Poezja frankofońska, Bajki francuskie, Baśnie afrykańskie

23
FRANCOPHONIE POETIQUE – FRANCOPHONIE CONTEE 2011 Wybór wierszy Jerzy Lisowski, Antologia poezji francuskiej, CZYTELNIK, tomy III, IV 1) Albert SAMAIN (1858-1900), tłumaczenie: Lidia Sujczyńska 1

Transcript of Poezja frankofońska, Bajki francuskie, Baśnie afrykańskie

Page 1: Poezja frankofońska, Bajki francuskie, Baśnie afrykańskie

FRANCOPHONIE POETIQUE – FRANCOPHONIE CONTEE 2011Wybór wierszy

Jerzy Lisowski, Antologia poezji francuskiej, CZYTELNIK, tomy III, IV

1) Albert SAMAIN (1858-1900), tłumaczenie: Lidia Sujczyńska

Mon âme est une infante ... (fragment) (147)

Mon âme est une infante en robe de parade,Dont l’exil se reflète, éternel et royalAux grands miroirs déserts d’un vieil Escurial,Ainsi qu’une galère oubliée en la rade.

Aux pieds de son fauteuil, allongés noblement,Deux lévriers d’Ecosse aux yeux mélancoliquesChassent, quand il lui plaît, les bêtes symboliquesDans la forêt du Rêve et de l’Enchantement.

Son page favori, qui s’appelle Naguère,Lui lit d’ensorcelants poèmes à mi-voix,Cependant qu’immobile, une tulipe aux doigts,Elle écoute mourir en elle leur mystère....

Le parc alentour d’elle étend ses floraisons,Ses marbres, ses bassins, ses rampes à balustrade;Et, grave, elle s’enivre à ces songes illustresQue recèlent pour nous les nobles horizons.

Elle est là résignée, et douce, et sans surprise, Sachant trop pour lutter comme tout est fatal,Et se sentant, malgré quelque dédain natal,Sensible à la pitié comme l’onde à la brise.

Ma dusza jest infantką ... (fragment)(133)

Ma dusza jest infantką w sukni barokowej,Której wieczne wygnanie odbija się z bliskaW wielkich, pustych zwierciadłach starego zamczyska,Jak barka zapomniana w zatoce portowej.

U stóp jej tronu para szlachetnych ogarówO smutnych oczach czeka na Pani wezwanie,Aby w lesie tajemnym zacząć polowanieNa bestie symboliczne marzenia i czarów.

Jej ulubiony pazik "Wczoraj" jego imięCzarowne poematy nuci jej do ucha,A ona nieruchoma z kwiatem w dłoni słucha, Jak ich sekret w jej duszy w niepamięci ginie.

Wokół niej park roztacza zieleni swej wstęgi,Marmury, wodotryski, mostki z balaskami.A ona się upaja podniosłymi snami, które kryją przed nami dumne widnokręgi.

Ona tam mieszka cicha, z losem pogodzona.Znając daremność walki z siła przeznaczenia,Lecz mimo wyniosłości swego urodzeniaJest, jak fala wietrzyka, litości spragniona.

1

Page 2: Poezja frankofońska, Bajki francuskie, Baśnie afrykańskie

2) Charles BRUGNOT (1797-1831); tłumaczenie Janusz Strasburger

Rentrons; l’air est brumeux(98)

Rentrons; l’air est brumeux. Le soir jette des voixSi tristes, qu’on dirait les âmes qui succombent.Que les bois sont jaunis! Quels déserts que ces bois!

Vois-tu comme les feuilles tombent!

Voilà – regarde au ciel – des oiseaux passagersQui cherchent l’orient, à leurs vieux nids fidèles. - Lui! quand reviendra-t-il des pays étrangers?...

Oh! si, comme eux, j’avais des ailes!

Rentrons. –Je n’aime plus rien de ce que j’aimais,Tant je languis pour lui! Dieu, par pitié l’assiste!Rentrons; les champs sont nus, le soleil mort. – Jamais

Je n’ai vu d’automne si triste!

Wróćmy. Mgła już osiadła (85)

Wróćmy. Mgła już osiadła. Wieczór głosy niesiePosępne niby dusze, które mrok rozetrze.Jak te drzewa pożółkły! Jak pusto w tym lesie!

Jak pierzcha liść na wietrze!

Zobacz: oto nad ziemią wędrowne ptaszynySzukają dróg do gniazda na skrzydłach tęsknoty.Lecz on? Kiedyż znów przyjdzie z dalekiej krainy?

Gdyby też mieć ich loty!

Wróćmy. – Dziś nie kocham swych dawnych uniesień.Tak mi gorzko bez niego! Ocal go, mój Boże!Wróćmy. Pusto na polach, zmrok zapadł. – Już jesień

Smutniejsza być nie może!

3) Alphonse ESQUIROS (1814-1876); tłumaczenie Janusz Strasburger

Avez-vous quelquefois (97)

Avez-vous quelquefois, aux heures de la brume,Désolé comme un roi, triste comme un amant,Vu le sombre océan, attiré par la lunePoussant ses flots en l’air, monter fatalement?Phébé du haut du ciel regarde, calme et douce,L’océan dans son flux, qui s’agite là-bas,Et qui, grondant d’amour, sur sa couche de mousseMorne, semble vouloir la prendre dans ses bras.Ainsi dans la nuit sombre, ainsi lune d’opaleAllant chercher d’en bas votre regard vainqueur,O ma brune amoureuse! ô beauté triste et pâle!Ainsi monte vers vous l’océan de mon coeur.

Zdarzyło ci się czasem (92)

Zdarzyło ci się czasem, gdy mglisto dokoła,Żebyś jak król posępny, smutny jak kochanek,Spoglądał na ocean, który księżyc woła,A on rośnie mistycznych potęgą zachcianek?Febe z niebieskich wyżyn, łagodna i hoża,Pieści wzrokiem ów żywioł, co w głębi spiętrzonyI z pomrukiem miłosnym, do mszystego łoża,Zda się, chciałby ją ściągnąć gniewnymi ramiony.Tak samo w gorzkiej nocy, o Febe z opaluSzukając stąd – z tych nizin - twych oczu płomienia,Czarnowłosa kochanko, przesłodka w swym żalu – - Tak piętrzy się ku tobie toń mego cierpienia.

2

Page 3: Poezja frankofońska, Bajki francuskie, Baśnie afrykańskie

4) Théodore de BANVILLE (1823-1891); tłumaczenie Miriam

Viens. Sur tes cheveux noirs (107)

Viens. Sur tes cheveux noirs jette un chapeau de paille.Avant l’heure du bruit, l’heure où chacun travaille,Allons voir le matin se lever sur les monsEt cueillir par les près les fleurs que nous aimons.Sur les bords de la source aux moires assouplies,Les nénuphars dorés penchent des fleurs pâlies,Il reste dans les champs et dans les grands vergersComme un écho lointain des chansons de bergers,Et, secouant pour nous leurs ailes odorantes,Les brises du matin, comme des soeurs errantes,Jettent déjà vers toi, tandis que tu souris,L’odeur du pêcher rose et des pommiers fleuris.

Pójdź. Słomiany kapelusz (80)

Pójdź. Słomiany kapelusz włóż na czarne włosy.Zanim wrzawa się zbudzi, zabrzmią pracy głosy,Pójdźmy zobaczyć ranek, jak na górach wstaje,I z ulubionych kwiatów obrać łąki, gaje. Nad brzegami źródełka zmarszczonego lekkoNenufary złocistą mrugają powiekę.W pól głębokim milczeniu, w cichej sadów głuszy,Zostało coś jak echo piosenki pastuszej,A wietrzyki poranne, błędni bracia gońce,Strzepują jakby dla nas swe skrzydła pachnące,Rzucają już na ciebie uśmiechnięte dziecięWonie brzoskwiń różowych i jabłoni w kwiecie.

5) Charles VAN LERBERGHE (1861-1907); tłumaczenie: Miriam

Barque d'or (93)/ Piosnka (92)

Dans une barque d'OrientS'en revenaient trois jeunes filles;Trois jeunes filles d'OrientS'en revenaient en barque d'or.

Une qui était noire,Et qui tenait le gouvernail,Sur ses lèvres, aux roses essences,Nous rapportait d'étranges histoires, Dans le silence.

Une qui était brune,Et aqui tenait le voile en main, Et dont les pieds étaient ailés,Nous rapportait des gestes d'ange, en son immobilité.

Mais une qui était blonde,Qui dormait à l'avant,Dont les cheveux tombaient dans l'ondeComme du soleil levant,Nous rapportait, sous ses paupières,La lumière.

Piosnka (92)

W złocistej barce ze WschoduWracały trzy młode dziewy,Trzy młode dziewy ze WschoduWracały w barce złocistej.

I ona z nich kruczowłosa, co barki trzymała ster, na drobnych ustach o róż wonnem tchnieniuwiozła nam dziwne historyje,w milczeniu.

A ona znów ciemnowłosa, co w dłoni miała zasłonę, A u stóp – skrzydeł łabędzie białości, Wiozła nam ruchy anielskie,w swej nieruchomości.

Lecz ta z jasnemi włosy, co spała na łodzi przedzie, i której w wodę złote spadły kosy,Jak brzaski złote o wschodzie,Wiozła – za powiek ukryte przepaski –Światłości blaski.

3

Page 4: Poezja frankofońska, Bajki francuskie, Baśnie afrykańskie

6) Stuart MERRILL (1863-1915); tłumaczenie: Antoni Lange

Lohengrin (116)À Albert Mockel

Tandis que les hérauts déferlent avec fasteL'écarlate splendeur des étendards du roi,Le peuple des seigneurs, en somptueux arroi,S'écrase autour du clos que le soleil dévaste.

Au bord du fleuve en pleurs s'éplore Elsa la chasteEspérant un miracle en réponse à sa foi;Mai le houleux tumuilte insulte à son effroi,Et les trompettes d'or hurlent vers le ciel vaste.

Soudain silence, et la terreur dans tous les yeux:Car, comme un songe issu des ondes et des cieux, Voici, mû vers la grève au gré d'une bourrasque

Par la nage et le vol de son Cygne idéal,Surgir, sous la clarté qui réfracte son casque, Lohengrin, le héros grave du Saint-Graal.

Lohengrin (91)

Niby wstęga w heroldów rękach uroczysta,Powiewają szkarłatem królewskie sztandary –I wspaniałym zaciągiem rycerstwo i paryZeszli się wokół tronu, ku czci Jezu Chrysta.

Nad rzeka rozpłakana płacze Elza czystaI cudu oczekuje na łzy – pełna wiary:Lecz trwodze jej ogromne urągają gwaryI jak grom ku niebiosom trąba gra złocista.

Naraz milczenie. Grozą wszystkie płoną oczy,Bo jak sen, wychodzący z chmur i fal przeźroczy,Na brzegu – party wichrem z nieznanego dala,

Kierowany łabędzia idealnym lotem – Oto jawi się w hełmu promienieniu złotemLohengrin – rycerz święty grobu i Graala.

7) Paul CLAUDEL (1868-1955), tłumaczenie: Adam WażykLE SOMBRE MAI (157)

Les Princesses aux yeux de chevreuil passaientA cheval sur le chemin entre le boisDans les forêts sombres chassaient les meutes aux sourds abois.

Dans les branches s'étaient pris leurs cheveux fins,Des feuilles étaient collées sur leurs visages, Elles écartaient les branches avec leurs mains, Elles regardaient autour avec des yeux sauvages.

Reines de bois où chante l'oiseau du hêtre Et où traîne le jour livide, Levez vos yeux, levez vos têtes, Vos jeunes têtes humides!

Hélas! Je suis trop petit pour que vous m'aimiez,Ô mes amies, charmantes Princesses du soir! Vous écoutiez le chant des ramiers, Vous me regardiez sans me voir.

Courez! les abois des meutes s'élèvent! Et les lourds nuages roulent.Courez! la poussière de routes s'élève! Les sombres fouillées roulent.

Le ruisseau est bien loin. Les troupeaux bêlent. Je cours, je pleure.Les nuages aux montagnes se mêlent.La pluie tombe sur les forêts de six heures.

CHMURNY MAJ (125)

Księżniczki o sarnich oczach cwałowałyNa koniach drogami przez bory.Po ciemnym lesie polowałyGłucho szczękające sfory.

Las cieniutkie ich włosy w gęstwinie uwięził,Wilgotne listowie lgnęło im do czoła,Rozchylały rękami gęstwinę gałęzi,Dzikimi źrenicami patrzyły dokoła.

Królewny lasów, gdzie śpiewa ptak na gałązce bukowej I godziny się wloką markotne, Podnieście oczy, podnieście głowy, Wasze głowy od rosy wilgotne!

Za mały jestem, niestety, abyście mnie kochały,O moje miłe, piękne księżniczki wieczoru. Wyście głosu grzywaczy słuchały, Patrząc przeze mnie w głąb boru.

Biegnijcie! Szczekanie psów się podnosi! I ciężkie chmury się toczą.Biegnijcie! Kurzawa z dróg się podnosi! I ciemne liście się toczą.

Do potoku daleko. Beczą stadniny. Ja biegnę, płaczę.Zmieszały się chmury i wyżyny.Las o szóstej godzinie ulewa płucze.

-

4

Page 5: Poezja frankofońska, Bajki francuskie, Baśnie afrykańskie

8) Jules SUPERVIELLE (1884-1960)PROPHÉTIE (151)

Un jour la Terre ne seraQu'un aveugle espace qui tourneConfondant la nuit et le jour.Sous le ciel immense des AndesElle n'aura plus de montagnes,Même pas un petit ravin.

De toutes les maisons du mondeNe durera plus qu'un balconEt de l'humaine mappemondeUne tristesse sans plafond.De feu l'Océan AtlantiqueUn petit goût salé dans l'air,Un poisson volant et magiqueQui ne saura rien de la mer.

D'un coupé de mil neuf cent cinq(Les quatre roues et nul chemin!)Trois jeunes filles de l'époqueRestées à l'état de vapeurRegarderont par la portièrePensant que paris n'est pas loinEt ne sentiront que l'odeurDu ciel qui vous prend à la gorge.

A la place de la forêtUn chant d'oiseau s'élèveraQue nul ne pourra situer.Ni préférer, ni même entendreSauf Dieu qui, lui, l'écouteraDisant : "C'est un chardonnier".

PROROCTWO (125)

Z Ziemi kiedy zostanieTylko ślepa przestrzeń krążącaPrzez nocy i dni poplątaniePod niebem Andów olbrzymimNie będzie już na niej górWąwozów ani doliny

Ze wszystkich domów na świecieJeden ostanie się balkonZ przepysznej urody globuSmutek dmący zamiecieZ byłego Atlantyku (ocean)Lekki smak soli w przestworzuOraz ryba latającaCo zapomniała o morzu

Findesieclowy wolancik(cztery koła lecz gdzie droga?)W nim pannice w krynolinachCo przetrwały w stanie lotnymWyglądać będą przez oknoMyśląc że już Paryż bliskoA to tylko zapach niebaTak mocno za gardło ściska

Tam gdzie niegdyś rosły lasyJakiś ptak z nagła krzyczyLecz nikt głosu nie rozpoznaI wiedzieć nie będzie czyj onPan Bóg jednak go usłyszyI przypomni: "To alcyjon"

-

9) Yves BONNEFOY (ur.1923 - ), Poezje (wyd. C&D, 1995)Passant auprès du feu (120)

Je passai près du feu dans la salle videAux volets clos, aux lumières éteintes,

Et je vis qu’il brûlait encore, et qu’il était mêmeEn cet instant à ce point d’équilibreEntre les forces de la cendre, de la braiseOù la flamme va pouvoir être, à son désir,Soit violente soit douce dans l’étreinteDe qui elle a séduit sur cette coucheDes herbes odorantes et du bois mort.Lui, c’est cet angle de la branche que j’ai rentréeHier, dans la pluie d’été soudain si vive,Il ressemble à un dieu de l’Inde qui regardeAvec la gravité d’un premier amourCelle qui veut de lui que l’enveloppeLa foudre qui précède l’univers.

Przechodząc koło ognia, tłum. Adam Wodnicki (88)

Przechodziłem koło ognia, w pustej saliO opuszczonych żaluzjach, pogaszonych światłach,

I widziałem, że wciąż jeszcze płonie;Osiągnął wtedy ów stan równowagiMiędzy siłami popiołu i żaruGdy płomień może, gdy tylko zechce,Stać się gwałtowny lub pełen słodyczyW uścisku tego, którego usidliłW łożu z wonnego ziela i martwego drewna.On – krzywy konar przyciągnięty wczoraj W strugach nagłego, ulewnego deszczu,Podobny jest do indyjskiego boga,Który z powagą swej pierwszej miłościPatrzy na tę, co pragnie, aby ją owinąłGromem wieszczącym powstanie wszechświata.

5

Page 6: Poezja frankofońska, Bajki francuskie, Baśnie afrykańskie

FRANCOPHONIE POETIQUE – FRANCOPHONIE CONTEE 2011BAJKI FRANCUSKIE

I. Jean DE LA FONTAINE, Fables / Bajki

1. Le Coq et la perle (Livre I - Fable 20) (61)

Un jour un coq détournaUne perle qu'il donnaAu beau premier lapidaire."Je la crois fine, dit-il;Mais le moindre grain de milSerait bien mieux mon affaire.

Un ignorant héritaD'un manuscrit qu'il portaChez son voisin le libraire"Je crois, dit-il, qu'il est bon;Mais le moindre ducatonSerait bien mieux mon affaire”.

Kogut i perła (tłum. Ignacy Krasicki) (75)

Kogut znalazł na śmietnikuPerłę o cudnym połysku.Zapiał, zdobycz w dziób zabieraI niesie do jubilera."Patrz, błyszczy jak ranna rosa,Lecz nad tę perłę wspaniałąJedno drobne ziarnko prosaBardziej by mi się przydało”.

Człowiek, jakich wiele znacie,Wziął w spadku po literacieRękopis. Długo rozważa,W końcu idzie do księgarza:"Patrz, wszak dzieło znakomite,Lecz nad mądre te szpargałyDwa lub trzy talarki biteBardziej by mi się przydały".

2. La Cigale et la Fourmi (Livre I - Fable 1) (113)

La cigale, ayant chantéTout l'été,Se trouva fort dépourvueQuand la bise fut venue.Pas un seul petit morceauDe mouche ou de vermisseauElle alla crier famineChez la fourmi sa voisine,La priant de lui prêterQuelque grain pour subsisterJusqu'à la saison nouvelle« Je vous paierai, lui dit-elle,Avant l’août, foi d'animal,Intérêt et principal ».La fourmi n'est pas prêteuse;C'est là son moindre défaut.« Que faisiez-vous au temps chaud? »Dit-elle à cette emprunteuse.« Nuit et jour à tout venantJe chantais, ne vous déplaise ».« Vous chantiez ? j'en suis fort aise.Eh bien: dansez maintenant ».

Konik polny i mrówka (tłum. Władysław Noskowski) (97)

Niepomny jutra, płochy i swawolny,Przez całe lato śpiewał konik polny.Lecz przyszła zima, śniegi, zawieruchy –Gorzko zapłakał biedaczek.«Gdybyż choć jaki robaczek.Gdyby choć skrzydełko muchyWpadło mi w łapki... miałbym bal nie lada!».To myśląc, głodny, zbiera sił ostatki,Idzie do mrówki sąsiadkiI tak powiada:«Pożycz mi, proszę, kilka ziaren żyta;Da Bóg doczekać przyszłego zbioru,Oddam z procentem – słowo honoru!».Lecz mrówka skąpa i nieużyta(Jest to najmniejsza jej wada)Pyta sąsiada:«Cóżeś porabiał przez lato,Gdy żebrzesz w zimowej porze?».«Śpiewałem sobie». – «Więc za toTańcujże teraz, niebożę!».

6

Page 7: Poezja frankofońska, Bajki francuskie, Baśnie afrykańskie

2. Le Corbeau et le Renard (Livre I - Fable 2) (136) Maître corbeau, sur un arbre perché,Tenait en son bec un fromage.Maître renard par l'odeur alléché ,Lui tint à peu près ce langage:« Et bonjour Monsieur du Corbeau.Que vous êtes joli! que vous me semblez beau!Sans mentir, si votre ramageSe rapporte à votre plumage,Vous êtes le phénix des hôtes de ces bois ».A ces mots le corbeau ne se sent pas de joie;Et pour montrer sa belle voix,Il ouvre un large bec, laisse tomber sa proie.Le renard s'en saisit et dit: « Mon bon Monsieur,Apprenez que tout flatteurVit aux dépens de celui qui l'écoute:Cette leçon vaut bien un fromage sans doute ».Le corbeau honteux et confusJura mais un peu tard, qu'on ne l'y prendrait plus.

Kruk i lis (tłum. Ignacy Krasicki) (78)

Bywa często zwiedzionym,Kto lubi być chwalonym.Kruk miał w pysku ser ogromny;Lis, niby skromny,Przyszedł do niego i rzekł: «Miły bracie,Nie mogę się nacieszyć, kiedy patrzę na cię!Cóż to za oczy!Ich blask aż mroczy!Czyż można dostaćTakową postać?A pióra jakie!Szklniące, jednakie.A jeśli nie jestem w błędzie,Pewnie i głos śliczny będzie».Więc kruk w kantaty; skoro pysk rozdziawił,Ser wypadł, lis go porwał i kruka zostawił.

4. Le Lièvre et les grenouilles (tome III, p.498)

Un lièvre en son gîte songeait(car que faire en un gîte, à moins que l'on ne songe ? );Dans un profond ennui ce lièvre se plongeait:Cet animal est triste, et la crainte le ronge;

" Les gens de naturel peureuxSont, disait-il, bien malheureux;

Ils ne sauraient manger morceau qui leur profite.Jamais un plaisir pur, toujours assauts divers.Voilà comme je vis : cette crainte mauditeM'empêche de dormir, sinon les yeux ouverts.Corrigez-vous, dira quelque sage cervelle.

(...)Ainsi raisonnait notre lièvre, et cependant faisait le guet.Il était douteux, inquiet:

Un souffle, une ombre, un rien, tout lui donnait la fièvre.Le mélancolique animal, en rêvant à cette matière,

Entend un léger bruit: ce lui fut un signal Pour s'enfuir dans sa tanière.

Il s'en alla passer sur le bord d'un étang.Grenouilles aussitôt de sauter dans les ondes;Grenouilles de rentrer en leurs grottes profondes.

"Oh, dit-il j'en fais faire autantQu'on m'en fait faire! Ma présence

Effraye aussi les gens, je mets l'alarme au camp!Et d'où me vient cette vaillance?

Comment ! Les animaux qui tremblent devant moi! Je suis donc un foudre de guerre?Il n'est, je le vois bien, si poltron sur la terreQui ne puisse trouver un plus poltron que soi".

Zając i żaba (tłum. Adam Mickiewicz) (183)

Szarak, co nieraz bywał w kłopotach i trwogach,Nie tracąc serca, póki czuł się raczy,

Teraz podupadł na nogach,Poczuł, że się źle z nim skończy.

Więc jęknął z głębi serca: "Ach , nie masz pod słońcemLichszego powołania jak zostać zającem!Co mię w dzień pies, lis, kruk, kania

I wrona,Nawet i ona, Jak chce, tak gania.

A w noc gdy drzemię, oko się nie zmruża,Bo lada komar bzyknie przez siatki pajęcze,

Wnet drży me serce zajęcze, Tchórząc tchórzliwiej od tchórza.

Zbrzydło mi życie, co jest ciągłym niepokojem,Postanowiłem dziś je skończyć samobojem.Zegnaj wiec, miedzo, lat mych wiośnianych kolebko!Wy kochanki młodości, kapusto i rzepko,Pożegnalnymi łzami dozwólcie się skropić!Oznajmuję wszem wobec, że idę się topić!"Tak z płaczem do stawu zwraca kroki słabe,

Po drodze stąpił na żabę.Ta mu, jak raca, drgnąwszy spod nóg szusła

I z góry na łeb w staw plusła.A zając rzekł do siebie: " Niech nikt nie narzeka,Ze jest tchórzem, bo cały świat na tchórzu stoi;Każdy ma swoja żabę, co przed nim ucieka,I swojego zająca, którego się boi".

7

Page 8: Poezja frankofońska, Bajki francuskie, Baśnie afrykańskie

5. Les Médecins (Livre V - Fable 12) (80)

Le médecin Tant-pis allait voir un maladeQue visitait aussi son confrère Tant-mieux.Ce dernier espérait, quoique son camaradeSoutînt que le gisant irait voir ses aïeux.Tous deux s'étant trouvés différents pour la cure,Leur malade paya le tribut à Nature,Après qu'en ses conseils Tant-pis eut été cru.Ils triomphaient encor sur cette maladie.L'un disait : « Il est mort; je l'avais bien prévu.- S'il m'eût cru, disait l'autre, il serait plein de vie ».

Lekarze (tłum. I. Krasicki) (99)

Pan konsyliarz Tym-Gorzej odwiedzał choregoRazem z panem Tym-Lepiej, swym zacnym kolegą.I jak to wśród lekarzy przytrafia się wszędzie,Tym-Gorzej mówił: "Umrze", Tym-Lepiej; "Zdrów będzie".A że każdy odmiennej chciał użyć metody,Więc chory, dla świętej zgody,Pana Tym-Gorzej jął zażywać lekiI wkrótce zasnął... na wieki.Stąd zaś nowe do sprzeczek wynikły powody,Bo obaj przytaczali na swoją obronę -Ten domyślność, a tamten mikstury wzgardzone.Jeden mówił: „Wszak zgadłem, choć kolega przeczył,Że musi umrzeć nasz chory”."Cóż z tego? - mówił drugi - gdybym ja go leczył,Byłby już zdrów do tej pory."

8

Page 9: Poezja frankofońska, Bajki francuskie, Baśnie afrykańskie

5. Les voleurs et l'Ane (Livre I - Fable 13) (98)

Pour un âne enlevé deux voleurs se battaient:L'un voulait le garder; l'autre le voulait vendre.Tandis que coups de poing trottaient,Et que nos champions songeaient à se défendre,Arrive un troisième larronQui saisit maître Aliboron.L'âne, c'est quelquefois une pauvre province:Les voleurs sont tel ou tel prince,Comme le Transylvain, le Turc et le Hongrois.Au lieu de deux, j'en ai rencontré trois:Il est assez de cette marchandise.De nul d'eux n'est souvent la province conquise:Un quart voleur survient, qui les accorde netEn se saisissant du baudet.

Złodzieje i osioł (tłum. W. Noskowski) (86)

Skradłszy osła, złodzieje dwa przyszli do zwady:Jeden chować, a drugi zamyślał go sprzedać.Gdy sobie gęste pięścią dawali okładyI każdy myślał, jakby drugiemu się nie dać,Nadbiega trzeci złodziejI z osłem precz uchodzi.Osłem biedna prowincja czasem się nazywa,Złodziejem wtedy tamten i ten książę bywa,Jak Transylwańczyk, Turczyn, Węgier trzeci.Miast dwóch złodziei trzech już burdę nieci:Dosyć się tego towaru nabrało.Ale często zdobywca kraju nie dostanie,Bo oto czwarty złodziej godzi szajkę całą,Biorąc osła w posiadanie.

9

Page 10: Poezja frankofońska, Bajki francuskie, Baśnie afrykańskie

2) Bajki o Lisie – Le roman de Renard (anonim, XIII w.)

Le Renard et les anguilles (228) Lis i węgorze (180)Voici venir à grande allure des marchands qui transportaient du poisson et qui venaient de la mer. Ils avaient des harengs frais et en quantité, (...) des lamproies et des anguilles. Renard, l’universel trompeur, était à une portée d’arc. Quand il voit la charrette chargée d’anguilles et de lamproies, il s’enfuit au devant, sur la route, pour les tromper sans qu’ils s’en doutent. Alors il se couche au milieu du chemin (...) et fait le mort. Il reste là, gisant. Voici les marchands qui arrivent. (...) Le premier qui le voit le regarde, puis appelle son compagnon : « Regarde là. C’est un goupil ou un chien ? ». L’autre le voit et s’écrie : « C’est le goupil ! ». (...) « Nous ne sommes par trop chargés : jetons-le sur notre charrette. Vois comme sa gorge est blanche et nette ! ». A ces mots, ils s’avancent, le lancent sur leur charrette, puis se remettent en route. (...) Mais Renard s’allonge sur les paniers, en ouvre un avec les dents, et en tire (...) plus de trente harengs : il vide presque le panier. (...) Il s’attaque à l’autre (...) Maintenant il peut s’en aller (...) Puis, quand il a fait son saut, il crie aux marchands : « Dieu vous garde ! Toutes ces anguilles sont à moi ! et le reste est pour vous ! ».

Oto od strony morza nadjeżdżają szybko kupcy, którzy wiozą ryby. Mieli mnóstwo świeżych śledzi, (...) minogi i węgorze. Lis Renard, wieczny szachraj, stał w odległości strzały z łuku. Gdy widzi wóz załadowany węgorzami i minogami, pędzi drogą naprzód, by oszukać ich tak, aby się nie spostrzegli. Kładzie się więc na środku drogi (...) i udaje zdechłego. Leży tam cały czas. Oto nadjeżdżają kupcy (...). Pierwszy, który go spostrzegł, przygląda mu się a potem woła do towarzysza: „Patrz tam. To lis czy pies?”. Drugi przygląda się i wykrzykuje: „To lis! (...) Nie jesteśmy zbyt obładowani, wrzućmy go więc na nasz wózek. Spójrz, jakie białe i czyste ma gardło!”. Po tych słowach podchodzą, rzucają go na wózek i ruszają w dalszą drogę (...). Lecz Lis Renard kładzie się na koszach, otwiera zębami jeden z nich i wyciąga z niego (....) ponad trzydzieści śledzi: niemal opróżnia koszyk(...) Potem bierze się za drugi (...) I wreszcie kończy i może już sobie iść (...). Gdy zeskoczył z wozu, woła do kupców: „Niech Bóg was strzeże! Wszystkie węgorze są moje ! Wam zostawiam resztę!”.

Un songe effrayant de Renard expliqué par Hermeline(208) Straszny sen Lisa wyjaśniony przez Hermelinę(190)Renard à quelque temps de là reposait tranquillement dans son château de Maupertuis, près de sa femme Hermeline. Vers le matin, il eut un songe étrange (...). Il croyait être seul près du bois; il avait une pelisse de rouge futaine trouée en plusieurs endroits et bordée vers le col d’une garniture entièrement blanche. Cette bordure, il avait eu grand-peine à la passer, elle lui serrait tellement le cou qu’il s’en fallait de peu qu’il l’étranglât.Tout effrayé, Renard s’éveille en sursaut et cherche ce qu’un pareil songe peut signifier. Hermeline de son côté ouvre les yeux et reçoit la confidence de la vision que nous venons de rapporter.„Renard, dit-elle tristement, votre songe m’inquiète et me donne de vives appréhensions pour vous. C’est assurément l’annonce de grands ennuis et douleurs; la rouge futaine trouée ça et là ne présage rien de bon et cette longue bordure blanche est la double rangée de dents qui vous doit briser les os. Je n’aime pas non plus cette entrée étroite que vous ne pouviez passer, et j’en conclus que vous vous trouverez bientôt mal à votre aise. Heureusement je sais un charme dont la vertu vous soutiendra dans les dangers qui vous menacent. (...)

Po jakimś czasie Lis Renard odpoczywał spokojnie w swym zamku w Maupertuis, obok swej żony Hermeliny. Nad ranem przyśnił mu się dziwny sen (...) Wydawało mu się, że jest sam, na skraju lasu. Miał na sobie zimowy płaszcz z czerwonego barchanu, podziurawiony w kilku miejscach i obszyty przy kołnierzu śnieżnobiałym wykończeniem. Przylegało ono tak ciasno wokół jego szyi, że z trudem przechodziła przez nie głowa i niemal że się od tego udusił.Przerażony Lis obudził się gwałtownie i zastanawia się cóż taki sen może oznaczać. Hermelina, która leżała obok, otworzyła oczy, a wtedy Lis opowiedział jej wizję, którą przed chwilą przytoczyliśmy.„Lisie, rzekła smutno, twój sen martwi mnie i napawa wielkim niepokojem o ciebie. To z pewnością zapowiedź wielkich kłopotów i boleści; czerwony barchan podziurawiony tu i ówdzie nie zwiastuje nic dobrego, a to długie białe wykończenie płaszcza oznacza dwa rzędy zębów, które połamią ci kości. Nie podoba mi się też ten ciasny dekolt, przez który nie mogła ci przejść głowa. Wydaje mi się, że wkrótce znajdziesz się w tarapatach. Na całe szczęście znam pewne zaklęcie, które pomoże ci przetrwać niebezpieczeństwa, które ci zagrażają. (...)

-

10

Page 11: Poezja frankofońska, Bajki francuskie, Baśnie afrykańskie

FRANCOPHONIE POETIQUE – FRANCOPHONIE CONTEE 2011BAŚNIE AFRYKAŃSKIE

1) Blaise Cendrars, Anthologie nègre, Buchet/Chastel, 1947; tłum. A.Włoczewska

La légende de la création (113)

Quand les choses n’étaient pas encore, Mébère, le Créateur, il a fait l’homme avec les terres d’argile. Il a pris l’argile et il a façonné cela en homme. Cet homme a eu ainsi son commencement, et il a commencé comme lézard. Ce lézard, Mébère l’a placé dans un bassin d’eau de mer. Cinq jours, et voici: il a passé cinq jours avec lui dans ce bassin des eaux; et il l’avait mis dedans. Sept jours; il fut dedans sept jours. Le huitième jour, Mébère a été le regarder. Et voici, le lézard dort; et voici qu’il est dehors. Mais c’est un homme. Et il dit au Créateur: „Merci”.

Legenda o stworzeniu (94)

Kiedy rzeczy jeszcze nie było, Meber, Stwórca, zrobił człowieka z gliniastych ziem. Wziął glinę i uformował z niej człowieka. Ten człowiek miał taki swój początek, i najpierw był jaszczurką. Tę jaszczurkę Meber umieścił w zbiorowisku morskich wód. Pięć dni, i oto co się stało: spędzili pięć dni razem w tej wodzie, do której ją włożył. Siedem dni; była w środku siedem dni. Na ósmy dzień udał się Meber, żeby ją obejrzeć. I oto jaszczurka śpi; i zaraz jest na zewnątrz. Lecz to jest już człowiek. I rzekł do Stwórcy: „Dziękuję”.

-Le coq et l’éléphant (165)

Un jour, le coq et l’éléphant engagent un pari, pour savoir lequel des deux se montrerait le plus grand mangeur. Le lendemain, à l’aube, les deux adversaires se trouvent au rendez-vous fixé. Vers midi, l’éléphant rassasié s’endort ; lorsqu’il se réveille au bout de quelque heures, il est fort surpris de voir le coq manger toujours. Il se remet à paître, mais ne tarde pas à se sentir repu ; il se retire, laissant son antagoniste occupé à picoter mieux que jamais dans les herbes. Comme le soleil allait se coucher, le coq court se percher sur le dos de l’éléphant, qui sommeillait déjà. L’éléphant s’éveille, agacé par les picotements qui le tourmentent sans cesse. « Que fais-tu  là ? » – demande-t-il au coq.

« -Rien – répond le coq – je mange les insectes que je trouve sur ta peau ».

L’éléphant, terrifié d’une telle voracité, prend la fuite.

C’est ce qu’il fait encore aujourd’hui chaque fois qu’il entend le coq chanter.

Kogut i słoń (138)

Pewnego dnia kogut i słoń założyli się o to, kto z nich okaże się największym obżartuchem. Nazajutrz o świcie dwaj przeciwnicy stawiają się w wyznaczonym miejscu. Około południa najedzony słoń zasypia; po kilku godzinach budzi się i ku swemu wielkiemu zdziwieniu widzi, że kogut nadal je. Zabiera się znów do jedzenia, lecz niedługo znowu czuje nasycenie; wycofuje się zostawiając swego przeciwnika zajętego w najlepsze dziobaniem czegoś w trawie. Gdy słońce chyliło się już ku zachodowi, kogut podbiegł do słonia, który znów się zdrzemnął i wskoczył mu na grzbiet. Słoń budzi się zły, bo mu przeszkadzało ciągłe dziobanie. „Co ty tu robisz? - pyta słoń koguta. "- Nic, zajadam drobne owady, które widzę na twej skórze”. Słoń przeraził się tą ogromną żarłocznością koguta i uciekł.

I tak robi jeszcze dziś, za każdym razem, gdy słyszy pianie koguta.

-Les trois frères et les trois grigris (153)

Un homme laisse trois fils en mourant. Ceux-ci héritent de la fortune de leur père et se partagent trente mille cauris. En marchant les uns derrière les autres, ils arrivèrent au croisement de trois routes. Ils s’assoient à ce carrefour. Puis l’aîné prend un chemin, le cadet le second, et le plus jeune le troisième. Ils avaient décidé entre eux de se retrouver dans trois ans. Les trois ans écoulés, ils sont de retour en effet et s’assoient au carrefour. Puis, se levant, ils se dirigent vers un grand marigot, mais ils ne peuvent le franchir. L’aîné prend alors une bande de toile qu’il jette sur l’eau et, s’en faisant un chemin, il passe; le cadet réunit les flèches de chasseur et s’en sert pour passer; le plus jeune se chausse d’une paire de souliers, et franchit le marigot.Lequel des trois avait le meilleur grigris?

Trzej bracia i trzy amulety (128)

Pewien człowiek umierając zostawił trzech synów. Odziedziczyli majątek ojca i dzielą między siebie trzydzieści tysięcy kauri. Idąc jeden za drugim docierają do skrzyżowania trzech dróg. Siadają na rozdrożu. Potem najstarszy wybiera jedną z dróg, średni brat wybiera drugą, najmłodszy zaś – trzecią. Umówili się między sobą, że spotkają się za trzy lata. Rzeczywiście, trzy lata mijają, bracia wracają w to samo miejsce i znów siadają na rozdrożu. Potem wstają i ruszają w stronę wielkiej zatoki, lecz nie mogą przedostać się na drugą stronę. Najstarszy bierze więc kawałek materiału, który rzuca na wodę i tak uczynił sobie drogę, którą się przeprawił; młodszy brat zbiera strzały myśliwskie i z nich robi sobie drogę; najmłodszy zakłada parę butów i przechodzi zatokę.

Który z nich miał najlepszy amulet?

11

Page 12: Poezja frankofońska, Bajki francuskie, Baśnie afrykańskie

2) Baśnie z Konga Belgijskiego

Le soleil et la lune (200)Qui du soleil et de la lune vit jour le premier? En

vérité personne ne le sait. (...) Un jour les deux corps célestes entrèrent en querelle. Le soleil expliqua : „Vrai, lune. Tes prétentions tiennent de la vanité. Si j’en décidais ainsi, la nuit ne descendrait plus jamais (...)”.

La lune: „Et si je l’ordonnais à la nuit, elle ne te laisserait plus jamais franchir le seuil des matins. Qu’adviendrait-il de toi, malheureux?”.

Le soleil: „C’est à moi que ceux d’en bas doivent tout. Absolument tout. J’éclaire leur ouvrage, je tisse leurs sourires et aiguise leur joie. C’est à moi encre qu’ils doivent tout ce qui fait le prix de leur vie”.

La lune: „(...) Heureusement que les nuages adoucissent tes éclats déments qui, autrement, brûleraient hommes et villages, éteindraient les sources et assécheraient étangs et rivières”.

Le soleil ne se tint pas de colère. La lune qui craignait tout de même pour sa vie prit ses jambes à son cou. C’est ainsi que les deux querelleurs se séparèrent pour toujours et que depuis, celle qui n’est ni rat ni oiseau court entre le jour et la nuit pour tenter de les réconcilier.

Słońce i księżyc (181)Kto pierwszy przyszedł na świat? Słońce czy księżyc? Prawdę powiedziawszy – tego nikt nie wie. (...) Pewnego dnia te dwa ciała niebieskie pokłóciły się. Słońce rzekło: „Doprawdy, księżycu, te twoje pretensje biorą się z czystej próżności. Gdybym miało decydować, noc nigdy by już nie nastała (...)”.Księżyc na to: „A gdybym to ja rozkazywał nocy, to nie pozwoliłaby ona nigdy na to, by nastawały poranki. I cóż stałoby się wtedy z tobą, nieszczęsne słońce?”.Słońce: „Ci na dole wszystko zawdzięczają mnie. Absolutnie wszystko. Ja rozświetlam ich pracę, tkam ich uśmiechy i potęguję ich radość. I to mnie zawdzięczają to wszystko, co w życiu cenią najbardziej”.Księżyc: „ (...) Na szczęście chmury łagodzą twój złowieszczy blask, w przeciwnym bowiem razie promienie twe spaliłyby ludzi i wsie, zdławiłyby źródła i wysuszyły stawy i rzeki”.Słońce aż zakipiało ze złości. Księżyc, który bał się go jednak troszeczkę, wziął czym prędzej nogi za pas.I tak oto ci dwaj kłótnicy rozdzielili się na zawsze. I od tamtej pory ten, który nie jest ani myszą ani ptakiem lata między dniem i nocą próbując ich pojednać.

-

Autrefois le Ciel et la Terre (262)Autrefois, le ciel et la terre n’étaient pas séparés, Dieu vivait dans le village des hommes, et ceux-ci ne connaissaient ni la maladie ni la mort; ni d’ailleurs la naissance, ni l’enfance, Dieu les avait créé adultes, d’un peu de terre et de son souffle, pour son seul plaisir. Un jour, en se promenant, Dieu rencontra une femme qui cuisait une paire de simbilikis. « Tu m’en donnes?” demanda-t-il. Mais elle refusa; les simbikis sont rusés, son ami avait guetté tout le jour pour capturer ceux-ci; il eut beau faire valoir qu’il avait lui-même créé les simbikis, qu’au moins donc un morceau de ceux-ci lui revenait, malgré toute son insistance, Dieu ne put goûter au met. Il se mit en colère, se retira dans le ciel et s’éloigna des hommes.Mais il s’ennuyait. A quoi bon, se dit-il, m’être créé des compagnons s’ils vivent si loin de moi? D’ailleurs les gens ne se souciaient guère de sa disparition, chassant, mangeant, buvant, s’aimant, continuant leur existence heureuse. C’est alors que Dieu inventa la mort, pas tant pour punir les hommes que pour les rappeler à lui. Comme ils étaient trop lourds pour vivre dans le ciel désormais si haut, il décida de rendre leurs corps à la terre et de reprendre pour compagnons les souffles de ceux qui le méritaient. Trop éloigné pour remplacer lui-même ceux qui disparaissent, il confia ce soin au plaisir, et aux hommes eux-mêmes la tâche d’apprendre la vie aux nouveau venus. C’est ainsi que les hommes naquirent, furent enfants, vieillirent et moururent....

Niegdyś Niebo i Ziemia(244)Niegdyś niebo i ziemia nie były rozdzielone, Bóg mieszkał we wsi ludzi a ci nie znali ani choroby, ani śmierci; ani też narodzin czy dzieciństwa. Bóg, biorąc odrobinę ziemi i tchnąwszy w nią swoim oddechem, stworzył ich od razu dorosłymi. Stworzył ich dla swej przyjemności. Pewnego dnia wybrał się Bóg na spacer i spotkał kobietę, która piekła simbiliki. „Dasz mi trochę?” spytał. Lecz ona odmówiła. Simbiliki są przebiegłe, przyjaciel kobiety czatował na nie cały dzień. Nie pomogły argumenty, że simbiliki zostały stworzone przez niego – Boga, i że choć kęs mu się należy. Mimo nalegania, Bóg nie mógł skosztować potrawy. Wpadł więc w gniew, odszedł do nieba i oddalił się od ludzi.Nudził się jednak. Po co – mówił sobie – stworzyłem sobie kompanów, skoro żyją oni z daleka ode mnie? A poza tym ludzie wcale nie zmartwili się zniknięciem Boga. Dalej polowali, jedli, pili, kochali się. Toczyli radosny żywot. To tedy Bóg wymyślił śmierć; nie po to, by ludzi ukarać, lecz by ich do siebie sprowadzić. Lecz ci okazali się za ciężcy, by móc mieszkać w niebie, które teraz znajdowało się wysoko w górze. Bóg postanowił więc zwrócić ich ciała ziemi, a wziąć do siebie tylko oddechy tych, którzy zasłużyli sobie na to. I teraz mieszkał zbyt daleko, by móc tworzyć nowych ludzi na miejsce tych, co odchodzili. Dlatego powierzył to zadanie przyjemności, a ludziom nakazał nauczać nowoprzybyłych życia. W ten to sposób ludzie zaczęli się rodzić, stawać dziećmi, starzeć się i umierać.....

-

12

Page 13: Poezja frankofońska, Bajki francuskie, Baśnie afrykańskie

Pourquoi le crocodile ne mange pas de poule ?(239)

Il y avait une certaine poule qui avait l’habitude de descendre chaque jour sur le bord de la rivière pour y ramasser des débris de nourriture. Un jour, le crocodile vient près d’elle et menace de la manger. Alors elle crie : « O frère, ne le faites pas ! ».

Le crocodile fut si surpris et si troublé par son cri qu’il s’en alla, croyant qu’il pouvait bien être son frère. Il revient un jour sur la rive, bien déterminé à faire son repas de la poule. Celle-ci crie encore : « O frère, ne le faites pas ! ».

« -Maudite soit la poule ! » grogne le crocodile qui la voit s’en aller encore. Comment puis-je être son frère ? Elle vit sur terre, et moi je vis dans l’eau ».

Alors le crocodile résolut de voir Nzambé pour l’interroger et régler la question. Il se met en route. Il n’était pas encore bien loin, quand il rencontra son ami le lézard Mbambi. (...)

« -Sot ! Idiot ! – dit Mbambi – ne sais-tu pas que les canards vivent dans l’eau et pondent des oeufs et que les tortues font de même ? Moi aussi je ponds des oeufs. La poule en fait autant et vous aussi, mon stupide ami. Nous sommes donc tous frères en ce sens ».

C’est pourquoi le crocodile ne mange pas la poule.

Dlaczego krokodyl nie zjada kury? (256)

Była sobie pewna kura, która codziennie schodziła nad rzekę, żeby tam zbierać resztki jedzenia. Pewnego dnia podkradł się do niej krokodyl i zaczął straszyć, że ją zje. Na to ona zaczyna krzyczeć: „O bracie, nie róbcie tego!”.

Krokodyl tak się zdziwił i tak się zakłopotał jej krzykiem, że sobie poszedł sądząc, że być może faktycznie jest bratem kury. Pewnego dnia powrócił na brzeg rzeki, zdecydowany złapać kurę i zjeść. Na to ona znów krzyczy: „O bracie, nie róbcie tego!

-Przeklęta kura - wymamrotał krokodyl widząc, jak ta znowu oddala się spokojnie - Jakże ja mogę być jej bratem? Ona mieszka na lądzie, ja żyję w wodzie”.

Krokodyl postanowił zobaczyć się z Nzambe, by zapytać go i rozwiązać problem. Rusza w drogę. Nie uszedł daleko, jak spotkał swego przyjaciela jaszczura.

„Mbambi - rzecze do niego - mam wielki kłopot. Codziennie nad rzekę przychodzi pewna piękna, tłusta kura i szuka tam sobie jedzenia; za każdym razem, gdy chcę ją złapać, wciągnąć do rzeki i pożreć, ta straszy mnie wykrzykując, że jestem jej bratem. Nie mogę tego dłużej znieść i idę do Nzambe i odbyć z nim palabrę.

-Głupiec! Idiota! - rzecze Mbambi - Zaniechaj swego pomysłu, nic nie wskórasz, a wyjdziesz tylko na niedouczonego. Nie wiesz, że kaczki mieszkają nad wodą i znoszą jajka? I że żółwie robią tak samo? Ja także składam jaja. I kura tak robi, i ty też, mój głupi przyjacielu. Więc w tym sensie można powiedzieć, że wszyscy my jesteśmy braćmi”.To z tego powodu krokodyl nie jada kur.

13