Punke michael zjawa
-
Upload
darek-darek -
Category
Documents
-
view
231 -
download
14
description
Transcript of Punke michael zjawa
DlamoichRodziców,MaryliniButchaPunke
Niewymierzajciesamisobiesprawiedliwości,leczpozostawcietopomścieBożej!
Napisanobowiem:DoMnienależypomsta.Jawymierzęzapłatę–mówiPan.
Rz12,19–20.
1września1823roku
Zamierzaligozostawićswemulosowi.Rannymężczyznazrozumiałtoodrazu,gdytylkopopatrzyłnachłopca,którywbiłoczywziemię,anastępnieodwróciłwzrok,niewytrzymującjegospojrzenia.
Odwieludnichłopaktoczyłspórzczłowiekiemwczapcezwilczejskóry.Czynaprawdęodwieludni?Rannycałyczaswalczyłzgorączkąibólem,niemógłwięcmiećpewności,czysłyszaneprzezeńrozmowysąrzeczywiste,czymożestanowiąjedyniewytwórmajaczeńjegoumysłu.
Spojrzałwgórę,nastrzelistąskalnąformacjęwznoszącąsięnadpolaną.Dziwnymsposobemnanagiejkamiennejstromiźniezdołaławyrosnąćsamotna,krzywasosna.Wcześniejwielerazyprzyglądałsiędrzewu,nigdyjednakniedostrzegłwnimtego,cowidziałwtejchwili–jegosylwetkatworzyławyraźnykształtkrzyża.Porazpierwszy
uświadomiłsobie,żemożeumrzećtutaj,natejpolancenieopodalźródła.
Rannymężczyznaczułsiędziwnieoderwanyodsytuacji,wktórejodgrywałgłównąrolę.Przezkrótkąchwilęzastanawiałsię,cozrobiłbynamiejscutamtych.Gdybytuzostali,aoddziałwojownikówkierującysięwgóręrzekiznalazłbypolankę,wszyscybyzginęli.„Czyjapoświęciłbymżycie,abyichratować...skoroitakichlosbyłbyprzesądzony?”
–Jesteśpewny,żezbliżająsiędostrumienia?–spytałchłopiecłamiącymsięgłosem.Naogółudawałomusięmówićtenorem,jednakwchwilach,gdyniepanowałnadsobą,wpadałwwysokietony.
Przyogniskuczłowiekwczapcezwilczejskórypochylałsięnadkratkądosuszeniamięsa,pośpieszniewpychającpaskiniedosuszonejdziczyznydoindiańskiejsakwy.
–Chceszzostaćisięprzekonać?Rannystarałsięcośpowiedzieć.Ponownie
poczułprzeszywającybólwgardle.Wydałzsiebiejakiśdźwięk,aleniemógłwyartykułowaćżadnegozrozumiałegowyrazu.
Mężczyznawczapcezwilczejskóryzignorowałgoidalejzbierałskromnezapasy,chłopakjednaksięodwrócił.
–Onpróbujecośpowiedzieć.Uklęknąłnajednokolanotużprzyrannym.Nie
mogącmówić,mężczyznapodniósłjedynesprawneramięinacośwskazał.
–Chce,żebypodaćmujegostrzelbę–powiedziałchłopak.–Żebyśmygoposadziliidalimustrzelbę.
Mężczyznawczapcezwilczejskóryprzebyłdzielącąichprzestrzeńszybkimi,miarowymikrokami.Mocnokopnąłchłopcawplecy.
–Ruszajsię,docholery!Przeszedłdorannego,któryleżałobokswego
skromnegodobytkuułożonegowstos:należałydoniegotorbamyśliwska,nóżwozdobionejpaciorkamipochwie,toporek,strzelbairógnaprochstrzelniczy.Rannymężczyznaprzyglądałsiębezradnie,jakczłowiekwczapcezwilczejskórypochylasięipodnosijegotorbęmyśliwską.Wygrzebawszyzwnętrzadraskęikrzesiwo,wrzuciłjedokieszeninaprzodzieskórzanejbluzy.Następniepochwyciłprochownicęiprzerzuciłjąsobieprzezramię.Toporekzatknąłzaszerokiskórzanypas.
–Corobisz?–zapytałchłopak.Mężczyznaznówsięschylił,podniósłnóżirzucił
gochłopcu.–Weźto.
Chłopieczłapałprzedmiot,zprzerażeniempatrzącnazdobionąpaciorkamipochwęwswojejręce.Pozostałajużtylkostrzelba.Człowiekwczapcezwilczejskóryszybkosprawdził,czyjestnaładowana.
–Wybacz,staryGlassie.Itakżadnaztychrzeczynaniccisięnieprzyda.
Chłopiecwyglądałnazszokowanego.–Niemożemyzostawićgotutajbezniczego.Człowiekwczapcezwilczejskóryomiótłgo
spojrzeniem,apotemzniknąłwlesie.Rannywpatrywałsięwchłopca,którystałprzez
dłuższąchwilęnieruchomo,trzymającwrękunóż–jegonóż.Wreszciechłopakuniósłgłowę.Początkowojakbychciałcośpowiedzieć,lecztylkookręciłsięnapięcieiuciekłpomiędzysosny.
Rannymężczyznaobserwowałprześwitmiędzydrzewami,wktórymzniknęlitamci.Miotałnimgniew,pochłaniałgoniczymogieńigliwiesosny.Niczegonaświecieniepragnąłterazbardziej,niżchwycićichobuzagardłaizadusićnaśmierć.
Zacząłinstynktowniekrzyczeć,znówzapominając,żeniejestwstaniewydobyćzsiebieżadnychsłów,żeczekagotylkocierpienie.Podniósłsięnalewymłokciu.Lekkozgiąłpraweramię,alebyłozbytsłabe,bysięnanimoprzeć.Ruchsprawił,żejegoszyjęiplecyprzeszyłostry
ból.Poczułnapięcieskórypodprymitywnymiszwami.Spojrzałwdółnanogę,mocnoobwiązanązakrwawionymistrzępamistarejkoszuli.Niemógłnapiąćmięśniudaizmusićnogidofunkcjonowania.
Zebrawszywszystkiesiły,przewróciłsięciężkonabrzuch.Czuł,jakjedenzeszwówpęka,aświeżakrewzalewamuplecy.Bólbyłjednakniczymwporównaniuznapływemkolejnejfaligniewu.
HughGlasszacząłsięczołgać.
CZĘŚĆI
Rozdział1
21sierpnia1823roku
–MojałódźzSt.Louisspodziewanajestwkażdejchwili,monsieurAshley–powtórzyłtęgiFrancuzcierpliwym,leczjednocześnienatarczywymtonem.–ChętniesprzedamKompaniiFutrzarskiejGórSkalistychcałyjejładunek,niemogęjednaksprzedaćczegoś,czegoniemam.
WilliamH.Ashleystuknąłcynowymkubkiemonieheblowanedeskistołu.Starannieprzystrzyżonasiwabrodaniebyławstanieukryćsilniezaciśniętychszczęk.Awjegoprzypadkuzaciśnięteszczękimogłyoznaczaćkolejnywybuch,gdyżAshleyznówmusiałstawićczołoczemuś,
czegoniecierpiałponadwszystko–czekaniu.Francuz,oniewiarygodnymimieniuinazwisku
KiowaBrazeau,przyglądałsięAshleyowizrosnącymzaniepokojeniem.Jegoobecnośćwtejodciętejodświatafaktoriioznaczałarzadkąszansę,aKiowawiedział,żesensownewykorzystanieowejznajomościmożepołożyćpodwalinypodjegonoweprzedsięwzięcie.AshleybyłważnąpostaciąświatabiznesuipolitykiwSt.Louis,miałwizjęrozwojuhandlunaZachodzie,ajednocześniedysponowałpieniędzmi,bytęwizjęzrealizować.Pieniędzmiinnychludzi,jaksammówił.Płochliwymipieniędzmi.Nerwowymipieniędzmi.Pieniędzmi,którełatwoprzepływająodjednegospekulantadodrugiego.
Kiowazmrużyłoczyzagrubymiszkłamiokularów;choćwidziałdośćsłabo,umiałczytaćwludziach.
–Jeśliokażemipantrochępobłażliwości,monsieurAshley,będęmógłpanuzaproponowaćpewnepocieszeniepodczasoczekiwanianamojąłódź.
Ashleyniewydałzsiebieżadnegosłowaaprobaty,lecztakżeniekontynuowałtyrady.
–MuszęzamówićkolejnetowaryzSt.Louis–rzekłKiowa.–Jutrowyślękurierawdółrzeki,wkanu.Możeprzekazaćpańskąwiadomośćdla
syndykatu.Zdążyichpanuspokoić,zanimusłysząwszystkieplotkioklęscepułkownikaLeavenwortha.
Ashleywestchnąłciężkoipociągnąłsolidnyłykkwaśnegopiwa,rezygnując–zbrakualternatywy–zdalszejrozmowynatematostatniegoopóźnienia.Czymusiętopodobaczynie,radaFrancuzajestrozsądna.Musiuspokoićinwestorów,nimwieściobitwiezacznąkrążyćpoulicachSt.Louis.
Kiowawyczułjegootwartośćnapropozycjęikułżelazo,pókigorące.Francuzwydobyłgęsiepióro,atramentorazpergamin,położyłtowszystkoprzedAshleyemiponownienapełniłjegokubekpiwem.
–Zostawiępanasamegozjegoobowiązkami,monsieur–powiedział,zadowolonyznadarzającejsięokazjidowycofaniasię.
PrzysłabymświetlełojowejświecyAshleypisałażdopóźnejnocy:
FortBrazeaunadrzekąMissouri
21sierpnia1823roku
WielmożnyJamesD.PickensPickensiSynowie
St.Louis
SzanownyPaniePickens,Przypadłmiwudzialeprzykry
obowiązekpoinformowaniaPanaowydarzeniach,któremiałymiejscewciąguostatnichdwóchtygodni.Charakterowychwydarzeńsprawia,żenaszeprzedsięwzięcienadGórnąMissourimusiulecpewnymzmianom,jakkolwiekniezostaniezaniechane.
JakPanzapewnejużwie,ludzieKompaniiFutrzarskiejGórSkalistychzostalizaatakowaniprzezIndianArikarapotym,jakwdobrejwierzekupiliodnichsześćdziesiątkoni.Arikarazaatakowaliniczymniesprowokowani,zabijającszesnastunaszych,raniąctuzinikradnąckonie,które–zamierzywszyoszustwo–sprzedalinamdzieńwcześniej.
Wobecwspomnianejnapaścizmuszonybyłemwycofaćsięwdółrzeki,proszącjednocześnieopomocpułkownikaLeavenworthaorazArmięAmerykańską,byzareagowałanaówjawnyprzejawnaruszeniasuwerennychprawobywateliStanówZjednoczonychdoswobodnegoprzekraczaniaMissouri.Poprosiłem
równieżowsparcietychspośródnaszychpracowników,którzyniezostawilimniesamemusobieimimowielkiegoryzykaprzybylitutajzplacówkiwSt.Union(podprzywództwemkapitanaAndrewHenry’ego).
Dodnia9sierpniamogliśmyjużstawićczołoArikarom,dysponującłączniesiłą700ludzi,wtym200żołnierzamiregularnejarmiipoddowództwemLeavenwortha(idwiemahaubicami)oraz40pracownikamiKompaniiFutrzarskiejGórSkalistych.Pozyskaliśmyponadtokolejnychsprzymierzeńców(choćtylkotymczasowo)wpostaci400wojownikówzplemieniaSiuksów,którychwrogistosunekdoArikarówmajakieśpodłożehistoryczne,niezbytdobrzemiznane.
Dośćpowiedzieć,żeowepołączonesiłybyłybywięcejniżwystarczającedozaprowadzeniaporządku,ukaraniaArikarówzaichzdradęorazponownegootwarciaszlakuMissouridlanaszychcelów.Żetaksięniestało,należyprzypisaćwyłączniechwiejnemucharakterowipułkownikaLeavenwortha.
Szczegółytegoniesławnegospotkania
mogązaczekaćdomojegopowrotudoSt.Louis;terazwystarczyjedyniepowiedzieć,żeuporczywaniechęćpułkownikadowspółpracyznaszympomniejszymwrogiempozwoliła,bycałeplemięArikarawymknęłonamsięzrąk,wwynikuczegodoszłodozamknięciadostępudoMissouripomiędzyFortBrazeauaosadamiMandanów.GdzieśtamgrasujedziewięciusetwojownikówArikara,którzybezwątpieniawzmocniliswesiły,mającnowepobudkidoudaremnianiawszelkiejaktywnościnaMissouri.
PułkownikLeavenworthpowróciłdogarnizonuwFt.Atkinson,gdziemazamiarprzezimowaćwciepełkuiuważniezaplanowaćdalszekroki.Animyślęczekaćnaniego.Wnaszymprzedsięwzięciu,jakPanwie,niemożnasobiepozwolićnastratęośmiumiesięcy.
Ashleyprzerwał,żebyodczytaćto,conapisał,niezadowolonyzponuregotonu.Listprzekazywałgniew,zamiastdominującejcechyjegocharakteru–niewzruszonegooptymizmu,niezachwianejwiarywewłasnązdolnośćdoodniesieniasukcesu.
Bógumieściłgowogrodzienieskończonejobfitości,KrainieGoszen,wktórejkażdyczłowiekmógłwieśćdostatnieżycie,jeślitylkomiałwsobiedośćodwagiimęstwa.SłabościAshleya,doktórychsięprzedsobąszczerzeprzyznawał,stanowiłydrobneprzeszkody,absolutniedopokonaniadziękitwórczemupołączeniuwszystkichjegomocnychstron.Ashleyspodziewałsięwżyciuróżnychproblemów,alezanicnieścierpiałbyporażki.
Musimyowoniepowodzenieobrócićnaswojąkorzyść,działaćdalej,teraz,kiedynasikonkurenciodpoczywają.PonieważobszarMissourijestniedostępny,postanowiłemwysłaćnaZachóddwiegrupyludzi,każdąinnądrogą.KapitanaHenry’egoskierowałemjużwgóręrzekiGrand.Mazazadaniedojśćnajdalejjaksięda,anastępniepowrócićdoFortUnion.JedidiahSmithpoprowadzigrupędrugąwzdłużrzekiPlatte,ajegocelemsąwodyWielkiejKotliny.
ZpewnościąpodzielaPanmojągłębokąfrustracjęwzwiązkuzezwłokąwnaszychdziałaniach.Musimyterazpostępowaćszybkoistanowczo,abynadrobićstracony
czas.PoinstruowałemHenry’egoiSmitha,żemająniewracaćdoSt.Louisnawiosnę,wrazzeswymizdobyczami.Przeciwnie–tomyudamysiędonich,byspotkaćsięgdzieśwtereniewceluwymianyskórifuternaświeżezapasy.Wtensposóbzaoszczędzimyczterymiesiąceispłacimychoćbyczęśćdługu.TymczasemproponujęsformowaćwSt.Louisnowyoddziałtraperówinawiosnęwysłaćgowdrogę.Poprowadzęgoosobiście.
Ogarekświecyprysnąłłojemiwyplułsmugębrudnawego,czarnegodymu.Ashleypodniósłwzrok,nagleuświadamiającsobiepóźnąporęorazwłasnezmęczenie.Zanurzyłgęsiepiórowinkauścieiwróciłdolistu,piszącmocnoiszybko,gdyżzmierzałjużdozakończenia:
ZwracamsiędoPanazprośbąozakomunikowanienaszemusyndykatowi–wsposóbmożliwienajdobitniejszy–iżjestemabsolutnieprzekonany,żenaszewysiłkiskazanesąnasukces.Opatrznośćpotraktowałanas
zwielkąszczodrością.Niewolnonamzawieść,musimyzebraćwsobiedośćodwagi,byotrzymaćsłusznienależącysięnamudział.
PańskiwielceuniżonysługaWilliamH.Ashley
Dwadnipóźniej,16sierpnia1823roku,zSt.LouisprzybyłałódźKiowyBrazeau.WilliamAshleyzaopatrzyłswychludziwniezbędnyekwipunekijeszczetegosamegodniaposłałichnazachód.Pierwszespotkaniezaplanowanonalatoroku1824,ajegomiejscemieliprzekazaćposłańcy.
Niedokońcaświadomwagiswychdecyzji,WilliamH.Ashleywynalazłsystem,którymiałokreślićcharaktercałejepoki.
Rozdział2
23sierpnia1823roku
Jedenastuludziprzycupnęłowobozowisku,wktórymniepalonoognisk.ZnajdowałosięonowcieniuniewielkiejskarpynadrzekąGrand,aleokolicznarówninatylkowniewielkimstopniuosłaniałajeprzedwzrokiemniepowołanych.Ogieństanowiłbysygnałwidocznyzodległościwielumil.Ostrożnośćnależaładonajlepszychsprzymierzeńcówtraperów,zwłaszczagdyobawialisiękolejnegoataku.Większośćludzikorzystałazostatniejgodzinyświatładziennego,abyoporządzićbroń,naprawićmokasynyalbocośzjeść.Chłopakspałodchwili,gdyzatrzymalisięnapostój–zmiętaplątaninadługichkończyn
inędznychłachmanów.Mężczyźniskupilisięwtrzechlubczterech
grupkach,ścieśnieninadbrzegiemrzeki;leżelioparciojakiśkamieńbądźskryciwkępiebylicypreriowej,jakgdybyowedrobnenaturalnewyniosłościmogłyzapewnićimjakąkolwiekochronę.
PanującyzwyklewtakichobozowiskachożywionygwartłumiłaświadomośćporażkiponiesionejnadMissouri;drugiatak,którymiałmiejsceprzedtrzemazaledwiedniami,zdławiłgozupełnie.Jeśliwogólezesobąrozmawiano,towyłączniegłosemprzyciszonymiwtoniezadumy,zszacunkudlatowarzyszypoległychnaszlaku,omawiającniebezpieczeństwa,któreichjeszczeczekały.
–Sądzisz,żeoncierpiał,Hugh?Niemogępozbyćsięmyśli,żeprzezcałyczasbardzosięmęczył.
HughGlasspodniósłwzroknaWilliamaAndersona,mężczyznę,któryzadałtopytanie.Zastanawiałsięprzezchwilę,zanimodpowiedział:
–Niesądzę,żebytwójbratcierpiał.–Byłnajstarszy.Kiedywyjeżdżaliśmy
zKentucky,tojemurodzicekazaliopiekowaćsięmną.Mnienicniepowiedzieli.Nieprzyszłobyimtodogłowy.
–Zrobiłeśdlaswojegobratawszystko,comogłeś,Will.Wiem,żetoprzykre,aleonnieżyłjużwchwili,gdytrzydnitemutakulagotrafiła.
Zcienianadrzekąodezwałsięczyjśgłos.–Szkoda,żegoodrazuwtedynie
pochowaliśmy,zamiastciągnąćdwadni.–Mówiącyusadowiłsięwygodniej,awgęstniejącejciemnościjegotwarzbyłaniemalniewidoczna,zwyjątkiemczarnejbrodyibiałejblizny.Tabiegłaodkącikaust,zakrzywiającsiękudołowiniczymhaczyknaryby,iodznaczałasięwyraźnie,gdyżnierosłynaniejżadnejwłosy–tworzyławbrodzietrwałą,złośliwąprzerwę.Mówiąc,człowiektenprawąrękąostrzyłokamieńwielkinóżdosprawianiazwierzyny,ajegosłowamieszałysięzpowolnym,zgrzytliwymchrobotem.
–Trzymajgębęnakłódkę,Fitzgerald,alboprzysięgamnagróbbrata,żewyrwęcitencholernyjęzyk.
–Nagróbbrata?Trochęnędznytengrób,co?Mężczyźnisiedzącywzasięgugłosunagle
zamilkli,skupiającuwagęnarozmowie,zaskoczenijejobrotemnawetzestronyFitzgeralda.
Fitzgeraldzauważyłówfaktiuznałgozazachętę.
–Toprzecieżtylkokupakamieni.Wydajecisię,
żeonnadaltamjestispokojniesobiegnije?–Umilkłnachwilę,słychaćbyłotylkozgrzytostrzaokamień.–Wątpliwe,moimzdaniem.–Ponowniezrobiłpauzę,byzwiększyćefektswoichkolejnychsłów.–Jasne,możetekamienieniedopuszcząmniejszychzwierzaków,aleitakmyślę,żekojotyrozwłóczyłyjużkawałkijegociałapocałej...
AndersonrzuciłsięnaFitzgeraldazrękamiwyciągniętymidoprzodu.
WreakcjinaatakFitzgeraldpodniósłwysokojednąnogęizpełnąsiłąuderzyłnapastnikagoleniemwkrocze.Andersonzłożyłsięwedwoje,jakbyniewidzialnysznurzwiązałjegoszyjęikolana.FitzgeraldwalnąłbezbronnegokolanemwtwarziAndersonpadłnaplecy.
Fitzgeraldporuszałsięcałkiemżwawojaknakogośjegopostury;skoczył,byprzycisnąćkolanempierśłapiącegooddechizakrwawionegoprzeciwnika.MyśliwskinóżprzyłożyłAndersonowidogardła.
–Chceszdołączyćdobraciszka?–Mocnynaciskostrzasprawił,żenaszyileżącegopojawiłasięcienkakrwawalinia.
–Fitzgerald–odezwałsięGlasstonemspokojnym,leczkategorycznym.–Dość.
Fitzgeralduniósłwzrok.Zastanawiałsię,czynieodpowiedziećtak,byprzeciwstawićsię
Glassowi.Zsatysfakcjąobserwowałkrągmężczyzn,którzyzebralisiędookoła,stającsięświadkamiżałosnegopołożeniaAndersona.Lepiejogłosićzwycięstwo,zdecydował.Glassemzajmiesiękiedyindziej.CofnąłostrzezgardłaAndersonaiwetknąłnóżdozdobionejpaciorkamipochwyprzypasie.
–Niezaczynajczegoś,czegoniedaszradyskończyć,Anderson.Bonastępnymrazemtojaskończęztobą.
PrzezkrąggapiówtorowałsobiedrogękapitanAndrewHenry.ZłapałFitzgeraldaodtyłuimocnonimszarpnął,przyciskającdokrawędziskarpy.
–Jeszczejednabójkaiwylatujesz,Fitzgerald.–Wskazałodległyhoryzontpozagranicąobozu.–Jeżelidysponujeszdodatkowymzapasemmoczu,możeszspadaćispróbowaćdaćsobieradęnawłasnąrękę.
Kapitanrozejrzałsiędookoła,omiatającwzrokiempozostałychmężczyzn.
–Jutromamydoprzebyciaczterdzieścimil.Marnujecieczas,zamiastspać.Ktopierwszyobejmiewartę?–Niktniewystąpił.WzrokHenry’egospocząłnachłopcunieświadomymcałegozajścia.Wkilkuzdecydowanychkrokachzbliżyłsiędozmiętejpostaci.–Wstawaj,Bridger.
Chłopiecpodskoczyłniczymwystrzelonyzprocy
i–jeszczeoszołomiony–próbowałwymacaćswojąbroń.Pordzewiałykarabinstanowiłzaliczkęakontoprzyszłegowynagrodzenia,podobniejakpożółkłyrógnaprochstrzelniczyorazgarśćkrzemieni.
–Chcę,żebyśsięprzespacerowałzestojardówwdółrzeki.Znajdźjakieśpodwyższenieprzybrzegu.Świnia,tosamo,tylkowgóręrzeki.Fitzgerald,Anderson–wyobejmieciedrugąstraż.
Fitzgeraldpełniłwartępoprzedniejnocy.Przezmomentsprawiałwrażenie,jakbymiałzamiarzaprotestowaćprzeciwkotakiemuprzydziałowizadań.Opanowałsięjednakinabzdyczonyskierowałkugranicyobozu.Chłopiec,wciążzdezorientowany,cochwilapotykającsięokamieniezalegająceprzyrzecznymwale,zniknąłwkobaltowychciemnościach,którezaczynałyspowijaćoddział.
CzłowieknazwanyŚwiniąurodziłsięjakoPhineousGilmorenaubogiejfarmiewKentucky.Zjegoprzezwiskiemniewiązałasiężadnatajemnica:poprostubyłogromnyipaskudny.Śmierdziałtakstrasznie,żewprawiałludziwzakłopotanie.Czującbijącąodeńostrąwoń,niektórzyzaczynalisięrozglądać,szukającjejźródła,gdyżniewiarygodnawydawałaimsięmyśl,żeodórtenmożewydzielaćistotaludzka.
Nawettraperzy,którzydoczystościnieprzykładaliszczególnejwagi,staralisiętrzymaćwzględemŚwinipozawietrznej.Podniósłszysięzwolnananogi,Świniaprzerzuciłsobiestrzelbęprzezramięispokojnymkrokiemruszyłwgóręrzeki.
Niezdążyłaminąćgodzina,nimświatłodniazgasłozupełnie.Glassprzyglądałsię,jakkapitanHenrywracapodminowanyzkontrolistraży.Szedłostrożnieprzyblaskuksiężyca,pomiędzyśpiącymiludźmi,aGlasszdałsobiesprawę,żewcałymobozieczuwajątylkoonidwaj.KapitanwybrałdlasiebiekawałekgruntunieopodalGlassaiopadłswoimwielkimciałemnaziemię,opierającsięostrzelbę.Spoczynekprzyniósłulgęjegozmęczonymstopom,nieuwolniłgojednakodpresji,którąodczuwałnajdotkliwiej.
–Chcę,żebyśposzedłjutronazwiadyrazemzBlackiemHarrisem–powiedział.
Glasspodniósłwzrok,zawiedziony,żeniemożepoddaćsiękuszącymobjęciomMorfeusza.
–Znajdźciecoś,comożnaupolować,najlepiejpodwieczór.Zaryzykujemyrozpalenieogniska.–Henrymówiłprzyciszonymgłosem,jakbysięspowiadał.–Przednamijeszczebardzodługadroga,Hugh.–Wszystkowkapitaniewskazywało,żemaochotęchwilępogadać.Glass
sięgnąłposwojąstrzelbę.Skoroniebyłomudanezasnąć,tomożelepiejzająćsiębronią.Tegopopołudnia,podczasprzekraczaniarzeki,zalałjąwodą,terazwięczamierzałpotraktowaćspustświeżymsmarem.
–Napoczątkugrudniazrobisięjużbardzozimno–ciągnąłkapitan.–Będziemypotrzebowalidwóchtygodninazrobieniezapasówmięsa.JeślidopaździernikaniedotrzemydoYellowstone,jesieniąniewieleupolujemy.
Oilenawetkapitanprzeżywałwgłębiduszykatuszezwątpienia,otylejegowładczapostawawżadensposóbtegoniezdradzała.Przezszerokąpierśiramionaokrytebluzązjeleniejskórybiegłafrędzlastaskórzanataśma,wskazującnajegopoprzednizawódgórnika,wydobywającegorudęołowiuwokręguSaintGenevievewstanieMissouri.Wąskiwtalii,zagrubyskórzanypaszatykałdwapistoletyorazwielkinóż.Nosiłirchowebryczesydokolan,niżejobwiązaneczerwonąwełną.Spodniekapitana,uszytenamiaręspecjalniewSt.Louis,dobitnieświadczyłyożyciuwiedzionymwdzikichostępach.Naturalnazwierzęcaskórazapewniałajegociałudoskonałąochronę,leczjejczęstykontaktzwilgociąsprawił,żestałasięciężkaizimna.Dlaodmianywełnaschłaszybkoinawetmokrazatrzymywałaciepło.
Wprawdzieówoddział,któremuHenryprzewodził,stanowiłzwykłąludzkązbieraninę,czerpałonjednakodrobinęsatysfakcjizfaktu,żenazywanogotu„kapitanem”.RzeczjasnaHenryzdawałsobiesprawę,żetotylkopozory.Jegogrupatraperówniemiałanicwspólnegozwojskiem;wogólewykazywałaraczejmałorespektudlajakiejkolwiekinstytucji.NiemniejHenryjakojedynyspośródnichprzemierzył,polując,terenyThreeForks.Samtytułznaczyłmożeniewiele,istotąsprawybyłyjegożyciowedoświadczenia.
Kapitanumilkł,czekającnapotwierdzeniezestronyGlassa.Tenpodniósłwzrokznadstrzelby.Uczyniłtotylkonakrótkąchwilę,ponieważrozkręciłbyłwłaśnieeleganckowyprofilowanąosłonkę,którakryłapodwójnyspustbroni.Wzłączonychdłoniachtrzymałostrożniedwieśrubki,obawiającsię,żemożejewtychciemnościachgdzieśzgubić.
JednakdlaHenry’egospojrzenietookazałosięwystarczającązachętądokontynuowaniaprzemowy.
–OpowiadałemcikiedyśoDrouillardzie?–Nie,kapitanie.–Wiesz,ktotobył?–GeorgeDrouillardzEkspedycjiLewisa
iClarka?Henryskinąłgłową.–JedenznajlepszychludziLewisaiClarka,
zwiadowcaimyśliwy.Wtysiącosiemsetdziewiątymrokuzaciągnąłsiędooddziałupodmojąkomendą,chociażtaknaprawdętoontamdowodził,zmierzającegodoThreeForks.Mieliśmystuludzi,aletylkoDrouillardiColterbylitamjużwcześniej.
Nałapaliśmybobrówjakmrówek.Nawetnietrzebabyłozastawiaćnaniesideł,wystarczyłapałka.AleodrazunapytaliśmysobiebiedyzestronyCzarnychStóp.Nieminęłydwatygodnie,azabilipięciunaszych.Musieliśmysięufortyfikować,niemożnabyłowysyłaćgrupektraperów.
Drouillardwytrzymałznamiwtymbezruchujakiśtydzień,poczymoświadczył,żemadośćsiedzenianatyłku.Nazajutrzwyruszyłwdrogę,apotygodniuwrócił,przywożącdwadzieściabobrowychskór.
Glasssłuchałkapitanabardzouważnie.KażdymieszkaniecSt.LouisznałjednązwersjiopowieścioDrouillardzie,leczGlassnigdyniesłyszałjejzustnaocznegoświadka.
–Postąpiłwtensposóbdwukrotnie,wyjeżdżałiwracałznaręczemskórekbobrowych.Gdy
opuszczałnaszatrzecimrazem,powiedział:„Dotrzechrazysztuka”.Półgodzinypóźniejusłyszeliśmydwawystrzały–jedenzjegostrzelby,adrugizjegorewolweru.Tymdrugimzabiłwłasnegokonia,żebysięzanimschować.Takgoznaleźliśmy–zakoniem.Pomiędzyznajdowałosięzedwadzieściaindiańskichstrzał.CzarneStopypozostawiłystrzałynamiejscujakowiadomośćdlanas.Ajegonieźleporąbali–odcięlimugłowę.
Kapitanzrobiłprzerwęizaostrzonympatykiemprzejechałpoziemiprzedsobą.
–Ciągleonimmyślę.Glassszukałjakichśsłówwsparcia.Nimzdążył
cokolwiekpowiedzieć,kapitanzapytał:–Jakdługojeszcze,twoimzdaniem,tarzeka
będziepłynąćnazachód?Glass,terazskupiony,szukałwzrokiemoczu
kapitana.–Wkrótcezaczniemyposuwaćsięszybciej,
kapitanie.PrzezjakiśczasmożemyiśćwzdłużrzekiGrand.Wiemy,żeYellowstoneleżynapółnocnyzachódstąd.–Prawdęmówiąc,Glassodczuwałpewneistotnewątpliwościcodoosobykapitana.Pechwisiałnadnimniczymobłokdymunadogniskiem.
–Maszrację–powiedziałkapitan,apotem
powtórzyłtorazjeszcze,jakbychcącprzekonaćsamegosiebie.–Oczywiście,maszrację.
Przemawiałyprzezniegoniepokójiobawa,gdyżkapitanHenrywiedziałogeografiiGórSkalistychmniejwięcejtyle,ilewszyscyinnibialiludzie.TakżeGlass,mieszkaniecrównin,choćdoświadczony,nigdyniepostawiłstopynaterenachGórnejMissouri.AjednakHenryusłyszałwgłosieGlassacoś,cogouspokoiło.Mówionomukiedyś,żewmłodościGlassbyłmarynarzem.Powiadanonawet,żezostałwięźniempirataJeanaLafitte’a.Byćmożetowłaśnielataspędzonenabezmiarzeoceanusprawiły,żeterazczułsiętakpewniewmonotonnymkrajobrazierówninmiędzySt.LouisaGóramiSkalistymi.
–Będziemymiećszczęście,jeśliCzarneStopyniewycięływpieńwszystkichwFortUnion.Ci,którychtamzostawiłem,nienależądonajlepszych.–Kapitanznówoddałsiętypowemudlańutyskiwaniu.Itakbezkońca,długoprzeznoc.Glasswiedział,żejedyne,comusirobić,tosłuchać.Odczasudoczasupodnosiłwzrokichrząkał,przedewszystkimskupionynaczyszczeniubroni.
StrzelbaGlassastanowiłajedynąwjegożyciuekstrawagancję;smarująctłuszczemsprężynowy
mechanizmczułegospustu,robiłtozdelikatnością,którąinnimężczyźnirezerwujądlażonylubdziecka.ByłtotakzwanykarabinstrzałkowyzKentucky,markiAnstadt,wyprodukowany–jakwiększośćówczesnejwspaniałejbronipalnej–przezniemieckichrzemieślnikówzPensylwanii.Ośmiokątnalufamiałaunasadyinskrypcjęznazwiskiemswegowytwórcy:„JacobAnstadt”orazmiejscemprodukcji:„Kutztown,Pensylwania”.Lufabyłakrótka,mierzyłajedynieokołotrzydziestusześciucali.TypowestrzelbyzKentuckybyłydłuższe,lufyniektórychosiągałyażpięćdziesiątcali.Glasswolałmniejsząbroń,ponieważbyłalżejsza,alżejsząprzecieżłatwiejnieść.Wrzadkichokazjach,gdypodróżowałkonno,przekonywałsię,żekrótsząstrzelbąłatwiejjestteżoperowaćzsiodła.PozatymwyprodukowanazwielkąznajomościąrzeczybrońAnstadtacharakteryzowałasięśmiercionośnącelnością,nawetbezdłuższejlufy.Celnośćtęzwiększałdodatkowoczułyspust;wystrzałnastępowałprzybardzodelikatnympociągnięciu.Naładowanadopełnidwustomaziarnamiczarnegoprochu,strzelbamarkiAnstadtzdolnabyławyrzucićpociskkalibru.53naodległośćprawie200jardów.
Doświadczeniawyniesionezżyciana
zachodnichrówninachnauczyłyGlassa,żeróżnicamiędzyżyciemaśmierciąjestczęstowypadkowąsprawnościjegobroni.Rzeczjasnarównieżwiększośćludziwoddzialedysponowałasolidnymuzbrojeniem,lecztylkojegoanstadtodznaczałsięeleganckimpięknem.
Pięknotonieumknęłouwagipozostałychmężczyzn;pytanoGlassaczęsto,czywolnopotrzymaćjegostrzelbę.Wykładanatwardymjakżelazodrewnemorzechowymkolbazakrzywiałasięeleganckowokolicynadgarstka,byłajednaknatylesolidna,byprzyjąćodrzutwystrzałuzpełnegozaładunku.Zjednejjejstronymieściłasiękrosownicananaboje,zdrugiejpodwyższeniedlaosłonypoliczka.Strzelbaprzyjemnieobracałasięprzykolbie,przylegaławięcdoramieniatak,jakbysamabyłakończynąstrzelca.Kolbamiałabarwębardzogłębokiegobrązu,tylkoojedenodcieńjaśniejszegoodczerni.Słojowaniajejdrewnaniebyłowidaćnawetzbliska,jednakżeprzyuważniejszychoględzinachnieregularneliniezdawałysięwirować,ożywającpodprzetartymludzkimidłońmiwerniksem.
Ostatnimprzejawemfolgowaniaczystemupięknubyłymetaloweakcesoria,wykonanezesrebra,niezaś–jakzwykle–zmosiądzu,zdobiącetrzewikkolby,krosownicę,osłonkę
spustuorazsamspust,atakżewypukłewykończenianaobukońcówkachwycioru.Wielutraperówdlaozdobywbijałowkolbyswoichstrzelbmosiężnećwieki.Glassowiniemieściłosięwgłowie,bymógłwtensposóboszpecićswegoanstadta.
Zadowolony,żebrońdziałajużbezzarzutu,Glassumieściłosłonkęspustuzpowrotemwruchomejtuleiiprzykręciłobieśruby,którejąprzytrzymywały.Dopanewkipodzapalnikiemdosypałprochu,upewniającsię,żebrońjestgotowadostrzału.
Zdałsobienaglesprawę,żewoboziepanujeciszaizezdziwieniemstwierdził,żekapitanprzestałmówić.Glassspojrzałkucentralnejczęściobozu.Kapitanspał,ajegociałemodczasudoczasuwstrząsałydreszcze.Podrugiejstronie,przysamejgranicyobozu,spoczywałAndersonwspartyodrewnianykloc,dryfującywcześniejporzece.Ponaduspokajającymszeptemwodynieunosiłsiężadendźwięk.
Nagleciszęrozerwałostryodgłosstrzałuzeskałkówki.Dobiegłznaddolnegobiegurzeki–tam,gdzietkwiłówchłopak,JimBridger.Śpiącymężczyźnizgodniezerwalisięnarównenogi,przestraszeniizdezorientowani,szukającwciemnościachbroniiosłony.Odstronywody
gnałakuobozowiskuciemnapostać.TużobokGlassawstałraptownieAnderson,jednocześnieunoszącstrzelbę.Glasschwyciłswegoanstadta;gnającakunimpostaćnabrałakształtudopierojakieśczterdzieścijardówprzedgranicąobozu.Andersonwycelowałbroń,leczprzednaciśnięciemspustuzawahałsięnamgnienieoka.Glass,wtymżeułamkusekundy,wsunąłanstadtaAndersonowipodpachęipodbiłlufęjegobronidogóry,kuniebu,wchwiligdyprocheksplodował.
Usłyszawszystrzał,pędzącapostaćzamarławbiegu;znajdowałasięteraznatyleblisko,żemożnajużbyłodostrzecszerokootwarte,zdumioneoczyifalującąpierś.ByłtoBridger.
–Prze...Prze...moja...–Jąkałsięwpanice,jakbysparaliżowany.
–Cosięstało,Bridger?–zapytałostrokapitan,patrzącponadchłopcemgdzieśwdal,wkierunkupogrążonejwmrokurzeki.Traperzyuformowalitymczasemobronnypółokrąg,stającplecamidorzecznegowału.Większośćznichprzyjęłapozycjęstrzelecką,klękającnajednokolanoiunoszącbroń.
–Przepraszam,paniekapitanie.Niechciałem,żebywystrzeliła.Usłyszałemjakiśdźwięk,szuraniewzaroślach.Wstałem,awtedychybakureksięobsunął.Iwystrzeliło.
–Sądzę,żeraczejzasnąłeś.–Fitzgeraldobniżyłbrońiwstałzkolan.–Terazkażdydureńwpromieniupięciumilłatwodonastrafi.
Bridgerchciałcośpowiedzieć,alenapróżnoszukałodpowiednichsłów,bywyrazićgłębięswojegozawstydzeniaiżalu.Stałzotwartymiustami,patrzączprzerażeniemnaotaczającychgomężczyzn.
GlasswystąpiłdoprzoduiwyjąłzrąkBridgerajegosamopał.Ustawiłkarabinwpozycjipionowejipociągnąłzaspust,blokująckciukiemkurek,zanimkrzesiwouderzyłoodraskę.Powtórzyłtęczynnośćrazjeszcze.
–Tosiędoniczegonienadaje,kapitanie.Proszęmudaćjakąśporządnąstrzelbę,abędziemniejproblemówpodczaspełnieniawarty.–Kilkumężczyznskinęłopotakującogłowami.
KapitanspojrzałnajpierwnaGlassa,potemnaBridgera,ipowiedział:
–Anderson,Fitzgerald,waszakolej.–Dwajwymienieniudalisięnapozycje,jedenwgórę,adrugiwdółrzeki.
Leczstrażeniebyłypotrzebne.Wciągutychkilkugodzin,którezostałydoświtu,niktjużniezasnął.
Rozdział3
24sierpnia1823roku
HughGlasspatrzyłwdółnanachodzącenasiebietropy,głębokoodciśniętewmiękkimmule,wyraźneniczymliterywgazecie.Przybrzegurzeki,gdziezapewneprzychodziłydowodopojujelenie,zaczynałybiecdwieodrębnegrupyśladów,poczymznikaływgęstychzaroślachwikliny.Wskuteknieustannejaktywnościbobrówpowstałatuścieżkauczęszczanaterazprzezrozmaitązwierzynę.Obokniejzalegałycałestosyodchodów;Glasspochyliłsięidotknąłkuleczekwielkościgrochu–wciążciepłych.
Spojrzałnazachód,gdziesłońcenadalwisiałowysokoponadpłaskowyżemwyznaczającym
horyzont.Uznał,żezajdziezajakieśtrzygodziny.Jestwięcjeszczedośćwcześnie,akapitanwrazzresztąoddziałupowinnidogonićgozagodzinę.Apozatymtoidealnemiejscenaobóz.Rzekazakręcałatułagodniewokółnaturalnejprzeszkody,tworzącżwirowybrzeg.Zawiklinąwidaćbyłozagajniktopól,którymógłstanowićosłonędlaogniskorazźródłodrewnanaopał.Gałęziewiklinynatomiastnadawałysięświetniedowykorzystaniaprzybudowierusztowańdosuszeniamięsa.WśródzarośliGlasszauważyłrozsianetuiówdzieśliwy–niezłyfart.Zpołączeniazmielonychowocówimięsamogąotrzymaćpemikan.Omiótłspojrzeniemrzekę.„GdziejestBlackHarris?”
Whierarchiiwyzwań,przedktórymicodzienniestawalitraperzy,najbardziejpalącymbyłozdobywaniepożywienia.Podobniejakwkażdyminnymprzypadku,wymagałotozmysłurównoważeniakorzyściiryzyka.Traperzynietransportowaliprawieżadnychzapasówżywności,zwłaszczaodchwilizejściazłodzipływającejpoMissouriipopieszejwędrówcewgóręrzekiGrand.Nieliczniwciążmielitrochęherbatyczycukru,większościjednakmusiałwystarczyćmieszeksolidokonserwowaniamięsa.NaobszarachwokółGranddzikiejzwierzynybyło
wbród,ludziecimogliwięcspożywaćświeżemięsocowieczór.Alepolowanieoznaczałokoniecznośćużyciabronipalnej,którejodgłosniósłsięnawielemil,ujawniającpozycjęstrzelcawszystkimnieprzyjaciołomwzasięgusłuchu.
OdchwiligdywyruszyliznadMissouri,trzymalisięustalonejprocedury.Codziennieoddziałpoprzedzałodwóchzwiadowców.Przezpewienczasichtrasabyłaniezmienna–poprostupodążaliwzdłużrzekiGrand.DogłównychzadańzwiadowcównależałolokalizowanieIndianwceluichobejścia,wybórmiejscnaobozowiskoorazposzukiwaniepożywienia.Cokilkadnizabijalikilkasztukzwierzyny.
Zastrzeliwszyjeleniaalbocielębizona,zwiadowcyprzygotowywaliobozowiskojeszczeprzedzmrokiem.Patroszylizdobycz,zbieralidrewnonaopał,rozpalalidwalubtrzyniewielkieogniskawwąskich,prostokątnychjamach.Kilkamniejszychogniskdawałowsumiemniejdymuniżjednowielkie,zapewniającponadtowięcejmiejscadowędzeniamięsaiznaczniejszeźródłociepła.Gdybynieprzyjacielujrzałjenocą,uległbyzłudzeniu,żemaprzedsobąowieleliczniejszągromadę.
Gdyogieńjużpłonął,zwiadowcyrozbieralizwierzynę,wycinającnajlepszekąskidlasiebie
ikonsumującjenamiejscu.Potemkroilimięsonacienkiepasy.Zapomocągałęziwiklinykonstruowaliprostesuszarki,nacieralimięsoodrobinąsoliizawieszalitużnadpłomieniem.Wstałymobozieprzygotowywanobysuszonemięsowinnysposób,wymagającyschnięciaprzezwielemiesięcy.Tametodapozwalałaprzechowywaćżywnośćprzezparędni,czyliwystarczającodługo,byodnowićzapasyświeżegopokarmu.
Glasswyszedłzwiklinowychzarośliwprostnaniewielkąpolanę,szukającwzrokiemjelenia.Byłpewien,żezwierzęmusibyćjużbardzoblisko.
Najpierwujrzałmłode,samicyniedostrzegł.Parkatoczyłasięwjegostronę,popiskującniczymrozbawioneszczeniaki.Urodziłysięnawiosnę,ateraz,popięciumiesiącach,musiaływażyćpostofuntów.Lekkokąsałysięwzajemnie,skręcającwkierunkuGlassa,iprzezułameksekundyscenatawydałamusięwręczkomiczna.Sparaliżowanywidokiemwirującychniedźwiadkówniepatrzyłnadrugikoniecpolany,jakieśpięćdziesiątjardówdalej.Nieuświadamiałsobierównieżnieuniknionychimplikacjipłynącychzfaktuichobecności.
Inaglezrozumiał.Poczułgwałtownyuciskwżołądku,azarazpotemprzezpolanęprzetoczył
siępierwszydudniącypomruk.ZlekkimpoślizgiemmłodezatrzymałysięwodległościniecałychtrzechjardówodGlassa.Niezwracającjużnanieuwagi,wpatrywałsięwlinięzaroślipodrugiejstroniepolany.
Wiedział,jakjestogromna,zanimjąjeszczezobaczył.Nietylenapodstawietrzaskugrubychgałęzi,którepękałyniczymsłomki,gdyniedźwiedzicaposuwałasiędoprzodu,cosamegojejryku,głębokiegojakgrzmotnaniebiealbołoskotwalącegosiędrzewa–takbasowytonmógłwydobywaćsiętylkozgigantycznegocielska.
Rykosiągnąłapogeumwchwili,gdysamicawkroczyłanapolanę.CzarneoczywbiławGlassa,łebtrzymającniskonadziemią,ianalizowałaobcyzapach,którymieszałsięterazzwoniąjejmłodych.Biłaodniejdeterminacja,wielkieciałobyłonapięteigotowedoskokuniczymogromnasprężyna.Glassazadziwiłapotężnamuskulaturazwierzęcia;grubekloceprzednichłapprzechodziływmasywnebarki,ponadktórymiwyrastałsrebrzystygarb,oznakaprzynależnościdoklanugrizzlich.
Glasszcałychsiłstarałsiępanowaćnadswoimireakcjamiizastanawiałsięgorączkowo,jakiemaszanse.Instynkt,rzeczjasna,nakazywałmuucieczkę.Zpowrotemwzarośla.Dorzeki.Może
udamusięzanurkowaćispłynąćwrazzprądem.Aleniedźwiedzicaznajdowałasięjużzbytblisko,jakieśtrzydzieścijardówodniego.Oczymężczyznydesperackoszukałyjakiejśtopoli,naktórąmógłbysięwspiąć;możewówczasznalazłbysiępozajejzasięgiemistamtądbystrzelił.Nie,drzewasązaplecamizwierzęcia.Awiklinaniezapewniodpowiedniejochrony.Jegomożliwościwyboruskurczyłysiędojednej:staćistrzelać.JedynąszansęnapowstrzymanieniedźwiedzicydawałamustrzelbamarkiAnstadtkalibru.53.
Grizzlyruszyłdoataku,ryczączeskoncentrowanąnienawiściąrozwścieczonejmatkilękającejsięopotomstwo.ZnówpodwpływeminstynktuGlassomalnieodwróciłsięirzuciłdoucieczki.Jednakjejdaremnośćbyłaażnadtooczywista,gdyżniedźwiedzicaporuszałasięzpiorunującąszybkością.Glassodwiódłkurekipodniósłanstadta,wniemymprzerażeniuwpatrującsięwwidocznewszczerbiniezwierzę,któreumiałobyćjednocześnieogromneizwinne.Zwalczyłkolejnyodruch–bywypalićnatychmiast.Glasswidziałkiedyśgrizzly,którewciążżyły,choćpostrzelonojekilkunastomakulami.Aonmiałtylkojedenstrzał.
Całymsobąstarałsięmierzyćwpodskakującyłebsamicy,aleniemógłwycelować.Wodległości
dziesięciukrokówgrizzlywstałnatylnełapy.GórowałotrzystopynadGlassem,obracającsię,abywykonaćszerokizamachswymiśmiercionośnymiłapami.Mężczyznaodruchowowycelowałwserceniedźwiedzicyipociągnąłzaspust.
Krzemieńzaiskrzyłopanewkęanstadta,powodującwystrzałinapełniającpowietrzedymemorazzapachemeksplodującegoczarnegoprochu.Grizzlywydałzsiebieryk,gdykulaprzebiłamupierś,aleniezwolniłataku.Glassrzuciłstrzelbę,terazjużnieprzydatną,isięgnąłponóż,wiszącywpochwieprzypasku.Niedźwiedźmachnąłłapą,aGlassaprzeszyłpaskudnyból,gdysześciocalowepazuryzwierzęciazagłębiłysięwmięśniejegoprawegoramienia,barkuiszyi.Ciospowaliłgonaplecy.Nóżwypadłmuzręki,aonsamzacząłwściekleodpychaćsięodzieminogami,nadarmoszukającschronieniawśródzarośli.
Grizzlyopadłnaczteryłapyistanąłnadczłowiekiem.Tenzwinąłsięwkłębek,desperackopragnącosłonićtwarzipierś.Niedźwiedzicawgryzłasięwjegokarkipodniosłaprzeciwnikazziemi,potrząsająctakmocno,żeGlassbałsię,iżpękniemukręgosłup.Czuł,jakzębyzwierzęciamiażdżąmukościłopatki.Szorującepojegociele
łapyrozdzierałyskóręnagłowieimięśniepleców.Glasskrzyczałwudręce.Zwierzęnaglepuściłogo,poczymzatopiłomuzębygłębokowudzieiznównimpotrząsnęło,podniosłoirzuciłooziemięztakąsiłą,żepoprostupadłiznieruchomiał–przytomny,niezdolnyjednakdodalszegooporu.
Leżałnaplecach,wpatrującsięwniebo.Grizzlystanąłnadnimnatylnychłapach.Przerażenieibólminęły,zastąpioneprzezpełenlękuzachwytnadpotęgązwierzęcia.Niedźwiedźwydałzsiebieostatniryk,któryodbiłsięwumyśleGlassabardzoodległymechem.Zdawałsobiesprawęzrozmiarówkolosa,któryzawisłnadnim.Wilgotnyzapachfutrasamicyprzytłoczyłwszystkiepozostałezmysły.„Cosięstało?”Jegoumysłszukałodpowiedzi,ażznalazłobrazżółtegopsaliżącegotwarzchłopcanadrewnianejwerandziechaty.
Wiszącenadnimrozjaśnionesłońcemniebostałosięczernią.
BlackHarrisusłyszałwystrzał,niedaleko,tużzazakolemrzeki,ipomyślałznadzieją,żeGlassustrzeliłjelenia.Poruszałsięszybko,leczcicho,świadom,żestrzałkarabinowymożeoznaczaćwielerzeczy.Usłyszawszyrykniedźwiedzia,rzuciłsiębiegiem.WtedyrozległsiękrzykGlassa.
WzaroślachwiklinyHarrisznalazłzarówno
tropyjeleni,jakiśladypozostawioneprzezczłowieka.Patrzyłnaścieżkęwytyczonąprzezbobryiskupionynasłuchiwał.Ponadprzyciszonymszemraniemrzekinieunosiłsiężadendźwięk.Harrispodniósłstrzelbęzbiodra,trzymająckciuknakurku,apalecwskazującynaspuście.Szybkoobrzuciłwzrokiempistoletprzypasieiupewniłsię,żejestgotowydostrzału.Następniewszedłwwiklinę,ostrożniestawiającnogiobutewmokasyny;patrzyłuważnieprzedsiebie.Wciszyrozległysiępopiskiwanianiedźwiadków.
NaskrajupolanyBlackHarriszatrzymałsięiprzyglądałrozgrywającejsięprzednimscenie.Ogromnygrizzlyleżałbezwładnienabrzuchu;oczymiałotwarteimartwe.Jednozmłodychstałonatylnychłapkach,przyciskającnosdociałasamicy,wdaremnymoczekiwaniuoznakżycia.Druginiedźwiadekgrzebałzaczymśwziemi,szarpiąctocośzębami.Harriszdałsobienaglesprawę,żejesttoludzkieramię.Glass.Uniósłstrzelbęistrzeliłdobliższegozniedźwiadków,atenpadłbezczucia.Jegobratpopędziłwkierunkutopólizniknął.Zanimruszyłdoprzodu,Harrisponowniezaładowałbroń.
GdyKapitanHenryipozostaliczłonkowieoddziałuusłyszelidwastrzały,pobiegliwgórę
rzeki.Pierwszywystrzałniezaniepokoiłkapitana,drugijużtak.Pierwszegosięspodziewano–GlassalboHarriszgodniezplanempolująnadzikązwierzynę.Dwastrzałyjedenpodrugimteżniebyłybyniczymnadzwyczajnym.Dwójkapolującychrazemmyśliwychmogłamiećprzedsobąwięcejniżjedencelalboteżspudłowałazapierwszymrazem.Aleobastrzałydzieliłkilkuminutowyodstęp.Kapitanmiałnadzieję,żemyśliwipoprostupolowalikażdynawłasnąrękę.Możejedensłużyłzanagonkędladrugiego.Albomożemielityleszczęścia,żenatknęlisięnabizony.Zdarzałosię,żebizonystałynieporuszone,niereagującnatrzaskbroni,pozwalającmyśliwemuprzeładowaćiwybraćsobiekolejnycel.
–Trzymaćsięrazem–rozkazał.–Sprawdzićbroń.
Poraztrzeci,naodcinkuliczącymstokroków,Bridgersprawdziłswąnowąstrzelbę,którąpodarowałmuWillAnderson.„Mójbratjużjejniepotrzebuje”–powiedziałtylko.
NapolanieBlackHarrispatrzyłnaciałoniedźwiedzicy.WystawałospodniegoramięGlassa.Harrisrozejrzałsię,poczympołożyłstrzelbęnaziemiipróbującprzesunąćmartwezwierzę,szarpnąłjezaprzedniąłapę.Dyszał
ciężko,leczwreszcieudałomusięprzemieścićniedźwiedzicęnatyle,bywyłoniłasięgłowaGlassa:krwawaplątaninawłosówiskóry.JezuChryste!Pracowałgorączkowo,walczączwłasnymstrachemprzedtym,comożejeszczeznaleźć.
Przeniósłsięnadrugąstronęniedźwiedzia,przemieściwszysiębezpośrednioprzezjegogrzbiet,ipochwyciłprzedniąłapę;ciągnąłzanią,wspierającsiękolanamiocielskoiwykorzystującjejakodźwignię.Pokilkupróbachudałomusięzsunąćprzódciałazwierzęciatak,żekolosleżałjakbyzgiętywpasie.Potemkilkukrotniepociągnąłzatylnąłapę.Ostatniwysiłekiniedźwiedźprzewróciłsięciężkonagrzbiet.CiałoGlassabyłowolne.NapiersisamicyBlackHarriszauważyłzakrzepłąkrewwmiejscu,gdzieGlasszdążyłjąpostrzelić.
Uklęknąłkołoniegoniepewny,comaterazrobić.Niechodziłoobrakdoświadczeniawpostępowaniuzrannymi.Harrisusuwałjużwcześniejstrzałyikulezciałtrzechmężczyzn,dwukrotniesamzostałpostrzelony.
Nigdyjednakniewidziałczłowiekawtakopłakanymstanie,bezpośredniopoataku.CiałoGlassabyłocałewstrzępach,odstópdogłowy.Zdartaskórazwisałazjednejstronyjegoczaszki;
Harrispotrzebowałniecoczasu,byrozróżnićposzczególneelementytwarzyrannego.Wnajgorszymstanieznajdowałosięgardło.Pazurygrizzlywycięływnimtrzygłębokie,wyraźnebruzdyzaczynającesięwokolicachbarkuiprzechodząceprzezcałąszyję.JeszczecalirozdarłybytętnicęszyjnąGlassa.Takczyowakgardłobyłorozprute,mięśnierozcięte,przełykodsłonięty.Niedźwiedzicaprzecięłateżtchawicęmężczyzny;przerażonyHarrisobserwowałtworzącąsięnajegooczachwielkąbańkękrwiwydostającąsięzrany.Byłatopierwszapewnaoznaka,żeGlassżyje.
Delikatnieobróciłgonabok,żebyprzyjrzećsięplecom.Zbawełnianejkoszuliniepozostałonic.Zgłębokichkłutychrankarkuibarkówsączyłasiękrew.Praweramięopadałopodnienaturalnymkątem.Międzyśrodkiemplecówalędźwiamiwściekłepazuryniedźwiedziapozostawiłygłębokierównoległenacięcia.PrzypominałyHarrisowiznaki,jakiegrizzlyumieszczająnapniachdrzew,zaznaczającwtensposóbswojeterytorium–tyleżetymrazemwidziałjewyryteniewdrewnie,leczwżywymciele.ZtylnejczęściudaGlassaprzezzamszowebryczesyciekłakrew.
Harrisniemiałpojęcia,odczegozacząć,ipoczułniemalulgęnawidokranygardła,która
sprawiaławrażenieśmiertelnej.PrzeciągnąłGlassaokilkajardównamiejsceporosłetrawąiocienione,poczymodwróciłgonaplecy.Ignorującwychodzącezgardłabąble,skupiłsięnagłowie.Glasszasługiwałprzynajmniejnato,byumrzećgodnie,zeskórąnagłowie.Harrisnabrałwodyzmanierki,próbujączmyćjaknajwięcejbrudu.Naciągnąłskóręnaczaszkęrannego,przyciskającjądojegoczołaizatykajączaucho.Byłatakluźna,żetaoperacjaprzypominałanakładaniekapeluszanałysinę.Przyszyjesięjąpóźniej,oileGlassprzeżyje.
Harrisusłyszałjakiśodgłoswzaroślachisięgnąłpopistolet.NapolanęwszedłkapitanHenry.Pozostalimężczyźniotoczyliichponurymkręgiem,przerzucającwzrokzGlassananiedźwiedzicę,zHarrisanamartwemłode.
Kapitanomiótłuważnymspojrzeniempolanę,dziwnieodrętwiały,podczasgdyjegoumysłanalizowałscenęwperspektywiejegowłasnychminionychdoświadczeń.Potrząsnąłgłowąiprzezchwilęjegooczy,zwykleoostrymwejrzeniu,wydawałysięrozbiegane.
–Nieżyje?–Jeszczeżyje.Alejestrozszarpany.Marozciętą
tchawicę.–Zabiłsamicę?
Harrisskinąłgłową.–Znalazłemjąmartwą,nanim.Kulatrafiłają
wserce.–Aletrochęzapóźno,co?–odezwałsię
Fitzgerald.KapitanuklęknąłprzyGlassie.Brudnymi
palcamipogmerałwrozdartymgardle,zktóregoprzykażdymoddechuwciążwychodziłybąbelkipowietrza.Rannyoddychałzcorazwiększymtrudem,zjegopiersidobywałosięterazniegłośnerzężenie.
–Niechktośmiprzyniesieczystyopatrunekitrochęwody.Iwhiskey,gdybysięocknął.
Bridgerwystąpiłdoprzoduizacząłprzeszukiwaćniewielkąsakwę,którąnosiłnaplecach.WyciągnąłzniejwełnianąkoszulęipodałHenry’emu.
–Proszę,kapitanie.Kapitanzawahałsię,niewiedząc,czypowinien
wziąćkoszulęchłopaka.Wkońcuchwyciłjąipodarłszorstkątkaninęnapasy.Zawartośćmanierkiwylałnarozharatanegardło.Zmytąkrewszybkozastąpiłanowa,obficiesączącasięzrany.Glasszacząłsiędławićikaszleć.Jegopowiekizadrżały,oczyotwarłysięszeroko,jakbywpanice.
Wpierwszymmomencieodniósłwrażenie,że
tonie.Ponowniezakaszlał,gdyorganizmstarałsiępozbyćkrwizgardłaipłuc.PrzezchwilęskupiłwzroknaHenrym,wchwiligdykapitanprzewracałgonabok.WtejpozycjiGlasszdołałjeszczewziąćdwaoddechy,nimogarnęłagofalamdłości.Zwymiotował,czującpotwornybólwgardle.Instynktowniesięgnąłrękomakuszyi.Praweramięmiałniesprawne,alepalcamilewejdłoniwyczułziejącąranę.Zalałogoprzerażenieipanika.Powiódłpootaczającychgotwarzachdzikimwzrokiem,szukającwnichpocieszenia.Dostrzegłcośwręczprzeciwnego–przykrepotwierdzenieswoichobaw.
Próbowałcośpowiedzieć,alezjegogardłaniemógłdobyćsiężadendźwiękpozaupiornymjękiem.Chciałwstać,podpierającsięłokciami.Henryprzycisnąłgodoziemiiwlałmudousttrochęwhiskey.Dotychczasowybólgardłaprzeszedłwnieznośnepieczenie.Glassemwstrząsnąłostatnispazmiznówstraciłprzytomność.
–Trzebagoopatrzyć,dopókiniewie,cosięznimdzieje.Przygotujwięcejpasów,Bridger.
Chłopakzacząłdrzećkoszulęnadługiekawałki.Pozostalimężczyźniprzyglądalisięzpowagą,stojącdokołaniczymżałobnicyniosącytrumnę.
Kapitanuniósłgłowę.
–Wszyscydoroboty.Harris,wybierzsięnazwiadypookolicy,szerokimkręgiem.Upewnijsię,czytestrzałynieprzyciągnęłyczyjejśuwagi.Niechktośpilnujeognisk,drewnomusipozostaćsuche,nietrzebanamtucholernychsygnałówdymnych.Ipoćwiartujcietozwierzę.
Mężczyźnirozeszlisię,akapitanznówzająłsięrannym.WziąłodBridgeraskrawektkaninyiobwiązałnimszyjęGlassatakmocno,jaktylkośmiał.Czynnośćtępowtórzyłdwukrotnie,zdwomakolejnymiopatrunkami.Krewnatychmiastsięprzeznieprzesączyła.KolejnympasmemobandażowałgłowęGlassa,niezdarnieusiłującprzytrzymaćskóręnaczaszce.Tutakżeranymocnokrwawiły,kapitanużyłwięcwodyikoszuli,bywytrzećkrewzalewającąGlassowioczy.Bridgerawysłałpowodędorzekiwceluuzupełnieniazapasuwmanierce.
Gdytamtenwrócił,wspólnieprzewróciliGlassanadrugibok.Bridgerprzytrzymywałrannego,starającsię,byjegotwarzniedotykałaziemi,akapitanHenrybadałmuplecy.Zalewałwodąmiejsca,gdzieniedźwiedźwbiłpazury.Choćranytebyłygłębokie,krwawiłytylkonieznacznie.Wodróżnieniuodpięciurównoległychnacięćwyrytychłapąsamicy.DwaznichszczególniegłębokowpiłysięwplecyGlassa;krewlałasię
intensywnie,widaćteżbyłomięśnie.Ziemiazmieszałasięzkrwią,kapitanznówmusiałposłużyćsięwodązmanierki.Oczyszczoneranyzdawałysiękrwawićjeszczemocniej,Henrypozostawiłjewięcwspokoju.Wyciąłzkoszulidwadługiepasy,owinąłnimiciałoGlassaimocnozwiązał.Niepomogło.Plecyciąglezalewałysiękrwią.
Kapitanprzerwałnachwilęizastanawiałsię.–Tegłębszeranytrzebazszyć,bowykrwawisię
naśmierć.–Acozjegogardłem?–Teżpowinienemjezszyć,aleprzytakiejjatce
niewiem,odczegozacząć.–Henryposzperałwswojejtorbiemyśliwskiejiwyjąłzniejgrubączarnąnićiwielkąigłę.
Grubepalcekapitanaokazałysięzadziwiającozwinne,gdyprzewlekałnićprzezuchoigielneiwiązałnajejkońcusupełek.Bridgerzaciskałbrzeginajgłębszejranyizfascynacjąobserwował,jakHenryprzebijaigłąskóręGlassa.Gdyczteryszwypołączyłyskóręwśrodkowejczęścirany,kapitanzakończyłścieg.SpośródpięciuranpozostawionychprzezniedźwiedziepazurynaplecachGlassa,dwiebyłynatyległębokie,żewymagałyszycia.WobuprzypadkachHenryniezadałsobietrudu,byzszyćranynacałejdługości.
Poprostupołączyłskórępośrodkuran,alekrwawienieitaksięzmniejszyło.
–Aterazprzyjrzyjmysięjegoszyi.PrzewróciliGlassanaplecy.Mimo
prymitywnychbandażyzgardławciążwydobywałysiębańkiicharkot.PodrozdartąskórąHenrywidziałśnieżnobiałąchrząstkękrtaniitchawicę.Obecnośćbaniekwskazywała,żetchawicazostałaprzeciętabądźzmiażdżona,niemiałjednakzielonegopojęcia,jaktonaprawić.ZawiesiłdłońnadustamiGlassa,czekającnapowiewoddechu.
–Copanzamierzazrobić,kapitanie?Kapitanzawiązałnowysupełeknakońcunici.–Nadalwciągapowietrzeprzezusta.Jedyne,co
możemyzrobić,tozaszyćskórę–miejmynadzieję,żezresztąonsamsobieporadzi.–Henryzakładałszwywjednocalowychodstępach,starającsięzamknąćotwórwgardleGlassa.Bridgeroczyściłkawałekgruntunaskrajuzarośliiprzygotowałdlarannegoposłaniezkoców.Umieściligonanimtakdelikatnie,jaktylkoumieli.
Kapitanwziąłstrzelbęiopuściłpolanę.Przezzaroślawiklinywróciłnadrzekę.Nabrzegupołożyłbrońnaziemiizdjąłskórzanąbluzę.Ręcemiałcałewlepkiejkrwi,obmyłjewwodzie.Niektóreplamyniechciałyzejść,wziąłwięcnieco
piaskuitarłnimzabrudzenia.Wreszciepoddałsię,złożyłdłoniewmiseczkęilodowatąwodąobmyłbrodatątwarz.Wcześniejszeidobrzemuznanezwątpieniepowróciło.„Toznowusiędzieje”.
Niedziwiłsię,gdyjakiśżółtodzióbpadałofiarądzikichprzestrzeniZachodu,alewstrząsemdlańbyło,ilekroćspotykałotojakiegośweterana.PodobniejakDrouillard,Glassspędziłnapograniczuwielelat.Byłniczymkilpodłodzią,swąmilczącąobecnościązapewniałinnymrównowagęispokój.AHenrywiedział,żeczłowiektenumrzejeszczeprzedpierwszymbrzaskiem.
KapitanodtworzyłwmyślachswojąrozmowęzGlassemzpoprzedniejnocy.Naprawdęodbyłasięwczoraj?Wtedy,wroku1809,śmierćDrouillardastanowiłapoczątekkońca.LudziezoddziałuHenry’egopozostawiliufortyfikowanyobózwdolinieThreeForksiucieklinapołudnie.DziękitejdecyzjiznaleźlisiępozazasięgiemCzarnychStóp,aleniesurowychwarunkówpanującychwGórachSkalistych.Cierpielistraszliwezimno,niemalumarlizgłodu,zostalinapadnięciiobrabowaniprzezIndianzplemieniaWron.Gdywkońculedwieżywiwyszlizgórwroku1811,opłacalnośćhandluskóraminiebyłajużtakoczywista.
PonaddekadępóźniejHenryponownieobjął
dowództwonadoddziałemtraperów,zmierzającymkuniepewnymbogactwomGórSkalistych.Kapitanprzewijałwgłowieobrazyzeswejniedawnejprzeszłości:tydzieńpowyjściuzSt.Louisstraciłłódźztowaramiwartości10tysięcydolarów.NiedalekowodospadówGreatFallsnaMissouriCzarneStopyzabiłydwóchjegoludzi.WcześniejpomagałAshleyowiwjegozatarguzIndianamiArikara,brałudziałwprzykrymzajściuzpułkownikiemLeavenworthem,apotemobserwował,jakArikarazamykajądostępdoMissouri.PokilkudniachmarszuwgóręrzekiGrandIndianiezplemieniaMandanów,zwyklenastawienipokojowo,uśmiercilitrzechjegoludzi–ataknastąpiłnocą,przezpomyłkę.AterazGlass,jegonajlepszyczłowiek,leżałśmiertelnierannypowalcezniedźwiedziem.„Jakażklątwanademnąwisi?Jakiepopełniłemgrzechy?”
TymczasemnapolanieBridgerokryłGlassaderkąiodwróciłsię,żebyspojrzećnaniedźwiedzicę.Przyjejsprawianiupracowałoczterechmężczyzn.Najlepszekąski–wątrobę,serce,język,polędwicę,żeberka–ułożonoosobnonaboku,donatychmiastowejkonsumpcji.Resztękrajanonacienkiepaskiinacieranosolą.
Bridgerpodszedłdowielkiejniedźwiedziejłapy,
wyjmujączpochwynóż.Fitzgerald,pracującyprzyrozbiórcemięsa,podniósłwzrok,achłopaktymczasemzacząłodcinaćnajwiększypazurzwierzęcia.Byłwstrząśniętyjegorozmiarami–długinaprawiesześćcali,dwukrotniegrubszyodjegokciuka.Przykońcuostryjakbrzytwa,wciążpokrytykrwiąpoatakunaGlassa.
–Anibyktociprzyznałprawodotegopazura,chłopcze?
–Toniedlamnie,Fitzgerald.–BridgerująłzdobyczipodszedłdoGlassa.Jegomyśliwskatorbależałatużobok.Bridgerotworzyłjąiwrzuciłpazurdośrodka.
Tejnocyludzienajedlisiędosyta,ucztującwielegodzin.Ichorganizmombrakowałopożywnejtłustejstrawy.Wiedzieli,żeminiewieledni,zanimznówbędąjeśćświeżemięso,idelektowalisiębiesiadą.KapitanHenrywystawiłpodwójnestraże.Choćpolananależaładostosunkowoodosobnionych,bałsię,żeogniskazdradząichpozycję.
Większośćmężczyznsiedziaławkręguciepłapłomieni,trzymającrożnyzgałęziwierzbowychznabitymnaniemięsiwem.KapitaniBridgernazmianędoglądaliGlassa.Rannydwukrotnieotworzyłoczy,szklaneiniewidzące.Odbijałsięwnichblaskognia,jednakwewnętrzunietliłasię
żadnaiskra.Razudałomusięłyknąćtrochęwody,coprzypłaciłbolesnymidrgawkami.
Ogniskarozpalonewpodłużnychjamachpodsycanodrewnemnatyleczęsto,bydawałyciepłoidymniezbędnedosuszeniamięsanarusztach.GodzinęprzedświtaniemkapitanHenryzajrzałdoGlassaistwierdził,żetenjestnieprzytomny.Rannyoddychałztrudem,zgrzytliwie,jakbykażdyoddechwymagałodniegowszystkichsił.
Henrywróciłdoogniska,gdziezastałBlackaHarrisaogryzającegożeberka.
–Tomogłosięprzytrafićkażdemu,kapitanie.Każdymógłsięnadziaćnaburegomisia.Pechtopech.
Henrytylkopotrząsnąłgłową.Wiedziałconiecoopechu.Siedzieliwmilczeniu,dopókinieukazałysiępierwsze,ledwiedostrzegalneoznakinowegodniawpostacidelikatnejpoświatynawschodnimfragmenciewidnokręgu.Kapitanwziąłstrzelbęirógnaprochstrzelniczy.
–Wrócęprzedwschodemsłońca.Kiedyludziesięobudzą,wybierzdwóchdokopaniagrobu.
Godzinępóźniejkapitanpowrócił.Zdążonojużwykopaćpłytkąjamęwziemi,alenajwyraźniejpracęprzerwano.SpojrzałnaHarrisa.
–Wczymszkopuł?
–Nocóż,kapitanie,popierwsze,onwcalenieumarł.Toraczejniewporządkukopaćdalej,skoroontamleżyidycha.
Przezcałyporanekczekali,ażHughGlassumrze.Nieodzyskałprzytomności.Skóręmiałbladąibezbarwnąwskutekutratykrwi,oddychałciężko.Mimotopierściąglewznosiłasięiopadała,jedenoddechuparcienastępowałpodrugim.
KapitanHenryprzemierzałprzestrzeńdzielącąnurtrzecznyipolanę,tamizpowrotem,itużprzedpołudniemwysłałBlackaHarrisanazwiadywgóręrzeki.GdyHarriswrócił,słońcestałowzenicie.NiezauważyłżadnychIndian,aleszlak,którymzwierzętapodążałydowodopojuprzydrugimbrzegu,pełenbyłtropówludziikoni.DwiemilewgóręrzekiHarrisnatknąłsięnaopuszczoneobozowisko.Kapitanniemógłjużdłużejczekać.
Rozkazałdwómludziomściąćmłodedrzewka.Używająckoców,naktórychleżałGlass,mielisporządzićnosze.
–Amożezrobimywłóki,kapitanie?Mułbyjepociągnął.
–Nadrzekąjestzbytnierównygrunt,żebyciągnąćgonawłókach.
–Więcoddalmysięodrzeki.–Poprostuzróbcietecholernenosze–
powiedziałkapitan.Rzekastanowiłajedynydrogowskaznatymnieznanymterytorium.Henryniemiałnajmniejszegozamiaruoddalaćsięodjejbrzegówchoćbyojard.
Rozdział4
28sierpnia1823roku
Mężczyźnidocieralikolejnodoprzeszkodyizatrzymywalisię.RzekaGrandpłynęławprostnastromąścianępiaskowca,którazmuszałająwtymmiejscudoskrętu.Wodawirowałaipiętrzyłasiępodskałą,poczymrozlewałaszerokowkierunkuprzeciwległegobrzegu.BridgeriŚwinia,którzynieśliGlassa,dotarlitujakoostatni.Położylinoszenaziemi.ZdyszanyŚwiniazwaliłsięciężkonatyłek.Koszulęmiałciemnąodpotu.
Wszyscyprzybylizadzieralidogórygłowy,zmiejscauświadamiającsobie,żemajątudwojakiwybór,jeślichcąposuwaćsiędalej.Popierwsze,
mogąwspiąćsiępostromejścianieurwiska.Byłotowykonalne,aletylkozwykorzystaniemoburąkinóg.TęwłaśniedrogęobrałBlackHarris,któryszedłtędydwiegodzinyprzedpozostałymi.Widzielijegoszlak,połamanegałązki,zaktórechwytał,podciągającsięwgórę.Niktniemiałwątpliwości,żeaniniosącynosze,animułniedadząradytędywejść.
Drugąmożliwościąbyłoprzebycierzekiwpław.Płaskidrugibrzegprezentowałsięzachęcająco,aleproblempolegałnatym,jaksiętamdostać.Głębiapowstałaprzyrzecznymwalemusiałamiećconajmniejpięćstóp,anurtnależałdowartkich.Zmarszczkinawodzie,mniejwięcejpośrodkurzeki,świadczyły,żejesttamdośćpłytko.Ztegomiejscałatwobyłobyjużdotrzeć,brodząc,nadrugibrzeg.Zwinnyczłowiekdałbyradęutrzymaćsięnanogachwgłębszejwodzie,trzymającstrzelbęiprochwysokonadgłową;mniejsprawnemugroziłupadek,alenawetwtedymógłbypodpłynąćkilkajardówkupłyciźnie.
Nienastręczałorównieżkłopotówprzeprawieniemuła.Samicasłynęłazeswejmiłościdowodydotegostopnia,żeotrzymałaprzezwiskoKaczka.Codzienniepodwieczórprzezwielegodzinpotrafiławystawaćwwodzieażpowydętybrzuch.Właśnieprzeztęosobliwąskłonnośćmulicy
Mandanowienieukradlijejwrazzpozostałymizwierzętami.Gdytamtepasłysięalbospałynadbrzegiemrzeki,Kaczkazazwyczajstałasobiewpłytkiejwodzienamieliźnie.Kiedyrozbójnicypróbowalijąuprowadzić,tkwiłajakwrytawmuł.Abyjąstamtądwyciągnąć,trzebabyłopołączonychwysiłkówpołowyoddziału.
Takwięcproblememniebyłamulica.Problemembył,rzeczjasna,Glass.Przekroczenierzekiznoszaminadgłowąniewchodziłowgrę.
KapitanHenryrozmyślałnadtymwszystkim,przeklinającHarrisa,żeniepozostawiłimznaku,byprzebylirzekęwcześniej.Minęliprzecieżłatwybródwyżej,jednąmilęstąd.Niecierpiał,gdyjegooddziałrozpadałsięnakilkagrup,choćbynaparęgodzin,bezsensubyłobyjednakkazaćwszystkimmaszerowaćzpowrotem.
–Fitzgerald,Anderson,waszakolejprzynoszach.Bernot,tyijapójdziemyrazemznimidobrodu,któryminęliśmy.Resztaprzekroczytutajrzekęizaczeka.
Fitzgeraldwpatrywałsięgniewniewkapitanaimamrotałcośpodnosem.
–Maszcośdopowiedzenia,Fitzgerald?–Zaciągnąłemsięnatrapera,kapitanie,niena
jakiegoścholernegomuła.–Twojakolejchwycićzanosze,takjakwszyscy
inni.–Więcjapowiempanuto,coinnibojąsię
powiedziećwoczy.Wszyscyzastanawiamysię,czyzamierzapanwlectezwłokiażdoYellowstone.
–Zamierzamzrobićdlaniegodokładnieto,cozrobiłbymdlaciebieidlakażdegoczłowiekawtymoddziale.
–Dlanastopanpoprostukopiegrób.Jakdługopańskimzdaniembędziemyjeszczeparadowaćprzeztędolinę,zanimnatkniemysięnajakąśgrupęmyśliwych?Glassniejestjedynymczłowiekiemwtymoddziale.
–Tyteżnie–wtrąciłAnderson.–Fitzgeraldniemówiwmoimimieniu,kapitanie,izałożęsię,żewieluludzipodzielamojezdanie.
AndersonpodszedłdonoszyiumieściłswojąstrzelbęobokGlassa.
–Chcepan,żebymgosamciągnął?
NieślitakGlassaodtrzechdni.Rzekabądźtworzyłapiaszczystełachy,bądźpłynęłamiędzyporozrzucanymigłazami.Widoczneodczasudoczasunadliniąwodykępytopólustępowałymiejscaurokliwymzaroślomwikliny,sięgającymnawetdziesięciustópwysokości.Stromestokiprzyzakrętachzmuszałyichdowspinaczki;wtychgigantycznychrozpadlinacherozjapocięłaskałęnarówneplastry,niczymtasak.Szli
zakosamiprzezuciążliwerumowiskapozostałepowiosennejpowodzi–stertykamieni,połamanegałęzie,anawetdrzewapowalonewcałości,opniachwyblakłychodsłońcaigładkichjakszkłowskutekdziałaniawodyipiasku.Gdyterenstawałsięnazbytnierówny,przekraczalirzekęiszlidalejpodprąd,amokraskórzanaodzieżjeszczebardziejichobciążała.
RzekastanowiłanatychrówninachcośwrodzajuarteriikomunikacyjnejinietylkoludzieHenry’egopodróżowalijejbrzegiem.Traperzynieustannieznajdowalilicznetropyiopustoszałeobozowiska.BlackHarrisdwukrotniezauważyłniewielkiegrupkiindiańskichmyśliwych.Odległośćbyłajednakzbytduża,byustalić,czytoSiuksowieczyArikara,jakkolwiekprzedstawicieleobuplemionoznaczaliniebezpieczeństwo.WojownicyArikara,odczasubitwynadMissouri,zpewnościąbyliwrogonastawieni.WtamtejpotyczceSiuksowiebraliudziałjakosprzymierzeńcybiałych,jednakichaktualneusposobieniepozostawałozagadką.Oddziałtraperówwliczbiezaledwiedziesięciusprawnychmężczyznniezniechęcałdoataku.Ajednocześniepozostającewichposiadaniubroń,sidła,anawetmulicastanowiłyatrakcyjnyprzedmiotpożądania.Nieustannieczyhałyna
nichzasadzki,zktórychudawałoimsięwymykaćdziękizwiadowczymumiejętnościomBlackaHarrisaikapitanaHenry’ego.
„Takieterytoriumlepiejprzejśćjaknajszybciej”–pomyślałkapitan.Tymczasemoniposuwalisięztrudemipowoli,wślimaczymtempie,jakkonduktpogrzebowy.
Glassodzyskiwałitraciłprzytomność,choćjedenstannieróżniłsięzbytniooddrugiego.Odczasudoczasupiłtrochęwody,aleranygardłauniemożliwiałymuprzełknięciestałegopokarmu.Dwarazynoszewymknęłysięniosącymzrąk,aGlasswylądowałnaziemi.Przydrugimraziepękłymudwaszwynaszyi.Zatrzymanosięnadłużej,bykapitanponowniezszyłgardło,terazjużzaczerwienioneodinfekcji.Niktnietrudziłsięsprawdzaniemstanupozostałychran.Itakniewielemożnabyłoznimizrobić.Glasszresztąnieprotestował.Zasprawąrozszarpanegogardłastałsięniemy,ajedynymdźwiękiem,jakizsiebiewydawał,byłożałosnecharczenieprzyoddychaniu.
Podkoniectrzeciegodniadotarlidomiejsca,wktórymdorzekiGrandwpływałniewielkistrumień.ĆwierćmiliwgórępotokuBlackHarrisznalazłźródło,otoczonegęstymlaskiemsosnowym.Byłotoidealnemiejscenaobóz.Henry
posłałAndersonaiHarrisanaposzukiwaniezwierzyny.
Wodaraczejsączyłasię,niźlibiłazeźródła,leczbyłalodowatozimnai–przefiltrowanaprzezomszałekamienie–tworzyłaniewielki,przejrzystyzbiornik.KapitanHenrypochyliłsięipił,myślącopodjętejwcześniejdecyzji.
Oceniał,żepotrzechdniachtransportowaniaGlassananoszachprzebylizaledwieczterdzieścimil.Tymczasemnormalniepokonalibyconajmniejdwarazytyle.PrawdopodobnieopuścilijużterytoriumArikarów,aleBlackHarriszkażdymdniemznajdowałcorazwięcejoznakobecnościSiuksów.
OpróczniepokojuzwiązanegozichpołożeniemHenry’emutowarzyszyłateżobawa–onaprzedwszystkim–czydotrądoYellowstonenaczas.Jeśliniepoświęcądwóchtygodninazrobieniezapasówmięsa,całyoddziałznajdziesięwniebezpieczeństwie.Późnajesieńbywakapryśna,niewiadomo,jakąpogodęprzyniesie.Możetrafiąnapogodnedni,amożenawyjącewichrypierwszychlodowatychburz.
OpróczobawyofizycznebezpieczeństwogrupyHenryczułteżwielkąpresjęzwiązanązchęciąodniesieniasukcesuhandlowego.Przyodrobinieszczęścia,jeślipowiodłobysięimpodczas
jesiennychpolowańiudałoconiecopohandlowaćzIndianami,przywieźlibyzesobądośćskór,byusprawiedliwiłotowysłanieparuludziwdółrzeki.
Kapitanuwielbiałwyobrażaćsobie,jakpewnegojasnegolutowegodniawyładowanafutramipirogaprzybywadoSt.Louis.NagłówkioichudanejwyprawiedoYellowstonepojawiłybysięnapierwszejstronie„MissouriRepublican”.Dziękiprasiezgłosilibysięnowiinwestorzy.Ashleymógłbywytargowaćzastrzykświeżegokapitałuiwczesnąwiosnąutworzyćnowyoddziałtraperów.OczymawyobraźniHenrywidziałsiebie,jakpodkonieclatazarządzajużcałąsieciąłowcówskórnaobszarzeYellowstone.Mającodpowiedniąilośćludziitowarów,mógłbynawetzawrzećpokójzCzarnymiStopamiiponowniewybraćsięwpełnebobrowychrodzindolinyThreeForks.Nimnadejdziezima,trzebabyłobysprowadzaćtamłodzieinimispławiaćwszystkiebobroweskórki,któreudałobyimsięzdobyć.
Alewszystkozależałoodczasu.Należałotamdotrzećjaknajszybciej,jeszczeprzedinnymi,ibyćwpełnisił.Henrymiałwrażenie,żekonkurencipodążająwtomiejscezkażdejstronyświata.
NapółnocyBrytyjczycyzKompaniiPółnocno-Zachodniejzakładaliforty,sięgającwkierunku
południowymażdoziemiMandanów.Brytyjczycydominowalitakżenazachodnimwybrzeżu,skądparliterazwgłąbląduwzdłużrzekiKolumbiaijejdopływów.Krążyłypogłoski,żeichtraperzypenetrowalijużnawetokoliceRzekWężowejiZielonej.
Zpołudnia,odTaosiSantaFe,podążałokupółnocykilkaróżnychgrup:ludzieKompaniiFutrzarskiejColumbia,FrancuskiejKompaniiFutrzarskiejorazfirmyStone-BostwickiSpółka.
Alenajbardziejodczuwalnabyłakonkurencjazewschodu,zsamegoSt.Louis.Wroku1819armiaamerykańskazainicjowałaEkspedycjęYellowstone,którejjednoznacznymcelembyłozintensyfikowaniehandluskórami.Zainteresowaniewojskazdopingowałojeszczeprzedsiębiorców,jużwcześniejpalącychsiędouczestnictwawtymprocederze.KompaniaFutrzarskaMissouri,należącadoManuelaLisy,prowadziłahandelnadrzekąPlatte.JohnJacobAstortchnąłnowegoduchawpozostałościswejAmerykańskiejKompaniiFutrzarskiej,wypartejzKolumbiiprzezBrytyjczykówpodczaswojny1812roku;nowąsiedzibęgłównąfirmyzałożyłwSt.Louis.Wszyscykonkurowalizesobąoograniczonezasobykapitałoweiludzkie.
HenryspojrzałnaGlassależącegonanoszach
wcieniusosen.Jakdotądnieprzytwierdziłskórygłowydoczaszkirannegowsposóbsolidny,szwami.Spoczywałabezładnie,fioletowoczarnanakrawędziach,toznaczytam,gdziezaschłajużkrewutrzymywałająnamiejscu,niczymgroteskowakoronanaposzarpanymciele.Kapitanemponownietargnęłysprzecznedoznaniawspółczuciaizłości,niechęciipoczuciawiny.
NiemógłprzecieżwinićGlassazaatakniedźwiedzia.Grizzlystanowiłpoprostujedenzwieluelementówryzykawichzawodzie.GdyoddziałopuszczałSt.Louis,Henryzdawałsobiesprawę,żesporozjegoludzizginie.PoturbowaneciałoGlassawskazywałodobitnie,iżkażdyznichstajecodziennietwarząwtwarzzrealnymzagrożeniem.HenryuważałGlassazaswegonajlepszegoczłowieka,wktórymidealniełączyłysięzaprawa,umiejętnościprzetrwaniaiwłaściwenastawienie.Pozostali,zwyjątkiemmożeBlackaHarrisa,bylidlańjedyniepodwładnymi:młodsi,głupsi,słabsi,mniejdoświadczeni.KapitanHenrytylkowGlassiewidziałkogośrównegosobie.SkorocośtakiegoprzytrafiłosięGlassowi,równiedobrzemogłoprzytrafićsiękażdemu–takżejemu.Kapitanodwróciłsięodumierającego.
Wiedział,żepełnienieroliprzywódczejwiążesięzpodejmowaniemtrudnychdecyzjidladobra
całegooddziału.Wiedział,żepograniczenadewszystkoszanujeniezależnośćorazsamowystarczalnośćitychprzedewszystkimwymaga.NazachódodSt.Louisnieistniałoprawo.Jednaknieokrzesanychosobników,którzyskładalisięnajegopreriowyoddział,wiązałazesobąmocnanićwspółodpowiedzialności.Nieuznawaliwprawdzieżadnychprawpisanych,aleobowiązywaławichkręgureguła,którejprzestrzegali,umowawykraczającapozaegoistycznyintereswłasny.Wswejgłębibyławręczbiblijna,ajejznaczenierosłozkażdymkolejnymkrokiemkudzikimpustkowiom.Gdyzaistniałapotrzeba,każdyczłowiekmusiałwyciągnąćpomocnądłońnietylkodoswychprzyjaciół,lecztakżezwykłychtowarzyszy,anawetobcych.Dziękitemuwszyscywiedzieli,żeichprzetrwaniemożekiedyśzależećodpomocnegogestuinnych.
PrzypadekGlassawydawałsięjednaknegowaćsensownośćtejreguły.„Czyzrobiłemdlaniegowszystko,cowmojejmocy?”Opatrującjegorany,transportującgo,zrespektemoczekującnajegośmierć,żebyprzynajmniejpochowaćgowsposóbcywilizowany.WskutekdecyzjiHenry’egopotrzebyogółuzostałypodporządkowanepotrzebomjednegoczłowieka.Postępowanieto
byłosłuszne,aleniemogłotrwaćwnieskończoność.Nietutaj.
Jużwcześniejkapitanzastanawiałsię,czypoprostuGlassaniezostawić.Cowięcej,cierpienierannegobyłotakwielkie,żeHenryrozważałnawetwpakowaniemukulkiwgłowęipołożeniewtensposóbkresujegomęce.SzybkoporzuciłpomysłuśmierceniaGlassa,pragnąłjednakporozumiećsięznimjakoś,daćmudozrozumienia,żeniemożejużdłużejryzykowaćlosówcałegooddziału.Znajdąmujakieśschronienie,zostawiągoprzyognisku,dadząmubrońizapasy.Jeślizdoładojśćdosiebie,dołączydonichnadMissouri.ZnającGlassa,kapitanpodejrzewał,żegdybytamtenmógłmówić,poprosiłbywłaśnieoto.Zpewnościąniechciałbynarażaćnaniebezpieczeństwopozostałychludzi.
KapitanHenrynieumiałjednakzmusićsiędopozostawieniarannegoswemulosowi.OdczasuatakuniedźwiedzicynieudałomusięprzeprowadzićzGlassemżadnejrozmowy,niemógłwięcupewnićsięcodojegożyczeń.Niemającjasnychwskazówek,niechciałpolegaćnalitylkodomysłach.Onbyłtudowódcą,ponosiłzaGlassaodpowiedzialność.
„Alezapozostałychteżponoszęodpowiedzialność”.AtakżezainwestycjęAshleya.
Zaswojąrodzinętamdaleko,wSt.Louis,rodzinę,któraodponaddziesięciulatczekała,ażodniosąsukceshandlowy,któryzawszewydawałsięrównieodległyjaksamegóry.
Tejnocytraperzyzgromadzilisiędookołatrzechniewielkichognisk.Mieliświeżemięsomałegobizona,którewędzilinaddymem,awzaciszusosnowegozagajnikaczulisiębezpiecznieimielipewność,żeogieńniezgaśnie.Byłkoniecsierpnia,pozachodziesłońcarobiłosięwięcdośćszybkochłodno:niezimno,leczjakbydlazaznaczeniaprzejściajednejporyrokuwdrugą,któraczaiłasięjużzahoryzontem.
Kapitanwstałiodwróciłsiędozebranychmężczyzn,którytooficjalnygestwskazywał,iżto,comadopowiedzenia,jestważne.
–Musimysięspieszyć.Potrzebnimisądwajochotnicy,którzyzostanątutajzGlassem,dopókinieumrze,awtedyzapewniąmugodnypochówekidołącządoreszty.KompaniaFutrzarskaGórSkalistychzapłaciposiedemdziesiątdolarówkażdemu,ktozaryzykujepozostaniezGlassem.
Wjednymzogniskpękłsosnowykonar,wyrzucającwczystenocneniebosnopiskier.Nadcałymobozemzalegałacisza,gdymężczyźniwmilczeniurozważalisytuacjęizłożonąofertę.Byłocośupiornegowoczekiwaniunaśmierć
Glassa,mimowszystkopewną.FrancuzJeanBernotprzeżegnałsię.Pozostalipoprostugapilisięwogień.
Przezdłuższyczasniktsięnieodzywał.Wszyscymyśleliopieniądzach.Siedemdziesiątdolarówstanowiłoponadjednątrzeciąichrocznegowynagrodzenia.Zperspektywyzimnej,czystejekonomiiGlasspowinienbyłjaknajszybciejumrzeć.Siedemdziesiątdolarówzakilkadninapolanie,potemtydzieńintensywnegomarszu,żebydogonićoddział.Oczywiściewszyscywiedzieli,żepozostaniewtyletopoważneryzyko.Dziesięciumężczyznniestanowiłozbytpoważnejsiływrazieataku,aledwajbyliwłaściwiebezbronni.Gdybyprzypadkiemtrafiłananichgrupaindiańskichwojowników...Nacocisiedemdziesiątdolarów,jeślijesteśmartwy?
–Jaznimzostanę,kapitanie.–Siedzącyprzyogniskachmężczyźniodwrócilisięzaskoczeni,żenaochotnikazgłaszasięFitzgerald.
KapitanHenryniewiedział,jakzareagować,takbardzopodejrzanawydałamusięmotywacjategoczłowieka.
Tenodczytałjegowahaniewłaściwie.–Nierobiętegozmiłości,kapitanie.Robięto
dlapieniędzy,toprzecieżjasnejaksłońce.AlejeśliwolipankogośinnegodoniańczeniaGlassa,
toniechpansobiesamwybiera.KapitanHenryrozejrzałsiępomężczyznach
siedzącychwluźnymkręgu.–Ktojeszczezostanie?BlackHarriswrzuciłdoogniskaniewielki
patyk.–Ja,kapitanie.–Glassbyłstarymprzyjacielem
Harrisa,amyśl,żemógłbypozostawićgozFitzgeraldem,bardzomudoskwierała.ŻadenztraperównielubiłFitzgeralda.Glasszasługiwałnacoślepszego.
Kapitanpokręciłgłową.–Tyniemożeszzostać,Harris.–Cotoznaczy,żeniemogęzostać?–Niemożesz.Wiem,żebyliścieprzyjaciółmi,
współczujęci.Alejesteśmipotrzebnyjakozwiadowca.
Razjeszczezapadładługacisza.Większośćzebranychwpatrywałasiępustymwzrokiemwogień.Jedenpodrugimdochodzilidotegosamegonieprzyjemnegowniosku:niewarto.Tepieniądzeniesątegowarte.IostateczniesamGlassniejesttegowart.Nieżebygonieszanowali.Lubiligonawet.Niektórzy,jakAnderson,czulisiędodatkowozobowiązanizaokazanąimwcześniejuprzejmośćipomoc.Byłobylepiej,myślałAnderson,gdybykapitanpoprosił
ichopozostaniewceluutrzymaniaGlassaprzyżyciu–alenietakiezadaniewymieniłHenry.ZadaniepolegałonaoczekiwaniuwrazzGlassemnajegośmierć,apotemnapochowaniuciała.Niewarto.
Henryzacząłsięzastanawiać,czyrzeczywiściebędziezmuszonypowierzyćtęmisjętylkoFitzgeraldowi,gdynagleJimBridgerpowstałniezdarnienanogi.
–Jazostanę.Fitzgeraldżachnąłsię.–Jezu,kapitanie,chybaniekażemipantu
zabawićzjakimśgówniarzem!JeśliBridgermatuzostać,toniechpanmilepiejzapłacistawkęzaopiekęnaddwojgiemludzi.
SłowateuderzyływBridgeraniczymciosypięścią.Poczuł,jakkrewsięwnimburzyzzawstydzeniaigniewu.
–Obiecujępanu,kapitanie,żewypełniętępowinność.
Nietakichochotnikówkapitansięspodziewał.Uświadomiłsobie,żepozostawienieGlassazBridgeremiFitzgeraldemniewielesięróżniodporzuceniagonapastwęlosu.Bridgertowgruncierzeczyjeszczechłopiec.WciągurokupracynarzeczKompaniiFutrzarskiejGórSkalistychpokazał,żejestuczciwyipojętny,nie
mógłjednakstanowićprzeciwwagidlaFitzgeralda.Fitzgeraldzaśtonajemnik.Aleprzecież,myślałkapitan,czyżniedotegowswejnajgłębszejistociesprowadzasiędrogażyciowa,którąobrał?Czyniepoleganakupowaniusobiezastępców,mianowaniupełnomocników,nabywaniunamiastkiichodpowiedzialności?Byulżyćwłasnejodpowiedzialności?Alecóżinnegomógłbyuczynić?Niemiałwyboru.
–Wtakimrazieniechbędzie–rzekł.–Wszyscypozostaliruszająoświcie.
Rozdział5
30sierpnia1823roku
Mijałwieczórdrugiegodniaodchwili,gdykapitanHenryiresztaoddziałuodeszli.FitzgeraldkazałchłopakowinazbieraćdrewnanaopałipozostałwoboziesamzGlassem.Rannyleżałprzyjednymzniewielkichognisk.Fitzgeraldniezwracałnaniegouwagi.
Nadpolanąwznosiłasięstromaformacjaskalna.Masywnegłazyukładałysięwkamiennystos,jakgdybyrękomajakiegośtytanaułożonejedennadrugimiściśniętezesobą.
Zeszczelinymiędzywielkimikamieniamiwyrastałasamotna,poskręcanasosna.Drzewobyłokrewniakiemsosenwydmowych,zktórych
miejscoweplemionaindiańskiewyrabiałyszkieletyswychtipi,jednakjejzarodekmusiałpochodzićzżyznejglebynadole,naktórejrósłlas.Wieledziesięciolecitemujakiśwróbelwyskubałgozszyszkiiuniósłsięwysokowgórę,ponadpolanę.Nasionkowypadłomuzapewnezdziobaiwylądowałowszczelinieskalnej.Wszczelinieznajdowałosięniecogleby,apadającyczasemdeszczumożliwiałwzrost.Wciągudniaskałyzatrzymywałyciepło,choćczęścioworekompensującroślincenieprzyjazneotoczenie.Doświatłasłonecznegonieprowadziłażadnaprostadroga,dlategososnarosłanajpierwnabok,adopieropotemdogóry,przedzierającsięprzezszczelinękuniebu.Zezwichrowanegopniawystawałokilkasękatychgałęzipokrytychżałosnymikępkamiigieł.Wdolesosnywydmowerosłyprostojakstrzały,sięgającniekiedynawetdwudziestujardówponadposzycielasu.Żadnajednakniesięgaławyżejniżposkręcanedrzewonaszczycieskały.
Gdykapitaniresztaoddziałuodeszli,Fitzgeraldobrałprostąstrategię:zgromadzićjaknajwiększyzapassuszonegomięsa,bymócporuszaćsięjaknajszybciej,gdyGlasswkońcuumrze,adotegoczasutrzymaćsięzdalaodobozu,ilesięda.
Znajdowalisięwprawdziedośćdalekoodwielkiejrzeki,Fitzgeraldnieuważałjednakichpozycjinadpotokiemzazbytniobezpieczną.Strumieńprowadziłwprostnapolanę.Zwęglonepozostałościpoogniskachświadczyływymownieotym,żeztutejszegoźródełkakorzystałowieluludzi.Fitzgeraldobawiałsięnawet,żeotejpolaniewiadomopowszechniejakoodobrymmiejscunaobozowisko.Ajeślinawetnie,znadrzekiprowadziłytuwyraźneśladyoddziałuimuła.Grupamyśliwychlubwojownikówdojrzałabyjezłatwością,gdybyznalazłasięwpobliżubrzegówrzekiGrand.
FitzgeraldspojrzałzgorycząnaGlassa.Wdniu,wktórymoddziałwyruszyłwdrogę,zchorobliwejciekawościobejrzałranytamtego.Szwynapoharatanymgardlemężczyznywciążtrzymały,mimoupadkuznoszy,alecałaszyjabyłaczerwonaodinfekcji.Ranykłutenanodzeiramieniuzdawałysięgoić,wodróżnieniuodgłębokichcięćnaplecach,którepozostawaływstaniezapalnym.SzczęśliwiedlasiebieGlassprzezwiększośćczasubyłnieprzytomny.„Kiedytengnojekwreszcieumrze?”
Otym,żeJohnFitzgeraldznalazłsięnapograniczu,zdecydowałydośćzagmatwanekolejelosu.Wszystkozaczęłosięodjegoucieczki
zNowegoOrleanuwroku1815,dzieńpotym,jakwpijanymszalezadźgałnaśmierćprostytutkę.
WychowałsięwNowymOrleaniejakosynszkockiegomarynarzaorazcórkikupcazCajun.Wciągudziesięciulatmałżeństwaojcieczawijałdoportutylkorazdoroku,dopókijegostatekniezatonąłgdzieśnaKaraibach.PodczaskażdegopobytuwNowymOrleaniepozostawiałwswejpłodnejżonienasienie,powołującwtensposóbdożycianowegoczłonkarodziny.TrzymiesiącepootrzymaniuwiadomościośmiercimężamatkaFitzgeraldapoślubiłastarszawegowłaścicielasklepuzmydłemipowidłem,którytoczynpodyktowanybyłpragnieniemutrzymaniarodziny.Jejpragmatycznadecyzjawyszławiększościdziecinadobre.Ośmioroosiągnęłowiekdorosły.Dwóchnajstarszychsynówprzejęłoskleppośmierciojczyma.Większośćpozostałychchłopcówznalazłasobieuczciwąpracę,adziewczętawyszłydobrzezamąż.TylkoJohnwtymwszystkimgdzieśsięzagubił.
OdwczesnychlatFitzgeraldprzejawiałskłonnościorazpewientalentdostosowaniaprzemocy.Wszelkiesporyrozwiązywałszybkozapomocąpięścilubkopniaków;zeszkoływyrzuconogo,gdymiałlatdziesięć,zato,żekoledzezklasywbiłwnogęołówek.Wnajmniejszymstopniunie
interesowałagociężkapracanamorzu,jakąwykonywałjegoojciec,chętniejednakzanurzałsięwpodejrzaneportowezaułki.Wdokach,wktórychspędziłmłodzieńczelata,doskonaliłumiejętnościwalkinapięści.Gdymiałlatsiedemnaście,pewienmarynarzpociąłmutwarzpodczasawanturywknajpie.Incydenttenpozostawiłposobiepamiątkęwpostacihaczykowatejblizny,wsamymzaśFitzgeraldziewzmógłzainteresowanieostryminarzędziami.Zaczęłasięfascynacjanożami,kolekcjonowaniesztyletówiskalpeliwewszelkichrozmiarachikształtach.
WwiekudwudziestulatFitzgeraldzakochałsięwmłodejdziwcepracującejwportowejknajpie,FrancuzceDominiquePerreau.Mimofinansowegopodłożaichrelacji,zawódwykonywanyprzezDominiqueorazpłynąceztegofaktukonsekwencjeniewpełnidocierałydoświadomościFitzgeralda.Gdypewnegodniamłodzienieczastałukochanąnazabawiezgrubymkapitanemłodzi,wpadłwewściekłość.Zadźgałobojeiuciekł.Zesklepubrataskradłosiemdziesiątczterydolary,poczymwykupiłmiejscenastatkuzmierzającymnapółnoc,wgóręMissisipi.
Przezpięćlatzarabiałnażyciewtawernach
Memphis.Doglądałszynkuwzamianzaizbędospania,wyżywienieorazniewielkąpensjęwlokaluznanymjakoZłotyLew,zpretensjamidorozwinięciaskrzydeł.OficjalnestanowiskobarmanadałoFitzgeraldowicoś,czegoniemiałwNowymOrleanie–prawodoangażowaniasięwbójki.Awanturnikówwyrzucałzszynkuzrozkoszą,którazdumiewałanawetgruboskórnąklientelęowegoprzybytku.Dwukrotnienieomalzatłukłkogośnaśmierć.
Fitzgeralddysponowałteżpewnymizdolnościamimatematycznymi,dziękiktórymjegobraciastalisięsprawnymiksięgowymi;onwolałtęwrodzonąinteligencjęwykorzystywaćdohazardu.Przezpewienczaszadowalałsiętrwonieniemskromnegowynagrodzeniaotrzymywanegowszynku.Późniejprzerzuciłsięnawyższestawki.Wymagałotowiększychpieniędzy,aleFitzgeraldowiniebrakowałochętnychdoudzielaniapożyczek.
Zasilonydwustudolaramiodwłaścicielakonkurencyjnejtawerny,Fitzgeraldprzeżyłswojepięćminut.Nawłasnąrękęwygrałtysiącdolarówwkarty(damynadziesiątkach),poczymkolejnytydzieńspędziłnahulankach,świętując.Sukcestennapełniłgofałszywymprzekonaniemcodoswychwielkichumiejętnościwdziedziniehazardu
orazzachłannympragnieniemnowychwygranych.RzuciłpracęwZłotymLwieizacząłżyćzgrywkarty.Jednakszczęścieopuściłogozdnianadzień,ijużpomiesiącubyłwiniendwatysiącedolarówpewnemulichwiarzowi,którynazywałsięGoeffreyRobinson.PrzezkilkatygodniudawałomusięunikaćRobinsona,ażwkońcudopadligodwajsiepaczetamtegoizłamalimurękę.Dostałtydzieńnaspłatędługu.
Pełendesperacjiznalazłdrugiegopożyczkodawcę,NiemcaHansaBangemanna–wziąłodniegofunduszenaspłatępierwszegowierzyciela.Otrzymawszyjednakdorękikolejnedwatysiącedolarów,Fitzgeraldprzeżyłobjawienie:uciekniezMemphisizaczniegdzieśnoweżycie.Nazajutrzranoznówznalazłsięnapokładziestatkuzmierzającegonapółnoc.Podkonieclutego1822rokuwylądowałwSt.Louis.
PomiesiącuwtymnieznanymmumieścieFitzgeraldusłyszał,żedwóchmężczyznwypytujepoknajpachomiejscepobytu„karciarzazbliznąnatwarzy”.WmałymświatkulichwiarzyzMemphiswieścirozchodziłysięszybko,dlategoGeofrreyRobinsoniHansBangemannrychłodowiedzielisięokażdymszczególepodłejzdradyFitzgeralda.Złożywszysiępostodolarów,wynajęlidwóchsiepaczywceluodnalezienia
zbiega,zamordowaniagoorazodzyskaniatylupieniędzy,iletylkosięda.Codopieniędzyniemielispecjalnychnadziei,przedewszystkimpragnęlijednakpozbawićFitzgeraldażycia.Troszczylisiębowiemoswojąreputację,apogłoskioichplanachobiegływszystkiebarywMemphis.
Fitzgeraldznalazłsięwpotrzasku.St.LouisstanowiłonajdalejnapółnocwysuniętyprzyczółekcywilizacjinadMissisipi.Napołudniebałsięjechać,gdyżwNowymOrleanieiwMemphisczekałybygotylkokłopoty.Pewnegodniausłyszał,jakgrupkaklientówwjednymzbarówwpodnieceniurozprawiaojakimśogłoszeniuwgazecie„MissouriRepublican”.Wziąłjądorękiiprzeczytał:
Dowszystkichśmiałychmłodychmężczyzn.OgłoszeniodawcapragniezatrudnićstumłodychludziwceluodbyciapodróżywgóręrzekiMissouri,ażdojejźródeł,gdzieznajdąpracęnaokresjednegoroku,dwóchlubteżtrzechlat.OszczegółyproszępytaćkapitanaHenry’egozkopalniołowiuwokręguWashington,którypoprowadziekspedycjęjakojejdowódca.
Fitzgeraldszybkopodjąłdecyzję.Zaresztkępieniędzy,któreukradłHansowiBangemannowi,
zakupiłznoszonąskórzanąbluzę,mokasynyistrzelbę.NazajutrzzaprezentowałsięztymwszystkimkapitanowiHenry’emuipoprosiłoprzyjęciedooddziału.Henryodsamegopoczątkuspoglądałnaniegopodejrzliwie,alechętnychniezgłosiłosięzbytwielu.Potrzebowałstuludzi,aFitzgeraldwydawałsięodpowiednimkandydatem.Jeślinawetmiałzasobąbójkizużyciemnoża,tymlepiej.PomiesiącuFitzgeraldznalazłsięwięcnabarcenaMissouri,zmierzającejnapółnoc.
MiałwprawdzieukrytyzamiarrzucićrobotęwKompaniiFutrzarskiejGórSkalistychprzypierwszejnadarzającejsięokazji,jednakżycienapograniczuspodobałomusię.Odkryłwsobiezdolnościposługiwaniasięnietylkonożem,lecztakżeinnymirodzajamibroni.Niepotrafiłtropićśladówjakprawdziwiludziepreriiobecniwoddziale,leczbyłwyśmienitymstrzelcem.Wykazującsięcierpliwościąsnajpera,podczasniedawnegooblężenianadMissourizabiłdwóchArikarów.WieluspośródludziHenry’egoczułoprzerażeniepodczaswalkiibałosiękonfrontacjizróżnymiplemionami.Fitzgeraldtraktowałtojakocośradosnego,anawetpodniecającego.
FitzgeraldpopatrzyłnaGlassa,apotemwpiłwzrokwanstadtależącegotużprzyrannym.
Rozejrzałsię,żebysprawdzić,czyBridgerniewraca,ipodniósłbrońzziemi.Przyłożyłjąsobiedoramieniaispojrzałprzezszczerbinęnalufie.Strzelbacudowniepasowaładojegociała,jakbyspecjalniepotozostałastworzona–fakttenniezwyklemusięspodobał.Wszerokiejszczerbinceszybkopojawiałsięcel,aniewielkiciężarbronipozwalałnajejpełnąstabilizacjępodczasmierzenia.Przesuwałlufęodjednegowyimaginowanegoceludodrugiego,wgóręiwdół,ażwreszciejejwylotskierowałsięnaGlassa.
PorazkolejnyFitzgeraldpomyślał,żeanstadtwkrótcebędzienależećdoniego.Wprawdzienieomawialitejkwestiizkapitanem,leczktóżzasługiwałnastrzelbębardziejodczłowieka,którypozostałprzyrannym?RoszczeniaFitzgeraldabyłyzpewnościąbardziejzasadneniżBridgera.WszyscytraperzypodziwialibrońGlassa.Siedemdziesiątdolarówtowsumieskromnazapłatazapodjęteryzyko–aFitzgeraldzdecydowałsięnanietylkodlaanstadta.Niewolnozmarnowaćtakiejstrzelby,oddającjąchłopakowi.PozatymBridgeritakpowinienbyćzadowolony,żedostałbrońpoWilliamieAndersonie.Rzucimusięjeszczejakiśochłap–naprzykładnóżGlassa.
Fitzgeraldanalizowałwmyślachplan,naktórywpadł,zgłaszającsiędostróżowaniaprzyGlassie.Zkażdąmijającągodzinąplanówwydawałmusięcorazbardziejpociągający,corazpilniejszydozrealizowania.„CzyjeszczejedendzieńżyciasprawiGlassowijakąśróżnicę?”AzdrugiejstronyFitzgeraldbyłdoskonaleświadomwagi,jakiejkażdakolejnadobanabierawperspektywieprzeżyciawtejdziczy.
Odłożyłanstadtanamiejsce.PrzygłowieGlassależałazakrwawionakoszula.„Wystarczyprzezkilkaminutprzyciskaćjądojegotwarzy–iranobędziemyjużwdrodze”.Ponowniespojrzałnastrzelbę,odcinającąsiębrązowonatleuschłegososnowegoigliwiaobarwiepomarańczy.Sięgnąłpokoszulę.
–Obudziłsię?–Bridgerstałtużzanim,trzymającwrękachdrewnonaopał.
Fitzgeraldwzdrygnąłsięinachwilęstraciłrezon.
–Chryste,chłopcze!Spróbujjeszczerazpodkraśćsiędomniewtensposób,aprzysięgamnaBoga,żecięzabiję!
BridgerrzuciłdrewnonaziemięipodszedłdoGlassa.
–Taksięzastanawiałem,czyniedaćmutrochęrosołu.
–Tocholerniemiłeztwojestrony,Bridger.Wlejmudogardłakapkęrosołu,amożepożyjeotydzieńdłużejzamiastzdechnąćjutro!Lepiejcisiębędziespałodziękitemu?Cotysobiewyobrażasz,żejakmudaszzupy,tozarazwstanieizaczniechodzić?
Bridgermilczałprzezchwilę,apotempowiedział:
–Mówisz,jakbyśpragnąłjegośmierci.–Oczywiście,żepragnęjegośmierci!Popatrz
tylkonaniego.Toonsampragnieśmierci!–Fitzgeraldprzerwałdlawiększegoefektu.–Chodziłeśtykiedyśdoszkoły,Bridger?–zapytał,znającodpowiedź.
Chłopakpokręciłgłową.–Pozwólwięc,żeudzielęcikrótkiejlekcji
arytmetyki.KapitanHenryicałaresztarobiąprzypuszczalniekołotrzydziestumildziennie,skoroniemusząjużtaszczyćGlassa.Załóżmy,żemybędziemyodnichszybsi;udanamsięiśćwtempieczterdziestumildziennie,powiedzmy.Wiesz,iletojestczterdzieściodjąćtrzydzieści,Bridger?
Chłopakwpatrywałsięweńpustymwzrokiem.–Notocipowiem.Dziesięć.–Fitzgeralduniósł
wgórępalceobudłoniwpełnymszyderstwageście.–Tylkotyle,chłopcze.Niezależnieodtego,
jakąmająnadnamiprzewagę,gdyjużwyruszymy,możemynadrobićjedyniedziesięćmilnadobę.Asąprzednamijakieśstomil.Toznaczy,żebędziemymusielidawaćsobieradęsamiprzezdziesięćdni,Bridger.Itozakładając,żeonumrzedzisiaj,amyznajdziemytamtychbezproblemu.Dziesięćdnizmożliwością,żenapatoczysięnanasjakiśoddziałSiuksów.Nierozumiesz?!Każdydzieńpobytuwtymmiejscuoznaczatrzydnisamotnegomarszu.KiedySiuksowieztobąskończą,chłopcze,będzieszwyglądałjeszczegorzejniżGlass.Widziałeśkiedyśoskalpowanegoczłowieka?
Bridgernieodpowiedział,choćwidziałkogośtakiego.Byłprzytym,jakwokolicywodospadówGreatFallskapitanHenryprzywiózłdoichobozowiskadwóchtraperówzamordowanychprzezCzarneStopy.Bardzowyraźniepamiętałwidok,jakiprzedstawiałyzwłoki.Kapitanprzerzuciłjetwarzamiwdółprzezjednegojucznegomuła.Gdyodciąłpodtrzymującejesznury,ciałaspadłysztywnonaziemię.Członkowieoddziałuzebralisiędookołazszokowaniiprzyglądalisięokaleczonymzwłokomtowarzyszy,którzyjeszczeranosiedzieliznimiprzyjednymognisku.Okaleczenianieograniczałysiętylkodozdjętychskalpów.Obu
mężczyznomobciętonosyiuszy,atakżewyłupionooczy.Bridgerpamiętał,żepozbawionenosówichgłowybardziejprzypominałynagieczaszki.Zdartoznichubraniaipozbawionoprzyrodzenia.Naszyjachinadgarstkachwidaćbyłowyraźnąlinięwyznaczającągranicęopalenizny.Powyżejniejskórabyłatwardaibrązowajakta,zktórejwyrabiasięsiodła,natomiastresztaciałapozostałabiałajakśnieg.Wyglądałotoniemalśmiesznie.Mogłobywręczstanowićtematżartów,gdybyniebyłotakstraszne.Oczywiście,niktsięnieśmiał.ZawszepodczaskąpieliBridgerprzypominałsobietęscenę–ito,żegdzieśpodspodemwszyscymajątębiałą,bielutkąskórę,słabąjakuniemowlęcia.
Bridgerzcałychsił,wręczdesperackopragnąłprzeciwstawićsięFitzgeraldowi,niebyłjednakzdolnyodeprzećjegoargumentów.Tymrazemniezewzględunabraksłów,leczbrakpowodów.Łatwobyłopotępiaćmotywy,którymikierowałsięFitzgerald–jaksamprzyznał,chodziłomuopieniądze.Alecokierujemną,zastanawiałsięBridger.Raczejniepieniądze.Wszystkieteliczbyplątałymusięjednazdrugą,azresztąjegoregularnapensjazapewniałamuwiększebogactwo,niżkiedykolwiekwcześniejdoświadczył.Bridgerchciałwierzyć,żekierujesięlojalnością
orazwiernościąwobectowarzyszazoddziału.BezwątpieniapoważałGlassa.Tenbyłdlańuprzejmy,liczyłsięznimnawetwdrobnychsprawach,uczyłgo,broniłprzedwstydem.Bridgerprzyznawał,żemawobecGlassadług,leczjakdalekoówdługsięgał?
Chłopakprzypomniałsobiezaskoczenieipodziwwoczachtraperów,gdyzgłosiłsięnaochotnika,byzostaćzGlassem.Cozakontrastwobecgniewuipogardy,zjakąpotraktowanogowowąstraszliwąnoc,kiedypełniłwartę.Przywołałwduchuchwilę,wktórejoddziałopuszczałobóz,akapitanpoklepałgoporamieniu–tenprostygestnapełniłgowówczaspoczuciemwspólnotyiprzynależności,jakgdybyporazpierwszyzasłużyłsobienamiejscewśródprawdziwychmężczyzn.Czyżnieztegopowoduznajdowałsięteraznapolanie–byukoićzranionądumę?Niepoto,żebyzatroszczyćsięodrugiegoczłowieka,leczosamegosiebie?CzymsięróżniłodFitzgeralda,którykorzystałnanieszczęściuinnego?CokolwiekbypowiedziećoFitzgeraldzie,byłonprzynajmniejszczery,jeślichodziopowodyswojejdecyzji.
Rozdział6
31sierpnia1823roku
PoranektrzeciegodniawobozieBridgerspędzałsamotnie,przezkilkagodzinnaprawiającswojemokasyny,wktórychpodługiejpodróżypowstałydziury,aprzeztochłopakstopymiałpodrapaneiposiniaczone.Cieszyłsięwięczokazjidozałataniauszkodzeń.Wykroiłsobiekawałekzpołaciniewyprawionejskóry,którąpozostawiłtuodchodzącyoddziałtraperów,szydłemnakłułotworydookołakrawędziizrobiłsobienowąpodeszwę.Ściegbyłnierówny,aletrzymałmocno.
Obejrzawszykrytycznieswedzieło,zerknąłnaGlassa.Nadjegoranamiunosiłysięrojemuch;Bridgerzauważył,żeGlassmapopękane
ispieczonewargi.Chłopakaznówogarnęływątpliwości,czyfaktycznieznajdujesięnawyższympoziomiemoralnymniżFitzgerald.NapełniłwielkicynowykubekzimnąwodązeźródłaiprzyłożyłdoustGlassa.Cieczwywołałaodruchowąreakcję,Glasszacząłpić.
Gdyskończył,Bridgerpoczułsięlekkorozczarowany.Fajniepomagaćinnym,byćużytecznym.WpatrywałsięwGlassa.Fitzgeraldmiałrację,nojasne.Nieulegałowątpliwości,żeGlassumiera.„Czyniepowinienemzrobićdlaniego,cowmojejmocy?Zapewnićmuchoćodrobinęwygodywostatnichgodzinachżycia?”
MatkaBridgeraumiałazniemalkażdejroślinywycisnąćsubstancjęleczniczą.Chłopakwielokrotnieżałował,żeniezwracałuwaginato,coprzynosiłazlasu;jejkoszykzawszebyłpełenróżnychkwiatów,liściikory.Onsamznałtylkokilkapospolitychroślin,alenaskrajupolanyznalazłto,czegopotrzebował:sosnęolepkiejżywicy,gęstejniczymmelasa.Zardzewiałymnożemdosprawianiaskórzacząłzbieraćżywicę,dopókinaostrzuniezgromadziłasięjejsporailość.WróciłdoGlassaiuklęknąłprzynim.Najpierwskupiłsięnaranachnanodzeiramieniu,gdziepazuryniedźwiedzicywbiłysiębardzogłęboko.Tuskórawciążmiałabarwę
czarnosiną,alewydawałosię,żezdrowieje.Bridgernakładałżywicępalcem,wpychałjądoranirozsmarowywałwokółnich.
NastępnieprzewróciłGlassanabokidokładnieobejrzałjegoplecy.Poupadkuznoszyprymitywneszwypuściły,widaćteżbyłooznakiniedawnegokrwawienia.Aletoniekrew,leczrozległainfekcjasprawiała,żeplecyGlassabyłykarmazynowe.Przezniemalcałytenobszarciągnęłosiępięćdługich,równoległychnacięć.Wichśrodkowejczęścizbierałasiężółtaropa,akrawędzieażgorzałyostrączerwienią.ZapachskojarzyłsięBridgerowizezsiadłymmlekiem.Niebardzowiedząc,corobić,wysmarowałcałeplecyrannegososnowążywicą,dwukrotniewracającdodrzewapoświeżądostawę.
Nakonieczająłsięranaminaszyi.Szwyzałożoneprzezkapitanatkwiłynaswoimmiejscu,aczkolwiekchłopakodniósłwrażenie,żesłużąjedyniedozamaskowaniapotwornychzniszczeńpodspodem.Świszczącycharkot,wydobywającysięprzykażdymoddechunieprzytomnego,nieustawał;przywodziłnamyślterkotpoluzowanejczęścijakiejśmaszyny.Bridgerrazjeszczepodszedłdososen,tymrazemszukającdrzewazodstającąkorą.Znalazłjeinożempodważywszykawałekkory,zebrałdokapeluszatrochę
delikatnegołyka.Napełniłkubekwodązeźródłaipostawiłgonad
tlącymsięogniskiem.Gdywodazawrzała,wrzuciłdokubkałykososnoweirozmieszałwszystkorękojeściąnoża.Pracowałdopóty,dopókikonsystencjamiksturynieosiągnęłagęstościigładkościmułu.Zaczekałchwilę,ażowamaśćniecoostygnie,poczymnałożyłjąnagardłoGlassa,zaczynającodnacięćirozsmarowującwkierunkubarku.Następniepodszedłdoswegoniewielkiegozawiniątkaiwyjąłzniegopozostałościzapasowejkoszuli.Uzyskanymwtensposóbbandażemowinąłpokrytemaściąrany;musiałniecounieśćgłowęGlassa,abyzawiązaćmunakarkumocnywęzeł.
Delikatnieułożyłgłowęrannegonaziemiizezdziwieniemstwierdził,żepatrzywotwarteoczyGlassa.Spoglądałyzintensywnościąiprzytomnością,któredziwnieniepasowałydotakzmasakrowanegociała.Bridgerwpatrywałsięwnieuważnie,próbującodczytaćwiadomość,którąGlassmiałmunajwyraźniejdoprzekazania.„Coonchcepowiedzieć?”
Glassgapiłsięnachłopakajeszczeprzezchwilę,poczymprzymknąłoczy.Wkrótkichokresachprzytomnościdoświadczałwzmożonejświadomościwłasnegociała,jakgdybyktośnagleobjawiłmu
sekretyjegofunkcjonowania.DziałaniapodjęteprzezBridgeraprzyniosłymupewnąulgę.Lekkoszczypiącasosnoważywicamiaławłaściwościlecznicze,aciepłoemanująceodmaścisprawiałojegogardłunieprawdopodobnąprzyjemność.AzarazemGlassczuł,żeorganizmszykujesiędokolejnejdecydującejbitwy.Nienapowierzchni,leczgłębokowewnętrzu.
GdyFitzgeraldwróciłdoobozu,cieniepóźnegopopołudniaprzechodziływbladąpoświatęwczesnegowieczoru.Niósłłanię,którąprzerzuciłsobieprzezplecy.Zdążyłwcześniejwypatroszyćzwierzęzwnętrznościiwykrwawićje,poderżnąwszygardło.Rzuciłzdobyczprzyjednymzognisk.Upadła,przyjmującnienaturalnąpozycję,takodmiennąodpełnejgracjipostawyzażycia.
FitzgeraldgapiłsięnaświeżeopatrunkinacieleGlassa.Jegotwarzprzybrałanapiętywyraz.
–Tracisztylkoczas.–Milczałprzezchwilę.–Miałbymtogłębokogdzieś,tylkożetytracisztakżemójczas.
Bridgerzignorowałtesłowa,choćczuł,jakkrewuderzamudogłowy.
–Ilemaszlat,chłopcze?–Dwadzieścia.–Akurat,pieprzyszmitugłupoty.Niedasz
radynicpowiedzieć,żebyzarazniepiaćjakgówniarz.Założęsię,żewżyciuniewidziałeśbabskiegocycka,pozacyckamitwojejstarej.
Chłopakodwróciłwzrok,szczerzenienawidzącFitzgeraldazatępsiązdolnośćwyczuwaniawdrugimczłowiekusłabości.
FitzgeraldchłonąłzmieszanieBridgeraniczympożywnypokarmześwieżegomięsa.Roześmiałsię.
–Co?!Nigdyniebyłeśzkobietą?Mamrację,nonie,chłopcze?Ocochodzi,Bridger?NiebyłocięstaćnadziwkęzadwadolcewSt.Louis?–Fitzgeraldrzuciłswojewielkieciałonaziemię;usiadłwygodnie,żebymiećjeszczelepszązabawę.–Amożenielubiszdziewczyn?Jesteśpedałem?Chybamuszęzacząćsypiaćnaplecach,żebyśmnienieprzeleciałktórejśnocy.–Bridgernadalmilczał.–Amożewogóleniemaszfiutka.
Niewielemyśląc,Bridgerzerwałsięnarównenogi,chwyciłswojąstrzelbęiwycelowałdługąlufęwgłowęFitzgeralda.
–Tysukinsynu!Jeszczesłowoirozwalęcitenpieprzonyłeb!
Fitzgeraldzastygłzdumiony,wpatrującsięwmrocznywylotlufy.Siedziałtakdłuższąchwilęitylkopatrzył.PotemjegociemneoczyprzesunęłysięwolnonaBridgera,anaustawpełzłuśmiech
iogarnąłbliznę.–Cóż,punktdlaciebie,Bridger.Jużnie
piszczyszjakgówniarz,kiedyjesteśwkurzony.Parsknąłkrótkowreakcjinawłasnyżart,
wyciągnąłnóżizacząłsprawiaćłanię.WciszyzaległejnadobozemBridgersłyszałswójciężkioddechiczułgwałtownebicieserca.Obniżyłbrońiusadowiłsięnaziemi,anastępniepołożył.Poczułsięnaglebardzozmęczony.Okryłramionaderką.
PokilkuminutachFitzgeraldpowiedział:–Hej,chłopcze.Bridgerspojrzałnaniego,alemilczał.Fitzgeraldbezwiednieotarłzakrwawionądłoń
onos.–Tatwojanowastrzelbaniewypalibez
krzemienia.Bridgerpopatrzyłnabroń.Rzeczywiście,
krzemienianiebyło.Krewznównapłynęłamudotwarzy,choćtymrazemrówniemocnojakFitzgeraldanienawidziłsiebiesamego.Tamtenzaśmiałsięcichoinadaloddawałsięswemuniełatwemuzajęciuzapomocądługiegonoża.
TaknaprawdęJimBridgermiałdziewiętnaścielat,aleponieważodznaczałsięwątłąbudowąciała,wyglądałnamłodszego.Przyszedłnaświatwroku1804,tymsamym,wktórymrozpoczęłasię
sławnaekspedycjaLewisaiClarka;zasprawąogólnegoporuszenia,jakietowarzyszyłoichpowrotowiwroku1812,ojciecJimapostanowiłprzeprowadzićsięzWirginiinazachód.
RodzinaBridgerówzamieszkałanamałejfarmiewSix-Mile-PrairieniedalekoSt.Louis.Dlaośmioletniegochłopcapodróżnazachódstanowiławspaniałąprzygodę:jazdawyboistymidrogami,polowanie,żebyzdobyćjedzenienakolację,sypianiepodgołymniebem.NanowejfarmienaJimaczekałplaczabawwpostaciczterdziestuakrówłąkilasów,przezktóreprzepływałystrumienie.JużwpierwszymtygodniupobytuwnowymmiejscuJimodkryłmaleńkieźródełko.Doskonalepamiętałswojąekscytację,gdyprowadziłojcakuukrytemuzdrojowi,orazdumę,kiedypóźniejwznieślitamaltankę.OjciecJimaparałsię–międzyinnymi–geodezją.Chłopiecczęstotowarzyszyłmuwpracy,podsycającwsobiepragnieniepoznawaniaświata.
DzieciństwoBridgeraskończyłosięraptownie,gdymiałlattrzynaście;wówczastowprzeciągujednegomiesiącamatka,ojciecorazstarszybratumarlinafebrę.Chłopieczdnianadzieńzostałobarczonyodpowiedzialnościązasamegosiebie,atakżezamłodsząsiostrę.Wopiecenadsiostrzyczkąpomagałamustarszawaciotka,
jednakcałyciężarfinansowegoutrzymaniarodzinyspadłnaJima.Podjąłpracęnapromie.
MissisipizczasówdzieciństwaBridgeratętniłażyciem,ruchrzecznynieustawał.ZpołudnianapływałydorozkwitającegoSt.Louisdostawyartykułówprzemysłowychspławianychwgóręrzeki,natomiastwprzeciwnymkierunkupłynęłysurowcepozyskiwanenapograniczu.BridgersłyszałróżneopowieściowielkimmieścieNowymOrleanieorazoobcychportachzamorzem.Danemubyłopoznaćszalonychmarynarzy,którzypotrafiliprzebijaćsięswoimiłódkamipodprądsamąsiłąmięśniiwoli.RozmawiałzwoźnicamiprzewożącymirozmaiteproduktyzLexingtoniTerreHaute.Widziałzwiastunyprzyszłości,czylibekającebasowostatkiparowenarzece,zmagającesięzjejnurtem.
JednakżetonieMissisipizawładnęławyobraźniąJimaBridgera,leczMissouri.Dwiewielkierzekiłączyłyswewodyzaledwiesześćmilodpromu,naktórympływał–dzikiewodyzkrainypograniczawpadałyzimpetemwspokojny,nudnynurtpowszedni.Wtymmiejscuzlewałosięstareznowym,znaneznieznanym,cywilizacjaidzicz.Bridgerczekałtylkonaowerzadkiechwile,wktórychprzybywalihandlarzeskóriinnipodróżnicy.Swezgrabne
łódkitypumachkinawcumowalinaprzystanipromowej,aczasemnawettamnocowali.ZauroczonysłuchałichopowieściodzikichIndianach,wielkichstadachzwierząt,nieskończonychrówninachiniebotycznychgórach.
PograniczestałosiędlaBridgeraczymśdotkliwieobecnymwjegożyciu,czymś,cowyraźnieodczuwał,aczegoniepotrafiłwżadensposóbokreślić,jakąśmagnetycznąsiłą,któranieubłaganieciągnęłagokunieznanemu.PewnegodnianapromieBridgerapojawiłsiękaznodzieja,podróżującynałękowatymmule.Spytałchłopca,czywie,jakiezadanieBógwyznaczyłmuwżyciu.BezchwiliwahaniaBridgerodparł:„WyjazdwGórySkaliste”.Kaznodziejaprzyjąłtęodpowiedźzzachwytemizacząłgonamawiaćdopracymisyjnejwśróddzikich.BridgeranieinteresowałoniesienieChrystusaplemionomindiańskim,jednakrozmowawywarłananimsilnewrażenie.Doszedłdoprzekonania,żepodróżnazachódniemusibyćtylkojegozachciankąujrzenianowychmiejsc.Pragnienietouznałzaintegralnączęśćswojejduszy,jejbrakującyelement,którymożnaodnaleźćjedyniegdzieśwodległychgórachlubnapreriach.
Pełenmarzeńoprzyszłości,Bridgernadalpracowałnaswymniemrawympromie,odpychającgooddna.Tamizpowrotem,wtęiwewtę,ruchwmiejscu.Nigdyniebywałdalejniżwodległościmilioddwóchstałychpunktówłączącychbrzegi.Krańcoweprzeciwieństwożycia,jakiedlasiebiewymarzył,życiawędrowcaibadaczaprzemierzającegodziewiczetereny,życia,wktórymnigdyniepójdziepowłasnychśladach.
PorokuspędzonymnapromieBridgerpodjąłdesperackąinieprzemyślanąpróbę,któramiałazbliżyćgodorealizacjimarzeń.ZatrudniłsięjakoczeladnikukowalawSt.Louis.Kowaltraktowałgodobrze,anawetprzekazałpewnąskromnąsumę,bysprowadzićdomiastasiostręiciotkęBridgera.Jednakwarunkipraktykiczeladniczejbyłyjasne–pięćlatsłużby.
Nowezajęcieniemiałowprawdziewielewspólnegozżyciemwdzikichostępach,jednakwmieścieSt.Louisnierozmawiałosięwłaściwieoniczyminnym.PrzezpięćlatBridgernasiąkałopowieściamizpogranicza.GdywkuźnipojawialisięwędrowcyWielkichRówninwcelupodkuciakonialbonaprawypułapeknazwierzynę,Bridgerpokonywałnieśmiałośćiwypytywałichoróżnesprawy.Gdziebyli?Cowidzieli?Słyszałhistorię
onagimJohnieColterze,któryprzechytrzyłstuwojownikówCzarnychStóp,zamierzającychzdjąćzjegogłowyskalp.JakwszyscymieszkańcySt.Louis,znałwszczegółachopowieściosukcesachtakichtraperówjakManuelLisaczybraciaChouteau.Najbardziejekscytującebyłychwile,gdyodczasudoczasuspotykałswychbohaterówosobiście.RazwmiesiącuzakładkowalskiodwiedzałsamkapitanHenryzeswoimkoniem.Bridgernietraciłżadnejokazji,bywtymdniudyżurprzypadałjemu,jeśliistniałchoćbycieńszansy,żeudamusięzamienićzkapitanemparęsłów.KrótkiespotkaniazHenrymstanowiłydlańutwierdzeniesięwwierze,namacalnydowódistnieniarzeczywistości,któranacodzieńzdawałasięjedyniebaśniąiopowieścią.
OkresterminowaniawkuźniupływałwdniuosiemnastychurodzinBridgera,tojest17marca1822roku.Zokazjitejdaty,awłaściwieniedawnychidmarcowych,miejscowatrupaaktorskawystawiałaspektaklnapodstawiesztukiJuliuszCezarSzekspira.Bridgerzapłaciłzamiejscedwadzieściapięćcentów.Inscenizacja,trwającadośćdługo,wydawałasięmiećniewielesensu.MężczyźniwyglądaligłupiowobszernychtogachiporazpierwszyoddawnaBridgerniebyłpewien,czyaktorzymówiąpoangielsku.Mimoto
spektaklpodobałmusię.Popewnymczasiezacząłnawetodnosićwrażenie,żeczujerytmtegonienaturalnegojęzyka.Przystojnyaktorozawodzącymgłosiewypowiedziałfrazę,któraprzylgnęładoBridgeranaresztężycia:
Jestprądwewszystkichludzkichsprawachbystry,
Chwyconywporęwiedziedozwycięstwa.[1]
TrzydnipóźniejkowalpowiedziałBridgerowioogłoszeniuwgazecie„MissouriRepublican”.„Dowszystkichśmiałychmłodychmężczyzn...”.Bridgerzrozumiał,żejegoprądsięzbliża.
NazajutrzranoBridgerobudziłsięizobaczyłFitzgeraldapochylonegonadGlassem,zrękąprzyciśniętądoczołarannego.
–Cotyrobisz,Fitzgerald?–Odjakdawnamagorączkę?BridgerzbliżyłsięszybkodoGlassaidotknął
jegoskóry.Byłagorącaimokraodpotu.–Sprawdzałemgowczorajwieczorem,
wydawałosię,żewszystkojestwporządku.–Nototerazniejestjużwporządku.Topoty
przedśmiertne.Sukinsynwreszcieumiera.Bridgerstał,niewiedząc,czypowinienczućżal
czyulgę.Glasszacząłsiętrząśćidrżeć.
Prawdopodobieństwo,żeFitzgeraldsięmyli,byłobardzoniewielkie.
–Posłuchaj,chłopcze.Musimybyćgotowidodrogi.WybieramsięnazwiadywgóręGrand.Tynazbierajtrochęjagódizróbzmięsapemikan.
–AcozGlassem?–Acomabyć?Stałeśsięlekarzemwtym
obozie?Nicjużniemożemyporadzić.–Powinniśmyrobićto,codonasnależy:czekać
znim,apotem,kiedyumrze,pochowaćgo.Taksięumawialiśmyzkapitanem.
–Notokopgrób,jeślipoczujeszsięprzeztolepiej!Anawet,dodiabła,zbudujdlaniegokapliczkę!Alejeślimięsoniebędziegotowe,kiedytuwrócę,totakcizłojęskórę,żebędzieszwyglądałgorzejodniego!–Fitzgeraldchwyciłswojąstrzelbęiruszyłwdółstrumienia.
Dzieńbyłtypowydlapoczątkuwrześnia:ranosłonecznyirześki,popołudniuupalny.Wmiejscu,wktórympotokstykałsięzrzeką,terenpłaskoopadał;ociężałynurtstrumieniarozlewałsięszerokopopłyciźnie,anastępniełączyłswewodyzbystrymprądemrzekiGrand.UwagęFitzgeraldaprzyciągnęłyrozproszonetropypozostawioneprzezodchodzącyoddziałtraperów,nadalwidocznenaziemimimoupływuczterechdni.Obrzuciłwzrokiemrzekę–nanagiejgałęzi
umarłegodrzewatkwiłorzeł,niczymwartownik.Naglecośzaniepokoiłoptaka.Rozpostarłskrzydłaidwomapotężnymimachnięciamiwzbiłsięwpowietrze.Sterująckońcemjednegoskrzydła,wykonałzgrabnyzakrętiposzybowałwgóręrzeki.
Głośnerżeniekoniaprzecięłopowietrzeporanka.Fitzgeraldobróciłsięnapięcie.Słońcestałodokładnienadnurtemrzecznym,jegoostrepromieniełączyłysięzwodą,tworzącroztańczonemorzeświatła.Mrużącoczyoślepioneblaskiem,Fitzgeraldmógłrozróżnićsylwetkiindiańskichjeźdźców.Padłnaziemię.„Widzielimnie?”Leżałprzyciśniętymocnodogruntu,oddychałwprzerywanymrytmie.Podczołgałsięwkierunkujedynejdostępnejosłony,jakąbyłanędznakępawikliny.Nasłuchiwałuważnie;znówdobiegłogorżeniekonia,lecznaszczęścienietętniącyhukgalopującejszarży.Dlapewnościsprawdził,czystrzelbaipistoletsąnaładowane,zdjąłzgłowyczapkęzwilczejskóryiuniósłniecogłowę,zaglądającmiędzygałęziami.
Wodległościniespełnadwustujardów,nadrugimbrzegurzekiGrand,dojrzałpięciuIndian.Czterechjeźdźcówutworzyłoluźnypółokrągwokółpiątego,któryokładałbatemkrnąbrnegosrokacza.Dwóchmężczyznsięśmiało,awszyscy
sprawialiwrażeniecałkowiciepochłoniętychwalkązkoniem.
Jedenzmężczyznmiałnagłowiepełenpióropuszzorlichpiór.Fitzgeraldznajdowałsiędostatecznieblisko,bydostrzecnaszyjnikzniedźwiedzichpazurównapiersiwojownikaiwydroweskórki,którymimiałoplecionewarkocze.Trzechbyłouzbrojonychwstrzelby,pozostaliwłuki.Aninaludziach,aninakoniachniewidaćbyłobarwwojennych,iFitzgeralddomyśliłsię,żesąnapolowaniu.Niemiałteżpewności,dojakiegoplemienianależą,aczkolwiekzałożyłzgóry,iżkażdyIndianinwtychstronachjestnastawionydotraperówwrogo.Doszedłteżdowniosku,żewojownicyznajdująsiępozazasięgiemjegostrzelby,comogłobyszybkouleczmianie,gdybyzaatakowali.Miałbywówczastylkojedenstrzałzkarabinuijedenzpistoletu.Gdybyrzekatrochęichspowolniła,możeudałobymusięponownienaładowaćbroń.Trzystrzałydopięciucelów.Niepodobałamusiętaproporcja.
Zbrzuchemprzyziemiprzedzierałsiękuwysokimzaroślomwiklinynieopodalstrumienia.Czołgałsięprzezstareśladyoddziałutraperów,przeklinającfakt,żetakwyraźniezdradzająichpozycję.Dotarłszydogęstwiny,odwróciłsięzadowolony,żeIndianiewciążsązajęciupartym
srokaczem.Mimowszystkomoglisiętuznaleźćwjednejchwili.Zauważąstrumieńiśladyludzi.Cholernetropy!Byłyniczymdrogowskazwskazującyichpozycję.
Fitzgeraldprzedzierałsięterazodwiklinywkierunkusosen.Porazostatniobejrzałsięnaindiańskichmyśliwych.Płochliwysrokaczuspokoiłsięjużicałapiątkajeźdźcówruszyładalejwzdłużrzeki.„Musimyuciekać”.NiewielkidystansdzielącygoodobozuFitzgeraldpokonał,biegnąc.
Bridgertłukłwłaśniepolędwicąokamień,kiedyFitzgeraldwpadłpędemnapolanę.
–PięciuIndiańcówjedziewgóręGrand!–Zacząłwścieklepakowaćswójskromnydobytek.Naglepodniósłgłowę,awjegooczachwidaćbyłodeterminacjęistrach,apotemtakżezłość.–Ruszajsię,chłopcze!Zachwilęnaswytropią!
Bridgerupchnąłmięsodosakwy.Następnieprzerzuciłjąsobiewrazztorbąmyśliwskąprzezramięiodwróciłsię,żebywziąćstrzelbę,opartąodrzewotużobokanstadtaGlassa.Glass!Świadomośćwszystkichkonsekwencjiwynikającychztejnagłejucieczkiuderzyłachłopakaniczymtrzeźwiącypoliczek.Spojrzałwdół,narannego.
PorazpierwszytegorankaGlassmiałoczy
otwarte.PoczątkowowydałysięBridgerowiszkliste,onierozumiejącymwyraziekogośbudzącegosięzgłębokiegosnu.ImdłużejGlasspatrzył,tymbardziejjegowzrokzaczynałsiękoncentrować,ażwkońcustałosięjasne,żejegooczyspoglądajązcałkowitątrzeźwościąiżeGlass,podobniejakBridger,wpełnizrozumiałznaczeniefaktuobecnościIndiannadrzeką.
Bridgerodczuwałtęchwilęniezwykleintensywnie,niemalkażdąkomórkąswegociała,ajednocześnieodnosiłwrażenie,iżwoczachGlassadostrzegaabsolutnyspokój.„Zrozumienie?Wybaczenie?Amożetojachcęwtopoprostuwierzyć?”Gdychłopakwpatrywałsięwrannego,poczuciewinychwyciłogowsweżelaznekleszcze.„OczymGlassmyśli?Icopomyślisobiekapitan?”
–Jesteśpewny,żezbliżająsiędostrumienia?–Bridgerowizałamałsięgłos.Nienawidziłsięzaówbrakkontrolinadsobą,zawidocznąsłabośćwchwiliwymagającejhartuducha.
–Chceszzostaćisięprzekonać?–Fitzgeraldzbliżyłsiędoogniskaizebrałpozostałemięsozprymitywnejsuszarki.
BridgerponowniespojrzałnaGlassa.Rannymężczyznaporuszyłspieczonymiwargami,usiłującwyrzucićzniemegodotychczasgardłajakieśsłowo.
–Onpróbujecośpowiedzieć.–Chłopakuklęknął,starającsięzrozumieć.Glassuniósłpowolirękęipokazałcośtrzęsącymsiępalcem.„Chceandstadta”.–Chce,żebypodaćmujegostrzelbę.Żebyśmygoposadziliidalimustrzelbę.
Chłopiecpoczułnaglenaplecachtępybólpotężnegokopniakaipadłtwarząnaziemię.PodciągnąłsięnaczworakachipopatrzyłwgóręnaFitzgeralda.Wściekływyraztwarzytamtegozdawałsięidealniepasowaćdoczapkizwilczejskóry.
–Ruszajsię,docholery!Bridgerwygramoliłsięztrudemdopozycji
stojącej,zszokowanyiprzestraszony.Przyglądałsię,jakFitzgeraldpodchodzidoGlassa,leżącegonaplecachimającegoprzybokukilkanależącychdońrzeczy:torbęmyśliwską,nóżwzdobionejpaciorkamipochwie,toporek,anstadtaorazrógnaprochstrzelniczy.
FitzgeraldzatrzymałsięipodniósłtorbęmyśliwskąGlassa.Wygrzebawszyzjejwnętrzadraskęikrzesiwo,wrzuciłjedokieszeniumieszczonejnapiersiachswejskórzanejbluzy.Następniepochwyciłrógnaprochstrzelniczyiprzerzuciłsobieprzezramię.Toporekzatknąłzaszerokiskórzanypas.
Bridgergapiłsię,nicniepojmując.
–Corobisz?Fitzgeraldznówsięschylił,podniósłnóżGlassa
irzuciłgochłopcu.–Weźto.–Bridgerzłapałprzedmiot,
zprzerażeniempatrzącnazdobionąpaciorkamipochwęwswojejręce.Pozostałajużtylkostrzelba.Fitzgeraldpochwyciłjąiszybkosprawdził,czyjestnaładowana.–Wybacz,staryGlassie.Itakżadnaztychrzeczynaniccisięnieprzyda.
Bridgerpatrzyłwstrząśnięty.–Niemożemyzostawićgotutajbezniczego.Człowiekwczapcezwilczejskóryomiótłgo
krótkimspojrzeniem,apotemzniknąłwlesie.Bridgerpatrzyłnanóż,którytrzymałwręku.
PotemspojrzałnaGlassa,któregooczyspoczywaływprostnanim,naglepełneżycia,niczymwęglepodmiechem.Bridgerczułsięjaksparaliżowany.Walczyływnimsprzeczneemocje,dyktującmusposóbpostępowania,ażwreszciejednaznichwzięłazdecydowaniegórę:strach.
Chłopakodwróciłsięiuciekłdolasu.
[1]WilliamSzekspir,JuliuszCezar,akt4,scenaIII,tłum.LeonUlrich.
Rozdział7
2września1823roku–ranek
Byłdzień.Glasstylkotylemógłustalićzpewnością,nawetniemusiałsięruszać,ależadnedalszeokreślenieczasuniewchodziłowgrę.Leżałwtymsamymmiejscu,wktórymupadłdniapoprzedniego.Gniewdoprowadziłgonaskrajpolany,jednakgorączkauniemożliwiładalsząucieczkę.
Dozewnętrznychobrażeńpowstałychwwynikuatakuniedźwiedzicydoszłagorączka,któraczyniłaspustoszeniawjegownętrzu.Glassmiałwrażenie,jakbygowywracałonanice.Trząsłsięwsposóbnieopanowany,straszliwiepragnąłogrzaćsięprzyogniu.Rozejrzałsiępoobozie
izauważył,żeznadspalonychbierwionnieunosisiędym.Niemaognia,niemaciepła.
Zacząłsięzastanawiać,czydałbychociażradęprzesunąćsięzpowrotemdoswegopodartegokocaiuczyniłwtymkierunkunieśmiałąpróbę.Zbierałwszystkiesiły,leczreakcjaorganizmubyłasłaba,niczymdalekieechounoszącesięnadwielkąotchłanią.
Ruchpodrażniłcośwgłębijegopiersi.Czujączbliżającysięatakkaszlu,napiąłmięśniebrzucha,bygozdławić.Leczpotymwszystkim,codotądprzeszło,ciałobolałogostraszliwieimimostarańGlassrozkaszlałsię.Krzywiącsięzbólu,miałwrażenie,żektośwyciągazniegogłębokoosadzonyhaczyknaryby,jakbypatroszyłgoprzezgardło.
Gdybólniecoosłabł,Glassponownieskoncentrowałsięnakocu.„Muszęsięogrzać”.Uniesieniegłowywymagałozebraniawszystkichsił.Kocleżałjakieśdwadzieściastópdalej.Rannyprzetoczyłsięzbokunabrzuch,manewrująclewymramieniemwyciągniętymprzedsiebie.Zgiąłlewąnogęwkolanie,anastępniewyprostowałją,odpychającsięwtensposób.Posługującsięjednązdrowąrękąijednązdrowąnogą,przesuwałsięprzezpolanę.Dwadzieściastópwydawałosięrównaćdwudziestumilom;
trzykrotniezatrzymywałsię,abyodpocząć.Każdyoddechprzechodziłmuprzezgardłozezgrzytem,wrozpłatanychplecachznówczułtępepulsowanie.Gdywreszciekocznalazłsięwjegozasięgu,wyciągnąłrękęnajdalejjakmógł.Owinąłgosobiewokółramion,sycącsięciężkimciepłemwełnyznadZatokiHudsona.Apotemzemdlał.
PrzezcałydługiporanekciałoGlassawalczyłozinfekcją.Traciłiodzyskiwałprzytomność,zregułytkwiącgdzieśpomiędzytymistanami,tylkomgliścieświadomtego,cogootacza,jakbyczytałksiążkęcokilkadziesiątstron,nachybiłtrafił,aczytanahistorianiemiałażadnejciągłości.Wchwilachjawyrozpaczliwiepragnąłzapaśćwsen,żebyuciecodbólu.Jednakkażdekolejnezanurzeniesięweśniepoprzedzaładręczącaiprzerażającamyśl,żemożesięjużwięcejnieobudzić.„Czytakwyglądaumieranie?”
Niemiałpojęcia,jakdługotamleżałiileczasuminęłodomomentu,gdyujrzałwęża.Patrzyłzmieszaninąstrachuifascynacji,jakgad–nieomalbeztrosko–wypełzazlasunapolanę.Pochwilijednakzwierzępodjęłopewneśrodkiostrożności:naotwartejprzestrzenizatrzymałosięiwystającymjęzykiembadałopowietrze.Byłtookazdrapieżnikabędącegowswoimżywiole,któryzwielkąpewnościąsiebiewybierasięnażer.Wąż
ruszyłdalej,najpierwwykonującpowolneserpentyny,apotemnagleprzyspieszając,ażosiągnąłniewiarygodnąszybkość.ZmierzałwprostnaGlassa.
Rannychciałsturlaćsięwtył,jednakwsposobieporuszaniasięwężabyłocośdziwnienieuniknionego.GdzieśwgłowieGlassapojawiłosięsłyszanekiedyśostrzeżenie,abywobecnościtychgadówpozostaćnieruchomym.Zamarł,nietylezahipnotyzowany,cozdeterminowanynawetniedrgnąć.Wążzbliżyłsięnaodległośćkilkustópodtwarzymężczyznyizatrzymał.Glasspatrzył,starającsięwytrzymaćnieruchomy,wpityweńwzrokzwierzęcia,leczżadnąmiarąniemógłsięznimrównać.Czarneoczywężabyłypozbawionewszelkiejlitości.Mężczyznaobserwował,zaczarowany,jakwążpowolizwijasięwidealnąspiralę,acałejegociałonastawionejestnarealizacjęjednegojedynegocelu,jakimjestskokiatak.Językzwierzęciawysuwałsięzpaszczyiwniejznikał,testując,badając.Znajdującysięgdzieśwewnętrzuspiraliogonzacząłdrżeć;grzechotka,któraniczymmetronomodliczałakrótkiechwiledzieląceczłowiekaodśmierci.
Pierwszeuderzenienastąpiłotakszybko,żeGlassniezdążyłsięcofnąć.Zprzerażeniempatrzył,jakgłowagrzechotnikaskaczedoprzodu,
ajegoszczękirozwierająsię,ukazującociekającejademzęby,którezatapiająsięwprzedramieniuGlassa.Krzyknąłzbólu,kiedytruciznawtargnęładojegoorganizmu.Zacząłwymachiwaćręką,alezębytrzymałymocno,ciałowężamłóciłopowietrze.Wreszciegadodpadł;jegodługiecielskoleżałoprostopadledotułowiaGlassa.Zanimtenzdążyłsięodczołgaćdotyłu,wążzwinąłsięiponowniezaatakował.TymrazemGlassniemógłkrzyczeć.Grzechotnikwbiłmuzębywgardło.
Glassotworzyłoczy.Słońcestałodokładnienadjegogłową,promienieświatłapadałynacałąpłaszczyznępolany.Ostrożnieprzetoczyłsięnabok,żebyochronićoczyodblasku.Dziesięćstópdalejleżał,rozciągniętynacałądługość,sześciostopowygrzechotnik.Przedgodzinąpołknąłmłodegokrólika;linięjegociaładeformowałoterazwielkiewybrzuszenie.Toofiaraprzesuwałasięwolnoprzezukładpokarmowygada.
Glassspojrzałwpanicenaswojeramię.Niebyłowidaćżadnychśladówpoukąszeniu.Delikatniedotknąłszyi,niemalspodziewającsię,żeznajdzietamuczepionegowęża.Nic.Ogarnęłagowielkaulga,gdyuświadomiłsobie,żegrzechotnik–aprzynajmniejjegoatak–totylko
koszmarnysen.Ponowniespojrzałnazwierzę,terazsenne,trawiąceswojąofiarę.
Przesunąłdłońzszyiwkierunkutwarzy.Poczułgrubąwarstwęsłonego,gęstegopotu,jednaksamaskórabyłachłodna.Gorączkaminęła.„Wody!”Ciałodomagałosięczegośdopicia.Podczołgałsiędoźródła.Poharatanegardłopozwalałomuprzyjmowaćtylkoodrobinępłynu,małymiłykami.Nawetonesprawiałyból,chociażlodowatozimnawodasmakowałajakbalsam,oczyszczającyodwewnątrzidodającysił.
NiezwykłeżycieHughGlassarozpoczęłosięnajzwyczajniej:urodziłsięjakopierworodnysynVictoriiiWilliamaGlassów.OjciecbyłangielskimmurarzempracującymwFiladelfii.Napoczątkuwiekumiastotogwałtowniesięrozwijało,budowlańcomniebrakowałopracy.WilliamGlassnigdyniezostałczłowiekiemzamożnym,alebezwiększychproblemówstaćgobyłonawychowaniepięciorgadzieci.Jakomurarzuważałsięzaodpowiedzialnegozastworzenietrwałychpodwalinżyciapotomstwa.Swójwkładwzdobycieprzezniewykształceniauważałzanajwiększeosiągnięcieiukoronowanieżycia.
PonieważHughwykazywałsięniepoślednimizdolnościamiwnauce,Williamnamawiałsynadokarieryprawnika.Młodzieńcanieinteresowały
jednakanibiałeperuczki,anipachnącestęchliznąprawniczeksięgi.Miałswojąpasję–geografię.
BiuroTowarzystwaŻeglugiRawsthorneiSynowiedziałałoprzytejsamejulicy,przyktórejmieszkałarodzinaGlassów.Wprzedsionkubudynkuumieszczonowielkiglobus,jedenznielicznychwtedywFiladelfii.Wracająccodzienniezeszkołydodomu,Hughwstępowałdosiedzibytowarzystwaikręciłglobusem,ajegopalcebadałyoceanyigórykuliziemskiej.Ścianybiurazdobiłybarwnemapy,naktórychzaznaczonogłówneszlakiżeglugowe.Cienkielinieprzemierzałyrozległeoceany,łączącFiladelfięzwielkimiportamiświata.Hughlubiłsobiewyobrażaćmiejscailudzinakońcachowychlinii:międzyBostonemaBarceloną,KonstantynopolemaChinami.
Chcącpomócsynowizrealizowaćmarzenia,Williamzachęcałgodoobraniazawodukartografa.LeczHughsamosporządzaniemapuważałzanazbytpasywnezajęcie.Źródłojegofascynacjiniebiłowabstrakcyjnychodwzorowaniachróżnychmiejsc,alewnichsamych,ajużnajbardziejpociągałygoniezmierzoneobszaryzaznaczonejakoterraincognita.Kartografowietamtychczasówlubiliumieszczaćnamapachowychterenówpodobizny
najbardziejfantastycznychiprzerażającychpotworów.Hughzastanawiałsię,czybestietenaprawdęistnieją,czyteżmożesąwymysłaminudzącychsiękartografów.Spytałotoojca,atenodpowiedział:„Tegoniktniewie”.ZamiaremWilliamabyłoodstręczenieHughodbardziejpraktycznychposzukiwań.Taktykatazawiodła.WwiekulattrzynastuHughoświadczył,żezamierzazostaćkapitanemstatku.
Wroku1802Hughskończyłszesnaścielat,Williamzaś–wobawie,żechłopakuciekniegdzieśnamorza–uległżądaniomsyna.Znałholenderskiegokapitanafregaty,należącejdofirmyRawsthorneiSynowie,ipoprosiłgo,byprzyjąłHughnachłopcaokrętowego.Ówkapitan,JoziasvanAartzen,niemiałwłasnychdzieci.Wziąłodpowiedzialnośćzachłopcazcałąpowagąiprzezdziesięćlatwytrwaleszkoliłgowrzemioślemarynarskim.Gdywroku1812kapitanzmarł,Hughchodziłjużwrandzepierwszegooficera.
Wojna,którawybuchławtymsamymroku,przerwałatradycjęhandluprowadzonegoprzezspółkęRawsthorneiSynowiezWielkąBrytanią.Firmaszybkoweszławniebezpieczny,choćlukratywnynowybiznes–omijaniemorskiejblokady.LatawojnyspędziłHughnawymykaniusiębrytyjskimokrętomwojennym;jegoszybka
fregatatransportowałarumicukierzKaraibówdoodciętychodświataamerykańskichportów.Gdywroku1815wojnasięskończyła,RawsthorneiSynowienieprzestaliprowadzićswychkaraibskichinteresów,aHughzostałkapitanemniewielkiegofrachtowca.
Skończyłwłaśnietrzydzieścijedenlat,gdypewnegoletniegodniapoznałElizabethvanAartzen,dziewiętnastoletniąbratanicęswegomentora.FirmaRawsthorneiSynowiesponsorowałaobchodyświęta4Lipca,podczasktórychtańczonoipitokubańskirum.Stylowegotańca–wjednymszeregu–nieułatwiałnawiązaniarozmowy,umożliwiałjednakwymianęwielukrótkich,poruszającychzdań.GlasswyczuwałwElizabethcośwyjątkowego,jakąśpewnośćsiebie,ajednocześniewyzwanie.Byłpodwielkimwrażeniem.
Następnegodniawybrałsiędoniejzwizytą,apotemodwiedzałjązakażdymrazem,gdywpływalidoFiladelfii.Elizabethnależaładokobietbywałychiwykształconych,potrafiłaswobodnierozprawiaćodalekichkrajachiichmieszkańcach.Rozumielisięwpółsłowa,czytalisobiewmyślach.Rozbawiałyichopowiadanewzajemniehistorie.CzasspędzonyzdalaodFiladelfiistałsiędlaGlassaudręką,gdyż
nieustanniewidziałjejoczywpromieniachporannegosłońca,jejjasnąskóręwświetleksiężycapadającymnażagiel.
Pewnegosłonecznego,majowegodniawroku1818GlasspowróciłdoFiladelfiizmaleńkimaksamitnymworeczkiemumieszczonymwkieszeninapiersimunduru.Wśrodkuznajdowałasięlśniącaperłanadelikatnym,złotymłańcuszku.WręczyłjąElizabethipoprosiłjąorękę.Ślubzaplanowanonalato.
TydzieńpóźniejGlasswyruszyłnaKubę.PrzezjakiśczasmusiałpozostaćwporciewHawanie,czekającnarozstrzygnięciesporuoopóźnionądostawęstubaryłekrumu,toczącegosięwśródmiejscowych.PomiesiącukompaniaRawsthorneiSynowieprzysłałanaKubękolejnystatek,któryprzywiózłdlaGlassalist:matkainformowałagoośmierciojca.Błagała,abynatychmiastwracałdoFiladelfii.
Hughzdawałsobiesprawę,żespórdotyczącyrumumożeciągnąćsięmiesiącami.MógłbytenczasspożytkowaćnapodróżdoFiladelfii,zajęciesięsprawamimajątkowymipoojcuizdążyłbyjeszczewrócićnaKubę.GdybyjednaksprawywHawaniepotoczyłysięszybciej,pierwszyoficerjegookrętuzdolnyjestdoprowadzićjednostkędoFiladelfiisamodzielnie.Glasszarezerwowałbilet
naBonitęMorenę,hiszpańskistatekhandlowy,odpływającydoBaltimore.
Jaksięjednakokazało,ówhiszpańskistatekniemiałnigdyminąćszańcówFortMcHenry,aGlass–niemiałjużujrzećFiladelfii.DzieńpoopuszczeniuHawanynawidnokręguukazałasięjednostkabezbandery.KapitanBonityMorenypróbowałsalwowaćsięucieczką,leczjegoociężałałajbaniemiałaszanszszybkimpirackimkutrem.Tenzrównałsięznimiiwypaliłkartaczamizpięciudział.Mającnapokładziepięciuzabitych,kapitanzrzuciłżagle.
Spodziewałsię,żekapitulacjaocaliimżycie.Taksięjednakniestało.NapokładBonityMorenywdarłosiędwudziestupiratów.Ichherszt,Mulatzezłotymzębemizłotymłańcuchem,podszedłdokapitana,któryczekał–jaknakazujeobyczaj–napokładzierufowym.
Mulatwyciągnąłzzapasapistoletibezsłowastrzeliłkapitanowiwgłowę.Załogaipasażerowiestaliwstrząśnięci,czekającnaswojąkolej.WśródnichznajdowałsięteżHughGlass,przyglądającsiępiratomiichstatkowi.Ludzieciporozumiewalisięmiędzysobąłamanąmieszaninąkreolskiego,francuskiegoiangielskiego.Glasssłuszniepodejrzewał,żetobaratarianie–najemnicypracującydla
rozrastającegosięsyndykatupirataJeanaLafitte’a.
JeanLafittegrasowałnaKaraibachodwielulat,jeszczeprzedwybuchemwojnyroku1812.Amerykaniemałosięnimprzejmowali,ponieważatakowałgłównieBrytyjczyków.W1814rokuLafittedostrzegłszansęoficjalnegodaniaupustuswejnienawiścidoAnglii.GenerałmajorEdwardPakenhamnaczelesześciutysięcyweteranówspodWaterlooobległNowyOrlean.DowodzącywojskamiamerykańskimigenerałAndrewJacksonmiałpięciokrotniemniejludzi.KiedyLafittezaoferowałusługiswoichbaratarian,Jacksonniepytałoreferencje.LafitteijegoludziewalczylimężniewbitwieoNowyOrlean.Wuniesieniu,pozwycięstwiewojskamerykańskich,Jacksonzalecał,bypuścićwniepamięćwszelkiewcześniejszegrzechyLafitte’a,coteżprezydentMadisonbezzwłocznieuczynił.
Lafitteniemiałzamiaruzarzucićswegodotychczasowegozajęcia,rozumiałwszakżewartość,jakąmadlaniegoprotektorwpostacisuwerennegopaństwa.MeksyktoczyłwłaśniewojnęzHiszpanią.LafittezałożyłosadęonazwieCampechenawyspieGalvestonizaproponowałswojeusługimiastuMeksyk.Meksykanieusługi
teprzyjęli,uznającLafitte’aijegomałąflotęzawłasną,izezwolilinaatakowaniekażdegohiszpańskiegookrętu.WzamianLafitteotrzymałoficjalneprawodoichgrabienia.
BrutalnyrealizmtegoukładurozgrywałsięteraznaoczachHughGlassa.Gdyzpomocąśmiertelnierannemukapitanowiruszyłodwóchczłonkówzałogi,równieżzostalizastrzeleni.Trzyobecnenapokładziekobiety,wtymleciwawdowa,zostałyzabranenakuter,gdziepowitałyjepożądliwespojrzeniazałogi.Jednagrupapiratówzeszładoładowni,abyobejrzećładunek,drugatymczasemjęłaprzyglądaćsiębliżejpasażeromimarynarzom.Starsimężczyźniorazjedenotyłybankierzostaliograbienizewszystkiego,coposiadali,iwrzucenidomorza.
Mulatmówiłpohiszpańskuipofrancusku.Stałprzedszeregiemmarynarzyiwyjaśniałim,jakimająwybór.Każdy,ktowyrzekniesięHiszpanii,możeznaleźćswojemiejscewsłużbieuJeanaLafitte’a.Jeślinie,dołączydokapitana.TuzinpozostałychprzyżyciużeglarzywybrałoLafitte’a.Połowęzabranonakuter,drugapołowamiaławspółpracowaćzpirackązałogą,któraprowadziłaterazBonitęMorenę.
ChoćGlassznałpohiszpańskujedyniekilkasłów,zrozumiałistotępostawionegoprzezMulata
ultimatum.Gdytenpodszedłdoniegozpistoletemwręku,Glasswskazałnasiebieiwypowiedziałjednofrancuskiesłowo:„Marin”.Żeglarz.
Mulatwpatrywałsięwniego,taksującgowmilczeniu.Wkącikachustbłąkałmusięironicznyuśmieszek.
–Àbon?–spytał.–Okaymonsieurlemarin,hissezlefoc.–Postawfok.
Glassrozpaczliwiestarałsięprzywołaćnapomoccałyswójpodstawowyfrancuski.Niemiałpojęcia,coznaczyhissezlefoc.Rozumiałjednakdoskonale,żegraowysokąstawkęiprzypuszczał,żeMulatpostawiłgoprzedpróbąmającąpotwierdzićwiarygodnośćtwierdzenia,iżjestżeglarzem.Pewnymkrokiemposzedłnadzióbokrętuisięgnąłpofałfoka.
–Bienfait,monsieurlemarin–powiedziałMulat.Byłsierpień1819roku.HughGlasszostałpiratem.
Glassrazjeszczespojrzałnamiejsce,wktórymmiędzydrzewamizniknęliFitzgeraldiBridger.Namyśloichpostępkuzacisnąłszczęki,znówpoczułgłębokiepragnienie,byrzucićsięwpogoń.Tymrazemjednaksłabośćciałamocniejdałaosobieznać.Pierwszyrazodatakuniedźwiedzicyjegoumysłpracowałjasno.Wrazzowąjasnością
pojawiłasięzatrważającaocenasytuacji.ZwielkąobawąGlassrozpocząłoględziny
swoichran.Lewąrękąprzejechałposkórzegłowy,wyczuwającnaderwanekrawędzie.Wwodzieźródełkazobaczyłniewyraźneodbicieswejtwarzyizrozumiał,żeniedźwiedźprawiegooskalpował.Nigdyniebyłczłowiekiempróżnym,awobecnejsytuacjiwyglądzupełniegonieobchodził.Jeśliprzeżyje,tebliznyzapewniąmuwręczsporyszacunekwśródwspółtowarzyszy.
Martwiłogoprzedewszystkimgardło.Niemógłgozobaczyć,nieliczącozmazanegoodbiciawwodzieźródełka,dlategoograniczyłsiędodelikatnegobadaniapalcami.KompresBridgeraodpadłpodczaswczorajszegopełzania.GlassdotknąłszwówidoceniłpodstawoweumiejętnościchirurgicznekapitanaHenry’ego.Jakprzezmgłęprzypomniałsobiepostaćkapitanarobiącegocośprzynimzarazpoataku,aleszczegółyorazchronologiazdarzeńginęływmroku.
Wyciągnąwszyszyję,zobaczyłśladypazurówciągnącesięodramieniadogardła.Niedźwiedźwryłmusięgłębokowmięśnieklatkipiersiowejibarku.SosnoważywicaużytaprzezBridgerazasklepiłarany.Wyglądałycałkiemdobrze,choćostrybólmięśniowyuniemożliwiałGlassowiuniesienieprawegoramienia.Maśćskierowała
jegomyślikuBridgerowi.Przypomniałsobie,żechłopakdoglądałjegoran.AjednaktonieobrazBridgeratroszczącegosięojegożycietkwiłmuprzedoczami.Widziałgowchwili,gdynaskrajupolanyodwracasięostatniraz,zukradzionymnożemwręku.
Spojrzałnawężaipomyślał:„Boże,oddałbymwszystkozanóż”.Grzechotnikwciążnieruszałsięzmiejsca.GlassstłumiłmyślinatematFitzgeraldaiBridgera.„Nieteraz”.
Popatrzyłnaswojąprawąnogę.Bridgerposmarowałmaziąranykłutewgórnejczęściuda.Równieżonewyglądałystosunkowodobrze.Glassostrożniespróbowałrozprostowaćnogę.Byłasztywnajakdrewno.Przekręciłsięlekkowbok,żebyspróbowaćjąunieśćiopuścić.Potwornybólidącyodranogarnąłcałeciało.Noganiemiałaszansudźwignąćjegociężaru.
Nakonieclewąrękązbadałgłębokiecięcianaplecach.Wyczułpodpalcamipięćrównoległychwyżłobień.Dotykałkleistychpozostałościpososnowymopatrunku,szwóworazstrupów.Gdyspojrzałnaswojądłoń,zobaczyłteżświeżąkrew.Cięciazaczynałysięwokolicachpośladkówistawałysięcorazgłębsze,imwyżejsunął.Maksimumgłębokościosiągałymiędzyłopatkami,dokądniemógłdosięgnąćręką.
Ukończywszysamobadanie,Glassdoszedłdokilkuchłodnychwniosków.Byłbezbronny.GdybyznaleźligoIndianiealbodzikiezwierzęta,niemiałbyszansstawićoporu.Niemógłzostaćnapolanie.Niewiedział,ilednitkwiwtymobozowisku,byłjednakpewien,żeźródełkowlesiejestdobrzeznaneokolicznymplemionomindiańskim.Glassniemiałpojęcia,dlaczegowojownicyniewpadlitujużwczorajinieznaleźligo,alerozumiał,żełutszczęścianiemożetrwaćwiecznie.
MimoryzykaodkryciaprzezIndian,GlassniemiałzamiaruoddalaćsięodrzekiGrand.Stanowiłapewneźródłowodyipożywienia,pozwalałaorientowaćsięwterenie.Zachodziłojednakkluczowewtejsytuacjipytanie:zprądemczypodprąd?WprawdzieGlassbardzochciałnatychmiastrzucićsięwpościgzazdrajcami,zdawałsobiejednaksprawę,żebyłobytoszaleństwem.Byłsam,bezbroni,nawrogimterytorium.Słabyodgłoduigorączki.Niemógłchodzić.
Samamyśloodwrocie–choćbytylkotymczasowym–sprawiałamuprzykrość.Glasswiedziałjednak,żewgruncierzeczyniemainnegowyjścia.FaktoriaFortBrazeauleżałatrzystapięćdziesiątmilwdółrzeki,uzbiegurzek
WhiteiMissouri.Gdybyzdołałtamdotrzeć,mógłbyzaopatrzyćsięwprowiantiniezbędnyekwipunek,izarazpotemruszyćwpościg.
Trzystapięćdziesiątmil.Przysprzyjającejpogodziezdrowyczłowiekpokonałbypewnietęodległośćwdwatygodnie.„Jakidystansmogęprzebyćdziennie,wlokącsięnogazanogą?”Niemiałpojęcia,niezamierzałjednaksiedziećbezczynniewjednymmiejscu.RamięinoganiesprawiaływrażeniaobjętychstanemzapalnymiGlasszakładał,żezczasemzupełniewydobrzeją.Mógłbysięwlecdopóty,dopókiznalazłabysięjakaśpodporadlajegociała.Gdybynawetrobiłtrzymiledziennie–niechbędzie.Lepiejmiećtrzymilezasobąniżprzedsobą.Apozatym,idąc,zwiększałswojeszansenaznalezieniepożywienia.
Mulatskierowałzarekwirowanyhiszpańskiokrętnazachód,kuzatoceGalvestonipirackiejkoloniiLafitte’awCampeche.StomilnapołudnieodNowegoOrleanuzłoczyńcyzaatakowaliogniemzdziałkolejnyhiszpańskiżaglowiec;ichofiaryniczegosięniespodziewały,widzącnaBonicieMoreniebanderęHiszpanii.Poabordażunowejzdobyczy,nazywającejsięCastellana,piraciponownieprzeprowadzilibrutalnąselekcjęwięźniów.Tymrazemwwiększympośpiechu,ponieważogieńzarmatrozerwałburtyCastellany
poniżejliniiwody.Jednostkatonęła.Piraciwyciągnęlibardzoszczęśliwylosna
loterii.CastellanapłynęłazSewillidoNowegoOrleanuzładunkiembroniręcznej.Gdybyudałoimsięzabraćcałąbrońzestatkuprzedjegozatonięciem,obłowilibysięjaknigdywcześniej.KuzadowoleniuLafitte’a.
ZasiedlanieTeksasuprzezbiałychrozpoczęłosięnadobrewroku1819,apirackaenklawaJeanaLafitte’anawyspieGalvestonnieustawaławwysiłkachzaopatrywanianowegoterytorium.MiędzyrzekamiRioGrandeiSabinepowstawałynowemiasta,któredomagałysiętowarów.MetodąLafitte’anapozyskanietanichdostawbyłowyrzynaniepośredników.DziękitejprzewadzenadkonkurującymiznimzwykłymikupcamiCampecherozkwitało,stającsięmekkądlawszelkiegorodzajuprzemytników,handlarzyniewolników,maruderóworazkażdego,ktoposzukiwałtolerancyjnegośrodowiskadlaswejnielegalnejdziałalności.NiejednoznacznystatusTeksasuzabezpieczałpiratówzCampecheprzedinterwencjązewnętrznychpotęg.Meksykczerpałkorzyścizichatakównahiszpańskiestatki,Hiszpaniazaśbyłazbytsłaba,abysięznimirozprawić.StanyZjednoczonewolałychwilowozajmowaćsięczyminnym.WkońcuLafitteich
jednosteknieniepokoił,apozatymbyłprzedewszystkimbohaterembitwyoNowyOrlean.
Mimożenienosiłkajdanwsensiefizycznym,HughGlassstałsięnadobrewięźniemprzestępczegosyndykatuJeanaLafitte’a.Nawetnajdrobniejszybuntnastatkupirackimzostałbyniechybnieukaranyśmiercią.Uczestnictwowwieluatakachnahiszpańskieokrętyhandloweniepozostawiłomuwtejkwestiinajmniejszychzłudzeń.Jakośunikałzabijania;wszystkieswepozostałedziałaniausprawiedliwiałdoktrynąwyższejkonieczności.
Takżepobytynalądzie,wCampeche,niedawałyzbytwieludobrychokazjidoucieczki.Lafitterządziłnawyspieniepodzielnie.Podrugiejstroniezatoki,wTeksasie,zamieszkiwaliIndianieKarankawa,znanizkanibalizmu.ZiemiegraniczącezichterytoriumzajmowaliTonkawa,Komancze,KiowaorazOsagowie.Wszystkieoweplemionabyłynastawionewobecbiałychwrogo,jakkolwiekniewykazywaływiększychskłonnościdoichzjadania.Wśródrozrzuconychtuiówdzieprzyczółkówcywilizacjinadaldominowałyplacówkihiszpańskie,gdziebardzochętniewieszano–podzarzutempiractwa–każdego,ktoprzybywałzwybrzeża.Kolorytutejmieszancedodawałajeszczeobecnośćmeksykańskich
banditosorazstrażnikówTeksasu.Lecztolerancjacywilizowanegoświatawobec
prosperującegopaństwapirackiegomiałaswojegranice.Coistotniejsze,StanyZjednoczonepostanowiłypoprawićswojestosunkizHiszpanią.Wysiłkidyplomatycznewtejkwestiitorpedowałfaktnieustannegonękaniahiszpańskichstatków,nierzadkonawodachterytorialnychStanówZjednoczonych.Wlistopadzie1820rokuprezydentMadisonposłałdoCampecheporucznikaLarry’egoKearneyanaUSSEnterpriseorazflotęamerykańskichokrętówwojennych.PorucznikKearneypostawiłLafitte’aprzedprostymwyborem–alboopuściwyspę,albozostanierozszarpanynakawałki.
JeanLafittebyłwprawdzieawanturnikiem,lecztakżeczłowiekiempragmatycznym.Załadowałnastatkitylezagrabionychłupów,iletylkozdołał,puściłCampechezdymemiodpłynąłzeswojąpirackąflotą,znikającnazawszezkarthistorii.
TejlistopadowejnocyHughGlassstałwplątaninieuliczekCampeche,podjąwszynagłądecyzjędotyczącąprzyszłości.Niemiałnajmniejszegozamiaruprzyłączaćsiędobandytówiichuciekającejfloty.Napatrzyłsięjużnamorze,którekiedyśstanowiłodlańsynonimwolności,imiałjużdośćograniczonejprzestrzeni
pokładuniewielkiegostatku.Postanowiłskierowaćsweżycienanowetory.
KarmazynowyblaskogniaotaczałCampecheapokaliptycznymprzepychem.Ludzieprzetrząsalibudynki,zabierającwszystko,comiałojakąkolwiekwartość.Alkohol,któregonigdytuniebrakowało,lałsięstrumieniami.Sporydotyczącełupionychdóbrrozstrzyganonamiejscuzapomocąbronipalnej,conapełniałomiastourywanymstaccatowystrzałów.Krążyłastraszliwapogłoska,żeladamomentamerykańskaflotaostrzelaCampecheogniemswychdział.Ludziewalczylizapamiętaleowejścienapokładodpływającychstatków,którychzałogiszablamiipistoletamiodpędzałyniechcianychpasażerów.
Glass,pogrążonywrozważaniach,dokądsięterazudać,wpadłnaglenajakiegośczłowieka.ByłnimAlexanderGreenstock,takżejeniec,zmuszonydopracynazajętejprzezpiratówjednostce.GlasssłużyłrazemznimpodczasostatniegowypadunawodyZatokiMeksykańskiej.
–Napołudniowymwybrzeżuwyspyjestłódka–powiedziałGreenstock.–Zamierzamdopłynąćniąnastałyląd.
Spośródrysującychsięprzednimiwyłącznie
złychdrógwyjściaryzykowyprawynastałylądzdawałosięnajmniejsze.GlassiGreenstockprzedzieralisięprzezmiasto.Nawąskiejdrodzestałkonnypowóz,bezładniezarzuconypiętrzącymisiębeczkamiiskrzyniami.Znajdowałosięwnimtrzechuzbrojonychpozębymężczyzn.Jedenokładałkoniabatem,dwajpozostalipilnowaliłupów.Powózuderzyłkołemokamień,jednazeskrzyńspadłanaziemięiroztrzaskałasię.Mężczyźniniezwrócilinatouwagi,chcącjaknajszybciejdostaćsięnastatek.
Nawiekuskrzyniwidniałnapis„Kutztown,Pensylwania”.WśrodkuznajdowałysięnowiuteńkiestrzelbyzwarsztaturusznikarskiegoJosephaAnstadta.GlassiGreenstockwzięlipojednej,niewierzącwewłasneszczęście.Przetrząsnęlikilkasąsiednichbudynków,któreniepadłyjeszczeofiarąpłomieni,iwreszcieznaleźlikule,prochorazkilkadrobiazgówdoewentualnejwymiany.
WiosłowaniewokółwschodniegonarożnikawyspyiprzezzatokęGalvestonzajęłoimprawiecałąnoc.Nawodzieodbijałyrefleksypłonącejkolonii,sprawiając,żecałazatokawydawałasiępogrążonawogniu.WyraźniewidzielimasywnesylwetkiamerykańskichokrętówwojennychorazuciekającąflotęLafitte’a.Gdyznaleźlisięsto
jardówodstałegolądu,nawyspienastąpiłapotężnaeksplozja.GlassiGreenstockobejrzelisięzasiebieiujrzelipłomieniebłyskawicznieogarniająceMaisonRouge,rezydencjęiarsenałJeanaLafitte’a.Szybkoprzebyliostatniejardyzatokiiwskoczylidopłytkiejwody.WbróddotarlidobrzeguiGlassjużnazawszepozostawiłmorzezasobą.
Niemającplanuanimiejsca,doktóregomoglibysięudać,dwajmężczyźnizdecydowalisięwyruszyćnarekonesanswzdłużwybrzeżaTeksasu.Wswymwyborzekierowalisiębardziejtym,czegopragnęliuniknąć,niżtym,cochcieliznaleźć.NieustannieobawialisięIndianKarankawa.Naplażybylinarażeninaatak,jednakgęstetrzcinyorazbagnisteterenyzalewoweodstraszałyichodskierowaniasięwgłąblądu.Równiemocnobalisięhiszpańskichwojsk,atakżeamerykańskiejfloty.
PosiedmiodniowymmarszuichoczomukazałasięwoddalimaleńkaosadaNacogdoches.WieścioamerykańskiejinterwencjiwCampechemusiałyniewątpliwiedotrzećtakżetutaj.Zakładali,żemiejscowiuznajązapiratakażdegoczłowiekanadchodzącegoodstronyGalvestonizmiejscagopowieszą.Glasswiedział,żeNacogdochestopunktgranicznyhiszpańskiejenklawySan
FernandodeBexar.Postanowiliominąćosadęiskierowaćsięwgłąblądu.Liczyli,żezdalaodwybrzeżawiedzaowydarzeniachwCampecheniebędziezbytpowszechna.
Ichnadziejeokazałysięjednakpłonne.PosześciudniachdotarlidoSanFernandodeBexariodrazuzostaliaresztowaniprzezHiszpanów.Spędziwszytydzieńwdusznejwięziennejceli,stanęliprzedobliczemmajoraJuanaPalaciodelValleLersundi,którypełniłobowiązkimiejscowegosędziegopokoju.
MajorPalacioprzyglądałimsięzeznużeniem.Byłpozbawionymzłudzeńżołnierzem,niedoszłymkonkwistadorem,którywylądowałjakoadministratorzapadłejdziurypodczaswojnyzgóryprzezHiszpanięprzegranej.Patrzącnadwóchstojącychprzednimmężczyzn,majorPalaciozdawałsobiesprawę,żenajbezpieczniejdlaniegobędziekazaćichpowiesić.Skoroprzyszlituzwybrzeża,mająctylkostrzelbyiokryciewierzchnie,musząbyćpiratamialboszpiegami,choćobajtwierdzą,żepodczaspodróżystatkiemzostaliwzięcidoniewoliprzezLafitte’a.
AlemajorPalacioniebyłwnastrojudowieszania.Tydzieńwcześniejskazałnaśmierćmłodegohiszpańskiegożołnierzazato,żetenzasnąłpodczaspełnieniawarty–zaprzestępstwo
toprzepisyprzewidywałytakąwłaśniekarę.Egzekucjasprawiła,żemajorwpadłwgłębokądepresjęiprzezwiększośćtygodniaoddawałsięspowiedziumiejscowegopadre.Wpatrywałsięwięcwwięźniówisłuchałichopowieści.Czybyłaprawdziwa?Skądmiałbymiećpewność,ajeślitejpewnościbrak,toktodałmuprawoodebraćimżycie?
MajorPalaciozaproponowałGlassowiiGreenstockowiukład.ZostanąuwolnieniiopuszcząSanFernandodeBexarpodjednymwarunkiem–żeudadząsięnapółnoc.Gdybywyruszylinapołudnie,zdaniemPalaciaistniałaobawa,iżzostanąpochwyceniprzezinneoddziałyhiszpańskie.Aostatniąrzeczą,jakiejmajorterazpotrzebował,byłareprymendazaułaskawieniepiratów.
MężczyźniniewiedzielizbytwieleoTeksasie,leczGlasspoczułnagleogromnąradość,żedanemubędziewędrowaćbezkompasuprzezinterior.
TakwięcGlassiGreenstockwyruszylinapółnoc,apotemnawschód,zakładając,żewktórymśmomenciemusząnatknąćsięnawielkąMissisipi.Przebyliponadtysiącmil,udałoimsięprzeżyćnaotwartychrówninachTeksasu.Zwierzynybyłowbród,wtymtysiącezdziczałychkrów,pożywienieniestanowiłowięcproblemu.
Niebezpieczeństwowiązałosięjedyniezwrogonastawionymiplemionamiindiańskimi.SkorojednakprzetrwaliwędrówkęprzezterytoriumKarankawa,tymłatwiejudałoimsiętotakżenaziemiachKomanczów,Kiowa,TonkawaiOsagów.
SzczęścieopuściłoichwokolicachrzekiArkansas.Ustrzeliliwłaśniecielębizonaizabralisięzajegosprawianie.HukwystrzałuusłyszałodwudziestujeźdźcówzplemieniaPaunisów,żyjącegonadrzekąLoup,inadjechałopędemzdrugiejstronyfalistegowzgórza.Bezleśnapłaszczyzna,pozbawionanawetkamieni,niedawałażadnejnaturalnejosłony.Bezkonimężczyźniniemieliszans.Wykazującsięgłupotą,Greenstockpodniósłbrońiwystrzelił,zabijającjednegozgalopującychkoni.Wnastępnejsekundziejużnieżył,azjegopiersisterczałytrzystrzały.WudzieGlassateżtkwiłajedna.
Glassniezdążyłsięgnąćpostrzelbę,jedyniewpatrywałsięzafascynowanywdziewiętnastugalopującychjeźdźców.Zauważyłlśnieniebarwwojennychnapiersikonia,którywysforowałsiędoprzodu,orazczarnewłosywojowników,odcinającesięwyraźnienatlebłękitnegoniebaiprawieniepoczułtępejkamiennejkońcówkiindiańskiegokijabojowego,któryuderzyłgowczaszkę.
PrzytomnośćodzyskałwwioscePaunisów.Pulsowałomuwgłowie;byłprzywiązanyzaszyjędopalawbitegowziemię.Skrępowanomurównieżnadgarstkiinogiwkostkach,mógłjednakporuszaćrękoma.Wokółniegozgromadziłsiętłumekdzieci,reagującyzożywieniem,gdyotworzyłoczy.
Bardzoleciwywódzosztywnosterczącychwłosachpodszedłdopalaispojrzałwdółnadziwnegomężczyznęprzedsobą,jednegozniewielubiałych,którychwżyciuwidział.Wódz,zwanyKopiącymBykiem,powiedziałcoś,czegoGlassniezrozumiał,choćzebraniwokółPaunisiprzyjęlijegosłowaradosnymiokrzykamiiwyciem,demonstrującwyraźnezadowolenie.Glassleżałnaskrajuwielkiegookręgupośrodkuwsi.Gdyudałomusięskupićwzrok,wsamymcentrumowegookręgudostrzegłstarannieprzygotowanystos;beztrududomyśliłsiępowodówradosnegoporuszeniawśródIndian.Jakaśstarakobietakrzyknęłanadzieci.Uciekły.DorośliPaunisitakżesięrozeszli,abyprzygotowaćsiędouroczystegoaktuspaleniajeńca.
Glasspozostałsamiuznałzakoniecznezorientowaćsięwsytuacji.Przedoczymamigotałymupodwójneobrazy,zlewającsięwjedentylko
wtedy,gdyprzymykałoko.Spojrzałnaswojąnogęiskonstatował,żePaunisiwyświadczylimuuprzejmośćiusunęlistrzałę.Nieweszławprawdziezbytgłębokowciało,aleranaitakbygospowolniła,gdybyodważyłsięnaucieczkę.Słowem:ledwiewidziałnaoczyiledwiemógłchodzić,niemówiącjużobieganiu.
Pomacałkieszeńnapiersiizulgąstwierdził,żenadalznajdujesięwniejmałepuzderkozcynobrem.Owafarbanależaładoskromnegozapasiku,któryGlasszdołałpozyskaćpodczasucieczkizCampeche.Przetoczyłsięnabok,żebyukryćto,cozamierzałzrobić,wyciągnąłpuzderko,otworzyłjeisplunąłnaproszek,poczymzmieszałwszystkopalcem.Następnienatarłsobietwarzfarbą,dokładającstarań,abypokryćkażdyskrawekodsłoniętejskóryodczołaażpowylotkoszuli.Grubąwarstwącynobrupokryłrównieżwnętrzedłoni.Zamknąłsłoiczekizagrzebałgowpiaszczystejziemipodsobą.Zakończywszycałąoperację,obróciłsięnabrzuchizłożyłgłowęnazgiętymramieniutak,żetwarzpozostawałaniewidoczna.
Trwałwtejpozycjidopóty,dopókiponiegonieprzyszli;słyszałpodnieceniewywołaneprzygotowaniamidoegzekucji.Zapadłanoc,leczwielkieogniskorzucałoblasknaokrągznajdujący
sięwpośrodkuobozuPaunisów.Glasssamnigdydokońcaniepotrafił
stwierdzić,czydziałającwtensposób,zamierzałwykonaćjakiśsymbolicznygestpożegnaniazżyciem,czymożeliczyłnaefekt,którydefactoosiągnął.Słyszałkiedyś,żewiększośćdzikichplemionjestprzesądna.Wkażdymraziewrażeniebyłopiorunujące,co–jaksięokazało–uratowałomużycie.
DwóchwojownikówiwódzKopiącyBykpodeszli,żebyprzenieśćGlassanastos.Widzącgoleżącegotwarząkuziemi,uznalitozaoznakętchórzostwa.KopiącyBykprzeciąłsznury,awojownicychwyciliwięźniapodramionaiunieśli.Ignorującbólwzranionymudzie,Glassskoczyłnarównenogiizwróciłsweobliczewkierunkuwodza,wojownikówiwszystkichczłonkówplemienia.
Paunisistalinieruchomo,wstrząśnięci,zotwartymiustami.CałatwarzGlassaspływałakrwistączerwienią,jakbyzdartozniejskórę.Wbiałkachjegooczuodbijałsięblaskogniska–lśniłyjakupiorneksiężyce.WiększośćIndiannigdywcześniejniewidziałabiałegoczłowieka,dlategojegogęstabrodajeszczeprzydawałamudemonicznegowyglądu.Glassklepnąłwnętrzemdłonijednegozwojowników,pozostawiającnajego
piersijaskrawoczerwonyodcisk.Jaknakomendę,ludziewydalizsiebiegłębokiewestchnienie.
Przezdłuższyczastrwałazupełnacisza.GlassgapiłsięnaPaunisów,aosłupialiPaunisigapilisięnaniego.Coniecozaskoczonyskutecznościąswejtaktyki,Glasszastanawiałsięgorączkowo,coteraz.Panikęwywoływaławnimmyśl,żektóryśzIndianmógłbynagleotrząsnąćsięzszoku.Postanowiłwięckrzyczeć,aponieważniebyłzdolnywymyślićnicinnego,zacząłwrzaskliwąrecytacjęmodlitwyPańskiej:
–Ojczenasz,któryśjestwniebie,święćsięimięTwoje...
WódzKopiącyBykwpatrywałsięweńkompletniezdezorientowany.Widziałjużkiedyśkilkubiałych,aletenczłowiekmusiałbyćchybajakimśszamanemalbodemonem.Jegodziwnyśpiewsprawiał,żecałeplemięstałonieruchomo,jakzaczarowane.
Glassrecytował:–BoTwojejestkrólestwopotęgaichwałana
wieki.Amen.Wreszciebiałyczłowiekprzestałkrzyczeć.Stał,
dyszącjakkońpodługimbiegu.WódzKopiącyBykrozejrzałsiędookoła.Jegoludzieprzerzucaliwzrokzwodzanaszalonegobiałegodemonaizpowrotem.Wódzczuł,żeplemięmadoniego
pretensje.Kogoonimtusprowadził?Należałopodjąćbezzwłocznedziałania.
WolnymkrokiempodszedłdoGlassaizatrzymałsiętużprzednim.Sięgnąłrękądoszyiizdjąłzniejnaszyjnik,przyktórymdyndałydwieodciętestopyjastrzębia.Założyłnaszyjniknaszyjędemona,patrzącmupytającowoczy.
Glasspotoczyłwzrokiempoludziachstojącychwokręgu.Wjegocentrum,niedalekostosu,stałyrzędemczteryniskiekrzesłazwikliny.Niewątpliwiebyłyprzeznaczonedlanajważniejszychwidzówspektaklu,jakimmiałobyćjegorytualnespalenie.Pokuśtykałdojednegozkrzesełiusiadł.WódzKopiącyBykpowiedziałcoś,awtedydwiekobietyzerwałysięipobiegłypojedzenieiwodę.Następnierzuciłparęsłówdowojownikazczerwonymodbiciemdłoninapiersi.Wojownikpobiegłiprzyniósłanstadta,któregoumieściłnaziemiobokGlassa.
GlassspędziłuPaunisówznadrzekiLoupprawierok,żyjącnarówninachmiędzyArkansasaPlatte.WódzKopiącyByk,któryzczasempokonałswąrezerwęwobecbiałego,traktowałGlassajaksyna.JeśliHughniewiedziałczegośosposobachprzetrwanianaprerii–mimowędrówkipoucieczcezCampeche–nauczyłsiętegoodPaunisów.
Byłrok1821.OdpewnegoczasubialiludziezapuszczalisięnarówninneterenymiędzyPlatteaArkansas.Latemtegożroku,podczaspolowaniawgrupiedziesięciuPaunisów,Glassnatknąłsięnadwóchbiałychmężczyznpodróżującychwozem.Swymindiańskimprzyjaciołompoleciłtrzymaćsięztyłu,samzaśpowolizbliżyłsiędozaprzęgu.BylitoagencifederalniwysłaninateterenyprzezWilliamaClarka,komisarzaBiurads.Indian.ClarkzapraszałdoSt.Louiswodzówwszystkichokolicznychplemion.Abyzademonstrowaćdobrąwolęrządu,wózwyładowanowszelkiegorodzajudarami–znajdowałysięwnimkoce,igłydoszycia,nożeiżeliwnenaczynia.
TrzytygodniepóźniejGlassprzybyłdoSt.LouiswtowarzystwieKopiącegoByka.
St.Louisleżałonagranicydwóchpotężnychsił,szarpiącychdusząGlassa.Wschódwzywałgosiłądawnychwięzów,łączącychgozcywilizowanymświatem–zElizabethijegorodziną,zwykonywanymwcześniejzawodemiwogólecałąjegoprzeszłością.Zachódwabiłikusiłniezbadanąterraincognita,bezgranicznąwolnością,nowympoczątkiem.GlasswysłałdoFiladelfiitrzylisty:doElizabeth,doswojejmatkiorazdofirmyRawsthorneiSynowie.TymczasempodjąłpracęurzędnikawTowarzystwieTransportowym
Missisipiiczekałnaodpowiedzi.Przyszłypoponadpółroku.Napoczątkumarca
1822rokuotrzymałlistodbrata.Ichmatkazmarła,pisałbrat,zaledwiemiesiącpośmierciojca.
Wiadomościbyłowięcej.„JestteżmymsmutnymobowiązkiemzawiadomićCię,żeTwojadrogaElizabethnieżyje.Wstyczniuzapadłanafebręimimowysiłkówjużsięzniejniepodniosła”.Glassopadłnakrzesło.Krewodpłynęłamuztwarzy,czuł,żerobimusięniedobrze.Czytałdalej:„Mamnadzieję,żepewnąpociechąbędziedlaCiebieinformacja,żespoczęłatużobokMatki.Wiedzrównież,iżpozostałaCiniezachwianiewierna,nawetwtedy,gdywszyscyuznaliCięzazmarłego”.
Wdniu20marca,poprzyjściudobiuraTowarzystwaTransportowegoMissisipi,Glasszobaczyłgromadęmężczyzntłoczącychsięnadogłoszeniemzamieszczonymw„MissouriRepublican”.WilliamAshleyformowałoddziałłowcówskórzwierzęcych,którymiałwyruszyćwgóręMissouri.
TydzieńpóźniejnadszedłlistodfirmyRawsthorneiSynowie,wktórymproponowanoGlassowistanowiskokapitananakutrzekursującymmiędzyFiladelfiąaLiverpoolem.
Wieczorem14kwietniaprzeczytałgoporazostatniiwrzuciłdokominka,poczymobserwował,jakpłomieniepożerająostatnieogniwołączącegozdawnymżyciem.
NazajutrzranozaciągnąłsiędooddziałupoddowództwemkapitanaHenry’ego,zorganizowanegoprzezKompanięFutrzarskąGórSkalistych.Miałtrzydzieścisześćlatinieuważałsięjużzamłodegoczłowieka.LeczwprzeciwieństwiedowieluówczesnychmłodychludziGlassniebyłstraceńcem.Decyzjaowyruszeniunazachódniebyłaaniwymuszona,anipochopna,leczpodjętazpełnymrozmysłem,jakkażdainnawjegożyciu.Mimowszystkojednakniepotrafiłbywyjaśnić,zczegowypływa.Bardziejtoczuł,niżrozumiał.
Wliściedobratanapisał:„Przedsięwzięcietopociągamniebardziejniżcokolwiekinnegowcałymmoimżyciu.Mampewność,żetomojadroga,doktórejjestemprzeznaczony,chociażniepotrafięCiwytłumaczyćdlaczego”.
Rozdział8
2września1823roku–popołudnie
Glassponownieobrzuciłuważnymspojrzeniemgrzechotnika,którycałyczasleżałnieruchomo,oddającsięwyłączniekonsumowaniuswejofiary.„Jedzenie”.
Ugasiwszypragnienieprzyźródle,Glasspoczułsięnaglepotworniegłodny.Niemiałpojęcia,odjakdawnaniejadł,aleręcedrżałymuzbrakupokarmu.Gdyuniósłgłowę,polanapowolizawirowała,wykonującpełnyokrąg.
Podczołgałsięostrożniedowęża,wciążmającprzedoczymażywewspomnieniesennegokoszmaru.Dotarłnaodległośćsześciustópipodniósłkamykwielkościorzechawłoskiego.
Lewąrękąpoturlałkamyktak,żeuderzyłwciałogada.Wążsięnieporuszył.Glassposzukałwięckamieniawielkościpięściipodczołgałsięnatyleblisko,byzwierzęznalazłosięwjegozasięgu.Wążzauważyłgoiwykonałospałyruchwposzukiwaniukryjówki,alebyłojużzapóźno.Glasstrzepnąłgokamieniemwłeb,uderzającrazzarazem,dopókinieuzyskałpewności,żegadnieżyje.
Jednaksprawaniekończyłasięnazabiciugrzechotnika;teraznależałogojeszczewypatroszyć.Glassrozejrzałsiępoobozie.Torbamyśliwskależałanaskrajupolany.Podczołgałsiętamiwysypałjejskromnązawartośćnaziemię:kilkastrzępówtkaninydostrzelby,brzytwa,dwiestopyjastrzębiananaszyjnikuzpaciorkówisześciocalowypazurniedźwiedziagrizzly.Glasspodniósłpazur,skupiającwzroknagrubejwarstwiezakrzepłejkrwi,znajdującejsięnajegozakończeniu.Schowałgozpowrotemdotorby,zastanawiającsię,skądówpazursiętuwziął.Zebrałdorękiszmatkizmyśląoewentualnymwykorzystaniuichjakopodpałki,gorzkożałując,żeniemogąposłużyćdocelów,doktórychbyłyprzeznaczone.Jedynymcennymznaleziskiemokazałasiębrzytwa.Jejostrzebyłozbytdelikatnejaknabroń,alemogłasięprzydaćdowieluinnych
zadań.Najpilniejsząsprawąbyłorozcięcieskórywęża.Wrzuciłbrzytwędotorbymyśliwskiej,przewiesiłjąsobieprzezramięipodczołgałsięzpowrotemdogrzechotnika.
Nadjegookrwawionymłbemjużgromadziłysięmuchy.Glasswolałbyćostrożniejszy.Widziałkiedyś,jakodciętagłowawężawpiłasięwnosnieopatrznieciekawskiegopsa.Przypomniawszysobiewidoknieszczęsnegozwierzęcia,położyłnałbiewężadługikijiprzycisnąłgolewąnogą.Prawegoramienianiebyłwstanieunieśćbezprzeszywającegobólubarku,aledłońfunkcjonowałanormalnie.Użyłjejterazdoodcięciabrzytwągłowygada.Kijemodrzuciłłebnaskrajpolany.
Rozciąłbrzuchgrzechotnika,poczynającodszyi.Brzytwaszybkosiętępiła,zkażdymcalemjejskutecznośćmalała.Glassowiudałosięjednakrozprućciałowężanacałejdługości,toznaczyjakichśpięciustóp.Usunąłwnętrznościiwyrzuciłje.Ponowniezaczynającodgóry,obdarłzwierzęzłuskowatejskóry,odsłaniającmięśnie.Zobaczyłpołyskującemięso,nieodparcieatrakcyjnewobecdręczącegogogłodu.
Wpiłsięwgrzechotnikazębami,rwącsurowemięso,jakbytobyłakolbakukurydzy.Wreszcieudałomusięwyszarpaćcałykęs.Żułsprężystą
masę,aczkolwiekniezbytangażującwtęczynnośćzęby.Niezdolnyskupićsięnaniczympozachęciązaspokojeniagłodu,popełniłbłądispróbowałprzełknąćwszystkonaraz.Sporykawałeksurowegomięsautknąłwobolałymgardleniczymkamień.Bólniemalpozbawiłgoprzytomności.Rozkaszlałsięiprzezchwilęmyślał,żesięzadławi.Wkońcuudałomusięprzełknąć.
Wyciągnąłztejlekcjiwnioski.Resztędniaspędziłnacięciumięsabrzytwąnadrobnekawałkiiubijaniugonamiazgęzapomocądwóchkamieni,takabyrozmiękczyćwłóknistąstrukturę.Każdykęspopijałdużąilościąźródlanejwody.Byłtobardzomozolnysposóbpożywianiasię;wchwiligdydotarłdokońcaogona,Glassnadalczułsięgłodny.Fakttenwzbudziłwnimniepokój,wątpiłbowiem,bykolejnyposiłekprzyszedłmuzrównąłatwością.
Wgasnącymświetledniaprzyjrzałsięuważniegrzechotkomnakoniuszkuogonawęża.Byłoichdziesięć,wkażdymkolejnymrokużyciawyrastałakolejna.Glassnigdyniewidziałwężazdziesięciomagrzechotkami.„Dziesięćlattodługiczas”.Rozmyślałowężu,któryprzetrwałcałądekadędziękiswejsileibrutalności.Apotemjedenbłąd,chwilaspędzonawmiejscu,gdziejestsięnarażonymnacios,śmierćizjedzenie,zanim
jeszczekrewnadobreprzestaniekrążyć.Odciąłgrzechotkiiprzebierałponichpalcamijakporóżańcu.Pochwiliwrzuciłjedotorbymyśliwskiej.Stanąsiępamiątką,ostrzeżeniem,gdybędzienaniepatrzył.
Zrobiłosięciemno.Glassotuliłsiękocem,zwinąłwkłębekizasnął.
Zniespokojnegosnuobudziłsięgłodnyispragniony.Bolałagokażdarana.„TrzystapięćdziesiątmildoFortKiowa”.Wiedział,żewtejsytuacjiniemożepozwalaćsobienategorodzajumyśli.„Jednamilanaraz”.PierwszymjegocelembędzierzekaGrand.Gdyoddziałoddaliłsięodrzekiidotarłdostrumieniaiźródełka,Glasspozostawałnieprzytomny,alenapodstawierozmówBridgeraiFitzgeraldazakładał,żemusionaznajdowaćsięniedaleko.
Zdjąłzramionwełnianykochudsoński.Brzytwąodciąłzniegotrzydługiepasy.Pierwszymowinąłsobielewe,zdrowekolano.Musimiećjakiśochraniacz,skoroprzyjdziemusięczołgać.Dwapozostałepasyowinąłsobiewokółdłoni,takżewystawałytylkopalce.Resztękocazrolował,aobajegokońcezwiązałdługimpaskiemodtorbymyśliwskiej.Upewniłsię,żejestdobrzezamknięta,poczymumieściłjąsobienaplecachwrazzkocem.Pasekprzytroczyłdo
ramion,pozostawiającobieręcewolne.Długopiłwodęzestrumienia,apotemzaczął
sięczołgać.Właściwieniebyłotoczołganie,leczwleczeniesiępoziemi.Prawymramieniemstarałsięutrzymywaćrównowagę,aleniemógłsięnimpodeprzeć.Prawąnogępoprostuciągnąłzasobą,tylkotylemógłzrobić.Udawałomusięrozluźniaćmięśniedziękizginaniuirozprostowywaniunogi,jednaksamakończynapozostawałasztywnajakkij.
Zczasemwypracowałoptymalnydlasiebierytm.Prawarękasłużyłamuzawysięgnik,przezcociężarciałaspoczywałpolewejstronie;opierałsięnalewymramieniu,podciągającnajpierwlewekolano,anastępniesztywnąprawąnogę.Razzarazem,jardzajardem.Kilkukrotniezatrzymywałsię,żebypoprawićpołożeniekocaitorby.Przytakichszarpanychruchachpasynieustanniesięluzowały.Wkońcuzdołałwypracowaćodpowiedniewęzły,dziękiktórympakunektrzymałsięmocno.
Przezjakiśczaswełnianeochraniaczenakolanieidłoniachspisywałysiędobrze,choćczęstotrzebajebyłopoprawiać.Glassniewziąłpoduwagęskutkówciągnięciazasobąsztywnejprawejnogi.Butzapewniałochronęstopie,alekostcejużnie.Postujardachstarłsobienaskórek
izatrzymałsię,abyodciąćkawałekkoca,którymiałzabezpieczyćnogęprzedkontaktemzziemią.
PrzeczołganiesięwdółstrumieniadorzekiGrandzajęłomuprawiedwiegodziny.Gdydotarłdorzeki,ręceinogibolaływskutekdziwacznegosposobuporuszaniasię,doktóregonieprzywykły.Popatrzyłnastaretropyoddziałutraperówizastanowiłsię,jakimżtocudemIndianieichniezauważyli.
Wyjaśnienietejzagadki–któregoGlassnigdyniepoznał–znajdowałosiępodrugiejstronierzeki.Gdybyjąprzekroczył,wzaroślachborówekznalazłbyliczneodciskiniedźwiedzichstóp.Równiewyraźnebyłyśladypięciuindiańskichkoni.TejironiiGlassbyzapewneniedocenił:przedIndianamiocaliłgoinnygrizzly,który–takjakFitzgerald–odkryłnadrzekąówzagajnik.Zwierzęposilałosięwczasie,gdywgóręrzekijechałopięciuwojownikówzplemieniaArikara.Tozapachniedźwiedziatakbardzospłoszyłsrokacza.Zaniepokojonywidokiemiwoniąpięciujeźdźców,grizzlywycofałsięwzarośla.Myśliwipognalizanim,niezauważająctropównaprzeciwległymbrzegurzeki.
GdyGlasswyłoniłsięzsosnowegozagajnika,którydotądzapewniałmuschronienie,ujrzałrozległy,jednostajnykrajobraz.Widnokrąg
składałsięzfalującychwzgórzizagajnikówtopól.Gęstezaroślawiklinynadrzekąutrudniałypełzanienaprzód,aprzytymprzepuszczałypromienieupalnego,porannegosłońca.Czułstrużkipotuspływającepoplecachipiersi,atakżenieprzyjemnepieczenie,gdysólwsączałamusiędoran.Porazostatninapiłsięchłodnejwodyzestrumienia.Międzyjednymłykiemadrugimrzucałniespokojnespojrzeniawgóręrzeki,jeszczerazrozważając,czyniepuścićsięodrazuwpogoń.„Jeszczenie”.
Drażniącakoniecznośćodłożeniatejsprawynapóźniejdziałałaniczymzimnawodanagorąceżelazojegodeterminacji–hartowałająiutrwalała.Przyrzekłsobie,żeocaliżyciechoćbypoto,bydokonaćzemstynaludziach,którzygozdradzili.
Tegodniaczołgałsięjeszczeprzeztrzygodziny.Przypuszczał,żepokonałwtensposóbdwiemile.BrzegirzekiGrandzmieniałysię,piaszczystełachyprzechodziływpołacietrawyiskały.GdybyGlassmógłustaćnanogach,złatwościąprzechodziłbywbródprzezpłyciznynadrugibrzeg,żebyułatwićsobiewędrówkętam,gdzieterenbyłnajłagodniejszy.
Jednakprzekroczenierzekiniewchodziłowgrę;pełzanieskazywałoGlassanadrogęwzdłuż
prawegobrzegu.Szczególnątrudnośćnastręczałymukamienie.Gdysięwreszciezatrzymał,wełnianeochraniaczebyływstrzępach.Wełnaniedopuściławprawdziedopowstaniaotarćskórnych,leczsiniakomjużniezapobiegła.Dłonieikolanomiałczarnoniebieskie,wrażliwenakażdedotknięcie.Mięśnielewejrękidopadłyskurcze,ponownieczułdrżączkęisłabośćspowodowaneniedożywieniem.Takjaksięspodziewał,nienatknąłsięnażadneźródłopokarmumięsnego.Musiałsięwięczadowolićroślinami,przynajmniejnarazie.
PodczaspobytuuPaunisówGlasspoznałbardzowieleróżnychroślinporastającychprerię.Wmiejscach,wktórychterensięobniżał,tworzącbagnisterozlewiska,gęstorosłypałkiwodne.Ichpierzastebrunatneczubkichwiałysięnasmukłychzielonychłodygach,sięgającychnaponadtrzystopy.Prętemwykopałjednązłodygwrazzkorzeniami,obrałjązwarstwyzewnętrznejipożarłdelikatnekiełki.Opróczpałekporastającychbagniskaniebrakowałotamteżmilionówmoskitów.Unosiłysięnieprzerwanienadkażdymcalemodsłoniętejskórynagłowie,karkuiramionachGlassa.Przezjakiśczas,kopiącwgłodnymzapamiętaniu,niezwracałnanieuwagi.Wkońcuzaspokoiłnajgorszygłód,albo
przynajmniejstłumiłgonatyle,byzacząćsiębardziejprzejmowaćukąszeniamiowadów.Przeczołgałsiękolejnestojardówwdółrzeki.Otejporzeniebyłoucieczkiprzedmoskitami,alegdyoddaliłsięodstojącejbagnistejwody,ichliczbaznaczącospadła.
TrzydnipełzłznurtemrzekiGrand.Pałekwodnychwciążniebrakowało,Glassznalazłtakżeobfitośćinnychroślin,októrychwiedział,żesąjadalne–spożywałcebulę,mniszeklekarski,anawetliściewierzby.Dwarazy,natknąwszysięnajagody,zatrzymywałsięnaucztę;gdyjadł,palcespływałymufioletowymsokiem.
Nieznalazłjednaktego,czegoorganizmdomagałsięnajbardziej.Odatakugrizzlymijałjużdwunastydzień.Zanimpozostawionogowłasnemulosowi,Glassmiałdwarazymożnośćspożyćkilkałykówrosołu.Pozatymjedynąjegokonkretnąstrawąbyłgrzechotnik.Jagodyipędywystarcząnakilkadni,ależebywyzdrowieć,żebywstaćnanogi,Glasspotrzebowałpokarmubogategowskładnikiodżywcze,czylimięsa.Wężanależałozłożyćnakarbszczęśliwegotrafu,któryzapewnejużsięniepowtórzy.
Wciążjednakuważał,żepozostawaniewjednymmiejscuoznaczałobyśmierć.Następnegorankaznówzacząłpełznąć.Jeśli
szczęścieniezechcemudopisać,zrobiwszystko,abyporadzićsobiebezniego.
Rozdział9
8września1823roku
Padlinębizonapoczułwcześniej,niżjązobaczył.Atakżeusłyszał.Właściwieusłyszałbzyczeniegromadymuch,którewirowałynadwielkąmasąskóryikości.Ścięgnapodtrzymywałyszkieletwstanieniemalnienaruszonym,choćpadlinożercycałkowiciewyczyściligozmięsa.Odawnejpotędzezwierzęciaświadczyłytylkostercząceczarnerogiorazmasywny,kudłatyłeb.Takżeonpadłofiarąptaków,którewydziobałybizonowioczy.
Patrzącnazwierzę,Glassnieczułodrazy,leczrozczarowanie,iżktośinnypozbawiłgopotencjalnegoźródłacennegopożywienia.
Wokolicypełnobyłorozmaitychtropów.Glassprzypuszczał,żepadlinależytuodczterechlubpięciudni.Gapiłsięwtenstoskości.Przezchwilęwyobraziłsobieswójwłasnyszkielet–rozrzuconybezładniepotejponurejkrainie,gdzieśwzapomnianymzakątkuprerii,pozbawionymięśnipożartychprzezdzikiezwierzęta,ścierwo,naktórymżerująsrokiikojoty.PrzyszedłmunamyślcytatzPismaŚwiętego:„Prochemjesteś,wprochsięobrócisz”.Czytakwłaśniesięstanie?
Leczjegomyśliszybkozwróciłysiękupraktyczniejszymkwestiom.Widziałkiedyś,jakgłodującyIndianiegotowaliskórybizonów,otrzymująckleistą,leczjadalnąmasę.Chętniepodjąłbysiętegozadania,niedysponowałjednakżadnymnaczyniemnawrzątek.Wpadłnainnypomysł.Nieopodalpadlinyleżałkamieńwielkościludzkiejgłowy.Podniósłgolewąrękąirzuciłniezdarnienamniejszeżebra.Jednazkościpękłaztrzaskiem,Glasssięgnąłpoodłamek.Szpik,którychciałwtensposóbpozyskać,wysechł.„Potrzebnamigrubszakość”.
Bizonmiałurwanąprzedniąnogę,któraspoczywałaosobno,ogryzionadokościażpokopyto.Ułożyłjąnapłaskimkamieniuizacząłwniąwalićinnym.Wkońcupojawiłasięszczelinaikośćpękła.
Niepomyliłsię–wgrubszejkościwciążznajdowałsięzielonkawyszpik.Samzapachpowinienbyłmupodpowiedzieć,żenienależybraćgodoust,aległódpozbawiłGlassarozsądku.Niezwracałuwaginagorzkismakszpiku,wysysałmiąższzkości,apotemjeszczewygrzebywałgokawałkiemułamanegożebra.„Lepiejzaryzykować,niżumrzećzgłodu”.Szpikprzynajmniejłatwosiępołyka.Pochłoniętyszaleństwemspożywaniapokarmu,samąmechanikąjedzenia,spędziłniemalgodzinęnatłuczeniukościiwyskrobywaniuichzawartości.
Apotempojawiłsiępierwszyskurcz.Gdzieśwgłębitrzewipoczułjakbypróżnię.Nagleniezdolnydoporadzeniasobiezciężaremwłasnegociała,przewróciłsięnabok.Ciśnieniepanującewjegogłowiebyłotakpotężne,żeGlassświadombyłkażdegoszwukostnego.Zacząłsięobficiepocić.Niczympromieńsłońcaprzechodzącyprzezsoczewkę,palącybólbrzuchaszybkoskoncentrowałsięwjednymmiejscu.Mdłościwzbierałymuwżołądkunieuniknioną,potężnąfalą.Zwymiotował;upokarzającekonwulsjewstrząsałyjegociałem,aposzarpanegardłozalewałpotwornyból,gdyGlasswypluwałzeńżółć.
Leżałtakdwiegodziny.Żołądekpozbyłsięswej
zawartościbardzoszybko,aledrgawkinieustały.Międzyatakamitorsjispoczywałwcałkowitymbezruchu,jakbychciałsięwtensposóbschowaćprzedchorobąibólem.
Gdypierwszafaladolegliwościminęła,odczołgałsięodpadliny,zcałychsiłpragnącuciecodjejmdłego,słodkawegozapachu.Ruchnanowowzbudziłzarównobólgłowy,jakinudności.Wpełzłwgęstezaroślawikliny,znajdującesięokołotrzydziestujardówodmartwegobizona,przeturlałsięnabokizapadłwstanprzypominającybardziejutratęprzytomnościniżsen.
Przezcałąkolejnądobęjegoorganizmpozbywałsięzjełczałegoszpiku.Ból,koncentrującysięwokolicachranzadanychmuprzezniedźwiedziagrizzly,łączyłsięterazzprzeszywającą,ogarniającącałeciałosłabością.Glasswyobraziłsobieswojesiływitalnewpostacipiaskuwklepsydrze.Czuł,jakżyciewypływazniegozkażdąmijającąchwilą.Takjakwklepsydrze–myślał–nadejdziemoment,gdyprzezszczelinęprzeleciostatnieziarenkopiasku,agórnakomorastaniesięcałkowiciepusta.Niemógłuwolnićsięodwidokubizoniegoszkieletu,tejpotężnejbestiiodartejzmięsa,gnijącejnaprerii.
Następnegodniaranoobudziłsięgłodny,
zachłanniegłodny.Uznałtozaznak,żejegoorganizmpozbyłsiętrucizny.Podjąłpróbękontynuowaniaswejmozolnejwędrówkiwdółrzeki,mająccichąnadzieję,żenatkniesięnajakieśinneźródłopożywienia,aleprzedewszystkimdlatego,żeniechciałdłużejzwlekać.Szacował,żewciągudwóchpoprzednichdniprzebyłniewięcejniżćwierćmili.Zdawałsobiesprawę,żechorobakosztowałagowięcejniżtylkoutraconyczasikrótkidystans.Pozbawiłagosił,opróżniładokońcaówmaleńkirezerwuarwitalności,którymujeszczepozostał.
Wiedział,żejeśliwciągukilkunajbliższychdniniezjemięsa,zginie.WskutekdoświadczeniazpadlinąbizonaGlasspodjąłdecyzję,żeodtądbędziesiętrzymałzdalaodkażdegozwierzęcia,któreniezostałoświeżozabite,niezależnieodtargającejnimdesperacji.Jegopierwsząmyśląbyłprojektzrobieniawłócznialbozabiciejakiegośkrólikakamieniem.Alebólwprawymbarkuuniemożliwiałpodniesienieręki,niemówiącjużowyprowadzeniusilnegouderzenia,któremiałobyzabić.Lewejręcebrakowałozaśdokładności,bywcokolwiektrafić.
Polowaniewięcodpadało.Pozostawałysidła.Gdybydysponowałnożemisznurkiem,potrafiłbysporządzićróżnegorodzajuwnykinadrobną
zwierzynę.Aleponieważrzeczytychniemiał,zdecydowałsięnapułapkęzciężarkiem.Jesttonieskomplikowaneurządzenie–dużykamieńwspartychwiejnienajakimśkiju,ustawionytak,byspadłnaniczegonieświadomąofiarę,którazwolnizapadkę.
PrzezwiklinęporastającąbrzegiGrandprzebiegałyzygzakizwierzęcychtropów.Widaćjebyłotakżenawilgotnympiaskuprzybrzegu.WwysokiejtrawieGlasszauważyłwgnieceniapozostałepośpiącychtamsarnachijeleniach.ZłapaniejelenianapułapkęzciężarkiemuznałGlasszamałoprawdopodobne.Choćbydlatego,żeniebyłbyzdolnyunieśćtakdużegokamieniaaninagiąćodpowiedniegodrzewa.Postanowiłobraćsobiezacelkróliki,któreczęstowidywałnadrzeką.
Szukałśladówtychzwierzątwpobliżuichulubionychgęstychzarośli.Natrafiłnatopolę,niedawnościętąprzezbobry;jejliściastegałęzietworzyłycoś,comożnabyłopotraktowaćjakosystemzapórikryjówek.Tropyprowadziłydoiztegomiejsca,wzdłużichliniiwidaćbyłoliczneodchodywielkościziarengrochu.
NadrzekąGlassznalazłtrzyodpowiedniekamienie:natylepłaskie,byswąszerokąpowierzchniąmogłyspaśćnaofiarępo
uruchomieniuwnykóworaznatyleciężkie,abyjązabić.Miałyrozmiarybeczułkizprochem,każdyznichważyłprawietrzydzieścifuntów.Zeswąniesprawnąrękąinogąpotrzebowałniemalgodziny,żebyjeprzetoczyć,jedenpodrugim,odrzekidodrzewa.
Następniewyszukałtrzykije,niezbędnedozbudowaniapułapki.Powalonatopoladostarczałacałągamęmożliwości.Wybrałtrzygałęzieośrednicycala,poczymodłamałjenadługościrównejramieniu.Wszystkietrzynadłamałnastępniewpołowie.Przypierwszymramięiplecyprzeszyłporażającyból,dlategodwapozostałeoparłodrzewoizłamałzapomocąjednegozprzytarganychkamieni.
Uzyskałwtensposóbpojednymnadłamanymkijudlakażdejpułapki.Złożonyponownie,kijmiałwytrzymywać–wsposóbbardzochwiejny–ciężarwspartegonanimkamienia.Wmiejscach,wktórychkijbyłnadłamany,Glasswbijał,niczymklin,patykzwalniającycałymechanizm.Pojegopociągnięciulubuderzeniuweń,głównykijpowinienzłożyćsięnadwoje,niczymkolanowstawie,uwalniającjednocześnieśmiercionośnykamień,któryspadnienaniczegonieświadomąofiarę.
Abypozyskaćpatyczkizwalniacza,Glass
wybrałtrzysmukłegałązkiwiklinyiodciąłjenadługościokołosiedemnastucali.Wcześniejnadrzekązauważyłliściemniszkalekarskiegoinarwałichjakoprzynętę;nakażdypatykzwalniaczanabiłwieledelikatnychlistków.
Wąskaścieżynkaztropamiiodchodamizwierzęcymiprowadziłakunajwiększejgęstwiniewupadłymdrzewie.TowłaśniemiejscewybrałGlassnazainstalowaniepierwszejpułapkiizacząłjąkonstruować.
Trudnośćpolegałanaznalezieniurównowagimiędzystabilnościąaczułościąmechanizmu.Stabilnośćoznaczała,żepułapkaniezawalisięsamapodciężaremkamienia,jednakprzesadnastabilnośćwcaleniebyłapożądana;natomiastczułośćmechanizmusprawiała,żeofiaramogłałatwopułapkęuruchomić,alenadmiernagroziłabysamowyzwoleniem.Znalezienierównowagimiędzytymiczynnikamiwymagałosiłyikoordynacji,aranyGlassaodarłygozjednegoidrugiego.Jegopraweramięniepotrafiłoutrzymaćciężkiegokamienia,wetknąłgowięcniezdarniepodprawąnogę.Jednocześnielewąrękąstarałsięutrzymaćobafragmentygłównegokijawspierającegoiwetknąćmiędzyniepatykzwalniającymechanizmpułapki.Niestety,całośćciąglewysuwałamusięzręki.Dwukrotnie
wydałomusię,żeustawiłpułapkęzbytsztywnoisamspowodowałjejuruchomienie.
Poniecałejgodzinieudałomusięwreszcieuzyskaćodpowiednipunktrównowagi.Znalazłteżdwaobiecującemiejscanaścieżceprowadzącejdozwalonejtopoliiustawiłtampozostałepułapki,poczymwycofałsięwkierunkurzeki.
GlassulokowałsięwosłoniętymmiejscunadzerodowanymbrzegiemGrand.Gdyniemógłjużdłużejznieśćukłućgłodu,jadłgorzkiekorzeniemniszkalekarskiego,któregonazrywałdopułapek.Napiłsięwodyzrzeki,abyspłukaćówsmakzust,iułożyłdosnu.Królikisąaktywniejszenocą.Ranosprawdzipułapki.
OstrybólgardłaobudziłGlassajeszczeprzedświtem.Brzasknowegodniasączyłsięniczymkrewodwschodniejczęściwidnokręgu.Glasszmieniłułożenieciała,nadarmopróbującwtensposóbuwolnićsięodbólubarku.Pochwilipoczuł,żepowietrzewczesnegoporankajestbardzochłodne.Skuliłramionaiowinąłsięmocnopostrzępionymkocemażposzyję.Leżałtak,cierpiącniewygodę,przezgodzinę,iczekałnaświatłodnia,którepozwolimusprawdzićpułapki.
Gdyczołgałsiękupowalonejtopoli,wustachwciążczułgorycz.Gdzieśwgłębiświadomościprzypomniałmusięgnilnysmródwydawany
przezskunksa.Jednakwrażeniatenatychmiastzniknęły,jaktylkozacząłsobiewyobrażaćkrólikapiekącegosięnarożnienadtrzaskającymogniem.Świeżemięso;prawieczułjegozapach,delektowałsięsmakiem.
ZodległościokołopięćdziesięciujardówGlasszobaczyłwszystkietrzypułapki.Jednabyłanietknięta,aledwiezostałyuruchomione–kamienieleżałynaziemi,kijepodtrzymującepuściły.Glassczuł,jaksercewalimuwgardle;zacząłsięczołgaćnajszybciej,jakpotrafił.
Trzyjardyodpierwszejpułapki,przywąskiejścieżce,zauważyłmnóstwonowychzwierzęcychtropów,agdzieniegdzietakżekupkiświeżychodchodów.Wstrzymałoddechizajrzałzakamień–nicniewystawało.Podniósłgłaz,wciążmającnadzieję.Pułapkabyłapusta.Sercezalałomuuczuciezawodu.„Amożeustawiłemjązbytdelikatnie?Możezapadłasięsama?”Pospieszniepodczołgałsiękukolejnemukamieniowi.Odprzodunicspodniegoniewystawało.Wyciągnąłsięnacałądługość,żebyzajrzećnadrugąstronępułapki.
Dostrzegłcośczarno-białegoiusłyszałsyczenie,nagranicypercepcji.Zanimjegoumysłzdołałpojąć,cosiędzieje,poczułból.Wpułapcetkwiłskunks,zunieruchomionąprzedniąnogą,ale
niepozbawionyzdolnościpryskaniaswąsmrodliwącieczą.Glassowiwydawałosię,żegorącyolejwypalamuoczy.Sturlałsięwtyłwpróżnymtrudzieucieczkiprzedodorem.Kompletnieoślepiony,nitopełzł,nitoczyłsiękurzece.
Wpadłdogłębokiejwodyprzysamymbrzegu,rozpaczliwiestarającsięzmyćpiekącąciecz.Ztwarzązanurzonąwwodziespróbowałotworzyćoczy,alepieczeniebyłozbytsilne.Zanimodzyskałwzrok,minęłodwadzieściaminut;widziałcośjedyniewtedy,gdymimobóluudałomusięzmrużyćzaczerwienioneoczyispojrzećprzezwąskieszparki.Wkońcuwygramoliłsięnabrzeg.Przyprawiającyomdłoścismródskunksaprzylgnąłdojegoskóryiubranianiczymmrózdoszyby.Widziałkiedyśpsa,którytarzałsięwpyleulicyprzeztydzień,żebypozbyćsiętegozapachu.Zdawałsobiesprawę,żesmródbędziemutowarzyszyćwieledni.
Gdypieczenieoczutrochęustąpiło,Glassdokonałszybkiegoprzeglądustanuswoichran.Dotknąłszyi,apotemspojrzałnapalce.Niezobaczyłkrwi,choćbólkrtanipodczasprzełykaniaigłębokichoddechównieustępował.Uświadomiłsobie,żeodkilkudniniewypowiedziałanisłowa.Tytułempróbyotworzyłustaiwciągnąłpowietrze
donagłośni.Czynnośćtaposkutkowałajedynieostrymbólemiżałosnym,zgrzytliwymzawodzeniem.Zastanawiałsię,czyjeszczekiedyśbędziemógłnormalniemówić.
Wykręciwszyszyję,zobaczyłrównoległenacięcia,którebiegłyodgardładobarku.MaśćBridgeraciągletambyła.Całeramiębardzobolało,leczsamenacięciawydawałysięgoić.Takżeranykłutenabiodrzedobrzesięprezentowały,choćnoganadalniebyłazdolnautrzymaćciężaruciała.Dotykającskórygłowy,doszedłdowniosku,żemusiwyglądaćokropnie,alejużniekrwawiłainiebolała.
OpróczgardłanajbardziejmartwiłyGlassaplecy.Niebyłwstaniedotknąćran,aponieważichteżniewidział,umysłpodsuwałmuichstraszliweobrazy.Doznawałpłynącychstamtąddziwnychwrażeń,którewiązałznieustannympękaniemkolejnychstrupów.Wiedział,żekapitanHenryzałożyłszwy,boczasamiczułnaplecachdrapanieluźnychkońcóweknici.
Alenajbardziejdokuczałmuzjadliwy,pustoszącygłód.
Leżałnapiaszczystymbrzegurzeki,wyczerpanyicałkowiciezniechęconyostatnimobrotemspraw.Nasmukłejzielonejłodydzechwiałasiękępkażółtychkwiatków.Roślina
wyglądałajakdzikacebula,aleGlassznałjejprawdziwąnazwę–ciemiężyca.„CzytodziełoOpatrzności?Znalazłasiętuspecjalniedlamnie?”Glasszastanawiałsięnaddziałaniemjejtrucizny.Czyspokojnieodpłyniewnieskończonysen?Czymożejegociałoopanująskurczeagonii?Czytoażtakbardzomożesięróżnićodjegoobecnegostanu?Przynajmniejuzyskapewność,żezbliżasiękoniec.
Kiedytakleżałnadbrzegiemrzeki,przybrzaskuporankazwiklinypodrugiejstroniewyłoniłasięłania.Rozejrzałasięostrożniewlewoiwprawo,zanimuczyniłakolejnykrokdoprzodu,zwahaniem,żebynapićsięwodyzrzeki.ZnajdowałasięniecałetrzydzieścijardówodGlassa,łatwyceldlakogoś,ktomastrzelbęAnstadta.
Porazpierwszytegodniapomyślałoludziach,którzyzostawiligonapastwęlosu.Gdypatrzyłnałanię,jegogniewnarastał.„Zostawili”tozbytłagodneokreśleniedlategorodzajuzdrady.Pozostawieniekogośtocośbiernego–ucieczkazjakiegośmiejsca,porzucenie.Gdybyci,którzymielisięnimzajmować,poprostugozostawili,celowałbywtejchwilizeswojejbroni,mającnamuszcepijącąłanię.Nożemsprawiałbyupolowanązwierzynę,uderzałkrzesiwem
odraskę,żebyrozpalićogniskoiugotowaćmięso.Spojrzałposobie,narannegomężczyznęmokregoodstópdogłów,cuchnącegoskunksem,czującegowustachgoryczkorzonków.
FitzgeraldiBridgeruczynilicośgorszegoniżpozostawieniegonapastwęlosu,cośznaczniegorszego.ToniebylizwykliprzechodnienadrodzedoJerycha,którzyodwracaliwzrokiumykalinadrugąstronę.Glassniewymagałodnikogo,żebybyłdlaniegojakdobrySamarytanin,aleoczekiwał,żeci,którzymieligodoglądać,przynajmniejniewyrządząmukrzywdy.
FitzgeraldiBridgerdziałaliświadomieicelowo,ogołacającgoztychkilkurzeczy,któremogłybyposłużyćmudoratowaniażycia.PozbawiającGlassawszelkichszans,zabiligo.Zamordowali,wsposóbrówniepewnyjakpchnięcienożemwserceczykulawłeb.Zamordowaligo,tyleżeonjeszczenieumarł.Inieumrze,obiecałsobie,ponieważmusiżyć,abytamtychzabić.
HughGlassdźwignąłsięikontynuowałswojąpełzającąwędrówkęwzdłużbrzegówrzekiGrand.
Glassprzyglądałsięuważniekrajobrazowi,którysięprzednimotwierał.Pięćdziesiątjardówstądbagiennarówninaopadałaztrzechstrondoszerokiego,suchegoparowu.Zaroślapreriowejbylicyitrawazapewniałyniewielkąosłonę.
Okolicaprzypominałamułagodne,pofalowanewzgórzanadrzekąArkansas.Przyszłamunamyślpułapka,którązastawiałydzieciPaunisów.Dlanichtobyłazabawa,dlaGlassategorodzajuumiejętnośćbyłaterazsprawążycialubśmierci.
Podczołgałsięwolnokuzapadlinie,zatrzymującsięwmiejscu,któreuznałzajejśrodek.Znalazłkamieńoostrychkrawędziachizacząłkopaćwubitej,piaszczystejziemi.
Wykopałdołekośrednicyczterechcaliiniecomniejszejgłębokości.Następnieposzerzyłotwór,takżeuzyskałonkształtbutelkiodwina,zszyjkąugóry.Rozrzuciłziemięwokółdziury,byzatrzećśladyniedawnegokopania.Ciężkooddychajączwysiłku,chwilęodpoczywał.
Potemwyruszyłnaposzukiwaniedużego,płaskiegokamienia.Znalazłgowodległościczterdziestustópodotworu.Atakżetrzyinnemniejszekamienie,którerozmieściłwrównychodstępachwokółdziury.Płaskikamieńułożyłnawierzchu,jakbydachemzamykającwylot–znajdującasiępodnimpustaprzestrzeńmiałastwarzaćiluzjękryjówki.
Ziemiędookołapułapkiprzykryłgałązkamidlakamuflażu,poczympowoliodczołgałsięoddziury.Wkilkumiejscachzauważyłmaleńkie,wskazującenaobecnośćzwierzątodchody–dobry
znak.Pięćdziesiątjardówodotworuzatrzymałsię.Kolanoidłoniemiałotartewskutekczołgania.Bolałogoudo,znowudoznawałokropnegouczucia,żecośmupęka;strupynaplecachzaczęłykrwawić.Brakruchuzapewniałchwilowewytchnienie,alejednocześnieuświadamiałmu,jakpotworniejestzmęczony.Gdzieśzgłębiciałaemanowałstłumionyból,rozlewającsięnacałyorganizm.Glasswalczyłzchęciązamknięciaoczuipokusąosunięciasięwsen.Wiedział,żenieodzyskasił,dopókiczegośniezje.
Zmusiłsiędoczołgania.Zwracającbacznąuwagęnazachowanieodległości,zatoczyłwielkiekołowokółdołka,którywykopał.Zajęłomutopółgodziny.Ciałodomagałosięodpoczynku,wiedziałjednak,żezatrzymaniesięwtymmomencieznaczniezmniejszyefektywnośćprzygotowanejpułapki.Pełzłwięcdalej,zataczającspiralęwkierunkudołka,zacieśniająckręgi.Gdynatrafiałnajakieśzarośla,przetrząsałje.Wszystkieżywestworzeniawewnątrzokręgumiałybyćzapędzonedonory.
PogodzinieGlassdotarłdopułapki.Zdjąłpłaskikamieńzamykającyjejwylotinasłuchiwał.Widziałkiedyś,jakchłopieczplemieniaPaunisówsięgnąłrękądootworuinatychmiastjąstamtądwyrwał,krzycząc,zgrzechotnikiemuczepionym
dodłoni.Błądtegochłopcazrobiłwtedynawszystkichwielkiewrażenie.Glassrozejrzałsięwposzukiwaniugałęzi.Znalazłodpowiedniodługą,zpłaskimzakończeniem,ikilkarazywalnąłniąwpułapkę.
Upewniwszysię,żeniemawniejnicżywego,zanurzyłwdziurzerękę.Jednąpodrugiejwyciągnąłczterymartwemyszyidwasusły.Tegorodzajumetodapolowanianieprzynosiłaprzesadnejchwały,aleGlassbyłuszczęśliwionyjejskutecznością.
Ponieważbagnistezagłębienieterenuzapewniałopewnąosłonę,Glasszdecydowałsięzaryzykowaćrozpalenieogniska,przeklinającjednocześniebrakkrzesiwaidraski.Wiedział,żeiskręmożnaotrzymaćprzezpocieranieosiebiedwóchdrewienek,alenigdydotądtegonierobił.Przypuszczał,żesposóbtenjestbardzożmudny,jeśliwogóleskuteczny.
Musiałterazwykonaćniewielkiłukiumieścićnanimwrzeciono–prymitywnąmaszynędorozpalaniaognia.Miałaskładaćsięztrzechczęści:płaskiegokawałkadrewnazotworem,wktórymumieszczałosięgrubynatrzyczwartecalaidługinaosiemcalipatykzwrzecionemorazłuk–cośwrodzajusmyczka–doobracaniaowymwrzecionem.
Przemierzyłparówwposzukiwaniutychelementów.Płaskikawałekdrewnanietrudnobyłoznaleźć,podobniejakdwakijkinawrzecionoiłuk.„Potrzebnymisznurekdosmyczka”.Niemiałgo.„Pasekodtorby”.Wyjąłbrzytwęinaciąłpasek,poczymzwiązałkońcepatyka.Następnierównieżbrzytwąwyciąłwdrewnieotwór,starającsię,bybyłniecowiększyniżgrubośćkijka.
Mającjużsmyczekiwrzeciono,postarałsięorozpałkęipaliwo.Wyjąłztorbymyśliwskiejszmatkidoczyszczeniabroniipodarłjetak,byuzyskaćpostrzępionebrzegi.Miałteżtrochęwełnyzpałkiwodnej.Ztegowszystkiegoułożyłluźnystosik,umieszczającgowpłytkimzagłębieniuwziemi,poczymnawierzchnasypałtrochęsuchejtrawy.Oprócznielicznychkawałkówdrewna,jakieznalazłwokolicy,miałteżnawózbizona,wyschłynawiórpowielutygodniachleżenianasłońcu.
Przygotowanywtensposóbdorozpaleniaogniska,Glasswziąłdorękismyczekiwrzeciono.Dootworuwpłaskimdrewienkunasypałrozpałki,umieściłwnimpatykiowinąłwokółniegocięciwę.Trzymałkijekwprawejdłoni,naktórejnadalznajdowałsięwełnianyowijaczochronny.Lewęrękąpociągałzasmyczek.Ruchwprzódiwtyłpowodowałwirowaniewrzeciona,acoza
tymidzie–wywołanetarciemciepło.Felertejprymitywnejmaszynywyszedłnajaw
niemalnatychmiast.Jedenkonieckijkaocierałsięootwórwpłaskimdrewienku–tammiałpowstaćpłomień.Tymczasemjegodrugikoniecwwiercałsięwmięśniedłoni.Glassprzypomniałsobie,żePaunisiużywaliniewielkiegokawałkadrewna,którymprzytrzymywaligórnykonieckijka.Ponowniewybrałsięnaposzukiwanieodpowiedniegonarzędzia.Znalazłjeibrzytwąwyciąłwdrewienkuotwór,wktórymógłbywetknąćkoniecpatyka.
Lewąrękęmiałdośćniezdarną,aznalezieniewłaściwegorytmuporuszaniasmyczkiem,takbyniewypadałzdłoni,wymagałokilkuprób.Wkrótcejednakwrzecionowirowałoszybkoirówno.Pokilkuminutachnadotworemzacząłunosićsiędym.Naglepodpałkazajęłasięogniem.Glasschwyciłwełnęzpałkiwodnejichroniącjąprzedwiatrem,przytknąłdopłomieni.Gdyrozgorzała,przeniósłogieńnarozpałkęwniewielkimzagłębieniuwziemi.Czuł,jakwiatrsmagamuplecy;przezchwilęogarnęłagopanika,żepłomieńzgaśnie.Leczrozpałkazajęłasięszybko,podobniejaksuchatrawa.Pokilkuminutachdoniewielkiegopłomieniawrzuciłbizoniełajno.
Gdyzdjąłzgryzoniskóręiwypatroszyłje,stwierdził,żemięsajestbardzomało.Mimowszystkobyłtoświeżypokarm.Metodazastawianiapułapkibyławprawdzieczasochłonna,alejejprostotaprzynosiłaprzynajmniejwymiernekorzyści.
GdyGlassskubałostatniemaleńkieżeberkaupolowanegogryzonia,wciążbyłpotworniegłodny.Postanowił,żenastępnegodniawcześniejprzerwiewędrówkę.Możewykopieotworywdwóchróżnychmiejscach.Myślospowolnieniumarszurozdrażniłago.JakdługoudamusięjeszczeunikaćArikarówwtymuczęszczanymprzecieżmiejscu,jakimisąbrzegiGrand?„Nieróbtego.Niepatrzzbytdaleko.Niechtwoimcodziennymcelembędziekolejnyranek”.
Pougotowaniuposiłkunienależałodłużejryzykowaćpaleniaogniska.Zasypałjepiaskiemipołożyłsięspać.
Rozdział10
15września1823roku
Dwabliźniaczewzgórzazamykałydolinę,zmuszającrzekęGranddoprzeciskaniasięwąskimkanałempomiędzynimi.GlasspamiętałtewzgórzazpodróżywgóręrzekizkapitanemHenrym.Wmiaręjakczołgałsięcorazbardziejnawschód,krajobraztraciłnawyrazistości.Bezmiarpreriizdawałsiępożeraćnawetkępytopól.
OddziałtraperówzkapitanemHenrymobozowałwcześniejwpobliżuwzgórz,Glassrównieżmiałzamiarzatrzymaćsięwtymmiejscuwnadziei,żemożeznajdzietamcośprzydatnego.Wkażdymraziepamiętał,żewysokibrzegrzekinieopodalwzniesieństanowibezpieczne
schronienie.Nazachodnimwidnokręgugromadziłysięzłowieszczowielkieczarnechmury.Burzanadejdziezakilkagodzin,azanimuderzy,Glasschciałsiętamzaszyć.
Podążającwzdłużrzeki,dowlókłsiędoobozowiska.Pierścieńsczerniałychkamieniotaczałmiejsce,wktórymniedawnopalonoogień.Przypomniałsobie,żetraperzyobozowalibezogniaizacząłsięzastanawiać,ktowtakimrazieszedłichtropem.Zatrzymałsię,zdjąłzplecówtorbęmyśliwskąikoc,apotempociągnąłsporyłykwodyzrzeki.Zasobąmiałzerodowanybrzeg,którystanowiłdobrąosłonę,tę,którąpamiętał.Zlustrowałrzekę,wypatrującoznakobecnościIndian,zrozczarowaniemodnotowującubogąflorę.Poczułznajomessaniegłodu;rozmyślał,czyroślinnośćjesttunatylebujna,bydałosięzbudowaćskutecznąpułapkęnamyszy.„Czytowartewysiłku?”Zastanawiałsię,cojestdlaniegoterazważniejsze:bezpieczneschronienieczyszansanaposiłek.Gryzonieutrzymywałygoprzyżyciujużdrugitydzień.MimotoGlasszdawałsobiesprawę,żejegolosjestbardzoniepewny–wprawdziejeszczeniezginął,alewciążpozostawałbardzodalekoodcelu.
Lekkiepodmuchywiatruzwiastowałyzbliżającesięchmuryburzowe;poczułichchłódnaspoconym
karku.Odwróciłsiędorzekiplecamiipodczołgałnawysokibrzeg,żebyprzyjrzećsięburzy.
To,cozobaczyłwdole,zaparłomudechwpiersiach.Wrozległejdolinieponiżejwzgórzapasłysiętysiącebizonów.Naprzestrzeniciągnącejsięprawiemilęrówninawydawałasięwręczczarna.WodległościniewiększejniżpięćdziesiątjardówodGlassastałczujniewielkibyk.Mierzyłwkłębiezsiedemstóp.Zmierzwionagrzywapłowegofutranajegoczarnymcielepodkreślałapotężnyłebibaryzwierzęcia,sprawiając,żerogiwydawałysięjużniemalzbędne.Bykparsknąłiwciągnąłnozdrzamipowietrze,zaniepokojonyostrzejszympowiewemwiatru.Zabykiemjakaśsamicatarzałasięwziemi,wzniecającobłokipyłu.Kilkanaścieinnychkrówicielątpasłosięobojętniewpobliżu.
Glassswegopierwszegobizonaujrzał,gdyprzemierzałrówninyTeksasu.Odtamtejporywidywałichwiele,wmałychalbowielkichstadach,przysetkachokazji.Jednakwidoktychzwierzątzakażdymrazemnapełniałgorespektemistrachemzewzględunaichliczebność,atakżepodziwemdlaprerii,któraumiałajewykarmić.
StojardówodGlassa,wdolerzeki,watahaośmiuwilkówobserwowałategosamegobykaoraz
gromadkę,którejprzewodził.Samiecalfasiedziałnazadzienieopodalkępybylicypreriowej.Całepopołudnieczekałcierpliwienamoment,którywłaśnienadszedł,moment,wktórymmiędzyosobnągrupkąaresztąstadapowstałaodpowiedniaodległość.Odstęp.Zgubnasłabość.Wielkiwilkwstałnaglenawszystkieczteryłapy.
Byłwysoki,alechudy.Jegonogisprawiaływrażenieniezdarnych,węzłowatychidziwnienieproporcjonalnychwstosunkudopokrytegokruczoczarnąsierściąciała.Nadrzekąwesołobawiłosiędwojeszczeniąt.Niektórewilkispałyspokojnieniczympsypodwórkowe.Wszystkiewyglądałybardziejnadomowezwierzakiniżnadrapieżców,aczkolwieknagłyruchwielkiegosamcapoderwałjedożycia.
Śmiertelneniebezpieczeństwo,jakiestanowiławilczawataha,możnabyłouświadomićsobiedopierowtedy,gdydrapieżnikiruszyły.Ichsiłanietkwiławmuskulaturzeczypełnymgracjisposobieporuszaniasię,leczraczejwpełnejdeterminacjiinteligencji,dziękiktórejichdziałaniabyłyceloweiniepowstrzymane.Poszczególneosobnikiłączyłysięwjedenśmiercionośnyoddział,współtworząckolektywnąsiłęwatahy.
Samiecalfarzuciłsięwprzerwęmiędzy
odłączonągrupkąaresztąstada,pokilkujardachosiągającpełnąszybkośćbiegu.Watahauformowałazanimpółkolistyszykzprecyzjąinakierowaniemnacel,którezdumiałyGlassa,takbardzoprzypominałyszykwojskowy.Wilkiwbiłysięwodstęp.Nawetszczeniętazdawałysięrozumiećsenstegoprzedsięwzięcia.Bizonyznajdującesięnaskrajugłównegostadawycofałysię,popychającprzedsobącielaki,poczymodwróciłysię,stającwjednejliniifrontemdowilków.Wrazzprzemieszczeniemsięgłównegostadaodstęppowiększyłsię,abykikilkanaścieinnychbizonówznalazłosięwosamotnieniupozajegoobwodem.
Wielkibykruszyłdoataku,nabijającjednegozwilkównarogiiodrzucającskowyczącezwierzęnaodległośćsiedmiujardów.Wilkiwarczały,szczerzyłykłyinaglezaatakowałyosaczonągrupkęzflanki.Większośćbizonówuciekładogłównegostada,instynktownierozumiejąc,żeichbezpieczeństwokryjesięwliczbieosobników.
Samiecalfalekkoukąsiłjednozcielątwmiękkizadek.Zdezorientowaneoderwałosięodstadaipobiegłokubrzegomrzeki.Wilki,codojednegoświadomeowegośmiertelnegowskutkachbłędumałegobizona,natychmiastpognałyzaofiarą.Cielęryczałoipędziłoprzedsiebiejakszalone.
Przekoziołkowałoprzezskarpęrzeczną,łamiącsobiepodczasupadkunogę.Próbowałoznówpowstać,aleuszkodzonakończynazawisławdziwacznejpozycji,apotemzupełniezałamałasiępodzwierzęciem.Młodeupadłonaziemię,watahajeprzykryła.Kływbiłysięwkażdączęśćciałaofiary.Samiecalfazacisnąłzębynamiękkimgardlebizonairozerwałje.
OdmiejscaśmiercicielakadzieliłoGlassakilkadziesiątjardów.Obserwowałtęscenęzmieszaninąstrachuifascynacji,zadowolony,żejegokryjówkależypozawietrznej.Watahaskupiłacałąuwagęnałupie.Samiecalfaijegotowarzyszkajedlijakopierwsi,okrwawionepyskinurzałysięwmiękkimpodbrzuszu.Następniepozwoliłynajeśćsięszczeniętom,alejużinnymwilkomzwatahy–nie.Gdyktóryśznichpróbowałdostaćsięchyłkiemdoofiary,pochwilizmykałpoturbowanylubpogryzionyprzezwarczącegoczarnegosamca.
Glassgapiłsięnacielębizonainawilki,ajegoumysłpracowałnapełnychobrotach.Cielęurodziłosięnawiosnę.Przeżywszylatoobfitościnapreriiważyłopewniezestopięćdziesiątfuntów.„Stopięćdziesiątfuntówświeżegomięsa”.Podwóchtygodniachpolowanianaofiary,którepołykałosięjednymkęsem,Glassztrudemmógł
wyobrazićsobietakiogrom.Wpierwszejchwilimiałnadzieję,żewatahazostawimutrochęodpadków.Gdyjednakobserwowałtęucztę,stwierdził,żepożywienieznikawzastraszającymtempie.Nasyciwszysię,samiecalfaijegotowarzyszkawkońcuoddalilisięniespiesznieodpadliny,unoszączesobąoderwanątylnąnogębizonadlaswychmłodych.Czterypozostałewilkidopadłydościerwa.
Czującrosnącądesperację,Glassrozważałswojeszanse.Jeżelibędzieczekałzbytdługo,zpewnościąnicdlaniegoniezostanie.Myślałoperspektywiedalszegożywieniasięmyszamiikorzonkami.Nawetjeśliudamusięzdobyćichtyle,bynieumrzećzgłodu,samprocespozyskiwaniategopożywieniatrwapoprostuzadługo.Dotejporynieprzebyłnawettrzydziestumil.Wtymtempiebędziemiećszczęście,jeślidotrzedoFortKiowaprzedzimą.Ioczywiście,każdydzieńpobytunadrzekągrozispotkaniemzIndianami.
Rozpaczliwiepotrzebowałtejsiły,którąmogłobymudaćmięsobizona.ByćmożesamaOpatrznośćzesłałatocielę.„Tomojaszansa”.Jeślichcemiećswójudziałwuczcie,będziemusiałoniegozawalczyć.Itoodrazu.
Zlustrowałokolicęwposzukiwaniujakiejś
broni.Nieznalazłjednaknicpróczkamieni,kawałkówdrewnaspływającegorzekąikępekbylicy.„Pałka?”Przezchwilęzastanawiałsię,czyzdołałbyodpędzićwilki.Uznałtozaniewykonalne.Niejestwstaniezamachnąćsięnatyle,bywyprowadzićznaczniejszycios.Abędąccałyczasnakolanach,traciprzewagęwzrostu.„Bylica”.Przypomniałsobieintensywne,choćkrótkotrwałepłomienie,którymipaliłysięsuchekępybylicy.„Pochodnia?”
Niewidzącprzedsobążadnejinnejmożliwości,zacząłsięgorączkoworozglądaćzaprzedmiotaminiezbędnymidorozpaleniaognia.Wiosennepowodziewyrzuciłynabrzegwielkipieńtopoli,tworzącwtensposóbnaturalnyparawan.Glasswykopałpłytkidołektużobokpnia.
Wyjąłswójmałyłukiwrzeciono,wdzięczny,żemaprzynajmniejowoinstrumentariumsłużącedorozpalaniaognia.Ztorbymyśliwskiejwyciągnąłostatniąszmatkęorazwielkikłąbwełnyzpałkiwodnej.Spojrzałwkierunkurzekinawatahęwilków,wciążrozszarpującychcielę.„Jasnacholera!”
Zacząłszukaćpodpałki.Opróczpnianurtrzekinieprzyniósłtużadnegoinnegodrewna.Znalazłjednakkępęuschłejpreriowejbylicy,urwałpięćdługichgałęziipołożyłjeobokdołka.
Następnieumieściłłukismyczeknamiejscu,ostrożnienakładającrozpałkę.Jąłporuszaćłukiem,najpierwpowoli,poczymcorazszybciej,ażwpadłwrytm.Pokilkuminutachwzagłębieniuprzypniutopolipłonąłskromnyogieniek.
Jeszczerazobejrzałsięnawilki.Samiecalfa,jegotowarzyszkaidwaszczeniakisiedziałyrazemjakieśdwadzieściajardówodcielaka.Skorzystałyzprawapierwszeństwaposileniasięmięsemofiary,aterazzadowalałysięspokojnymwylizywaniemsmakowitegoszpikuzkościtylnejnogibizona.Glassmiałnadzieję,żeniebędąsięangażowaćwnadchodzącestarcie.Tooznaczało,żepozostałymuczterywilkiprzypadlinie.
PaunisiznadLoup,czyliWilczejRzekidarzylitezwierzętawielkimpoważaniemzewzględunaichsiłę,aleprzedewszystkimnaichprzebiegłość.Jużsamanazwaichrzekiotymświadczyła.GlassbrałudziałwwyprawachmyśliwskichPaunisów,podczasktórychzabijaliwilki;ichskórastanowiławażnyelementlicznychceremonii.Lecznigdydotądnierobiłczegośtakiegojakto,doczegosięterazprzygotowywał:miałpodczołgaćsiędowilczejwatahyuzbrojonyjedyniewpochodnięzpreriowejbylicyirzucićjejwyzwanie,któregostawkąsąresztkipocielaku.
Gałęziebylicybyłyposkręcaneniczymwielkieartretycznepalce.Zgłównegokonarawyrastałyregularniedrobniejszegałązkiomiękkimłyku,gdzieniegdzieporośniętełamliwymi,zielononiebieskimiliśćmi.Chwyciłjednązgałęziiprzystawiłdoognia.Zajęłasiębłyskawicznie,wjejgórnejczęścigorzałpłomieńwysokinastopę.„Palisięzaszybko”.Glasszacząłsięzastanawiać,czyogieńniezgaśniepoprzebyciuodległościdzielącejgoodwilków,boprzecieżmiałstanowićjedynąbrońwczekającejgobitwie.Postanowiłzabezpieczyćsięnawszelkiwypadek.Zamiastpodpalaćodrazuwszystkiegałęziebylicy,poprostujeprzeniesiejakozapasamunicji,któregomożnabędzieużyćnamiejscu.
Iznówpopatrzyłnawilki.Naglewydałymusięwiększe.Zawahałsię.Niemaodwrotu,zdecydował.„Tomojaszansa”.Zpłonącągałęziąbylicywjednejręceiczteremazapasowymiwdrugiej,Glasssczołgałsięzeskarpywkierunkuwilków.Gdyznalazłsięwodległościpięćdziesięciujardów,samiecalfaijegotowarzyszkaunieśligłowyznadkościtylnejnogicielakaipatrzylinadziwnezwierzę,którezbliżałosiędopadliny.UznałyGlassazaciekawostkę,niezagrożenie.Apozatymzdążyłyjużswojezjeść.
Kiedydotarłnaodległośćdwudziestujardów,
wiatrzmieniłkierunekiczterywilkiprzybizoniepoczułyzapachdymu.Wszystkieodwróciłygłowy.Glasszatrzymałsię,samnasamzczteremawilkami.Zoddaleniałatwobyłowyobrażaćsobie,żesątopoprostupsy.Zbliskajednakwidział,żezudomowionymikuzynaminicichniełączy.BiaływilkodsłoniłociekającekrwiąkłyizrobiłwkierunkuGlassapółkroku,azgłębinjegogardzielidobiegłostłumionewarczenie.Obniżyłbarki,którytoruchbyłzarównodefensywny,jakiofensywny.
Wbiałymwilkuwalczyłyprzeciwstawneinstynkty–zjednejstronymusiałbronićswojejzdobyczy,zdrugiejbałsięognia.Innywilk,zbrakującymsporymfragmentemucha,ustawiłsięobokpierwszego.Dwapozostałenadalszarpałyścierwobizona,najwyraźniejkorzystajączokazji.PłonącagałąźwprawejręceGlassazaczęłasypaćiskrami.BiaływilkuczyniłkolejnykrokwstronęGlassa,któremuprzypomniałysiępotworneniedźwiedziezębiska,boleśniewpijającesięwjegociało.„Cojanarobiłem...”
Naglenastąpiłjasnyrozbłysk,ponimkrótkaprzerwa,anastępnieprzezdolinęprzetoczyłsiębasowypomrukburzy.KropledeszczuuderzyłyGlassawtwarz,wiatrtargnąłpłomieniem.Poczułbolesnyskurczżołądka.„Boże,nie–nieteraz!”
Musiałdziałaćszybko.Białywilkszykowałsiędoataku.„Czyonenaprawdępotrafiąwyczućstrach?”Musiałzrobićcośnieoczekiwanego.Toonmusiałzaatakować.
Wziąłdoprawejrękiczterypozostałegałęziebylicyiprzytknąłjedopochodnitrzymanejwlewejręce.Płomienieprzeskoczyły,żarłoczniepochłaniającsusz.Trzymałterazgałęzieoburącz,cooznaczało,żeniemógłjużużywaćlewejrękidobalansowaniaciałem.Zporanionegoprawegoudapromieniowałpotwornyból,ponieważgłównyciężarspoczywałobecnienanodze–Glassbyłbliskiupadku.Dziękiprzechyłowiwbokudałomusięutrzymaćpozycjęwyprostowaną.Kuśtykającnakolanach,rzuciłsiędotakzwanegoataku.Wydałzsiebienajgłośniejszydźwięk,najakigobyłostać,któryzabrzmiałjakjakiśupiornylament.Posuwałsięjednaknaprzód,wymachującpłonącąpochodniąjakognistymmieczem.
Skierowałjąwstronęwilkaojednymuchu.Płomieńosmaliłpyskzwierzęcia,któreodskoczyłodotyłu,skomląc.BiałysamiecrzuciłsięnaGlassazbokuizatopiłkływjegoramieniu.Glassobróciłsię,odsuwającjaknajdalejszyję,żebyniedopuścićwilkadogardła.Jegotwarzdzieliłoodwilczegopyskatylkokilkacali,czułcuchnącykrwiąoddechzwierzęcia.Zewszystkichsiłstarał
sięutrzymaćrównowagę.Przesunąłręcetak,żebyskierowaćogieńnawilka,iprzypaliłmubrzuchikrocze.Wilkpuściłjegoramięicofnąłsię.
Glassusłyszałwarczeniezaswoimiplecamiiinstynktowniepadłnaziemię.Jednouchywilkprzeleciałnadjegogłową,chybiająckarku,aleprzewracającGlassanabok.Mężczyznajęknął,uderzywszyogrunt;bólwplecach,gardleiramieniuwybuchłznowąsiłą.Pochodniazkilkugałęziupadłanapiaszczystąziemięirozleciałasię.Glasssięgnąłpogałęzie,desperackopragnącpozbieraćje,zanimzgasną.Jednocześniezewszystkichsiłstarałsięodzyskaćpozycjęwyprostowaną,naobukolanach.
Dwawilkikrążyływolnowokółniego,czekającnaodpowiednimoment,jużostrożniejsze,gdyspróbowałypłomieni.„Niemogązajśćmnieodtyłu”.Znówuderzyłpiorun,tymrazemodgłosgrzmoturozległsięniemalnatychmiast.Burzabyłajużprawienadnim.Deszczmógłlunąćwkażdejchwili.„Niemaczasu”.Nawetbezdeszczupochodniepaliłysiębardzosłabo.
Białyijednouchyzbliżyłysię.Onerównieżwyczuwały,żewalkaosiągapunktkulminacyjny.Glasszamarkowałrzutpochodnią.Zwolniły,aleniewycofałysię.Glasszdążyłjużdoczołgaćsięnaodległośćjardaodpadliny.Dwómpozostałym
wilkom,pożywiającymsięprzeztencałyczas,udałosięurwaćdrugątylnąnogęioddalićodcałegozamieszaniawywołanegoprzezichpobratymcówidziwnestworzeniezogniem.IwtedyGlasszauważyłkępysuchejbylicypreriowej,otaczającepadlinę.„Zapaląsię?”
Zewzrokiemutkwionymwprzeciwnikach,Glassprzyłożyłpochodniędobylicy.Odwielutygodniniepadałtudeszcz.Krzewbyłsuchyjakwióriłatwozająłsięogniem.Wjednejchwilipłomieńwysokinadwiestopyogarnąłbylicęrosnącąobokpadliny.Glasspodpaliłjeszczedwiekępy.Cielębizonależałoterazotoczoneprzeztrzypłonącekrzaki.JakMojżesz,Glassoparłsiękolanamiopadlinęiwymachiwałresztkamipochodni.Uderzyłpiorun,aponimodezwałsięgrzmot.Wiatrszarpałpłomieniamipalącychsięroślin.Zaczęłopadać,leczjeszczenienatylemocno,żebyzagasićogień.
Efektbyłimponujący.Białyijednouchyrozejrzałysiędokoła.Samiecalfa,jegotowarzyszkaiszczeniętasadziłysusamiprzezprerię.Mającpełnebrzuchyiburzęnadgłowami,zmierzałydobezpiecznej,znajdującejsięwpobliżukryjówki.Dwapozostałewilki,którewcześniejpożywiałysięścierwem,ruszyływśladytamtych,zwysiłkiemciągnącprzezpreriętylną
ćwiartkębizona.Białywilkprzysiadłwkucki,jakbysposobiłsię
dokolejnegoataku.Leczwtedynaglejednouchyodwróciłsięipobiegłzawatahą.Białywstałirozważałzmieniającąsięsytuację.Dobrzeznałswojemiejscewstadzie:niebyłprzywódcą,robiłto,comunarzucano.Innewilkidecydowały,kiedyzabijać,ontylkopomagałwrealizacji.Innewilkijadłypierwsze,onzadowalałsięresztkami.Zwierzęnigdyniewidziałopodobnegostworzeniadotego,którepojawiłosiędzisiaj,doskonalejednakznałoswojemiejscewhierarchii.Gdzieśwysokorozległsiękolejnyhukgromu,deszczrozpadałsięnadobre.Białywilkporazostatnispojrzałnabizona,człowiekaidymiącąbylicę,poczymodwróciłsięipognałzawatahą.
Glassobserwował,jakwilkiznikajązaskarpąrzeczną.Wokółniegodymiłosięcorazbardziej,wmiaręjakulewatłumiłapłomienie.Jeszczechwilaistaniesięcałkiembezbronny.Miałzdumiewająceszczęście.Rzuciłszybkookiemnaśladyzębównaramieniu.Krewściekałazdwóchrankłutych,którejednakniebyłygłębokie.
Cielęspoczywałowgroteskowejpozycji,jakbynadalzamierzałouciekaćprzedwilkami.Brutalnekłyrozprułymubrzuch.Zrozerwanegogardłaspływałaświeżakrew,tworząckałużę,ajej
upiorniejaskrawykarmazynodcinałsięodstonowanegobrązupiaszczystejgleby.Wilkiskupiłysięgłównienabogatychwskładnikiodżywczewnętrznościach,którychrównieżGlasspragnąłskosztować.Przetoczyłcielęzpozycjibocznejnagrzbietizawiedzionystwierdził,żezwątrobyniepozostałonic.Zniknęłytakżepęcherzykżółciowy,płucaorazserce.Zjamybrzusznejzwisałjedyniekawałekjelita.Glasswyciągnąłztorbymyśliwskiejbrzytwę,włożyłlewąrękędownętrzaciałacielakaiprzesuwającjąwzdłużwijącegosięorganudoszedłdodwustopowejdługościżołądka,którynastępniewyciął.Prawieniezdolnydopanowanianadsobązpowodugłodu,włożyłkawałekżołądkadoustipożarłgo.
Watahawilkówzjadławprawdzienajlepszekąski,aleprzynajmniejwyświadczyłaGlassowitęusługę,żeniemalodarłaofiaręzeskóry.Glassprzesunąłsiękuszyi,gdziezapomocąbrzytwyudałomusięusunąćluźnąpowłokę.Cielębyłodobrzeodżywione.Mięśniepulchnegokarkuotaczaławarstewkadelikatnegobiałegotłuszczu.Traperzyokreślalitentłuszczmianem„runa”iuważalizaprzysmak.Glassodcinałterazkawałkibiałejsubstancji,wpychałjesobiedoust,iprawiewcalenieżując–połykał.Zakażdym
razemczułwgardleprzeraźliwyogień,aległódmiałprzewagęnadbólem.Mężczyznasyciłsięswojązdobycząwulewnymdeszczu,ażwreszcieosiągnąłówpróg,którypozwoliłmuskupićsięnaoceniesytuacji.
Ponowniewspiąłsięnakrawędźnadrzecznejskarpyizlustrowałwidnokrąg.Luźnegrupkibizonówpasłysięobojętnie,nigdzieniedostrzegłśladówbytnościIndiananiwilków.Deszczigrzmotyustały,znikającrównieszybko,jakprzyszły.Ukośnepromieniepopołudniowegosłońcaskutecznieprzebijałysięprzezburzowechmury;zniebakuzieminapływałymieniącesięwszelkimibarwamisłonecznewłócznie.
Rozsiadłsięwygodnieirozmyślałoswymszczęściu.Wilkiwzięły,coimsięnależało,aleotomiałprzedsobąjakżeobfiteźródłopożywienia.Trzeźwooceniałswojepołożenie,leczprzynajmniejnarazieniegroziłmugłód.
Przeztrzydniobozowałnadzerodowanymbrzegiemrzeki,tużobokpadlinycielaka.Wpierwszychgodzinachnierozpalałnawetogniskaigorączkowoposilałsięcienkimiplastramicudownieświeżegomięsa.Wreszciezrobiłsobieprzerwę,roznieciłogień,piekłisuszyłdziczyznę,ajednocześniestarałsię,bypłomieniebyłyjaknajmniejwidoczne,skrytezaskarpą.
Zzielonychgałęzirosnącejnieopodalwiklinyzbudowałkratownicędosuszeniamięsa.Godzinapogodziniewycinałswątępąbrzytwąfragmentymartwegocielakairozwieszałmięsonakratkach.Staledokładałdoognia.Wciągutrzechdniuzyskałpiętnaściefuntówsuszonegomięsa,czyliwystarczającodużo,abyprzeżyćnawetdwatygodnie.Abyćmożedłużej,gdybypodrodzeudałomusięznaleźćjakiśdodatkowypokarm.
Wilkipozostawiłyjedenrarytas–język.Rozkoszowałsięnimjakkrólewskimprzysmakiem.Żebrairesztkikościnógpiekł,jednepodrugich,nadogniskiem,poczymłamałjeiwysysałgęsty,świeżyszpik.
Zapomocąswejtępejbrzytwyzdjąłzcielakacałąskórę.Zadanie,którenormalnietrwakilkaminut,jemuzajęłoparęgodzin;wprzerwachrozmyślałzgorycząomężczyznach,którzyukradlimunóż.Niemiałaniczasu,aniodpowiednichnarzędzi,żebyodpowiedniospreparowaćfutro,alewyciąłsobieprymitywnąsakwęzeskóry,zanimwyschłaistałasięsztywna.Potrzebowałtorbynasuszonemięso.
Trzeciegodniawybrałsięnaposzukiwaniedługiejgałęzi,któramiałamuposłużyćzapodpórkę.Podczaspotyczkizwilkamizaskoczyłgofakt,żerannanogazdołałautrzymaćtakspory
ciężar.Przezdwaostatniednipoddawałjąregularnymćwiczeniom,prostującjąisprawdzając.Wierzył,żedziękikulibędziemógłchodzićwpozycjiwyprostowanej,któratoperspektywa–potrzechtygodniachpełzaniajakkulawypies–ogromniemusiępodobała.Znalazłgałąźtopolioodpowiedniejdługościikształcie.Zwełnianegokocaodciąłdługipasiowinąłgowokółgórnegofragmentuswejkuli,uzyskującwtensposóbochraniacz.
Koc,ciętyregularnienakawałki,stałsięwłaściwiekawałkiemtkaninyowielkościdwóchstópnajedną.WsamymjegośrodkuGlasswykroiłbrzytwąotwór,przezktórymógłprzecisnąćgłowę.Uzyskanytądrogąstrójtrudnobyłouznaćzapłaszcz,aleprzynajmniejchroniłskóręramionprzeduderzeniamipodskakującejsakwynamięso.
Nocspędzonaniedalekowzgórzznówbyłachłodna.Ostatniekawałkimięsazabitegocielakasuszyłysięnakratownicynadżarzącymisięczerwonowęglami.Ogieńrzucałprzyjemnyblasknaobozowisko,maleńkąoazęświatłapośródmrocznej,pozbawionejblaskuksiężycarówniny.Glasswysysałszpikzostatniegożebra.Wrzuciwszykośćdoogniska,zdałsobienaglesprawę,żeniejestgłodny.Rozkoszowałsię
ciepłempłomieni,luksusem,naktóryniebędziemógłjużsobiepozwolićwdającejsięprzewidziećprzyszłości.
Trzydnipochłanianiapokarmubardzosięprzysłużyłyjegoporanionemuciału.Zgiąłprawąnogę,żebysięjejprzyjrzeć.Mięśniemiałobolałeinaciągnięte,alenogafunkcjonowała.Poprawiłsięrównieżstanramienia.Wprawdzieniebyłojeszczezbytsilne,zatotrochębardziejgiętkie.Nadalbałsiędotknąćgardła.Sterczałyzniegoresztkiszwów,choćsamaskórajużsięzagoiła.Zastanawiałsięnadpodjęciempróbyusunięciaszwówzapomocąbrzytwy,jednakczułprzedtąoperacjąstrach.Opróczkrzyku,jakidobyłzsiebiepodczasstarciazwilkami,jakdotądniesprawdzałstanuswegogłosu.Terazrównieżniezaryzykował.Głosniemiałwiększegoznaczenia,jeślichodzioprzeżycienadchodzącychtygodni.Jeżelidoszłodojakichśzmian,trudno.Glassdoceniał,żeprzynajmniejmożejużpołykać,nieczująctaksilnegobólu.
Rozumiał,żecielębizonastanowiłołutszczęścia.Fakttenniezakłócałjednakjegozdolnościocenybieżącejsytuacji.Udałomusięprzetrwaćkolejnydzień,alebyłsam,bezbroni.OdFortBrazeaudzieliłogotrzystamilotwartejprerii.Wzdłużrzeki,wedlektórejorientowałsię
codowłaściwegokierunkumarszu,przemieszczałysiędwaplemionaindiańskie–jednoznichzapewnewrogonastawione,drugienastawionewrogobeznajmniejszychwątpliwości.Apozatym,zczegoGlassboleśniezdawałsobiesprawę,zagrożeniepłynęłonietylkozestronyIndian.
Wiedział,żepowiniensięwyspać.Mającnowąkulę,liczył,żezdołajutropokonaćdziesięć,anawetpiętnaściemil.Mimotocośkazałomuchwytaćtęulotnąchwilędobregosamopoczucia–gdyleżałsyty,wypoczęty,ogrzany.
Sięgnąłdotorbymyśliwskiejiwyjąłzniejniedźwiedzipazur.Obracałgozwolnawsłabymświetleogniska,znówprzyglądającsięzaschłejkrwinaczubku–jegokrwi,uświadomiłsobie.Zacząłnacinaćbrzytwągrubąpodstawępazura,ażuzyskałwąskirowek,którystaranniepogłębiał.Wyciągnąłztorbynaszyjnikzestopamijastrzębia.Jegosznurowinąłwokółrowkaupodstawypazuraizwiązałwmocnywęzeł.Końcesznuraumocowałsobienakarku.
Świadomość,żepazur,któryzadałmurany,wisiterazmartwyujegoszyi,sprawiałamuprzyjemność.„Mójtalizman”,pomyślał,apotemzasnął.
Rozdział11
16września1823roku
„Niechtojasnacholera!”JohnFitzgeraldstał,wpatrującsięwpłynącąprzednimrzekę,adokładniej–wjejzakręt.
JimBridgerpodszedłdoniego.–Coonarobi,skręcanawschód?–Bez
ostrzeżeniaFitzgeraldzdzieliłchłopcawzęby.Bridgerwylądowałnaplecachzezdumionymwyrazemtwarzy.–Zacoto?
–Myślisz,żeniewidzę,żeskręcanawschód?Kiedybędęchciałzrobićzciebiezwiadowcę,tocipowiem!Miejoczyotwarte,alegębętrzymajnakłódkę!
Bridgermiałoczywiścierację.Przezponadsto
milrzeka,wzdłużktórejszli,biegłazasadniczonapółnoc,czylidokładnietam,dokądsiękierowali.Fitzgeraldniebardzosięorientował,cotozarzekaanijaksięnazywa,wiedziałjednak,żekażdyciekwodnywpadaostateczniedoMissouri.Gdybynadalpłynęławkierunkupółnocnym,zdaniemFitzgeraldadoprowadziłabyichnaodległośćjednegodniamarszuodFortUnion.Wręczżywiłnadzieję,iżjużznajdująsięwYellowstone,jakkolwiekBridgerutrzymywał,żesąowielebardziejnawschód.
WkażdymrazieFitzgeraldplanowałtrzymaćsięrzekiażdojejujściadoMissouri.Prawdępowiedziawszy,niemiałzielonegopojęciaogeografiitegoogromnegopustkowia,jakierozciągałosięprzednimi.Odczasu,gdyodeszliodgłównegokorytaGórnejGrand,krajobrazpozbawionybyłjakichkolwiekcechcharakterystycznych.Jakokiemsięgnąć,widaćbyłotylkomilczącemorzetrawifalującychpagórków,zktórychżadenniczymsięnieróżniłodpozostałych.
Rzekastanowiłaniezawodnydrogowskaz,aponadtozapewniałastałezaopatrzeniewwodę.MimotoFitzgeraldniechciałskręcaćnawschód–wtymbowiemkierunkupodążałaterazrzekanaprzestrzeni,którąmogliogarnąćwzrokiem.Ich
wrogiembyłczas.ImdłużejwędrowaliwodłączeniuododdziałuikapitanaHenry’ego,tymwiększebyłoprawdopodobieństwo,żewpadnąwtarapaty.
Pozostawaliwtymmiejscuprzezkilkaminut,podczasktórychFitzgeraldwpatrywałsięwhoryzont,dręczonymyślami.WreszcieBridgerwziąłgłębokioddechirzekł:
–Powinniśmypójśćskrótemnapółnocnyzachód.
Fitzgeraldzacząłgobesztać,alesamzupełnieniewiedział,coterazzrobić.Wskazałrękąmorzesuchejtrawy,któreciągnęłosiępohoryzont.
–Zakładam,żewiesz,gdziemożnatamznaleźćwodę?
–Nie.Aleprzytejpogodzieniebędziemyjejdużopotrzebować.–Bridger,wyczuwającbrakzdecydowaniaFitzgeralda,pojąłrosnąceznaczeniewłasnychopinii.Wprzeciwieństwiedotamtego,onrzeczywiściemiałinstynktradzeniasobienaotwartychprzestrzeniach,wewnętrznykompas,któryzdawałsięprowadzićgoponieznanymterenie.–Myślę,żejesteśmynajwyżejdwadnidrogiodMissouri.Tylesamojestteżchybadofortu.
Fitzgeraldzwalczyłwsobiechęćponownegozdzieleniatowarzysza.Awłaściwiechęćzabicia
go.Zrobiłbytojużdawno,tam,nadrzekąGrand,gdybynieto,żeliczyłasięteżdrugastrzelba.Dwajstrzelcytomożeniewiele,aledwatopoprostuwięcejniżjeden.
–Posłuchaj,chłopcze.Musimysobiepewnerzeczywyjaśnić,tyija,zanimdogonimytamtych.–Bridgerspodziewałsiętejrozmowyoddnia,wktórymporzuciliGlassa.Spuściłgłowę,jużzawstydzonytym,conastąpi.
–ZrobiliśmydlastaregoGlassawszystko,cownaszejmocy,zostaliśmyprzynimdłużej,niżzrobiłbytoktośinny.SiedemdziesiątdolarówtozamałacenazaoskalpowanieprzezArikarów.
Bridgermilczał,Fitzgeraldciągnąłwięcdalej.–Glassbyłmartwyodchwili,kiedytengrizzly
znimskończył.Jedyne,czegoniezrobiliśmy,topogrzeb.–Bridgernadalstałzewzrokiemwbitymwziemię.WFitzgeraldzieznówwezbrałgniew.–Wieszco,Bridger?Gównomnieobchodzi,cosobiemyśliszonaszympostępowaniu.Jednocitylkopowiem:zacznijsiękomuśżalić,apoderżnęcigardłooduchadoucha.
Rozdział12
17września1823roku
KapitanAndrewHenrywcaleniepodziwiałsurowegopięknarozpościerającejsięprzednimdoliny.ZpunktuobserwacyjnegonawysokiejskarpieuzbiegurzekMissouriorazYellowstone,Henryijegosiedmiutowarzyszyobserwowalikrajobrazrozległego,monotonnegopłaskowyżu.Poprzedzałygołagodnewzgórzarozlewającesięniczympłowefalepomiędzystromymurwiskiem,naktórymstali,aMissouri.Ztejstronyrzekinierosłyżadnedrzewa,jednaknajejprzeciwległymbrzeguwidaćbyłogęstezagajnikitopól,któretoczyłyzjesieniąbójoutrzymanie–choćbychwilowe–zieleniswegolistowia.
Henrynieoddawałsiętakżerozważaniomdotyczącymfilozoficznejsymbolikizbiegudwóchrzek.Niemarzyłowysokogórskichłąkach,gdziewodybrałyswójpoczątek,czystejakpłynnykryształ.Niestałwmiejscurównieżpoto,bypodziwiaćpraktyczneizmyślneusytuowaniefortu,pozwalająceciągnąćzyskizhandluodbywającegosięnaobutraktachwodnych.
MyślikapitanaHenry’egoskupiałysięnienatym,cowłaśniewidział,lecznatym,czegoniewidział:aniewidziałkoni.Dostrzegałporuszającychsiętuiówdzieludziorazdymzwielkiegoogniska,konianatomiastanijednego.„Nawetcholernegomuła”.Wystrzeliłwpowietrze,bardziejwpoczuciufrustracjiniżwgeściepozdrowienia.Ludziewobozowiskuprzerwaliswojezajęciairozglądalisięwposzukiwaniustrzelca.Wodpowiedzizagrzmiałydwiestrzelby.HenryijegosiedmiupodkomendnychpowlokłosięwdółdolinydoFortUnion.
Mijałoosiemmiesięcy,odkądopuścilitomiejsce,spieszączodsiecząAshleyowiwalczącemuzIndianamiArikara.Henrywydałwcześniejdwapolecenia:zakładaćpułapkiisidłanazwierzętanawszystkichstrumieniachwokolicyorazzawszelkącenęstrzeckoni.Wydawałosię,żeszczęścienieopuścikapitana
Henry’ego.Świniazdjąłstrzelbęzramienia,gdyżzaczynała
sięwrzynaćnastałewjegociało.Chciałprzełożyćciężkąbrońnalewybark,lecztamtkwiłjużpastorbymyśliwskiej,którateżwywierałaniemałynacisk.Ostateczniezrezygnowałipostanowiłpoprostunieśćstrzelbęprzedsobą,conatychmiastprzypomniałomu,żebolągoobieręce.
Świnianieustanniemarzyłowygodnymsienniku,znajdującymsięnatyłachzakładubednarskiegowSt.Louis,irazjeszczedoszedłdowniosku,żezaciągnięciesiędooddziałukapitanaHenry’egobyłostraszliwymbłędem.
PrzezpierwszedwadzieścialatswegożyciaŚwinianigdynieprzeszedłwięcejniżdwiemilenaraz.Atymczasemwciąguostatnichsześciutygodniniebyłodnia,żebyniemusiałprzebyćconajmniejdwudziestumil,częstozaśpokonywalinawettrzydzieściiwięcej.DwadnitemuŚwiniazdarłtrzeciąparęmokasynów.Ziejącedziurywpodeszwachprzepuszczałymroźnąrosęporanka.Kamienieocierałymustopydokrwi.Alenajgorszybyłmoment,gdypewnegodnianastąpiłnogąnakaktus–kolczastąopuncję.Mimodługotrwałychwysiłkównieudałomusięusunąćnożemwszystkichmaleńkichigiełekiterazprzykażdymkrokujęczałzpowodubóluropiejącego
palucha.Aprzedewszystkim–nigdywżyciuniebył
bardziejgłodnyniżteraz.Tęskniłzaprostąprzyjemnościązanurzeniabułkiwsosie,marzył,byzatopićzębywtłustejnodzekurczaka.Wspominałzczułościąwielkąstertężarcianacynowymtalerzu,którążonabednarzaprzynosiłamutrzyrazydziennie.Aterazjegośniadanieskładałosięzzimnegosuszonegomięsa–itowniezbytwielkiejilości.Rzadkozdarzałoimsięzrobićpostójnaobiad,ajeślijuż,tozjadaliwłaśniezimnesuszonemięso.Ponieważkapitanbałsięryzykowaćużyciabronipalnej,takżenakolacjespożywanogłównie...zimnesuszonemięso.Przynielicznychokazjach,gdytrafiałaimsięświeżazdobycz,Świniazażerałsię,ilewlezie,łykającwielkiekawałkidziczyznyalbołamiąckościiwysysającznichszpik.Żeteżnatympograniczuzdobywaniejedzeniawymagałotylecholernegowysiłku.Iwysiłektensprawiał,żeznówrobiłsięgłodnyjakwilk.
Zkażdymkolejnymskurczemżołądka,zkażdymkolejnymkrokiemmarszuŚwiniacorazmocniejkwestionowałswojądecyzjęwędrówkinazachód.Bogactwapograniczapozostawałytylkowstrefiemarzeń,jakwcześniej.
Odsześciumiesięcyniezastawiłanijednej
pułapkinabobry.Gdyweszlidoobozu,stwierdzili,żebrakujewnimnietylkokoni.„Gdziesąfutra?”Nadrewnianychumocnieniachfortuwisiałokilkabobrowychskórekzawieszonychnawiklinowychkratownicach,atakżerozmaitefragmentyskórbizona,łosiaiwilka.Trudnotobyłojednakuznaćzabonanzę,naktórąwieluliczyło.
DoprzoduwysunąłsięmężczyznazwanyKrępymBillemiwyciągnąłdoHenry’egorękęnapowitanie.
Henryjązignorował.–Gdziesąkonie,udiabła?RękaKrępegoBillazawisłanachwilę
wpowietrzu,samotnaijakaśnienamiejscu.Wkońcuopadła.
–CzarneStopyukradły,paniekapitanie.–Słyszałeśkiedyśoczymśtakimjakstraże?–Wystawiliśmystraże,kapitanie,aleoni
pojawilisięjakduchyipopędzilistado.–Ruszyliściezanimi?KrępyBillpokręciłwolnogłową.–Jakdotądnieszłonamzbytdobrze
zCzarnymiStopami.–Byłotopowiedzianedelikatnie,leczskutecznie.KapitanHenrywestchnąłgłęboko.
–Ilekonizostało?
–Siedem...Właściwiepięćidwamuły.WszystkiezabrałMurphyrazemzeswojągrupątraperównadBeaverCreek.
–Niewydajemisię,żebyściesięspecjalniezajmowalizakładaniempułapekipozyskiwaniemskór.
–Ależtak,kapitanie,tylkożewszystkowokolicachfortujużwyłapane.Abezkoniniemożemyzapuszczaćsiędalej.
JimBridgerleżałskulonypodwytartymkocem.Rankiemziemiępokrywałagrubawarstwaszadzi;chłopakczułwilgotnezimnowgryzającesięażdoszpikukości.Znówspalibezrozpalaniaogniska.PodługiejszamotaniniewewnętrznejzmęczeniewzięłownimgóręnadniewygodąizimnemiBridgerzasnął.
Śniłomusię,żestoinadogromnąprzepaścią.Niebomiałofioletowoczarnyodcieńpóźnegowieczoru.Nadciągałmrok,leczzostałojeszczedośćświatła,byrozróżniaćprzedmiotyspowitebladąpoświatą.Upiórwyglądałpoczątkowojakjakiśbardzorozmytykształt,dośćodległy.Zbliżałsiępowoli,niechybnie.Jegozarysprzybierałkonkretnąformę–widaćjużbyłoposkręcane,kuśtykająceciało.Bridgerzapragnąłuciec,leczziejącazanimprzepaśćczyniłaodwrótniemożliwym.
Zodległościdziesięciukrokówwyraźniejużwidziałpotwornątwarz.Byłowniejcośnienaturalnego,jejzniekształconerysyprzywodziłynamyślmaskę.Przezpoliczkiiczołobiegłyblizny.Nosiuszytkwiłynienaswoichmiejscach,nierównoiniesymetrycznie.Obliczeotaczałaplątaninawłosówibrody,potęgującjeszczewrażenie,żeistotataniejestjużczłowiekiem.
Gdywidmozbliżyłosięjeszczebardziej,jegooczyzapłonęłyispoczęłynieruchomonaosobieBridgerazwyrazemtakiejnienawiści,żeniemógłjejznieść.
WidmouniosłoramięruchemżniwiarzaiwbiłonóżgłębokowpierśBridgera.Mostekpękłgładkonadwoje,awstrząśniętychłopakodczułpotwornąsiłęciosu.Chwiejniecofnąłsięokrok,porazostatnispojrzałwpłonąceoczyiupadł.
Wpatrywałsięwnóżsterczącymuzpiersi,aotchłańzamykałasięnadnim.Niezdziwiłsięzbytnio,poznawszysrebrnągałkęnarękojeścinoża.TobyłnóżGlassa.Podpewnymiwzględamiśmierćprzynosiulgę,pomyślał,jestłatwiejszaniżżyciezpoczuciemwiny.
Poczułtępewalnięciewżebra.Otworzyłoczyiwzdrygnąłsię,widzącnadsobąFitzgeralda.
–Czaswdrogę,chłopcze.
Rozdział13
5października1823roku
ZgliszczawioskiArikarówprzypominałyHughGlassowiszkielety.Spacerwśródnichmiałwsobiecośzłowieszczego.Miejsce,którejeszczenietakdawnotętniłożyciempięciusetmieszkającychturodzin,stałoterazpusteimartweniczymcmentarzysko,sczerniałypomnikwzniesionynawysokiejskarpieMissouri.
Wioskaznajdowałasięosiemmilnapółnocodmiejsca,wktórymrzekałączyłasięzGrand,natomiastFortBrazeauleżałwodległościsiedemdziesięciumilnapołudnie.Glassmiałdwapowody,abyzmienićkierunekmarszuiruszyćwgóręMissouri.Skończyłomusięsuszonebizonie
mięsoiznówmusiałpolegaćnakorzonkachijagodach.Pamiętał,żewokółosadArikarówznajdowałysiępolakukurydzyimiałnadzieję,żesiętampożywi.
Wiedziałteż,żewwiosceznajdziemateriałyniezbędnedozbudowaniatratwy.Mająctratwę,mógłbyzłatwościądopłynąćzprądemdoFortBrazeau.Idącpowoliprzezosadę,zdałsobiesprawę,żezmateriałembudowlanymniebędzienajmniejszegoproblemu.Międzychatamiapalisadąwalałysięsetkiodpowiednichpni.
Zatrzymałsię,żebyobejrzećdużąchatęnieopodalcentrumwioski,najwyraźniejcośwrodzajuogólnodostępnejświetlicy.Wmrocznymwnętrzuzauważyłjakiśruch.Zatoczyłsiękrokdotyłu,sercewaliłomujakmłotem.Znieruchomiałiwpatrywałsięwdom,czekając,ażoczyprzyzwyczająsiędoświatła.Niepotrzebowałjużpodpórki,dlategozkuliotrzymanejztopolowegokijazrobiłsobieprymitywnąwłócznię,zaostrzywszyjedenkoniec.Trzymałjąterazwpozycjigotowejdowalki.
Wewnętrzuchatyzaskomliłmłodypies,wręczszczeniak.ZuczuciemulgiiekscytacjinamyśloświeżymmięsieGlasszrobiłpowolikrokprzedsiebie.Obróciłwłóczniętępymkońcemdoprzodu.Jeśliudamusięprzywabićpsabliżej,jedno
szybkieuderzenierozwalimuczaszkę.„Niemapotrzebyniszczyćmięsa”.Wyczuwającniebezpieczeństwo,piesczmychnąłkuspowitymwmrokuzakamarkomnatyłachotwartegopomieszczenia.
Glassrzuciłsięwpogoń,alenatychmiaststanąłjakskamieniały,widząc,żepieswpadawprostwramionawiekowejsquaw.Starakobietaprzycupnęłanaposłaniu,takmocnoowinąwszysiępodartymkocem,żewyglądałajakkula.Trzymałaszczeniakaniczymdziecko.Ciałozwierzęciazasłaniałojejtwarz,widaćbyłotylkobiałewłosyskrytewcieniu.Wykrzyknęłacośgłośnoizaczęłahisteryczniezawodzić.Pochwilizawodzenieprzeszłowprzerażającyiupiornyśpiew.„Czytojejpieśńśmierci?”
Ramionaobejmującepieskaskładałysięniemalwyłączniezestarejluźnejskóryzwisającejzkości.GdywzrokGlassaprzystosowałsiędociemności,dostrzegłwalającesięwokółkobietyodpadkiinieczystości.Wwielkimglinianymnaczyniuznajdowałasięwoda,alenigdzieniezobaczyłśladużywności.„Dlaczegoniezbierałakukurydzy?”Glassznalazłkilkakolb,idącprzezwieś.JelenieiSiuksowieprzetrzebiliuprawy,alecośnapewnojeszczezostało.„Czyonaniejestwstaniechodzić?”Sięgnąłdosakwyiwyjąłzniej
kolbękukurydzy.Zacząłjąłuskać,poczymzgiąłsię,bypodaćziarnastarejkobiecie.Trzymałtakrękędośćdługo,tymczasemstaruszkanieprzestawałazawodzić.Pochwiliszczeniakwyczułziarnoizacząłjezlizywać.Glasswychyliłsięjeszczebardziejidotknąłgłowykobiety,delikatnieporuszającbiałewłosy.Wtedywreszcieprzestałaśpiewaćizwróciłatwarzkuświatłu,którewpadałoprzezdrzwi.
Glasswstrzymałoddech.Jejoczybyłyidealniebiałe,całkowicieślepe.Terazrozumiał,dlaczegoArikara,uciekającwśrodkunocy,pozostawilitęstarąkobietęwłasnemulosowi.
Wziąłjejrękęidelikatnieułożyłnaniejkukurydzę.Wymamrotałacoś,czegoniezrozumiał,iwcisnęłakolbędoust.Glasszauważył,żeniemazębówiżujesurowąkukurydzęsamymidziąsłami.Słodkisokzdawałsiępobudzaćwniejgłód,zaczęłaniezdarnieogryzaćkolbę.„Powinnasięnapićzupy”.
Rozejrzałsiępownętrzuchaty.Wsamymśrodku,obokpaleniska,leżałzardzewiałykociołek.Sprawdziłwodęwwielkimglinianymnaczyniu.Byłasłonawa,napowierzchnicośpływało.Dźwignąłgarnieciwyniósłgonadwór.Wylałwodęinapełniłnaczyniewmałymstrumyku,którypłynąłprzezwieś.
Tamwłaśniezauważyłkolejnegopsaitegojużnieoszczędził.Niebawemwcentrumchatyzapłonąłogień.CzęśćpsaGlassupiekłnarożnie,drugikawałekugotowałwgarnku.Dopsiegomięsadodałkukurydzę,poczymwybrałsięnadalszyrekonesanspowsi.WwieluziemiankachogieńniepoczyniłwiększychszkódiGlassucieszyłsię,znajdującsporyzwójsznuranaswojątratwę,atakżecynowykubekichochlęwykonanązrogubizona.
Popowrociedowielkiejchatyzastałkobietęwtejsamejpozycji,wktórejjązostawił–wciążssałakolbękukurydzy.Zbliżyłsiędogarncaicynowymkubkiemzaczerpnąłwywaru,poczymusiadłprzyposłaniustaruszki.Szczeniak,zaniepokojonyzapachemwydzielanymprzezmięsojegopobratymcanarożnie,cisnąłsiędonógkobiety.Onarównieżwyczułaówzapach.Chwyciłakubekipołknęławywarodrazu,gdytylkojegotemperaturanatopozwoliła.Glassponownienapełniłkubek,tymrazemwrzucającdońmałekawałkimięsa,któreodciąłbrzytwą.Postąpiłtaktrzykrotnie,ażwreszciestaruszkanasyciłasięizasnęła.Poprawiłkocokrywającyjejkościsteramiona.
Przesunąłsięwstronęogniskaizacząłjeśćpieczonegopsa.Paunisiuważalimięsotych
zwierzątzaprzysmakizachowywalijenaspecjalneokazje,takjakbializarzynająświnię.Glassbezwątpieniawolałbybizona,alewobecnympołożeniumusiałzadowolićsiępsem.Zjadłkukurydzęzgarnka,wywarigotowanemięsozostawiającdlasquaw.
Posilałsięjużprawiegodzinę,gdystaruszkanaglecośwykrzyknęła.Glassszybkozbliżyłsiędoniej.Wkółkopowtarzałatesamesłowa.„Hetuwehe...Hetuwehe...”.Tymrazemjednakjejgłosniewyrażałstrachu,jakpieśńśmierci,leczbrzmiałcichoistanowczo,jakbyzależałojejnaprzekazaniuczegośważnego.Glassnierozumiał,oczymmówi.Niebardzowiedząc,cozrobić,wziąłkobietęzarękę.Odwzajemniłalekkiuściskiprzycisnęłajegodłońdoswegopoliczka.Siedzielitakprzezchwilę.Ślepeoczyzamknęłysię,odpłynęławsen.
Nadranemumarła.Glassspędziłwiększośćporankanawznoszeniu
prymitywnegostosunadbrzegiemMissouri.Gdyskończył,wróciłdowielkiejchatyiowinąłzwłokistaruszkiwkoc.Zaniósłjenastos,apiestruchtałzanimiżałośnie,tworzącdziwacznykonduktpogrzebowy.Podobniejaknoga,takżeramięGlassa–ranioneprzezwilka–zagoiłosięjużniemalcałkowicie.Mimotojęknął,podnosząc
ciałoiukładającjenastosie.Poczułznane,niepokojącemrowieniewzdłużkręgosłupa.Stanemplecówcałyczassięmartwił.PrzyodrobinieszczęściazakilkadnipowiniendojśćdoFortBrazeau.Tamktośsięnimzajmienależycie.
Stałchwilęprzystosie,jakbyzmuszałygodotegostarekonwenanse,jeszczezczasówzamierzchłejprzeszłości.Zastanawiałsię,jakiesłowapadłypodczaspogrzebujegomatki,ajakie,gdychowanoElizabeth.Wyobraziłsobiekopiecziemitużobokświeżowykopanego,otwartegogrobu.Pojęciepogrzebuzawszeuderzałogojakoprzygnębiająceizimne.Wolałsposóbindiański,pozostawianiezwłokgdzieśwysoko–jakbychciałosięjeprzekazaćNiebu.
PiesnaglezawarczałiGlasssięodwrócił.Odstronywioskiwjegostronęjechałopowoliczterechkonnychwojowników;znajdowalisięjużwodległościmniejwięcejsiedemdziesięciujardów.PowłosachiubiorzeGlassnatychmiastrozpoznałSiuksów.Wpierwszejchwilizalałagofalapaniki;zacząłobliczaćdystansdzielącygoodgęstychdrzewprzybrzegu.PrzypomniałomusięjednakpierwszespotkaniezPaunisamiipostanowiłnieustępowaćpola.
ZaledwiemiesiąctemutraperzyiSiuksowiezawiązalisojuszprzeciwkoplemieniuArikara.
Glasspamiętał,żeSiuksowiezrezygnowalizwalki,zniesmaczenitaktykąpułkownikaLeavenwortha,któretoodczuciepodzielałozresztąwieleosóbzKompaniiFutrzarskiejGórSkalistych.„Czytamtensojuszjeszczeobowiązuje?”Glassstałnieruchomo,przybierającnajbardziejpewnąsiebiepozę,najakągobyłostać,iobserwowałnadjeżdżającychIndian.
Bylimłodzi,trzejznichliczylikilkanaściewiosen.Czwartybyłniecostarszy,miałmożedwadzieściaparęlat.Zbliżalisięostrożnie,zbroniągotowądowalki,jakbypodchodzilidojakiegośdziwnegozwierzęcia.StarszySiuksjechałopółkoniaprzedpozostałymi.Zbrojnywkarabin,którytrzymałtrochęodniechcenia;lufaspoczywałanaszyiogromnegogniadegoogiera.Nazadziezwierzęciawidaćbyłowypalonelitery„U.S.”.„JedenzkoniLeavenwortha”.WinnychokolicznościachGlassuznałbytenfaktzazabawny.
StarszySiukszatrzymałrumakapółtorajardaprzedGlassem,lustrującgoodstópdogłów.Potemspojrzałnastoszanim.Próbowałzrozumieć,cołączytegorozczochranegoibrudnegobiałegozmartwąkobietąArikara.Wcześniejzoddaliwidzieli,jakzwysiłkiemukładajejciałonadrewnie.Toniemiałosensu.
Indianinprzerzuciłnogęprzezszyjęwielkiegoogierailekkozsunąłsięnaziemię.PodszedłdoGlassa,jegociemneoczyprzeszywałygonawylot.Traperczuł,jakwywracamusiężołądek,choćwytrzymałspojrzenietamtegoniewzruszony.
Indianinbeznajmniejszegowysiłkuwykazywałto,coGlassstarałsięudawać–poczucieabsolutnejpewnościsiebie.NazywałsięŻółtyKoń.Byłwysoki,ponadsześćstóp,okwadratowychramionachiidealnejpostawie,którąpodkreślałyjeszczesilnykarkipotężnapierś.Wsplecionychwłosachnosiłtrzyorlepióraoznaczająceliczbęwrogówzabitychwbitwie.Napiersiachjegozamszowejbluzywidaćbyłodwaozdobnepasybiegnącezgórynadół.Glasszauważyłichmisternewzory,setkiwszytychkolcówjeżozwierza,wspanialezabarwionychcynobremiindygo.
Dwajmężczyźnistalitwarząwtwarz.WreszcieIndianinwyciągnąłpowolirękęidotknąłnaszyjnikaGlassa.Obracałwpalcachwielkiniedźwiedzipazur.Gdygopuścił,przeniósłbadawczywzroknabliznywidocznenagardleigłowietrapera.Szturchnąłgowramię,chcąc,żebytamtensięodwrócił,iprzyglądałsięranomwidocznympodpodartąkoszulą.Powiedziałcośdotrzechpozostałych.Glasssłyszał,jaktamci
schodzązkoniizbliżająsię,apotemzożywieniemrozmawiają,dotykającinaciskającjegoplecy.„Cosiędzieje?”
PowodemfascynacjiIndianbyłygłębokie,równoległeśladyciągnącesięprzezcałygrzbietGlassa.Indianiewidzieliwcześniejwieleran,aletakichjeszczenigdy.Tegłębokiebruzdywcielewciążbyłyrozognione.Roiłosięwnichodlarw.
JednemuzIndianudałosiępochwycićwpalcebiałego,wijącegosięrobaka.PokazałgoGlassowi.Tenkrzyknąłzprzerażeniem,rozdzierającresztkikoszuliistarającsiębezskuteczniesięgnąćrękądoran,poczympadłnaczworakaizwymiotował.Nasamąmyślotejohydnejinwazjirobiłomusięniedobrze.
WsadziliGlassanakoniazajednymzmłodychwojownikówiwyjechalizwioskiArikarów.Piesstarejkobietyruszyłbiegiemzakońmi.JedenzIndianzatrzymałsię,zsiadłzkoniaiprzywołałpsa.Obuchemtomahawkarąbnąłgowczaszkę,chwyciłzwierzęzatylnąnogęiruszyłwśladzapozostałymi.
ObozowiskoSiuksówznajdowałosięnieconapołudnieodrzekiGrand.Przybycieczwórkiwojownikówibiałegoczłowiekawywołałonatychmiastowąekscytację;gdyprzejeżdżalimiędzytipi,ciągnąłzanimicałytłumekIndian,
niczymwjakiejśparadzie.ŻółtyKońdoprowadziłtęprocesjędoniskiego
namiotustojącegopozaobozem.Pokrywałygodziwnerysunki:błyskawiceuderzającewprostzczarnejchmury,bizonyrozstawionesymetryczniewokółsłońca,niby-ludzkiepostacietańczącedookołaogniska.ŻółtyKońkrzyknąłcośwpozdrowieniu,apochwiliwwejściuukazałsięstary,sękatyIndianin.Zmrużyłoczyoślepionesłońcem;zmarszczkinatwarzymiałtakgłębokie,żeledwiemubyłowidaćoczy,nawetjeślimiałjeszerokootwarte.Górnąpołowęjegoobliczaokrywałaczarnafarba,zaprawymuchemsiedział–przywiązany–martwy,wysuszonykruk.Pierśmiałnagą,mimochłodupaździernika,aniżejnosiłtylkoprzepaskęnabiodra.Skórazwisającaluźnozzapadłejpiersipomalowanabyłanaprzemienniewczarneiczerwonepasy.
ŻółtyKońzsiadłzogieraikazałGlassowizrobićtosamo.Glassporuszałsięsztywno,ranyrozbolałygonanowozpowodukołysanianakońskimgrzebiecie,odktóregozdążyłsięjużodzwyczaić.ŻółtyKońopowiedziałszamanowiodziwnymbiałym,któregoznaleźliwspalonejwsiArikarówiotym,jakuwolniłonduchastarejsquaw.Mówiłszamanowi,żebiałyczłowieknieokazałstrachu,gdypodeszlidoniego,choćnie
miałprzysobieżadnejbroniopróczzaostrzonegokija.Wspomniałonaszyjnikuzpazuremniedźwiedziaorazoranachgardłaipleców.
PodczasdługiejprzemowyŻółtegoKoniaczarownikmilczał,choćjegooczywpobrużdżonejmascetwarzypatrzyłyświdrująco.ZebraniwokółIndianieścieśnilisięjeszczebardziej,chcącwszystkosłyszeć;podczasopisywanialarw,wijącychsięwranachpleców,rozległsiępomruk.
GdyŻółtyKońskończył,szamanpodszedłdoGlassa.PokurczonystarzecledwiesięgałGlassowidobrody,dziękiczemustarySiuksznajdowałsięnaidealnejwysokości,byprzyjrzećsiępazurowiniedźwiedzia.Szturchnąłgoopuszkąkciuka,jakbychcączweryfikowaćjegoautentyczność.Poskręcaneręcedrżałylekko,gdydotykałyróżowiącychsięblizn,któreciągnęłysięodprawegobarkuGlassadojegogardła.
Wkońcuobróciłbiałegomężczyznę,abyzbadaćjegoplecy.Sięgnąłdokołnierzaznoszonejkoszuliirozdarłjąjednymszarpnięciem.Poddałasiębardzołatwo.Indianieprzesunęlisiębliżej,żebynawłasneoczyzobaczyćto,oczymmówiłŻółtyKoń.Pochwilidałsięsłyszećpodekscytowanyszmerrozmówwdziwnymjęzyku.Glassznówpoczuł,żeprzewracamusięwżołądkunamyślowidowisku,którewywołałotoporuszenie.
SzamanpowiedziałcośiwszyscyIndianiemomentalnieumilkli.Starzecodwróciłsięizniknąłzazasłonąswojegotipi.Gdywyłoniłsięzniegopokilkuminutach,niósłwrękachrozmaitetykwyizdobionepaciorkamiworeczki.StanąłznówprzyGlassieikazałmupołożyćsiętwarządoziemi.Obokrozłożyłpiękną,białąskóręzwierzęcąirozmieściłnaniejswójzestawleków.Glassniemiałzielonegopojęcia,conaczyniatezawierają.„Mamtogdzieś”.Liczyłosiętylkojedno.„Ściągnijcietozemnie”.
Starzecpowiedziałcośdojednegozmłodychwojowników,którypobiegłipoparuchwilachwróciłzczarnymnaczyniempełnymwody.Tymczasemszamanpowąchałzawartośćnajwiększejtykwyidodałdoniejtrochęskładnikówzróżnychworeczków.Pracując,cichointonowałmonotonnąpieśń;byłtojedynydźwięk,jakiunosiłsięponadmieszkańcamiwsi,stojącymiwpełnymposzanowaniamilczeniu.
Wtykwieznajdowałsięmoczbizona,pozyskanyzpęcherzawielkiegobykapodczaspolowaniazeszłegolata.Szamandodałdoniegokorzeniaolchyorazprochustrzelniczego.Powstaływtensposóbśrodekodkażającymiałmocterpentyny.
StarzecwręczyłGlassowipatykdługościsześciucali.Chwilętrwało,zanimbiałyczłowiek
zrozumiałjegoprzeznaczenie.Wziąłgłębokioddechiumieściłpatykmiędzyzębami.Byłgotów.
Szamanpolałmuplecypłynem.NigdywżyciuGlassniedoświadczyłtakiego
bólu:jakbyktośwlewałroztopioneżelazowformę,którąjestludzkieciało.Początkowodoznanieograniczałosiędokonkretnegoobszaru,kiedypłyn–jedenpotwornycalbóluzadrugim–wsączałsięwkażdązpięciuszram.Szybkojednakówskoncentrowanyogieńrozlałsięszersząfaląudręki,pulsujączgodniezrytmemserca.Glasswbiłzębywmiękkiedrewnopatyka.Próbowałwyobrażaćsobieoczyszczającedziałanieleku,lecznieumiałnawetnachwilęodgrodzićsięodwszechogarniającegobólu.
Środekodkażającyzadziałałnalarwyzgodniezoczekiwaniem.Dziesiątkiwijącychsiębiałychrobakówzapragnęłowydostaćsięnapowierzchnię.Poupływiekilkuminutszamannabrałchochląwodyispłukałzarównorobactwo,jakipalącypłynzplecówGlassa.Rannydyszałciężko,alebólpowolimijał.Właśnieudałomusięzłapaćoddech,kiedystarzecponowniepolałmuplecyzawartościąwielkiejtykwy.
Postąpiłwtensposóbczterokrotnie.GdywreszciezmyłzplecówGlassaostatnieślady
substancji,opatrzyłranygorącymkompresemzkorysosnowejimodrzewia.ŻółtyKońpomógłtraperowiwejśćdotipiszamana.Jakaśsquawprzyniosłaświeżougotowanądziczyznę.Glassowiudałosięwytrzymaćpieczeniewplecachnatyledługo,byzjeśćsporąporcję.Skończywszy,położyłsięnabizonimfutrzeizapadłwgłębokisen.
Budzącsięizarazzasypiając,przeżyłdwiekolejnedoby.Wchwilachprzytomnościznajdowałoboksiebiestaleuzupełnianezapasyjedzeniaiwody.Szamanopatrywałmuplecy,dwukrotniezmieniłkompres.Poszarpiącymbóluwywołanymprzezśrodekodkażający,wilgotneciepłookładówbyłoniczymkojącydotykmatczynejdłoni.
Brzasknowegoporankaoświetlałtipibladąpoświatą,kiedyGlasswreszcieobudziłsięnadobre.Odczasudoczasuciszędniaprzerywałotylkorżeniekoniipohukiwaniagołębi.Szamanspałobok,zfutrembizonanaciągniętymnakościstąpierś.ZdrugiejstronyGlassaznajdowałsięstosikładnieułożonychubrańzwyprawionejskóry–spodnie,zdobionekoralikamimokasynyorazprostazamszowabluza.Traperpowoliwstałiubrałsię.
PaunisiuważaliSiuksówzaswychśmiertelnychwrogów.RaznawetzdarzyłosięGlassowiwalczyćzgrupąmyśliwychztegoplemieniapodczas
niewielkiejpotyczki,gdyprzemierzałrówninyKansas.Terazspoglądałnanichinaczej.CzymógłnieczućwdzięcznościzasamarytańskiuczynekŻółtegoKoniaiszamana?TenostatniporuszyłsięiwidzącprzedsobąGlassa,usiadł.Powiedziałcoś,czegotraperniemógłzrozumieć.
PokilkuchwilachpokazałsięŻółtyKoń.Sprawiałwrażenieucieszonegofaktem,żeGlassjestjużnanogach.DwajIndianieprzyglądalisięjegoplecomizdawalisięwymieniaćnaichtematpełnezadowoleniauwagi.Gdyskończyli,Glasswskazałnaswójgrzbietiuniósłbrwiwniemympytaniu:„Dobrzetowygląda?”.ŻółtyKońściągnąłustaiskinąłtwierdzącogłową.
Tegodniaspotkalisięponownie,tymrazemwtipiŻółtegoKonia.Posługującsięchaotycznymjęzykiemmigowymorazrysunkaminapiasku,Glasspróbowałopowiedziećmu,skądprzyszedłidokądzmierza.ŻółtyKońzrozumiałnajwyraźniej,żechodzioFortBrazeau,coGlasspotwierdził,kiedyIndianinnarysowałmapęiprecyzyjnieumieściłnaniejfaktorięuzbiegurzekiMissouriiWhite.Traperkiwałgłowąjakszalony.ŻółtyKońpowiedziałcośdowojownikówzebranychwtipi.Glassniezrozumiał;tegowieczoruudałsięnaspoczynekzmyślą,czyabyniepowinienwymknąćsięstądnawłasnąrękę.
Nazajutrzranoobudziłgoodgłoskońskichkopytprzedtipiszamana.Gdywyszedłnazewnątrz,zobaczyłŻółtegoKoniaitrzechmłodychwojowników,tychsamych,którzybyliwwiosceArikarów.Siedzielinakońskichgrzbietach,ajedenzmłodzieńcówtrzymałzauzdęsrokaczabezjeźdźca.
ŻółtyKońpowiedziałcośiwskazałnasrokacza.Słońcedopierozaczynałowspinaćsiępowidnokręgu,kiedywyruszylinapołudnie,doFortBrazeau.
Rozdział14
6października1823roku
PoczuciekierunkuniezawiodłoJimaBridgera.Miałrację,kiedynamawiałFitzgeraldadopójściaskrótemioddaleniasięodskręcającejwkierunkuwschodnimMałejMissouri.Nazachodnimhoryzonciezniknąłwłaśnieostatnipromieńsłońca,gdydwajmężczyźnistrzałemzkarabinuzasygnalizowaliswójzamiarzbliżeniasiędoFortUnion.KapitanHenrynaichpowitaniewysłałjednegojeźdźca.
LudziezKompaniiFutrzarskiejGórSkalistychprzyjęlipojawieniesięFitzgeraldaiBridgerawforciezposępnymrespektem.FitzgeraldniósłstrzelbęGlassatak,jakbytobyłdumnysztandar
ichpoległegotowarzysza.JeanPoutrineprzeżegnałsię,widzącanstadta,akilkuinnychzdjęłokapeluszezgłów.ZeśmierciąGlassa,bezwzględunato,jakbardzobyłanieunikniona,wieluznichmierzyłosięztrudem.
Wszyscyzebralisięwbaraku,żebywysłuchaćrelacjiFitzgeralda.Bridgerczułmimowolnypodziwdlajegoumiejętnościiwprawywokłamywaniuinnych.
–Niemawieledoopowiadania–mówiłFitzgerald.–Wszyscywiemy,jaktosięmusiałoskończyć.Niebędęudawał,żesięznimprzyjaźniłem,aleszanujęczłowieka,którybyłtakwalecznyjakon.Pochowaliśmygogłęboko...Przykryliśmykamieniami,żebyzwierzętasięniedobrały.Prawdępowiedziawszy,kapitanie,chciałemodrazustamtądodejść,aleBridgerstwierdził,żepowinniśmyustawićnadgrobemkrzyż.
Bridgerpodniósłwzrok,przerażonytymozdobnikiem.Dwadzieściapełnychpodziwutwarzyzwróciłosiękuniemu,kilkaosóbskinęłogłowami,uroczyściewyrażającaprobatę.„Boże–mamszacunek!Nie!”Teraz,kiedywreszciedostałto,czegoodzawszetakbardzopragnął,niebyłwstanietegoznieść.Dodiabłazkonsekwencjami,musizrzucićzramiontenpotwornyciężar
kłamstwa–takżejegowłasnegokłamstwa.PoczułnasobielodowatywzrokFitzgeralda.
„Wszystkomijedno”.Otworzyłustagotówsięwypowiedzieć,leczzanimzdążyłznaleźćodpowiedniesłowa,kapitanHenryrzekł:
–Wiedziałem,żesięprzyłożysz,Bridger.Kolejnepełneaprobatyskinieniaczłonków
oddziału.„Cojanarobiłem?”Milcząc,wpatrywałsięwpodłogę.
Rozdział15
9października1823roku
WwypadkuFortBrazeaupierwszyczłonnazwybył–delikatniemówiąc–przesadą.Byćmożewgręwchodziłatupoprostuzwykłapróżność,pragnienie,byrodowenazwiskozyskałopomnikwpostacitwierdzy.Amożeliczono,żemocąsamegonazewnictwadasięodstraszyćpotencjalnychnapastników.Takczyowakzpewnościąbyłatonazwanawyrost.
FortBrazeauskładałsięzjednejchatyzdrewnianychbali,prymitywnegonabrzeżaorazsłupkadoprzywiązywaniakoni.Wąskieszczelinystrzelniczewścianachchatystanowiłyjedyneświadectwo,żebudynekpełniteżfunkcjeobronne,
aczkolwiekbardziejuniemożliwiałyonedostępświatłusłonecznemuniżindiańskimstrzałom.
Napolaniewokółfortutuiówdziestałytipi;częśćpostawiliIndianiechwilowoprzebywającytutajwcelachhandlowych,częśćmieszkającytunastałepijacyzplemieniaSiuksówYankton.Wszyscypodróżującyrzekązatrzymywalisiętunanoc.Zwykleobozowanopodgołymniebem,aczkolwiekzamożniejsimogliprzespaćsięza25centównasiennikuwdrewnianejchacie.
Połowęjejwnętrzazajmowałsklepzmydłemipowidłem,drugąnatomiastbar.Wobecsłabegooświetleniadoświadczałosiętugłówniewrażeńwęchowych:czućbyłostarymdymem,jechałowoniąotwartychbeczekzsolonymidorszamioraztłustymodoremniewyprawionejskóryzwierzęcej.Wyjąwszypijackierozmowy,dominującymdźwiękiembyłonieustannebzyczeniemuch,aczasemrównieżchrapaniedobiegającezpoddasza.
KiowaBrazeau,noszącytosamoimięcofort,przyglądałsiępięciujeźdźcomprzezgrubeokulary,wktórychjegooczywydawałysięnienaturalniewielkie.Zniemałąulgąstwierdził,żerozpoznajetwarzŻółtegoKonia.Kiowaobawiałsię,żeobecnieSiuksowieżywiąwobecbiałychniezbytprzyjazneuczucia.
WilliamAshleyspędziłwFortBrazeauwiększączęśćmiesiąca,snującplanydotycząceprzyszłościKompaniiFutrzarskiejGórSkalistychpoklęscezadanejjejprzezArikarów.WwalceztymplemieniemSiuksowiebylisprzymierzeńcamibiałych.Albo–mówiącbardziejprecyzyjnie–bylisojusznikamibiałychdopóty,dopókiniewścieklisięnapułkownikaLeavenworthaijegotaktykęnicnierobienia.WsamymśrodkuoblężeniaSiuksowienaglezniknęli(choćwcześniejzdążylijeszczeukraśćkoniezarównoAshleyowi,jakiarmiiamerykańskiej).DezercjęSiuksówAshleypostrzegałjakozdradę.KiowapocichusolidaryzowałsięzSiuksami,niewidziałjednakpotrzebyokazywaniategowobecnościludzizKompaniiFutrzarskiejGórSkalistych.BądźcobądźAshleyijegozałogastanowilinajlepsząklientelęKiowyikupowaliniemalwszystko,comiałnaskładzie.
WgruncierzeczywątłagospodarkaFortBrazeauopierałasięnahandluzmiejscowymiplemionami.NajwiększeznaczeniemielituSiuksowie,zwłaszczaodczasudramatycznejzmianystosunkówzArikarami.Kiowaobawiałsię,żepogardaSiuksówdlaLeavenworthamożeprzerzucićsiętakżenaniegoijegofaktorię.PrzyjazdŻółtegoKoniaitrzechinnych
wojownikówstanowiłdobryznak,szczególnieżewieźlizesobąbiałego,którymnajwyraźniejsięopiekowali.
TłumekmiejscowychIndianipodróżnych,którzyzatrzymalisięwforcienachwilę,zebrałsię,abypozdrowićprzybyszów.Gapionosięzwłaszczanabiałegomężczyznęzestraszliwymibliznaminatwarzyigłowie.BrazeauprzemówiłdoŻółtegoKonia,płynnieposługującsięjęzykiemSiuksów,tenzaśprzekazałmu,cowieobiałymczłowieku.Glassczułsięnieswojopodspojrzeniemdziesiątkówoczu.Ci,którzymówilijęzykiemSiuksów,słuchaliopowieściŻółtegoKoniaotym,jakwojownicyznaleźliGlassasamego,bezbroni,ciężkoranionegoprzezniedźwiedzia.Pozostalimusielisiętylkodomyślać,aczkolwiekjasnebyło,żebiałymężczyznaniejednomusiałprzejść.
KiowawysłuchałŻółtegoKonia,poczymzwróciłsiędobiałegoczłowieka:
–Kimjesteś?–Tamtennajwyraźniejpróbowałcośpowiedzieć.Sądząc,żeniezostałzrozumiany,Brazeauprzeszedłnafrancuski:–Quiêtesvous?
Glassprzełknąłślinęiostrożnieodchrząknął.PamiętałKiowęzkrótkiegopostoju,naktóryoddziałKompaniiFutrzarskiejGórSkalistychzatrzymałsięwFortBrazeauwdrodzewgóręrzeki.Byłojasne,żeKiowazupełniegonie
pamięta.Glassuświadomiłsobie,żemusiterazwyglądaćzdecydowanieinaczej,choćodmomentuatakuniemiałokazjiprzyjrzećsięswojejtwarzywlustrze.
–HughGlass.–Mówiąc,czułbólkrtani,ajegogłoszabrzmiałjakżałosne,zgrzytliwezawodzenie.–CzłowiekAshleya.
–RozminąłsiępanzmonsieurAsheleyem.WysłałJedaStuartaipiętnastuludzinazachód,asamwyruszyłzpowrotemdoSt.Louis,żebysformowaćnastępnyoddział.–Kiowaodczekałchwilęwnadziei,żeówporanionymężczyznasamzechceudzielićmujakichśnowychinformacji.
Gdyjednaktenniewykazałżadnychoznakchęcikontynuowaniarozmowy,jakiśjednookiSzkotprzemówiłwimieniuczekającychniecierpliwieludzi.Bełkotliwymdialektemzapytał:
–Cocisięstało?Glassmówiłwolno,starającsięoszczędzać
słowa.–NadgórnąGrandzaatakowałmniegrizzly.–
Żałosnezawodzeniewłasnegogłosubudziłownimniechęć,mówiłjednakdalej.–KapitanHenryzostawiłmniezdwójkąludzi.–Ponownieprzerwał,kładącdłońnapoharatanymgardle.–Uciekliiukradlicałymójekwipunek.
–Siuksowieprzyprowadzilicięażstamtąd?–zapytałSzkot.
WidzącbólnatwarzyGlassa,Kiowaodpowiedziałzaniego.
–ŻółtyKońznalazłgosamegowwiosceArikarów.Proszęmniepoprawić,jeślisięmylę,monsieurGlass,aleidęozakład,żedoszedłpantamznadGrandowłasnychsiłach.
Traperprzytaknąłskinieniemgłowy.JednookiSzkotchciałzadaćnastępnepytanie,
leczKiowaniedopuściłdotego.–MonsieurGlassmożeopowiedziećnamswoją
historiękiedyindziej.Uważam,żezasługujenaposiłekitrochęsnu.–OkularyprzydawałyobliczuKiowywyrazuinteligencjiidobroduszności.WziąłGlassapodramięiwprowadziłdownętrzachaty.TamposadziłgoprzydługimstoleipowiedziałcośwjęzykuSiuksówdoswojejżony,aonapochwilipostawiłaprzedGlassempełentalerzgulaszuprzygotowanegowogromnymżeliwnymkotle.Glasswsunąłjedzeniebezsłowa,apotemjeszczedwiedokładki.
Kiowazasiadłpodrugiejstroniestołuicierpliwieobserwowałgowprzyćmionymświetlechaty.Odczasudoczasuodpędzałciekawskich.
GdyGlassskończyłjeść,odwróciłsiędoKiowytkniętynagłąmyślą.
–Niemamczymzapłacić.–Niespodziewałemsię,żemapanprzysobie
nadmiargotówki.CzłowiekAshleyamożeliczyćumnienakredyt.–Glassskinąłzwdzięcznościągłową.Kiowaciągnął:–MogędaćpanuekwipunekiwsadzićnanajbliższystatekdoSt.Louis.
Glassgwałtowniepokręciłgłową.–NiewybieramsiędoSt.Louis.–Więcdokądplanujesiępandalejudać?–
spytałKiowazaskoczony.–DoFortUnion.–DoFortUnion!Mamypaździernik!Jeśli
nawetudasiępanuominąćArikarówidotrzećdowiosekMandanów,będziejużgrudzień.AprzecieżstamtąddoFortUnionjestjeszczetrzystamil.ChcepanwędrowaćwgóręMissouriwśrodkuzimy?
Glassnieodpowiedział.Bolałogogardło.Pozatymniedopraszałsięoniczyjepozwolenie.Pociągnąłłykwodyzwielkiegocynowegokubka,podziękowałgospodarzowizaposiłekizacząłwspinaćsiępochybotliwejdrabinienapoddasze,gdziesypialiprzyjezdni.Wpołowiedrogizatrzymałsię,zsunąłnadółiwyszedłzbudynku.
ZnalazłŻółtegoKoniawoboziezdalaodfortu,nadbrzegiemrzekiWhite.Siuksowieoporządzili
konie,dokonalidrobnejwymianyhandlowej,arankiemzamierzaliodjechać.WmiaręmożliwościŻółtyKońunikałfortu.KiowaijegożonazplemieniaSiuksówtraktowaligozawszeuczciwie,alecałaosadaprzyprawiałagooprzygnębienie.GardziłbrudnymiIndianami–anawetwstydziłsięzanich–którzyobozowaliwokółfortu,aswojeżonyicórkisprzedawalizaodrobinęwhiskey.Lękałsiętegozłakażącegoludziomporzucaćdawneżycieiżyćwpohańbieniu.
OpróczwpływuFortBrazeaunatutejszychIndianjegogłębokiniepokójbudziłyrównieżinnerzeczy.Podziwiałwyrafinowanieidoskonałąjakośćdóbrprodukowanychprzezbiałych,odbroniisiekierpoubraniaiigły.Odczuwałjednakutajonylękprzedludźmi,którzyumieliwyrabiaćteprzedmioty,zaprzęgającdotegosiłydlaniegoniepojmowalne.Acomyślećoopowieściachowielkichwioskachbiałychludzinawschodzie,wktórychmieszkatyleosób,ilejestbizonównaprerii?Wątpił,byopowieścitebyłyprawdziwe,ajednakzkażdymrokiemnapływałcorazwiększystrumieńbiałychhandlarzy.TerazdoszłajeszczetawojnamiędzyArikaramiawojskiem.WprawdziebializamierzaliukaraćtylkoArikarów,zaktórymtoplemieniemŻółtyKońnie
przepadał.Prawdąjestrównieżto,żebialiżołnierzeokazalisiętchórzamiigłupcami.Próbowałuśmierzyćswójniepokój.Wziętezosobna,wszystkietezłeprzeczucianiemiaływielkiejsiłyprzekonywania.AjednakŻółtyKończuł,żekażdaztychobserwacjidoczegośprowadzi,faktyjakośsięzesobąłączą,splatająwjednowyraźneostrzeżenie,którejeszczeniewpełnirozumiał.
GdyGlasswszedłdoobozu,ŻółtyKońwstał;blaskniewielkiegoogniskaoświetlałichtwarze.Traperzastanawiałsięwcześniej,czyniepowinienspróbowaćzapłacićSiuksomzaichopiekę,alecośmumówiło,żeŻółtyKońpotraktujetojakpoliczek.Możejakiśdrobnypodarunek,myślałGlass,trochętytoniualbonóż.Aletakiedrobiazgiwydałymusięniewspółmiernewobecwdzięczności,jakąodczuwał.PodszedłwięcdoŻółtegoKonia,zdjąłswójnaszyjnikzniedźwiedzimpazuremizałożyłgoIndianinowinaszyję.
ŻółtyKońwpatrywałsięprzezchwilęwGlassa.Tenodwzajemniłspojrzenie,skinąłgłową,apotemodwróciłsięiodszedłwkierunkuchatyzdrewnianychbali.
Gdyponowniewspiąłsiępodrabiniedoczęścisypialnej,zastałtamjużdwóchpodróżnych
śpiącychnawielkimsienniku.Wciasnymrogupomieszczenia,podokapem,rozłożononędznązwierzęcąskórę.Glassopadłnaniąiniemalnatychmiastzasnął.
Nazajutrzranoobudziłagogłośnarozmowaprowadzonapofrancuskuwpomieszczeniunadole.Przeplatałasięzwesołymśmiechem;Glassnaglezdałsobiesprawę,żejestnapoddaszusam.Leżałjeszczeprzezchwilę,cieszącsięluksusemschronieniaiciepła.Przekręciłsięzbrzuchanaplecy.
Brutalnaterapiaszamanaokazałasięskuteczna.Wprawdzieplecyjeszczesięniezagoiły,leczprzynajmniejranymiałoczyszczonezpaskudnejinfekcji.Rozciągałwszystkiekończynyjednąpodrugiej,jakbytestowałposzczególneelementynowozakupionejmaszyny.Nogamogłajużutrzymaćciężarciała,aczkolwiekGlassnadalwyraźniekulał.Nieodzyskałteżjeszczepełnisił,choćramięibarkfunkcjonowałynormalnie.Przypuszczał,żeodrzutbronipodczasstrzałuwywołasilnybólramienia,byłjednakpewien,iżzdołautrzymaćstrzelbę.
Strzelba.Glassdoceniałfakt,żeKiowagotówjestzapewnićmuwszelkieniezbędnewyposażenie,aletoswojąbrońprzedewszystkimpragnąłodzyskać.Pragnąłteżwyrównania
rachunkówzludźmi,którzymująukradli.DotarciedoFortBrazeautrudnomubyłouznaćzawielkisukces.Toprawda,uczyniłkrokmilowy,alefortniestanowiłdlańmety,którejosiągnięciewiążesięzuczuciemeuforii,leczraczejpunktstartu,zktóregowyruszasięzpełnądeterminacją.Mającnowyekwipunekidysponująccorazlepszymzdrowiem,znajdowałsięwtakdogodnejsytuacji,ojakiejwciąguostatnichsześciutygodnimógłtylkomarzyć.Leczmimowszystkocelwciążznajdowałsiędalekoprzednim.
Leżącnaplecachnapoddaszu,zauważyłwiadrowodynastole.Drzwipodnimotworzyłysię,awpopękanymlustrzenaścianieodbiłysiępromienieświatłaporanka.Glasswstałzpodłogiiwolnopodszedłdolustra.
Właściwieniebyłwstrząśniętytym,cownimzobaczył.Spodziewałsię,żewyglądaterazinaczej.Mimotopatrzącwreszcienaswojerany,któreodwielutygodnitylkosobiewyobrażał,doznałdziwnegouczucia.Potrójne,równolegleśladypazurówwcięłysięgłębokowzarośniętypoliczek.PrzypominałyGlassowibarwywojenne.Nicdziwnego,żebudziłwSiuksachrespekt.Różowebliznybiegłyprzezskóręczaszki,najejczubkuwidaćbyłokilkastrupów.Wewłosach,którerosły
gdzieniegdzie,zauważyłśladysiwizny–zwłaszczawbrodzie.Zeszczególnąpieczołowitościąobejrzałgardło.Takżetamponiedźwiedzichpazurachpozostałyrównoległepasy.Wmiejscach,gdziezałożonoszwy,powstałygruzłowatezabliźnienia.
Glassuniósłzamszowąbluzęistarałsięobejrzećswojeplecy,alewciemnymlustrzezobaczyłtylkozarysydługichran.Obrazwijącychsięlarwniechciałgoopuścić.Zostawiłlustroizszedłzpoddasza.
Wsalinaparterzezebrałosiękilkunastumężczyznusadowionychzadługimstołeminietylko.NawidokschodzącegopodrabinieGlassarozmowyumilkły.
Kiowaprzywitałsięznim,beztruduprzechodzącnaangielski.ZdolnościdojęzykówdawałyFrancuzowidużąprzewagęwhandluwtejpogranicznejwieżyBabel.
–Dzieńdobry,monsieurGlass.Właśniemówiliśmyopanu.–Traperodpowiedziałskinieniemgłowy,alemilczał.
–Miałpanszczęście–ciągnąłKiowa.–Byćmożeznalazłemdlapanatransportwgóręrzeki.–ZainteresowanieGlassanatychmiastwzrosło.
–PrzedstawiampanuAntoine’aLangevina.–Niskimężczyznazdługimiwąsamiwstałgrzecznieodstołuwyciągnąłrękędotrapera
iuścisnąłmudłońzsiłązaskakującąjaknatakmałegoczłowieka.
–Langevinprzypłynąłwczorajwieczorem.Podobniejakpan,monsieurGlass,teżmaconiecodoopowiedzenia.MonsieurLangevinprzybywaprostozterytoriumMandanów.Mówi,żenasiwędrującyznajomi,plemięArikara,założylinowąwioskęzaledwiemilęnapołudnieodosiedlaMandanów.
Langevinpowiedziałcośpofrancusku,czegoGlassniezrozumiał.
–Właśniemiałemdotegoprzejść,Langevin–rzekłKiowarozdrażniony,żemuprzerwano.–Myślę,żenaszprzyjacielniemiałbynicprzeciwkowprowadzeniugowkonteksthistoryczny.–Gospodarzciągnąłswojewyjaśnienia.–Jaksiępandomyśla,zaprzyjaźnieniznamiMandanowietroszkęsięzdenerwowali,żesojusznicyobarczająichswoimiproblemami.WramachumowyozajęcieprzeznasterytoriumMandanów,ciwymusiliobietnicę,żeArikarazaprzestanąataków.
Kiowazdjąłokulary,wytarłjeodługąpołęswojejkurtki,poczymwetknąłzpowrotemnaczerwonawynos.
–Cozmuszamniedowspomnieniaomojejosobistejsytuacji.Ówniewielkifortzależy
całkowicieodhandlunadrzecznego.Potrzebnimisąkupcyitraperzy,tacyjakpan,którzywędrująwdółiwgóręMissouri.BardzocenięsobiedługipobytpanaAshleyaijegoludzi,alewojnazArikaramirujnujemójbiznes.
PoprosiłemwłaśnieLangevina,żebyzeswymiludźmiwyruszyłwgóręMissourijakomójemisariusz.MajązabraćzesobąpodarkiiodbudowaćprzyjaznestosunkizArikarami.Jeśliimsięuda,damyznaćdoSt.Louis,żeMissouristoidlahandluotworem.
NabâtardLangevinamieścisięsześciuludziizaopatrzenie.TojestToussaintCharbonneau.–Kiowawskazałkolejnegomężczyznęzastołem.GlassznałtonazwiskoispojrzałzciekawościąnamężaSacagawei[2].–ToussaintbyłtłumaczemwekipieLewisaiClarka.MówijęzykamiMandanów,Arikarówiwszystkimiinnymi,którychmożeciepodrodzepotrzebować.
–Poangielskuteżmówię–dodałCharbonneau,cozabrzmiałojak„Puangeleskuteszmowję”.Kiowaposługiwałsięangielskimprawiebezakcentu,aleCharbonneaunieumiałpozbyćsięwyraźniesłyszalnejmelodiiojczystegojęzyka.Glasspodałmurękę.
Kiowakontynuowałprezentację.–ToAndrewMacDonald.–Wskazał
jednookiegoSzkota,któregoGlasswidziałjużpoprzedniegodnia.Terazzauważył,żeopróczokaczłowiektenniemarównieżsporegokawałkanosa.–Istniejeznaczneprawdopodobieństwo,żejesttonajgłupszyfacet,jakiegoznam–ciągnąłKiowa.–Alepotrafiwiosłowaćcałydzień,bezodpoczynku.Nazywamygo„Professeur”.–Professeurodwróciłgłowętak,żebymiećKiowęwzasięgujedynegooka,któresłyszącswojeprzezwisko,zmrużył,jakkolwiekbezwątpienianiepojąłszyderstwa.
–Inakoniec:otoDominiqueCattoire.–Kiowawskazałpodróżnikapalącegocienkąglinianąfajkę,atenwstałiuścisnąłGlassowidłoń.
–Enchanté–powiedział.–Atenkrólputains[3],LouisCattoire,tobrat
Dominique’a.Ontakżepłynie,oilezdołamygowywabićwrazzjegowackiemznamiotudziwek.Louisanazywamy„LaVièrge”[4].–Mężczyźniprzystoleroześmialisię.
–Ituwracamydopana.Ciludziepłynąwgóręrzeki,dlategoichłódźmusibyćlekka.Potrzebnyjestmyśliwy,któryzapewnizałodzemięso.Przypuszczam,żejestpanwtymcałkiemniezły.Amożenawetwięcejniżniezły,jeślizałatwimypanubroń.
WodpowiedziGlasstylkoskinąłgłową.
–Istniejejeszczejedenpowód,dlaktóregodelegacjiprzydasiędodatkowastrzelba–ciągnąłKiowa.–Dominiquesłyszałpogłoski,żepewienwódzArikarów,zwanyJęzykiemŁosia,odłączyłsięodgłównegoplemienia.ProwadziniewielkągrupęwojownikówiichrodzinnaterenygdzieśmiędzyziemiąMandanówarzekąGrand.Niewiemy,ocoimkonkretniechodzi,alefacetprzysiągłpomścićatakinaosadyArikarów.
GlassprzypomniałsobiezwęglonepozostałościpowiosceArikarówiskinąłwodpowiedzigłową.
–Wchodzipanwto?Miałwątpliwości,gdyżniechciałstanowić
obciążeniadlauczestnikówwyprawy.Zakładałdotąd,żewybierzesięwgóręMissourisamotnieipieszo,awyruszyjeszczedzisiaj;niemógłznieśćmyśli,iżmusiałbyczekać.Rozumiałjednak,żedostałszansę.Wtowarzystwieinnychludzibyłbybezpieczniejszy,oilecicokolwiekumieją.AleczłonkowiedelegacjiKiowywyglądalinazaprawionychwbojach,aGlasswiedział,żetrudnoolepszychwioślarzy.Zdawałteżsobiesprawę,żejegoorganizmjeszczenieodzyskałpełnisił,żeprzezpiesząwędrówkęspowolniproceszdrowienia.Wiosłowaniepodprądłodziązwanąbâtardteżniebędziełatweaniszybkie.Aledamuprzynajmniejmiesiącnazupełne
wyzdrowienie.Przyłożyłdłońdogardła.–Wchodzę.LangevinpowiedziałcośpofrancuskudoKiowy.
Tensłuchał,poczymzwróciłsiędoGlassa.–Langevinmówi,żepotrzebujecałego
dzisiejszegodnianadokonaniepewnychdrobnychnaprawswojejbâtard.Wyruszyciejutroobrzasku.Niechpancośzje,apotemzaopatrzymypanawniezbędnerzeczy.
Kiowatrzymałswojetowarypodprzeciwległąścianąchaty.Deskaustawionanadwóchpustychbeczkachsłużyłazakontuar.Glassskupiłsięprzedewszystkimnabronidługiej.Dowyborumiałpięćstrzelb,wtymtrzypordzewiałeileciwekarabinyobardzodługichlufach,niewątpliwieprzeznaczonedohandluzIndianami.Jeślichodziodwapozostałeegzemplarze,początkowowybórwydawałsięoczywisty.JednymznichbyłaklasycznadługastrzelbatypuKentucky,piękniewykończonalśniącymdrewnemorzechowym.Drugim–podniszczonykarabinpiechotyamerykańskiej,model1803,zezłamanąkolbązreperowanąkawałkiemniewyprawionejskóry.GlasswziąłobiesztukiiwyszedłzniminazewnątrzwtowarzystwieKiowy.Musiałpodjąćważnądecyzję,dlategochciałobejrzećbroń
wświetlednia.Kiowaprzyglądałsięwyczekująco,jakGlass
uważniebadadługąstrzelbęzKentucky.–Pięknabroń–rzekłkupiec.–Jeślichodzi
okuchnię,toNiemcyżrągówna,alewiedzą,jakwyprodukowaćstrzelbę.
Glassprzytaknął.ZawszepodziwiałeleganckąlinięstrzelbzKentucky.Jednakdwiekwestiebudziłyjegowątpliwości.Popierwsze,zauważyłzrozczarowaniem,żestrzelbamaniewielkikaliber,któryprawidłowooceniłna.32.Podrugie,znacznadługośćlufyczyniłatębrońciężkąpodczasdźwiganiainieporęcznąwczasieładowania.IdealnastrzelbadlajakiegośdżentelmenaalbofarmerapolującegonawiewiórkiwWirginii.Glasspotrzebowałjednakczegośinnego.
PodałkarabinmarkiKentuckyFrancuzowi,asamwziąłdorękimodel1803,broń,którejużywałowielużołnierzyzekspedycjiLewisaiClarka.Najpierwobejrzałuszkodzonąkolbęisposóbjejnaprawy.Wokółpęknięciamocnonaciągniętowilgotną,niewyprawionąskóręzwierzęcą,którapowyschnięciustwardniałaiskurczyłasię,tworzącmocnąjakskałalitąformę.Kolbabyłabrzydka,alewydawałasięsolidna.Glassprzyjrzałsięzamkowi
imechanizmowispustowemu.Byłyświeżonasmarowane,bezśladurdzy.Przesunąłwolnorękąponieuszkodzonejczęścikolby,anastępniepocałejkrótkiejlufie.Włożyłpalecdojejgrubegowylotu,zaprobatąrozpoznającsolidnykaliber.53.
–Podobasiępanu,co?WodpowiedziGlasstylkoskinąłgłową.–Dobrastrzelba–powiedziałKiowa.–Proszę
jąwypróbować.–Poczymdodałcierpko:–Ztakiejbronimożnaustrzelićniedźwiedzia!–WręczyłGlassowirógnaprochimiarkę,atenwsypałpełenładunek,składającysięzdwustugranów,wprostdolufy.ZkieszenikamizelkiKiowawyjąłdużypociskkalibru.53oraztłustąodsmaruszmatkęiwręczyłjeGlassowi,któryowinąłkulęwotrzymanykawałektkaniny,anastępniewetknąłjądolufy.Chwyciłwyciorimocnodocisnąłkulęprzyspuście.Dosypałprochudopanewki,odciągnąłkurek,poczymzacząłszukaćjakiegoścelu.
Mniejwięcejpięćdziesiątjardówodnich,wrozgałęzieniukonarówwielkiejtopoli,siedziałasobiespokojniewiewiórka.Glasswycelowałipociągnąłzaspust.Zapłonprochuwpanewceiwystrzałpociskuzlufyoddzielałzaledwieułameksekundy.Powietrzewypełniłosiędymem,
chwilowoprzesłaniająccel.Glassskrzywiłsię,gdypchniętasiłąodrzutukolbamocnouderzyłagowramię.
Kiedydymopadł,Kiowawolnymkrokiempodszedłdotopoli.Pochyliłsięipodniósłrozszarpaneszczątkiwiewiórki,któraterazsprowadzałasięwłaściwiedopuszystegoogona.WróciłdoGlassairzuciłmuogonpodnogi.
–Myślę,żetastrzelbanienadajesiędopolowańnawiewiórki.
TymrazemGlasssięuśmiechnął.–Bioręją.Przeszlizpowrotemdochatyzbali,gdzieGlass
wybrałsobiepozostałączęśćekwipunku:pistoletkalibru.53,kulolejkę,ołów,prochikrzemienie.Atakżetomahawkiwielkinóżdościąganiaskór.Brońzatknąłzagrubyskórzanypas.Wziąłrównieżdwiekoszulezczerwonejbawełnydonoszeniapodzamszowąbluzą,długąwełnianąpelerynę,wełnianączapkęirękawice,pięćfuntówsoliitrzyzwojetytoniu.Igły,niciisznurek.Abyzaładowaćgdzieśswojenoweskarby,wybrałskórzanątorbęmyśliwskązfrędzlami,misterniezdobionąkoralikami.Zauważył,żewszyscywędrowcymająprzypasieniewielkiesakiewki,wktórychprzechowująfajkęitytoń.Zdecydowałsięnapodobnądlasiebie,uznającjązaporęczne
miejscedlazestawudorozpalaniaognia.Kiedyskończył,czułsiębogatyniczymkról.Po
sześciutygodniach,podczasktórychniemiałnicpozakoszuląnagrzbiecie,Glassuważałsięterazzadoskonaleprzygotowanegodowszelkichniebezpieczeństw.Kiowapodliczyłrachunek,którywyniósłwsumiestodwadzieściapięćdolarów.TymczasemGlassnapisałdoWilliamaAshleyakrótkilist:
10października1823roku
SzanownyPanieAshley,Wszystko,comiałemzwyposażenia,
zostałomiskradzioneprzezdwóchludziznaszegooddziału,zktórymisamwyrównammojerachunki.PanBrazeauudzieliłmikredytujakopracownikowizatrudnionemuprzezKompanięFutrzarskąGórSkalistych.Pozwoliłemsobienabyćrzeczy,którychlistęzałączam,wramachzaliczkinapoczetmegowynagrodzenia.ZamierzamodzyskaćswojąwłasnośćizobowiązujęsięzwrócićPanuwszelkiedługi.
Uniżonysługa
HughGlass
–Prześlępańskilistrazemzrachunkiem–powiedziałKiowa.
WieczoremGlasszjadłobfitąkolacjęwtowarzystwieKiowyiczwórkinowychtowarzyszy.Piąty,Louis„LaVièrge”Cattoirenadalniewychodziłznamiotudziwek.JegobratDominiquewyjawił,żeLaVièrgenazmianęupijasięiuprawiaseksodchwiliprzybyciadoFortBrazeau.Zwyjątkiemsytuacji,wktórychzwracanosiębezpośredniodoGlassa,podczasrozmowypodróżnicyposługiwalisięjęzykiemfrancuskim.Traperrozpoznawałniektóresłowaizwroty,którepamiętałzokresuspędzonegowCampeche,alenienatyle,byrozumiećcałąkonwersację.
–Dopilnuj,żebytwójbratbyłranogotowydodrogi–powiedziałLangevin.–Potrzebnymijestjakowioślarz.
–Będziegotowy.–Iniezapomnijcie,jakiejestwaszegłówne
zadanie–rzekłKiowa.–NiezaszyjciesięuMandanównacałązimę.Muszęmiećgwarancje,żeArikaraniebędąatakowaćhandlarzypodróżującychwzdłużrzeki.JeślidoNowegoRoku
nieotrzymamodwaswiadomości,niezdążęjużprzekazaćdoSt.Louisżadnychinformacji,którebyzmieniłyplanykompaniinawiosnę.
–Znamswojeobowiązki–odparłLangevin.–Dostanieszwszystkieinformacje,jakichpragniesz.
–Skorootymmowa–Kiowaprzeszedłgładkozfrancuskiegonaangielski.–Wszyscychcielibyśmysiędowiedzieć,codokładniesięzpanemdziało,monsieurGlass.–NatesłowanawetzamgloneokoProfesseurabłysnęłozainteresowaniem.
Glassprzebiegłwzrokiemposiedzącychprzystole.
–Niemazbytwieledoopowiadania.–Kiowaprzetłumaczyłjegosłowa,apodróżnicysięroześmiali.Kiowateżsięzaśmiał,poczymrzekł:
–Zcałymszacunkiem,monami,samapańskatwarzjużwielemówi,chcielibyśmyjednakpoznaćszczegóły.
Rozsiadłszysięwygodnie,bywysłuchać–jaksięspodziewali–zajmującejopowieści,podróżnicynabiliswedługiefajkiświeżymtytoniem.Kiowawyjąłzkieszonkikamizelkiozdobnąsrebrnątabakierkęiwłożyłsobiedonosaszczyptętabaki.
Glassdotknąłdłoniągardła,wciążzawstydzonyswymzawodzącymgłosem.
–WielkigrizzlyzaatakowałmnienadrzekąGrand.KapitanHenryzostawiłJohnaFitzgeraldaiJimaBridgera,żebymniepochowali,kiedyumrę.Tymczasemzostałemprzeznichokradziony.Mamzamiarodzyskaćto,conależydomnieidopilnować,bysprawiedliwościstałosięzadość.
Glassskończył.Kiowaprzetłumaczył.Zapadładługa,pełnawyczekiwaniacisza.
Wreszcie,chropawymdialektem,zadałpytanieProfesseur:
–Czyonniechceznamiwięcymówić?–Proszęsięniegniewać,monsieur–rzekł
ToussaintCharbonneau–aleniejestpanraczejtypemgawędziarza.
Glassspojrzałnaniegoprzeciągle,alenadalmilczał.
–Pańskiinteres–odezwałsięKiowa–skoroniechcenampanopowiedziećwszczegółachwalkizniedźwiedziem,aleniepuszczępanastąd,dopókinieopiszemipanrzekiGrand.
JużnawczesnymetapieswojejdziałalnościKiowazrozumiał,żesukcesniezależyjedynieodtowarów,którymisięhandluje,lecztakżeodposiadanychinformacji.Ludzieprzybywalidojegofaktoriinietylkopooferowaneprzezniątowary,leczbysięczegośdowiedzieć.FortKiowależał
uzbiegurzekMissouriiWhite,dlategootejdrugiejwiedziałonbardzodużo,podobniezresztąjakorzeceCheyennenapółnocy.OdIndianzbierałwszelkieinformacjenatematGrand,alewciążbyłyonebardzoogólnikowe.
KiowapowiedziałcośdoswejżonywjęzykuSiuksów.Pochwilikobietaprzyniosłapodniszczonąksiążkę,zktórąobchodzilisięjakzrodzinnymegzemplarzemBiblii.Księganosiładługitytuł,widniejącynapodartejokładce.Kiowapoprawiłokularyiodczytałnagłos:Dziejeekspedycji...
–...podkierunkiemkapitanówLewisaiClarka–dokończyłGlass.
Kiowapodniósłpełneekscytacjioczy.–Àbon!Naszporanionywędrowiecumie
czytać!Glasstakżebyłpodniecony,nachwilę
zapomniałnawetobólupodczasmówienia.–PodredakcjąPaulaAllena.Wydano
wFiladelfiiwrokutysiącosiemsetczternastym.–Więcznapanrównieżmapęsporządzoną
przezkapitanaClarka?Glassprzytaknął.Pamiętałdobrzeówdreszcz,
którytowarzyszyłpojawieniusięoddawnaoczekiwanejpublikacjipamiętnikówimapy.Podobniejakinneryciny,którekształtowałyjego
chłopięcemarzenia,GlasspierwszyrazzobaczyłDziejeekspedycjiwfiladelfijskichbiurachfirmyRawsthorneiSynowie.
Kiowaoparłksięgęnagrzbiecieiotworzyłjąnastronie,naktórejwidniałamapaClarka,zatytułowanaMapaszlakuLewisaiClarkaprzezzachodniączęśćAmerykiPółnocnej,odMissisipidoOceanuSpokojnego.Przygotowującsiędoekspedycji,Clarkintensywniećwiczyłsięwkartografiiijejtajnikach.Jegomapastanowicudtamtychczasów,przewyższającszczegółowościąiprecyzjąwszystko,cokolwiekwcześniejnakreślono.MapajasnowskazywałagłównedopływyMissouri,odSt.LouisdoThreeForks.
MimodokładnegooddaniaprzebiegurzekzasilającychMissouri,szczegółoweinformacjenaichtematograniczyłysięwłaściwiedozbiegówtraktówwodnych.Niewielewiedzianootrasieiźródłachposzczególnychcieków.Wyjątkibyłynieliczne:w1814zaznaczononamapieodkryciadokonanewdorzeczurzekiYellowstoneprzezDrouillardaiColtera.ZaznaczonoteżnaniejtrasępokonanąprzezZebulonaPike’a[5],któryprzeszedłpołudniowączęśćGórSkalistych.SamKiowanarysowałprzebiegPlatte,zaznaczającorientacyjnepołożeniejejrozwidleńnapółnocy
ipołudniu.NamapiewidniałteżopuszczonyfortManuelaLisywYellowstone,umieszczonyuujściarzekiBigHorn.
Glasszzapałemstudiowałdokument.AleinteresowałagoniesamamapaClarka.JąznałdobrzedziękidługimgodzinomspędzonymwsiedzibiefirmyRawsthorneiSynowie,atakżeniedawnymbadaniomwSt.Louis.GlassainteresowałyprzedewszystkimnoweoznaczeniananiesioneprzezKiowę,pociągnięciaołówkiemwyrosłezwiedzyzdobytejwciąguostatniejdekady.
Powtarzającymsięelementemmapybyłyciekiwodne.Ichnazwymówiływiele:niektóreupamiętniałypotyczki–PotokWojny,Lancy,NiedźwiedziejGawry.Inneopisywałymiejscowąfloręifaunę–PotokAntylopy,Bobra,Sosnowy,Różyczkowy.Jeszczekolejnezawierałyinformacjenatematsamejwody–PotokGłęboki,Bystry,Płytki,Siarkowy,SłodkiejWody.Kilkaodwoływałosiędorzeczywistościbardziejmistycznej–PotokSzamański,Zamkowy,ŻółwioweWzgórze(wjęzykuSiuksówKeyaPaha).
KiowazasypałGlassapytaniami.IledniszliwgóręGrand,zanimdotarlidorozwidlenia?Wktórychmiejscachdopływywpadałydorzeki?Jakiewidziałpodrodzepunktyorientacyjne?
Jakieśoznakibytnościbobrówiinnejzwierzyny?Czysątamlasy?Jeślitak,toile?JakdalekojestdoBliźniaczychWzgórz?CzyzauważyliobecnośćIndian?Którychplemion?OstrymołówkiemKiowazaznaczałnamapienowedane.
Glassnietylkoudzielałsporoinformacji,leczrówniewieleichotrzymywał.Wprawdzieogólnyzarysmapymiałutrwalonywpamięci,jednakwobecplanówsamotnegoprzedarciasięprzezteterenydrogąlądowąniezbędneokazywałysiędaneszczegółowe.IlemildzieliosiedlaMandanówodFortUnion?JakiesągłównedopływyrzekipowyżejziemiMandanówijakadzielijeodległość?Jakiejesttamukształtowanieterenu?KiedyMissourizamarza?Gdziemógłbyzaoszczędzićczas,idącskrótemmiędzyzakolamirzeki?SporyfragmentmapyClarkaGlassskopiowałdlawłasnychpotrzeb,skupiającsięprzedewszystkimnarozległychterytoriachmiędzyosiedlamiMandanówaFortUnion,atakżenakilkusetmilowymodcinkunapółnocodfortu,przezktórypłynęłyrzekiYellowstoneiMissouri.
KiowaiGlassstaliprzystoledopóźnejnocy,podczasgdypozostalipodróżnicywolelisięulotnić;przyćmioneświatłokagankarzucałobezkształtnecienienaścianyzbali.Żądny
skorzystaniazrzadkiejokazjidointeligentnejrozmowy,KiowaniechciałwypuścićGlassazrąk.ZdumiałagoopowieśćosamotnejwędrówcezZatokiMeksykańskiejdoSt.Louis.WyjąłczystąkartkępapieruikazałGlassowinaszkicowaćmapkęrówninTeksasuiKansas.
–Bardzobymisiętuprzydałczłowiektakijakpan.Przybywającydonaspodróżnicyspragnienisąwszelkichinformacji,jakiepanposiada.
Glasspokręciłgłową.–Naprawdę,monami.Możepantujednak
przezimuje?Dampanupracę.–Kiowarzeczywiściegotówbyłzapłacić,itochętnie,choćbypoto,bymiećtowarzystwo.
Glassznówpokręciłgłową,tymrazemjeszczebardziejstanowczo.
–Mampewnesprawydozałatwienia.–Czytoniegłupipomysł?Wprzypadku
człowiekaotakichumiejętnościach?WłóczyćsiępoLuizjaniewsamymśrodkuzabójczejzimy?Lepiejniechpanścigatychzdrajcównawiosnę,jeśliwciążbędziemiećpannatoochotę.
Miłaatmosferapoprzedniejrozmowyulotniłasięzpomieszczenia,jakgdybyktośwchłodnyzimowydzieńotworzyłnagledrzwi.OczyGlassarozbłysły,aKiowanatychmiastpożałowałswojejwypowiedzi.
–Nieprosiłempanaoradęwtejsprawie.–Toprawda.Nieprosiłpan.Doświtupozostałyniecałedwiegodziny,gdy
Glass,wykończony,wspiąłsięwreszciepodrabinienapoddasze.Niecierpliwewyczekiwanie,byjużruszyćwdrogę,niepozwoliłomuzażyćzbytwielesnu.
Glassocknąłsię,słyszącstekróżnorakichprzekleństwwypowiadanychdonośnymgłosem.Jakiśmężczyznakrzyczałpofrancusku.Glassnierozumiałposzczególnychwyrazów,alekontekstsprawiał,żeichsensprzedstawiałsięcałkowiciejasno.
Akrzyczał„LaVièrge”Cattoire,niedawnobrutalniewyrwanyprzezswegobrataDominique’azgłębinpijackiegosnu.Znużonywygłupamibratainiemogącgoobudzićstandardowymkopnięciemwżebra,Dominiquespróbowałinnejtaktyki:nasikałśpiącemunatwarz.ÓwaktstraszliwegobrakurespektuwywołałperoręzestronyLaVièrge’a.DziałanieDominique’arozgniewałorównieżsquaw,zktórąLaVièrgespędziłnoc.Kobietatatolerowaławieleformobrazymoralności,doktórychdochodziłowjejtipi.Doczęścinawetsamazachęcała.Jednakbezpardonowyaktsikaniawiązałsięzzabrudzeniemjejnajlepszegokocaiwywołał
wkobieciewściekłość.Wrzeszczałaprzeszywającym,piskliwymgłosemobrażonejsroki.
KiedyGlasswyszedłzchatynazewnątrz,ówkrzykliwypojedynekprzekształciłsięwwalkęnapięści.NiczymstarożytnygreckizapaśnikLaVièrgestanąłprzedstarszymbratemkompletnienagi.Górowałnadnimposturą,alenajegoniekorzyśćprzemawiałytrzydninieprzerwanegoostregopicia,niewspominającjużogwałtownymiprzykrymprzebudzeniu.Niewidziałzbytwyraźnienaoczy,miałzachwianąrównowagę,jakkolwiekoweułomnościniestępiłyjegoochotydowalki.Dominique,obeznanyzestylemLaVièrge’a,stałnieruchomo–czekałnanieuniknionyatak.Wydawszyzsiebiegardłowyryk,LaVièrgeopuściłgłowęirzuciłsiędoprzodu.
Całyimpetswejszarżywłożyłwzamaszystycioswymierzonywgłowębrata.Gdybymusięudało,wbiłbyDominique’owinoswmózg.Naszczęścietenbeztruduuchyliłsięprzedciosem.
LaVièrgestraciłrównowagę.Dominiquekopnąłgomocnowzgięciekolan,apotempociągnąłzastopy.LaVièrgewylądowałnaplecach,azpłuculeciałomucałepowietrze.Przezchwilęwiłsiężałośnie,próbujączłapaćoddech.Gdytylkoznówmógłoddychać,zacząłbluzgaćprzekleństwami
ipróbowałpodnieśćsięnanogi.DominiquekopnąłgopotężniewsplotsłonecznyiLaVièrgeponowniemusiałwalczyćoodrobinępowietrza.
–Mówiłemci,żemaszbyćgotowy,żałosnytępaku!Wyruszamyzapółgodziny.–DlapodkreśleniaswychsłówDominiquekopnąłLaVièrge’awusta,rozbijającmuobiewargi.
Walkadobiegłakońca,gapiesięrozeszli.Glassruszyłnadrzekę.BâtardLangevinastałaprzynabrzeżu,wartkiprądMissouriszarpałjejlinącumowniczą.Jakwskazywałanazwa[6],łódźnależaładośredniejwielkościjednostektransportowych.Wprawdziemniejszaodwielkichcanotsdemâitre,itakbyłacałkiemspora,ajejdługośćwynosiłatrzydzieścistóp.
PłynączprądemMissouri,którydawałimnapęd,LangeviniProfesseurmoglisamisterowaćbâtard,nieprzejmującsiępełnymzaładunkiem,składającymsięzeskórekzwierzęcychwyhandlowanychodMandanów.Jednakpodróżwgóręrzekitakobciążonąłodziąwymagaładziesięciuwioślarzy.TymrazemładunekLangevinamiałbyćlekki–kilkapodarkówdlaMandanówiArikarów.Mimowszystko,zzaledwieczteremaludźmiuwioseł,czekałaichtrudnapodróż.
ToussaintCharbonneausiedziałnabeczceprzy
nabrzeżu,beztroskojedzącjabłko,podczasgdyProfesseurprzygotowywałłódźpodkierunkiemLangevina.Abyrównomiernierozłożyćładunek,napodłodze–międzyrufąadziobem–umieszczonodwiedługieżerdzie.Professeurkładłnanietowary,schludniezwiniętewczteryniewielkiebele.Najwyraźniejniemówiłpofrancusku(aczasamisprawiałwrażenie,żepoangielskuteżniemówi).NiezdolnośćzrozumieniafrancuskichkomendLangevinrekompensowałmu,podnoszącgłosimówiącbardzowyraźnie.Niebyłotojednakspecjalniepomocne;ciągłagestykulacjazestronyLangevinadostarczałaProfesseurowiowielewięcejcennychwskazówek.
Sztuczneokonadawałotemuczłowiekowijeszczebardziejprzerażającywygląd.StraciłównarządwjakimśszynkuwMontrealu,kiedytopewiencieszącysięzłąsławąawanturnik,noszącyprzezwiskoJoeOstryga,poprostuwyłuskałmugozczaszki.Professeurowiudałosięwetknąćokonamiejsce,aleniestety–niechciałofunkcjonować.Wmartwymoczodoleumieszczonostałąprotezę,lecztautkwiłapoddziwacznymkątemiwefekciemężczyznawyglądał,jakbycałyczasspodziewałsięatakuzflanki.Nigdyniezdecydowałsięnanoszenieopaski.
Wyruszyliwdrogębezspecjalnejpompy.
DominiqueiLaVièrgepojawilisięnanabrzeżu,każdyzestrzelbąiniewielkątorbąnarzeczyosobiste.LaVièrgemrużyłoczy,oślepioneporannymsłońcemodbijającymsięodrzeki.Najegodługichwłosachzaschłobłoto,akrewzrozciętychwargbarwiłaczerwonobrodęiprzódbluzy.Mimotodziarskimskokiemzająłmiejsceuwiosłanadziobiebâtard,awjegooczachpojawiłsiębłysk,któryniemiałnicwspólnegozpromieniamisłonecznymi.Dominiqueusiadłnaburciezasterem.LaVièrgepowiedziałcośiobajbraciawybuchnęliśmiechem.
LangeviniProfesseurzasiedlijedenobokdrugiegowszerokiejczęścipośrodkułodzi,chwytajączawiosłazlewejiprawejburty.Zasobąiprzedsobąmielipojednejbeliładunku.CharbonneauiGlassusadowilisięprzypozostałychbelach,przyczymCharbonneaubliżejdzioba,aGlassbliżejburty.
Czterechpodróżnikówchwyciłozawiosłaiskierowałołódźnabystrynurtrzeki.Zanurzylijegłębokowwodzie;bâtardpopłynęła,kierującsiępodprąd.
LaVièrge,wiosłując,zaintonowałpieśń,którąpodchwycilipozostali:
Lelaboureuraimesacharrue,LeChasseursonfusil,sonchien;
Lemusicianaimesamusique;Moi,moncanot–c’estmonbien!
Oraczkochaswójpług,Myśliwywielbiswąbrońipsa,Muzykowimuzykatobóg,Dlamniemiłościąjestłódkama!
–Bonvoyage,mesamis!–wołałzanimiKiowa.–TylkoniespędźciecałejzimyuMandanów!
Glasssięobejrzał.PrzezchwilęwpatrywałsięwKiowęBrazeaumachającegoimznabrzeżaswegomałegofortu.Potemodwróciłsiętwarząwgóręrzekiiwięcejjużsięzasiebienieoglądał.
Wstawałdzień11października1823roku.OdponadmiesiącaGlassnieustannieoddalałsięodcelu.Byłtowprawdziestrategicznyodwrót,leczjednakodwrót.Począwszyoddzisiaj,postanowiłGlass,anikrokuwtył.
[2]Sacajawea,SacagawealubSakakawea(ur.ok.1784roku,zm.w1812lub1884roku)–indiańskaprzewodniczkaitłumaczkapodczasekspedycjiLewisaiClarkanazachód,żonafrancuskiegotraperaToussaintaCharbonneau.[3]Putains(fr.)–ladacznice.
[4]LaVièrge(fr.)–dziewica.[5]ZebulonMontgomeryPike(ur.5stycznia1779roku−zm.27kwietnia1813roku)−amerykańskiwojskowy,podróżnikiodkrywca.JakokapitanArmiiStanówZjednoczonychpoprowadziłwlatach1806–1807ekspedycjęcelemzbadaniaiskartowaniapołudniowo-zachodnichobszarówLuizjanyorazodnalezieniaźródełrzekiRed.[6]Bâtard(fr.)–mieszany,pośredni.
CZĘŚĆII
Rozdział16
29listopada1823roku
Czterywiosłaprzecinaływodęwidealnymunisono.Ichwysmukłepióraniknęłypodpowierzchnią,podnaciskiemmocnychrąkwchodzącwgłąbprawienaosiemnaściecali.Bâtardsunęławolnonaprzód,posłusznarytmowi,pokonującopórsilnegonurtu.Pokażdymzamachuwiosławyłaniałysięzwodyiprzezchwilęwydawałosię,iżrzekazniweczywysiłekzałogi,leczzanimdotegodochodziło,pióraznówsięzanurzały.
Gdywypływalioświcie,wmiejscach,gdziewodastałanieruchomo,widaćbyłocienkąjakpapierwarstewkęlodu.Teraz,kilkagodzin
później,Glassrozsiadłsięnaławce,wygrzewającsięzprzyjemnościąwprzedpołudniowymsłońcuicieszącnostalgicznymkołysaniemrzeki.
PierwszegodniapowypłynięciuzFortBrazeauGlassspróbowałswychsiłwwiosłowaniu.Bądźcobądź,rozumował,jestprzecieżżeglarzem.Podróżnicywybuchnęliśmiechem,gdyzdeterminacjąchwyciłzadrewnianąrękojeść.Natychmiaststałosięjasne,żejegopomysłjestniedorzeczny.Mężczyźnipracowaliwzawrotnymtempiesześćdziesięciuwymachównaminutę,regularnieniczymszwajcarskizegarek.Glassniebyłbywstaniedotrzymaćimtempa,nawetgdybymiałwpełnizdroweramię.Przezparęchwilmłóciłwodę,nimcośmiękkiegoimokregouderzyłogowtyłgłowy.Odwróciwszysię,ujrzałDominique’a,zkpiącymuśmiechemnatwarzy.
–Dlapana,panieświniojadzie!–DlapaaNAA,panieświniojaDZIEE!–PrzezdalszączęśćpodróżyGlassniechwytałjużzawiosło,leczobsługiwałwielkągąbkę,którąnieustanniemusiałusuwaćwodęzdnałodzi.
Byłatorobotanapełnyetat,gdyżbâtardprzeciekała.KojarzyłasięGlassowizpływającąkołdrą.Łatykorybrzozowej,zktórejwykonanoposzycie,połączonozapomocąwattope,mocnychsosnowychkorzeni.Miejscałączeńuszczelniono
żywicą,którąnanoszonostale,wmiarępojawianiasięprzecieków.Ponieważcoraztrudniejbyłoznaleźćbrzozy,podróżnicyzostalizmuszenidokorzystaniazinnychmateriałówdołataniaizatykaniadziur.Wkilkumiejscachzastosowanoniewyprawionąskóręzwierzęcą,ściągającjąmocnoismarującgrubożywicą.Glassazdumiewałakruchośćtejjednostki.Mocnymkopnięciemmożnabyłozłatwościąprzebićjejposzycie;dogłównychzadańLaVièrge’ajakosternikanależałounikanieśmiertelniegroźnychśmiecipłynącychznurtemrzeki.Naichkorzyśćdziałałjedynierelatywnieniskistanspokojnejwody,typowydlajesieni.Zpewnościąwiosennewezbranianiosłybycałepowalonedrzewa.
Leczopróczwadłódźmiałateżpewienplus.Wprawdziewątła,byłajednocześnielekka,coniepozostawałobezznaczeniazpunktuwidzeniawalkiznurtem.Glassbardzoszybkozrozumiałowodziwneuczucie,którympodróżnicydarzyliswójstateczek.Łączyłoichcośnakształtwięzówmałżeńskich;ludzienapędzaliłódź,aonazapewniałaimtransport,istniałomiędzynimidziwnepartnerstwo.Jednastronazależałaoddrugiej,polegałynasobienawzajem.Podróżnicypołowędniaprzeznaczalinagorzkienarzekania
natematróżnorakichniedomagańswojejjednostki,drugązaśnaczułądbałośćonią.
Dowyglądubâtardprzywiązywaliwielkąwagę,gdyżstanowiłaprzedmiotichdumy;ozdabialijąpysznymipióropuszamiimalowaliwjaskrawebarwy.Nasterczącymdziobieodwzorowaligłowęjelenia,zporożemwyzywającozwróconymwkierunkuwody(natomiastnarufieLaVièrgeumieściłwizerunekprzedstawiającytyłektegozwierzęcia).
–Przednamidobremiejscenabiwak–odezwałsięLaVièrgezeswojegopunktuobserwacyjnegonadziobie.
Langevinspojrzałwgóręrzeki,tamgdziełagodnyprądwodyszorowałlekkoopiaszczystybrzeg,potemuniósłgłowę,abyocenićpozycjęsłońca.
–Okej,tobędziejednafajka.Allumez.Wkulturzepodróżnikówfajkamiałatakistotne
znaczenie,żeterminutegoużywalinaokreślenieodległości.„Fajka”oznaczaładystans,jakiprzebywalizwyklemiędzykrótkimiprzerwaminapalenietytoniu.Gdypłynęlizprądem,fajkarównałasięnawetdziesięciumilom,nawodziestojącej–pięciumilom,natomiastnatrudnymnurcieMissourimieliszczęście,jeślifajkaoznaczaładwiemile.
Szybkoweszliwcodziennąrutynę.Śniadaniaspożywaliofioletowo-niebieskiejgodzinietużprzedświtem,sycącsiędziczyznąipodpłomykami,achłódporankaodpędzającwrzącąherbatąwcynowychkubkach.Opierwszymbrzaskuznajdowalisięjużnawodzie,żądnikażdągodzinęwykorzystaćnapokonaniekolejnegodystansu.Dziennieprzebywaliodpięciudosześciufajek.Okołopołudniazatrzymywalisięnadłuższypostój,jedlisuszonemięsoigarśćsuszonychjabłek,aledopierowieczoremrozpalaliogniskoicośsobiegotowali.Wrazzzachodemsłońca,pokilkunastugodzinachspędzonychnarzece,dobijalidobrzegu.Glassdysponowałzwykleconajmniejgodzinąozmierzchu,bycośupolować.Pozostalimężczyźniodpoczywali,oczekującpojedynczegostrzału,któryoznaczałsukces.Glassrzadkowracałdoobozuzpustymirękami.
PrzysamymbrzeguLaVièrgewskoczyłdowodysięgającejmudokolanibaczył,żebydelikatneposzyciebâtardnieszorowałoopiasek.Brodząc,wyszedłnalądiprzywiązałcumędowielkiegopnia.Langevin,ProfesseuriDominiquewyskoczylikolejnozłodziizbroniąwrękuobserwowaliliniędrzew.GlassiProfesseurosłanialipozostałych,gdytamciszlidobrzegu,po
czymruszyliwichślady.PoprzedniegodniaGlassnatknąłsięnaporzuconeobozowisko,wktórympozostałykamiennekręgipodziesięciutipi.Niemielipojęcia,czyobozowałatugrupaJęzykaŁosia,aleodkrycietowzmogłoichczujność.
Mężczyźniwyjęlifajkiitytońzeswychsacsaufeuzawieszonychupasa,apotempodawalisobiepłonącypatykzrozpalonegoprzezDominique’amaleńkiegoogniska.Braciausiedlibezpośrednionapiasku.Ponieważichstanowiskapracyznajdowałysięnadziobieinaburcie,musieliwtrakciewiosłowaniastać.Terazwięc,oddającsiępaleniufajki,wolelisiedzieć.Pozostalimężczyźnistali,zzadowoleniemkorzystajączesposobnościrozprostowanianóg.
ChłódjesieniprzenikałranyGlassaniczymśnieżnazamiećszalejącawgórskiejdolinie.Każdegorankabudziłsięzesztywniałyiobolały,awskutekwielogodzinnegoprzebywaniawciasnociełodzijegokondycjaznaczniesiępogorszyła.Starałsięmaksymalnieskorzystaćzprzerwy,przemierzającszybkopiaszczystąłachę,abyprzywrócićkrążeniewobolałychkończynach.
Przyglądałsiętowarzyszompodróży.Byliuderzającopodobnidosiebie,jeślichodziostrój–jakbywszyscywłożylijedenmundur.Nosili
czerwonewełnianeczapkizpomponemorazotokiem,którymożnabyłowywinąćiwykorzystaćjakonauszniki.(LaVièrgeprzyozdobiłswojączapkępióremstrusia).Zamiastkoszulmielidługiebawełnianebluzywkolorachbiałym,czerwonymlubgranatowym,wpuszczonewspodnie.Każdyznichopasanybyłwielobarwnąszarfą,którejkońcezwisaływzdłużnogi.Zaszarfęzatkniętybyłsacaufeu,wktórymprzechowywalifajkęikilkaprzydatnychwkażdejchwilidrobiazgów.Nosilizamszowespodnie,natyleluźne,bymożnabyłowygodniezginaćnogiwłódce.Poniżejkolanwiązalibandany,któreprzydawałyichstrojowiodrobinyelegancji.Obucibyliwsamemokasyny,bezskarpet.
ZwyjątkiemCharbonneau,ponuregojakdeszczwlistopadzie,podróżnicybudzilisięcorankapełniniezawodnego,pogodnegooptymizmu.Przynajmniejszejokazjiwybuchaliśmiechem.Ciszyimilczeniuokazywaliniewieletolerancji,przezcałydzieńzpasjąibezkońcarozprawiającokobietach,wodzieidzikichIndianach.Obrażalisięwzajemnieiobrzucaliobelgami.Cowięcej,przepuszczenieokazjidodobregożartutraktowalijakoskazęcharakteru,oznakęsłabości.Glassżałował,żenieznazbytdobrzefrancuskiego,choćbydlasamejrozrywki,jakąmusiałobyć
słuchanietychprzekomarzań,dziękiktórympodróżnicybylitakweseli.
Wrzadkichchwilach,wktórychrozmowamilkła,ktośintonowałżywiołowąpieśń,apozostaliniezwłoczniedońdołączali.Brakowałoimsłuchumuzycznego,leczfakttennadrabialiszczerymentuzjazmem.Wsumie,myślałGlass,przyjemnysposóbnażycie.
KrótkąprzerwęnaodpoczynekzakłóciłLangevin,jakrzadkobardzopoważny.
–Musimyzacząćwystawiaćwartęwnocy–powiedział.–Dwóchludzi,nazmianę.
Charbonneauwypuściłzustdługiepasemkodymu.
–MówiłemcijeszczewFortBrazeau:jestemtłumaczem,nietrzymamwarty.
–Cóż,janiezamierzambraćdodatkowejwachty,żebyonmógłsobiepospać–stwierdziłLaVièrgestanowczo.
–Jateżnie–rzekłDominique.NawetProfesseurwyglądałnaporuszonego.WszyscyspojrzeliwyczekująconaLangevina,
tenjednakniezamierzałpozwolić,bykłótniapozbawiłagoprzyjemnościpaleniafajki.Kiedyskończył,poprostuwstałioznajmił:
–Allons-y.Szkodaświatładziennego.
Pięćdnipóźniejdotarlidomiejsca,wktórymdo
rzekiwpadałniewielkipotok.Jegokrystalicznieczystawodaszybkotraciłaprzejrzystość,łączącsięzmętnymnurtemMissouri.Langevinwpatrywałsięwstrumień,zastanawiając,coterazzrobić.
–Rozbijmyobóz,Langevin–powiedziałCharbonneau.–Mamjużdośćpiciategomułu.
–Niechętnie,alezgadzamsięznim–rzuciłLaVièrge.–Charbonneaumarację.Ciąglesramprzeztębrudnąwodę.
Langevinowitakżeuśmiechałasięperspektywaobozowaniaprzyczystymstrumieniu.Frasowałogojednakjegopołożenie–nazachodnimbrzeguMissouri.Zakładał,żegrupaJęzykaŁosiaznajdujesięgdzieśnazachódodrzeki.Odchwili,gdyGlassnatknąłsięnaniedawneobozowiskoIndian,trzymalisiębardzobliskowschodniegobrzegu,zwłaszczawybierającmiejscananocleg.Langevinspojrzałnazachód,gdziezawidnokręgiemniknęłyostatniekarmazynowepromieniesłońca.Potemnawschód,aleprzedkolejnymzakolemrzekiniemógłdostrzecżadnegomiejscanadającegosięnapopas.
–Okej.Niemamywiększegowyboru.Podpłynęlidobrzegu.ProfesseuriLaVièrge
wyładowalipaki,apustąłódkępodholowalinasuchyląd.Tamprzewrócilijąnabok,tworząc
prymitywneschronienieotwierającesięwkierunkuwody.
Glassbrodziłwpłytkiejwodzie,nerwowolustrującokolicę.Piaszczystałachabiegłajakieśstojardówwdółrzeki,wkierunkuczegośwrodzajunaturalnegomola–pasagłazównarzutowych,zaktórymirosłygęstezaroślawiklinyikrzewy.Zatrzymywałyonepniedrzewspływającerzeką,iinneśmieci,tarasującnurtiodpychającgoodłagodnegobrzegu.Załachąwidaćbyłokolejnąwiklinę,azaniąstanowiskotopólcorazrzadziejwystępującychwmiaręjakposuwalisięnapółnoc.
–Jestemgłodny–powiedziałCharbonneau.–Niechnampanzałatwijakąśdobrąkolację,paniemyśliwy.–...dobrąkolaCJĘ,paniemyśLIWYYY.
–Dzisiajżadnegopolowania–odrzekłGlass.Charbonneauzacząłprotestować,aleGlassmuprzerwał.–Mamymnóstwosuszonegomięsa.Przeżyjepanjedenwieczórbezświeżejdziczyzny,Charbonneau.
–Marację–poparłtraperaLangevin.Jedliwięcsuszonemięsozkasząkukurydzianą
ugotowanąnażeliwnejpatelninadmałymogniem.Siedzielidookołaogniska,bliskosiebie.Podczaszachodusłońcalodowatywiatrniecoustał,widzielijednakswojeoddechy.Czysteniebo
oznaczałozimnąnocisilnyprzymrozeknadranem.
Langevin,DominiqueiLaVièrgezapaliliglinianefajkiirozsiedlisięwygodnie,delektującdymem.OdatakugrizzlyGlassniepaliłtytoniu,zbytniobolałogowtedygardło.Professeurzdrapywałzpatelniresztkikaszy.Charbonneauniebyło,półgodzinywcześniejoddaliłsięodobozu.
Dominiquepodśpiewywałsobiecichopodnosem,jakbyoddawałsięmarzeniom:
PączekróżyuroczyzerwałemPączekróżyzerwałemuroczyPłatekzapłatkiemmubrałemAżzapaskępełnąwonimiałem...
–Dobrze,żeprzynajmniejpotrafiszotymśpiewać,bracie–zauważyłLaVièrge.–Założęsię,żeodrokużadnegopączkaniezerwałeś.TotobienależysięprzydomekDziewica.
–Lepiejchodzićgłodnym,niżżrećbylegówno.–Wymagającyczłowiek.Takiwyrobiony.–Niemuszęprzepraszaćzato,żemamswoje
wymagania.Naprzykładwprzeciwieństwiedociebielubiękobiety,któremajązęby.
–Ależjawcaleniechcę,żebygryzłyzamniemójobiad.
–Poszedłbyśdołóżkaześwinią,gdybynosiłaperkalowąsuknię.
–Nocóż,dziękitemutymożeszbyćozdobąrodzinyCattoire’ów.Zpewnościąmamusiabyłabybardzodumna,gdybywiedziała,żesypiasztylkozekskluzywnymidziwkamizSt.Louis.
–Mamusianie.Tatuśbyćmoże.–Obajroześmialisięgłośno,apotemuroczyścieprzeżegnali.
–Uciszciesię–syknąłLangevin.–Wiecie,jakgłosniesiesiępowodzie.
–Czemujesteśdziśtakiniewsosie,Langevin?–zapytałLaVièrge.–Wystarczy,żemusimyznosićhumoryCharbonneau.Widywałemjużpogrzeby,którebyłyzabawniejsze.
–Jeślibędzieciesiętakwydzierać,tofaktyczniedojdziedopogrzebu.
LaVièrgeanimyślałjednakpozwolić,byLangevinpopsułimciekawąkonwersację.
–Wiesz,żetasquawwFortKiowamiałatrzysutki?
–Pocokomutrzysutki?–zapytałDominique.–Twójproblempoleganatym,żebrakci
wyobraźni.–Wyobraźni,tak?Gdybyśtymiałtrochęmniej
wyobraźni,tomożebyciętakbardzoniebolało,kiedysikasz.
LaVièrgezastanawiałsięnadodpowiedzią,leczprawdęmówiąc,zmęczyłsięjużniecorozmowązbratem.TymczasemLangevinnajwyraźniejniebyłwnastrojudopogaduszek,aCharbonneauzniknąłgdzieśwlesie.LaVièrgespojrzałnaProfesseura,októrymjednaknigdyniesłyszano,byzamieniłzkimśsłowo.
WreszciejegowzrokspocząłnaGlassie.Naglezdałsobiesprawę,żeodwyruszeniazFortKiowataknaprawdęznimnierozmawiali.Czasamizdarzałosięimrzucićkilkazdań,główniedotyczącychsukcesówmyśliwskichGlassaijegostałychdostawświeżegomięsa.Aledoprawdziwejrozmowydotądniedoszło,ajużnapewnoniktgoonicsolidnieniewypytał,conależałoprzecieżdoulubionychczynnościLaVièrge’a.Poczułsięnaglewinnytowarzyskiegozaniedbania.OGlassiewiedziałniewieleponadto,żeledwosięwykaraskałzestarciazniedźwiedziem.Alecoważniejsze,myślałLaVièrge,Glassteżbardzomałowiedziałonim–aniewątpliwiebardzochciałsiędowiedziećwięcej.Pozatymnadarzałasiędobraokazja,abypoćwiczyćtrochęangielski;LaVièrgeuważałsięzazaawansowanegowznajomościtegojęzyka.
–Hej,świniojadzie.–GdyGlasspodniósłwzrok,Francuzzapytał:–Zgdzietypochodzisz?
Pytanie–orazniespodziewaneużycieangielskiego–zaskoczyłoGlassa.Odchrząknął.
–ZFiladelfii.LaVièrgeskinąłgłową,czekającna
odwzajemnieniepytaniaprzezGlassa.Niedoczekałsię.
–Mójbratija–rzekłwreszcie–myzContrecoeur.
TerazGlasskiwnąłgłową,alemilczałdalej.Najwyraźniej,uznałLaVièrge,tenAmerykaninpotrzebujetrochęzachęty.
–Wiesz,jaktosięstało,żejesteśmywszyscypodróżnikami?–Wiesz,jaktoszestaŁO,żejesteŚMYwszySCYpodróżnikaMI?
Glasspokręciłgłową.Dominiqueprzewróciłoczami,rozpoznającwstępdodobrzemuznanychopowieścibrata.
–ContracoeurleżynadwielkąRzekąśw.Wawrzyńca.Swegoczasu,zestolattemu,wnaszejwsizamieszkiwaliwyłączniebiednifarmerzy.Przezcałydzieńpracowalinapolu,aleziemiabyłauboga,aklimatzbytzimny,więcnigdynieuzyskiwalidobrychzbiorów.
PewnegodnianapoluniedalekorzekipracowałapięknadziewczynaimieniemIsabelle.Naglezwodywyszedłogier,wielkiisilny,czarnyjakwęgiel.Stałwrzece,wpatrującsię
wdziewczynę.Aonabardzosięprzestraszyła.Ogierzobaczył,żedziewczynachceuciec,wierzgnąłwięcwwodzieikudziewczyniepoleciałpstrąg.Upadłnaziemięujejstóp...–LaVièrgeniemógłznaleźćodpowiedniegoangielskiegowyrazu,uczyniłwięcgestrękoma.–Isabellewidzitenpetitcadeau[7]ijestbardzoszczęśliwa.Podnosigozziemiizabieradodomu,dlarodzinynakolację.Opowiadaokoniuswojemutacieibraciom,aleonimyślą,żesobieżartuje.Śmiejąsięikażąjejprzynieśćwięcejrybodnowegoznajomego.
Isabellewracanapoleiodtądkażdegodniaspotykaczarnegoogiera.Codziennieonpodchodzitroszkębliżejicodzienniedajedziewczyniepodarunek.Atojabłko,atokwiaty.Onaopowiadaswojejrodzinieokoniu,którywychodzizrzeki.Aonicałyczassięztegośmieją.
Wreszcienastajedzień,gdyogierpodchodzibardzobliskoIsabelle.Onawsiadanajegogrzbiet,akońkierujesiękurzece.Znikająwjejnurcie–iniktjużichwięcejniewidział.
OgieńrzucałtańczącecienienamówiącegoLaVièrge’a.Szumpłynącejrzekistanowiłcośwrodzajucichegoakompaniamentudlajegoopowieści.
–Tamtejnocy,kiedyIsabelleniewróciłado
domu,jejojciecibraciawyruszylinaposzukiwania.Znajdująśladystópdziewczynyiznajdująodciskikopytogiera.Rozumieją,żeIsabelledosiadłakoniaiżetenpobiegłdorzeki.Szukaliwszędzie,aleniemoglidziewczynyznaleźć.Nazajutrzwszyscymężczyźniztejwsiwsiedlidołodziiprzyłączylisiędoposzukiwań.Izłożyliprzysięgę:porzucąswojefarmyizostanąnarzecedopóty,dopókinieznajdąbiednejIsabelle.Leczjakdotądimsiętonieudało.Iwidziszpan,MonsieurGlass,odtegodniajesteśmypodróżnikami.Ciągleprowadzimyposzukiwanianieszczęsnejdziewczyny.
–GdziejestCharbonneau?–zapytałLangevin.–GdziejestCharbonneau?!–zdumiałsięLa
Vièrge.–Jawamopowiadamhistorięozaginionejdziewicy,atymartwiszsięojakiegośstaregofaceta,któryzniknął?
Langevinnieodpowiedział.–Onjestmaladecommeunchien[8]–rzekłLa
Vièrge,uśmiechającsię.–Zawołamgo,sprawdzę,czynicmusięniestało.–Przyłożyłzłączonedłoniedoustiwrzasnąłwkierunkuwikliny.–Niemartwsię,Charbonneau,wysyłamycinapomocProfesseura,żebypodtarłcidupę!
TouissantCharbonneauznajdowałsiętymczasemwpozycjikucznej,dyskretnie
wystawiającgołepośladkiwkierunkukrzaków.Trwałtakjużoddłuższegoczasu,dotegowręczstopnia,żezaczynałczućskurczewudzie.OdwyruszeniazFortBrazeaunieczułsiędobrze.BezwątpieniazaszkodziłomutogównianejedzenieserwowaneprzezKiowę.Słyszał,jakwobozowiskuLaVièrgekpisobiezniego.Zaczynałnienawidzićtegołajdaka.Naglegdzieśtrzasnęłagałązka.
Charbonneauwyprostowałsięgwałtownie.Jednąrękąsięgnąłpopistolet,drugąpróbowałpodciągnąćspodniezjeleniejskóry.Żadnazrąkniespełniłaswegozadania.Pistoletspadłnaspowitywmrokugrunt.Spodniezsunęłysiędokostek.Gdyznówsięschylił,żebypodnieśćbroń,potknąłsięowłasneportki.Padłjakdługinaziemię,rozdzierającsobiekolanoowielkikamień.Stęknąłzbólu;wtedykątemokadostrzegłogromnegołosiaprzedzierającegosięprzezlas.
–Mèrde!–Charbonneauwróciłdoprzerwanejczynności.Bólwnodzewywoływałgrymasnajegotwarzy.
Jużwoboziepoczuł,żejegozwykłerozdrażnieniewzniosłosięostopieńwyżej.PopatrzyłnaProfesseura,któryspoczywałwpozycjipółleżącej,wspartyowielkipień.NabrodziewielkiegoSzkotawidaćbyłozaschłą
kukurydzianąkaszę.–Jakonje,ohyda–powiedziałCharbonneau.LaVièrgepodniósłnańwzrokznadfajki.–Noniewiem.Sposób,wjakiświatłoogniska
padanajegopodbródek,przypominamitrochęzorzępolarną.–LangeviniDominiqueroześmialisię,cotylkojeszczebardziejzirytowałoCharbonneau.Professeurspokojnieżuł,obojętnynażarty,jakiesobiezniegostrojono.
–Hej,tydurnyszkockidraniu–rzuciłCharbonneaupofrancusku–rozumieszchociażjednosłowoztego,codociebiemówię?–Professeurnieprzerywałkonsumowaniakaszy,spokojnyjakkrowaprzyżłobie.
Charbonneauuśmiechnąłsięblado.Cieszyłsięzokazjibezkarnegopofolgowaniasobiewwypowiadaniuzłośliwychuwag.
–Comusięstałowoko,nawiasemmówiąc?Niktjednaknierwałsiędorozmowy
zCharbonneau.WreszcieLangevinrzekł:–Straciłjepodczasjakiejśawantury
wMontrealu.–Paskudniewygląda.Iwkurzamnie,kiedyto
cośgapisięnamniecałymidniami.–Sztuczneokoniemożesięgapić–zauważył
LaVièrge.ZdążyłpolubićSzkota,aprzynajmniejceniłjegoumiejętnośćposługiwaniasięwiosłem.
NiezależniejednakodswegostosunkudoProfesseura,LaVièrgezpewnościąnielubiłCharbonneau.Zrzędliwekomentarzestarszegomężczyznymęczyłygoodpierwszegodnianarzece.
–Aletakwygląda,jakbysięgapiło–nieustępowałCharbonneau.–Jakbyzawszepatrzyłkątemoka.Apozatymnigdyniemruga.Nierozumiem,jakimcudemmuniewysycha.
–Gdybynawettookowidziało,toitakniemazawielenacopatrzeć,jeślichodziociebie,Charbonneau–rzekłLaVièrge.
–Mógłbysobieprzynajmniejsprawićopaskę.Mamochotęsamtakąwyszykować.
–Czemunie?Byłobymiło,gdybyśczymśsięzajął.
–Niejestemtwoimcholernymengagé!–zasyczałCharbonneau.–Będzieszsięcieszył,żetujestem,kiedyArikaraprzyjdąpotwójzapchlonyskalp!–Tłumaczpieniłsięzwściekłości,wkącikuustzbierałamusięplwocina.–PrzecierałemszlakirazemzLewisemiClarkiem,kiedytyjeszczesrałeśwpieluchę.
–JezuChryste,staruszku!JeślijeszczerazusłyszęktórąśztychtwoichcholernychopowiastekoLewisieiClarku,toprzysięgam,żestrzelęsobiewłeb.Albolepiej:możetobiestrzelę
włeb!Wszyscybędąmizatowdzięczni.–Çasuffit!–wmieszałsięwreszcieLangevin.–
Dośćtego!Samchętniebymsiępozbyłwasobudlaswojegodobra,gdybynieto,żejesteściepotrzebni!
Charbonneauzaśmiałsięszyderczoitriumfalniezarazem.
–Aleposłuchajmnie,Charbonneau–powiedziałLangevin.–Każdyznaszajmujesięczymśpozaswojądziałką.Jestnasnatopoprostuzamało,żebyśmypilnowalitylkoswoichpodstawowychobowiązków.Będzieszrobiłto,cowszyscy,nawetbrudnąrobotę.Izacznieszjużoddzisiaj,obejmieszdrugąwartę.
TymrazemszyderczożachnąłsięLaVièrge.Charbonneauodszedłodogniska,mrucząccośpodnosemotutejszejrośliniezwanejnacześćLewisalewizją,ipołożyłsięnaposłaniupodbâtard.
–Ktomupozwoliłzająćdzisiajłódź?–poskarżyłsięLaVièrge.
Langevinchciałcośpowiedzieć,leczDominiquegopowstrzymał.
–Dajspokój.
[7]Petitcadeau(fr.)–małyupominek.[8]Maladecomunchien(fr.)–bardzochory.
Rozdział17
5grudnia1823roku
Professeurobudziłsięnazajutrzranopodwpływemdwóchsilnych,bezpośrednichdoznań:byłomuzimnoimusiałsięwysikać.Grubywełnianykocniesięgałmudokostek,nawetgdystarałsięskulićswądługąpostaćiułożyćnaboku.Uniósłgłowętak,bypatrzećjedynymokiem,istwierdził,żewnocykocpokryłsięszronem.
Pierwszypromieńnowegodniarozbłysnąłniepewnienadwschodnimfragmentemwidnokręgu,lecznaniebiewciążdominowałjasnypółksiężyc.WszyscymężczyźniopróczCharbonneauspalidookołaprzygasającego
ogniska,ułożeniniczymszprychywkole.Professeurpowoliwstał,mającnogi
zesztywniałezzimna.Przynajmniejwiatrucichł.Dorzuciłdrewdoogniairuszyłwkierunkuwikliny.Przeszedłzaledwiekilkanaściekroków,kiedypotknąłsięojakieściało.Charbonneau.
PierwsząmyśląProfesseurabyło,żeCharbonneaunieżyje,zabitypodczaspełnieniawarty.Wszcząłalarm,leczwtedyCharbonneauzerwałsięnanogiizacząłmacaćrękomapoziemiwposzukiwaniustrzelby;oczymiałszerokootwarte,próbującezorientowaćsięwsytuacji.„Zasnąłnawarcie”–pomyślałProfesseur.–„Langevinowitosięniespodoba”.Pilnapotrzebaoddaniamoczustałasięjeszczebardziejpaląca.MinąwszyCharbonneau,popędziłkuwiklinie.
Nawielerzeczy,któreprzytrafiałymusięcodziennie,Professeurreagowałzezdziwieniem.Takbyłoitymrazem.Poczułcośdziwnegoispojrzawszywdół,zobaczyłwystającyzbrzuchabełtstrzały.Przezchwilęzastanawiałsię,czytojakiśnowykawałLaVièrge’a.Potempojawiłasiędrugastrzała,apóźniejtrzecia.Professeurprzyglądałsięzprzerażającąfascynacjąpióromnakońcachsmukłychbełtów.Nagleprzestałczuć,żemanogi,iuświadomiłsobie,żeprzewracasięnaplecy.Słyszał,jakjegociałoopadaciężkona
zmarzniętąziemię.Wostatniejchwiliprzedśmierciąpomyślał:„Dlaczegotonieboli?”.
SłyszącodgłosupadkuProfesseura,Charbonneausięodwrócił.WielkiSzkotleżałnaplecachztrzemastrzałamisterczącymimuzpiersi.UszuCharbonneaudobiegłjakiśsyczącydźwiękinaglepoczułpieczenie,gdybełtdrasnąłgowramię.
–Mèrde!Instynktowniepadłnaziemięilustrował
ciemnąścianęwiklinowychzarośliwposzukiwaniułucznika.Tenruchuratowałmużycie.Czterdzieścijardówprzednimatramentowyprzedświtrozerwałaerupcjastrzałówzbronipalnej.
PrzezchwilęCharbonneauwidziałpozycjeatakujących.Oceniał,żestrzelbmusibyćconajmniejosiem,pluspewnaliczbawojownikówzłukami.Uniósłbroń,skierowałmuszkęnanajbliższyceliwypalił.Jakaściemnapostaćosunęłasięnaziemię.Zzagajnikawypadłykolejnepierzastestrzały.Odwróciłsięipognałwkierunkuobozu,leżącegozaledwiedwadzieściajardówdalej.
KrzykCharbonneauzbudziłśpiących,asalwaoddanaprzezArikarówwywołaławoboziechaos.Kulezkarabinówistrzałyzłukówspadłyniczym
gradnapółprzytomnychmężczyzn.Langevinwrzasnął,kiedyrykoszettrafiłgowżebro.Dominiquepoczuł,jakcośmałegorozrywamumięsieńłydki.Glassotworzyłoczyizobaczył,żestrzałazaryłasięwpiaskupięćcaliodjegotwarzy.
Mężczyźniprzepychalisięwkierunkuskromnejosłony,jakąstanowiławyciągniętanabrzegłódź;naglezwiklinowychzarośliwyłoniłosiędwóchwojownikówArikara.Pędziliwkierunkuobozu,ichgardłoweokrzykiwojenneunosiłysięwpowietrzu.GlassiLaVièrgezatrzymalisięiwycelowalistrzelby.Wypaliliniemalrównocześnie,gdytamciznajdowalisięwodległościkilkunastujardów.Niemającczasunakoordynacjędziałań,aninawetnazastawianiesię,mierzylidotegosamegocelu–wielkiegoArikaryzbizonimirogaminagłowie.Trafionydwomakulamiwpierś,wojownikzwaliłsięciężkonaziemię.DrugisadziłpełnymrozpędemwkierunkuLaVièrge’a,jegotoporekwojennyjużopadałłukiemnagłowępodróżnika.LaVièrgeoburączuniósłstrzelbędogóry,żebyzablokowaćcios.
TomahawkzatrzymałsięnalufiebroniLaVièrge’a,leczsiłauderzeniarzuciłaichobunaziemię.Arikarapodniósłsiępierwszy.Stojąc
plecamidoGlassa,wzniósłtoporek,żebyrazjeszczeuderzyćLaVièrge’a.ObiemarękomaGlasswalnąłkolbąstrzelbywtyłgłowyIndianina.Poczuł,jakkośćtamtegopęka,gdymetalzetknąłsięzczaszką.ZdumionyArikarapadłnakolanaprzedLaVièrge’em,któryzdążyłpodnieśćsięjużnanogi.FrancuzwywinąłstrzelbąniczymmaczugąizcałejsiłyuderzyłwbokgłowyIndianina.Wojownikpadł,aGlassiLaVièrgewczołgalisięzałódź.
Dominiqueuniósłsięnachwilę,bywystrzelićwkierunkuwikliny.LangevinpodałswojąstrzelbęGlassowi,jednąrękąuciskającranęwboku.
–Tystrzelaj,jabędęładował.Glasswstał,żebyoddaćstrzał;zzimnąprecyzją
namierzyłceliwypalił.–Mocnooberwałeś?–zapytałLangevina.–Lekko.ÒusetrouveProfesseur?–Leżymartwywlesie–odrzekłkrótko
Charbonneau,podnoszącsiędostrzału.Kucalizałodzią,akanonadazzarośliwikliny
nieustawała.Hukwystrzałówmieszałsięzbzyczeniemkuliświstemstrzałtłukącychocienkieposzyciebâtard.
–Charbonneau,tysukinsynu–wrzasnąłLaVièrge.–Zasnąłeś,co?–Charbonneauzignorował
go,wskupieniuwsypującprochwotwórlufyswojejstrzelby.
–Teraztonieważne–powiedziałDominique.–Przeciągnijmytęcholernąłódkęnawodęiwynośmysięstąd!
–Posłuchajciemnie!–rzekłrozkazującoLangevin.–Charbonneau,LaVièrge,Dominique:wytrzejzataszczyciełódźdorzeki.Wystrzelciejeszczeporazieizostawciestrzelbytutaj.–WskazałnaziemięmiędzysobąaGlassem.–Glassijabędziemywasosłaniaćostatniąsalwą,apotemdowasdołączymy.Wtedywynasosłaniajciezłodziogniemzpistoletów.
ZkontekstuGlasszrozumiałwiększośćztego,comówiłLangevin.Rozejrzałsiępopełnychnapięciatwarzach.Niktniemiałlepszegopomysłu.Musieliuciecztejplaży.LaVièrgewystawiłgłowęponadkrawędźłódkiiwypalił,aponimtosamozrobiliDominiqueiCharbonneau.Gdytamciładowalibroń,Glassrównieżwstałistrzelił.Odsłaniającsię,powodowaligwałtowniejszyostrzałzestronyArikarów.Wkorzebrzozowejnaposzyciuczółnanieustanniepojawiałysięnoweotworypopociskach,alepodróżnikomudawałosię–przynajmniejchwilowo–powstrzymywaćgeneralnyszturm.
Dominiquerzuciłdwawiosłanależącepokotemstrzelby.
–Dopilnujcie,żebyjetakżezabrać!LaVièrgepołożyłswojąbrońnaziemimiędzy
GlassemaLangevinemiobjąłramionamiśrodkowąławkęwbâtard.
–Idziemy!–Charbonneauwsunąłsiępoddzióbłódki,Dominiquepodjegorufę.
–Namojąkomendę!–krzyknąłLangevin.–Un,deux,trois!–Jednymruchemunieślibâtardponadgłowyiruszylikurzeceoddalonejodziesięćjardów.Usłyszeliokrzykipodniecenia,apotemwzmożonąkanonadę.WojownicyArikarazaczęliwychodzićzukrycia.
GlassiDominiquewymierzyli.Pozbawieniosłony,musielileżećrozpłaszczeninaziemi.Odwiklinydzieliłoichzaledwiepięćdziesiątjardów.GlasswidziałwyraźniechłopięcątwarzjednegozArikarów,mrużącegooczyprzynapinaniukrótkiegołuku.Glasswystrzeliłichłopieczwaliłsięnaplecy.SięgnąłpobrońDominique’a.Gdyodwodziłkurek,tużobokeksplodowałastrzelbaLangevina.Glassnamierzyłkolejnycelipociągnąłzaspust.Wpanewcepojawiłasięiskra,aleładuneknieodpalił.
–Jasnacholera!LangevinsięgnąłpostrzelbęCharbonneau,
awtymczasieGlassponowniewsypywałprochdopanewkiwbroniDominique’a.Francuzzłożyłsiędostrzału,leczGlasspołożyłmudłońnaramieniu.
–Idziemy!–Pozbieralistrzelbyiwiosła,poczympomknęlikurzece.
TrzejmężczyźniznajdującysięprzedGlassemiLangevinemzdążylijużdobiecdorzekiwrazzeswojąbâtard.Wogromnympośpiechuwymuszonymucieczkąpoprosturzucilikanunarzecznynurt.Charbonneauwpadłdowodytużzałódką,aterazpróbowałsięwgramolićdośrodka.
–Wywróciszją!–wrzasnąłLaVièrge.CiężarciałaCharbonneauzwisającegozjednejburtypowodowałszalonechybotaniejednostki–mimotowciążunosiłasięnawodzie.Charbonneauprzerzuciłnogiprzezkrawędźburtyirozpłaszczyłsięnadnie,naktórymzdążyłosięjużzebraćtrochęwody,sączącejsięzotworówpopociskach.WskutekimpetunadanegoprzezciałoCharbonneaułódkakręciłasięcorazdalejodbrzegu,gdynurtnapierałnaster.Długacumaciągnęłasięztyłujakjakiśwąż.BraciazobaczylioczyCharbonneauwyglądająceznadburty.Wwodziewokółnichwybuchałymaleńkiegejzerywzbijaneprzezkule.
–Łapzalinę!–krzyknąłDominique.Obaj
braciadalinurawkierunkucumy,rozpaczliwiepragnącuniemożliwićłodziodpłynięcie.LaVièrgechwyciłlinęoburącz,starającsięutrzymaćrównowagęwwodziesięgającejmupowyżejkolan.Zcałychsiłzacząłprzyciągaćłódkę;linanapięłasięjakstruna.Dominiqueprzedzierałsięztrudemprzezwodę,byprzyjśćmuzpomocą,gdynaglemocnouderzyłstopąokamieńnadnie.Stęknąłzbóluipoczuł,jaknurtpozbawiagooparcia.Upadłizanurzyłsięcały.Naszczęścieniestraciłprzytomności;pochwilistałjużdwajardyodLaVièrge’a.
–Nieutrzymamjej!–wrzasnąłLaVièrge.Dominiquejużsięgałponaprężonąlinę,gdyLaVièrgenaglejąpuścił.Dominiquezprzerażeniempatrzył,jakcumaślizgasiępopowierzchniwodywśladzadryfującąbâtard.Rzuciłsięzaniąwpław,leczwtymsamymmomencie–rzuciwszyokiemnaLaVièrge’a–zauważyłjegozdumionywyraztwarzy.
–Dominique...–wyjąkałLaVièrge–chybadostałem.–Dominiquerzuciłsiękubratu.Zwielkiejdziurywgórnejczęścijegoplecówlałsięstrumieńkrwi.
Wtejżechwili,gdypocisktrafiłLaVièrge’a,GlassiLangevindotarlidorzeki.Zobaczylizprzerażeniem,jaktrafionymężczyznachwieje
sięipuszczalinę.Mielijeszczenadzieję,żeDominiquezdołapochwycićcumę,tenjednakniezwracałjużnaniąuwagiiinteresowałsiętylkobratem.
–Łapłódkę!–warknąłLangevin.Dominiqueniereagował.Pełenfrustracji
Langevinwrzasnął:–Charbonneau!–Niemogęjejzatrzymać!–odkrzyknąłtamten.
Jednostkaznajdowałasięterazkilkanaściejardówodbrzegu.BezwiosełCharbonneaufaktycznieniemógłniczrobić,żebynadniązapanować.Nieulegałoteżwątpliwości,żeniemanajmniejszegozamiarupróbować.
GlassodwróciłsiędoLangevina.Tenwłaśniezaczynałcośmówić,gdynaglepociskzkarabinuwbiłmusięwtyłgłowy.Umarł,nimjegociałowpadłodowody.Glassspojrzałwkierunkuwiklinowychzarośli.ConajmniejkilkunastuArikarówpędziłowstronęrzeki.Trzymającwoburękachstrzelby,Glassrzuciłsiętam,gdziestaliDominiqueiLaVièrge.„Muszędopłynąćdołodzi”.
Dominiquewspierałbrata,starającsięutrzymaćjegogłowęnadpoziomemwody.Glassniepotrafiłstwierdzićzcałąpewnością,czyLaVièrgeżyjeczyjużumarł.Pełenrozpaczy,wstaniebliskimhisterii,Dominiquewykrzykiwał
cośniezrozumialepofrancusku.–Płyńdołodzi!–wrzasnąłGlass.Chwycił
Dominique’azakołnierzipociągnąłgodalejwgłąbrzeki,zmuszonydoporzuceniajednejzestrzelb.Prądobjąłtrzechmężczyzniporwałichzesobą.Deszczpociskównieustawał;gdyGlassspojrzałzasiebie,zobaczyłwojownikówArikarastojącychszeregiemnabrzegu.
GlasszcałychsiłstarałsiętrzymaćjednąrękąLaVièrge’a,drugązaśostatniąstrzelbę–jednocześniejakszalonywalczył,abyniewpaśćpodwodę.Dominiquetakżewalczył,wreszcieudałoimsięstanąćnanogi.GłowaLaVièrge’acojakiśczasznikałapodpowierzchnią.Obajmężczyźnirobili,comogli,żebyrannynieutonął.Dominiquekrzyknąłcoś,leczzamilkłgwałtownie,kiedysilnynurtrzecznyuderzyłgowtwarz.Tenżenurtsprawił,żeGlassniemalwypuściłjedynąstrzelbęzrąk.Dominiquezacząłprzedzieraćsięwkierunkubrzegu.
–Jeszczenie!–poprosiłGlass.–Dalejwdółrzeki!–AleDominiqueniezwracałnaniegouwagi.Wwodziesięgającejdopiersiparłpodniekupłyciźnie.Glassobejrzałsiędotyłu.Głazyleżąceprzybrzegutworzyłysolidnąbarierę.Urwiskozaowymnaturalnymmolowyglądałonasilniezerodowane.MimowszystkoArikarom
wystarczyzapewnekilkaminut,żebysiętudostać.
–Jesteśmyzablisko!–wrzasnąłGlass.IznówDominiquegozignorował.Glassprzezchwilęzastanawiałsię,czyniepopłynąćdołódkiwpojedynkę,leczzdecydowałsiępomócDominique’owiwyciągnąćLaVièrge’anabrzeg.Ułożyligonaplecach,wpozycjipółleżącej,wspartegoourwisko.Rannyzamrugałoczami,apotemzakaszlał–zustpoleciałamustrużkakrwi.Glassodwróciłgonabok,abyprzyjrzećsięranie.
KulaprzeszyłaplecyLaVièrge’atużponiżejlewejłopatki.Zbytbliskoserca,pomyślałGlass.Dominiquenajwyraźniejdoszedłdotakiegosamegowniosku.Glasssprawdziłstanswojejstrzelby.Wtejchwilibyłacałamokra,więcbezużyteczna.Spojrzałnapas.Toporektkwiłnamiejscu,pistoletjednakzniknął.GlasspodniósłwzroknaDominique’a.„Cochceszzrobić?”
UsłyszeliprzyciszonydźwiękiodwrócilisiędoLaVièrge’a–wkącikuustbłąkałsięmusłabyuśmiech.Poruszyłwargami,aDominiquewziąłbratazarękęiprzysunąłuchojaknajbliżej.LedwiesłyszalnymszeptemLaVièrgeśpiewał:
Tuesmoncompagnondevoyage...
Dominiquenatychmiastrozpoznałznanąmupiosenkę,choćnigdydotądniewydałamusiętakpotwornieprzygnębiająca.Jegooczyzalałysięłzami,zacząłśpiewaćłagodnymgłosem:
TuesmoncompagnondevoyageJeveuxmourirdansmontcanot.Surletombeau,prèsdurivageVousrenverserezmoncanot.
Aty,mójtowarzyszudrogiGdyzginękiedyśwtymkanuNamogilemejprzybrzeguPołóżjedogórydnemnagrób.
Glassspojrzałwkierunkunaturalnegomola,leżącegosiedemdziesiątjardówwgóręrzeki.NagłazachpojawiłosiędwóchArikarów.Wycelowalistrzelbyizaczęlinawoływać.
GlasspołożyłdłońnaramieniuDominique’a.–Idą...–zaczął,leczhukdwóchwystrzałów
powiedziałwszystkosamzasiebie.Kulezałomotałyonadrzecznąskarpę.
–Dominique,musimyuciekać.–Niezostawięgo–powiedziałswymciężkim
akcentem.–Więcznówtrzebaszukaćratunkuwrzece.–Nie–Dominiquegwałtowaniepokręciłgłową.
–Znimniedamyradypłynąć.Glassponowniespojrzałnagłazowisko.Roiło
siętamjużodIndian.„Niemaczasu!”–Dominique.–Glassmówiłterazznaciskiem.
–Jeślituzostaniemy,wszyscyzginiemy.–Rozległysięgrzmotywystrzałówzkolejnychstrzelb.
LeczwtejstrasznejchwiliDominiquemilczałitylkodelikatniegłaskałpobladłypoliczekbrata.LaVièrgepatrzyłspokojnieprzedsiebie,wjegooczachbłyskałojeszczemdłeświatełkożycia.WreszcieDominiquezwróciłsiędoGlassa:
–Niezostawięgo.–Hukkolejnychwystrzałów.WGlassiewalczyłyzesobąsprzeczneinstynkty.
Potrzebowałczasunaprzemyślenieswychdziałań,naichusprawiedliwienie–aleniemiałgowcale.Zestrzelbąwrękuskoczyłwnurtrzeki.
Dominiqueusłyszałjękliwyodgłosipoczuł,jakkulawbijamusięwbark.PrzypomniałymusięwszystkiepotworneopowieściotorturachzadawanychprzezIndian.SpojrzałwdółnaLaVièrge’a.
–Niepozwolę,żebynaspocięlinakawałki.–Chwyciłbratapodręceizaciągnąłdorzeki.Kolejnypociskwbiłmusięwplecy.–Nicsięniemartw,braciszku–wyszeptał,poddającsięnurtowi,jegoprzychylnymobjęciom.–Stąd
popłyniemyjużtylkozprądem.
Rozdział18
6grudnia1823roku
Glassprzykucnąłnagiobokniewielkiegoogniska.Złączonymirękomastarałsiępochwycićtrochęciepła.Trzymałjejaknajbliżejpłomieni,czekającdoostatniejchwiliiryzykującoparzeniaskóry,poczymprzyciskałobiegorącedłoniedoramionlubud.Przezkrótkąchwilęczułsączącesięciepło,któremujednaknieudawałosiępokonaćzimnalodowatejwodyMissouri,tkwiącegowgłębijegociała.
Natrzechprowizorycznychsuszarkachzgałęziporozwieszałmokrąodzież.Zamsznadalpozostawałwilgotny,aczkolwiekGlassstwierdziłzulgą,żebawełnianakoszulaprawiejużwyschła.
Spłynąłznurtemprawiemilę,zanimwylazłnabrzegiwpełzłwnajgęstszezarośla,jakieudałomusięznaleźć.Zakopałsiępośródjeżyn,naścieżcewydeptanejprzezkróliki,licząc,żeżadnewiększezwierzęsiętutajniezapuszcza.Leżącwplątaninieroślin,gdzieśwśródwiklinyitopól,ponownieoddawałsięponurejczynnościoględzinwłasnychranorazinwentaryzowaniapozostałegomuwyposażenia.
Jednakwporównaniuztym,coprzeżyłniedawno,Glassprzyjmowałswąsytuacjęniemalżezulgą.Miałwprawdziesporosiniakówiotarćpowstałychpodczaswalkiiucieczkiprzezrzekę.Odkryłnawetniewielkiedraśnięcienaramieniu,gdziemusnęłagokula.Wzimnympowietrzubolałygostarerany,aleniesprawiaływrażeniazainfekowanychanijątrzących.WyszedłwięczatakuArikarówcały,choćobecniegroziłomunoweniebezpieczeństwo,itobardzorealne–niebezpieczeństwośmierciprzezzamarznięcie.PrzezkrótkąchwilęznówstanąłmuprzedoczymaobrazDominique’aiLaVièrge’awtulonychwnadrzecznąskarpę.Odpędziłgoodsiebie.
Jeślichodziowyposażenie,najdotkliwsząstratąbyłzgubionypistolet.Strzelbanasiąkławodą,alenadawałasiędoużytku.Wciążmiałswójnóżitorbęmyśliwskązkrzesiwemidraską.Miałteż
toporek,którymnaciąłpodpałkępodogniskowpłytkimdołku.Liczył,żeprochstrzelniczyjestmimowszystkosuchy.Odkorkowałrógiwysypałnaziemięodrobinęzawartości.Przyłożyłdoniejpłonącypatykzogniska,aprochwybuchł,wydajączapachzgniłychjaj.
Torbazniknęła,awrazzniązapasowakoszula,kocirękawice.Znajdowałasiętamrównieżodręcznamapa,naktórejGlasstakstaranniepozaznaczałwszystkiedopływyMissouriicharakterystyczneelementykrajobrazunadrzeką.Jednakjejbrakniemiałwiększegoznaczenia,ponieważobrazmapytkwiłmuwgłowie.Czułsięzatem–relatywnie–całkiemdobrzewyposażony.
Zdecydowałsięwłożyćbawełnianąkoszulę,mimożenadalbyławilgotna.Ubiórochroniprzynajmniejjegoobolałeramięprzedzimnem.Przezcałydzieńdokładałdoogniska.Martwiłsiętrochędymem,alejeszczebardziejobawiałsięśmiercizwyziębienia.Żebyniemyślećochłodzie,zająłsięstrzelbą:wysuszyłjądokładnieinasmarował,korzystajączmałegopojemniczkanasmar,którymiałwtorbiemyśliwskiej.Nimzapadłzmrok,ubraniebyłosuche,astrzelbaoporządzona.
Rozważał,czynieruszyćwdrogęprzednocą.
GdzieśniedalekoczailisięcisamiArikara,którzyzaatakowaliichobozowisko.Niemógłjużdłużejusiedziećwtymmiejscu,mimożebyłodośćdobrzeukryte.Alenoczapowiadałasiębezksiężycowa,nicnieoświetlałobyjegodrogiwzdłużposzarpanegobrzeguMissouri.Niemiałwięcwyboru,musiałzaczekaćdorana.
PrzyostatnichpromieniachsłońcaGlasspozbierałodzieżzwiklinowychgałęziiubrałsię.Następniewpobliżuogniskawykopałpłytki,kwadratowydołek.Zapomocądwóchpatykówusunąłparzącekamienieotaczającepaleniskopierścieniem,ułożyłjewzagłębieniuizasypałcienkąwarstwąziemi.Dołożyłdoogniatyledrewna,ileśmiał,poczymległnarozgrzanychkamieniach.Wsuchymjużniemalubraniu,ogrzewanyprzezkamienieiognisko,powalonyzwykłymzmęczeniem–zasnął,zapewniwszyzziębniętemuciałuminimumniezbędnegociepła.
PrzezdwadniwlókłsięwzdłużMissouri.Przezpewienczaszmagałsięzpytaniem,czyniespoczywananimodpowiedzialnośćzakontynuowaniemisjiLangevinajakoemisariuszawysłanegodoArikarów.Wreszcieuznał,żenie.JegozobowiązaniewobecBrazeaupolegałonadostarczaniudziczyznyczłonkomekspedycji,któretozadaniewykonałnależycie.Niemiałprzecież
pojęcia,czybandaJęzykaŁosiareprezentowałastosunekcałegoplemieniaArikaradobiałych.Wsumiemiałotoniewielkieznaczenie.Zasadzka,wktórąwpadli,dobitniewykazała,żepomysłpodróżowaniałódkąwgóręrzekiniebyłnajlepszy.GdybynawetGlassdostałgwarancjebezpieczeństwaodArikarów,niemiałzamiaruwracaćdoFortBrazeau.Miałważniejszesprawydozałatwienia.
Domyślałsięsłusznie,żeosiedlaMandanówznajdująsięjużniedaleko.Choćplemiętoznanebyłozeswegopokojowegonastawienia,GlassamartwiłyewentualnekonsekwencjeichnowozawartegosojuszuzArikarami.„CzywwioskachMandanówbędąArikara?Jakprzedstawiąataknapodróżników?”Glassniewidziałpowodu,bychciećsięotymprzekonać.Wiedział,żedziesięćmilwgóręMissouri,liczącodosiedliMandanów,leżymałafaktoriaFortTalbot.PostanowiłominąćziemięMandanówiskierowaćsięprostodoniej.Jegopotrzebybyłyskromne,musiałnabyćtylkokociparęrękawic,którezpewnościątamdostanie.
WieczoremdrugiegodniapoatakuGlassuznał,żeniemożejużunikaćryzykazwiązanegozpolowaniem.Byłwygłodniały,aponadtoposiadaniejakiegośfutralubskóryzwierzęcej
dawałobymuwalutęnawymianę.Wpobliżurzekinatrafiłnaświeżetropyłosiaiszedłzanimiprzeztopolowyzagajnik,ażznalazłsięnawielkiejpolanieciągnącejsięwzdłużrzekinadługościprawiepółmili.Niewielkistrumieńdzieliłjądokładnienapołowę.Glassujrzałwielkiegobyka,dwiesamicełosiaoraztrzytłustemłodepasącesięnadpotokiem.Jużprawieznajdowałsięwzasięgustrzału,gdynaglecośzaalarmowałozwierzęta.CałaszóstkapopatrzyławkierunkuGlassa.Tenwystrzeliłiwtejchwilizdałsobiesprawę,żełosieniespoglądająnaniego–patrząnacośzajegoplecami.
Obejrzałsięprzezramięiujrzałtrzechkonnychwojownikówwyłaniającychsięzzagajnikatopóljakieśczterystajardówzanim.NawetztejodległościmógłjużodróżnićtypoweuczesanieIndianArikara,jakbyszpicezwłosównagłowie.Zobaczył,żewojownicynacośpokazują,anastępniespinająkonieigalopująwjegostronę.Zdesperowanyrozejrzałsiędookoła,szukającjakiegokolwiekschronienia.Najbliższedrzewaznajdowałysięwodległościponaddwustujardów.Niezdążytamdobiec.Niezdołateżdostaćsiędorzeki–byłodniejodcięty.Mógłtylkostaćistrzelać–lecznawetjeślitrafiwcel,niedaradyponownienaładowaćbroniipowalićwszystkich
trzechjeźdźców.Wkońcuruszyłbiegiemkuodległymdrzewom,ignorującbólwnodze.
Nieprzebiegłnawettrzydziestujardów,gdynaglezatrzymałsięprzerażony–zlasuprzednimwyjechałjeszczejedenkonnywojownik.Glasssięobejrzał.GalopującyArikaraprzebylijużpołowędzielącejichodległości.Przeniósłwzroknanowegojeźdźca–tenwłaśniemierzyłdoGlassazeswojejbroni.Wystrzelił.Glassskrzywiłsięwoczekiwaniuuderzenia,leczpociskprzeleciałwysokonadjegogłową.ZnówodwróciłsiękutrzemArikara.Jedenzichkonipadł!IndianinznajdującysięprzedGlassemstrzelałdotamtejtrójki!StrzeleczbliżałsięgalopemiGlassuświadomiłsobie,żetojedenzMandanów.
Niepojęte,alenajwyraźniejówIndianinprzychodziłGlassowizpomocą.Traperodwróciłsiętwarządonapastników.Dwajpozostalizbliżylisięjużnaodległośćstupięćdziesięciujardów.Glassuniósłstrzelbęiwymierzył.Wpierwszejchwilistarałsięwycelowaćwktóregośzjeźdźców,aleobajzgarbilisięniskonadkońskimiłbami.Skierowałwięcbrońnajednegozrumaków,wybierającniewielkiewgłębienietużpodszyją.
Nacisnąłspustistrzelbawyplułapocisk.Końzakwiczał,nogiugięłysiępodnim.Wryłsięgwałtowniezziemię,spodkopytwytrysnęła
fontannapyłu,ajeździecprzeleciałłukiemnadłbemmartwegozwierzęcia.
GlassusłyszałzasobątętentkopytispojrzałwgóręnaIndianinazplemieniaMandanów,któryruchemrękikazałmuwskoczyćnakonia.Coteżzrobił,oglądającsięnaostatniegoArikara:ten,trzymająckoniazawodze,strzeliłispudłował.Mandanpopędziłkoniawkierunkulasu.Gdydotarlidotopól,wstrzymałwierzchowca.Obajmężczyźnizsiedliizaczęliładowaćstrzelby.
–Ri–powiedziałIndianin,używającskróconejwersjinazwyArikaraiwskazującwtamtymkierunku–Niedobrzy.
Glassskinąłgłową,wsypującdolufyporcjęprochu.
–Mandan–rzekłIndianinipokazałsamegosiebie.–Dobryprzyjaciel.–GlasswycelowałdoArikary,aleostatnijeździecwycofałsięjużiwydostałpozazasięgstrzału.Zobujegostronbieglispieszeniwojownicy.Utratadwóchkonipozbawiłaichchęcirzuceniasięwpościgzabiałym.
MandannazywałsięMandeh-Pahchu.Tropiłwłaśniełosia,gdynatknąłsięnaGlassaiArikarów.Dobrzewiedział,skądwziąłsiętuówbiałyczłowieknoszącytyleblizn.ZaledwiedzieńwcześniejdoosiedlaMandanówprzybyłtłumacz
Charbonneau.ŚwietnieznanyMandanomzokresu,kiedynależałdoekspedycjiLewisaiClarka,opowiedziałimoatakuArikarów.Mato-Tope,wódzMandanów,rozgniewałsięnaJęzykŁosiaijegobandęodszczepieńców.PodobniejakKiowaBrazeau,wódzMato-Topechciał,żebyMissouriijejokolicebyłyotwartedlahandlu.Chęćzemsty,jakążywiłJęzykŁosia,byładlawodzazrozumiała,aleprzecieżpodróżnicymielipokojowezamiary.Anawet,przynajmniejwedługCharbonneau,wieźlipodarunkiiofertępokoju.
Mato-Topeoddawnaobawiałsię,żedojdziedotakiegoincydentu;właściwiejużodchwili,kiedydowiedziałsię,iżgrupkaArikarówwyruszyłanaposzukiwanienowejsiedziby.Mandanowiebardzouzależnilisięodhandluzbiałymiludźmi.TymczasemoddniaatakupułkownikaLeavenworthanaplemięArikarahandelzpołudniemzamarł.Terazwieściokolejnejnapaścisprawią,żeruchnarzecezniknienadobre.
InformacjaowielkimgniewiewodzaMato-TopelotembłyskawicyrozniosłasiępoosiedluMandanów.MłodyMandeh-PahchuwidziałwuratowaniuGlassaszansęnazyskanieprzychylnościwodza.Mato-Topemiałpięknącórkę,októrąstarałsięmiędzyinnymiMandeh-
Pahchu.Wyobrażałjużsobie,jakparadujeprzezwieśzeswymnowymtrofeum,jakdostarczabiałegoczłowiekawodzowiMato-Tope,jakwszyscymieszkańcyosiedlapatrząisłuchająjegorelacji.Leczbiałynajwyraźniejmiałzamiarwybraćjakąśinną,okrężnądrogę.Uparciepowtarzałprostąfrazę–„FortTalbot”.
Siedzącnakońskimgrzbiecie,GlassprzyglądałsięMandeh-Pahchuzżywymzainteresowaniem.SłyszałwcześniejwieleróżnychopowieścioMandanach,nigdyjednakniewidziałżadnegoznichnawłasneoczy.Młodywojownikmiałwłosyupiętewkoronę–najwyraźniejbardzodbałofryzurę,przywiązującdoniejwielkąwagę.Ztyługłowy,sięgająckarku,zwisałmukucykobwiązanyrzemykamizkróliczejskóry.Włosynaczubiezwisałyluźniej,opadającpasemkaminawszystkiestrony;nasmarowanejakimśtłuszczemzostałyprzyciętenawysokościszczęki.Czołozdobiłamugrzywka,takżenasmarowanatłuszczemiuczesana.Niebrakowałoinnychrzucającychsięwoczyupiększeń.WprawymuchuIndianinnosiłtrzywielkiegrafitowekolczyki,wystającezziejącychotworówwmałżowinie.Naszyjnikzbiałychpaciorkówkontrastowałostrozmiedzianąbarwąskóryjegoszyi.
Choćniechętnie,Mandeh-Pahchuzgodziłsię
zabraćbiałegoczłowiekadoFortTalbot.Znajdowałsięonniedaleko,niecałetrzygodzinyjazdy.Pozatymbyćmożeudamusięczegośwywiedziećwforcie.KrążyłypogłoskioincydenciewywołanymtamprzezArikarów.Niewykluczone,żeludziezfaktoriibędąchcieliprzekazaćMato-Topejakieśinformacje.Towielkaodpowiedzialność–przekazywaćwiadomości.Mato-Topebyłbyniewątpliwiezadowolonyzarównozuratowaniabiałegoczłowieka,jakizotrzymaniaważnejwiadomości.Niemówiącjużojegocórce,którazpewnościąbędziepodwielkimwrażeniem.
Dochodziłapółnoc,kiedynagleichoczomukazałasięonyksowasylwetkaFortTalbotodcinającasięodmonotonnieciemnegonieba.Niepaliłysięwnimżadneświatła,którychblaskbyłbywidocznynarówninie,iGlasszezdziwieniemstwierdził,żeznajdująsięzaledwiestojardówoddługiejpalisady.
Zobaczylibłyskogniaiwtymsamymmomencieusłyszeliostryhukwystrzałudochodzącyodstronyfortu.Kulazestrzelbyprzeleciałaześwistemokilkacaliodichgłów.
Końsięspłoszył;Mandeh-Pahchuzwysiłkiemstarałsięnadnimzapanować.Glass,natężywszywszystkiesiły,wydałzsiebiegniewnezawołanie:
–Niestrzelać!Idąswoi!Odpowiedzianomupełnympodejrzliwości
pytaniem:–Kimjesteś?–Glasswidziałmigotanieświatła
nadlufąkarabinuorazciemnyzarysczyjejśgłowyiramion.
–JestemHughGlasszKompaniiFutrzarskiejGórSkalistych.–Bardzochciał,żebyjegogłosrozbrzmiewałsiłąipewnościąsiebie,aleledwiegobyłosłychaćnatęniewielkąodległość.
–Cotozadzikus?–ToMandan.Właśniewyratowałmniezrąk
trzechwojownikówArikara.MężczyznanawieżyczcekrzyknąłcośiGlass
usłyszałfragmentrozmowy.Nablokhauziepojawiłosiętrzechkolejnychludzizestrzelbami.Zaciężkąbramądałsięsłyszećjakiśhałas.Nagleodemkniętoniewielkieokienkoiznówpoczuli,żeznajdująsiępodobserwacją.Nowy,opryskliwygłosdobiegającyzokienkazażądał:
–Podjedźciebliżej,żebyśmymogliwaslepiejwidzieć.
Mandeh-Pahchuszturchnąłkoniaipokierowałgoniecodoprzodu,podbramę.Glasszsiadłzwierzchowca.
–Jestjakiśszczególnypowód,żetakwaskorcipociągnąćzacyngiel?–zapytał.
–WzeszłymtygodniuprzedtąbramąmójkompanzostałzamordowanyprzezArikarów–odrzekłopryskliwygłos.
–Nocóż,żadenznasnienależydotegoplemienia.
–Nibyskądmamtowiedzieć,skoroczaiciesięgdzieśwciemnościach.
WprzeciwieństwiedoFortBrazeau,FortTalbotsprawiałwrażenieoblężonejtwierdzy.Jegodługiemurywyrastałynawysokośćdwunastustóp,tworzącregularnyprostokąt,któregodłuższebokimierzyłystostóp,krótszezaś–siedemdziesiąt.Dwaprymitywneblokhauzystałyukośniewzględemsiebienaprzeciwległychnarożnikach,zbudowanetak,abywewnętrznewęgłystykałysięzzewnętrznymizakątkamifortu.Dziękitejpozycjimożnaznichbyłokontrolowaćcałyobwódmurów.Jedenzblokhauzów–tenprzednimi–krytybyłprymitywnymzadaszeniem,ewidentniewzniesionympoto,byochronićprzedniszczycielskimwpływemżywiołówobrotowąarmatęowielkimkalibrze.Nadrugimwidaćbyłoelementydachu,któryniezostałdokończony.Zjednejstronyprzylegałdofortuskromnykoral,wktórymjednakniepasłysiężadnezwierzęta.
Glassczekał,podczasgdyoczywokienkunieprzestawałygolustrować.
–Cociętusprowadza?–zapytałopryskliwygłos.
–ZmierzamdoFortUnion.Potrzebujęparurzeczy.
–Niemamytuzbytwieledozaoferowania.–Nietrzebamiżywnościaniprochu.Tylkokoc
irękawice,apotemruszamwdrogę.–Niewyglądanato,żemaszcośnawymianę.–Mogęwypisaćwekselnahojnąsumkę
wimieniuWilliamaAshleya.NawiosnęKompaniaFutrzarskaGórSkalistychprzyśletugrupętraperów.Dobrzezapłacązawykupienieweksla.–Nastąpiładługacisza.Glassdodał:–Iłaskawiejspojrząnafaktorię,któraprzyszłazpomocąjednemuzichludzi.
Znówcisza,apotemokienkosięzamknęło.Usłyszeliprzesuwanieciężkiejdrewnianejbelkiibramazaczęłaobracaćsięnazawiasach.Opryskliwygłosokazałsięnależećdocherlawegomężczyzny,którynajwyraźniejturządził.Stałnieruchomozestrzelbąwrękuidwomapistoletamizapasem.
–Tylkoty.Żadnychczerwonychdzikusówwmoimforcie.
GlassspojrzałnaMandeh-Pahchu,zastanawiającsię,iletenzrozumiał.Miałzamiarsięodezwać,leczzrezygnowałiwszedłdośrodka,
abramazłoskotemzamknęłasięzanim.Wobrębieostrokołustałydwawalącesię
budynki.Wjednymznich,zzanasmarowanychtłuszczemskórzwierzęcychsłużącychzaokna,migotałosłabeświatło.Drugąbudowlęspowijałaciemność;Glassprzypuszczał,żeznajdujesiętammagazyn.Tylneścianyobuchatbyłyjednocześniefragmentemumocnieńfortu.Ichfrontywychodziłynamaleńkidziedziniec,nadktórymunosiłsięsmródzwierzęcychodchodów.Źródłoodorustałoprzywiązanedopalika–dwanędznemuły,zapewnejedynezwierzęta,którychArikaromnieudałosięukraść.Oprócznichnadziedzińcuznajdowałasięwielkamaszyneriasłużącadogarbowaniaskórek,kowadłoustawionenapniutopoliorazchwiejnystosdrewnaopałowego.Naprzybyszaczekałopięciumężczyzn,doktórychwkrótcedołączyłtenzblokhauzu.SłabeświatłopadałonapokrytąbliznamitwarzGlassa,któryczułnasobieichzaciekawionespojrzenia.
–Wejdźdośrodka,jeślichcesz.Glassruszyłzamężczyznamiwkierunku
oświetlonegobudynkuipochwiliznalazłsięwciasnympomieszczeniubaraku.Wprymitywnymglinianympaleniskupodtylnąścianąpłonąłogień,zktóregounosiłosięsporo
dymu.Jedynązaletątegownętrzawypełnionegokwaśnymodorembyłopanującetuciepło,wytwarzanenietylkoprzezpłomienie,lecztakżeludzkieciała.
Cherlawychciałcośpowiedzieć,alewtymmomenciezaatakowałgosilny,mokrykaszel.PodobnadolegliwośćnajwyraźniejdokuczaławiększościtychmężczyzniGlassprzestraszyłsię,żemógłbysięzarazić.Cherlawywkońcuprzestałkaszlećirzekł:
–Niemamytunadmiarużywności.–Mówiłemjuż,żeniepotrzebujęwaszego
jedzenia–odparłGlass.–Ustalmycenękocairękawic,iruszamwswojądrogę.–Glasswskazałstółwrogu.–Dorzućciejeszczetennóżdoskórowania.
Cherlawyszturchnąłsięwpierś,jakbypoczułsięurażony.
–Niejesteśmytuskąpi,mister.AleRitrzymająnaswpotrzasku.Ukradlicałebydło.Wzeszłymtygodniupięciuwojownikówpodjechałopodbramę,żenibychcąpohandlować.Otworzyliśmy,aonizaczęlistrzelać.Zzimnąkrwiązabilimojegokompana.–Glassmilczał,mężczyznamówiłwięcdalej:–Niemożemystądwyjść,niemożemypolowaćaninarąbaćdrzewanaopał.Rozumieszwięcpan,czemutakoszczędzamyzapasy.–
PatrzyłnaGlassa,oczekującjegoaprobaty,alenapróżno.
–StrzelaniedobiałegoiMandananierozwiążewaszychproblemówzplemieniemArikara–rzekłwreszcietraper.
Ten,którystrzelał,wystąpiłdoprzodu.Byłtoniechlujnyczłowiekbezprzednichzębów:
–WidziałemtylkojakiegośIndiańcaskradającegosięwśrodkunocy.Skądmiałemwiedzieć,żejedzieciewedwóch?
–Możewartowyrobićwsobienawyk,żebyprzedoddaniemstrzałuzobaczyć,dokogosięstrzela?
–Tojamówięmoimludziom,kiedymająstrzelać,mister–ponownieodezwałsięcherlawy.–RiiMandanowieniczymsiędlamnienieróżnią.Apozatymterazsięskumalizesobą.Jednowielkiezłodziejskieplemię.Wolęzabićniewłaściwegoczłowieka,niżzaufaćkomunietrzeba.–Słowapłynęłyzjegoustniczymwodazpękniętejtamy,aprzytymwymachiwałkościstympalcem.–ZbudowałemtenfortwłasnymirękamiimampozwolenienaprowadzenietuhandluodsamegogubernatoraMissouri.Niezamierzamystądodchodzićizabijemykażdegoczerwonoskórego,którysięnapatoczy.Nawetgdybyśmymusielizastrzelić
całetocholerneplemięmordercówizłodziei.–Awtedyzkimbędzieciehandlować?–zapytał
Glass.–Damysobieradę,mister.Toplacówka
najwyższejwagi.Niedługonadciągnietuwojskoizrobizdzikusamiporządek.Pojawisięmnóstwobiałychzainteresowanychhandlem,kursującychporzece–jaksampanmówiłeś.
Glasswyszedłwciemnośćnocy,abramazatrzasnęłasięzanimzhukiem.Odetchnąłgłęboko,obserwując,jakjegooddechkondensujesięwzimnymnocnympowietrzu,apotemznikawpodmuchumroźnejbryzy.ZobaczyłMandeh-Pahchusiedzącegonakoniunadrzeką.Indianinodwróciłsię,słyszącodgłoszamykającejsiębramyiruszyłwkierunkuGlassa.
Tendobyłnowynóżdoskórowaniaiwyciąłnimwkocuotwór,przezktórynastępnieprzecisnąłgłowę.Miałterazcośwrodzajupłaszcza.Nadłoniewłożyłfutrzanerękawice,zapatrzyłsięnaIndianinaizastanawiał,copowiedzieć.Właściwiecotubyłodopowiedzenia?„Mamdozałatwieniawłasnesprawy”.Niezawszepostępowałtak,jakpowinien–aterazpoprostuniemógł.
PodałnóżMandeh-Pahchu.–Dziękuję–powiedziałdoniego.Mandanpopatrzyłnanóż,apotemnaGlassa,
szukającjegooczu.Przyglądałsię,jakbiałymężczyznaodwracasięiodchodziwkierunkuMissouri,jakznikawmrokunocy.
Rozdział19
8grudnia1823roku
JohnFitzgeraldszedłnaswojestanowiskowartownicze,kawałekwdółrzekiodFortUnion.Świniajużtambył,zjegounoszącejsięiopadającejpiersiwydobywałsięoddechwpostaciobłokówparyniknącychwmroźnymnocnympowietrzu.
–Mojakolej–rzekłFitzgeraldtonemwręczprzyjaznym.
–Odkiedytotaksięcieszysznawartę?–zapytałŚwinia,apotemruszyłspacerowymkrokiemdoobozu,zadowolonyzperspektywyczterogodzinnegosnuprzedśniadaniem.
Fitzgeralduciąłsobiegrubykawałtytoniu.
Poczułwustachjegocharakterystyczny,bogatysmak,którykoiłnerwy.Odczekałdłuższąchwilę,zanimsplunął.Nocnepowietrzepiekłowpłucachprzykażdymoddechu,leczFitzgeraldniezważałnazimno.Zimnobyłofunkcjąidealnieczystegonieba–aFitzgeraldpotrzebowałczystegonieba.Księżycwtrzeciejkwarcierzucałblasknarzekę.Wystarczający,pomyślałznadzieją,żebydałosięłatwosterować.
WpółgodzinypozmianiewartFitzgeraldwszedłwgęstezaroślawikliny,gdziewcześniejukryłswójłup:paczkębobrowychskórek,którymimożnabędziehandlowaćwdolerzeki,dwadzieściafuntówsuszonegomięsawjutowymworku,trzyrogizprochemstrzelniczym,stoołowianychpocisków,niewielkigarnekdogotowania,dwawełnianekoceoraz–rzeczjasna–anstadta.Ułożyłtowszystkonadsamymbrzegiem,apotemposzedłdogórypołódkę.
Skradającsięwzdłużrzeki,zastanawiałsię,czykapitanHenryzadasobietrudwysłaniakogośjegośladem.„Głupignojek”.Fitzgeraldnigdydotądniespotkałtakiegonieudacznika.PodpechowymprzywództwemHenry’egoludziezKompaniiFutrzarskiejGórSkalistychnieustannieznajdowalisięokrokodnieszczęścia.„Tocud,żejeszczeniewszyscyzginęliśmy”.
Zostałyimjużtylkotrzykonie,którytofaktwyznaczałzasięgtraperskichwypadów,ograniczającjedokilkumiejscnadrzekamiwbezpośredniejokolicy,jużdawnoprzetrzebionych.WytężonewysiłkiHenry’egozmierzającedonawiązaniastosunkówhandlowychzmiejscowymiplemionamiizdobyciakoni(albopoprostuodkupieniaskradzionychwierzchowców)zakończyłysięcałkowitąklęską.Zdobyciepożywieniadlatrzydziestumężczyznstałosięichgłównymcodziennymproblemem.Grupkimyśliwychjużodwielutygodninienapotkałyżadnegobizona;podstawowymźródłempokarmutraperówbyłożylastemięsoantylop.
Kroplaprzepełniającaczaręprzelałasiętydzieńtemu,kiedytoFitzgeraldusłyszałodKrępegoBillaprzekazanąszeptempogłoskę.
–Kapitanzastanawiasię,czynieprzeprowadzićsięzcałymoddziałemdoYellowstoneizająćpozostałościpostarymforcieLisynadBigHorn.
Fitzgeraldniewiedział,jakdalekojestdorzekiBigHorn,aleorientowałsię,żeleżyonawkierunkuprzeciwnymdotego,wktórympragnąłsięudać.Wprawdzieżycienapograniczuokazałosięlepsze,niżsięspodziewał,uciekajączSt.Louis,jednakżemiałjużdośćtutejszegofatalnegożarcia,zimnaorazogólnejniewygody
wspólnegozamieszkiwaniawtowarzystwietrzydziestunieładniepachnącychmężczyzn.Niewspominającjużotym,żewkażdejchwilimożnatubyłozginąć.Tęskniłzasmakiemtaniejwhiskeyizapachemtanichperfum.Dysponująckwotąsiedemdziesięciudolarówwzłotychmonetach–nagrodązaopiekęnadGlassem–nieustanniewracałmyślamidohazardu.Minęłojużpółtoraroku,sprawywSt.Louispowinnywięcprzycichnąć–amożenietylkowSt.Louis,alenawetdalejnapołudnie.Zamierzałsięotymprzekonać.
Przydługiejplażynieopodalfortuleżałydwakanuodwróconedogórydnem.Fitzgeraldprzyjrzałsięimobuuważniejużkilkadnitemuiuznał,żetomniejszebędziesięlepiejnadawać.Pozatym,mimożezamierzałpłynąćzprądem,czółnopowinnobyćnatyleniewielkie,bysamsobieznimporadził.Cichojeodwrócił,włożyłdośrodkadwawiosłaiprzeciągnąłcałośćprzezpiaseknadlinięwody.
„Teraztamto”.Planującswojądezercję,Fitzgeraldzastanawiałsię,wjakisposóbunieruchomićdrugiekanu.Początkowobrałpoduwagęwybiciewposzyciudziury,leczpotemwpadłnaznacznieprostszerozwiązanie.Wróciłdodrugiegoczółnaiwyciągnąłspodniegopagaje.
„Kanubezwiosełnienadajesiędoniczego”.Zepchnąłczółnonawodę,wskoczyłdośrodka
idwukrotnieuderzyłwiosłem,ustawiającłódkędziobemdonurtu.Wodaporwałakanuiuniosłazprądem.Pokilkuminutachzatrzymałsię,żebypozbieraćtowszystko,cowcześniejukradł,poczymznówdałsięponieśćnurtowirzeki.WciąguparuchwilFortUnionzniknąłzajegoplecami.
KapitanHenrysiedziałsamotniewśmierdzącymstęchliznąwnętrzuswejkwatery,jedynegoprywatnegopomieszczeniawcałymFortUnion.Opróczprywatności–rzadkiegodobrawtejplacówce–miejscetoniemogłosięniczympochwalić.Niecoświatłaiciepłaprzedostawałosiętukorytarzemzsąsiedniejsali.Henrysiedziałwzimnieimroku,zastanawiającsię,corobić.
SamFitzgeraldstanowiłniewielkąstratę.HenrynieufałtemuczłowiekowiodpierwszegodniawSt.Louis.Bezkanuteżmoglisięobyć–gorzejbyłoby,gdybyukradłimresztękoni.Zniknięciepaczkiskórekzpewnościąpsułohumor,aleniegroziłonikomuśmiercią.
Problemniepolegałnatym,żezniknąłjedenczłowiek,lecznatym,jakiówfaktmiałwpływnapozostałych.DezercjaFitzgeraldastanowiławyraz–stanowczyijednoznaczny–tego,comyślelisobiepocichuwszyscy:żeKompaniaFutrzarska
GórSkalistychjestdoniczego.Żeonjestdoniczego.Icoteraz?
Henryusłyszał,jakotwierasięzasuwanadrzwiachbaraku.Drobne,ciężkiekrokizaszurałypoklepisku,kierującsięwprostdojegokwatery,poczymwkorytarzustanąłKrępyBill.
–Murphyijegogrupawracają–poinformowałKrępy.
–Mająjakieśskóry?–Nie,kapitanie.–Żadnych?–Żadnych,kapitanie.Właściwie,wiepan,jest
jeszczegorzej.–Czyli?–Koniteżjużniemają.KapitanHenrypotrzebowałchwilinaoswojenie
sięztąwieścią.–Cośjeszcze?Krępymyślałprzezjakiśczas,apotemdodał:–Tak,kapitanie.Andersonnieżyje.Kapitanniepowiedziałjużnicwięcej.Krępy
czekał,ażwkońcupoczułsięwtejciszynieswojoiwyszedł.
Henrytkwiłnieruchomoprzezkilkakolejnychminutwzimnychciemnościach,nimwreszciepodjąłdecyzję.MusząopuścićFortUnion.
Rozdział20
15grudnia1823roku
Nieckatworzyłaniemalidealnąmisęnadnierówniny.Ztrzechstronotaczałyjąniskiewzgórza,chroniącodwiatrównieustanniewiejącychnaprerii.Wśrodkuzagłębieniagromadziłasięwilgoć,rosłatamgrupkadrzewiastychgłogów.Wzgórzaidrzewastanowiłyrazemkryjówkęniedopogardzenia.NieckaznajdowałasięzaledwiepięćdziesiątjardówodMissouri.HughGlasssiedziałpotureckuprzymałymognisku,ajęzykipłomienilizałychudykorpuskrólikanabitynawierzbowąwitkę.
Czekając,ażmięsosięupiecze,Glassnagleuświadomiłsobiewyraźnyodgłoswydawanyprzez
rzekę.Dziwne,żetozauważam,pomyślał.Przecieżodwielutygodninieoddalałsięodwody.Terazzaśusłyszałjejobecnośćzcałąostrościązmysłów,doświadczyłjejjakonowegoodkrycia.Odwróciłsięodogniskaizapatrzyłwrzekę.Zaskoczyłagomyśl,żełagodnynurtwodymożewydawaćzsiebiejakikolwiekdźwięk.Podobniezresztąjakwiatr,jeślijużotochodzi.Pomyślał,żeodgłosywydająniesamawodaczywiatr,leczcoś,costajeimnadrodze.Zwróciłsiętwarządoogniska.
Poczułznajomybólwnodzeizmieniłpozycję.Ranynieustannieprzypominałymu,żewprawdziewracadozdrowia,alejeszczedalekomudopełnisił.Zimnopotęgowałodolegliwościobunógiramienia.Domyślałsięjuż,żenigdynieodzyskanormalnegogłosu.Ioczywiściejegotwarzstaniesięwiecznąpamiątkątego,cowydarzyłosięnadGrand.Aleniejesttakźle,pomyślał.Plecyjużniebolą,możeteżjeść,niebojącsięcierpienia,cocieszyłogoszczególniewobeczapachukrólikanarożnie.
Ustrzeliłzwierzękilkaminutwcześniej,wgasnącymświetlednia.OdtygodnianiewidziałżadnychoznakpobytuIndianwokolicy,akiedypodczaswędrówkinatrafiłnatłustegokrólika,niemógłzmarnowaćtakiejokazji.
ĆwierćmiliodGlassa,wgórzerzeki,JohnFitzgeraldwypatrywałwłaśniemiejsca,wktórymmógłbyprzybićdolądu,kiedynagleusłyszałbliskiodgłoswystrzału.„Cholera!”Podpłynąłszybkowkierunkubrzegu,żebyspowolnićbiegczółna.Zarzuciłogonajakimświrze;zacząłwiosłowaćdotyłu,próbującjednocześniewgasnącymświetledniaznaleźćtego,którystrzelał.
„ZadalekonapółnocjaknaArikarów.MożetoAssiniboinowie?”Fitzgeraldżałował,żeniewidzizbytdobrze.Pochwiligdzieśwoddalizamigotałoognisko.Zobaczyłsylwetkęmężczyznywskórzanejbluzie,aleniemógłrozróżnićszczegółów.ZapewnejakiśIndianin.Żadenbiałyniemiałbyinteresuzapuszczaćsiętakdalekonapółnoc,zwłaszczawgrudniu.„Czyjestichtuwięcej?”Światłodniagasłobardzoszybko.
Fitzgeraldrozważałswojemożliwości.Byłojasnejaksłońcenaniebie,żeniemożetuzostać.Gdybyspędziłnocnabrzegu,ówstrzelecprawdopodobnieodkryłbyranojegoobecność.Zastanawiałsię,czyniepodkraśćsięiniezabićtegoczłowieka,aleprzecieżniemiałpewności,czyjestonsamczywtowarzystwieinnych.Zdecydowałsięwreszcienapróbęszybkiegoprzemknięciawkanu.Zaczeka,ażzapadnie
zmrok,awtedyblaskogniskasprawi,żestrzelec–alboteżjegotowarzysze–niezechceobserwowaćrzeki.Ontymczasemprzypełniksiężycapopłyniedalej.
Fitzgeraldodczekałprawiegodzinę,poczymcichowciągnąłdzióbkanunamiękkinadbrzeżnypiasek.Nazachodnimwidnokręguznikałyostatniepozostałościdziennegoświatła,blaskrzucanyprzezogniskostałsięwyraźniejszy.Sylwetkastrzelcagarbiłasięnadogniem;Fitzgeralduznał,żemężczyznapewnieprzygotowujesobieposiłek.„Teraz”.Sprawdziłanstadtaidwapistolety,układającjewzasięguręki.Potemzaciągnąłczółnodowodyiwskoczyłdośrodka.Dwukrotnieodbiłsięwiosłemiwprowadziłłódkęnanurt.Sterowałterazzapomocąjednegopagaja,delikatnieprzekładającgoraznajedną,raznadrugąstronę.Wmiaręmożliwościpozwalałczółnudryfować.
HughGlasswziąłsięzatylnąłapękrólika.Udziecbyłmiękki,złatwościąoderwałgoodreszty.Traperzatopiłzębywsoczystymmięsie.
Fitzgeraldstarałsięustawićkanujaknajdalejodbrzegu,aleprądbiegłwłaściwietużobokniego.Ogniskozbliżałosięzoszałamiającąprędkością.Fitzgeraldpróbowałobserwowaćrzekę,ajednocześnieniespuszczaćzoczupleców
mężczyznyprzyogniu.Widziałjużkapotęzrobionązkocaorazcoś,cowyglądałonawełnianączapkę.„Wełnianaczapka.Białyczłowiek?”Fitzgeraldspojrzałnarzekę.Zespowitejmrokiemwodywystawałwielkigłaz–zaledwietrzyjardyodniego!
Zanurzyłwiosłogłębokoipociągnąłjaknajmocniej.Następniewyjąłpagajzwodyiodbiłsięnimodskały.Kanuzawróciło–aleniewystarczająco.Jegoburtazaszurałaogłaz,wydającostryzgrzyt.Fitzgeraldwiosłowałzcałychsił.„Jużzapóźno,żebysięukrywać”.
Glassusłyszałplusk,aponimdługizgrzyt.InstynktowniesięgnąłpostrzelbęiodwróciłsięwstronęMissouri,szybkowychodzączkręguświatła.Podczołgałsięraźnokurzece,jegooczydostosowywałysiędociemności.
Lustrowałwodęwposzukiwaniuźródładźwięku.Usłyszałpluskwiosła,azarazpotemwodległościjakichśstujardówzobaczyłkanu.Uniósłbroń,odciągnąłkurekiwycelowałwciemnąpostaćczłowiekazpagajem.Paleczacisnąłsięnaspuście...iznieruchomiał.
Glasszrozumiał,żestrzelanieniemasensu.Kimkolwiekbyłtenmężczyzna,najwyraźniejmiałzamiaruniknąćznimkontaktu.Wkażdymraziezmierzałwprzeciwnymkierunku.Niezależnieod
swychzamiarówówuciekającypodróżnikstanowiłdlaGlassaniewielkiezagrożenie.
TymczasemwczółnieFitzgeraldwiosłowałciężko,ażwreszcieudałomusiędopłynąćdozakolarzeki,ćwierćmiliodogniska.Pozwolił,byprądniósłkanuprzezprawiemilę,poczymskierowałjekuprzeciwnemubrzegowiizacząłszukaćodpowiedniegomiejscadowyjścianaląd.
Gdyjewreszcieznalazł,wyciągnąłczółnozwodyiprzewróciłdogórydnem,apodspodemumościłsobieposłanie.Żująckawałeksuszonegomięsa,wciążzastanawiałsięnadczłowiekiemprzyognisku.„Cholerniedziwnemiejsce,jaknabiałego,wdodatkuwgrudniu”.
Starannieułożyłstrzelbęidwapistoletyprzyboku,poczymopatuliłsiękocem.Jasnyksiężyczalewałobozowiskobladąpoświatą.Anstadtodbijałświatło,jegosrebrnewykończenialśniłyjaklustra.
KapitanHenrywkońcudoczekałsięszczęśliwejkarty.Działosiętylepozytywnychrzeczy,jednapodrugiej,żejużsamniewiedział,cootymwszystkimmyśleć.
Popierwsze,oddwóchtygodniniebobyłoczysteifioletowoniebieskie,wręczindygo.DziękidobrejpogodzieoddziałpokonałdwieściemildzielącychFortUnionodrzekiBigHornwzaledwiesześć
dni.Opustoszałyfortwyglądałprawietaksamo,jak
zapamiętałgoHenry.Wroku1807pewienchytryhandlarz–ManuelLisa–założyłfaktorięuzbiegurzekYellowstoneiBigHorn.NazwałjąFortManuelitraktowałjakopunktwypadowydlahandluieksploracjioburzek.SzczególniedobrestosunkiutrzymywałzplemionamiWroniPłaskogłowych,którzybrońkupowanąodLisywykorzystalidowznieceniawojnyzCzarnymiStopami.Cizkoleistalisięzażartymiwrogamibiałych.
Zachęconyswymskromnymsukcesemhandlowym,wroku1809LisazałożyłKompanięFutrzarskąSt.LouisMissouri.JednymzinwestorówfinansującychtonoweprzedsięwzięciebyłAndrewHenry.StanąłonnaczeleniesławnejwyprawydoThreeForks,wktórejuczestniczyłagrupaskładającasięzestutraperów.Wtedy,wdrodzedoYellowstone,HenryzatrzymałsięnapopaswFortManuel.Nadalpamiętałjegostrategicznepołożenie,obfitośćdzikiejzwierzynyorazbogactwookolicznychlasów.Henrywiedział,żeFortManuelopustoszałkilkanaścielattemu,miałjednaknadziejęprzywrócićtęplacówkędożycia.
Stan,wjakimsięznajdowała,byłgorszy,niżsię
obawiał.Lataopuszczeniaodbiłysięfatalnienabudynkach,bardzojużzniszczonych,choćdrewno,zktórychjewykonano,nadalsprawiałosolidnewrażenie.Odkrycietooszczędziłoimwieletygodniciężkiejpracyzwiązanejzwycinaniemitransportowaniempnidrzewnych.
TakżestosunkiHenry’egozmiejscowymiplemionamiindiańskimi(przynajmniejwpoczątkowejfazie)odbiegałyodnieszczęsnegowzorcaznanegozFortUnion.Doswychnowychsąsiadów–główniePłaskogłowychiWron–wysłałdelegacjępodkierunkiemAllistairaMurphy’ego,zasypującichmnóstwempodarków.Odkrył,żejeślichodziorelacjezIndianami,zbieraowocedyplomacjiswojegopoprzednika.Obaplemionawydawałysiędośćzadowolonezponownegozasiedleniafortu.Aprzynajmniejniemiałynicprzeciwkohandlowi.
Wronynaprzykładmiaływswymposiadaniutabunykoni.Murphywytargowałodnichażsiedemdziesiątdwiesztukitychzwierząt.WpobliskichGórachBigHornniebrakowałostrumieni,wzwiązkuzczymkapitanHenryopracowałplanaktywnegospożytkowaniaswychtraperów,odterazjużmobilnych.
OddwóchtygodniHenrynieustanniezachowywałczujność,jakbywobawie,żepech
znówzakradniesiępodstępemwjegożycie.Pozwalałsobietylkonaodrobinkęoptymizmu.„Możeszczęściezaczęłomijednaksprzyjać?”Myliłsię.
HughGlassstałprzedtym,copozostałozFortUnion.Bramależałanaziemi,wyrwanazzawiasów,gdykapitanHenryopuszczałfaktorię.Wśrodkudowodówupokarzającejklęskicałegoprzedsięwzięciabyłojeszczewięcej.Zabranowszystkiemetaloweokucia,zapewnepoto–domyśliłsięGlass–żebywykorzystaćjewnowymmiejscu.Zpalisadypowyrywanodrewnianebale;ten,ktozapanowałnadtymmiejscempoodejściuHenry’ego,prawdopodobniezużyłjenaopał.Ścianajednegozbarakówbyłasczerniała,świadcząconieudanejpróbiespaleniafortu.Śniegnadziedzińcuzryłydziesiątkikońskichkopyt.
„Gonięjakąśzłudę”.Ilednijuższedł–awłaściwiewlókłsię–ażdodziś?WróciłmyślamidopolanynadźródełkiemnieopodalrzekiGrand.„Jakibyłwtedymiesiąc?Sierpień?Aterazcomamy?Grudzień?”
Poprymitywnejdrabiniewspiąłsięnablokhauzizgóryuważniezlustrowałcałądolinę.Jakieśćwierćmiliprzedsobązobaczyłrdzawąplamkę,naktórąskładałosiękilkanaścieantylopgrzebiącychwśnieguwposzukiwaniubylic.Nad
rzeką,składającwlocieskrzydła,lądowałwielkikluczgęsi.Pozatymniedostrzegłżadnychoznakżycia.„Gdzieonisą?”
Obozowałwforciedwadni,niezdolnytakpoprostuodejśćzmiejsca,doktóregodługoiuparciedążył.Wiedziałjednak,żejegoprawdziwymcelemniejestżadnemiejsce,leczdwajludzie–dwajludzieipodwójnyaktostatecznejpomsty.
PoopuszczeniuFortUnionGlassszedłwzdłużrzekiYellowstone.Mógłsięjedyniedomyślać,wktórąstronęudałsięHenry.Wątpiłprzytym,bykapitanryzykowałpowtórkęporażkinadGórnąMissouri.PozostawaławięcYellowstone.
Popięciudniachpodążaniazarzekąznalazłsięnaglenawysokiejskarpie.Istanąłoniemiały.
Ujrzałprzedsobą–łącząceniebozziemią–góryBigHorn.Ponadnajwyższymiszczytamikłębiłosięparęchmur,potęgującjeszczezłudzeniewielkiegomurusięgającegonieskończoności.Oczyzaszkliłymusięodblaskusłońcaodbitegoodśniegu,alenieodwróciłwzroku.ŻadnedotychczasowedoświadczeniezdwudziestoletniegopobytunarówninachnieprzygotowałoGlassanatenwidok.
KapitanHenryczęstoopowiadałimoogromieGórSkalistych,aleGlassprzypuszczał,żehistorietenasączonesąobowiązkowądawkąprzesady
potrzebnejdoubarwieniaopowieściprzywieczornymognisku.Awrzeczywistości,myślałwtedyGlass,opisyHenry’egomająfatalniemałowspólnegozfaktami.Henrybyłprostymczłowiekiemimówiącogórach,traktowałjeraczejjakoprzeszkodynadrodze,barierydopokonaniawceluutrzymaniadrożnościłańcuchadostawhandlowychmiędzywschodemazachodem.WopisachHenry’egozupełniebrakowałowzmiankiotejwręcznadprzyrodzonejpotędze,którąemanowałymasywneszczytywznoszącesięprzedGlassem.
RzeczjasnaGlassrozumiałpraktycznepodejścieHenry’ego.Dolinyrzekjużsamewsobiestanowiłytrudnyteren.Glassledwiemógłsobiewyobrazić,ilewysiłkumusiałokosztowaćtransportowanieskórprzezgórytakiejakte.
WciągunastępnychdnipodziwdlagórjeszczewGlassienarastał;rzekaYellowstoneprowadziłagocorazbliżejmasywu.Wznosiłsiętamniczymwyraźnyznak,punktodniesieniarzucającywyzwaniesamemuczasowi.Tegorodzajuogrom,znacznieprzewyższającyczłowieka,możeuniektórychbudzićuczucieniepokoju.LeczGlassmiałwrażenie,żepłyniestamtądwjegokierunkucośwrodzajusakramentu,nieśmiertelność,którasprawiała,żewszystkiejegocodziennecierpienia
idolegliwościstawałysiębłaheinieistotne.Szedłtak,dzieńpodniu,wkierunkugór
wyrastającychnakońcuwielkiejrówniny.
Fitzgeraldstałprzedprymitywnąpalisadą,znoszącprzesłuchanieprowadzoneprzezchuderlawego,kaszlącegoczłowiekanawaleobronnymponadbramą.
PodczasdługichdnispędzonychwkanuFitzgeraldwyćwiczyłsięwswymkłamstwie.
–WiozędoSt.LouiswiadomośćdlakapitanaHenry’egozKompaniiFutrzarskiejGórSkalistych.
–KompaniaFutrzarskaGórSkalistych?–prychnąłchuderlawy.–Właśniemieliśmytujednegoztwoich,któryzmierzałwprzeciwnymkierunku.Niewychowanygośćpodróżującynajednymkoniuzjakimśczerwonoskórym.Jeślijesteśztejsamejfirmy,możeszdopisaćsiędojegoweksla.
Fitzgeraldpoczuł,jakkurczymusiężołądek,naglezacząłszybciejoddychać.„Tenbiałyczłowieknadrzeką!”Starałsięmówićspokojnie,wręcznonszalancko.
–Musieliśmysięgdzieśminąć.Jaksięnazywał?–Gdzieżbympamiętał.Daliśmymuparęrzeczy
iposzedł.–Jakwyglądał?
–O,tegoakuratniezapomnę.Całatwarzwbliznach,jakbygoprzeżułojakieśdzikiezwierzęiwypluło.
„Glass!Żyje!Niechtojasnacholera!”Fitzgeraldwymieniłdwiebobroweskórkina
suszonemięsoijaknajszybciejwróciłnadrzekę.Dryfowaniezprądemjużgoniezadowalało,wiosłowałzcałychsił.Jaknajdalejstąd,wciążprzedsiebie.ByćmożeGlasszmierzawprzeciwnymkierunku,myślałFitzgerald,aleniemanajmniejszychwątpliwości,jakietenstaryłajdakżywizamiary.
Rozdział21
31grudnia1823roku
Śniegzacząłpadaćokołopołudnia.Zróżnychstronnadciągałychmuryburzowe,stopniowozasłaniającsłońce,takpowoli,żeHenryijegoludzieprawietegoniezauważyli.
Niemielipowodówdozmartwienia.Odrestaurowanyfortstałbezpieczny,gotowywytrzymaćnapórwszystkichżywiołów.PozatymkapitanHenryogłosiłdziśświęto.Dlajegouczczeniarozdałswoimludziomcoś,cowprawiłoichwszalonąekscytację–alkohol.
Henryponosiłporażkinawielupolach,rozumiałjednaksiłęzachęty.Dałswymludziomzacierdrożdżowynajagodachświdośliwy,
fermentującychwbeczceodmiesiąca.Powstaławtensposóbmiksturasmakowałajakkwas.Wszyscypiliją,krzywiącsięniemiłosiernie,niktjednakniezrezygnowałzesposobności.Płynpowodowałgłębokieiniemalnatychmiastoweupojenie.
Henrymiałdlaswoichludzijeszczejedenbonus.Grałcałkiemnieźlenaskrzypcachiporazpierwszyodwielumiesięcybyłwnatyledobrymnastroju,żewyjąłswójpodniszczonyinstrument.Jegopiskliwydźwiękwpołączeniuzpijackimiśmiechamiskładałsięnaradosnyrozgardiaszpanującywzatłoczonymbaraku.
WielkąuciechęokazywaliszczególniemężczyźniskupieniwokółŚwini,któregootyłecielskospoczywałoprzedpaleniskiemzrozrzuconymirękomainogami.Jaksięokazało,jegotolerancjaalkoholunieszławparzeztuszą.
–Wygląda,jakbynieżył–powiedziałBlackHarrisimocnokopnąłleżącegowbrzuch.StopaHarrisanachwilęzniknęławmiękkimbrzuszysku.Świniajednakniezareagował.
–Nocóż,skoronieżyje...–rzekłPatrickRobinson,cichymężczyzna,któregowiększośćtraperówprzedzaaplikowaniemksiężycówkikapitananigdyniesłyszałamówiącego–tojesteśmymuwinniporządnypochówek.
–Zazimno–odezwałsięinnytraper.–Alemożemyprzygotowaćmuodpowiednicałun.–Pomysłtenwzbudziłupozostałychwielkientuzjazm.Wyciągniętoskądśdwakoce,igłęorazgrubąnić.Robinson,zręcznykrawiec,zacząłciasnozszywaćcałunnapotężnymcielsku.BlackHarriswygłosiłwzruszającekazanie,poczymmężczyźnijedenpodrugimrzucalikilkasłówpożegnania.
–Byłdobrymczłowiekiem,bogobojnym–rzekłjedenzmówców.–ZwracamyCigo,Panie,wstaniedziewiczym...nigdybowiemnietknąłsięmydła.
–Jeślizdołaszgounieść,Panie–podjąłinny–błagamyCię,żebyśgowyniósłażdowieczności.
Nagleuwagężałobnikówzwróciłyodgłosykłótni.AllistairMurphyiKrępyBillmieliróżnezdaniacodotego,któryznichlepiejstrzelazpistoletu.MurphywyzwałKrępegoBillanapojedynek,aletenpomysłkapitanHenryzdusiłwzarodku.Pozwoliłjednaknazorganizowaniezawodówwstrzelaniu.
NajpierwKrępyBillzaproponował,żebyobajnazmianęstrzelalidocynowegokubkaustawionegonagłowieprzeciwnika.Lecznagle,mimostanuupojenia,dotarłodoniego,żetegorodzajukonkursmógłbypodsycićgroźnewskutkach
ambicje.Wramachkompromisuostateczniepostanowiono,iżrywalebędąstaraćsięstrącićcynowykubekustawionynagłowieŚwini.ZarównoMurphy,jakiKrępyBilluważaliŚwinięzakolegę,dlategomielidostateczniesilnybodziec,bywykrzesaćzsiebiepełnięumiejętnościstrzeleckich.SpowitewcałunciałoŚwiniustawionowpozycjisiedzącej,opierającjeościanę,apotemumieszczononajegogłowiekubek.
Mężczyźnirozsunęlisię,tworzącwśrodkudługiegobarakuścieżkę;najejjednymkońcuznajdowalisięstrzelcy,nadrugimtkwiłŚwinia.KapitanHenryschowałwdłonikulędokarabinu;Murphywylosowałjązapierwszymrazemipostanowił,żebędziestrzelaćjakodrugi.KrępyBillwyciągnąłzzapasapistoletidokładniesprawdziłprochwpanewce.Przerzucałciężarciałazjednejnoginadrugą,ażwkońcuwypracowałsobieodpowiedniąpozycję,bokiemdocelu.Zgiąłramiętak,bytworzyłoidealnykątprostyzpistoletemwycelowanymwsufit.Kciukiemodwiódłkurek,czemutowarzyszyłpełendramatyzmutrzask,jedynydźwiękwpełnejnapięciaciszyzapadłejwpomieszczeniu.Chwiejącsięlekkonanogach,powolnym,pełnymgracjiruchemobniżyłbrońiwycelował.
Apotemsięzawahał.GdypatrzyłprzezmuszkępistoletunarozlazłeciałoŚwini,naglestanęłymuprzedoczamiewentualneskutkichybionegostrzału.KrępyBilllubiłŚwinię.Nawetbardzo.„Tozłypomysł”.Poczułstrużkępotuściekającąmuwzdłużniedługiegokręgosłupa.Kątemokadostrzegałmężczyzntłoczącychsięzobustron.Jegooddechstałsięnierówny,ramięzpistoletemunosiłosięrytmiczniewgóręiwdół.Brońwydałamusięnaglebardzociężka.Wstrzymałoddech,chcączapobieckołysaniu,leczpochwilibrakpowietrzasprawił,żezakręciłomusięwgłowie.„Niewolnostrzelićzbytnisko”.
Zdającsięwyłącznienałutszczęścia,pociągnąłwreszciezaspustizamknąłoczy,oślepionebłyskiemwybuchającegoprochu.KulauderzyłazimpetemwdrewnianąścianęzbaliponadŚwinią,równedwanaściecalipowyżejkubkanaspowitejwcałungłowietłuściocha.Widzowiewybuchnęliśmiechem.
–Ładnystrzał,Krępy!Murphywystąpiłdoprzodu.–Zadużomyślisz.–Jednympłynnymruchem
wyciągnąłbroń,wycelowałistrzelił.Procheksplodował,apociskwbiłsięwpodstawęcynowegokubkanagłowieŚwini.Kubekrozpadłsię,jegokawałkiuderzyłyościanę,poczym
spadłyzchrzęstemnapodłogęwpobliżuśpiącegomężczyzny.
ŻadenzestrzałównieuśmierciłŚwini,natomiastdrugiprzynajmniejzdołałgoobudzić.Baryławcałuniezaczęłaskręcaćsięwszalonychwygibasach.Zebranizuznaniemprzyjęlistrzał,aleichnieokiełznanawesołośćwzrosładwukrotnienawidokwijącegosięcałunu.Nagleodśrodkaprzebiłogodługieostrzenoża,wycinającwkocuwąskąszczelinę.Ukazałasięwniejpararąk,którerozdarłykoc.PochwilizotworuwyłoniłosięmięsisteobliczeŚwini,który–oślepionyświatłem–mrugałmocnooczami.Nastąpiłkolejnywybuchśmiechuinowedocinki.
–Jakbysięrodziłojakieścielę!Strzałyzbronipalnejstanowiłypunktzwrotny
wcałejimprezie;niebawemwszyscyzebranijęliwalićzpistoletówwsufit.Czarnyprochowydymzasnułcałepomieszczenie,rozległysięgromkieokrzyki„Szczęśliwegonowegoroku!”.
–Hej,kapitanie–zawołałMurphy.–Powinniśmyodpalićzdziała!–Henryniemiałnicprzeciwkotemu,choćbydlatego,żelepiejbyłowyprowadzićtraperówzbaraku,zanimzniszczągodocna.ZwielkimzgiełkiemludziezatrudnieniprzezKompanięFutrzarskąGórSkalistychotworzylidrzwiiwylegliwciemnośćnocy,
zataczającsięenmassekupalisadzie.Zdumiałaichintensywnośćburzy.Lekki
popołudniowywiatrprzeszedłwsolidnązadymkę,kłębiącesięwichryprzygnałyciężkiśnieg.Zaległojużprawiedwanaściecaliświeżegopuchu,tamgdzietworzyłysięzaspy–jeszczegłębszego.Gdybybylitrzeźwi,ludziecipowinniwtymmomenciedocenićprzychylnylos,którypowstrzymywałdotądwszelkieburze,dającimczasnazbudowaniesobieschronienia.Onijednakwoleliskupićsięwyłącznienaarmatce.
Tęczterofuntowąhaubicęnależałobyuznaćraczejzasporychrozmiarówstrzelbęniżzadziało,ponieważzostałazaprojektowananiedoobronyfortyfikacji,leczdoumieszczenianadziobiełodzi.Obracałasięnaprzegubiewnarożnikublokhauzu,dziękiczemumożnabyłokontrolowaćdwiespośródczterechczęścifortowychmurów.Jejżeliwnatuba,wzmocnionatrzemaczopami,mierzyłazaledwietrzystopy(zbytmało,jaksięmiałookazać).
Jedenztraperów,zwalistyPaulHawker,uważałsięzazawołanegokanoniera.Twierdziłnawet,żepodczaswojnyroku1812służyłwartylerii.Większośćjegokompanówwątpiławtezapewnienia,przyznawanojednak,iżHawkerprzekonującowydajerozkazyprzy
załadunkudziała.TerazHawkeridwóchinnychludziwdrapywalisiępodrabinieopartejoblokhauz.Resztastałaponiżej,zadowalającsięobserwowaniemichpoczynańzestosunkowobezpiecznegomiejscanapoziomiegruntu.
–Kanonierzynastanowiska!–krzyknąłHawker.Onmożeznałswójfach,alejegopodkomendnizpewnościąnie.Gapilisiętępymwzrokiem,czekając,ażktośwytłumaczyimichobowiązkiwzrozumiałymjęzyku.Mruknąwszycośpodnosem,Hawkerwskazałjednegoznichiuściślił:–Tyłapsięzaprochipakuły.–Pokazującdrugiego,rzekł:–Atypodpaliszlont.–Iwracającdopostawywojskowej,krzyknął:–Ładuj!
PodkierunkiemHawkeramężczyznazprochemstrzelniczymwsypałdomiarki,przechowywanejwtymceluwblokhauzie,trzydzieścidrachm.Hawkerskierowałmosiężnąlufędziałkakuniebu,poczymwspólnieumieściliwniejproch.Następniewsadzilidośrodkapakułyzestarejtkaniny,awycioremubiliwszystkociasnowgłębilufy.
Czekając,ażprzyniosąlont,Hawkerrozwinąłceratę,wktórejznajdowałysięspłonki–trzycalowefragmentygęsichpiórpokryteprochemstrzelniczymizobukońcówuszczelnioneodrobiną
wosku.Jednązespłonekumieściłwmałymotworzewzamkudziałka.Kiedytlącysięlontzostanieprzystawionydopióra,jegotemperaturastopiwoskispowodujezapłonumieszczonegowewnątrzprochu,cozkoleiodpaligłównyładunekwzamku.
Człowiekzlontemwszedłpodrabinie.Lontprzywiązanybyłdodługiegokijazotworemnakońcu.Tkwiławnimgrubalinapotraktowanasaletrą,bysięlepiejpaliła.Hawkerdmuchnąłnarozżarzonywęgieleknakońcukija–ognistyblaskpadłnajegotwarzzłowieszczączerwienią.ZpompąkadetazakademiiWestPointzawołał:
–GOTÓW!Mężczyźninadoleunieśligłowy,niecierpliwie
oczekującwielkiejeksplozji.Hawkersamemusobiewydałkomendę„OGNIA!”iprzyłożyłiskrędospłonki.
Żarwęgielkaszybkoprzebiłsięprzeztopniejącywosk.Spłonkazaiskrzyłazsykiem,apotem„wystrzeliła”.Wporównaniuzgigantycznymwybuchem,jakiegosięspodziewano,szczękwydanyprzezdziałkoniebyłgłośniejszyniżklaśnięciewdłonie.
–Coto,docholery,było?–zawołałktośzdziedzińca,rozległosięparęgwizdówiszydercześmiechy.–Możelepiejpoprostuwalnąćwjakiś
garnek!Hawkergapiłsięnadziałkoprzerażonyfaktem,
żeowademonstracjasiływypadłaażtakmarnie.Należałotokoniecznienaprawić.
–Poprostusięrozgrzewa!–krzyknąłkutymnadole.Potemponagliłswoichludzi:–Kanonierzynastanowiska!
DwajmężczyźnipatrzyliteraznaHawkerapodejrzliwie,nagleprzestraszeniowłasnąreputację,którejgroziłonadwerężenie.
–Ruszaćsię,idioci!–syknąłHawker.–Potroićładunek!–Więcejprochupowinnopomóc.Alemożeproblempolegałnatym,żedalizamałopakuł?Albotrzebabyłotobardziejubić,rozmyślałHawker,iwtedyopórbyłbywiększy,aeksplozjagłośniejsza.Jużjaimurządzęwybuch.
Wsypanopotrójnąmiarkęprochudolufy.„Cowykorzystaćjakopakuły?”Hawkerrozdarłswąskórzanąbluzęiupchnąłjąwewnętrzudziałka.„Więcej”.Hawkerpopatrzyłnapomocników.
–Dajciemiswojebluzy–polecił.Tamcigapilisięnań,wyraźnieporuszeni.–Zimnojest,Hawker!–Dawajcietecholerneokrycia!Mężczyźniniechętniewykonalipolecenie,po
czymHawkerwcisnąłichodzieżwcharakterzearmatniejpakułydolufy.Szyderstwanie
ustawały,atymczasemHawkerzwściekłościąponownieładowałdziało.Kiedyskończył,całalufabyławypełnionaskórzanymiubraniami,ciasnoubitymi.
–Gotowe!–zawołałHawker,sięgającpotlącysięlont.–OGNIA!–Przystawiłiskrędospłonkiidziałoeksplodowało.Naprawdęeksplodowało.Ubraniaistotniespowodowałydodatkowyopór–takwielki,żearmatkarozpadłasięnatysiącemaleńkichkawałków.
Przezkrótkąmigotliwąchwilępłomieńwybuchurozświetliłnocneniebo,poczymwielkiobłokgryzącegodymuspowiłcałyblokhauz.Mężczyźnipadlinaziemię,kiedyodłamkiuderzyływdrewnianąścianęfortuizsykiemzapadłysięwśniegu.EksplozjazrzuciłaobupomocnikówHawkeranadziedziniec.Wskutektegoupadkujedenznichmiałzłamanąrękę,adrugidważebra.Obajniechybniebyzginęli,gdybynieto,żewylądowaliwgłębokiejzaspie.
Kiedywiejącywiatrprzegoniłchmurędymuznadblokhauzu,wszystkieoczyzwróciłysiękugórzewposzukiwaniudzielnegoartylerzysty.Przezchwilęniktsięnieodzywał,ażwreszciekapitanwykrzyknął:
–Hawker!Minęłajeszczedłuższachwila.Wirującywicher
rozwiałresztkędymunadblokhauzem.Zobaczylirękęwystającąznadkrawędziostrokołu.Sekundępóźniejpokazałasiędrugaręka,apotemgłowaHawkera.Wskutekwybuchutwarzmiałczarnąjakwęgiel.Czapkęzwiałomuzgłowy,zobuuszusączyłasiękrew.Trzymałsięblokhauzuoburącz,leczmimotochwiałsięjakpijany.Większośćzebranychspodziewałasię,żezachwilępadniewprzódizginie.Ontymczasemzawołał:
–Szczęśliwegonowegoroku,parszywesukinsyny!
Gromkirykzachwytuwzbiłsięwciemnośćnocy.
HughGlasspotknąłsięwzaspieizezdumieniemstwierdził,żeśniegjestjużbardzogłęboki.Nadłoni,którązawszepociągałzacyngiel,niemiałrękawicy,dlategopodczasupadkuoparłsięośniegnieosłoniętąręką.Lodowatepieczeniesprawiło,żesięskrzywił.Włożyłdłońpodkapotę,abyjąogrzaćiwysuszyć.Wcześniejśniegzaledwieprószył,itozrzadka,coraczejnieuzasadniałopotrzebyposzukiwaniaschronienia.TerazGlasszdałsobiesprawęzeswegobłędu.
Rozejrzałsiędookoła,próbującocenić,ilezostałojeszczednia.Burzawisiałanadhoryzontemciężkimichmurami,wysokiegórywtlezniknęłyzupełnie.Dostrzegałcienkąlinię
piaskowcówisamotnesosny,stojącegdzieniegdzieniczymwartownicy.Pozatymwzgórzazdawałysięzlewaćzszarobiałymi,bezkształtnymichmuraminaniebie.Glasscieszyłsię,żerzekaYellowstoneprowadzigotakpewnie.„Godzinadozachodusłońca?”Ztorbymyśliwskiejwyjąłrękawicęiwsunąłwniąsztywną,wilgotnądłoń.„Przytejpogodzieitakniebędziedoczegostrzelać”.
MijałpiątydzieńodopuszczeniaFortUnion.Glasswiedziałjuż,żeHenryijegoludziezpewnościątędyszli;nietrudnobyłowytropićśladytrzydziestumężczyzn.Zmapy,którąkiedyśstudiował,GlasspamiętałopuszczonąfaktorięManuelaLisynadrzekąBigHorn.„Henrynapewnoniezapuścisiędalej–nieotejporzeroku”.Miałdośćbladepojęcieodystansie,jakimusiałjeszczepokonać.Aleileprzeszedłdotejpory?Glassmógłsiętegotylkodomyślać.
Wrazznadejściemburzytemperaturaznaczniespadła,aleGlassamartwiłprzedewszystkimwiatr.Zdawałsiępotęgowaćzimno,którepenetrowałokażdyszewjegoodzienia.Najpierwpoczułbolesneukąszenianaodsłoniętychczęściachciała,głównienanosieiuszach.Wiatrwywiewałmułzyzkącikówoczu,pozatymciekłomuznosa,cojeszczewzmagałowrażeniezimna.
Wmiaręjakbrnąłprzezcorazgłębszyśnieg,ostreukłuciaprzeradzałysiępowoliwbolesneodrętwienie,ajegosprawnedotądpalcestawałysięzgrudleniamibezużytecznychmięśni.Musiałznaleźćschronienie,dopókibyłjeszczewstaniezdobyćdrewnonaopał–idopókijegopalcedadząsobieradęzkrzesiwemidraską.
Poprzeciwnejstronierzekiwidaćbyłostromybrzeg.Niewykluczone,żemógłbyznaleźćtamosłonę,niemiałjednakszansynasforsowanienurtu.Terenpojegostroniebyłpłaskiimonotonny,niezdolnystawićoporuwiejącymwichrom.WodległościmniejwięcejmiliGlasszobaczyłkępękilkunastutopól,ledwiewidocznychwśnieżnejzadymceigęstniejącychciemnościach.„Nacojaczekałem?”
Przebycietejodległościzajęłomudwadzieściaminut.Wniektórychmiejscachchłoszczącepodmuchywiatruzmiotłycałyśnieg,odsłaniającnagąglebę,leczwinnychwyrastałyzaspysięgającekolan.Mokasynymiałpełneśniegu;wduchuskląłsięzabrakdobrzedopasowanychonuc.Zamszowespodnienajpierwnamokłyodśniegu,apotemzamarzłymunałydkachniczymsztywneskorupy.Gdydoszedłdozagajnika,nieczułjużpalcówunóg.
Burzaprzybierałanasile;Glasslustrowałkępę
drzewwposzukiwaniujaknajlepszejosłony.Zdałomusię,żewiatrwiejejednocześniezewszystkichkierunków,cotylkoutrudniałowybórmiejsca.Wkońcuzdecydowałsięnapowalonątopolę.Wydarteziemikorzeniesterczaływpowietrzu,tworzącponadgrubąpodstawąpniastrzelistyłuk,niczymparawanchroniącyzdwóchstronprzedwichrem.„Gdybytylkoprzestałowiaćzewszystkichczterechstronnaraz”.
Odłożyłstrzelbęiodrazuzabrałsięzazbieranieopału.Znalazłmnóstwodrewna.Problemstanowiłajedyniepodpałka.Naziemizalegałokilkacaliśniegu.Gdyzacząłwnimkopać,odkryłtylkowilgotne,doniczegonieprzydatneliście.Spróbowałnałamaćmałychgałązekwikliny,tejednakbyływciążzielone.Glasszabrałsięzapenetrowaniemałejpolankimiędzydrzewami.Światłodziennegasłopowoli;zrosnącymniepokojemuświadomiłsobie,żejestpóźniej,niżsądził.Nimzebrałto,czegopotrzebował,panowałyjużzupełneciemności.
Drewnonaopałułożyłnakupceobokpowalonegodrzewa,poczymzacząłgorączkowokopaćdołeknaognisko.Bylepiejprzygotowaćrozpałkę,zdjąłrękawice,alezmarzniętepalceniechciałygosłuchać.Przyłożyłdoustzłączonedłonieichuchnął.Oddechogarnąłręce
dreszczykiemciepła,którenatychmiastzniknęłopodnaporemmroźnegopowietrza.Poczułkolejneuderzeniewściekłegowichrunaplecachikarku,któryzdawałsięwłazićpodskórę,anawetjeszczegłębiej.„Czyżbywiatrsięzmienił?”Znieruchomiałnachwilę,rozmyślając,czypowinienprzenieśćsięnadrugąstronętopolowegozagajnika.Ponieważwiatrtrochęosłabł,Glasspostanowiłnieruszaćsięzmiejsca.
Porozkładałrozpałkęwpłytkimdołku,poczymsięgnąłdoswegosacaufeupokrzesiwoidraskę.Przypierwszejpróbierozpaleniaogniaskaleczyłsiękrzesiwemwknykiećkciuka.Palącybólogarnąłcałeramię,niczymwibracjakamertonu.Starałsięgozignorowaćiznówuderzyłodraskę.Wreszcieiskraspadłanarozpałkę,którazaczęłapłonąć.TerazGlassułożyłsięprzymaleńkimogieńku,chroniącgoodwiatruswoimciałem,zdecydowanytchnąćwogieńchoćbywłasneżycie.Naglepoczułpotężny,wirującypędwichru,anatwarzyspowitejdymemwylądowałydrobinypiaskuzzagłębieniawziemi.Zakaszlałiprzetarłoczy,akiedyznówmógłjeotworzyć,płomienianiebyło.„Jasnacholera!”
Uderzyłkrzesiwemodraskę.Posypałysięiskry,alepoprzedniospaliłzbytdużorozpałki.Bolałygozewnętrzne,niczymnieosłonięteczęścidłoni.
Wpalcachzupełniestraciłczucie.„Użyjprochu”.Ułożyłresztkępodpałkinajlepiejjakpotrafił,
tymrazemdodającniecowiększychdrewienek.Zroguodsypałtrochęprochustrzelniczego;zaklął,gdyconiecowysypałomusiędodołka.Przesunąłciałotak,żebymożliwiejaknajbardziejosłonićprzyszłeogniskoodwiatru,poczymuderzyłkrzesiwemodraskę.
Wewnętrzuzagłębieniabłysnęło;Glasspoczuł,żemapoparzoneręceiosmalonątwarz.Prawieniezwracałuwaginaból,takbardzopragnąłutrzymaćpłomienie,któredrżałyniespokojnienawietrze.Przykucnąłnadogniemirozłożyłswąkapotętak,bystworzyćjeszczeszerszyparawan.Większośćpodpałkizniknęła,leczzulgąstwierdził,żeniektórewiększedrewienkanadalpłoną.Dołożyłdoogniaipokilkuminutachbyłjużpewny,żenieprzestaniesiępalić.
Oparłsięwłaśniewygodnieopowalonedrzewo,gdykolejnysilnypodmuchwichruniemalzgasiłognisko.IznówGlassrzuciłsięchronićpłomienie,rozkładaćkapotędlaochronyprzedwiatremidmuchaćdelikatniewżarzącesięwęgielki.Osłonięte,ogniskorozgorzałoznowąmocą.
Glasspozostawałwtejpozycji,zgarbionynadogniem,zrozłożonymiszerokoramionami,wktórychpodtrzymywałswójpłaszcz,przez
prawiepółgodziny.Wokółniegogromadziłsięcorazgrubsząwarstwąśnieg,wtymkrótkimczasiewypiętrzającsięokolejnekilkacali.Tam,gdziekapotastykałasięzgruntem,czułciężarkumulującegosiępuchu.Ipoczułcośjeszcze,agdytosobieuświadomił,skurczyłmusiężołądek.„Wiatrsięzmienił”.WciążchłostałGlassapoplecach,alejużniewirował,tylkostaleinieustępliwienacierał.Zagajniktopólniestanowiłżadnejosłony.Gorzejnawet–chwytałwiatriobracałgoprzeciwkoczłowiekowiijegoognisku.
Glassstarałsięzwalczyćnarastającąpanikę,błędnekołoprzeciwstawnychlęków.Punktwyjściabyłjasny–bezogniazamarznienaśmierć.Ajednocześnieniemógłjużdłużejutrzymaćobecnejpozycji,nachylonynadpłomieniami,zrozpostartymiszerokorękomaizadymkąśnieżnąwalącągowplecy.Byłwyczerpany,aburzamogłataktrwaćcałymigodzinami,anawetdniami.Potrzebowałschronienia,jakiegokolwiek.Wydawałosię,żewiatrwiejeterazzjednegokierunku,natyle,żebyzaryzykowaćprzenosinynadrugąstronędrzewa.Gorzejniemogłojużbyć,choćGlasswątpił,byudałomusiętamprzenieśćbezzgaszeniaogniska.Czydaradęrozpalićkolejne,odzera?
Wciemnościach?Bezpodpałki?Niewidziałinnegowyjścia,musiałspróbować.
Przyszedłmudogłowypewienplan.Popędziszybkonadrugąstronęleżącejtopoli,wykopienowydołekpodognisko,apotemspróbujejetamprzenieść.
Niemanacoczekać.Chwyciłstrzelbęityleopału,iletylkozdołałudźwignąć.Wiatrjakbywyczułobecnośćnowegoceluinatarłnaniegozjeszczewiększąfurią.Glasswsunąłgłowęwramionaibrodząc,obszedłwielkiekorzeniedookoła,klnąc,gdyżśniegznówsypałmusiędomokasynów.
Zdrugiejstronydrzewarzeczywiściesytuacjawyglądałalepiej,jeślichodzioochronęprzedwiatrem,choćśniegbyłturówniegłęboki.Glassrzuciłstrzelbęidrewnonaziemię,izacząłkopać.Oczyszczenieterenupodogniskozajęłomupięćminut.Wróciłpędemnatamtąstronę,starającsiębiecpowłasnychśladachnaśniegu.Zpowoduchmurzrobiłosięjużniemalzupełnieciemno;miałtylkonadzieję,żepomożemublaskrzucanyprzezogień.„Niemaświatła–niebędzieogniska”.
Jedynąpozostałościąpoogniskubyłoniewielkiezagłębieniewśnieżnejzaspie.Glasszacząłwnimkopaćwiedzionygłupiąnadzieją,żemożewciąż
żarzysiętamjakiśwęgielek.Nieznalazłnic.Ciepłoogniskazdążyłojeszczezmienićśniegwbłotnistąmaź,któraprzesiąkałamuprzezwełnianerękawice.Poczułnarękachmroźnąwilgoć,apotemdziwnąmieszaninębólu,piekącegoilodowategozarazem.
Szybkowróciłkubardziejosłoniętejczęścidrzewa.Wiatrzdawałsięobieraćjedenkonkretnykierunek,alejednocześniewiałcorazmocniej.Glassabolałacałatwarz,jegoręceznówutraciłysprawność.Niezwracałuwaginastopy,cobyłodośćłatwe,ponieważponiżejkostekprzestałcokolwiekczuć.Ponieważwiatrdąłteraztylkozjednejstrony,topolaskuteczniepełniłarolęparawanu.Ciągle,niestety,spadałatemperatura;Glassznówpomyślał,żebezogniaczekagośmierć.
Niebyłoczasunaszukaniepodpałki,nawetprzynienajgorszymoświetleniu.Zdecydował,żetoporkiemnatnieodpowiedniąilośćdrewienek,apotembędziesięmodlić,bykolejnywybuchprochustrzelniczegowystarczyłdorozpaleniaogniska.Przeszłomuprzezmyśl,żepowinienoszczędzaćproch.„Najmniejszyzmoichproblemów”.Przystawiłostrzetoporkadokrótkiegopieńkaizacząłciosaćdrewno.
Odgłospowstałyprzytejczynnościnieomal
zagłuszyłinnydźwięk–stłumioneklaśnięciepodobnedoodległegogrzmotu.Glassznieruchomiałiobróciłgłowędotyłuwposzukiwaniujegoźródła.„Strzałkarabinowy?Nie–zamocny”.Podczasburzśnieżnychzdarzałomusięnierazsłyszećgrzmoty,alenigdyprzytakniskiejtemperaturze.
Odczekałkilkaminut,nasłuchującuważnie.PrzezwyjącywichernieprzebiłsięjużżadendźwiękiGlassrazjeszczezdałsobiesprawęzprzeszywającegobólurąk.Wędrówkawzadymceśnieżnejwposzukiwaniuźródłategodziwnegoodgłosuzakrawałabynaczysteszaleństwo.„Rozpalajtencholernyogień!”Przyłożyłostrzetoporkadokolejnegopnia.
Gdynaciąłjużwystarczającąilośćpodpałki,ułożyłjąwstosikisięgnąłporógzprochem.Zprzestrachemzauważył,żepozostałogobardzoniewiele.Sypiącproch,zastanawiałsię,czyniepowinienzostawićtrochęnakolejnąpróbę.Rękamusięomsknęła,ledwiebyłzdolnyporuszaćzmarzniętymipalcami.„Nie–dokońca”.Opróżniłróg,apotemporazkolejnysięgnąłpokrzesiwoidraskę.
Uniósłje,chcącuderzyćometal,leczzanimzdążyłtozrobić,potężnyrykrozniósłsiępocałejdolinieYellowstone.Tymrazemjużwiedział.Nie
dającysięzniczympomylićwystrzałarmatni.„Henry!”
Glasssięgnąłpobrońiwstał.Wichernapotkałnowycelizaatakowałzezdwojonąsiłą,niemalprzewracającczłowieka,któryzacząłbrnąćprzezgłębokiśniegwkierunkurzeki.„Mamnadzieję,żejestemnatymbrzegu,cotrzeba”.
KapitanaHenry’egowzburzyłastratadziałka.Wprawdziepodczasrzeczywistejwalkibrońtananiewielebysięzdała,stanowiłajednakistotnyczynnikodstraszający.Pozatymprawdziwyfortpowinienmiećdziało,Henrychciałwięcmiećtakieusiebie.
Nielicząckapitana,utrataarmatkiniezgasiładuchaobchodównoworocznychwforcie.Przeciwnienawet–wielkaeksplozjanajwyraźniejpodkręciłajeszczezabawę.Zamiećzmusiłatraperówdoschowaniasięwbaraku,któregozatłoczonewnętrzepulsowałonieustannąkakofoniątotalnegorozgardiaszu.
Wpewnejchwilidrzwiotworzyłysię–otworzyłynaoścież–jakgdybypoddziałaniempotężnejsiły,któraczaiłasięnazewnątrztylkopoto,bywbićjenagledośrodka.Przezotwarteodrzwiawdarłysiężywioły,mroźnepalcewyciągałysiękuzgromadzonymwewnętrzuludziom,chcącichpozbawićwygodyiciepła.
–Zamknijwejście,cholernykretynie!–wrzasnąłKrępyBill,nieoglądającsięnadrzwi.Leczpotemspojrzeliwszyscy.Nadworzewyłwicher.Spowitawirującymśniegiemmajaczącawprogupostaćwyglądałajakposłaniecburzy,przedstawicielbezlitosnegożywiołu,nieodłącznyelementdziczy.
JimBridgerzprzerażeniempatrzyłnatęzjawę.Śniegoklejałkażdyfragmentpowierzchnijejciała,pokrywającpostaćmroźnąbielą.Przylegałdonędznejbrody,kryształowymisztyletamizwisałzotokawełnianejczapki.Upiórmógłbywydawaćsięwytworemzimy–gdybyniekarmazynowesmugirozległychblizndominującychnajegoobliczu,gdybynieoczygorejąceniczymroztopionyołów.Bridgerpatrzył,jakoczytelustrująwnętrzebaraku,niespiesznie,szukającczegośkonkretnego.
Pełnazdumieniaciszawypełniaławnętrzepomieszczenia,podczasgdyzebranimężczyźnipróbowalipojąć,cosiędzieje.WprzeciwieństwiedopozostałychBridgerzrozumiałtoodrazu.Wielokrotniemiałówwidokprzedoczami.Poczuciewinyogarnęłogozewzmożonąsiłą,kotłowałomusięwżołądkujakkołomłyńskie.Rozpaczliwiepragnąłstądzbiec.„Czymożnauciecodczegoś,conosisięwduszy?”Wiedział,żezjawa
przyszłaponiego.Minęłoparęchwil,nimwreszcieBlackHarris
powiedział:–JezuChryste.ToHughGlass.Glassprzebiegałwzrokiemzdumionetwarze.
Poczułcieńzawodu,żenieznajdujewśródnichFitzgeralda–dostrzegłjednakBridgera.Ichoczybysięniechybniespotkały,tylkożeBridgerodwróciłgłowę.„Takjakwtedy”.Glasszauważyłznajomynóż,tkwiącyupasaBridgera.Podniósłbrońiwycelował.
OwładnęłonimprzemożnepragnieniezastrzeleniaBridgeranamiejscu.Czekałprzecieżnatenmoment,czołgającsięiwlokąc,odstudni,aterazmógłdokonaćzemstyodrazu–jedyne,comusiałwtymceluzrobić,todelikatniepociągnąćzaspust.Alezwykłakulkawłebwydałamusięnagleczymśzbytbanalnym,bywyrazićtargającynimgniew,chwilkąnicnieznaczącą,podczasgdyonłaknąłgłębszejsatysfakcji.Niczymczłowiekwygłodzony,gotującysiędouczty,napawałsięjeszczekrótkąchwiląnienasycenia,któreniebawemmiałozostaćzaspokojone.Glassodłożyłbrońioparłjąościanę.
PodszedłpowolidoBridgera;pozostalimężczyźnirozstępowalisięprzednim.
–Gdziejestmójnóż,Bridger?–Glassstanął
przedmłodzieńcem,atenodwróciłgłowęispojrzałwgóręnaniego.Poczułdobrzeznanywewnętrznyrozziewmiędzypragnieniemudzieleniawyjaśnieńacałkowitąniezdolnością,bytozrobić.
–Wstań–rozkazałGlass.Bridgerwstał.Pierwszyciostrafiłgozpełnąsiłąwtwarz.
Bridgerniestawiałoporu.Widział,żenieuniknieuderzenia,alenieodwróciłgłowy,nawetsięnieskrzywił.Glasspoczuł,jakwnosieBridgerapękachrząstka,zobaczyłbuchającystrumieńkrwi.Tysiącrazywyobrażałsobierozkoszowejchwili,ażterazwreszciestałasięonarzeczywistością.Cieszyłsię,żeniezastrzeliłBridgera–żeniepozbawiłsięcałejpełnikrwawejprzyjemnościzemsty.
DrugicioszadanyprzezGlassatrafiłBridgerawpodbródekirzuciłnimodrewnianąścianębaraku.IznówGlasspławiłsięwczystejradościbezpośredniegouderzenia.ŚcianauchroniłaBridgeraprzedupadkiem,wciążtrzymałsięnanogach.
Glasspodszedłterazbardzobliskoizadałmłodemucałąserięciosówprostowtwarz.Gęstakrewpłynęłatakobficie,żeuderzeniastałysięnieefektywne,gdyżrękaześlizgiwałasięzcelu.Wtedyzaatakowałbrzuch.Bridgerskuliłsię,
tracącoddechiwreszcieupadłnapodłogę.Glasszacząłgokopać.Bridgerniemógłalboniechciałwalczyć.Jużwcześniejwiedział,żetendzieńnadejdzie.Tobyłowyrównanierachunków,niemiałżadnegoprawastawiaćoporu.
WkońcuzareagowałŚwinia.MimozamroczeniaalkoholemŚwiniazrozumiałewentualnekonsekwencjeaktuprzemocy.NiewątpliwieBridgeriFitzgeraldskłamaliwsprawieGlassa.Ajednakniewypadałotakpoprostupozwolić,żebyteraztuwszedłizatłukłichkolegęitowarzysza.Świniawystąpił,byzłapaćGlassaodtyłu.
Alektośzłapałjego.ŚwiniaodwróciłsięiujrzałkapitanaHenry’ego.
–NiepozwolipanchybazabićBridgera?–rzekłdoniego.
–Nicniezrobię–odparłkapitan.Świniazacząłprotestować,aleHenrymuprzerwał.–ZdecydujesamGlass.
Tenzaśwyprowadziłkolejnegobrutalnegokopniaka.Bridger–choćstarałsięgodzielnieprzyjąć–jęknąłzbólu.Glassstałnadskurczonąpostaciąuswoichstóp,dyszączwysiłku,którymokupiłmiarowebicie.Czułwskroniachłomotserca;naglejegowzrokponowniespocząłnanożutkwiącymzapaskiemBridgera.Oczyma
wyobraźniujrzałBridgerastojącegowtedynaskrajupolanyichwytającegonóż,któryrzuciłmuFitzgerald.„Mójnóż”.Glassschyliłsięiwyciągnąłdługieostrzezpochwy.Dotykmodelowanejrękojeścibyłniczymuściskdobrzeznanejdłoni.Pomyślał,ileżtorazypotrzebowałtegonoża,awtedynienawiśćrozgorzaławnimnanowo.Nadeszładługowyczekiwanachwila.
Odkiedykarmiłsięnadziejąnatenmoment?Ototerazchwilanadeszła,itowformiezemstyjeszczedoskonalszej,niżGlasspotrafiłbysobiewyobrazić.Obracałostrzewręku,czułjegociężar,przygotowywałsiędociosuwserce.
SpojrzałwdółnaBridgerainaglestałosięcośniespodziewanego.Doskonałośćtejdługowyczekiwanejchwilizaczęłasięulatniać.BridgerwytrzymałspojrzenieGlassa,awjegooczach–zamiastczystegozła–Glassdostrzegłstrach,zamiastoporu–rezygnację.„Walcz,docholery!”Przejawnajdrobniejsząchęćsprzeciwu,żebyusprawiedliwićostatecznycios.
Ciosnienastąpił.Glasswciążtrzymałnóżiwpatrywałsięwchłopaka.„Chłopak!”Naglenoweobrazyzasłoniływspomnieniaoskradzionymnożu.Przypomniałsobiechłopca,któryopatrywałmurany,któryspierałsięzFitzgeraldem.Zobaczyłteżinneobrazy,na
przykładpobladłąjakpłótnotwarzLaVièrge’anadbrzegiemMissouri.
OddechGlassazacząłsięuspokajać.Przestałomupulsowaćwskroniachpoddyktandołomoczącegoserca.Rozejrzałsiępopomieszczeniu,jakbynagleuświadomiłsobieobecnośćmężczyzntworzącychwokółnichkrąg.Długowpatrywałsięwnóżwręku,apotemwsunąłgosobiezapas.Odwróciwszysiędochłopcaplecami,Glasszdałsobiesprawę,żejestmuzimno,ipodszedłdoognia,wyciągajączakrwawionedłoniekuciepłutrzaskającychpłomieni.
Rozdział22
27lutego1824roku
ParowieconazwieDollyMadisonprzybyłdoSt.Louisprzedtygodniem.WiózłładunektowarówzKuby,wtymcukier,rumicygara.WilliamH.Ashleyuwielbiałcygara;przezchwilęzastanawiałsię,dlaczegogrubekubańskiesterczącemuzustniesprawiazwykłejprzyjemności.Oczywiście,znałodpowiedźnatopytanie.PrzychodziłcodziennienanabrzeżeniewoczekiwaniunaparowcetransportująceróżnebłahostkizKaraibów.Nie,zjawiałsię,gdyżniemógłjużdłużejwytrzymaćgorączkowegowyczekiwanianawyładowanązwierzęcymiskóramiłódźzDzikiegoZachodu.„Gdzieonisą?”Odpięciumiesięcynie
miałżadnejwiadomościodAndrewHenry’egoiJedediahaSmitha.„Odpięciumiesięcy!”
AshleyprzemierzałtamizpowrotemswójogromnygabinetwsiedzibieKompaniiFutrzarskiejGórSkalistych.Całydzieńniemógłusiedziećspokojnie.Porazkolejnyzatrzymałsięprzedogromnąmapąnaścianie,bardzowyszukanąwformie,alboktóraprzynajmniejkiedyśtakabyła.Ashleynawtykałwniąwięcejszpilekniżkrawiecwpoduszeczkę,agrubymołówkiemponanosiłusytuowanierzek,strumieni,faktoriihandlowychiinnychcharakterystycznychelementówkrajobrazu.
ŚledziłwzrokiemszlakwgóręMissouri,starającsięzwalczyćwsobieprzeczucienadchodzącegobankructwa.Nachwilęzatrzymałsięwswejwędrówcezapatrzonywpunkciknadrzeką,nieconazachódodSt.Louis,gdziezatonęłajednazjegołodzi,transportującatowarowartościdziesięciutysięcydolarów.DrugąprzerwęzrobiłsobieprzyszpilceoznaczającejosiedlaArikarów,gdziezginęłoizostałoobrabowanychszesnastujegoludzi,igdzienawetpotęgaArmiiStanówZjednoczonychniebyławstanieoczyścićpoladlajegoprzedsięwzięćhandlowych.ZatrzymałwzroktakżenajednymzzakoliMissouri,powyżejosiedliMandanów,gdzieprzeddwomalaty
AssiniboinowiepozbawiliHenry’egoażsiedemdziesięciukoni.ŚledziłwzrokiembiegMissouriodFortUnionażdoGreatFalls;totutaj,wnastępstwieatakuCzarnychStóp,Henrymusiałwycofaćsięwdółrzeki.
Ashleyrzuciłokiemnalist,którytrzymałwręku,najnowszezapytanieodjednegozinwestorów.Wliścieżądanoświeżychwiadomościnatemat„aktualnegostanusprawnadMissouri”.„Niemamzielonegopojęcia”.AprzecieżcałyosobistymajątekAshleya,codopensa,zostałutopionywprzedsięwzięciu,zaktóreodpowiadaliAndrewHenryiJedediahSmith.
Ashleyczułnieodpartepragnieniedziałania,ruszeniasięzmiejsca,zrobieniaczegoś,czegokolwiek–nicwięcejjednakniemógłuczynić.Udałomusięjużzałatwićpożyczkęnanowąłódźizakupnowychtowarów.Łódźstałananabrzeżu,towaryleżałynaskładziewmagazynie.Rozpocząłsięzaciągdokolejnegooddziałutraperów,achętnychbyłowięcejniżmiejsc.Kilkatygodnizajęłomuselekcjonowanieczterdziestumężczyznspośródsetki,którasięzgłosiła.WkwietniuosobiściepoprowadzitychludziwgóręMissouri.„Jeszczeponadmiesiąc!”
Aledokądmająiść?KiedywsierpniuAshleywyprawiałwtrasęHenry’egoiSmitha,wstępnie
planowalispotkaćsięgdzieśwdrodze–miejscespotkaniamiałozostaćustalonezapośrednictwemposłańców.„Posłańców!”
Skierowałwzrokzpowrotemkumapie.PrzesuwałpalcemwzdłużwijącejsięliniioznaczającejrzekęGrand.Pamiętał,jakjąrysował,jakmusiałsiędomyślaćjejrzeczywistegobiegu.„Czyniepomyliłemsięgdzieś?”CzyGrandzmierzabezpośredniowkierunkuFortUnion?Amożeskręcawinnąstronę?IleczasuzajęłoHenry’emuijegoludziomdotarciedofortu?Bardzodużo,jaksięwydaje,skoroniebyliwstanieprzeprowadzićjesiennychpolowańwceluzgromadzeniazapasów.„Czyoniwogólejeszczeżyją?”
KapitanAndrewHenry,HughGlassiBlackHarrissiedzieliprzydogasającychwęglachogniskawbarakufortunadrzekąBigHorn.Henrywstałiwyszedłzbudynku,bypochwiliwrócićznaręczemdrewna.Ułożyłjednązeszczapnatlącymsiężarze;trzejmężczyźniobserwowali,jakwygłodniałepłomienieogarniająświeżepaliwo.
–Potrzebnymiposłaniec,którywrócidoSt.Louis–powiedziałHenry.–Powinienembyłwysłaćgowcześniej,alechciałemzaczekać,ażsięzadomowimynadBigHorn.
Glasszmiejscaskorzystałznadarzającejsięokazji.
–Japójdę,kapitanie.–FitzgeraldwrazzanstadtemznajdowalisięgdzieśnadMissouri,wjejdolnymbiegu.PozatymmiesiącwtowarzystwieHenry’egotowięcejniżtrzeba,żebyGlassprzypomniałsobieociągletowarzyszącymkapitanowipechu.
–Dobrze.Damcitrzechludziikonie.Zgadzaszsięchyba,żepowinniścieoddalićsięodMissouri?
Glassskinąłgłową.–Myślę,żetrzebakierowaćsięwzdłużPowder,
wdółrzeki,ażdoPlatte.StamtądjużprostadrogadoFortAtkinson.
–DlaczegonieGrand?–Większeprawdopodobieństwospotkania
Arikarów.PozatymprzyodrobinieszczęściamożenadPowderwpadniemynaJedaSmitha.
NazajutrzŚwiniausłyszałodtraperaRedaArchibalda,żeHughGlasswracadoSt.LouiszwiadomościamidlaWilliamaH.Ashleya.NatychmiastodszukałHenry’egoizgłosiłsięjakoochotnik.Obawiałsięwprawdziepodróżyiżalmubyłostosunkowejwygody,którązapewniałfort,jednakperspektywapozostawaniatutajwydałamusięjeszczegorsza.Świnianienadawałsiędotraperskiegożyciaibyłtegoświadomy.Często
rozmyślałoswympoprzednimwcieleniuczeladnikawzakładziebednarskim.Tęskniłzatamtymżyciemizajegoprostymiprzyjemnościamibardziej,niżmógłbysobiekiedyśwyobrazić.
WdrogęwybierałsięrównieżRedorazjegoprzyjaciel,Anglikopałąkowatychnogach,WilliamChapman.RediChapmanplanowaliwspólniedezercję,kiedyrozeszłasiępogłoskaowysłaniudoSt.Louisposłańców.OchotnicymieliotrzymaćodkapitanaHenry’egobardzosowitązapłatę.PrzyszłapodróżzGlassemoszczędziłaimwięcproblemu.Terazmogliwyjechaćstądlegalnie,wdodatkudobrzeopłaceni.ChapmaniRedażniechcieliuwierzyćwtaknieoczekiwanyobrótkołafortuny.
–PamiętasztenbarwFortAtkinson?–zapytałRed.
Chapmanroześmiałsię.Pamiętałgodobrze,ponieważtamporazostatniczułwustachsmakporządnejwhiskeywdrodzewgóręMissouri.
JohnFitzgeraldniezwracałuwaginasprośneżartyihałaspanującywbarzewFortAtkinson.Byłzanadtoskupionynagrzewkarty;brałjekolejnodoręki,jednąpodrugiej,odrozdającego,któryrzucałjenapoplamionyblatstołu:as...„Możeszczęściewreszciezaczynamisprzyjać...”
piątka...siódemka...czwórka...apotem–as.„Tak!”Potoczyłwzrokiemposiedzącychprzystole.Nadętyporucznikzawielkimstosemmonetrzuciłnablattrzykartyirzekł:
–Dlamnietrzy.Wchodzęzapięćdolarów.Markietantrzepnąłostółcałąpiątkąkart.–Japasuję.Mocnozbudowanymarynarzwymieniłtylko
jednąiprzesunąłpięćdolarównaśrodekstołu.Fitzgeraldodrzuciłtrzykartyianalizował
rywali.Marynarztoidiota,pewniedobieradostritaalbokoloru.Porucznikmachybaparę,alenietaką,któramogłabyprzebićjegodwaasy.
–Dajępiątkęidorzucamnastępną.–Dajeszpanpiątkęidorzucaszkolejną?Niby
wjakisposób?–zapytałporucznik.Fitzgeraldpoczuł,jakkrewuderzamudo
twarzy,znałtopulsowaniewskroniach.Byłstodolarównaminusie–wydałwszystkocodopensazkwotyuzyskanejodmarkietana,któremutegożpopołudniasprzedałskórkizwierzęce.Terazzwróciłsiędotegoczłowieka.
–Dobra,stary.Sprzedamcidrugąpartiębobrowychfuterek.Wtejsamejcenie:pięćdolcówzasztukę.
Markietan,choćsłabograłwkarty,byłjednakprzebiegłymhandlarzem.
–Cenyspadły.Damcitrzydolaryzajednąskórkę.
–Tysukinsynu–syknąłFitzgerald.–Nazywajmnie,jaksobiechcesz–odparł
markietan–aletakajestmojacena.Fitzgeraldponownieobrzuciłwzrokiem
nadętegoporucznika,apotemskinąłgłowądostawcynaznakzgody.HandlarzodliczyłsześćdziesiątdolarówzeskórzanegopugilaresuipołożyłstosikmonetprzedFitzgeraldem,onzaśprzesunąłdziesięćdolarównaśrodekstołu.
Rozdającyrzuciłmarynarzowijednąkartę,anastępniepotrzyFitzgeraldowiiporucznikowi.Fitzgeraldpodnosiłjepokolei...Siódemka...walet...trójka.„Niechtodiabli!”Starałsięzachowaćkamiennywyraztwarzy.Podniósłoczyistwierdził,żeporucznikgapisięnaniego,awkącikachustbłąkamusięmaleńkiuśmieszek.
„Tygnojku”.Fitzgeraldpopchnąłpozostałąkwotępieniędzykuśrodkowistołu.
–Podnoszęstawkęopięćdziesiątdolarów.Marynarzgwizdnąłirzuciłkartynablat.Oczyporucznikaspoczęłynakupcemonet
pośrodkustołu,anastępnieskierowałysięnaFitzgeralda.
–Todużopieniędzy,panie...Jaksiępannazywa?Fitzpatrick?
Fitzgeraldztrudemzapanowałnadsobą.–Fitzgerald.–Fitzgerald,tak,przepraszam.Taksowałporucznikawzrokiem.„Złamiesię–
mazasłabenerwy”.Poruczniktrzymałkartywjednejręce,
apalcamidrugiejbębniłpostole.Ściągnąłusta,przezcojegodługiewąsyoklapłyjeszczebardziej.DrażniłotoFitzgeralda,zwłaszczasposób,wjakitamtenmusięprzyglądał.
–Otopańskiepięćdziesiątdolarów.Sprawdzam–oznajmiłporucznik.
Fitzgeraldpoczuł,żekurczymusiężołądek.Zaciskającszczęki,odwróciłipokazałparęasów.
–Paraasów–rzekłporucznik.–Nocóż,jestsilniejszaodmojejpary.–Rzuciłnastółdwietrójki.–Tyleżejamamjeszczejedną.–Kolejnatrójkaznalazłasięnablacie.–Myślę,żejużdośćnadzisiaj,panieFitzcośtam.Chybażenaszdobrymarkietanodkupiodpanaczółno.–Poruczniksięgnąłpostosmonetpośrodkustołu.
Fitzgeraldwyciągnąłzzapasanóżdoskórowaniaiuderzyłnimwdłońporucznika.Porucznikwrzasnął,gdyostrzeprzybiłojegorękędostołu.Fitzgeraldchwyciłbutelkępowhiskeyiroztrzaskałjąogłowęnieszczęśnika.Miałwłaśniewbićposzarpanąkrawędźszkła
porucznikowiwgardło,gdydwóchżołnierzyzłapałogoodtyłuirzuciłonaziemię.
Fitzgeraldspędziłnocwstrażnicy.Obudziwszysięrano,stwierdził,żejestskutykajdanami,poczymzaprowadzonogoprzedobliczemajoradokantynyprzystrojonejtak,byudawałasalęsądową.
Majorrozprawiałdośćdługoipatetycznie,głosemsztucznyminapuszonym,naogółniezrozumialedlaFitzgeralda.Narozprawieobecnybyłporucznikzrękąwzakrwawionymbandażu.Majorprzesłuchiwałgoprzezpółgodziny,apotemtosamouczyniłzmarkietanem,marynarzemoraztrzemainnymiświadkamizbaru.Fitzgeralduznałcałątęproceduręzaśmieszną,ponieważniemiałnajmniejszegozamiaruzaprzeczać,żedźgnąłporucznikanożem.
PogodziniemajorkazałFitzgeraldowizbliżyćsiędo„ławysędziowskiej”,zdaniemoskarżonegoprzypominającejraczejzwykłebiurko,zaktórymusadowiłsięmajor.
–Sądwojskowy–zacząłtenże–uznajewaswinnymrozboju.Maciedowyborudwawyrokiskazujące:pięćlatwięzieniaalbotrzylatasłużbywArmiiStanówZjednoczonych.–WtymrokuzdezerterowałajednaczwartazałogiFortAtkinson.Majorzamierzałskorzystaćzkażdej
okazjiuzupełnieniastanuosobowegopodległychmuoddziałów.
PodjęciedecyzjinienastręczałoFitzgeraldowiżadnychtrudności.Wiedział,jakwyglądawnętrzestrażnicy.Byłpewien,żezdołałbystamtąduciec,jednakzaciągnięciesiędowojskadawałojeszczewięcejmożliwości.
TegosamegodniapopołudniuJohnFitzgeralduniósłprawądłońizłożyłprzysięgęwiernościkonstytucjiorazArmiiStanówZjednoczonychjakonowyszeregowiecwSzóstymRegimencie.Miałoczywiściezamiarzdezerterować,aledotegoczasuFortAtkinsonmusiałstaćsięjegodomem.
HughGlassprzytraczałwłaśnietorbędokońskiegosiodła,gdyzobaczyłJimaBridgeraidącegowjegokierunkuprzezdziedziniec.Ażdotejchwilichłopakunikałgojakmógł.Terazszedłjednakzdecydowanie,niespuszczającwzroku.Glassprzerwałpracęipatrzył,jakmłodzienieczbliżasiędoniego.
BridgerpodszedłdoGlassaistanął.–Chcę,żebyświedział,żeżałujętego,co
zrobiłem.–Przerwałnachwilęidodał:–Musiałemcitopowiedziećprzedwyjazdem.
Glasszacząłmówić,alenaglezamilkł.Jużwcześniejzastanawiałsię,czychłopakodważysiędońpodejść.Ułożyłsobienawetdługąwypowiedź
ićwiczyłjąwmyślach.Terazjednak,gdypatrzyłnachłopca,całataprzemowazaczęłaulatniaćmusięzgłowy.Zzaskoczeniemstwierdził,żeczujedziwnąmieszaninęwspółczuciaiszacunku.
Wreszciepowiedziałpoprostu:–Idźswojądrogą,Bridger.–Iodwróciłsię
twarządokonia.GodzinępóźniejHughGlassijegotrzej
towarzyszeopuścilikonnofortnadBigHorn,kierującsiękurzekomPowderiPlatte.
Rozdział23
6marca1824roku
Jeszczetylkonaszczytachnajwyższychwzgórzzostałyostatnieblaskisłonecznegoświatła.LecztakżeonezgasłynaoczachobserwującegokrajobrazGlassa.Byłotointerludium,któreuważałzarównieświętejakniedziela,krótkiłącznikmiędzyświatłościądniaamrokiemnocy.Znikającesłońcezabierałozesobąsuroweobliczerównin.Wyjącewichrycichły,zapadałocałkowitemilczenie,którewydawałosięnienamiejscunatakrozległychprzestrzeniach.Zmieniałysięrównieżbarwy.Wyrazisteodcienie,widocznezadnia,bladłyizacierałysięzastępowaneprzezłagodneicorazciemniejszefioletyigranaty.
Byłtomomentzadumynadtąprzestrzenią,takrozległą,żemusiałamiećwsobiepierwiastekboski.Jeśliistniejejakiśbóg,myślałGlass,tomusimieszkaćgdzieśtu,natymzachodnimbezmiarze.Niewsensiefizycznym,leczjakoidea,cośwykraczającegopozaludzkirozum,cośjeszczepotężniejszego.
Ciemnośćgęstniała.Glassdostrzegałjużpierwszegwiazdy,najpierwniewyraźnenanocnymniebie,potemjasnejakświatłobijącezlatarnimorskiej.Oddawnajużnieprzyglądałsięgwiazdom,chociażlekcjaudzielonakiedyśprzezstaregoholenderskiegokapitanawryłamusięwpamięć:„Poznajgwiazdy,azawszebędzieszmiećprzysobiekompas”.GlassodnalazłwzrokiemWielkąNiedźwiedzicę,anastępnieGwiazdęPolarną.SzukałOrionadominującegonadwschodnimhoryzontem.Orion,myśliwy,mieczzemstywzniesionydociosu.
CiszęprzerwałRed.–Pełniszostatniąwartę,Świnia.–Red
zajmowałsięprzydzielaniemobowiązkówibardzopilnowałichwykonania.
Świninietrzebabyłootymprzypominać.Owinąłsięmocnokocemposamągłowęizamknąłoczy.
Tejnocyobozowaliwsuchymwąwozie,który
przecinałrówninęniczymwielkaszrama.Uformowanyzostałprzezwodę,alenietężyciodajną,wpostacikrótkichopadówdeszczu,jakwinnychmiejscach.Wodapojawiałasiętutajjakorwącapowódźwiosennalubgwałtownanawałnicaletniejburzy.Gruntniemógłjużprzyjąćwięcejwilgoci.Wodanieniosłazesobąsiłżyciodajnych,leczniszczycielskie.
Świniabyłbyprzysiągł,żedopierocozasnął,kiedypoczułuparteszturchanie;toRedtrącałgostopą.
–Wstawaj–powiedział.Świniastęknął,dźwignąłciałodopozycji
siedzącejidopieropochwiliwygramoliłsięnanogi.SmugaDrogiMlecznejwyglądałajakwielkabiałarzekananocnymniebie.Świniaspojrzałszybkodogóry,alejegojedynąmyśląbyło,żeczysteniebooznaczajeszczewiększezimno.Owinąłramionakocem,podniósłstrzelbęizszedłdowąwozu.
ZzakępybyliczmianiewartprzyglądałosiędwóchSzoszonów.Dwunastoletnichłopcy,MałyNiedźwiedźiKrólik,wybralisięnarówninęniewposzukiwaniuchwały,leczmięsa.Leczototużprzednimi,wpostacipięciukoni,jawiłasięszansanazdobyciesławy.Chłopcyjużwyobrażalisobie,jakgalopująprostodoswojejwioski.
Oczymawyobraźniwidzieliogniskaiucztęnaswojącześć.Wyobrażalisobie,jakbędąwszystkimopowiadaćoswymsprycieimęstwie.Wpatrującsięwwąwóz,ledwiemogliuwierzyć,żemająażtakieszczęście,choćbezpośredniabliskośćszansysprawiała,żeopróczekscytacjiczulirównieżstrach.
Odczekalidoostatniejgodzinyprzedświtem,licząc,żewrazzgłębokąnocączujnośćwartownikaosłabnie.Słyszelijegochrapanie,gdywyczołgiwalisięzkępybylic.Dotarlidowąwozu,atampozwolili,żebykonieichzobaczyłyipoczuły.Zwierzętastałynapięte,leczciche;zpionowosterczącymiuszamiobserwowałyzbliżającychsięIndian.
Kiedychłopcydotarliwreszciedorumaków,MałyNiedźwiedźpowoliwyciągnąłprzedsiebieramiona,pogłaskałnajbliżejstojącezwierzępodługiejszyiiuspokajającocośszepnął.Królikposzedłwjegoślady.Przezkilkachwildelikatniepoklepywalikonie,starającsięzyskaćichzaufanie,poczymMałyNiedźwiedźwyciągnąłnóżizacząłrozcinaćpętanaprzednichnogachkażdegozezwierząt.
Zdołaliusunąćpętaczteremspośródpiątkikoni,gdynagleusłyszeli,żewartowniksięwierci.Zamarli,gotowidoskokunakońskigrzbiet
iucieczkęwgalopie.Wpatrywalisięwciemną,masywnąsylwetkęstrażnika;tenpochwiliznówznieruchomiał.KrólikzamachałgwałtowniedoMałegoNiedźwiedzia:Chodźmystąd!MałyNiedźwiedźstanowczopokręciłgłową,wskazującpiątegokonia.Podszedłdozwierzęciaipochyliłsię,żebyprzeciąćwięzy.Alenóżstępiłsię,powolneprzedzieraniesięprzezposkręcanyrzemieńtrwałoboleśniedługo.Corazbardziejzdenerwowany,MałyNiedźwiedźzcałejsiłyszarpnąłnożem.Rzemieńpękł,ramięchłopcaodskoczyłodotyłu.Łokiećwylądowałnagolenikonia,któryzarżałwproteście.
DźwięktenwyrwałŚwinięzesnu.Wstałgwałtownienanogi,uniósłstrzelbęibiegnąckukoniom,zacząłsięrozglądaćnaboki.Stanąłjakwryty,gdytużprzednimwyrosłajakaściemnapostać.Ślizgającsięnaniepewnychnogach,zezdumieniemstwierdził,żemadoczynieniazchłopcem.Chłopieców–Królik–wyglądałrówniegroźniejakjegoimiennik,zwybałuszonymioczamiipatykowatymikończynami.Wjednejzowychkończyntrzymałjednaknóż,wdrugiejkawałeksznura.Świnianiebardzowiedział,corobić.Jegozadaniepolegałonastrzeżeniukoni,alenawetztymnożemmałychłopiecstojącyprzednimniewyglądałraczejna
jakieśpoważnezagrożenie.WreszcieŚwiniapoprostuuniósłstrzelbę,wycelowałiwrzasnął:
–Stój!MałyNiedźwiedźprzyglądałsiętejscenie
zprzerażeniem.Nigdydotądniewidziałbiałegoczłowieka,atentutajniewyglądałnawetnaistotęludzką.Byłogromny,zklatkąpiersiowąjakuniedźwiedzia,twarząpokrytąognistymzarostem.OlbrzympodszedłdoKrólika,dzikowrzeszcząciunoszącbroń.BeznamysłuMałyNiedźwiedźruszyłnamonstrumizatopiłnóżwjegopiersi.
Zanimjeszczepoczułuderzenie,Świniazobaczyłjakbyrozmazanąmgłę.Stałnieruchomo,bezbrzeżniezdumiony.MałyNiedźwiedźiKróliktakżesięnieruszali,wciążpełnistrachuprzedtąistotą.NogiŚwininaglezwiotczały,padłnakolana.Instynktnakazałmupociągnąćzaspust.Brońwystrzeliła,pociskuleciałkugwiazdom,nikomunieczyniąckrzywdy.
Królikzdołałzłapaćkoniazagrzywęiwcisnąłsięwgrzbietzwierzęcia.KrzyknąłnaMałegoNiedźwiedzia,któryrzuciłostatniespojrzenienaumierającegopotwora,poczymwskoczyłzaplecyprzyjaciela.Niemieliżadnejkontrolinadkoniem,którynieomalzrzuciłichzsiebie,nimcałapiątkawierzchowcówpogalopowaławdółwąwozu.
Glassipozostalipojawilisięnamiejscunatylewcześnie,żebyzobaczyćswojekonieznikającewciemnościachnocy.Świnianadalklęczałzrękomaprzyciśniętymidopiersi.Przewróciłsięnabok.
Glasspochyliłsięnadnimisiłąodsunąłjegodłoniezakrywająceranę.Potemrozerwałmukoszulę.Trzejmężczyźniposępnieprzyglądalisięciemnejszczelinietużnadsercem.
ŚwiniapodniósłwzroknaGlassa,awjegooczachwidaćbyłostraszliwąmieszaninębłaganiaistrachu.
–Uratujmnie,Glass.Glassująłmasywnądłońkompanaimocnoją
ścisnął.–Chybamisięnieuda,Świnia.Rannyzakaszlał.Wielkimciałemwstrząsnął
silnydreszcz,jakipoprzedzaniechybnyupadekogromnegodrzewa.Glasspoczuł,żerękatowarzyszawiotczeje.
Olbrzymimężczyznawydałzsiebieostatnietchnienieiumarłpodjasnymigwiazdamiświecącyminadrówniną.
Rozdział24
7marca1824roku
HughGlassdźgnąłnożemziemię.Ostrzewbiłosięnajwyżejnacal,niżejzmarzlinastawiałazdecydowanyopór.OdniemalgodzinyGlassciosałmartwygrunt,nimwreszcieRedstwierdził:
–Wtakiejzieminiedasięwykopaćgrobu.Glassusiadł,ponieważnogisiępodnimugięły,
idyszałzwysiłku.–Zrobiłbymwięcej,gdybyściechcielipomóc.–Mogępomóc,alewedługmnietadłubanina
wlodzieniemawiększegosensu.Chapmandługoprzyglądałsięimznadżeberka
antylopy,poczymdodał:–DlaŚwinipotrzebnajestdużadziura.
–Możemyzbudowaćmutakierusztowanie,jakieIndianierobiądlaswoichzmarłych–zaproponowałRed.
Chapmansiężachnął.–Zczegonibyjezbudujesz?Zbylicy?–Red
rozejrzałsiędookoła,jakbydopieroterazzdałsobiesprawę,żewokolicyniemażadnychdrzew.–Apozatym–ciągnąłChapman–Świniajestzawielki,żebygopodnieśćiułożyćnarusztowaniu.
–Amożebyśmyprzykryligowielkąstertąkamieni?–Pomysłwydałimsięnatylesensowny,żeprzeznastępnepółgodzinyprzeczesywaliterenwposzukiwaniukamieni.Ostatecznieudałoimsięznaleźćichzaledwiekilkanaście.Większośćtrzebabyłowydłubywaćzzamarzniętejgleby.
–Wystarczytylkonazakryciegłowy–powiedziałChapman.
–Nocóż–rzekłRed.–Wtedyprzynajmniejsrokinierozdziobiąmutwarzy.
NagleRediChapmanzaskoczeniujrzeli,jakGlassodwracasiędonichplecamiiwychodzizobozowiska.
–Atendokądsięwybiera?–zapytałRed.–Hej!–krzyknąłzaGlassem.–Dokądidziesz?–Glasszignorowałichiszedłdalejwkierunkuniewielkiegopagórkaoddalonegooćwierćmili.
–Mamnadzieję,żeSzoszoniniewrócąakurat
wtedy,kiedyjegotutajniebędzie.Chapmanskinąłgłową,potwierdzającsłowa
przedmówcy.–Dołóżmydoogniaiupieczmyresztkę
antylopy.Glasspowróciłgodzinępóźniej.–Upodnóżatejgóryznajdujesięskalista
wyrwa–powiedział.–Natyleduża,żebyŚwiniamógłsięwniejzmieścić.
–Jaskinia?–zapytałRed.Chapmanzastanawiałsięprzezchwilę.–Mogłobytorobićzakryptę.Glassspojrzałnaobumężczyznidodał:–Tonajlepsze,comożemyterazzrobić.Zgaście
ogieńiruszamy.TransportowanieŚwininiemiałoszansodbyć
sięwsposóbdostojny.Brakowałoimmateriałówdoskonstruowanianoszy,azwłokibyłyzbytciężkie,żebyjenieść.Ostateczniezłożylijenakocu,twarząkuziemi,iciągnęliwstronępagórka.Dwajzmienialisięprzytejczynności,podczasgdytrzecidźwigałwszystkieczterystrzelby.Staralisięjakmogli–zezmiennymszczęściem–omijaćkaktusyijukęporastającetenteren.DwukrotnieŚwiniazsuwałsięzkoca,jegobezwładneciałospadałonaziemiębezkształtną,żałosnąmasą.
Dotarciedopagórkazajęłoimponadpółgodziny.PrzewróciliŚwinięnaplecyiokrylikocem,poczymzaczęlizbieraćkamienie,którychleżałotucałemnóstwo,żebyzabezpieczyćprowizorycznąkomoręgrobową.Wyrwapowstaławpiaskowcumiałapięćstópdługościidwiewysokości.KolbąstrzelbynależącejdoŚwiniGlassoczyściłwnętrzemaleńkiejpieczary.Jakieśzwierzęzrobiłotusobienorę,aczkolwieknieznaleźliświeżychoznakjegobytności.
Zebranepiaskowceułożyliwluźnystos.Byłoichwięcej,niżpotrzebowali–najwyraźniejnikomuniespieszyłosiędofazykońcowej.WreszcieGlassrzuciłnastertęostatnikamień.
–Wystarczy–powiedział.PodszedłdociałaŚwini,adwajpozostalimężczyźnipomoglimuzaciągnąćzwłokidootworuniby-krypty.ZłożyliŚwinięwjejwnętrzuiwpatrywalisięwmartweciało.
ZadaniewygłoszeniaparusłówprzypadłoGlassowi.Zdjąłzgłowyczapkę,atamciszybkoposzlizajegoprzykładem,jakbyzawstydzeni,żetrzebaimotymprzypominać.Glassspróbowałodchrząknąć.Szukałsłówzwersetuo„dolinieśmierci”,aleniepamiętałtegofragmentunatyle,żebygoodpowiednioprzytoczyć.Wkońcujedynym,cozdołałwymyślić,byłamodlitwa
Pańska.Wyrecytowałjąnajsilniejszymgłosem,jakimógłzsiebiewydobyć.ZarównoRed,jakiChapmanjużodbardzodawnanieodmawialiżadnejmodlitwy,jednakmamrotalicośpodnosem,gdyjakaśfrazawydawałaimsięznajomazodległychczasów.
Gdyskończyli,Glassrzekł:–Jegostrzelbębędziemynieśćnazmianę.–Po
czympochyliłsięiwyjąłnóżŚwini,tkwiącyzapasem.–Red,wyglądasznatakiego,copotrafiposługiwaćsięnożem.Chapman,tyweźjegorógnaproch.
Chapmanuroczystymgestemwziąłrógdorąk.Redobracałnóżwdłoniach.Zkrótkimuśmiechemibłyskiemgłębokiegozadowoleniarzekł:
–Całkiemniezłeostrze.Glasszdjąłteżniewielkąsakiewkę,którą
Świnianosiłuszyi.Jejzawartośćwysypałnaziemię.Krzesiwoidraskadorozpalaniaognia,kilkakuldokarabinu,trochętkaninynapakuły–orazdelikatnametalowabransoletka.Zaskakującabłyskotka,pomyślałGlass,jaknatakiegofaceta.„JakahistoriawiążesięztąeleganckąozdóbkąuŚwini?Cogozniąłączyło?Pamiątkapozmarłejmatce?Poukochanej,którazostałagdzieśdaleko?”Nigdysiętegoniedowiedzą;ostatecznośćtejtajemnicysprawiła,że
Glasszacząłsnućpełnemelancholiimyślinatematwłasnychpamiątek.
Pozbierałkrzesiwoidraskę,pociskiipakuły,iwłożyłjedoswojejtorbymyśliwskiej.
Promieniesłoneczneodbijałysięodbransoletki.Redwyciągnąłponiąrękę,aleGlasschwyciłgozanadgarstek.
Redpróbowałsiębronić.–Onjużtegoniepotrzebuje.–Tyteżnie.–Glassumieściłbransoletkę
zpowrotemwsakiewce,poczymuniósłwielkągłowęŚwini,żebyzałożyćmująnaszyję.
Doprowadzenierobotydokońcazajęłoimkolejnągodzinę.ŻebyŚwiniazmieściłsięwgrobie,musielizgiąćmunogi.Niepozostałonawettylemiejsca,byokryćzwłokikocem.Glasszrobiłcomógł,żebyciasnoowinąćtkaninęprzynajmniejwokółgłowyzmarłego.Najlepiejjakpotrafili,zamknęlikamieniamiotwórpieczary.Glasspołożyłostatnigłaznastercie,wziąłswojąstrzelbęiodszedł.RediChapmanwpatrywalisięjeszczeprzezchwilęwkamiennymur,którywznieśli,poczympopędzilizaGlassem.
PrzezdwakolejnedniwędrowaliwzdłużrzekiPowderupodnóżagórażdomiejsca,wktórymrzekaostroskręcałanazachód.Znaleźlitamstrumieńzmierzającynapołudnieiszlizanim,
dopókiniezniknąłpochłoniętyprzezsolnisko,najbardziejpaskudnyskrawekziemi,przezjakidaneimbyłoiść.Utrzymywalipołudniowykierunekmarszukuniskiejgórze,zwierzchołkiempłaskimjakstół.UstópowejgórypłynęłaszerokaipłytkarzekaNorthPlatte.
Dzieńpotym,jakdotarlidoPlatte,zerwałsięsilnywiatr,atemperaturazaczęłagwałtowniespadać.Późnymrankiemniebozapełniłosięniskimi,puszystymichmurami,wielkimijakpoduchy.Glassowiżywoprzypomniałasięśnieżyca,którąprzeżyłnadYellowstone,iobiecałsobiewduchu,żetymrazemniebędzieryzykował.Zatrzymalisięprzynajbliższymzagajnikutopól.RediChapmanzbudowaliprymitywne,alesolidneschronienie,podczasgdyGlassustrzeliłisprawiłsarnę.
PóźnympopołudniemznaddolinyNorthPlattenadciągnęłapotężnazawierucha.Wielkietopoletrzeszczałypodnaporemwyjącegowichru,wokółnichszybkozbierałsięmokryśnieg,jednakschronieniestałoniewzruszone.Mężczyźniowinęlisiękocami,aprzedswymszałasempaliliwielkieognisko,dbając,żebyniezgasło.Wnocyzestertyżarzącychsiękarmazynowowęglisączyłosiękunimciepło.Upieklidziczyznęnadogniem;ciepłypokarmrozgrzewałichodwewnątrz.Wiatrzaczął
cichnąćnagodzinęprzedświtem,aowschodziebyłojużpozawiei.Słońcewstałonadświatemtakjednostajniebiałym,żepodnaporemjaskrawegoświatłamusielimrużyćoczy.
RediChapmanzwijaliobóz,aGlasswybrałsięnazwiadywdółrzeki.Ztrudembrnąłprzezśnieg.Cienkaskorupanajegopowierzchniwytrzymywałaciężarciała,aletylkoprzezsekundę–potemstopaznikaławgłębokiejwarstwieśniegu.Niektórezaspymiałyczterystopywysokości.Domyślałsię,żemarcowesłońcestopijewciągujednegolubdwóchdni,naraziejednakśniegspowolniichmarsz.Glassznówprzekląłstratękoni.Zastanawiałsię,czyniepowinnizaczekać,bywykorzystaćtenczasnauzupełnieniezapasówsuszonegomięsa.Zasobnośćwtenartykułoznaczałaby,żeniebędąmusieliskupiaćsięnacodziennymzdobywaniupokarmu.Aprzecieżimszybciejbędąsięprzemieszczać,tymlepiej.WieleplemiontraktowałookolicerzekiPlattejakoswojeterenyłowieckie–Szoszoni,Czejenowie,Paunisi,Arapaho,Siuksowie.Niektóreznichmogłyżywićwobecbiałychprzyjazneuczucia,jakkolwiekśmierćŚwinijednoznacznieświadczyła,żeryzykoistniało.
Glasswspiąłsięnawzgórzeinaglestanąłjakwryty.Stojardówprzedsobązobaczyłniewielkie
stadobizonówlicząceokołopięćdziesięciuosobników,zbitychwgromadkę.Tworzyłoonokolistąformacjęobronną,jakbywciążjeszczewalczyłozniedawnąnawałnicąśnieżną.Bykprzewodnikzauważyłgonatychmiast.Zwierzęodwróciłosiękustaduiwielkamasabizonówzaczęłasięprzemieszczać.„Zarazrzucąsięwpopłochudoucieczki”.
Glasspadłnajednokolanoiprzystawiłstrzelbędoramienia.Wycelowałwtłustąsamicęipociągnąłzaspust.Zobaczył,jaksięzachwiała,aleutrzymałananogach.„Zamałoprochujaknatęodległość”.Podwoiłładunek;ponownezaładowaniebronitrwałodziesięćsekund.Znówwymierzyłwkrowęiwystrzelił.Padłanaśnieg.
Przepychającwycioremlufę,lustrowałwidnokrąg.Gdyponowniespojrzałnastado,zezdziwieniemstwierdził,żewcalenieuciekłoinadalznajdujesięwzasięgustrzału–choćkażdezwierzęporuszałosiętak,jakbypłynęło.Przyjrzałsięuważniejbykowiprzewodzącemustadu.Rzucałsiędoprzodu,aletonąłażpopierśwgłębokimimokrymśniegu.„Ledwiemogązrobićkrok”.
Glassrozważał,czynieustrzelićjeszczejednejkrowy,amożecielaka,szybkojednakdoszedłdowniosku,iżmająjużwięcejjedzenia,niż
potrzebują.„Szkoda”,pomyślał.„Mógłbymzabićztuzin,gdybymchciał”.
Nagleprzyszedłmudogłowypewienpomysł–ażsięzdziwił,żeniewpadłnatowcześniej.Podszedłdostadanaodległośćczterdziestujardów,wycelowałwnajwiększegobyka,jakiegozdołałwypatrzećistrzelił.Naładowałbrońponownieibłyskawiczniepowaliłkolejnego.Naglezajegoplecamirozległysiędwawystrzały.Naśniegupadłocielę;odwróciwszysię,GlasszobaczyłChapmanaiReda.
–Hurrra!–wrzasnąłRed.–Tylkobyki–krzyknąłGlass.RediChapmanzbliżylisiędoniego
igorączkowoładowalibroń.–Dlaczego?–zapytałChapman.–Cielakilepiej
smakują.–Potrzebujemyskór–odparłGlass.–Zrobimy
łódźzbizonichskór.Pięćminutpóźniejwniewielkiejkotlinceleżało
jedenaściemartwychbyków.Więcejniżpotrzebowali,aleRediChapman,razspróbowawszy,wpadliwszałzabijania.Glasszdecydowanymiruchamiprzepychałwycioriponownieładowałbroń.Lufęmiałpełnązanieczyszczeńposeriistrzałów.Dopieropozabezpieczeniuładunkuipodsypaniuprochuna
panewce,ruszyłdonajbliżejleżącegobyka.–Chapman,wejdźnatenpagórekirozejrzyj
się.Narobiliśmysporohałasu.Red,zacznijużywaćswojegonowegonoża.
Glasszbliżyłsiędobyka.Wjegoszklistymokuzastygłaostatniaiskrażycia,życiodajnakrewrozlałasięnaśniegu,tworząckałużę.Następniepodszedłdokrowy.Wyciągnąłnóżipoderżnąłjejgardło.Tozwierzęzjedzą,dlategochciałmiećpewność,żewykrwawisięwsposóbwłaściwy.
–Chodźtutaj,Red.Łatwiejzdjąćzniejskórę,jeślizrobimytorazem.
Przetoczylisamicębizonanabok,awtedyGlasswykonałgłębokienacięcienacałejdługościbrzucha.Redrękomaodsunąłskórę,Glasszaś,pomagającsobienożem,zdjąłjązmartwegozwierzęcia.Ułożyliskóręwłosiemdodołuizabralisięzawycinanienajsmakowitszychkawałków:języka,wątroby,kłębuipolędwicy.Wrzucilimięsonaskórę,apotemzajęlisięsprawianiembyków.
KiedyChapmanwrócił,Glasskazałmuwziąćsiędoroboty.
–Zkażdejskórymusimyuzyskaćjaknajwiększykwadrat,więcnietnijjakpopadnie.
ZrękomaczerwonymiodkrwiRedspoglądałznadwielkiegocielskabizonależącegoujegostóp.Strzelaniedotychzwierzątstanowiłoświetną
rozrywkę,natomiastzdejmowanieznichskórpowodowałopotwornybałagan.
–Czemupoprostuniezbudujemytratwy?–zapytałzrzędliwie.–Nadrzekąniebrakdrewna.
–Plattejestzapłytka,zwłaszczaotejporzeroku.–Pozaobfitościąbudulca,wielkązaletąłodzizeskórbizonichbyłojejzanurzenie:zaledwiedziewięćcali.Doroztopów,któreprzyniosąwodęzgórispowodująwystąpienierzekizbrzegów,pozostawałojeszczeparęmiesięcy.NasamympoczątkuwiosnyPlattepłynęłapłytkąstrugą.
KołopołudniaGlasswysłałRedadoobozu,abyrozpaliłogniska,przyktórychbędziemożnaususzyćmięso.Redciągnąłzasobąskóręzdartązsamicybizona,zestertąprzysmaków.Wszystkimbykomwycięlijęzyki,leczpozatyminteresowałyichtylkoskóry.
–Upieczwątrobęikilkajęzykównadzisiejszywieczór–zawołałzanimChapman.
Zdjęcieskórstanowiłodopieropierwszyetappracy.GlassiChapmanstaralisięzkażdejsztukiwyciąćjaknajwiększykwadrat–potrzebowalikawałkóworównychkrawędziach.Nożestępiłyimsięszybkonagęstejzimowejsierści,musieliwięcprzerywaćpracę,byjeostrzyć.Uporawszysięztymzadaniem,trzykrotniewracalidoobozu,ażebyprzetransportowaćtamwszystkieskóry.
Kiedynapolanienieopodalobozowiskazłożyliostatniefutro,nawodachNorthPlattetańczyłjużwesołoksiężycwnowiu.
Trzebaprzyznać,żeRedspisałsięnależycie.Trzyniewielkieogniskapłonęływprostokątnychnieckach.Całemięsozostałopociętenacienkieplasterkiizwisałozsuszarekwykonanychzwiklinowychwitek.Redopychałsięmięsemprzezcałepopołudnie,azapachpieczystegobyłniedozniesienia.GlassiChapmanwsuwalisoczystepłaty,jedenkęszadrugim.Najedzeniuminęłoimkilkagodzin;cieszylisięnietylkozobfitościpożywienia,lecztakżezbrakuwiatruichłodu.Wydawałoimsięteraznieprawdopodobne,żepoprzedniejnocykulilisięzzimnapodczasśnieżnejzawiei.
–Budowałeśkiedyśłódźskórzaną?–zapytałRedwpewnejchwili.
Glassskinąłtwierdzącogłową.–PaunisiużywająichnarzeceArkansas.
Trochętrwa,zanimsięjązrobi,aleniejesttozbyttrudne.Naszkieleciezgałęzirozpinasięskóryipowstajecośjakbywielkamisa.
–Niemogęsobiewyobrazić,jaktounosisięnawodzie.
–Skóranapinasięjakbęben,kiedywysycha.Trzebatylkocodziennieranouszczelniaćjąna
szwach.Skonstruowaniełodzizeskórbizonówzajęłoim
tydzień.Glassnalegałnazbudowaniedwóchmniejszychłódekzamiastjednejdużej.Wraziekoniecznościitakwszyscyzmieścilibysięwjednej.Mniejszajednostkabyłabyponadtolżejsza,zdolnaunosićsięnawodzienawetogłębokościstopy.
Pierwszydzieńspędzilinawycinaniuzbizonówścięgienikonstruowaniuszkieletówłódek.Naokrężniceużyliwiększychgałęzitopoli,uginającjetak,bytworzyłykoło.Następnieskupilisięnatworzeniuokręgówocorazmniejszymobwodzie.Międzykręgamiumieszczaliwspornikiwykonaneztwardychwierzbowychgałęzi,aichkońcówkizwiązaliścięgnami.
Najwięcejczasuzajęłaimpracaprzyskórach.Dobudowyjednejłodzipotrzebabyłoichaższeściu.Ichzszywaniewymagałonaprawdężmudnej,benedyktyńskiejpracy.Czubkaminożywywierciliotwory,poczymmocnopołączylifutrazesobązapomocąścięgien.Wrezultaciepowstałydwaogromnekwadraty,każdyskładającysięzczterechskórwukładziedwanadwa.
Pośrodkukażdegokwadratuumieścilidrewnianeszkielety.Naciągnęliskórynaokrężnice,sierściądownętrzałodzi.Obcięli
naddatki,poczymścięgnamiobszylikrawędzie.Nakoniecprzewróciliłódkidogórydnem,żebywyschły.
Procesuszczelnieniaposzyciawymagałkolejnejwędrówkidozwłokbizonichzalegającychwkotlince.
–Jezu,alecuchnie–zauważyłRed.Słonecznapogoda,któranastałapozawiejach,roztopiłaśniegiisprawiła,żepadlinagniła.Unosiłosięnadniąmnóstwosrokikruków;Glassobawiałsię,żekrążącywpowietrzupadlinożercysygnalizująichobecność.Aleniewielemogliwtejsprawiezrobić,pozaszybkimwykończeniemłodziiopuszczeniemtegomiejsca.
Wykroilizpadłychzwierzątłój,akopytapocięlitoporkaminakawałki.Wobozietęśmierdzącąmieszankępołączylijeszczezwodąipopiołem,gotującdługoipowolinadgorącymżaremażdouzyskaniakleistej,płynnejmasy.Dysponowalijedynieniewielkimgarnkiem,dlategoprzygotowanieodpowiedniejilościwsadu,niezbędnejdootrzymaniatego,czegopotrzebowali,zajęłoimdwadni.
Masąuszczelniającąpokrylinastępnieszwyizłączenia,szafującniąszczodrze.Glasssprawdzałłodzieschnącewmarcowymsłońcu,którytoproceswspomagałjeszczesuchy,
zacinającywiatr.Byłzadowolonyzefektów.Nazajutrzranoodpłynęli,Glassizapasy
wjednejłodzi,RediChapmanwdrugiej.Dopieropoprzebyciukilkumilnauczylisięsterowaćswyminiezgrabnymijednostkami;oddnaibrzegówPlatteodpychalisiętyczkamizdrewnatopolowego,alełódkiokazałysięsolidne.
Odśnieżycyminąłjużtydzień,czylizbytwiele,bysiedziećwjednymmiejscu.DoFortAtkinsonmielidrogęłatwąiprostą–pięćsetmilwdółPlatte.Dziękiłodziombezproblemuudaimsięnadrobićstraconyczas,musząpoprostupłynąć.„Dwadzieściapięćmildziennie?”Toznaczy,żedotrąnamiejscewtrzytygodnie,jeślitylkopogodasięutrzyma.
FitzgeraldniemógłominąćFortAtkinson,myślałGlass.Wyobrażałsobie,jaktamtenprzechadzasiępoforciezjegoanstadtem.Jakiekłamstwowymyślił,żebywyjaśnićswojeprzybycie?Jednobyłopewne–Fitzgeraldnieprzemknieniezauważony.NiezbytwielubiałychwędrujenadMissourizimą.GlassprzywołałwpamięcihaczykowatąbliznęnatwarzyFitzgeralda.Człowiektakijakonrobinainnychwrażenie.Niczymufającyswyminstynktombezwzględnydrapieżnik,Glassmiałpewność,żejegozdobyczznajdujesięjużwzasięguręki,że
zkażdąmijającągodzinąjestcorazbliżej.ZnajdzieFitzgeralda;niespocznie,pókitaksięniestanie.
WbiłdługątyczkęwdnorzekiPlatteipchnął.
Rozdział25
28marca1824roku
PlatteniosłaGlassaijegotowarzyszyswymspokojnymnurtem.Przezdwadnipłynęłaprostonawschód,międzyżółtawymiwzniesieniaminiewysokichgór.Trzeciegodniaskręciłanagleostronapołudnie.Ponadwzgórzamiwyrosłypokryteśniegiemszczyty,niczymgłowynaszerokichramionach.Przezpewienczaswydawałosię,żezmierzająwprostkunim,jednakPlattezmieniłabieg,któryustaliłsięnakursiepołudniowo-wschodnim.
Płynęliszybko.Odczasudoczasuprzeciwnewiatryspowalniałyichtempo,leczgłówniepomagałaimwiejącazzaplecówchłodna
zachodniabryza.Sporezapasysuszonegomięsabizonóweliminowałykoniecznośćpolowania.Gdywieczoremrozbijaliobóz,odwróconedogórydnemłodziedawałyimsolidneschronienie.Każdegorankaprzezgodzinęuszczelnialiszwyizłączeniaswychłódekzapomocąkleistejsubstancji,którejzapaswieźlizesobą.Leczpozatymkażdągodzinędniaspędzalinawodzie,wkładającwdryfowaniewkierunkuFortAtkinsonjedynieminimumwysiłku.Glassczułwdzięczność,żerzekaodwalazanichkawałroboty.
Byłranekpiątegodnianadrzeką.Glasssmarowałłodzieuszczelniaczem,gdynagledoobozowiskawpadł,potykającsię,Red.
–ZatympagórkiemjestIndianin!Konnywojownik!
–Widziałcię?Redmocnopotrząsnąłgłową.–Chybanie.Tamjeststrumień.Wydajemisię,
żesprawdzałzastawionesidła.–Potrafiszokreślić,dojakiegoplemienia
należy?–zapytałGlass.–WyglądałnaArikarę.–Cholera!–rzuciłChapman.–CoArikara
robiąnadPlatte?GlasspowątpiewałwrzetelnośćdoniesieńReda.
Niesądził,żebyArikarazapuszczalisięażtak
dalekoodMissouri.Wydawałosiębardziejprawdopodobne,żeRedwidziałjakiegośCzejenaalboPaunisa.
–Przyjrzyjmysięmu.–IzewzględunaRedadodał:–Niestrzelać,dopókiniedamsygnału.
Naczworakachpodczołgalisiędokrawędziwzniesienia,zestrzelbamiwzgiętychramionach.Śniegstopniałjużdawno,przedzieralisięwięcprzezkrzewybylicyisuchekępkitrawypreriowej.
Zeszczytuwzgórzazobaczylijeźdźca,awłaściwiejegoplecy,jadącegowdółPlatte,wodległościokołopółmili.Ztrudemrozpoznaliwkoniusrokacza.Niemieliszansstwierdzić,dojakiegoplemienianależyIndianin;pewnebyłotylkoto,żejestichwięcejiżemusząbyćniedaleko.
–Icoterazzrobimy?–zapytałRed.–Onniejestsam.Wiadomo,żeobozujągdzieśnadrzeką.
GlassobrzuciłRedapodenerwowanymspojrzeniem.Tenczłowiekmaniesamowitytalentdowyszukiwaniawszelkichproblemóworazcałkowitąniezdolnośćdoichrozwiązywania,pomyślał.Leczniestety,tymrazemmachybarację.Jakdotądmijalitylkoniewielkiedopływyrzeki.IndianiezpewnościątrzymająsiębliskoPlatte,czylitakżebliskoichtrasy.„Alejakimamyterazwybór?”
–Niewielemożemyzrobić–powiedziałGlass.–Kiedywpłyniemynabardziejotwartyteren,któryśznaswysiądzienabrzegirozejrzysiępookolicy.
Redzacząłmamrotaćcośpodnosem,aleGlassmuprzerwał.
–Damsobieradęsam.Wymożecieiść,dokądchcecie,japłynędalej.–Odwróciłsięiruszyłkułódkom.ChapmaniRedjeszczedługoprzyglądalisięznikającemujeźdźcowi,poczymudalisięzaGlassem.
Podwóchkolejnych,niczymniezakłóconychdniachwłodziachGlassobliczał,żeprzebylijużbliskostopięćdziesiątmil.Zmierzchało,kiedydotarlidopodstępnychwódzakolaPlatte.Glasschciałzatrzymaćsiętunanocizaczekaćdorana,żebyprzyświetlednianawigowaćprzezcieśń,nigdziejednakniemogliznaleźćodpowiedniegomiejscanalądowanie.
Łańcuchwzgórzzmuszałrzekędozwężeniałożyska,wskutekczegowodabyłatugłębsza,anurtbystrzejszy.Przypółnocnymbrzeguleżałatopoladopołowydługościzanurzonawwodzie,niczymblokada,przyktórejgromadziłysięróżnemateriałyspływającerzeką.ŁódźGlassawyprzedzałatowarzyszyojakieśdziesięćjardów.Nurtunosiłgowprostnapowalonedrzewo.
Zanurzyłtyczkęwwodzie,żebyodbićwinnąstronę.Dnaniebyło.
Prądprzyspieszył,sterczącekonarytopoliwydałymusięnaglepodobnedogroźnychwłóczni.Jedensilnyciosiłódkazatonie.Glassuklęknąłnajednokolano,adrugąnogąwsparłsięożebrowanie.Uniósłtyczkęiszukałjakiegośmiejsca,gdziemógłbyjejużyć.Dostrzegłpłaskifragmentnapowierzchnipniaiskierowałtamżerdź.Żerdźzetknęłasięzdrzewem.Glasszcałejsiłyodbiłswąniesterownąłódź,starającsięprzeciwstawićprądowi.Słyszałszorowaniewodyoposzycie,gdynurtuniósłgodogóry,anastępniezakręciłłódkąwokółdrzewa.
Zwróconybyłterazwstronęprzeciwnąniżprzedchwilą;bezpośrednioprzedoczymamiałRedaiChapmana.Obajprzygotowywalisięnastarcie,ichłódkakołysałasięniepewnie.ReduniósłtyczkędogóryiniemaltrzepnąłniąChapmanawtwarz.
–Uważaj,idioto!–Chapmanodepchnąłsiężerdziąodtopoli,podczasgdyprądnapierałsilnieodtyłu.Redwreszciezapanowałnadtyczkąibezładnieuderzyłniąwrzeczneśmieci.
Falauniosłaobumężczyzndogóry,apochwilizmusiłaichdopochyleniagłów,gdyprądwepchnąłichnapółzanurzonedrzewo.Jedna
zgałęzizaczepiłasięokoszulęRedaiwygięłagwałtownie.Koszularozdarłasię,agałąźwystrzeliładotyłu,trafiającChapmanaprostowoko.Chapmanwrzasnąłzbólu,upuściłżerdźiprzycisnąłdłoniedotwarzy.
Glasscałyczaszwróconybyłwstronęprzeciwnądonurtu,któryznosiłłódkiwkierunkupołudniowegobrzegu,omijającwzgórze.Chapmanklęczał,obiedłonienadalprzyciskałdooka.Redspoglądałwdółrzeki,pozaGlassemijegoczółnem.Naglenajegotwarzypojawiłosięprzerażenie.Redrzuciłtyczkęidesperackosięgnąłpostrzelbę.Glassodwróciłsię.
PrzypołudniowymbrzeguPlatte,niecałepięćdziesiątjardówodnich,wznosiłosięponaddwadzieściaindiańskichtipi.Nadwodąbawiłasięgromadkadzieci.Zauważyłyłodzieizaczęłykrzyczeć.Glasspatrzył,jakdwóchwojownikówsiedzącychprzyogniskuzrywasięnarównenogi.Redmiałrację,zdałsobiesprawęGlass,alebyłojużzapóźno.Arikara!Nurtpopychałobiełodzieprostonaobóz.Glassusłyszałwystrzał;mężczyźnichwytalizabrońipędziliwzdłużrzeki,wkierunkuwysokiejskarpy.Porazostatniodepchnąłsięoddnaiwziąłdorękistrzelbę.
Redwypalił,awtedyjedenzIndianprzewróciłsięiprzekoziołkowałprzezwałrzeczny.
–Cosiędzieje?–krzyczałChapman,próbująccośzobaczyćjedynymwidzącymokiem.
Redchciałmuodpowiedzieć,lecznaglepoczułdziwnepieczeniewokolicachżołądka.Spojrzałwdółizobaczyłkrewcieknącązdziurywkoszuli.
–Ocholera,Chapman,dostałem!–Spanikowanywstałirozdarłtkaninę,żebyprzyjrzećsięranie.Dwakolejnestrzałyrozległysięjednocześnie;Redpoleciałdotyłu.Padając,zaczepiłnogamiookrężnicę,przechylającłódkę.Jejkrawędźzbliżyłasiędopędzącejmasywody,atawdarłasiędośrodka,przewracająckanu.
Napółoślepiony,Chapmanznalazłsięnaglepodwodą.Rzekabyłaparaliżującozimna.Przezjednąchwilęzdawałosię,żejejdzikinurtniecozwolnił,awtedyChapmanspróbowałogarnąćśmiertelnezagrożenie.JedynymfunkcjonującymokiemwidziałciałoRedaunoszoneprzezprąd;jegokrewbarwiłarzekęstrugączarnegoatramentu.Słyszałodbijającesięwwodzieechawielukroków,dochodzącychzbrzegu,corazbliższych.„Idąpomnie!”Rozpaczliwiepragnąłzłapaćpowietrze,wiedziałjednak–zestraszliwąpewnością–coczekagonapowierzchni.
Wkońcuniemógłjużdłużejwytrzymać.Wysunąłgłowęponadpowierzchnięwodyiłapczywienabrałpowietrzadopłuc.Aleniedane
mubyłozaczerpnąćkolejnegooddechu.Ponieważciągleniewidziałnajednooko,niemógłteżdostrzecopadającegonajegogłowętomahawka.
GlasswycelowałdonajbliżejstojącegoArikaryistrzelił.Zprzerażeniempatrzył,jakkilkuwojownikówbrnieprzezwodęizadajeciosyChapmanowi,któregogłowawynurzyłasięnapowierzchnię.ZwłokiRedaspływałysamotniewdółrzeki.GlasssięgnąłpostrzelbęŚwiniinagleusłyszałdzikiokrzyk.OgromnyIndianincisnąłwłóczniązbrzegu.Glassschyliłsięinstynktownie.Włóczniaczystoweszławbokłodzi,ajejostrzeprzebiłosięprzezżebrowanienadrugąstronę.Glasswychyliłsięponadburtęistrzelił,zabijającwielkiegoIndianinanabrzegu.
Kątemokadostrzegłjakiśruchiomiótłwzrokiemkorytorzeki.Wmiejscu,gdziePlattezwężałasięniebezpiecznie,stałotrzechArikarów.„Niemaszans,żebychybili”.Rzuciłsięprzezplecydowodywmomencie,gdyrozległosiętriowystrzałów.
Początkowozamierzałzawszelkącenęutrzymaćwrękachstrzelbę,leczniemalnatychmiastjąwypuścił.Zrezygnowałteżzpomysłu,abyspróbowaćpłynąćzprądemiwtensposóbuciecpogoni.Lodowatawodaprawiegosparaliżowała.PozatymArikaraladamoment
dosiądąwierzchowców,amożejużtozrobili.GalopującykońzłatwościąprześcigniemeandrującąPlatte.Pozostałomujaknajdłuższepozostawaniepodwodąidotarciedoprzeciwległegobrzegu.Niechrzekaznajdziesięmiędzynimi–awtedyzyskaszansęnaznalezieniejakiejśkryjówki.Glasspłynąłzcałychsił,kopiącwodęnogamiiwyrzucającramionadoprzodu.
Kanałpowstałypośrodkurzekibyłgłęboki,wodazakrywałatudorosłegomężczyznę.NaglejakaśsmugaprzecięławodętużprzedGlassem;zdałsobiesprawę,żetostrzała.Kulekarabinowesiekłyrzekęniczymminitorpedy,szukającetylkojego.„Widząmnie!”Glassspróbowałzanurzyćsięjeszczegłębiejpodpowierzchnięwody,aleczułuciskwpiersiwywołanybrakiempowietrza.„Cojestnatamtymbrzegu?”Zanimpowstałotocałezamieszanie,niemiałnawetokazji,bymusięprzyjrzeć.„Muszęzaczerpnąćtchu!”Skierowałsiękupowierzchni.
Jegogłowawychynęłazwody,awówczasusłyszałstaccatokolejnychwystrzałów.Zgrymasemnatwarzywziąłgłębokioddech,spodziewającsię,żewkażdejchwilipociskmożeroztrzaskaćmuczaszkę.Wokółniegozpluskiemwpadałydowodykulekarabinoweistrzały
złuków–żadnajednakgonietrafiła.Zlustrowałpółnocnybrzeg,nimponowniezanurkował.To,cozobaczył,dawałopewnąnadzieję.Naodcinkumniejwięcejczterdziestujardówrzekatworzyłatampiaszczystąłachę.Niezapewniałaonażadnejochrony;jeśliwyjdzietunabrzeg,zabijągobezdwóchzdań.Jednakżenasamymkońcuowejłachywodadochodziładoniskiego,trawiastegozbocza.StanowiłoonojedynąszansęGlassa.
Zanurkowałipłynąłsilnymipociągnięciamirąk,anurtgowtymwspomagał.Wydałomusię,żeprzezmętnąwodęwidzijużkoniecpiaszczystejłachy.Trzydzieścijardów.Pociskiistrzałyprzecinaływodę.Dwadzieściajardów.Skręciłbezpośredniowstronębrzegu,ajegopłucabezwzględniedomagałysiępowietrza.Dziesięćjardów.Uderzyłstopamiokamienistedno,alewciążsięniewynurzał;desperackiepragnieniezaczerpnięciatchubyłosłabszeniżstrachprzedpociskamiArikarów.Gdywodastałasięjużnazbytpłytka,wstał,chwytającłapczywiepowietrze,poczymzanurkowałwwysoką,przybrzeżnątrawę.Poczułszarpnięciewłydce,alezignorowałje.Wczołgałsięwgęstezaroślawikliny.
Zeswejchwilowejkryjówkiobserwowałto,codziałosięnadrzeką.Podrugiejstronieczterech
jeźdźcówponaglałokoniedozejściastromąskarpąwdół,nabrzeg.SześciuIndianstałonagranicywodyiwskazywałonazarośla.NaglecośprzykułouwagęGlassa.Niecopowyżejmiejsca,wktórymsięznajdował,dwóchArikarówwyciągałonabrzegciałoChapmana.Glassodwróciłsięizacząłuciekać,leczzatrzymałgoostrybólwnodze.Spojrzałwdółizobaczyłstrzałęsterczącązłydki.Nieprzebiłakości.Krzywiącsięniemiłosiernie,wyciągnąłstrzałęjednymszybkimruchemręki.Odrzuciłjąipodczołgałsięwgłąbzagajnika.
PierwszymszczęśliwymdlaGlassazrządzeniemlosuokazałasiędecyzjamłodej,nieconarowistejklaczy,którajakopierwszazczwórkikoniznalazłasięwwodachPlatte.Agresywneokładaniebiczemzmusiłozwierzędowejścianapłyciznę,leczgdystraciłogruntpodnogami,ogarnęłajepanika.Klaczzarżałaizaczęłarzucaćłbemnaboki,ignorującsilneszarpnięciacuglami;niezważającnanic,wróciłanabrzeg.Pozostałetrzykonieżywiłypodobnezastrzeżeniawstosunkudozimnejwodyibardzochętnieposzływśladymłodejklaczy.Zbuntowanezwierzętawpadłynasiebie,wzburzającwodęwPlatteizrzucającdorzekidwóchjeźdźców.
Nimcizdołaliodzyskaćnadkońmikontrolęibatogamizmusićjedoponownegowejściado
wody,minęłycennesekundy.Glassprzedarłsięprzezwiklinęiwypadł
wprostnapiaszczystąskarpę.Wdrapałsięnaniąizobaczyłpodsobąwąskąrzecznąodnogę.Osłoniętaodsłońcaprzezwiększączęśćdnia,spokojnawodaodnogipozostawałazamarznięta,anajejlodowejpowierzchnizalegałacienkawarstewkaśniegu.Podrugiejstroniewidaćbyłokolejnąstromąskarpę,azaniągęstąmasęwiklinyidrzewa.„Tam”.
Glassześliznąłsiępozboczuiwskoczyłnazamarzniętątaflę.Cienkawarstwaśnieguniedawałażadnegooparcianogominatychmiastustąpiła.Mokasynynieuzyskałynajmniejszejprzyczepności,Glassprzewróciłsięnaplecy.Przezchwilęleżałnieruchomo,zaskoczony,wpatrującsięwbladeświatłowieczornegonieba.Przewróciłsięnabokipotrząsnąłgłową,żebyodzyskaćjasnośćmyśli.Słyszałrżeniekonia;zerwałsięnanogi.Tymrazemjużbardzoostrożnieprzeszedłpowąskimkanale,anastępniewdrapałsięnaprzeciwległybrzeg.Ztyłudobiegałgoodgłoskońskichkopyt.Czymprędzejschowałsięwzaroślach.
CzterechjeźdźcówArikarawjechałonaszczytskarpyispoglądałowdół.Nawetwprzyćmionymświetlezmierzchuwidaćbyłowyraźnieśladyna
powierzchnizamarzniętejodnogi.Indianinprzewodzącyreszciepodciąłkonia.Tenwkroczyłnalód,alenieposzłomulepiejniżGlassowi.Anawetgorzej,ponieważpłaskiekopytazwierzęcianiemiałyżadnejprzyczepności.Zwierzęzaczęłowpaniceprzebieraćwszystkimikończynami,którerozjechałysięnabokiikońpadł,miażdżącnogęjeźdźca.Indianinkrzyknąłzbólu.Korzystającztejewidentnejnauczki,pozostalitrzejszybkozsiedlizkoniikontynuowalipoścignapiechotę.
ŚladpoGlassieszybkoniknąłwgęstychzaroślachpodrugiejstronieodnogi.Wświetledniabyłbywyraźniewidoczny.PodczasdesperackiejucieczkiGlassniezwracałnajmniejszejuwaginafakt,żełamiezasobągałęzieczypozostawiaodciskistópnaśniegu.Terazjednakostatniabladapoświatadniaustępowałagęstniejącejciemności.Wszelkiecieniezniknęły,rozpuszczającsięwpostępującymmroku.
Glassusłyszałkrzykprzywalonegojeźdźcaizatrzymałsię.„Sąnalodzie”.Obliczał,żedzieligoodpogonijakieśpięćdziesiątjardówgęstegozagajnika.Zdałsobiesprawę,żewtychciemnościachgłównymzagrożeniemsąwydawaneprzezniegoodgłosy.Przednimzamajaczyła
wielkatopola.Chwyciłrękomazaniskozwisającykonaripodciągnąłsiędogóry.
Nawysokościośmiustópgłównegałęziedrzewatworzyłyszerokierozwidlenie.Glassprzykucnąłtam,starającsiępowstrzymaćprzyspieszonyoddech.Sięgnąłdopasaizulgądotknąłrękojeścinoża,bezpieczniespoczywającegowpochwie.Niebrakowałorównieżsacaufeuzkrzesiwemidraską.WprawdziestrzelbaspoczywałanadniePlatte,alerógnaprochwciążwisiałmuprzyszyi.Przynajmniejrozpalenieognianiebędzienastręczaćproblemów.Myśloogniuuświadomiłamunagle,żemaprzemoczoneubranieipokąpieliwrzecejestprzemarzniętydoszpikukości.Zacząłdrżećwsposóbniekontrolowany,zewszystkichsiłstarającsiępozostaćwbezruchu.
Trzasnęłagałązka.Glasswpatrywałsięwpolankęponiżej.Wzaroślachstałtyczkowatywojownik.Jegooczylustrowałypolanęwposzukiwaniunajmniejszychoznakobecnościściganego.Indianintrzymałwrękudługikarabin,zapasmiałzatkniętytoporek.Gdywkroczyłnaprzecinkę,Glasswstrzymałoddech.Idącpowoliwkierunkutopoli,wojownikuniósłbrońgotowądostrzału.NawetprzysłabymświetleGlasswyraźniewidziałnajegoszyilśniącobiałynaszyjnikzzębówłosiaorazbłyskimosiężnych
bransoleteknaprzegubie.„Boże,tylkoniechniespojrzydogóry”.Sercewaliłomumłotemztakąsiłą,jakbychciałosięwyrwaćzpiersi.
Indianindotarłdopniatopoliistanął.JegogłowaznajdowałasięterazniedalejniżtrzyjardyodGlassa.Wojownikponownieprzyjrzałsięziemi,anastępnierosnącymnieopodalzaroślom.Glassinstynktownieznieruchomiałjakposąg,licząc,żewojownikpoprostupójdziedalej.Imdłużejjednakspoglądałwdół,tymbardziejzaczynałprzekonywaćsiędoinnegopomysłu–zabiciaIndianinaiodebraniamubroni.Sięgnąłpowoliponóżidotknąłpokrzepiającejrękojeści;zacząłdelikatniewysuwaćnóżzpochwy.
SkupiłwzroknagardleIndianina.Szybkieprzecięcietętnicyszyjnejnietylkogozabije,aletakżezdławiwszelkikrzyk.Zpowolnością,którawystawiłajegocierpliwośćnawielkąpróbę,Glassuniósłciałoinapiąłjeprzedskokiem.
Naglenaskrajupolankidałsięsłyszećponaglającyszept.Glasszobaczyłdrugiegowojownikawychodzącegozzarośli,zsolidnąwłóczniąwręku.Zamarł.Gotującsiędoskoku,zdążyłsięjużwysunąćzmizernejosłony,jakądawałmurozgałęzionypieńdrzewa.Tylkociemnośćzasłaniałagoterazprzedwzrokiemdwóchścigającychgowojowników.
IndianinznajdującysiępodGlassemodwróciłsię,potrząsnąłgłowąiwskazałnaziemię,poczymwykonałgestwstronęzarośli.Wyszeptałcośwodpowiedzi.Wojownikzwłóczniąpodszedłdotopoli.Glassmiałwrażenie,żeczassięzatrzymał;zawszelkącenęstarałsięzachowaćzimnąkrew.„Wytrzymaj”.WreszcieIndianiepodjęlidecyzjęikażdyznichzniknąłwinnejprzerwiewgęstychzaroślach.
Glassnieruszałsięztopoliprzezkolejnedwiegodziny.Słuchałnawoływańprześladowcówizastanawiałsięnadnastępnymposunięciem.PojakiejśgodziniejedenzArikarówprzeciąłpolankę,najwyraźniejwdrodzepowrotnejkurzece.
KiedyGlasswkońcuzszedłzdrzewa,odnosiłwrażenie,żestawyzesztywniałymunazawsze.Stopymiałjaksparaliżowane;musiałominąćkilkaminut,zanimznówmógłchodzićnormalnie.
Przetrwatęnoc,nieulegałojednakwątpliwości,żeArikarawrócąoświcie.Glasszdawałteżsobiesprawę,żezadniazaroślaniedadząmuschronieniainieukryjąśladówjegoobecności.Zacząłprzebijaćsięprzezgąszcz,starającsięzachowaćkierunekrównoległydoPlatte.Chmuryzakryłyksiężyc,temperaturaniecoprzekraczałazero.Niemógłsiępozbyćchłodubijącegood
mokregoubrania,aleprzynajmniejciągłyruchsprawiał,żekrewkrążyławnimżywiej.
Potrzechgodzinachdotarłdoźródełka,zktóregobrałpoczątekniewielkistrumień.Nadawałsięidealnie.Glassbrodziłwwodzie,starającsiępozostawićkilkawyraźnychśladówjednoznaczniewskazujących,żeposzedłwgórępotoku–wstronęprzeciwnądoPlatte.Pokonałwtensposóbzestojardów,ażznalazłodpowiedniemiejsce,skalistybrzeg,naktórymniepozostawiasiężadnychtropów.Wyszedłzwodyiprzezskałkidostałsiędozagajnikaprzysadzistychdrzewek.
Byłytogłogi,którychciernistegałęziestanowiłyulubionemiejscegniazdowaniaptaków.Glasszatrzymałsięisięgnąłponóż.Odciąłniewielki,postrzępionykawałekswejbawełnianejkoszuliinabiłgonakolce.„Niesposóbtegoprzeoczyć”.Potemzawróciłiprzezskałkiwlazłzpowrotemdostrumienia,tymrazemdokładającstarań,abyniezostawiaćżadnychśladów.Brodząc,dotarłdojegośrodkowegoodcinkairuszyłkurzece.
Potokmeandrowałleniwieprzezpłaskąrówninę,apotemwpadałdoPlatte.Glassnieustanniepotykałsięnaśliskichkamieniachzalegającychwłożyskuciemnegostrumienia.Wodasprawiała,żecałyczasbyłmokry,alestarał
sięniemyślećozimnie.NimdoszedłdoPlatte,straciłczuciewstopach.Stał,trzęsącsię,wwodziesięgającejkolan,zobawąmyśląc,comaterazrobić.
Przyglądałsięrzece,chcączobaczyćcoświęcejniżzarysdrugiegobrzegu.Widaćtambyłowiklinęikilkatopól.„Tylkoniezostawśladów”.Wszedłdowodyioddychałcorazszybciej,wmiaręjakjejpoziomstopniowodosięgałbrzucha.WpanującychciemnościachGlassniezauważyłpodwodnejpółki.Zrobiłkrokdoprzoduinaglezapadłsięwwodzieposzyję.Dyszącgwałtowniezpowoduszoku,jakimbyłozetknięciesięklatkipiersiowejzlodowatąwodą,płynąłzdecydowaniewkierunkudrugiegobrzegu.Gdyznówmógłstanąćnanogach,wolałpozostaćwrzece.Szedłwzdłużliniibrzegowej,dopókinienatrafiłnadogodnewyjście–skalistenadbrzeżegraniczącezwikliną.
Ostrożnieprzedzierałsięprzezwiklinę,apotemmiędzytopolami,zważającnakażdyswójkrok.Miałnadzieję,żeArikaranabiorąsięnajegofortelprzyźródełkuistrumieniu–zpewnościąniezakładali,żebędziechciałwrócićnadPlatte.Mimowszystkowolałniezostawiaćniczegoślepemuprzypadkowi.Gdybywpadlinajegotrop,niemiałbysięczymbronić,dlategorobiłwszystko,cowjegomocy,byniedaćimtejszansy.
Bladapoświatastałajużnawschodzie,kiedywreszciewyszedłspomiędzytopól.Wświetlepierwszegobrzaskuzobaczyłciemnyzaryswielkiegopłaskowyżuoddalonegoomilęczydwie.Jakokiemsięgnąć,ciągnąłsięonrównolegledorzeki.Tamgonieznajdą,tamzorganizujesobiejakąśkryjówkę,możejaskinię,tamrozpaliognisko–wysuszysięiogrzeje.Kiedysytuacjasięuspokoi,wrócinadPlatteiudasięwdalsządrogędoFortAtkinson.
WrodzącymsięświetlenowegodniaGlassszedłkumajaczącemuprzednimpłaskowyżowi.PomyślałoChapmanieiRedzieipoczułnagłeukłuciewiny.Odpędziłtemyśliodsiebie.„Teraznieczas”.
Rozdział26
14kwietnia1824roku
PorucznikJonathanJacobsuniósłrękęiwykrzyknąłkrótkąkomendę.Kolumnaskładającasięzdwudziestukoniijeźdźcówzatrzymałasięzanim,wzbijająctumankurzu.Porucznikpoklepałkoniapospoconymbokuisięgnąłpomanierkę.Pociągajączniejdługiłyk,starałsięudawaćnonszalancję.Prawdęmówiąc,każdaminutaspędzonapozastosunkowobezpiecznąprzystaniąFortAtkinsonbudziławnimżywąniechęć.Niecierpiałzwłaszczachwili,gdygalopującyzwiadowcamógłprzywieźćzłewieściwszelkiegorodzaju.PaunisiibandazbuntowanychArikarówgrasowalinacałej
długościPlatte,odkądtylkostopniałyśniegi.Porucznikstarałsiępohamowaćwyobraźnięiczekałnaraport.
Zwiadowca,posiwiałyczłowiekDzikiegoZachodu,nazwiskiemHiggins,dogalopowałażnasampoczątekkolumnyidopierowtedyściągnąłwodze.Frędzlenajegoskórzanejkurtcezakołysałysię,gdywielkigniadoszzaryłkopytamiwziemię.
–Idzietujakiśczłowiek.Jestzawzgórzem.–ToznaczyIndianin?–Nochyba,poruczniku.Niepodjechałemtak
blisko,żebymusięprzyjrzeć.WpierwszymodruchuporucznikJacobschciał
odesłaćHigginsazpowrotem,dodającmudlatowarzystwasierżantaidwóchludzi.Niechętniedoszedłjednakdowniosku,żepowiniensprawdzićtosam.
Gdyzbliżylisiędokrawędziwzgórza,pozostawilijednegoczłowiekaprzykoniach,zaśresztaoddziałuzaczęłasięczołgaćnabrzuchach.SzerokadolinaPlatterozciągałasięprzedniminasetkimil.Wodległościkilkusetjardówsamotnapostaćwędrowałabrzegiemrzekiodichstrony.ZkieszeninapiersibluzyporucznikJacobswyciągnąłniewielkąlunetę.Rozłożyłówmosiężnyinstrumentnacałądługośćipilniewpatrywałsię
wokular.Widziałwprawdziewpowiększeniu,aleobraz
całyczasruszałsięwgóręiwdół,podczasgdyJacobspróbowałustawićostrość.Wkońcuznalazłobiekt–ubranegowzamszowystrójmężczyznę–izatrzymałsięnanim.Niemógłdostrzectwarzy,widziałtylkokrzaczastąplamębrody.
–Niechmniediabli–powiedziałzezdumieniem.–Tobiały.Coonturobi,docholery?
–Toniejestjedenznaszych–odrzekłHiggins.–WszyscydezerterzywaląprostodoSt.Louis.
Byćmożedlatego,żeczłowiektenniewydawałsięznajdowaćwbezpośrednimniebezpieczeństwie,wporucznikaniespodziewaniewstąpiłduchrycerski.
–Podjedźmydoniego.
MajorRobertConstablereprezentował,aczkolwiekniezwłasnejwoli,czwartepokoleniemężczyznzrodzinyConstable’ów,którzykroczylidrogąkarierywojskowej.JegopradziadwalczyłzFrancuzamiiIndianamijakooficerDwunastegoRegimentuPiechotyJegoKrólewskiejMości.Równieżdziadekdochowałwiernościrodzinnejtradycji–choćjużniekonieczniekrólowi–ibiłsięzBrytyjczykamiwszeregachArmiiKontynentalnejpodwodząWaszyngtona.
NatomiastojciecConstable’anapolu
zdobywaniawojennejchwałymiałpecha–podczasRewolucjibyłjeszczezbytmłody,awczasiewojny1812rokuzbytstary,bybraćwnichudział.Pozbawionyokazji,żebywłasnymizasługamiuzyskaćwojskowedystynkcje,uznał,żepowinienprzynajmniejpoświęcićarmiijedynegosyna.MłodyRobertbardzopragnąłoddaćsiękarierzeprawniczej,marzyłamusiętogasędziowska.Jegoojciecniemiałjednakżenajmniejszegozamiaruutrzymywaćwkręgurodzinnymjakiegośprawniczegokrętaczaiwykorzystałznajomośćzpewnymsenatorem,abyzapewnićsynowimiejscewakademiiWestPoint.TakwięcprzezdwadzieścianudnychlatmajorRobertConstablewspinałsięzwolnaposzczeblachkarierywojskowej.ŻonaprzestałapodążaćzanimjakąśdekadętemuimieszkałaobecniewBostonie(wbezpośrednimsąsiedztwieswegokochanka,znanegosędziego).GdygenerałAtkinsonipułkownikLeavenworthwrócilinawschódkraju,żebyspędzićtamzimę,majorConstableprzejąłtymczasowedowództwonadfortem.
Lecznadczymżetosprawowałwładzę?Nadtrzystomażołnierzamipiechoty(wśródktórychjednąpołowęstanowiliniedawniimigranci,adrugą–świeżoskazaniprzestępcy),stomakawalerzystami(wktórychposiadaniu–coza
pechowaasymetria–znajdowałosiętylkopięćdziesiątkoni)oraztuzinempordzewiałychdział.Jakojedynywładcadzieliłsięzpoddanymizamieszkującymijegomaleńkiekrólestwogorycząswejskrzywionejkariery.
MajorConstablesiedziałzadługimbiurkiem,mającubokuadiutanta,podczasgdyporucznikJacobsprzedstawiałmuzahartowanegoodwiatruideszczutrapera,któregobyłuratował.
–ZnaleźliśmygonadPlatte,paniemajorze–zameldowałJacobsjednymtchem.–PrzeżyłatakArikarównadpółnocnymrozwidleniemrzeki.
PorucznikJacobsstałopromienionyjasnymblaskiemswegobohaterstwa,oczekującniechybnychdowodówuznaniadlaowegoaktuodwagi.MajorConstableledwiezaszczyciłgospojrzeniemirzekł:
–Jestpanwolny.–Wolny,paniemajorze?–Takprzecieżmówię.PorucznikJacobsnadalstałnamiejscu,conieco
skonfundowanytakobcesowympotraktowaniem.Constablesformułowałwięcswójrozkazbardziejdobitnie:
–Wyjdźpanstąd.–Uniósłrękęimachnąłniąwpowietrzu,jakbyprzeganiałkomara.DoGlassazwróciłsięzaśzpytaniem:–Nazwisko?
–HughGlass.–Głostegoczłowiekabyłtaksamopooranyjakjegotwarz.
–IjakimżtocudemznaleźliściesięnadrzekąPlatte?
–JestemposłańcemniosącymwiadomośćdlaKompaniiFutrzarskiejGórSkalistych.
Oilepojawieniesiętegobiałegomężczyzny,całegopokrytegobliznami,niewzbudziłonajmniejszegozainteresowaniazblazowanegomajora,otylewzmiankaoKompaniiFutrzarskiejGórSkalistych–owszem.PrzyszłośćFortAtkinson,niemówiącjużoratowaniukarierywojskowejmajora,zależałaodhandluskóramiijegoopłacalności.Cóżbowieminnegomiaładozaoferowaniataniemalbezludnadziczzamkniętanieprzebytymigórami?
–ZFortUnion?–FortUnionjestopuszczony.KapitanHenry
przeniósłsiędodawnejfaktoriizałożonejprzezLisęnadBigHorn.
Majorpochyliłsiędoprzoduwswoimfotelu.CałązimęsłałsumienneraportydoSt.Louis.Żadenznichniezawierałniczegobardziejinteresującegoniżponuredoniesieniaopanującejmiędzyjegoludźmidyzenteriilubkurczącejsięliczbiekawalerzystów,którzydysponowalijeszczekońmi.Aterazwreszciecośmiał!Uratowanie
człowiekapracującegodlaKompaniiFutrzarskiejGórSkalistych!FortUnionopuszczony!NowyfortnadrzekąBigHorn!
–Proszędaćznaćdokantyny,żebyprzysłalipanuGlassowigorącyposiłek.
PrzezcałągodzinęmajorzarzucałGlassapytaniamioFortUnion,onowąfaktorięnadBigHorn,oopłacalnośćcałegoprzedsięwzięciazhandlowegopunktuwidzenia.
Glassstarannieunikałdyskusjinatematosobistychmotywów,którestałyzajegopowrotemnapogranicze.Wkońcujednakmusiałzadaćtopytanie.
–Czynieprzewinąłsięczłowiekzbliznąwkształciehaczykanaryby?PowiniennadejśćodstronyMissouri.–PalcamiGlasspokazałkształtbliznytamtego,wkącikuust.
MajorConstabledługowpatrywałsięwobliczeGlassa.Nakoniecrzekł:
–Czysięprzewinął?Nie...Glasspoczułostreukłuciezawodu.–Zostałtutaj–ciągnąłConstable.–Wolał
zaciągdowojskaniżwtrąceniedowięzieniapoawanturzewtutejszymbarze.
„Jesttu!”Glassstarałsięzapanowaćnadsobą,wypraćtwarzzwszelkichemocji.
–Domyślamsię,żeznapantegoczłowieka?
–Owszem.–CzytodezerterzKompaniiFutrzarskiejGór
Skalistych?–Zdezerterowałzczegosiętylkodało.Pozatym
jestzłodziejem.–Tobardzopoważneoskarżenie.–Constable
poczułutajonąekscytacjęniedoszłegosędziego.–Oskarżenie?Nieprzyszedłemtupozywać
nikogodosądu,majorze.Mamzamiarwyrównaćswojerachunkizczłowiekiem,którymnieokradł.
Constablewziąłgłębokioddech,ajegopodbródekuniósłsięzwolna.Wypuściwszypowietrzezpłuc,przemówiłztakącierpliwością,jakbyinstruowałdziecko:
–Niejesteśmywdziczy,panieGlass.Radziłbympanuodzywaćsiędomniezszacunkiem.JestemmajoremArmiiStanówZjednoczonychidowódcątegofortu.Traktujępańskiezarzutypoważnie.Dołożęwszelkichstarań,byzostałyszczegółowozbadane.Ioczywiście,będziemiałpanmożliwośćprzedstawićdowodywsprawie...
–Dowody?Onmamojąstrzelbę!–PanieGlass!–irytacjaConstable’arosła.–
JeżeliszeregowyFitzgeraldukradłpańskąwłasność,zostanieukaranyzgodniezprzepisamiprawawojskowego.
–Toniemusibyćażtakskomplikowane,majorze.–Glassniepotrafiłukryćszyderstwawgłosie.
–PanieGlass!–wybuchnąłConstable.BezsensownasłużbanatejzapomnianejprzezBogaplacówcedostarczałacodziennieprzeróżnychokazjidosprawdzenia,jakmajorradzisobiezracjonalizowaniemrzeczywistości.Niemiałzamiarutolerowaćbrakurespektudlapowierzonejmuwładzy.–Ostrzegampanaporazostatni.Tojatuwymierzamsprawiedliwość!
MajorConstablezwróciłsiędoswegoadiutanta.–Znaciemiejsceprzydziałuszeregowego
Fitzgeralda?–JestwkompaniiE,paniemajorze.Udalisię
podrewno,wrócądziświeczorem.–Aresztowaćgo,kiedypojawisięwforcie.
Przeszukaćjegokwaterę.Jeśliznajdzieciestrzelbę,zabrać.Jutroranooósmejproszęprzyprowadzićszeregowegodosalisądowej.PanieGlass,spodziewamsię,żepanteżbędzieobecny.Alewcześniejproszęsiędoprowadzićdoporządku.
Zasalęsądowąmajorasłużyłaprzestronnakantyna.KilkużołnierzyprzyniosłobiurkoConstable’azjegogabinetuipostawiłojenaprowizorycznympodwyższeniu.Dziękitemumajormiałmożnośćprowadzićrozprawę
znależytychwyżynswejsędziowskiejwładzy.Wraziegdybyktośośmieliłsiękwestionowaćjegooficjalneuprawnieniasędziego,Constablekazałumieścićzabiurkiemdwiewielkieflagi.
Jeślinawetkantyniebrakowałosplendoruprawdziwejsalirozpraw,byłaprzynajmniejobszerna.Powyniesieniustołówmieściłosięwniejstuwidzów.Abyzapewnićsobiestosownąfrekwencję,majorConstablezwyklezwalniałprawiewszystkichmieszkańcówfortuzinnychzajęć.Rozrywekbyłotuniewiele,dlategoprzedstawieniasądowepodkierunkiemmajorazawszemiałypełnąsalę.Zainteresowanieobecnąwokandąprzybrałoszczególnerozmiary.Wieścioczłowiekupograniczaztwarząpokrytąbliznamiijegozdumiewającychoskarżeniachrozniosłysiępocałymforciezszybkościąbłyskawicy.
Siedzącnaławceustawionejprzybiurkumajora,HughGlassobserwowałsalę;nagledrzwikantynyotworzyłysięgwałtownie.
–Baacznooość!–Zebraniwstali,gdymajorConstablewkroczyłdośrodka.TowarzyszyłmuporucznikNevilleK.Askitzen,któregożołnierzenazywaliporucznikiemAss-Kisserem[9].
Constableprzystanął,żebyobrzucićwzrokiempubliczność,poczymzkrólewskądumąruszyłnaprzódsali;Askitzendreptałzanim.Usiadłszy,
majorskinąłnaporucznika,byzezwoliłsłuchaczomspocząć.
–Wprowadzićoskarżonego–rozkazałConstable.DrzwiotworzyłysięponownieiukazałsięwnichFitzgerald,zrękamizakutymiwkajdanyistrażnikamizobustron.Publicznośćwierciłasię,chcącwidziećjaknajwięcej,podczasgdystrażnicypodprowadziliFitzgeraldanaprzódsali,gdziezbudowanocośwrodzajubarierek,ustawionychprostopadleinaprawowstosunkudobiurkamajora.WięzieńznalazłsiętymsamymdokładnienaprzeciwkoGlassa,którysiedziałpolewejstroniemajora.
OczyGlassawwierciłysięwprzybyszaniczymświderwmiękkiedrewno.Fitzgeraldmiałterazkrótkiewłosyizgolonąbrodę.Granatowesuknozastąpiłoskórzanąbluzę.Glasspoczułodrazę–tenczłowieksiedziałtutajodzianywmundur,któryzasługiwałprzecieżnaszacunek.
Wydawałomusięzupełnienierealne,żeototamtenznajdujesiętakblisko.Glasswalczyłzogarniającymgopragnieniem,byrzucićsięnałajdaka,zacisnąćręcenajegogardleiwycisnąćzeńżycie.„Niemogętegozrobić.Nietutaj”.Ichoczyspotkałysięnajednąkrótkąchwilę.Fitzgeraldskinąłgłową–jakbyuprzejmiepozdrawiałGlassa!
MajorConstableodchrząknąłizaczął:–Niniejszymotwieramposiedzeniesądu
wojskowego.SzeregowyFitzgerald,macieprawostanąćtwarząwtwarzzwaszymoskarżycielemorazwysłuchaćformalnychzarzutów,jakiewnosisięprzeciwkowam.Poruczniku,proszęodczytaćzarzuty.
PorucznikAskitzenrozłożyłkartkępapieruizacząłdostojnieczytaćwprzytomnościzebranych:
–WysłuchamydzisiajskargipanaHughGlassa,zatrudnionegowKompaniiFutrzarskiejGórSkalistych,przeciwkoszeregowemuJohnowiFitzgeraldowi,ArmiaStanówZjednoczonych,SzóstyRegiment,kompaniaE.PanGlasszarzucaoskarżonemu,żewczasiegdypracowałondlaKompaniiFutrzarskiejGórSkalistych,ukradłpowodowistrzelbę,nóżorazinnenależącedoniegoprzedmioty.JeślipanFitzgeraldzostanieprzezsądwojskowyuznanyzawinnego,czekagodziesięćlatwięzienia.
Przezzebranytłumekprzebiegłszmer.MajorConstableuderzyłmłotkiemsędziowskimobiurkoiwsalizaległacisza.
–Niechpowódpodejdziedostołu.–Glass,zmieszany,podniósłwzroknamajora,któryrzuciłmuzniecierpliwionespojrzenie,apotemgestem
przywołałdosiebie.PorucznikAskitzenjużtamstał,zBiblią.–Proszępodnieśćprawąrękę–zwróciłsiędo
Glassa.–Czyprzysięgapanmówićprawdę,całąprawdęitylkoprawdę,takmidopomóżBóg?–Glassskinąłgłowąipowiedział„tak”swymsłabymgłosem,któregoniecierpiał,leczktóregoniemógłzmienić.
–PanieGlass,słyszałpanodczytanezarzuty?–zapytałConstable.
–Tak.–Czywszystkosięzgadza?–Tak.–Czychcepanwygłosićoświadczenie?Glasssięzawahał.Niebyłprzygotowanynatak
formalnyproces,całataprocedurabudziławnimzdumienie.Zcałąpewnościąniespodziewałsięobecnościsetkiświadków.Rozumiał,żeConstablerządziwtymforcie.AletobyłasprawatylkomiędzynimaFitzgeraldem,niezaświdowiskourządzanedlarozrywkijakiegośaroganckiegooficeraisetkinudzącychsiężołnierzyków.
–PanieGlass,czymapancośdopowiedzeniawysokiemusądowi?
–Jużwczorajmówiłem,cosięwydarzyło.FitzgeraldichłopaknazwiskiemBridgermielizazadaniedoglądaćmniepotym,jakzostałem
zaatakowanyprzezniedźwiedziagrizzlynadrzekąGrand.Tymczasempoprostuzostawilimnieswemulosowi.Niemamimtegozazłe.Aleodchodząc,okradlimniezewszystkiego.Zabralimojąstrzelbę,mójnóż,anawetkrzesiwoidraskę.Wzięliwszystko,cobyłoniezbędnedoprzetrwania.
–Czytojeststrzelba,doktórejrościpansobieprawa?–Majorwyjąłanstadtaspodbiurka.
–Tak,tomojastrzelba.–Czymożepanwskazaćjakąśjejcechę
szczególną?Glasspoczuł,jakwobectakiegożądaniakrew
napływamudotwarzy.„Dlaczegotomniesiętutajprzesłuchuje?”Wziąłgłębokioddech:
–Nakolbiejestwygrawerowanenazwiskowytwórcy:J.Anstadt,Kutztown,Penn.
Majorwyciągnąłzkieszeniparęokularówiuważniezbadałkolbę.Odczytałnagłos:
–J.Anstad,Kutztown,Penn.–Przezsalęprzeszedłkolejnyszmer.
–Czychciałbypancośjeszczedodać,panieGlass?
Glasspokręciłgłową.–Jestpanwolny.Glasswróciłnaswojemiejscenaprzeciwko
Fitzgeralda,amajorkontynuowałrozprawę.
–PorucznikuAskitzen,proszęzaprzysiącoskarżonego.–Askitzenpodszedłdobarierek.KajdanynarękachFitzgeraldazadzwoniły,gdykładłrękęnaBiblii.Jegomocny,uroczystygłosskładającyprzysięgęrozlegałsięwcałejkantynie.
MajorConstableodchyliłsięwfotelu.–SzeregowyFitzgerald,słyszeliściezarzuty
stawianeprzezpanaGlassa.Comacienaswojąobronę?
–Dziękuję,żedanomimożliwośćobrony,wysokisą...toznaczypaniemajorze.–Słysząctoprzejęzyczenie,Constablerozpromieniłsię,aFitzgeraldciągnąłdalej.–Spodziewasiępanzapewne,żepowiem,żeHughGlasstokłamca,aleniezamierzamtegorobić,paniemajorze.–Constablepochyliłsiędoprzoduzaciekawiony.OczyGlassazwęziłysię;ontakżeniewiedział,doczegoFitzgeraldzmierza.
–Wiem,żeHughGlasstoporządnyczłowiek,szanowanyprzezwszystkichtraperówpracującychdlaKompaniiFutrzarskiejGórSkalistych.Rozumiem,żeHughGlasswierzy,żekażdewypowiedzianeprzezniegosłowowtejsprawietonajprawdziwszaprawda.Problempolegatylkonatym,paniemajorze,żeto,wcoonwierzy,tostekbzdur,coś,conigdysięniewydarzyło.Aprawdajesttaka,żezanimgo
zostawiliśmy,majaczyłwgorączceprzezdwadni.Ostatniegodniatemperaturabardzomupodskoczyła,myśleliśmy,żetoagonia.Jęczałiwykrzykiwałcoś,widaćbyło,żesięmęczy.Czułemsiębardzoźle,żenicwięcejniemożemydlaniegozrobić.
–Wtakimraziecodlaniegozrobiliście?–Nocóż,niejestemdoktorem,alestarałemsię
jaknajlepiej.Przygotowywałemgorącekompresynajegogardłoiplecy.Ugotowałemrosółichciałemgonimnakarmić.Alegardłomiałwtakzłymstanie,żeniemógłanipołykać,anigadać.
TobyłodlaGlassaażnadto.Najdonioślejszymgłosem,jakizdołałzsiebiewydobyć,powiedział:
–Kłamstwoprzychodzicizłatwością,Fitzgerald.
–PanieGlass!–zagrzmiałConstable,ajegotwarzprzybrałanaglegniewnywyrazoburzenia.–Tomojawokanda!Jabioręświadkówwkrzyżowyogieńpytań.Apanniechtrzymajęzykzazębami,albooskarżęgooobrazęsądu!
Constablepozwolił,bywagajegooświadczeniawybrzmiaławsali,poczymzwróciłsiędoFitzgeralda.
–Mówciedalej,szeregowy.–Niedziwięsię,żeonnicniepamięta,panie
majorze.Przezczterydniobozowaliśmynad
źródełkiemprzystrumieniuniedalekoGrand.ZostawiłemprzyrannymGlassieBridgera,asamposzedłemnapolowanienadgłównąrzekę.Niebyłomnieprzezwiększączęśćranka.JakąśmilęodobozunatknąłemsięnaoddziałArikarów,będącychnawojennejścieżce.–Kolejnyszmerporuszeniarozległsięwśródwidowni;większośćobecnychnasalitworzyliweteraniwątpliwejsławywalkzplemieniemArikara.–PoczątkowoIndianiemnieniewidzieli,popędziłemwięcdoobozuilesiłwnogach.Alezauważylimnie,kiedydotarłemdostrumienia.Ruszyligalopem,ajajużwbiegałemdoobozu.PowiedziałemBridgerowi,żezaraztubędąArikaraikazałemmuprzygotowaćobóztak,żebystawićopór.WtedywłaśnieBridgerpowiedział,żeGlassnieżyje.
–Tyłajdaku!–GlasszerwałsięiruszyłwkierunkuFitzgeralda.Dwóchżołnierzyzkarabinamiibagnetamizagrodziłomudrogę.
–PanieGlass!–wrzasnąłConstable,walącmłotkiemsędziowskimwstół.–Zechcepanusiąśćipowstrzymaćswójjęzykalbokażępanaaresztować!
Majorpotrzebowałdłuższejchwili,byodzyskaćpanowanienadsobą.PoprawiłkołnierzkurtkiwysadzanejmosiężnymiguzamiiwróciłdoprzesłuchiwaniaFitzgeralda.
–Jakwidać,panGlasswcalenieumarł.Czyzbadaliściegowtedy?
–Rozumiem,dlaczegoHughjesttakiwściekły,paniemajorze.NiepowinienembyłuwierzyćBridgerowinasłowo.AlekiedytamtegodniapopatrzyłemnaGlassa,byłbladyjakkredaileżałkompletniebezruchu.Słyszeliśmy,żeArikarasięzbliżają,prowadziłichstrumień.Bridgerzacząłkrzyczeć,żebyśmysięstamtądwynosili.Byłempewien,żeGlassnieżyje,dlategouciekliśmyischowaliśmysię.
–Alewcześniejwzięliściejegostrzelbę.–Bridgerwziął.Powiedział,żegłupiozostawiać
strzelbęinóżIndianom.Niebyłoczasu,żebysięnatentematspierać.
–Aletowybyliściewposiadaniustrzelby.–Takjest,paniemajorze,ja.Kiedywróciliśmy
doFortUnion,kapitanHenryniemiałpieniędzy,żebyzapłacićnamzapozostaniezGlassem.Henrypoprosił,abymwramachwynagrodzeniaprzyjąłtęstrzelbę.Oczywiście,paniemajorze,cieszęsię,żemamterazszansęzwrócićjąHugh.
–Acozkrzesiwemidraską?–Niezabraliśmyich,paniemajorze.
Przypuszczam,żedostałysięArikarom.–DlaczegojednakIndianieniezabilipana
Glassa,niezdjęlimuskalpu,jaktozwykleczynią?
–Wyobrażamsobie,żetakżeuznaligozamartwego.Bezobrazy,alenaHughniebyłozbytwieleskalpudozdjęcia.Niedźwiedźpoharatałgostrasznie;Arikarauznalichyba,żeniemajużsensubardziejgookaleczać.
–Przebywaciewtejplacówceodsześciutygodni,szeregowy.Dlaczegoniezrzuciliściezramionciężaruinieopowiedzieliścienikomutejhistorii,ażdotejchwili?
Fitzgeraldzrobiłstarannieobliczonąpauzę,zagryzłwargiizwiesiłgłowę.Wreszciepodniósłwzroknamajora.Cichymgłosemrzekł:
–Bochyba,paniemajorze,chybabyłomipoprostuwstyd.
Glasspatrzyłnatęscenę,niewierzącwłasnymoczom.NietylezdumiewałgoFitzgerald,poktórymmożnasiębyłospodziewaćwszelkiegorodzajuoszukaństwa,leczraczejmajor,któryzacząłkiwaćgłowąwtaktsłówwypowiadanychprzezFitzgeralda,niczymszczurtańczącypoddyktandopiszczałki.„Onmuwierzy!”
Fitzgeraldkontynuował:–Dopierowczorajdowiedziałemsię,żeHugh
Glassżyje,alewcześniejnaprawdęmyślałem,żezostawiłemczłowiekabeznależytegopochówku.Każdynatozasługuje,nawetnapograniczu...
Glassniemógłwięcejzdzierżyć.Sięgnąłpod
kapotęiwyjąłzatkniętyzapas,ukrytydotądpistolet.Wypalił.Kulamocnochybiłacelu,grzęznącwbarkuFitzgeralda.Glassusłyszał,jaktamtenwrzasnął,iwtejsamejchwilipoczułchwytsilnychrąkzobustron.Szarpnąłsięzcałychsił.Wsalisądowejwybuchłopandemonium.Askitzencośkrzyczał;kątemokaGlasswidziałmajoraijegozłoteepolety.Poczułostrybólztyługłowyizapadłaciemność.
[9]Ass-kisser(ang.)–lizus,wazeliniarz,dupowłaz.
Rozdział27
28kwietnia1824roku
Glassocknąłsięwciemnościzalatującejstęchlizną,zpulsowaniemwgłowie.Leżałtwarząwdółnapodłodzeznieheblowanychdesek.Powoliprzewróciłsięnabokidotknąłściany.Nadgłowądostrzegłświatłosączącesięzwąskiejszczelinywciężkichdrzwiach.StrażnicaFortAtkinsonskładałasięzwielkiegopomieszczenia,wktórymprzetrzymywanopijakówiosobydopuszczającesiępospolitychprzestępstw,orazzdwóchdrewnianychcel.Ztego,coGlassmógłusłyszećzeswojej,wynikało,żewewspólnejciupiesiedzitrzechlubczterechludzi.
Przestrzeńzdawałasiękurczyćwokółleżącego,
zamykałasięwokółniegoniczymtrumna.Celaskojarzyłamusięnaglezzawilgoconąładowniąokrętu,przypomniałomusiętamtonieznośne,pełneograniczeńżycienamorzu,którezdążyłznienawidzić.Nadbrwiamizbierałymusięstrużkipotu,oddychałszybko,sporadyczniedysząc.Starałsięzapanowaćnadsobą,niemyślećozamkniętejprzestrzeniwięzienia,leczootwartychrówninachprerii,ofalującymbezkresnymoceanietrawy,sięgającymażpogórynaodległymhoryzoncie.
Liczyłmijającyczasnapodstawieobserwacjiustalonegoporządkudniawstrażnicy:zmianawartoświcie,dostawachlebaiwodyokołopołudnia,zmianawartozmierzchu,potemnoc.Podwóchtygodniachusłyszałskrzypieniebramywejściowejipoczułpowiewświeżegopowietrza.
–Trzymaćsięzdala,wyśmierdzącykretyni,boporozwalamwamłby–powiedziałwypalonygłos,któryzbliżałsięcorazbardziejkuceliGlassa.Więzieńusłyszałbrzękkluczy,apotemtrzaśnięciezamka.Rygielodskoczył,drzwisięotworzyły.
Podwpływemświatłamusiałzmrużyćoczy.Wkorytarzustałsierżantzżółtyminaszywkamiisiwymibokobrodami.
–MajorConstablewydałrozkaz.Możeszwyjść.Awłaściwiemusiszwyjść.Dojutradopołudnia
maszzniknąćztegofortu,albooskarżącięokradzieżpistoletuiużyciegodozrobieniadziurywszeregowymFitzgeraldzie.
PodwóchtygodniachspędzonychwceliświatłodniaoślepiałoGlassa.Gdynaglektośpowiedział:„Bonjour,MonsieurGlass”,potrzebowałminuty,abyskoncentrowaćwzroknatłustym,dziobatymobliczuKiowyBrazeau.
–Copanturobi,Kiowa?–PrzypłynąłemzSt.Louiszdostawątowarów.–Pomagamipanwydostaćsięzwięzienia?–Tak.Jestemwdobrychstosunkachzmajorem
Constable'em.Pannatomiast,jaksięwydaje,wpakowałsięwniezłetarapaty.
–Jedynymójproblemtoten,żepistoletniestrzelałcelnie.
–Oilewiem,tenpistoletnienależałdopana.Aleto–owszem.–KiowawręczyłGlassowistrzelbę,aGlassskupiłnaniejwzrok.
Anstadt.Chwyciłstrzelbęzadolnączęśćkolbyilufę,przypominającsobiejejsolidnyciężar.Sprawdziłzamekispust,którepotrzebowałyświeżegosmaru.Naciemnejstrukturzekolbywidaćbyłokilkanowychzadrapań;Glasszauważyłwyrytewniejniewielkielitery–„JF”.
Zalałagofalagniewu.–CosięstałozFitzgeraldem?
–MajorConstableprzywróciłgodopełnieniaobowiązków.
–Bezżadnejkary?–Musioddaćdwamiesięczneżołdy.–Dważołdy!–Nocóż,mateżdziuręwramieniu,którejtam
wcześniejniebyło.Apanodzyskałstrzelbę.KiowawpatrywałsięwGlassaizłatwością
czytałzjegotwarzy.–Wraziegdybystrzeliłocośpanudogłowy,
radziłbymnieużywaćanstadtanaterenietegofortu.Constableuwielbiapełnićrolęsędziegoichętniepoprowadziłbyrozprawęousiłowaniemorderstwa.Ustąpił,ponieważprzekonałemgo,iżjestpanprotegowanymMonsieurAshleya.
Szlirazemprzezplacapelowy.Stałtammasztzflagą,podtrzymującegolinybyłymocnonaprężone,przeciwstawiającsięnaporowizimnej,wiosennejbryzy.Flagałopotałanawietrze,jejbrzegipostrzępiłysięodnieustannegotrzepotania.
–Widzę,żegłupiemyślichodzącijednakpogłowie,przyjacielu–odezwałsięKiowa.GlasszatrzymałsięispojrzałFrancuzowiprostowoczy.Tenmówiłdalej:–Przykromi,żeniedoszłodotakiegospotkaniazFitzgeraldem,jakiegobypansobieżyczył.Alechybazdążyłjużpanzauważyć,
żeniewszystkowżyciuukładasięponaszejmyśli.
Stalitakprzezchwilę,jedynymdobiegającymichdźwiękiembyłłopotflagi.
–Tonietakieproste,Kiowa.–Oczywiście,żenie.Ktomówi,żetojestproste?
Alewiepanco?Niezawszewszystkodasięzapiąćnaostatniguzik.Trzebazadowolićsiętakimikartami,jakiesiędostało.Iruszaćdalej.–Kiowakułżelazo:–NiechpanjedziezemnądoFortBrazeau.Jeśliwszystkopotoczysiędobrze,zrobięzpanaswojegowspólnika.
Glasspowolipokręciłgłową.–Tobardzoszczodraoferta,Kiowa,alenie
wydajemisię,bymumiałgdzieśzagrzaćmiejscenadłużej.
–Wtakimraziecopanplanuje?–MamwiadomośćdoprzekazaniaAshleyowi
wSt.Louis.Cozrobiępóźniej,niewiemjeszcze.–Glasszamilkłnachwilkę,apotemdodał:–Iciąglemampewnesprawydozałatwieniatutaj.
Niepowiedziałjużnicwięcej.TakżeKiowamilczałprzezdłuższyczas.Wreszcierzekłcicho:
–Iln’estpiresourdqueceluiquineveutpasentendre.Wiepan,cotoznaczy?
Glasspokręciłgłową.–Toznaczy:najbardziejgłuchyjestten,ktonie
chcesłuchać.Pocoprzyjechałpannapogranicze?–zapytałstanowczymtonemKiowa.–Żebywytropićpospolitegozłodzieja?Żebynasycićsięzemstą,którapotrwasekundę?Myślałem,żechodzipanuocoświęcej.
Glassnadalmilczał.WreszcieKiowarzekł:–Jeślichceszumrzećwtejstrażnicy,twoja
sprawa.–Francuzodwróciłsięnapięcieiruszyłprzezplacapelowy.Glasszawahałsię,poczymposzedłzanim.
–Napijmysięwhiskey–krzyknąłKiowaprzezramię.–ChciałbymcośusłyszećorzekachPowderiPlatte.
KiowapożyczyłGlassowipieniądzenazakupnowychzapasówiekwipunku,atakżenanoclegwczymś,cowFortAtkinsonuchodziłozazajazd–abyłtorządsiennikównastrychubudynkunależącegodoarmijnegodostawcy.WhiskeyzwyklewpływałanaGlassausypiająco,lecztegowieczorubyłoinaczej.Niepomogłamujednakrozjaśnićmyślikłębiącychsięwgłowie,napróżnostarałsięjepoukładać.JakajestodpowiedźnapytaniezadaneprzezKiowę?
Glasswziąłanstadtaiwyszedłnaplacapelowy,wprostnarześkiepowietrze.Nocneniebo,choćbezksiężycowe,byłoidealnieczyste,wysadzanemiliardemmigotliwychgwiazd.Poprymitywnych
schodkachwszedłnawąskąpalisadęotaczającąfort.Widokstamtądbyłpowalający.
Obejrzałsięprzezramięnazabudowaniafortu.Podrugiejstronieplacuapelowegoznajdowałysiękoszary.„Ontamjest”.Ileżtosetekmilmusiałprzebyć,żebyznaleźćFitzgeralda?Aterazjegozwierzynaspałasobiespokojnieokilkakrokówstąd.Poczułwrękuzimnymetalswojegoanstadta.„Czymogęteraztakpoprostustądodejść?”
OdwróciłsięiponadpalisadąfortuspojrzałkurzeceMissouri.
Najejciemnychwodachtańczyłygwiazdy,ichrefleksyznaczyłyobecnośćniebanaziemi.Glassszukałźródełtychpromieni.ZnalazłpochyłyogonWielkiejiMałejNiedźwiedzicy,atakżeGwiazdęPolarną–jejkrzepiącą,niezmiennąobecność.„GdziejestOrion?Gdziemyśliwyzeswoimmieczempomsty?”
NaglelśniącaiskrawielkiejgwiazdyonazwieWegazabłysła,jakbychciałazwrócićnasiebieuwagęGlassa.TużobokniejrozpoznałgwiazdozbiórzwanyCygnus–Łabędziem.
WpatrywałsięwŁabędzia,aimdłużejpatrzył,tymbardziejjegoprostopadłeliniewydawałysięformowaćkrzyż.KrzyżPółnocy.TakpotocznienazywajągwiazdozbiórCygnus,pomyślał.Chyba
bardziejstosownanazwa.TamtejnocyGlassdługostałnawysokich
umocnieniachfortu,słuchającszumuMissouriiwpatrującsięwgwiazdy.Rozmyślałnadmiejscami,wktórychwodabierzeswójpoczątek,nadpotężnymigóramiBigHorn,którychszczytydanemubyłowidzieć,lecznigdydonichdotrzeć.Zdumiewałsięgwiazdamiinieboskłonem,znajdującwichnieskończonościpociechęwobecmałychsprawswegoniewielkiegoświata.Wreszciezszedłposchodkachzpalisadyiwsunąwszysiędobudynku,szybkozapadłwsen,któryniechciałdońprzyjśćwcześniej.
Rozdział28
7maja1824roku
JimBridgerjużmiałzapukaćdodrzwikapitanaHenry’ego,alezawahałsię.Odsiedmiudniniktniewidział,żebykapitanwychodziłzeswojejkwatery.DokładnietydzieńtemuIndianiezplemieniaWronznówukradlikonie.NawetpowrótMurphy’egozudanegopolowanianiemógłwywabićHenry’egozjegosamotni.
Bridgerwziąłgłębokioddechizapukał.Ześrodkadobiegłgojakiśszelest,apotemzapadłacisza.
–Kapitanie?–Znówcisza.Bridgerodczekałchwilę,anastępnieotworzyłdrzwi.
Henrysiedziałzgarbionyzabiurkiem
skleconymzdwóchbeczekijednejdeski.Ramionamiałokrytewełnianymkocemwtakisposób,żeprzypominałBridgerowistarcapochylonegonadpiecykiemwjakimśsklepiekolonialnym.Wjednejręcetrzymałgęsiepióro,wdrugiejkartkępapieru.Bridgerrzuciłnaniąokiem.Długierzędycyfrbiegłyzlewejkuprawejstroniekartki,ichkolumnysięgałyodgórydodołu.Wszystkoplamiłykleksyatramentu,jakbypióronapotykałoczęsteprzeszkodyimusiałosięzatrzymywać,plująctuszemniczymkrwią.Nacałejpowierzchnibiurkainapodłodzewalałysiękulezmiętegopapieru.
Bridgerczekał,ażkapitanzechcesięodezwaćalboprzynajmniejunieśćwzrok.Długonicsięniedziało.Nareszciekapitanpodniósłgłowę.Sprawiałwrażenie,jakbyniespałodwieludni,nabiegłekrwiąoczyspoglądałysponadzwisających,szarychworków.Bridgerzastanawiałsię,czyto,copowiadaliniektórzytraperzy,byłoprawdą:żekapitantracizmysły.
–Znaszsięnarachunkach,Bridger?–Nie,paniekapitanie.–Jateżnie.Wkażdymrazieniebardzo.
Właściwietocałyczasmamnadzieję,żejestemzbytgłupi,żebytowszystkoprawidłowopodliczyć.–Kapitanznówspojrzałnapapier.–Kłopot
wtym,żewykonujętesamedziałaniaodnowaiciąglewychodzitensamwynik.Tochybaniemojezdolnościmatematycznesątuproblemem,tylkoto,żetenwynikzupełnieniejestpomojejmyśli.
–Niewiem,oczympanmówi,paniekapitanie.–Mówięotym,żejesteśmyugotowani.Mamy
trzydzieścitysięcydolarówwplecy.Bezkoniniebędziemymiećwterenieodpowiedniodużoludzi,żebyodrobićtęstratę.Aniezostałonamnic,comoglibyśmywymienićzakonie.
–MurphywłaśniewróciłzgórBigHorn,zdwomatobołamiskór.
Kapitanfiltrowałtęwiadomośćprzeznieprzyjemnedoświadczeniazeswojejprzeszłości.
–Tojestnic,Jim.Dwatobołyfuterniesprawią,żestaniemynanogi.Nawetdwadzieściatakichtobołów.
Rozmowaniezmierzaławkierunku,naktóryliczyłJim.Oddwóchtygodnizbierałsięwsobie,żebyodbyćtospotkaniezkapitanem.Aterazwszystkoszłoniewłaściwymtorem.Zwalczyłchęćrejterady.„Nie.Nietymrazem”.
–Murphymówi,żewysyłapankilkuludziwgóry,abyposzukaliJedaSmitha.–Kapitannieraczyłpotwierdzićtejinformacji,leczJimbrnąłdalej.–Chcęjechaćznimi.
Henryspojrzałnachłopaka.Wjegooczachjaśniałanadzieja,niczymjutrzenkaprzedwiosennymdniem.Ileżtoczasuminęłoodchwili,gdyonsamodczuwałchoćbyodrobinęowegomłodzieńczegoentuzjazmu?„Dużoczasu–było,minęło”.
–Oszczędzęcikłopotu,Jim.Byłemwtychgórach.Sąjakfałszywyszyldburdelu.Wiem,czegoszukasz,aletegotamniema.
Jimniemiałpojęcia,jaknatoodpowiedzieć.Nierozumiał,dlaczegokapitantakdziwniesięzachowuje.Możefaktyczniezwariował.Bridgernieznałsięnatym,alewiedziałiwierzyłzniezachwianąpewnością,żekapitanHenrysięmyli.
Znównadługozaległamiędzynimicisza.Skrępowanierosło,aleJimnieodchodził.Wreszciekapitanspojrzałnaniegoirzekł:
–Twójwybór,Jim.Jedź,skorotegochcesz.Bridgerwyszedłnadziedziniec,mrużącoczy
wjaskrawymświetleporanka.Ledwiezauważałrześkiepowietrze,któreszczypałogowtwarz,pozostałośćodchodzącejporyroku.Nimzimawreszcieodpuściła,spadłojeszczetrochęśniegu,alewiosnajużzaczynałabraćrówninywswojeposiadanie.
Jimwspiąłsiępokrótkiejdrabinienapalisadę.
OparłsięłokciamiojejkrawędźizagapiłnagóryBigHorn.Porazkolejnywyszukałwzrokiemgłębokikanion,którywyglądał,jakbywrzynałsięwsamśrodekgór.„Czytakrzeczywiściejest?”Uśmiechnąłsięnamyślonieskończonychmożliwościach,otym,comogłoznajdowaćsięzaowymkanionem,zaszczytamigór,cootwierałosięprzednimjeszczedalej.
Uniósłoczynahoryzont,któryroztaczałsięponadośnieżonymiwierzchołkamigór,śnieżnobiałyminatlezimnobłękitnegonieba.Gdybychciał,mógłbysiętamwspiąć.Wspiąćsiętamidotknąćwidnokręgu,przeskoczyćprzezniegoizobaczyćnastępny.
Notahistoryczna
Czytelnikmaprawosięzastanawiać,czywydarzeniaprzedstawionewtejpowieściodpowiadająprawdziehistorycznej.Naepokętraperówskładasięmrocznamieszankafaktówilegend,aniektórezowychlegendznalazłybezwątpieniaswójwyrazwhistoriiHughGlassa.PowieśćZjawanależydobeletrystyki.Mimotostarałemsiępozostaćwiernyprawdziehistorycznejwodmalowaniugłównychwydarzeń.
OHughGlassiewiadomonapewno,żejesienią1823roku,podczaszwiadu,jakojedenzczłonkówgrupypracującejnarzeczKompaniiFutrzarskiejGórSkalistych,zaatakowanyprzezniedźwiedziagrizzlyzostałstraszliwiepoturbowany;żepóźniejjegotowarzyszepozostawiligonapastwęlosu,wtymtakżecidwajmężczyźni,którychzadaniembyłodoglądaćGlassa.Wiadomoteż,żeudałomusięmimowszystkoprzeżyćirozpocząćswąwielką
epopejęwposzukiwaniuzemsty.NajbardziejwyczerpującymdziełemhistorycznymtraktującymoGlassiejestjegozajmującabiografiaautorstwaJohnaMyersaMyersa,zatytułowanaTheSagaofHughGlass.WsposóbporuszającyopisujeMyersniektóreznajbardziejniezwykłychepizodówzżyciaGlassa,wtymjegouwięzienieprzezpirataJeanaLafitte’aoraz–wpóźniejszymokresie–pojmanieprzezIndianzplemieniaPaunisów.
Międzyhistorykamiistniejeróżnicazdań,czyrzeczywiściejednymzdwóchmężczyznpozostawionychdoopiekinadGlassembyłJimBridger,jakkolwiekwiększośćznichprzychylasiędotejtezy(choćjedenzbadaczy,CecilAlter,wswojejbiografiiBridgerazroku1925żarliwietemutwierdzeniusięprzeciwstawia).Mamypoważnedowodyświadcząceotym,żewforcienadrzekąBigHorndoszłodokonfrontacjiGlassazBridgeremiżeGlasstamtemuwkońcuwybaczył.
Wkilkumiejscachtejopowieścipozwoliłemsobie–zewzględówliterackich–napewnezmianywmaterialehistorycznym,októrychchciałbymwspomnieć.Istniejąprzekonującedowody,żeGlassostateczniedopadłFitzgeraldawFortAtkinsoniżeówzdrajcanosiłwówczas
mundurArmiiStanówZjednoczonych.Jednakżerelacjeztegospotkaniasąbardzopobieżne.Brakdowodównaprzeprowadzenieoficjalnegoprocesusądowego,którytuprzedstawiłem.PostaćmajoraConstable’ajestcałkowiciefikcyjna,podobniejakincydent,wktórymGlassstrzelaFitzgeraldowiwramię.Dysponujemyjednakmateriałamiwskazującymi,żeHughGlassodłączyłsięodgrupkiAntoine’aLangevinajeszczeprzedatakiemArikarów(TouissantCharbonneaurzeczywiściebyłwtedyzLangevinemiwyszedłznapaścicało,aleokolicznościjegoocalenianiesąjasne).PostaciProfesseura,Dominique’aCattoire’aiLaVièrge’aCattoire’asącałkowiciefikcyjne.
WymyśliłemrównieżFortTalbotijegomieszkańców,leczpozatymwszystkiegeograficznepunktyodniesieniawjegookolicystarałemsięuczynićjaknajbardziejwiarygodnymi.Atak,któryIndianieArikaraprzeprowadziliwiosną1824rokunaGlassaijegotowarzyszy,faktyczniemiałmiejsce,podobnouzbiegurzekNorthPlattei(jakjąpóźniejnazwano)Laramie.Wtymmiejscu,pojedenastulatachodowychwypadków,powstałFortWilliam,poprzednikFortLaramie.
Czytelnicyzainteresowaniepokątraperówdoceniąhistorycznąucztę,którąoferująm.in.:
klasycznapozycjaautorstwaHiramaChittendenaTheAmericanFurTradeoftheFarWestoraznajnowszaksiążkaRobertaM.UtleyaALifeWildandPerilous.
Wlatach,którenastąpiłypookresieprzedstawionymwtejpowieści,jejgłównibohaterowiewciążwiedliżyciepełneprzygody,zakończonetragediąlubchwałą.Wartowspomniećonajważniejszychpostaciachztegogrona:
KapitanAndrewHenry:Latemroku1824HenryigrupajegoludzispotkalisięzoddziałemJedaSmithanatereniedzisiejszegostanuWyoming.Henry’emuudałosięwreszciezdobyćpokaźnąilośćskór,aczkolwieknietyle,bywystarczyłonapokryciedługów.Smithpozostałwterenie,natomiastHenrywróciłdoSt.Louiszcałązdobyczą.Wnajlepszymraziemożnająbyłouznaćzaskromną,Ashleyuważałjednak,iżilośćpozyskanychfuteruzasadnianatychmiastoweponownewyruszeniewdrogę.Zdobyłfunduszenakolejnąekspedycję,którapoddowództwemHenry’egoopuściłaSt.Louiswdniu21października1824roku.ZpowodównieodnotowanychprzezhistorięniedługopóźniejHenryzrejterowałzpogranicza.
GdybyHenrywytrzymałwKompanii
FutrzarskiejGórSkalistychjeszczerok,stałbysię–podobniejakinneznaczącepostaciwtymsyndykacie–człowiekiemzamożnymimógłbyspokojnieprzejśćnaemeryturę.Leczotoporazkolejnykapitandowiódłswejosobliwejinklinacjidopecha.Swojeudziaływfirmiesprzedałzaniewielkąkwotę.Nawetteograniczoneśrodkipozwoliłybymunawygodneżycie,leczHenrywolałzainwestowaćwprowadzeniefirmyudzielającejporęczeń.Gdyokazałosię,żekilkudłużnikówniespłaciłonależności,zbankrutowałistraciłwszystko.Zmarłbezgroszawroku1832.
WilliamH.Ashley:Wartoodnotować,jakbardzomogąsięróżnićlosydwóchwspólnikówtejsamejfirmy.MimociąglerosnącychdługówAshleyniezachwianiewierzył,żehandelfutramiprzyniesiemufortunę.PrzegrawszywyborynastanowiskogubernatorastanuMissouriwroku1824,poprowadziłgrupętraperównadpołudniowerozwidlenierzekiPlatte.Zostałpierwszymbiałymczłowiekiem,którypływałporzeceGreen,aczkolwiekprzedsięwzięcietonieomalskończyłosiędlańkatastrofąuujściadzisiejszejrzekiAshley.
Eskapadaokazałasięniezbytowocna,futerpozyskaliniewiele.PewnegodniaAshleyijegoludziespotkaligrupęzniechęconychdoswejpracy
traperówzKompaniiZatokiHudsona.WskutekowianejtajemnicątransakcjiAshleywszedłwposiadaniestutobołówbobrowychskórek.Niektórzytwierdzą,żedoszłowtedydosplądrowaniaskładówtejfirmy.JednakwedługbardziejwiarygodnychrelacjiAshleypoprostubardzomocnosiętargowałijedynąjegowinąbyłozrobienieświetnegointeresu.Takczyowak,jesienią1825rokusprzedałowefutrawSt.Louiszaponad200tysięcydolarów–zacomógłprzeżyćwdostatkuresztężycia.
Wroku1826,podczasspotkaniazJedediahemSmithem,DavidemJacksonemiWilliamemSublettem,AshleysprzedałimswojeudziaływKompaniiFutrzarskiejGórSkalistych.Jakopomysłodawcasystemu,wktórymodbiorcyfuterspotykalisięwustalonychlokalizacjachztraperami,abyprzejąćtowar,Ashleystałsięojcemsukcesuwieluznich,zapewniającsobiewhistoriimiejscepotentataepokihandluskórkami.Osiągnąwszysukces,ostateczniewycofałsięzbranżyhandlowej.
W1831rokumieszkańcystanuMissouriwybraliAshleyanaswojegoprzedstawicielawKongresiewmiejsceSpenceraPottisa(któryzginąłwpojedynku).Ashleydwukrotniejeszczezwyciężałwwyborachiodszedłzpolitykiw1837
roku.Zmarłwroku1838.
JimBridger:Jesienią1824rokuJimBridgerprzekroczyłGórySkalisteijakopierwszybiałyczłowiekstanąłnadwodamiWielkiegoJezioraSłonego.Wroku1830zostałwspólnikiemwKompaniiFutrzarskiejGórSkalistychiżyłzhandluskóramiażdozałamaniasiętejbranżywlatachczterdziestychXIXwieku.Gdyopłacalnośćpolowańnazwierzętafuterkowedramatyczniespadła,BridgerzałapałsięnadrugąfalęekspansjinaZachód.W1838rokunaterenachdzisiejszegostanuWyomingzbudowałFortBridger,którystałsięważnąplacówkąhandlowąnaSzlakuOregońskim,późniejprzekształconąwposterunekwojskowyorazstacjęszybkiejkonnejpocztyPonyExpress.WlatachpięćdziesiątychisześćdziesiątychXIXwiekuBridgerpełniłczęstofunkcjęprzewodnikanowychosadników,grupbadawczychorazArmiiStanówZjednoczonych.
JimBridgerzmarł17lipca1878rokuniedalekoWestportwstanieMissouri.Zewzględunasweżycioweosiągnięciatrapera,eksploreraiprzewodnika,BridgerbywaokreślanymianemKrólaludzigór.DziśnacałymZachodziespotykasięgórskieszczyty,strumienieimiasteczkanoszącejegoimię.
JohnFitzgerald:OJohnieFitzgeraldziewiadomoniewiele.Istniałnaprawdę;toonjestpowszechnieuważanyzajednegozdwóchmężczyzn,którzyzostawiliHughGlassanapastwęlosu.Uważasięrównież,żezdezerterowałzKompaniiFutrzarskiejGórSkalistych,bywFortAtkinsonzaciągnąćsiędoArmiiStanówZjednoczonych.Pozostałeelementydotyczącejegożyciasąwyłączniemoimwymysłem.
HughGlass:Jaksięwydaje,zFortAtkinsonGlasspowędrowałwdółrzekidoSt.LouiszwiadomościąodHenry’egodoAshleya.WSt.LouisprzyłączyłsiędooddziałutraperówzmierzającegodoSantaFe.Spędziłrok,polującnadrzekąHelo.Okołoroku1825GlassznalazłsięwTaos,ówczesnymcentrumhandlufutraminapołudniowymzachodziekraju.
TeniezbytobfitującewdzikązwierzynęokoliceszybkozupełnieopustoszałyiGlassznówskierowałsiękupółnocy.ZakładałpułapkinadrzekamiColorado,GreeniSnake,ażwreszcieznalazłsięwdorzeczuMissouri.W1828rokutakzwani„wolnitraperzy”wybraliGlassanareprezentantaswychinteresówpodczasnegocjacjimającychnaceluprzełamaniemonopoluKompaniiFutrzarskiejGórSkalistych.WposzukiwaniuzwierzynyGlasszapuszczałsię
bardzodalekonazachód,dosamejrzekiColumbia,apopewnymczasieskupiłswąuwagęnawschodniejgraniGórSkalistych.
Zimęroku1833spędziłwplacówcezwanejFortCass,niedalekodawnegofortuHenry’ego,uzbiegurzekYellowstoneiBigHorn.Pewnegoranka,wlutym,GlasswtowarzystwiedwóchinnychtraperówprzekraczałzamarzniętąYellowstone,wyruszywszywłaśnienakolejnyrekonesans.CałatrójkawpadławzasadzkęzastawionąprzeztrzydziestuwojownikówzplemieniaArikaraizostałazabita.
Podziękowania
Wielumoichprzyjaciółiczłonkówrodziny(atakżekilkubardzouprzejmychnieznajomych)poświęciłomiswójcennyczas,czytającwstępnewersjetejksiążkiiczyniącjąlepsządziękikrytyceisłowomzachęty.Naliścietych,którymdziękuję,znajdująsięnastępująceosoby:SeanDarragh,LiziJohnFeldmanowie,TimothyPunke,PeterScher,KimTilley,BrentiCherylGarrettowie,MarilyniButchPunke,RandyMiller,KellyMacManus,MarcGlick,BilliMaryStrongowie,MickeyKantor,AndreSolomita,EvEhrlich,JenKaplan,MildredHoecker,MonteSilk,CaroliTedKinneyowie,IanDavis,DavidKurapka,DavidMarchick,JayZiegler,AubreyMoss,MikeBridge,NancyGoodman,JenniferEgan,AmyiMikeMcManamenowie,LindaStillmanorazJacquelineCundiff.
Dziękujęponadtogrupcezupełniewyjątkowych
nauczycielizTorringtonwstanieWyoming:EthelJames,BettySportsman,EdiemuSmithowi,RodgerowiClarkowi,CraigowiSodaro,Randy’emuAdamsowiorazBobowiLatcie.Jeślikiedykolwiekzadawaliściesobiepytanie,czynauczycielewywierająjakiśwpływnauczniów,wiedzcie,proszę,żewmoimprzypadkutaksięzpewnościąstało.
SzczególnesłowawdzięcznościkierujędofantastycznejTinyBennettzagencjiJanklow&Nesbit.ToTinieksiążkatazawdzięczaswojezalety,natomiastzawszystkiejejniedostatkiponoszęodpowiedzialnośćwyłączniejasam.DziękujęutalentowanejasystentceTiny,SvetlanieKatz,która(międzyinnymi)nadałatejpowieścitytuł.PodziękowaniaskładamtakżeBrianowiSiberellowizCreativeArtistsAgencyzajegowspaniałedokonaniawHollywoodorazPhilipowiTurnerowiiWendieCarrzfirmyCarroll&Graf.
Alenajważniejsze,wyjątkowesłowawdzięcznościnależąsięmojejrodzinie.DziękujęCi,Sophie,zapomocweksperymentowaniuzruchomąpułapką.Dziękuję,Bo,żewtakniesamowitysposóbnaśladowałeśzachowanieniedźwiedziagrizzly.ATobie,Traci,dziękujęzanieustanniewsparcieicierpliwąuwagępodczas
wytężonejlekturyksiążki,którąprzeczytałaśstorazy.
Bibliografia
CecilJ.Alter,JimBridger,1925.StephenE.Ambrose,UndauntedCourage,1996.BibliotekaKongresuStanówZjednoczonych,The
NorthAmericanIndianPortfolios,1993.TomBrown,TomBrown’sFieldGuideto
WildernessSurvival,1983.HiramMartinChittenden,TheAmericanFur
TradeoftheFarWest,tomyIiII,1902.BernardDeVoto,AcrosstheWideMissouri,1947.AndrewGarcia,Montana1878,ToughTrip
throughParadise,1967.DennisH.Knight,MountainsandPlains:The
EcologyofWyomingLandscapes,1994.DavidLavender,TheGreatWest,1965.ScottMcMillion,MarkoftheGrizzly,1998.ClydeA.Milneriinni,TheOxfordHistoryofthe
AmericanWest,1994.TedMorgan,AShovelofStars,1995.
TedMorgan,WildernessatDawn:TheSettlingoftheNorthAmericanContinent,1993.
JohnMyersMyers,TheSagaofHughGlass:Pirate,Pawnee,andMountainMan,1963.
GraceLeeNute,TheVoyageur,1931.CarlP.Russell,Firearms,Traps,&Toolsofthe
MountainMen,1967.RobertM.Utley,ALifeWildandPerilous:
MountainMenandthePathstothePacific,1997.
StanleyVestal,JimBridger,MountainMan,1946.
TerryWillard,EdibleandMedicinalPlantsoftheRockyMountainsandNeighbouringTerritories,1992.
Zjawa
Spistreści
OkładkaKartatytułowaDedykacjaMottoMapa1września1823rokuCZĘŚĆI
Rozdział1Rozdział2Rozdział3Rozdział4Rozdział5Rozdział6Rozdział7Rozdział8Rozdział9Rozdział10Rozdział11Rozdział12Rozdział13Rozdział14Rozdział15
CZĘŚĆII
Rozdział16Rozdział17Rozdział18Rozdział19Rozdział20Rozdział21Rozdział22Rozdział23Rozdział24Rozdział25Rozdział26Rozdział27Rozdział28
NotahistorycznaPodziękowaniaBibliografiaKartaredakcyjna
Tytułoryginału:THEREVENANT
Copyright©2002byMichaelPunkeCopyright©2014forthePolisheditionby
WydawnictwoSoniaDragaCopyright©2014forthePolishtranslationby
WydawnictwoSoniaDraga
Projektgraficznyokładki:MariuszBanachowicz
Redakcja:EwaPenksyk-KluczkowskaKorekta:AgataSzczyrba,IwonaWyrwisz
ISBN978-83-7999-133-4
WYDAWNICTWOSONIADRAGASp.zo.o.Pl.Grunwaldzki8-10,40-127Katowice
tel.327826477,fax322537728e-mail:[email protected]
www.soniadraga.plhttp://www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga
E-wydanie2014
PlikePubprzygotowałafirmaeLib.pl