Pionierzy Ziemi Koszalińskiej i ich wspomnienia · Wojenna droga pielêgniarki ... Nie nale¿eli...

232
STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ KOSZALINA KLUB PIONIERA MIASTA KOSZALINA KOSZALIŃSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA

Transcript of Pionierzy Ziemi Koszalińskiej i ich wspomnienia · Wojenna droga pielêgniarki ... Nie nale¿eli...

STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ KOSZALINAKLUB PIONIERA MIASTA KOSZALINA

KOSZALIŃSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA

PIONIERZY ZIEMIKOSZALIÑSKIEJ

I ICH WSPOMNIENIA

STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓ£ KOSZALINAKLUB PIONIERA MIASTA KOSZALINA

KOSZALIÑSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA

PIONIERZY ZIEMIKOSZALIÑSKIEJ

I ICH WSPOMNIENIA

Pionierzy swojemu Miastui swojej ma³ej OJCZY�NIE

Koszalin, maj 2010 rok

Zespó³ redakcyjny:Zofia Banasiak, Maria Hudymowa, Janina Stolc

Redaktor techniczny:Jerzy Banasiak

Wydawca:Stowarzyszenie Przyjació³ KoszalinaKlub Pioniera Miasta KoszalinaKoszaliñska Biblioteka Publiczna

Pracê wydano pod patronatem Urzêdu Miejskiego przy wsparciu:1. Wielkopolskiego Operatora Systemu Dystrybucji Gazu Oddzia³ Koszalin2. Przedsiêbiorstwa Gospodarki Komunalnej Sp. z o.o. w Koszalinie3. ZTP Tepro SA Koszalin4. Miejskich Wodoci¹gów i Kanalizacji w Koszalinie5. Miejskiej Energetyki Cieplnej w Koszalinie6. Telewizja Kablowa Koszalin7. Powszechna Spó³dzielnia Spo¿ywców „Pionier”

ISBN 978-83-87317-64-5

�ród³a:Kronika Klubu Pionierów z lat 1970 – 1986Publikacje prasowe o dzia³alnoœci Klubu z lat 1970 – 2007Protokó³y, roczne plany pracy z lat 1970 – 2007Zapiski kronikarskie cz³onków Klubu

Materia³ fotograficzny:Kronika Klubu Pionierów z lat 1970 – 1986Ze zbiorów prywatnych Marii Hudymowej

SPIS TREŒCIWstêp – Janina Stolc ............................................................................................................. 5

I. Historia Klubu Pionierów Koszalina – Maria Hudymowa ........................................... 13

II. Wspomnienia pionierów ..................................................................................................... 27

Nauczyciel, prawnik, pionier (wspomnienie o Karolu Mytniku)– Maria Hudymowa ....................................................................................................... 29

Koszalin moje ¿ycie – Stanis³aw G³owacki ................................................................ 31

Jak zosta³am Koszaliniank¹ – Zofia Banasiak ............................................................ 35

Z pamiêtnika nauczycielki ze Skwierzynki – Helena Bury (oprac. M. Hudymowa) 40

Zwyczajna i niezwyczajna (wspomnienie o Stanis³awie Ficek-Emme)– Maria Hudymowa ....................................................................................................... 44

Zosta³am Polk¹ uciekaj¹c przed wojn¹ – Irena Gan .................................................. 47

Leœna wigilia – Maria Hudymowa .............................................................................. 50

Bibliotekarz, kustosz, rolnik – Jan Jurczak (oprac. M. Hudymowa) ........................ 52

Bliska mi Ziemia Koszaliñska – Bernard Konarski .................................................. 56

Moje koszaliñskie lata – Józef Korczak ...................................................................... 59

Nowa szko³a, nowe przyjaŸnie – Zofia Korczyñska-Szrubka .................................. 64

Tak zaczynaliœmy – Józef Napoleon Leitgeber ........................................................... 70

Zgin¹³ w walkach o Ko³obrzeg (wspomnienie o por. Edmundzie £opuskim)– Maria Hudymowa ........................................................................................................ 79

Wojenna droga pielêgniarki – wspomnienia Marii Krawczyk-Michalak – oprac.Maria Hudymowa ........................................................................................................... 83

Najlepsze miejsce pod s³oñcem – Henryk Osipiuk (oprac. Z. Banasiak) ................. 90

¯ycie prac¹ pisane (wspomnienie o Eugenii Rojszyk) – Maria Hudymowa ............. 93

Tu prze¿y³am ¿ycie – Janina Skalska ......................................................................... 98

Moje dzieci – Kazimiera Sobolewska ......................................................................... 103

Frontowa przygoda – wspomnienie Antoniego Soleckiego – oprac. MariaHudymowa ...................................................................................................................... 106

Z gór nad morze – Wiktoria Stefañczakowa .............................................................. 110

By³am pierwsz¹ polsk¹ pielêgniark¹ – Barbara Sznajderska ................................... 114

Janusz Korczak by³ dla niej wzorem (wspomnienie o W³adys³awie Tarnawskiej)– Maria Hudymowa ....................................................................................................... 118

Z Nowogródka przez Czelabiñsk do Koszalina(wspomnienie o dr Marii Tomaszewskiej-Gürtler) – Maria Hudymowa ................. 123

Z kronikarskich zapisków – Henryk ¯udro ................................................................ 126

III. Stare i nowe fotografie z klubowych kronik .................................................................. 129

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 3

dr Janina StolcWiceprezes KlubuPionierów Koszalina

WSTÊP

Publikacja ta stanowi zbiór wspomnieñ tych pionierów Ziemi Koszaliñ-skiej, którzy zdecydowali siê na upowszechnienie swoich prze¿yæ, pokazanieœcie¿ek, którymi szli przez tragiczne lata wojny i okupacji, kiedy ¿ycie by³ozagro¿one ka¿dego dnia – i przez trudne, a jednak pe³ne zapa³u powojenne lata.

Gromadzone latami przez pani¹ Mariê Hudymow¹ wypowiedzi poszcze-gólnych osób, opracowane redakcyjnie przez pani¹ red. Zofiê Banasiak(cz³onka zarz¹du Klubu Pionierów) zosta³y opublikowane przez GazetêZiemsk¹, co powa¿nie u³atwi³o przygotowanie niniejszego wydawnictwa.

Wiêkszoœæ autorów siêga wspomnieniami do okresu swej m³odoœci, ka¿dyjednak stara siê pokazaæ te¿ ca³¹ panoramê póŸniejszych prze¿yæ i zmagañz losem, jaki mu przypad³, z sytuacj¹ i czasem, w jakim siê znalaz³.

W tej mozaice wspomnieñ, przedstawionych w spokojnej tonacji, czasemz nut¹ sentymentu, zawarto przyk³ady mocowania siê z ¿yciem, z niewyobra-¿alnymi dziœ trudnoœciami, niejednokrotnie wrêcz heroicznymi próbami ichprzezwyciê¿ania. By³y to przecie¿ czasy, w których, jak pisa³ zapomniany dziœW³adys³aw Broniewski „nie g³aska³o nas ¿ycie po g³owie”. Nikt rozs¹dnyzreszt¹ tego wówczas nie oczekiwa³. Wiadomo by³o: skoñczy³a siê wojna, któr¹nie wszystkim uda³o siê prze¿yæ, nastêpowa³y ogromne zmiany. Nale¿a³ow³¹czyæ siê w tworzenie nowego ¿ycia: uruchomienie szkolnictwa, s³u¿by zdro-wia, gospodarki, powo³anie szeregu instytucji, zak³adów pracy, a tak¿e wszyst-kich ga³êzi, decyduj¹cych o przetrwaniu i rozwoju kraju w takich warunkach,jakie wtedy istnia³y.

Nie ka¿dy przechodzi³ ten czas bez problemów, jakie wystêpuj¹ w ¿yciuka¿dej zbiorowoœci. Nie wszystkie bie¿¹ce oceny czyichœ jednostkowychwysi³ków bywa³y sprawiedliwe, tym bardziej, ¿e w euforii pierwszych powo-jennych lat podejmowano siê z koniecznoœci czêsto zadañ nie zawsze na swoj¹miarê…

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 5

No có¿, tak te¿ bywa³o: radoœæ tworzenia i gorycz indywidualnych pora¿ekludzi mimo, ¿e ich dzia³ania wynika³y z najlepszych, prospo³ecznych i patrio-tycznych pobudek… Taki te¿ jest w niektórych wspomnieniach obraz minione-go okresu.

**************

Niniejsze opracowanie sk³ada siê z dwudziestu czterech jednostkowychrelacji, pe³nych refleksji i wspomnieñ poszczególnych autorów. Ta czêœæpoprzedzona jest histori¹ Klubu Pionierów, opracowan¹ przez pani¹ MariêHudymow¹, pe³ni¹c¹ funkcjê przewodnicz¹cej rady programowej Klubu w obuokresach jego dzia³ania. Pani Maria by³a jedn¹ z inicjatorek utworzenia KlubuPionierów w 1970 roku i jego reaktywowania po blisko dwudziestoletniej prze-rwie w 2004 roku. Jej wieloletnie doœwiadczenie, znajomoœæ ludzi, charyzma,a tak¿e fakt, ¿e pierwszym przewodnicz¹cym Klubu by³ pan Karol Mytnik –nauczyciel, prawnik, wspó³organizator szkolnictwa, a obecnie po reaktywacji,tê funkcjê pe³ni jego syn – Leszek Mytnik – tworzy szanse nie tylko kontynu-acji dzia³añ Klubu, lecz i dostrzegania nowych zadañ, jakie niesie obecny czas.

Wœród powszechnej dziœ fali krytyki wszystkiego, co by³o w PRL (g³oszo-nej jak¿e czêsto przez nosz¹cych niegdyœ „baldachim” nad w³adz¹ œwieck¹,a teraz z równym entuzjazmem s³awi¹cych tê koœcieln¹), zaskoczeniem dlawielu osób mo¿e okazaæ siê lektura zapisu autentycznych prze¿yæ ludzi, któ-rych los rzuci³ na Ziemiê Koszaliñsk¹. Nie nale¿eli oni do grupy tych z pierw-szych stron gazet, nie piastowali licz¹cych siê stanowisk, ale znaleŸli swoje„miejsce w szeregu”, podjêli pracê, podnosili kwalifikacje, mimo ¿e uczelniby³o ma³o, a dojazd do nich trudny, za³o¿yli rodziny, wykszta³cili swoje dziecii wnuki, zapewnili im pracê i mieszkanie. Potwierdzeniem tego mog¹ byæs³owa jednego z autorów: „dobrze, ¿e tu przyjecha³em i ¿e ¿ycie tak siê poto-czy³o. Moje obecne miasto rodzinne uwa¿am za najlepsze miejsce pods³oñcem”. Tak, tak w³aœnie pisa³ pan Henryk Osipiuk, który ca³e swe ¿yciezawodowe – blisko 40 lat – przepracowa³ na stacji pomp w Bia³ogardzie.

W podobnym tonie pisze pani Janina Skalska, przyby³a do Koszalinaw czerwcu 1945 roku: „Miasto by³o zniszczone, ale entuzjazm pracy by³w tamtych latach ogromny. Odgruzowywanie, tworzenie nowych instytucji:poczty, szpitala, S¹du Okrêgowego, sklepów, uruchomienie koœcio³a (obecnejkatedry); a przede wszystkim organizacja szkolnictwa”. Tu w pamiêci paniJaniny zapisa³ siê pan Klaudiusz Górski – inspektor szkolny. W podsumowa-niu swojego ¿ycia zawodowego i rodzinnego (50-lecie ma³¿eñstwa, trójka dzie-ci) na zakoñczenie stwierdza: „Koszalin to moje miasto”.

6 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Tak pisze te¿ pani Zofia Banasiak, która po ukoñczonych studiach w Kra-kowie wraca do Koszalina, podejmuje pracê w banku, a z chwil¹ powstaniaG³osu Koszaliñskiego zajmuje wraz z przysz³ym mê¿em licz¹ce siê w tej gaze-cie miejsce. Po przejœciu na emeryturê stwierdza: „Dziœ czujê siê koszaliniank¹,bo tu zainwestowa³am moje najlepsze lata ¿ycia, podobnie jak moi rodzice,dzieci i wnuki”.

No có¿ – „ka¿de pokolenie ma w³asny czas”, jak mówi piosenka. Dziœ,kiedy samochody nie mieszcz¹ siê ju¿ na ulicach (niestety równie¿ w gara¿achi na chodnikach), kiedy rozwarstwienie spo³eczne dosz³o do tego, ¿e jednibuduj¹ domy – pa³ace z basenami lub luksusowe mieszkania w strze¿onychdzielnicach, a inni tylko podczas du¿ych mrozów przenosz¹ siê z lasu lubdzia³ek do noclegowni, w okresie „wyœcigu szczurów”, kiedy jedni dostaj¹ kil-kunastoz³otowe, a inni wielotysiêczne podwy¿ki – ma³o kto ju¿ pamiêta, ¿echoæ „by³ taki czas, kiedy oczom zabrak³o ³ez”, to przecie¿ mimo wszystkoinne wartoœci siê liczy³y, inne prze¿ycia wywo³ywa³y emocje i inny by³ stosu-nek do ¿ycia…

Jedna z autorek, pani Barbara Sznajderska, kiedy w Zieleniewie podKo³obrzegiem wraz z nadejœciem frontu doczeka³a siê ¿o³nierzy w rogatyw-kach, wspomina to tak: „Radoœæ by³a nie do opisania. Witaliœmy siê z nimi, jakz najbli¿szymi, p³acz¹c ze szczêœcia, ¿e mogliœmy do¿yæ i zobaczyæ polskiewojsko”… i dalej: „Wspólnie martwiliœmy siê o zaopatrzenie. Niemcy zabralii zniszczyli wszystko, pozosta³y zgliszcza i g³ód”. Wspomina te¿ o ma³ym „synupu³ku”, który postanowi³ œcigaæ morderców swych rodziców a¿ do Berlina.

Autorka tych wspomnieñ zosta³a pierwsz¹ polsk¹ pielêgniark¹ w Po³czynieZdroju, wczeœniej tworzy³a izbê porodow¹ w Drawsku.

Kolejn¹ pielêgniark¹, jak¹ przedstawiamy w tym zbiorze, jest p. MariaMichalak, która w koszaliñskim szpitalu przepracowa³a oko³o pó³ wieku.Zanim tu jednak trafi³a, odby³a frontow¹ drogê w s³u¿bie sanitarnej armii gene-ra³a Berlinga.

Bezcenny przyk³ad odpornoœci psychicznej i hartu stanowi dr MariaTomaszewska, która mimo dramatycznych prze¿yæ miêdzy innymi w Kazach-stanie – gdy dotar³a do Koszalina, zajê³a siê walk¹ z gruŸlic¹. Przez 26 latnios³a pomoc pacjentom na Oddziale GruŸliczym.

W dziedzinie s³u¿by zdrowia i jej rozwoju powa¿ny i niepodwa¿alny wk³adwnieœli pañstwo Eugenia i Jerzy Rojszykowie, którzy po przejœciach wojen-nych i ukoñczeniu studiów medycznych pracowali w S³upsku, nastêpniew Bia³ogardzie, a wreszcie a¿ do emerytury w Ko³obrzegu.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 7

Najliczniejsz¹ grupê autorów stanowi¹ osoby, które znalaz³y zatrudnieniew szkolnictwie. Do g³ównych problemów oœwiaty w tym okresie nale¿a³o nad-robienie straconego czasu, zwalczanie pó³analfabetyzmu, przygotowanienowych pokoleñ do nowych ¿yciowych zadañ, uruchamianie szkó³ ró¿negostopnia i specjalnoœci, prze³amywanie trudnoœci w wyposa¿eniu placówekoœwiatowych (oprócz szkó³ – przedszkoli i œwietlic) w sprzêt i pomoce nauko-we, programy i podrêczniki, zdobywanie œrodków na budowê i remonty obiek-tów oœwiatowych, przyœpieszenie kszta³cenia i doskonalenia kadry nauczyciel-skiej.

W tej grupie nale¿y wymieniæ pana Karola Mytnika – organizatora i kie-rownika Szko³y Podstawowej dla Pracuj¹cych w Koszalinie, pani¹ MariêHudymow¹ – kierownika Szko³y Podstawowej nr 1, przez pewien czas prezesaZNP, póŸniej pracownika Wojewódzkiego Wydzia³u Oœwiaty, nastêpnie wice-dyrektora Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej.

Szerok¹ dzia³alnoœci¹ wykaza³a siê równie¿ pani W³adys³awa Tarnawska,która pracowa³a w szko³ach podstawowych w Drawsku, Œwidwinie, KaliszuPomorskim i Ko³obrzegu. Z kolei pani Kazimiera Sobolewska ze szkó³ naPodlasiu przenios³a siê do Koszalina, gdzie by³a kierownikiem Szko³y Podsta-wowej nr 3.

Pani Zofia Korczyñska przyby³a do Koszalina z Zaleszczyk i by³a tuuczennic¹, studentk¹, nauczycielk¹ i kierownikiem szko³y. Pani Helena Burypracowa³a wraz z mê¿em w Domu Dziecka w Radawnicy, a nastêpniew szko³ach podstawowych. Panie Wiktoria Stefañczak i Stanis³awa Emmepracowa³y jako instruktorki w Domu Kultury Dzieci i M³odzie¿y w Koszalinie.

Czêstym tematem wspomnieñ wielu autorów by³y prze¿ycia wojenne.Wiele osób uczestniczy³o w ruchu oporu: pan Bernard Konarski w SzarychSzeregach, pani Kazimiera Sobolewska w Batalionach Ch³opskich. W tej¿eformacji dzia³a³a tak¿e p. Helena Bury, wywieziona póŸniej do obozu koncen-tracyjnego w Ravensbrück. Pani Eugenia Rojszyk wspó³pracowa³a z partyzan-tami. Pani Maria Hudymowa przedstawi³a wspomnienie wieczoru wigilijnegowœród partyzantów Armii Krajowej. Na rzecz AK dzia³ali równie¿ Edmund£opuski i Antoni Solecki. Pani Stanis³awa Emme by³a ³¹czniczk¹ miêdzyœrodowiskami zbrojnego podziemia. Uratowa³a wielu Polaków przed pogro-mem z r¹k nacjonalistów ukraiñskich. Ten trudny temat poruszy³ równie¿ panJan Jurczak (pracownik biblioteki), pisz¹cy o wojennych nocach grozyi okrutnych mordach, dokonywanych na Polakach przez UPA.

8 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Pani W³adys³awa Tarnawska, pisz¹c o czasach okupacji wspomina aresz-towania, egzekucje, œmieræ swych braci w obozie koncentracyjnym.

Udan¹ podró¿¹ przez ¿ycie – mimo tragizmu lat wojny i zmagañ ¿o³nier-skich – mo¿na nazwaæ losy Antoniego Soleckiego, kolportera prasy podziem-nej AK, cz³onka samoobrony mieszkañców polskich na Kresach Wschodnich,a nastêpnie ¿o³nierza I-ej Armii gen. Berlinga. Dozna³ radoœci spontanicznychpowitañ wojska polskiego, ale prze¿y³ równie¿ bardzo wiele niebezpieczeñstwi zagro¿eñ ¿ycia w czasie forsowania Wis³y, zdobywania Z³otowa, Jastrowiai Miros³awca, pokonywania Wa³u Pomorskiego. Dotar³ jednak szczêœliwie doBerlina. Po wojnie, w Koszalinie zdoby³ wykszta³cenie, za³o¿y³ rodzinê, praco-wa³ w Zak³adzie Przemys³u Elektronicznego „Kazel”, przez 25 lat uczestniczy³w chórze „Frontowe Drogi”.

Nie dla wszystkich jednak los ¿o³nierski by³ ³askawy. Radoœæ przemierza-nych kilometrów w poœcigu za wrogiem czêsto koñczy³a siê tragicznie.Edmund £opuski np. by³ doœwiadczonym ¿o³nierzem, tak¿e walczy³ m.in.o prze³amanie Wa³u Pomorskiego, zgin¹³ jednak w œmiertelnej walceo Ko³obrzeg. W mieœcie tym zosta³ obelisk i ulica jego imienia. Czy to du¿o,czy ma³o…? W koñcu w walce o Ko³obrzeg pad³o 1229 ¿o³nierzy polskich –pochowanych na wojennym cmentarzu w Zieleniewie!

Niemiecka rodzina pani Ireny Gan, której ojciec, ¿o³nierz Wermachtu,zgin¹³ w trakcie dzia³añ wojennych w Rumunii – w zwi¹zku ze zbli¿aj¹cym siêfrontem zosta³a w 1944 roku przesiedlona z dawnych Prus Wschodnich doKoszalina. Jak pisze autorka, ¿adna niemiecka rodzina nie chcia³a przyj¹æ matkiz czworgiem dzieci. By³ to trudny okres zw³aszcza podczas walk o zdobyciemiasta przez Armiê Czerwon¹. Po zakoñczeniu wojny matka pani Ireny, mimopropozycji wyjazdu do Niemiec, zosta³a w Koszalinie; podjê³a pracê, przyjê³apolskie obywatelstwo, dzieci posz³y do szkó³. Ustabilizowa³o siê ich ¿ycie.

Wspomnienia p. Józefa Leitgebera daj¹ z kolei mroczny nieco obrazpierwszych powojennych miesiêcy w Koszalinie. Podejmowanie dzia³añ nor-muj¹cych ¿ycie utrudnia³ fakt zetkniêcia siê w naszym mieœcie w tym czasietrzech narodowoœci: osiedlaj¹cych siê tu Polaków, stacjonuj¹cych Rosjani Niemców, którzy nie zd¹¿yli lub nie chcieli siê jeszcze ewakuowaæ. Stopnio-wo jednak dosz³o do rozwi¹zania tych trudnych problemów. We wspomnie-niach tego autora czytamy te¿ o sytuacjach, nie opisywanych w innych opraco-waniach – np. o bia³o-czerwonych proporczykach, umieszczanych w oknachmieszkañ, przydzielanych Polakom przez PUR (Pañstwowy Urz¹d Repatriacyj-ny) lub o Urzêdzie Likwidacyjnym umo¿liwiaj¹cym formalne wykupieniemebli i sprzêtu pozostawionego w zajmowanych mieszkaniach.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 9

Jednym z najciekawszych fragmentów tych wspomnieñ by³ dla mnie pra-wie romantyczny obraz polskiej kawalerii, która po ostatniej szar¿y bojowejw walkach o Wa³ Pomorski, wybra³a na pewien czas w³aœnie Koszalin jako sie-dzibê sztabu Warszawskiej Brygady Kawalerii.

Kontrast do wspomnieñ poprzedniego autora stanowi¹ wra¿enia przedsta-wione przez Stanis³awa G³owackiego, przyby³ego 9 maja 1945 r. z du¿¹ grup¹tzw. osadnictwa patronackiego z Gniezna. A oto, jak autor wspomina wêdrówkêz dworca przez nieznane ulice Koszalina: „szliœmy z flagami bia³o-czerwonymi,rozeœmiani i weseli, chocia¿ nikt nie wita³ nas z orkiestr¹. Wokó³ by³o cichoi pusto, po zaœcielonych gruzem ulicach „fruwa³y” papierki, w wielu oknachocala³ych domów wisia³y jeszcze bia³e flagi, wywieszone przez nieliczn¹ ju¿niemieck¹ ludnoœæ, która nie zdo³a³a ewakuowaæ siê lub uciec”.

W Koszalinie ju¿ od 27 kwietnia 1945 r. dzia³a³a grupa operacyjna, którazorganizowa³a Urz¹d Pe³nomocnika Obwodowego. 4 maja przybyli pierwsinauczyciele z Gniezna, pocztowcy z Bydgoszczy, kolejarze z Warszawy. Stop-niowo nap³ywali przesiedleñcy z kraju i polskich przedwojennych terenówwschodnich.

Najliczniejsza, ponad 500-osobowa grupa z Gniezna z pe³nomocnikiemrz¹du – póŸniejszym starost¹ Edmundem Dobrzyckim przywraca³a ¿ycie mia-stu Koszalin, tworzy³a jego organizm. Dalsze wspomnienia to rozleg³a panora-ma miasta i jego dynamicznego rozwoju. Liczba mieszkañców ju¿ na pocz¹tkulat 80-tych przekroczy³a 100 tysiêcy. W tym wszechstronnym rozwoju mia³swój powa¿ny udzia³ cz³owiek du¿ego formatu – Stanis³aw G³owacki, któregodziœ okreœlilibyœmy mianem zas³u¿onego samorz¹dowca.

Grupa pionierów Ziemi Koszaliñskiej, których wspomnienia przedstawionow niniejszej edycji, reprezentuje ró¿ne œrodowiska i wywodzi siê z ró¿nych czê-œci Polski przedwojennej. St¹d dla niektórych mog¹ ju¿ dziœ egzotyczniezabrzmieæ takie nazwy, jak ¯ytomierz (sk¹d pochodzi³a pani Emme), Zalesz-czyki (sk¹d przyby³a pani Korczyñska), Zaprudy na Polesiu, gdzie kiedyœmieszka³a pani Rojszykowa, Wo³kowysk, gdzie urodzi³ siê pan ¯udro czy Kra-œnik ko³o Chyrowa, sk¹d pochodzi pan Jurczak, z Nowogródka dr M. Toma-szewska, a ze Zbara¿a Antoni Solecki. Nie wszyscy jednak autorzy przybyli doKoszalina z Kresów Wschodnich. S¹ tak¿e osoby z Warszawy, Gniezna, Pozna-nia, Suchej Beskidzkiej, Siedlec czy okolic Kutna.

W mozaice œrodowiskowo-geograficznej dokona³y siê procesy integracyjno– stabilizacyjne. Wielu mieszkañców tych terenów, na które przybyli i uznali jeza swoje – cechowa³a empatia, wzajemne zrozumienie. Godny podkreœlenia

10 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

wydaje siê fakt, ¿e mimo trudnoœci, wszyscy podnosili kwalifikacje, cowp³ywa³o na ich losy zawodowe. Tu znajdujemy równie¿ przyk³ady awansuspo³ecznego i bezcennych szans, jakie niektórzy znaleŸli w Polsce powojennej.Np. Józef Korczak w swych wspomnieniach przedstawi³ sw¹ dolê przed rokiem1939. Ju¿ w wieku lat dziewiêciu zmuszony by³ zarabiaæ na ¿ycie pasieniemcudzych krów i t³uczeniem kamieni na szosie. Szansa, jak¹ mu da³o ¿ycie, by³abezsporna: kolejne etapy kszta³cenia, praca, rodzina, mieszkanie, stabilizacja.

Obok wykonywania obowi¹zków zawodowych niektórzy z autorów znajdo-wali czas na realizacje swych pasji. Np. pan Józef Korczak interesowa³ siê tury-styk¹ i kronikarstwem. Z kolei pan Bernard Konarski zajmowa³ siê równie¿turystyk¹ – przez ca³e 50 lat. Zauroczony piêknem Ziemi Koszaliñskiej,a szczególnie wybrze¿em, jako przewodnik turystyczny zaczyna³ powitanieuczestników wycieczek od s³ów: „Jesteœmy w najmilszym mieœcie œwiata…”.

**************************

Zebrane materia³y, to œlady niezwyk³ych, autentycznych prze¿yæ rodzin-nych, zawodowych i spo³ecznych wygasaj¹cego ju¿ pokolenia. To ulotne wspo-mnienia ludzi, którzy mimo braku wtedy wolnych sobót czy d³ugich weeken-dów, mimo wojennego wyniszczenia i ogromu trudnoœci materialnych – znale-Ÿli si³ê i czas na pracê zawodow¹, a czêsto spo³eczn¹, na dokszta³canie i ¿ycierodzinne, na pe³ne pasji wspó³uczestnictwo w odbudowie kraju i tocz¹cych siêprzemianach.

Wydaj¹c tê publikacjê mamy nadziejê, ¿e wchodz¹ce w ¿ycie kolejne gene-racje, w swym przyœpieszonym rytmie ¿ycia znajd¹ moment na chwilê zadumy,traktuj¹c ten materia³ jako „ma³y przewodnik” po tamtej minionej, niezwyk³ejepoce. Bo publikacja ta ma przecie¿ ocaliæ od zapomnienia cz¹stkê prawdziwe-go ludzkiego ¿ycia.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 11

HISTORIA KLUBU PIONIERÓWKOSZALINA

„... Ja w ka¿dej niemal minucie i godzinieczujê w sobie, ¿e tworzê Ojczyznê”

Stefan ¯eromski

Maria Hudymowa

KLUB PIONIERÓW KOSZALINAWCZORAJ I DZIŒ

9 maja 1945 rok – pamiêtna data zakoñczenia II wojny œwiatowej. Skoñ-czy³ siê koszmar piêciu tragicznych lat okupacji. Odzyskaliœmy upragnion¹wolnoœæ, ale ju¿ w zmienionych granicach. Odebrano nam nasze polskie Kresy:pe³ne s³oñca Podole, wileñskie grodziska, Polesie z jego rozlewnymi jezioramii leœnymi mokrad³ami, po¿egnaliœmy nasz bohaterski Lwów i miasto koœcio³ów– ukochane Wilno.

Jak te ptaki wêdrowne szukaliœmy miejsca na ziemi – szukaliœmy drugiejma³ej Ojczyzny. Zacz¹³ siê okres tzw. repatriacji. W tej wêdrówce dotarliœmydo Koszalina.

Niewiele ju¿ osób pamiêta Koszalin z pierwszych powojennych lat. Trudnodziœ najm³odszym mieszkañcom naszego grodu nawet wyobraziæ sobie, z jakim

Pierwsi przedstawiciele w³adzy ludowej województwa Szczeciñskiego w 1945-1946 r. – pow.koszaliñskiego. Od lewej: Edmund Fudziñski – zastêpca starosty pow. Koszaliñskiego,Edmund Dobrzycki – pe³nomocnik „Grupy Gniezno” – Starosta Koszaliñski, Leonard

Borkowicz – wojewoda województwa szczeciñskiego, Dominik Koñczak – sekretarz starostwakoszaliñskiego, Henryk Jagoszewski – burmistrz Koszalina – w 1945 r. organizator

i kierownik szko³y podst. w Bobolicach.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 15

ogromnym wysi³kiem i wyrzeczeniami podnoszono z ruin i zgliszcz to naszedzisiejsze têtni¹ce ¿yciem miasto. W latach 1945-50 wszystko organizowanoniemal od pocz¹tku: kolejnictwo, pocztê, handel, oœwiatê, czytelnictwo, pla-cówki kultury, budownictwo…

W lipcu 1950 roku Koszalin otrzyma³ status miastawojewódzkiego.

20 lat póŸniej, my, pierwsi jego mieszkañcy postano-wiliœmy powo³aæ Klub Pionierów Koszalina. Naszymcelem by³o utrwalenie w pamiêci m³odego pokoleniahistorii miasta i jego powojennej odbudowy. Wiosn¹ 1970roku inicjatywê spotkania z tymi, którzy do Koszalinaprzybyli w latach 1945 – 1947 podjê³y wspólnie: Zarz¹dOkrêgu Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich i Zarz¹dOkrêgu Zwi¹zku Pracowników Kultury i Sztuki. Na orga-nizacyjne spotkanie do Wojewódzkiego Domu Kulturyprzyby³o 4 marca 1970 roku oko³o 80 osób. Uczestnicy

Mieszkañcy m. Koszalina od 1945 r. Od lewej: Klaudiusz Górski – pierwszy w 1945 r.inspektor Wydzia³u Oœwiaty PRN – cz³onek „Grupy Gniezno”, Miko³aj Praczuk – od 1945 r.

z-ca inspektora Wydzia³u Oœwiaty PRN – od sierpnia 1950 r. kierownik Wydzia³u PlanowaniaWydzia³u Oœwiaty WRN w Koszalinie, Stanis³aw Matysiakiewicz – organizator, nauczycielszkó³ œrednich, dyrektor Liceum Korespondencyjnego, pracownik Wydzia³u pedagogicznego

Zarz¹du Okrêgu ZNP w Koszalinie.

16 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Karol Mytnik

jednog³oœnie podjêli uchwa³ê o utworzeniu Klubu Pio-nierów Koszalina i zg³osili doñ swoj¹ przynale¿noœæ.Na tym pierwszym zebraniu powo³ano zarz¹d Klubui Radê Programow¹, a przewodnictwo powierzonoKarolowi Mytnikowi – mieszkañcowi Koszalina od1945 roku, prawnikowi i jednemu z pierwszych organi-zatorów szkolnictwa. Jego zastêpc¹ zosta³ Stanis³awG³owacki, wtedy sekretarz Urzêdu Miejskiego w Kosza-linie, wczeœniej cz³onek grupy organizacyjnej z Gnieznai dzia³acz zwi¹zkowy.

Radê Programow¹ stanowili: Maria Hudymowa –przewodnicz¹ca i tacy znani koszalinianie jak: dr JózefSzantyr – wieloletni dyrektor szpitala miejskiego, a nastêpnie wojewódzkiegow Koszalinie, dr Irena Plutecka – pierwszy w 1945 roku stomatolog w Kosza-

Rada Programowa – 1982 r. Od lewej: Matylda D¹browska – nauczycielka, dzia³acz ZNP,Stanis³aw G³owacki – z-ca przewod. Klubu, dr Irena Plutecka – stomatolog w Koszalinieod 1945 r. warszawianka, wiêŸniarka obozów koncentracyjnych, Karol Mytnik – przewod.Klubu, Beata Mech – pracownik NBP, dr Józef Szantyr – od 1945 r. kolejno – dyr szpitala

powiatowego, wojewódzkiego, kier. Wydzia³u Zdrowia WRN w Koszalinie, Józef Weiss– Grupa organizacyjna Gniezno. Od 1945 r. wspó³organizator ¿ycia gospodarczegoi kulturalnego w Koszalinie, wieloletni dzia³acz Zwi¹zku Zawodowego PracownikówKultury i Sztuki, ekonomista, w ksiêdze ewidencji mieszkañców miasta wpisany pod

numerem 1, (stoi) Bernard Konarski – prawnik, zas³u¿ony dzia³acz spo³eczny,autor wielu publikacji zwi¹zanych z Ziemi¹ Koszaliñsk¹, przewodnik turystyczny.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 17

Stanis³aw G³owacki

linie, wiêzieñ obozów koncentracyjnych, Jan Pohorski – prezes S¹du Okrêgo-wego, Jadwiga Jelec – wieloletnia dyrektor Liceum Ogólnokszta³c¹cego im.St. Dubois, Edward Piekutowski – nauczyciel, pe³nomocnik do spraw szkol-nictwa w grupie organizacyjnej z Gniezna, a potem dyrektor szkó³ œrednichw Koszalinie, W³adys³awa Czajkowska, Anastazja Siczek, MatyldaD¹browska – nauczycielki, Roman Sierociñski – organizator i wieloletnidyrektor Liceum Ogólnokszta³c¹cego dla Pracuj¹cych, Hieronim Straszewski– organizator koszaliñskiego handlu, Beata Mech – d³ugoletni skarbnik i sekre-tarz biura Rady.

Klub Pionierów m. Koszalina od 1972 roku by³ jednostk¹ organizacyjn¹Koszaliñskiego Towarzystwa Oœwiatowo-Kulturalnego, w póŸniejszych latach– Towarzystwa „Wis³a – Odra”. Finansowo wspiera³y dzia³alnoœæ KlubuWydzia³y Kultury Wojewódzkiej i Miejskiej Rady Narodowej, pomaga³o te¿Koszaliñskie Towarzystwo Spo³eczno-Kulturalne.

Cz³onkami Klubu byli ludzie ró¿nych zawodów i zainteresowañ. £¹czy³oich umi³owanie miasta, z którym wi¹za³o siê wszystko, co w nim siê dzia³o.£¹czy³a historia ojczystego kraju i wspomnienia minionych lat. Siedzib¹ Klububy³a kawiarnia „Wena” w Wojewódzkim Domu Kultury. Przyjêto ca³orocznyplan pracy i ustalono, ¿e spotkania cz³onków odbywaæ siê bêd¹ co miesi¹c.By³y to ciekawe spotkania z dzia³aczami administracji pañstwowej, wojska,dzia³aczami politycznymi, literatami, lekarzami, dzia³aczami oœwiaty i kultury.

W pochodzie 1 maja

18 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Szczególnie udane by³o niezmiernie serdeczne spotkanie z pierwszym starost¹,a póŸniej profesorem, rektorem Wy¿szej Szko³y Rolniczej w SzczecinieEdmundem Dobrzyckim.

Bywali na spotkaniach Klubu: popularny aktor Wojciech Siemion, znanaz jednego z pierwszych powojennych filmów „Zakazane piosenki” AlinaJanowska, niezapomniany Mieczys³aw Fogg. Du¿e znaczenie mia³y te¿ wysta-wy zwi¹zane z histori¹ i odbudow¹ miasta, ukazuj¹ce ¿ycie jego mieszkañców.By³y te¿ spotkania Pionierów z m³odzie¿¹ szkoln¹ i tzw. „spotkania pokoleñ”oraz z za³ogami i kierownictwami w zak³adach pracy, gdzie mówiono nie tylkoo produkcji i osi¹gniêciach, lecz tak¿e o potrzebach i licznych trudnoœciach. Naspotkaniach z kombatantami II wojny œwiatowej wspominano wojenne prze¿y-cia i przemierzone szlaki wojennych dróg. Starano siê, a¿eby poprzez licznespotkania, wystawy propagowaæ zasady uczciwej pracy i koniecznoœæ osobiste-go, patriotycznego zaanga¿owania.

Kole¿eñskie kontakty z Pionierami innych miast: S³upska, Ko³obrzegu,Szczecina – rodzi³y nowe przyjaŸnie i zainteresowania, a wymiana doœwiad-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 19

Towarzyskie spotkanie cz³onków Klubu – luty 1972 r. Od lewej: Wiktor Lipko – od 1945 pionier,dzia³acz spo³eczny, Mieczys³aw Jarzêcki – pracownik Narodowego Baku Polskiego,

Pawe³ Hudyma – oficer WP – prac. NBP, Jerzy Mikutowicz – ekonomista, Maria Hudymowa,Andrzej Stefañczak – nauczyciel – inspektor Wydzia³u Oœwiaty m. Koszalina,

Jadwiga Jelec – nauczyciel, dyrektor Liceum im. St. Dubois.

czeñ wzbogaca³a program dzia³alnoœci Klubu, pomagaj¹c ukazywaæ piêknonaszej Koszaliñskiej Ziemi i prê¿n¹ odbudowê naszego miasta z wojennychzniszczeñ. Cz³onkowie Klubu otrzymali legitymacje cz³onkowskie. Zaprowa-dzono karty ewidencyjne. Ustalono wysokoœæ sk³adki cz³onkowskiej, a dzieñ4 marca ustanowiono Dniem Œwiêta Pionierów Koszalina.

Organizowane tak¿e by³y wycieczki. Ich uczestnicy poznawali historiêregionu, a szczególnie patriotyczne zaanga¿owanie mieszkañców ZiemiZ³otowskiej i Bytowskiej w walce o polsk¹ szko³ê, ojczyst¹ mowê, o polskoœæ.S³uchano opowieœci o walkach polskiego ¿o³nierza o Wa³ Pomorski i Ko³o-brzeg, zwiedzano miejsca pamiêtnych wojennych lat. Pionierzy odwiedziliPoznañ i Wroc³aw. By³y te¿ organizowane grzybobrania i ogniska.

Wydarzenia znacz¹ce w piêtnastoletniej dzia³alnoœci Klubu zosta³y uwiecz-nione w klubowej kronice, któr¹ skrzêtnie prowadzili: wspomniana wy¿ejdyrektorka LO Jadwiga Jelec, znany i zas³u¿ony dzia³acz PTTK, przewodnikturystyczny, publicysta Bernard Konarski oraz oficer Wojska Polskiego JózefKorczak.

Klub coraz bogatszy w doœwiadczenia pozyskiwa³ nowych cz³onków.W 1970 roku zrzesza³ 80 osób, w cztery lata póŸniej oko³o 300, a w 1984 oko³o500. Paradoksalnie, mimo systematycznego rozwoju, w zwi¹zku z politycznymiwydarzeniami w kraju, tak jak inne towarzystwa, zawiesi³ swoj¹ dzia³alnoœæw 1985 roku.

Po wielu latach, niektórzy jego cz³onkowie postanowili reaktywowaædzia³alnoœæ Klubu. Pomaga³ w tym pocz¹tkowo œp. red. Eugeniusz Buczak,póŸniej wspiera³ prezes Stowarzyszenia Przyjació³ Koszalina, Józef Sprutta.W lipcu 2004 roku spotkali siê inicjatorzy reaktywowania Klubu Pionierów m.Koszalina: ni¿ej podpisana Maria Hudymowa, Zofia Banasiak, Janina Stolc,Leszek Mytnik, Józef Sprutta. Postanowiono zorganizowaæ kolejne spotkaniei zaprosiæ na nie pierwszych mieszkañców miasta. Niebawem w koszaliñskiejkawiarni „Va Banque” spotka³a siê liczna grupa pionierów, którzy jednog³oœniepotwierdzili celowoœæ reaktywacji Klubu.

Wybrano Zarz¹d Klubu. Przewodnicz¹cym zosta³ Les³aw Mytnik (synpoprzedniego przewodnicz¹cego Karola Mytnika), wiceprzewodnicz¹cymiKlubu Pionierów zosta³y Janina Stolc i Eugenia Jurewicz, skarbnikiem ZofiaNosal. Nastêpnie zgodnie z tradycj¹ powo³ano Radê Programow¹ do którejwesz³y: Zofia Banasiak, Maria Bola, Maria Hudymowa, Barbara P³owczyki Maria Zakrzewska. Przewodnicz¹c¹ Rady zosta³a Maria Hudymowa.

Na zaproszenie prezydenta 17-go lipca odby³o siê spotkanie z pierwszymimieszkañcami Koszalina w czasie którego Józef Spruta mówi³ o historii miasta

20 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

a Maria Hudymowa o piêtnastoleciu pierwszego Klubu Pionierów i o perspek-tywach dzia³alnoœci ostatnio reaktywowanego Klubu dzia³aj¹cego w struktu-rach Stowarzyszenia Przyjació³ Koszalina, gdzie na podobnych zasadach dzia³aBractwo Literackie i Klub Morsów.

Z okazji kolejnej rocznicy wrzeœnia 1939 Klub Pionierów zorganizowa³w Koszaliñskiej Bibliotece Publicznej spotkanie oko³o 100 osób. Czêœæ organi-zacyjno-historyczna zosta³a poprzedzona wystêpem chóru „Frontowe Drogi”.

W repertuarze wykonawcyzaprezentowali pieœni woj-skowe i partyzanckie. Dotego tonu dostosowa³o siêw swych recytacjach Brac-two Literackie.

Od tamtego spotkania,dzia³alnoœæ Klubu nabra³a

tempa. Cz³onkowie spotykali siêprzy ró¿nych okazjach, œwi¹tpañstwowych, ró¿nego rodzajurocznic. Szczególnie pe³ne ciep³arodzinnego i serdecznoœci s¹ spo-tkania wigilijne. To okazja dowspomnieñ. Rozœwietlona choin-ka, biel op³atka, ¿yczenia, piêknemelodie polskich kolêd, prze-nosz¹ nasze myœli w krainê daw-nych lat, przypominaj¹ o tych,których nie ma ju¿ wœród nas.

W marcu 2006 roku RadaProgramowa Klubu wyst¹pi³a dow³adz Koszalina z wnioskiemo umieszczenie tablic pami¹tko-wych na budynkach szkó³, które

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 21

Tablica na budynku szko³y

jako pierwsze rozpoczê³y dzia³alnoœæ w latach 1945-47 na terenie miasta. Ini-cjatywa spotka³a siê z przychylnoœci¹ miejskich rajców. Tablice zawieraj¹ceinformacje dotycz¹ce otwarcia placówki, nazwisk jej organizatorów i pierw-szych nauczycieli, ufundowane przez Radê Miejsk¹ w Koszalinie, zosta³y uro-czyœcie ods³oniête. W Szkole Podstawowej nr 2 im. Janusza Korczaka (obecnieGimnazjum nr 2) uroczystoœæ odby³a siê w czerwcu 2007 roku. Wziêli w niejudzia³ przedstawiciele w³adz miejskich, dyrekcja, nauczyciele, byli uczniowieszko³y i szkolna m³odzie¿. Aktu poœwiêcenia tablicy dokona³ ksi¹dz pra³atTadeusz Piasecki, a jej uroczystego ods³oniêcia prezydent miasta dr Miros³awMikietyñski i ni¿ej podpisana, reprezentuj¹ca Klub Pionierów. W podobniepodnios³ej atmosferze ods³oniêto we wrzeœniu 2007 roku tablice na budynkachdawnej Szko³y Podstawowej nr 1 i Szko³y Podstawowej dla Pracuj¹cych przyul. Zwyciêstwa 117 (obecnie Zespó³ Szkó³ Sportowych), a tak¿e Liceum Ogól-nokszta³c¹cego dla Pracuj¹cych, gdzie aktu poœwiêcenia dokona³ ks. bp. Pawe³Cieœlik.

W roku 2009 pami¹tkowa tablica ozdobi œciany Technikum Ekonomiczne-go przy ulicy W³adys³awa Andersa (obecnie Zespó³ Szkó³ Zawodowych nr 1)a w Liceum Ogólnokszta³c¹cym im. Stanis³awa Dubois przy ul. Konstytucji3 Maja tak¹ tablicê ju¿ umieszczono. Wspó³praca z pionierskimi szko³ami przy-nios³a efekty edukacyjne i wychowawcze. M³odzie¿ z tych szkó³uporz¹dkowa³a samotne mogi³y nauczycieli, którzy nie maj¹ w Koszalinie bli-skich. Z³o¿y³a kwiaty i zapali³a znicze jako wyraz wdziêcznoœci i patriotycznegowychowania.

Z inicjatywy Klubu Pionierów od stycznia 2006 roku, zamieszczono na ³a-mach „Gazety Ziemskiej” – miesiêcznika samorz¹dowego powiatu koszaliñ-skiego 24 publikacje, bêd¹ce wspomnieniami pierwszych mieszkañców powo-jennego Koszalina. Dziêki hojnoœci koszaliñskich sponsorów s¹ one zebranei wydane w obecnej publikacji.

W dzia³alnoœci programowej Klubu powrócono do tradycji spotkañz dyrekcjami i pracownikami koszaliñskich zak³adów pracy. Pionierów zapro-si³a w 2007 roku Miejska Energetyka Cieplna i w 2008 Miejskie Wodoci¹gii Kanalizacja w Koszalinie. Uczestnicy spotkañ zwiedzili zak³ady, wys³uchaliciekawych prelekcji o ich historii i wspó³czesnoœci. Pionierów serdecznie witalidyrektorzy i pracownicy m.in.: dr Gra¿yna Bielawska, prezes MEC oraz mgrJanusz £odziewski, prezes MWiK. Wœród kadry kierowniczej obu miejskichspó³ek jest wielu przedstawicieli m³odego pokolenia koszalinian, by³ychuczniów szkó³ podstawowych i œrednich, a tak¿e absolwentów Wy¿szej Szko³yIn¿ynierskiej (obecnie Politechniki Koszaliñskiej). Mi³e, serdeczne spotkania,

22 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

pe³ne wspomnieñ z minionych lat i staropolska goœcinnoœæ, pozostan¹ na trwa³ew pamiêci tych, którzy w nich uczestniczyli. Kolejne planuj¹ przedsiêbiorstwaGospodarki Komunalnej i koszaliñskiej Gazowni. Dzia³alnoœæ Klubu w 2008roku zakoñczy³o tradycyjne spotkanie wigilijne.

Klub Pionierów to jedno z najstarszych stowarzyszeñ spo³ecznych w pol-skim Koszalinie, którego szeregi z naturalnych powodów, odwiecznego prawanatury, systematycznie malej¹. Jako bezpoœredni uczestnicy tamtych wydarzeñmamy moralny obowi¹zek wobec m³odszych pokoleñ przekazaæ historyczn¹prawdê o ludziach, którzy po wojennych burzliwych latach tu w³aœnie znaleŸliswoj¹ drug¹ ma³¹ Ojczyznê i jej tworzeniu poœwiêcili resztê trudnego i praco-witego ¿ycia.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 23

Wigilijne spotkanie 17.12.2008 r. Od prawej: Zofia Koniecko, ks. bp. Edward Dojczak,Krystyna Aftarczuk, Jadwiga Derkacz.

24 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Izba Pamiêci – Muzeum Miejskich Wodoci¹gów i Kanalizacji w Mostowie 5.06.2008.Od lewej: Maria Hudymowa, Zofia Koniecko, Krystyna Aftarczuk

Wigilijne spotkanie. Od lewej: Józef Spruta – prezes Towarzystwa Przyjació³ Koszalina,Krystyna Pilecka – kanclerz Bractwa Literackiego, Janina Stolc, Maria Hudymowa

Strona stanowi skan z Biuletynu MEC nr 6(21) z 2007 r.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 25

WSPOMNIENIA PIONIERÓW

Maria Hudymowa

NAUCZYCIEL, PRAWNIK, PIONIERWspomnienie o Karolu Mytniku

Karol Mytnik urodzi³ siê 4 wrzeœnia 1906 roku w T³umaczu, woj. sta-nis³awowskie, jako syn Henryka i Marii Mytników. Po ukoñczeniu gimnazjumw 1928 roku pracuje przez pewien czas jako nadzorca przy budowie dróg.Zarobione pieni¹dze przeznacza na wyjazd do Lwowa, gdzie podejmuje studiazaoczne na Wydziale Prawa tamtejszego Uniwersytetu. Równoczeœnie uczy siêna Wy¿szym Pedagogicznym Kursie Nauczycielskim, po ukoñczeniu któregow 1931 roku zostaje zatrudniony jako nauczyciel kontraktowy w szkole podsta-wowej w Natasowie w powiecie tarnopolskim. W 1932 roku zostaje przeniesio-ny do szko³y w Bajkowicach, w pobli¿u Tarnopola, co u³atwia mu dojazdy doLwowa i kontynuowanie studiów prawniczych. Po roku obejmuje kierownictwoszko³y w Chodaczkowie Wielkim.

W 1937 roku otrzymuje dyplom ukoñczenia studiów prawniczych i zostajepowo³any przez lwowskie Kuratorium na stanowisko instruktora oœwiaty dladoros³ych przy Inspektoracie Szkolnym w Czortkowie. Tragiczny wrzesieñ 1939roku przerywa dobrze zapowiadaj¹c¹ siê pracê pedagogiczn¹. Lata okupacjizwi¹zane s¹ z rodzinnym miastem T³umaczem, gdzie Karol Mytnik prze¿ywadwukrotn¹ okupacjê radzieck¹ i niemieck¹. Pracuje jako pracownik fizycznyw Pañstwowej Cukrowni w Chodorowie, organizuj¹c równoczeœnie kompletytajnego nauczania w zakresie szko³y podstawowej i œredniej. Wspomnienia z tejdzia³alnoœci publikowa³ w wydanej przez Koszaliñskie Towarzystwo Spo³ecz-no-Kulturalne w Koszalinie w 1983 roku pozycji pt. „Szko³y, jakich nie by³o”.

Po zakoñczeniu dzia³añ wojennych Karol Mytnik pierwsze miesi¹ce razemz rodzin¹ spêdza w Toruniu, ale ju¿ w lipcu 1945 roku jest mieszkañcemKoszalina. Zg³asza siê do dyspozycji miejscowych w³adz szkolnych, którew tym czasie reprezentuje Klaudiusz Górski – inspektor i jego zastêpca Miko³ajPraczuk. Jako pierwsze organizuje kursy repolonizacyjne i szkolenia dla niewy-kwalifikowanych nauczycieli oraz szko³ê podstawow¹ dla pracuj¹cych, zostaj¹cjej d³ugoletnim kierownikiem, a¿ do przejœcia na emeryturê w 1973 roku. Pra-cuj¹c w szkolnictwie ukoñczy³ równoczeœnie aplikacjê w S¹dzie Wojewódzkimw Koszalinie i z³o¿y³ obowi¹zkowy egzamin w S¹dzie Apelacyjnym w Gdañsku.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 29

By³ wspó³organizatorem wielu organizacji i stowarzyszeñ w Koszalinie.Znany, ceniony, aktywny dzia³acz Zwi¹zku Nauczycielstwa Polskiego: prze-wodnicz¹cy Zarz¹du Oddzia³u Miejskiego, sekretarz Zarz¹du Okrêgu, cz³onekZarz¹du G³ównego, d³ugoletni przewodnicz¹cy sekcji emerytów. Dzia³acz i lek-tor Towarzystwa Wiedzy Powszechnej, wspó³organizator i aktywny dzia³aczzorganizowanego w kraju po zakoñczeniu dzia³añ wojennych pierwszegoKlubu b. Nauczycieli Tajnego Nauczania w Koszalinie w 1977 roku, a od 1983– Krajowego Konwentu b. Nauczycieli Tajnej Oœwiaty (TON). W 1970 r.wspó³organizator i d³ugoletni przewodnicz¹cy Klubu Pionierów m. Koszalina.

Kocha³ kwiaty – wspó³za³o¿yciel „Klubu Mi³oœników Ró¿”, którego orga-nizatorem by³ Micha³ Praczuk – inspektor szkolny. Próbowa³ te¿ uprawiaæpoezjê, jest autorem strof:

„(…) Gdy Polska popad³a w kajdany niewolii wroga przemoc nasz naród gnêbi³aka¿dy z nas odczu³ co gnêbi i boli,czekaj¹c, by zemsty godzina wybi³a (…)

(… )Ta tajna dzia³alnoœæ, te tajne kompletyta bohaterska walka koñcz¹ca siê w majupozwoli³y ukoñczyæ szko³y, uniwersytetytym, którzy wkrótce mieli rz¹dziæ krajem (…)”

W Koszalinie dorasta³y starsze i urodzi³y siê m³odsze dzieci: córka Danutai synowie – Les³aw, Krzysztof, Stanis³aw i Zygmunt. Wszyscy ukoñczyli stu-dia, za³o¿yli rodziny. Tu dorastaj¹ wnuki i prawnuki.

Za wieloletni¹ dzia³alnoœæ zawodow¹ i spo³eczn¹ pe³n¹ oddania dla dobrakraju i m³odzie¿y Karol Mytnik odznaczony zosta³: Krzy¿em OficerskimOORP (poœmiertnie), Krzy¿em Kawalerskim OORP, Z³otym Krzy¿em Zas³ugi,Medalem „Zas³u¿ony Nauczyciel PRL”, Medalem Komisji Edukacji Narodowej,Medalem X, XXX, XL – lecia PRL, Z³ot¹ Odznak¹ ZNP, Odznak¹ „Zas³u¿onydla województwa koszaliñskiego” oraz wieloma innymi odznaczeniami resorto-wymi, zwi¹zkowymi, regionalnymi oraz dyplomami i wyró¿nieniami.

Bogate ¿ycie pe³ne krêtych dróg, bogata spuœcizna dokonañ spo³ecznych.Zmar³ w Koszalinie 1997 roku. ¯egnali Go bliscy, przyjaciele, liczni byli

uczniowie i mieszkañcy miasta.W czerwcu 2007 roku na budynku Szko³y Podstawowej nr 1 przy ul. Zwy-

ciêstwa w Koszalinie ods³oniêto tablicê, upamiêtniaj¹c¹ datê zorganizowaniaSzko³y Podstawowej dla Pracuj¹cych i jej pierwszych nauczycieli, a wœród nichjej organizatora i d³ugoletniego kierownika Karola Mytnika.

30 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Stanis³aw G³owacki

KOSZALIN - MOJE ¯YCIE

Mia³em 23 lata, gdy 9 maja 1945 roku przyby³em do Koszalina, w pierw-szej osiedleñczej grupie gnieŸnieñskiej. Jechaliœmy d³ugo w wagonach towaro-wych z Gniezna – mojego miasta rodzinnego. Gniezno jako pierwsze zainicjo-wa³o osadnictwo patronackie wybieraj¹c pod zasiedlenie Koszalin. By³a tos³uszna decyzja ówczesnych w³adz m³odego pañstwa, a tak¿e PolskiegoZwi¹zku Zachodniego, które zajmowa³y siê organizacj¹ przesiedleñ.

Chêtnie wspominam moje pierwsze zetkniêcie siê z Koszalinem, kiedy towêdrowaliœmy piêknym majowym rankiem z dworca przez nieznane nam ulicenowego miasta. Tu i ówdzie widnia³y niemieckie napisy „Köslin”. Szliœmyz flagami bia³o-czerwonymi, rozeœmiani i weseli, chocia¿ nikt nas nie wita³z orkiestr¹. Wokó³ by³o cicho i pusto, po zaœcielonych gruzem ulicach„fruwa³y” papierki, w wielu oknach ocala³ych domów wisia³y jeszcze bia³eflagi, wywieszone przez nieliczn¹ ju¿ niemieck¹ ludnoœæ, która nie zdo³a³a ewa-kuowaæ siê b¹dŸ uciec.

Id¹c od dworca, poprzez obecn¹ ulicê Zwyciêstwa do Rynku – ca³egoz przyleg³ymi ulicami w gruzach, dotarliœmy do budynku szkolnego, dzisiaj ju¿nie istniej¹cego, wówczas stoj¹cego naprzeciw ma³ego koœcio³a. Szko³a by³anaszym pierwszym miejscem noclegowym. Przez wiele dni ¿ywiliœmy siêw³asnym prowiantem, przywiezionym z domu. Myliœmy siê w rzece Raduszce(obecnie Dzier¿êcince) przy moœcie, naprzeciw dzisiejszego Empiku.

Niebawem zostaliœmy zakwaterowani w sto³ówce, mieszcz¹cej siêw lewym skrzydle budynku obecnej Delegatury Urzêdu Zachodniopomorskie-go. Ka¿dy na w³asna rêkê szuka³ mieszkania, których du¿o sta³o otworem.W niektórych domach na sto³ach mo¿na by³o jeszcze zobaczyæ resztki po¿ywie-nia, pozostawionego przez uciekaj¹cych mieszkañców. Ja znalaz³em mieszkanieprzy ul. Wojska Polskiego, w którym przysz³o mi spêdziæ ca³e swoje póŸniejsze¿ycie.

Do naszego przybycia w mieœcie by³o niewielu Polaków. 39 osób, rekru-tuj¹cych siê spoœród jeñców wojennych oraz tych, których przywieziono tu naroboty przymusowe, utworzy³o pierwsz¹ ludow¹ milicjê przy WojennejKomendanturze Radzieckiej, mieszcz¹cej siê wówczas w budynku obok NBP.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 31

Od 4 marca 1945 roku, w którym to dniu Koszalin zosta³ wyzwolony przezArmiê Radzieck¹ II Frontu Bia³oruskiego, dowodzonego przez genera³aPanfi³owa, up³ynê³o do naszego przyjazdu sporo dni. W mieœcie panowa³wzglêdny spokój. Wspomniana milicja czuwa³a nad porz¹dkiem, zabezpiecza³abudynki przed „szabrownikami”, którzy grasowali wówczas na tych terenach.

27 kwietnia 1945 roku przyby³a do Koszalina grupa operacyjna, która zor-ganizowa³a tymczasowy Urz¹d Pe³nomocnika Obwodowego. Koszalin, chocia¿krótko, by³ wtedy siedzib¹ w³adz województwa szczeciñskiego. Z Bydgoszczyprzyby³a nieliczna grupa pocztowców, zaœ z Warszawy – kolejarzy.

4 maja przyby³a z Gniezna grupa pierwszych nauczycieli z KlaudiuszemGórskim, pierwszym inspektorem szkolnym. Przedtem jeszcze ówczesne w³adzeGniezna delegowa³y do Koszalina Tadeusza Dajewskiego, Jana Pilarskiego,Wac³awa Majerowicza, którzy mieli zorientowaæ siê w warunkach osadnictwa.

Do miasta przybywali równie¿ pojedynczo nieliczni jeszcze pierwsi polscyosiedleñcy. Wszak¿e dopiero nasza gnieŸnieñska grupa przyst¹pi³a do tworze-nia organizmu miejskiego. ZnaleŸli siê w niej przedstawiciele administracjipañstwowej z pe³nomocnikiem rz¹du – póŸniejszym starost¹ EdmundemDobrzyckim na czele, jego zastêpc¹ Dominikiem Koñczakiem – pierwszymprezydentem Gniezna, Czes³awem Miko³ajczykiem sekretarzem komitetu PPR– póŸniejszym burmistrzem, Stanis³awem Jakubowskim – pierwszym burmi-strzem, Leonem Majerowiczem – jego zastêpc¹, Romanem Sobczakiem –pe³nomocnikiem do spraw przemys³u, Edwardem Piekutowskim – pe³nomocni-kiem ds. farmacji, Tadeuszem Dajewskim – zastêpc¹ kierownika ds. aprowiza-cji i handlu oraz Janem Pilarskim – zastêpc¹ pe³nomocnika ds. przemys³u.

Wœród ponad 500-osobowej grupy pierwszych przesiedleñców z Gnieznabyli ludzie ró¿nych zawodów. Z miejsca przyst¹piliœmy do tworzenia Zarz¹duMiejskiego, który mieœci³ siê przy ul. Grottgera w budynku, gdzie do niedawnamieœci³ siê M³odzie¿owy Dom Kultury (obecnie S¹d Rejonowy – przyp. red.).

Dziêki prê¿noœci pierwszych osadników miasto szybko wraca³o do ¿ycia.Ju¿ w czerwcu 1945 roku uruchomiono elektrowniê, gazowniê, wodoci¹gii kanalizacjê. W tym te¿ miesi¹cu zosta³a otwarta pierwsza polska szko³a,pocz¹tkowo przy ulicy Podgórnej, potem przeniesiona na ulicê Krzywoustego(dzisiejsza szko³a nr 2). Z roku na rok przybywa³o mieszkañców. Z ledwie33-tysiêcznego w 1933 roku, Koszalin „urós³” do stutysiêcznego miasta naswoje czterdziestolecie (1985 – red.). Ju¿ pod koniec 1945 roku by³o w Kosza-linie 14.476 mieszkañców, w 1950 roku, w którym Koszalin zosta³ siedzib¹w³adz wojewódzkich liczba ludnoœci wzros³a do 19.946, w 1960 roku do44.400, w 1970 do 65.186, w 1975 do 77.620, w 1980 do 91.494. A¿ do wspo-mnianych 100 tysiêcy.

32 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Do wa¿niejszych wydarzeñ, jakie mia³y wp³yw na pozytywne przeobra¿e-nia Koszalina, w których i ja bra³em udzia³, zaliczyæ trzeba odgruzowywaniemiasta. Mieszkañcy, a wiêc my, pionierzy wraz z m³odzie¿¹ szkoln¹ i ¿o³nierza-mi spontanicznie wykonywaliœmy te prace, wywo¿¹c gruz na ulicê M³yñsk¹.

W latach piêædziesi¹tych cieszyliœmy siê nowopowstaj¹cymi w œródmieœciubudynkami mieszkalnymi w stylu starówki. Nowa dzielnica mieszkaniowapowstawa³a w pó³nocnej czêœci miasta – dzisiaj jest to piêkne Osiedle1000-lecia. Potem zaczê³y wyrastaæ kolejne dzielnice mieszkaniowe.

Niew¹tpliwie, dynamiczny rozwój miasta wi¹za³ siê z uzyskaniem przezKoszalin statusu miasta wojewódzkiego w 1950 roku. W 1952 roku powsta³aw³asna gazeta – „G³os Koszaliñski”, póŸniej Rozg³oœnia Polskiego Radia,Ba³tycki Teatr Dramatyczny, Filharmonia, Koszaliñski Oœrodek Naukowo-Ba-dawczy, Wy¿sza Szko³a In¿ynierska i inne wa¿ne dla miasta instytucje i pla-cówki miastotwórcze.

Z entuzjazmem odbudowywaliœmy i zagospodarowywaliœmy GórêChe³msk¹, piêkny oœrodek miejskiego wypoczynku i rekreacji.

W latach szeœædziesi¹tych, w okresie, gdy sprawowa³em funkcjê radnegoMiejskiej Rady Narodowej i urzêduj¹cego cz³onka Prezydium MRN, w mieœciezachodzi³y dalsze korzystne zmiany urbanistyczne. Wybudowany zosta³ nowywiadukt ³¹cz¹cy stare miasto z nowym wyrastaj¹cym na pó³nocy, zosta³a posze-rzona ulica Zwyciêstwa (od placu, na którym stan¹³ nowy ratusz a¿ do UrzêduWojewódzkiego), powsta³y nowe zak³ady pracy, jak „Kazel” o nowoczesnymprofilu elektronicznym, „Unima”, „FUB” i inne.

W latach siedemdziesi¹tych zosta³a poszerzona druga czêœæ ulicy Zwyciê-stwa (od placu do hotelu „Ja³ta” /dzisiejsza „Arka”– przyp. red./). Wyburzoneprzy tej okazji budynki ods³oni³y zabytkow¹ budowlê koœcio³a mariackiego.

Dynamizuj¹cy wp³yw na dalszy rozwój i upiêkszanie Koszalina wywar³yspontaniczne prace, w tym te¿ spo³eczne ludnoœci, zwi¹zane z przygotowywa-niem do¿ynek centralnych w 1975 roku. Zniknê³y stare rudery, ulice zosta³yposzerzone i wyasfaltowane, budynki zyska³y kolorowe elewacje, miastu przy-by³o urody i splendoru.

Tak oto, miasto kiedyœ zaniedbane, o starej pruskiej zabudowie, sta³o siêpiêkn¹ i nowoczesn¹ stolic¹ zasobnej ziemi koszaliñskiej. Zwi¹za³em siê z tymmiejscem silnymi wiêzami – tak¿e rodzinnymi. Tu urodzi³y siê moje trzy córki,z których dwie po studiach wróci³y, by ¿yæ i pracowaæ w Koszalinie. W tymmieœcie sprawowa³em ró¿ne wa¿ne i odpowiedzialne funkcje zawodowe,spo³eczne i polityczne, za które otrzymywa³em nagrody, odznaki honorowei odznaczenia pañstwowe. W tym mieœcie minê³a moja m³odoœæ.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 33

Stanis³aw G³owacki, by³ w latach 1969-1971 zastêpc¹ przewodnicz¹cegoMiejskiej Rady Narodowej w Koszalinie. Wspó³organizowa³ Klub Pionieróww Koszalinie w 1970 roku, pe³ni¹c w jego zarz¹dzie funkcjê wiceprzewod-nicz¹cego. Zmar³ w 2006 roku.

Wspomnienia napisa³ w po³owie lat osiemdziesi¹tych. Tekst przechowa³ai udostêpni³a do druku pani Maria Hudymowa.

34 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Zofia Banasiak

JAK ZOSTA£AM KOSZALINIANK¥

To nie by³ mój osobisty wybór, tylko rezultat wojny. Nie urodzi³am siêw Koszalinie, gdzie przysz³o mi spêdziæ ¿ycie i gdzie przysz³y na œwiat mojedzieci i wnuki.

Urodzi³am siê w Warszawie, jak mój ojciec, Konstanty Chrab¹szczewicz,który w pierwszych dniach po wojnie organizowa³ w Koszalinie Oddzia³ Naro-dowego Banku Polskiego. By³ przedwojennym bankowcem, prokurentem war-szawskiego Banku Cukrownictwa. Gdy po Powstaniu Warszawskim znalaz³ siêw niemieckiej niewoli, zosta³ przez administracjê obozu skierowany jako„cukrownik” do kopania buraków. Bo z nich robi siê cukier. Takie by³o nie-mieckie okupacyjne poczucie humoru.

Po powrocie z niewoli ojciec odszuka³ rodzinê i stwierdziwszy, ¿e naszwarszawski dom Powstania nie przetrwa³, wyruszy³ w kierunku Szczecina.Ci¹gnê³o go nad morze, zawsze marzyli oboje z mam¹, by tam zamieszkaæ.I zamieszkali – w Koszalinie.

Tu mieœci³a siê wtedy siedziba w³adz województwa zachodniopomorskie-go. Tymczasowa, gdy¿ Szczecin by³ jeszcze w rêkach Armii Czerwonej i prze-kazanie go Polsce nast¹pi³o znacznie póŸniej.

Po raz pierwszy zobaczy³am Koszalin w lipcu 1945 roku. Po PowstaniuWarszawskim, kiedy rodzice znaleŸli siê w niewoli, mn¹ i siostr¹ zaopiekowa³asiê krakowska rodzina mamy. Do Krakowa pisali z Niemiec rodzice, do Krako-wa wracali – ojciec zim¹, bo spod Wroc³awia, gdzie go wywieziono, by³obli¿ej, mama wiosn¹ z póŸniej wyzwolonych górskich okolic Schoenbergu. Jaju¿ wtedy chodzi³am do gimnazjum. Szko³y w Krakowie zosta³y otwarte zarazpo styczniowym wyzwoleniu miasta. Ba, znalaz³o siê dla mnie nawet miejscew internacie RGO (skrót od Rady G³ównej Opiekuñczej – przyp. red.), co uwal-nia³o krakowsk¹ ciociê od kosztów utrzymywania jednej osoby wiêcej.

Tu¿ po zakoñczeniu roku szkolnego z pocz¹tkiem lipca 1945 r. wyru-szy³yœmy z mam¹ do ojca do Koszalina. Có¿ to by³y wówczas za podró¿e! Tenk³êbi¹cy siê t³um na dworcu w Krakowie! Najpierw trzeba by³o dostaæ siê dopoci¹gu, w kierunku Poznania, czy okolicznych stacji, by stamt¹d jakimœcudem trafiæ na dalsze kolejowe po³¹czenie. Nie by³o sta³ych godzin odjazdu –wsiada³o siê i jecha³o, jak wypad³o. Nie pamiêtam ju¿ dok³adnie tej drogi.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 35

Pamiêtam, ¿e trwa³a wiele godzin, ¿e trzeba by³o siê przesiadaæ – chybaw³aœnie w Poznaniu albo Pile – i ¿e w koñcu jakoœ do Koszalina dotar³yœmy.

Bank mieœci³ siê wtedy przy ul. 1 Maja, gdzie te¿ ojciec znalaz³ pierwszemieszkanie. PóŸniej lokal ten zosta³ przejêty przez przedsiêbiorstwo handlowe– PCH, a moi rodzice przenieœli siê na ul. Wyspiañskiego. Tam mieszkali doprze³omu lat piêædziesi¹tych i szeœædziesi¹tych i ten adres pozosta³ mi w pamiê-ci jako rodzinny dom po gorzkiej wojennej tu³aczce.

Tam te¿ przyjecha³am po raz drugi z tego samego Krakowa we wrzeœniu1945 r. Przewija³ siê ten Kraków przez ca³e moje ¿ycie w sposób znacz¹cy, aleto nie ja, tylko moja siostra Wanda mia³a w przysz³oœci pozostaæ w nim nasta³e.

Ja straciwszy miejsce w internacie krakowskim wróci³am do rodzicóww Koszalinie, ¿eby tu w koszaliñskim liceum im. St. Dubois zdaæ maturêw 1946 roku i szybko wyjechaæ na studia. Gdzie? Oczywiœcie do Krakowa, naUniwersytet Jagielloñski.

Rodzice z moj¹ m³odsz¹ siostr¹ pozostali w Koszalinie. Ojciec, jak wspo-mnia³am, znalaz³ siê w grupie organizatorów Narodowego Banku Polskiego.Kierowa³ go do tej pracy jako wykwalifikowanego bankowca póŸniejszy mini-ster Tr¹pczyñski. Mama z pocz¹tku nie pracowa³a. Zaczê³a dzia³aæ w komitecierodzicielskim przy szkole, do której uczêszcza³a siostra. Po wojennych prze¿y-ciach i g³odowaniu, mama nie mog³a znieœæ œwiadomoœci, ¿e wiele dzieci z tejszko³y cierpi niedostatek. Zaanga¿owa³a siê w organizowanie do¿ywianiaw szkole. Potem w przygotowanie kolonii w Mielnie dla dzieci repatriantówz Francji. Tak zaczê³a wspó³pracê z pani¹ Teofil¹ Kaltow¹, pierwsz¹ osob¹,która w Koszalinie tworzy³a Towarzystwo Przyjació³ Dzieci. Jego póŸniejszyprezes Gabriel Bielawowski prowadzi³ jeszcze wtedy gospodarstwo ogrodnicze,które dostarcza³o produkty do tepedowskiej sto³ówki. Dowozi³ je i za³atwia³szereg po¿ytecznych spraw administracyjnych w tym¿e TPD póŸniejszyinstruktor KW, nastêpnie dyrektor Koszaliñskiego Wydawnictwa PrasowegoZefiryn Szymczak.

Ojciec – przedwojenny pepesowiec, (ale wielbi¹cy Pi³sudskiego, który„wysiad³ z lewicowego poci¹gu”) s¹dzi³ naiwnie, ¿e bêdzie móg³ s³u¿yæ swoje-mu zak³adowi pracy ca³ym swym zawodowym doœwiadczeniem do emerytury.Sta³o siê inaczej: doczeka³ siê zwolnienia z tego banku, który sam tworzy³, podzarzutem, ¿e jest politycznie niepewny, poniewa¿ przed wojn¹ by³ przedstawi-cielem kapita³u finansowego, bo … pracowa³ w banku…

Te same zarzuty spotka³y mamê, kiedy ju¿ po przejêciu prowadzonej przezTPD opieki nad dzieckiem przez oœwiatow¹ administracjê znalaz³a siê na kura-

36 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

toryjnym etacie. Do pracy dla dzieci przesta³y ju¿ wtedy wystarczaæ spo³eczni-kowskie pasje i dobre chêci. Nie ulega³o w¹tpliwoœci, ¿e mama nie by³a kwali-fikowanym nauczycielem. Przesz³a w koñcu do biura Spó³dzielni Ozdób Choin-kowych – i dobrze siê sta³o. Nie musia³o siê to wszystko jednak odbywaæw sposób tak okrutny, jak siê odbywa³o, z „ideologicznymi” oskar¿eniami,jak¿e nonsensownymi, które stawia³y dawnych przyjació³ w szeregi wrogów…

Ale có¿ – takie by³y i s¹ widocznie regu³y ¿ycia spo³ecznego.Po raz trzeci i na sta³e przyjecha³am do Koszalina w 1952 roku. By³am ju¿

po studiach. Pracowa³am w banku. Tym samym, z którego ojca usuwano jako„wroga ludu” zreszt¹ obci¹¿onego nie tylko udzia³em w bitwie warszawskiejz 1920 roku, ale jeszcze bratem Kazimierzem, skazanym w szczeciñskim proce-sie z prze³omu lat 1949-50 przedwojennym dyrektorem bia³ostockiej Ubezpie-czalni.

Otó¿ ja, jako osoba wtedy m³oda, wykszta³cona i – jak ca³e moje otoczenie,wychowana w lewicowym duchu, mia³am w tym¿e banku ca³kiem niez³e szan-se na zrobienie zawodowej kariery. By³am wtedy kierownikiem dzia³u w woje-wódzkim Oddziale NBP. Ale we wrzeœniu 1952 roku powsta³a w Koszaliniepierwsza samodzielna wojewódzka gazeta: G³os Koszaliñski. I gazeta szuka³apracowników.

Z pocz¹tku nie myœla³am o odejœciu z banku. Zaczê³am pracowaæ w gazeto-wej korekcie popo³udniami. Po miesi¹cu naczelny redaktor Julian Bartoszzaproponowa³ mi przejœcie na etat dziennikarski. Min¹³ kolejny miesi¹c – i wlistopadzie 1952 roku zmieni³am pracodawcê. Rozpoczê³am „terminowanie”w gazecie. I zosta³am w niej do emerytury. W redakcji pozna³am mojego mê¿a.Od pocz¹tku uwa¿a³am, ¿e jest interesuj¹cy, ale on nie zwraca³ na mnie uwagi.A mo¿e tylko udawa³. By³, jak ja, po studiach na UJ w Krakowie. Do Koszalinaprzyjecha³ z Bydgoszczy, z tamtejszej Gazety Pomorskiej. Pobraliœmy siê po2 latach. Kiedy w po³owie lat piêædziesi¹tych przysz³y na œwiat dzieci – Olai Jurek – przerwa³am pracê na 3 lata. Wróci³am w 1958 – znów w listopadzie...

W sumie przepracowaliœmy razem w G³osie wiele, wiele lat. Kiedy zaczy-naliœmy, byliœmy m³odzi, jak prawie ca³y zespó³ redakcyjny w tym pierwszymokresie. Nie wszyscy mieli ju¿ za sob¹ studia, niektórzy jeszcze siê uczyli. Cioko³o trzydziestki lub czterdziestki, jak póŸniejszy kolejny redaktor naczelnyWaldemar Slawik, czy sekretarz redakcji Marian Rebelka (obj¹³ tê funkcjê powyjeŸdzie z Koszalina Rajmunda Zawadzkiego) wydawali siê nam nieprzyzwo-icie starzy. Na Bartkowiaka, zas³u¿onego dzia³acza Polonii w III Rzeszy, któryprzy G³osie Koszaliñskim redagowa³ gazetê dla mniejszoœci niemieckiej, doœæ

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 37

licznej jeszcze w owym okresie, zw³aszcza w pegeerach, mówiliœmyz czu³oœci¹ „tato”. A mia³ zaledwie 50 lat.

M³odzi, ambitni, mieliœmy g³êbokie przekonanie o sensie naszej pracy. I towcale nie z powodu jakiejœ olœniewaj¹cej perspektywy dobrych zarobków. Jazarabia³am pocz¹tkowo du¿o mniej ni¿ w poprzednim zak³adzie. Mieliœmypoczucie, ¿e coœ budujemy, ¿e umo¿liwiamy ludziom lepsze, ni¿ kiedyœ ¿ycie.Poczucie misji, g³êbokiej wspólnoty. Takie to by³y czasy, tacy ludzie. Przyj-muj¹cy za swoje g³oszone wówczas has³a o wy¿szoœci interesu spo³ecznego nadinteresem jednostki. M³odzieñczy idealizm? Tak. Szukanie bezpieczeñstwa pookrucieñstwach wojny? Tak. Ale ile¿ mieliœmy nadziei!

Dopiero z perspektywy lat widzê, jakie mia³o znaczenie dla Koszalinapowo³anie w nim do ¿ycia gazety, utworzenie œrodowiska dziennikarskiego.Dwa lata po oficjalnym utworzeniu – w 1950 roku – województwa koszaliñ-skiego – zaczê³o to œrodowisko funkcjonowaæ jak „dro¿d¿e ¿ycia spo³ecz-no-kulturalnego”. Jeszcze rok – i uniezale¿nia siê od Szczecina koszaliñskieradio. Jeszcze rok – powstaje teatr. A potem Henryka Rodkiewicz po d³ugichdyskusjach z Jadzi¹ Œlipiñsk¹ – siadywa³y w redakcyjnej œwietlicy (kto jeszczepamiêta ten sufit ca³y w lustrach?) – przenosi na koszaliñski grunt ideê Kotlar-czyka z krakowskiego Teatru Rapsodycznego i tworzy Dialog.

Tak, gazeta pe³ni³a wtedy tak¹ rolê, jaka dziœ przypada telewizyjnemu lufci-kowi. S³u¿y³a nie tylko do informowania. Interweniowa³a, pomaga³a, kontrolo-wa³a, organizowa³a i wbrew przys³owiu, ¿e „to co jest do wszystkiego”, taknaprawdê jest do niczego – wcale nie by³a do niczego.

Przeciwnie. Nasi dziennikarze nie tylko zdobywali ogólnopolskie lauryw postaci nagród im. Juliana Bruna dla red. Red. Czesi Czechowicz, JadziŒlipiñskiej, Alicji Zatrybówny (która otrzyma³a j¹ ju¿ w gazecie w ZielonejGórze), Zbyszka Michty i Waldka Æwiêki, ale te¿ licznych nagród klubowychStowarzyszenia Dziennikarzy. Takich nagród mój m¹¿ Henryk Banasiak zdoby³dla G³osu Koszaliñskiego cztery – od pierwszego do czwartego miejsca w swo-jej specjalnoœci depeszowca. Ja tylko jedn¹ za pracê dla Czytelników w ramachKlubu £¹cznoœci z Czytelnikami.

Ale nie chwalmy siê. Wprawdzie o sobie nale¿y mówiæ wy³¹cznie dobrze,bo Ÿle ju¿ inni powiedz¹, jednak co za du¿o, to niezdrowo. Próbowa³am po pro-stu w najwiêkszym skrócie opowiedzieæ, na czym strawiliœmy nasze koszaliñ-skie lata. Bo przecie¿ tutaj spêdziliœmy ca³e nasze doros³e ¿ycie. W miêdzycza-sie dzieci wyros³y, pokoñczy³y studia, rozpoczê³y pracê, za³o¿y³y rodziny.

Córka Ola skoñczy³a WSI – obecn¹ Politechnikê koszaliñsk¹, wysz³a zam¹¿ za kolegê in¿yniera, popracowa³a w budownictwie i w szkole, osiad³a

38 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

razem z mê¿em w Ko³obrzegu, gdzie mój ziêæ wybudowa³ nie tylko swójwarsztat pracy, ale po kolei dwa jednorodzinne domy mieszkalne. Mo¿napowiedzieæ, ¿e zrobi³ coœ dla swojego miasta i w³asnej rodziny, bo stworzy³miejsca pracy dla siebie, zespo³u pracowników i wnuczki, która po studiachw Poznaniu wróci³a do rodzinnego Ko³obrzegu.

Syn Jerzy po WSP w S³upsku, dziennikarstwie w Poznaniu i studiach pody-plomowych w Gdañsku od lat pracuje jako dziennikarz i rzecznik prasowyw Koszalinie. Zak³ada³ tu pierwsz¹ prywatn¹ koszaliñsk¹ gazetê „GoniecPomorski”, która jednak nie przetrwa³a zawirowañ transformacji i pad³a w kon-kurencyjnej walce o czytelniczy rynek. Mo¿e siê jednak przyznaæ do wprowa-dzenia w szeregi dziennikarskiego stanu wielu swych znanych dziœ nie tylkow Koszalinie kolegów. Moja synowa, Gra¿yna, nim odesz³a na nauczycielsk¹emeryturê, przez kilkanaœcie lat dyrektorowa³a koszaliñskiej szkole specjalneji doprowadzi³a do przeniesienia tej placówki do nowego budynku, choæ wiado-mo, jak ca³ymi latami potrzeby dzieci specjalnej troski spychane by³y u nas nadalszy plan. Moja druga wnuczka, córka syna, po skoñczeniu koszaliñskiejSzko³y Muzycznej i poznañskiej Akademii Muzycznej osiad³a na sta³ew Poznaniu wraz ze swym warszawskim mê¿em. ZnaleŸli siê w ten sposóbw po³owie drogi miêdzy Koszalinem i Warszaw¹...

Najm³odszy wnuczek £ukasz jeszcze siê uczy. Koñczy filologiê niemieck¹na Uniwersytecie Szczeciñskim. Czy wróci potem do Koszalina? Czy zostanieze sw¹ ucz¹c¹ siê obecnie w Toruniu dziewczyn¹ w tym w³aœnie mieœcie? Któ¿to dziœ mo¿e przewidzieæ? Czasy siê zmieni³y, m³odzi szukaj¹ swej szansyw szerokim œwiecie, bo takie miasta, jak Koszalin, ju¿ jej nie oferuj¹. Mo¿e tosiê zmieni. Mo¿e to nie do koñca prawda, ¿e w Koszalinie lepiej.... ju¿ by³o.

Ja pozosta³am rzeczniczk¹ tego mojego miejsca na ziemi. Nie wybiera³amgo, nie szuka³am, gdyby nie wojna, pewnie do dziœ mieszka³abym w Warsza-wie, w mieszkaniu rodziców, kupionym z pocz¹tkiem lat trzydziestych, a poPowstaniu spalonym przez niemieckie ekipy pacyfikacyjne. Dziœ czujê siêkoszaliniank¹, bo tu zainwestowa³am moje najlepsze lata ¿ycia, podobnie jakmoi rodzice, dzieci, wnuki... Najwy¿ej przecie¿ ceni siê to, w co w³o¿y³o siênajwiêcej trudu...

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 39

Helena Bury

Z PAMIÊTNIKA NAUCZYCIELKI ZE SKWIERZYNKI

Urodzi³am siê w 1904 r. w Mielcu. W latach 1910-1912 zmarli moi rodzi-ce. Zaopiekowa³a siê mn¹ i wychowa³a siostra matki. Tu skoñczy³am szko³êpodstawow¹, a nastêpnie Seminarium Nauczycielskie w Lublinie. W 1925 r.zosta³am zatrudniona jako nauczycielka kontraktowa w wiejskiej szkolew Fajs³owicach, a w nastêpnym roku w szkole podstawowej w Ponikachw pow. Krasnystaw w woj. lubelskim.

W 1928 r. wysz³am za m¹¿ i wróci³am do Fajs³owic, gdzie mój m¹¿ JanSzczaczasz by³ kierownikiem szko³y. Tam urodzi³y siê moje dzieci córka Olai syn Kazimierz.

Po pewnym czasie Inspektorat Szkolny w Krasnymstawie doceniaj¹c dobrewyniki naszej pracy zatrudni³ nas w wy¿ej zorganizowanej szkole w Korcho-wej. Najm³odszy syn S³awek w tej miejscowoœci w³aœnie przyszed³ na œwiat.

,,...W Korchowej prze¿yliœmy tragiczny w dziejach naszego narodu dzieñpamiêtny – 1 wrzeœnia 1939 r., a potem dalsze lata mrocznej okupacji.

Wieœ w wiêkszoœci by³a zamieszkana przez ludnoœæ ukraiñsk¹ wyznaniaprawos³awnego. W szkole uczy³y siê dzieci polskie i – jak wówczas mówiono –ruskie. Mieszkañcy wsi obu s³owiañskich narodowoœci do wojny ¿yli ze sob¹w s¹siedzkiej zgodzie i przyjaŸni. Po zajêciu tych terenów przez wojska nie-mieckie o¿y³y szowinistyczne nastroje ludnoœci ukraiñskiej. Za¿¹dano zorgani-zowania szko³y wy³¹cznie dla dzieci ukraiñskich. Mê¿owi – dotychczasowemukierownikowi szko³y – kazano natychmiast opuœciæ mieszkanie.

Wówczas mieszkañcy wsi odnajêli polskim nauczycielom swoje skromnepomieszczenia. Znaleziono te¿ izbê lekcyjn¹ na zajêcia dla pozbawionychszko³y polskich dzieci. Nie by³o ³awek, tablicy, ale uczyliœmy t¹ swoj¹ ¿¹dn¹wiedzy gromadkê polskich dzieci i dorastaj¹c¹ m³odzie¿ w takich warunkach,jakie uda³o siê stworzyæ. Po nawi¹zaniu ³¹cznoœci z nauczycielami w Krasnym-stawie tak w³aœnie rozpoczêliœmy tajne nauczanie, jedyny tego rodzaju fenomenw krajach okupowanej Europy w czasie II Wojny Œwiatowej. Wzrasta³z ka¿dym dniem terror okupanta, wzrasta³ ruch oporu ludnoœci polskiej. Organi-zowano tajne wojskowe organizacje. Mieszkañcy wsi przewa¿nie zgrupowani

40 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

byli w Batalionach Ch³opskich, które w roku 1942 w³¹czono do Armii Krajo-wej. Oboje byliœmy zwi¹zani z t¹ organizacj¹ od pierwszych dni jej powo³ania.

W 1943 r. m¹¿ ³¹cznie z grup¹ dwudziestu mê¿czyzn zosta³ aresztowanyprzez Gestapo. Po przeprowadzonym koszmarnym œledztwie w wiêzieniuw Bi³goraju, uwiêzionych przewieziono do znanego z okrucieñstwa wiêzieniana Zamku w Lublinie. W toku œledztwa dziesiêciu wiêŸniów uwolniono,a pozosta³ych rozstrzelano na Zamku w Lublinie. By³ miêdzy nimi i Jan Szcza-czasz – mój pierwszy m¹¿.

Zosta³am sama z trójk¹ nieletnich dzieci. Dalej prowadzi³am tajne komple-ty w swojej wsi Korchowej.

,,... 16 – 17 letni ch³opcy uciekali do lasu organizuj¹c samorzutnie oddzia³ypartyzanckie. M.in. siedemnastoletni Fredek Puda³kiewicz pa³aj¹c ¿¹dz¹ odwe-tu za okrucieñstwo okupanta uciek³ do lasu i tam z gromadk¹ rówieœników zor-ganizowa³ zbrojny napad na wiêzienie w Bia³ymstoku. Dziêki m³odzieñczejbrawurze szczêœliwie uda³o siê im uwolniæ kilku wiêŸniów politycznych....

Mnie ostrze¿ono o planowanym aresztowaniu. Musia³am przede wszystkimzabezpieczyæ dzieci. Zawioz³am je do rodziny do Rzeszowa, a tam ka¿dymz osobna zaopiekowali siê krewni. Najm³odszego S³awka zabra³a siostra doMielca.

Do Korchowej ju¿ nie wróci³m. Szuka³am schronienia w Rzeszowie. Zade-nuncjowa³ mnie przypadkowo spotkany na ulicy uczeñ Ukrainiec. Zosta³amaresztowana i odes³ana do Gestapo do Bi³goraju, a stamt¹d przewieziona naZamek do Lublina, sk¹d pierwszym transportem odes³ano mnie do obozu kon-centracyjnego w Ravensbruck. Po usilnych staraniach rodziny przed zakoñcze-niem dzia³añ wojennych w 1945r. zosta³am zwolniona. Wróci³am do Lublina.

Znajomi pomogli znaleŸæ pracê i mieszkanie. Poprosi³am o przywiezieniedzieci. ,,... Gdy siê z nimi zobaczy³am, córka rozmawia³a z siostrzenic¹, a oboksta³ szczup³y ch³opiec, wpatruj¹c siê we mnie ze strachem. Córka wziê³a go zar¹czkê i pokazuj¹c na mnie mówi: S³awuœ! To nasza mamusia. Zacz¹³ p³akaæi tul¹c siê do córki mówi³: To nie nasza mamusia. Nasza mamusia mia³a czarnew³osy i inaczej wygl¹da³a...”

,,...Rok 1945 – skoñczy³y siê koszmarne dni wojny. Trzeba by³o rozpocz¹ænowe ¿ycie. Z Lublina wyjecha³am na Ziemie Odzyskane do Z³otowa. Tamzatrudniono mnie w szkole we wsi £¹kie ko³o Z³otowa. By³a to miejscowoœæzamieszka³a w 80 proc. przez autochtonów. Niektórzy bardzo s³abo mówili popolsku. Szko³a by³a zdewastowana. Jak tu mieszkaæ i to jeszcze z ma³ym dziec-kiem? ... Wziê³am brzemiê, pod którym wprost ugina³am siê. Brak podrêczni-ków, zeszytów, a nawet kredy do pisania. ... By³y chwile, ¿e nie wiedzia³am, od

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 41

czego zacz¹æ. ¯ycie samotnej kobiety z trojgiem ma³ych dzieci by³o ogromnietrudne. Pomóg³ mi m³ody, niekwalifikowany nauczyciel Marian Bury – mójdrugi m¹¿.

... We wsi Radawnica w pow. z³otowskim, znanej z d³ugoletniej, nieustan-nej walki o polsk¹ mowê, organizowano Pañstwowy Dom Dziecka. W³adzeszkolne w Z³otowie powierzy³y nam jego organizacjê. Marian obj¹³ kierownic-two Domu, mnie przyznano etat wychowawcy. Warunki pracy by³y trudne zewzglêdu na ró¿norodny wiek m³odzie¿y i brak wykwalifikowanej kadry nau-czycielskiej.

Trudnoœci wzrasta³y. Dom po³o¿ony by³ w piêknym parku i wkrótce posta-nowiono okaza³y budynek w Radawnicy przekazaæ nowo zorganizowanemuUniwersytetowi Ludowemu. Nasz Dom Dziecka przeniesiono do Œwidwina.Nowe pomieszczenia okaza³y siê nieprzygotowane do zamieszkania w nichsetki naszych wychowanków. Trudnoœci by³y du¿e. Zmêczona i wyczerpanaokupacyjnymi prze¿yciami, trudnymi warunkami codziennego ¿ycia, prac¹w placówkach wychowawczych, która nie mieœci³a siê w obowi¹zuj¹cymwymiarze godzin, by³am wykoñczona fizycznie i psychicznie. Poprosi³amw³adze oœwiatowe w Koszalinie o przeniesienie do jednej ze szkó³ podstawo-wych w powiecie koszaliñskim. Zatrudniono nas oboje w szkole podstawowejo dwu nauczycielach w Skwierzynce k. Koszalina. M¹¿ obj¹³ kierownictwoszko³y.

Wieœ by³a piêknie po³o¿ona wœród lasów. Budynek szkolny murowany, izbyszkolne przestronne, przytulne mieszkanie dla kierownika szko³y. Przed szko³¹piêknie rozkwiecony ogródek pe³en ró¿norodnych bylin, krzewów, kwiatów,a za domem ogródek warzywny i niedu¿y sad, a nieco dalej pola i ³¹ki te¿nale¿¹ce do szko³y. Mieszkañcami wsi byli repatrianci ze wszystkich niemalrejonów Polski, przychylni nam, serdeczni, przyjacielscy. We wsi by³ sklepzaopatrzony w produkty pierwszej potrzeby, a do Koszalina zaledwie parê kilo-metrów. W³adze szkolne i w³adze zwi¹zkowe ZNP by³y zawsze pomocne i ser-deczne. Dzieci i m³odzie¿ szanowa³y nauczycieli, nie by³o z nimi problemówwychowawczych. By³a to prawdziwa ostoja spokoju po tylu ciê¿kich prze¿y-ciach i wyczerpuj¹cej pracy w placówkach wychowawczo – opiekuñczych....

,,... W szkole w Skwierzynce czêsto w³adze oœwiatowe organizowa³y spot-kania nauczycieli, konferencje. W latach piêædziesi¹tych szko³a by³a miejscemodczytów Towarzystwa Wiedzy Powszechnej. Dobrze dzia³a³ punkt bibliotecz-ny Pow. Bibl. Publicznej w Koszalinie. Niestrudzony pracownik i organizatorczytelnictwa w pow. koszaliñskim p. Maria Pilecka by³a czêstym goœciem

42 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

szko³y w Skwierzynce – czytelników i tych m³odych i tych starszych by³owielu....

Szko³a – jak to na wsi – sta³a siê oœrodkiem dzia³añ spo³ecznych. Zorgani-zowano tu Ko³o Gospodyñ Wiejskich, które prowadzi³o amatorski zespó³ pio-senki ludowej, kó³ko rolnicze, kursy szycia, kurs gotowania, organizowa³o spo-tkania, ludowe zabawy, festyny, konkursy.

W 1977 r. by³am wspó³organizatorem Klubu b. Nauczycieli TajnegoNauczania w Koszalinie, pierwszego zorganizowanego Klubu w kraju pozakoñczeniu dzia³añ wojennych w 1945 r.

W szkole by³o coraz wiêcej dzieci i m³odzie¿y, w zwi¹zku z czym w³adzeszkolne przyzna³y dodatkowy trzeci etat. Zatrudniona m³oda nauczycielkazosta³a przyjêta przez nas oboje z du¿¹ serdecznoœci¹ i ¿yczliwoœci¹. Ponied³ugim czasie zaczê³y siê jednak w naszym domu powa¿ne nieporozumieniarodzinne, których fina³em sta³a siê sprawa rozwodowa.

W 1979 r. odesz³am na emeryturê. Zamieszka³am u córki w Œwinoujœciu.Wci¹¿ jednak têskni³am za szko³¹ i przyjació³mi...

Autorka wspomnieñ zmar³a w Œwinoujœciu w 1979 roku.Za wieloletni¹ pe³n¹ oddania pracê zawodow¹ otrzyma³a Krzy¿ Kawalerski O.O.P, za

naukê w Tajnej Oœwiacie i d³ugoletni¹ pracê pedagogiczn¹ Medal Edukacji Narodowej, zaaktywn¹, nowatorsk¹ i pe³n¹ oddania dzia³alnoœæ dla spo³ecznoœci wiejskiej – pami¹tkowymedal ,,Dla zas³u¿onych dla woj. Koszaliñskiego”, za wieloletni¹ przynale¿noœæ i dzia³alnoœæw ZNP – Z³ot¹ Odznakê Zwi¹zku Nauczycielstwa Polskiego.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 43

Maria Hudymowa

ZYWCZAJNA I NIEZWYCZAJNAwspomnienie o Stanis³awie Ficek-Emme

Stanis³awa Ficek-Emme z d. Szerszenowicz, urodzi³a siê w ¯ytomierzuw maju 1908 roku. Dzieciñstwo spêdzi³a w chutorze w Troœciañcu ko³o £ucka.Po ukoñczeniu Seminarium Nauczycielskiego w 1926r. otrzyma³a nominacjê nakierownika szko³y w Ignatówce k. £ucka, wsi gdzie uczy³y siê dzieci z 3 pobli-skich „kolonii” polskich – Chomianówki, Brzezin i Bud.

We wrzeœniu 1939r. po tragicznych walkach Wo³yñ zajê³y wojska sowiec-kie. Zaczê³a siê tragedia polskich rodzin – pierwsze morderstwa Polaków,dokonane przez nacjonalistów ukraiñskich, jeszcze do niedawna s¹siadówi przyjació³. W czasie napadu na chutor w Troœciañcu zosta³ zamordowany m¹¿p. Stanis³awy.

W 1941r. Wo³yñ zajmuj¹ wojska niemieckie. Zaczynaj¹ siê nowe tragiczneokupacyjne dni. Niemcy wezwali do £ucka wszystkich kierowników szkó³z okolicznych wsi i oznajmili: „Od dzisiaj zwalniamy was z waszych stano-wisk. Zwalniamy te¿ wszystkich nauczycieli Polaków, bo polskich szkó³ niebêdzie. Od jutra wszyscy maj¹ opuœciæ mieszkania w budynkach szkolnych”.

Szko³ê w Ignatówce pomimo tego, ¿e mieszkañcami wsi byli Polacy, prze-mianowano na szko³ê ukraiñsk¹ z ukraiñskim jêzykiem wyk³adowym.Pocz¹tkowo nikt z Polaków do tej szko³y nie chcia³ siê zapisaæ. Dotychczasowakierowniczka szko³y wyt³umaczy³a im jednak, jakie konsekwencje im i dzie-ciom bêd¹ groziæ za niewykonanie polecenia. Ludzie jej zaufali i polskam³odzie¿ rozpoczê³a naukê zgodnie z zarz¹dzeniem okupanta.

Po kilku dniach rankiem Niemcy niespodziewanie zwartym kordonem oto-czyli jedn¹ z polskich kolonii. Na dachy domów rzucono p³on¹ce petardy.Ludzie zaskoczeni ratowali siê ucieczk¹ w pola i do lasu. Do uciekaj¹cychstrzelano, a schwytanych rzucano do p³on¹cych budynków. Z tego pogromuocala³o dwoje dzieci. Dziesiêcioletniego ch³opczyka matka wyrzuci³a przezokno, a on za r¹czkê poci¹gn¹³ swoj¹ czteroletni¹ siostrzyczkê. Kryj¹c siêw zbo¿u dotarli do lasu, a stamt¹d do Przebra¿a, oddalonego o 14 km. Przebra-¿e by³o na Wo³yniu zasobn¹ wsi¹ polsk¹, która mia³a zorganizowan¹ siln¹i liczebn¹ samoobronê. By³a to ostoja i bastion obrony Polaków przed bestial-

44 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

skimi mordami dokonywanymi przez bandy ukraiñskie spod znaku OUN –UPA. Stra¿e czuwa³y dniem i noc¹. Dowódc¹ by³ Henryk Cybulski. NawetNiemcy bali siê noc¹ dotrzeæ do Przebra¿a.

Wkrótce wyjaœni³a siê tragedia polskiej kolonii. To nacjonaliœci ukraiñscydonieœli Niemcom, ¿e koloniœci sprzyjaj¹ polskiej i sowieckiej partyzantce, sta-cjonuj¹cej w pobliskich lasach. Dostarczaj¹ im broñ i ¿ywnoœæ. Organizatoremœrodowisk samoobrony i Armii Krajowej w Ignatówce i pobliskich koloniachpolskich by³a p. Stanis³awa Ficek – Emme. Pe³ni³a ona funkcjê ³¹czniczkipomiêdzy œrodowiskami zbrojnego podziemia, a dowództwem Przebra¿a i par-tyzantk¹ polska i sowieck¹. Ponadto prowadzi³a tajne nauczanie w zakresieszko³y podstawowej. By³a w sta³ym kontakcie z w³adzami Tajnej OrganizacjiNauczycielskiej (TON) w £ucku. W zasiêgu jej dzia³alnoœci by³a Ignatówkai kolonie w Chmielówce, Budach, Cegielni i Brzezinach. Ludzie mieli do niejogromne zaufanie, darzyli szacunkiem. Znaj¹c doskonale jêzyk niemiecki,rosyjski i ukraiñski swobodnie porusza³a siê w terenie i czêsto nawet wystêpo-wa³a na polecenie w³adz niemieckich w roli t³umacza.

W Troœciañcu Niemcy zorganizowali getto. ¯ycie w nim by³o rozpaczliwe,a szczególnie cierpia³y ma³e dzieci. Pani Stanis³awa i tutaj stara³a siê pomóc.W umówionym miejscu pozostawia³a butelki z mlekiem, a wracaj¹ce z pracymatki zabiera³y je. Wyœledzili to jednak Ukraiñcy. Szczêœliwie skoñczy³o siêtylko na przes³uchaniu i upomnieniach. Getto wkrótce zlikwidowano. Sytuacjastawa³a siê coraz groŸniejsza. Rozpoczê³y siê masowe mordy Polaków. Ka¿dejnocy „czerwone kury” rozœwietla³y niebo.

Pewnego ranka ktoœ zapuka³ do okna pani Stanis³awy. Przera¿ona otwo-rzy³a drzwi. Zobaczy³a swojego by³ego ucznia Ukraiñca, któremu kiedyœ przy-padkowo uratowa³a ¿ycie. Szeptem powiadomi³ j¹, ¿e zas³ysza³ rozmowê „star-szyzny” o tym, i¿ nastêpnej nocy bandy UPA przygotowuj¹ napad na polskiekolonie. Trzeba by³o zawiadomiæ i wezwaæ pomoc. Pani Stanis³awa pozosta-wi³a swe trzyletnie dziecko pod opieka kuzyna i ruszy³a 14 km. do Przebra¿a.Dowództwo polskiej samoobrony poleci³o jej powiadomiæ ludzi, a¿eby schroni-li siê w Przebra¿u. Znów polami dotar³a do Chomianówki. Po krótkiej naradziepostanowiono „wypisaæ afisz” i wezwaæ ludnoœæ do natychmiastowego opusz-czenia gospodarstw. Czasu nie by³o wiele. Wybrani ch³opcy konno wyruszylido kolonii. Podpisy pod wezwaniem by³y znane kolonistom. Uwierzyliw ostrze¿enie. Za³adowano skromny dobytek i tak wozami, wózeczkami,z tobo³ami na plecach, z oczyma pe³nymi ³ez i rozdartym sercem, krowin¹, czykonikiem ruszy³a „karawana” kilku kolonii do Przebra¿a.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 45

Pani Stanis³awa po wykonaniu zadania, pe³na niepokoju o dziecko, ruszy³ado domu. Okaza³o siê, ¿e wszystkie drogi i œcie¿ki prowadz¹ce do Ignatówki s¹pilnowane. Pozosta³a jedynie przeprawa przez rzekê. Zanurzy³a siê w zimniejwodzie tu¿ przy moœcie, sk¹d mo¿na by³o wydostaæ siê na brzeg. Na moœciedojrza³a dwóch rozmawiaj¹cych Niemców. Zanurzona w zimnej wodzie czeka³ana stosown¹ chwilê. Jeden z wartowników odwróci³ siê zapalaj¹c papierosa. Towystarczy³o, a¿eby bezszelestnie wydobyæ siê na brzeg. Dotar³a do domu. Tamju¿ „ch³opcy” z Przebra¿a czekali na ni¹ pe³ni niepokoju. Szczêœliwie dotar³ado Przebra¿a, a stamt¹d do Kiwerc, £ucka i Lublina, gdzie doczeka³a zakoñcze-nia dzia³añ wojennych. Dziêki dzielnej kobiecie ocala³o ¿ycie mieszkañcówpiêciu polskich kolonii.

Jesieni¹ w 1945r. pani Stanis³awa w drodze repatriacji dotar³a doKoszalina. Pocz¹tkowo pracowa³a jako nauczycielka w szkole podstawowejnr 1, a nastêpnie w Pañstwowym Domu M³odzie¿y na stanowisku instruktora.Prowadzi³a sekcjê modelarstwa lotniczego i zorganizowany przez siebie teatrkukie³kowy. Spo³ecznie pracowa³a w wielu stowarzyszeniach i organizacjach.W 1963 roku przesz³a na emeryturê i przenios³a siê do Milanówka pod War-szaw¹. Po ciê¿kiej chorobie zmar³a w Milanówku w 1990 r. O swoich prze¿y-ciach, odwadze, poœwiêceniu nie mówi³a, nie opowiada³a, bo pocz¹tkowoi polityczna atmosfera kraju na to nie pozwala³a, a potem by³a przekonana, ¿ewszystko to, co uczyni³a, by³o jej obowi¹zkiem wobec Ojczyzny, a najwy¿sz¹nagrod¹ jest to, ¿e zdo³a³a prze¿yæ te koszmarne lata, daæ dziecku wy¿szewykszta³cenie, zabezpieczyæ mu byt. W³adze jednak z biegiem lat doceni³yzas³ugi pani Stanis³awy. Wœród wielu jej dyplomów, nagród jest Krzy¿ Kawa-lerski Orderu Odrodzenia Polski, Medal Komisji Edukacji Narodowej, Odznakaza Tajne Nauczanie i Krzy¿ Armii Krajowej.

46 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Irena Olk-Gan

ZOSTA£AM POLK¥ UCIEKAJ¥C PRZED WOJN¥...

Urodzi³am siê w 1935 roku we wsi Jedwabno (wówczas Prusy Wschodniew granicach III Rzeszy, obecnie w Warmiñsko-Mazurskiem). Pochodzê z rodzi-ny wielodzietnej; moi rodzice prowadzili gospodarstwo rolne. Ojciec, Ferdy-nand, w 1938 roku zosta³ powo³any do niemieckiego wojska. Zgin¹³ w trakciedzia³añ wojennych w 1944 roku w Rumunii. Matka, Ida z domu Renman, ju¿po wojnie – w 1947 roku – przyjê³a obywatelstwo polskie.

Mia³am 6 lat w 1941 roku, gdy rozpoczê³am naukê w niemieckiej szkolew Jedwabnem. W wyniku wojny miêdzy Niemcami a Zwi¹zkiem Radzieckimzostaliœmy z matk¹ ewakuowani w 1944 roku do Koszalina. By³am wtedy w IIIklasie. Czasowo ewakuowanych – matki z dzieæmi – umieszczano w wyznaczo-nych mieszkaniach. Nas skierowano do budynku przy obecnej ul. Pi³sudskiego,gdzie mieœci siê siedziba Centralnego Oœrodka Szkolenia Stra¿y Granicznej.Mieszkaliœmy tam przez kilka dni, gdy¿ ¿adna niemiecka rodzina nie chcia³aprzyj¹æ do swojego mieszkania kobiety z czworgiem dzieci. Mieszkaniaw pierwszej kolejnoœci przydzielano rodzinom dwu- trzyosobowym. W koñcui nam przydzielono pokój z nieogrzewanym korytarzem i dwupalnikow¹kuchenk¹ gazow¹. Mieszkanie ogrzewa³ piec kaflowy, a zima by³a bardzoostra.. Nie mogliœmy nawet zjeœæ ziemniaków – zmarz³y na poddaszu, gdy¿ niepozwolono nam na ich przechowanie w piwnicy.

Choæ przesiedlono nas, by chroniæ przed zbli¿aj¹cym siê frontem – ju¿wkrótce odg³osy wybuchaj¹cych bomb i nieustaj¹ce strza³y przekona³y nas, ¿ei tu wojna nas doœcignie. Niemcy w pop³ochu uciekali, wyje¿d¿ali do Ko³obrze-gu, licz¹c, ¿e uda im siê statkiem dotrzeæ do Szwecji. Nasza koszaliñska gospo-dyni zostawi³a nam klucze od mieszkania, kaza³a pilnowaæ domu i przera¿onawyjecha³a. Wczeœniej jednak zapyta³a mamê, czy te¿ chce z ni¹ wyjechaæ, alemama odpowiedzia³a, ¿e zostaje.

Wojska radzieckie by³y coraz bli¿ej – mówiono, ¿e s¹ ju¿ na GórzeChe³mskiej. My, dzieci, nie wiedzieliœmy, co dzieje siê wokó³ nas. Kazano namschroniæ siê w budynku nieopodal obecnej Szko³y Podstawowej nr 1 przyul. Zwyciêstwa. S³yszeliœmy strzelaninê, krzyki w nieznanej nam mowie,widzieliœmy sylwetki dziwnie ubranych ¿o³nierzy. Potem zwo³ano kobiety –

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 47

matki, i kazano im iœæ do jakiejœ rejestracji. Mieliœmy siedzieæ cicho w piwnicyi czekaæ. Najgorsze dla nas by³o to, ¿e mama nie wróci³a na noc. Byliœmy zmar-zniêci, bardzo g³odni i przera¿eni, zaczêliœmy g³oœno p³akaæ. Nasz rozpaczliwyp³acz us³yszeli ¿o³nierze radzieccy; uspokoili nas i nakarmili. Mama szczêœli-wie wróci³a, ale podobno wiele matek nie powróci³o do dzieci.

Poniewa¿ walki trwa³y nadal, wojskowe w³adze radzieckie, które ju¿ prze-jê³y miasto, aby zapewniæ bezpieczeñstwo cywilnej ludnoœci niemieckiej –kaza³y wszystkim opuœciæ Koszalin i trzymaæ siê 10 kilometrów od linii frontu.W tej grupie kobiet z dzieæmi, razem z innymi rodzinami, skierowano naswtedy do Manowa. Z³o¿yliœmy nasz skromny dobytek na czteroko³owy wóze-czek i – jak inni – ruszyliœmy tam pieszo. Si³ brakowa³o, dzieci p³aka³y. Zapa-da³a noc i mama zboczy³a z nami w jak¹œ boczn¹ drogê. W polu, w stogus³omy, doczekaliœmy ranka i doszliœmy do Manowa – by³o tam ju¿ mnóstwoludzi. Mieszkaliœmy st³oczeni w wyznaczonych kwaterach, dokucza³ nam g³ód.Kobiety ze starszymi dzieæmi, pomimo bliskoœci frontu, postanowi³y pójœæ doKoszalina, by tam zdobyæ trochê ¿ywnoœci. Uda³yœmy siê wiêc tam i myz mam¹. Widok miasta by³ przera¿aj¹cy. W œródmieœciu p³onê³y wszystkiedomy i zabudowania s¹siednich ulic. W powietrzu unosi³y siê d³awi¹ce oddechk³êby dymu. Wokó³ – zwaliska gruzów i rozpacz spotykanych, g³odnych ludzi.¯o³nierze nie pozwalali chodziæ pomiêdzy zwaliskami spadaj¹cych murówi stropów...

W Manowie mieszkaliœmy jeszcze kilka dni. Dopiero, gdy umilk³y strza³y,pozwolono nam wróciæ do Koszalina. Miasto by³o zniszczone – dogasa³yzgliszcza, wszêdzie gruzy wal¹cych siê domów. Zajêliœmy ³adny domek przyobecnej ulicy Boya-¯eleñskiego, ale wkrótce kazano nam go opuœciæ, gdy¿ by³potrzebny w³adzom wojskowym. Wtedy wprowadziliœmy siê do nastêpnegodomu, w którym mieszkamy do dzisiaj.

Wkrótce do Koszalina przyjechali z Gniezna pierwsi organizatorzy polskiejadministracji. Umilk³y strza³y, by³ maj 1945 roku. Skoñczy³a siê wojna, alew mieœcie nadal by³o niespokojnie. Zaprowadzano nowy porz¹dek, organizo-wano nowe ¿ycie. Do Koszalina przyje¿d¿a³o coraz wiêcej ludzi z ca³ej Polski.W tym czasie organizowano równie¿ transporty ludnoœci niemieckiej do Nie-miec. Matka, pomimo korzystnych propozycji wyjazdu, zdecydowa³a, ¿e pozo-stanie w Polsce; po dwóch latach przyznano jej polskie obywatelstwo. Wtedyte¿, w 1947 roku, rozpoczê³am naukê w polskiej Szkole Podstawowej nr 1 przyul. Zwyciêstwa. Nie zna³am jêzyka polskiego, wiêc pocz¹tkowo by³o mi trudno.Dzieci œmia³y siê ze mnie, przezywa³y, ale potem zaprzyjaŸni³am siê z nimi i tood nich nauczy³am siê polskiej mowy. W systemie przyspieszonym ukoñczy³am

48 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

szko³ê podstawow¹. W domu by³y ciê¿kie warunki materialne – mama praco-wa³a jako sprz¹taczka w aptece. By³am najstarsza, musia³am wiêc pomócmamie. Do pracy w aptece, która w tym czasie by³a prywatna w³asnoœci¹,przyj¹³ mnie pan magister Szukszta. Najpierw by³am fasowaczk¹ – my³ambutelki po lekach i ustawia³am lekarstwa na pó³kach; a potem pe³ni³amobowi¹zki laborantki – przygotowywa³am leki pod œcis³ym nadzorem panamagistra. W styczniu 1951 roku apteka zosta³a upañstwowiona i pan Szuksztawyjecha³ do Warszawy. Pracuj¹c w aptece nauczy³am siê pisaæ na maszynie,jako pracownik otrzyma³am te¿ dobr¹ opiniê od mojego pracodawcy. Dziêkizdobytemu doœwiadczeniu zosta³am zatrudniona jako maszynistka w WydzialeZdrowia Miejskiej Rady Narodowej w Koszalinie. W tym czasie przewod-nicz¹cym MRN-u by³ Tadeusz Ozga. Od 1955 a¿ do przejœcia na emeryturêw 1990 roku pracowa³am – pocz¹tkowo jako maszynistka, a nastêpnie sekretar-ka – w Wojewódzkiej Komendzie Stra¿y Po¿arnej. Chocia¿ by³ to okres bardzotrudnego ¿ycia, mile wspominam minione lata.

Jako doros³y cz³owiek podziwia³am moj¹ mamê, ¿e w trudnych warunkachpotrafi³a sama wychowaæ czworo dzieci na uczciwych, prawych ludzi i dziêkitemu ka¿dy z nas móg³ odnaleŸæ swoje miejsce w polskiej spo³ecznoœci.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 49

Maria Hudymowa

LEŒNA WIGILIA

Od rana sypa³ gêsty œnieg. W domu pachnia³o œwierkiem. Robiliœmy przy-gotowania do tradycyjnej wieczerzy wigilijnej. Byliœmy jeszcze wszyscyrazem. O zmroku zasiedliœmy do skromnej wspólnej kolacji. W rêku dr¿a³op³atek. Pop³ynê³y ¿yczenia przetrwania i wolnoœci. Mocno bi³y serca, oczyprzes³ania³y ³zy.

Oko³o godziny 23-ciej lekko zapukano do okna. Czeka³am na ten sygna³.Domownicy ju¿ spali, jedynie ojciec czuwa³, niespokojny o moj¹ planowan¹nocn¹ wyprawê. Plecak wype³niony ¿ywnoœci¹ zarzuci³am na plecy i owiniêtachust¹, z koszem w rêku, wysz³am z domu. Tam czeka³a na mnie „Kalina” rów-nie¿ z zapasami ¿ywnoœci. Sz³yœmy do leœnych z op³atkiem, ¿ywnoœci¹, upo-minkami i listami od najbli¿szych.

Szybko minê³yœmy zabudowania i bocznymi œcie¿kami dotar³yœmy do lasu.Œnieg sypa³ gêsty, niebo przes³ania³y chmury, wia³ mocny wiatr. W tak¹ nocnajmilej by³o w domu. Spokojne, ¿e nikt nas nie dojrzy, odetchnê³yœmy z ulg¹,gdy znalaz³yœmy siê pod os³on¹ drzew. Wysokie œwierki i sosny sta³y w bieli.Nie czu³yœmy zmêczenia, by³yœmy ju¿ bezpieczne. Sz³yœmy jednak cicho,b³ogos³awi¹c przyrodê, która widocznie sprzyja³a naszej wyprawie, bo œniegskrzêtnie zasypywa³ nasze œlady.

– Stój! Kto idzie! Has³o! – us³ysza³yœmy obok przyciszony, a jednakdonios³y g³os.

– Ch³opcy! To my, swoi – krzyknê³am g³oœno.– Has³o! – us³ysza³am ponownie.– Brzoza! Brzoza! – zawo³a³yœmy radoœnie i za chwilê by³yœmy z nimi.Znali mnie i dalsze meldowania by³y zbêdne. Prowadzono nas do sza³asu

stoj¹cego w g³êbi lasu. Byli tam wszyscy oprócz wystawionej stra¿y. Siedzieliwokó³ prowizorycznie skleconego sto³u, na którym p³onê³a œwieca. W g³êbista³a choinka, œciêta w lesie, pe³na szyszek, spowita w bieli œniegu. Œcianysza³asu by³y gêsto przes³oniête œwierkiem, którego ¿ywiczna woñ przesi¹ka³amroŸne powietrze. Twarze siedz¹cych zwróci³y siê ku nam. W oczach zamigo-ta³y ³zy. Witano nas serdecznie.

Uwolni³yœmy siê od uœcisków i przejê³yœmy rolê gospodyñ. Mia³yœmy zesob¹ niemal wszystko. Stó³ pokry³a biel obrusa. Na czo³owym miejscu spoczê³a

50 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

paczka op³atków. Twarze œci¹gniête bólem wyra¿a³y skupienie. Myœli i sercazebranych by³y przy najbli¿szych. Z op³atkiem w rêku podesz³am do komen-danta. Ze ³zami w oczach sk³adaliœmy sobie ¿yczenia wiary, wytrwania, wolno-œci, szczêœliwego powrotu do matek, ¿on, dzieci, sióstr, braci, narzeczonych.

£zy smutku i radoœci przeplata³y siê nawzajem. Nikt, chocia¿ zahartowanyw walce, niewygodach i cierpieniach, nie wstydzi³ siê tych ³ez, tak bardzoszczerych, serdecznych. A potem wœród ciszy leœnej pop³ynê³y s³owa kolêdy:„Wœród nocnej ciszy… i Moja Pere³ko… i te najgorêtsze …b³ogos³aw Ojczy-znê mi³¹…” – Cichutko zabrzmia³y dŸwiêki ustnej harmonijki, a pieœñ p³ynê³a,przynosz¹c chwilowe zapomnienie pe³ne spokoju i radoœci.

Rozda³yœmy upominki. By³y niebogate, lecz ofiarowane ze szczerego serca.Te, które je robi³y, wk³ada³y w nie swoje umi³owanie i wielk¹ gor¹c¹ têsknotê.Czytano listy, p³akano. Nikt nie wstydzi³ siê tych ³ez.

Spojrza³am na Kalinê. By³a poch³oniêta chwil¹ tak niecodziennego prze¿y-cia, ¿e zapomnia³a o czasie i powrocie do domu. Z plecaków wydoby³yœmy bie-liznê, a po chwili pakowa³yœmy zabrudzon¹. Trzeba by³o wracaæ, korzystaj¹cz os³ony nocy. Po¿egnanie, pomimo pozornego spokoju, by³o trudne. Wie-dzia³yœmy, ¿e w tej chwili stanowi³yœmy dla nich cz¹stkê ich w³asnej rodziny,¿e rozstanie z nami sprawia im ból.

Jeszcze trochê ostatnich uœcisków, po¿egnañ i sza³as pozosta³ za nami.Trzej ch³opcy z polecenia komendanta odprowadzili nas na skraj lasu. D³ugopatrzyli za nami pe³ni obaw i niepokoju, czy szczêœliwie powrócimy do domu.Œnieg przesta³ padaæ. Niebo roziskrzy³y gwiazdy. Mróz by³ silny, ale nieczu³yœmy zimna, bo ca³¹ uwagê ju¿ teraz skupia³yœmy na obserwacji tego, conas otacza³o. Sz³yœmy czujne na ka¿de poruszenie. Z daleka dochodzi³o szcze-kanie psów. Wesz³yœmy w zabudowania. Op³otkami dociera³yœmy do domu.Jeszcze trochê niepokoju, jeszcze trochê dr¿enia serca i za chwilê by³yœmyu siebie. Wszyscy spali, czuwa³ tylko ojciec. Podszed³ do nas i w milczeniuuœciska³. W oczach mia³ ³zy. Nie pyta³ o nic. Wiedzia³, ¿e nasza tam obecnoœæby³a konieczna w³aœnie w tej chwili, w³aœnie przy wigilijnym stole. Pamiêæw tym dniu, tak bardzo tradycyjnym dla ka¿dego Polaka, rodzi³a przekonanie,¿e oni tam nie s¹ sami, i ¿e w ka¿dej dobrej i z³ej chwili mog¹ na nas liczyæ.

Nie wszyscy spotkani tam wówczas wrócili do rodzin, nie wszyscy docze-kali wielkiego dnia wolnoœci. Wielu z nich pozosta³o na zawsze w swojejumi³owanej ziemi. Wiosn¹ i latem polne kwiecie mai ich mogi³y, jesieni¹kobierzec ró¿nobarwnych liœci otula, a zim¹ bia³y puch œniegu daje poczuciebezbrze¿nej ciszy i spokoju.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 51

Jan Jurczak

BIBLIOTEKARZ - KUSTOSZ - ROLNIK

Urodzi³em siê 30 marca 1923 r. w Kraœniku k. Chyrowa. Ojciec by³ rolni-kiem. Rodzeñstwa nie mia³em. Rodzice zmarli, kiedy mia³em niespe³na dzie-wiêæ lat. Zajêli siê mn¹ s¹siedzi. Pas³em u nich krowy, oporz¹dza³em obory,pomaga³em w polu. Tak zarabia³em na swoje utrzymanie. Pos³ano mnie doszko³y. Przysz³y lata wojny – na Kresach Wschodnich by³o to piêæ lat okupacjina przemian niemieckiej i radzieckiej. By³y noce pe³ne grozy. W okrutny spo-sób mordowano tysi¹ce ludzi za to tylko, ¿e byli Polakami. Dokonywa³a tychokrucieñstw Ukraiñska Powstañcza Armia. W Kraœniku ukoñczy³em siódm¹klasê szko³y podstawowej. Po II wojnie przywêdrowa³em do Krakowa.Zg³osi³em siê do Pañstwowego Domu Dziecka. Zapewniono mi bezp³atnypobyt i pos³ano do Pañstwowej Trzyletniej Szko³y Zawodowej, któr¹ ukoñ-czy³em w 1951 r. Jako robotnik kwalifikowany pracowa³em w przedsiêbior-stwach budowlanych w Krakowie i Nowej Hucie. Rozpocz¹³em nowe, samo-dzielne ¿ycie. Wiedzia³em, ¿e lepsz¹ przysz³oœæ mo¿e mi zapewniæ jedynienauka, któr¹ podj¹³em w czteroletnim Zaocznym Liceum Bibliotekarskimw Krakowie. Po jego ukoñczeniu w 1955 r. zgodnie z obowi¹zuj¹cymi wów-czas przepisami dosta³em nakaz pracy i zosta³em zatrudniony w Powiatoweji Miejskiej Bibliotece Publicznej w Bia³ogardzie. W 1956 r. zaproponowano mistanowisko kierownika Miejskiej i powiatowej Biblioteki Publicznej w Niemo-dlinie. Pracowa³em tam nieprzerwanie siedem lat.

Pracuj¹c w Bia³ogardzie pozna³em piêkno koszaliñskiej Ziemi, pe³nejlasów, rozleg³ych jezior, zabytków s³owiañskiej przesz³oœci. Zauroczy³o mniemorze. Los mi sprzyja³. W styczniu 1962 r. dosta³em etat w Wojewódzkieji Miejskiej Bibliotece Publicznej w Koszalinie. Ju¿ wczeœniej, bo w 1957 r. roz-pocz¹³em zaoczne Studia Bibliotekoznawstwa we Wroc³awiu, które w bardzotrudnych warunkach ukoñczy³em w 1965 r. uzyskuj¹c stopieñ magistra. Dawa³omi to pe³ne przygotowanie do wykonywanej pracy. Do Koszalina przyjecha³emna moim „mechanicznym koniu” – motocyklu, który stanowi³ wtedy ca³y mójmaj¹tek. ¯onê z dwojgiem dzieci pozostawi³em w Niemodlinie. Na utrzymanieich trojga przesy³a³em prawie ca³e moje miesiêczne wynagrodzenie, które i takby³o dalece niewystarczaj¹ce. ¯ona dorabia³a, ciê¿ko pracuj¹c fizycznie.

52 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

W Koszalinie nie mia³em ¿adnych szans na otrzymanie mieszkania. Niestarcza³o na op³acanie noclegów w hotelu. Prze³o¿eni pozwolili mi nocowaæw filii biblioteki przy ulicy M³yñskiej. Po wyjœciu czytelników z bibliotekirozk³ada³em na dywanie koc, a na dwupalnikowej kuchence pichci³em dla sie-bie skromny posi³ek. S³ucha³em radia, uczy³em siê i czyta³em. Na posi³kiw restauracjach czy barach nie by³o mnie staæ.

W wolne œwi¹teczne dni wêdrowa³em po okolicznych koszaliñskich wsiachszukaj¹c jakiegoœ opuszczonego gospodarstwa. Od lat marzy³em o w³asnymdomu z sadem, z orn¹ ziemi¹. W Skwierzynce ko³o Koszalina znalaz³em opu-stosza³y, zrujnowany „bliŸniak”, a przy nim wal¹ce siê budynki gospodarcze,zdzicza³y sad, pe³en chwastów ogród i dalej zaroœniêty ³an pola. Wieœ nale¿a³ado gminy Sianów. Tam z³o¿y³em podanie o nabycie tego domu, pomieszczeñgospodarczych i nale¿nej do niego ziemi. Odmówiono mi, twierdz¹c, ¿e choæpochodzê ze wsi, nie jestem ju¿ rolnikiem, tylko urzêdnikiem i nie mam przy-gotowania do pracy na roli. Ja jednak by³em uparty. Ukoñczy³em pomyœlnieorganizowany przez Wydzia³ Rolnictwa WRN kurs rolniczy i przedk³adaj¹codnoœne zaœwiadczenia ponowi³em swój wniosek.

Spe³ni³y siê moje marzenia. Mia³em dom, swoje gospodarstwo, a wprzysz³oœci moje dzieci – swoj¹ ojcowiznê. Po powrocie z pracy z Koszalinazaprowadza³em ³ad w moim nowym domu, a gdy ju¿ i dach by³ po³atany, spro-wadzi³em rodzinê. Pocz¹tkowo by³o ch³odno, a czasami nawet i g³odno, alepomaga³a w tej stabilizacji nowego ¿ycia chocia¿ niewielka, jak na owe czasy,ale sta³a „dotacja” mojego miesiêcznego uposa¿enia. Pracowaliœmy fizyczniez ¿on¹ bardzo ciê¿ko. Karczowaliœmy zdzicza³y sad, usuwaliœmy kamieniei chwasty z pola, malowaliœmy, murowaliœmy, zdobywaliœmy inwentarz, upra-wialiœmy kwiaty. Pomagali nam w pracach ¿yczliwi s¹siedzi.

Zajêæ w bibliotece te¿ przybywa³o i by³y coraz trudniejsze, wymagaj¹ceprzemyœleñ, innowacji i sta³ej inwencji w rozbudowie us³ug informacji dla czy-telnika. Z Teres¹ Matejko, moim d³ugoletnim wspó³pracownikiem, opraco-wa³em wiele ró¿norodnych, cennych zestawów bibliograficznych, w tym m.in.dotycz¹cy naszego wybrze¿a. Gromadzi³em regionalia, utrzymywa³em sta³ykontakt ze wszystkimi sieciami bibliotek w woj. koszaliñskim. Pasj¹ moj¹ by³ogromadzenie literatury regionu tzw. „Pomorzanów”. Pamiêta³em te¿ o sta³ympodnoszeniu i doskonaleniu w³asnych kwalifikacji zawodowych. Pomaga³emw opracowaniu materia³ów do kilkutomowej Bibliografii Pomorza Zachodnie-go, wydanej wspólnie przez Wojewódzk¹ i Miejsk¹ Bibliotekê Publiczn¹w Koszalinie i Szczecinie.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 53

W ca³ej tej mojej wyboistej drodze ¿ycia dominowa³a ksi¹¿ka. By³embibliografem. Wspó³uczestniczy³em w pracach Stowarzyszenia BibliotekarzyPolskich. Dok³ada³em te¿ wszelkich starañ, a¿eby moje gospodarstwo w Skwie-rzynce by³o przoduj¹ce. Prowadzi³em je w oparciu o najnowsz¹ wiedzê upo-wszechnian¹ w literaturze rolniczej, któr¹ szeroko propagowa³em w mojej wiej-skiej spo³ecznoœci m.in. na zebraniach Kó³ka Rolniczego, SamopomocyCh³opskiej, a nawet... Ko³a Gospodyñ Wiejskich.

Pamiêtam, jak jeden z pierwszych pracowników WiMBP w Koszaliniep. Walenty Reguski podj¹³ w latach piêædziesi¹tych szerok¹ akcjê upowszech-niania literatury rolniczej, wo¿¹c ciekaw¹ wystawkê wydawnictw z tej dziedzi-ny w zaprojektowanej osobiœcie walizeczce, docieraj¹c do bibliotek wiejskichca³ego województwa. By³ on autorem pierwszej wydanej u nas ksi¹¿ki rolniczejp.t. „O uprawie lnu”.

Dla mnie autorytetem bibliografa by³ te¿ p. Jan Frankowski z Ko³obrzegu,cz³owiek o ogromnej wiedzy, wspó³twórca Muzeum Orê¿a Polskiegow Ko³obrzegu, historyk, krajoznawca. Zna³ Ko³obrzeg jeszcze z ch³opiêcychlat, znalaz³ siê tam po wojennej tu³aczce. Wêdrowa³ po okolicznych wsiach,opuszczonych pa³acach i dworach, zbieraj¹c starodruki, cenne ksiêgi o historiiPomorskiej Ziemi.

Ja sam jako bibliograf stara³em siê kontynuowaæ ich pioniersk¹ pracê.Trudne by³y te powojenne lata, okres nieustannej walki o œrodki finansowe nazakup ksiêgozbioru, dalszy rozwój sieci bibliotek, czy szczególnie w œrodowi-sku wiejskim , wymianê poniemieckiego sprzêtu na nowoczesny, dostosowanydo potrzeb czytelnika. Rozpoczêto te¿ ¿mudne starania o budowê nowoczesne-go gmachu biblioteki Wojewódzkiej, któr¹ zakoñczono i uroczyœcie przekazanow 1973. By³a to pierwsza tego rodzaju inwestycja w kraju po zakoñczeniudzia³añ wojennych w 1945 r.

Z g³êbokim wzruszeniem wspominam te moje pierwsze lata w koszaliñskiejbibliotece, kiedy wszyscy byliœmy sobie tak bardzo bliscy, szczerzy, serdeczni,pe³ni inicjatywy.

Pomimo zmêczenia prac¹ zawodow¹ jak i sta³ymi pracami fizycznymiw domu – bra³em czynny udzia³ w dzia³alnoœci spo³ecznej i zbiorowych czy-nach spo³ecznych na rzecz naszego miasta i mojej wsi. Sk¹d czerpa³em si³y,a¿eby podo³aæ tym zadaniom? Jestem przekonany, ¿e ogromn¹ rolê opróczmojego osobistego zaanga¿owania, zdyscyplinowania, uporu odegra³a mojawiara w to, ¿e po bardzo z³ych dniach musz¹ nadejœæ i te dobre, pogodniejsze.Pomogli mi w tym dobrzy ludzie, rodzinna atmosfera w mojej wojewódzkiej

54 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

bibliotece, w której przepracowa³em 27 lat. Pomogli prze³o¿eni tej placówki,którzy zawsze byli pe³ni troski o dobro pracownika.

Po 37 latach pracy zawodowej jestem ju¿ na tzw. zas³u¿onej emeryturze.Biorê nadal aktywny udzia³ w dzia³alnoœci spo³ecznej Stowarzyszenia Bibliote-karzy Polskich i od 1977 r. w Towarzystwie Pamiêtnikarstwa Polskiego.

Wci¹¿ usprawniam moje gospodarstwo i z du¿¹ przyjemnoœci¹ poœwiêcamwiele czasu moim pszczó³kom – za³o¿y³em pasiekê – jestem pszczelarzem. Cie-kawe jest ¿ycie tych pracowitych owadów. Wspó³pracujê z moja wiejsk¹spo³ecznoœci¹. Mam wœród niej wielu szczerych przyjació³ i przyjaznych miludzi.

Niedawno, w s³oneczny, wiosenny dzieñ wraz z dzieæmi i licznymi miesz-kañcami wsi, znajomymi, by³ymi wspó³pracownikami odprowadzi³em moj¹drog¹, oddan¹, dzieln¹ Towarzyszkê ¿ycia na miejsce wiecznego spoczynkuw Koszalinie.

Dzieci za³o¿y³y w³asne rodziny. Córka gospodarzy razem ze mn¹. Mamwnuka, w którym pok³adam du¿e nadzieje. Wiele czytam i ciekawi mnie towszystko, co siê dzieje w œwiecie i wokó³ nas. W formie pamiêtnika pragnêmoim dzieciom i wnukom pokazaæ moj¹ wyboist¹ i trudn¹ drogê ¿ycia, pragnêw nich utrwaliæ przekonanie, ¿e ka¿dy jest kowalem w³asnego losu.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 55

Bernard Konarski

BLISKA MI ZIEMIA KOSZALIÑSKA

W po³owie marca 1947 r., niemal równo 60 lat temu przyjecha³em do Sia-nowa ko³o Koszalina. Mia³em wówczas niespe³na 19 lat, za sob¹ ju¿ ponad6 lat pracy i dwa lata dzia³alnoœci konspiracyjnej w Szarych Szeregachw B³oniu ko³o Warszawy. Do pracy poszed³em bardzo wczeœnie, bo jeszczechodzi³em do szko³y powszechnej. W czasie II wojny œwiatowej w “General-nym Gubernatorstwie” tak by³o trzeba, z uwagi na powszechny g³ód, a tak¿e najakieœ zaœwiadczenie, niby to chroni¹ce przed „wywiezieniem do Prus”, jak tosiê wówczas mówi³o.

W Sianowie pracowa³em przy odbudowie i rozbudowie fabryki zapa³ek.W czerwcu 1947 r., by³em pierwszy raz nad morzem, w £azach – 12 km od Sia-nowa. Jak wszyscy – spróbowa³em s³onej wody i d³ugo podziwia³em Ba³tyk.Fabryka urz¹dza³a wycieczki dla pracowników, samochodem z francuskiegodemobilu, napêdzanym gazem drzewnym. W nastêpnych latach jeŸdziliœmy te¿do Dar³owa, Ko³obrzegu, Mielna i innych miejscowoœci nadmorskich.W Dar³owie ju¿ wtedy by³o czynne muzeum w ksi¹¿êcym zamku.

W 1949 r. zosta³em powo³any do wojska. S³u¿y³em w Szczecinku, a nakolejne lata pomaszerowaliœmy na poligon drawski, który wielokrotnie prze-mierzy³em w³asnymi nogami wzd³u¿ i wszerz. Gdy w 1951 r. zbli¿a³ siê czaspowrotu do cywila, „Kostek”, jak poufa³e okreœlano marsza³ka Rokossowskie-go wœród ¿o³nierskiej braci, „do³o¿y³” nam rok s³u¿by. Trwa³a wojna w Korei,po cichu i g³oœno mówiono, ¿e pojedziemy wspieraæ Kim-Ir-Sena. Dziêki Bogunie pojechaliœmy i póŸn¹ jesieni¹ 1952 r. wróci³em do mamy i do fabryki, gdziezosta³em pracownikiem technicznym.

W styczniu 1953 r. ówczesny dyrektor fabryki Tadeusz Mnich poprosi³mnie do siebie i poleci³ oprowadziæ grupê nauczycieli, która przyjecha³a do Sia-nowa. Byli to g³ównie m³odzi mê¿czyŸni, chêtnie ogl¹dali, jak siê produkujezapa³ki, a jeszcze chêtniej zerkali na niewiasty, które stanowi³y zdecydowan¹wiêkszoœæ za³ogi i nie brakowa³o wœród nich piêknych dziewczyn. Tak siêzaczê³a moja przygoda z przewodnictwem, która trwa ju¿ ponad 50 lat. PóŸniej,œrednio co tydzieñ, dwa – przyje¿d¿a³a kolejna wycieczka i najczêœciej mniepowierzano jej oprowadzanie. By³a to oczywiœcie dzia³alnoœæ wy³¹czniespo³eczna. Z czasem zainteresowa³em siê histori¹ fabryki, Sianowa, Koszalina,

56 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Pomorza Zachodniego, bo by³y pytania o te sprawy od uczestników wycieczek.Manufakturê zapa³czan¹ w Sianowie za³o¿y³ robotnik August Kolbe w 1845 r.Pod koniec XIX wieku sta³a siê ju¿ doœæ du¿¹ fabryk¹. Po przejœciu frontuw 1945 r. Rosjanie zdemontowali i wywieŸli wszystkie maszyny i urz¹dzenia,a na jesieni 1946 r. puste i zniszczone hale przejê³a polska administracja cywil-na z zamiarem odbudowy. Uruchomienie fabryki nast¹pi³o 1 wrzeœnia 1947 r.W „zapa³kach” oprowadzi³em ponad 200 wycieczek. Ukoñczy³em te¿ w Kosza-linie szko³ê œredni¹.

W 1961 r. zosta³em przeniesiony do pracy w Koszalinie by³em inspektorempracy leœników i drzewiarzy w ówczesnym du¿ym województwie koszaliñskim.ZjeŸdzi³em Ziemiê Koszaliñsk¹ dok³adnie, zagl¹daj¹c w ró¿ne piêkne zak¹tki,bo np. nadleœnictwa i tartaki na ogó³ nie s¹ w wielkich miastach. Prze¿ywa³emró¿ne „przeboje” w sytuacjach konfliktowych, szczególnie w gor¹cym dla mnieokresie lat 1970/71. Twardo broni³em robotników, za co wiele razy by³em ostro„szczypany” przez komitety partyjne ró¿nego szczebla. Pracuj¹c w inspekcjiukoñczy³em studia wy¿sze na Wydziale Prawa UAM w Poznaniu.

W po³owie roku 1972 zosta³em przeniesiony do pracy w koszaliñskiej„Gromadzie”, na stanowisko zastêpcy dyrektora Okrêgu, Przyda³y mi siêdoœwiadczenia przewodnickie z „zapa³ek” jak te¿ znajomoœæ woj. koszaliñskie-go. Z czasem zosta³em dyrektorem oraz uzyska³em formalne uprawnienia prze-wodnickie I klasy po Ziemi Koszaliñskiej. W po³owie 1977 r. wraz z ¿on¹ Tere-ni¹ oraz dzieæmi Krzysiem, Ew¹ i Ani¹ – zamieszkaliœmy w Koszalinie. Po42 latach pracy zawodowej odszed³em na emeryturê.

Koszalin sta³ mi siê bardzo bliski. Dobrze siê tu ¿yje. Miasto ma ci¹gleponad 100 tysiêcy mieszkañców. Zmniejszy³o siê nieco ostatnimi laty, po utra-cie statusu województwa. Nie przygniata sw¹ wielkoœci¹, jest bardzo zielone.W œródmieœciu ma wielki park z kilkoma enklawami, ³¹cznie ponad 110 ha(wiêcej ni¿ £azienki). W granicach miasta jest kilkadziesi¹t km2 lasu. Napó³nocnym skraju wznosi siê Góra Che³mska – 137 m npm, najwy¿sze wznie-sienie na ca³ym polskim wybrze¿u. Znana od 1214 r. niegdyœ œwiête miejscepogañskich Pomorzan, od pocz¹tków XIII wieku – Sanktuarium Maryjne,znane w Europie, zniszczone w czasie reformacji, którego odbudowê rozpoczê-to w 1990 r., a skromn¹ kaplicê poœwiêci³ 1 czerwca 1991 r. – JAN PAWE£ II.

W mieœcie jest wiele zabytków – m. in, potê¿na, gotycka katedra z XIVwieku, po³owa (ponad 800 mb) murów obronnych z XIII/XIV w., kaplica zam-kowa z XIII w., unikatowy domek kata, kilka piêknych œredniowiecznychkamieniczek mieszczañskich i szereg innych. Jest te¿ kilkanaœcie pomników –Papie¿a, Martyrologii Narodu Polskiego, Rod³a, Wiêzi Polonii z Macierz¹,s³awne „Ptaki Hasiora”, Wyzwolenia Koszalina i inne. Jest nowa, powojenna

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 57

dzielnica miasta. potocznie nazywana „Pó³noc¹”, gdzie mieszka przesz³o40 tysiêcy mieszkañców. Miasto ze wszystkich stron otoczone jest lasami, bli-sko jest do Ba³tyku – 12 km dogodn¹ komunikacj¹ miejsk¹ do Mielna, w ka¿d¹stronê od miasta blisko s¹ czyste rybne rzeki i jeziora.

W Koszalinie jest kilka uczelni – m.in. Politechnika Koszaliñska, Wy¿szaSzko³a Humanistyczna, Wy¿sze Seminarium Duchowne, Instytut TeologiiUAM, Centrum Szkolenia Wojsk Obrony Przeciwlotniczej, Centrum SzkoleniaStra¿y Granicznej, bardzo wiele szkó³ œrednich i zawodowych i 21 szkó³ pod-stawowych. Jest wiele nowoczesnych gmachów – m. in. potê¿na bibliotekawojewódzka z ponad 500 tysi¹cami tomów i kilkunastu filiami, nowoczesny,wielki amfiteatr, b. Urz¹d Wojewódzki. Dzia³aj¹ – od 50 lat: teatr dramatyczny,filharmonia, nowoczesne kina, Teatr Propozycji „Dialog”, stanowi¹cy kosza-liñsk¹ specjalnoœæ.

Oprowadzi³em dotychczas kilka tysiêcy wycieczek z ponad 200 tysi¹camiuczestników. Autobusami przejecha³em ponad 500 tysiêcy km, pieszo po ZiemiKoszaliñskiej przedrepta³em wiêcej ni¿ równik!. Mam ogromny sentyment doKoszalina. Gdy zaczynam kolejn¹ wycieczkê mówiê – pó³ ¿artem, pó³ serio:jesteœmy w najmilszym mieœcie œwiata... Przyjmowane to jest z przymru¿eniemoka, ale gdy objedziemy miasto, zobaczymy Górê Che³msk¹, parki, katedrê,pok³onimy siê Papie¿owi – uczestnicy s¹ zadowoleni i przynajmniej czêœæz nich przyznaje mi racjê. Oprowadza³em i oprowadzam – doros³ych, m³odzie¿,dzieci, Duñczyków, Wietnamczyków, W³ochów, Niemców, wiele znakomitoœci– np. pani¹ Irenê Roweck¹, córkê gen. „Grota”, Wojciecha ¯ukrowskiego, prof.Konrada Ciechanowskiego z Gdañska, prof. Iliê Ba³akariew¹ z St. Petersburga,dzieci i wnuki „Dzieci Wrzesiñskich”, wiele sympatycznych grup turystówwiejskich.

Zahaczam czasami o dolmen – grobowiec kamienny sprzed 500 lat w nie-dalekim Borkowie, krêgi kamienne sprzed 1800 lat w Grzybnicy, wielki ogródbotaniczny we W³okach, wysok¹ latarniê morsk¹ w G¹skach. Mówiê o s³owiañ-skich Pomorzanach, Kaszubach, S³owiñcach, którzy ¿yli tu przez wieki ca³e,o s³owiañskiej dynastii ksi¹¿êcej Gryfitów, panuj¹cej przez 700 lat na PomorzuZachodnim, czasami przypomnê, co bardziej ciekawy, ksi¹¿êcy romans...

Na Ziemi Koszaliñskiej ¿yje ju¿ czwarte pokolenie Konarskich. Po mieczui po k¹dzieli jest tu nas prawie dwadzieœcioro. Mam pi¹tkê wnuków. Najstarszy– Wiktor studiuje, dwie najm³odsze – Sandra i Julka ucz¹ siê w podstawówce.Mam niep³onn¹ nadziejê, ¿e bêd¹ ¿y³y d³ugo, szczêœliwie, dostatnio i spokojniew piêknym, zielonym Koszalinie, a ja z prawnukami bêdê jeŸdzi³ nad morze doMielna i Ko³obrzegu.

58 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Józef Korczak

MOJE KOSZALIÑSKIE LATA

Kiedy w trudnych latach przedwojennych t³uk³em kamienie na szosie,budowa³em z ojcem nasz dom rodzinny – biedn¹ chatê wznoszon¹ z drewna,kiedy jako wiejski wyrobnik pas³em krowy u bogatego gospodarza i jako polskiniewolnik ponad si³y pracowa³em u bauera w ówczesnych Prusach Wschodnich– nie spodziewa³em siê, ¿e dost¹piê awansu po trudnej drabinie spo³ecznej.

Urodzi³em siê 22 sierpnia 1927 roku jako pierworodny syn w rodziniech³opskiej, w podhalañskiej wiosce Kuków ko³o Suchej Beskidzkiej w woje-wództwie krakowskim. ¯eby mi siê nie cni³o, po roku pojawi³ siê brat Antek,po nim W³adek, a nastêpnie Tadek. Razem z matk¹ i ciotk¹ Ma³goœk¹ w ma³ejizdebce mieszka³o 7 osób. Izdebka pokryta gontem, z ma³ymi okienkami,uszczelnionymi na zimê. W chacie sieñ – klepisko, dziel¹ce izdebkê od obory,sk¹d czêsto s³ychaæ by³o porykiwanie krowy „Winochy”, b¹dŸ pobekiwaniekozy „Siutki”, upominaj¹cej siê o pastwisko.

Dzieciñstwo moje nie nale¿a³o do ³atwych. Rodzice posiadali zaledwie hek-tar ziemi, tote¿ po zbiorach czêsto chodzili na wyrobek do bogatszych gospoda-rzy. Za poœrednictwem dró¿nika ojciec pracowa³ te¿ przy t³uczeniu kamieni nagoœciñcu. By³a to praca sezonowa. Wraz z ojcem pracowa³em i ja. Maj¹c lat 7-9siada³em z m³otkiem naprzeciw ojca, po drugiej stronie kupki kamieni i razemprzygotowywaliœmy materia³ do naprawy dróg. Kiedy roboty na drogachzakoñczy³y siê w okolicy, ojciec wraz z rodzin¹ zmuszony by³ przenieœæ siê domiasta, gdzie ³atwiej by³o o pracê. Osiedliliœmy siê w Suchej Beskidzkiej.

Nie by³o nam dane pozostaæ tu d³ugo, gdy¿ rozpoczê³a siê wojna i zak³óci³anasze szczêœcie rodzinne. Przekreœli³a niejedno, zapocz¹tkowa³a wiele.

W jasne s³oneczne po³udnie do Suchej wjechali na motocyklach i samocho-dach Niemcy. Rozpoczê³a siê okupacja. W tym czasie umiera ojciec. Matka,maj¹c czworo ma³ych dzieci, wychodzi po raz drugi za m¹¿. Po nied³ugim cza-sie Niemcy wywo¿¹ rodzinê do Niemiec. Mnie to ominê³o, gdy¿ by³em u kole-jarza RzeŸniczaka – pas³em jego krowê. Po wyjeŸdzie rodziny zosta³em sam.Nie wiedzia³em, co z sob¹ pocz¹æ – mia³em zaledwie 14 lat. Zmuszony by³emzostaæ u RzeŸniczaka przez prawie rok.

Po roku matka za zgod¹ swego bauera œci¹gnê³a mnie do siebie. Zdecydo-wa³em siê z miejsca pojechaæ do stacji Preusisch Holland. Na dworcu czeka³ na

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 59

mnie ojczym. Powitaliœmy siê serdecznie i udaliœmy do oddalonego o 4 kmmaj¹tku, licz¹cego 380 ha.

Przed pa³acem w maj¹tku czeka³ na mnie wysoki oty³y dziedzic, któryprzyjrza³ mi siê dok³adnie, oceniaj¹c wartoœæ nowo nabytej si³y roboczej. Zapy-ta³ po niemiecku „Josif kenst du melken?”. Ja co prawda nie rozumia³em poniemiecku, ale przytakn¹³em za ojcem „ja, ja”. Wówczas udaliœmy siê do stajni,w której po jednej stronie sta³o kilkanaœcie krów, jak je póŸniej przeliczy³em,by³o ich 25, po drugiej 10 koni, dalej 100 œwiñ i ponad 200 sztuk drobiu. Zoba-czy³em tu zupe³nie inn¹ gospodarkê, ni¿ ta, któr¹ zna³em ze swoich rodzinnychstron.

W folwarku oczekiwa³a mnie matka wraz z rodzeñstwem. Rodzina mojaposiada³a skromne, ale samodzielne mieszkanie. Ojciec pracowa³ wraz z matk¹i braæmi w polu i przy koniach. Mnie przydzielono do pomocy francuskiemurobotnikowi do dojenia krów. By³a to ciê¿ka praca. Najpierw doi³em ich do 4,z biegiem czasu, a¿ do 13-tu, 2 razy dziennie. W wolnych chwilach miêdzydojeniem, wysy³ano mnie do ró¿nych prac w polu. Najdotkliwiej dokucza³o mi³adowanie obornika, gdy¿ w czasie mrozów trzeba go by³o si³¹ odrywaæ. Potakim wysi³ku chêtnie wraca³em do ciep³ej stajni. Ile¿ to, przy okazji, w czasiedojenia otrzyma³em uderzeñ krowiego ogona! Taki kierat w maj¹tku Henwaldatrwa³ przez okres 2,5 roku, tj. od czerwca 1942 r. do stycznia 1945 r.

W styczniu 1945 roku maj¹tek ten wyzwala Armia Czerwona. W³aœcicielemaj¹tku uciekli. My wracamy w swoje strony, wykorzystuj¹c w tym celu wózkonny, stanowi¹cy niedawno w³asnoœæ bauera. Gdzieœ w okolicach M³awy¿o³nierze radzieccy zamieniaj¹ nam konie. W zamian za nasze silne i zdrowedaj¹ nam s³abe i wychud³e. Nie protestowaliœmy, zdaj¹c sobie sprawê ¿e i takdojedziemy, a wojsku potrzebne by³y lepsze konie, ¿eby mogli szybciej dostaæsiê do Berlina.

Wraz z rodzin¹ osiedliliœmy siê znów w Suchej Beskidzkiej. Tam natych-miast przyst¹pi³em do uzupe³nienia wykszta³cenia w zakresie szko³y podstawo-wej, a nastêpnie rozpocz¹³em naukê w szkole œredniej. W latach 1945-1948ukoñczy³em 4 klasy Koedukacyjnego Gimnazjum Handlowego, uzyskuj¹c ma³¹maturê.

Wówczas otrzyma³em wezwanie do wojska. Przydzielono mnie do Podofi-cerskiej Szko³y Piechoty w Rzeszowie. Kiedy przysz³o mi opuszczaæ rodzinnestrony, z ¿alem rozstawa³em siê z Podhalem, z tamtejszymi obyczajami, gwar¹,kolegami, z którymi w harcerstwie prze¿ywa³em wielk¹ przygodê m³odoœci.W harcerstwie by³em te¿ „przybocznym” kolejowej dru¿yny, nale¿¹cej doHufca ¯ywieckiego.

60 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

W wojsku rozpocz¹³em nowy etap ¿ycia. Nie³atwe dzieciñstwo sprawi³o, ¿ebez trudu przystosowa³em siê do rygoru ¿ycia koszarowego. S³u¿bê wojskow¹traktowa³em na serio, widz¹c w niej swoj¹ now¹ szansê ¿yciow¹. Pragn¹c pra-cowaæ spo³ecznie wst¹pi³em do ZMP, anga¿owa³em siê te¿ w amatorskimzespole artystycznym. Niezmiernie siê ucieszy³em, kiedy wytypowano mnie dookolicznoœciowego wyst¹pienia w dniu przysiêgi, w czasie której wyg³osi³empubliczne przemówienie w imieniu przysiêgaj¹cych ¿o³nierzy. Poczu³em siêdumny, gdy dowództwo jednostki wyró¿ni³o mnie za moj¹ skromn¹ pracêudzieleniem kilkudniowego urlopu, w czasie którego mog³em pokazaæ siêw mundurze wojskowym w rodzinnym miasteczku.

Po ukoñczeniu podoficerskiej szko³y, w roku 1950 w stopniu kaprala,dowództwo skierowa³o mnie na roczny kurs do Oficerskiej Szko³y Politycznejw £odzi. Rok szybko min¹³, przysz³a promocja. Otrzyma³em awans do stopniachor¹¿ego i skierowanie do Krotoszyna. Kariera polityczna nie poci¹ga³a mniejednak. Robi³em to, co najlepiej potrafi³em, po to, ¿eby mieæ warunki do dal-szego kszta³cenia. Kiedy zosta³em przeniesiony do Opola, skorzysta³emz mo¿liwoœci takiego kszta³cenia siê w Liceum Ogólnokszta³c¹cym dla Pra-cuj¹cych. Po 2 latach (1953-1954) uzyska³em œwiadectwo dojrza³oœci.

Poza s³u¿b¹ zawodow¹ i zaanga¿owaniem siê w pracy kulturalnej i spo³ecz-nej, rozpocz¹³em dzia³alnoœæ turystyczn¹, która od lat harcerskich mniepoci¹ga³a. Przy Opolskim Oddziale PTTK ukoñczy³em kilka kursów organiza-torskich w zakresie Informatora Turystyki, Przodownika Turystyki Pieszej,Przewodnika PTTK i in. Wszed³em do w³adz Oddzia³owych i OkrêgowychPTTK.

Wreszcie najwa¿niejsze; w roku 1956 rozpocz¹³em studia na WydzialePrawa Uniwersytetu Wroc³awskiego, zdobywaj¹c po 5-ciu latach dyplom magi-stra Praw. Trudno mi w pe³ni wyraziæ radoœæ jak¹ wówczas prze¿ywa³em,wiedz¹c, ¿e dzisiejszy magister swoj¹ karierê rozpoczyna³ od t³uczenia kamienina drodze i pasienia cudzych krów.

W wojsku jak to w wojsku. Miejsca s³u¿by nie wybiera siê. W maju 1965roku zosta³em przeniesiony z Opola do Pomorskiego Okrêgu Wojskowego nastanowisko st. instruktora Klubu Garnizonowego w Ko³obrzegu. Tak znalaz³emsiê na ziemi koszaliñskiej.

8 maja 1972 roku zosta³em przeniesiony do rezerwy w stopniu kapitana.S³u¿ba dawa³a mi wiele satysfakcji, st¹d te¿ przez ca³e 25 lat wiernie j¹pe³ni³em i z ca³ym oddaniem s³u¿y³em wychowaniu ¿o³nierzy w duchu patrio-tyzmu i krzewienia wœród nich oœwiaty i kultury.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 61

Za ca³okszta³t mojej s³u¿by dosta³em takie wyró¿nienia, jak Medal „Si³yZbrojne w S³u¿bie Ojczyzny”(br¹zowy i srebrny), Medal „Za zas³ugi dlaObronnoœci Kraju” i Medal „XXV lat Pomorskiego Okrêgu Wojskowego”.

Niemniej jednak wydaje siê, ¿e swymi nowatorskimi metodami pracy czê-sto przekracza³em zwyczajowe ramy i z tego wzglêdu nara¿a³em siê niejedne-mu z prze³o¿onych i dlatego te¿ nie zas³u¿y³em na wiêcej.

Jakkolwiek s³u¿ba wojskowa da³a mi wiele, stwarzaj¹c mi mo¿liwoœci dodalszego startu w dzia³alnoœci na niwie ogólnocywilnej, to jednak dopiero tuw pe³ni doceniono moj¹ dzia³alnoœæ i odznaczono Z³otym Krzy¿em Zas³ugi,przyznano te¿ odznakê „Za Zas³ugi w Rozwoju Województwa Koszaliñskiego”,„Zas³u¿onego Dzia³acza WKKFiT w Koszalinie” oraz Medal pami¹tkowy „Zazas³ugi dla miasta Koszalina”.

Kontynuuj¹c dalsz¹ pracê zawodow¹ na Ziemi Koszaliñskiej u³o¿y³emsobie ¿ycie rodzinne. Bêd¹c uczestnikiem Centralnego Zlotu Aktywu Krajo-znawczego w roku 1971 w woj. bia³ostockim z udzia³em cz³onków KlubuTurystów „S³owiñcy”, spotka³em dziewczynê swego ¿ycia – moj¹ drug¹ ¿onêLudmi³ê. By³a z zawodu nauczycielk¹. Mamy ju¿ trzy urocze córki, Kingê,Basiê i Agnieszkê. Wszystkie urodzi³y siê w Koszalinie. Ludmi³a wnios³aw nasz dom rodzinny wiele ciep³a i pogody ducha. Du¿o czasu poœwiêcawychowaniu dzieci, pracuje zawodowo jako nauczycielka, za³o¿y³a i prowadziSzkolne Ko³o Turystyczno-Krajoznawcze.

Wspólnie z ¿on¹ uczestniczymy w ró¿nych spotkaniach na terenie miasta,w tym organizowanych przez Klub Pionierów miasta Koszalina. W klubie tymza³o¿y³em kronikê od dnia jego powstania tj. 9 marca 1970 r. Zosta³em te¿ jegocz³onkiem.

Dzia³alnoœæ moja wi¹¿e siê tak¿e z przynale¿noœci¹ do Polskiego Towarzy-stwa Geograficznego(od 1969r.), do Towarzystwa Przyjació³ Pamiêtnikarstwa,którego cz³onkiem jestem od powstania w Koszalinie Oddzia³u 16.12.1974 r.Gdy parê miesiêcy póŸniej powsta³ Ogólnomiejski Klub Oficerów Rezerwy(23.04.1975 r.) przy Klubie Garnizonowym w Koszalinie za³o¿y³em te¿ w nimkronikê i propagujê jego dzia³alnoœæ.

Prze¿yte lata na Ziemi Koszaliñskiej bez wzglêdu na zajmowane stanowi-ska s³u¿bowe zawsze by³y i s¹ zwi¹zane z dzia³alnoœci¹ spo³eczn¹. Mile wspo-minam dziœ swoj¹ dzia³alnoœæ na stanowisku Kierownika Miêdzyzak³adowegoDomu Kultury Budowlanych, czy te¿ Kierownika Klubu Oddzia³u Wojewódz-kiego NOT w Koszalinie czy organizatora widowni Koszaliñskiej AgencjiImprez Artystycznych i Pañstwowego Teatru Muzycznego w S³upsku.

62 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

W ostatnim czasie przypad³o mi etatowe stanowisko Starszego Instruktorads. programowych Zarz¹du Oddzia³u PTTK w Koszalinie.

Wci¹¿ mam nadziejê, ¿e uda mi siê zrealizowaæ zamiar stworzenia Regio-nalnego Muzeum Turystyki i Krajoznawstwa przy jednej z miejscowych placó-wek turystycznych czy rekreacyjno – sportowych gdy¿ uwa¿am, ¿e w Koszali-nie placówka taka powinna istnieæ.

W tych krótkich wspomnieniach, nie sposób uj¹æ ca³okszta³tu mojego zaan-ga¿owania w minionych latach na Ziemi Koszaliñskiej. Odbiciem tego jest19 tomów wielostronicowych kronik, które obrazuj¹ pracê na terenie miastai województwa. Kroniki te prowadzê nie tylko po to, by ocaliæ w³asne wspo-mnienia, ale tak¿e i przede wszystkim dla popularyzowania dzia³alnoœci i ¿yciacodziennego ró¿nych instytucji, towarzystw i organizacji, w których dzia³am,m.in.: PTTK, LOK, Zwi¹zek By³ych ¯o³nierzy Zawodowych, KTSK, PTG,TWP, Towarzystwo Przyjació³ Pamiêtnikarstwa, Rada Przyjació³ ZHP.

Niezale¿nie od kronik poœwiêconych sprawom spo³eczno – zawodowym,2 z nich dotycz¹ ¿ycia osobistego „na ³onie rodziny”, a 4 ró¿nych miejsc pobytuw czasie urlopów. Z myœl¹ o nastêpcach w mych kronikarskich poczynaniachka¿demu ze swoich dzieci za³o¿y³em kronikê, licz¹c, ¿e z czasem bêd¹ je kon-tynuowa³y samodzielnie.

Tekst Józefa Korczaka zosta³ nagrodzony II nagrod¹ w konkursie na kroniki i wspomnie-nia w zwi¹zku z 40-leciem PRL, organizowanym przez PRON, KTSK i Towarzystwo Przyja-ció³ Pamiêtnikarstwa. By³a to nagroda przyznana rodzinie Józefa i Ludmi³y Korczak za „kroni-ki rodzinne”. Ten konkurs og³oszono 4 paŸdziernika 1985 roku.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 63

Zofia Korczyñska-Szrubka

NOWA SZKO£A - NOWE PRZYJA�NIE

1 wrzeœnia 1951 r. Z dr¿eniem serca przekraczam próg Szko³y Podstawo-wej nr 2 w Koszalinie. Bêdê siê tu uczyæ w klasie siódmej. Po roku naukista³am siê absolwentk¹ szko³y (1952 r.). Poprzednio uczy³am siê w œlicznejmiejscowoœci na Dolnym Œl¹sku, w Z¹bkowicach Œl¹skich, które by³y moj¹pierwsz¹ przystani¹ jako repatriantki po II wojnie œwiatowej. Do tego uroczegomiasteczka przyby³am z mam¹ (ojciec zgin¹³ w 1939 r.) w 1945 roku z Zalesz-czyk – mojego miasta rodzinnego, znanego przed wojn¹ jako kurort, le¿¹cegona Podolu, na po³udniowo-wschodnich kresach II Rzeczypospolitej.

Tak wiêc Koszalin sta³ siê dla mnie drugim etapem losu repatriacyjnego.Z miastem tym, jak siê póŸniej okaza³o, zwi¹za³am siê na zawsze. Wydawa³obysiê, ¿e bêdzie to dla mnie rok nie³atwy, poniewa¿ wesz³am w œrodowisko rówie-œnicze mi nieznane i musia³am zasymilowaæ siê z klas¹. Na ca³e szczêœcie mojeobawy nie ziœci³y siê. Przyjêto mnie bardzo przychylnie, nawi¹za³am szybkokontakty z kole¿ankami, a z jedn¹ z nich – Jank¹ Jankowsk¹ (obecnie Wojto-wicz), zaprzyjaŸni³am siê, zosta³yœmy serdecznymi przyjació³kami, razemuczy³yœmy siê w liceum pedagogicznym, nastêpnie pracowa³yœmy d³ugie lataw naszej „dwójce”, a aktualnie odnowi³yœmy nasz¹ przyjaŸñ w S³upsku, gdzieobecnie mieszkamy.

Równie¿ w S³upsku nawi¹za³am kontakt z moim koleg¹ z klasy BohdanemŒwiderskim, który o¿eni³ siê z Jadzi¹ Staszewsk¹ z klasy równoleg³ej. S¹ zgod-nym, kochaj¹cym siê ma³¿eñstwem. Jadzia jest lektork¹, Bohdan by³ szefemSztabu WP. S¹ znani w S³upsku, szanowani. Czêsto wspominamy nasz¹ „dwój-kê”. A 6 sierpnia 2005 roku by³am na ich 45 rocznicy œlubu. Na rocznicê œlububy³am zaproszona nie tylko z racji naszej znajomoœci z „dwójki”, ale równie¿dlatego, ¿e w ich zwi¹zku odegra³am doœæ ciekaw¹ rolê. A by³o to tak: Po ukoñ-czeniu podstawówki nasze drogi rozesz³y siê, ale Jadzia i Bohdan przez ca³¹szko³ê œredni¹ oraz kilka lat studiów tworzyli parê (Jadzia studiowa³a medycy-nê w Gdañsku, a Bohdan by³ w szkole oficerskiej w Poznaniu). mi³oœæ kwit³a.Pod koniec studiów kontakty zerwa³y siê. Mo¿e to wina odleg³oœci, a mo¿emi³oœæ wypali³a siê? Pewnego letniego dnia 1959 roku spotka³am Bohdana, alebez Jadzi. Nic nie wiedzia³am o ich rozstaniu. Z rozmowy z Bohdanem dowie-dzia³am siê, ¿e ju¿ nie s¹ razem. Jak to. Nie mog³am tego zrozumieæ. Czy wie-

64 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

loletnia mi³oœæ ma siê zakoñczyæ rozstaniem na dobre? Oboje m³odzi, piêkni,wykszta³ceni, to¿ to wspania³a para na ma³¿eñstwo! Widzê, ¿e Bohdan bardzoprze¿ywa rozstanie, jeszcze mi³oœæ siê tli, bo chce zobaczyæ siê z Jadzi¹.Wobec tego biorê sprawê w swoje rêce! Biegnê do Jadzi, która akurat, naszczêœcie, by³a w domu. T³umaczê jej swoj¹ niespodziewan¹ wizytê, przedsta-wiam propozycjê spotkania z Bohdanem. Jadzia z lekkim wahaniem zgadza siê.Aha, te¿ mi³oœæ jeszcze siê tli! Biegnê do Bohdana. Randka umówiona. Uff!I co? Ano równo za rok 6 sierpnia 1960 roku wesele. Mimo zaproszenia na œlu-bie i weselu nie by³am, bo by³am w zaawansowanej ci¹¿y (moja córeczkaIwonka urodzi³a siê 30 sierpnia). Minê³y lata. Los zetkn¹³ nas w S³upsku. W 45rocznicê œlubu zosta³am zaproszona na ich jubileusz. Zosta³am piêknie uhono-rowana, jako ich „swatka”, bo trzeba przyznaæ, ¿e mia³am szczêœliw¹ rêkê.

Warto te¿ wspomnieæ o innych kole¿ankach i kolegach z klasy. Stenia Wój-cik – bardzo pilna, zdolna, œwietna deklamatorka, ukoñczy³a fizykê i uczy³aw szkole œredniej; Zosia Pesta – ¿ywa, weso³a, mi³a kole¿anka, szybko siê usa-modzielni³a, obecnie mieszka w Ko³obrzegu, Ela Tabakówna – ³adna, delikatna,mi³a, bardzo j¹ lubi³am. Z ch³opców zapamiêta³am, oprócz Bohdana, RysiaReteckiego, zdolnego, ambitnego, który z determinacj¹ walczy³ ze mn¹ o pry-mat w nauce (oboje ukoñczyliœmy podstawówkê z nagrod¹), Jurek Jachowicz –wieczny optymista, œwietny humanista na bakier z matematyk¹ (obecnie dzien-nikarz), Janusz Gromadzki – mi³y kolega, piek³ œwietne ciasteczka, bo jegoojciec by³ cukiernikiem. Trudno wymieniæ wszystkich. Tworzyliœmy œwietnyzespó³. Bardzo lubiliœmy nasz¹ wychowawczyniê Helenê Niepokojczyck¹.Ch³opcy zawsze zg³aszali jej chêæ pomocy np. wrzucali wêgiel do piwnicy,r¹bali drzewo na rozpa³kê, nosili ciê¿kie zakupy. Dziewczynki równie¿ poma-ga³y swojej pani w ró¿nych pracach domowych. To by³o tak naturalne, zreszt¹rodzice te¿ nas zachêcali do pomocy starszym. Byliœmy bardzo samodzielni.Z okazji imienin naszej pani – 22 maja – z³o¿yliœmy siê na piêkny prezent –szeœæ kryszta³owych kieliszków do wina, a ch³opcy ca³¹ noc buszowaliw ogródkach i przynieœli ogromne narêcza tulipanów. Pani tonê³a w kwiatachi ³zach, a my byliœmy szczêœliwi. Sami urz¹dziliœmy przyjêcie z okazji zakoñ-czenia roku szkolnego. Janusz upiek³ tort dla nauczycieli, a dla nas ciasteczka.By³o weso³o, œpiewaliœmy piosenki i tak ¿egnaliœmy naszych nauczycieli.

Moi nauczyciele

Mia³am to szczêœcie, ¿e uczyli nas œwietni nauczyciele, przewa¿nie przed-wojenni absolwenci seminarium nauczycielskiego. Do szko³y przyjmowa³amnie pani kierownik Maria Wasilewska, œwietna organizatorka, niezwykle

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 65

zapobiegliwa, ¿yczliwa w stosunku do uczniów, tworz¹ca dobr¹ atmosferêpracy dla grona nauczycielskiego. Obejrzawszy moje oceny ¿yczy³a mi, abymosi¹gnê³a jeszcze lepsze wyniki w nauce, co na moje szczêœcie, ziœci³o siê, bona œwiadectwie ukoñczenia szko³y podstawowej widnia³y tylko oceny bardzodobre.

Wychowawczyni¹ klasy by³a pani Helena Niepokojczycka – nauczycielkajêzyka polskiego. Kochaliœmy j¹ i podziwialiœmy, by³a dam¹ w ka¿dym calu.Patrzyliœmy z zachwytem na jej eleganckie ubrania, delikatny makija¿ i pe³n¹dystynkcji sylwetkê. Nigdy nie zapomnê lekcji poœwiêconej „Panu Tadeuszo-wi” A. Mickiewicza. Czytaj¹c nam fragmenty epopei bardzo siê wzrusza³a,poniewa¿ by³a wilniank¹ i ciê¿ko prze¿ywa³a rozstanie ze swoj¹ ma³¹Ojczyzn¹. Nam uczniom nieraz zakrêci³a siê ³za w oku, kiedy s³uchaliœmycudownych opisów przyrody, przypominaj¹cych nam nasze strony, które musie-liœmy opuœciæ. „Litwo, ojczyzno moja”– jeszcze teraz s³yszê jej g³os.

Matematyka – postrach wielu uczniów! Tego przedmiotu uczy³a nas paniHalina Rudzin – nauczycielka wymagaj¹ca, trochê sroga, ale za to mia³a z³oteserce (los przygna³ j¹ z rodzin¹ z Polesia). Nikogo nie krzywdzi³a, cierpliwiet³umaczy³a zawi³oœci matematyczne. Zachêca³a do samopomocy kole¿eñskiej.Matematyka, obok jêzyka polskiego, by³a moim ulubionym przedmiotem. Nie-Ÿle sobie radzi³am i chyba na tyle dobrze, ¿e pani Rudzin przydzieli³a mi nakorepetycje Jurka Jachowicza – obecnie znanego, d³ugoletniego dziennikarza„Gazety Wyborczej”. Jak siê dowiedzia³am korepetytork¹ tego przedmiotuw liceum ogólnokszta³c¹cym by³a Jadzia Staszewska (Œwiderska) i to z dobrymskutkiem. Dziêki nam zda³ pomyœlnie egzamin z matematyki w podstawówcei w liceum. Czy nasz mi³y kolega o tym pamiêta? Nie zapomnê równie¿ lekcjigeografii prowadzonych przez pani¹ Teresê G¹sowsk¹ – uczestniczkê powsta-nia warszawskiego w 1944 roku. Jej barwne opowiadania o dalekich krajachprzenosi³y nas w krainy dla nas nieznane, otwiera³y nam œwiat, zachêca³y dozwiedzania. Trzeba by³o d³ugich lat, ¿eby chocia¿ w czêœci zrealizowaæ tamtemarzenia o dalekich podró¿ach. W gronie nauczycieli przedwojennych by³y te¿œwie¿o upieczone absolwentki liceum pedagogicznego. Wœród nich wyró¿nia³asiê Ró¿a Ostrowska, obiekt westchnieñ wielu ch³opców, bo by³a pe³na urokui temperamentu. Serdeczna, bezpoœrednia, szybko zjednywa³a sobie sympatiêwielu uczniów. Uczy³a mnie chemii. Tak los zrz¹dzi³, ¿e póŸniej, kiedy poukoñczeniu liceum pedagogicznego w roku 1956 wróci³am do mojej szko³yjako nauczycielka, zosta³yœmy serdecznymi kole¿ankami. Dziêki naszymnauczycielkom z „dwójki”, które rzetelnie przygotowywa³y nas do dalszejnauki w liceum, nie mia³am ¿adnych problemów z przyswojeniem sobie wiedzy

66 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

w ci¹gu 4 lat nauki w „pedagogu”. Myœlê, ¿e wybór tak trudnego, ale piêknegozawodu nauczycielskiego w du¿ej mierze zawdziêczam moim pedagogomz „dwójki”.

Powrót do „dwójki” – lata pracy nauczycielskiej

Rok 1956. Po ukoñczeniu liceum pedagogicznego w Koszalinie otrzy-ma³am z r¹k ówczesnego Inspektora Szkolnego pana Andrzeja Stefañczakamianowanie i skierowanie do pracy nauczycielskiej do SP nr 2 w Koszalinie, domojej szko³y.

Znalezienie siê w gronie szacownych pedagogów, którzy byli moiminauczycielami, by³o dla mnie du¿ym prze¿yciem. Do pracy przyjmowa³ mnieniezapomniany, pe³en ¿yczliwoœci i zrozumienia dla „sikorek”, jak nas nazywa³– Czes³aw Sztyma. Zastêpc¹ by³a – co za ulga – pani Niepokojczycka. Zasta³amtych samych nauczycieli sprzed czterech lat, ale doszed³ te¿ nowy „narybek”:Zosia Marchlewicz (obecnie Krêtkowska), Basia Graczyk (obecnie P³owczyk).Ze mn¹ pracê nauczycielsk¹ rozpoczê³y kole¿anki z liceum, Kazia Myœlak(obecnie Mikita), Lusia Czechowska (obecnie Bia³ecka). W nastêpnych latachdosz³y inne kole¿anki: Basia Miller, Marysia Stawiszyñska, Ula Dyszer, HelenaMielczuszna, Helena Biliñska, Marysia D¹browska, Wandzia Drewniak. Prze-nios³a siê do nas za szko³y nr 1 Janka Jankowska – moja szkolna przyjació³ka,która wysz³a za m¹¿ za naszego kolegê, nauczyciela wychowania fizycznego,a póŸniej zastêpcê kierownika, Igora Wojtowicza. Bardzo go lubi³yœmy i nie-wiele przejmowa³yœmy siê jego „pohukiwaniami”, bo czêsto wpada³ w z³oœæ,ale krzywdy nikomu nigdy nie zrobi³. Warto wspomnieæ o atmosferzew pocz¹tkowych latach pracy. Wspólnie – m³odzi i „starzy” nauczyciele – two-rzyliœmy wspania³y zespó³. Nowy „narybek” starsze kole¿anki przyjê³y niezwy-kle przychylnie. Korzysta³yœmy z ich doœwiadczeñ, zawsze s³u¿y³y nampomoc¹ i m¹dr¹ rad¹. ¯yczliwie radzi³y, jak siê ubraæ na randkê lub na zabawê,jak przygotowywaæ stó³ na przyjêcie, jak zachowaæ siê w ró¿norodnych sytua-cjach towarzyskich. Razem z nami prze¿ywa³y wzloty i upadki wieku m³o-dzieñczego (mia³yœmy 17-18 lat!). B³êdy nas wzmacnia³y, wzloty uskrzydla³y.Wychodzi³yœmy za m¹¿, rodzi³yœmy dzieci, lecz nowe obowi¹zki nie przy-s³ania³y nam podstawowego obowi¹zku – pracy. W szkole spêdza³yœmy wielegodzin, nie tylko ucz¹c (36 godzin tygodniowo!), ale równie¿ organizuj¹c ró¿-norodne zajêcia pozalekcyjne. By³yœmy m³ode, pe³ne zapa³u, nie ¿a³owa³yœmyswego czasu dla dzieci. A uczniowie byli ró¿ni, jak to w szkole i grzeczni i tzw.„rozrabiaki”. Ale jedno trzeba przyznaæ, dzieciaki by³y karne. W naszej pracybardzo pomagali nam rodzice, którzy dzia³ali w zespo³ach klasowych tworz¹c

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 67

tzw. „trójki klasowe” (przewodnicz¹cy, zastêpca, skarbnik). Rodzice byliaktywni, pomagali w organizacji imprez dla dzieci, wycieczek, wystêpów itp.Doceniali pracê nauczycieli, organizuj¹c na przyk³ad eleganckie przyjêcia naDzieñ Kobiet, na Dzieñ Nauczyciela. Bawiliœmy siê wspólnie do bia³ego rana.Jeszcze teraz, kiedy spotykam rodziców z tych lat, wspominamy, jak to dawniejby³o. Jak to przyjemnie powspominaæ mi³e chwile.

„Co nam zosta³o z tych lat...”

Wspominaj¹c kole¿anki, z którymi pracowa³am, z satysfakcj¹ stwierdzam,¿e przyjaŸnie, zadzierzgniête w pierwszych latach mojej pracy, przetrwa³y dodziœ. £¹cz¹ mnie serdeczne stosunki z moimi przyjació³kami od „serca”, odktórych spotka³o mnie wiele dobra, które wspiera³y mnie w ciê¿kich chwilach.S¹ to Basia Miller i Zosia Krêtkowska. Nie zapomnê pobytu w Pradze na zapro-szenie mê¿a Basi, który by³ tam sekretarzem Ambasady Polskiej. By³yœmy tamz Zosi¹ i naszymi córkami. To by³ 1977 rok. Mamy wiele sympatycznychwspomnieñ, swoje babskie tajemnice. Mamy co wspominaæ. Nie do uwierzenia,ju¿ w 2006 roku, bêdziemy obchodziæ 50-lecie przyjaŸni!

Spotykam siê na mi³ej pogawêdce lub z okazji imienin z Basi¹ P³owczyki Kazi¹ Mikit¹. Pamiêtamy o sobie. Czasem dzwoniê do nich, je¿eli niepokojêsiê z powodu zbyt d³ugiego milczenia. Kontaktujê siê czêsto z Ul¹ Dyszer –czasem do niej dzwoniê, pamiêtam o jej imieninach. Utrzymujê korespondencjêz Hel¹ Biliñsk¹ – teraz wroc³awiank¹, blisk¹ mojemu sercu, bo tak jak ja,pochodzi z Podola. Mi³o wspominam Wandziê Drewniak, Marysiê D¹bkowsk¹,Lusiê Bia³eck¹. Ze smutkiem wspominam Marysiê Stawiszyñsk¹ i Helê Miel-cuszn¹, które zbyt szybko odesz³y z tego œwiata. Marysia by³a sympatyczn¹,pogodn¹ towarzyszk¹ naszych spotkañ z ró¿nych okazji. Helenka opiekowa³asiê raz w tygodniu moj¹ maleñk¹ córeczk¹ (2 lata), kiedy uczy³am siê w Wie-czorowym Studium Nauczycielskim.

Tak siê sk³ada, ¿e zawód nauczycielski jest mocno sfeminizowany.W naszym „babskim gronie” by³y te¿ nieliczne rodzynki, przesympatycznikoledzy, zawsze niezawodni i pe³ni werwy, humoru: Bogdan Binaœ, Karol Kur-kiewicz, Tadeusz Koœciuk, Staszek Leœniewski. Wiele do zawdziêczenia mampanu dyrektorowi Janowi Rudzinowi, który wraz ze swoj¹ ma³¿onk¹ Halin¹okaza³ mi wiele serca i pomocy w trudnych dla mnie chwilach ¿ycia osobiste-go. Oboje ju¿ nie ¿yj¹, nie ¿yj¹ te¿ pani G¹sowska, pani Niepokojczycka i Ró¿aOstrowska. Wszystkich odprowadza³am na wieczny odpoczynek. Kochaliœmynasz¹ szko³ê. Tworzyliœmy jedn¹, du¿¹ rodzinê. I tak jak nas przychylnie przy-jêto do grona, tak i my serdecznie opiekowaliœmy siê nowym narybkiem.

68 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Z Wiesi¹ Szmulew, Danusi¹ Kowalczyk nieraz spotyka³yœmy siê te¿ pozaszko³¹ na uroczystoœciach rodzinnych. Szybko wtopi³y siê w nasz¹ „rodzinkê”.Zadzierzgniêtym przyjaŸniom sprzyja³y wspólnie urz¹dzane imieniny (np.w maju razem œwiêtowa³y Zosia, Helena i do³¹cza³ siê Staszek). Lampk¹ szam-pana œwiêtowa³yœmy narodziny naszych dzieci. Byliœmy te¿ na naszych œlubachlub weselach. Goœciliœmy siê w naszych domach – ka¿da okazja by³a dobra!Uczestniczy³yœmy w radoœciach i smutkach ¿ycia rodzinnego. Wspiera³yœmysiê, pomaga³yœmy, cieszy³yœmy siê z ma³ych i du¿ych sukcesów. To nas bardzozbli¿y³o. Warto te¿ wspomnieæ o naszych dzieciach, które teraz, kiedy jesteœmyna emeryturze, s¹ dla nas oparciem i podpor¹. Dobrze wychowaliœmy i przygo-towaliœmy je do ¿ycia, bo umia³y doceniæ wartoœæ nauki:

Joasia, córka Zosi Krêtkowskiej, ukoñczy³a romanistykê, Wiesiek, syn BasiP³owczyk jest in¿ynierem, a Iwona, moja córka, jest polonistk¹, pracuje jakonauczycielka w szkole. Równie¿ córka Uli Dyszer jest nauczycielk¹. To tylkonieliczne przyk³ady osi¹gniêæ naszych dzieci. Pracuj¹, tworz¹ dobre, zgodnerodziny. To jest nasza radoœæ i satysfakcja.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 69

Józef Napoleon Leitgeber

TAK ZACZYNALIŒMY...

Dochodzi³o po³udnie 9 lipca 1945 roku, gdy wraz rodzicami wysiad³emz poci¹gu na koszaliñskim dworcu kolejowym, po d³ugiej i mêcz¹cej podró¿yz rodzinnego Poznania, gdzie nie pozosta³o nic z naszego przedwojennegodomu i dobytku, gdy „wysiedleni” na Podkarpacie wróciliœmy na swojez wojennej tu³aczki.

Pierwsze schronienie moi rodzice znaleŸli w placówce Pañstwowego Urzê-du Repatriacyjnego, która mieœci³a siê w gmachu ówczesnej szko³y podstawo-wej nr 2 przy ulicy Boles³awa Krzywoustego. Ta instytucja, zwana skrótowoPUR, by³a ogromnie pomocna przybywaj¹cym osiedleñcom i repatriantom,gwarantowa³a bowiem zbiorowe zakwaterowanie i pobyt do czasu uzyskaniasamodzielnego mieszkania, bezp³atne ca³odzienne wy¿ywienie i poœredniczy³aw ofertach zatrudnienia. By³a wielce po¿ytecznym biurem poszukiwania ludziroz³¹czonych i zaginionych w latach wojny.

Z goœcinnoœci PUR-u korzystaliœmy przez kilka tygodni do czasu, gdy mójojciec, pracuj¹c ju¿ w biurze Pe³nomocnika Rz¹du RP na Obwód Koszalin czyliw starostwie powiatowym, uzyska³ od pewnego Niemca propozycjê wprowa-dzenia siê do jego domu przy ówczesnej ulicy GnieŸnieñskiej /teraz HelenyModrzejewskiej/, który on wkrótce mia³ opuœciæ, decyduj¹c siê na „wyjazd zaOdrê". Rodzice skorzystali z tej propozycji i tam zamieszkaliœmy z pocz¹tkiemsierpnia 1945. Ów niemiecki gospodarz, wyje¿d¿aj¹c pierwszym transportemniemieckich koszalinian 14 sierpnia 1945 r. dobrowolnie opuszczaj¹cych mia-sto, po¿egna³ siê z nami przyjaŸnie, bo by³ œwiadom tego, co stanowi³y w³aœnieog³oszone decyzje zwyciêskiej koalicji, powziête na konferencji poczdamskiej.Wtedy to na murach Koszalina pojawi³y siê dwujêzyczne plakaty, po polskui po niemiecku informuj¹ce ludnoœæ niemieck¹ o postanowionej w Poczdamieca³kowitej ewakuacji Niemców z terenów obejmowanych przez Polskê. Cowa¿ne, zachêcano ich do dobrowolnego zg³aszania siê na wyjazd zorganizowa-nym transportem kolejowym do Niemiec. Pocz¹tkowo zg³aszali siê nielicznichêtni do tego wyjazdu, bo nie by³o przymusu. Trwa³o to do lutego 1946 roku,kiedy to polskie w³adze zakoñczy³y ostateczne uzgadnianie z aliantami sprawyorganizacji transportów ju¿ przymusowo wysiedlanych Niemców do poszcze-

70 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

gólnych stref okupacyjnych. W tej formie akcja wysiedleñ trwa³a do koñca1947 roku.

W³aœnie wtedy te¿ zakoñczy³a siê akcja wycofywania z Koszalina ogrom-nego pierwotnie garnizonu wojsk radzieckich, które zajmowa³y w mieœcie prawiewszystkie obiekty koszarowe, ale tak¿e szereg okazalszych budynków urzêdo-wych i kompleksów domów mieszkalnych, odgrodzonych p³otami i wie¿yczka-mi stra¿niczymi od reszty polskiego ju¿ Koszalina. Takie zamkniête dla Pola-ków rewiry utworzono np. wokó³ gmachu s¹dów przy ulicy L. Waryñskiego czyzespo³u Polikliniki przy ulicy Szpitalnej. Tak¿e gmach liceum im. St. Duboisczy te¿ Szko³y Podstawowej nr 1 przy ulicy Zwyciêstwa by³y zajête przezRosjan i stanowi³y szpitale, przepe³nione ¿o³nierzami, rannymi w ostatniej faziewojny. Bowiem zwyciêski szturm Berlina op³acono ofiarami 330 tysiêcypoleg³ych i ponad milionem rannych czerwonoarmistów. Takich prowizorycz-nych szpitali radzieckich by³o co najmniej kilkanaœcie. Ich pensjonariusze l¿ejkontuzjowani mogli siê poruszaæ, wiêc w ciep³e dni gromadnie wychodzili naspacery po mieœcie w ... szpitalnych pi¿amach.

Nap³ywaj¹cy do Koszalina osiedleñcy napotykali tutaj trudne warunki. Nie-liczne jeszcze polskie sklepy oferowa³y niewiele, a i to w znacznej czêœci tylkona przydzia³y kartkowe. Trzeba wiêc by³o wszystko „organizowaæ”, czylimozolnie poszukiwaæ i przywoziæ do domu nieraz z odleg³ego koñca miastab¹dŸ z pobli¿a Koszalina. W tych sprawach wprost nieocenion¹ pomoc i œrodektransportu stanowi³y rêczne wózki czteroko³owe z dyszelkiem. Po odjeŸdzieka¿dego transportu wysiedlanych Niemców mo¿na by³o na stacji towarowejznaleŸæ wiele takich pozostawionych wózków. U¿ywano ich jeszcze w latachpiêædziesi¹tych, kiedy ruch uliczny by³ niewielki i przewa¿a³y w nim wozykonne i w³aœnie owe wózeczki rêczne. By³y swoistym symbolem ówczesnegotransportu lokalnego i dobrze s³u¿y³y swoim u¿ytkownikom.

Skoro mowa o codziennych potrzebach, to oczywiœcie na pierwszym miej-scu – jak zawsze w trudnych czasach – by³o wy¿ywienie i artyku³y pierwszejpotrzeby. By³o zasad¹ w latach wojny, a potem jeszcze przez kilka lat, stosowa-nie we wszystkich pañstwach europejskich kartkowego systemu zaopatrzenialudnoœci. Obejmowa³ on bardzo szeroki asortyment towarów, nie tylko ¿ywno-œciowych. Powojenna Polska musia³a tak¿e utrzymaæ system kartkowy bardziejrozbudowany, ni¿ ten, jaki pamiêtamy z lat osiemdziesi¹tych i czasu stanuwojennego.

Ogromn¹ i niedocenian¹ póŸniej pomoc¹ w zaopatrzeniu ludnoœci by³ydostawy, szczególnie ¿ywnoœci, jakie otrzymywa³a Polska w ramach organiza-cji UNRRA powo³anej z koñcem wojny przez powsta³¹ w kwietniu 1945 Orga-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 71

nizacjê Narodów Zjednoczonych. Przysy³ano ¿ywnoœæ, medykamenty, odzie¿,ale i wyposa¿enie dla zak³adów przemys³owych, statki rybackie, tabor kolejo-wy, sprzêt górniczy itp. itd. By³o dostarczane równie¿ ¿ywe byd³o i koniepoci¹gowe, maszyny rolnicze i traktory. G³ówny strumieñ tych dostaw pocho-dzi³ ze Stanów Zjednoczonych Ameryki i z Kanady.

Pamiêtam, jak oczekiwa³o siê z utêsknieniem na comiesiêczne terminyodbioru przydzia³ów kartkowych, a gdy ju¿ by³y w domu, radoœæ wielk¹ spra-wia³o delektowanie siê tym, co te¿ dobrego „ciocia UNRRA” da³a tym razem.Dostawy „unrowskie” trwa³y do roku 1948. Wtedy te¿ zlikwidowano systemkartkowy i zacz¹³ dzia³aæ jako tako normalny rynek. By³ to krótkotrwa³y okrespowojennej prosperity, kiedy dominowa³ jeszcze handel prywatny, raptowniezd³awiony po roku 1948, gdy zaczyna³y siê czasy „zimnej wojny” i zarazembudowania tzw. ”podstaw socjalizmu". Na progu lat piêædziesi¹tych zaowoco-wa³o to ponownym przywróceniem systemu kartkowego, ale ju¿ tylko namiêso, cukier i t³uszcze. Recydywa nast¹pi³a raz jeszcze w latach osiemdzie-si¹tych.

Pierwsze powojenne lata naszego bytowania na ziemiach zachodnich zna-mionowa³o szczególne i bardzo negatywne zjawisko spo³eczne, nazywanepotocznie „szabrem”. Chodzi³o o bezprawny rabunek mienia poniemieckiego,szczególnie wartoœciowych mebli, dzie³ sztuki i kosztownoœci. Obrabowywanote¿ mieszkania ju¿ zajête przez polskich osiedleñców. Szabrownicy dzia³ali czê-sto w zorganizowanych grupach z³odziejskich, nie cofaj¹c siê nawet przed mor-dowaniem napadniêtych, a bezbronnych ludzi. W³adze pañstwowe i miejskiestara³y siê têpiæ ten proceder, ale ich mo¿liwoœci by³y ograniczone, a Rosjaniebyli w ogóle niemal bezkarni, chocia¿ formalne przepisy prawa karnego by³ywysoce represyjne wobec szabrowników.

Trzeba pamiêtaæ, ¿e pañstwo polskie z mocy prawa ustanowionego ju¿w roku 1944 przez PKWN, przejmowa³o ca³e mienie poniemieckie, tak zbioro-we jak prywatne na przyznanym Polsce terytorium by³ej Rzeszy. Dlatego ka¿dypolski obywatel, który legalnie chcia³ posi¹œæ na w³asnoœæ jakiekolwiek mienieponiemieckie czy porzucone na Ziemiach Zachodnich, by³ zobowi¹zany za toodpowiednio zap³aciæ Skarbowi Pañstwa wedle okreœlonej procedury prawnej.Dla tego celu utworzono specjalnie rejonowe i okrêgowe Urzêdy Likwidacyjne.Taki Obwodowy Urz¹d Likwidacyjny latem 1945 zacz¹³ dzia³aæ równie¿w Koszalinie. Ka¿dy ówczesny koszalinianin musia³ siê z nim zetkn¹æ, formali-zuj¹c w³asnoœæ do pozyskanego tutaj mienia ruchomego, przewa¿nie meblii wyposa¿enia mieszkañ. Korowody z tymi rozliczeniami trwa³y d³ugo, niekie-dy do pocz¹tku lat piêædziesi¹tych, kiedy zniesiono owe urzêdy.

72 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

W latach wojny ogromnie rozwin¹³ siê okazjonalny handel targowiskowy.W ten sposób sprzedawano i kupowano niemal wszystko, co by³o u¿yteczne,³¹cznie z broni¹. Trwa³o to dalej po wojnie, wiêc i w Koszalinie latem 1945roku zaczê³o dzia³aæ targowisko, które rozlokowa³o siê na placu GwiaŸdzistym.Wtedy wygl¹da³ on inaczej: by³ trochê wiêkszy i dooko³a obudowany domami,a na jego œrodku sta³... szalet publiczny. Rych³o okaza³o siê, ¿e targowisko jestza ma³e, wiêc w³adze miejskie zadecydowa³y przenieœæ handel targowiskowyna plac przy ulicy Drzyma³y i Po³tawskiej, gdzie dzisiaj funkcjonuje dobrzeznany „Manhattan”. Plac GwiaŸdzisty rych³o utraci³ swe targowiskowe znacze-nie chocia¿ jego historyczna œredniowieczna nazwa brzmia³a Targ Drzewny.

Wiosn¹ 1946 roku w³adze Koszalina urz¹dzi³y na wszystkich trasachwyjazdowych z miasta punkty kontroli milicyjnej – prawdziwe rogatki, prze-grodzone szlabanem i dozorowane ca³odobowo przez uzbrojone posterunki.Ka¿dy pojazd opuszczaj¹cy miasto b¹dŸ wje¿d¿aj¹cy do Koszalina musia³zatrzymaæ siê do szczegó³owej kontroli dokumentów i wiezionego ³adunku –dok³adnie tak, jak to dzieje siê na przejœciach granicznych. Podejrzane lub nieudokumentowane towary milicja konfiskowa³a, a przewo¿¹cych je kierowa³a naprzes³uchania do komendy. Mieszka³em wtedy w bezpoœrednim s¹siedztwietakiej rogatki przy skrzy¿owaniu obecnych ulic Heleny Modrzejewskiej i Orlej.Milicjanci mieli czêsto k³opoty z radzieckimi pojazdami wojskowymi, bobywa³o, ¿e radzieckie ciê¿arówki – wy³amywa³y szlaban i bez zatrzymaniajecha³y dalej. Rogatki zlikwidowano wiosn¹ 1947 roku, gdy radziecki garnizonopuszcza³ Koszalin. Jednak na placu GwiaŸdzistym urz¹dzono milicyjny punktkontroli drogowej, wybiórczo kontroluj¹cy pojazdy, wy³¹cznie polskie.

W pierwszych powojennych miesi¹cach Polacy, chocia¿ stale ich przyby-wa³o, stanowili w Koszalinie mniejszoœæ wœród ogó³u mieszkañców – przewa-¿a³a ludnoœæ niemiecka. By³o te¿ mnóstwo wojska radzieckiego. W tej sytuacjiPolacy przybywaj¹cy tutaj na nieznany sobie i zniemczony teren odczuwaliszczególnie mocno potrzebê silnej wiêzi wspólnotowej i wzajemnej pomocyw codziennym, a nie³atwym bytowaniu. Tym bardziej, ¿e kszta³t terytorialnyi granice powojennej Polski mia³a ostatecznie okreœliæ dopiero spodziewanakonferencja pokojowa.

Tê niepewnoœæ pog³êbia³ brak bezpieczeñstwa na ulicach: czêsto zdarza³osiê, ¿e Polacy byli nagabywani przez ¿o³nierzy radzieckich, nierzadkie by³yzgwa³cenia czy mordy rabunkowe. By sobie pomagaæ b¹dŸ ³atwiej szukaæpomocy innych Polaków i nawi¹zywaæ s¹siedzkie kontakty, a tak¿e jawniemanifestowaæ swoje niezbywalne prawo gospodarzy tej ziemi, szybko upo-wszechni³ siê bardzo praktyczny obyczaj, ¿e ka¿dy Polak w zajêtym ju¿ miesz-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 73

kaniu wywiesza³ w oknie od ulicy ma³y proporczyk bia³o-czerwony. Od razumo¿na by³o przez to bezb³êdnie trafiæ po pomoc do swoich. Zarazem sugestyw-nie demonstrowa³o to nasz¹ tutaj obecnoœæ. W polskim ju¿ Koszalinie tych pro-porczyków szybko przybywa³o, a¿ by³o ich tyle, co teraz anten satelitarnych naniektórych ulicach. Bywa³o te¿, ¿e na drzwiach mieszkania umieszczanowidoczny napis identyfikacyjny, np. „Tutaj mieszka Polak z Gniezna”. W³aœnieGnieŸnianie, jako pochodz¹cy z miasta patronuj¹cego Koszalinowi, upo-wszechnili ten mi³y zwyczaj. Wywieszanie bia³o-czerwonych proporczykówtrwa³o gdzieœ do roku 1947.

Ka¿dy zamierzaj¹cy tutaj osiedliæ siê Polak by³ rejestrowany w placówcePUR i otrzymywa³ stosowne zaœwiadczenie, bêd¹ce zarazem dokumentem.PóŸniej zaœwiadczenia PUR zast¹pi³y tzw. karty meldunkowe, wydawane przezZarz¹d Miejski. Dowody osobiste pojawi³y siê dopiero w roku 1952.

Dokument wystawiony przez PUR uprawnia³ osiedleñca do ubiegania siêo przydzia³ mieszkania przez Zarz¹d Miejski. Czêsto razem z mieszkaniemotrzymywa³o siê te¿ jego umeblowanie i wyposa¿enie, które w œwietle prawa,jako mienie poniemieckie nale¿a³o wykupiæ poprzez Urz¹d Likwidacyjny.

Dopiero po przyjeŸdzie do Koszalina 9 maja 1945 zorganizowanej, du¿ejgrupy operacyjnej z patronackiego Gniezna i utworzeniu parê dni póŸniej pol-skiego Zarz¹du Miejskiego, przejmuj¹cego w³adanie nad miastem, nabra³otempa zasiedlanie i polonizowanie Koszalina. Z ka¿dym tygodniem i mie-si¹cem by³o nas coraz wiêcej.

W maju 1945 przyby³ te¿ do Koszalina pierwszy polski kap³an katolicki,franciszkanin ojciec Sza³ankiewicz, który 14 maja 1945 odprawi³ pierwsz¹ odczasów reformacji katolick¹ mszê œwiêt¹ w Koœciele Mariackim. W³adali nimjeszcze niemieccy duchowni ewangeliccy. Od nich pod koniec czerwca 1945ojciec Sza³ankiewicz przej¹³ obiekty tworzonej parafii: dot¹d ewangelickikoœció³ mariacki i przynale¿n¹ plebaniê, bêd¹c¹ dzisiaj czêœci¹ siedziby kuriikoszaliñsko-ko³obrzeskiej. Obj¹³ tak¿e plebaniê i katolicki koœció³ pod wezwa-niem Œw. Józefa, który ju¿ od prawie 100 lat s³u¿y³ niemieckiej wspólnociekatolickiej Koszalina i okolic. Dlatego te¿ parafia utworzona przez ojców fran-ciszkanów nadal pos³ugiwa³a siê kanonicznie obowi¹zuj¹cym patronatem œw.Józefa. Zaœ koœció³ mariacki by³ tylko koœcio³em filialnym a¿ do czasu nadaniamu godnoœci katedry nowoutworzonej diecezji w roku 1972.

W tej œwi¹tyni prze¿ywaliœmy w paŸdzierniku 1945r. podnios³¹ uroczystoœæpatriotyczn¹ i religijn¹ ods³oniêcia w o³tarzu g³ównym znakomicie namalowa-nej reprodukcji obrazu Murilla pt. „Wniebowziêcie Najœwiêtszej Maryji Panny”i nadania takiego patronatu temu koœcio³owi. I ten obraz, który dobrze symboli-

74 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

zowa³ nasze tutaj trwa³e zakorzenienie, póŸniej usuniêto w ramach prac regoty-zuj¹cych œwi¹tyniê.

Chocia¿ ka¿dy powojenny miesi¹c stabilizowa³ nasze warunki ¿ycia, to jed-nak by³y to niespokojne czasy. Po zmroku, kto nie mia³ zbrojnej asysty, nieodwa¿a³ siê samotnie wêdrowaæ po ulicach zupe³nie ciemnego miasta. Dlategonie dziwi³o wtedy, ¿e gdy nadesz³y pierwsze powojenne œwiêta Bo¿ego Naro-dzenia, ojcowie franciszkanie zaprosili nas na tradycyjn¹ pasterkê do koœcio³amariackiego – ju¿ na godzinê 14°° po po³udniu, byœmy zd¹¿yli przed zmierz-chem bezpiecznie powróciæ do swych domów na wigilijn¹ wieczerzê. W teœwiêta czu³o siê naprawdê, ¿e nasta³ czas pokoju, ale przy wigilijnych sto³achboleœnie brakowa³o tak wielu naszych bliskich, którzy nie przetrwali wojny.

Ogromnym prze¿yciem dla koszalinian by³ przyjazd do Koszalina w paŸ-dzierniku 1946 roku Prymasa Polski Augusta kardyna³a Hlonda, któremu towa-rzyszy³ arcybiskup metropolita wileñski Ja³brzykowski. Kardyna³ Prymas uzy-ska³ od papie¿a Piusa XII specjalne pe³nomocnictwa do kanonicznego ustano-wienia na Ziemiach Odzyskanych pe³nej polskiej struktury administracjikoœcielnej. Kardyna³ Hlond, troskliwie dogl¹daj¹c tworzonego dzie³a, osobiœcieprzemierza³ d³ugie szlaki nowych ziem, staraj¹c siê odwiedziæ ka¿d¹ nowo zor-ganizowan¹ polsk¹ parafiê. W takiej w³aœnie misji przyjecha³ tak¿e do Koszali-na i odprawi³ uroczyst¹ mszê pontyfikaln¹. Przyszli na ni¹ chyba wszyscykoszalinianie, s³uchaj¹c piêknego i patriotycznego kazania Prymasa. Akcento-wa³ w nim nasze trwa³e zwi¹zanie z tymi ziemiami, na których przed wiekami,zaproszony przez polskiego monarchê – s³owo Bo¿e g³osi³ œwiêty Otton z Bam-bergu, dzisiaj jeden z patronów diecezji koszaliñsko-ko³obrzeskiej.

Powojenny Koszalin mia³ dwoist¹ administracjê miasta tj. wojskow¹i cywiln¹. Zrazu po zdobyciu Koszalina w dniu 4 marca 1945, miastem niepo-dzielnie w³ada³y wojska radzieckie i ich komenda wojenna, usytuowanaw budynku bankowym NBP przy ulicy Zwyciêstwa. Pierwszy komendantwojenny major Woronkow nadzorowa³ ca³oœæ spraw administrowania miastem,w tym sprawy dotycz¹ce ludnoœci niemieckiej.

Trwa³o to do po³owy maja 1945, gdy utworzono polski Zarz¹d MiejskiKoszalina, przejmuj¹cy sukcesywnie sprawy miasta i jego funkcjonowania.

W czerwcu 1945 do Koszalina przyby³y pierwsze jednostki Wojska Pol-skiego, w tym polska kawaleria – ostatnia ju¿ w bogatych dziejach polskiejjazdy. Ogl¹daliœmy wtedy na ulicach i odœwiêtnie w koœciele mariackim wspa-niale prezentuj¹cych siê u³anów z b³yszcz¹cymi szablami u boku. W Koszalinieurz¹dzi³ swój sztab i siedzibê dowództwa Warszawskiej Brygady Kawalerii jejzwierzchnik genera³ Prus-Wiêckowski. Ta brygada stoczy³a swoj¹ ostatni¹

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 75

szar¿ê bojow¹ pod Wa³czem, walcz¹c o Wa³ Pomorski. W po³owie roku 1946u³ani po¿egnali nasze miasto.

Wraz z pojawieniem siê polskich jednostek wojskowych zaczê³a tak¿efunkcjonowaæ polska komenda wojenna miasta. Mieœci³a siê nieopodal komen-dantury radzieckiej, po tej samej stronie ulicy Zwyciêstwa. Dlatego te¿ obokradzieckich, na ulicach pojawi³y równie¿ polskie patrole wojskowe, nadzo-ruj¹ce porz¹dek w mieœcie i wspomagaj¹ce w sprawach konfliktowych nie-liczn¹ jeszcze Milicjê Obywatelsk¹. Tym bardziej, ¿e dochodzi³o do ostrychsporów i staræ z patrolami radzieckimi, gdy chodzi³o o agresywne zachowania¿o³nierzy radzieckich b¹dŸ wprost ich napady rozbójnicze na Polaków. Zazwy-czaj byli nietrzeŸwi i rozzuchwaleni s³aw¹ zwyciêzców, którym wszystkowolno na zdobycznym terytorium. Szczególnie niebezpiecznie by³o wieczoramii noc¹.

W³aœnie ze wzglêdu na bezpieczeñstwo moi rodzice namówili do zamiesz-kania razem z nami w tym samym mieszkaniu pewnego m³odego milicjanta,który parê razy otwiera³ noc¹ ogieñ ze swego pistoletu maszynowego, gdy nie-proszeni „goœcie” dobijali siê do drzwi domu.

Jednym z pilnych zadañ, jakie stanê³y przed Zarz¹dem Miejskim Koszalinapo jego utworzeniu, by³o spolonizowanie nazewnictwa ulic i placów miastaoraz wszelkich innych dot¹d niemieckich nazw i napisów informacyjnych. Tymzajêto siê w czerwcu 1945 roku i zrazu ustalono tylko czêœæ polskich nazw dlag³ówniejszych ulic, zostawiaj¹c jeszcze nazwy niemieckie dla ulic mniejszychi peryferyjnych. Nieprzypadkowo najwa¿niejszej i najd³u¿szej ulicy Koszalina,bêd¹cej osi¹ zabudowy urbanistycznej, nadano symboliczn¹ nazwê ulicy Zwy-ciêstwa.

Osobnym problemem by³o rzeczywiste oznakowanie ulic nowymi, polski-mi nazwami. Stare niemieckie tablice by³y solidnie wykonane, du¿e, emaliowa-ne, w kolorze niebieskim z bia³ymi napisami. Zaœ nasze polskie by³y skromne,bo z kawa³ka drewnianej deski z czarnymi napisami nazw ulic i mia³y wygl¹dprowizoryczny. Ale by³y ju¿ nasze i s³u¿y³y przez dalsze lata, zanim u schy³kulat czterdziestych zast¹piono je trwa³ymi tablicami blaszanymi. Dla czêœci ulic,którym w pierwszej decyzji w³adz miejskich nie ustalono jeszcze polskichnazw, zachowano tablice niemieckie i u¿ywano te¿ dotychczasowych nazw nie-mieckich. Trwa³o to jednak krótko, bo by³o wielce k³opotliwe, a nawet myl¹ce.Zdarzy³o siê, ¿e nazwa „Zacisze” dotyczy³a równoczeœnie dwóch ró¿nych ulic:jednej w zachodniej czêœci miasta /boczna ulicy Mieszka I/ i drugiej na Rokoso-wie. Bo pocz¹tkowo Rokosowo le¿a³o ju¿ poza granic¹ administracyjn¹ przed-wojennego Koszalina. To samo dotyczy³o nazwy ulicy Brzozowej: te¿ by³y

76 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

dwie, jedna na zachodzie, a druga w Rokosowie. Powojenne nazwy ulic podda-no na pocz¹tku lat piêædziesi¹tych sporej korekcie, wprowadzaj¹c nazwy„rewolucyjne”, stosowne dla epoki ustrojowej, budowanego socjalizmu.Dotrwa³y one do po³owy lat dziewiêædziesi¹tych kiedy po kolejnym zwrociedziejowym i powstaniu III Rzeczypospolitej zaistnia³a spo³eczna i politycznapotrzeba zadokumentowania tego nowymi, doœæ licznymi nazwami ulicw Koszalinie/obszarowo znacznie wiêkszym ni¿ ten powojenny/. Ale ulicaZwyciêstwa zachowa³a swoj¹ pierwsz¹ i dot¹d jedyn¹ nazwê z powojnia. Prze-trwa³a ju¿ prawie 60 lat, wiêc chyba na zawsze, niezale¿nie od mo¿liwych dal-szych zawirowañ dziejów.

GroŸnym niebezpieczeñstwem, jakie na nas wtedy wszêdzie czyha³o by³ytzw. niewypa³y, czyli miny, pociski i granaty, porozrzucane wszêdzie Najbar-dziej niebezpieczne by³y miny, przewa¿nie zagrzebane w ziemi, wiêc niewi-doczne. Nadepniêcie na minê by³o równe œmierci albo bardzo ciê¿kiemu okale-czeniu. Raz po raz s³ysza³o siê o takich tragicznych wypadkach. Dlatego d³ugobaliœmy siê wchodziæ i wêdrowaæ po lesie, wokó³ Góry Che³mskiej, bo tammia³o le¿eæ szczególnie du¿o min i niewypa³ów.

Gdy siê sz³o ulicami tamtego Koszalina i s³ysza³o, jak mówi¹ i rozmawiaj¹ze sob¹ mijani Polacy, ³atwo by³o odgadn¹æ, sk¹d dana osoba tutaj przyjecha³a.Bo osiedleñców czytelnie wyró¿nia³ regionalny dialekt ich mowy, charaktery-styczny dla stron ich pochodzenia. Tak wiêc by³o od razu wiadomym po paruwypowiedzianych s³owach, ¿e oto mamy wilnianina czyli „wilniuka” przedsob¹. Œpiewnym i melodyjnym dialektem wyró¿niali siê lwowianiei pochodz¹cy z Galicji, S³ysza³o siê charakterystyczn¹ mowê „warszawskichrodaków”. GnieŸnianie i poznaniacy mówili swoim poznañskim dialektem pol-skiego. Bo ka¿dy tutaj przyby³y przywióz³ ze sob¹ tê bezcenn¹ i ¿yw¹ cz¹stkêswojej ma³ej ojczyzny, jak¹ jest mowa ojców, ich zwyczaje i tradycje.

Mieliœmy tak¿e stycznoœæ z nielicznymi autochtonami-Polakami, którzybyli zasiedzia³ymi tutaj mieszkañcami tej ziemi, a zobaczyli Polskê dla nichzupe³nie niezrozumia³¹. Bo tylko niektóre starsze osoby zna³y s³abo jêzyk pol-ski. Na co dzieñ miêdzy sob¹ porozumiewali siê po niemiecku, wiêc potocznie,a nies³usznie, byli uwa¿ani za Niemców.

My – nowi koszalinianie – byliœmy wtedy na ogó³ przyjaŸnie nastawieni dosiebie i ¿yczliwi, a zarazem bardzo zró¿nicowani, czego nie doœwiadczamyobecnie. Doœæ powszechnie uwa¿ano, ¿e tutaj jesteœmy tymczasem i na pewnopowrócimy w dawne, rodzinne strony. Dla wielu starszych osób by³o to nie-wzruszon¹ pewnoœci¹ – nie wyobra¿ali sobie pozostania tutaj na zawsze. Bo nieby³o tu ich koœcio³a parafialnego i bicia tamtych dzwonów, nie by³o grobów

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 77

rodziców i dziadków. Wszêdzie widzieliœmy jeszcze Niemców i niemieckienapisy. Taka rzeczywistoœæ ustrojowa – powojennej Polski, by³a przez wieluodbierana jako prowizorium. Dlatego swej to¿samoœci i rodowodowi dawanowyraz w zachowaniu regionalnego dialektu. Nawet napisy sklepowe mia³yo tym œwiadczyæ. Mieliœmy wiêc piekarnie poznañskie, by³y warszawskie skle-py spo¿ywcze, by³ salon „fryzjerzy warszawscy” itd. Ta mi³a mozaika nazewni-cza i jêzykowa niestety trwa³a nied³ugo i zanik³a na progu lat piêædziesi¹tych –wielka szkoda, bo do dzisiaj nie powsta³ ¿aden swojski folklor czy dialektkoszaliñski i pewnie ju¿ siê nie narodzi w naszym coraz bardziej zglobalizowa-nym œwiecie.

Takim by³ tamten powojenny Koszalin, zasiedlany przez Polaków, przyby-waj¹cych z ró¿nych stron kraju i œwiata, z terenów przedwojennej Polski i kre-sów wschodnich. W³aœnie kresowiacy musieli najpierw prze¿yæ gehennê depor-tacji na bezkresny Wschód, aby dopiero po wojnie powróciæ do Polski, ale ju¿nie na dawn¹ ojcowiznê, tylko na Ziemie Zachodnie, tak¿e do Koszalina.

Stara³em siê skrótowo i wybiórczo pokazaæ, jak siê tutaj wtedy ¿y³o, miesz-ka³o i zapuszcza³o swoje korzenie w Ziemiê Koszaliñsk¹. To ju¿ doœæ odleg³ahistoria i coraz mniej jej naocznych œwiadków. Teraz przed dzisiejszymi Kosza-liniakami nowe, wielkie historyczne wyzwanie; nasz kraj przystêpuje do UniiEuropejskiej. To zmieni wiele w naszym codziennym ¿yciu i zadecydujeo przysz³oœci. Na pewno temu sprostamy, tak, jak nasi przodkowie potrafili powojnie zagospodarowaæ tê ziemiê, na której dzisiaj ¿yjemy.

78 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Maria Hudymowa

ZGIN¥£ W WALKACH O KO£OBRZEGWspomnienie o Edmundzie £opuskim

Przy zbiegu ulic £opuskiego i Œliwiñskiego w Ko³obrzegu stoi potê¿ny g³azz marmurow¹ tablic¹:

„Tu odda³ ¿ycie w walce o przywrócenie Macierzy prastarych ziem pia-stowskich w dniu 14 marca 1945 roku podporucznik Edmund £opuski ” – brzmiwyryty na pomniku napis.

Edmund £opuski urodzi³ siê 16 listopada 1918 roku w Samborze nadawnych Kresach Wschodnich. Jego ojciec W³adys³aw by³ kolejarzem. MatkaFranciszka – z domu Proska – zajmowa³a siê domem i wychowywaniem czwór-ki dzieci. Szko³ê powszechn¹ ukoñczy³ Edmund w Samborze. Gdy ojca prze-niesiono do pracy w Tarnopolu, Edmund podj¹³ tam naukê w Liceum im. Juliu-sza S³owackiego. Ju¿ w szkole by³ aktywnym harcerzem i sportowcem. Upra-wia³ siatkówkê, hokej i pi³kê no¿n¹ Bra³ udzia³ w rozgrywkach na terenach tar-nopolskiego, stanis³awowskiego i lwowskiego. Otrzyma³ w nich srebrny puchari kilka dyplomów.

Na obozie wypoczynkowym rodzin kolejarzy w Mikuliczynie ko³oWorochty pozna³ Irenê Szymañsk¹ z Lublina. Znajomoœæ z czasem przerodzi³asiê w g³êbokie uczucie, które trwa³o do ostatnich dni ¿ycia Edmunda.

Szko³ê œredni¹ ukoñczy³ w maju 1938 roku,. Po maturze odby³ obóz Przy-sposobienia Wojskowego i zosta³ powo³any do wojska. Skierowano go doSzko³y Podchor¹¿ych Rezerwy 12 Dywizji Piechoty w Tarnopolu. W czasies³u¿by wojskowej by³ pi³karzem i dzia³aczem WCKS „Kresy”.

Bra³ udzia³ w kampanii wrzeœniowej 1939 roku. Pocz¹tkowo w stopniukaprala podchor¹¿ego dowodzi³ dru¿yn¹ w 55 pu³ku piechoty Strzelców Kreso-wych. Nastêpnie zosta³ przeniesiony na stanowisko instruktora wyszkolenia do45 Dywizji Piechoty w Z³oczowie. Po wrzeœniowej klêsce naszej armii w paŸ-dzierniku 1939 roku wróci³ do Tarnopola. Podj¹³ pracê w fabryce PañstwowegoMonopolu Tytoniowego jako instruktor plantacji tytoniowych. Pracowa³ tam,gdy tereny te zajê³y wojska ZSRR, a tak¿e w czasie okupacji niemieckiej.

W 1942r. wst¹pi³ do Armii Krajowej. Maj¹c swobodê poruszania siê odno-wi³ kontakty z wieloma kolegami i znajomymi z harcerstwa, sportu i wojska.By³ aktywnym organizatorem œrodowisk Armii Krajowej w Tarnopolu i okoli-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 79

cach. Prowadzi³ szkolenia wojskowe, gromadzi³ broñ. By³ wspó³organizatoremkonspiracyjnego „Biuletynu Informacyjnego”.

Jako ¿o³nierz Kedywu, wydzielonych oddzia³ów prowadz¹cych walkêczynn¹, wielokrotnie w 1943 roku by³ uczestnikiem akcji samoobrony, dzia³añwojennych przeciwko posterunkom niemieckiej ¿andarmerii, uczestniczy³w atakach i wysadzaniu niemieckiego poci¹gu wojskowego na trasie Tarnopol –Podw³oczyska.

Po wyzwoleniu Tarnopola przez Armiê Radzieck¹ £opuski by³ organizato-rem polskiej szko³y we wsi Krowinka ko³o Tarnopola do czerwca 1944 r.

3 lipca 1944r. zg³osi³ siê jako ochotnik do I Armii Wojska Polskiego. Skie-rowano go na kurs oficerski do ¯ytomierza, a stamt¹d do Lublina. Po ukoñcze-niu kursu dosta³ przydzia³ do 14 pu³ku 6 dywizji piechoty, stacjonuj¹cegow ¯urawicy ko³o Przemyœla. Zosta³ mianowany dowódc¹ kompanii ciê¿kichkarabinów maszynowych 2 batalionu.

Ze swym pu³kiem w styczniu 1945 r. walczy³ o wyzwolenie Warszawyw Wilanowie, w rejonie Belwederu, na placu Unii Lwowskiej i ul. Wawelskiej.

Z Warszawy z pu³kiem dotar³ w rejony dawnej granicy polsko-niemieckiej,wzi¹³ udzia³ w walkach o prze³amanie Wa³u Pomorskiego. W lutym 1945 r.walczy³ o tzw. „Nadarzycki Rejon Umocniony”, który by³ jedn¹ z silniej umoc-nionych pozycji Wa³u Pomorskiego.

W czasie bitwy 13 lutego 1945r., któr¹ 14 pu³k piechoty stoczy³ pod wsi¹Wieloboki £opuski wraz z czêœci¹ batalionu, stanowi¹c¹ zwiad na zapleczu nie-mieckim, zosta³ odciêty od w³asnych wojsk. Wówczas wraz z drugim oficeremppor. Zdzis³awem Majewskim stan¹³ na czele tej grupy 28 ¿o³nierzy i obj¹³ nadnimi dowództwo. Prowadz¹c przez trzy dni potyczki i walki oraz dzia³aniadywersyjne na ty³ach wroga spowodowa³ zamieszanie w niemieckim systemiedowodzenia, uzyskuj¹c szereg cennych informacji. Noc¹ przebi³ siê przez linieniemieckie i wyprowadzi³ ¿o³nierzy z okr¹¿enia. Za to, jako jeden z pierwszychw swym pu³ku, zosta³ uhonorowany orderem Virtuti Militarii V klasy i awanso-wa³ na stanowisko zastêpcy dowódcy 2 batalionu do spraw liniowych.

W liœcie do swojej narzeczonej Ireny pisa³: „Obecnie z uœmiechem naustach opowiadam o swoich przygodach, ale by³o tragicznie”. A do przyjaciela:„Dziœ jeszcze mam to szczêœcie, ¿e pod gradem kul mogê skreœliæ parê s³ów, bow ka¿dej minucie mogê spodziewaæ siê tego, ¿e ju¿ wiêcej z Wami siê nie zoba-czê. Po dzia³aniach na ty³ach wroga wyszed³em szczêœliwie z okr¹¿enia. Bêd¹cw bardzo ciê¿kich warunkach, mieliœmy nadziejê, ¿e wyjœæ musimy i tak te¿ siêsta³o, jednak nie wszyscy, ale przecie¿ to wojna. Najbardziej co mnie dokucza³oto to , ¿e ja „kocham jeœæ” , a tu jako najlepszy przysmak mia³em œnieg. Dotego dochodzi³o, ¿e musieliœmy si³¹ i walk¹ zdobywaæ chleb z okopów niemiec-

80 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

kich. Otrzyma³em Krzy¿ Walecznych a teraz oczekujê krzy¿a drewnianego. Mie-ciu! PójdŸ w me œlady, a mo¿e te¿ czegoœ siê doczekasz. Proszê o mnie nie zapo-minaæ. Dawno ju¿ od Was nie czyta³em listu. Piszcie jak najczêœciej, bo list dla¿o³nierza to wszystko. Zawsze ten sam, o Was pamiêtaj¹cy Mundek”

£opuski przeszed³ ze swoim pu³kiem ca³y szlak bojowy do Ko³obrzegu.PrzyjaŸni³ siê m.in. z ówczesnym chor¹¿ym Stanis³awem Na³êcz – Komornic-kim, dowódc¹ 2 kompanii moŸdzierzy 14 pu³ku piechoty, który równie¿ jakoakowiec uczestniczy³ w powstaniu Warszawskim (obecnie genera³, mieszkaw Warszawie).

W pocz¹tkach marca 1945r. £opuski wraz ze swoim batalionem dotar³ dowsi Korzystno, le¿¹cej 5 km na po³udniowy zachód od Ko³obrzegu. W tej wsinapisa³ swój ostatni list do narzeczonej Ireny: „Front 1945 – … nie mam czasunawet ogoliæ siê, czy umyæ, ale pomyœlê przynajmniej o Tobie w chwili , kiedywszystko przemawia za tym, ¿e Ciê ju¿ wiêcej nie ujrzê… Nerwy ci¹gle naprê-¿one i umys³ zapracowany, a oprócz tego mam wielkie zaleg³oœci w spaniu, boprzewa¿nie na dobê œpiê przeciêtnie 3 godziny. Trudno – to wszystko robi siêdla ojczyzny. Wiele na razie wytrzymujê. Z wieloma kolegami po¿egna³em siêju¿ na zawsze i ta zmora równie¿ bardzo czêsto kr¹¿y wokó³ mnie … KochanaIrenko! Pisz¹c ten list ju¿ teraz myœlê i zadajê sobie pytanie, czy ja jeszcze napi-szê jeden list do Ciebie? Czy ju¿ nie? Szkoda, ¿e nie jest to lato, bo bym móg³k¹paæ siê w falach Ba³tyku i wygrzewaj¹c siê na piasku myœleæ o Tobie, leczniestety, gor¹co tu jest, bo nawet poczerwienia³em od wiatru i prochu …patrz¹c do lustra nie poznajê siebie, zw³aszcza kiedy jestem nieogolony…”

W nocy z 9 na 10 marca £opuski z 2 batalionem z Korzystna dotar³ doKo³obrzegu. Przenocowali w trzech domach le¿¹cych po prawej stronie szosy,niedaleko miasta. Rankiem dowódca 2 batalionu por. Jan Nowotarski podniós³batalion do natarcia na „bia³e” koszary. Niemcy silnym ogniem powstrzymalinatarcie. Batalion zdo³a³ jednak zbli¿yæ siê do koszar, zdobyæ i utrzymaæ zabu-dowania le¿¹ce na skraju miasta. 12 marca ppor. £opuski próbuje ponowiænatarcie. Dowodzi 5 kompani¹. Kompania zalega na zalanych ³¹kach, pojedyn-czy ¿o³nierze docieraj¹ pod mur koszar. Nastêpnego dnia 2 batalion odpoczywai nabiera si³ do walki. £opuski jest wœród ¿o³nierzy 5 kompanii. PóŸnym wie-czorem tego dnia, po przygotowaniu artyleryjskim, znów uderzono na bia³ekoszary i po zaciêtych walkach zdo³ano je zdobyæ. £opuski wyró¿nia³ siêw tych walkach mêstwem i zdecydowaniem. 14 marca 1945 r. rano przygoto-wa³ 2 batalion do natarcia, rozkaza³ umocniæ budynki od niemieckiej strony,ustala³ poniesione straty. Nie by³y one zbyt wielkie, bo noc sprzyja³a atakowipolskich ¿o³nierzy. Batalion otrzyma³ podziêkowanie od dowódcy 14 pu³kumajora Marcelego Domaredzkiego za zdobycie koszar.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 81

Rozpoczêto zdobywanie „czerwonych koszar”. Walki by³y zaciek³e.W koñcowej fazie walk o te koszary ppor. £opuski z okrzykiem „Za Ojczyznê,za Polskê – naprzód”! poderwa³ grupê ¿o³nierzy do ataku na niemieckie gniaz-do ogniowe w budynku przy zbiegu ulic Mazowieckiej i Wolnoœci.

Œmiertelnie ranny w pierœ i brzuch pad³ w odleg³oœci 25m od skrzy¿owaniaulic. W zaciœniêtej rêce trzyma³ pistolet. By³o to 14 marca 1945 r. oko³o godz.15.00. O tym tragicznym wydarzeniu wspomina œwiadek naoczny – uczestnikwalki, wtedy podporucznik, dziœ pu³kownik Tadeusz Banasiak (obecniezamieszka³y w Bydgoszczy).

„… Sta³em za murem po prawej stronie ulicy. To ju¿ by³o po zdobyciu czer-wonych koszar, sk¹d jakby bokiem wychodzi³o nasze dalsze natarcie, przy ul.Jednoœci Narodowej. Chcieliœmy przejœæ na drug¹ stronê ulicy. £opuski dosta³œmiertelny strza³ od strzelca wyborowego przy ul. Mazowieckiej 39. Nie mo¿naby³o œci¹gn¹æ jego cia³a z powodu huraganowego ognia nieprzyjaciela. Wynie-siono je dopiero po wyparciu Niemców. Wczeœniejsze próby spowodowa³yœmieræ jednego i zranienie czterech ¿o³nierzy.”

Czasowo pochowano ppor. £opuskiego w pobli¿u œlepej uliczki za czerwo-nymi koszarami, od strony ul. Mazowieckiej. Pochowano go w jego przedwo-jennym mundurze, z pistoletem. Nad mogi³¹ wyg³osi³ przemówienie szef sztabu2 batalionu por. Wilhelm Bigda. Oddzia³ honorowy, sk³adaj¹cy siê z plutonu fizy-lierów, plutonu moŸdzierzy i dru¿yny panc.– odda³ trzykrotn¹ salwê honorow¹.

Obecnie ppor. £opuski spoczywa na cmentarzu wojennym w Zieleniewieprzy szosie z Ko³obrzegu do Trzebiatowa. Grób odwiedza³a jego siostra AnielaStefanicka zamieszka³a w Zakopanem.

Na cmentarzu w Zieleniewie spoczywa 1229 ¿o³nierzy polskich i oko³o 400radzieckich, poleg³ych w walkach o Ko³obrzeg.

Dwa dni po œmierci ppor. £opuskiego – 16 marca 1945 r. ¿o³nierze polscydotarli do brzegu Ba³tyku , 18 marca – bitwa o Ko³obrzeg zosta³a zakoñczona.

We wrzeœniu 1970 r. w Szkole Podstawowej nr 5 w Ko³obrzegu powsta³a23 ¯eñska Dru¿yna Harcerska, której patronem zosta³ ppor. Edmund £opuski.W szkole zorganizowano k¹cik jego pamiêci, gdzie zgromadzono pami¹tki:portret, zdjêcia, kopie listów. 3 czerwca 1972 r. ods³oniêto obelisk ku czci ppor.£opuskiego i nadano jego imiê ulicy.

10 paŸdziernika 1973 r. imiê ppor. Edmunda £opuskiego nadano uroczyœcieGminnej Bibliotece Publicznej w ustroniu Morskim k. Ko³obrzegu.

W uroczystoœciach ods³oniêcia obelisku i nadania imienia bibliotece wziêliudzia³ bliscy ppor. £opuskiego – matka Franciszka £opuska i siostra AnielaStefanicka, narzeczona – Irena Szymañska, brat Tadeusz £opuski i kuzynJuliusz Markowski.

82 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Maria Hudymowa

WOJENNA DROGA PIELÊGNIARKIWspomnienia Marii Michalak

Maria Krawczyk-Michalak przemierzy³a do Koszalina d³ug¹, ¿o³niersk¹drogê, pe³n¹ zakrêtów i przygód. Trwa³a ju¿ wojna. Maria mia³a siedemnaœcielat, kiedy z Kieleckiej Ziemi przyjecha³a do krewnych na Wo³yñ, do miasteczkaRu¿yszcze ko³o £ucka. Tam prze¿y³a pamiêtny dla niej dzieñ 29 czerwca 1941roku – atak Niemców na ZSRR. Nad rzek¹ Styr, która przep³ywa³a przez mia-steczko, okopa³a siê Armia Czerwona. Niemcy atakowali. Kanonada strza³ów,rozrywaj¹ce siê pociski, wystraszeni ludzie, p³acz dzieci, groza wojny. M³odaprzera¿ona dziewczyna zobaczy³a dwóch radzieckich ¿o³nierzy, zbroczonychkrwi¹. Podesz³a, jeden z nich okaza³ siê martwy, drugi ¿y³, lecz obficie krwawi³.Rannego zdo³a³a wci¹gn¹æ do domu, a sama pobieg³a do miejscowego szpitala,wzywaj¹c pomocy. Ulice by³y puste, szpital pe³en rannych. Dr W³odzimierzSiemaszko koñczy³ kolejn¹ operacjê. Potem wzi¹³ nosze, na których razemprzenieœli rannego na stó³ operacyjny.

– Wokó³ mdl¹cy zapach ropiej¹cych ran. M³ody radziecki ¿o³nierz prosi³,a¿ebym go dobi³a. Mia³ rozciêt¹ klatkê piersiow¹. Widzia³am krwawi¹ce serce.Tego zapomnieæ siê nie da. Ba³am siê krwi, ale ból i ludzkie cierpienie by³o sil-niejsze od mojej niemocy – opowiada Maria.

Po kilku dniach przesunê³a siê linia frontu. Rannych ¿o³nierzy wci¹¿ przy-bywa³o. Zaproponowano Marii pracê w szpitalu. Pozosta³a. Z podziwempatrzy³a na pracuj¹ce z pe³nym oddaniem pielêgniarki. Jedna z nich – WandaPiast – ju¿ w czasie okupacji niemieckiej opiekowa³a siê rannym radzieckim¿o³nierzem, ukrywaj¹c go w swoim mieszkaniu. Dyrektor szpitala rejonowegow Ru¿yszczach dr Siemaszko leczy³ potajemnie tego i innych ¿o³nierzy radziec-kich, pomaga³ im prze¿yæ, choæ jemu samemu za tak¹ pomoc grozi³a ze stronyniemieckiego okupanta kara œmierci.

Przesuwa³a siê linia frontu. Nadszed³ rok 1944. Wo³yñ zajê³y ponowniewojska radzieckie. Na wschodzie genera³ Berling organizowa³ polsk¹ armiê.Doktor Siemaszko otrzyma³ wtedy od w³adz wojskowych upowa¿nienie dozatrudnienia personelu medycznego dla s³u¿by zdrowia w tej armii. Mariadosta³a kartê powo³ania. Po odbudowie zniszczonego mostu na rzece Styri krótkim przeszkoleniu nowo powo³ana s³u¿ba sanitarna wyruszy³a wagonami

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 83

towarowymi w nieznane, na Wschód, do polskiego ju¿ wojska. Jak ka¿dy nowy¿o³nierz i Maria otrzyma³a suchy prowiant na dziesiêæ dni i ciep³¹ odzie¿.

Jad¹ce razem z ni¹ w nieznane m³ode dziewczyny z terenów uwolnionychod niemieckiego okupanta by³y pe³ne niepokoju. Szuka³y ukojenia w modlitwiei pieœni „Serdeczna Matko, opiekunko ludzi…” S³ychaæ by³o huk spadaj¹cychpocisków, przelatuj¹ce samoloty ostrzeliwa³y transport. K³êbi³y siê pytania: cobêdzie z nami? Dok¹d nas wioz¹? Gdzie szukaæ schronienia? W tym czasiePolacy na Wo³yniu i Podolu ginêli w mêczarniach z r¹k zbrodniczej Powstañ-czej Ukraiñskiej Armii.

Po d³ugiej, mêcz¹cej, pe³nej niepokoju podró¿y transport zatrzyma³ siêw ¯ytomierzu. Uczestników zakwaterowano w du¿ej sali z piêtrowymi ³ó¿ka-mi. Rano kazano stawiæ siê przed lekarsk¹ komisj¹. Wszystkie dziewczêtauznano za zdrowe i zdolne do s³u¿by sanitarnej. Przez megafon informowano,¿e do sanitarnej s³u¿by zdrowia potrzebne s¹ lekarki, pielêgniarki, dentystki,laborantki, telefonistki, kucharki, praczki.

Dr mjr Aleksander Barbariko (W³och) zaproponowa³ Marii przeszkoleniesanitarne w miejscowym radzieckim szpitalu. Nastêpnego dnia w polskim mun-durze z dr Barbariko (jak siê póŸniej okaza³o – jej prze³o¿onym) stawi³a siê dopracy. W szpitalu by³o bardzo wiele ró¿norodnych aparatów, dobrze wyposa-¿ony gabinet fizjoterapeutyczny. Sale przepe³nione by³y rannymi ¿o³nierzami,którymi opiekowa³y siê m³ode dziewczyny, radzieckie pielêgniarki. One touczy³y us³ug pielêgnacyjnych, leczniczej gimnastyki, masa¿u. By³y mi³e i ¿ycz-liwe, ale nawi¹zanie bli¿szego kontaktu utrudnia³a Marii nieznajomoœæ jêzykarosyjskiego. Ka¿dy dzieñ pracy rozpoczyna³ apel: wspólna modlitwa, odœpie-wanie Roty, program codziennych zajêæ i szkolenie. Dr Barbariko by³ bardzowymagaj¹cy. Sprawdza³ wyniki szkolenia mówi¹c, ¿e „po wojnie bêdzie bardzowielu inwalidów, którym potrzebny bêdzie powrót do normalnoœci”.

M³ode adeptki s³u¿by sanitarnej pozna³y bardzo trudne warunki pracyw „Kir³owskiej Bolnicy” w Kijowie. Brak leków, poœcieli, bielizny, prze-pe³nione sale, skandaliczne warunki higieniczne. Niedziela by³a dniem wolnymod zajêæ. Zbiorowo w szyku wojskowym chodzono do koœcio³a, œpiewaj¹c pol-skie, wojskowe piosenki.

W sierpniu 1944 roku po rannym apelu kazano przygotowaæ siê do wymar-szu. Transport sanitarny wraca³ do kraju.

– Za³adowani do wagonów wyruszyliœmy dopiero nastêpnego dnia, bow sk³adzie wykryto ³adunki wybuchowe. Po kilku dniach transport niespodzie-wanie zatrzyma³ siê na stacji w Ru¿yszczach – wspomina Maria. – Z pielêg-niark¹, przyjació³k¹ Wand¹ Piast prosi³yœmy dowódcê transportu o pozwolenie

84 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

odwiedzenia rodziny. Ze wzglêdu na bezpieczeñstwo dowódca nie wyrazi³ na tozgody. Postanowi³yœmy jednak mimo to dotrzeæ na w³asn¹ rêkê do krewnych.Obudzeni w nocy, przera¿eni ludzie nie ucieszyli siê z naszych odwiedzin.

Dziewczêta biegn¹c wróci³y na stacjê, ale transportu ju¿ nie by³o. Zawia-dowca nie wiedzia³, w którym kierunku odjecha³ i kiedy bêdzie nastêpny. Zroz-paczone, zap³akane, postanowi³y czekaæ na stacji œwiadome, ¿e samowolneoddalenie z jednostki jest dezercj¹, za któr¹ w czasie wojny grozi wyrok œmier-ci. Po kilkunastu godzinach nadjecha³ wreszcie poci¹g, a w nim – na szczêœcie– polskie wojsko. B³agaj¹ce dziewczyny wci¹gniêto w biegu do wagonu.Wœród jad¹cych ¿o³nierzy by³ m³ody ksi¹dz – kapelan wojskowy. Opowiedzia³ymu o swojej przygodzie. Transport szczêœliwie dojecha³ do Lublina. Tam kape-lan zaprosi³ dziewczyny na œniadanie do kawiarni, poleci³ a¿eby „doprowadzi³ysiê do porz¹dku” i kaza³ czekaæ. Sam uda³ siê do dowództwa. Powróci³ po doœæd³ugim czasie i wrêczy³ im pismo, w którym by³y wymienione ich nazwiskaz adnotacj¹ „nie karaæ, przyj¹æ do oddzia³u, natychmiast zg³osiæ siê do miejsco-wego wojskowego ewakuacyjnego szpitala”. Komendant szpitala dr p³k Kazbe-ruk odczyta³ pismo i krzykn¹³: „wracaæ do roboty”. Za³oga szpitala przyjê³a jenieprzyjaŸnie. Zbywano milczeniem, lekcewa¿ono.

– By³y to bardzo trudne dni – opowiada Maria. – Atmosfera poprawi³a siêdopiero gdy szpital niespodziewanie odwiedzi³ „nasz” ksi¹dz kapelan, przyjêty¿yczliwie przez komendanta Kazberuka. Przedstawi³ siê jako nasz krewnyi wyjaœni³, ¿e na stacji w czasie postoju poci¹gu w Ru¿yszczach niespodziewa-nie spotkaliœmy siê po kilku latach, zagadali, a transport w tym czasie odjecha³.

W czasie pobytu w Lublinie Maria zetknê³a siê ze œladami wojennychzbrodni. By³a wstrz¹œniêta widokiem zmasakrowanych cia³ zamordowanychprzez Niemców wiêŸniów zamku w Lublinie, tragiczne wspomnienia pozosta-wi³ obóz zag³ady w Majdanku.

W szpitalu zorganizowano gabinet fizjoterapii. Dr Barbariko czujnie œledzi³umiejêtnoœci m³odych, pe³nych zapa³u do pracy pielêgniarek. Maria prze¿y³atam tak¿e dzieñ przeogromnej radoœci: otrzyma³a nominacjê na stanowiskostarszej siostry s³u¿by sanitarnej w stopniu sier¿anta. Zgodnie z rozkazemDepartamentu S³u¿by Zdrowia w ewakuacyjnych szpitalach wojskowych pro-wadzono w czasie trwania podró¿y obowi¹zkowy kurs szkolenia sanitarnego.Wyk³adowcami byli lekarze o du¿ej wiedzy medycznej.

Wojna trwa³a. Szpital otrzyma³ rozkaz wyjazdu bli¿ej pozycji frontowych.W kwietniu 1945 roku opuszczono Lublin. Za³oga szpitala by³a wy³¹cznie pol-ska. Dyrektorem mianowano p³k dr Jana Kryskê.* Zespó³ lekarzy stanowili pol-scy lekarze z Wilna i Lwowa.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 85

Szczêœliwie, pomimo licznych bombardowañ transportu, wszyscy ca³odojechali do Poznania, gdzie szybko i sprawnie zorganizowano Szpital Chirur-giczny – 66 Szpital Ewakuacyjny. Rannych ¿o³nierzy z bitewnych pól przyby-wa³o coraz wiêcej. Warunki pracy by³y ogromnie uci¹¿liwe. Pracowali wszyscybez wzglêdu na zajmowane stanowisko. Pomaga³y Poznanianki – wolontariusz-ki. Dochodzi³ huk armatnich wystrza³ów, trwa³y naloty, ale Poznañ têtni³ ju¿normalnym ¿yciem. Czynny by³ teatr – ceny biletów wstêpu stanowi³y prawiemiesiêczne wynagrodzenie m³odych pielêgniarek.

9-ty maja 1945 r. Z megafonów pop³ynê³y radosne, niezapomniane s³owa:wojna skoñczona! Zabrzmia³ Mazurek D¹browskiego. Przeogromna radoœæ.£zy ogromnego szczêœcia, radoœci przepe³nia³y oczy. Przechodnie padali sobiew objêcia. Skoñczy³y siê naloty, ³apanki! Jesteœmy wolni! Ciesz¹ siê ranni¿o³nierze. Chcieliby ju¿ wracaæ do swoich, ale czy mog¹? Czy wylecz¹ siêz ran? Ilu z nich czeka sta³e inwalidztwo? Komendant szpitala p³k Kryska zgod-nie z rozkazem dowództwa naczelnej s³u¿by zdrowia podzieli³ zespó³ medycz-ny na dwie grupy, które skierowano do szpitali wojskowych w Gdañskui Koszalinie. Uroczyœcie te¿ koñcowym egzaminem zakoñczono kurs szkole-niowy m³odych pielêgniarek.

Maria zosta³a skierowana do Koszalina. Po kilku dniach podró¿y zobaczy³aw Koszalinie wypalony dworzec kolejowy i pe³ne gruzów ulice. Rozpoczêtoorganizowanie szpitala garnizonowego. Uruchomiono trzy oddzia³y. Kierowni-kiem gabinetu fizjoterapii mianowano Halinê B³aszczykowsk¹. W ma³ym budy-neczku obok szpitala zorganizowano oddzia³ zakaŸny, którego kierownictwopowierzono Wandzie Piast, Maria zosta³a kierownikiem izby przyjêæ. Dyrekto-rem szpitala mianowano dr Kazimierza Mulaka.

Pielêgniarki zamieszka³y w budynku szpitala. Posi³ki by³y wspólne ju¿ przynakrytych obrusami z przeœcierade³ sto³ach, na talerzach, nie w mena¿kach.Godziny pracy by³y nienormowane, w razie potrzeby dy¿ury trwa³y nawet ca³¹dobê. Wynagrodzenie miesiêczne stanowi³o 600 papierosów, które chêtnie sku-powa³ od dziewcz¹t kierownik pobliskiego kiosku.

W 1946 r. mgr Roman Sierociñski zorganizowa³ Liceum Ogólnokszta³c¹cedla Pracuj¹cych, Maria i jej kole¿anki zosta³y s³uchaczkami szko³y. Za naukêp³aci³y, bo nie by³o funduszy na op³acenie nauczycieli. Zarówno warunki pracy,jak i nauki by³y niezmiernie trudne, tym bardziej, ¿e zima by³a bardzo mroŸna,a opa³u do ogrzania nie starcza³o. W grudniu 1946 roku otrzymano z dowódz-twa rozkaz likwidacji szpitala wojskowego w Koszalinie i przeniesienia go doTorunia. Pracownicy s³u¿by medycznej, którzy byli w tzw. wieku poborowymzostali zdemobilizowani. Maria pozosta³a w Koszalinie. Oficjalnie zwolniona

86 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

1 grudnia 1946 roku otrzyma³a przys³uguj¹c¹ jej odprawê: 2 flanelowe koce,2 przeœcierad³a, flanelê na dwie koszule, skórê na parê butów oficerek i 300 z³w gotówce. Mieszkanie s³u¿bowe musia³a opuœciæ. W zamian otrzyma³a pokójprzy ul. Koœciuszki 55.

Dr Janusz Paw³owicz* zaproponowa³ Marii pracê pielêgniarki w Oficer-skiej Szkole Samochodowej, ale ju¿ 1 lipca 1946 roku szko³ê tê przeniesiono doPoznania. Kolejnej propozycji przeniesienia Maria nie przyjê³a. Zg³osi³a siê doWydzia³u Zdrowia w Koszalinie, gdzie dyrektorem by³ dr Józef Szantyr,* któryprzyj¹³ j¹ do pracy na oddziale skórno-wenerycznym w budynku przy ul.GnieŸnieñskiej. Prze³o¿onym oddzia³u by³ dr Zygmunt Szeroszewski. Szpitaludostêpnia³ us³ugi mieszkañcom miasta i okolic.

¯ycie w Koszalinie powoli wraca³o do normalnoœci: organizowano szko³y,oœrodki kultury, zak³ady pracy, rozwija³ siê handel. Wiosn¹ 1947 r. G³os Szcze-ciñski poda³ wiadomoœæ o utworzeniu przez Polski Czerwony Krzy¿ pierwszejna Pomorzu Zachodnim Miêdzynarodowej Szko³y Pielêgniarskiej. Maria poje-cha³a do Szczecina. Po bezpoœredniej rozmowie z dyrektorkami placówki Zofi¹Spo¿yñsk¹ i Mari¹ Rzucid³o* zosta³a s³uchaczk¹ tej szko³y, rezygnuj¹c na czasnauki z pracy. Po uzyskaniu dyplomu powróci³a wkrótce do Koszalina, gdziezosta³a zatrudniona w przeciwgruŸliczym sanatorium w Rokosowie.

W wojewódzkim szpitalu w Koszalinie Maria pozna³a znacznie od siebiestarsz¹ pielêgniarkê ppor. Jadwigê Horoh.* By³a to mieszkanka Nowogródka,od 1940 roku zwi¹zana z polskim, zbrojnym podziemiem ZWZ – AK. Losywojny rzuci³y j¹ na wschód, sk¹d z armi¹ gen. Berlinga przywêdrowa³a do Ber-lina, a stamt¹d z ewakuacyjnym szpitalem wojskowym do Koszalina.

W 1946 roku w czasie zatrudnienia w Oficerskiej Szkole Samochodowejpoznaje Maria przystojnego, m³odego ppor. Stanis³awa Michalaka, wyk³adowcêtej szko³y. Oboje uzupe³niaj¹ wykszta³cenie œrednie w Liceum Ogólno-kszta³c¹cym dla Pracuj¹cych w Koszalinie. Wspólna praca, nauka, mi³e rozmo-wy, a potem listy z czasem kole¿eñsk¹ przyjaŸñ zamieniaj¹ w szczere, serdecz-ne uczucie, które w 1950 zawiod³o ich oboje do koœcio³a w Szczecinie, gdzieprzyrzekli sobie dozgonn¹ mi³oœæ i wiernoœæ ma³¿eñsk¹. Po zakoñczeniu s³u¿bywojskowej Stanis³aw Michalak zosta³ pracownikiem dyrekcji Lasów Pañstwo-wych.

M³oda para zamieszka³a w pobli¿u sanatorium przy ul. S³onecznej, w domupe³nym s³oñca, zieleni i kwiatów. W 1980 roku na ulicê S³oneczn¹ wjecha³ybuldo¿ery. Rozpoczê³a siê budowa wojewódzkiego szpitala. Zburzono piêknedomki, zniszczono kwiaty i ogrody. Pañstwo Michalakowie przenieœli siê domieszkania w bloku przy ul. Spó³dzielczej

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 87

Mija³y kolejne lata. Powiêksza³a siê rodzina. Syn i dwie córki spe³ni³ymarzenia rodziców. Córka – lekarz medycyny, syn z zawodu in¿ynier, by³ysenator RP. Najm³odsza córka zajmuje siê turystyk¹, wêdruj¹c po ca³ym œwie-cie. Przyby³a gromadka wnuków – ukoñczyli studia, pracuj¹. Roœnie pokolenieprawnuków – radoœæ ¿ycia i duma pañstwa Michalaków.

Maria, wra¿liwa na ludzkie cierpienia, wiedzia³a, jak¹ rolê w ukojeniu bólupsychicznego i fizycznego spe³nia muzyka i ksi¹¿ka. Nawi¹za³a kontaktz Wojewódzk¹ i Miejsk¹ Bibliotek¹ Publiczn¹. Na oddziale zorganizowa³apunkt biblioteczny, z czasem przekszta³cony w filiê biblioteczn¹. Zbiory stano-wi³a beletrystyka, a dla personelu medycznego literatura fachowa.

W koszaliñskim szpitalu Maria przepracowa³a oko³o 50 lat, a w tym wielelat jako prze³o¿ona pielêgniarek w sanatorium przeciwgruŸliczym w Rokoso-wie. Od 1980 jest na emeryturze, ale czêsto powraca do wspomnieñ z tamtychwojennych, trudnych lat. W pamiêci jak w kalejdoskopie przesuwaj¹ siê obrazy.Wœród po¿ó³k³ych kart jest wiele dokumentów zwi¹zanych z Wojskow¹ S³u¿b¹Sanitarn¹ – nominacje s³u¿bowe, wyró¿nienia, dyplomy, rozkazy, a tak¿epami¹tki z wieloletniej dzia³alnoœci w Polskim Czerwonym Krzy¿u i innychpokrewnych organizacjach. W tej „skrzynce skarbów ¿ycia” jest wielepami¹tkowych wojskowych medali, odznak i odznaczeñ PCK, a wœród nichKrzy¿ Kawalerski OORP.

Maria, chocia¿ jest ju¿ na emeryturze, nadal w miarê si³ dzia³a spo³ecznie,stara siê byæ u¿yteczna dla ludzi. Zawsze z du¿ym sentymentem wspominaswoje minione lata pracy i niezwykle pracowitego ¿ycia, a wszystko – jaktwierdzi – w imiê dobra ojczyzny.

* Dr Józef Szantyr – ginekolog, chirurg. Studia medyczne ukoñczy³ w Wilniew 1935 r. Pracowa³ w szpitalu w Wilnie, Nowogródku i Brac³awiu. W okresieokupacji aktywny cz³onek ruchu oporu AK. Jako repatriant do Koszalina przy-jecha³ wiosn¹ 1945 r. Kolejno pe³ni³ obowi¹zki dyrektora szpitala powiatowe-go, miejskiego i wojewódzkiego w Koszalinie. Ceniony dzia³acz spo³eczny Od1970 na emeryturze, zmar³ w 2000 roku.

* Dr Feliks Paw³owicz – specjalista chorób p³ucnych. Studia medyczne ukoñ-czy³ w Wilnie w 1926 roku. Od 1945 roku ordynator oddzia³u zakaŸnego,

88 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

a nastêpnie szpitala przeciwgruŸliczego w Koszalinie. Przewodnicz¹cy Zespo³uSpecjalistów Lekarzy Chorób P³ucnych. Zmar³ w 1973 roku.

* Dr p³k Jan Kryska – Wojskow¹ Akademiê Medyczn¹ ukoñczy³ w Warsza-wie w 1926 roku. W stopniu majora pracowa³ w szpitalach wojskowych.¯o³nierz wojny obronnej 1939 roku. Cz³onek ruchu oporu AK – partyzant.W 1944 wst¹pi³ do armii gen. Berlinga. By³ lekarzem wojskowym – komendan-tem wojskowego szpitala ewakuacyjnego. Skierowany do Koszalina w 1950roku zdemobilizowany i mianowany na stanowisko kierownika Wydzia³u Zdro-wia Wojewódzkiej Rady Narodowej w Koszalinie. W 1953 roku powo³any nastanowisko dyrektora Szpitala PrzeciwgruŸliczego i Wojewódzkiej PoradniPrzeciwgruŸliczej. Inicjator i budowniczy Szpitala PrzeciwgruŸliczegow Koszalinie przy ul. Niepodleg³oœci. Zmar³ w 1975 roku.

* Jadwiga Horoh – pielêgniarka. Urodzona w Nowogródku. Zwi¹zanaz ruchem oporu AK od 1940 roku. W 1942 r. deportowana na wschód. ¯o³nierzw armii gen. Berlinga. Jako sanitariuszka w szpitalach wojskowych w stopniuporucznika przemierzy³a szlak bojowy z Sum do Berlina. Do Koszalina z polo-wym szpitalem dotar³a wiosn¹ w 1945 roku. By³a pielêgniark¹ wojskowegoszpitala garnizonowego. Zmar³a w latach szeœædziesi¹tych. O wra¿liwej, cichej,serdecznej Jadwidze, dzielnym ¿o³nierzu wspomina w swoim opowiadaniu„Panny z Wilka” Jaros³aw Iwaszkiewicz.

* Maria Rzucid³o-Kryska – dyrektor administracyjny pierwszej w wojewódz-twie zachodnim Miêdzynarodowej Szko³y Pielêgniarek Polskiego CzerwonegoKrzy¿a w Szczecinie. Od 1947 roku zamieszka³a w Koszalinie. Wieloletni pra-cownik s³u¿by zdrowia. Radna i przewodnicz¹ca Komisji Zdrowia WRN. Orga-nizatorka i przewodnicz¹ca oddzia³u PCK w Koszalinie. Zastêpca przewod-nicz¹cego WRN w Koszalinie w latach: marzec 1958 – maj 1961. Od 1970roku na emeryturze. Zmar³a w latach osiemdziesi¹tych.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 89

Henryk Osipiuk

NAJLEPSZE MIEJSCE POD S£OÑCEM

Urodzi³em siê w Siedlcach 28 sierpnia 1926 roku. Do Bia³ogardu przyje-cha³em 29 sierpnia 1946 roku, maj¹c 20 lat. Tego dnia zacz¹³em pracowaæ nastacji pomp w Bia³ogardzie. Tam te¿ od razu dosta³em mieszkanie.

Podj¹³em pracê w zak³adzie wodnym, bo woda by³a potrzebna ca³ej ludno-œci, a do obs³ugi pomp potrzebni byli ludzie, zatrudnieni na zmiany.

W tym czasie, kiedy ja przyjecha³em, na Stacji Pomp pracowa³ jeden Nie-miec i jeden Polak, ja by³em trzeci.

W 1946 roku w Bia³ogardzie by³o jeszcze wielu Niemców, do czego trudnomi by³o siê przyzwyczaiæ. By³em m³odym ch³opakiem, opuœci³em swojerodzinne Siedlce, bo tam nie by³o pracy, a tu na Ziemiach Zachodnich potrzebnibyli ludzie. Po trochu przywyk³em do nowego miejsca. Z pocz¹tku by³o ciê¿ko,zw³aszcza, gdy s³ysza³em, ¿e wkrótce bêdziemy musieli opuœciæ te tereny, ¿ebêdziemy uciekaæ i zwracaæ je Niemcom. Tak siê na szczêcie nie sta³o, a japostanowi³em pozostaæ w Bia³ogardzie.

W roku 1946 miasto to liczy³o 12 tysiêcy mieszkañców. Mój zak³ad pracynazywa³ siê Zak³adem Wodoci¹gów i Kanalizacji.

Ju¿ wkrótce, z pocz¹tkiem 1947 roku, pozna³em moj¹ obecn¹ ¿onê. Œlubwziêliœmy 2 kwietnia 1947 roku, oczywiœcie w Bia³ogardzie. Po za³o¿eniurodziny zamieszkaliœmy razem w jej mieszkaniu przy bia³ogardzkiej stacji, bo¿ona pracowa³a wtedy na kolei.

Ja na Stacji Pomp by³em zatrudniony na zmiany z Niemcem o nazwiskuBulgin. Praca sz³a dobrze, tylko stare pompy g³êbinowe psu³y siê, a nowych nieby³o, bo wczeœniej wszystkie wywieziono. Czêste awarie, brak pr¹du – bo kie-dyœ w Bia³ogardzie by³a lokalna elektrownia – mieliœmy ciê¿ko, lecz staraliœmysiê, aby miasto zawsze mia³o wodê. Wiedzieliœmy, ¿e jest to artyku³ pierwszejpotrzeby i ¿e nasza praca ma wielkie znaczenie.

Z koñcem 1947 roku zosta³em powo³any do wojska. S³u¿bê pe³ni³emw Radomiu do jesieni 1949 roku.W tym czasie ¿ona pracowa³a w bia³ogardz-kim szpitalu. Ja po wojsku wróci³em do Bia³ogardu na swoje stare œmieci, doWodoci¹gów, bo tu by³em potrzebny jako monter.

Kiedy w 1950 roku urodzi³a nam siê córka, zajê³a siê ni¹ matka ¿ony, a myoboje wci¹¿ pracowaliœmy na zmiany – ¿ona w szpitalu, ja w Wodoci¹gach.

90 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Potem przyszli na œwiat dwaj synowie – Waldemar w 1953 , a Leszek w 1955roku. Wtedy ¿ona zajê³a siê wy³¹cznie wychowywaniem dzieci, a ja...poszed³em do szko³y.

Bo choæ przyje¿d¿aj¹c do Bia³ogardu mia³em ju¿ 20 lat, to w rodzinnychSiedlcach nie zdo³a³em skoñczyæ 7 klas. Wczeœniej by³a wojna, a w domu wiel-ka bieda. Tote¿ do szko³y numer 1 w Bia³ogardzie uczêszcza³em, równoczeœniepracuj¹c i dbaj¹c o dom i tak¿e ucz¹ce siê dzieci. Nie by³o mi lekko, w wieku35 lat nauka idzie ciê¿ko, ale uda³o siê dziêki pomocy zacnego, porz¹dnegocz³owieka, kierownika szko³y. PóŸniej ukoñczy³em kurs obs³ugi Stacji Pompw Bytomiu, dosta³em œwiadectwo z wynikiem dobrym, zabra³em siê do dalszejnauki – w 1968 roku kurs w Koszalinie, – elektromonterów, dosta³em œwiadec-two robotnika wykwalifikowanego. W roku 1970 by³em w Jastarni na kursieobs³ugi agregatów pr¹dotwórczych, bo mamy takie na naszej Stacji Pomp,ukoñczy³em te¿ szereg innych kursów, potrzebnych w pracy.

Na Ziemi Koszaliñskiej spêdzi³em ca³e moje ¿ycie. Tu w Bia³ogardzieza³o¿y³em rodzinê, tu mieszkaj¹ moje dzieci i wnuki. Córka skoñczy³a szko³êzawodow¹ w Koszalinie jako elektromonter i pracuje w Eltrze w Bia³ogardzie,syn Waldemar zosta³ zawodowym wojskowym, syn Leszek te¿ po zawodówceod kilku lat jest rybakiem w Ko³obrzegu. Choæ kawaler, ma mieszkaniew nowym bloku, a w nim wszystko, co potrzeba. M¹¿ córki od 18 lat pracujew bia³ogardzkiej garbarni jako œlusarz. Starszy syn po szkole podoficerskiej,a potem oficerskiej i kilku latach pracy w wojsku zosta³ podporucznikiem WOPw Kudowie Zdroju, gdzie mieszka ju¿ 10 lat. O¿eni³ siê, ma córkê. Wci¹¿ jed-nak chêtnie odwiedza Bia³ogard, gdzie siê urodzi³. Wszystkie moje dzieci skoñ-czy³y szko³y, za³o¿y³y rodziny, maj¹ mieszkania w nowych blokach, porz¹dnieurz¹dzone, maj¹ to, co cz³owiekowi potrzebne do ¿ycia. My oboje z ¿on¹ te¿mamy skromne, dwupokojowe, ale w³asne mieszkanie i jest nam teraz dobrze.¯ona obecnie pracuje w Ruchu, ja ci¹gle w tej samej Stacji Pomp, jak kiedyœ,w 1946 roku. Przepracowa³em tu ju¿ 39 lat. Mam du¿o dyplomów, z³ot¹ odzna-kê przodownika pracy, srebrny Krzy¿ Zas³ugi, Krzy¿ Kawalerski Orderu Odro-dzenia Polski. Wielu pracowników wyszkoli³em w obs³udze maszyn. Ca³e moje¿ycie zwi¹zane jest z Bia³ogardem, który dziœ bardzo siê zmieni³ – po 39 latachinaczej wygl¹da. Powsta³y ca³e nowe dzielnice, stare zosta³y wyburzone. Tak¿ew naszym zak³adzie l¿ej siê teraz pracuje, mamy lepsze warunki. Stacjêobs³uguj¹ obecnie 4 osoby, nie musimy, jak kiedyœ, pe³niæ 12-godzinnych dy¿u-rów, mamy nowe pompy, nowoczeœniejsze.

Ca³a moja rodzina tu ¿yje, mieszka, pracuje, tu siê o¿eni³em, tu urodzi³y siêmoje dzieci i wnuki, tu spe³ni³o siê moje ¿ycie.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 91

Myœlê, ¿e dobrze zrobi³em, ¿e tu przyjecha³em. Przyby³em tu jako robotnik,a dziœ, kiedy ju¿ jestem dziadkiem, mam poczucie, ¿e tu w³aœnie jest moje miej-sce, ¿e sporo w swoim ¿yciu zrobi³em – nie tylko dla siebie i swych bliskich,ale i dla tego mojego miasta – Bia³ogardu. Przez d³ugie lata by³em korespon-dentem G³osu Koszaliñskiego, bo interesowa³em siê sprawami spo³ecznymi.A by³o o czym pisaæ. Ludnoœæ, która osiedla³a siê tu na Ziemiach Zachodnichpochodzi³a z ró¿nych stron kraju i dopiero uczy³a siê, jak ¿yæ razem. Pisa³emo swojej pracy, o sporcie, bo sam gra³em w pi³kê w Ognisku Bia³ogard. Od1953 roku nale¿a³em do partii. Ale, kiedy dziœ wspominam 1946 rok, niespo-kojne ulice miasta, którymi szed³em, gdy mia³em nocn¹ zmianê, strach, jakiwtedy czu³em, to wspominam te¿ ksiêdza Ciszewskiego, z którym wówczasprzyjecha³em do Bia³ogardu z Siedlec. Zna³em go st¹d, ¿e w Siedlcach by³emministrantem w tamtejszej katedrze. Potem ten siedlecki mój ksi¹dz – rodakwyjecha³ z Bia³ogardu, ale to on jeden z pierwszych organizowa³ tu ¿ycie reli-gijne, które ja osobiœcie zawsze uwa¿a³em za bardzo wa¿ne dla ka¿dej spo³ecz-noœci. Nasza wiara, jak uwa¿am, idzie przecie¿ z nami przez ca³e ¿ycie.

Przez te 39 lat, które prze¿y³em w Bia³ogardzie, pozna³em wielu prawych,wartoœciowych ludzi, choæby tych, którzy umo¿liwili mnie i moim dzieciomukoñczenie szko³y i zdobycie zawodu, o czym nie móg³bym marzyæ w rodzin-nych stronach ani przed, ani w czasie wojny.

Jestem zadowolony, ¿e moje ¿ycie potoczy³o siê tak, jak siê potoczy³o,a Bia³ogard, moje obecne rodzinne miasto, uwa¿am za najlepsze miejsce pods³oñcem.

Tekst powsta³ w Bia³ogardzie w 1983 roku.

92 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Maria Hudymowa

¯YCIE PRAC¥ PISANEWspomnienie o Eugenii Rojszyk

EUGENIA ROJSZYK z domu Rak córka W³adys³awa i Walerii urodzi³asiê 03.01.1922 r. w Kobryniu. Jej ojciec legionista, inwalida wojenny pierwszejwojny œwiatowej by³ osadnikiem wojskowym we wsi Zaprudy na Polesiu.W roku 1928 r. sprzeda³ swoj¹ posiad³oœæ i ze wzglêdu na naukê dziecizamieszka³ w Kobryniu. W roku 1938 zmar³a matka Eugenii. Dzieci pozosta³ypod opiek¹ ojca. W 1939 roku najstarsza siostra by³a studentk¹ Wy¿szej Szko³yDziennikarskiej w Warszawie, Eugenia ukoñczy³a szko³ê œredni¹ w Kobryniu.Ojciec otrzyma³ kartê mobilizacyjn¹. Troje dzieci pozosta³o bez wsparcia rodzi-ców. Kobryñ we wrzeœniu zajê³y wojska radzieckie. W 1940 r. rozpoczê³y siêdeportacje Polaków na daleki Wschód. W pierwszej kolejnoœci wywo¿onorodziny wojskowych, policjantów, osadników wojskowych. Eugenia ratuj¹c siêprzed deportacj¹ postanowi³a dotrzeæ w rodzinne strony matki w woj. lubel-skim, zajêtym wtedy przez wojska niemieckie. Pieszo dotar³a do doszczêtniespalonej Brzozowicy, stamt¹d dojecha³a do stacji Ryków i pieszo dosz³a doosady £ysobyki nad rzek¹ Wieprz w pobli¿u £ukowa. Zamieszka³a w opuszco-nym budynku Urzêdu Pocztowego. Po pewnym czasie dotar³a do niej siostraHenryka z piêtnastoletnim, chorym na gruŸlicê bratem, który pomimo troskli-wej opieki wkrótce zmar³. Dziewczêta postanowi³y w porozumieniu z miejsco-wymi w³adzami uruchomiæ w £ysobykach Urz¹d Pocztowy. Henryka zosta³ajego kierowniczk¹, a m³odsza siostra pracownic¹. Urz¹d Pocztowy w £ysoby-kach pracowa³ nieprzerwanie od 1941 r. do lipca 1944 r. By³y to trudne lataokupacji.Ka¿dy bez wzglêdu na wiek, wykszta³cenie, przekonania politycznepodejmowa³ walkê z okupantem tak¹, jak¹ w tych warunkach móg³ prowadziæ.Coraz bardziej wzrasta³a akcja tzw. ma³ego i du¿ego sabota¿u. Rozpoczê³y j¹te¿ pracownice poczty w £ysobykach. W listach do w³adz niemieckich by³owiele donosów przeciw polskiej ludnoœci. Dzielne dziewczyny nie zwa¿aj¹c naniebezpieczeñstwo niszczy³y tak¹ korespondencjê, ostrzega³y zagro¿onych.Wstrzymywa³y te¿ wyp³aty pieniêdzy, przesy³anych przez w³adze okupacyjnedo podleg³ych im urzêdów w terenie, a gdy uzbiera³a siê ju¿ wy¿sza kwota,zawiadamia³y o tym miejscowe organizacje konspiracyjne, które przygotowy-wa³y fikcyjny napad, by uzyskane tak pieni¹dze przekazaæ na rzecz podziemia.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 93

Ju¿ 1 wrzeœnia 1941 r. obie siostry z³o¿y³y uroczyst¹ przysiêgê jako ¿o³nie-rze Wojskowej S³u¿by Kobiet Armii Krajowej. Eugenia otrzyma³a pseudonim„£¹tka”, by³a ³¹czniczk¹. Rozpoczê³a odpowiedzialn¹ i trudn¹ prace konspira-cyjn¹ nie tylko jako ³¹czniczka, ale tak¿e wspó³organizator i nauczyciel kom-pletów tajnego nauczania m³odzie¿y w zakresie szko³y podstawowej i œredniejw £ysobykach.

„My ni¿ej podpisani Mieczys³aw Radomski i Ludwik Protasiewicz niniej-szym stwierdzamy jako stali mieszkañcy osady £ysobyki, ¿e ob. Eugenia Roj-szyk dawniej Rakówna w czasie okupacji niemieckiej w latach 1940-1944 pro-wadzi³a lekcje tajnego nauczania m³odzie¿y w osadzie £ysobyki poœródm³odzie¿y miejscowej, okolicznych rolników i robotników w zakresie gimna-zjum. £ysobyki 24.08.1947. W³asnorêcznie podpisem zaœwiadczam – wójtGminy Kielman”. Jest to dokument wydany przez pierwszy powojenny Urz¹dGminy £ysobyki pow. £uków woj. lubelskie.

Lekcje tajnego nauczania odbywa³y siê na poczcie. Komplety liczy³y od3 do 6 uczniów, przychodz¹cych na zmianê. W razie nieprzewidzianej „wizyty”okupanta udawali interesantów. Dwa wyjœcia z budynku dawa³y mo¿liwoœæszybkiego opuszczenia pomieszczenia. Jeden uczeñ czuwa³ na zewn¹trz nadbezpieczeñstwem kompletu, pozornie bawi¹c siê, lecz i obserwuj¹c bacznie, codzieje siê wokó³. Wyk³adowcami przedmiotów „zakazanych”, jak polska litera-tura, historia, geografia byli tak¿e pracownicy naukowi szkó³ wy¿szych, którzyna wsi pod przybranymi nazwiskami szukali schronienia przed okupantem.Wiek s³uchaczy tej dziwnej „szko³y, jakiej nie by³o” by³ rozmaity – najm³odszys³uchacz mia³ lat 11, a najstarszy 24. Uczniowie z odleg³ych miejscowoœci czê-sto doje¿d¿ali konno. Pan s³ucha³ wyk³adów, a konik pas³ siê na ³¹ce. Bezcenn¹pomoc¹ naukow¹ by³a szkolna tablica, której w czasie pracy poczty dziewczêtau¿ywa³y do og³oszeñ urzêdowych, a póŸniej do pisania na lekcji. T¹ konspira-cyjn¹ szko³ê w £ysobykach ukoñczy³o 12 osób, a szko³ê œredni¹ 4 osoby. Ostat-nia lekcja odby³a siê 30 sierpnia 1944 r. M³odzie¿ tej niezwyk³ej tajnej szko³yredagowa³a gazetkê szkoln¹ „Echo £ysobyk”.

W okolicy osady £ysobyki w masywie leœnym stacjonowa³a polska party-zantka. Zdarza³o siê, ¿e m³odzi ch³opcy z lasu odwiedzali pocztê. Jednymz nich by³ Jerzy Rojszyk, urodzony w Sopoækiniach pow. Augustów. Jegoojciec Edward by³ prowizorem farmacji, a matka Maria (z domu Zawadzka)lekarzem stomatologii. W 1925 r. p. Rojszykowie zamieszkali we W³oc³awku.Ojciec Jerzego, znany dzia³acz spo³eczny, w 1939 roku natychmiast po wkro-czeniu tam Niemców zosta³ aresztowany przez Gestapo i zes³any do obozu kon-centracyjnego, sk¹d ju¿ nie powróci³. Jerzy, do wojny 1939 r. uczeñ gimnazjum

94 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

we W³oc³awku, walczy³ we wrzeœniu jako ochotnik w obronie Warszawy. Lataokupacji spêdzi³ w woj. lubelskim. Tam wst¹pi³ w szeregi armii podziemnejZWZ-AK. Z oddzia³em partyzanckim przywêdrowa³ w okolice leœnego masy-wu ko³o £ysobyk. Tak poznali siê z Eugeni¹. Wspólna dzia³alnoœæ konspiracyj-na zrodzi³a z pocz¹tku przyjaŸñ, a potem mi³oœæ, zwieñczon¹ œlubem w 1945roku. Oboje postanowili natychmiast po wojnie podj¹æ studia na AkademiiMedycznej w Gdañsku.

Jerzy dyplom lekarza otrzyma³ w grudniu 1951 roku, a Eugenia dyplomz wyró¿nieniem o rok póŸniej. Zgodnie z obowi¹zuj¹cym w tym czasie naka-zem pracy Jerzy Rojszyk po odbyciu praktyki lekarskiej w Stoczni Gdañskiejjako asystent laryngolog zosta³ zatrudniony w 1952 roku w Wojewódzkim Szpi-talu w S³upsku, gdzie pracowa³ do 1957r. W tym czasie uzyska³ specjalizacjêI i II stopnia lekarza laryngologa i II stopnia lekarza ochrony zdrowia.

Eugenia Rojszyk podjê³a w 1952 r pracê w tym samym szpitalu jako lekarzchorób wewnêtrznych i medycyny pracy.

W 1958 r. pañstwo Eugenia i Jerzy Rojszykowie zostali przeniesienis³u¿bowo do Szpitala Powiatowego w Bia³ogardzie, gdzie dr Jerzy Rojszykobejmuje stanowisko dyrektora i ordynatora Oddzia³u Laryngologicznego, któ-rego by³ organizatorem. Dr Eugenia Rojszyk otrzymuje tam stanowisko ordyna-tora Oddzia³u Chorób Wewnêtrznych. W trakcie swej pracy aktywnie uczestni-czy w wielu kursach szkoleniowych, organizowanych przez Warszawskie Klini-ki. W 1966 roku pañstwo Rojszykowie przenosz¹ siê do Ko³obrzegu. Dr JerzyRojszyk zostaje mianowany dyrektorem Kolejowego Sanatorium w Ko³obrze-gu, przekszta³conego póŸniej na Kolejowy Szpital Uzdrowiskowy. Pracowa³tam a¿ do przejœcia na emeryturê w 1989 roku.

Dr Eugenia Rojszyk w 1966 r. zostaje ordynatorem, a nastêpnie dyrektoremSzpitala Uzdrowiskowego „Mewa” w Ko³obrzegu, gdzie pracuje do przejœciana emeryturê w 1977 r.

W 1974 r. dr Eugenia Rojszyk otrzyma³a tytu³ naukowy doktora naukmedycznych.

W okresie pracy zawodowej dr E. Rojszyk publikuje wiele prac naukowychz dziedziny diabetologii. Bierze czynny udzia³ w szkoleniach zawodowychlekarzy w Szwecji, w republikach ZSRR, na Wêgrzech, w USA, gdzie propagu-je w³asny dorobek lekarski i zalety leczenia uzdrowiskowego w kraju. Jej cennepublikacje naukowe zamieszcza³y wówczas czasopisma i periodyki krajoweoraz zagraniczne. Nawi¹za³a te¿ wspó³pracê z Instytutem Diabetologiiw Reichswaldzie w NRD, tworz¹c na bazie sanatorium „Mewa” w Ko³obrzeguCukrzycowy Oœrodek Naukowo-Badawczy w ramach dzia³alnoœci takiego¿

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 95

Oœrodka zorganizowanego przez prof. Artura Czy¿yka w Warszawie. Uczestni-czy³a równie¿ aktywnie w sympozjach i spotkaniach naukowych. W okresiepracy zawodowej w latach 1958-1977 wyszkoli³a 19 lekarzy specjalistów I i IIstopnia w zakresie chorób wewnêtrznych.

Dr Eugenia, ju¿ bêd¹c na emeryturze, zorganizowa³a w Ko³obrzegu Porad-niê Lekarsk¹ dla kombatantów i ich rodzin, a przy niej aptekê leków z darówzagranicznych. Prowadzi³a j¹ spo³ecznie przez 10 lat. Po przejêciu Poradniprzez Wydzia³ Zdrowia w Ko³obrzegu, podobny punkt pomocy spo³ecznej pro-wadzi³a w Domu Kombatanta we W³oœciborzu. Niezmierne cenne by³ospo³eczne wspó³dzia³anie dr E. Rojszyk w organizacji Klubu b. NauczycieliTajnego Nauczania – TON w Koszalinie w 1977 r. (pierwszego Klubu w krajupo zakoñczeniu dzia³añ wojennych w 1945 r.) a nastêpnie w 1982 r. KrajowegoKonwentu b. Nauczycieli Tajnej Oœwiaty z siedzib¹ w Koszalinie. Dr E. Roj-szyk by³a przez okres trzech kadencji radn¹ Miejskiej Rady Narodowejw Ko³obrzegu. Znana by³a te¿ jej aktywna dzia³alnoœæ w Zarz¹dzie Miejskimw Ko³obrzegu i Zarz¹dzie Wojewódzkim Ligi Kobiet w Koszalinie. Udziela³abezp³atnych porad kardiologicznych, wyg³asza³a prelekcje z zakresu lecznic-twa. Dr Eugenia, to osoba o niezwyk³ej osobowoœci, pe³na serdecznoœci i goto-wa spieszyæ z pomoc¹ szczególnie osobom w podesz³ym wieku, m³odzie¿yi dzieciom.

Dr. E. i J. Rojszykowie to tak¿e wspó³organizatorzy, aktywni cz³onkowie„Chóru Kombatant” w Ko³obrzegu, którego przez wiele lat spo³ecznym dyry-gentem by³a Walentyna Wielgo³aska sanitariuszka I-szej Armii Wojska Polskie-go. Pañstwo Rojszykowie jako dzia³acze Towarzystwa Wiedzy Powszechnejwyg³osili wiele ciekawych odczytów z zakresu nowoczesnej medycyny i porad-nictwa medycznego nie tylko w Ko³obrzegu, ale tak¿e w œrodowisku wiejskim.Oboje wspó³pracowali te¿ z Towarzystwem Niewidomych, uczestnicz¹c czyn-nie w spotkaniach organizowanych przez Powiatow¹ i Miejsk¹ BibliotekêPubliczn¹ w Ko³obrzegu.

W swym niestrudzonym dzia³aniu zawodowym i spo³ecznym oboje zawszecieszyli siê jego pozytywnymi wynikami, zyskuj¹c uznanie i wdziêcznoœæ oto-czenia. Nawet najbardziej czynne i pracowite ¿ycie kiedyœ dobiega kresu,30 listopada 1999 r. zmar³ dr Jerzy Rojszyk. Spocz¹³ w mieœcie swojej m³odoœci.

Niespo¿yta w dzia³aniu pomimo wci¹¿ pogarszaj¹cego siê stanu zdrowiadr Eugenia Rojszyk swój serdeczny ból koi³a nadal w ci¹g³ej, nieustannej pracyspo³ecznej. Zmar³a w 2008 r.

96 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Za wieloletni¹ dzia³alnoœæ zawodow¹ i spo³eczn¹ pañstwo Eugenia i JerzyRojszykowie otrzymali bardzo wiele podziêkowañ, listów gratulacyjnych,dyplomów od w³adz pañstwowych, resortowych, regionalnych, stowarzyszeñnaukowych, spo³ecznych organizacji, w tym: Srebrny i Z³oty Krzy¿ Zas³ugi,Krzy¿ Kawalerski O.RZ., Odznakê Grunwaldu, Krzy¿ Partyzancki – dr J. Roj-szyk, Medal Komisji Edukacji Narodowej – dr E. Rojszyk za tajne nauczaniew okresie okupacji. Za dzia³alnoœæ w upowszechnianiu kultury polskiej obojeotrzymali odznakê honorow¹ „Zas³u¿ony Dzia³acz Kultury”. Dr Jerzy to„Zas³u¿ony Lekarz Polski Ludowej”. Nazwiska ich zosta³y wpisane do KsiêgiPami¹tkowej Miasta Ko³obrzegu, a dr Eugenii Rojszyk do Ksiêgi Pami¹tkowejWojewództwa Koszaliñskiego.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 97

Janina Skalska

TU PRZE¯Y£AM ¯YCIE...

Moi rodzice pochodzili z Gniezna. Zostaliœmy stamt¹d wysiedleni przezNiemców w czasie wojny i znaleŸliœmy siê w Rzeszowie, gdzie mieszkaliœmyod lutego 1940 roku i gdzie zasta³o nas wyzwolenie spod niemieckiej okupacji.

Wytêskniony powrót do Gniezna sta³ siê mo¿liwy dopiero w kwietniu 1945 r.Okaza³o siê niestety, ¿e wracaæ nie mieliœmy do czego: mieszkanie zdemolowa-ne, brudne, meble rozkradzione – nie by³o nawet gdzie po³o¿yæ chorej matki.

Tote¿ gdy og³oszono nabór do pracy na Ziemiach Odzyskanych – konkret-nie do Koszalina, zg³osi³am siê z dwiema kole¿ankami. Mia³am wówczas19 lat, zdrowe rêce, nogi i zapa³ do pracy. Wyjecha³yœmy z transportem3 czerwca 1945r.

Osadnicy z Gniezna jechali z tym pierwszym transportem z wyraŸnie okre-œlonymi zadaniami: zorganizowaæ Zarz¹d Miejski, uporz¹dkowaæ miasto, przy-gotowaæ pierwsze mieszkania dla nap³ywaj¹cych nastêpnych osadników, zorga-nizowaæ sieæ handlowo – us³ugow¹, a tak¿e przyst¹piæ do odbudowy ca³ejgospodarki. Miasto by³o bardzo zniszczone i trudnoœci w tym pierwszym okre-sie by³y olbrzymie.

Jak to wygl¹da³o w rzeczywistoœci œwiadczy choæby fakt, ¿e sama podró¿z Gniezna do Koszalina trwa³a a¿ dwa dni. Nie tylko ze wzglêdu na zniszczonelinie kolejowe, ale i dlatego, ¿e jechaliœmy okrê¿nymi drogami i ¿e pierwszeñ-stwo mia³y wtedy transporty wojskowe, a nasz poci¹g by³ odstawiany na bocz-ne tory.

Do Koszalina dotarliœmy 6 czerwca 1945 r. Na dworcu oczekiwali nasprzedstawiciele w³adz miasta. Z bia³o-czerwon¹ flag¹ i transparentami przema-szerowaliœmy ca³¹ grup¹ do obecnej szko³y nr 2 przy ul. Krzywoustego. Tamzaproszono nas na gor¹cy posi³ek i powiedziano, gdzie mamy zg³osiæ siê naza-jutrz. Nocleg zaproponowano nam tego dnia w szkole. Ale okaza³o siê, ¿e jednaz dziewcz¹t ma list z rekomendacj¹ do komendanta Stra¿y Po¿arnej, któryzabra³ nas do budynku Stra¿y przy ul. Kazimierza. By³o to bardzo roztropneposuniêcie – czu³yœmy siê tam rzeczywiœcie bezpieczne.

Nastêpnego dnia zg³osi³am siê do Urzêdu Pe³nomocnika Rz¹du (tak wtedynazywa³a siê ta instytucja), gdzie wraz z kole¿ankami zosta³am zaanga¿owana

98 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

na stanowisko kancelistki – maszynistki. Praca, któr¹ oficjalnie podjê³amz dniem 6 czerwca, trwa³a od rana do wieczora z krótk¹ przerw¹ obiadow¹.P³aca by³a wiêcej ni¿ skromna, ale nie o ni¹ wtedy chodzi³o. Raz w miesi¹cuotrzymywa³yœmy przydzia³ 1 litra spirytusu, co w stosunku do nas, m³odychdziewcz¹t by³oby œmieszne, gdyby nie to, ¿e stanowi³ on wówczas swegorodzaju walutê wymienn¹ i my go po prostu sprzedawa³yœmy, bo by³ w cenie.

W Urzêdzie funkcjonowa³a ju¿ sto³ówka, w której mia³yœmy zapewnione3 posi³ki dziennie. Na œniadanie dostawa³yœmy np. kawê zbo¿ow¹, s³odk¹,z mlekiem i chleb, wprawdzie suchy, ale bez ograniczeñ, na obiad kartoflankê,krupnik lub grochówkê, na kolacjê znów chleb, zdarza³o siê nawet – smarowa-ny. Wszystko to bardzo nam smakowa³o.

Sam Koszalin zrobi³ na nas smutne wra¿enie. Dworzec, jak wspomnia³am,by³ zniszczony, ulica Zwyciêstwa w gruzach, rynek – same ruiny – tak by³o a¿do Urzêdu Wojewódzkiego, który ocala³ z wojennych zniszczeñ i wygl¹da³, jakdziœ. Naprzeciw okaza³ych gmachów Urzêdu sta³ parterowy dom z ogrodem.Do tego ogrodu w przerwie obiadowej chodzi³yœmy na porzeczki i agrest.Domu i ogrodu ju¿ nie ma, biegnie tamtêdy ci¹g spacerowy.

W tamtym czasie wszystkie wiêksze budynki urzêdów i szkó³ wraz z gma-chem obecnego S¹du by³y zajête przez szpitale wojenne. Po ulicach chodzilil¿ej ranni rekonwalescenci w pi¿amach, kobiety w nocnych koszulach, cowygl¹da³o równie œmiesznie, jak to, ¿e mê¿czyŸni nie krêpowali siê paradowaærównie¿ w wi¹zanych na troczki przy nogawkach p³óciennych kalesonach.Widok rannych o kulach, z rêk¹ na temblaku czy z zabanda¿owan¹ g³ow¹, choædla nas m³odych dziewcz¹t przera¿aj¹cy, by³ wtedy codziennoœci¹. A poniewa¿¿o³nierze radzieccy, których by³o tu pe³no, uwa¿ali siê w tych pierwszychpowojennych dniach za frontowców, którym wolno wszystko, ¿ycie nasze nietoczy³o siê niestety w bezpiecznych warunkach. Na szczêœcie opiekowali siênami stra¿acy – i chwa³a im za to.

W Urzêdzie wydano nam wystawione w jêzyku polskim i rosyjskim legity-macje pracownicze, stwierdzaj¹ce, ¿e jesteœmy przedstawicielkami polskiejadministracji, co te¿ u³atwia³o nam bezpieczne poruszanie siê po mieœcie.

W po³owie lipca 1945r. przyjecha³ do Koszalina mój ojciec. Wtedyzamieszkaliœmy wszyscy – równie¿ moje kole¿anki – w mieszkaniu przy placuKiliñskiego. Tam w³aœnie pewnej nocy zaczêli dobijaæ siê pijani ¿o³nierzeradzieccy. Ojciec zamkn¹³ nas wszystkie w jednym pokoju, a sam zdo³a³ prze-konaæ ¿o³nierzy, ¿e zajmuj¹cy wczeœniej ten dom Niemcy ju¿ wyjechali zaOdrê, a on sam, jako urzêdnik starostwa, zabezpiecza obiekt przed dewastacj¹.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 99

Poniewa¿ dysponowa³ odpowiednim dokumentem, wszystko skoñczy³o siê dlanas pomyœlnie, ale takie incydenty by³y wówczas na porz¹dku dziennym.

Nie sposób te¿ nie wspomnieæ naszej pierwszej wyprawy nad morze doMielna. By³o to gdzieœ pod koniec sierpnia lub z pocz¹tkiem wrzeœnia 1945 r.Nasza chêæ zobaczenia morza by³a tak silna, ¿e nie zwa¿aliœmy na niebezpie-czeñstwa. Koledzy pracuj¹cy w kolumnie sanitarnej dysponowali wozem...konnym z maszyn¹ do dezynfekcji. Pod pozorem koniecznoœci przeprowadze-nia takiej dezynfekcji w Mœcicach zorganizowali nam wyjazd do Mielna.Dwóch kolegów, cztery dziewczyny, woŸnica – Niemiec – decyzja zapad³a:jedziemy!

Morze zrobi³o na nas niesamowite wra¿enie – by³ sztorm, fale bi³y o falo-chrony, a nasz woŸnica wskoczy³ do wody i p³ywa³. Ba³yœmy siê, by siê nieutopi³, bo nie mia³yby kto nas odwieŸæ do Koszalina, ale to by³ widaæ wilk mor-ski, bo wyk¹pa³ siê, wytar³ i powiedzia³, ¿e musimy siê œpieszyæ z drog¹powrotn¹, by zd¹¿yæ jeszcze za dnia. Mia³ racjê, bo rzeczywiœcie natknêliœmysiê na grupê ¿o³nierzy radzieckich, którzy zagadywali nas, ale ch³opcy nasizrêcznie uniknêli konfliktu.

Nastêpny wyjazd nad morze w roku 1946 to by³ ju¿ pe³en komfort: samo-chód ciê¿arowy z demobilu z pouk³adanymi do siedzenia deskami – po prostuluksus! By³o wtedy du¿o œmiechu, humoru, radoœci – co to znaczy m³odoœæ!

W latach 1947-48 tory do Mielna naprawiono i kursowa³ poci¹g, wpraw-dzie towarowy, ale i nim jazda wydawa³a siê nam wspania³a, zw³aszcza, gdyuda³o siê usi¹œæ przy otwartych drzwiach z nogami – o zgrozo! – na zewn¹trz...

Muszê tu wspomnieæ jeszcze jedno prze¿ycie, które pokazuje, jakie to by³yte nasze pierwsze pionierskie lata.

Otó¿ znajomy mojego ojca, a jednoczeœnie jego wspó³pracownik, który samdzieci nie mia³, lecz oboje z ¿on¹ bardzo lubili m³odzie¿ – zaprosi³ nas kiedyœdo siebie na tzw. „prywatkê”. Bawiliœmy siê œwietnie – by³y gry, tañce i zaba-wy. Kiedy nadesz³a pó³noc, spokojnie wróciliœmy do domu.

Na drugi dzieñ rano dotar³a do nas dziwna wiadomoœæ: nasz wczorajszygospodarz, in¿ynier Cepuszy³ow, nie ¿yje! Pytamy, co siê sta³o? Okaza³o siê, ¿epo naszym wyjœciu ktoœ zapuka³ do drzwi. Pani Cepuszy³ow otworzy³a. Domieszkania wtargnê³o kilku uzbrojonych mê¿czyzn, sterroryzowali pani¹ domu,a jej mê¿a zastrzelili w ³ó¿ku, do którego ju¿ zd¹¿y³ siê po³o¿yæ. Dochodzeniew tej sprawie ci¹gnê³o siê d³ugo, nie pamiêtam nawet jak siê zakoñczy³o, wiemtylko, ¿e zabójcy zostawili kartkê: „za nasze porachunki – major £upaszko”.

Tak by³o tu „bezpiecznie” w pierwszych latach po wojnie.

100 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Wiêkszy nap³yw ludnoœci do Koszalina nast¹pi³ na prze³omie lat 1945-46.Wtedy miasto zaczê³o siê rozwijaæ. Otwierano sklepy, ruszy³o szkolnictwo.Pierwszym jego organizatorem by³ Klaudiusz Górski, a tak¿e Edward Pieku-towski – obaj przedwojenni nauczyciele z Gniezna. Pierwsza szko³a podstawo-wa znajdowa³a siê w budynku póŸniejszego przedszkola przy ul. Podgórnej.Pierwsze gimnazjum - w prywatnym domu przy ul. Traugutta. Budynki szkolneby³y wtedy zajête na wojenne szpitale.

Ale ¿ycie powoli normalizowa³o siê. Szpitale likwidowano, wojsko opusz-cza³o budynki, Armia Czerwona wraca³a do domu. Najd³u¿ej utrzymywa³ siêszpital wojenny w budynku S¹du przy ul. Waryñskiego (oraz budynku obecne-go liceum im. Dubois – dop. red.).

Od 3 grudnia 1945 r., pracowa³am w Prokuraturze S¹du Okrêgowego, któramieœci³a siê przy ulicy Matejki. Myœla³am , ¿e bêdê mia³a mniej pracy, ¿e zajmêsiê nauk¹, a tu okaza³o siê, ¿e godzin pracy by³o jeszcze wiêcej. A w niedzielê,¿ebyœmy siê nie nudzi³y, chodzi³yœmy wszystkie na odgruzowanie miasta. By³oco robiæ, bo Koszalin by³ w ruinie.

S¹d, jak wiêkszoœæ urzêdów, by³ obsadzony przez przybyszy z Gniezna.Pierwszy prezes nazywa³ siê Cukierski. W Prokuraturze przewa¿ali ludziez Lublina – moim bezpoœrednim szefem i pierwszym prokuratorem by³p. Kubicki.

W mieœcie dzia³o siê bardzo du¿o. Oddany zosta³ do u¿ytku koœció³ (obec-na Katedra), obsadzony przez Ojców Franciszkanów z klasztoru w GnieŸnie.Uruchomiona to elektrownia, to Gazownia, to Urz¹d Pocztowy, to Urz¹d Likwi-dacyjny i tak dalej. Oddanie ka¿dej jednostki by³o sukcesem i cieszy³o nas bar-dzo.

Pod koniec 1946 roku zlikwidowano szpital wojenny, mieszcz¹cy siêw gmachu S¹du przy ul. Waryñskiego. Po wielkim sprz¹taniu, a wczeœniejremoncie, budynek zosta³ oddany do dyspozycji Prokuratury i Starostwa.

Naturalnie ca³e sprz¹tanie, przenoszenie nie tylko akt, lecz i mebli odby-wa³o siê we w³asnym zakresie, si³ami samych pracowników. Robiliœmy to chêt-nie, bez ¿adnych grymasów, bo wiedzieliœmy, ¿e pracujemy dla siebie. Entu-zjazm pracy by³ w tamtych latach ogromny.

W 1947 r. „na ostatki” – w lutym lub marcu – urz¹dziliœmy w S¹dzie, w ...sali rozpraw na III piêtrze, zabawê tameczn¹. Gra³a nam orkiestra wojskowa,zabawa by³a piêkna, dla mnie szczególnie, bo pozna³am na niej megoprzysz³ego mê¿a, z którym przetañczy³am ca³¹ noc.

I tak w Koszalinie, w którym nie mia³am wcale zamiaru pozostaæ na sta³e,w 1948 roku wysz³am za m¹¿, w 1949 urodzi³am pierwsze dziecko – syna,

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 101

w 1950 – córkê, a potem na 3 lata wycofa³am siê z pracy zawodowej, bywychowaæ dzieci. Przy moim zupe³nym braku doœwiadczenia w tej mierzei trudnych warunkach egzystencji w tym czasie w Koszalinie nie by³o to wcalezadanie proste. Do dzia³alnoœci zawodowej wróci³am w 1953 r. 10 lat przepra-cowa³am jako ksiêgowa w Koszaliñskim Zarz¹dzie Aptek, gdzie zaanga-¿owa³am siê te¿ spo³ecznie w Zwi¹zku Zawodowym Pracowników S³u¿byZdrowia. W 1964 roku podjê³am pracê w Wojewódzkiej i Miejskiej BibliotecePublicznej, tak¿e jako ksiêgowa. Stamt¹d w 1986 r. odesz³am na emeryturê, alepracowa³am jeszcze do 1990r. na pól etatu w charakterze g³ównej ksiêgoweji nastêpnie kierownika dzia³u organizacyjnego.

Dziœ Koszalin, to moje miasto. Tu prze¿y³am moje lata m³odoœci, latawieku œredniego, a teraz dojrza³ego. Tu zawar³am zwi¹zek ma³¿eñski. Tu uro-dzi³y siê moje dzieci. Tu moje dzieci rozpoczê³y naukê i st¹d wyje¿d¿a³y na stu-dia – syn do Dêblina, córka do Poznania. Tu obchodzi³am 50-lecie ma³¿eñstwaw r. 1998. Tu pochowa³am mojego mê¿a i tu od 6 czerwca 1945 roku prze¿y³am61 lat...

102 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Kazimiera Sobolewska

MOJE DZIECI

W 1929 r. ukoñczy³am Seminarium Nauczycielskie w Lublinie. Praco-wa³am w wiejskich szko³ach podstawowych w powiecie Bia³a Podlaska.W okresie okupacji w latach 1940-44 prowadzi³am tajne nauczanie w zakresiepe³nej szko³y podstawowej. Po zakoñczeniu II Wojny œwiatowej nadal uczy³amw Terespolu, a od 1954 w Koszalinie, jako kierowniczka Szko³y nr 3.

Moje wspomnienia o tajnym nauczaniu zatytu³owane „Moje dzieci” by³yzamieszczone w I tomie publikacji pt. „Szko³y, których nie by³o” wydanychprzez KTSK w Koszalinie w 1987 r.

W swojej szkole zorganizowa³am ze starsz¹ m³odzie¿¹ dwa kompletyw zakresie szko³y podstawowej. Dzia³a³am w ruchu oporu w BatalionachCh³opskich. Tajn¹ naukê zakazanych przez Niemców przedmiotów tj. polskiejliteratury, historii, geografii zaczynaliœmy bezpoœrednio po zakoñczeniu oficjal-nych zajêæ w szkole. Pomimo ostrych zarz¹dzeñ w³adz niemieckich, pole-caj¹cych zniszczenie polskich ksi¹¿ek i podrêczników, przechowywa³am jew schowkach i czêsto czyta³am m³odszym dzieciom „zakazan¹” lekturê, a star-szym wypo¿ycza³am te ksi¹¿ki do domu.

Tego pamiêtnego dnia czyta³am m³odszym dzieciom urywki z opowiadañEwy Szelgurg-Zarembiny. S³ucha³y uwa¿nie.

... Januszek, syn stolarza, dziewiêcioletni ruchliwy jasnow³osy ch³opakpomimo, ¿e starsi ³okciami niemal wypychali go z klasy z uwagi na „tajn¹ lek-cjê”, wci¹¿ siê oci¹ga³ z wyjœciem, czekaj¹c na mój powrót do klasy. Gdywróci³am szeptem poprosi³ o wypo¿yczenie tej ksi¹¿ki, któr¹ czyta³am...

Odmówi³am ze wzglêdu na ewentualne niebezpieczeñstwo dla niego i jegorodziców. Rozp³aka³ siê, prosi³ i w koñcu wypo¿yczy³am mu nie ksi¹¿kê, lecz„P³omyczek”. Szczêœliwy, w podskokach poszed³ do domu. Zajê³am siê tajnymkompletem. Po chwili do klasy wpad³ uczeñ, wo³aj¹c „ob³awa, na Krzy¿ów-kach pe³no Niemców”, a w³aœnie w tê stronê poszed³ Januszek. Kaza³am dzie-ciom w pojedynkê szybko tylnym wyjœciem opuœciæ szko³ê. Pe³na niepokojuoczekiwa³am wieœci ca³y wieczór. Nazajutrz rano na szczêœcie wszyscy ucznio-wie przyszli do szko³y. Januszek opowiedzia³, co siê wydarzy³o, gdy poprzed-niego dnia wraca³ do domu.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 103

Grupê wracaj¹cych ze szko³y uczniów zatrzyma³ patrol niemiecki. Oficernajwy¿szemu ch³opcu poleci³ wysypaæ na ziemiê zawartoœæ torby. W tymmomencie do oficera podszed³ Januszek, grzecznie siê uk³oni³, mówi¹c: „Pro-szê popatrzeæ na mój zeszyt. Z rachunków dosta³em pi¹tkê, a do domu Panizada³a nauczenie siê tego wierszyka”. Otworzy³ pisemko „Ster”, zalecane przezNiemców dla szkó³. „Muszê nauczyæ siê tego wiersza, zanim s³onko zajdzie, bonie mamy w domy ani nafty, ani karbitu”. Oficer przyjaŸnie poklepa³ Januszka ikaza³ ch³opcom iœæ do domu. „Pani wie, dlaczego tak zagadywa³em tego Niem-ca i teraz ju¿ pani po¿yczy mi ksi¹¿eczkê, o któr¹ poprosi³em wczeœniej”.

ZUZIA skoñczy³a siedem klas szko³y podstawowej, kiedy wybuch³a wojna.W 1940 r. Przysz³a do mnie z proœb¹, a¿ebym pomog³a jej w nauce, bo marzyo zawodzie nauczycielki. By³a córk¹ wdowy, z trudem zarabiaj¹cej na utrzyma-nie dwojga dzieci. Syn tej wdowy w 1939 r. ukoñczy³ gimnazjum i pracowa³w miejscowej gminie jako pisarz. W 1941 r. zosta³ aresztowany przez Gestapo.Zuzia jako piêtnastoletnia dziewczyna opiekowa³a siê matk¹ i zanosi³a bratupaczki do wiêzienia. Przychodzi³a regularnie na lekcje „tajnej szko³y”. By³a³adn¹, m¹dr¹ i zdoln¹ dziewczyn¹. W grudniu 1941 r. zanios³a bratu paczkê dowiêzienia, ale jej nie przyjêto. B³aga³a, prosi³a. Rozz³oszczony gestapowiecchwyci³ dziewczynkê za warkocze i brutalnie rzuci³ o œcianê. Osunê³a siê poschodach i z trudem wróci³a do domu. Jeszcze parê razy przysz³a na lekcje.Mêczy³ j¹ kaszel i krwawe wymioty. Lekarz stwierdzi³ pêkniêcie w¹troby i inneciê¿kie obra¿enia wewnêtrzne. Umar³a w kwietniu 1942 r.

EDEK nie doczeka³ siê wolnej Polski. Marzy³ o s³u¿bie w marynarce. Mia³ latszesnaœcie. By³ synem kolejarza. Poszed³ do lasu – do partyzantki. Niemcyz³apali go w czasie ob³awy. D³ugo torturowali. Nie zdradzi³ nikogo. Martwegowyrzucili pod p³ot wiêzienia. Mia³ po³amane nogi i ¿ebra.

STASIEK marzy³ o lotnictwie. Klei³ piêkne modele. We wrzeœniu 1939r., kiedyNiemcy zajêli szko³ê, swoje modele zgromadzi³ w szopie, gdzie urz¹dzi³ pra-cowniê modelarsk¹. Wiosn¹ 1941r. linia okopów przebiega³a przez polanale¿¹ce do ojca Staœka. Przypadkowo jeden z oficerów zajrza³ do szopyi odkry³ samoloty Staœka. Chcia³ koniecznie poznaæ „konstruktora”. Stasiekukry³ siê w pobliskich krzakach i stamt¹d prawdopodobnie przez Bugprzep³yn¹³ na drug¹ stronê rzeki. Nieznane mi s¹ jego dalsze losy.

PAWE£ – syn rolnika razem z Tadzikiem, Heñkiem, Jankiem, Marysi¹ i Milci¹ukoñczyli na tajnych kompletach klasê siódm¹. Pawe³ nie by³ wybitnie zdolny.J¹ka³ siê. Chcia³ byæ rolnikiem. W maju 1944r., kiedy z wiosn¹ zbli¿a³a siê wol-

104 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

noœæ, a ziemia pali³a siê pod nogami zaborców, postanowi³am uroczyœciezakoñczyæ nasz¹ konspiracyjna naukê. Zaprosi³am dzieci i rodziców. Powie-dzia³am, czego nauczyli siê, zachêca³am do podjêcia dalszej nauki w szko³achœrednich. Kiedy uroczystoœæ zbli¿a³a siê do koñca, Pawe³ wsta³, wyszed³ na œro-dek klasy i zacz¹³ mówiæ – powoli, donoœnie, bez ¿adnego zaj¹knienia. Dziêko-wa³ za naukê w pe³nej niebezpieczeñstwa, zakazanej przez okupanta tajnejszkole. W imieniu swoim i wszystkich uczniów z tajnych kompletów przyrze-ka³, ¿e zawsze bêd¹ starali siê byæ dobrymi Polakami. Jak¿e wiele czasu musia³poœwiêciæ, a¿eby wypowiedzieæ to swoje piêkne podziêkowanie bez ¿adnegoj¹kania.

Od tamtej wiosny minê³o wiele lat. Pawe³ jest rolnikiem jak planowa³.Tadzik i Janek pracuj¹ w pañstwowej administracji. Milcia, Janka i dwie Mary-sie ukoñczy³y studia pedagogiczne i s¹ nauczycielkami. Heniek ukoñczy³Wydzia³ Filologii Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Wszyscy za³o¿yliw³asne domowe ogniska. Maj¹ dzieci, które rosn¹ beztroskie i weso³e.

... Tylko mogi³y Zuzi i Edka na cmentarzu nad Bugiem s¹ ciche, a tragicznenapisy na krzy¿ach przypominaj¹ wszystkim przechodniom o brutalnychrêkach, które zniszczy³y ledwie rozwijaj¹ce siê m³ode ¿ycie...

W³adze naszego pañstwa ustanowi³y dzieñ 14 paŸdziernika Dniem Nauczy-ciela. Nie zapomnijmy o tych, którzy z nara¿eniem ¿ycia uczyli w tych jak¿etrudnych „Szko³ach, jakich nie by³o” i o tej wielotysiêcznej rzeszy s³uchaczywszystkich typów szkó³, którzy uczyli siê na konspiracyjnych kompletach,przygotowuj¹c siê do pracy w wolnej, niepodleg³ej Polsce.

Ze zbioru wspomnieñ zg³oszonych na konkurs pt. „To ju¿ minê³o tyle lat, jak skoñczy³a siêwojna”. Organizatorzy konkursu: Z. G³ówny KTSK, Klub b. Nauczycieli Tajnego Nauczania,Klub Towarzystwa Pamiêtnikarskiego w Koszalinie – 1987 r.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 105

Maria Hudymowa

FRONTOWA PRZYGODAWspomnienie Antoniego Soleckiego

W³adze radzieckie w marcu 1944 r. og³osi³y pobór Polaków od 18 do 20roku ¿ycia do organizuj¹cej siê na dalekim wschodzie Polskiej Armii. Bliscy¿egnali synów, mê¿ów, braci, ukochanych. W Zbara¿u – kresowym mieœcieby³ej Rzeczypospolitej ¿egna³a matka swojego Antosia, który we wrzeœniu1939 roku mia³ 15 lat, a dorasta³ w okresie okupacji. Z rówieœnikami kolporto-wa³ prasê podziemn¹ Armii Krajowej, a gdy nasili³y siê masowe morderstwapolskiej ludnoœci przez ukraiñskich nacjonalistów, znalaz³ siê w szeregachsamoobrony.

¯egna³a matka swojego syna. Na czole skreœli³a znak krzy¿a, b³ogos³awi³ai daj¹c mu obrazek Najœwiêtszej Panienki mówi³a: „synu z tym obrazkiem nierozstawaj siê nigdy. Noœ go na sercu. On uchroni ciê od wrogiej kuli. On spra-wi, ¿e do nas wrócisz”.

Dotar³ Antoœ z towarzyszami ¿o³nierskiej doli pieszo do ¯ytomierza,a stamt¹d ju¿ „szalonami” do Sum – miejsca formuj¹cej siê Armii Polskiej gen.Berlinga. Otrzyma³ przydzia³ do II p.p. I batalionu, III korpusu. Dosta³ drelicho-wy mundur, czapkê z polskim, piastowskim orze³kiem, wyposa¿enie ¿o³nier-skie, broñ i po piêciomiesiêcznym przeszkoleniu ruszy³ w drogê do Ojczyzny.

Przekroczyli polsk¹ granicê, dotarli do Lublina. Byli zmêczeni, ale szlidumni, uœmiechniêci i szczêœliwi ulicami miasta. Powitanie przez ludnoœæ by³ospontaniczne. Witano ich radoœnie, podawano kwiaty. Do Antosia podbieg³ama³a, mo¿e 6-7 letnia dziewczynka z wi¹zank¹ kwiatów. Wzi¹³ ma³¹ na rêce,a ona uœcisnê³a go serdecznie mówi¹c:

„Proszê pana, niech pan odszuka mojego tatusia”, a podaj¹c papieroœnicêdoda³a: „Proszê j¹ przyj¹æ. Jest w niej fotografia mojego tatusia”. Przyj¹³ Antoœten dar od dziecka. W³o¿y³ do niej ofiarowany od matki talizman – obrazekMatki Boskiej Czêstochowskiej. Na pierwszym postoju przyjrza³ siê zdjêciuw papieroœnicy. By³a na nim postaæ kobiety, a obok mê¿czyzna w oficerskimmundurze i ma³a dziewczynka. Umieœci³ te skarby w kieszonce munduru.

Po forsownym marszu z Lublina doszli na Pragê. Stanêli na lewym brzeguWis³y. Przed nimi, za Wis³¹ by³a walcz¹ca Warszawa. Huk dzia³, warkot samo-lotów, wal¹ce siê gruzy, p³omienie ognia, gin¹ca ludnoœæ i walcz¹cy bohatersko

106 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

powstañcy. Dopiero 17 stycznia ruszyli na pomoc krwawi¹cej stolicy. Przy for-sowaniu Wis³y rozrywaj¹cy siê pocisk uderzy³ w pierœ Antosia. Ocala³o sercei tylko mocno ugiê³o siê wieko papieroœnicy. Uratowa³a mu ¿ycie.

Z Warszawy doszli do Bydgoszczy, a stamt¹d ruszyli na Wa³ Pomorski.By³y to niemieckie umocnienia, ukryte wœród gêstych krzewów, urwisk skal-nych i drzew. Bunkry o œcianach gruboœci 4 m, z doprowadzon¹ wod¹, œwiat³emelektrycznym i systemami wentylacji. Zaopatrzone w ¿ywnoœæ i ró¿norodn¹broñ. Za³oga ka¿dego bunkra liczy³a oko³o 80 ¿o³nierzy. Dodatkowo na drze-wach wokó³ umocnieñ mieli swoje stanowiska snajperzy. Teren do prowadzeniawalki by³ bardzo trudny – zalesiony w promieniu 420 km, gdzieniegdzie roz-leg³e jeziora i bagniste ³¹ki.

W marszu zdobyli Z³otów, Jastrowie, Podgaje, Miros³awiec. Pod Miro-s³awcem uleg³ kontuzji nasz Antoœ. I znów papieroœnica uratowa³a mu ¿ycie.Pocisk zgniót³ metalowe pude³ko. Po bohaterskiej walce o Miros³awiec zdobytoCzaplinek. ¯niwo œmierci by³o bardzo du¿e – okrutne. Po wielu dniach morder-czej walki prze³amano Wa³ Pomorski. Niemcy cofali siê w pop³ochu, licz¹c naostatnie ju¿ niemal umocnienia na Odrze. Zmêczony polski ¿o³nierz pomimowielu strat szed³ dalej ku Odrze – drog¹ wiod¹c¹ do Berlina.

T¹ drog¹ œmierci szed³ i nasz Antoœ, a na piersi w kieszonce niós³ swój tali-zman – papieroœnicê mocno ju¿ uszkodzon¹ – dar ma³ej dziewczynki. Wci¹¿mia³ w pamiêci jej proœbê: „proszê odszukaæ mojego tatusia!”. Przyrzek³:odszukam i ruszy³ z armi¹ ku Odrze. Zgromadzi³o siê tam wiele bojowych jed-nostek. Trwa³y przygotowania do forsowania Odry. Wojska niemieckie cofa³ysiê w pop³ochu, a równoczeœnie przygotowywa³y do obrony.

¯o³nierze w wolnym od zajêæ czasie gwarzyli w grupkach poszczególnychjednostek. Odpoczywali, wzajemnie odwiedzali siê, pisali listy, wspominalirodzinne domy i swoich bliskich. Chodzi³ te¿ i Antoœ. Przystawa³, rozmawia³i myœla³ wci¹¿ o obietnicy danej ma³ej dziewczynce. Wspó³towarzyszom poka-zywa³ zdjêcie, pyta³ dowódców, a¿ któregoœ dnia, ktoœ spojrzawszy rozpozna³na zdjêciu dowódcê 8 kompanii jednej z jednostek stacjonuj¹cych nad Odr¹.Dotar³ Antoœ do wskazanego dowódcy, pokaza³ mu zdjêcie. Z wielkim wzru-szeniem obejrza³ nieznajomy fotografiê i dr¿¹cym g³osem zawo³a³: „to mojaJola z ma³¹ Ma³gosi¹! Sk¹d masz tê fotografiê? Co z nimi dzieje siê teraz?Gdzie mieszkaj¹?” – pytañ by³o wiele. Opowiedzia³ Antoœ o zdarzeniu, jakiemia³o miejsce w Lublinie. Opowiedzia³ o proœbie Ma³gosi. „By³em oficeremw czynnej s³u¿bie do wrzeœnia 1939 roku” – wyjaœnia³ Antosiowi ojciec dziew-czynki. „Mieszka³em z rodzin¹ w Gdyni. Po tragicznym wrzeœniu dosta³em siêdo niemieckiej niewoli do oflagu w Czarnem ko³o Koszalina. Wyzwoli³o mnie

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 107

polskie wojsko i wcieli³o w swoje szeregi. Tak dotar³em nad Odrê. Szuka³emrodziny poprzez og³oszenia w „¯o³nierzu Wolnoœci”, ale bezskutecznie”. Odna-leziony i szczêœliwy ojciec dziewczynki uœciska³ Antosia serdecznie, zapewni³o swojej dozgonnej przyjaŸni i wdziêcznoœci. „jesteœ mi najdro¿szym bratem” –mówi³ z oczyma pe³nymi ³ez. Przez pocztê polow¹ ustali³ przyjazd ¿ony dofrontowej jednostki. Serdecznym powitaniom i przeogromnej radoœci nie by³okoñca. Cieszy³ siê z nimi Antoœ, ju¿ teraz „ukochany brat”. Krótkie by³y jednakte dni pe³ne szczêœcia, a potem po¿egnanie pe³ne ³ez, ale te¿ i nadziei, ¿e wojnasiê koñczy, a po niej przyjd¹ dobre, d³ugie lata pe³ne szczêœcia i mi³oœci.

Zagra³y armaty. Ruszy³a armia do ofensywy – do przeprawy przez Odrê.Przyjaciele ¿egnali siê serdecznie, bo niewiadomy w boju jest ¿o³nierza los.Rozszala³a siê walka. £odziami, pontonami przeprawiano siê na drugi brzeg.Niemcy bronili siê zaciekle. Wiele ludzkich ofiar poch³onê³a rzeka. Straty by³yogromne. Nasi sforsowali Odrê i zdeterminowani dalej szli do Berlina.

Na drugim brzegu Odry szuka³ Antoœ swojego przyjaciela. Pyta³ woko³o,czy go ktoœ nie widzia³? Jedni mówili, ¿e podobno pad³ na brzegu rzeki, inni, ¿euton¹³. Szuka³ go Antoœ d³ugo, ale bezskutecznie. Zwrócona przyjacielowipapieroœnica ze zdjêciami bliskich tym razem nie przynios³a szczêœcia.

W Berlinie 2 maja 1945 roku Antoœ zosta³ ciê¿ko ranny. D³ugo le¿a³w szpitalu w Bydgoszczy. Po powrocie do zdrowia wróci³ do macierzystej jed-nostki do Legionowa.

Skoñczy³a siê wojna. Rodzina Antosia zamieszka³a na Pomorzu Œrodko-wym, ko³o Jastrowia. Po zdemobilizowaniu w kwietniu 1946 roku przyjecha³do nich Antoœ i jako osadnik wojskowy otrzyma³ przydzia³ ziemi. W koœcielew Jastrowiu w 1948 roku œlubowa³ wiernoœæ i mi³oœæ ma³¿eñsk¹ swojejma³¿once Helenie. Niebawem ukoñczy³ Technikum Zawodowe w Poznaniu,porzuci³ wieœ i w 1952 roku wraz z najbli¿szymi przeniós³ siê do Koszalina. Zawalki frontowe otrzyma³ wiele odznaczeñ wojskowych, miêdzy innymi Krzy¿Walecznych.

* * *

Helena i Antoni 4 lipca 1998 roku uroczyœcie œwiêcili w otoczeniu dzieci,wnuków, licznych przyjació³ i znajomych swoje Z³ote Gody. By³o wiele ser-decznych ¿yczeñ i kwiatów, a chór Zwi¹zku Inwalidów Wojennych „FrontoweDrogi” œpiewa³ przyjacielowi gromkie „Sto lat!”. W lipcu 2008 oczekiwanonowego œwiêta – Jubileuszu Diamentowych Godów (60-lecia po¿yciama³¿eñskiego). Nieznane s¹ jednak losy cz³owieka, nieznana godzina… PaniHelena zachorowa³a i w lutym Antoni po¿egna³ kochan¹, wiern¹ towarzyszkê

108 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

swojego ¿ycia. ¯a³obn¹ pieœni¹ ¿egna³ j¹ chór „Frontowe Drogi”, ¿egnali bli-scy, przyjaciele, znajomi.

Antoni Solecki, bo o nim jest ta opowieœæ, przez d³ugie lata, a¿ do przejœ-cia na emeryturê by³ pracownikiem w Zak³adach Przemys³u Elektronicznego„Kazel” w Koszalinie. W 1977 zosta³ cz³onkiem Zarz¹du Oddzia³u Towarzy-stwa Pamiêtnikarstwa Polskiego. Od 25 lat zwi¹zany jest z chórem „FrontoweDrogi”, którego piosenka pt. „A za wojskiem sz³a piosenka” œpiewana w minio-nych latach na Festiwalu Piosenki ¯o³nierskiej w Ko³obrzegu przez MarylêRodowicz, zrobi³a ogólnopolsk¹ karierê.

Wiele lat œpiewa i p. Antoni ¿o³nierskie piosenki biesiadne, wojskowe, par-tyzanckie, w wœród nich te ulubione, pe³ne têsknoty „Polskie wrzosy” i „Bia³achusteczka”.

Nazwiska ojca ma³ej Ma³gosi p. A. Solecki nie pamiêta.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 109

Wiktoria Stefañczakowa

Z GÓR NAD MORZE

Do Koszalina przyby³am z bardzo malowniczej krainy, po³o¿oneju podnó¿a Karpat. To Bukowina, ojczyzna wielu kultur i narodów. Bukowinaprzez 3 stulecia od XII do XV wieku by³a czêœci¹ Ksiêstwa Mo³dawii. Nastêp-nie od roku 1774 do 1918 nale¿a³a do Cesarstwa Austro-Wêgier. W wynikutraktatów pokojowych zosta³a w³¹czona do Rumunii. ¯yli tam razem w zgodziei harmonii Polacy, Ukraiñcy, Niemcy, ¯ydzi, S³owacy, Ormianie (wypêdzeniprzez Turków w 1915 roku) i Rumuni.

Doroœli ³atwiej porozumiewali siê ze sob¹ – znaj¹c swoje jêzyki i kulturê.Gorzej by³o z ma³ymi dzieæmi w rumuñskiej szkole, w której dane mi by³o roz-pocz¹æ swoj¹ edukacjê.

Pamiêtam sprzed 75 lat mój pierwszy dzieñ w szkole, do której bardzo sta-rannie siê przygotowywa³am, maj¹c o 3 lata starsz¹ siostrê. Zna³am mnóstwowierszyków, nazwy obrazków z elementarza, wiele zwrotów. W klasie I by³onas bardzo du¿o, wiadomo powojenne pokolenie, prawdziwa miêdzynarodów-ka: Ukraiñcy, Polacy, Niemcy, ¯ydzi. Ukraiñcy siedzieli w grupie, razem. Pola-cy razem z Niemcami i ¯ydami. Siedzieliœmy wed³ug wzrostu.

Wychowana na rumuñskiej mama³ydze wyros³am du¿a jak kukurydza i sie-dzia³am w przedostatniej ³awce, z czego by³am bardzo niezadowolona. Moj¹uwagê przyku³y dwie d³ugie ³awki po³o¿one obok katedry pani nauczycielki.Siedzia³y tam dzieci rumuñskich urzêdników fabrycznych, zawiadowcy stacjii sekretarza gminy.

Te dzieci nie bawi³y siê z nami. Nasz¹ nauczycielk¹ by³a Ukrainka. W kla-sach od I do IV uczy³a Ukrainki, Polki i ¯ydówki. Lubi³am moj¹ klasê, mojedwie kole¿anki – Niemkê i ¯ydówkê (z którymi spotka³am siê po 30 i 40latach), ale bardzo chcia³am siedzieæ w tych wyró¿nionych ³awkach i wci¹¿pyta³am nauczycielkê, kiedy bêdê mog³a zaj¹æ tam miejsce. Odpowiada³a mi,¿e muszê byæ lepsza od nich. Bardzo siê stara³am, dostawa³am nagrodyksi¹¿kowe, ale awansu do ³awek nie by³o.

Dopiero szczêœliwy traf w roku 1936 zmieni³ mój status. Król RumuniiKarol II z ksiêciem Micha³em, naczelnikiem harcerstwa Rumunii wracaliz wizyty w Polsce. Mieszkaliœmy na granicy, nasza stacja by³a pierwsz¹ porumuñskiej stronie. W³adze szkolne postanowi³y powitaæ króla na ziemi buko-

110 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

wiñskiej. I to w³aœnie ja, spoœród uczniów dwóch szkó³, zosta³am do tego wyty-powana. Króla powita³am w stroju bukowiñskim, z bukietem ró¿ z ogrodumojej mamy, na korytarzu jego salonki. Pamiêtam jak mówi³am „majestate”,a najwiêkszym honorem by³o dla mnie to, ¿e podano mi rêkê. Kole¿anka Niem-ka, Felicita, œpiewa³a w wagonie dla œwity i dosta³a za to 200 lei. Po tym zda-rzeniu kole¿anki z „uprzywilejowanych” ³awek zaprasza³y mnie do siebie, aleja ju¿ zadziera³am nosa.

W Rumunii do II wojny œwiatowej panowa³y bardzo serdeczne i przyjaznestosunki z Polsk¹, dlatego my Polacy korzystaliœmy tam z wielu przywilejów.Na Bukowinie ¿y³o 45 tysiêcy Polaków. Funkcjonowa³o 25 szkó³ polskich, pry-watne gimnazjum, 2 polskie miejskie biblioteki oraz 10 Domów Polskich, gdzieodbywa³y siê ró¿ne imprezy i prelekcje. Tam rozbrzmiewa³a polska pieœñpatriotyczna, uczono nas polskich tañców.

Jeszcze pod rz¹dami Austro-Wêgier w 1883 roku na Bukowinie ukaza³ siêpierwszy numer polskiej gazety. PóŸniej, ju¿ w wolnej Rumunii, ukazywa³ siê„Kurier Polski”. Pamiêtam to, poniewa¿ siostry mojej babci przywioz³y te gaze-ty do Polski w 1945 roku w starym austriackim kufrze, który by³ nimiwy³o¿ony. Czym zajmowali siê na Bukowinie Polacy? Kwit³o rzemios³o, per-fekcyjnie przygotowuj¹ce majstrów w ka¿dej dziedzinie. Wielkim uznaniemw spo³eczeñstwie bukowiñskim cieszy³a siê polska inteligencja, kszta³conaw Krakowie, Lwowie, Poznaniu i Wiedniu.

Polacy bukowiñscy oddali nieocenion¹ pomoc uchodŸcom z Polski w 1939roku. W Czerniowcach zatrzyma³ siê ca³y rz¹d w drodze do Bukaresztu i Krajo-wej. Pani marsza³kowej Pi³sudskiej z córkami Polacy bukowiñscy pomogliprzedostaæ siê do Szwajcarii, jecha³a samochodem ofiarowanym przez Rumu-nów. Na jêzyk rumuñski by³y w okresie miêdzywojennym t³umaczone „QuoVadis” i „Lalka” Prusa. Dzisiaj zastanawiam siê, czy te przek³ady wykonanow Polsce (bo jak wiem ju¿ w 1924 roku na Uniwersytecie Jagielloñskim funk-cjonowa³a filologia rumuñska), czy te¿ zrobi³ to któryœ z naszych Bukowiñczy-ków.

Nasta³ rok 1944. Rumuni opuszczali Bukowinê, czêœæ inteligencji polskiejwyjecha³a. Nieliczni pozostali i czeka³ na nich Sybir. W 1945 roku og³oszonokomunikat o repatriacji Polaków do Ojczyzny. To by³a radosna nowina, ¿e Pol-ska, do której tak têskniliœmy, nie zapomnia³a o nas. Trudnoœci z wyjazdemczyni³y nam jednak w³adze ZSRR, poniewa¿ bukowiñscy Polacy mieli rumuñ-skie obywatelstwo.

Wyjazd do Polski odbyliœmy w bydlêcych wagonach. Podró¿ trwa³a 3 tygo-dnie. Smutne powitanie zgotowano nam jednak w Starym S¹czu. „To transport

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 111

Cyganów” – oto, co us³yszeliœmy po powrocie do ukochanej ojczyzny. Przy-gnêbiaj¹cym zdarzeniem by³a tak¿e œmieræ staruszki, któr¹ rodzona siostramusia³a zostawiæ na dworcu w Poznaniu. Po ponad 20 dniach dotarliœmy doZielonej Góry. Tam bukowiñscy Polacy znaleŸli pracê, zajêli pozostawionepuste domy i zaczêli ¿ycie od nowa.

W styczniu 1946 roku po¿egnaliœmy Zielon¹ Górê i wyjechaliœmy doSuchej Koszaliñskiej, gdzie brat mê¿a jako repatriant zamieszka³ z rodzin¹.W Suchej pocz¹tkowo mieszkaliœmy u rodziny mê¿a, a nastêpnie w miejscowejszkole, któr¹ m¹¿ jako kwalifikowany nauczyciel zorganizowa³. Dzieciz ka¿dym dniem by³o wiêcej. Warunki pracy i codziennego ¿ycia by³y bardzotrudne, ale wspieraliœmy siê w tych k³opotach wzajemnie z mieszkañcami wsi,wierz¹c w lepsze jutro.

W 1950 roku m¹¿ s³u¿bowo zosta³ przeniesiony do Koszalina. Przydzielo-no nam mieszkanie w budynku dawnego przedszkola przy ulicy Berlinga. Poup³ywie kilku miesiêcy m¹¿ otrzyma³ nominacjê na stanowisko kierownikaWydzia³u Oœwiaty Powiatowej Rady Narodowej. Po zakoñczeniu budowyDomu Nauczyciela przy ulicy Armii Czerwonej, obecnie J. Pi³sudskiego, otrzy-maliœmy tam dwupokojowe mieszkanie. W 1958 zmieniliœmy je na obecne przyzbiegu ulic Zwyciêstwa i 1-go Maja. Mieszkam tu do dziœ. W 1960 roku pole-cono mê¿owi zorganizowanie Powiatowej Poradni Psychologicznej, w której nastanowisku kierownika pracowa³ do przejœcia na emeryturê.

Ja od 1956 do 1979 roku pracowa³am w M³odzie¿owym Domu Kultury,który mia³ siedzibê przy ulicy Grottgera. Dyrektorem by³ p. Zbigniew Ciecha-nowski. Liczn¹ grupê dzieci uczy³am haftu, a przy tym opowiada³am o historiinie tylko naszego regionu, Pomorza, ale i wszystkich regionów w kraju. Dziew-czynki uczy³y siê szycia, kroju, robót rêcznych i gospodarstwa domowego.Piek³y, gotowa³y, przygotowywa³y upominki okolicznoœciowe dla swoich bli-skich. Dom M³odzie¿y odwiedza³y liczne delegacje nauczycieli z ca³ego kraju.Gobeliny wykonane przez nasz¹ m³odzie¿ zdobi³y polskie statki i wêdrowa³ydo zaprzyjaŸnionych krajów – by³y ¿yw¹ histori¹ naszego Koszalina, z ka¿dymdniem piêkniejszego, prê¿nego i rozwijaj¹cego siê miasta.

W 1978 roku zmar³ mój m¹¿ Andrzej, najserdeczniejszy przyjaciel ¿ycia,a w kilka lat póŸniej jedyny ukochany syn Julian. Edukacjê rozpocz¹³ w szkoleæwiczeñ w Koszalinie, maturê zdawa³ w Liceum Ogólnokszta³c¹cym przy ulicyJednoœci, studia na Wydziale Filologii Angielskiej U.W. w Warszawie. Pracênauczyciela-anglisty zaczyna³ w Koszalinie. Potem jako nauczyciel akademickipracowa³ w Wy¿szej Szkole Pedagogicznej w S³upsku, a nastêpnie zorganizo-

112 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

wa³ anglojêzyczne Liceum w Lêborku, gdzie do koñca swoich dni – do 2000 r.by³ dyrektorem.

Radoœci¹ mojego ¿ycia s¹ dwie wnuczki – Karolina i Luiza, (obie skoñ-czy³y studia) oraz ma³y synek Luizy, Patryk.

Pozosta³am wierna swoim haftom i gobelinom, które wêdruj¹ po œwieciei s¹ wizytówk¹ naszego miasta.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 113

Barbara Sznajderska

BY£AM PIERWSZ¥ POLSK¥ PIELÊGNIARK¥

Nadszed³ rok 1945. Koniec wojny, niewoli i przymusowej pracy. Nie mia³mi kto poradziæ, jak pokierowaæ dalszymi losami ¿ycia: rodzice ju¿ nie ¿yli,o braciach i siostrach ¿adnej wiadomoœci, w rodzinne strony wracaæ nie by³o poco. Dowiedzia³am siê od ¿o³nierzy, ¿e w czasie walk frontowych nasze gospo-darstwo sp³onê³o, a zreszt¹ granica pañstwa zosta³a przesuniêta na zachód, doPrzemyœla.

W czasie okupacji pracowa³am w Zieleniewie pod Ko³obrzegiem. Z nadejœ-ciem frontu polecono nam opuœciæ tê miejscowoœæ i udaæ siê w kierunkupo³udniowo-wschodnim, drogami drugorzêdnymi, polnymi; g³ówne drogi zajê-te by³y dla zbli¿aj¹cego siê wojska, maj¹cego walczyæ o Ko³obrzeg. Choæg³odni i bez dobytku, jechaliœmy szczêœliwi, ¿e wracamy z niewoli.

Wieczorem zatrzymaliœmy siê w jednej z wiosek, a¿eby przenocowaæ i ranojechaæ dalej. By³ tam m³yn, ju¿ zajêty przez zwolnionych z niewoli Litwinów.Pocz¹tkowo nie chcieli nas przyj¹æ, lecz znajoma Litwinka pozna³a mniei kaza³a wpuœciæ nas wszystkich, oko³o dwadzieœcia osób. Litwince tej czêstopomaga³am podczas pracy w Zieleniewie, ofiarowuj¹c m¹kê, kaszê, czy chleb,które podbiera³am mej niemieckiej gospodyni.

Spa³yœmy w jednej izbie na rozrzuconej na pod³odze s³omie, w ubraniachi owiniêci kocami, niepewni, czy noc up³ynie w spokoju. I rzeczywiœcie z g³êbo-kiego snu wyrwa³o nas g³oœne dobijanie siê do drzwi. W œwietle œwieczki zoba-czyliœmy pierwszy raz polskich ¿o³nierzy w rogatywach z orze³kami. Radoœæby³a nie do opisania. Wita³yœmy siê z nimi, jak z najbli¿szymi, p³acz¹c jedno-czeœnie za szczêœcia, ¿e mogliœmy do¿yæ i zobaczyæ polskie wojsko i ju¿ dorana rozmawialiœmy z nimi, ciesz¹c siê i wypytuj¹c o nowe wiadomoœci z fron-tu i z Polski.

¯o³nierze, widz¹c nasze niezorientowanie, doradzili zaopatrzyæ siê w jedze-nie, bo przed nami front, Niemcy zabrali i zniszczyli wszystko, pozosta³yzgliszcza i g³ód. S³uchaj¹c porady ¿o³nierzy zatrzymaliœmy siê w jednej z wio-sek, a¿eby upiec chleba na drogê. Po wyjêciu bochenków z pieca zapach pie-czywa rozchodzi³ siê doœæ daleko, co spowodowa³o, ¿e przychodzili stacjo-nuj¹cy tam ¿o³nierze polscy. Przynosili m¹kê, t³uszcz, a¿eby im te¿ coœ upiecdo jedzenia; czêsto mówili:

114 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

„Idziemy na liniê boju o Kolberg (Ko³obrzeg), mo¿e to bêdzie nasz ostatniposi³ek.”

Wzruszaj¹cy by³ moment, gdy w mundurze ¿o³nierskim przyszed³ ma³ych³opiec, oko³o oœmio – dziesiêcioletni, te¿ z proœb¹ o upieczenie ciasta. Zapy-ta³am go:

– Czy ty idziesz ch³opczyku na ochotnika, czy musia³eœ iœæ z wojskiem?On cofn¹³ siê kilka kroków, zasalutowa³ i powiedzia³:– Przepraszam, nie jestem ch³opczykiem, jestem polskim ¿o³nierzem.

U mnie w domu Niemcy zamordowali rodziców i rodzeñstwo, a ja wczeœniejschowa³em siê pod ³ó¿kiem i w taki sposób prze¿y³em. A gdy przyszli ¿o³nierzepolscy, to opowiedzia³em im ca³¹ historiê i zabrali mnie ze sob¹. Chcê œcigaæmorderców mojej rodziny i dojœæ do Berlina, bo tam bêdzie koniec wojnyz Niemcami.

Tego spotkania z ma³ym synem pu³ku nie zapomnê do koñca ¿ycia.

******

Po pewnym czasie naszej podró¿y na wozach, ci¹gnionych przez konie,dojechaliœmy do Po³czyna Zdroju. By³o to miasteczko uzdrowiskowe, przezdzia³ania wojenne ma³o zniszczone. Zatrzymaliœmy siê wiêc tutaj. Poniewa¿by³am sama, postanowi³am pozostaæ i podj¹æ pracê.

Na terenie miasteczka by³ szpital miejski, pracowa³ w nim ju¿ jeden lekarz– Polak, dr Dudziñski, kilka osób w administracji i w laboratorium.

Wszyscy pracowali bezp³atnie, w obiegu jeszcze nie by³o nawet pieniêdzy,jedyn¹ zap³at¹ by³o wy¿ywienie. Podjê³am pracê na oddziale zakaŸnym, na któ-rym leczono chorych na tyfus i dyfteryt. Po kilku miesi¹cach zosta³am przenie-siona na oddzia³ chirurgiczny, poniewa¿ by³am jedyn¹ Polk¹, znaj¹c¹ dobrzepracê, pozostawa³am na nocnych dy¿urach sama, bez przerwy przez okresoko³o czterech miesiêcy, od godziny 19-stej do nastêpnego dnia, do godziny7 rano.

Ciê¿ka to by³a praca. Przychodz¹c na dy¿ur zak³ada³am bia³y fartuchz d³ugimi rêkawami na p³aszcz, poniewa¿ by³o zimno. W nocy chorych poope-racyjnych rozgrzewano ciep³ymi ceg³ami, zawijanymi w podk³ady lub butelka-mi z ciep³¹ wod¹. Wieczorem otrzymywa³am pude³ko zapa³ek i jedn¹ œwieczkê,poniewa¿ przez osiem, dziesiêæ godzin nie by³o œwiat³a, a pomocy chorym trze-ba by³o udzieliæ.

Pierwszej nocy koledzy przyprowadzili rannego, postrzelonego zab³¹kan¹kul¹, Józefa Kurowskiego. Po wezwaniu lekarza niemieckiego dr Duwe, chirur-ga, przyst¹piono do wstêpnych badañ rannego. Dr Duwe poleci³ wezwaæ

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 115

dr Dudziñskiego, któremu przedstawi³ sprawê koniecznej operacji. Na oddzialei sali operacyjnej by³o zimno, nie by³o bowiem opa³u. Dyrektor po chwili zasta-nowienia poleci³ wezwaæ pracownika obs³uguj¹cego aparaty rentgenowskieZygmunta Górczyñskiego i oœwiadczy³ mu:

– Musi byæ operacja, a paliæ nie ma czym, jest zimno, niech pan to za³atwi.Górczyñski zbudzi³ w nocy kilku Niemców pracuj¹cych i mieszkaj¹cych

w szpitalu. Œciêli na podwórku drzewo, por¿nêli i tym napalili w kot³owni.Pomiêdzy godzin¹ trzeci¹ a czwart¹ nad ranem rozpoczê³a siê operacja,

która trwa³a oko³o trzech godzin. Po dwóch dniach pacjent, który przeczuwaj¹czbli¿aj¹cy siê koniec ¿ycia prosi³ o ratunek, wo³a³, ¿e chce jeszcze ¿yæ. Niestetynie by³o warunków pomocy, nie mo¿na by³o zrobiæ transfuzji, bo nie by³o krwii innych potrzebnych leków. Bardzo to by³o smutne.

Po nied³ugim czasie przyjecha³ drugi polski lekarz dr Nowotny. W sobotêi niedzielê zapoznawa³ siê z prac¹ na terenie szpitala. W niedzielê wieczoremz pobliskiej wioski przywieŸli rodzice ch³opczyka piêcio-szeœcioletniegoz przebitym brzuchem i poprzecinanymi jelitami. Po zbadaniu lekarze poleciliodwieŸæ dziecko do szpitala w Bia³ogardzie, odleg³ego o trzydzieœci kilome-trów. W szpitalu po³czyñskim nie by³o noc¹ œwiat³a, nie mo¿na by³o wiêc prze-prowadziæ operacji. Ojciec odmówi³ odwiezienia dziecka do Bia³ogardu noc¹,droga by³a niebezpieczna, pada³y zab³¹kane kule, a po lasach kr¹¿y³y ró¿negrupy ludzi. Powiedzia³, ¿e ma wiêcej dzieci w domu, do których musi wróciæi odjecha³ pozostawiwszy ch³opca.

To by³a samarytañska operacja, wykonana przez dr Nowotnego – noc¹ przypiêciu œwiecach, ale zakoñczy³a siê powodzeniem. Po kilku dniach ch³opiecchodzi³ ju¿ po salach z lekarzem Nowotnym, podczas obchodu trzymaj¹c siêjego fartucha i dodawa³:

– Bo ten pan mnie uratowa³.A lekarz by³ zadowolony, ¿e operacja robiona w tak trudnych warunkach

zakoñczy³a siê szczêœliwie i ch³opiec ¿y³. Odje¿d¿aj¹c do domu, ma³y pacjentz p³aczem ¿egna³ siê z lekarzem, który uratowa³ mu ¿ycie.

******

W roku 1950 ukoñczy³am dwuletni¹ szko³ê po³o¿nych w Chorzowie.Z nakazem pracy w rêku powróci³am do Ostrowic w powiecie drawskim, gdziezorganizowa³am gminn¹ izbê porodow¹. Praca by³a bardzo odpowiedzialnai trudna, do najbli¿szego lekarza i szpitala w Drawsku by³o 18 kilometrów.W Drawsku by³a jedna karetka pogotowia, szosa z Ostrowic do powiatu bruko-

116 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

wana kamieniami, transport pacjentek by³ bardzo trudny, bo nie wszystkiepo³o¿nice kwalifikowa³y siê do pozostawienia w izbie porodowej.

Kobiety z Ostrowic by³y bardzo zadowolone z zorganizowania tej placówkiw ich gminie, nie musia³y ju¿ jeŸdziæ rodziæ do odleg³ego Drawska. Czêstos³u¿y³y rad¹ i pomoc¹ w pocz¹tkowych pracach. Pierwsza ciê¿arna przyjecha³az w³asn¹ poœciel¹ jeszcze przed otwarciem izby porodowej, w której niewszystko by³o ju¿ zorganizowane i przygotowane na przyjêcie przysz³ychmam.

– Ju¿ do Drawska nie pojadê, bêdê rodziæ tutaj – oœwiadczy³a pani Bucza-kowa i .... urodzi³a. Tak wiêc przed oficjalnym otwarciem ju¿ uruchomi³am izbêporodow¹.

Pracuj¹c w Ostrowicach urodzi³am syna, który mi czêsto chorowa³. By³ytrudnoœci z jazd¹ z chorym dzieckiem do lekarza, poniewa¿ izby porodowej niemo¿na by³o zostawiæ bez po³o¿nej, nie wiadomo przecie¿, kiedy przyjedzierodz¹ca, a do izby nale¿a³o szeœæ okolicznych wiosek i kilka PGR-ów. Dladobra zdrowia dziecka przenios³am siê wiêc z powrotem do Po³czyna Zdroju,rozpoczynaj¹c pracê w uzdrowisku. Wówczas ju¿ mia³am dwóch synów.W uzdrowisku przepracowa³am a¿ do emerytury do 1976 roku, organizuj¹cw tym czasie trzy specjalistyczne tamponownie ginekologiczne w sanatorium„Borkowo”, „D¹brówce” i „Podhalu”.

Nigdy nie uwa¿a³am, ¿e zrobi³am w swym ¿yciu coœ wyj¹tkowegow porównaniu z prac¹ innych ludzi. Dopiero teraz, w chwilach refleksji, pod-czas uroczystoœci organizowanych przez mój by³y zak³ad pracy, stwierdzam, ¿ejestem zapraszana jako pionierka pracy w Po³czynie. By³am tu pierwsz¹ polsk¹pielêgniark¹.

Wspomnienie Barbary Sznajderskiej zosta³o nagrodzone III nagrod¹ w kon-kursie pt. „35 lat na polskiej koszaliñskiej ziemi”, og³oszonym 19 lipca 1982roku przez KTSK i Towarzystwo Przyjació³ Pamiêtnikarstwa.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 117

Maria Hudymowa

JANUSZ KORCZAK BY£ DLA NIEJ WZOREMWspomnienie o W³adys³awie Tarnawskiej

Pe³ne tragicznych wydarzeñ i wyboistych zakrêtów by³o od najm³odszychlat ¿ycie W³adys³awy Tarnawskiej.

Dziêki ¿yczliwoœci rodziny w Warszawie i korepetycjom dla mniej zdol-nych, ale zamo¿nych kole¿anek ukoñczy³a szko³ê œredni¹ – gimnazjum o profi-lu humanistycznym. O uzyskanie przed wojn¹ pracy w Warszawie by³o trudno.Zosta³a wiêc tzw. „domow¹ nauczycielk¹”. Kocha³a dzieci i marzy³a o pracynauczyciela – wychowawcy. W 1938 r. pozna³a dr. Janusza Korczaka, o którymw Warszawie mówiono wiele jako o doskona³ym lekarzu, autorze ksi¹¿ek dladzieci, organizatorze i kierowniku Domu Sierot ¯ydowskich, wielkim spo³ecz-niku i przyjacielu dzieci. Zaproponowa³ jej pracê w zorganizowanym przezniego (jeszcze w 1911 r.) sierociñcu – i ona tê pracê przyjê³a. Tak spe³ni³y siêjej marzenia, a doktor Korczak sta³ siê dla niej wzorem i autorytetem na ca³e¿ycie. W swoich wspomnieniach tak o sobie pisa³a:

„...Urodzi³am siê 24 grudnia 1908 roku w Sujkach ko³o Kutna. Rodzinaby³a liczna. Ojciec by³ rzemieœlnikiem. Matka zmar³a, gdy by³am ma³ym dziec-kiem. Warunki ¿ycia by³y bardzo trudne. Szko³ê podstawow¹ ukoñczy³amw Kutnie, œredni¹ w Warszawie. Dawa³am korepetycje. Ucz¹c innych, uczy³amsiê sama. Po maturze nie mog³am uzyskaæ pracy – uczy³am m³odzie¿ w prywat-nych domach. Dziêki rodzicom dzieci, które uczy³am, wyje¿d¿a³am z moimiwychowankami na wakacje... Morze po raz pierwszy zobaczy³am w 1924 roku.By³o to coœ wspania³ego...

Przed wrzeœniem 1939 roku, nikt z moich znajomych nie wierzy³, ¿e bêdziewojna, gdy wybuch³a, to by³ szok. Runê³y wszystkie moje osobiste plany.Obrona Warszawy. Pamiêtny, ochrypniêty g³os prezydenta Warszawy, StefanaStarzyñskiego, dym, p³omienie – by³am przera¿ona. Jak ¿yæ dalej?, w co wie-rzyæ...? I wtedy pomogli mi ludzie, pomóg³ niezapomniany doktor Janusz Kor-czak. W tych wojennych pierwszych latach nadal pomaga³am – ju¿ spo³ecznie –w wychowaniu osieroconych, przera¿onych ¿ydowskich dzieci. Podziwia³amcodzienn¹ walkê Doktora o zdobycie ¿ywnoœci dla tych ma³ych, bezbronnychistot, jego wielk¹ troskê o nie i ojcowsk¹ mi³oœæ. Pamiêtam te¿ jeden niezapo-mniany dla mnie dzieñ:

118 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

By³o to na ulicy Leszno w czasie wrzeœniowego oblê¿enia Warszawy.Przede mn¹ p³on¹cy dom, wysoka kamienica, a na najwy¿szym piêtrze stoiw oknie kobieta z niemowlêciem na rêku i rozpaczliwie krzyczy: „Ratujciedzieci! Ratujcie dzieci!” Dom p³onie, bucha ¿ar, ca³e schody w ogniu. J. Kor-czak, lekarz w mundurze wojskowym w stopniu kapitana polskiego wojska,przypadkowo id¹cy t¹ ulic¹, wpada do p³on¹cego domu, nie zwa¿aj¹c na k³êbyczarnego dymu i p³omienie ognia. Po chwili wœród szalej¹cych p³omieniwyprowadza kobietê, a w ramionach niesie dwoje ocalonych dzieci. Wspania³y,o niebywa³ej odwadze cz³owiek. Ten jego bohaterski czyn przywróci³ mi wiarêw przysz³oœæ, przekonanie, ¿e muszê ¿yæ, bo bêdê ludziom potrzebna. DoktorKorczak pozosta³ dla mnie wzorem w ca³ym moim dalszym ¿yciu.

Po kapitulacji Warszawy wróci³am do Kutna. Straci³am wszystko. Kutnoby³ to ju¿ „Kraj Warty”, w³¹czony do III Rzeszy. Niemcy zabrali siê do likwida-cji polskiej inteligencji. Aresztowania. Egzekucje. Straszliwy terror. Otrzy-ma³am pracê fizyczn¹. Szy³am worki. Od znajomych dowiedzia³am siê o orga-nizowaniu kompletów tajnego nauczania. Pomagali rodzice m³odzie¿y.Pocz¹tkowo nie by³o jeszcze kontaktów z tajn¹ Organizacj¹ Nauczycielsk¹ –TON. Nale¿a³o przede wszystkim ustaliæ miejsce tajnego nauczania, zebraæpodrêczniki, podstawowe bodaj¿e najskromniejsze pomoce naukowe i co naj-wa¿niejsze – zespo³y uczniów.

Tajne nauczanie rozpoczê³am w domu p. Antczaków w Kutnie. Kompletstanowi³o 5-6 dzieci – by³y to komplety wymienne. Sama zorganizowa³ami prowadzi³am 5 kompletów, a w tym 3 w zakresie pocz¹tkowych klas szko³yœredniej. Obowi¹zywa³a bezwzglêdna tajemnica. Do dzieci mówi³am wy³¹czniepo imieniu, bez nazwisk. Po zakoñczeniu lekcji nie wolno im by³o kontaktowaæsiê miêdzy sob¹. Dla zachowania bezpieczeñstwa prosi³am, a¿eby w domu nietrzymaæ polskich ksi¹¿ek. Za prowadzenie tajnej oœwiaty kary by³y wysokie –wiêzienia, obozy koncentracyjne, kary œmierci. Uczy³am 5 dni w tygodniu, po4 godziny dziennie. Najwiêkszy dramat prze¿y³am w 3 roku okupacji. Zadzia³alnoœæ w Armii Krajowej aresztowano moich dwóch braci. Zginêli w obo-zie koncentracyjnym. Ba³am siê nie o siebie, ale o ucz¹c¹ siê w kompletachm³odzie¿. Kiedy wojska radzieckie wyzwoli³y Kutno, zg³osi³am siê do w³adzoœwiatowych z „dokumentem” wystawionym przez rodziców moich uczniów,stwierdzaj¹cym, ¿e „obywatelka W³adys³awa Tarnawska uczy³a nasze dzieci.Polecamy j¹ jako dobr¹ si³ê nauczycielsk¹, nie ustêpuj¹c¹ nauczycielom szkó³pañstwowych”.

Chcia³am dalej uczyæ. Po wojnie brakowa³o nauczycieli, a szczególniepotrzebni byli polscy nauczyciele na Ziemiach Zachodnich. Pojecha³am do

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 119

Drawska, gdzie zg³osi³am siê do pracy w Wydziale Oœwiaty Powiatowej RadyNarodowej. Inspektor W³adys³aw Paniec skierowa³ mnie do wsi Siennica naskraju Puszczy Drawskiej. Wieœ zamieszkiwali osadnicy polscy z województwakieleckiego, ludzie bardzo biedni. By³o ciê¿ko. Brakowa³o nie tylko ksi¹¿ek,zeszytów, ale nawet kredy do pisania na tablicy. Czêsto do garnka nie by³o cow³o¿yæ, ale ludzie byli dobrzy i serdeczni. Zorganizowa³am szko³ê, rozpo-czê³am naukê z dzieæmi. Zdoby³am zaufanie mieszkañców wsi – by³am dla nichautorytetem. Powoli zaczê³o siê organizowaæ codzienne, normalne ¿ycie.W miejscowym, jedynym na wsi sklepiku by³o nawet myd³o, jak na owe czasy„rarytas”. M³odzie¿ garnê³a siê do nauki. Nie wszyscy byli zdolni, ale byli¿¹dni wiedzy.

Z pocz¹tkiem lat 50-tych s³u¿bowo zosta³am przeniesiona do szko³y doKalisza Pomorskiego. W Kaliszu oprócz Niemców by³o sporo autochtonów(czyli zniemczonych Polaków, rdzennych mieszkañców Pomorza). Zorganizo-wa³am kursy repolonizacyjne. Uczy³am ich mowy polskiej i historii ojczystegokraju. Potem by³y jeszcze inne miejscowoœci, wsie i miasta, a¿ dotar³am doKo³obrzegu – miasta mojej mi³oœci. Tutaj do¿ywam na emeryturze, ale si³ corazmniej. Mam k³opoty ze zdrowiem, coraz gorzej widzê, tracê wzrok. Praco-wa³am jak inni. Stara³am siê zawsze dobrze pracowaæ, bo myœlê, ¿e „w ¿yciunale¿y wiêcej z siebie dawaæ, ani¿eli braæ, bo wtedy dopiero cz³owiek mo¿ebyæ szczêœliwy...”

Tym stwierdzeniem koñczy³a swoje wspomnienia p. Tarnawska. Ja pamiê-tam j¹ z lat jej pracy w Wydziale Oœwiaty w Drawsku Pomorskim jako organi-zatorkê przedszkoli i szkó³ podstawowych w powiecie. W 1956 roku na w³asn¹proœbê objê³a stanowisko kierownika szko³y we wsi Górawino ko³o Œwidwina –w œrodowisku pracowników rolnych Pañstwowych Gospodarstw Rolnych(PGR). By³ to ciekawy i niezmiernie trudny okres pracy i dzia³alnoœci kultural-no-oœwiatowej, nie tylko z m³odzie¿¹, ale te¿ z ludŸmi doros³ymi.

W miêdzyczasie uzupe³ni³a kwalifikacje nauczyciela – pedagoga. Organi-zowa³a we wsi œwietlicê, pomaga³a w upowszechnianiu czytelnictwa, wspó³pra-cuj¹c z bibliotek¹ publiczn¹ i oddzia³em Towarzystwa Wiedzy Powszechnejw Œwidwinie. Wspiera³a organizacjê i dzia³alnoœæ Ko³a Gospodyñ Wiejskich.Cieszy³a siê uznaniem i szacunkiem mieszkañców wsi. Jej dzia³alnoœæ w œrodo-wisku pegeerowskim doceni³y w³adze powiatowe w Drawsku.

Trudne prze¿ycia w latach dzieciñstwa, tragiczne losy najbli¿szych, ciê¿kiewarunki powojenne zawa¿y³y powa¿nie na jej zdrowiu i zmusi³y do przejœciana rentê a nastêpnie na emeryturê w 1960 roku. Tragedi¹ by³¹ utrata wzroku.

120 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Zamieszka³a w ma³ym, bardzo skromnym mieszkanku w Ko³obrzegu, który jakto sama wspomina by³ „miastem jej marzeñ”

W 1977 roku zorganizowano w Koszalinie pierwszy po zakoñczeniuwojennych dzia³añ Klub by³ych Nauczycieli Tajnego Nauczania z lat1939-1945. Pani W³adys³awa by³a jednym z jego cz³onków, uczestniczy³aw spotkaniach, sesjach, a od 1983 roku w zebraniach Krajowego Konwentu,którego siedzib¹ by³ Koszalin. Bra³a czynny udzia³ w dyskusjach, zg³asza³aswoje propozycje, pomimo kalectwa zawsze pogodna, pe³na inwencji, a tak¿ewdziêcznoœci za opiekê, której coraz bardziej potrzebowa³a ze wzglêdu na stalepogarszaj¹cy siê stan zdrowia. W wêdrówkach do Koszalina pomaga³a jej zaw-sze pani Zofia Nosal-Majka, od lat sympatyk Klubu TON. W Ko³obrzegud³ugie, samotne dni starali siê umiliæ koledzy z TON, szczególnie p. dr E. Roj-szyk, J. Malawska, M. Pieszko i inni.

Kocha³a muzykê. W ostatnich latach audycje radiowe by³y jej ³¹cznikiemze œwiatem i otaczaj¹c¹ rzeczywistoœci¹. Na ulicy pozdrawiali j¹ mieszkañcyKo³obrzegu, pomagali w robieniu zakupów. Porusza³a siê bezb³êdnie o swojejbia³ej laseczce, a szeroko otwarte oczy sprawia³y wra¿enie, ¿e jest osob¹widz¹c¹.

Czêsto w Ko³obrzegu odwiedza³am Pani¹ W³¹dys³awê. Opowiada³a mio swojej m³odoœci, o dr Januszu Korczaku, pracy w Domu Sierot ¯ydowskichw Warszawie, o tych tragicznych wspomnieniach zwi¹zanych z tymi dzieæmi,które zginê³y wraz z Doktorem w Treblince w 1942 roku, o swojej pracy peda-gogicznej.

Zawsze serdeczna, goœcinna, podejmowa³a nas herbatk¹, poruszaj¹c siêbezb³êdnie po swoim malutkim mieszkanku.

25 grudnia 1997 roku oko³o godziny 14 zadŸwiêcza³ telefon. W s³uchawceus³ysza³am: „Mówi pielêgniarka ze szpitala w Ko³obrzegu. Przywieziono doszpitala pani¹ W³adys³awê Tarnawsk¹ z Ko³obrzegu. Stan zdrowia bardzo ciê¿-ki. Prosi³a, a¿eby zawiadomiæ pani¹ i przekazaæ jak zawsze szczere œwi¹teczne¿yczenia”– By³am g³êboko wzruszona t¹ pamiêci¹ – tymi œwi¹tecznymi ¿ycze-niami, które pisane rêk¹ przyjaznej jej osoby zawsze dociera³y do mnie.

W trzy dni póŸniej, ju¿ póŸnym wieczorem odezwa³ siê dŸwiêk telefonu:„Mówiê ze szpitala w Ko³obrzegu. Zmar³a pani W³adys³awa Tarnawska. By³aprzytomna. Prosi³a o powiadomienie pani o jej œmierci i przekazanie szczerychpodziêkowañ za dobroæ, opiekê i okazane serce”.

Odesz³a... Pozosta³y wspomnienia i dowody uznania dobrze wykonanegoobowi¹zku dla dobra ojczystego kraju, bo „wiêcej trzeba z siebie dawaæ, ani¿elibraæ”, jak pisa³a.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 121

Za prowadzenie Tajnej Oœwiaty w okresie okupacji i organizacjê szkó³ pod-stawowych i przedszkoli w okresie powojennym II wojny œwiatowej, zadzia³alnoœæ oœwiatowo-kulturaln¹ na wsi, a szczególnie w œrodowisku pracow-ników rolnych, za umi³owanie dzieci otrzyma³a: Krzy¿ Kawalerski OOP, MedalKomisji Edukacji Narodowej, Z³ot¹ Odznakê Zwi¹zku Nauczycielstwa Polskie-go, Z³ot¹ Odznakê Frontu Jednoœci Narodu, Medal za Zas³ugi w RozwojuWojewództwa Koszaliñskiego.

Zmar³a w grudniu 1997 roku w Ko³obrzegu.

Doktor Janusz Korczak, narodowoœci ¿ydowskiej; Henryk Goldszmid, ur. 1873 roku,lekarz, pedagog, autor ksi¹¿ek dla dzieci, autor rozpraw pedagogicznych pt. „Jak kochaæ Dziec-ko?”, organizator Domu Sierot ¯ydowskich w Warszawie w 1911 r. Zgin¹³ razem z dzieæmiw komorze gazowej w Treblince w 1942 r.

122 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Maria Hudymowa

Z NOWOGRÓDKA PRZEZ CZELABIÑSK DO KOSZALINAWspomnienia o dr Marii Tomaszewskiej Gürtler

Dr Maria Tomaszewska Gürtler ca³e swoje doros³e ¿ycie poœwiêci³awalce z ludzkim cierpieniem. Urodzi³a siê 3 wrzeœnia 1909 roku w Nowogród-ku. Ojciec Konstanty by³ rejentem. Matka Aleksandra wychowywa³a trójkêdzieci: Mariê, Nataliê i syna Konstantego. Ojciec Marii zmar³ wczeœnie, a mat-ka z dzieæmi wyjecha³a do Petersburga w poszukiwaniu pracy. Gdy rok 1918 poprzesz³o stuletniej niewoli przyniós³ wolnoœæ naszej OjczyŸnie, pani Aleksan-dra wróci³a z dzieæmi do Polski, do Nowogródka. Maria mia³a wtedy dziewiêælat. W Nowogródku ukoñczy³a szko³ê podstawow¹ i œredni¹, zaœ studiamedyczne na Wydziale Lekarskim w Wilnie w latach 1930 – 1936.

Po ukoñczeniu studiów w 1936 roku poœlubi³a znanego w Warszawie dzien-nikarza Edwarda Gürtlera. M³odzi ma³¿onkowie zamieszkali w Warszawie.W 1938 roku urodzi³a siê ich jedyna córka El¿bieta. Szczêœliwa m³oda matkaz córeczk¹ latem 1939 roku wyjecha³a do matki do Nowogródka, gdzie niespo-dziewanie zaskoczy³ j¹ pamiêtny polski wrzesieñ 1939 r.

Wojska radzieckie 17 wrzeœnia 1939 r. bez wypowiedzenia wojny przekro-czy³y granice polskie i zajê³y Nowogródek. Szok – nowe w³adze – noweporz¹dki – okupacja. M¹¿ pani Marii pozosta³ pod okupacj¹ niemieck¹.

Ona od paŸdziernika 1939 roku podjê³a pracê w Szpitalu Powiatowym w Nowo-gródku, ale ju¿ w kwietniu 1940 r. wraz z tysi¹cami polskich rodzin, z matk¹ i dziec-kiem zostaje deportowana do Kazachstanu – jednej z republik ZSRR.

Zes³añców pocz¹tkowo umieszczono w obozie w Akempiñsku, a potemosiedlono w licznych sowchozach w Kazachstanie, gdzie zostali zatrudnieniw polu, przy wyrêbie lasów, a jesieni¹ przy sp³awianiu drewna.

Pani¹ Tomaszewsk¹ z matk¹ i dzieckiem pozostawiono w obozie w Okci-biñsku i jako jedyn¹ ¿ywicielkê rodziny zatrudniono pocz¹tkowo przy ciê¿kichpracach polowych, lecz po ujawnieniu zawodu powierzono jej pracê lekarzaw szpitalu obozowym.

Po kilku miesi¹cach przeniesiono j¹ do szpitala obozu w Czelabiñsku natzw. Wydzia³ Polityczny Oddzia³u GruŸliczego. W obozie tym, zwanym po-wszechnie „obozem œmierci”, ludzie umierali masowo. Nie by³o lekarstw,sprzêtu medycznego, najprostszych œrodków higieny. Epidemia ospy zebra³a

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 123

bogate œmiertelne ¿niwo. Powa¿n¹ trudnoœci¹ w leczeniu by³a równie¿ niezna-jomoœæ jêzyka rosyjskiego, co uniemo¿liwia³o bezpoœrednie porozumieniez pacjentem. W³adze obozowe zatrudni³y wiêc t³umacza.

W roku 1941 dr Tomaszewska zosta³a aresztowana przez NKWD. Przy-czyn¹ aresztowania, jak siê okaza³o w czasie œledztwa, by³o nazwisko mê¿aGürtler, które odczytywano jako Hitler, a zatem powi¹zanie z Niemcami i oska-r¿enie „o szpiegostwo na rzecz Niemiec”. Jako szpieg – przestêpca polityczny –w samotnej celi oczekiwa³a na wyrok i dalsz¹ zsy³kê. W³adze radzieckie niezastosowa³y wobec aresztowanej og³oszonej 13 sierpnia 1941 roku amnestii,bêd¹cej efektem wzajemnej umowy pomiêdzy rz¹dem polskim na emigracjiw Londynie a ZSRR, dotycz¹cej zwolnienia Polaków z wiêzieñ, obozówi ³agrów. O zwolnienie dr Tomaszewskiej zgodnie z obowi¹zuj¹c¹ amnesti¹wyst¹pi³a Delegatura Polska. W wyniku usilnych starañ dopiero w listopadzie1941 roku zosta³a zwolniona i zatrudniona w Polskiej Delegaturze na stanowi-sku organizatora domów opieki dla ludzi starych i sierociñców dla polskichdzieci. W 1942 roku Polakom zgodnie z zawartym porozumieniem wydanow ZSRR polskie paszporty. W 1943 roku porozumienie polsko-radzieckiezosta³o zerwane. Zaskoczenie – szok. Zaczêto z kolei zmuszaæ ludnoœæ polsk¹do ponownego przyjmowania paszportów radzieckich.

Dr Tomaszewska w marcu 1943 roku zosta³a ponownie aresztowana przezNKWD pod zarzutem „zdrady Ojczyzny bez broni w rêku”. Przez czterymiesi¹ce w samotnej celi zwanej cel¹ œmierci oczekiwa³a na wyrok. Wymie-rzon¹ przez s¹d karê œmierci zamieniono jej nastêpnie na dziesiêæ lat wiêzienia.Przeniesiona do Czelabiñska pracowa³a w obozowym szpitalu „dla politycz-nych” na Oddziale GruŸliczym. W Czelabiñsku zamieszka³a te¿ matka p. Mariirazem z ma³¹ El¿biet¹. W 1945 roku zaistnia³a mo¿liwoœæ ich powrotu do Pol-ski, ale tylko po wyra¿eniu zgody przez córkê. Doktor Tomaszewska tak¹ zgodêwyrazi³a i pani Aleksandra z ma³¹ El¿biet¹ wróci³y do kraju i zamieszka³yw Radomiu.

W 1954 roku lekarka zostaje wreszcie zwolniona z obozu w Czelabiñsku,ale pod warunkiem zamieszkania w Ni¿nym Pagile oraz osobistego meldowa-nia siê co czternaœcie dni w komendzie NKWD. £¹cznie z radzieckim paszpor-tem. 8 marca 1954 roku otrzymuje pozwolenie na powrót do Nowogródkai polecenie podjêcia pracy w miejscowym szpitalu. Tam stara siê o zgodê w³adzna odwiedzenie zamieszka³ej w Radomiu matki i córki. Wreszcie, 24 marca1954 roku, po kilkunastu latach, powraca do Polski, do Warszawy. Dziêki oso-bistym staraniom ówczesnego ministra zdrowia dr Jerzego Sztachelskiegootrzymuje wtedy nakaz pracy w szpitalu przeciwgruŸliczym w Koszalinie. Taktrafia do naszego miasta. Poniewa¿ szpital w Czelabiñsku nie zadba³ o zwrot jejdyplomu lekarskiego, musi po raz drugi zdawaæ egzaminy na Wydziale

124 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Medycznym Uniwersytetu Gdañskiego. Dyplom lekarza dostaje ponowniew grudniu 1955 roku, koñcz¹c równoczeœnie specjalizacjê I i II stopnia z zakre-su gruŸlicy i chorób p³uc.

W 1956 roku dr Tomaszewska sprowadza do Koszalina schorowan¹ matkê,która pomimo troskliwej opieki wkrótce umiera. Starania o odbudowanie rozbi-tej rodziny zostaj¹ w koñcu uwieñczone powodzeniem. Pani Maria otrzymujepozwolenie na trzymiesiêczny wyjazd do Anglii, gdzie w Londynie, po przesz³odwudziestu latach, 9 lutego 1960 roku, spotyka siê z mê¿em, z którym w tymsamym roku wraca do kraju. Ma³¿onkowie nie ciesz¹ siê d³ugo rodzinnymszczêœciem. W 1968 roku pan Edward umiera. Dr Tomaszewska znów zostajesama. Jedyna córka, El¿bieta, po powrocie z babci¹ do Polski i zamieszkaniuz ni¹ w Radomiu, ukoñczy³a szko³ê œredni¹, a nastêpnie w Warszawie studiamedyczne, uzyskuj¹c specjalnoœæ z zakresu kardiologii. Niebawem wysz³a zam¹¿ za lekarza tej samej specjalnoœci i wraz z nim wyjecha³a do Kanady, gdziemieszkaj¹ do dziœ.

Maria Tomaszewska przepracowa³a na Oddziale GruŸliczym w Koszalinie26 lat. Pracê rozpoczê³a w Sanatorium – Oddziale GruŸliczym przy ul. S³onecz-nej. Budynek, zbudowany w 1928 roku, po³o¿ony na obrze¿ach miasta, z dalaod zgie³ku, opodal lasu, o unikalnym mikroklimacie, by³ doskona³ym, zacisz-nym miejscem dla ludzi chorych, potrzebuj¹cych ciszy i spokoju. By³y tu prze-stronne pomieszczenia i rozleg³e tarasy o ka¿dej porze roku pe³ne s³oñca. Cho-roba p³uc jest d³ugotrwa³a. Wymaga bardzo starannego leczenia i opiekimedycznej. Chorzy, zdaj¹c sobie sprawê z zagro¿enia, s¹ szczególnie wra¿liwi,zdenerwowani, wymagaj¹ cierpliwoœci, ³agodnoœci i zrozumienia. Dr Toma-szewska pomimo ciê¿kich osobistych prze¿yæ, swoich chorych wita³a zawszeprzyjaznym uœmiechem, mi³ym, ciep³ym s³owem. S³ucha³a opowiadañ, skarg,pomaga³a w cierpieniu, nie liczy³a godzin spêdzanych przy ³ó¿kach chorych.

Ca³e zawodowe ¿ycie poœwiêci³a walce z gruŸlic¹, która w pierwszychpowojennych latach sia³a spustoszenie. W œrodowisku lokalnym zyska³a opiniênie tylko cenionego lekarza, ale tak¿e zas³u¿onego spo³ecznika, wra¿liwego naludzk¹ dolê, na cierpienie. Nie jest pionierk¹ Koszalina z jego pierwszychpowojennych lat, bo w tamtym czasie przebywa³a w radzieckich ³agrach, ale poprzyjeŸdzie do naszego miasta w po³owie lat piêædziesi¹tych, tu w³aœnie spê-dzi³a blisko pó³ wieku. Zmar³a 8 stycznia 2001 roku skoñczywszy 91 lat. Spo-czê³a na koszaliñskim cmentarzu obok matki i mê¿a, ¿egnana przez przyjació³,wdziêcznych pacjentów i koszaliñsk¹ spo³ecznoœæ. Odszed³ cz³owiek dobry,skromny, ¿yczliwy ludziom, zawsze pogodny, niestrudzony w walce o ludzkie¿ycie – Cz³owiek Niezwyk³y. Odszed³ zas³u¿ony lekarz, pionier koszaliñskiejs³u¿by zdrowia.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 125

Henryk ¯udro

Z KRONIKARSKICH ZAPISKÓW

Urodzi³em siê w 1928 r. na kolonii W³uki, powiat Wo³komysk, obecnie –Bia³oruœ Zachodnia. Ojciec mia³ tam oko³o 11 ha ziemi. Ja w³aœnie ukoñczy³em4 klasy szko³y podstawowej, gdy we wrzeœniu 1939 roku tereny te zajê³y woj-ska radzieckie. Zaczê³y siê rz¹dy nowej sowieckiej w³adzy. Ma³a iloœæ posiada-nej ziemi uchroni³a nasz¹ rodzinê, zaliczon¹ do tzw. „œredniaków”, od deporta-cji na daleki Wschód i wielu innych represji. Zamo¿niejsi mieszkañcy wsi,zwani wtedy ku³akami, zostali wywiezieni na rozleg³e tereny ZSRR na ponie-wierkê, g³ód i kator¿nicz¹ pracê.

W 1945 r. w ogólnej, przymusowej repatriacji wyjecha³em z rodzin¹ doPolski na Ziemie Zachodnie. Jechaliœmy trzy tygodnie w czasie jesiennych,ch³odnych dni w wagonach-wêglarkach. W zamian za pozostawione mienieotrzymaliœmy poniemieckie gospodarstwo w powiecie Drawsko Pomorskie.

Pomaga³em rodzicom w pracy w gospodarstwie i dorywczo pracowa³emw jednostkach gospodarki rolnej. Mia³em 21 lat i trzeba by³o uzupe³niæ swoj¹„edukacjê”. W systemie zaocznym i przyspieszonym zaliczy³em GimnazjumOgrodnicze, Technikum Rolnicze, a w 1965 r. podj¹³em studia zaoczne w Wy¿-szej Szkole Nauk Spo³ecznych w Warszawie, które zakoñczy³em uzyskaniemstopnia magistra. Pracê zawodow¹ rozpocz¹³em w 1950 r. w Delegaturze Naj-wy¿szej Izby Kontroli w Koszalinie, gdzie nieprzerwanie przepracowa³em40 lat. W 1954 r. zawar³em zwi¹zek ma³¿eñski z Jadwig¹ Zygiert, córk¹ znane-go pioniera i dzia³acza z Drawska Pomorskiego. Wnet rodzina powiêkszy³a siêo dwóch dorodnych ch³opaków. Dojazdy do pracy, prowadzenie dwóch domówby³y dla nas bardzo uci¹¿liwe. W 1957 r. otrzymaliœmy upragnione mieszkaniew Koszalinie, który sta³ siê dla naszej rodziny nasz¹ „ma³¹ ojczyzn¹”. W licz-nych swoich publikacjach, wspomnieniach stara³em siê jak najszerzej upo-wszechniaæ jego piêkno, dynamiczny wszechstronny rozwój i bogat¹ historiê.

Od 1977 r. jestem aktywnym cz³onkiem Oddzia³u Polskiego TowarzystwaPamiêtnikarskiego w Koszalinie, jego wspó³organizatorem. Od wielu lat syste-matycznie prowadzê kronikê rodzinn¹. S¹ to zapiski kronikarskie, zwi¹zanez moim codziennym ¿yciem, aktualnymi wydarzeniami i moimi na ten tematrefleksjami. Wiele z nich znalaz³o siê w publikacji zbiorowej, pt. „Nasza Zie-

126 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

mia”, wydanej przez Wydawnictwo Poznañskie w 1982 r. z okazji og³oszeniakonkursu na Jubileusz 25-lecia mieszkañców Ziem Zachodnich.

A to fragment moich zapisków z lutego 1992 roku: „Minê³y ju¿ dwa lata,jak jestem na emeryturze. ¯ona Jadwiga ze wzglêdów zdrowotnych wczeœniejprzesz³a na rentê. Czas wolny od dotychczasowych obowi¹zków s³u¿bowychpoœwiêcam rodzinie. Ona dziœ stanowi sens mojego ¿ycia. Nasze wspólnedochody pozwalaj¹ utrzymaæ siê jeszcze powy¿ej skali ubóstwa, chocia¿dystans do tej granicy jest coraz mniejszy. Wszystkie oszczêdnoœci, jakie uda³onam siê zgromadziæ w czasie pracy, przeznaczyliœmy na wykupienie naszegomieszkania komunalnego, które zamieszkujemy ju¿ od ponad trzydziestu lat.Kierowaliœmy siê nie tyle w³asnym interesem, co trosk¹ o przysz³oœæ naszychwnuków.

Rano idê do naszego sklepu spo¿ywczego w œródmieœciu po zakupy. Oka-zuje siê, ¿e w sklepie dziœ znów wszystko podro¿a³o. Cena chleba skoczy³ao kolejne 300 z³., mleko te¿ o parêset z³. W kolejce do lady emeryci skrupulat-nie licz¹ ka¿d¹ stuz³otówkê, wysup³ywan¹ ze swych coraz chudszych portfeli.Z³orzecz¹ przy okazji na w³adzê, która tak bezlitoœnie wstrzymuje ich emery-taln¹ waloryzacjê.

Po œniadaniu wêdrujê na nasz¹ dzia³kê ogrodnicz¹ poza miastem. Czas braæsiê za przeœwietlanie drzew owocowych. Na dzia³ce znajdujê prawdziwy azylod œródmiejskiego ha³asu, mogê do woli popracowaæ fizycznie, odprê¿yæ siê,a przy okazji pogawêdziæ z s¹siadami. Tak by³o i dziœ. Podszed³ jeden, do³¹czy³drugi. Zaczêliœmy od spraw fachowych, dotycz¹cych naszych roœlin, zarazpotem „wjechaliœmy” na politykê. Zastanawialiœmy siê nad skutkami, jakieprzynieœæ mo¿e wojna polityczna, tocz¹ca siê na szczytach w³adzy. Nie pomi-nêliœmy i naszych emeryckich problemów. Utyskiwaliœmy na relatywniemalej¹ce z ka¿dym miesi¹cem nasze zabezpieczenia finansowe. Ono dla wielunie wystarcza nawet na bardzo skromne ¿ycie. Któryœ wspomnia³, ¿e jestnadzieja w maj¹cej niebawem powstaæ partii emerytów i rencistów. Wyrazi³emw¹tpliwoœæ co do tego. Przecie¿ mamy ju¿ swój zwi¹zek emerytów i rencistów,zamiast tworzyæ now¹ partiê, wystarczy pobudziæ go do aktywniejszejdzia³alnoœci. Po obiedzie wpada od nas na krótko nasz starszy syn Heniek. Podziesiêcioletnim okresie wyczekiwania – rok temu otrzyma³ z „Przylesia”³adne, funkcjonalne M-3. Radoœæ trwa³a do chwili, kiedy dowiedzia³ siêo wysokoœci obci¹¿eñ finansowych. Najpierw musia³ wp³aciæ 30 milionów,a teraz co miesi¹c p³aci po trzy miliony (w walucie obowi¹zuj¹cej w tym cza-sie). A zad³u¿enie zamiast maleæ, wci¹¿ roœnie i siêga ju¿ kwoty 199 mln. Niema realnych widoków, a¿eby móg³ siê z tego kiedykolwiek wydŸwign¹æ. Czy

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 127

jedyn¹ alternatyw¹ dla zad³u¿onych lokatorów maj¹ byæ slumsy na obrze¿achmiasta, o czym coraz czêœciej siê mówi?

Dziœ na mnie przypad³a kolej pójœcia po naszego m³odszego wnuka Wojtu-sia do przedszkola. Przechodz¹c przez Plac Staromiejski zatrzymujê siê nachwilê przed sporym t³umem manifestuj¹cych pod znakiem StowarzyszeniaBezdomnych i zwi¹zku zawodowego „Kontra”. Z transparentów krzycz¹ has³a– ¿¹dania: chleba i pracy. Naprzeciw frontonu ratusza ustawiono ma³¹, jasnejbarwy trumienkê, opatrzon¹ napisem „Przysz³oœæ naszych dzieci”.

Ktoœ przemawiaj¹c przez mikrofon w twardych s³owach wylicza krzywdyi upokorzenia, jakich doznaje dziœ œwiat pracy. ¯¹da³ niezw³ocznej dymisjiwojewody, prezydenta miasta i ca³ej Rady Miejskiej za nieudolne rz¹dy i do-prowadzenie do masowego bezrobocia. Rozlegaj¹ siê okrzyki aprobaty, oklaskii gwizdy.

Z moim Wojtusiem wracamy z przedszkola zaciszn¹ promenad¹ wzd³u¿Dzier¿êcinki. Malec przez ca³¹ drogê weso³o szczebiocze, podskakuje, nie omi-nie ¿adnej napotkanej ka³u¿y – cieszy siê po dzieciêcemu, a ja z trosk¹ myœlêo przysz³oœci tego dziecka. Jego ojciec, a nasz syn, od d³u¿szego czasu jest bez-robotny, bez prawa do zasi³ku. Tylko czasem doraŸnie „z³apie” jak¹œ fuchê.Matka ch³opca, moja synowa nie ma ustabilizowanej sytuacji mieszkaniowej.

Przechodzimy z Wojtusiem w pobli¿u katedry obok pomnika MartyrologiiPolaków na Wschodzie. Dziœ jarzy siê on mnóstwem p³on¹cych nagrobnychœwiate³. Dziecko zatrzymuje siê oczarowane tym niecodziennym widokiem.T³umaczê mu, ¿e dzisiaj przypada 53 rocznica pocz¹tku wywózki Polaków naSybir przez w³adzê radzieck¹ z dawnych Kresów Wschodnich. Pamiêtamdobrze tamte czasy. Luty 1940 r. by³ szczególnie mroŸny i zaœnie¿ony.Mieszkaliœmy na zagubionej na krañcach Bia³ostocczyzny polskiej kolonii.W czasie dni i nocy z trwog¹ oczekiwaliœmy na swoj¹ kolej. Na szczêœcie nasominiêto.

Wracamy do domu, gdzie czeka ju¿ na Wojtusia jego ojciec. Zostajemyz Jadwig¹ sami. Mia³a dziœ pe³en wra¿eñ, ciê¿ki dzieñ. Musi odpocz¹æ. Po kola-cji siadam do lektury „Namiêtnoœci” I. B. Singera o dziejach ¯ydów polskichdo czasu ich totalnej zag³ady. Opisy zdarzeñ konfrontujê z w³asnymi wspo-mnieniami. Z mroków pamiêci wy³aniaj¹ siê cienie mych szkolnych ¿ydow-skich przyjació³, rówieœników.

Wolno p³yn¹ godziny. Zabieram siê do porz¹dkowania mych starych kroni-katorskich zapisków i fotografii. Od pewnego czasu pracujê nad kronik¹rodzinn¹. Chcia³bym, a¿eby ona pozosta³a trwa³¹ pami¹tk¹ dla naszych potom-nych.

128 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

STARE I NOWE FOTOGRAFIE

Z KLUBOWYCH KRONIK

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 131

90 lecie urodzinCzes³awy Pietruszyñskiejorganizatorki OgniskaMuzycznego w Koszalinie

Wieczornica cz³onkówKlubu - rok 1972.

Od lewej:Jerzy Mikutowicz,

Pawe³ Hudyma,Wiktor Lipko,

Maria Hudymowa,Andrzej Stefañczak,

Jadwiga Jelec,Mieczys³aw Jarzêcki

Spotkanie cz³onków Klubu– 1972 r.siedzi – K. Mytnikreferuje – M. Hudymowasiedz¹ od lewej:red. Dzieniewicz, J. Godek,E. Piekutowski, P. Hudyma

132 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Rada Programowa - 1976 r.Od lewej: Mieczys³aw Mech, Karol Mytnik, Stanis³aw G³owacki i inni

Prezydium Rady Programowej - 1978.Od lewej: Józef Weiss, Karol Mytnik, Stanis³aw G³owacki, Edward Piekutowski

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 133

Pieœn o Ziemi Koszaliñskiej

W³adys³aw Turowski– twórca koszaliñskiego hymnu

134 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Ods³oniêcie pami¹tkowych tablic nabudynku przy ul. Zwyciêstwa 117we wrzeœniu 2007 r.: Szko³yPodstawowej nr 1, Szko³y Podstawowejdla Pracyj¹cych i Liceum dlaPracuj¹cych. Ods³ania PrezydentKoszalina Miros³aw Mikietyñski orazMaria Hudymowa

Pionierzyznów dzia³aj¹.

Pierwsza z lewej:Bronis³awa

Bielewicz

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 135

Z uroczysyoœci ods³oniêciapami¹tkowej tablicyw b. Szkole Podst. nr 2w 2007 r. Na zdjêciudrugi od lewej PrezydentKoszalina Miros³awMikietyñski

Ods³oniêcie pami¹tkowej tablicyw gmachu Liceum nr 1

przy ul. Konstytucji 3 Majaprzez wieloletniego pracownikaszko³y Szczepana Kuczyñskiego

fot.

Pio

trJa

b³oñ

ski

KOSZALIÑSCY PIONIERZY

136 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Tadeusz Fikowicz – ¿o³nierzLWP gen. Berlinga

Joachim Godek – organiz.J.K.P – dzia³acz spo³eczny

Maria Hudymowa – naucz.,z-ca dyr. Wojewódzkiej

i Miejskiej BibliotekiPublicznej

Jadwiga Jelec – naucz.,dyr LO nr 1

Henryk Jaroszyk – naucz.,dzia³acz polonijny

– pose³ na Sejm Edward Piekutowski –naucz.– dyr. Liceum dla

Pracuj¹cych

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 137

Boles³aw Ramecki – technikbudowlany

Hieronim Staszewski –organizator handlu

w Koszalinie i województwie

Józef Szantyr – dyr Miejsk.i Wojewódz. Szpitala

Maria Ramecka – prac.administracyjny

Roman Sierociñski – naucz.organizator i dyrektor Liceum

dla Pracuj¹cych

Maria Wasilewska – naucz. –kier. Szko³y Podst. nr 2

Jan Pohorski – prezesS¹du Okrêgowego

Felicja Czes³awa Pietruszyñska– organizatorka ogniska

muzycznego, naucz. muzyki

Jan Rajda – pracownikNBP

138 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Wac³aw Witczyñski – naucz. –dzia³acz oœwiatowy i ZNP

Józef Weiss – kupiec,dzia³acz spo³eczny

Wanda Wojdy³o– nauczyciel

Danuta Irena Plutecka – dr stomatologii w Koszalinieod 1945 r. wiêzieñ obozów koncentracyjnych,wieloletnia dzia³aczka Polskiego TowarzystwaPamiêtnikarskiego Polskiego w Koszalinie i innychorganizacji i stowarzyszeñ spo³ecznych.

Anastazja Siczek – nauczycielka-bibliotekarka, wieloletniaradna Miejskiej i Wojewódzkiej Rady Narodowej w Koszalinie,wspó³organizatorka i aktywna dzia³aczka StronnictwaDemokratycznego, wspó³organizatorka w³adz miejskichi wojewódzkich Polskiego Towarzystwa Turystyczno –Krajoznawczego, zwi¹zana z wieloletni¹ dzia³alnoœci¹Polskiego Czerwonego Krzy¿a.

Beata Mech – pracownik Narodowego BankuPolskiego, od 1945 r. Zwi¹zana z Koszalinem,wieloletnia dzia³aczka Klubu Pioniera Miasta

Koszalina – sekretarz i równoczeœnie spo³ecznypracownik odpowiedzialny za prowadzenie

dokumentacji i spraw finansowych Towarzystwa.

Przyjacielskie spotkanie – 2000 r.Od prawej:

Teresa Piekarska – Piecha – na-uczycielka, mieszkanka Koszalinaod 1945 r. pracownik Wydzia³uOœwiaty MRN, a nastêpnie Wydzia-³u Kultury WRN w Koszalinie, od1950 r. organizator, instruktorOgnisk Muzycznych w woj. Kosza-liñskim. Wspó³organizator i d³ugo-letni przewodnicz¹cy Chóru Inwa-lidów Wojennych „Frontowe Drogi”zorganizowanego przy Zarz¹dzieOkrêgu Inwalidów Wojennych w Ko-szalinie w 1982 r. Ceniony dzia³aczspo³eczny w upowszechnianiu dzia-³alnoœci zespo³ów amatorskich, czy-

telnictwa wœród spo³ecznoœci wiejskiej, a szczególnie w Pañstwowych Gospodarstwach Rolnych.

Józef Korczak – oficer WP. Znany, aktywny dzia³acz spo³eczny Towarzystwa Krajoznawczegoi Pamiêtnikarskiego. Organizator wielu zlotów m³odzie¿owych. Prelegent Towarzystwa WiedzyPowszechnej popularyzuj¹cy historiê Pomorza Zachodniego, a szczególnie woj. Koszaliñskiego.Autor wspomnieñ publikowanych w niniejszym zbiorze.

Irena Krupska – Do Koszalina przyjecha³a z „Grup¹ Organizacyjn¹ Gniezno” w kwietniu 1945 r.Jedna z pierwszych radnych m. Koszalina. Aktywny dzia³acz Polskiego Czerwonego Krzy¿a,wspó³organizator Oddzia³u Ligi Kobiet, wychowawca Pañstwowego Domu Dziecka, d³ugoletnispo³eczny kurator dla nieletnich. Zrzeszona w Bractwie Literackim jest autorem wielu wierszyzwi¹zanych z Koszalinem.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 139

STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓ£ KOSZALINAKLUB PIONIERA MIASTA KOSZALINA

KOSZALIÑSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA

PIONIERZY ZIEMIKOSZALIÑSKIEJ

I ICH WSPOMNIENIA

TOM II

SPIS TREŒCI

Wstêp do czêœci II – Janina Stolc ...................................................................................... 5

I. Historia Klubu Pioniera Miasta Koszalina – rok 2009 – Maria Hudymowa .............. 13

II. Wspomnienia Pionierów:

– Koszalin miasto najpiêkniejszych lat naszego ¿ycia – wspomnienia Krystynyi Stanis³awa Aftraczuków (opr. M. Hudymowa) ..................................................... 21

– Stary zejman z Ustronia Morskiego (wspomnienie o Ludwiku Bujewiczu)- opr. M. Hudymowa ................................................................................................... 29

– Syn Pu³ku (wspomnienie o Tadeuszu Fikowiczu) – Wanda Fikowicz(opr. M.Hudymowa) ..................................................................................................... 35

– Zd¹¿yæ przed œmierci¹ – W³adys³aw Jermakowicz .................................................... 39

– Wspomnienie o Stefanie Napierale – M. Hudymowa ................................................ 49

– Pierwsza bibliotekarka – siostra Witolda (wspomnienie o Marii Pileckiej)– opr. Maria Hudymowa .............................................................................................. 53

– Mój pierwszy rok na Pomorzu Œrodkowym – Józef Szantyr..................................... 59

– To ju¿ minê³o tyle lat… – Bo¿ena Zalewska ............................................................ 69

– Kim by³ Henryk Jaroszyk – Maria Hudymowa ......................................................... 77

III. Recenzje: …….................................................................................................................. 84

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 3

Dr Janina StolcWiceprzewodnicz¹caKlubu Pioniera Miasta Koszalina

WPROWADZENIE DO CZÊŒCI DRUGIEJ

„Wspomnienia pionierów Ziemi Koszaliñskiej” wywo³a³y w czasie promo-cji ksi¹¿ki tak du¿e zainteresowanie, ¿e zaistnia³a potrzeba uzupe³nienia i roz-szerzenia tego materia³u. Wiele osób zg³osi³o chêæ zmierzenia siê z rol¹ „œwiad-ka historii” i powierzenia swych wspomnieñ, w celu uzupe³nienia ogólnej wie-dzy o tamtych pionierskich czasach. Wielu z nas analizuje siebie i œwiat wokó³.W ten sposób staramy siê zrozumieæ istotê ¿ycia i przemijania.

Losy ludzi w czasie wojny czêsto uwarunkowane by³y miejscem urodzenia.O takich dwóch ró¿nych œcie¿kach ¿yciowych, które zbieg³y siê w Koszalinienapisa³a p. Maria Hudymowa przedstawiaj¹c prze¿ycia pani Krystyny i Sta-nis³awa Aftarczuków.

Zaczê³o siê, jak w wielu rodzinach, w pamiêtnym roku 1939. Ojciecposzed³ na wojnê, a jedenastoletnia córka Krystyna zosta³a z matk¹ w Siedl-cach. Dalej by³o wymuszanie przez okupanta ciê¿kiej pracy nawet od dzieci.Roz³¹ka Krystyny z matk¹, ciê¿ka jej choroba (tyfus), koszmar okupacyjnychlat, zakoñczenie wojny i radoœæ powrotu do domu. Radoœæ jednak nie by³ape³na. Ojciec zgin¹³ w czasie wojny. Siedlce by³y zniszczone.

Krystynê z kole¿ank¹ namówiono, a¿eby zaczê³y ¿yæ od nowa w Koszali-nie, gdzie przyby³y 1 lipca 1945 r. PUR przydzieli³ im mieszkanie i zatrudnie-nie. Pani Krystyna tak okreœla ten czas: „W wolnych od pracy godzinachodgruzowywa³yœmy ulicê 1 Maja. Nikt nie liczy³ siê z godzinami pracy, ani te¿pyta³ o wynagrodzenie. Byliœmy wszyscy dla siebie bliscy, serdeczni. Cieszy-liœmy siê wolnoœci¹”. Niebawem pozna³a p. Henryka Aftarczuka. Przyby³ onz Armi¹ gen. Berlinga. Jednostka p. Stanis³awa stacjonowa³a w Koszalinie.Pobrali siê. Za³o¿yli w³asn¹ rodzinê.

Losy jej mê¿a by³y trudniejsze. Urodzi³ siê na przedwojennych terenachPolski Wschodniej (wieœ Michalcze pow. Horodecko). Po wkroczeniu Rosjanpracowa³ w ko³chozie. Po zdobyciu tych terenów przez wojska niemieckiezacz¹³ siê terror, ³apanki, wiêzienia, obozy koncentracyjne. Kiedy Niemcy

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 5

ponieœli klêskê pod Stalingradem – ponownie wojska radzieckie zajê³y by³e zie-mie polskie. Nasili³ siê ukraiñski szowinizm. UPA dokonywa³a coraz bardziejpotwornych morderstw na polskiej ludnoœci. P³onê³y wsie, ginêli niewinniludzie, bez wzglêdu na wiek i tylko za to, ¿e byli Polakami.” Pójœcie do wojskastworzy³o szansê wydostania siê z krwawej matni. Razem z Armi¹ gen. Berlin-ga p. Henryk dotar³ na Ziemie Odzyskane. W Koszalinie pozna³ swoj¹ma³¿onkê, uzupe³ni³ kwalifikacje, podj¹³ pracê w Zespole Szkó³ Samochodo-wych. Miar¹ jego dokonañ wojskowych i cywilnych by³y wysokie odznaczenia.Po 63 latach ma³¿eñstwa p. Aftarczukowie stwierdzaj¹ wspólnie: „Koszalin tomiasto naszej m³odoœci, - to miasto najszczêœliwszych lat naszego ¿ycia”.

X

Inny rodzaj wspomnieñ stanowi opracowanie zatytu³owane „Zd¹¿yæ przedœmierci¹”.

Prof. W³adys³aw Jermakowicz przedstawia w nim okres swego dzieciñ-stwa i lat szkolnych. Autor opisuje zmagania rodziców zwi¹zane z po³¹czeniemrodziny, której czêœæ pozosta³a na dawnych polskich terenach. Najwiêcej uwagipoœwiêca opisowi prze¿yæ z dzieciñstwa, po zamieszkaniu z rodzicami w Ko-szalinie; - kolejne mieszkania, podwórka przy ul. Rzemieœlniczej i £u¿yckiej.W tej pracy pisze o przyjaŸniach ch³opiêcych, kontaktach z s¹siadami, przedsta-wia ró¿ne fragmenty miasta, warunki ¿ycia w tamtym okresie. To wszystko sta-nowi ciekawy materia³ uzupe³niaj¹cy do tego, co zaprezentowali inni autorzy.Szkoda, ¿e praca urywa siê tak wczeœnie, wiadomo jednak, ¿e dalsza czêœæ¿ycia prof. W³adys³awa Jermakowicza odbywa siê ju¿ na innych terenach Pol-ski i œwiata (zosta³ przyjacielem i wspó³pracownikiem prof. Leszka Balcerowi-cza).

X

Cz³owiekiem, który ca³e swe doros³e ¿ycie poœwiêci³ Ziemi Koszaliñskiejby³ p. Stefan Napiera³a. Po maturze, jako ¿o³nierz wrzeœnia 1939, trafi³ do sta-lagu w Gubinie. Nastêpnie wywieziony w g³¹b Niemiec, pracowa³ przez 5 latw fabryce zbrojeniowej. Po wojnie podj¹³ siê pracy w szkolnictwie, po-cz¹tkowo we wsi pod Zielon¹ Gór¹, póŸniej w Liceum Ogólnokszta³c¹cymw Drawsku Pomorskim a nastêpnie w Liceum Ogólnokszta³c¹cym w Ko³obrze-gu, gdzie pe³ni³ funkcjê prezesa ogniska ZNP.

6 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Po utworzeniu województwa koszaliñskiego zosta³ zastêpc¹ kierownikaWydzia³u Kultury Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej, a w 1965 r.powierzono mu „Filmos”. Od 1976 r. a¿ do przejœcia na emeryturê by³ general-nym sekretarzem Koszaliñskiego Towarzystwa Spo³eczno-Kulturalnego.Zarówno w pracy zawodowej jak i spo³ecznej wyró¿nia³ siê du¿ym talentemorganizacyjnym. W³¹cza³ siê i uczestniczy³ w powstawanie i dzia³anie wieluinstytucji kulturalnych w mieœcie i województwie. W pamiêci mieszkañcówKoszalina przetrwa³ jako wybitny, ¿arliwy dzia³acz spo³eczno-kulturalny.

X

Inn¹ drogê przesz³a p. Bo¿ena Zalewska, która swe opracowanie zaty-tu³owa³a „To ju¿ minê³o tyle lat”. Jej wspomnienia siêgaj¹ domku nad rzek¹Styr, w mieœcie £ucku, gdzie przebywa³a wraz z matk¹ w czasie wojny. Jed-nostka ojca stacjonowa³a po wojnie w Koszalinie, dok¹d uda³o mu siê sprowa-dziæ ¿onê i córkê. £uck nie nale¿a³ ju¿ do Polski,- wiêc now¹ ojczyzn¹ sta³ siêdla nich Koszalin - pe³ny, jak pisze autorka – gruzów i spalonych domów.

Okres zdobywania edukacji przedstawiony przez p. Bo¿enê pozwala ocaliæod zapomnienia niektóre nazwiska pedagogów, nie tylko przez ni¹ wspominanez wdziêcznoœci¹, np. p. Maria Rogalska, p. Tadeusz Cierpiszewski, p. Bogus³awPlanutis, p. Anna Skrobisz.

Zdobyte kwalifikacje umo¿liwi³y p. Bo¿enie podjêcie pracy w szkole,a póŸniej w bibliotece publicznej i bibliotekach szkolnych. Wyposa¿y³y j¹ tak¿ew umiejêtnoœæ podejmowania wielorakiej pracy spo³ecznej, miêdzy innymiw harcerstwie. P. Bo¿ena jest ju¿ na emeryturze. Z uwag¹ obserwuje dyna-miczn¹ rozbudowê miasta, w którym spêdzi³a prawie ca³e ¿ycie.

X

Zbli¿ona zawodowo do p. Bo¿eny by³a pani Maria Pilecka. Tak jak tamta,równie¿ pracowa³a w szkolnictwie, a póŸniej w bibliotece. ¯ycie jej okaza³o siêbardziej skomplikowane. Urodzi³a siê w 1900 r., a zmar³a maj¹c 91 lat. Prze-¿y³a dwie wojny œwiatowe. Pochodzi³a ze zubo¿a³ej rodziny ziemiañskiej.Posiada³a rodzeñstwo: siostrê Wandê i brata Witolda. Do gimnazjum uczêsz-cza³a w Wilnie, szko³ê œredni¹ skoñczy³a w Orle. Otrzymanie pracy w szkoleby³o w tamtym czasie bardzo trudne. Pracowa³a wiêc przejœciowo w urzêdziepocztowym, nastêpnie w administracji kolejowej, a póŸniej w InspektoracieOœwiaty w Wilnie. W roku 1923 otrzyma³a nauczycielski etat w wiejskiej szko-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 7

le, ko³o Lidy. Po ukoñczeniu Wy¿szego Kursu Nauczycielskiego od 1930 rokupracowa³a w œredniej szkole w Lidzie, a¿ do wybuchu II wojny œwiatowej.W czasie wojny utrzymywa³a siê z korepetycji. By³a organizatorem tajnegonauczania.

Po wojnie od lipca 1945 zamieszka³a wraz z siostr¹ i jej rodzin¹ w Koszali-nie w domku przy ul. K. Szymanowskiego, który otrzyma³a w rekompensacieza pozostawione w zwi¹zku z repatriacj¹ mienie. W Koszalinie pocz¹tkowopracowa³a w Komisji Opieki nad Ksi¹¿k¹. W 1946 roku zosta³a kierownikiemPowiatowej Biblioteki Publicznej, gdzie pracowa³a a¿ do przejœcia na emerytu-rê. Organizowa³a filie biblioteczne i biblioteki na wsi. Jej dzia³alnoœæ w zakre-sie rozwoju czytelnictwa mia³a ogromne znaczenie, szczególnie w okresiewalki z analfabetyzmem.

Pani Maria Pilecka cieszy³a siê du¿ym autorytetem. Stanowi³a niedoœci-gniony wzór pracownika, który potrafi poœwiêciæ ¿ycie pasji zawodowej. Mimotrudnych prze¿yæ wojennych i ich nastêpstw cechowa³ j¹ spokój i pogoda.Wyró¿nia³a siê wysok¹ kultur¹ bycia, wiedz¹, ¿yczliwoœci¹, a przede wszyst-kim niespotykan¹ skromnoœci¹. Ludzi tej miary ju¿ prawie siê nie spotyka.

X

Innym bibliotekarzem te¿ niezwyk³ym by³ p. Ludwik Bujewicz z UstroniaMorskiego. W pierwszym okresie swego doros³ego ¿ycia fascynowa³ siêmorzem. To zauroczenie mu pozosta³o, bo na miejsce osiedlenia i pracy zawo-dowej wybra³ po wojnie Ko³obrzeg.

W roku 1946 podj¹³ pracê felczera, co trwa³o dwa lata, przez rok by³ (jakpodaje autorka) – kierownikiem sanitarnym, a w nastêpnych trzech latach pra-cowa³ jako nauczyciel ³aciny w Liceum Ogólnokszta³c¹cym w Ko³obrzegu.

Na resztê swego ¿ycia wybra³ Ustronie Morskie, gdzie w roku 1957 podj¹³siê pracy w Gminnej Bibliotece Publicznej. Swoj¹ placówkê wyposa¿y³w egzotyczne zbiory morskie. Uznanie dla jego pracy w bibliotece zosta³owyra¿one w wypowiedziach czytelników zamieszczonych w „Ksiêdze uwag”.Z zapisów wynika, ¿e bibliotekê odwiedza³y licz¹ce siê osoby, takie jak: MariaD¹browska, Leon Kruczkowski, Micha³ Choromañski, Alina i Czes³aw Cent-kiewiczowie, Stanis³aw Hadyna. Wielorakie formy i kultura kontaktów z czy-telnikami dowodz¹, ¿e Ludwik Bujewicz by³ niezwyk³ym bibliotekarzem.

Opowiadanie o p. Ludwiku Bujewiczu ma swoisty urok i wartoœæ, boodkrywa niecodzienn¹ osobowoœæ, która pozostanie na d³ugo w pamiêci wieluludzi.

8 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

X

Losy wojenne p. Tadeusza Fikowicza zbli¿one s¹ do losów innych osób,wywo¿onych do Kazachstanu. Œmieræ ojca. Prze¿ycia w Samodzielnej Bryga-dzie Kawalerii. Dalsze losy w Armii gen. Berlinga. Uczestnictwo w obroniepolskiej ludnoœci przed bandami UPA na Wo³yniu. I wreszcie: „Po krótkimpostoju w Che³mie owacyjnie witani przez ludnoœæ ruszyliœmy do Lublina /…/Ogl¹daliœmy Majdanek – wra¿enie by³o przera¿aj¹ce. Stosy pomordowanychdzieci, kobiet i mê¿czyzn, – narzêdzia zbrodni i mordu. Z Lublina droga wiod³ana front” – Tak wspomina³ p.Tadeusz ten okres. Potem by³o zdobycie Warsza-wy i znowu jego s³owa: „Nie zapomnê pierwszej nocy spêdzonej w Warszawie.Miasto dogorywa³o. Myœleliœmy, ¿e nie zdo³a ju¿ powstaæ ze zgliszcz i ruin.”Potem by³a walka o Z³otów, Podgaje, Borujsko, Wa³ Pomorski. W Borujskuczo³gi grzêz³y w b³ocie , pozosta³a wiêc kawaleria. „ Dwa szwadrony przygoto-wa³y siê do szar¿y. Szar¿a uwieñczy³a zwyciêstwo. By³a to ostatnia szar¿aw tysi¹cletniej historii polskiego orê¿a, polskiej kawalerii. W kotle œwidwiñ-skim wziêliœmy do niewoli niemal ca³¹ niemieck¹ dywizjê, ³¹cznie z dowódz-twem”.

Po wojnie p. Tadeusz osiedli³ siê w Koszalinie, sprowadzi³ rodzinê z Sybe-rii. Za³o¿y³ w³asn¹ rodzinê. By³ fotografem, reporterem, dzia³aczem spo³ecz-nym, – ilustrowa³ odbudowê i rozwój miasta. Utrwala³ œlady poczynañ ludzi,którzy sprawdzili siê w trudnych warunkach.

Przedstawiona sylwetka wskazuje, jacy byli pionierzy. Od 64 lat nie by³owojny w naszej czêœci Europy. Dziœ m³odzie¿ pasjonuje siê grami komputero-wymi, komórkami, dyskotekami. – Czasy p. Fikowicza mog¹ siê wydaæ ksiê¿y-cowo odleg³e, bo ¿yjemy w okresie destabilizacji wiêzi uczuciowych i spo³ecz-nych, dewaluacji elementarnych norm. Mo¿e lektura tej ksi¹¿ki pobudzi dorefleksji?

X

W pierwszej czêœci ksi¹¿ki zosta³a miêdzy innymi przedstawiona ca³agrupa osób, zajmuj¹cych siê leczeniem i pielêgnacj¹ chorych. Druga czêœæzawiera tylko jeden taki tekst – autorskie wspomnienia doktora Józefa Szan-tyra. Przedstawi³ on w swym opracowaniu wprawdzie tylko jeden rok swegozawodowego ¿ycia w Koszalinie, ale by³ to przecie¿ pierwszy rok po wojnie,– na zupe³nie nowym dla autora terenie, rok niewyobra¿alnych trudnoœci.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 9

Mimo pocz¹tkowych problemów mieszkaniowych, dr J. Szantyr przyst¹pi³do pracy natychmiast po przyjeŸdzie. Wybra³ pracê lekarza powiatowegow Koszalinie, bo mia³ w tym zakresie doœwiadczenie zdobyte na Wileñszczy-Ÿnie. Organizacja opieki medycznej w mieœcie i powiecie nie by³a prosta. Szpi-tale koszaliñskie, Sanatorium na Rokosowie, budynek s¹du i niektóre budynkiszkolne by³y wype³nione rannymi ¿o³nierzami radzieckimi. Polscy ¿o³nierzeleczyli siê w budynku przy ulicy Fa³ata. Powiatowy Szpital Ogólny dla ludnoœcicywilnej utworzono przy ul. M.Sk³odowskiej-Curie.

W mieœcie i powiecie trwa³y epidemie chorób zakaŸnych. Tworzenie i wy-posa¿enie nowych placówek przy braku lekarzy, pielêgniarek, a tak¿e lekówwymaga³o inicjatywy i operatywnoœci, tym bardziej, ¿e stale zwiêksza³ siênap³yw repatriantów. W walce z chorobami zakaŸnymi, którym sprzyja³y z³e,powojenne warunki higieniczne dr Szantyr podj¹³ wspó³pracê z lekarzamiradzieckimi, uzyskuj¹c pomoc szczególnie w zakresie zaopatrzenia w œrodkidezynsekcyjne i dezynfekcyjne. W porozumieniu ze starost¹ E. Dobrzyckimwspó³pracowa³ z so³tysami z terenu powiatu, organizuj¹c wspólne kolumnysanitarne.

Jak wiadomo dr Józef Szantyr ju¿ 16 paŸdziernika 1945r. obj¹³ kierownic-two Szpitala Powiatowego, a z czasem wojewódzkiego. Równolegle by³ ordy-natorem oddzia³u chirurgicznego.

Niezaprzeczaln¹ wartoœci¹ materia³u przedstawionego przez doktora Szan-tyra jest precyzyjne pokazanie sytuacji w s³u¿bie zdrowia. W ten sposób ocala³ood zapomnienia wiele nazwisk i zdarzeñ. Jest tam te¿ zilustrowana lokalizacjanie tylko placówek medycznych, ale i wielu urzêdów, s¹dów, instytucji, partii,organizacji.

Dr J. Szantyr by³ lekarzem ciesz¹cym siê ogromn¹ popularnoœci¹, autoryte-tem i szacunkiem ca³ych pokoleñ mieszkañców nie tylko Koszalina, Jego wie-dza medyczna( ukoñczone studia lekarskie na Uniwersytecie w Wilnie) by³a„darem losu” w czasie niewyobra¿alnych ju¿ dziœ trudnoœci. „By³ wychowawc¹i nauczycielem ca³ego pokolenia lekarzy koszaliñskich, wzorem i przyk³ademwiedzy, pracowitoœci, skromnoœci, uczciwoœci i pe³nego oddania chorym – takmówiono, ¿egnaj¹c GO w Alei Zas³u¿onych II.

X

Sylwetka Henryka Jaroszyka jest jedyn¹ w swoim rodzaju. Nikt z auto-rów poprzednich opowiadañ i wspomnieñ nie jest tego typu bohaterem. Toczo-na przez niego walka (na ziemiach polskich, pozostaj¹cych w okresie miêdzy-

10 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

wojennym w obrêbie pañstwa niemieckiego) – o przetrwanie Polaków i przeciwwynaradawianiu – wymaga³a odwagi cywilnej i znakomitej umiejêtnoœci pracyz ludŸmi.

Konsekwentnej realizacji celów sprzyja³ fakt wychowania patriotycznego,jakie wyniós³ z domu, niez³omnoœci przekonañ i charakteru, czego wzór stano-wi³ jego ojciec. Henryk wraz z ojcem bra³ udzia³ w licznych spotkaniach, mani-festacjach, pochodach organizowanych przeciw przemocy Niemców. Kolporto-wa³ polsk¹ prasê, uczestniczy³ w dzia³alnoœci Zwi¹zku Polaków w Niemczech,walczy³ o polsk¹ szko³ê na ziemi z³otowskiej, bytowskiej i babimojskiej.

Z chwil¹ wybuchu II wojny œwiatowej – za walkê o utrzymanie odrêbnoœcinarodowej, przeciwstawianie siê germanizacji polskiej ludnoœci – wrazz tysi¹cami innych poniós³ karê. Aresztowanie a nastêpnie obozy koncentracyj-ne w Sachsenhausen i Dachau nie potrafi³y go z³amaæ. Jego powojennadzia³alnoœæ w szkolnictwie z³otowskim na stanowisku zastêpcy inspektoraszkolnego, szeroka panorama poczynañ jako kierownika Wydzia³u Kultury Pre-zydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Koszalinie a tak¿e w licznych sto-warzyszeniach kulturalnych, politycznych i spo³ecznych budzi szacunek i uzna-nie.

Jego aktywna postawa, kultura osobista, charyzma jak¹ siê wyró¿nia³w czasie pe³nienia obowi¹zków pos³a – mo¿e stanowiæ wzór pracy równie¿w dzisiejszym parlamencie.

X X X

Odchodz¹ w zapomnienie tamte czasy, w których dominant¹ ¿ycia by³apraca. Mo¿e jednak wówczas dziêki zaanga¿owaniu ³atwiej pokonywano taktrudne tory przeszkód?

Ksi¹¿ka wspomnieñ o pionierach jest pewn¹ form¹ dokumentu jednostko-wych losów ludzkich. Linia biografii jest czêsto okreœlana przez losy narodów.Niektórzy, porównuj¹c zmagania wojenne i powojenne z obecnymi problema-mi, spotykanymi w ¿yciu, okreœlaj¹ je jak zestawianie zdobywania Mont Evere-stu z wypraw¹ na Guba³ówkê. Ale i dziœ ¿yæ nie jest ³atwo. Zbyt czêsto zdarzaj¹siê nam w kraju zakrêty, a na zakrêtach nie ma znaków ostrzegawczych...

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 11

Maria Hudymowa

HITORIA KLUBU PIONIERA MIASTA KOSZALINA

ROK 2009

* 4 marca pionierzy, na zaproszenie prezydenta Koszalina Miros³awa Mikietyñ-skiego, uczestniczyli w uroczystym spotkaniu z okazji 64 rocznicy ustanowie-nia polskiej administracji w Koszalinie. Prezydent serdecznie przywita³by³ych rajców koszaliñskiego grodu. W okolicznoœciowym przemówieniupodkreœli³ znaczenie tego spotkania. Wspominano minione lata, mówionoo tych, którzy odeszli do wiecznoœci zgodnie z nieodwracalnym prawem natury.Spotkanie uœwietni³ wokalno - muzyczny wystêp m³odzie¿y z I LiceumOgólnokszta³c¹cego im. St. Dubois w Koszalinie. Pod pomnikiem „Byliœmy -Jesteœmy - Bêdziemy” z³o¿ono kwiaty i zapalono znicze.

* 18 sierpnia w Koszaliñskiej Bibliotece Publicznej odby³a siê promocja ksi¹¿kipt. „Pionierzy Ziemi Koszaliñskiej i ich wspomnienia”. Spotkanie otworzy³przedstawiciel m³odego pokolenia uczeñ II klasy Szko³y Muzycznej w Kosza-linie Jaromir Mytnik, prawnuk Karola Mytnika, wspó³organizatora i wielolet-niego przewodnicz¹cego Klubu Pioniera w Koszalinie. Pe³en wzruszenia pra-wnuczek odczyta³ fragment ksi¹¿ki dotycz¹cy wspomnieñ swojego pradziad-ka.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 13

Przewodnicz¹cy Klubu Les³aw Mytnik przywita³ zaproszonych goœcii cz³onków Klubu.

O ksi¹¿ce, jej wydaniu, opracowaniu, zebraniu wspomnieñ i roli, jak¹ winnaspe³niaæ, szczególnie wœród m³odego, dorastaj¹cego pokolenia, mówi³a MariaHudymowa, przewodnicz¹ca Rady Programowej Klubu, a o jej zawartoœcii autorach opowiada³a Janina Stolc, wiceprezes Stowarzyszenia Przyjació³Koszalina. Przewodnicz¹cy Klubu Les³aw Mytnik i Janina Stolc wrêczyliksi¹¿ki autorom wspomnieñ i cz³onkom Klubu.Publikacja zosta³a ¿yczliwie przyjêta przez czytelników o czym œwiadcz¹póŸniejsze recenzje. Czytelnicy wyra¿ali jedynie niezadowolenie, ¿e ksi¹¿kinie ma w sprzeda¿y. Publikacja ukaza³a siê w stosunkowo ma³ym nak³adzie(500 egz.), tote¿ z góry za³o¿ono, ¿e trafi nieodp³atnie do bibliotek szkolnychi publicznych, cz³onków Klubu Pioniera oraz autorów wspomnieñ. Wydawcyzdecydowali równoczeœnie, ¿e jej kolejne rozszerzone wydanie, które uka¿esiê w 2010 roku znajdzie siê w sprzeda¿y. Warto podkreœliæ, i¿ wszystkieprace autorskie i redakcyjne zosta³y wykonane spo³ecznie.

14 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

* 22 wrzeœnia Pionierzy byli goœæmi Zak³adu Gospodarki Komunalnejw Koszalinie. Zwiedzili teren zak³adu, obejrzeli najnowszy sprzêt techniczny,poznali trudne warunki pracy. Pionie-rów powita³ dyrektor PGK TomaszUciñski, uczeñ szkó³ koszaliñskich,absolwent Politechniki Koszaliñskieji z-ca dyrektora Monika Tkaczyk.Tomasz Uciñski w swoim wyst¹pieniuopowiedzia³ o historii zak³adu, osi¹g-niêciach i trudnoœciach, a tak¿e o dal-szych planach rozwoju. W dyskusjiwspominano minione lata. Mówionoo pamiêtnych wydarzeniach zwi¹za-nych z 70 – t¹ rocznic¹ niezapomnianejII wojny œwiatowej.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 15

Tomasz Uciñski, dyr. PGKi Monika Tkaczyk, z-ca PGK

Pionierzy zwiedzaj¹ zak³ad PGK

* W listopadzie Rada Klubu Pioniera podjê³a rozmowy z Andrzejem Ziemiñ-skim, dyrektorem Koszaliñskiej Biblioteki Publicznej w sprawie upamiêtnie-nia okolicznoœciow¹ tablic¹ Marii Pileckiej, jednej z pierwszych bibliotekarekpowiatu i miasta Koszalina. Maria Pilecka by³a zatrudniona w WojewódzkiejKomisji Opieki nad Ksi¹¿kami, której zadaniem by³o zabezpieczenie ksi¹¿ekponiemieckich, ich ewidencja, segregacja I przekazanie do innych bibliotekpañstwowych. Nominacjê na kierownika Powiatowej Biblioteki Publicznejw Koszalinie otrzyma³a 1 lutego 1946 r.Propozycja Rady Klubu spotka³a siê z przychylnym stanowiskiem dyrektorai pracowników biblioteki. W gmachu biblioteki w 2010 r. zostanie umieszczo-na tablica pami¹tkowa Marii Pileckiej.

* 18 grudnia z dyrekcj¹ Technikum Ekonomicznego w Koszalinie ustalono datêumieszczenia pami¹tkowej tablicy upamiêtniaj¹cej datê rozpoczêcia naukiw tej¿e szkole w 1945 r., po zakoñczeniu dzia³añ wojennych. Uroczystoœæods³oniêcia tablicy ma siê wi¹zaæ z 65 rocznic¹ istnienia szko³y.

16 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Pionierzy w PGK

* 21 grudnia odby³o siê spotkanie op³atkowe Pionierów Koszalina w jak zaw-sze goœcinnej Koszaliñskiej Bibliotece Publicznej.Przewodnicz¹cy Klubu Pioniera, Les³aw Mytnik serdecznie przywita³ zapro-szonych goœci: ks. bp Krzysztofa Zadarko, wikariusza generalnego diecezjikoszaliñsko – ko³obrzeskiej, Andrzeja Jakubowskiego, zastêpcê prezydentaKoszalina, delegacjê Klubu Pioniera z Ko³obrzegu i licznie przyby³ych naspotkanie pionierów, cz³onków Klubu.Ks. bp rozpocz¹³ uroczyste spotkanie wigilijne tradycyjn¹ kolêd¹ „Dzisiajw Betlejem”, a potem wzajemnie sk³adano sobie ¿yczenia, dziel¹c siêop³atkiem, symbolem pojednania i przebaczenia, znakiem przyjaŸni i mi³oœci.Wspominano wigilie obchodzone w rodzinnych domach i te spêdzone w okre-sie trudnych, okupacyjnych lat, w okopach, obozach koncentracyjnych, wiê-zieniach, w leœnych partyzanckich oddzia³ach. Œpiewano pe³ne piêkna i melo-dii polskie kolêdy.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 17

ks.bp. Krzysztof Zadarko, wikariuszgeneralny diecezji

œwi¹teczne ¿yczenia

* * *

Pionierzy Koszalina s¹ g³êboko zwi¹zani z regionem, ich dzia³alnoœæ klu-bowa to historia wieloletniej, spo³ecznej dzia³alnoœci najstarszego towarzystwaspo³eczno – kulturalnego w Koszalinie.

Pamiêtajmy, ¿e „pozostanie po nas tylko to, co napisaliœmy, co publikuje-my, a wszystko inne zginie z naszym odejœciem…”

18 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

WSPOMNIENIA PIONIERÓW

KOSZALIN – MIASTO NAJPIÊKNIEJSZYCHLAT NASZEGO ¯YCIA

(Wspomnienia Krystyny i Stanis³awa Aftarczuków)

KRYSTYNA:

Mia³am 11 lat, gdy wybuch³a II wojna œwiatowa. Urodzi³am siê w Siedl-cach 5 kwietnia 1928 r. Rodzice: ojciec Wac³aw i matka Eugenia byli mieszkañ-cami Siedlec. Pamiêtam jak w sierpniu 1939 r. ojciec zosta³ zmobilizowany.By³o to bardzo smutne po¿egnanie, jak siê póŸniej okaza³o – nasze ostatnie.Ojciec ju¿ z wojny nie powróci³, zagin¹³ bez wieœci. Od tamtej pory zosta³yœmysame z mam¹. Bardzo czêsto by³o ch³odno i g³odno. Ciê¿kie lata okupacji i ter-ror okupanta pozosta³y na trwa³e w mej pamiêci.

Mia³am zaledwie 14 lat, gdy w 1942 r. zosta³am zatrudniona przy sortowa-niu odzie¿y zagrabionej przez niemieckiego zaborcê w jednej z nieczynnychfabryk w Siedlcach. Posortowan¹ odzie¿ pakowano do paczek i wysy³ano nie-mieckim rodzinom do Niemiec. Po zlikwidowaniu tych magazynów zosta³amprzydzielona do przymusowej pracy w sto³ówce dla Niemców. Z ogromnymwysi³kiem dŸwiga³am 30 litrowe gary. Trudno mi by³o wykonywaæ nakazanepolecenia. Ta praca by³a ponad moje si³y, ponad si³y m³odej dziewczyny.

Niespodziewanie pewnego dnia, w jednej tylko sukience i fartuszku,zosta³am wywieziona do przejœciowego obozu pracy w Warszawie przy ul.Skaryszewskiej. By³am zrozpaczona, wyczerpana fizycznie i psychicznie, pe³nasamobójczych myœli. Wezwana przed obozow¹ niemieck¹ komisjê lekarsk¹us³ysza³am, ¿e jestem zdrowa i zdolna do pracy, choæ w rzeczywistoœci tak nieby³o.

Tak o swoich prze¿yciach w czasie, wydawaæ by siê mog³o, najpiêkniej-szych dziewczêcych lat, opowiada Krystyna Dziewulska – Aftarczuk.

W przejœciowym obozie pracy w Warszawie byli nie tylko Polacy, ale te¿Francuzi, Rosjanie, W³osi. By³a tam te¿ zatrudniona przez Niemców Polka, doktórej dobrzy ludzie skierowali moja matkê, szukaj¹cej mo¿liwoœci wydobyciamnie z obozu. Nieznajoma przyrzek³a jej pomóc. W tym czasie liczn¹ grupêRosjan przygotowywano do przymusowego wys³ania do obozu pracy w Niem-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 21

czech. Zbytnio ich nie strze¿ono w przeœwiadczeniu, ¿e nie bêd¹ podejmowaæpróby ucieczki, bo i tak nie maj¹ dok¹d. Nieznajoma kobieta ustali³a, ¿e zostanêwcielona do grupy Rosjan w miejsce zmar³ej m³odej Rosjanki i wtedy podjêtabêdzie próba ucieczki. Grupy Polaków sta³y obok grup Rosjan. W chwili„wt³aczania” k³êbi¹cych siê ludzi do bydlêcych wagonów, pewna m³oda dziew-czyna Rosjanka gwa³townie wtr¹ci³a mnie do grupy polskiej, a tam ju¿ szczêœli-wie przesz³am granicê obozu, gdzie czeka³a na mnie matka. Jeszcze tego same-go dnia obie dojecha³yœmy do domu, do Siedlec. Uda³o siê.

By³am jednak bardzo wyczerpana. W nocy dosta³am wysokiej gor¹czki.Miejscowy lekarz stwierdzi³ tyfus plamisty i skierowa³ mnie do siedleckiegoszpitala. To uratowa³o mi ¿ycie, gdy¿ Niemcy panicznie bali siê tyfusu, chorobyzakaŸnej. Ludzi chorych od razu rozstrzeliwali. Po d³ugim okresie leczenia,wycieñczona wróci³am do matki, do domu. Warunki ¿ycia nadal by³y bardzociê¿kie.

Rok 1943. Mam skoñczone 15lat. Tym razem zosta³am wywiezio-na do przejœciowego obozu pracyw Niemczech. Wraz z innymi zosta-³am zatrudniona w wielohektaro-wym gospodarstwie do prac polo-wych w ogrodnictwie. Warunki by³ybardzo trudne. Za ka¿de przewinie-nie karano nieludzkim biciem. Wy-¿ywienie by³o przeraŸliwie skrom-ne. G³ód przez ca³y czas dokucza³,a tym samym si³ do pracy by³ocoraz mniej. WiêŸniowie na ca³ytydzieñ otrzymywali jedynie po³y¿ce margaryny i marmolady, kilo-gramowy bochenek chleba i co-dziennie po siedem, czêsto nad-gni³ych ziemniaków. To by³y nie-ludzkie warunki. W obozie przeby-wali ludzie ró¿nych narodowoœci.

Przewa¿ali Polacy, Francuzi, Rosjanie i W³osi. W miarê mo¿liwoœci wzajemniesobie pomagano.

Wiosn¹ 1945 r. obóz wyzwolili Rosjanie, ale nie pozwolili wróciæ dodomów. Ludzie pracowali nadal, tym razem przygotowuj¹c ¿ywnoœæ dla wojsk

22 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Krystyna Dziewulska

frontowych. Z³agodnia³ tylko rygor i cielesne kary, polepszy³y siê te¿ ¿ywnoœ-ciowe przydzia³y.

Wojna trwa³a. W koñcu przyszed³ ten radosny dzieñ – 9 maja 1945 – za-koñczenie wojny. Wszyscy p³akaliœmy z radoœci i szczêœcia, mo¿liwoœci powro-tu do domu. W koñcu i ja wróci³am do domu, do Siedlec. Matka wita³a mnie ze³zami w oczach. Cieszy³a siê, ¿e jestem, ¿e ¿yjê, ¿e wróci³am. Siedlce, mojerodzinne miasto, by³y zniszczone – ulice pe³ne gruzów, zniszczone budynki.By³o bardzo ciê¿ko. Znajoma matki, któr¹ nazywa³yœmy „cioci¹”, dotar³a ju¿do Koszalina i zachêca³a do przyjazdu na tzw. Ziemie Odzyskane. Postano-wi³yœmy z kole¿ank¹ pojechaæ do Koszalina.

W czerwcu 1945 r. wysiad³yœmy na dworcu w Koszalinie. Ogarnê³o nasprzera¿enie. Nie wiedzia³yœmy, czy dobrze robimy. Wypalony dworzec kolejo-wy, ulice pe³ne gruzów, stosy papierów na trudnych do przejœcia ulicach, znisz-czone domy w œródmieœciu i grupy ludzi, kr¹¿¹cych poœród ruin w poszukiwa-niu odzie¿y i ¿ywnoœci. By³yœmy zrozpaczone.

W niektórych ocala³ych domach powiewa³y bia³o – czerwone chor¹giewki,mówi¹ce o tym, ¿e tam ju¿ mieszkaj¹ Polacy. Znajomej „cioci” nie odna-laz³yœmy. Na szczêœcie, dziêki uprzejmoœci spotkanych rodaków, dotar³yœmy odPañstwowego Urzêdu Repatriacyjnego przy ul. B. Chrobrego. Po dokonaniuzameldowania stwierdzaj¹cego, ¿e jesteœmy mieszkankami Koszalina od dnia1 lipca 1945 r., otrzyma³yœmy przydzia³ na mieszkanie i zatrudnienie w miej-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 23

Potwierdzenie zamieszkania Krystyny Aftarczuk

scowej sto³ówce dla pracowników województwa. PóŸniej odnalaz³yœmy te¿„ciociê”, która zaopiekowa³a siê nami w najtrudniejszych chwilach. W wolnychod pracy godzinach odgruzowywa³yœmy ul. 1-go Maja. Nikt tutaj nie liczy³ siêz godzinami pracy, ani te¿ nie dba³ o wynagrodzenie. To bardzo spaja³ospo³ecznoœæ. Wszyscy byliœmy dla siebie bliscy, serdeczni. Cieszyliœmy siê, ¿ew koñcu jesteœmy wolni, ¿e wojna ju¿ siê skoñczy³a. Teraz czekaliœmy tylko napolepszenie naszego ¿ycia.

Wiosn¹ 1946 r. wraca³am z pracy do domu przez park pe³en zieleni i kwia-tów. Niespodziewanie podszed³ do mnie m³ody, przystojny mê¿czyzna w woj-skowym mundurze i zapyta³ o ul. P³owieck¹. I tak zaczêliœmy rozmowê. Powie-dzia³, ¿e jest z by³ych terenów Polski wschodniej, jest w wojsku, w armii gen.Berlinga, a jednostka jego stacjonuje w tutejszych koszarach. Rozmowa by³ami³a, przyjazna. Poprosi³ nawet o dalsze spotkanie. Po szeœciu miesi¹cachnaszej znajomoœci ksi¹dz z Bia³ogardu w koœciele œw. Józefa w Koszaliniezwi¹za³ nas wêz³em ma³¿eñskim. Kiedy skoñczy³am 18 lat, zacz¹³ siê ju¿ okresmojego doros³ego ¿ycia.

24 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Krystyna Aftarczuk z córk¹ Alin¹ I synem Kazimierzem przed ratuszem w Koszalinie

STANIS£AW:

Urodzi³em siê 27 czerwca 1924 r. we wsi Michalcze w pow. Horodenko,woj. stanis³awowskim na Ukrainie. Jestem synem Miko³aja i Marii. W 1939 r.ukoñczy³em piêæ klas szko³y powszechnej. Mia³em wówczas 15 lat.

W tym samym roku we wrzeœniu wschodnie rubie¿e Polski zdradzieckozajê³y wojska radzieckie. Zacz¹³ siê tragiczny okres okupacji, deportacji nadaleki wschód, wiêzienia, ³agry. Organizowano nowe formy gospodarki rolnej:ko³chozy i sowchozy (odpowiednik gospodarstw rolnych). Nasta³y nowew³adze – nowe porz¹dki. Mia³em niespe³na czternaœcie lat, gdy zosta³emzatrudniony do prac polowych w miejscowym sowchozie w Michalczach.

Wiosn¹ 1941 r. Niemcy wypowiedzia³y wojnê ZSRR. Wojska sowieckiewycofa³y siê w pop³ochu. Na te opuszczone tereny wkroczyli Niemcy. Wpro-wadzono nowy ³ad i porz¹dek. Sowchozy przejête przez administracjê nie-mieck¹ przekszta³cono na tzw. ligenszafty – maj¹tki ziemskie, które by³y zobo-wi¹zane do produkowania ¿ywnoœci dla armii niemieckiej. Trwa³ terror: ³apan-ki, przymusowe obozy pracy, obozy koncentracyjne, wiêzienia. Armia niemiec-ka zaczê³a ponosiæ pora¿ki. Krwawe, rozpaczliwe walki trwa³y pod Stalingra-dem. ¯niwo œmierci zbiera³o bogaty plon. Wojna trwa³a. Front niemiecki zosta³prze³amany. Tym razem to ju¿ wojska niemieckie cofa³y siê w pop³ochui nie³adzie. Po raz drugi by³e ziemie polskie zajê³y wojska radzieckie. ¯ycie naterenach przyfrontowych stawa³o siê coraz bardziej niespokojne, nasila³ siêukraiñski szowinizm. Ukraiñska Armia Powstañcza dokonywa³a coraz bardziejpotwornych morderstw na polskiej ludnoœci. P³onê³y wsie, ginêli niewinniludzie bez wzglêdu na wiek, czy p³eæ. Ginêli tylko za to, ¿e byli Polakami.

W 1943 r. rz¹d radziecki og³osi³ powszechny pobór do wojska. Mówiono,¿e w ZSRR powstaje polskie wojsko – polska armia, której dowódc¹ mia³zostaæ gen. Berling. Szans¹ na uratowanie ¿ycia przed zbrodniami ukraiñskichugrupowañ szowinistycznych i terrorem NKWD dawa³o wst¹pienie do wojska.

By³em wtedy w wieku poborowym. Zg³osi³em siê zgodnie z otrzymanymrozkazem w komendanturze wojskowej. To by³y trudne dni ¿o³nierskiejtu³aczki. Punktem zbiorczym poborowych by³y Zaleszczyki, miasto granicz¹cejedynie przez most na rzece Dniestr z Rumuni¹. Z Zaleszczyk wagonami towa-rowymi przewieziono nas do Kijowa, stamt¹d do ¯ytomierza, dalej ju¿ kilkana-œcie kilometrów pieszo doszliœmy do Korotszyna, gdzie nas nakarmiono i danopolskie mundury. Z Korotszyna przywieziono nas w okolice Moskwy do Oœrod-ka Szkolenia Samochodowego. Po kilkumiesiêcznym przeszkoleniu, jako kie-rowca samochodowy zosta³em przydzielony do 6 Samodzielnego Dowództwa

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 25

Okrêgu Wojskowego /DOW/ w Lublinie. Zadaniem naszym by³o zaopatrywa-nie naszych jednostek wojskowych na linii Lublin – Berlin.

Po zakoñczeniu dzia³añ wojennych w maju 1945 r. nasze polskie oddzia³ystacjonuj¹ce w Niemczech powróci³y do kraju. Dowództwo Okrêgu Wojskowe-go podzielono na cztery okrêgi: Warszawa, Bydgoszcz, Poznañ i Kraków. Mojakompania zosta³a przydzielona do DOW w Bydgoszczy. W ostatnich mie-si¹cach 1946 r., kiedy w³adze województwa szczeciñskiego, ze wzglêdu na bez-pieczeñstwo, by³y czasowo w Koszalinie nim powróci³y do Szczecina, Dowód-ztwo Okrêgu przeniesiono do Koszalina. W Koszalinie po raz pierwszy by³emju¿ w marcu 1945 r. tu¿ po wyzwoleniu. Przywozi³em z Poznania ¿ywnoœæ dlanaszego wojska. Ulice mia³y tylko nazwy niemieckie i pe³ne by³y gruzów.Dojazdy do koszar by³y bardzo utrudnione. JeŸdziliœmy okrê¿nymi drogami.W poniemieckich koszarach przy ul. Wojska Polskiego kwaterowa³o wojskoradzieckie. Polskie wojsko zajmowa³o tylko cztery ocala³e bloki przy ul. Woj-ska Polskiego. By³o tam kwatermistrzostwo kawalerii, samochodziarzy, piecho-ty i ³¹cznoœci. W 1946 r. opuszczone koszary po wojskach radzieckich zajê³aBa³tycka Brygada Wojsk Ochrony Pogranicza /WOP/.

W lutym 1947 zosta³em zdemobilizowany i podj¹³em pracê w Pañstwo-wych Nieruchomoœciach Ziemskich /póŸniej Pañstwowe Gospodarstwa Rolne/.W lipcu 1950 r. zosta³em oddelegowany jako kierowca do WojewódzkiegoKomitetu PZPR w Koszalinie. Z³y stan zdrowia zmusi³ mnie do zrezygnowaniaz pracy – zosta³em taksówkarzem. We wrzeœniu 1968 r. zosta³em zatrudnionyw Zespole Szkó³ Samochodowych w Koszalinie jako nauczyciel zawodu.Uzupe³ni³em kwalifikacje zawodowe. Zaocznie ukoñczy³em Szko³ê pedago-giczno – techniczn¹ we Wrzeszczu, uzyskuj¹c kwalifikacje technika – mechani-ka z prawami nauczania. W szkole przepracowa³em 23 lata.

Za s³u¿bê w wojsku otrzyma³em nagrody i odznaczenia, m.in.: Krzy¿Walecznych, za pracê w s³u¿bie cywilnej Krzy¿ Kawalerski Orderu OdrodzeniaPolski.

W 1946 r. za³o¿y³em rodzinê. Pocz¹tkowo ka¿de z nas mieszka³o oddziel-nie. Krystyna w swoim panieñskim pokoiku, a ja w wojsku. W 1947 r. urodzi³asiê nasza pierwsza córeczka Alicja, obecnie mieszkanka Ustki. Otrzymaliœmyupragnione mieszkanie. Nasze rodzinne ¿ycie stabilizowa³o siê z ka¿dymrokiem. Mamy dwie córki i dwóch synów. Wszyscy ukoñczyli studia wy¿sze.Starszy syn Kazimierz jest oficerem marynarki handlowej i przemierza morzai oceany, a m³odszy Wies³aw by³ w Kanadzie, ale powróci³ do kraju, bo twier-dzi, ¿e Polska, to jego dom. Marilka najm³dsza te¿ ukoñczy³a studia I jest pra

26 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

cownikiekm s³u¿by weterynaryjnej w Ko-szalinie. Dochowaliœmy siê tak¿e 7 doro-s³ych wnuków i 6 prawnucz¹t, które s¹nasz¹ ogromn¹ radoœci¹.

Prze¿yliœmy z Krystyn¹ 63 lata. W paŸ-dzierniku 2006 r. w gronie bliskich i przy-jació³ œwiêciliœmy uroczyœcie nasze dia-mentowe gody – otrzymaliœmy pami¹t-kowy medal za D³ugoletnie Po¿ycieMa³¿eñskie.

* * *

Koszalin, to nasze miasto – mówi¹zgodnie Krystyna i Stanis³aw Aftarczuko-wie. – Tu poznaliœmy siê, tu urodzi³y siênasze dzieci, wnuki i prawnuki. Koszalin,to miasto naszej m³odoœci, to miasto najsz-czêœliwszych lat naszego ¿ycia.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 27

Diamentowe gody

Krystyna s³uchaczka Uniwersytetu III Wieku w Koszalinie

Maria Hudymowa

STARY ZEJMAN Z USTRONIA MORSKIEGO

(Wspomnienie o Ludwiku Bujewiczu)

Ludwik Bujewicz urodzi³ siê 22 lutego 1909 r. w Witebsku. Mia³ zaledwiepiêæ lat, gdy œwiatem w 1914 r. wstrz¹snê³a pierwsza wojna œwiatowa. Wczeœ-niej zakrêty historii w okresie trzech zaborów rozproszy³y Polaków po œwiecie.Jego rodzice - Antoni i Maria z domu Klesiñska, osiedli w Witebsku, który poI rozbiorze Polski zosta³ w³¹czony do Rosji (póŸniej ZSRR). Szko³y by³y turosyjskie, a z ukoñczeniem ich bywa³o ró¿nie, szczególnie w przypadku pol-skiej m³odzie¿y. Ale m³ody ch³opak nie myœla³ o szkole, ca³y czas marzy³o morskich wyprawach.

W wieku 21 lat mia³o spe³niæ siê jego najwiêksze marzenie - zg³osi³ siê naochotnika do Morskiej Marynarki Wojennej. Pierwszy rejs odby³ jako nurek nastatku Baltor po Morzu Ba³tyckim. Morskie ¿ycie poch³onê³o go bez reszty.Morze urzeka³o swym bogactwem i egzotyk¹. Ciekawi³a kultura mieszkañcówpoznawanych krain. Skrzêtnie zbiera³ nieznane mu dot¹d dary morza, egzotycz-ne okazy roœlin, sprzêty codziennego u¿ytku mieszkañców innych narodowoœci.Wszystko to w 1930 r. przywióz³ ze sob¹ do Polski.

Po dwuletniej s³u¿bie w Marynarce Wojennej postanowi³ jednak pójœæ doszko³y i w 1934 r. otrzyma³ œwiadectwo ukoñczenia szko³y œredniej GimnazjumWieczorowego dla Doros³ych w £odzi. W tym samym roku, przed pañstwow¹Komisj¹ Egzaminacyjn¹ w Warszawie, z³o¿y³ egzamin dodatkowy z jêzyka³aciñskiego.

I tak w wieku 25 lat, w paŸdzierniku, rozpocz¹³ studia na UniwersytecieStefana Batorego w Wilnie na Wydziale Filozofii w zakresie nauk matematycz-no- przyrodniczych. Studia przerwa³o powo³anie do odbycia obowi¹zkowejs³u¿by wojskowej, po czym powróci³ na uczelniê. Jednak niebawem zosta³ponownie zmobilizowany.

Kiedy jesieni¹ 1939 r. wybuch³a II wojna œwiatowa, pan Ludwik wojskow¹s³u¿bê morsk¹ odbywa³ jako nurek. W czasie jednej z walk zosta³ ranny. Pod³ugotrwa³ym pobycie w szpitalu w Stockodem szczêœliwie powróci³ do kraju,w którym nadal trwa³ terror okupantów. Od 1941 r. by³ ¿o³nierzem Podziemnej

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 29

Armii Wojska Polskiego - walczy³ o niepodleg³oœæ kraju w szeregach ArmiiKrajowej.

Wiod³a go jednak ci¹g³a têsknota za morzem. Po zakoñczeniu dzia³añwojennych w maju 1945 r. przyjecha³ do Ko³obrzegu i zg³osi³ siê do pracyw Powiatowym Urzêdzie Repatriacyjnym, gdzie zosta³ zatrudniony w latach1946-1948 na stanowisku felczera, sk¹d jesieni¹ w 1948 r. przeszed³ do pracyw kapitanacie Portu w Ko³obrzegu na stanowisku kierownika sanitarnego.

Z ka¿dym dniem na Pomorze Zachodnie przybywa³o coraz wiêcej ludnoœci.Mimo to brakowa³o wykwalifikowanej kadry pracowników we wszystkichdziedzinach, zw³aszcza nauczycieli.

Na apel Ministra Oœwiaty Stanis³awa Skrzeszewskiego „a¿eby do³o¿yæwszelkich starañ i si³ do odbudowy oœwiaty w Polsce” Ludwik Bujewicz zg³osi³siê do w³adz oœwiatowych w Ko³obrzegu z proœb¹ o zatrudnienie w charakterzenauczyciela. W ten sposób w 1949 r. otrzyma³ posadê w Liceum Ogólno-kszta³c¹cym w Ko³obrzegu, gdzie przez lata naucza³ jêzyka ³aciñskiego. By³nauczycielem niezwykle utalentowanym. Mia³ podejœcie do uczniów, by³ przy-jacielem m³odzie¿y.

Warto dodaæ, ¿e posiada³ rzadko spotykane zdolnoœci lingwistyczne. W piœ-mie i mowie zna³ jêzyk ³aciñski, którego w owych czasach obowi¹zkowonauczano w szko³ach œrednich i gimnazjach. Ponadto biegle w³ada³ jêzykami:niemieckim, francuskim, rosyjskim, ³otewskim, bia³oruskim i litewskim.

Czêsto opowiada³ m³odzie¿y o swoich morskich podró¿ach, o egzotycei ¿yciu mieszkañców licznych kontynentów, które pozna³, jako ¿o³nierz Marynar-ki Wojennej. Kocha³ morze. Z ka¿dym dniem têskni³ coraz bardziej do szmarag-dowych fal Ba³tyku, którego wody przep³yn¹³ w czasie szkoleniowego rejsu.

Zmêczony prze¿yciami wojennymi i codziennoœci¹ ¿ycia, postanowi³zamieszkaæ w uroczym, ale przede wszystkim po³o¿onym z dala od zgie³kumiasta Ustroniu Morskim. Zwróci³ siê do w³adz gminy z proœb¹ o zatrudnieniew miejscowej Bibliotece Publicznej.

I tak oto w 1957 roku, bêd¹c ju¿ w pe³ni dojrza³ym cz³owiekiem, zacz¹³nowy okres ¿ycia - pracê zwi¹zan¹ z propagowaniem czytelnictwa. Pomaga³amu w tym wierna, m³odsza o osiem lat towarzyszka ¿ycia, niegdyœ mieszkankawoj. rzeszowskiego, pani Ró¿a.

Ustronie Morskie by³o spokojn¹ miejscowoœci¹. Mieœci³ siê tu wypoczyn-kowy dom dla ludzi pióra, malarzy, dziennikarzy, muzyków, artystów i rzeŸbia-rzy. Szukali oni w tym miejscu odprê¿enia, ciszy i ukojenia po tragediach,jakich doznali w obozach koncentracyjnych, wiêzieniach, czêsto po utracie bli-skich, czy pozbawieniu ca³ego dorobku swego pracowitego ¿ycia.

30 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

„W tym czasie w Ustroniu nie by³o rozrywek szerokiego œwiata, jazgoturozg³oœni radiowych. By³o tylko szmaragdowe morze, z³ociste pla¿e i ¿ywicznawoñ z pobliskich œwierkowych drzew. By³a równie¿ Gminna Biblioteka, ale takajakaœ niecodzienna, niezwyk³a”- wspomina pani Wawrzycka, dziennikarka,wówczas mieszkanka Domu Artystów i Twórców. „Deszczowy lipiec zmusza dorozejrzenia siê za ksi¹¿k¹. Wesz³am wiêc do biblioteki bez przekonania. Tymwiêksze by³o dla mnie zaskoczenie, gdy powita³a mnie gablota ze skamielinami,muszlami, piêknymi okazami z bursztynu. Obok niej coœ w rodzaju k¹cika przy-rodniczego, w którym dominuj¹ idealnie preparowane okazy rzadkich ryb,a raczej stworów morskich, rybich dziwol¹gów. Piêknie preparowane znajduj¹siê obok siebie kurki i zaj¹c wodny, diab³y morskie, kolczatka. Zbiory ryb tojedna z osobliwoœci tej biblioteki. S¹ tu wypchane ptaki, mniejsze zwierz¹tka,oryginalna ceramika Polesia, figurki w Wilna, pos¹¿ek Buddy i charaktery-styczne odlewy ¿ó³wi z wykopaliska z Charbina. Dalej widaæ pó³kiz ksi¹¿kami… dziwna to biblioteka” - koñczy pani Wawrzycka. Wspominarównie¿ o przemi³ych gospodarzach pañstwu Ró¿y i Ludwiku Bujewiczach,o ogromnym ksiêgozbiorze, wœród którego nierzadko mo¿na spotkaæ literackiebia³e kruki. Ksi¹¿ki przywióz³ pan Ludwik ze sob¹ i do³¹czy³ do zbiorówbiblioteki.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 31

Ma³¿onkowie: Ludwik i Ró¿a Bujewiczowie wœród ksi¹¿ek.

O tej przedziwnej Gminnej Bibliotece wspomina w ciep³ych, serdecznychs³owach równie¿ Stanis³aw Maria Saliñski, dziennikarz, pisarz i marynista.„Zapewne zachowam na d³ugo w pamiêci odwiedziny w bibliotece w UstroniuMorskim i spotkanie z jej kierownikiem Ludwikiem Bujewiczem, z którym takwiele nas ³¹czy. Obydwu nas w m³odoœci ko³ysa³y oceaniczne fale, obydwu nambrzmia³y sztormowe wiatry, obydwaj znamy smak soli w ustach. Jednoczeœniepoznawaliœmy uroki i ogrom œwiata; jednoczeœnie te¿ mdla³y nam rêce na szpry-chach kó³ sterowych, a oczy bola³y od wypatrywania œwiate³ sztormowych.”

Niezwykle wa¿nym dokumentem w bibliotece, oprócz prowadzonej przezpana Ludwika kroniki, by³a Ksiêga uwag-zbiór serdecznych zapisów ludzi, któ-rzy wyra¿ali swój podziw dla tej niezwyk³ej i kulturalnej placówki pe³nej mor-skich stworów, wartoœciowych, ciekawych ksi¹¿ek u³o¿onych na rega³achwœród zieleni egzotycznych roœlin, niezwyk³ej serdecznoœci gospodarzy.W ksiêdze zamieszczone s¹ autografy i wyrazy uznania m.in. Marii D¹brow-skiej autorki s³ynnej powieœci „Noce i dnie”, twórcy Zespo³u Pieœni i Tañca„Œl¹sk” Stanis³awa Hadyny, Micha³a Choromañskiego - prozaika i dramaturga,którego ³¹czy³a serdeczna przyjaŸñ z panem Ludwikiem, Leona Kruczkowskie-go autora „Pierwszego dnia wolnoœci” dramatu-pamiêtnika o wspomnieniachz obozu jenieckiego w Bornym-Sulinowie, Aliny i Czes³awa Centkiewiczówi wielu innych twórców, malarzy, dziennikarzy.

Pan K. Bobak, znany aktor z Poznania, w Ksiêdze uwag zapisa³: „niemo¿na przebywaæ w Ustroniu i nie zwi¹zaæ siê wêz³em serdecznych uczuæ, niezostawiæ swego serca w tutejszej bibliotece- przystani. To naprawdê niezwyk³abiblioteka, gdzie czuæ gor¹cy oddech po³udniowych mórz. Te niezwyk³e rybyw witrynie, jakby nieco wyp³ywa³y z kart ksi¹¿ek Conrada i nie zd¹¿y³y ju¿ donich powróciæ. To wszystko sprawia, ¿e po¿yczone st¹d ksiêgi smakuj¹ inaczej,¿ywiej, cieplej. Niech Neptun wynagrodzi to w³adcom tej niezwyk³ej bibliotecz-nej wyspy.”

Pan Bujewicz, szczególnie w sezonie letnim, kiedy uroczyska morskie nakoszaliñskim wybrze¿u pe³ne by³y wczasowiczów, turystów, m³odzie¿y przeby-waj¹cej na licznych koloniach i obozach, organizowa³ wiele odczytów i spot-kañ. Prelegentami byli mieszkañcy Domu Twórców w Ustroniu, znani ludziepióra, a odczyty i prelekcje wyg³aszane by³y spo³ecznie. Latem, ze wzglêdu nama³e pomieszczenie biblioteki, odbywa³y siê one w plenerze w tzw. zielonejczytelni biblioteki.

W licznych miejscowoœciach nale¿¹cych do Gminy Ustronie Morskie czyn-ne by³y punkty biblioteczne, wiêc doje¿d¿ano tam z odczytami i organizowanospotkania. Pan Ludwik stara³ siê o odpowiedni dla œrodowiska odbiór ksi¹¿ki ze

32 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

szczególnym uwzglêdnieniem zainteresowañ dzieci i m³odzie¿y. Kierownictwobiblioteki wspó³pracowa³o z miejscowymi szko³ami.

10 paŸdziernika 1973 r. mia³a miejsce niezwyk³a i niecodzienna uroczy-stoœæ, która odby³a siê w nowym lokalu biblioteki. Bibliotece Gminnej w Ustro-niu Morskim nadano imiê Edmunda £opuskiego, który zgin¹³ œmierci¹ boha-tersk¹ w walkach o zdobycie Ko³obrzegu 12 grudnia 1944 r. Zaroi³o siê od¿o³nierskich mundurów. Przybyli dowódcy jednostek wojskowych, serdecznidruhowie, matka, siostra i brat zmar³ego, repatrianci z Tarnopola, a obecniemieszkañcy Zakopanego. By³a te¿ i wierna narzeczona bohatera ko³obrzeskiego- Irena Szymañska. Edmund, ochotnik Armii Berlinga z Riazania, przeszed³szlak bojowy i Wa³em Pomorskim dotar³ do Ko³obrzegu, gdzie zgin¹³ od nie-mieckiej kuli. W uroczystoœci uczestniczy³a równie¿ m³odzie¿ i mieszkañcyUstronia.

Gminnej Bibliotece z roku na rok przybywa³o czytelników i stale budzi³azainteresowanie, a szczególnie sezonowych czytelników. G³os Pomorza w lipcu1978 r. donosi³, „¿e w Ustroniu Morskim mo¿na wszystkim poleciæ Gminn¹Bibliotekê Publiczn¹. Jest to biblioteka niezwyk³a. Przez przesz³o dwadzieœcialat prowadzona przez Ró¿ê i Ludwika Bujewiczów. Ci, którzy trafi¹ tu pierwszyraz, wychodz¹ oczarowani”. Pan Gawlik, bywalec z Ustronia dodaje: „Je¿eliktoœ chcia³by zobaczyæ Bibliotekê wzorcow¹- ma j¹ w Ustroniu Morskim. Wzor-cow¹ nie tylko ze wzglêdu na swój bogaty ksiêgozbiór, ale wzorcow¹ równie¿z powodu atmosfery, jaka tu panuje, rzetelnej obs³ugi i ciep³ego, ¿yczliwego,prawdziwie kulturalnego, a jednoczeœnie fachowego stosunku do ksi¹¿ki i jejmi³oœników”. Pan Œliwak chwali: „Rzadka niestety w naszym kraju uprzejmoœæi znawstwo, w tutejszej bibliotece œwiêci swoje triumfy.”

Do cytowanych wypowiedzi czytelników trudno coœ dodaæ. Trud ¿ycia tychobojga ludzi zakochanych w uroczysku morskim, najpe³niej wyra¿a ich oddaniepracy z ksi¹¿k¹ i czytelnikiem. Jest przyk³adem dobrej i wszechstronnie prowa-dzonej pracy kulturalnej.

Pan Ludwik Bujewicz ca³e ¿ycie by³ zwi¹zany z morzem. Znany by³ naPomorzu Œrodkowym, jako ichtiolog, geolog, marynista, specjalista preparatorryb, ptaków, a nawet delfina zab³¹kanego na Ba³tyku o wadze 3,5 kg, któryobecnie stanowi jeden z cennych eksponatów w Muzeum w S³upsku. Hobbypana Ludwika to morze i ksi¹¿ka, która w ostatnich latach ¿ycia zupe³nie gozdominowa³a. Przepracowa³ w tej niecodziennej bibliotece oko³o trzydziestulat. Ostatnio, gdy si³ by³o coraz miej, pracowa³ w niepe³nym wymiarze godzin.

W swoich licznych opowiadaniach odtwarza³ piêkno mórz i oceanów,zachêca³ do zwiedzania dalekich, pe³nych egzotyki krain, podkreœla³ znaczenie

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 33

wiedzy w ¿yciu cz³owieka, a tak¿e piêkno ojczystej mowy. By³ te¿ aktywnymdzia³aczem Stronnictwa Demokratycznego. W³adze SD oraz kierownictwoWojewódzkiej Rady Narodowej by³ego województwa koszaliñskiego doceni³yjego zaanga¿owanie w pracy zawodowej i spo³ecznej, przyznaj¹c mu w 1969roku Honorow¹ Odznakê Za Zas³ugi w Rozwoju Województwa Koszaliñskiegoi Odznakê Zas³u¿onego Dzia³acza Kultury.

Po¿egna³ swoje królestwo morza, zgromadzone w bibliotecznych gablo-tach, maj¹c lat 77. Zapamiêtamy go jako pe³nego energii, wspania³ego gawê-dziarza, znawcê tajemnic i piêkna morza. Jego wierna towarzyszka ¿yciapod¹¿y³a za nim w trzy lata póŸniej w 1989 r. Oboje spoczêli w Ustroniu Mor-skim na wiejskim cmentarzu. Odeszli po trudach wyboistej, pe³nej zakrêtówdrogi ¿ycia, po latach pracy w szerokim upowszechnieniu czytelnictwa, po nie-zwyk³ej, pe³nej ciep³a, serdecznoœci i umiejêtnoœci wspó³pracy z czytelnikami.

Ludwik i Ró¿a Bujewiczowie odeszli zauroczeni szumem fal Ba³tyku,oczarowani bogactwem nadmorskiej przyrody i nieprzemijaj¹cej wartoœciksi¹¿ki. Zapisali siê w pamiêci tych, którzy ich znali, cenili, podziwiali, czegodowodem s¹ liczne wpisy w pami¹tkowej ksiêdze. Pozosta³y piaszczyste z³otepla¿e, bezbrze¿ne szmaragdowe morze, wynios³e sosny, œwierki - pozosta³abiblioteka. Tym samym pozosta³a te¿ nieprzemijaj¹ca, trwa³a pamiêæ o cz³owie-ku morza, o wzorowym, niecodziennym godnym podziwu i szacunku bibliote-karzu w Ustroniu Morskim, o morskim wilku - starym zejmanie.

Ludwik Bujewicz z egzotycznym okazem wypreparowanej przez siebie ryby.

34 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Maria Hudymowa

SYN PU£KU(wspomnienie o Tadeuszu Fikowiczu)

D³uga i pe³na zakrêtów by³a moja droga ze Swinna do Koszalina. Uro-dzi³em siê 20 marca 1927 r. w mieœcie Swinno pow. Starokonstantynów, jakosyn W³adys³awa i Marii.

Po ukoñczeniu 7 roku ¿ycia uczy³em siê w szkole podstawowej z polskimjêzykiem nauczania. Mia³em siostrê Irenê i trzech braci: Boles³awa, Ignacegoi Wiktora. Ojciec zarabia³ na skromne utrzymanie rodziny, jako pracownikleœny. Sytuacja nasza uleg³a pogorszeniu w 1939 r., gdy zaczê³a siê okupacjaradziecka. Wówczas nasta³y czasy licznych przeœladowañ Polaków na Wo³yniuoraz aresztowania i wywózki w g³¹b Rosji. Nie czekaliœmy d³ugo. Deportowalimoj¹ rodzinê 10 lutego 1940 roku w g³¹b ZSRR. Ojca zabrano od razu naprzes³uchania. Zd¹¿yliœmy zabraæ ze sob¹ ciep³e ubrania i trochê ¿ywnoœci.Rodzicom odebrano cenniejsze rzeczy, nawet z³ote obr¹czki œlubne. Do miejscazsy³ki jechaliœmy w bydlêcych wagonach blisko miesi¹c. Wy³adowano nasw pó³nocnym Kazachstanie na stacji Smirnowo k/Pietropaw³owska. W czasiejazdy podawano nam gor¹c¹ wodê, trochê chleba i jakieœ ryby. Wagon bydlêcyby³ przepe³niony ludŸmi. Zaczê³y siê masowe choroby, silne przeziêbienia,a nawet zgony. Eskorta NKWD odnosi³a siê do nas ostro. W wagonie by³y pry-cze, a otwór w pod³odze i wiaderko s³u¿y³y za ubikacjê. By³o to okrutne. Niewolno by³o nawet wyjœæ w wagonu w czasie postoju, bo zamkniêto tam nas jakzwierzêta. Wy³adowano nas dopiero w Smirnowie i saniami wywieziono doau³u o nazwie Sowieckij Ob³aœæ w rejonie Pietropaw³owska. Ojciec z nami by³krótko, zosta³ aresztowany przez NKWD i uznany za radzieckiego wroga, boby³ Polakiem. Zgin¹³ w obozach na Syberii w 1943 r. Na wiosnê wys³ano mniedo pracy w m³odzie¿owej brygadzie buduj¹cej Ni¿nyj Tagi³ na Uralu. Mia³emwtedy 14 lat. Ze wzglêdu na ciê¿k¹ chorobê – malariê – zwolniono mniei wróci³em do rodziny. Jednak po krótkim czasie znowu zosta³em zmuszony dociê¿kich robót. Jako 16-letni ch³opak, zdeterminowany swoim i rodziny losem,zdecydowa³em siê wst¹piæ do wojska radzieckiego. W A³ma – Acie otrzy-ma³em podstawowe przeszkolenie wojskowe przez okres 7 miesiêcy. Zawszejednak czu³em siê Polakiem. W 1943 r. powsta³a w ZSRR Polska Armia Berlin-ga. W tym czasie przeprowadzono akcjê kierowania czêœci ¿o³nierzy narodowo-œci polskiej z Armii Czerwonej do tej¿e armii. Dano mi suchy prowiant i z A³ma– Aty dotar³em do Sum (miasto w pó³nocno – wschodniej czêœci Ukrainy).

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 35

W Sumach zaczyna³a siê organizowaæ II Armia Wojska Polskiego. Dow-ództwo radzieckie kierowa³o wszystkich Polaków, pe³ni¹cych s³u¿bê wojskow¹w jednostkach radzieckich do Armii Polskiej. Z trzema rodakami wyruszy³emdo Sum. W A³ma – Acie s³u¿y³em w piechocie. W Sumach wcielono mnie doI Samodzielnej Brygady Kawalerii. Po krótkim przeszkoleniu skierowano nasdo Troœciañca, gdzie by³o dowództwo naszej jednostki. Dowódc¹ by³ p³k.W³odzimierz Radzinowicz, a zastêpc¹ rotmistrz Stanis³aw Arkuszewski. Mnieskierowano do 3 baterii 4 Dywizjonu Artylerii Konnej, którym dowodzi³ por.Abram Rowin i ppr. W³odzimierz KuŸniecow. Rozpoczê³y siê dni morderczegoszkolenia. Dostaliœmy konie, jednak „mongo³ki” nie nadawa³y siê do pracypoci¹gowej. Dano wiêc nam samochody.

W pierwszych dniach czerwca ruszyliœmy w kierunku Wo³ynia, w stronêKiwerc. Uczestniczyliœmy w walkach w obronie polskiej ludnoœci przed banda-mi UPA. W czerwcu po krótkim postoju w Che³mie, owacyjnie witani przezludnoœæ, ruszyliœmy do Lublina. Weszliœmy w sk³ad obrony rz¹du. WidzieliœmyMajdanek – wra¿enie by³o przera¿aj¹ce. Stosy pomordowanych dzieci, kobieti mê¿czyzn, narzêdzia zbrodni i mordu. Z Lublina wiod³a droga na front.W jednostce wci¹¿ by³em najm³odszy (mia³em 16 lat). By³a g³ucha noc. Bez-szelestnie posuwaliœmy siê na pierwsz¹ liniê. Bezszelestnie zajêliœmy pozycjena œciernistym polu. Okopaliœmy dzia³a i siebie. Nad ranem niemiecki samolotprzelecia³ niemal nad naszymi g³owami. Podda³ nas ciê¿kiemu bombardowaniu.Nast¹pi³a zmiana stanowisk frontowych. Ruszyliœmy w kierunku Pragi. Po dru-giej stronie Wis³y ciemne chmury czarnego dymu przes³ania³y niebo. O godzi-nie 16 nad naszymi g³owami zawis³a niemiecka eskadra samolotów. Okopaliœ-my siê nad Wis³¹. To my os³anialiœmy ogniem artylerii ¿o³nierzy 2 plutonuSzko³y Podoficerskiej. Pod ostrza³em artylerii i bombardowania z powietrzastraciliœmy dzia³o. Wielu zosta³o przysypanych w okopach. Kilku poleg³ow zwiadzie. Straty spowodowa³y, ¿e nasz¹ jednostkê wycofano w stronê Gar-wolina na uzupe³nienie. Mój 3 batalion zosta³ zakwaterowany we wsi Korobiel.

Gwiazdkê i Nowy Rok 1945 œwiêciliœmy w Józefowie. By³a ciep³a ¿o³nier-ska serdecznoœæ. Oczy przes³ania³y ³zy, ale by³a nadzieja, ¿e to ju¿ ostatnie¿o³nierskie œwiêta. Przed nami by³o zdobycie Warszawy. Znacznie póŸniejdowiedzia³em siê, ¿e to dowódca naszej brygady p³k. Radziwanowicz z³o¿y³pierwszy meldunek o wkroczeniu wojsk z bia³ymi or³ami do zmaltretowanej,zamordowanej Warszawy. Nie zapomnê pierwszej nocy, spêdzonej w Warsza-wie. W pal¹cym ogniu miasto dogorywa³o. Myœleliœmy, ¿e nie zdo³a ju¿powstaæ ze zgliszcz i ruin. Z ocala³ymi mieszkañcami Warszawy chodziliœmyulicami pe³nymi gruzu. Rozpaliliœmy ognisko i dojedliœmy porcje przydzielonejnam ¿ywnoœci. Nastêpnego dnia by³ wymarsz w kierunku Bydgoszczy. Kawale-

36 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

ria jeszcze na samochodach. Wszêdzie œlady walki. Z³otów – na tej ziemi pol-skoœæ przetrwa³a ponad pó³tora wieku. Udzia³ w zdobyciu tego miasta upamiêt-ni³ siê w naszych kawaleryjskich sercach. Przydzielono nam konie. I dalej: Wa³Pomorski, Podgaje, Wieloboki. Nasza bateria wziê³a udzia³ w rozbiciu hitle-rowskich jednostek. Nasz 2 pu³k u³anów znalaz³ siê w niebezpiecznymokr¹¿eniu. W walkach wrêcz przemieszali siê hitlerowscy napastnicy z polski-mi, dzielnie broni¹cymi siê u³anami. W Podgajach pozosta³o na zawsze wieluu³anów. By³em na ich ¿o³nierskim pogrzebie. Wci¹¿ s³yszê honorow¹ salwê.Dalej by³o Borujsko. Przed nami bagno. Piechota nie mog³a daæ rady w umoc-nieniu. Czo³gi grzêz³y w b³ocie. Pozosta³a kawaleria. Konie raz jeszcze dobrzezapisa³y siê w polskiej historii.

W okopie woda wlewa³a siê do butów. Podchodzi³a coraz wy¿ej. Ze szpadlii wycieruchów po³o¿onych w poprzek sk³adaliœmy prymitywne nosze, chro-ni¹ce przed pogr¹¿eniem w wodzie. Przez kilkanaœcie godzin le¿eliœmy bezruchu. Dwa szwadrony przygotowywa³y siê do szar¿y. Szar¿ê uwieñczy³o zwy-ciêstwo. By³a to ostatnia w tysi¹cletniej historii polskiego orê¿a szar¿a kawale-rii. W kotle Œwidwiñskim kry³y siê w lasach si³y niemieckiej dywizji. Wziêliœ-my do niewoli niemal ca³¹ dywizjê ³¹cznie z dowództwem. Gryfice zdobywa-liœmy w marszu, a potem Bia³a Pani zbiera³a ¿niwo œmierci.

17 marca 1945 r. w Mrze¿ynie odby³y siê pierwsze zaœlubiny z morzem.Z koñmi weszliœmy w ba³tyckie fale – do morza wrzucono symboliczny srebrnypierœcieñ. Szliœmy dalej na Berlin. Walki trwa³y. Biegn¹cy przez las ku namdywizyjny pisarz krzycza³: Zwyciêstwo! Zwyciêstwo! Trudo by³o uwierzyæ, ¿eto koniec udrêki, ¿e ¿yjemy, ¿e powrócimy do domu. Prze¿y³em w jednostce,jako najm³odszy ¿o³nierz.

W czerwcu 1945 roku wraz z jednostk¹ przyjecha³em spod £aby do Kosza-lina i zosta³em skierowany do Wojskowej Komendy Miasta przy ul. Zwyciê-stwa 30. S³u¿bê wojskow¹ pe³ni³em do 1946 roku, a w marcu zosta³em zdemo-bilizowany. Za czynny udzia³ w wojennych dzia³aniach posiadam wiele odzna-czeñ i medali jak: „Za Warszawê”, „Za Odrê, Nysê i Ba³tyk”, „Za Berlin”, „Zawolnoœæ i zwyciêstwo”, Weteran Walk o Wolnoœæ i Niepodleg³oœæ Ojczyzny,Kombatancki Krzy¿ Zas³ugi, Krzy¿ Kawalerski Orderu Odrodzenia Polskii wiele innych. W roku 1946 po przyjeŸdzie rodziny z Syberii zajmowa³em siêrolnictwem, aby wy¿ywiæ i umo¿liwiæ start ¿yciowy m³odszemu rodzeñstwu.

Od 1951 roku rozpocz¹³em pracê i naukê zawodu fotografa w Spó³dzielni„Fotografika” w Po³czynie Zdroju, punkt us³ugowy w Koszalinie. W tym te¿czasie uzupe³ni³em œrednie wykszta³cenie. W zawodzie fotografa i fotoreporterapracowa³em na ziemi koszaliñskiej ca³e moje doros³e ¿ycie, mieszkaj¹c na sta³e

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 37

w tym mieœcie. W 1956 roku zawar³em zwi¹zek ma³¿eñski. Mam córkê Danutêi syna Krzysztofa. Doczeka³em siê te¿ trzech wspania³ych wnuków: £ukasza,Bartosza i Jakuba.

Po uzyskaniu dyplomu mistrzowskiego w rzemioœle fotograficznym praco-wa³em we w³asnym zak³adzie us³ugowo – fotograficznym w Mielnie, wspó³pra-cowa³em z redakcj¹ „Wiadomoœci zachodnie”. Jako reporter wspó³uczestni-czy³em w wielu wystawach pod nazw¹ „Koszalin dawniej i dziœ”. Materia³y tewykorzystano do tworzenia historii naszego miasta i regionu. Czêsto mojereporta¿e fotograficzne wzbogaca³y miejscow¹ prasê.

Od 1948 r. aktywnie uczestniczê w dzia³alnoœci ZBOWiD, pe³ni¹c ró¿nefunkcje spo³eczne, a tak¿e w Zwi¹zku Inwalidów Wojennych i w Zwi¹zkuSybiraków.

**************

Tadeusz Fikowicz przez d³ugie lata tworzy³ fotograficzn¹ historiê Koszali-na. Pozostawi³ swoje osobiœcie napisane wspomnienia. Udostêpni³a je ¿onapani Wanda Fikowicz, zas³u¿ona nauczycielka i dzia³aczka miasta Koszalina.

38 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

W³adys³aw Jermakowicz

ZD¥¯YÆ PRZED ŒMIERCI¥

W roku 1944 zacz¹³ zbli¿aæ siê front. Niemcy uciekali w pop³ochu. 22 lipcawojska rosyjskie zajê³y nasze tereny. Ojciec zg³osi³ siê do punktu werbunkowe-go w G³êbokiem i zaci¹gn¹³ siê do Armii polskiej. Urodzi³em siê po wyjeŸdzieojca 25 lipca 1944 roku. Dano mi na imiê W³adys³aw. Ojciec niechêtnie opo-wiada³ o swoim pobycie w wojsku. Chciano wcieliæ go wraz z innymi Polakamido Armii Radzieckiej twierdz¹c, ¿e s¹ Bia³orusinami. Koniec wojny zasta³ ojcaw Ujœciu ko³o Poznania. Po demobilizacji zosta³ w poznañskim i tam zacz¹³pracowaæ jako leœniczy w leœnictwie Niewiemko, w nadleœnictwie Wyszyny.Poprzez Polski Urz¹d Repatriacyjny (PUR) w Poznaniu wys³a³ zaproszenie domnie i do mamy.

Mama w tym czasie podejmowa³a wysi³ki, aby wyjechaæ z Parafianowa,tam mieszkaliœmy. Nie by³o to wcale takie proste. Zaproszenia ginê³y po dro-dze. Nale¿a³o wykazaæ polskie obywatelstwo. W³adza przyjmowa³a dokumenty,a nastêpnie wrêcza³a bia³oruskie dowody osobiste. Nowe dokumenty znów by³yzabierane - a¿ do momentu, gdy kandydat do wyjazdu nie móg³ ju¿ siê wykazaæswoim polskim pochodzeniem. Mamê uratowa³y resztki kosztownoœci, jakie jejzosta³y z pracy w Estonii i £otwie. Musia³a piechot¹ chodziæ do G³êbokiego(oko³o 40 km), wystaæ w kolejkach, z³o¿yæ podanie i daæ “wzi¹tkê” komu trze-ba. Za którymœ razem uda³o siê i otrzyma³a zezwolenie na wyjazd.

Babcia z cioci¹ stara³y siê przekonaæ mamê, ¿eby do ojca pojecha³a sama,a mnie pozostawi³a w Parafianowie. Jednak mama, tu¿ po Œwiêtach Bo¿egoNarodzenia w 1945 r. spakowa³a rzeczy, a mnie zawinê³a w ko³drê i wyjecha³a.Najpierw do Wilna, nastêpnie do Warszawy i Poznania, gdzie dotarliœmy podwóch tygodniach. Zostawi³a walizki na peronie, a mnie po³o¿y³a na nich, samazaœ uda³a siê do PUR -u w poszukiwaniu adresu ojca. Gdy wróci³a walizek ju¿nie by³o, a ja le¿a³em na ziemi. Na szczêœcie adres ojca uda³o siê ustaliæ. Poje-chaliœmy do Chodzie¿y, a stamt¹d do nadleœnictwa. Okaza³o siê, ¿e ojciec ¿y³ju¿ z inn¹ kobiet¹. Zabra³ nas jednak do siebie, nakarmi³, a gdy przyjecha³a jegokonkubina, dosz³o do dramatycznej rozmowy. Ojciec oœwiadczy³, ¿e wraca dolegalnej ¿ony, do nas.

Po pó³ roku zamieszkania w Niewiemku ojca odwiedzi³ jego przyjacielz wojska, pan Wiktor Barcewicz, i namówi³, aby ten przeprowadzi³ siê do

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 39

Koszalina. Roztacza³ przed nim mira¿e ³atwej pracy, ¿ycia miejskiego,twierdz¹c, ¿e bêdzie raŸniej, bo on tam mieszka. Wa¿ne by³o równie¿ i to, ¿eZiemie Odzyskane, jak to siê wtedy patetycznie nazywa³o, by³y zasiedlaneprzez ludnoœæ z Wileñszczyzny i ¿e ludzie stamt¹d czuli siê miêdzy sob¹ lepiej.Tacy „sami swoi”.

Pewnego dnia rodzice zostawili gospodarstwo, krowê i meble, które zd¹¿yliju¿ kupiæ, i przeprowadzili siê do Koszalina. By³a to wczesna wiosna roku1947. Zamieszkaliœmy na ul. Rzemieœlniczej pod numerem pi¹tym. Z ulicy tejpochodz¹ moje pierwsze œwiadome wspomnienia. Pamiêtam, jak pierwszeposi³ki jedliœmy na skrzynce, siedz¹c na pod³odze, a ojciec siedzia³ na prze-wróconym garnku.

Pamiêtam s¹siadów. Na parterze, tak jak my, mieszkali pañstwo Pawlikow-scy i WoŸniakowscy. Pani WoŸniakowska zwana by³a przez s¹siadki „kole-jark¹”, bo jej m¹¿ pracowa³ na kolei. Drugie piêtro zajmowali p. Dziêgielowie,z którymi przyjaŸnili siê rodzice.

Nasze mieszkanie mia³o kuchniê i dwa pokoje i powsta³o z przegrodzeniaznacznie wiêkszego mieszkania, które zajmowa³a pani „kolejarka”. Po jej stro-nie znalaz³a siê prawdziwa kuchnia i g³ówne wejœcie, nam przypad³o od s³u¿-bówki, która zosta³a przerobiona na kuchniê. Ubikacja znajdowa³a siê napó³piêtrze w korytarzu.

Ulica Rzemieœlnicza by³a boczn¹ od ulicy Niepodleg³oœci i sta³y na niejtylko cztery domy. Za naszym domem by³ dom, w którym mieszkali p.Miko³ajczykowie. W ich mieszkaniu po raz pierwszy zobaczy³em radio. Mielicórkê w moim wieku, Alê, z któr¹ siê przyjaŸni³em. Rodzina ta prze¿y³a trage-diê, gdy¿ pan Miko³ajczyk spali³ siê w swoim gara¿u. By³ to nieszczêœliwywypadek. Przy mojej ulicy mieszkali jeszcze p. Kaczmarkowie, z których dzie-æmi równie¿ siê przyjaŸni³em.

Ojciec przesz³o rok nie móg³ znaleŸæ pracy. Dorywczo pracowa³ na koleiprzy roz³adowywaniu wagonów. Mama nosi³a mu obiady. By³o nam ciê¿ko.Czêsto jedliœmy kluski na wodzie bez mleka i s³oninki. Mas³o jada³o siê bardzorzadko. Pod choinkê otrzyma³em ciasteczka „katarzynki”, które zawiesiliœmyna choince. By³o g³odno i ch³odno, ale nikt nie narzeka³. W tym czasie dawanopaczki tzw. UNRRY. Czekaliœmy z mam¹ d³ugo w kolejce i w koñcu dostaliœmym¹kê, mleko w proszku, kaszê i konserwê – tuszonkê. Do tej pory to najwspa-nialsza tuszonka, jak¹ jad³em ¿yciu.

Koszalin w tym okresie by³ miastem tylko w czêœci zniszczonym. Znisz-czone by³o œródmieœcie w obrêbie murów obronnych. Na rynku zachowa³ siêjedynie budynek banku. Wszystkie pozosta³e domy by³y zniszczone przez bom-

40 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

bardowanie artylerii radzieckiej. Rynek by³ wy³o¿ony kostk¹ i dwa razyw tygodniu odbywa³y siê na nim targi. Obok rynku by³ ogromny koœció³ – kate-dra z XIV w. p.w. Przenajœwiêtszej Panny. Do 1948 r. codziennie o godz. 12trêbacz z wie¿y gra³ hejna³. W mieœcie w tamtych latach mieszka³o oko³o 15tysiêcy ludzi. Centrum handlowe znajdowa³o siê w zburzonych domach przy ul.Zwyciêstwa. Odremontowano parterowe fasady i w nich znajdowa³y siê sklepy.Nad rzek¹ Dzier¿êcink¹ by³ szlak spacerowy. Chodziliœmy tam co niedzielê pokoœciele. Park zaczyna³ siê naprzeciw budynku poczty g³ównej i ci¹gn¹³ siêbrzegiem stawu do ul. M³yñskiej. Przy ul. Jednoœci powsta³a muszla koncerto-wa i odbywa³y siê tam wystêpy chórów folklorystycznych lub tañce ludowe.Góra Che³mska by³a wtedy niedostêpna. Latem jeŸdzi³o siê na pla¿ê do Mielna.

Wyprawa do Mielna wygl¹da³a jak wyjazd za granicê. Wyje¿d¿aliœmyw strefê przygraniczn¹, a wiadomo - imperialistyczny wróg czuwa. Mama razzostawi³a dowód osobisty w domu i jakoœ uda³o jej siê dojechaæ do Mielna, jed-nak z powrotem wraca³a 13 km na piechotê. Nie odwa¿y³a siê jechaæpoci¹giem. Mielno by³o wtedy urocze, pe³ne poniemieckich, fantazyjnie pobu-dowanych domów, jeszcze dobrze wygl¹daj¹cych, czêsto drewnianych, zadba-nych. G³ówna ulica, prowadz¹ca do morza, by³a jednak zasypana piaskiemi trudno dostêpna dla samochodów. Niedaleko od stacji kolejowej wchodzi³o siêw ten piasek i sz³o nim a¿ do pla¿y oko³o pó³ kilometra.

Ojciec wst¹pi³ do Polskiej Partii Robotniczej (PPR). Komitet znajdowa³ siêna rogu ul. Zwyciêstwa i K. Œwierczewskiego. Wszystko siê teraz zmieni³o nalepsze. W ci¹gu miesi¹ca otrzyma³ dobrze p³atn¹ pracê majstra w TechnicznejObs³udze Rolnictwa. Dostawa³ mleko i przymusowo „Trybunê Ludu”. Ojciecwst¹pi³ tam ze wzglêdów ideowych. Wierzy³, ¿e socjalizm jest sprawiedliwymustrojem. Lata stalinowskiego terroru w gospodarce i sztuce mia³y dopieronadejœæ.

Wróci³ z Anglii wujek Witold, brat mamy, z nowo poœlubion¹ ¿on¹. Rodzi-com uda³o siê za³atwiæ im mieszkanie w tym samym domu i nawet umeblowaæje prowizorycznie. Wujek przyjecha³ w brytyjskiej bluzie wojskowej z napisem„Poland” i by³em z niego bardzo dumny. W kilka dni po przyjeŸdzie dzielnico-wy milicjant poprosi³ go, aby przebra³ siê w ubranie cywilne. Wujek wróci³bogaty, gdy¿ przywióz³ ze sob¹ ca³y worek skór, niezwykle przydatnych dozelowania butów. By³a to wtedy prawdziwa gotówka. Wujek Witold chcia³zostaæ z nami, ale ciocia têskni³a za rodzin¹ mieszkaj¹c¹ w województwie³ódzkim. Wyjechali po paru tygodniach.

Przyk³ad mojej rodziny ukazuje typowy mechanizm skupiania siê ludziw tamtym okresie. Poniewa¿ moi rodzice zamieszkali w Koszalinie, w tym

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 41

mieœcie wyl¹dowa³ te¿ wujek, póŸniej ciocia Maria, póŸniej rodzina Maka-rewiczów, która równie¿ przez jakiœ czas mieszka³a u nas, póŸniej ciocie Kmie-ciñskie. Ludzie próbowali siê odnaleŸæ wœród swoich w powojennej rzeczywi-stoœci. Na tej samej zasadzie Wroc³aw by³ zaludniony przybyszami ze Lwowa,Gdañsk i Szczecin ludŸmi z Wilna. Mieszkañcy du¿ych miast ci¹gnêli dodu¿ych miast, mieszkañcy ma³ych miast do ma³ych, mieszkañcy wsi odnajdy-wali siê wœród swoich w opuszczonych wioskach niemieckich.

Lata czterdzieste charakteryzowa³y siê niezwykle wysok¹ mobilnoœci¹.Ludzie przyje¿d¿ali, pomieszkali trochê i wyje¿d¿ali, nie zagrzewali d³ugomiejsca. Mo¿e oddzia³ywa³a psychoza niebezpieczeñstwa, mo¿e szukanie lep-szych miejsc do osiedlenia. Dopiero w latach piêædziesi¹tych mo¿na by³ozauwa¿yæ stopniow¹ stabilizacjê i tworzenie siê spo³ecznoœci lokalnej.

W roku 1950, po reformie terytorialnej kraju, Koszalin zosta³ woje-wództwem obejmuj¹c powiaty: S³upsk, Szczecinek, Wa³cz, Bytów, Ko³obrzeg,Drawsko, Bia³ogard, S³awno, Cz³uchów, Z³otów, Miastko i Œwidwin. Awans namiasto wojewódzkie Koszalin zawdziêcza³ temu, ¿e by³ miastem rezydencjal-nym dla Pomorza za czasów niemieckich. Po tamtych czasach pozosta³ m.in.budynek, w którym póŸniej mieœci³a siê Wojewódzka Rada Narodowa przy ul.A. Lampego. Za czasów niemieckich Koszalin by³ miastem urzêdniczym.

W okresie przedwojennym narzekano na koszaliñski klimat, brak perspek-tyw, wyizolowanie. To samo dzia³o siê za czasów polskich. By³o to woje-wództwo najs³abiej zaludnione, najs³abiej zindustrializowane, z najmniejsz¹liczb¹ ludnoœci w swej stolicy, bez wiêkszych perspektyw rozwojowych.Dawna duma miasta, Koszaliñska Fabryka Papieru, zosta³a zdemontowanaprzez rosyjskie w³adze okupacyjne i wywieziona w g³¹b Zwi¹zku Radzieckie-go.

Miêdzy ulic¹ Jednoœci a ulicami M³yñsk¹ i Fa³ata znajdowa³ siê cmentarzniemiecki. Na tym miejscu stoi dziœ Koszaliñska Biblioteka Publiczna. Nacmentarzu by³y okaza³e kaplice i grobowce – œwiadectwa bogactwa miastaw przesz³oœci. Cmentarz najpierw zniszczyli szabrownicy, nastêpnie w³adzemiejskie. Pozosta³ natomiast inny cmentarz z grobami niemieckimi, gdzie póŸ-niej chowano Polaków, cmentarz przy ul. GnieŸnieñskiej.

W latach szeœædziesi¹tych komuniœci niemieccy chcieli odwiedziæ gróbLassala. Po doœæ zawi³ych przejœciach grób znaleziono i odremontowano.

Stosunki w domu przy Rzemieœlniczej by³y sielankowe. Zapraszano siê nawesela, urodziny, po¿yczano sobie sól, zapa³ki, jajka, wiedziano o sobie wszyst-ko.

42 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

G³ód tamtego okresu nie wynika³ z braku zaopatrzenia sklepów. By³ onraczej wynikiem braku zatrudnienia i braku pieniêdzy. W sklepach by³ chleb,wêdliny, wino, cukierki – ludzie nie mieli pieniêdzy, a¿eby mogli je kupiæ.Sytuacja zmieni³a siê ju¿ w latach piêædziesi¹tych.

Z tego okresu pochodzi te¿ ³zawe wspomnienie o moich pragnieniach i nie-spe³nieniach. Cukierki jad³em bardzo rzadko i raz zamarzy³em sobie, ¿e kupiêma³¹ czekoladkê, któr¹ sprzedawano w sklepie naro¿nym na Jednoœci.Poszed³em do mamy po pieni¹dze, niestety, nie mia³a ani grosza. Poszed³em dojednej s¹siadki, drugiej i dopiero pani Dziêgielowa da³a mi bodaj¿e dwa z³ote(papierowe). Poszed³em do sklepiku, po³o¿y³em pieni¹dze wysoko na ladziei czeka³em, a¿ sprzedawczyni da mi czekoladkê. Sprzedawczyni by³a jednakzajêta obs³ugiwaniem innej klientki, która po dokonaniu zakupów, przyjmuj¹cresztê, zagarnê³a i moje pieni¹dze. Na nic by³y moje protesty, nikt mi nie wie-rzy³, ¿e po³o¿y³em na ladzie jakiekolwiek pieni¹dze.

W sklepach mo¿na by³o kupiæ zabawki, pamiêtam, ¿e dzieci naszychs¹siadów mia³y samochodzik na peda³y, obiekt moich marzeñ. Inni s¹siedzimieli prawdziwy samochód. To by³y czasy, gdy posiadanie prywatnego samo-chodu nikogo nie dziwi³o. Du¿o by³o prywatnego handlu i w³aœnie w³aœcicielei sprzedawcy sklepików byli ludŸmi zamo¿nymi. Bitwa o handel zniszczy³aniebawem tê grupê ludzi, zniszczy³a równie¿ w miarê dobre zaopatrzeniew sklepach.

Ojciec awansowa³ w TOR –i w nagrodê za dobr¹ pracê otrzyma³ prawozasiedlenia domku przy ul. £u¿yckiej. Przy domku by³ ogród. By³a to ostatniaulica, prowadz¹ca do wsi Niek³onice. Dalej by³y pola. Jednak prawo do zasie-dlenia nie dawa³o prawa do zamieszkania. Nominacjê na dom otrzyma³ oprócznas ktoœ jeszcze. I zacz¹³ siê wyœcig, kto wprowadzi siê pierwszy. Mama wóz-kiem przewioz³a ³ó¿ko i zamieszka³a tam przed nasz¹ przeprowadzk¹. To prze-wa¿y³o, ¿e dom przyznano nam. Wprowadziliœmy siê w lutym w 1950 r. Ca³aulica by³a zasiedlona przez ¿o³nierzy radzieckich, którzy wyje¿d¿ali naWschód. Mieszkanie by³o zdewastowane. W pokojach palono ogniska. Nawerandzie le¿a³y siod³a i chomonta koñskie, na strychu setki ksi¹¿ek niemiec-kich pisanych gotykiem. Poza kuchni¹ ¿adne ogrzewanie nie dzia³a³o. Admini-stracja postawi³a nam piece. Dom by³ przestronny – piêæ pokoi, kuchnia, ³azien-ka, toaleta, obszerny strych i piwnice.

Dominuj¹cym wspomnieniem 1950 r. by³o zimno. Nie by³o opa³u. Paliliœ-my siod³a i niemieckie ksi¹¿ki. Drugim dominuj¹cym uczuciem by³a samot-noœæ. W poprzednim domu zostawi³em kolegów, a tutaj by³em sam. Po drugiejstronie ulicy mieszka³a rosyjska rodzina z synem Wo³odi¹. Wo³odia mówi³ po

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 43

rosyjsku, ja po polsku. Dochodzi³o do zabawnych nieporozumieñ. Wo³odianazwa³ mego psa „sabaka” (ros. pies), a ja myœla³em, ¿e to brzydkie s³owoi chcia³em go zbiæ. Wo³odia wkrótce wyjecha³, ale zaczê³y przyje¿d¿aæ polskierodziny z dzieæmi i znów mia³em kolegów.

W obcym domu nie wiedzieliœmy, jak przebiega instalacja elektryczna.Prze³¹cznik dop³ywu wody ojciec znalaz³ po up³ywie niemal dwudziestu lat.W czasach studenckich pracowa³em jako pilot grup niemieckich. By³o ju¿ popodpisaniu uk³adu miêdzy Polsk¹ a RFN. Ruszy³a fala turystów niemieckich.Z racji znajomoœci jêzyka niemieckiego by³em czêstym t³umaczem i opiekunemtych grup. Zajechaliœmy do Kazimierza k. Koszalina i pewna rodzina niemieckapoprosi³a mnie, a¿ebym by³ t³umaczem, gdy¿ chcieli odwiedziæ swoj¹ przedwo-jenn¹ posiad³oœæ. Zostaliœmy przez rodzinê polsk¹ przyjêci z typow¹ polsk¹goœcinnoœci¹. Niemieccy turyœci zastali tam wszystko takie, jakie by³o przedwojn¹. Stó³ ugina³ siê pod naporem wêdlin, szynek i wódki Wyborowej. Wielerazy uczestniczy³em w takich wizytach i nie by³o wypadku, aby rodzina polskanie chcia³a przyj¹æ goœci – dawnych w³aœcicieli. Nigdy ci goœcie nie mówili, ¿ejeszcze tu wróc¹. Opowieœci o tym, ¿e podobno Niemcy pokazywali haki, naktórych powiesz¹ polskich gospodarzy po powrocie do swojego starego domu,by³y propagand¹, a nie rzeczywistoœci¹. Niemcy raczej byli onieœmielenii wdziêczni za mo¿liwoœæ zobaczenia starego domu. Polacy sami potracilidomy na kresach i potrafili wczuæ siê w zaistnia³¹ sytuacjê.

W nowym domu intrygowa³a nas plama œwie¿ej dachówki na dachu. Otó¿w pierwszych dniach po rozpoczêciu wojny polskie lotnictwo dokonywa³o pre-wencyjnych, bombowych ataków na ziemie niemieckie. Jeden z polskich „³osi’zrzuci³ bombê na nasz przysz³y dom. Na szczêœcie bomba nie wybuch³a, a dziu-rê w dachu za³atano, sufity wyremontowano. Przy ulicy £u¿yckiej prze¿y³emswoje dzieciñstwo i m³odoœæ. Po³o¿enie ulicy dawa³o mi dostêp do pól, przyro-dy, ptaków, ryb, a wystarczy³o pójœæ w przeciwn¹ stronê, a¿eby w ci¹gu dzie-siêciu – piêtnastu minut znaleŸæ siê centrum miasta, wœród ludzi, w szkole,w kinie. Za murem, oddzielaj¹cym parzyst¹ stronê ulicy £u¿yckiej, gra³o siêw pi³kê no¿n¹. Zim¹ wyruszaliœmy na ³y¿wy, na rozlewisko za torami kolejkiw¹skotorowej lub na polowanie na kuropatwy. W tym czasie by³o w Koszaliniewiele niezagospodarowanych ogrodów i opuszczonych domów. Snuliœmy siê potych krzakach, chodziliœmy po dachach, strychach zburzonych domów. Ulubio-nym miejscem takich wypraw by³ budynek z czerwonej ceg³y na rogu ulic Kra-kusa i Wandy i Lechickiej. Przed wojn¹ by³ to dom starców. Odremontowanogo w latach piêædziesi¹tych.

44 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

W centrum miasta znajdowa³y siê kina, kawiarnie, centrum handlowe i spa-cerowe. Na ulicy Armii Czerwonej by³ ogród jordanowski. W latach szeœædzie-si¹tych odbudowano starówkê i teren wokó³ rynku miejskiego. Odgrodzonoœródmieœcie, tym samym centrum miasta przesunê³o siê na zachód. Miêdzyrestauracj¹ Ba³tyk, a sklepem Gallux znajdowa³y siê bary mleczne, nowy rynek.Tej czêœci miasta ju¿ nie ma.

Do szko³y podstawowej poszed³em jesieni¹ 1951 r. by³a to szko³a nr 2 przyul. Boles³awa Chrobrego. Chodzili do niej wyroœniêci ch³opcy. Szko³a by³a naj-lepsza w sporcie, w pi³ce no¿nej. Do pierwszej klasy uczêszcza³o wiele dzieciz rodzin niemieckich. Mówi³y po polsku. Moja pierwsza sympatia z tego okresunazywa³a siê Rozwita Eisleben. By³a wysoka, szczup³a, o zniewalaj¹cymuœmiechu. Niestety wszystkie dzieci musia³y wyjechaæ w czasie wakacji w roku1952 i ju¿ nie wróci³y.

Uczniem by³em chyba dobrym, ale z postêpem klas spada³em w klasowymrankingu. Inne rzeczy stawa³y siê dla mnie wa¿niejsze: lektura ksi¹¿ek, graw szachy, harcerstwo, kino. Do kina chodzi³o siê na tzw. poranki w niedzielê na9 rano – chodzi³o o odci¹gniêcie dzieci od koœcio³a. Ogl¹daliœmy filmy radziec-kie, np. „Córka kapitana Maksymek” czy „Œwiat siê œmieje” po kilkanaœcierazy. Pokazywano radzieckie kreskówki. Czas na polskie filmy przyszed³ póŸ-niej. Zaczytywa³em siê w takich ksi¹¿kach jak: „Kordzik”, „Ulica m³odszegosyna”, „Czajka” lub „Timur i jego dru¿yna”, póŸniej „Jak hartowa³a siê stal”lub „Opowieœæ o prawdziwym cz³owieku”. Jeszcze póŸniej przyszed³ czas na„Cichy Don” Szo³ochowa lub „Matkê” Gorkiego. W czwartej klasie przeczy-ta³em po raz pierwszy „Krzy¿aków”, w pi¹tej ju¿ ca³¹ Trylogiê.

Narasta³ stalinizm. W radiu na okr¹g³o s³ucha³o siê piosenek takich jak„Miliony r¹k, tysi¹ce r¹k, a serce bije jedno”, „O Nowej to Hucie piosenka,o Nowej to Hucie s¹ s³owa”, czy na „Na lewo most, na prawo most”. Przeplata-ne to by³o piosenkami radzieckimi o jarzêbinie czerwonej, o okrêcie „Wariag”i innych. Ojciec robi³ b³yskawiczn¹ karierê. W roku 1951 wybrano go na wice-przewodnicz¹cego Powiatowej Rady Narodowej w Ko³obrzegu. Po prostu przy-wieziono go „w teczce”. Od tego momentu nigdy nie by³o go w domu. Czasemprzyje¿d¿a³a po niego czarna s³u¿bowa pobieda.

Ojciec zrezygnowa³ z tej funkcji po roku. Nie wytrzyma³ presji, ci¹g³ychutyskiwañ mamy i wróci³ do Koszalina. Zacz¹³ pracowaæ wtedy w KomendzieWojewódzkiej Stra¿y Po¿arnych przy ul. Kazimierza Wielkiego. Po rokuposzed³ na kurs oficerski do Poznania i po dziesiêciu miesi¹cach szkoleniawróci³ ze stopniem porucznika. W Stra¿y pozosta³ a¿ do emerytury.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 45

W roku 1950 rozpoczêto realizacjê planu szeœcioletniego. Koszalinowiprzypad³a budowa ch³odni. Pamiêtam, ¿e na gwiazdkê w roku 1951 zostaliœmyzaproszeni do szko³y œredniej przy ulicy Jednoœci, gdzie odby³a siê ca³odniowaimpreza noworoczna.

Prze¿y³em wtedy te¿ tragediê œmierci Stalina. „P³omyczek” wydrukowa³opowiadanie, jak Wasia chcia³ pochwaliæ siê Stalinowi, ¿e zrobi³ coœ dobregoi napisa³ do Wodza Œwiatowego Proletariatu list. List jednak do Stalina niedoszed³, gdy¿ ten zmar³. Czytaj¹c to opowiadanie, mia³em ³zy w oczach.O godz. 12 w po³udnie zawy³y syreny dla uczczenia œmierci Wodza Rewolucji.Pani zapyta³a nas, z jakiego powodu wyj¹ syreny? Ja, jako bardziej uœwiado-miony politycznie odpowiedzia³em, ¿e zmar³ Stalin. Pani¹ a¿ zatrzês³o. – NieStalin, ale Towarzysz Józef Wissarionowicz Stalin Sekretarz Generalny Komu-nistycznej Partii Zwi¹zku Radzieckiego, Wódz Œwiatowego Proletariatu.

W Koszalinie wtedy siê nic nie budowa³o. Ceg³a by³a wywo¿ona do War-szawy. „G³os Koszaliñski” wydrukowa³ wtedy plan rozbudowy centrum,z wyburzeniami domów przy ulicy Zwyciêstwa, odgradzaj¹cych koœció³ odrynku, a tak¿e wybudowaniem Domów Towarowych „Saturn”.

Zawsze mnie intrygowa³o, w jaki sposób nazywano ulice w miasteczkach,które przypad³y Polsce po wojnie. Numeracja domów by³a taka sama jak zaniemieckich czasów. Z nazwami ulic by³o ju¿ znacznie trudniej. W Gdañskuby³o to stosunkowo proste, gdy¿ ju¿ w Wolnym Mieœcie Gdañsku nazwy ulicby³y dwujêzyczne. Ale w Koszalinie? G³ówna ulica nazywa³a siê Adolf HitlerStrasse i zosta³a przemianowana na ul. Zwyciêstwa, ulica Wagnera na ulicêSzopena. Ulica M³yñska pozosta³a M³yñsk¹, a Morska Morsk¹. W mojej dziel-nicy by³y ulice nawi¹zuj¹ce do s³owiañskich plemion ¿yj¹cych na terenachówczesnej Niemieckiej Republiki Demokratycznej. By³y to ulice: Lechicka,Obotrytów, Lutyków i £u¿ycka. Za czasów niemieckich by³y to ulice Alzacji,Lotaryngii czy Zag³êbia Saary - typowe nazwy rewizjonistyczne. Polacy nazy-wali te ulice nazwami terenów, które, ich zdaniem, powinny przypaœæ Polscew przypadku dalszych podzia³ów Niemiec, gdy¿ Polska nie otrzyma³a wszyst-kiego, co otrzymaæ powinna.

Dalsze zmiany w nazewnictwie ulic zasz³y po „polskiej odnowie”, np. ulicaPolskiego PaŸdziernika. Kino M³oda Gwardia przemianowano na Adriê, a Now¹Hutê na Zacisze, zaczêto pokazywaæ zachodnie filmy, odrodzi³o siê te¿ ZHP.

Najpiêkniejszym wspomnieniem tamtego okresu jest dla mnie harcerstwo.Hufcowymi w Koszalinie byli druh Lewandowski i druh Michta, komendantemChor¹gwi wieczny dzia³acz m³odzie¿owy Jurek Miller - wspaniali ludzie.Moim zastêpowym zosta³ Jurek Dêbski, zwany przez nas Dyba. Zbiórki odby-

46 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

wa³y siê co tydzieñ. Na Górze Che³mskiej organizowaliœmy podchody, ogniska,gawêdy. Wracaliœmy rozœpiewani autobusem do centrum miasta.

Byliœmy dru¿yn¹ im. Tadeusza Koœciuszki, niebieskie chusty z ¿ó³tym oto-kiem. By³ to okres capstrzyków, wieczornych przemarszów z pochodniami,biegów harcerskich i zdobywania sprawnoœci. Wakacje spêdziliœmy na obozieharcerskim w Tucznie, nad jeziorem. W czasie obozu sk³ada³o siê przysiêgêharcersk¹.

Mniej wiêcej na ten czas przypada moja fascynacja histori¹. W szkoleza³o¿y³em kó³ko historyków i zajêliœmy siê histori¹ Koszalina, którego udoku-mentowane dzieje zaczyna³y siê dopiero w roku 1945. Zaczêliœmy wiêc grzebaæw starych ksi¹¿kach niemieckich, ale bariera jêzykowa by³a praktycznie nie doprzebycia.

Historia Cussolina za³o¿onego w 1226 roku by³a dla nas wci¹¿ znakiemzapytania. Nauczyciele nie popierali naszej dzia³alnoœci. My ze swoj¹ ciekawo-œci¹ poszukiwaczy przesz³oœci miasta podobno wnosiliœmy niezdrowy ferment.Gdy kiedyœ odwa¿y³em siê powiedzieæ na lekcji historii, ¿e Koszalin by³ w gra-nicach Polski nie d³u¿ej ni¿ dwadzieœcia lat za czasów Boles³awa Krzywouste-go, to zosta³em wyrzucony z klasy.

¯yj¹c w Koszalinie, nigdy nie odczuwaliœmy zagro¿enia niemieckiego, niemyœleliœmy, ¿e Niemcy mog¹ tutaj wróciæ. Wiele lat póŸniej, ju¿ studiuj¹cw Warszawie, uœwiadomi³em sobie, ¿e Ziemie Zachodnie by³y postrzeganeprzez ludzi z centralnej Polski jako ziemie tymczasowe, nie do koñca nasze.Tego poczucia nie zna³em w Koszalinie. Byliœmy ogromnie przywi¹zani domiasta, byliœmy dumni z jego osi¹gniêæ.

Od redakcji: Prof. W³adys³aw Jermakowicz – wybitny ekonomista, nauko-wiec, wyk³adowca na uniwersytecie amerykañskim i niemieckim, autor wieluksi¹¿ek wydanych w kilku jêzykach. Zwi¹zany z Koszalinem od najwczeœniej-szych lat dzieciêcych. Swoim wspomnieniom, pisanym pod koniec ¿ycia, nada³tytu³ Zd¹¿yæ przed œmierci¹, niestety sam nie zd¹¿y³ ich ju¿ ukoñczyæ.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 47

Maria Hudymowa

WSPOMNIENIE O STEFANIE NAPIERALE

Ile¿ to lat minê³o od 15marca 2002 roku, kiedy nakoszaliñskim cmentarzu¿egnaliœmy Stefana Napie-ra³ê. Urodzi³ siê 11 sierp-nia 1920 roku w Sierpcuw województwie warszaw-skim, jako syn Stanis³awai Heleny z domu Tuzinkie-wicz. Szko³ê œredni¹ ogól-nokszta³c¹c¹ typu humani-stycznego ukoñczy³ w War-szawie w czerwcu 1939roku. Wychowywany w at-mosferze g³êbokiego pat-riotyzmu, uczestniczy³ ak-tywnie w ¿yciu organizacjiszkolnych, szczególniew harcerstwie. Nic wiêcdziwnego, ¿e w obliczuwojennego zagro¿enia, ja-ko ochotnik zg³osi³ siê do

wojska by wzi¹æ udzia³ w kampanii wrzeœniowej. Jak wielu innych ¿o³nierzywrzeœnia trafi³ po klêsce naszej armii do obozu jenieckiego w Gubinie,a stamt¹d w g³¹b Niemiec - do pracy w fabryce zbrojeniowej. Tam przez 5 latokupacji ciê¿ko pracowa³ fizycznie. Pamiêtn¹ datê 9 maja 1945 wita³ z radoœci¹tym wiêksz¹, ¿e obóz w Gubinie wyzwoli³y wojska alianckie.

Po latach pobytu na obczyŸnie postanowi³ wróciæ do kraju. W t³umiepowracaj¹cych spotka³ ca³kiem przypadkowo swego m³odszego brata, ju¿w czasie okupacji z³apanego przez Niemców w ulicznej ³apance i tak¿e wywie-zionego na przymusowe roboty. Wracali do Polski razem. Doszli do ZielonejGóry, tu postanowili siê zatrzymaæ. Stefan zg³osi³ siê do w³adz szkolnych,

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 49

zamierza³ zostaæ nauczycielem. W pobliskiej wsi przydzielono braciom ponie-mieckie gospodarstwo, a równoczeœnie Stefanowi zlecono zorganizowaniei prowadzenie w tej miejscowoœci polskiej szko³y.

Gdy w 1947 roku odnaleŸli siê rodzice Stefana, którzy osiedlili siê w okoli-cach Pi³y, m³odszy brat postanowi³ zamieszkaæ z nimi.

Stefan przeniós³ siê wówczas do Drawska Pomorskiego, gdzie zosta³zatrudniony jako nauczyciel - polonista (niekwalifikowany) w œredniej szkoleogólnokszta³c¹cej. Przedwojenna warszawska matura da³a mu du¿y zasób wie-dzy z zakresu polskiej historii i literatury. Potrafi³ mówiæ barwnie, potoczyœcie,organizowa³ w szkole wieczory poezji, stworzy³ amatorskie kó³ko teatralne,prowadzi³ zajêcia szkolnej dru¿yny harcerskiej. Dyrektor szko³y mgr JanRogalski wysoko ocenia³ jego talent pedagogiczny, przyjaŸni¹ darzyli gowspó³pracownicy, pokocha³a swojego wychowawcê m³odzie¿.

Gdy pewnego razu ze swoimi wychowankami wybra³ siê na wycieczkê doKo³obrzegu, zauroczy³o go morze i postanowi³ tam zamieszkaæ. W 1948 rokuzosta³ zatrudniony na stanowisku polonisty w œredniej szkole ogólnokszta³c¹cejw Ko³obrzegu. Tu równie¿ stosowa³ ró¿norodne formy pracy z m³odzie¿¹,maj¹c na celu zachêcenie jej do poznania literatury ojczystej i piêkna s³owapisanego. Prowadzi³ ciekawe pogadanki na temat przesz³oœci Pomorskiej Ziemi,bohaterskich walk ¿o³nierza polskiego o Ko³obrzeg. Umiejêtnoœci¹ ciekawejnarracji, wykazywaniem piêkna ojczystej mowy, pe³n¹ zrozumienia ¿yczliwo-œci¹ wobec uczniów zaskarbi³ sobie serca m³odzie¿y, przyjaŸñ i szacunek otocz-nia. W Ko³obrzegu, za³o¿y³ rodzinê. Podj¹³ pracê zwi¹zan¹ z podwy¿szeniempedagogicznych kwalifikacji zawodowych. Wspó³pracowa³ z Zarz¹demOddzia³u ZNP, pe³ni³ spo³eczn¹ funkcjê prezesa.

W lipcu 1950 roku zostaje utworzone województwo Koszaliñskie. Od1 stycznia 1951 roku stanowisko zastêpcy kierownika Wydzia³u Kultury WRNobejmuje Stefan Napiera³a. Pe³ni¹c tê funkcjê szczególn¹ opiek¹ otacza pra-cowników bibliotek i wiejskich œwietlic, dok³ada starañ by upowszechniaæ czy-telnictwo, zostaje te¿ wieloletnim popularyzatorem i prelegentem TowarzystwaWiedzy Powszechnej. Z prelekcjami ciesz¹cymi siê du¿ym zainteresowaniemdociera do najdalszych wsi i osiedli koszaliñskiego województwa, a szczególniedo oœrodków PGR-owskich.

W 1965 roku Stefan Napiera³a zosta³ powo³any na stanowisko dyrektoraKina Oœwiatowego „Filmos”, gdzie nieprzerwanie pracowa³ 11 lat. Jego zainte-resowania spo³eczne by³y w tym czasie zwi¹zane z dzia³alnoœci¹ Zwi¹zkuZawodowego Pracowników Kultury i Sztuki - by³ ich d³ugoletnim przewod-nicz¹cym. Organizowa³ tam sekcje problemowe, zwracaj¹c szczególn¹ uwagê

50 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

na us³ugi socjalne. To dziêki niemu w Orawce ko³o Szczecinka i Sarbinowieko³o Mielna zorganizowano dwa oœrodki wypoczynkowe dla pracowników kul-tury.

W 1976 roku powstaje w Koszalinie Koszaliñskie Towarzystwo Spo³ecznoKulturalne, a Stefan Napiera³a zostaje powo³any na stanowisko jego generalne-go sekretarza. Pracuje tu nieprzerwanie a¿ do przejœcia na emeryturê w 1999roku. S¹ to lata czynnej dzia³alnoœci Stefana i pulsuj¹cego ¿ycia kulturalnegowojewództwa. Powo³ane jeszcze w latach 60- tych tzw. „brygady aktorskie”dociera³y systematycznie do miasteczek i wsi z ma³ymi formami sztuki teatral-nej, na spotkaniach mówi³o siê o roli teatru, popularyzowaniu sztuki i literaturyw jak najszerszym zakresie. W tym czasie ukazuj¹ siê dwa regionalne kwartal-niki „Zapiski Koszaliñskie” i „Biblioteka S³upska”, w których wydaniu i upo-wszechnianiu w nich wiedzy o regionie koszaliñskim czynnie uczestniczyKTSK.

W 1977 roku przy Koszaliñskim Towarzystwie Spo³eczno Kulturalnymzostaje powo³any pierwszy w kraju Klub b. Nauczycieli Tajnego Nauczaniai Towarzystwo Przyjació³ Polskiego Pamiêtnikarstwa. Obydwa w osobie Stefa-na Napiera³y znajduj¹ szczerego przyjaciela. To dziêki niemu ukaza³y siê wtedyna rynku wydawniczym wydawnictwa, poœwiêcone historii tych towarzystw.

Mówi¹c o dzia³alnoœci Stefana Napiera³y jako dzia³acza kultury nie mo¿napomin¹æ faktu, ¿e od lat 50-tych by³ aktywnym cz³onkiem Towarzystwa Roz-woju Ziem Zachodnich, które w okresie 1950-1964 by³o koordynatoremdzia³alnoœci wydawniczej na naszym terenie oraz wspó³organizatorem StudiumPomorzoznawczego, ciesz¹cego siê wówczas du¿ym zainteresowaniemw ca³ym kraju. Ju¿ wtedy Stefan dociera³ do najdalszych miasteczek i wsiw województwie, przemierza³ niezliczone iloœci kilometrów polnymi drogamido bibliotek, œwietlic, pocz¹tkowo na rowerze, potem na skuterku, póŸniejw ulubionej „syrence”, nie zwracaj¹c uwagi na zmêczenie, deszcz czy przeni-kliwe podmuchy wiatru. Z w³adzami administracyjnymi stacza³ batalie o lokale,opa³, zakup ksi¹¿ek, o poprawê warunków bytowych pracowników kulturyw œrodowiskach wiejskich, a szczególnie w Pañstwowych GospodarstwachRolnych.

Trudno wyliczyæ jego wszystkie poczynania w wieloletniej pracy zawodo-wej i spo³ecznej: Festiwal Organowy w Koszalinie, Festiwal Piosenki ¯o³nier-skiej w Ko³obrzegu, Galeria Artystów- Plastyków na Zamku Ksi¹¿¹t Pomor-skich w Dar³owie, Teatr Dramatyczny im. J. S³owackiego w Koszalinie. Orga-nizator wielu wystaw, sesji, sympozjów, konkursów, spotkañ z m³odzie¿¹ -„spotkañ pokoleñ”. Niespo¿yta energia, zmys³ organizacyjny, umiejêtnoœæ

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 51

wspó³pracy, ¿yczliwoœæ, uprzejmoœæ. Kocha³ m³odzie¿, kocha³ i szanowa³ludzi.

Po 53 latach pracy zawodowej i spo³ecznej z powodu gnêbi¹cej go powa¿-nej choroby 1999 roku przeszed³ na emeryturê. Za wieloletni¹ aktywnoœæ otrzy-ma³ wiele podziêkowañ, dyplomów, wyró¿nieñ, odznak honorowych, miêdzyinnymi Krzy¿ Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski i Medal Komisji EdukacjiNarodowej.

By³ przecie¿ wœród tych, którzy - jak piêknie powiedzia³ profesor ZenonKlemensiewicz na Pierwszym Kongresie Obroñców Pokoju w Warszawiew 1950 roku - „do³o¿yli swoj¹ pere³kê do bogatej skrzynki skarbów ojczystejkultury”.

52 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Maria Hudymowa

PIERWSZA BIBLIOTEKARKA – SIOSTRAWITOLDA

(Wspomnienie o Marii Pileckiej)

Miejscem rodzinnym Pileckich, herbuLeliwa, by³ maj¹tek Starojelnia ko³o Now-ogródka, wzbogacony o maj¹tek Sukurczei Hawry³ówkê- otrzymane jako wianoMarii z domu Domejko - ¿ony AdamaPileckiego i Klaudii ¯urawskiej - ¿onyJózefa Pileckiego. Józef za udzia³ w po-wstaniu styczniowym w 1863 roku zosta³aresztowany i skazany na zes³anie naSyberiê. Po powrocie do kraju zamieszka³w Sukurczach. Syn Józefa - Julian po ukoñ-czeniu gimnazjum w Wilnie podj¹³ studiaw Instytucie Leœnictwa w Petersburgu, poukoñczeniu których podj¹³ pracê w O³u-muñcu na pó³nocy Rosji. W 1887 rokuzawar³ zwi¹zek ma³¿eñski z Ludwik¹Oziemiñsk¹, córk¹ ziemianina, wnuczk¹uczestnika powstania styczniowego.W O³umuñcu urodzi³o siê czworo dzieci:

syn Józef zmar³ w wieku 5 lat, Maria, Wanda i Witold. Dzieci wzrasta³yw atmosferze g³êbokiego patriotyzmu. S³ucha³y rodzinnych opowieœcizwi¹zanych z histori¹ walki o wolnoœæ Ojczyzny. Wakacje spêdza³y u dziadkóww Sukurczach i Hawry³ówce.

Losy rodu Pileckich zwi¹zane by³y z historycznymi wydarzeniami w kraju:represje, konfiskata maj¹tków, rewolucja 1917 roku, burzliwe lata 1918-1920,II wojna œwiatowa, repatriacja. Szko³ê podstawow¹ dzieci ukoñczy³y prywatniew domu. Mariê, urodzon¹ 29 stycznia 1899 roku, jako najstarsz¹, postanowionowys³aæ do Wilna do prywatnego gimnazjum z prawami rz¹dowymi. Egzamindo szko³y wypad³ pomyœlnie. Maria zosta³a uczennic¹ prywatnego gimnazjum

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 53

dla dziewcz¹t im. Winogradowa w Wilnie. Na ziemiach polskich rz¹d carskizezwoli³ na wprowadzenie do szkó³ prywatnych nauki jêzyka polskiego.W bibliotece szkolnej by³y jednak tylko ksi¹¿ki z literatury rosyjskiej. Ksiêgar-nie polskie dla uczniów m³odszych klas organizowa³y „k¹ciki literatury pol-skiej”, a dla m³odzie¿y klas starszych „tajne kó³ka nauki historii polskiej”.

W 1914 roku ca³ym œwiatem wstrz¹snê³a wojna. Wilno okupowali Niemcy.Mariê i Witolda umieszczono w szkole œredniej w Orle. Maria by³a uczennic¹klasy 8-mej o profilu pedagogicznym. Po trzech latach wojna wprawdziezbli¿a³a siê ku zakoñczeniu, ale nie ustawa³y grabie¿e dworów, zabójstwa,aresztowania. Matka w obawie o losy Marii wys³a³a j¹ do Witebska, lecz ta podwóch miesi¹cach powróci³a do Hawry³ówki. Po otrzymaniu przepustki dlauchodŸców, zezwalaj¹cej na wyjazd, uda³a siê z Witoldem do Wilna. Podjê³alicho p³atn¹ pracê w urzêdzie pocztowym w Lidzie, a nastêpnie w administracjikolei. W kwietniu 1918 roku by³a bezpoœrednim œwiadkiem bohaterskiej walkipolskich oddzia³ów o Wilno i tryumfalnego wjazdu Marsza³ka Józefa Pi³sud-skiego do tego miasta.

Borykaj¹c siê z trudn¹ sytuacj¹ materialn¹ Maria wyjecha³a do Sukurcza dorodziny, lecz ju¿ wiosn¹ 1920 roku powróci³a do Wilna, usilnie poszukuj¹cjakiegokolwiek p³atnego zajêcia.

Dzia³ania wojenne wci¹¿ trwa³y. Bolszewicy zbli¿ali siê do Wilna. Maria,która pracowa³a wówczas jako pracownik Zarz¹du Cywilnego Ziem Wschod-nich, zosta³a na krótko ewakuowana do Bydgoszczy, wkrótce wraz z innymipracownikami powróci³a do Wilna. Otrzymanie pracy w szkole w tamtym cza-sie by³o bardzo trudne. Po wielu staraniach zosta³a zatrudniona w InspektoracieSzkolnym w Wilnie jako pracownik Oœwiaty dla Doros³ych. Dopiero w 1923roku otrzyma³a etat nauczyciela w szkole wiejskiej w powiecie szczuczyñskimko³o Lidy. Po z³o¿eniu obowi¹zkowego egzaminu praktycznego i rozpoczêciustudiów na Wy¿szym Kursie Nauczycielskim (WKN), który ukoñczy³a z wy-ró¿nieniem w 1930 roku, zosta³a zatrudniona w szkole œredniej w Lidzie, gdzienieprzerwanie pracowa³a do sierpnia 1939 roku.

1 wrzeœnia 1939 roku spad³y pierwsze bomby niemieckie na Lidê. Szko³yby³y nieczynne. 17 wrzeœnia 1939 roku wyp³acono nauczycielom tzw. poborylikwidacyjne. Maria po krótkim pobycie w Sukurczach z siostr¹ Wand¹ i bra-tem Witoldem znów powróci³a do Wilna.

Zaczê³y siê okupacyjne lata: represje, aresztowania, deportacje na dalekiWschód. Maria jako „dziedziczka” zosta³a zatrzymana przez NKWD. Trzymiesi¹ce spêdzi³a w wiêzieniu. By³a bezpoœrednim œwiadkiem gehenny wiêŸ-niów politycznych w £ukienniszkach, masowych deportacji rodzin polskich na

54 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

dalekie stepy Kazachstanu. Utrzymywa³a siê z udzielanych korepetycji i opiekinad ma³ymi dzieæmi. W okresie okupacji by³a wspó³organizatorem tajnegonauczania w zakresie szko³y œredniej. Uczy³a jêzyka polskiego i jêzykówobcych: rosyjskiego, niemieckiego, francuskiego.

W maju 1945 roku zakoñczy³y siê dzia³ania wojenne. Zacz¹³ siê masowyokres repatriacji ludnoœci polskiej na tzw. Ziemie Zachodnie. Maria w lipcu1945 roku wraz z siostr¹ Wand¹, jej mê¿em i synem Andrzejem przyjecha³a doKoszalina. Zamieszkali w skromnym domku przy ulicy Karola Szymanowskie-go, przyznanym im jako rekompensata za mienie pozostawione na Litwie.

„W 1945 roku - wspomina Pani Maria- znalaz³am siê na Ziemiach Zachod-nich. Obserwuj¹c ró¿norodne zjawiska w nowym otoczeniu, zwróci³am szcze-góln¹ uwagê na pozostawione poniemieckie zbiory porzucone w piwnicach i nastrychach. Zastanawia³ mnie przede wszystkim los ksi¹¿ek naukowych, nisz-czonych przez ludzi, nieœwiadomych ich znaczenia. Dowiedzia³am siê, ¿e z ini-cjatywy Ministerstwa Oœwiaty i Kuratorium Okrêgu Szkolnego w Koszalinie,w³adze wojewódzkie w Koszalinie powo³a³y Komisjê Opieki nad Ksi¹¿k¹.Zainteresowana t¹ spraw¹ z³o¿y³am na rêce kuratora Pana Helsztyñskiegopodanie o przydzielenie mnie do tej pracy. Zosta³am przyjêta. Warunki pracyby³y bardzo uci¹¿liwe. Znalezione ksi¹¿ki magazynowaliœmy w wilii przyobecnej ulicy Sportowej (by³a filia Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej).W 1946 roku Kuratorium z Koszalina przeniesiono do Szczecina. Moimi czyn-noœciami interesowa³ siê inspektor szkolny Klaudiusz Górski oraz jego zastêpcaMiko³aj Praczuk. Wiosn¹ 1946 roku zosta³am zawiadomiona, ¿e opiekê nadzbiorami przejmuje Kuratorium Okrêgu Szkolnego w Szczecinie”.

Zgromadzone i zabezpieczone przez Mariê Pileck¹ zbiory powêdrowa³yw dobrze opakowanych skrzyniach do Biblioteki Narodowej w Warszawiei Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Szczecinie. W tym czasie by³y ju¿w Koszalinie czynne trzy biblioteki: parafialna i dwie prywatne z bardzo ubo-gim ksiêgozbiorem.

W lipcu 1946 roku, zgodnie z podjêt¹ uchwa³¹ Powiatowej Rady Narodo-wej zostaje powo³ana Powiatowa Biblioteka Publiczna w Koszalinie. Jej kie-rownikiem od 1 sierpnia 1946 roku zosta³a Maria Pilecka. Zacz¹³ siê trudnyokres organizacji bibliotek, filii bibliotecznych w œrodowisku wiejskim.Wszystko nale¿a³o zaczynaæ od pocz¹tku. Zaczê³a siê walka o lokale, wyposa-¿enie, zakupy ksi¹¿ek i co najwa¿niejsze - o pracowników. Pani Maria najpierwsama ukoñczy³a kurs dla pocz¹tkuj¹cych bibliotekarzy w Szczecinie, a nastêp-nie w 1949 roku z³o¿y³a egzamin w Oœrodku Kszta³cenia Bibliotekarzy w Jaro-cinie, by potem zorganizowaæ szkolenia swoich pracowników.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 55

W 1947 roku po raz pierwszy po zakoñczeniu dzia³añ wojennych, ju¿w wolnym kraju, zorganizowano uroczyœcie „Dni Oœwiaty, Ksi¹¿ki i Prasy”.Uzyskane pieni¹dze ze zbiórki przeznaczono na zakup ksi¹¿ek. W 1946 rokuuroczyœcie wrêczono Marii Pileckiej 260 nowych polskich ksi¹¿ek. W 1948roku ca³y kraj ogarnê³a walka z analfabetyzmem. Wzruszaj¹ce by³y chwilekiedy to wnuczek szko³y podstawowej uczy³ stawiaæ literki swojego dziadka.W 1947 roku powo³ano Powiatowe Komitety Biblioteczne. Biblioteka Powiato-wa w Koszalinie, która swoj¹ siedzibê mia³a w pomieszczeniach PowiatowejRady Narodowej posiada³a wówczas 2460 ksi¹¿ek. W 1949 roku uroczyœcieotworzono pierwsz¹ na Pomorzu Œrodkowym Bibliotekê Gromadzk¹ w Boboli-cach. Biblioteka otrzyma³a 250 nowych ksi¹¿ek. Pani Maria podjê³a niezwykletrudne zadanie organizacji bibliotek, które na Ziemi Koszaliñskiej trzeba by³oorganizowaæ od podstaw i dlatego ukszta³towa³ siê tutaj typ bibliotekarza-popularyzatora i organizatora czytelnictwa. W marcu 1949 roku Komitet Upo-wszechnienia Czytelnictwa przydzieli³ nowym coraz liczniej organizowanympunktom bibliotecznym w PGR-ach komplety nowych polskich ksi¹¿ek. Dziêkiusilnym staraniom Marii Pileckiej Powiatowa Biblioteka w Koszalinie otrzy-ma³a przestronne pomieszczenia przy ul. Boles³awa Chrobrego. Nowe lokaleotrzyma³y biblioteki nadmorskie w Mielnie i Sarbinowie. Miejskiej Bibliotecew Sianowie nadano uroczyœcie imiê Ksiêcia Bogus³awa X. W Powiecie Kosza-liñskim wzrasta³a iloœæ bibliotek, filii, punktów bibliotecznych. Wzrasta³a licz-ba pracowników, którzy podejmowali trud dokszta³cania i doskonalenia. W tro-sce o warunki bytowe bibliotekarzy, lokale, opa³, sprzêt biblioteczny, o zakupnowych ksi¹¿ek Pani Maria przemierza³a niezliczon¹ iloœæ kilometrów bydotrzeæ do Urzêdów Gminnych, so³ectw, bibliotek. Pomaga³a w organizacji Kó³Gospodyñ Wiejskich, organizowaniu œwietlic, nawi¹zywa³a wspó³pracê zaszko³ami, towarzystwami, organizacjami dzia³aj¹cymi w œrodowisku wiejskim.Uczy³a pracowników ciekawych form pracy, ukazywa³a m¹droœæ i piêknozawarte w pisanym s³owie ojczystej mowy. By³a aktywnym organizatoremi cz³onkiem Oddzia³u Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich w Koszalinie.Warunki materialne mia³a bardzo trudne. By³a jedyn¹ ¿ywicielk¹ rodziny – sio-stry Wandy i jej syna Andrzeja. Pomaga³a dzieciom osieroconym przez ukocha-nego brata Witolda Pileckiego. Dorabia³a do skromnej pensji bibliotekarzakorepetycjami z jêzyka ojczystego i jêzyków obcych: rosyjskiego, niemieckie-go i francuskiego. T³umaczy³a urzêdowe pisma z jêzyka niemieckiego. Poprzejœciu na emeryturê w 1965 roku przez wiele lat pracowa³a w WojewódzkiejBibliotece Publicznej w Koszalinie w niepe³nym wymiarze godzin. Za niestru-dzon¹, wieloletni¹ pracê w Powiatowej Bibliotece Publicznej w Koszalinie

56 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

dziêkowa³ Pani Marii ówczesny przewodnicz¹cy Powiatowej Rady NarodowejMieczys³aw Bêcki.

Nadano te¿ Pani Marii Pileckiej Krzy¿ Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.O swoich prze¿yciach, tragediach rodzinnych nie opowiada³a, nie narzeka³a

na uci¹¿liw¹ sytuacjê materialn¹. Zawsze by³a pogodna, ¿yczliwa, pe³na dobro-ci i zrozumienia dla innych ludzi. Sama bardzo pracowita, równie¿ od innychwymaga³a uczciwej pracy. Cieszy³a siê szacunkiem i zaufaniem pracowników,a uznaniem prze³o¿onych. Dziêki du¿ej umiejêtnoœci wspó³¿ycia z ludŸmii porozumienia z w³adzami za³atwia³a wiele spraw dla dobra bibliotek i ichpracowników. Wœród wprowadzanych przez ni¹ ró¿norodnych form upo-wszechnienia czytelnictwa znacz¹cym, nowatorskim dzia³aniem by³a organiza-cja Kó³ Przyjació³ Bibliotek w bibliotekach wiejskich, a szczególnie w œrodowi-skach Pañstwowych Gospodarstw Rolnych- PGR.

Od pierwszych dni zamieszkania w Koszalinie Pani Maria prowadzi³acenne zapiski kronikarskie i „Sagê Rodu Pileckich”. Zachêca³a do prowadzeniakronik swoje bibliotekarki, które skrzêtnie notowa³y wszystkie wydarzeniadotycz¹ce ich œrodowiska. By³a wra¿liwa na ludzkie cierpienia, kocha³am³odzie¿. Wokó³ siebie stwarza³a atmosferê spokoju i dobroci. By³a czynnaniemal do ostatnich dni swojego pracowitego ¿ycia. Zmar³a 9 maja 1991 rokuw wieku 91 lat. ¯egnali j¹ na koszaliñskim cmentarzu bliscy, liczni biblioteka-rze, przyjaciele, czytelnicy. Skromne epitafium na p³ycie pomnika mówio cz³owieku niezwyk³ym, wielkim duchem i mi³oœci¹ ojczystego kraju. Redak-tor Lech Fabiañczyk uwieczni³ postaæ Pani Marii Pileckiej i miejsce jej spo-czynku w krótkometra¿owym filmie.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 57

Józef Szantyr

MÓJ PIERWSZY ROK

NA POMORZU ŒRODKOWYM

Poci¹giem towarowym przybyliœmy do nieznanego nam Koszalina10 wrzeœnia 1945 r. Nasz wagon zepchniêto na boczny tor, a ca³y baga¿ musie-liœmy wy³adowaæ na rampie i roz³adowaæ siê na niej wraz z przywiezion¹krow¹, by po dalekiej podró¿y nieco odpocz¹æ.

Uda³em siê do miejscowego oddzia³u Powiatowego Urzêdu Repatriacyjne-go celem zarejestrowania siê i uzyskania pomocy w zakwaterowaniu, gdy¿zawiadowca stacji kolejowej ponagla³, aby opró¿niæ rampê. W oddziale PUR,zlokalizowanym w budynku szkolnym przy ul. Krzywoustego powiedziano, ¿emo¿emy korzystaæ z posi³ków, a je¿eli chodzi o mieszkanie, to nale¿y szukaæwe w³asnym zakresie. Poszed³em wiêc do Zarz¹du Miasta przy ul. Grottgera 4,gdzie ówczesny burmistrz Czes³aw Miko³ajczyk powierzy³ za³atwienie sprawymieszkaniowej Feliksowi Binasiowi, kierownikowi dzia³u kwaterunkowego.Ten pokaza³ mi kilka mieszkañ, ale by³y one zdemolowane.

Na remont mieszkania trzeba by by³o d³ugo czekaæ. Znalaz³em wiêc przyul. Czystej 2 (póŸniej Barlickiego) woln¹ stodo³ê, przetransportowa³em tambaga¿ i zamieszka³em w niej z rodzin¹ i krow¹- Baœk¹. Ca³e szczêœcie, ¿e by³wówczas pogodny okres. Ju¿ dawno stodo³y tej nie ma, zosta³a rozebrana, a najej miejscu posadzono drzewka owocowe.

Pierwsze wra¿enie z Koszalina by³o okropne. Stacja kolejowa, jak i cen-trum w du¿ej mierze by³y spalone. Dooko³a znajdowa³y siê rupiecie i œmieci,a gdzieniegdzie unosi³ siê odór. Ulice by³y tylko czêœciowo oczyszczone i niewszystkie przejezdne. Ruch natomiast by³ spory i to za spraw¹ wojska radziec-kiego oraz polskiego.

W Koszalinie, w tym samym miejscu co dzisiaj, mieœci³ siê urz¹d woje-wództwa szczeciñskiego z wojewod¹ Leonardem Borkowiczem na czele. By³yju¿ prowizoryczne komitety partyjne PPR, PPS i – podobno – innych stron-nictw. W lewym skrzydle gmachu Urzêdu Wojewódzkiego stacjonowa³o Do-wództwo Okrêgu Wojskowego. W tym samym skrzydle, znajdowa³o siê staro-stwo powiatowe ze starost¹ Edmundem Dobrzyckim (póŸniej docentem Wy¿-szej szko³y Rolniczej w Szczecinie). Okrêgowy S¹d, a tak¿e S¹d Grodzki wraz

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 59

z Prokuratur¹ S¹du Okrêgowego, mieœci³y siê w dwupiêtrowym budynkumieszkalnym przy ul. Matejki 19 (obecnie Stronnictwo Demokratyczne). Preze-sem S¹du Okrêgowego by³ Kazimierz Cukierski, a prokuratorem S.O. - JanuszKubicki.

Maj¹c do dyspozycji stodo³ê jako bazê mieszkaniow¹, zacz¹³em rozgl¹daæsiê za prac¹. Uda³em siê do Wojewódzkiego Wydzia³u Zdrowia, gdzie zasta³emkierownika wydzia³u dr med. Hieronima Powiertowskiego, który póŸniej jakodocent by³ kierownikiem Kliniki Neurochirurgicznej w Poznaniu i naszym kon-sultantem. Kierownik po naradzie z inspektorem lekarskim dr Januszem Dam-brotem i kierownikiem Wojewódzkiej Kolumny Sanitarno- Epidemiologicznejdr Henrykiem Gardzia³kowskim poda³ mi kilka nie obsadzonych placówek, jakSzpital Rejonowy w Trzebiatowie, Oœrodek Zdrowia w P³otach b¹dŸ w Boboli-cach. Zaproponowa³ mi tak¿e objêcie stanowiska lekarza powiatowegow Koszalinie.

Zmêczony repatriacj¹ oraz zwi¹zanymi z ni¹ prze¿yciami i k³opotami, ponaradzie z ¿on¹ postanowi³em pozostaæ w Koszalinie. Stanowisko lekarzapowiatowego zdecydowa³em siê obj¹æ 16 wrzeœnia 1945 r.

Ci¹gnê³a mnie bardziej praca szpitalna, jednak i praca administracyjno-organizacyjna nie by³a mi obca, poniewa¿ w latach 1936-1939 by³em asysten-tem chirurgii w Bras³awiu i lekarzem powiatowym tamtejszego starostwa.

Jako lekarz powiatowy musia³em szybko zorientowaæ siê w sytuacjiw zakresie opieki medycznej w mieœcie i powiecie, a szczególnie w sytuacjiepidemiologicznej.

Obiekty szpitalne poniemieckie, a tak¿e inne wiêksze budynki by³y zajêteprzede wszystkim przez szpitale radzieckie. Poniemiecki szpital (DiakonissenKrankenhaus) przy ul. Marchlewskiego 7 (obecnie Wojewódzki Szpital Zespo-lony) zajêty by³ przez radziecki szpital chirurgiczny. Podobny charakter mia³szpital w budynku poniemieckiego sanatorium przeciwgruŸliczego w Rokoso-wie (obecnie Zespó³ PrzeciwgruŸliczy i chorób P³uc). Szpitale radzieckieo ró¿nym przekroju zajmowa³y te¿ poniemiecki budynek s¹dowy przy ul.Waryñskiego (póŸniejszy Komitet Wojewódzki PZPR), budynek szkolny przyul. A. Lampego 30 (obecnie Zespó³ Szkó³ Zawodowych) i budynek szkolnyprzy ul. Laskonogiego (obecnie nie istniej¹cy- zosta³ zburzony). Wojsko Pol-skie mia³o swój szpital garnizonowy przy ul. Fa³ata 3 (póŸniej Oœrodek Dosko-nalenia Kadr Medycznych) na 200 ³ó¿ek, komendantem by³ mjr lek. KazimierzMulat.

Cywilna s³u¿ba zdrowia mia³a prowizoryczny niedu¿y szpital, zwanyPowiatowym Szpitalem Ogólnym, na 60 ³ó¿ek, w budynku poniemieckiegoUrzêdu Finansowego przy ul. Psie Pole 2 (obecnie M. C Sk³odowskiej).

60 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Ze wzglêdu na epidemiê chorób zakaŸnych, jak dur brzuszny lub osutkowy,czerwonka, b¹dŸ b³onica zosta³ doraŸnie utworzony szpital zakaŸny w trzechpomieszczeniach - przy ul. Psie Pole 1 w by³ej podobno bo¿nicy ¿ydowskiej(obecnie GnieŸnieñska 71, zmodernizowany i rozbudowany budynek Ba³tyckie-go Teatru Dramatycznego) i przy ul. Zwyciêstwa 117, a obecnej Szkole Podsta-wowej nr 1. Obok tego, w budynku gdzie obecnie jest Klub Nauczyciela, mie-œci³a siê kostnica. Wszystkich ³ó¿ek zakaŸnych by³o oko³o 250. Tym szpitalemkierowa³ dr med. Feliks Paw³owicz, ftyzjatra z Wilna, póŸniejszy dyrektorSanatorium PrzeciwgruŸliczego i przewodnicz¹cy zespo³u konsultantów woje-wódzkich. Do pomocy mia³ niemieckiego lekarza J. Kriegera, pielêgniarkêNaruszewicz oraz kilka niemieckich, jak i przyuczonych pielêgniarek.

W owym czasie panowa³y równie¿ choroby weneryczne, dlatego te¿ zorgani-zowany by³ prymitywny szpital skórno - wenerologiczny na 30 ³ó¿ek przy ul.GnieŸnieñskiej 30, a pierwszym jego dyrektorem by³ dr Marek Szer, maj¹cy dodyspozycji przyuczone pielêgniarki Jadwigê Lewandowsk¹, Leokadiê Smaga³êi jednego sanitariusza.

Przy Urzêdzie Wojewódzkim by³a przychodnia dla funkcjonariuszy pañstwo-wych, w której przyjmowali lekarze Wojewódzkiego Wydzia³u Zdrowia i czê-œciowo lek. Józef Hildebrandt, ówczesny dyrektor Szpitala PowiatowegoOgólnego.

Urz¹d bezpieczeñstwa, Milicja Obywatelska i inne instytucje (PKP) mia³yw³asn¹ przychodniê, gdzie urzêdowa³ lek. Miko³aj Bokszañski. Ten sam lekarzprzyjmowa³ chorych ubezpieczonych w Ubezpieczalni Spo³ecznej przy ul.S³owackiego 1 (póŸniej Wojewódzki Urz¹d Spraw Wewnêtrznych), gdzie kie-rownikiem administracyjnym by³ Ireneusz Sztampie. Przy ul. Zwyciêstwa 30mieœci³a siê Poliklinika Miejska, w której pracowali : absolwent medycynyJózef Korzeniowski, póŸniej ju¿ jako lekarz, pielêgniarka Winiarska i IrenaGelbert jako pomoc administracyjna.

Du¿¹ pomoc¹ w lecznictwie by³ miejscowy oddzia³ PCK, znajduj¹cy siê przyul. Œwierczewskiego 10 z kierownikiem kpt. rezerwy Stanis³awem Fliszew-skim. W przychodni PCK pracowa³ absolwent medycyny Boles³aw Fronckie-wicz, póŸniej ju¿ jako lekarz Miejskiej Stacji Pogotowia Ratunkowego, pielê-gniarka Maria P³awska i jedna rejestratorka. Placówka obs³ugiwa³a równie¿repatriantów. Posiada³a ona gabinet rtg obs³ugiwany dodatkowo przez drPaw³owicza.

Z cywiln¹ s³u¿b¹ zdrowia wspó³pracowali lekarze garnizonowego szpitala.Pomoc dentystyczn¹ zapewniali: lekarz stomatolog Danuta Plutecka przy ul.

1 Maja i technik dentystyczny Henryk Frydendberg.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 61

Lecznictwo zaopatrywa³o siê w leki czêœciowo z przydzia³u Woje-wódzkiego Wydzia³u Zdrowia, a przewa¿nie w prywatnej aptece mgr. farm.Jana Pleskaczewskiego przy ul. Zwyciêstwa 30 (póŸniejsza apteka spo³eczna nr10). W budynku apteki na II piêtrze mieœci³o siê prywatne laboratorium anali-tyczne lekarza Lucjana Olszewskiego.

Mimo, zdawa³oby siê, tak znacznie rozbudowanej sieci placówek, co praw-da bardzo prymitywnych, ogólna sytuacja cywilnej s³u¿by zdrowia by³a trudna.Brak by³o personelu lekarskiego (ci sami lekarze obs³ugiwali kilka placówek)i œredniego, brakowa³o wyposa¿enia, œrodków transportowych itp. Personelmedyczny pracowa³ ponad si³y, nie licz¹c siê z godzinami pracy, zawsze gotówna ka¿de wezwanie, nie zwracaj¹c uwagi na dodatkowe wynagrodzenie. Szpita-le zaopatrywa³y siê w ¿ywnoœæ przewa¿nie w prymitywnych sklepach, którychby³o sporo, a czêœciowo na targu. Korzystano tak¿e z uspo³ecznionych placów-ek handlowych, jednak nie by³o ich du¿o. By³y cztery sklepy spó³dzielcze, zor-ganizowane przez Hieronima Staszewskiego, póŸniejszego aktywnegodzia³acza gospodarczego i spo³eczno - politycznego, pioniera Ziemi Koszaliñ-skiej.

Najwa¿niejszym zadaniem s³u¿by zdrowia w tym czasie by³a walka z choro-bami zakaŸnymi i likwidacja groŸnego stanu epidemiologicznego, któremusprzyja³y z³e warunki sanitarno- higieniczne, niedostatki w zaopatrzeniuw wodê, brud, zawszenie i tu i ówdzie spotykane w gruzach rozk³adaj¹ce siêzw³oki zwierzêce, a nawet ludzkie. Jako lekarz powiatowy mia³em rêce pe³neroboty, chodzi³o przede wszystkim o jak najszybsze wykrycie wszystkichprzypadków chorych zakaŸnie, zw³aszcza w terenie i szybkie ich izolowanie.O szerszej profilaktyce trudno by³o myœleæ, gdy¿ nie mieliœmy dostatecznejliczby kadry sanitarno- epidemiologicznej. Na terenie powiatu nie by³o ¿adnegolekarza, jedynie w Sarbinowie by³ punkt sanitarny PCK, w którym pracowa³apo³o¿na Stanis³awa Zielaskowska (póŸniej oddzia³owa Szpitala Wojewódz-kiego) i w Bobolicach, dok¹d doje¿d¿a³ z Koszalina przyuczony felczer JerzyStarzyñski.

Nawi¹za³em bliski kontakt z szefem sanitarnym DOW, p³k. lek. Mie-czys³awem Kowalskim (póŸniejszym genera³em i szefem sanitarnym WojskaPolskiego), który okaza³ du¿e zrozumienie i pomoc w zaopatrzeniu w szcze-pionki. Wojewódzka Kolumna Sanitarno- Epidemiologiczna mia³a jednak du¿ek³opoty z terenem ca³ego województwa, wiêc nie by³a w stanie przyjœæ z wiê-ksz¹ pomoc¹ miastu. Dziêki znajomoœci jêzyka rosyjskiego nawi¹za³emwspó³pracê z radzieckimi lekarzami epidemiologicznymi, którzy pomogliw dostarczeniu œrodków dezynfekcyjnych i dezynsekcyjnych.

62 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

W porozumieniu ze starost¹ Edmundem Dobrzyckim zwo³a³em naradêwszystkich so³tysów z terenu powiatu, udzielaj¹c im wskazówek odnoœniechorób zakaŸnych. Zorganizowana te¿ zosta³a powiatowa kolumna przeciwepi-demiczna. Sk³ada³a siê z przyuczonych dezynfektorów w osobach AntoniegoZaklukiewicza, Edwarda Bema i Niemca Williego Knopfa (woŸnica) oraz jed-nej parokonnej bryczki. Wyposa¿ono j¹ w znalezione w piwnicach gmachuUrzêdu Wojewódzkiego œrodki dezynfekcyjne (lizol, proszek DDT, wapnoi rozpylacze), a tak¿e przydzielone przez zakaŸny szpital radziecki. Po zgroma-dzeniu jeszcze szczepionek dostarczonych przez Woj. Kolumnê Sanitarno-Epi-demiologiczn¹ i szefa sanitarnego DOW, skromna kolumna wyruszy³a w terencelem rozszerzenia dotychczasowej akcji szczepiennej i dezynfekcji Ÿróde³zarazy.

Najwiêksze ognisko epidemiczne duru brzusznego, osutkowego i czerwon-ki by³o w rejonie maj¹tku Œmiechów, skupisku ludnoœci niemieckiej. Ludnoœæta niechêtnie poddawa³a siê szczepionkom, gdy¿ nie ufa³a Polakom. Dla obale-nie nieufnoœci w maj¹tku Œmiechów dezynfektor Antoni Zaklukiewicz, ponie-wa¿ nie by³ dotychczas szczepiony, pierwszy zaszczepi³ siê na oczach zebra-nych. Odt¹d nasza akcja posz³a ³atwiej. Kolumna pracowa³a z du¿ymwysi³kiem do póŸnej nocy. Je¿d¿¹c od wsi do wsi wyszukiwa³a przypadkizachorowañ, a dotychczas nie szczepionych szczepi³a. W mieszkaniach chorychskierowanych do szpitala przeprowadza³a dezynfekcjê. Wytê¿ona praca kolum-ny po pewnym czasie przynios³a korzystne rezultaty.

Poza ciê¿kimi obowi¹zkami s³u¿bowymi trzeba by³o pomyœleæ o sprawachdomowo-rodzinnych. Dokuczy³o mieszkanie w stodole, tym bardziej ¿e by³aju¿ po³owa paŸdziernika. Wyszuka³em wiêc przy ulicy Armii Czerwonej 26puste, zdemolowane mieszkanie, odremontowa³em je i na pocz¹tku listopada1945 r. zamieszka³em w znoœniejszych warunkach. Mia³em ca³y czas du¿yk³opot z krow¹ Baœk¹, lecz i tê umieœci³em w jednej z piwnic z oddzielnymwejœciem. Nie chcia³em siê jej pozbyæ, gdy¿ z jednej strony mieliœmy œwie¿e,dobre mleko, a z drugiej przywi¹zanie do niej, jako towarzyszki podró¿yz Bras³awia, by³o ogromne.

Dodam, ¿e póŸniej - na wiosnê 1947 r. - przenios³em siê do starej willi przyul. Armii Czerwonej 51, któr¹ potem wykupi³em, korzystaj¹c w znacznej mie-rze z rekompensaty z tytu³u pozostawienia mienia na WileñszczyŸnie.

Za zgod¹ starosty, a potem w drodze konkursu obj¹³em w dniu 16 paŸdzier-nika 1945 r. stanowisko dyrektora Szpitala Powiatowego

Szpital ten by³ niedu¿y, liczy³ tylko 60 ³ó¿ek. Improwizowany, prymitywny,by³y tu niezwykle trudne warunki pracy. Znaczna czêœæ ³ó¿ek by³a drewniana,

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 63

zamiast koców- domowe pierzyny lub ko³dry. Instrumentarium operacyjne by³ozupe³nie niedostateczne, brakowa³o mebli i sprzêtu medycznego, pracowni ana-litycznej, aparatu rtg. Sala operacyjna mieœci³a siê w zwyk³ym pokoju, a sto³emoperacyjnym by³ po prostu stó³ domowy. Nie by³o bie¿¹cej wody, jedynie auto-klaw (hermetycznie zamkniêty ogrzewany zbiornik s³u¿¹cy do przeprowadza-nia procesów chemicznych, np. sterylizacji - przyp. red.). Sala porodowa niewygl¹da³a lepiej; brakowa³o ³ó¿ka porodowego i bie¿¹cej wody.

Pocz¹tki szpitala to czerwiec 1945r. Pierwszym dyrektorem by³a dr TeresaSzyran- Smolska, po niej, krótko, dr Cz³onkowski. Nastêpnie jego miejsce zaj¹³lekarz Józef Hildebrandt. Pozostali lekarze to: Jan Buszke i dochodz¹cy lekarzpediatra Aleksandra Kogut, pracuj¹ca jednoczeœnie w Poliklinice Miejskiej.W sk³ad personelu œredniego wchodzi³y: przyby³a wraz ze mn¹ po³o¿na Tekla¯o³nierowicz (obecnie ju¿ nie¿yj¹ca), pielêgniarki przyuczone Janina Lisow-ska, Maria Mystkowska, Irena Zytkiewicz i instrumentariuszka, pielêgniarkaniemiecka. Po³o¿na ¯o³nierowicz prowadzi³a jednoczeœnie skromn¹ aptekêi podawa³a narkozê, wówczas tylko eterow¹.

Nie by³o podzia³u chorych na oddzia³y. Do prania bielizny nie by³o ¿ad-nych urz¹dzeñ mechanicznych, wszystko za³atwia³y rêcznie dwie praczki.

Trudno by³o mi pogodziæ funkcje lekarza powiatowego ze stanowiskiemdyrektora szpitala i prowadz¹cego przychodniê przyszpitaln¹. Poza tym, jakolekarz powiatowy, by³em bieg³ym s¹dowym, lekarzem komisji inwalidzkiej dlaposzkodowanych w czasie ostatniej wojny (posiedzenia tej komisji odbywa³ysiê raz w tygodniu). Pe³ni³em równie¿ obowi¹zki lekarza Okrêgowego Oddzia³uPUR.

Ogólna sytuacja miasta i powiatu by³a skomplikowana, w³adze mia³y ca³yszereg wa¿nych problemów do za³atwienia. Chodzi³o miêdzy innymi i przedewszystkim o bezpieczeñstwo ogólne. Grasowa³y w tym czasie (póŸniej rów-nie¿) bandy, zw³aszcza w rejonie Bobolic i Polanowa. Poza tym w³adze miej-skie mia³y ciê¿ki orzech do zgryzienia z gospodark¹ komunaln¹, aprowizacj¹i przygotowaniami do repatriacji ludnoœci niemieckiej. S³u¿ba zdrowia by³awiêc zdana na w³asne pomys³y i si³y.

Za zgod¹ starosty E. Dobrzyckiego przenios³em biuro lekarza powiatowegodo jednego z pomieszczeñ administracyjnych szpitala, by móc sprawnej oba meg³ówne stanowiska pogodziæ i wykorzystaæ ka¿d¹ woln¹ chwilê do za³atwianianajpilniejszych spraw. Niezwykle du¿¹ pomoc¹ by³a sekretarka MariaRafa³owska, która niejednokrotnie za³atwia³a sprawy bie¿¹ce w moim imieniu.

W tym czasie nie by³o mowy o uzyskaniu lepszego budynku na szpital,wiêc trzeba by³o bazowaæ na tym, co jest. Od wojska radzieckiego uzyska³em

64 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

czêœæ ³ó¿ek szpitalnych i trochê narzêdzi chirurgicznych, poza tym nieodp³atnieprzekaza³em do szpitala w³asne narzêdzia. Typowy stó³ operacyjny, Lampêbezcieniow¹ i stó³ ginekologiczny znalaz³em w gruzach zniszczonego szpitalaw Bobolicach. Uzyska³em te¿ ze szpitala radzieckiego ma³y przenoœny aparatrtg i przeœwietlenia by³y wykonywane przez Szpital Garnizonowy lub w gabi-necie rtg przez PCK.

Praca w szpitalu, ³¹cznie z za³atwianiem spraw nale¿¹cych do lekarzapowiatowego i w przychodni, trwa³a czêsto do godziny 24.00. Z uwagi na doœædu¿¹ odleg³oœæ szpitala od mego mieszkania i koniecznoœæ pe³nienia perma-nentnych dy¿urów, ca³e niemal noce spêdza³em w szpitalu.

Usprawniaj¹c stopniowo lecznictwo i opanowuj¹c sytuacjê epidemiolo-giczn¹ mo¿na by³o czêœæ ³ó¿ek zakaŸnych zlikwidowaæ. I tak w styczniu 1946 r.zosta³ zwolniony budynek przy ul. Zwyciêstwa 117, a w marcu tego¿ roku -pomieszczenia przy ul. Psie pole (obecnie Ba³tycki Teatr Dramatyczny). Pozo-sta³ jedynie szpital zakaŸny na oko³o 100 ³ó¿ek (³¹cznie z gruŸlic¹) przy ul.GnieŸnieñskiej 74. Szpital zakaŸny mia³ wówczas du¿e k³opoty z b³onic¹, któramia³a charakter epidemiczny. Trudno by³o uzyskaæ surowicê przeciwb³onicz¹.Bardzo czêsto wiêc by³em wzywany tam noc¹ dla dokonania tracheotomii(naciêcia tchawicy) u dusz¹cych siê dzieci.

Mimo zimy ruch osiedleñczy w mieœcie i powiecie nasila³ siê. W styczniu1946 r. ludnoœci polskiej na terenie miasta i powiatu by³o ju¿ ponad 20 tysiêcy.Samo miasto, nie licz¹c Niemców, mia³o ponad 11 tysiêcy mieszkañców. Bur-mistrzem by³ Henryk Jagoszewski. W pierwszej po³owie marca 1946 r. Urz¹dWojewódzki wraz z innymi placówkami wojewódzkimi zosta³ przeniesiony doSzczecina.

W roku 1946 nasili³ siê ruch emigracyjny ludnoœci niemieckiej. Poci¹ga³oto za sob¹ du¿o pracy w zwi¹zku z koniecznoœci¹ przeprowadzenia badañlekarskich i szczepieñ ochronnych. Ponadto ka¿d¹ wiêksz¹ grupê emigruj¹cychnale¿a³o wyposa¿yæ w apteczkê i pielêgniarkê dla niesienia doraŸnej pomocy.PóŸniejsze g³osy dochodz¹ce z RFN, krytykuj¹ce polsk¹ s³u¿bê zdrowia za nieotoczenie transportów niemieckich w³aœciw¹ opiek¹ medyczn¹ by³y wiêc bez-podstawne.

Sytuacja kadrowa s³u¿by zdrowia sta³a siê teraz nieco gorsza ni¿ w roku1945 i na pocz¹tku 1946 r., kiedy to lekarze Szpitala Garnizonowego i Woje-wódzkiego Wydzia³u Zdrowia okazywali du¿¹ pomoc w przyjmowaniu pacjen-tów. Przyby³ jedynie lekarz W³adys³aw Stycu³a, który organizowa³ kolejow¹s³u¿bê zdrowia i móg³ byæ dodatkowo zatrudniony w szpitalu. Do WOP przyby³lekarz dermatolog Piotr Makarewicz, który by³ bardzo przydatny w poradni

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 65

„W” Polikliniki Miejskiej. Poliklinika zosta³a przemianowana na OœrodekZdrowia, a kierownikiem jej zosta³ lekarz Miko³aj Bokszañski.

Dla poprawy sytuacji zdrowotnej w terenie, w drugim kwartale 1946 r.skierowa³em absolwenta medycyny Jana Korzeniowskiego do Dobrzycy, gdziezosta³ zorganizowany oœrodek zdrowia z izb¹ porodow¹ na 6 ³ó¿ek i izb¹ cho-rych na 12 ³ó¿ek. Zosta³a te¿ uruchomiona izba porodowa na 5 ³ó¿ek w Sarbi-nowie, a w Bobolicach na 8 ³ó¿ek. W tym samym roku powsta³ punkt po³o¿ni-czy w Œwieszynie z po³o¿n¹ Janin¹ D¹browsk¹, a w Koszalinie zaanga¿owanezosta³y dwie po³o¿ne miejskie.

PóŸn¹ jesieni¹ tego roku uda³o siê szpitalowi uzyskaæ z demobilu w Byd-goszczy samochód sanitarny i pó³ciê¿arowy, a lekarz powiatowy otrzyma³ dou¿ytku s³u¿bowego samochód osobowy DKW. Transport placówek s³u¿by zdro-wia znacznie siê wzbogaci³. Korzystaj¹c z pomocy UNRRA szpital zaopatrzy³siê te¿ w typowe ³ó¿ka szpitalne, otrzyma³ znaczn¹ iloœæ bielizny poœcieloweji osobistej dla chorych, fartuchy lekarskie i pielêgniarskie, a tak¿e leki dla cho-rych.

Mimo nadania lecznictwu lepszych form organizacyjnych i zwiêkszeniakadry fachowej, a tak¿e prowadzonej akcji sanitarno-oœwiatowej na tereniemiasta i powiatu, pleni³o siê znachorstwo, m.in. pojawi³y siê „babki” trudni¹cesiê sztucznymi poronieniami. Musia³em wypowiedzieæ temu walkê. Trudnaby³a np. walka z pseudopo³o¿n¹ Lange, która udaj¹c lekarza, dokonywa³a licz-nych przerwañ ci¹¿ i zajmowa³a siê leczeniem. Popiera³y j¹ nawet niektóreosoby zajmuj¹ce powa¿ne stanowiska. Sporz¹dzane przeciw niej liczne aktyoskar¿enia zawsze gdzieœ ginê³y. Dopiero, kiedy jedno z dzieci zmar³o na sku-tek przedawkowania morfiny, nie mog³a ju¿ unikn¹æ odpowiedzialnoœcii zosta³a skazana na karê pozbawienia wolnoœci na okres 2 lat. Nieco póŸniejmusia³em pokonaæ pseudolekarza Boufalo, zamieszka³ego wówczas we wsiMœcice.

Wœród ma³ej jeszcze grupy pracowników s³u¿by zdrowia by³ wówczaswielki zapa³. Wspólnym wysi³kiem mo¿na by³o pomyœlnie rozwi¹zywaæ trudnezagadnienia. Wprawdzie opierano siê w du¿ej mierze na prowizorium i impro-wizacji, ale i to przynosi³o pozytywne rezultaty.

Dla przyk³adu podam nastêpuj¹cy przypadek. Przywieziono do szpitaladziesiêcioletniego ch³opca, Ireneusza Jasiñskiego z Mœcic. By³ w stanie bezna-dziejnym po przypadkowym postrzale klatki piersiowej ze znalezionego pisto-letu. Stwierdzono niemal kompletne wykrwawienie z powodu wielonarz¹dowe-go uszkodzenia, przy utrzymuj¹cej siê jeszcze przytomnoœci. Có¿ by³o robiæ?Ojciec z p³aczem b³aga³ o ratunek, a tu brak krwi, gdy¿ nie by³o jeszcze zorga-

66 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

nizowanego krwiodawstwa. Zdecydowa³em siê na ryzykown¹ operacjê, podwarunkiem, ¿e ojciec odda synowi co najmniej pó³ litra krwi. Ojciec wyrazi³zgodê. W asyœcie tylko instrumentariuszki, stosuj¹c narkozê eterow¹ podawan¹przez pielêgniarkê, przyst¹pi³em do zabiegu, po przeprowadzeniu uprzedniopróby biologicznej krwi. Starszy felczer Eugeniusz Cieœliñski podawa³ dzieckukrew bezpoœrednio od obok le¿¹cego ojca. Okaza³o siê, ¿e pocisk uszkodzi³p³uco, przeponê, ¿o³¹dek, œledzionê, lew¹ nerkê i utkwi³ w trzonie krêgu lêdŸ-wiowego. Nale¿a³o wiêc zeszyæ p³uco, przeponê, ¿o³¹dek, usun¹æ œledzionêi nerkê. Operacja trwa³a oko³o 4 godzin. Pacjent zniós³ j¹ dobrze. Uratowa³a gokrew ojca. Pacjent do dziœ czuje siê dobrze.

Na samopoczucie moje i innych mieszkañców wp³ywa³y dodatnio równie¿sprawy natury bardziej ogólnej. Bezpieczeñstwo z biegiem czasu coraz bardziejsiê poprawia³o. O¿ywia³a siê stopniowo gospodarka miasta. Koszalin w roku1946 by³ ju¿ bardziej uporz¹dkowany, usuniêto du¿o gruzów. Barwny pochódpierwszomajowy móg³ swobodnie pod¹¿aæ ulic¹ Zwyciêstwa na stadion sporto-wy „Ba³tyk”. O wydarzeniach lokalnych i krajowych informowa³a miejscowagazeta pod nazw¹ „Wiadomoœci Koszaliñskie”.

Moje sprawy domowo- rodzinne tak¿e ulega³y zmianom. Dzieci - Cezaryi Joanna - zaczê³y uczêszczaæ do szko³y podstawowej. ¯ona zajmowa³a siêprzewa¿nie domem (mia³a sporo k³opotów z krow¹ Baœk¹) i czêsto by³a nieza-dowolona z tego, ¿e ja jestem wci¹¿ zajêty prac¹, stawa³em siê niejako w tymdomu goœciem. Ale có¿ - tak by³o trzeba. Wspomnê jeszcze tylko na koniec, ¿ekierowa³em szpitalem w Koszalinie do 1 kwietnia 1970 r., czyli niepe³ne 25 lat.

W roku 1950 szpital zaawansowa³ do miana miejskiego ze 167 ³ó¿kami,a na pocz¹tku 1961 przemianowany zosta³ na Wojewódzki z 705 ³ó¿kami.

Przebywam w Koszalinie prawie 40 lat, jestem zadowolony z wyboru miej-sca osiedlenia, polubi³em to miasto, cieszy³em siê razem z innymi z jego roz-woju i osi¹gniêæ. Ju¿ do koñca ¿ycia nie mam zamiaru go opuszczaæ.

Od redakcji: Publikowany tekst Józefa Szantyra stanowi przedruk wspo-mnieñ, które ukaza³y siê w dwóch czêœciach na ³amach „G³osu Pomorza”1 i 7 czerwca 1985 roku.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 67

Bo¿ena Zalewska

„TO JU¯ MINÊ£O TYLE LAT…”

Z dziecinnych lat pamiêtam ma³y domek w £ucku nad rzek¹ Styr. Ojciecw sierpniu 1939 r. zosta³ powo³any do wojska, a my z mam¹ pozosta³yœmyw £ucku. Po wkroczeniu Rosjan do £ucka w 1939 r. domek nasz zajêli oficero-wie rosyjscy. Nam pozostawiono ma³¹ kuchenkê. Warunki materialne by³y bar-dzo ciê¿kie. Mama zajê³a siê handlem. W okolicznych wioskach kupowa³ajarzyny, owoce, nabia³ i sprzedawa³a w £ucku.

Po zakoñczeniu dzia³añ wojennych w 1945 r. ojciec nielegalnie przekroczy³granicê /£uck ju¿ nie nale¿a³ do Polski/ i przyjecha³ po nas do £ucka. W oba-wie przed aresztowaniem rodzice zg³osili siê do NKWD. Rozmowa z komen-dantem pocz¹tkowo by³a nieprzyjazna. Komendant potraktowa³ ojca jak prze-stêpcê, grozi³ aresztowaniem. Po d³u¿szej jednak rozmowie poleci³ ojcu wydaæprzepustkê. Z grzecznoœci zaprosiliœmy go wiêc do domu, w przekonaniu, ¿ez zaproszenia i tak nie skorzysta. W domu bowiem byliœmy przygotowani donatychmiastowego wyjazdu do Polski. Ale komendant nas odwiedzi³ – zajê³ysiê nim s¹siadki, a my po kryjomu dotarliœmy na dworzec kolejowy. Zmêczenii strudzeni dojechaliœmy do Koszalina, gdzie stacjonowa³a wojskowa jednostkaojca. Zamieszkaliœmy w skromnym ma³ym domku przy ul. Mieszka I nr 8,a obok na du¿ym podwórzu by³o stado koni licz¹ce ponad 200 zwierz¹t, którepartiami przywo¿ono towarowymi wagonami. By³y to w tym czasie tzw. „darycioci UNR- y”. Z pobliskich wsi przyje¿d¿ali wojskowi osadnicy i ka¿demuz nich przydzielano konie do polowych upraw.

Miasto pe³ne by³o gruzów i spalonych domów. W 1947 r. przydzielono namnowe mieszkanie przy ul. Mieszka I nr 4. Przy s¹siedniej ulicy ¯wirki i Wigurymieliœmy mi³ych i ¿yczliwych s¹siadów p. Jagoszewskich. Pan Henryk lubi³z ojcem prowadziæ d³ugie pogawêdki. Pan Henryk Jagoszewski po ukoñczeniuseminarium nauczycielskiego uczy³ w szko³ach w woj. warszawskim, a odwrzeœnia 1937 roku by³ dyrektorem Szko³y Rolniczej w Pomiechówku. W cza-sie okupacji ¿o³nierz Podziemnego Pañstwa Polskiego. W 1947 roku na wezwa-nie ministra oœwiaty przyjecha³ z rodzin¹ na tzw. ziemie odzyskane. Kuratoroœwiaty WRN w Szczecinie p. Helsztyñski mianowa³ go organizatorem i rów-noczeœnie kierownikiem szko³y polskiej w Bobolicach ko³o Koszalina. H. Jago-szewski by³ przekonañ lewicowych. Po otrzymaniu trzech wyroków œmierci od

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 69

wrogich ugrupowañ prawicowych otrzyma³ przeniesienie i nominacjê na stano-wisko burmistrza Koszalina. Dziêki jego inicjatywie, umiejêtnoœci nawi¹zaniakontaktu z mieszkañcami miasta i niezwyk³emu zmys³owi organizacyjnemudokona³ w mieœcie wiele pozytywnych poczynañ. Uruchomiono zak³ady pro-dukcyjne i komunalne, rozwin¹³ siê handel, o¿ywi³o siê ¿ycie kulturalne, dzia³a³amatorski teatr, rozpoczê³a dzia³alnoœæ Miejska Biblioteka Publiczna, zorgani-zowano wojskowa orkiestrê. Dzia³a³o piêæ szkó³ podstawowych, dwie szko³yœrednie i dwie zawodowe. Spontanicznie w czynie spo³ecznym odgruzowywanomiasto. Jednak nieub³agane prawo natury nie pozwoli³o mu zrealizowaæwszystkich jego zamierzeñ. Zmar³ w 1948 roku.

Opodal nas mieszka³ tak¿e pan Jan Kobus, d³ugoletni nauczyciel matematy-ki. W 1947 roku zachorowa³ ojciec – zmar³ w 1951 roku. Po œmierci ojca matkarozpoczê³a starania o zezwolenie na wyjazd do Czechos³owacji, gdzie miesz-ka³a jej rodzina. Starania trwa³y trzy lata. W tym czasie matka wysz³a pow-tórnie za m¹¿ i ju¿ na sta³e pozosta³a w Polsce. Mia³am 9 lat i by³am uczennic¹klasy trzeciej w szkole podstawowej nr 2. Zamieszkaliœmy w domu ojczymaSzczepana Malewskiego, wdowca z czworgiem dzieci, przy ul. Niepodleg³oœci.Szko³ê podstawow¹ skoñczy³am w Szkole Æwiczeñ, a w 1956 roku rozpo-czê³am naukê w nowoutworzonym Liceum Pedagogicznym. Uczyli mniedoskonali pedagodzy: p. Maria Rogalska kierownik Szko³y Æwiczeñ – polonist-ka, p. T. Cierpiszewski – matematyk, fizyk, chemik, B. Planutis polonista,historyk. Lubi³am chemiê, du¿o czyta³am, pomaga³am w chemicznej pracowni.Moje zainteresowania ulubionym przedmiotem by³y zas³ug¹ naszego wycho-wawcy p. Kiszczyka. Tragicznym w moim ¿yciu by³ dzieñ 5 paŸdziernika 1951roku. W tym dniu przenosiliœmy pracowniê chemiczn¹ do innych pomieszczeñ.Pan Kiszczyk wyszed³ chwilowo do internatu, a ja z kole¿ank¹ wykorzysta³amt¹ chwilow¹ nieobecnoœæ. Schowa³yœmy do teczek dwie butelki z czerwonymfosforem i chloranem. W domu na podwórzu zaczê³am „robiæ doœwiadczenie”.Po zmieszaniu tych dwóch sk³adników nast¹pi³ nag³y wstrz¹s, niesamowityhuk, butelki rozerwa³o, a szk³o porani³o moj¹ rêkê – urwa³o mi trzy palce,a od³amki szk³a utkwi³y w klatce piersiowej. Przywieziono mnie do szpitala.Operacji podj¹³ siê pan dr Józef Szantyr, dyrektor szpitala. By³am przera¿ona.Leczenie by³o d³ugotrwa³e. Wytrwale uczy³am siê pisania lew¹ rêk¹. Dziêkikole¿ankom i du¿ej wyrozumia³oœci moich nauczycieli dobrnê³am do matury,któr¹ z³o¿y³am w 1961 roku.

Po maturze rozpoczê³am naukê w Studium Nauczycielskim, gdzie dyrekto-rem by³a pani mgr Anna Skrobisz – Pietkiewicz. Przypadkowo w jesiennepopo³udnie 1961 roku spotka³am na ³aweczce dwóch moich s¹siadów nauczy-

70 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

cieli p. J. Kobusa i E. Tabaczkiewicza. Zaproponowali mi pracê w szkole. Przy-dzielono mi nauczanie i wychowawstwo w klasie pierwszej. Trudnoœci mia³amdu¿e. Systematycznie æwiczy³am pisanie lew¹ rêk¹. Rano chodzi³am nawyk³ady w Studium Nauczycielskim, a o godz. 13 rozpoczyna³am pracêw szkole. Po zaliczeniu pierwszego semestru w Studium Nauczycielskim prze-nios³am siê na wydzia³ zaoczny o kierunku biologiczno – chemicznym.Za³o¿y³am rodzinê. Mój synek S³awek, gdy skoñczy³ trzy latka zacz¹³ chodziædo przedszkola. Moja praca w godzinach popo³udniowych nie zapewnia³a opie-ki nad ma³ym dzieckiem.

W 1968 roku na proœbê matki, po uzyskaniu dwumiesiêcznego bezp³atnegourlopu, pojecha³am do chorej babci do Czechos³owacji. Po powrocie do szko³yzaczê³y siê bardzo przykre nieporozumienia z dyrektorem placówki, w wynikuktórych zrezygnowa³am z pracy i zatrudni³am siê w Wojewódzkiej i MiejskiejBibliotece Publicznej. Powierzono mi kierownictwo filii przy ul. K. Œwierczew-skiego, gdzie po uzupe³nieniu kwalifikacji bibliotekarza przepracowa³amw mi³ej i serdecznej atmosferze 15 lat.

1982 roku ukoñczy³am studia w Wy¿szej Szkole Pedagogicznej w Szczeci-nie o kierunku nauczania pocz¹tkowego. W tym te¿ roku otrzyma³am zatrudnie-nie w Szkole Podstawowej nr 6 na stanowisku nauczyciel – bibliotekarz. Zleco-no mi te¿ czynnoœci pe³nomocnika ds. bibliotek szkolnych, który by³ zobo-wi¹zany do bezp³atnego zaopatrzenia uczniów szkó³ podstawowych w podrêcz-niki szkolne.

Syn S³awomir ukoñczy³ szko³ê podstawow¹ i rozpocz¹³ naukê w technikumElektronicznym. Reorganizacja szkolnictwa w latach 2000 – 2001 r. wprowa-dzi³a du¿e zmiany – powsta³y gimnazja i licea.

Zawsze by³am zainteresowana spo³eczn¹ dzia³alnoœci¹. Najpierw pasjono-wa³a mnie praca w harcerstwie. By³am wspó³organizatorem kolonii i obozówletnich. Prowadzi³am wycieczki, organizowa³am gawêdy przy ogniskach,a tak¿e liczne okolicznoœciowe spotkania.

Z m³odzie¿¹ szkoln¹ nawi¹za³am wspó³pracê z Teatrem Propozycji „Dia-log”, który corocznie organizowa³ konkursy norwidowskie. Z grup¹ moichuczniów rozmi³owanych w poezji Norwida uczestniczy³am w norwidowskichspotkaniach. Najm³odszym uczestnikiem ko³a recytatorskiego by³ Piotr Sadow-ski, niespodziewany zdobywca pierwszej nagrody. W latach nastêpnychzdoby³y je Agnieszka Rodhe, Marta Strzelecka i Rafa³ Ksiê¿yna. Norwidow-skie ko³o recytatorskie prowadzili znani aktorzy – pedagodzy p. Halinai Andrzej Ziembiñscy. Czêsto z m³odzie¿¹ mówiliœmy o zas³ugach organizator-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 71

ki Teatru „Dialog” Henryki Rodkiewicz - doskona³ej re¿yserce i autorce wielupoetyckich wydawnictw.

W okresie ferii letnich prowadzi³am Turystyczne Schronisko M³odzie¿owePTSM. Goœæmi schroniska by³a m³odzie¿ z ca³ego kraju, wêdruj¹ca brzegaminaszego Ba³tyku. Trwa³¹ pami¹tk¹ tego okresu s¹ trzy tomy kroniki, zawie-raj¹ce ciekawe spostrze¿enia, refleksje i wiele s³ów wdziêcznoœci za mi³y pobytwœród ¿yczliwych ludzi i ciekawej historycznej przesz³oœci KoszaliñskiejZiemi.

W miêdzyczasie m¹¿ ukoñczy³ studia w Wy¿szej Szkole Nauk Spo³ecznychw Gdañsku. Obroni³ pracê magistersk¹ na temat „Stosunki polityczne w mie-œcie Koszalinie po 1989 roku.” Mia³ ju¿ te¿ i swój powa¿ny dorobek m³odegotwórcy – poety. Jest autorem poetyckich tomików. Ja ukoñczy³am studia pody-plomowe na Wydziale Nauk Spo³ecznych w Gdañsku. Studiowaliœmy oboje.Cieszyliœmy siê ze swoich sukcesów, ale jak mówi przys³owie - radoœæ nie trwawiecznie. M¹¿ zachorowa³ na raka p³uc. Przeszed³ ciê¿k¹ operacjê. Zmar³2.08.1993 r. Nie zd¹¿y³ nawet osobiœcie odebraæ dyplomu z uczelni.

Po œmierci ojca rozchorowa³ siê S³awek. Kr¹¿y³am pomiêdzy szpitalemw Gorzowie, Ko³obrzegu i Koszalinie. Po ciê¿kim schorzeniu w 1994 r. roz-pocz¹³ naukê w Wy¿szej Szkole Hotelarstwa w Poznaniu, a w trzy lata póŸniejj¹ ukoñczy³. ¯y³o siê nam bardzo ciê¿ko. Syn nie móg³ w Koszalinie dostaæsta³ej pracy. Popadliœmy w k³opoty finansowe. By³am za³amana fizycznie i psy-chicznie. Odprê¿enia zaczê³am szukaæ w dzia³alnoœci spo³ecznej. Zajê³am siêzbieraniem darów dla Polaków na Wschodzie. Inicjatorem i d³ugoletnim kie-ruj¹cym t¹ akcj¹ jest p. Zygmunt Czapla. W roku 2001 zaproponowano miwyjazd z delegacj¹ wioz¹c¹ dary na Ukrainê, do wioski Sus³y k. ¯ytomierza.Radoœæ moja by³a ogromna. Jechaliœmy przez moje rodzinne miasto £uck.Delegacjê polsk¹ w³adze miejscowe przyjê³y ¿yczliwie. Byliœmy w polskiejszkole, gdzie czêœæ darów przekazaliœmy polskiej m³odzie¿y. W £ucku po piêæ-dziesiêciu latach odwiedzi³am krewne mojego ojca. Jedna z nich, Jadwiga,zawioz³a mnie do wsi £awrowa, gdzie mieszka³a moja stryjeczna siostra. Spo-tkanie po tylu latach by³o ogromnie serdeczne. Do Koszalina wróci³am pe³nawra¿eñ. Cieszy³am siê, ¿e po tylu latach odnalaz³am rodzinê ojca.

Czêsto wyje¿d¿a³am do Czechos³owacji, do krewnych licznej rodzinymojej matki, cioci S³awy i wuja Wac³awa. W 2005 r. zmarli oboje. Domy zajêlisynowie – kontakty rodzinne przerwano. Œmieræ ich obojga prze¿y³am boleœnie.Popad³am w depresjê i znalaz³am siê w szpitalu. Zaczê³y siê powa¿nie k³opotyz mieszkaniem i zad³u¿eniem. W szpitalu w Koszalinie zaj¹³ siê mn¹ serdeczniem³ody lekarz A. Marcak. Zaczê³am powracaæ do zdrowia. Syn w poszukiwaniu

72 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

pracy wyjecha³ do Anglii i tam zacz¹³ organizowaæ swoje m³ode ¿ycie. Ser-deczna moja przyjació³ka zainteresowa³a mnie prac¹ na dzia³ce. M¹¿ kiedyœzbudowa³ tam tak¹ ma³¹ altankê. Zachwyci³a mnie zieleñ, kwiaty – zaczê³amnowe hobby. Kocha³am ziemiê – to by³ mój nowy œwiat. Mam te¿ i nowych ser-decznych przyjació³ – to matka Beatki (wybranka serca mojego syna). Beatkaukoñczy³a Koszaliñsk¹ Politechnikê i wyjecha³a do pracy w Anglii. Czêstooboje przyje¿d¿aj¹ do Koszalina, a S³awek w miarê mo¿liwoœci pomaga mifinansowo. Czêsto odwiedza mnie m³odzie¿, której pomagam w nauce. Z kole-¿ank¹ chodzimy na grzyby. Lubiê ich zbieranie – kocham las. Grzyby suszêi mam potem upominki dla przyjació³. Sta³y kontakt z ciekawymi ludŸmi nasze-go grodu, prasa, radio, telewizja daj¹ mi wiele radoœci.

Przyjecha³am do Koszalina maj¹c zaledwie cztery lata. W Koszalinie spê-dzi³am dzieciñstwo, a potem dziewczêce lata i dalsze doros³e ¿ycie. Mam 67lat. Od oœmiu lat jestem na emeryturze. Jak feniks z popio³ów, tak Koszalinpowsta³ ze zniszczeñ wojennych. Powsta³y nowe dzielnice, osiedla, ros³y piêk-ne domy, rozpoczynaj¹ dzia³alnoœæ nowe oœrodki oœwiaty i kultury. W Koszali-nie po zakoñczeniu dzia³añ wojennych w 1945 roku zbudowano pierwszyw kraju nowoczesny gmach Wojewódzkiej Publicznej Biblioteki. Moje miastoto ju¿ dzisiaj oœrodek akademicki. Dwie wy¿sze uczelnie, a w 2009 roku Wy¿-sza Szko³a Zawodowa, s¹ te¿ liczne filie wy¿szych uczelni w kraju. Wyrastaj¹coraz to liczniejsze i nowoczeœniejsze centra handlowe. To miasto zieleni i kwi-atów. Turystów wabi bliskoœæ morza, rozleg³e lasy, b³êkitne tafle licznychjezior. Moje miasto piêknieje z ka¿dym rokiem, a dla m³odych ¿ycie staje siêcoraz ciekawsze i pogodniejsze, pe³ne nadziei lepszej przysz³oœci.

Mnie te¿ przyby³o lat, ale uby³o si³. Przygniataj¹ troski materialnei codziennoœæ dnia. Pozostaj¹ wspomnienia.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 73

74 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 75

Maria Hudymowa

KIM BY£ HENRYK JAROSZYK?

Cz³owiek legenda, zas³u¿ony dzia³acz polonijny i spo³eczny ur. 21.12.1908roku w Szczytnie, syn Kazimierza, redaktora i publicysty.

Ojciec Kazimierz pochodzi³ z rodziny wielodzietnej. Nie wszyscy doczeka-li dojrza³ego wieku. GruŸlica w tamtym czasie zbiera³a bogate ¿niwo. Do¿y³otylko troje z gromadki trzynaœciorga dzieci. Kazimierz w wieku 14 lat roz-pocz¹³ pracê w drukarni w Poznaniu, jako zecer. W dziewiêtnastym roku ¿yciauzyska³ pe³ne kwalifikacje zecera i w 1989 r. rozpocz¹³ pracê w redakcji „Gaze-ty Olsztyñskiej” przeznaczonej dla Polaków, mieszkañców Warmii. By³ bardzopilnym uczniem w szkole, by³ s³uchaczem kó³ka samokszta³ceniowego, któregowyk³adowcami byli studenci polscy. Uczy³ siê pilnie jêzyków obcych. Bra³udzia³ w licznych spotkaniach Polaków w Berlinie. Po odbyciu obowi¹zkowejs³u¿by wojskowej powróci³ do Poznania, gdzie zosta³ zatrudniony w drukarni„Dziennika Poznañskiego” i „Goñca Wielkopolskiego”. W³aœciciel w/w drukar-ni, Bernard Milski, zaproponowa³ mu stanowisko redaktora gazety polskiejw Szczytnie, dok¹d wkrótce wyjecha³a ca³a rodzina.

Matka poznanianka, sama wychowana w domu w duchu patriotycznym,podobnie wychowywa³a doœæ liczn¹ gromadkê swoich dzieci. Do skromnychzarobków mê¿a, redaktora „Mazura” w Szczytnie, dorabia³a szyciem. Gdyw 1914 roku wybuch³a I wojna œwiatowa Henryk mia³ szeœæ lat. Dzieci bawi³ysiê z dzieæmi s¹siadów Niemców, ale miêdzy sob¹ mog³y tylko mówiæ po polsku.Z tamtych czasów przetrwa³o wspomnienie nieoczekiwanej wizyty w domuJaroszyków wybitnego pisarza Henryka Sienkiewicza. Na jego pytanie: w czymmóg³by im pomóc, matka odpowiedzia³a, ¿e brak im polskich ksi¹¿ek. Po doœæd³ugim czasie Jaroszykowie otrzymali du¿¹ paczkê, w której by³o bardzo wielepolskich ksi¹¿ek. Ojciec pozwoli³ otworzyæ paczkê dopiero po powrociez pracy. Radoœæ by³a ogromna. Czytano je wspólnie ca³¹ rodzin¹. Dzieciwychowywane by³y w g³êbokim patriotyzmie.

Tymczasem trwa³a wojna i ojciec zosta³ powo³any do wojska. Matka pozo-sta³a z dzieæmi w Szczytnie. Zamkniêto drukarniê. Przesta³ wychodziæ„Mazur”. Warunki ¿ycia by³y bardzo trudne. Wzrasta³a nienawiœæ Niemców dopolskiej ludnoœci. W szkole nauczyciele i niemiecka m³odzie¿ zniewa¿alipolsk¹ m³odzie¿. Czêsto dochodzi³o do pobicia. Polskie stowarzyszenia nakazy-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 77

wa³y zachowanie spokoju i nie reagowanie na prowokacje. Warunki codzienne-go ¿ycia z ka¿dym dniem by³y coraz bardziej uci¹¿liwsze. Wojna trwa³a.Rodzina Jaroszyków wyjecha³a do Olsztyna, gdzie by³o jeszcze gorzej. Doku-cza³y choroby, zimno, g³ód. Wybuch³a epidemia czerwonki. Zabra³a dwojedzieci Helusiê i Marianka.

Rodzinê pewnego dnia odwiedzi³ Micha³ Kajka, ludowy poeta. Pisa³ wielewierszy, ale z braku papieru pisa³ je na desce. Przyniós³ trochê z³owionych rybmówi¹c: „nie mam sam niczego, ale chocia¿ to, co mam, dajê ze szczeregoserca”. Trudne dni pomagali przetrwaæ dobrzy ludzie. Powróci³ do domu ojciec.Wszyscy sprz¹tali drukarniê, pomagali w jej uruchomieniu. Wysz³y pierwszenumery „Mazura”.

Ze strony Niemców w stosunku do polskiej ludnoœci nasila³y siê prowoka-cje. Niszczono polskie drukarnie, bito za mówienie po polsku. Niemieccy bo-jówkarze rozbijali polskie zgromadzenia. Na górze wœród „mocnych” wa¿y³ysiê losy Polski. Henryk towarzyszy³ ojcu w licznych spotkaniach, manifesta-cjach, pochodach przeciwko przemocy Niemców. By³ uczniem gimnazjum nie-mieckiego (polskich nie by³o). Za swoje patriotyczne zachowanie zosta³ z niegojednak szybko wyrzucony. Po wielu usilnych staraniach ojca dosta³ siê do gim-nazjum w Chodzie¿y, a nastêpnie w Poznaniu, gdzie ostatecznie zda³ maturê.Represje w stosunku do polskiej ludnoœci nasila³y siê. Zaczyna³y siê aresztowa-nia polskich dzia³aczy w walce o przywrócenie Warmii i Mazur oraz Powiœlado Polski. Trwa³y przygotowania do plebiscytu. Henryk kolportowa³ polsk¹prasê, bra³ czynny udzia³ w wiecach i spotkaniach Polaków. Zaczê³a siêwzmo¿ona dzia³alnoœæ Zwi¹zku Polaków w Niemczech o przywrócenie utraco-nych ziem do macierzy. Zawiod³y jednak nadzieje Polaków na pomyœlne wyni-ki plebiscytu w lipcu 1922 r. Wprawdzie Konstytucja Weimarska dawa³a swo-bodê dzia³ania legalnej mniejszoœci narodowej, ale nie by³a ona przestrzeganaprzez niemieckie w³adze. Jeszcze gorsze represje w stosunku do polskiej ludno-œci zaczê³y siê po dojœciu do w³adzy hitlerowców w 1933 r. Wzmo¿on¹ walkêo polskoœæ podj¹³ Zwi¹zek Polaków w Niemczech, a szczególnie V-tej dziel-nicy obejmuj¹cej Ziemiê Z³otowsk¹, Bytowsk¹ i Babimojsk. Zaczêto masowoorganizowaæ szko³y polskie, w których uczyli polscy kwalifikowani nauczy-ciele.

Henryk Jaroszyk po ukoñczeniu niemieckiego gimnazjum i Wy¿szegoKursu Nauczycielskiego w Poznaniu wyjecha³ do Polski, gdzie uzyska³ kwalifi-kacje pedagogiczne. Zrezygnowa³ z proponowanych mu studiów wy¿szychw kraju i uda³ siê do Berlina, sk¹d przez Zwi¹zek Polaków w Niemczech zosta³skierowany do pracy w Z³otowie na stanowisko instruktora Oœwiaty Pozaszkol-

78 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

nej. Wspó³pracowa³ z ks. Boles³awem Domañskim prezesem V DzielnicyZwi¹zku Polaków w Niemczech. Ludnoœæ miejscowa przyjê³a go niezmiernie¿yczliwie. Nie szczêdzi³ si³ w organizowaniu polskich szkó³, œwietlic, bibliotek,amatorskich zespo³ów. By³ animatorem ¿ycia publicznego. Wspiera³ licznezespo³y m³odzie¿owe, pisa³ i redagowa³ „G³os Pogranicza i Kaszub” – propago-wa³ polskie sprawy.

W 1933 roku nawi¹za³ kontakt z prezesem Towarzystw Szkolnych ZiemiBytowskiej dzia³aczem polonijnym Styp-Rekowskim. Mieszkañcom ZiemiBytowskiej, z którymi siê spotka³ w towarzystwie Arka Bo¿ka, znanej legen-darnej postaci, gorliwego, polskiego patrioty Ziemi Opolskiej pozosta³yw pamiêci znamienne s³owa: „Nasz najwiêkszy skarb to nasz jêzyk i polskoœæ”.

O¿ywi³a siê polska m³odzie¿ na licznie organizowanych przez pana Henry-ka zespo³ach wychowania fizycznego. „Coœ siê zmieni³o w psychice spokojnejm³odzie¿y Ziemi Warmii i Mazur oraz Powiœla. Sport wzbudza³ w nich energiê,radoœæ, poczucie w³asnej godnoœci” – pisa³ póŸniej. Czêsto wspominanoII Zjazd Polaków spod znaku Rod³a w Warszawie w 1934 roku z okazji œwiêtaZaœlubin Rod³a z Wis³¹, które zgromadzi³o ok. czterech tysiêcy osób.

Na jednym ze spotkañ w wiejskiej œwietlicy pan Henryk pozna³ urodziw¹,subteln¹, gor¹c¹ patriotkê, nauczycielkê polskiej szko³y - Jadwigê Kalinowsk¹ze wsi Nowa Œwiêta ko³o Z³otowa. Wspólne zainteresowania, walka o pol-skoœæ, kole¿eñskie spotkania zrodzi³y szczere uczucie, zwieñczone ma³¿eñskimwêz³em.

W œwietlicach Ziemi Z³otowskiej spotykali siê z mieszkañcami wsi i mia-steczek twórcy polskiej literatury. S³uchali piêknych recytacji wspó³czesnejpoezji Kazimiery I³³akowiczówny, barwnych opowiadañ Zenona Kisilewskiegoi Jerzego Zawiejskiego. Bywali te¿ twórcy M³odej Polski. W Z³otowie pierwszebiuro adwokackie w 1935 roku otworzy³ dr Jerzy Kostecki. Dzia³a³ Bank Polskinajpierw w Zakrzewie, nastêpnie przemianowany na Bank Ludowy z siedzib¹w Z³otowie, którego dyrektorem przez d³ugie lata by³ dzia³acz polonijny JanKocik. Powstawa³y wiejskie biblioteki, a w tym centralna w Z³otowie i dwiesta³e w G³omsku i Buczku Wielkim. Organizowane by³y szkolenia biblioteka-rzy, a tym wszystkim poczynaniom, organizacji i programowaniu szkoleñ prze-wodniczy³ Henryk Jaroszyk, instruktor Oœwiaty Pozaszkolnej PRN w Z³otowie.Trudno czasami uwierzyæ, ¿e jeden cz³owiek zdo³a³ podo³aæ tylu zadaniom roz-leg³ej pracy oœwiatowo – kulturalnej i to nie tylko Ziemi Z³otowskiej, ale te¿Bytowskiej i Babimojszczyzny.

W sierpniu 1939 roku zaczê³y siê masowe aresztowania nauczycieli z pol-skich szkó³. ¯ona Jadwiga z dzieckiem wyjecha³a do rodziców, do wsi Pierz-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 79

chowice. 11 wrzeœnia 1939 roku ³¹cznie z innymi nauczycielami aresztowanopana Henryka. Aresztowanych autobusami dowieziono do wiêzienia w Cotbus.Po oddzieleniu kobiet z dzieæmi od mê¿czyzn wszystkich przewieziono do Ber-lina, a 13 wrzeœnia do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, a potem doDachau. Warunki ¿ycia i pracy by³y makabryczne. Opis tego obozowego piek³azawiera wiele powojennych publikacji. Bia³a Pani zbiera³a obfity plon. Ciê¿kochorego Henryka zabrano do wiêziennego szpitala. Obok jego pos³ania le¿a³m³ody ch³opak z Warmii, tak¿e ciê¿ko chory. Z ust sp³ywa³a mu krew. PanHenryk opiekowa³ siê nim. W nocy us³ysza³ cichutkie wo³anie: Jaroszyk! Pod-szed³ do chorego, który cichuteñko zapyta³: Czy Polska bêdzie? Nim zdo³a³zaœwieciæ œwiat³o i odpowiedzieæ – ch³opak ju¿ nie ¿y³.

Henryk otrzyma³ bardzo d³ugo oczekiwany list od ¿ony. By³ pisany obc¹rêk¹. ¯on¹ opiekowa³a siê m³oda studentka Bronka Leguta, wiêŸniarka. PaniJadwiga dziêki licznym staraniom zosta³a wkrótce zwolniona z wiêzienia.Zwi¹zki Polaków w Niemczech rozpoczê³y tak¿e starania o zwolnienie z obozupana Henryka. W kwietniu 1945 r. na apelu wyczytano jego obozowy numer.Kazano zg³osiæ siê w Wydziale Politycznym obozu, gdzie podano mu do prze-czytania telegram zawiadamiaj¹cy, ¿e: „je¿eli Henryk Jaroszyk wiêzieñ nr 1547zobowi¹¿e siê do osiedlenia na terenie zamieszka³ym przez Polaków, wzglêdnieludnoœæ mieszan¹, to mo¿e nast¹piæ jego ewentualne zwolnienie”. Zgodzi³ siê.Niebawem obozowy lekarz dokona³ oglêdzin, sprawdzi³ czy nie ma otwartychran, zwa¿ono pana Henryka (wa¿y³ 48 kg). Dokonano tak¿e szczegó³owej rewi-zji osobistej, wyp³acono pieni¹dze, które mia³ na koncie i po podpisaniu zobo-wi¹zania, ¿e o tym, co dzia³o siê w obozie nikomu nie mo¿e powiedzieæ,¿o³nierz odprowadzi³ go na dworzec. By³ wolny!

Kiedy w Monachium wysiad³ z poci¹gu, poczu³ niesamowity g³ód. Mia³50 marek, ale gdy spojrza³ w lustro zobaczy³ wychud³¹ twarz, d³ugi nos, du¿euszy, zaroœniête policzki, wymiête ubranie. Nie mia³ odwagi wejœæ do kawiarni.Nieopodal dostrzeg³ szyld: ekspresowe prasowanie, pranie odzie¿y, krawiec.Wszed³. Zosta³ uprzejmie obs³u¿ony, zaproszony na obiad, ale odmówi³.Zap³aty nie przyjêto, ale dano kartki ¿ywnoœciowe. Podobnie by³o u fryzjera.Po zjedzeniu posi³ku pojecha³ do Berlina, a stamt¹d na robotnicze przedmieœcieBerlina – Wedding. Pod podanym adresem dotar³ do Klimka, niegdyœ redaktora„M³odego Polaka”. W Berlinie grupa mieszkaj¹cych tam Polaków organizo-wa³a opiekê i zapewnia³a pracê dla rodaków powracaj¹cych z obozów, wiêzieñ,wyw³aszczonych z ojczystej zagrody. Henrykiem zaopiekowano siê, zapropo-nowano kilkudniowy pobyt w Berlinie i konieczn¹ wizytê u lekarza. Henrykjednak spieszy³ siê do ¿ony i synka. W pierwszych dniach maja wyruszy³ na

80 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

spotkanie z najbli¿szymi. Ze stacji Miko³ajki doszed³ pieszo do Pierzchowic,gdzie u teœciów by³a ¿ona. Tu¿ po jego przyjeŸdzie zjawi³o siê gestapo. Przypo-mnia³o o podpisanym zobowi¹zaniu i nakaza³o natychmiastowy wyjazd. Jaro-szykowie wyjechali wiêc do Berlina, gdzie znaleŸli siê w gronie serdecznychprzyjació³, pe³nych wiary w lepsz¹ przysz³oœæ. Szczególnie ciep³o za okazan¹im pomoc zapamiêtali Leona Szostaka*, wiêŸnia Dachau i wysiedleñca. Henrykotrzyma³ pracê w drukarni jako pomocnik robotnika. Praca by³a bardzo ciê¿ka,trwaj¹ca niekiedy ponad 12 godzin dziennie. W Berlinie w tym czasie przeby-wa³o oko³o dwustu tysiêcy Polaków. Tu zasta³ ich koniec wojny, a wraz z nimrozpoczê³y siê powroty do rodzinnych stron. Pañstwo Jaroszykowie tak¿epostanowili powróciæ do Z³otowa. Pierwszy w czerwcu 1945 roku dotar³ tamHenryk. W mieœcie by³o jeszcze sporo znajomych. Odwiedzi³ dr. Kosteckiego,który wczeœniej powróci³ z obozu i by³ ciê¿ko chory. Prosi³ o odwiezienie doKwidzynia, do siostry. W drodze powrotnej z Kwidzynia Henryk wst¹pi³ dorodziców ¿ony w Pierzchowicach. Dom i gospodarstwo by³y zrujnowane. Teœænie ¿y³, zastrzelony w ostatnich dniach wojny przez Niemców.

W lipcu 1945 roku Jaroszykowie przyjechali ostatecznie z Berlina doZ³otowa. Henryk zg³osi³ siê do inspektora szkolnego pana Kowalskiego, by³egokierownika polskiej szko³y. Obowi¹zki starosty pe³ni³ Klemens Gappa, kierow-nik szko³y polskiej w £obrzenicy. Zapytali: „co chcecie robiæ? -Uczyæ dzieciw wiejskiej szkole – odpowiedzia³ Henryk. - Có¿ to, kiedy zaczyna siê pracanad odbudow¹ i repolonizacj¹ tego terenu, który znacie, chcecie siê kryæ nawsi? Obowi¹zkiem waszym jest pomóc w organizowaniu i w ugruntowaniuw³adzy ludowej. Bêdziecie pracowali w starostwie” – us³ysza³ decyzjê.

Tak rozpocz¹³ siê nowy etap ¿ycia Henryka Jaroszyka w wolnej ojczyŸnie.Zosta³ zatrudniony na stanowisku kierownika wydzia³u kultury i sztuki miej-scowego urzêdu, a ju¿ po kilku miesi¹cach mianowano go zastêpc¹ starostyPowiatowej Rady Narodowej w Z³otowie. Pe³ni³ wiele odpowiedzialnych funk-cji spo³ecznych. Mimo to nie traci³ z pola widzenia problemów swojego dawne-go œrodowiska. To dziêki niemu, autochtoni – Polacy, byli cz³onkowie Zwi¹zkuPolaków w Niemczech, zostali zwolnieni z obozu pracy w Z³otowie. Wkrótcesam jednak sta³ siê ofiar¹ narastaj¹cej nieufnoœci w³adzy ludowej do przedwo-jennych dzia³aczy polonijnych. W 1948 roku zosta³ zdegradowany ze stanowi-ska zastêpcy starosty i przeniesiony na stanowisko zastêpcy inspektora szkolne-go.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 81

* Leon Szostak, dzia³acz polonijny – wspó³za³o¿yciel Koszaliñskiej Orkiestry Symfonicznejw 1955 r. – d³ugoletni dyrektor Wojewódzkiego Domu Kultury w Koszalinie

Tak jak kiedyœ, tak i teraz organizowa³ szko³y, œwietlice, biblioteki. Wieleuwagi i starañ poœwiêci³ organizowaniu kultury fizycznej wœród m³odzie¿y,a szczególnie w œrodowisku wiejskim. Praca by³a uci¹¿liwa, nie liczono siêz warunkami pracy ludzi, ich doœwiadczeniem. Biurokratyczny centralizmi odgórne planowanie wiod³o kraj do pierwszego dramatycznego prze³omu.

Dopiero po tzw. „odwil¿y” w 1956 roku grupa polonijnych dzia³aczy pow-róci³a do ³ask. Wielu zasiad³o w poselskich ³awach, a miêdzy innymi i HenrykJaroszyk, w latach 1957 – 1961 aktywny dzia³acz w komisjach sejmowych.Serdeczn¹ pamiêci¹ darzy³ mieszkañców z³otowskich – byli bliscy jego sercu.£¹czy³a go przyjaŸñ m.in. z Mari¹ Zientarsk¹-Malewsk¹, poetk¹, „s³owikiemZiemi Warmiñskiej”, nauczycielk¹ polskiej szko³y w B³êkwinie oraz dr.W³adys³awem Gêbikiem - organizatorem i dyrektorem Polskiego Gimnazjumw Kwidzyniu i autorem jego historii w publikacji pt. „Burzy dziejów nie damysiê zgnieœæ”.

Po zakoñczeniu kadencji sejmowej w 1961 roku Henrykowi Jaroszykowizaproponowano stanowisko dyrektora Wydzia³u Kultury i Sztuki w urzêdziewojewódzkim w Koszalinie. Jego dzia³alnoœæ na tym stanowisku jest szczegó-lnie znamienna w rozwoju kultury w woj. koszaliñskim. To lata wzmo¿onejaktywnoœci koszaliñskiego Teatru Ba³tyckiego im. Juliusza S³owackiegoi powsta³ego w 1959 roku Teatru Propozycji „Dialog”, którego organizatoremi równoczeœnie re¿yserem by³a Henryka Rodkiewicz. W tym czasie rozpoczê³ysiê s³ynne w kraju plenery malarstwa w Osiekach ko³o Koszalina. Uczestniczyliw nich znani artyœci z kraju i zza granicy. Niezapomniane by³y te¿ lata Festiwa-lu Piosenki ¯o³nierskiej w Ko³obrzegu, a dziêki nowoczesnym przekazomnaszych mediów piosenka ¿o³nierska rozbrzmiewa³a w ca³ym kraju. To czaswielu ogólnopolskich sesji, sympozjów i ciekawej pracy Ko³a Koszaliniani m³odzie¿y akademickiej z Uniwersytetu Poznañskiego. Studenci uczestniczyliw pracach archeologicznych, prowadzili wywiady z miejscow¹ ludnoœci¹. PanHenryk do³o¿y³ cegie³kê do swojej wieloletniej dzia³alnoœci w województwiedziêki coraz to dalszemu rozwojowi skansenu s³owiañskiego w Klukach ko³oS³upska. Upowszechni³o siê czytelnictwo, dzia³alnoœæ wiejskich œwietlic, corazwiêcej by³o w województwie zespo³ów œpiewaczych i amatorskich. Na ¿ycieprywatne nie mia³ wiele czasu. Dzieci wychowywa³a pani Jadwiga, wieloletniazas³u¿ona nauczycielka. W 1972 roku ju¿ jako emeryt otrzyma³ w grupiedzia³aczy polonijnych z Warmii, Mazur, Pomorza i Œl¹ska w Warszawie OrderBudowniczego Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.

82 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Zmar³ w wieku 93 lat. Nie pamiêta³y o nim ju¿ media, nie odnotowa³y ode-jœcia niezwyk³ego cz³owieka, wielkiego patrioty, dziennikarza, cz³owiekalegendy Ziemi Koszaliñskiej.

W dniu pogrzebu ¿egna³o go na koszaliñskim cmentarzu grono przyjació³.Zap³onê³y znicze, miejsce spoczynku umai³y kwiaty.

Dewiz¹ jego ¿ycia by³o has³o Zwi¹zku Polaków w Niemczech:„I nie ustaniem w walce, si³ê s³usznoœci mamy i moc¹ tej s³usznoœci

wytrwamy i wygramy”.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 83

Henryk Jaroszyk na sesji naukowej 6 XI 1990 r. w Koszalinie dekorujedoc. Tadeusza Gasztolda Medalem Rod³a

RECENZJE:

Rocznik Koszaliñski – Koszalin 2008 (wyd. 2009)

Recenzowana praca sk³ada siê z czterech czêœci, opracowana i udokumen-towana przez uczestników znanych z aktywnej dzia³alnoœci pierwszego i odro-dzonego – za spraw¹ Stowarzyszenia Przyjació³ Koszalina – Klubu Pionierów.

W pierwszej czêœci – redakcji dr Janiny Stolc – zosta³ wyjaœniony celi podana zwiêz³a charakterystyka treœci publikacji (s. 5-11). Najwa¿niejszy celza³o¿ony w narracji to refleksyjny przekaz, skierowany m.in. do m³odej genera-cji, by – jak pisze – w ich przyspieszonym rytmie ¿ycia znalaz³a czas na chwilêzadumy, nad cz¹stk¹ prawdziwego ludzkiego ¿ycia, a przede wszystkim doce-ni³a rolê, skomplikowane losy i prze¿ycia pierwszych mieszkañców Koszalinai ziemi koszaliñskiej.

Druga czêœæ – autorstwa Marii Hudymowej – dotyczy dziejów i dzia³alno-œci organizacyjno-programowej Klubu Pionierów Koszalina (s.15-28), którewydzieli³y dwa charakterystyczne okresy.

Okres pierwszy wyznaczaj¹ lata 1970-1985. Liczne gremium, licz¹ce wów-czas 80 osób, postanowi³o za³o¿yæ 4 marca 1970 r. w³asny klub, skupiaj¹cypierwszych osadników, którym nadano zaszczytny tytu³ Pionierów Koszalina,wybraæ zarz¹d, radê programow¹ i zacz¹æ dzia³aæ. Wprawdzie nie zosta³aw publikacji okreœlona pe³na struktura organizacyjna, ale jak wynika z kroni-karskich zapisów, wybrano 13 osobowy zarz¹d (s. 16-17). Na przewod-nicz¹cego wybrano Karola Mytnika (novum – bezpartyjny).

Dyrekcja Wojewódzkiego Domu Kultury zapewnia³a niezbêdn¹ bazê loka-low¹ dla dzia³alnoœci klubu i rady, konkretnie by³a to kawiarnia Wena.Pocz¹wszy od 1972 r. Klub Pionierów w³¹czono w strukturê KoszaliñskiegoTowarzystwa Oœwiatowo-Kulturalnego (s.18). Klub ze sk³adek cz³onkowskichnie by³ w stanie rozwijaæ szerszej dzia³alnoœci, ale z faktu przynale¿noœci dostruktur oficjalnych, móg³ i korzysta³ z dotacji Wydzia³u Kultury UW i Miej-skiej Rady Narodowej w Koszalinie.

Przynale¿noœæ do Klubu nobilitowa³a, w 1974 liczy³ 300, a w 1984 r. ju¿500 cz³onków. Do przynale¿noœci mobilizowa³a ich równie¿ dzia³alnoœæ progra-mowa. By³y to wyszukane spotkania z ludŸmi ró¿nych profesji (gospodarzemiasta, aktorzy, kombatanci, politycy) czy integruj¹ce imprezy (grzybobraniai ogniska) oraz wycieczki. ¯ywotnoœæ dzia³añ Klubu zapewnia³a rada progra-mowa, której przewodnicz¹c¹ by³a Maria Hudymowa, a cz³onkami: BeataMech (sekretarz i skarbnik), cz³onkami: Józef Szantyr, Irena Plutecka, Jan

84 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

Pohorski, Jadwiga Jelec, Edward Piekutowski, W³adys³awa Czajkowska, Ana-stazja Siczek, Matylda D¹browska, Roman Sierocñski oraz Hieronim Straszew-ski. Za dodatkowego cz³onka rady mo¿na uznaæ jedynie (na podstawie podpisupod dokumentacj¹ fotograficzn¹) Józefa Weiss’a (s.17).

Kierowanie tak licznym organizmem os³abia³o jednak wiêŸ wewnêtrzn¹,a brak œrodków ogranicza³ inicjatywy rady w tym zakresie. W dzia³alnoœciKlubu pierwszy k³opot sprawi³o rozwi¹zanie Koszaliñskiego TowarzystwaOœwiatowo-Kulturalnego, a tym samym jego wy³¹czenie z istniej¹cych struktur.Wprawdzie Klub zosta³ przyjêty do kolejnego Towarzystwa Wis³a – Odra (brakdaty przejêcia), ale na krótko. Klub ostatecznie, w zwi¹zku z politycznymi wyda-rzeniami w kraju, tak jak i inne towarzystwa (s. 20), w 1985 r. podj¹³ trudn¹decyzjê o zawieszeniu dzia³alnoœci w³asnej.

Okres drugi, odrodzenie dzia³alnoœci Klubu, datuje siê od lipca 2004 r. Zaspraw¹ aktywu grona z zawieszonego Klubu i pomocy organizacyjnej Stowa-rzyszenia Przyjació³ Koszalina dosz³o do jego reaktywowania. Przewod-nicz¹cym zosta³ wybrany Leszek Mytnik, wypada dodaæ, ¿e to syn pierwszegoprzewodnicz¹cego, który, za namow¹ wci¹¿ aktywnego œrodowiska dawnychPionierów m. Koszalina, podj¹³ siê kontynuacji roli i dzie³a ojca.

Czêœæ trzecia – Ÿród³owa – niezwykle interesuj¹ca, gdy¿ obejmuje biografie24 mieszkañców Koszalina i Ziemi Koszaliñskiej, jak w kalejdoskopie odbijaj¹siê dominuj¹ce obrazy ludzkiego ¿ycia i prze¿yæ osobistych, powi¹zanychz losami na tle przemian spo³eczno-kulturalnych i politycznych (s. 29-128). Naszczególne uznanie zas³uguje 9 biografii osób, które opracowa³a i udostêpni³aMaria Hudymowa, a pamiêæ o tych osobach, bez jej zaanga¿owania pozo-sta³aby tylko w krêgu najbli¿szych.

Relacje Zofii Korczyñskiej-Szrubka ods³aniaj¹ – jak¿e odmienny obraz –¿ycia ju¿ nowych pionierów m. Koszalina, do których siê sama zalicza. Przy-wo³uje w pamiêci swój najbli¿szy kr¹g rówieœniczy, m³odej i ucz¹cej siêm³odzie¿y, ujawnia ich zwyk³e troski i radoœci. Wspomina z satysfakcj¹ w³asnedorastanie w Koszalinie, pracê w licznym gronie kole¿anek i kolegów. Doceniaosi¹gniêcia Uli (jej córki) wraz z jej licznymi przyjació³mi. Najwa¿niejsze, ¿eujawnia doznania m³odszych pionierów m. Koszalina, co ich szczególnie war-toœciuje. Ten sekret to codzienne ¿ycie: radoœæ i satysfakcja z osi¹gniêæ naszychdzieci, ¿e pracuj¹, tworz¹ dobre i zgodne rodziny (s. 69).

Ostatni¹ – czwart¹ – czêœæ stanowi wybrana z klubowych kronik unikatowadokumentacja fotograficzna cz³onków Klubu, w tym zbiorowe zdjêcie naobwolucie ksi¹¿ki, przedstawiaj¹ce zas³u¿onych organizatorów ¿ycia spo³ecz-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 85

no-gospodarczego Koszalina: nauczycieli, lekarzy, ekonomistów, kom-pozytorów...

Recenzent pomija drobne usterki redakcyjne, braku pe³nej dokumentacjiŸród³owej w czêœci historycznej, gdy¿ opartej na relacjach kronikarskich czypomy³kê imienia Miko³aja Praczuka (s. 30). Uznaje za s³uszne za³o¿enia redak-cyjne pracy, rzeczywiœcie narracja wnosi du¿y ³adunek emocjonalny p³yn¹cyz serca Marii Hudymowej – zaanga¿owanej, twórczej i zas³u¿onej osobistoœci(walcz¹cej o potrzebê utrwalenia historii, o pamiêæ i doœwiadczenie gasn¹cegopokolenia).

Nasuwa siê jednak merytoryczny wniosek, ¿e najwy¿szy ju¿ czas podj¹æpróbê (rozpoczêt¹ w recenzowanej publikacji) – póki istnieje jeszcze zaintere-sowanie i mo¿liwoœci – opracowania pe³nej monografii Klubu Pionierów Mia-sta Koszalina. Apel ten kierujê do aktywnego Zarz¹du Stowarzyszenia Przyj-ació³ Koszalina, w którego strukturach skupili siê dawni i nowi Pionierzy.

Dodam, ¿e idee wydania pracy popar³ Urz¹d Miejski oraz piêciu spon-sorów: Wielkopolski Operator Systemu Dystrybucji Gazu Oddzia³ Koszalin,Przedsiêbiorstwo Gospodarki Komunalnej Sp. z o.o. w Koszalinie, ZTP TepraS.A. Koszalin, Miejskie Wodoci¹gi i Kanalizacja Spó³ka z o.o. w Koszalinieoraz Miejska Energetyka Cieplna w Koszalinie.

Adam Wirski

Œrodkowopomorska Okrêgowa Izba Aptekarska – Biuletyn „Farmacja”Pomorza Œrodkowego nr 9/2009:

„Jak te ptaki wêdrowne szukaliœmy miejsca na ziemi. W tej wêdrówceokresu repatriacji dotarliœmy do Koszalina” – napisa³a Maria Hudymowa,nauczycielka i pionierka Koszalina.

9 maja 1945 roku. Pamiêtna data zakoñczenia II wojny œwiatowej. Skoñ-czy³ siê koszmar okupacyjnych lat. Odzyskaliœmy upragnion¹ wolnoœæ, ale ju¿w zmienionych granicach. Odebrano nam polskie Kresy: pe³ne s³oñca Podole,wileñskie grodziska, Polesie z jego rozleg³ymi jeziorami i leœnymi mokrad³ami,po¿egnaliœmy nasze bohaterski Lwów i miasto koœcio³ów Wilno.

Niewiele ju¿ osób pamiêta Koszalin z pierwszych powojennych lat. Trudnonajm³odszym mieszkañcom naszego grodu nawet wyobraziæ sobie z jakimogromnym trudem i wyrzeczeniami podnoszono z ruin i zgliszcz to naszetêtni¹ce ¿yciem miasto. W latach 1945 – 1950 wszystko organizowano niemal

86 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW

od pocz¹tku: kolejnictwo, pocztê, handel, oœwiatê, czytelnictwo, placówki kul-tury itp.

Pani Maria Hudymowa to niezwyk³a kobieta – ³¹czniczka, komendantkaWojskowej S³u¿by Kobiet A.K. i organizatorka tajnego nauczania w okresieokupacji, a potem w wolnym kraju w Koszalinie pe³na energii, ciep³a i optymi-zmu organizatorka ¿ycia kulturalno – oœwiatowego. Potrafi³a dotrzeæ do osóbzagubionych i skrzywdzonych w nowej rzeczywistoœci, otworzyæ serce dlaludzi szlachetnie myœl¹cych. Zorganizowa³a Klub i Konwent by³ych nauczycie-li tajnego nauczania w okresie okupacji, które sta³y siê ogniskami przyjaŸni,sympatycznych prze¿yæ w rodzinnej atmosferze. By³y spotkania wigilijnei wielkanocne, wspólne wycieczki, podczas których wspominano lata pe³negrozy wojny. Na tle tamtych koszmarów, mo¿na by³o doceniaæ nowe ¿yciew trudnych nieraz sytuacjach. Troszczy³a siê z jednej strony, by stworzyæwspólnotê – oparcie dla nauczycieli inaczej myœl¹cych, a drugiej strony, byzgromadziæ dokumentacjê prze¿yæ wojennych tych, co ocaleli. Rozumia³a jakbezcenn¹ wartoœæ dla przysz³ych pokoleñ Polaków bêd¹ mia³y autentycznewspomnienia z okresu okupacji. One oddadz¹ klimat prze¿yæ i ciche bohater-stwo naszego narodu.

Poszczególne wspomnienia naszych bohaterów regionu by³y drukowanew ró¿nych periodykach. Obecnie ukaza³a siê nowa publikacja pt. „PionierzyZiemi Koszaliñskiej”. Ksi¹¿ka ukaza³a siê dziêki staraniom StowarzyszeniaPrzyjació³ miasta Koszalina i Klubu Pionierów w po³owie 2009 roku. Gor¹copolecam j¹ wszystkim czytelnikom naszego Biuletynu.

Dr Jadwiga Brzeziñska – Ko³obrzeg

Prof. Jerzy Wêgierski – Katowice:

Bardzo serdecznie dziêkujê za piêknie wydan¹ i interesuj¹c¹ ksi¹¿kêz ostatnich dziejów nadmorskiej (i nie tylko) ksi¹¿ki, któr¹ czytaliœmy z zainte-resowaniem. Podziwiam energiê, ¿yczê dalszych natchnieñ, zdrowia i si³.

„G³os koszaliñski” 24.07.2009 r. – red. Alina Konieczna:

Na rynku wydawniczym pojawi³a siê wyj¹tkowa pozycja „Pionierzy ZiemiKoszaliñskiej i ich wspomnienia”. Warto do niej zajrzeæ i poznaæ losy tych,którzy budowali polski Koszalin. Wœród wielu zarejestrowanych tu historii s¹miêdzy innymi opowieœæ o Karolu Mytniku nauczycielu, prawniku, organizato-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 87

rze szkolnictwa i dr Marii Tomaszewskiej wspania³ej lekarce nios¹cej pomocchorym na gruŸlicê.

Wspominaj¹c o zmar³ych skrzêtnie przechowywa³a Maria Hudymowa –nestorka nauczycieli i Pionierów i teraz udostêpni³a je do druku. Wa¿ne jest,a¿eby pamiêæ o tych ludziach ocaliæ dla przysz³ych pokoleñ. M³odzi ludziepowinni dowiedzieæ siê o ich dokonaniach o nie³atwym ¿yciu

W naszym zagubionym œwiecie, gdy liczy siê kult m³odoœci i pieniêdzy,czasem warto spojrzeæ w inn¹ stronê, ku przesz³oœci. Odkryæ m¹droœæ napisan¹przez samo ¿ycie, doceniæ ludzkie doœwiadczenia, pamiêtaj¹c tak¿e o historii tejnajnowszej, tworzonej przez takie osoby jak pani¹ Mariê Hudymow¹.

Pani Mario dziêkujemy, ¿e pomog³a Pani ocaliæ tamten czas od zapomnie-nia. To naprawdê wa¿ne.

88 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW