Misjonarz - miesiecznikegzorcysta.pl ks. Smolka.pdf · jakby w rękach innych duchów, zmarłych...

10
Miesięcznik Egzorcysta grudzień 2017 18 Spotkanie z... To dzieje się na naszych oczach MISJONARZ I EGZORCYSTA z Kongo Z o. Andrzejem Smołką SSCC, byłym egzorcystą archidiecezji wrocławskiej, rozmawia n n dr Mariusz Błochowiak

Transcript of Misjonarz - miesiecznikegzorcysta.pl ks. Smolka.pdf · jakby w rękach innych duchów, zmarłych...

Page 1: Misjonarz - miesiecznikegzorcysta.pl ks. Smolka.pdf · jakby w rękach innych duchów, zmarłych przodków. Dobrych czy złych? Różnego kalibru. Są jakieś bó-stwa, które zarządzają

M i e s i ę c z n i k E g z o r c y s t a grudzień 201718

Spotkanie z...

To dzieje się na naszych oczach Misjonarz i egzorcystaz Kongo

Z o. Andrzejem Smołką SSCC, byłym egzorcystą archidiecezji wrocławskiej, r o z m a w i a n n d r M a r i u s z B ł o c h o w i a k

Page 2: Misjonarz - miesiecznikegzorcysta.pl ks. Smolka.pdf · jakby w rękach innych duchów, zmarłych przodków. Dobrych czy złych? Różnego kalibru. Są jakieś bó-stwa, które zarządzają

19marzec 2017 M i e s i ę c z n i k E g z o r c y s t a 19grudzień 2017 M i e s i ę c z n i k E g z o r c y s t a

Jak się nazywa zgromadzenie, do którego Ojciec należy?

Należę do zgromadzenia misyj-nego, które nosi nazwę Zgroma-dzenie Najświętszych Serc Jezu-sa i Maryi oraz Wieczystej Adora-cji Wieczystego Sakramentu Ołta-rza – najdłuższa nazwa na świe-cie. Bardzo często się ją skra-ca i mówi się Najświętsze Ser-ca bądź Zgromadzenie Najświęt-szych Serc. We Francji funkcjo-nuje skrót, który ma związek z naszym pierwszym domem ge-neralnym w Paryżu przy ulicy Picpus. Tam mówią o nas: ojco-wie z Picpus.

Jak został Ojciec misjonarzem?Zaraz po święceniach, a by-

łem wyświęcony w 1981 r. Jeżeli ktoś w czasie studiów seminaryj-nych wyraża swoje zainteresowa-nie misjami, to przełożeni starają się go jakoś przygotować i wysy-łać na placówkę misyjną. W moim wypadku nie pytano się gdzie, tyl-ko czy się jedzie lub nie.

Nie wiem, czy to duch roman-tyczny, ale mnie zawsze ciągnę-ło na misje. Przeczytałem kie-dyś książkę o ojcu Damianie De-Veuster, który był misjonarzem na wyspie Molokai w Archipela-gu Hawaje. Pracował tam z trę-dowatymi i ostatecznie też umarł na trąd. Jest świętym w Kościele i emblematyczną postacią w zgro-madzeniu. Spodobało mi się takie życie i postanowiłem dołączyć do tego zgromadzenia.

W 1979 r. grupa naszych ojców wyjechała do ówczesnego Zairu (obecnie Demokratyczna Republi-ka Konga). Wkrótce było potrzeba nowych misjonarzy.

W dzień mojej prymicji powie-dziano mi, że mam brać pasz-port i walizkę i jechać do Zairu. Wyobrażałem sobie, że jak poja-dę na misje, to pojadę na Poline-zję Francuską, gdzie nasze zgro-madzenie od dawna jest obecne. Tam będą mnie witali kwiatami, tańcami itd. Afryka to inna para kaloszy. Tutaj jest nędza, woj-na, bieda, malaria i ukrop z nie-ba. Trudno jednak było się wyco-fywać.

Skierowano mnie najpierw na parę miesięcy do Brukseli, żebym się nauczył francuskiego, choć przedtem trochę uczyłem się an-gielskiego. Gdy przyjechałem do Kinszasy, stolicy Zairu, okazało się, że z miejscowymi nie można dogadać się ani po angielsku, ani po francusku. Żeby się z kimś do-gadać, trzeba było posługiwać się miejscowym językiem lingala.

Przyjechałem na misję św. Te-resy do Kinszasy-N’Djili, gdzie byli już moi starsi współbracia. Były to nowe osiedla, które po-wstawały na peryferiach stoli-cy Zairu od czasu niepodległo-ści. W 1960 r. Zair uzyskał bo-wiem niepodległość, a stolica li-czyła wówczas ok. 350 tys. miesz-kańców. Kiedy przyjechałem 20 lat później, było ich już ok. 4 mln. Miasto zmieniło się. Ściągali tam ludzie z całego kraju, bo w mie-ście zawsze łatwiej żyć.

Na misjach – z mniejszymi czy większymi przerwami – przeby-wałem do 2008 r.

Czyli Ojciec był głównie w Kongo?Tak. Często też przekracza-

łem granicę na rzece Kongo, by prowadzić rekolekcje w sąsied-nim kraju. Kongo to potężna rze-ka, jedna z największych na świe-cie. W tamtym miejscu ma ona 10 czy 12 km szerokości, a jej dłu-gość wynosi 4000 km. Po tej rze-ce pływał niegdyś parowcem Jó-zef Korzeniowski, znany na świe-cie jako Joseph Conrad.

Jak wygląda religijność tamtych ludzi? Czy różni się od religijności Polaków?

Można powiedzieć, że miejsco-wi, nie tylko chrześcijanie, są bardzo religijni. Nie ma tam cze-goś takiego jak ateizm. Absolut-na większość Afrykańczyków wierzy, że świat został stworzony przez boga, który po tym fakcie wycofał się gdzieś do swojej wio-ski i tam sobie drzemie, czy robi coś innego. Cały świat pozostał jakby w rękach innych duchów, zmarłych przodków.

Dobrych czy złych?Różnego kalibru. Są jakieś bó-

stwa, które zarządzają ziemią, po-wietrzem, rzeczami niewidzial-nymi, oraz zmarli przodkowie. Zmarli mają wiele do powiedze-nia w tym świecie. Oni wpraw-dzie też mają swoją wioskę, jak bóg, ale interweniują w świat ży-jących. Jeśli jakiś zmarły odzna-czył się za życia czymś wybitnym, wtedy jego potomkowie proszą go o interwencję i składają mu ofia-ry. Najczęściej prosi się o ochronę lub zdrowie. Można też poprosić, aby sąsiad zachorował itd., czyli o coś niedobrego.zd

jęc

ia:

© z

ar

ch

iwu

m o

. a. S

mo

łki

Wyobrażałem sobie, że jak pojadę na misje, to pojadę na Polinezję Francuską, gdzie są tańce, kwiatki. A tutaj nędza, wojna, bieda, malaria. Trudno było się wycofywać.

Na tej rzece parowcem pływał kiedyś Józef Korzeniowski.

Page 3: Misjonarz - miesiecznikegzorcysta.pl ks. Smolka.pdf · jakby w rękach innych duchów, zmarłych przodków. Dobrych czy złych? Różnego kalibru. Są jakieś bó-stwa, które zarządzają

M i e s i ę c z n i k E g z o r c y s t a grudzień 201720

To dzieje się na naszych oczach n Spotkanie z...

Ci przodkowie są niczym nasi święci, tyle że świętych nie prosi-my o coś złego. W tzw. zairskim rycie Mszy Świętej na początku liturgii przyzywa się tych przod-ków do wspólnej modlitwy. Przodkowie to tacy rodzinni święci. Świętych też się wzywa, ale w drugiej kolejności.

Kiedyś miałem udać się z reko-lekcjami gdzieś do środka kraju. Miałem lecieć samolotem, ale ów-czesny prezydent zarekwirował samolot dla swoich celów i trze-ba było przesiedzieć cały dzień na lotnisku. Czekałem, bo ogłoszono, że lada chwila ten samolot przy-leci. Pozostali pasażerowie, wszy-scy Afrykańczycy, od razu rozpo-znali we mnie katolickiego księ-dza, ponieważ zobaczyli na mojej piersi krzyż. Ktoś dosiadł się do mnie, żeby się wyspowiadać, po-tem przyszedł ktoś jeszcze. Wi-dząc, że coraz więcej ludzi pod-chodzi z prośbą o spowiedź lub błogosławieństwo, zaproponowa-

łem wspólną modlitwę. Zgodzili się wszyscy oczekujący na samo-lot. Byli tam katolicy, ale też chrze-ścijanie innych wyznań, a nawet muzułmanie. Przez 8 lub 10 go-dzin przemieniliśmy poczekalnię lotniska w kościół. Wszyscy byli w dobrym humorze i nikomu nie przeszkadzała modlitwa. W tej części Afryki jest ogromny szacu-nek do modlitwy, niezależnie czy jest to modlitwa chrześcijańska, czy muzułmańska.

Czy animizm jest religią ?

Tak. Rano idzie się do kościo-ła, a wieczorem do czarownika.

W formie anegdoty powiem, że w Kongo jest ok. 50% katolików, 30% protestantów, 10% muzułma-nów i 10% innych wyznań, ale jest też 100% animistów.

Czy można powiedzieć, że ta religia to szamanizm?

To zależy od pojęcia szamani-zmu. Ludzie od zawsze chcą kon-taktować się ze światem duchów czy zmarłych. Ale sami nie mogą, dlatego uciekają się do pośrednic-twa innych. Niektórzy z tych po-średników to ludzie utalentowa-ni, a na pewno odważni. Poprzez sobie tylko znane sposoby i rytu-ały kontaktują się ze światem du-chowym, by pośredniczyć mię-dzy nim a światem widzialnym. W większości wypadków chodzi tu o uzyskanie jakichś wymier-nych korzyści, jak zdrowie, po-wodzenie na polowaniu, ale też ochronę przed różnymi mocami. W wielu językach bantu szaman jest określany słowem nganga.

Jest jedna rzecz, która łączy demony: to nienawiść, niszcząca każdą nadzieję.

zdję

cia

: ©

z a

rc

hiw

um

o. a

. Sm

ołk

i

Page 4: Misjonarz - miesiecznikegzorcysta.pl ks. Smolka.pdf · jakby w rękach innych duchów, zmarłych przodków. Dobrych czy złych? Różnego kalibru. Są jakieś bó-stwa, które zarządzają

21marzec 2017 M i e s i ę c z n i k E g z o r c y s t a 21grudzień 2017 M i e s i ę c z n i k E g z o r c y s t a

Jeśli chodzi o prawdziwego czarownika, dodaje się przyro-stek nkisi. Zdarzają się też szama-ni, którzy używają swoich „znajo-mości” w świecie duchów, aby ko-muś zaszkodzić, a nawet pozba-wić życia. Miałem do czynienia z takim człowiekiem.

Udałem się kiedyś z rekolek-cjami do sąsiedniej diecezji (ok. 1000 km od mojej miejscowości). W każdej większej wiosce były organizowane Msze Święte, spo-wiedź, nabożeństwa dla chorych. W jednej wiosce w dżungli miesz-kańcy przygotowali się sumien-nie na spotkanie z misjonarzem. Zaprosili nawet swego Nimy (księcia) i z liści palmowych wy-budowali ogromny szałas. Wszy-scy czekaliśmy na Nimy, ale się nie pojawiał. Przybyła za to jego żona w towarzystwie „sekreta-rza”. Słyszałem lękliwe szepty lu-dzi, że to właśnie ten człowiek jest nganga-nkisi. On chroni księ-cia od ataków ludzi i duchów i ma na swoim sumieniu wiele osób, których w magiczny sposób po-zbawił życia.

Zaczęła się Msza Święta. Ofia-rowano mi czarnego kozła. Zwią-zano go solidnie, a następnie po-łożono pod deską, która służyła za ołtarz. Podczas nabożeństwa za chorych kozioł głośno beczał i trochę przeszkadzał mi w kate-chezie. Jego widok i beczenie po-pchnęły mnie, bym mówił o sza-tanie, a właściwie o zwycię-stwie Jezusa nad nim. Mó-wiłem, że Chrystus zwycię-żył Złego i powiązał go tak, jak miejscowi powiązali ko-zła. Diabeł – dodałem – potra-fi tylko beczeć i przeszkadzać nam w życiu, tak jak to robi ten kozioł.

W tym momencie „sekre-tarz”, który siedział zaledwie dwa lub trzy kroki ode mnie, wstał i ruszył na mnie z obłę-dem w oczach. Nie wiedziałem, co robić. Gdy dzielił go ode mnie może jeden krok, zwalił się jak długi na ziemię. Leżąc, zaczął kopać, a przy tym strasznie wyć. Wszyscy wstali z przerażeniem i cofnęli

się w kierunku wyjścia. Wziąłem więc krzyż, który zawsze noszę na sobie, i kierując go w kierun-ku leżącego, powiedziałem: Patrz na krzyż, w imię Jezusa Chrystu-sa opuść tego człowieka! Leżący patrzył na krzyż, po czym zwy-miotował jakąś zieloną materią pod moje nogi i padł jak nieży-wy. Ludzie krzyczeli: Akufi!, tzn. umarł. Lecz plecy „sekretarza” podnosiły się i opadały. Leżał tak do końca nabożeństwa,

a cała wioska tańczyła i śpiewa-ła: Jezus zwyciężył! Podniosłem go potem i zaprosiłem, aby przy-jął Jezusa jako swego Nimy, co też uczynił. Większość szamanów lub czarowników to odpowiednik naszych znachorów. Dzisiaj w Eu-ropie nie mówi się o znachorach,

tylko o energoterapiach, alterna-tywnych medycynach itd.

W animizmie wszystko jest w jakimś stopniu ożywione, na-pełnione jakimś duchem. Nawet w kamieniu na drodze może być zaklęty jakiś duch, jakaś moc. Ziemia, kamień, woda, drzewa – wszystko ma wymiar duchowy. W animizmie występuje też inne rozumienie choroby. Choroba sta-nowi wynik przekleństwa. Ozna-cza to, że ktoś poprzez jakieś moce tajemne próbuje zaszko-dzić konkretnemu człowiekowi, a nawet całej rodzinie. Taki czło-wiek może umrzeć. Wtedy zbie-ra się rodzina. U nas wzywa się lekarza, czy idzie się do szpitala. Tam zaczyna się systematyczne pytanie: kto jest winien?, kto spo-wodował chorobę? Winnego szu-ka się w rodzinie, między sobą. Ludzie pytają się: kto jest złośli-wy?, kto jest zazdrosny?, komu źle z oczu patrzy?, kto wprowa-dza złą atmosferę w rodzinie?, kto jest wiedźmą albo męskim jej odpowiednikiem, czyli wiedźmi-nem? W języku lingala mówi się o kindoki.

Ludzie kierują się stereotypami. Stąd czasem stwierdza się, że np. jakaś ciotka czy stryjenka jest zło-śliwa. Taka osoba jest uznawana za niebezpieczną dla wszystkich.

Czasem trudno jednak znaleźć winnego i wtedy idzie się do sza-mana, aby on wskazał winowajcę.

Miejscowi ludzie tłumaczą, że jak człowiek się rodzi, to przychodzi na świat pozbawiony wszelkiej ochrony i od samego początku musi się zbroić.

zdję

cia

: ©

z a

rc

hiw

um

o. a

. Sm

ołk

i

Page 5: Misjonarz - miesiecznikegzorcysta.pl ks. Smolka.pdf · jakby w rękach innych duchów, zmarłych przodków. Dobrych czy złych? Różnego kalibru. Są jakieś bó-stwa, które zarządzają

M i e s i ę c z n i k E g z o r c y s t a grudzień 201722

To dzieje się na naszych oczach n Spotkanie z...

Gdy się go znajdzie, zmusza się lub prosi o wycofanie przekleń-stwa bądź uroku. Problem pole-ga jednak na tym, że każdy może być wiedźmą lub wiedźminem. Każdy zatem musi starać się, aby nie posądzono go o współpracę ze złymi duchami na niekorzyść rodziny. Niektórzy wykorzystują to, aby wykpić się cudzym kosz-tem. Np. chłopak nie zdał egzami-nu maturalnego. Powiedział, że stryjenka coś zbroiła, bo on się uczył, a jego nazwisko nie zostało zapisane na liście osób, które zda-ły maturę.

Przyczyną opętania może być szukanie pomocy u szamanów.

zdję

cia

: ©

z a

rc

hiw

um

o. a

. Sm

ołk

i

Takie ciastko to fajna rzecz. Ale wieczorem czy w nocy przycho-dzi ktoś do tego dziecka, kiedy ono śpi, budzi je i mówi: To nie był pączek, lecz ciało człowieka. Mu-sisz mi je zwrócić. Następuje ma-kabryczny dialog. Ten, kto dawał dziecku ciastko, mówi: Jeśli mi go nie zwrócisz, to mam nóż, którym otworzę ci brzuch i wyciągnę sam to, co zjadłeś. Panika przed śmier-cią: Ewentualnie możesz mi dać kogoś z rodziny, kto będzie ofiarą, np. starszego braciszka, który cię bije. I dziecko oddaje braciszka.

Po pewnym czasie braciszek ulega chorobie albo wypadkowi na ulicy. Wtedy rodzina zbiera się i stawia pytania: Kto jest temu wi-nien?, dlaczego on umarł? Pyta-ją się też dziecka. A dziecko wie, że ono tego braciszka wydało na śmierć. Ono nie potrafi kłamać jak starsi. Wtedy mówi, że coś ta-kiego miało miejsce i ktoś poczę-stował je pączkiem. Przeraże-nie pada na całą rodzinę. Z dziec-kiem trzeba cos zrobić, bo ono jest wiedźminem, stało się zatru-te. Ono może wszystkich wydać.

Co się wtedy dzieje?Najlepiej wyrzucić takie dziec-

ko na ulicę. Dlatego w Kongo po ulicach chodzą tabuny 10-, 12-let-nich dzieci. Gdy wpadną na targ, wszystko obrabują, bo są głodne. Te dzieci są „winne” całemu nie-szczęściu. Takie jest wyobrażenie.

Ostatnio o wszystko oskarża się małe dzieci. Nikt nie chce mieć wiedźmy lub wiedźmina w domu, więc wypędza się je na ulicę. Nie mają one prawa powrotu do domu. Potem tworzą bandy, które żyją z kradzieży i prostytucji. Oskarża się ich o uprawianie kanibalizmu

duchowego. Niektórzy tłumaczą, że zjada się wówczas cień upatrzonej ofiary. Społeczeństwo animistycz-ne żyje w strachu. Ludzie boją się własnych dzieci, ciotek, wujków.

Ale dlaczego dzieci?Nie wszystkie dzieci oskarża

się o kindoki. Jednak dzieci, które są chorowite lub dziwnie się za-

chowują podczas snu, mogą być oskarżone. Twierdzi się, że „tym” można się „za-razić”.

W jaki sposób? Przez skosztowanie

jakiegoś jedzenia. Dzie-ci są zawsze głodne, więc ktoś częstuje ta-kie dziecko kawał-kiem ciastka goto-wanego w oliwie mokate. Na każdym rogu ulicy można to dostać.

Page 6: Misjonarz - miesiecznikegzorcysta.pl ks. Smolka.pdf · jakby w rękach innych duchów, zmarłych przodków. Dobrych czy złych? Różnego kalibru. Są jakieś bó-stwa, które zarządzają

23marzec 2017 M i e s i ę c z n i k E g z o r c y s t a 23grudzień 2017 M i e s i ę c z n i k E g z o r c y s t a

zdję

cie:

©

um

ber

toPa

nta

lon

e –

ww

w.th

inkS

tock

Pho

toS.

com

Miesięcznik Egzorcysta na urządzenia mobilne

monumen.pl

r e K l A M A

W niektórych plemionach dzieci nie wygania się na ulice, tylko zamyka w komórce bez wody i jedzenia. Dziecko 8- czy 10-letnie po 2 czy 3 dniach bez wody i jedzenia umiera. Nikt nie robi z tego problemu.

Wierzy się też, że albinosi, któ-rzy nie mają pigmentu, sprzeda-li swoją czarną skórę, żeby na-być jakąś duchową moc, dlate-go w niektórych krajach często są napadani, zabijani, aby ich ko-ści były amuletami. Uznaje się, że są oni bardzo niebezpieczni dla pozostałych. Podobnie twierdzi się o niewidomych – mieli oni sprzedać swoje oczy za jakąś moc. A w nocy mają doskonale widzieć. Podobnie albinosi odzyskują swo-ją skórę w nocy. Sam straciłem palce w wypadku i ludzie też mi mówili, że sprzedałem je, aby zy-skać jakiś charyzmat.

Na ile chrześcijaństwo jest w stanie zlikwidować takie przesądy?

Pierwsza ewangelizacja miała tam miejsce w XVII w. Wraz z Por-tugalczykami przybywali tu ka-pucyni. Druga ewangelizacja to już systematyczne misje. Zaczęła się w XIX w. razem z kolonizacją.

Obecnie na tych terenach dużo jest chrześcijan – katolików i pro-testantów. Poza tym wiele jest no-wych kościołów, które powsta-ją jak grzyby po deszczu. Docho-dzi do przypadków synkrety-zmu, kiedy to zielonoświątkowcy łączą się z ludźmi wyznającymi miejscowe wierzenia. Taką gru-pę czy kościół nazywa się Bima. To nie żaden skrót. Można by to przetłumaczyć na język polski jako „precz”. Cała tamtejsza „li-turgia” dotyczy uwalniania ko-goś, kogo uznaje się za opętanego. Przypuszczam, że mają tam etato-wych opętanych. Jeśli zabraknie prawdziwych, to biorą etatowego i całą niedzielę go wałkują.

A ci zielonoświątkowcy skąd są?Stamtąd. To są grupy, których

nie można kojarzyć z zielono-świątkowcami, choć wyszły one z tego nurtu. Połączyły się z wie-

rzeniami miejscowymi. To syn-kretyzm: trochę chrześcijaństwa, animizmu i islamu.

Czy to jest już kolejne pokolenie?Tak, ale niektóre grupy są stosun-

kowo nowe. To, co nazywa się To-ronto Blessing, powstało na bazie nurtu zielonoświątkowego. Tu cho-dzi o ruch i teologię dobrobytu.

Przyjeżdżają tam czasami jacyś telewizyjni ewangeliści z Amery-ki, którzy „ewangelizują” za gru-be pieniądze. Kościół Betel ze Sta-nów Zjednoczonych ma swoją fi-lię w Kinszasie. Słynny Benny Hinn też tam był, ale nic nie mógł zarobić, więc pojechał dalej. Lu-dzie nie mieli tyle pieniędzy, ile żądał.

Domorośli pastorzy opierają swoją doktrynę na finansach, na tym, że Bóg nie chce biedoty, nę-dzy. Więc oni zaczynają wszyst-kich błogosławić. Gdy ktoś ma 100 $ i ofiaruje je Bogu, a właści-wie pastorowi, to gdy pastor po-błogosławi pieniądze, będzie miał wkrótce 1000 $. Ludzie czasem sprzedają to, co mają i pieniądze przynoszą pastorowi. Ten nosi pierścienie z diamentami, jeździ mercedesem, a biedni ludzie nie mają co do garnka włożyć. Wtedy

Nowość!prenumerata cyfrowa

Wielbiliśmy Boga (chrześcijanie, także muzułmanie) ok. 10 godzin. Czas mijał nam na modlitwie. Wszyscy byli w dobrym humorze.

zdję

cia

: ©

z a

rc

hiw

um

o. a

. Sm

ołk

i

Page 7: Misjonarz - miesiecznikegzorcysta.pl ks. Smolka.pdf · jakby w rękach innych duchów, zmarłych przodków. Dobrych czy złych? Różnego kalibru. Są jakieś bó-stwa, które zarządzają

M i e s i ę c z n i k E g z o r c y s t a grudzień 201724

To dzieje się na naszych oczach n Spotkanie z...

wracają do Kościoła katolickiego, bo swoje przeżyli. Takie są realia.

Mówił Ojciec, że w jakimś stopniu animistami są księża czy biskupi.

U nas, w Europie, takie rzeczy się nie zdarzają. A tam próbuje się różnych spraw duchowych. Biskup, oprócz tego, że nim jest, próbuje jeszcze być szamanem. Mieliśmy przecież przypadek ar-cybiskupa Milingo z Zambii.

Ale taki biskup musiał chyba być kształcony w seminarium w Europie.

Niektórzy ukończyli nawet ja-kieś wyższe uczelnie katolickie. To nie zmienia jednak postaci rzeczy. Prezydenci krajów afry-kańskich to przeważnie ludzie, którzy ukończyli Oxford, Harvard, a jednocześnie mają krew na rę-kach. Można się dziwić, skąd to się wzięło, bo są przecież wy-kształceni. Oni mówią pięknie po francusku czy angielsku, a jed-nocześnie dopuszczają się strasz-nych rzeczy.

W tej chwili w więzieniu w Ha-dze przebywa jeden z synów byłe-go wiceprezydenta Kongo, Jean-Pierre Bemba. Podobno dzięki pieniądzom byłego dyktatora Mo-butu stworzył partyzantkę w pół-nocnej części Konga i tam prowa-dził wojnę. Mordował cywilów, urządzał rzezie, gwałcił, stosował kanibalizm. Słuchałem świadectw składanych przez ludzi. Gdy się zje przeciwnika, to człowiek jest sil-niejszy jego energią. A poza tym kanibalizm jest stosowany jako broń, narzędzie wojny, bo może wywołać strach nie do opisania.

Mam przyjaciela. Nazywa się Emanuel Kwakwa. Ojciec zosta-wił mu w spadku skrzynkę z róż-nymi zaklęciami, co wchodzi w wymiar dziedzictwa. Jest dzie-dzictwo materialne: zwierzę-ta, pieniądze, ziemia, ale też za-klęcia i moce duchowe. Można je przekazywać z ojca na syna.

Ten przyjaciel opowiadał, że jak był jeszcze młodym chłopa-kiem, ojciec i jego bracia robili przy nim rytuały. Najpierw mu-sieli ojcu znaleźć żywego koguta.

Potem usiedli sobie w kucki. Ko-gut z początku był poddenerwo-wany, w końcu uspokoił się. Tata wyciągnął ze skrzynki zaklęcia, wypowiedział je. Emanuel z prze-

rażeniem zobaczył, że gdy ojciec skończył zaklęcie, kogut przewró-cił się martwy.

Później Emanuel uwierzył w Je-zusa Chrystusa i zaproponował ojcu, żeby się tego pozbył, bo to nie pochodzi od Boga. Ojciec mó-wił, że to jest jego dziedzictwo, kultura, którą trzeba kultywować.

Czy dla ludzi, których wierzenia są sprzeczne z wiarą katolicką, jest Ojciec jakimś autorytetem? Słuchają misjonarza, czy raczej robią swoje?

Wiedzą swoje. My możemy im mówić o celibacie itd. Raz na 2–3 lata wracamy do Europy. A wte-dy oni mówią: Pozdrówcie wasze żony i dzieci. My mówimy, że nie mamy ani żon, ani dzieci. Ale oni nie wierzą. Chłop i nie ma dzie-ci? – pytają.

Na przykład brewiarz to jest dla niech zaklęta rzecz. Trzeba jej się bać. Kiedyś byłem nad brze-giem rzeki. To był poniedziałek po całym tygodniu pracy. Jecha-łem na ryby albo po prostu odpo-cząć. Nie wiedziałem, że gdzieś dalej zacumował statek rzeczny prezydenta. A ten prezydent był mobilny – miał statek i helikop-ter. Posłał wojsko, żeby kontrolo-wano, czy w pobliżu nie ma party-zantów. Trafiono na mnie. Kto ty jesteś? – zapytano. Odpowiedzia-łem. Żołnierze widzą moją torbę. Co tu masz? – zapytali. Ręcznik, butelkę z wodą, brewiarz – od-powiedziałem. Pokaż! – usłysza-łem. Gdy pokazałem, żołnierz odskoczył na kilka metrów, jak-bym bombę podkładał. Żołnierze twierdzą, że w brewiarzu jest za-klęta jakaś moc.

Kiedyś misjonarze odmawiali nieszpory gdzieś koło kościoła, na cmentarzach, które były nieopo-dal. Modlili się tam za zmarłych misjonarzy, którzy czasami umie-rali na malarię po kilku miesią-cach pobytu. Miejscowi skojarzyli, że brewiarz to książka, która słu-ży wywoływaniu duchów zmar-łych, a więc książka do spiryty-zmu. Do dziś tak to funkcjonuje.

Jak dochodzi do opętań na terenach, na których Ojciec przebywał?

Jest taka instytucja jak mara-but. To rodzaj ptaka, ale też na-zwa szamanów muzułmańskich. Oni mają złą sławę, choć oficjal-nie w islamie nie istnieje taka in-stytucja. Zresztą, islam to właści-

W tej części Afryki jest ogromny szacunek do modlitwy, niezależnie czy jest to modlitwa chrześcijańska, czy muzuł­mańska.

zdję

cia

: ©

z a

rc

hiw

um

o. a

. Sm

ołk

i

Page 8: Misjonarz - miesiecznikegzorcysta.pl ks. Smolka.pdf · jakby w rękach innych duchów, zmarłych przodków. Dobrych czy złych? Różnego kalibru. Są jakieś bó-stwa, które zarządzają

25marzec 2017 M i e s i ę c z n i k E g z o r c y s t a 25grudzień 2017 M i e s i ę c z n i k E g z o r c y s t a

wie hangaru. Każdego dnia o 4 rano ludzie modlili się i „budzi-li” Pana Boga, bo to był kościół

„przebudzenia”. A w niedzielę li-turgia polegała na tym, że do po-łudnia odprawiano modlitwy o uwolnienie. Były krzyki itd. To był jeden z odłamów sekty Bima. Natomiast u historycznych pro-testantów – baptystów, metody-stów – nie mówi się o opętaniach i złym duchu.

Czy szamani odprawiają egzorcyzmy?

Na pewno je odprawiają. To jest swoiste podejście medyczne. Gdy jest choroba, to powoduje ją zły duch. Szamani próbują wejść w kontakt z tym duchem np. po-przez trans. Dopiero po transie szaman może dać jakieś ziółka. Ale to nie są jacyś zielarze. Na ziołach znają się tyle, co ja.

Pytają się duchów, co mają dać?Nie, nie pytają. Ale np. rozbiją

jajko na głowie, bo ono ma w so-bie moc zaklętego życia. To jest ciekawe, bo nic nie pomagało, a jajko pomaga.

Słyszałem, że ktoś odprawiał egzorcyzmy w nocy, bo w nocy duchy lepiej mogą działać. Ponoć były dobre efekty. Pewien cza-rownik za zgodą rodziny trzy-mał mężczyznę w łańcuchach 2 czy 3 tygodnie, żeby wygonić złe-go ducha. W końcu chory uciekł i przyszedł do mnie. Mogłem mu pomóc w inny sposób.

W Polsce też są znachorzy. Na Dolnym Śląsku, w okolicy By-strzycy Kłodzkiej, żył pewien człowiek. Przyjeżdżali do nie-go ludzie nawet z daleka. Wie-lu pomagał, miał dobre diagno-zy. Pewien ksiądz, profesor teo-logii, z którym miałem wykła-dy, wybrał się do niego ze swo-im kolegą psychiatrą, także księ-dzem. Chcieli tamtego na czymś nakryć. Przyszli po cywilnemu, a było już tam wielu ludzi. A zna-chor do nich: A tych dwóch księ-ży tutaj? Zaraz kija wezmę. Po-dobno musieli uciekać, bo on rzeczywiście wziął kij i chciał ich przegonić.

wie religia dla mężczyzn, kobiety się tam nudzą. Marabut zajmuje się czarną magią. Może zaklinać, przeklinać, błogosławić. Przy-chodzą do niego kobiety w róż-nych sprawach – jak do znacho-ra. Marabut ma też swoje pracow-nice. To nierządnice, które bywa-ją opętane przez złe duchy, a ma-rabut jest pośrednikiem. One idą do „pracy”. Osoby, z którymi mają do czynienia, są atakowane, opę-tywane przez złe duchy.

Zdarzyło się, że pewien męż-czyzna wracał po pracy do domu. Chciał się napić piwa. Wtedy do-siadła się do niego pani, która swoimi wdziękami przekona-ła go, że zapewni mu rozrywkę na ten wieczór. Późnym wieczo-rem chłop wrócił do siebie i poło-żył się spać obok żony. Nagle po-czuł swąd palonej gumy. W pew-nym momencie poczuł, jakby po-raził go prąd elektryczny. Czuł się oszołomiony. Zaczął odczuwać strach przed śmiercią. Słyszał głosy. Jego żona była zaangażo-waną chrześcijanką, a on jedynie czasami chodził do kościoła.

Pewien jezuita, o. Hebga, eg-zorcysta z Kamerunu, mówił, że w jego stronach szamani i mara-buci robili czasami pułapki na

drodze. Gdzieś na ścieżce, która prowadziła do wioski, rozkłada-li liście napełniane złą mocą. Wy-starczyło, że ktoś podeptał te li-ście i stawał się chory, miał na-wet konwulsje. Ten jezuita, miej-scowy Afrykańczyk, szedł pew-nego razu w towarzystwie swoje-go katechety. Katecheta przypad-kiem przeszedł po tych liściach. Natychmiast zaczął wyć z bólu. Zza krzaków wyszedł dzia-dzio, który powiedział, że on jest w stanie uśmierzyć ten ból, ale za pieniądze. Zaaplikuje maść i ból zaraz przejdzie. Chodziło więc o zapłacenie haraczu, pew-nej sumy pieniędzy.

Czyli przyczynami zniewoleń czy opętań są klątwy?

Oczywiście, chodzi też o grze-chy ciężkie, które powodują zło. Pamiętam młodą dziewczynę, która była do tego stopnia opę-tana, że zachowywała się jak zwierzę. Czołgała się, skakała jak małpa, szczekała, wyła jak pies. Nie mówiła po ludzku. Pod-czas egzorcyzmów, które odpra-wiałem nad tą dziewczyną, do-wiedziałem się, że chodziła do jakiejś szamanki i chciała mieć amulety, które pomogłyby jej w nauce i studiach. Nie chciała się uczyć, a chciała zdobyć wy-kształcenie.

Przyczyną opętania może być zatem szukanie pomocy u sza-manów, chodzenie na skróty. U nas też takie rzeczy się zda-rzają u wróżek, jasnowidzów. Częstą rzeczą, zwłaszcza u ko-biet, jest pragnienie rozkochania w sobie mężczyzny. Od szama-nek czy szamanów kobiety dosta-ją różnego rodzaju przepisy, któ-re mają stosować. Np. idzie się na obiad, ale najpierw trzeba się

„pomodlić”. Sami murzyni mówią, że jeść z kobietą to tak, jakby jeść z wiedźmą.

Jak Ojciec ocenia grupy protestantów czy muzułmanów, którzy tam pracują?

Już mówiłem o zielonoświąt-kowych frakcjach. Mieszkałem obok pewnego kościółka, właści-zd

jęc

ia:

© z

ar

ch

iwu

m o

. a. S

mo

łki

Page 9: Misjonarz - miesiecznikegzorcysta.pl ks. Smolka.pdf · jakby w rękach innych duchów, zmarłych przodków. Dobrych czy złych? Różnego kalibru. Są jakieś bó-stwa, które zarządzają

M i e s i ę c z n i k E g z o r c y s t a grudzień 201726

To dzieje się na naszych oczach n Spotkanie z...

Rozmawiałam z egzorcystą z Austrii, który zgłębił temat egzorcyzmów w islamie. On twierdzi, że muzułmanie wypędzają demony innymi demonami…

Sprawa demonów to ciemność. A w ciemności nikt dobrze nie wi-dzi. Czasami widać, że jeden de-mon boi się drugiego. One mają jakąś hierarchię. Czasami mówi-łem do diabła: Słuchaj, ten czło-wiek, którego dręczysz, jest zba-wiony, ma miejsce przygotowane u Pana Boga, dla niego jest szczę-ście i pokój, a ty? Nie żal ci? A on:

Nie! Nienawidzę Go! Jest jedna rzecz, która łączy demony: to nie-nawiść niszcząca każdą nadzie-ję. Przede wszystkim jest to nie-nawiść do Boga, Pan Jezusa, Mat-ki Bożej, a potem do wszystkiego, co pochodzi od Boga. Demony są zaślepione nienawiścią, nie mogą wyjść z jej kokonu.

Ateiści twierdzą, że zły duch opętuje tylko ludzi wierzących, a ateistów nie…

Pan Janusz pochodził z rodzi-ny ateistycznej. Jego ojciec już nie żyje, mama kończy żywot. Ma

Diabły same się nie pokazują, one działają po kryjomu. Bóg w swoim miłosierdziu może nam pokazać, że to jest gra mocy ciemności.

zdję

cie

: ©

z a

rc

hiw

um

o. a

. Sm

ołk

i

Page 10: Misjonarz - miesiecznikegzorcysta.pl ks. Smolka.pdf · jakby w rękach innych duchów, zmarłych przodków. Dobrych czy złych? Różnego kalibru. Są jakieś bó-stwa, które zarządzają

27marzec 2017 M i e s i ę c z n i k E g z o r c y s t a 27grudzień 2017 M i e s i ę c z n i k E g z o r c y s t a

Laboratorium Farmaceutyczne Labofarm Sp. z o.o. Sp. k. , www.labofarm.pl www.sklep.labofarm.pl

Przed użyciem zapoznaj się z ulotką, która zawiera wskazania, przeciwwskazania, dane dotyczące działań niepożądanych i dawkowanie oraz informacje dotyczące stosowania produktu leczniczego, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą,

gdyż każdy lek niewłaściwie stosowany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

Produkt złożony. Skład: korzeń kozłka - 170 mg, szyszka chmielu - 50 mg, liść melisy - 50 mg, ziele serdecznika - 50 mg.

Tradycyjny produkt leczniczy roślinny z określonymi wskazaniami wynikającymi wyłącznie z długotrwałego stosowania.

Wskazania: Tradycyjnie w przejścio-wych, łagodnych stanach napięcia nerwowego oraz okresowych trudnościach w zasypianiu.

Przeciwwskazania: Nadwrażliwość na składniki leku.

Tabletki uspokajająceLabofarm® Hyperherba®

Wskazania: Tradycyjnie stosowany w celu łagodzenia wystę-pujących przejściowo objawów wyczerpania psychicznego.

Przeciwwskazania: Nadwrażliwość na ziele dziurawca.

Lek poprawiający nastrój.

Skład tabletki: ziele dziurawca (Hyprici herba) – 330 mg.

Lek uspokajający.

więcej 3 tygodniach zjawił się znowu. O tym, co widział, powie-dział mamie. Ale wyglądał jak zbity pies. Takiej reprymendy ni-gdy od niej nie dostał. Całe życie mu mówiła, że Boga nie ma, a on wymyślił, że istnieją diabły. Nie wiedział, jak pomóc swojej ma-mie, choć bardzo ją kochał. Poza tym wiedział, że to, co widział, było prawdziwe. Panu Januszowi poradziłem: Przeczytaj tę ksią-żeczkę. To jest Ewangelia według św. Marka.

W końcu zapytał, czy w jego wieku można się jeszcze ochrzcić. Chrzest to kwestia wiary. Ozna-cza, że do swojego życia przyjmu-jesz Pana Jezusa – odpowiedzia-łem. Postawą mamy, która wo-bec śmierci się nie nawróciła, był przerażony. To była chyba łaska od Boga, bo diabły same się nie pokazują. One robią takie rzeczy po kryjomu. Bóg w swoim miło-sierdziu może nam pokazać, że to jest gra mocy ciemności. n n

jeszcze siostrę, ale to on opiekuje się matką. Do kościoła nigdy nie chodził, bo rodzice mówili, że nie trzeba. Nie interesowały go spra-wy duchowe.

Przyszedł do mnie z powodu swojej mamy, a właściwie pew-nego pytania: czy rzeczywiście może coś być po śmierci? Musiał zabrać ze szpitala swoją mamę, bo mogłaby tam nabyć innych chorób. Ten człowiek mieszkał u swojej mamy. Pokój tak zorga-nizował, że na środku stało łóżko, aby można było chodzić dooko-ła chorej, która miała podłączane kroplówki.

Do południa zaglądała jego sio-stra, a on pod wieczór. Mama była półprzytomna. Pan Janusz wszystko przygotowywał. Potem siadał na fotelu obok łóżka, za-palał światło, brał czasopismo czy książkę, bo z mamą nie spo-sób było rozmawiać. W pewnym momencie coś go zaintrygowało. Podniósł wzrok i dookoła łóżka

spostrzegł jakby ciemne chmur-ki. Naliczył ich chyba sześć. W pokoju nie było specjalnie ja-sno, ale lampa dawała trochę światła. To coś było bezkształtne. W pewnym momencie zaczęło się przemieszczać. Był zaniepo-kojony, wstał do tego, lecz został porażony jak prądem, padł w róg pokoju. Odrzuciło go od łóżka. Po paru minutach wszystko się skończyło. Nie wiedział, co się stało. Następnego dnia zdarzyła się podobna sytuacja. Wstał, pa-trzył, co będzie się działo. Usły-szał skrzypliwy głos: Ta stara k… należy do nas. Nie oddamy jej nikomu! Pan Janusz był przera-żony. To się powtórzyło jeszcze dwa razy.

Mężczyzna szukał wytłuma-czenia. Trafił do mnie. Rozma-wiałem z nim, co robić. Pytał, czy może powiedzieć swojej ma-mie to, co widział. Proszę po-wiedzieć, jeśli to nie będzie pro-blemem – doradziłem. Po mniej

zdję

cie

: ©

z a

rc

hiw

um

o. a

. Sm

ołk

i

r e K l A M A