkę danego sportowca. Opracowujemy nie tylko syl-wetki wszystkich zawodników drużyny, ale także jej kierownika.Potem „uśredniamy" wyniki wszystkich osób i otrzymujemy stylwyjaśniania zespołu. Na koniec możemy porównać wszystkie ze-społy ligi. Druga grupa problemów łączy się z samymi wypowiedziamizawodników cytowanymi przez gazety. Nie mamy ani ochoty, anipieniędzy na to, by sami przepytać wszystkich czołowych zawod-ników. Musimy więc polegać na doniesieniach lokalnych gazeti na prawdziwej kopalni informacji, jaką jest magazyn „SportingNews". Otóż, niestety to, co zawodnik mówi reporterowi, nie jestrzetelnym materiałem naukowym. Cytat może być niedokładny,zniekształcony przez reportera, aby brzmiał bardziej ekscytująco.Poza tym zawodnik może mówić co innego, niż myśli. Może zrzucićwinę na kogoś innego albo — odwrotnie — wziąć winę na siebie.Może udawać przesadnie skromnego albo przesadnie pewnego sie-bie. Tak więc nie wiemy, czy te wypowiedzi dokładnie odzwier-ciedlają styl wyjaśniania. Można się o tym przekonać tylko w je-den sposób — jeśli prognozy na temat gry zespołu, postawione napodstawie analizy tych wypowiedzi, okażą się trafne, to znaczy,że wypowiedzi te były prawdziwe, jeśli natomiast prognozy niesprawdzą się, to znaczy, że albo teoria jest błędna, albo wypowie-dzi zawodników nie są rzetelnymi wskaźnikami optymizmu. Nie jest to jedyna trudność, jaką stwarzają cytowane w gaze-tach wypowiedzi zawodników. Żeby odkryć styl wyjaśniania ze- 238 Dziedziny życiaspołu, trzeba przebrnąć przez ogromne stosy materiałów. Przezcały sezon baseballowy 1985 roku, to jest od kwietnia do paździer-nika, czytaliśmy wszystkie kolumny sportowe gazet lokalnychw dwunastu miejscowościach, będących siedzibami zespołów ba-seballowych ligi krajowej. Rezultaty były zadziwiające, więc po-wtórzyliśmy badania w następnym roku. W sumie przeanalizowa-liśmy za pomocą metody CAVE około piętnastu tysięcy strondoniesień sportowych. Trzecia grupa problemów łączy się z wykazaniem, że optymizmprowadzi do zwycięstwa, a nie odwrotnie. Jak się za chwilę okaże,„The New York Mets" był w 1985 roku zespołem bardzo optymi-stycznym. Grali też bardzo dobrze, ustępując tylko „St. Louis Car-dinals", z którym przegrali ostrą rywalizację dopiero w ostatnim

tygodniu rozgrywek. Czy grali tak dobrze dlatego, że byli optymi-stami, czy też stali się optymistami, bo szło im tak dobrze? Żebyrozwiązać ten problem, musieliśmy postawić prognozę, wychodzącz założenia, że skoro w jednym sezonie byli optymistami, to w na-stępnym powinni wygrać. Oczywiście wzięliśmy pod uwagę zmia-ny w składzie drużyny. Zawodnicy, którzy przestali grać w tymzespole, nie zostali uwzględnieni przy sporządzaniu wizerunkuzespołu. Ale nawet to nie wystarcza. Musimy również brać poprawkęna to, jak wypadł dany zespół w pierwszym sezonie. Weźmy, naprzykład, „The New York Mets". W roku 1985 był to najbardziejoptymistyczny zespół w lidze. Zajęli również drugie miejsce w ta-beli (odnieśli 98 zwycięstw i 64 porażki). Według naszej prognozy,w 1986 roku powinni byli wypaść jeszcze lepiej i faktycznie osiąg-nęli lepsze rezultaty. Czy stało się tak dlatego, że byli optymistami(na co wskazywała analiza ich wypowiedzi z 1985 roku), czy poprostu dlatego, że byli tak dobrymi graczami (co odzwierciedlałyosiągnięte przez nich w 1985 roku wyniki)? Aby uzyskać odpowie-dzi na takie pytania, trzeba skorygować wcześniejsze wyniki, takaby były one „statystycznie stałe", i sprawdzić, czy na podstawiepomiaru poziomu optymizmu można prognozować przyszłe sukce-sy bardziej precyzyjnie niż na podstawie wyników z poprzedniegosezonu. Tak właśnie postąpiliśmy w naszych badaniach nad su- Sport 239kcesami na uczelni, kiedy to poszukiwaliśmy odpowiedzi na py-tanie, czy o przyszłych sukcesach można wnioskować raczej napodstawie pomiaru optymizmu, niż opierając się na wynikachosiąganych w szkole średniej i w teście SAT. Chcieliśmy również dowiedzieć się, czy optymizm — jak tozakłada teoria — wpływa na zachowanie się zespołu w trudnejsytuacji. Mój syn David zebrał wyniki wszystkich meczów (w cią-gu sezonu liga krajowa rozgrywa ogółem 172 mecze) i na ich pod-stawie opracowaliśmy tabele statystyczne dotyczące sytuacji du-żego obciążenia psychicznego. Już po ich sporządzeniu odkryli-śmy, że „Elias", jeden ze statystycznych magazynów poświęconychbaseballowi, sporządził jeszcze lepsze tabele dotyczące takich sy-tuacji. Zostawiliśmy więc nasze i skorzystaliśmy z ich zestawień.Na ich podstawie przewidzieliśmy, że zespoły, które były nasta-wione optymistycznie w 1985 roku, uzyskają w wyjątkowo stre-sujących warunkach ostatniej fazy rozgrywek lepsze wyniki niżzespoły, które w roku 1985 nastawione były pesymistycznie. I zno-wu musieliśmy wykazać, korygując statystyczne dane dla sytuacjinie stresujących, że przewidywania oparte na tej podstawie sąbardziej precyzyjne niż oparte na wynikach przeciętnych.Mets" w 1985 i „Cardinals" w 1986 rokuTE DWA ŚWIETNE ZESPOŁY szły przez cały sezon 1985 łeb w łeb,walcząc o proporzec Eastern Division. Również przez cały sezonskrzętnie wyławialiśmy z doniesień prasowych wszystkie wyjaś-nienia przyczynowe dawane przez zawodników obu drużyn. Po

zakończeniu sezonu podsumowaliśmy wyniki. A oto, co mieli do powiedzenia „Mets" w trakcie sezonu. Przykażdej wypowiedzi umieszczam liczbę punktów CAVE. Ich rozpię-tość wynosi od 3 (przyczyny zupełnie chwilowe, lokalne i zewnę-trzne) do 21 (przyczyny absolutnie stałe, uniwersalne i osobiste).Wyniki od 3 do 8 punktów świadczą o dużym optymizmie, powyżej13 punktów — o dużym pesymizmie. 240 Dziedziny życia Zacznijmy od kierownika zespołu, Daveya Johnsona, który —pytany o przyczyny porażki jego zespołu — odparł: „Przegraliśmy,bo oni [przeciwnicy] grali dziś wieczorem". (Personalizacja zewnę-trzna — „oni", przyczyna chwilowa — „dziś wieczorem", zasięglokalny — „dzisiejszy przeciwnik"; 7 punktów).Zawodnicy* przedstawiali to tak: George Foster: „Nie udało mi się", ponieważ „miałem kiepskidzień" (7 punktów). Darryl Strawberry na pytanie, dlaczego nie złapał piłki, odparł:„Naprawdę szybko leciała, ale już prawie miałem ją w rękawicy"(6 punktów). Ten sam zawodnik tak wyjaśnia, dlaczego „Mets" zostali wy-eliminowani: „Czasami zdarzają się takie dni" (8 punktów). Keith Hernandez, komentując fakt wygrania tylko dwóch rund:„Eliminacje wyczerpały nas" (8 punktów). I ponownie Hernandez, wyjaśniając, dlaczego „Mets" straciliprowadzenie w połowie meczu: „Oni [przeciwnicy] nie grali w po-rządku" (3 punkty). Dwight Gooden tak tłumaczył, dlaczego zagrywający odbił pił-kę daleko za niego: „Dziś wieczorem dobrze uderzał" (7 punktów). Komentując przegraną swojego zespołu, Gooden stwierdził:„Mieliśmy zły dzień" (7 punktów), „Nie miałem dobrego dnia"(8 punktów), „Było za gorąco" (8 punktów).Gooden źle rzucił piłkę, bo: „Musiała być mokra" (3 punkty). Obraz jest chyba wystarczająco jasny. Kiedy „Mets" nie wy-chodzi gra, to dzieje się tak tylko tego dnia, to skutek postawyprzeciwników, to nie ich wina. Jest to podręcznikowy przykładoptymistycznego stylu wyjaśniania w sporcie. W 1985 roku „Mets"mieli najbardziej optymistyczny styl wyjaśniania spośród wszy-stkich zespołów ligi krajowej. Przeciętna suma punktów uzyska- * Baseball, niezwykle — jak wynika choćby z tej książki — popularny w USA,jest w Polsce grą prawie nieznaną, w związku z czym brak jest w języku polskimodpowiedników angielskich terminów baseballowych. Z tego względu zamiast nazwokreślających poszczególnych graczy, używam w tłumaczeniu terminu „zawod-nik". Podobnie nie są ściśle oddane nazwy poszczególnych zagrań i części gry(przyp. tłum.) Sport 241nych za wyjaśnianie niepowodzeń wynosiła w tym zespole 9,39,co znaczy, że jego członkowie byli tak wielkimi optymistami, iżmogliby z powodzeniem pracować jako agenci firm ubezpieczenio-

wych. Posłuchajmy teraz, co mieli do powiedzenia zawodnicy „St.Louis Cardinals", zespołu, który pokonał „The New York Mets",potem wygrywał mecze poremisowe i na koniec przegrał — z winysędziego — mecz o pierwsze miejsce z drużyną z Kansas City.„Cardinals" byli jeszcze lepsi technicznie niż „Mets", zdobyli więcejpunktów niż tamci. Whitey Herzog (bezsprzecznie najlepszy obecnie trener w base-ballu) uważał, że jego zespół przegrał, ponieważ: „Nie potrafimydobrze uderzać. Trzeba, do diabła, spojrzeć prawdzie w oczy" (przy-czyna stała, o zasięgu uniwersalnym, spersonalizowana wewnętrz-nie; 20 punktów). Komentując fakt, że dziennikarze częściej rozmawiają z PetemRosem (wówczas trenerem „Cincinnati Reds") niż z nim, Herzogpowiedział: „A czego oczekujecie? On ma 3800 trafień więcej niżja" (przyczyna stała, o zasięgu uniwersalnym, spersonalizowanawewnętrznie; 14 punktów). Natomiast fakt, że zespół grał gorzej po dniach wolnych odmeczów i treningów, wyjaśnił Herzog w taki sposób: „To sprawapsychiki. Byliśmy za bardzo rozluźnieni" (14 punktów). Willie McGee, najlepiej odbijający piłkę zawodnik ligi krajowejw 1985 roku, powiedział, że nie zdobył tylu baz*, ile powinienzdobyć, bo: „Nie jestem w tym zbyt dobry" (16 punktów). W 1984 roku McGee grał źle, ponieważ: „Byłem rozstrojony.Nie wiedziałem, jak podjąć walkę (15 punktów) Jack Clark nie złapał piłki i wyjaśniał to tak: „Ona była na-prawdę do złapania. Po prostu jej nie złapałem" (12 punktów). Tom Herr powiedział, że średni wynik jego uderzeń piłki spadło dwadzieścia jeden punktów, bo: „Trudno mi się skoncentrowaćna grze" (17 punktów).Jest to obraz zespołu składającego się z niezwykle utalentowa-' ang. „base" — od czego pochodzi nazwa gry (przyp. tłum.)

242 Dziedziny życianych zawodników, ale o pesymistycznym stylu wyjaśniania. Towłaśnie to mają, między innymi, na myśli trenerzy, kiedy mówią,że jakiś sportowiec ma „złe podejście" do gry. W rzeczywistościtaki styl wyjaśniania może być jedynym aktywnym składnikiemtego podejścia. Statystycznie biorąc, „Cardinals" cechują się sty-lem wyjaśniania niepomyślnych wydarzeń plasującym się poniżejśredniej. Przeciętna suma punktów wyjaśnień niepowodzeń wy-nosi w tym zespole 11,09, co daje mu dziewiąte miejsce wśróddwunastu zespołów ligi krajowej. Zgodnie z naszą teorią, zespół,który — mimo pesymistycznego stylu wyjaśniania — uzyskujedobre wyniki w rozgrywkach w danym sezonie, musi składać sięze szczególnie utalentowanych zawodników. Zgodnie z tą teorią prognoza na następny sezon brzmiała na-stępująco: jeśli chodzi o poddane tu analizie zespoły, to — w sto-sunku do roku 1985 — „Mets" powinni się znacznie poprawić,natomiast „Cardinals" osiągnąć znacznie gorsze wyniki.

I tak się właśnie stało. W 1986 roku „Mets" grali cudownie.Zdobyli proporzec okręgu, wygrali mecze poremisowe i ostatecznieodebrali „Boston Red Sox" puchar.„The Cardinals" odpadli. Wygrali tylko 49 procent meczów. Opierając się na cytowanych w prasie wypowiedziach zawod-ników, oszacowaliśmy styl wyjaśniania wszystkich dwunastu ze-społów ligi krajowej. Statystycznie rzecz biorąc, zespoły o nasta-wieniu optymistycznym poprawiły swe wyniki w stosunku do roku1985, natomiast zespoły o nastawieniu pesymistycznym wypadłygorzej niż w poprzednim sezonie. Zespoły, które w 1985 roku ce-chował optymizm, miały — w porównaniu z normalnie uzyskiwa-nymi wynikami — o wiele więcej dobrych zagrań w sytuacjachstresujących w następnym sezonie, natomiast zespoły nastawionew 1985 roku pesymistycznie zawodziły w sytuacjach stresujących. Z zasady nie uważam wyników swych badań za przekonujące,dopóki następne badania ich nie potwierdzą. Tak samo postąpiłemi w tym wypadku. W następnym roku powtórzyliśmy badania,chcąc sprawdzić, czy znowu, opierając się na analizie stylu wyjaś-niania, można przewidzieć rezultaty poszczególnych zespołów. Napodstawie wypowiedzi zawodników z 1986 roku sporządziliśmy Sport 243prognozę na rok 1987. Zasadniczo nasze przewidywania spraw-dziły się. Zespoły nastawione optymistycznie radziły sobie w roz-grywkach lepiej, niż można by przypuszczać na podstawie wy-ników ich meczów z poprzedniego sezonu, natomiast zespołynastawione pesymistycznie wypadły gorzej, niż można by się byłospodziewać, biorąc za punkt wyjścia ich wyniki z poprzedniegosezonu. W warunkach dużego obciążenia psychicznego zespołyoptymistyczne wypadają lepiej, natomiast zespoły pesymistycznegorzej.Koszykówka

I

KOSZYKÓWKA ZAPEWNIA NAM DWIE RZECZY, których nie ma w ba-seballu. Po pierwsze, gra w nią mniej zawodników, dzięki czemuprzeprowadzanie CAVE jest trochę mniej pracochłonne. Po drugie,i co ważniejsze, koszykówka jest przedmiotem wielu zakładówsportowych. Prowadzący te zakłady przewidują nie tylko to, któradrużyna powinna zwyciężyć, ale również jaką różnicą punktów.I tak w połowie lat osiemdziesiątych w każdym meczu między„New Jersey Nets" a „Boston Celtics" drużyną faworyzowaną byłten drugi zespół. Nie można było jednak czynić zakładów, stawia-jąc po prostu na „Boston Celtics", ponieważ — wiedząc o tym, żei tak najprawdopodobniej oni właśnie wygrają — nikt nie posta-wiłby na zespół grający przeciw nim. Trzeba było zatem założyćsię o to, że „Celtics" wygrają różnicą, powiedzmy, dziewięciu pun-któw. Jeśli mecz rzeczywiście kończył się takim wynikiem, to ten,kto stawiał na niego, wygrywał dwa razy tyle, ile postawił, ale

jeśli różnica była mniejsza niż dziewięć punktów (albo jeśli, niedaj Boże, „Celtics" przegrali), to stawiający na nich tracił pienią-dze. Organizatorzy zakładów są tak biegli w swym fachu, że za-wsze połowa zakładających się obstawiała „Boston Celtics", a po-łowa „New Jersey Nets", przy czym chodziło, rzecz jasna, tylkoo różnicę punktów, jaką pierwsza drużyna wygra mecz.Nie biorę udziału w zakładach sportowych — prawdę mówiąc,

244 Dziedziny życiatylko raz w życiu założyłem się o poważną sumę (przeczytaszo tym w rozdziale jedenastym) — a więc to nie one mnie intere-sują. Chodzi o to, że prognozowana w zakładach różnica punktówzdobytych przez oba zespoły jest wielkim udogodnieniem dla ba-dacza, gdyż bierze się w tych przewidywaniach pod uwagę wszy-stkie znane czynniki mające wpływ na grę obu zespołów, takiejak technika gry, przewaga, którą daje fakt gry na własnym par-kiecie, kontuzje zawodników, spadek formy i tak dalej. Teoriastylu wyjaśniania twierdzi, że jest jeszcze jeden dodatkowy czyn-nik, którego nikt nie bierze pod uwagę, a mianowicie optymizmzespołu, który w o wiele większym stopniu niż wszystkie znaneczynniki decyduje o tym, jak dany zespół zachowa się w sytuacjistresującej. Zespół nastawiony bardziej optymistycznie powiniengrać lepiej, niż przewidują organizatorzy zakładów, natomiast ze-spół bardziej pesymistyczny gorzej. Powinno tak jednak być tylkow nie sprzyjającej sytuacji, na przykład po wcześniejszym prze-granym meczu. Znaczy to, że zespół nastawiony optymistyczniepowinien raczej uzyskać zakładaną różnicę punktów w następnymmeczu, natomiast zespół nastawiony pesymistycznie raczej nie.„Boston Celtics" i „New Jersey Nets"W DRUGIM Z NAJBARDZIEJ PRACOCHŁONNYCH PROGRAMÓW badaw-czych, jakie kiedykolwiek prowadziłem, zajęliśmy się zespołamiRegionu Atlantyckiego Krajowego Związku Koszykówki. Przeczy-taliśmy reportaże z meczów w sezonie 1982 - 1983, analizowali-śmy styl wyjaśniania wszystkich zespołów i na podstawie pomiarupoziomu ich optymizmu opracowaliśmy prognozę dotyczącą ichpostawy w trudnych sytuacjach w sezonie 1983 - 1984. Następniepowtórzyliśmy badania, używając wypowiedzi zawodników udzie-lanych gazetom w sezonie 1983 - 1984 za podstawę dla sporzą-dzenia prognozy na sezon 1984 - 1985. W sumie przeczytaliśmyponad dziesięć tysięcy stron i zgromadziliśmy po około sto wyjaś-nień przyczynowych dla każdego zespołu.

Sport 245 A teraz przypatrzmy się dwom skrajnym postawom. Najpierwzacytuję kilka wyjaśnień niepowodzeń typowych dla „Boston Cel-tics". Porażka: „Ich [przeciwników] fani [na własnym parkiecie] tonajbardziej wrzeszczący i wrogo nastawiony tłum w całej lidze"(9 punktów). Inna porażka: „Przydarzają się nam tam [na parkiecie prze-

ciwnej drużyny] dziwne rzeczy" (8 punktów). Ćwiartka meczu, w której uzyskano niewiele punktów: „Kibicemilczeli jak umarli" (6 punktów). Przegrana w pierwszym meczu poremisowym: „Dobrze grali[przeciwnicy], szybko wchodzili pod kosz" (6 punktów). Przegrana w pierwszym meczu w finałach: „Jeszcze nie widzia-łem tak dobrze grającej drużyny" (8 punktów) i „[Przeciwnicy]rzucili wszystko na jedną szalę" (4 punkty). Komentarz na temat zdobycia czterdziestu punktów przez jed-nego z zawodników drużyny przeciwnej: „Dzisiaj grał jak w transiei zdobyłby te czterdzieści punktów, choćby nie wiem kto go ata-kował. Wieszaliśmy się na nim. Łapaliśmy go. Potrącaliśmy go,przewracaliśmy, ale wszystko na nic. Ten facet był niesamowity"(5 punktów). Zawodnicy „Boston Celtics" wypowiadają się zupełnie jak pa-cjenci z zespołem maniakalnym. Niepowodzenia są dla nich za-wsze chwilowe, mają zasięg lokalny i nigdy nie wynikają z ichwiny. W sezonie 1983 - 1984 wygrali wyżej, niż zakładano w 68,4procent meczów rozgrywanych po porażce, a w sezonie 1984 —1985 aż w 81,3 procent meczów. (Proszę pamiętać, że — przecięt-nie biorąc — drużyna koszykarska uzyskuje zakładany wynikw 50 procentach meczów po porażce. Jeśli chodzi o mecze nastę-pujące po zwycięstwach, to „Boston Celtics" wygrywali zakładanąróżnicą punktów w 51,8 procent meczów w sezonie 1983 - 1984i w 47,3 procent meczów w sezonie 1984 - 1985.) Byli zespołem,który w sposób wprost niesamowity nadrabiał zaległości i wracałna utraconą pozycję. A teraz zobaczmy, w jaki sposób wyjaśniali niepowodzenia„New Jersey Nets". 246 Dziedziny życia Przegrany mecz poremisowy: „Nic się nam nie udaje" (18 pun-któw) i „Sami wszystko sknociliśmy i pogrzebaliśmy nasze możli-wości" (16 punktów). Inne porażki: „To jest jeden z najsłabszych fizycznie zespołów,jakie kiedykolwiek trenowałem" (18 punktów); „Cały czas nie grze-szyliśmy inteligencją" (15 punktów); „Nie trafiamy do kosza. Braknam wiary w siebie" (17 punktów). W sezonie 1983 - 1984 „New Jersey Nets" nie byli bynajmniejdrużyną słabą fizycznie. Wygrali 51,8 procent meczów. Psychicz-nie jednak byli kompletną ruiną. Jak widać z cytowanych wyżejwypowiedzi, zawodnicy tego zespołu traktowali przyczyny swychporażek jako stałe, o zasięgu uniwersalnym i wynikające z ichwiny. Jak radzili sobie po przegranych meczach w sezonie 1983 -1984? Otóż zaledwie w 37,8 procentach uzyskiwali oni zakładanąróżnicę punktów. Jednakże po zwycięstwie udało im się dokonaćtego już w 48,7 procent. W trakcie sezonu 1983 - 1984 „New Jer-sey Nets" poprawili swój styl wyjaśniania, głównie dzięki zmia-nom w składzie drużyny, i w sezonie 1984 - 1985 przez 62,2 pro-cent rozgrywek uzyskiwali zakładaną różnicę punktową.

Podsumujmy teraz wyniki tych badań. Zespołowy styl wyjaś-niania niepowodzeń pozwala z dużą dozą prawdopodobieństwaprzewidzieć osiągnięcie różnic punktowych w meczach kolejnegosezonu. Zespoły nastawione optymistycznie osiągają zakładaneróżnice o wiele częściej niż drużyny o nastawieniu pesymistycz-nym. Optymizm ma na to dużo większy wpływ niż Jakość" zespo-łu. Wiemy to stąd, że różnica punktowa jest pewną jakościowąstałą (przeciętnie biorąc, zespoły koszykarskie powinny uzyskiwaćją w 50 procentach czasu trwania meczów, bez względu na to, czysą złe, czy dobre), a także stąd, iż opieramy się na zestawieniuzwycięstw i porażek zarówno z danego, jak i poprzedniego sezonuoraz na tym, jak często dany zespół uzyskuje przewidywaną róż-nicę po wygranym meczu. Z tym samym zjawiskiem zetknęliśmy się w badaniach nadkrajową ligą baseballową — na podstawie stylu wyjaśniania dru-żyny w danym sezonie można przewidzieć jej ogólny bilans zwy-cięstw i porażek w następnym sezonie. Sport 247 Zestawmy teraz razem wyniki badań nad koszykówką i base-ballem. Okazuje się, że:• Nie tylko jednostki, ale również zespoły mają znaczący, da-jący się zmierzyć styl wyjaśniania.• Styl wyjaśniania w o wiele większym stopniu niż jakość"zespołu pozwala przewidzieć jego wyniki.• Optymizm wróży sukces w sporcie.• Pesymizm w sporcie jest zapowiedzią porażki.• Styl wyjaśniania ma przemożny wpływ na to, jak zachowujesię zespół w sytuacji szczególnego obciążenia psychicznego,na przykład w następnym meczu po porażce albo w grachfinałowych.Pływacy z BerkeleyPRZED OLIMPIADĄ W SEULU W 1988 roku prasa szeroko rozpisywałasię na temat szans gwiazdy pływania z Berkeley, Matta Biondie-go. Miał on wystąpić w siedmiu konkurencjach i z tonu doniesieńprasowych można było wywnioskować, iż wszyscy spodziewają się,że może on powtórzyć niewiarygodny wyczyn Marka Spitza, któryz olimpiady w 1972 roku przywiózł siedem złotych medali. Jednakdla fachowców było rzeczą oczywistą, że wobec tak silnej konku-rencji, jaka oczekiwała Biondiego w Seulu, zdobycie jakichkolwieksiedmiu medali — złotych, srebrnych czy brązowych — byłobyniesamowitym osiągnięciem. Pierwszą konkurencją było dwieście metrów w stylu dowol-nym. Biondi przypłynął jako trzeci, co i dla niego, i dla jego kibi-ców było wielkim rozczarowaniem. Potem wystartował w wyściguna sto metrów stylem motylkowym, który nie był jego koronnymdystansem. Mimo to prowadził przez cały czas. Jednak na dwametry przed metą, zamiast zdobyć się na ostatni wysiłek i rzucićdo przodu, rozluźnił się, przynajmniej tak to wyglądało, i płynął

248 Dziedziny życiajuż tylko siłą rozpędu. Na trybunach rozległ się jęk zawodu, kiedywyprzedził go, dosłownie o centymetry, Anthony Nesty, zdobywa-jąc w ten sposób pierwszy w historii igrzysk olimpijskich medaldla Surinamu. Zdobycie brązowego i srebrnego medalu dzienni-karze określili jako porażkę Biondiego i zaczęli spekulować, czypływak „pogrążony w bólu po klęsce" zdoła dojść do siebie i zgar-nąć złoto w pozostałych pięciu konkurencjach. „Czy Biondi, po tymdeprymującym starcie, wróci do domu z pięcioma złotymi meda-lami?" — zadawano sobie pytanie. Siedziałem przed telewizorem przekonany, że dokona tego.Miałem powody, aby w to wierzyć, gdyż cztery miesiące wcześniejbadaliśmy w Berkeley Matta Biondiego, starając się ustalić, czypotrafi zrobić to, czego właśnie wymagała od niego sytuacja —pozbierać się szybko po niepowodzeniach. Razem z innymi członkami drużyny olimpijskiej, Biondi zostałprzebadany za pomocą testu ASQ i osiągnął rezultat dający mumiejsce w grupie największych optymistów. Później przystąpili-śmy do drugiej części badania, polegającej na symulacji przegranejw kontrolowanych warunkach. Nort Thornton, trener Biondiego,polecił mu przepłynąć samotnie sto metrów stylem motylkowym.Biondi przepłynął ten dystans w 50,2 sekund, czyli w bardzo do-brym czasie, ale Thornton oznajmił mu, że uzyskał 51,7 sekund,co —jak na Biondiego — było słabym rezultatem. Biondi wyglądałna zaskoczonego i rozczarowanego. Thornton polecił mu odpocząćparę minut i jeszcze raz przepłynąć ten dystans w takich samychwarunkach, to znaczy samotnie. Tym razem Biondi uzyskał jesz-cze lepszy wynik, równe 50 sekund. Ponieważ zatem jego stylwyjaśniania był bardzo optymistyczny i Biondi udowodnił, że poporażce potrafi płynąć szybciej, a nie wolniej, uważałem, że przy-wiezie złoto z Seulu. W pozostałych pięciu konkurencjach Biondi zwyciężył i zdobyłzłote medale. Badania nad baseballem i koszykówką udowodniły, że zespołymają styl wyjaśniania, który predestynuje je do odnoszenia zwy-cięstw. Czy jednak styl wyjaśniania pojedynczych sportowców pre-destynuje ich również do odnoszenia sukcesów, szczególnie w sy- Sport 249tuacji szczególnego obciążenia psychicznego? Biondi i jego kole-żanki i koledzy z reprezentacji pomogli nam odpowiedzieć na topytanie. Nigdy nie spotkałem się osobiście z Nortem Thorntonem, wi-działem go tylko w telewizji. Mimo to Nort i jego żona, Karen MoeThornton, która jest trenerką pływaczek w tej samej uczelni, comąż, to jest na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, należądo grupy moich najcenniejszych współpracowników. Tacy współ-pracownicy jak Thorntonowie są nieocenionym nabytkiem dla na-ukowca. Rozmawiałem z Nortem tylko telefonicznie. Po raz pier-wszy zadzwonił w marcu 1987 roku.

— Czytałem o pana badaniach nad agentami firm ubezpiecze-niowych — powiedział — i zastanawiam się, czy nie można byprzeprowadzić podobnych nad pływakami. Pozwoli pan, że wyjaś-nię, dlaczego uważam, że warto by je przeprowadzić. Robiłem, co mogłem, aby zapanować nad sobą i nie krzyknąćw słuchawkę: „Tak! Tak!", zanim Nort skończy przedstawiać miswój punkt widzenia. — Wygląda na to — ciągnął Nort — że może pan mierzyćgłęboko ukryte pozytywne przekonania, z których istnienia my,trenerzy, nie zdajemy sobie sprawy. Wiemy, że postawa jest bar-dzo ważna, ale chłopaki mogą udawać chojraków i zupełnie za-wieść, kiedy przyjdzie co do czego. Nie wiemy też, w jaki sposóbzmienić niewłaściwą postawę. W październiku 1988 roku, przed rozpoczęciem sezonu pływac-kiego, wszystkich zawodników i zawodniczki uniwersytetu, ogó-łem pięćdziesiąt osób, poddano testowi ASQ.2 Poza tym Nort i Ka-ren przedstawili oceny każdego pływaka i pływaczki, podając, jak— ich zdaniem — powinni oni wypaść w zbliżającym się sezonie,szczególnie w sytuacjach znacznego obciążenia psychicznego. Po-stąpiliśmy tak, ponieważ chcieliśmy się przekonać, czy ASQ możepowiedzieć Thorntonom coś, czego — znając dobrze swoich pod-opiecznych — wcześniej nie wiedzieli. Z miejsca zorientowałem się, że wiem coś, o czym oni nie mielipojęcia. Otóż wyniki pomiaru optymizmu testem ASQ były zupeł-nie inne od podanych przez Thomtonów ocen zachowania się po- 250 Dziedziny życiaszczególnych zawodników w sytuacji znacznego obciążenia psychi-cznego. Czy jednak na podstawie tych wyników można było prze-widzieć rzeczywiste sukcesy w pływaniu? Aby uzyskać odpowiedź na to pytanie, Nort i Karen ocenialiprzez cały sezon wyniki wszystkich zawodników jako „gorsze, niżmożna się było spodziewać" i „lepsze, niż można się było spodzie-wać". Oceniali się również sami pływacy i od początku było jasne,że i trenerzy, i oni „nadają na tej samej fali", gdyż ich oceny byłyabsolutnie zgodne. Zsumowałem liczbę ocen „gorszych, niż możnasię było spodziewać" za cały sezon i okazało się, że zawodnicy,którzy w ASQ wypadli jako pesymiści, mieli dwa razy więcej ocentego rodzaju niż optymiści. Optymiści wykorzystywali w pełniswoje umiejętności, natomiast pesymiści wypadli poniżej swychmożliwości. Czyżby i tu, podobnie jak to było w przypadku agentów firmubezpieczeniowych, zespołów baseballowych i koszykarskich, stylwyjaśniania określał sposób, w jaki ludzie reagują na porażkę? Aby sprawdzić to, opracowaliśmy symulację porażki w warun-kach kontrolowanych. Pod koniec sezonu każdej zawodniczce i za-wodnikowi polecono przepłynąć dystans, na którym byli najlepsi.Potem Nort lub Karen podawali im czas — w zależności od dys-tansu — o 1,5 do 5 sekund gorszy, niż w rzeczywistości osiągnęli.Biondiemu powiedziano, na przykład, że przepłynął sto metrów

stylem motylkowym w 51,7 sekund, podczas gdy w rzeczywistościuzyskał na tym dystansie 50,2 sekund. Ustaliliśmy takie akuratróżnice, ponieważ wiedzieliśmy, że z jednej strony takie czasybędą przykrą niespodzianką dla zawodników (jeden z pływakówusiadł w rogu i przez dwadzieścia minut kołysał się jak dzieckow przód i w tył), z drugiej natomiast nie zorientują się oni, żerezultaty te są nieprawdziwe. Następnie każdemu zawodnikowii zawodniczce polecono odpocząć i raz jeszcze przepłynąć ten samdystans w jak najszybszym tempie. Pesymiści, tak jak spodziewa-liśmy się, wypadli gorzej. Dwoje świetnych pływaków, rekordzi-stów, którzy jednak byli pesymistami, uzyskało w drugiej próbiewynik o pełne dwie sekundy gorszy. Taka różnica dzieli podczaszawodów zwycięzcę od ostatniego na mecie. Optymiści albo uzy- Sport 251skiwali taki sam czas jak w pierwszej próbie, albo — jak Biondi— poprawiali go. Kilku optymistów poprawiło swój rezultat o dwiedo pięciu sekund, czyli — powtórzmy raz jeszcze — czas dzielącyna mecie zwycięzcę od ostatniego pływaka. Oczywiście, późniejpowiedziano wszystkim zawodnikom całą prawdę. Tak więc przykład pływaków z Berkeley pokazuje jasno, żestyl wyjaśniania przyczynia się do sukcesu lub porażki tak samona płaszczyźnie jednostkowej, jak i zespołowej. Co więcej i naposzczególnych zawodników, i na zespoły wpływa w identycznysposób. Sprawia, że zawodnicy dają z siebie więcej w warunkachdużego obciążenia psychicznego. Jeśli są oni optymistami, to bar-dziej się starają i szybciej dochodzą do siebie po porażce.Co powinien wiedzieć każdy trenerJEŚLI JESTEŚ TRENEREM albo zawodnikiem, to powinieneś poważ-nie potraktować przedstawione tu rezultaty badań. Wynika z nichkilka ważnych praktycznych wniosków dla ciebie.f Optymizm nie jest czymś, o czym można wiedzieć intuicyj-,, nie. Test ASQ mierzy to, czego w inny sposób nie jesteśw stanie zmierzyć. Na jego podstawie można przewidziećprzyszłe sukcesy o wiele lepiej niż na podstawie opinii do-?I świadczonych trenerów.f Wybierając zawodników do poszczególnych konkurencji, na-leży kierować się nie tylko ich umiejętnościami, ale też po-ziomem ich optymizmu. Weźmy, na przykład, sztafetę. Maszszybkiego zawodnika, ale jest on pesymistą, który przegrał... w konkurencji indywidualnej. Weź innego. Wystawiaj pesy-mistów dopiero wtedy, kiedy dobrze im poszło w konkuren-• cjach indywidualnych.• Prowadząc selekcję do kadry, kieruj się poziomem optymi-zmu zawodników. Jeśli dwóch zawodników jest mniej więcej• f

252 Dziedziny życiajednakowo utalentowanych, to wybierz tego, który jest op-

tymistą. Na dłuższą metę on będzie lepszy.• Możesz nauczyć swoich pesymistów, jak być optymistami. Nie napisałem jeszcze, czego — oprócz sprawdzenia zawodni-ków — chcieli Thorntonowie. Spytali, czy mógłbym pesymistycz-nie nastawionych pływaków zmienić w optymistów. Odparłem, żenie jestem tego pewien, ale że właśnie opracowujemy odpowiedniprogram i wygląda on obiecująco. Chcąc się im zrewanżować zawspółpracę, obiecałem, że będą pierwszymi trenerami, którymudostępnię ten program. Akurat w chwili, kiedy piszę ten rozdział,nasi trenerzy są w drodze do Berkeley, aby nauczyć cały uniwer-sytet technik optymizmu. Techniki te znajdziesz w ostatniej częścininiejszej książki. I

Rozdział dziesiątyZdrowie Daniel miał zaledwie dziesięć lat, kiedy lekarze stwier-dzili u niego chłonniaka Burkitta, pewnego rodzaju raka żołądka.1Po roku, mimo intensywnego leczenia radio- i chemioterapią, raknadal się rozwijał. Lekarze i prawie cała rodzina stracili nadzieję.Ale Daniel nie poddał się. Daniel snuł plany. Chciał zostać naukowcem i odkryć sposóbleczenia takich chorób, jak ta, na którą cierpiał, żeby inne dziecinie musiały się ich obawiać. Wszystkim o tym opowiadał. Choćjego ciało było coraz bardziej wątłe, Daniel pałał silnym optymi-zmem. Mieszkał w Salt Lakę City. Główną nadzieję pokładał w leka-rzu, którego określił mianem „słynnego specjalisty ze WschodniegoWybrzeża". Lekarz ten, autorytet w sprawach chłonniaków Bur-kitta, zainteresował się przypadkiem Daniela i był w telefonicznymkontakcie z jego lekarzami. Zamierzał zatrzymać się w Salt LakęCity w drodze na konferencję pediatryczną na Zachodnim Wybrze-żu, zbadać Daniela i porozmawiać z zajmującym się nim zespołem. Daniel przez wiele tygodni był bardzo podekscytowany. Miałtyle do powiedzenia specjaliście. Prowadził dziennik i miał na-dzieję, że na podstawie jego zapisków można będzie obmyślić spe-cjalną kurację. Uważał, że teraz on sam będzie pomagał lekarzomw leczeniu swojej choroby. W dniu, w którym miał przylecieć specjalista, Salt Lakę Cityspowiła gęsta mgła i musiano zamknąć lotnisko. Wieża kontrolnaskierowała samolot, którym leciał ów lekarz, do Denver, więc zde-cydował się on udać bezpośrednio do San Francisco. Gdy Daniel 254 Dziedziny życiadowiedział się o tym, rozpłakał się. Rodzice powiedzieli mu, żebysię uspokoił i wypoczął, i obiecali, że zadzwonią do San Francisco,aby mógł porozmawiać z lekarzem. Jednak następnego ranka Da-

niel wpadł w apatię, co nigdy wcześniej mu się nie zdarzało. Dostałpotem wysokiej gorączki i wywiązało się zapalenie płuc. Przedwieczorem wpadł w śpiączkę. Następnego dnia po południu zmarł.Jaki wniosek wyciągasz z tej historii? Jestem pewien, że niepo raz pierwszy usłyszałeś taką chwytającą za serce opowieść0 śmierci osoby, której nadzieje okazały się płonne, czy o cofnięciusię choroby pod wpływem rozbudzonej nagle nadziei. Opowiadasię je wszędzie, jak świat długi i szeroki, i to na tyle często, żemożna nabrać przekonania, iż nadzieja utrzymuje ludzi przy ży-ciu, natomiast jej brak niszczy życie. Można jednak podać inne, równie wiarygodne interpretacje te-go zjawiska. Można założyć, że jakiś inny czynnik — na przykładdoskonały system immunologiczny — chroni życie i jednocześnierozbudza nadzieję. Można też przyjąć, że tak bardzo pragniemyuwierzyć w to, iż nadzieja sprawia cuda, że bez przerwy opowia-damy o tych nielicznych historiach, które zdają się potwierdzaćtę wiarę, a w rzeczywistości są przypadkowymi zbiegami okolicz-ności, zapominając o dużo częściej zdarzających się sytuacjachodwrotnych, kiedy to człowiek pełen nadziei wpada w chorobę,natomiast ten, kto stracił wszelką nadzieję i uległ depresji, wracado zdrowia. Wiosną 1976 roku na moim biurku wylądowało niezwykłe po-danie o dopuszczenie do udziału w moim seminarium. Złożyła jeniejaka Madelon Visintainer, pielęgniarka z Salt Lakę City. Towłaśnie ona, i to w tym podaniu, opisała mi historię Daniela.Dodała, że zetknęła się z wieloma takimi przypadkami, i to za-równo u dzieci chorujących na raka, jak też podczas pobytuw Wietnamie, przy czym nie wspomniała ani słowem o tym, cotam robiła. Pisała, że takie „historie" nie są dla niej zadowalają-cym dowodem na istnienie zależności między nadzieją a stanemzdrowia. Chciała się przekonać, czy rzeczywiście beznadzieja1 bezradność mogą, same z siebie, zabijać, a jeśli tak, to jaki jesttego mechanizm. W związku z tym pragnęła podjąć badania pod

Zdrowie 255moim kierunkiem i prowadzić eksperymenty ze zwierzętami, bypóźniej spożytkować ich wyniki dla dobra ludzi. Proste i bezpretensjonalne oświadczenie Visintainer, które ab-solutnie nie przypominało podań dotychczas do nas kierowanych,wzruszyło jednego z członków komisji rekrutacyjnej do łez. Cowięcej, oceny na świadectwie ukończenia szkoły i wyniki egzami-nów końcowych Visintainer były celujące. Mimo to jej podanie za-wierało pewne luki. Z dat podanych w życiorysie trudno się byłozorientować, gdzie i kiedy była i co robiła przez długi czas poukończeniu szkoły. Wyglądało na to, że bardzo często lubi znikać. Po paru bezowocnych próbach rozwikłania tej tajemnicy przy-jęliśmy Visintainer. We wrześniu 1976 roku z niecierpliwościąoczekiwałem jej przybycia. Nie pokazała się jednak. Zamiast tegozadzwoniła z wiadomością, że musi jeszcze przez rok zostać w SaltLakę City, bo nadzoruje badania z funduszu badań nad rakiem.

Kierowanie programem badań nad rakiem jakoś nie pasowało mido osoby, która przedstawiła się jako „zwykła" pielęgniarka.Zapytała, czy moglibyśmy zatrzymać dla niej miejsce na nastę-pny rok. Na to ja ją zapytałem, czy naprawdę chce przyjechać na Uni-wersytet Pensylwański i zająć się tak niewdzięcznym tematem.Przestrzegłem ją, że większość psychologów i prawie wszyscy le-karze nie wierzą, że takie stany psychologiczne jak bezradnośćrzeczywiście powodują choroby fizyczne. Powiedziałem, że wkro-czy na naukowe pole minowe i będzie napotykać przeszkodę zaprzeszkodą. Odparła mi, że nie urodziła się wczoraj i doskonalewie, w co się wdaje. Pojawiła się w styczniu 1977 roku, tak samo prosta i bezpre-tensjonalna jak jej podanie i równie tajemnicza. Unikała rozmów0 swojej przeszłości i o planach na przyszłość, ale w bieżącej pracyradziła sobie świetnie. Była niczym trąba powietrzna i zmiataławszystkie przeszkody na swej drodze. Jako temat swoich badańna pierwszym roku wybrała przykre zadanie udowodnienia, żebezradność może powodować śmierć.Była niezwykle podekscytowana wynikami badań EUen Langer1 Judy Rodin, młodych naukowców z Yale.2 Prowadzili oni wów-

256 Dziedziny życiaczas badania w domu starców, nad tym, w jaki sposób wpływa napensjonariuszy różny stopień ich kontroli nad codziennymi zda-rzeniami w ich życiu. Dom starców podzielono, według pięter, na oddziały. Miesz-kańcom parteru dano większą swobodę wyboru i decydowania0 swych zajęciach. Pewnego dnia dyrektor zebrał ich i powiedział:„Chciałbym poinformować państwa o wszystkim, co możecie turobić samodzielnie. Na śniadanie jest omlet lub jajecznica, alewybór należy do państwa. Musicie zdecydować wieczorem, co chce-cie jeść rano. W środy i czwartki wieczorem są wyświetlane filmy,ale musicie wcześniej zdecydować się, kiedy chcecie je oglądać. Sątutaj różne rośliny doniczkowe, proszę sobie wybrać któreś z nich1 zabrać do swojego pokoju, ale będziecie państwo musieli sami jepodlewać". Do rezydentów z pierwszego piętra wygłosił natomiast takąmowę: „Chciałbym poinformować państwa o wszystkich dostęp-nych tu udogodnieniach. Na śniadanie jest omlet lub jajecznica.Omlety podajemy w poniedziałki, środy i piątki, jajecznicę w po-zostałe dni. W środę i czwartek wieczorem są wyświetlane filmy.Pensjonariusze z lewej części korytarza mogą je oglądać w środy,pensjonariusze z prawej strony — w czwartki. Są tutaj różnerośliny doniczkowe. Pielęgniarka wybierze po jednej dla każdegoz państwa i będzie się później nimi zajmować". Tak więc wszystkie dodatkowe udogodnienia zależały od wy-boru mieszkańców parteru, natomiast mieszkańcy piętra, choć teżmogli z nich korzystać, nie mieli na ich wybór żadnego wpływu. Po półtora roku Langer i Rodin ponownie przyjechały do domu

starców. Stwierdziły za pomocą różnorodnych testów, że osobyz pierwszej grupy były bardziej aktywne i szczęśliwsze. Okazałosię też, że z tej grupy umarło mniej osób niż z drugiej. Ten zadzi-wiający fakt wskazywał na to, iż możliwość wyboru i kierowaniaswoim postępowaniem może przedłużyć życie i że, być może, bez-radność i ubezwłasnowolnienie mogą je skrócić. Madelon Visintainer chciała zbadać to zjawisko w laborato-rium, gdzie można doskonale regulować warunki bytowe.3 Chciałazrozumieć, w jaki sposób panowanie nad swoim życiem i bezrad- Zdrowie 257ność mogą wpływać na zdrowie. Przeprowadziła eksperyment naszczurach. Podzieliła je na trzy grupy. Osobnikom z grupy pier-wszej aplikowano łagodne wstrząsy, przed którymi mogły uciec,osobnikom z drugiej grupy — wstrząsy, przed którymi w żadensposób nie mogły się ochronić, natomiast trzeciej grupy nie pod-dawano żadnym wstrząsom. Przed rozpoczęciem eksperymentuVisintainer wstrzyknęła każdemu szczurowi w pachwinę parę ko-mórek mięsaka. Był to guz tego typu, który — jeśli nie zostaniezwalczony przez system immunologiczny zwierzęcia i zacznie sięrozrastać — prowadzi nieuchronnie do śmierci. Madelon wstrzyk-nęła akurat tyle komórek, by w normalnych warunkach u 50 pro-cent szczurów organizm zwalczył chorobę. Był to znakomicie zaprojektowany eksperyment. Wszystkieczynniki fizyczne — wielkość i czas trwania wstrząsu, pokarm,warunki bytowe, liczba komórek nowotworowych — znajdowałysię pod ścisłą kontrolą. Wszystkie trzy grupy różniły się tylko podjednym względem — stanu psychicznego zwierząt. Pierwsza grupacierpiała na wyuczoną bezradność, druga nauczyła się wpływaćna swą sytuację, trzecia pozostawała psychologicznie nie zmienio-na. Gdyby okazało się, że te trzy grupy różnią się zdolnością zwal-czania choroby, znaczyłoby to, że przyczyną tej różnicy mógłbybyć tylko stan psychiczny osobników z poszczególnych grup. W ciągu miesiąca od rozpoczęcia eksperymentu zdechła połowaszczurów nie poddawanych wstrząsom, natomiast druga połowatej grupy zwalczyła guz. Były to normalne proporcje. W grupie,która opanowała metodę uciekania przed wstrząsem przez naciś-nięcie pręta, chorobę zwalczyło 70 procent szczurów. Natomiastw grupie z wyuczoną bezradnością, która poddawana była wstrzą-som bez żadnej możliwości ucieczki przed nimi, zwalczyło ją tylko27 procent osobników. Tak oto Madelon Visintainer udowodniła jako pierwsza, że stanpsychiczny — wyuczona bezradność — może powodować raka. W istocie rzeczy była prawie pierwsza. Akurat kiedy opisywaławyniki swych badań, by posłać je do magazynu „Science", zajmu-jącego się publikacją przełomowych prac naukowych, otworzyłemjego ostatni numer. Zawierał on artykuł dwóch badaczy kanadyj- 258 Dziedziny życiaskich Larry'ego Sklara i Hymie Anismun4, w którym donosili oni

o podobnym eksperymencie, tyle że przeprowadzonym nie naszczurach, lecz myszach. Interesowało ich raczej tempo rozrostunowotworu niż zdolność zwierząt do jego zwalczania, ale wynikibyły identyczne — bezradność powodowała o wiele szybsze roś-niecie guza. Inne odkrycie Madelon dotyczyło dzieciństwa szczurów.5 Otóżstwierdziła ona, że szczury, które opanowały w młodości metodęuciekania przed wstrząsem, w wieku dojrzałym były uodpornionena nowotwór. Podzieliła młode szczury na trzy grupy, którymaplikowała — odpowiednio — wstrząsy, przed którymi mogły oneuciec, wstrząsy, przed którymi nie mogły uciec, oraz żadnychwstrząsów i czekała, aż dorosną. Wtedy wstrzyknęła im komórkimięsaka i podzieliła ponownie każdą z grup na trzy. Szczuryz pierwszej grupy poddano następnie wstrząsom, przed którymimogły uciec, z drugiej — wstrząsom, przed którymi nie mogłyuciec, natomiast trzeciej grupie nie aplikowano żadnych wstrzą-sów. Organizmy większości szczurów, które w młodości nauczyłysię bezradności, nie odrzuciły nowotworu, natomiast organizmywiększości z tych, które nauczyły się uciekać przed wstrząsem,odrzuciły go. Tak więc okazało się, że doświadczenia z okresudzieciństwa odgrywają kluczową rolę w odrzuceniu nowotworuw wieku późniejszym. Opanowanie w dzieciństwie metody uciecz-ki przed wstrząsem uodporniało szczury na chorobę, natomiastwyuczona w młodym wieku bezradność była czynnikiem sprzyja-jącym rozwojowi raka. Po uzyskaniu doktoratu Madelon starała się o posadę docentana różnych uniwersytetach, z których kilka domagało się od niejpodania dokładnego i pełnego życiorysu. Zapoznawszy się z nim,dowiedziałem się ku swemu zdumieniu, że już wcześniej była do-centem na wydziale pielęgniarstwa w Yale. Co więcej, dowiedzia-łem się, że została odznaczona Srebrną Gwiazdą i wieloma innymimedalami za odwagę wykazaną podczas wojny w Wietnamie. Pod-czas inwazji na Wietnam w 1970 roku kierowała szpitalem w Par-rots Beak, w Kambodży.Więcej nie udało mi się z niej wydusić. Zrozumiałem jednak

Zdrowie 259wówczas, skąd brała się odwaga i siła charakteru, których potrze-bowała Madelon w roku 1976, wkraczając na wybrane przez siebieintelektualne pole bitwy. Kiedy na nie wchodziła, wpływ psychikina zdrowie fizyczne był terenem działania uzdrowicieli i szarla-tanów. Chciała udowodnić naukowo, że psychika ma wpływ nauleganie chorobom, ale te ambitne plany spotykały się z drwinamijej kolegów — lekarzy, obowiązywał bowiem wówczas w medycy-nie dogmat, zgodnie z którym na powstanie i przebieg chorobymają wpływ jedynie procesy fizjologiczne, nigdy zaś psychiczne.W poszukiwaniu zrozumienia i poparcia zwróciła się więc do psy-chologów. Kiedy uzyskała, będący kamieniem milowym w bada-niach nad powstawaniem chorób, doktorat, przyczyniła się do udo-wodnienia, że psychika rzeczywiście ma wpływ na zdrowie fizy-

czne. Zaczął w to wierzyć nawet świat lekarski. Dziś Madelon jestprzewodniczącą Rady Wydziału Pielęgniarstwa Pediatrycznegow Yale School of Medicine.Problem związków między ciałema psychikąDLACZEGO PRZYPUSZCZENIE, że życie psychiczne wpływa na choro-by fizyczne napotyka na taki opór? Odpowiedź na to pytanie od-zwierciedla najbardziej zawiły ze znanych mi problemów filozofi-cznych. Wielki siedemnastowieczny racjonalista, Kartezjusz, twierdził,że we wszechświecie istnieją dwa rodzaje substancji — fizycznai psychiczna. W jaki sposób oddziałują one na siebie? Widzimy,jak kula bilardowa, uderzając w drugą kulę, wprawia ją w ruch.Ale w jaki sposób psychiczny akt woli uniesienia ręki powodujefizyczny akt — ruch tej ręki? Kartezjusz udzielił tu wykrętnejodpowiedzi. Utrzymywał, iż mózg kieruje ciałem poprzez szyszyn-kę, część mózgu, której funkcja nadal nie jest dobrze poznana.Kartezjusz mylił się, a uczeni i filozofowie próbują od tamtego 260 Dziedziny życiaczasu odkryć, w jaki sposób substancja psychiczna może oddzia-ływać na substancję fizyczną. Kartezjusz był dualistą. Uważał, iż to, co psychiczne, możeoddziaływać na to, co fizyczne. W odpowiednim czasie wykształciłasię przeciwstawna szkoła myślenia i zwyciężyła. Był to materia-lizm. Jego zwolennicy uważali, że albo istnieje tylko jeden rodzajsubstancji — substancja fizyczna, albo że —jeśli istnieje substan-cja psychiczna — nie wywiera ona na fizyczną żadnego wpływu.Prawie wszyscy współcześni uczeni i lekarze są materialistami.Kategorycznie odrzucają możliwość wpływu myśli i emocji na cia-ło. Dla nich taki pogląd równoznaczny jest ze spirytyzmem. Twier-dzenie, że stany emocjonalne i stan umysłu wpływają na chorobę,jest sprzeczne z materializmem. Przez ostatnie dwadzieścia lat zmagałem się z trzema pyta-niami na temat zdrowia i nadziei. Każde z tych pytań jest próbązrozumienia dolegliwości fizycznych, próbą, która jest współczes-ną wersją starego problemu związków między psychiką a ciałem. Pierwsze pytanie dotyczy przyczyny. Czy nadzieja rzeczywiściepodtrzymuje nas przy życiu? Czy brak nadziei i bezradność rze-czywiście mogą zabijać? Drugie dotyczy mechanizmu. Jak w tym materialistycznymświecie mogą oddziaływać na organizm nadzieja i bezradność? Zapomocą jakiego mechanizmu substancja tak ewidentnie duchowawpływa na substancję tak oczywiście fizykalną? Trzecie pytanie dotyczy terapii. Czy zmiana sposobu myślenia,stylu wyjaśniania, może wpłynąć na poprawę zdrowia i przedłużyćżycie?Optymizm i dobre zdrowieW CIĄGU OSTATNICH PIĘCIU LAT laboratoria na całym świecie do-starczyły mnóstwo dowodów na to, że czynniki psychologiczne,

szczególnie optymizm, mogą przyczyniać się do dobrego stanuzdrowia. Dowody te sprawiają, że niezliczone opowieści o osobach,

Zdrowie 261którym stany psychiczne i emocjonalne, od śmiechu poczynając,na woli życia kończąc — poprawiły nie tylko samopoczucie, alei — wydaje się — zdrowie, nabierają sensu. Teoria wyuczonej bezradności zakłada, że optymizm możewpływać na dobry stan zdrowia w cztery różne sposoby. Na pierwszy sposób wskazuje odkrycie Madelon Visintainer,że wyuczona bezradność u szczurów czyni ich organizmy bardziejpodatnymi na rozwój komórek rakowych. Odkrycie to zostało szyb-ko potwierdzone bardziej szczegółowymi badaniami nad systememimmunologicznym u bezradnych szczurów. System immunologicz-ny, system obrony komórkowej organizmu przed chorobą, składasię z różnych rodzajów komórek, których zadaniem jest rozpozna-wanie i niszczenie obcych ciał, takich jak wirusy, bakterie i ko-mórki nowotworowe. Jeden rodzaj, komórki T, rozpoznaje ciałaobce, na przykład wirusy odry, potem znacznie rozmnaża się i za-bija najeźdźców. Inny rodzaj komórek, naturalne komórki cytoto-ksyczne, zabija wszelkie napotkane ciała obce. Naukowcy badający system immunologiczny bezradnychszczurów odkryli6, że doświadczanie wstrząsów, przed którymi niemożna uciec, osłabia ten system. Komórki T w krwi szczurów,które stały się bezradne, nie rozmnażają się już gwałtownie, gdynapotkają te mikroorganizmy, które powinny niszczyć. KomórkiT w śledzionie bezradnych szczurów tracą zdolność zabijania ciałinwazyjnych. Odkrycia te wykazują, że wyuczona bezradność nie tylko wpły-wa na zachowanie, ale też sięga niżej, aż do poziomu komórko-wego, i osłabia system immunologiczny. Znaczy to, że jednąz przyczyn, iż organizmy bezradnych szczurów Visintainer nie po-trafiły zwalczyć guzów, mógł być fakt, że bezradność upośledziłaich system immunologiczny. Co to oznacza w terminach stylu wyjaśniania? Styl wyjaśnia-nia jest wielkim modulatorem wyuczonej bezradności. Jak prze-konaliśmy się wcześniej, optymiści nie poddają się bezradności.Kiedy coś im się nie powiedzie, nie ulegają łatwo depresji. Niezaniechają działań. Osoba optymistyczna ma w ciągu życia mniejokresów wyuczonej bezradności niż osoba o nastawieniu pesymi- 262 Dziedziny życiastycznym, a im mniej takich okresów, w tym lepszym stanie po-winien być system immunologiczny. A zatem pierwszy sposób,w jaki optymizm może wpływać na stan twego zdrowia, polega nazapobieganiu bezradności, a przez to na wzmacnianiu twego sy-stemu immunologicznego. Drugi sposób dobroczynnego wpływu optymizmu na zdrowiezasadza się na przestrzeganiu zdrowego trybu życia i zasięganiuporad lekarskich. Weźmy pesymistę, który uważa, że choroba

jest stała, ma zasięg uniwersalny i przyczynę wewnętrzną. „Nic,co robię, nie ma na to żadnego wpływu, więc po co robić cokol-wiek?" — uważa taki nieszczęśnik. Jest mało prawdopodobne, byosoba taka rzuciła palenie, brała leki przeciwgrypowe, przestrze-gała diety, uprawiała ćwiczenia fizyczne, a nawet przestrzegałazaleceń lekarza. W trakcie trwających trzydzieści pięć lat badaństu absolwentów Uniwersytetu Harvarda okazało się, iż rzeczy-wiście pesymiści byli mniej skłonni do rzucenia palenia i bardziejpodatni na choroby. Tak więc optymiści, którzy chętnie biorą włas-ne sprawy w swoje ręce, są bardziej skłonni podjąć kroki zapobie-gające chorobie czy też zastosować się do terapii w przypadku,gdy zachorują. Trzeci sposób, w jaki optymizm oddziałuje na zdrowie, dotyczyliczby niepomyślnych wydarzeń przytrafiających się danej osobie.Udowodniono statystycznie, że im więcej niepomyślnych wydarzeńspotyka daną osobę w danej, dowolnej, jednostce czasu, tym czę-ściej ona choruje. Osoby, które w okresie półrocznym przeprowa-dziły się, zostały zwolnione z pracy i rozwiodły się, są narażonena znacznie większe ryzyko zapadnięcia na chorobę zakaźną,a nawet na raka czy na zawał niż osoby, w których życiu niewydarzyło się nic specjalnego. Dlatego też, kiedy w twoim życiuzajdzie jakaś poważna zmiana, powinieneś poddawać się bada-niom lekarskim częściej niż normalnie. Kiedy zmieniasz pracę,rozstajesz się z bliską osobą, przechodzisz na emeryturę albo kie-dy umiera ktoś, kogo kochasz, i to nawet jeśli czujesz się dosko-nale, powinieneś to koniecznie zrobić. Wdowcy umierają parokrot-nie częściej w pierwszych sześciu miesiącach po śmierci żony niżpóźniej. Jeśli umrze ci matka, powinieneś zadbać o to, by ojciec Zdrowie 263poddał się dokładnym badaniom lekarskim przynajmniej raz pojej śmierci — może mu to przedłużyć życie. Zgadnijmy, komu przytrafia się więcej niepomyślnych wyda-rzeń? Oczywiście, pesymistom. Są bardziej bierni, a zatem mniejskłonni do tego, by podjąć kroki, które mogą zapobiec niepomyśl-nym wydarzeniom, oraz mniej skłonni do tego, by położyć im kres,kiedy już się zaczną. A zatem jasne jak dwa razy dwa, że jeślipesymistom przytrafia się więcej niepomyślnych wydarzeń i jeśliniepomyślne wydarzenia przyczyniają się do częstszych chorób, topesymiści powinni chorować częściej niż optymiści. Ostatnia przyczyna, z powodu której optymiści powinni się cie-szyć lepszym zdrowiem niż pesymiści, dotyczy oparcia u innychosób. Zdolność utrzymywania głębokich przyjaźni i zdolność kocha-nia innych zdaje się mieć istotne znaczenie dla zdrowia fizycznego.Ludzie w średnim wieku, mający przynajmniej jedną osobę, doktórej mogą zadzwonić w środku nocy i zwierzyć się ze swoichkłopotów, cieszą się lepszym zdrowiem niż ludzie nie mający przy-jaciół. Osoby stanu wolnego są bardziej narażone na depresję niżosoby żyjące w związku małżeńskim. Nawet zwykły kontakt towa-rzyski jest obroną przed chorobą. Osoby, które w czasie choroby

dążą do odosobnienia, są narażone na jej zaostrzenie się. Moja matka w wieku siedemdziesięciu paru lat poddała sięoperacji, po której przez parę miesięcy musiała pozostawać zesztucznym odbytem — przewodem prowadzącym od nacięcia w ki-szce do podwieszonego z zewnątrz woreczka. Wielu osobom robisię niedobrze na widok czegoś takiego, więc matce było ogromniewstyd z tego powodu. Unikała przyjaciółek, przestała grać w bri-dża, nie chciała, byśmy ją odwiedzali, i nie wychodziła z domu,dopóki nie usunięto sztucznego odbytu. Niestety, w tym, spędzo-nym w zupełnej samotności okresie, powróciła gruźlica, którejmatka nabawiła się w dzieciństwie na Węgrzech. Stało się to, co —statystycznie rzecz biorąc — jest kosztem samotności, zmniejszyłasię jej odporność na choroby, szczególnie na nawrót chorób, któ-rych nigdy nie daje się całkowicie wyleczyć. Pesymiści mają ten sam problem. Kiedy znajdą się w trudnejsytuacji, stają się bardziej pasywni i podejmują mniej starań, aby 264 Dziedziny życiaznaleźć oparcie w innych osobach. Związek między brakiem ta-kiego oparcia a chorobą jest czwartą przyczyną, dla której należywierzyć, iż optymistyczny styl wyjaśniania przyczynia się do do-brego stanu zdrowia.Pesymizm, złe zdrowie i rakPIERWSZE SYSTEMATYCZNE BADANIA nad rolą pesymizmu w po-wstawaniu choroby zostały przeprowadzone przez Chrisa Peter-sona.7 W połowie lat osiemdziesiątych, kiedy Chris wykładał psy-chologię zaburzeń w Virginia Tech, poddał wszystkich swychstudentów, ogółem 150 osób, testowi ASQ. Poza tym wszyscy stu-denci opisali swój stan zdrowia i podali liczbę wizyt u lekarzaw ostatnim czasie. Następnie Chris badał swych studentów przezcały rok. Stwierdził, iż pesymiści przeszli dwa razy więcej choróbzakaźnych i dwa razy częściej odwiedzali lekarzy niż optymiści. Czy było tak po prostu dlatego, że zarówno wypełniając kwe-stionariusz testu, jak też informując o swoim zdrowiu, pesymiścinarzekali częściej i bardziej uskarżali się na bóle i dolegliwości,niżby to wynikało ze stanu faktycznego? Nie. Chris sprawdziłliczbę zachorowań i wizyt u lekarza tak przed, jak i po teście ASQ.Wysoki stopień zachorowalności i wizyt u lekarza rzeczywiściewystępuje wśród pesymistów i znacznie przekracza poziom wcześ-niejszy, sprzed badań. Inne badania dotyczyły raka piersi.8 Pionierskie w tej dziedzi-nie badania przeprowadzono w Anglii. Objęto nimi sześćdziesiątdziewięć kobiet cierpiących na raka piersi i prowadzono je przezpięć lat. Kobiety, u których nie stwierdzono przerzutów, starałysię walczyć z chorobą, natomiast te, które umarły, i te, u którychstwierdzono przerzuty, z reguły przyjmowały wstępną diagnozęz rezygnacją i stawały się bezradne. W późniejszych badaniach9 zajęto się trzydziestoma czteremakobietami, które znalazły się w Krajowym Instytucie Raka z na-jwrotem raka piersi. Z każdą z nich przeprowadzono drobiazgowj

Zdrowie 265wywiad, pytając o małżeństwo, dzieci, pracę i chorobę. Potem za-częto leczenie radio- i chemioterapią. Otrzymaliśmy te wywiadyi przeprowadziliśmy ich analizę według metody CAVE, starającsię określić poziom optymizmu poszczególnych pacjentek. Po powtórnym pojawieniu się raka piersi szansę na przeżyciedłuższego okresu są prawie żadne, a więc po roku kobiety te za-częły umierać. Niektóre zmarły w czasie kilku miesięcy, inne —znikoma mniejszość — żyją nadal. Kto przeżył najdłużej? Te, któreczerpią radość z życia, i te, które mają optymistyczny styl wyjaś-niania. Czy nie jest aby tak, że te optymistycznie nastawione kobietynie były aż tak ciężko chore i żyły dłużej po prostu dlatego, żepostać raka, na którą cierpiały, była łagodniejsza i że radość życiai optymizm nie miały z tym nic wspólnego? Otóż nie. W KrajowymInstytucie Raka przechowuje się bezcenne, dokładne karty choro-by, z zapisem aktywności komórek cytotoksycznych (NK), liczbyrakowatych węzłów limfatycznych, stopnia rozrostu nowotworu.Życiodajne cechy radości życia i optymistycznego stylu wyjaśnia-nia ujawniały się bez względu na stopień zaawasowania choroby. Takie wyniki nie są przyjmowane bez sprzeciwu.10 W 1985roku Barrie Cassileth przeprowadziła bardzo nagłośnione badanianad pacjentami w ostatecznym stadium raka, w wyniku którychstwierdziła, że żadna zmienna psychologiczna nie ma wpływu nadługość ich życia. W specjalnym artykule wstępnym w „New En-gland Journal of Medicine" zastępczyni redaktora naczelnegoMarcia Angell ogłosiła wszem i wobec, że „nasza wiara w to, iżchoroba jest bezpośrednim odzwierciedleniem stanu psychicznegojest po prostu elementem folkloru". Pomijając milczeniem wszy-stkie starannie przeprowadzone badania świadczące o czymś zu-pełnie przeciwnym i cytując wyniki najgorszych badań, jakie mog-ła znaleźć, Angell ostro skrytykowała całą dziedzinę psychologiizdrowia, oskarżając ją o propagowanie „mitu", iż psychika możewpływać na procesy chorobowe. Materialiści, chwytający się wszy-stkiego, co mogłoby potwierdzić dogmat, iż stany psychiczne niemogą nigdy wpływać na zdrowie fizyczne, święcili swój wielkidzień. 266 Dziedziny życia Czy można pogodzić wyniki badań Cassileth z badaniamiwykazującymi, iż stan psychiczny ma wpływ na zdrowie i chorobę?Otóż, po pierwsze, testy psychologiczne zastosowane przez Cassi-leth nie odpowiadały wymaganiom. Zamiast przeprowadzić pełnetesty, użyła jedynie ich fragmentów. Czynniki, których zmierzeniewymaga zadania wielu dziesiątków pytań, mierzyła za pomocąjednego — dwóch krótkich pytań. Po drugie, wszyscy badani przeznią pacjenci znajdowali się w ostatnim stadium choroby. Jeślipotrąci cię ciężarówka, to fakt, że masz wysoki czy niski poziomoptymizmu, nie sprawia wielkiej różnicy, ale jeśli zostaniesz po-

trącony przez rowerzystę, to optymizm może odegrać wielką rolęw leczeniu się z obrażeń. Nie sądzę, by pacjentowi, w któregoorganizmie rak poczynił tak wielkie spustoszenia, że został onuznany za nieuleczalnie chorego, i który ma przed sobą niewieletygodni czy dni życia, mogły wiele pomóc procesy psychiczne. Jed-nakże w sytuacji, gdy guz jest mały, a choroba zaczyna dopierorobić postępy, optymizm może znaczyć tyle, co różnica międzyżyciem a śmiercią. Stwierdziliśmy to w badaniach nad wpływemutraty bliskiej osoby i nad wpływem optymizmu na system immu-nologiczny.System immunologicznyMATERIALIŚCI UWAŻAJĄ, że system immunologiczny jest odizolo-wany od psychiki. Sądzą oni, że zmienne psychologiczne, takiejak optymizm i nadzieja, są tak samo ulotne i niematerialne, jakduch czy dusza, a zatem nie wierzą, że optymizm, depresja czypoczucie utraty czegoś lub kogoś wpływa na system odpornościowyorganizmu. Zapominają jednak o tym, że system ten łączy sięz mózgiem i że stanowi psychicznemu, takiemu jak nadzieja, od-powiadają pewne stany mózgu, które są odzwierciedleniem psy-chiki jednostki. Owe stany mózgu wpływają na resztę organizmu.A zatem w procesie wpływania emocji i myśli na stan chorobowynie ma niczego tajemniczego, a głoszenie takich poglądów nie manic wspólnego ze spirytualizmem.

Zdrowie 267 Mózg łączy się z systemem odpornościowym nie za pośrednic-twem nerwów, lecz hormonów, chemicznych kurierów, które prze-mieszczają się przez system krwionośny i mogą przekazywać sta-ny emocjonalne z jednej części ciała do innej. Udowodniono ponadwszelką wątpliwość, że kiedy jednostka ulega depresji, zmieniasię stan jej mózgu. Liczba neurotransmiterów, to znaczy hormo-nów przenoszących informacje od nerwu do nerwu, może uleczmniejszeniu. Podczas depresji zmniejsza się liczba pewnego ro-dzaju hormonów przenoszących informacje między nerwami, zwa-nych katecholaminami. Za pomocą jakiego łańcucha zjawisk fizycznych system immu-nologiczny jednostki otrzymuje informacje o tym, że jest ona na-stawiona pesymistycznie, znajduje się w depresji czy ma zmar-twienia? Okazuje się, że gdy zmniejsza się liczba katecholamin,zwiększa się aktywność innych związków chemicznych, zwanychendorfinami, które są czymś w rodzaju wytwarzanej przez orga-nizm morfiny. Komórki systemu immunologicznego posiadają re-ceptory, które reagują na poziom endorfin w organizmie. Kiedy,jak ma to miejsce podczas depresji, poziom katecholamin jest ni-ski, wzrasta poziom endorfin. System immunologiczny, reagującna to, obniża swoją aktywność. Czy to wszystko jest tylko fantazją biologiczną, czy też depre-sja, poczucie utraty i pesymizm rzeczywiście wyłączają systemimmunologiczny? Mniej więcej dziesięć lat temu zespół uczonych australijskich

przeprowadził badania dwudziestu sześciu mężczyzn, których żo-ny tuż przedtem zmarły lub zginęły w wypadkach.11 Przekonalikażdego z badanych, aby dwukrotnie poddał się badaniu krwi —po raz pierwszy w tydzień, a po raz drugi w sześć tygodni pośmierci żony. Dzięki temu można było ocenić działanie systemuimmunologicznego w okresie żałoby. Stwierdzono, że praca syste-mu odpornościowego ulega w tym okresie znacznemu obniżeniu.Komórki odpornościowe nie mnożyły się tak szybko jak normalnie.Po pewnym czasie system immunologiczny wracał do normy. Prze-prowadzone później badania amerykańskie potwierdziły i uzupeł-niły te rewelacyjne wyniki. 268 Dziedziny życia Depresja zdaje się również wpływać na sposób, w jaki reagujesystem immunologiczny.12 Przebadano trzydzieści siedem kobiet,mierząc ich poziom depresji, liczbę spotykających ich niepomyśl-nych wydarzeń, a także liczbę komórek T (limfocyty T) i komórekcytotoksycznych (NK) w ich krwi. U kobiet przechodzących po-ważne zmiany w dotychczasowym trybie życia zanotowano niż-szy poziom aktywności naturalnych komórek cytotoksycznych niżu kobiet nie przechodzących takich zmian. W im większej depresjiznajdowała się badana, tym gorzej reagował jej system immunolo-giczny. Jeśli depresja i rozpacz mogą przejściowo obniżać sprawnośćsystemu immunologicznego, to depresja, stan bardziej przewlekły,powinna obniżać jego sprawność na czas dłuższy. Jak zauważyli-śmy w rozdziale piątym, osoby pesymistyczne bardziej i częściejulegają depresji niż jednostki optymistyczne. Może to oznaczać,że pesymiści mają, generalnie, słabszy system odpornościowy. Aby sprawdzić tę hipotezę, przeprowadziłem stosowne badaniawespół z Leslie Karmen, magistrantką z Uniwersytetu Pensyl-wańskiego, i Judy Rodin z Yale.13 Judy już od pewnego czasubadała dużą grupę starszych ludzi z New Haven w Connecticuti jego okolic. Ich średni wiek wynosił siedemdziesiąt jeden lat.Kilka razy w ciągu roku z osobami tymi przeprowadzano długiewywiady, pytając o ich odżywianie się, zdrowie i wnuki. Raz w ro-ku pobierano im krew w celu zbadania funkcjonowania systemuimmunologicznego. Na podstawie tych wywiadów ocenialiśmy po-ziom pesymizmu poszczególnych osób, a potem badaliśmy próbkiich krwi, aby sprawdzić, czy nasze przewidywania okazały sięsłuszne. Tak jak się spodziewaliśmy, system immunologiczny op-tymistów funkcjonował lepiej niż pesymistów. Co więcej, stwier-dziliśmy, że ani stan ich zdrowia, ani poziom depresji w momencieprzeprowadzania wywiadu nie pozwalał przewidzieć reakcji syste-mu immunologicznego. Sprawność reakcji systemu zdawał się ob-niżać jedynie pesymizm, a nie zły stan zdrowia czy depresja. Podsumowując, wszystkie te dowody świadczą dobitnie o tym,że stan psychiczny jednostki może zmienić reakcje jej systemuimmunologicznego. Poczucie straty, depresja i pesymizm mogą

Zdrowie 269obniżyć sprawność funkcjonowania systemu odpornościowego.W jaki sposób się to wszystko odbywa, na razie nie wiadomo do-kładnie, ale jeden mechanizm wydaje się najbardziej prawdopo-dobny. Jak wcześniej wspomniano, podczas takich stanów psychi-cznych zmniejsza się liczba pewnych neurotransmiterów w mózgu,co z kolei podnosi poziom endorfin. System immunologiczny po-siada odpowiednie receptory reagujące na te hormony i „zamykasię", kiedy wzrasta aktywność endorfin. Skoro poziom pesymizmu może osłabić działanie systemuimmunologicznego, to wydaje się prawdopodobne, że pesymizmmoże mieć niekorzystny wpływ na zdrowie w okresie całego życiajednostki.Optymizm a zdrowsze życieCZY JEST MOŻLIWE, że optymiści żyją dłużej niż pesymiści? Czyjest bardziej prawdopodobne, że jeśli w młodości masz optymisty-czny styl wyjaśniania, to przez resztę życia będziesz zdrowszy? Na pytania te nie jest łatwo odpowiedzieć w sposób naukowy.Nie wystarczy wskazać na legiony bardzo starych ludzi i udowod-nić, że większość z nich to optymiści. Być może są optymistamiwłaśnie dlatego, że przeżyli wiele lat w dobrym zdrowiu, a nieodwrotnie. Zanim spróbowaliśmy odpowiedzieć na te pytania, musieliśmyodpowiedzieć na kilka innych.14 Po pierwsze musieliśmy spraw-dzić, czy styl wyjaśniania pozostaje przez całe życie niezmienny.Jeśli optymizm w okresie młodości ma mieć wpływ na zdrowiejednostki aż do późnej starości, to jej optymizm powinien utrzy-mywać się przez całe życie na tym samym poziomie. W celu zba-dania tego zamieściłem z Melanie Burns, moją magistrantką,ogłoszenie w pismach dla ludzi starszych, że poszukujemy osób,które przechowują pamiętniki pisane w młodości. Odpowiedziałona nie i przesłało nam swoje pamiętniki trzydzieści osób. Prze-prowadziliśmy analizę ich treści metodą CAVE (analiza zawarto- 270 Dziedziny życiaści wypowiedzi dosłownych) i opracowaliśmy na tej podstawieschemat stylu wyjaśniania tych osób w młodości. W dodatku wszy-scy nasi respondenci opisali szczegółowo swoje życie w chwili bie-żącej — zdrowie, rodzinę, pracę. Również te wypowiedzi poddali-śmy analizie i na ich podstawie opracowaliśmy schemat styluwyjaśniania poszczególnych respondentów w starości. Jak mająsię do siebie te schematy? Otóż stwierdziliśmy, że w ciągu pięćdziesięciu lat styl wyjaś-niania pomyślnych wydarzeń ulegał zupełnym zmianom. Ta samaosoba mogła, na przykład, w pewnym momencie swego życia przy-pisywać pomyślne wydarzenia ślepemu trafowi, a w innym mo-mencie uważać, że są one rezultatem jej własnych działań. Jeślinatomiast chodzi o styl wyjaśniania wydarzeń niepomyślnych, tostwierdziliśmy, że w okresie dłuższym nawet niż pięćdziesiąt latjest on bardzo stały. Kobiety, które jako nastolatki pisały w pa-

miętnikach, że chłopcy nie interesują się nimi, bo są one „niesym-patyczne", pół wieku później informowały, że nie odwiedzają ichwnuki, bo są... „niesympatyczne". Sposób, w jaki postrzegamy wy-darzenia niepomyślne — nasza prywatna teoria tragedii — pozo-staje niezmienny przez całe życie. To kluczowe odkrycie zbliżyło nas do punktu, w którym mo-gliśmy spróbować odpowiedzieć na pytanie, czy styl wyjaśnianiaw młodości ma wpływ na zdrowie danej osoby wiele lat później.Czego jeszcze potrzebowaliśmy, by móc na nie odpowiedzieć? Potrzebna nam była duża grupa osób o następujących ce-chach:151. W młodości zapisały wiele stwierdzeń przyczynowo-skutko-wych, które przetrwały do czasów dzisiejszych i mogły zo-stać poddane analizie metodą CAVE.2. Musieliśmy mieć pewność, że osoby te były zdrowe i osiągałysukcesy w chwili zapisywania owych stwierdzeń przyczyno-wo-skutkowych. Był to warunek niezbędny, bo gdyby niecieszyły się już w tamtym czasie dobrym zdrowiem, albogdyby już odnosiły porażki, to mogłoby to uczynić je późniejpesymistami i mieć niekorzystny wpływ na ich zdrowie.1. Zdrowie 271A gdyby tak było, to co prawda optymizm w okresie młodo-ści korelowałby z dłuższym życiem w dobrym zdrowiu, alebyłoby tak być może tylko dlatego, że zły stan zdrowia alboniepowodzenia doznane w młodości przyczyniałyby się dozłego stanu zdrowia w okresie późniejszym.3. Osoby te musiały ponadto poddawać się w przeszłości regu-larnym badaniom lekarskim, tak abyśmy mogli ocenić ichstan zdrowia w całym okresie życia.4. Na koniec osoby te powinny być bardzo stare, tak aby moż-na było na podstawie ich zapisków młodzieńczych stawiaćprognozy na długi okres. Były to bardzo ostre warunki. Gdzie mogliśmy znaleźć takichludzi?Mężczyźni z programu badań GrantaGEORGE VAILLANT jest psychoanalitykiem, którego bardzo powa-żam. W latach 1978 - 1979 byliśmy w jednej „klasie" w CentrumZaawansowanych Badań Nauk Behawioralnych w Stanford w Ka-lifornii. George wyodrębnił z psychoanalizy pojęcie obrony i zająłsię nim. To, co zdarza się nam w życiu — argumentował — niejest po prostu rezultatem liczby nieszczęść, które nas spotykają,ale tego, w jaki sposób bronimy się przed nimi psychicznie. Uwa-żał również, że sposób, w jaki wyjaśniamy sobie nieszczęścia, na-leży do naszych środków obronnych. Teorię tę sprawdził na uni-kalnej próbce społeczeństwa. Przez ponad dziesięć lat badałniezwykłą grupę mężczyzn, przeprowadzając z nimi wywiadyw czasie, gdy przechodzili z wieku średniego w okres starości. W połowie lat trzydziestych Fundacja Williama T. Granta po-stanowiła zająć się badaniem zdrowych ludzi i kontynuować to

przez całe ich życie. Inicjatorzy tego programu chcieli prześledzićżycie wyjątkowo uzdolnionych jednostek, aby poznać determinan-ty sukcesów i dobrego zdrowia. Za pomocą starannych i drobiaz- 272 Dziedziny życiagowych testów wybrano spośród pięciu kolejnych pierwszych rocz-ników studentów Uniwersytetu Harvarda dwustu mężczyzn, costanowiło około 5 procent ogółu przyjętych w latach 1939 - 1944,i od tamtej pory przez wiele lat śledzono ich losy. Osoby te, obecniezbliżające się do siedemdziesiątki, przez cały czas chętnie współ-pracowały i współpracują z organizatorami tych, uciążliwych prze-cież, badań. Co pięć lat poddają się one kompleksowym badaniomlekarskim, bez końca wypełniają kwestionariusze ankiet, a okre-sowo przeprowadza się z nimi szczegółowe wywiady. Są oni pra-wdziwą kopalnią wiadomości o tym, co sprawia, iż jednostka cie-szy się dobrym zdrowiem i odnosi sukcesy. Kiedy inicjatorzy tego programu sami postarzeli się i nie moglikontynuować badań, zaczęli poszukiwać następcy, który byłby wy-starczająco młody, aby prowadzić je do końca, to znaczy do śmiercibadanych. Było to akurat w czasie dwudziestego piątego zjazduabsolwentów Harvardu. Na kontynuatora wybrano George'a, któ-ry — mając wówczas trzydzieści parę lat — był jednym z najlepiejzapowiadających się amerykańskich psychiatrów klinicznych. Pierwszym ważnym odkryciem, którego dokonał George, zają-wszy się owym programem, było stwierdzenie, że zamożnośćw wieku dwudziestu lat nie gwarantuje ani późniejszych sukce-sów, ani dobrego zdrowia. Znaczna bowiem liczba osób objętychprogramem Granta doznała wielu niepowodzeń i cierpi na licz-ne choroby. Ich udziałem są nieudane małżeństwa, bankructwa,zawały, alkoholizm, samobójstwa i inne tragedie; jeden z ba-danych został nawet zamordowany. Pod względem stosunku licz-by zawałów serca i śmiertelnych zagrożeń do ogółu populacji —ludzie ci nie różnią się od swoich rówieśników z ubogich dzielnicmiasta. George postawił sobie ambitne zadanie teoretyczne —mianowicie postanowił przewidzieć na podstawie materiałów jz wczesnego okresu badań, którym spośród objętych nimi osóbżycie ułoży się dobrze, a którym nie, i zrozumieć, jakie są tegoprzyczyny. s Jak już wyżej wspomniałem, głównym przedmiotem jego zain-ś|teresowania było to, co określał mianem obrony jednostki przedniepomyślnymi wydarzeniami, czyli charakterystyczny dla każde- Zdrowie 273go sposób, w jaki reaguje na takie przypadki. Niektóre spośródosób badanych radziły sobie jeszcze w trakcie studiów z niepowo-dzeniami, stosując tak zwane „dojrzałe środki obrony" — humor,altruizm, sublimację. Inne osoby nigdy ich nie stosowały — naprzykład kiedy zrywały z nimi dziewczyny, uciekały się do proje-kcji, zaprzeczenia i tym podobnych „niedojrzałych środków obro-ny". Godne uwagi jest to, że mężczyźni, którzy w wieku dwudzie-

stu paru lat stosowali dojrzałe środki obrony, byli później zdrowsiniż pozostali i mieli bardziej udane życie. Koło sześćdziesiątkiżaden z nich nie był przewlekle chory, podczas gdy jedna trzeciamężczyzn nie stosujących w młodości dojrzałych środków obronymiała w tym wieku poważne problemy ze zdrowiem. A zatem była to grupa, jakiej potrzebowaliśmy. Wszyscy jejczłonkowie legitymowali się dobrze udokumentowanymi stwier-dzeniami przyczynowo-skutkowymi z okresu młodości, wszyscyw okresie, z którego pochodziły te stwierdzenia, cieszyli się do-brym zdrowiem i odnosili sukcesy, przez całe życie skrupulatniekontrolowano stan ich zdrowia, a teraz kończyli wiek średni.W dodatku było dużo innych informacji o ich osobowości i życiu.Czy ci spośród nich, którzy byli optymistami, prowadzili zdrowszeżycie? Izy żyli dłużej? George wspaniałomyślnie zgodził się na współpracę z ChrisemPetersonem i ze mną. Uważa się on za strażnika niezwykle cen-nego skarbu, jakim jest owa unikalna próbka społeczeństwa i „wy-pożycza" go od czasu do czasu (zawsze bardzo dbając o to, byzachować anonimowość osób badanych) poważnym naukowcom,którzy pragną odkryć wyznaczniki zdrowia i sukcesów promieniu-jące na całe życie jednostki. Postanowiliśmy użyć techniki „zalakowanej koperty". Georgeosobiście zatroszczył się o to, byśmy nie mieli pojęcia, kim sąbadane przez nas osoby i które z nich cieszą się dobrym zdrowiem.Najpierw wybrał losową próbkę obejmującą połowę (dziewięćdzie-siąt dziewięć osób) jego grupy i wręczył nam protokoły, które spo-rządziły po powrocie z wojny, w latach 1945 - 1946. Były to bogatetreściowo, pełne wyjaśnień zarówno optymistycznych, jak i pesy-mistycznych, dokumenty. A oto dwa przykłady: 274 Dziedziny życia „Okręt poszedł na dno, ponieważ admirał był wyjątkowogłupi". „Nigdy nie będzie mi się dobrze pracowało z tymi ludźmi,bo czują się dotknięci moją uprzywilejowaną pozycją, którądało mi ukończenie Harvardu". Wszystkie protokoły poddaliśmy obróbce metodą CAVE i natej podstawie sporządziliśmy obraz stylu wyjaśniania każdegoz badanych. Później, pewnego zimowego dnia, poleciałem z Chrisem doDartmouth, gdzie George jest profesorem psychiatrii, aby dokonaćotwarcia „kopert", to znaczy dowiedzieć się, jak faktycznie wyglą-dało życie tych ludzi. Stwierdziliśmy, że między dobrym stanemzdrowia po sześćdziesiątce a optymizmem w wieku dwudziestupięciu lat istnieje silny związek. Pesymiści zaczęli cierpieć na cho-roby wieku średniego o wiele wcześniej niż optymiści, a przy tymchoroby te występowały u nich w cięższej postaci. Około czterdzie-stego piątego roku życia różnica ta była już znaczna. W tym wiekuorganizm mężczyzny zaczyna tracić sprawność. Jak szybko i w ja-kim natężeniu postępuje ten proces, można dobrze przewidzieć na

podstawie pomiaru optymizmu w wieku dwudziestu pięciu lat. Cowięcej, kiedy wprowadziliśmy do równania parę innych czynników— środki obrony osoby badanej, jej zdrowie fizyczne i psychicznew wieku dwudziestu pięciu lat — okazało się, że optymizm jestpodstawową determinantą stanu zdrowia w okresie od czterdzie-stego piątego do sześćdziesiątego piątego roku życia. Osoby tewkraczają właśnie w okres schyłkowy, kiedy ludzie zaczynająumierać, a więc za dziesięć lat będziemy mogli się przekonać, czyoptymizm gwarantuje nie tylko lepsze zdrowie, ale też dłuższeżycie. Zdrowie 275Problem związków między ciałema psychiką raz jeszczeISTNIEJĄ PRZEKONYWAJĄCE DOWODY na to, iż stany psychicznewpływają na zdrowie człowieka. Depresja, żałoba, pesymizm zdająsię wywoływać zarówno przejściowe, jak i długotrwałe pogorszeniestanu zdrowia. Co więcej, nie jest już tajemnicą, w jaki sposób dotego dochodzi. Składa się na to wysoce prawdopodobny łańcuchwydarzeń, który zaczyna się od niepowodzeń, a kończy złym sta-nem zdrowia. Łańcuch ten zapoczątkowuje szczególny zespół niepomyślnychwydarzeń — utrata kogoś lub czegoś, niepowodzenie lub porażkaw jakiejś dziedzinie życia — które sprawiają, iż człowiek czuje siębezradny. Jak się przekonaliśmy, każdy reaguje w takiej sytuacjiprzynajmniej chwilową bezradnością, a osoby o pesymistycznymstylu wyjaśniania wpadają wówczas w depresję. Depresja prowa-dzi do zmniejszenia się liczby katecholamin i wzrostu wydzielaniaendorfin. Wzrost poziomu endorfin może upośledzić funkcjonowa-nie systemu immunologicznego. Organizm człowieka jest cały czaswystawiony na działanie patogenów — czynników chorobotwór-czych — którym w normalnych warunkach przeciwstawia sięsystem immunologiczny. Kiedy jednak system ten zostaje częścio-wo wyłączony wskutek zachwiania równowagi katecholamin i en-dorfin, patogeny mogą zacząć działać w sposób niekontrolowany.Choroba, niekiedy zagrażająca życiu, staje się bardziej prawdo-podobna. Można zbadać każde ogniwo łańcucha utrata — pesymizm —depresja — zmniejszenie się poziomu katecholamin — wzrost po-ziomu endorfin — upośledzenie funkcjonowania systemu immu-nologicznego — choroba i dysponujemy dowodami na działaniekażdego z tych ogniw. Ten ciąg wydarzeń nie ma nic wspólnegoz żadnymi duchami ani tajemniczymi, nie dającymi się zaobser-wować i zmierzyć procesami. Co więcej, jeśli zależności te łącząsię w taki łańcuch, to na każdym etapie można stosować terapięi prewencję. 276 Dziedziny życiaPrewencja i terapia psychologicznaTAKA OKAZJA ZDARZA SIĘ TYLKO RAZ W ŻYCIU — powiedziała Judy

Rodin. — Nie powinniśmy zgłaszać żadnych bezpiecznych proje-któw. Powinniśmy zaproponować projekt, o którego zrealizowaniuzawsze marzyliśmy. Judy, z którą prowadziłem w New Haven badania nad wpły-wem pesymizmu na system immunologiczny człowieka, była po-irytowana. Znaleźliśmy się oto — mała grupa wybitnych uczonych,czołowych specjalistów w dziedzinie psychologii zdrowia — wobecfantastycznej perspektywy uzyskania wreszcie dostatecznej sumypieniędzy na zrealizowanie naszych naukowych marzeń, ale gdziepodziały się te wielkie marzenia? Judy jest fenomenem — prowadzi katedrę psychologii Uniwer-sytetu Yale, jest przewodniczącą Stowarzyszenia PsychologówWschodniego Wybrzeża i członkiem prestiżowego Narodowego In-stytutu Medycyny, a wszystkie te godności otrzymała przed czter-dziestką. Tego popołudnia występowała w roli koordynatora ba-dań nad zdrowiem i zachowaniem sponsorowanych przez Funda-cję MacArthura. Zwołała nas pewnego mroźnego zimowegoporanka w New Haven, aby zakomunikować, że nadszedł czas, byzwrócić się do Fundacji MacArthura o przyznanie funduszy narozwój nowej dziedziny nauki — psychoneuroimmunologii, zajmu-jącej się badaniem wpływu stanów psychicznych na zdrowie i dzia-łanie systemu immunologicznego. — Fundacja MacArthura nie jest ciałem zachowawczym i nie-ruchawym — oznajmiła. — Szuka ona projektów badań, któremogą zmienić oblicze współczesnej medycyny, lecz wydają się zbytśmiałe i ryzykowne, aby mógł je traktować poważnie taki poważnysponsor, jak Narodowy Instytut Zdrowia. A my prowadzimy ru-tynowe badania, według ustalonych wzorców, i co trzy lata zwra-camy się do NIZ-u z prośbą o fundusze. Co tak naprawdę, w głębiduszy, chcielibyście robić, ale boicie się zgłosić taki projekt nasze-mu medycznemu establishmentowi?Wtedy odezwała się, zazwyczaj nieśmiała, Sandra Levy, młoda

Zdrowie 277profesorka z Pittsburgha zajmująca się psychologicznymi proble-mami chorych na raka. — Tak naprawdę — powiedziała drżącym z emocji głosem —chciałabym wypróbować terapię i prewencję. Judy i Martin prze-konali nas, że pesymistyczny styl wyjaśniania prowadzi do zabu-rzeń w funkcjonowaniu systemu immunologicznego i wpływa napogorszenie stanu zdrowia. Przedstawiony przez nich łańcuch wy-darzeń, który może prowadzić do takich efektów, wydaje się wielceprawdopodobny. Istnieją też przekonywające dowody na to, że te-rapia kognitywna zmienia styl wyjaśniania. A zatem zajmijmy siępsychologicznym ogniwem tego łańcucha. Zmieńmy styl wyjaśnia-nia i — tak, czytacie to z moich ust — wyleczmy raka. Po jej wystąpieniu zapadło długie, ambarasujące milczenie.Prawie nikt spoza tego pokoju nie uwierzyłby, że terapia psycho-logiczna może zaktywizować źle działający system immunologicz-ny. Jeszcze mniej osób byłoby skłonnych uwierzyć w to, że za

pomocą psychoterapii można leczyć raka. Dla reszty świata lekar-skiego byłoby to szarlatanerią, policzkiem wymierzonym w twarzoficjalnej medycyny. A nic nie mogłoby tak szybko zniszczyć re-putacji naukowca jak zarzut uprawiania szarlatanerii. Psycholo-gia jako metoda leczenia chorób fizycznych — coś takiego!Zebrałem się na odwagę i przerwałem milczenie. — Zgadzam się z Sandy — powiedziałem, nie bardzo wiedząc,w co nas wszystkich pakuję. — Jeśli Judy chce czegoś wizjoner-skiego, jeśli chce marzeń, to spróbujmy zmienić system immunolo-giczny środkami psychologicznymi. Jeśli mylimy się, to zmarnu-jemy parę lat. Jeśli jednak mamy rację i jeśli uda nam się prze-konać świat medyczny — co stoi pod wielkim znakiem zapytania— to zrewolucjonizuje to system opieki zdrowotnej. Tego dnia Judy Rodin, Sandra Levy i ja postanowiliśmy spró-bować. Najpierw złożyliśmy w fundacji podanie o przyznanie fun-duszy na pilotażowe badania nad wpływem terapii kognitywnejna aktywizację systemu immunologicznego. Szybko je nam przy-znano i przez następne dwa lata zajmowaliśmy się leczeniemczterdziestu pacjentów cierpiących na czerniaka i raka okrężnicy,dwie ostre postacie raka. Pacjenci ci przez cały czas poddawani 278 Dziedziny życiabyli normalnemu leczeniu chemio- i radioterapią. W dodatku dozwykłych w takich przypadkach metod stosowano wobec nichprzez dwanaście tygodni — raz w tygodniu — zmodyfikowanąformę terapii kognitywnej. Terapia ta miała na celu nie wylecze-nie ich z depresji, lecz uzbrojenie ich w nowe sposoby myśleniao stratach — rozpoznawanie myśli automatycznych, oderwanieuwagi od choroby, przeciwstawianie się wyjaśnieniom pesymisty-cznym. (Patrz: rozdział dwunasty). Terapię kognitywną uzupełni-liśmy treningiem relaksacyjnym w celu zwalczania stresu. Stwo-rzyliśmy również kontrolną grupę pacjentów chorych na raka,których poddawano takiemu samemu leczeniu fizycznemu, ale wo-bec których nie stosowano ani terapii kognitywnej, ani treningurelaksacyjnego. — O rany, powinieneś zobaczyć te liczby! — Nigdy jeszcze niesłyszałem Sandy tak podekscytowanej, jak owego listopadowegoranka dwa lata później, kiedy do mnie zadzwoniła. — U pacjen-tów, których poddaliśmy terapii kognitywnej, aktywność komórekcytotoksycznych (NK) bardzo ostro poszła w górę. Błąd aparaturywykluczony. O rany! Krótko mówiąc, terapia kognitywna bardzo wzmocniła aktyw-ność systemu immunologicznego — tak jak się spodziewaliśmy. Jest jeszcze za wcześnie na to, by stwierdzić, czy terapia tazmieniła przebieg choroby albo czy uratowała życie poddanym jejpacjentom. Choroba rozwija się lub mija w wolnym tempie w sto-sunku do funkcjonowania systemu immunologicznego, które możezmienić się z dnia na dzień. Czas pokaże, jaki skutek odniosłapsychoterapia. Jednak wyniki tych badań pilotażowych wystar-czyły Fundacji MacArthura. Jak na ryzykantów przystało, zgodzili

się sfinansować projekt badań długookresowych. Poczynając od1990 roku, będziemy stosować na dużą skalę terapię kognitywnąwobec pacjentów chorych na raka, spróbujemy zaktywizować ichsystem immunologiczny i powstrzymać proces chorobowy — a mo-że nawet przedłużyć im życie. Będziemy także, co jest równie ekscytujące, starali się stoso-wać prewencję. Ludziom narażonym na duże ryzyko wystąpieniachoroby — świeżo rozwiedzionym i znajdującym się od niedawna Zdrowie 279w separacji, rekrutom odbywającym służbę w mroźnej Arktyce —będziemy dawali ćwiczenia, które znajdziesz w rozdziale dwuna-stym. W grupach tych normalnie notuje się niezwykle wysoki sto-pień zapadalności na choroby. Czy zmiana pesymistycznego styluwyjaśniania na optymistyczny zaktywizuje ich system immunolo-giczny i zapobiegnie chorobom?Mamy wielką nadzieję, że się tak stanie.

Rozdział jedenastyPolityka, religiai kultura:nowa psychohistoria LEKTURA. DZIEŁ Zygmunta Freuda w latach młodzień-czych wywarła przemożny wpływ na moje zainteresowania. Toone obudziły we mnie fascynację psychologią „gorącą" — motywa-cją, emocjami, chorobami psychicznymi, to one sprawiły, że psy-chologia „zimna" — percepcja, przetwarzanie informacji, słysze-nie, widzenie — zawsze była mi dziwnie obojętna. Jednak innypopularny pisarz z czasów mojej młodości, zwykle mniej cenionyniż Freud, wywarł na mnie jeszcze głębszy wpływ. Pisarzem tymbył Isaac Asimov, niezwykle płodny twórca, autor powieści scien-ce-fiction i wizjoner. W swej Trylogii Fundacji, od której nie sposób się oderwać(przeczytałem ją w porywie młodzieńczego uniesienia w ciągutrzydziestu godzin), Asimov stworzył bohatera rozpalającego wyo-braźnię pryszczatych, inteligentnych młokosów. Hari Seldon jestuczonym, który tworzy „psychohistorię" — naukę umożliwiającąprzewidywanie przyszłości. Jednostki są, zdaniem Seldona, nie-obliczalne, ale zachowanie masy jednostek, podobnie jak zacho-wanie masy atomów, da się w znacznym stopniu przewidzieć. Po-trzeba jedynie równań Hariego Seldona i zasad behawioralnych(do czego Asimov nigdzie się nie przyznaje), by przewidzieć bieghistorii, a nawet wystąpienie różnych kryzysów. „O rety!", myślałtaki podekscytowany nastolatek. „Przewidywanie przyszłości napodstawie reguł psychologicznych!" Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 281 To „O rety!" pozostało mi na całe życie. We wczesnych latachsiedemdziesiątych, będąc świeżo upieczonym profesorem psycho-logii, dowiedziałem się ku swemu wielkiemu zdumieniu, że nauka

zwana „psychohistorią" rzeczywiście istnieje. Wiadomość ta wpra-wiła mnie w wielkie podniecenie. Po pewnym czasie zorganizowa-łem, wespół z Alanem Korsem, moim bliskim przyjacielem, wów-czas docentem na Wydziale Historii Uniwersytetu Pensylwańskie-go, seminarium na ten temat. Seminarium to dało nam wszystkimmożliwość dokładnego przyjrzenia się akademickiemu wariantowiwizji Asimova. Cóż to było za rozczarowanie! Zapoznaliśmy się z pracą Erika Eriksona, będącą próbą zasto-sowania zasad Freudowskiej psychoanalizy do Marcina Lutra.1Zdaniem Eriksona bunt Lutra przeciwko katolicyzmowi był skut-kiem niewłaściwego wykształcenia u niego sposobów wypróżnia-nia się. Profesor Erikson postawił tę zdumiewającą hipotezę napodstawie paru strzępów informacji o dzieciństwie Lutra. Takanaciągana ekstrapolacja nie miała absolutnie nic wspólnego z ideąHariego Seldona. Po pierwsze, jej reguły nie pozwalają osiągnąćzbyt wiele. Nie pomogłyby terapeucie wyjaśnić dokładnie nawetprzyczyn buntowniczego nastawienia pacjenta leżącego na kozetcew jego gabinecie i opowiadającego mu o swoim dzieciństwie takszczegółowo, jak tylko mógłby zapragnąć, a co dopiero mówić0 buntowniczym charakterze kogoś, kto zmarł przed kilkuset laty.Po drugie, to, co w owym czasie uchodziło za „psychohistorię",składało się ze studiów pojedynczych przypadków, podczas gdy —co podkreślał Asimov — po to, by móc stawiać przekonywające1 uzasadnione prognozy, trzeba przeanalizować mnóstwo przypad-ków i w ten sposób wyeliminować nie dające się zupełnie przewi-dzieć sytuacje, w jakich może znaleźć się jednostka. Po trzecie, cozarazem jest najważniejsze, psychohistorią tego typu nie przewi-duje w ogóle niczego. Bierze na warsztat sprawy dawno zakoń-czone i wymyśla historie, które — z psychoanalitycznego punktuwidzenia — nadają im sens. Kiedy, w 1981 roku, podjąłem wyzwanie rzucone przez GlenaEldera i zabrałem się do obmyślania konstrukcji „wehikułu cza-su", nadal znajdowałem się pod urokiem wizji stworzonej przez 282 Dziedziny życiaAsimova. Chciałem użyć metody analizy zawartości wypowiedzidosłownych — analizy wypowiedzi pisemnych i ustnych dostar-czającej danych na temat stylu wyjaśniania — do zbadania pozio-mu optymizmu ludzi, którzy — z różnych przyczyn — nie moglilub nie chcieli wypełnić stosownego kwestionariusza: par mateki córek, gwiazd sportu, szefów firm, którym zagrażało przejęciemajątku, przywódców państw. Jest jednak jeszcze inna, bardzoliczna grupa ludzi, którzy nigdy nie wypełniają kwestionariusza— są to umarli: ci, których działania tworzą historię. Powiedzia-łem Glenowi, że CAVE jest wehikułem czasu, o którym marzył.Zasugerowałem mu również, by używać tej techniki nie tylkow stosunku do ludzi nam współczesnych, którzy nie zechcą poddaćsię testowi, ale także w odniesieniu do osób, które nie mogą musię poddać, bo od dawna nie żyją. Powiedziałem, że jeśli tylkobędziemy dysponować ich wypowiedziami dosłownymi, będziemy

mogli przy zastosowaniu tej metody zmierzyć ich styl wyjaśniania.Wskazałem też na fakt, że mamy w tym względzie do dyspozycjinieprzebrane bogactwo materiałów: autobiografie, testamenty,stenogramy z konferencji prasowych, dzienniki, zapisy posiedzeńterapeutycznych, listy wysyłane z frontu do domu, przemówieniaz okazji nominacji na kandydata do urzędu prezydenta.— Glen — powiedziałem — możemy stworzyć psychohistorię. Mieliśmy przecież trzy podstawowe rzeczy, które według Sel-dona potrzebne były psychohistorykowi. Po pierwsze, dysponowa-liśmy rzetelną regułą psychologiczną — optymistyczny styl wy-jaśniania wróży zdolność pokonania depresji, duże osiągnięciai wytrwałość. Po drugie, mieliśmy niezawodną metodę pomiarustylu wyjaśniania zarówno osób nam współczesnych, jak i od daw-na nie żyjących. Po trzecie, mogliśmy przebadać dużą liczbę osób,liczbę na tyle dużą, że dawała nam podstawę do snucia prognozstatystycznych. Pewnego wiosennego dnia 1983 roku wyjaśniałem to wszystkojednemu z najzdolniejszych studentów, jakich znałem, dwudzie-stoletniemu podówczas Haroldowi Zullowowi. Miał on świetne,oryginalne pomysły, a przy tym tryskał energią i zapałem do pra-cy- Wyjaśniałem mu, na czym polega metoda CAVE, starając się Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 283wywrzeć na nim wrażenie i skłonić go do studiów na Uniwersy-tecie Pensylwańskim. — Czy myślał pan o tym, aby zastosować ją do polityki? —spytał Harold. — Może udałoby się nam przewidzieć wyniki wy-borów. Założę się, że Amerykanie chcą mieć optymistycznych przy-wódców, ludzi, którzy powiedzą im, że ich problemy zostanąrozwiązane, a nie jakichś chwiejów czy mięczaków. Potrzebujepan dużej liczby ludzi? A co pan powie na wyborców? Nie możnaprzewidzieć, jak będą głosowali pojedynczy ludzie, ale może uda-łoby się nam przewidzieć, jak będą głosowali w swej masie. Mo-glibyśmy zmierzyć optymizm obu kandydatów do urzędu prezy-denta na podstawie ich wypowiedzi i przewidzieć, który z nichwygra. Spodobała mi się forma „my", bo znaczyła ona, że Harold mazamiar przenieść się na Uniwersytet Pensylwański. I rzeczywiścieprzeniósł się, a to, czego dokonał w ciągu następnych pięciu lat,było naprawdę wyjątkowe. Z moją niewielką pomocą stał się pier-wszym psychologiem, któremu udało się przewidzieć wydarzeniehistoryczne.Wybory prezydenckie w Amerycew latach 1948 - 1984JAKIEGO PREZYDENTA chcą Amerykanie? Czy dla wyborców w Ame-ryce ważny jest optymizm kandydata do tego urzędu? Nauki polityczne były konikiem Harolda Zullowa; zbierającmateriały do pracy dyplomowej, oddał się w pełni swemu hobby.Przeczytaliśmy wspólnie przemówienia wygłoszone z okazji nomi-nacji na kandydata do urzędu prezydenta przez największych

przegranych i zwycięzców w ostatnich czasach. Uderzyły nas róż-nice między poziomem optymizmu jednych i drugich. Spójrzmy natekst przemówienia, które wygłosił w roku 1952 Adlai Stevenson,dwukrotnie pokonany w wyborach, przyjmując po raz pierwszynominację z ramienia Partii Demokratów: 284 Dziedziny życia „Kiedy zamiera zgiełk i krzyk, kiedy milknie orkiestrai gasną światła, pojawia się naga rzeczywistość. W tym mo-mencie dziejów, gdy w ojczyźnie straszą ponure widma waśni,walki i materializmu, a za granicą rośnie w siłę bezwzględne,nieobliczalne i wrogie nam mocarstwo, potrzeba nam odpowie-dzialności". Być może jest to nieśmiertelna proza, ale składa się ona z na-stępujących jedno po drugim, przemyśliwań charakterystycznychdla przeżuwania myśli, dla roztrząsania problemów. Zgodnie zeswą reputacją intelektualisty Stevenson kładł nacisk na analizęniepomyślnych wydarzeń, nie proponując żadnych działań, któremogłyby je odwrócić. Proszę posłuchać jego stylu wyjaśniania: „Ciężkie próby, przed jakimi stawia nas wiek dwudziesty —najkrwawszy, najbardziej niespokojny okres ery chrześcijań-skiej — bynajmniej się nie skończyły. Ofiary, cierpliwość i nie-ubłagane dążenie do celu mogą być naszym udziałem jeszczeprzez wiele lat [...] Nie starałbym się o nominację na kandydata do urzęduprezydenta, bowiem ciężar tego urzędu jest wprost niewyobra-żalny" [podkreślenia moje]. Oto dwa charakterystyczne dla Stevensona wyjaśnienia. Tekstpisany kursywą to wyjaśnienie, tekst złożony drukiem prostym tofakt, który jest wyjaśniany. Wyjaśnienia te mają bardzo stały cha-rakter — ciężkie próby, na które zostaniemy wystawieni, potrwająwiele lat i będą wymagały ofiar. Mają one również zasięg uniwer-salny — budzący przerażenie ciężar urzędu sprawia, iż Stevensonnie chce ubiegać się o nominację. Adlai Stevenson, człowiek o wiel-kiej inteligencji, był pod względem emocjonalnym czarną dziurą.Miał depresyjny styl wyjaśniania i takie same przemyśliwania. Przemówienia Dwighta D. Eisenhowera, jego dwukrotnegoprzeciwnika w wyborach, były diametralnym przeciwieństwemprzemówień Stevensona — mało było w nich przeżuwania myśli,przesycone były zachętami do działania, cechował je optymistycz- Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 285ny styl wyjaśniania. A oto, co powiedział Eisenhower, przyjmującnominację z ramienia partii republikańskiej w 1952 roku: „Dziś jest pierwszy dzień naszej walki. Droga, która pro-wadzi do czwartego listopada, jest drogą walki. W walce tejnie będziemy szczędzili sił. Bywałem już w wielu bitwach.Przed każdym atakiem odwiedzałem zawsze naszych ludziw obozach i w okopach, rozmawiałem z nimi o ich troskachi obawach, i o wielkiej misji, którą los wyznaczył nam do speł-

nienia". W przemówieniach Eisenhowera nie ma wdzięku i subtelnościprozy Stevensona. Mimo to Eisenhower odniósł niespodziewaniemiażdżące zwycięstwo w wyborach w 1952 i 1956 roku. Oczywi-ście, był on bohaterem wojennym i w porównaniu z nim, jegoprzeciwnik mógł się pochwalić skromnymi sukcesami. Historycywątpią, by ktokolwiek mógł był pobić Eisenhowera, i faktycznienominacji chcieli mu udzielić zarówno demokraci, jak i republi-kanie. Czy jednak optymizm Eisenhowera i pesymizm Stevensonanie odegrały decydującej roli w wyborach? Uważamy, że tak. Co może przydarzyć się kandydatowi na urząd prezydencki,który ma bardziej pesymistyczny styl wyjaśniania i jest bardziejskłonny do przeżuwania myśli niż jego rywal? Konsekwencje tegostanu rzeczy mogą być trojakie, wszystkie negatywne. Po pierwsze, kandydat o bardziej ponurym stylu może być bar-dziej bierny, zatrzymywać się w mniejszej liczbie miejscowościw trakcie kampanii prezydenckiej i bardziej niechętnie podejmo-wać wyzwania. Po drugie, może być mniej lubiany; w kontrolowanych ekspe-rymentach okazywało się, że ludzie znajdujący się w depresji sąmniej lubiani niż ludzie, którzy nie cierpią na depresję i że innibardziej ich unikają. Nie znaczy to, że kandydaci do urzędu pre-zydenta znajdują się w depresji — zazwyczaj nie zdarza się tak —ale że wyborca jest wyjątkowo wyczulony na cały wymiar optymi-zmu i wychwytuje nawet niewielkie różnice między dwoma kan-dydatami. 286 Dziedziny życia Po trzecie, kandydat będący większym pesymistą może wzbu-dzać w wyborcy mniejszą nadzieję. Stwierdzenia o stałym chara-kterze i uniwersalnym zasięgu, które pesymiści wygłaszają natemat niepomyślnych wydarzeń, sygnalizują brak nadziei. Im bar-dziej kandydat roztrząsa problemy, tym mniejszą wzbudza na-dzieję u wyborców. Jeśli chcą oni prezydenta, który przekona ich,że potrafi rozwiązać problemy, przed którymi stoi kraj, to wybiorąoptymistę. Te trzy skutki wzięte razem pozwalają przewidzieć, że bardziejpesymistycznie nastawiony i bardziej roztrząsający problemy kan-dydat do urzędu prezydenta będzie tym, który przegra wybory. Po to, by sprawdzić, czy optymizm kandydatów rzeczywiściewpływa na wynik wyborów, potrzebowaliśmy typowych sytuacji,w których przemówienia obu kandydatów są możliwe do po-równania ze sobą nawzajem, jak też z przemówieniami ichpoprzedników. Idealną w tym względzie sytuacją są przemówieniawygłaszane przez kandydatów z okazji przyjęcia przez nich no-minacji partyjnej, przemówienia, w których określają oni swójprogram i wizję przyszłości kraju. Do 1948 roku przemówienietakie wygłaszał kandydat na zebraniu swej partii i nie docierałoono do większości amerykańskich domów. Jednak od roku 1948przemówienia te są transmitowane przez telewizję dla ogromnej

rzeszy odbiorców. Zaczęliśmy zatem od tej daty. Wybraliśmy wszy-stkie stwierdzenia przyczynowo-skutkowe z przemówień wszy-stkich kandydatów startujących w ostatnich dziesięciu wyborach,przemieszaliśmy je i daliśmy do przeanalizowania metodą CAVEosobom, które nie wiedząc, czyje są poszczególne wypowiedzi, mia-ły oszacować poziom optymizmu ich autorów. Poza tym zmie-rzyliśmy poziom roztrząsania problemów (przeżuwanie myśli),określając procentowo udział wypowiedzi, w których ich autorzyoceniali lub analizowali niepomyślne wydarzenia, nie proponującjednak żadnych przeciwdziałań. Oszacowaliśmy również „ukierun-kowanie na działanie", określając procent zdań mówiących o tym,co kandydat zrobił lub zrobi. Do wyniku pomiaru stylu wyjaśnia-nia dodaliśmy wynik pomiaru ruminacji (przeżuwanie, roztrząsa-nie myśli), a ich sumę nazwaliśmy pesrum (pesymizm + rumina- Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 287cja). Im wyższe było pesrum, tym gorszy był styl wyjaśnianiakandydata. Kiedy porównaliśmy wyniki pesrum każdej pary kandyda-tów do fotela prezydenta w wyborach od roku 1948 do 1984, od-kryliśmy, że kandydaci legitymujący się niższymi wynikami,a więc więksi optymiści, wygrali w dziewięciu z dziesięciu wybo-rów. Opierając się jedynie na analizie treści przemówień, osiąg-nęliśmy lepsze rezultaty niż przeprowadzający sondaże przedwy-borcze. Pomyliliśmy się tylko w jednym przypadku, mianowicie w wy-borach z roku 1968, kiedy to rywalizowali ze sobą Nixon i Hump-hrey. W przemówieniu z okazji przyjęcia nominacji Hubert Hump-hrey wypadł nieco bardziej optymistycznie niż Richard Nixon, więcwybraliśmy jego. Tymczasem po drodze do niechybnego zwycięstwaHumphreya w wyborach zdarzyło się coś nieprzewidzianego. Prze-mówieniu Humphreya w Chicago towarzyszyły zamieszki na uli-cach miasta, starcia policji z hippisami. Jego popularność natych-miast spadła i zaczął kampanię wyborczą — najkrótszą wewspółczesnej historii Stanów Zjednoczonych — mając według son-daży 15 procent strat do rywala. Nie jest to jednak koniec tejhistorii. W miarę trwania kampanii Humphrey stopniowo zdoby-wał coraz większe poparcie i w dniu wyborów przegrał z Nixonemróżnicą zaledwie 1 procenta głosów. Gdyby kampania potrwałajeszcze trzy dni, wygrałby optymista Humphrey. Jaki wpływ ma różnica wyników pesrum kandydatów na roz-miary ich zwycięstwa? Bardzo duży. Kandydaci, którzy byli dużowiększymi optymistami niż ich rywale, wygrywali miażdżącąprzewagą głosów. Tak było z (podwójnym) zwycięstwem Eisenho-wera nad Stevensonem, Lyndona B. Johnsona nad Goldwaterem,Nixona nad McGovernem i Reagana nad Carterem. Kandydaci,którzy byli tylko nieco większymi optymistami niż ich rywale,wygrywali o włos, na przykład Carter z Fordem. Zaraz, chwileczkę. Co jest najpierw — optymizm czy prowa-dzenie w wyborach? Czy większy optymizm przyszłego zwycięzcy

sprawia, iż wyborcy głosują na niego, czy też jest po prostu od-zwierciedleniem faktu, że już prowadzi? Czy optymizm jest przy- 288 Dziedziny życiaczyną, czy też po prostu zjawiskiem wtórnym, towarzyszącym fa-ktowi bycia faworytem? Doskonałym sposobem przekonania się o tym jest prześledze-nie drogi wyborczej kandydatów, którzy startowali z gorszej po-zycji, a mimo to wygrali. Zgodnie z przewidywaniami każdy z nichw sondażach przedwyborczych plasował się z tyłu, w paru przy-padkach daleko z tyłu. A zatem, skoro nie prowadzili w sondażach,prowadzenie nie mogło natchnąć ich większym optymizmem.W 1948 roku Truman zaczął kampanię wyborczą mając 13 procentstraty do Thomasa E. Deweya, ale wynik jego pesrum był dużobardziej optymistyczny niż Deweya. Wygrał różnicą 4,6 procent,wprowadzając w zakłopotanie wszystkich badaczy opinii publicz-nej. W roku 1960 John Kennedy zaczął kampanię ze stratą 6,4procent głosów do Richarda Nixona. Wynik pesrum Kennedj^egobył jednak o wiele bardziej optymistyczny i Kennedy ostateczniewygrał wybory, zwyciężając różnicą 0,2 procent głosów, co byłonajniższym wynikiem w historii współczesnych wyborów prezy-denckich. W 1980 roku Ronald Reagan rozpoczął wyścig do fotelaprezydenta, mając o 1,2 procent mniej głosów niż piastujący urządJimmy Carter. Pesrum Reagana wskazywało na jego większy op-tymizm, toteż wygrał on różnicą 10 procent głosów. Można kontrolować statystycznie prowadzenie w sondażachprzedwyborczych i pełnienie urzędu, dwa czynniki, które wzmagająoptymizm. Kiedy czynniki te są kontrolowane, optymizm w dal-szym ciągu wywiera wpływ — prawdę mówiąc, znaczny wpływ —na rozmiar zwycięstwa, przy czym różnica pesrum kandydatów jesto wiele pewniejszą podstawą niż jakikolwiek inny znany czynnikdo prognozowania różnicy głosów w wyborach powszechnych. Możliwe są trzy powody, dzięki którym optymizm kandydatana prezydenta wpływa tak na wyborców: optymista prowadzi bar-dziej energiczną kampanię wyborczą, wyborcy darzą mniejsząsympatią pesymistę, optymista stwarza większe nadzieje na przy-szłość. Nie dysponujemy żadną metodą bezpośredniego pomiaruczynników drugiego i trzeciego, ale w siedmiu spośród dziesięciuwyborów byliśmy w stanie policzyć spotkania z wyborcami, którekażdy z kandydatów odbył podczas każdego dnia kampanii wy- Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 289borczej. Była to miara energii, z jaką prowadzono kampanię wy-borczą. Jak można było przewidzieć, kandydaci będący większymioptymistami odbywali więcej spotkań z wyborcami, czyli prowa-dzili bardziej energiczną kampanię niż pesymiści. Przemowy z okazji przyjęcia nominacji pisane są zazwyczajprzez współpracowników kandydatów na prezydenta i parokrotniezmieniane. Czy wobec tego odzwierciedlają one naprawdę poziomoptymizmu kandydata, czy raczej optymizm autora tekstu prze-

mowy? A może zawierają po prostu to, co zdaniem kandydatapubliczność chce usłyszeć? Z pewnego punktu widzenia nie jest toistotne. Analiza poziomu optymizmu pozwala przewidzieć, jak za-chowują się wyborcy, opierając się na wrażeniu, jakie wywarł nanich kandydat, bez względu na to, czy jest on taki naprawdę, czyteż tak go tylko przedstawiono. Jednak z innego punktu widzeniaważne jest, by wiedzieć, jaki kandydat jest naprawdę. Jednym zesposobów przekonania się o tym jest porównanie konferencji pra-sowych i dyskusji, które prowadzone są bardziej swobodnie i gdzienie wygłasza się wcześniej przygotowanych przemówień. Zasto-sowaliśmy tę metodę do czterech kampanii wyborczych, w trakciektórych prowadzone były takie dyskusje. W każdym przypadkuokazywało się, że kandydat, którego pesrum mierzone przy okazjinominacji było lepsze, wypadał lepiej również w dyskusjach. Później oszacowałem przygotowane przemówienia i wypowie-dzi na konferencjach prasowych pół tuzina przywódców wielkichpaństw (których tożsamości nie znałem) pod względem stylu wy-jaśniania. Jest zadziwiające, że w każdym przypadku odkryłemcoś, co można by porównać do śladu linii papilarnych, a co widaćbyło zarówno w oficjalnych przemówieniach, jak też w wypowie-dziach udzielonych podczas konferencji prasowych. Wyniki mie-rzone na wymiarach stałości i uniwersalności były identycznew przemówieniach oficjalnych i wygłaszanych ad hoc, a przy tymkażdy z przywódców, których wypowiedzi przeanalizowałem, od-znaczał się pod tym względem wyraźnym profilem osobowościo-wym. (Myślę, że z techniki tej można skorzystać przy ocenie, czypisemna wypowiedź jest rzeczywiście autorstwa danej osoby, naprzykład, czy pisał ją zakładnik, czy też osoby, które go przetrzy- 290 Dziedziny życiamują.) Natomiast wyniki na wymiarze personalizacji różniły się.Innymi słowy, wyjaśnienia osobiste, takie jak przyjmowanie nasiebie winy za coś, są wykreślane z przemówień oficjalnych, alenieco częściej pojawiają się w rozmowach nieoficjalnych. Ostateczny wniosek jest zatem taki, że przemowa — bez wzglę-du na to, czy jest rzeczywiście autorstwa danej osoby, czy teżzostała napisana przez jego współpracownika — odzwierciedlaosobowość mówcy. Jest tak albo dlatego, że wprowadza on do niejzmiany zgodnie ze swym poziomem optymizmu, albo że wybiera„murzynów", którzy pod tym względem zgadzają się z nim. Jestjednak przynajmniej jeden wyjątek — Michael Dukakis.1900 — 1944POSTANOWILIŚMY SPRAWDZIĆ, czy fakt, iż nasze przewidywaniadotyczące wyników dziewięciu spośród dziesięciu powojennych wy-borów okazały się trafne, nie był tylko wynikiem szczęśliwegotrafu albo czy głosowanie na optymistów nie jest tylko zjawiskiemepoki telewizji. Przeczytaliśmy wszystkie przemówienia wygłoszo-ne przez kandydatów z okazji przyjęcia nominacji, poczynając odrywalizacji o urząd prezydenta między McKinleyem a Bryanemw roku 1900. Przeanalizowaliśmy je, nie wiedząc, kto wygłaszał

które zdania, badając styl wyjaśniania i ruminację (przeżuwaniemyśli) autorów. Wzbogaciło to naszą tekę o dodatkowe dwanaściekampanii wyborczych. Wynik był ten sam, co w poprzednio analizowanych przez naswyborach. W dziewięciu na dwanaście elekcji zwyciężył kandydato lepszym wyniku pesrum. I znowu rozmiary zwycięstwa pozosta-wały w ścisłym związku z tym, o ile lepszy był wynik pesrum.zwycięzcy. Trzy przypadki, w których pomyliliśmy się — identy-cznie jak w przypadku rywalizacji między Humphreyem a Nixo-nem — były znamienne. Wszystkie pomyłki dotyczyły ponownegowyboru Franklina D. Roosevelta. Za każdym razem Rooseveltzwyciężył znaczną przewagą głosów, mimo iż jego pesrum było Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 291dużo gorsze niż jego rywali — Alfreda M. Landona, Weldena L.Wilkiego i Thomasa E. Deweya. Podejrzewamy jednak, iż w tychwyborach na wynik głosowania wpłynęła raczej opinia o Roose-velcie z okresu wielkiego kryzysu niż optymizm i pogoda duchapromieniujące z przemówień jego rywali. W czasie od 1900 do 1984 roku wybory prezydenckie odbyłysię w Ameryce dwadzieścia dwa razy. Osiemnaście razy Amery-kanie wybrali prezydentów, którzy przemawiali bardziej optymi-stycznie. We wszystkich wyborach, w których zwycięstwo odniósłkandydat stojący początkowo na gorszej pozycji, spośród dwóchrywali wygrywał większy optymista. Rozmiary zwycięstwa pozo-stawały w ścisłym związku z różnicą między pesrum kandydatów,przy czym kandydaci, którzy byli dużo większymi optymistaminiż ich rywale, odnosili miażdżące zwycięstwa. Przewidziawszy udanie przeszłość, Harold Zullow i ja doszli-śmy do wniosku, że czas spróbować przewidzieć przyszłość.Wybory roku 1988PSYCHOHISTORIA W POSTACI PRAKTYKOWANEJ na uniwersytetachpróbuje „przewidywać" wydarzenia minione badając wydarzeniawcześniejsze od nich. I tak, w głośnej książce Young Man LutherErik Erikson na podstawie wszystkiego, co udało mu się zebraćna temat ćwiczenia u Lutra nawyków toaletowych, „przewiduje",że Marcin Luter stanie się religijnym rewolucjonistą, który posta-wi sobie za cel zniszczenie autorytetu i władzy Kościoła katolic-kiego. I, co nie jest wcale rzeczą zbytnio zdumiewającą, Luterrzeczywiście takim się staje. Kiedy wynik jest z góry znany, możnaszperać, gdzie się podoba, i tworzyć różnorodne teorie. Tak samo rzecz się miała z naszymi analizami wydarzeń mi-nionych dotyczącymi ostatnich dwudziestu dwóch wyborów prezy-denckich. Wiedzieliśmy przecież, kto je wygrał, i chociaż starali-śmy się opierać na czystej analizie wypowiedzi, a osoby określa-jące poziom optymizmu nie miały pojęcia, czyimi wypowiedziami 292 Dziedziny życiasię zajmują, sceptyczny czytelnik miałby święte prawo powiedzieć:„No to teraz przewidźcie coś naprawdę!" Psychohistoria staje się

dziedziną interesującą praktycznie, a metodologicznie wolną odpodejrzeń dopiero wtedy, kiedy faktycznie zabiera się do przewi-dywania przyszłości, tak jak postulował Hari Seldon. Pod koniec roku 1987, po dwóch latach pracy, Harold Zullowzakończył analizowanie wyborów z lat 1900 - 1989. Byliśmy w końcu gotowi spróbować przewidzieć, co zdarzy sięw roku 1988. Nigdy jeszcze żaden przedstawiciel nauk społecz-nych nie przewidział ważnego wydarzenia historycznego, zanimono nastąpiło. Ekonomiści zawsze przewidywali okresy świetnejkoniunktury i okresy kryzysu, ale kiedy zdarzyło się coś zupełnieodwrotnego, niż zapowiadali, nigdy się nie przyznawali do swojejpomyłki. Wyniki naszych badań nad przeszłością wyglądały takzachęcająco, że uważaliśmy, iż możemy się wychylić. Postanowiliśmy opracować prognozy dotyczące trzech arenwalki. Po pierwsze, zebrania przedwyborcze — kto dostanie no-minację swojej partii? Po drugie, kto wygra wybory. I po trzecie,kto zdobędzie trzydzieści trzy wakujące miejsca w Senacie. Odrazu zabraliśmy się do pracy i zaczęliśmy zbierać przemówieniatylu kandydatów, ilu się dało.Zebrania przedwyborcze w 1988 rokuW STYCZNIU 1988 roku trzynastu rywali stanęło w szranki, prze-mawiając dzień po dniu w New Hampshire, Iowie i w innychstanach. Walczyło ze sobą sześciu republikanów, z Robertem Do-łem i Georgem Bushem na czele, idącymi według sondaży przed-wyborczych łeb w łeb. Spodziewano się, że Bush przegra; Dole byłtwardy, a Bush wyglądał na mięczaka. Nie można było jednakwykluczyć zwycięstwa ewangelisty Pata Robertsona, konserwaty-sty Jacka Kempa czy generała Alexandra Haiga. Wśród demokratów sprawa wydawała się zupełnie otwarta.Wydawało się, że Gary Hart, wracający po skandalach erotycz- Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 293nych na scenę polityczną, raz jeszcze będzie przewodził całej staw-ce demokratów w sondażach przedwyborczych. Uważano, że szan-sę mają także senator Paul Simon, gubernator Michael Dukakis,senator Albert Gore i członek Izby Reprezentantów Richard Gep-hardt. Myślano natomiast, że wielebny Jesse Jackson dostaniejedynie głosy czarnych wyborców. „The New York Times" opublikował przemówienia wzorcowe,to znaczy takie, które wygłaszają kandydaci — z drobnymi zmia-nami — parę razy dziennie. Wszystkie trzynaście przemówieńprzeanalizowaliśmy pod kątem pesrum. Na podstawie wynikówtych analiz sporządziliśmy prognozy. Na tydzień przed zebraniamikomitetów organizacyjnych partii w Iowa, na których miano wrę-czyć nominacje kandydatom obu partii, Harold Zullow — obawia-jąc się, że nikt nie uwierzy, iż przewidzieliśmy przyszłość, jeślinasze prognozy okażą się trafne — wymógł na mnie, byśmy za-mknęli je w zalakowanych kopertach i złożyli u dyrektora admi-nistracyjnego Wydziału Psychologii na naszym uniwersytecie. — Jeśli okaże się, że mieliśmy rację — oświadczył Harold —

to chcę mieć pewność, że nikt nie powie, że podsłuchiwaliśmy albopodglądaliśmy. Prognozy były jasne i niedwuznaczne. Wśród demokratów byłjeden, który musiał wygrać. Był to nie znany jeszcze szerzej gu-bernator stanu Massachusetts, Michael Dukakis. Wynik jego pes-rum był o parę stopni wyższy niż reszty. Był też jeden, któryewidentnie musiał przegrać — Gary Hart, oczerniany przez prasęsenator ze stanu Colorado. Wynik jego pesrum był najniższy i sta-wiał go, prawdę mówiąc, w jednym rzędzie z chorymi depresyjny-mi. Jesse Jackson miał zupełnie dobre pesrum, na tyle wysokie,że można było uważać, iż jest w stanie zaskoczyć różnych mądrali.Oczywiście wygrał Dukakis, a Hart uplasował się na ostatnimmiejscu, nie uzyskawszy poparcia nawet jednego delegata. Jack-son zaskoczył cały świat i wynikła z tego niezła walka. Również wśród republikanów był ewidentny zwycięzca —George Bush. Był największym optymistą spośród ubiegającychsię o nominację nie tylko z ramienia tej partii — wynik jego pes-rum był lepszy nawet od wyniku Dukakisa. Robert Dole znalazł 294 Dziedziny życiasię dużo niżej na liście, a różnica między jego pesrum a Busha|była jeszcze większa niż między pesrum Dukakisa i Harta. Zgod-|nie z naszymi przewidywaniami, Dole powinien szybko odpaśćz wyścigu do fotela prezydenta. Jeszcze niżej znalazł się Robert-son, a na samym dole listy, z najgorszym pesrum, uplasował sięHaig. Przewidywaliśmy, że Robertson nie zajdzie daleko, a Haig ]padnie od razu. Jak się okazało, Bush pokonał Dole'a szybciej, niż ktokolwieksię spodziewał. Ku wielkiemu zmartwieniu Moralnej Większości,kandydatury Robertsona w ogóle nie wzięto pod uwagę, a najwię-kszym przegranym został Haig, nie przekonawszy do siebie anijednego delegata. Kiedy na początku maja usiedliśmy z Haroldem, aby sprawdzićnasze prognozy zamknięte w zalakowanych kopertach na począt-ku lutego, nie mogłem uwierzyć, że sprawdziły się one tak dokład-nie, jota w jotę.Kampania prezydencka w 1988 rokuZEBRANIA PRZEDWYBORCZE osiągnęły dopiero półmetek, kiedy do-staliśmy telefon z „New York Timesa". Reporter, któremu posła-liśmy nasze prognozy (w istocie rzeczy to właśnie on pierwszyzasugerował nam, żebyśmy zbadali metodą CAVE przemówieniawzorcowe), widząc, że się sprawdziły, napisał o tym artykuł. — Chcemy go dać na pierwszej stronie — powiedział i spytał,kto wygra wybory. Próbowaliśmy wykręcić się od odpowiedzi. Ustaliliśmy, żew przemówieniu wzorcowym Bush wypadł wyraźnie lepiej niż Du-kakis. Zgodnie z naszymi obliczeniami powinien wygrać wyboryróżnicą 6 procent głosów. Nie chcieliśmy jednak sporządzać pro-gnozy na podstawie jedynie przemówień wzorcowych, albowiemmało tego, że w przemówieniu Busha było zaledwie kilka wyjaś-

nień przyczynowo-skutkowych, to jeszcze wszystkie nasze poprze-dnie dane dotyczące wyborów prezydenckich oparte były nie na Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 295mowach przedwyborczych, lecz na przemówieniach z okazji przy-jęcia nominacji na kandydata partii do urzędu prezydenta. Harold był zmartwiony, ale z innego powodu. Sztaby wyborczeobu partii, republikanów i demokratów, skontaktowały się z namibezpośrednio, prosząc o wytłumaczenie, na czym polega naszametoda prognozowania. Harold powiedział, że nie ma nic przeciw-ko pytaniom dziennikarza (mogę powiedzieć, że nawet się z tegocieszył), ale nie wie, jak zareagować na prośby obu kandydatów.Co będzie, jeśli korzystając z naszych reguł, przepiszą na nowoswoje przemówienia, aby wyborcy usłyszeli to, co chcą usłyszeć?W takiej sytuacji nasze prognozy wzięłyby w łeb. Powiedziałem mu, choć niezbyt szczerze, żeby się nie przejmo-wał. Stwierdziłem, że politycy amerykańscy są zbyt trzeźwi, abybrać nasze prognozy od razu poważnie. Argumentowałem, że mniesamemu trudno jeszcze uwierzyć w nasze przewidywania, więcnie sądzę, aby sztaby wyborcze tak się tym przejęły, by z miejscazmienić teksty przemówień obu kandydatów. Zaproponowałem,żebyśmy wysłali nasze materiały zarówno do demokratów, jak i dorepublikanów, gdyż wyniki naszych badań są własnością całegospołeczeństwa. Sztaby wyborcze mają do nich takie same prawo,jak wszyscy inni. Pewnego parnego lipcowego wieczoru tego roku usiedliśmyz Haroldem w moim salonie, aby wysłuchać transmitowanej nażywo przemowy gubernatora Michaela Dukakisa z okazji przyjęcianominacji. Wieść niosła, że Dukakis przywiązuje wielką wagę dotego przemówienia oraz że wygrzebano na powrót Theodore'a So-rensona — autora świetnych przemówień Johna F. Kennedyego —aby sporządził jego pierwszą wersję. Siedzieliśmy z ołówkami w rę-kach, licząc ruminacje i wyjaśnienia Dukakisa. Ja liczyłem wyjaś-nienia, a Harold ruminacje.W połowie transmisji szepnąłem do Harolda: — Oho! Jeśli będzie dalej nadawał w tym stylu, to nikt go niepobije. „Nadszedł czas, aby ożywić ducha amerykańskiej inwencjii odwagi, aby gospodarkę liczącą na cud zastąpić gospodarką Ii

296 Dziedziny życiazbierającą miód, aby zbudować najlepszą z możliwych Amerykępoprzez wykorzystanie tego, co najlepsze w Amerykanach". To było to. Pesrum Dukakisa okazało się niesamowicie opty-mistyczne. Było to jedno z najlepszych przemówień z okazji przy-jęcia nominacji w naszej najnowszej historii, lepsze było tylkowystąpienie Eisenhowera w 1952 roku i Humphreya w roku 1968.Jeśli chodzi o pesrum, to było ono lepsze niż przemówienie wzor-

cowe Dukakisa. Wyglądało na to, że od czasu rozpoczęcia spotkańprzedwyborczych optymizm Dukakisa niepomiernie wzrósł. Publiczności przemówienie też się podobało. Ze zjazdu demo-kratów Dukakis wyszedł ze znaczną przewagą nad rywalamiw sondażach przedwyborczych.Czy George Bush mógł wypaść jeszcze lepiej? Nie mogliśmy się doczekać końca sierpnia, kiedy to GeorgeBush miał wygłosić przemówienie na zjeździe republikanów w No-wym Orleanie. Jego przemówienie było również majstersztykiem.Bush wyjaśniał nasze problemy, używając terminów o bardzoograniczonym zasięgu czasowym i miejscowym: „W ratuszu kwitnie łapówkarstwo, na Wall Street chciwość,w Waszyngtonie kupczenie wpływami i wyprzedaż za małepieniądze swoich ambicji". Sądząc z wyniku pesrum, przemówienie Busha dałoby muw większości wyborów doby współczesnej znaczną przewagę nadrywalami. Nie mogło się ono jednak równać z lipcowym przemó-wieniem Dukakisa. Wstawiliśmy rezultaty pesrum tych przemó-wień do naszych równań (które uwzględniają czynniki wcześniej-szego pełnienia urzędu i wpływ badań opinii publicznej przedwyborami) i nacisnęliśmy guzik. Na podstawie przemówień z oka-zji przyjęcia nominacji przewidzieliśmy zwycięstwo Dukakisa nie-wielką przewagą — 3 procent głosów. Nigdy nie zakładałem się o żaden wynik — ani w sporcie, aniw żadnej innej dziedzinie. Tym razem jednak wyglądało na to, żemam pewniaka. Zazdwoniłem do firm przyjmujących zakłady Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 297w Las Vegas. Odmówili. Powiedzieli mi, że zakłady na wyboryprezydenckie w Ameryce są prawnie zakazane. Ma to na celu znie-chęcenie ewentualnych graczy do ukartowania wyniku wyborów.— Niech pan spróbuje w Anglii — poradzono mi. Tak się złożyło, że na początku września miałem serię wykła-dów w Szkocji. Zaoszczędziłem trochę funtów i chciałem postawićje na Dukakisa. Znajomy prowadził mnie od jednego punktu przyj-mującego zakłady do drugiego. Ponieważ od czasu ich przemówieńna zjazdach partii Bush wysforował się w sondażach przedwy-borczych przed Dukakisa, udało mi się zawrzeć zakład jak 6 do 5. Kiedy wróciłem do Filadelfii, powiedziałem Haroldowi o tymzakładzie i zaoferowałem mu współudział. Harold odparł na to,że nie wie, czy przyjąć tę propozycję. Jego głos wzrósł przy tymo oktawę i ciarki przeszły mi po plecach. Powiedział mi, że niejest pewien, czy to, co słyszeliśmy w lipcu, było naprawdę prze-mówieniem Dukakisa. Czytał przemówienia Dukakisa wygłoszoneod dnia Święta Pracy* i bynajmniej nie przypominały one jegoprzemówienia wygłoszonego na zjeździe demokratów w dniu przy-jęcia nominacji na kandydata do urzędu prezydenta. Nie przypo-minały one również jego przemówienia wzorcowego, z którego ko-rzystał podczas spotkań przedwyborczych. W związku z tymHarold zaczął się zastanawiać, czy przemówienie z okazji przyję-

cia nominacji nie było bardziej dziełem Sorensona niż Dukakisaalbo, co gorsza, czy nie zostało tak spreparowane, aby wynik pes-rum był jak najwyższy. Ostatecznie Harold stwierdził, że wolipoczekać do czasu pierwszej dyskusji między oboma rywalami,zanim przyjmie zakład, ryzykując utratę całego stypendium. W pozostałych czterech dyskusjach między kandydatami, któreodbyły się w czasie kampanii wyborczej i były transmitowaneprzez telewizję, ten, kto miał wyższe pesrum w przemówieniuz okazji przyjęcia nominacji, uzyskał wyższe pesrum równieżw dyskusji. Tym razem jednak było inaczej. Wyglądało na to, żeostrożność Harolda nie była bezpodstawna. W porównaniu z prze- * Święto Pracy [Labor Day] — pierwszy poniedziałek sierpnia, święto pań-stwowe w USA [przyp. tłum.] 298 Dziedziny życiamówieniem wygłoszonym podczas zjazdu demokratów obecne jegowystąpienie wypadło bardzo blado. Wynik pesrum spadł do pozio-mu z przemówienia wzorcowego. Natomiast Bush stale utrzymy-wał się na tym samym poziomie i tym razem prezentował o wielebardziej optymistyczny styl niż Dukakis. Na drugi dzień po telewizyjnym pojedynku Busha z Dukaki-sem Harold powiedział, że jeszcze nie zdecydował się, czy wziąćudział w zakładzie. Miał coraz większe wątpliwości, czy dobrzewytypowałem — kampania wyborcza Busha i jego przemówienie'z okazji przyjęcia nominacji były bardzo optymistyczne, prawdzi-wie Bushowskie. Natomiast Dukakis nie sprawiał już wrażeniawielkiego optymisty i Harold utwierdzał się coraz bardziej w prze-konaniu, że lipcowe przemówienie Dukakisa nie było jego włas-nym dziełem. Sondaże przedwyborcze zdawały się potwierdzaćwątpliwości Harolda. Bush wysforował się przed Dukakisa i dys-tans między nimi stale się zwiększał. Druga dyskusja była, jeśli chodzi o pesrum, absolutną klęskąDukakisa. Kiedy zapytano Dukakisa, dlaczego nie może obiecać,że budżet będzie zrównoważony, odparł: „Nie sądzę, żeby któryśz nas mógł to obiecać. Naprawdę nie sposób przewidzieć, co sięmoże zdarzyć". Wypowiedź ta, sugerująca, że problem ten jeststały i wymyka się kontroli, była utrzymana w dużo bardziej pesy-mistycznym tonie niż lipcowe, czy nawet sierpniowe, wystąpieniaDukakisa. Ten ton z upływem czasu pojawiał się coraz częścieji stał się dla niego typowy. Tymczasem Bush pozostawał nie-zmiennie optymistą. Reszta kampanii wykazywała tę samą różnicę w pesrum —przemówienia Busha były stale bardziej optymistyczne niż Duka-kisa. Kiedy śledziliśmy jej przebieg, wydawało się nam, że gdzieśna początku października Dukakis w głębi duszy poddał się. Podkoniec października wprowadziliśmy wartości dyskusji telewizyj-nych i jesiennych przemówień wzorcowych obu kandydatów donaszego równania i uzyskaliśmy ostateczną prognozę — zwycię-stwo Busha przewagą 9,2 procent głosów. W listopadzie George Bush pokonał Michaela Dukakisa różni-

cą 8,2 procent głosów. Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 299Wybory do Senatu w 1988 rokuRYWALIZOWANO RÓWNIEŻ O trzydzieści trzy miejsca w Senacie.Udało nam się uzyskać przemówienia każdej pary kandydatówubiegających się o dwadzieścia dziewięć z tych miejsc. Przemó-wienia pochodziły przeważnie z wiosny i lata. Większość z nichwygłosili potencjalni senatorowie, kiedy oznajmiali o swej chęcikandydowania do senatu, to znaczy na długo przed końcem kam-panii. A zatem na różnice w pesrum kandydatów — w odróżnieniuod finałowego pojedynku między Bushem a Dukakisem — niemogło mieć wpływu ani prowadzenie w sondażach przedwybor-czych, ani zajmowanie w nich przez poszczególnych kandydatówdalszych miejsc. Na dzień przed wyborami Harold sporządził osta-teczne analizy pesrum kandydatów ubiegających się o te dwadzie-ścia dziewięć miejsc, zamknął je w zalakowanych kopertach i po-wierzył paru osobom o nieposzlakowanej opinii. Wyniki wyborów do Senatu ogłoszono szybko, ale my czekali-śmy w napięciu przez całą noc. Rano okazało się, że nie tylkoprzewidzieliśmy poprawnie obsadzenie dwudziestu pięciu spośróddwudziestu dziewięciu miejsc, ale że — z jednym wyjątkiem —przewidzieliśmy również dokładnie różnice głosów, jakimi kandy-daci do tych miejsc pobili swoich rywali. Przewidzieliśmy, że w Connecticut Joe Lieberman pokonao włos faworyzowanego Lowella Weickera, który — piastując jużto stanowisko — wystartował do wyborów z lepszej pozycji. I fa-ktycznie, Lieberman pokonał rywala różnicą 0,5 procent głosów. Przewidzieliśmy, że na Florydzie Connie Mack pokona Bud-d^ego MacKaya. Optymista Connie Mack wyjaśnił w taki oto spo-sób, dlaczego zostały podniesione podatki: „Lawton Chiles [sena-tor poprzedniej kadencji] poszedł ręka w rękę z wielkimiutracjuszami i przegłosował dla siebie podwyżkę płacy" (było towyjaśnienie o chwilowym charakterze, zasięgu lokalnym i per-sonalizacji wewnętrznej; Harold ocenił je na 4 punkty). RywalMacka, Buddy MacKay, pesymistycznie stwierdził, iż źródłem pro-blemów, z którymi boryka się Floryda, jest jej „samopercepcja". 300 Dziedziny życia(To wyjaśnienie, o stałym charakterze, zasięgu uniwersalnymi personalizacji wewnętrznej, zostało ocenione przez Harolda na14 punktów). Connie Mack, mimo iż wystartował z dalekiej pozy-cji, wygrał różnicą około 1 procenta głosów. Nie przewidzieliśmy jednak zaskakującego zwycięstwa Conra-da Burnsa nad uprzywilejowanym z racji pełnionej już funkcjiJohnem Melcherem w Montanie. No i proszę, opierając się jedynie na analizie stylu wyjaśnianiawidocznego w przemówieniach i stopnia ruminacji, który przemó-wienia te ujawniały, spróbowaliśmy przewidzieć wyniki spotkańprzedwyborczych, wyborów prezydenckich i wybór dwudziestu

dziewięciu senatorów. Jeśli chodzi o spotkania przedwyborcze,udało się to nam w stu procentach — podaliśmy nazwiska zwy-cięzców i pokonanych na długo przed ich oficjalną nominacją. Na-sze prognozy dotyczące wyborów prezydenckich nie były już takjednoznaczne. Przegrałem wprawdzie zakład, stawiając na nie-właściwego kandydata, ale Harold uważał, że przemówienie Du-kakisa z okazji przyjęcia nominacji nie było jego autorstwa i nieukazywało w związku z tym rzeczywistego Dukakisa. Analizaprzemówień z okresu jesieni wskazywała na zwycięstwo Busha.Ale też wówczas wszyscy już spodziewali się jego wygranej. Prze-widzieliśmy prawidłowo wyniki 86 procent wyborów do Senatu,w tym wszystkie — oprócz jednego — zwycięstwa znaczną i nie-wielką różnicą głosów. Nikomu, oprócz nas, nie udało się tegoprzewidzieć tak dokładnie. Jest to zatem pierwszy znany mi wypadek, kiedy to przedsta-wiciele nauk społecznych przewidzieli istotne wydarzenia histo-ryczne przed ich zaistnieniem.2Styl wyjaśniania w innych krajachW 1983 ROKU brałem udział w zorganizowanym w Monachiumkongresie Międzynarodowego Stowarzyszenia Badań nad Rozwo-jem Behawioralnym (International Society for the Study of Beha-

Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 301vioral Development). W drugim dniu kongresu wdałem się w roz-mowę z bystrą studentką niemiecką, która przedstawiła się poprostu jako Ele. — Pozwoli pan, że powiem, co przyszło mi do głowy, kiedydzisiaj rano słuchałam pana referatu o metodzie CAVE — rzek-ła. — Ale najpierw chciałabym o coś zapytać. Czy uważa pan, żedobroczynny wpływ optymizmu oraz niebezpieczeństwa, jakie nio-są ze sobą pesymizm, bezradność i bierność, odzwierciedlają uni-wersalne prawa ludzkiej natury, czy też sprawdzają się jedyniew odniesieniu do naszego, to znaczy zachodniego społeczeństwa,takiego, jakie mamy w Ameryce i Niemczech Zachodnich? Było to znakomite pytanie. Odparłem, że czasami sam się za-stanawiam, czy nasze zainteresowanie kontrolą i optymizmem niejest aby uwarunkowane z jednej strony reklamą, a z drugiej etykąpurytańską. Powiedziałem, że w społeczeństwach innych niż za-chodnie depresja wydaje się znacznie mniej powszechnym zjawi-skiem i nie przybiera rozmiarów epidemii, co widać na Zachodzie.Być może w kulturach, w których nie panuje obsesja sukcesu,ludzie nie cierpią z powodu bezradności i pesymizmu tak bardzo,jak w naszej kulturze. Dodałem jednak, że być może pewną pomocą mogą być tu ob-serwacje poczynione w królestwie zwierząt. Otóż nie jest bynaj-mniej tak, że jedynie mężczyźni i kobiety z Zachodu wykazująoznaki depresji, gdy doświadczają uczucia bezradności i straty.Zarówno w warunkach naturalnych, jak i laboratoryjnych, zwie-rzęta reagują na bezradność w sposób zadziwiająco podobnydo członków naszych społeczeństw. Szympansy reagujące na

śmierć innych szympansów, szczury reagujące na wstrząs, przedktórym nie mogą uciec, psy, złote rybki, a nawet karaluchy za-chowują się w sposób bardzo podobny do naszego. Podejrzewam,że jeśli ludzie należący do jakiejś kultury nie reagują depresjąna uczucie bezradności i straty, to dzieje się tak dlatego, że ty-siące lat życia w skrajnej nędzy i oglądania śmierci dwojga z trój-ki dzieci zniszczyło u tych ludzi naturalną reakcję, jaką jest de-presja.— Nie wierzę, że depresja u ludzi Zachodu jest skutkiem pro-

302 Dziedziny życiapagandy i prania mózgów, które zaszczepiły u nich etykę kon-troli — powiedziałem. — Ale stwierdzenie, że pragnienie władzyczy kontroli oraz rujnująca organizm reakcja na bezradność sązjawiskami naturalnymi, nie jest równoznaczne ze stwierdzeniem,że działanie optymizmu jest uniwersalne. Weźmy, na przykład,sukces w pracy czy w polityce. Optymizm pomaga odnosić sukcesyagentom amerykańskich firm ubezpieczeniowych i kandydatomdo urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych. Ale trudno sobiewyobrazić pozytywną reakcję pełnego rezerwy Anglika na nalega-nia nie dającego za wygraną agenta ubezpieczeniowego, chłodnegoSzweda głosującego na Eisenhowera albo Japończyka obdarzają-cego sympatią człowieka, który stale winę za swoje niepowodzeniazrzuca na innych. Powiedziałem, że sądzę, iż metoda wyuczonego optymizmu ul-żyłaby prawdopodobnie ludziom należącym do tych kultur i cier-piącym na depresję, ale że optymizm musiałby zostać zaadapto-wany do innych stylów w miejscu pracy czy w polityce. Kłopotpolegał jednak na tym, że do tej pory niewiele się zajmowanobadaniem tego, w jaki sposób działa optymizm w różnych kultu-rach. — Ale proszę mi powiedzieć — rzekłem na koniec — jaki topomysł przyszedł pani do głowy, kiedy słuchała pani mojego wy-kładu na temat metody CAVE? — Myślę — odparła Ele — że znalazłam sposób, w jaki możnaodkryć, ile nadziei i rozpaczy jest w poszczególnych kulturachi w różnych okresach dziejów. Czy, na przykład, istnieje coś ta-kiego, jak narodowy styl wyjaśniania, styl, który określa, w jakisposób dany naród zachowa się w czasie kryzysu? Dalej, czy jakaśszczególna forma rządów budzi w ludziach więcej optymizmu niżinne formy? Odpowiedziałem, że pytanie jest świetne, ale raczej nie możnabędzie znaleźć na nie odpowiedzi. Załóżmy, że analizując za po-mocą metody CAVE to, co mówią czy piszą Bułgarzy i IndianieNavajo, stwierdzimy, że ci pierwsi mają lepszy styl wyjaśniania.Wyniku tych badań nie można by w żaden sposób zinterpretować,może być bowiem tak, że w danej kulturze uważa się, iż mówienie Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 303rzeczy optymistycznych jest bardziej na miejscu. Różne ludy żyją

na różnych kontynentach, w różnych klimatach, mają swoje spe-cyficzne, odmienne od innych, dzieje. Każdą różnicę między stylemwyjaśniania Bułgarów a stylem wyjaśniania Indian Navajo możnawyjaśniać na tysiąc sposobów, niekoniecznie różnicą między po-ziomem ich nadziei czy rozpaczy. — Użyłam złego porównania, zgoda — powiedziała Ele — alenie myślałam o Indianach Navajo i Bułgarach. Myślałam o dwóchdużo bardziej podobnych do siebie kulturach — zachodnio-i wschodnioberlińskiej. Ludzie należący do tych kultur żyją w tymsamym miejscu, w tym samym klimacie, mówią tym samym ję-zykiem, ich gesty i nacechowane emocjonalnie słowa znaczą tosamo, do 1945 roku mieli tę samą historię. Od tamtej daty poczy-nając, różni ich tylko system polityczny. Wydaje się, że jest toidealna sytuacja dla zbadania, czy poziom depresji różni się w za-leżności od systemu politycznego, przy innych niezmiennych wa-runkach. Następnego dnia opowiedziałem znajomemu profesorowi z Zu-richu o tej bystrej studentce. Kiedy mu ją opisałem i rzekłem, żema na imię Ele, odparł mi, że jest to księżna Gabriele zu Oettin-gen-Oettingen und Oettingen-Spielberg, jedna z najlepiej zapo-wiadających się młodych bawarskich badaczek. Tego samego dnia kontynuowałem przy herbacie rozmowęz Gabriele. Przyznałem, że różnice między stylem wyjaśniania za-chodnich i wschodnich berlińczyków — gdyby je faktycznie zna-leziono — można by zinterpretować jako wyłączny skutek wpływudwu odmiennych systemów politycznych — kapitalizmu i socjali-zmu. Ale w jaki sposób zdobyć materiał, który stałby się przed-miotem porównania? Gabriele nie mogłaby, ot tak sobie, przekro-czyć Muru i dać wybranym na chybił trafił mieszkańcom BerlinaWschodniego do wypełnienia testy do badania optymizmu. — W obecnym klimacie politycznym na pewno nie — przyzna-ła. (Szefem Związku Radzieckiego był wówczas Andropow.) — Alewystarczą mi wypowiedzi pisemne z obu części miasta, wypowie-dzi, które można będzie dokładnie porównać. Musiałyby to byćwypowiedzi dotyczące tych samych wydarzeń zachodzących w tym I

304 Dziedziny życia

samym czasie. Powinny to przy tym być wydarzenia neutralne —nie z dziedziny polityki, ekonomii czy zdrowia psychicznego. Aku-rat mam coś takiego. Za około cztery miesiące odbędzie się w Ju-gosławii olimpiada zimowa. Będą o niej obszernie pisały gazetywe Wschodnim i Zachodnim Berlinie. Jak większość sportowychdoniesień, reportaże te przepełnione będą stwierdzeniami o związ-kach przyczynowo-skutkowych na temat zwycięstw i porażek, wy-głaszanymi zarówno przez zawodników, jak też dziennikarzy.Chcę je wszystkie przeanalizować metodą CAVE i przekonać się,która z tych dwóch kultur jest bardziej pesymistyczna. Będzie

to dowód na to, że można porównać ilość nadziei w różnych kul-turach. Zapytałem, jakie przewiduje wyniki. Odparła, że spodziewasię, iż styl wyjaśniania wschodnich Niemców będzie, przynajmniejw doniesieniach sportowych, bardziej optymistyczny niż Niemcówzachodnich. W końcu Niemcy Wschodnie były potęgą sportową,a gazety narzędziami w rękach państwa. Ich zadaniem byłow znacznej części podtrzymywanie morale społeczeństwa. Moje przewidywania były zgoła inne, ale zachowałem je dlasiebie. W ciągu następnych trzech miesięcy odbyłem wiele rozmówtelefonicznych z Gabriele i otrzymałem od niej dużo listów. Mar-twiło ją, w jaki sposób uzyska materiały do pracy, bo czasamitrudno było dostać gazety zza Muru. Umówiła się z przyjacielem]z Berlina Wschodniego, że będzie jej przysyłał pocztą bezwarto-r jściowe przedmioty kuchenne, takie jak potłuczone filiżanki i po-gięte noże, zawinięte w gazety, oczywiście sportowe. Okazało się* Ito jednak niepotrzebne, jako że w czasie trwania olimpiady mogłabez przeszkód przechodzić do Berlina Wschodniego i wracać z taką |ilością gazet, jaką chciała wnieść. Potem zaczęła się właściwa praca, polegająca na przeczesywa-ijniu trzech gazet zachodnioberlińskich i trzech gazet wschodnio*!berlińskich podczas całego okresu olimpiady, wyszukiwaniu i ana|lizowaniu wyjaśnień przyczynowo-skutkowych. W sumie znalazłg381 stwierdzeń tego rodzaju. A oto kilka wyjaśnień optymistycznych udzielanych przez sportowców i dziennikarzy. Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 305 Łyżwiarz nie mógł wytrzymać tempa wyścigu, ponieważ „tegodnia rano nie było słońca i lód nie pokrył się gładką jak lustrowarstewką lodu" (wydarzenie niepomyślne, 4 punkty). Narciarkaupadła, gdyż „czapa śniegu, która spadła z drzewa stojącego przytrasie, zakryła jej okulary" (wydarzenie niepomyślne, 4 punkty).Zawodnicy nie obawiali się przed startem, ponieważ „po prostuwiedzieliśmy, że będziemy silniejsi niż nasi przeciwnicy" (wyda- -rżenie pomyślne, 16 punktów). Wśród wyjaśnień pesymistycznych znalazły się takie oto: Za-wodniczka odniosła porażkę, bo ,jest w takiej kiepskiej kondycji"(wydarzenie negatywne, 17 punktów). „Musiał powstrzymywaćłzy. Jego nadzieje na medal prysły" (wydarzenie negatywne, 17punktów). Zawodnik wygrał, ponieważ „nasi przeciwnicy pili przezcałą noc" (wydarzenie pozytywne, 3 punkty). Kim byli jednak autorzy wyjaśnień optymistycznych, a kimwyjaśnień pesymistycznych? Odpowiedź całkowicie zaskoczyłaGabriele. Wyjaśnienia udzielane przez wschodnich Niemców byłyznacznie bardziej pesymistyczne niż te, których udzielali Niemcyzachodni. Było to tym bardziej dziwne, że zawodnicy z NRD wy-padli na olimpiadzie bardzo dobrze — zdobyli dwadzieścia czterymedale, podczas gdy ich sąsiedzi tylko cztery. A zatem gazetywschodnioberlińskie miały do zrelacjonowania dużo więcej wyda-

rzeń pomyślnych niż gazety z Berlina Zachodniego. Badania wy-kazały, że 61 procent wyjaśnień zamieszczonych w gazetach,z Berlina Wschodniego odnosiło się do wydarzeń pomyślnych dlamieszkańców Niemiec Wschodnich, gdy tymczasem wydarzeń po-myślnych dla Niemców zachodnich dotyczyło tylko 47 procent wy-jaśnień zamieszczonych w gazetach zachodnioberlińskich. Mimoto ogólny ton doniesień gazet wschodnioberlińskich był o wielebardziej ponury niż ton doniesień gazet zachodnioberlińskich. — Jestem zaskoczona tymi wynikami — powiedziała mi Ga-briele. — Chociaż są niezbite, nie uwierzę w nie, dopóki nie znajdęjakiegoś innego sposobu sprawdzenia, czy mieszkańcy BerlinaWschodniego są większymi pesymistami i bardziej cierpią na de-presję niż mieszkańcy Berlina Zachodniego. Próbowałam uzyskaćdokładną statystykę samobójstw i statystyki szpitalne z Berlina 306 Dziedziny życiaWschodniego, żeby porównać je z odpowiednimi statystykamiz Berlina Zachodniego, ale oczywiście nie dostanę ich. Gabriele zrobiła doktorat nie z psychologii, lecz z etologii ludzi,dziedziny biologii zajmującej się obserwowaniem zachowań ludziw otoczeniu naturalnym. Naukę tę zapoczątkował Konrad Lorenz,który obserwował zachowanie piskląt kaczych uważających go zaswoją matkę i chodzących za nim*. Jego dokładne obserwacjeświata zwierząt wkrótce przerodziły się w systematyczne obser-wowanie zachowań ludzkich. Gabriele uzyskała stopień naukowy,pisząc doktorat pod kierunkiem dwóch wybitnych następców Lo-renza. Wiedziałem, że poczyniła wiele drobiazgowych obserwacjiw klasach szkolnych, ale zacząłem się trochę o nią obawiać, kiedywyznała mi, że chce prowadzić obserwacje w barach we Wschod-nim i Zachodnim Berlinie. „Przychodzi mi do głowy tylko jeden sposób, w jaki mogę uzy-skać dane potwierdzające wyniki moich badań — pisała. — Muszęiść do Berlina Wschodniego, dokładnie policzyć oznaki rozpaczy,a potem porównać je z oznakami uzyskanymi w takich samychwarunkach w Berlinie Zachodnim. Nie chcę wzbudzać podejrzeńi zainteresowania policji, więc wybrałam bary". I dokładnie tak zrobiła. Zimą 1985 roku odwiedziła trzydzieścijeden barów w dzielnicach przemysłowych, z czego czternaściew Berlinie Zachodnim a siedemnaście we Wschodnim. Do barówtych, nazywanych knajpami, zachodzą robotnicy po pracy, aby sięnapić. Wszystkie bary znajdowały się blisko siebie, wschodniober-lińskie od zachodnioberlińskich oddzielał tylko mur. Gabriele od-wiedzała je przez pięć kolejnych dni roboczych. Wchodziła do baru i siadała gdzieś w kącie, starając się niezwracać na siebie uwagi. Potem koncentrowała się na grupkachstałych bywalców baru i liczyła wszystko, co robili, w pięciominu-towych blokach. Liczyła wszystkie obserwowalne cechy i czynno- * Zjawisko to nazywane imprintem albo wdrukowaniem polega na szczegól-nym rodzaju uczenia się, które występuje w bardzo wczesnej fazie i decydujeo tym, jaką formę przyjmą niektóre zachowania. Na przykład kacze pisklęta podą-

żają za pierwszym spostrzeżonym, poruszającym się przedmiotem, wykazując po-tem trwałe do niego przywiązanie (przyp. red.) Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 307ści, które w literaturze fachowej uznawane są za mające związekz depresją — śmiech, uśmiechy, pozy, energiczne ruchy rąk, ob-gryzanie paznokci i temu podobne zachowania. W wyniku tych pomiarów okazało się raz jeszcze, że wschodniberlińczycy są dużo bardziej przygnębieni niż zachodni. Uśmie-chało się 69 procent mieszkańców Berlina Zachodniego i tylko 23procent mieszkańców Berlina Wschodniego. Stało lub siedziałoprosto 50 procent berlińczyków zachodnich, ale tylko 4 procent(sic!) berlińczyków wschodnich. 80 procent robotników z BerlinaZachodniego, ale tylko 7 procent (sic!) robotników z BerlinaWschodniego było zwróconych ku innym osobom znajdującym sięw barze. Berlińczycy zachodni śmiali się dwa i pół raza częściejniż berlińczycy wschodni. Wyniki te dowodzą, że jeśli za miarę tego zjawiska uznać sło-wa i gesty, to mieszkańcy Berlina Wschodniego cierpią na de-presję znacznie bardziej niż mieszkańcy Berlina Zachodniego.Nie wskazują one jednak na to, co dokładnie powoduje ową róż-nicę. Ponieważ kultury te tworzyły do roku 1945 jedną całość,rezultaty tych badań mówią, oczywiście, nieco o ilości nadzieiwytwarzanej u obywateli przez dwa odmienne systemy polityczne,nie wskazują wszakże, który aspekt tych systemów jest odpo-wiedzialny za, odpowiednio, potęgowanie i obniżanie nadziei. Mo-że to być rezultatem różnicy w poziomie życia albo różnicy w wol-ności wypowiedzi czy swobodzie, podróżowania. Może to być jednakrównie dobrze wynikiem różnicy w żywieniu, muzyce czy litera-turze. Odkrycia te nie mówią nam również nic o tym, czy mieszkańcyBerlina Wschodniego zaczęli tracić nadzieję wraz z nastaniemw ich kraju komunizmu i zbudowaniem Muru, albo czy mieszkań-cy Berlina Zachodniego stali się większymi optymistami po roku1945. Wiemy tylko tyle, że obecnie istnieje między nimi różnica,polegająca na tym, iż mieszkańcy Niemiec Wschodnich wykazujądużo więcej oznak braku nadziei niż mieszkańcy Niemiec Zachod-nich. Analizujemy wszakże za pomocą metody CAVE doniesieniaprasowe z wszystkich olimpiad zimowych od zakończenia drugiejwojny światowej. Wyniki tych badań pokażą nam, jak w tym cza- 308 Dziedziny życiasie zmienił się poziom nadziei u ludzi żyjących we Wschodnimi Zachodnim Berlinie.* Wyniki tych badań dowodzą jeszcze czegoś — tego mianowicie,że istnieje metoda mierzenia poziomu nadziei i rozpaczy w róż-nych kulturach. Metoda ta pozwoliła Gabrieli Oettingen porównaćzjawiska, które, zdaniem innych uczonych, były nieporówny-walne.3Religia i optymizm

CZĘSTO UWAŻA SIĘ, że wiara budzi nadzieję i pozwala przygnębio-inym i zrozpaczonym stawić czoło wyzwaniom, które niesie ze sobą |życie. Religia zinstytucjonalizowana szerzy przekonanie, że życie {ma więcej dobrych stron, niż można dostrzec wzrokiem. Niepowo-dzenia jednostki są kompensowane wiarą w to, że jest ona częściąwiększej całości, a kompensacja ta zachodzi zarówno wtedy, kiedynadzieja jest tak konkretna, jak wizja życia w pośmiertnej wiecz-,nej szczęśliwości, jak i wtedy, gdy jest tak abstrakcyjna, jak wiara 1w to, iż jest się częścią boskiego planu lub tylko ogniwem w proce- ?]sie ewolucji. Badania nad depresją potwierdzają to. George Brown,;;londyński socjolog, który zyskał sławę badając cierpiące na depre-'sję gospodynie domowe, kontynuował swą pracę na Hybrydach.Jej wyniki dowodzą, że ludzie, którzy regularnie chodzą do ko-ścioła, rzadziej cierpią na depresję niż ludzie niepraktykujący. Czy jednak jedne religie dają swym wyznawcom więcej nadzieii otuchy niż inne? Problem ten pojawił się w 1986 roku, kiedy * Teraz, kiedy redaguję maszynopis tej pracy (kwiecień 1990 roku), zastana-,wiam się, na ile w ostatnich kilku miesiącach zmienił się styl wyjaśniania mie-|szkańców Niemiec Wschodnich. Teoria twierdzi, że przebudowa i dobrobyt zależą, |przynajmniej częściowo, od stylu wyjaśniania. Jeśli stał się on optymistyczny, to|przyszłość Niemiec Wschodnich wygląda różowo. Jeśli pozostał tak ponury jak*w roku 1984, to odnowa gospodarcza i duchowa będzie o wiele wolniejsza, niż sięogólnie sądzi. Przewidywanie: zmiany w stylu wyjaśniania we Wschodnich Niem-czech, Czechosłowacji, Rumunii, Polsce, Węgrzech i Bułgarii powinny określić,z jakim powodzeniem kraje wykorzystują świeżo odzyskaną wolność. Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 309Gabriele, po zrobieniu doktoratu, uzyskała stypendium FundacjiMacArthura i Niemieckiej Fundacji Nauki i przyjechała na Uni-wersytet Pensylwański. Argumentowała, że porównanie dwóch re-ligii powinno być w zasadzie podobne do porównania stopnia na-dziei i przygnębienia w dwu kulturach. Chodziło tylko o to, byznaleźć dwie religie równie blisko związane ze sobą w czasiei przestrzeni jak Berlin Wschodni z Zachodnim. Sprawa utknęła w tym punkcie do czasu, aż poznaliśmy EvęMorawską, młodą, pełną zapału adeptkę socjologii historii. Popro-siłem ją, by wygłosiła dla moich seminarzystów wykład na tematbezradności wśród rosyjskich Żydów i Słowian w dziewiętnastymwieku. Eva przedstawiła dowody na to, że Żydzi byli o wiele mniejbezradni wobec ucisku i ciemiężenia niż Rosjanie. Potem posta-wiła pytanie, dlaczego — kiedy sytuacja stawała się nie do wy-trzymania — Żydzi wynosili się, a Słowianie nie. — Obie grupy — utrzymywała Eva — były straszliwie ciemię-żone. Chłopi rosyjscy żyli w okropnej nędzy, w nędzy, której nieznał ten kraj. Żydzi żyli nie tylko w nędzy, ale też w ciągłej obawieprzed pogromami. Mimo to Żydzi emigrowali, a Słowianie zosta-wali. Może prawosławni rosyjscy chłopi czuli się bardziej bezrad-nie i mieli w sobie mniej nadziei niż Żydzi — mówiła Ewa. —Może każda z tych dwóch religii wszczepiała swym wyznawcomróżną dawkę optymizmu. Czyżby prawosławie było religią bardziej

pesymistyczną niż judaizm? Obie kultury istniały obok siebiew wielu wsiach rosyjskich, a więc można porównać styl wyjaśnia-nia obecny w ich modlitwach, bajkach i opowieściach. Czy to, czegocodziennie słuchali Słowianie i Żydzi, różniło się w tonie? Niebawem Eva i Gabriele zaczęły ze sobą współpracować. Z po-mocą rosyjskich duchownych prawosławnych Eva wybrała dużepróbki materiału religijnego i świeckiego z obu kultur — liturgiędnia powszedniego, liturgię świąt, opowieści religijne, opowieścii piosenki ludowe oraz przysłowia. Były to teksty, które sponta-nicznie opowiadano i śpiewano w życiu codziennym członków obukultur. Powinny mieć one zatem wielki wpływ na kształtowanieich stylu wyjaśniania. Później Gabriele oszacowała cały materiałmetodą CAVE. Materiał świecki należący do obu kultur nie różnił 310 Dziedziny życiasię, ale materiał religijny tak. Materiał religijny rosyjskich Żydówtchnął znacznie większym optymizmem niż materiał prawosław-nych Słowian, szczególnie w wymiarze stałości. W materiale ży- idowskim wydarzenia pozytywne były przedstawiane jako trwające :|dłużej, natomiast wydarzenia negatywne przedstawiano jako krót-kotrwałe. Eva i Gabriele wykazały, że Żydzi rosyjscy byli w swych opo-wieściach i modlitwach większymi optymistami niż prawosławniRosjanie. Oczywiście byłoby wielkim uproszczeniem twierdzić, żeprzyczyną faktu, iż Żydzi emigrowali, a Słowianie zostawali namiejscu, była większa bezradność tych drugich, którą sączyływ nich nieustannie codziennie słuchane przekazy religijne. Przy-czyny emigracji są bardzo skomplikowane. Jednak względny op-tymizm, którym przesiąknięty jest judaizm, wydaje się prawdo-podobną przyczyną, a przy tym nikt wcześniej nie postawił takiejhipotezy. Sprawdzanie jej będzie wymagało żmudnych badań hi-storycznych i psychologicznych. W trakcie swoich badań Gabrielei Eva stworzyły jednak przynajmniej nową metodę porównywaniastopnia nadziei, którą napawają swych wyznawców dwie religie.Psychohistoria raz jeszczeTO, CO UCHODZIŁO ZA PSYCHOHISTORIĘ, było bardzo odległe od tego,co mógłby zaaprobować Hari Seldon. Nauka ta niczego nie prze-widywała, lecz uprawiała przewidywanie wydarzeń minionych,a przy tym kierowała się znanym z góry wynikiem. Rekonstruo-wała życie jednostek, nie zaś działania całych zbiorowisk ludzi.Opierała się na dyskusyjnych zasadach psychologicznych i niekorzystała z narzędzi statystycznych. W naszych rękach wszystko to uległo zmianie. Staramy sięprzewidywać wydarzenia, ważniejsze wydarzenia, zanim do nichdochodzi. Kiedy stosujemy naszą metodę, nie znamy zawczasu jejwyniku. Robimy to tak, jak byśmy przewidywali przyszłość. Sta-ramy się przewidywać zachowania dużych zbiorowisk ludzkich — Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 311wyniki głosowania w wyborach, emigrację całego narodu. Opiera-

my się na rzetelnych prawidłowościach psychologicznych i korzy-stamy z dobrze sprawdzonych narzędzi statystycznych. Jest to jednak dopiero początek. Wyniki naszych badań każąprzypuszczać, że w przyszłości psycholodzy nie będą musieli ogra-niczać się do dyskusyjnych eksperymentów laboratoryjnych czykosztownych badań nad dużymi grupami ludzi, aby sprawdzićswoje teorie. Dokumenty historyczne tworzą bogate pole do do-świadczeń, a przewidywanie przyszłości może stać się jeszcze bar-dziej przekonującym sprawdzianem ich teorii.Sądzę, że Hari Seldon byłby z nas dumny.

Jl

"h

część trzeciaPrzemiana:od pesymizmudo optymizmu

Stary człowiek to tylko licha rzecz,Połatany płaszcz na kiju, chyba żeDusza klaśnie w dłonie i głośniej zaśpiewaDla każdej łaty w swym śmiertelnym ubiorze.An aged man is but a paltry thing,A tattered coat upon a stick, unlessSoul clap its hands and sing, and louder singFor euery tatter in its mortal dress...W. B. Yeats„Sailing to Byzantium"The Tower (1928)

Rozdział dwunastyOptymistyczne życie1 OPTYMISTĘ SPOTYKA W ŻYCIU tyle samo niepowodzeńi tragedii, co pesymistę, ale optymista znosi to lepiej. Jak się prze-konaliśmy, optymista dochodzi po porażce szybko do siebie i choćżyje mu się już trochę gorzej, podnosi się i zaczyna działać nanowo. Natomiast pesymista poddaje się i popada w depresję. Dzię-ki swej odporności na przeciwności, optymista odnosi większe niżpesymista sukcesy w pracy, w szkole i na boisku. Optymista cieszysię lepszym zdrowiem, a nawet żyje dłużej. Amerykanie wolą opty-mistycznych niż pesymistycznych przywódców. Pesymista lęka siękatastrofy, nawet jeśli wszystko idzie mu dobrze. Jest to zła wieść dla pesymistów. Ale jest i dobra. Otóż pesymiś-ci mogą posiąść umiejętność optymistycznego patrzenia na świat,nauczyć się techniki myślenia optymistycznego i stale polepszać ja-kość swego życia. Techniki te mogą się przydać nawet optymistom,ponieważ i im zdarzają się okresy przynajmniej lekkiej depresji. Części czytelników może wydawać się, iż wyzwolenie się z pe-

symizmu i stanie się optymistą jest niepożądane. Być może wy-obrażają oni sobie optymistę jako okropnego nudziarza, chwalą-cego się swymi przewagami bufona, który winę za wszelkieniepowodzenia zrzuca stale na innych i nigdy nie przyznaje siędo swoich błędów. Jednak ani optymizm, ani pesymizm nie manic wspólnego ze złymi manierami. Jak przekonacie się podczaslektury tego rozdziału, przemiana pesymisty w optymistę nie po-lega na tym, by nauczyć się, jak być większym egoistą, człowie-kiem pewnym siebie i arogantem, narzucającym innym swoje ja,lecz na tym, by nauczyć się zestawu technik, które umożliwiają 316 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuskuteczną rozmowę z samym sobą w chwilach niepowodzeń. Na-uczycie się z tego rozdziału, jak należy rozmawiać z samym sobą,by ujrzeć sprawy w korzystniejszym świetle. Jest jednak jeszcze jeden powód, dla którego nauczenie sięoptymizmu może wydać się pewnym osobom niepożądane. Otóżw rozdziale szóstym przedstawiliśmy bilans plusów i minusów op-tymizmu i pesymizmu, z którego wynika, iż aczkolwiek optymizmma wiele zalet wymienionych w tym rozdziale, to brakuje mujednej ważnej cechy będącej zaletą pesymizmu, a mianowicie pra-widłowej percepcji rzeczywistości. Czy zatem nauczenie się opty-mizmu jest równoznaczne z wyrzeczeniem się realizmu? Jest to bardzo istotne pytanie. Przedstawię tu więc cel, któryprzyświecał mi przy pisaniu rozdziałów poświęconych „przemia-nie". Otóż nie oferują one bynajmniej absolutnego, bezwarunkowe-go optymizmu, który należałoby ślepo stosować we wszelkich mo-żliwych sytuacjach, przeciwnie — proponują elastyczny optymizm.Ich celem jest zwiększenie twojej kontroli nad sposobem, w jakimyślisz o przeciwnościach losu. Jeśli masz negatywny styl wyjaś-niania, to — po zapoznaniu się z przedstawionymi tu technika-mi — nie będziesz już musiał żyć pod tyranią pesymizmu. Kiedybędą spotykać cię niepowodzenia, nie będziesz musiał traktowaćich jako trwałych, uniwersalnych i wynikających z twojej winy,z wszelkimi negatywnymi, paraliżującymi chęć działania konse-kwencjami, które niesie ze sobą pesymistyczny styl wyjaśniania.Rozdziały te dadzą ci możliwość wyboru sposobu patrzenia natwoje nieszczęścia, a więc alternatywę, która wcale nie wymaga,abyś stał się niewolnikiem ślepego optymizmu.Ogólne wskazówki, jak korzystaćz optymizmuWYNIK, JAKI UZYSKAŁEŚ W teście przedstawionym w rozdziale trze-cim, wskazuje na to, czy potrzebujesz, czy też nie, korzystać z opi-sanych niżej technik. Jeśli uzyskałeś wynik P - N (ogólny wynik

Optymistyczne życie 317testu) niższy niż 8 punktów, to na pewno przydadzą ci się tetechniki. Im niższy wynik osiągnąłeś, tym większy będziesz miałz nich pożytek. Jednak nawet jeśli uzyskałeś 8 punktów lub wię-cej, powinieneś odpowiedzieć sobie szczerze na podane niżej py-

tania — jeśli odpowiedź na przynajmniej jedno z nich będzie po-zytywna, to również ty możesz skorzystać na zapoznaniu sięz tymi technikami.• Czy łatwo się zniechęcam?• Czy ulegam przygnębieniu częściej, niżbym tego chciał?• Czy niepowodzenia spotykają mnie częściej, niż powinnyspotykać? W jakich sytuacjach powinieneś zastosować przedstawionew tych rozdziałach techniki zmieniające styl wyjaśniania? Przedewszystkim postaw sobie pytanie, co starasz się osiągnąć.• Jeśli znajdujesz się w sytuacji, kiedy chcesz osiągnąć sukces(uzyskać awans, sprzedać jakiś produkt, napisać trudny ra-port, wygrać mecz), korzystaj z optymizmu.• Jeśli przejmujesz się swoim samopoczuciem (zwalczeniemdepresji, stanem ducha), kieruj się optymizmem.• Jeśli wygląda na to, że sytuacja, w której się znalazłeś, możepotrwać dłużej, a zagrożone jest twoje zdrowie, kieruj sięoptymizmem.• Jeśli chcesz być przywódcą, jeśli chcesz inspirować innych,jeśli chcesz, by głosowano na ciebie, kieruj się optymizmem. Z drugiej strony są sytuacje, w których nie należy stosowaćtych technik.• Jeśli planujesz coś, co łączy się z ryzykiem, a przyszłośćrysuje się niepewnie, nie kieruj się optymizmem.• Jeśli udzielasz rad osobie, której przyszłość rysuje się ponu-ro, nie kieruj się początkowo optymizmem.• Jeśli chcesz, by inni odnieśli wrażenie, że współczujesz im• 318 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuw kłopotach, nie zaczynaj od optymizmu, aczkolwiek później,gdy zdobędziesz ich zaufanie, optymizm może być pomocny. Podstawowym kryterium decydującym o tym, czy należy, czynie, stosować optymizm, jest odpowiedź na pytanie, jakie są kosztaporażki w poszczególnych sytuacjach. Jeśli koszt porażki jest wy-soki, to optymizm jest w takiej sytuacji niewłaściwą strategią.Pilot podejmujący decyzję, czy jeszcze raz oczyścić kadłub samo-lotu z lodu, uczestnik przyjęcia podejmujący decyzję, czy po wy-piciu alkoholu wracać do domu samochodem, sfrustrowany mał-żonek podejmujący decyzję, czy wdać się w przygodę miłosną,która — gdyby wyszła na jaw — zniszczyłaby małżeństwo, niepowinni kierować się optymizmem. W tych przypadkach kosztaminiepowodzenia są, odpowiednio, śmierć, wypadek drogowy i roz-wód. Korzystanie z technik, które minimalizują te koszty, jestniewskazane. Jeśli natomiast koszt niepowodzenia jest niski, kie-ruj się optymizmem. Akwizytor, który zdecyduje się wykonać je-szcze jeden telefon, straci tylko czas, jeśli nie sprzeda oferty. Oso-ba nieśmiała, która zdecyduje się na otwartą rozmowę, ryzykujetylko to, że rozmówca nie podejmie tematu. Nastolatek, któryzastanawia się, czy nie zacząć uprawiać nowego sportu, ryzykujejedynie tyle, że się rozczaruje. Niezadowolony urzędnik, pominięty

przy awansie, ryzykuje jedynie to, że spotka się z odmową, jeślispokojnie wysonduje możliwość uzyskania wyższego stanowiska.Wszystkie osoby w takich sytuacjach powinny kierować się opty-mizmem. Rozdział ten podaje podstawowe zasady przejścia z pesymizmuna optymizm w życiu codziennym. W odróżnieniu od środków za-lecanych przez prawie wszystkie porady typu „pomóż sam sobie",które składają się z paru litrów wiedzy klinicznej i łyżeczki pracybadawczej, zasady te zostały dokładnie przebadane i sprawdzone,a skorzystały z nich już tysiące osób, zmieniając na stałe swój stylwyjaśniania. Ułożyłem te trzy rozdziały, dotyczące zmiany stylu wyjaśnianiatak, że każdy jest osobną całością. Do rad podanych w niniejszymrozdziale możesz się stosować we wszystkich dziedzinach swego Optymistyczne życie 319życia, z wyjątkiem pracy. Rozdział drugi przeznaczony jest dladzieci. Rozdział trzeci dotyczy pracy. W każdym z nich przedsta-wiono zasadniczo te same techniki wyuczonego optymizmu, tyleże do zastosowania w innym otoczeniu, a zatem może się wyda-wać, że rozdziały te zawierają nieco powtórzeń. Jeśli interesujecię tylko jeden z tych trzech tematów, to nie jest konieczne, abyśczytał pozostałe dwa rozdziały.TPS: Trudność, przekonanie i skutekKATIE JEST OD DWÓCH TYGODNI na ścisłej diecie. Dziś po pracyidzie z przyjaciółmi na piwo i zjada sałatkę i galaretkę, któretamci zamówili. Natychmiast potem czuje wyrzuty sumienia, że„zniszczyła" cały dwutygodniowy trud. Myśli sobie: „No, Katie, dzisiejszego wieczoru diabli wzięli całądietę. Mam strasznie słaby charakter. Nie mogę nawet iść do baruz przyjaciółmi, żeby nie zrobić z siebie żarłoka. Musieli pomyśleć,że jestem idiotką. No, skoro dwa tygodnie przestrzegania dietyi tak diabli wzięli, to mogę naprawdę zachować się jak świniai zjeść całe ciasto z lodówki". Katie otwiera lodówkę i zjada całe ciasto czekoladowe. Dieta,której tak skrupulatnie przestrzegała aż do tego wieczoru, zaczynarzeczywiście iść na marne. Związek pomiędzy zjedzeniem przez Katie sałatki i galaretkia nadmiernym pofolgowaniem swemu apetytowi nie jest bynaj-mniej związkiem koniecznym. Tym, co łączy te dwa fakty, jestsposób, w jaki wyjaśniła sobie, dlaczego zjadła sałatkę. Jej wyjaś-nienie jest bardzo pesymistyczne: „Mam słaby charakter". Takiteż jest wniosek, który z tego wyciąga: „Całą moją dietę diabliwzięli". W rzeczywistości nie stało się nic takiego, dopóki nieudzieliła sama sobie stałego, uniwersalnego i wewnątrzperso-nalnego wyjaśnienia. Dopiero wtedy się załamała.Konsekwencje zjedzenia sałatki i galaretki byłyby zgoła inne,

320 Przemiana: od pesymizmu do optymizmugdyby Katie po prostu zakwestionowała swoje pierwsze, automa-

tyczne wyjaśnianie. „Nie tak szybko, Katie — mogłaby sobie powiedzieć. — Przedewszystkim nie zrobiłam z siebie przy barze aż tak wielkiego żar-łoka. Wypiłam dwa piwa i zjadłam sałatkę i galaretkę. Nie jadłamobiadu, więc myślę, że w ogólnym bilansie spożyłam tylko trochęwięcej kalorii niż pozwala na to moja dieta. A to, że raz złamałamdietę, nie znaczy wcale, że mam słaby charakter. Przecież prze-strzegając jej ściśle przez dwa tygodnie, udowodniłam, że jestemsilna. Poza tym nikt nie uważa mnie za idiotkę. Wątpię, czy kto-kolwiek zwraca uwagę na to, co jem, a parę osób zauważyło nawetostatnio, że zeszczuplałam. A co najważniejsze, fakt, że zjadłamparę rzeczy, których nie powinnam była jeść, nie znaczy, że mogęsobie zupełnie odpuścić i zjeść jeszcze więcej. To nie ma sensu.Najlepiej wziąć się w garść, nie obwiniać samej siebie za drobneodstępstwo od diety i dalej przestrzegać jej tak samo ściśle, jakprzez ostatnie dwa tygodnie". To SPRAWA TPS*. Kiedy napotykamy na trudności, reagujemyw ten sposób, że o nich myślimy. Nasze myśli szybko zamieniająsię w przekonania. Przekonania te mogą tak wejść nam w zwyczaj,że nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, że je żywimy, dopókinie skupimy się na nich. A nie tkwią one w nas tylko tak sobie,lecz mają konsekwencje. Przekonania te są bezpośrednimi przy-czynami tego, co czujemy i co robimy potem. One właśnie częstowyznaczają różnicę między przygnębieniem i poddaniem się z jed-nej strony, a dobrym samopoczuciem i konstruktywnym działa-niem z drugiej. Wykazałem już w tej książce, że pewne rodzaje przekonań wy-zwalają reakcję w postaci poddania się. Teraz chcę nauczyć cię,jak przerwać to błędne koło. Pierwszym krokiem w tym kierunkujest dostrzeżenie związku między trudnością, przekonaniemi skutkiem (TPS). Drugim krokiem jest sprawdzenie, w jaki spo- * W rozdziałach poświęconych zmianie stylu wyjaśniania używam schematumodelu TPS opracowanego przez znakomitego pBychologa Alberta Ellisa. (W ory-ginale użyty jest skrót ABC, od słów: adversity, belief, conseąuence. (Przyp. red.) Optymistyczne życie 321sób TPS wyznacza każdy dzień w twoim życiu. Techniki te sączęścią kursu opracowanego przez dwóch czołowych przedstawi-cieli terapii kognitywnej — doktora Stevena Hollona, profesorapsychologii na Uniwersytecie Vanderbildta i naczelnego redaktorawiodącego periodyku w tej dziedzinie, oraz doktora Artura Freed-mana, profesora psychiatrii w Akademii Medycznej w New Jer-sey — we współpracy ze mną. Zadaniem tego kursu była zmianastylu wyjaśniania u normalnych osób.Ustalanie TPS1. T. Ktoś zajął miejsce na parkingu, gdzie zamierzałeś po-stawić samochód.P. MyśliszS. Wpadasz w złość, opuszczasz szybę i krzyczysz na tegokierowcę.

2. T. Wrzeszczysz na dzieci za to, że nie odrobiły lekcji.P. Myślisz: „Jestem złą matką."S. Czujesz (lub robisz)3. T. Twój najlepszy przyjaciel (twoja najlepsza przyjaciół-ka) nie odpowiada na twoje telefony.P. MyśliszS. Przez cały dzień jesteś przygnębiony (przygnębiona).4. T. Twój najlepszy przyjaciel (twoja najlepsza przyjaciół-ka) nie odpowiada na twoje telefony.P. MyśliszS. Nie przejmujesz się tym i zajmujesz się innymi spra-wami.5. T. Masz kłótnię z małżonką (małżonkiem).P. Myślisz: „Nigdy nie robię nic, jak trzeba".S. Czujesz (lub robisz) '

322 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu

6.

T. Masz kłótnię z małżonką (małżonkiem).P. Myślisz: „Ona (on) była (był) w okropnym nastroju".S. Czujesz (lub robisz)

7.

T. Masz kłótnię z małżonką (małżonkiem).P. Myślisz: „Zawsze mogę wyjaśnić nieporozumienie".S. Czujesz (lub robisz) :

A teraz przypatrzmy się tym siedmiu sytuacjom i zobaczmy,w jakie interakcje wchodzą ze sobą poszczególne elementy tegoukładu. 1. W pierwszym przykładzie myśl o tym, że naruszono twojeprawa, wkraczając na twój teren, wywołuje u ciebie gniew. My-ślisz: „Ten drań zabrał mi miejsce"; „To cham i egoista". 2. Kiedy wyjaśniłaś sobie takie potraktowanie dzieci stwier-dzeniem „Jestem złą matką", to w konsekwencji ogarnął cię smu-tek i poczułaś niechęć do tego, aby nakłonić je do odrobienia lekcji.Jeśli wyjaśniamy sobie niepomyślne wydarzenia jako skutki ta-kich stałych, uniwersalnych, osobowościowych cech jak bycie złąmatką, to rezultatem jest zniechęcenie i poddanie się, zaniechaniedziałania. Im bardziej stała w naszym mniemaniu jest to cecha,tym dłużej będzie trwało zniechęcenie. 3 i 4. Możesz przekonać się o tym, kiedy twój najlepszy przy-jaciel czy przyjaciółka nie oddzwania do ciebie. Jeśli, jak w przy-kładzie trzecim, pomyślisz o czymś stałym i uniwersalnym — po-wiedzmy: „Jestem nieuprzejmym egoistą (nieuprzejmą egoistką),

nic dziwnego, że do mnie nie dzwoni" — to skutkiem tego wpad-niesz w depresję. Jeśli jednak, jak w przykładzie czwartym, twojewyjaśnienie było chwilowe, lokalne i uzewnętrznione, to nie bę-dziesz się tym przejmował (przejmowała). Pomyślisz sobie: „Jestzapracowany (zapracowana) w tym tygodniu", albo „Jest w kiep-skim nastroju". 5, 6 i 7. A jak przedstawia się to w sytuacji, kiedy kłócisz sięz żoną (mężem)? Jeśli, jak w przykładzie 5, myślisz: „Nigdy nierobię nic, jak trzeba" (wyjaśnienie o charakterze stałym, zasięguuniwersalnym i uwewnętrznione), to wpadniesz w przygnębienie Optymistyczne życie 323i nie będziesz próbował (próbowała) nic zrobić, żeby załagodzićspór. Jeśli, z kolei, pomyślisz — jak w przykładzie 6 — „ona (on)był (była) w okropnym nastroju", to poczujesz lekką złość, pewnezniechęcenie i tylko na krótko powstrzymasz się od działania.Kiedy atmosfera nieco się poprawi, prawdopodobnie postarasz sięzałagodzić konflikt. Jeśli natomiast, jak w przykładzie 7, pomy-ślisz: „Zawsze mogę wyjaśnić nieporozumienie", to szybko przy-stąpisz do działania i niebawem poczujesz się bardzo dobr/^ " pe-łen (pełna) energii.Zapis twojego TPSABY SPRAWDZIĆ, jaknym, musisz prowao.Powinno to wystarczyz twego dnia powszedn W tym celu powiniektóry ma miejsce w two.zdajesz sobie sprawy. Chojakąś trudnością, nawet baikiem napotkania tej trudnoŁz przyjaciółką czy znajomą p.chce ona jak najszybciej żakoniewielka, lecz przykra trudność ^smutek (skutek napotkania tej ti -.ud stajesię schematem twojego TPS.Schemat taki składa się z trzeć. W części pierwszej, „Trudność", może znaleźć się prawie wszy-stko — od cieknącego kranu czy zmarszczki na czole przyjaciela,poprzez bez przerwy płaczące niemowlę, duży rachunek do zapła-cenia, do braku zrozumienia ze strony żony czy męża. Oceniajswoją sytuację obiektywnie. Zamieszczaj opis, a nie ocenę tego, cosię zdarzyło. A więc jeśli, na przykład, miałeś (miałaś) sprzeczkęz żoną (mężem), to zapisz, że była (był) niezadowolona (niezado-wolony) z czegoś, co powiedziałeś (powiedziałaś). Nie zapisuj jed- 324 Przemiana: od pesymizmu do optymizmunak w rubryce „Trudność", że „była (był) niesprawiedliwa (nie-sprawiedliwy)". Jest to wniosek, który wyciągnąłeś (wyciągnęłaś)z tej sytuacji, możesz go więc zapisać w części drugiej, zatytuło-

wanej: „Przekonanie". Twoje przekonania to interpretacje trudności, które napoty-kasz. Zadbaj o to, żeby oddzielić myśli od tego, co w danej chwiliczujesz. (Uczucia zapisujesz w części zatytułowanej: „Skutki".)„Całą dietę diabli wzięli" czy „Uważam, że jestem nieudolny" toprzekonania. Ich ścisłość może podlegać ocenie. Natomiast stwier-dzenie „Czuję smutek" wyraża uczucie. Nie ma sensu sprawdzaćścisłości stwierdzenia „Czuję smutek". Jeśli czujesz smutek, to jestci smutno i tyle. „Skutki". W tej części zapisujesz swoje uczucia i to, co zrobiłeś.Czy czułeś się smutny, niespokojny, wesoły, winny czy jeszczeinaczej? Często będziesz doświadczał kilku uczuć jednocześnie.Zapisz tyle uczuć i działań, z ilu zdasz sobie sprawę. Co wówczaszrobiłeś? „Czułem się wyżęty", „Postanowiłem nakłonić ją do prze-prosin", „Wróciłem do łóżka" — to wszystko uczucia i działaniabędące skutkami przekonań. Zanim zaczniesz, zapoznaj się z podanymi niżej przykładamisytuacji, w jakich możesz się znaleźć. Trudność: Mąż miał wykąpać dzieci i położyć je spać, alekiedy wróciłam z zebrania do domu, wszystkie siedziały z ocza-mi wlepionymi w telewizor. Przekonanie: Dlaczego on nie może zrobić tego, o co go po-proszę? Czy to tak ciężko wykąpać dzieci i położyć je spać?Jeśli teraz wyłączę telewizor, to będę wyglądała jak prawdziwazgaga. Skutki: Byłam naprawdę wkurzona na Jacka i zaczęłam sięna niego drzeć, nie dając mu nawet możliwości wytłumaczeniasię. Weszłam do pokoju i nie mówiąc ani słowa, wyłączyłamtelewizor. Wyglądałam jak zgaga. Trudność: Wróciłam wcześniej z pracy i zastałam syna z ko-legami palących trawkę. Optymistyczne życie 325 Przekonanie: Co on sobie wyobraża? Chyba go uduszę! Do-piero teraz widać, jaki jest nieodpowiedzialny. W ogóle niemożna mu ufać. Wszystko, co mówi, to kłamstwa. Nie mamzamiaru dłużej wysłuchiwać tych łgarstw. Skutki: Byłam tak wściekła, że wyszłam z siebie. Nie chcia-łam w ogóle rozmawiać z nim o tym, co zaszło. Powiedziałammu, że jest „nie zasługującym n? ^anie łobuzem", i byłamzła przez cały wieczór.

Trudność: Zad1*-\tóry mi się podoba,i zaproponov\ncert. Odparł, żejest mu '\porze zebranie.

\eiał oszczędzić

\mieć ze mną

\ Jestem dla

\a wspólne

Vnowaćpójśt

TrućJed-łem do &.<; samychmuskulan.

Przekona-cniu z tymi facetamiwyglądam jaiwieloryb! Jeśli mam god-ność, powinien-j stąd wyjść.Skutki: Czuł..,oiutnie zażenowany i po piętnastuminutach już mm.xn nie było. A teraz kolej na ciebie. Przez następne parę dni skoncentrujsię na podobnych sytuacjach i zapisz pięć ciągów TPS.Trudność:

326 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuPrzekonanie:Skutki:Trudność:Przekonanie:Skutki:Trudność:Przekonanie:Skutki:

Optymistyczne życie 327Trudność:Przekonanie:Skutki:Trudność:\ Przekonanie:Skutki:

I

Po zapisaniu pięciu epizodów TPS, przeczytaj je wnikliwie.Poszukaj więzi łączącej twoje przekonania z ich skutkami. Prze-konasz się, że wyjaśnienia pesymistyczne prowadzą do biernościi zniechęcenia, podczas gdy wyjaśnienia optymistyczne wyzwalajątwoją energię. A oto następny krok: jeśli zmienisz przekonania, które zazwy-czaj żywisz wobec napotykanych przez siebie trudności, to w kon-sekwencji zmienią się twoje reakcje na te trudności. Istnieją nie-zawodne metody dokonania takiej zmiany. 328 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuZakwestionowanie i odwrócenie uwagi

SĄ DWApu

^SOBY uporania się z pesymistycznymi przeko- \?bie uświadomimy. Pierwszy polega po prostu\yvagę od tych przekonań, kiedy się pojawią, czymś innym. Drugim jest zakwestiono-v samym sobą. Ten drugi sposób jest na\|ywny, gdyż jest mniej prawdopodobne,pane przekonania doszły znowu do się w sytuacji podobnej do tej,

| by myśleć zarówno o złych, jak^ciągają ich uwagę lub które na-dzenia ewolucji ma to głębokiNyśmy nie potrafili z miejscających nam niebezpieczeństw.anowani tak, aby martwić się, jak.owe pesymistyczne myśli po prostu po-...rok dalej, ale krok ten jest dla nas szkodliwy.j-iKo zaprzątają naszą uwagę, ale też nieustanniev w naszych głowach. Ze względu na swą naturę niewalają o sobie zapomnieć. Są pierwotnymi biologicznymi środ-kami zapobiegającymi zapomnieniu o potrzebach i niebezpieczeń-stwach. Wydaje się, że tak jak ewolucja zadbała o to, by dzieciprzed okresem pokwitania były niepoprawnymi optymistami, takteż postarała się, by dorośli, którzy martwią się o przyszłość i pla-nują swe działania, mieli większą szansę przeżycia, spłodzeniai wychowania dzieci. Jednak w dobie współczesnej te pierwotneśrodki podtrzymywania uwagi mogą stanąć na przeszkodzie na-szym działaniom, obniżyć sprawność naszego funkcjonowania i ze-psuć nasze życie emocjonalne. Prześledźmy teraz różnicę między odwróceniem uwagi a zakwe-stionowaniem myśli nawykowych. Optymistyczne życie 329Odwrócenie uwagi

CHCIAŁBYM TERAZ, żebyś nie myślał o gorącej szarlotce z lodamiwaniliowymi. Szarlotka i lody tworzą apetyczny kontrast. Prawdopodobnie stwierdzisz, że prawie nie możesz oderwać sięod myśli o tych smakołykach. Mimo to możesz skierować swojąuwagę w innym kierunku. Pomyśl jeszcze raz o szarlotce. No właśnie. Cieknie ci ślinka?A teraz wstań, uderz pięścią w stół i krzyknij: „Dość tego!"Wyobrażenie szarlotki zniknęło, prawda? Jest to jedna z wielu prostych, ale bardzo skutecznych technikstosowanych przez osoby, które chcą przerwać nawykowe, natręt-ne myślenie o jakiejś rzeczy. Niektórzy uruchamiają w takichprzypadkach głośny dzwonek, inni noszą lub wywieszają kartkiz wypisanym dużymi, czerwonymi literami hasłem „STOP". Wieleosób twierdzi, że dobrze jest nosić na przegubie ręki gumkę, którąw takich sytuacjach wystarczy energicznie pociągnąć i puścić, byodgonić natrętne myśli. Jeśli połączysz którąś z tych technik z techniką zwaną prze-mieszczeniem uwagi, to uzyskasz bardziej długotrwałe rezultaty.Aby nie dopuścić do powrotu natrętnych myśli po ich odgonieniu(przez pociągnięcie gumki założonej na nadgarstek czy też w innysposób), zwróć swoją uwagę w innym kierunku. Robią to aktorzy,kiedy muszą nagle przerzucić się z jednego stanu emocjonalnegow drugi. Wypróbuj taką oto metodę. Weź jakiś mały przedmioti przez parę sekund wpatruj się weń intensywnie albo badaj godokładnie — obracaj w dłoniach, spróbuj, jaki ma smak, powąchaj,popukaj w niego palcem, aby przekonać się, jaki wydaje dźwięk.Stwierdzisz, że taka koncentracja na jakimś przedmiocie bardzopomogła ci w przemieszczeniu uwagi. Możesz też przeciąć natrętny tok myśli, wykorzystując samąich naturę. Chodzi o to, że takie natrętne myśli bez przerwy krążąci po głowie po to, żebyś ich nie zapomniał, żebyś działał stosowniedo nich. Kiedy napotkasz na trudności, wyznacz sobie jakąś póź-niejszą porę na przemyślenie spraw, powiedzmy godzinę szóstąpo południu. Potem, kiedy zdarzy się coś, co nie daje ci spokoju, I pesymizmu do optymizmu możesz przestać o tym myśleć, powiedz sobie:\ potem... o... [tu podajesz taką a taką godzinę]".\zapisać niepokojące cię myśli, w chwili kiedyjwy. To połączenie zapisywania ich — które na światło dzienne i pozbyciu się ich w tenaczenie sobie jakiejś późniejszej pory na ichakomite efekty. Wykorzystuje się w ten spo- w ogóle istnieje ruminacja — powodemprzypominanie o tych myślach właśnie —Jeśli zapiszesz owe natrętne myśli i wy-\ich przemyślenie, to znika powód, dla któ-tacają, a brak powodu osłabia siłę ich od-Zakwestionowanie natrętnych myśliUNIKANIE NIEPOKOJĄCYCH NAS PRZEKONAŃ może być dobrym środ-

kiem pierwszej pomocy, ale lekiem dużo skuteczniejszym i o dłuż-szym działaniu jest kwestionowanie ich. Znajdź argumenty prze-ciw nim. Przejdź do ataku. Skutecznie kwestionując przekonania,które wywoływane są pojawianiem się trudności, możesz zmienićswe zwyczajowe reakcje — zniechęcenie i poddanie się — naaktywność i pogodę ducha. Trudność: Ostatnio podjęłam studia wieczorowe, aby uzy-skać dyplom magistra. Jestem po pierwszej sesji egzamina-cyjnej, podczas której nie wypadłam tak dobrze, jak chciałam. Przekonanie: Co za marne oceny, Judy! Bez wątpienia wy-padłam najgorzej z całej grupy. Jestem po prostu głupia, i towszystko. Trzeba pogodzić się z faktami. Jestem po prostuza stara, żeby rywalizować z tymi dzieciakami. Nawet jeśliwytrzymam, to kto zatrudni czterdziestoletnią kobietę, kiedymoże przyjąć dwudziestotrzyletnią dziewczynę? Co ja sobiewyobrażałam, kiedy się zapisywałam? Dla mnie jest już zapóźno. Optymistyczne życie 331 Skutki: Czułam się zupełnie bezużyteczna i byłam zniechę-cona. Byłam zła, że w ogóle spróbowałam jeszcze studiować,i postanowiłam, że dam sobie z tym spokój i zadowolę się swojąobecną pracą.Zakwestionowanie: Wyolbrzymiam swoje niepowodzenia.Miałam nadzieję, że dostanę ze wszystkich przedmiotów piątki,a dostałam czwórkę, czwórkę plus i czwórkę minus. Przecieżto nie są złe oceny. Może nie wypadłam najlepiej z całej grupy,3 ale na pewno nie najgorzej. Sprawdziłam to. Chłopak, któryj siedział na egzaminie obok mnie, miał trójki, a nawet trójkęI minus. To, że nie poszło mi tak dobrze, jak chciałam, nie ma1 nic wspólnego z moim wiekiem. To, że mam czterdzieści lat,f wcale nie znaczy, że jestem najmniej inteligentna z całej grupy.I Być może nie poszło mi tak dobrze, jak się spodziewałam, dla-i tego że mam dużo innych obowiązków i nie mogę poświęcić?' wiele czasu na naukę. Pracuję na pełnym etacie. Mam rodzinę.' Myślę, że biorąc pod uwagę moją sytuację, wypadłam zupełnienieźle. Po tej sesji egzaminacyjnej wiem, jak ciężko będę mu-siała pracować, żeby w przyszłości wypaść jeszcze lepiej. A jeślichodzi o to, kto mnie potem zatrudni, to za wcześnie jeszcze,by się o to martwić. Poza tym prawie wszyscy absolwenci tegokierunku studiów dostają dobrą pracę. Teraz muszę się skon-centrować na nauce i zrobić magisterium. Kiedy już będę miaładyplom, będę mogła zająć się szukaniem lepszej pracy. Wynik: Poczułam się o wiele lepiej. Nie myślę już o rzuceniustudiów i nie dopuszczę do tego, żeby mój wiek przeszkodziłmi w osiągnięciu tego, co chcę osiągnąć. Wprawdzie nadal uwa-żam, że wiek jest pewną przeszkodą, ale pokonam ją, kiedybędzie trzeba. Judy skutecznie zakwestionowała swoje przekonania na tematwyników egzaminów. Dzięki temu zmieniła swoje uczucia i za-

miary. Rozpacz ustąpiła miejsca nadziei, a chęć rzucenia studiówprzerodziła się w niezłomne postanowienie ich kontynuowania.Stało się tak, bo Judy zna techniki, których wkrótce ty też sięnauczysz. izmu do optymizmuii jest to, abyś uświadomił sobie, że twojesekonaniami. Mogą one, lecz nie muszą,v. Jeśli znajoma wrzaśnie na ciebie w zło-ką! Jesteś głupią, bezmyślną egoistką!",Najprawdopodobniej nie przejmiesz sięjednak dopieką ci one, to zakwestionu-j wprost do oszczerczym, albo prowadząc[ożesz powiedzieć: „Moje dzieci kochająstwo czasu. Uczę je algebry, różnych gierbie radzić w życiu. A ona po prostu za-zdrości mi, bo jej dzieciaki są do niczego".Możemy dość łatwo zdystansować się od nieuzasadnionychoskarżeń stawianych nam przez inne osoby. Jednak dużo trudniejjest nam zachować dystans w stosunku do oskarżeń, które sta-wiamy sobie sami. Przecież jeśli to my tak o sobie myślimy, tomusi to być prawda.Fałszywy wniosek! To, co mówimy sobie, kiedy spotka nas niepowodzenie, możebyć tak samo bezpodstawne jak brednie zazdrosnej znajomej. Wy-jaśnienia, które wówczas tworzymy na własny użytek, zazwyczajwykoślawiają obraz rzeczywistości. Są to po prostu złe nawykimyślenia będące wynikiem nieprzyjemnych doświadczeń z naszejprzeszłości — konfliktów z okresu dzieciństwa, wymagań suro-wych rodziców, nadmiernie wymagającego trenera drużyny mło-dzieżowej, w której występowaliśmy, zawiścią starszej siostry —ale skoro wydają się wytworami naszych umysłów, traktujemy jejak ewangelię. Tymczasem są to tylko przekonania, wierzenia, a to, że się jesto czymś przekonanym, czy że się w coś wierzy, nie znaczy wcale,że jest tak istotnie. Jeśli ktoś uważa, że jest niesympatyczny, nienadaje się do niczego i nikt go nigdzie nie zatrudni, nie znaczy,że jest tak naprawdę. Trzeba na moment zawiesić nasze przeko-nania i zdystansować się od swoich pesymistycznych wyjaśnieńprzynajmniej na czas potrzebny do ich zweryfikowania. Spraw- Optymistyczne życie 333dzanie poprawności naszych przekonań to cała istota i sens ichkwestionowania. Pierwszy krok polega na uświadomieniu sobie tego, że przeko-nania można zakwestionować. Drugim krokiem jest praktycznezastosowanie tej wiedzy.Nauka spierania się z samym sobąNA SZCZĘŚCIE masz już niemałe doświadczenie w kwestionowaniuróżnych opinii. Korzystasz z tej umiejętności, ilekroć spierasz się

z innymi osobami. Kiedy zaczniesz kwestionować nieuzasadnioneoskarżenia, które kierujesz pod swoim własnym adresem, ta daw-no nabyta umiejętność będzie jak znalazł. Nie wystarczy coś zakwestionować, trzeba to jeszcze zrobić tak,aby wypadło przekonująco. W tym celu należy odpowiedzieć sobiena następujące pytania:• Dowody?• Alternatywy?• Implikacje?• Przydatność?DowodyNAJBARDZIEJ PRZEKONUJĄCYM SPOSOBEM zakwestionowania nega-tywnego przekonania jest wykazanie, iż jest ono niezgodne z fa-ktami. W przeważającej większości przypadków fakty będą świad-czyły na twoją korzyść, gdyż pesymistyczne reakcje na trudnościsą często znacznie przesadzone. Przyjmujesz rolę detektywa i py-tasz: „A na jakich dowodach opiera się to przekonanie?" Postąpiła tak Judy. Była przekonana, że uzyskała „najgorszeoceny z całej grupy", ale sprawdziła dowody. Osoba, która podczasegzaminu siedziała obok niej, miała dużo gorsze stopnie. Katie, której dietę rzekomo „diabli wzięli", mogła policzyć, ilekalorii miała sałatka, galaretka i dwa piwa. Stwierdziłaby wtedy, oesymizmu do optymizmuwięcej kalorii, niż zawierał obiad, z któregotójść z przyjaciółmi na piwo.te, abyś dostrzegł różnicę między tym podej-iłą pozytywnego myślenia". Pozytywne myśle-I próbach uwierzenia w takie podniosłe niby-clnia na dzień w każdej dziedzinie wiedzie milo iż brak jest na to dowodów, a nawet — coą temu. Jeśli rzeczywiście potrafisz dać wiaręnej dla ciebie, jednak wiele wykształconychjeptycyzmu, nie jest w stanie traktować po-rych oświadczeń. W przeciwieństwie do tego,-riiera się na dokładnym rozpoznaniu sytuacji.Stwierdziliśmy, że samo powtarzanie sobie pozytywnych sądówniezbyt, jeśli w ogóle, podnosi na duchu tego, kto to robi, czypoprawia jego osiągnięcia w jakiejkolwiek dziedzinie. Efekt dajedopiero stawienie czoła sądom negatywnym. Negatywne przeko-nania, które wywołane są trudnościami, są zazwyczaj nieścisłe lubnawet mylne. Większość osób ma skłonność do katastrofizowa-nia — ze wszystkich potencjalnych przyczyn wybierają one tę,która pociąga za sobą najgorsze skutki. Jedna z najbardziej sku-tecznych technik kwestionowania przekonań polega na szukaniudowodów, które świadczą, iż wyjaśnienia katastroficzne znie-kształcają rzeczywisty obraz wydarzeń. W przeważającej większo-ści przypadków rzeczywistość będzie świadczyła na twoją korzyść.Wyuczony optymizm oddziałuje na nas nie poprzez nieuzasa-dnione pozytywne myślenie o świecie, lecz dzięki potędze myślenia

„nienegatywnego".2AlternatywyPRAWIE ŻADNE WYDARZENIE nie jest skutkiem jednej tylko przy-czyny; większość wydarzeń ma wiele przyczyn. Jeśli wypadłeś źlena egzaminie, to mogły się na to złożyć wszystkie z podanych niżejprzyczyn: to, czy trudny był egzamin, czy długo się uczyłeś, czyjesteś bystry, czy sprawiedliwy był egzaminator, czy poszło innymzdającym, czy byłeś zmęczony. Pesymiści mają skłonność do wy-

Optymistyczne życie 335szukiwania tylko jednej, za to najgorszej ze wszystkich możliwych,przyczyny — najbardziej stałej, najbardziej uniwersalnej i najbar-dziej wewnętrznej. Judy uznała, że wypadła podczas egzaminówgorzej, niż się spodziewała, dlatego że była za stara („Jestem zastara, żeby rywalizować z tymi dzieciakami"). I w tym przypadku kwestionowanie można zazwyczaj poprzećfaktami. Skoro przyczyn jest wiele, to dlaczego mamy wybieraćnajgorszą z nich? Zadaj sobie pytanie: „Czy nie można na to spoj-rzeć w mniej destrukcyjny sposób?" Judy, która miała już sporedoświadczenie w kwestionowaniu swych spontanicznych przeko-nań, szybko odkryła, że można, i znalazła bardziej przekonującewyjaśnienie: „Pracuję na pełnym etacie i mam rodzinę". Katie,która także nabyła takie doświadczenie, udało się zmienić prze-konanie, że ma „słabą" wolę, na przekonanie dokładnie przeciwne:„Mam jednak silną wolę, skoro przez pełne dwa tygodnie prze-strzegałam tak ściśle diety". Chcąc zakwestionować swe przekonania, szukaj wszelkich mo-żliwych przyczyn danego stanu rzeczy. Skoncentruj się na przy-czynach zmiennych (niewystarczająca ilość czasu poświęconego nanaukę), lokalnych (ten akurat egzamin był wyjątkowo trudny)i niewewnętrznych (egzaminator stawiał niesprawiedliwe oceny).Być może wytwarzanie alternatywnych przekonań będzie ci przy-chodziło z trudem, być może nie będziesz w pełni przekonany, żeinne możliwe przyczyny są prawdziwe. Pamiętaj jednak, że my-ślenie pesymistyczne polega na czymś zupełnie odwrotnym, nawytwarzaniu najbardziej ponurych przekonań, i to bynajmniej niedlatego, że znajdują one potwierdzenie w faktach, lecz że są naj-bardziej ponure. Twoim zadaniem jest wyzbycie się tego zgubnegonawyku poprzez nauczenie się odkrywania alternatyw.ImplikacjeTAK SIĘ JEDNAK SPRAWY MAJĄ na tym świecie, że fakty nie zawszebędą świadczyły na twoją korzyść. Negatywne przekonanie, któremasz o sobie, może być prawdziwe. W takiej sytuacji należy użyćtechniki zwanej dekatastrofizacją.

pesymizmu do optymizmuk: „Nawet jeśli moje przekonanie jest prawdzi-jo implikacje?" Judy była starsza niż reszta) implikuje? Nie znaczy to przecież, że jest onaniż pozostali ani że nikt nie będzie chciał jej

Katie złamała dietę, nie znaczy, że jest onast głupia, a już na pewno nie znaczy, że po-wyrzeczenia dwóch tygodni poszły na marne,i zadać pytanie, jak prawdopodobne są okro-ili przekonań. Czy jest prawdopodobne, by trzyminów znaczyły, że nikt nigdy nie zatrudnip sałatki i galaretki rzeczywiście oznacza, żeinym żarłokiem? Kiedy zadasz już sobie pyta-nie, czy implikacje twoich przekonań są rzeczywiście tak strasz-ne, jak ci się wydaje, zastosuj ponownie technikę przedstawionąwcześniej i zacznij szukać dowodów. Katie przypomniała sobiew końcu, że przecież przez okrągłe dwa tygodnie przestrzegałaścisłej diety, co było dowodem na to, że trudno by ją nazwać nie-nasyconym żarłokiem. Judy z kolei przypomniała sobie, że prawiekażdy, kto uzyskał dyplom magisterski ze specjalności, którą stu-diowała, otrzymał dobrą pracę.PrzydatnośćNIEKIEDY SKUTKI posiadania pewnych przekonań są znacznie waż-niejsze niż ich prawdziwość. Czy dane przekonanie ma zgubneskutki? Przekonanie* Katie, iż jest żarłokiem, nawet gdyby byłoprawdziwe, ma zgubne skutki. Prowadzi ono bowiem do całkowi-tego zarzucenia diety. Niektóre osoby ogarnia przygnębienie, kiedy okazuje się, że naświecie nie ma sprawiedliwości. Możemy podzielać to uczucie, aleprzekonanie, iż na świecie powinna panować sprawiedliwość, mo-że prowadzić do tylu przykrych rozczarowań, że lepiej o tym niemyśleć. I co mi przyjdzie z tego, że będę się go uparcie trzymał?Czasami, zamiast zastanawiać się nad słusznością swoich prze-konań i kwestionować je, lepiej jest nie myśleć o nich i robić swoje.Na przykład saper rozbrajający minę może pomyśleć: „Może wy- Optymistyczne życie 337buchnąć i wtedy po mnie". Skutek tego będzie taki, że zaczną musię trząść ręce i mina rzeczywiście może wybuchnąć. W takimprzypadku zalecałbym nie kwestionowanie, lecz odwrócenie uwagiod swych myśli. Kiedy będziesz musiał zrobić coś natychmiast,przekonasz się, że bardziej przydatne jest odwrócenie uwagi odswych przekonań. W takiej chwili nie powinieneś zadawać sobiepytania: „Czy to przekonanie jest prawdziwe?", lecz: „Czy to, żebędę o tym myślał akurat teraz, pomoże mi?" Jeśli odpowiedziąbędzie „nie", to zastosuj technikę odwrócenia uwagi (Stop!) Wy-znacz sobie inny czas, żeby się tym martwić. Zapisz sobie tę myśl.Inna taktyka polega na tym, by wyszczególnić wszystkie spo-soby, jakimi w przyszłości można zmienić daną sytuację. Trzebapomyśleć: „Nawet jeśli w tej chwili przekonanie to jest prawdziwe,to czy nie da się zmienić tej sytuacji?" Jak można by ją zmienić?Zapis twojego kwestionariusza natrętnychmyśliCHCIAŁBYM TERAZ, żebyś przećwiczył wzór swego TPSKA. Wieszjuż, co oznaczają litery TPS. K oznacza kwestionowanie, A —

aktywizację. W pięciu kolejnych sytuacjach, w których napotkasz trudności,przyjrzyj się uważnie swoim przekonaniom i ich skutkom, a potemenergicznie zakwestionuj te przekonania. Następnie obserwujuważnie proces aktywizacji, który zacznie się, kiedy uda ci sięzakwestionować swe negatywne przekonania, i zapisz to wszystko.Mogą to być błahe trudności, na przykład dostajesz list z opóźnie-niem, nikt nie odbiera twojego telefonu, niedokładnie umyto ciszybę samochodu. W każdym z tych przypadków zastosuj czterytechniki skutecznego kwestionowania swoich przekonań.Zanim do tego przystąpisz, przestudiuj podane niżej przykłady. Trudność: Pożyczyłam od przyjaciółki cenne klipsy, ale zgu-biłam jeden z nich podczas tańca. 338 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu Przekonanie: Jestem zupełnie nieodpowiedzialna. To byłyulubione klipsy Kay i oczywiście musiałam jeden zgubić. Bę-dzie na mnie wściekła i nie bez powodu. Gdybym była na jejmiejscu, też bym się wściekała. Ależ ze mnie niedorajda! Niebędę zdziwiona, jeśli Kay powie mi, że nie chce mieć już zemną nic wspólnego. Skutki: Czułam się fatalnie. Było mi okropnie wstyd. Bałamsię zadzwonić do niej i powiedzieć, co się stało. Przez dłuższyczas siedziałam tylko i starałam się zebrać odwagę, żeby doniej zadzwonić. Kwestionowanie: No cóż, to naprawdę pożałowania godne,że zgubiłam ten klips. Były to ulubione klipsy Kay [dowód]i na pewno będzie z tego powodu niezadowolona [implikacja].Zrozumie jednak, że to był przypadek [alternatywa], i wątpię,by tylko dlatego zerwała ze mną wszelkie stosunki [implika-cja]. Nie uważam, żebym naprawdę była zupełnie nieodpowie-dzialna tylko dlatego, że zgubiłam klips [implikacja]. Aktywizacja: Nadal czułam się źle, ale nie było mi już takokropnie wstyd jak przedtem i przestałam się martwić, że z po-wodu tego zgubionego klipsa stracę przyjaciółkę. Przemogłamsię na tyle, by wreszcie do niej zadzwonić.Oto zapis sytuacji, którą częściowo już poznałeś. Trudność: Wróciłam wcześniej z pracy i zastałam syna z ko-legami palących trawkę. Przekonanie: Co on sobie wyobraża? Chyba go uduszę! Do-piero teraz widać, jaki jest nieodpowiedzialny. W ogóle niemożna mu ufać. Wszystko, co mówi, to kłamstwa. Nie mamzamiaru dłużej wysłuchiwać tych łgarstw. Skutki: Byłam tak wściekła, że wyszłam z siebie. Nie chcia-łam w ogóle rozmawiać z nim o tym, co zaszło. Powiedziałammu, że jest „nie zasługującym na zaufanie łobuzem", i byłamzła przez cały wieczór. A tak zakończyłaby ten wewnętrzny dialog kobieta mającawprawę w kwestionowaniu swoich przekonań.

Optymistyczne życie 339

I Kwestionowanie: No dobrze, nie ma absolutnie żadnychwątpliwości, że Joshua postąpił nieodpowiedzialnie paląc tra-wkę, ale to przecież nie znaczy, że jest zupełnie nieodpowie-dzialny i „nie zasługuje na zaufanie" [implikacje]. Nigdy niewagarował ani nie wracał późno, a w domu wywiązuje sięz wszystkich swoich obowiązków [dowody]. To bardzo poważnasprawa, ale nic mi nie da zakładanie z góry, że wszystko, comówi, to kłamstwa [przydatność]. W przeszłości zawsze poro-zumiewałam się z nim bez problemów i jeśli teraz zachowamspokój, to wszystko może się ułożyć lepiej [przydatność]. Jeślinie będę chciała rozmawiać z nim o tym, to sytuacja będziebez wyjścia [przydatność]. Aktywizacja: Zdołałam się uspokoić i wziąć sprawy w swojeręce. Zaczęłam od przeproszenia go za to, że nazwałam go „niezasługującym na zaufanie" i powiedziałam, że musimy poważ-nie porozmawiać o tym, co zaszło. Dyskusja momentami sta-wała się gorąca, ale przynajmniej rozmawialiśmy. Trudność: Wydałem kolację dla grupki znajomych, a osoba,na której chciałem wywrzeć dobre wrażenie, prawie nie tknęłajedzenia. Przekonanie: Potrawy miały obrzydliwy smak. Jako kucharzjestem do niczego. Mogę pożegnać się z pragnieniem jej bliż-szego poznania. I tak mam szczęście, że nie wstała i nie wyszław połowie kolacji. Skutki: Byłem rozczarowany i zły na siebie. Byłem tak spe-szony swym brakiem umiejętności kulinarnych, że już chcia-łem unikać jej przez resztę wieczoru. Sprawy potoczyły sięzupełnie inaczej, niż oczekiwałem. Kwestionowanie: Przecież to jest śmieszne. Wiem, że jedze-nie nie miało obrzydliwego smaku [dowód]. Co prawda ona niejadła dużo, ale wszyscy pozostali zajadali się tym, co zrobiłem.Może być sto powodów, że jadła tak mało [alternatywy]. Możejest na diecie, może źle się czuła, może nie ma apetytu [alter-natywy]. Przecież opowiadała dowcipy i wyglądało na to, że siędobrze bawi [dowód]. Zaproponowała mi nawet pomoc w zmy- 340 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuwaniu naczyń [dowód]. Nie zrobiłaby tego, gdyby żywiła domnie niechęć [alternatywa]. Aktywizacja: Nie byłem już tak zły na siebie i speszony.Zdałem sobie sprawę, że jeśli będę jej unikał, to rzeczywiściezaprzepaszczę szansę na bliższe jej poznanie. Udało mi sięwreszcie odprężyć i nie dopuścić do tego, by wyobraźnia zepsu-ła mi cały wieczór. A teraz ty przystąp do działania. Przez najbliższy tydzień za-pisuj podobne do tych sytuacje, w których się znalazłeś. Nie wy-

szukuj specjalnie trudności, ale gdy na nie napotkasz, wsłuchajsię uważnie w swój wewnętrzny dialog. Kiedy usłyszysz głos wy-rażający przekonanie negatywne, zakwestionuj je. Pokonaj je. Po-tem zapisz swoje TPSKA.Trudność:Przekonanie:Skutki:Kwestionowanie:Aktywizacja:

Trudność:Przekonanie:Skutki:Kwestionowanie:Aktywizacja:Trudność:Przekonanie:Skutki:Kwestionowanie:Aktywizacja:

Optymistyczne życie 341

342 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuTrudność:Przekonanie:Skutki:Kwestionowanie:Aktywizacja:Trudność:Przekonanie:Skutki:Kwestionowanie:Aktywizacja:

Optymistyczne życie 343j Uzewnętrznianie głosówJEŚLI CHCEMY przećwiczyć kwestionowanie, to nie musimy czekać,aż pojawią się przed nami jakieś trudności. Możesz poprosić przy-jaciółkę czy przyjaciela, żeby głośno wymieniał twoje przekonanianegatywne, a ty będziesz je kwestionować, również głośno. Ćwi-czenie to nazywa się „uzewnętrznianiem głosów". A więc wybierzsobie do tego celu przyjaciela czy przyjaciółkę (może to być mążlub żona). Całość zajmie około dwudziestu minut. Ponieważ za-danie drugiej osoby będzie polegało na krytykowaniu ciebie, mu-sisz dobrać tę osobę bardzo starannie. Wybierz kogoś, komu ufaszi możesz się zwierzyć ze swych uczuć i w stosunku do kogo nieprzyjmiesz postawy defensywnej. Wyjaśnij przyjacielowi (przyjaciółce), że w tej sytuacji nie tylkomoże, ale musi cię krytykować, że nie obrazisz się o to, co powie,

gdyż jest to ćwiczenie, którego celem jest udoskonalenie sposobukwestionowania takich zarzutów wtedy, kiedy stawiasz je sam(a)sobie. Pomóż przyjacielowi wybrać zarzuty odpowiedniego rodza-ju, pokazując mu zapis swojego TPS i wskazując na przekonanianegatywne, które ci stale dokuczają. Kiedy to ustalicie, przeko-nasz się, że rzeczywiście nie poczujesz się urażony tymi oskarże-niami i że ćwiczenie to nawet pozwoli wam jeszcze bardziej zacis-nąć więzi przyjaźni. Twoje zadanie polegać będzie na głośnym kwestionowaniu,przy użyciu wszelkich środków obrony, jakimi będziesz dyspono-wał, tych uwag krytycznych. Przytaczaj wszelkie dowody przeciw-ko zarzutom przyjaciela, jakie będziesz w stanie znaleźć, twórzwyjaśnienia alternatywne, argumentuj, że implikacje wcale nie sątak ponure, jak twierdzi przyjaciel. Jeśli stwierdzisz, że jakiś za-rzut jest w danej chwili prawdziwy, to wymień szczegółowo wszy-stko, co możesz zrobić, aby zmienić sytuację. Przyjaciel może teżkwestionować twoje argumenty. Po wysłuchaniu go, odpowiedz najego kontrargumenty. Zanim zaczniecie, przeczytajcie wspólnie poniższe przykłady.W każdym z nich zawarty jest opis sytuacji, którą przyjaciel osoby 344 Przemiana: od pesymizmu do optymizmubędącej jej bohaterem (bohaterką) wykorzystuje dla sformułowa-nia przykrych dla niego (dla niej) zarzutów. Sytuacja: Karolina, porządkując ubrania w pokoju swejpiętnastoletniej córki znajduje, ukryte pod bielizną tabletkiantykoncepcyjne. Zarzut (postawiony przez przyjaciółkę): Jak to możliwe, że-by córka robiła coś takiego, a ty nic o tym nie wiesz? Przecieżona ma dopiero piętnaście lat. Kiedy byłaś w jej wieku, tonawet do głowy ci nie przyszło, żeby umówić się z chłopakiem.Jak to się stało, że nic nie zauważyłaś? Twoje stosunki z córkąmuszą być okropne, skoro nie zdawałaś sobie w ogóle sprawyz tego, że prowadzi życie seksualne. Co z ciebie za matka? Kwestionowanie: Nie ma sensu porównywać tego, jaka jabyłam w jej wieku, z tym, jaka jest ona [przydatność]. Czasysię zmieniły. Teraz świat jest zupełnie inny niż za mojej mło-dości [alternatywa]. To prawda, że nie miałam pojęcia, iż Su-san z kimś sypia [dowód], ale to nie znaczy, że nasze stosunkisą okropne. Rozmowy, które z nią prowadziłam na temat za-pobiegania ciąży, musiały jednak odnieść skutek, skoro używatych tabletek [dowód]. To przynajmniej dobry znak. Przyjaciółka przerywa: Jesteś tak zaabsorbowana swoimisprawami i swoją pracą, że nie masz zielonego pojęcia, jakwygląda życie córki. Jesteś fatalną matką. Ciąg dalszy kwestionowania: Ostatnio faktycznie byłam zabardzo zajęta swoją pracą i być może nie poświęciłam Susantyle uwagi, ile bym chciała [alternatywa], ale mogę to zmienić[przydatność]. Zamiast zupełnie wypuścić sprawy z ręki albomieć do siebie pretensje, mogę skorzystać z tej okazji, zacząć

z nią więcej rozmawiać i przedyskutować z nią sprawę seksui inne jej problemy. Na początku nie będzie to łatwe. Podej-rzewam, że nie będzie chciała-o tym rozmawiać, ale nakłonięją do tego. Sytuacja: W tym przypadku pesymistą jest mężczyzna imie-niem Doug. Razem ze swoją dziewczyną, Barbarą, był na przy- Optymistyczne życie 345jęciu u jej znajomych. Barbara przez część wieczoru rozmawia-ła z Nickiem, którego Doug nie znał przedtem. W drodze po-wrotnej z przyjęcia Doug nie mógł się powstrzymać, by niezauważyć zgryźliwie: „Wygląda na to, że ty i ten chłopak maciedużo wspólnych spraw. Już od dawna nie widziałem, żebyśbyła tak podekscytowana. Mam nadzieję, że wzięłaś numerjego telefonu. Szkoda by było, żeby tak świetnie zapowiadającasię znajomość miała się skończyć". Barbara była zaskoczonareakcją Douga. Odparła ze śmiechem, że nie musi się obawiać,gdyż Nick jest po prostu jej kolegą z pracy. Zarzut (postawiony przez przyjaciela): To nieładnie ze stro-ny Barbary, że spędziła cały wieczór, rozmawiając z kim in-nym. W końcu to byli jej znajomi, więc wiedziała, że będzieszsię tam czuł obco. Kwestionowanie: Myślę, że jednak moja reakcja była trochęprzesadna. Nie rozmawiała z nim przez cały wieczór [dowód].Byliśmy na tym przyjęciu cztery godziny, a rozmawiała z nimze trzy kwadranse [dowód]. To, że była tam kupa ludzi, którychwcześniej nie znałem, wcale nie znaczy, że musiała się mnązajmować cały czas jak niańka [alternatywa]. Przez pierwszągodzinę przedstawiała mnie swoim znajomym, a z Nickiemzaczęła rozmawiać dopiero po kolacji [dowód]. Myślę, że nieobawia się o nasz związek i dlatego nie musi cały czas trzymaćsię przy mnie [alternatywa]. Wie, że sam potrafię zapoznawaćsię z ludźmi i dobrze bawić się w nowym towarzystwie [dowód]. Przyjaciel przerywa: Gdyby naprawdę zależało jej na tobie,to nie spędziłaby wieczoru flirtując z tamtym facetem. Najwi-doczniej tobie bardziej zależy na niej niż jej na tobie, a skorotak, to możesz się pożegnać z myślą o niej. Ciąg dalszy kwestionowania: Wiem, że Barbara mnie kocha[dowód]. Już od dawna jesteśmy razem i nigdy nawet nie wspo-mniała o zerwaniu czy choćby o tym, że chce gdzieś sama wyjść[dowód]. Ona ma rację, chyba byłem trochę zdenerwowany tym,że znalazłem się wśród tylu obcych ludzi [alternatywa]. Powi-nienem ją przeprosić za ten złośliwy przycinek i wytłumaczyćjej, dlaczego tak zareagowałem [przydatność]. 346 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu Sytuacja: Żona Andrzeja, Lori, jest alkoholiczką. Od trzechlat nie wzięła do ust kropli alkoholu, ale ostatnio znowu za-częła pić. Andrzej starał się, jak mógł, skłonić ją do tego, byprzerwała — prosił ją, groził, perswadował — ale za każdym

razem, gdy wraca z pracy, Lori jest pijana. Zarzut (postawiony przez przyjaciela): To straszne. Powi-nieneś ją powstrzymać. Powinieneś był uświadomić sobie, żecoś ją dręczy, jeszcze zanim sprawy zaszły tak daleko. Jakmogłeś być tak ślepy? Dlaczego nie potrafisz jej przekonać, żesama sobie wyrządza krzywdę? Kwestionowanie: Byłoby wspaniale, gdyby udało mi się na-kłonić Lori, żeby przestała pić, ale to marzenie ściętej głowy[dowód]. Przeszedłem już z nią przez to i wiem, że nie matakiej siły, żeby powstrzymać ją od picia [dowód]. Jeśli samanie postanowi odstawić butelki, to nie ma absolutnie mowy,żeby udało mi się ją przekonać, że sobie szkodzi [alternatywa].To nie znaczy, że nie potrafię sobie poradzić z tym, co ja samczuję z przyczyny jej picia [implikacja]. Mogę zacząć chodzićna spotkania grupy rodzin alkoholików, żeby nie wpaść w pu-łapkę i nie zacząć obwiniać samego siebie [przydatność]. Przyjaciel przerywa: Uważasz, że przez trzy lata dobrze sięwszystko między wami układało. Wasze małżeństwo na pewnonic dla niej nie znaczy. Ciąg dalszy kwestionowania: Fakt, że Lori znowu zaczęłapić, nie dyskwalifikuje ostatnich trzech lat naszego małżeń-stwa [alternatywa]. Pożycie dobrze się nam układało [dowód]i znowu będzie lepiej. To jej problem [alternatywa] i muszę tosobie bez przerwy powtarzać [przydatność]. Ona nie pije dla-tego, że ja coś zrobiłem albo czegoś nie zrobiłem [alternatywa].Najlepsze, co mogę teraz zrobić dla nas obojga, to porozmawiaćz kimś o tym, jak mnie to smuci, o moich problemach i zmar-twieniach [przydatność]. Ciężko będzie przez to przejść, alespróbuję. Sytuacja: Brenda i jej siostra Andrea zawsze dobrze żyłyze sobą. Chodziły do tej samej szkoły, obracały się w tym sa- Optymistyczne życie 347mym towarzystwie, gdy dorosły i założyły rodziny, zamieszkałyobok siebie. Syn Andrei został przyjęty na studia w Dartmouth.I Andrea, i Brenda bardzo chcą pomóc Joeyowi, synowi Brendy,znaleźć odpowiadającą mu uczelnię. Na początku klasy matu-ralnej Joey oświadcza rodzicom, że nie chce iść na studia, żewoli pracować w firmie remontowo-budowlanej. Kiedy Andreapyta Brendę, dlaczego Joey nie chce iść na studia, Brenda tracipanowanie nad sobą i mówi ze złością: „To nie twoja sprawa.Nie każdy musi iść w ślady twego syna". Zarzut (ze strony przyjaciółki): Musisz mieć dosyć tego,że Andrea wie wszystko o tym, co się dzieje w twoim życiu.W końcu ma swoją rodzinę i nie musi stale wścibiać nosaw twoje sprawy. Kwestionowanie: Myślę, że trochę przesadzasz. Andrea za-pytała mnie tylko, dlaczego Joey nie chce iść na studia [dowód].To niewinne pytanie [alternatywa]. Myślę, że sama bym ją o tozapytała, gdyby sytuacja była odwrotna i to jej syn, a nie mój,

zadecydował, że nie pójdzie na studia [dowód]. Przyjaciółka wtrąca: Myśli, że jest lepsza, bo to jej syn,a nie twój, został przyjęty na studia. Na pewno nie chcesz,żeby twoja siostra miała do ciebie taki stosunek. Niech sięodczepi. Dalszy ciąg kwestionowania: Ona się nie wywyższała aninie próbowała przytrzeć mi nosa. Jest po prostu zmartwiona,bo bardzo lubi Joeya [alternatywa]. Chyba po prostu trochę miwstyd z powodu decyzji Joeya i zazdroszczę Brendzie, że jejsyn będzie studiował [alternatywa]. Prawdę mówiąc, jestemdumna, że Andrea i ja jesteśmy ze sobą w takich bliskichstosunkach. Na pewno czasami wkrada się w nasze stosunkirywalizacja, ale za nic w świecie nie chciałabym się z nią po-kłócić [przydatność]. Sytuacja: Donald jest studentem ostatniego roku uniwersy-tetu. Jego ojciec zmarł przed czterema laty, po długiej chorobie.Kiedy Donald przyjeżdża do domu na Boże Narodzenie, matkaoświadcza mu, że ma zamiar wyjść za mąż za Geoffa, mężczy- 348 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuznę, z którym spotyka się od paru miesięcy. Donald wie, żezaangażowała się uczuciowo w związek z Geoffem, ale jej planymatrymonialne są dla niego absolutnym zaskoczeniem. Ponie-waż Donald nie odpowiada na jej oświadczenie, matka pyta go,co o tym myśli. Donald wybucha: „To wstrętne! Chcesz wyjśćza mąż za tego gamonia?" i trzaskając drzwiami, wychodzi. Zarzut (postawiony przez przyjaciela): Nie mogę uwierzyć,że twoja mama chce wyjść za tego faceta. Prawie go nie zna.Jest od niej dużo starszy i zupełnie do niej nie pasuje. Jak onamogła zrobić ci coś takiego? Kwestionowanie: Chwileczkę. Czy sprawy naprawdę wyglą-dają aż tak źle? Przede wszystkim nie wiem, jak dobrze znaona Geoffa [dowód]. Przez cały rok byłem poza domem [dowód].Znają się dopiero parę miesięcy, ale może każdą chwilę spę-dzają razem [alternatywa]. A to, że jest dla niej za stary, tonieprawda [dowód]. Jest od niej starszy tylko o dziesięć lat,a tata był starszy o trzynaście lat [dowód]. Przyjaciel wtrąca: Jak ona mogła zrobić coś takiego twoje-mu ojcu? Niedawno umarł, a ona już chce go zastąpić innymfacetem. Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze. Co to zakobieta, żeby robić coś tak wstrętnego? Ciąg dalszy kwestionowania: Mama sprawia wrażenie we-selszej niż poprzednio [dowód]. Przypuszczam, że tak napra-wdę nie podoba mi się to ze względu na pamięć taty. Nie mogęzrozumieć, jak mama mogła tak szybko zapomnieć o nim i za-kochać się na nowo [alternatywa]. Może porozmawiam z niąo tym. Faktem jest, że od śmierci taty mija już cztery lata[dowód] i bez względu na to, czy mi się to podoba, czy nie,mama musi sobie radzić bez niego [alternatywa]. Nie chcę,żeby była sama. W pewnym sensie sprawia mi to ulgę [impli-

kacje]. Teraz nie będę już musiał się martwić, że jest samotna.To znaczy, nie jest tak, że ona chce, by ten facet zastąpił tatę,ale po prostu znalazła kogoś, kto daje jej szczęście [alternaty-wa]. Jestem pewien, że tata chciałby tego [dowód]. Nie życzyłbysobie, żeby nigdy już nie zaznała miłości [dowód]. Chodzi o to,że było to dla mnie wielkim zaskoczeniem [alternatywa]. My- Optymistyczne życie 349ślę, że poczuję się lepiej, kiedy poznam Geoffa [przydatność].To na pewno porządny człowiek.Teraz zrób to ty.PodsumowaniePOWINIENEŚ JUŻ BYĆ PRZYGOTOWANY do stosowania kwestionowa-nia, podstawowej techniki prowadzącej do wyuczonego optymizmuw twoim życiu powszednim. Przekonałeś się o związku międzyposzczególnymi elementami TPS, o tym, że specyficzne przekona-nia prowadzą do zniechęcenia i bierności. Emocje i działania niesą zazwyczaj bezpośrednim następstwem pojawienia się trudno-ści, lecz raczej wynikają bezpośrednio z twoich przekonań o trud-nościach. Znaczy to, że jeśli zmienisz sposób myślenia o trudno-ściach, to o wiele lepiej będziesz mógł stawić czoło rzeczywistości.Podstawowym narzędziem służącym do zmiany twoich reakcjijest kwestionowanie. Od tej pory poczynając, ćwicz cały czas kwe-stionowanie swych pojawiających się automatycznie interpreta-cji. Za każdym razem gdy będziesz przybity, niespokojny czy zły,sprawdź, co mówisz sobie w duchu. Niekiedy okaże się, że twojeprzekonanie jest prawdziwe. W takim przypadku skoncentruj sięna szukaniu sposobów, dzięki którym można zmienić sytuację i za-pobiec temu, aby trudności nie przeobraziły się w katastrofę. Zwy-kle jednak twoje negatywne przekonania są zniekształconym ob-razem rzeczywistości. Zakwestionuj je. Nie pozwól, by zniszczyłytwoje życie emocjonalne. W przeciwieństwie do diety, wyuczonyoptymizm łatwo jest zachować, kiedy już zacznie się go stosować.Kiedy nabierzesz wprawy w kwestionowaniu swych negatywnychprzekonań, twoje życie stanie się łatwiejsze i będziesz dużo szczę-śliwszy.

Rozdział trzynastyJak pomóc dzieckuuniknąć pesymizmu LUBIMY MYŚLEĆ O DZIECIŃSTWIE jako o idyllicznym okre-sie życia, wolnym od ciężaru odpowiedzialności, która spływa nanas z wiekiem, jako o bezpiecznym azylu, w którym chronimy sięprzed przeciwnościami tego świata. A jednak, jak przekonałeś siępodczas lektury poprzednich rozdziałów, nie ma twierdzy, którabroniłaby nas przed pesymizmem i jego groźną sukcesorką —depresją. Wiele dzieci bardzo cierpi z powodu pesymizmu, którykładzie się ponurym cieniem na ich przyszłość, ma destrukcyjnywpływ na ich wyniki w nauce i nie pozwala im cieszyć się życiem.Dzieci w wieku szkolnym popadają w depresję w tym samym

stopniu, co dorośli, a jej postać nie jest u nich wcale łagodniejsza.Co gorsza, pesymizm kształtuje ich sposób widzenia świata i by-najmniej nie znika z wkroczeniem w wiek dojrzały. Jak pamiętamy, badania wykazały, że dzieci uczą się pesymi-zmu od swoich matek. Mogą go też wywołać krytyczne uwagidorosłych. Skoro jednak dzieci mogą nauczyć się pesymizmu, tomogą się go również oduczyć, i to w dokładnie taki sam sposóbjak dorośli, to znaczy przez wykształcenie bardziej optymistycz-nych stylów wyjaśniania sobie niepowodzeń. Co prawda, technikiTPS zostały opracowane z myślą o dorosłych, ale mimo iż mniejuwagi poświęcono badaniu ich skuteczności w odniesieniu do dzie-ci, mogę je z czystym sumieniem zalecić twemu dziecku. Możnapowiedzieć, iż nauczenie dzieci optymizmu jest nie mniej ważneniż nauczenie ich rzetelnej pracy i uczciwości, jako że optymizm Jak porąóc dziecku uniknąć pesymizmu 351ma również wielki wpływ na ich przyszłe życie. Czy twemu dziec-ku potrzebna jest znajomość technik optymizmu? Niektórzy rodzice wzdragają się przed wkroczeniem w natu-ralny proces emocjonalnego dojrzewania swych dzieci. Prawdopo-dobnie zalecane tu techniki bardzo przydadzą się twemu dziecku,trzeba jednak wpierw ustalić, czy są mu one istotnie potrzebne.Należy przy tym trzymać się trzech ogólnych zasad. Po pierwsze, ważny jest wynik, który twoje dziecko uzyskałow teście CASQ przedstawionym w rozdziale siódmym. Jeśli córkauzyskała mniej niż 7, a chłopiec mniej niż 5 punktów, to jest ona czyon dwukrotnie bardziej narażona/narażony na ryzyko popadnięciaw depresję niż dzieci o bardziej optymistycznym usposobieniu,a w związku z tym zalecenia podane w niniejszym rozdziale bardzosię jej/jemu przydadzą. Im niższy wynik uzyskało dziecko, tym wię-kszą korzyść odniesie z nauczenia się przedstawionych tu technik. Po drugie, ważny jest rezultat, który dziecko uzyskało w teściena depresję zamieszczonym w rozdziale ósmym. Jeśli wynik tenwynosił 10 punktów lub więcej, to dziecko może korzystać z tychtechnik. Jeśli jednak dziecko zgromadziło aż 16 czy jeszcze więcejpunktów, to uważam, że znajomość tych technik jest mu wprostniezbędna. Po trzecie, ważna jest sytuacja w domu. Czy w twoim małżeń-stwie dochodzi do częstych awantur albo, co znacznie gorsze, czygrozi mu rozpad w wyniku separacji lub rozwodu? Jeśli tak, totwoje dziecko pilnie potrzebuje tych technik. Stwierdziliśmy, żew takich sytuacjach dzieci masowo popadają w depresję, którautrzymuje się latami, wpływa ujemnie na ich wyniki w naucei przyczyni się do wytworzenia pesymistycznego stylu wyjaśnia-nia. W takiej sytuacji interwencja rodzicielska w ów proces możemieć decydujące znaczenie dla przyszłości dziecka. Z pomocą tego rozdziału możesz zapoznać swe dziecko z syste-mem TPS, którego nauczyłeś się w rozdziale poprzednim. Jeślinie przeczytałeś jeszcze tamtego rozdziału, to powinieneś go prze-czytać, jeśli przeczytałeś go dawno, to powinieneś przeczytać je-

szcze raz, gdyż pomoże ci to wprowadzić swe dziecko w technikioptymistycznego patrzenia na świat. 352 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuTPS dla twego dzieckaDOSTRZEŻENIE ZWIĄZKU między trudnością, przekonaniem i jegoskutkami jest pierwszym krokiem dziecka ku nauczeniu się opty-mizmu. Podane niżej ćwiczenia zostały przygotowane właśniew tym celu. Są one przeznaczone dla dzieci w wieku od ośmiudo czternastu lat. Dla młodszych dzieci mogą one okazać się trud-ne, ale jeśli będziesz cierpliwy, a twoje dziecko jest wystarczającopojętne, to możesz je przeprowadzić nawet z siedmiolatkiem. Star-sze dzieci, nastolatki, powinny stosować ćwiczenia przeznaczo-ne dla dorosłych. Przykłady opracowane specjalnie dla dziecimłodszych mogą wywołać u nich uczucie, że traktuje się je niepo-ważnie. Ucząc dziecko optymizmu, sam też z tego skorzystasz. Pożytek,jaki wyniesie z tego dziecko, jest oczywisty, ale nauczenie kogośjest również najlepszym sposobem nauczenia się tego same-mu. Ucząc dziecko tych technik, ty sam opanujesz je jeszcze lepiej. A oto, jak należy zacząć. Kiedy przeczytasz już poprzedni roz-dział i zrobisz ćwiczenia przeznaczone dla dorosłych, poświęć półgodziny dziecku. Najpierw wyjaśnij mu, na czym polega schematTPS. Chodzi o to, byś przekonał je, że to, jak się czuje, nie bierzesię znikąd. Wytłumacz mu, że to, co myśli, kiedy sprawy układająsię źle, wpływa na to, jak się czuje. Kiedy nagle dziecko poczujesmutek, złość, strach czy wstyd, to uczucie to wywołane zostałojakąś jego myślą. Jeśli potrafi nauczyć się znajdować tę myśl, tobędzie mogło ją zmienić. Kiedy dziecko będzie już miało ogólne pojęcie o schemacie dzia-łania TPS, przeanalizuj wspólnie z nim podane niżej trzy przy-kłady. Po każdym przykładzie poproś je, by wyjaśniło ci opisanąw nim sytuację swymi własnymi słowami, koncentrując się nazwiązku między przekonaniami a skutkami. Potem przerób z nimpytania podane po przykładzie. Trudność: Mój nauczyciel, pan Minner, nakrzyczał na mnieprzed całą klasą i wszyscy śmiali się ze mnie. Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 353 Przekonanie: On mnie nie lubi i teraz cała klasa myśli, żejestem głupkiem. Skutek: Było mi bardzo smutno. Najchętniej schowałbymsię pod ławkę. Zapytaj dziecko, dlaczego chłopcu było smutno. Dlaczego chciałsię schować pod ławką? Zapytaj, czy gdyby chłopiec miał inneprzekonanie, gdyby inaczej myślał o nauczycielu — na przykład:„Cała klasa wie, że pan Minner jest niesprawiedliwy — to skutkibyłyby inne? Czy cała klasa myślałaby, że chłopiec jest głupi? Przekonania decydują o skutkach — jeśli one się zmienią, tozmienią się również skutki.

Trudność: Moja najlepsza przyjaciółka, Susan, powiedziałami, że teraz przyjaźni się z Joannie i w stołówce będzie sie-działa z nią, a nie ze mną. Przekonanie: Susan przestała mnie lubić, bo nie jestem faj-na, Joannie opowiada śmieszne kawały, a kiedy ja opowiemjakiś kawał, to nikt się nie śmieje. Joannie ma fajne ciu-chy, a ja chodzę ubrana jak kopciuszek. Założę się, że gdy-bym była bardziej lubiana, to Susan dalej chciałaby się ze mnąprzyjaźnić. Teraz będę siedziała sama przy obiedzie i wszyscybędą wiedzieli, że moją najlepszą przyjaciółką Susan jest Jo-annie. Skutki: Bałam się iść na obiad do stołówki, bo nie chciałam,* żeby wszyscy śmiali się, że siedzę sama, więc powiedziałampani Frankel, że boli mnie brzuch i że chcę iść do lekarza.1 Czułam się okropnie i chciałam zmienić szkołę. Dlaczego ta dziewczynka chciała zmienić szkołę? Czy dlatego,że Susan powiedziała, że będzie teraz siedzieć w stołówce z Joan-nie? Czy może dlatego, że była przekonana, że nikt z nią nie będziejuż chciał siedzieć? Dlaczego czuła się okropnie? Jaką rolę ode-grało w tym jej przekonanie, że jest ubrana jak kopciuszek? Jakiebyłyby skutki, gdyby dziewczynka pomyślała, że Susan jest ka-pryśna? 354 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu Trudność: Kiedy czekałem z kolegami na przystanku auto-busowym, przechodziła koło nas grupka ośmioklasistów. Za-częli przy wszystkich wołać na mnie „Gruby" i „Spaślak". Przekonanie: Nie mogłem nic na to powiedzieć, bo mielirację. Ja naprawdę jestem gruby. Teraz wszyscy koledzy będąmnie wyśmiewali i nikt nie będzie chciał ze mną siedzieć.Wszyscy zaczną mnie przezywać i będę musiał to znosić. Skutki: Czułem się tak, jakbym miał umrzeć. Było mi takwstyd, że chciałem uciec, ale nie mogłem, bo to był ostatniautobus. A więc spuściłem głowę i udawałem, że nikogo niewidzę. Dlaczego ten chłopiec chciał uciec od kolegów? Czy dlatego, żeprzezwano go „Gruby", czy też dlatego, że był przekonany, iż ko-ledzy będą się z niego śmiać? Czy mógł sobie pomyśleć coś innego,na przykład: „Mam dobrych kolegów i nie opuszczą mnie" albo:„Koledzy myślą, że ci z ósmej klasy to głupki"? Co byłoby wtedy? Kiedy dziecko zrozumie już, na czym polega TPS, przerwij.Następnego dnia poświęć mu znowu pół godziny i naucz, jak sto-sować TPS w praktyce. Zacznij od przypomnienia, na czym polegazwiązek między trudnościami, przekonaniami i skutkami, i jeślito będzie konieczne, przerób jeszcze raz któryś z podanych wyżejprzykładów. Potem poproś je, by podało jakiś przykład ze swojegożycia i zapisz to. Jeśli trzeba je będzie do tego zachęcić, przedstawmu zapis któregoś z twoich TPS. Następnie powiedz mu, że teraz już nadszedł czas, żeby zna-lazło swoje TPS. Przez kolejnych kilka dni powinno ci je przed-

stawiać i omawiać z tobą. Codziennie po jego powrocie ze szkołyzapisuj jego TPS i omawiaj je z nim. Musisz kłaść nacisk na to,że smutek, złość, lęk i rezygnacja wynikają z przekonań, i pod-kreślać, że przekonania nie są niezmienne. Może zdarzyć się, żejuż pierwszego dnia przedstawi ci pięć przykładów, czyli tyle, iletrzeba. W takiej sytuacji będziecie mogli przejść do następnej fazy,a mianowicie kwestionowania. Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 355Zapis TPS twojego dzieckaTrudność:Przekonanie:Skutki:Trudność:Przekonanie:Skutki:Trudność:Przekonanie:Skutki:

356 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuTrudność:Przekonanie:Skutki:Trudność:Przekonanie:Skutki:Trudność:Przekonanie:Skutki:

Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 357TPSKA dla twego dzieckaKWESTIONOWANIE U DZIECI jest takim samym procesem, jak kwe-stionowanie u dorosłych. Kiedy twoje dziecko zrozumie, na czympolega związek między trudnościami, przekonaniami i skutkami,możesz mu wyjaśnić istotę związku między kwestionowaniemi aktywizacją. Przeznacz na to czterdzieści minut. Zacznij od przy-pomnienia schematu TPS, używając do tego celu przykładów TPSdziecka. Wyjaśnij, że fakt, iż ma ono takie myśli, nie znaczy, iżsą one prawdziwe. Można je kwestionować, postępując tak, jakgdyby słowa te mówiło inne dziecko, które go nie lubi. Weź jeden z jego przykładów i poproś dziecko, by wyobraziłosobie, że to, co ono samo o sobie myśli, powiedział jego wróg. Jakabędzie odpowiedź twego dziecka? Jeśli da dobrą odpowiedź na tezarzuty, powiedz mu, żeby postarało się znaleźć jeszcze innąodpowiedź, potem jeszcze inną, i tak dalej, dopóki nie będziew stanie już nic wymyślić. Wtedy wyjaśnij mu, że może kwestio-nować swoje własne negatywne myśli w taki sam sposób, w jakikwestionuje zarzuty innych osób, ale z o wiele lepszym skutkiem,

bo kiedy zakwestionuje swoje negatywne przekonania, przestaniew nie wierzyć, będzie weselsze i zdolne do większego wysiłku. Będziesz potrzebował paru przykładów, żeby przerobić je do-kładnie z dzieckiem. Podaję niżej cztery przykłady, z których dwaprzedstawiłem już wcześniej, natomiast pozostałe dwa to przykła-dy nowe. Trudność: Mój nauczyciel, pan Minner, nakrzyczał na mnieprzed całą klasą i wszyscy śmiali się ze mnie. Przekonanie: On mnie nie lubi i teraz cała klasa myśli, żejestem głupkiem. Skutek: Było mi bardzo smutno. Najchętniej schowałbymsię pod ławkę. Kwestionowanie: To, że pan Minner na mnie nakrzyczał,nie znaczy, że mnie nie lubi. Pan Minner drze się prawie nawszystkich, a kiedyś powiedział nam, że naszą klasę lubi naj- 358 Przemiana: od pesymizmu do optymizmubardziej. Myślę, że trochę się wygłupiałem, więc trudno siędziwić, że się wściekł. Nie ma takiej osoby w klasie, no możejest jedna, Linda, ale Linda to świętoszek, a więc nie ma takiejosoby, z wyjątkiem Lindy, na którą pan Minner nie nakrzy-czałby przynajmniej raz, a więc wątpię, żeby pomyśleli, że je-stem głupkiem. Aktywizacja: Nadal było mi smutno, ale już nie tak, jakprzedtem, i nie miałem już ochoty schować się pod ławkę. Przeczytaj jeszcze raz, głośno, przekonanie, którym zareagowałna trudność chłopiec z powyższego przykładu. Poproś dziecko, abyzakwestionowało je swymi własnymi słowami. Powiedz, aby wy-jaśniło, w jaki sposób oddziałują na zmianę przekonania kolejnepunkty kwestionowania, w jaki sposób przypomnienie sobie, żepan Minner krzyczy na wszystkich, przeciwstawiło się przekona-niu: „Pan Minner mnie nie lubi". Trudność: Moja najlepsza przyjaciółka, Susan, powiedziałami, że teraz przyjaźni się z Joannie i w stołówce będzie sie-działa z nią, a nie ze mną. Przekonanie: Susan przestała mnie lubić, bo nie jestem faj-na. Joannie opowiada śmieszne kawały, a kiedy ja opowiemjakiś kawał, to nikt się nie śmieje. Joannie ma fajne ciuchy,a ja chodzę ubrana jak kopciuszek. Założę się, że gdybym byłabardziej lubiana, to Susan dalej chciałaby się ze mną przyjaź-nić. Teraz będę siedziała sama przy obiedzie i wszyscy będąwiedzieli, że moją najlepszą przyjaciółką Susan jest Joannie. Skutki: Bałam się iść na obiad do stołówki, bo nie chciałam,żeby wszyscy śmiali się, że siedzę sama, więc powiedziałampani Frankel, że boli mnie brzuch i że chcę iść do lekarza.Czułam się okropnie i chciałam zmienić szkołę. Kwestionowanie: Susan jest fajna, ale już nie raz mówiłami, że teraz przyjaźni się z kim innym. Pamiętam, że nie takdawno powiedziała mi, że teraz jej najlepszą przyjaciółką bę-dzie Connie, a jeszcze wcześniej, że przyjaźni się z Jacklyn.

Myślę, że to, iż moje kawały nie są śmieszne, nie ma nic do Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 359rzeczy, tak samo ciuchy, bo ostatnim razem na deptaku kupi-łyśmy sobie takie same sukienki. Ona chyba po prostu lubizmieniać przyjaciółki. Mam ją w nosie, nie jest moją jedynąprzyjaciółką. W stołówce mogę siedzieć z Jessicą i Latanyą. Aktywizacja: Przestałam się martwić, z kim będę siedziałaprzy obiedzie, i nie czułam się już źle. Przeczytaj jeszcze raz, głośno, przekonanie, którym zareago-wała na trudność dziewczynka z powyższego przykładu, i skutki,jakie to za sobą pociągnęło. Poproś dziecko, aby zakwestionowałoje swymi własnymi słowami. Jeśli to będzie konieczne, pomóż muw przedstawieniu sytuacji. Potem powiedz, aby wyjaśniło, w jakisposób kolejne jego argumenty przeciwstawiają się temu przeko-naniu, w jaki sposób fakt uświadomienia sobie przez bohaterkętej sytuacji, że Susan co parę tygodni zmienia przyjaciółkę, do-starcza dowodów przeciwko przekonaniu: „Susan już mnie nie lu-bi". Jakie dowody świadczą o tym, że przekonanie: „Chodzę ubra-na jak kopciuszek", nie jest słuszne? Trudność: Dziś na lekcji wuefu pan Riley wziął dwóch chło-paków i powiedział, żeby wybrali sobie zawodników do swoichdrużyn. Mieliśmy grać w nogę. Mnie wybrano jako trzeciegood końca. Przekonanie: Chrissy i Seth nie lubią mnie. Żaden nie chcemieć mnie w swojej drużynie. Teraz cała klasa będzie myśleć,że jestem fajtłapą, i nikt nie będzie chciał grać ze mną w jednejdrużynie. Ja naprawdę jestem fajtłapą i nic dziwnego, że niktnie chce ze mną grać. Skutki: Czułem się głupio i chciało mi się płakać, ale wie-działem, że jak zacznę ryczeć, to wszyscy jeszcze bardziej będąsię ze mnie śmiać. Trzymałem się więc z boku i modliłem się,żeby nikt nie podał do mnie piłki. Kwestionowanie: To fakt, że nie jestem zbyt dobry z wuefu,ale kiedy sam nazywam siebie fajtłapą, jest jeszcze gorzej. Nodobra, nie jestem dobry na boisku, ale z innych przedmiotówjestem najlepszy. Na przykład kiedy na innych zajęciach na- 360 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuuczyciel dzieli klasę na grupy dla rozwiązania jakiegoś zada-nia, to wszystkie chłopaki chcą być w mojej grupie. A mojewypracowanie na temat rewolucji amerykańskiej było najle-psze. Nie myślę, żeby Chrissy i Seth mnie nie lubili. Oni poprostu chcieli mieć najlepszych graczy w swoich drużynach.Przecież nigdy nie śmieją się ze mnie ani mi nie dokuczają.Tak się składa, że jestem dobry również z innych przedmiotów.Aktywizacja: Kiedy sobie powiedziałem to wszystko, od razupoczułem się dużo lepiej. Chciałbym być dobry ze wszystkiegoi wolałbym, żeby nie wybierano mnie do drużyny na samymkońcu, ale przynajmniej wiem, że w pewnych sprawach wybie-

rają mnie jako pierwszego i że Chrissy i Seth nic do mnie niemają. Poproś dziecko, żeby zakwestionowało przedstawione wyżejprzekonanie swoimi własnymi słowami i wyjaśniło, na czym po-legają dowody świadczące, że przekonanie: „Chrissy i Seth nielubią mnie", jest niesłuszne. Trudność: Wczoraj były urodziny mojego brata. Mama i tatadali mu mnóstwo prezentów i olbrzymi tort, a na mnie nawetnie spojrzeli. Przekonanie: Zawsze bardziej kochali Boba. Bob dostaje, cozechce. Mnie nawet nie zauważają. Wiem, skąd się to bierze —on ma lepsze stopnie niż ja, nosi odznakę wzorowego ucznia,a o mnie moja wychowawczyni stale mówi, że muszę się po-prawić. Skutki: Było mi smutno, czułem się opuszczony i samotnyi bałem się, że mama powie, że nie chce mnie już nigdy widzieć. Kwestionowanie: To normalne, że rodzice dali Bobowi kupęprezentów — przecież to jego urodziny. Kiedy ja miałem uro-dziny, też dostałem dużo prezentów. To, że dziś zajmują sięnim więcej niż mną, nie znaczy, że kochają go bardziej. Tra-ktują go specjalnie, bo to jego urodziny. Chciałbym być wzoro- jwym uczniem, ale moja wychowawczyni nie mówi o mnie tylko jźle. Powiedziała przecież, że jestem dobry z matematyki. Zre- Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 361sztą tata i mama zawsze powtarzają, że nie porównują moichocen z ocenami Boba, tylko patrzą, jak się przykładamy donauki, i że są zadowoleni, iż obaj się staramy. Aktywizacja: Przestałem się bać, że mama powie, iż nie chcemnie już nigdy oglądać, i przestało mi przeszkadzać, że tak sięzajmują Bobem, bo wiem, że kiedy będą moje urodziny, to onbędzie się czuł tak samo, jak ja teraz. Kiedy dziecko połapie się już, o co chodzi w tych przykładach,zakończ tę sesję. Następnego dnia poświęć mu znowu czterdzieściminut. Zacznij od przypomnienia, na czym polega związek międzykwestionowaniem i aktywizacją, korzystając z przykładów, którenajlepiej wyjaśniło poprzedniego dnia. Teraz jego kolej. Wróć do zapisu jego TPS. Każ mu zakwestio-nować przekonania we wszystkich pięciu zapisanych przez nieprzypadkach. Pomóż mu, stosując techniki dowodów, alternatyw,implikacji i przydatności, ale nie musisz uczyć go teorii, na którejsię opierają. Po prostu naucz go korzystać z nich. Potem daj mu zadanie, polegające na tym, by przez pięć kolej-nych dni kwestionował jedno swoje negatywne przekonanie dzien-nie. Każdego wieczoru przez tych pięć dni zapisuj owe przeko-nania i ich kwestionowanie, i omawiaj z dzieckiem. Na konieckażdego z tych posiedzeń przypomnij mu o prawdopodobnych trud-nościach, na które może napotkać następnego dnia, i poradź mu,w jaki sposób może zakwestionować wywołane nimi negatywneprzekonania.

Zapis TPSKA twego dzieckaTrudność:

362 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuPrzekonanie:Skutki:Kwestionowanie:Aktywizacja:Trudność:Przekonanie:Skutki:Kwestionowanie:Aktywizacja:

Trudność:Przekonanie:Skutki:Kwestionowanie:Aktywizacja:Trudność:Przekonanie:Skutki:i Kwestionowanie:Aktywizacja:

Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 363

364 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuTrudność:Przekonanie:Skutki:Kwestionowanie:Aktywizacja:Uzewnętrznienie głosów w przypadkutwego dzieckaOSTATNIM ĆWICZENIEM, które powinieneś przeprowadzić ze swymdzieckiem, jest uzewnętrznienie głosów. Ta technika psychologi-czna wykorzystuje fakt, że łatwiej jest nam kwestionować stawia-ne nam zarzuty i uwagi krytyczne, jeśli wypowiadane są one przezneutralne względem nas osoby trzecie, niż kiedy zgłasza je podnaszym adresem osoba, która jest do nas uprzedzona albo nasta-wiona przychylnie. W tym przypadku samooskarżenia rodzące sięw głowie dziecka wkładamy w usta lalki, misia czy matki lub ojcapomagających mu uporać się z nimi. Z pomocą dziecka łatwo dobierzesz odpowiednie uwagi kryty-czne. Zadaniem dziecka będzie odpowiedzieć na nie. Poproś je,aby najlepiej powiedziało ci, jakiego rodzaju zarzuty masz mu Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 365stawiać. Przejrzyj wspólnie z nim zapis jego TPS i wybierz zarzu-

ty, które najczęściej samo sobie stawia. Wytłumacz mu, że dzięki temu ćwiczeniu nabierze dużej wpra-wy w kwestionowaniu różnego rodzaju stawianych sobie samemuzarzutów, a twoja rola polega po prostu na głośnym przedstawia-niu negatywnych przekonań, które dziecko powtarza lub możepowtarzać sobie w głębi duszy. W czasie ćwiczenia pamiętaj o tym, aby często mówić dziecku,że nie wierzysz w te zarzuty, że nie są one prawdziwe i że stawiaszmu je tylko dlatego, że mogły się zrodzić w jego głowie. Bądź przytym bardzo ostrożny — w końcu jesteś jego rodzicem, znasz je do-kładnie i to, co mówisz, może być bliskie, niekiedy zbyt bliskie, pra-wdy. Na pewno nie chciałbyś (chciałabyś) czynić poważnych zarzu-tów, które dziecko mogłoby wziąć sobie do serca, tak by je zranić. Jeśli dziecko bawi się jeszcze lalkami, to dobrym sposobem nastworzenie odpowiedniego dystansu między tobą jako kochającymrodzicem a poważniejszymi zarzutami jest zaproponowanie zaba-wy z lalką, w trakcie której to ona będzie „wypowiadała" uwagikrytyczne pod adresem dziecka. A oto jak należy przedstawić za-sady tej zabawy: „Wiadomo, że czasami dzieci mówią źle o innych dzieciach.Kiedy jakieś dziecko mówi o tobie źle czy niesprawiedliwie, tozazwyczaj bronisz się przed tym. I dobrze, tak należy robić.Ale z tego, co już zrobiliśmy, rozmawiając o TPS i ćwicząc to,oboje wiemy, że czasami ludzie sami mówią o sobie rzeczy,które są naprawdę niedobre. Musisz nauczyć się bronić przedtymi zarzutami, które sobie sam (sama) stawiasz, prawda? Nodobrze, wobec tego twoja lalka nauczy cię, jak to robić. Prze-czytała ona zapis twojego TPS i wie, co do siebie mówisz. Aleniezły z niej gagatek, więc musisz udowodnić, że jej zarzuty?; są niesłuszne i niesprawiedliwe". Zanim zaczniesz, przeczytaj głośno podane niżej przykłady, że-by dziecko zorientowało się, jakiemu rodzajowi przekonań ma sięprzeciwstawiać, i zobaczyło, jak to robić. 366 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu Sytuacja: Ken jest w siódmej klasie. Chodzi do bardzo do-'brej szkoły w dzielnicy zamieszkanej przez dość zamożnych fjludzi. Ken uczy się dobrze, lubi szkołę i ma wielu przyjaciółw klasie. Codziennie po szkole idą całą paczką do domu któ-1regoś z nich, rozmawiają tam, grają w różne gry, słuchającmuzyki. Ken chciałby zaprosić ich do siebie, ale wstydzi sięswoich rodziców i mieszkania. Pewnego dnia ktoś zapropono- 1wał, żeby pojechać do Kena. Ken bardzo się speszył i powie-dział, że nie mogą do niego jechać, bo jego ojciec jest lekarzemi ma gabinet w domu. Potem, czując wstyd z powodu okłamania :kolegów, powiedział im, że nie czuje się dobrze, i pojechał dodomu. Zarzut (postawiony przez matkę, używającą kukiełki dlasformułowania wyjątkowo ostrych uwag krytycznych): Jesteśkłamcą [to mówi kukiełka]. Twój ojciec lekarzem? Niezły do-

wcip! Nigdy nie zaprosisz kolegów do siebie. Wcześniej czypóźniej wyjdzie na jaw, że nikt z nich nie był nigdy u ciebieani nie zna twoich rodziców. Kwestionowanie: Chciałbym mieć takich rodziców i takidom jak Ricky. Dość już mam ciągłego wstydzenia się rodzicówi domu, ale co ja mogę zrobić, żeby to zmienić? W każdym razienie jestem jedynym chłopakiem z naszej paczki, u którego nig-dy nie byliśmy. Prawdę mówiąc, najczęściej chodzimy do Hen-ryego, bo on mieszka najbliżej. Przerywa mu matka (czasami przemawiając jako kukiełka):W końcu koledzy odkryją, że mieszkasz w norze, że twój ojciecjest pijakiem, a matka służącą. A kiedy dowiedzą się o tym,nie będą w ogóle chcieli zadawać się z tobą. Staniesz się po-śmiewiskiem całej szkoły [mówi to kukiełka]. Dalszy ciąg kwestionowania: Na pewno będę się czuł głupio,jeśli koledzy odkryją, że mój ojciec jest pijakiem, ale myślę, żenie przestaną się ze mną przyjaźnić z tego powodu. Nie dlategolubią moje towarzystwo, że myślą, iż jestem z bogatej rodziny.Na przykład ja, gdybym się dowiedział, że ojciec Stewiego jestbezrobotnym, to pewnie czułbym się głupio, ale nie przestał-bym się z nim kolegować. Zresztą ja też nie znam rodziców Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 367wszystkich chłopaków i nie wiem, kim są ani gdzie mieszkają.O ile się orientuję, to rodzicom paru chłopaków też może siętak źle powodzić, jak moim. Nie zamierzam, przynajmniejw najbliższej przyszłości, zapraszać naszej paczki do siebie, aleteż nie będę ich już więcej okłamywał. Przeczytaj jeszcze raz, głośno, te zarzuty. Poproś swoje dziecko,żeby je zakwestionowało swoimi własnymi słowami. Przerywajmu, rzucając nowe oskarżenia i zachęcając do ich kwestionowania. Sytuacja: Lynn została zaproszona na prywatkę przez ko-leżankę, którą uważa za bardzo miłą dziewczynę. Kiedy matka,która ją tam przywiozła, odjeżdża do domu, Lynn orientuje się,że rodziców Betsy nie ma w domu i dziewczyny chcą wypić cośmocniejszego z barku rodziców Betsy. Lynn czuje się niezręcz-nie. Udaje, że poczuła się źle, i dzwoni do mamy, żeby po niąprzyjechała. Zarzut (postawiony przez któreś z rodziców): Jeśli nie chcia-łaś pić alkoholu, to mogłaś powiedzieć to otwarcie, a nie uda-wać, że czujesz się źle. Wybrałaś łatwiejszy sposób. Jesteś mię-czakiem [to mówi kukiełka lub lalka]. Kwestionowanie: Nie jestem mięczakiem. Najłatwiej byłobyzrobić to, co reszta, i pić z nimi. Wybrałam lepsze wyjście,udając, że czuję się źle, bo uniknęłam picia, nie narażając sięna przezwiska ze strony pozostałych. Matka (lub ojciec) wtrąca (jako kukiełka): Jesteś jeszczetakim dzieciakiem. Zaproszono cię pierwszy raz na taką im-prezę, a ty co robisz? Psujesz wszystko, bo jesteś grzecznądziewczynką.

Ciąg dalszy kwestionowania: Nie zepsułam przecież przy-jęcia. Gdybym tam została, to nie bawiłabym się dobrze, bocały czas bałabym się, że wrócą rodzice Betsy. Może ona wcalenie jest taką dobrą przyjaciółką. Teraz przeczytaj ponownie zarzuty, tym razem głośno, i poprośdziecko, aby zakwestionowało je swoimi własnymi słowami. Jeśli 368 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuto będzie konieczne, możesz stawiać nowe zarzuty. Czy twojedziecko może znaleźć jakieś dodatkowe argumenty, aby kwestio-nowanie zarzutów było bardziej przekonujące? Sytuacja: Po długich naleganiach rodzice Anity kupili jejpsa, Hogana, którego bardzo chciała mieć. Jednak już po parutygodniach Anita przestała się interesować Hoganem i częstozapominała o tym, że trzeba dać mu jeść albo wyprowadzić gona spacer. W końcu rodzice powiedzieli, że jeśli nie będzie sięzajmowała psem, to go oddadzą. Anita zaczęła płakać: „Jeste-ście tacy niedobrzy. Najpierw w ogóle nie chcieliście słyszećo psie, a teraz tylko szukacie pretekstu, żeby się go pozbyć". Zarzut (postawiony przez matkę): Masz najgorszych rodzi-ców na świecie! Kwestionowanie: Myślę, że nie najgorszych na świecie. Sąw porządku. Zgodzili się na Hogana, a w moje urodziny tatazabrał mnie i Dęby na cały dzień do Nowego Jorku. Było wspa-niale. Matka (jako kukiełka) wtrąca: To twój pies. Kupili ci go,a teraz chcą się go pozbyć. Nic ich nie obchodzi, że ten piesdaje ci dużo radości. Ciąg dalszy kwestionowania: Może rozgniewali się tak dla-tego, że zapomniałam o tym, żeby go karmić i wyprowadzaćna spacer. Powiedziałam im, że jeśli kupią mi psa, to będę sięnim sama zajmowała. Nie przypuszczałam jednak, że pies wy-maga tyle zachodu. Może gdybym bardziej się przykładała,częściej wyprowadzała go na spacer i dawała mu jeść, to bylibybardziej skłonni pomóc mi przy nim. Chyba będę musiała po-rozmawiać z nimi o tym. Przeczytaj ponownie, głośno, zarzut i poproś dziecko, aby za-kwestionowało go swymi własnymi słowami. Następnie zajmij się zarzutami, które stawia sobie twoje dziec-ko i które znalazły się w zapisach jego TPS, używając do ichprzedstawiania lalki czy kukiełki. Po ich zakwestionowaniu przezdziecko pochwal je i jeśli nie będzie jeszcze zmęczone, przejdź do Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 369ostatniego z podanych tu przykładów. W przykładzie tym oskar-żają się i kwestionują swoje zarzuty trzy osoby. Jest to zatemnieco bardziej złożona sytaucja, którą można przedstawić dzieckustarszemu, co najmniej dziesięcioletniemu. Jeśli uważasz, że twojedziecko jest za małe, pomiń ten przykład i przejdź od razu domateriału znajdującego się po nim.

Sytuacja: Hope ma czternaście lat, jej siostra, Meagan, pięt-naście. Przed kilkoma miesiącami ich rodzice rozwiedli się.Hope i Meagan zostały z matką, ale spędzają z ojcem wszystkieniedziele i czwartkowe popołudnia aż do kolacji. Co niedzielapowtarza się ten sam schemat. Ojciec przyjeżdża po nie domatki samochodem. Hope siada na przednim siedzeniu, Me-agan na tylnym. Hope z miejsca włącza radio. Ojciec ścisza jei pyta: „Jak sprawy?" Hope mruczy: „Dobrze" i z powrotemnastawia radio głośniej. Meagan nie podoba się zachowanieHope, więc przejmuje całą rozmowę z ojcem na siebie. W końcuojciec, zły i zawiedziony, gwałtownie wyłącza radio. Hope mru-czy coś ironicznie pod nosem, a Meagan milczy. Zarzut, który stawia sobie Hope: No i mamy to znowu. Je-szcze jedna przyjemna, radosna niedziela. Tata myśli sobie, żemoże się włączyć w nasze życie na jeden dzień i jedno popo-łudnie w tygodniu i wszystko jest w porządku. Pyta się: „Jaksprawy?" i co ja niby mam mu odpowiedzieć? Że dobrze? Oczy-wiście, że niedobrze. Rozwiódł się z mamą i teraz muszę po-święcać każdą niedzielę, żeby zobaczyć się z kimś, kogo powin-nam widywać codziennie. Gdyby mu naprawdę zależało natym, jak mi się wiedzie, to odwiedzałby nas częściej, a niespędzał czas z nami w ściśle określony dzień tygodnia. Kwestionowanie zarzutu: Niedziele są do kitu. Może są takbeznadziejne częściowo przez to, że jesteśmy wszyscy tacy spię-ci. Nie powinno tak być. Chyba mogłabym spróbować trochęsię rozluźnić i przestać denerwować tatę włączaniem radia nacały regulator i odpowiadaniem półsłówkami. Może nie wie, żetrudno odpowiedzieć na takie pytanie? A może nie wie, jakzacząć rozmowę? To na pewno nie jest idealna sytuacja, ale 370 Przemiana: od pesymizmu do optymizmui tak mam szczęście, że ojciec mieszka niedaleko i możemy sięspotykać. Niektóre z moich koleżanek, których rodzice się roz-wiedli, w ogóle nie widują swoich ojców. Ale nie chcę spędzaćz nim każdej niedzieli. Czasem chciałabym pójść w niedzielędo koleżanki. Wolałabym, żebyśmy co tydzień wybierali dzień,który nam wszystkim najbardziej pasuje. Wtedy spotkaniez tatą nie byłoby jeszcze jednym obowiązkiem. Powinnam muto powiedzieć. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie odwiedzanas częściej, ale nie mogę automatycznie zakładać, że nie robitego, bo go nie obchodzimy. W końcu jeśli mam ochotę z nimporozmawiać, to sama mogę pójść do niego i nie muszę czekać,aż on do nas przyjdzie. Martwi mnie, że tata nie odwiedza nasczęściej, ale chyba bardziej rozsądnie będzie zapytać go, dla-czego tego nie robi, niż pochopnie wyciągać wnioski. Może po-rozmawiam z nim o tym dzisiaj. Zarzut, który stawia sobie ojciec: Co się dzieje, co jest docholery? Co niedziela to samo. Jak tylko znajdziemy się w sa-mochodzie, Hope włącza radio i w ogóle nie słucha, co do niejmówię. Zupełnie tego nie rozumiem. Nie chce mnie widywać,

czy co? Wiem, że obie chciałyby, żeby ich rodzice nadal żyli zesobą, ale muszą się pogodzić z myślą, że to niemożliwe, i robićdobrą minę do złej gry. Meagan umie się znaleźć w tej sytuacji,ale Hope stale wszystko psuje. Pewnie obie myślą, że rozwódbył z mojej winy. Matkę mają na co dzień, ja spotykam sięz nimi dwa razy w tygodniu, ale zamiast okazać mi trochęserdeczności, traktują mnie jak obcego. Nie zasłużyłem sobiena to. Kwestionowanie zarzutu: Sytuacja jest teraz rzeczywiścietrudna. Będę musiał ją przemyśleć. Przede wszystkim Hopenigdy nie powiedziała, że nie chce się ze mną widywać. Możejest do mnie tak wrogo nastawiona dlatego, że nie doszła je-szcze do siebie po moim rozwodzie z jej matką? Zapominam,że Hope i Meagan to przecież jeszcze dzieci i że ten rozwódzachwiał ich całym światem. Chyba nie ma sensu porównywaćzachowania Meagan i Hope, bo Meagan jest starsza i zawszebyła spokojniejsza od Hope. Prawdę mówiąc to, że Meagan nie Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 371odnosi się do mnie wrogo, wcale nie oznacza, że ona pogodziłasię z obecną sytuacją. Jeśli chodzi o Hope, to przynajmniejwiem, że jest wytrącona z równowagi, ale jeśli chodzi o Me-agan, to nie mam najmniejszego pojęcia, co ona o tym wszy-stkim myśli. Może dlatego wpadam tak szybko w złość, żeniepokoi mnie ta sytuacja. Chcę, żeby było dobrze, ale trudnomi jest porozmawiać z nimi o rozwodzie. Muszę z nimi poważ-nie o tym porozmawiać, bo to przecież jeszcze dzieci, a moimobowiązkiem jako ojca jest poruszyć ten temat, nawet jeślimówienie o rozwodzie sprawia mi ból. Teraz zajmij się następnymi zapisami TPS swego dziecka. Jeślikorzystasz przy tym z lalki czy kukiełki, to udawaj, że czyta onagłośno zarzuty, które stawia sobie dziecko. Powiedz dziecku, żebyprzyjęło rolę oskarżonego i swymi własnymi słowami kwestiono-wało te zarzuty.KWESTIONOWANIE swych negatywnych myśli jest umiejętnością,której może nauczyć się każde dziecko. Jak każda świeżo nabytaumiejętność, wydaje się na początku sztuczna i sprawia trochękłopotu. Przypomnij sobie chociażby, jak nienaturalne wydawałoci się trzymanie pióra w palcach, kiedy nauczyłeś się stawiaćpierwsze litery. Kwestionowanie swych myśli przypomina naukępisania. Jednak w miarę upływu czasu, dzięki stałemu ćwiczeniu,pisanie stało się dla ciebie rzeczą zupełnie naturalną. Nie inaczejbędzie też z kwestionowaniem swych negatywnych przekonań. Imwcześniej twoje dziecko posiądzie tę umiejętność, tym więcej za-oszczędzisz mu zmartwień w przyszłości. Optymizm, wyuczony wcześnie, staje się czynnikiem o podsta-wowym znaczeniu. Podobnie jak nawyki higieniczne, wchodzi ontak w krew, że stosowanie go staje się czymś zupełnie automaty-cznym i nie sprawia wrażenia uciążliwego obowiązku. Optymizmjest jednak nawykiem dużo ważniejszym niż nawyk utrzymywania

czystości, szczególnie jeśli twoje dziecko wypadło źle w teście nadepresję czy teście CASQ, albo jeśli twoje małżeństwo jest rozbite.W takich przypadkach dzieci narażone są na poważne ryzyko po- 372 Przemiana: od pesymizmu do optymizmupadnięcia w depresję i opuszczenia się w nauce... chyba że posiądąumiejętność optymistycznego patrzenia na świat. Jeśli dziecko na-uczy się przedstawionych tu technik, to będzie uodpornione naprzygnębienie i bezradność, które w przeciwnym razie mogłybyzatruć mu życie.

,

Rozdział czternastyOptymistycznaorganizacja1 POMYŚL O NAJTRUDNIEJSZEJ SYTUACJI, na jaką napoty-kasz w swojej pracy, o tym, kiedy ogarnia cię zniechęcenie do tego,co robisz, o sytuacjach, kiedy nagle natrafiasz na mur nie doprzebycia. Co robisz, kiedy znajdziesz się przed takim murem? Steve Prosper jest agentem firmy sprzedającej polisy ubezpie-czeniowe na życie i prawie każdego wieczoru między piątą trzy-dzieści a dziewiątą trzydzieści musi dzwonić do absolutnie nieznanych sobie ludzi. Nie cierpi tego. Nazwiska swych rozmówcówwybiera z listy wszystkich małżeństw z Chicago, którym ostatniourodziły się dzieci. Typowy wieczór wygląda tak: Pierwszy rozmówca odkłada słuchawkę już po piętnastu se-kundach. Drugi mówi mu, że ma już wszystkie ubezpieczenia,jakie są mu potrzebne. Trzeci okazuje się osobą samotną — po-zwala Steve'owi mówić, a potem opowiada mu długo i rozwlekle0 meczu, który oglądał poprzedniego wieczoru w telewizji. Po półgodzinie Steve dowiaduje się, że osoba ta utrzymuje się z zasiłku1 nie jest zainteresowana wykupieniem polisy ubezpieczeniowej.Czwarty rzuca w słuchawkę: „Nie zawracaj mi głowy, cymbale".W tym momencie Steve napotyka na mur. Patrzy ponurym wzro-kiem na telefon, na listę i znowu na telefon. Przegląda gazetę.Potem spogląda jeszcze raz na telefon. Nalewa sobie whisky i włą-cza telewizor. Na swoje nieszczęście Steve współzawodniczy w pozyskiwaniuklientów z Naomi Sargent. Ma ona taką samą listę nazwisk jak 374 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuon i pracuje dla innego towarzystwa ubezpieczeniowego. Ona jed-nak, natrafiwszy na mur, nie zniechęca się. Dzwoni do piątej,szóstej, dziesiątej osoby. Dwunasta rozmowa kończy się sukcesem.Kiedy, trzy dni później, Steve wreszcie dochodzi do nazwiska tegopotencjalnego klienta i dzwoni do niego, ten uprzejmie informujego, że właśnie wykupił polisę. Naomi odniosła sukces, a Steve przeżywa porażkę, nie powinnowięc być nic dziwnego w tym, że Naomi jest nastawiona optymi-

stycznie i z zapałem zabiera się do dalszej pracy, natomiast Stevejest pesymistą i popadł w depresję. Zdrowy rozsądek podpowiadanam, że sukcesy i powodzenie nastrajają ludzi optymistycznie.W książce tej wykazaliśmy jednak wielokrotnie, że istnieje teżodwrotna zależność, że optymizm przyczynia się do osiągnięciasukcesu. W szkole, na boisku i w pracy najpełniej wykorzystująswoje talenty optymiści. Wiemy już teraz, dlaczego tak się dzieje. Optymista nie pod-daje się i dąży wytrwale do celu. Nie załamują go nie tylko drobneniepowodzenia, ale nawet poważne porażki. Kiedy napotka w pra-cy na przeszkodę, na mur, stara się ją pokonać, szczególnie jeślizdarzy się to w momencie krytycznym, kiedy jego konkurent rów-nież staje przed tym murem i opada z sił. Według tej zasady działa Naomi. Wie, że w jej zawodzie prze-ciętnie tylko jedna na dziesięć rozmów telefonicznych kończy sięumówieniem na bezpośrednie spotkanie z klientem, a z tych spot-kań zaledwie jedno na trzy wieńczy sprzedaż polisy. Cała psycho-logia Naomi nastawiona jest na pokonywanie muru wstępnychrozmów telefonicznych, przy czym wypracowała ona sobie pewnetechniki podtrzymywania się na duchu. Technik tych brakuje Ste-vowi. Optymizm pomaga w pracy i to nie tylko takiej, która wymagaostrej rywalizacji z konkurentami. Może pomóc ci w każdej sytu-acji, w której praca staje się bardzo trudna i uciążliwa. Optymizmi jego brak mogą wyznaczać różnicę między — odpowiednio —dobrym i złym wykonaniem zadania. Weźmy zajęcie, w którymnie ma żadnych elementów rywalizacji, na przykład pisanie. Cho-ciażby pisanie tego właśnie rozdziału. Optymistyczna organizacja 375 W odróżnieniu od Naomi Sargent, ja nie byłem urodzonymoptymistą. Musiałem nauczyć się technik pokonywania muru, cza-sami — stworzyć je. Najtrudniejsze w pisaniu jest dla mnie wy-najdywanie przykładów, konkretnych przykładów, będących ucie-leśnieniem abstrakcyjnych prawidłowości, o których piszę. Pisanieo prawidłowościach zawsze przychodziło mi łatwo, gdyż od ćwierćwieku zajmuję się ich badaniem. Ilekroć jednak dochodziłem domomentu, w którym prawidłowości te i zasady trzeba było zilu-strować przykładami, zaczynała mnie boleć głowa. Był to nieomyl-ny znak świadczący o tym, że znalazłem się przed murem. Wy-szukiwałem wtedy sobie przeróżne zajęcia, żeby tylko nie wracaćdo pisania — przeprowadzałem rozmowy telefoniczne, przegląda-łem arkusze danych. Jeśli mur był wyjątkowo wysoki, wychodzi-łem na bridża. Stan taki utrzymywał się przez wiele godzin, a na-wet dni. Nie tylko nie posuwałem się z pracą naprzód, ale w miaręupływu czasu ogarniało mnie coraz silniejsze poczucie winy i przy-gnębienie. Trwało to wiele lat, ale w końcu uległo zmianie. W dalszymciągu często napotykam na mur, ale odkryłem techniki, które za-wsze pomagają mi w takich sytuacjach. W niniejszym rozdziale

poznasz dwie z tych technik: wsłuchiwanie się w swój wewnętrznydialog i kwestionowanie jego negatywnych elementów. Z techniktych będziesz mógł korzystać przy wykonywaniu swojej pracy. Każdy ma swój mur, każdy kiedyś dochodzi do punktu, w któ-rym ogarnia go zniechęcenie. To, co robisz, kiedy napotkasz naten mur, wyznacza różnicę między bezradnością a zaradnością,między porażką a sukcesem. Porażka w takiej sytuacji nie wypły-wa bynajmniej, jak to się potocznie przywykło uważać, z lenistwa,z braku zdolności czy braku wyobraźni. Jest ona po prostu skut-kiem nieznajomości pewnych, niezwykle ważnych umiejętności,których jednak, niestety, nie uczy się w żadnej szkole. Kiedy napotykasz na mur w swojej pracy? Przypomnij sobiesytuacje, w których najczęściej ogarnia cię zniechęcenie. Mogą tobyć rozmowy telefoniczne z klientami. Może to być pisanie dialo-gów. Może to być spór o wysokość rachunku. Może to być zawarciekontraktu. Może to być sporządzanie dokładnych bilansów strat 376 Przemiana: od pesymizmu do optymizmui zysków przed dokonaniem zakupu. Może to być wyraz apatiiw oczach twoich uczniów czy studentów. Może to być zmuszaniesię do cierpliwości, gdy twój współpracownik robi coś dłużej, niż —twoim zdaniem — powinien robić. Może to być dostarczanie moty-wacji do lepszej pracy twemu podwładnemu. Trzymaj się swegowłasnego przykładu, ponieważ znaczna część tego rozdziału będziepoświęcona nauczeniu cię pokonywania przeszkód piętrzącychsię przed tobą w pracy, rozbijaniu muru twej własnej niemożności.Trzy pożytki z optymizmuWYUCZONY OPTYMIZM pozwala na pokonanie tego muru, i to by-najmniej nie tylko jednostkom. Jak przekonaliśmy się w rozdzialedziewiątym, styl wyjaśniania całego zespołu może w znacznymstopniu przyczynić się do jego sukcesu lub porażki. Zarówno du-żym, jak i małym organizacjom potrzebny jest optymizm, potrze-bują one ludzi, którzy — oprócz talentu i energii — mają w sobieoptymizm. Organizacja składająca się z optymistów albo przynaj-mniej mająca optymistów na kluczowych stanowiskach posiadaprzewagę nad innymi. Z przewagi tej może korzystać na trzy spo-soby: Pierwszy sposób, a mianowicie selekcja, był tematem rozdziałuszóstego, zatytułowanego „Sukces w pracy". Twoja firma może dlaobsadzenia różnych stanowisk wybierać optymistów w identycznysposób, jak zrobiło to „Metropolitan Life". Jednostki optymistycz-ne pracują wydajniej, szczególnie w trudnych sytuacjach, niż pe-symiści. Talent i energia nie wystarczą. Jak mogliśmy się prze-konać, bez niezłomnej wiary w sukces, talent i niewyczerpanaenergia mogą nie dać żadnych rezultatów. W chwili obecnej ponadpięćdziesiąt firm, przeprowadzając nabór pracowników, korzystaz testów badających optymizm, by wyselekcjonować osoby, któreodznaczają się nie tylko talentem i energią, ale również optymi-zmem, potrzebnym dla osiągnięcia sukcesu. Okazało się to szcze-gólnie ważne w zawodach, w których są wysokie koszta naboru

Optymistyczna organizacja 377i szkolenia, a jednocześnie wysoki jest odsetek osób porzucającychpracę. Selekcja kandydatów do pracy w takich zawodach, dokony-wana pod kątem ich optymizmu, znacznie obniża, dzięki zmniej-szeniu liczby rezygnacji, koszty, zwiększa wydajność i daje wię-kszą satysfakcję z pracy całemu zespołowi firmy. Na tym niekończą się bynajmniej pożytki płynące z optymizmu. Drugi sposób wykorzystywania optymizmu w działalnościprzedsiębiorstwa polega na doborze odpowiednich osób na po-szczególne stanowiska w strukturze firmy. Wielki optymizm jestoczywiście pożądaną cechą u osób piastujących stanowiska, naktórych jest się szczególnie narażonym na stres i porażki, to zna-czy takich, które wymagają inicjatywy, uporu i śmiałego patrzeniaw przyszłość. Jest równie oczywiste, że głęboki pesymizm nie jestcechą pożądaną na żadnym stanowisku. Jednakże niektóre zawo-dy i stanowiska wymagają pewnej dozy pesymizmu. Jak stwier-dziliśmy w rozdziale szóstym, pesymiści trafniej rozpoznają rze-czywistość niż optymiści. Każde przedsiębiorstwo, podobnie zre-sztą jak każdy człowiek, musi — jeśli chce odnosić sukcesy —kierować się w swej działalności trafną oceną rzeczywistości, alejednocześnie snuć śmiałe i ambitne plany na przyszłość. Owe dwie cechy: umiejętność trzeźwej oceny aktualnej sytuacjioraz umiejętność snucia śmiałych planów nie zawsze — jak uczydoświadczenie — można znaleźć u jednej osoby; co więcej, tylkonieliczni mogą poszczycić się umiejętnością, którą nabędziesz dzię-ki temu rozdziałowi, umiejętnością korzystania — w zależnościod sytuacji — z dobrodziejstw optymizmu lub pesymizmu. W każ-dym większym przedsiębiorstwie różne osoby wykonują różne za-dania. Jak sprawić, by właściwi ludzie znaleźli się n;i właściwychmiejscach? Po to, by stwierdzić, jakimi cechami powinien odznaczać siękandydat na dane stanowisko, trzeba udzielić odpowiedzi na dwapytania. Po pierwsze, czy na stanowisku tym konieczne są upóri inicjatywa, po drugie — czy z jego piastowaniem łączy się częstewystępowanie uczucia zawodu, odrzucenia, a nawet porażki?A oto dziedziny, w których optymistyczny styl wyjaśniania jestniezbędnym warunkiem osiągnięcia sukcesu: 378 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu• Zbyt i sprzedaż• Maklerstwo• Aktorstwo i prezenterstwo• Reklama, promocja i stosunki ze środkami masowego prze-kazu• Gromadzenie funduszy na jakąkolwiek działalność• Stanowiska wymagające pracy twórczej• Stanowiska, z których pełnieniem łączy się duża utrata siłi energii Na przeciwnym biegunie znajdują się zawody i stanowiska, przy

których potrzebna jest dokładna znajomość i ocena rzeczywistości.Są to zwykle stanowiska, na których ryzyko porażki jest niewielkie,na których nie ma dużej rotacji kadr, na których potrzebne sąspecjalistyczne umiejętności techniczne i nie pracuje się pod silnąpresją. Nadają się one raczej dla skłonnych do refleksji realistówniż dla uparcie prących do przodu indywidualistów, którzy zapeł-niają kluby „sprzedawców towarów o milionowej wartości". Do tejgrupy należą również wyższe stanowiska kierownicze, które wy-magają dobrego wyczucia rzeczywistości. Zbytni optymizm jest tamzupełnie nie na miejscu, przeciwnie — zalecany jest umiarkowanypesymizm. Na takie stanowiska potrzebni są ludzie, którzy wiedzą,kiedy nie przeć do przodu i kiedy warto zgrzeszyć raczej zbytniąostrożnością niż nadmiernym optymizmem. Umiarkowani pesymi-ści odnoszą sukcesy w następujących dziedzinach:• Projektowanie i bezpieczeństwo pracy• Kontrola techniczna i szacowanie kosztów• Negocjowanie kontraktów• Kontrola finansowa i księgowość• Prawo (lecz nie sprawy sądowe)• Zarządzanie przedsiębiorstwem• Statystyka• Piśmiennictwo techniczne• Kontrola jakości• Sprawy osobowe i organizacyjne• Optymistyczna organizacja 379 A zatem w optymistycznej organizacji jest miejsce dla optymi-stów wszelkiej maści, jak też dla pesymistów, z wyjątkiem pesy-mistów skrajnych. Sprawą zasadniczej wagi jest poznanie pozio-mu optymizmu kandydata i umieszczenie go na stanowi:-^n, n-którym będzie działał najbardziej efektywnie. Jednakże każda organizacja ma w swych szeregach jednostki,które są zbyt wielkimi pesymistami jak na wymogi stanowisk,które piastują. Osoby te często posiadają odpowiednie zdolnościi energię i byłoby zabiegiem zbyt kosztownym, a nawet nieludz-kim, zastępować je innymi. Na szczęście osoby te mogą nauczyćsię optymizmu.Uczenie się optymizmuTRZECIĄ KORZYŚCIĄ, którą organizacja czerpie z optymizmu, jestto, co stało się tytułem tego rozdziału — uczenie się optymizmuw pracy. Tylko dwie grupy ludzi nie muszą się uczyć optymizmu w swo-im miejscu pracy: ci, którzy mieli szczęście urodzić się optymista-mi, oraz ci, którzy wykonują pracę nie obarczoną dużym ryzykiemporażki, a więc zajmują się dopiero co wymienionymi dziedzinami.Cała reszta może odnieść pożytek z nauczenia się optymizmu,niektórzy z nas nawet wielki pożytek. Weźmy choćby Steve'a Prospera. Podobał mu się zawód agentaubezpieczeniowego. Steve lubił związaną z nim niezależność —nikt nie zaglądał mu przez ramię, żeby sprawdzić, co robi, sam

wyznaczał sobie godziny pracy, urlop brał wtedy, kiedy miał nato ochotę. Steve był bardzo uzdolnionym sprzedawcą polis, miałteż silną motywację do pracy. Tylko jedna rzecz przeszkadzałamu w osiągnięciu oszałamiającego sukcesu — mur zniechęcenia,który wyrastał przed nim po czwartej czy piątej bezskutecznejpróbie telefonicznego znalezienia klienta. Steve przeszedł czterodniowy kurs nauki optymizmu. Kurs tenzostał przygotowany przez dwóch czołowych, wspomnianych już 380 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuprzeze mnie w rozdziale dwunastym, psychologów kognitywnych,doktora Stevena Hollona z Uniwersytetu Vanderbildta i doktoraArthura Freemana z Akademii Medycznej w New Jersey, orazprzeze mnie na zamówienie Foresight Inc., z Falls Church w Vir-ginii. Towarzystwo to, kierowane przez doktora Dana Orana, pod-daje swych pracowników naszym testom na optymizm i organizujedla nich kursy, na których uczą się optymizmu. W odróżnieniu odwiększości kursów szkoleniowych dla agentów firm ubezpieczenio-wych, na których uczy się ich, jak mają rozmawiać z klientami,na tym kursie główną uwagę przywiązuje się do tego, jak rozma-wiają oni sami ze sobą, co mówią sobie, kiedy klient udzieli od-powiedzi odmownej. To zasadnicza różnica. Na przykład SteveProsper nauczył się zestawu technik, które zupełnie odmieniłyjego pracę. Rozdział ten ma nauczyć cię najbardziej podstawowychz tych technik, tak byś mógł je stosować w swojej pracy.Zmiana twego wewnętrznego dialoguw miejscu pracy. Schemat TPSKATo, CO MYŚLISZ, kiedy sprawy idą źle, co mówisz sam do siebie,kiedy natrafiasz na piętrzący się przed tobą mur, określa to, cozrobisz: czy poddasz się, czy też zaczniesz działać, by sprawy ru-szyły właściwym torem. Schemat myślenia w takiej sytuacji po-winien odzwierciedlać zaproponowany przez Alberta Ellisa modelTPSKA, model, który poznałeś już w rozdziale dwunastym.TPS„T" OZNACZA TRUDNOŚĆ. Dla niektórych osób trudność jest końcemich starań. Mówią sobie: „I po co się wysilać? I tak nie dam rady.Po co to dalej ciągnąć? Nic z tego nie wyjdzie", i poddają się. Dla

Optymistyczna organizacja 381innych trudność jest wyzwaniem i oznacza początek drogi wiodą-cej do sukcesu. Trudnością może być niemal wszystko: przymuszarobienia większych pieniędzy, uczucie odtrącenia, krytyka zestrony szefa, znudzone ziewnięcie ucznia czy studenta, mąż (żona)nie spuszczający (spuszczająca) cię z oka. Trudność zawsze wywołuje w nas pewne przekonania, będącejej interpretacją. Kiedy napotykamy przeszkodę, pierwszą nasząreakcją jest próba wyjaśnienia, dlaczego sprawy przybrały złybieg. Jak wykazują badania, których rezultaty przedstawionow tej książce, nasza interpretacja trudności, wyjaśnienie sobie jejprzyczyn, ma ogromny wpływ na nasze dalsze postępowanie.

Jakie są skutki różnych wchodzących w grę przekonań wy-wołanych napotkanymi przez nas trudnościami? Otóż jeśli przy-czyn trudności doszukujemy się w czynnikach osobistych, o trwa-łym charakterze i uniwersalnym zasięgu (mówiąc sobie, naprzykład: „To moja wina... zawsze tak będzie... to się będzie kłaśćcieniem na wszystko, co będę robić"), to w konsekwencji poddaje-my się i stajemy się niezdolni do działania. Jeśli natomiast naszewyjaśnienia przyjmują dokładnie odwrotny kształt, to napełnia-ją nas one energią i aktywizują do dalszych działań. Skutkaminaszych przekonań są bowiem nie tylko działania, ale równieżuczucia. Chciałbym teraz, abyś przyjrzał się kilku przykładom TPS.Niektóre z nich odnoszą się na pewno do twojego życia, inne nie.W każdym z tych przykładów podaję trudność oraz przekonaniealbo jego skutek. Twoim zadaniem jest uzupełnienie schematuo brakujące ogniwo, tak aby tworzyło ono wraz z podanymi tusensowną całość.Ustalanie TPS1. T. Ktoś zajeżdża ci drogę, kiedy prowadzisz samochód.P. MyśliszS. Wpadasz w złość i naciskasz klakson.

382 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu2. T. Tracisz okazję łatwego sprzedania oferty.P. Myślisz: „Jestem kiepskim akwizytorem".S. Czujesz (lub robisz)3. T. Szef krytykuje cię.P. MyśliszS. Cały dzień jesteś przygnębiony.4. T. Szef krytykuje cię.P. MyśliszS. Nie przejmujesz się tym, co się stało.5. T. Żona (mąż) prosi, żebyś każdy wieczór spędzał (spę-dzała) w domu.P. MyśliszS. Czujesz złość i zniechęcenie.6. T Żona (mąż) prosi, żebyś wieczory spędzał (spędzała)w domu.P. MyśliszS. Czujesz smutek. Przy czytaniu następnych trzech przykładów wyobraź sobie,że jesteś przedstawicielem firmy zajmującym się sprzedażą jejwyrobów.7. T. Przez cały tydzień nie udało ci się umówić z żadnymklientem.P. Myślisz: „Nigdy nie robię nic jak trzeba".S. Czujesz (lub robisz)8. T. Przez cały tydzień nie udało ci się umówić z żadnymklientem.P. Myślisz: „Poprzedni tydzień był dobry".

S. Czujesz (lub robisz)

Optymistyczna organizacja 3839. T. Przez cały tydzień nie udało ci się umówić z żadnymklientem.P. Myślisz: „Szef dał mi złe zlecenia w tym tygodniu".S. Czujesz (lub robisz) W ćwiczeniu tym chodzi o to, byś zorientował się, w jaki sposóbtrudności wpływają na zmianę twego sposobu myślenia, jak sięw ich obliczu czujesz i co wtedy robisz. W pierwszym przykładzie prawdopodobnie wstawiłeś coś w ro-dzaju: „Co za kretyn!", „Co mu się tak spieszy?" albo: „Co za głupipalant!" W piątym przykładzie mógłbyś wstawić: „Ona nigdy niepomyśli o moich potrzebach". Kiedy wyjaśnienia trudności szuka-my w przyczynach zewnętrznych oraz kiedy jesteśmy przekonani,iż trudność jest wynikiem czyjegoś wtargnięcia na nasz teren lubpogwałcenia naszych praw, ogarnia nas złość. W sytuacji zilustrowanej drugim przykładem powinieneś czućsmutek i przygnębienie oraz popaść w apatię. Wyjaśnienie: „Je-stem kiepskim akwizytorem" jest wyjaśnieniem personalnym,o stałym charakterze i uniwersalnym zasięgu i jako takie jestidealnym przepisem na depresję. Podobnie w przykładzie szóstym,kiedy żona prosi, byś wieczory spędzał w domu, a ty czujesz smu-tek, musiałeś wcześniej powiedzieć sobie coś w rodzaju: „Jestemegoistą" albo „Jestem złym mężem". Jakie wyjaśnienie mogło spowodować, że przez cały dzień byłeśprzygnębiony, kiedy skrytykował cię szef w przykładzie trzecim?Musiało to być coś personalnego, o stałym charakterze i uniwer-salnym zasięgu, coś w rodzaju: „Nie potrafię dobrze sporządzićsprawozdania" czy: „Zawsze coś spieprzę". A jak musiałeś zmienićswoje wyjaśnianie, żeby nie przejmować się tym, co się stało w ta-kiej samej sytuacji (przykład 4)? Po pierwsze, musiałeś uznać, żeto, co dało szefowi powód do skrytykowania cię, można zmienić,że nie jest to przyczyna stała, na przykład: „Wiem, kto mi możepomóc nauczyć się sporządzać sprawozdania" albo: „Powinienembył je najpierw sam przeczytać i poprawić". Po drugie, musiałeśuznać, że przyczyna tego stanu rzeczy nie jest stała, na przykład 384 Przemiana: od pesymizmu do optymizmupomyśleć: „Tylko to jedno sprawozdanie było do kitu". Po trzecie,musiałeś przestać obwiniać o to samego siebie, kwitując krytykęczymś w rodzaju: „Oho, szef nie jest w humorze" lub: „Dał mi nanapisanie tego za mało czasu". Jeśli potrafisz wykształcić u siebienawyk takich trzech posunięć zmieniających pierwotne przekona-nia, to trudności mogą stać się dla ciebie odskocznią do sukcesu.Na podstawie ostatnich trzech przykładów możesz przekonaćsię, że gdybyś pomyślał — jak w przykładzie 7 — „Nigdy nie robięnic jak trzeba", co jest wyjaśnieniem personalnym, stałym i uni-wersalnym, to poczułbyś smutek i zniechęcenie i nie zrobił nic, comogłoby zmienić sytuację. Gdybyś — jak w przykładzie 8 — po-

myślał: „Poprzedni tydzień był dobry", to przemógłbyś zniechęce-nie i zabrał się do roboty. Gdybyś — jak w przykładzie 9 — po-myślał: „Szef dał mi złe zlecenia w tym tygodniu", co jestwyjaśnieniem zewnątrzpersonalnym, chwilowym i lokalnym, tobyłbyś zły na szefa, ale jednocześnie miał nadzieję, że następnytydzień będzie lepszy.TPSKAZWIĄZEK MIĘDZY TPS, między twoimi przekonaniami na tematprzyczyn trudności a tym, co potem czujesz, powinien już być dlaciebie jasny. Jeśli jednak nadal nie czujesz się przekonany, żezwiązek taki rzeczywiście istnieje, to przerób ćwiczenia TPS po-dane w rozdziale dwunastym (strony 323 - 327), korzystając z za-pisów swoich TPS z pracy. Za każdym razem, gdy nagle poczujeszprzygnębienie, smutek, złość, niepokój czy zniechęcenie, zapiszmyśl, która przyszła ci do głowy bezpośrednio przedtem. Przeko-nasz się, że myśli te będą bardzo przypominały odpowiedzi, któ-rych udzielałeś, rozwiązując ćwiczenia TPS. Znaczy to, że jeśli zmienisz P, a więc swoje przekonania wy-wołane trudnościami i wyjaśnienie tych trudności, to zmieni sięrównież S, czyli skutki tych przekonań. Zamiast reagować natrudności smutkiem, złością, niepokojem czy zniechęceniem, bę- Optymistyczna organizacja 385dziesz reagował zwiększoną aktywnością. Jednak zmiana ta zale-ży od tego, czy potrafisz skutecznie stosować następny elementtego ciągu przyczynowo-skutkowego, a mianowicie K.„K" oznacza kwestionowanie swoich przekonań.Kwestionowanie swoich przekonańPOWRÓCĘ TU DO wcześniej podanego przykładu. Jeśli zataczającysię pijak krzyknie do ciebie na ulicy: „Zawsze wszystko spieprzysz!Jesteś do niczego! Zwolnij się!", to jak na to zareagujesz? Oczy-wiście, nie potraktujesz jego oskarżeń poważnie. Albo w ogólepuścisz to pijackie gadanie mimo uszu i zajmiesz się swoimi spra-wami, albo — jeśli przypadkiem dotknęło cię to — zakwestionu-jesz jego zarzuty, mówiąc sobie na przykład: „Właśnie napisałemsprawozdanie, które wykazuje, że sytuacja firmy wybitnie się po-prawiła", „Właśnie awansowano mnie na wicedyrektora" albo:„Nic o mnie nie wie. Jest po prostu pijany". Co się jednak dzieje, kiedy ty sam wykrzykujesz — choć w du-chu — takie lub podobne zarzuty pod swoim adresem? Nie kwe-stionujesz ich, bo przecież skoro ty sam je sobie stawiasz, to musząbyć absolutnie prawdziwe.To karygodny błąd. Jak przekonałeś się z lektury poprzednich rozdziałów, to cosobie mówimy, kiedy spotka nas niepowodzenie, może być równiebezpodstawne, jak bredzenie pijaka spotkanego przypadkiem naulicy. Wyjaśnienia, które tworzymy sobie w takiej sytuacji nawłasny użytek, na ogół nie odpowiadają prawdzie i nie znajdująoparcia w faktach. Są one skutkiem złych nawyków, których na-braliśmy w przeszłości pod wpływem surowych rodziców czy nad-

miernie krytycznego nauczyciela, które ukształtowały w nas kon-flikty z czasów dzieciństwa czy wczesnej młodości. Ponieważjednak sądy takie zdają się płynąć z naszych ust i być wynikiemnaszych własnych przemyśleń, traktujemy je niczym prawdy ob-jawione, bo któż w naszych oczach może być bardziej wiarygodny 386 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuw tych sprawach niż my sami? Pozwalamy zatem, aby kształto-wały nasze życie, nie próbując nawet dyskutować z nimi. Umiejętność radzenia sobie z niepowodzeniami, umiejętność po-konywania wyrastających nagle przed nami przeszkód polegaw dużej mierze na nauczeniu się kwestionowania swoich pier-wszych myśli wywoływanych niepowodzeniem. Owe nawyki wyjaś-niania sobie przyczyn niepowodzeń są tak głęboko zakorzenionew naszej psychice, że nauczenie się skutecznego ich kwestionowa-nia wymaga wiele czasu i praktyki. Aby nauczyć się kwestionowaćswe automatyczne myśli, musisz najpierw nauczyć się wsłuchiwaćw wewnętrzny dialog, który toczysz z sobą w miejscu pracy. A otogra, dzięki której dowiesz się, jak należy to robić.Przeskakiwanie przez murW TEJ GRZE chodzi o przeskoczenie przez mur, który wyrasta przedtobą w miejscu pracy, o tę część pracy, która sprawia, iż maszochotę rzucić wszystko w diabły. W przypadku agentów firm ubez-pieczeniowych część tę łatwo jest zidentyfikować i oddzielić odpozostałych. Składają się na nią rozmowy telefoniczne, które mu-szą oni przeprowadzać z zupełnie nie znanymi sobie ludźmi, abyumówić się z nimi na spotkanie. Rozmowy te trzeba prowadzićwiele godzin dziennie, a tylko niektóre z nich kończą się ustale-niem terminu spotkania. Agenci, którzy łatwo się zniechęcają,którzy nie potrafią szybko dojść do równowagi po odmowie, wkrót-ce odpadają z pracy. Natomiast ci, którzy potrafią wykonać swojedwadzieścia rozmów dziennie, odnoszą sukcesy. Rozmów z nieznajomymi potencjalnymi klientami, rozmów Jw ciemno, jak nazywają je agenci, używamy jako narzędzia dlaustalenia ich TPS w pracy. Na spotkania podczas kursu agenciprzynoszą listy osób, do których mieli zadzwonić. Jako zadaniedomowe pierwszego wieczoru mają wykonać dziesięć rozmóww ciemno z osobami ze swoich list. Po każdej rozmowie zapisują 1trudność, na jaką się podczas niej natknęli, przekonanie, jakie Optymistyczna organizacja 387trudność ta w nich wywołała oraz skutki tego przekonania. A oto,co znajduje się w tych zapiskach:Trudność: Zabieram się do rozmów w ciemno. Przekonanie: Nie cierpię tego. Dlaczego muszę przeprowa-dzać te rozmowy? Skutki: Byłem zły i spięty. Trudno mi było zmusić się dopodjęcia słuchawki. Trudność: Pierwszy facet, do którego dziś zadzwoniłem,rzucił słuchawkę.

Przekonanie: To cham. Nie dał mi nawet wyjaśnić, o cochodzi. Nie powinien był mnie tak potraktować. Skutki: Czułem się jak obity i musiałem zrobić sobie prze-rwę przed następną rozmową. Trudność: Pierwszy klient, do którego dziś zadzwoniłem,odłożył słuchawkę. Przekonanie: No dobra, jedną odmowę mam z głowy. Dziękitemu jestem bliżej klienta, który zgodzi się na spotkanie.Skutki: Byłem odprężony i przepełniała mnie energia. Trudność: Trzymałem tę kobietę przy telefonie prawie dzie-sięć minut, a na koniec powiedziała mi, że nie ma ochoty naspotkanie. Przekonanie: Spieprzyłem okazję. Co się ze mną dzieje? Je-śli w trakcie takiej długiej rozmowy nie potrafię przekonaćklientki do spotkania, to marny ze mnie agent. Skutki: Byłem zniechęcony i sfrustrowany i obawiałem sięnastępnej rozmowy. Jak widać, kiedy przyczyny trudności wyjaśniamy sobie dzia-łaniem czynników personalnych o trwałym charakterze i uniwer-salnym zasięgu („Marny ze mnie agent"), to skutkiem jest znie-chęcenie i opuszczenie rąk. Kiedy natomiast przyczyny trudności 388 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuwyjaśniamy sobie w sposób dokładnie przeciwny („Jedną odmowęmam z głowy"), to skutkiem jest odprężenie i przypływ energii. Teraz kolej na ciebie. Wsłuchaj się w swój wewnętrzny dialogw chwili, kiedy napotkasz w pracy trudności, i zobacz sam, jakwywołane przez nie przekonania decydują o tym, jak się czujeszi co robisz. Są trzy warianty tej gry. Wybierz ten, który najbardziejpasuje do charakteru twojej pracy. 1. Jeśli twoja praca wymaga prowadzenia rozmów telefonicz-nych z nie znanymi ci osobami, to weź listę z ich nazwiskamii przeprowadź pięć rozmów. Po każdej z nich zapisz trudność, najaką się podczas niej natknąłeś, potem myśli, które w tym mo-mencie przyszły ci do głowy, a na koniec opisz, jak się wtedy czułeśi co zrobiłeś. Zapisz to wszystko w odpowiednich rubrykach poda-nych niżej, na stronach. 2. Jeśli twoja praca nie wymaga prowadzenia rozmów w ciem-no, to musisz znaleźć mur, który wyrasta przed tobą codzienniew pracy, tak byś mógł zapisywać swoje TPS. Jeśli nie bardzowiesz, gdzie szukać tego muru, to podaję kilka przykładów, którepowinny ci w tym pomóc. Jedną z przeszkód, na które natrafia nauczyciel, jest apatiauczniów. Wydaje mi się, że jest grupa uczniów, która — bezwzględu na to, co robię, bez względu na moje wysiłki uatrak-cyjnienia lekcji — po prostu nie chce się uczyć. Mam uczucie,że wciskam im wiedzę na siłę, jak pokarm tuczonej gęsi. Niecierpię tego uczucia. Świadomość tego, że nie mogę dotrzećdo tych uczniów, sprawia, iż coraz trudniej jest mi się zdobyćna wysiłek atrakcyjnego podania materiału, gdyż w głębi du-

szy zadaję sobie pytanie: „I po co się męczyć, skoro i tak nicto nie da?" W pracy pielęgniarki jednym z głównych powodów zmęcze-nia i zniechęcenia jest presja wywierana na nią zarówno przezpacjentów, jak i przez lekarzy, z góry i z dołu. Pacjenci sączęsto kapryśni, odnoszą się wrogo i mają pretensje o byle co.Może to sprawić, iż pielęgniarka jest przepracowana i czuje się Optymistyczna organizacja 389przy tym niedoceniana. Toteż wiele z nich narzeka: „Na po-czątku każdego dyżuru mówię sobie, że tym razem nie damsię i zachowam pogodę ducha. Nie można się dziwić pacjentom,że kapryszą i mają pretensje o byle co — w końcu są chorzyi leżą w szpitalu. Kto na ich miejscu zachowywałby się inaczej?Ale czym wyjaśnić zachowanie lekarzy i sposób, w jaki mnietraktują? Zamiast uważać mnie za członka zespołu, odnosząsię do mnie tak, jakby moja praca była nieważna, a ja głupia.Po pewnym czasie, choćbym nie wiem jak napompowała sięenergią przed pracą, poddaję się i zaczynam liczyć godziny dokońca dyżuru. Ogarnia mnie zmęczenie i apatia, jestem w złymnastroju i z nienawiścią myślę o następnym dyżurze. Teraz postaraj się określić przeszkodę, na którą codziennienatrafiasz w swej pracy. W następnym tygodniu stawaj śmiałoprzed nią i gdy tylko znajdziesz parę wolnych chwil, zapisuj, coto za przeszkoda, jakie wytwarza u ciebie przekonania i jakie sąskutki tych przekonań. Rób to codziennie i zapisuj wszystko w od-powiednich rubrykach na stronach 390 - 391. 3. Trzeci wariant przeznaczony jest dla osób, które nie napo-tykają codziennie na przeszkody w pracy. Przed niemożnością na-pisania ważnego sprawozdania czy zabrania się do realizacji no-wego planu lub projektu stajemy zazwyczaj parę razy w roku.Kierowanie zespołem ludzi jest innym przykładem pracy, w którejnie co dzień napotyka się przeszkody. Jedną z przeszkód, która wyrasta przed dyrektorami i kierow-nikami, jest konieczność utrzymania wśród podległych im ludzizapału do pracy. Jeden z dyrektorów ujął to tak: „Kierowaniezespołem ludzi bywa niekiedy frustrujące. Najtrudniejszym zada-niem, zadaniem, które autentycznie przyprawia mnie o ból głowy,jest utrzymanie wśród ludzi właściwej motywacji i wydajności.Staram się również świecić własnym przykładem, ale czasami nierozumiem, co im chodzi po głowach. No i oczywiście, kiedy dobioręsię do kogoś, czuję się jak stary zrzęda. Nie chcę być zbyt pobła-żliwy, nie chcę być zbyt surowy i w rezultacie mam wrażenie, że 390 Przemiana: od pesymizmu do optymizmujestem po prostu nieudolny. Jak powiedziałem, to jest naprawdęfrustrujące". Jeśli należysz do tej trzeciej kategorii, po powrocie z pracy dodomu zamknij się sam w pokoju na dwadzieścia minut. Wyobraźsobie tak żywo, jak potrafisz, sytuację, która jest dla ciebie prze-

szkodą. Skorzystaj z odpowiednich akcesoriów, jeśli je posiadasz.Jeśli przeszkodą jest pisanie sprawozdań, połóż przed sobą czystąkartkę i wyobraź sobie, że masz napisać na jutro pilne sprawoz-danie. Pozwól, by ogarnęło cię przygnębienie lub rozpacz, wyobraźsobie, że się pocisz. Jeśli jesteś dyrektorem czy kierownikiem,przywołaj w pamięci twarz swego najbardziej krnąbrnego pod-władnego. Odegraj swój wewnętrzny dialog. Zapisz, na czym po-lega trudność, jakie wywołuje w tobie przekonania, jakie są ichskutki. Zrób to pięciokrotnie, za każdym razem wyobrażając sobienieco inną trudność. Zapisz to w podanych niżej rubrykach.Trudność:Przekonanie:Skutki:Trudność:Przekonanie:Skutki:

Trudność:Przekonanie:Skutki:Trudność:Przekonanie:Skutki:Trudność:Przekonanie:Skutki:

Optymistyczna organizacja 391

392 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu Po zapisaniu pięciu TPS przyjrzyj się dokładnie swoim prze-konaniom. Zobaczysz, że wyjaśnienia pesymistyczne wywołująu ciebie bierność i zniechęcenie, natomiast wyjaśnienia optymi-styczne wyzwalają twą energią. A zatem następnym krokiem jestzmiana tych przekonań — wyzbycie się nawyku pesymistycznegowyjaśniania sobie przyczyn trudności. W tym celu musisz przy-stąpić do drugiej rundy gry — kwestionowania.KwestionowanieDRUGA RUNDA GRY polega na powtórzeniu tego, co robiłeś w pier-wszej rundzie, z tym, że teraz za każdym razem, gdy pojawią sięprzekonania i wyjaśnienia pesymistyczne, masz je kwestionować.Na szczęście opanowanie tej umiejętności nie wymaga długiegotreningu. Robisz to codziennie, spierając się w rzeczywistości albow duchu, to znaczy z innymi albo z samym sobą. Masz już za sobądługą praktykę w kwestionowaniu negatywnych przekonań in-nych osób. Brak ci jednak doświadczenia w kwestionowaniu swychwłasnych negatywnych przekonań, tak jak gdyby nie były twoimisądami, lecz opiniami zawistnego kolegi z pracy, krnąbrnego ucz-nia czy twego najgorszego wroga. Wieczorem, będąc w domu, skorzystaj z tego samego scenariu-

sza, którego używałeś w pierwszej fazie gry — weź listę osób, doktórych masz zadzwonić, albo w ciszy pokoju wyobraź sobie, żestoisz przed przeszkodą, na jaką napotykasz w pracy. Teraz,w każdym z pięciu przypadków zderzenia się z wyrastającym na-gle przed tobą murem, skoncentruj się na swych negatywnychmyślach, a potem zakwestionuj je. Skończywszy z każdą z tychprzeszkód, zapisz swoje TPS, łącznie z kwestionowaniem (K) orazbędącą jego rezultatem aktywizacją i tym, co wtedy czujesz (A).Zanim zaczniesz, przeczytaj poniższe przykłady, które pomogą ciw kwestionowaniu swych negatywnych przekonań. Optymistyczna organizacja 393Rozmowy telefoniczne w ciemno Trudność: Osoba, do której zadzwoniłem, słuchała mniedość długo, po czym odłożyła słuchawkę. Przekonanie: Powinien dać mi skończyć, skoro już i taksłuchał mnie tyle czasu. Musiałem coś spieprzyć, że przerwałw takim punkcie. Skutki: Byłem rozczarowany i zły na siebie. Chciałem daćsobie spokój z rozmowami na ten wieczór. Kwestionowanie: Może robił coś, kiedy zadzwoniłem, i chciałjak najszybciej do tego wrócić. Musiałem wypaść całkiemnieźle, jeśli udało mi się tak długo utrzymać przy telefoniefaceta zajętego innymi sprawami. Przecież nie mam wpływuna to, co robi. Mogę tylko starać się jak najlepiej przedstawićofertę i mieć nadzieję, że facet po drugiej stronie ma otwartyumysł i czas, żeby mnie wysłuchać. Ten najwyraźniej nie miał.Jego strata. Aktywizacja: Byłem gotowy do przeprowadzenia następnejrozmowy. Czułem zadowolenie, że potrafię dobrze przedstawićofertę, i byłem pewien, że prędzej czy później znajdę klienta. Trudność: Facet był zainteresowany ofertą, ale powiedział,że nie umówi się na spotkanie, dopóki nie porozmawiam naj-pierw z jego żoną. Przekonanie: Co za strata czasu! Teraz, zamiast zadzwonićdo kogoś innego, będę musiał dzwonić tam jeszcze raz. Niemógł sam się zdecydować?Skutki: Byłem zniecierpliwiony i trochę zły. Kwestionowanie: Spokojnie, przynajmniej nie powiedział„nie". To żadna strata czasu, bo może się jeszcze okazać, żezgodzą się ze mną spotkać. Skoro przekonałem go, to może udami się też przekonać jego żonę. Aktywizacja: Zyskałem pewność siebie. Miałem nadzieję, żeprzy jeszcze odrobinie wysiłku sprzedam ofertę. 394 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu Trudność: Odbyłem dwadzieścia rozmów i umówiłem siętylko z sześcioma osobami. Przekonanie: To strata czasu. Mam za mało energii, żebyodnieść sukces. Jestem niezorganizowany.

Skutki: Czułem się sfrustrowany, zmęczony, przygnębionyi zmiażdżony. Kwestionowanie: Sześciu klientów w ciągu godziny to niejest zły wynik. Jest dopiero pół do ósmej, więc mogę dzwonićjeszcze przez półtorej godziny. Zrobię sobie teraz dziesięć mi-nut przerwy, żeby się lepiej zorganizować, i potem będę mógłwykonać więcej telefonów na godzinę niż dotąd. Aktywizacja: Nie byłem już tak przygnębiony i zdruzgotany.Miałem więcej energii, bo zaplanowałem dalszy ciąg działania. Trudność: Kiedy byłam akurat w połowie listy, zadzwoniłmąż. Przekonanie: Dlaczego dzwoni właśnie teraz? Wybija mniez rytmu i zabiera mi czas.Skutki: Byłam zirytowana i ucięłam rozmowę. Kwestionowanie: Nie wściekaj się na niego. Nie zdawał so-bie sprawy, że odrywa mnie od pracy i wybija z rytmu. Pewniemyślał, że da mi w ten sposób trochę wytchnienia. To miło, żemyśli o mnie, kiedy jest poza domem. Cieszę się, że mam taktroskliwego męża. Aktywizacja: Odprężyłam się i czułam się świetnie, myśląc,że moje małżeństwo jest tak udane. Zadzwoniłam do mężai wyjaśniłam mu, dlaczego ucięłam rozmowę. Trudność: Przeprowadziłem, czterdzieści rozmów i nie zdo-byłem ani jednego klienta. Przekonanie: To do niczego nie prowadzi. To idiotyczne. Niemam żadnych rezultatów. Szkoda czasu i zachodu. Skutki: Byłem sfrustrowany i zły, że zmarnowałem na totyle czasu. Optymistyczna organizacja 395 Kwestionowanie: To było tylko jedno popołudnie i tylkoczterdzieści telefonów. Każdemu trudno jest dzwonić w ciemnoi takie dni jak dzisiaj zdarzają się od czasu do czasu. W każdymrazie skorzystałem na tym, bo nauczyłem się lepiej przedsta-wiać ofertę, a więc jutro będzie lepiej. Aktywizacja: W dalszym ciągu byłem sfrustrowany, aleo wiele mniej niż na początku, i przestałem się złościć. Jutrobędę miał lepsze wyniki.Nauczanie Trudność: Nie potrafiłem się przebić przez mur apatii i nie-chęci do nauki, jaką okazują niektórzy moi uczniowie. Przekonanie: Dlaczego nie potrafię dotrzeć do tych dzieci?Gdybym był bardziej dynamiczny, bardziej inteligentny albobardziej pomysłowy, to udałoby mi się zainteresować ich na-uką. Skoro nie potrafię znaleźć wspólnego języka z dziećmi,które najbardziej potrzebują mojej pomocy, to nie nadaję siędo tej pracy. Nie powinienem być nauczycielem. Skutki: Nie wiem, co robić. Brak mi pomysłów i energii.Czuję przygnębienie i zniechęcenie. Kwestionowanie: Nie mogę oceniać swojej przydatności do

zawodu nauczyciela na podstawie zachowania małej grupy ucz-niów. Przecież potrafię zainteresować przedmiotem większośćuczniów i poświęcam dużo czasu na przygotowanie lekcji, sta-rając się trafić indywidualnie do każdego ucznia. Pod koniecsemestru, kiedy mam trochę więcej czasu, mogę zorganizowaćspotkania z innymi nauczycielami, którzy borykają się z tymsamym problemem. Może w grupie będziemy mogli znaleźćjakieś rozwiązanie, które pozwoli nam dotrzeć do tych apaty-cznych uczniów. Aktywizacja: Przestałem wątpić w swoją przydatność do za-wodu nauczyciela. Nadzieja, że w dyskusji z innymi kolegamiznajdę być może jakieś rozwiązanie, natchnęła mnie energiąi zapałem do pracy. 396 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuPielęgniarstwo Trudność: Zostało mi sześć godzin do końca dyżuru, brakujepersonelu, a lekarka powiedziała mi właśnie, że pracuję zawolno. Przekonanie: Ona ma rację. Jestem zbyt powolna. Wszystkopowinno mi cały czas iść gładko, a nie idzie. Inne pielęgniarkidają sobie radę. Chyba nie nadaję się do tej pracy. Skutki: Jestem przybita i czuję się winna, że nie pracujętak dobrze, jak powinnam. Mam ochotę uciec ze szpitalaw środku dużuru. Kwestionowanie: Byłoby fantastycznie, gdyby przez całyczas wszystko szło gładko, ale to niemożliwe, szczególniew szpitalu. W każdym razie nie tylko ja jestem odpowiedzialnaza to, żeby wszystko szło gładko. Nie mam obowiązku doglądaćwszystkiego. Nie pracuję gorzej niż inne pielęgniarki z mojejzmiany. Może dzisiaj idzie mi trochę wolniej niż normalnie,ale kilka koleżanek nie przyszło do pracy i mam dodatkoweobowiązki, co zabiera mi więcej czasu. Mam dodatkową robotę,więc nie powinnam się przejmować tym, że sprawia to lekkikłopot lekarce. Aktywizacja: Czuję się dużo lepiej i przestałam mieć poczu-cie winy za to, że lekarce pracuje się gorzej. Przestała mnieprzerażać myśl o tym, że zostało mi jeszcze sześć godzin dokońca dyżuru.Kierowanie zespołem ludzi Trudność: Mój wydział nie wykonuje planu i szef zaczynanarzekać. Przekonanie: Dlaczego moi ludzie nie mogą zrobić tego, cze-go się od nich wymaga? Pokazałem im wszystko, co musząwiedzieć, ale olewają to. Czemu nie mogę ich skłonić do lepszejpracy? W końcu za to mi płacą. Teraz szef narzeka. Myśli, żeto wszystko moja wina i że kiepski ze mnie kierownik. Optymistyczna organizacja 397 Skutki: Byłem zły i wkurzony na cały wydział. Chciałem

ich wezwać do swojego gabinetu i opieprzyć. Byłem też zły nasiebie i denerwowałem się, że mogę stracić pracę. Pomyślałem,że będę unikał dyrektora, dopóki nie wyrobimy planu. Kwestionowanie: Przede wszystkim to prawda, że mój wy-dział nie wykonuje planu, ale dostałem nowych pracownikówi trochę potrwa, zanim nauczą się robić wszystko właściwiei szybko. Byłem już w takiej sytuacji, ale jeszcze nigdy niedostałem tylu nowych naraz. Poinstruowałem wszystkich jaknależy, co i jak mają robić, ale i tak trzeba trochę czasu, żebynabrali wprawy. Zrobiłem wszystko, co do mnie należy. Pozatym starzy pracownicy spisują się dobrze, trzeba więc uzbroićsię w cierpliwość i poświęcić więcej uwagi nowym. Wyjaśniłemto wszystko staremu. Wie, że to prawda, bo nie próbował dawaćmi żadnych wskazówek. Założę się, że naciskają na niego z gó-ry. Nie chcą mu nic popuścić, więc on nie chce mnie popuścić.Pogadam z nim jeszcze raz i spytam wprost, czy coś zrobiłemnie tak. Poza tym postaram się przycisnąć i zdopingować za-łogę. Zobaczę też, czy starzy pracownicy nie będą mogli jakośpomóc nowym. Aktywizacja: Przeszła mi złość i chęć opieprzenia załogi.Będę mógł omówić z nimi spokojnie całą sytuację. Nie dener-wuję się już też, że mogę stracić pracę, bo wiem, że mam opiniędobrego fachowca. A poza tym, zamiast unikać dyrektora, spot-kam się z nim, żeby przedstawić wyniki i odpowiedzieć nawszystkie pytania, jakie będzie do mnie miał. Teraz twoja kolej na zakwestionowanie przekonań. Zrób to pięćrazy.Trudność:

398 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuPrzekonanie:Skutki:Kwestionowanie:Aktywizacja:Trudność:Przekonanie:Skutki:Kwestionowanie:Aktywizacja:

Trudność:Przekonanie:Skutki:Kwestionowanie:Aktywizacja:. Trudność:i Przekonanie:Skutki:t11 Kwestionowanie:',' Aktywizacja:

4

Optymistyczna organizacja 399

400 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuTrudność:Przekonanie:Skutki:Kwestionowanie:Aktywizacja: Na pewno stwierdziłeś, że kiedy zacząłeś kwestionować swenegatywne przekonania na temat trudności, które napotykaszw pracy, ich skutki zmieniły się i zamiast przygnębienia i znie-chęcenia, poczułeś przypływ energii i optymizmu. Zapewne brak ci jeszcze wprawy w kwestionowaniu swych,pojawiających się automatycznie, pesymistycznych myśli. Przejdź-my zatem do ćwiczenia, dzięki któremu nabierzesz takiej wprawy.Uzewnętrznienie głosówSZEF ZMARSZCZYŁ CZOŁO, kiedy wszedłeś do biura. Myślisz: „Napewno schrzaniłem to sprawozdanie. Może mnie wylać". Wślizgu-jesz się przygnębiony do swojego pokoju i gapisz się posępnie nasprawozdanie. Nie możesz się nawet zdobyć na to, żeby je powtór-

Optymistyczna organizacja 401nie przeczytać. Następne minuty spędzasz na smętnym rozmyśla-niu i twój nastrój staje się jeszcze bardziej ponury. Kiedy zdarzy ci się coś takiego, musisz się otrząsnąć z ponu-rego nastroju, kwestionując swe pesymistyczne wyjaśnienia zmar-szczek na czole szefa, które wywołały ten nastrój. Jak przekona-liśmy się w poprzednich rozdziałach, istnieją zazwyczaj czteryróżne taktyki efektywnego kwestionowania swych negatywnychsądów. Pytamy sami siebie o:• Dowody• Alternatywy• Implikacje• Przydatność naszych przekonań.DowodyZABAW SIĘ W DETEKTYWA i spytaj siebie: „Jakie są dowody świad-czące na korzyść tego przekonania, a jakie dowody świadczą prze-ciwko niemu?" Na przykład: Na jakiej podstawie pomyślałem, że przyczynązmarszczki na czole szefa było moje sprawozdanie? Czy wiedzia-łem, że coś się nie zgadza w tym sprawozdaniu, że jest tam coś,co mogłoby go wprawić w zły nastrój? Czy uwzględniłem w nimwszystkie oczywiste czynniki? Czy wniosek, jakim je zakończyłem,wypływa logicznie z przesłanek? Czy szef przeczytał już sprawoz-danie, czy może nadal leży ono na biurku jego sekretarki? Przeko/iasz się, że często tragizujesz, wyciągasz najgorszyz możliwych wniosków, mimo iż brak jest na jego poparcie jakich-kolwiek dowodów.

AlternatywyCZY MOŻNA SPOJRZEĆ na trudność w inny sposób? Na przykład: Jakie są alternatywne wyjaśnienia faktu, iż naczole szefa pojawiła się zmarszczka? Może nie będzie ci łatwo 402 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuznaleźć inne wyjaśnienie, gdyż nie walcząc z pojawiającymi się odlat automatycznymi wyjaśnieniami pesymistycznymi, pozwoliłeśim głęboko zakorzenić się w swej psychice. Musisz jednak świa-domie szukać wszelkich prawdopodobnych, alternatywnych wyjaś-nień. „Może ma chandrę?" „Może przez większą część nocy przy-gotowywał wystąpienie na zebranie zarządu?" „A jeśli zmarszczyłczoło na mój widok, to czy przypadkiem nie dlatego, że włożyłemkrawat w krzykliwych kolorach?" Kiedy już zgromadzisz kilka alternatywnych wyjaśnień, mo-żesz wrócić do pierwszego stadium i sprawdzić, czy są dowody napoparcie któregoś z nich.ImplikacjeA JEŚLI TWOJE ponure wyjaśnienie jest prawdziwe, to co? Czy tokoniec świata? Załóżmy, że szefa wprawiło w złość twoje sprawozdanie. Czyto znaczy, że chce cię zwolnić? Przecież to twoje pierwsze potknię-cie. Jeśli obawiasz się, że zaczyna powątpiewać w twoje umiejęt-ności, to co możesz zrobić, żeby zmienić to wrażenie? I w tymprzypadku wróć do stadium pierwszego: Jakie są dowody na to,że zwolniłby cię, nawet gdyby nie podobało mu się twoje sprawoz-danie? To, że sytuacja jest niekorzystna, nie znaczy zaraz koniecznie,że jest ona równoznaczna z katastrofą. Postaraj się opanowaćważną umiejętność dekatastrofizacji polegającą na badaniu naj-bardziej realistycznych, najbardziej prawdopodobnych implikacjidanej sytuacji. 9PrzydatnośćNIEKIEDY POPRAWNOŚĆ wyjaśniania nie jest tym, co się najbardziejliczy. Tym, co liczy się w takich sytuacjach, jest rozstrzygnięcie,czy myślenie o trudnościach w danym momencie może ci pomóc.Gdybyś był linoskoczkiem, to myślenie podczas balansowaniana wysoko rozpiętej linie o tym, co mogłoby się zdarzyć, gdybyś

Optymistyczna organizacja 403spadł, byłoby zupełnie idiotyczne. Może przydałoby się, żebyś po-myślał o tym innym razem, kiedy będziesz na ziemi, ale niew chwili, kiedy całą uwagę musisz skupić na tym, by nie spaść. Czy rozmyślanie o najgorszych z możliwych implikacji faktu,że szef zmarszczył czoło, kiedy wszedłeś do biura, sprawi, że po-czujesz się jeszcze gorzej? Albo czy spowoduje ono, że będzieszw kiepskim nastroju podczas ważnego spotkania, na które jesteśumówiony po południu? Jeśli tak, to powinieneś odwrócić uwagęod swych negatywnych przekonań. Istnieją trzy sprawdzone sposoby odwrócenia uwagi w takich

przypadkach. Wszystkie są bardzo proste, ale niezawodne. A otoone:• Wykonaj jakąś czynność manualną, która skieruje twojąuwagę w innym kierunku, na przykład pstryknij gumką ob-wiązaną wokół przegubu dłoni albo pryśnij sobie w twarzzimną wodą, mówiąc: „Dość!"• Wyznacz jakąś późniejszą porę na przemyślenie absorbują-cej cię sprawy. Może to być pół godziny wieczorem tego sa-mego dnia, może to być inna odpowiadająca ci pora. Jeślizłapiesz się na ruminacji, na tym, że przeżuwasz myśli, mo-żesz sobie powiedzieć: „Stop! Zajmę się tym dziś o siódmej".To męczące, natrętne powracanie myśli ma ściśle określonycel — chodzi o to, byś nie zapomniał o sprawie, która jewywołała, a którą musisz się zająć. Jeśli jednak wyznaczymysobie konkretną porę na przemyślenie tej sprawy, ustaniepowód, dla którego myśli te nie dają nam spokoju, roztrzą-sanie ich stanie się psychologicznie zbyteczne.• Zapisz nieznośną myśl w tej samej chwili, w której przyszłaci do głowy. Będziesz teraz mógł do niej powrócić nie pod jejprzymusem, lecz wtedy, kiedy będzie ci wygodnie. Podobniejak drugi sposób odwrócenia uwagi, ten również usuwa przy-czynę natrętnego pojawiania się tych samych myśli.UZBROJONY W TE CZTERY METODY kwestionowania swych pesymi-stycznych wyjaśnień — dowody? alternatywy? implikacje? przy-

404 Przemiana: od pesymizmu do optymizmudatność? — możesz teraz przystąpić do ćwiczenia uzewnętrznianiatwego wewnętrznego dialogu, to znaczy wydobywania swych myślina światło dzienne, gdzie można się z nimi rozprawić. A oto te-chnika, która sprawdziła się na kursach optymizmu — wybierzzaufanego współpracownika, z którym będziesz ćwiczyć. Jeśliw pracy nie możesz znaleźć odpowiedniej osoby, to rolę tę możeszpowierzyć żonie (mężowi) lub odznaczającemu się cierpliwościąprzyjacielowi (przyjaciółce). Ich zadanie polegać będzie na stawia-niu ci zarzutów w rodzaju tych, które sam sobie normalnie czy-nisz. Przejrzyj z nimi zapis twoich TPSKA, tak by zorientowalisię, jakie to są zarzuty. Twoje natomiast zadanie polegać będziena głośnym zbijaniu tych zarzutów, na ich kwestionowaniu. Uży-waj wszelkich argumentów, jakie przyjdą ci do głowy. Zanim za-czniesz, zapoznaj się z podanymi niżej przykładami. Współpracowniczka (atakująca cię w taki sam sposób, w ja-ki sama na siebie napadasz): Kiedy mówiłaś, szefowa nie pa-trzyła na ciebie. Musiała pomyśleć, że nie masz nic ważnegodo powiedzenia. Ty: To prawda, że przez większość czasu, kiedy mówiłam,nie patrzyła na mnie. Wydawało się, że nie słucha mnie zbytuważnie [dowody]. Nie znaczy to jednak, że moje pomysły sąnieistotne albo że ona myśli, że są nieistotne [implikacje]. Możema za dużo spraw na głowie [alternatywa]. Przedtem słuchałauważnie, co mam do powiedzenia, a nawet zasięgała mojej

opinii w paru sprawach [dowody].Współpracowniczka (przerywając ci): Musisz być głupia. Ty (kontynuując kwestionowanie): Nawet jeśli nie podobałysię jej moje pomysły, to nie znaczy, że jestem głupia [implika-cje]. Mam głowę nie od parady i zwykle wnoszę coś istotnegodo rozmowy, w której biorę udział [dowody]. W przyszłości,zanim zacznę do niej mówić, spytam, czy ma czas, żeby wysłu-chać tego, co chcę powiedzieć [implikacje]. W ten sposób wy-eliminuję możliwość interpretowania jej zaabsorbowania inny-mi sprawami jako braku zainteresowania moimi pomysłami[alternatywa]. Optymistyczna organizacja 405 Nauczycielka z tej samej szkoły (robiąca uwagi krytycznepodobne do tych, które sama kierujesz pod swoim adresem):Nie potrafisz zainteresować uczniów lekcją. Wolą dłubać w no-sie, niż słuchać tego, co mówisz. Ty: To prawda, że jest pewna grupa uczniów, których nieudaje mi się zainteresować [dowód]. Nie znaczy to jednak, żenie jestem dobrą nauczycielką [implikacja]. Potrafię zaintere-sować większość uczniów i jestem dumna z pomysłowych pla-nów lekcji, które ułożyłam [dowód]. Byłoby znakomicie, gdybywszyscy uczniowie interesowali się moim przedmiotem, ale totylko marzenie [alternatywa]. Cały czas staram się wciągnąćtych uczniów do aktywnego uczestnictwa w lekcji i zachęcamich, by bardziej udzielali się w szkole [dowód]. Koleżanka (przerywając): Nie możesz być dobrą nauczyciel-ką, jeśli nie potrafisz zaabsorbować ich uwagi choćby przezczterdzieści pięć minut. Ty (kontynuując kwestionowanie): To, że nie mogę sobieporadzić z paroma uczniami, nie zmienia faktu, że dobrze miidzie praca z większością dzieci, które uczę [implikacja]. Koleżanka z pracy: Pozwoliłaś jej przejechać się po sobie.Nie masz za grosz poczucia własnej godności. Jesteś śmierdzą-cym tchórzem. Ty: Dyskutowanie ze zwierzchnikami sprawia kłopot wieluosobom [alternatywa]. Myślę, że w rozmowie z nią nie byłamtak stanowcza, jak w rozmowach z koleżankami, ale wyraziłamswoje zdanie jasno i spokojnie [dowód]. Fakt, że jestem ostroż-na, nie świadczy, że jestem tchórzem. Jest moją kierowniczkąi ma przewagę nade mną [alternatywa]. To była delikatnasprawa, więc wolałam być nawet przesadnie ostrożna, żeby jejnie obrazić, bo to zamknęłoby mi drogę do dalszej dyskusji[implikacja]. Dzięki temu, zanim znowu porozmawiam z niąna ten temat, będę miała czas przygotować się, żeby to, comam jej powiedzieć, zabrzmiało stanowczo, ale nie zaczepnie[przydatność]. II!

406 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu Kolega: Ten gość odłożył słuchawkę, bo zupełnie źle przed-stawiłeś mu ofertę. Ty: Może nie było to arcydzieło reklamy, ale wcale nie zro-biłem tego źle. Przedstawiłem ofertę jasno i fachowo [dowody].Ta propozycja nie różniła się od innych, które dziś przedsta-wiłem innym osobom, a na dwudziestu rozmówców tylko onjeden się wyłączył [dowody]. Nie sądzę, żeby mój sposób przedstawiania oferty miał cośwspólnego z faktem, że on odłożył słuchawkę. Może był czymśzajęty, a może z zasady nie słucha żadnych ofert składanychtelefonicznie [alternatywy]. Tak czy inaczej, to przykre, że od-łożył słuchawkę, ale nie świadczy to źle o moich umiejętno-ściach [implikacje]. Jeśli masz jakieś ciekawe uwagi dotyczące składania ofertprzez telefon, to chętnie ich wysłucham, ale trochę później, gdybędę miał przerwę [przydatność]. Koleżanka pielęgniarki: Nigdy nie możesz z niczym zdążyć.Stale wołają cię pacjenci, a lekarze bez przerwy krytykują two-ją pracę. Gdybyś była lepszą pielęgniarką, to i pacjenci, i le-karze byliby szczęśliwi i zadowoleni. Ty: To prawda. Choćbym nie wiem jak się starała, stale jestjeszcze coś do zrobienia [dowód]. Niestety, to taka praca i wcalenie znaczy to, że nie jestem dobrą pielęgniarką [implikacja]. Koleżanka (wtrącając się): To ciężka i nerwowa praca, stalew napięciu. Jesteś za słaba, żeby podołać tym obowiązkom. Ty: Uszczęśliwianie pacjentów czy lekarzy nie należy domoich obowiązków. Zresztą nie mam takiej władzy. Mogę tylkostarać się, żeby pacjenci czuli się jak najlepiej, i pomagaćlekarzom w ich pracy tak, jak umiem, ale to, czy są szczęśliwi,czy nie, nie zależy ode mnie [alternatywy]. Faktem jest, że praca w szpitalu jest ciężka i nerwowa.Chciałabym nauczyć się znosić to ustawiczne napięcie. Będęmusiała porozmawiać z pielęgniarkami, które mają większedoświadczenie, i dowiedzieć się, jak one sobie z tym radzą. Optymistyczna organizacja 407 Teraz twoja kolej. Wygospodaruj dwadzieścia minut i usiądźna ławie oskarżonych, a twoja przyjaciółka (twój przyjaciel) niechmiota pod twym adresem dokładnie takie same oskarżenia, jakimity sama (sam) się obrzucasz. Kwestionuj je, używając wszelkichdostępnych argumentów. Kiedy przekonasz samą (samego) siebiei przyjaciółkę (przyjaciela), że odparłeś zarzuty w sposób wiaro-godny, przejdziesz do następnego oskarżenia. Po dwudziestu mi-nutach zamieńcie się rolami.PodsumowanieZADANIEM TEGO ROZDZIAŁU było nauczenie cię dwóch podstawo-wych umiejętności, przydatnych w każdej pracy. Przede wszystkim nauczyłeś się wsłuchiwać w swój wewnętrz-ny negatywny dialog i zapisywać przekonania, które dochodzą do

głosu, gdy napotykasz na jakąś trudność czy przeszkodę. Przeko-nałeś się, że skutkiem pesymistycznego myślenia o przyczynachtrudności jest zazwyczaj zniechęcenie i bierność. Gdybyś mógłzmienić te pojawiające się automatycznie wyjaśnienia przyczyntrudności, to tym samym zmieniłbyś uczucia wywoływane przezte wyjaśnienia — zamiast przygnębienia, zniechęcenia i apatii,odczuwałbyś przypływ sił i energii, miałbyś chęć do działaniai optymistycznie patrzył w przyszłość. W tym właśnie celu ćwiczyłeś kwestionowanie swych pesymi-stycznych przekonań. Robiłeś to, zapisując trudności rzeczywiściepojawiające się przed tobą w pracy i wyobrażone przekonania,którymi na nie reagowałeś, skutki tych przekonań i na koniecświadczące przeciw nim argumenty. Potem, dla nabycia większejwprawy, ćwiczyłeś uzewnętrznianie głosów. To dopiero początek. Reszta zależy od ciebie. Za każdym ra-zem, gdy natrafisz na przeszkodę w pracy, wsłuchaj się uważniew to, jak ją sobie wyjaśniasz. Kiedy wyjaśnienia będą pesymisty-czne, energicznie je kwestionuj. Podczas kwestionowania spraw-dzaj dowody, alternatywy, implikacje i przydatność poszczegól- pI H tm

408 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu

nych wyjaśnień. Jeśli będzie to konieczne, staraj się odwrócić uwa-gę od stojących przed tobą trudności i zajmij się nimi później,kiedy będziesz miał na to czas. Postaraj się, by weszło ci to w na-wyk i by ten nowy nawyk zastąpił nawyk automatycznego wyjaś-niania przyczyn trudności w sposób pesymistyczny.

Rozdział piętnastyElastyczny optymizm1„Nadzieja" to ta rzecz z piórami —Która siedzi w duszy —I śpiewa pieśń bez słów —I nigdy nie przestaje — nigdy —Emily DickinsonNr 254 (ok. 1861 r.) OBAWY, KTÓRE nawiedzają mnie o czwartej nad ranem,od dwóch miesięcy zmieniły się. Tak zresztą, jak i całe moje życie.Mam maleńką córkę, Larę Catrinę Seligman. Jest prześliczna.Teraz, kiedy piszę, ssie pierś matki, ale prawie co minutę prze-rywa ssanie, przygląda mi się badawczo swymi błękitnymi oczamii uśmiecha się. Uśmiechanie się to jej najnowsze osiągnięcie. Kie-dy to robi, uśmiech ogarnia jej całą buzię. Przypominam sobiemałego wieloryba, którego widziałem zeszłej zimy na Hawajach.Cieszył się życiem, baraszkując radośnie w wodzie, podczas gdyjego stateczni rodzice czuwali, aby nikt mu nie zagroził. Uśmiech

Lary jest zniewalający. Wraca do mnie o czwartej nad ranem. Co jej zgotuje przyszłość? Co stanie się z jej afirmacją świata?Rodzi się nowe, liczne pokolenie. „New York Times" donosi, żeobecnie dwa razy więcej niż dziesięć lat temu zamężnych Amery-kanek chce mieć dzieci. To nowe pokolenie jest naszą afirmacjąprzyszłości. Będzie to jednak pokolenie żyjące w zagrożeniu — doznanego nam już zagrożenia wojną jądrową, zanieczyszczeniemśrodowiska i zagrożenia politycznego dojdzie zagrożenie psycho-logiczne i duchowe. Jednakże z zagrożeniem tym można się uporać, a niepośledniąrolę w jego zwalczaniu odegrać może wyuczony optymizm. 410 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuDepresja raz jeszczeJAK STWIERDZILIŚMY W rozdziale czwartym, od czasu drugiej wojnyświatowej depresja staje się coraz powszechniejszym zjawiskiem.Młodzi ludzie są dzisiaj dziesięciokrotnie bardziej narażeni naryzyko popadnięcia w depresję niż ich dziadkowie. Depresja zbieraszczególnie obfite żniwo wśród kobiet i ludzi młodych. Nic nieświadczy o tym, by zjawisko to zmniejszało się i dręczące mnieo czwartej nad ranem obawy tego właśnie dotyczą. Lękam się, żedla pokolenia Lary jest to prawdziwe zagrożenie. Zanim wyjaśnię, dlaczego depresja jest obecnie o wiele po-wszechniejszym zjawiskiem niż niegdyś i dlaczego życie w krajachrozwiniętych sprawia, iż dzieci są tak na nią podatne, chcę wpierwprzyjrzeć się dwu innym alarmującym zjawiskom — wyolbrzymia-niu roli jednostki i zanikaniu więzi społecznych.Wyolbrzymianie roli jednostkiSPOŁECZEŃSTWO, W którym żyjemy, stawia jednostkę na piedestał.Rozkosze i cierpienia, sukcesy i niepowodzenia jednostki traktujeono z niespotykaną dotąd powagą. Nasza gospodarka rozwija siędzięki zaspokajaniu kaprysów jednostki. Nasze społeczeństwo za-pewnia jednostce władzę, jakiej nie miała ona nigdy w dziejach —może zmieniać samą siebie, może nawet zmienić swój sposób my-ślenia. Żyjemy w epoce samokontroli, samodoskonalenia i decydo-wania o samym sobie. Rolę i wagę jednostki wyolbrzymia się takbardzo, że bezradność pojedynczej osoby uważa się za coś, czemutrzeba zaradzić i co trzeba leczyć, a nie za to, co jej los przepisałi zgotował. Kiedy na początku obecnego stulecia stworzono linię montażo-wą, jej istnienie nie przysporzało jednostce żadnych problemówzwiązanych z decydowaniem o swych sprawach. Mogliśmy kupo-wać lodówki, ale tylko białe, gdyż na taśmie montażowej bardziejopłacalne było malowanie ich tym samym kolorem. Jednakże Elastyczny optymizm 411w łatach pięćdziesiątych, wraz z pojawieniem się tranzystorówi pierwszych mózgów elektronicznych, zmuszono nas do dokony-wania wyboru, gdyż — jeśli był tylko rynek na takie wyroby —opłacało się inkrustować co setną lodówkę sztucznymi diamenta-

mi. Mózgi elektroniczne, sztuczna inteligencja, otworzyły wielkirynek zbytu dla przeróżnych odmian tych samych towarów, rynek,który zależał od gustów i potrzeb poszczególnych nabywców i któ-ry znakomicie prosperował dzięki zaspokajaniu tych gustów i po-trzeb. Obecnie nie wszystkie dżinsy są niebieskie, można je nabyćw dziesiątkach kolorów i setkach wzorów. Nabywca ma do wyborudziesiątki milionów modeli samochodów. Są setki rodzajów aspi-ryny i tysiące gatunków piwa. Aby stworzyć rynek dla tych wszystkich towarów, reklama wy-chwalała pod niebiosa walory niczym nie skrępowanego, swobod-nego wyboru i zalety decydowania o samym sobie i swym życiu.Stale wybierająca, decydująca się na coś, hedonistycznie nasta-wiona jednostka stała się istną kopalnią pieniędzy, stworzyłaszansę dla robienia wielkich interesów. Kiedy jednostka ma dużopieniędzy do wydania, indywidualizm staje się panującym —i przynoszącym niezłe zyski — światopoglądem. W tym samym okresie Ameryka stawała się krajem krezusów.Choć milionom ludzi w USA nie wiedzie się dobrze, ogólnie rzeczbiorąc Amerykanie dysponują obecnie o wiele większą siłą nabyw-czą niż jakikolwiek inny naród w dziejach świata. Dzisiaj bogactwojest czymś innym niż w minionych wiekach. Średniowieczny książębył bogaty, ale większa część jego majątku była nieprzenośna. Niemógł sprzedać swych włości i za uzyskane za nie pieniądze kupićkoni, tak samo jak nie mógł sprzedać swego książęcego tytułu. Jegomajątek, w odróżnieniu od naszego, nie mógł być bezpośredniozamieniony na siłę nabywczą. Nasze bogactwo natomiast łączy sięz oszałamiającymi możliwościami wyboru, jakie otworzył przed na-mi ten sam proces, który doprowadził do produkcji lodówek inkru-stowanych sztucznymi diamentami. Mamy więcej żywności, więcejubrań, więcej wykształcenia, więcej koncertów i książek, więcejwiedzy, zdaniem niektórych — nawet większy wybór w miłości niżjakikolwiek inny naród w dziejach świata. 412 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu Tej eskalacji potrzeb materialnych towarzyszyła eskalacja te-go, co można uważać za możliwe do przyjęcia w pracy i w miłości.Dawniej uważano, że ma się dobrą pracę, jeśli za zapłatę za niąmożna było kupić szynkę. Dziś już się tak nie uważa. Praca musibyć sensowna. Musi stwarzać szansę na awans. Musi zapewnićczłowiekowi przyzwoitą emeryturę. Współpracownicy muszą byćsympatyczni, a otoczenie ekologicznie zdrowe. Również od małżeństwa wymaga się obecnie więcej niż daw-niej. Małżeństwo nie jest już instytucją, której celem jest tylkospłodzenie i wychowanie dzieci. Partner (partnerka) musi być wie-cznie seksualnie sprawny (sprawna), szczupły (szczupła), dobry(dobra) w tenisie, a rozmowa z nim (z nią) powinna być interesu-jąca. Korzenie tych przesadnych oczekiwań i wymagań tkwiąw wyolbrzymieniu znaczenia swobody wyboru. Kto dokonuje wyboru?2 Jednostka. Współczesna jednostka niejest chłopem z zamierzchłych czasów, którego przyszłość była ści-

śle określona. On (a teraz i ona, skutecznie podwajająca rzeszenabywców towarów) biega jak oszalały, miotając się między swo-bodą wyboru, decyzją i preferencją. A rezultatem tego jest nowygatunek jednostki — jednostka „maksymalna". Pojęcie jednostki ma swoją historię.3 W tej czy innej formiejednostka pojawiała się w życiu społeczeństw od dawna, aczkol-wiek jej właściwości różniły się w zależności od epoki i kultury.Począwszy od średniowiecza aż po późny renesans rola i pozycjajednostki były znikome — na obrazie Giotta wszyscy, oprócz Chry-stusa, wyglądają tak samo. Pod koniec renesansu rola jednostkizyskała na znaczeniu — na obrazach Rembrandta i El Grecapostacie drugoplanowe nie wyglądają już jak kopie tego samegowzoru. Ta ekspansja jednostki trwa nadal. Nasze bogactwo i technikadoprowadziły do powstania jednostki, która odczuwa rozkosz i ból,która narzuca sobie kierunek i rytm działania, która optymalizujeswoje potrzeby, która ma nawet tak rzadko dotąd spotykane ce-chy, jak szacunek dla samej siebie i skuteczność oraz wiarę w sie-bie i władzę nad sobą. Tę nową, odznaczającą się niezwykłymwyczuleniem na swe sukcesy i porażki jednostkę nazywam jedno- Elastyczny optymizm 413stką maksymalną, aby odróżnić ją od tej, którą zastąpiła, czylijednostki minimalnej, jednostki z pokolenia naszych dziadków.Jednostka minimalna, mówiąc inaczej, jednostka jankeska4, a kró-cej, Jankes, zachowywała się jak jednostka z okresu średniowie-cza, to znaczy robiła niewiele ponad to, co jej przysługiwało czywypadało robić. Na pewno w tamtych czasach człowiek mniejprzejmował się tym, jak się czuje. Mniej uwagi poświęcał swoimuczuciom i doznaniom, a więcej obowiązkom. Bez względu na to, czy lepiej to czy gorzej, jesteśmy społeczeń-stwem składającym się z jednostek maksymalnych. Wybieramy,co chcemy, z mnóstwa oferowanych nam towarów i usług, i się-gamy jeszcze dalej, by zyskać bardziej nieograniczoną swobodęwyboru. Jednak tym swobodom towarzyszą też niebezpieczeń-stwa. Głównym z nich jest depresja. Jestem głęboko przekonany,że nękająca nas epidemia depresji jest skutkiem pojawienia sięjednostki maksymalnej. Gdyby wyniesieniu roli jednostki nie towarzyszyły inne proce-sy, to mogłoby to mieć pozytywne znaczenie dla ludzi i prowadzićdo korzystania z życia w całej pełni. Stało się jednak inaczej.Wyolbrzymianie roli i znaczenia jednostki zbiegło się z umniej-szaniem roli społeczności, roli powszechnych wartości i zanika-niem wyższych celów. Wszystkie te zjawiska stworzyły łącznieznakomitą glebę dla rozwoju depresji.Umniejszanie roli społecznościŻYCIE, KTÓREGO JEDYNYM CELEM i sensem istnienia, jest ono samo,jest ubogie i jałowe. Ludziom potrzebny jest szerszy kontekst,kontekst znaczenia i nadziei. Kiedyś mieliśmy taki kontekst i gdydotknęło nas niepowodzenie, mogliśmy znaleźć w nim oparcie i na

nowo odkryć sens istnienia. Ten szerszy kontekst, nasze otoczenie,określam mianem powszechnych wartości. Na wartości te składa-ła się wiara w Boga, w swój naród, w rodzinę i w cel, który niekończy się z naszym życiem.W ostatnich dwudziestu pięciu latach miały miejsce wydarzę-

414 Przemiana: od pesymizmu do optymizmunia, które tak osłabiły nasze przywiązanie do owych wyższychwartości, że stanęliśmy nadzy i prawie bezbronni wobec wyzwań,które niesie z sobą życie. Nieraz już wskazywano, że zabójstwa,wojna wietnamska i Watergate dla wielu osób oznaczały koniecmarzeń o tym, że naród nasz osiągnie szczytne cele. Ci z was,którzy wkraczali w życie dorosłe na początku lat sześćdziesią-tych, odczuli chyba, podobnie jak ja, że 22 listopada 1963 rokuznikła ta świetlana wizja przyszłości. Straciliśmy nadzieję, żenasze społeczeństwo może zaradzić ludzkim nieszczęściom. Byćmoże zabrzmi to banalnie, choć jest niewątpliwie prawdziwymspostrzeżeniem, ale wiele osób z mojego pokolenia, z lęku i z roz-paczy, zrezygnowało z karier w życiu publicznym, by poświęcićsię zajęciom, które przynajmniej dostarczały im przyjemności oso-bistych. Ta tendencja do wycofywania się ze służby dla dobra powszech-nego została jeszcze wzmocniona zabójstwami Martina LutheraKinga, Malcolma X i Roberta Kennedy'ego. Ludzie nieco młodsiwyciągnęli tę samą naukę z wojny wietnamskiej. Dziesięć lat bez-owocnych, okrutnych zmagań zachwiało ich patriotyzmem i wiarąw Amerykę. Tym, których ominęła wietnamska lekcja, trudno byłozignorować Watergate. Tak więc zaangażowanie się w sprawy państwa i narodu osłab-ło, a wraz z nim nadzieje na lepszą przyszłość. To z kolei spowo-dowało, że ludzie zaczęli szukać spełnienia w zaspokajaniu swychprywatnych potrzeb, skoncentrowali się na swym życiu osobistym.W tym samym czasie gdy wydarzenia polityczne unicestwiały sta-rą ideę państwa i narodu, pewne nurty społeczne, co nie uszłouwagi uczonych, unicestwiały pojęcie Boga i rodziny. Wiara w Bo-ga czy wiara w rodzinę mogła zastąpić wiarę w kraj i naród, i staćsię nowym źródłem nadziei, powstrzymując nas przed zamknię-ciem się w sobie. Niestety, tak się złożyło, że erozja wiary w pań-stwo i naród zbiegła się w czasie z upadkiem instytucji małżeń-stwa i wiary w Boga. Do upadku instytucji małżeństwa przyczyniły się: wysoka li-czba rozwodów, zwiększona mobilność społeczeństwa oraz dwu-dziestoletni okres spadku liczby urodzeń. Z powodu rozwodów Elastyczny optymizm 415małżeństwo nie jest już trwałą instytucją, jaką było niegdyś, san-ktuarium, w którym możemy leczyć nasze rany, szukać pociechyw chwilach niepowodzeń. Duża mobilność i ruchliwość — zdolnośćdo przemieszczania się w krótkim czasie w odległe miejsca —również wpływa ujemnie na trwałość i stabilność rodziny. I, na

ostatek, brak rodzeństwa albo, w najlepszym wypadku, dwojedzieci — co ma miejsce w większości amerykańskich rodzin —przyczynia się do wyizolowania jednostki. Większa uwaga, jakąrodzice mogą poświęcić jednemu dziecku, daje dosyć dobre rezul-taty na krótką metą (średnio biorąc, dzieci z takich rodzin uzu-skują około pół punkta więcej w testach na inteligencję), lecz nadłuższą metę wywołuje u dzieci wrażenie, że ich przyjemnościi cierpienia są bardziej ulotne niż w rzeczywistości. Zsumujmy teraz: brak wiary w Boga, załamanie się wiaryw dobroczynną funkcję państwa i krach instytucji małżeństwa.Co pozostaje, gdzie można zwrócić się w poszukiwaniu sensu swe-go istnienia, swej tożsamości i nadziei? Kiedy szukamy sprzętów,które tworzyły swoiste umeblowanie naszego życia duchowego,odkrywamy z przerażeniem, że wszystkie te wygodne, kryte skórąkanapy i miękkie fotele zostały usunięte, że zostało tylko małei chybotliwe składane krzesło — nasza jaźń, my sami, jednostka.A maksymalna jednostka, pozbawiona stroju ochronnego, jakimsą wartości ponadczasowe, jest bezbronna wobec depresji. Coraz większy indywidualizm i upadek powszechnie uznawa-nych wartości mogłyby, nawet każde z osobna, doprowadzić dozwiększonej podatności na depresję. Fakt, że oba te zjawiska za-istniały w Ameryce w tym samym czasie, stał się — moim zda-niem — przyczyną obecnej epidemii depresji. Mechanizmem, któ-ry zjawiska te uruchamiają, a który prowadzi do depresji, jestwyuczona bezradność. W rozdziałach czwartym i piątym wykazałem, że kiedy jedno-stka natrafia na przeszkody, których nie jest w stanie usunąć,kiedy spotykają ją niepowodzenia, na których przyczyny nie mawpływu, ogarnia ją bezradność. A bezradność, jak udowadniamw tej książce, przeistacza się w brak nadziei i kończy się głębokądepresją. Pogrążona w niej osoba wyjaśnia sobie przyczyny swych 416 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuniepowodzeń działaniem czynników o stałym charakterze, uniwer-salnym zasięgu i pochodzeniu wewnętrznym. W życiu doznajemy wielu niepowodzeń. Rzadko zdobywamywszystko, co chcemy. Frustracja, przygnębienie, zniechęcenie sąuczuciami, których doznajemy codziennie. W kulturze takiej jaknasza, wyolbrzymiającej znaczenie jednostki i nie przywiązującejzbytniej wagi do tego, co nie dotyczy jednostki, może ona liczyćna bardzo skromną pomoc społeczeństwa, gdy spotka ją niepowo-dzenie. Społeczeństwa bardziej „prymitywne" mają sposoby poma-gania jednostce w takich sytuacjach. W ten sposób nie dopuszczająone do wytworzenia się u swych członków poczucia bezradności.Antropolog i psycholog Buck Schieffelin próbował, bez powodze-nia, znaleźć odpowiednik depresji wśród plemienia Kaluli żyjącegona Nowej Gwinei, którego rozwój cywilizacyjny znajduje się napoziomie kamienia łupanego. Schieffelin uważa5, iż więzy łączącejednostkę z całym plemieniem zapobiegają depresji. Gdy któryśz członków plemienia traci świnię i publicznie rozpacza z tego

powodu, plemię obdarowuje go inną świnią. Grupa, do której na-leży jednostka, rekompensuje jej stratę, w związku z czym przy-gnębienie i bezradność nie przeistaczają się w beznadziejność, po-czucie straty nie prowadzi do rozpaczy. Jednakże nękająca nas epidemia depresji nie jest jedynie wy-nikiem skąpego pocieszenia, które daje nam społeczeństwo. Wybu-jały indywidualizm prowadzi do nadmiernie pesymistycznego styluwyjaśniania, który każe ludziom upatrywać przyczyn ich niepowo-dzeń w skrajnie stałych, uniwersalnych i osobistych czynnikach.Skoro jednostka jest tak ważna, to każdy myśli sobie: „Niepowo-dzenie wypływa wyłącznie z mojej winy, bo na moje losy nie mawpływu nikt inny oprócz mnie". Upadek powszechnie akceptowa-nych wartości oznacza, że niepowodzenie jest stałe i na całej linii.? Skoro nie liczą się już większe, trwalsze i pozytywne wartości (Bóg,naród, ojczyzna, rodzina), to niepowodzenie osobiste urasta do roz-miarów katastrofy. Jedno niepowodzenie zatruwa całe życie. Nig-dzie nie można znaleźć pocieszenia. Jeśli wierzy się w wyższe war-tości, to osobiste niepowodzenie nie wydaje się mieć wiecznychnegatywnych skutków ani ogarniać wszystkich obszarów życia. Elastyczny optymizm 417Zmiana proporcjiA ZATEM MOJA DIAGNOZA BRZMI: epidemia depresji spowodowanajest wzrostem indywidualizmu oraz spadkiem zainteresowania do-brem publicznym i wartościami wyższymi. Oznacza to, że z tejsytuacji możliwe są dwie drogi wyjścia: po pierwsze, zmiana pro-porcji między indywidualizmem a wartościami nadrzędnymi, podrugie — pełne wykorzystanie możliwości jednostki maksymalnej.Granice indywidualizmuCZY JEDNOSTKA MAKSYMALNA i jej pułapki mówią nam coś o dal-szej przyszłości indywidualizmu? Uważam, iż nieokiełznany indy-widualizm ma negatywne konsekwencje, które mogą zniszczyć go,tak jak on niszczy nas. Po pierwsze, społeczeństwo, które — tak jak nasze — wyol-brzymia rolę jednostki, będzie ustawicznie nękane depresją. Kiedystanie się dla wszystkich jasne, że rozbuchany indywidualizm do-prowadził do dziesięciokrotnego wzrostu przypadków depresji,przestanie on być atrakcyjny. Drugim, i być może ważniejszym, czynnikiem jest brak sensużycia. Nie jestem tak głupi, aby próbować zdefiniować sens życia,ale mogę podać jeden niezbędny warunek, który musi spełniać to,co ma się stać sensem czyjegoś życia — otóż musi to być rzeczczy istota, która jest większa, ważniejsza od nas i do której jes-teśmy przywiązani. Im większą jest ta rzecz, tym większe madla nas znaczenie. Młodym ludziom będzie tym trudniej odnaleźćsens życia, im mniej dla nich znaczy Bóg, dobro ich kraju i rodzina. Ujmując to inaczej, jednostka, która sensem swego życia czynisamą siebie, zaczyna wkrótce odczuwać brak sensu w życiu. Jeśli indywidualizm i brak wyższych wartości prowadzą dodepresji i poczucia braku sensu życia w masowej skali, to coś musi

osłabnąć. Co? Istnieje możliwość, że epoka nieokiełznanego indy-widualizmu wreszcie skończy się, a jednostka maksymalna napowrót stanie się jednostką minimalną. Jest też jednak inna, prze- 418 Przemiana: od pesymizmu do optymizmurażająca możliwość, że po to, by wyzwolić się z depresji i odzyskaćsens życia, chętnie zrezygnujemy z wolności, którą daje indywi-dualizm, wyrzekniemy się możliwości decydowania o sobie i prze-staniemy troszczyć się o dobro jednostki. Wiek dwudziesty dostar-cza nam aż nadto straszliwych przykładów społeczeństw, którepostąpiły tak, chcąc znaleźć remedium na swoje kłopoty. Wydajesię, że obserwowana obecnie na całym świecie tęsknota za funda-mentalistyczną religią jest właśnie taką reakcją.Siła jednostki maksymalnejSĄ JESZCZE dwie inne możliwości, obie znacznie bardziej optymi-styczne. Opierają się one na wykorzystaniu siły jednostki maksy-malnej. Pierwsza z nich polega na zmianie proporcji między jed-nostką a dobrem ogólnym poprzez zaangażowanie się w pracęna rzecz tego dobra. Druga opiera się na wyuczonym optymizmie.Moralny joggingCHOCIAŻ DO NIEDAWNA nie znano żadnych środków obrony, który-mi dysponowałaby jednostka maksymalna, nie znaczy to, że jestona bezbronna. Przeciwnie — dysponuje ona dobrą metodą samo-obrony, którą jest samodoskonalenie się. Być może, dzięki same-mu procesowi samodoskonalenia, jednostka maksymalna przeko-na się wkrótce, że jej nadmierne zainteresowanie sobą, choćkorzystne na krótszą metę, na dalszą metę jest jednak dla niejniedobre. Wśród różnych wyborów, jakich może dokonywać jednostkamaksymalna, jest też taki, który wydaje się paradoksalnym. Dzia-łając z pobudek czysto egoistycznych, może wybrać taką taktykęsamodoskonalenia — opartą na wiedzy o tym, że zbytnie zajmo-wanie się sobą prowadzi do depresji i utraty poczucia sensu życia— która zmniejszy jej rolę, wagę i znaczenie. Być może mogliby- Elastyczny optymizm 419śmy zachować wiarę w znaczenie jednostki, ale jednocześnie po-winniśmy przestać się tak bardzo przejmować swym samopoczu-ciem, swymi przyjemnościami i przykrościami. Stworzyłoby to mo-żliwość poświęcenia się sprawom wyższym. Nawet gdybyśmy bardzo tego pragnęli, w społeczeństwie takwyolbrzymiającym rolę jednostki jak nasze, przemiana takanie dokona się w ciągu jednego dnia. Potrzebna jest nowa taktyka. Weźmy na przykład jogging. Wielu z nas postanowiło biegać.Biegamy bez względu na pogodę, wstajemy o nieprzyzwoitych go-dzinach, żeby sobie pobiegać. Większości z nas nie sprawia tożadnej przyjemności. Niekiedy jest to męczące, a czasami przykre.Robimy to jednak w swoim własnym interesie, bo na dłuższą metęma to dla nas pozytywne skutki. Wierzymy, że dzięki temu bę-dziemy się lepiej czuli, będziemy zdrowsi i bardziej atrakcyjni,

będziemy żyć dłużej. Tylko dlatego poddajemy się tym codziennymumartwieniom. Trochę wyrzeczeń co dnia ma nam dać lepszą kon-dycję i zdrowie w przyszłości. Kiedy przekonaliśmy się, że brakćwiczeń fizycznych może się odbić źle na naszym zdrowiu i samo-poczuciu, bieganie stało się atrakcyjne. Indywidualizm i egoizm stwarzają analogiczną sytuację.6 Jakjuż pisałem, depresja jest częściowo wynikiem nadmiernego zaj-mowania się sobą i niedostatecznego zajmowania się dobrem po-wszechnym. Ten stan rzeczy jest tak samo groźny dla naszegozdrowia i dla naszej pomyślności jak brak ćwiczeń fizycznychi niektóre odmiany cholesterolu. Skutkiem nadmiernego zajmo-wania się własną osobą i braku zainteresowania dobrem po-wszechnym jest właśnie depresja, kiepskie zdrowie i brak sensużycia. W jaki sposób — działając w swoim własnym interesie — mo-żemy ograniczyć zajmowanie się własną osobą i zwiększyć zain-teresowanie dobrem powszechnym? Rozwiązaniem może tu być„moralny jogging". Obecne pokolenie nie jest skore do poświęceń polegających nadawaniu innym i zaangażowaniu swego czasu, pieniędzy i wysiłkuna rzecz dobra powszechnego. W naszych czasach rzeczą natural-ną wydaje się dążenie do tego, by być osobą najważniejszą. Dla 420 Przemiana: od pesymizmu do optymizmupoprzedniego pokolenia rzeczą naturalną był odpoczynek i biesia-da — wyobrażenie idealnej niedzieli, jednakże my nabraliśmyprzekonania, że lepiej dla nas jest zapomnieć o tych przyjemno-ściach, i spędzamy niedziele na czymś dokładnie odwrotnym — naintensywnych ćwiczeniach i przestrzeganiu diety. A zatem mamydużą szansę również na zmianę innych ideałów i przyzwyczajeń.Jak możemy przełamać silny egoizm tkwiący w nas samychi w naszych dzieciach? Na potrzebną nam taktykę antydepresyjnąmogą złożyć się ćwiczenia — nie fizyczne, lecz moralne. Wybierzdla siebie którąś z następujących propozycji:• Przeznacz 5 procent swych rocznych dochodów na cele spo-łeczne, jednak nie za pośrednictwem jakichś instytucji cha-rytatywnych, które wykonają za ciebie całą pracę. Musisz tozrobić sam. Rozgłoś wśród potencjalnych odbiorców twej po-mocy w interesującej cię dziedzinie, że przeznaczasz na takieto a takie cele, powiedzmy, sumę 3000 dolarów (czy jakąkol-wiek inną). Przejrzyj podania o tę pomoc i wybierz osobę,która wyda ci się najbardziej odpowiednia. Daj jej pieniądzei kontroluj ich wydawanie aż do pomyślnego końca projektu.• Przestań robić coś, co robisz regularnie tylko dla swej włas-nej przyjemności — może to być chodzenie raz w tygodniudo restauracji, oglądanie filmów w któryś dzień tygodnia,gry komputerowe po powrocie z pracy do domu, chodzeniepo sklepach, polowanie — i przeznacz ten czas (na ogół bę-dzie to jedno popołudnie) na działalność społeczną: pomocw kuchni przygotowującej posiłki dla ubogich, udział w pra-

cy rady szkoły, odwiedzanie chorych na AIDS, sprzątaniew parku publicznym, zbieranie funduszy na swoją alma ma-ter. Pieniądze, które zaoszczędziłeś rezygnując z ulubionejrozrywki, przeznacz na działalność społeczną.• Kiedy bezdomna osoba poprosi cię o wsparcie, porozmawiajz nią. Postaraj się zorientować, czy nie wyda pieniędzy nadestrukcyjne cele. Jeśli dojdziesz do wniosku, że nie wyda,to daj jej jakąś sumę (ale nie mniej niż pięć dolarów). Od-wiedzaj dzielnice, gdzie można znaleźć żebraków, rozmawiaj• Elastyczny optymizm 421z bezdomnymi i dawaj pieniądze tym, którzy są naprawdęw potrzebie. Poświęć na to trzy godziny tygodniowo.• Kiedy przeczytasz o szczególnie bohaterskich czy odrażają-cych czynach, pisz listy do tych, którzy ich dokonali. Prze-syłaj wyrazy poparcia dla osób, którym może się ono przydaći wyrazy oburzenia z powodu działalności osób i organizacji,którymi gardzisz. Pisz o tym do polityków i innych osób,które mogą podjąć w tych sprawach bezpośrednie działania.Poświęć na to trzy godziny tygodniowo. Działaj powoli i roz-ważnie. Układaj te listy tak starannie, jak gdybyś sporzą-dzał bardzo ważne sprawozdanie.• Naucz swoje dzieci umiejętności dzielenia się z innymi. Na-kłoń je, by przeznaczały jedną czwartą swego kieszonkowegona rzecz biednych. Dziecko powinno samo znaleźć osobę bę-dącą w potrzebie i osobiście dać jej pieniądze. Podejmując działania tego typu, nie musisz być przepojony du-chem bezinteresowności. Nie będzie absolutnie nic złego w tym,że będziesz to robił dla swego własnego dobra, bez względu na to,że przyczynisz się w ten sposób dla dobra powszechnego. Można by dowodzić, że zwiększone kontakty tego typu mogąbyć przygnębiające i że jeśli chce się uniknąć depresji, to lepiejjest przebywać w gronie osób pięknych i bogatych w Acapulco, niżspędzać wieczory na pracy w schronisku dla bezdomnych. Mógłbyktoś pomyśleć, że odwiedzanie śmiertelnie chorych na AIDS jestgotową receptą na depresję. Oczywiście, nie sposób zaprzeczyć, iżw przypadku niektórych osób mogłoby to rzeczywiście tak sięskończyć. Uważam wszakże, że kontakt z ludzkim cierpieniem,mimo iż napawa smutkiem, nie jest czynnikiem prowadzącym dopowstania depresji w tym sensie owego terminu, w jakim używamgo w tej książce. Autentycznie przygnębiające jest coś zupełnieinnego — wyobrażenie, że żyjemy w świecie pełnym potworów,owych dzikich i niechlujnych żebraków, przypominających kościo-trupy indywiduów z pełnoobjawowym AIDS, i tak dalej. Osobymające doświadczenie w ochotniczej pracy na rzecz osób cierpią-cych twierdzą, że wielkim zaskoczeniem dla nich był fakt, iż dzia- 422 Przemiana: od pesymizmu do optymizmułalność ta podnosi ich na duchu i wyzwala w nich wielką energię.Dzięki kontaktom z nędzarzami i nieuleczalnie chorymi odkrywa-

ją, że nie są to bynajmniej potwory, lecz normalni, cierpiący lu-dzie, że cichy heroizm jest wśród tych osób raczej regułą niż wy-jątkiem, że choć to, z czym się spotykają w swej pracy społecznej,przejmuje ich wielkim smutkiem, to wcale nie wtrąca ich w ot-chłań depresji, że często głęboko ich to porusza. Nic tak nie pod-nosi na duchu jak naoczne przekonanie się, że wśród osób, które —teoretycznie rzecz biorąc — powinny być absolutnie bezradne, jestwiele takich, które nie poddały się. Jeśli zaangażujesz się w działalność na rzecz dobra powszech-nego, to nada to sens twemu życiu. Może stwierdzisz wówczas, żenie ulegasz już tak często depresji, że rzadziej chorujesz i że czu-jesz się dużo lepiej, poświęcając się służbie dla dobra powszech-nego niż swym rozrywkom. A co najważniejsze, przestaniesz od-czuwać wewnątrz siebie pustkę, którą wytwarza drapieżny indy-widualizm. W epoce ciągłych wyborów, w której żyjemy, wybór ten z pew-nością należy do nas.Wyuczony optymizmDRUGA MOŻLIWOŚĆ wykorzystania siły jednostki maksymalnej jesttematem tej książki. Przekonaliśmy się, że depresja rodzi sięz pesymistycznego myślenia o przyczynach niepowodzeń i strat.Nauczenie się bardziej optymistycznego myślenia w momentachniepowodzeń chroni nas przed popadnięciem w depresję. Dziękinauczeniu się tej sztuki możemy też osiągnąć w życiu więcej i cie-szyć się lepszym zdrowiem. Głoszenie poglądu, iż możemy nauczyć się optymizmu, nie mia-łoby jednak wielkiego sensu przed pojawieniem się jednostki ma-ksymalnej. Społeczeństwo, które przyczyn depresji upatrujew czynnikach genetycznych czy też niewłaściwych procesach bio-logicznych, nie widziałoby potrzeby zmiany sposobu myślenia Elastyczny optymizm 423w momentach, kiedy doznajemy niepowodzeń. Przede wszystkimspołeczeństwo takie nie interesowałoby się psychologią. Kiedy jed-nak w jakimś społeczeństwie, tak jak w naszym, wyolbrzymia sięrolę jednostki, to jej myśli i skutki tych myśli stają się przedmio-tem badań naukowych i obiektem zainteresowania medycyny,a coraz więcej uwagi zaczyna się poświęcać samodoskonaleniu.Samodoskonalenie nie jest czczym wymysłem. Jak się przekona-liśmy, poziom optymizmu jednostki może mieć wielki wpływ na to,co się jej przydarza, a poza tym poziom ten można zmienić. Jeśli szczęście nam dopisze, pokolenie mojej córki Lary możeupatrywać przyczyn depresji w sposobie naszego myślenia oraz —co ważniejsze — nabrać przekonania, że sposób ten można zmie-nić. Jednym z wielkich plusów jednostki maksymalnej jest to, iżwierzy ona, że może zmienić sposób swojego myślenia. Wiara tasprawia, że zmiana taka jest faktycznie możliwa. Nie sądzę, by sam wyuczony optymizm położył tamę depresjiw skali całego społeczeństwa. Optymizm jest bowiem tylko poży-tecznym dodatkiem do mądrości. Sam z siebie nie może zapewnić

nikomu poczucia sensu życia. Optymizm jest narzędziem pozwala-jącym jednostce osiągnąć cele, które sama sobie stawia. To właśnieod wyboru tych celów zależy, czy życie będzie dla nas miało sens, czyteż będzie wypełnione pustką. Epidemia depresji i poczucia brakusensu życia może się zakończyć wtedy, kiedy połączymy wyuczonyoptymizm z zaangażowaniem na rzecz dobra powszechnego.Elastyczny optymizmNIE MOŻE BYĆ WĄTPLIWOŚCI CO do tego, że optymizm jest dla naskorzystny. Jest także przyjemniejszy niż pesymizm. Jednakżesam optymizm nie jest lekarstwem na depresję, niepowodzeniai złe zdrowie. Optymizm nie jest panaceum na wszelkie trapiącenas zmartwienia. Jak przekonaliśmy się we wcześniejszych roz-działach tej książki, optymizm ma granice. Po pierwsze, w pew-nych kulturach może bardziej oddziaływać na ludzi niż w innych.

424 Przemiana: od pesymizmu do optymizmuPo drugie, niekiedy może przeszkadzać nam w dokładnej ocenierzeczywistości. Po trzecie, może doprowadzić do wykształceniaw nas mniemania, iż nie ponosimy żadnej odpowiedzialności zaswe porażki. Jednak te granice są tylko granicami. Nie przekre-ślają one pożytków płynących z optymizmu, lecz jedynie osadzająje w szerszym kontekście. W pierwszym rozdziale pisałem o dwu sposobach widzeniaświata — o sposobie optymistycznym i pesymistycznym. Aż dochwili obecnej fakt, że byłeś pesymistą, oznaczał, że przez całeżycie skazany jesteś na pesymizm. Nie miałeś wyboru. Popadałeśczęsto w depresję, cierpiała na tym twoja praca i zdrowie, całyczas gnębiły cię ponure myśli. Być może pewną rekompensatą byłodla ciebie ostrzejsze widzenie rzeczywistości i silne poczucie odpo-wiedzialności. Teraz masz wybór. Jeśli nauczysz się optymizmu, będzieszmógł korzystać z jego technik wtedy, kiedy będzie ci to potrzebne,bez popadania w jego niewolę. Załóżmy, że nauczyłeś się tych technik. Kiedy staniesz w ob-liczu trudności, kiedy spotka cię niepowodzenie, możesz terazzwalczyć depresję, kwestionując nękające cię katastroficzne myśli.Stajesz oto wobec nowej trudności. Twoja córka, powiedzmy Kasia,chodzi do przedszkola. Jest tam jednym z najmłodszych i naj-mniejszych dzieci. Grozi jej, że zawsze będzie mniej dojrzała niżkoleżanki i koledzy. Przedszkolanka chce, żeby została na drugirok w tej samej grupie. Martwisz się tym, bo strata roku to przy-kra perspektywa. Mógłbyś, gdybyś się na to zdecydował, zacząć kwestionowaćswoje przekonania, tak by udowodnić sobie, że Kasia powinnajednak pójść od przyszłego roku do zerówki — jest bardzo inteli-gentnym dzieckiem, ma zdolności muzyczne, jest bardzo ładna itd.Możesz jednak równie dobrze powstrzymać się od kwestionowa-nia. Możesz powiedzieć sobie, że jest to właśnie jeden z tych mo-mentów, kiedy należy spojrzeć trzeźwo na rzeczywistość, a nie,zwalczać przygnębienie. Stawką jest tu dobro twojego dziecka. <

Koszt pomyłki spowodowanej zbyt optymistycznym widzeniemrzeczywistości byłby wyższy niż koszt poddania się przygnębieniu. Elastyczny optymizm 425A więc musisz rozstrzygnąć, co jest lepsze. Możesz postanowić niekwestionować swych pesymistycznych myśli. Masz teraz większą swobodę wyboru. Jeśli stwierdzisz, że graidzie o to, czy będziesz się czuł lepiej, odnosił większe sukcesyw pracy i nie poddawał się depresji, będziesz mógł skorzystaćz optymizmu. Będziesz jednak mógł też nie korzystać z niego, jeślidojdziesz do wniosku, że chodzi o trafne rozpoznanie rzeczywisto-ści. Nauczenie się optymizmu nie zachwieje twym systemem war-tości ani zdolnością osądu, da ci natomiast do ręki narzędzie umo-żliwiające osiągnięcie celów, które sobie wytyczyłeś. Pozwoli cilepiej wykorzystać mądrość, której nauczyło cię życie. A co z urodzonymi optymistami? Do chwili obecnej byli oniw niewoli optymizmu tak samo, jak pesymiści w niewoli pesymi-zmu. Korzystali na tym, bo mieli lepsze zdrowie, większe osiąg-nięcia w różnych dziedzinach i rzadziej cierpieli z powodu depresjiniż pesymiści. Mieli większe szansę wyboru na wysokie urzędy.Płacili jednak za to pewną cenę — mieli słabsze poczucie odpo-wiedzialności i częściej żyli złudzeniami. Było tak do chwili obecnej. Teraz również optymiści zyskali większą wolność dzięki wiedzyo tym, czym jest optymizm i jak działa. Mogą odwołać się do swegosystemu wartości i zdolności osądu i powiedzieć sobie, że sytuacjaw danym momencie nie wymaga, by — jak to mają w zwyczaju —zaczęli kwestionować wywołane nią ponure myśli, że przeciw-nie — należy wziąć je pod uwagę. Teraz, kiedy znają pożytki,które daje im stosowana przez nich taktyka, ale też i związanez nią koszty, mogą zdecydować, czy korzystać z niej, czy nie. Tak więc pożytki płynące z optymizmu nie są nieograniczone.Również pesymizm ma swoje miejsce, i to zarówo w życiu społe-czeństwa, jak i w życiu jednostki. Musimy mieć odwagę znoszeniago, jeśli otwiera to przed nami korzystne perspektywy. Tym, czegonam trzeba, nie jest ślepy optymizm, lecz optymizm elastyczny —optymizm z otwartymi oczami. Musimy umieć korzystać, kiedyjest to potrzebne, z trzeźwego oglądu rzeczywistości, który zapew-nia nam pesymizm, nie będąc jednakże skazanymi na ustawiczneżycie w jego ponurym cieniu.Sądzę, że pożytki z tego rodzaju optymizmu nie mają granic.

PrzypisyRozdział pierwszy 3 N. Chomsky, Reuiew of „Verbal Behaoior" by B.F. Skinner, Language,35(1959), ss. 26-58. 2 Gerald Klerman, w okresie kiedy kierował federalną Agencją do Spraw Al-koholizmu, Narkomanii i Zdrowia Psychicznego (Alcohol, Drug Abuse, and MentalHealth Admimstration — ADAMHA), sponsorował kilka programów badań nadużą skalę, które miały udzielić odpowiedzi na pytanie o rozpowszechnienie choróbpsychicznych w Ameryce. W „The Age of Melancholy", Psychology Today, kwiecień

1979, ss. 37-42 Klerman przedstawia alarmujące dane statystyczne, świadcząceo wzrastającej liczbie przypadków depresji. 3 Zygmunt Freud przedstawia teorię psychoanalityczną w bardzo spekulatyw-nym. ale urzekającym artykule „Mourning and Melancholia", w. Standard Editionof the Complete Psychologieal Works of Sigmund Freud, red. i tłum. J. Strachey,vol. 14 (London: Hogarth Press, 1957; pierwsze wydanie 1917), ss. 237-58. Freudodróżnia smutek, który jest stanem normalnym, od melancholii, będącej zaburze-niem psychicznym. We współczesnej psychologii natomiast podkreśla się związekmiędzy obu tymi stanami. 4 Dwie ważne prace zwolenników podejścia biomedycznego to: R.R. Fieve, Mo-odswing (New York: William Morrow, 1975) i — napisana bardziej technicznymjęzykiem — pozycja D.F. Kleina i J.M. Davisa, Diagnosis and Drug Treatment ofPsychiatrie Disorders (Baltimore: Williams and Wilkins, 1969). 6 Trafne określenie: „Słowo, które każdy z nas nosi w sercu", zaczerpnąłemze wspaniałego eseju Robertsona Daviesa „What Every Girl Should Know" w: OneHalf of Robertson Dauies (New York: Viking, 1977). R. Daviesowi zawdzięczamzresztą dużo więcej.Rozdział drugi 1 Eksperymenty „przeniesienia" ostatecznie wykazały, że odruchy Pawiowamogą usprawnić albo zahamować proces uczenia się (zob. R.A. Rescorla i R.L.Sołomon, „Two-Process Learning Theory: Relationship Between Pavlovian Przypisy 427Conditioning and Instrumental Learning", Psychological Reuiew, 74[1967J, ss.151-82). 2 Pełniejsze przedstawienie badań nad bezradnością u zwierząt i pełną biblio-grafię znaleźć można w: M. Sełigman, Helplessness: On Depression, Deuelopment,and Death (San Francisco: Freeman, 1975). Zobacz też S.F. Maier i M. Sełigman,„Learned Helplessness: Theory and Evidence", Journal of Experimental Psycho-logy: General, 105(1976), ss. 3-46. 3 Sprawozdanie z kilkudniowej dyskusji na temat wyuczonej bezradności mię-dzy zwolennikami podejść behawiorystycznego i kognitywnego opublikowane zo-stało w: Behauior Research and Therapy 18(1980), ss. 459-512. Możesz się samprzekonać, kto wygrał ten spór. 4 Omówienie roli epicykli znaleźć można w: T. Kuhn, The Copernican Revo-lution: Planetary Astronomy in the Development of Western Thought (Cambridge,Mass.: Harvard University Press, 1957), ss. 59-64. 6 Zob. D.S. Hiroto, „Locus of Control and Learned Helplessness", Journal ofExperimental Psychology, 102(1974), 187-93.Rozdział trzeci 1 W kwestii opisu roli, jaką teoria atrybucji odgrywa w osiąganiu sukcesówzob. B. Weiner, I. Frieze, A. Kukła, L. Reed i R.M. Rosenbaum, Percewing theCauses of Success and Failure (Morristown, N.J.: Generał Learning Press, 1971)oraz klasyczna monografia Juliana Rottera, „Generalized Expectancies for Inter-nal Versus External Control of Reinforeement", Psychological Monographs,80(1966) (I, Whołe No. 609). 2 Specjalny numer Journal of Abnormal Psychology, 87(1978), zawiera zmo-dyfikowaną teorię Abramson, Sełigmana i Teasdale'a, prawie tuzin innych arty-kułów, w większości ustosunkowujących się krytycznie do teorii bezradności, orazpolemikę z zarzutami przeciwników teorii.

Od tamtej pory ukazały się setki artykułów na temat stylu wyjaśniania, wy-uczonej bezradności i depresji, opublikowano także kilkadziesiąt rozpraw doktor-skich z tej dziedziny. W pracach tych wyrażone są sprzeczne opinie, osiągniętowszakże zgodę w jednej sprawie, że mianowicie pesymistyczny styl wyjaśnianiai depresja są ściśle ze sobą związane, tak jak postuluje to nasza teoria. P. Swe-eney, K. Anderson i S. Bailey, „Attributional Style in Depression: A MetaanalitycReview", Journal of Personality and Social Psychology, 50(1956), ss. 974-91, za-mieszczają recenzję 104 programów badawczych, z których wszystkie wykonanezostały poza moją pracownią. C. Robins, „Attributions and Depression: Why isthe Literaturę So Inconsistent?", Journal of Personality and Social Psychology,54(1988), ss. 880-889, dochodzi do wniosku, że badania, które nie potwierdziłyistnienia związku między pesymizmem i depresją, były prowadzone na zbyt ma-łych próbach. H. Tenen i S. Herzberger, „Attributional Style Questionnaire", w: J. Keyseri R.C. Sweetland (red.), Test Critiques, vol. 4(1986), ss. 20-30, przedstawiają hi-storię i zastosowanie tego kwestionariusza. 428 Przypisy 3 Najnowszą wersję teorii nadziei przedstawia L.Y. Abramson, G.I. Metalskyi L.B. Alloy, „Hopełessness Depression: A Theory-Based Process-Oriented Sub-ty-pe of Depression", Psychological Reuiew, 96(1989), ss. 358-72. 4 Konflikt między samooskarżaniem się a odpowiedzialnością z jednej orazbezradnością z drugiej strony został po raz pierwszy omówiony w klarownymartykule na temat depresji pióra L.Y. Abramson i H. Sackeim, „A Paradox inDepression: Uncontrollability and Self-Blame", Psychological Bulletin, 84(1977),ss. 835-51. Jak to możliwe, pytają autorki, by osoba depresyjna wierzyła, że samaponosi winę za swe życiowe tragedie, a jednocześnie była przekonana, że jestbezradna?Rozdział czwarty 1 Najlepszą ogólną znaną mi pozycją z dziedziny psychologii depresji jest nadalklasyczne dzieło Aarona T. Becka, Depression, z roku 1967 (New York: Hoeber).Świetnymi poradnikami terapeutycznymi są natomiast Albert Ellis, Reason andBmotion in Psychotherapy (New York: Stuart, 1962) oraz A.T. Beck, A.J. Rush,B.F. Shaw i G. Emery, Cognitive Therapy of Depression: A Treatment Manuał(New York: Guilford, 1979).2 Zob. David Macaulay, The Way Things Work (Dorling Kindersley, 1988). 3 M.G. Allen, „Twin Studies of Affective IUness", Archives of General Psychia-try, 33(1976), ss. 1476-1478. 4 Rozmowa ta pochodzi z Beck i in., Cognitwe Therapy of Depression, ss.130-131. 5 Test CES-D (Center for Epidemiological Studies-Depression) jest szerokostosowaną metodą stwierdzania objawów depresji. Skala wyników CES-D: a self-report depression scalę for research in the generał population, L. Radloff, AppliedPsychological Measurement, 1(1977), ss. 385-401. 6 W „The Age of Melancholy?" (Psychology Today, April 1979, ss. 37-42), Ge-rald Herman przedstawia niektóre z zebranych przez siebie i współpracownikówalarmujących danych statystycznych dotyczących zjawiska depresji. Właśnie onesprawiły, iż nazwał obecną epokę „wiekiem melancholii" („age of melancholy").Wśród najważniejszych prac, które przyczyniły się do stwierdzenia epidemii de-presji, są: L. Robins, J. Helzer, M. Weissman, H. Orvaschel, E. Gruenberg, J. Bur-

kę i D. Regier, „Lifetime Prevalence of Specific Psychiatrie Disorders in ThreeSites", Archiues of General Psychiatry, 41(1984), ss. 949-58 oraz G. Herman,P. Lavori, J. Rice, T. Reich, J. Endicott, N. Andreasen, M. Keller i R. Hirschfeld,„Birth Cohort Trends in Rates of Major Depressive Disorder Among Relatives ofPatients with Affective Disorder, Archiues of General Psychiatry, 42(1985), ss.689-93. Obie prace są prawdziwymi kopalniami informacji dla poważnych badaczyzaburzeń psychicznych. Nie zgadzam się z autorami tylko w jednym punkcie, mianowicie gdy — podwpływem teorii biomedycznej — twierdzą, iż wyniki ich badań wskazują na„współdziałanie czynników genetycznych i środowiskowych" prowadzące do takwielkiej obecnie liczby przypadków depresji. Wśród przytoczonych przez nich da- Przypisy 429nych nie znalazłem absolutnie żadnych dowodów na poparcie takiej hipotezy.Wydaje się raczej, że zwiększona liczba przypadków depresji jest wynikiem dzia-łania jedynie czynników środowiskowych. Na depresję cierpią ostatnio w znaczniewiększym stopniu zarówno osoby, które są na nią bardziej podatne z przyczyngenetycznych (rodziny pacjentów depresyjnych), jak też całe społeczeństwo (popu-lacja ECA). 7 Stwierdzenie, iż depresji ulegają obecnie osoby znacznie młodsze niż dawniej,jest wynikiem obliczeń przeprowadzonych na podstawie zebranych danych w:T. Reich, P. Van Eerdeweigh, J. Rice, J. Mullaney, G. Klerman i J. Endicott, „TheFamily Transmission of Primary Depressive Disorder", Journal of PsychiatrieResearch, 21(1987), ss. 613-24. 8 To znakomite spostrzeżenie dotyczące tworzenia modelu inteligencji zawdzię-czam Seymourowi Papertowi, który podzielił się nim w roku 1970 z członkamigrupy, przypuszczalnie już nie istniejącej (Psychological Round Table). 9 Kryteria adekwatności modelu psychopatologii zostały podane w L.Y. Ab-ramson i M. Seligman, „Modeling Psychopathology in the Laboratory: History andRationale", w: J. Maser i M. Seligman (red.), Psychopathology: Experimental Mo-dels (San Francisco: Freeman, 1977), ss. 1-27. Głównym kryterium jest odwzoro-wanie w modelu objawów patologii. Jak można łatwo się przekonać, w tym przy-padku kryterium to jest spełnione. Najbardziej przekonujących, szczegółowych dowodów świadczących o tym, iżobjawy wyuczonej bezradności ściśle korespondują z objawami depresji stwierdzo-nej na podstawie DSM-III-R, dostarczają J.M. Weiss, P.G. Simson, M.J. Ambrose,A. Webster i L. J. Hoffman, „Neurochemical Basis of Behavioral Depression",Aduances in Behavioral Medicine, 1(1985), ss. 253-75. Artykuł ten oraz ważnebadania Shermana i Petty'ego wskazują również na znaczne podobieństwa międzyprocesami biochemicznymi zachodzącymi w mózgu w stanach wyuczonej bezrad-ności i depresji (zob. na przykład A.D. Sherman i F. Petty, „Neurochemical Basisof Antidepressants on Learned Helplessness", Behauioral and Neurological Bio-logy, 30[1982], ss. 119-34.Rozdział piąty 1 A.T. Beck, Cognitive Therapy and the Emotional Disorders (New York: NewAmerican Library, 1976). 2 Rewolucyjne odkrycia Wolpe'a zostały opublikowane w: J. Wolpe, Psychoth-erapy by Reciprocal Inhibition (Stanford: Stanford University Press, 1958). Freudwyłożył swoją teorię fobii w analizie słynnego przypadku małego Hansa z 1909roku (S. Freud, „The Analysis of a Phobia in a Five-year-old Boy, w: Collected

Papers of Freud, vol. III [London: Hogarth Press, 1950], ss. 149-289). Stosowana przez Wolpe'a metoda terapii wywołała falę badań, które zasadni-czo potwierdziły, iż daje ona bardzo dobre wyniki w leczeniu fobii, bez zakładanejprzez teorię Freuda substytucji symptomów. Nadal wszakże trwa dyskusja nadtym, jakie są w rzeczywistości jej aktywne składniki. Zob. A.E. Kazdin i L.A. Wil-coxon, „Systematic Desensitization and Nonspecific Treatment Effects: A Met-hodological Evaluation", Psychological Bulletin, 83(1976), ss. 729-58. 430 Przypisy 3 Wyniki tych badań zostały ostatnio opublikowane w: I. Elkin, P. Pilkonis,J.P. Docherty i S. Sotsky, „Conceptual and Methodological Issues in ComparativeStudies of Psychotherapy and Pharmacotherapy", American Journal ofPsychiatry,145(1988), ss. 909-17. Być może jeszcze ważniejszy, jako że jego autorzy badali także, w jaki sposóboddziałuje terapia kognitywna, jak też udowodnili, że jest ona równie skutecznajak leki trójfazowe, jest artykuł S.D. Hollona, R.J. DeRubeisa i M.D. Evansa,„Combined Cognitive Therapy and Pharmacotherapy in the Treatment of Depres-sion", w: D. Manning i A. Frances (red.), Combination Drug and Psychotherapyin Depression (Washington, D.C.: American Psychiatrie Press, 1990). Uważam, żeartykuł ten stanie się klasyczną pozycją w tej dziedzinie. 4 Szczegółowe przedstawienie zależności między stylem wyjaśniania a depre-sją, wraz z obszerną bibliografią prac na ten temat można znaleźć w: C. Petersoni M. Seligman, „Causal Explanations as a Risk Factor for Depression: Theory andEvidence", Psychological Review, 91(1984), ss. 347-74; P. Sweeney, K. Andersoni S. Bailey, „Attributional Style in Depression: A Meta-Analytic Review", Journalof Personality and Social Psychology, 50(1986), ss. 974-91; L.Y. Abramson, G.I.Metalsky i L.B. Alloy, „Hopelessness Depression: A Theory-Based Process-Orien-ted Sub-type of Depression", Psychological Review, 96(1989), ss. 358-72. 5 Przytoczone tu informacje, że terapia kognitywna usuwa depresję równieskutecznie jak leki antydepresyjne, że dzieje się tak wskutek zmiany stylu wy-jaśniania oraz że styl wyjaśniania pacjenta pod koniec terapii pozwala przewi-dzieć, czy dojdzie do nawrotów depresji, pochodzą z trzech ważnych, znajdującychsię w tej chwili w druku, artykułów Steve'a Hollona, Roba DeRubeisa i MarkaEvansa. Wypowiedzi „Tani" zostały zacytowane na podstawie rozmów z pacjentamiprowadzonych w czasie tych badań. Podobnie jak w przypadku wszystkich innychwypowiedzi pacjentów cytowanych w tej książce, zmieniono imiona ich autoróworaz fakty, które pozwoliłyby na ich zidentyfikowanie. 6 Duży wkład do badań nad ruminacją wniosło ostatnio troje psychologów:Julius Kuhl, Susan Nolen-Hoeksema i Harold Zullow. Zob. J. Kuhl, „Motivationaland Functional Helplessness: The Moderating Effect of State Versus Action-Orien-tation", Journal of Personality and Social Psychology, 40(1981), ss. 155-170; H.M.Zullow, „The Interaction of Rumination and Explanatory Style in Depression",praca magisterska, University of Pensylwania, 1984; S. Nolen-Hoeksema, SexDifferences in Depression (Stanford: Stanford University Press, 1990). 7 Nie podlega dyskusji fakt, że kobiety cierpią na depresję częściej niżmężczyźni. Dyskusyjne jest jedynie to, dlaczego tak się dzieje. Prawdodopobnienajlepiej przedstawiony jest ten problem w S. Nolen-Hoeksema, „Sex Differencesin Depression: Theory and Evidence", Psychological Bulletin, 101(1987), ss. 259-82i w jej ważnej książce Sex Differences in Depression. 8 Cztery z pięciu podstawowych faz terapii kognitywnej przytaczam za A.T.

Beck, A.J. Rush, B.F. Shaw i G. Emery, Cognitiue Therapy of Depression: A Treat-ment Manuał (New York: Guilford, 1979). Piąta faza, kwestionowanie założeń,występuje jedynie w metodzie Ellisa (A. Ellis, Reason and Emotion in Psychothe-rapy, [New York: Stuart, 1979]). Metody Becka i Ełlisa są obecnie bardzo podobne;jedna z niewielu różnic dotyczy właśnie kwestionowania założeń. Faza ta z reguły Przypisy 431

nie występuje w sokratejskiej metodzie Becka, jest natomiast ważną częścią skła-dową bardziej antypropagandystycznej metody Ellisa.Rozdział szósty 1 Od lat zbieram wiersze, dowcipy, powiedzenia i anegdoty o optymizmie i pe-symizmie. Poemat Wagonera, „The Labors of Thor", z tomu Collected Poems (1956-76) (Bloomington: Indiana University Press, 1976), znajduje się na górze mej listy.Dwie przytoczone tu zwrotki są ostatnimi zwrotkami utworu, który — moim zda-niem — jest jednym z największych arcydzieł współczesnej poezji amerykańskiej.Jestem wdzięczny Bertowi Brimowi za wskazanie mi go. 2 Większość danych dotyczących zależności między stylem wyjaśniania a re-zultatami sprzedaży polis znajduje się w przeznaczonych do użytku wewnętrznegosprawozdaniach Foresight, Inc. w Falls Church, Virginia. Są jednak dostępne dwatraktujące o tym artykuły: M. Seligmana i P. Schulmana, „Explanatory Style asa Predictor of Performance as a Life Insurance Agent", Journal of Personalityand Social Psychology, 50(1986), ss. 832-838 oraz M. Seligmana i D. Orana, „Ex-planatory Style Predicts Productivity Among Life Insurance Agents: The SpecialForce Study" (maszynopis niepublikowany, dostępny w Foresight, Inc., 3516 DuffDrive, Falls Church, Va. 22041 [703-820-8170]). 3 Jill Neimark, „The Power of Positive Thinkers", Success Magazine, Septem-ber 1987, ss. 38-41. 4Lionel Tiger, Optimism: The Biology of Hope (N.Y.: Simon and Schuster,1979). 6 Klasyczny już dziś artykuł L.B. Alloy i L.Y. Abramson, „Judgment of Con-tingency in Depressed and Nondepressed Students: Sadder but Wiser", Journalof Experimental Psychology. General, 108(1979), ss. 441-85, był pierwszym stu-dium, które wykazało realizm osób depresyjnych. 6 P. Lewinsohn, W. Mischel, W. Chaplin i R. Barton, „Social Competence andDepression: The Role of Ulusory Self-perceptions", Journal of Abnormal Psycho-logy, 89(1980), ss. 203-12, udowodnili, że osoby depresyjne wykazują realizmw ocenie swych umiejętności. 7 Wydaje się, że realizm osób depresyjnych dotyczy również sfery pamięci, aledowody przeczą temu. Zob., na przykład, R. DeMonbreun i E. Craighead, „Distor-tion of Perception and Recall of Positive and Neutral Feedback in Depression",Cognitwe Therapy and Research, 1(1977), ss. 311-29. 8 C. Peterson i M. Seligman, „Causal Explanations as a Risk Factor for De-pression: Theory and Evidence", Psychological Review, 91(1984), ss. 347-74. 9 Ambrose Bierce, The Deuils Dictionary (N.Y.: Dover, 1958 [pierwsze wydanie1911]). 432 Przypisy

Rozdział siódmy 1 The Children's Attributional Style Questionnaire (CASQ) jest najszerzej sto-sowanym narzędziem pomiaru stylu wyjaśniania u dzieci między ósmym a dwu-nastym rokiem życia. Zob. M. Seligman, N.J. Kaslow, L.B. Alloy, C. Peterson,R. Tannenbaum i L.Y. Abramson, attributional Style and Depressive SymptomsAmong Children", Journal of Abnormal Psychology, 93(1984), ss. 235-8. 2 Zob. na przykład: J. Puig-Antich, E. Lukens, M. Davies, D. Goetz, J. Bren-nan-Quattrock i G. Todak, „Psychosocial Functioning in Prepubertal Major De-pressive Disorders: I. Interpersonal Relationships During the Depressive Episode",Archives of General Psychiatry, 42(1985), ss. 500-507. W czasie gdy przygotowy-wałem tę książkę do druku, zmarła nagle, w wieku czterdziestu siedmiu lat, KimPuig-Antich, czołowa amerykańska badaczka depresji u małych dzieci. Psychiatriai psychologia poniosły dotkliwą stratę: 3 Najwybitniejszą badaczką zjawiska bezradności w szkole jest Carol Dweck.Wyniki przedstawione w tym rozdziale są efektem pracy jej i jej kolegów. Zob.C.S. Dweck i B. Licht, „Learned Helplessness and Intellectual Achievement", w:J. Garbey i M. Seligman (red.), Human Helplessness: Theory and Applications(New York: Academic Press, 1980), ss. 197-222. 4 W dodatku do: P. Schulman, C. Castellon i M. Seligman, „Assessing Expla-natory Style: The Content Analysis of Verbatim Explanations and the Attributio-nal Style Questionnaire", Behavior Research and Therapy, 27(1989), ss. 505-12,znajdują się zasady oceny wypowiedzi dosłownych. Wystarczy pół dnia, by sięz nimi zapoznać i nabrać wprawy w tej pracy. 5 Zob. M. Seligman i G. Elder, „Learned Helplessness and Life-Span Develop-ment", w: A. Sorenson, F. Weinert i L. Sherrod (red.), Human Deuelopment andthe Life Course: Multidisciplinary Perspectiues (Hillsdale, N.J. Erlbaum, 1985),ss. 377-427. 6 Tę ważną pracę na temat czynników zwiększających podatność na depresjęmożna znaleźć w: G.W. Brown i T. Harris, Social Origins of Depression (London:Tavistock, 1978).Rozdział ósmy 1 Skala do oceny depresji dziecka jest nieco zmodyfikowaną przeze mnie wer-sją testu CES-DC (Center for Epidemiological Studies-Depression Child). Test tenzostał opracowany i przedstawiony w: M. Weissman, H. Orvaschell i N. Padian,„Children's Symptoms and Social Functioning: Self-Report Scales", Journal ofNervous and Mental Disease, 168(1980), ss. 736-40. 2 Więcej na temat badań Carol Dweck dowiedzieć się można z: C.S. Dwecki B. Licht, „Learned Helplessness and Intellectual Achievement", w: J. Garberi M. Seligman (red.), Human Helplessness: Theory and Applications (New York:Academie Press, 1980), ss. 197-222.3 Zob. S. Nolen-Hoeksema, J. Girgus i M. Seligman, „Learned Helplessness

Przypisy 433in Children: A Longitudonal Study of Depression, Achievement and ExplanatoryStyle", Journal of Personality and Social Psychology, 51(1986), ss. 435-42. 4 Ostatnio zarysowała się pewna zbieżność stanowisk w badaniach nad zadzi-wiająco szkodliwym wpływem na dzieci rozwodu lub separacji rodziców oraz kłótnimiędzy nimi. Ważniejsze pozycje dotyczące tej problematyki to: J. Wallersteini S. Blakeslee, Second Chances: Men, Women, and Children a Decade After Di-vorce (New York: Tickner and Fields, 1989); E.M. Hetherington, M. Cox i C. Roger,

„Effects of Divorce on Parents and Children", w: M.E. Lamb (red.), Non-traditionalFamilies (Hillsdałe, N.J.: Erlbaum, 1982), ss. 233-88; E.M. Cummings, D. Vogel,J.S. Cummings i M. El-Sheikh, „Children's Responses to Different Forms of Ex-pression of Anger Between Adults", Child Deuelopment, 60(1989), ss. 1392-1404. 5 W kwestii eksperymentów nad rozwiązaniem sporów i kłótni zob. E.M. Cum-mings i in., „Children's Response to Different Forms of Expression of Anger Be-tween Adults". 6 Szkodliwe skutki złości, jak również jej (przesadnie uwypuklone) aspektykonstruktywne zostały znakomicie przedstawione w śmiałym dziele Carol TravisAnger: The Misunderstood Emotion (New York: Simon and Schuster, 1982). 7 Różnice między płciami w zapadlności na depresję i w jej przebiegu dosko-nale opisuje S. Nolen-Hoeksema w: „Sex Differences in Depression: Theory andEvidence", Psychological Bulletin, 101(1987), ss. 259-82 oraz w pracy Sex Diffe-rences in Depression (Stanford: Stanford University Press, 1900). 8 Prowadziłem te badania razem z Leslie Kamenem, ale nie doszło do opub-likowania wyników, ponieważ uprzedzili nas Peterson i Barrett, którzy w tymsamym czasie prowadzili podobne badania na innym uniwersytecie. C. Petersoni L. Barrett, „Explanatory Style and Academie Performance Among UniversityFreshmen", Journal of Personality and Social Psychology, 53(1987), ss. 603-607. 9 Badania w West Point prowadziłem wspólnie z Dickiem Butlerem, BobemPriestem i Williamem Burkem z West Point oraz z Peterem Schulmanem. Naj-większy wkład do nich wniosło jednakże tysiąc dwustu kadetów, którzy dotądwspółpracują z nami.Rozdział dziewiąty 1 Źródłem, z którego czerpaliśmy dane statystyczne na temat gry w warunkachszczególnego obciążenia, były coroczne zestawienia „Eliasa". Zob.: S. Siwoff,S. Hirdt i T. Hirdt, The 1988 Elias Baseball Analyst (New York: Collier, Macmil-lan Publishing Company, 1988). Korzystaliśmy również z tomów z lat 1985, 1986i 1987. 2 Zob.: M. Seligman, S. Nolen-Hoeksema, N. Thornton, K.M. Thomton, „Ex-planatory Style as a Mechanism of Disappointing Athletic Performance", Psycho-logical Science, 1(1990), ss. 143-146. 434 PrzypisyRozdział dziesiąty 1 Historia Daniela opisana jest w: M. Visintainer i M. Seligman, „The HopeFactor", American Health, 2(1983), ss. 58-61. 2Zob.: E.J. Langer i J. Rodin, „Effects of Choice and Enhanced PersonalResponsibility of the Aged: A Field Experiment in an Institutional Setting", Jour-nal of Personality and Social Psychology, 34(1976), ss. 191-199. 3 Zob.: M. Visintainer, J. Volpicelli i M. Seligman, „Tumor Rejection in RatsAfter Inescapable or Escapable Shock", Science, 216(1982), ss. 432-439. 4 Zob.: L.S. Sklar i H. Anisman, „Stress and Coping Factors Influence TumorGrowth", Science, 205(1979), ss. 513-15. 5 M. Seligman i M. Visintainer, „Tumor Rejection and Early Experience ofUncontrollable Shock in the Rat", w: F.R. Brush i J.B. Overmier (red.), Affect,Conditioning, and Cognition: Essays on the Determinants of Behavior (Hillsdale,N.J.: Erlbaum, 1985), ss. 203-10. 6 Pewien wgląd w te bardzo specjalistyczne badania daje S.F. Maier, M. Lau-denslager i S.M. Ryan, „Stressor Controllability, Immune Function, and Endoge-

nons Opiates", w: Affect, Conditioning, and Cognition, ss. 203-10. 7 Zob.: C. Peterson, „Explanatory Style as a Risk Factor for Illness", CognitiveTherapy and Research, 12(1988), ss. 117-30. 8 Zob.: S. Greer, T. Morris i K.W. Pettingale, „Psychological Response toBreast Cancer: Effect on Outcome", The Lancet, 11(1979), ss. 785-787. 9 Zob.: S. Levy, M. Seligman, L. Morrow, C. Bagley i M. Lippman, „SurvivalHazards Analysis in First Recurrent Breast Cancer Patients: Seven Year Foliow-up" (maszynopis nie publikowany). 10 B.R. Cassileth, E.G. Lusk, D.S. Miller, L.L. Brown i C. Miller, „Psycholo-gical Correlates of Survival in Malignant Disease", New England Journal of Me-dicine, 312(1985), ss. 1551-55; M. Angell, „Disease as a Reflection of the Psyche",New England Journal of Medicine, 312(1985), ss. 1570-72. 11 Zob.: R. Bartrop, L. Lockhurst, L. Lazarus, L. Kiloh i R. Penney, „DecreasedLymphocyte Function After Bereavement", The Lancet, 1(1979), ss. 834-46. 12 Zob.: M. Irwin, M. Daniels, E.T. Bloom, T.L. Smith i H. Weiner, „LifeEvents, Depressive Symptoms, and Immune Function", American Journal of Psy-chiatry, 144(1987), ss. 437-41. 13 L. Kamen, J. Rodin, C. Dwyer i M. Seligman, „Pessimism and Cell-mediatedImmunity" (maszynopis nie publikowany). 14 Zob.: M. Burns i M. Seligman, „Explanatory Style Across the Lifespan:Evidence for Stability over 52 years", Journal of Personality and Social Psycho-logy, 56(1989), ss. 471-477. 15 Zob.: C. Peterson, M. Seligman i G. Vaillant, „Pessimistic Explanatory Styleas a Risk Factor for Physical Illness: A Thirty-five-year Longitudinal Study",Journal of Personality and Social Psychology, 55(1988), ss. 23-27. Przypisy 435Rozdział jedenasty1 E. Erikson, Young Man Luther (New York: Norton, 1957). 2 Zob.: H.M. Zullow, G. Oettingen, C. Peterson i M. Seligman, „PessimisticExplanatory Style in the Historical Record: CAVEing LBJ, Presidential Candida-tes and East versus West Berlin", American Psychologist 43(1988), ss. 673-82;H.M. Zullow i M. Seligman, „Pessimistic Rumination Predicts Defeat of Presiden-tial Candidates: 1900-1984", Psychological Inąuiry 1(1990). 3 Zob.: Zullow i in. „Pessimistic Explanatory Style in the Historical Record",oraz G. Oettingen i M. Seligman, „Pessimism and Behavioural Signs of Depressionin East versus West Berlin", European Journal ofSocial Psychology 20(1990), ss.207-20.Rozdział dwunasty 1 Ćwiczenia zamieszczone w rozdziałach od czternastego do piętnastego sąwzorowane na ćwiczeniach ułożonych przez Aarona Becka i Alberta Ellisa, bada-czy, o których piszę w rozdziałach czwartym i piątym. Beck i Ellis są autoramipierwszej wersji przedstawionych w tej książce technik. W ich zamierzeniu miałyone pomóc osobom cierpiącym na depresję. W 1987 roku „Metropolitan Life" po-prosiło „Foresight, Inc." o przystosowanie tych technik dla potrzeb prewencji, takaby mogli je stosować ich agenci ubezpieczeniowi, a więc osoby bardzo dalekie oddepresji. O pomoc w zmianie podstawowych technik terapii kognitywnej w sposóbprzedstawiony wyżej zwróciłem się do Steve'a Hollona, profesora Vanderbildt Uni-versity i redaktora naczelnego Cognitive Research and Therapy oraz Arta Fre-emana, profesora New Jersey College of Medicine and Dentistry i jednego z naj-

większych w skali światowej propagatorów i nauczycieli terapii kognitywnej.Pracami administracyjnymi związanymi z badaniami i szkoleniem kierowali DanOran z „Foresight, Inc." oraz Dick Calogero z „Metropolitan Life", natomiast głów-ną redaktorką opracowanych przez nas podręczników była Karen Reivich. W ostatnich trzech rozdziałach wykorzystuję w znacznej mierze wyniki na-szych prac wykonanych na zlecenie obu tych firm. 2 Jeśli się nie mylę, zwrotu „siła myślenia nienegatywnego" użył po raz pier-wszy dla opisania zasady działania terapii kognitywnej Phillip Kendall, profesorpsychologii z Tempie University.Rozdział czternasty 1 Techniki przedstawione w niniejszym rozdziale zostały opracowane pod pa-tronatem „Foresight, Inc." Steve Hollon, Art Freeman, Dan Oran, Karen Reivichi ja przystosowaliśmy techniki terapii kognitywnej dla potrzeb niedepresyjnychagentów ubezpieczeniowych, z myślą o prewencji. Opierając się na tym materiale 436 Przypisy„Foresight, Inc." zorganizowała jedno-, dwu- i czterodniowe kursy dla ludzi inte-resu. Kopie materiałów można uzyskać w „Foresight, Inc.", 3516 Duff Drive, FallsChurch, Va. 22041[703-820-8170].Rozdział piętnasty 1 Bardziej szczegółowe przedstawienie roli indywidualizmu w obecnej epidemiidepresji znaleźć można w: M. Seligman, „Why Is There So Much DepressionToday? The Waxing of the Individual and the Waning of the Commons", TheG. Stanley Hali Lectures Series, 9 (Washington, D.C.) American PsychologicalAssociation, 1989). Zob. też: M. Seligman, „Boomer Blues", Psychology Today,October 1988, ss. 50-55. 2 Christopher Lasch we wnikliwym dziele The Culture of Narcissism (NewYork: Norton, 1979) czyni podobną uwagę, choć w nieco innym kontekście. 3 Jest to spostrzeżenie Henry"ego Gleitmana, którym podzielił się ze mną pew-nego wieczoru podczas partii pokera. Mam nadzieję, że moja odżywka nie zamknę-ła licytacji i Głeitman będzie mógł wykorzystać to spostrzeżenie w swoim własnymbestsellerze z dziedziny psychologii. 4 Terminu Jednostka jankeska" po raz pierwszy użył Harold ZuUow na jednymz prowadzonych przeze mnie seminariów. 5 E. Schieffelin, „The Cultural Analysis of Depressive Affect: An Example fromNew Guinea", w: A. Kleinman i B. Goods (red.), Culture and Depression (Univer-sity of California Press, 1985). 6 Egoizm nie jest być może tak silnie utrwaloną cechą, jak się nam wydaje,i stąd może łatwiej wyzbyć się go, niż się na ogół sądzi. Zob.: B. Schwartz, TheBattle for Human Naturę (New York: Norton, 1988). Podziękowania KSIĄŻKA TA nigdy by nie powstała, gdyby nie pomoc czte-rech osób. Pierwszej i najważniejszej z nich udzielił mi Tom Congdon.Kiedy wreszcie zdecydowałem się napisać książkę, która wyjaś-niałaby laikowi, na czym polega kontrola nad sobą, wiedziałem,że nie obędę się bez pomocy innych osób. Pochlebiam sobie wpraw-dzie, być może z wrodzonej próżności, że moje teksty naukowenapisane są całkiem dobrze, wiem jednak, że pisanie dialogów,

stwarzanie napięcia, charakteryzacja postaci to zadanie ponadmoje siły. Poznałem Toma i udało mi się przekonać go do współ-pracy ze mną. Tom nie tylko poprawił większość zdań w tej książ-ce, ale pomógł mi też zmienić jej układ. Zakwestionował pewnepojęcia, które uszły uwagi profesjonalistów i skłonił mnie do prze-myślenia ich na nowo. Nade wszystko jednak dodawał mi ducha,kiedy praca kulała, kiedy z moich wysiłków kpili redaktorzy, kiedybrakowało mi pomysłów, kiedy pękały twarde dyski w kompute-rach. Stał się moim przyjacielem. Do napisania tej książki namówił mnie Dan Oran, prezes „Fo-resight, Inc." Nie bardzo miałem na to ochotę. Było jeszcze zbytdużo do zrobienia — trzeba było przeprowadzić wiele eksperymen-tów w dziedzinie kontroli nad sobą, napisać wiele podręcznikówz zakresu zapobiegania depresji, sprawdzić, jaki wpływ ma opty-mizm na tyle innych dziedzin życia. W końcu Dan przełamał mójopór, proponując, żebyśmy napisali tę książkę razem. Kiedy jed-nak zabrałem się poważnie do pracy nad nią, uświadomiłem sobie, 438 Podziękowaniaże jest to opowieść o dziele mego życia i chciałem być jej jedynymautorem. Dan przedstawił mnie również Richardowi Pincowi, który zo-stał moim agentem. Wyczytałem ostatnio w „The New York Ti-mes", że agenci to ludzie, którzy podobno „nigdy nie odpowiadająna telefony osób, których interesy reprezentują". Z pewnością nieodnosi się to do Richarda. Lepszego agenta nie mógłby sobie wy-marzyć żaden pisarz. Przeczytał maszynopis tej książki przynaj-mniej cztery razy. Niejedno w niej poradził mi zmienić. Pod koniecnaszego pierwszego spotkania, wyczuwając u mnie brak zapałudo pracy, powiedział: „Modlę się o to, by ta książka powstała. Tojest to, z czego robi się religie". Zaskoczyło mnie to stwierdzenie. Powtórzyłem je swemu te-ściowi, chłodnemu i opanowanemu brytyjskiemu przemysłowcowi,Dennisowi McCarthy. „Nie znam się na tym — odparł — ale po-myśl o dużych przedsiębiorstwach. Dobre przedsiębiorstwo ma za-równo dział badań, jak też dział rozwoju. Przez dwadzieścia pięćlat prowadziłeś podstawowe badania w dziedzinie samokontroli,a teraz wkroczyłeś w fazę rozwoju. Ta książka, zaznajamiającalaika, który chce wiedzieć, jak prowadzić bardziej racjonalne życie,z podstawowymi informacjami na ten temat, jest osiągnięciemwskazującym na wielki rozwój". W tym momencie moje wątpliwo-ści ostatecznie zniknęły i postanowiłem napisać tę książkę. Przeznastępne półtora roku praca nad nią pochłaniała większość mojegoczasu. Dennis dał mi również cenne wskazówki, z których skorzy-stałem przy pisaniu rozdziałów poświęconych interesom. Skorzystałem również z pożytecznych rad paru innych osób.Odnosiły się one do całości książki albo do jej dużych części. Najpierw winienem tu wymienić Jonathana Segala. Zwracałon uwagę nie tylko na styl („Staraj się zawsze pisać opisowo"),ale również na treść („Podkreśl znaczenie optymizmu elastyczne-

go. Chcesz, żeby ludzie nie byli niewolnikami nie tylko pesy-mizmu, ale także optymizmu. W jakich sytuacjach lepszy jest pe-symizm? W jakich sytuacjach powinno się korzystać raczejz pesymizmu niż z optymizmu? Napisz o tym szerzej"). Dziękipomocy Jonathana ta książka jest bardziej treściwa. Podziękowania 439 W drugiej kolejności wymienię Karen Reivich. Karen pisześwietnie dialogi, poprosiłem ją więc, by — opierając się na do-świadczeniu* które zdobyła, organizując i prowadząc dla „Fore-sight, Inc." kursy poświęcone zmianie stylu wyjaśniania — przy-gotowała coś dla mnie. W rezultacie wiele z przytoczonych turozmów między terapeutą i pacjentem oraz matką i dzieckiem jestpióra Karen. Część z nich to dialogi autentyczne, część — wymy-ślona przez nią. Poza tym dyskutowała ze mną zawzięcie na temattytułu (i podtytułu) książki oraz pomogła wybrać odpowiedniefragmenty poezji. Mam nadzieję, że Karen zostanie psychologiem.Tom Congdon uważa, że powinna zostać pisarką. Obaj mamy dużeuznanie dla jej zdolności. Peter Schulman pracował ze mną przez ostatnie osiem lat jakoadministrator mojego programu badawczego i wiceprezes dospraw badań w „Foresight, Inc." Wide razy podczas pisania tejksiążki szedłem do niego i prosiłem, żeby przeanalizował więcejdanych. „O ile większą średnią ocen mają w West Point optymiściniż pesymiści? Czy oddział specjalny Prudentialu radzi sobie rów-nie dobrze, jak oddział specjalny Metropolitan Life"? Zadawałemmu wiele pytań tego typu. Jego odpowiedzi były szybkie, dokładnei nierzadko błyskotliwe. Moja córka, Amanda Seligman, obecnie studentka ostatniegoroku filologii klasycznej w Princeton, przeczytała jedną trzeciąpierwszej wersji maszynopisu i pomogła mi lepiej dostosować jądo przyziemnej rzeczywistości. Terry Silver, moja sekretarka, pomogła mi w tylu rzeczach, żenie sposób tu je wymienić. Wreszcie dwadzieścia studentek i ośmiu absolwentów, którzyw roku akademickim 1989 - 1990 brali udział w moim semina-rium na Uniwersytecie Pensylwańskim, przeczytało całą pierwsząwersję maszynopisu i podzieliło się ze mną wieloma uwagami najego temat. Przy pisaniu poszczególnych rozdziałów pomogło mi wiele in-nych osób. Korzystam z okazji, aby podziękować im wszystkim.Wielu z nich zgodziło się, bym współpracował z nimi, praca innychz kolei miała bezpośredni wpływ na moje przemyślenia. 440 Podziękowania Rozdział pierwszy. Poprosiłem parę osób znających się na pi-saniu, aby pomogły mi zacząć. Pierwszy szkic tego rozdziału prze-czytali Ralph Keyes, Carol Stillman i Bob Trotter. Każdy z nichstarał się właściwie mnie ukierunkować. Rozdział drugi opisuje historię prac nad wyuczoną bezradno-

ścią. Aczkolwiek w tekście właściwym wymieniam wszystkie oso-by, które miały spory udział w tych pracach, to muszę tu jeszczeraz wspomnieć o Stevie Maierze, Bruce Overmierze, Dicku Solo-monie i Donie Hiroto, jako tych, którzy pomogli mi stworzyć tęnową dziedzinę badań. W tym okresie wspierały mnie finansowoKrajowy Instytut Zdrowia Psychicznego, Krajowa Fundacja Na-uki, Fundacja Guggenheima i Fundacja Woodrowa Wilsona. Rozdział trzeci poświęcony jest stylowi wyjaśniania. W stwo-rzeniu koncepcji stylu wyjaśniania mieli swój udział Lyn Abram-son, Chris Peterson, John Teasdale i Judy Garber. Piszę o nichw tym rozdziale. Karen Reivich pomogła mi w opracowaniu kwe-stionariusza. Specjalne podziękowania należą się Krajowemu In-stytutowi Zdrowia Psychicznego (szczególnie Jackowi Maserowii Bobowi Hirschfeldowi), który przez ponad dwadzieścia lat wspie-rał finansowo moje badania, a także Krajowej Fundacji Nauki.W tym okresie korzystałem również z funduszy Centrum Zaawan-sowanych Badań w Naukach Behawioralnych. Rozdziały czwarty i piąty poświęcone są depresji. Trzeba tuwymienić Aarona Becka i Alberta Ellisa, którzy pozbawili depre-sję otaczającej ją poprzednio aury tajemniczości i wydobyli z cie-mności na światło dzienne. Obok Deana Schuylera i MickeyaStunkarda, Beck był tym, który pokazał mi, jak można leczyćdepresję. Fundamentalny wkład do zrozumienia depresji wnieśliGerry Klerman, Myrna Weissman, Janice Egeland i Buck Schief-felin. Test CES-D opracowała Lenore Radloff. Steve Hollon, RobDeRubeis i Mark Evans prowadzili badania, które ostatecznie wy-kazały przydatność terapii kognitywnej w leczeniu depresji. Je-stem im bardzo wdzięczny za współpracę. Susan Nolen-Hoeksemaopracowała i sprawdziła teorię ruminacji oraz różnice w zapadal-ności na depresję między obu płciami. Moje badania w tej dzie-dzinie finansuje Krajowy Instytut Zdrowia Psychicznego i trzeba Podziękowania 441wyraźnie powiedzieć, że bez pomocy, jakiej instytucja ta udzielasetkom naukowców zajmujących się zaburzeniami emocjonalnymi,depresja byłaby nadal tajemniczą i nie poddającą się leczeniu cho-robą. Ludzkość wiele zawdzięcza tej wspaniałej amerykańskiejinstytucji. Rozdział szósty poświęcony jest sukcesowi w pracy. Tu inspi-racją było „Metropolitan Life". W firmie tej sprawdziliśmy równieżi poddaliśmy weryfikacji wiele pomysłów. Dziękuję szczególnieDickowi Calogero, który przez siedem lat cierpliwie współpraco-wał ze mną, Johnowi Creedonowi, który to wszystko zainicjował,Howardowi Maseowi i Bobowi Crimminsowi, którzy zajmowali sięorganizacją tego przedsięwzięcia, Alowi Oberlanderowi, Joyce Jig-getts i Yvonne Miesse oraz blisko 200 000 agentów i osób ubie-gających się o pracę agenta, które poddały się testowi ASQ.Chciałbym w tym miejscu podziękować dr Mary Annę Layden zaznaczący wkład wniesiony w opracowanie tego testu. Został onnastępnie udoskonalony podczas licznych spotkań z udziałem Amy

Semmel, Lyn Abramson, Lauren Alloy i Nadine Kaslow. John Riley poznał mnie z szefami firm ubezpieczeniowych,a Dan Oran i Peter Schulman z „Foresight, Inc." prowadzili ba-dania i analizowali ich wyniki. Robert Dell jest wzorcowym przy-kładem „specjalnego agenta" i dziękuję mu, że zezwolił mi naopisanie jego historii. Dziękuję również wielu agentom i starają-cym się o pracę agenta z firm „Mutual" w Omaha, „Prudential"i „Reliance", którzy poddali się testowi ASQ. Dennis McCarthy dał mi wgląd w sferę przemysłu, co pozwoliłosprawdzić, jaka jest rola optymizmu w tej dziedzinie. Lauren Alloyi Lyn Abramson przyczyniły się najbardziej do odkryć w kwestiirealizmu osób depresyjnych. Rozdziały siódmy i ósmy poświęcone są rodzicom i dzieciom.Nadine Kaslow i Richard Tanenbaum odegrali wiodącą rolęw stworzeniu testu CASQ. Badania Carol Dweck nad bezradno-ścią u dzieci w wieku szkolnym otworzyły przed nami pole badańnad związkiem między stylem wyjaśniania a osiągnięciami. ChrisPeterson stworzył metodę CAVE, a Glen Elder użył jej po razpierwszy do badania historii. The Social Science Research Council 442 PodziękowaniaCommittee on Life Span Development, któremu przewodniczyliMatilda Riley, Bert Brim, Paul Baltes, Dave Featherman i JudyDunn, zainspirował i podtrzymywał nasze długookresowe badanianad dziećmi. Finansował je natomiast Krajowy Instytut ZdrowiaPsychicznego. W badaniach nad związkiem między stylem wyjaśniania i de-presją u dzieci największe zasługi mają Joan Girgus i Susan No-len-Hoeksema. Obie przeczytały rozdział ósmy i dokonały w nimpoważnych zmian. Władze szkolne w okręgach Princeton, Trentoni East Windsor cierpliwie pozwalały nam przez pięć lat testowaćswych podopiecznych. Bardzo dziękujemy nauczycielom, rodzicomdzieci, administracji szkolnej, a przede wszystkim samym ucz-niom z tych szkół. Badania te prowadziły Cindy Fruchtman i Gil-da Paul. Chętnie współpracowali z nami Willis Stetson i pracow-nicy działu rekrutacji z Uniwersytetu Pensylwańskiego oraz DickButler, Bob Priest i William Burkę z West Point. Mój syn, DavidSeligman, pomógł mi przetestować kadetów w West Point. Wielu z moich studentów wykazywało mi, że rady dla wojują-cych ze sobę małżeństw, aby dały spokój utarczkom, grzeszą na-iwnością. Rozdział ten przeczytali uważnie i wpłynęli na zmianęsposobu przedstawienia tego zagadnienia Lisa Jaycox, DeborahStearns, Jane Eisner, Greg Buchanan, Nicholas Maxwell, KarenReivich i Jane Gillham. Rozdział dziewiąty traktuje o sporcie. Pierwszy wpływem styluwyjaśniania na wyniki sportowców zajął się Chris Peterson. Po-tem długo i ciężko pracowali nad tym problemem David Rettew,Karen Reivich i David Seligman. David Rettew rozpoczął też jakopierwszy badania nad Krajową Ligą Koszykówki. Bardzo pomogłynam cudowne statystyki dotyczące baseballu, sporządzone przez

„Elias Sports Bureau". Badania nad pływakami z Berkeley pro-wadziła Susan Nolen-Hoeksema; specjalne podziękowania należąsię też Nortowi i Karen Thorntonom, trenerom tych pływaków,a także wszystkim zawodnikom i zawodniczkom z tego zespołu. Rozdział dziesiąty poświęcony jest zdrowiu. Pionierami badańnad wzajemnymi związkami między wyuczoną bezradnością, sty-lem wyjaśniania i zdrowiem byli Madelon Visintainer, Joe Volpi- Podziękowania 443celli, Steve Maier, Leslie Kamen i Judy Rodin. Badania nad wpły-wem stylu wyjaśniania na zdrowie w okresie całego życia jednostkiprowadzili Chris Peterson i George Vaillant. Judy Rodin i SandyLevy są inicjatorami sponsorowanych przez Fundację MacArthurabadań nad zdrowiem, systemem odpornościowym i osobowością.T. George Harris bez przerwy przypominał mi, jak ważne są tebadania i nadał im duży rozgłos. Oprócz Fundacji MacArthura,badania te finansuje Krajowy Instytut Problemów Starzenia Się. Rozdział jedenasty dotyczy polityki, kultury i religii. Na po-mysł zastosowania naszej teorii do polityki amerykańskiej wpadłHarold Zullow. Zachęciłem go, żeby się tym zajął. Podobnie Ga-briele Oettingen wpadła na pomysł zbadania stylu wyjaśnianiaw różnych kulturach. Ją też zachęciłem do wprowadzenia tegopomysłu w życie. Eva Morawska i Gabriele Oettingen prowadziłystudia porównawcze nad judaizmem i rosyjskim prawosławiem.Dan Goleman zasugerował, żeby spróbować przewidzieć wynikiprawyborów prezydenckich w 1988 roku, natomiast Alan Kors,prawie dwadzieścia lat temu, twierdził, że możliwe jest stworzenieścisłej i odnoszącej się do przyszłości psychohistorii. On równieżpiętnaście lat temu, kiedy ukazała się drukiem moja książka Hel-plessness (Bezradność) powiedział, iż ma nadzieję, że moja nastę-pna książka będzie o zjawisku zupełnie odwrotnym. No i jest. JackRachman zaprowadził mnie w Edynburgu do punktu przyjmują-cego zakłady. Biedak — on też postawił na Dukakisa. Rozdziały dwunasty, trzynasty i czternasty są o tym, jak zmie-nić styl wyjaśniania. W pracach nad przekształceniem zasad kog-nitywnej terapii osób depresyjnych autorstwa Becka tak, aby mogliz nich korzystać również ludzie nie znajdujący się w depresji, prymwiedli Art Freeman i Steve Hollon. Udało się — mamy ćwiczenia,które skutecznie zapobiegają depresji. Sprawami organizacyjnymizajmowali się Dan Oran i Karen Reivich. Oboje wnieśli też do tychbadań wkład merytoryczny. Całą tę dziedzinę wiedzy stworzyli TimBeck i Albert Ellis. Przejęliśmy wiele z ich pomysłów. Pierwszy program prewencyjny dla dzieci opracowali Ed Craig-hed i Robert DeMonbreun prawie piętnaście lat temu, kiedy byłona to jeszcze za wcześnie i pozostał on nie zauważony. Susan 444 PodziękowaniaNolen-Hoeksema i Judy Garber również przyczyniły się walnie dozrozumienia tego, jak zapobiegać depresji u dzieci, i podzieliły sięze mną cennymi uwagami na temat tego, co powinien zawierać

rozdział trzynasty. „Metropolitan Life", a w szczególności jego pracownicy: DickCalogero, Howard Masę, Bob Crimmins, Yvonne Miesse, JoyceJiggets i John Creedon, odegrali ważną rolę w naszych badaniachnad tym, jak zmienić styl wyjaśniania w pracy. Dziękuję też agen-tom „Metropolitan Life", którzy uczestniczyli w organizowanychprzez „Foresight, Inc." kursach. Rozdział piętnasty poświęcony jest przyszłości. Szczególniedziękuję Larze Catrinie Seligman za to, że jest po prostu jej czę-ścią. T. George Harris nalegał, abym napisał o depresji i indywi-dualizmie, a zaproszenie do wygłoszenia wykładu w G. StanleyLecture Hali, wystosowane do mnie w 1988 roku przez Amery-kańskie Stowarzyszenie Psychologów, dało mi po raz pierwszyokazję do podzielenia się z innymi myślami na ten temat. Muszętu wyrazić swoje uznanie dla anonimowej redaktorki z wydawnic-twa Knopfa. Specjalnie pofatygowała się obejrzeć zbiory Cloistera,aby sprawdzić, czy moja uwaga o malarstwie renesansowym jesttrafna. To jest praca redakcyjna na najwyższym poziomie. Doprzemyślenia na nowo kwestii egoizmu i indywidualizmu zmusiłmnie Barry Schwartz, od ponad dwudziestu lat mój partner bri-dżowy i źródło intelektualnej stymulacji. Na koniec muszę wspomnieć o dwóch instytucjach, które wy-wierają wpływ na całe moje życie, a zatem wywarły wpływ i natę książkę. Jednym z nich jest Wydział Psychologii na Uniwersy-tecie Pensylwańskim, który przez dwadzieścia pięć lat umożliwiałmi pracę nad tym, co stało się tematem tego dzieła. Nigdy niebędę w stanie spłacić długu wdzięczności, który mam wobec moichnauczycieli, studentów i kolegów. Drugą instytucją jest Mandy McCarthy, matka Lary. Jej naj-bardziej pragnę podziękować. Książka ta mogła powstać dzięki jejmiłości, szerokim horyzontom^intełelstuamym i nieustannemuwsparciu, jakie w niej znajdowałem^ <24 stycznia, 1990 roku

MEDIA RODZINA of POZNAŃ proponujeŚwiatowy bestseller pośród publikacji poświę-conych problemom, z jakimi każdego dniazmagają się rodzice i dzieci.Poradnik dla rodziców, nauczycieli i wychowa-wców proponujący praktyczne rady, zaleceniai wskazówki dojrzałego i godnego postępowa-nia z dziećmi.Książkę uzupełnia suplement zawierający do-świadczenia rodziców polskich.

MEDIA RODZINA of POZNAŃ proponujePopularny na świecie poradnik dla rodzicówi wychowawców zawierający praktyczne i ży-

ciowe przykłady, jak pomóc własnym dzieciomżyć w zgodzie, by samemu żyć godnie.Przez długi czas książka ta zajmowała pier-wsze miejsce na liście bestsellerów „New YorkTimesa".Jej polską edycję wzbogaca suplement zawie-rający doświadczenia rodziców polskich.