PISMO Nszz WIELKOPOLSKI - Czerwiec '56 · 12. FRAf{KE Tadeusz 25.6.1925 Józeł P-ń, Po|na 5/7...

16
Do UfYTKU wEwNĄTRzoR6ANIzACYJNEoo CZERWCA WIELKOPOLSKI Poznań, 28 Czerwca tr98! PISMO Nszz ''soLlDARNoŚc,, MKZ-WIELKOPOLSKA Poznoń. Zwierzyniecka l 5 łe|. 46&t9

Transcript of PISMO Nszz WIELKOPOLSKI - Czerwiec '56 · 12. FRAf{KE Tadeusz 25.6.1925 Józeł P-ń, Po|na 5/7...

Page 1: PISMO Nszz WIELKOPOLSKI - Czerwiec '56 · 12. FRAf{KE Tadeusz 25.6.1925 Józeł P-ń, Po|na 5/7 Gl.lŃsKt Andrzej 21.s.1941 P-ń, Dębrowskiego 33 l 27 uczeń GRATA Kazimlerz porucznik

Do UfYTKU wEwNĄTRzoR6ANIzACYJNEoo

CZERWCA

WIELKOPOLSKIPoznań, 28 Czerwca tr98!

PISMO

Nszz ''soLlDARNoŚc,,

MKZ-WIELKOPOLSKA

Poznoń. Zwierzyniecka l 5

łe|. 46&t9

Page 2: PISMO Nszz WIELKOPOLSKI - Czerwiec '56 · 12. FRAf{KE Tadeusz 25.6.1925 Józeł P-ń, Po|na 5/7 Gl.lŃsKt Andrzej 21.s.1941 P-ń, Dębrowskiego 33 l 27 uczeń GRATA Kazimlerz porucznik

Nazwisko i imięDala urodzenialmiona rodzicówAdres zamieszkaniaZawód _ zatrudnienie

APEL P0LE6ŁYGHLlsTA oF|AR CZERWCA 195ó R. w PoZNAN|U

(Slan na dzień 15'3'1 9Bt r')(opracował dr A|eksander zIEMKowsK|)

Znalezlony - gdzieSzpilalDiagnozaL' ks. 9t. szpiła|a

cmenlarzkwaleraslan rodz.

2.

ą

tsoRoŃ Sy|westel't .1 .1931Slanisław _ MariaSkałka k. Ojcowa, Po|na óF-ka Maszyn * Wolborz

BENTKE Roman18.ó.1938KazimierzP-ń, Mazowiecka 2112uczeń

BŁAŻEIAK Henryk28.4.1940Czesław - LudwikaP.ń, Saperska 47uczeń szkoIny

BRAuN Zdzisław27.10.1930P-ń, Kowalska 7/5

c|Eś!.|K Walenty20.1.1936Walenly - JózefaP-ń, Zie|ona 5/38Rzeźnia Miejska

cHRUśc|ŃsK| Piotr

CZEKAT fakub25.7.1935Kowale pow. Miechów

B. DĄBRowlcZ Michał1s.4.'1933BoleslawP.ń. Lampego 19/6?ozn,7j, Rob. Lęd. i lnż.

9. DUTKIEWICZ Kazimierz2Ai2.1939Kazimierz - MariaP.ń, Małeckiego 5/13uczeń

1o' FALESA Bronisław27.8.1944 (12 lal!)sł' Wę9|iniec (Wę9|inin)uczeń

t 1. FRANKOWSKI Bogdan1934P-ń, Mickiewicza 27/8ehoręży UB

ul. KochanowskiegoRaszeiposłrz. pr. obojczyka2184/5628.6.56 - zgon '13,30

ul. Kochanowskiego5łrusiapostrzał czaszki5080/5ó28.6.56 - zgon 23.05

ul. Fredry 2Wojskowy

28,6'_8,7,5ó _ zgon

28.6.56 - zgon

ul. KochanowskiegoR.aszeipos|rz. kl. pierś' pr.2212/5628.6.56 - zgon

Slrusia wg ks. sekcyjnei3.7,56 - zgon 5.00

zgon

ul. OstrorogaRaszeirana poslrz. głowy217715628,6.-f9.6.56 - zgon

ul, MickiewiczaRaszei -; Święcickiegoprzeslrzał czaszki mózg,219A/56 i 361515628.ó'_30.ó'56 _ zgon

z9on

zwłoki wydanorodzinie

kawaler

Bluszczowawie|okrołn,ie ranionyprzez miIicjęw drodze dodomu

Cytadela

kawaler

Sródka Wlkp.słudenl zaocznYPol. Poz.

Qórczynal. l. pr. b/5

kawaler

7.

w gmachu UB

Cyladela

Page 3: PISMO Nszz WIELKOPOLSKI - Czerwiec '56 · 12. FRAf{KE Tadeusz 25.6.1925 Józeł P-ń, Po|na 5/7 Gl.lŃsKt Andrzej 21.s.1941 P-ń, Dębrowskiego 33 l 27 uczeń GRATA Kazimlerz porucznik

12. FRAf{KE Tadeusz25.6.1925JózełP-ń, Po|na 5/7

Gl.lŃsKt Andrzej21.s.1941P-ń, Dębrowskiego 33 l 27uczeń

GRATA Kazimlerzporucznik UB

GnzEśKowlAK Henryk29.12.1932Józef _ Cecy|iaP-ń, Św. Wincenłego 2i3

HOPPE Andrzei-Waldemar17.10.1938P.ń, Męczna 30i14uczeń, ślus. ZBM nr 2

IZDEBNY Zygłnuntkapral UB

|AcKowsK| Czesław9.5.1915P-ń, Fabryczna 14rob, HCP

TAXCZEWSKI Zbigniew31.5'193óSlanisław - MariaP.ń, Pszczelna 3/1rob. HCP

IANKOWIAK lerzy14.9.1940Józe| - JaninaP-ń, Łukaszewicza B/3

JANKOWSKI Roman21.12.1913WalenłyP-ń, Fabryczna 42/19ZNTK - e|ekłromonłer

JoAcH|M|AK Zdzirław |Zb!gniew|15.5.1928P.ń, Łanowa 15e/5

KACZMAREK Władysław6.4.1930P-ń, Szamarzewskiego 3t

24, KACZłń"AREK Zygmunł

KAPITAN Seweryn2.1 I .t 938Słanisław -- JaninaP-ń, Niedziałkowskiego 2al4Fańsłw. Monopol Tyłon.

KIJEK Maria

KIICHE Zenon16.5.1939Jan Henryk * AgnieszkaP-ń, Asnyka

ul. Mylna5więcickiego3602/5628.6.56 - zgon

w gmachu UB

ul. KochanowskiegoRaszeirana posłrzałowa głowy2176/56

peron 4 dworca gł.pobicie28.6.1956 - zgon

.ul. KochanowskiegoPawłowaprzeslrzal pionowy28.6.-11.7.56 - zgon

Święcickiegoposlrzał łopalki lewej3640/56

28.6.1956 - zgon

ul. DębrowskiegoSwięcickiegoposlrzat czaszk. mózg.3601/5628.6.1956 - zgon

ul. Kochanowskiego

28,ó.195ó - zgon

Raszeirana poslrzatowa głowy219s15628.6.1955 - zgon

28.6.1956 - zgon

ul. Mylna -

Raszei _ Swięcickiegorana przesłrzał. głowy2199/56, 3617 t5628.6.1956 - zgon

Slrusia z ks. sekcyjnej2.7.1956 - zgonDębrowskiego.Kocha nowskiego

28,6.1956 - zgon

rnoże być FRENKE

Cytadela

Cytadela

po|egł przyI,rozwozenru maKt

kawaler

Bluszczowa

żzona i 2 dz,

Górczynal, lV. p.10/4

Bluszczowaprzy koslnicy

żona i 5 dzieci

Junikowo10/2-4-105

Cyładela

karvaler

Jrinikowout/8-7^264

z ks, sekcyjnejZMP Swięcickiego

t3.

14.

15.

16.

17.

18.

19.

20.

21.

22,

23.

25.

26.

27.

Page 4: PISMO Nszz WIELKOPOLSKI - Czerwiec '56 · 12. FRAf{KE Tadeusz 25.6.1925 Józeł P-ń, Po|na 5/7 Gl.lŃsKt Andrzej 21.s.1941 P-ń, Dębrowskiego 33 l 27 uczeń GRATA Kazimlerz porucznik

28. KL{.JI Leon18.1 1 .1940Franciszek _ WikłoriaP.ń, Prornienista 1'|4/'l

29. K&o$ Czesław16.'1 1.1910P-ń, Długosza 1515ZNTK * ślusarz

30. KoŁDCIN Stanisław9.12.1932AnloniPiła, Konrad ov,licza 29 l 2Stacja obsł. Radio-Techn'

31. KOWATCZYK Jan2.5.1917JakubP -li, Dzierzyńskiego 1 0Zakłady Sp,irylusowe

32. KRVSTEK Franeiszek18.1.tr925Łęczyca pow" PoznańrniIicjanł

33. KUBIAK Marian1940P-ń, oslrobramska 30/3Poczła

34. KI,*MARCZYK Eliasz|et ó3

35' i{t,zMlcK| Wiesław2Ą,6,1940EdmundP-ń, Grvar.rJii Lud, 37l21uczeń Techrrikum Geod"

36. !-!PSK{ Ftanciszek22.s.1903Aleksander - MariaP-ń, Dębrowskiego 90/21HCP

37. MAKOWSKI Roman10.6.28JanP-ń, Kościańska 47/3Zorz, Okr, Zw. Zaw' P-ń

38' MAsŁAwsKA F|elena?.Ą,4,1921P-ń, Jaworov,ta 57/15bez zawodu

39. MATWIEJCZYK MikołajWrocławZarz. Akr. Zw. Zaw. W-w

4a' MtLAN|owSK! Czesław7.2j930WiktorP-ń, Słowackiego 44F-ka Masz, El. Teletechn.

41, ń^ŁYNK|EWICZ Ronnanlat 75

ul. Mickiewicza

ul. Kochanowskiego

30'ó.'|95ó _ zgon

MSW -- Kl. neurochir.rana czoła

1242/5629.6.1956 - zgon

Poznańska, przy czotguRaszeirany brzucha, je|ił, łokcio219815628.6.1956 - zgon

Slrusia wg ks. sekcyjnej2.7.1956 - zgon '12.00

ul. Kochanowskiego

Lł|. Prusa5więcickiegopostrzał brzucha3622/5628.6.1956 - zgon

zabify w biurze na Słowackiego

28.6.1956 - zgon

29.6.1956 * zgon

z9on

Pawłowarona postrz. brzucha

z9on

Stvusia z ks. sekcji30'ó''|95ó _ zgon 17.00

Górczynal. 1 pr. b/ó

Główna

żona, 3 dzieci

iunikowo3lB-7-261

kawaler

Górczyna|' 1' pr' bió

ż,ona, 2 dzieci

Górczynal, 1. b/5

Cyładeta

kawaler

CyładeIa

żona, 1 dziecko

Bluszczowaprzy koslnicy

Junikowo9t6-7-257

student lV r. PP

Page 5: PISMO Nszz WIELKOPOLSKI - Czerwiec '56 · 12. FRAf{KE Tadeusz 25.6.1925 Józeł P-ń, Po|na 5/7 Gl.lŃsKt Andrzej 21.s.1941 P-ń, Dębrowskiego 33 l 27 uczeń GRATA Kazimlerz porucznik

42. NIEMCZEWSKI Feliks30.4.1911EdmundP-ń, Słaszica 23128Slusarz w Cenłr. Hand|.

43. l"lOWAK BogdanJóze{ .* KalarzynaP.ń, Długosza 19/5drukarz

44. l.łowlcK| Henryk18.4.1941Wincenły - lrenaP-ń, Gtzybowa7/3uczeń

45. NIEMCZYK lan3.4.1907P.ń, Swierczewskiego 1 1/1 9PKP P.ń

46. OCHOCKI Leon1915Puszczykówko, Libelła 17

47, PADUS |FUDYS| Józef14,3.1931S|anisław - RozaliaP-ń, Morawskiego 7,,Ogniwo"

48. P|sKoRsKl Zdzisław5.12.1898P.ń, Kolejowa 48nnislrz rzeźnicki

49. PLICH Leon

50. POTANOOWSKI lan

51. POROLNICZEK letzyI I .3.1928Józe|P-ń, Pasterska 17/21Z-dy Mięsne Garbary

52. PRZYBYLSKI leruy18.5.1927Wincenly - S|anisławaP.ń, Graniczna 6/12ZNTK

53. RAś Leszek22.12.1936Franciszek - MariaP-ń, Fabryczna 20/14

54. RAU Alfred15.12.1940MarianP-ń, Rogalińskiego 4/5

55. SEPKOWSKI iAarian3.1.1928Wtadysław - SłanisławaLubin, Emilii Pla{er 12l2porucznik LWP

Słlusiapos|rzał brzuchasail/56

28.6.1956 - zgon 23.45

Junikovro9/6-7-259

z9on

Bluszczowaprzy koslnicy

28,6.1956 - zgon

ul. RoosevellaRaszeipos|rz, k|. pierś. lewej221415628.6.1956 - zgon

5więcickiegopostrzał brzucha3641/56

28.6.1956 - zgon

ul. KochanowskiegoSlrusiaposlrzał śródpiersias096/5628.6.1956 - zgon

- zgon

Słrusia - w9 ks. sekcji

- zgon

ul. Kochanowskiego

28.6.1956 - zgon

źona 1 dziecko

Junikowo1A/2-5-121

aórczynal. 1. pr. b/5

Górczynal. lll, l, 45

zona, 2 dzieci

- zgon

Święcickiegorana pos|rzałowa361 6/ 5628.6.1956 - zgon

kavraler

CyładeIa

Górczynal. lll. l. 75

28.6.1956 - zgon

Święcickiegoposlrzał 9łowy3638/56

28.5.1956 - zgon

Page 6: PISMO Nszz WIELKOPOLSKI - Czerwiec '56 · 12. FRAf{KE Tadeusz 25.6.1925 Józeł P-ń, Po|na 5/7 Gl.lŃsKt Andrzej 21.s.1941 P-ń, Dębrowskiego 33 l 27 uczeń GRATA Kazimlerz porucznik

<A

57.

SIKORA lrenEusz30.7.1940Henryk * HelenoP-ń, Jeżycka 48/2

SOEOIAK tsogdan31.8.1924P-ń, Czechostowacka 31/73rencisla b. prac. HCP

sTRuAŁKoWSKl Roman20.3.1943 (t 3 lal)Jan - AnnaP-ń, Kościuszki 1o4l4uczeń szk. podsł. i muz.

$TYPEREK Andrzeilal 1BP*ń, Sikorskiego 19l6

To^ńA Weeław7.9.1927Jan - AnnaP-ń, Sowińskiego 29/6HCP

wAslLlK Faweł8.ó.1909Sz-in Bol. Krzyr,vousl. I

piekarz

WIECZOREK KazimierzP-ń, Wroniecka 12

WITKIEWICZ.!an1A3.1921Frzemęl pow. Wolszlyn

woJEwÓDZK| Feliks1.7,1928Antoni - GenowefaP-ń, Kochanowskiego 18/tPozn. Fabr. Masz. fniw.

wYsrcKl Mieczysław18.11.1932Teodor - ZotiaP-ń, Krzywa 3/2grabarz

ZtEA,tNIEWSKE Eswinlal 12

ŻECHA Józe$

NNokolo lal 32

NNokoło lal 30

70. NN

ul. DębrowskiegoŚwięcickiegoposlrzał czaszk. mózg.3644/s628.6,1956 - zgon

na KochanowskiegoRaszeiposłrz, kl. piers. i |ędźwi2187/5628.6.1956 - zgon

zabi|y w dyżurce UBReszeiprzeslrz, kl. piers. L221615628.6,1956 - zgon 12.15

Święcickiegoposirzał kręgosłupa3590/s628.6.-22.8.56 - zgon 1958

Święcickiegoprzes|rz, czaszk. mózg.3620/s6

28.6.1956 - zgon

na DąbrowskiegoRaszeirana poslrz. głowy2213/5628.6.1956 - zgon

Raszeif17Bt5628.6.1 9 56-29.6.5 6 - zgon

28.6.1956 - zgon

święcickiegopos|rzał brzucha3639/56

28.6.1956 - zgon

Święcickiego2 poslrzały k|. piers.3623/56

28.6.1956 - zgon

28.6.1956 - zgon

Strusia-zks.sekc.2.7 .1956 - 3.00 zgon

Raszei2217/s628,6.1956 r. - zgon

Slrusiaposlrzał klałki piers'50B3/5ó28.6.1956 - zgon

Strusiarana drężęca czaszki509215628.6.1956 - zgon

Bluszczowaprzy kosfnicy

Junikowo

Bluszczowaprzy kosłnicy.

Junikowo9lg-7-259

Junikowo3/B-7-261

Cyładela

Górczynal. lV. pr

w mundurku Organiz'Harcerskiej

marynarka popiel.spodn!e bręzoweodznaka NOT

s8.

59.

ó0.

61.

62.

ó3.

64.

65.

66.

67,

ó8.

69.

Page 7: PISMO Nszz WIELKOPOLSKI - Czerwiec '56 · 12. FRAf{KE Tadeusz 25.6.1925 Józeł P-ń, Po|na 5/7 Gl.lŃsKt Andrzej 21.s.1941 P-ń, Dębrowskiego 33 l 27 uczeń GRATA Kazimlerz porucznik

JAI{ SANDORSKI

I jedyna to moja pociechakiedy puste zaciskaril ramiona,ź:e przez grób Twój i mÓj krzyżprzewiłrięto Biało-cZerwoną'Biało-czelwoną pIzez krz! iL

Jani,na Kotecka

,,Przed gmachem UB stały trzy pracownice tramwajówmiejskich, trzymały sztandar narodowy. Seria strzałÓw. Dwietramwajarki pochyliły się, sztandar upadł na bruk. 41etylko na chwilę, bo oto jakiŚ mały chłopczyk porwał tensztandar i rozwinqł go na oczach dziesięciotysięcznycli wi-dzów' Jest patos tei sceny. Była ona tym' czym jest benzynawylana na płonqce ognisko. Płomień uczuć strzelił wysoko,wysolio do góry' pożar rozpoczqł się na nowo. Tym chłopcemw szarym ubranku był trzynastoletni ilomek Strzałkowski.oto jego ubranko - ostatnia pamiątka matki.'.''

Autorem tych słów był mecenas Michał Gtzegotzewtcz,obrońca lv procesie grupy m,łodych htdzi z Januszem I{ula-sem na czele, którzy atakowaii gmach UB i zdobywali brońw milicyjnych komisariatach. PubllcznośĆ sądorva z zapartymtchem sluchała jego wystqpienia. Kiedy wy.soko podniósłprzestrzeloną koszuikę dziecka, niejednemu słuchaczowiwzruszenie wycisnęło łzy z aczu' Uczestnicy ,,poznańskiegoczwartku'' mieli jeszcze w świeżej pamięci' órv wielki wstrzqsjaki pr-zeżyli t,vÓwczas gdy rozeszła się lotem błyskawicyw.ieść, że na Kochanowskiego polała się krew. Io bylo prze-rażające i nieprawdopodobne - strzeIano do dzieci! Nikt nieznał wówczas ich imion i nazwisk. Widziano jednak Jak pa-dały na ziemię, brano je na ręce' tulono i w poczuciu ogronuich krzywdy lriesiono w bezpieczne miejsce' Tak stało się zestoj4cym obok Romka Strzałkowskiego chłopcem w grana-towych spodenkach i czerwonej koszuli. Był to Jurek Czapski,kolega Romka z klasy. Jego dosięgły jedne z pierwszychstrzałów' które padły od strony gmachu UB. Każde.i takiejscelrie towarzyszył.a tozpacz i gniew pchajqcy do najdrama-tyczniejszych pełnych desperacji czynów. Nienawiść dosprawcÓw nieszczęścia najmłodszych obywateli miasta niepozwalała myśieć i działać spokojnie. Emocje całkowicie do-mi'nowały nad rozsqdkiem i instynktem samozachowawczym.Epizod opisany w mowie mecenasa Grzegorzewicza obser-wou'ał tłum iudzi. Innl dowiadywali się o nim z relacji na.ocznych ŚwiadkÓw' Niebawem zalvtzał'o w całym mieście. Naustach niemal każdego mieszkańca znalazła się opowieść ochłopcu-bohaterze, który swq postarvq chwytał za serca' aswym tragicznym iosem zapalał' do walki na śmierć i iLycieprzeciwko złu, którego symbolem był gmach Urzędu Bez-pieczeństwa' Przez dlugie lata żywa była wśród ludzi histo.ria Romka Strzałkowskiego opowiadana w różnych, ale za-wsze pełnych najwyższego uznania i życzliwości wersjach.Dziś czas najwyższy, by poddaĆ je weryfikacji' by dojść doprawdy o o.statnich chwilach życia chłopca, który swymprzedwczesnym odejściem pograżył w żałobie nie tylko naj-bliższych, ale i tych, dIa których jego śmierć stała się wy-razem zarówno okrucieństwa minionych 1at' jak i kresemniespełnionych marzeń o wolnoŚci poci białoczerwnym sztan-darem.

Postać Romka przykuła uwagę manifestantów w chwili'gdy pod gradem coraz gęściej padajqcych kul poja.wił sięprżed Bmacnem Urzędu Bezpieczeństwa' Sk4d przyszedł i kimbył ten trzynastoletni chłopiec o płowej czuprynie? Jakiebyły jego 1osy, zanim znalazl się w ten pełerr nadzwyczaj-nych zdarzen dzień na ulicy Kochanowskiegcl?

Urodził się 20 maja 1943 roku w Warszawie' Rył małymdzieckiem starviajqcym pierwsze, nieporadne kroki kiedy ży-cie jego zna|azło się w śmiertelnym niebezpieczeńst'"vie'Matka, Anna Strzałkowska mieszkała wówczas l.v Siedlcach.Jako łączniczka Armii Krajowej wyjeżdżała taz po taz zmiasta, by przekazywać rozkazy centrali, rozsianym w te.renie ugrupowanionr partyzanckim. Pewnego dnia, Niemcywpadli na jej trop. KazaLi zabtać ze sob4 dziecko i odwieźlido trVarszawy. Tam załadowano ich do transportu odchodzq-cego do Ravensbruick. tsył chłodny koniec października, wpozbawionym wszelkich wygód wagonie, przeżywali koszmarludzie wiezieni na pewną śmierć. Podczas jednego z iicznychpostojów, na Annę Strzałkowską i jej synka, zwrócił uwagęniemiecki Żołnietz z konwoju. Ku zaskoczeniu pełnej naj.gorszych oŁlaw matki zaoferował pomoc w ucieczce _ ,,Zd-bieram jq do karceru'' - ozrrajmił stłoczonym w wagonie łu.dziom. Schwycił dziecko i plecak z najniezbędniejszymi rze-czami i pomógł przedostać się do pobliskiego lasu. Rano za-brał ich stamt4d polski lvoźnica przebywajĄcy w Niemczech

na robotach' Ten sam cziowiek znalazl Annie Strzałkowskiejplacę u niemieckiej gospodyni, która dyskretnię nie pytałaskąd się w jej wsi wzięła nieznana nil<omu Polka z maleń-kim dzieckiem na ręku' A przecież w tamtych ciężkiclrdniach pomoc dla osób zbiegających z transportu groz|Lanieobli.czalnymi konsekwencjami. Dzięki ludziom dobrej wo.li, Romek i jego matka uniknęIi gehenny obozu koncentra.cyjnego w Ravensbriick.

Po wojnie cała rodzina Strzałkowskich znaiazła się w Po.znaniu. Nie były to łatwe 1ata. Jan i Anna Strzałkowscy bo-rykali się z przeciwnościami powojennej egzystencji, czerpiqccałq radość irycia z przysparzaj4cego coraz więcej pociechysyna. od matego }tomek wykazywał duży talent muzycznyumiejętnie rozw.ijany przez matkę - nauczycielkę gry nafortepianie' Jako uczeil Państwowej Szkoły l\{uzycznej w Po-znaniu, pierwszy swój koncert miał 7 marca 1954 roku. RokpóŹniej był już laureatem I Konkursu im. Fryderyka Chopi-

na, organizolvanego dla młodzieży szkół podstawowycil plzezMłodzieżou'y Dom Kultury w Poznaniu' Z tego okresu dato.wała się jego dziecięca przyjaźh i korespondencja z EiżbietąStefańskq, córką tlaliny Czerny-Stefańskiej. ostatnia kartkaod Etżbiety, dziś znanei klawesynistki przyszła z Krakowarv poczqtk:ich czerwca 1956 roku. Nigdy nie miała już na niqotrzymaĆ odpowiedzi.

Rano 28 czerwca Romek Strzałkowski, jak zwykle gdymatka nie czuła się najlepiej, przygotowywał się do wyjściaz domu po zakupy. Nagle za oknami zrobił się ruch' U1icąszli ludzie i wcłali ,,My chcemy chleba''. Chłopiec trprositmatkę, by pozv'oliła mu przyjrzeć się z bliska manifestacji.Po chwili był już przy drzwiach odprowadzany przestrogq,by uważał na siebie. Do domu już więcej nie wrócił.

Nie jest znana droga, któr4 szedł t,omek na miejsce swcgoptzezr:'aczenia. Zapewne z tłumem demonstrantów znalazłsię na placu Zamkowym, a potem przemaszerował na ulicęKochanowskiego. Tam zwróciła na niego uwagę StarlislawaSobań:;ka. oto je.j relacja z pierwszego i ostatrriego spotkir-nia z Romkiem:

,,trV dniu 28 czerwca 1956 roku wtaz z innymi manifestujq-cymi znalaziam się około godziny 11.00 na u1icy Kochanow.skiego. Byłam tarrr wspólnie z moją koleżanką Heleną Przy-byiek. obie byłyśmy r'l mundurach tramwajarskich. Kiedyweszłyśmy na u1icę Kochanowskiego, to już wówczas zauwa-żyłam, że po prarvej strotlie przy żelaznym płocie leżał rannychłopiec. Był on ubrany w grantowe spodenki i w czerwotrysweter. Mir-ręłyśmy tegcl chłopca i więcej już go nie widzia-łam' Wspólnie z moją koleżank4, trzymajqc w rękach dwie

soLIDAnNoŚĆWTELKOPOLSKI 8

SMIERĆ ROMKA STRZAŁKOWSKIEGOIloMKowl sTRzAŁI{owsKIEMU

7

Page 8: PISMO Nszz WIELKOPOLSKI - Czerwiec '56 · 12. FRAf{KE Tadeusz 25.6.1925 Józeł P-ń, Po|na 5/7 Gl.lŃsKt Andrzej 21.s.1941 P-ń, Dębrowskiego 33 l 27 uczeń GRATA Kazimlerz porucznik

Iiagi narodolre prucsflyślny dl'va rauy przed gmaĆhem UB,wi<rzqc, że w tyrn momencie funkcjonari'usze nie strzeiają,a ryiKo lej4 wtlclę' postanowiłyŚmy zattzymać się i obser.wować, co będzie datej. Stojąc tak, nawiqzałyśnry rozmowęz pracowtrikami UB znajdujqcymi się w oknach. Rozmawia-łam z l<obietq ubrarr4 rl' czer\^,/ony srvetel i majqcq czarne,długie' ondulowatle wiosy' Stała ona w oknie II piętra wprostnad głÓwnym wejscrem. W pewnej chwili pokazałam tej ko-brecie, że jest głupia, stukaj4c się w czoło. W tym samymmomencie Helenxa Przybyłek wysunęła się przede mnie.RÓwnocześnie kobieta stojąca w oknie strzeliła prawdopodo-bnie do mnie, ale trrrfiła moj4 koleżankę w nogi. Ranna He.lenka upadła na ziemię 1 wypuŚciła z rqk sztandar. Ja gopocirriosłam i oparłarn o p}ot. ZłaLazł' się przy nas jakiśmęzczyzna, który próbował podnieść Helenkę. Po chwili po-jawiła się karetta pogotowia i zabrała jq do szpitala. Nie.omal w tej samej chwili od strony uiicy Poznańskiej przy-biegł do mnie trzynastoletni. chłopiec, ubrany o ile dobrzepanriętam, w pepitowe długie spodenki i harcersk4 koszulkęz guzikami z masy perłov'ej' Włosy miał jasnobJ'ond, krótkoostrzyżone' Zapytał' się grzecznie czy moze zabrać sztandar.Zezwoliłam mu na to i poprosiłam by stąd odszedł. Chłopiecstan4ł jecinak przy mnie z rozwiniętym sztandarem. Tłumwznosił pod jego adresem okrzyki: ,,Mały bohater!''. W tymsamym czasie w naszym kierunku szedł jedenastoletni chło-piec, który padł rażony kulami. Chłopiec w harcerskiej ko-szuii powiedział mi wówczas, że ranny jest jego koleg4'''

Słolva Stanisławy Sobańskiej rvyjaśniają przyczynę, dlaktórej wielu obserwatgrów tego podniosłego zdarzenia byłoprzekonanych że to właśnie cnłopiec ze sztandarem utraciłżycie przed gmacŁlem UB. Tymczasem Romek żył. jeszeze.Widział go nieco póżni€j jego kolega szkolny Lechosław Sta-siak. W Jego wspomnieniach znajduje się scena jakże wa-żna dla odtworzenia losów Romka.

,,Około godziny 11.00 znalazłem się wtaz z ludżmi na ulicyKochanowsklego. Kiedy przechodziłem koło gmachu UB za-częto na nas lać wodę' a ludzie schwyclli' za kamienie i cis.kali nimi w okna. W tym momencie padł strzał, a potem dal-sze. uclekłem wÓwczas chroni4c się za budynek stojqcy naprzeciw Urzędu Bezpieczeństwa. Stamtqd przeskoczyłemprzez ulicę Krasińskiego i znąlazłem się na terenie gatazyUB. w pobliżu bramy wjazdowej od strony ulicy Ieżałowtenczas trzech rannych młodych iudzi. W garażach chwilęsię zatrzymałem i obserwowałem co się tam działo. Widzia.łem jak jacyś ludzie zapuścili różową warszawę i ni4 odje-ehali' około €odziny 13.00 poszedłem w kierunku barakustojqcego przy ulicy Kochanowskiego. Przechodziłem tyłemptzez gatażę i kiedy doszedłem do owego baraku znajdujq-cego się na przeciw zieionego budynku, ktoś mnie zawołałpo imieniu. objerzałem się i zauważyłem, że wołał mnieRomek Strzałkowskii który leżał wraz z innymi chłopcamiza murkiem osłaniajqcym schody prowadzqcg do baraku.Podbiegtem do niego i rozpoczęllśmy rozmowę. Romek po-wiedział, że się trochę boi, bo mu jakaś kula przeleciałaprzed nosem. Przestrzegał mnie przed niebezpieczeństwem,mówiqc _ uważaj Lechu, żebym nie był na twoim poglze.bie. Pytał się też, jak stąd można q7yjść w stronę domu.odpowiedziałem na to, że najlepiej przejść przez płot w kie.runku garaży' a stamt4d nrożna się jakość wydostać. Prze.skoczyiiŚmy przez płot i ponownie znalazłem się na placugarażowym. W tym sarnym czasie, kiedy rozmawiałemz Romkiem, koło nas przeszli żonłierze, ktÓtzy zza samocho-du ostrzeliwali gmach UB. Na placu Romek wszedł dopielwszego z btzegu garażu by tam Szukać wyjścia na ze.wnqtrz. Tymczasem ja wszedłem do garażu na wprost i tamzna]azłem możliwość przedostania się przez okno' z któregoludzie usunęli kratę. Widz4c to wbiegłem z powrotem nap}ac garażowy szukajqc i nawołujqc Romka. Widz4c, że niktsię nie odzywa i że Romka nigdzie nie ma, wlÓciłem dogarażu i wspi4łem się na okno i biegiem udałem się dodomu. .Więcej w tym dniu Romana nie widziałem''.

Co się stało z Romkiem, kiedy znikn4ł z pola widzenia?Jest tylko jedna osoba' która widziała chłopca jeszcze przedjego Śmiercią' oto jej zeznanie z 25 lipca 1956 roku zŁozoneprzed Wiktorem Jakimowiczem, oficerem śledczym Woje-wÓdzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Pozna.

,,Przed godzin4 12.00 pod osłon4 kierowanego przez cywiliczołgu ruszyłam w stronę gmachu Urzędu do spraw Bezpie.czeństwa Publicznego. Kiedy jednak nastąpiła ostrzejszawymiana strzałów pomiędzy atakuj4cymi a broni4cymi sięfunkcjonariuszami, skrytam się do domu nr 16 przy ulicyKochanowskiego. Z domu tego i przyległego do niego placugarażowego obserwowałam przebieg zajść. Wśród ludzi prze-bywaj4cych na terenie domu i garaży był między innymikiikunastoietni chłopiec, który później vl mej obecności zo.stał zabity. Chłopiec ten brał udział w plqdrowaniu miesz-kań w tym domu. Widziałam, że miał on pompkę do rowe*ru i płask4 szczotkę do czyszczenia. Chołpiec ten namawiałmnie, abym poszła do wskazanego przez niego mieszkania

i zabr'ała stamtqd darnskie trzewiki rra wysokim obcasie. Jado mieszkania tego jednak nie poszłam. W tym czasie za.uważyłam, że chłopiec ten ma biaszan4 puszkę ze znakiemczerwonego ktzyi:,a i napisem ,,apteczka''. W pudełku tymnie było jednak bandaży i innych przedmiotów sanitarnych,Iecz ko].rowe nici i kontakty elektryczne, które chłopiec tenprzypuszczalnie zabrał z bloku. Z uwagi na to, ze skończy-łam kuls sanitarny i umiem ni.eść pomoc rannym poprosiłamtego chłopca, aby przyniósł mi podobn4 apteczkę, Leez z ptzy-barami sanitarnymi. Chłopiec zgodzIł' się na moją propozy-cję, poszedł do garażu i po chrł'rli przyniósł mi taka aptecz-kę. Jej zawartoŚć chciał przełoizyć do mojei torebki,'aby by.ło mi wygodniej korzystać z przyborów sanitarnych. Wchwili, gdy przekładałam je do mojej torebki wspomnianychtopiec, ktÓry znajdował się rv tym czasie o kilkadziesiqtcentymetróp ode mnie, został ugodzony kul4, upadł i nie-omal natychmiast skonał. Jak zauważyłam dostał on strzałw plecy, w okolicy kręgosłupa, wylotu ku]i nie zauważyłam.palzqc z miejsca, rv którym padł ten chłopiec, strzał odĘtórego zgin4t, musiał być oddany z gmachu UliezpieczalniSpołecznej. opisane ptzeze mnie zdarzenie miało miejscew.jednym z pomieszczeń znajdujqcych się na terenie ga-raży. Biurko w tym pomieszczeniu stało ukosern. Drzwi -d.o

dyspozytorni prowadzqce na korytarz były uchylone. Chło-piec stał tyłem do drzwi a ja na biurku przekładałam przy-bory sanitarne z apteczki,do torebki. W pewnym momenciechłopiec upadł, zauważyłam dziurę w drzwiach któr4 musia-ła przejść kula, od ktÓrej zgin4ł ów chłopiec. Przeniosłam gow.r<qt korytarza i uł'oilyłam na znajdujqcych się tam krze-sełkach''.

Swoje zeznania świadek powtórzyła w trakcie procesu Ze-nona Urabnj.aka i innych. Zmieniła jednak wersję wydarzeńlv.trakcie pierwszego przesłuchania stwierdzajqc, że chłopieczginqł na placu garażowym. W trakcie drugi.ego przesłucha-nia powrÓciła jednak do wersji ze śledztwa.

W dniu 18 stycznia 1957 roku została przesłuchana .w cha.rakterze podejrzanej o przestępstwo z art. 140 kk, a więco. fałszyrve- zeznania przed sqdem. W trakcie tego

-przesłi.cnanla podejrzana odwołała swo je zeznania w ś]edztwiey tyln zakresie, w jakim wynikało z nieh, że Romek Strzał-kowski okradał mieszkańców domu przy ulicy Kochanow.skiego. Smierć chłopca została przesuniĘta w czasie.

. W nowej .wersji okoliczności Śmi.erci Romka przedstawiałysię następujqco:

,,Po godzinie 16,00, wychodz4c z domu nr 16 na podwórzezauwazyłam, że .przy przejściu w murze oddzielaj{cym po-owolze oomu od terenu garaż.y pali się ognisko, a nad nims.toi chł'opiec, ktÓry trzymajqó w ręt<ri alpteczt<ę sańocho-oowq' wyrzuca z niej przybory sanitarne i bandaże i kła-gzte. Je do ognia. Widzqc to powiedziałam _ daj mi tebandaże, one s4-potrzebne. Na-to chłopiec odezwai .i. _przyniosę pani świeże. Pobiegł w kierunku garaży i -wi-działam jak wszedł do jednegó z nich. po chivili óowrócitprzynosząc

1e pobq apteczkę. Razem z chłopcem weszłam doctyspozytorni. Stanęliśmy przy biurku i zaćzęliśmy przekła-dać .bandaże. W pewnej chwili usłyszałam izum, ćhłopiecupadł na ziemię. ZanLm zd,4ilyŁam jo podnieŚć, ziobił ówagłębokie wdechy, albo wydechy. Przenibsłam g.o na krzesłoslojęce w korytarzu i tu zbadałam puls, który już jednaknie bił.- Pobiegłap w kierunku ulicy Kochanowśkiegb, abyrvezwać pomoc lekarsk4. Lekarza tam jednak nie było. Kiedywracałam z ulicy Kochanowskiego od ulicy Krasińskiego na.deszła pomoc. z cał'ą stanowczościq twierdzę, że w czasiekiedy padł ów chłopiec wołałam o pomoc i gdy pÓźniejptzyszły sanitariuszki wskazałam im miejsce, w którym sięorr znajdował. Sanitariuszki te powinny potwierdzić powyźz-sz4 okoliczność i nie jest wykluczone, że mogłabym je,roz.poznać''.

Na pytanie - dlaczego w dniu 27 wtześnia 1956 roku przedSqdem Wojewódzkim w Poznaniu opisała okoliczności śmier-ci Romka Strzałkorvskiego, podejrzana stwierdziła, że po.myłka była wynikiem wzruszenia, jakig ogarnęło ją na roz-prawle.

W świetle zeznan podejrzanej między spotkaniem Romkaz Lechosławem Stasiakiem, które miało miejsce o godzinie13.]00 a jego śmierci4 o godzinie 16.00, minęły 3 godzińy. Wy.nikałoby z tego, iż chłopiec przebywał w jednim z ńajnió.bezpieczniejszych miejsc, pod ogniem obu walcżqcych stron,tak 61''o że musiał eo ptzez ten czas ktoś zaobserwować.Tymczasem nikt taki nie zgłosił się ani w s4dzie' ani w pro-kuraturze. Pewen drobny ślad znaleźć można w zeznaniachdwudziestodwuletniego stundenta Wyż,szej Szkoły Rolniczej,Jana Łuczaka, który zasiadł na ławj.e oskżarżonych jako czło-nek grupy Janusza Kulasa Znalazł. się on na terenie garażryi domu przy Kochanowskiego 16 około godziny 14.00 f prze-bywał tam z przerwami, aż do 18.00. Spotkał tam podejrza-ną, która wspomniała nru, iż przed dwoma laty pracowaław Urzędzie Bezpieczeńswta. ,,Ja osobiście nie byłem świad.kiem jak raniono względnie zabito jakiegoś chłopca - opo.

Page 9: PISMO Nszz WIELKOPOLSKI - Czerwiec '56 · 12. FRAf{KE Tadeusz 25.6.1925 Józeł P-ń, Po|na 5/7 Gl.lŃsKt Andrzej 21.s.1941 P-ń, Dębrowskiego 33 l 27 uczeń GRATA Kazimlerz porucznik

lviadal 18 1utego 195? roku relcl'endalzowi śieclczemu woi-ciechowi Ktosowi pr.zesłuchiwany pfzez rriego Jiin Łuczai.',Godziny nie umiem podac, ale musiało to łryc krÓtko powypadku, kiedy przecnociz4c oci baraxu w kieiunku gat-izyspol}<alem.męi,czyznę ubranego w murrdur tramrvajarixi, wwreku około 25 1at, ktÓry powiedziai n:i, że rra tererrie gara-ży zastrzelono chł'opca. I3tlższych okolrczności Śmierci -czło-wrek ten mi ni.e przedstawił,'. Jan Łuczak znalazł. srę pózniejw.dyspozytorni garaży i rozmatvlał tam z dwoma męż.czyzrua-mi,- ktÓrzy opowiadali o Śmierci chłopca. MÓwił o ńie3'row-nj,eż robotnrk w kombinezonie oraz jakaŚ kobieta i dzieci,\'Ięilczyzna w kombinezonie przestrze$ał go przed możliwoś-cia zlanienia przez funkcjonariuszy UB,-tńerdzqc, że nie.dawno w tyT samym mrejscu w jitórytn przebywai Łuczilkzastał'-zastrzelony- mały chłopiec' Po tiysłuc}ranlu tych prze.stxÓg Łuczak opuścił dyspozytornię, wydostiił się poprzef pło.!Y na u}ice Mrckiewicza, by po pewnynr. cfasle lvrÓc1c dobaraku na Kochanowskiógo. .r:am-spotLał rnłodego człowie-I::!::lbł".em w.Ięku' Ńtaz z niń udał się ooŹomu-przy.t{.ochanowskiego t6, .by stamtqd rozpoczqć óstrzał grllictru.U-.lJ. y Korytarzu zaskoczyii icn żo}nrerze i odpr.owaozili doUrzędu Bezpieczeństwa.

Ze .względu na fakt, iż Jan Łuczak nie pamiętał godziny?.Itql9j miały. miejsca opisywane pTzez niego zdirzenii,;ego zeznania niewiele wniosły do sprawy.

Kolejny śiad pozwalajqcy odtworzyć lĘ Romka znaleźćmozna w le}acji sanitariuszki. Aleksandry- Kozłowskiej. 'I.am.łoda, dzielna dziewczyna,. od chwili, góy padły pieiwsżóstlzały'. ratowała.-życia ludzkie opatrujqd ianńycń i przelro-szqc rch do szpitala na Mickiewicza.- bkoło goozin.y ro.oowlacajqc z koleżankami Aieksandrą Banasik i Wand4-Igiew.skq. z Ubezpieczalni na D4browskiego zauwazyta tó|ńer:zystojacych..przed garażami na Krasińskiego i .w';'*a34cycnpomocy. dla rannego. Był nim siedzqcy nó krzestó *.ńoi"-tarzu biur garażowych 13-1etni chiopiec. Kiedy sairiia.i"'"tiY*ę:11y do jrodka,. podbiegł. do nich jakiś chłópar< l pówie.ozla{:, _

''N-Iec! srę panie śpieszq, bo on już nie żyje^''. Ko-7.łowsl(a podeszła wowczas- do siedzqcego -chłopca

i. siwier-1?}\ł:'ż" jest martwy. odchyliła *ii-Eó'J"rlió i i".ió*!:stronle na piersi zobaczył.a.ranę postrzatowq. W tyń ó"asiów pomleszczeniu orzeby.wała grupa ż:,ołrierźy. wspomnii.'vjuż chlopiec ! jakiś cyń-il w ńer." ąo-lat.-l.lit.t

" obecnychni'e rnÓrvił jednak o okolicznościacń vi jalictr ctrtopleó żośtiizastrzelony. Sanitariuszki utożlył'y nomxa -na

n'oszach i za-niosły do szpitala..Ptzez calq noc Jan i Anna Strzałkowscy nre zmrużylioka. O godzinie 8.00 na.d. ranem, zdenerwowany ojciec wy_szedł do miasta w poszukirvanu źaginń"gó''y.'". Niebawemtrafił dj szpjtala ia tvtrckrewrcza' Tam właŚnie dowiedziałsię, że Romek został zabity.i w s"pitaŃń ivykazie figurujepod pozycj4 nr 10. Trudnó. uyto w to uńió."y"e . ż,ó,i;;;;;;ojciec prosił o umożliwienie -mu

onejrzenia -zwł"t.

l,i"jp*i.inie chciano się na t2.:E99,}ć i ooólóio lqtis rońńi.elqciojcowski dramat sanrtarlusz zaprowadził Jana Strzałkow-*ł:.e--"^ .d :. "lpitalnych gat aży. "Iain 1e';iEońek. Na koszu1cez leweJ strony widrliała.mała, krwawa ptamt<a. rtoś;;]Ę;prersi położył legitymację szkolnq. Teń ;ia;k 'ońió;;'tla:cq sIę w głębi ojcowskiego seria naczieję, ze 10 wszytko1e^sj.tvlko pomylką, żc R&nek zvj", ?"-*iici niebawem dooomu.

. W. s.oĘotę rano, wblew uprzedniln informacjom, rodzicedowje$zi.elj. ste, że RomeĘ nie będzie ;ń;;;"y z honoramii:i:*:g^"]]: ?1Ł ryl::'nekrolo g ab,,ctó" u

.wi"iłóp ;r;ti; ;;.':;

l1rłolrr.luJqcy o uroczystościach pogrzebowych na }uniko'Irie'NeKlolog ten ukazał się w niu 1 lipca 1956 roku w znie-kształconej formie. Zatirty byl wiek.Rómi<i, nie "Ń"uić"ó-rro.zwrotu ,,uczeń VII klasy szkoły podstalvowej'', zmien_ionogodzinę pogrzebu z 16.00 na B.00. Mimo wszyśt(o, w łon-dukcie pogrzebowym znalazł.o się r,viele ludzi, a grób Romlrapokryły liczne bukiety kwiatów i wieńce.

Z zeznai Jana i Anny Strzałkorvskich zł.ażonych w trakcieśledztwa przeciwko kóbiecie nęaqc"j :"łv"ym swiaotiómśmierci ich dziecka, wynika, że" dóm ..ca""ióów Romka razpo raz był odwiedzany .przez -ful]kcjonariuszy UB, tlito,,vwypytyw.ali ich czy wiedż4 coś bliżsźego o oi<oliczńościacńsmlercl dzrecka' Jeden z nich, Wiesław Jaśkowiak oświad.c,zył., ż,e Romek zginqł w budynku na piętrze od strzału od-qanego z gmachu Ubezpiecza.lni Społecznej, w momencie,gdy stał przy oknie. Jan Strzałkowsń wyrazii powqtpiewanióco do takiej wersji wydarzenia, jako żi to" bociśl..', r.toiy]lgodził jego syna wsĘazywał na to, że strzeiaj4cv

,ń"s-ńbyć niżej niż Romek. Po chwili tramysłu JaśkowiaL po*ió-dział', ż'e' pewno był to rykoszet. Ale 1 ta sugestia nió lizó-konała Strzałkowskiego, bowiem rany zadane rykoszete.m sqszarpane, a Romek takiej rany nie miał. obaj mężczyŹnirozmawiali także o kobiecie,

- która była świadkiern' zgónu'Na pytanie Strzałkowskiego d]aczego jitko osobi ńó;i"d;j&;doświadczenie sanitariuszki nie zaniosła dziecki oo sżói.

tala, JaŚkowiak odparła, iż po stwierdzeniu, że chłopiec ^nie

żyje uciekła przerażona zostawiajqc go gdzieś rv ukryciu.

-lVIyśi o dc,terciu do iuclzi, lt1,Órzy rlogliby porviedzicÓ cośblizszego o Śmier'ci ukocłrarielgo śyllł nle. dirvała spi-lkojuArrnie. Sirza{kowskiej. Oto w jakrch slolvach cpowia<iatao swolch staraniacn referendarzowi śledczemu WojciechowiKłosorvi: ,,Chc4c ciowiedzieć sj'ę, gdzre Romek rzećzyrviściezgln4t

' !oZpoczę1am poszukiwanta -siostr.y, ktor.a przyniosła

Syna oo szpttaj.a. zluilazłem jq ptęÓ dr}i po pogfzeoie. hlazy-wala się Aleksandra Kozło.vl,,ska i zgad,ziia ńę potse ze mńąna rnie;sce t[agicznego zt)arzenia, po drodze "zi izpitaia dogalazy opowradała rrri, 1t,. jakich okolieznościach - zl1alazł'at(omKa' .zaznaczyta tez, ź.e był on już sztywny i że niemożna było. roztożyc go na noszach' Kiedy dośzłyśmy doearazy, jaxtŚ cirvÓcn n1ązczyzn zapytało nas pocosmy-tu ńrzy.szly. Wowcz.is .łiozło\ł'sKa wyjasnrtg że chóiata lń połazaćsK4d

' zabIała moJe8o syna. stanęłyśmy prze4 kor}tarzeml plelęgnlarka palcem lłvskazata mi mrejsce gdzie siedziałmoi syn na klzeŚle. W tym Samym nromencie pojawił sięplzy nas osobnik w granatowym ubraniu, brunet o okrq-

gl-eJ ' twalzy i faiujĘcych włosach. Zawołaiam clo niego _

,,Boże, j-ak można I]Jrło do dziecka stlzelac',. Posłyszałain na10 _.,,Ą co' on moBł'mieć broń przy sobie.i Inny z atacza-Jqcy.cłI nas placownlkÓw garaży pówiedział wówcźas do mnie_ ,,MyŚmy go nie zabiJ.i,,. A jeizćze irrny stwierdzi.ł _ ,,Woj-sko go.zaoi{o,,. W tym momencie trzeci osobnit mró,gaj{cokrem i trqcając łokciem koiegę powiedziat - ,,'I-}, stuźtraj,przecrez nre wojsko go. zabiło, a rebe1iarrci, mÓgt si.ę wy.cnylić przez okno,,. faintrygowana zapytałam' przez.iałieokllo mÓgł wychyiać się Romek. Jederr ze stojqóych wska.zał -wteciy palcem do gory na piętro. W miejsce. ookad pro.wadzq :c.!ody. Słyszałam także inrre głosy. I(toś pytai ,,ó cotu chodzi,'. Ptzypuszczam, i'e byŁ to praóownlk, -xiÓry.nad-szedł nieco pÓzniej' Ten -osobnik ktÓry mi oŚwiadcźył, żesyn Został u nich zastrzelony odpowiedział ,,ćhbdzio tego chłopca, co tu. leżal' u nas Ila Eótze,,, Pytał.am sięjeszcze, o ktÓIej godzinie syn moj zostai zasttzelóny. Ńa-ióodpowiedział mi Jeden z rozmÓwców niskiego wzrosiu, blon.dvn,^-o^^Ęed3ierzarvyclr włosac]-} i podłużnef twatzy, źe ,,takpo 12.00,,' Zdziwił.am się bardzo, Że został.-zabity już w.po.t'1d1i-e' a on jeszcze raz to powibdział. Do rozmowy wtrqEiłasię Kozłowska mÓwiqc, że io nie jest możliwe, bo zabieiałychlopca dopiero wieczorem. Rozmawiający z nami pracow--1k^9:yiudęzv! na. to, że. ,,Nie moglisńy go prędzej.*yduć,do czasu' aż drugie wo;sko pr.zysz}o,'. Na iym lozmowa na.:-1u.:59ń.1yła się i 'wspÓlnie.z Kozłowsk4 odieszłyśmv * 't'ó-I'-9 u'1c{ uqblowsklego i dalej w kierunku mostu. i?tzy tea-:l1: J]ozecnałyŚmy się.. Zanim jednak to nastqpi}o, kómen.Iowatem. moje wrażenia, na co Kozłowska ośw.iadczyła, żeto Urz4d Bezpieczeństwa zabił. Romka''.

' Mimo rriepowodzeń r'v poszukiwaniu prawdy, rodzice Rom-51 "i" usta,wali w próbach jej usta]^ónia.

- irlie odstraszałytcn skrytobÓjcze sttzał'y oddane w stronę Jana Strzałlrow.skj'ego, w chwili gdy 3i lipca 1956 roku ńodlit się naa

-mó-guq syna. Nte zlazr]r się umorzeniem śledztwa prowadzonegoprzeciwko kobiecie, która jak wynikało z ekspei'tyzy zatuóuIv1edycyny sqdow.ej w Poznaniu, ,ł.oii1a ićłiwisóij titś"ywózeznania o ostatirich chwilach życia Romka. -PostanowiU.

śzu-kać sprawiedliwości i prawdy u najwyziżyóh włud,. A.'.'"Strzałkowska-.wyjechał-a oo warszi"wy;_ u]. swoja tiagedięprzedstawić Władysławowi Gomułce, óaiione*u wowczaSl"-:'*.^"". Ęo*'''echnym zaufaniem i szacunkiem. Nie dopusz-czono JeJ Jedna]< przed oblicze przywódcy narodu.. Ę rv911a zamierały nad'zieje na wyjaśnienie okolicznościsn)lerct dzrecka, któi'e tak tragicznię a zarazem tak doniośiey1gisałq się w historię krwawych czerwcowych wydarzeń1956 roku. Rodzice zamknęli się ze swym bólóm w ćzterechŚci:nach domu, w ktÓrym wszyśtko przypominało utraco'-'egojedynaka. ,,Mam u siebie kqcik, gdżie-śtato jego biurko ]-pisała .do .prowincjcnała Jaizębsk1ego z nadie} cóuri-rotpo'śmierci syna Anna ^Strzałkowskó. ,,Tam tóż stoi małystoiiczek z jeBo fo|ografiami, które ozciabiam stale kwiata-lnl. Nacl sto.likiem wisi jego portret, a obok zdjęcie przyfortepianie. Pod portretein- ryńgraf lviitlri

- bosioó j częito'.chowskiej na tle-białego orłi. -Przy stótitu. stoi lipka po-ko.jowa, .pod którq sied-zi miś, *i;ó';'-;a-Romka o osiemnr i oci pnrr,)

Dziś pamięć o Romku przestaje być wyłqcznie udziałemzaw.s7-e kochajqcej matki. Zbuclziła sĘ z lótargu w świado-mości mieszkańców miasta i stała sę "a3c"""iejszym do-brem rł'spólnym. Białoczelwony sztandar rvżniesiońy p;a il-lami w cieniu gmachu symbólizującego dramat społeczeń-stwa zniewolonego, był przed ćwierćwieczem zwiastunemprzemian które zrodziły Sierpień 1980 roku. Nikt już nigdyw.Poznaniu nie zapomni, że sztandar ten trzymał w swych

rękach Romek Strzałkorvski _ trzynastoletni óhorqży c.ei*-p

soLIDAR,NosĆWIT'LKOPOLSKI E I

cowego czwartku 1956 roku.

Page 10: PISMO Nszz WIELKOPOLSKI - Czerwiec '56 · 12. FRAf{KE Tadeusz 25.6.1925 Józeł P-ń, Po|na 5/7 Gl.lŃsKt Andrzej 21.s.1941 P-ń, Dębrowskiego 33 l 27 uczeń GRATA Kazimlerz porucznik

--Dzieci, które wyrosły na st}u[IARHOsc

Page 11: PISMO Nszz WIELKOPOLSKI - Czerwiec '56 · 12. FRAf{KE Tadeusz 25.6.1925 Józeł P-ń, Po|na 5/7 Gl.lŃsKt Andrzej 21.s.1941 P-ń, Dębrowskiego 33 l 27 uczeń GRATA Kazimlerz porucznik

wŁoIJf lMIEil,Z MARC1N{A1.

I)otyczy Wypadków Poznaitskich 28 czerłvca t956 r.Po długiej i ciężkiej okupacji iritle-

rowsktej wl-az z Armi4 Radziecką 28lutego 1945 roku nadeszła upragtlronawo]ność. Wreszcie zginęły napisy: NURT'UR DEUTSCHE; nastąpiła Polska, októrej tyle od rodziców słyszałem wczasie ot<upacji hitlerowskiej, na którątak długo czekałem.

Pierwszy dzwonek był dla mnie czymśno\ł,ym' a zatazem nastqpiła wieika ra-ciość' rozpcczqłem naukę w Polskiejszkole, lv szkole tej ''vstqpiłem do huf-ca har.ccrskiego nr 25 mieszczqcego sięprz;r ul. Niedziałkowskiego. cbodziij'Ś-my w każd4 niedzielę z odrodzonymrvojskiem potskinr na ranne Msze sw.,które odbywały się w koŚciele Zmar-twychwstańców na Wi1dzie. Zoł.nierzeoraz nasza drużyna, sziiśmy v; pei:rejgaii ulicami do swej harcówki. NastąpliIok 1950, pierlvszy l niezrozumiały szokdia nrłodego obywatela, że pielęgnowa-ne harcerstwo polskie musi ulec roz-wiązaniu, byt wieczót, nastąpiło od-śpiewanie roty, a następnig odebrarliesztandaru przez organa l\liO, przecista-wicieli Urzędu Bezpieczeństwo I)ublicz-nego, jak i harcmistrzÓw' Następną d}amrrie rriezrozumiał4 splaw4 było usu:ttięcie krzyż'a z klasy szko1nej oraz to,że usunięto księdza wykładowcę. W mo-im miodym umyśIe prześladowała mnietylko jcdna myŚl: uczono nas posza-nowaua harcerstwa, .Boga, munduru,a tuta j nastqpił zwrot, zostaiiśmy nabruku, powtarzałem stale: ,,dalcze.d^ 11"

Nastqpił rok 1954, rozpoczqłem pierw-sz4 pracę' zarabiałern zaledwie I,I00 złmiesięcznie, trwało to do roku 1956poĘrzedz.aj4cego wypadki poznańskie,to jest 28 czerwca 1956 roku. Tegoż dniapiękny słoneczny ranek, jak zrł'ykle pra.cę sw4 rozpoczynałem o godz. ?.00 ranoprzy ul. Rycersklej. W dniu tym, wy-delegowany zostałem do pracy w ap-tece przy ul. Dzierżyńskiego, mieszczq-cej się przy Zakł'adach Metalowych im.J. Stalina, obecnie HCP. Wiedziałem o6moich przyjaciół, którzy pracowali wHCP' iż od dwócłr lat maj4 systematycz-nie uszczuplanc zarobki, a rv szczcgól-ności za wypracowanq normę w wyso-kości o 16{)Ulo i więccj nie qlyplacalioim poborów oraz wie]e innych żądari,któr.e nagromadziły siq jako bolqczkrrobotnicze. Przed tragicznl'm dniem,rozmowy z Rządem zostały przelwane'postanowiono wytypować kilkuosobowqdclegację z zasl'rzezeniem, iż telminprzypada na 28 czerwca krwawego ro-ku. Delegacja nie powróciła do zakładupracy, robotnicy z IJCP postanowilizwrócić się do władzy pzPP". Jedno-cześnie władza poinformowana była:jeżeli delegacja nie powróci robotnicywyjd4 na ulicę.

28 czertca w godzinach rannych ro-botnicy wyszli na ulicę, przyłączyłemsię do słusznych żqdań robotnicz1'ch zHCP. Szliśmy ul. Dzierżyńskiego, podrodze ptzył'ączyli się do nas pracolv-nicy ZNTK oraz inne mnlejszę zakładypracy, szliśmy ul. Towarowq przez MostDworcowy nie naruszaj4c jednak.Mię-dzynarodowych Targów Poznańskich,przeszliśnry obok przez Most Uniwer-sytecki na Pl. Mickiewicza przed gmachPrezydium Miejskiej Rady Narodowej,Do rozmów nie doszło. Przemawiali ro.botnicy z różnymi żądaniar.rri, skando-\ń/ano _ ,,ż4damy podwyżki płac', _,,żądamy rozmów z Partią'', ,,ż4damyreligii w szkołach'', śpiewano Flymn na-rodorv;' or?'z pieśtri reiigijnc - ,'My

clrcemy Boga'', ,,Nie rzucim zierni sk4dnasz rod,,. PochÓd rozdzielił się nłr dwrcgrqpy, pierwsza grupa udała się w kie-runku Urzqdu .lJezpieczeństwa celenrwypuszczeuia zatrzymanej przez orga-na UB delegacji, dluga grupa, w ktorejja szedłćm, szła ullcami Armii Czerrvo.nej, Św. Marcin, Pl. Wo]ncści do uI.Młyńskiej. Niesiono hasła o treści re-ligijnej otaz z ż4daniami. Przed '"vię-zieniem utworzony komitet tv pororu-mieniu z klas4 robotniczq wytypowałdeIegację' która uriała przeprowadzicrozmowę, o ile byłoby możliwe Spraw..dzić czy nie znajduje się telm rletegacjaz HCP, ktÓra nie FQwróciła do zakładupracy.

I'Jeiczeinik więzieriia nie wpuścil de1c-gacji do środka, przed naporrem tłumu.scho'"vał się za bram4 więzienną' Przy-jr:chai samochód marki,,'Wal.szawl''oznajmiając zebIanym przed więzie-ltiem, iż z UB do zbliżaj4cego się po-chodu, do bezbronnego tłurnu padłystrzały, że sq już pierwsi zabici i rannl.Za bramq więzienną padł strzał, wy-padki potoczyły się szybko, odebranobroń strażnikom więziennym załadowa-no do sarnochodu marki ,,Warszawa".W czasie załadunku broni widziałem jakz gmachu Sqdu rzucano insygnia sę-dziowskie oraz akta spIawy' 1udtroŚćczytała z niedowierzeniem, źle za takbłahe sprawy w Polsce Ludowej i Ro.botniczej można otrzymać tak srogiewyroki. Widziałem pa1qce się akta,skandowano przy tym: ,,dosyć bezpra-wia, kajdan, niewoli',. Zabraiiśmy całąbroń do auta i zawieźliśmy ją przedgmach UB, a mianowicie na ul. Ko-chanowskiego i Dqbrov''skiego. Pogłoskasprzed uI. Młyńskiej stała się prawdq,z -UB pcdały strzaiy do bezbl:onnyctrrobotników, kLórzy stali w br'amach zadrzewami, tramwajem, zreszt4 strzela-no. do wszystkiego co się ruszało, wi-działem zabitych i rannych. Postanowi-iiśmy rozdać broń. Wtem nadjechał;,eizoł"gi i Wojsko Polskie' Mój kolega,Janusz Kulas, po wejściu na czołg pyTaiŁię iqh ,,Rosjarrie czy Poiac1'''' ;eieii-nieRosjanie to oddajcie broń róbotnikom.otrzymał się -drvie jednostki pa'lcu'nejżołnierze oddali broń, rozpoćzęło sidgwałtowne ostrzeliwanie gmachu UB.Przed gmachem tegoż Urzędu leżał cięż.ko ::anny chłopiec, przerwano ogień ie.]em udzielenia rannemu chłopcu pomo-cy, pracowrricy z UB wspólnie przy asy-ście karetki pogotowia zabraii chłopcado budynku _ była to karetka typu,,Skoda'', w-idziałem drugiego zabitegochłopca ptzy ul. Mylnej, pierwszy zchłopców mogł mieć }at 12, drligi młod.szy około 9 lat. W tym też to czasie,ludność wtargnęła do gmachu Ubezpie-czalni Społecznej, w którym znajdowa-ła się radiostacja zagłuszaiąca. Z tegoitUrzędu rzucano z ostatniego piętra nabruk całq aparaturę. U wylotu ul' Ko-chanowskiego <io uI. Dąbrowskiego zro-biono barykadę z przewrócorrego tranr-waju, strzelanina się l^|znogła, zdoby.liśmy pomieszczenia przyiegłe co U.B'

Dzięki ofiarnej i 'solidarnej pomocyniektórych żołaietzy Wojska Polskicg-zdobyto dalsze budynki. Zaczęł'o brako.rł,'ać amunicji' ja z Januszem Kuiasemwraz z innymi, po zabraniu samochoduciężarowego ,'Star 20,' z ui. Dąbrow-skiego udaliśmy się do Studium Woj.skowego. przy Wyższej Szkole Rolniczejmieszcz4cej się przy u1. Dąbrorvskiego.Po rozerwaniu krat i przebiciu ściany,t'eszliśmy do m.rgazynu broni, a na-

stępnic udaliśm;. się tyrn samochodetrrn:r posterunel* lVlO w Junilcorvie, gdzie:po rozdaniu jej odjechaiismy po da1-szą broń, były to posterunk'i MO w Lu.boniu i Puszczykovłie. Z bronią tą przy.byliśmy na ul. Dqbrorvskiego. gdzte o-strzeliwaliśmy w/w budynek oo póŹ-nych godzin nocnych, w tym to czasiezostałem |anny \^/ nogi. Zostałem afesz-towany dnia 29 czerwca 1956 roku przeziołnierzy w mundurach polskicl:, zarvie-ziclno nas na Ławicę do jakiegoś bu.dynkr:, stamt4d trafiłem do UB, gczilkazano stac. pod ścianq z rękolne połl.nj.esionymi na karku. FunkcjonariuszcUB uderzali nas z tyłu pięściarrli u,' gło.\'t.ę' zr każdy najmeicjszy r.uch czylr-ność tq porvtarzano. Jeden z funkcjo'nariuszy UB uderzył mnie kilkaiirottliekolbą karabinowq lV szyję, w czasie u-padku zostałem uderzony kilkakrotnicprzez tego funkcjonariusza, t4 kolbą, wkręgi lędźwiowe. Po pobiciu zawleczo-rro mnie na drug4 kondygnację, pod Zic.mię, do celi, Izucono na beton, wyrny-śiajqc mi od: agenta z Zacbodl:, rrriiita-rysty i faszysty. Po kilku dniach, roz-poczęto przesłuchiwanie używając argu-nrentów w postaci pałek, z odbezpieczo-nym automatem, groż4c zabicicnr. Ro.biono nam zdjęcia, takie jakie robionomi w czasie okupacji na POLIZEI KO-n,IANDo' za ptzewóz żywności z .V{ro-

nelr do Poznania. Zdjęcia robiono wtrzech pozycjach z przypię,Lymi dokJ.apy numerami, jak w czasie oku-pacji. Przesłuchiwano nas na poko-jach 204 i 206 z świaiłem zielonym icuerwonym, podsuwano nam spreparo-wane oskarżenia jakobym działał ZŁ] na-mowq sił zachodnich, grożąc pr:.y "L}..

,

że nic podpisanie grozi wywozem ll:lSybir, względnie na drugi Świat' Po-mimo to nie podpisałem Spreparc}wa.nych brcdni. Z UB p;tzcwieziot'o nrniena ui. NIłyńskq, gdzie w dalszyrn ciąguodbywały się przesłuchania, zlobionomi zdjęcie w stalow.ej biuzie. Fo kil}:rldniach pokazano mi spreparowane zdję-cie z autornatem niemicckim. W czasieodbywania tymczasowego aresztu, pisa-łem prośbę o udzielenie widzeń z todzi-ną oraz o.rvymianę skrv''awionych spo-dni, na co zgody nig o1rzytnałenr.

Pisałem prośbę do I Sekretarza I.,PZPR Towarzysza Ochaba, bcz rczrlte-tu. \x/ czasie majqcych się odbyć pier-rr'sz}.ch procesów przebito specj:rit;erł'ejścle z więzienia do SĘdu przy ul.l'{arcinkowskiego.

Pierwszy proces był prclcesem Folty-no.wicza, Zuka i Sroki. oskarżono icilo zamordowanie pracorvnika UB lzdeb-nego, który to jak w.iadomo zostat z1in-czowany przez tłum na Dworcu Głów-nym.

Do mojego procesu nie doszło, gd5'żżądania robotników stały się faktem.Zostałem zwolniony na mocy postano.wienia Prokuratora Wojewódzkiego.Przewodnicz4cy J. Suchocki. Łarvnicy:Z. Chlebanowska, K. Wajs. W-ce Pro-]lura'l'or: Ławniczak Kazimierz.

W dniu 23 paździetnika o godz. 22,30wypuszczono nas osobno, co 5 minutjednego. Wypuszczano nas do póŹnycłlon.l7ih nnĆnvch

Bylem oskarżony z att. _ dekretu 1

$ 2 i 3 4 s 1 m.k.k' Ponadto z ań. 152$ 1 i 2. Od chwiii pobicia przez UB,rv/w miejsca dolegliwości coraz wię.ccj davu'ały znać o sobie'

soLIDAIl,NoŚĆ { {t['rnl'r(opoI-slir ti rl

Page 12: PISMO Nszz WIELKOPOLSKI - Czerwiec '56 · 12. FRAf{KE Tadeusz 25.6.1925 Józeł P-ń, Po|na 5/7 Gl.lŃsKt Andrzej 21.s.1941 P-ń, Dębrowskiego 33 l 27 uczeń GRATA Kazimlerz porucznik

WVSZLIP{}

CH!-EB

Page 13: PISMO Nszz WIELKOPOLSKI - Czerwiec '56 · 12. FRAf{KE Tadeusz 25.6.1925 Józeł P-ń, Po|na 5/7 Gl.lŃsKt Andrzej 21.s.1941 P-ń, Dębrowskiego 33 l 27 uczeń GRATA Kazimlerz porucznik

wYszLtPOBIAŁ{I .

tzERttrffir€ĄsoLID.ĄRNośĆ

' awIELIśoPoLsKI 8 lU

Page 14: PISMO Nszz WIELKOPOLSKI - Czerwiec '56 · 12. FRAf{KE Tadeusz 25.6.1925 Józeł P-ń, Po|na 5/7 Gl.lŃsKt Andrzej 21.s.1941 P-ń, Dębrowskiego 33 l 27 uczeń GRATA Kazimlerz porucznik

A}'łToNI sIKORS,KI

ZE WSPOMNIENw 1956 roku placowałem w lMojsko.

wych Zakładach Motoryzacyjnych r1r5 na ul. Polnej. Dnia 28 czerwca pra-ca zcstała przelwana ok. godziny 8-9Iano, gdy dowiedzieliśmy się, że de-legatów z,,Cegielskiego'' areszto\ł/ano'Do zakładu ptzysz.ł'o dwóch tramwaja.rzy z wiadomością, że ,.Cegielski'' iwszystkie inne zakłady stlajkujĘ oraz,ż'e wszyscy majq iść na Plac A' Mic.kiewicza. Szliśmy pieszo. Po drodze zul. Grunwaldzkiej na ul. Wojskową za-trzymaliśmy ,,Skodę'' i zapytaliśnrykieror.vcę d1aczego nie stra jku je. Gdydorvieclzieliśmy się, że dlatego iż wieziedyrektora, to kazaliśmy dyrektorowiwysiąść, a kiero$'ca odjechał. Z kolegąZdzisłarr"'em Imielińskim, poszedłem dozakładów lotniczych na ul. Rokietnickq.Brama fabryczna była zamknięta, więcprzeskoczyliśmy na teren zakładu, abyzawiadomić pracujących tam ludzi ostrajku w mieście. W jednym z lvar-sztatów, rv którym pracowały }:obiety'powiedzieliśrny, że ludzie zbierają sięna placu Mickiewicza. Reszta robotni-kólv była w świetlicy, gdzie partyjnyagitator występował przeciwl.:o stra j-kowi. Wtedy ja przerwałem jego mo.vr'ę. Zwróciłem się do załogi i zapyta-łem, czy starczy im pieniędzy na życieprzy tak niskich zarobkach, jakie o-trzymuj4' Zyskałem tym aplauz zało.gi i ci Iudzie poszli na plac Mickiewi-cza' Poteln z kolega Imielińskim po-szliśmy do zakładów elektrycznychprzy ul. Marceiińskiej i Grunwaldzkiej(obecnie stoi tam rn'ieżowiec). W biu.rach zapytaiiśmy ludzi' dlaczego niestrajkują. odpowiedzieli, że wiedzq ostrajku, ale obawiali się: Pytaliśmy też,czy kadrowiec jest ,,dzierżymordą', czyczlowiekiem. orlpolł'iedzicli, żc nru sięnależ;l, aIe -nv biurze jest rrieobecny _zwial.

Następnie poszliśrrry do RSW ''Pra-sa'' i rv holu prz-"- wejściu p:.taliśmypracowt.:ików, o to czy trapisz4 praw-dę o aktualnych wypadkach, czy teżmoże będą nadai stosować stare chwy.ty?. odpowiedzieli, że napiszą prawdę,a te kłamstwa się niel powtórzą. Potemposz1iśmy na ulicę Grun.'valdzką' dotzrv, ",Vi11a Flora" - tam akurat od-bywało się zebranie dotyczqce sprawrolniczych, byli chłopi. Agitowano, abyclrłopi przystępowali do wspólnoty rvspółdzielniach produkcyjnych. .Ia oo.rviedziałem w.tedy do agitujących:

',zamknij się, bo widać terr dobrobyt potobie _ w}'glądasz jak Śnierć rra ur]o.pie',. Poitrforn.rowałem chłopów o s|raj-l:u, oni zapS'.ali o kolejatz.r-, bo triepo-koi1i się o dojazci do domu.

Potem, gdy szliśrny w kierunl<u lii-t.ra ,"Bałtylr'', widziałem tam jak mło-dzi chłopcy osiemnasto-, clziewiętnasto-letni, zrylvali sprzed kina czerwolle.flagi. Potliev..ai były one ttlnieszczolretla w5.sokości oj;oio 3 nr, w.ięc jcdenchłopiec wchodził na ramiona drugie-go, aby dosięgn4ć f1agę. Na l{aponie-rze (obecnie Rondo Kopernika) widzia-ł:m pochód - s|.arszy mężcz;.ztta pro-lvadził grupę młodzieży z klas;' lV-Vszl<oły podstawor'vej, za nitn szedł tłunr,1uczie tiieśli transparent z szarego, kar.borvanego papieru o szerokoŚci ok'0.5 m i długości ok. 3 rn z napisem:'.Chcemy ch1eba!,,. Frzypomnę' że by-ly r,r'ludy bra]<i w zaopatrzcniu i ,,skle-py za żół'tymi firankami', (np. z ul. D4-bror.rskiego 2) cila c1i1:' UB i innych.lrrrl: rlrnłrlzne

Doł4czylem do..pochodu, szliśmy wstronę Drvorca Zachodnie'go, stamtąd u-daliśmy się na teren Targów Poznań-skich' Na czele tego pochodu szedł tzw.,.Edeli Polo,', jak nazywała go prasapoznańska, w czasie procesu po wypad.kaclr. Ubrany w kurtkę i marynarkę'Przy v''ieży Górnośląskiej odśpiewaliś.my hymn państwowy:i ,,Rotę''. Jej sło-wa ,,nie będzie Niemiec pluł nam wtwa'rz,' zamieniliśmy na ,,nie będzieRusek pluł nam w t,watz,,,

Ludzie rozeszli się, a' ja poszedłernw stronę placu Mickiewieza' Zattzyma-łem się przy budynku WojewódzkiejKomendy Mo (dawniej mieścił się tanrBank Reifenzena, obecnie Wydz.Prawa UAM). oficerowie Mo zachęca'linas do zwiedzania gmachu. Ludziewchodzili i wychodzili. Rozmawiałemz podoficerem Mo, który mówił: ,,myteż więcej nie zarabiamy od was''' Napl. Mickiewieza był' tłum ludzi, widzia-łem tam również samochód radiowo.-transmisyjny. Na narożniku DomuPartii rvysoko widniał napis ,,Mioszka-nie do wynajęcia'''

Poszedłem z tłumem ludzi Óbecną ul.Stalingradzką, koto lzby Skarbowej' rvstronę ul. Młyńskiej i ul. Libelta. Przezokrra biur Centralnego Zarzqdu fiem-niaczanego patrzyli urzędnicy. Byliubrani i czekali na kogoŚ z zewnqttzz ogłoszeniem o strajkr-r. Dochodząc doobecnego pl. Młodej Gwardii spotkałemwięźniów oswobodzonyc}:' ptzez demon-strantów. Rozma'"viałem z jednym znich: miał ok. 60 lat, był wynędzniałyi wycieńczony, blady, drżał mu głos.Dowiedziałern się, że jest rolnikie m'siedział za kontytigent, którego nie b:'1w stanie oddać. Tam też usłyszałemstrzelaninę od strotry Jeżr.yc' Każdy znas już się domyślał, ż,e to Urząd Bez.pieczcństwa strzeIa.

Udałem się na ul. D4browskiego. o-bok Ubezpieczalni Społecznej, na uli-cy i chodnikach leżały radiowe urzą-dzenia zagłuszajĄce' portrety dostojni.ków państwonvych poIskich i innych(rozpoznałem port,ret Cyrankiewicza,reszta była bardzo zniszczona. .Widzia-

łem na ul. Dąbrolvskiego czołg opano-r,varry i protvadzony przez demonstran*tów. Na czołgu stała kobieta z okrwa..lvionym polskim sztandar.em' Słyszałcmwiadomość, że jest to krew .zabitego

chłopca z pochodu prowadzonego plzeznauczycieia.

Zaznaczam, ż.e caly ten czas .bylenrv ubraniu roboczyrn, tzn. -w kot:rbine-zonie roboczym i drew'niakach. Ludzicszukali wszędzie,'ubow.có.w,,'

Już vlcżeśniej na ul. Libelta, jakaśkobieta rnówiła do mni.e, ze ząa czlo.r,vieka, który pracuje w UB' alo tenzrrikl w tlunlie.

Wróciłem do zakłaclu pracy, byia gc.dzina 15-ta' Przebrałem się i poszed.łem na Most Teatrainy. W tych.okoli.caclr widziałenr jak młodzi chłopcyniszczyli czołg polski - łamali antenę,odkręcali zbiornik, brali amunicję -żołniórze nie reagowali. Pomagałe-ra wprzcrvróceniu przyczepy tTamwaJoweJirr z. aby zablokowac r-t' jazd czołgui"ięoźv u1"' Dqbrowskiego i Rooseveltaod strony Kaponiery. Potem poszedłemul. Dąbrowskiego w stronę ul. Kocha-nowskiego' Tam już leżały poprzewra-catle trarnwaje. Karetki pogotowia,które chciały się uda'ć do UB' nie był-rlprzcpuszczalre. Było tan: bardzo dużoiudzi, gło',va pIZy gło-ivie. Byiem przygnacltrt I]IJ: widzialem jak chłopak rvrvie ku lB-19 1at rzucł.rł z s4siedniegodonrrr' b.lt.elkę' z benzynq. ale z powo.du dużej odiegłości nie trafił w okno.

Z Urzędrt padały strzały i ludzie pa.

dali na ziemię. Wołaiiśmy' że leży ran-ny. Wycofałem się na obecny teren In-stytutu Gleboznawstwa, tam kule strq.cały gałqzki z dtzew' U1icą D4brorv-skiego, od strony Mostu Teatralnegonadjechał ezołg. czołElsta z wieżyczkirzucił w naszq stronę granaty, pada-liśmy na ziemię, kryjąc się za murkien'lparkanu. Okazało się to, że był to gra-nat łzawi4cy. Ludzie, z przeciwne jstrony czołgu, obrzucili czołgistę ka-mietriami. Wówczas wycofaliśmy sięptzez Instytut i ptze'z przewróconyprzez nas' drewniany parkan na ul. Dą-bro'wskiego, ponieważ strzały padałyjuż nie tylko od budynku UB, ale i odtych czołgów, które nad jechały. Wi-działem też wojskowego, kaprala, któ-ry wiózł rannego oficera na motocyklu.Ten oficer rvalczył po stronie demorr.strantów - ludzie mówili, że z ul. Kra-sickiego strzelają <io UB żołnletze zckm-u.

Poszedłem na Most Teatralrry, koloopery, usiadłem na murku odpoczywa-jąc. Ale i tam ok. godz. 20.a0 rozpo.częła się strzelanina, więc uciekliśmydalej. Koło kiosku przy Operze widzia-łem chłopców, którzy napełniali butel.ki o.d piwa benzyną i obrzucali niminad jeżdża,jący czoł'g (blisko obecnegoWydawnictr,va Poznańskiego). Benzynazapaliła się na wieżyczce, aie czołg po-jechał dalej w kierunku ul. Dqbrov'l.skiego. Drva samochody pancerne \,vy-pelnione żołnierzami skręcały w ul.Wieniawskiego. Ludzie rozbiegli się.

obserwowałem karetki pogotowia zrannymi. Tu też spotkałem ponowniekolegę Zdzisława Imielińskiego, jakokierowcę,,.Warszawy'' M-20. Kilkakrot-nie wracał po rannych i rozwoził ichdo szpita,li. Nosze w jego samochodzieuiożone były w poprzek na t;'inym sic-dzeniu' Zdzisław Imieliński został ptzytym zraniony w nogę. Widziałem też* naprzeciw opery mężczyznę jad4-cego na rowerze od ui. D4browskiego.ZEinqł od kuli, która padła od stronyul. Dąbrowskie,go. Został ugodzony wplacy. Niestety nie mogliśmy udzielićmu pomocy' gdyż ciąg1e słychaĆ byłostrzały' a pociski odbi jały się wokół.Wkrótce nadjechał samochód ciężarowy_ takimi wozami' także wcżono ral1-nych i zabrał zabitego.

Idqc ul. Fredry w kierunku ,,oi<r4-giaka,' łvidziałem, jak pocisk przebiłszybę okna pasmanteryjnego i utkwj.łw drewnianej szpuli nici. Potem mo-głerrr stwierdzić, ile tkl.''ił tam dwa ty.gocinic, albo i dłużej'.Postanowiłem wrócić do domu, było

to około Eodz. 2|.a0. Ntieszkałem wte-dy na ul. Prądzyńskiego, dlatego. Ęotliodze pTzechodziłem o}rok Donu Zol:nierza, gdzie widziałem samochody zuzbrojon4 milicją w hełmach. Wieczo-Ien], już w domu, słyszałem nadaneprzez radio przenrówienie premiera Cy-rankiewicza za'"vieraj4ce m. in. slowa:,,kto podniesie rękę na władzę 1udo-wą, to władza rnu tę łapę siekierq od.rqbic''.

Następnego dnia tlie poszedłem dopracy' wyszedłem na miasto. Widziałenrwiele czołgów i żołnierzy w polskichmundurach. Na ul. Dqbrowskiego, kołodawnego browaru zauważyłem zrujno-wane mury przez pociski karabinorvei chyba takż,e czołgowe, zlvazyw::zyrozmiar zniszezeń', Podobne ślady wi-doczne były na okoiicznych domach. Naulicę Kochatlol'vskiego nikogo nie wpl1-szczano,

!V czasie wypacików poznańsltich zgi-nął rn. in. kolega Makowski w budyn.ku Wojewódzkiej Komisji ZwiqzklwZawodowych.

Page 15: PISMO Nszz WIELKOPOLSKI - Czerwiec '56 · 12. FRAf{KE Tadeusz 25.6.1925 Józeł P-ń, Po|na 5/7 Gl.lŃsKt Andrzej 21.s.1941 P-ń, Dębrowskiego 33 l 27 uczeń GRATA Kazimlerz porucznik

ALEKSANDtrII TOh,TASZEWSKI

I,v 1956 rolru byłem w wojsku. Byłto drugi rok mojej służby. Nasza jed-nostka przebywała w czerwcu na poli-gonie r,v Biedrusku. W czwartek rano,kiedy poszedłm do kolegi na logatkę wstronę Radojewa, dowiedziałem się' odniego, że w Poznaniu jest jakieś ostrepogoto$/ie czy nawet jakaś wojna. Wkażdym razie był tozkaz zabraniającyopuszczania poligonu. Gdy wróciłem dojednostki, już mnie dowódca, porucz-nik Kor,valki szukał 1 zaez4ł wyzywać,że opuściłem rniejsce postoju.

Gdzieś po godzinie l2.tei, został' za-tzqdzany alarm bojowy bez bloni o-strej, czyli amunicji, Wsiedliśmy nasamochody gdzieś po dwunastej' możebyło wpół do pierwszej i pobocznymidrogami jechaliśmy w kierunku Po.znania, wyjeidż'aiąc na szosę obornic.ką na wysol<ości Piątkowa. Dalej, po-jechaliŚrr-ry szosq do Poznania przez So.ł'acz, u1. feromskiego, Dąbrowskiego1roło ,,Wiepofamy''. Na ul. Dqbrowskie-go były już' czo.igi, jechaliśmy międzyczołgami -

joden człog, jeden samo*chód.

Do jecl-raliśrnv do E,ynku Jeżyekiegookoło godz. 13.tej. Tam dostaliśmy o-gień od strony kina ,,Rialto',. Wtenczassamc,chody i czołgi zaczęł'y się cofać izjechaliśmy ul. Kościelnq (ale tyiko sa.mocilody) na Aleję \'Vie1kopo1sk4. Za-trzymaliśmy się i z rozkazu generala,który rradjechał w gaziku, wydaliśmywojsku ostrą amunicję' oficerowie o.trzymali po 2 granaty. Mówiono' że tobył generał Popławski. Ja byłem wsłużbie uzbrojenia, dlatego jechałem nasamochodzie z amunicją .i wydawałemjq. Amunicja tlyła w skrzynkach, któ-re rozrywano i rozdawano naboje niebardzo licz4c, ile komu dano. Potem zmoim wozem uzbrojenia i innymi służ-bami pomocniczymi stałem na u1icyNiestachowskiej koło pływalni. Wojskotymczasem po je chało do miasta naulicę Dąbrov'skiego. Mogla to byĆ go.dzina 14.00-14.30.

Dowiedziałern się póŹniej od moich

kolegów, że znowu dostali ogień z bu.dynków przy browarze. Tam tcż padljeden strzał przeciwpancerny, ktÓryjednak nie eksplodował. Nie mogę po.w.iedzieć, czy tam też rzucatro butelkiz benzynq.

Do godziny 21.00 byłem przy ul. Nie-stachowskiej. Potem pojechaliśmy naul. PoznańskĄ ptzy uI. Jeżyckiej. Tampolożyliśm,v się w waskiej bramie aby^i^ ^--^^^^ aDrę vlZE)IJdU.

Automaty przywiqzaiiśmy sobie pa-sl<ami do brzucha i położyiiśmy się rraschodach. Gdy rano obuclziliśmy sięokolo godziny 4'00' okazało się, że by-liśmy przykryci kocami. Taka babkachodziła i okrywała nas' Było parę nri-nut po 4.00. Koledzy powiedzieli nam,że w gmachu UB można dostać jedze'n1e .

Poszedłem z dwoma kolegami do UBi kiedy dochodziliśmy do gmachu nad.jechał od strony ulicy Dqbrorvskiegosamochód wojskowy kryty brezentem,który przed wejściem zatrzymał się.Otworzono następnie jego tylna kia-pę. \Ą/ skrzyni sanrochodu było paręzabitych. Kiedy chcieliśmy wejść pojedzenie, pracownicy UB zaczęli głów.nym wejściem wynosić z gmachu lu-dzi zmarłycłr' Było może wpÓł do pi4.tej, może piąta... Zawołali nas, dwóchkolegórv i mnie aby pomóc im wrzucaćzwłoki do samochodu' Po takim c1łu-gim czasie nie mogę dużo powiedzieć,ale było kilkunastu cywilów, okołopiętnastu a może więcej. W samocho-dzie było dwóch ludzi na biało ubra-nych' którzy przerzucali wrzucane tru-py w głqb skrzyni samochodu. Jak towrzucili.śmy, samochód został zamkrrię.ty, plandeka opuszczona a my poszliś-my po jedzenie do gmachu do piwnicyi tam dosta1iśmy kiełtlasę' chleb' papie-rosy, czekoladę' jakby w nagrodę. Ko-ledzy, któtzy ze mna byli to Dobro-lvolski i Mar'ian Bętko."łlski, z tej sa-mej co ja jednostki wojskowej. Towrzucanie trv'ało parę nrinut. Nie za-uważyłem, aby zwłoki krwawity. By'łycałkowicie bezwładne. Rzucaliśmy jejak rvorki, jak przedmiotJ', jakby to

nie byli ludzie. Byli tam sami męzczyź-nl.

Wiem, że jederr z martulyclr miałprzestrzeioną głowę. Specjalnie go so-bie zapamiętałem. Był w sandałach, wbeżowyin prochowcu i w spodniachbordowych. Była to pierr'vsza ofiarir.Było to tak odrażajqcc, że zupe.tnic niepamiętam szczegół'ów, dalszych wrzrt-canych ofiar.

Nie mogli to być pracownicy UrzęduBezpieczeństwa, bo niektórzy byli wpł'aszczacL.l a przede wszystkim rzucanoich bez jakiegokolwiek szacunl<u dlaczłowieka, jakby to byli wrogowie al-bo odraża jqce przedmioty. Samochódsprzed budynku UB wyjechał na u1icęPoznańską w kierunku Rynku Jeizye-kiego.

Chciałbym dodać, że nie widziałemgdzie tc trupy w gnrachu leżaly. Poprostu funkcjonariusze rvynosili jcprzez głó."ł"'nc wejścic, nic wiem czyz piwnic czy z piętra, potem my wrzu-caliśmy je do samochodtt' Potern do-piero, jak samochód odjechał, wesz]iś-my do gmachu na prawo, schoclami dopiwnicy, gdzie w jednym pokoju byłakiełbasa, bufet po prostu. Wszystko le-żało na ziemi, na prześcieradłach, takibufet prowizoryczny.

Zaznaczam, że moim cowódcą byłkapitan Kurtycz, a służytem w dyrłti-zjonie artylerii przeciwlotniczej ochronysztabu dywrzji - pierwszy roh w Gu-binie, a drugi rok w Komorowie, przed-mieście Gubina.

Kiedy wróciliśmy w sobotę do jedno-stki, na poligon rv Biedrusku, zostaliś.my rozbrojeni z ostrej amunicji. Wy-glqdało to w ten sposób, że wywiezio.no nas na szeroki wolny plac i tam sze-regowych rewidowali podoficerowie ioficerowie. Potem oficerów i podofice-rów rewidowali jacyś inni ofice'rorł'ie,a także nasz polityczny.

Chciałbym zaznaczyć, że mimo tejrewizji dużo ż,ołnietzy miało jeszczeostr4 amunicję' bo ptzecież nie możnabyło wiedzieĆ |le z wydanej amutricjizostało zui:ytej. Relvizja b}'ł niedokład-na.

IRENEUSZ CIESLINSKI

W dniach pl.ocesu pełni1iśmy dyżurw Pogotowiu na Chełmońskiego i słu-chałem przez radio bezpośrednich rela.cji z sa1i s4dowej. Byłem okropnie zde-nerwowany sposobem prowaclzenia tegoprocesu' jego tendencyjnością i wypa-czaniem faktór,v. Mając nadzieję odfał.szowanla per',znych sprarv zdecydowałemsię zgłosić do sąr1u r'v roli kolejnegoświacka oblony. Starałem się rramó'*'ićkolegów, pełniqcych wÓwczas tazem 7emnq dyżur w Szpitalu im. Raszei, żebyrównież zdecy<iowali Się zeznalx-aĆ,Zgłosił się t:ltko Bogdan ŚIiwiński. Byłtaki terror rv tym czasie, że nie do po-myślenia było, żeby ktoś się odważyłw ogóle zgłosić się na proces. szczegóI-nie, ,źe miał się już ku końcowi i prak.tycznie sprawa była przegrana.

Przez cztery doby pełniliśmy dyztlr,opero.waliśrny, leczyIiśrny

Na dany dzień dostaliśmy wezwatriei zgłosiliśmy się na rozprawę. Sala roz-praw była w S4dzie Wojewódzkim rraMarcinkowskiego. Trzeba było przejśćprzez kilka barier, d<ljŚcie było bardzotrudne, otoczone rvojskiem. Na rozpra-rł,-ę zabrał,em ze sobq dowody tzeczawew postaci ksiqżki izby przyjęć szpitala.Kiedy wszedłem na saię było trzech sę-dziów i trzech prokuratorów, po prawejstrolrie siedzieli aciwokaci. w głębi popralvej stronie siedział Eddi Polo -Kulas i wspóluczestnicy jego rozpra\\'}.,v' l:tórej byli oskarżeni jako ci' którzyrztkonro spowodowali 7e rozruchy. Ztyłu po drugiej stronie siedzieli repor.terzy zachodnich pism.

Gdy przystąpiłe4 do pulpitu jakośv'iadek, byłem w odległości może jed.

nego metra od głównego sędziego. Pier-wsza tzecz: sędzia od razu oburzył się,że mam jakiekolwiek dowociy tzeczowe.,,Co za dowody rzeczowe? Co to zaksięga''. Ja mórvię, że to najważniejszydowód TzeezowY, któr"ll ma wpłyrrąć naprzebieg plocesu. Sąd nie zgadza się nana dopuszczenie tego dowodu, ]^/ ogólemowy nie ma o tym, adrzu'okaci momen-tainie oponowali, że tu nie rviadomolvłaścir'vle o co chodzi. lecz trzeba każ-rty dorł'ód r.vziqść pod urvagę, zbadaćitp. Sąd trdał się na narałię, która tr'u"za.ła bardzo długo, gdzieś tam chyba te-lefonowali - dopuścić UzV nic copuścic?Uprzednio jcszczc adrvoknci l,rowicdzicli

soLIDABNoŚĆ { ĘwrEl-r{.oPol-srtr I !u

Page 16: PISMO Nszz WIELKOPOLSKI - Czerwiec '56 · 12. FRAf{KE Tadeusz 25.6.1925 Józeł P-ń, Po|na 5/7 Gl.lŃsKt Andrzej 21.s.1941 P-ń, Dębrowskiego 33 l 27 uczeń GRATA Kazimlerz porucznik

nam, źe sąd nie zezwo71ł" na clopuszcze-nie mnie i kolegi Ś1iwi1rskiego do roz.prawy jako Świadków, dopiero później,na drugi dzień ogłosili '"v prasie, że sądzgadza się na dopuszczenie nas, Noi wtedy zaczĄł'em tłumaczyć co rł'idzia-łem na wlasne oczs,' podczas zajść28 czerwca 1956 roku.

Był cizień 28 czerwca. Słyszałem, żerobotnicy od Cegielskiego, u którychnastąpiła bardzo niekorzystna zmianastawki płac, wzburzetli tym wysłali de.legację do Warszawy i niezadoi,ł'o1eni'że riie otrzymali odpowiedzi, cz1y tez zeich parlamentaliusze zostali zatrzyma-ni. z,rr.ola1i rł'icc i rano w}'szli lla ulic.cmiasta. Po drodze zabraii robotniliórł'z Fabryki Maszyn Znilł'nych, przeszlipodobno plzez Targi, ale tego nie wi-dziciiśmy. Zobaczyliśmy ich dopieroz oklen drugiego piętra Szpiiala Raszei,jak weszli do blrd,vnkrr \,Vojeu'ódzkiegotrVydzlału Zdro''tlia na rogu Dqbro-'lrskie-go, dzisiaj tam jest Ubezpieczainia.Wpadli tam lu.dzie - nie po to, żebydostać się do Wydziałrr Zdrou'ia, ty]kowpadli na góIę ponieważ cały dach po.kryty był ma)Ztami zagłuszającvmi. Lu-r]z1o łeeząli zrr'rx.:ó in llrror]zanio .,!''

żq tru<iności4 lo szło, zrywa1i z niena.wiściq. Na górze prawdopodobnie by-ly tcż poko je Urzędti Bczpic:zeństrr'ai stamtąd w;r]ąf;;qzą}y alrta na ulicę.Urzqd Bezpiecze1rstwa mial tam - '"vWcjewódzkim Wydziale Zdrorł'iaswoje pokoje do przesłuchań: potrieu,ażja tam byłem przesluchirvatrv, lvięcwiern.

Z D4browsliiego tłum rrrszvł w dółna Kochanowskiego. Szpiial Raszei niemiał v'ólvczas tych budyr.rj<ów - któredzisiaj stojq, na ich miejscu był rvolnyplac i z tego p1acu widać było prawiecały budynek UB. Pochód przyszedł podten budynel<, nic rvidzieliśmy jednakcałego pochodu, bo tam był taki małydom, który trochę zasłaniał rvicok. Sły.szeIiśmy okrzyki wznoszone' .widzieliś-my pięści podniesione w kicrunku UB.Poiem lv stronę okien poleciały kamie-nie podniesione z brukrt, z ulic;'. \Ą/ jed.nym z okien pokazał się osobnik rv zie-lotrym ubrrniu, rv takim mundurzc pÓl-wojskowym, trudno mi to z perspektl'-wy Iat po."viedzieć, i coś poczqtkowokrzyczał' do nich. Po chwili l'vyj4ł pisto-iet i strzelił clwa razy w górę' a llastęp-nie zacz4ł' strzelać w dół. Zaraz potemwidziałem przez okno, że idzie pielw-szy ranny. nazwiska nie pamiętam, aIeranny b]lł - przestrzał kości ramien-nej lewej, czy pra'lrej. Potem było dr'vo-je clzieci. a później ludzi rantrych bytobardzo dużo, łqcznie ludzi rannych' cho.rych, było może około 300, może nawett,lrięce j.

Kiedy zobaczyłem ranrrych, to zbieg.ienr na dó}' wziąlcm dwic rejcstratol..ki, którym lrazałem być prz]' '"vejściui przl. każd:.m, któl'y \Ą'ejdzie pisać rra-z''rrisko, imię, godzinę przyjęcia. Nie zda*wałem so'oie sprawy jak wielkie to bę.

dzie miało znaczenie dla pÓźniejszegoprocesu i historii' I właśnie, Wl,.soki Sa-dzie, mam tutaj te księgi na dowód,kiedy i jacy ranni przychodzili, o jakiejgodzinie. Pierwsi ranni _ dziś nie pa-miętam dokładnie - by.1i ol<oło 10-tejz minutami - a ludność mogła miećbroń dopiero o1<o1o 12-tej z minulami.Lo znaczy po zdobyciu wiqzienir. Tobyła pierwsza broń w Poznaniu, czyli1udność nie mogła rozpętać tego całegopiekła, tylko Urz4d Bezpieczeństwa.

Oprócz rannych, przestrzałów, po-strzałÓw, dostarczano nam też zabitvch'Część umierała u nas. Ralrni bvli na-1ychmiast opcrorvani na dwóch salach,na jednej operował dr Granatowicz zI<olegami, na dtugiej m.in. ja. Na pierw-szvm piętrze szpitala jest duża kaplica'którą natychmiast zamieniiiśmy na sa-1ę rannych. Łóż^ka zost,ały zrriesione zestrychu' bardzo dużo pomagał personeladministracyjny' Pozr,valnialiśmy rvszv-stkich chorych. którzy mogii pójść dodomu. Łóżka bardzo szybko zapełniałysię i przvbywalo. bardzo, bai'dzo dużorannych. Z ciężkich wypadków pamię.tam takiego chłopca gimnazjalistę 1B-19_1etniego - pokłutego bagnetami jużw nas"tępn)'m czy w t:r'm samym dniu,a tal;że pl.zestrzaly 1<1atki 1licr'siorvej,przestrzały brzuclra'

7^hir,.^L -^,.,"-,.1^z.du!L \ Lil 4tlu54ullu LdLdL ttu !,dldzLt.-^;ł^]-^d^ ].łńr..... łni ahrrrili clllłrrlr4P1LdrIlg5v' l\{UrJ W (!J Lllvv1(r Ó.uuJ r

dora,Źtrie jakc kostnica. Na trzeci dzień.i<icdr' ju,ł b;.io trochq luzu' zeszliśmyz koleg4 Śliwiriskim do tej kostnicy, po.rozry\'va1iśm}' koszu1e rł'szvstkich zabi-tych, opisyu'aliśmy lv1ot i wyIot każ-dego postrzału i każdernu przypięiiśmyliartkę z dokładriym opisem.

ZabiIych było około 2c-tu, ponieważreszta została wywieziona do ZalrładuMed5.cyny Sądowcj już rr'cześnie j' Przezcztery doby pełniliśmy dyżirr, operowa.1iśm''', leczyliśmy. Do ponlocy zgłosiłosię bardzo dużo lekarzy z miasta.

Międzr. inll5.mi by} tcż 'l nas jcdenranny żołnierz, iniał przestrzał kościpodudzia. od niego dowiedzieliśmy się,jak się to r't'szystko odbyło' otóż' oni zo-stsii zebrani z ró,Żnycll jedrrostek z ca-łej Polski, otoczyll Poznań. Wprorł'adzo-no ich w bł4d, powiedzianc im, że nauIicach Poznania grasujq bandy rabu-jące sklepy, mordujące ludzi, które tobandy na1eży unicestl.t''ić' W takirn za'-cietrzewieniu żołtlierze chyba bez ichrviny, strzela1i naprawdę trochę bez-myślnie. Po godzilrie milicyjnej, któlabyła zdaje się od 2l-ej wieczorem, strze-lali bez zapytania do ludzi. ktokolwieksię pojawił' kobieta nie kobieta'

Odbywały się kanonady bezsensorł'.ne. żołnierze chcieli sobie postrzelaó, jakto się mówi, ale raczej rozjuszeni przeztlowódców, kŁ6tzy ich fałszywie infor.rnowali. Ten ranny żołnierz, mimo. żebył ranny, że po'"'rinien był rozumieć,że to jest bratobójcz.a walka, odgrażalsię, że jak on tylko rvyjdzie, to on jesz.cze cyr'r'ilom pokaże. że on ich postlze.la itp.

}Ia trzecią dobę dzwoniłem do nacze1-nika Wojewódzkiego Wydziału Zdrowiaz zapytaniem' czy mam przesłać tychwszystkich zabitych, tak jak to mówiqprzepisy, do Zakładu Medyc-r'ny SqcJo.wej. Powiedział. że nie, że orri }:ędą po.chowani na różnych cmentarzach i żenie trzeba wykonywać sekcji. Teraz.plzcd sądcm adwokaci wystqpili z za-

rzutem: panie doktoIze, pan składałprzysięgę lekarską, że jeśli ktoś jest za.bity lltb zginie jakąś śmiercią nadzwy-czajna, musi być bezwzględnie wykona-na sekcja. Z tym samym zastrzeżeniemzwróciłem się do tego naczelnika Wo.jewódzkiego Wydziału Zdrowia, a on miwtedy powiedział: ,,Panie doktorze, tonie jest zatz4dzenie moje, to jest za-Izadzenie wyzszej instancji', - dał mido zrozumienia, że to jest zarzqdzenieCyrankiewicza' który przebyrł'ał vńedyw Poznaniu i z jakiejś willi wydarvałpolecenia,

Prokuratura bardzo szybko zrezygno-wał.a z, naszych zezna\' chciała się jaknajprędzej pozbyć nas z sali' twierdzi-ła, że nie ma Źadnych pytań. Za to ad-r,rokaci r'vypytywali nas bardzo szcze-gółorvo' Ponieważ jednak opefowaliś.my' za dużo nie mogliśmy widzieć.''Prasa zanotowała nasze zeznania, z tyrn.ze został.y one fałSzywie i lvyrywkowoprzed-stav/ione.

Gdy na drugi, czy tr.zeci dzień wy-szedłem ze szpitala, na ulicy pełno by.ło łusek od karabinu, taka strzelaninabyła. Vr' szpitalu, w czasie operacji, mu-sieliśmy kilka razy padać, bo były strza-ł.y przez okno w sufit. Ponieważ upły-nęło tyle czasu, nie mogę za dużo szcze-gółów podać, ale te rzeczy Sa bardzo do-kładrrie sipsane przez Prokuratora w{)-jewódzkiego, do którego już, za czasówGomułki - byliśmy wezwani po razdrugi. Prokurator obiecał., ż,e tetaz od-będzie się czystka lV Urzędzie Bezpie-cz-cństwa, i że będzie llareszcie spra.r,viedtir'vość - tak, ze ja to stale słyszę,że będzie lepiej...

I jeszcze jedna sprawa z UrzędemBezpieczeństwa. UB zwróclło się telefo-nicznie o przysłanie pomocy' ponieważzemdlała tam jakaś ulzędniczka. Byłastrzelanina tak ostra, że podejście tambyło ryzyko.'vne' Mimo to. karetką po-jechał kolega Śliwiński, był tam i opo-rviadał mi, co zastał. Był tar1t olbrzymismród, ponieważ iudzie ci załatwiaIi siępl'awdopodobnie pod siebie, nie moglipodnieŚć się, strzały były z s4siednichbudynkólv do okien, siedzieli tyłem, niemog1i podejść do drzwi. Byli przeraże-ni' były próby spa1enia budynku. Po.tem gdzieś z 50olo urzędników UB zo-stało zwoillionych,' to znaczy większośćz nich była przysyłana do lekarzy, żebyuzyskać renty, wysyłali ich na emery-turę, tak, że oni wygrali na tym też,przęcież tam nikt za to żadnej kary nieponiósł.

Towarzy szorr, sztuki drukarskiej_ cześć

Dobór i opracowanie ilus|racjil PloTR czARTo.ŁoMNYReprodukcja zdjęć archiwaInych: ANDRZEJ FLoR.r,.owsKl

Wydawca: NSZZ,'Solidarność', MKZ-Wielkopolska

Reda kcjaJan K' ADAMK|EW|CZ' Piolr CZARTOŁOMNY' Ma.r;an DŹW|N|EL, Le:h DYMARSK|, olzegorz oAL)-DEN, Edward ORZESKOWIAK (redakcja lechniczna),Ewa SZADKOWSKA, Wojciech woŁYŃsKl (opraco.vrłnie graficzne),

Adres redakcji: ul. fwierzynieeka l5, Poznań, |el'468-19 cena: {0 zl (6 z| ł 4 zł na Pomnik)

PZOMK - t046lS1 -15.000