SEKRETY PRZODKÓW - zwierciadlo.pl³w... · Katarzyna Droga. SPIS TREŚCI ... co zmieni się w...
Transcript of SEKRETY PRZODKÓW - zwierciadlo.pl³w... · Katarzyna Droga. SPIS TREŚCI ... co zmieni się w...
SEKRETY PRZODKÓW
czyli jakie znaczenie ma to, że twoja prababka zwiała przez okno z kochankiem?
SEKRETY PRZODKÓW
Katarzyna Droga
SPIS TREŚCI
Wstęp ........................................................................................................... 7
CZĘŚĆ I
Wyprawa po tożsamość ................................................................ 13
ROZDZIAŁ 1
Przystanek TERAZ ............................................................................ 15
ROZDZIAŁ 2
Zamierzchłe początki ........................................................................ 33
ROZDZIAŁ 3
Miejsce rodowe .................................................................................... 55
ROZDZIAŁ 4
Czas w rodzinie ..................................................................................... 69
ROZDZIAŁ 5
Szepty albumów, iluzje pamiętników… ......................................... 75
ROZDZIAŁ 6
Geneoskrypt ......................................................................................... 93
CZĘŚĆ II
Osoby i osobowości ......................................................................... 99
ROZDZIAŁ 1
Syndrom ciotki Eleonory .................................................................. 101
ROZDZIAŁ 2
Cienie wykluczonych ......................................................................... 107
ROZDZIAŁ 3
Dziwadła, „wariaci” i utracjusze ....................................................... 117
ROZDZIAŁ 4
Role w rodzinie .................................................................................... 129
ROZDZIAŁ 5
Imię jak kod .......................................................................................... 147
ROZDZIAŁ 6
Mapa, atom, czyli nie tylko więzy krwi ......................................... 167
CZĘŚĆ III
Twój przekaz transgeneracyjny ............................................. 177
ROZDZIAŁ 1
Wstyd! Rzecz o brzydkich sekretach ............................................. 179
ROZDZIAŁ 2
Niedokończone historie, niespełnione marzenia ...................... 193
ROZDZIAŁ 3
Tajemnica adopcyjna ......................................................................... 199
ROZDZIAŁ 4
Dzieci, którym nie dane było żyć, zastępstwa, żal i znów tajemnice ........................................................................... 207
ROZDZIAŁ 5
Najbliżej są oni ....................................................................................... 211
ROZDZIAŁ 6
Zaplątani w historię ............................................................................ 243
Na zakończenie ..................................................................................... 255
O co chodzi z tą prababką?Musiała być ciekawą osobą, skoro już cztery pokolenia w mojej
rodzinie wspominają ją z nostalgią i podziwem. Zachowały się
zdjęcia, ale nic nie mówią o charakterze ani przeżyciach Maryli.
Widać na nich piegowatą kobietę z kwiatem we włosach,
zatrzymaną w czasie, roześmianą, bo wszystko, co ponure,
dopiero miało się zdarzyć. Czasem myślę, że jej los w jakiś sposób
wpłynął na wszystkie kobiety z rodziny, ale ta koncepcja budzi
niedowierzanie. Jak bowiem bunt, miłość i odwaga, przerwane
nadzieje szalonej dziewczyny sprzed stu lat, mogą wpływać na mnie
– prawnuczkę jej brata, żyjącą w wieku XXI?
Gdybym była ruda i piegowata jak prababka Maryla, tak
samo obdarzona talentem muzycznym, nikt nie dziwiłby się, że
jestem podobna i podobnie uzdolniona, wiadomo: takie rzeczy
są dziedziczne. Jeśli chodzi o temperament, czyli tak zwany
„charakterek prababci”, która dała popalić całej rodzinie – też rzecz
do zaakceptowania. Przy podobnie nieznośnej prawnuczce mówi
się zwykle: „ot, wdała się w upiorną Marylkę” – zakładamy więc,
WSTĘP
że charakter można dziedziczyć. Ale kiedy mowa o przeżyciach,
tak tragicznych, jak i szczęśliwych, o traumach i sukcesach,
wydają się „jednostkowe”, przypisane do biografii danej osoby.
Co ma dramat Maryli zakochanej wbrew konwenansom do
losu potomków? Albo szaleństwo lekkomyślnego pradziadka
obieżyświata, kobieciarza i utracjusza, cały jego dziwaczny
życiorys do problemów wnuka? Owszem, istnieją teorie, że może
mieć. Psychologiczna historia rodziny, kuferek traum, lęków
i silnych przeżyć, to także dziedzictwo przekazywane potomkom.
Sposób przekazu jest wciąż badany. Przez nauki medyczne
wiązany z pojęciem pamięci genetycznej i komórkowej, czyli
epigenetyką. W ostatnim dziesięcioleciu prężnie rozwija się nowa
gałąź medycyny – neuroepigenetyka, która bada także neurony
i neuroprzekaźniki i potwierdza istnienie pamięci komórkowej, co
w pewnym stopniu wyjaśnia dziedziczenie traum i obrazuje jego
skutki. Psychologia systemowa od dawna ukazuje powtarzalność
wzorców postępowania w kolejnych pokoleniach, psychoanaliza
mówi o podświadomym przekazywaniu emocji potomkom,
psychogenealogia o przekazie transgeneracyjnym. Obserwacja
losów ludzkich w kontekście dziejów ich rodzin potwierdza, że
pozornie oddalone pokolenia łączy silna więź, że powtarzają się
w rodzinach podobne fabuły i dramaty, przekonania przekazywane
z matki na córkę mają swoją moc. Przeczucia, wspomnienia, emocje
– także. Wystarczy pochylić się nad przeszłością rodzin, co ja
czynię z racji i pasji, i pracy.
8
Podobno każda familia ma „etat” sekretarza, skryby, który
zajmuje się spisywaniem dziejów, upamiętnianiem osób i zjazdami
rodzinnymi. Taka rola przypadła właśnie mnie, a koleje pracy
zawodowej także często prowadziły mnie ku rodzinnym historiom.
Jako autorka książek o dziejach rodzin i powieści biograficznych
widziałam, jak ważną rolę odgrywają w losach potomków czyny ich
przodków: te okryte zarówno chwałą, jak i wstydliwą tajemnicą.
Jako polonistka, teoretyk literatury i miłośniczka książek
mogłam zaobserwować, jak literatura od wieków pokazuje tę
prawidłowość – widoczną w życiorysach bohaterów i twórców,
czasem nawet w konstrukcji powieści.
Jako dziennikarka i redaktorka pracująca przez lata w magazynie
„Sens” przeprowadzałam wywiady, pisałam artykuły dotyczące
psychologii rodziny. Różne nurty w bardzo różnorodny sposób
interpretują przeszłość, ale są zgodne co do tego, że rodzina jest
systemem silnie wiążącym swoich członków, a emocjonalny
spadek po przodkach to czasem dar wzmacniający, a innym razem
tak destruktywny, że nie pozwala normalnie żyć. Cóż, spadek
można przyjąć z wdzięcznością, a można też odrzucić, tylko
trzeba o nim wiedzieć. Czasem dla własnego dobra wystarczy
uświadomić sobie jego istnienie, zamknąć starą sprawę, dokończyć
przerwaną misję. Narysować drzewo swojej rodziny, własny,
osobiście oznakowany „geneoskrypt”, co proponuję w tej książce.
Wyjaśniam we wstępie: nie genogram, którym posługują się
terapeuci psychologii systemowej, bo skupia się tylko na relacjach
9
i trzeba go rysować i interpretować z terapeutą. To będzie raczej
własny geneosocjogram, którym posługuje się psychogenealogia,
rysunek drzewa rodziny opatrzony komentarzami, a jeśli ktoś
chce, zdjęciami, własnymi opisami – dlatego nazwałam go
geneoskryptem. Podczas tworzenia trzeba pochylić się nad
przeszłością swojej rodziny, wskrzesić na chwilę pamięć o ludziach,
którzy jeszcze niedawno byli tutaj, kochali, rozpaczali, mścili
się, zwyciężali lub przegrywali. Przeminęli, ale jakoś wciąż w nas
tkwią… i o tym fenomenie traktują Sekrety przodków.
Ta książka nie jest terapią (żadna książka nią nie bywa), ale być
może skłoni kogoś do decyzji, by poszukać odpowiedniej dla siebie
terapii, warsztatów rozwojowych lub specjalisty.
Ta książka powstała, by pomóc w stworzeniu obrazu własnej
rodziny, zainspirować do refleksji nad tym, jak to w rodzinach
bywa i jak interpretują to terapeuci różnych nurtów. Może
przyniesie odpowiedzi na pytania stawiane sobie od lat? Jeśli
będzie po prostu podróżą w przeszłość, wspomnieniem pokoleń,
które odeszły, spełni swój cel. A jeśli okaże się przede wszystkim
spotkaniem ze sobą? Znakomicie. To bardzo ważne spotkanie, być
może najważniejsze w całym życiu.
1 0
WYPRAWA PO TOŻSAMOŚĆ
CZĘŚĆ I
ROZDZIAŁ 1
Przystanek TERAZWędrówka do źródeł rzeki to zawsze trasa pod prąd.
Nie wiesz, jakie czekają cię przygody, kogo spotkasz na swojej drodze, co zmieni się w tobie. Nikt nie wraca z takiej
podróży taki sam, ale warto ją przeżyć.
Bardzo jestem ciekawa, kto właśnie czyta te słowa. Kobieta, która
niczym dyrygent orkiestry ogarnia całą symfonię spraw: bieg
życia rodzinnego, miłość, dom, dzieci, decyzje zawodowe? A może
singielka, samotna matka lub młoda małżonka? Stawiam na kobiety,
ale nie zdziwię się, jeśli ciekawość przeszłości przyciągnie mężczyzn:
operatywnych i ambitnych albo tych sfrustrowanych. Wszyscy
zakochani, zniechęceni, zachwyceni i rozczarowani, witajcie!
Zapraszam w podróż, do której nie trzeba biletów, rezerwacji ani
środka lokomocji. To eskapada w przeszłość znaną i nieznaną, pełną
zabytków, pomników, ruin i zagadek – nieopisanych w żadnych
przewodnikach, za to własnych… Prywatna Nibylandia, która niby
minęła, ale wciąż istnieje. Wejść do niej może tylko ten, kto ma kod
– genetyczny kod przynależności do swojej rodziny. Powrót możliwy
w każdej chwili, suweniry z podróży bezcenne, bo mogą oznaczać
wyzwolenie od starych traum, także radość zrozumienia siebie
i bliskich.
1 5
Punkt startu to przystanek TERAZ. Magiczny niczym peron z Har-
ry’ego Pottera. Zamiast rozkładu jazdy ma nad ławką duże lustro.
Kimkolwiek jesteś, zatrzymaj się przed nim, bo pędzisz przez życie
i chociaż zwierciadło mówi ci, że już jesień, i palto zastąpiło już lekki
płaszcz, to prawdziwych zmian nie dostrzegasz. Zatrzymaj się, zoba-
czysz, że...
Jesteś w pewnym określonym miejscu życia. Osobą w jakiś spo-
sób ukształtowaną, w pewnych obszarach spełnioną, w innych nie.
Z części dokonań zadowoloną, z innych może tak, może nie. Coś
ci się już udało, coś innego ( jeszcze?) czeka na sukces. Ba, może
pojawił się nowy cel, bo życie na szczęście nigdy nie stoi w miej-
scu. Oczywiście gros tego, co TERAZ masz lub czego ci braku-
je, zawdzięczasz własnym decyzjom, także okolicznościom ze-
wnętrznym, tu trochę farta, tam pecha… Nieraz pytałeś: „za jakie
grzechy?”. A z chmur padało lakoniczne: „mam ci przypomnieć?”.
Albo wołałeś: „a kiedy ja coś wygram w tego totolotka?”. A z chmur:
„a kiedy w końcu zagrasz?”. Kto tam w chmurach gada, kto wspie-
ra lub złorzeczy, niecierpliwi się, kto przyłożył swoje trzy grosze
do tego, jaki jesteś, czy nawet zagrasz, czy nie? Otóż – pomijając
siły, o których nikt nic nie wie na pewno i w które się nie wtrącam
– swój głos mają przodkowie. To pewne: na część tego, kim jesteś
i że w ogóle jesteś, pracowały mimowolnie całe pokolenia. Gdyby
lustro na przystanku TERAZ zmieniło się w magiczny ekran i po-
kazało przeszłość twojej rodziny, pojawiliby się za tobą ludzie. Ro-
ześmiane młode kobiety, w kapeluszach, w chustkach, w ślubnych
16
welonach. Mężczyźni w surdutach, w mundurach, pod krawatem.
Szczęśliwi, z dziećmi na ręku, zrozpaczeni w żałobie, zakochani,
skłóceni... Tyle stuleci minęło, odkąd to trwa: ich spotkania i rozsta-
nia, uniesienia i dramaty. Tyle imion, tajemnic i niedokończonych
spraw z przeszłości, tyle zmieszanych genów. Wszystko po to, by
spotkać się TERAZ, tam, gdzie jesteś ty. Właściwie gdzie?
Ankieta: określ twoje TERAZ
Z jakiego miejsca startujesz? Krótki wywiad ze sobą określi poło-
żenie twojego przystanku TERAZ. Zerknij na siebie przez pryzmat
kilku zagadnień, które zostaną rozwinięte na dalszych stronach. Być
może po lekturze całej książki twoje odpowiedzi nieco się zmienią
lub rozbudują o nowe znaczenia. Może wraz z ostatnim rozdziałem
zdecydujesz, w którą stronę jechać i którym autobusem… albo może
wreszcie zagrasz w tego totolotka…
TY WŚRÓD RODZEŃSTWA
Którym dzieckiem jesteś w kolejności? Najstarszym, najmłodszym,
średnim czy jedynakiem? To ma znaczenie, bo być może znajdujesz
w sobie pewne cechy, nad którymi warto się zastanowić.
Najstarsze dzieci najczęściej czują się odpowiedzialne za całą ro-
dzinę i realizację ambicji rodziców. Ich problemem bywa nadopiekuń-
czość, nieumiejętność dzielenia się obowiązkami, delegowania zadań,
1 7
nieufność wobec otoczenia, a w konsekwencji poczucie przywalenia
pracą i zmęczenie Atlasa, który dźwiga na barkach cierpienia całego
świata.
Średniacy lubią znikać w tle i żyć swoim życiem, mieć tajemni-
ce, podążać własną drogą, ale też skrywać się za plecami innych.
Mają często problem z własnym zdaniem, samooceną, inicjatywa-
mi, decyzyjnością. Za to świetnie negocjują i są życiowymi dyplo-
matami.
Najmłodsi są pieszczochami, maskotkami rodziny, ale też często
są obdarzani misją – a to opieką nad rodzicami, dziećmi rodzeństwa,
projektem przebudowy domu albo sprzątaniem po remoncie. Nie bez
powodu w baśniach to zawsze trzeci syn osiągał to, czego nie potrafili
dwaj starsi, a biblijny Beniamin to dziecko ukochane. Najmłodsi zbie-
rają wszystkie emocje rodziny – na ich życiu odbijają się niepowodze-
nia, wstyd, zakłócenia relacji rodzinnych.
Jedynak jest zarazem najstarszym dzieckiem i najmłodszym, be-
niaminkiem i opoką. Pokutujący stereotyp „rozpuszczonego sobka”
rzadko bywa prawdziwy. Jedynacy zwykle noszą w sobie nadmierne
poczucie odpowiedzialności dzieci najstarszych i rodzinnej misji naj-
młodszych. Są przecież nadzieją i ambicją rodziców, chcą zasługiwać
na ich miłość. Wychowywani bez rodzeństwa zachłannie zawierają
przyjaźnie z rówieśnikami. Mitem jest, że nie umieją się dzielić, prze-
ciwnie – łatwo wszystko oddają, bo nie mają wykształconej umiejętno-
ści walki o swoje, przecież w dzieciństwie nie przeszli szkolenia – nie
mieli z kim rywalizować.
1 8
TWOI RODZICE – ICH OSOBOWOŚCI, RELACJA Z NIMI
Czujesz silniejszą więź z matką czy z ojcem? Rzadko zdarza się, by
była jednakowa, milion przyczyn powoduje, że bliżej nam do jednego
z rodziców, chociaż kochamy oboje, a oni nas. Czy pasuje do ciebie
pojęcie: córeczka tatusia, maminsynek, córka mamusi, synek tatusia?
To coś, co działa w dorosłym życiu, w które chętnie przenosimy reguły
i role wyniesione z domu. Nasi rodzice! Cudowni i okropni, dali nam
życie, a potem w nim narozrabiali, czy nie?
Wszyscy lubimy wskazywać błędy rodziców, pomyśl, jakie dotyczą
ciebie: nadmiar czy brak czułości, nadmierna kontrola czy lekkomyśl-
ność?. „Zaniedbali” albo „nie nauczyli samodzielności”, zbyt zabiegani
czy zbyt powolni? Co mówili: „wieczne utrapienie”, „ moja pociecha”,
„rozrabiaka”, „nieusłuchaniec”, „ złośliwy gówniarz” albo „ nasza pe-
rełka”. Najładniejsza w rodzinie, najmądrzejsze z dzieci albo gorszy
brat, brzydsza siostra? „Ta to da sobie radę w życiu!”.
Mniej lub bardziej przyjemne zdania to „ metki”. Cudowne etykietki,
które nosimy przez całe życie wszyte w podświadomość. Działają jak
wszczepiony pod skórę chip. Dzieciak „ukochany” tak samo jak „ zaka-
ła” będzie w życiu tę swoją metkę realizować na różne sposoby, przeno-
sić na relacje z partnerem, układy zawodowe, w gronie przyjaciół. Taka
„córeczka tatusia”, potrzebująca pochwał i dumy ojca, zabierze ze sobą
tę potrzebę do każdej kolejnej pracy. Szefowie są z niej zadowoleni, za-
wsze cieszy się dobrymi relacjami ze zwierzchnikami obu płci, bo pod-
świadomie umieszcza w nich obraz ojca, chce także tutaj być „chwaloną
1 9
córeczką”. Oznacza to dla niej także nadmierne przeżywanie porażek
i skłonność do uległości. Popatrzcie na swoich kolegów z pracy: wiecz-
nych buntowników, poczciwych wykonawców, spiskowców, ugodowców,
gwiazdy pełne uroku i mistrzów unikania poleceń. Rodzinne etykietki
wysyłają impulsy i nikt z nas nie pamięta, że szef to nie surowy ojciec ani
marudna matka wiecznie utyskująca nad świadectwem latorośli.
WARTO SPOJRZEĆ NA METKĘ SPREZENTOWANĄ W DOMU, MOŻE, MIMO ŻE DOWODZI BARDZO WYSOKIEJ MARKI, GRYZIE W SZYJĘ I CZAS JĄ
ODERWAĆ? ALBO DOBRZE ZNANA I WYGODNA STAŁA SIĘ BEZPIECZNIKIEM – UMOŻLIWIA ZRZUCENIE WINY
ZA WSZYSTKIE NIEPOWODZENIA NA RODZICÓW. TEŻ LEPIEJ JĄ ZERWAĆ.
Rodzice zawsze są „JACYŚ”, mają swoje zalety i popełniają jakieś
błędy. Są tacy, jacy są, akurat tacy nam przypadli w udziale i to jest
właśnie ciekawe. Zwłaszcza że oni także dostali swoje metki i spadki
po przodkach i podają je dalej w tej dziwnej sztafecie pokoleń.
Zastanów się, podkreśl cechy, które pasują do twoich rodziców, sko-
jarzą ci się podczas czytania jako pierwsze. Te, które cenisz, dały ci po-
dobną siłę, możesz je przekazywać dalej. Te, które cię irytują, możesz
odrzucić, ale… uwaga: mamy tendencję do powielania tych zachowań
rodziców, których nie znosimy. „Nigdy nie będę taka jak ona”? Warto
poddać refleksji, czy na pewno nie jestem.
2 0
Matka – ciepło, spokój, siła, słabość, władza, uległość, autorytet,
histeria, nerwowość, impulsywność, energia, krzykliwość, bezpieczeń-
stwo, choroba, płaczliwość, egoizm, poświęcenie, uroda, inne
Ojciec – ciepło, spokój, siła, słabość, władza, agresja, bezpieczeń-
stwo, autorytet, histeria, nerwowość, choleryk, impulsywność, energia,
krzykliwość, bezpieczeństwo, choroba, pycha, wrażliwość, inne
Jeśli brak ci jednego z rodziców, wychowywałeś się w niepełnej
rodzinie – jaki obraz nieobecnego rodzica nosisz? Gdyby był… był-
by autorytetem, opoką, przyjacielem? Nie obawiaj się idealizowania,
ono wyraża twoje potrzeby. A może patrzysz na nieobecnego rodzica
z niechęcią? Myślisz: „lepiej, że ciebie nie ma” albo: „dlaczego ciebie
nie ma?”. Co masz mu za złe? Kategorie, które wymienisz, są ważne
w twoim życiu, bo to w pewnym sensie twoje drogowskazy, a w pew-
nym – płoty i blokady.
Rodzice całkiem nieznani to na szczęście bardzo rzadki przypa-
dek. Wspomnę więc tylko, że rodzice, których nie ma, także SĄ. We
wspomnieniach, opowieściach, dokumentach, na zdjęciach lub tylko
w wyobraźni, a portret wyobrażony może być czasem ważniejszy niż
prawdziwy. Liczne przykłady można znaleźć w literaturze dziecięcej
i młodzieżowej, bo właśnie w baśniach i książkach dla dzieci często
pojawiają się sieroty. Zwróćmy uwagę, że i tam zmarli rodzice nie
opuszczają dziecka – pojawiają się jak w wizjach Harry’ego Pottera,
2 1
w symbolicznej Matce Chrzestnej (Wróżce) Kopciuszka. A w wielo-
tomowej opowieści o najsłynniejszej sierocie świata, Ani z Zielonego
Wzgórza, znajduje się piękny rozdział „Wczorajsze róże”. Ania Shirley,
już studentka, odnajduje dom, w którym rodzice jej zmarli, osieroca-
jąc ją jako niemowlę. W tym domu przyszła na świat i zaznała kilku
miesięcy miłości. Właścicielka domu opowiada Ani, kim byli i jakim
szczęściem była dla nich córeczka, oddaje jej pozostałą koresponden-
cję – kilka czułych listów z jednym zdaniem o dziecku – pełnym dumy
i miłości. Nie bez powodu bohaterka nazywa ten dzień najpiękniej-
szym w życiu – odnajduje cząstkę swojej tożsamości, świadomość, że
przed laty przez kilka tygodni była kochanym dzieckiem, a rude włosy
i wybujałą fantazję odziedziczyła po ojcu. Odnajduje korzenie.
TWOJA RELACJA Z DZIADKAMI
Ich wpływ na twoje wychowanie – silny, słaby, żaden? Istnieją tylko we
wspomnieniach? Albo widujesz ich w każdy weekend, codziennie? Czy
to relacja nierówna: silniejsza z jedną stroną rodziny (matki lub ojca)?
Jaki typ babci dostałeś: babcia kojąca, opowiadająca bajki czy babcia
despotka, żądająca szacunku i rozmaitych przysług, chorowita czy
przeciwnie: zabiegana, wciąż pracująca? Dziadek wszechwiedzący czy
dowcipkujący? Stary wiarus żyjący przeszłością czy może artysta albo
śpioch? Maniak brydża, zbieracz znaczków, kolekcjoner wycinków
z gazet? Podobieństwo do wyżej wymienionych osób i sytuacji nigdy
nie jest przypadkowe i nie pozostaje bez wpływu na twoje życie.
2 2
Niegdyś, w tradycyjnych wielopokoleniowych rodzinach, kiedy czę-
sto mieszkało się pod jednym dachem z rodziną męża, a własną miało
się po sąsiedzku, wpływ dziadków na rozwój człowieka był oczywisty.
W dzisiejszych czasach, kiedy częste są związki na odległość, ludzie
poznają się przez internet, mieszkają daleko od rodzin, a dziadkowie
są aktywni i pracujący, obraz relacji wygląda inaczej. Inaczej – nie
znaczy gorzej, po prostu inaczej: współczesna babcia w trampkach
może zabierać wnuczki na basen, dziadek uczyć jazdy samochodem
albo gry w tenisa. Ale kiedy się dobrze przyjrzeć, to właściwie, mimo
zmian, jest tak samo jak przed wiekami. Auto, motor czy jazda kon-
na – co za różnica? Były sianokosy, ryby, szermierka – jest program
komputerowy, jogging, filmowanie. Czy ważne, że to basen, projekto-
wanie, a nie sztuka szydełkowania lub gotowania? Nieważne – chodzi
wszak o przekazywanie wiedzy, doświadczenia, o autorytet. To z bab-
ki/dziadka na wnuczkę/wnuka najczęściej przechodzi pasja i wie-
dza, a więź między nimi bywa bardzo silna. Znam pewną zielarkę na
Podlasiu, która całą swoją wiedzę ma od babki. Znam rodziny praw-
nicze i medyczne, w których w ślady dziadków idą właśnie wnuki,
nie dzieci. I znam też kwaśny dowcip, według którego „więź między
wnukiem a babcią jest tak silna, bo mają wspólnego wroga – matkę…”.
Coś w tym jest? To tylko żart, ale pokazuje nić międzypokoleniowego
porozumienia.
Namawiam do refleksji nad dziadkami. Czy któreś z tych – już
czworga ludzi – wywarło na ciebie większy wpływ niż pozostali? Może
powielasz jej/jego życiową misję, sukcesy albo błędy? Misję zawsze
2 3
warto dokończyć, a błędów unikać. Jeśli babcia miała aptekę i z rado-
ścią przekazuje swoje doświadczenia wnuczce, nic w tym dziwnego.
Ale to, że przez całe życie znosiła kłamstwa i zdrady dziadka, to już do-
datek do receptur zbędny. Niech wnuczka nauczona doświadczeniem
babci nigdy sobie na to nie pozwoli… Jeśli na myśl o dziadkach koła-
cze ci się po głowie: moja kochana babcia, ona mnie rozumiała, dzia-
dek był superfacetem, tęsknię za nimi – to znaczy, że mogli wyposażyć
cię w mocny duchowy spadek i masz z czego czerpać. Babcia maruda,
intrygantka, wieczna „jęczusia” – niestety, też masz z czym się zmie-
rzyć. A oni dziedziczyli po swoich przodkach i znów to powiem: tak to
działa, dopóki ktoś nie powie: to biorę z całą wdzięcznością, a tego nie.
Możesz to zrobić w każdej chwili: „zdolności przywódcze OK, biorę,
ale za pesymizm prababci dziękuję, to moje życie”.
TWOJE IMIĘ
Czy otrzymałeś je po jakimś przodku, bohaterze, przyjacielu, na
fali panującej mody? Czy dobrze ci się żyje z tym imieniem? Może
używasz nie pierwszego, a drugiego imienia, skrótu, rodzinnej nazwy
z dzieciństwa, pseudonimu? Nadanie imienia już w Biblii ma moc
sprawczą, geneza imienia, nawet jeśli nie jest kategorią decydującą
o naszym życiu, to jest co najmniej ciekawa. Dlatego o imieniu
przeczytasz więcej w części II, w rozdziale pt. „Imię jak kod”. Teraz
jedynie złóż tu poniżej swój podpis, pełen podpis, nie parafkę.
2 4
Popatrz na kształt graficzny imienia. To ty ujęty w pewien symbol.
Podoba ci się? Coś do zmiany czy absolutnie nic? Jest w podpisie
staranność czy pośpiech i nieład, przekaz: „popatrzcie na mnie” czy
„ukrywam się, broń Boże, nie patrzcie na mnie”. Czy trochę tak jak
w życiu? Jakie emocje budzi podpis? W tym pierwszym odczuciu:
sympatii, dumy, zadowolenia albo niechęci lub potrzeby poprawienia,
bo zbyt pospiesznie, niewyraźnie, nabazgrane, kryje się cień tego, jak
postrzegasz siebie, a może wskazówka do zmian.
CZARNY PUNKT
„Tego o swoich bliskich nikomu nie powiem”. O czym pomyślałeś?
Czy przyszła ci do głowy taka rzecz, której nie chciałbyś omawiać, nie
zwierzyłbyś się z niej nikomu – może poza lekarzem lub terapeutą.
Przemoc, alkoholizm, więzienie lub „ tylko” egoizm, plotkarstwo,
chciwość, karierowiczostwo. Każda rodzina ma jakąś brudnawą piętę
Achillesa. Temat, za którym podąża wstyd, bardzo silna emocja,
działa na wszystkich członków rodziny, więc na ciebie też. Oczywiście
wnuczka złodzieja nie jest złodziejką, tak samo jak siostrzeniec
największego skąpca w mieście niekoniecznie będzie skąpcem, ale
mogą ich spotykać niezrozumiałe zdarzenia, dolegliwości. Wstydliwy
sekret działa, bywa, że sięga bardzo dawnych czasów, początku
rodziny, a co ciekawe, nierzadko pojawia się w parze z historią chwały,
opowieścią, która staje się dumą, rodzinnym mitem. Uświadom sobie
temat, który może być wstydliwy. Czy reagujesz z niechęcią: „brr, nie
2 5
chcę o tym myśleć”? Więc jest i działa. Ba, byłoby dziwne, gdyby go nie
było, więc cieszmy się, że stosunkowo nasz diabeł nie taki straszny…
NIE JESTEŚ SAM
Jesteś zatem, jaki jesteś, na przystanku TERAZ, zasmucony lub
rozbawiony w lustrze. W takim a takim wieku, postaci i płci, urodzie
i intelekcie. Teraz jest twój czas i masz jakieś swoje miejsce: w rodzinie,
w przestrzeni geograficznej, wśród ludzi, z którymi obcujesz. Może
szukasz odpowiedzi na jakieś pytanie lub rozwiązania problemu,
sposobu na spełnienie marzenia. Nie jesteś z tym sam, masz całe
zastępy przodków, którzy chętnie ci w tym pomogą. Owszem,
są też szkodniczki i dywersanci, ale nawet oni przeistaczają się
w sojuszników. Krew to silna więź. A coś, co nam to uświadamia, to
prosty rysunek.
Gniazdo Przyjemnie będzie je zobaczyć zobrazowane na grafie lub rysunku.
Gniazdo jest fragmentem drzewa, naszym miejscem na gałęzi. Siedzą
tu najbliżsi: rodzeństwo, rodzice, dziadkowie, a być może już partner
i następne pokolenie – twoje dzieci. Narysuj sobie swoje gniazdo:
obojętnie, czy w grafie przypominającym atom, czy jako fragment
drzewa genealogicznego. Popatrz na swoją otulinę, zastanów się,
jakimi emocjami obdarzasz te osoby. Jak je narysowałeś, blisko,
daleko, patrzą na ciebie czy na siebie? Ile ich jest wokół ciebie?
2 6
Gniazdodziadkowie
dzieci
Wnuki
Rodzice
Rodzeństwo
JaPartner
rysunek1
2 7
To ważne doświadczenie – uświadomić sobie, że człowiek nie jest sam,
bo nawet gdyby wszyscy byli odwróceni, nieprzyjaźni, to nie zmienia
powiązania i bliskości. Ich emocje działają na twoje życie. Nigdy nie
jesteś sam – nawet jeśli jesteś sierotą i nic nie wiesz o krewnych, to
przecież jacyś musieli być, bo nie byłoby ciebie.
Możesz wykorzystać pusty graf, wypełnij go swoją treścią, dorysuj lub po-
miń pola, a jeśli jakaś zależność u ciebie wygląda inaczej (np. masz więcej
rodzeństwa lub dzieci albo nie masz ich wcale, albo wychowywał cię drugi
partner matki lub partnerka ojca), dorysuj komórki. W pustych polach po-
staw znaki zapytania – bo może nie masz dzieci lub wnuków, ich istnienie
jest jeszcze sprawą przyszłości, ale emocje z nimi związane już są – czy to
tylko ciekawość, tęsknota, pragnienie czy niechęć. To jest dopiero potencjał!
Zadanie
Popatrz na swój graf ze świadomością, że w całym wszechświecie
właśnie takie gniazdo, w tym miejscu geograficznym, w XXI wieku
przypadło ci w udziale. Obdarz każdą z osób refleksją: Ile dla ciebie
znaczy? Jakie emocje się z nią wiążą, uchwyć tę dominującą: miłość,
żal, niechęć, tajemnica, irytacja, rozczarowanie, tęsknota, tkliwość,
zaufanie? Każda z osób reprezentuje jakąś osobowość: Co byś od
niej wziął? Co byś jej dał? Czego nie chciałbyś powtórzyć, a kto ci
imponuje? Czy dostrzegasz osoby podobne do siebie – na przykład
introwertyka albo impulsywnego nerwusa? Postacie z przeszłości,
które powodują silniejsze emocje? Zwróć na nie uwagę, bo ich historia
może ci towarzyszyć, w jakiś sposób powracać w twoim życiu.
2 8
Ważne: od kogo zacząłeś rysunek?
Czy po kolei: od dziadków, chronologicznie? Czy od siebie? A może od
dzieci? Intuicyjny wybór „od czego zaczynam” mówi o nas co nieco,
pokazuje, czy żyjemy dla siebie, czy dla innych, czy ważna jest dla nas
przeszłość, czy właśnie przyszłość.
Przykład
W moim przypadku wyglądałoby to tak:
dziadkowie Marianna …… Edmund Katarzyna ……… Piotr
rodzice Elżbieta Janina ……………. Leszek Jerzy
JA Katarzyna …… (mąż Zbigniew)
dzieci Magdalena Agata ………….. (mąż Rafał)
wnuki Jerzyk
Dwa pokolenia przodków i dwa potomków, dziewięć osób, z którymi
łączą mnie więzy krwi (mąż i zięć należą do gniazda, ale nie łączy nas
pokrewieństwo). To najbliższa siatka ludzi wpływających na mnie, czy
tego chcę, czy nie. Każde z imion to charakter, los, decyzje.
Porządek rysunku
1. Kiedy zaczęłam rysować swoje gniazdo, zaczęłam intuicyjnie od ro-
dziców. Nie od siebie, nie od początku, nie od góry i nie od dołu… Dla-
czego? Kiedy pomyślałam o gnieździe, podświadomie zabrałam się za
rysunek jako córka. Wyraźnie pierwsze skrzypce zagrała rola dziecka,
którego miało nie być, dziecka – niespodzianki, jedynaczki, której rodzi-
2 9
ce doczekali się po szesnastu latach małżeństwa. Odruchowo zaczęłam
rysunek od nich, jakby idąc za tą silną więzią, uznając ich za najważniej-
sze źródło. Z postacią ojca kojarzy mi się ciepło, poczucie bezpieczeń-
stwa i lekarski stetoskop, z matką humor, gadanie, śpiewanie i papierosy,
ale także nerwowość, wieczny lęk o mnie i naszą małą rodzinę. Kiedy
poznałam jej losy, traumy, jakie przeżyła, zrozumiałam to doskonale.
2. Potem narysowałam dziadków, jakbym chciała zaznaczyć, skąd się
wzięli rodzice. Z dziadkami nie byłam specjalnie związana emocjonal-
nie – rodziców ojca w ogóle nie poznałam, zmarli, zanim się urodzi-
łam. Rodziców mamy znałam jako dziecko i nastolatka, ale nie były to
bardzo bliskie związki. Mieszkali na wsi, odwiedzaliśmy ich, ale nigdy
tam nie zostawałam bez rodziców. Mimo to potrzebowałam zaznaczyć
ich istnienie. Myślę, że wtedy dało o sobie znak moje silne przywiąza-
nie do korzeni, to samo, które spowodowało, że obecnie mieszkam na
wsi, właśnie na ziemi swoich dziadków.
3. Zaobserwowałam podobieństwa
Moje obie babki spotkała podobna tragedia: straciły dorosłe dzieci.
Babcia ze strony mamy pochowała trzydziestoletnią córkę, którą z za-
zdrości zabił mąż. Do końca życia cierpiała na lęki i urojenia. Z kolei
matka taty nie pogodziła się ze śmiercią trzydziestoletniego syna, któ-
ry zginął pod Berlinem w ostatnim dniu wojny. Sama zmarła młodo,
w wieku 45 lat, nie obudziła się z narkozy po operacji.
Małżeństwa moich dziadków były różne: Marianna i Edmund żyli
na wsi, pobrali się na życzenie rodzin, nie byli dobrani. Rodzice ojca
przeciwnie, przenosili się z miasta do miasta, kochali się bardzo, przez
3 0
jakiś czas musieli ukrywać swój związek. Małżeństwo moich rodziców
było zgodne, trwało 56 lat, jakby powielili wzór rodzinny ze strony ojca.
Oboje jednak przejęli od rodziców traumę wojny, strach o dzieci i być
może ów lęk powodował, że przez wiele lat pozostawali bezdzietni.
WNIOSKI
Nadopiekuńczość w spadku?
Nie miałam emocjonalnego związku z babkami, ale tragedia obu nie
mogła przeminąć bez echa, strata rodzeństwa wpłynęła też na moich
rodziców, obie tragedie pulsowały w rodzinie bardzo długo, od dziec-
ka znałam te historie i żal rodziców do losu, cień tragedii obu babć.
Bardzo prawdopodobne, że jako jedynaczka, która zaznała nadopie-
kuńczości, teraz jestem nadopiekuńczą matką w stosunku do swoich
córek.
Fresk rodzinny
Moje gniazdo ma w sobie tak różne elementy: ziemia, mundur, cierpie-
nie, lęk matek, miłość, walka i ciężka praca. Patrzę na przodków i doce-
niam każdą z jakości, które w pewien sposób w sobie noszę i zapewne
przekazałam dalej. Nakaz wewnętrzny, który kazał mi opisać dzieje
rodziny, też nie był przypadkowy – okazał się terapią, w wyniku któ-
rej zrozumiałam swoją potrzebę ukorzenienia i umiałam powrócić do
swojego gniazda na Podlasiu 1.
A jak to wygląda w twoim gnieździe? Jakie wartości reprezentu-
ją przodkowie? Czy może właśnie w pokoleniu dziadków znalazłeś
1 Dzieje swojej rodziny opisałam w dwóch częściach sagi: Pokolenia. Wiek deszczu, wiek słońca i Pokolenia. Powrót do domu.
3 1
opokę i dawkę miłości, a może przeciwnie: silna osobowość babci lub
dziadka zdominowała życie rodziców i okazała się destruktywna?
Może to byli spokojni ludzie i ich historia wydaje ci się nudna? Nie
ma nudnych historii. Wszystko jest ważne i tworzy odrębną opowieść.
I – jak wszystkie historie – gdzieś się zaczyna.
ROZDZIAŁ 2
Zamierzchłe początki Dawno, dawno temu, przed laty moja rodzina
osiedliła się na skraju miasta... Kiedy? Dlaczego właśnie tutaj?
Czy to wojenna historia o przesiedleńcach czy saga rodziny żyjącej od stuleci w dolinie rzeki?
Jakkolwiek brzmi ta PIERWSZA OPOWIEŚĆ, jest bardzo ważna. To rodzinny mit, zalążek wiedzy
o całym drzewie i o tobie.
Każda rodzina ma swoją genezę i chociaż nie zawsze sięgamy wiedzą aż
do praprapradziadków, dobrze wiedzieć chociaż tyle: skąd się w danym
miejscu wzięli dziadkowie czy rodzice. Jeśli słyszałeś tę historię setki
razy przy świątecznych spotkaniach i sentymentalnych wspominkach
dziadków… to bardzo dobrze. Jeśli nie, to pewnie możesz jeszcze o nią
dopytać. Jeśli do tej pory nie przykładałeś do niej większej wagi, to
właśnie nadszedł na to czas: pochyl się nad nią i poddaj refleksji, bo
to historia prawie tak ważna jak ta o twoich narodzinach i nadaniu
imienia. To „pierwsza opowieść”, rzecz o stworzeniu – nie świata,
bo to już ktoś opisał – ale mikroświata twojej rodziny. Siłę pierwszej
opowieści zna literatura i pewnie dlatego pisarze wszystkich narodów
pod słońcem od zawsze lubili sięgać do mitów o powstawaniu rodów.
3 3
Kilka moich ulubionych przykładów:1. Uciekli, by zbudować swój świat w puszczy
Każdy, kto w Polsce zdał maturę z polskiego, zna legendę o Janie
i Cecylii – założycielach rodu Bohatyrowiczów. Wpleciona w Nad
Niemnem jest swoistym sacrum – świętą opowieścią o początkach ro-
dziny, wyjaśnia, skąd Bohatyrowicze znaleźli się w puszczy na Litwie,
określa filozofię, misję życiową przypisaną członkom rodu. Owszem,
to te dwie wartości z wypracowań: miłość i praca. Nudne? Bynajmniej,
bardzo ciekawe, jeśli spojrzeć na to z perspektywy dziedzictwa. Histo-
ria uciekinierów i kochanków, mezaliansu, wyboru pracowitego życia
zamiast jałowej zamożności wciąż powraca w dziejach tej rodziny,
czego zwieńczeniem jest decyzja Justyny Orzelskiej o wyjściu za mąż
za prostego Janka Bohatyrowicza.
Orzeszkowa, sama nieszczęśliwa w małżeństwie, świadomie lub nie,
uchwyciła mechanizm powtarzalności losów pokoleń.
2. Na obcej ziemi
John Steinbeck, syn pewnej nauczycielki, Oliwii Hamilton, opowiada
o tym, jak rodzina Hamiltonów, emigrantów z Irlandii, osiedliła się
w Dolinie Salinas w Kalifornii. Patriarchą familii jest dziadek pisarza
Samuel Hamilton. Saga Na wschód od Edenu pokazuje dziedzictwo
postaw, grzechów i namiętności Hamiltonów. Znakomitą metaforą ich
dziejów jest domowa księga lekarska, z której przez lata korzystano.
Księga ta ma zniszczone do cna strony o chorobach dzieci, o porodach,
bólach brzucha i ranach od skaleczeń i upadków. Dziewiczo czyste
i sklejone karty to te, na których autor prawi o chorobach wenerycz-
3 4
nych i psychicznych. Księga chorób byłaby arcyciekawą kroniką każdej
rodziny, nieprawda?
3. Świński ogonek w spadku
Gabriel García Márquez w Stu latach samotności sięga do źródeł
swojego rodu, do losu Buendíów, dotkniętych klątwą samotności. Za-
łożyciel Macondo, Jose Arcadio, uciekł z żoną z miasteczka, bo zabił
człowieka. U zarania rodu kładzie się zatem zbrodnia protoplasty.
Powtarzalność losu Buendíów w kolejnych pokoleniach zaznacza się
dziedzictwem imienia, charakterów, a nawet atawistyczną skazą – oto
co jakiś czas rodzi się niemowlę ze świńskim ogonkiem. Iberoamery-
kańska, pozornie egzotyczna historia też jest magiczną opowieścią
o każdej rodzinie, jedynie „ ogonek” przybiera inną postać, ba, czasem
nie wiemy o jego istnieniu. Protoplasta rodu zgrzeszył, ale dał począ-
tek całemu rodowi. Brzmi znajomo: jak biblijni Adam i Ewa. Biblijna
historia o pierwszych rodzicach to nic innego jak pierwsza opowieść,
globalna, archetypowa, przyprawiona buntem, karą za grzechy i wypę-
dzeniem z rajskiego gniazda. Czyż nie jest to historia każdego pokole-
nia, które buntuje się przeciw zasadom rodziców, grzeszy po swojemu,
w końcu opuszcza domowe pielesze? Będziemy powtarzać to w nie-
skończoność, podobnie jak powtarzamy mit własnej rodziny – świado-
mi lub nie. Zapewne lepiej byłoby wiedzieć...
Po tę świadomość wybierz się w zamierzchłą przeszłość własne-
go rodu. Do starych albumów, pożółkłych papierów i zapomnianych
bajań seniorów. Nawet jeśli pierwsza opowieść jest tylko nieudoku-
mentowaną legendą, ma swoją moc, bo wizja początku daje poczucie
3 5
ukorzenienia, swojego miejsca na ziemi. Pierwsze wspomnienie jest
w skali rodziny tym, czym w skali jednostki najdawniejszy sen dzie-
ciństwa, który majaczy ci w pamięci. Terapeuci psychologii skiero-
wanej na proces (Arnold Mindell) uważają ów sen za bardzo ważny,
niejako proroczy dla całego życia człowieka. Także Karl Jung uwa-
żał, że sny dzieciństwa przepowiadają, kim człowiek będzie później,
są pełne symboli, które obrazują wartości, jakie realizujesz w życiu.
Przypomnij sobie pierwszy sen i jakości, które grają w nim główne
role: lot czy ucieczka, miękkie poduszki czy czarne chmury – z czym
się zmagasz, a co cię wspiera? Pierwszy sen zawiera zapis życiowe-
go mitu człowieka. Pierwsza opowieść rodziny skrywa w sobie mit
rodzinnego systemu, zarysowuje profil, zdradza konflikty i kodeks,
wskazuje bariery. I tak rodzinie Jana i Cecylii od zarania towarzy-
szy mit łamania konwenansów, izolacji od świata, siła ciężkiej pracy,
które powrócą w historii Anzelma i Marty, a potem Jana i Justyny.
W przypadku Buendíów jest to cień zbrodni i kazirodczego związku,
za które pokutują następni Buendíowie. W rodzinie Hamiltonów los
obcych – przybyszy z innego kraju, w których drzemie obraz porzu-
conej ojczyzny.
Wiele polskich rodzin także ma w swoich opowieściach początku
motyw przesiedleńczy, świeży, bo związany z migracją po II wojnie
światowej2. Z zamieszkaniem na ziemiach odzyskanych wiąże się akt
objęcia przestrzeni należącej wcześniej do innej rodziny, tęsknoty za
2 Analiza pasm polskiej historii, wpływu zdarzeń istotnych w skali świata na małe historie rodzin znajduje się w trzeciej części, w rozdziale „Zaplątani w historię”.
3 6
utraconą własną małą ojczyzną. Tak rodzi się mit, który może ujawniać
się w dziejach potomków, choćby pod postacią przekazywanego z po-
kolenia na pokolenie poczucia straty lub winy, wyobcowania, potrzeby
tworzenia czegoś od nowa. Albo odwrotnie, obsesyjnego przywiązania
do materii, domu, ziemi, strachu o nie. Irena, moja znajoma z Białego-
stoku, zastanawiała się, dlaczego nie udaje się jej sprzedać domu. Po
rozwodzie podjęła taką decyzję i pozornie bardzo chciała tej sprzeda-
ży, ale jakiś pech sprawiał, że kolejne agencje rezygnowały ze zlecenia.
Rozmawiałyśmy o losach jej rodziny. Początki pierwszej opowieści
Ireny toną w mrokach ucieczki z Rosji ogarniętej rewolucją. Wspo-
mnienie porzuconego majątku, prababka hrabina przebrana w strój
prostej chłopki, specjalnie łamiąca sobie paznokcie o płot, by oszukać
czerwonoarmistów. Strach, ból, tajemnica, ukrywanie wykształcenia,
w tym znajomości francuskiego, towarzyszyły początkom osiedle-
nia się rodziny matki Irenki w Polsce. W tej rodzinie powtarzały się
tendencje do nagłych zawirowań finansowych i powracających strat.
Kiedy Irena wybudowała wreszcie rodzinny dom, a po latach podjęła
świadomą decyzję pozbycia się go, wyglądało to tak, jakby wbrew chę-
ciom jej podświadomość broniła się przed jego utratą. Kto wie, może
tak działała w niej trauma wygnanej z własnego domu babki? Podob-
nie jak dziwne pragnienie nauki francuskiego: Irena jest romanistką,
jej córki znają ten język od dziecka.
W historii Polaków często tłem pierwszej opowieści bywa awans
społeczny wsi po II wojnie światowej. Migracja ludzi wsi do miast
tworzy inny rodzinny mit. Istotą takiego mitu staje się pokonanie
3 7
odwiecznych barier, wyjście z roli przypisanej przodkom od po-
koleń. Taki awans wcale nie jest łatwy, bo tak w jednostkach, jak
w grupach bardzo silnie działa lojalność wobec swojej klasy spo-
łecznej. W rodzinie, która z wiejskiej przeistoczyła się w miejską,
zwykle uznaną wartością staje się wykształcenie, ono zastępuje
wartość ziemi i pracy na roli. Ale – paradoksalnie – w podświado-
mości potomków może działać mechanizm utrudniający ukończe-
nie edukacji (zwłaszcza w przypadku mężczyzn, którzy zgodnie
z kodeksem powinni byli objąć rodzinną schedę). Porzucają stu-
dia, nie zdają egzaminów, jakby ukryta lojalność wobec dziadków
utrudniała im sięgnięcie po dyplom. Nie wszyscy oczywiście – wie-
lu obecnych magistrów i inżynierów wywodzi się ze wsi. Niemniej
sprzeniewierzenie się swojej klasie społecznej i „zdrada” ziemi
może skutkować dyskomfortem, nieoczekiwanymi decyzjami nawet
w pokoleniu wnuków.
JEŚLI RODZINNYM POCZĄTKOM PRZYŚWIECA PRZEŁOM, CZY TO UCIECZKA, PRZYMUS, CZY
ŚWIADOME ZDERZENIE Z NOWĄ PRZESTRZENIĄ, MOBILNOŚĆ RODZINY LUB PRZECIWNIE –
OSIADŁOŚĆ, PRZYWIĄZANIE DO JEDNEGO MIEJSCA, PRZYJAŹŃ ALBO RYWALIZACJA, TO ZAWSZE TEN
MOTYW W JAKIŚ SPOSÓB ODEZWIE SIĘ W DZIEJACH, W DĄŻENIACH I DECYZJACH POTOMKÓW.
3 8
Jesteśmy tu i teraz, w Polsce, która za prapradziadów nie była wolna,
za pradziadków wyzwolona i znów okupowana, za dziadków lub
rodziców komunizowana, demokratyzowana, transformowana. Za
tym stoją więzienia, ucieczki, awanse i degradacje, emigracje, zyski
i straty majątków. Małe historie prywatne: miłość i nienawiść, zdrada,
a może poświęcenie. Gdzieś w zawirowaniach historii zaczyna się twoja
pierwsza opowieść. To bardzo ciekawe: z jakimi obszarami były związane
początki rodziny – rolą, przemysłem, szlachectwem czy rzemiosłem,
z miastem czy wsią? Czy pierwsze związki spowodowane były wielką
miłością czy rodzinnym kontraktem? Jak to się stało, że zaowocowały
narodzinami kolejnych krewniaków, wśród których pojawiły się silne
i słabsze osobowości, bohaterowie, piękne kobiety, legendarni dziadkowie
albo krętacze czy donosiciele? Co jest „świńskim ogonkiem” w waszej
rodzinie: pociąg do hazardu, kochliwość, kłótliwość, skąpstwo, a może
ułańska fantazja utracjuszy? Czasem wydaje ci się, że nie wiesz prawie
nic, ale kiedy wyciszysz się, zapytasz, wspomnisz spotkania kuzynów
z dzieciństwa, w głowie pojawi się ekran, a na nim zapomniane obrazki.
Przykłady pierwszych opowieści
I.
Marta: Przez wieś dziadków przechodził trakt, którym żołnierze Na-
poleona wracali z Rosji, po przegranej wojnie roku 1812. W wiejskiej
chałupie zostawili rannego Francuza. Rodzina wyleczyła go, pokochał
jedną z córek i pozostał na zawsze. Stąd nad Narwią wzięła się rodzi-
na Bosiardów, chociaż zapewne żołnierz ów nazywał się Bonchard lub
3 9
Bocharde. Bosiardowie rozproszyli się po Polsce, mało kto pamięta
o francuskich korzeniach… ale kobiety w tej rodzinie zawsze miały ory-
ginalną urodę – „francuski szyk”, mawiał dziadek z uznaniem i uśmie-
chał się tajemniczo. Ale czy ów szyk przyniósł im szczęście? Miały
wielu partnerów, brak stabilizacji, rozwody i nieślubne dzieci, przed-
wczesne zgony kobiet powtarzały się w każdym pokoleniu.
II.
Janek: Pradziadek miał młyn, młynarze byli wówczas zamożni, więc
pragnął dla córki bogatego męża. Sporo rodzin z okolicy chętnie
wżeniłoby w młyn swoich synów, miał więc z czego wybierać. Ale że
córę kochał, zapytał, czy nie upodobała sobie któregoś ze starających
się o jej rękę. Owszem – babcia Eugenia przyznała się do afektu i tak
dziadkiem został syn niezbyt bogatego gospodarza, Jan. Pobrali się,
a w odpowiednim czasie przejęli młyn. Kochali się, więc mieli dużo
dzieci – wszystkie we młynie zostać nie mogły. Ojciec mój chciał się
uczyć, wyjechał do Poznania. Młyn przetrwał wojnę, nawet z czasem
wrócił do rodziny, i chociaż od dawna nieczynny, pozostał w opowie-
ściach opoką, majątkiem, miejscem powrotów i spotkań, pielęgnowa-
nia kontaktów, dbania o silną więź i wzajemną pomoc.
III.
Ewelina: Babcia nigdy nie chciała mówić o przeszłości. Tyle tylko wie-
dzieliśmy, że jako młoda dziewczyna przeżyła straszne chwile podczas
wojny, kiedy Rosjanie weszli w granice Polski w 1939 roku. Wszystkich
zabito, cudem ocalała tylko ona i jej siostra, dzięki pomocy służby; ucie-
kły do Polski. Babcia całe życie opiekowała się młodszą siostrą, kłóciła
4 0
się z nią, ale ją wychowała, sama nauczyła się fachu krawieckiego i jakoś
dała sobie radę. Ilekroć jej siostra zaczynała mówić o dzieciństwie w ma-
jątku, babcia krzyczała na nią, zmieniała temat. Dopiero przed śmiercią
podała wnuczce nazwisko rodowe i nazwę dworu na Kresach. Wycho-
wała się w bogatym ziemiańskim domostwie, widziała na własne oczy
straszną śmierć rodziców, którym poderżnięto gardła na dziedzińcu.
Kiedy musiała zbudować życie od nowa, sobie i siostrze, odcięła się kom-
pletnie od wspomnień dzieciństwa. Być może była to najlepsza obrona,
sposób, by pokonać strach o własne życie, odpowiedzialność za drugą
osobę, totalną zmianę bytu, gdy z bardzo bogatej dziedziczki stała się
bezdomną sierotą. Wymazała wspomnienie dzieciństwa, tym bardziej,
że po II wojnie światowej klimat takim wspomnieniom nie sprzyjał i le-
piej było być krawcową. Stała się osobą apodyktyczną, podporządkowa-
ła sobie siostrę, która nigdy nie założyła rodziny. Sama babcia, owszem,
wyszła za mąż i miała dwie córki o odmiennych usposobieniach...
IV.
Ja: W mojej pierwszej opowieści funkcjonuje mit siedmiu braci. Znam
go niedokładnie, ale obrazuje początki rodziny ze strony matki, w któ-
rym ważną rolę odgrywa płeć potomków. Otóż siedmiu braci mieszkało
w jednym majątku. Siedmiu synów to wcale nie był dobry układ. Córki
– wbrew temu, co się myśli o faworyzowaniu chłopców – bardzo przy-
dawały się do zawiązywania mariaży z sąsiedzkimi domami, i najlepiej
było mieć syna, który zostaje na gospodarce, syna do wojska, do stanu
duchownego i ze trzy córki do wydania do dobrych domów. A tak co?
Rodzice – jak w bajce – bardzo pragnęli chociaż jednej dziewczynki, i za
4 1
ósmym razem urodziła się, ale niestety matka jej zapłaciła za to życiem.
Za to jedyna siostra dostała całą miłość i opiekę ośmiu mężczyzn. Wszy-
scy bracia pozostali kawalerami – czemu, nie wiadomo. Siostrę wydano
za mąż, a jeden z jej synów, Teofil, odziedziczył majątek dziadka i wujów.
Z drobiazgu Teofila przeżyło sześcioro, ale ciekawa rzecz: być może tę-
sknota za dziewczynkami odezwała się echem w następnym pokoleniu –
my, potomkowie Teofila, urodzeni w latach 60. mamy same córki: osiem
dziewczynek. Pokolenie naszych dziadków było przywiązane do ziemi,
pokolenie rodziców wyjechało do miast. W naszym pokoleniu wszyscy
chłopcy podjęli próby studiowania, ale żaden z nich nie ukończył stu-
diów, inaczej ułożyli sobie życie. Kobiety owszem, uzyskały tytuły ma-
gistra. Być może to przypadek, a może właśnie ukryta lojalność wobec
rodzinnego przywiązania do ziemi? Lojalność – to istotna kategoria, bo
to podświadomy motor działań.
Ukryta lojalność rodzinna3
Lojalność często daje o sobie znać już w pierwszej opowieści rodzinnej.
Jeśli jej bohaterowie, nasi przodkowie zaznali krzywd lub sukcesów, coś
zbudowali, zdobyli, w potomkach może odzywać się solidarność wobec
nich. Nosimy ją w podświadomości. „Wierność przodkom, nieświadoma
lub niewidoczna (ukryta lojalność), ma nad nami władzę”4 – pisze Anne
Ancelin Schützenberger w swojej książce Psychogenealogia w praktyce.
3 Termin i koncepcję lojalności rodzinnej stworzył w latach 70. XX wieku węgierski psycholog Ivan Boszormenyi-Nagy.
4 Anne Ancelin Schützenberger, Psychogenealogia w praktyce, Virgo, Warszawa 2017.
4 2
I wcale nie jest istotne, czy zgadzamy się z rodzinnym kodeksem, czy
chcemy kultywować go w swojej rodzinie, czy przeciwnie – burzymy
go, odrzucamy. Bezsprzecznie funkcjonuje w naszej podświadomości.
Według psychologów i terapeutów różnych gałęzi, tak psychoanalizy, jak
psychologii systemowej, to ona, wierność rodzinnym wzorom, wielokrotnie
staje się dyktatorem ludzkich zachowań. Nic dziwnego: rodzina jest grupą
ludzi, z którymi jesteśmy połączeni więzami krwi, i podświadomie czujemy
się wobec niej zobowiązani. Chcemy bronić jej interesów, dbać o jej
nieprzerwane istnienie, a to oznacza wierność panującym w niej zasadom.
Wyłamanie się powoduje poczucie winy, które prowadzi do pozornie
nieracjonalnych zachowań. I tak na przykład dziewczyna zaczyna
chorować, kiedy zbliża się termin wyjazdu na studia, bo w jej rodzinie od
pokoleń kształcili się tylko chłopcy. Realnie chce przełamać schemat, ale
podświadomość pracuje, wywołuje poczucie nielojalności wobec zasad
rodziny, wpływa na ciało. Wnuk wybiera zawód dziadka, córka wchodzi
w rolę opiekunki swojej matki, bo tak w tej rodzinie dzieje się od lat. Syn
energicznego ojca, który zmarł w sile wieku, wikła się w kiepskie interesy,
nietrafione inwestycje, bo kieruje nim poczucie solidarności z ojcem,
którego życie i wszelkie inicjatywy zostały nagle przerwane. Kobietę:
matkę i żonę – ogarnia nagła, silna potrzeba opuszczenia rodziny, bo przed
laty akurat w tym samym wieku zmarła jej matka.
Przodek, który ma coś na sumieniu? Tu lojalność rodzinna bywa bez-
względna, każe płacić dawne długi. Osoba, która często staje się ofiarą
złodziei, nieraz coś traci, powinna sprawdzić, czy jej przodek nie doko-
nał jakiejś malwersacji. Wnuk, który jakby celowo dąży do tego, by być
4 3
złapanym i sądzonym, uwięzionym – być może podświadomie chce
spłacić dług dziadka, który nie odpowiedział za swoje winy. Wnuczka
niewiernej babki może mieć kłopot z założeniem rodziny lub spotykać
zazdrosnych mężczyzn, którzy sprawiają jej ból. Jeśli masz problem ze
zdrowiem, skłonność do złamań, zwichnięć, ulegania wypadkom, być
może twój przodek skrzywdził kogoś w bójce, spowodował kraksę albo
przyczynił się do czyjegoś kalectwa. Niezbyt to sprawiedliwe? Ano nie.
Brzmi ponuro i mimo pozorów dążenia do sprawiedliwości i wyrów-
nania rachunku krzywd wygląda niezbyt uczciwie. Dlaczego akurat ja
mam spłacać długi praszczura? Nie ma na to jednoznacznej odpowie-
dzi: może jesteś najwrażliwszy, podobny duchem, a może istnieje regu-
ła dziedziczenia, której nie znamy. Ale są też dobre wiadomości, które
tym bardziej zachęcają do rodzinnych peregrynacji.
SAMO UŚWIADOMIENIE SOBIE ZASADY LOJALNOŚCI I RODZINNYCH MITÓW, ZROZUMIENIE
ICH, POMAGA ODMIENIĆ BIEG ZDARZEŃ. PSYCHOANALITYCY, POCZĄWSZY OD ZYGMUNTA
FREUDA, A TAKŻE TERAPEUCI PRACUJĄCY METODĄ PSYCHOGENEALOGII OD LAT WYKORZYSTUJĄ METODĘ PRZENIESIENIA Z PODŚWIADOMOŚCI DO ŚWIADOMOŚCI PEWNYCH MECHANIZMÓW
I UKRYTYCH MOTYWÓW DZIAŁANIA.
4 4
Anne Schützenberger zauważa, że lojalność rodzinna może być
też prośbą o dokończenie pewnych spraw, podjęcie przerwanej mi-
sji życiowej lub spełnienie marzenia, odwrócenie zła, które się stało
w przeszłości. Wspomniany Boszormenyi-Nagy wskazuje na istnienie
„rodzinnej księgi rachunkowej”, czyli spisu strat i zysków, powinności
i darów, funkcjonującej w każdej rodzinie. Oczywiście bilans rodzinny
jak każdy bilans powinien wychodzić na zero, więc wszelkie niewyrów-
nane zasługi i krzywdy będą się odzywać i domagać sprawiedliwości.
I z tym można coś zrobić, jeśli potomkowie zbadają przeszłość. Cza-
sem możliwe jest realne zadośćuczynienie dawnym krzywdom (zwrot
długu), czasem tylko symboliczne (przeprosiny, list), ale w każdym
wymiarze są to działania uwalniające i wzbogacające. Odcięcie się od
dawnych należności pozwala potomkom żyć własnym życiem i już dla
siebie. Bardzo istotne jest zatem, by zajrzeć do ksiąg swojej rodziny, tej
z rachunkami i z kodeksem moralnym. Najlepiej zacząć od pierwszej
opowieści.
Zadanie
Zapisz pierwszą opowieść rodzinną tak, jakbyś chciał przekazać ją
swoim potomkom. Odłóż, przeczytaj dopiero po kilku dniach, a na-
wet tygodniach, zauważ, co wyeksponowałeś, a może coś pominąłeś?
Zwróć uwagę na:
1. Dumę rodową. Czego – według pierwszej opowieści – dokonali
twoi przodkowie? Jaki kodeks przekazujesz potomkom? ( na przykład:
pracowali całe życie, udzielali się społecznie, byli dobrymi nauczycielami,
4 5
lekarzami, rolnikami, świetnie zarządzali przedsiębiorstwem, byli so-
lidnymi rzemieślnikami, walczyli z komuną, kobiety były piękne, go-
spodarne, silne).
2. Rodzinne narzekania. O jakich cechach lub czynach niezbyt god-
nych pochwały dowiedzą się z tej opowieści? Może trafił się przodek
pijak albo złodziej, może skorumpowany dyrektor, niewierna ciotka,
ktoś załatwił coś kłamstwem itd.? Rodzinę trapiła wieczna bieda, kłót-
nie o spadek? W tych elementach pierwsza opowieść kryje zwykle ja-
kąś przestrogę.
3. Wzory postaw. Jakie cechy charakteru i postawy zawsze ceniono
w twojej rodzinie, a ty „przesyłasz” je prawnukom? Czy zapisałeś sło-
wa w rodzaju: „twój dziadek był uczciwym człowiekiem, swojego nie
dał, cudzego nie ruszył”? Albo: „Trzeba swojego pilnować”? A może:
„dobra żona dba o dom, dzieci, dobry mąż utrzymuje rodzinę”. „Bab-
cia całe życie była wierna dziadkowi”. „Dziadek nie widział nikogo
poza babką” albo przeciwnie: „zdradzał ją i przez niego cierpiała”.
To wszystko drogowskazy, przestrogi i pułapki, które domagają się
powtórki lub zadośćuczynienia. Wpływają na twoje życie i możliwe,
że ukształtują los twoich dzieci. Przecież nie bez powodu pojawiły się
w spisanej przez ciebie opowieści.
4 6
Zadanie
Przy poniższych pojęciach zaznacz, jaką rolę odgrywa w pierwszej
opowieści
* historia kraju i religianp. przodek dostał ziemie po wojnie ze Szwecją – nagroda, waleczność, patriotyzm. Rodzina bardzo katolicka.
* sposób zarobku na życie, praca, podział ról między kobietami i męż-
czyznami, np. motyw munduru w rodzinie, mężczyzna na wojnie, ko-
bieta zostaje w domu lub odwrotnie: kobiety w tej rodzinie zawsze na
siebie zarabiały
* tolerancja wobec innych narodowości, wyznań, poglądów, orientacji
np. pokutuje niechęć do obcych
* wykształcenie/pieniądze/ziemia/praca/zamożnośćnp. wartość ceniona to wykształcenie... lub człowiek musi umieć na siebie zarobić, być sprytnym to więcej niż bycie uczonym
* motyw przywiązania do miejsca lub podróży, ucieczki, emigracji,
ukrywania się, powrotunp. rodzina rozbita – część wyjechała za granicę, nie powróciła po wojnie… lub rodzina
spotyka się konsekwentnie przy każdych świętach itd.
4 7
Sprawdź, co z tego wynika?
Zerknij na swoje życie. Czy żyjesz zgodnie z zasadami rodziny
i dostrzegasz w swojej biografii powielanie rodzinnego mitu? Na
przykład: „słuszne czyny zawsze będą nagrodzone”; „silna kobieta
zostaje sama i daje sobie radę”. Jeśli jesteś z rodziny, w której
występuje taki mit i kobieta od początku przejmowała dowodzenie,
podejmowała decyzje – nic dziwnego, że wchodzisz w podobną rolę
i być może dominujesz partnera. „Dziadek odkopał lub ukrył garnek
z pieniędzmi i trzymał to w wielkiej tajemnicy!”. Potem twój ojciec
całe życie uznawał, że jego zarobki to jego sprawa i nie chciał o nich
mówić, a teraz ty nie chcesz rozmawiać z partnerką o tym, ile naprawdę
zarabiasz? Od zawsze uważano, że tylko człowiek wykształcony
zawsze sobie poradzi, taką wiedzę wpajasz dzieciom, nie ma mowy,
żeby syn nie zdał matury? W ten sposób często nieświadomie
wypełniamy na swój sposób zakodowany rodzinny mit.
W opozycji
Ale bywa też, że odrzucamy którąś z zasad i to właśnie staje się po-
wodem jakiegoś dyskomfortu w życiu. Zwróć uwagę na swoje dekla-
racje w opozycji do działań przodków. Jeśli ktoś mówi: „mój dziadek
i ojciec tyrał jak wół, a ja nie będę”, może płacić za „lenistwo” różny-
mi doświadczeniami, nawet depresją, chorobami ciała, zaburzeniami
sprawności fizycznej. Jeśli zerwałeś z tradycją rodzinną, na przykład
przeznaczenia syna do wojska czy stanu duchownego (a tak było od
4 8
zawsze), to możesz mieć trudności z odnalezieniem się w życiu, zało-
żeniem rodziny, samooceną. Prawnuczka kobiety, która uciekła z ko-
chankiem przez okno, może zmagać się z niemożnością zbudowania
trwałego związku, poczucia własnej wartości, bo: „w naszej rodzinie
kobiety są przyzwoite i wychodzą za mąż za porządnych ludzi, zgodnie
z wolą rodziców”. Jedna z nich przed laty musiała stłumić swoje pra-
gnienia i ustąpić rodzinnemu kodeksowi. Prawnuczce nic do tego, ale
ukryta lojalność rodzinna może powracać w jej życiu i dlatego temat
powróci jeszcze w tej książce, tak jak historia Maryli.
Inne opowieści. Jeśli nie pierwsza, to ulubiona?Mit początku nie zawsze da się odnaleźć, czasem ginie w mrokach
zapomnienia lub zamyka się w zdaniu: dziadkowie zawsze tu mieszkali,
przybyli na tę ziemię po wojnie, a co było wcześniej – nikt nie wie. Ale
każda szanująca się rodzina ma jakąś ulubioną „opowieść”, oprócz
tej pierwszej, mitycznej, albo nawet zamiast. Nie chodzi w niej
o początki rodziny ani o mroczne tajemnice, a raczej o barwne, mocne
historie, które zdarzyły się bliższym lub dalszym krewnym. Czasem
z posmakiem skandalu, przygody, popełnionego mezaliansu. Taką
historię z sentymentem przekazuje się dzieciom, wskrzesza przy
rodzinnych spotkaniach, opowiada przyjaciołom i zwykle oni wówczas
wyciągają swoją.
– No tak – mówią. – Twoja prababka zwiała przez okno z kochankiem,
a u nas za to był awanturniczy brat dziadka! Zniknął pewnego dnia,
wkradł się na statek, a potem napisał list z Ameryki... a stryjenka Jola po
4 9
nieszczęśliwej miłości poszła do klasztoru! Taka historia – czy wspomi-
na się ją z uśmiechem, czy z nostalgią, także ma wpływ na postrzeganie
świata przez członków rodziny. Czasem zawiera wskazówki o traumie
lub problemach, które spadły z dziedzictwem przodków na synów.
Zadanie
Jaka opowieść przyszła ci natychmiast do głowy? Dramat, skandal
czy romantyczna miłość? Zawiera w sobie bunt, sprzeniewierzenie
się obyczajom czy egzotyczne podróże lub przygody wojenne? Do-
brze jest spisać wszystkie historie rodzinne, i tę pierwszą, i tę ulubioną.
Napisane nie zginą, a utrwalenie ich na piśmie może też być rodzajem
zadośćuczynienia wobec przodków. Ale nie wszyscy lubią pisać, więc
co najmniej:
1. Nadaj tytuł rodzinnej opowieści:
2. Sformułuj pointę, przesłanie, jakie z niej wynika, jak gdybyś miał
taki morał przekazać dzieciom:
Przykład? Proszę bardzo, jesteśmy wreszcie blisko tytułowej pra-
babki, która zwiała przez okno z kochankiem. To opowieść o pewnej
Maryli, której przyszło żyć na początku XX wieku.
5 0
* * *
Miała na imię Maryla, tak jak ta Mickiewiczowska. Tyle że nie przej-
mowała się posłuszeństwem wobec rodziny, nie chciała za męża wy-
branego przez rodziców kandydata i wbrew wszystkim wybrała drogę
miłości. Ukochanym nie był poeta, lecz oficer, i w dodatku wrogiego
wojska, bo był to rok 1912 i zabór rosyjski. W miasteczku z koszara-
mi stacjonowały wojska carskie, miasteczko małe, łatwo było się spo-
tkać: na ulicach, w parku... spojrzenia, liściki i tak zaczęły się schadzki,
a potem poważna miłość. Nie było mowy o przekonaniu rodziny: pa-
triotyzm, narodowość rosyjska zięcia nie do zaakceptowania, a poza
tym rodzice mieli już dla Maryli inne plany. Ani myślała się zgodzić,
ułożyła wszystko z ukochanym. Okoliczności romantyczne, czerw-
cowa noc, księżyc i jaśmin, konie czekały za zakrętem. Maryla miała
sypialnię na parterze domu, więc skoczyła z okna prosto w ramiona
kochanka i zniknęli w ciemnościach. Nie skończyło się to dobrze, nie
tylko dla niej.
W rodzinie nazywano ją zawsze „Ciotką Marylą”, późniejsze pokole-
nie też przyzwyczaiło się do „ciotki”, kiedy dorosło następne, też pozo-
stała dla nich „ciotką Marylą”i jako taka zmarła, dożywszy sędziwego
wieku dziewięćdziesięciu lat. Jej romantyczna ucieczka była przygodą
siedemnastoletniej dziewczyny, właściwie małym epizodem w długim
życiu, niemniej wszyscy jakoś lubili to wspominać. Nikt nie brał po-
ważnie legendy, że ciotka Maryla przeklęła wszystkie kobiety w rodzi-
nie, prosząc znane tylko sobie siły, by żadna z jej sióstr nigdy nie mia-
ła dzieci. Dlaczego? Zdradziła ją siostra, przez jej donos ojciec i brat
5 1
dogonili uciekinierów, oficera aresztowano i zdegradowano, zaś Mary-
lę zawrócono do domu bez pytania o zdanie. W tym wszystkim poroni-
ła i straciła nadzieję na macierzyństwo, bo doktor rozłożył ręce i kazał
się cieszyć, że ocalono jej życie. Po roku wyszła za mąż za kandydata
wybranego przez rodzinę, a siostra była druhną na jej ślubie. Kto by
wierzył w klątwy. – A jednak – zauważyła kiedyś jedna z bratanic Ma-
ryli –żadna z ciotek faktycznie nie miała dzieci. W pokoleniu Maryli
było sześcioro dziewcząt i żadna nie została matką, chociaż wszyst-
kie wyszły za mąż. Gdyby nie potomkowie braci, ród by upadł. Jeden
z braci Maryli miał syna, a ten trzy córki, córką jednej z nich jestem
ja. W moim pokoleniu dzieci pojawiają się już bez trudu. Zatem albo
klątwa przestała działać, albo nie chodziło o klątwę, tylko dziedzictwo
dawnej traumy? Maryla została skrzywdzona, zaznała przemocy ze
strony rodziny, chociaż nigdy nie mówiono o tym w ten sposób. Może
po latach, kiedy na świat przyszło nowe pokolenie, wyrównały się ra-
chunki w rodzinnej księdze?
Moje rozwiązanie zadań na przykładzie tej historii wyglądałoby
tak:
Tytuł:
Bunt Maryli.
Przesłanie:
Nakaz i interes rodzinny nie powinien niszczyć wolnej woli i szczerych
uczuć. Maryla zaznała zła od rodziny, bo próbowała się buntować, zo-
stała przymuszona do rodzinnych planów…
5 2
O czym świadczy taki tytuł? O tym, że najważniejszym punktem hi-
storii dla mnie jest element samowoli, nieposłuszeństwa Maryli. Być
może jest to lustrzane odbicie własnego problemu: kłopotów z wy-
rażaniem buntu i złości. Jeśli dałam taki tytuł, zastanawiam się: czy
potrafiłabym uciec z kimś przez okno, zwiać ze swojego życia, wbrew
rodzinie. Właściwie wiem – nie potrafiłabym. Historia Maryli prawdo-
podobnie kieruje moją uwagę na asertywność, obowiązek walki o swo-
je prawa.
PRZESŁANIE JEST PRZESTROGĄ, SUGERUJE, ŻE KODEKS RODZINY
WSZEDŁ W SPRZECZNOŚĆ Z KODEKSEM UCZUĆ.
Jakie to ma znaczenie dla młodszych pokoleń? Przeżycie Maryli
lub podobne historie, które z pewnością zdarzały się w czasach, gdy
mariaż był sprawą rodziny? Przede wszystkim ta kobieta przeżyła
wielkie emocje: miłość, decyzja, próba ucieczki, ryzyko. Przeżyła
ogromną traumę, bo jej zamiar unicestwiono, straciła ukochanego
i dziecko. Potem zmuszono ją do ślubu. Tak więc wystarczająca dawka
silnych przeżyć, następne pokolenia mają co dziedziczyć. Być może
przeżycia wojenne przyćmiły tę tragedię, ale nigdy jej nie zniwelowały.
Poza tym nie tylko ona cierpiała: ucieczce córki, siostry musiały
towarzyszyć uczucia: tęsknota, gniew, zazdrość, może pogarda,
podziw? Uczucia silne, które wpływają nawet na to, jak wychowuje się
5 3
dzieci. A sam fakt, że w rodzinie miało miejsce takie zdarzenie – dla
jednych romantyczne, dla innych oburzające – powoduje narodziny
mitu, powstaje pewna figura nieszczęśliwej miłości, przymusu, kary
za bunt. Figura taka powraca, działa na świadomość i podświadomość
potomków. – Co mnie to obchodzi, jakieś stare bajdy! – powie ktoś,
na przykład stryjeczny wnuczek. Jego zdanie znaczy: nie chcę
mieć z tym nic wspólnego. Może też odrzuca rodzinne nakazy, jest
buntownikiem lub rodzina tłumi jego potrzeby? Ktoś inny: „co to były
za kretyńskie czasy!” – w tym jest już ocena i niezgoda na podobny
rozwój wypadków. „Chciałabym mieć jej odwagę” – powie stryjeczna
prawnuczka – jest to sygnał, że działa ukryta lojalność wobec prababki,
ujawniają się pragnienia i deficyty. I cóż? Ostatecznie rozmawiamy
o sobie, nie o Maryli.
ROZDZIAŁ 3
Miejsce rodowe– Skąd pochodzisz?
– Jestem z miasta: małego, dużego, z przedmieścia, z dzielnicy takiej a takiej.
– Jestem ze wsi: małej, dużej, kościelnej, z osady, z kolonii.
Któraś z tych odpowiedzi pewnie pasuje do ciebie. Oczywiście, nie
chodzi o samo miejsce urodzin, bo nawet jeśli ktoś przyszedł na
świat w samolocie, karetce pogotowia, schronie, to tam się już nie
wychował. Chodzi o miejsce, w którym mieszkali rodzice, w którym
zacząłeś dzieciństwo. Także o konkretne miejsca, z których pochodzą
dziadkowie, czyli co nieco o sile małej ojczyzny.
Przykład Renaty Renata przyszła na świat w dużej kościelnej wsi o nazwie Mogiliany.
Jej rodzice uczyli w tutejszej szkole, szkole z tradycjami, w budynku,
który pamiętał czasy przedwojenne, przetrwał Sowietów i Hitlera, od-
nowiony w latach 50. stał się znów przybytkiem nauki, przybyły do nie-
go następne roczniki uczniów. Boczne wejście budynku prowadziło do
mieszkań służbowych. Jedno z nich zajmowali rodzice Renaty i tutaj,
pod koniec lat 60. urodziła im się dziewczynka. Oczywiście zawołano
pogotowie z pobliskiego miasta i plan był taki, by matkę Renaty zabrać
5 5
do szpitala, gdzie pod okiem lekarza bezpiecznie urodzi dziecko. Stało
się jednak inaczej: kiedy karetka pogotowia przedarła się przez kręte
i zabłocone drogi wsi pod budynek szkoły, było za późno, by gdziekol-
wiek przewozić rodzącą. Lekarz zakasał rękawy i mimo że był specja-
listą od chorób płuc, sprawnie odebrał poród. Renata przyszła więc na
świat w domu, w Mogilianach, gdzie wychowywała się do dwunastego
roku życia. Po tym czasie bowiem rodzice jej zdecydowali się na prze-
prowadzkę do pobliskiego miasteczka. Doczekali się właśnie mieszka-
nia spółdzielczego w bloku, a przed Renatą otwierała się perspektywa
edukacji w tutejszym liceum. W niespokojnych czasach, kiedy zapa-
nował akurat stan wojenny, zmienili status mieszkańców wsi (chociaż
dużej i kościelnej) na status miejski (miasteczko kilkunastotysięczne
miało jednak swój przemysł i tradycje). Renata szczęśliwie ukończy-
ła szkołę średnią, zdała maturę i wyjechała do stolicy na studia. Kiedy
w akademiku pytano ją, skąd pochodzi, podawała nazwę miasteczka,
ale często też dodawała, że urodziła się w Mogilianach, w mieszkaniu
przy szkole. Duża wieś z rynkiem, zabytkowym kościołem i budynka-
mi wzdłuż ulicy Krochmalnej pojawiała się w jej wyobraźni, gdy padało
to sakramentalne pytanie ludzi z różnych stron Polski: a ty skąd jesteś?
Renata tęskniła za czasem dzieciństwa i służbowym mieszkaniem
w Mogilianach, chociaż oczywiście zdecydowanie lepiej brzmiała od-
powiedź „jestem z miasta”, choćby i małego.
*
Wszystko dzieje się gdzieś. Opowieści – nie tylko rodzinne – najłatwiej
zacząć od umiejscowienia w terenie – dlatego baśnie zaczynają się od
5 6
słów „za górami za lasami”… Nie przypadkiem też graficzny symbol
rodziny nazwano drzewem genealogicznym. Drzewo przecież gdzieś
rośnie, ma korzenie zanurzone w konkretnym skrawku ziemi.
Dla osoby, która chce nie tylko spisać, udokumentować dzieje rodzi-
ny, ale także je zrozumieć, topografia rodzinna, miejsce, z którym wiąże
swoje korzenie, jest bardzo ważnym tropem. Warto udać się w ten świat,
za mgłę wspomnień, do miejsca, w którym dawno temu ktoś zamieszkał,
coś zbudował... Oczywiście nie zawsze w przeszłości rodziny figuruje so-
lidny gmach rodzinnego domu, ze strychem pełnym pamiątek, kufrem
strojów i sekretarzykiem listów. Kto by nie chciał takiego dziedzictwa!
W Polsce taki skarb to rzadkość. W kraju, przez który przechodziły
fronty wojen, płonęły chałupy i demolowano pałace, ciężko dotrzeć do
pamiątek z dwudziestolecia międzywojennego, nie mówiąc o średnio-
wieczu. Trudno. Co zabrała wichura historii, to zabrała, istotne, co prze-
trwało w pamięci, opowieściach lub dokumentach. Coś przecież musiało
być! I z twoją rodziną wiąże się jakiś dom, domek, kamienica, mieszkanie
w bloku, a może i jurta, hotel robotniczy lub kolonia, w której się wycho-
wywałeś. Za miejscem idzie temat, który nie pozostaje bez wpływu na
dalszy ciąg życia, czy jest to atmosfera sadu, czy miejskiego blokowiska.
Na przykład moje dzieciństwo wiąże się ze szpitalami i przychodniami,
bo ojciec był lekarzem i zanim rodzice zbudowali sobie dom, zajmowa-
li służbowe mieszkania przy rozmaitych placówkach medycznych. Od
dziecka widywałam chorych w poczekalniach, znałam doskonale wnę-
trza lekarskich gabinetów, bawiłam się fiolkami z laboratorium, praw-
dziwymi strzykawkami i stetoskopem. Idąc na studia, nie wybrałam me-
5 7
dycyny, ale sądzę, że ta lekarska przestrzeń odegrała rolę w budowaniu
mojej osobowości i patrzenia na świat. Mam potrzebę niesienia pomocy,
szacunek do zawodu lekarza, być może to dziedzictwo wpłynęło też na
pokolenie potomków, bo moja młodsza córka studiuje medycynę.
Wiejski dom dziadków jawi mi się w pamięci jako nieduży drew-
niany budynek nad samą rzeką, latem ukryty wśród wiśni, zimą przy-
sypany śniegiem. Po latach moi rodzice zbudowali tuż obok własny,
murowany, jednorodzinny domek i ten budynek otrzymał w mojej
świadomości rangę rodowego gniazda. Z pewnością będzie taką ro-
dzinną ostoją dla moich córek, stanie się ich miejscem powrotów, na-
wet jeśli tylko myślą. Człowiek nie zawsze może być gdzieś fizycznie,
ale potrzebuje wracać do rodzinnych gniazd. Przekonałam się o tym,
obserwując nie tylko los matki, która po latach powróciła na swoją
wieś, ale i swój, bo zrobiłam to samo. Historia zatoczyła koło: po 30
latach życia w obcych miastach zamieszkałam w rodzinnym domu,
zbudowanym przez rodziców. Powroty są godne polecenia.
Zadanie
I ty powróć na chwilę do miejsc, w których dorastali rodzice, mieszkali
dziadkowie:
Matka? Skąd pochodzi: jakieś miasto, miasteczko lub wieś nad rzeką
jak w przypadku mojej? Dom wielopokoleniowy czy mieszkanie, wła-
sne czy wynajmowane? Co wiesz na ten temat?
5 8
Skąd pochodzi twój ojciec? Czy z tego samego miejsca co matka?
Może z zupełnie innych stron? Jaka konkretna przestrzeń stoi za jego
pochodzeniem?
W moim przypadku uchwycenie miejsca pochodzenia ze strony ojca jest
trudniejsze. Pochodził z rodziny „mobilnej”, bo dziadek był przedwojen-
nym oficerem policji, kierował komisariatami i mieszkał, gdzie go po-
słano służbowym rozkazem. I tak mój ojciec urodził się Błaszkach pod
Kaliszem, bo tam akurat pracował dziadek, ich domem rodzinnym było
mieszkanie przy komisariacie. Mogę więc tylko wyobrazić sobie kolejne
komisariaty, a kiedy usiłuję to zrobić, to i tak widzę wozy zapakowane
dobytkiem, które przejeżdżają kolejno z jednego miejsca w drugie. Rów-
nież na wozach uciekali w 1939 roku ku Rumunii, ale ostatecznie zostali
w kraju. Po wojnie mieszkali na Mazurach i tu dziadkowie zmarli. Skąd
zatem pochodzi mój ojciec? Jako urodzony pod Kaliszem zawsze uwa-
żał się za Wielkopolanina, ale mama, ogromnie przywiązana do swojego
Podlasia, nazywała go lekceważąco „Leszkiem bez ziemi”.
Jaki morał dla potomka? Popatrz, jakie motywy, jakie wartości dyktowane topografią spotykają się
w twoich dziejach i jak to na ciebie wpływa? Może rozumiesz niektóre
swoje tęsknoty (za naturą, wojażami, wodą, miastem) lub niechęć (do
podróży, wsi, wielkich miast)? We mnie splotły się dwie historie: ta
mocno osadzona w jednym miejscu na roli, pewna swojej małej ojczyzny,
5 9
i ta druga: los wędrowców, którzy każde miejsce świata przyjmują
za swoje. Echa tych planów widzę w swoim życiu: już jako mężatka
z dziećmi zaliczyłam pięć przeprowadzek. Wyjechałam z Podlasia jako
młoda dziewczyna, zaznałam dużego miasta, ale zatęskniłam za swoim
domem na wsi. Teraz wiem, że są we mnie dwie siły, a żadna nie jest
lepsza ani gorsza. Ta „tułacza” daje mi umiejętność otwarcia na świat,
organizowania własnego domu, gdziekolwiek się znajdę – pod namiotem,
w hotelu, nawet w samochodzie. „Osadzona”, wiejska daje mi wartość
przywiązania do swojego miejsca we wszechświecie, pozwala czerpać
z niego siłę, niesie pewność tożsamości. I ostatecznie ona wygrała: miłość
do własnego kawałka ziemi, po którym chodzili moi pradziadkowie, gdzie
na cmentarzu nieopodal wioski leżą kości przodków. Nie wierzę w teorię,
że na całym świecie istnieją podobne działki, domy i miasta. Owszem,
wierzę, że są gdzieś miejsca piękniejsze, co z tego, kiedy nie moje.
Mieszanki krwiNikogo dzisiaj nie dziwi, że pobierają się ludzie z odległych terenów, to
znak naszych czasów. Niegdyś, kiedy nie byliśmy tak mobilni, młodzi
spotykali się i żenili w granicach swoich wsi, miasteczek, dzielnic,
najwyżej wojny lub podróże powodowały „mieszanie się” krwi. W XXI
wieku, kiedy światem rządzi internet, dziewczyna z Krakowa poznaje
chłopaka z Gdańska, albo nawet z Australii czy Japonii, i mogą rozwijać
znajomość, a jeśli zechcą, w końcu spotkają się w realu, podróż będzie
kwestią godzin, w „najdalszym” przypadku dni. Mój mały kuzynek
Kevin urodził się w dalekiej Kanadzie. Jego ojciec jest Podlasiakiem,
6 0
a mama Chinką. Ciekawe jak splotą się w nim zróżnicowane
dziedzictwa miejsc i tradycji, korzenie sięgające Białegostoku i Pekinu.
Będzie zapewne przede wszystkim Kanadyjczykiem, ale echa dalekich
kultur, z których przybyli jego przodkowie, z pewnością odezwą się
w jego życiu. O, mogą co nieco skomplikować (o tym w podrozdziale
„Związki nieakceptowane”), a jakże, ale mogą stać się kopalniami
pozytywnych wartości i uzupełniających się sił. I każda z nich będzie
dobra.
Miejsce lepsze czy gorsze?Jedna z moich podlaskich ciotek lubiła narzekać: „czemu nasi
przodkowie osiedli właśnie tutaj! Rozum ich opuścił. Żeby zatrzymać
się w tym zimnym kraju, gdzie mało słońca, sezon grzewczy twa trzy
kwartały… Poszliby jeszcze trochę na południe, do Francji, Włoch,
albo w ogóle osiedli na wyspach jakiegoś oceanu…
– A pewnie, pewnie, może pod jakimś wulkanem? – kąśliwie odpie-
rał atak stryj patriota. – Albo tam, gdzie się ziemia co chwilę trzęsie?
Ciebie rozum opuścił!
Oboje nie mieli racji. Nie ma miejsc gorszych czy lepszych. Każde
daje spuściznę wynikającą ze swoich uwarunkowań i tradycji, wa-
lorów i mankamentów. To, że lepiej przyjść na świat pod taką, a nie
inną szerokością geograficzną, to zużyty stereotyp. Jeśli urodziłeś się
w wielkim mieście, od dziecka otaczały cię witryny sklepów lub neony,
muzyką dzieciństwa był dźwięk tramwajów o świcie – dostałeś bardzo
określoną energię od organizmu, jakim jest miasto. Jeśli urodziłeś się
6 1
w ciszy wsi lub prowincjonalnego miasteczka – inną, ale też silną. Po-
kutuje pogląd, że dzieci wielkich miast są bardziej przebojowe, opera-
tywne, odważniejsze, po wszystko sięgają z większą pewnością siebie.
Ja tak nie sądzę. Ludzie urodzeni i wychowani na prowincji albo na
wsiach mają, zresztą niepotrzebnie, więcej kompleksów, ale i determi-
nacji. Muszą się zmobilizować, wysilić, by je pokonać, by spełnić ma-
rzenia. Ludziom z wielkich miast częściej zagrażają współczesne zmo-
ry, takie jak pogubienie się w życiu, depresja, nerwice i lęki. A czemu?
Bo częściej grozi im samotność. Człowiek z prowincji rośnie w środo-
wisku, w którym zna mnóstwo ludzi i sam jest znany. Od razu jest kimś:
„Markiem, no przecież synem Ziutka, tego, co ma warsztat za remizą.
To jego babka dorobiła się w Ameryce, a matka uczy w szkole numer
trzy”. Wszystko na temat. Kiedy rozgniewasz małą społeczność, nie
zostawi na tobie suchej nitki, ale kiedy jej potrzebujesz, wyciągnie się
do ciebie tysiąc rąk z pomocą. W wioskach i małych miastach wciąż
w pewien sposób obowiązuje dawny zwyczaj wspólnego oporządzania
pól czy budowy domów. „Dziś robimy siano u Zdzicha, jutro u Wald-
ka. Kuzyn buduje – razem stawiamy dach”. Na wsi pogrzeb jest spra-
wą wszystkich mieszkańców, a nie anonimową klepsydrą na klatce
schodowej wielkiego bloku. Cała wieś odprowadza zmarłego do granic
miejscowości i jest w tym symbolicznym geście jakaś wzruszająca moc
ludzkiej solidarności wobec spraw ostatecznych. Pokazuje siłę wspól-
noty, nawet gdy jest wobec czegoś bezradna.
Dzieci wielkich miast z kolei dostają dynamikę, energię aglomeracji
– to też duża wartość. Anonimowość oznacza także wolność, wyswo-
6 2
bodzenie się od „społecznego oka”, które za przynależność do grupy
każe sobie płacić całkiem wysoką cenę. Czasem ta wolność oznacza
samotność odrębnych komórek w jednej klatce schodowej, w której za
ścianą przez lata mieszka ktoś nieznany, innym razem to zbawienne
poczucie, że nikt nie wtrąca się w twoje życie.
Nie wszędzie tak bywa? U ciebie w bloku, na osiedlu było całkiem
inaczej? To świetnie. Jak było? Gdzie? Przywołaj w wyobraźni te miej-
sca, ich koloryt, atmosferę. Może przypłynie do ciebie zapach waty
cukrowej, może smak barszczu w kuchni babci. Uświadom sobie coś
jeszcze, coś najważniejszego: co czujesz, myśląc o tamtym świecie i te-
rytorium. Bo uczucie to klucz do wiedzy o tym, co ci dało, czego nie
i jak wciąż w tobie pracuje.
Uczucie związane z miejscem rodowymUczucie, jakie towarzyszy myślom o twoim miejscu urodzenia
i dorastania (czyli tym, które wymieniasz, gdy pytają cię, skąd jesteś),
podpowiada, czy pochodzenie jest twoją siłą, czy może stało się
w pewnym momencie kulą u nogi. Zamknij oczy i uświadom sobie
to uczucie, jakie towarzyszy słowom: „urodziłem się/wychowałem
się w ...”. Jeśli to dwa różne miejsca, preferuj to, w którym spędziłeś
dzieciństwo. Wpisz, wypowiedz nazwę własnej miejscowości
i uchwyć uczucie, które pojawiło się choćby przez moment w twoim
sercu. Duma? Niechęć? Sentyment? Cokolwiek to jest, pomyśl,
skąd się bierze, jakie są przyczyny takiego właśnie uczucia i kto je
w tobie wypracował. Żadne bowiem – ani przyjemna duma w rodzaju:
6 3
„jestem ze stolicy, warszawianką od pokoleń”, ani poczucie niższości,
zawstydzenie, bo „urodziłam się i wychowałam w gminie Witki
Dolne”, nie zrodziło się samo. Ktoś zasiał je później, a ono kiełkowało
i wzrastało podlewane przez rozmaite uwagi, obserwacje, opinie,
szepty i żarciki. Maluchowi w kołysce jest doskonale obojętne, gdzie
się urodził, ale już jako małe dziecko słyszy: „tu u nas wrony zawracają,
psy szczekają drugą stroną” albo „nic nigdy tu nie było i już nie
będzie. To miasto na wymarciu”. Potem dojeżdża do szkoły w mieście
i koledzy nazwą go „wieśniakiem”. Albo pęka z dumy, bo wychowuje
się w zabytkowym mieście z tradycjami – też to usłyszał w którymś
momencie życia – i chociaż w żaden sposób nie przyłożył ręki do
chwały miasta, grzeje się w jego blasku. Takie dziedzictwo oczywiście
nie pozostaje obojętne na ludzki los, postrzeganie siebie i świata, a na
pewno na samopoczucie.
U mnie wyglądało to tak:Pochodzę z małego miasteczka. Urodziłam się w Zambrowie, ale
wychowałam w Łapach. Oba podlaskie miasta, kilkunastotysięczne,
z punktu widzenia większych ośrodków jak Białystok, nie mówiąc
o Warszawie – to prowincja. Jednakże z punktu widzenia okolicznych
wsi – to małe stolice swoich regionów, miejscowości o wyższym
statusie niż Łupianka Stara albo Zawyki. Dziś po latach, kiedy
rozmawiam z rówieśnikami i patrzę wstecz, dokładnie to widzę: dla
mieszkańców wiosek byłam dziewczyną z miasta, kimś „lepszym”
z tego tylko tytułu. Dla ludzi w Warszawy – dziewczyną z zabitej
6 4
deskami prowincji, bez ogłady, jaką daje wielkomiejskie wychowanie.
I nie jest ważne, jak oni to postrzegali – jest ważne, co odczuwałam
ja. W akademiku w Warszawie, na pierwszym roku studiów, ludzie
poznawali się ze sobą, zawiązywali znajomości nieraz na całe
życie. Pytanie: „a ty skąd jesteś, skąd przyjechałeś?” – było na
porządku dziennym, trzeba było mieć przygotowaną odpowiedź.
Ostatecznie wszyscy byliśmy przyjezdni, ale jedni przyjechali
studiować w stolicy z Łodzi, Częstochowy, inni – jak ja z Łap, Siedlec,
Wysokiego Mazowieckiego i podobnych miasteczek. Moja sytuacja
skomplikowała się dodatkowo: rodzice przenieśli się na wieś i nawet
odpowiedź: jestem z Łap, takiego miasta pod Białymstokiem, znanego
z cukrowni i zakładów kolejowych, nie do końca zgadzała się z faktami.
Prawda była okrutna, jeśli popatrzeć na zameldowanie, byłam ze wsi,
z małej wioski, nawet nie kościelnej. Usiłowałam tę mało komfortową
sytuację zamienić na interesującą. Mówiłam: „Skąd jestem? To nie
takie proste, musisz wyobrazić sobie kulę ziemską, Europę, a potem
Polskę i Białostocczyznę. I maleńki punkt nad Narwią, o nazwie
nieznanej nikomu. I ja stamtąd właśnie pochodzę. Niezwykłe,
prawda”. Gdy wydawało mi się, że atmosfera jest już dostatecznie
romantyczna, dodawałam: „Na pewno nie słyszałeś nazwy miasteczka
Łapy”. Z reguły owszem, każdy słyszał albo czytał, nazwa miasta
widniała jak byk ze swoim niebieskim herbem z podkową na
każdej kilogramowej paczce cukru w Polsce, bo w Łapach działała
jedna z największych w kraju socjalistycznych cukrowni. Tak czy
inaczej lepiej być kojarzoną z paczką cukru niż z jakimś wiejskim
6 5
niebytem, drewnianą stodołą i chlewikami. Wychowałam się w końcu
w miasteczku, małym, ale z Urzędem Miasta, Domem Partii, dwoma
kościołami i szpitalem! Dzisiaj widzę, że w ten sposób walczyłam
z kompleksem, bo byłam z małego miasta, a to według mnie źle
brzmiało w wielkomiejskiej Warszawie. Czemu źle? Bo słyszałam
utyskiwania niechętne prowincji, o ciasnych horyzontach, że nic
tu się nie dzieje, że plotki i wścibstwo. Nic tylko wyjeżdżać. Bo nie
kształtowały mnie przy dorastaniu teatry, muzea, nie znałam świateł
na przejściach dla pieszych i gubiłam się w tramwajach… Prosta droga
do kompleksów. Wiele sił kosztowało mnie, by swobodnie zabierać
głos na zajęciach i za każdym razem, gdy moja wypowiedź okazywała
się słuszna, nie mogłam wyjść ze zdumienia. Krytyczna uwaga kolegi
w akademiku na temat mojej bluzki – łączki uszytej własnoręcznie na
maszynie matki, zabolała mnie tak bardzo, że pamiętam to do dziś.
Nie kilka, a kilka dziesiątków lat trwało, zanim zupełnie zrzuciłam
z siebie ten głupi wstyd, że pochodzę z prowincji, a nawet zaczęłam
być z tego dumna i zadowolona. „Lepiej być pierwszym na prowincji
niż ostatnim w stolicy” – sparafrazował Cezara pewien mój znajomy
w Łapach. Pocieszające czy przeciwnie? Właściwie to okropne zdanie.
Bo nie ma „lepiej” – tu czy tu, chodzi o to, gdzie jest dobrze. Teraz,
kiedy dobrze mi w małej wiosce na Podlasiu, na pytanie skąd jestem
albo kiedy przedstawiam się przez telefon, i mówię pewnie: „Dzwonię
ze Strękowej Góry”. I tak tylko myślę – żeby nie przegiąć w drugą
stronę. Staram się wyrzucić z tonacji ten mały cień lekceważenia dla
ludzi z miasta, z krainy smogu, biegu i anonimowości.
6 6
Zadanie
Rozwiń zdanie:
Pochodzę z region/
urodziłem się w /miejscowość/
dzielnica/ np. z Podlasia, z Tykocina.
Miejsce to kojarzy mi się przestrzennie z
np. zabytkowym kościołem, pomnikiem Stefana Czarneckiego, ruina-
mi zamku, starą synagogą, pogromem Żydów.
Budzi we mnie uczucie np. sentymentu,
zachwytu, lęku, niechęci.
Jeśli miałbym wybrać miejsce urodzenia, byłoby to
np. wyspa na Morzu Karaibskim.
I tę ostatnią odpowiedź gruntownie przemyśl. Co dałoby ci to wy-
brane miejsce, a czego nie dostałeś od swojego? W marzeniu o tym,
gdzie mogliśmy się urodzić, ukrywa się jakaś życiowa tęsknota. Jeśli to
Karaiby, to może kryje się za nim potrzeba poznania jakiejś nieznanej
kultury, elementu egzotyki w życiu? Warto dążyć do jej spełnienia.
6 7
ROZDZIAŁ 4
Czas w rodzinieNic dwa razy się nie zdarza? Owszem, czas linearny,
do którego jesteśmy przyzwyczajeni, nie daje szans powtórek ani powrotów tego, co przeminęło z wiatrem. Ale nasze zwykłe doświadczenie dowodzi, że co roku
powraca wiosna. I że w rodzinach historia kołem się toczy.
Rzeczy wydarzają się „gdzieś”, ale i „kiedyś”. Wydaje się, że mamy do
dyspozycji tylko własny czas. To, co było, nie wróci, a na zdarzenia
minione wpływu nie mamy. Ale jeśli na swoje drzewo genealogiczne
„nałożymy” informacje dotyczące czasu zdarzeń – czyli kluczowe
daty, które miały znaczenie w naszej rodzinie, okaże się, że pewne
istotne zdarzenia, rocznice, wypadki, zgony, narodziny, wyjazdy
pojawiają się w podobnych pasmach czasu. Anne Schützenberger
nazywa to „syndromem daty” i z tym terminem spotkałam się po
raz pierwszy w jej publikacjach5. Ale już wcześniej wiedziałam
i pisałam, że w mojej rodzinie październik to ważna pora roku
narodzin i śmierci, więc egzystencjalnych pożegnań i powitań. Marzec
jest miesiącem zaskakujących ciosów losu, po których trudno się
podnieść. Sierpień przynosi wyzwania i wysokie progi do przebycia,
5 Ibidem.
6 9
nie raz oznaczał przeprowadzki i przełomowe zmiany. Daty urodzin
członków rodziny zbiegają się albo nawet nakładają. Oczywiście, kiedy
rodzina jest liczna, a rok ma tylko 12 miesięcy, pewne daty muszą
się powtarzać, a zdarzenia występować blisko siebie, czasem jednak
myślę, że zbyt dużo skumulowanych w podobnym czasie wydarzeń
to nie przypadek. Wyjaśnieniem może być wspomniana już ukryta
lojalność z przodkami, która działa w podświadomości i kieruje
ludzi ku podobnemu losowi. Wówczas zdarza się, że w tym samym
roku życia syn, wnuk lub prawnuk przeżywają podobne choroby lub
traumy. W jednej z rodzin, której dzieje poznałam, pisząc Gospodę
pod Bocianem, kobiety z kolejnych pokoleń dotyka poważna choroba
stawów – Martę podobnie jak jej matkę i babcię. Ta choroba ma
etiologię genetyczną, więc może nie byłoby w tym nic dziwnego,
gdyby nie to, że silny atak nastąpił we wszystkich trzech przypadkach
w 55. roku życia i miał identyczny przebieg i skutek dotyczący
trybu życia: aktywne zawodowo i rodzinnie kobiety nagle zostały
odcięte przez kalectwo od możliwości pracy, a nawet zwyczajnego
funkcjonowania. Wszystkie trzy były też ze sobą bardzo związane
emocjonalnie: czyżby więc zadziałała ukryta lojalność?
W określonym roku życiaW innym przypadku, podczas wywiadu poznałam kolejną dziwną
historię kobiet. W rodzinie mojej rozmówczyni babka zmarła
w 32. roku życia, tragiczną śmiercią. Mieszkała w majątku na Kresach.
Przechodziła z dzieckiem na ręku przez podwórze, na którym pracowała
7 0
młockarnia. Nieszczęśliwie podeszła zbyt blisko, jej suknia wkręciła się
w maszynę. W ułamku sekundy zrozumiała, że to koniec, zdążyła tylko
z całych sił odrzucić od siebie dziecko. Zginęła, a wszystko stało się na
oczach starszej córeczki, która w wieku 32 lat, w zaawansowanej ciąży,
spadła z drabiny. Pomoc sprowadziła jej starsza córka, tym razem udało
się uratować i matkę, i dziecko, lecz konieczna była operacja i długa
rekonwalescencja. Starsza córka, kiedy miała 32 lata, już jako matka
dwóch córek, doznała perforacji wrzodu żołądka i nie uratowano by jej,
gdyby nie pogotowie ściągnięte przez starszą dziewczynkę. Ta dorastała
bez świadomości rodzinnych obciążeń, a jednak w fatalnym 32. roku
życia zapadła na bardzo poważną chorobę kręgosłupa. 32 lata – wiek,
w którym ich prababka w dramatycznych okolicznościach straciła życie,
był dla wszystkich kobiet w tej linii niebezpieczny. Anne Schützerberger
w Geneopsychologii w praktyce opisuje wiele podobnych zdarzeń,
przywołuje przypadki swoich pacjentów, którzy doświadczyli wypadku
lub choroby w tym samym wieku co ojciec i dziadek, śluby i rozwody
powtarzające się w podobnym wieku kobiet. Tłumaczy to zjawisko w ten
sposób, że jeśli zaistniało w rodzinie poczucie nieodżałowanej straty,
nieodbyta żałoba albo zadanie, które nie zostało ukończone, to „utknie”
ono w rodzinnej pamięci pokoleń. Ukryta lojalność powoduje, że ktoś
pragnie zadanie przodka dokończyć, i dopóki to się nie stanie, trauma,
ból będą powracać pod różnymi postaciami, w podobnym wieku,
w podobnym czasie.
Syndrom daty może wydawać się nieco fantastyczny, ale czemu
nie przyjrzeć się rodzinnemu kalendarzowi? Kiedy, nieco sceptycz-
7 1
nie nastawiona do takiej interpretacji czasu, zaczęłam sprawdzać, jak
to wygląda w mojej rodzinie, zauważyłam, że istnieje pewna zbież-
ność dotycząca dat narodzin. Zresztą zdarza się we wszystkich rodzi-
nach, a ujawnia przy żartobliwych rozmowach o znakach zodiaku, np.
„u nas wszyscy barany!” albo „moje dzieci wszystkie zimowe…”, znacie
to, prawda? My mamy linię skorpionów: mój ojciec urodził się na po-
czątku listopada, moja córka dwudziestego siódmego października,
wspomniana siostra mojej mamy Cezaryna, którą zastrzelił chory z za-
zdrości mąż, także na początku listopada, dokładnie szóstego. Nie po-
znałam jej, ale opisałam jej historię w książce i właśnie 6 listopada, w jej
85. urodziny odbył się mój pierwszy wieczór literacki. Czy niezamierzo-
ne ukazanie się jej w dzień urodzin osób, które żyły naprawdę i są ważny-
mi bohaterami tej powieści, nie staje się symbolicznym prezentem?
Moja mama zmarła 6 października, więc październik jest dla mnie
miesiącem największego pożegnania (matki) i powitania (pierwszego
dziecka – 27.10). Moja druga córka urodziła się 15 czerwca, dokładnie
w czterdzieste urodziny rodzonej siostry mojego męża. Data 15 czerw-
ca jest dla mnie przełomowa również w sferze interesów: podpisywa-
łam swoją pierwszą umowę o pracę, a także notarialną umowę sprze-
daży mieszkania, w którym mieszkałam z rodziną prawie 20 lat.
8 marca, poza tym, że jest Dniem Kobiet, w moim przypadku stał się
dniem ważnych zdarzeń: dokładnie 8 marca 1987 roku przyjechałam do
domu rodziców ze swoim narzeczonym, by poinformować ich, że zdecy-
dowaliśmy się na ślub i że jestem w ciąży. Dokładnie 30 lat później, także
8 marca w tym samym miejscu przy tym samym stole usiedli moja córka
7 2
i jej mąż: przyjechali z informacją, że spodziewają się dziecka. 8 marca
2011 roku nagle zmarł mój tata. W marcu także, chociaż już nie ósmego,
w roku 1959 miała miejsce rodzinna tragedia – śmierć trzydziestoletniej
Cezaryny. Marzec jest zatem także miesiącem wielkich strat, ale i do-
brych nowin, zupełnie jakby los rodziny dążył do rekompensat.
Maj wydawał mi się miesiącem bez rodzinnych emocji, dopóki nie
popatrzyłam na ten miesiąc z perspektywy mojej babki Kasi, mamy
ojca. 10 maja 1920 roku urodziła drugiego syna Witolda. 9 maja 1945
roku zginął pod Berlinem jej pierworodny syn, Ludwik. Wiele lat póź-
niej, dokładnie 10 maja cios uderzył w jej najmłodszego syna, który zo-
stał aresztowany i sprawa spreparowanego donosu zniszczyła mu ka-
rierę zawodową. 10 maja był więc datą ważną z perspektywy jej synów.
Zauważyłam też znaczącą rolę sierpnia w moim życiu. Kiedy patrzę
wstecz na granice między etapami życia, wiele z nich miało miejsce
w sierpniu. W sierpniu roku 1986 związałam się ze swoim mężem,
w sierpniu roku 1988 przeprowadziliśmy się do pierwszego własnego
mieszkania, w sierpniu wyprowadziliśmy się z Podlasia do Warszawy.
Etap życia w małym miasteczku zakończył mocno i symbolicznie po-
grzeb bardzo bliskiej nam osoby, który odbył się w Łapach 28 sierpnia
roku 1994, dwa dni później wyjechaliśmy stamtąd na zawsze, by za-
mieszkać pod stolicą. W sierpniu roku 1999 przeprowadziliśmy się do
samej Warszawy. W sierpniu 2008 roku podpisywaliśmy umowę za-
mykającą etap wydawnictwa, które prowadziliśmy z mężem od 15 lat.
Czemu akurat sierpień? Nomen omen – wszystkie te etapy związane
były już z moim mężem, a on ma urodziny w sierpniu.
7 3
Zadanie
Unaocznij sobie swój rodzinny syndrom czasu. Zaznacz na rysunku
gniazda daty urodzin i śmierci najbliższych. Wypisz daty ważnych
przełomowych decyzji lub spotkań, ślubów, przeprowadzek, zacho-
rowań lub wypadków, samobójstw, strat, jeśli zdarzyły się w rodzinie.
Sprawdź, na jakie miesiące przypadły twoje niepowodzenia, decyzje
życiowe, sukcesy. Zaobserwuj, co się dzieje w rodzinie: czy nie powta-
rzają się na przykład typy zdarzeń: pożary, wybuchy, rozwody? Być
może istnieje w tych zdarzeniach jakaś zbieżność – na przykład motyw
wody (powódź, utonięcie, zalane mieszkanie). Nanieś na drzewo także
daty ważnych umów, rozpoczęcia budowy domu, kupna lub sprzedaży
majątku. Czy znajdujesz zależności? Czy bywają pechowe? Jeśli tak,
warto zastanowić się, czy nie tkwi gdzieś w rodzinnej historii stara za-
dra. Może nieodbyta do końca żałoba, a może warto dokończyć jakieś
dzieło przodka. Gdzie szukać takiej wiedzy? Być może masz dostęp do
metryk i aktów zgonu, może sięgasz pamięcią do tych zdarzeń czy dys-
ponujesz skarbami, których nie doceniasz?
74
ROZDZIAŁ 5
Szepty albumów, iluzje pamiętników...
Innymi słowy: jak tego wszystkiego szukać? Techniki budowania rodzinnej historii są różne, ale zawsze
chodzi o to samo: o wiedzę lub legendę; co się właściwie wydarzyło, kto, kiedy i jak czegoś dokonał.
Każdy rocznik, który zaczynał pierwszą lekcję historii, musiał przez
to przejść – temat: źródła historyczne, klasyfikacja dokumentów,
materialne i niematerialne itd. Potwornie nudne, ale prawdziwe
i pożyteczne. Klasyfikacja nie jest może tak istotna jak umiejętność
szukania i interpretacji dokumentów, więc nie będziemy jej
przywoływać. Tropienie przeszłości rodzinnej nie bywa nudne, trochę
przypomina pracę detektywa, trochę nużący wysiłek cierpliwego skryby,
czasem przygody Indiany Jonesa. W tworzeniu swojego geneoskryptu
ważne będą nie tylko twarde dane. Opowieści i wspomnienia, nawet
niejasne i odkształcone też mają znaczenie. Niemniej, żeby ożyły lub
zbudowały się od nowa, trzeba sięgnąć do źródeł.
Geny Jaćwingów, czyli co we wsi gadająNajcenniejszym źródłem wiedzy o przeszłości są ludzie.
Jeśli w twojej rodzinie żyją seniorzy, osoby na przykład
7 5
osiemdziesięcioletnie, które pamiętają swoich rodziców, a może
dziadków, to masz w pobliżu skarbnicę wiedzy, rodzinne drzewo
wiadomości złego i dobrego. Nie tylko krewni, także sąsiedzi,
wszyscy „ci, którzy pamiętają”. Trzeba z nimi rozmawiać, nagry-
wać, zapisywać, a potem oczywiście przekazywać następnym
pokoleniom. Starsi ludzie są wspaniali, ich wybiórcze wspomnie-
nia są tym ciekawsze, że pokazują, co jest istotne, co kotwiczy
się w pamięci człowieka. Bywa, że zapomną imienia lub nazwy
miejsca, ale potrafią przywołać kolor stroju lub zapach potraw
degustowanych pół wieku temu. Ja bardzo lubię starszych ludzi
i wiele im zawdzięczam, dlatego z całego serca zadedykowałam
Gospodę pod Bocianem właśnie seniorom. Kiedy pisałam książkę
biograficzną o Aleksandrze Piłsudskiej, rozmawiałam z osobami
pamiętającymi i wspominającymi przedwojenne gimnazja, czas
września, powstania warszawskiego. Pamięć ludzka działa
zaskakująco, utrwala detal, strój człowieka, klimat spotkania,
humor, odczucie, nawet jeśli daty umknęły pamięci. Kiedy pisałam
powieść o swojej rodzinie, korzystałam z zapisków mamy, ona
natomiast zanotowała opowieści swoich ciotek i sąsiadek, starszych
osób ze wsi nad Narwią. Jaka szkoda, że nie zapisała więcej!
Że nie zdążyłam wypytać o dawne dzieje stryjenki Wincenty,
która przeżyła sto lat, nie ruszając się ze swojej wioski. Stryjenka
pamiętała rosyjskie wojska przejeżdżające przez wieś, budowę
carskiej drogi, przy której pracowali tutejsi chłopi, a za najmniejsze
podejrzenie kradzieży wieszano ich przy budowanym trakcie.
76
Pamiętała szubienice i wisielców, przeżyła dwie wojny, socjalizm,
pierwsze murowane domy, schyłek epoki strzech, pożary i powodzie.
Snuła podobno jeszcze dawniejsze opowieści, bo pochodziła
z rodziny kobiet długowiecznych i jej babka z kolei pamiętała
przemarsz wojsk Napoleona i budowę żydowskiej karczmy na
rozstaju dróg. Początków samej wsi oczywiście nie pamięta nikt,
ale wieść niesie, że na wzniesieniu łąki nad rzeką była przed wielu
stuleciami osada Słowian. Jest tu tak zwane Uroczysko i Żal, co
podobno potwierdza słowiańskie korzenie miejscowości. „Wszyscy
tutaj możemy być potomkami Jaćwingów” – gadała Wincenta, bo
podobno „za pogańskich czasów” wpływali tu Narwią Jaćwingowie.
Wizyty ich należały z pewnością do dramatycznych, bowiem
łupili, zabijali mężczyzn i gwałcili kobiety. Być może późniejsi
potomkowie spokojnych Słowian ze zdziwieniem odkrywali
w sobie cząstkę tęsknoty za wojażami i podbojem? Pragnienie
bezpieczeństwa, spokojnego rolniczego życia w osadzie zderzało
się w ich duszy z wojowniczą naturą Jaćwingów. Wszystko minęło,
ale nie legenda. Tereny noszące stare nazwy też pozostały. Dzisiaj
Słowiańska Górka znajduje się na mojej łące, a kiedy idę z psami
na spacer, wchodzę na nią i myślę sobie, że może ponad tysiąc lat
temu stawała w tym miejscu jasnowłosa Słowianka i patrzyła na
prawie taki sam widok… rzeka płynęła nieco inaczej, lasy otaczały
osadę bliżej, ale właściwie widok był ten sam. Przynajmniej według
starych, niesprawdzonych opowieści – bo zapisu o tym plemieniu
nigdzie nie ma.
7 7
W PODRÓŻY PO SWOJĄ TOŻSAMOŚĆ WARTO DOCENIĆ OBRAZY, KTÓRE UTRWALIŁY SIĘ NAM
W GŁOWIE, NAWET JEŚLI NIE SĄ UDOKUMENTOWANE CZY POTWIERDZONE HISTORYCZNIE. RZETELNOŚĆ
ARCHIWISTY MOŻE CZASEM USTĄPIĆ ANALIZOM PSYCHOANALITYKA, BO NA NASZE ŻYCIE DZIAŁA
BARDZIEJ TO, CO NOSIMY W DUSZY, NIŻ TO, CO ZDARZYŁO SIĘ NAPRAWDĘ.
Prawda metryki, iluzja dziennikaAle oczywiście słowo pisane to następne źródło doskonałe. Wszelkie
dokumenty: metryki, akty notarialne, mapy, choćby to był rysunek
odręcznie wykonany przez pradziadka, i niekoniecznie plan dotarcia
do zakopanego garnka z monetami, tylko na przykład projekt obórki.
Metryki znajdziemy w parafiach i urzędach stanu cywilnego. Akty
własności w urzędach gminnych lub miejskich – te pozwalają dotrzeć
do wiedzy, kiedy na przykład nasz protoplasta nabył ziemię czy
dom i dlaczego się znalazł w okolicy. Okoliczne muzea zajmują się
często archiwizowaniem ciekawych dokumentów, warto się z nimi
skontaktować. Akty urodzin i śmierci, zawieranych małżeństw, umowy
sprzedaży ziemi pomagają ustalić imiona i dokładny wiek członków
rodziny, zgon, czasem przyczynę śmierci. W starych szufladach kryją
się legitymacje, świadectwa, dyplomy i odznaczenia. W poszukiwaniu
wiedzy o przodkach można zajrzeć do ksiąg wieczystych domów,
7 8
archiwów uczelni lub zakładów pracy naszych dziadków. To ważne
źródła, chociaż nie tak ciekawe jak listy i pamiętniki, a z późniejszych
czasów albumy z fotografiami. To dopiero gratka trafić na
korespondencję prababki albo chociaż gospodarskie zapiski w starych
kalendarzach. Moimi ukochanymi są zabawne notatki o tym, że
„czerwona krowa bydłowała 12 maja 1963 roku” (ludziom miasta
wyjaśniam – bydłowała, czyli spotkała byka i w odpowiednim czasie
będą cielaczki), to także notatki na marginesach starego modlitewnika
babki, która jako młoda kobieta zapisywała tam sobie przepisy albo
pomysły gospodarskie w rodzaju „wyprać płótna w ługu”, „ogórki
przed kiszeniem zalać na noc zimną wodą dla jędrności”… Komplet
przedwojennych pocztówek, których adresatki flirtowały sto lat
temu zupełnie tak samo jak dzisiaj dziewczyny na internetowych
komunikatorach, tylko na odpowiedź czekało się tygodnie, a nie kilka
minut.... Ostatni list brata mojego taty Lutka, który nie wrócił z wojny,
a pisał do rodziny, jakby tknięty przeczuciem, w przeddzień śmierci. No
i pamiętniki! Wspomnienia, zapiski, dzienniki zapisane przez kogoś, kto
był, widział, utrwalił na papierze. Jeśli macie takie skarby, korzystajcie
z nich pełnymi garściami. Mała przestroga: ufajcie im tylko w pewnym
stopniu, ze świadomością, że pamiętnik to wycinek rzeczywistości
widziany oczami danej osoby. Czasami ważniejsze w nich są odczucia,
nastroje i interpretacje niż same fakty, chociaż wyobraźnia nie
dostarczyłaby nikomu tej wiedzy co zapisane wspomnienie. Pamiętniki,
właściwie kilka zeszytów wspomnień mojej mamy dały mi taką wiedzę.
Dzięki nim mogłam zarysować w swoich książkach obraz początku
7 9
XX wieku na podlaskiej wsi. Przycupnięte nad rzeką chałupy, pełen
kwiatów ogród prababki Kamili, płomienie trzaskające w piecu
w mroźne zimy – nie wymyśliłabym tego, lecz zaczerpnęłam z jej
wspomnień, z pełną świadomością, że mogły być wyidealizowane, jak to
obrazy dzieciństwa. Historia z odnalezionymi zupełnym przypadkiem
wśród szpargałów przeznaczonych do spalenia dalszymi częściami –
jest prawdziwa. Te zeszyty i zdjęcia stały się inspiracją do odgrzebania
kolejnej historii rodzinnej i do następnej książki.
PRZY POWIEŚCIACH BIOGRAFICZNYCH PAMIĘTNIKI GŁÓWNEGO BOHATERA TO ŹRÓDŁO BEZCENNE, ALE NIE TYLKO ZE WZGLĘDU NA PODANE FAKTY,
BO FAKTY I TAK TRZEBA SPRAWDZAĆ. SŁOWO PISANE ZDRADZA DUSZĘ AUTORA,
POZWALA WEJŚĆ W JEGO ŚWIAT – OCEN I POSTRZEGANIA RZECZY.
Sformułowania, emocje ukryte między wierszami więcej mówią o tym,
kto to pisał, niż deklaracje bezpośrednie, bo przecież nikt, kto pisze
o sobie, nie pisze wszystkiego. Te „podskórne” przekazy mówią coś
tylko do nas, a czasem o coś proszą… Wspomnienia to odkrywanie
tajemnicy o sobie – miejcie to na uwadze, korzystając z pamiętników
przodków i … pisząc własne…
8 0
Sekrety starych albumówNa drodze poszukiwań tożsamości rodzinnej bezcennymi
drogowskazami są oczywiście dawne fotografie i listy. Również
wszelkie pamiątki: przedmioty, pocztówki – to nie tylko źródła wiedzy
o rodzinie, ale też materiał przydatny w tworzeniu opisywanych
światów, pożywka dla wyobraźni. Drobiazgi odziedziczone po
przodkach pamiętają energię, która towarzyszyła ich użytkowaniu
lub powstawaniu. Medalik, który dziadek wykuł na Syberii z monety
i darował wnukowi, to jakby mała wiązka emocji: siły przetrwania,
wiary, tęsknoty za domem. Srebrna puderniczka ciotki, lusterko, które
pamięta jeszcze odbicie jej młodej twarzy. Laska ozdobiona rzeźbą
z kości słoniowej, głową rycerza z odkrytą przyłbicą. Należała do
nieznanego mi przodka – kiedyś grzało ją ciepło jego ręki, dziś można
tylko wyobrażać sobie jego siłę – ktoś taki zapewne energicznym
krokiem przemierzał swoje gospodarstwo, nic nie umknęło jego
uwadze i pewnie na każde pytanie miał odpowiedź. Przedmioty zawsze
coś mówią, coś znaczą, nawet jeśli osnute mgłą tajemnicy po prostu
pobudzają wyobraźnię, podobnie jak stare widokówki z życzeniami,
z grzecznościowymi pozdrowieniami i ukrytymi emocjami.
PocztówkiMam w swoich zbiorach ponad stuletnie pocztówki. Staruszki dobrze
się trzymają, pożółkły trochę co prawda, ale zdania pisane dobrym
atramentem wciąż można odczytać, uczucia przesyłane z zaboru
rosyjskiego do innej guberni, nieśmiałe zapytania o zdrowie i skromne
8 1
wyznania miłości z nadzieją na wzajemność. Niektóre adresowane
jeszcze cyrylicą, grzeczne, pełne szacunku dla odbiorcy. Jak zwykle
najwięcej prawd w postscriptum, a to nadzieja na spotkanie, a to
wyrzuty, że panna milczy, czy rodzice zakazali korespondencji?
Niektórych adresatów i nadawców znam z opowiadań, wiem, jak
potoczyły się ich losy, o innych nie słyszałam nigdy i nie wiem, skąd
wzięły się ich karty korespondencyjne właśnie wśród naszych rodzin-
nych pamiątek. Choćby kilkanaście pocztówek z różnych lat pisanych
do niejakiej Zdany M. Wiem tyle, że Zdana to Danuta, uczyła się na
pensji w Częstochowie, potem studiowała medycynę, musiała wyjść
za mąż i zamieszkać w Warszawie, bo następne pocztówki, kreślone
dziecięcą ręką już w Polsce międzywojennej, adresowane są na: „Nowy
Świat, ulicę Św-Krzyską 13”. Zdana ma już inne nazwisko, występuje
jako pani doktor. Podziękowanie małej pacjentki zdradza, że Danusia
obrała specjalizację lekarza dziecięcego… mam nadzieję, że dowiem
się o niej więcej i kiedyś opiszę jej historię, zaznaczoną zaledwie na re-
wersach kart.
Pocztówki mają także awersy – na nich widnieją budynki, kwiaty,
krajobrazy, ludzie na łódkach, roześmiane kobiety i zafascynowani
nimi mężczyźni… Inna kategoria to ślubne, komunijne, okolicznościo-
we. Uchwycone minione chwile budzą nostalgię, refleksje o kolejach
życia, które historia potrafi zmienić nieprzewidywalnie… Wśród zbio-
rów kilka zdjęć stylizowanych na pocztówki: zamarznięta na łąkach
rzeka z podpisem „Narew, rok 42, wojna”. Co można dodać? Inna: fo-
tografia starego zajazdu na rozstaju dróg, która stała się moją inspira-
8 2
cją do książki Gospoda pod Bocianem. Ta opowieść o pewnej rodzinie
pokazuje, jak niespłacone długi i emocjonalne, i finansowe wracają do
następnych pokoleń. I że nie można zaznać spokoju, dopóki nie znajdą
się zaginione elementy puzzli, tworzących obraz rodziny, rozwiązania
starych zagadek. Choćby odpowiedź na pytanie, jak właściwie zakoń-
czył życie dziadek? Nikt nie wie, a tajemnica, ów palący, niewyjaśnio-
ny fragment historii, niepokoi, wpływa na potomków, parzy jak gorący
kartofel przerzucany z rąk do rąk.
Pocztówki poukładane w szufladzie pochodzą również z lat później-
szych. Jak migawki historii: tu Zamek Królewski w budowie (cegieł-
ka 10 złotych), tam Pałac Kultury i Nauki... Teraz widzę je trochę jak
przystanki na szlaku własnego życiorysu. Pocztówki z obozów i waka-
cyjnych wyjazdów. Pocztówki od koleżanek, od krewnych i znajomych
rodziców. Nie wspomnę o świątecznych z życzeniami, tych cała gro-
mada zaświadcza o zmianie obyczajów na przestrzeni dziesięcioleci.
Nie ma już kart świątecznych, są życzenia w sms-ach. Nie ma prawie
widokówek znad morza, są mms-y i zdjęcia na FB. Jeśli jednak macie
w rodzinnych szpargałach dawne pocztówki, to przeczytajcie je jesz-
cze raz, popatrzcie na daty, niech ożyją wspomnienia dotyczące osób,
które pisały pozdrowienia i zamykały w kilku zdaniach czasem bardzo
silne emocje i tęsknoty.
Albumy Albumy i książki towarzyszyły mi od dziecka. Przeprowadzaliśmy się
często, każde kolejne mieszkanie było trochę większe, ale w każdym
8 3
sporą część półek i ścian zajmowały właśnie one: książki, klasery
ze znaczkami i albumy. Książki i klasery odegrały oczywiście swoją
rolę w kształtowaniu mojej wyobraźni, pewnie popchnęły mnie do
pisarskiego zawodu, ale albumy i fotografie pierwsze wzbudziły
ciekawość przeszłości i osób z rodziny, kusiły, by dopatrywać się
podobieństw, zadawać pytania. Moje rodzinne albumy bardzo mi
pomogły – nie tylko w pracy, w poszukiwaniach wiedzy o rodzinie,
także w życiu. Odkąd pamiętam, stoją na półce trzy. Jeden z nich bardzo
stary: w drewnianych okładkach, z klamerkami i ryciną nagiej pani,
leżącej sobie na brzuchu, z brodą opartą na dłoniach, tak że można
było z całej jej nagości podziwiać kształtne pośladki i zarys piersi.
W skromnych latach 70. zarówno dla mnie, jak i dla moich szkolnych
kolegów była to bardzo intrygująca okładka. Później odkryłam, że to ma
być Wenus, jakaś domorosła reprodukcja imitująca drzeworyt. Album
zawierał duże czarno-białe zdjęcia, dość współczesne: portrety mamy
w wielu ujęciach, moje portrety: tzw. zdjęcia „szczerbate”, sześcioletniej
osoby w warkoczykach, białym kołnierzyku i szkolnym fartuszku,
bez przednich jedynek, mimo to uśmiechniętej. Ja jako dziewczynka:
pod choinką, ja na fotelu z dwunastoma miśkami, ja z przyjaciółką
Jolą i rudym kotem. Jakaś pani w plecionym koku odsłaniająca jedno
ramię, do dziś nie wiem kto to, ale ukształtowała moje wyobrażenie
pięknej kobiety z lat 70. W końcu duże portretowe zdjęcie ciotki
Cezaryny, wyglądającej zza altany z kwiatami. Myślę, że ta fotografia
skierowała myśl dziewczynki, jaką wówczas byłam, ku rodzinnym
historiom. Ciotka Cezaryna była bardzo ładna i młoda. Jej tragiczną
8 4
historię poznałam później, wtedy mama powiedziała mi tylko, że to jej
siostra, nieżyjąca od wielu lat. I dodała: kochałaby cię bardzo i pewnie
niemożliwie rozpuszczała. Natychmiast pożałowałam, że ciotka nie żyje,
i zapragnęłam dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Nic z tego, mama nie
chciała mówić, a ja po raz pierwszy poczułam smak rodzinnej tajemnicy,
a także – nie wiem czemu – jakąś więź z nieznaną siostrą mamy. Portret
wielkookiej ciotki Cezaryny był najfajniejszym zdjęciem w tym albumie.
Okładka drugiego nie miała już w sobie żadnej pikanterii, tylko ry-
sunek motyla wyciśniętego w płótnie, za to zdjęcia w środku miała
bardziej uporządkowane i starsze. Niektóre bardzo stare, z początku
wieku XX. Mój ojciec lubił ten album i wiedział, kto jest kim: „to moja
mama – pokazywał – ta dziewczyna z czarnym warkoczem przerzu-
conym przez ramię, jeszcze przed ślubem ho, ho, to może być i 1918
rok! A to już dziadek w mundurze, moi dwaj bracia, a ten mały smyk
w kołnierzyku Słowackiego to ja”. Kołnierzyk Słowackiego nic mi nie
mówił. Na kolejnych zdjęciach bracia rośli, babka stawała się coraz
pełniejsza, dziadek starzał się, ale na każdym, obowiązkowo, musiał
towarzyszyć tej rodzinie jakiś zwierzak, najczęściej pies, ale także koty,
ptaki, a na kilku koń. Te zdjęcia po latach okazały się bezcennymi skar-
bami. Nie tylko dlatego, że postanowiłam opisać historie tych ludzi, ale
również dlatego, że byli moją przeszłością, moim zakotwiczeniem we
wszechświecie, jakąś cząstką mnie samej. Mogłam zobaczyć swoich
przodków! Rozumiałam, dlaczego w domu zawsze były psy, a czasa-
mi kot, ptak albo króliki. Oto mijały lata, rosłam, poznawałam historie
tych osób, dostawałam pamiątki po nich, dociekałam prawd, ale nie
8 5
udało mi się całkowicie zaspokoić ciekawości. Album z motylem stał
się też zbiorem pytań bez odpowiedzi.
Trzeci album z okładką z jakiegoś niebieskiego plastiku kiedyś pełen
był zdjęć z podróży. Ostatnio znalazłam ów album pusty, pełen czarnych
kartonowych stron z kącikami na fotografie. Czy pusty album to smutny
widok? I tak, i nie, jak ze szklanką do połowy pełną, jeden widzi w niej
już tylko brak, inny jeszcze potencjał. To nie tylko brak wspomnień,
ale także miejsce na nowe pokolenia. Pozostawiłam go takim, mimo że
zdjęcia nie mieszczą się w pozostałych albumach i pudełkach, te wyko-
nane już elektronicznie i te tradycyjne, wciąż rozrzucone w szufladach,
domagają się uporządkowania. Kiedyś to zrobię, na pewno. Ten jednak,
jak kolejna książka, czeka na zapełnienie wizerunkiem następnych ludzi.
UPORZĄDKOWANIE I PODPISANIE ZDJĘĆ MOŻE „POSPRZĄTAĆ” JAKIŚ ZAPOMNIANY
BAŁAGAN W RODZINIE, PRZYPOMNIEĆ I UZNAĆ NIEDOCENIONYCH KREWNYCH. FOTOGRAFIE
BYWAJĄ WSKAZÓWKAMI SEKRETÓW, KTÓRE WARTO ODKRYĆ. ZDARZYĆ SIĘ MOŻE, ŻE OSOBY NIEZNANE BĘDĄ PATRZEĆ NA CIEBIE ZE ZDJĘCIA I POCZUJESZ,
ŻE TWOIM OBOWIĄZKIEM JEST ODGADNĄĆ, KIM SĄ, JAK SIĘ NAZYWAŁY I JAKĄ ROLĘ
ODEGRAŁY W RODZINIE.
8 6
Wszystkim, którzy sięgają po historię swojej rodziny, proponuję zacząć
od fotografii: uporządkujcie je, opiszcie osoby i znane historie. Wyzwań
i inspiracji będzie mnóstwo, bo zdjęcia nie mówią wszystkiego: kim byli
ci ludzie, często wiemy, ale jacy byli, czy mieli poczucie humoru, ładny
głos, jakiś talent? Jak potoczyły się ich losy, czy mieli dzieci, szczęśliwe
życie do późnej starości, czy przeciwnie, zmarli młodo? Podpisane foto-
grafie i miejsce w albumie są symbolicznym przywróceniem porządku
w dziejach, przyznaje tym ludziom potrzebną chwilę uwagi.
Zadanie
Jeszcze raz obejrzyj zdjęcia z dzieciństwa. Wybierz to, które lubisz
najbardziej. W wyobraźni przytul mocno do serca to dziecko, którym
jesteś na fotografii, powiedz mu, że je kochasz, że nie pozwolisz zro-
bić mu nic złego. To dziecko ciągle jest w tobie, jeśli się nim zaopieku-
jesz, będzie bardzo silne. Jeśli ty je akceptujesz i szanujesz, inni tak-
że to uczynią. Wyjdziesz z tego spotkania z nową energią. Możesz ją
wzmocnić, eksponując na widocznym miejscu tę fotografię, albo taką,
na której jesteś z bliskimi ludźmi, na przykład z rodzicami. Ja mam ta-
kie zdjęcie i trzymam je w widocznym miejscu. Rodzice moi nie żyją od
lat, ale siła, którą mi przekazują, nie przeminęła.
Przykład Anny Na jednej z dawnych fotografii w albumie Anny uwieczniono niezna-
nego mężczyznę. Pan w prochowcu i kapeluszu, wysoki, w półobrocie
w bramie, z ręką uniesioną jak do pożegnania. Przystojny brunet bez
8 7
uśmiechu, wyraziste oczy, czoło wysokie, odkryte, bo włosy zgodnie
z modą końca lat 60. zaczesane do góry. Kim mógł być?
Nikt nie wiedział. Anna dojrzała do zainteresowania się historiami
rodzinnymi dopiero około czterdziestki. Wcześniej zdjęcia ją nudzi-
ły, zapamiętała jednak, że na pytanie, kim jest ów mężczyzna, babcia
Wanda powiedziała: „nikt ważny” i szybko zmieniła temat. Kiedy po
latach Anna powróciła do porządkowania albumu, nie było już babci,
by ją dopytać, matka nie miała pojęcia, kim jest ów człowiek, wiązała
go jedynie z przeszłością swojej matki.
– I dlatego trzeba podpisywać zdjęcia! – burczała Anna, oburzona
bałaganiarstwem swoich przodkiń. Przechodziła kryzys czterdzie-
stolatki, która pragnie wszystko uporządkować: życie, szafy i szuflady.
Ktoś słusznie podpowiedział jej, że warto zacząć od przeszłości. Pedan-
tyczna, ułożyła fotografie w albumy, albumy w rzędy na półkach, i sys-
tematycznie podpisywała osoby i miejsca. Ostatni album pokazała mi
z westchnieniem, dokumentował porażki minionego dwudziestolecia:
nieudane małżeństwo, kilka miejsc pracy, kilka mieszkań, z których
żadnego nie lubiła. Szyld własnej księgarni nie zdradzał jeszcze, że był
to pomył nietrafiony, w małym mieście nie mógł się udać. Uśmiechnięte
twarze na zdjęciu z córką nie zapowiadały żalu i tęsknoty za jedynacz-
ką, która wybrała życie za granicą. Anna zamknęła album, odstawi-
ła na półkę i zapytała: co dalej? Była teraz samotną kobietą, niestarą,
niebrzydką, ale też nie młodą i skazaną na pracę w księgowości cudzej
firmy, wśród cyfr i towarów, które były jej całkowicie obojętne. A jednak
album miał jeszcze kilka pustych stronic, gotowych do zapełnienia.
8 8
Znam Annę od dawna. Przy oglądaniu albumów przyszło mi do gło-
wy, że tak wiele jest pożegnań w historii jej rodziny. Pożegnanie męża,
bo rozwód, pożegnanie córki, bo emigracja, ojca, który zmarł nagle
i za szybko, miał ledwie pięćdziesiąt sześć lat. Szereg pożegnań jakby
symbolicznie otwierała fotografia tego nieznanego faceta w kapeluszu,
z pożegnalnym gestem, w furtce nieznanego domu. Anna umieściła tę
fotografię na pierwszej stronie albumu, przypadkiem albo może pod-
świadomie nadając wagę nieznanemu bohaterowi.
– Wiesz co? – powiedziałam. – Warto byłoby go zidentyfikować.
Może jest ważniejszy, niż myślimy? Może ktoś bliski, wyrzucony poza
nawias rodziny? Wykluczenie jednego członka rodziny powoduje, że
innym trudno odnaleźć spokój w życiu.
– Ale co ja mam z tym wspólnego? – oburzyła się Anna. A jednak
wzięła się za poszukiwania, z właściwą sobie systematycznością
i uporem, z zacięciem detektywa. Co wiedziała? Mężczyzna na zdję-
ciu miał około dwudziestu kilku lat. Jego strój i maniera fotografii
wskazują na lata 60., więc urodził się pewnie w latach 30., może na
początku 40. – więc mógł być rówieśnikiem dziadków. Anna rozpo-
znała budynek za jego plecami – znała tę furtkę doskonale, ta furtka
prowadziła do ogrodu babci Wandy na wsi, mężczyzna musiał pa-
trzeć na dom, żegnać kogoś, kto stał na ganku. Kim był? Może tylko
znajomym, przypadkowym gościem? W latach 60. dziadkowie Anny
byli jeszcze młodzi, aktywni, babcia właśnie skończyła Studium Pe-
dagogiczne i uczyła w szkole, wydaje się, że wtedy poznała dziadka,
który pracował w Gminie, a mama Anny urodziła się w roku ich ślubu
8 9
– 1958. Ten gość w kapeluszu nie pasował do układanki. Anna posta-
nowiła pojechać do rodzinnej wsi i popytać sąsiadów, zwłaszcza pa-
nią Stasię – szkolną przyjaciółkę babci.
Pani Stasia patrzyła to na zdjęcie, to na Annę, nieufnie, jakby
z niechęcią.
– A po co ci to wiedzieć, dziecko? – zapytała. – To już tyle lat… Zresz-
tą nie wiem kto to. Pewnie jakiś znajomy Wandy, z czasów, kiedy za-
chciało się jej uczyć w mieście. Wyjechała, ale szybko wróciła… A cze-
mu ten człowiek zawitał tutaj? Bo to faktycznie ich furtka, ale ja nie
wiem.
Anna podejrzewała, że Stasia jednak coś wie, tylko nie chce mówić.
Stała w oknie, gdy Anna wychodziła na ulicę i patrzyła za nią długo.
Anna poszła do domu dziadków. Zajmowali go teraz obcy ludzie, ale
furtka, solidna, z mosiężną klamką wciąż była ta sama. Na cmentarzu ro-
dzinne groby, zdjęcie babci Wandy pokazywało ładną brunetkę we fry-
zurze z lat 50. Anna nie była do niej podobna, chociaż też ciemnowłosa.
Wróciła do domu zrezygnowana i postanowiła dać sobie spokój z po-
szukiwaniami. Widocznie jednak poruszyła jakąś strunę w kosmosie,
bo kilka dni później zadzwonił telefon. Dzwoniła Stasia, „chciałam ci
coś powiedzieć” – oznajmiła – „zanim umrę, Aniu. Szukaj rodziny we
Francji, szukaj tam nazwiska Groniewicz, Fabian Groniewicz. Nie mo-
głam tego dłużej ukrywać, chociaż niegdyś obiecałam. Oczy. Popatrz
na oczy na zdjęciu”.
Anna popatrzyła na oczy, wydawały się jej znajome. Poruszyła
niebo i ziemię, przekopała i internet, zaangażowała w poszukiwania
9 0
córkę i znalazła. Znalazła rodzinę Fabiana Groniewicza w Marsylii.
Sam Fabian już nie żył, jego syn tak, mężczyzna prawie sześćdziesię-
cioletni, młodszy od matki Anny o pięć – sześć lat. Patrzył zdumiony
na turystkę z Polski, która prosiła o spotkanie. Zdumiony, wzruszony
i przejęty, nie mógł oderwać od niej wzroku. Miał przed sobą kuzyn-
kę, był pewien pokrewieństwa, bo w małej twarzy o spiczastym pod-
bródku widniały oczy identyczne jak jego ojca. Pół Polak – pół Francuz
z Marsylii rozpoznał swojego ojca na zdjęciu, które pokazała mu Anna.
Miał sporo takich fotografii. Pokazał Annie albumy znaleźli podobne
zdjęcie, tylko w miejskiej scenerii. Po lewej stronie Fabiana widniała
młoda babcia Wanda przytulona, zakochana. Syn Fabiana wiedział
kto to – kobieta, z którą jego ojciec rozstał się w Polsce, zanim przyje-
chał do Francji. Tu dość długo żył samotnie, ożenił się kilka lat później.
Historia sięgała końca lat 50., Anna połączyła fakty. Musieli spotkać
się podczas edukacji babci Wandy w mieście. Musiał przyjechać do
jej rodzinnego domu, może chciał ją zabrać, z jakichś względów poże-
gnał się, nie pozostał ani w kraju, ani z babcią. Anna zestawiła daty. To
ich pożegnanie miało miejsce w roku, w którym urodziła się jej mat-
ka. Czyżby? Czemu babcia nie miałaby wyjść za mąż za ukochanego
z miasta, skoro nosiła jego dziecko? Czemu wyszła za mąż za dziadka?
Czy Fabian chciał, by z nim wyjechała, a ona nie chciała opuścić rodzi-
ców?
– Nie sądzę – rzekł syn Fabiana, wciągnięty w rodzinną historię.
– Ojciec mawiał niekiedy, że nigdy nie wyjechałby z Polski, że wygnała
go nieszczęśliwa miłość… ale że ty też masz takie same oczy jak on.
91
Faktycznie ze zdjęcia patrzyły na Annę jej własne oczy.
Anna zebrała fakty i dokończyła opowieść: babcia Wanda była już
zaręczona, kiedy wyjechała do studium w Krakowie. Tam spotkała
innego mężczyznę, ale rodzina kazała jej zerwać kontakt. Widocznie
przyjechał tu za nią, namawiał do ślubu, ale go odprawiła, nawet nie
powiedziała mu, że jest w ciąży. Więc dziadek wychowywał cudze
dziecko, mama Anny była córką Fabiana…
Anna odnalazła jego grób i zaprzyjaźniła się z krewnymi. Zamierza
wyjechać do Marsylii na dłużej, będzie bliżej córki, ma pewien pomysł
na życie – nareszcie bez ciągłych pożegnań.
ROZDZIAŁ 6
GeneoskryptTo będzie twoje drzewo genealogiczne rodziny,
wzbogacone o istotne dla ciebie fakty, uwagi i opisy. Ostatecznie może mniej przypominać drzewo, a bardziej mapę myśli. To, jaki nadasz mu kształt i jaką satysfakcję
będziesz z niego czerpał zależy od ciebie! I to jest najlepsze!
Zanim zabierzesz się za rysowania swojego geneoskryptu, kilka słów
wyjaśnienia.
Drzewo genealogiczne – to najpopularniejszy rysunek rodziny,
używany w genealogii, właściwie tablica genealogiczna w formie sche-
matycznego drzewa, w którym zaznaczeni są przodkowie i osoby obec-
nie żyjące: ich imiona, nazwiska, daty urodzin i śmierci, jeśli nie żyją,
a także powiązania rodzinne (mąż – żona – dzieci). Zgodnie z logiką
drzewo genealogiczne powinno być rysowane od korzeni ku górze,
czyli najstarsi przodkowie winni zostać umieszczeni na dole rysunku
( jako korzenie), gałęzie drzew winny zaś rozrastać się ku nam – owo-
com. Najczęściej jednak rysuje się te tablice odwrotnie: począwszy od
najstarszych znanych przodków na górze, rodzinna piramida rozrasta
się ku dołowi.
Genogram – to drzewo genealogiczne wzbogacone o ukazanie –
za pomocą ustalonych symboli – relacji pomiędzy poszczególnymi
9 3
osobami, żyjącymi lub nie, na przestrzeni trzech, czterech pokoleń. Ge-
nogram jest jednym z narzędzi psychologii systemowej. Wychodząc z za-
łożenia, że rodzina to system, terapeuci badają powtarzalność pewnych
schematów w kolejnych pokoleniach, wzorce rodzinne, powroty zjawisk
takich jak przemoc, rozwód, separacja, adopcja. Genogram doskonale je
unaocznia, a interpretacje pod okiem specjalisty prowadzą do wniosków
na temat przyczyn problemów i kierunków terapii.
Geneosocjogram6 – to również drzewo genealogiczne, ale wzboga-
cone nie tylko o istotne dane dotyczące typu relacji, lecz także o ważne
zdarzenia, traumy, decyzje, które mogą wpływać na następne pokole-
nia w przekazie transgeneracyjnym. W geneosocjogramie zaznacza
się nie tylko daty urodzin i śmierci potwierdzone w dokumentach,
ale także istotnych zdarzeń znanych z opowieści: rozstań i wyjazdów,
katastrof. Tragedie i wielkie sukcesy, które mogą działać na rodzinną
zbiorową podświadomość.
Drzewo, które narysujemy za chwilę, jest rodzajem rozbudowanego
geneosocjagramu. To twoje własne drzewo genealogiczne, wzbogaco-
ne o prywatne notatki i uwagi, wklejone zdjęcia, własne rysunki. Ge-
neosocjogram z opisami, dlatego nazwijmy je geneoskryptem.
Geneoskrypt – własny rysunek drzewa genealogicznego. Przy-
daje się nie tylko do uporządkowania i opisania dziejów rodzinnych,
ale też zrozumienia pewnych zjawisk, odnalezienia swojego miejsca
w rodzinnym systemie. Rysowanie geneosocjogrmu może być przygo-
6 Narzędzie geneosocjologii, opracowane przez Anne Schützenberger.
9 4
dą i podróżą w przeszłość. Nie jest natomiast terapią ani metodą, która
rozwiąże problemy życiowe, zlikwiduje lęki lub choroby. Analiza i in-
terpretacja genogramu czy geneosocjogramu powinna odbywać się ze
specjalistą – psychologiem, terapeutą pracującym daną metodą – czy
to psychologii skierowanej na proces, czy systemowej, czy psychoana-
lizy. Ale refleksja nad rodziną i poczucie ukorzenienia, wspomnienie
ludzi i zdarzeń to wzmacniająca lekcja, którą mamy w zasięgu ręki.
Poniżej graficzny (fikcyjny) wzór obrazu przodków, powiązań, uczuć
i zdarzeń, które uznajemy za ważne czy zdołamy odnotować. Przykład
dat, zdarzeń, relacji, zawodów, pasji osób, połączony z obserwacją po-
wtarzalności zjawisk. Możemy sporządzić kilka drzew, by zaobser-
wować pewne procesy i schematy: pod kątem chorób, tematów mał-
żeńskich, narodzin dzieci, a nawet otyłości lub typu urody w rodzinie.
Geneoskrypt, nasz własny zapis, pokaże, czy nastąpiły niewyrównane
krzywdy, czy istnieją jakieś nieodkryte tajemnice, czy mamy w rodzi-
nie osoby wykluczone, silne osobowości itd. – a także gdzie my sami
znajdujemy się w tym familiarnym kosmosie. Do dzieła!
Liczbę pól dotyczących rodzeństwa czy dzieci, rodzeństwa rodziców
– oczywiście dostosuj do swojej sytuacji rodzinnej. W odpowiednie
pola wpisz imiona, które znasz, daty, które możesz określić, nie tylko
narodzin i zgonów, także ślubów, wyjazdu, rozwodu, wypadku, zaginięcia
– jeśli takie były. Tam, gdzie nie znasz imienia, wstaw znaki zapytania,
jeśli są jakieś domysły, pogłoski, wpisz je, ale też ze znakiem zapytania.
W tym geneoskrypcie w polach pradziadkowie z męskiej strony widnieją
9 5
pradziadkowie
prapradziadkowie
dziadkowie
rodzice
dzieci
GENEOSKRYPT
Ja Partner
RYSUNEK2
3
trzy znaki zapytania – zakładam, że podobnie jak w mojej rodzinie
wiadomości o pradziadach brak, są jedynie mgliste poszlaki.
Im bliżej będziemy własnego życia, tym więcej pojawi się konkretów,
również emocji. Można więc używać kolorów, np. zaznaczać czerwie-
nią wydarzenia dramatyczne, czarnym żałobne, zielonym pozytywne,
niebieskim narodziny.
Oto kilka symboli używanych do zaznaczenia relacji i osób na geno-
gramach, ale nie musimy stosować właśnie tych, jeśli bardziej pasują
nam własne, bo tak naprawdę geneoskrypt ma być obrazem rodziny,
który odtworzymy w swojej głowie, a nie dokumentem historycznym
Koło – kobieta ●
Kwadrat – ktoś nieznany ■
Trójkąt – mężczyzna ▲
koło, trójkąt przekreślone – osoba nieżyjąca ● ▲
linia małżeńska – dwie linie
konkubinat – jedna linia
linia rozwodu– dwie linie przecięte dwoma ukośnymi kreskami
linia separacji – dwie linie przecięte jedną kreską
adopcja – linia przerywana
śmierć – krzyżyk ✖
Zjawiska, które oznacz własnym znakiem:
samobójstwo
wypadek
przemoc
nałóg
9 7
CZĘŚĆ II
OSOBY I OSOBOWOŚCI
Kiedy masz przed oczami swój geneoskrypt, widzisz, jaki układ zdarzeń przypadł w udziale
twojej rodzinie, poświęć chwilę uwagi wyrazistym postaciom. Rodzinni celebryci, szare eminencje
i czarne owce współtworzą rodzinny fresk. Wpływają także na ciebie. Co za sylwetki!
ROZDZIAŁ 1
Syndrom ciotki Eleonory Indywidualistka, silna osobowość, ważna kobieta
w rodzinie. Możesz jej nie lubić, ale szanujesz. Jest ważna i tyle.
Każda dziewczyna, która czytała jako nastolatka Godzinę pąsowej
róży Marii Krüger, wie, o kogo mi chodzi. Ciotka Eleonora – ta naj-
piękniejsza w rodzinie, uwieczniona na portrecie, właśnie ta, która
nieco złośliwie przeniosła Andę w XIX wiek, w czas, kiedy delikatną
ręką uzbrojoną w pierścienie i różę zarządzała rodziną. Miała tak silną
pozycję, że wszyscy (włącznie z mężczyznami mimo czasów zdecy-
dowanie mało feministycznych) słuchali jej jak wyroczni. Podziwiali
urodę i rozum, nie zauważali, że się starzeje. W ich oczach Eleonora
nieustannie była tą najpiękniejszą, najmądrzejszą i najbardziej godną
szacunku kobietą w rodzinie. Otóż to. O taką osobę nam chodzi – nie
musi być wprawdzie wiecznie piękna jak Eleonora, ba, nawet nie mu-
sisz jej często widywać, ale to ta ciotka/babcia/prababcia, która ist-
nieje w świadomości, ma silny charakter, autorytet, wszyscy ją szanują
i milkną na jej widok – nawet buńczuczny wujaszek i wszechwiedząca
stryjenka. Po prostu Najważniejsza Ciotka. Na nią czeka się z rozpo-
częciem rodzinnej biesiady, do niej dzwoni się po radę, o niej mówi się:
„nawet ciotka Eleonora tak twierdzi…”. W dawnych czasach była to
1 0 1
zwykle zamożna matrona, która wybierała sobie młodą pannę do to-
warzystwa (dziś powiedzielibyśmy „asystentkę”), przekazywała dziew-
czynie wiedzę, a czasem majątek. Owszem, szacunek rodzinki i rywali-
zacja o względy ciotki opierały się nierzadko na nadziei na spadek, ale
prawdziwa Najważniejsza Ciotka miała autorytet niezależnie od stanu
posiadania. W czasach internetu i komórek takie osoby także istnieją.
Niekoniecznie imponują rodzinie majątkiem, chociaż materia wciąż
ma swoją wartość, ale osiągnięciami, zawodem, wizerunkiem, do-
świadczeniem, charyzmą. Jeśli masz w rodzinie kuzynkę – przypuść-
my wziętą prawniczkę, operatywną bizneswoman, zaradną szefową
marketingu, która ciekawie mówi, umie doradzić – to pewnie ona. Je-
śli istniała w trakcie twojego dojrzewania osoba ważna w rodzinnym
gronie – pomyśl teraz o niej. Wcale nie musiałeś jej lubić – wystarcza
podziw, szacunek, czasem nawet lekki strach. Może to być osoba z po-
kolenia dziadków, a nawet pradziadków – co z tego, że nie żyje, jeśli mit
jej trwa, portret wisi na ścianie, a do jej słów odwołuje się na przykład
mama. Najczęściej jednak rodzinny autorytet jest blisko, błyszczy,
ogrzewa albo mrozi. Taka osoba wywiera niebagatelny wpływ na swo-
je otoczenie i ta chwila refleksji jest po to, by uświadomić sobie, jaki
wpływ wywarła na ciebie. Czy stała się wzorem, godnym naśladowania
– na przykład w stylu, sposobie mówienia? A może wybrałeś podob-
ny zawód lub chcesz, by taki wybrały twoje dzieci? Jakich cech jej za-
zdrościsz, czyli mówisz: „ciotko – uwielbiam cię za… chciałbym też tak
umieć…. Naucz mnie...” i tak dalej. Nazwij uczucia wobec takiej osoby:
sympatia, podziw, przyjemność w przebywaniu obok świadczą, że mo-
1 0 2
żesz zaczerpnąć z jej umiejętności. Niechęć, zniecierpliwienie, nawet
złość pokazują być może twoje deficyty – nikt tak dobrze jak własna
Najważniejsza Ciotka nie uwypukli wad albo kompleksów krewniaka.
Działa tu psychologiczna zasada cienia: nie lubisz jej za to, że jest za-
rozumiała – bo może sam jesteś? Za to, że mówi prawdę w oczy, nie-
smaczne danie odstawia, a wychodzi z przyjęcia, kiedy chce? Może
chciałbyś właśnie tak potrafić? Najważniejsza Ciotka – irytująca czy
kochana – jest bardzo ważnym i twórczym elementem rodziny. Nawet
nie czujemy, jak na nas działa, nie mamy pojęcia, że pragnąc być po-
dobnymi lub się od niej uwolnić, mamy pewien motor życiowy. Tak –
uwolnić też, bo jeśli w jakiś sposób jej zachowanie dotknęło naszych
deficytów i kompleksów, uciekamy od niej gdzie pieprz rośnie i wcale
nie chcemy z nią rozmawiać. I to także ujawnia jakąś prawdę o czło-
wieku...
Ale – ponieważ co rodzina, to inny przypadek – istnieją różne sytu-
acje i warianty Najważniejszych Ciotek.
Po pierwsze – co, kiedy nie ma takiej ciotki? Czytasz to i cały czas
myślisz – u nas nie ma. No bo kto? Wszystkie siostry matki zwykłe
kobiety, pracowite, miłe, ale nic ponadto. Rodzeństwo ojca? Spokoj-
ni ludzie, ciocia Aniela prowadzi dom i ma fioła na tle dzieci, jej mąż
wujek Mietek, budowlaniec pod pantoflem… syn za granicą. Babcie?
Jedna nie żyje, druga mieszka daleko na wsi, nigdy nie była niczyim
autorytetem. Rodzice rozwiedzeni, bogatej stryjenki brak. Co wtedy?
Wtedy obstawię tezę, że taka rodzina ma dość słabe więzy – rzadko się
spotyka, nie wspiera wzajemnie, mało interesuje swoimi sprawami.
1 0 3
Być może osoba, która była „spinaczem” rodziny, zmarła? Może jej
rolę spełnia kobieta niespokrewniona, ktoś spośród przyjaciół? Albo
rola najważniejszej ciotki rozproszyła się, przypadła komuś mniej
barwnemu, bo jeśli spotykacie się gdzieś chociaż raz na kilka lat nie
na pogrzebach czy ślubach, ale na przykład na imieninach, w święta
albo bez powodu, to u kogo? Jeśli jest odpowiedź, to tę osobę podejrze-
wam o spełnianie roli Eleonory, chociaż może w mniej spektakularny
sposób…
Uwaga! Najważniejsza Ciotka jest kobietą. Uprzedzam słuszne być
może pytanie – a co, jeśli takim rodzinnym autorytetem jest mężczyz-
na, stryj, dziadek, tatuś? To on jest spinaczem rodziny, dyktuje prawa
i ściąga pod swój dach zjazdy rodzinne. Pojawił ci się w głowie taki
ktoś? To rodzinny Patriarcha. Przy nim zresztą też zwykle jest kobieta
( jest, była lub będzie). Patriarcha to zupełnie kto inny, odmienna ener-
gia i zupełnie osobna historia.
A może ty wyrastasz na taką osobę. Nikt nie jest wieczny, najważ-
niejsze ciotki też nie. Nic więc dziwnego, że ich miejsca zajmują córki,
wnuczki, kuzynki, które zmieniają się w następne ciotki. Uwaga – rola
Najważniejszej Ciotki bywa dziedziczna w linii prostej, ale najczęściej
przechodzi z babki na wnuczkę, w myśl zasady, że dzieci silnych osobo-
wości wolą chować się w cieniu. Nie zawsze tak jest, ale statystycznie
częściej. Jeśli więc miałaś silną babcię i zauważasz, że z młodej istoty,
która do tej pory była uważana za podfruwajkę, zaczynasz wyrastać
na osobę, którą rodzinka podziwia za takie czy inne osiągnięcie, pyta
o radę i zaczyna uznawać za autorytet – żeglujesz w stronę stanowiska
1 0 4
Najważniejszej Ciotki. Co to oznacza dla ciebie? Nic dodatkowego: żyj
własnym życiem, rób swoje i czuj się dobrze, a będziesz pozytywnie
oddziaływać na innych. Nie nauczaj, nie pouczaj, bo wtedy czar pryska.
Siła Najważniejszej Ciotki i wszystko, co może dać dobrego rodzinie,
polega na tym, że działa bezwiednie. Prawie bezwiednie…
Zadanie
Stwórz portret swojej Najważniejszej Ciotki zależnie od ulubionej
techniki: narysuj, znajdź zdjęcie, opisz taką osobę, istotną w twoim ży-
ciu. Wypisz cechy, jakich jej zazdrościsz, pomyśl, jakie wartości powi-
nieneś od niej przejąć, by wzmocnić własne poczucie wartości? Zwróć
uwagę na jej imię – czy ktoś je odziedziczył, czy je lubisz, jeśli nie, to
dlaczego?
Przykład
W rodzinie Marty bardzo silną osobowością jest babcia Aneta, obecnie
osiemdziesięcioletnia, pedagog, nauczycielka z zacięciem artystycz-
nym, przez lata dyrektorka kolejnych szkół, organizatorka teatrów
i spektakli, aktywna działaczka w swojej społeczności. Do cech charak-
teru babci Anety należy „dyrektorowanie” – ona nie ma wątpliwości,
co kto powinien robić, nie ma blokad, kiedy trzeba coś skrytykować,
umie znaleźć wyjście z każdej sytuacji – i co ciekawe – wszędzie ma
znajomych i przyjaciół, w każdej chwili gotowych służyć radą, pomo-
1 0 5
cą, swoimi kontaktami. Nie ma osoby, której ona kiedyś nie pomogła,
zupełnie jak Don Corleone. Aneta bez ogródek powie wnuczce, że
powinna schudnąć i pójść do fryzjera; siostrzenicy, że jeśli nie przesta-
nie wtrącać się w sprawy syna, to może się jej nie pokazywać na oczy,
a Marcie… Właśnie. Marta jest osobą cichą i pełną kompleksów, uważa
się za ostatnią istotę, która mogłaby pouczać kogokolwiek. A jednak
to ona jest ulubienicą babci i ciągle się czegoś od niej uczy. Ostatnio
smażenia konfitur z wiśni, a przy okazji odmawiania licznym prośbom,
nawet jeśli przebiega to w ten sposób, że babcia Aneta odbiera jej te-
lefon i mówi w jej imieniu: „Nie, Tolek, Martusia nie pomoże ci przy
remoncie. Jak to dlaczego? Nie twoja sprawa dlaczego, ma swoje pla-
ny!”. Marta jest świadoma, że musi zaczerpnąć od silnej Anety wiary
w siebie, w swoją życiową mądrość. A potem zrzucić odpowiedzialność
za trudne życie mamy, ciągłe niepowodzenia siostry, braki finansowe
bratanka Tola – na ich własne barki. Co zresztą nie oznacza, by im nie
doradzić...
ROZDZIAŁ 2
Cienie wykluczonychWykluczeni. Osoby, których brakuje w rodzinnej układance – a powinny w niej być. Wyrzucono je, odepchnięto, zaginęły lub odeszły same. Pustka po nich nie pozostaje pustką, lecz
domaga się wypełnienia.
Do systemu rodziny należą wszyscy: osoby zmarłe przedwcześnie,
dzieci, które nie zaznały życia z powodu poronienia lub aborcji,
wygnańcy, wydziedziczeni, chorzy psychicznie zamknięci
w szpitalach, a także zbrodniarze i oszuści, których rodzina nie chce
znać. Jest to zasada uznawana w psychologii systemowej, ale także
w teorii Hellingera, w psychogenealogii Anne Ancelin Schützenberger
i w ogólnie panującej logice, którą trafnie ujmuje porzekadło: rodziny
się nie wybiera.
Wykluczeni z systemu naturalnie pragną do niego powrócić, a rodzi-
na podświadomie za nimi tęskni, bo jest organizmem, który jak każdy
dąży do całości, pełni. Nic w tym dziwnego – grupa istot związanych
więzami krwi chce trzymać się razem, w jej odwiecznym, instynktow-
nym interesie jest przekazywać geny i bronić członków swojego rodu.
W systemie działa także wspomniane już prawo ukrytej lojalności
rodzinnej: więc jeśli kogoś wyrzucono poza nawias rodziny, któryś
z potomków może się z nim solidaryzować. Odezwie się ukryta w jego
1 0 7
podświadomości lojalność z tym akurat wyklętym pradziadkiem czy
stryjkiem, zadziała i wznieci potrzebę dokończenia jego życiowej misji
lub zgotuje mu podobny los. Oto potomek żeglarza, który nie powrócił
z dalekomorskiej wyprawy: dzieje się z nim coś niepokojącego: ciągnie
go na morze, nie potrafi sobie znaleźć miejsca, a to ulega wypadkom,
zmienia adresy, pracę, w każdym pubie inna dziewczyna, wszędzie mu
źle… pomóc może poszukanie wiedzy o życiu zaginionego żeglarza
i – bez względu na zdobyte lub niezdobyte informacje – uznanie go za
członka rodzinnej grupy.
Analizując swoje geneosocjogramy, ludzie dostrzegają ze zdziwie-
niem, że rodzinna historia się powtarza, potomkowie dziedziczą po-
dobny los: wnuczka łamie nogę na nartach w tym samym wieku, w któ-
rym babcia spadła z drabiny, wnuk porzuca studia w wieku, w którym
pradziadka wydziedziczono, a ten w gniewie wyjechał w świat... itd.,
itd. Według Anne Schützenberger właśnie w taki sposób osoba wy-
kluczona przypomina się swojemu systemowi rodzinnemu. Dopóki
nie zostanie zauważona, w jakiś, nawet symboliczny sposób na powrót
przyjęta na rodzinne łono, potomkowie nie zaznają spokoju, a podobne
przypadki będą powracać. Nawet jeśli taka reguła brzmi abstrakcyjnie
i ponoszenie konsekwencji za wykluczenie praszczura wydaje się nie-
możliwe racjonalnym umysłom – to i tak warto wiedzieć, że wykluczo-
ny przodek istniał. Może ktoś odziedziczy jego geny (albo majątek)?
Zasada dążenia struktur do scalenia też nie wydaje się irracjonalna,
a brakujący element we własnej rodzinie zwykle wszystkich intryguje.
Dlatego zachęcam do stworzenia geneoskryptu. Każdy potomek, także
1 0 8
ów nienękany żadnymi problemami – może pochylić się nad historią
rodzinną i pomyśleć, kto z jego przodków został wyrzucony poza na-
wias rodziny i mógłby domagać się swoich praw? A każdy symboliczny
gest scalający rodzinę, czy to znicz na grobie dedykowany wykluczone-
mu, czy imię nadane bezimiennemu dziecku, czy nawiązanie kontaktu
z żyjącymi krewnymi może przynieść tylko korzyści. Do wykluczonych
należą tak samo osoby, których rodzina się wyrzekła, którzy zaginęli,
jak i przedwcześnie zmarli, a także dzieci oddane lub nienarodzone,
o czym więcej w rozdziale „Tajemnica adopcyjna”.
TO, CZY SEPARACJI DOKONAŁ SAM CZŁONEK RODZINY, CZY ZABRAŁA GO PRZEDWCZESNA ŚMIERĆ LUB INNY PRZYPADEK LOSU, JEST MNIEJ ISTOTNE –
NAJWAŻNIEJSZY JEST AKT WYKLUCZENIA, BRAKU TEJ OSOBY W RODZINIE.
Jaki wpływ na nasze losy mają uciekinierzy, odszczepieńcy, osoby
zaginione, wyrzucone z rodzinnego kręgu? Na jednym ze spotkań
z czytelnikami opowiadałam o rodzinie Bogoszów, bohaterach mojej
książki pt. Gospoda pod Bocianem, opartej na faktach. Bogoszów,
karczmarzy osiadłych na Podlasiu w końcu wieku XIX, przez całe
stulecie prześladuje pech: w każdym pokoleniu ktoś ginie bez
wieści, znika w niejasnych okolicznościach. Matka rodu, Tosia,
1 0 9
poświęca całe swoje życie, by odkryć zagadkę zniknięcia dwóch
bliskich jej osób: męża Teodora, który, jako mężczyzna w pełni sił,
pewnego dnia wyjechał po towar do Wiednia i nigdy nie wrócił, oraz
przybranej córki Krystyny, zaginionej w czasie wojny. Poszukiwania
trwają dziesięciolecia, a w rodzinie Bogoszów wciąż zdarzają się
zaskakujące wypadki rujnujące ustalony porządek. Zdawałoby się już
uporządkowana struktura rozbija się w proch: kryzys i zdrada dopada
zgodne małżeństwo, nie udają się świetnie rokujące interesy, wielka
miłość okazuje się pomyłką... I tak będzie, dopóki rodzina nie złoży
w całość swojej układanki, nie odnajdzie zaginionych lub prawdy o nich.
Jedna z czytelniczek na spotkaniu zapytała: czy nie jest tak, że wszy-
scy mamy kogoś zaginionego lub wykluczonego – przez odrzucenie,
wyjazd, śmierć? Pokolenie, któremu w udziale przypadła wojna, to
dziadkowie i pradziadkowie, każda polska rodzina przeżyła tragedię…
A losy ludzi układają się tak różnie, jedni, owszem, cierpią, mają pro-
blem, wiele osób jednak potrafi żyć długo i szczęśliwie.
Cóż, tak jest i chyba tak ma być. O ile tragedie i przedwczesna
śmierć w generacji wojennej zdarzały się często, w późniejszych
pokoleniach są już jednak wyjątkowym wydarzeniem. Zaginięcia,
wydziedziczenia i ucieczki za granicę na szczęście nie bywają dziś
powszechne. Chociaż według niektórych teorii echo rodzinnej tra-
gedii potrafi odezwać się z bardzo odległych czasów, nawet z epoki
wypraw krzyżowych lub terroru rewolucji francuskiej7, według in-
7 Anne Ancelin Schützenbeger pisze o tym w Psychogenealogii w praktyce.
1 1 0
nych najbardziej istotne dla nas wydarzenia działy się trzy pokolenia
wstecz. Uważam, że trzeba przeanalizować i znać dzieje dziadków,
bowiem najczęściej dziedzictwo domaga się swoich praw w co dru-
gim pokoleniu (nie bez powodu mówimy, że dzieci bardziej podobne
są do dziadków niż do rodziców). Pradziadkowie wciąż są blisko – ich
los też warto prześledzić, bo na przykład pradziadek, który stał się
ofiarą łapanki za okupacji i nigdy nie został odnaleziony, jest osobą
wykluczoną i jego los (życiowego pecha, zagubienia w życiu) może
prześladować tak wnuka, jak prawnuka. Im głębiej w czas możemy
zanurkować, tym łatwiej będzie nam zaobserwować prawidłowości
rodzinne, powtarzalność zdarzeń i osobowości. Oczywiście w Polsce,
kraju o burzliwej historii, w którym w dziejowych zawieruchach rato-
wano życie, a nie dokumenty – trudno dotrzeć do pradziadów z lat in-
kwizycji, by stwierdzić, że prapraprababka została oskarżona o czary
i spalona na stosie (taka zbrodnia to brutalne wykluczenie). Trudno
dotrzeć do prawdziwej historii przodka, który zginął w powstaniu
styczniowym, podobno utonął pod lodem podczas przeprawy. Nie-
mniej jeśli podobny motyw ognia lub lodu, nawet w formie legendy
czy ciekawostki, przewija się przez rodzinne opowieści, należy po-
święcić mu uwagę. Być może powraca w postaci pożarów i susz lub
kłopotów z żywiołem wody i zimy?
Według Berta Hellingera istnieje jedno wykluczenie, którego nie
da się cofnąć – ktoś, kto zabił drugiego człowieka, odebrał życie, stra-
cił prawo przynależności do rodziny i musi odejść. Poza tym przy-
padkiem przynależność człowieka do rodziny ma miejsce zawsze,
1 1 1
nawet jeśli wykluczenia dokonał sam – np. syn, który nie zgadza się
z ojcem i podejmuje decyzję o emigracji do Australii, mąż, który po-
rzuca rodzinę, ciotka, która zerwała kontakty z rodziną. Ich wyklu-
czenie powoduje, że w następnych pokoleniach mogą pojawiać się
kłopoty: choroby, konflikty, trudne związki, straty majątku. A jeśli
dodatkowo w rodzinie nie mówiono o tym zdarzeniu i o odszcze-
pieńcu, nie wolno było wymawiać jego imienia? Cała rodzina zasta-
nawia się na przykład, dlaczego dziś Krzysiek nie może utrzymać się
na żadnych studiach, każdy jego pomysł ponosi fiasko, w dodatku
wpadł w szpony hazardu? Mało kto pamięta, że Krzysiek jest wnu-
kiem wykluczonego dziadka, amanta, który nie otrzymał zgody na
zaloty do panny z tej rodziny. Rodzina usunęła go z myśli, kontaktów
i oczywiście z życia babci. Zniknął, podobno wyjechał do Ameryki,
bez wiedzy, że jednak zasiał w tej rodzinie swoje geny, bo pozostawił
ukochaną w ciąży. Być może odszukanie go, spotkanie, informacja, że
ma potomka, uznanie za prawdziwego dziadka poprawiłoby sytuację
Krzyśka? Z pewnością nie zaszkodziłoby nikomu, a uwolnienie ta-
jemnicy zwykle, poza szczególnymi przypadkami, w których nikt nie
chce ujawnienia, ma na system dobroczynny wpływ, o czym więcej
w części „Spadek – twój przekaz transgeneracyjny”.
Przykład
Co się stało z ciotką Wandą?
Wanda zaginęła w niejasnych okolicznościach, w latach 70. Miała 19
lat, pewnego dnia wyszła na spotkanie ze znajomymi i nigdy nie wró-
1 1 2
ciła do domu. Nie ma mowy o czyjejkolwiek winie: szukała jej cała
rodzina, widzowie programu „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”,
pół miasta i znajomi znajomych. W końcu umorzono sprawę i historia
Wandy znalazła się w kartotece pt. „Zaginiony/a – los nieznany”. Takie
rzeczy w czasie pokoju i spokoju są wyjątkowe, ale zdarzają się i mają
swoje konsekwencje. Oprócz oczywistych: rozpaczy najbliższych, nie-
ustannych analiz, symulacji, co się mogło stać, gdzie ona jest, czy żyje
– pewnie nie – przecież dałaby znak, chyba że straciła pamięć, świa-
domość... Oprócz skutków naturalnych i dostrzegalnych pojawiły się
jeszcze inne, ukryte w podświadomym przekazie, bo po pierwsze, była
to ogromna trauma dla bliskich Wandy, po drugie, rodzina zawsze dąży
do scalenia.
Koledzy Wandy zeznali, że po kinie rozstali się jak zwykle na przy-
stanku autobusowym. Nie porwano jej dla okupu, bo nikt go nigdy
nie zażądał. Nie uciekła na własne życzenie, bo nie było ku temu
żadnych powodów, nie była nieszczęśliwie zakochana, miała wiele
planów związanych ze studiami, a była akurat w klasie maturalnej.
Wanda zniknęła, pozostawiając w rozpaczy rodziców i młodszego
brata Kacpra. Po wstrząsie powoli powrócili do normalnego życia,
zadra została na zawsze. Kacper bardzo przeżył zaginięcie siostry,
w końcu jednak sam założył rodzinę, wychował dzieci, dla których
ciotka Wanda była tylko rodzinną opowieścią, ponurą, niewyjaśnio-
ną tajemnicą, przestrogą. Dzieci znów było dwoje – siostra i brat.
Zarówno Kacper, jak i jego żona po doświadczeniach z Wandą byli
nadopiekuńczy, obawiali się bardzo o swoją dwójkę, a szczególnie
1 1 3
odczuła to Anita, ich córka. Nigdy nie wychodziła sama, nie otrzymy-
wała pozwoleń na nocne eskapady, nie jeździła na wycieczki, a jeśli,
to z rodzicami. Kiedy dotarła do klasy maturalnej, podczas rodzin-
nych ferii wymknęła się spod uporczywej kontroli, wybrała się samo-
dzielnie na stok, uległa wypadkowi i poważnie się połamała, uszko-
dziła kręgosłup. Wzięły w łeb marzenia o studiach, rzeczywistością
stały się szpitale, rehabilitacja, czasowe wykluczenie z normalnego
życia. Tak jakby Anita podświadomie solidaryzowała się z ciotką
swojego ojca, zaginioną Wandą, której plany legły w gruzach w tym
samym momencie życia… Ktoś powie, że Anita stała się raczej ofia-
rą nadopiekuńczości rodziców niż rodzinnej traumy. Być może to
prawda. Niemniej według zasad psychogenealogii należałoby sym-
bolicznie przywrócić rodzinie ciotkę Wandę, choćby poprzez zapa-
lenie znicza na grobie nieznanej osoby, uporządkowanie i podpisanie
zdjęć w albumie, uznanie jej miejsca w domu. Anita, skoro istnieje
możliwość, że to ona podświadomie solidaryzuje się z zaginioną ciot-
ką, powinna porozmawiać z babcią lub ojcem o planach, marzeniach
Wandy, o tym, jaka była ciotka. Gdyby mogła coś za nią dokończyć,
zamknąć starą sprawę lub świadomie odciąć się od jej losu, łatwiej
byłoby jej żyć własnym życiem.
Zadanie
Czy był (lub ciągle jest) w twojej rodzinie ktoś, kto mógłby zostać
uznany za wykluczonego? Przyjrzyj się szczególnie pokoleniu dziad-
ków: siostrom, braciom babć i dziadków z obu stron, ale także rodzeń-
1 14
stwu rodziców. Jeśli jest taka osoba, włącz ją do rodziny w sposób,
który uznasz za słuszny: listem, specjalnym miejscem eksponującym
fotografię, a może realnym kontaktem, jeśli to osoba żyjąca? Jeśli masz
chęć, opisz jej losy.
1 1 5
ROZDZIAŁ 3
Dziwadła, „wariaci” i utracjuszePostacie barwne – dziwaki, artyści, szalone głowy.
Nie są wykluczeni, bo nikt ich nie wyrzucił, przeciwnie, bywają atrakcją rodzinnych spotkań. W pewien sposób
są „przyprawą” tego dania, jakim jest rodzinka, zwłaszcza wielopokoleniowa. Coś do niej wnoszą, coś zabierają.
Jak wpływają na współczesnych i potomków?
Dziwaki. Nawet jeśli okolica patrzy na nich z drwiącym uśmiechem,
a dziadkowie wstydzą się przyznać, że kolorowy Grzesiek z dredami
głoszący filozofię rastafariańską to ich rodzony wnuk, to obecność
takiego Grześka ma znaczenie w rodzinie. I to jako bardzo pozytywne
zjawisko. Dobrze jest mieć w rodzinie nieszkodliwego dziwaka.
Najlepszy byłby stryjek – domorosły wynalazca, który dniami
przesiaduje w swojej pracowni, coś tam wymyśla, wehikuł czasu lub
eliksir młodości. Własny Emmet Brown, z którym możliwy byłby
powrót do przyszłości! Być może żona takiego wujka, która ma na
głowie cały racjonalny świat, rachunki i wychowanie dzieci, wolałaby
powrót do przeszłości, by naprawić swój błąd i nie wiązać się z tym
szaleńcem, ale to inny temat.
Jeśli nie wariat wynalazca, to zwariowany muzyk, wiecznie mło-
dy, chociaż już siwy rockman z gitarą. Wszyscy go lubią, patrzą nań
1 1 7
z pobłażaniem i wybaczają mu rozmaite grzeszki – nawet to, że
jest wierutnym leniem, że ma na sumieniu łzy kilku porzuconych
dziewczyn, a hektolitry wypitego alkoholu wyniszczyły mu już wie-
le szarych komórek... Nie szkodzi, to wieczne dziecko, rodzinny en-
fant terrible.
Jeśli chodzi o kobiety, ekscentryczna ciotka (malarka, zielarka, jo-
ginka) w słomianych kapeluszach lub powiewnych szatach, hippiska,
która zapomniała dorosnąć i nie zauważyła, że świat się nieco zmienił,
albo czarna lady z kolczykami, w najbardziej nieoczekiwanych miej-
scach. Potrafią mówić lub pokazywać rzeczy naprawdę niewymowne,
i może dobrze, że ktoś wreszcie głośno powie, że lubi wyuzdany seks
i nie rozumie, czemu ta pindulina Halinka się rumieni? Wszystko faj-
nie, dużo śmiechu, nawet jeśli nie dla rodzonych dzieci, które bywają
zawstydzone wyluzowaną mamuśką. Dzieci dziwaków z fantazją zwy-
kle – i to się sprawdza – są bardzo poukładane, konwencjonalne i do-
brze wychowane…
Otóż, mimo rumieńców i ofiar, takie osoby bardzo przydają się w ro-
dzinnej układance. Nie tylko dlatego, że spotkania i powieści o rodzi-
nach byłyby suche i nudne bez dziwadeł, że jest o czym gadać przez
dwa kwartały po kolejnym wybryku stryjaszka. Rodzinny dziwak staje
się swoistym odgromnikiem w rodzinie. Jak już się trafił, to inni mogą
czuć się spokojni, dziwak umacnia poczucie normalności pozostałych.
Otoczenie postrzega go zwykle jak dziecko, kogoś mniej mądrego,
a tym samym siebie jako prawdziwie dorosłych, rozsądnych i odpowie-
dzialnych ludzi.
1 1 8
Inna nieco jest sprawa z utracjuszami. Ktoś, kto przegrał w karty
majątek albo zastawił dom, bo miał genialny pomysł na inwestycję –
to pokrewna dusza dziwaka, ale osobnik bardziej niebezpieczny dla
status quo rodziny. Korzysta często z lojalności rodzinnej, tym razem
świadomej, jego lekkomyślność staje się przysłowiowa. W pewnej zna-
nej mi rodzinie funkcjonuje opowieść o pradziadku Ignacym, człowie-
ku z fantazją, który przegrał w karty ziemię należącą do żony. Nie miał
już co postawić, a poker się rozkręcał, Ignacy był pewien, że wreszcie
wygra. Przegrał. Nowy właściciel upomniał się o hektary i pokazał pra-
babce dokument z jej rzekomym podpisem. Prababka rozpoznała rękę
męża, zrozumiała, że Ignaś podpisał się za nią, a ziemia przepadła.
Mogła podważyć przekazanie ziemi, ale jej lojalność, a może miłość,
wzięła górę.
– Tak, to mój podpis – miała powiedzieć i w rodzinie zrodził się
mit wiernej i lojalnej żony. Jaka ta prababka była lojalna! Musiała się
wściec, ale nie zostawiła męża w kłopocie. A pradziadek Ignaś to był
chłop! Potrafił całą noc tańczyć i pić z ruskimi oficerami i tłukł kie-
liszki po każdym toaście. Kochali się z żoną nieprzytomnie… Chyba
zaiste żona Ignacego była nieprzytomna lub miała tak mocno wdruko-
wane rodzinne przekonanie, że za mężem trzeba stać murem, że nie
umiała się z niego wyzwolić i powiedzieć prawdy. Chciałam napisać,
że na szczęście taki typ kobiet to już przeszłość i my dziś potrafimy
wyzbyć się starych przekonań i fałszywych wzorów. Nie napiszę jed-
nak tej optymistycznej tezy, bo uświadomiłam sobie, że osoba, która
mi to opowiadała, właśnie spłaca pochopne kredyty swojego męża.
1 1 9
Wzdycha, narzeka, ale spłaca jak ta prababka. Wprawdzie nie karciane
długi, ale czy taki szczegół ma znaczenie? Przekonanie co do lojalności
kobiet w tej rodzinie nie umarło.
Czarna owca – to nie dziwak ani nie utracjusz, chociaż czasem
może wyglądać jak dziwak albo być czarną owcą dlatego, że jest ha-
zardzistą w przykładnej, uczciwej familii. W takim wypadku jednak
chodzi o to, że hazard jest nieakceptowalny przez rodzinny system.
Czarna owca jest to bowiem ten ktoś w twojej rodzinie, kto wyłamuje
się z ustalonych reguł i praw rodzinnych, jest „zakałą”, wstydzimy się
go, bo nie buduje rodzinnej chwały, lecz kompromituje. Znajdujemy
się blisko wykluczenia, ale jakby krok przed tym, zanim może do niego
dojść (a wcale nie musi). Może to właśnie ten krok, którego nie należy
stawiać, ale zatrzymać się i popatrzeć na konsekwencje? Zapytać, czy
czarna owca to na pewno samo zło?
Przykład
Rodzina Niny jest naprawdę bardzo zżyta, wesoła, generalnie bar-
dzo udana. Rodzice gospodarują w podmiejskim domku rodzinnym,
wiek emerytalny nie zatrzymał ich aktywności, pielęgnują swoje pa-
sje i oczywiście rodzinne rytuały: niedzielne obiady, spotkania imie-
ninowe, telefony, rady, wsparcie duchowe i finansowe dla całej trójki
swoich dzieci. Nina jest ich najstarszą córką, dumą i bohaterką. Wy-
pełniła rodzinne wyobrażenia idealnej córki co do joty – wyszła za
mąż za ulubionego przez rodziców zięcia, mają już swój domek na
przedmieściach i przyszły na świat ukochane wnuki. Siostra Niny też
1 2 0
nieźle się sprawiała – ociągała się z małżeństwem, ale można szczycić
się jej karierą naukową, a obecnie jest już narzeczony, też naukowiec,
i rodzina przeżywa przygotowania do ślubu. Najmłodszy syn niestety
nieco zawiódł. Nie on jako on, bo studia, praca, kindersztuba zagrały,
ale znalazł sobie dziewczynę, która zupełnie do rodziny nie pasuje.
Mieszka z nią bez ślubu, toleruje jej dziwacznych przyjaciół, którzy
prowadzą artystyczny tryb życia, mają pełno kolczyków i tatuaży, pew-
nie nie stronią również od używek, których rodzina Niny nie umiałaby
nazwać. No i Ninka ma z tym kłopot, bo mama dzwoni do niej codzien-
nie przerażona losem syna, ten zaczyna schodzić z obranej drogi do-
brej pracy i uporządkowanego życia, więc Nina też martwi się o brata.
Rodzina widzi, że nic dobrego nie czeka go z tą panną odmienną od ich
modelu. Po niedzielnym obiedzie Nina umocniła się w tym przekona-
niu. Dziewczyna brata nawet starała się być uprzejma, ale jej wygląd,
kolorowe włosy, podarte dżinsy, papierosy i tatuaże, w końcu to, że
klnie jak szewc… Pod koniec obiadu oznajmiła, że się nudzi i chce już
iść do domu. Poszli, a przy stole rozpętała się istna burza: furia matki,
oburzenie sióstr, zmarszczone brwi ojca… i tylko dzieciaki Niny miały
ubaw, bo przedrzeźniały dziwną narzeczoną wujka.
To, co było dalej, właściwie mniej jest istotne niż ten punkt, bo to
moment kryzysu w rodzinie Niny. Chwila, kiedy do uporządkowanego
systemu wkrada się nowa jakość. Każdy system, który chce się rozwi-
jać, musi absorbować nowe wartości, zderzać się z nimi, ale prawie ża-
den nie chce, ze strachu o swoją całość. Ta rodzina nie dopuści zapew-
ne myśli, że może potrzeba jej nowej energii, że syn nie bez przyczyny
1 2 1
uległ fascynacji tą, a nie inną kobietą. Co ona w sobie ma, coś, czego
nie doświadczył w rodzinnych pieleszach? Czy to coś rodzina przyjmie
jako dar i zweryfikuje swoje schematy, czy odrzuci, wykluczy tę nową
kobietę, a z nią syna i brata? Gdyby ją zaakceptowali, może wyszliby
poza swoje schematy, zobaczyli, że można inaczej spędzać czas, ubie-
rać się, dzielić czas między pracę a rozrywkę? Z drugiej strony – czy
na pewno tego potrzebują? No właśnie, może niekoniecznie? Przecież
system sprawdza się taki, jak jest, funkcjonuje doskonale, a nieakcep-
towana synowa to tylko jeszcze jeden schemat. Niejedna rodzina już
to przechodziła i wie, co robić: albo ją wypchnąć wraz z synem poza
nawias rodziny, albo pozbyć się tylko czarnej owcy, a synowi znaleźć
partnerkę, która wpasuje się idealnie w odpowiedni fragment rodzin-
nej układanki. Tak czy siak – nigdy już nie będzie tak samo, bo w ro-
dzinnej zupie zawrzało. Syn nie zapomni swojej oryginalnej narzeczo-
nej, a jeśli przy niej zostanie, czarna owca będzie należała do rodziny,
czy klan tego chce, czy nie. W niej też się coś zmieni, chociażby w po-
strzeganiu świata przez następne pokolenie.
Czarna owca poprzez kontrast z resztą rodziny uwypukla jej za-
sady, obnaża to, co już się stało zbyt schematyczne i może jest go-
towe do rozbicia. Jest potrzebna, bo wprowadza do systemu nowy
element. Samo pojęcie czarnej owcy dla różnych rodzin jest różne.
Przywodzi na myśl nieudaczników lub osoby odstające od norm – ale
uwaga: naszych norm, a normy są odmienne w różnych systemach.
W jednej rodzinie, bardzo tradycyjnej w kwestiach moralnych czarną
owcą będzie panna z dzieckiem. W innej – panna z dzieckiem w ża-
1 2 2
den sposób nie będzie postrzegana jako czarna owca, ale będzie nią
cwany wujek malwersant. W jeszcze innej alkoholik, z kolei u bardzo
pracowitych sąsiadów rolę czarnej owcy odgrywa bezrobotny kuzyn,
który trzyma z żulami, a rodzina się go wstydzi. Definicja zmienia
się też na przestrzeni epok. Jeszcze niedawno, bo przed drugą wojną
światową, małżeństwo hrabiego z aktorką (np. Tyszkiewicza z Or-
donką) było skandalem, bo wprowadzało w szeregi arystokratycznej
rodziny czarną owcę, nawet jeśli była bajecznie bogatą gwiazdą. Do-
piero następne pokolenie potrafiło uznać ciotkę Hankę za swoją – i to
nie dlatego, że coś zmieniła wojna czy postęp obyczajowy – to ciotka
coś zmieniła w tej rodzinie, w optyce następnego pokolenia. Czarna
owca jest papierkiem lakmusowym rodziny, sprawdzianem, stawia
pod tablicą jej obecną formę i kodeks, który budowały poprzednie
pokolenia, budowały sumiennie, architektami były rodzinne autory-
tety i… czarne owce. Bo najciekawsze jest to, że jeśli prześledzić losy
przeszłych pokoleń, okaże się, że w każdym były jakieś czarne owce
i przyłożyły bardzo twórczą rękę (kopytko?) do powstania właśnie
takiej, a nie innej rodzinnej budowli.
Zadanie
Popatrz na swój geneoskrypt. Zaznacz mocnym kolorem czarne owce,
które pojawiły się w poprzednich pokoleniach. Co się z nimi stało? Czy
wpłynęły na rozwój rodziny, wniosły coś czy przegrały?
Przyjrzyj się swojej rodzinie obecnej i znajdź czarną owcę. Jaka jest?
Na czym polega jej inność i jakie schematy rodzinne rujnuje? Może
1 2 3
warto je nieco przebudować? A może istnieje związek lub powtarzal-
ność między tym, co było a co jest?
Jeśli nie masz w rodzinie czarnej owcy, pomyśl, jaki człowiek mógłby
nią być, jaka osoba? Wystarczy odpowiedzieć sobie na teoretyczne pyta-
nie: kim absolutnie nie może być nasze dziecko, nie zaakceptowalibyśmy
tego. Albo wyobrazić sobie rodzinne spotkanie i wizytę kogoś, kto wzbu-
dziłby powszechny sprzeciw, oburzenie, okrzyk: „wszystko, tylko nie
to, nie dredy, nie lesbijka, nie czarnoskóry!”. Albo: „Tylko nie nudziarz
urzędnik, nie pobożny katolik, nie pedant, byle nie akwizytor, byle nie
abstynent...”. Taki okrzyk, także w twojej duszy, wiele mówi o systemie
i jego ograniczeniach, pokazuje obszary, na które być może trzeba się
otworzyć albo przepracować, zapytać: dlaczego nie? Na przykład gdyby
w rodzinie objawił się ktoś bezrobotny, narkoman albo wyznawca innej
wiary, ktoś kompletnie odmienny politycznie – jakie schematy musiał-
byś przełamać, by się pogodzić z jego obecnością w twoim domu? To
bardzo trudne zadanie, jedno z najtrudniejszych w tej książce. W życiu
pewnie też. Ale, ale, jest jeszcze jedna możliwość – TY jesteś czarną
owcą. Jeśli tak, pomyśl, co możesz dać systemowi rodzinnemu, wprowa-
dzając zamieszanie, ale co możesz też od niego dostać, jeśli zgodzisz się
na… jakąś małą białą łatkę?
Samobójcy w rodzinieOdebranie sobie życia, desperacja, która doprowadza człowieka
do tak destruktywnego czynu, potem cierpienie bliskich, którzy
zostali i zmagają się z poczuciem winy, że nie zapobiegli, może coś
1 2 4
przeoczyli, coś mogli zrobić – to wszystko nie może pozostać obojętne
dla współczesnych i potomków. Nurtuje ich pytanie: dlaczego? Jak
to się mogło stać, co pchnęło ją/jego do takiego czynu? Badania
naukowe ostatnich lat, zwłaszcza prace i doświadczenia kanadyjskiego
zespołu dr. Jamesa Kennedy’ego z Centrum Uzależnień i Zdrowia
Psychicznego w Toronto kierują uwagę ku genetyce. Badacze odkryli
wariant genu BDBF odpowiedzialnego za skłonność do targnięcia
się na swoje życie, określany jako Val66Met. Odkrycie niezwykle
cenne, bo może doprowadzić do powstania testów sprawdzających,
czy jesteśmy podatni na takie ryzyko, tym samym do opracowania
sposobów zapobiegania tragediom. Ale genetyka nie zna wszystkich
odpowiedzi na pytanie: co może być impulsem popychającym ludzi do
odebrania sobie życia.
„Oceniając skłonności samobójcze danej osoby, konieczne jest rów-
nież uwzględnienie środowiskowych czynników ryzyka, takich jak np.
traumatyczne przeżycia w dzieciństwie czy w dorosłym życiu, zażywa-
nie narkotyków, substancji uzależniających i innych” – mówi dr James
Keneddy8. Pytanie, na ile również pamięć komórkowa, nad którą trwa-
ją intensywne, chociaż młode badania naukowców? Wiadomo już, że
lęk, trauma i inne silne emocje to dziedzictwo, które może być prze-
kazane z pokolenia na pokolenie. Wiadomo, że silnym motorem do
czynów samobójczych jest depresja. Ta choroba i samobójstwa dotyczą
także ludzi sławnych i utalentowanych, wspomnę Robina Williamsa,
8 Podaję za: https://menway.interia.pl/aktywnosc/zdrowie/news-samobojstwo-mamy-w-genach
1 2 5
Ernesta Hemingwaya, Edwarda Stachurę, Lechonia, Witkacego, Syl-
wię Plath. Ludzi doprowadzonych jakimś czynnikiem do ostatecznej
decyzji mimo niewątpliwych sukcesów. Co na to terapeuci?
Psychogenealogia dopatruje się w samobójstwach także aktów lojal-
ności rodzinnej: na przykład syn podąża za śmiercią ojca, który zginął
pod Stalingradem w 29. roku życia, i odbiera sobie życie w tym samym
wieku.
Zdaniem Freuda w uszkodzonej osobowości samobójcy dochodzi do
dominacji instynktu śmierci, który ujawnia się w postaci agresji prze-
ciwko własnemu ja9.
Bert Hellinger w Porządkach miłości pisze, że samobójstwo bywa
pokutą za śmierć kobiety w połogu i że popełniają je wnuki, a nawet
prawnuki tej osoby10. Inny przypadek to samobójstwa z miłości, ale
nie chodzi tu o miłość nieszczęśliwą romantycznego kochanka. To po-
święcenie za osobę kochaną, podświadome podążanie za kimś w myśl
podświadomej siły: „lepiej ja niż ty” w nadziei, że tak ocali się życie
chorej matki lub innego bliskiego członka rodziny. Z kolei potomek
samobójcy może dokonywać autodestrukcji, niejako „podążając” za
swoim przodkiem.
Psychoterapeuci pracujący metodą ustawień Hellinegra w wywia-
dzie dla „Gazety Pomorskiej”11 przywołują przykład młodego mężczy-
zny, narkomana, który mimo licznych pobytów na odwyku nie umie
9 https://destrudo.pl/geneza-samobojstw/
10 Bert Hellinger, Porządki miłości, Czarna Owca, Warszawa 2006, s. 193.
11 http://www.pomorska.pl/publicystyka/art/6798999,ustaw-nas-w-zyciu,id,t.html
1 2 6
uwolnić się od nałogu. Osoba reprezentująca go w ustawieniach wy-
znaje, że podąża za ojcem, chce być przy nim – ojciec tego mężczyzny,
alkoholik, popełnił samobójstwo wiele lat temu.
Iwona pochodzi z rodziny, w których miały miejsce wielokrotne sa-
mobójstwa. W jej pokoleniu trzech kuzynów, mężczyzn koło trzydzie-
stego roku życia, popełniło samobójstwo – w innym czasie i miejscu.
Byli to ludzie o różnym statusie majątkowym i rodzinnym, wszyscy
odebrali sobie życie przez powieszenie. Dlaczego? Czyżby Val66Met?
Iwona sama walczy z depresją, ale założyła rodzinę i ma syna, o które-
go bardzo się obawia.
SAMOBÓJSTWO W RODZINIE TO OGROMNA TRAUMA DLA BLISKICH.
POJAWIAJĄ SIĘ PYTANIA: JAK MOŻNA BYŁO POMÓC, UNIKNĄĆ TRAGEDII,
KTÓRA DZIAŁA TAKŻE NA POTOMKÓW. JEŚLI DAWNO, W POPRZEDNICH POKOLENIACH
ZDARZYŁY SIĘ SAMOBÓJSTWA, WARTO POZNAĆ OKOLICZNOŚCI
I MOŻLIWE PRZYCZYNY, ODCIĄĆ SIĘ OD NICH. NIBY NIC JUŻ NIE DA SIĘ ZROBIĆ DLA TYCH, KTÓRZY ODESZLI, ALE DLA TYCH, KTÓRZY
NADCHODZĄ PO NICH, TAK.
1 2 7
ROZDZIAŁ 4
Role w rodzinieKażda rodzina jest konstrukcją ewoluującą,
dynamiczną w czasie. Ta sama kobieta w starszym albumie jest na fotografiach córką i wnuczką, w następnym matką, za jakiś czas – babcią.
To kolejne role, aktywne na odpowiednich etapach życia, oczywiście nie jedyne, które obejmujemy i odgrywamy,
każdy na swój sposób.
Mam wśród pamiątek fotografię rodziny przy stole, zdjęcie z roku
1988. Jestem młoda, trzymam na rękach niemowlę, obok mąż, rodzice
i wujkowie, moi kuzyni… W tym roku powtórzyliśmy ujęcie: tak samo
usiedliśmy przy stole, tylko niemowlę na ręku trzyma moja córka, a my
zajmujemy miejsce dziadków. Ich już nie ma.
Rodzinna konstelacja przesunęła się o jeden obrót wskazówek zega-
ra, liczący trzydzieści lat, albo jeśli ktoś woli inną metaforę – stopień
w górę na drabinie pokoleń.
Tymczasem witam w XXI wieku. Właśnie obowiązuje twoja fotogra-
fia z roku, powiedzmy, 2018. Znajdujesz się na jakimś szczeblu drabiny,
wokół masz zbiór osób (Gniazdo), a jeśli twoja rodzina jest skompliko-
wana, patchworkowa i wchodzą w grę dzieci z pierwszych małżeństw,
ciotki męża, ojczymowie, siostry i bracia rodziców i ich małżonkowie,
1 2 9
to roi się od osobowości i ról. Tym ciekawiej, tym lepiej, bo masz wo-
kół siebie dużo energii. Tym trudniej, bo więcej zobowiązań w syste-
mie, więcej wysiłku trzeba włożyć w obronę swojej indywidualności
w familiarnej strukturze. Gdzie szukać podstawy tej konstrukcji? Za-
wsze w parze małżeńskiej. Jeśli jesteś już w stałym związku – to tutaj,
w twoim partnerstwie (także jeśli należy do przeszłości). Jeśli jeszcze
nie, to punktem centralnym rodziny jest małżeństwo twoich rodziców.
To swoisty paradoks społeczeństw, że rodzinę stwarza i dźwiga na swo-
ich barkach relacja najbardziej podatna na przemiany, narażona na
zerwanie, zespolona uczuciem i przysięgą, nie więzami krwi. Niemniej
właśnie ta para łączy dwie obce rodziny i czyni je w linii potomków
jedną, już połączoną genetycznie.
W rodzinie w porządku?Porządek miłości to koncepcja Berta Hellingera i jakkolwiek jego
teoria i metoda ustawień uważane są za kontrowersyjne i nie zostały
uznane przez niemieckich psychologów, to tysiące ludzi na świecie
twierdzą, że im pomogła. Bez względu na poglądy, warto znać
tę teorię. Hellinger głosi, że nic innego jak naruszenie obowiązującego
porządku powoduje tragedie w rodzinie. Do zasad tego porządku
należy: hierarchia, poszanowanie rodziców i ich intymności,
poszanowanie starszeństwa wśród dzieci. Również pierwszeń-
stwo małżeństwa nad rodzicielstwem i że rodzina aktualna ma
pierwszeństwo przed rodziną pochodzenia lub rodziną wcześniejszą.
Innymi słowy: podstawą rodziny są rodzice, dzieci nie powinny
1 3 0
wiedzieć o ich sprawach, nie powinny brać udziału w ich konfliktach
ani decyzjach. Bez względu na okoliczności w rodzaju wyjazdu czy
śmierci jednego z rodziców nie mogą przejmować jego roli, zajmować
miejsca partnera. Bardzo często i chętnie występujemy przeciw tej
zasadzie. Zwłaszcza w czasach, kiedy powszechna jest partnerska
relacja z dziećmi, tak łatwo wciągnąć je w swoje sprawy, uczynić
sojusznikiem, obarczyć obowiązkami, a jednak nie tylko w koncepcji
hellingerowskiej, lecz według większości teorii psychologicznych
nie jest to dobre dla dzieci (więcej w podrozdziale o parentyfikacji).
Według Hellingera dzieci winne są rodzicom szacunek i wdzięczność
za życie – bez względu na ich czyny. W tej koncepcji role są jasno
określone, a zachwianie naturalnego porządku prowadzi do
problemów, nieszczęść, nawet chorób.
Patrząc na rodzinę jak na system – widzimy, że panują w niej okre-
ślone zasady i kodeks moralny, rytuały, obowiązki i definicje, są one
oczywiście dziedzictwem poglądów, wierzeń i kanonu wyniesionego
z rodzin pochodzenia. Nie jest w tej chwili ważne, jak to się budowa-
ło, w konfliktach czy podziwie i szacunku, czy dominuje system po
kądzieli, czy po mieczu, czy kodeksy przemieszały się, a może wypra-
cowano nowy na zasadzie zaprzeczenia starych praw? Jakiś jest – to
najważniejsze, jeśli chcemy popatrzeć na naszą ukształtowaną rodzinę
przez pryzmat ról. Ktoś, kto pilnuje tego porządku, to głowa tej rodzi-
ny, a ten, kto się z niego wyłamuje, będzie wspomnianą czarną owcą
i będzie generować konflikty i kryzysy. Nad kryzysami nie ma co ubo-
lewać, one mimo bólu niosą wartość budującą, inspirują do rozwoju
1 3 1
rodziny. Popatrz jednak na swoją rodzinę przez pryzmat tego, jak ta
aktywna w obecnej chwili konstrukcja obsadziła role. Czy ma swoje-
go superbohatera lub superbohaterkę? Kto jest rodzinną chlubą, a kto
zakałą?
Ja lubię metaforę monarchiczną, bo pozwala popatrzeć na rodzinę jak
na ród królewski – taki z baśni lub z historii, z czasów, kiedy zamki i dwory
były stałym elementem krajobrazu, tętniły życiem grody i podgrodzia.
Nie było filmów ani fotografii, ale byli malarze i portrety. Bardzo znany
obraz Francisca Goi pokazuje rodzinę królewską Karola IV Burbona.
Ustawieni jak należy do portretu: para królewska w centrum, po obu
stronach kuzyni i dzieci, infantki i książęta. Polecam wnikliwą „lekturę”
tego portretu. Goya nie pochlebił królowej, umiał jednak ukazać prawdę
o jej silnej osobowości, co podobno monarchini z kolei umiała docenić12.
Mniemam, że to ona, Maria Ludwika, gra w rodzinie pierwsze skrzypce
– stoi w centrum, tęga, brzydka, wykwintnie ubrana, silna, prawie równa
z mężem i wysunięta o krok do przodu. Ciekawe, co powiedziałby o tym
ustawieniu terapeuta hellingerowski? Co by się okazało, gdybyśmy
ustawili naszą rodzinę do zdjęcia naśladującego ten portret? Jakże inni
bylibyśmy w swoich współczesnych strojach i makijażach! Tak wiele
się zmieniło, prawda? I tak niewiele się zmieniło – też prawda. Fryzury
i kostiumy, obyczaje, zarządzanie czasem i przestrzenią, z tym że nie to,
jak my nimi zarządzamy, ale jak one zarządzają nami. Natomiast natura
człowieka i schematy rodzinne pozostały podobne.
12 Ciekawie przedstawia to Lion Feuchtwanger w biograficznej powieści Goya (wyd. polskie: Goya. Gorzka droga poznania, Świat Książki, Warszawa 2007).
1 3 2
LISTA OBECNOŚCI MOŻE BYĆ CAŁKIEM DŁUGA:
KOZIOŁ OFIARNY, MĘDRZEC, BENIAMINEK, RODZINNY BŁAZEN, RODZINNY PESYMISTA, GWIAZDA, MASKOTKA, SZARA EMINENCJA.
RÓL JEST WIELE, BO WIELE SYSTEMÓW I METAFOR, WEDŁUG KTÓRYCH MOŻNA JE KLASYFIKOWAĆ.
Wyobraź sobie taki portret swojej rodziny. Kto rządzi? Jak patrzy na
siebie „para królewska”, czyli, załóżmy, ty i partner lub twoi rodzice?
Gdzie kręcą się dzieci, jak sytuują się wobec rodziców i wobec siebie?
Są wśród nich więksi i mniejsi? Dziadkowie wyglądają zza ramion ro-
dziców, dominują czy raczej opierają się na nich, wymagając pomocy?
Tradycyjnie mocną jednostką jest król (ten, kto podejmuje decyzje
i zapewnia bezpieczeństwo w rodzinie). A królowa spełnia rolę opie-
kunki domowego ogniska i dba o spichlerze, ale wiemy doskonale, że
nie zawsze tak jest i tak było, co widać na obrazie Goi. Dawniej bardziej
przejmowano się pozorami. W naszych czasach, kiedy kobiety pracują
na równi z mężczyznami, inaczej wygląda polowanie czy wychowanie
dzieci, często role się mieszają. Bywa, że to mężczyźnie przypada mi-
sja westalki, a kobiecie rola rycerza lub podział przebiega poziomo, nie
pionowo i oboje są trochę królem, a trochę królową. Jakkolwiek ukła-
da się to w twoim przypadku – nie oceniaj tego, bo kwestia tęsknoty
za tradycyjnym podziałem ról, skutkami emancypacji to zupełnie inny
1 3 3
temat. Co innego postrzeganie i międzypokoleniowy przekaz dotyczą-
cy władzy i ról w rodzinie.
Nasz temat to portret rodziny. Czy narysowałeś go w ujęciu podob-
nym, jak stoją Burbonowie, czy jako ścianę, na której wiszą portrety
rodzinne – obojętne. Pójdźmy porządkiem starszeństwa.
Dziadkowie, jeśli są – rola władców starszych, niekoniecznie zdetro-
nizowanych – wciąż mają swoje królestwa, może już przekazali tron
lub nadal dzierżą władzę w rodzinach, ale silnie oddziałują na swój
ród, nawet jeśli... nie żyją. Jakim sposobem? A takim, że czasem mit ro-
dzinny równie silnie działa zza grobu, jak działał za życia. To w pokole-
niu dziadków najczęściej objawił się architekt naszej rodziny – patriar-
cha, autorytet nieodżałowany, ten, o którym pomyślałeś właśnie: „jaka
szkoda, że już go nie ma”; albo bohater rodzinny (oficer odznaczony na
wojnach, więzień obozów, działacz opozycyjny itp.). Taki dziadek so-
lidnie też działa na wyobraźnię rodziny, jest postacią mitologiczną. Być
może mamy w pokoleniu dziadków taką postać, której postępowanie
negujemy, chcemy żyć odwrotnie. Dziadków jest tylko dwóch – łatwo
przeanalizować, jakie typy trafiły się w waszym rodzie. Wnuki w myśl
podświadomej solidarności rodzinnej mogą powtarzać ten wzorzec
w swoim życiu. Sytuacja może się skomplikować, jeśli na rysunku zna-
leźli się stryjeczni – bracia i siostry dziadków, silne osobowości w kon-
takcie z rodziną. Nie pozostają bez wpływu na losy potomków.
Wśród babć spotykamy często matkę rodu (zwana na dworach
królową matką). To silna jednostka jak Urszula Buendía w powieści
Márqueza. Ona pilnuje tradycji i najważniejszych wartości. Jeśli ko-
1 3 4
jarzysz podobną babcię, stanowczą, zdecydowaną i zarządzającą i je-
śli to matka lub ciotka jednego z panujących małżonków, jest bardzo
prawdopodobne, że wciąż wpływa na swoje dzieci, dominując w ro-
dzinie. Jeśli już nie żyje, trwa w pamięci – podobieństwa do Najważ-
niejszej Ciotki nie są przypadkowe, te role często się nakładają. Ale
królowa matka nie musiała być czynna zawodowo, nie musiała mieć
osiągnięć w nauce lub sztuce, mogła całe życie być żoną i matką, ser-
cem rodziny, dobrym duchem, podporą wnuków i tak dalej. Potom-
kowie biorą od niej poczucie bezpieczeństwa i wszechwiedzę. Taka
silna babcia zwykle wybiera sobie spadkobiercę (płeć nie gra roli),
który ma być kontynuatorem władzy w rodzinie. Najczęściej szuka
w pokoleniu wnuków, nie dziwcie się więc, jeśli w waszej rodzinie za-
wód, talent albo pasję podobną do babci lub dziadka przejmie wasze
dziecko lub widzicie w swoim losie mocny odcisk losu dziadków…
Albo nagle zauważycie, że córka wyrasta na nieco wszechwiedzącą
mentorkę czy romantyczną, zwariowaną artystkę, barwnego ptaka.
Rodzeństwo władców? Bracia i siostry rodziców, dziadków, nasi,
jak wspomniałam, nie są obojętni dla rodu. Majordomus, kochany
stryjek, wspierająca cioteczna babcia Zula, czyli ludzie, na których
zawsze można liczyć. Inny wariant: skłócony, niechętny książę lub
księżniczka, którzy intrygują, są zazdrośni – najczęściej o uczucia,
ale bywa też, że o sukcesy lub majątek. Jeśli w pokoleniu dziadków
były kłótnie o spadki i rozmaite zaszłości, niesprawiedliwe podziały
dóbr albo zazdrość o uczucia, to oczywiste, że będą wpływać na na-
stępne pokolenia, czyli na nas i na nasze dzieci.
1 3 5
Dzieci – nasi następcy. Najstarsze, predestynowane do tronu, rokujące
i sprawcze. Tak je zdefiniowała rodzina, z niego ma wyrosnąć sukcesor,
ale też na nie spada największa odpowiedzialność za rodzinę, a co za tym
idzie – niebagatelny stres. Spośród pierworodnych wyrasta najwięcej
przywódców, kierowników, szefów, bo w rywalizacji o miłość rodziców,
utrzymaniu jej, gdy pojawia się rodzeństwo, wypracowali umiejętności
przywódcze13. Średnie – drugie w kolejce do tronu, uplasowane w środ-
ku rodziny, to rezerwowy bohater, najczęściej bardzo różny od swojego
starszego brata lub siostry. Dyplomata, bo ciągle między stronami, in-
dywidualista, bo musi włożyć najwięcej wysiłku w skupieniu na sobie
uwagi dorosłych, a przy tym średniacy to ludzie, którzy łatwo nawiązują
kontakty. I najmłodsze dziecko – pełni rolę beniaminka, często wyrasta
z niego buntownik i ryzykant. Australijczyk Michael Grose napisał, że
najstarsi z rodzeństwa rządzą światem, a najmłodsi chcą go zmieniać14.
Najmłodszy ma całą miłość rodziny, ale buntuje się, bo nie jest trakto-
wany poważnie. Najmłodsze dzieci są zwykle bardzo kreatywne, chociaż
mniej pracowite niż starsze, bo oszczędzane i faworyzowane przy po-
dziale obowiązków. Ale jeśli sięgnąć do baśni, to w ostatecznym rozra-
chunku ten najmłodszy, nierozgarnięty Jaś zgarnia całą pulę. Bo to on
potrafi sprostać zadaniom, ratuje wszystkich z opresji i dostaje księż-
niczkę za żonę, a wraz z jej ręką królestwo.
13 Badania o wpływie kolejności narodzin prowadził Alexandre Courtiol z Institute of Evolutionary Science w Montpellier.
14 W książce Why First-Borns Rule the World and Last-Borns Want to Change It, Penguin Random House, Australia 2003.
1 3 6
Zadanie
Narysuj lub tylko naszkicuj obecny stan rodziny w formie portretu
królewskiej rodziny i obserwuj.
Kto zasiada na tronie lub stoi w centrum jak u Goi? Jacy dziedzice
się pojawili? Kto jest silny, kto uległy? Kto daje pomoc, a kto wciąż jej
potrzebuje? Jak rozkłada się przepływ energii, kto daje, kto bierze:
uczucia, porady, finanse?
UWAGA: UKŁAD POWINIEN BYĆ ZRÓWNOWAŻONY,
WIĘC TYLE DAWANIA, CO BRANIA. JEŚLI ZAUWAŻASZ GDZIEŚ EWIDENTNĄ
NIERÓWNOWAGĘ, NIESPRAWIEDLIWOŚĆ, TO POSTARAJ SIĘ TEMU PRZECIWDZIAŁAĆ,
BO Z TAKIEJ NIERÓWNOWAGI RODZĄ SIĘ PROBLEMY.
Kto na twoim portrecie dostał najwięcej miejsca, kto został usunięty
w cień, a kto ledwie się zmieścił? Może jedno z dzieci jest większe
niż inne, a drugie bliżej serca? Czy ktoś odwrócił się od wszystkich?
To wszystko gra ról: taniec książąt i beniaminków, czarnych owiec
i intrygantów rodzinnych. I przede wszystkim – ty tak to postrzegasz
i definiujesz swoich bliskich. Można bawić się dalej: pozamieniać
role, wykonać drugi rysunek. Powiększyć swoją osobę zależnie od
1 3 7
intuicyjnych potrzeb. Może któraś z babć powinna zostać przesunięta
nieco bardziej w kąt, może dziadek powinien dostać uśmiech? Jednego
tylko nie wolno: nikogo nie możemy wygumkować.
Ale jeśli masz chęć dorysować osoby, na które czekasz, a których
jeszcze nie ma, zrób to jak Goya. Młoda kobieta zwrócona ku królowej
nie bez przyczyny nie pokazuje twarzy – to przyszła infantka, żona na-
stępcy tronu. Nie wiadomo było, kto nią będzie, ale wiadomo, że rola
jest do objęcia. Być może są takie miejsca i w twojej rodzinie?
Patriarcha – silna męska osobowość Czasem niestety despota, innym razem prawdziwy autorytet, warto
mu poświęcić trochę miejsca w rozważaniach o rodzinie. Chodzi
o ważnego w rodzinie mężczyznę. To ktoś inny niż najważniejsza
ciotka, silna prababka – niejako męski biegun podobnej wartości.
System rodzinny to z natury rzeczy powiązanie pierwiastka
kobiecego i męskiego i dlatego, mimo czasów gender, męski
patriarcha nie może być matką rodu tak jak w rolę ciotki nie może
wejść wujek. Patriarcha to prawodawca i ostoja bezpieczeństwa.
Pierwsze skojarzenia? Biblijny Mojżesz, bajkowy Papa Smerf ?
A może ktoś konkretny w twojej rodzinie? W przeszłości rodziny,
jakiś pierwszy dziadek, który pobudował dom i mama pamięta, jak
mawiał: „Praca na własnej ziemi to największe szczęście” – albo
inne w treści, podobne w sile przykazania. Może wciąż żyje i tak
miło zjeżdżać się do jego domu na święta? Wspominać go też dobrze,
odwoływać się do jego mądrości czy wiedzy. Pewnie wiele osób
1 3 8
czytających te słowa myśli o swoim ojcu lub dziadku, bywa to rodzony
brat lub pradziadek. „Dla mnie takim kimś był wujek Antek – mówi
Alina, moja znajoma, która zgodziła się opowiedzieć swoją historię.
– Był stolarzem w małym miasteczku. Jeździliśmy tam z rodzicami
co jakiś czas na święta. Wujek był niesamowity: chodząca uczciwość,
rzetelność i humor. Nigdy nikogo nie pouczał, nikogo nie karał,
a wszystkie dzieciaki się go słuchały…”. Taki ktoś ma siłę, z której
mogą czerpać pokolenia, i może być również dla ciebie studnią dobrej
energii. Dobrze pielęgnować w pamięci taką postać i odwoływać
się do niej w trudnych chwilach. Nie pomylisz go z despotą, bo
budzi zaufanie i daje ci poczucie bezpieczeństwa, podczas gdy typ
despotyczny nie budzi dobrych uczuć, lecz na przykład lęk lub
niechęć, poczucie niższości. Jeśli ważny w rodzinie mężczyzna żąda
bezwzględnego posłuszeństwa i uzurpuje sobie prawo do decyzji, nie
jest patriarchą, lecz despotą. A despoty najlepiej unikać.
Rodzina w pełnej obsadzieKról, królowa, dziedzic, ulubieniec? Patriarcha jako autorytet,
król, czasem despota? Popularny schemat może oczywiście
urozmaicać szereg osobowości innego typu, na przykład ze względu
na aktywność życiową: gwiazda (wielokrotnie nagradzany wujek
z osiągnięciami w sporcie, nauce lub biznesie), bierny cierpiętnik,
solidny pracuś, siłaczka, kujonka albo rodzinna ozdoba – bez
ambicji zawodowych czy edukacyjnych… Lub ze względu na styl
życia: niemoralna ciotka, orędownik pobożności, wdowiec, panna,
1 3 9
rozwodnicy. Teraz, kiedy coraz więcej jest rodzin patchworkowych,
konstelacje jeszcze bardziej się komplikują, ale każdy z nas jest
komórką zanurzoną w polu energii, każdy element wpływa na inne.
I w tym wieżowcu, w którymś z okienek tkwisz ty. Warto spraw-
dzić, w którym, jaka to rola i jak ci się z tym żyje. Może znakomi-
cie, a może ciąży ci przypisana przez najbliższych misja. Bywa
tak, że superbohaterka nie wytrzymuje presji i odpowiedzialności
i zaczyna chorować. Wciąż wydatkowała energię na innych, krążyła
między zakupami dla babci, chorą mamą, siostrą w kłopotach –
nagle jej ciało strajkuje, życzy sobie pomocy od innych. Zwykle
jej nie dostaje, nie dlatego, że ludzie dookoła są źli – po prostu nie
widzą jej potrzeb, przyzwyczajeni do innej roli, nie mogą uwierzyć
w słabość superbohatera. Bywa też, że pozornie przyjemna rola
rodzinnego ideału, wychwalanego, stawianego za wzór (przystojny
wnuczek z trzema fakultetami, perfekcjonista, duma rodziców)
nie wytrzymuje presji oczekiwania rodziny, a człowiek popada
w depresję, cierpi na zaburzenia, na przykład żywieniowe. Czasem
uświadomienie sobie obciążeń wynikających z roli pozwala
sprawdzić energetyczny bilans, popatrzeć, czy dostaję tyle, ile daję?
Pewne zmiany, nawet jeśli spowodują wyłom w gmachu, kłótnię lub
opór – mogą uzdrawiać system, jakim jest rodzina. Mogą przerwać
międzypokoleniowe dziedzictwo ról i poświęceń. Dlatego bardzo
interesującym doświadczeniem jest porównanie ról wstecz – na
tyle, na ile sięga pamięć. Powtarzalność pewnych zjawisk bywa
zaskakująca.
14 0
Przykład
Alina pochodzi z bardzo typowej polskiej rodziny inteligenckiej. Jej ro-
dzice to emeryci: nauczycielka i urzędnik, mieszkają w małym mieście.
Rodzina matki żyje tu od pokoleń, więc dziadkowie dwie ulice dalej.
Rodzina ojca z okolic miasteczka, mamy więc dziadków na wsi. Alina
wyszła z modelowego gniazda 2+2, bo ma starszego brata Karola. Ro-
dzice – pierwsze wykształcone pokolenie w swoich rodzinach, uznają
wartość studiów wyższych, nie robią różnic pomiędzy córką a synem,
wyłożyli fundusze na edukację obojga: i Alina, i Karol są wykształceni:
on ukończył politechnikę, ona farmację. W rodzinie funkcjonują mity:
Pierwszy (ze strony matki) – gloryfikujący patriotyzm i miłość,
opowieść o pradziadku żołnierzu, który zginął w 1939 roku, osiero-
cił dwoje dzieci, ale dzielna i kochająca go prababcia dała sobie radę.
Wychowywała dzieci jako samotna matka i już nigdy nie wyszła za mąż.
Wychowała babcię Aliny zakochaną w dziadku już przez lat trzydzieści,
ta mamę Aliny: żonę, matkę i córkę doskonałą. Cóż pozostaje Alinie?
Drugi mit – ze strony ojca – to mit przywiązania do ziemi, która nale-
ży do rodziny od pokoleń. Rodzina ma swój kodeks: zawsze obejmował
ziemię pierwszy syn, dziewczynki wychodziły za mąż, a jeśli nie – brat
spadkobierca musiał się nimi opiekować. Pierwszym synem był pra-
dziadek, jego schedę objął dziadek, ale tata Aliny zburzył stary porzą-
dek. Nie chciał rodzinnej schedy, poszedł na studia i z radością oddał
swoje prawa – uwaga: siostrze. Siostra (ciocia Ela) wyszła za mąż za
syna sąsiada, rolnika, więc wszystko ułożyło się doskonale. Pozornie,
bo rodziców w głębi duszy gryzł żal, że nie syn, a zięć jest gospodarzem
14 1
na ich ziemi. Ciocia Ela natomiast nieraz z żalem wzdychała, że nie za-
znała uroków studiowania ani życia w mieście.
Alina nigdy nie sądziła, że te rodzinne opowieści mogą mieć na nią
jakikolwiek wpływ. Sama wybrała sobie studia według zainteresowań
– farmację. Pragnęła poświęcić się pracy naukowej, więc na pewno nie
w małym miasteczku. Oznajmiła, że nie zamierza tu wracać, a co naj-
bardziej zabolało rodzinę: odeszła od praktykowania religii.
Jej brat Karol także nie chciał powrócić w rodzinne strony, ożenił
się z koleżanką ze studiów, podjął pracę w Krakowie. Rodzice zostali
sami w domu, który budowali z myślą o dzieciach. W pewien sposób
Karol powtórzył decyzję swojego ojca, który wyłamał się z rodzinnej
tradycji i porzucił rodzinną schedę. Alina w pewien sposób solidaryzo-
wała się z siostrą ojca, ciotką Elą, z którą zawsze się lubiły i która jest
jej chrzestną matką. Postępowała, jakby chciała zrealizować jej marze-
nia – wyjechała z domu, poświęciła się nauce. Trapiło ją, że mijają lata,
a ona nie spotyka mężczyzny, który mógłby być jej miłością, partne-
rem, ojcem jej dzieci. Często jeździła do rodzinnego domu, wysłuchi-
wała żalów matki, która nie polubiła krakowskiej synowej i obwiniała
ją za słaby kontakt Karola z rodziną. Kto wie, jak potoczyłyby się losy
Aliny, która już otworzyła przewód doktorski na uczelni, gdyby nie
choroba matki. Mama naprawdę potrzebowała opieki. Dla wszystkich
było jasne, że to Alina ma obowiązek pomóc, jak również dla samej
Aliny. Karol nie mógł porzucić rodziny i pracy w mieście. Ojciec sam
nie dawał rady, wciąż pracował, „Alinko, wróć” – słyszała ze wszystkich
stron, chociaż nikt tego nie werbalizował.
14 2
Ta historia ma happy end – jeśli popatrzymy na wydarzenia: Alina
wróciła, podjęła pracę, tak bardzo pomogła rodzicom, że stan matki się
poprawił. Co więcej: zakochała się, we własnym miasteczku odnala-
zła miłość... Spotkała kolegę z czasów liceum, wyszła za niego za mąż,
postanowili zainwestować we własną aptekę. Kiedy urodziła pierwsze
dziecko, chłopca, jej mama zupełnie powróciła do sił. „Nie ma czasu na
chorowanie, kiedy jest wnuk” – oznajmiła rodzinie. Zwłaszcza że Alina
znów była w ciąży. Tylko ciocia Ela, utyskująca na monotonną pracę
na wsi, westchnęła, poklepała pokaźny brzuch Alinki i powiedziała:
„Ale jeśli to będzie dziewczynka, musimy zadbać o to, by nareszcie stąd
wyjechała. Ani mi się waż chorować, Alka!”.
Ciocia Ela nieświadomie uchwyciła mechanizm, który działał w tej
rodzinie. Potrzeba zgodności z jej kodeksem, powtarzalności mitów
tak pracowała w podświadomości Aliny, że powodowała niemożność
znalezienia sobie partnera, ułożenia życia w mieście. Nawet choroba
matki mogła podświadomie wynikać z potrzeby zaangażowania cór-
ki do opieki. A dlaczego Karol nigdy nie odczuł poczucia winy? W tej
rodzinie od pokoleń syn miał miejsce uprzywilejowane jako dziedzic.
W chłopca inwestowano, od dziewczynki wymagano datków na rzecz
rodziny. Zadziałało to w przypadku Aliny, wcześniej Eli, ale gdyby po-
wiedzieć to głośno, na przykład przy świątecznym stole – nikt by się
z tym nie zgodził, bo na poziomie świadomym w tej rodzinie kocha się,
traktuje chłopców i dziewczęta tak samo. Najlepszy dowód: córka Alin-
ki dostała imię po babci i została pupilką całej rodziny. Karolowi nie-
zbyt się powiodło, żona nie zniosła jego zaborczości, pewności co do jej
14 3
roli wiecznie kochającej i oddanej mężczyźnie kobiety, więc zażądała
rozwodu.
Alina, obecnie dojrzała kobieta po 50-tce, jeździ do Krakowa łago-
dzić konflikty i ratować małżeństwo brata. Syn zmienił kolejne studia,
córka przebąkuje o wyjeździe za granicę. Alina bardzo się tym wszyst-
kim martwi. Ostatnio powiedziała mężowi, którego wciąż bardzo ko-
cha: „Rozchoruję się z tego wszystkiego, zobaczycie”.
Każdy psycholog powie jej, że ma duże szanse na chorobę, a jej
córka na rolę rodzinnej opiekunki. Do głowy mi nie przyszło napisać,
że może syn wejdzie w rolę opiekuna… ale możliwe, że odziedziczy
aptekę.
Zadanie
Co się powtarza?
Popatrz na swój geneoskrypt, poszukaj powtarzających się ról. Może
w każdym pokoleniu pojawia się osoba słaba, chora, którą muszą opie-
kować się inni, może zawsze jedno z dzieci wyjeżdża, inne zostaje?
Albo powtarza się mit osoby, która wszystkiemu daje radę? Znajdź
swoją rolę. Prześledź, kto w poprzednich pokoleniach ją odgrywał?
Jeśli jesteś najstarszą córką i taką właśnie osobą była twoja matka lub
ciotka, a wcześniej starsza siostra babci itd. – przyjrzyj się ich życiu.
Chorobom, wartościom, którym hołdowały, relacjom z małżonkiem
i z dziećmi. Ich doświadczenie może być wskazówką do twojego życia,
podpowiedzią, jakie obszary wzmocnić, w jakich dziedzinach ustąpić
i na jakie relacje szczególnie uważać.
14 4
Moje spostrzeżenie
W linii kobiecej mojej rodziny powtarza się rola najstarszej córki,
która bierze odpowiedzialność za dom, kontakty rodzinne, pewne
decyzje – o miejscu zamieszkania, wyjazdach i podobnych sprawach.
Moja mama, babcia i nawet prababcia, zresztą zupełnie inne
charakterologicznie – miały podobny los, były najstarsze, miały
młodsze rodzeństwo, prowadziły domy, wzięły odpowiedzialność
za swoje rodziny. Łączyło je jeszcze inne powiązanie: skłonność do
złamań i chorób kości. Jakby organizm sygnalizował przeciążenie,
jakby wskazówką było zadbanie o wsparcie, czasem wręcz prośba lub
domaganie się o nie – co bywa bardzo trudne, bo narusza poczucie
własnej wartości. Moja babcia Marianna zmarła w szpitalu po
złamaniu kości podudzia, mama Janka wyłamała sobie staw biodrowy
(także w szpitalu). Każda z nich ( ja też) jako pierwsze dziecko
urodziła dziewczynkę. Ciekawe: każda z nich poślubiła „młodszego
brata”, czyli tego z synów, który szuka dopełnienia w starszym
rodzeństwie. Co więcej: Marianna najmłodszego z trzech braci, Janka
najmłodszego z trzech braci i moja córka Agata – także najmłodszego
z trzech braci. Ja „tylko” młodszego z dwojga rodzeństwa, ale ja jestem
jedynaczką… Być może my – „pierwsze dziewczynki” – delegowane do
roli odpowiedzialnych Atlasek powinnyśmy czasem odpuścić kontrolę
i pozwolić innym wziąć na siebie odpowiedzialność? Dla dobra
naszych układów rodzinnych i zdrowia układów kostnych.
14 5
ROZDZIAŁ 5
Imię jak kodDlaczego właśnie Antonina?
Kacper, Sebastian, typowy Jaś lub oryginalna Gertruda? Imię nigdy nie zostaje nadane przypadkowo!
Czy znasz historię swojego imienia? Jak w twojej rodzinie traktuje się
nazywanie potomków? Może dzieci otrzymują imiona po przodkach
i w ten sposób rodzina utrwala pamięć o nich lub deleguje potomków
do kontynuacji życiowego dzieła dziadków? Czy istnieje imię
„tradycyjne” lub „wyklęte”? I czy to w ogóle ma znaczenie?
„Nomen omen” powiada przysłowie i nie jest bezpodstawne. I nie
przypadkiem zaroiło się nam od „słów” – „na początku było słowo”
i ono pozostało symbolem stworzenia. Według koncepcji filozofa
i twórcy hermeneutyki Hansa Georga Gadamera – natura poznawa-
nia świata przez człowieka jest językowa i coś, co nie istnieje w ję-
zyku, nie ma swojej nazwy, właściwie nie istnieje w ogóle. Biblijny
Adam, najstarszy rodzic ludzkości dostał od Boga pozwolenie, by
nadawać imiona wszelkiemu stworzeniu, dostał więc trochę boskiej
siły, no i… i tak zostało: nasi rodzice, którzy nadają imiona, w pe-
wien symboliczny sposób powtarzają dzieło stworzenia. W słowie,
które wybrali dla nowego członka rodziny, ukrywają się ich marze-
nia i emocje, nierzadko pomysł na życie dziecka. Od zapisu w me-
14 7
tryce wychowują już nie bezimiennego chłopca czy dziewczynkę,
ale Jasia, Stasia, Karolinę. Rozbudzają i wzmacniają wartości, któ-
re im samym kojarzą się z tym imieniem. A czemu kojarzą właśnie
takie wartości i emocje? A to już inna historia i nierzadko osadzona
w dziejach rodziny.
IMIĘ TO SWOISTY KOD ZNACZEŃ, JAKIE RODZICE NADAJĄ DZIECKU,
TO ICH TĘSKNOTY, WYOBRAŻENIA, WDZIĘCZNOŚĆ, A CZASEM PRAGNIENIE, BY DZIECKO
STAŁO SIĘ ZASTĘPCĄ PRZODKA, MIAŁO PODOBNE SUKCESY, NIE DAŁO MU PRZEMINĄĆ, CAŁKIEM ODEJŚĆ W ZAPOMNIENIE.
Kod w imieniu jest często ukryty, zapisuje go podświadomość
rodzica, ale bywa też, że intencja jest zupełnie jawna. Zresztą ludzie
od wieków celowo nadawali dzieciom imię z przesłaniem, znamy to
choćby z tradycji imion słowiańskich: wiadomo doskonale, do czego
delegowano dziecko o imieniu Sławomir, Gościrad, Mirosława,
Włodzimierz albo Mściwoj czy Bogusława. Czy później człowiek żył
zgodnie z intencją imienia, czyli dorosły Gościrad witał z otwartymi
ramionami przybyszy i nie wybijał ich nocą dla łupów – to już inna
historia.
14 8
Nie tylko dziedzictwo…Oczywiście, badania socjologiczne dotyczące motywów, którymi
kierują się ludzie, nadając dzieciom imiona, wskazują różnorodne
czynniki, zależne od sytuacji historycznej, trendów, mediów, etapu
życia małżeństwa. Raz bierze górę moda dyktowana przez popularne
seriale i filmy albo wielkie osobowości i pojawia się fala Franciszków,
Lechów, Krystynek czy dziwne Pamele lub Izaury. Na decyzje
rodziców ma też wpływ aktualna sytuacja historyczna – w dobie
unifikacji Polski z Europą popularne stały się imiona międzynarodowe,
jakby bezwiednie „ przygotowujące” dziecko do życia za granicą –
Róża, Kasia, Marek jako Rose, Kate, Mark łatwiej poradzą sobie na
międzynarodowym rynku pracy, będą czuli się w Europie bardziej
swojsko niż Świętopełkowie lub Bronisławy.
W dobie zaborów – z sentymentu za utraconą ojczyzną modne były
imiona królów Polski, a także bohaterów: Tadeusza (Kościuszko) czy
Józefa (Poniatowski). Sytuacja rodziny: awans społeczny, np. wyjazd
ze wsi do miasta także skutkuje określonym wyborem imienia, od-
stępstwem od tradycji wiejskich w kierunku tego, co rodzicom wydaje
się wielkomiejskie. Dlatego w polskich rodzinach o rodowodzie inte-
ligenckim i szlacheckim od lat panuje moda na Kaśki, Zochy i Mać-
ków, Bartków, a w wywodzących się ze wsi lub proletariatu na Eweli-
ny, Patrycje i Eleonory. Jedni rodzice szukają imienia oryginalnego,
by wyróżnić swoje dziecko spośród grupy ludzi, inni wybierają imię
popularne, bezpieczne, jakby dołączali do niego komunikat: „A lepiej
się nie wychylać”. Istnieją badania, według których ludzi o imionach
14 9
popularnych postrzegamy jako przyjaznych, obdarzamy większą
sympatią niż właścicieli imion wydumanych, po prostu intuicyjnie
bardziej lubimy zwykłą Krysię niż oryginalną Kwirynę. Podobnie
pozytywne reakcje budzą imiona krótsze i łagodnie brzmiące: Ania
wyda się nam bardziej przyjazna niż Honorata, zanim poznamy obie
osoby…15. Imię dziecku powinna wybierać matka, bowiem ona najle-
piej wyczuwa istotę maleństwa. A ono już po kilku miesiącach życia
wychwytuje z dźwięków słowo, które go wyróżnia ze świata, i gubi
się, jeśli słyszy kilka wariantów „siebie”, gdyż z różnymi odmianami
człowiek wiąże inne części swojej tożsamości. Jakub jest kim innym
niż Kuba, Kubuś, Kubcio albo Dżek (a coraz częściej słyszymy w Pol-
sce angielskie wersje imion). I – co ważne – nasze imię to wyraz,
który w całym życiu usłyszymy najczęściej w odniesieniu do swojej
osoby. Warto więc, by było dobrze dobrane, by się z nim utożsamiać,
a nie zawsze tak się dzieje. Psychoanalitycy twierdzą, że osoby posłu-
gujące się pseudonimami lub używające drugiego imienia to te, któ-
rym imię wybrano nieodpowiednio albo właśnie zostało niefortunnie
odziedziczone. Freud był zwolennikiem nadawania dzieciom imienia
rodzinnego, związanego z przodkiem, chociaż sam nosił imię Zyg-
munt na cześć trzech królów Polski. Pochodził z rodziny żydowskiej,
która osiedliła się w tolerancyjnej Polsce za ostatnich Jagiellonów.
Jego rodzice, chociaż sami przeprowadzili się do Austrii, nadali syno-
wi imię Zygmunta Starego, Zygmunta Augusta i Zygmunta III Wazy.
15 https://plus.nowiny24.pl/magazyn/a/imie-ma-znaczenie-w-zyciu-czlowieka-alez-oczywiscie,11654944
1 5 0
Freud chyba lubił być Zygmuntem, bo drugiego, żydowskiego imienia
Szlomo (po dziadku) nigdy nie używał. Może właśnie dlatego, że jego
zdaniem imię, które nawiązuje do określonej biografii i czynów, ma
wpływ na podświadomość człowieka.
Więc jeśli po przodkach...To według jednej z najstarszych reguł. Niegdyś imię było sprawą
przede wszystkim tradycji rodzinnej, właściwie w każdej kulturze,
tak w europejskich dynastiach rodzin królewskich, jak w plemionach
Indian. Jak najbardziej oznaczało to delegowanie człowieka do
określonych zadań, czasem zgodę na określony los. W skandynawskiej
sadze A lasy wiecznie śpiewają Trygve Gulbranssena – pierworodny
syn zawsze dostaje imię Troid, a drugi Dag. Z pokolenia na pokolenie
powtarza się to samo: starszy jest zapalczywy i kochliwy, ginie w bójce
o kobietę, a młodszy jest przeznaczony do kontynuacji rodu. Czy
zmiana imienia zmieniłaby biografię braci? Może sama świadomość
mechanizmu pozwoliłaby zmienić przeznaczenie? Imię po pradziadku
nie jest przecież ani nakazem, ani gwarancją zwycięstw. Każdy
człowiek od nowa buduje historię swojego imienia, więc może jakąś
wartość przodka uznać, a jakąś odrzucić. Jeśli wyjątkowo źle czuje
się z imieniem nadanym przez rodziców, może, a nawet powinien
je zmienić. Ale i w takim wypadku warto poznać historię nadania
imienia, i jakakolwiek by ona była, pochylić się nad znaczeniami,
które odrzucamy. Imię przybrane, które zastąpi prawdziwe, też ma
moc, energię czegoś nowego. Najlepszym dowodem jest symboliczna
1 5 1
zmiana imienia, której dokonują papieże wstępujący na tron
w Watykanie albo mnisi i zakonnice przyjmujący za furtą nowe imię –
znak nowej, odmiennej misji w życiu.
Większość z nas jednak imię dostaje od rodziców i już z nim się nie
rozstaje. Anne Schützenberger pisze, że imię nigdy nie zostaje nadane
przypadkowo, zawsze stoją za nim podświadome cele, zawsze niesie
jakieś konsekwencje. Każde imię ma jakąś genezę, czasem zaskakują-
cą. Oto przykład: rodzice znajomej mi Wandeczki nieświadomie nadali
córce imię pierwszej narzeczonej jednego z dziadków, Wandy, zmar-
łej w młodości, co wprawiło starszego pana w konsternację. Czytając
o adopcjach, natrafiłam na historię, w której adoptowana w dzieciń-
stwie kobieta bezwiednie nadaje córce imię swojej biologicznej matki.
Nawet jeśli był to przypadek, bo tak im akurat strzeliło do głowy – to
Freud rzekłby, że nie ma takich „strzałów” ani „przypadków”, każdy
przebłysk podświadomości coś oznacza, tu zapewne ukrytą lojalność
rodzinną czy tęsknotę za prawdziwą matką. Istotne są też okoliczności,
w jakich nadano człowiekowi imię, czyli właśnie...
Historia nadania imienia„Noszę imię matki, która zmarła przy porodzie”. „Sam wybrałem sobie
imię, rodząc się w dzień świętego Patryka”. „U mnie zdecydowała
babcia, dostałem imię jej ukochanego brata”.
A u ciebie?
Opowieść, jak to było z imieniem, powraca w późniejszym życiu, jak
prywatna baśń, a baśni lekceważyć nie należy! W nich prawie zawsze
1 5 2
imiona są znaczące: Czerwony Kapturek i Kopciuszek, i Śpiąca Kró-
lewna, Jaś Wędrowniczek czy Głupi Jaś – realizowali scenariusze losu
nakreślone przez imię, ba, nawet musieli przełamać bariery, które im
nakładało. Kopciuszek musiał przeistoczyć się w piękną księżniczkę,
Śpiąca Królewna przerwać sen, Jaś Wędrowniczek znaleźć swoje miej-
sce na ziemi, a Głupi Jaś okazać się mądrym… te imiona zawierały za-
lążki misji ustalonych dla swoich właścicieli. A w życiu bywa podobnie
jak w baśni – przynajmniej jeśli chodzi o zadania do wykonania, bo już
z happy endem bywa różnie.
Jakie zadania i życiowe misje niesie twoje imię? Czy opowiadano ci
może o jakichś „szeptach przy kołysce”? Ten rytuał też pięknie uchwy-
cili twórcy baśni: wróżki przynoszące nowo narodzonemu dziecku
dary w postaci urody, dzielności, mądrości to nic innego jak owe szep-
ty: rodziców, babć, przyjaciółek. Przepowiednie w rodzaju: „Ale z niego
będzie rozrabiaka”, „To będzie mądra dziewczynka, zobacz, jakie ma
czoło”, „Niunia prześliczna, ta to będzie kaprysić, łamać serca”! – to
stygmaty, które potrafią na dobre zagościć w głowach rodziców. Warto
o nie zapytać, warto na nie uważać, bo wpływają na wychowanie i na
osobowość człowieka. Przepowiednie i sygnały ukrytej lojalności ro-
dzinnej najczęściej ujawniają się także w historii nadania imienia.
Jak nadano mi imię – przykłady
* Erika miała być Julią. Ale zadanie zarejestrowania dziecka
w urzędzie wziął na siebie tata, który bardzo wzruszony szedł powoli,
po drodze wnikliwie rozmyślał i zmienił zdanie. Postanowił nadać
1 5 3
córce imię swojej babki, akcentując szwedzkie pochodzenie. Osiadł
w Polsce, ale podświadomie czuł wyrzuty sumienia z racji odcięcia się
od swoich korzeni. Co zabawne – historia powtórzyła się w następnym
pokoleniu. Erika chciała nazwać córkę Julia – jakby zadośćuczynić
dawnemu pragnieniu matki. Ale znów w ostatniej chwili zmieniła
zdanie, znów cudzoziemski gen domagał się uszanowania –
ostatecznie zdecydowali się na Dagmarę, a to imię ma skandynawskie
pochodzenie. Dagmara, dziś dorosła osoba, po ukończeniu studiów
pojechała poznać rodzinę ojca, a w bonusie los zesłał jej spotkanie
z miłością życia i osiadła w Szwecji.
* W przypadku Jolanty miała miejsce podobna sytuacja: tata nowo
narodzonej dziewczynki wybrał się do USC, z przykazaniem od żony,
by podał w metryce imię Julita, bo takie bardzo się jej podobało.
Niestety, spotkał kolegów, godnie uczcili narodziny i chociaż do
urzędu dotarł, zapomniał na śmierć, jakie miało to być imię. Pamiętał,
że na J. – a takie kojarzyło mu się tylko jedno, jako miłe wspomnienie
z dzieciństwa, imię Joli, pierwszej miłości. Córeczka została więc
Jolantą, a mama jej nie sprostowała pomyłki, twierdząc, że tak widać
miało być. Julitą nazwała drugą córkę. W tej rodzinie córki nawiązały
silniejsze więzi z jednym z rodziców: Jola zajęła miejsce ukochanej
córeczki tatusia, a Julita wielkiej przyjaciółki mamy. Czy kwestia
nadania imienia miała na to wpływ? W jakimś stopniu na pewno,
bo rodzice nadając imiona, ulokowali przy danej córce określone
znaczenia. Ów kod w przypadku Joli oznaczał pozytywne emocje
1 5 4
ojca, w przypadku Julity marzenia matki związane z jej wyobrażeniem
o osobie o takim imieniu.
* W mojej rodzinie od strony matki zawsze pierwszy syn otrzymywał
imię Aleksander i tak było w linii dziadków. W pokoleniu mamy odstą-
piono od tego zwyczaju, najstarszy syn dostał imię Ryszard, a w moim
pokoleniu nikt już nie pamiętał o Aleksandrze. Ale kiedy wyszłam za
mąż, okazało się, że matka mojego męża ma na imię Aleksandra. My-
ślałam nawet o tym, by nazwać tak pierwszą córkę, lecz życie mojej te-
ściowej obfitowało w troski i ciężką chorobę, która zabrała ją w dość
młodym wieku, postanowiliśmy więc nazwać ją inaczej. Została Aga-
tą, być może podświadomie zachowaliśmy pierwszą literę imienia?
A kiedy pokolenie Agaty zaczęło mieć dzieci – pierwsza dziewczynka,
wnuczka mojego brata, dostała imię Aleksandra. Zupełnie nieświado-
mie jej rodzice nawiązali do tradycji! Imię to powróciło, jakby stary ro-
dzinny rytuał domagał się uszanowania. Mała Ola przełamała widać
jakąś barierę, bo w rodzinie, w której dotąd rodziły się same dziew-
czynki, w pokoleniu praprawnuków pierwszego Aleksandra, zaczęli
pojawiać się także chłopcy.
* Pewna kobieta w znanej mi wsi nazwała swoją córeczkę imieniem
córki przyjaciółki, która kilka lat wcześniej przeżyła tragedię: jej có-
reczka Stefania utopiła się w rzece. Na cześć zmarłej, by sprawić przy-
jemność przyjaciółce, dziewczynka dostała imię Stefania, i wiadomo,
kto został jej chrzestną matką. Widocznie jednak nad tym imieniem
1 5 5
ciążył jakiś cień – Stefania nr dwa jako dwudziestolatka zginęła w wy-
padku samochodowym. Nie chodzi bynajmniej o samo imię, znam kil-
ka Stefanii, które żyją długo, szczęśliwie i są silnymi kobietami. Raczej
o los „dziecka zastępczego”, bo ono podświadomie nawiązuje do losu
tego, po którym nosi imię. Biografie dzieci nazwanych po zmarłym
braciszku lub siostrze wskazują, że nie jest to najlepszy pomysł. Zakłó-
ca poczucie tożsamości, gdzieś w głębi podświadomości rodzi poczucie
winy, obecności cudzego życia i bywa, że prowadzi do frustracji.
* Ojciec nowo narodzonej dziewczynki, mediewista i filozof, zafascy-
nowany literaturą średniowiecza nazwał córkę Izolda. Kiedy Izolda
dorosła, używała tylko imienia Iza i nie znosiła oryginalności (dzi-
waczności swojego prawdziwego imienia). Niemniej kiedy urodził się
jej syn, uległa sentymentowi ojca i nazwała go Tristan. Z pełną świado-
mością, że skazuje go na los dziecka o dziwnym imieniu. Jeszcze trud-
niejszy niż własny, bo od Tristana trudno uciec – w skrócie „Trystek”
czy „Stan” nadal pozostaje egzotyczny. Stan Borys na scenie się obroni,
ale Stan Polaczko w szkole słabo. Chłopiec musiał znosić drwiny kole-
gów, a imię oryginalne docenił dopiero, gdy został artystą malarzem,
bowiem w tym świecie oryginalny pseudonim jest wartością poszuki-
waną – Tristan miał ją w prezencie od matki. Może podświadomie uło-
żyła mu artystyczny scenariusz?
* Imię nadał córce tata spragniony syna. Chłopiec miał być Kazimie-
rzem, a że urodziła się dziewczynka, uparł się, że w takim razie będzie
to Kazimiera. Istnieje koncepcja, że kobiety obdarzone męskim imie-
1 5 6
niem mają cechy męskie, są samodzielne, potrafią zarządzać, chętnie
podejmują ryzyko i to one z męską odpowiedzialnością zajmują się ro-
dziną. Los mojej znajomej rzeczywiście potwierdza tę tezę: tak się sta-
ło, szybko owdowiała i radziła sobie sama. Kazia nie zdążyła urodzić
dziecka, ale adoptowała chłopca, a po kilku latach, kiedy została bab-
cią, zajęła się samodzielnie wychowaniem wnuków, bo jej syn z żoną
wyjechali za granicę. Zatem niejako weszła w rolę męską – wychowy-
wała dzieci, kochała je, brała za nie odpowiedzialność, ale ich nie ro-
dziła. Czy naznaczyło ją w jakiś sposób ojcowskie pragnienie męskiego
potomka? Bo to ono ujawnia się w chwili decyzji o nadaniu córce mę-
skiego imienia – lub odwrotnie – synowi żeńskiego. Jeśli mały Michał
słyszy od dziecka, że jest kochaną Michasią mamy, to także dostaje
pewien komunikat, który nie jest obojętny dla kształtowania osobowo-
ści tego mężczyzny. Niemniej – jeśli tak jest, jeśli odkrywamy w sobie
elementy podobnych prezentów od rodziców, warto je wykorzystać,
uczynić z nich swoje mocne strony. Pierwiastek męski może przydać
się kobiecie, nie musi w niej dominować i vice versa.
Magda czy Madzia? Historia nadania imienia w zarodku programuje także stosunek
emocjonalny człowieka do własnego imienia. Rodzice zastanawiają
się, jak to będzie w skrócie, jak imię dopasuje się do nazwiska, już
wiedzą, że to mała Niutka, ale w dokumentach zapisują Danuta.
I dzieje się tak, że większość ludzi lubi swoje imię, natomiast ma
wątpliwości co do odmian. Każda Magdalena, jaką znam, a znam
1 5 7
ich sporo, ma nieco odmienne poglądy na ten temat, według jednej
zdrobnienie „Madzia” brzmi jak rozgotowane kartofle, według innej
„Magda” jest twarde i ma moc ponurego okrzyku bojowego, znam
Lenki, które są naprawdę Magdalenami i Magdy, które wolałyby
być Magdalenkami. Ale znakomita większość jest zadowolona
z podstawowej formy Magdalena i uznaje ją za piękną. Psychoanalityk
zastanowiłby się, czemu zdrobnienie przywodzi na myśl akurat
rozgotowane kartofle i czemu ten obraz budzi niechęć. Jakiego
obszaru dotyka „rozmemłanie, rozciapcianie” i czy to właśnie ta
część własnej osobowości, której Magdalena nie znosi, obawia się tej
cząstki w sobie? Z kolei niechęć do formy „Magda” być może zdradza
potrzebę wyeksponowania delikatności, miękkiej, a nawet uległej
części swojej osobowości? Imię to pochodzi od miejsca (Magdala
w Galilei), ma więc proweniencję „terytorialną”, co może sugerować,
że każda Magdalena potrzebuje mocnego osadzenia w ziemi, łączności
z korzeniami, realnego wparcia w rodzinie – a jeśli to traci, będzie
przeżywać porażki i poczucie niepewności. Magdalena musi wiedzieć,
skąd jest i dokąd zmierza. Jeśli nie chce być Magdą, Madzią, Magdusią,
Duśką, Leną – odrzuca jakiś pierwiastek: dorosłości (pani Magda),
delikatności i słabości (ta mała Madzia), zależności od kogoś, dziecka
w sobie (Magdusia dziadziusia, Dusia woła mamusia), poszukiwania
własnej tożsamości lub innych osobowości w sobie (Lena to już nieco
inna Magdalena).
Podobne uwagi potwierdzają się przy każdym imieniu, bo zdrobnie-
nia to symbol dziecka i dziecinności, przekształcenia to poszukiwania
1 5 8
innych znaczeń, więc Joasia i Marysia mogą czuć się infantylizowane,
Aśka i Marycha brutalizowane, a jeśli chcą być Jo, Isią lub Marylą –
to nieco uciekają od podstawowej wartości swojego imienia. Od czego
jeszcze?
Ludzie oczywiście powinni sami decydować, jaką formą imienia ich
nazywać, co deklarują, przedstawiając się jako Hanka, Nina, a nie Ha-
nia lub Janeczka. Ciekawą wskazówką naszych czasów jest Facebook
– bo zamieszczając swój nick lub podpis na profilu, przez moment,
często podświadomie ujawniamy, jak postrzegamy siebie, jak chcieli-
byśmy być nazywani. Ale niestety, na otoczenie, czyli „oko społeczne”,
nie ma rady: będzie nazywać Jerzego Jurkiem, Adriannę Adą, a Mie-
czysława Mieciem, czy zainteresowani chcą tego, czy nie. Dlatego tak
bardzo lubię zanikający już zwyczaj podlaski, według którego z sza-
cunku do dorosłej osoby używa się pełnego imienia człowieka. Wyro-
słam tam jako Katarzyna, tak mówili do mnie rodzice i ciotki. Oczywi-
ście trudno, by dzieci wołały do siebie na podwórku: „Witoldzie oddaj
mi łopatkę”, ale trend współczesny, który prowadzi do omijania imie-
nia w pełnym brzmieniu (bo to sztywne, zarezerwowane dla sytuacji
oficjalnych) nie jest ze wszech miar korzystny. Już wkrótce tylko agen-
ci ubezpieczeniowi, sprzedawcy usług, akwizytorzy i urzędnicy będą
zwracać się do mnie: „pani Katarzyno”. Może szkoda?
Kwestia patronaPatron powinien być siłą wspierającą. Czy patronem naszym jest
święty, czy postać literacka, filmowa, czy właśnie przodek, każdy
1 5 9
z nich niesie ze sobą określoną wartość, atrybuty, dokonania, a być
może także błędy. Świadomość, kim jest patron, i porównanie jego
losu z własnym może być tylko rozrywką, ale także może dać do
myślenia. Na spotkaniach autorskich z młodzieżą zauważyłam,
że temat imienia budzi dużo większe zainteresowanie niż kwestia
tworzenia literatury. Pytanie o imię znacznie ożywia słuchaczy
i wzbudza zainteresowanie, nadanie imienia budzi emocje. Zdarzają
się sytuacje zabawne, jak wyznanie jednego z uczniów, które
wywołało salwę śmiechu: oznajmił, że dostał imię po sąsiedzie. Nie
udało mi się dociec, czy to był celowy żart chłopca, czy naprawdę
dostał imię zaprzyjaźnionego sąsiada i jak to traktuje rodzina, ale
koledzy odczytali to jednoznacznie. To, jak bardzo interesująca
dla młodych ludzi jest kwestia imienia, potwierdza fakt, że kiedy
przychodzi moment bierzmowania, czyli ten, w którym sami mogą
dobrać sobie imię do nadanego im przez rodziców, pragną to imię
dopasować do swoich zainteresowań czy pragnień. Następuje
przeszukiwanie portali z imionami świętych i w końcu wybór
podyktowany jakimiś potrzebami, lojalnościami, świadomymi lub
nie. Dziewczyna, która wybiera imię Wiktoria, być może potrzebuje
sukcesów, Łucja symbolicznego światła albo więzi z jakimś
członkiem rodziny. Pewna Agnieszka przyjęła na bierzmowaniu imię
Weroniki, nie umiała wyjaśnić, dlaczego tak bardzo się jej podoba
i dlaczego mama jest niechętna pomysłowi. Nie wiedziała, że to imię
kuzynki, o której w rodzinie nie mówiono, bo zmarła na obczyźnie
pokłócona z krewnymi.
16 0
Natomiast co się dzieje, kiedy świadomie wybieramy sobie lub dziec-
ku imię fajnego pradziadka czy pięknej prababki, nawet jeśli uciekła
przez okno z kochankiem? Co wtedy?
Patron wybrany spośród przodków z pewnością wzmacnia więź mię-
dzypokoleniową. Także w jakiś sposób stygmatyzuje, ale jeśli nosisz
imię swojego przodka, wcale nie znaczy, że powielisz jego los lub wła-
śnie wobec niego masz jakieś obowiązki. Z pewnością był to miły czło-
wiek – zwykle nadaje się dziecku imię przodka zacnego, dziecko o tym
wie i wzrasta w poczuciu szlachetnego dziedzictwa, więc może czerpać
ze swojego imienia korzyści. Nie spotyka się potomków nazwanych
imieniem stryjka kolaboranta – imion obarczonych tragedią, zbrodnią,
nieszczęśliwym wypadkiem raczej się unika. Ale jeśli miałaś w rodzie
słynną babcię, na przykład uczoną, lub dziadka, wspaniałego architek-
ta, i jego imię nosi ulica w waszym mieście? Rodzice dając ci to imię,
ustalili pewien drogowskaz, chcieli zakodować cię na podobny sukces.
Możesz czerpać z tego do woli, mieć poczucie wsparcia dziadka, być
dumny ze swoich korzeni. Mogli też po prostu pragnąć przedłużyć
w ten sposób pamięć o dziadku – to też cię do niczego nie zobowiązuje.
Niebezpieczeństwo tkwi tylko w tym, by nie ugrzęznąć w cieniu wiel-
kiego przodka, nie zostać przygniecionym ciężarem jego pomnika. Jest
na to rada: świadomość własnej odrębności. Potomek, który czuje się
zdominowany znakomitą biografią przodka, może mu to powiedzieć
lub napisać list:
Dziadku Janie, byłeś wspaniałym kapitanem statku, podróżnikiem
i odkrywcą: osobą zdecydowaną i obdarzoną poczuciem humoru, ko-
16 1
biety cię kochały i tak dalej. Ale ja – następny Jan, czyli Janek, mam
swoje życie. Wolę krawiectwo i nie lubię podróży, więc będę realizował
swoje pasje. Chętnie wezmę od ciebie kodeks zasad, upór i poczucie
humoru. Wspieraj mnie w mojej własnej podróży przez życie. Właśnie
zdecydowałem się zostać projektantem mody.
Z poważaniem: Jan Kowalski, syn Andrzeja, wnuk Jana i Ryszarda.
Na pamiątkę po człowiekuNieco inny przypadek zachodzi, gdy potomek dostaje imię przodka
„na pamiątkę”. Na pamiątkę po to, aby zaznaczyć w następnych
pokoleniach, że taki człowiek był, istniał, może o nim zapomniano?
Przykład z życia: wnuczek dostał imię biologicznego dziadka. Bab-
cia tym razem nie uciekała przez okno, lecz podczas wakacyjnego
wyjazdu do wód wdała się w pozamałżeński romans z przystojnym
panem Eugeniuszem. Miłość zaowocowała córeczką i tajemnicą,
bo babcia wychowała ją jako dziecko swojego męża. Jej kochanek
zaginął bez wieści podczas wojny, nie przekazała rodzinie żadnych
informacji o nim, ani nazwiska, ani pochodzenia, nie mówiąc o cha-
rakterze czy zamożności. Sentyment odezwał się, gdy córka dorosła,
wyszła za mąż i urodziła chłopca, dostał pod wpływem babci imio-
na Andrzej Eugeniusz. Żył sobie w nieświadomości, że nosi pamięć
o nieznanym biologicznym dziadku, imienia Eugeniusz nigdy nie
używał. Trudno powiedzieć, czy odziedziczył cokolwiek z Eugeniu-
sza, ale w życiu Andrzeja powtarzały się niedokończone sprawy: nie
ukończył studiów, inicjatywy biznesowe kończyły się klęską, wyraź-
16 2
nie prześladował go pech nietrafionych pomysłów, zaniedbań i strat.
Być może wojna i śmierć przerwała życie dziadka Eugeniusza, nie
mógł dokończyć jakiegoś przedsięwzięcia, może zginął w straszny
sposób? Według psychogenealogii wnuczek może z racji ukrytej lo-
jalności powtarzać jego los. Z pewnością warto byłoby dokopać się
do historii Eugeniusza, znaleźć jego grób, zdobyć wiedzę o nim. Jeśli
to niemożliwe, Andrzej powinien symbolicznie uznać go za swojego
dziadka, zapalić mu znicz i tym gestem przyjąć go do rodziny. Być
może pasmo klęsk zostałoby przerwane, ale do tego musiałby się do-
wiedzieć o całej historii. Tymczasem nie zawsze wiemy o podobnych
lub nawet mniej tajemniczych okolicznościach. Co wtedy? Pozosta-
je nam zbadać swój stosunek emocjonalny do imienia, poznać jego
pochodzenie. Czy jest to imię biblijne jak Ewa, Maria, Magdalena,
słowiańskie jak Mirosław, Zbigniew, Leszek, pochodzące od kwiatu
jak Róża czy Wioletta, z greki jak Katarzyna, Zofia, z historii jak Jo-
anna czy Jadwiga? Warto zaobserwować, czy element znaczący tego
imienia lub coś z siły lub losu patronki pojawia się w naszym życiu.
Czy słowo, które nas oznacza i wyodrębnia spośród wszystkich in-
nych ludzi, ma w sobie element ognia (Agnieszki, Agaty, Eugenie)
czy mądrości (Zofie), czy piękna (Heleny), królewskiej władzy (Re-
gina, Kinga, Karolina), może zwycięstwa (Wiktoria, Laura) – i jakie
w nas budzi emocje. Nikt nie jest obojętny wobec swojego imienia,
jak nie jest się obojętnym wobec swojego losu. Ja na przykład lu-
bię swoje imię i to, co mówiła o nim mama: Katarzyna to imię o du-
żym potencjale, bo nosiły je królowe i praczki, dziewczyny wiejskie
16 3
i caryce. Mawiała, że moją patronką jest święta Katarzyna ze Sieny.
Lubiła też bardzo Wichrowe Wzgórza i sympatia do bohaterki tej po-
wieści wpłynęła na wybór mojego imienia. Też ją lubię, chociaż nie
życzyłabym sobie podobnie tragicznej historii. Moją patronką rze-
czywiście jest chyba Katarzyna ze Sieny, bo bezwiednie ustaliłam
sobie imieniny na koniec kwietnia, mimo że wszystkie znajome Kasie
obchodzą je 25 listopada. Katarzyna ze Sieny wstąpiła do klasztoru,
ale działała dość aktywnie w swoim świecie, nawoływała do krucjat,
pouczała papieży, pomagała trędowatym, o siebie nie dbając wca-
le. Nie przyjmowała pokarmów i w końcu zagłodziła się na śmierć.
W czasach współczesnych prawdopodobnie zdiagnozowano by u niej
anoreksję. Uświadomiłam to sobie, kiedy i w moim życiu przyszedł
trudny czas, ciąg bardzo złych zdarzeń spowodował, że zrozumiałam,
jak to jest, kiedy organizm odmawia przyjęcia posiłku. W trudnych
chwilach sięgam po stare lektury, a kieszonkowe wydanie Wichro-
wych Wzgórz mojej mamy zawsze mam w zasięgu ręki. Tak i tym
razem udałam się duchem do osiemnastowiecznej Anglii i dworu,
i po raz pierwszy zwróciłam uwagę na to, jak umiera moja literacka
patronka – Katarzyna. Zamknęła się w pokoju i odmawiała przyjęcia
posiłków. Właściwie zagłodziła się, podobnie jak święta ze Sieny...
Katarzyna, córka Janiny, a dodam, że moja mama także była Janiną.
Cóż, jeśli chodzi o mnie, to odkrycie dobrze mi zrobiło. Pokonałam
swój życiowy kryzys, weszłam w nowy etap, a potrawy znów zaczęły
mi smakować. Może dlatego, że moje imię ma też silny aspekt rodzin-
ny, ale to już zupełnie inna historia i zupełnie inna książka.
16 4
Zadanie
1. Opisz historię nadania twojego imienia. Jeśli jej nie znasz, zapytaj
rodziców, chrzestnych. Pomyśl, czy elementy tej historii: motywy, wąt-
pliwości, w jakiś sposób powracają w twoim życiu?
2. Czy masz swojego patrona? Jakie cechy i czyny tej postaci lubisz, co
ci się nie podoba? Uwaga na to, co budzi niechęć, najczęściej to nasze
własne wady.
3. Jaką postać swojego imienia lubisz a jakiej używasz najczęściej? Ja-
kiej formy nie lubisz? Pomyśl dlaczego i jak to przenosi się na cechy
i postawy w życiu, których też nie akceptujesz?
4. Czy istnieje imię, które pragnąłbyś nosić, podoba ci się bardziej od
własnego? Jeśli tak, przyjrzyj się temu imieniu: wartościom jakie nie-
sie, cechom, dla których tak ci się podoba. Może dałoby się wprowa-
dzić je do swojego życia i bez zmiany imienia?
16 5
ROZDZIAŁ 6
Mapa, atom, czyli nie tylko więzy krwi
Gdyby odtworzyć dokładnie wakacje z czasów, gdy miałeś kilka lat, okazałoby się może,
że pies Azor był ważniejszy od rodzeństwa, obraz na ścianie rozbudzał marzenia, a domek w ogrodzie
stał się całym twoim światem.
Jest takie miejsce, w którym czas się zatrzymał. Wszystko tam pozostało
po staremu: w pokoju na ścianach nadal wiszą plakaty, ogród zawsze
pełen owoców, a matka młoda. To miejsce dostępne tylko dla ciebie, kraj
dzieciństwa, „co zawsze zostanie czysty i piękny jak pierwsze kochanie”
– tu się zgadzam z wieszczem w pełni. Być może poeci wielkiego
formatu wiedzieli lub wyczuwali, o co chodzi. „W mojej ojczyźnie, do
której nie wrócę…” – pisał Miłosz. Większość osób interpretuje ów
wers jako wyraz tęsknoty emigranta za krajem, ale tak naprawdę jest
to wspomnienie dzieciństwa, ojczyzny, którą każdy musi stracić, ale
też w jakiś sposób zawsze nosi w sobie. Gdybyś mógł dokończyć to
zdanie, przenieść się myślą w dzieciństwo i czas dorastania, opisać
albo narysować najważniejsze elementy tego świata: osoby, zwierzęta,
przedmioty, stworzyłbyś swój prywatny, intymny krajobraz młodości.
Anne Ancelin Schützenberger nazywa elementy tej przestrzeni
16 7
atomem społecznym, symbolicznym rysunkiem więzi emocjonalnych
z najbliższym otoczeniem czasów dorastania. Atom czy może mapa,
narysowana intuicyjnie, „z ręki”, bez głębszego zastanawiania się, daje
obraz tego, co tkwi głęboko w pamięci, najważniejszych elementów,
które ukształtowały osobowość człowieka, jakim jesteś, i pozwala
uświadomić sobie, co i jak nas budowało.
Zadanie
Na koniec tej części sporządź swoją mapę, rysunek prywatnego
świata z dzieciństwa.
Podstawowa zasada jest następująca: narysuj ją szybko, według pierw-
szych skojarzeń, dowolną techniką. Możesz użyć słów albo uprosz-
czonych symboli, schematycznych rysunków, samych wielkich liter.
Postaw sobie pytanie: czas dorastania – od dzieciństwa po wyjazd
z domu, po moment usamodzielnienia się – co było ważne, co ci się ko-
jarzy. Kategorie:
* ludzie – nie tylko rodzina, także przyjaciele i znajomi twoi i rodziców,
niania, pierwsza sympatia, koleżanka z ławki szkolnej. Jak może nie
mieć wpływu na ciebie, skoro przez sześć lat siedziała obok i dzieliły-
ście się gumą do żucia?
* osoby z życia publicznego – jeśli miały dla ciebie znaczenie: idol mu-
zyczny, autorytet ze świata polityki lub postać historyczna – reproduk-
cja z Kościuszką na ścianie lub równie dobrze John Lennon z plakatu.
* zwierzęta – jeśli towarzyszyły dzieciństwu, zwykle odgrywają waż-
ną rolę. Pies, kot, króliki, kanarek czy świnka morska. To pierwszy dar
16 8
przyjaźni, zobowiązanie, wymóg opieki, czasem pierwsze dotkliwe do-
świadczenie straty i śmierci.
* miejsca – domy, mieszkania, bloki, osiedla, budynek szkolny, dom
dziadków, miejsca wyjazdów na wakacje, może dom przyjaciół? Dom
dzieciństwa buduje w człowieku wizję bezpiecznego portu, ale też
bywa symbolem więzienia lub cierpienia.
* książki, filmy, muzyka, opowieści rodziców, które kształtowały twój
świat wartości i wyobraźnię. Jeśli tysiąc razy szlochałaś nad losem
małej księżniczki albo udawałeś Tomka Sawyera – czy możliwe, by nie
zaznaczyło się to w twojej osobowości?
* przedmioty: stary kredens babci, pianino, może jakieś naczynie czy
serwis, samochód, rower, biżuteria matki, pamiątki po dziadkach…
Przedmiot utracony albo stanowiący twój skarb. Przedmioty często
żyją dłużej od swoich właścicieli, ale my potrafimy całe życie pamiętać
związane z nimi emocje.
Ty znajdujesz się w centrum. A co dookoła?JA. I co dookoła? Wydaje się, że tyle tego było – trudno zdecydować.
Otóż nie trzeba się decydować, ważne puzzle przyjdą do ciebie same,
tylko zamknij oczy i odpłyń na chwilę w czas najdawniejszy, a potem
kiedy miałeś osiem, dziesięć, piętnaście lat. Zwierzęta, przedmioty
i osoby będą przybywać z twojej pamięci i podświadomości. Każda
kolejność jest dobra, każda coś znaczy. Nawet to, że pojawi się
poczucie winy, jeśli w twoim krajobrazie pierwszy pojawił się pies,
a dopiero potem rodzic. Zaakceptuj je i rysuj, obserwuj uczucia, bo
16 9
każdy element niesie jakąś inną dawkę emocji: tęsknotę, radość, lęk,
wstyd, może nawet wstręt albo poczucie ogromnej dumy. Ich liczba
nie jest istotna, nie należy też dać ponieść się wspomnieniom na długie
godziny, bo jedne pociągają za sobą następne i za chwilę można by
zarysować sto zeszytów. Daj sobie kwadrans – to czas, w którym zdążą
przybyć najważniejsze. A kiedy zobaczysz je narysowane przed sobą,
zwróć uwagę na:
Odległość od swojej osoby. Gdzieś tam jest słowo JA. Wielkimi
literami albo nieznacznymi znakami, jakby tylko dla porządku. To
ciekawe, mówi o podświadomym postrzeganiu siebie. Czy umieści-
łeś „JA” pewnie, mocno w centrum, czy skromnie, naskrobane cien-
ko w rogu kartki? To taki mały portrecik poczucia własnej wartości,
mniej jednak istotny w tym zadaniu. Popatrz, jak daleko od siebie
umieściłeś elementy twojego krajobrazu. Odległości pokazują zwią-
zek emocjonalny dziecka, którym byłeś, z elementami świata. To są
emocje pamięci i wcale nie jest dziwne, że na równi z rodzeństwem,
blisko, a nawet bliżej pojawi się zabawka albo potrawa. W moim ato-
mie na przykład najbliżej siebie zaznaczyłam ludzi – rodziców, swoją
przyjaciółkę Jolę, najbliższą ciotkę Hankę, która była przyjaciółką
mamy. Ale na tym samym poziomie także miśka Tomka, samochód
Wańkę, psa Barriego i szpital. Tylko szpital nie ma imienia. Zaraz
w następnym kręgu mnożą się następni ludzie, zwierzęta i przed-
mioty, ale tych wyżej wymienionych starałam się wcisnąć jak najbli-
żej. Kiedy przypiszę im pewne wartości – widzę, dlaczego i jak mnie
kształtowały
1 7 0
Emocje, jakimi obdarzasz te elementy. Zwróć uwagę na przed-
mioty – przypisz im wartości i uczucia. Czy stały się dla ciebie pierw-
szym symbolem piękna – jeśli to na przykład biżuteria; obowiązku, je-
śli pianino; poczucia bezpieczeństwa lub nowoczesności, jeśli mebel?
Dla mnie brązowy miś Tomek jest symbolem pierwszej straty, bo za-
ginął i mimo wielkich poszukiwań nigdy się nie znalazł, a uczucie od-
powiedzialności za to noszę w sobie po dziś dzień. Z kolei samochód
– Wańka, moskwicz, którym rodzice przedsiębrali wycieczki krót-
kie i bardzo dalekie wyprawy ma dla mnie wartość domu i swoistego
członka rodziny.
Co dzieje się teraz z ludźmi, których wypisałeś blisko? Zmieni-
li się, może kogoś bardzo dawno nie widziałeś, może ktoś już nie żyje.
Skup się na chwili rozstania – często są to znaczące momenty w ży-
ciu. W moim przypadku wypisana obok matki ciotka Hania – jej przy-
jaciółka, nie siostra – odegrała w moim życiu ważną rolę. Teraz, kie-
dy z perspektywy dłuższego czasu patrzę na rodzinne losy, widzę, że
w przyjaciołach szukamy często uzupełnienia rodziny. Rodzinne braki
mogą rodzić się z różnych przyczyn – po prostu nie masz rodzeństwa
albo ktoś zmarł, wyjechał, albo go odrzucasz, bo i tak bywa. Ja jako
jedynaczka cenię sobie bardzo przyjaźnie, natomiast sądzę, że przyja-
ciółka matki stała się jakby jej siostrą, w zastępstwie zmarłej przed laty
Cezaryny.
Zwróć uwagę na symbolikę postaci. Na mojej mapie, tuż obok
widnieje jeszcze kilka postaci: jedna z nich symbolizuje władzę i au-
torytet w moim małym świecie, inna literaturę, która popchnęła mnie
1 7 1
w mój obecny świat zawodowy. Zabawne, że na takiej mapie potrafią
pojawić się osoby, z którymi, zdawałoby się, kontakt był bardzo sła-
by, pobieżny, a jednak utkwiły jakoś w pamięci. U mnie w takiej roli
– a jednak szybko, intuicyjnie – pojawił się pan Antoni, który był pa-
laczem i stróżem w Miejskiej Przychodni Zdrowia, w której pracował
mój ojciec i przy której w mieszkaliśmy kilka lat. Pan Antoni wiedział
najdziwniejsze rzeczy – jak hodować króliki i gdzie wykopać robaki
potrzebne na ryby, był też w pewnym sensie prawodawcą małego świa-
ta: nie pozwalał układać krzyży z węgla na grobach zwierząt, a kiedy
oglądał z nami telewizję, przy scenie pocałunków krzyczał: „nie patrz,
Kasia, nie patrz!”. Myślę, że pojawił się tak szybko w mojej pamięci, bo
zastępował mi w tym czasie dziadka.
Mapa, która powstała, obrazuje krainę dzieciństwa. Gdyby stworzyć
taką mapę dla lat dojrzałych – okazałaby się zupełnie inna. Spróbuj
ująć w mapę czas, w którym jesteś teraz, wyszedłeś z rodzinnego domu,
masz nowych przyjaciół, rodzinę, otoczenie pracy, innych sąsiadów,
inne samochody, inne ulubione miejsca i innego psa. Wszystko inne,
prawda? Są nowi ludzie, bliżej serca niż tamci – choćby dzieci, małżon-
kowie. Część oczywiście tkwi w niej tak samo mocno, ale może rodzice
ciut się oddalili, a w miejscu przyjaciół z dzieciństwa pojawiły się nowe
przyjaźnie? I inne przedmioty, już nie miś, a może pamiątka po kimś?
Po prostu nowa mapa. Bardzo ciekawe jest porównanie tych map. Tak
dla siebie, dla sprawdzenia, czy one są tak bardzo różne. Może oka-
zać się, że wciąż budujemy podobne światy, powielamy ważne dla nas
uczucia i symbole, od nowa tworzymy podobne struktury i potrzebuje-
1 7 2
MAPA, ATOM
RYSUNEK3
Ja
PRZYJACIEL, PIES, ŁÓDŹ,
IDOL, OGRÓD, BABCIA, AUTO, NAUCZYCIEL.
Przyjaciel
BabciaPies
Łódź
Ogród
Nauczyciel
Idol
Auto
51 7 3
my podobnych sił wokół siebie: autorytetu, spokoju, miłości. Za chwi-
lę okaże się, że przyjaciółki z wszystkich etapów są bardzo podobne
osobowościowo, poczucie straty powtórzyło się identyczne, tylko przy
innym przedmiocie, strach o miłość przeniósł się z rodziców na dzieci.
Może okazać się, że postać, którą zaznaczyliśmy jako czarny punkt gro-
zy, bo stała za nim przemoc albo krzyk, powtarza się pod inną postacią.
Wprowadź kolory do swojej mapy – pielęgnuj radosne i bądź za nie
wdzięczny. Jeśli są też czarne, szare, smutne, trudne emocjonal-
nie – pomyśl, który z elementów da się zmienić, nawet symbolicznie
wygumkować, wykreślić, wyprowadzić poza swój atom. Czasem taka
symbolika uruchamia zmiany w realnym życiu.
A co z mapą przyszłości? Czy stanie się mapą marzeń, którą rysu-
je się na warsztatach z wiarą, że spełnią się przypięte do niej podróże
i sukcesy w pracy? Mapa marzeń to inna mapa. Nie tworzyłabym teraz
przyszłości kredką na papierze, raczej decyzjami i wyborami w realnej
przestrzeni. Życie rysuje sobie, jak chce, ale pewne elementy możemy
opracować sami.
CZĘŚĆ III
TWÓJ PRZEKAZTRANS-
GENERACYJNY
ROZDZIAŁ 1
Wstyd! Rzecz o brzydkich sekretach
Sekret rodzinny jest jak gorący ziemniak przerzucany z pokolenia na pokolenie.
Parzy kolejne ręce, zostawia blizny. Co może zatrzymać tę sztafetę?
„Nie mów o tym nikomu”; „Zdradzę ci sekret, tylko ani słowa”… To
zdania, które czarują zaufaniem, ale są niebywale niebezpieczne.
Tajemnica to zawsze ciężar dla psychiki: czy to sekret przyjaciela,
który adoptował dziecko, czy sąsiada nakrytego na schadzce
z kochanką. Istotą sekretnej informacji jest to, że z jakiegoś powodu
nie może zostać ujawniona, a z drugiej strony bardzo domaga się
wyjścia na jaw. Zupełnie jak w znanej anegdocie o joginie i tajemnicy,
która dręczyła go tak, że wykrzyczał ją w końcu do dziury w ziemi.
Co było dalej, wiadomo: wieść podjęły rośliny i ptaki… poznał ją cały
świat, chociaż zapewne jogin doznał ulgi. Jeśli cudza tajemnica jest
taką udręką, to co mówić o własnej? Freud twierdził, że sekretne
zakamarki człowieka są najciekawsze, ale to, co ciekawe, rzadko
bywa bezpieczne.
Dlaczego powierzamy komuś swoje tajemnice i skąd bierze się prze-
można chęć ich ujawnienia? Działa z pewnością potrzeba podziele-
1 7 9
nia się z kimś ciężarem, odpowiedzialnością za tę wiedzę. Człowiek
obarczony tajemnicą ulega pewnemu rozdwojeniu osobowości: jedna
jej cześć pragnie dochować obietnicy dyskrecji, druga – ujawnienia
faktów. Podobnie dzieje się w systemie rodzinnym: w interesie rodziny
byłoby zachowanie jakichś zdarzeń w sekrecie, z drugiej strony prawda
domaga się odkrycia, bo stara, okropna tajemnica truje szkodliwymi
oparami całe pokolenia. Ma siłę, u jej podłoża leży wstyd, a wstyd to
mocne, bolesne i nieprzyjemne doświadczenie, każdy człowiek, orga-
nizacja i system unika tego uczucia. Zwłaszcza że tajemnice rodzinne
to próby przemilczenia zdarzeń naprawdę trudnych, często takich,
które „splamiły honor rodziny” – gdybyśmy mieli użyć dawnego ję-
zyka. Stało się coś złego, ktoś, z kim jesteśmy spokrewnieni, popełnił
czyn haniebny. Wstyd.
REPERTUAR WIN, KTÓRE POZOSTAJĄ W UKRYCIU,
DOTYCZY KILKU DZIEDZIN: ZWYKLE CHODZI O KRADZIEŻE I MALWERSACJE,
ZABÓJSTWO, UTRATĘ MAJĄTKU, WIĘZIENIE, GWAŁT LUB MOLESTOWANIE SEKSUALNE,
ZDRADY W MAŁŻEŃSTWIE LUB ZDRADY OJCZYZNY, OBŁĄKANIE
I POBYT W SZPITALU PSYCHIATRYCZNYM.
1 8 0
Powyższy krąg zdarzeń rzeczywiście skłania do uwagi: nie ma
czym się chwalić, ale… sekret sekretowi nierówny i nie każdy jest
winą. Powstaje pytanie, czy istnienie takiej tajemnicy w rodzie
może powodować kłopoty nieświadomych i niczemu niewinnych
potomków? Według założeń psychogenealogii – tak. Dzieci i wnuki
cierpią, na przykład odczuwają niechęć do aktywności życiowej,
zaznają blokad w nauce czy tworzeniu związków, chorują. Bywa,
że tajemnica nie pozwala doprowadzić do szczęśliwego końca
jakiegoś dzieła: mariażu, zakupu, realizacji umowy. Po prostu, dopóki
w zamurowanym pokoju próchnieje szkielet, to w całym domostwie
brak czystego powietrza, a w życiu mieszkańców ciągle dzieje się coś
niepokojącego. W literaturze bardzo ładnie zagospodarowała ten
schemat powieść gotycka: stare zamczyska, ruiny i grobowce zawsze
kryją jakieś tajemnice, które wyskakują w najmniej odpowiednim
momencie – oto ukryta obłąkana żona niweczy szczerą miłość,
a to niepewne pochodzenie dziedzica niszczy możliwość objęcia
fortuny, odsunięty od spadku potomek upomina się o swoje prawa.
W literaturze panuje logika: jest przyczyna i skutek, jest wina i kara.
W rodzinnych transgeneracyjnych przekazach sprawy bywają bardziej
skomplikowane, mniej logiczne i – na pierwszy rzut oka – bardziej
niesprawiedliwe. Bo oto nagle wnuk doświadcza ciągłych strat, trwoni
majątek. Nawet nie ma pojęcia, że jego dziadek dorobił się fortuny
w czasie wojny, poprzez szaber, czyli na majątkach pozostawionych
przez wysiedleńców, uciekinierów czy pomordowanych. Był łotrem
bez dwóch zdań: brał za pomoc pieniądze od rodzin żydowskich,
1 8 1
a potem na nich donosił Niemcom. To rodzinna tajemnica,
pomijana milczeniem przy rozmowach o czasach wojny, zaznaczana
zmieszaniem tych, którzy coś tam wiedzieli, zmianą tematu,
spłoszonym, porozumiewawczym spojrzeniem. Bywa, że tajemnica
ma posmak skandalu: babcia miała nieślubne dziecko, rodzina
pospiesznie wydała ją za mąż, stąd wujek Zenek niepodobny do innych
w rodzinie, ale lepiej o tym nie mówić… właściwie czemu? Chyba
że wujek Zenek nie wie – wówczas może zachodzić ten wyjątkowy
przypadek, kiedy tajemnicy nie należy zdradzać, bo prawda może
przynieść więcej szkody niż dobra16. Zbrodnia dziadka szabrownika
to sytuacja mniej skomplikowana: taką tajemnicę mimo wszystko
łatwiej ujawnić i odciąć się od niej, jeśli można – coś naprawić, może
przeprosić skrzywdzonych. Często takie działania są niemożliwe,
ale samo ujawnienie sekretu działa z prostej przyczyny: sekret
ujawniony przestaje być sekretem. Trup wyrzucony z ukrytej komnaty
i pochowany jak należy – już nie cuchnie, znalazł należne mu miejsce,
a w domostwie jest więcej przestrzeni, gdy zniknął niemiły eksponat.
Dziadek był alkoholikiem, zmarnował życie babci? Trudno: to było
ich życie, niech dla pokoleń będzie przestrogą, by tego nie powtórzyć.
Babcia chora psychicznie, zmarła w niejasnych okolicznościach
w zakładzie, szeptano o samobójstwie? To tragedia, przydarzyła się
kobiecie, która należy do rodziny, i trzeba to uszanować. Jasne, że
w racjonalnej perspektywie nie odpowiadamy za grzechy swoich ojców,
16 O tajemnicy adopcyjnej więcej w rozdziale 3 (cz. III).
1 8 2
nie mówiąc o dziadkach, stryjach czy pradziadkach. Nie odpowiadamy
w sensie prawnym – prawie, bo na przykład dług pieniężny przodka
można odziedziczyć i mieć z nim całkiem spory kłopot. Przypadek
„zadłużonego sześciolatka” nie raz już pojawiał się w mediach:
bulwersujące informacje o wnuczku, jedynym spadkobiercy, który
odziedziczył nie majątek, lecz gigantyczny dług dziadka, a teraz
wierzyciele żądają zwrotu od małoletniego spadkobiercy. O ile chętnie
przyjmiemy w spadku pękate konto i willę na Riwierze, to długu, który
może nas ogołocić z oszczędności i zapoznać z komornikiem – już
nie. Jest na to rada: można zrzec się spadku – tak jego dobrodziejstw,
jak i zobowiązań. Pytanie, czy podobna zasada działa w sferze
psychologicznej i dziedzictwa rodzinnego? W pewnym sensie tak.
Podobieństwo widać wyraźnie w analogii: coś chcemy wziąć, ale coś
innego odrzucamy. Istnienie hańbiącej tajemnicy jest niejako odwrot-
nością dumy i splendoru, którym się szczycimy. Jeśli przodkowie byli
bohaterami, posiadali majątki, byli ludźmi uczciwymi itd., chwalimy się
nimi i szukamy podobieństw. W pracy nad biografiami i nad historiami
rodzin spotkałam się wielokrotnie z uśmiechem dumy: „moja babka była
silną kobietą, przez całą wojnę sama, wychowała trójkę dzieci, jeszcze
pomogła żydowskim sąsiadom”. No i dobrze móc dodać: „a moja córka
Anusia jest do niej bardzo podobna”… albo: Brat mojego dziadka był
bardzo dobrym prawnikiem, miał wziętą kancelarię i wygrywał najtrud-
niejsze sprawy. Nic dziwnego, że Antek wybrał prawo, ma podobny ana-
lityczny umysł... itd., itp. Takie spadki przyjmujemy z otwartymi ramio-
nami. Ale kiedy dziadek był obwiesiem? Ani nie mówi się o tym chętnie,
1 8 3
ani nie poczuwamy się do jakiegokolwiek podobieństwa. I słusznie,
trudno realnie brać na siebie winy jakiegoś prapradziada, który na przy-
kład piratował na Bałtyku dwieście lat temu i mordował z zimną krwią
uczciwych żeglarzy, a był, szelma, nieuchwytny.
NIEMNIEJ CZY NIE JESTEŚMY WYBIÓRCZYMI OPTYMISTAMI, SĄDZĄC,
ŻE RODZINNE DZIEDZICTWO DZIAŁA TYLKO W ZAKRESIE POZYTYWÓW? MOŻE TAK SAMO JAK ANALITYCZNY UMYSŁ
MOŻNA ODZIEDZICZYĆ TENDENCJĘ DO PIRACTWA? LUB, CO GORSZA, PRZEJĄĆ WINY ŁUPIEŻCY –
PRADZIADKA.
W Tajemnicy Nostradamusa – dobrej książce Judith Merkle Riley,
duchy ofiar bezwzględnego pirata zamieszkały sobie w jego domu,
z jego żoną i to ona musiała jadać śniadanie z damą bez głowy,
zadźganym kapitanem statku, ba, słuchać śpiewu zgwałconych
dziewic. Fantastyczny obrazek całkiem dobrze ilustruje dziedzictwo
starych win. Przyczepiają się do spadkobierców, którzy noszą w sobie
niezrozumiały niepokój, podejmują zaskakujące dla siebie i otoczenia
decyzje. Anne Schützenberger twierdzi, że tajemnica rodzinna krąży
1 8 4
jak widmo, plącze się po pokoleniach, szuka schronienia. Potomek
staje się kryptą, w której stary wstyd zakotwicza się jak dziedziczna
choroba i powoli ujawnia symptomy. Oczywiście rodzą się pytania:
dlaczego właśnie ja, a nie brat, siostra czy którykolwiek krewny, męczę
się z tym widmem? Czy naprawdę to, że ojciec Marii był donżuanem
i zdradzał matkę, powoduje, że ona nie może ułożyć sobie życia,
ma za sobą dwa rozwody, ale siostra Marii jak najbardziej cieszy
się szczęściem rodzinnym, fajnym mężem i szóstką dzieciaków?
Dlaczego przekaz, w jakiś sposób utrwalony w pamięci genetycznej,
dotknął Marię, a nie jej siostrę? Nie ma naukowej odpowiedzi na to
pytanie: może była najmłodsza i ona zebrała rodzinne żniwo, może
najbliższa ojcu duchowo i genetycznie, albo zebrała to pokłosie jako
najwrażliwsza z pokolenia? Natomiast dobrą wiadomością jest to,
że tak jak spadku po ojcu możemy się zrzec, możemy też nie przyjąć
haniebnego dziedzictwa rodzinnego, ostudzić ten gorący kartofel,
tyle że musimy wiedzieć, że istnieje, i go rozpoznać. I dlatego – o ile
nie pociągnie to za sobą krzywdy kogoś z żyjących, jeśli jest w rodzinie
takie pragnienie – rodzinną tajemnicę trzeba ujawnić, niech przestanie
fermentować w nieuchwytnej, wspólnej podświadomości. Grzechy
przodków nie są naszymi grzechami, ale system czasem domaga się
lojalności albo zrozumienia. Ty jako potomek – możesz wybrać, co
zrobić z zadawnioną sprawą. „Możesz” to ważne słowo. Amerykańska
saga rodzinna Steinbecka, o której już wspominałam, Na wschód od
Edenu ujmuje to w ciekawy sposób: młodszy syn Kathy, Kaleb Trask
zmaga się z dziedzictwem zła. Ma co dziedziczyć, bo jego matka
1 8 5
jest uosobieniem wszelkich możliwych grzechów, jest podpalaczką,
zabójczynią własnych rodziców, szantażystką, prowadzi wyuzdany
dom rozpusty. Kaleb widzi w sobie skłonność do powtarzania jej
zbrodni, boi się dziedzictwa zła. A jednak to właśnie słowo „timszel”
wyczytane w Biblii i przetłumaczone nie jako „musisz”, nie jako
„powinieneś”, lecz „możesz” wpływać na swoje czyny i odrzucić zło,
staje się jego ratunkiem. Ty także możesz odciąć się od czynu, chociaż
nie zmienisz tego, że dokonał go krewny, ale nie musisz go nieść
na swoich barkach. Możesz uznać błąd, uszanować stratę albo
dokończyć misję rozpoczętą przez ofiarę twojego przodka, przerwaną
przez jego czyn.
Dla przykładu przytoczę historię pewnej pani, która była osobą za-
możną, szanowaną, elegancką, kochaną i kochającą matką i żoną. Po-
chodziła z bogatej rodziny, szkopuł w tym, że jej dziadek dorobił się
majątku na początku wieku XX, na handlu kradzionymi końmi. Była
więc wnuczką złodzieja koni, jakiś rówieśnik wykrzyczał jej to kiedyś
podczas zabawy na podwórku i zasiał ziarno wstydu. Tajemnica ro-
dzinna, która zatruła jej życie, samoocenę, wpływała na decyzje, bo na
przykład nigdy nie pojawiała się w rodzinnej wsi, zapragnęła odciąć się
od korzeni. Zawodowo nic się jej nie udawało – jakby podświadomie
uważała, że nie ma prawa do sukcesów. Oczywiście, wiedziała, że nie
odpowiada za przestępstwa dziadka, ale pragnęła pochodzić z dobrej,
nieskazitelnej rodziny, którą można się szczycić, i plama na przeszłości
bardzo jej doskwierała. Wstyd jest bowiem bardzo silną, zwykle blo-
kującą emocją i warto się z nim rozprawić. Można – poprzez unikanie
1 8 6
i ucieczkę od źródeł wstydu lub przez zmianę, redukcję, zagaszenie sa-
mego źródła. Tajemnica jest tą pierwszą metodą, powszechniej stoso-
waną. Zmierzenie się z nią – tą drugą i oczywiście zdrowszą.
Przykład
Matylda ma dziś trzydzieści lat, jest ładną, wykształconą kobietą
z wielkiego miasta. Nieźle zarabia w agencji reklamowej. Jest bardzo
atrakcyjna, mężczyźni oglądają się za nią w parku, przysiadają do sto-
lika w klubach, zapraszają na kawę… i na tym zwykle kończą się zna-
jomości. Miała dwa poważniejsze związki, oba się rozpadły po kilku
miesiącach wspólnego mieszkania. Jeśli ktoś wyobrazi sobie zimną,
wyniosłą lady albo nieznośną kapryśnicę – błąd. Matylda jest ciepła
i kochająca, mężczyźni raczej nie są w stanie udźwignąć jej opiekuń-
czości, uciekają od zagłaskania na śmierć. Matylda jest więc singielką,
nie jest szczęśliwa i to nie tylko z powodu samotności. Cierpi na agora-
fobię, zaczyna mieć kłopot z dotarciem do pracy, kiedy wraca z biura,
zasłania okna, zamyka się, nie wychodzi nigdzie, ba, zakupy stają się
dla niej męczarnią. Biografia Matyldy jest dość typowa: jest wpraw-
dzie dzieckiem rozwiedzionego małżeństwa, ale kochana przez oboje
rodziców, którzy utrzymują ze sobą chłodny, ale kulturalny kontakt.
Przyrodni brat, własny kot, własny pokój, liczni znajomi dzięki do-
rastaniu w jednej z dzielnic wielkiego miasta. Nic niepokojącego ani
dziwnego. Ale jeśli spojrzeć na historię dziadków i babć, sprawy nie-
co się komplikują, zwłaszcza w linii kobiecej. Babcia Matyldy wyszła
za mąż w tajemniczych okolicznościach, o których nikt nigdy nie chce
1 8 7
mówić. Babcia miała trzy córki. Każda z nich zakochała się niezbyt
szczęśliwie, dwie starsze urodziły „nieślubne” dziecko. Najstarsza sio-
stra jako maturzystka, była to młodzieńcza miłość z pierwszym chło-
pakiem z klasy, minęła szybko, a owoc w postaci Jurka został. Druga
zakochała się na studiach, ale jej miłość nie przetrwała próby. Kiedy
oznajmiła, że jest w ciąży, narzeczony przestraszył się odpowiedzial-
ności i do małżeństwa nie doszło, pozostała za to Julka, starsza od
Matyldy o trzy lata. Mama Matyldy jest najmłodszą z trzech córek,
przypadł jej w udziale los rozwódki. Trzy siostry zawsze się wspierały,
pomagały sobie w wychowywaniu dzieci, na spotkaniach rodzinnych
żartowały nawet, że widać taki rodzinny los, gen, przeznaczenie czy co
chcecie: trzy dziewczyny, dwie z nieślubnymi dziećmi, trzecia też sama
z córką, bo po rozwodzie. Matylda ma bardzo dobry kontakt z dzieć-
mi ciotek, jest najmłodsza w tym pokoleniu i jedyna, która ma aż takie
kłopoty i ze sobą, i z miłością.
Pewnego dnia, gdy Matylda po raz kolejny nie poszła do pracy, bo nie
umiała przełamać lęku przed wyjściem z domu, odwiedziła ją mama,
zaniepokojona i bezradna, bo na agorafobię Matyldy nie pomagała
kolejna terapia. Matka Matyldy obwiniała siebie, szukała przyczyn
problemów córki w rozbitym małżeństwie, usiłowała rozmawiać o tym
z Matyldą. Ta jednak tknięta nagłą ciekawością poruszyła inny temat…
– Mamo, powiedz mi, co za romantyczna historia wiąże się z babcią
Mirką i dziadkiem Stefanem?
– Żadna historia – odpowiedziała matka Matyldy, aczkolwiek nie-
pewnie. – Coś tam było przed ślubem, dziadek miał romans z inną ko-
1 8 8
bietą, ale rozeszło się po kościach. A potem przeżyli prawie pięćdzie-
siąt lat, szczęśliwi i do końca zakochani. – Mama Matyldy otarła łzę,
dziadek i babcia nie żyli od kilku lat.
Matylda czuła, że mama nie opowiedziała jej wszystkiego. Histo-
ria „nieważnej sprawy” bardzo ją zaciekawiła, poprosiła obie ciotki
o spotkanie. Zdziwione, rozbawione wróciły do wspomnień o dawnej
tajemnicy. Okazało się, że z małżeństwem dziadków Matyldy wiąże się
pewna historia. Przyciśnięta do muru najstarsza ciotka opowiedziała
ją Matyldzie ze szczegółami. Rzecz sprowadzała się do tego, że bab-
cia Mirka zakochała się w dziadku, kiedy był narzeczonym jej przy-
jaciółki. W walce o swoją miłość posunęła się do brzydkiego fortelu.
Korzystając z wyjazdu tejże przyjaciółki, okoliczności imprezowych,
alkoholu i sprzyjającego tête-à-tête, uwiodła przystojnego Stefana
w mieszkaniu jego narzeczonej, którym mieli się oboje opiekować.
Owocem przygody stała się pierwsza z córek, najstarsza ciotka. Bab-
cia nie tylko odwołała się do swojego stanu, ale także oszukała Ste-
fana, opowiadając mu, że jego narzeczona od dawna pragnie zerwać
związek. Tak manewrowała, że Stefan nie porozmawiał w końcu ze
swoją pierwszą narzeczoną, a tamta uniosła się honorem i wyjechała.
Niezbyt etyczny postępek babci może i usprawiedliwiało zaślepienie,
może manewry miłosne pozwalają na różne podstępy, w końcu dzia-
dek był dorosły, wiedział, co robi. Nie było to jednak uczciwe, dlate-
go córki nie mówiły o tym nigdy, a w ogóle nie wiedziałyby, gdyby nie
to, że babcia dręczona poczuciem winy po śmierci dziadka opowie-
działa im całą historię. Teraz poznała ją Matylda. Opowiedziała ją na
1 8 9
terapii, a psycholog zaproponował, by spróbowała odnaleźć ślad po
przyjaciółce babci. Nie było to łatwe, ale zmobilizowało Matyldę do
wyjścia z domu. Odnalazła bardzo wiekową staruszkę, bardzo wzru-
szoną tym, że rozmawia z wnuczką Stefana. Kochała go kiedyś. Po roz-
staniu przeżyła dramat, myślała, że nie będzie mogła dalej żyć, jednak
czekały ją jeszcze długie lata – to inna historia. Dość, że przyjęła im-
pulsywne przeprosiny Matyldy w imieniu dziadków, powiedziała: „Ot,
stara historia, tak wybrał” i zawarły przyjaźń.
Nie wiadomo, czy ujawnienie ukrywanej tajemnicy pomogło Matyl-
dzie w nawiązaniu wreszcie ciekawego związku, w każdym razie powo-
li zaczęła wygrywać z agorafobią.
Czy problemy Matyldy oznaczały, że w niej właśnie tliło się pod-
świadome poczucie winy babki? Czy to, że Mirosława użyła argumen-
tu nieślubnego dziecka, by zdobyć mężczyznę, uruchomiło mechanizm
lojalności rodzinnej i trzy jej córki podzieliły los samotnych matek?
Trudno to stwierdzić jednoznacznie, być może to przypadek, a może
przekaz transgeneracyjny. Warto jednak zajrzeć do rodzinnych ta-
jemnic, odkryć je, nawet gdy wina bywa jeszcze bardziej dramatyczna
tak jak w przypadku pani Elżbiety z małego miasteczka w centralnej
Polsce...
Elżbieta nie znała zupełnie historii swojej rodziny ze strony matki,
a pradziadków nie pamiętała, bo urodziła się wiele lat po ich śmierci.
A jednak zawsze miała poczucie, że rodzina coś ukrywa, dziadkowie
nie lubili mówić o czasach wojny, babcia chorowała na astmę, mama
chorowała na astmę i pani Elżbieta, która była osobą kłótliwą, zaczy-
1 9 0
nała mieć duszności, kiedy sąsiadka w gniewie wygarnęła jej ni mniej
ni więcej: „Ty pomiocie hitlerowski!”. Elżbieta dopytała babcię, która
przyznała się do tego, że jest dzieckiem Niemca, okupanta. Prababcia
– czy dla ratowania życia, czy z miłości, strachu, nie wiadomo – wdała
się w romans ze stacjonującym tu żołnierzem z Turyngii, który odje-
chał w siną dal wraz z klęską Hitlera. pradziadek wówczas ukrywał
się w lasach, powrócił i zastał żonę brzemienną z wrogiem. Czy wyba-
czył jej kiedykolwiek? W każdym razie wychował dziecko, utrzymano
rzecz w tajemnicy, ale w miasteczku zawsze w końcu ktoś się dowie
albo domyśli. Wnuczka i córka niekoniecznie, a krzywda pradziadka,
niewypowiedziane słowa, może dusić w gardle, gromadzić się przez
lata i odezwać się w następnym pokoleniu.
Wydawać by się mogło, że tajemnica należy do kategorii takich,
których lepiej nie ruszać, wiedza o podobnej przeszłości łatwo może
zrujnować komuś życie. Ale tu akurat zaistniał przypadek, w którym
potomkowie pragną odkrycia tajemnicy, odnalezienia swoich korzeni.
Elżbieta pojechała do Niemiec i odnalazła rodzinę i grób pradziadka.
Okazało się, że zmarł na astmę.
1 91
ROZDZIAŁ 2
Niedokończone historie, niespełnione marzeniaCzłowiek dłużej przechowuje w pamięci
przedsięwzięcie, którego nie dokończył, niż to spełnione. Niedomknięte sprawy dręczą i powracają.
Czy tak samo jest z pamięcią całego systemu rodzinnego?
Czasem niedokończoną historię ujawnia dopiero odkrycie rodzinnej
tajemnicy. Oto dziadek miał zostać księdzem, zakochał się w babci
i zrezygnował z powołania, ale… gryzło go to do końca życia, wyznał
wszystko dopiero dorosłemu wnukowi. Innym razem historia jest
znana, wiąże się z rodzinną opowieścią, pierwszą albo ulubioną.
Na przykład każde dziecko w rodzinie wie o tym, że stryjek spadł
z rusztowania podczas budowy domu i zginął na miejscu albo że
ciotka uciekła sprzed ołtarza. Stryjek miał swoje plany i marzenia,
przerwane tragicznym wypadkiem. Nikt nie miał głowy, by kończyć
budowę. Ciotka założyła inną rodzinę, a co z narzeczonym, któremu
powiedziała w kościele „nie” – nikt nie wie. Dobrze byłoby się
dowiedzieć, zwłaszcza w przypadku córki, syna, wnuka, wnuczki,
bowiem zdarzenie sprzed lat może wpływać na ich uczuciowe
niepowodzenia. W ogóle bardzo dobrze jest przeanalizować dzieje
1 9 3
swojej rodziny z perspektywy niedokończonych historii, bo mogą
oddziaływać na nasze życie. Dlaczego?
Psychikę człowieka charakteryzuje silna potrzeba zamykania spraw
i kończenia rozpoczętych dzieł. Anne Schützenberger powołuje się
na badania Rosjanki Blumy Zeigarnik17, która dowiodła, że dłużej
i mocniej pamiętamy zadanie niedokończone niż to, które zamknęli-
śmy. Innymi słowy, nie pamiętasz stu wykonanych budżetów, ale ten
jeden niedomknięty nie daje ci spać. Malarz nie wyliczy dwudziestu
sprzedanych obrazów, ale ten, którego skończyć nie zdołał, tkwi w jego
pamięci. Tak samo działa pamięć systemu, którym jest rodzina. To,
czego krewni w przeszłości dokonali, to jest zakończone. To, co prze-
rwane, krąży nad potomkami jak dżuma nad średniowieczną Europą.
Jest pewna słuszność w uwadze, że jeśli twoi przodkowie spełnili ja-
kąś misję, ukończyli swoje zadania życiowe, to nie ma czego dopełniać.
Natomiast jeśli śmierć, ucieczka, wykluczenie i inne zawirowania losu
przerwały dzieło któregoś z przodków, to potomkowie mają co robić.
Co? Najlepiej byłoby oczywiście dokończyć dzieło. Rzecz nie zawsze
możliwa, ale sprawdzić warto. Śledztwo w sprawie przerwanych misji
najlepiej zacząć wokół osób, które w przeszłości zmarły tragicznie, bo
przedwczesna śmierć bezpowrotnie niweczy wszelkie ludzkie plany.
Czego nie zdążyli zrobić? Może to być na przykład przejęcie rodzin-
nej firmy i kontynuacja jej rozwoju, może być podjęcie wymarzonych
studiów. Oba przykłady to poważne wyzwania, wymagają, by spadko-
17 Bluma Zeigarnik, Podstawy parapsychologii klinicznej, PWN, Warszawa 1983.
1 9 4
biercy mieli podobne talenty lub marzenia, bo nie ma sensu, by firmę
przejmował ktoś, kto nie ma pojęcia o biznesie, lub by architekturę
studiował ktoś, o predyspozycjach aktora. Są jednak inne, symbolicz-
ne możliwości, by spełnić przerwane marzenia: można odbyć podróż,
dokonać zakupu, pielęgnować ogród albo wyobrazić sobie ciąg dalszy
biografii, która zaistniałaby, gdyby nie tragiczny wypadek. Nieco in-
nym zjawiskiem jest sytuacja, w której bliscy nam żyją, ale z tych czy
innych powodów nie mogli kontynuować swojej misji. Poznasz to po
sformułowaniach typu: „zawsze marzyłam o tym, by zostać aktorką…”
albo „tak naprawdę chciałem być sportowcem…” – lepiej nie lekcewa-
żyć podobnych zdań, tkwi w nich ukryta chęć zaprojektowania komuś
życia. Mama, której nie udało się ukończyć szkoły baletowej, tam wła-
śnie kieruje córkę. Ojciec, niedoszły mistrz kortu, pragnie kariery teni-
sisty dla syna. Jeśli ich zainteresowania się spotkają – świetnie. Gorzej,
gdy dziecko idzie za tęsknotą rodziców tylko dla nich – wówczas mamy
szansę na następne niedokończone zadanie i traumę życiową. Jedyne
dobre rozwiązanie to takie, w którym potomek dziedziczy pasję i jest
też dobra wiadomość: to zdarza się bardzo często!
Nieodbyta żałobaDo najczęstszych i najsilniej emanujących spraw „niedokończonych”
należy nieodbyta żałoba. Ta potrafi namieszać w życiu ludzkim.
Potrafi odebrać spokój, obarczyć poczuciem winy i zafundować
udrękę niskiej samooceny. Prowadzi do kolejnych strat, tragicznych
zdarzeń w następnym pokoleniu. Nieodbyta żałoba może dotyczyć
1 9 5
nas bezpośrednio, gdy nie umiemy pogodzić się z rozstaniem lub
śmiercią kogoś bliskiego, a może sięgać głębiej w przeszłość, być
traumą babki lub ciotki, która nie odbyła żałoby po ukochanym
albo po utraconym dziecku, bracie, rodzicach itd. Smutek z powodu
straty kogoś kochanego, tęsknota są jak najbardziej naturalnymi
emocjami, ale uporczywe pretensje do siebie, myśl, że coś mogłeś,
czegoś nie dopatrzyłeś, że nie byłeś obecny w tej chwili, że nie tak
miało być, rozpacz, która nie ustępuje mimo upływu czasu – to
znaki nieodbytej żałoby. Właściwie… właśnie tak miało być, skoro
się stało. Co chciałbyś zmienić, co powiedzieć w ostatniej chwili, jak
pożegnać bliską osobę? Słowa te można wypowiedzieć, można złożyć
obietnicę kontynuowania dzieła i przejęcia spraw ważnych dla osoby,
która odeszła. Żałoba może trwać nawet kilka lat, potem jednak
powinna zamienić się w dobre wspomnienia. Żałoba ma swoje etapy:
zaprzeczenie i bunt, moment nadziei, że to nieprawda, że wszystko da
się odwrócić, rozczarowanie, że jednak nie, tęsknota – kolejne etapy
do portu, w którym czeka pogodzenie się z czymś, czego już nie da się
zmienić. Utknięcie na którymkolwiek z przystanków nie jest zdrowe
ani dobre. Według niektórych wierzeń utrudnia zmarłym spokojne
odejście, w każdym razie życie pozostałych zamienia w męczarnię.
„Gdyby” staje się bogiem. Wiem coś o tym: „Gdybym nie odwiózł jej
do szpitala” – zmartwiał się mój ojciec po śmierci mamy. „Gdybym
mogła chociaż trzymać go za rękę” – ubolewam ja, bo zmarł nagle
i nie było mnie przy nim. Tak, ale… „Gdyby” jest bogiem, którego nie
ma. „Gdyby” – gdyby zaistniało, nie byłoby sobą. Jeśli więc ubolewasz
1 9 6
nad odejściem kogoś bliskiego, to pomyśl, że filozofia gdybania może
działać jak mocno trzymająca kotwica i że może warto pożegnać go
z całego serca i tym samym pozwolić mu odejść.
A jeśli nieodbyta żałoba sięga pokoleń wcześniejszych? Kogo może
dotyczyć? Zadaj sobie pytanie: kto w przeszłości w twojej rodzinie
zmarł tragicznie, jego odejście sprawiło wielki ból najbliższym? Może
mówi się o kimś: „nigdy nie doszła do siebie po jego śmierci” albo „ do
końca życia nie pogodził się z tym wypadkiem”. To symptom nieod-
bytej żałoby przodka. Czy można odbyć ją za kogoś, kogo już nie ma?
Za kogoś nie, ale można dokonać pożegnania symbolicznie, uczcić
zmarłych, dbać o ich groby i zastanowić się, jakie marzenia i zadania
życiowe przerwała im nagła śmierć. Może jest to coś do przejęcia czy
dokończenia? Mąż mojej znajomej, zmarłej bardzo młodo na rzadką
chorobę, wydał jej prawie ukończoną pracę dyplomową – wiedział, że
bardzo by tego pragnęła. Czasem chodzi o podróż, czasem o opiekę
nad zwierzęciem lub roślinami. Kiedy opisywałam w książce historię
swojej ciotki Cezaryny, miałam nadzieję, że to stanie się swoistym po-
żegnaniem tragicznie zmarłych osób z mojego kręgu rodzinnego, bo
nie tylko Cezaryny, ale i Ludwika, brata ojca. Ona pragnęła zostać le-
karką. Młodym lekarzem był też Ludwik, który zginął w ostatnim dniu
wojny – nie udało mu się rozwinąć medycznej kariery. Dlatego nie
dziwi mnie wcale, że moja córka studiuje medycynę. Mam nadzieję, że
ten wybór przyniesie satysfakcję jej samej, ale będzie też spełnieniem
dawnego marzenia przodków, zamknięciem pewnego rozdziału w ro-
dzinnej opowieści.
1 9 7
Zadanie
Dokończ dzieło przodka.
Zadaj sobie pytanie o niedokończoną historię: ta śmierć, ten wypadek,
nagła zmiana losu… sprawiła, że ktoś już nigdy nie… Właśnie: nie speł-
nił planów, porzucił wymarzoną drogę życia. Jeśli masz podejrzenie,
że jakaś przerwana misja przodka jątrzy się w rodzinie jak zabrudzona
rana, pochyl się nad nią i zastanów, jak można ją dokończyć, choćby
symbolicznie. Może to być podróż, zakup ziemi, wystawa, koncert, list,
a jeśli takie działania są niemożliwe, po prostu napisz opowiadanie,
w którym marzenie zostało spełnione, nastąpił ciąg dalszy przerwane-
go życia.
ROZDZIAŁ 3
Tajemnica adopcyjnaAdopcje nigdy nie są przypadkowe,
rodzina zastępcza zawsze w jakiś sposób powiela schemat rodziny pochodzenia –
tak twierdzi Anne Ancelin Schützenberger. A dziecko adoptowane nosi w podświadomości niejasne, mgliste podejrzenie swojego prawdziwego pochodzenia.
Tajemnica związana z pochodzeniem (adopcje, podrzutki, dzieci
zastępcze) – to szczególnie trudny temat. Przecież sekret czy kłamstwo
związane z narodzinami musi wpłynąć na całe życie człowieka, czy
wie o tym, czy nie. Ujawnienie akurat tej tajemnicy nie zawsze jest
pożądane, może pociągać nieprzewidziane skutki. Są sekrety, które
powinny pozostać w ukryciu, jeśli ich odkrycie grozi destrukcją,
zniszczeniem czyjegoś życia, a nikomu nie przyniosą ulgi. Bywa, że
rodzinny układ wyparł już stary sekret lub postrzega go jako zbyt
groźny, by rzecz wyciągać na jaw, bo może uczynić komuś krzywdę.
Widać to podczas ustawień hellingerowskich: wszyscy reprezentanci
mają zasznurowane usta, prowadzący rozumie, że nikt nie chce wracać
do starej sprawy, na przykład do tajemnicy adopcyjnej nieujawnionej
w odpowiednim czasie. Mimo że człowiek powinien znać prawdę
o swoim pochodzeniu, nie każdy ma prawo do informowania go o tym,
1 9 9
jest to decyzja jego rodziców. Życie jednak, jak to życie – układa własne
scenariusze.
Z trzech przypadków adopcji, o których chciałam tu wspomnieć,
każdy jest nieco inny. Pierwszy, można powiedzieć – zamknięty, bo
osoba adoptowana już nie żyje. Edyta została przygarnięta w czasie
wojny przez polskie małżeństwo. Nigdy nie dowiedziała się, że jej
biologiczni rodzice zginęli w latach 40. w obozie koncentracyjnym.
Przybrana matka dziewczynki po wojnie wyjechała z mężem i dziec-
kiem do innego miasta, ograniczyła kontakty z rodziną, która zresz-
tą uznała rzecz za wspólny sekret i objęła zmową milczenia.
Druga osoba, Marcin, osierocony jako niemowlę, został przyspo-
sobiony przez siostrę swojej zmarłej matki. O ojcu Marcina nikt nic
nie wiedział, mama wychowywała go samotnie. Ciotka, opłakawszy
zmarłą siostrę, pokochała chłopca, a jako że nie doczekali się z mężem
własnych upragnionych dzieci, Marcin idealnie wpasował się w lukę
i wszystko powoli ułożyło się całkiem dobrze. Przez lata zmagali się
z dylematem, czy wyjawić mu prawdę. Serce jej odradzało, uczciwość
nakazywała – i tak odkładano tę informację: powiemy, jak skończy
dziesięć lat, gimnazjum, osiemnaście… Dowiedział się przypadkiem,
podczas przeprowadzki wpadły mu w ręce stosowne dokumenty.
W pierwszej chwili myślał, że zaszła pomyłka, ale matka przyparta do
muru, bezradna wobec metryki wyznała mu prawdę.
Trzecia osoba to Przemek, adoptowany jako czterolatek po drama-
tycznej historii, w której ojciec zabił matkę. Stało się to podczas awan-
tury, w czasie kolejnej libacji, bowiem oboje byli dotknięci problemem
2 0 0
alkoholowym. Chłopiec dorastał w nowej, kochającej rodzinie, wie-
dział od początku, że jest dzieckiem z adopcji, że jego prawdziwi ro-
dzice nie żyją, ale miał ich zdjęcia, znał imiona, ich tragiczną historię.
Ojciec Przemka zmarł kilka lat później. Chłopiec uznał rodzinę adop-
cyjną, wykluczył ze świadomości ojca, nie umiał wybaczyć mu tego,
co się stało. Matki nie mógł sobie przypomnieć, ale odwiedzał jej grób
z przybraną mamą i siostrą, funkcjonowała w jego pamięci.
Wydaje się, że z powyższych trzech historii najbardziej zwycięsko
wychodzi bohater tej ostatniej. Nie ma tajemnicy, która go niepokoi
i próbuje przedostać się z podświadomości na światło dzienne. Pozo-
stał problem z ojcem. Gdyby Przemek narysował swój geneoskrypt,
musiałby umieścić na nim biologicznego ojca, który ma swoje miejsce
w systemie, nawet jeśli nie ma go w sercu syna. Terapeuci hellinge-
rowscy twierdzą, że w takich wypadkach syn i tak winien jest pokłon
ojcu i wdzięczność za życie. To trudne do zrozumienia, nawet jeśli nie
chodzi o przebaczenie, bo według tej teorii nie należy przebaczać,
lecz uznać ojca, oddzielić osobę od czynu i podziękować mu za życie. Po-
wiedzieć: nie chcę nieść twojej winy. Jesteś i byłeś, ja jestem kimś innym.
Przemek żyje uporządkowanym życiem, ma pracę, mieszka w ro-
dzinnym domu, spotyka się z dziewczyną. Niedawno zaszedł do kuchni
i pokazał mamie i siostrze zdjęcie z pytaniem: wiecie, kto to?
– Joasia, twoja była dziewczyna! – odpowiedziała bez wahania
siostra.
– Nie, Ola, obecna – stwierdziła matka. – Właściwie są podobne –
dodała – podoba ci się ten sam typ kobiet…
2 0 1
Przemek popatrzył na nie zdziwiony. Fotografię znalazł w swoich
starych szpargałach. Było to zdjęcie jego prawdziwej matki.
W rodzinie Marcina w momencie ujawnienia prawdy nastąpił kryzys
zaufania. Marcin wyprowadził się z domu, przestał nazywać mamą swo-
ją adopcyjną matkę. Zrozumiał, że grób ciotki, który odwiedzał co roku
w Święto Zmarłych, to grób prawdziwej matki, chciał to przemyśleć,
spędzał tam sporo czasu. Wiele energii poświęcił, by odszukać prawdzi-
wego ojca, początkowo bez skutku. Powoli, po pojednaniu z rodzicami,
którzy opowiedzieli mu historię choroby mamy, ujawnili pobudki swoje-
go milczenia, powrócił do nich. Po nitce do kłębka, w wyniku własnego
śledztwa znalazł biologicznego ojca i nawiązał z nim kontakt.
O pierwszej historii niewiele da się powiedzieć. Edyta nigdy nie
dowiedziała się, że naprawdę otrzymała imię Salome, że swoje sześć-
dziesięcioletnie życie przeżyła nie tylko pod nowym imieniem, ale
w innej kulturze i religii. Ciekawe, że wybrała studia związane z Da-
lekim Wschodem i często wyjeżdżała do Izraela, a nawet chciała tam
zamieszkać. Niestety, była bardzo chorowita, cierpiała na bóle stawów,
więc powróciła do kraju. Oczywiście można przypuścić, że urodzona
w czasie wojny mogła być słabego zdrowia. Kto wie jednak, czy gdyby
nie ciążyła na jej biografii niewyjaśniona tajemnica, życie jej ułożyłoby
się inaczej? Z drugiej strony, ciekawe jest to, że choroba stawów była
częsta w jej adopcyjnej rodzinie i mimo że nie mogła jej zostać przeka-
zana genetycznie, dotknęła także i ją.
Według Anne Schützenberger tak bywa i adopcja nigdy nie jest przy-
padkowa. Dziecko przybrane trafia do jakiejś rodziny z określonych
2 0 2
powodów. Po zbadaniu losów przodków okazuje się często, że w nowej
rodzinie funkcjonują schematy podobne do tych w rodzinie pochodze-
nia człowieka, analogiczne relacje, choroby, czasem imiona. Prawdzi-
wa przynależność zawsze znajdzie drogę do tego, by uchylić chociaż
rąbka swojej tajemnicy – jako odziedziczony talent, nieumotywowana
ciekawość innej kultury, podświadoma pamięć o prawdziwych rodzi-
cach. Przemek, który wykluczył prawdziwego ojca ze swojego świata,
nie nawiązał też dobrych relacji z ojcem adopcyjnym. Marcin owszem,
nawiązał kontakt z prawdziwym ojcem, połączyła ich nawet wspólna
pasja malarska, ale także kolejna tajemnica, bo jego ojciec miał nową
rodzinę i nie chciał ujawnić przed nią istnienia Marcina. Znów powtó-
rzył się schemat osoby wykluczonej z systemu. Zapewne jednak kiedyś
sekret wyjdzie na jaw i zbierze swoje żniwo.
Według Berta Hellingera moment poczęcia i narodzin jest bardzo
ważny dla dalszego życia człowieka, a dar życia to największy dar, jaki
można dostać. Jest przeciwnikiem adopcji, poza przypadkami, kiedy
dziecko rzeczywiście nie ma nikogo na świecie. Jeśli dziecko nie wie,
że jest adoptowane, lub jeśli matka adopcyjna wyklucza matkę bio-
logiczną, chce ją całkowicie zastąpić, zwykle odbija się to na zdrowiu
dziecka, które podświadomie bierze na siebie poczucie winy wobec
biologicznej matki, podświadomie zachowuje się tak, jakby odrzuca-
ło swoje istnienie. Prawdziwa przeszłość dziecka, jego korzenie, a za-
tem rodzice – niezależnie od tego, jacy byli – powinni funkcjonować
w świadomości człowieka i zyskać jego szacunek, wdzięczność za dar
życia. Ale adopcja jest decyzją rodziców i tylko oni, w zgodzie ze sobą,
2 0 3
w czasie, który uznają za słuszny, mogą wtajemniczyć dziecko w wyda-
rzenia z przeszłości.
Tajemnica adopcyjna jest nieco bardziej skomplikowana niż wsty-
dliwy sekret. Zdawałoby się – tu nie ma winy, nie ma kata i ofiary, złe-
go czynu, zwłaszcza kiedy rodzice biologiczni zmarli, a nie porzucili
swoje dziecko, bowiem porzucenie, świadome oddanie do adopcji, to
jeszcze inne zagadnienie. Lęk przed odrzuceniem jest jedną z najwięk-
szych obaw ludzkich, budzi wielkie emocje, skłania do nieprawdopo-
dobnych ofiar – ludzi dorośli wiele zrobią, by nie zaznać odrzucenia,
dziecko na każdym etapie rozwoju jeszcze więcej. Jak więc ma żyć
człowiek, którego na początku życia spotkało odrzucenie? I chociaż
ma w sobie jakąś prawdę maksyma, „że ta matka, która wychowała,
a nie urodziła”, dla dobra człowieka byłoby najlepsze, by znał swo-
ją historię i spróbował biologiczną matkę zrozumieć. Można mieć
nadzieję, że dziecko nigdy się nie dowie, ale w pamięci genetycznej,
w podświadomości będzie nosić niezrozumiałe dla siebie obrazy, od-
bierać sygnały. Potwierdza to przypadek trzech braci rozdzielonych
w niemowlęctwie przez profesora Neubauera w kontrowersyjnym eks-
perymencie „Natura czy wychowanie”, który przeprowadził w Nowym
Jorku. Trojaczki zostały rozdzielone między trzy rodziny dla obserwa-
cji, czy w ukształtowaniu człowieka większą rolę odgrywa biologia, czy
wpływ środowiska. Jeden z chłopców Robert Shafran wciąż opowiadał
o wyimaginowanym braciszku. Wszyscy trzej chłopcy mieli problemy
natury psychologicznej, zresztą jeden z nich, Edward Galland, po la-
2 0 4
tach popełnił samobójstwo18. Peter Neubauer prowadził swoje badania
również na innych parach bliźniąt. Jedną z bliźniaczych sióstr była
Eliza Schein, która wiedziała o tym, że jest adoptowana, nie wiedzia-
ła jednak, że ma siostrę. Kiedy popadła w depresję, zaczęła szukać
wiadomości o biologicznych rodzicach i dowiedziała się, że były dwie
dziewczynki. Odnalazła siostrę – kobietę bardzo podobną do siebie,
wychowaną w podobnej rodzinie, co ciekawe, jej siostra podążyła po-
dobną ścieżką edukacyjną. Wszystkie ofiary eksperymentu czuły się
skrzywdzone, nie mogły darować profesorowi rozdzielenia, oderwania
od swoich bliźniaczych braci i sióstr. Historie te nie są opowieściami
o szczęśliwym zakończeniu. Wydaje się, że chociaż badanie Petera
Neubauera potwierdza zwycięstwo biologii, to eksperyment wyrządził
dużo krzywd. Ofiary doświadczenia odczuwały dyskomfort, zaznały
chorób i depresji, mimo że wychowywano je prawidłowo, w przecięt-
nych rodzinach, pozornie niczego im nie brakowało, a o rodzeństwie
nie wiedziały.
18 Historię tego eksperymentu opowiada film Three Identical Strangers. Peter Neubauer już nie żyje, do końca nie uznał swojej winy.
2 0 5
ROZDZIAŁ 4
Dzieci, którym nie dane było żyć, zastępstwa, żal i znów tajemnice
Poronienia, aborcje, śmierć dzieci to zdarzenia, które wpływają na los
całych rodzin, nie tylko rodziców. Konsekwencje ponoszą także pozostałe dzieci,
chociaż czasem nie wiedzą, że miały lub mogły mieć rodzeństwo.
Kiedy umiera dziecko, to dzieje się rzecz najgorsza: odwrócenie
porządku rzeczy, tragedia rodziców, wyrwa w sercu i w systemie
rodzinnym. Kiedy dochodzi do poronienia lub aborcji – także
jedno miejsce w systemie pozostaje puste i nigdy już nie będzie
w tej rodzinie tak samo. Poronienia przychodzą niechciane, najczęściej
przynoszą ból, rozczarowanie, kolejne próby powołania na świat
dziecka. Aborcja to co innego, bardzo delikatny temat, też bolesny,
w dodatku kontrowersyjny, bo bardzo różnie postrzegany i ujmowany
w kodeksach prawa, w religii, w oczach społecznego przyzwolenia.
Nie zamierzam wkraczać w te aspekty. Chcę tylko osobom, które
w swoich rodzinach doświadczyły podobnych zdarzeń, powiedzieć,
co psychologowie różnych nurtów, w tym psychogenealogii, piszą
o rodzinnych skutkach takich zdarzeń.
2 0 7
Dziecko zastępcze, czyli urodzone po tym, jak pierwsze zmarło (po-
ronienie i aborcja też mają znaczenie, bo dzieci nienarodzone należą
do systemu rodzinnego), dręczy podświadome poczucie winy, bo to
jemu przypadło w udziale miejsce brata lub siostry. Może na przykład
wykazywać niechęć do życia objawiającą się bezradnością, apatią, sta-
nami depresyjnymi, aktami samookaleczenia. Anne Ancelin Schützen-
berger przywołuje przykład Vincenta van Gogha, który nawet otrzymał
imię swojego zmarłego starszego brata, o czym nie wiedział. Spotkało
się więc w jego przypadku działanie tajemnicy rodzinnej, a także pod-
świadome poczucie winy, bo niejako „żył za kogoś”. Chłopiec musiał
doznać szoku, kiedy natknął się na cmentarzu na własny grób – od-
czytał imię i nazwisko i dopiero z dat zrozumiał, że chodzi o innego
Vincenta. Był, jak wiadomo, genialnym malarzem, ale człowiekiem
niezbyt szczęśliwym, jego życiu towarzyszyły samookaleczenia, głu-
chota, uzależnienia, skłonności samobójcze. Oczywiście wyjaśnienie
wszystkich problemów artysty tym, że przypadł mu w udziale los za-
stępczego dziecka, byłoby uproszczeniem, niemniej spotkanie z wła-
snym grobem i świadomość „życia życiem brata” musiało zaważyć na
jego psychice. Ludzie, którzy urodzili się po śmierci starszego rodzeń-
stwa lub „pozostali” jako to jedno, które przeżyło z bliźniaków, zmaga-
ją się z wieloma problemami, nie znajdują spokoju w życiu, popadają
w nałogi, mają tendencje do samookaleczeń, zapadają na choroby
autoagresywne – tak jakby trapiły ich wyrzuty sumienia, jakby chcie-
li swoje życie umniejszyć, chociaż w żaden sposób nie przyczynili się
do śmierci rodzeństwa. Psychogenealodzy, także terapeuci pracujący
2 0 8
metodą ustawień hellingerowskich są zdania, że należy uznać i uszano-
wać miejsce takiego dziecka w rodzinie. Wbrew realnym przesłankom,
podświadomość pozostałych przejmuje poczucie winy i popycha ich
ku autodestrukcji. O zmarłych dzieciach zwykle wiadomo, odwiedza
się przecież ich groby, historia wypadku czy choroby powraca w opo-
wieściach rodzinnych – i to dużo lepsza sytuacja niż ta, w której rodzi-
ce nie życzą sobie, by wspominać nieszczęście, albo ukrywają je przed
następnym dzieckiem. Bo dziecko zmarłe ma swoje pole w rodzinie,
wspomina się je i oddziela od żyjących, ale przyznaje mu się odrębne,
należne miejsce. Natomiast tragiczne skutki, które muszą nastąpić,
kiedy zrozpaczeni rodzicie chcą zastąpić jedno dziecko drugim, poka-
zuje znakomity film Godsend z Robertem De Niro w roli naukowca,
który namawia zbolałych po stracie ośmioletniego Adama rodziców
do stworzenia klonu ich synka. Kiedy chłopiec osiąga wiek, w którym
zginął w wypadku, zaczyna niejako tracić własne życie i żyć cudzą
biografią. Ów film jest przykładem czystej fantastyki, a jednak obra-
zuje zasadę, o której piszą psychologowie i terapeuci: nie można bez
uszczerbku dla psychiki zastąpić jednej osoby drugą. Każdy ma odręb-
ny byt, za który winien jest wdzięczność rodzicom. Świadomość i usza-
nowanie życia, które się zamknęło, jest jedyną rzeczą, którą można
zrobić.
W przypadku dzieci nienarodzonych (aborcja lub poronienie) jest
o tyle trudniej, że zwykle podobne fakty okryte są w rodzinach tajemni-
cą, a rodzice mają swoje powody i prawo, by nie mówić o zdarzeniu swo-
jemu otoczeniu. Jeśli komuś trafiło się być bratem lub siostrą dziecka,
2 0 9
któremu nie dane było się urodzić, może nosić w sobie niezrozumiałe
poczucie winy. Żyje, a tamto nie dostało szansy życia. Być może nie zo-
stało pożegnane, pochowane, dostatecznie opłakane, najczęściej nie do-
staje imienia. Na żyjące dziecko spada dodatkowo lęk rodziców, by tego
drugiego już nie stracić. Bywa też, że wychowaniu go przyświeca ocze-
kiwanie, że spełni nadzieje i „zrekompensuje” stratę pierwszego, czego
oczywiście zrobić nie może. Tajemnica tyka jak bomba zegarowa, dręczy
tych, którzy wiedzą, niepokoi tych, którzy tylko przeczuwają. W usta-
wieniach hellingerowskich jedną z metod uzdrawiania w podobnych sy-
tuacjach jest ceremonia pożegnania dziecka nienarodzonego i uznania
jego miejsca w rodzinie, także poprzez nadanie mu imienia.
Istnieje sporo kobiet, które bardzo pragną dziecka, lecz zanim się
im uda donosić ciążę, przeżywają poronienia, jedno lub nawet kilka.
W takiej sytuacji, kiedy przerwanie życia jest decyzją losu, na pewno
łatwiej zmagać się z poczuciem winy, ale trudniej ustrzec się postrze-
gania następnego dziecka jako zadośćuczynienia czy rekompensaty za
tamto utracone, a są to dwie odrębne osoby i dlatego dobrze rozróżnić
je imieniem.
2 1 0
ROZDZIAŁ 5
Najbliżej są oniRodzice.
Każdy przekaz międzypokoleniowy zaczyna się od nich. Co przeżyli, zanim przyszedłeś na świat?
Być może nie tylko ich poglądy i metody wychowawcze, ale stres, porażki lub przeciwnie – poczucie szczęścia
wpłynęło na to, jaka/i jesteś?
Kierujemy uwagę na rodziców, bo oni „siedzą” tuż nad nami, na
szczeblu pokoleniowej drabiny. Są najbliższymi przodkami, mieli
największy wpływ na ukształtowanie naszej wizji świata. Wychowali
nas w określonej konstrukcji rodzinnej, a my przez całe życie dążymy
do jej odtworzenia. Ta nowa, którą zbudujemy, nigdy nie będzie wolna
od wzorców rodziny pochodzenia, bo nawet jeśli świadomie chcemy
stworzyć inne stadło, w podświadomości mamy wypracowane pewne
modele zachowań, niejako rodzinne archetypy. Zaprzeczamy, chcemy
być inni, nigdy w życiu nie histeryzować o byle co jak matka, nigdy nie
być nieprzystępnym sztywniakiem jak ojciec... Po dwudziestu latach
– proszę bardzo: okazuje się, że jesteśmy tacy sami… albo podobni.
Dlaczego? Bo właśnie w takim modelu czujemy się najbezpieczniej.
Znane powiedzenie, że córki szukają w swoich partnerach powielenia
ojca, a synowie matek, jest prawdziwe, ale z małą poprawką:
2 1 1
to poszukiwanie nie zależy od płci. Może być też tak, że córka
poszukuje w partnerze cech swojej matki, a sama podobna jest do ojca,
lub syn, podobny do matki, szuka partnerki podobnej do ojca. I zdarza
się to nierzadko. Dziewczynka wychowana przez odpowiedzialnego
ojca, który czuł się opiekunem całej rodziny, niekoniecznie musi
szukać takiego właśnie partnera – równie dobrze sama może przyjąć
rolę dominującej, odpowiedzialnej za rodzinę osoby. Często wybierze
męża podobnego do swojej matki – na przykład podległego, słabszego,
wymagającego opieki. W tradycyjnych rodzinach ojciec utrzymuje
rodzinę, matka spełnia rolę westalki, pani domu. Ich dzieci, kiedy
zakładają własną rodzinę, zwykle przyjmują w związkach jedną z ról
po rodzicach i chcą powtórzyć znajomy model. Co się dzieje dalej? Syn
trafia na dziewczynę o podobnych potrzebach jak jego matka i relacja
może dać zadowolenie obojgu ludziom, wtedy wszystko w porządku.
Ale jeśli spotka osobę z zupełnie innej konstelacji rodzinnej? Taką,
w której decyzje podejmowała kobieta albo panowały zupełnie
inne poglądy na temat wierności, obowiązków czy wychowywania
dzieci? Zeszło się dwoje ludzi, którym wróżymy życie pełne spięć,
burz i rozładowań w rodzinnej atmosferze. Tak, ale niekoniecznie
musi to doprowadzić do klęski, przeciwnie, partnerzy mogą wiele
się od siebie nauczyć i stworzyć nową jakość, zwłaszcza gdy umieją
zinterpretować to, co się dzieje. Świadomość powyższych procesów
daje pewien dystans wobec siebie, pomaga w wychodzeniu z kryzysów
i w budowaniu swojej własnej rodziny, więc teraz pomyśl: do którego
z rodziców jesteś podobny? Jaki układ partnerski powielasz, co
2 1 2
zmieniłeś, a w czym narusza go twój partner – czyli innymi słowy:
czym on/ona cię wkurza najbardziej? Czy nie narzekasz, na przykład,
na zbytnie obciążenie (wszystko jak zwykle na mojej głowie) albo
na lekceważenie ( ja sobie mogę mówić, a ty i tak nie słuchasz).
Brzmi znajomo? Czy tak nie mówili przypadkiem twoi… rodzice?
Formuły narzekań to bardzo dobry drogowskaz do rozpoznania
powtarzanych w rodzinie schematów. Może zechcesz je zmodyfikować
lub powiedzieć „stop”? Może podziękować za nie rodzicom
i uporządkować swoje sprawy? To ważne według każdej ze szkół,
psychoanalityków, którzy wydłubują z pokładów podświadomości
obrazy ojca i matki, według psychologii systemowej, która pokazuje,
że jesteśmy systemem prawdziwie połączonych naczyń. Problemy
potomków biorą się z zaburzeń porządku rodzinnego – w tym także
zgodni są psychologowie i terapeuci różnych nurtów. Bert Hellinger
określa to krótko: „jeśli nie ma porządku w układzie z rodzicami,
trudno będzie o porządek w życiu”. Dlatego zakreśl mocnym kolorem
na geneoskrypcie fragment ukazujący relację Ty – Rodzice. Zapytaj:
Czy wszystko w porządku?Dobre pytanie, ale pozostanie bez odpowiedzi, dopóki nie wiemy,
jaki ten porządek powinien być. Mniej więcej tak: to obraz rodziny,
w której rodzice kochają się i traktują partnersko, kochają i akceptują
swoje dzieci, potrafią dać im miłość, biorą od nich miłość i szacunek.
Rodzic powinien stawiać na pierwszym miejscu swojego partnera,
potem dzieci, dzieci natomiast uznawać hierarchię starszeństwa.
2 1 3
Nie powinno dochodzić do odwrócenia ról – czyli rodzic zawsze
ma być rodzicem, nie kumplem syna lub córki, a dziecko nie
może zastępować partnera. Do tego nie powinno dochodzić do
niesprawiedliwości – np. faworyzowania syna przed córką, starszego
dziecka przed młodszym lub odwrotnie. Nie powinno być żadnych
krzywd ani nieszczęść w rodzaju poronień, aborcji, chorób, nałogów,
grzechów, tajemnic, istnienia wcześniejszych związków itd. Najlepiej,
żeby rodzice spotkali się jako pierwsi partnerzy i kochali się bez
przeszkód aż do śmierci.
I NA KONIEC INFORMACJA KLUCZOWA: TAKICH RODZIN NIE MA.
LABORATORYJNA RODZINA IDEALNA, BEZ ZAKŁÓCEŃ I USZKODZEŃ NIE ISTNIEJE,
BO KAŻDA SKŁADA SIĘ Z LUDZI, A LUDZIE MAJĄ SWOJE EMOCJE, LĘKI,
MARZENIA I ŻYCIOWE PRZYGODY.
Dlatego pierwszą rzeczą w analizowaniu swojej sytuacji rodzinnej jest
uznanie, że jest właśnie tak, mamy własną historię i charakterystykę.
Nie ma sensu porównywać jej z innymi – szczęśliwszymi lub bardziej
dotkniętymi przez los. Fakty są, jakie są. A jakie są? Zauważ:
2 14
1. Kamienie milowe na drodze rodziców. Jak się poznali, jak prze-
szli kryzysy – czy je pokonali, czy nie? Jaka relacja łączy ich teraz (lub
łączyła do końca życia)? Czy byli parą okazującą sobie uczucia, gwał-
towną, kłótliwą, czy sztywną, wierną konwencjom, wrażliwą na opinie
otoczenia? Czy trapiły ich któreś z wybranych plag towarzyszących
ludzkim biografiom: ciężka choroba, wypadek, nałóg, niezaradność,
zdrada, strata kogoś bliskiego, wyjazd, rozrzutność, hazard, proble-
my z prawem, uległość, lęki, próby samobójcze? Ważne są wcześniej-
sze związki, jeśli były. Ważne jest pytanie: czego obawiali się matka
i ojciec, czego bali się najbardziej: biedy, zdrady, krytyki, urzędów,
odrzucenia? A z drugiej strony: co cennego, ważnego dla ciebie moż-
na by wymienić w ich krótkiej charakterystyce? Wierność, szczerość,
odwaga, pracowitość, życzliwość wobec ludzi, talent, odpowiedzial-
ność, opiekuńczość, ciepło, zaradność? Coś musi być!
2. Bracia matki, siostra ojca, co z nimi? Czy trzymają się blisko,
mają wielki wpływ na siebie, czy kłócą się i unikają? Choroby, tragedie,
wypadki, faworyzowanie lub odrzucenie działało na naszych rodziców.
Jak plasuje się rodzic, jeśli chodzi o kolejność narodzin i miejsce dziec-
ka w rodzinie? Istnieje koncepcja, według której udane związki tworzy
dziecko najstarsze z najmłodszym, bo spełniają swoje potrzeby – jak to
wygląda w przypadku twoich rodziców? Czy ich relacja z rodzeństwem
jest bliska, odległa, zgodna, czy są skłóceni? Czy podobny schemat po-
wiela się w twojej relacji z braćmi lub siostrami?
3. Twoja relacja z rodzicami. Pierwsze uczucie: westchnąłeś, zatęsk-
niłeś czy mruknąłeś – a nie chcę o nich myśleć! Zastanów się, o co masz
2 1 5
pretensje, co budzi wdzięczność. Czujesz się odrzucony, zbyt mocno
związany albo brakuje ci szacunku czy przeciwnie: czujesz się odpowie-
dzialny za nich? Także to, czy jesteś dzieckiem późnym, czy wczesnym,
czyli w jakim wieku i w jakiej sytuacji materialnej, życiowej byli rodzice,
gdy przyszedłeś na świat… I oczywiście, jeśli rodzica zabrakło – zmarł,
odszedł po rozwodzie, przebywał za granicą, pozostawił lukę – zastąpio-
ną przez drugiego partnera lub nie. Czy odbyłeś po nim żałobę?
W jakiejkolwiek byłbyś sytuacji, zauważ, co jest odstępstwem od wy-
marzonych, wyżej wymienionych, idealnych porządków rodzinnych.
Co można zrobić, by bałagan w relacjach, jeśli taki powstał, chociaż
trochę uporządkować? Być może w tych rozważaniach i poszukiwa-
niach pomogą poniższe, najczęściej przywoływane zależności.
Chłodna matka. Wiele dorosłych już osób zarzuca swoim matkom
brak czułości, tego, że nas nie przytulała, traciła cierpliwość, nie dała
wyrazu swojej miłości macierzyńskiej, co w dzieciach budzi podejrze-
nie, że brak tej miłości. Niedociągnięcia rodziców, a późniejszy rozwój
człowieka to temat rzeka: ale jak pisze Adler w książce Odwaga bycia
nielubianym zamiast ubolewać nad tym, że mama źle nas przewijała
i mamy teraz niechęć do seksu, lepiej zdefiniować problem i zobaczyć,
co można z nim zrobić.
Oschły ojciec. Nieobecny, zapracowany, zachowujący się, jakby
dzieci były mu obojętne poza jednym wyjątkiem – kiedy trzeba je roz-
liczać z wyników w szkole albo zasad dobrego wychowania. Kary i upo-
mnienia owszem, poczucie władzy owszem, ale zero bliskości. Bywa,
że odchodzi, więc masz mu za złe, że nie kocha matki, nosisz w sobie
2 16
gniew na takiego ojca, może się go boisz, może czujesz niechęć, pogar-
dę. Z pewnością zrobił się tu wielki nieporządek, prosi się o posprząta-
nie dla własnego dobra.
„Przeszli swoje”. Matka miała trudne życie, obciążona jest lęka-
mi, przebyła swoje traumy – nie wiem jakie: choroby, przemoc, straty
bliskich. Ojciec też ma bogaty zbiór złych doświadczeń, mogą być po-
dobne. Jeśli słyszałeś chociaż raz zdanie: „Ona wiele przeżyła, dlatego
jest taka nerwowa” albo: „Daj spokój ojcu, wiesz, co przeszedł” – tutaj
szukaj placów do posprzątania. Dzieci przejmują lęki swoich rodzi-
ców. Boją się także o nich. Podświadoma lojalność każe im sądzić, że
w ten sposób mogą wziąć na siebie część trosk i ulżyć matce, ojcu. Na
przykład dziecko rodzica, który choruje, może podświadomie brać na
siebie chorobę, w myśl zasady „lepiej ja niż ty”, może pragnąć unice-
stwienia siebie zamiast rodzica – i tu według psychogenealogów rodzi
się źródło chorób autoagresywnych lub myśli samobójczych. Może też
wchodzić w rolę rodzica albo jego opiekunki lub partnerki (parentyfi-
kacja, o której kilka stron dalej)
Samotna matka. W tym układzie wyłom w pożądanym porządku
jest widoczny gołym okiem. Brak jednego z rodziców pociąga za sobą
wiele skutków, głównie wynikających z prób zastępstwa: ojca pró-
buje zastąpić sama matka albo jej drugi partner, czasem brat, ojciec,
nikt jednak nie jest w stanie stać się ojcem. Tymczasem dziecko bez
ojca – odrzucone lub osierocone, narażone jest na nałogi: alkoholizm,
narkotyki, hazard. Brak szacunku do ojca, odrzucenie go (pił, skrzyw-
dził matkę, stracił pracę, jest niegodny miłości) także zaburza układ,
2 1 7
zabiera dziecku poczucie symetrycznego oparcia, naraża na lęki, cho-
roby psychiczne i somatyczne. Potem, kiedy człowiek dorasta, samo
zaczyna zastępować ojca w rodzinie, zwłaszcza jeśli to syn, i nieraz ma
kłopot z zaakceptowaniem innego partnera matki.
Nieporządków rodzinnych i ich wariantów są tysiące, nie sposób ich
wszystkich opisać, ale znajdziesz je sam, znasz je lub może od dawna
przeczuwasz. Możesz zrobić sobie test według teorii hellingerowskiej.
W słusznym porządku według niej rodzice stoją przed dziećmi, a dziec-
ko winno im wdzięczność za życie i uznanie w nich matki i ojca. Czy po-
kłoniłbyś się przed ojcem ze słowami: dziękuję ci za życie, uznaję w tobie
ojca? Tak samo przed matką? Bez względu na to, jacy byli, co uczynili?
Uczyń ten gest w swojej wyobraźni, pokłoń się, wdzięczność i uznanie
to dobre emocje. Jeśli czujesz opór, burzą się w tobie emocje w rodzaju:
„Co? Pokłon? Przed nim? Po tym wszystkim? Nigdy!!!”, to w tym miej-
scu, w tej relacji jest odcinek, który powinieneś uporządkować.
A kiedy już stworzysz sobie obraz układu z rodzicami, sytuacji i siat-
ki powiązań, przyjrzysz się dramaturgii wydarzeń, to przypomnij so-
bie, że rodzice to tak naprawdę ludzie tacy jak my, mieli z dziadkami
podobne kłopoty i może warto popatrzeć na cały nasz system z pewną
dozą… uśmiechu. Tak na chwilę zeskoczyć z desek teatru dramatycz-
nego i zadać zupełnie inne pytanie, patrząc na swoje dzieciństwo:
Jak ubierała się twoja matka?Myli się ktoś, kto sądzi, że to pytanie do kobiet, mężczyzn
dotyczy jak najbardziej, i kto wie, czy nie jest to jeden z istotnych
2 1 8
czynników kształtujących osobowość chłopca, który wkrótce będzie
młodzieńcem, narzeczonym, mężem, a potem ojcem i dziadkiem.
Wiadomo, że to matka jest pierwszym wzorem kobiecości
i ideałem kobiety dla małego mężczyzny, który powoli odkrywa
świat, wyglądając coraz odważniej z ramion, potem zza spódnicy,
później znad głowy swojej matki. Nic dziwnego, że w pamięci i także
w podświadomości tego chłopca tkwi jej obraz nie tylko jako osoby
o takim, a nie innym charakterze, ale też jej wygląd, stroje, biżuteria
i fryzury. W jakiś nieokreślony i nieuświadamiany sobie sposób
w głowie chłopca buduje się wzorzec kobiety pięknej, symbolizującej
miłość i bezpieczeństwo. Pewien mój znajomy, obecnie dojrzały
mężczyzna, twierdzi, że ze wspomnieniem matki kojarzy mu się przed
wszystkim szeroki, pleciony pasek z dużą złotą klamerką. Paski takie,
noszone w latach 70., dawno wyszły z mody, a jednak zawsze, kiedy
widzi kobietę przewiązaną w talii szerokim paskiem, wydaje mu się
atrakcyjna. Pamięta doskonale jeden z prezentów, jaki sprawił mamie
pod choinkę. Był to pierścionek kupiony w sklepie z tandetnymi
pamiątkami, z wielkim czerwonym oczkiem – w najlepszym razie ze
szkła, o ile nie z plastiku. Oczywiście w złocie, które wkrótce zaczęło
się łuszczyć z mizernej blaszki. A jednak wspomnienie wprawia go
za każdym razem w roztkliwienie, bo mama zachwycała się szczerze
pierścionkiem i nosiła go z dumą na przyjęcia, obok obrączki,
przynajmniej wtedy, kiedy synek patrzył… Lubił przyglądać się, jak
malowała twarz przed lustrem – w jego oczach matka pozostała na
zawsze piękną blondynką w szerokich spódnicach ściągniętych w talii,
2 1 9
z dłońmi z polakierowanymi paznokciami, oczywiście z pierścieniem
imitującym rubin. Taki portret musiał mieć wpływ na postrzeganie
płci przeciwnej, poszukiwanie partnerki i stosunek do kobiet. Żadna
z pań w otoczeniu tego człowieka nigdy nie narzekała na jakikolwiek
dyskomfort – wielbiąc kobiety generalnie, zawsze starał się, by w jego
towarzystwie nie nudziły się, nie czuły pomijane w rozmowie, po
prostu nauczył się kochać i szanować kobiety i kobiecość, począwszy
od matki. Mój znajomy jest człowiekiem mocno dojrzałym, ma
rodzinę, trzy córki, które go uwielbiają i atrakcyjną, sympatyczną żonę.
Jego matka jako osoba osiemdziesięcioletnia nadal jest energiczna,
sprawna, dba o swój wygląd, zawsze podziwiam jej biżuterię
i oryginalne nakrycia głowy, a co najważniejsze, optymizm i dobry
humor. Ta pani całe życie cieszyła się powodzeniem u płci przeciwnej
i nadal uwielbia flirtować, nadal ma z kim. Od kogo wzięła ten dar,
nie wiem, ale teraz jest już nestorką i najważniejsze, że przekazuje go
dalej. Wnuczkom.
To, że obraz „jak ubierała się twoja matka” ma wpływ na kształtowa-
nie dziewcząt, to taka oczywistość, że nie będę jej rozwijać. W głowach
córek matka buduje wzór dla nas – później powielany albo obalany –
nieważne, wzór, punkt wyjścia. Myślę, że istotny w tym temacie staje
się wspólny świat kobiet, w który matka wprowadza córkę czy też ko-
biety starszego pokolenia swoje następczynie.
Wspomnij, jak ubierała się twoja matka.
Moja dbała o stroje, lubiła jasne, żywe kolory, spodnie i sportowe
kostiumy, bo uwielbiała lasy, wieś i naturę. Zawsze miała krótkie
2 2 0
włosy i ja – wychowana na lekturach o długowłosych księżniczkach
– miałam do niej o to ukryty żal. Miała sporo ładnej biżuterii. Ojciec
ocalił kilka pierścionków i medalików po swojej matce – przetrwały
wojnę i podarował je żonie, miał też w zwyczaju kupować biżuterię
jako podarunki, mama nie lubiła „praktycznych prezentów”. Co do
stroju, kiedy chcę przypomnieć sobie ubrania – w pierwszej kolej-
ności zestaw z zielonej skórki, przywieziony przez kogoś z Egiptu –
krótka spódnica z guzikami i kamizelka. Cudo, nawet niepamiętające,
że była to epoka głębokiego socjalizmu. Po dziś dzień jest dla mnie
symbolem świetności i urody, sama nosiłam go jeszcze na studiach,
bo był niezdarty i uniwersalny. Pamiętam też stroje przyjaciółek,
mamy, spotkania, rozmowy na ten temat, sterty magazynu „Burda”,
wykroje i ładne sukienki, które schodziły spod maszyny „Łucznik”.
Pamiętam wspólne babskie lakierowanie paznokci i uwagi o wyci-
naniu skórek i zadbaniu pięt z przyjaciółkami mamy i ich córkami.
Wzajemne zakręcanie sobie włosów, domowa trwała bardzo szko-
dliwa dla włosów. Świat kobiet, które uznawały za normalne prze-
bieranie się w swoim gronie. Na wyobraźnię dziewczynek naprawdę
mocno działały te biustonosze ciotek: jedne wielkie, inne skromne,
tudzież pończochy – w owym czasie zwykle na pasie. Buty, wyjścio-
we szpilki i zimowe kozaczki. Każda dziewczynka powinna przeżyć
to paradowanie przed lustrem w za dużych butach matki, bo to są
pierwsze kroki w świat dorosłych kobiet. Ów świat: staników, papilo-
tów, rajstop i czółenek na obcasie budujący kobiecą wyobraźnię miał
jedną żelazną, nienaruszalną zasadę: absolutny zakaz wstępu dla
2 2 1
mężczyzn w każdym wieku, poza oseskami śpiącymi w wózku. Matki
nie przebierały się przy synach, siostry przy braciach, próby podglą-
dania budziły dziki wrzask i ogromne kary. Kobiety w swoim gronie
czuły się spokrewnione kobiecością, mężczyźni byli zafascynowani
i zaciekawieni światem kobiet. Nie uważam, żeby był to brak luzu czy
pruderia. Dwa światy – kobiet i mężczyzn – które istniały obok siebie,
miały sobie do zaoferowania tę cząstkę tajemnicy do odkrycia, tym
razem dobrej tajemnicy, takiej, do której potem wiedzie droga wza-
jemnej fascynacji. Strój matki – jako symbol kobiecego świata – to
także przekaz transgeneracyjny. Bo obok jawnych nauk i porad, które
we współczesnych czasach mogą kwitnąć na wspólnych zakupach,
w podświadomość potomka wkrada się takie, a nie inne postrzeganie
piękna, kobiecości. Często też powielania gustu mamy, jej przekonań,
sposobu wyrażania uczuć, stosunku do mężczyzn i losu.
Zadanie
Przenieś się w czas dzieciństwa i przywołaj wspomnienie swojej matki
przed lustrem. W jakim ujęciu pokazała ci się w tym wspomnieniu?
Zauważ jej strój, fryzurę, biżuterię. Ten pierwszy obraz, który
przyniesie pamięć, jest bardzo ważny, bo on najmocniej tkwi
w podświadomości. Opisz to:
Wspomnienie matki z czasów mojego dzieciństwa:
np. drobna, brunetka, energiczna itd.
2 2 2
Jak ubierała się twoja matka? Lubiła stroje czy nie uznawała ich za
ważne?
Poddaj to refleksji. Jeśli jesteś kobietą: jak daleko od tego wzoru
odeszłaś, a w czym jesteś podobna? Jeśli jesteś mężczyzną: czy ten
obraz ma wpływ na twój wybór partnerki? Czy w jakiś sposób szukasz
w nich podobieństw do matki, czy to sprzyja związkom czy przeciwnie
– wprowadza dysonanse?
Matka, babka i jej matkaTo jest ten moment w rozważaniach nad rodzinnymi historiami,
w którym trzeba wziąć do ręki flamaster o intensywnym kolorze,
niech będzie fioletowy, i poprowadzić linię żeńską: matka, babka,
babka, prababki… Potem – innym kolorem, na przykład zielonym,
2 2 3
linia męska: ojciec – dziadek, dziadek – pradziadkowie. Przy każdej
z osób sprawdźmy i zaznaczmy ustalonymi przez siebie symbolami
typ relacji: długotrwałe małżeństwo, rozwód, separacja, wdowieństwo,
konkubinat. Mocna osobowość lub delikatna natura.
Potem problemy, jeśli zaistniały: alkoholizm, choroby, zdrady, prze-
moc, wypadek, samobójstwo.
A potem popatrzmy, czy przypadkiem historia rodzinna, problem, re-
lacje, nie powtarzają się, jeśli nie w każdym, to w co drugim pokoleniu,
i czy nie jesteśmy na najlepszej drodze, by coś znowu poszło nie tak.
Zbigniew Wajda, psycholog, psychoterapeuta, dzieli się swoimi
doświadczeniami z pracy diagnostycznej i terapeutycznej w środo-
wiskach ludzi objętych pomocą społeczną, bezrobotnych i ich rodzin
dotkniętych ubóstwem. Przedstawia wnioski po badaniach przepro-
wadzanych wśród podopiecznych Ośrodka Pomocy Społecznej przez
dwa lata. Psycholog pracuje metodą psychologii systemowej, używa
w swojej pracy geneogramów. Te ewidentnie unaoczniają powtarzal-
ność pewnych schematów w rodzinach, pokazują wzory, według któ-
rych rozgrywają się losy badanych osób.
I tak: kobieta czterdziestoletnia, która ma za męża bezrobotnego
alkoholika i siedmioro dzieci, doznawała przemocy, a jej mąż właśnie
wyszedł z więzienia. Ona sama pochodzi z wielodzietnej rodziny, jej
ojciec jest alkoholikiem i używał przemocy wobec matki, ma także za
sobą epizod więzienia. Jeden z jej synów przebywa w zakładzie kar-
nym, a córka wiąże się z mężczyznami, którzy wykazują skłonność do
alkoholu.
2 2 4
Obraz powtarzanych w rodzinie wzorców, ich obserwacja i oma-
wianie z psychologiem pozwala pacjentom dostrzec te zależności
i uniknąć przekazywania następnym pokoleniom podobnych niszczą-
cych wzorców. Terapia systemowa dużą wagę przywiązuje do badania
kontekstu, a więc powstawania tych rodzinnych wzorców. Murray
Bowen, autor teorii systemów rodzinnych, uważał, że bieżące wzo-
ry rodziny są silnie związane z nierozwiązanymi problemami rodzin
pochodzenia. Nie oznacza to, że bezpośrednio zostały spowodowane
przez poprzednie pokolenia, ale że pozostają nierozwiązane i jako ta-
kie utrzymują się w bieżących losach jednostek, jak i całego systemu
rodzinnego. Istotne wydaje się też to, że każda rodzina oprócz dys-
funkcyjnych wzorów zachowań ma też pozytywne zasoby: silne wię-
zi, wsparcie dla swoich członków, jasne postacie. Terapeuta w swojej
pracy z klientem nie tylko skupia się na identyfikacji i rozbrajaniu
wzorców nieprawidłowych, ale i wykorzystywaniu i rozwijaniu tych
prawidłowych. Oczywiście każdy człowiek, każdy przypadek to in-
dywidualna wiązka przyczyn, okoliczności wychowania, splot genów.
Wzrastanie w danym środowisku może samo w sobie przyczynić się
do powielania losów rodzinnych, przecież oprócz genów dziedziczy-
my także przekonania, rytuały, poglądy rodziców. Tym bardziej warto
raz jeszcze prześledzić swój rysunek i stwierdzić, czy coś się powtarza
na linii żeńskiej lub męskiej? Tym razem w poszukiwaniu nie tyle zda-
rzeń dramatycznych jak przemoc czy alkoholizm, ale także dobra, po-
zytywnych zjawisk, bo one pokażą rodzinny skarbiec: zasoby, do któ-
rych warto sięgnąć. Na przykład jeśli w twojej rodzinie powtarza się
2 2 5
schemat dobrego małżeństwa, długoletniego, wspierającego się i ko-
chającego, możesz czerpać siłę z tego wzorca, budując własny zwią-
zek. Jeśli w rodzinie powtarza się silna więź między rodzeństwem,
wsparcie, miłość i zaufanie – możesz liczyć na swoje rodzeństwo
i ten sam wzorzec przekazać swoim dzieciom. Geneoskrypt pokazuje
schematy, które warto powielać, i te, które czas przełamać, podkreślić
i powiedzieć: to się więcej nie powtórzy!
Przykład
Wydawałoby się, że rodzice Teresy, nauczyciele, byli bardzo
spokojnymi ludźmi, wiedli w małym miasteczku żywot wręcz nudny.
Szanowani przez sąsiadów, lubiani przez uczniów, w niedzielę udawali
się do kościoła, a po mszy zachodzili do znajomych lub gościli ich
u siebie. Matka piekła często ciasto na tę okazję – szarlotkę, czasem
sernik (aromat tych ciast to był prawdziwy zapach domu). Ponieważ
dwa lata po Teresce urodził się jeszcze syn Andrzej, stanowili
sympatyczną rodzinkę dwa plus dwa, godną pozazdroszczenia,
postrzeganą przez społeczność miasteczka jako wzorową. Nie
dosięgały ich żadne burze ani nie mieszkały pod ich dachem żadne
demony. Pozornie – lub demon tylko spał. Nikt nie podejrzewał,
że jednak tam był i nadchodzi moment przebudzenia złego lub jak
wolą inni – po prostu seria nieszczęść. Ojciec Teresy przez całe życie
nie stronił od kieliszka. Najpierw nie stronił, co w tamtych czasach
nie było zjawiskiem w żaden sposób oryginalnym, potem jednak
poszukiwał wsparcia w kieliszku coraz częściej, w końcu bez przerwy,
2 2 6
w pewnym momencie przestał się kryć z nałogiem i zaczął mieć
kłopoty w pracy, w domu, sam ze sobą… Rodzina przeżywała coś, co
wryło się w psychikę Tereski na zawsze. Wstyd. Wstyd, kiedy leżał
na trawniku skwerku i musiały go z matką jakoś ocucić i zaciągnąć
do domu. Wstyd, kiedy stracił pracę, bo pił przy uczniach, wstyd,
kiedy znalazła go w domu na podłodze wśród wymiocin, wreszcie
wstyd i rozpacz, a jednak z domieszką ulgi, kiedy zginął w wypadku
samochodowym, właściwie sam się zabił, wypadając z zakrętu
prosto w drzewo. Prowadził pijany. Demon tej rodziny obudził się
i działał: matka Teresy zaczęła chorować, brat chroniony przez obie
kobiety przed trudami życia wyrastał na mężczyznę mało zaradnego
i nieodpowiedzialnego. Nie miał pomysłu ani na siebie, ani na swoje
życie, mimo że świat dookoła składał się, można powiedzieć, z samych
pomysłów, a prawie każda inicjatywa miała szanse powodzenia
w Polsce lat 90. we wschodzącej gospodarce rynkowej. Nie pił, to
było dobre i za to błogosławiła go matka. Teresa wyszła za mąż
za kolegę ze studiów, zamieszkała w stolicy. Alkohol w jej domu
pojawiał się bardzo rzadko, jej mąż nie miał skłonności do butelki,
za co błogosławiła go żona i teściowa. A jednak demon działał
i pewnego dnia Teresa ze zdumieniem zauważyła, że los jej staje się
podobny do losu matki. Jej mąż nie pił, ale w jej rodzinie pojawił się
wstyd w innej postaci. Jej córeczka miała już sześć lat, a synek trzy,
kiedy do drzwi zapukała policja i aresztowała męża za nadużycia,
niejasne finansowe malwersacje. Nie mogła znieść wstydu, jaki ją
ogarniał, gdy spotykała spojrzenia sąsiadek. W pracy powiedziała,
2 2 7
że mąż wyjechał do pracy za granicę. Nie przyznała się do
prawdy nawet najlepszej przyjaciółce, powiedziała jedynie matce
i bratu. Andrzej mieszkał cały czas z matką, ona na emeryturze, on
na bezrobociu, radzili sobie jakoś. Mąż Teresy wprawdzie wrócił
z więzienia, ale poznał smak alkoholu – topił smutki z powodu
nieudanego życia w wódce i Teresa musiała utrzymywać cały dom.
Kupowała mu wódkę i rozmyślała, dlaczego przeżywa to jeszcze raz.
Niczym nie zawiniła wobec świata, rodziców ani przodków. Czemu
musiała przechodzić przez to samo co matka? Czuła się źle, zaczynała
chorować na serce. Model mężczyzn nieudaczników, choroby kobiet,
wstydu i wypadków wyraźnie powtarzał się w tej rodzinie. Tak,
wypadków, bo pewnego dnia o szóstej rano obudził Teresę telefon
– Andrzej miał wypadek samochodowy, operowano mu kręgosłup.
Zdarzyło się to siedem lat po śmierci ojca, w tym samym miesiącu,
chociaż w innym dniu.
Obserwacja rodzinnych zdarzeń prowadzi do takich wniosków: ko-
biety w tej rodzinie powtarzają wzorzec żony człowieka z problemami,
słabego, dotkniętego nałogiem, za którego się wstydzą. Na nie spada
odpowiedzialność za rodzinę, w konsekwencji chorują, nie są szczęśli-
we, nierówno wydatkują energię. Być może Teresa, aby odwrócić swój
los, potrzebuje uwolnienia się od takiego męża – niekoniecznie rozwo-
du, ale zmuszenia go do zmian: do podjęcia terapii odwykowej, do pra-
cy, udziału w finansowaniu domu i wychowaniu dzieci. Łatwo powie-
dzieć, ale jakkolwiek trudne jest wyjście z alkoholizmu, z pewnością
powielanie wzorca i utrzymywanie męża, włącznie z kupowaniem mu
2 2 8
wódki, nic nie da. Teresie, jej mężowi, ich dzieciom, a zapewne i bra-
tu potrzeba pracy z terapeutą, który wskaże też silne strony rodziny:
one teraz mogą bardzo pomóc. Może to będzie więź rodzeństwa, siła
i kreatywność kobiet? Uświadomienie sobie istnienia powtarzalnych
takich właśnie wzorców, analiza źródeł (środowisko, dzieje przodków,
rodzinna tajemnica i – nade wszystko – decyzja, że nadszedł właśnie
moment, w którym można zatrzymać machinę powielającą schemat.
Ktoś to musi zrobić. Być może Teresa, zwracając baczną uwagę na
to, w jakim kierunku podążają jej dzieci. Może zaoszczędzić synowi
ścieżki niesamodzielności i nałogu, a córce roli schorowanej westalki
rodzinnej. Czyli odwrócić zjawisko parentyfikacji i uniknąć jego nega-
tywnych skutków.
Zjawisko parentyfikacji Jeśli zmagasz się z depresją, może z chorobą autoagresywną, masz
kłopoty ze skórą, niskim poczuciem własnej wartości, nadmierną
ekspozycją na stres, masz problemy ze znalezieniem partnera lub
z utrzymaniem związku, popatrz na swój geneoskrypt pod kątem
zjawiska parentyfikacji. Być może powtarza się w pokoleniach,
a jeśli tak, to być może właśnie zbiera żniwo kosztem twojego życia.
Czym jest?
Parentyfikacja to sytuacja,w której dziecko wchodzi w rolę rodzica,
przejmuje rolę swojej matki lub ojca. Staje się opiekunem, powierni-
kiem, reprezentantem itd. To na nim spoczywa odpowiedzialność za
dobro rodzica – a przynajmniej córka lub syn żyje w takim przekona-
2 2 9
niu. Zjawisku, w którym córka staje się matką własnej matki albo syn
zastępuje ojca przy matce, która rozstała się z ojcem (obojętne: owdo-
wiała czy się rozwiodła), towarzyszą dobre uczucia: poczucie miłości
i bliskości, odpowiedzialności, dojrzałości, dzielności, umiejętności
radzenia sobie w życiu – więc cała wiązka bardzo pozytywnych emo-
cji, które skrzętnie zasłaniają destruktywny charakter takiej relacji.
Bo uwaga: parentyfikacja to układ, w którym dziecko poświęca swoje
życie, narusza naturalny bieg spraw, odstępuje część swojego „ja”, by
wejść w rolę rodzica matki lub ojca. Oczywiście nie każda sytuacja,
w której dzieci pomagają rodzicom, staje się zaraz odwróceniem ról.
Taki przecież jest porządek rzeczy, że najbliżsi ludzie sobie pomaga-
ją. Nie popadajmy w przesadę, upatrując w dorosłym synu, który po-
maga swojej matce kupić samochód albo remontować mieszkanie,
niszczącej parentyfikacji. A w córce, która opiekuje się chorym ojcem
lub zwyczajnie pomaga starszym rodzicom w zakupach, wizytach
u lekarza, niezdrowej relacji. Podkreślam to celowo, bo często popada-
my z jednej skrajności w drugą i mylnie poszukujemy jakiegoś zjawiska
tam, gdzie go wcale nie ma.
Miernikiem tego, czy w rodzinie zachodzi parentyfikacja, jest
fakt, czy dziecko zaczyna rodzica zastępować (a nie współdziałać
czy wspierać), czy poświęca bezpowrotnie swoje prywatne spra-
wy, czy rezygnuje z aktywności typowych dla jego etapu życia.
Co więcej – w znalezieniu odpowiedzi na pytanie, czy działa
w danym przypadku destrukcyjna parentyfikacja, pomóc może drze-
wo genealogiczne, a jeszcze bardziej nasz geneoskrypt. Widzimy na
2 3 0
przykład: babcia nie wyszła za mąż za narzeczonego, z którym mu-
siałaby wyjechać, bo nie mogła zostawić swoich rodziców. Mama za-
mieszkała z babcią i zrezygnowała ze studiów, by się nią opiekować.
Ty odrzucasz propozycje pracy za granicą, bo mama zaczyna choro-
wać... Często okazuje się, że ten schemat powiela się w rodzinie od
pokoleń. Działa tu znany nam już mechanizm lojalności rodzinnej
i wypracowanych przekonań.
Przykład pierwszy: Grażynka ma już sześćdziesiąt lat, jest osobą
samotną, nigdy nie wyszła za mąż i nie założyła rodziny. Nie miała na
to czasu: przerwała studia, by wrócić do rodzinnego domu, bo jej wów-
czas sześćdziesięcioletnia matka bardzo poważnie zachorowała. Gra-
żynka podporządkowała chorobie matki całe swoje życie: tryb pracy,
układ dnia, stała się najlepszą pielęgniarką, to ona najlepiej umiała
walczyć z odleżynami, gotować posiłki według specjalnej diety, o od-
powiednich godzinach wietrzyć pokój, podać leki, wołać pogotowie
itd. Wstawała do matki w nocy, mówiła zdrobnieniami jak do dziecka.
Więź z matką miała bardzo silną od zawsze, a kiedy jeszcze żyła bab-
cia… I tu warto popatrzeć na drzewo genealogiczne tej rodziny: babcia
do końca życia mieszkała z rodziną córki, w pewnym momencie koło
sześćdziesiątego roku życia zachorowała i trzeba było się nią opieko-
wać. Jej córka zrezygnowała wówczas z przeprowadzki do innego mia-
sta, gdzie mężowi proponowano ciekawą pracę – została z mamą, która
nie chciała nigdzie wyjeżdżać. Parentyfikacja powtarza się w tej rodzi-
nie, tak samo zresztą jak choroba, bo Grażynka właśnie zachorowała,
dokładnie na tę samą przypadłość co matka i babcia.
2 3 1
Przykład drugi: Zofia, lekarka, poświęciła swoje życie ukochanemu
ojcu. Zamieszkała z nim w rodzinnym domu, wzięła na siebie rolę zmar-
łej matki, nie tylko jako pani domu, ale w pewnym sensie partnerka ojca
– razem wyprawiali się na zakupy, spędzali wieczory, dzielili role męskie
i żeńskie we wspólnym gospodarstwie. Ojciec, który bardzo cierpiał po
stracie żony, miał godne zastępstwo kochającej, dbającej o niego kobiety,
w dodatku fizycznie podobnej do matki. Starszy pan, bardzo zadowo-
lony z obrotu spraw, często żartobliwie mawiał, że nie może doczekać
się zięcia, od razu jednak wzbudzał poczucie winy córki, bo dodawał:
„Zosiu, Zosiu, jak tylko znajdzie się jakiś facet, to mnie opuścisz i co ja
wtedy zrobię?”. „Kiedyś w końcu ktoś mi cię zabierze”. Nigdy nie przy-
znał się głośno, że sytuacji, w której ewentualny mąż Zofii wprowadziłby
się do nich, nie zaakceptowałby w żadnym wypadku. Historia Zofii po-
toczyła się smutno. Nigdy nie wyszła za mąż, zrezygnowała ze znajomo-
ści z mężczyzną, który bardzo się jej podobał, a po śmierci ojca popadła
w depresję. Grzebiąc w rodzinnych dziejach, odkryła, że jej matka, po-
chodząca z tradycyjnej, katolickiej i patriotycznej rodziny, wyłamała się
z niej i wyszła za mąż wbrew woli rodziców – za „komunistę”, czego jej
ojciec nigdy nie wybaczył, a rodzina nie zaakceptowała. Wyjechała z mę-
żem, lecz zmarła dość młodo. „Kobiety w tej rodzinie nie żyją długo” –
przypomniała sobie Zofia jedno z powiedzonek ojca. Wyglądało na to,
że jej poświęcenie było działaniem podświadomej lojalności rodzinnej
– mama postąpiła wbrew rodzicom, córka starała się odpokutować jej
winy. Rolą jej stało się opiekowanie innymi, być może dlatego wybrała
zawód lekarza.
2 3 2
Anne Ancelin Schützenberger pisze: „niełatwo żyć według swoich
pragnień, odgryźć pępowinę i nie ugrząźć w parentyfikacji”. Katarzy-
na Schier w swojej książce Dorosłe dzieci zwraca uwagę, że te dzielne
córki i synowie, które biorą na swoje barki rolę dorosłych, płacą za to
pewną utratą siebie, bo potem nie umieją dobrze rozpoznawać i nazy-
wać uczuć swoich i innych ludzi. Terapeuci pracujący według ustawień
hellingerowskich nazywają takie sytuacje zaburzeniem naturalnego
porządku, a rodzina zawsze chce powrócić do swojej uporządkowanej
struktury. W ustawieniach zapewne Grażyna musiałaby stanąć twa-
rzą w twarz z matką, powiedzieć jej: „To ja jestem córką, a ty matką,
ja jestem mała, a ty duża, to ty powinnaś się mną opiekować”. Zofia
natomiast podziękować ojcu za życie i miłość, ale stanąć przed nim,
a nie obok, w miejscu jego partnerki życiowej. Niemniej każdy przy-
padek jest inny, a osoby, które podejrzewają, że uległy parentyfikacji,
albo zauważają, że same wchodzą w rolę dzieci i wymagają od swoich
potomków opieki, powinny zatrzymać się i poddać sytuację refleksji.
Najlepiej byłoby udać się po radę terapeuty. Zawsze też można powie-
dzieć córce lub synowi: „Masz swoje życie i sprawy, nie rezygnuj z nich
dla mnie”. Popatrzeć na siebie jak na osobę samodzielną i samowystar-
czalną, powstrzymać wymagania ciągłej więzi wobec dzieci, które też
są samodzielne. Powiedzieć: „nadszedł czas, by zdecydowanie prze-
gryźć tę pępowinę”. Bardzo ładnie rzecz ilustruje przykład z mądrej
natury: w stadzie dzikich koni matka akcentuje dorosłość i czas samo-
dzielności swojego dziecka kopniakiem w wiadome miękkie miejsce,
separującym go od siebie. Musi już zadbać o siebie sam, bo ona ma
2 3 3
własne sprawy. Doskonale wiem, jak niełatwo jest kopnąć swojego źre-
baka, ale za to jak przyjemnie patrzeć, jak pięknie i dumnie, samodziel-
ny i silny pędzi po swoich własnych ścieżkach.
Związki nieakceptowaneWyżej wspomniany przypadek Zofii dotyka nie tylko parentyfikacji,
lecz także tematu wyłamywania się z norm rodziny, z reguł panujących
w klasie społecznej lub środowisku, w którym człowiek się urodził.
Wydaje się, że żyjemy w czasach, w których nie ma już mezaliansów,
a prawa wyznaczone przez grupę nie są nienaruszalne. Niby nie,
a jednak wierność tym prawom mamy naturalnie zakodowaną
w głębokiej podświadomości, bo to one niegdyś broniły rzeczy
najważniejszej – przetrwania. Wierność prawom grupy sięga
prastarych instynktów, które kazały przedstawicielom gatunków
szukać partnerów i łączyć się w pary tak, by zaowocowało to zdrowym,
silnym potomstwem, a stado, potem ród, przetrwały czy to walkę
z żywiołem, czy z najeźdźcą. I dlatego wyłamanie się z reguł rodziny
czy grupy społecznej, zwłaszcza tych dotyczących zawierania
związków, jest bardzo trudnym wyzwaniem dla zbuntowanej jednostki.
Zawsze jest też ważną przemianą dla rodziny. Prawdopodobnie
dlatego w baśniach tak często pojawia się motyw królewicza, który
bierze za żonę Kopciuszka, lub odwrotnie: królewny, o której rękę
starają się w turnieju różni rycerze, a wygrywa ją chłopiec z ludu. To,
że baśnie kończą się zwykle ślubem, pozwala mieć nadzieję, że takie
mezalianse są bardzo potrzebne ludzkości. Z drugiej strony żadna
2 3 4
z baśni nie mówi, co działo się dalej… Życie owszem, przynosi wiele
odpowiedzi, nie zawsze radosnych. Wdrukowane w podświadomość
obojga partnerów przekonania ujawniają się prędzej czy później,
a jeśli są sprzeczne, dojdzie do starcia, co nie jest niczym złym, a wręcz
może być rozwojowe19. Gorzej, jeśli w duszy jednego z partnerów tli
się poczucie winy wobec swojego systemu. Znakomity, symboliczny
obraz tego zjawiska znajdziemy w polskiej literaturze. To scena
z Wesela, w której Panu Młodemu ukazuje się hetman Branicki i mówi
z pogardą: „czepiłeś się chamskiej dziewki!”. Hetman to nic innego jak
figura podświadomości, jest upostaciowieniem wyrzutów sumienia
i lęków inteligenta, który zdradził własną kastę społeczną i żeni się
z chłopką. Podświadome poczucie zdrady swojej grupy społecznej
tkwi gdzieś w głębi duszy i tylko czeka, żeby się odezwać... Człowiek
nosi w sobie kodeks własnej grupy, więc jeśli na przykład w rodzinie
ojca dzieci kształciły się od pokoleń, otrzymywały pełne wykształcenie
wyższe, chłopcy, powiedzmy, wojskowe, a w rodzinie matki ledwie
kończyli wiejską podstawówkę i szli do pracy w gospodarstwie, to nic
dziwnego, że nieświadomie może być przeciwna wyjazdowi syna do
szkół, mimo że pozornie bardzo chce go edukować Jeśli w jej rodzinie
najwyższą wartością była ziemia, jej cząstka wierna tej wartości będzie
protestować przeciwko stawianiu ponad rodzinną schedę innych
spraw, np. podróży, sztuki, miejskiego życia, może „organizować”
przeszkody – nagłe potrzeby, choroby, spóźnienia na pociąg...
19 Tak konflikty traktuje nurt psychologii skierowanej na proces.
2 3 5
Dziewczyna z prawniczej od pokoleń rodziny wiąże się z chłopcem
z rodziny od pokoleń proletariackiej. W nowym wspólnym życiu jedno
z nich będzie musiało zrezygnować ze swojego dziedzictwa, a poczucie
winy wobec własnego rodu może objawić się w kolejnych pokoleniach
albo w stosunku rodziców do dzieci. Tak więc żarty z Kopciuszka,
który w pierwszym dniu panowania chwycił za szczotkę i szmatę, by
posprzątać pałac, wcale nie są pozbawione sensu ani takie zabawne.
Globalna wioskaWe współczesnych czasach, kiedy, zdawałoby się, problem kojarzenia
się par z różnych klas społecznych prawie nie istnieje, pojawił się inny
wariant mieszania się genów i wartości. Czasy, w których mamy do
dyspozycji nowoczesną technologię, komunikatory, szybki transport,
telefony komórkowe, a nade wszystko internet, ułatwiają spotkania
ludzi z bardzo odległych miejsc. Takich możliwości nie było przez
tysiąclecia. Globalna wioska daje chłopakowi możliwość łatwego
kontaktu z dziewczyną z innego kontynentu, więc z „zupełnie innej
wioski”, a co za tym idzie, środowisk, dziedzictwa kulturowego,
przekonań rodzinnych, ba, czasem języków i koloru skóry. Chciałoby
się napisać: cudownie. Napiszę: pewnie, że dobrze, ale… zawsze jest
jakieś „ale”, gdy dochodzi do dużych zmian i zderzeń kulturowych.
W czasach, kiedy ludzie żenili się w obrębie jednej osady, wyrastali
obok siebie, a mariaż często był umową rodzin, spotykały się podobne
systemy wartości i przekonań, co ułatwiało budowanie ich w głowach
następnych pokoleń. Teraz, kiedy spotykają się systemy zróżnicowane,
2 3 6
a człowiek nadal utożsamia się ze swoimi źródłami, można się pogubić
tak w wartościach, jak i w swojej tożsamości. Wprawdzie upadają
niepotrzebne płoty, które przeszkadzały uczuciom i mieszaniu się
genów, to też prawda, ale… bo znów jest „ale”: wszystkie rodziny, które
chcą stworzyć silny pień wyrastający z zupełnie różnych korzeni,
z odmiennej gleby, będą musiały pokonać trudną drogę, a ich dzieci
zapytają kiedyś: kim właściwie jestem? Kaszubem czy Wielkopolanką?
Katolikiem czy protestantem? W obrazach mojej przeszłości
rodzinnej szumi morze, mam we krwi tęsknotę za wyprawami pod
żagle czy zapach łąki i pól, na których pracowali pradziadowie?
Unifikacja zróżnicowanego dziedzictwa, umiejętność wydobycia ze
zderzeń nowych jakości będzie z pewnością wyzwaniem! Ale powinna
zaowocować nową jakością. Nawet wtedy, kiedy młodzi ludzie muszą
pokonać coś tak silnego jak rodowa nienawiść.
Dlaczego ty jesteś Romeo?
WENDETTA, NAKAZ ZEMSTY I NIENAWIŚCI DO WROGIEJ RODZINY (NARODU, KRAJU)
TO JEDEN Z NAJSILNIEJSZYCH PRZEKAZÓW, ALE TAKŻE… MOCNY AFRODYZJAK!
Najsłynniejszą literacką opowieścią o nienawiści rodów jest
szekspirowski Romeo i Julia. Ale ostatecznie nie potrzebujemy
2 3 7
wzorców z Wielkiej Brytanii ani z Italii, mamy własne kłótnie
narodowe utrwalone w literaturze i w filmie: kultowe Pan
Tadeusz, Zemsta czy Sami swoi. Czy w atmosferze tragedii, czy
w okolicznościach komediowych zawsze chodzi o to samo: miłość
stara się zwyciężyć nienawiść, potomkowie zwaśnionych rodzin
pragną się połączyć – a tym samym pojednać rodziny. Konsekwencje
w literaturze zależą trochę od gatunku, w komedii wszystko da się
zrobić, w tragedii rodziny godzą się, ale owszem, już nad grobem
nieszczęśliwych kochanków. Jak jest w życiu? Konflikt, według wielu
koncepcji psychologicznych, jest siłą budującą, prowadzi do nowych
jakości, pozwala na starcie zróżnicowanych wartości. Z kolei opowieść
o połączeniu się młodego pokolenia, które prowadzi do pojednania,
zapomnienia o przyczynie waśni, jest obrazem bajkowym. Może
właśnie to pcha ku sobie młodych ludzi, bo przecież wychowywani
w niechęci do sąsiada powinni raczej żywić dziedziczoną urazę, a nie
zapałać do wroga miłością i to taką, która każe sprzeniewierzyć się
kodeksowi rodu. Co może wyniknąć z takiego mariażu dla małżonków
i dla ich potomstwa?
Teoria o ukrytej lojalności nauczyła nas już, że sprzeniewierzenie się
rodzinie kosztuje, więc małżeństwo wywodzące się z wrogo nastawio-
nych klanów już na wstępie ma problem: każde z nich czuje się zdrajcą
i chociaż pragnie połączyć się ukochaną (ukochanym), to mogą poja-
wić się dyktowane przez podświadomość kłopoty. Właściwie miałaby
tu zastosowanie zasada, która działała przy zdradzie swojej klasy spo-
łecznej, mezaliansach i nierównym pochodzeniu małżonków. Wendet-
2 3 8
ta jednak różni się tym, że u źródła konfliktu leży jakaś stara historia
krzywd i zażaleń. Bywa, że potomkowie nie pamiętają, o co poszło, ale
Wiktory wiedzą od dziecka, że: „Janusze zza rzeki to zakała ludzkości
i złodzieje”, a Janusze, że „Wiktory z kolonii to czarcie pomioty i oszu-
ści”. O tym, że kiedyś tam Wiktor zabrał Januszowi ziemię albo może
Janusz Wiktorowi narzeczoną, nikt już nie wie nic pewnego.
Kiedy w relacjach międzyludzkich rozegra się historia jakiejś winy,
zbrodni, to zaistnieć musiała ofiara i sprawca, czyli kat. Pewnie, że ran-
ga zbrodni ma znaczenie, bo czym innym jest, załóżmy, kłótnia i gniew
o zaoranie na miedzy metr „nie swojego”, a czym innym jest donos
w czasie wojny, który kosztował życie ojca rodziny. Ale bez względu na
kaliber zbrodni, istotna jest emocja, energia, która istnieje pomiędzy
rodzinami – to zależność kata i ofiary. To bardzo silna więź. Dlatego
pociąg do siebie dwojga reprezentantów zwaśnionych rodzin może być
rzeczywiście bardzo silny. Tak jak rodziny istnieją w opozycji do sie-
bie, tak tych dwoje bez siebie nie może żyć. Właśnie z tego powodu taki
związek powinien być bardzo udany – nareszcie kat i ofiara mogą po-
łączyć się i żyć długo i szczęśliwie. Ale jeśli nie uzyskają przyzwolenia
swoich rodzin, nie przekonają ich, że czas na wzajemne pogodzenie, bo
właśnie wyrównuje się rachunek krzywd – nie będzie im łatwo. Prze-
cież córka takiego rodu opuściła rodziców, syn wykazał się nielojalno-
ścią wobec ojca, oboje zdradzili swoich najbliższych. Jeśli zdecydują
się uciec i mieszkać sami, odcięcie od korzeni będzie wpływać na ich
dzieci, postawią się w sytuacji wykluczonych, a o skutkach wyklucze-
nia już co nieco wiemy. Rodzina dąży do scalenia, w podświadomości
2 3 9
obojga wyrzuty sumienia i tęsknota za korzeniami mogą wywoływać
nie tylko dyskomfort w psychice, ale choroby i kłótnie. Wszystko: te-
mat podobieństwa do rodziców, nazwiska (słynne „czemuż ty jesteś
Romeo?”) będą budzić emocje w nowej rodzinie. Szekspir sprytnie za-
kończył historię kochanków, zanim zaczęła się na dobre, bo naprawdę
kto wie, jak by to się potoczyło. Czy zatem nie ma dobrego rozwiąza-
nia? Owszem, wydaje się, że jest, bo gdyby obie rodziny zaakceptowały
związek swoich potomków, to wówczas i stary spór znalazłby rozwią-
zanie. Przecież Montecchi i Capuletti godzą się nad grobem kochan-
ków, jakby ofiara została złożona. Ta ofiara mogła być złożona również
symbolicznie. Warto dotrzeć do źródeł sporu naszej rodziny z inną,
nawet kiedy nie chodzi o mariaż. Jeśli tylko można dowiedzieć się, kto
komu zawinił, czy jest możliwość przeprosin czy zadośćuczynienia, to
energia kłótni i niechęci może przekształcić się w tak samo silną więź
miłości lub przyjaźni. Wiadomo jednak, że „sorry” jest najtrudniej-
szym słowem na świecie.
W czasach współczesnych kłótnie rodów należą raczej do barwnych
opowieści z przeszłości. Nie znam współczesnych rodzin skłóconych
aż tak, by było to przeszkodą w miłości potomków. A jednak byłam
świadkiem kłótni sąsiedzkich czy rodzinnych na tematy związane ze
współczesną polityką czy zagadnieniami odwiecznie wywołującymi
emocje (aborcja, kara śmierci, homoseksualizm). Kłótni tak zawzię-
tych, że mało brakowało, a poszłyby w ruch krzesła jak przed laty sza-
ble. I kiedy żenią się młodzi z rodzin o skrajnie różnych poglądach, to
nie obędzie się bez ofiar. W trakcie wspólnego życia kodeksy wynie-
2 4 0
sione z domów muszą się zderzyć, jedno przeciągnie drugie na swoją
stronę. Wspomnienie pewnego spotkania, którego świadkiem byłam
wiele lat temu, w małym podlaskim mieście, utkwiło mi w pamięci,
chociaż byłam małą dziewczynką. Pewna kobieta ze wsi, znajoma chy-
ba, zwierzała się rodzicom z tragedii, która spotkała rodzinę. Zalewała
się łzami, prosiła o pociechę i widać było, że jest naprawdę bardzo nie-
szczęśliwa. Otóż jej córka zakochała się i postanowiła wyjść za mąż za
Niemca. Tymczasem widmo wojny, zbrodni dokonanych we wsi przez
hitlerowców, pamięć zabitych bliskich były tak silne, że dla rodziny
zięć Niemiec był nie do przyjęcia, nawet jeśli urodził się po wojnie,
a jego rodzice nie mieli nic wspólnego z faszyzmem. Były to lata 70.,
więc od wojny minęły trzy dekady – dużo i mało zarazem. Kobieta nie
słuchała żadnych słów pociechy, że to już dawno, nie wszyscy Niemcy
byli podli i tak dalej. Otarła łzy i skwitowała wszystko tak: „jeśli ona to
zrobi, to nie przestąpi naszego progu. Inaczej mój po prostu zarąbie go
siekierą”.
Nie wiem, jak potoczyły się losy tej rodziny. Przypuszczam, że nie
doszło do tego ślubu lub faktycznie córka zerwała kontakty z rodziną
i wyjechała. Może po latach doszło jednak do pogodzenia? Bo jeśli nie,
dziś płacą za to ich potomkowie.
2 4 1
ROZDZIAŁ 6
Zaplątani w historięCzy los naszych dziadków – a tym samym nasz –
byłby inny, gdyby przypadł na inny fragment historii? Pewnie tak, ale historia to coś, czego nie da się już zmienić.
Za to można poddać refleksji, by zrozumieć przodków, a czasem własne problemy.
Żyjemy sobie tu i teraz, w swojej konstelacji rodzinnej, wieku i miejscu,
a także w określonej sytuacji geopolitycznej. Trafiliśmy w czas,
w którym mamy własną narodowość i obywatelstwo, kraj suwerenny,
ustrój demokratyczny, sąsiadów, Unię Europejską, a w Europie
akurat pokój. Aktualne zagadnienia polityczne, odmienne poglądy,
problemy gospodarcze czy globalne oczywiście w jakiś sposób nas
dotykają, kontekst historii i polityki wpływa i zawsze będzie wpływał
na układy rodzinne, czy to wstrząs tak wielki jak wojna, przesiedlenia,
czy zjawisko migracji zarobkowej. Często mówimy, że nasza polska
historia jest tak bardzo bolesna, wciąż walki i powstania, niezagojone
rany, bo Katyń, Wołyń, obozy koncentracyjne, łagry, zabory, okupacja,
komuna. To prawda, ta niszcząca siła historii daje się odczuć
natychmiast, gdy zaczynamy zbierać materiały po przodkach: spalone,
zniszczone nie przetrwały wojny... Zazdroszczę Anne Schützenberger
tego, że we Francji odnajduje klasztory, zamki, domostwa, w nich
2 4 3
strychy z pamiątkami lub z dokumentacją zachowaną od epoki wypraw
krzyżowych. Jeszcze bardziej mieszkańcom Wielkiej Brytanii, która
z racji położenia na wyspie mniej niż my zaznała zjawisk takich jak
front, przemarsz wojsk, oblężenie miast. Tam w domu pradziadków,
w księgach rodzinnych, na starych portretach – można odnaleźć
skarby w naszym regionie nieosiągalne. Na przykład: korzenie
męskiej gałęzi mojej rodziny wiążą się z Kaliszem. Miasto zostało
doszczętnie zniszczone podczas pierwszej wojny światowej, to, co
zostało – urokliwy cmentarz miejski pełen rodzinnych grobowców,
starych napisów, pomników, wspomnień ludzi sprzed stuleci – lecz do
dokumentów trudno dotrzeć. Wioska nad Narwią opisana przeze mnie
w Pokoleniach, miejsce pochodzenia mojej matki, stała się świadkiem
dwóch wojen światowych, przechodziły tędy fronty, spłonęły prawie
wszystkie domy. Wiem, że Janka urodziła się w białym domku
z ogrodem pielęgnowanym przez prababkę Kamilę – ale wiem to tylko
z opowieści. Czy trzeba wspominać o zburzonej Warszawie i innych
miastach Polski? O powojennym niszczeniu tego, co ocalało, ale nosiło
piętno sanacji – zrabowane dwory, poniszczone kościoły, choćby
na Podlasiu: zrównany z ziemią piękny Pałac Pietkowski, gniazdo
Krasickich. Kiedy pisałam o tym miejscu w książce o Aleksandrze
Piłsudskiej, mogłam sięgnąć tylko (lub aż) do zdjęć i opowieści
o siedzibie i egzotycznym ogrodzie w Pietkowie. A jakie skarby musiały
zniknąć wraz z pałacem i jego zakamarkami? Żal myśleć.
Trudno w Polsce czerpać wiedzę o swoich przodkach z solidnych
źródeł. To prawda, że pradziadowie musieli przeżyć trudne kole-
2 4 4
je losu zgotowane im przez historię. Ale każdy kraj ma swoje wojny,
rany, winy i krzywdy. Kiedy czytałam książki Berta Hellingera, ude-
rzyło mnie, że powraca tam wstyd potomków za pokolenie ojców czy
dziadków nazistów, zbrodniarzy wojennych. W pracach wspominanej
Anne Schützenberger pojawia się cień rewolucji francuskiej, także ro-
syjskiej, gdy autorka pisze o dzieciach i wnukach uciekinierów z Rosji.
Wspomniana jako obdarzona względnym spokojem Wielka Brytania
też ma kartę własnych rewolucji, egzekucji królów, Cromwella, wojen
z Irlandią, IRA… Stany Zjednoczone, młode mocarstwo, ma przecież
na sumieniu krzywdę Indian, walkę o autonomię, wojnę secesyjną,
wielki temat niewolnictwa. W tym wszystkim kolejne rodziny zwy-
kłych Smithów, literackich O’Harów, rodzimych Jasińskich przeży-
wały własną familiarną fabułę, wplątaną w koło wielkiej historii. Dla-
tego pytanie, jak na przestrzeni dziejów uplasowała się nasza rodzina,
jest bardzo istotne dla zrozumienia siebie – pewnych postaw, czasem
lęków, nawet decyzji i zdarzeń.
NAŁOŻENIE MAŁEJ HISTORII RODZINY NA WIELKĄ HISTORIĘ KRAJU, SKONFRONTOWANIE BIOGRAFII
POKOLEŃ Z WYZWANIAMI EPOKI MOGĄ BYĆ DLA NAS, POTOMKÓW, BEZCENNĄ WSKAZÓWKĄ
NIE TYLKO, JAK ZROZUMIEĆ, ALE TEŻ JAK PORADZIĆ SOBIE Z PEWNYMI PROBLEMAMI.
2 4 5
Może historia kryje prawdę o tajemnicach, wstydzie, narodzinach
bohaterów lub rodzinnych mitów? Narysujmy to. Pasma historii
tyle wieków wstecz, ile sięga nasza wiedza o rodzinie, czasy, w które
wiodą opowieści, groby, dokumenty, fotografie. W mojej pamięci
rodzinnej majaczy wspomniany w rozdziale o pierwszej opowieści
ów przodek, który za zasługi w wojnie ze Szwedami pod Czarnieckim
dostał rodzinną wieś. Potem długo, długo nic. Nie wiem, co się
działo w wiekach XVIII i XIX – mam tylko informację ustną, że
jeden z pradziadków mamy, Maciej, zginął w bitwie pod Olszynką
Grochowską, tak więc na jego cześć powracało w rodzinie imię
Maciej. W pokoleniu dziadka Edmunda on i jego bracia brali udział
w I wojnie światowej. Stryjeczny dziadek Aleksander był legionistą
i piłsudczykiem, dziadek Edmund młodym „łapiduchem” w Bitwie
Warszawskiej. II wojnę przeżyli wszyscy, przetrwali te czasy na wsi, ale
ucieczki do lasu, pędzenie bimbru i łapówki to Niemcom, to Sowietom,
strach przed pacyfikacją były ich codziennością.
Następne pokolenie – moja mama i jej brat należeli do szeregów Armii
Krajowej. Brat mamy na skutek donosu został aresztowany, wywieziony
do łagru, ale wrócił. Pokój nie zapewnił spokoju – w okolicy grasowały
grupy partyzanckie, nie wszystkie bohaterskie. Ich działania przyniosły
następne śmierci w rodzinie: zginął brat dziadka zastrzelony w wieku
36 lat i narzeczony mojej matki, który przyjechał prosić o jej rękę.
Ze strony ojca wspomnienia nie sięgają wieku XIX. Początek to
życie mojej babki w majątku ziemiańskim mniej więcej do koń-
ca lat 20. w pierwszym małżeństwie, potem ciągłe zmiany adresów,
2 4 6
bo drugi mąż – mój dziadek – obejmował kolejne komendy. Wojna za-
stała ich pod Warszawą, próbowali uciekać do Rumunii, ale w końcu
pozostali w Polsce i tu przeżyli wojnę. Po wojnie rodzina wyjechała na
Mazury, do Mrągowa, tata podjął pracę w szpitalu. Tu przyjechała też
moja matka zrozpaczona po śmierci swojego narzeczonego. Tak się spo-
tkali, połączyła się historia dwóch rodzin, która prowadzi do mnie. Mam
więc od nich „w spadku” wielopokoleniowy mit walki z wrogiem ojczy-
zny (Szwedzi, Rosjanie, Niemcy), ale z drugiej strony krzywdy zaznane
od swoich. Walka o przetrwanie wojny – inna na wsi, inna w mieście.
Straty, jakie poniosła rodzina, także tajemnice – z tym wiąże się konspi-
racja, niejasne konflikty z leśnymi po II wojnie światowej, konieczność
wyjazdu z domu mojej matki na Mazury. Cała lista wykluczonych, prze-
mocy, traumy związanej z lękiem i żałobą. Także – wartości budowania,
zwycięstw i przetrwania – z tego mogę czerpać ja i moje dzieci, chociaż
one dostały jeszcze w spadku niemniej burzliwą historię rodziny ojca,
ich rany, a także zwycięstwa odniesione w zawirowaniach historii.
Jak to wygląda w twojej rodzinie? Zwróć uwagę na to, co w polskiej historii musiało mieć wpływ na
kolejne pokolenia twoich przodków:
* Zabory do roku 1918, walka o utrzymanie narodowości, ale też ko-
nieczność życia w określonej rzeczywistości.
* Epoka dwudziestolecia międzywojennego (wieś, miasto, stan mająt-
ku, klasa społeczna, udział lub nie w życiu politycznym kraju, wojna
roku 1920).
2 4 7
* II wojna światowa – od kampanii wrześniowej, poprzez okupację, po-
wstania, zbrodnie wojenne, walki na froncie po wyzwolenie.
* Lata powojenne: ważny temat przesiedleń na ziemie odzyskane,
awansu społecznego wsi, zmiany ustroju i wynikających z tego konse-
kwencji.
* Sytuacja rodziny w dość stabilnych latach 70.
* Stan wojenny w latach 1981–1983.
* Transformacja po roku 1989, końcówka XX wieku.
* Wiek XXI – to już nasza teraźniejszość, „tu i teraz”, od którego za-
częliśmy rozważania.
Zadanie
Poniżej pasma historii. Przez każde z nich przebiega linia życia twojej
rodziny, gdzieś tam tkwią tragedie, które wciąż pokutują, traumy, które
dziedziczymy, także powody do dumy i pokłady wartości. Odnotuj je,
pomyśl, jak mogły wpłynąć na ciebie.
Pasmo: Historia Polski przed odzyskaniem niepodległości.
2 4 8
(Tu umieść osoby, opowieści, wyrywkowe obrazki, które funkcjonują w rodzi-nie – jeśli są. Nieważne, czy sięgają epoki napoleońskiej, powstań czy począt-ku wieku. Ważna ich wymowa, wartość emocjonalna. Przykład: w niejasnych wspomnieniach Eli funkcjonuje rodzinna opowieść o konfiskacie majątku po powstaniu styczniowym, zsyłka pradziada na Sybir. Aura bohaterstwa, ale i wygnania, straty domu nie jest obojętna dla jej psychiki: przywiązania do domu, lęków przed rozstaniem).
Pasmo: I wojna światowa, lata 1914–1918. W tym epizod walki
w legionach lub w wojskach zaborców, jeśli taki jest. Także wydarze-
nia w sąsiednich krajach, choćby rewolucja w Rosji, jeśli wpłynęły na
rodzinę.
(Wydarzenia z tych czasów są już zwykle pełniejsze, pozostały zdjęcia pra-dziadka legionisty, szczegółowe opowieści, opracowania historii terenów, na których wypadło żyć rodzinie. Śmierć przodka, wcielenie do armii carskiej, ucieczka do legionów, przybycie do Polski z falą uciekinierów z Rosji – coraz mniej naocznych świadków, ale ich samych dobrze pamiętają starsi w rodzinie. Przykład: Andrzej jest potomkiem człowieka, który brał udział w bitwie pod Verdun. Okropieństwa, które widział, spowodowały, że zwariował, nocą nie spał, bał się wyimaginowanych trupów, uciekał z domu. Trzymano to w tajem-nicy. Być może trauma dziadka wpływa na Andrzeja, który zmaga się z zabu-rzeniami w psychice, lękami i chorobą dwubiegunową?).
Pasmo: dwudziestolecie międzywojenne, w tym dzieje rodziny po
ustaleniu granic, wojna roku 1920, reakcje na zamach majowy.
2 4 9
(Niby stabilizacja i nowe możliwości młodego kraju, a jednak nadal burzli-we historie. Tu często pojawi się „przystanek” w rodzaju: „mieszkali sobie na wsi” albo „pradziadkowie mieli fabrykę”, ale może też być ktoś zaangażowany w politykę, był gorącym zwolennikiem marszałka Piłsudskiego albo przeciw-nie – siedział w Berezie Kartuskiej. Przykład: Dziadek Ewy był przedwojen-nym komunistą. Aresztowany w latach 30., wyszedł z więzienia, ale nie mógł dostać pracy, wyjechał z żoną do Ameryki. Babcia nie umiała się przystosować do życia z dala od kraju. Ewa dziś sama ma wnuki, musiała jednak powrócić do Polski, bo jakaś część jej nie mogła zaznać spokoju na obczyźnie).
Pasmo: II wojna światowa
(Tragedia II wojny światowej wciąż, mimo upływu tylu lat, działa bardzo silnie, emanuje na losy pokoleń. Wciąż zbiera swoje żniwo. Nic dziwnego – akurat teraz przeżywa dorosłość, wchodzi w dojrzałość linia wnuków tych, którzy wojnę przeżyli, a między dziadkami a wnukami istnieje bardzo silna więź. Wpisz tu wszystko: straty, śmierci, przemoc, sposób na ocalenie, to, co się ukrywało, to, czym się chwalono. Jeśli masz wśród przodków bohaterów – zaznacz. Także zabitych, jeśli kolaborantów, może szabrowników – również. Nie zawsze prawda wygląda jednoznacznie, ważne, by cudzej winy nie nieść, nie brać na siebie. Przykład: w małym miasteczku każdy zna historię Bronka, który donosił na gestapo na sąsiadów, zapewniając sobie tym bezpieczeństwo. Został zabity z wyroku podziemia. Wnuczka Bronka dopiero po wielu latach,
2 5 0
jako schorowana, samotna kobieta, dowiedziała się o tym, jak zginął dziadek. Może niosła na sobie brzemię, którego nie potrafiła zrzucić?).
Pasmo: lata powojenne, 60., 70. Przesiedlenia, szukanie nowego
miejsca do życia, ukrywanie się przed nowymi władzami lub współ-
praca z nimi. Dla części społeczeństwa – ogromna strata majątków,
pozycji społecznej, tytułów. Dla innych – awans społeczny, możliwości
kształcenia się, wiara w socjalizm. Gdzie w tym wszystkim byli twoi –
dziadkowie, rodzice, a może i ty sam?
(Już łatwo znaleźć fakty, już mniej krwawe opowieści snują się przy ro-dzinnych stołach. A jednak. Opuszczenie rodzinnej ziemi i osiedlenie się na ziemiach odzyskanych nie zawsze przychodziło tak ciepło i z humorem jak w filmie Sami swoi. Powojenne wybory nie były łatwe – wciąż działa-ła partyzantka, walczyli ludzie, którzy nie chcieli pogodzić się z nowym ustrojem, przedwojenni posiadacze ziemscy stawali się biedakami – tutaj lub na obczyźnie. To wszystko działa. Przykład: Zosia została wychowana przez babcię, bo rodzice rzucili się w wir pracy, budowania nowego domu, życia na Dolnym Śląsku. Nie wspominali pozostawionych za Bugiem do-mów i ziemi. Babcia jednak nie mogła odnaleźć się w nowym miejscu, wciąż wspominała młodość, dziadka, który nie wrócił z wojny. Bała się no-wej przestrzeni, uważała, że dom niemieckich właścicieli nie chce nowej rodziny, że nie będą tu ani zdrowi, ani szczęśliwi. I nie byli: małżeństwo się rozpadło, babcia zmarła dość młodo, Zosia musiała na nowo znaleźć swoje miejsce na ziemi. Pojechała szukać go za Bugiem, odnaleźć rodzinną miej-scowość babci).
2 5 1
Pasmo: stan wojenny, po transformację roku 1989:
(Wojna naszego pokolenia, dzięki Bogu nieporównywalna w wymiarze trage-dii i ofiar z poprzednimi, ale nam bliska. Mit Solidarności, upadku komuni-zmu, zburzenia Muru Berlińskiego, autorytet papieża Jana Pawła II, wejście do Unii Europejskiej – to mozaika naszych czasów, zdarzenia, które dotknęły każdą rodzinę. Energię, jaką od nich wchłonęła i przekazuje dalej. Transfor-macja kraju zawsze pociąga za sobą przemiany rodzin, wymaga pewnej odwa-gi, decyzji. Jak to było u ciebie? Przykład: Janek jest synem zaangażowanego działacza Solidarności. Traumą, jaką przeżyła jego rodzina, było internowanie ojca w roku 1981, Janek miał wtedy 10 lat i pamięta wejście milicji do domu, dzwonek o świcie, strach matki. Wprawdzie ojciec wrócił po kilku miesiącach, a jego działalność przyniosła mu szacunek, po roku 1989 wszedł do władz mia-sta, można powiedzieć, że wszystko się poukładało. A jednak Janek – obecnie wykształcony inżynier, rodzic trojga dzieci, pamięta wciąż ten dźwięk dzwon-ka. Przeszedł i wygrał własną wojnę z uzależnieniem od alkoholu. Może wcią-gnął się w nałóg, bo stan upojenia przynosił mu krótkotrwałą ulgę od dręczącej traumy z dzieciństwa?).
Pasmo: wiek XXI. Nasze „tu i teraz”.
2 5 2
To już osiemnaście lat! Jedno pokolenie kolejnego stulecia osiągnęło
dorosłość. Jak to jest w przypadku twojej rodziny? Może dzieci osią-
gnęły dorosłość? Może pojawiły się malutkie wnuki? One będą zbierać
plon przeżyć twoich i twoich rodziców.
Nie musisz wypełniać tego pasma. Najlepiej zostawić je i zajrzeć tu-
taj za dziesięć lat. Z pewnością będzie co zapisać.
2 5 3
Na zakończenie Podróż w przeszłość, do historii rodziny powinna być wspaniałą przy-
godą, obfitującą w odkrycia i interesujące spotkania. Wiedza o tym, co
się działo, może wzbogacać bez względu na to, czy napawa człowieka
dumą, czy zaskakuje albo inspiruje do rozwiązania zagadki. Zawsze
jest potrzebna, chociaż czasami wymaga wypracowania w sobie zgody
na to, że coś się zdarzyło, że w naszej rodzinie były i są różne osobowo-
ści i wszystkie w jakiś sposób nas budowały. Geneoskrypt jest obrazem
rodzinnej fabuły, rysowanie go doświadczeniem. Być może zaowocuje
własną sagą, łzami wzruszenia lub śmiechem, może skieruje kogoś na
drogę terapii, a może doprowadzi do wniosku, że to wcale nie rodzi-
na jest źródłem jego cierpień. Jakkolwiek będzie, korzenie i gałęzie
drzewa, z którego wyrastamy, to nasz najbliższy kontekst, jeden z naj-
ważniejszych, które kształtują życie i osobowość. Jeden, ale nie jedy-
ny. Nawet nasi rodzice nie są odpowiedzialni za wszystko, a psychika
człowieka to bardzo skomplikowana struktura. Poszukiwanie innych
czynników modelujących naszą osobowość: od lektur i ulubionych po-
traw po przyjaźnie rodzi następny fascynujący temat. Ale to już nowa
przygoda i materiał na inną książkę.
2 5 5
© Copyright by Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o.o., Warszawa 2018Text © copyright by Katarzyna Droga, 2018
Redakcja i korekty: MelanżProjekt okładki, projekt graficzny: Ada Kujawa
Zdjęcie Autorki: Rafał Masłow Skład i łamanie: Plupart
IlustracjeOkładka, strony tytułowe: IStock/ Getty Images
Pozostałe: Ada Kujawa
Redaktor prowadzący: Magdalena ChorębałaDyrektor produkcji: Robert Jeżewski
ISBN: 978-83-8132-047-4
Druk: BZGraf S.A.
Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o.o.ul. Postępu 14, 02-676 Warszawa
tel. 22 312 37 12Dział handlowy:
Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowaniew urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie, w jakiejkolwiek
formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznychtylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela