Romano Waśt -  · XIX Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Elblągu Historie Romskich...

19
XIX Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Elblągu Historie Romskich Rodów Rodzina Zielińskich Ocalić od zapomnienia Ubiór Romów nr 2/1 GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2010/2011 RADOMSKIE STOWARZYSZENIE ROMÓW Romano Waśt Pomocna Dłoń ISSN 2082-4378

Transcript of Romano Waśt -  · XIX Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Elblągu Historie Romskich...

XIX Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Elblągu

Historie Romskich RodówRodzina Zielińskich

Ocalić od zapomnienia Ubiór Romów

nr 2/1GRUDZIEŃ STYCZEŃ LUTY 2010/2011

RADOMSKIE STOWARZYSZENIE ROMÓW

Romano Waśt

Pomocna Dłoń

ISSN 2082-4378

Od redakcji

Z niecierpliwością i niepokojem czekaliśmy na państwa opinie dotyczące pierwszego numeru „Kwar-talnika Romskiego”. Chcieliśmy się przekonać, czy formuła, jaką wykorzystaliśmy w pierwszym numerze sprawdzi się i zyska zwolenników. Z radością infor-mujemy, że spotkało nas dość życzliwe przyjęcie ze strony pierwszych czytelników, a wszelkie niepokoje były niepotrzebne.

„Kwartalnik Romski” redagowany wspólnie przez Romów i Polaków, również na innych płaszczyznach zachowuje swój dwuwymiarowy charakter. Nie bra-kuje w nim artykułów specjalistycznych, naukowych, ale też i tych pisanych całkiem swobodnym piórem, płynących prosto z serca. Cieszymy się, że po raz ko-lejny na łamach naszego czasopisma wypowiada się młodzież romska, poruszając dość poważne tematy, tj. dyskryminacja, równość szans w dostępie do pracy oraz zagadnienia związane z romską tradycją. Istotne jest zapoznanie się z opinią płynącą z „drugiej strony”, liczymy więc na współpracę z Państwem, zapraszamy Romów i nie-Romów do wspólnego tworzenia „Kwar-talnika Romskiego”!

W numerze

Spis treści

Aktualności . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3

Wydarzenia XIX Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy W Elblągu . . . . . . . . 4Kapitał ludzki - dobre praktyki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5

Tematy numeruTolerancja w praktyce . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 6Młodzi Romowie w Radomiu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7

Wywiad . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 8

Historie romskich rodów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 10

Obrzędy i zwyczaje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16

Kultura . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 19

Recenzje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22

Romskie profesjeCygańskie wróżby . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24Cygańskie przepowiednie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26

Romanipen . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28

Młodzież romska pisze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 29

Praktyczne porady . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30

Z życia wzięte . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32

Paramisi Romane . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 33

Ocalić od zapomnienia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 34

Galeria . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 36

Stopka redakcyjna

Własność i wydawca:Radomskie Stowarzyszenie Romówul. Twarda 13, 26-600 Radomwww.romowieradom.plwww.romanowast.pl

Zespół redakcyjny:Redaktor naczelny: Agnieszka CabanRedaktor działu publicystycznego: Zenon GierałaRedaktor działu poradniczo-informacyjnego: Izabela Kwiatkowska

Współpraca:Jan Adamowski, Adam Bartosz, Agnieszka J. Kowarska, Grzegorz Kondrasiuk, Jacek Milewski, Stanisław Stankiewicz, Marcin Wosik

Publikowane w Kwartalniku Romskim artykuły są recenzowaneRecenzent numeru 2/2011: prof. dr hab. Jan Adamowski

Korekta: Agnieszka CabanProjekt i skład: Dominik PopławskiDruk: PRINTY POLAND Tadeusz Porzyczka, ul. M.C. Skłodowskiej 5, 26-600 Radom.

Na okładce: Wróżka cygańska Zofia Dytłow „Donia”.

Nakład: 300 egz.

XIX Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Elblągu

Historie Romskich RodówRodzina Zielińskich

Ocalić od zapomnienia Ubiór Romów

Romano Waśt

Pomocna Dłoń

Wydarzenia

KAPITAŁ LUDZKINARODOWA STRATEGIA SPÓJNOŚCI

Pamięć o radomskiej wielokulturowości.

8 listopada odsłonięto pomnik-lapidarium na cmenta-rzu żydowskim w Radomiu. Uroczystość odbyła się z udzia-łem m.in. naczelnego rabina Polski Michaela Schudricha oraz przedstawicieli służb więziennych Polski i Izraela. Uroczystości towarzyszyła realizacja projektu „Lapidarium. Pamięci radom-skich Żydów”.

W ramach projektu, od 3 do 8 listopada w Radomiu odby-wały się m.in. otwarcie wystawy wycinanek żydowskich, pro-jekcja najstarszego filmu o radomskich Żydach z 1938 roku, wykład o  symbolice cmentarzy żydowskich, warsztaty tańca żydowskiego i projekcje multimedialne przygotowane przez młodzież. Projekt realizowany był przez Ośrodek Kultury i Sztuki Resursa Obywatelska w Radomiu przy współpracy władz miejskich.

Lapidarium ma postać półkolistego muru z żelbetonu, o wy-miarach ok. 14,5 na 5,5 m. Zostały w nim umieszczone odnale-zione na terenie miasta macewy.

Partnerem merytorycznym projektu jest Fundacja Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego, a pomnik to efekt projektu „Tikkun - Naprawa”, realizowanego wspólnie przez polską i izraelską służbę więzienną.

Cmentarz żydowski przy ul. Towarowej w Radomiu został założony w 1831 roku. Podczas II wojny światowej grzebano na nim Żydów z getta. Już po wojnie na cmentarzu pochowano tu ciała więźniów obozu pracy w Pionkach.

W opiekę nad cmentarzem angażuje się równie Radomskie Stowarzyszenie Romów „Romano Waśt” (Pomocna Dłoń), któ-rego siedziba mieści się w pobliżu kirkutu. Zarząd Stowarzy-szenia obecny był na uroczystości odsłonięcia pomnika. (AC)

Warsztaty dziennikarskie

Radomskie Stowarzyszenie Romów w ramach projektu „Wiedza kapitałem na przyszłość - promocja integracji społecz-nej i zawodowej Romów z Radomia” zorganizowało 2-dniowe warsztaty dziennikarskie dla Romów i osób działających na rzecz społeczności romskiej. Warsztaty dotyczące zagadnień związanych z prawem prasowym, autorskim, specyfiką pracy dziennikarza i tworzenia tekstów literackich odbyły się 17 i 18 grudnia, przy ul. Kościuszki 1 w Radomiu. W warsztatach wzię-ło udział 15 osób, które wy-słuchali wykładów przygo-towanych przez trenerów, Joannę Hołdę, Grzegorza Kondrasiuka oraz Zenona Gierałę. Warszataty zostały zorganizowane ze środków Unii Europejskiej w ra-mach Europejskiego Fun-duszu Społecznego. (AC)

Warsztaty tańca dla społeczności romskiej

7 stycznia rozpoczęły się warsztaty taneczno-muzycz-ne połączone z kursem przedsiębiorczości. W warsztatach bierze udział 10 osób ze społeczności romskiej, Uczestnicy pod okiem wykwalifikowanych trenerów m.in., dowiedzą się jak tradycyjne profesje romskie wykorzystać na ryn-ku muzycznym. Zajęcia z zakresu marketingu, aspektów prawnych prowadzenia działalności gospodarczej, źródła pozyskiwania funduszy na działalność artystyczną oraz warsztaty muzyczno-taneczne odbywają się co tydzień, w  Szkole Podstawowej nr 7 w Radomiu. Na potrzeby zajęć zakupione zostały instrumenty muzyczne. Nabór na zajęcia został zamknięty. Warsztaty prowadzą doświadczeni i wykwalifikowani trene-rzy. Projekt zrealizowa-ne jest ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. (AC)

Aktualności

Fot. Agnieszka Caban

Fot. Agnieszka Caban

KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 3

AKTUALNOŚCI OD REDAKCJI / SPIS TREŚCI / STOPKA

2 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011

Czasopismo współf inansowane ze środków Unii Europejsk iej w ramach Europejsk iego Funduszu Społecznego

XIX Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Elblągu

Kapitał Ludzki – dobre praktyki

Iza Stankiewicz

Agnieszka Caban

Jak od wielu lat Specjalny Ośrodek Szkol-no- Wychowawczy (SOSW) nr 1 w Elblą-gu po raz kolejny włączył się do szeregu działań związanych z upowszechnianiem szlachetnej idei niesienia pomocy chorym. XIX edycja Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy poświęcona była zbiórce pieniędzy na zakup specjalistycznego sprzętu medycz-nego dla dzieci z chorobami urologicznymi i nefrologicznymi.

Program zorganizowany przez SOSW w  Elblągu skoncentrowany był wokół przedsięwzięć z tym związanych uatrakcyj-niły m.in. kawiarenka internetowa, kier-masz upominków i bibelotów, loteria fanto-wa, słodki poczęstunek oraz występ zespołu muzyczno – artystycznego „Jagori”.

Grupa „Jagori” pochodzi ze Świetlicy Rodzinnej Romskiej z Elbląga. Podczas Fi-

nału WOŚP zaprezentowała przedstawienie p.t. „Jasełka Romskie” pod kierunkiem Izy Stankiewicz, Beaty Karpińskiej i Małgorza-ty Mielnickiej. W trakcie tego ciekawego mini-spektaklu grupa Romów w barwnych, kolorowych strojach wyrusza przez las do Betlejem, do nowonarodzonego Jezuska, o którym opowiedział im napotkany w lesie Anioł…

Zbiórkę pieniędzy na cele WOŚP prowa-dzili wolontariusze, a wspierali ją młodzi, romscy artyści wspierani przez swoich ro-dziców. Uwieńczeniem akcji była zebrana wyjątkowo pokaźna tego roku kwota pie-niędzy, którą w całości przekazano Komi-tetowi Organizacyjnemu WOŚP. W ogrom starań włączył się cały sztab ludzi Wielkie-go Serca, pracownicy kadry pedagogicznej oraz elbląscy Romowie.

Bezrobocie, niski stan wiedzy na temat społeczności rom-skiej, a także mała aktywność społeczna Romów to czynni-ki, które zmuszają do nasilonych działań mających na celu zmianę tego stanu rzeczy. Takiej sytuacji nie zmienią z pew-nością sygnalizowanie problemów, jak również jednorazowe działania, w tym kierunku.

Dlatego Radomskie Stowarzyszenie Romów „Romano Waśt” (Pomocna Dłoń) od kilku lat podejmuje się sze-regu przedsięwzięć mających na celu zmiane tego stanu rzeczy. Kolejnym i bardzo ważnym krokiem ku temu było złożenie wniosku do konkursu Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki, Poddziałanie 1.3.1 Projekty na rzecz spo-łeczności romskiej.

Pozytywnie rozstrzygnięty wniosek Stowarzyszenia - „Romowie wśród innych – popularyzowanie pozytywnego wizerunku Romów w Radomiu” pozwolił na realizacje pro-jektu, który przyniósł oczekiwane przez organizację efek-ty. Ten różnorodny, trwający od sierpnia 2009 do września 2010 roku projekt był odpowiedzią na wiele potrzeb, zarów-no społeczności romskiej, jak i znacznie wzbogacił wiedzę nie-Romów o Romach.

Społeczność romską zaangażowano w szkolenia zawo-dowe i warsztaty. Odbyły się m.in. warsztaty aktywiza-cji zawodowej, szkolenie fryzjerskie i kosmetyczne, kurs wózków widłowych, kurs języka angielskiego i kompu-terowy zakończone uzyskaniem przez uczestników odpo-wiednich certyfikatów. Z kursu prawa jazdy skorzystało 30 osób. Dodatkowo, dla dzieci romskich zorganizowano zabawę Mikołajkową.

Zadbano również o odpowiednią promocję romskiej kultury organizując festiwal kulturalno-muzyczny, wydając podręcznik „Romowie – przewodnik. Historia i kultura Ro-mów”, a także bajki romskie na płycie audio dołączone do jednego z wydań Gazety Wyborczej.

W trakcie projektu promowano wszystkie przedsięwzię-cia, zamieszczając informacje o nich na stronie internetowej Stowarzyszenia - www.romanowast.pl .

Kolejny projekt „Wiedza kapitałem na przyszłość –pro-mocja integracji zawodowej i społecznej Romów z Rado-

mia” w ramach tego samego poddziałania programu PO KL, rozpoczął się we wrześniu ubiegłego roku. Stowarzyszenie zaproponowało w większości nowe działania we współpracy ze społecznością romską, do których należało, m.in., wy-dawanie pisma dla społeczności romskiej z terenu Radomia i okolic, warsztaty dziennikarskie, wydanie bajek i malowa-nek w języku romskim, warsztaty tańca połączone z kur-sem przedsiębiorczości dla społeczności romskiej, warsz-taty z  zakresu kultury romskiej dla instytucji i organizacji pozarządowych, „Białe Dni” dla Romów oraz na specjali-stę ds. turystyki. Po raz kolejny odbył się festiwal kultury i muzyki romskiej, gromadząc w tym roku pokaźną liczbę widzów. O tych i innych działaniach Stowarzyszenia można dowiedzieć się zaglądając na stronę www.romowieradom.pl, dodatkowo można pobierać stamtąd „Kwartalnik Romski” w formacie PDF.

Największym osiągnięciem Stowarzyszenia jest przede wszystkim zainteresowanie projektem i duży udział społecz-ności romskiej w wymienionych działaniach. Dzięki temu powstają kolejne pomysły na projekty będące odpowiedzią na oczekiwania naszych podopiecznych. Po ukończonych kursach znalazły się osoby, które wykorzystały swoje umie-jętności i postanowiły realizować się zawodowo. Do tej pory wszystkie wydawnictwa Stowarzyszenia cieszyły się ogrom-ną popularnością.

Projekt jeszcze się nie zakończył, Stowarzyszenie liczy na dalszą, owocną współpracę zarówno ze społecznością rom-ską jak i wsparcie ze strony nie-Romów.

Fot. Paweł Caban

4 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 5

WYDARZENIA / KAPITAŁ LUDZKI - DOBRE PRAKTYKIWYDARZENIA / XIX FINAŁ WIELKIEJ ORKIESTRY ŚWIĄTECZNEJ POMOCY W ELBLĄGU

Tolerancja w praktyceKinga Kwiatkowska, Elżbieta Gołacka

Dyskryminacja pracodawców w stosunku do osób narodowości romskiej jest bardzo częsta. Mówi się, że Romowie nie chcą pracować, ale rzadko kto zadaje sobie pytania czy istnieją pra-codawcy, którzy chcą zatrudniać Romów.

Sama nieraz doświadczyłam tego na własnej skórze spotykając się z niechęcią pracodawców do mojej osoby. Powodem była moja narodo-wość romska. Coraz częściej zastanawiałam się, czy kiedyś znajdę taką pracę, w której będzie pa-nowała tolerancja i wyrozumiałość. Lęk przed dyskryminacją i obawa przed rasizmem wzrastał we mnie coraz bardziej. Ta sytuacja uległa zmia-nie, gdy podjęłam pracę w Powiatowym Urzędzie Pracy w Radomiu.

Wszystko zaczęło się od jednej z wizyt w Urzędzie Pracy, gdzie byłam częstym klien-tem poszukującym pracy. Przy każdym spotka-niu opowiadałam urzędniczkom o swoich prze-życiach podczas poszukiwania zatrudnienia.

Mówiłam o tym, jaki stosunek mają pracodawcy do osób narodowości romskiej. Podkreślałam, że oni nawet nie chcą z nami rozmawiać, zazwy-czaj nie było nawet szansy na bliższe poznanie się czy wykazanie umiejętnościami. Obsługują-ca mnie wtedy Edyta Kargulewicz - pośrednik pracy, dodała mi otuchy. Powiedziała, że spró-buje mi pomóc. Wydrukowała kartę z moimi danymi i  zapewniła, że zadzwoni, jeśli tylko znajdzie odpowiednią dla mnie ofertę. Miesiąc po naszej rozmowie otrzymałam telefon z Urzę-du Pracy. Moje zdziwienie było ogromne, bo zaproponowano mi staż w UP. Miałam zostać pośrednikiem pracy. Z wielkimi obawami i lę-kiem przed dyskryminacją przyjęłam tę propo-zycję. Obawy minęły, kiedy odczułam serdecz-ność moich koleżanek z pracy. Pokazały mi, że nie ma podziału narodowego i kulturowego. Zawsze mogę liczyć na ich pomoc i dobrą radę. One udowodniły, że mimo panującego stereoty-pu o osobach narodowości romskiej można dać szansę wykazania swoich umiejętności. Teraz, z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że rów-nież z klientami Powiatowego Urzędu Pracy nie miałam żadnych negatywnych doświadczeń. Najlepsze relacje w pracy i poza nią nawiązałam z Dorotą Stempczyk, która udziela mi cennych wskazówek w pracy i w życiu osobistym.

Dziękuje pani kierownik Elżbiecie Gołackiej oraz moim koleżankom z pokoju za okazane mi zaufanie. Dostałam swoją szansę i na pewno jej nie zmarnuje, niestety wiele osób pochodzenia romskiego wciąż na nią czeka.

Z propozycją przyjęcia na staż Pani Kingi Kwiatkowskiej wyszli moi pracownicy, pośredni-cy pracy. Powiedzieli, że jest to osoba pochodze-nia romskiego, aktywnie szuka pracy, nie chce ją zatrudnić żaden pracodawca i jeśli jest taka moż-liwość to właśnie Urząd Pracy powinien pomóc i dać jej szansę.

Zaprosiłam panią Kwiatkowską na rozmowę kwalifikacyjną z pewnymi obawami. Nie byłam pewna czy zaaklimatyzuje się w naszym zespole i jak zareagują na nią klienci naszego urzędu - osoby bezrobotne. Po rozmowie kwalifikacyjnej zdecydowałam, że przyjmiemy ją na staż.

Już po kilku tygodniach wiedziałam, że obawy był nieuzasadnione. Pani Kinga szybko została zaakceptowana przez pracowników UP. Okazało się, że jest bardzo pracowita i szybko się uczy. Nie było również żadnych problemów z obsługą osób bezrobotnych. Pani Kinga ma dobry kontakt z klientami urzędu, jest zaangażowana i bardzo lubi swoją pracę. Elżbieta Gołacka - kierow-

nik Działu d.s. pośrednictwa pracy Powiatowego Urzędu Pracy w Radomiu.

Kinga Kwiatkowska stażyst-ka w dziale d.s. pośrednictwa pracy Powiatowego Urzędu Pracy w Radomiu.

Społeczność romska w Radomiu jest dość liczna. Jesteśmy rozproszeni po całym mie-ście. Wiele rodzin mieszka na obrzeżach miast. Nasze kontakty są sporadyczne. Naj-częściej spotykamy się na weselach, chrzci-nach i często na pogrzebach.

Z opowiadań rodziców, wiem, że kiedyś kon-takty te były częstsze. Młodzi chłopcy chodzi-li do kina, dziewczęta spotykały się w domach lub z braćmi wychodziły na potańcówkę. Życie towarzyskie młodzieży cygańskiej było bardziej ożywione, liczniejsze kontakty rodzinne służy-ły jej poznaniu się . Teraz jest większa izolacja, ewentualnie są spotkania z najbliższą rodziną. A szkoda, bo moglibyśmy teraz wiele zrobić. Umiemy przecież obsługiwać komputer, mamy telefony komórkowe, umiemy czytać i pisać. Wielu z nas skończyło szkołę średnią, mamy też kilku studentów.

Radomskie Stowarzyszenie Romów „Ro-mano Waśt” zorganizowało dla Romów kursy i szkolenia, w których brałem udział. Ze szkoleń

tych skorzystała dość liczna grupa osób w róż-nym wieku. Każdy z kursantów wyniósł wia-domości, które mam nadzieję wykorzystamy w dalszym życiu. Dużo osób poznałem dopie-ro na kursach. Zawiązały się relacje, które mają swój ciąg dalszy.

Mam nadzieję, że my, młodzi wykorzystamy szansę, które są nam dane i będziemy umieli poruszać się w dzisiejszym świecie czyniąc coś dla naszej społeczności. Możemy to zrobić po-przez włączenie się w pomoc Stowarzyszeniu, które od lat zabiega o powstanie Europejskiego Centrum Kultury i Edukacji Romów. Będziemy mieć swoje miejsce na ziemi, na której przez lata żyli Romowie. Uważam, że powinno nam wszystkim na tej inicjatywie zależeć. Apeluję więc do środowiska Romów, a w szczególno-ści do młodych - wspierajmy Stowarzyszenie w działaniach na rzecz powstania tej placówki. Wszystkie nasze pomysły, uwagi, a także kryty-ki kierujmy do Stowarzyszenia, które na pewno będzie nam wdzięczne.

Młodzi Romowie w Radomiu

Jek ław ke Roma ;

Miśto kaj dzia but terne i na tylko, pirenys pe kursy sawe ke-rełys Stowarzyszenio. But Roma pchenen kaj łenge nani potrzeba. Sys pretensji kaj łen ke bucia bićchawas. Jame dawa nakeras i nakerasam. Ale sy but manusia, sawenge pcharo sy tedzidzioł, na wytraden pał thema i musinen warys te dzidzion. Miśto so wa-ryso pe dasawo kurso syklona i  so kamena to porodena peske buciory. Manuś kaj ćchy nakereł, jaweł łeske dynalipena ke siero. A chyba nakamdziamby kaj ter-ne te zdylnion całkiem.

Bibi Niunia

Damian Kamiński

Fot. Dariusz Strzelczyk

6 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 7

TEMATY NUMERU / MŁODZI ROMOWIE W RADOMIUTEMATY NUMERU / TOLERANCJA W PRAKTYCE

Red.: Jako jedni z nielicznych w naszym regionie prowadzicie działalność artystyczną. Proszę o przybliżenie naszym Czytelnikom na czym ona polega.

Prowadzimy rodzinny zespół „Romano Drom”. Gramy muzykę romską, polskich Ro-mów, słychać też wpływy muzyki Romów ro-syjskich. W naszym zespole występują muzycy i tancerki, wszyscy to jedna rodzina. Zespół zaczął organizować mój zięć, który przyjechał z Sandomierza. W sferze artystycznej i organi-zacyjnej współpracuje z nami nasz przyjaciel - Marcin Żak

Poprzez naszą działalność chcemy zapre-zentować piękny, romski folklor. Bardzo często zauważamy jak zmienia się podejście do nas, Romów, kiedy ludzie słuchają naszej muzyki, albo oglądają występy i bawią się z nami wspól-nie podczas koncertów. Polacy zapominają o krzywdzących nas uprzedzeniach, zauważają, że mamy piękną muzykę i kulturę, że robimy coś pożytecznego.

Red.: Dlaczego zajęliście się właśnie taką działalnością?

Uważamy, że Romowie w Polsce mają nie-wiele możliwości zarobku. Swoją drogą, jak wiadomo Romowie nie mogą też wykony-wać pewnych zawodów. My wybraliśmy taki rodzaj zarobkowania, ale również robimy to dla przyjemności. Gramy też dużo koncertów charytatywnych, za które nigdy nie wzięliby-śmy żadnej zapłaty.

U nas nikt nie ma wykształcenia muzyczne-go, ale Romowie znani są ze swoich muzycznych talentów. U nas wszyscy są samoukami. Gramy podczas imprez okolicznościowych i wesel, bar-dzo często występujemy w Skaryszewie, gdzie

Red.: W takim razie jak nauczyliście się grać, a żeńska część zespołu, tańczyć?

U nas w rodzinie wielu grało na instrumen-tach, nauczyło się grać samodzielnie. Uczyli nas rodzice. Moje córki, które są tancerkami w ze-spole nauczyły się tańczyć romski taniec obser-wując występy różnych artystów w Internecie. Naśladując, ćwiczą własne układy.

Red.: Odnosicie jakieś sukcesy?

Jesteśmy doceniani za naszą działalność es-tradową, bardzo często zaprasza się nas na róż-ne imprezy okolicznościowe podczas których często nie mają szansy wystąpić inne zespoły muzyczne. Chcielibyśmy grać jak najwięcej koncertów, pokazywać tradycyjną muzykę romską i w przyszłości wydać płytę. Przy okazji będziemy promować Radom, bo z tym miastem jesteśmy najbardziej związani.

Red.: Bierzecie udział w warsztatach mu-zycznych połączonych z kursem przedsiębior-czości, które organizuje Radomskie Stowa-rzyszenie Romów „Romano Waśt” w ramach projektu „Wiedza kapitałem na przyszłość – promocja integracji społecznej i zawodowej Romów z Radomia” sfinansowanego z Pro-gramu Kapitał Ludzki w ramach Europejskie-go Funduszu Społecznego. Czy uważacie, że takie inicjatywy są potrzebne ?

Rozmowa z Bogusławem Zielińskim, szefem zespołu „Romano Drom” z Radomia

Oczywiście, wszystkie projekty tego typu są dla nas, Romów potrzebne. Szczególnie teraz gdy nie jest łatwo o prace i jakieś inne zajęcia. Interesują nas wszystkie kursy, które mogą nas czegoś nauczyć i podnieść kwalifikacje. Akurat bardzo nas zainteresowały warsztaty, ponie-waż możemy się podszkolić, skonsultować się z kimś, a przede wszystkim dowiedzieć się jak zaistnieć na rynku muzycznym – dzięki warsz-tatom przedsiębiorczości. Bardzo ważne jest też to, że zostały zakupione instrumenty, na których możemy grać i aranżować muzykę do naszych występów.

Red.: Chciałby Pan, aby wasze wnuki, które są kolejnym pokoleniem wychowywa-nym w  otoczeniu muzyki romskiej, również w przyszłości zajęły się muzyką?

Przede wszystkim chcemy, żeby nasze wnu-ki wykształciły się. Oczywiście chciałbym, aby kontynuowały to co robimy i rozwijały swoje umiejętności muzyczne.

Red.: Co myślicie o powstaniu Europej-skiego Centrum Kultury i Edukacji Romów w Radomiu – Romano Kher „Cygański Dom”, które chce powołać Radomskie Stowarzysze-nie Romów?

Myślimy, że jest to bardzo dobry i pożytecz-ny pomysł. Potrzebne są takie placówki dla Ro-mów, bo nigdzie ich nie ma, a są szansą na roz-wój naszego społeczeństwa.

Rozmowę przeprowadziła Agnieszka Caban

Muzyczne talenty z Radomia

8 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 9

WYWIAD / MUZYCZNE TALENTY Z RADOMIAWYWIAD / MUZYCZNE TALENTY Z RADOMIA

Przeszłość Cyganów–Romów ginie w pomroce dziejów. Trwa-jący od wielu wieków wędrowny tryb życia spowodował, że sami Cyganie zapomnieli skąd i kiedy rozpoczęli swoją pierwszą wę-drówkę. Dopiero żmudne badania porównawcze języka cygań-skiego wskazały i w przybliżeniu określiły kierunki dawnych przemarszów Romów. Bo Cyganie sami siebie nazywają krótko ROMA – czyli ludzie. Dziś wiemy już, że Romowie pochodzą z In-dii – Kaszmiru lub Pendżabu. Pochodzenie to potwierdzają studia językowo-porównawcze, analizujące dialekty języka cygańskiego z językami Indii.

Dla Niemców owi ludzie z Indii stanowili problem, bo mogli być bardziej aryjscy, niż sami Niemcy. Stworzono więc teorię, iż Romowie pochodzą od klas niższych Ariów i tradycyjnie jako lud koczowniczy, utrzymujący się z dorywczych zajęć są aspołeczni, a to oznaczało, że należy ich całkowicie wyniszczyć.(Twórcą owej teorii był teoretyk rasizmu Hans F. K. Günther). Stąd wahający się dotąd Heinrich Himmler, 15 listopada 1943 r., postanowił, że Cy-ganie mają być traktowani tak samo, jak Żydzi.

Wciąż nie znamy nawet przybliżonej liczby ofiar tego ludo-bójstwa. Przyczyną był fakt, że większość Romów nie miała oby-watelstwa, dokumentów, meldunku itp. Ogólną liczbę zabitych ocenia się na nie mniej niż 250 tysięcy.

W Polsce w czasie II wojny światowej na ogólną liczbę mieszkających wówczas Romów (75–85 tysięcy), zginęło około 50 tysięcy. Po zakończeniu wojny pozostało ich w kraju około 20 tysięcy. W sumie na świecie – wg różnych obliczeń – podczas drugiej wojny światowej zginęło od 150 do 600 ty-sięcy Romów.

Większość polskich Romów zginęła nie w obozach kon-centracyjnych, a w egzekucjach dokonywanych zaraz na miejscu ich schwytania. Jedną z przyczyn dla których tak się działo …była obawa władz hitlerowskich przed ucieczka-mi Cyganów, często przez nich podejmowanymi. Dotyczyło to przede wszystkim Cyganów polskich, ponieważ lepiej, niż obcokrajowcy orientowali się w terenie. (J. Ficowski: Cyganie polscy, PIW 1953, s. 104.)

Z cyklu Historie Rodów Romskich w niniejszym numerze „Kwartalnika Romskiego” wrócimy wspomnieniami do cza-sów drugiej wojny światowej i rodziny cygańskiego wójta Ro-berta Zielińskiego. Dziś, po latach, zachowane w jego pamięci wydarzenia są równie żywe, jak wówczas, gdy cygański tabor zatrzymał się w lesie pod Bąkową Górą w pobliżu Przedbórza. Niemcy byli wszędzie, także tam…

HISTORIE ROMSKICH RODÓW RODZINA ZIELIŃSKICH

Robert Zieliński (1914 – 1998). Lata dzieciństwa upłynęły mu podobnie jak jego rówieśnikom na beztroskiej wędrówce z cy-gańskim taborem. Cóż to były za wspaniałe chwile – wspominał. Wędrowali wówczas całymi rodzinami przez ogromne lasy Pusz-czy Pilickiej, gdzie zazwyczaj spędzali lato. Na zimowe pielesze wracali w okolice Drzewicy lub Orońska, aby w chłopskiej zagro-dzie doczekać kolejnej wiosny i kolejnego lata.

Pewnego razu zdarzyło się, że poznał żonę Józefę Majewską – najpiękniejszą z Romni jaką kiedykolwiek spotkał w życiu. Z mał-żeństwa ich urodziło się 13 dzieci (dwoje zmarło). Robert Zieliński pozostał jej wierny do końca życia. Do końca życia też o niej opo-wiadał i wspominał wspólnie spędzone lata.

Później przyszła wojna i związane z nią prześladowania Ro-mów, które nie ominęły także jego rodziny. W tym czasie bierze czynny udział w ruchu oporu, kontaktuje się z partyzantami i wraz z innymi Romami pomaga w organizowaniu miejsc na tzw. zrzuty i zdobywaniu broni na posterunkach niemieckich. Po jednej ze wspólnych akcji z partyzantami, w której ginie jego brat, babcia chcąc zatrzeć ślady, zmienia im nazwiska z Głowackich na Zie-liński i Kwiatkowski. Przez ten czas wciąż ukrywają się po lasach, w sobie tylko znanych miejscach.

Po wojnie wracają w okolice Radomia, by ponownie ruszyć sta-rym szlakiem, ale nie jest to już wędrówka jak niegdyś beztroska i pełna barwnego cygańskiego życia. Wspomnienia po ostatniej wojnie wciąż są żywe.

Kres wędrówki nadchodzi, gdy ukazuje się ustawa zabrania-jąca Cyganom dalszej „włóczęgi” i nakaz osiadłego trybu życia. (W 1952 roku władze polskie postanowiły osiedlić Cyganów znaj-dujących się na terenie Polski, wprowadzając nakaz podjęcia stałej pracy. Wiosną 1964 roku wprowadzono definitywny zakaz wędró-wek cygańskich).

Robert Zieliński decyduje się na pozostanie w Radomiu, a jego brat stryjeczny Zenon Kwiatkowski w Kielcach. Tu – jak wspomi-na – udaje mu się na pobliskich polach Radomia (nie było wów-czas osiedla Ustronie, ani kolejnych bloków) kupić tanio ziemię, na której buduje dom i pozostaje z rodziną. W tym też okresie jako znawca tradycji romskiej i praw rządzących w romskich rodach Robert Zieliński zostaje wybrany na wójta Cyganów radomskich. Stanowisko to piastuje aż do śmierci.

Nowe życie, pełne zakazów i nakazów stworzonych przez ga-dzio nie jest łatwe. Dla Romów przyzwyczajonych do wolności nie-sie tylko udrękę i kłopoty. W rodzinie Roberta Zielińskiego, gdzie pamięć o niedawnych wędrówkach wciąż jest żywa, a tradycje romskie przestrzegane skrupulatnie, wspomnienia o minionych la-tach wciąż mają pierwszorzędne znaczenie. Szczególnie dla Roma pełniącego urząd wójta.

W życiu Roberta Zielińskiego (przy takim nazwisku już pozo-stał) zaczyna się okres pełen intensywnej pracy. Bo spraw zwią-zanych z Romami jest coraz więcej. Nie wszyscy bowiem Cyganie pogodzili się z zakazem wędrowania, nie wszyscy decydują się na naukę czytania i pisania, a wiele z nich nie posiada nawet podsta-wowych dokumentów tożsamości. A stąd już tylko krok do kon-fliktu z władzami. Robert Zieliński przekonał się o tym, gdy sam próbował zapisać się do ZBoWiD–u. Został tam tak potraktowany przez urzędnika, że musiał szukać pomocy u Prezydenta Rado-mia. Prezydent wysłuchał i na tym się skończyło. Robert Zieliński do ZBoWiD– u nie został przyjęty.

Jako wójt stale współpracuje z Siero Rom i Pełnomocnikiem do Spraw Romów w Polsce Ryszardem Gieruszką. Nie odmawia pomocy nikomu, nawiązuje kontakty z władzami i ośrodkami po-mocy społecznej, poszukuje domów dla tych, którzy wciąż miesz-kają w namiotach lub cygańskich wozach. Zadanie to wypełnia do końca życia. Widziany najczęściej w kapeluszu ze słomki, kamizel-ce z dewizką i złotym wójtowskim pierścieniem na palcu; zawsze pełen godności, z lekkim uśmiechem i pobłażliwym spojrzeniem spod półprzymkniętych powiek, pozostał dla nas człowiekiem, któ-ry znał swoją wartość i sporo o życiu wiedział.

CYGANIE JAK ŻYDZI, SKAZANI NA ZAGŁADĘZenen Gierała

Żona Roberta Zielińskiego – Józefa Majewska

10 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 11

HISTORIE ROMSKICH RODÓW / RODZINA ZIELIŃSKICHHISTORIE ROMSKICH RODÓW / RODZINA ZIELIŃSKICH

DAWNO TEMU, GDY JEŹDZIŁY TABORY

Wspomnienia z wędrówki przez Puszczę Pilicką i Niekłań.

Wielki, cygański wurden (wóz) zakołysał się leniwie na boki i zjechał powoli w dół, ku po-krytej krzewami łące. Ciągnące go dwa konie, chwilę kręciły łbami niespokojnie, po czym wie-dzione instynktem włóczęgi, skręciły w bok ku wąskiej porośniętej trawą drodze. Tuż za nimi wyłoniły się dwa kolejne wozy z Romami.

Rozciągająca się opodal Puszcza Pilicka na-dal mocarnymi ramionami ogarniała tutaj roz-ległe połacie ziemi sięgając aż hen!, po Iłżę i da-lej, do równie olbrzymiej Puszczy Kozienickiej. Ogromny obszar ziemi porośnięty potężnymi drzewami, których wiek sięgał tysiąca i więcej lat, rozciągał się przed Romami jak okiem się-gnąć.

Tu okolica zmieniała się z minuty na minutę. Skaliste zbocza, z rzadka porośnięte karłowaty-mi drzewkami, wyżej okrywał gęsty bór, z któ-rego raz po raz wychylały się zręby ogromnych kamieni, jakby miały lada chwila runąć na gło-wy jadących i pogruchotać wszystko na drodze.

Zakątek ten, ledwie o pół mili od wsi Nie-kłań1 położony, ludzie słusznie chyba Piekłem przezwali. Dymiące bez przerwy piece, odgłos kutych w głębi gór korytarzy i praca ponad siły zatrudnionych tu hutników, tworzyły nawet bez pomocy czarta prawdziwe piekło.

Wyboista droga nie była łatwa do pokonania, toteż przy każdym gwałtowniejszym ruchu obi-te płótnem budy trzeszczały przeraźliwie, a za-padające w miękki grunt koła postękiwały żało-śnie, z trudem pozbywając się jesiennego błota, które oblepiało szprychy i osie wozu.

Rozglądający się na boki Rom, który jechał na pierwszym wozie szarpał więc tylko lejcami i wy-krzykiwał swoje: Hooo! Hooo! – na konie, które napinając postronki, z trudem wyciągały wóz na twardszy grunt. Uspokojony Rom odwracał się wówczas z ulgą i spoglądał w głąb budy, gdzie kryła się reszta jego cygańskiej rodziny.

1 Niekłań – miejscowość nad rzeką Czarną w pobliżu Stąporkowa. W XVIII wieku znajdował się tutaj ośrodek przemysłu metalowego i kopalnie rudy żelaza.

Okres letniej wędrówki dobiegał końca i Ro-mowie, z całym swoim dobytkiem, zmierzali właśnie na pożegnalny zjazd cygańskich tabo-rów, które w połowie listopada, niczym ptaki przed odlotem, gromadziły się w umówionym miejscu w lesie. To, że zima była tuż, tuż szcze-gólnie łatwo dawało się odczuć na cygańskim wozie, którego buda coraz mniej utrzymywała ciepła, mimo że stara daj (matka) nie żałowa-ła drewna do piecyka. Gromadce tulących się wewnątrz dzieci nie było tam za gorąco. Całe szczęście, że podróż zbliżała się ku końco-wi i  cygański tabor z ulgą myślał o spotkaniu z braćmi Cyganami i wspólnym ognisku, które zapłonie tak wielkim ogniem, że ogrzeje nie tyl-ko ich i dzieci, ale wszystkie cygańskie rodziny. Wówczas będzie mogli spokojnie pogawędzić o  dniach, gdy wędrówki nie były tak trudne i niebezpieczne.

Trwająca kilka tygodni podróż, po leśnych wertepach, dobiegała końca i wszyscy lada dzień spodziewali się dotrzeć do znajomych rodzin Romów, za którymi tak bardzo tęskniła ich dusza, i którzy jak tylko potrafią Romowie, potrafili długą drogę skracać sobie marzeniami o zielonych lasach, usłanych kwiatami łąkach i  błękitnych jeziorach, wśród których odbyli tegoroczną wędrówkę. A była to kraina, którą znali nie gorzej od cygańskiej budy.

Było to dawno, w czasach, gdy żyli szczęśli-wi Cyganie i zanim jeszcze rozpętała się druga

wojna światowa, podczas której Cyganie stali się obiektem prześladowań. Także rodzina Głowac-kich vel Zielińskich i Kwiatkowskich, o których będzie ta opowieść.

CZAS WOJNY

Relacja wg wójta Roberta Zielińskiego

Wtedy, w wojnę, jeszcze byli wędrowni Roma. Mieli wozy za mieszkania, w wozie piecyk, którego komin wychodził przez otwór w dachu. Mieli namioty. Czasem do namiotów podchodzili partyzanci. Pod Orońskiem podeszli, żeby zaproponować wspólny napad na posterunek żandarmerii w celu zdobycia broni.

– Kilkunastu z nas wzięło udział w akcji, z  Cyganów my dwaj, brat i ja. Sprawnie po-szło, choć mogliśmy Niemców tylko ogłupić przez zaskoczenie. Nie można było strzelić, bo za jednego Niemca ginęło potem dziesię-ciu albo trzydziestu Polaków.

Po tych wydarzeniach zapadła decyzja, aby tabor skierował się starym szlakiem w stronę borów piotrkowskich, gdzie mieliśmy wielu przyjaciół wśród Polaków. Uciekaliśmy, gdyż po drodze dochodziły do nas wieści o losie Romów, którzy wpadli w ręce Niemców. Nam szczęśliwie udało się dotrzeć pod Bąkową Górę, która od lat była miejscem postojów na-szego taboru. Lasy koło Przedbórza były dla nas zawsze domem, ale nie tym razem.

Okazało się, że miejsce wśród lasów koło Bąkowej Góry wybrali sobie partyzanci na zrzut, który miał odbyć się w nocy z samo-lotu. Przyjazd naszego taboru spadł im jak dar z nieba. Znając tutejsze lasy partyzanci byli pewni, że sobie poradzimy. Mieliśmy, gdy dadzą znak, palić ogniska przez całą noc. Do-wódca oddziału, który przyszedł do mojego brata jako starszego, powiedział:

– Stasiu, palcie dziś w nocy ogniska, bo bę-dzie zrzut.

Oczywiście nie pytaliśmy jaki zrzut, bo ta-kich pytań się nie zadawało. Paliliśmy i już! Zrzut się udał! Niestety, Niemcy musieli nas

zauważyć, bo rano zaczęła się obława. Ponoć ktoś znalazł zawieruszony w lesie spadochron i doniósł Niemcom.

Zaczęło się piekło. Nie wszyscy zdołali uciec. W lesie pod Bąkową Górą rozstrze-lana została cygańska rodzina Głowackich: Stanisław, jego ciężarna żona i trójka ma-leńkich dzieci.

To był mój brat. Nazywał się Głowacki, ale zaraz po naszej ucieczce spod niemiec-kiego ostrzału babcia zmieniła nam nazwi-ska. Mnie na Robert Zieliński, a obecnemu wójtowi w Kielcach na Zenon Kwiatkowski i tak do dziś zostało. Bo on także kiedyś na-zywał się Głowacki.

Ja miałem wówczas dwadzieścia dziewięć lat, on dwanaście. Cudem się uratowaliśmy, choć obaj byliśmy ranni. Ja po wielu dniach trafiłem w końcu do szpitala świętego Kazi-mierza w Radomiu, gdzie przeleżałem sześć miesięcy, drugi leczył się w bardziej prymi-tywnych warunkach. Pozostała paskudna szrama na nodze.

Niżej na zdjęciu żyjące do niedawna – od lewej – siostra wójta Romów w Kielcach Ze-nona Kwiatkowskiego – Tonia i siostra wój-ta Romów w Radomiu Roberta Zielińskiego – Mamecia, które uratowały się z pogromu pod Bąkową Górą.

12 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 13

HISTORIE ROMSKICH RODÓW / RODZINA ZIELIŃSKICHHISTORIE ROMSKICH RODÓW / RODZINA ZIELIŃSKICH

W dwa albo trzy lata po zakończeniu wojny przyjechaliśmy z taborem pod Bąkową Górę zobaczyć miejsce, gdzie zginęli nasi najbliżsi. Zobaczyliśmy usypaną mogiłę. Kto pochował cygańską rodzinę? Zaczęliśmy chodzić po wio-skach i wypytywać. Okazało się, że zrobili to gajowy Maszczyk, kościelny Witasik i zabrany podczas obławy Stanisław Strzelczyk.

TROPEM PRZESZŁOŚCI

Jest rok 1986, jesień, zbliża się Święto Zmar-łych, gdy zapada decyzja wyjazdu do Bąkowej Góry na grób rodziny Głowackich. Jedziemy najpierw do Kielc, skąd po drodze zabieramy wójta kieleckich Romów z jego rodziną, a stąd dawnym szlakiem cygańskich taborów w stronę Przedbórza. Kilkanaście samochodów… Praw-dziwy cygański tabor jak za dawnych lat!

Siedzę obok Aladyna, najmłodszego z synów Roberta Zielińskiego, który prowadzi samo-chód. Z tyłu wójt z dziennikarką Julitą Twar-dowską, którą zabieramy, aby dokumentowała miejsce wydarzeń. Rozmowa toczy się o kło-potach Romów. O sprawie bieżącej, którą wójt aktualnie załatwia, gdyż Romowi milicja zabrała prawo jazdy niesłusznie, bo żadnego wykrocze-

nia nie popełnił. Dali mu tylko gazetę, aby prze-czytał urywek, a gdy nie potrafił stwierdzili, że nie umie czytać, a więc nie mógł zdać egzaminu na prawo jazdy.

To znów o Jacku z Zuchrą – Zuchra jest córką wójta, Jacek zięciem – którzy nie mają mieszkania i przyjdzie im mieszkać w zimie z  małymi dziećmi w baraku przy ul. Kozie-nickiej. (Słysząc rozmowę przyrzekłem sobie w duchu, że pomogę im i dostaną mieszkanie, co też stało się z pomocą ówczesnych władz i zimę spędzili z dziećmi w lokalu wygospoda-rowanym w bloku koło Resursy).

„Cygański tabor” zatrzymuje się po drodze tylko raz, na obiad w przydrożnej restauracji. Kelnerki i kelnerzy nie ukrywają zaskoczenia. Chyba po raz pierwszy widzą tak dużą liczbę Romów. Posiłek przebiega sprawnie, kelnerzy są mili i uprzejmi, w chwilę później ruszamy dalej. W godzinę potem jesteśmy w Bąkowej Górze i szukamy świadków minionych wydarzeń…

Okazuje się, że gajowy Maszczyk już nie żyje, także kościelny Witasik. Jest za to Stanisław Strzelczyk.

– Co ja wiem – mówi. – Ja tylko wiem, że była tu Armia Krajowa i ja do niej należałem, do oddziału „Robotnika” (por. Bronisława Skury--Skoczyńskiego – przyp. aut.). Obóz mieścił się w bunkrach ukrytych w lasach bąkogórskich. „Robotnik” to był pseudonim dowódcy, nazwi-ska nie pamiętam. Dziś on już nie żyje, umarł tuż po wojnie. Być może to on kontaktował się wówczas z Cyganami w lesie…

Obława była duża. Z sześćdziesięciu albo sie-demdziesięciu Niemców przyjechało i naszych ludzi, po dziesięciu, piętnastu z każdej wsi po-brali, ilu mogli złapać. Wiem, że rozstrzelali tak-że cygańską rodzinę: ojca, matkę i trójkę dzieci. Najmłodsze miało trzy, a może cztery miesiące, już w rowie zostało zabite. W tym rowie leżeli całą noc. Później gajowy przyszedł do mnie, ja wtedy w Będzinie mieszkałem, jeszcze zawołał kościelnego z Bąkowej Góry, który chował lu-dzi na cmentarzu. I tak my, pod strachem Boga,

tamtych rozstrzelanych pochowali. Wyko-paliśmy dół, ułożyliśmy pierzyny, poduszki, wszystko my poukładali, nakryliśmy ich, że nawet ciał nie było widać, żeby piasek nie za-sypał. Garnki wszystkie w nogach. Dziecko malutkie położone było matce na ręku, te dwoje starszych w środku, ojciec na boku. Tak my ich pochowali i tyle ja wiem.

Potem, dwa albo trzy lata po wyzwoleniu, rodzina zamordowanych kontaktowała się ze mną, pomnik stawiali. Tylko tam, na tej ta-bliczce na pomniku jest błąd, bo to wszystko wydarzyło się, owszem, 6 marca, ale nie czter-dziestego czwartego, tylko czterdziestego trzeciego roku. Ten pisał, kto pomnik budo-wał i widocznie się pomylił.

Tyle relacji naocznego świadka tamtych wydarzeń. Wracamy do lasu, tam gdzie po-chowano rodzinę Głowackich. Niewielka polanka, wokół drzewa zdążyły już wyro-snąć i teraz szumią cicho nad mogiłą. Na niej pomnik z napisem: „Stanisław Głowacki z dziećmi i żoną polegli z ręki okupanta”. Po-legli, bo pomagali w ową noc partyzantom za „Jamary daj” (Matkę naszą) – jak nazywają Romowie Polskę.

– Trzeba było ten pomnik wybudować, aby jakoś podkreślić, że tu leżą Cyganie. Człowiek lasem przechodzi, grób zobaczy, zatrzyma się i właściwie nie wie, kto pod ziemią leży – mówi wójt.

Podczas naszej rozmowy pozostali przy grobie zdążyli już rozpalić obok ognisko, dzie-ciaki wygrzebują patykiem z popiołu kartofle. Cyganki siedzą na ziemi, kilkuletnia dziew-czynka i ponad osiemdziesięcioletnia Romni. Jakoś im nie zimno, choć wiatr przenikliwy.

Pomnik na polance wśród lasu tonie w  chryzantemach i zniczach. Pał mułengre dzi – za duszę zmarłych – pierwsze krople brainticy spadają na ziemię. Niby tej samej, jak w dniach, gdy zatrzymywał się tutaj cy-gański tabor, ale jakże innej.

NA NOWEJ DRODZE

Dziś, gdy od tamtego dnia upłynęło po-nad dwadzieścia lat wiele zmieniło się na ulicy Gajowej, gdzie mieszka rodzina wój-ta Zielińskiego. Okres przemian w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku spra-wił, że wielu Romów mogło bez przeszkód wyjechać za granicę w poszukiwaniu pracy. Dawniej utrzymanie paszportu przez Roma graniczyło z cudem.

Powiększyła się także rodzina wójta, któ-ra liczy teraz wiele wnuków i prawnuków. Zmienił się także wygląd ulicy, na której wy-budowano nowe domy.

Pozostaje jeszcze dawna sprawa z przyna-leżnością do Zbowidu. Brak świadków, bo gajowy Maszczyk już nie żył, kościelny Wita-sik także, podobnie dowódca „Robotnik”. Są wprawdzie dowody świadczące o walce Cy-ganów w ruchu oporu, o współpracy z party-zantami, ale to wszystko było widać za mało. W województwie świętokrzyskim (wówczas kieleckim) legitymację zbowidowską otrzy-mała jedynie Zofia Kamińska, która była łączniczką, a w dawnym woj. Radomskim, tylko więzień oświęcimski Paczkowski.

Rozdziały „Czas wojny” i „Tropem prze-szłości” oparte zostały na artykule red. Julity Twardowskiej: Zrzut, PRZEMIANY, Kielce, styczeń 1987, nr 1.

Ryszard Majewski z żoną Zuchrą, córką Roberta Zielińskiego i Józefy Majewskiej.

14 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 15

HISTORIE ROMSKICH RODÓW / RODZINA ZIELIŃSKICHHISTORIE ROMSKICH RODÓW / RODZINA ZIELIŃSKICH

O znaczeniu edukacji Romów i zachowaniu różnic kulturowych.

Dziwne było nasze życie – wiedzcie o tym.Ale Cygan nie zamieniłby się z chłopem.

Tyle lat w czarnym lesieprzeżyli Cyganie przecie,

drogami, drożynami jeździli po świecie,Kare konie, siwe konie kopytami

na kamieniach naszym pieśniom wtórowały.Dzieci nasze bose ślady zostawiały.

I choć biedy nam dojadły,to szczęśliwiśmy bywali,jak te ptaki pośród liści,

pod zielonym słońcem maja. Papusza1

1 Z wiersza: Me na dźawa pre do droma, karik tradenys charga Roma ( Już moja noga nie postanie, gdzie niegdyś jeździli Cyganie) w tłumaczeniu J. Ficowskiego

Wielokulturowe społeczeństwo europejskie

jest miejscem ścierania się odmiennych trady-cji i kultur. Od Europejczyka oczekuje się, że kierowanie się własnymi wartościami kultu-rowymi przy jednoczesnej akceptacji warto-ści kulturowych innych społeczeństw. Żadna grupa czy mniejszość społeczna nie ma prawa czuć się dyskryminowana i każda powinna mieć wystarczająco wiele swobody działania.

Mimo prześladowań, deportacji, plano-wych i masowych przesiedleń w odległe tere-ny, fizycznej eksterminacji. kultura cygańska przez stulecia zachowała swoją fundamental-ną odrębność, czego efektem jest między in-nymi stosunek do nauki szkolnej, która zda-niem wielu Romów, ogranicza ich wolność. Na całym świecie tylko 25% populacji rom-skiej kończy szkołę podstawową. Wielu Ro-mów za ograniczenie wolności uważa również świadczenie stałej pracy. W przypadku bergit-ka Roma praca ma swoją wartość (butypen), gdyż jako Romowie, którzy prowadzili osia-dły tryb życia, w przeciwieństwie do Romów wędrownych, zawsze pracowali. Byli oni jed-nak zatrudniani do najcięższych i najgorzej płatnych prac np. przy budowie dróg. Jednak ,mimo tego, bieda zawsze była towarzyszem Romów Górskich. Nie mieli nawyku syste-matycznej pracy, byli i są dyskryminowani przez otoczenie. Zarówno nastawienie świata zewnętrznego, jak i własne uprzedzenia Ro-mów sprawiają, iż sfera edukacji dzieci jest poważnie zaniedbana. W sytuacji olbrzymie-go postępu cywilizacyjnego, nowoczesnych sposobów pracy, życia w środowisku wysoko przetworzonej technologii, ryzyko społecz-nego wykluczenia jest coraz większe. W tym kontekście nie można być obojętnym na sytu-ację edukacyjną tej mniejszości etnicznej.

Romowie mają więc prawo kierować się własnymi wartościami, jednak jako obywatele polscy muszą dostosować się do obowiązu-jącego w Polsce prawa, a w tym do realizacji obowiązku szkolnego. Nie można Romom na-rzucać wartości społeczeństwa większościo-wego, ale trzeba im uświadomić, że przekazy-wanie wzorów, norm i całej spuścizny tradycji jest niezbędnym elementem trwania każdej społeczności, jednak, aby następował rozwój społeczny, konieczne są też zmiany. Zrodzona z myśli oświeceniowej idea postępu zmieniła powszechne dotąd postawy wobec przeszło-ści. Powstała orientacja nastawiona na przy-szłość, która w tradycji upatrywała hamulec postępu i rozwoju. Niestety, w przypadku społeczności romskiej można z całą stanow-czością stwierdzić, że niezmienna od setek lat kultura Romów jest hamulcem dla postępu i  rozwoju tej społeczności. Chcąc przekonać Romów do edukacji, należy wzbudzić w nich potrzebę nauki, wykorzystując założenie, że wartości są wtórne w stosunku do potrzeb.

Programy edukacyjne skierowane do spo-łeczności Romów muszą uwzględniać uwa-runkowania kulturowe i historyczne, a także bieżącą sytuację społeczną i ekonomiczną Ro-mów. Efektywność programów edukacyjnych uzależniona jest przede wszystkim od har-monijnego połączenia celów wszystkich pod-miotów biorących udział w projekcie, prawi-dłowej ich współpracy, właściwego określenia celów i doboru najlepszych metod służących ich realizacji. Aby działania były skuteczne, konieczny jest aktywny udział przedstawicie-li społeczności romskiej na wszystkich eta-pach powstawania oraz realizacji programu: od projektowania wstępnego po monitoring efektów. Istotnym wskaźnikiem będzie także stopień atrakcyjności merytorycznej i formal-nej z punktu widzenia osób zainteresowanych udziałem w projekcie. Konieczne jest również dostosowanie metod pracy do predyspozycji Romów biorących udział w projekcie oraz

zbliżenie programów do kulturowego ob-szaru, na którym funkcjonuje społeczność romska, wykorzystując naukowy dorobek pedagogiki, socjologii, psychologii społecz-nej i  innych dyscyplin naukowych. Nad-rzędnym zadaniem wszystkich programów skierowanych do społeczności romskiej powinno być podnoszenie poziomu świa-domości, poszerzanie horyzontów i kreowa-nie nowego systemu wartości w środowisku romskim - szczególnie ważne jest kreowanie edukacji jako wartości zarówno wśród dzieci i młodzieży romskiej, jak i wśród starszego pokolenia Romów. Działaniom na rzecz spo-łeczeństwa romskiego powinno przyświecać hasło Ćhi Romeske bi Romestyr (tłum. Nic dla Roma bez Roma).

Niezależnie od stopnia realizacji pro-gramów z pewnością mają one istotne znaczenie dla procesów wychowawczych i kształcenia młodego pokolenia społecz-ności Romów. Warto zauważyć, iż walor edukacyjny mają przecież także działania z pozoru wyłącznie integracyjne czy kultu-rotwórcze. Większość działań nie jest jed-nak prowadzona systematycznie. Uznając za sens projektu jego skuteczność, powinno się więc zbadać zarówno proces formułowa-nia programu, określania jego celów, dobo-ru metod, jak i obiektywnie zmierzony efekt finalny. Takie postawienie problemu może pomóc w dalszej pracy poświęconej polep-szeniu sytuacji społecznej Romów.

Kiedy podczas zabawy dziecko chce prze-straszyć rówieśników, oświetla swoją twarz latarką od dołu, robiąc przy tym groźną minę. Strumień światła pada w nienaturalny sposób, bo przecież na ogół jest on skierowany z góry: tak oświetlają nas promienie słońca czy ża-rówka w pokoju. Dziecięca zabawa powoduje niezwykłe zjawisko optyczne na twarzy ma-lucha: okolice zazwyczaj ciemne, zasłaniane przez łuk brwiowy czy policzki stają się nagle mocno wyeksponowane, te zaś, które zazwy-

Beata Wojnarowska – Pocica

Fot. Beata Wojnarowska - Pocica

Fot. Beata Wojnarowska - Pocica

16 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 17

OBRZĘDY I ZWYCZAJE / O ZNACZENIU EDUKACJI ROMÓW I ZACHOWANIU RÓŻNIC KULTUROWYCHOBRZĘDY I ZWYCZAJE / O ZNACZENIU EDUKACJI ROMÓW I ZACHOWANIU RÓŻNIC KULTUROWYCH

czaj mamy dobrze oświetlone – chowają się w mroku. Twarz budzi przerażenie, ponieważ jest inna niż zwykle, obca i odpychająca. Bo w naturalny sposób człowiek boi się inno-ści bardziej niż czegokolwiek innego. Dlate-go właśnie odmienność wiąże się z wielkimi konfliktami i olbrzymimi tragediami. Gdy biały człowiek wylądował na kontynencie amerykańskim, jego własna inność odbierana

była przez rdzennych mieszkańców niemal jako boska. Prawo to nie zadziałało jednak w drugą stronę, bo inność Indian sprowadzo-no do wymiaru nieokrzesanej dzikości, pry-mitywizmu oraz zbliżenia do świata zwierząt. Za swoją inność nacje obu Ameryk zapłaciły wysoką cenę. Tak samo, jak Żydzi, Ormianie, Hugenoci i wiele, wiele innych grup. Inność ma swój wymiar instytucjonalny oraz wizu-alny – podkreślana bywa flagą państwową, barwą rodową, krojem munduru, odznaką organizacyjną.

I wydaje się, że receptą na bojaźń wobec inności nie może być sama tolerancja, która przecież nie jest szczepionką przeciwko cho-robie: ani nie zacznie działać natychmiast, ani nie załatwi wszystkich możliwych proble-mów. W subtelnej tkance życia społecznego wszelkie zabiegi mogą mieć nieprzewidy-walny charakter. Tak, jak nieprzewidywalne mogą być losy tego samego terminu „asymila-cja” - raz rozumianego jako harmonijna koeg-zystencja dwóch różnych poglądów na świat, innym razem zaś jako pozbawienie jednej ze stron całego dorobku kulturowego kosztem bardziej ekspansywnego sąsiada. Wydawać by się mogło, że szybki przepływ informacji we współczesnym świecie może ułatwić procesy wzajemnego poznawania się różnych kultur. Takie same oczekiwania można mieć także wobec wciąż doskonalonego systemu szkol-nictwa czy podkreślanych w prawie norm cywilizacyjnych. Żyjemy jednak w realiach, które znacznie chętniej oferują nam krzyczą-cy tytuł na pierwszej stronie pisma brukowe-go niż rzetelną, pogłębioną analizę. Realiach, które raczej opowiedzą się za interesem więk-szości kosztem mniejszości.

Kiedy dzieci kończą zabawę z latarką na-turalne oświetlenie przywraca im prawdzi-wy, znany wygląd. Obcość znika w ułamku sekundy. Różnice wynikające z odmienności kulturowej wymagają nie tylko długiego cza-su potrzebnego po to, by je zrozumieć, oswoić i zaakceptować. Ważne jest też, by przy okazji bezpowrotnie nie zniknęły.

Jek ław ke Roma

Da sare artykuły powinno te ćhynas Jame Roma. Ke jamary gazeta kam dziam ke syr najbutedyr te ćchynen terne ćchaja i  ćchawe. Na musinen tejaweł łen bare szkoły, a dre siero waryso i tejaweł łen chęć. Pcharo dawa tewymagineł, so dzia ciaciunes na kam bardzo pes teudzielinen. Pał saro na presikras bare łowe, dwa sy symboliczno. Pe Saro dawa stowarzysze-nio i sare wawyr musinen te ćchyneł projekty. Stowarzyszenio staryneł pes tewtyrdeł syr najbutedyr ternen. Kamas so kon dzineł te ćchyneł czy te rysyneł kaj te kereł dawa dre jamaro projekto. Fededyr by jawja so kutedyr korzystyndziamby gadziendyr. A soseke? Dołeske, kaj but moły musinas te wyćhurdeł dowa so ćchynen syklakirde gadzie. Jamen sy Jamaro kodekso i chaluwas kaj powinno te dzias dre Newe ciry, kaj tedzinas te rakireł ga-dzienca dre sare urzędy, ale dzia terakiras, kaj zawsze terepyras kaj Jame sam Roma, jamen obowiązyneł Jamaro romanipen, jak pe jekchestyr te na-rakiras ke gadzie, a so sy men ke zaćhurdypen wawyre romeske czy sawe Stowarzyszenioske, powinno terakiras maśkir pestyr. Adzia keren sare the-ma. Nadzian ke wawyr them i narakinen pe peskre obywatelostyr. I Jame das but pał Romano kodekso powinno ke jawas odpchendłe pał dawa so keras dre stowarzyszeni. Jame Kamas integracja a na asymilacja.

Bibi Niunia

W czasach, gdy w macedońskim Skopje rodziła się wielka kariera „królowej”, Esmy Redžepovej (artykuł w nr 1 „Kwartalnika Romskiego”), niespełna 200 km na północ, w leżącym w serbskiej części Jugosławii Niszu swoje pierwsze kroki w showbiznesie stawiał również przyszły „król” cygańskiej muzyki Šaban Bajramović. Zestawienie „królowa — król” nie służy wyłącznie porównaniu dwóch wielkich romskich talentów muzycznych, le-gend które jak nikt inny dotąd kształtowały rozwój współczesnej sceny bałkańskiej. Po-dobnie jak Esma, Bajramović został przed laty uhonorowany zaszczytnym tytułem „króla” przez Indirę Ghandi. I na tym podobieństwa dwójki jugosłowiańskich artystów się kończą. Esma — cudowne dziecko, Šaban — dziecko ulicy. Biały i czarny charakter, czy raczej, idąc za reżyserem Kusturicą, którego filmom Bajra-mović niejednokrotnie użyczał swojego głosu, „Czarny kot, biały kot”.

Historia życia Šabana Bajramovića jest wła-śnie taka jak zwariowany film Kusturicy. Mogła-by zaczynać się również w taki sposób: „dawno,

dawno temu, gdzieś na Bałkanach...”. O śpiewa-ku krąży tyle sprzecznych opowieści, że trudno odcedzić fakty od fikcji. Wiemy, że urodził się w 1938 roku w Niszu, i że był na stałe związany z miastem aż do śmierci przed niespełna dwo-ma laty. Pochodził z ubogiej romskiej rodziny ze szczepu Arlije. W wieku 19 lat został skazany za dezercję z wojska na trzy, bądź jak twierdził sam artysta na pięć i pół lat ciężkiego więzienia na adriatyckiej wyspie Goli Otok (Naga Skała). Jako przyczynę decyzji o dezercji Bajramović podawał względy miłosne. Więzienie, które śpiewak opi-sywał jako swoją główną szkołę życia, budziło postrach w całej Jugosławii. Umieszczano w nim zarówno więźniów politycznych jak i ciężkich kryminalistów, zaś bezlitosne słońce smagające Nagą Skałę przez większość roku nie dawało osa-dzonym na dłużej dużych szans na przeżycie. Ša-ban przetrwał, udzielając się w życiu więziennym jako wzięty piłkarz i muzyk. Tam właśnie Bajra-mović po raz pierwszy zetknął się z różnorodną muzyką, m.in. utworami Sinatry i Armstronga, a także niezwykle popularną wówczas muzyką meksykańską. Tam również nauczył się czytać.

Šaban Bajramović - legenda o królu cygańskiej muzykiPiotr Majczyna

Fot. Beata Wojnarowska - Pocica

KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 1918 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011

OBRZĘDY I ZWYCZAJE / O ZNACZENIU EDUKACJI ROMÓW I ZACHOWANIU RÓŻNIC KULTUROWYCH KULTURA / ŠABAN BAJRAMOVIĆ

Ze „szkoły życia” powrócił z kilkoma bli-znami, przydomkiem „czarna pantera” - wię-ziennym wyrazem uznania dla jego piłkarskich zdolności oraz głową pełną pomysłów na nową muzykę, łączącą tradycyjne pieśni romskie ze świeżo rodzącą się bałkańską muzyką rozryw-kową, muzyką latynoską, jazzem i big-beatem. W 1964 r. Bajramović wydał piewszy album „Pelno Me Sam” („Jestem uwięziony”). W tytu-łowej piosence bohaterem tekstu jest więzień, błagający matkę aby pomogła mu wydostać się na wolność i zobaczyć wesele swojej córki. Li-rycyzm i kreatywność artysty szybko dały mu pozycję czołowego wykonawcy nurtu określa-nego jako nove romske pesme (nowe pieśni romskie). W latach 60-tych i 70-tych Bajramo-vić, wyśpiewujący w języku romskim o życiu w  ubóstwie i prześladowaniach ze strony mi-licji, porównywany był do James’a Browna — głosu dyskryminowanej mniejszości.

Płyty winylowe grupy „Šaban Bajramović & Black Mamba” rozchodziły się po całym kraju jak ciepłe bułeczki. Kolejne hity z autorskimi tekstami lidera, takie jak „Geljam dade”, „Kerta Mange Daje”, czy słynne „Opa Cupa” na stałe zadomowiły się w repertuarach innych bałkań-skich zespołów cygańskich, traktujących pio-senki jak swoje. W latach 60. i 70. Šaban nie dbał o prawa autorskie. Mówi się, że wiódł ży-

wot celebryty. Jugosławia najwcześniej spośród wszystkich krajów socjalistycznych otworzyła swoje granice na Zachód. Ubrany w drogie garnitury muzyczny wagabunda, z zawadiac-kim wąsikiem i złotymi zębami, kursował w li-muzynie między dwiema stolicami Jugosławii: tą oficjalną — Belgradem a głównym ośrod-kiem jugosłowiańskiej diaspory, Wiedniem. Koncerty w Mediolanie, Rzymie czy Neapolu dawały mu lukratywne, jak na realia ówcze-snych Bałkanów zyski. Jedna z legend głosi, że za pierwsze zarobione muzyką pieniądze kupił sobie białego mercedesa, a następnie...w ciągu jednej nocy przegrał go w karty. Takim widział świat showbiznesu. Prasa wrzała doniesienia-mi o niezliczonych ilościach kobiet, które po-śubił, choć w rzeczywistości śpiewak miał tyl-ko jedną żonę. Czytając biografię artysty często napotykamy na sprzeczne informacje, przypo-minające szum medialny towarzyszący dzisiej-szym gwiazdom muzyki. Sensacyjne donie-sienia o nocnym życiu, drogich samochodach i hazardzie kłóciły się z opinią, jaką cieszył się Bajramović w rodzinnym Niszu — domator, troskliwy ojciec, niemal zawsze uchwytny pod domowym numerem telefonu.

Šaban miał reputację artysty nieprzewi-dywalnego. Mimo ogromnej ilości presti-żowych wyróżnień, zaproszeń na koncerty dla głów państw i wszelkich honorów, jakie powszechnie oddawano królowi muzyki cy-gańskiej, artysta zdecydowanie lepiej czuł się w środowisku, z którego wyrastała jego mu-zyka. Słynął z częstego odwoływania dużych zagranicznych i krajowych występów na rzecz kameralnych koncertów na weselach jugosłowiańskich Romów. Z tego właśnie powodu w latach 80. XX wieku, jego muzyka została na długi czas zdjęta z jugosłowiań-skich rozgłośni oraz programów telewizyj-nych. Jego kilkudziesięcioletnia kariera mu-zyczna jest naprawdę - serią następujących po sobie wzlotów i upadków, powodowa-nych rozpadem federacji, wojnami, zmienia-jącymi się gustami muzycznymi, pogarsza-jącym się stanem zdrowia oraz wieloletnim

zaniedbywaniem kwestii praw autorskich do przywłaszczanych sobie przez innych wyko-nawców kompozycji. Lata 90. XX i pierwsza dekada XXI wieku to okres głośnych proce-sów, m.in., z Goranem Bregovićem, ale rów-nież wielkiego come-back’u śpiewaka dzięki wsparciu muzyków Mostar Sevdah Reunion oraz zachodnioeuropejskich promotorów muzyki bałkańskiej.

Mówi się, że Bajramović jest autorem oko-ło 650 kompozycji. Przez wielu Romów bał-kańskich uważany jest również za twórcę ofi-cjalnego hymnu Romów „Djelem, Djelem”, choć równie często autorstwo pieśni przypi-suje się żyjącemu kilkadziesiąt lat wcześniej Zarko Jovanovićovi. Šaban zasłynął również — jako aktor i wykonawca głównej piosenki, dzięki roli w jugosłowiańskiej produkcji Go-rana Paskaljevića „Andjelo čuvar” („Anioł stróż”) z 1987 roku. Jego głos słyszymy rów-nież w kultowych dziełach Emira Kusturicy – „Czas Cyganów” (1988), „Undergound” (1995) oraz „Czarny kot, biały kot” (1997).

W jednym z udzielonych pod koniec życia wywiadów artysta mówił: „To życie inspiru-je mnie do pisania piosenek. Życie jest moją inspiracją, ponieważ jestem wielkim konsu-mentem życia!”. Zapytany o to, jak śpiewa się w podeszłym wieku odpowiedział: „Lepiej

niż kiedykolwiek. To tak jak z wiekiem wina.” Šaban Bajramović zmarł 8 czerwca 2008 roku w swoim rodzinnym Niszu. Romskiego artystę żegnało ponad 10.000 osób, włącz-nie z  prezydentem Serbii Borysem Tadićem i  byłym premierem Zoranem Żivkovićem. Pozostawił po sobie kilkadziesiąt albumów i  legendę króla cygańskiej muzyki. Jego ze-spół „Black Mamba” podobno ciągle wystę-puje w małych klubach w południowej Serbii.

20 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 21

KULTURA / ŠABAN BAJRAMOVIĆKULTURA / ŠABAN BAJRAMOVIĆ

Już od pierwszego spojrzenia na okładkę prezentowanego tu wydawnictwa lubelskiego Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN” wiadomo, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. Kwadratowy album utrzymany w surowej, ale i wysmakowanej szacie graficznej. We wnętrzu kilkadziesiąt dużych, czarno-bia-łych fotografii, wykonanych przez lubelskiego fotografika An-drzeja Polakowskiego w latach 1966–1967 podczas akcji osiedla-nia Cyganów na Lubelszczyźnie. Plus - teksty krytyczne i eseje.

Polakowski zainteresował się fotografowaniem Cyganów w  czasach dla nich przełomowych. W maju 1952 roku Pre-zydium Rządu wydało Uchwałę nr 452 „W sprawie pomocy ludności cygańskiej przy przechodzeniu na osiadły tryb życia”. Następnie, z nasileniem w latach 60., utrudniano Cyganom wędrówki, ewidencjonowano ich i – wcielając Uchwałę w życie – stopniowo starano się przymusowo osiedlać. Zwykle w po-dejrzanych środowiskach i w złych warunkach. Szerzej o tym oraz o okolicznościach powstania zdjęć czytamy w  dodatku do albumu: „W 1964 roku rozpoczęto w Polsce akcję nękania wędrownych Cyganów surowym egzekwowaniem przepisów, w celu zniechęcenia ich do koczowniczego trybu życia. W la-tach 1966–1967 reportażysta Zdzisław Kazimierczuk i fotograf Andrzej Polakowski wielokrotnie odwiedzali tabory, które na skutek tej akcji zatrzymały się w kilku miejscach Lubelszczyzny. Udało im się udokumentować osobliwy moment przejściowy, kiedy Cyganie już mieszkali w domach, ale jeszcze chętnie bi-wakowali na zewnątrz, jak dawniej podczas wędrówki. Spotka-nych ludzi Kazimierczuk opisał w książce „Pożegnanie taboru”, a Polakowski uwiecznił w cyklu zdjęć pod tym samym tytułem” (Aneks. Historie z fotogramów, s. 1).

Polakowski dotarł do Cyganów z Grabowca, Kraśnika Fa-brycznego, Lubartowa, Parczewa, Puław, okolic Hrubieszowa i Lublina. Jego zdjęcia przedstawiają ludzi w naturalnych po-zach, zwykłych dla nich sytuacjach, nieskrępowanych – jak się zdaje – obecnością obiektywu i kogoś spoza grupy. Z pewno-ścią niełatwe to było zadanie. Artysta musiał zyskać akceptację i przyzwolenie fotografowanej społeczności.

Oglądając te zdjęcia, trudno nie zgodzić się ze stwierdze-niem, że dobra artystyczna fotografia może jednocześnie stano-

wić dokument etnograficzny. Cygańskie wozy (z przymusowo zdjętymi kołami), typowe stroje, rozbiegane i umorusane dzie-ci, urodziwe cygańskie dziewczyny, wielopokoleniowe rodziny, starszyzna, codzienne czynności – przygotowywanie posiłków, mycie misek, jazda konno na oklep, handel końmi, opieka nad dziećmi, sen. Na taki świat, uchwycony 40 lat temu, Polakowski patrzył jak malarz. Jego zdjęcia są głębokie, bo w kadr wpisane są emocje – i artysty, i fotografowanych ludzi. Przy tym wszyst-kim pozostają również historycznym społeczno-obyczajowym dokumentem.

Wyjątkowe fotografie wymagały niesztampowej oprawy. Dobrze się stało, że Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN” znalazł na to sposób. Obok szaty graficznej tego wydawnic-twa, zaplanowanej przez Małgorzatę Rybicką, nie przechodzi się obojętnie; i to dosłownie – w  witrynie księgarni album swoim stonowaniem z miejsca przykuwa wzrok, wyróżniając się spośród wielu innych, najczęściej kolorowych publikacji. Sama okładka wywołuje w  odbiorcy pewnego rodzaju pozy-tywny niepokój, na tyle intrygujący, że natychmiast zagląda się

Pożegnanie taboruKres cygańskich wędrówek w obiektywie Andrzeja PolakowskiegoAgnieszka Kościuk

do środka. Redaktor albumu Marcin Skrzypek mówi: „Okład-ka jest konstruktywistyczna, w stylu lat 60. To taka metafora wczesnego PRL-u, tych wielkich budów socjalizmu, które zresztą Polakowski wtedy również fotografował. Jest to jedno-cześnie uproszczony »plan miasta« – krzyżujące się pod kątem prostym ulice, na których mieli zamieszkać Cyganie. I na tym wszystkim odciśnięty ślad kół wozu. Jakby przekreślający ten cały porządek, nieliczący się z granicami”.

Całości wydawnictwa dopełniają zamieszczone po foto-grafiach teksty kilkorga autorów, co ważne – w tym rom-skiego pochodzenia. Jako pierwsza pojawia się Bolesna przemiana Romana Kwiatkowskiego – obecnego Prezesa Zarządu Głównego Stowarzyszenia Romów w Polsce, pozy-tywnie odnoszącego się do zdjęć zebranych w albumie, któ-re uwieczniły „szczególny moment – okres ostatecznej, nie-odwracalnej przemiany stylu życia społeczności romskiej” (s.  81). Z kolei tekst Adama Bartosza – etnografa i  muze-ologa, dyrektora Muzeum Okręgowego w Tarnowie, wnosi wiele cennych informacji z historii osiedlania Cyganów, aż po czasy nam współczesne, po upadku komunizmu. Intere-sujące fragmenty z badań terenowych nad stosunkiem samej społeczności romskiej do akcji osiedlania, wypowiedzi Ro-mów urodzonych w latach 30., 40. i 50. zanotowane w Dę-bicy, Dęblinie, Krakowie, Lublinie, Radomiu i Tarnowie zawiera tekst „Ślady cygańskich kół” Agnieszki Mirosławy Caban – absolwentki lubelskiego kulturoznawstwa, Romki z  pochodzenia. Natomiast dziennikarz „Gazety Wyborczej w Lublinie” Grzegorz Józefczuk w tekście „Zatrzymać chwilę nieuniknioną” zwraca uwagę na fakt, iż styl zdjęć, rozumie-nie fotografii Andrzeja Polakowskiego mógł wynikać mię-dzy innymi z zainteresowania dokonaniami Roberta Capy (1913–1954), słynnego reportera wojennego, który fotogra-fował chwilę „bez czekania na pozy, na najlepsze światło i nie zważając na reguły klasycznej kompozycji obrazu, bez tej estetyzacji, która przysłania treść” (s. 90); drugim źródłem inspiracji była zapewne prezentowana w Polsce w 1959 roku wystawa o humanistycznym przesłaniu „The Family of Man” („Rodzina człowiecza”) przygotowana przez amerykańskie-go fotografika i malarza Edwarda Steichena (1879–1973),

która „portretowała ludzi wielu nacji i kultur, odnajdując w nich to, co uniwersalne – wspólne marzenia i cierpienia, jakie można zobaczyć w oczach i zachowaniu każdego czło-wieka” (s. 90). Więcej informacji O autorze w zamykającym album tekście redaktora publikacji Marcina Skrzypka.

Nietuzinkowym dodatkiem do albumu jest Aneks. Hi-storie z fotogramów. Uwagę zwraca kryjący się tu opis czę-ści materiałów zebranych przez Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN” w ramach projektu mającego na celu znale-zienie bohaterów zdjęć Polakowskiego lub osób, które ich pamiętają. Ten odważny zamiar w pewnym stopniu udało się zrealizować! Odnaleziono uwiecznioną na zdjęciu Pola-kowskiego cygańską dziewczynę Dankę, która wyszła za mąż za Polaka i do dziś mieszka w Parczewie. Odszukano ludzi, którzy pamiętają Cyganów osiedlonych w Grabowcu w pod-upadającym pałacu: „Pałac na Siedlisku” jest całkowicie zdewastowany. Grozi zawaleniem. Jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych był zamieszkany i prezentował się nie-źle. Kobieta z sąsiedniego domu pamięta Cyganów z pałacu.

Podsumowując, warto przytoczyć słowa wspomniane-go już Adama Bartosza, które najpełniej obrazują wartość wydanego w Lublinie albumu: „Mający już 40 lat cykl zdjęć Andrzeja Polakowskiego „Pożegnanie taboru” jest przede wszystkim dokumentem o doskonałych walorach estetycz-nych i fotograficznych, ale również dokumentem kultury Romów, ważnym dla rodzącej się warstwy romskiej inteli-gencji, która poszukuje źródeł swojej historii i kultury. Pod-kreślmy przy okazji tej publikacji, jak mało sami Romowie wiedzą o swej przeszłości. Bo i skąd mogą wiedzieć, skoro nie uczy się o tym w szkole? Nie istnieje żaden system edu-kacji, który by dzieciom romskim przybliżył dzieje ich naro-du, objaśnił korzenie ich kultury. Niniejszy album przynaj-mniej częściowo spełni tę rolę” (s. 86).

Tekst recenzji po raz pierwszy został opublikowany w Kwartal-niku Stowarzyszenia Twórców Ludowych „Twórczość Ludowa” 2008 nr 1–2 (65), s. 30–31.

Andrzej Polakowski, Pożegnanie taboru. Fotografie 1967. Grabowiec, Hrubieszów, Kra-śnik, Lubartów, Lublin, Parczew, Puławy, red. Marcin Skrzypek, Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”, Lublin 2007 + Aneks. Historie z fotogramów, ss. 96 + ss. 8 Aneksu, 68 czarno--białych fotografii, oprawa twarda z tłoczeniem 31,5 x 31,5 cm.

Fot. Andrzej Polakowski

22 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 23

RECENZJE / „POŻEGNANIE TABORU RECENZJE / „POŻEGNANIE TABORU

„U Romów wróżba jest zjawiskiem powszechnym. Wszystkie Cy-ganki wróżą. Czyniły to ich matki, babki i prababki. Jest to tradycyjne zajęcie zarobkowe. Czytanie z kart jest zatem usługą. (…) Wyjątkowo zdarzało się, iż wróżem był Cygan. Po wojnie działał jako wróżbita Mikołaj Kwiek ze szczepu Kełderaszów”.1

Cygańskie kobiety (Romnia) oprócz handlu i występów w zespo-łach muzycznych zajmują się także wróżbiarstwem. Jest to jedna z cha-rakterystycznych profesji cygańskich, która znana jest im od wieków, i którą uważają niemal za narodowe cygańskie zajęcie.

Wyżej wymienione zawody towarzyszyły Romom przez stulecia i nie pozostają obce także współczesnym Cyganom.

Wśród wielu krążących opowieści o cygańskich wróżbach, czarach i niezwykłych sztuczkach były takie, które zarówno w sposób pozytyw-ny jak negatywny opisywały odmienność cygańskiego życia. Istnieje też wiele dowodów na to, że dowcip, spryt i pomysłowość cygańska były niejednokrotnie obserwowane i aprobowane przez mieszkańców wsi. Z biegiem lat utrwaliła się też cała gama tak zrodzonego humoru i nie skażonego złośliwością dowcipu. Odbiciem tego są liczne ludowe przysłowia i krążące gadki. Cygan tylko raz przez wieś przejdzie! – stwierdza znane przysłowie, a jego mądrość ludową potwierdzić mogą dziesiątki mniej lub bardziej dowcipnych opowieści.

Obecnie Cyganki wróżą przeważnie z kart (ćchuwę fody), rzadziej z dłoni, a jeszcze rzadziej z oczu, układów rysów twarzy lub tłuma-czenia snów. Wróżenie z kart traktowane jest dzisiaj jako podstawowe zajęcie zarobkowe.

– Karta nie kłamie, karta prawdę powie – zachęca Cyganka pod-suwając talię kart do przełożenia. – Król pikowy jest ci przyjazny, na dobre wróży – zapewnia.

Bo też to on jest prawdziwym władcą i patronem cygańskiej wróż-

1 Horoskop cygański. Wyd. Rrom-po-Drom, Białystok 1991., s.7.

by. Złowieszczy to król, złowieszczą pełni rolę w talii karcianej, wśród której sprawuje władzę nad innymi.

Karty cygańskie – podobnie, jak Cyganie/Romowie – przez całe stulecia owiane były tajemnicą. Ich pochodzenie miało wywodzić się z Indii skąd Romowie wywędrowali do Persji, a później do Europy. Pierwsze wzmianki o wróżbach z cygańskich kart pochodzą z 1886 roku z Florencji.

Ciągłe wędrówki Romów sprawiają, że z latami rozpowszechnia-ją się one na całym świecie. Dziś mało kto wie, że talia cygańskich kart składa się z 36 sztuk i jednej białej. Każda karta posiada też swoją osobną nazwę.

Fakty z naszej historii mówią, że Cyganki przepowiadały przy-szłość także słynnym Polakom. Między innymi złowroga wróżba nie-uniknionej śmierci księcia Józefa Poniatowskiego w nurtach Elstery. (Patrz: „Kurier dla płci pięknej” 1823 r.).

Niektóre wróżki cygańskie stosują sugestię bliską hipnotycznej. Wśród Romni spotkać także można te, które posiadają szczególne uzdolnienia. Prawdziwe gode pchure daja.

Cygańskie wróżbyTu należy wyjaśnić kim jest lub kim była w taborze cygańskim

gody pchury daj. J. Ficowski tak określa jej rolę: „Oprócz zwierzch-nika taboru – pisze – spotyka się u Cyganów polskich gody pchury daj – (mądrą starą matkę), która cieszy się obok wodza największym respektem i posłuchem. Pchuri daj jest często nauczycielką wróżbiar-stwa, a niekiedy także znachorką biegłą w dziedzinie ziołolecznictwa. Owa instytucja cygańskich matron przechowuje odwieczne tradycje magiczne i lecznicze, utrzymuje ich ciągłość w obrębie taboru czy rodu, w obrębie autonomicznej jednostki społecznej”2.

Z moich spotkań z Romami wiem, że Cyganie wróżą sobie bardzo rzadko. Są natomiast zabobonni, wróżby zaś wykorzystują jako okre-ślony sposób zarobkowania. Tu można przytoczyć mnóstwo mniej lub bardziej wiarygodnych przykładów, gdzie stare Cyganki, prawdziwe gode pchure daja potrafiły właściwie odczytać układ kart lub znacze-nie linii na dłoni i przewidzieć przyszłość.

Wróżenie z układu linii na dłoni jest podobnie stare, a może nawet starsze niż wróżba z kart. Była to dziedzina wiedzy daleko bardziej rozbudowana, niż wróżby z kart, a jej adepci uciekali się często do łączenia jej z astrologią.

Sławne były ongiś wróżące Cyganki, które z ręki przepowiadały przyszłość. Przy okazji moich spotkań z Romami wielokrotnie uczest-niczyłem przy takich wróżbach, nigdy jednak Romni nie uciekała się w swoich przepowiedniach do układu gwiazd. Według radomskiej wróżki Doni wróżyć należy tylko z prawej dłoni, choć można wróżyć także z lewej lub z obu naraz.

– Ja wolę wróżyć z kart – mówi Donia. A z ręki… to zawsze wróżę z prawej!

– Linie na dłoniach u ludzi są podobne? – zauważam.

– Nigdy! Każda dłoń jest u każdego człowieka inna i inaczej prze-mawia.

– Skąd wiesz co mówi?

– Wystarczy patrzeć na układ linii, one wszystko powiedzą. Nawet u małego dziecka!

2 Ficowski J.: Cyganie polscy. PIW. Warszawa 1953, s. 15.

Donia, znana radomska wróżka, z którą od wielu lat odwiedzam w wieczory andrzejkowe odległe zakamarki naszego regionu, należy do tej grupy wróżek, których umiejętności są dziś u Cyganek bardzo rzadkie, albo poszły już w zapomnienie. Donia – Romni z dziada pra-dziada – zachowała dawne umiejętności i potrafi wróżyć także z oczu i twarzy.

– Nieszczęśliwy małżonek, dobry ojciec rodziny, zły człowiek lub ten, który będzie bogaty można odgadnąć według kształtu głowy czło-wieka – mówi Donia. – Także czoło i zmarszczki na nim ma tam swoją nazwę i oznacza dla człowieka różnie. Czy jest dzielny i mądry czy też leniwy i fałszywy, surowy lub nieszczęśliwy. Bardzo dużo mówią także o człowieku jego uszy, nos, usta, a nawet głos.

– W takim razie powinnaś wiedzieć o mnie bardzo dużo? – pytam z uśmiechem.

– Mogę! Ale nie jest mi to potrzebne. Ja, wystarczy, że popatrzę w oczy, a wiem bardzo dużo. Oczy są jak lustro, w którym odbija się dusza człowieka i jego stan wewnętrzny. Smutek i radość, troska i we-sołość, nienawiść i miłość. Także wstręt i odraza! Wszystko to może się wyrażać oczami, przez które przemawia dusza człowieka.

– Znaczenie niektórych linii na dłoni zapamiętałem, ale wróżyć z oczu… Tego chyba nigdy nie potrafię – podtrzymuję rozmowę. – Od czego należy zacząć?

– Po co ci wiedzieć? Patrz i czytaj! Są oczy jasne i bystre, małe, za-padnięte i wąskie, piwne, czerwone, ciemne, niebieskie szare, a każde coś znaczą. Także kolor białka, podobnie jak brwi i rzęsy dużą mówią o ich właścicielu. Dopiero, gdy to poznasz, zacznij czytać w ich głębi, a poznasz duszę człowieka… – Donia milknie.

Sposobów wróżenia jest wielka rozmaitość, zaś niektóre – znane powszechnie wśród Romów – stosowane są przez wszystkie cygańskie wróżki, inne zaginęły zupełnie. Choćby tłumaczenie snów?!

W poprzednim artykule (Kwartalnik Romski Nr 1 s.) opowiada-jąca historię rodu romskiego, stara Siuta tłumaczy sen, który później sprawdza się. Jest to, niestety, tylko jedyny przypadek, z którym ze-tknąłem się przebywając wśród Romów.

W Muzeum Etnograficznym w Tarnowie poświęconym Romom, ich historii i kulturze można, wśród wielu eksponatów, dotyczących życia Romów, ujrzeć także dawne „narzędzia pracy” Cyganek opowia-dający o cygańskich profesjach.

Wiara w cygańską sztukę wróżenia, groźne amulety i siłę magii, którą posiadały Cyganki, tylko podkreślały tajemniczość wędrujących grup, które niosły ze sobą także inną formę rozrywki: akrobację na linie, koniu, żonglerkę czy sztuczki iluzjonistyczne.

Zenon Gierała

Cygańska wróżka 1841 rok.

Wróżąca Cyganka; Cyganie w malarstwie; Galerie U. P. 1923 rok.

Wróżka; Tabor; Cyganie w malarstwie; Salon Prague 1919 rok.

Wróżba z ręki. Obraz artystki Mirosławy Caban

Donia – znana cygańska wróż-ka z Radomia przepowiada przyszłość z talii kart.

24 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 25

ROMSKIE PROFESJE / CYGAŃSKIE WRÓŻBYROMSKIE PROFESJE / CYGAŃSKIE WRÓŻBY

Cygańskie przepowiednie

Zenon Gierała

Fragmenty przepowiedni wg: Wyd. „Rrom-po-Drom”, „Horoskop cygański”, Białystok 1991 rok.

wg wróżb opartych na talii kart

Na koniec naszą opowieść o cygańskich wróżbach, z okazji Nowego 2011 roku, zakończę krótkimi przepowiedniami. Są to fragmenty romskich wróżb opartych na talii kart odnalezio-nych w taborze cygańskim w ubiegłym stuleciu. Po raz pierw-szy opublikowane one zostały przez Wydawnictwo „Rrom-po--Drom” w 1991 rok.

Rok kalendarzowy został tam podzielony na osiem okresów o różnej długości. Każdemu okresowi patronuje inna karta po-zwalająca poznać charakter osób urodzonych pod tą datą.

10 KARO (3 VII–10 IX). Lu-dzie spod tej karty odznaczają się zazwyczaj dużą siłą fizyczną i dobrym zdrowiem. Są namiętni i bardzo uczuciowi. W obronie osób kochanych stają się nie-ustraszonym przeciwnikiem. Są wspaniałymi przyjaciółmi, ale też bardzo groźnymi wrogami. Mają własne indywidualne spojrzenie na świat.

DAMA TREFL (12 XI–22 XII). Człowiek spod tej karty to tzw. niespokojny duch. Nie uzna-je ustalonych praw i ze wszystkich sił realizuje swoje pomysły. Jest bardzo łasy na pochwały i bardzo łatwo go zranić i urazić.

Kobiety spod karty DAMA TREFL są szczere, bezpośrednie i otwarte, a ich życzliwy stosunek do mężczyzn nieraz wywołuje nie-porozumienia. Ich przyjaźń bywa bowiem uważana za miłość, a mi-łość za przyjaźń. Ich cechą, o któ-rej warto pamiętać jest intuicja.

WALET PIK (11 IX–11 XI). Walety pik nie lubią zmieniać ani pracy, ani miejsca zamieszkania i bardzo nieufnie odnoszą się do wszelkich nowości. Za wszelką cenę pragną górować nad otocze-niem. Kroczą wybraną drogą nie zważając na przeciwności.

Kobiety spod waleta pik są dobrymi żonami i oddanymi matkami, są bardzo gospodarne i oszczędne.

KRÓL KIER (23 XII–29 XII). Jest to najważniejszy okres w prze-powiedniach cygańskich. Zdecydo-wana większość osób wysoko po-stawionych w cygańskiej hierarchii urodziła się właśnie między 23 a 29 grudnia.

Król kier posiada wszechstronne zdolności, które potrafi w życiu wy-korzystać. Jako przyjaciel jest bardzo oddany, nie można sobie natomiast wyobrazić trudniejszego niż on przeciwnika. Doznaną krzywdę pa-mięta latami, a zemsta za wyrządzo-ne mu zło bywa okrutna.

Królowie kier są zazwyczaj dłu-gowieczni. Dobrą kondycję zarów-no fizyczną jak psychiczną zacho-wują do późnej starości.

AS KARO (30 XII–15II.) – człowiek urodzony w tym okresie jest rozsądny, wytrwały, cierpli-wy, uczuciowy. Jest egoistą. Dla swego potomstwa jest jednak to-lerancyjny i dlatego dzieci spra-wiają mu kłopoty. Kobiety rzadko są uwodzicielskie, czy też czaru-jąco piękne. W małżeństwie lu-bią rządzić, nie znoszą sprzeciwu i najczęściej są podporą dla sła-bych mężów.

8 TREFL (6 IV–18 VI). Uro-dzeni w tym okresie nie mają zbyt wiele szczęścia, ale też o to nie dbają. Są ambitni, lubią podróże i chociaż zamknięci w sobie goto-wi są zawsze do obrony własnych interesów. Nie mają zbyt dobrego zdrowia, ale nie lubią skarżyć się swymi kłopotami.

Kobiety spod tej karty 8 TREFL odznaczają się dużą uczciwością, subtelnością i delikatnością. Są bardzo dobrymi matkami, żona-mi i kochankami.

7 PIK (16 II–5 IV). Urodzeni w tym okresie są dowcipni, roz-mowni, pragną unikać wszelkich sporów i nieporozumień, co nie zawsze im się udaje. Często za-szywają się w jakimś ustronnym miejscu by oddawać się rozmyśla-niom. Jako rodzina nie odznacza-ją się szczególną troską w wycho-waniu potomstwa. Lubią ryzyko, mają skłonności do hazardu, liczą bardziej na szczęśliwy traf, niż na pracę.

9 KIER (19 VI–2 VII). Jest to je-den z dwóch specjalnych okresów w przepowiedniach cygańskich. Według dawnych wierzeń, w tym okresie rodzą się ludzie o wybitnych zdolnościach artystycznych. Więk-szość wybitnych artystów cygań-skich urodziła się właśnie pod tym znakiem 9 KIER. Również najwięksi wróżbici cygańscy przychodzą na świat w tym czasie.

Zwykle jednak to niespokojne duchy i trudno im utrzymać się w jednym miejscu. Są także niezbyt szczęśliwi w małżeństwie. Kobietom przeszkadza w tym zbytnia zabor-czość wobec partnera. Mają ogrom-ny temperament, co nie zawsze po-maga w zachowaniu wierności.

26 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 27

ROMSKIE PROFESJE / CYGAŃSKIE PRZEPOWIEDNIEROMSKIE PROFESJE / CYGAŃSKIE PRZEPOWIEDNIE

Romowie - naród bez państwa, bez ziemi, nie planowali przyszłości. Przemieszczali się z miejsca na miejsce. Ich domem był las. Nie posyłali dzieci do szkoły, bo wtedy musieliby pozostać w jednym miejscu. Nie rozu-mieli i nie mieli świadomości, że potrzebna jest nauka.

Analfabetyzm jest wrogiem człowieka, brak edukacji nawet podsta-wowej spycha na margines życia społecznego. Przez wieki naród romski żył bez pobierania jakichkolwiek lekcji. Zdarzały się przypadki, że Cygan ukończył szkolę podstawową. Wtedy uważano, że jest to człowiek uczony. Mimo braku wykształcenia Cyganie wykazywali dosyć dużą inteligencję, intuicję i umiejętność adaptacji. Bardzo dobrze wykonywali zawody, z któ-rych są znani: kotlarstwo, kowalstwo, lutnictwo. Są znakomitymi muzyka-mi i tancerzami folkloru romskiego. To wskazuje na wiele talentów, jakie Romowie posiadają.

Ale wykształcenie jest bardzo ważne i potrzebne naszej społeczności. Wszyscy to wiedzą, ale nie wszyscy chcą korzystać z możliwości uczenia się. Romowie to naród praktyczny, robią wiele żeby sobie ułatwić życie. Jeżeli wyjeżdżają za granicę rozumieją, że potrzebna jest znajomość da-nego języka, wtedy korzystają z kursów czy innego sposobu ich uczenia się. Coraz częściej chodzenie do szkół i kończenie wyższych studiów jest ich udziałem. Romowie wiedzą, że zdobycie wykształcenia daje możliwość awansu społecznego i pozyskania akceptacji środowisk nieromskich. Jest wielu znanych wykształconych liderów romskich, którzy reprezentują Ro-mów na forum światowym i europejskim. Są wykształcone romskie kobie-ty, które godnie prezentują organizację romskie i pracują na rzecz poprawy życia i wizerunku swojej społeczności, dbają o zachowanie tożsamości przy poszanowaniu prawa romskiego i państwa, w którym żyją.

Są jednak zawody i wykształcenie, które koliduje z Romanipen. My, Ro-mowie polscy mamy zasady, które staramy się przestrzegać. Nikt nas do niczego nie zmusza, ale nauczeni wielowiekową tradycją wewnętrznego kodeksu moralnego, który utrzymywał nas w ryzach wiemy, że człowiek bez państwa musi posiadać normy i zwyczaje, które się stają przewodni-kiem zachowań międzyludzkich. Cywilizacja wytycza coraz nowe prawdy, nawyki, które często są złe dla ludzi. Wolność zbyt dosłownie rozumiana zatraca tak ważne cechy u człowieka jak: wstyd, prawda, godność, honor. Ludzie nie umieją ze sobą rozmawiać. Stają się nieczuli na potrzeby innych. Nie widzą krzywdy innych. Zatraca się więź rodzinna.

Romowie wykształceni, jako Ci, którzy mają większą świadomość korzy-ści, a także zagrożeń, jakie daje cywilizacja, mają obowiązek dbania o trady-cje romskie, powinni znać język romski, który jest wyznacznikiem bycia Ro-mem. Wykształcenie nie koliduje z Romanipen, jeżeli wykształceni Romowie dbają o tradycję i respektują normy obowiązujące w naszej kulturze.

Wykształcenie a Romanipen - współczesność i tradycja

W drugą niedzielę czerwca od pięciu lat jadę z grupą Romów na spotkanie z Matką Boską Cygańską. Klasztor Ojców Kapucy-nów w Rywałdzie Królewskim od wieków słynie z cudów. W okresie międzywojennym szczególną cześć cudownej figurze Matki Bożej w Rywałdzie okazywali Cyganie, któ-rzy przybywali tu ze swoimi wędrownymi taborami i licznymi rodzinami. Miejscowa tradycja wiąże to z następującym wydarze-niem. Około 1930 roku pewna Cyganka do-znała łaski cudownego uzdrowienia przed fi-gurą Rywałdzkiej Madonny. Z wdzięczności obcięła swój kruczowłosy warkocz i  złożyła w ofierze na ołtarzu. Według powojennych relacji warkocz przez dłuższy czas wisiał obok przykościelnej studni i w czasie okupa-cji hitlerowskiej zaginął. Ponieważ na głowę cudownej figury założono perukę z czarnych włosów, przetrwała legenda o  odrastaniu włosów z peruki.

Szczególnie utrwaliła się w pamięci du-chowieństwa i wiernych pielgrzymka Cy-ganów, którzy przybyli w roku 1949 do Ry-wałdu ze swym królem, Kwiekiem. Przyszli złożyć podziękowania za szczęśliwe uwolnie-nie od zagłady w obozach koncentracyjnych. Obchodzili wówczas na klęczkach świątynię śpiewając w języku cygańskim pieśni religij-ne. Matce Bożej Cygańskiej ofiarowali też

złote serce wykonane z niemieckiej 20-mar-kówki, uzasadniając ten czyn tym, że ocaleli tylko ci Cyganie, którzy podczas wojny po-lecili swe życie Madonnie Rywałdzkiej. Od tej pory wśród Romów istnieje kult Matki Boskiej Cygańskiej.

Będąc na pielgrzymce w Rywałdzie do-znaję ogromnych doznań duchowych. Przy-jeżdżamy w sobotę. Romowie są z całej Polski. Najliczniejsza jest grupa z Gorzowa Wielkopolskiego, z Radomia i z Aleksandro-wa Kujawskiego. Robimy wspólną kolację, korzystamy z gościnności ojców Kapucynów i zanosimy nasze bagaże do pokoi. O godzi-nie 21 zaczynamy adorację przed obrazem Naszej Matki. Piękna jest nasza modlitwa. Śpiewamy i modlimy się w  naszym języku. Każdy, kto chce wymawia intencje na głos. Nasza modlitwa kończy się przed północą. Żegnamy naszą Matkę, odśpiewując w ro-mani pieśń „Czarna Madonna”. Następnie obraz zostaje zasłonięty. Drugi dzień rozpo-czynamy śniadaniem. Przy śniadaniu zwy-kle prowadzimy rozmowy z ojcami i dusz-pasterzem Romów, księdzem Stanisławem Opockim oraz zakonnicami, które co rok przyjeżdżają z Romami z Gorzowa Wielko-polskiego. O godzinie 10 jest modlitwa przy grocie matki Boskiej z Lourdes, a o 11 dro-ga krzyżowa na placu przed klasztorem, na którym stoi kapliczka błogosławionego Ze-firyna, Roma z Hiszpanii. Została ufundo-wana przez Romów, głównym fundatorem jest małżeństwo Ewa i Eugeniusz Dąbrowscy ze Szczecina. O godzinie 13 jest msza głów-na, która kończy nasze coroczne spotkanie z Matką Boską Rywałdzką zwaną Cygańską. Jeżeli pogoda dopisuje na zakończenie na-szego spotkania rozpalamy ognisko. Są pięk-ne śpiewy i dobre rozmowy. Czekamy do na-stępnego spotkania.

Moja pielgrzymka do Rywałdu

Jek ław ke Roma ;

Miśto by jawja kaj syr najbutedyr Ja-mare ćchawore te piren ke szkoły. Jame, łęgre Dada powinno te das but pał dawa. Kiedyś Roma rakirenys –„pireła ke szko-ła profesoro jaweła”. Ale isys but semency sawe bićchawenys peskre ćchaworen ke szkoły, potem dzianys duredyr i kerenys matury i but kerde studii. Dawa miśto sy Jamenge sare Romenge so sy syklakirdo manuś i pał Jamendyr rakireł ke gadzie , a so zadział potrzeba waryso naćchyneła ke urzędo i pomogineła dołeske sawo na-dzineł . Miśto so do manusia syklakirde na zabiśtyren peskry romani ćchyb i den but pał peskry tradycja. Sy adzia kaj Rom da-reł romestyr i na pcheneła łeske ciacio. But terne zachowinen pes adzia kaj łęgre Dada pes ładzien pał łędyr. Łaćcho patywało manuś na zanasiaweła peskro romanipen. Syklakirdo manuś powinno tedzineł, kaj nani men ćchy butedyr, tylko jamaro ro-mano zakono.

Bibi Niunia

Jek ław ke Roma ;

Jamen sy Jamary Dewłeskry Daj dre Rywałd. Nadzinen da-łestyr jeszcze but manusia. Jame doj tradas so berś, zawsze jek i do korkowe Gorzowatyr, Radomia-tyr i Aleksandrowatyr. Paciaw kaj jaweła dasawo ciro, kaj but Roma jawena ker Romani Dew-łeskry Daj. Joj sy ke jame pody-men, rydy sy dre romani podzia , bała sy ła kałe i myrykłe pe meń. Mangas ła pał sastypen jamare semencenge. Bagas łake romane gila. Doła kon doj już sys jew-kar, kameł ke tradeł wawyr moło. Wykenden i tume pes. Dewłe-skry Daj ziakirdy.

Bibi Niunia

Damian Kamiński

KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 2928 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011

MŁODZIEŻ ROMSKA PISZE / MOJA PIELGRZYMKA DO RYWAŁDUROMANIPEN / WYKSZTAŁCENIE A ROMANIPEN

Prawo autorskie jest nauką regulującą sferę działalności intelektualnej człowieka. Stanowi część szerszej dziedziny - własności intelektualnej, do której, oprócz prawa autorskiego, zalicza się własność przemysłową (wynalazki, wzory, znaki towarowe itd.). Obowiązujące polskie przepisy prawa autor-skiego wprowadzone zostały do ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. z 2006 r., Nr 90, nr 631, ze zm.).

Utwór w prawie autorskim

Pojęcie utworu – kluczowe dla prawa autorskiego, zostało wprowadzone do przepisu art. 1 powołanej ustawy, zgodnie z którym przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznacze-nia i sposobu wyrażenia. Natomiast dalsza część tego przepisu wprowadza kategorie utworów, do których m.in. można zali-czyć utwory wyrażone słowem, symbolami matematycznymi, znakami graficznymi (literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne oraz programy komputerowe). Wynika z tego, że działalność publicystyczna (dziennikarska) również została objęta prawnoautorską ochroną.

Nie ma wątpliwości, że publicystyka łączy się z działalno-ścią prasową/dziennikarską. Jednakże prawo autorskie nie de-finiuje ani pojęcia „publicystyka”, ani „prasa” (a pojęciem tym posługuje się także w dalszej części ustawy). Stąd też koniecz-ność odwołania się, w celu jak najefektywniejszego rozumie-nia przepisów, do ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. Prawo pra-sowe (Dz. U. Nr 5, poz. 24 ze zm.). Zgodnie z przepisem art. 7 ust. 2 pkt 1 Prawa prasowego, prasa oznacza publikacje pe-riodyczne, które nie tworzą zamkniętej, jednorodnej całości, ukazujące się nie rzadziej niż raz do roku, opatrzone stałym

tytułem albo nazwą, numerem bieżącym i datą, a w szczegól-ności: dzienniki i czasopisma, serwisy agencyjne, stałe prze-kazy teleksowe, biuletyny, programy radiowe i telewizyjne oraz kroniki filmowe; prasą są także wszelkie istniejące i po-wstające w wyniku postępu technicznego środki masowego przekazywania, w tym także rozgłośnie oraz tele- i radiowę-zły zakładowe, upowszechniające publikacje periodyczne za pomocą druku, wizji, fonii lub innej techniki rozpowszech-niania; prasa obejmuje również zespoły ludzi i poszczególne osoby zajmujące się działalnością dziennikarską,

Natomiast za materiał prasowy (art. 7 ust. 2 pkt 4 Prawa prasowego) uważa się każdy opublikowany lub przekazany do opublikowania w prasie tekst albo obraz o charakterze infor-macyjnym, publicystycznym, dokumentalnym lub innym, nie-zależnie od środków przekazu, rodzaju, formy, przeznaczenia czy autorstwa. Z powyższego wynika, że do kategorii utworów można zaliczyć każdą działalność prasową (dziennikarską/pu-blicystyczną) niezależnie od sposobu jej wyrażenia.

Wyłączenie spod prawnoautorskiej ochrony

Każdy rodzaj działalność dziennikarskiej, który manifestu-je się w postaci utworu (tj. spełnia wszystkie konieczne prze-słanki do uznania rezultatów pracy intelektualnej za utwór) jest chroniony przez prawo autorskie. Jednak nie każdy efekt działalności prasowej można uznać za utwór w rozumieniu prawa autorskiego.

W przepisie art. 4 ustawy prawo autorskie i prawa pokrewne ustawodawca jasno wskazuje, że z takiej ochrony nie korzystają „proste informacje prasowe”. Przy tym pojęcie to również nie zostało zdefiniowane. Przyjąć więc należy, że takie informacje nie posiadają odautorskiego komentarza, są jedynie stwierdze-niem „suchych” faktów, bez opisywania, czy komentowania ich

w żaden sposób. Za takie informacje można uznać wszelkie „co, gdzie, kiedy”, kroniki policyjne itp. Pamiętać jednak należy, że w sytuacji, gdy do informacji takiej dodany zostanie komen-tarz, analizy czy opisy, to informacja taka może już przejawiać charakter twórczy konieczny do uznania efektu intelektualnej działalności za utwór.

Proste informacje prasowe dotyczyć mogą różnego rodza-ju przekazu, natomiast nie można ich utożsamiać z „krótki-mi” informacjami, ponieważ nie każda krótka informacja prasowa ma status prostej (która nie korzysta z prawnoau-trskiej ochrony). Nie długość, a zawartość sfery informacyj-nej decyduje o statusie informacji i jej ewentualnej ochronie prawnoautorskiej.

Postawienie poza zakresem ochrony wynikającej z ustawy prostych informacji prasowych ma na uwadze zarówno interes społeczny - swobodę szybkiego przepływu bieżących informa-cji, jak i fakt, że chodzi tu z reguły o materiały dziennikarskie, przy których trudno wskazać na elementy pracy o charakterze twórczym (J. Barta i inni, „Prawo autorskie i prawa pokrewne. Komentarz”, Kraków 2005 r., s. 140).

Dozwolony użytek chronionych utworów w przypadku działalności dziennikarskiej

W szczególny sposób ustawodawca traktuje działalność in-formacyjną w przypadku dozwolonego użytku. Warto w tym miejscu wspomnieć art. 25 ustawy prawo autorskie i prawa pokrewne, który statuuje podstawowe wolności środków ma-sowego komunikowania w odniesieniu do chronionych dzieł, służące zapewnieniu szybkiej i jak najszerszej informacji. W  takiej sytuacji prawa uprawnionych podmiotów podlega-ją ograniczeniu na rzecz interesu społecznego. Należy jednak podkreślić z pełną stanowczością, że ustawodawca nie stoi na gruncie zasady absolutnej wolności wykorzystywania utworów prasowych zawierających informację (Tamże, s. 328).

Wspomniany przepis stanowi, że wolno rozpowszechniać w celach informacyjnych w prasie, radiu i telewizji już rozpo-wszechnione: sprawozdania o aktualnych wydarzeniach; aktu-alne artykuły na tematy polityczne, gospodarcze lub religijne, chyba że zostało wyraźnie zastrzeżone, że ich dalsze rozpo-wszechnianie jest zabronione; aktualne wypowiedzi i fotografie

reporterskie. Można także rozpowszechniać krótkie wyciągi ze sprawozdań i artykułów, przeglądy publikacji i utworów rozpo-wszechnionych; mowy wygłoszone na publicznych zebraniach i rozprawach (co jednak nie upoważnia to jednak do publika-cji zbiorów mów jednej osoby) i krótkie streszczenia rozpo-wszechnionych utworów.

W przypadku rozpowszechniania aktualnych artykułów na tematy polityczne, gospodarcze lub religijne, jak i aktualnych wypowiedzi i fotografii reporterskich, twórcy przysługuje pra-wo do wynagrodzenia.

Natomiast przepis art. 26 powoływanej ustawy zezwa-la w  sprawozdaniach o aktualnych wydarzeniach przyta-czać utwory udostępniane podczas tych wydarzeń, jednakże w granicach uzasadnionych celem informacji. W omawianym przypadku chodzi o sytuacje, gdy reporter przygotowujący sprawozdanie nie jest w stanie oddzielić obrazu lub dźwięku składającego się na wydarzenie od odtworzenia samego dzieła. Tak będzie w sytuacji, np. gdy politycy podczas oficjalnej wi-zyty państwowej parafują umowę na tle dzieła malarskiego lub dyrygent orkiestry, który przyjechał właśnie na gościnne wy-stępy, zostaje sfilmowany w czasie pierwszej próby z orkiestrą (odtworzenie dzieła autorskiego lub wykonania artystycznego jest jedynie tłem dla innego wydarzenia). (Tamże, s. 337 - 338).

Na mocy tego przepisu dopuszczalne jest także udostęp-nianie dzieł podczas wydarzeń bezpośrednio z nimi zwią-zanych np. podczas otwarcia wystawy dzieł sztuki (dzieła są wtedy prezentowane). Warty podkreślenia jest jednak fakt, że dzieło może być udostępnianie wyłącznie podczas wyda-rzeń, a nie dodane w czasie późniejszym, w celu np. uatrak-cyjnienia przekazu itp.

Zakończenie

Prawo autorskie, co do zasady, nie wprowadziło odrębnej, szczególnej regulacji w odniesieniu do utworów powstających w procesie pracy dziennikarskiej, choć niewątpliwie zakres wykorzystywania tego typu utworów w ramach dozwolonego użytku jest stosunkowo szeroki. Idea, jak przyświecała usta-wodawcy związana jest przede wszystkim z informacyjnym charakterem prasy, gdzie celem jest jak najszybsze dotarcie do społeczeństwa z aktualną informacją.

Prawnoautorska ochrona działalności dziennikarskiejJoanna Hołda

30 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 31

PRAKTYCZNE PORADY / PRAWNOAUTORSKA OCHRONA DZIAŁALNOŚCI DZIENNIKARSKIEJPRAKTYCZNE PORADY / PRAWNOAUTORSKA OCHRONA DZIAŁALNOŚCI DZIENNIKARSKIEJ

Często sobie zadaję pytanie, czy my Romowie nie potra-fimy współżyć ze społeczeństwem większościowym, czy od-wrotnie społeczeństwo nie chce z nami kontaktów. Żyję na świecie wiele lat, to i owo zauważyłam. Już w szkole podsta-wowej widziałam, jak niektórzy nauczyciele traktowali i od-nosili się do moich współbraci. Ja miałam to szczęście, że nie byłam inaczej postrzegana, niż moi koledzy nie-Romowie. Ale przykro mi było i często się wstawiałam za moimi romski-mi rówieśnikami. Wtedy się na nas mówiło „sakara makara cygańska ofiara” – nie wiem skąd się wzięło to przezwisko, ale dobrze odzwierciedlało tamte czasy. Teraz też można do wielu sytuacji i zdarzeń dopasować to „powiedzonko”.

W każdej dekadzie mego życia miałam wypróbowa-nych przyjaciół „gadźiów” (nie-Romów). Nie traktowałam ich inaczej niż moich bliskich Romów. Zawsze mogli liczyć na moją pomoc, ja także w potrzebie otrzymywałam od nich wsparcie. To były dobre lata i inni ludzie. Liczyliśmy się ze zdaniem naszych bliskich i znajomych, zależało nam na do-brym sąsiedztwie. Często przy naszych cygańskich ogniskach siedzieli nie tylko Romowie. Razem piekliśmy kartofle, oni słuchali jak nasi chłopcy grali i tańczyli z nami tańce rom-skie. Nie przeszkadzała nam ich obecność i ciekawość. My-ślę, że my Romowie z natury jesteśmy życzliwi. Przez tyle wieków żyliśmy w lasach, znaliśmy tajemnice przyrody, ob-

cowaliśmy ze zwierzętami, niezaczepiani nikogo nie krzyw-dziliśmy. Moje wspomnienia nie wszystkie są dobre, często byłam świadkiem złego traktowania i przypisywania nam, Romom nie zawsze słusznych oskarżeń. Zawsze byłam by-strym dzieckiem, dziewczyną i kobietą, nie pozwalałam na złe traktowanie mojej osoby i rzucanie fałszywych oskarżeń. Byłam i jestem wrażliwa na krzywdę innych, zawsze ingero-wałam widząc przemoc i agresję. Jestem dumna, że w moim cygańskim domu rodzice przekazali mi najlepsze zachowania w obcowaniu z ludźmi bez względu na ich pochodzenie. Sta-rałam się zawsze postępować tak, żeby nikt nie zarzucił mi kłamstwa, chamstwa i bezczelności. Przykre dla mnie jest, kiedy ktoś, kogo uważałam za osobę mi przyjazną, która czę-sto otrzymywała moją czy Romów pomoc, nie umiała docenić naszej przyjaźni i nazywa nas Cyganami w złym znaczeniu tego słowa. My, Romowie dopuszczamy do naszego romskie-go świata ludzi, którzy często wykorzystują naszą naturalną ufność, zarzucając nam to zło, które nam czynią. Lubię mój naród i zdaję sobie sprawę z ogromnego braku edukacji. Dzi-siejsza cywilizacja jest obłudna i my, Romowie powinniśmy przekazywać młodzieży romskiej dobre wzorce i stwarzać jej warunki, aby chciała się edukować. Chciałabym, żeby Romo-wie byli traktowani normalnie i na odwrót.

Z życia wzięte

Jek ław ke Roma

Gadzie zawsze jawenys ke Roma . Sys dasawe semency kaj gadzio sys syr łeskro pszał. Roma i gadzie sy pe pestyr skaza-na. Powinno te jawas dre zgoda. Ale na domekhas gadzien ke jamare romane sprawy. Dre dała ciry musinas tejawas gode i rykiras romane sprawy maśkir romendyr.

Jawne ciry kaj pcharo sy dźipen. Musinas te chaloł kaj ćchawore musinen tepiren ke szkoły. Manuś so nasykloł, ćchy nadzineł. Przegene ciry kaj romnia dzianys pe fody i za-chtyłenys pe chaben, przegeja handlo, miniakirena i thema.

Terne manusia jeszcze warys peske radzinen. Pchure, narze-kinen ,pcharo sy dre them kaj kana sare traden. Roma but keren chyria i gadzie themytka dowa saro przydykhen. Jame zdas peske sprawa, kaj sam dre baro stopnio zależna gadzien-dyr. Sykluwas te wymagineł , dre kulturalno sposobo, wtedy i wawyr manuś odpcheneła menge miśto. Wymaginas terne manusiendyr i na tylko, so kaj dzian ke urzędy ,czy rakiren gadzienca, kaj te namagiren. Butedyr można tekereł so ma-nuś rakireł siukar ćchybiasa, nikones pes na obrazineła, wte-dy i gadzie narakirena pe jamendyr „ sakara makara…”

Bibi Niunia Baśń wg: Zenon Gierała: Cygańskie srebro.Wyd. PTTK „KRAJ” Warszawa 1991 r.Na język romski tłumaczyła Bibi Niunia..Il. wg Mirosława Siary.

Charedyr pchuw sys syr siukar terni romni, łakre waśta sys siukar i jakcha dziasyr tefrejdzion – opcheneł manuś bolibnatyr. – Dasawunia dykcia Rom i pes zakamdzia.

Oczaryndzia siukar Pchuw, peskre sztuczkenca, a joj pe saro przy-ćchyja i dyja łeske ław so ćcheła łeskry romni.

Bachtali Pchuw, zakamdli dre Romestyr, zabistyrdzia cełe swetostyr. Rom syr Rom, jawja dywes kaj kamdzia tewytradeł pe wesia, dre jek dywes tradyja i śpera pał łestyr nasiadzija.

Korkory Pchuw ćchyja, sodywes wydykchełys łes. Do sarestyr dyja teroweł, a łakre jaswa bare, rozpene pes pe ceło boli-ben. Jaswa dykte manusia i kcharenys pe łędyr ćierchenia. Rom dykcia Ćierchenia, na dzindzio, kaj dawa sy jaswa łeskre rom-niakre i duredyr peske tradełys wesienca, nadzinełys soske pes dzia kerdzia chyrja pe sweto.

Jawja dasawo ciro, kaj Pchuw wydyja pe sweto desiuduj ćchawen. Saren łen isys kcham pe kolin i Ćchon pe pike. Ufrejdziakirdy daj przy-tchodzia peskre ćchaworen ke kolin i pchendzia:

– Dawa tumenge kana ław. Zarepyren łes, dałe cirostyr tumen adzia kcharawa

– dawa pchendzia i lija po jekches tekchareł desiuduje ćchonenca. – Kana tumen sy peskro ław – pchendzia – nikon tumen kana na zabi-styreła, ni na zaparuweła!

Ćchawore sygo barionys i dre sygo ciro wybaryne pe siukar terne murnsiendyr. Jek łendyr, Stycznio, podgeja ke peskry daj i pchendzia:

– Ciro, daje, kaj teprynćkiras jamare da-des. Wytradawa me dre swe-to i so bacht man jaweła, odrakchawa łes i jandawa ke kcher – dawa pchendzia terno Stycznio, wchtyja pe boliben, i dykchałyś ceło Pchuw i sareske pes przydykchełys. Dołeske – tyrdeł opchenipen Purano Berś – manusia dykte pe boliben kcham, sawo dełys dut terneskre kolinatyr. A syr Stycznio skchnija i geja tesoweł, pe boliben wygeja Ćchon. Dzia jawne pe sweto dywesa i racia...

Tryjanda jek moło tchowełys pes tesoweł i dzingadziołys Stycznio, a syr ćchy na dodykcia rysija ke daj Pchuw.

– Kana me dziawa – pcheneł Luto. – Dawa so naudyja pes myre psza-łeske, może pes mange udeła? – i adzia syr Stycznio wygeja pe boliben.

Pałe dywesa przedzianys, syr skchnija Luto, rysija pe Pchuw. Pe łe-skro śteto wgeja Marco…

Adzia wydyćchołys baro i pcharo piryben sare pszałęgro.

A Rom ceło ciro tradełys pe wesia. Jewkar syr dre dała ryga, wawyr moło kaj wawyrte i naśty łes rakchenys. Geł łestyr sys but droma i dro-more, jow dzinełys dzia tetradeł kaj nikon naśty sys łes terakcheł. I dołe-ske desiuduj pszała, Kchamesa pe kolin i Ćchonesa pe pike piren pe ceło boliben. Ćchon pał ćchon wydzian terodeł peskre dades.

A so przećcheł tepireł Grudnio i pałe sy tedział Stycznio, dre do ciro przedział Purano Berś, a pe łeskro śteto jaweł Newo. So jaweł Newo Berś manusia – dziasyr pszała – pacien, kaj udeła pes łęge but tekereł i waryso doziakirena... – pchendzia dawa Purano Berś i odgeja dre berga.

– Zaziakir pe ćiercheń! – dyja godli Kało i sykadzia pe boliben.

Pchuro obdykcia pes waśtesa pomachyńdzia, i bałwał łes chtyłdzia i nasiadzija. Sygo oddziałys, Newo Berś naddziałys, terno i zorało.

Paramisi Romane

KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 3332 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011

Z ŻYCIA WIĘTE PARAMISI ROMANE / PARAMISIA, DESIUDUJE ĆCHONENDYR

Trudno dziś prześledzić jakim przemianom podlegały ubiory Cyganów w Polsce. Tylko na podstawie różnych fragmentarycznych opisów można wyobrażać sobie stroje cygańskie z cza-sów nie wcześniejszych, niż początki ubiegłego stulecia. „Ubogi Cygan będzie swoją kapotę ni-cował i łatał do nieskończenia, która już i tak razy kilka swój kolor i postać straciła byleby nie przyodziać sukmany wieśniaczej – pisał

Tadeusz  Narbutt. – „Lepiej się mający cokol-wiek włoży na siebie, musi być tak pstre, tak dziwacznie zrobione i noszone, żeby na pierw-szy rzut oka poznano, że to jest Cygan”.

Wg opisu T. Narbutta w pierwszej połowie XIX wieku Cyganie z różnych grup ubierali się rozmaicie, a strój Cyganów zamożniejszych przedstawiał się okazalej, niż ubiory, cygań-skiej biedoty. „…najszczęśliwszym się każdy sądzi, kiedy może sobie sprawić szlafrok wa-towany z perkalu najwięcej czerwoności ma-jącego. Narzędzie kowalskie, skórzana torba sztuczkami mosiężnymi naszyta, worek z  ty-tuniem, fajka, czupny, czyli bizun cygański – wszystko to musi wisieć z pleców na rzemy-kach, albo u pasa”.

Opisy Romów z połowy XIX wieku infor-mują, iż Cyganie nie obcinali włosów. Męż-czyźni nosili długie czupryny, których pukle opadały ma ramiona i plecy. Ostrzyżona gło-wa była wówczas jedną z cech odróżniających nie–Cygana od Cygana. Nic też dziwnego, że nazywali Polaka ćhindo bało (obciętowłosy). (T. Czacki: O Cyganach).

A oto inny opis stroju Cyganów z osiem-dziesiątych lat XIX wieku. „Strój cygański składał się ówcześnie z długiego, czarnego płaszcza, podobnego do żydowskiego chała-ta, ozdobionego dwoma rzędami guzików ze srebra wielkości gołębich jajek. Na głowie Cy-ganie nosili czarne pilśniowe kapelusze z ko-listym rondem i czerwonym sznurkiem pod brodą. Szyję owijali czarną chustą, związaną z tyłu. U szerokiego pasa zawieszali z prawej strony dużą skórzaną sakwę, z lewej – kań-czug. Czarne spodnie ozdobione były czer-

Ubiór Romówwonymi wstęgami, naszytymi wzdłuż noga-wek. Niezamężne Cyganki nosiły małe czarne czapeczki, przybrane kwiatami i wstążkami, w uszach – długie srebrne kolczyki; czerwone chusty nosiły na głowach mężatki.”(M. Do-woyna–Sylwestrowicz. The Lithuanian Gyp-sies, „Journal of the Gypsy Lore Society”. Vol. II. 1891, nr 2, s. 107–109).

Złote i srebrne monety, jako elementy na-szyjników u kobiet, ozdobne kolczyki, mo-nety wplatane w warkocze, srebrne, a nawet złote szerokie pasy, noszone przez Cyganki; wyszywane kurty i kamizele mężczyzn, wiel-kie srebrne guzy w formie jajek, ozdobne buzdygany, również zdobione srebrem, a na-wet złotem – prawie wszystko to znikło już obecnie, choć częściowo przetrwało jeszcze do drugiej wojny światowej.

Ubiór Cyganów – zwłaszcza kobiecy –który zachował się do dzisiaj, uchodzi powszechnie za typowo i odwiecznie cygański. Tak jednak nie jest; ubiór mężczyzn zatracił już doszczęt-nie swoje dawniejsze cechy, a kobiecy podlegał także w ciągu wieków znacznym przemianom. Chyba tylko trzy cechy stroju kobiecego moż-na uznać za charakterystyczne. Są to: długa i fałdzista spódnica, chusta przewieszona przez jedno ramię i „ozdobność”, będąca wynikiem zamiłowania do błyskotek i jaskrawych barw. W zależności od tego, czy Cyganie są biedniej-si, czy bogatsi, strój bywa okazalszy lub uboż-szy, ozdoby są złote, srebrne albo miedziane, a nawet składające się z kolorowych szkiełek.

Obecna moda cygańska przyniesiona zosta-ła z Bałkanów i dopiero w XIX wieku przyjęła się w Polsce. Do owego czasu Cyganki nosiły suknie płachty, jednoczęściowe lub spódnice nie tak fałdziste – dopiero później ustalił się strój zachowany do dzisiaj. Pozostały też kol-czyki u Cyganek i zwyczaj splatania warkoczy – po dwa z każdej strony – połączonych dopie-ro pod uchem w jeden warkocz grubszy.

Odrębność cygańskiego ubioru mężczyzn zanikł już całkowicie. Stało się to gdzieś pod koniec lat trzydziestych XX wieku.

Opracowanie wg: J. Ficowski: „Cyganie na polskich drogach”. Wydawnictwo Literackie, Kraków 1953 rok.

Cyganie – rysunek nieznanego autora z połowy XIX wieku.

Randia fot. Andrzej Polakowski, lata 60 XX wieku.

Cygan palący fajkę.

Współczesne stroje estradowe, fot. Agnieszka Caban

34 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 KWARTALNIK ROMSKI / NR 2 2010/2011 35

OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA / UBIÓR ROMÓW OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA / UBIÓR ROMÓW

Fot. Agnieszka Caban

Galeria

David Teniers (młodszy) (1610-1690) - Cygańskie wróżby.

Romano Waśt

Pomocna Dłoń

KAPITAŁ LUDZKINARODOWA STRATEGIA SPÓJNOŚCI

Czasopismo współf inansowane ze środków Unii Europejsk iej w ramach Europejsk iego Funduszu Społecznego