Rodzina na start - PKN Orlen · cha³ (6 l.), Dawid (8 l.), Mateusz (10 l.), Krystian (11 l.) i...

1
46 10 LAT GAZETY ANONSE WTOREK 6.11.2007 NR 89 (762) www.anonse.pl Dziecko rodzi siê ca³kowicie bezbronne. Tylko od nas, doro- s³ych zale¿y jego dalszy los. Nie- którzy rodzice zbyt wczeœnie od- chodz¹, albo nie staj¹ na wysokoœci swego zadania, nie s¹ "wydolni wychowawczo", nie radz¹ sobie. Wówczas wspaniale jest, jeœli pojawia siê ktoœ, kto mo¿e ich zast¹piæ. I to niesamowite ciep³o… Wtorkowy jesienny poranek. Zadbany ogród wokó³ schludne- go domu. Przy bramie wita nas uœmiechniêta kobieta i zaprasza do œrodka. W kuchni pachn¹cej ciastem du¿y stó³, spora ³awa i rz¹d krzese³. Przez okna zagl¹- daj¹ drzewa, w salonie kominek. W powietrzu ciep³o i spokój. Pa- ni Zofia B³aszkiewicz, dyrektor rodzinnego domu dziecka w Górznie, odk³ada na bok pod- rêczniki i s³ownik jêzyka angiel- skiego. – Zapisa³am siê na kurs z fundu- szy unijnych, dzieciom trzeba pomóc w lekcjach – uœmiecha siê. Rozk³a- da serwetki, parzy herbatê. Przez chwilê siedzimy nieco zak³opo- tani. Czego siê spodziewaliœmy? Przy oœmiorgu dzieciach jest ogrom pracy, a tu dom lœni czy- stoœci¹. Wyposa¿enie kuchni skromne, ale niezwykle schludne i zadbane. I to niesamowite cie- p³o… – Jak to siê zaczê³o? – Wszystko zaczê³o siê 12 lat temu. Trafiliœmy z mê¿em na og³oszenie i od razu przeprowadziliœmy rodzinn¹ naradê. Dwójka naszych rodzonych dzieci by³a wtedy malutka. Oczywi- œcie, ¿e mieliœmy obawy i z perspekty- wy czasu uwa¿am, ¿e byliœmy bardzo odwa¿ni. PóŸniej bowiem okaza³o siê, ¿e to ogromne wyzwanie, bardzo ciê¿- ka praca i brak ¿ycia osobistego, to- warzyskiego, zmêczenie i nieprzespa- ne noce. Dzieci maj¹ za sob¹ traumatyczne przejœcia, ogromne za- leg³oœci szkolne, emocjonalne, zdro- wotne. Wymagaj¹ nie tylko czasu, troski, mi³oœci, zainteresowania, ale równie¿ wielogodzinnych æwiczeñ i powtarzanych miesi¹cami rytua³ów, aby poczu³y siê bezpieczne. Czasami trzeba wesprzeæ siê farmakologi¹, a to wymaga wielu specjalistycznych kon- sultacji. Dom, w którym mieszkamy, dostaliœmy od gminy, ale remontowa- liœmy ju¿ w³asnymi si³ami. Przezna- czyliœmy na to mnóstwo energii i cza- su. To wielka zas³uga mojego mê¿a, Grzegorza, który jest prawdziw¹ "z³o- ta r¹czk¹". Co sprawia Pañstwu najwiêksz¹ satysfakcjê? – Najwiêksz¹ satysfakcj¹ s¹ dla nas sukcesy dzieci. Od 1 wrzeœnia 1995 wychowaliœmy ³¹cznie siedem- naœcioro dzieci. Nasza pierwsza wy- chowanka ma ju¿ troje w³asnych dzie- ci i jest niezwykle zaradn¹ osob¹. Bardzo buduj¹ce by³o wyznanie innej usamodzielnionej wychowanki: "Ma- mo, teraz dopiero widzê, ¿e z lodówki mo¿na coœ wyj¹æ, gdy siê wczeœniej do niej coœ w³o¿y, a zakupy siê same nie robi¹…" Ale ciesz¹ nas równie¿ drobne sukcesy: jak postêpy w szkole, chêæ rozmawiania, zgodnoœæ dzieci miêdzy sob¹, posprz¹tany pokój. – S³yszê, ¿e dzieci zwracaj¹ siê do Pañstwa jak do prawdziwych ro- dziców. – Teraz to siê nieco zmieni³o. Wie- le dzieci ma kontakt ze swoimi biolo- gicznymi rodzicami. Aby nie m¹ciæ im w g³owach, ¿e maj¹ dwie mamy i dwóch tatusiów wprowadziliœmy "ciociê" i "wujka" – co w ¿aden sposób nie zmieni³o naszego podejœcia do dzieci. – Gdyby znaleŸli siê chêtni do po- mocy – co by³oby Pañstwu potrzebne? – Najbardziej biurka, rega³y i wy- posa¿enie do czêœci pokoi dzieci. Za- wsze mile widziany sprzêt sportowy, ³y¿worolki oraz poœciele, ko³dry, po- duszki. Stoimy równie¿ przed ko- niecznoœci¹ wymiany okien. – Co powiedzia³aby Pani chêtnym do prowadzenia rodzinnego domu dziecka? – Powiedzia³abym, ¿e to naprawdê bardzo ciê¿ka i odpowiedzialna praca i ¿e nie ma takiej profesji na œwiecie, która da³aby wiêksz¹ satysfakcjê! Pomagam, pomagam… 15 minut drogi i jesteœmy w Fia³kach z wizyt¹ u Pañstwa Ewy i Henryka Radzikowskich, którzy prowadz¹ rodzinny dom dziecka od 1 wrzeœnia br. Pla- cówka powsta³a w ich w³asnym przestronnym domu z wielkim terenem dooko³a. – Mamy w³asny pomost, dostêp do jeziora, konie. Latem prowadzimy dodatkowo gospodarstwo agrotury- styczne i zapraszamy wszystkich letni- ków do odwiedzenia tego piêknego miejsca. – Jak zaczê³a siê Pañstwa historia z dzieæmi? – Ja pracowa³am w s³u¿bie zdro- wia – mówi Pani Ewa – niestety, pad³am ofiar¹ masowych zwolnieñ i zosta³am bez pracy. M¹¿ wczeœniej pracowa³ du¿o za granic¹, póŸniej ja do niego do³¹czy³am, wiêc na szczê- œcie nie mieliœmy k³opotów finanso- wych. Odchowaliœmy w³asne dzieci i pomyœleliœmy, ¿e czas siê ustabilizo- waæ. Postanowiliœmy otworzyæ gospo- darstwo agroturystyczne i zaj¹æ siê tylko tym. Jednak gdy przyszed³ mar- twy okres jesieni i zimy okaza³o siê, ¿e nasz entuzjazm, energia i pe³nia ¿y- cia, których nie mamy na co spo¿ytko- waæ, oprowadzaj¹ nas do ob³êdu w tej ciszy i spokoju. Coœ aktywnego trzeba zdzia³aæ i to natychmiast! Natych- miast siê nie da³o. Przetrwaliœmy 2 lata fachowych szkoleñ niezbêdnych do prowadzenia Rodzinnego Domu Dziecka. W miêdzyczasie byliœmy tzw. rodzin¹ zaprzyjaŸnion¹. Zabierali- œmy czasowo dzieci z domu dziecka, wiêc "wchodziliœmy" ju¿ w temat. W tej chwili jest u nas ósemka wspa- nia³ych dzieciaków: najm³odsza, We- ronika ma 2 lata, jej brat o dumnym imieniu Medard jest trzylatkiem, a ich 11-letnia siostra ma na imiê Karoli- na, nastêpnych piêcioro braci to: Mi- cha³ (6 l.), Dawid (8 l.), Mateusz (10 l.), Krystian (11 l.) i najstarszy Darek (14 l.). Starsze dzieci s¹ w szkole, za to Medard i Weronika dzielnie po- magaj¹ wujkowi w noszeniu drew- na do kominka. Uœmiechniête, z wy- piekami na twarzy uparcie nosz¹ spore kloce. Pomagam, pomagam – sapie radoœnie Medard. S¹ malutkie i nie pamiêtaj¹ przykrych chwil, ale wiêkszoœæ dzieci ma za sob¹ bardzo bolesne wspomnienia. Jesteœcie na pocz¹tku swojej dro- gi, macie Pañstwo wspania³¹ bazê, co by³oby Wam jeszcze potrzebne? Rower dla Karolinki, a dla ch³opców mo¿e bilard, pi³karzyki, stó³ do ping-ponga. Mamy du¿¹ œwietlicê i fajnie by³oby j¹ czymœ zape³niæ. – Co poradzilibyœcie innym chc¹- cym prowadziæ Rodzinny Dom Dziec- ka? – Jeœli macie potrzebê serca – nie wahajcie siê! Dobrze siê przygotujcie, a potem to ju¿ sama s³odycz! I dzieje siê cud… Spokojne osiedle na obrze- ¿ach Torunia. Rozkopana ulica, roboty ciê¿kim sprzêtem, bie- gniemy. Drzwi otwiera nam Pan Andrzej Siewiñski prowadz¹cy wspólnie z ¿on¹ Barbar¹ rodzin- ny dom dziecka od 5 lat. – Przepraszamy za spóŸnienie... Proszê, ju¿ sobie ca³y dzieñ na Was przeznaczy³em – zmarsz- czona mina nie wró¿y nic dobre- go. "Dostanie nam siê" – pomy- œla³am – przesuwaliœmy godzinê dwa razy i na koniec i tak przy- byliœmy mocno spóŸnieni. Nie jest ³atwo. Pan Andrzej, cz³o- wiek surowy i wiedz¹cy, czego chce, wcale nie zamierza poddaæ siê rytmowi naszej rozmowy. Zdecydowanym, donoœnym g³o- sem opowiada o swoich k³opo- tach urzêdowych, dzisiejszym œwiecie, polityce. Próbujemy wrzuciæ rozmowê na interesuj¹- ce nas tory i gdy tracimy ju¿ na- dziejê wracaj¹ ze szko³y dzieci. – Czeœæ, wujek, czeœæ, wujek, dzieñ dobry! – rozbrzmiewaj¹ radosne pokrzykiwania od drzwi i dzieje siê cud… Twarz Pana Andrzeja wyg³adza siê i promienieje, g³os traci nagle szorstk¹ nutê i z tro- sk¹ wita ka¿de nastêpne dziecko. – Na³ó¿cie sobie obiad. Jak w szko- le? Teraz ju¿ mo¿emy pytaæ o wszystko i dostaniemy odpo- wiedŸ. Dom dostali od gminy, wyremontowany, umeblowany, urz¹dzony. Mieszkaj¹ w nim: Adrian (22 l.) – student Uniwer- sytetu Olsztyñskiego u progu sa- modzielnoœci, Jarek (19 l.), Da- mian (18 l.), Patryk (17 l.), Kasia (16 l.), £ukasz (15 l.), Basia (13 l.) i najm³odsza Wioletta (9 l.). Zaczê³o siê z potrzeby serca – naturalnie. Rodzinê spotka³a tragedia i Pañstwo Siewiñscy, maj¹c w³asn¹ córkê, adoptowali czwórkê dzieci zmar³ych najbli¿- szych krewnych. Kiedy dzieci kolejno wychodzi³y z domu, po- stanowili kontynuowaæ realiza- cjê swego powo³ania i prze- kszta³ciæ siê w rodzinny dom dziecka. – Co jest dla Pañstwa najwiêkszym problemem? – Jakim problemem? Proszê Pani, jak ja bym mia³ traktowaæ wychowa- nie dzieci jak zestaw problemów, to ja bym musia³ to wszystko zamkn¹æ! Przecie¿ to jest moja praca! Ludzie mówi¹, ¿e tak ciê¿ko, ¿e takie proble- my. Drzewo wyci¹³em spod okna, ¿e- by mi nie spadli, bo to by³by dopiero problem… Dzieci przychodz¹ do nas z wielkimi obci¹¿eniami i bardzo je odreagowuj¹. Musimy byæ wtedy przy nich bardzo blisko i cierpliwie dzia³aæ. Nie przera¿a nas, ¿e w przy- p³ywie emocji zbij¹ szybê, czy ukrad- n¹ pieni¹dze. Podjêliœmy decyzjê: je- Spotkania z rodzinnymi domami dziecka Rodzina na start "Sierot¹ jest dziecko, któremu umarli rodzice, sierot¹ jest i to dziecko, któremu nie urodzi³ siê jeszcze rodzic i opiekun jego ducha..." Janusz Korczak Pani Marzanna, Patryk i Klaudia. Rodzinny Dom Dziecka w Paulinie. Fot. Karolina Kwiatkowska Dwuletnia Weronika. Rodzinny Dom Dziecka w Fia³kach. Fot. Mariusz Dusza Pomagam, pomagam… trzylatek Medard. Rodzinny Dom Dziecka w Fia³kach. Fot. Mariusz Dusza

Transcript of Rodzina na start - PKN Orlen · cha³ (6 l.), Dawid (8 l.), Mateusz (10 l.), Krystian (11 l.) i...

Page 1: Rodzina na start - PKN Orlen · cha³ (6 l.), Dawid (8 l.), Mateusz (10 l.), Krystian (11 l.) i najstarszy Darek (14 l.). Starsze dzieci s¹ w szkole, za to Medard i Weronika dzielnie

46 10 LLAT GGAZETY AANONSE WTOREK 66.11.2007 NNR 889 ((762)www.anonse.pl

Dziecko rodzi siê ca³kowiciebezbronne. Tylko od nas, doro-s³ych zale¿y jego dalszy los. Nie-którzy rodzice zbyt wczeœnie od-chodz¹, albo nie staj¹na wysokoœci swego zadania, nies¹ "wydolni wychowawczo", nieradz¹ sobie. Wówczas wspanialejest, jeœli pojawia siê ktoœ, ktomo¿e ich zast¹piæ.

I to niesamowite ciep³o…Wtorkowy jesienny poranek.

Zadbany ogród wokó³ schludne-go domu. Przy bramie wita nasuœmiechniêta kobieta i zapraszado œrodka. W kuchni pachn¹cejciastem du¿y stó³, spora ³awai rz¹d krzese³. Przez okna zagl¹-daj¹ drzewa, w salonie kominek.W powietrzu ciep³o i spokój. Pa-ni Zofia B³aszkiewicz, dyrektorrodzinnego domu dzieckaw Górznie, odk³ada na bok pod-rêczniki i s³ownik jêzyka angiel-skiego.

– Zapisa³am siê na kurs z fundu-szy unijnych, dzieciom trzeba pomócw lekcjach – uœmiecha siê. Rozk³a-da serwetki, parzy herbatê. Przezchwilê siedzimy nieco zak³opo-tani. Czego siê spodziewaliœmy?Przy oœmiorgu dzieciach jestogrom pracy, a tu dom lœni czy-stoœci¹. Wyposa¿enie kuchniskromne, ale niezwykle schludnei zadbane. I to niesamowite cie-p³o…

– Jak to siê zaczê³o?– Wszystko zaczê³o siê 12 lat temu.

Trafiliœmy z mê¿em na og³oszeniei od razu przeprowadziliœmy rodzinn¹naradê. Dwójka naszych rodzonychdzieci by³a wtedy malutka. Oczywi-œcie, ¿e mieliœmy obawy i z perspekty-wy czasu uwa¿am, ¿e byliœmy bardzoodwa¿ni. PóŸniej bowiem okaza³o siê,¿e to ogromne wyzwanie, bardzo ciê¿-ka praca i brak ¿ycia osobistego, to-warzyskiego, zmêczenie i nieprzespa-ne noce. Dzieci maj¹ za sob¹traumatyczne przejœcia, ogromne za-leg³oœci szkolne, emocjonalne, zdro-wotne. Wymagaj¹ nie tylko czasu,troski, mi³oœci, zainteresowania, alerównie¿ wielogodzinnych æwiczeñi powtarzanych miesi¹cami rytua³ów,aby poczu³y siê bezpieczne. Czasamitrzeba wesprzeæ siê farmakologi¹, a towymaga wielu specjalistycznych kon-sultacji. Dom, w którym mieszkamy,dostaliœmy od gminy, ale remontowa-liœmy ju¿ w³asnymi si³ami. Przezna-czyliœmy na to mnóstwo energii i cza-su. To wielka zas³uga mojego mê¿a,Grzegorza, który jest prawdziw¹ "z³o-ta r¹czk¹".

– Co sprawia Pañstwu najwiêksz¹satysfakcjê?

– Najwiêksz¹ satysfakcj¹ s¹ dlanas sukcesy dzieci. Od 1 wrzeœnia1995 wychowaliœmy ³¹cznie siedem-naœcioro dzieci. Nasza pierwsza wy-chowanka ma ju¿ troje w³asnych dzie-ci i jest niezwykle zaradn¹ osob¹.Bardzo buduj¹ce by³o wyznanie innej

usamodzielnionej wychowanki: "Ma-mo, teraz dopiero widzê, ¿e z lodówkimo¿na coœ wyj¹æ, gdy siê wczeœniejdo niej coœ w³o¿y, a zakupy siê samenie robi¹…" Ale ciesz¹ nas równie¿drobne sukcesy: jak postêpy w szkole,chêæ rozmawiania, zgodnoœæ dziecimiêdzy sob¹, posprz¹tany pokój.

– S³yszê, ¿e dzieci zwracaj¹ siêdo Pañstwa jak do prawdziwych ro-dziców.

– Teraz to siê nieco zmieni³o. Wie-le dzieci ma kontakt ze swoimi biolo-gicznymi rodzicami. Aby nie m¹ciæim w g³owach, ¿e maj¹ dwie mamyi dwóch tatusiów wprowadziliœmy"ciociê" i "wujka" – co w ¿aden sposóbnie zmieni³o naszego podejœciado dzieci.

– Gdyby znaleŸli siê chêtni do po-mocy – co by³oby Pañstwu potrzebne?

– Najbardziej biurka, rega³y i wy-posa¿enie do czêœci pokoi dzieci. Za-wsze mile widziany sprzêt sportowy,³y¿worolki oraz poœciele, ko³dry, po-duszki. Stoimy równie¿ przed ko-niecznoœci¹ wymiany okien.

– Co powiedzia³aby Pani chêtnymdo prowadzenia rodzinnego domudziecka?

– Powiedzia³abym, ¿e to naprawdêbardzo ciê¿ka i odpowiedzialna pracai ¿e nie ma takiej profesji na œwiecie,która da³aby wiêksz¹ satysfakcjê!

Pomagam, pomagam…15 minut drogi i jesteœmy

w Fia³kach z wizyt¹ u PañstwaEwy i Henryka Radzikowskich,którzy prowadz¹ rodzinny domdziecka od 1 wrzeœnia br. Pla-cówka powsta³a w ich w³asnymprzestronnym domu z wielkimterenem dooko³a.

– Mamy w³asny pomost, dostêpdo jeziora, konie. Latem prowadzimydodatkowo gospodarstwo agrotury-styczne i zapraszamy wszystkich letni-ków do odwiedzenia tego piêknegomiejsca.

– Jak zaczê³a siê Pañstwa historiaz dzieæmi?

– Ja pracowa³am w s³u¿bie zdro-wia – mówi Pani Ewa – niestety,pad³am ofiar¹ masowych zwolnieñi zosta³am bez pracy. M¹¿ wczeœniejpracowa³ du¿o za granic¹, póŸniej jado niego do³¹czy³am, wiêc na szczê-œcie nie mieliœmy k³opotów finanso-wych. Odchowaliœmy w³asne dziecii pomyœleliœmy, ¿e czas siê ustabilizo-waæ. Postanowiliœmy otworzyæ gospo-darstwo agroturystyczne i zaj¹æ siêtylko tym. Jednak gdy przyszed³ mar-twy okres jesieni i zimy okaza³o siê, ¿enasz entuzjazm, energia i pe³nia ¿y-cia, których nie mamy na co spo¿ytko-waæ, oprowadzaj¹ nas do ob³êdu w tejciszy i spokoju. Coœ aktywnego trzebazdzia³aæ i to natychmiast! Natych-miast siê nie da³o. Przetrwaliœmy 2lata fachowych szkoleñ niezbêdnychdo prowadzenia Rodzinnego DomuDziecka. W miêdzyczasie byliœmy tzw.rodzin¹ zaprzyjaŸnion¹. Zabierali-œmy czasowo dzieci z domu dziecka,wiêc "wchodziliœmy" ju¿ w temat.W tej chwili jest u nas ósemka wspa-nia³ych dzieciaków: najm³odsza, We-

ronika ma 2 lata, jej brat o dumnymimieniu Medard jest trzylatkiem, a ich11-letnia siostra ma na imiê Karoli-na, nastêpnych piêcioro braci to: Mi-cha³ (6 l.), Dawid (8 l.), Mateusz (10l.), Krystian (11 l.) i najstarszy Darek(14 l.). Starsze dzieci s¹ w szkole,za to Medard i Weronika dzielnie po-magaj¹ wujkowi w noszeniu drew-na do kominka. Uœmiechniête, z wy-piekami na twarzy uparcie nosz¹spore kloce.

– Pomagam, pomagam – sapieradoœnie Medard.

S¹ malutkie i nie pamiêtaj¹przykrych chwil, ale wiêkszoœædzieci ma za sob¹ bardzo bolesnewspomnienia.

– Jesteœcie na pocz¹tku swojej dro-gi, macie Pañstwo wspania³¹ bazê, coby³oby Wam jeszcze potrzebne?

– Rower dla Karolinki, a dlach³opców mo¿e bilard, pi³karzyki, stó³do ping-ponga. Mamy du¿¹ œwietlicêi fajnie by³oby j¹ czymœ zape³niæ.

– Co poradzilibyœcie innym chc¹-cym prowadziæ Rodzinny Dom Dziec-ka?

– Jeœli macie potrzebê serca – niewahajcie siê! Dobrze siê przygotujcie,a potem to ju¿ sama s³odycz!

I dzieje siê cud…Spokojne osiedle na obrze-

¿ach Torunia. Rozkopana ulica,roboty ciê¿kim sprzêtem, bie-

gniemy. Drzwi otwiera nam PanAndrzej Siewiñski prowadz¹cywspólnie z ¿on¹ Barbar¹ rodzin-ny dom dziecka od 5 lat.

– Przepraszamy za spóŸnienie... – Proszê, ju¿ sobie ca³y dzieñ

na Was przeznaczy³em – zmarsz-czona mina nie wró¿y nic dobre-go. "Dostanie nam siê" – pomy-œla³am – przesuwaliœmy godzinêdwa razy i na koniec i tak przy-byliœmy mocno spóŸnieni. Niejest ³atwo. Pan Andrzej, cz³o-wiek surowy i wiedz¹cy, czegochce, wcale nie zamierza poddaæsiê rytmowi naszej rozmowy.Zdecydowanym, donoœnym g³o-sem opowiada o swoich k³opo-tach urzêdowych, dzisiejszymœwiecie, polityce. Próbujemywrzuciæ rozmowê na interesuj¹-ce nas tory i gdy tracimy ju¿ na-dziejê wracaj¹ ze szko³y dzieci.

– Czeœæ, wujek, czeœæ, wujek, dzieñdobry! – rozbrzmiewaj¹ radosnepokrzykiwania od drzwi i dziejesiê cud… Twarz Pana Andrzejawyg³adza siê i promienieje, g³ostraci nagle szorstk¹ nutê i z tro-sk¹ wita ka¿de nastêpne dziecko.

– Na³ó¿cie sobie obiad. Jak w szko-le?

Teraz ju¿ mo¿emy pytaæo wszystko i dostaniemy odpo-wiedŸ. Dom dostali od gminy,wyremontowany, umeblowany,

urz¹dzony. Mieszkaj¹ w nim:Adrian (22 l.) – student Uniwer-sytetu Olsztyñskiego u progu sa-modzielnoœci, Jarek (19 l.), Da-mian (18 l.), Patryk (17 l.), Kasia(16 l.), £ukasz (15 l.), Basia (13l.) i najm³odsza Wioletta (9 l.).Zaczê³o siê z potrzeby serca– naturalnie. Rodzinê spotka³atragedia i Pañstwo Siewiñscy,maj¹c w³asn¹ córkê, adoptowaliczwórkê dzieci zmar³ych najbli¿-szych krewnych. Kiedy dziecikolejno wychodzi³y z domu, po-stanowili kontynuowaæ realiza-cjê swego powo³ania i prze-kszta³ciæ siê w rodzinny domdziecka.

– Co jest dla Pañstwa najwiêkszymproblemem?

– Jakim problemem? Proszê Pani,jak ja bym mia³ traktowaæ wychowa-nie dzieci jak zestaw problemów, to jabym musia³ to wszystko zamkn¹æ!Przecie¿ to jest moja praca! Ludziemówi¹, ¿e tak ciê¿ko, ¿e takie proble-my. Drzewo wyci¹³em spod okna, ¿e-by mi nie spadli, bo to by³by dopieroproblem… Dzieci przychodz¹ do nasz wielkimi obci¹¿eniami i bardzo jeodreagowuj¹. Musimy byæ wtedyprzy nich bardzo blisko i cierpliwiedzia³aæ. Nie przera¿a nas, ¿e w przy-p³ywie emocji zbij¹ szybê, czy ukrad-n¹ pieni¹dze. Podjêliœmy decyzjê: je-

Spotkania z rodzinnymi domami dzieckaRodzina na start

"Sierot¹ jest dziecko, któremu umarli rodzice,sierot¹ jest i to dziecko, któremu nie urodzi³ siê jeszcze rodzici opiekun jego ducha..."

Janusz Korczak

Pani Marzanna, Patryk i Klaudia. Rodzinny Dom Dziecka w Paulinie. Fot. Karolina Kwiatkowska

Dwuletnia Weronika. Rodzinny Dom Dziecka w Fia³kach.Fot. Mariusz Dusza

Pomagam, pomagam… trzylatek Medard. Rodzinny Dom Dzieckaw Fia³kach. Fot. Mariusz Dusza