Sara Shepard, "Skruszone. Pretty Little Liars 13"

38

description

 

Transcript of Sara Shepard, "Skruszone. Pretty Little Liars 13"

Kraków 2014

SARA SHEPARD

SKRUSZONE

przełożył Mateusz Borowski

www.otwarte.eu

Zamówienia: Dział Handlowy, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków,tel. (12) 61 99 569

Zapraszamy do księgarni internetowej Wydawnictwa Znak,w której można kupić książki Wydawnictwa Otwartego: www.znak.com.pl

Tytuł oryginału: Crushed. A Pretty Little Liars Novel

Copyright © 2013 by Alloy Entertainment and Sara Shepard.Published by arrangement with Rights People, London

Copyright © for the translation by Mateusz Borowski

Projekt okładki: Eliza Luty

Fotografie na okładce: lizak – © iStockphoto.com / busypix;jabłko – © iStockphoto.com / twieja; fotografia z filmu – Key

Artwork © 2014 Warner Bros. Entertainment Inc. All Rights Reserved

Napis Pretty Little Liars na okładce i s. 1, 3: Hand Lettering by Peter Horridge

Fotografia autorki: © Daniel Snyder

Opieka redakcyjna: Anna Małocha

Opracowanie typograficzne książki: Irena Jagocha

Ozdobnik we wnętrzu książki: © iStockphoto.com / Olha Shvachych

Adiustacja: Anna Kopeć-Śledzikowska / Wydawnictwo JAK

Korekta: Maria Armata / Wydawnictwo JAK,Joanna Hołdys / Wydawnictwo JAK

Łamanie: Hanna Wiechecka / Wydawnictwo JAK

ISBN 978-83-7515-295-1

Wydawnictwo Otwarte sp. z o.o.,ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków. Wydanie I, 2014.

Druk: Colonel, ul. Dąbrowskiego 16, Kraków

Dla Marlene

„Jeśli znasz siebie i swego wroga, przetrwasz pomyślnie sto bitew”.

Sun Zi

7

ZŁA PASSA

Czułaś kiedyś w kościach, że przydarzy ci się coś strasz-nego... a przeczucia cię nie myliły? Na przykład jesteś na wakacjach i nagle przed oczami staje ci obraz twojej przyja-ciółki krzyczącej z bólu, a potem dowiadujesz się, że dokład-nie w tym momencie ona złamała rękę? Albo coś ci podpo-wiada, że nie powinnaś nocować w tym hostelu w Maine, i w nocy zawala się jego dach? Albo wydaje ci się, że na skrzyżowaniu słyszysz syrenę, a  tydzień później dochodzi tam do makabrycznego wypadku? Nie tylko ćpuni miewają wizje, czasem szósty zmysł ostrzega każdego z nas. Jeśli jakiś wewnętrzny głos dobrze ci radzi, może lepiej go posłuchaj.

W Rosewood wydarzyło się ostatnio mnóstwo okrop-nych rzeczy, które wpłynęły na los czterech ślicznych dziewczyn. Pewnej gorącej letniej nocy, kiedy jedną z nich naszły złe przeczucia, próbowała je od siebie oddalić. Prze-cież żaden piorun nie uderza dwa razy.

A jednak czasem nieszczęścia chodzą parami.

8

W Rejkiawiku, stolicy Islandii, niebo wciąż miało nie-pokojący perłowy odcień, jak o świcie. O tym, że jest śro-dek nocy, świadczyły tylko puste ulice. Nikt nie space-rował nad brzegiem stawu Tjörnin. W barze Kaffibarinn, gdzie podobno imprezowała Björk, nie było już żywej duszy. Ostatni zakupowicz dawno zniknął z  głównej uli-cy miasta. Wszyscy leżeli błogo w łóżkach z oczami zasło-niętymi maseczką.

No cóż, chyba jednak nie wszyscy. Na obrzeżach mia-sta Aria Montgomery wygramoliła się przez okno z ciem-nego zamku zwanego Brennan Manor. Uderzyła biodrem o zimną ziemię i cicho jęknęła. Podniosła się i szczelnie zamknęła okno. W środku alarm wciąż wył, ale auta poli-cyjne nie nadjeżdżały jeszcze od strony wzgórza.

Przez szybę zajrzała do środka domu, szukając wzro-kiem Olafa, świeżo poznanego Islandczyka. Pytała samą siebie, co tu właściwie robi. Powinna teraz leżeć przytu-lona do swojego chłopaka Noela w łóżku, w domu gościn-nym, a nie włamywać się do zamku i wchodzić do niego z nieznajomym, nie wspominając o narażaniu się na areszt i więzienie do końca życia.

Olaf pojawił się w oknie, podnosząc w górę malowidło, by Aria mogła mu się lepiej przyjrzeć. Na płótnie widać było jasne, wirujące gwiazdy i miasto odwrócone do góry dachami, z iglicami wyglądającymi jak stalaktyty w jaski-ni. W rogu widniał odręczny podpis: van Gogh.

Vincent van Gogh.Poczuła obezwładniający zawrót głowy. To przez nią

tutaj przyszli. To ona znalazła ten obraz i ściągnęła go ze

9

ściany. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak głupio się za-chowała. Spojrzała na Olafa.

– Zawieś go na ścianie! – zawołała przez okno. – Za-raz przyjedzie policja!

Olaf uchylił okno. – O co ci chodzi? – zapytał z  islandzkim akcentem. –

To twój pomysł. A może się rozmyśliłaś? Chyba przypomi-nasz swojego chłopaka burżuja bardziej, niż mi się wyda-wało. Typowa Amerykanka.

Aria odwróciła się. Tak, rozmyśliła się. No i była Ame-rykanką. Przecież przyjechali tu na wakacje, a ona tego wieczoru chciała się tylko dobrze zabawić. Wakacje nie powinny się tak kończyć.

Aria szalała z  radości, kiedy wiosną Noel oświadczył, że organizuje wycieczkę do Rejkiawiku dla niej, jej bra-ta Mike’a i  jego dziewczyny Hanny Marin. Spędziła na Islandii dwa lata z rodzicami po tym, jak jej najlepsza przy-jaciółka Alison DiLaurentis zaginęła pod koniec siódmej klasy. Aria tylko czekała na okazję, by wrócić na Islandię.

Wraz z Hanną miała wielką ochotę wyrwać się z Rose-wood, obojętnie dokąd. Razem z  dwoma innymi przyja-ciółkami, Spencer Hastings i Emily Fields, przez półtora roku były nękane i torturowane przez anonimowego prze-śladowcę, który swoje SMS-y podpisywał tylko literą A. Okazało się, że była to prawdziwa Alison DiLaurentis. Na-tomiast Ich Ali, którą wszystkie znały, okazała się jej sio-strą bliźniaczką Courtney, która większość życia spędziła w  szpitalu psychiatrycznym. Pod koniec szóstej klasy za-mieniła się miejscami z siostrą i udawała, że zaprzyjaźni-ła się z Arią, Spencer, Emily i Hanną. Prawdziwa Ali ze-mściła się na Courtney, zabijając ją ostatniego dnia roku

10

szkolnego w siódmej klasie. A potem jako A. zaczęła prze-śladować dziewczyny i prawie udało jej się je zabić.

Kiedy Noel zaplanował ten wyjazd, Aria i Hanna nie mogły się go już doczekać. Prawdziwa Ali zginęła, uwolni-ły się od A. i niczego nie musiały się już obawiać. A potem, w czasie wiosennej przerwy, pojechały na Jamajkę. Tam też wydarzyło się kilka strasznych rzeczy. Teraz, w lipcu, Aria i Hanna znowu miały kilka spraw na sumieniu. Od kiedy wylądowały na Islandii, właściwie z sobą nie rozma-wiały. Co gorsza, Noelowi Islandia wcale nie przypadła do gustu, a Mike nadal jej nienawidził, dokładnie tak samo jak za pierwszym razem, przed kilku laty.

Tego wieczoru sytuacja zupełnie wymknęła się Arii spod kontroli. Najpierw po prostu flirtowała z  Olafem, trochę zaniedbanym islandzkim intelektualistą, którego spotkała w barze po drugiej stronie ulicy. Zrobiła to tyl-ko po to, żeby wkurzyć Noela. Wypiła pięć drinków o na-zwie Czarna Śmierć, potem jeszcze jakąś islandzką nalew-kę i nagle znalazła się na ulicy, a  Olaf przyciskał swoje usta do jej warg. Ani się obejrzała, a minęło kilka godzin i nagle... znalazła się tutaj.

Alarm zawodził coraz głośniej. Olaf próbował otworzyć szerzej okno, ale się zacięło. Aria zamarła. Gdyby mu po-mogła, byłaby współwinna kradzieży.

– Nie mogę.Olaf przewrócił oczami i  jeszcze raz spróbował poru-

szyć okiennicę. Ani drgnęła. Wypuścił z rąk obraz, który z trzaskiem upadł na podłogę.

– Wyjdę drzwiami! – zawołał. – Poczekaj na mnie, okej?Zniknął. Aria jeszcze raz zajrzała przez szybę do domu,

lecz w  środku panowały egipskie ciemności. Nagle za

11

plecami usłyszała pisk. Na palcach przeszła obok krzewów i wyjrzała za róg. Na podjazd wjeżdżały jeden za drugim samochody policyjne na sygnale, a  światła na ich da-chach migały niebiesko, oświetlając fasadę domu ozdo-bioną kamiennymi płaskorzeźbami. W końcu zatrzymały się z piskiem opon i wysiadło z nich sześciu uzbrojonych policjantów.

Aria pobiegła w  stronę gęstego lasu. Nawet nie wie-działa, że policjanci na Islandii noszą broń.

Policjanci zbliżyli się do frontowych drzwi i krzyczeli coś po islandzku. Aria mogła tylko zgadywać znaczenie ich słów, ale pewnie chodziło im o to, żeby Olaf wyszedł z domu z rękami podniesionymi do góry. Spojrzała na cięż-kie, wypaczone tylne drzwi, bo zakładała, że Olaf właś-nie tędy będzie próbował wydostać się na zewnątrz. Lecz wielkie wrota były zamknięte. Może miały skomplikowa-ny, wewnętrzny zamek, którego Olaf nie potrafił otworzyć. Utknął w domu na dobre? Czy policja go znajdzie? Czy Aria powinna na niego poczekać? A może lepiej uciekać?

Wyciągnęła telefon komórkowy, który kupiła specjalnie na tę podróż. Potrzebowała rady... ale nie mogła zadzwonić do Noela. Drżącymi palcami wybrała inny numer.

Hanna Marin wyrwana z  błogiego snu zamrugała w ciemności. Spała w długim, wąskim pokoju. Nad jej gło-wą wisiało zdjęcie kuca o krótkich, grubych nogach. Jej chłopak Mike leżał obok niej i pochrapywał. Spod grubej kołdry wystawała jego stopa. Łóżko po drugiej stronie po-koju, w którym mieli spać Aria Montgomery i jej chłopak Noel, stało puste. Hanna spojrzała na znak drogowy za ok-nem. Napis na nim był po części w języku angielskim, lecz były tam też jakieś dziwne litery.

12

Aha. Przecież była na Islandii. Na wakacjach.Na zupełnie beznadziejnych wakacjach. Co Aria wi-

działa w tym kraju? W nocy nawet na chwilę nie zapadała ciemność. W łazienkach śmierdziało zgniłymi jajami. Je-dzenie było paskudne, a Islandki zbyt egzotyczne i o wie-le za ładne. A teraz, kiedy Hanna obudziła się w środku nocy, naszło ją jakieś bardzo złe przeczucie. Jakby właśnie ktoś umarł.

Zadzwonił jej telefon i aż podskoczyła ze strachu. Spoj-rzała na ekran. Nie rozpoznała numeru, ale i  tak coś jej mówiło, by odebrała jak najszybciej.

– Słucham – szepnęła, ściskając telefon obiema dłońmi. – Hanna? – W słuchawce rozległ się głos Arii. W tle

było słychać syreny policyjne.Mike poruszył się. Hanna wyszła z łóżka i wyjrzała na

korytarz. – Gdzie ty się podziewasz? – Mam kłopoty. – Syreny wyły coraz głośniej. – Mu-

sisz mi pomóc. – Nic ci się nie stało? – zapytała Hanna.Arii trząsł się podbródek. Policja próbowała właśnie

wyważyć frontowe drzwi do pałacu. – Nie, nic. Ale tak jakby włamałam się do cudzego

domu i ukradłam obraz. – Co takiego? – zawołała Hanna, a jej głos rozległ się

echem w holu. – Przyjechałam tu z tym facetem, którego wcześniej po-

znałam. Powiedział, że w  posiadłości na obrzeżach mia-sta znajduje się bezcenny szkic do Gwiaździstej nocy van Gogha. Ukradziono go z żydowskiego getta w Paryżu w cza-sie drugiej wojny światowej i złodziej nigdy go nie oddał.

13

– Zaraz, zaraz, jesteś z Olafem?Hanna zamknęła mocno oczy i przypomniała sobie, jak

bardzo była zażenowana, gdy wpadła na Arię i tego dziw-nego brodatego faceta całujących się w bocznej uliczce. Wy-glądał całkiem niewinnie, ale przecież Aria miała chłopaka.

– Tak. – Policjanci wyważyli drzwi. Cała szóstka wtarg- nęła do środka jak oddział szturmowy. Aria mocniej ścis-nęła telefon. – Razem włamaliśmy się do pałacu, żeby po-szukać tego obrazu. Nie sądziłam, że... ale go znaleźliśmy. Nagle włączył się alarm... Ja wyszłam. A teraz do środka weszli policjanci. Z bronią, Hanno. Olaf utknął w środku. Musisz po nas przyjechać, najlepiej boczną drogą. Przej-dziemy przez las i cię znajdziemy. Nie uda nam się wsiąść do jeepa Olafa, wokół domu kręci się policja.

– Policjanci cię widzą? – Nie, schowałam się w lesie za domem. – Jezu, Aria, co ty tam jeszcze robisz? – zawołała Han-

na. – Uciekaj.Aria spojrzała na tylne drzwi domu. – Ale Olaf jeszcze nie wyszedł. – A co on cię obchodzi? – krzyczała Hanna. – Nawet

go nie znasz. Biegnij, szybko. Wsiądę na skuter. Napisz, przy której ulicy czekasz, jak już wyjdziesz z lasu, dobrze?

Aria milczała przez chwilę wpatrzona w  niebieskie światła wirujące na dachach samochodów. Spojrzała na las za pałacem. Potem wreszcie spojrzała na budynek. Olaf nie dawał znaku życia. Hanna miała rację, Aria prze-cież w ogóle nie znała tego chłopaka.

– No dobra – powiedziała trzęsącym się głosem. – Idę.Rozłączyła się i  pobiegła przez las, a  serce waliło jej

jak młotem. Potknęła się o pniak, rozcięła piętę i  otarła

14

boleśnie kolano. Przeszła przez płytki strumień, mocząc pół sukienki. Kiedy dotarła do drogi, cała się trzęsła z zimna i krwawiła. Zadzwoniła do Hanny i powiedziała jej, gdzie jest, a potem przysiadła na krawężniku i czekała. W oddali słyszała syreny policyjne. Czy gliniarze już dopadli Olafa? Powiedział im, że Aria z nim była? A jeśli jej szukali?

Kiedy zobaczyła Hannę na skuterze na końcu ulicy, prawie rozpłakała się z  radości. W milczeniu jechały ra-zem. Hanna o nic nie pytała, bo nie chciała przekrzykiwać warkotu silnika i wycia wiatru.

W hostelu otworzyły drzwi tak cicho, jak tylko się dało. Hanna włączyła światło w  małej kuchni i  spojrzała na Arię szeroko otwartymi oczami.

– O Boże – wyszeptała. – Trzeba cię umyć.Zaciągnęła ją do łazienki na korytarzu, umyła jej ko-

lano i  wyciągnęła gałązki z  włosów. Po policzkach Arii wciąż płynęły łzy.

– Tak mi głupio – powtarzała. – Nie wiem, co we mnie wstąpiło.

– Na pewno policja cię nie widziała? – zapytała Han-na z obawą w głosie, podając jej ręcznik.

Aria wytarła włosy. – Nie sądzę. Tylko nie wiem, co się stało z Olafem.Hanna zamknęła oczy. – Lepiej się módl, żeby nie powiedział im, że z  nim

tam przyjechałaś. Prawdę mówiąc, chyba niewiele można zdziałać w twojej sprawie.

– Nie wie, jak się nazywam – powiedziała Aria, wie-szając ręcznik na kaloryferze i wracając do holu. – Może nic mi się nie stanie. Ale choćby nie wiem co, musisz do-chować tajemnicy...

15

Urwała i obejrzała się za siebie. U dołu schodów, przy drzwiach stał Noel w bluzie z kapturem i dżinsach. Wcześ-niej tego wieczoru miał na sobie coś innego. Na jego czo-le widać było kropelki potu, jak zawsze, gdy pił. Ale miał taką minę, jakby wszystko wiedział. Arię zatkało. Czy sły-szał ich całą rozmowę?

– Tu jesteś. – Noel wyszedł na górę po schodach i po-głaskał Arię po mokrej głowie. – Brałaś prysznic?

– Mhm. – Aria skrzyżowała nogi, żeby ukryć ranę na kolanie. – Gdzie byłeś?

Noel pokazał na dół klatki schodowej. – Paliłem jointa.Aria miała na końcu języka jakąś kąśliwą uwagę, ale

się powstrzymała. Nie powinna nikogo oceniać. Chwyci-ła Noela za rękę.

– Chodźmy spać.Miała szeroko otwarte oczy, kiedy weszli do łóżka.

Noel położył się obok niej, a  jego gołe nogi były szorst-kie w dotyku.

– Gdzie się podziewałaś? – zapytał z goryczą w głosie. – W barze z tym Gejlafem?

Aria odwróciła się. Wydawało jej się, że poczucie winy paruje przez jej skórę, tak jak wódka parowała przez skórę Noela. Zebrała się w sobie, czując, że kłótnia wisi w po-wietrzu. Jednak Noel tylko objął ją ramieniem i przytulił.

– Zawrzyjmy rozejm. Ta wycieczka jest jakaś dziwna. Ja też się dziwnie zachowuję. I przepraszam cię za to.

Oczy Arii wypełniły się łzami. Właśnie to chciała usły-szeć... tylko że pięć godzin wcześniej. Przytuliła się do Noe la i mocno go uścisnęła.

– Ja też przepraszam.

16

Szczerze żałowała tego, co się stało. – Nie ma za co – powiedział Noel sennym głosem. –

Kocham cię, A... – wymamrotał do poduszki i  odpłynął w  sen. Przez ułamek sekundy Arii wydawało się, że po-wiedział coś jeszcze. Coś dziwnego. Ale przecież był pija-ny. Nawet gdyby powiedział to, co jej się wydawało, to na pewno nie miał tego na myśli. Aria nie zamierzała go o to pytać następnego dnia.

Chciała jak najszybciej zapomnieć o tej nocy.

Następnego ranka Hanna, Aria, Noel i Mike wymeldo-wali się z hostelu i pojechali na lotnisko. Przeszli kontrolę bezpieczeństwa i kupili mnóstwo przekąsek i kolorowych czasopism na długą podróż do domu. Aria wciąż miała dreszcze, ale Noel nie zapytał jej dlaczego. Kiedy Noel na-rzekał, że na tym żałosnym lotnisku nie ma McDonal-da, Aria nie miała o to pretensji. Dziewczyny rozmawiały mniej niż zazwyczaj, jednak Mike i Noel nie zwrócili na to uwagi. Gdyby je zapytali, odpowiedziałyby: „Jesteśmy zmęczone. To była długa wycieczka. Tęsknimy za naszy-mi łóżkami”.

W samolocie była telewizja satelitarna, więc zaraz po wejściu na pokład Aria włączyła CNN International. Nag-le na ekranie pojawiły się zdjęcia z zamku, w którym była poprzedniej nocy. Teraz wydawał jej się jeszcze bardziej zniszczony i  nawiedzony przez duchy. Nagłówek głosił:

„Włamanie do Brennan Manor”.Na ekranie pokazały się ciemne, pokryte pajęczynami

wnętrza, a potem rozmazana fotografia dostarczona przez

17

firmę ubezpieczeniową, pokazująca Gwiaździstą noc oraz policyjny szkic twarzy Olafa.

– To złodziej, który ukradł malowidło. Widział go świadek, który mieszka nieopodal Brennan Manor – powiedział reporter. – Policja próbuje go odnaleźć.

Aria ze zdziwienia otworzyła usta. Olafowi udało się uciec?

Hanna z  przerażeniem wpatrywała się w  ekran. Sy-tuacja zrobiła się bardzo poważna. Aria uczestniczyła w kradzieży cennego obrazu. Hanna przypomniała sobie wszystkie przypadki kradzieży dzieł sztuki, które badał jej tata, kiedy jeszcze pracował jako prawnik. Za współwin-nych uznawano nawet tych, którzy tylko wiedzieli o prze-stępstwie. Teraz ona stała się taką osobą.

Aria dotknęła przedramienia Hanny, jakby czytała jej w myślach.

– Olaf to spryciarz, Hanno. Nie da się złapać... i nikt się nie dowie, że z nim byłam. Policja nigdy nie powiąże mo-jego nazwiska z tym przestępstwem. Twojego zresztą też. Tylko nie mów nikomu, dobrze? Nawet Emily i Spencer.

Hanna odwróciła wzrok i spojrzała przez okno na pas startowy. Próbowała odpędzić od siebie złe myśli. Może Aria miała rację. Może policja nie trafi na trop tego całe-go Olafa. Tylko wtedy sekret Arii pozostanie bezpieczny i tylko w ten sposób Hanna uniknie kary.

Na szczęście przez rok nic im nie groziło. Wzmianki o  tej historii pojawiały się niekiedy w mediach, ale nie podawano szczegółów, a  dziennikarze nie wspominali

o nikim zamieszanym w przestępstwo. Pewnego razu o tej sprawie mówiono w  wiadomościach, kiedy Hanna oglą-dała je ze Spencer i Emily. Sekret parzył ją w środku jak rozgrzana lawa. Nie pisnęła jednak ani słowa. Nie mogła zawieść zaufania Arii. Aria też nie ośmieliła się powie-dzieć dziewczynom prawdy. Im mniej wiedziały, tym le-piej dla nich.

Po jakimś czasie Arię przestały nachodzić wspomnie-nia tamtych wydarzeń. Olaf pogrążył się w mrokach za-pomnienia, a  razem z nim obraz van Gogha. Jej relacja z Noelem znacznie się poprawiła i nigdy nie wracali do tej nieszczęsnej wycieczki na Islandię. Arii nic nie grozi-ło. Sprawa przycichła.

Pobożne życzenia. Ktoś jednak znał prawdę i tylko cze-kał na odpowiedni moment, by go wyjawić. A teraz, kie-dy dziewczyny kończyły liceum, ten ktoś postanowił upub-licznić tajemnicę Arii.

Tym kimś była trzecia osoba podpisująca się literą A.

19

1

STRZEŻ SIĘ

Kiedy w słoneczny poniedziałkowy ranek Spencer Hast- ings weszła do kuchni, powitał ją zapach kawy i  świeżo spienionego mleka. Jej mama, narzeczony mamy Nicholas Pennythistle, jego córka Amelia i  siostra Spencer, Melis-sa, siedzieli przy rustykalnym stole i oglądali wiadomości. Spiker z  mocno polakierowanymi włosami przedstawiał raport z  eksplozji, do jakiej doszło tydzień wcześniej na pokładzie statku wycieczkowego u wybrzeży Bermudów.

– Policja wciąż bada okoliczności wybuchu, który do-prowadził do ewakuacji wszystkich pasażerów – powie-dział. – Nowe dowody wskazują na to, że do eksplozji do-szło w maszynowni. Na nagraniach z monitoringu widać dwie niewyraźne sylwetki. Nie wiadomo, czy to postacie widoczne na nagraniu spowodowały eksplozję, czy może był to nieszczęśliwy wypadek.

Pani Hastings odstawiła dzbanek z kawą na stół. – Nie do wiary, że do tej pory nie wiedzą, co się stało.

20

Melissa, który przyjechała do Rosewood w odwiedziny do przyjaciół, spojrzała na Spencer.

– Spośród wszystkich rejsów musiałaś wybrać akurat ten, na którym płynął również terrorysta.

– Cieszę się, że nie popłynęłam z  wami. – Amelia prychnęła pogardliwie. Była o dwa lata młodsza od Spen-cer. Miała burzę loków na głowie i perkaty nosek. Wciąż ubierała się w urocze sweterki i buciki z klamerkami, choć Spencer już raz pomogła jej zmienić styl w czasie wyjaz-du do Nowego Jorku. – Postanowiłyście popełnić zbioro-we samobójstwo? Odbiło wam i popłynęłyście do tej groty zamiast do brzegu?

Spencer zignorowała ją i podeszła do tostera. Amelia nie dawała za wygraną.

– Wszyscy twierdzą, że nałykałyście się jakichś pro-chów. Jak chcesz, to możesz zamieszkać w  schronie w domu mojego taty, prawda?

Pan Pennythistle spojrzał karcąco na Amelię. – Dość tego.Pani Hastings postawiła przed swoim narzeczonym fi-

liżankę kawy. – Naprawdę masz schron, Nicholas? – zapytała, naj-

wyraźniej chcąc zmienić temat. Jeszcze się nie nauczy-ła, że Amelię należy krótko trzymać. Pan Pennythistle splótł palce.

– Tak, w pokazowym domu w Crestview Estates. Zbu-dowałem go, kiedy w okolicy zamieszkali ludzie powiąza-ni z mafią. Lepiej na takich uważać. Poza tym wymagają-cy klienci lubią takie udogodnienia. Oczywiście Spencer nie mogłaby tam zamieszkać, to za daleko od Princeton. I nie ma tam dostępu do internetu.

21

Spencer zachichotała, ale szybko zamilkła. Pan Pennythistle najprawdopodobniej nie żartował. Był zna-komitym deweloperem, prawdziwym potentatem handlu nieruchomościami i całkiem dobrym kucharzem, ale po-czucia humoru nie miał za grosz. Spencer go jednak polu-biła. W każdą sobotę przygotowywał pyszne gumbo, pusz-czał w kuchni jej ulubioną radiową stację sportową, kiedy gotował, a nawet niekiedy pozwalał Spencer jeździć swo-im bajeranckim range roverem. Gdyby jeszcze jego uko-chana córeczka dała jej spokój.

Spencer włożyła dwie kromki pieczywa ryżowego do tostera. Oczywiście Amelia miała rację – Spencer wciąż prześladowały jakieś nieszczęścia. Oprócz tego, że wybrała się na ten feralny rejs Dumą Mórz, jedna z jej najlepszych przyjaciółek Aria Montgomery znalazła się w  maszy-nowni, kiedy doszło do eksplozji. Co równie niepokojące, w czasie rejsu w ręce Arii wpadł wisiorek należący niegdyś do Tabithy Clark, dziewczyny, której niechcący wyrządzi-ły krzywdę na Jamajce w zeszłym roku. Wydawało im się wtedy, że Tabitha to tak naprawdę Alison DiLaurentis, zła bliźniaczka, która je prześladowała i prawie zabiła Spencer oraz pozostałe dziewczyny, kiedy celowo wywołała pożar w domku w górach Pocono. Myślały, że Ali wróciła, by się zemścić, więc Aria wypchnęła Tabithę przez balustradę z tarasu hotelowego, żeby pozbyć się jej na dobre.

Tylko że ostatnio na światło dzienne wyszły informacje świadczące o tym, że Tabitha na pewno nie była Prawdzi-wą Ali, tylko niewinną dziewczyną. I wtedy koszmar za-czął się na nowo.

Wisiorek łączył je z  tamtym wieczorem, kiedy zginę-ła Tabitha. Dziewczyny były pewne, że ich diaboliczny

22

prześladowca, kontynuator dzieła A., podrzucił go Arii, żeby skierować na nią podejrzenia. Wiedziały, że nie mogą zostawić wisiorka na statku, bo A. na pewno go znajdzie i znowu im go podrzuci. Dlatego w czasie ewakuacji nie popłynęły prosto do brzegu. Spencer razem z  Arią i  ich przyjaciółkami, Emily Fields i Hanną Marin, ukradły tra-twę ratunkową z  silnikiem i popłynęły do jaskini, o któ-rej Spencer słyszała w czasie kursu dla płetwonurków. Po-stanowiły zostawić wisiorek tam, gdzie A. nigdy go nie znajdzie, ale wtedy ich tratwa została przedziurawiona, co z pewnością było również dziełem A. Na szczęście w ostat-niej chwili przybyła po nie ekipa ratunkowa.

Po tych wypadkach postanowiły, że przyznają się, co zrobiły Tabicie. Tylko w  ten sposób mogły pozbyć się A. Spotkały się w domu Arii i zadzwoniły na policję, ale kiedy czekały, by główny inspektor nadzorujący sprawę odebrał telefon, w telewizji pojawiły się nowe wieści. Raport z au-topsji Tabithy Clark dowodził, że zginęła od uderzenia tę-pym narzędziem w głowę, a nie od upadku z dużej wyso-kości. To nie miało żadnego sensu, bo przecież żadna z nich jej nie uderzyła. A to znaczyło... że nie one zabiły Tabithę.

Kilka sekund później wszystkie dostały tę samą wiado-mość od A.: „Zgadłyście, suki. To moja sprawka. A wy je-steście następne w kolejce”.

Zapach spalenizny wyrwał Spencer z zamyślenia. Z to-stera wydobywał się dym.

– Cholera – wyszeptała, wyciągając ze środka spalone pieczywo. Kiedy się odwróciła, wszyscy siedzący przy sto-le wbili w nią wzrok. Na ustach Amelii błąkał się złośliwy uśmieszek. Melissa wyglądała na zatroskaną.

– Wszystko w porządku? – zapytała pani Hastings.

23

– Tak, nic się nie stało – odparła szybko Spencer, wrzu-cając gorące kromki chleba do wielkiego marmurowego zlewu.

Kiedy się okazało, że to nie one zabiły Tabithę, rzeczy-wiście odetchnęły z ulgą. Jednak to oznaczało również, że A. ma na nie co najmniej kilka haków, w tym zdjęcie ca-łej czwórki na tarasie na dachu zrobione tamtego wieczo-ru. A co, jeśli A. poinformuje policję, że dziewczyny zeszły na plażę i kiedy odkryły, że Tabitha nie umarła, dobiły ją. Przysłane SMS-em wyznanie A. nie miałoby żadnej war-tości w sądzie. Słowa „to moja sprawka” można zinterpre-tować na wiele sposobów.

Co to miało znaczyć: „jesteście następne w  kolejce”? Kim jest A.? Kto tak bardzo chciał je zabić? Tego dnia, kiedy postanowiły zadzwonić na policję, Emily przyznała się, że w czasie pożaru w Pocono zostawiła otwarte drzwi dla Prawdziwej Ali, która dzięki temu mogła uciec jeszcze przed wybuchem. A więc to możliwe, że żyła... i że znowu wcieliła się w A. To było najbardziej prawdopodobne wy-jaśnienie całej zagadki. Prawdziwą Ali stać było na wykrę-cenie takiego numeru.

Melissa wstała od stołu i połaskotała Spencer. – Chyba wiem, czemu cały ranek bujasz w obłokach.

Denerwujesz się przed spotkaniem z tym chłopakiem?Spencer spuściła głowę. Nieopatrznie przyznała się,

że Reefer Fredericks, jej nowy chłopak, miał do niej dziś przyjechać z  Princeton, gdzie mieszkał na co dzień. Od czasu rejsu się nie widzieli. Tego dnia nie było zajęć w jej szkole i na uczelni, więc oboje mieli wolne.

– Będzie fajnie – odparła nonszalancko, choć z nerwów czuła ucisk w żołądku.

24

– Zaprosisz go na bal maturalny? – zapytała Amelia. – Och, Spencer, zrób to! – zawołała Melissa. – Nie mo-

żesz pójść sama w tej szałowej sukience od Zaca Posena!Spencer zagryzła wargi. Chciała zaprosić Reefera na bal

maturalny, który miał się odbyć za dwa tygodnie. Cały ra-nek gapiła się na zakupioną w Nowym Jorku sukienkę od Zaca Posena i wyobrażała sobie, jakby w niej wyglądała, stojąc pod rękę z Reeferem. Spencer bynajmniej nie ma-rzyła o tym balu od dzieciństwa. Fantazjowała raczej o tym, że zostanie przewodniczącą klasy i jako najlepsza uczennica będzie mogła wygłosić przemówienie na zakończenie roku szkolnego. Mimo to teraz bal wydawał jej się odświeżająco normalnym wydarzeniem w jej kompletnie nienormalnym życiu i nie chciała go przegapić. Wiedziała, że Reefer się zgodzi. Codziennie dostawała od niego romantyczne SMS-y. Przysyłał jej kwiaty do domu i do szkoły. Co wieczór godzi-nami rozmawiali przez telefon. Reefer pochwalił jej się no-wym gatunkiem samodzielnie wyhodowanej marihuany, a Spencer opowiadała o tym, jak za karę za kradzież tratwy musiała zostawać w szkole po lekcjach.

Wszyscy skończyli śniadanie, włożyli talerze do zlewu i  po dziesięciu minutach Spencer została w  kuchni cał-kiem sama. Zabębniła palcami o blat kuchenny i bezmyśl-nie wpatrywała się w ekran telewizora, choć prognoza po-gody wcale nie ukoiła jej nerwów.

Rozległ się dzwonek do drzwi. Spencer poderwała się, przejrzała się w  gładkiej obudowie tostera, sprawdzając, czy jej blond włosy są spięte w porządny kucyk, a czerwo-na szminka się nie rozmazała. Podbiegła do drzwi fronto-wych i otworzyła je na oścież. Reefer stał na ganku z nie-śmiałym uśmiechem na twarzy.

25

– Witaj, nieznajomy – powiedziała Spencer. – Cześć.Reefer jak zawsze wyglądał bosko. Granatowy podko-

szulek ciasno opinał jego muskularne ramiona. Gładko się ogolił i spiął dredy w kucyk, odsłaniając wysokie kości policzkowe i  ogromne zielone oczy. Spencer uniosła gło-wę i pocałowała go, pieszczotliwie ściskając jego pośladki. Reefer z zaskoczenia cały się spiął.

– Wyluzuj – szepnęła mu Spencer do ucha. – Mama już wyszła. Zostaliśmy sami.

– Aha, okej. – Reefer odsunął się od niej. – Mhm, Spencer, czekaj. Mam ci coś do powiedzenia.

– Ja też mam ci tyle do powiedzenia! – Spencer chwy-ciła go za ręce. – No więc, chyba już wspominałam, że za dwa tygodnie mam bal maturalny i...

– Wiesz co – przerwał jej Reefer. – Mogę zacząć? Mu-szę to z siebie wyrzucić.

Zrobił dziwną minę, której Spencer nie potrafiła od-czytać. Zaprowadziła go do kuchni i wyłączyła telewizor stojący na blacie. Kiedy pokazała mu gestem, żeby usiadł, on przez chwilę tylko wygładzał palcami obrus, jakby chciał się pozbyć wszelkich załamań materiału. Spencer mimowolnie się uśmiechnęła. Pewnie Reefer tak samo jak ona nienawidził pomiętych obrusów. Właśnie dlatego tak świetnie się dogadywali.

– Dostałem się na te praktyki, o  których tak marzy-łem – powiedział wreszcie.

Spencer się uśmiechnęła. Nie zdziwiło jej to. Reefer był geniuszem. Pewnie dostał sto propozycji praktyk.

– Gratuluję! Gdzie? – Daleko.

26

– Na którym uniwersytecie? W Nowym Jorku? – Spen-cer klasnęła. – Ale super! Będziemy chodzić codziennie do innej restauracji, do Central Parku, na mecze Yankees...

– Nie Spencer, nie w Nowym Jorku. W Kolumbii.Spencer zamrugała. – W Ameryce Południowej? – Reefer pokiwał głową. –

To też fajnie. To znaczy, faktycznie trochę daleko, ale prze-cież wrócisz, zanim rozpocznie się semestr. – Zobaczyła, jak twarz Reefera tężeje. – Zamierzasz wrócić na począ-tek semestru?

Reefer wziął głęboki oddech. – Być może nie wrócę. Mam okazję pracować ze zna-

nym botanikiem doktorem Diazem. To prawdziwa gwiaz-da w  tej dziedzinie. Zawsze chciałem z  nim pracować, każdy by chciał. Ale kiedy on kogoś przyjmuje na staż, to w pewnym sensie oczekuje pełnej dyspozycyjności. Nie wspominałem ci nawet o tym, bo szanse były niewielkie. A tu dwa dni temu dostałem list z propozycją wyjazdu na dwa lata. Chcę na ten czas zawiesić studia w Princeton. – Odgarnął kosmyk włosów na plecy. – Zresztą i tak chcia-łem odłożyć studia na później. Potrzebuję kilku lat, żeby... no wiesz, pożyć. Ale potem spotkałem ciebie i wszystko...

W umyśle Spencer wirowały miliony myśli. Reefer do-wiedział się o tym dwa dni temu. Przecież w ciągu ostat-nich dwóch dni tyle razy rozmawiali przez telefon. I nie wspomniał o tym ani słowem.

Dwa lata... nieźle. To cała wieczność. Odchyliła się na oparcie krzesła.

– No dobra. I tak się cieszę. Kiedy wyjeżdżasz? Spędzi-my chyba jeszcze trochę czasu razem?

Reefer zaczął obgryzać paznokieć u kciuka.

27

– Doktor Diaz potrzebuje pomocnika natychmiast, więc wyjeżdżam dziś wieczorem.

– Dziś wieczorem? – Spencer zamrugała z niedowierza-niem. – A nie możesz przełożyć tego wyjazdu na później? Liczyłam na to, że dasz się zaprosić na mój bal maturalny. – Mówiła płaczliwym tonem, którego szczerze nienawidziła.

Mina Reefera powiedziała jej wszystko – dalsza dysku-sja nie miała sensu.

– Oni mnie potrzebują właśnie teraz. Poza tym, Spen-cer, nie jestem pewien, czy powinniśmy... no wiesz... cze-kać na siebie.

Spencer poczuła się tak, jakby ktoś wylał jej na głowę kubeł lodowatej wody.

– Zaraz, zaraz. Co takiego? – Bardzo cię lubię. – Reefer unikał jej wzroku. – Ale

wyjeżdżam na dwa lata. Związki na odległość nigdy mi nie wychodziły. Kiedy wrócę, będziemy już zupełnie inny-mi ludźmi. Nie chcę cię w żaden sposób ograniczać.

– Chyba chodzi ci o  to, żeby siebie nie ograniczać – rzuciła gniewnie Spencer.

Reefer wbił wzrok w podłogę. – Wiem, że to dla ciebie szok. Chciałem powiedzieć ci

o tym osobiście. Dlatego tu przyjechałem, choć powinie-nem się pakować. – Spojrzał na zegarek. – Właściwie mu-szę już iść.

Spencer bezradnie patrzyła, jak Reefer idzie w  stro-nę drzwi. W głowie kłębiło jej się tysiąc pytań, które nie chciały jej przejść przez usta. „Więc to już koniec? Na-prawdę wydaje ci się, że poczuję się winna, bo przyjecha-łeś tu specjalnie dla mnie? Co miały znaczyć wszystkie ro-mantyczne SMS-y? Przecież to ty mnie podrywałeś!”

Przypomniała sobie, jak Reefer obiecał jej, że zaopie-kuje się nią w Princeton i pokaże jej, jak bawią się studen-ci. Kto się nią teraz zajmie?

W holu Reefer spojrzał na nią błagalnym wzrokiem. – Spencer, mam nadzieję, że zostaniemy... – Idź już – przerwała mu Spencer, czując, jak wzbie-

ra w niej gniew.Wypchnęła go na zewnątrz i zatrzasnęła za nim drzwi.

Oparła się o nie i usiadła na podłodze.Co to miało znaczyć?Przypomniał jej się rejs Dumą Mórz. Reefer zabrał ją

na kolację, a potem w tańcu po raz pierwszy się całowali. Było cudownie. Wiedziała, że on czuje tak samo. Wydawa-ło jej się, że teraz miejsce Reefera zajął kosmita. Odebra-no jej jedyną dobrą rzecz, która jej się ostatnio przytrafiła.

Piip.Jej telefon leżał na stoliku w holu. Serce zaczęło jej moc-

niej bić. Zerwała się na równe nogi i podniosła telefon. Na ekranie pojawiła się wiadomość od anonimowego nadawcy.

Biedna Spencer nie ma pary.Co za skandal, nie do wiary!Jak opowiem o twych sprawkach,To dopiero będzie jatka!

A.

.

29

2

KRÓLOWA HANNA

Tego samego dnia Hanna Marin siedziała przy barze w  Rive Gauche, swojej ulubionej, pseudofrancuskiej re-stauracji w  centrum handlowym. Czekała na swojego chłopaka Mike’a Montgomery’ego i choć barman jeszcze jej nie obsłużył, wolała posiedzieć przy barze niż przy sto-liku, tu bowiem czuła się jak prawdziwa gwiazda. Poza tym w sali siedziało mnóstwo jej kolegów z niższych klas, co napawało Hannę leciutką melancholią. Za kilka mie-sięcy miała rozpocząć naukę w Instytucie Mody. Właśnie dostała list potwierdzający, że dostała się na tę uczelnię. Wiedziała, że do Rive Gauche będzie wpadać tylko w cza-sie wakacyjnych wizyt w domu.

Oczywiście wolałaby odwiedzać Rive Gauche tylko w czasie wakacji, niż spędzić resztę życia w więzieniu, jak zapowiedział jej nowy prześladowca podpisujący się jako A. Hanna starała się o tym nie myśleć.

30

Jej telefon zapikał. Na ekranie pojawił się nagłówek ar-tykułu: „Najnowsze wieści w sprawie rejsu Dumy Mórz”. Hanna otworzyła link. Ustawiła stronę Google tak, żeby wysyłała powiadomienia do niej i jej przyjaciółek, jeśli tyl-ko pojawią się nowe wiadomości o pożarze w maszynowni. Była tam wtedy Aria i Graham Pratt, chłopak, którego po-znała w czasie rejsu, ale Hanna i jej przyjaciółki nie mia-ły najmniejszych wątpliwości, że towarzyszyła im jeszcze trzecia osoba, która podłożyła bombę. Wiedziały, że ten ktoś to A. Gdyby tylko policja ustaliła tożsamość tej trzeciej oso-by, wtedy ich koszmar by się skończył.

„Graham Pratt, pasażer Dumy Mórz, nadal pozostaje w  śpiączce w  wyniku rozległych poparzeń odniesionych w trakcie eksplozji”, głosiła pierwsza linijka artykułu.

Hanna podniosła wzrok i wpatrywała się w kilku trze-cioklasistów z drużyny lacrosse, w tym Noela Kahna, chło-paka Arii, i Jamesa Freeda. Graham był nie tylko kolegą Arii poznanym w  czasie rejsu, ale również byłym chło-pakiem Tabithy. Przez chwilę dziewczynom wydawało się, że to on jest Nowym A., szczególnie kiedy zaczął za-chowywać się dziwnie i agresywnie, a potem gonił Arię w  maszynowni, powtarzając, że musi jej coś powiedzieć. Arii wydawało się, że Graham chce ją skrzywdzić, dlate-go zamknęła się w schowku... i wtedy doszło do wybuchu.

Hanna czytała dalej: „Pan Pratt został przeniesiony do Kliniki Chirurgii Plastycznej i  Rehabilitacji Ofiar Popa-rzeń William Atlantic. Placówka położona jest nieopodal Rosewood w Pensylwanii. Klinika od czterech lat regular-nie zdobywa nagrody dla najlepszego szpitala na terenie trzech sąsiadujących z sobą stanów...”.

Hanna zobaczyła swoją własną zdumioną twarz w po-plamionym starym lustrze nad barem. Dyrektorem

31

kliniki William Atlantic, nazywanej również „warszta-tem odnowy zabytków”, był tata jej byłego chłopaka Sea-na Ackarda. Hanna pracowała tam jako wolontariuszka w ramach kary za skasowanie bmw pana Ackarda po tym, jak Sean z nią zerwał. To tam leczyła się również Jenna Cavanaugh, a także dawna najlepsza przyjaciółka Hanny, Mona Vanderwaal, która okazała się pierwszym A. Hanna niechętnie wspominała tamte wydarzenia.

W artykule nie było więcej interesujących informacji oprócz tego, że Graham odniósł poważne obrażenia. Hanna poczuła ciarki na plecach. Najwyraźniej Graham nieświa-domie wszedł w drogę A., tak jak Gayle Riggs, którą rów-nież podejrzewały o to, że jest A., póki nie została zastrzelona przed drzwiami własnego domu na oczach dziewczyn. Ale dlaczego Graham padł ofiarą A.? Najpierw Hanna i jej przy-jaciółki martwiły się, że Graham to A. i że chce przyprzeć je do muru za to, co zrobiły jego byłej dziewczynie na Jamaj-ce. Kiedy jednak Graham zapadł w śpiączkę, a one nadal dostawały wiadomości od A., zaczęły podejrzewać, że przy-jaciel Arii chciał je ostrzec przed kolejną intrygą ich prze-śladowcy. „Obserwować cię” – te słowa powtarzał Graham, kiedy dobijał się do niej przez ciężkie stalowe drzwi w ma-szynowni. Może chodziło mu o  to, że A. obserwuje stale jej przyjaciółki, może przyłapał kogoś na gorącym uczyn-ku. A więc wiedział, kim jest A. Gdyby tylko się obudził...

W jej skrzynce odbiorczej pojawił się e-mail od agent-ki specjalnej Jasmine Fuji. Hanna przeczytała nagłówek: Tabitha Clark.

Prawie wypuściła telefon z ręki. Napisała do niej agent-ka specjalna?

Z bijącym sercem otworzyła e-mail. Jasmine Fuji była agentką FBI prowadzącą śledztwo w  sprawie zabójstwa

32

Tabithy Clark, a nazwisko Hanny figurowało w wykazie gości kurortu Klify na Jamajce w tym samym czasie, kie-dy była tam Tabitha Clark. W wiadomości agentka Fuji napisała:

Chciałabym zadać ci kilka pytań na temat tamtego wieczoru. Może coś sobie przypomnisz. Na pewno rozumiesz, że czas odgrywa w tym śledztwie kluczową rolę, dlatego skontaktuj się ze mną jak najszybciej, proszę.

Hanna poczuła gorycz w  gardle. Dziewczyny miały pewność, że nie zabiły Tabithy, ale ich prześladowca posia-dał zdjęcia, na których widać, jak rozmawiały z nią w cza-sie wiosennej wycieczki. Na jednym można nawet zoba-czyć, jak Aria spycha Tabithę z dachu, podczas gdy Hanna i  pozostałe dziewczyny na to patrzą. Zresztą wszystkie wiedziały, że A. ma na nie niejednego haka. Hanna spowo-dowała poważny wypadek samochodowy, a potem uciek-ła. Spencer zrzuciła na swoją koleżankę winę za posiada-nie narkotyków. A Emily sprzedała swoje dziecko, choć co prawda próbowała je potem odebrać. Gdyby dowody na ich ciemne sprawki trafiły w ręce agentki Fuji, nigdy nie uwierzyłaby w ich niewinność.

– Hanna? – Odwróciła się na dźwięk głosu Mike’a.Wyglądał świetnie w podkoszulku z logo szkolnej dru-

żyny lacrosse, w dopasowanych czarnych dżinsach i  zno-szonych vansach. Uśmiechał się jak czymś podekscytowa-ny mały chłopiec.

– Mam dla ciebie niespodziankę! – Co? – zapytała Hanna nieufnie, wrzucając telefon do

torby. Zdecydowanie nie miała nastroju do niespodzianek.

33

Mike pstryknął palcami i  na ten sygnał do restaura-cji weszło kilkunastu jego kolegów ze szkolnej drużyny lacrosse. Kiedy policzył do trzech, wszyscy jednocześnie zdjęli koszulki i  stanęli przodem do Hanny. Na ich wy-rzeźbionych brzuchach widniały litery. Najpierw H, po-tem A, a potem...

Hanna zamrugała z niedowierzaniem. Litery układały się w napis: „Hanna Królową Maja”.

Któryś z gości w restauracji zaczął bić brawo. Kate Ran-dall, przyrodnia siostra Hanny, siedząca przy jednym ze stolików, z uznaniem pokiwała głową. Kelnerka na widok chłopaków prężących muskuły prawie upuściła tacę. Potem Mike odwrócił się, zerwał z siebie podkoszulek i uśmiech-nął się do Hanny. Na jego nagiej piersi widniał wykrzyknik.

– Zamierzasz startować, prawda? – zapytał podekscy-towany. – Masz w  kieszeni wszystkie głosy obu drużyn lacrosse, juniorów i seniorów.

Hanna zaniemówiła. Obracała w palcach łańcuszek od Tiffany’ego, który miała na szyi. W Rosewood Day Kró-lową Maja nazywano królową balu maturalnego. Hanna zamierzała iść na bal maturalny z  Mikiem. Już miesiąc wcześniej kupiła na wyprzedaży sukienkę od Marchesy. Kosztowała więcej, niż pan Marin przeznaczył na ten cel. Jednak tata Hanny dobrze wiedział, jak wiele bal matu-ralny znaczy dla jego córki. Opowiadała o swoim wyma-rzonym balu tak samo, jak małe dziewczynki opowiadają o bajkowym ślubie.

Czy faktycznie miała szansę, żeby zostać królową? Oczywiście Hanna o tym myślała, nawet po cichu marzy-ła, ale po tym całym wariackim roku trudno jej było trak-tować taki konkurs poważnie.

34

– No, nie wiem – powiedziała z wahaniem, spogląda-jąc na Mike’a i chłopaków bez koszulek. – A Naomi?

Naomi Zeigler była prawdziwą królową szkoły. Nie do-puściła Hanny do swojej paczki po śmierci Mony. W czasie rejsu ich stosunki zaczęły się ocieplać, ale niestety znowu się pogorszyły, gdy Hanna dowiedziała się, że kuzynką Naomi jest Madison, dziewczyna, którą Hanna zostawiła na pastwę losu na poboczu drogi, kiedy razem miały wypadek samo-chodowy. Gdy Hanna wyznała całą prawdę, Naomi tak się na nią wkurzyła, że znowu przestała się do niej odzywać.

Ktoś położył Hannie dłoń na ramieniu. U jej boku sta-nęła Kate.

– Naomi nie bierze udziału. Ma za niską średnią. – Uśmiechnęła się triumfalnie. Z  nieznanych Hannie po-wodów Naomi i Kate się pokłóciły.

– A ty? – zapytała ją Hanna.Kate ze swoimi długimi kasztanowymi włosami, regu-

larnymi rysami twarzy i wysportowanym ciałem miałaby ogromne szanse na zwycięstwo. Lecz Kate pokręciła głową.

– Nie, to nie dla mnie. Ale ty powinnaś wystartować. Przekonam wszystkich, żeby na ciebie głosowali.

Hanna zamrugała z  niedowierzaniem. Miesiąc temu postanowiły zakopać topór wojenny, ale po tylu latach wrogości Hanna nie mogła pozbyć się podejrzeń wobec przyrodniej siostry.

– A co z Riley? – zapytała.Kate prychnęła pogardliwie. Mike spojrzał na Hannę

jak na wariatkę. – Riley? Chyba żartujesz.Hanna zobaczyła oczyma wyobraźni ogniście rude wło-

sy Riley i jej mleczną cerę. Rzeczywiście, nie była mate-riałem na Królową Maja.

35

– No dobra, chyba masz rację.Mike odwrócił się i zaczął zachęcać chłopaków z druży-

ny, żeby skandowali imię Hanny. – Han-na! – krzyczał. – Han-na! – powtarzali za nim chłopcy. Przyłączyła się

do nich Kate.Hanna uśmiechnęła się i zaczęła zastanawiać nad tym,

co właśnie usłyszała. Wyobraziła sobie siebie na pięk-nym, trochę niepokojącym zdjęciu razem z królem balu na cmentarzu nieopodal hotelu Four Seasons w Filadelfii. Taką fotografię co roku publikowano w specjalnej wkład-ce do albumu rocznego w Rosewood Day. Gdyby wygra-ła, pozostawiłaby po sobie w Rosewood piękne wspomnie-nia jako prześliczna dziewczyna w koronie Królowej Maja, a nie jako ofiara A.

– A co mi tam – powiedziała powoli. – Wchodzę w to! – Świetnie! – Mike włożył z powrotem podkoszulek. –

Pomogę ci w przygotowaniu kampanii. Wykupimy kupony do salonu kosmetycznego i zaproponujemy dziewczynom darmowy manicure. I porady modowe. Ja też się włączę w prace i zaoferuję dziewczynom całusy za darmo. – Zamk-nął oczy i wydął usta. – Ale tylko tym ładnym.

Hanna uderzyła go żartobliwie. – Żadnego całowania! Pozostałe pomysły zatwierdzam.Nagle kątem oka Hanna zauważyła w drzwiach do re-

stauracji jakąś śliczną dziewczynę. Miała lśniące, czarne włosy i ciemnoniebieskie oczy. Była ubrana w uroczą su-kienkę, którą Hanna widziała w witrynie BCBG. Hanna wytężyła wzrok, czując, że skądś zna tę twarz.

– Ooo. – Brant Fogelnest, jeden z siedzących nieopodal chłopaków z drużyny lacrosse, odchylił głowę, jakby chciał się lepiej przyjrzeć dziewczynie. – Chassey to niezła laska!

36

Hanna jeszcze raz się jej przyjrzała. – On powiedział „Chassey”? – zapytała szeptem

Mike’a. – Bledsoe? – Chyba tak – odparł cicho Mike, marszcząc czoło.

Kate pokiwała głową.Hanna nie wierzyła własnym oczom. Chassey Bledsoe

była niewiarygodną wieśniarą, bawiła się jojo, na uroczy-ste okazje wkładała idiotyczny kapelusz w  biało-czerwo-ne pasy i uwielbiała workowate torby, z którymi wygląda-ła jak niewydarzona listonoszka. Tymczasem dziewczyna stojąca w  drzwiach do Rive Gauche była w butach od Jimmy’ego Choo, z elegancką kopertówką pod pachą i chyba miała sztuczne rzęsy.

Nagle dziewczyna przemówiła. – O, tu jesteś! – powiedziała do kogoś po drugiej stro-

nie sali.To rzeczywiście był wysoki, skrzekliwy głos Chassey

Bledsoe, ten sam, który Hanna słyszała za każdym razem, gdy Chassey z desperacją próbowała się przyłączyć do niej, Ali i ich przyjaciółek na podwórku w podstawówce. Chas-sey w  nowym wcieleniu dumnym krokiem podeszła do swojej nowej najlepszej przyjaciółki Phi Templeton, cze-kającej przy stoliku w rogu. Choć Phi miała na sobie wor-kowate dżinsy Muld i za duży podkoszulek z wielką plamą na piersi, Chassey wcale się nie bała, że takie towarzystwo niszczy jej reputację.

– Myślałam, że nie było jej przez miesiąc z  powodu półpaśca – wyszeptała Hanna.

Chodziła z Chassey na matematykę. Nauczycielka się nad nią zlitowała, bo sama miała kiedyś półpaśca.

– Też tak myślałem. – Mike zabębnił palcami o bar. – Ale jeśli po półpaścu tak się wygląda, to więcej dziewczyn powinno się nim zarazić.

Kirsten Cullen siedząca przy stoliku w pobliżu Hanny uniosła brew, słuchając ich rozmowy.

– Wygląda cudownie. Powinna wziąć udział w wybo-rach Królowej Maja.

Więcej osób szeptało, że nowa Chassey powinna ubie-gać się o tytuł królowej. Nawet kilku kolegów Mike’a za-częło cicho skandować: „Chas-sey”. Hanna spojrzała bez-radnie na Mike’a.

– Zrób z tym coś.Mike uniósł ręce w górę. – Ale co? – Nie wiem! To ja mam zostać Królową Maja!Piip.Hanna zauważyła, że ekran jej telefonu się rozświet-

lił. Dostała nową wiadomość od anonimowego nadawcy.Poczuła ucisk w żołądku. Od kilku tygodni nie dosta-

ła żadnego SMS-a od A., ale dobrze wiedziała, że to tylko kwestia czasu. Rozejrzała się po restauracji, szukając wzro-kiem nadawcy. Ktoś ukrył się za fontanną w atrium gale-rii handlowej. Drzwi do kuchni zamknęły się gwałtownie, jakby ktoś nagle je za sobą zatrzasnął.

Przygotowując się na najgorsze, otworzyła wiadomość.

Tylko frajerki konkurują z frajerkami. Jeśli będziesz się starała o wygraną, stracisz nie tylko mój szacunek. Powiem agentce Fuji o wszystkich twoich kłamstewkach.

A.