PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

53

description

Wreszcie – to chyba najlepsze słowa, jakie można napisać na początek. Po wielu miesiącach przygotowań i przeciwnościach losu, nasz projekt powoli wchodzi na salony prasy elektronicznej. PiłkarskaPrawda.pl

Transcript of PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Page 1: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014
Page 2: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Wreszcie – to chyba najlepsze słowa, jakie można napisać na początek. Po wielu miesiącach przygotowań i przeciwno-ściach losu, nasz projekt powoli wchodzi na salony prasy elektronicznej. Pracę doświadczonych, ale i tych uczących się dziennikarzy będziecie mogli czytać co miesiąc. Piszemy o polskiej piłce, podkreślam, całej polskiej piłce. Cza-sem kontrowersyjnie, czasem mniej. Swoją uwagę poświęcamy nie tylko Ekstraklasie, ale również niższym ligom. Co więcej, zaglądając do najnowszego numeru Piłkarskiej Prawdy przeczytacie o poczynaniach w ligach płci pięknej.

Teoretycznie na tym mój monolog mógłby się skończyć, a Ty, drogi czytelniku, przeszedłbyś do dal-szej części naszego magazynu. Jednak tak łatwo Ci na to nie pozwolę. Nie teraz. Tworzymy go my, mło-dzi ludzie, którzy od najmłodszych lat fascynują się rodzimą ligą. Nie obchodzą nas wyniki Barcelo-ny czy Realu. Tego tutaj nie znajdziecie. Dla nas liczy się Polska piłka w każdym wydaniu. Męskim i kobiecym. Ktoś powie: gadam bzdury. Ja odpowiem: wspieraj lokalny futbol. Miej lokalnych idoli. Polskich piłkarskich idoli. Jest ich wielu. My właśnie postaramy się przybliżyć ich sylwetki w co miesięcznym wydaniu.

Połączyliśmy w jednolitą całość twórczość młodych, ale też tych - zaproszonych do współpracy - doświadczo-nych, sportowych dziennikarzy. To właśnie tutaj znajdziesz niesamowite historie ludzi związanych z Widze-wem - Wielkim Widzewem - o których opowiada Marek Wawrzynowski. Również w tym miejscu co miesiąc będziesz delektował się szczegółowymi analizami taktycznego eksperta, Andrzeja Gołomyska z portalu tak-tycznie.net. Nie zabraknie nam słów dotyczących 1.ligi, która przecież dla wielu jest #stylemżycia. Wszystkiego nie zdradzę. Naszych współpracowników będziecie poznawać z biegiem czasu. Bo, co za dużo, to nie zdrowo.

Kto, co lubi. Będzie ostro, będzie kontrowersyjnie. Jeśli sytuacja zacznie tego wymagać, złagodniejemy. Jednak nie zapominajcie, że to co piszemy, to po prostu Prawda, Piłkarska Prawda. Mamy pomysł na nasz miesięcznik i będziemy go skutecznie realizować. To wszystko z miłości do futbolu i naszych czytelników. Usiądźcie wygodnie w fotelach, zaparzcie sobie kawę lub herbatę, weźcie pod rękę smaczne przekąski i wejdźcie do świata naszej rodzimej piłki.

Mikołaj KortusRedaktor Naczelny PiłkarskaPrawda.pl

PIŁKA NOŻNA

Magazyn współtworzyli:Michał Jurek, Łukasz Mackiewicz, Dawid Brilowski, Darek Lip-ski, Marcin Maliczowski, Kacper Chwedoruk, Mikołaj Kortus, Sandra Kacperczyk, Wiktor Dziamski, Marek Wawrzynowski, Michał Rygiel, Andrzej Gomołysek, Piotr Przyborowski, Kuba Kaczmarek, Mateusz Świerkowski, Oskar Jasiński, Krystian Działowy, Przemek Augustyn

Oprawa graficzna:Karol Dolata, Dawid Haczyk Kaźmierczak

Wydawca:PiłkarskaPrawda

Redaktor naczelny: Mikołaj KortusZastępca: Michał Jurek, Marcin Maciejewski

Kontakt: [email protected]

Prawa autorskie (zdjęcia na okładce): Adam CiereszkoFoto środek: Użyto zdjęć dostępnych w sieci Internet. Jeśli autor wykorzystanej fotografii nie zezwala na publikację - pro-simy o kontakt mailowy.

Wrzesień/2014 - nr 1

Page 3: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Farbowane lisyW historii polskiej Ekstraklasy mieliśmy kilku zagra-nicznych „farbowanych lisów”. Emanuel Sarki, zawod-nik Wisły Kraków, niedawno niemal wystąpił w repre-zentacji Haiti, dla której gra inny gracz „Białej Gwiazdy”, Wilde Donald Guerrier. Nie byłoby w tym niemal nic cieka-wego, gdyby nie fakt, że w 2003 roku wystąpił na Mistrzo-stwach Świata U-17 w barwach… Nigerii, czyli swojej ojczyzny.

To nie pierwszy taki przypadek w rodzimej lidze. Znany nam z występów w Jagiellonii, a obecnie piłkarz GKS-u Bełchatów, Alexis Norambuena to Chilijczyk, ale zdecydował się na grę dla reprezentacji Palestyny. Z kolei Boubacar Dialiba, kopiący w Cracovii, poprzez okrężną drogę zdołał zaliczyć minuty w młodzieżówce Bośni i Hercegowiny (!) i dorosłej drużynie Se-negalu. Jak widać, nie tylko Polacy mają swoje „farbowane lisy”.

Lech i Cracovia talizmanami dla siebie nawzajem

Lech w tej rundzie był bar-dzo bliski pokonania Legii i to w Warszawie, ale ostatecz-nie zaledwie zremisował 2:2. Dzień później Cracovia od-niosła jednak zwycięstwo w prestiżowych Derbach Kra-kowa. Nie jest to pierwsza tego typu sytuacja. Kiedy to w sezonie 09/10 Lech poko-nał na wiosnę stołeczną eki-pę, tyle że u siebie 1:0, z kolei „Pasy” swoim przyjaciołom pomogły, wygrywając w bardzo ważnym meczu z Wisłą również 1:0, ale na wy-jeździe. Ta wygrana zespołu ze stadionu z Kałuży bardzo przyczyniła się do tego, że to Lech został mistrzem Polski, a antybohaterem tego spotkania był Mariusz Jop, który zaliczył w końcówce koszmarnego samobója. W tych niedawnych derbach i też w końcówce błąd na wagę zwycięstwa popełnił inny obrońca „Białej Gwiaz-dy”, Richárd Guzmics, po którego kiksie podopieczni Roberta Podolińskiego dostali rzut rożny, po którym strzelili zwycięskiego gola.

Page 4: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Piłka nożnaPiłka NożnaPIŁKA NOŻNA

Wehikuł czasuCofnijmy się w czasie o ponad rok. Wtedy to właśnie, dokładnie 11 czerwca Franciszek Smuda po nieudanej przygodzie z kadrą Pol-ski, a także po spuszczeniu do 3. Bundesligi SSV Jahn Regensburg powraca na „stare śmieci”. Podpi-suje aż trzyletni kontrakt, co nie spotyka się z wielką aprobatą ki-biców Wisły, ale na pewno jest na rękę właścicielowi klubu, Bogusła-wowi Cupiałowi. Nie miało to jed-nak wtedy większego znaczenia, ponieważ znajdująca się w głębo-kim kryzysie sportowym, a może przede wszystkim finansowym drużyna potrzebowała szkoleniow-ca który uporządkuje sytuację na boisku po tym jaki chaos zaprowa-dziła „holenderska nawałnica” pod postacią Stana Valckxa i Roberta Maaskanta. Czy ktoś wtedy spo-dziewał się, że po dwóch klęskach Smuda będzie w stanie tchnąć w tą drużynę nowego ducha? Śmiem twierdzić, że mimo przyjaźni łą-czącej obu panów sam Bogusław Cupiał nie był w stu procentach przekonany czy – w końcu już nie pierwszej młodości- szkolenio-wiec za trzecim, a zarazem zdecy-dowanie najtrudniejszym podoła wyzwaniu jakie zostało przed nim postawione. „Franz” zadeklarował że potrzebuje czterech okienek by postawić ten zespół na nogi. Już

teraz, mimo porażki z Legią może-my stwierdzić, że mu się to udało.

Nowy początekNajpierw jednak by chociaż tro-chę polepszyć sytuację finanso-wą klubu musiał pozbyć się kilku graczy. Na odstrzał poszli m.in. podstarzały Sergei Pareiko, nie-wypał Kew Jaliens czy też totalny parodysta jakim niewątpliwie był Daniel Sikorski. Z zagranicznych wojaży powrócił za to Paweł Bro-żek, środek pola wzmocnił Ostoja Stjepanovic. To tylko niewielka część ruchów które poczynił klub , a które zdecydowanie zaczęły przy-pominać rewolucję. Kadra wyglą-dała bardzo biednie, mimo to już start rozgrywek pokazał, że Smuda nie zatracił swojego trenerskiego nosa w klubach. Już w piątej kolej-ce jego zawodnicy pokonali Lecha, pokazując, że nie będą chłopcami do bicia. Aż do 12 kolejki pozosta-li zresztą niepokonani. Co prawda tragiczna wiosna, spowodowana kontuzjami kluczowych graczy pokazała jak szczupłą kadrą dys-ponuje Wisła, jednak mimo to wszyscy w klubie byli zadowoleni z tego, że „Biała Gwiazda” do końca walczyła o udział w europejskich pucharach. Ponadto właśnie wio-sną do klubu dołączył Semir Stilić . Bośniak po nieudanych wojażach zagranicznych(Karpaty Lwów, Ga-

ziatenpspor) postanowił powrócić pod skrzydła swojego ulubionego trenera, u którego rozbłysnął w barwach Lecha parę lat wcześniej. Jego powrót okazał się strzałem w „dychę”, nie dość że wychowanek FC Porto z miejsca wkomponował się w zespół, to „Franz” potrafił za-szczepić w nim swoją filozofię gry tj. angażowanie się każdego gracza drugiej linii w pomoc defensywie. Właśnie ta płynność w grze jakiej wymaga od swoich podopiecznych 66-letni trener charakteryzuje jego drużyny. Stilić stał się zawodni-kiem bardziej odpowiedzialnym niż w Lechu, już nie „człapie” po boisku i nawet po stracie sta-ra się walczyć o odzyskanie piłki. Do tego dochodzi oczywiście ten „błysk” który wyróżnia go na tle całej Ekstraklasy i sprawia, że jest w czołówce najlepszych jej graczy. Ci którzy regularnie śledzą na-szą ukochaną ligę, a nawet ci któ-rzy oglądają ją od czasu do czasu doskonale wiedzą o czym piszę.

Co to będzie, co to będzie?Wszyscy wiedzieli na co stać ta-kich graczy jak Dudka, Brożek czy też Stilić właśnie. Jednak nikt inny tylko Smuda tchnął w nich drugie życie, dał im szansę odbudowy.

Page 5: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Hucznie zapowiadane „Derby Polski” już za nami. Legia pokonała Wisłę aż 0:3, ale czy ten wynik tak naprawdę odzwierciedla rzeczywisty obraz tego pojedynku? Śmiem wątpić. Pierwsza bramka, która padła z wyraźnego spalonego mocno wpłynę-ła na dalszą część meczu, jednak uczciwie trzeba dodać, że Wisła nie miała dzisiaj najlep-szego dnia. Spotkanie które miało być swego rodzaju „papierkiem lakmusowym” dla pod-opiecznych Franciszka Smudy rozczarowało i to pomimo trzech bramek , jednakże po części odpowiedziało nam w jakiej fazie tworzenia drużyny jest były selekcjoner reprezentacji Polski.

Kolejny przypadek to zaciąg z Ru-chu, a szczególnie Maciej Sadlok, który po latach kontuzji i jednym niepełnym, przeciętnym sezonie w Ruchu nagle wyrósł na czołowego le-wego obrońcę ligi. Oczywiście, wielu zaapeluje o sceptycyzm w ocenianiu Smudy jako cudotwórcy który ni-czym za dotknięciem różdżki po-trafi przywrócić piłkarzy do dawnej dyspozycji. Tutaj można przywołać przykład Arkadiusza Głowackiego, który jeszcze za kadencji Kulawika otwarcie mówił o tym, że zagra jesz-cze jeden sezon i kończy karierę. Te-raz jest podporą defensywy „Białej Gwiazdy”, nie kryje tego, że z przy-jemnością przychodzi na trenin-gi. O rozbracie z piłką na razie nie wspomina. Franciszek Smuda po raz kolejny stworzył ze swojego zespołu monolit, który po raz pierwszy od 2011 roku chociaż przez chwilę był liderem. Teraz, po dotkliwej poraż-ce z Legią spadł na drugie miejsce, to fakt. Mimo to nikt nie rozpacza, bowiem w poprzednich spotkaniach Wisła pokazywała futbol jakiego od bardzo dawna nie widziano w jej wykonaniu. Również i w meczu ze stołeczną drużyną wszystko mogło się potoczyć ciut inaczej, gdyby nie błąd sędziego i uznana bramka któ-rą strzelił Orlando Sa z dość duże-go spalonego. Uważam jednak, że ta jedna porażka(pierwsza w tym sezo-nie) nie jest w stanie nagle zburzyć tego, co mozolnie od ponad roku stara się budować Smuda i miejsce w

pierwszej „trójce” jest realnym celem do osiągnięcia. W Wiśle już bowiem nikt z przerażeniem nie pyta „Co to będzie, co to będzie?”. Teraz wychy-lając się w przyszłość usłyszeć można coraz to śmielsze głosy podśpiewu-jące „Jeszcze będzie przepięknie…”.

Krystian Działowy

Page 6: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

PIŁKA NOŻNA

Stefan Majewski po porażce mło-dzieżowej reprezentacji Polski z Grecją stwierdził, że młodzi pił-karze za szybko opuszczają ekstra-klasę. Za granicą nie są w stanie przebić się do pierwszego składu, co wpływa na złą grę w kadrze. Taki stan rzeczy ma swoje przy-czyny i z nimi należy się zmierzyć.

Zwolennikami gry młodych w polskiej lidze są trenerzy, którzy twierdzą że powinni oni zbierać piłkarskie szlify w Polsce, a dopie-ro po 3-4 sezonach wyjechać za granicę. Jednak jak tu zdobywać to doświadczenie, kiedy szkoleniow-cy zamiast stawiać na młodych Polaków wolą dać miejsce w skła-dzie cudzoziemcom - o wątpliwych umiejętnościach. Często po prostu zwykły szrot. Popatrzmy na Gliwi-ce. Tam Angel Perez Garcia woli postawić na 35-letniego Cifuente-sa, niż dać szanse Polakowi, Szu-mskiemu. Sytuacja dla młodego zawodnika może budzić frustrację. Poniekąd ich decyzje o wyjeździe nie mogą dziwić. Gdzie tu logika. Przecież wyjedzie do takiej Bun-desligi, sytuacja będzie analogicz-na, jednak zarobi o wiele więcej. Te-raz futbolem żądzą grube portfele.

Mamy w Polsce kluby, które zrozu-miały, że inwestowanie w młodzież to jedyna droga do sukcesu. Legia ma Żyrę, Bielika czy Kalinkow-skiego. W Poznaniu z kolei brylu-je Kownacki, Linetty i Kędziora, a do drużyny wchodzi Bednarek. Ci zawodnicy, jeśli regularnie będą

otrzymywać swoje szanse, po ro-zegraniu jednego, dwóch sezonów będą, po pierwsze, o wiele lepszy-mi piłkarzami, a po drugie o wiele cenniejszymi niż na początku swo-jej kariery, co czyni sprzedaż bar-dziej opłacalną. Interes się kręci. Sami zainteresowani w takich sytu-acjach wychodzą kontrastowo. Jed-nym uda się wyjechać w miarę mło-dego wieku - będąc gwiazdą ligi - i zawojować rozgrywki mocniejsze od rodzimych, drudzy w nich zgi-ną. Przykład: Lewandowski w Bun-deslidze, a Milik w Bundeslidze. Co prawda po przejściu tego dru-giego do Holandii sytuacja nieco się zmienia, ale w Leverkusen czy Augsburgu nie było o nim za dużo słychać. Podsumowując, swoje za-robił, a doświadczenie z boisk za-granicznych przecież mu zostanie.

Marcin Kamiński, który na począt-ku swojej przygody z dorosłą pił-ką obwoływany był objawieniem, a przez dziennikarzy powoływa-ny był do dorosłej reprezentacji, mimo propozycji z między innymi Palermo, pozostał na ten sezon w Poznaniu. Dotychczas zalicza zde-cydowany regres formy i na razie nie wygląda na to, żeby jego gra uległa znacznej poprawie. Między innymi po jego błędach, czy fatal-nym wykonaniu rzutu karnego w meczu z Ruchem, drużyna Lecha straciła początek sezonu. Jeśli dalej będzie utrzymywał ten poziom, po-dobonej propozycji do tej z Włoch już nie otrzyma. Podobieństwem

obrońcy Lecha jest Michał Żyro. Nie tyle, co w jego poczynaniach na boisku, a w tym, że nie wyje-chał i został w kraju. Po wejściu do drużyny szło mu kiepsko. Kibice Legii zaczęli go ostro wyśmiewać. Dopiero zmiana szkoleniowca w warszawskim klubie wyszła mu dobre. Henning Berg na początku swojej pracy dał szansę młodemu pomocnikowi, a ten jak nigdy nic - zaczął grać na wysokim. Niektó-rzy przecierali oczy, kiedy zoba-czyli, co ten chłopak robił z piłką. Trener nie boi się stawiać młodzie-żowego reprezentanta Polski, dał mu kredyt zaufania, który Żyro w pełni wykorzystuje. Dzięki temu, że szkoleniowiec nie bał się posta-wić na młodego - zyska każdy. Fi-nansowo i piłkarsko. Już niedługo.

Page 7: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Obecnie zawodnik Legii, Ar-kadiusz Piech, to świetny i bardzo uniwersalny przykład polskiego piłkarza za grani-cą. Były napastnik Zagłębia Lubin swój szczyt formy osią-gnął w Ruchu Chorzów, gdzie spędził okres od 15 lutego

2010 roku do stycznia 2013 roku. Wówczas zimą zmienił klub i przeniósł się do Tur-cji - strzelając jedną bramkę w siedmiu meczach. Po tym czasie wrócił do kraju z pod-kulonym ogonem. Porówny-walna sytuacja do przypadku z Milikiem, jednak na tyle inna, że zawodnik Ajaxu jest młodszy i do Polski nie wrócił.

Kuba Błaszczykowski zagrał w Wiśle Kraków 51 spotkań by w

2007 roku wyjechać do Dort-mundu. W tamtejszej Borus-sii “Kuba” dostał szansę już na początku i wykorzystał ją ge-nialnie - dając swojej druży-nie bramkę. Z meczu na mecz było lepiej i dzięki temu zyskał poparcie kibiców. Co więcej,

w następnym sezonie gry zo-stał nominowany na miano najlepszego zawodnika BVB.

Każdą pracę należy jakoś pod-sumować lub chociaż wycią-gnąć finalne wnioski. Mogę powiedzieć, że w Polsce, jeśli chodzi o piłkarską młodzież to idzie ku lepszemu. Powoli klu-by dają młodym odpowiednie możliwości. Nikogo nie może jednak dziwić fakt, że młodzi nadal wyjeżdżają i wyjeżdżać

będą, bowiem w porównaniu do wielkich klubów i pienię-dzy, które na nich tam czekają, Ekstraklasa nie jest jeszcze w stanie być dla nich atrakcyjna.

Marcin Maliczowski

Page 8: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Mistrz Polski sezonu 2013/14 przy-godę z Ligą Mistrzów zaczął bar-dzo przeciętnie, czyli od remisu 1:1 na własnym boisku z półamatorską drużyną, St. Patrick’s Athletic. Nie tyle wynik był kompromitujący, a styl w jakim został on wywalczony. Po meczu pisano o Legii bez stylu, zaangażowania i pomysłu. Podob-nie było na inauguracje sezonu w

Ekstraklasie. Po raz kolejny mecz u siebie i znów marna gra, czego skut-kiem była przegrana z beniamin-kiem (nomen omen późniejszym „czarnym koniem” rozgrywek). Na szczęście rewanż należał już do Legii, która wygrała wysoko, bo 5:0 i do kolejnej rundy wszyscy już podchodzili z większym spokojem.

Kiedy okazało się, że kolejnym rywalem ma być Celtic Glasgow (wielka firma z tradycjami i bogatą historią) niektórzy byli sceptycznie nastawieni, ale znalazło się równie dużo optymistów. Oczywiście każ-dy okazywał szacunek wobec ry-wala, jednak wiedzieliśmy o tym, że to nie ten sam Celtic, co kiedyś i jest szansa by go pokonać. To zna-

lazło swoje potwierdzenie już w pierwszym meczu i Legia rozgro-miła przeciwnika 4:1, choć powin-na strzelić co najmniej 3 bramki więcej. Vrdoljakowi na pewno do dzisiaj śnią się przestrzelone karne, które mogły nam przecież przy-nieść awans, pomimo nałożonej kary przez UEFA. No właśnie…

Pomimo wygranego dwumeczu, aż 6:1, Legia nie awansowała do kolejnej, ostatniej fazy eliminacji do Ligi Mistrzów. Wszystko przez niedopatrzenie i nie znajomość re-gulaminu kierownictwa drużyny. Na boisko wszedł zawodnik nie-uprawniony do gry, który powi-nien ten mecz przesiedzieć na ław-ce. Tym samym UEFA przyznała

walkower zespołowi z Glasgow i ostatecznie wynik dwumeczu brzmiał 4:4 i tym samym awans „wywalczył” Celtic. Do tej pory zastanawiam się, dlaczego trener Berg sięgnął akurat po tego zawod-nika. Wynik był bezpieczny i nic złego już się stać nie mogło. Można było wprowadzić byle kogo, nawet

Page 9: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Miesiąc sierpień dla polskiego kibica był prawdziwym emocjonal-nym rollercoasterem. Wysoka wygrana Legii z Celtikiem, aby potem w śmieszny sposób odpaść z walki o Ligę Mistrzów. Historyczny wyczyn Ruchu w europejskich pucharach przyćmiony kompromitacją Lecha Po-znań z półamatorską drużyną. Równie ciekawie działo się w naszej ro-dzimej Ekstraklasie. Pora podsumować nasz piłkarski, polski miesiąc.

się stać nie mogło. Można było wprowadzić byle kogo, nawet juniora, aby zdobył doświadcze-nie. Szczególnie jeśli sam nie był w pełni przekonany, co do słuszności tej decyzji… Niestety było inaczej i pomimo wszystkich możliwych apelacji warszawska drużyna musiała zadowolić się walką o fazę grupową, ale Ligi Europejskiej.O nią walczyły jeszcze trzy polskie drużyny. Wicemistrz Polski 13/14 – Lech Poznań, trzecia drużyna ligi – Ruch Chorzów oraz zwy-cięzca Pucharu Polski – Zawisza Bydgoszcz. Ten ostatni odpadł naj-wcześniej, natomiast Lech, który miał zapewnić fazę grupową przy-ćmiewał swoją okropną grą, rewe-lacyjny Ruch. „Kolejorz” nie był w stanie strzelić nawet jednej bramki półamatorskiej drużynie z Islandii i co gorsza odpadł z nią po porażce na własnym stadionie. Osobiście, po raz pierwszy od kiedy chodzę na mecze poznańskiej drużyny (czyli kilkunastu lat), widziałem aby ponad 20.000 obecnych kibi-ców oklaskiwało przyjezdną dru-żynę po meczu. Kompromitacja, to zbyt słabe słowo aby opisać ten dwumecz. Był jedynie „gwoź-dziem do trumny” dla Mariusza Rumaka, który po tygodniu po-żegnał się z drużyną, choć wielu oczekiwało tego już po meczu.

O dobre imię naszej polskiej ligi dbał Ruch Chorzów, który na po-czątku eliminacji wyeliminował groźną FC Vaduz (3:2), a następ-nie równie ciężki Esbjerg fB (2:2),

dzięki golom na wyjeździe. Już samo pojawienie się chorzowskie-go zespołu w IV rundzie elimina-cji sprawiło sporą niespodziankę, więc wylosowanie Metalista Char-ków zapowiadało jednostronny mecz. Na całe szczęście miło nas zaskoczono, ponieważ Ruch w nie-których momentach gry był nawet lepszy! Kiedy większość kibiców oglądało spotkanie Legii z Akto-be, Ruch grał najlepsze spotkanie w tym sezonie. Po bezbramko-wym remisie w Gliwicach (nieste-ty obiekt przy ul. Cichej nie został przez UEFA dopuszczony do roz-grywek) ekipa Jana Kociana leciała na otoczoną wojną Ukrainę z wiel-kimi nadziejami i po historyczny sukces. Niestety błąd w dogrywce kosztował ich odpadnięciem z Ligi Europy. Niepowtarzalna szansa - choć do nie dawna w przypadku Ruchu nie wielu by użyło tego sło-wa - przemknęła im koło nosa i to dosłownie. W jednej chwili straco-no okazję na zarobienie ogromnych pieniędzy, zebrania doświadczenia i poczucia czym są tak napraw-dę europejskie puchary. Mimo wszystko Ruch zagrał najlepsze eliminacje spośród wszystkich pol-skich drużyn i to z niego powinni-śmy być naprawdę dumni. „Nie-biescy” udowodnili, że nie liczy się budżet, czy klasa piłkarza, ale serce do walki i wspólne dążenie do celu.

Tymczasem w Ekstraklasie…Przede wszystkim zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany… W Lechu Poznań - po wcześniej wspomnia-

nej kompromitacji - wpierw na miejsce Mariusza Rumaka pojawił się mało znany Krzysztof Chro-bak, który do tej pory pracował jedynie z zespołem młodzieżowym „Kolejorza”. Władze poznańskie-go klubu uległy przed kibicami i zwolniły trenera nie mając jeszcze jego następcy. Ratowali sytuację zatrudniając trenera tymczasowe-go, który jedynie mógł pomóc „po-zbierać” kilka punktów drużynie, nic więcej. Cała ta sytuacja wyglą-dała, jakbyśmy oglądali komedie Stanisława Bareji – „Ja rozumiem, że wam jest zimno, ale jak jest zima to musi być zimno!”. Na szczęście Lech znalazł nowego trenera, a zo-stał nim Maciej Skorża. Czy to od-powiedni trener dla tego klubu? Na pewno ma ogromne doświadczenie z za granicy, jak również z czasów Legii Warszawa, którą wyprowa-dzał z fazy grupowej Ligi Europej-skiej. Mam jednak nadzieję, że jego współpraca z włodarzami klubu nie skończy się konfliktem. Już na swojej pierwszej konferencji Skor-ża zapowiadał, że „ławka rezerwo-wych” musi się powiększyć, aby ła-two było zastąpić kontuzjowanego, czy zmęczonego zawodnika. Jak wiemy, z tym problemem „Kole-jorz” zmaga się nie od dziś, a głów-ną przyczyną jest brak pieniędzy. Pierwszym krokiem była sprzedaż Teodorczyka (z czego Maciej Skor-ża zadowolony nie był) i pozyska-nie w ostatnich dniach okienka ferowego Zaura Sadajewa. Trener Skorża może być pewien, że kibi-ce rozliczą go z każdego spotkania.

Page 10: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

transferowego Zaura Sa-dajewa. Czy Skorża po-doła wyzwaniu? Może być pewien, że kibice roz-liczą go z każdego spo-tkania. Zmiany nastąpiły również w Wiśle Kraków. Burzliwa kadencja Jac-ka Bednarza nareszcie dobiegła końca i kibi-ce wspólnie odetchnęli z ulgą, bo już od dawna domagali się zwolnienia prezesa swojego klubu. Klub zmaga się z proble-mami finansowymi, prak-tycznie stracił płynność finansową, a na dodatek kibice nie chcieli przy-chodzić na mecze (fre-kwencja spadła o 60%!). Cała sytuacja przez jaką Pan prezes stracił posa-dę jest świetnym scena-riuszem do filmu kome-diowego. 25 lipca rada nadzorcza, wbrew stano-

wisku prezesa, wprowa-dziła do zarządu klubu Tadeusza Czerwińskie-go. Jego zadaniem było prowadzenie negocjacji ze Stowarzyszeniem Ki-biców Wisły Kraków i tym samym uratowanie posady Jacka Bednarza. Jednak całe te negocjacje skończyły się fiaskiem i podpisaniem się Czer-wińskiego pod komuni-katem , w którym były zamieszczone obraźliwe sformułowania pod adre-sem Bednarza. Na reak-cję nie trzeba było długo czekać, bo ówczesny pre-zes natychmiast zwołał radę nadzorczą (której głównym zadaniem było odwołanie Czerwińskie-go). Rada się zebrała, ale ostatecznie posadę stra-cił… Jacek Bednarz. Całą tą sytuację można opisać,

po raz kolejny, sławnym cytatem: „Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada”.

Patryk rozrabiakaJuż od bardzo dawno nie słyszeliśmy żadnych skarg, ani wybryków z udziałem Patryka Małec-kiego. Na swoim koncie ma już ich tyle, że mógł-by spokojnie zacząć pisać autobiografio - poradnik, pt. „Jak stać się boisko-wym rozrabiakom”. Jego lista jest praktycznie nie-skończona, a wymienić można chociażby: obraź-liwe słowa w stosunku do kibiców za gry w Wi-śle Kraków - Chciałbym, żeby „pikniki” w ogóle nie przychodziły na sta-dion Wisły. Irytują mnie, bo jak wszystko jest do-brze, to klepią po plecach,

a gdy tylko coś się nie uda - gwiżdżą. Nie pomagają nam, tylko przeszkadza-ją. Takich kibiców nie potrzebujemy.- za które klub ukarał go finansowo. Dyskryminujące słowa do Saidiego Ntibazonki-zy, które brzmiały mniej więcej tak: „Co, kur...? Spier..., czarnuchu jeb...”. Trzeba przyznać, że ję-zyk miał niewyparzony. Po derbach Krakowa nie wstydził się nawet za-atakować dziennikarza „Gazety Wyborczej” mó-wiąc: „My sobie, k..., po-gadamy! Zobaczysz, k..., na Wiśle! Chłopaki też są na ciebie wkurw...!”. Cały Patryk Małecki… Spokorniał to prawda, ale do dziś zdarzają mu się podobne incydenty. Ostatnio podpadł Pogoni Szczecin i to dwukrotnie.

Page 11: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Ostatnio podpadł Pogoni Szcze-cin i to dwukrotnie. Za pierwszym razem z powodu braku miejsca w pierwszym składzie, kiedy to Po-goń miała grać z Górnikiem Łęcz-na. Zawodnik odmówił wyjazdu na mecz i postanowił zagrać… ale z rezerwami, tłumacząc: „Wolę za-grać cały mecz w rezerwach, aby odbudować formę, niż siedzieć na ławce w Łęcznej”. Natomiast czego dotyczyła druga sytuacja? Chyba nikogo nie zaskoczę, bo takie sy-tuacje z udziałem Patryka są na

porządku dziennym. Były piłkarz Wisły Kraków w wulgarnych sło-wach dał upust swoim emocjom po zmianie w 62. minucie. Krzy-czał i kopał niczemu winną ławkę rezerwowych, aż nawet siedzący na niej Edi Andradina wyraźnie się przestraszył. W Krakowie za takie zachowania już dawno straciłby pracę, jednak Dariusz Wdowczyk to spokojna osoba i choć przyzna-je, że tolerować takiego zachowa-nia nie będzie, to daje mu szansę mówiąc: „Wiemy, że jest to chło-

pak impulsywny. Musi sobie z tym jednak radzić. Nikt nie chce go tu skrzywdzić, a pomóc. Na pewno ma nasze wsparcie”. No cóż… Pa-tryk Małecki już po prostu taki jest.

Pozostałe informacje w pigułce:•Mariusz Rumak pomimo ogól-nokrajowej kompromitacji szyb-ko znalazł sobie klub. Mowa o Zawiszy Bydgoszcz, która sezon zaczęła od bilansu 1-0-7. Zada-niem Rumaka jest wyciągnięcie drużyny z piłkarskiego dołka. Jed-

nak, czy skandowany w Poznaniu „Na Rumaku lepszej klasy” tre-ner, jest w stanie dokonać cudu?•Rekordowi piłkarze Ruchu. Naj-pierw Łukasz Surma stał się re-kordzistą ligi polskiej pod ką-tem rozegranych meczów na najwyższym szczeblu rozgryw-kowym (452), a później Marcin Malinowski rozegrał swój 200. mecz w barwach „Niebieskich”.•Nowy kierownik w Legii Warszawa! Konrad Paśniewski zastąpił Martę Ostrowską, która została uznana za

główną winowajczyni wykluczenia klubu z Ligi Mistrzów. W latach 2010-13 odpowiadał za sprawy or-ganizacyjne w reprezentacji Polski; w trakcie Euro 2012 pełnił funkcję dyrektora technicznego kadry pro-wadzonej przez Franciszka Smudę.

Kuba Kaczmarek

Page 12: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Piłka nożnaPiłka NożnaPIŁKA NOŻNA

Marek WAWRZYNOWSKI:

Wszystko miało być załatwione po cichu. Dziennikarze nagle stracili władzę w piórach, a w Łodzi wie-rzono, że moc sprawcza prezesa Ludwika Sobolewskiego jest tak wielka, że może on zmienić bieg wydarzeń. Uwierzył również Sta-nisław Burzyński i to był błąd. Mój cykl, jako autor książki o Wielkim Widzewie, rozpoczynam od dra-matycznej historii tego znakomi-tego bramkarza łódzkiego klubu. Ale też musimy pamiętać, że cała ta historia była konsekwencją jego wyboru, stylu życia. Dziś to postać w sumie nieco zapomniana, ale w latach 70. Była to postać niemalże wybitna. Niemalże, bo jednak w kadrze narodowej nie miał wiel-kich szans. Miejsce było zarezer-wowane dla Jana Tomaszewskie-go. O tym drugim mówiono, że w lidze był co najwyżej dobry, ale w kadrze już fantastyczny. Burzyń-ski był fantastyczny w lidze, ale nie był w stanie przebić się wyżej. Jego kariera skończyła się kilkaset metrów za skrzyżowaniem ulic Rz-gowskiej i Kosynierów Gdyńskich. Rozpędzony Fiat 125P uderzył w przechodzącego niedozwolo-nym miejscu (członkowie rodziny uważają, że było inaczej) Ignacego Olczyka. 85-latek zdążył, według świadków, wycedzić jedynie: „Nie wiem co się stało, mam prąd w no-gach”. I to były jego ostatnie słowa. Może nawet Burzyński zdołałby się z tego wybronić, gdyby był trzeź-wy. W końcu oświetlenie nawali-ło, a Olczyk, jak twierdził sprawca

i jego pasażer (Piotr Gajda, drugi bramkarz), przechodził na skróty, kilkadziesiąt metrów za pasami. Dziś na temat tej historii powstało sporo teorii. Wieloletni przyjaciel Burzyńskiego i jego trener z dru-żyny juniorów, Roman Rogocz, powiedział mi, że w samochodzie były trzy osoby, a ten trzeci był kryty przez sprawców. Tego jednak nigdy nie dowiedziono. Pewny-mi sprawami gazetom nie wolno było się zajmować, dlatego o pro-cesie można było wyczytać tylko w „Polityce” i magazynie „Prawo i Życie”. Co wszyscy, którzy pisa-li o piłce regularnie, teraz zostali ubezwłasnowolnieni. No cóż, nie można obrażać się na rzeczywi-stość. Burzyński z Gajdą próbo-wali zbiec z miejsca wypadku (gdy rozmawiałem z Gajdą wił się: „ale co ja mogłem zrobić, byłem jedy-nie pasażerem, nic nie zrobiłem”) ale dogonił ich taksówkarz i spisał numery rejestracyjne. Potem kie-rowca i pasażer się oddalili. Prosto do domu Zibiego. Dlaczego? To-mek Zimoch, który zresztą był na procesie Burzyńskiego, mówił, że po prostu Boniek mieszkał najbli-żej. No nie wiem. Jednak nie ma przypadku w tym, że zawsze gdy coś się działo był tam Zibi. I to w kluczowej roli. Tego wieczora, a było po 18, to właśnie on wycią-gnął z barku butelkę koniaku i po-lał sprawcy. Można tylko domyślać się w jakim celu, przecież to jedna z najbardziej standardowych sztu-czek pijanych sprawców wypad-

ków. I zawsze ta sama formułka. „Na zdenerwowanie”. W każdym razie zakład medycyny sądowej był bezlitosny. Burzyński miał dwa ba-dania. Za pierwszym razem stwier-dzono 0,95 promila, za drugim 0,77. Być może procesu udałoby się uniknąć, gdyby nie postawa Wi-dzewa. Nawet z PZPN dzwoniono do Sobolewskiego i sugerowano, by Burzyński nie grał do czasu wy-jaśnienia sprawy. Ale w Łodzi nikt się tym nie przejął, bo przecież prezes wszystko załatwi… a trzeba pamiętać, że Sobolewski to nie był jakiś tam prezes. To był facet, który chwytał już w garść polską piłkę.

Oczywiście nie był to jeszcze jego najlepszy czas, bo ten przyszedł z największymi sukcesami Widze-wa, ale już wtedy powołanie się na nazwisko Sobolewski otwiera-ło wiele drzwi. Ale jego pukania do tych z napisem „biuro proku-ratora generalnego” nikt nie usły-szał. Gdyby Burzyński nie zagrał zaraz po wypadku, można było to wszystko wyciszyć, ale to obnosze-nie się z „wszechmocą” rozwście-czyło rodzinę Olczyka. Jego córka, Kazimiera Najberg odrzuciła pro-pozycje „gruba koperta za dyskre-cję”, napisała list do wspomnianego prokuratora, a ten postawił twardo na swoim. Burzyński poszedł do więzienia, a zastąpił go Józef Mły-narczyk, wkrótce najlepszy bram-karz w Polsce, a są tacy (jak np. Tadeusz Świątek) którzy twierdzą, że w tym czasie nawet na świecie.

Page 13: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

(jak np. Tadeusz Świątek) którzy twierdzą, że w tym czasie nawet na świecie. Burzyński był skoń-czony. Jacek Machciński, ówcze-sny trener Widzewa, opowiadał mi, że bramkarz chwilę przed wy-padkiem, pożyczył od niego sporą sumę. Miał kupić meble i oddać po pierwszej wypłacie za grę w Anglii. Ale jak już wiemy do Anglii nie pojechał. Jego znajomi przekonu-ją, że chodziło o Ipswich Town i tak napisałem w książce, choć pa-dały jeszcze inne kandydatury jak Everton (ówczesny menedżer za-przeczył) czy Derby. Gra w Ipswich Bobby’ego Robsona, to byłoby coś niezwykłego. Zamiast tego musiał zadowolić się treningami w Odrze Opole (miał żal, że wymieniono go na Młynarczyka, ale cóż, znowu rzeczywistość), ale tylko popołu-dniami, bo w godzinach poranych i w nocy przebywał w zakładzie zamkniętym w Choruli. Wyszedł po wprowadzeniu stanu wojenne-go. Jego znajomi sugerują, że był to czas, gdy zwalniano sprawców wypadków i lżejszych przestępstw, żeby zasiedlić więzienia nowymi lokatorami, tzw. „politycznymi”.

Burzyński grał jeszcze na wybrze-żu, w Bałtyku, Arce i MOSIRze Gdańsk. Jako człowiek powoli sta-wał się wrakiem. Ale bardziej pod względem psychicznym. Fizycznie trzymał się nieźle, choć dość moc-no nadużywał alkoholu. Zdążyłem spotkać się ze świętej pamięci An-drzejem Czyżniewskim, który był przyjacielem Burzyńskiego. „Czy-żyk” jako że sam miał kilka prób samobójczych powiedział mi, że „Stasiu nie mógł przeboleć tego transferu o Ipswich”. Nie mógł po-godzić się ze straconą szansą. Mógł być kimś, a został pracownikiem w warsztacie. Nie wytrzymał psy-chicznie i 5 października 1991 roku wyskoczył z okna swojego miesz-kania mieszczącego się na 9 piętrze wieżowca na Chyloni w Gdyni.

Tak naprawdę sprawa Burzyńskie-go odsłania jednak spory problem polskiej piłki czy sportu w ogóle. Zobaczcie na byłych piłkarzy, kto tak naprawdę dorobił się pienię-dzy? Może Boniek. Pozostali sobie radzą, lepiej albo gorzej. Oczywi-ście nie liczę ludzi pokroju Ryszar-da Sobiesiaka, tacy zawsze wyjdą

na swoje. Zatrudnienie w sporcie znalazło być może kilka procent zawodników, a co z resztą? Przy pracy nad książką o Widzewie spotykałem czasem ludzi, którzy mogli umówić się tylko rano, bo potem szli na drugą zmianę. Albo tylko w piątek, bo od poniedział-ku do czwartku zawsze są w trasie. Nic w tym złego, żyją i pracują nor-malnie. Piękne beztroskie czasy się skończyły. Hubet Kostka powie-dział, że za komuny piłkarze zara-biali zbyt dużo by żyć normalnie i jednocześnie zbyt mało, by zaosz-czędzić. Po zakończeniu kariery zostaje nawyk wydawania sporych pieniędzy, ale źródełko wysycha w bardzo szybkim tempie. I to samo w sumie jest dziś, tyle że pieniądze, które zarabiają zawodnicy są więk-sze, podobnie jak możliwości roz-wijania prywatnego interesu. Kto ma mądrą żonę, ten sobie poradzi, kto źle wybrał, no cóż… W każ-dym razie nie zmieniono jednego – jak nie było, tak nie ma żadnych zabezpieczeń dla zawodników. Ja-kiś czas temu rozmawiałem z na-szym hokeistą w NHL, Wojtkiem Wolskim, który mówił, że podpi-

Page 14: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

PIŁKA NOŻNA

w NHL, Wojtkiem Wolskim, który mówił, że podpisując kontrakt został wręcz zmuszony do zatrudnienia do-radcy, który inwestuje zarobione przez niego pieniądze. To było 10 procent dochodów. Doradca kupował duże mieszkania, przerabiał je na luksusowe apartamenty i wynajmował. Dzięki temu po iluś tam latach kariery zawodnik będzie miał stałe źródło dochodu. Oczywiście nigdy nie ma gwarancji, że wszystkiego nie przepuści. Przecież bankructwa zawodników NFL to niemal epidemia, ale cóż, dorosłych dzieci nie można upilnować.

Page 15: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Andrzej GOMOŁYSEK:

...czyli co dla kadry znaczy dobry defensywny pomocnik

CENA JAKą W MEDIACH ZA WIZyTę U EUGENA POLANSKIEGO ZAPŁACIŁ ADAM NA-WAŁKA ByŁA WySOKA, ZAŚ SAMA MISJA Z GóRy WyDAWAŁA SIę SKAZANA NA NIE-POWODZENIE. CO WIęC SKŁONIŁO SZKOLENIOWCA REPREZENTACJI DO TAK Ry-ZyKOWNEGO POSUNIęCIA? CZy ZAWODNIK HOFFENHEIMU JEST DLA KADRy NA TyLE NIEZBęDNy, ABy DLA NIEGO RyZyKOWAć POWAGą SWOJEGO STANOWISKA?

W poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie cofnijmy się kilka lat wstecz. Jerzy Engel, poszuku-jąc swojej optymalnej jedenastki również długo poruszał się po omacku. I jemu zdarzyło się prze-praszać ze strzelającym w Bundeslidze gola za golem Andrzejem Juskowiakiem. Te eliminacje są pa-miętane przede wszystkim jako popis Emmanuela Olisadebe, który znalazł się wśród najlepszych strzelców rozgrywek w skali całej Europy. Miały one jednak i innego, nieco bardziej cichego bohatera.Radosław Kałużny jest pamiętany przede wszystkim za swoje gole, zdobywane z Białorusią i Ukra-iną w eliminacjach, ewentualnie za przegrywane pojedynki główkowe z niższymi o –naście centyme-trów graczami z Korei. Tymczasem w ustawieniu 4-4-2, które preferował Engel, wspólnie z Piotrem Świerczewski umiejętnie ryglowali środek pola. Kałużny był przy tym również całkiem kreatywnym za-wodnikiem, który szybko potrafił przenieść się do ataku, co przy braku klasycznego ofensywnego po-mocnika i płasko grającej dwójce w ataku, miało kluczowe znaczenie. Zawsze jednak w sytuacjach, kiedy zespół się bronił, formowane było płaskie 4-4-2, skutecznie zabezpieczające środek pola. Poza kompromitu-jącym spotkaniem z Armenią, Polacy bronili się stosunkowo dobrze, zwłaszcza w końcowej fazie rozgrywek.

Page 16: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Engela zastąpił Zbigniew Boniek, który do sprawy podszedł nieco bardziej pragmatycznie. W klu-czowym dla jego kariery selekcjonera spotkaniu z Łotwą postawił na duet Lewandowski – Kukieł-ka. Obaj byli kompetentni w zakresie rozprowadzania krótkich piłek do blisko ustawionych za-wodników, nie popisywali się natomiast sprawnym rozgrywaniem akcji. W efekcie ilość szans stworzonych przez Polaków była na tyle niewielka, że ich za wysokie ustawienie przy bramce Laizansa i zostawienie mu miejsca wystarczyło, aby nasza drużyna przegrała 0-1 i nie wyszła z grupy eliminacyjnej.

U Janasa nastąpiła zmiana nastawienie. Zamiast dwóch pomocników do wszystkiego („a jak ktoś jest do wszystkiego, to jest do niczego”), wprowadzono dość wyraźną specjalizację. Ofensywnym i głów-nym kreatorem gry został Szymkowiak, podczas gdy bliżej obrońców operował zawodnik, który do dziś definiuje w kadrze pozycję defensywnego pomocnika – Radosław Sobolewski. Ustawienie zmieni-ło się na „diamentowe” 4-4-2, z szeroko grającymi skrzydłowymi, a Polacy dzięki stabilnej grze w de-fensywie i spontanicznemu, acz skutecznemu atakowi, zdołali awansować na niemiecki Mundial.

PIŁKA NOŻNA

Page 17: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Klęska koncepcji (i selekcji Janasa) sprowadziła do Polski Leo Beenhakkera. Za jego czasów świadomość taktycz-na kadry osiągnęła apogeum, zaś operujący między liniami Sobolewski osiągnął szczyt formy. Przy stosowanym przez Holendra 4-1-4-1 pomocnik Wisły mógł przesuwać się w strefę bezpośredniego zagrożenia, gdzie podwajał krycie, dzięki czemu często odbierał piłkę. Umiejętność czytania gry pozwalała mu przy tym na notowanie dużej ilości przechwytów. Dzięki tym czynnikom, Polacy w bardzo dobrym stylu wyszli z trudnej grupy eliminacyjnej.

Działo się to 5 lat temu. Na dobrą sprawę był to ostatni duży sukces ka-dry. Zbiegło się to z zakończeniem kariery reprezentacyjnej przez So-bolewskiego. Wraz z odejściem tego zawodnika w kadrze powstała dziu-ra, której nie udawało się zapełnić w żaden możliwy sposób. Zarzucono 4-1-4-1, używając tego ustawienia już tylko sytuacyjnie i przechodząc docelowo na 4-2-3-1. W roli de-fensywnego pomocnika używano głównie Mariusza Lewandowskiego, który nieco dojrzał do tej roli grą w Szachtarze i Sewastopolu na pozy-cji obrońcy. O tym, że przez ostatnie lata jawił się on jako jedyny zawodnik mogący równać się w roli zabezpie-czającego partnerów defensywnego pomocnika było awaryjne powo-

Lewandowski miał jedną podstawową zaletę. W ostatnich miesiącach swojej gry na Ukrainie był bardzo sku-teczny pod kątem odbiorów i przechwytów. Zwłaszcza na tle reszty zawodników w swoich ostatnich spo-tkaniach w kadrze nie zawiódł. Nie dziwi więc, że nie mając innego wyjścia w starciach z silnymi rywala-mi, Nawałka szukał wsparcia dla linii pomocy. Na ten moment sytuacja w pomocy zaczyna przypominać tę z czasów Bońka. W pomocy znajdują się zawodnicy, którzy są w stanie w pewnym zakresie odebrać pił-kę, w pewnym zakresie rozprowadzić akcję. Nie ma natomiast zawodnika – specjalisty, który służyłby za-bezpieczeniem dla bardziej ryzykownych akcji w ofensywie, dobrze czytał grę i radził sobie w odbiorach.

Naturalnym jest, że Nawałka zwrócił się do zawodnika, który jest w ścisłej czołówce pożądanych na tej po-zycji statystyk w Bundeslidze. W całych Niemczech nie ma ten moment zawodnika, który częściej od-bierałby piłkę, a i przechwytujących ją znajdzie się niewiele. Polanski jest ważnym ogniwem Hoffenheimu, który w tym sezonie mierzy w lidze naszych zachodnich sąsiadów w miejsce premiowane startem w pu-charach. Zawodnikiem, który dla zespołu, który niespecjalnie dobrze jest w stanie utrzymywać się przy piłce, mógłby zapewnić nieco więcej spokoju w tyłach i w najmniej skutecznym wypadku, opóźniać cho-ciaż akcje rywala. W skrócie, kimś na kogo musimy czekać od czasów ostatnich sukcesów i Sobolewskiego.

I jeszcze przez jakiś czas będziemy musieli poczekać.

Page 18: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Piłka nożnaPiłka NożnaPIŁKA NOŻNA

Od kiedy Barcelona zaczęła regu-larnie wygrywać swoje spotkania (i to nierzadko w stosunku 4:0, 5:0), wielu ludzi z podnieceniem w głosie informowało: „to jest to!”… jakby chcieli stwierdzić „nie bę-dzie już lepszej taktyki w tej dys-cyplinie. Ta jest idealna”. Owszem, oglądając lekkość, z jaką piłkarze Blaugrany pokonywali kolejnych rywali i sięgali po kolejne trofea, można było odnieść wrażenie, że niemożliwym jest walczyć jak rów-ny z równym przeciw temu klubo-wi. A przecież sukcesy w tym cza-sie święciła również reprezentacja Hiszpanii, która w zasadzie była przełożeniem katalońskiej szkoły na poziom międzynarodowy. Naj-piękniejszym komplementem dla stylu gry klubu z Katalonii, były powtarzające się teksty o „śmier-ci tiki-taki” niemalże po każdej porażce tego klubu. A więc tek-sty pojawiające się bardzo rzadko.Im dłużej jesteś przy piłce, tym mniej czasu ma rywal na strzele-nie gola – w tym prostym stwier-dzeniu wielu ludzi znalazło coś dla siebie. Czasami można odnieść wrażenie, że znalazło o wiele wię-cej, niż ów stwierdzenie jest warte.

Posłużmy się przykładem. W na-szej Ekstraklasie grać jak Barce-lona próbowała Cracovia. I nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady. Podopieczni Wojciecha Stawowego starali się wykonywać podobne schematy, dobrze znane z gry katalońskiego klubu. Czy to powrót defensywnego pomocni-ka do linii obrony. Czy szerokie

rozstawienie w fazie ataku dwóch stoperów. Czy wysokie i bardzo szerokie ustawienie bocznych obrońców. Wreszcie – utrzymywa-nie się przy piłce i wymiana sporej liczby podań. W tym elemencie gry „Pasy” osiągnęły wynik 59,81% czasu przy piłce i przebiły nawet mistrza kraju, Legię Warszawa!I tutaj pojawił się ogromny pro-blem. Zanim jednak o nim, za-znaczmy, że podobna strategia o mało nie zakończyła się… spad-kiem tego zespołu. Cracovia pod batutą Stawowego przegrała aż 17 meczów (na 37 spotkań) i znala-zła się o zaledwie 3 punkty nad strefą spadkową. Konsekwen-cją słabych wyników było po-żegnanie się ze szkoleniowcem.

Na czym polegał największy błąd w tej sytuacji? I dlaczego posia-danie piłki nie przełożyło się na lepsze wyniki? Wszystkiemu win-na była decyzja szkoleniowca, by przenieść bardzo trudną taktykę na polski grunt, mając najwyżej dwóch piłkarzy gotowych spełnić jego oczekiwania (Dawid Nowak, Saidi Ntibazonkiza). Inna sprawa, że nie można było opierać sukce-sów na wspomnianej dwójce, gdyż są to zawodnicy podatni na urazy.

Piłkarze Cracovii nie byli w stanie skutecznie realizować założeń tak-tycznych i wyglądali częściej jak owieczki we mgle. Zadania naj-zwyczajniej w świecie ich przero-sły, a najbardziej brakowało im w tym wypadku umiejętności czysto technicznych. W pamięci utkwił

mi zwłaszcza przegrany 1:5 mecz z Piastem Gliwice, kiedy zawodnicy „Pasów” kilkanaście (bodajże 15) razy tracili piłkę na własnej poło-wie w przeciągu… 20 minut! Chy-ba nie muszę dodawać, że to piłkar-ski kryminał? Często podopieczni Stawowego notowali również stra-ty w środkowej strefie boiska – były to zazwyczaj straty na kontry. Aby się o tym przekonać, wystarczy obejrzeć skrót z tego spotkania (link poniżej). W nim zawarta jest kwintesencja tego, jak tragicznie wyglądała Cracovia, próbująca imitować styl dobrze znany z hisz-pańskich boisk. I dlaczego gra na posiadanie piłki nie mogła mieć w tym wypadku żadnego pozy-tywnego wpływu na jej wyniki. Co równie istotne – średnia 59% w posiadaniu piłki nijak ma się do ok. 70% wykręcanych przez Barce-lonę czy teraz Bayern prowadzo-ny przez Pepa Guardiolę. Różnica w tych wynikach to także efekt o wiele słabszych umiejętności tech-nicznych, przekładający się na zdecydowanie większą ilość strat. Oczywiście, można powiedzieć, że przypadki Barcelony czy Cracovii to skrajności. Warto więc zadać so-bie pytanie, na ile posiadanie piłki w istocie ma wpływ na wynik? Na ile bycie przy piłce (samo w sobie) jest w stanie zapewnić większe prawdo-podobieństwo zdobycia punktów?

Do tego celu przeanalizowałem dwa ostatnie sezony w czterech czołowych ligach Europy (angiel-

Page 19: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

COrAz CzęśCIej sPOtyKAm sIę ze stwIerdzeNIem, Że KluCzem dO suKCesu w PIŁCe NOŻNej jest POsIAdANIe PIŁKI. erA BArCelONy mIA-ŁA PrzyNIeść NAm zwyCIęstwO PIęKNA, mAestrII NAd OCIęŻAŁym I BrzydKIm futBOlem. PrzyNIOsŁA jedNAK rówNIeŻ sPOre grONO wyzNAwCów ślePO zAPAtrzONyCh w jedeN PuNKt – POsIAdANIe PIŁ-KI. wIdAć tO w zAsAdzIe NA CAŁym śwIeCIe. NIe mA KrAju, w Któ-rym jAKIś KluB NIe wzOrOwAŁBy sIę NA BArCelONIe w tym AsPeKCIe

Do tego celu przeana-lizowałem dwa ostat-nie sezony w czterech czołowych ligach Europy (angielska, hiszpańska, włoska i niemiecka). Analizie poddałem wyłącznie mecze z udziałem czołowych sześciu drużyn każdej z lig (tylko mecze bezpo-średnie między tymi drużynami). Wszyst-ko po to, by jak naj-mniejszy wpływ na wynik miały różnice między zespołami.

Przykładowo gdy-by wziąć pod uwagę spotkania pokroju Gibraltar – Polska, obraz byłby zakłama-ny, gdyż częstsze po-siadanie piłki przez zespół zwycięski wynikało bardziej z ogromnej różnicy w umiejętnościach, ani-żeli obranej strategii. Siłą rzeczy – druży-na wyraźnie lepsza będzie częściej przy piłce i najczęściej konkretne spotkanie wygra. Wynika to z

braku jakichkolwiek argumentów rywala, by dłużej utrzymać się przy futbolówce. Jak i z braku jakich-kolwiek argumentów, by przez 90 minut skutecznie odpie-rać ataki rywala. W przypadku Barcelony czy Bayernu wszyst-ko idzie w parze – a więc wyraźna prze-waga nad rywalami w kwestii szeroko poję-tego przygotowania do sezonu z nałożo-ną taktyką, mającą

stłamsić przeciwnika. Mi natomiast zależa-ło na tym, aby prze-analizować mecze zespołów, które osią-gały zbliżone wyniki w konkretnych se-zonach – by zmini-malizować różnice w umiejętnościach, a uwypuklić samo posiadanie piłki.

Page 20: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

PIŁKA NOŻNA

Wnioski:drużyny częściej utrzymujące się przy piłce oddają więcej strzałów

W istocie. Częstsze operowanie piłką i bycie „pod grą” sprawia, że drużyna siłą rzeczy wykonuje staty-stycznie więcej ataków na bramkę rywali. Przekłada się to przede wszystkim na liczbę oddawanych strza-łów. I to dość wyraźnie. W analizowanych meczach zespoły częściej posiadające piłkę oddawały śred-nio o 4 strzały więcej, niż drużyny skupione na defensywie, tudzież czające się na kontry (15 do 11).

Ilość strzałów NIe przekłada się wyraźnie na ich jakośćI tutaj pierwszy argument, świadczący o tym, że posiadanie piłki wcale nie ma tak wielkiego wpły-wu na wynik. Jeżeli bowiem weźmiemy pod uwagę strzały celne, to przewaga na korzyść zespołów utrzymujących się częściej przy futbolówce topnieje do średnio jednego strzału na mecz (5,2 do 4,2). Ta różnica jednak całkowicie zanika w momencie, gdy przejdziemy do strzelonych goli. W tej staty-styce proporcje wynoszą 1,31 do 1,26 na korzyść… drużyn nie skupiających się na posiadaniu piłki!

drużyny częściej utrzymujące się przy piłce zdobywają mniej punktów(!)Wiem, bardzo ciężko w to uwierzyć, zwłaszcza w erze Barcelony i reprezentacji Hiszpanii. Drużyny czę-ściej broniące dostępu do swojej bramki i czyhające na kontry osiągnęły wyśrodkowany wynik 1,55 pkt (przy 1,22 pkt opozycji!). Mało tego, zespoły będące rzadziej przy piłce wygrywały w 45% analizowa-nych spotkań. W przypadku drużyn utrzymujących się częściej przy futbolówce ten bilans wynosi 31%.Nie ma jednak czemu się dziwić. Kiedy grają ze sobą drużyny o porównywalnych umiejętno-ściach, samo posiadanie piłki nie znaczy nic. O wyniku decydują w tym momencie nawet nie tyl-ko detale, co jak najmniejsza ilość popełnionych błędów w grze defensywnej. Na wyrówna-nym (również wysokim) poziomie ta umiejętność jest kluczem do zgarnięcia kompletu punktów.Czy aby jednak posiadanie piłki nie jest również umiejętną grą w defensywie? W ta-kim razie skąd te różnice – przemknęło mi przez myśl. Odpowiedź w zasadzie jest prosta…

…aby osiągnąć wyraźną skuteczność za pomocą utrzymywania się przy piłce, należałoby mieć ją w posiadaniu co najmniej przez 65% czasu gry

Zaznaczmy od razu, że i tutaj są oczywiście wyjątki. Niemniej, przy posiadaniu piłki co najmniej przez 65% czasu tak Barcelona, jak i Bayern osiągały średnią 2,55 pkt! Czemu zatem nie przekła-da się to na spotkania z rywalami o porównywalnych umiejętnościach? Bardzo ciężko bowiem osią-gnąć podobną średnią procentową w posiadaniu piłki w meczach drużyn o wyrównanym potencjale.Po przeanalizowaniu trzech sezonów w Lidze Mistrzów, w których Barcelona i Bayern miały najlep-szy bilans posiadania piłki (09/10, 10/11, 13/14), obu drużynom udało się osiągnąć co najmniej 70% cza-su przy piłce w zaledwie 1/3 analizowanych meczów. Kolejna 1/3 to osiągnięcie ledwie granicy mi-nimalnej (więc najczęściej 65-68%). Pamiętajmy jednocześnie, że część z tych meczów, to spotkania przeciw zespołom Jose Mourinho, który świadomie oddaje pole rywalowi i wcale nie wychodzi na tym źle (to jeden z wyjątków). Ponadto w 37,5% przypadków obu drużynom nie udało się osiągnąć gra-nicy 65%. A przecież mówimy o zespołach przygotowanych perfekcyjnie do gry o posiadanie piłki!Także, nie dość, że przewaga w posiadaniu piłki przy meczu dwóch zespołów o podobnym potencja-le nie przekłada się wybitnie na zdobycze punktowe, to w dodatku klubom w tych spotkaniach bar-dzo ciężko osiągnąć próg 65%, który statystycznie wyraźnie podwyższa szanse na wygranie meczu.To również jeden z powodów, dla których Cracovia nie była w stanie poradzić sobie z rywa-lami w Ekstraklasie. Wyrównany poziom ligi (oraz fakt, że „Pasy” nie dysponowały wcale ka-drą na czołówkę ligową) nie pozwolił im przebić się nawet przez średnią 60%, a więc samym posia-daniem piłki nie zwiększyli wcale szans na zdobycze punktowe. W dodatku przy słabej kadrze, niezdolnej do realizacji założeń taktycznych, otrzymujemy tak mizerny wynik podopiecznych Stawowego.

Oskar jasiński

Page 21: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Co się stało, że zagrał Pan tak mało w I lidze (obecnie ekstrakla-sie)? umiejętności czy kontuzje?

- No to fakt. Niestety zagrałem w niej bardzo mało, ale udało mi się zagrać w innych, ważnych spotkaniach. Za-grałem w finale Pucharu Polski, pu-charach europejskich. Uważam, że nie było to spowodowane ani bra-kiem umiejętności, ani kontuzjami. Największym wydarzeniem w pań-skiej karierze piłkarskiej był mecz przeciwko Atletico madryt w Pu-charze uefA czy może coś innego? - Nie był to najważniejszy mecz w mo-jej karierze. Najważniejsze było spo-tkanie w finale Pucharu Polski i Super-pucharze. Oba te mecze wygraliśmy. jako piłkarz nie zaszedł Pan dale-ko. to przede wszystkim dlatego dość wcześnie zakończył Pan karierę. - Uważam, że zagrałem tyle ile mo-głem. Trafiłem do naprawdę dobre-go klubu, Amiki Wronki. Z bramka-rzami tak jest, że możesz być dobry i równocześnie możesz nie grać. Moim rywalem był świetny rywal, który był nawet powołany do reprezentacji. Przejdźmy teraz do trochę milszych tematów. mianowicie pańska kariera trenerska. zacznijmy może od sta-żów. schalke, Bayer czy hannover? z którego z nich wyniósł Pan najwięcej? - Nie chcę mówić z którego najwię-cej. Z każdego wyniosłem trochę. Przede wszystkim poznałem spo-sób myślenia w innych realiach, w innych krajach i o innych możli-wościach. Głównie starałem się po-znać tych ludzi i ich tok myślenia, a następnie wzorować się na nich.

Co Panu najbardziej zosta-ło w głowie po tych stażach? - Zostało mi dużo rzeczy, dużo cie-kawostek. Nie chciałbym o tym opo-wiadać, bo jest tego naprawdę bardzo dużo. Jest bardzo dużo niuansów i, jak to mówi Tomek Hajto, detali. Dużo rzeczy i naprawdę warto jest pojechać, zobaczyć i poznać nowych ludzi. Na pewno to jest dobre, ale trzeba pamię-tać, że trzeba mieć swój rozum i wpro-wadzać własne rzeczy, jednak też mu-simy umieć skorzystać z tych stażów i z tego, co przekazują tamci trenerzy. w 2004 roku był już Pan w dro-dze do gdyni. miał Pan zostać tre-nerem Arki, ale ostatecznie zo-stał Pan szkoleniowcem lecha. - Byłem już dogadany z Arką, ale Lech to Lech. Pojawiła się oferta i ją przyjąłem. Oglądałem spotkania i nie żałuje tego. To był świetny okres. Od razu sukcesy. Najdłuższy okres pracy w mojej karierze, bo prowadziłem Le-cha trzy lata. Piękne miasto również i to też miało wpływ na moją decyzję. Kiedy był Pan trenerem lecha Poznań to byliśmy świadkami niecodzien-nej sytuacji. Nie miał Pan licencji PzPN i na papierze szkoleniowcem Kolejorza był ryszard Łukasik. - Tak, to była bardzo dziwna sytuacja. Byłem jednym z nielicznych trenerów, który po prostu był po studiach, miał magistra wychowania fizycznego i był trenerem drugiej klasy, a ktoś wymy-ślił, że nie dostanę tej licencji. Widzimy jak to się wszystko odbywało. W tam-tym czasie musiałem zakończyć kurs i nie żałuje tego. Wtedy to ja byłem tre-nerem, a wszystko inne to była fikcja.

wygrał Pan z lechem Puchar i super-puchar Polski, ale mimo to dwa lata później rozstał się Pan z tym klubem. - Po prostu skończył się kontrakt. Wtedy to był zupełnie inny zespół i tak nasze drogi się rozeszły. Inny klub, inne realia, inny właściciel. Jed-nak nie zostałem zwolniony, ale naj-zwyczajniej w świecie skończyła się umowa pomiędzy mną a Lechem. Od maja do października 2006 roku był Pan bezrobotny, jednak robił Pan wiele aby poprawić swoje umiejętno-ści trenerskie. Był Pan na stażu w An-glii. zaskoczyła Pana intensywnością i ogólnie pracą, jaką się wykonuje na co dzień w takim klubie jak tottenham? - Nie, nie zostałem niczym zaskoczony, a było wręcz przeciwnie. Potwierdziły się tylko moje przewidywania. Wcze-śniejsze obserwowanie innych tre-nerów tylko udowodniły moje ocze-kiwania. W Anglii jest zupełnie inna specyfika ligi. Gra się praktycznie cały rok, są zupełnie inne obciążenia. Był to na pewno bardzo ciekawy wyjazd i też ciekawy staż, który później wykorzy-stałem w Lubinie i w innych klubach. Powrócił Pan ze stażu i od razu po-jawiła się oferta z Zagłębia Lubin? - Nie. Troszkę to trwało. Mia-łem też inne oferty. Bardzo chciał mnie prezes Groclinu, ale po-stanowiłem wybrać Lubin. Mistrzostwo Polski, a do tego Su-perpuchar Polski z tym klubem to chyba największy pański sukces?

Page 22: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

wywIAdy- Na pewno tak. Bio-rąc pod uwagę fakt, iż w Zagłębiu się bar-dzo ciężko pracuje. Różnym trenerom, nie tylko po mnie, ale i przede mną nie wiodło się różowo. Zawsze były tam wielkie oczekiwania. Akurat nam wte-dy udało się zdobyć mistrzostwo i to jest bez wątpienia wielki sukces. Sukces, któ-ry odnieśliśmy nie był tylko mój, ale też zarządu klubu, piłkarzy, do które-go z chęcią wracam. jak to się stało, że z takim zespołem jak zagłębie, z tak ni-skim budżetem (w porównaniu do naj-większych klubów w Polsce) udało się Panu odnieść tak historyczny sukces, który zapamięta każ-dy do końca życia? - Myślę, że głównie dzięki wielkiej mo-tywacji. Mieliśmy naprawdę świetnych zawodników. Łukasz Piszczek, Wojtek Ło-bodziński, Michał Chałbiński, Maciej Iwański czy Manu-el Arboleda i wielu wielu innych. Bar-dzo ciężko pracowa-liśmy na ten sukces. Chcieliśmy wygrać ligę i to nam się udało. Każdy ciężko trenował i to przy-niosło efekty na ko-niec tamtego sezonu.

rok plus kilkanaście dni prowadził Pan zagłębie. dlaczego tak szybko rozeszły się drogi Czesława michniewicza z ze-społem z lubina? - Dużo rzeczy się na to złożyło. Trochę mojej winy w tym wszystkim. Trochę inne okoliczności miały na to wpływ i dlatego tak szybko to wszystko się zakoń-czyło. Szczerze mó-wiąc to do końca nie wiem, ale nie chciał-bym już do tego wra-cać. Doświadczenie na pewno takie, że zdobyliśmy mistrzo-stwo Polski. Nie byli-śmy również gotowi na Ligę Mistrzów, bo nikt się tego nie spodziewał. To było zaskoczenie dla wszystkich. Mistrz Polski, za chwilę LM, a tu nie było stadionu, nie było możliwości więk-szych transferów, ze względu na finanse. Na pewno na pienią-dzach tam nie spali-śmy, a szczególnie ja. dalej przejął Pan Arkę. Klub z gdy-ni w końcu Pana zatrudnił, ale tam również nie spę-dził Pan dużo czasu. - Przejąłem Arkę w trudnym momen-cie. Udało nam się awansować. Nie było wiadomo wtedy czy ta liga będzie się na-

zywać Ekstraklasa, I Liga czy jeszcze inaczej. Było wiele rzeczy, które musia-łem wymienić. Nie udało mi się to i w pewnym momencie odszedłem stam-tąd. Nie powinien tam pracować, bo to moje miejsce za-mieszkania, a tam nigdy nie powinno się pracować. Ja jed-nak chciałem podjąć to ryzyko. Nie pracu-je się tam, gdzie się mieszka i to był błąd.

wtedy to zeznawał Pan jako świadek w sprawie korupcji w polskim futbolu. dlaczego zdecydował się Pan na taki krok? - Ta sprawa doty-czyła Lecha, czy-li klubu, w którym pracowałem i dla-tego zeznawałem.

w międzyczasie za-kończył Pan swoją przygodę z Arką. - Pewne rzeczy nie były tak, jakbym sobie tego życzył. Oczywiście to była moja decyzja. Uwa-żałem, że nie będę tego akceptował i odszedłem. Arkę zo-stawiłem w nie naj-gorszej sytuacji, bo miała 25 punktów i 7 czy 8 kolejek do końca. Już nie pa-miętam dokładnie, a utrzymanie nie było takie trudne. W pewnym momencie

Już nie pamiętam dokładnie, a utrzy-manie nie było takie trudne. W pewnym momen-cie byliśmy nawet na 7. miejscu, a więc nie była to zła praca w moim wy-konaniu. I tak żeby było jasne, moje zeznania nie miały żadnego wpływu na pracę w Arce.

widzew i ja-giellonia. to ko-lejne kluby, które Pan prowadził. - No tak było. W Widzewie do-trwałem do koń-ca kontraktu. W Widzewie zrobi-

łem bardzo dobrą robotę. Od mo-jego przyjścia do końca walczyliśmy o udział w pucha-rach. To był rów-nież mój sukces i całego zespołu. To była świetna pra-ca. A do Jagiellonii trafiłem po prostu w złym momencie. Odnieśli oni suk-ces, a ja musiałem tą drużynę przebudo-wać. Ustalenia były zupełnie inne, ale potem wszystko to gdzieś się rozmyło. Następnie był Pan s z k o l e n i o w c e m Polonii warsza-wa i Podbeskidzia

Page 23: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Bielsko-Biała. te kluby prowadził Pan bardzo krótko i właściwie ja-kie były powody tego, że trene-rem Polonii był Pan zaledwie 3 miesiące, a Podbeskidzia tylko 8? - W Polonii byłem bardzo krót-ko, bo prezes Wojciechowski się wycofał. Taki był los, a ja mia-łem doprowadzić Polonię do końca i tak zrobiłem. Nie udało się tam, bo w złym momencie trafiłem do Warszawy. Wszystko tam przygasało i ciężko było co-kolwiek zmienić. A z Podbeski-dziem zrobiłem coś, co się dłu-go nie powtórzy. Utrzymałem ten klub w sytuacji, kiedy było to już praktycznie niemożliwe. Obecnie Pan jest bezrobot-ny. Oferty z jakich klubów miał Pan bądź ma na stole, bo

nie wierzę, że takich nie było? - Miałem, ale nie chcę o tym mówić. To są rozmowy, które światła dziennego nie uznały i chciałbym, żeby tak zostało. Nie pracuję i dzisiaj liczy się tylko to. Nie jest tajemnicą, że jedną nogą byłem już w Arabii Saudyjskiej. Byłem blisko podpisania kon-traktu, ale do tego nie doszło. Były też możliwości dołącze-nia do Ekstraklasy, ale nie chce zdradzać nazw tych klubów. umiejętności jakiego pił-karza utkwiły Panu naj-bardziej w pamięci? - Wielu takich było. W każdym zespole, w którym pracowa-łem mógłbym śmiało wymie-nić kilku. Na pewno w Lechu

był to Piotrek Reiss. Z kolei w Lubinie było kilku zawod-ników: Łukasz Piszczek czy Maciek Iwański. Ale napraw-dę było ich wielu. W każdym klubie był jakiś super piłkarz, którego dobrze wspominam.

Rozmawiał Kacper Chwedoruk

Page 24: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Odpalam wujka google, wpisuję ma-teusz święcicki i… i na pierwszym planie mam mateusza święcickiego - kompozytora. Kiedy to się zmieni?

- Kiedyś jako stypendysta Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia brałem udział w audycji Radia VOX FM. Opowiadałem o indeksie na stu-dia dziennikarskie, które wygra-łem, o pasjach, marzeniach. Kilka dni później odebrałem telefon od brata Mateusza Święcickiego, który mieszka na warszawskim Zaciszu. Dopiero wtedy poznałem histo-rię tego wielkiego dziennikarza i kompozytora. Jemu więc należy się pierwsze miejsce. Ja mogę być jak Adaś Miauczyński - wiecznie dru-gi. Nie będę z tego powodu płakał.

dla swojego byłego liceum je-steś jednak chyba tym pierw-szym. Odnoszę wrażenie, że trak-tują Cię tam niemal jak kosmitę (żeby nie powiedzieć mikitę).- Cieszą się. Ja w liceum byłem jak Martin Luter King, który po-wiedział kiedyś: I have a dream. Jemu marzenie się spełniło, mi też. Jestem pierwszym ambasa-dorem tej szkoły. Bez fałszywej skromności - mój przykład to dowód na tezę, że „no limit”, że można być kim się chce i gonić skutecznie za marzeniami. Skoro powiodło się Święcickiemu, to na-prawdę może się udać każdemu.Właśnie. To w tym liceum wszyst-ko się zaczęło. Gazetka, która tworzyłeś została uznana za naj-lepszą gazetkę szkolną w Polsce. Później zacząłeś zgarniać na-grody indywidualne, aż w koń-

cu wygrałeś indeks na UW. Ze studiów wyszedłeś jednak bez szwanku - wciąż pracujesz, dzien-nikarstwa Ci nie obrzydzono...To histeryczne myślenie, że studia dziennikarskie mogą zwichnąć twój pomysł na zawód. Zabić marzenia. Jeśli poczytasz jaki mają profil, cze-go tam uczą, a czego nie, jakie są plusy i minusy, to wiesz czego się spodziewać. To wyjątkowo naiwne sądzić, że trafi się do fabryki ma-rzeń na Krakowskim Przedmie-ściu, która zrobi z Ciebie drugiego Szaranowicza czy Kapuścińskiego. Ten zawód to praktyka, a nie teo-ria. Poza tym ja zawsze twierdzę, że wybrałem ten kierunek, bo jest lekki, łatwy i przyjemny, a by do-stać się na inny byłem za głupi.

ty masz 27 lat. jeśli by tak trochę policzyć, niektórzy w tym wieku są dopiero co po studiach - a ma-teusz święcicki w zawodzie ma juz przecież na rozkładzie i Canal+ i Orange sport, wcześniej była Piłka Nożna. Nie licząc już nawet zaba-wy na Valenciacf.pl. spełniasz te kryterium z żartów, że do pracy te-raz szukają młodego, po studiach, ale i z doświadczeniem. da się.- Da się, ale w życiu coś jest zawsze kosztem czegoś. Ze mną było tak, ze wsiadłem do Ferrari w wieku 20 lat i jadę nim dalej, ale wiadomo, że tak się nie da cały czas. Czasami trzeba zwolnić, odetchnąć, skon-centrować się na innych sprawach. Dziennikarstwo sportowe strasz-nie drenuje. Bardzo też ograni-cza. W pewnym momencie ock-nąłem się, że nie istnieje dla mnie inny świat i że zamknąłem się w

hermetycznym środowisku piłki nożnej. A to zubaża osobowość. Trzeba mieć pasje pozasportowe, znajomych, których futbol w ogó-le nie interesuje, jakieś enklawy, gdzie można się odciąć. Na przy-kład muzykę, kino, literaturę. Jeśli miałbym wskazać najważniejszą cechę w dziennikarstwie poza kre-atywnością wskazałbym umiejętne rozkładanie sił. Robert Lewandow-ski nie byłby doskonały, gdyby tre-nował codziennie po 20 godzin.

O tym, że trzeba mieć życie poza piłką często mówi mateusz Borek. A skoro już jesteśmy przy Bor-ku. słyszałeś głosy, że wzorujesz się na nim aż do przesady? Że sta-jesz się przez to nieautentyczny?- Nie, nie słyszałem takich głosów. To wielki komentator, wybitny, ale mam zupełnie inne podejście do zawodu niż on. Inny sposób komentowania, prowadzenia pro-gramów. Jestem na tyle dużym chłopcem, że potrafię, chcę i lu-bię być sobą. Chodzenie po czy-ichś śladach mnie nie interesuje.

Kiedyś mi się to obiło o uszy... Nie powiem Ci teraz czyja to opinia. Ale od Borka nie uciekniemy. swe-go czasu powiedział, że w wieku 40 lat zastanowi się nad tym wszyst-kim i możliwe, że odejdzie z zawo-du. A kiedy u Ciebie przyjdzie czas na poważne decyzje? Bo ja nie wy-obrażam sobie, że taki układ jaki masz teraz w Os pasuje Ci na dłużej. musi przyjść moment, w którym bę-dziesz chciał wyjść na wielką scenę.

wywIAdy

Page 25: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

„PAweŁ zArzeCzNy OtwArCIe mówI, Że jest NAjlePszy. OCzywIśCIe IstNIeje COś tAKIe-gO jAK mANIA grANdIOsA. ChOrOBA, NA Któ-rą NIKt NIe zNAlAzŁ jeszCze leKArstwA.”

- Nie. Ja chciałbym być niszo-wy. Przygotowuję teraz bardzo poważny projekt, który da mi absolutną suwerenność i bę-dzie spełnieniem moich marzeń. Ale nie choruję na popularność.Finały Ligi Mistrzów czy Mi-strzostw Świata…? Gdyby ktoś mi dziś powiedział – Mateusz, je-dziesz skomentować wielki mecz, zrobiłbym to bez problemu (jeśli po drodze nie umarłbym z rado-ści), bo znam swoją wartość i nie, nie cierpię na kompleksy. Pedro Pinto, do niedawna dziennikarz CNN zapytał kiedyś Derricka Ro-se’a - koszykarza Chicago Bulls - kto jest najlepszym zawodnikiem w tym momencie w NBA. A on bez mrugnięcia okiem odpowie-dział: Derrick Rose. Pinto na to: Naprawdę? Rose: Yeah. Dodam tylko, że w tamtym momencie Amerykanin przez rok nie grał w koszykówkę po zerwaniu wię-zadeł krzyżowych w kolanie. Do czego zmierzam? Każdy powinien mieć poczucie własnej wartości, ale i świadomość ograniczeń, błę-dów jakie popełnia. Uważam, że potrafiłbym zrobić wielki mecz na bardzo wysokim poziomie, ale z drugiej strony nie cierpię z tego powodu, że wielkich meczów nie komentuję. Jak nigdy to nie nastą-pi, to przecież nic złego się nie sta-nie. W życiu są ważniejsze rzeczy niż to, czy ktoś prosto kopnął piłkę.Jestem teraz pochłonięty w 100 pro-centach własnym projektem i uwa-żam, że da mi on niesamowitą frajdę i satysfakcję. Może nawet większą niż skomentowanie finału MŚ.Włodzimierz Szaranowicz powie-

dział w wywiadzie dla Playboya, że w dziennikarstwie pojęciem przeklętnym jest tak zwana „szan-sa”. Powiedzmy, że mogę zrobić w najbliższych latach niesamowite postępy, opanować do perfekcji dykcję, poznać kilka języków ob-cych, a i tak mogę jej nie dostać. Za długo jestem w tym zawodzie, by naiwnie wierzyć, że jedynym wyznacznikiem tego czy skomen-tujesz wielkie wydarzenia jest po-ziom jaki reprezentujesz. Dlatego trzeba wyluzować. Robić swoje i nie płakać, że jest się niedocenio-nym, bo komentuje się mecze I ligi.

Ale gdy za, dajmy na to, za 40 lat spojrzysz w tył i zobaczysz, że w wieku 27 lat się zatrzymałeś, to nie pojawi się żadne rozczarowanie? Każdy chce rozwijać się zawodowo...- W swoim projekcie będę się roz-wijał jak torpeda. Poza tym to wy-jątkowo nierozsądne myśleć co będzie za czterdzieści lat. Wiem, że jestem nieobliczalny i za miesiąc mogę sobie powiedzieć: pierdolę dziennikarstwo, zajmę się czymś innym. Cyzelowanie zawodu przez lata z pasją maniaka czasem jest błędem. Może przez 40 lat nie roz-winę się jako komentator, ale zro-bię mega postęp jako dziennikarz, człowiek, pasjonat. Przed laty wy-znaczyłem sobie prostą strategię, strategię marzeń. Chciałem dostać się na studia do Warszawy. Później komentować mecze. Następnie prowadzić programy. Dziś mam inne marzenia. Chodzi o zada-niowość. Zrobiłeś coś, super. Mo-żesz robić za chwilę coś innego, a nie kurczowo trzymać się jednego

przez całe życie. Chcę Ci uświado-mić, że komentowanie meczów to nie najważniejsza rzecz na świecie, choć fascynująca. To ukoronowa-nie pracy dziennikarza sporto-wego. Skomentowanie meczu jest jak randka z piekną i inteligent-ną kobietą. Nie ma nic lepszego.

Nie masz ambicji zostania w świa-domości kibiców nowym Szpa-kiem. A co byś powiedział, gdybyś teraz dostał ofertę pracy z TVP. I nie, nie byłoby tam żadnej zmiany stylu pracy. Miałbyś być jednym z wielu.Nikt nie miałby zamiaru na bu-dować na Tobie czegoś nowego...- Gdyby to ulubione słowo polskie, gdyby matka miała chuja to by była ojcem. Tylko tego nie wytnij.

Piję do tego, czy nie kisiłbyś się w tamtej redakcji? Czy nie gniłbyś, widząc jak tam pod-chodzi sie do różnych spraw...- Jak mam mówić o czymś o czym nie mam bladego poję-cia? Nie wiem co by było gdyby.

to inaczej. Podoba Ci się, jak twoi koledzy z „Publicznej” robią piłkę?- A tu poruszyłeś ważną kwe-stię. Publicznie nie krytykuję swoich kolegów z innych sta-cji. Szczerze? Niech każdy w tym zawodzie zajmie się kurwa sobą. Mnie interesuje zawodo-wo tylko to, co ja robię. To zdro-we podejście, polecam każdemu.

Page 26: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

stan nie ma problemu z mówieniem o kolegach z branży. mówieniem, zaznaczmy, często negatywnym...- Nie moja rzecz. Jestem za pełną wolnością. Stan so-bie może mówić co chce.

ja jestem od tego wszystkiego dalej - powiedz mi jak ty to widzisz. są w polskim dziennikarstwie piłkar-skim 2-3 frakcje? jedna, do której chyba należysz, popierająca weszło bardzo mocno. druga, skupiona wokół marka wawrzynowskiego i Piotra Żelaznego, którzy mają zazwyczaj opinie kompletnie róż-ne od tych z weszło. trzecia, czyli godlewski i Kołtoń - mający zatar-gi ze stanowskim. da sie zauważyć taki podział? jest coś na rzeczy?- Nie wiem. Odczep się ode mnie.

w rozmowie z igol.pl powiedziałeś, że weszło wygenerowało potężny ładunek zazdrości wobec stana.- Uwielbiam określenie: ból dupy. Jest epickie. Jakbym miał nazwać reakcję pewnych ludzi na sukces Krzyśka to bym powiedział, że mają ból dupy. Dlaczego? Bo to wspa-niały projekt biznesowy. Pamię-tajmy, że poza dziennikarstwem (pisanym i video) Stan prowadzi na Weszło też inne formy działal-ności. Jest najlepszym przedsię-biorcą wśród dziennikarzy. To mą-dry i dobry człowiek. Każdy z nas pracujących w branży chciałby od podstaw wykreować coś własnego, zarabiać na tym dobre pieniądze, układać sobie tygodniowy gra-fik, być Panem i Władcą na koń-cu świata. Każdy z nas ma duże pragnienie niezależności. Stan je osiągnął jako pierwszy. Szacunek dla niego za pasję tworzenia i to, że mu się udało. Też bym tak chciał.

I to z tego powodu, z zazdrości, wy-nika niechęć części środowiska do weszło?- Nie mam pojęcia, ale chyba tak.

Kompletnie nie interesu-ją Cię wojenki środowiskow. ewidentnie nie chcesz w nich brać udziału. Nie twoja bajka.- Nie. Przecież to nic nie daje. Nie jest konstruktywne. To stra-ta czasu, nerwów i energii. Lepiej obejrzeć mecz albo iść na wódkę. Jest milion fascynujących rzeczy do robienia na tym świecie. I mi-liard ciekawszych niż rozmowa o dziennikarzach sportowych.

Przy wódce też bym z Ciebie nic nie wydusił? Nikt Ci nie zalazł za skórę?- Nie, poszedłbym na parkiet, bo ja po wódce jestem z tych tańczą-cych. Pewnie, że wiele osób mi za-szło za skórę. To naturalne. Ale nie są warci by o nich mówić. Coś Ci powiem. Zajmowanie się dzienni-karzami sportowymi jest bez sen-su. Dlaczego? Bo prawda jest taka, że przeceniamy ich znaczenie. Ni-kogo nie obchodzą dziennikarze sportowi poza kilkoma wybitnymi postaciami typu: Szaranowicz, Bo-rek, Szpakowski, Pindera. Takimi, którzy mnóstwo widzieli, mnóstwo potrafią i mają klasę. Andy Warhol powiedział kiedyś taką wizjonerską tezę, że w przyszłości każdy będzie znany przez pięć minut. To „pięć minut” zostało później podchwy-cone i dziś jest pewnym symbolem. Warhol był wizjonerem, czuł jak będą rozwijały się media. Kariery w nich dziś są tak długie jak błysk zapalonego światła. Dlatego ja mam dość lekkie podejście do tych spraw i nie zajmuję się środowi-skiem dziennikarzy, bo to nie jest warte uwagi. W książce „Bóg ni-gdy nie mruga” pada fantastyczny teks: nie traktuj siebie tak poważ-nie. Nikt poza tobą tego nie robi.Znakomite, prawda? Dystans do sa-mego siebie, autoironia to najlepszy lek na rzeczywistość. Często trudną.

A nie jest przypadkiem tak, że to przede wszystkim “januszy” nie ob-chodzi nikt poza Borkiem i szara-

nem? Bo w, przykładowo, Przeglą-dzie sportowym może i taki janusz rozmowy z Krzyśkiem marcinia-kiem nie przeczyta, ale już czytelni-cy z weszło powiedzą: O! Na niego czekałem. I wystarczy sprawdzić kli-kalność szaranowicza w Ps i marci-niaka na weszło. można tez porów-nać potencjał klikalności między dziennikarzami, a piłkarzami.- Myślę, że wywiad z Szaranowi-czem przeczytałoby zdecydowa-nie więcej osób niż z Krzyśkiem Marciniakiem. Choć Krzysiek to zajebisty gość. Spotkałem go wczoraj w centrum Warszawy. Ma naderwane więzadło w kolanie, nogę w stabilizatorze, a szedł na imprezę, żeby potańczyć. Rewe-lacja. Marciniak jest najlepszym prezenterem w młodym pokoleniu dziennikarzy. I marzeniem każ-dej teściowej, by poślubił jej córkę.

No właśnie. Prezenterem. A, jak sam mówi, kiedyś chciał przede wszyst-kim pisać. Coś jak z tobą chyba...- Dziś nie ma podziału na: piszą-cych, niepiszących. Zawód jest bardziej kompleksowy. Musisz umieć zrobić wszystko. To natu-ralne. Poza tym wiadomo, ze czło-wiek ciągle ewoluuje. Dziś chce robić to, jutro tamto. Wyjątkowo głupie byłoby trwanie przy czymś maniakalnie. Gdyby świat był konserwatywny za wszelką cenę, mieszkalibyśmy w jaskiniach i walili się po głowach maczugami.

Ale piszesz mało. Nie brakuje Ci tego?- Nie, telewizja to wielka na-miętność. Jest fascynująca. Ro-bienie telewizji wymaga niezwy-kłej wszechstronności. I dlatego też jest najtrudniejsze. Poza tym umówmy się, ja nie umiem pisać. Składam litery. Wolę czytać to, co

wywIAdy

Page 27: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

inni napisali. Wisława Szymborska powiedziała kiedyś, że czytanie to najlepsza zabawa jaką wymyśliła sobie ludzkość. Zgadzam się. W filmie Różyczka jest taka scena jak główna bohaterka przychodzi do profesora brawurowo zagranego przez Andrzeja Seweryna, patrzy na jego wielką bibliotekę i mówi: wow, Pan to wszystko przeczytał? A on: nie, to niemożliwe. Ale wie Pani książka to piękny przedmiot.Dlatego nie umiem się przekonać do e-czytników. Chyba dziadzieję.Jakbym mógł, wykupiłbym cały asortyment sieci Empik, zamknął się na kilka lat i czytał. Oriana Fal-laci, którą wręcz histerycznie wiel-bię opisuje w książce „Wywiady z władzą” jak pracowała przy innej książce „Un uomo”. Zamknęła się na trzy lata w swoim pokoju w Toskanii i pisała. Pisała jak sza-lona. Mijały miesiące, zmieniały się pory roku, a ona nigdzie nie wychodziła, wręcz nie opuszczała pokoju, z nikim się nie spotkała. Opiekowała się jedynie umierającą na jej oczach matką. To może cho-re, ale pokazuje, że jak coś robisz, to poświęć się temu maksymalnie.

Czyli w momencie kiedy wysyłałeś ten słynny list do Basałaja wiedzia-łeś, że twoja przyszłość to telewizja?Tak, pamiętajmy, że komento-wałem mecze w radiu interne-towym iGol FM i chciałem to samo robić, ale już profesjonalnie.

w igolu zaczynało wielu, nie ma sensu wymieniać. Chcę spytać o coś innego. mówisz, że teraz nie ma już podziału na dziennikarzy piszących i tych z tV. Ale jest coś takiego, że wychowawcą tych z telewizji jest przede wszystkim Basso, a pisma-ków św. pamięci roman hurkow-ski. jakiś tam podział jednak jest.- Jest mnóstwo dziennikarzy pi-szących i jednocześnie pracują-cych w TV. Te granice w ostat-nich latach niezwykle się zatarły.

W takim sensie tak. Wia-domo, Internet robi swoje.

Ale skoro juz zaczepiliśmy o Krzyś-ka Marciniaka. Znacie się z Oran-ge Sport. Marciniak opowiadał kiedyś na Weszło, jak – cytuję - pogrążyć go mogły sutki repor-terki. A Ty, masz jakieś historie z sutkami w tle fajne anegdotki?- Miałem jedną spektakularną wpadkę podczas komentowania meczu, której nikt nie wyłapał, ale że był to olbrzymi wstyd, więc nie powiem. Co do anegdot, jest ich mnóstwo. Pracuję już zawo-dowo od ponad sześciu lat. Ostat-nio prawie spaliłem redakcję, bo włożyłem tosta do mikrofalówki i ustawiłem na pięć minut. Kiedy wszedłem do kuchni, było w niej dosłownie ciemno. Istniało spo-re ryzyko, że czujniki wyłapujące dym się uruchomią, a wraz z nimi alarmy i zraszanie całego pomiesz-czenia. Byłby hicior, a ja stałbym się nieśmiertelny w środowisku.

z innej beczki. Basałaj do PzP-Nu wziął twojego dobrego kumpla - Łukasza wiśniow-skiego. z tobą rozmowy na te-mat pracy w PzPNie prowadził?- Nie. Łukasz był pierwszym wybo-rem Janusza, bo idealnie pasował do pracy, którą teraz tam wyko-nuje. Po prostu był z nas najlepszy. Ktoś mi później pytał czy mam z tym problem? A w czym pro-blem? Mój kumpel poszedł za pił-ką, jest szczęśliwy, robi to o czym marzył. Podnosisz wtedy dupę z siedzenia, wstajesz, bijesz brawo!Możesz oczywiście przestrze-lić mu kolana i zająć jego miej-sce, ale na to jeszcze za wcześnie. Zrobimy to przed Euro 2016!

Co do wódki. dużo pijesz?- Powiem Ci jak Jan Himilsbach: nie mam żadnego problemu z al-koholem. Mam z nim same przy-jemności. Nie potrafię pić dla

samego picia. Dla mnie alkohol musi mieć dwóch towarzyszy: balangę i innych ludzi. Bawić się bez alkoholu to trudna rzecz. Je-rzy Urban powiedział kiedyś na-wet, że nie ma seksu bez alkoholu. Przegiął. Ale biorąc pod uwagę jego wygląd, to może i miał rację?

zmierzam do jednego z wywiadów mirosławskiego. Bania, bania, bania.- Nie kojarzę. Kiedyś w środo-wisku, lata temu, piło się dużo, teraz nie. To tak jak z piłkarza-mi. Tymi sprzed lat i obecnymi.

rozmowa z Burnosem…- I co mam Ci powie-dzieć? Nie moja rzecz.

Na twitterze mia-łeś z tego niezły ubaw.- Każdy miał. Bo było zabawne.

Chwilę się do tej rozmowy przy-gotowałem, coś tam obejrzałem i jedna rzecz zapadła mi w pa-mięć. I janusz Basałaj, i god-lewski mówią o dziennikarzach - narcyzach. Paweł zarzeczny swe-go czasu też o tym wspominał.- Każdy z nas ma pierwiastek ka-botyństwa w sobie. To zawód w którym każdy myśli, że jest dobry. Znasz dziennikarza sportowego, który by powiedział: jestem sła-by? Ja nie. A przecież nie wszyscy jesteśmy wspaniali. Łatwo się za-kochać w samym sobie z wzajem-nością. Wiesz kto jest ulubionym komentatorem każdego komenta-tora? On sam. I choć wielu będzie oficjalnie zaprzeczać, to taka jest prawda. Paweł Zarzeczny otwarcie mówi, że jest najlepszy. Ale Paweł taki ma styl, jest kochany. Mam do niego wielką wyrozumiałość, szacunek i lubię z nim rozmawiać. Oczywiście istnieje coś takiego jak mania grandiosa. Choroba, na którą nikt nie znalazł jeszcze le-karstwa. Ale można jej uniknąć.

Page 28: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Wystarczy tylko dać sobie prawo do powiedzenia: nie wiem czegoś, ktoś inny wie lepiej, dać sobie prawo do popełnienia błędu. Każdy je robi. Zwłaszcza dziennikarze sportowi.

ty unikasz jak ognia oceniania ko-legów po fachu. Inni nie mają z tym jednak większego problemu. z twittera Przemysława michalaka: „mateusz święcicki to jak dla mnie solidny komentator, ale jego oceny na weszło wyraźnie zawyżone. Pisa-ne przez kolegów, niestety to widać.”- Muszę się powtórzyć. Jestem za pełną wolnością. Przemysław Mi-chalak może sobie napisać co chce, to jego prawo. Mnie może to co on napisał absolutnie pierdolić. I pier-doli. Nie jestem zły na niego, to była zwykła szczera ocena. Gdyby po-wiedział mi to na przykład Piotrek Dumanowski, którego cenię, bo jest bardzo dobrym komentatorem, to bym się przejął. Napisałem póź-niej kolegom z Weszło. Dajcie mi następnym razem mniej punktów, to się ode mnie odpierdolą. Obie-cali, że dadzą. Problem zniknie.

Ale dziwnie to wyglądało kie-dy Borek dostał 22/25 a ty 24. Nie odwróciłbyś tego?- Dałbym Borkowi maxa. A sobie zostawił 24.

Narcyz. dobra, wróćmy jesz-cze na chwilę do początku. Ale, nie martw się, przy kli-matach weszło pozostaniemy.- Sam fakt z jakim uporem wracasz do Weszło, świadczy, że odnieśli niewyobrażalny sukces jako portal.

Powiedziałeś, że poszedłeś na dziennikarstwo, bo na coś inne-go byłeś za głupi. tomek Cwiąkała studiował filologię portugalską. ty komentujesz francuską piłkę...- Nie komentuję francuskiej piłki. Prawa do ligi stracili-śmy w 2012 roku. Później mie-liśmy już tylko Puchar Fran-

cji i mecze Trójkolorowych.

Okej. Komentowałeś.- To było zaledwie kilka-naście spotkań w roku.

Nie ma znaczenia. Chodzi mi o to, czy żałujesz, że nie studiowa-łeś żadnego języka, że nie obrałeś drogi podobnej do tomka ćwiąka-ły? A może i bez tego jesteś w sta-nie dogadać się w kilku językach?- Po pierwsze, jak u Edith Piaf: ni-czego nie żałuję. Na Harvardzie są takie zajęcia prowadzone przez jednego mądralę, na które studen-ci walą drzwiami i oknami. Ten mądrala przekonuje, że wszystkie wydarzenia (poza śmiercią ro-dziców, rodzeństwa czy innymi okropieństwami) nie powinny być przez nas oceniane od razu, a z dystansem i że nie są ZŁE. Bo nie ma złych sytuacji (kobiety są, a i owszem). Po latach mogą okazać się bardzo dobre. Powiedzmy, że tracisz pracę. Jesteś załamany, ale możesz za chwilę znaleźć lepszą, przeżyć coś wspaniałego i może być ci lepiej. Wracam do książki „Bóg nigdy nie mruga”. Autorka radzi by sobie postawić takie post scriptum po złych wydarzeniach w życiu i zapytać siebie samego: jakie to będzie mieć znaczenie za pięć lat? Po drugie: przecież jedy-ną drogą do nauki języka nie jest studiowanie filologii. Po trzecie: gdybym studiował filologię nie miałby czasu na pracę w Orange sport i nie robilibyśmy tego wywia-du. Uwierz, wiem o czym mówię. Bo mam znajomych po filologiach. To mega absourbujący kierunek.

to wiem, dlatego napisałem, że może bez tego dajesz radę.- Jeśli dziś nie znasz języka obce-go to jesteś inwalidą. Nie tylko w dziennikarstwie sportowym.

Angielski i co dalej? z goulo-nem pogadasz? A może z Vasco?

Uczę się włoskie-go. Io sono... Te sprawy.

w Polskim futbolu najbar-dziej boli/śmieszy/irytu-je/nie daje mi spokoju…- Hipokryzja.

Rozmawiał: Łukasz Mackiewicz

wywIAdy

Page 29: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

„Ten polański jest tak świet-ny, jak tamten cnotliwy…” Do-myślasz się czyje to słowa?- Moje! Z Twittera.Gwoli ścisłości. Osobiście nie mam nic do Polańskiego, w sumie jego sprawa jak ma ochotę prowadzić swoją karierę. Boli mnie tylko to, że koleś wypina się na kadrę, jedzie z Nawałką jak z jakimś menelem spod sklepu, a potem selekcjo-ner biegnie, prosi, aby przeciętny piłkarz wrócił do kadry. Po co? Jodłowiec jest w dobrej formie, rzekłbym, że życiowej. Nic nie stracimy wrzucając go do kadry. A te wszystkie błagania o powrót Polańskiego są po prostu słabe.

Nawałka szmaci tę reprezentację?- Czy szmaci? Wydaje mi się, ze ran-ga, magia kadry już dawno się skoń-czyła. Mam wrażenie, że ogromna ilość kibiców Ekstraklasy, którzy w dość zaawansowany sposób inte-resują się piłką nożną, poświęcają dużo czasu dla swoich klubów, nie jest mentalnie związana z kadrą.Mi osobiście z kadrą kojarzy się „typowy Janusz”, a nie ki-bic z Żylety, czy Wiary Lecha.

W sprawie Polańskiego boli mnie jeszcze jedno. Nawałka ewidentnie nie ma pomysłu na ten zespół. Miał dłuuuugi okres aż do rozpoczęcia eliminacji, w którym powinien tę drużynę (z)budować. Wtedy na Eu-gena nie stawiał, a teraz gdy już po-winien mieć wszystkie klocki pousta-wiane, z marszu chce wrzucić gościa, którego wcześniej miał pod nosem, ale z tego nie korzystał. Amatorka.- Może nie amatorka, bo kadra, to kadra. Taki Iniesta z marszu może wskoczyć do kadry Hiszpanii (za-

kładamy, że np. przez rok w niej nie grał) i będzie robić różnicę. Także profesjonalny piłkarz z umiejętno-ściami poradzi sobie z tym. Tutaj chodzi raczej o to, że Nawałka pró-bował udowodnić nam, że ma kon-cepcję, a teraz nagle chyba przyznał się, że jego koncepcja nie wypaliła.Albo, że tej koncepcji nie miał. Wra-cając do Polańskiego. Gdyby on był kimś, kto robi różnicę. Ale nie, to typowy przecinak. Nie warto robić z siebie pośmiewiska. Inaczej by to wyglądało, gdyby to Polański przy-szedł, pokajał się, przeprosił. Ale było odwrotnie. No i Geniek jesz-cze ma czelność zastanawiać się. (Rozmowa przeprowadzona zanim EP odmówił Nawałce - przyp. red.)

Dokładnie, Eugen, Obraniak - spra-wa wciąż ta sama. Oszukujemy się, że ci ludzie mogą nas zbawić, choć nie zrobili tego ani razu. W ogóle coraz bardziej zaczyna mnie bawić dyskusja o personaliach tej kadry. Można by tu zacytować klasyka - sło-wa inne, ale muzyka wciąż ta sama. - Może wystarczyło zrobić to tak: Polański nie chce? Ok, jego spra-wa. Nie ma tematu. A tak to jak zawsze. Mamy kolejną telenowelę z przeciętnym piłkarzem w tle. Fo-chy to sobie może strzelać Zlatan.Ogólnie wydaję mi się, że jest zbyt dużo analiz odnośnie Polańskiego. Krychowiak powiedział, że jeśli ten nie ma ochoty przyjechać na kadrę, to niech już nie przyjeż-dża. Co to oznacza? Selekcjoner nie tylko straci w naszych oczach, kibiców, ale także u piłkarzy. Nie wiem, czy pamiętasz eliminacje do mundialu w Korei i Japonii. Tam Engel zbudował drużynę, stwo-rzył szkielet. I tego się trzymał.

No i właśnie, ten pomysł. Kiedyś na-pisałem tekst, w którym przekony-wałem, że trener musi mieć swoją wizję zespołu. Nie może być zakład-nikiem gwiazd, mediów. Przykla-snąłem Nawałce na samym począt-ku, gdy wyskoczył z Kosznikami i Marciniakami. Dawało to nadzieję, że gość wie, czego chce. Okazało się, że to był - przede wszystkim - ne-potyzm, ale pomysł miał. I za to brawa. Szkoda, że szybko wymiękł.Dla mnie w kadrze może grać nawet połowa Polaków z Podbe-skidzia, byle to miało jakiś sens, abym widział walkę, serce zosta-wione na boisku. A tego nie ma.

I właśnie. Jesteśmy NIJACY- i to nie są puste słowa. Od dłuższego cza-su mam wrażenie, że MY gramy jak wszystkie najlepsze reprezen-tacje, tylko kilka razy gorzej. Tu trzeba własnego pomysłu. Inaczej dalej będziemy bawić się w nazwi-ska, a to już od kilku lat nam nie wychodzi. Może trzeba skupić się ewidentnie na jakimś stylu – bądź-my np. ewidentnie nastawieni na kontrę, tak by można powie-dzieć: O! Oni grają tak jak Polacy.- Styl stylem, ale nie ma konty-nuacji. Co eliminacje zmiana, zero stabilizacji. Chciałbym zo-baczyć dłuższy projekt. Może wtedy by coś z tego wyszło?

Page 30: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Nawałka nie potrafił utrzymać ja-kiegoś tam układu tego zespołu przez okres przygotowań. Zaczynał ina-czej, teraz jest inaczej. Nie ma tu ani ładu, ani składu. Ostatnio tez zda-łem sobie sprawę, że jeszcze niedaw-no zwalnialiśmy selekcjonerów po nieudanych turniejach finałowych.- Na turniej najpierw trzeba się dostać, a potem wyjść z grupy. Jak na razie bardzo topornie nam to idzie. Czekam na progres. Choć przyznam szczerze, że bardziej ekscytuje mnie piłka w wydaniu klubowym, niż reprezentacyjnym.

W klubowym, czyli Legia i Valencia.- Tam są większe emocje, bo gra toczy się o większe pieniądze. Le-gia jest najbliższa mojemu sercu, mam to szczęście, że pamiętam Legię w CL. Wtedy to była ma-gia, Studio S13, mecze kodowane, gdy mieszkało się na peryferiach znalezienie dekodera w promie-niu 15 km graniczyło z cudem. Jedna połowa meczu na TVP2 w ciągu jednej kolejki. Klimat nie-samowity, ale wtedy w piłkę gra-li piłkarze, a nie parodyści, jak to teraz często bywa w naszej lidze.

Ostatnio rozmawiałem z kolegą, któ-ry rozmawiał z kolei z kolegą piłka-rzem-którego na pewno kojarzysz, ale pominę nazwiska. No i ten pił-karz mówi, że teraz ci młodzi piłka-rze to w dużej części pizdy życiowe.- Wystarczy obejrzeć sobie zdjęcia drużyn z lat 90-tych i tych obec-nych. W tamtych czasach mło-dy wiedział co ma robić, gdzie w szatni jest jego miejsce, zarabiał mało, ale i tak się cieszył. Miał am-bicję. A teraz? Wystarczy przejść się na trening drużyny T-Mobi-le Ekstraklasy, zobaczyć co robią młodzi. Fala i hierarchia minęła. Młody zagra dobre 2 spotkania, zaraz mu dadzą 30-40 tys. pen-sji, znajdzie sobie jakąś lalę i za-kotwiczy w galerii handlowej. Inna mentalność, inne podejście.

Smutne, bo piłka to powinien być sport dla facetów, dla prawdzi-wych mężczyzn. Powoli od tego odchodzimy. Częściej widzę albo maszyny albo wyimaginowanych grajków, a nie prawdziwych wojow-ników. Klimat się zmienił, to juz nie lata 90., o których wspominałeś.- Ja od dawna powtarzam, że pła-cimy nieadekwatnie do poziomu reprezentowanego przez nasze drużyny. Legia w latach 90., Wi-dzew z tego okresu, Wisła Ka-sperczaka. To były drużyny z charakterem, umiejętnościami. Nawet obecnej Legii jeszcze do tego trochę brakuje. A ja chciał-bym, aby moja Legia wychodziła jak Wisła Kasperczaka i abym nie pytał, czy wygramy, a ile wygramy.

I wiesz co? Sam to nawet teraz zrobi-łeś. Upadliśmy tak nisko, że wspomi-namy z nostalgią czasy co najwyżej sprzed 10 lat. Hołubimy Wisłę, która nie awansowała do LM. Ale z chęcią byśmy wrócili właśnie do nich. Nie koniecznie do Dziekana, Laty itp. ale już nawet do Wisły z Cantoro i Uche.- Może to dlatego, że jak już prze-grać, to po pięknej grze. Tylko weź-my pod uwagę jedno. Wisła Ka-sperczaka obecne eliminacje LM przeszłaby jak burza. Ja nie tęsk-nię za czasami Laty, Dziekana, bo ich wielkich lat nie pamiętam. Dla mnie idolem był Pisz, Czereszew-ski, Karwan, podziwiałem Citko, czy nawet Adama Ledwonia w bar-wach GKS. Lato znam z retrans-misji. Niech jego czasami podnie-cają się ludzie, którzy to pamiętają.

To akurat prawda. Ale chodzi mi o to, że z zazdrością patrzymy już nawet na piękne porażki, na nie-wielkie sukcesy, nie odwołujemy się już do medali. Niewiele nam teraz potrzeba. Szybko i nisko upadliśmy.- Nie upadliśmy. Po prostu nie zbudowaliśmy żadnego mode-lu szkolenia. Co nas teraz trochę

gnębi. Dziś mówi się super Akade-mi Legii, ale w dużej części to PR. Żyro odpalił, a reszta? Nie liczę Borysiuka i Rybusa. Efir - zjadły go kontuzje. Furman? Mnie jakoś nigdy nie urzekł, a chyba siedzenie na trybunach w Tuluzie o czymś tam świadczy. Łukasik zapowiadał się fajnie, a potem go zagłaska-no. Obecnie to parodia piłkarza.

Mówisz, że PR. Piotrek Joźwiak z Weszło pewnie się z tym nie zgodzi. Jego zdaniem ekipa: Rybus, Żyro, Furman itd., to piłkarze ledwo co liźnięci przez akademię. Oni byli w jakimś tam stopniu królikami do-świadczalnymi, a docelowe roczniki wyrastają w Akademii dopiero teraz.- Doceniam zaangażowanie i fa-natyzm Piotrka Jóźwiaka, serio, podziwiam go. Wie o tych chłopa-ka więcej niż ich rodziny. Często czytam jego opinie, ale jak na razie nikt z tych chłopaków nie wystrze-lił. Ja jestem cierpliwy, czekam. Przecież akademia nie musi dawać talentu co rok. Także czas pokaże.

Skoro juz jesteśmy przy Legii. UEFA tak dobrze liczy, że potrafi-ła szybciutko porachować, że Celtic im sie bardziej opłaci pod wzglę-dem marketingowym, niż jakiś tam podrzędny klubik ze wschod-niej Europy? Bo ciężko wyzbyć się wrażenia, że Real czy Barcelona potraktowane zostałyby inaczej.- W niedzielę w Cafe Futbol Bo-niek tłumaczył, że jeszcze przed wyrzuceniem Legii, gdy tyl-ko ktoś zorientował się, że jest mega błąd, obdzwaniał ludzi z UEFA i jeszcze w czwartek powie-dział jasno - nie ma innego wyj-ścia - walkower to jedyna kara.

Nie uwierzę jednak, że Real czy

wywIAdy

Page 31: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Barcelonę spotkałaby podobna kara. Nie ma szans. Za dużo do stracenia. Legię, owszem, moż-na tak ukarać, ale nie tych co naganiają całą kasę dla UEFA.- Smutne jest to, co się stało, ale sami się podłożyliśmy. UEFA po-dobno przed sezonem wysyła listę graczy z kartkami i instrukcjami co i jak oraz dlaczego. Czyli błąd ludzki, ignorancja, bycie mądrzej-szym. Jeśli Kuciak instruuje Bere-szyńskiego, aby zorientował się, co z jego kartkami, to troszkę słabe jest. Próbuję przypomnieć sobie, czy duże firmy w ciągu ostatnich 2 dekad dostały bany. Nie chcę dywagować na ten temat, choć

może coś w tym jest. Wywalić wielką firmę? Z ekonomiczne-go punktu widzenia może i nie.

Ja uważam, że to jest niemożliwe.UEFA własnymi rękoma zaciu-kałaby kurę, która znosi dla niej złote jaja. Ale okej. Sprawa jest podobna do taśm wprost. Tak jak tam nie powinno być nagrań, bo pewne słowa nie powinny być w ogóle wypowiedziane, tak tu nie powinno być w tematu, bo taka fuszerka jest nie do pomyślenia.- Legii pozostaje tylko wyjść z tego z bagażem doświadczenia. Jest to nauczka na przyszłość. Inna spra-

wa, że trzeba pamiętać o tym, że Legii pozostałaby jeszcze jedna runda eliminacji. Teraz ważna jest Liga Europy i walka o MP. Legia rośnie w siłę. Budżet, PR, 10-15 lat temu ten klub wyciągałby każdego sensownego grajka z Ekstraklasy. A teraz? Legia chce kogoś? Łup 5 mln zł! Bo każdy wie, że Legia kasę ma. Prezes Leśnodorski to inteli-gentny facet i zrozumiał jedno. Już jedna wojna na linii klub - kibice była i nikt na tym nie zyskał. “Le-śny” i Mioduski wymagają jednego - zero burd, mordobicia jak z Jagą, a za race zapłacą. Mają to wkalku-lowane w koszty. Ja też lubię race, w sumie to niech każdy sobie zo-

baczy Gate 13 z Panathinaikosu. Oni racowisko robią nawet w hali, podczas kosza, czy siatkówki. Dla nich to norma, sens ruchu ultras. I ja lubię to, wolę taki model ki-bicowania, a nie atmosferę z Pre-mier League, gdzie ekstrawagan-cją jest pokazanie się na trybunie w barwach klubowych. Derby Buenos Aires. Czy to na El Mo-numental, czy na La Bombonera. Ogólnie cała argentyńska Prime-ra Division. To co tam się dzie-je na trybunach, to jest kosmos.I ja lubię taki ko-smos, a nie Janusz Style.Właśnie. To też jest jakiś styl Legii.

To przyciąga i jeśli - tak jak mó-wisz - Leśnodorski i Mioduski są w stanie ponosić koszt rac to bar-dzo fajnie. Zero burd, race tak. Sprytnie to rozegrali. Tylko czy nikt sie z tej umowy nie wyłamie?- To jest ryzyko. Psychologia tłumu. Na trybunach jest nie 20, czy 50 kibiców. Tylko kilkanaście tysięcy. No i co? Wystarczy dwóch idiotów, a potem pójdzie lawina. Niech znaj-dzie się trzydziestu i jest problem. Znam ludzi, którzy lubią takie ak-cje, mówią mi zawsze, że nie znam się, że biją się tylko ci co chcą. Ok, ale niech to robią sobie pod lasem.Liga Europy. Osobiście nie spodzie-wałem się, że ten żal wywołany

odpadnięciem z LM w taki sposób zniknie na tyle skutecznie, żeby móc z wypiekami na twarzy czekać na LE, odpuszczając przy okazji mecz polskich siatkarzy z Rosjanami.

- Ten, kto ma oglądać siatkarzy, to ich obejrzy. Dla mnie siatków-ka jest bo jest, ale nie oglądam. Nie lubię sportów niekontakto-wych. Może nie żal, a niedosyt, że mogło być inaczej. Ale szybko na Twitterze poszło „finał LE w Warszawie! Niech Legia tam za-gra”. I kibice już mają jakiś cel.

Page 32: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Wspomniałeś o Cafe Futbol. Cafe futbol wróciło, a wraz z nim Roman Kołtoń. Wejście w sezon miał jed-nak nie najlepsze – został zmasa-krowany przez Bońka. Romek - ten od Zibi to są moi gamonie - chciał zagaić Zibiego w kwestiach perso-nalnych kadry. I pierwszej i mło-dzieżowej. Prezes szybciutko spro-wadził go na ziemię, mówiąc, że na takie tematy rozmawiał nie będzie.- Kołtoń to nie moja bajka. Wolę Ma-teusza Borka, który jest pro. A Pan Kołtoń z roku na rok staje się coraz bardziej kluchowaty, bez wyrazu.

Chciałem pogadać nawet nie tyle co o Kołtoniu, co o sporze w kon-tekście odpowiedzialności prezesa PZPN za wyniki kadry. Po której stronie jesteś? Boniek powinien być rozliczany za wyniki kadry? Ja uważam, że nie. Marek Wawrzy-nowski nie raz i nie dwa był za tym, aby prezesa, co najmniej, nie roz-grzeszać z postawy reprezentacji.- Boniek nie powinien pono-sić takiej odpowiedzialności. Na pewno nie po jednym selekcjone-rze. Co innego, jeżeli popracuje dwie kadencje, przeżyje dwóch, trzech selekcjonerów. Wtedy moż-na zacząć zastanawiać się, czy wszystko jest ok, czy tędy droga? Ale ocenianie Bońka po działa-niach Nawałki i kadry? Słabe…

O kadrze moglibyśmy rozmawiać jeszcze długo, ale teraz o czymś in-nym. Rosja, Putin, Mundial 2018.- Chyba ekonomia zrobi swoje. Pu-tin to kasa, a misie lubią kasę. Do mundialu jeszcze cztery lata, więc dużo spraw umrze śmiercią natu-ralną. Igrzyska w Soczi się odbyły, to i Mundial będzie w Rosji. Tro-chę słabe jest to, gdy czytam w me-diach: „przyjmijcie miło reprezen-tację Rosji w siatkówce, sport, to nie polityka”, a wcześniej ten dzien-nikarz, czy jego redakcja apelowała o zabranie Rosji mundialu. Apelo-wać sobie możemy, tyle że zapełni

jeden, czy drugi kolumnę, a ci na górze sami podejmą decyzję. Eko-nomia, kasa. I co? Były pomysły, aby nie brać udziału w kwalifika-cjach do tego turnieju. Już to widzę, wszyscy jak jeden mąż, „Nie, nie je-dziemy! Niech Putin ma nauczkę!”Na razie Mundial 2018 to te-mat dla dziennikarzy, nie czyta-łem nigdzie, aby ktoś z działa-czy zabierał głos w tej sprawie.

Też mam wrażenie, że góra gra na przeczekanie, że czeka aż wiele spraw umrze śmiercią naturalną. Boli mnie jedna jednak jedna rzecz. Piotr Koźmiński z „Superaka” wciąż rzuca jednym argumentem: „Ręce polityków precz od sportu”. Ale, nie wiem czy on zauważył, sprawa jest na tyle poważna, że nie moż-na oszczędzać - pójdźmy jego to-kiem rozumowania - nawet sportu.- Etyka etyką, ale gdy w grę wchodzi taka kasa, to nieste-ty, ale my możemy sobie poga-dać. Magia pieniądza robi swoje.

To wiadomo. Etyka, kasa i TVP. Brak transmisji Ruchu w decydu-jącej fazie el. LE, olewanie siatkar-skiego mundialu w wiadomościach sportowych. Zamiast realizacji misji, polska młodzież jest karmio-na Szkołą Życia – dla wyjaśnienia – odpowiedniku trudnych spraw.- Zresztą, wymagamy od FIFA cze-goś, a UE, NATO wyznają zasadę dyplomacji i udają, że nic się nie dzieje. Są organy poważniejsze, które walczą z ekspansją Rosji na zasadzie wydawania sankcji. A FIFA, to FIFA. Obecność w jej sze-regach nie jest obowiązkowa. Jak się komuś nie podoba, to może z niej wystąpić. Dlatego wątpię, aby coś w temacie Mundial 2018 się zmieniło. Jeśli chodzi o TVP i siat-karskie mistrzostwa. Polsat kupił prawa, to jest biznes. Ma prawa, więc może sobie Solorz puścić te spotkania nawet w prywatnym domu, nic nikomu do tego. Stać

go, ok. Także śmieszne jest la-mentowanie (np. Szaranowicza), że taka impreza jest zakodowana. My byśmy chcieli wszystko za dar-mo. Tylko gdyby nie kasa Plusa, gdyby nie prywatne firmy, które przez tyle lat ładowały kasę w siat-kówkę, w kadrę, w ligę, to dziś nie byłoby tego wszystkiego. Ale nie, źle, bo prywatna telewizja chce około stu złotych za ponad 100 spotkań. Kradzież w biały dzień.

I tu się z Tobą w pełni zgadzam. Polsatu sprawa, co robi z prawami.- Jeśli chodzi o TVP, to nie oglą-dam ich transmisji. Studio by Iwański, czy ten co zawsze dostaje nagrodę dla najlepszego komenta-tora, są na niskim poziomie. Jesz-cze trochę, to Gmoch i Engel będą prowadzić studio z domu star-ców. Jeszcze brakuje Piechniczka i jego sławnego kominka w Wiśle.

Próbowałem na temat braku trans-misji z Ruchu na Twitterze pody-skutować z Jackiem Kurowskim. Niestety, rozmowa - z braku woli dziennikarza TVP – urwała się dość szybko. Wywnioskowałem tyl-ko tyle, że TVP ma zamiar ogłupiać naród tak długo, jak nic innego nie będzie dla „Publicznej” opłacal-ne. Tonący brzytwy sie chwyta.- Inna sprawa, że bieda tam aż pisz-czy. Trzeba walić kasę na produk-cje dla debili, więc oszczędza się na wszystkim. Zwolnienia, redukcje. Dlatego nie dziwię się, że TVP nie ma ochoty wydawać kasy na sport.

Mówi się tez, że TVP ma taki, a nie inny target, dlatego realizacja piłki wygląda tam, jak wygląda.- Mam często do czynienia z transmisjami na SKY, bądź hisz-pańskim C+. Niemiecki Sky robi mistrzowskie transmisje. Czło-wiek ma wrażenie, że tam nawet rozstawienie kamer na stadionie było przemyślane i przetestowane. Do tego studio, analizy graficzne,

wywIAdy

Page 33: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

powtórki z naniesionymi schema-tami graficznymi. Dlaczego nc+ się sprzedaje? Bo ma produkt! Ligi zagraniczne, TME, LM, LE. Niech to straci, a będzie kaplica.

Caplica, Filippo Caplica…-śmiech-

A właśnie, jeśli już o robieniu dzien-nikarstwa, to ciężko uciec od Patry-ka Mirosławskiego. Nie wiem z czego to wynika, ale Internety, mówiąc delikatnie, nie przepadają za nim.- Mirosławski robi coś po swo-jemu. Niech robi, jego sprawa. I tak mam wrażenie, że większość jego programów ludzie oglądają na YT, a nie w Sportklubie. Świat dziennikarstwa robi sobie z niego bekę, bo trochę zaczął gwiazdo-rzyć. Według mnie ten program miał wzięcie, ale na kilkanaście odcinków, nie więcej. Bo ile my mamy tych gwiazd, których war-to posłuchać? A ja ostatnio widzę, jak ktoś na Twittera wrzuca link do jego programu z Natalią Siwiec. Porażka. On chyba chciał być ta-kim Kubą Wojewódzkim sportu.

Siwiec, jeżeli mnie pamięć nie myli, była w pierwszym, bądź drugim sezonie. Tak, też mnie to śmieszy-ło, ale podoba mi sie jedna spra-wa. Nikt poza nim i Weszlo nie robi rozmówek z dziennikarzami. Stanowski, Kmiecik, Borek, Iwa-now, duet Jaroński - Wyrzykowski. Trochę tego było. Jako Wojewódz-kiego go nie kupuje. Co nie zmie-nia faktu, że było kogo posłuchać.- Czasami gdzieś się taka rozmo-wa znalazła. Iwanow kilka razy gdzieś tam wywiadu udzielił, Bor-ka pamiętam z programu moto-ryzacyjnego. Stanowski regularnie pisze. Niech Mirosławski robi to co chce, ktoś mu to puszcza, więc chyba zapotrzebowanie jest. Nie moja bajka, nie chcę, nie oglądam.

No dobra. Nawinął sie Stanow-

ski. Weszlo jest pro Boniek, teraz pro Boniek jest też Przegląd Spor-towy. A może oni są po prostu „pro normalność”? Jak to widzisz?-Weszło jest pro Boniek, co nie uchroniło Nawałki, bo dziś (16.09. przyp. red.) Stanowski zje-chał go ostro. Zresztą. Ciężko nie być pro Boniek, biorą pod uwa-gę to co ostatnio się działo. Bo-niek przyszedł, Boniek ma dać nową jakość. PZPN zmienia się, a czy na lepsze? To czas pokaże.

W „Przeglądzie” piszemy pod li-nię redakcyjną? Pozbyto się Że-laznego i Wawrzynowskiego...- Wiesz, nie chcę wypowiadać sie na takie tematy, bo nie jestem eks-pertem w tych sprawach. Biorąc to na chłopski rozum - przyszła nowa władza, zrobiła po swo-jemu. W wielu firmach tak jest.Piotr Żelazny to rzetelny pro-fesjonalista. Nie jest gwiazdą, ale jednym z lepszych dzien-nikarzy sportowych w Polsce.

Tak można wszystko wytłumaczyć. Tylko, że dziennikarze mają możli-wość wpływania na opinię mass… A tu trudno oprzeć się wrażeniu, że wylecieli nieprzychylni Bońkowi, a weszli wręcz przeciwnie, jego ludzie.- A nawet jeżeli tak było, to co? Ktoś pojedzie na Pola i Rudzkie-go, nic poza tym. Przegląd Sporto-wy to, tak samo jak Polsat, spółka prywatna. Robią sobie co chcą. Mogą nawet na etacie zatrudnić Rafalalę, jeśli im się to podoba. Zwolnili, stało się. Zarówno Że-lazny, jak i Wawrzynowski po-radzą sobie w tym zawodzie.Nie chcesz, nie czytaj… W TVP też co wybory zmienia się władza, pań-stwowa telewizja jest narzędziem w rękach władzy. Takie czasy.

Odejdźmy na koniec od polskie-go piekiełka. Hiszpania, Valencia.

Carlos Marchena powiedział ostat-nio, co zresztą podałeś dalej na TT, że Czarek Wilk to jedna z lep-szych osób jakie spotkał w karierze.- Sądzę, że to taka kurtuazja. Mar-chena grał w jednym zespole z Villą, z Silvą, Barają, Albeldą. Ca-nizaresem! Piłkarzy lepszych od Wilka to on zapewne kilkuset wi-dział. Może mu Czarek charakte-rologicznie pasuje? Tylko, czy oni gadają ze sobą? Czy Wilk zna już hiszpański? Dziś np. widziałem faj-ną rzecz na hiszpańskim C+. Oglą-dałem rano program o Bundesli-dze. Skrót meczu BVB - Freiburg. Po meczu wywiady w mixed zone. Kagawa jedzie ojczystym językiem, Aubameyang po francusku. Jak wi-dać oni też języków sie nie uczą.

Kto wie, może Czarek łyka hisz-pański nawet szybciej od Bart-ka Pawłowskiego... Nie śle-dzę sytuacji Wilka. Jak to u niego wygląda? Częściej ławeczka?- Wilk raczej Priemera Division nie podbije. Nie oszukujmy się. Tu raczej na Krychowiaku trzeba się skupić.

A obok Krychowiaka na pewno nie Polański... Polskie piekiełko opuści-liśmy, ale zamiast tego mamy pożar w Madrycie. Przed chwilą widzia-łem na TT pytanie z profilu Four-FourTwo: „Kto jest odpowiedzialny za bałagan w Realu?”. Mi nie podo-bało się pozbywanie się lekką ręka Angela i Alonso, a wrzucanie w ich miejsce kompletnie nowych ludzi.- Di Maria to był błąd. Jak moż-na było opchnąć człowieka, który był w życiowej formie? A osią-gnął ją przecież na nowej pozy-cji… Xabiego też będą żałować. Dla mnie ten Real się rozpadnie.

Page 34: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

CR7 też tam nie wytrzyma, o czym wspomniał też Angel.

Decyzje ze sportowego punktu widzenia wyglądają na kosmicznie wręcz głupie. Kupowanie Jame-sa, a sprzedawanie Di Marii. Co to miało dać? Tylko marketing, bo ze sportowego punktu widze-nia można na tym tylko stracić. Może na dłuższą metę Rodriguez będzie w stanie zaoferować Królew-skim tyle, ile dawał Angel, ale na pewno nie od razu, nie już. Perez popełnia drugi raz ten sam błąd.- Może naprawdę chodzi o ten kontrakt na autostrady w Kolumbii?

Serio?! Nic o tym nie słyszałem…- Podobno firma Pereza dostała kontrakt na autostrady w Kolumbii.

A słyszałeś o tym, że Real specjalnie czekał z transferem Jamesa do mundialu, bo kupie-nie go drożej - ale już jako gwiazdę mundialu, gościa, którym są zafascynowani nastolatko-wie całego Świata bardziej im sie opłacało, niż kupowanie go przed mistrzostwami - za kilkana-ście milionów euro mniej, ale tylko jako zwykłego, całkiem dobrego grajka z Monaco? Marketing.- O to chodzi. Kasa, kasa, kasa. Na papierze Real wygląda nieziemsko. Na boisku na razie dramat. Wydaje mi się, że Ronaldo ostatni sezon ubiera koszulkę Królewskich.

Za to w Polsce koszulkę “Amiki” po raz drugi ubiera Skorża. Liga będzie ciekawsza.- Czasami żartobliwie tak piszę o Lechu. Na jednym z for piłkarskich, na którym jestem od dawna, kiedyś zorga-nizowano akcję „Urodziny Amiki Wronki”. I jechali chłopaki z Lechem tak długo, aż moderacji się to znudziło… Z Bartkiem Buksem rozmiawiał: Łukasz mackiewicz

OD CZASóW WEJŚCIA POLSKI DO UNII DUŻO SIę W NASZYM KRAJU ZMIE-NIŁO – RóWNIEŻ TO, ŻE ZWIęKSZYŁA SIę U NAS ILOŚć IMIGRANTóW. DO-TYCZY TO TAKŻE PIŁKI NOŻNEJ, OD KILKU LAT JUŻ NIE TYLKO W PRZY-PADKU PIŁKARZY, ALE I TRENERóW, KTóRZY KOLEJNO PRZEWIJAJą SIę PRZEZ NASZą EKSTRAKLASę. JAKI JEST TEGO EFEKT? NIEJEDNOZNACZNY.

Ten sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej w naszym kraju na ławce trenerskiej rozpoczęło czte-rech zagranicznych szkoleniow-ców. Jeszcze przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego jeden z nich już jednak stracił pracę. Za-raz może się to zdarzyć z drugim.

Tak naprawdę w tym sezonie za-

graniczni trenerzy radzą sobie całkiem nieźle. Henning Berg z Legią awansował do Ligi Europy, Ján Kocian był tego bardzo bli-ski z Ruchem, z kolei Ángel Pérez García po nieco dłuższym czasie potrafił wypracować nowy, bar-dzo efektowny styl Piasta Gliwice.

tylko Portugalczycy smutni

Nie idzie za to zupełnie szkole-niowcom z Portugalii chociaż ich już w Ekstraklasie w sumie nie ma. Jorge Paixão jako pierw-szy, nie licząc Mariusza Ruma-ka, stracił w tym sezonie pracę. Tutaj postać byłego sternika Le-cha Poznań też jest na miejscu, bo to właśnie on zastąpił Portu-galczyka w Zawiszy Bydgoszcz.

wywIAdy

Page 35: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Z Lechii wyleciał z kolei Quim Machado i pewnie już niedługo do Gdańska wpłynie kilka ofert od menadżerów. Facet na PGE Arenie nie miał jednak łatwo, wiadome jest przecież, że to tak naprawdę nie do końca on pociągał w zespole z nad Bałtyku za sznurki. Poza tym, chy-ba nawet José Mourinho od razu nie osiągnąłby z tą drużyną od razu najwyższego poziomu, dostając kilkunastu nowych zawodników.

Nie ufaj sąsiadomPowiedzmy sobie jednak szczerze, że i tak w tym sezonie drużyny prowadzone przez obcokrajowców prezentują się naprawdę nieźle, czego jednak nie możemy powie-dzieć o tych z ostatnich sezonów. Na pierwszy ogień wysuwa nam się zdecydowanie Pavel Hapal. Czech dostał w Zagłębiu tych za-wodników, których chciał, zawsze dostawał pensję na czas, a i ta nie należała do najniższych. Z „Mie-dziowymi” jednak osiągnął jedno wielkie nic, rozstał się 30 lipca ze-szłego roku, po zaledwie jedenastu dniach tamte-go sezonu.

Oczywiście z drugiej strony mamy Stanisla-va Levý’ego, któ-ry ze Śląskiem jako tako sobie radził, jednak i on naszej ligi nie zawojował, ale to też nie jest do koń-ca jego wina, tylko również nieco chora sy-tuacja panująca we wrocław-skim klubie.

Iberyjski zaciągW ostatnich latach odczu-

wamy też duży zaciąg z Półwyspu Iberyjskiego, na który z pewno-ścią duży wpływ miały sukcesy choćby hiszpańskiej piłki na are-nie międzynarodowej. W Ekstra-klasie pierwszym z nich był José Mari Bakero, którym najpierw zakrztusiła się Polonia Warsza-wa, a potem omal nie udusił Lech Poznań. Co prawda, prywatnie bardzo lubię byłego gwiazdora FC Barcelony, to jednak na ławce trenerskiej nie za dobrze mu po-szło, a jego największym sukcesem jest wciąż zwycięstwo nad Man-chesterem City w Lidze Europy.

Również José Rojo Martín nie za-wojował ligi, chociaż w Koronie plany były naprawdę wielkie. Sa-mego szkoleniowca cała sytuacja też w dziwnie zarządzanym klu-bie z Kielc chyba jednak przerosła. Kiedy pojawiła się szansa powrotu do ojczyzny, Pacheta jak najszyb-ciej z Polski uciekł i został nowym szkoleniowcem zdegradowanego do Segunda División B Hérculesa.

Ostatnim efektem iberyjskiego zaciągu jest obecny trener Piasta, Ángel Pérez García. W ogóle ze-spół, którego sternikiem jest rów-nież Zdzisław Kręcina, ma bardzo dobre kontakty na tamtejszym pół-wyspie. W zespole z Gliwic gra aż czterech Hiszpanów i trzeba przy-znać, że prezentują się naprawdę nieźle. Gerard Badía zalicza coraz lepsze występy, Rubén Jurado już od kilku sezonów stanowi o sile Piasta, a Carles Martínez to solid-ny pomocnik. Nawet Alberto Cifu-entes, który początek miał niezbyt dobry, broni wreszcie solidnie.

Jakość a nie ilośćTak jak w Piaście, czy w innych polskich klubach, które mają ten-dencję do sprowadzania trenerów zza granicy – przede wszystkim należy postawić na jakość. To nie musi być koniecznie trener z ja-kimś wielkim nazwiskiem (jak Bakero), tylko człowiek, który na-wet w tej przysłowiowej „drugiej lidze hiszpańskiej” robi różnicę.

Jeśli nic się w najbliższych la-tach nie zmieni, to w T-Mobi-le Ekstraklasie będziemy mieli jeszcze więcej zagranicznych trenerów, nie zawsze sprowa-dzonych właśnie z tego powo-du, że swoimi umiejętnościa-mi wyrastają ponad polskich szkoleniowców. Wracając jesz-cze do pytania z tytułu: dobre bo zagraniczne? Nie zawsze, ale na szczęście coraz częściej.

Page 36: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Legia Warszawa w pierwszej kolejce Ligi Europy pokona-ła na swoim stadionie bel-gijski Lokeren 1:0, po bram-ce Miroslava Radovicia. W drugim spotkaniu w Grupie L Trabzonspor na wyjeździe wygrał z Metalistem Charków 2:1. Po pierwszej kolejce Le-gia zajmuje drugie miejsce, a jej kolejnym „przystankiem” będzie turecki Trabzonspor.

Przed sezonem głównym ce-lem był awans do Ligi Mi-strzów. Niestety tego zre-alizować się nie udało – nie koniecznie przez brak umie-jętności – i automatycznie kolejnym z nich stał się awans do fazy grupowej Ligi Euro-py. Cel został, bez większych trudności osiągnięty, choć niedostyt pozostał. Wszyscy pamiętamy całe zamieszanie z Celticiem i UEFą… Nie-mniej nie ma co tego teraz rozpamiętywać. Teraz, kolej-nym punktem w liście zadań Henninga Berga i spółki jest wyjście z grupy, a następnie zajście jak najdalej w fazie pucharowej. Przy Łazienkow-skiej słychać głosy o finale, który odbędzie się w Warsza-wie, jednak do tego jeszcze długa droga. Mimo wszyst-ko marzyć i wierzyć trzeba.

Czy Legię stać na wyjście z grupy? Oczywiście, poziom sportowy prezentowany przez polski klub nie jest najwyższy, jednak grupa ta na pewno jest słabsza od tej sprzed roku. Dla przypomnienia: Rok temu Le-gia w swojej grupie miała ta-kie drużyny, jak: Lazio, Apol-lon, czy właśnie Trabzonspor.

Nie możemy lekceważyć jed-nak żadnego z rywali. Meta-list to zespół, który do nie-dawna był czołową drużyną europejską. Obecnie sytuacja jest diametralnie inna. Z po-wodu sytuacji finansowej nie jest w stanie zatrzymać swo-ich najlepszych graczy, którzy odchodzą z dnia na dzień. Po-nadto drużyna nie może grać na swoim stadionie w Char-kowie, co spowodowane jest wojną na wschodzie Ukrainy, a do tego bliski wyelimino-wania ukraińców był Ruch Chorzów (którego obecność w IV rundzie eliminacji już był niespodzianką). Pamię-tajmy jednak, że Metalist po-mimo słabszej kadry i pro-blemów z graniem „u siebie”, jest drużyną bardzo doświad-czoną, grającą szybki futbol.

Spośród wszystkich rywali,

Legia najlepiej zna się z tu-reckim Trabzonsporem. W poprzednim sezonie dwa razy wyraźnie przegrała z Turka-mi po 0:2. Trzeba przyznać, że podczas letniego okienka transferowego klub nie próż-nował. Sprowadzono dwóch ciekawych zawodników z czo-łowych klubów europejskich, tj. Oscar Cardozo z Benfiki Lizbona, czy pomocnik Mi-lanu – Kevin Constant. Nie ma już jednak w drużynie Adriana Mierzejewskiego, który wybrał grę za większe pieniądze w Arabii Saudyj-skiej. Brak Polaka w drużynie z Trabzonu nie jest jednak tak dużym osłabieniem. Włoda-rze klubu wydali na transfery blisko 20 milionów euro, za-rabiając przy tym powyżej 10 milionów. Wniosek jest tylko jeden: Trabzonspor jest fa-worytem do wyjścia z grupy.

Został Lokeren, z któ-rym Legia wygrała swój pierwszy mecz, w ramach 1. kolejki rozgrywek, w Warszawie. Nie był to per-fekcyjny mecz „Wojskowych”, ale liczy się wynik końcowy.

PIŁKA NOŻNA

Page 37: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Warszawie. Nie był to per-fekcyjny mecz „Wojsko-wych”, ale liczy się wynik końcowy. Belgijski zespół pokazał, że ma umiejęt-ności, aby utrzymywać się przy piłce na połowie prze-ciwnika (wymieniając przy tym kilka ciekawych podań z „pierwszej piłki”) i nakła-dać na niego wysoki pres-

sing. “De Tricolores” na wy-jeździe grają bojaźliwie, ale u siebie są o wiele bardziej agresywni. To właśnie tam, w spotkaniu rozgrywanym na Daknamstadion pod-opiecznym Henninga Berga będzie się grało najtrudniej. Przekonały się o tym, m.in. czołowe belgijskie zespoły, tracąc cenne punkty w lidze.

Wydaję mi się, że Legia na

wyjście z grupy ma bardzo duże szanse. Pepsi Are-na musi stać się twierdzą niezdobytą. To tam trzeba szukać zwycięstw, a reszta przyjdzie sama. Eksperci narzekają: Berg gra bez na-pastnika! Ja powiadam. Sys-tem Duda-Radović przy-nosi efekty. “Wojskowi” grając z tzw. “fałszywą dzie-

wiątką” budują styl. Niepo-wtarzalny. Nieskazitelny. Przede wszystkim - własny.

Najsłabiej obsadzoną po-zycją w układance Berga jest lewa strony defensywy. Brzyski na realia Ekstra-klasy wystarczy, jednak już pierwszy mecz w europej-skich pucharach pokazał, że w Europie, to nie przejdzie. Reprezentant Polski wyda-

wał się jakby… przestraszo-ny grą na takim poziomie i o taką stawkę. Właściciele Legii nie mogą w zimę prze-spać okna transferowego i poświęcić trochę więcej pie-niędzy właśnie na wzmoc-nienie formacji obronnej.

Piłkarze Legii, jak i jej kibi-ce marzą o zagraniu na Sta-

dionie Narodowym w finale Ligi Europy. Jednak żeby ten sen się ziścił - trzeba wyjść z grupy. Osobiście polecam wstrzymanie się z tymi za-powiedziami i zatrzymać się na tym, co czeka nas w najbliższej przyszłości.

Page 38: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014
Page 39: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

O tym tutaj nie przeczytacie:

Sprawa dosyć znana. Zawodnik nie chce przedłużyć wygasającego kontraktu z klubem, w najbliższym okienku odchodzi za darmo-ląduje w klubie kokosa. Oczywiście to jest wszystko szmaceniem zawodnika, próbą wy-muszenia na nim zmiany decyzji, cza-sem „prze-konania” do zgody na rozwiązanie k o n t r a k t u bez odszko-dowania, cza-sem też jest to zwyczajna chęć zemsty, p o k a z a n i a , kto tu rządzi.

dziś bę-dzie tak.

Lubicie wy-magać od trenerów wi-zji prowadze-nia zespołu. I jeżeli ją już u kogoś zauwa-życie (to jest chyba moż-liwe głównie z a g r a n i c ą ) nie macie oporów, żeby

pochwalić, żeby pomarudzić: „O, tam to są trenerzy, takich nam po-trzeba.” Jednocześnie nie sposób nie zauważyć, kiedy krytykujecie trenerów za odstawianie zawodni-ków, którzy za chwilę klub opusz-czą od zespołu, od pierwszej „11″. A to jest w pewnych sytuacjach

bardzo rozsądne. Sprawa Lewan-dowskiego w Borussii. Pomyślcie. Klopp nie odstawia Lewego, daje mu grać. Radosław Matusiak w swoim co czwartkowym felieto-nie na Weszło chwali za to Klop-pa. Pisze, że ważna ma być przede wszystkim forma zawodnika, a nie

to, że już za chwi-le nie będzie go w klubie. Naprawdę? Według mnie waż-ny ma być przede wszystkim interes drużyny i jeżeli posadzenie na ła-wie odchodzącego niebawem z klubu Lewego ma być dla drużyny na dłuż-szą metę lepszym r o z w i ą z a n i e m to Roberta trze-ba sadzać. Jeżeli Klopp widzi, że ma w składzie Au-bameyanga, który poprzez ogrywa-nie się teraz na „9″ ma szansę w przyszłym sezo-nie godnie zastą-pić RL to ma grać Pierre Emerick, a nie Robert. Jeżeli nawet Aubamey-ang jest w sta-nie teraz grać na

Page 40: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

poziomie nawet o półkę niższym niż „Lewy”, ale poprzez grę już w przyszłym sezonie będzie dla Ro-berta Lewandowskiego najlepszym zastępstwem, je-żeli klubu nie stać na ściągnięcie gościa o poziomie Roberta, a wierzą, że w klubie takiego gościa mają, tylko potrzebuje on gry, potrzebuje zyskania pew-ności na murawie, potrzebuje zrozumienia specyfiki gry w Dortmundzie na tej pozycji, to Lewy ma sie-dzieć. Jeżeli Aubameyang jest najlepszą na rynku opcją za te pieniądze - czyli za żadne - do wypełnie-nia po Lewandowskim luki w największym stopniu to ma grać Aubumeyang, a nie Polak. Jeśli Klopp chce przyzwyczajać zespół do gry z reprezentantem Ga-bonu, chłopakiem o zupełnie innej specyfice (nie-koniecznie wg „JK” gorszej i w efekcie mniej sku-tecznej) niż reprezentant to ma grać Aubameyang.

Jeśli sztab szkoleniowy i władze BVB są w stanie po-święcić nawet końcówkę sezonu, są nawet w stanie poświęcić Puchar Niemiec, ale po to, aby w przy-szłości nie stracić szans na jeszcze więcej poprzez brak odpowiednio przygotowanego zastępcy swo-jej byłej gwiazdy, to mają prawo Roberta na ław-ce posadzić. Maja prawo posunąć się tak daleko, aż osiągną to czego oczekują. Czyli odpowiednio przygotowany zespół nie na przyszły tydzień, nie na dwa najbliższe mecze, ale na długą przyszłość.

Oni są za tę drużynę odpowiedzialni, oni mają kon-trakty na kilka lat do przodu, aby za ten zespół od-powiadać w dłuższym okresie, aby go budować tak, jak im się podoba. Aby ta budowa zapewnia-ła odpowiedni poziom gry zespołu na długie lata.

Oczywiście możecie powiedzieć, że BVB nie pla-nuje zastąpienia Lewego ani Mchitarjanem ani Aubameyangiem, ale ja oczywiście uogólniałem. Za nazwisko Lewandowskiego możecie wsta-wić każde inne, za nazwisko jego zastępcy rów-nież, możecie sobie zmienić tez nazwę klubu.

Mają decydować względy sportowe, ale nie liczą się indywidualności, a cała drużyna. Dobro drużyny jest najważniejsze, zawodnicy przychodzą i odchodzą, a klub pozostaje. Jeżeli trener uważa, że lepiej czasem najpierw zrobić krok do tyłu, aby w przyszłym sezonie zrobić dwa do przodu, zamiast spieprzyć się ze szczytu, bo nie myśleliśmy o przyszłości w odpowiednim mo-mencie, to ma grać Aubumeyang a nie Lewandowski.

Klopp uznał jednak, że najlepsze dla jego druży-ny będzie wybieganie Lewego w podstawie w każ-dym meczu, okej, miał do tego prawo. Takie samo,

jak miał do tego, aby Robert nie podnosił się z łąwki przez dłuższy czas. Jego decyzja. Ale jeżeli w jakim-kolwiek innym klubie decyzja będzie się różniła od tej Kloppa to także należy zaakceptować. Ale w tym wszystkim muszą decydować względy sportowe.

Jeżeli trener uważa, że dla BVB bardziej niebez-pieczna jest gra Lewandowskiego niż tej gry brak, to ma prawo podjąć decyzję taką, a nie inną. Jeże-li uważa, że większą szkodę robi swojemu zespo-łowi nie dając grać gościowi, który wkrótce będzie dbał o jego posadę, niż nie dając grać Lewandow-skiemu, który już niedługo o nich zapomni, to ma obowiązek podjąć decyzję najlepszą dla zespołu.

PIŁKA NOŻNA

Page 41: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

PO trudNyCh ChwIlACh w POzNANIu zmIANA treNe-rA! NA mIejsCe mArIuszA rumAKA zjAwIŁ sIę mACIej sKOrŻA, Który mA zOstAć wyBAwICIelem POzNANIA. NI-Czym ryCerz NA rumAKu KO-NIu PrzyByŁ, ABy smOKOwI KsIęŻNICzKę. tylKO Czy tym mIeCzem mOŻNA wAlCzyć?

Lech nie ma składu na miarę mi-strza Polski. Pomimo słów włoda-rzy klubu stwierdzam, że ta kadra może nie wystarczyć, żeby powal-czyć z Wisłą czy Legią o tytuł. Skor-ża ma nie lada zadanie. Sympatycy Kolejorza wiążą z nim spore nadzie-je. Tylko czy te nadzieje nie będą na nim zbyt mocno ciążyć? Moje obawy jednak zostały rozwiane i to szybciej niż się spodziewałem. Konferencja prasowa i odpowiedź

na pytania kibiców były niczym huragan w mojej głowie, który wywiał złe myśli. Teraz pozostaje wiara, że będzie to zespół, który w końcu powalczy z Legią o Mistrza Polski, bo rozgrywki Ekstraklasy są nudne, a spełnieniem marzeń będzie udział w Lidze Mistrzów.

Przejdźmy jednak do osoby Ma-cieja Skorży. Trener doświadczony, który swoje „za uszami ma”. Ma Puchar Polski i Puchar Ekstrakla-sy z Dyskobolią Grodzisk Wielko-polski w sezonie 2006/07. Później Wisła Kraków, którą doprowadził dwukrotnie do Mistrzostwa Polski. W 2010 roku objął Legię Warsza-wa i zdobył z nią dwa razy Puchar Polski. Przygoda w Arabii Saudyj-skiej gdzie przez sezon prowadził Ettifaq FC zakończyła się… tak sobie. Zajął 6 miejsce w lidze. W

czerwcu tego roku krążyły plotki, że powróci do Ekstraklasy, ale jako trener Zawiszy Bydgoszcz. Sam odrzucił propozycję, a 27 sierpnia na konferencji prasowej poinfor-mowano media, że będzie nowym trenerem Lecha Poznań. Tyle z hi-storii i dokonań, a teraz troszkę z innej beczki. Kibice nie przepadają za nim, bo w końcu prowadził Le-gię Warszawa, głównego rywala. Jednak jeśli przyszedł zmienić ich piłkarski świat to swoim dopin-giem pomogą drużynie i trenero-wi walczyć o kolejne zwycięstwa.

Czy będzie wybawicielem? Po po-rażce 0:1 z Jagiellonią Białystok na pewno wiara została zachwiana, ale „nie od razu Kraków zbudowa-no” i wierzę, że z każdym dniem drużyna Lecha będzie silniejsza i z każdym dniem będzie rosłal jak

Page 42: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

balon napełniony helem, aby wznieść się na wyży-ny. Reformy i zmiany, to czeka w najbliższym cza-sie kibiców Lecha, prawie jak cały naród w związ-ku z zmianą rządu. Jednak jestem napełniony optymizmem jeśli mowa o Lechu, bo ten nasz rząd…

Sam Mourinho prosił aby jego zespołów nie oce-niano po pierwszym sezonie i z taką samą roz-wagą podchodziłbym do oceny zespołu Skorży. Oczywiście trener Lecha to nie jest Jose Mourih-no, a klub potrzebuje zwycięstw od zaraz, jednak to nie zmienia mojego podejścia. Jeśli Poznań ma realnie walczyć o mistrza, to potrzeba czasu i za-angażowania, bo generał na stanowisku już jest.

Piłka nożna – nasz sport narodo-wy, komentowany i oceniany na szeroką skalę pod każdym wzglę-dem. Kiedy gra reprezentacja lub jakiś klub w europejskich pucha-rach, każdy z nas – choć po czę-ści – staje się wielkim ekspertem tego sportu. Czemu akurat piłka kopana zyskała w naszym spo-łeczeństwie taką popularność?

Przy każdym meczu pił-ki nożnej dzieje się coś absolutnie niesamowitego, a już w szczegól-ności, gdy rozpoczynają się Mi-strzostwa Świata. Takiego rozgłosu jak futbol, nie ma w Polsce żaden sport. Wielu z nas zadaje sobie pytanie „jak to w ogóle możli-we, skoro nasza kadra od lat pre-zentuje się... co najwyżej źle?”

Ile osób pamięta Orły Górskie-go? Ilu z nas pamięta mundial z 1974 roku? W pewnym sensie żyjemy zatem legendą - legendą o wielkim polskim sukcesie, po-mijając jakby niezwykłe wyczyny dzisiejszych sportowców, choćby siatkarzy. Moim zdaniem nie to jednak decyduje o tym, że piłka przeważa. Jestem także zdania, iż zarówno siatkarze jak i wszyscy inni sportowcy w Polsce są godnie doceniani przez wszystkich fanów.

Człowiek od zawsze lubił rywalizować. Przez wieki jednak nieco pozmieniało nam się w gło-wach. W starożytności popular-ne były sporty indywidualne, a w szczególności te zręcznościowe oraz siłowe. Przypomnę jednak, że w czasach wiary w bóstwa z Olimpu właśnie indywidualności się liczy-

ły, a po zwycięstwie chwała spadała na wybraną (najlepszą) osobę. Nie było możliwości, aby część ode-brała drużyna. Nie było bowiem odpowiednich więzi społecznych, aby można było taką zawiązać.

W XX wieku wszystko wywró-ciło się do góry nogami. Świat, dotknięty przeróżnymi konflik-tami na tle niepodległościowym, zmienił tok myślenia. Wszystko zaczęło się już od XVIII-wiecz-nych rewolucjonistów z Francji, Niemiec, Włoch czy Belgii. W głowach ludzi zaczęły kreować się po prostu myśli narodowościowe.Wówczas w grę wkroczyły gry ze-społowe. Spójrzmy – to właśnie w XX wieku nastąpił dynamiczny rozwój każdej z zespołówek. Dla-czego? A no dlatego, że wszyscy nastawili się na walkę z innymi

PIŁKA NOŻNA

Page 43: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

krajami. Tylko w takim sporcie jeden naród stawał przeciwko drugiemu, a nie zawodnik prze-ciw zawodnikowi. Chyba każdy przyzna, że więcej emocji wzbu-dza w nas pokonanie Rosjan w meczu Polska-Rosja niż choćby w pojedynku Stoch-Wassiliew.

Zmiana myśli społecznej jest już zatem chyba jasna. Ale nadal po-zostaje pytanie – dlaczego piłka nożna? Mamy przecież także inne sporty zespołowe: siatkówkę, pił-kę ręczną, koszykówkę czy hokej. No a przecież przewaga „kopaczy” (nie szukać podtekstów związa-nych z przyszłą panią premier, o której z resztą można by napi-sać kolejny felieton...) nad resztą sportowców jest bardzo wyraźna.

Niesamowitą popularność tego sportu widać choćby podczas... jakiegokolwiek meczu. Na stadio-nie, który pomieścić może od kil-kunastu do kilkudziesięciu tysięcy widzów, zwykle pozostaje niewiele pustych miejsc. Na zwykłym me-czu polskiej ekstraklasy, który nie jest jakimś hiper-ważnym spotka-niem potrafi znaleźć się 30 tysięcy kibiców. Na Mistrzostwach Świa-ta czy Europy lub w ważniejszych meczach Ligi Mistrzów stadiony zapełniają się natomiast zwykle po brzegi, a każdy mecz ogląda po 60-70 tysięcy ludzi. I to nieza-leżnie od tego czy jest to finał czy też zwykły mecz Chile z Australią.

Jak jest w innych sportach? Przy meczach siatkówki, piłki ręcznej, koszykówki czy hokeja, hale, któ-re mogą pomieścić zwykle po 5-15 tysięcy widzów zapełniają się je-dynie podczas finałów i meczów gospodarzy. Na innych meczach obiekty świecą zaś pustymi krze-sełkami. Wiem jak jest, byłem w Gdańsku na meczu Mistrzostw Świata w siatce i... na prawdę kibi-

ców zbyt wielu nie było, a jeśli już byli, to zajmowali trybuny, któ-re były pokazywane w telewizji.

Dlaczego tak jest? Pierwszą narzu-cającą się myślą są warunki. Ogrom-ne stadiony piłkarskie dają takie, które tworzą możliwość organiza-cji wielkiego święta na trybunach. Coś niesamowitego! Są też jednak inne aspekty, które decydują o tym, że piłka nożna jest dla kibiców bar-dziej pociągająca niż inne sporty.

Tak już jakoś jest, że czło-wiek przez życie stara się zwalczać wszelkie niedoskonałości w swojej sferze psychicznej oraz fizycznej. Być może właśnie dlatego taką fu-rorę robi sport, w którym można używać jedynie kończyn, do tego... tych słabszych. Każdy z zawodni-ków – jeśli chce osiągnąć szczyt – musi zatem bardzo dużo trenować. Z drugiej zaś strony piłka nożna jest dostępna dla wszystkich. W przeciwieństwie do siatkówki, ko-szykówki czy hokeja na lodzie, tu nie potrzebna jest siatka, kosz czy odpowiednie warunki na lodzie. Wystarczy piłka, bramkę może sta-nowić cokolwiek. Trenować mogą wszyscy i w tym tkwi piękno tej gry.

Ponadto piłka jest nieprzewidywal-na. W koszykówce od lat dominuje USA, a reszta krajów – w i tak dosyć zamkniętej grupie – zmaga się tylko o 2. miejsce. W hokeju reprezenta-cje wystawiają tylko te kraje, które mają takie warunki (czytaj: kraje, w których widziano śnieg), a lista kandydatów do medalu jest bardzo krótka. W piłce ręcznej i siatkówce także dochodzi do sytuacji, w któ-rych mamy kilku faworytów, któ-rych nikt nie jest w stanie wygryźć.

W futbolu jest inaczej. Tutaj każdy ma szanse na wygrywanie, co po-kazała już choćby Kostaryka na po-przednich Mistrzostwach Świata. Lista drużyn, zmagających się o tro-

fea są tu dużo dłuższe i... mogą być stale powiększane, bo niespodzian-ki są jakby wpisane w ten sport.

Co więcej, decydującym my-ślę czynnikiem, jest to o czym pisałem wcześniej – wielka ry-walizacja między narodami. W rankingu IIHF (hokej na lodzie) mamy 49 reprezentacji narodo-wych, w rankingu FIVB (siat-kówka) mamy około 130 drużyn, a w piłkę ręczną grają 82 kraje.

W rankingu FIFA znajduje się na-tomiast 210 państw. Jest to zatem mniej więcej tyle, ile jest ich ogó-łem na świecie. To tworzy zatem różnicę i niesamowitą przewagę nad innymi sportami. To tutaj – na piłkarskim boisku – można zatem pokonać cały świat. Zostając mi-strzem świata hokeja ogrywamy bowiem zaledwie 48 krajów, zosta-jąc mistrzem świata w piłce noż-nej – mamy pod sobą cały glob.

Miłość do futbolu przejawia się wszędzie. To jest piękne, że kibicu-jemy dla swojej drużyny zarówno wówczas gdy wygrywa, jak i wte-dy, gdy radzi sobie nieco gorzej. Przywiązanie do barw i ukochanie reprezentacji narodowej to to, co czyni kibiców wielką rodziną. Pił-ka nożna jest zdecydowanie czymś więcej niż sportem. Świadczą o tym krew, pot i łzy zostawione nie tylko na boisku, ale także na trybunach.

dawid Brilowski

Page 44: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Od rozpoczęcia kampanii 2014/15 w I Lidze minęły już niemal dwa miesiące i aż dziewięć kolejek. Niedługo będziemy mieli za sobą 1/3 rozgrywek, co pozwala na wy-ciągnięcie pierwszych wniosków i snucie prognoz przed kolejnym etapem ligi. Zobaczmy, jakie roz-strzygnięcia przyniósł początek sezonu na zapleczu Ekstraklasy.

uciekające słoniki

Liderem od pierwszej kolejki jest Termalica Bruk-Bet Nieciecza. Klub z Małopolski po raz czwarty próbuje szturmować bramy Eks-traklasy i jeżeli utrzymają swoją znakomitą dyspozycję przez resz-tę sezonu, wreszcie wygrają I Ligę w cuglach. Zespół prowadzony przez Piotra Mandrysza nie prze-jął się odejściem Rafała Kujawy i Łukasza Pielorza do GKS-u Kato-wice, rozjeżdżając kolejnych rywali niczym walec drogowy. Obecnie mają wszystko, czego potrzebu-je dobry lider – Sebastian Nowak to jeden z lepszych bramkarzy w lidze, defensywa to połączenie ru-tyny z młodością, w pomocy bry-luje Jakub Biskup, wspierany przez Kaczmarczyka czy Foszmańczyka, a w ataku szaleje Emil Drozdo-wicz. Oprócz wyrównanej kadry dysponują także innymi ważnymi cechami – potrafią przetrwać ataki przeciwników, po czym rzucają się im do gardeł czy, prawdopodob-nie najważniejszy obecnie atrybut Termaliki, umiejętność wrzucenia w odpowiednim momencie gra-cze z Niecieczy wyższego biegu i przechylenia szali wyniku na swoją stronę. Nie ma w tym momencie siły, która jest w stanie zagrozić dominacji uciekających Słoników. Można się pokusić o stwierdze-nie, że najgroźniejszym rywalem Piotra Mandrysza i jego piłkarzy

są oni sami. Pamiętamy bowiem przypadek Floty Świnoujście, któ-ra w sezonie 2012/13 w rundzie jesiennej była nie do zatrzyma-nia, żeby ostatecznie skończyć rozgrywki na czwartym miejscu.

Peleton

Za plecami lidera stworzył się swoisty peleton, który wciąga każ-dego, kto ośmieliłby się od niego oderwać. Próby doskoczenia do Termaliki kończą się tak szybko, jak się zaczęły. Jedna wygrana roz-budza nadzieje i przenosi nawet na pozycję wicelidera, ale zazwy-czaj zdobycie trzech punktów w jednym spotkaniu oznacza remis bądź porażkę w następnym. O pozycję wicelidera, która również gwarantuje awans do Ekstrakla-sy bije się kilka zespołów – Olim-pia Grudziądz, Zagłębie Lubin, GKS Katowice i Stomil Olsztyn.

Podopieczni Dariusza Kubickie-go zaliczyli dobry start, w pierw-szej kolejce efektownie ogrywając Miedź Legnica, lecz szybko na ich głowy został wylany kubeł zimnej wody. Po porażce z Termaliką w drugiej kolejce zaczęło się ciułanie punktów. Mimo dokonania bardzo dobrych wzmocnień (Aleksander wyrwany z Gdyni, Popović zabra-ny Tychom, ściągnięty z Azerbej-dżanu Sapela czy sprowadzony z Widzewa Kaczmarek) Olimpia prezentuje przeciętny futbol, jeże-li wygrywa, to nieznacznie, jeże-li remisuje, to zasłużenie, a jeżeli przegrywa, to nie miała pomysłu na grę. Utrzymują się jednak w czubie tabeli i nie wygląda na to, żeby ten stan rzeczy uległ zmianie. Tylko czy będą grali na tyle dobrze, żeby zrealizować marzenia o awan-sie? Na razie ciężko w to uwierzyć.

Stomil to rewelacja tego sezonu, wykorzystują otrzymaną od losu drugą szansę (występują w I lidze w miejsce Kolejarza Stróże). Pro-wadzeni przez Mirosława Jabłoń-skiego piłkarze przegrali pierwszy mecz dopiero w ósmej kolejce spo-tkań, wcześniej tworząc kanap-kę remisów z serią zwycięstw w środku. Mimo odejścia z klubu wyróżniającego się defensora – Marcina Warcholaka olsztynianie prezentują się w defensywie bar-dzo dobrze, gorzej sytuacja wyglą-da z przodu, po odejściu mózgu zespołu – Grzegorza Lecha ciężko Stomilowi przychodzi zdobywa-nie bramek. Jeżeli ten problem nie zostanie rozwiązany, popularny Ja-błoński nie będzie w stanie utrzy-mać swojego zespołu w czołówce.

GKS to ciekawy przypadek, w Ka-towicach pojawiały się w zeszłym sezonie transparenty „Ekstraklasa albo śmierć” i choć w tej kampa-nii nie używa się już takich środ-ków „motywujących” ciężko ukryć kibicom GieKSy chęć powrotu na najwyższy poziom rozgrywko-wy. Ciężko jednak wyobrazić so-bie awans, gdy klub prowadzony przez Kazimierza Moskala to jedna wielka niewiadoma i eksperyment. Miały być próby grania 3-5-2, nie udało się. Z klubu odeszli Budzi-łek, Wróbel, Fonfara czy Gancar-czyk – chcą w Katowicach tworzyć drużynę młodych gniewnych. Nie-stety w polskiej rzeczywistości tym wilkom brakuje często stabilizacji formy, czego najlepszym przykła-dem może być Aleksander Janusz-kiewicz. Młody skrzydłowy potrafi narobić sporo wiatru w szeregach przeciwników, ale również nie po-jawić się na radarze przez 90 mi-nut. Kibice po początkowych żąda-niach dymisji Moskala tymczasem jest wyłącznie I liga. Władze posta-

PIŁKA NOŻNA

Page 45: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

la wydają się być spokojni, ale skoro GKS jest tak nieprzewidy-walny, to nerwy mogą wrócić na Bukową szybciej niż Ekstraklasa. Zagłębia nie można traktować w kategorii rozczarowania, bar-dziej jako największych frajerów I Ligi. Na dobrą sprawę Miedziowi powinni swoich rywali wciągać nosem, po pierwszych siedmiu kolejkach mieć komplet punk-tów i z góry patrzeć na zmagania przeciwników. Tymczasem po do-brym początku i sześciu oczkach w dwóch meczach nastąpiło brutalne zderzenie z rzeczywistością, tylko punkcik w trzech kolejnych star-ciach. Zagłębie przed sezonem wy-czyściło kadrę z zagranicznego za-ciągu, zostawiając w swojej kadrze tylko trzech obcokrajowców – Pa-padopulosa, Guldana i Cotrę. Po-zostali zostaną we wspomnieniach kibiców jako „szrot”, który mimo wielkich pensji nie potrafił utrzy-mać drugiego najlepszego klubu na Dolnym Śląsku w Ekstraklasie. Li-czono na gorszy sezon i potencjal-ne występy w Europie, tymczasem jest wyłącznie I liga. Władze posta-wiły na akademię, zakręciły kurek z pieniędzmi i tak każąc Piotrowi Stokowcowi wywalczyć awans. Nie ma złudzeń, w Lubinie kolej-ny sezon na zapleczu Ekstraklasy nikogo nie interesuje. Połączenie doświadczonych piłkarzy pokroju Kwieka, Łukasza Piątka, czy Papa-dopulosa i Guldana z (ponoć) jed-ną z najlepszych szkółek w Polsce, czyli chociażby Krzysztofem Piąt-kiem, Jarosławem Jachem, Jarosła-wem Kubickim czy Sebastianem Boneckim oraz z niespełnionymi gniewnymi w postaci Przybeckie-go, Błąda, Woźniaka czy Rakow-skiego miało być receptą na sukces. Choć cel można dalej osiągnąć, wiadomo że I Liga to nie jest spa-cerek po parku i trzeba będzie się napracować, żeby wrócić do elity.

Przyczajeni bezpieczni

Spokojnych o swój byt na zapleczu Ekstraklasy z widokiem na spra-wienie niespodzianki jest dwóch. W Płocku mimo straty Filipa Bur-khardta buduje się ciekawy zespół, który może napsuć krwi kandyda-tom do awansu tak, jak na przykład już to zrobili z Zagłębiem Lubin, pokonując spadkowicza na ich tere-nie. Mimo wyrównanej kadry wy-daje się, że ciężko będzie im prze-skoczyć o poziom wyżej. To samo można napisać o Dolcanie Ząbki, który po stracie Dariusza Zjawiń-skiego ma problem ze zdobywa-niem goli i prób kontynuacji misji Roberta Podolińskiego raczej nie zdoła wskoczyć na właściwe tory.

wyżej głowy nie podskoczą

Flota Świnoujście miała w I Lidze w ogóle nie wystąpić, tymczasem radzi sobie całkiem przyzwoicie, notując niezłe rezultaty i ucierając nosa na przykład Olimpii Gru-dziądz czy Dolcanowi Ząbki. To-masz Kafarski pozbierał zespół z przedsezonowego zamieszania i bez wielkich zmartwień powinien utrzymać Flotę na powierzch-ni. Wyniku sprzed dwóch lat nie wykręci, ale do tragedii też nie dojdzie. Sandecja Nowy Sącz co jakiś czas pokaże, na co ją stać, lecz duet Bębenek-Grzeszczyk nie wystarczy, żeby powalczyć o coś więcej niż środek tabeli. W ataku gra zbyt chimeryczny Mouhama-dou Traore, a Matej Nather nie może znaleźć formy, której się po nim spodziewano. Trener Kostel-nik również potrzebuje czasu żeby poukładać zespół na swoją modłę. GKS Tychy obecnie znajduje się w strefie spadkowej, ale nie mogę się pozbyć wrażenia, że zespół Prze-mysława Cecherza jeszcze przed przerwą zimową wróci na bez-pieczną pozycję. Zbyt wiele jednak zależy od Macieja Kowalczyka i

jeżeli dozna kontuzji, inauguracja stadionu w Tychach może nie być zbyt radosna. Chojniczanka bę-dzie do końca ocierać się o strefę spadkową, trener Mariusz Pawlak wykonuje dobrą robotę w Choj-nicach, lecz z takim potencjałem kadrowym i błędami w defensy-wie ciężko marzyć o czymś innym niż nerwy do ostatniej kolejki.

falstart trzech beniaminków i późne wyjście z bloków czwartego

Pogoń Siedlce, Wigry Suwałki i By-tovia Bytów dobrze weszły w sezon, zajmując bezpieczne miejsca w ta-beli. Pogoń zdemolowała na starcie rozgrywek Chojniczankę, ale od tego meczu zaczęła się równia po-chyła, wychodził brak doświadcze-nia i umiejętności. Zresztą to samo można napisać o dwóch pozosta-łych zespołach w tym akapicie. Paweł Janas i Zbigniew Kaczma-rek wykonywali w swoich zespo-łach fantastyczną pracę (zwłaszcza Kaczmarek, który w fenomenal-nym stylu wprowadził Wigry do Ekstraklasy), ale na dłuższą metę rywale będą zbyt mocni i przewi-duję, że z tego tercetu przynajmniej jedna drużyna opuści szeregi za-plecza Ekstraklasy. Co jakiś czas zaskoczą bukmacherów, lecz po-jedyncze niespodzianki to moim zdaniem maksimum, jakie osiągną zespoły z Bytowa, Suwałk i Siedlc.

Co innego Chrobry, który na inau-gurację zebrał baty od Termaliki, potem w beznadziejnym stylu wto-pił kilka następnych spotkań i jak za dotknięciem magicznej różdż-ki wygrał trzy kolejne. Drużyna z Głogowa niemalże co mecz grała z rywalem, który kolejkę wcze-śniej wylewał na boisku siódme poty przeciwko Zagłębiu Lubin i choć tydzień to wystarczający czas na regenerację, pewni kibi-ce doszukują się w tym przyczyn końca fatalnej passy zespołu Ire-

Page 46: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

czas na regenerację, pewni kibi-ce doszukują się w tym przyczyn końca fatalnej passy zespołu Ire-neusza Mamrota. Nie można odmówić jego podopiecznym woli walki, kilka razy pokaza-li, że są w stanie odrobić straty i choć nie zawsze wychodzi-ło, przeciwko głogowianom trzeba grać do końca. Stać ich na miejsce w środku tabeli i pewnie napsują jeszcze krwi groźniejszym przeciwnikom.

rozczarowanie goni rozczarowanie

Na koniec zostawiam sobie najgorszych, drużyny któ-re przed startem rozgrywek miały prezentować się zupeł-nie inaczej i ich miejsce w ta-beli na pewno nie jest zgod-ne z oczekiwaniami kibiców.

Zaczniemy w Gdyni, gdzie już nie ma trenera Dźwigały. Cięż-ko było spodziewać się Arki na 15. miejscu. Mimo rewolucji ka-drowej, która miała miejsce w Trójmieście Arkowcy powinni walczyć o awans. Klub opuścili między innymi Ślusarski, Alek-sander, Radzewicz, Szwoch czy Jarzębowski, ale na ich miej-sce sprowadzono choćby Pawła Abbotta, Antoniego Łukasiewi-cza, Grzegorza Lecha, Bartosza Ławę czy Marcina Warcholaka – zawodników z ekstraklaso-wym doświadczeniem bądź wy-różniających się na poziomie I Ligi. Dodano też kilku cieka-wych młodzieżowców – Micha-ła Nalepę, Pawła Wojowskiego czy wypożyczonego z Legii Ja-giełłę. To połączenie miało dać Arce szansę na wysoką lokatę, tymczasem rzeczywistość zwe-

ryfikowała przedsezonowe zało-żenia. W Gdyni nie ma obecnie pomysłu na grę, solidnej defen-sywy, bramek – czegokolwiek co dawałoby podstawy by sądzić, że będzie lepiej. Oczywiście, na koniec sezonu Arka podsko-czy o kilka(naście?) pozycji, ale awansu w tym sezonie ra-czej nie można się spodziewać.

Z Gdyni wybierzmy się do Ło-dzi. Po Widzewie co prawda ciężko było się spodziewać cze-gokolwiek, ale 14. pozycja na pewno nie satysfakcjonuje ki-biców. Agencja castingowa Wi-dzew testowała, ściągała, odda-wała, przesiewając kandydatów na piłkarzy i pozorantów. Jedna wielka zbieranina. Rozczarowa-niem podopieczni Włodzimie-rza Tylaka nie są dlatego, że grają tak słabo (to można było przewi-dzieć), ale raczej dlatego, że nie ma żadnej nadziei na to, że sy-tuacja w tak zasłużonym klubie ulegnie zmianie na lepsze. Przed Widzewem ciężka reszta sezo-nu, naprawdę nie jestem w sta-nie ocenić, gdzie na koniec roz-grywek wyląduje klub z Łodzi.

Ostatnim klubem grającym po-niżej oczekiwań jest Miedź Le-gnica. Miedzianka pozbyła się wielu doświadczonych graczy, stawiając raczej na młodszych graczy. Jednak największym atu-tem zespołu z Legnicy miał być trener. Po Wojciechu Stawowym spodziewano się wprowadzenia do Miedzi ciekawego stylu gry, z którego przecież słynie i za spra-wą którego czasami oglądało się Cracovię z podziwem. Tymcza-sem w jego zespole panuje po-mieszanie z poplątaniem i jeden wielki chaos. Drużynę za uszy

próbuje ciągnąć Wojciech Łobo-dziński, ale popularny Łobo nie jest w stanie zapobiec radosnej grze w defensywie swoich ko-legów z zespołu, najzwyczajniej w świecie się nie rozdwoi (a i to pewnie byłoby za mało). Inaczej niż w przypadku wyżej wymie-nionych rozczarowań wyda-je się, że Miedzi i Stawowemu po prostu potrzeba czasu. Były szkoleniowiec Pasów wie, jak wprowadzać drużynę do Ekstra-klasy i choć raczej nie nastąpi to w tym sezonie, po roku stabili-zacji i nauczania gry „po Stawo-wemu” Miedź znowu powinna włączyć się do walki o awans.

Jak widać, I Liga nie przesta-je emocjonować i znowu do-starcza ciekawych rozwiązań. Niespodzianek i rozczarowań mamy w bród, więc ciężko spo-dziewać się, że do końca sezonu ten stan rzeczy ulegnie zmianie. Bynajmniej, powinniśmy ocze-kiwać jeszcze bardziej zaska-kujących rozwiązań. No, może poza Niecieczą. Tam już wszyst-ko jest poukładane. Wszędzie indziej pokazują, że pierwsza liga to naprawdę styl życia.

michał rygiel

PIŁKA NOŻNA

Page 47: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

reforma ekstraligi – co dała?

Ligowy sezon 2014/2015 jest wyjątkowy z jednego, podstawowego względu – zwiększono liczbę dru-żyn występujących na najwyższym szczeblu rozgrywek piłkarstwa kobiecego z 10-ciu do 12-tu ekip.

O reformie było wiadomo przeszło 1.5 roku temu. Zdecydowano że do walki w aktualnych roz-grywkach dopuszczone zostaną po dwie najlepsze ekipy z 1-ligowych aren. Dzięki temu ru-chowi do elity po latach niebytu wróciły: wielokrotne mistrzynie kraju i zdobywczynie Pucha-ru Polski (Czarni Sosnowiec), lawirujące co jakiś czas na granicy obu klas FC Katowice i Stilon Gorzów Wlkp., a także debiutancki powiew zachodniopomorskiej bryzy, Olimpia Szczecin. Nigdy w histo-rii nie zderzono się z sytuacją by 1/3 liczebności obecnych ekip stanowiły posiadające status beniaminka.

Plusy?

Podstawowym i zarazem najważniejszym argumentem jest zwiększenie rywalizacji w czasach gdy na bo-iskach rządzą i dzielą: Medyk Konin, Górnik Łęczna i AZS Wrocław. Kolejnym z pozytywów zaobser-wowanych z niedalekiej przeszłości to nowe twarze które nieśmiało przekraczają próg świętych a zarazem wymarzonych bram dostępnych tylko dla najlepszych zespołów. Co ciekawe, tylko w czasie pierwszych trzech kolejek odnotowano aż 55 nowych piłkarek które być może za jakiś czas wybiegną w koszulce z or-łem na piersi i poprowadzą naszą reprezentację do upragnionych finałów mistrzostw świata czy europy.

minusy?

Odległości. To zawsze była zmora każdej futbolistki. Każda z drużyn (nie licząc ekip ze śląska) by dojechać na boisko rywalek musi spędzić co najmniej 3 godziny podróży często zatłoczonymi autokarami. Kolejną prak-tyką po części związaną z podróżami jest ustawianie spotkań na godziny poranne (najczęściej o 11-tej) po to by wykorzystać zmęczenie przeciwniczek. W 5 kolejce niedogodności te próbowały przezwyciężyć GOSiRki Polflam Piaseczno które (chyba jako pierwsze w historii) chciały zagrać na nosie Olimpii wykorzystując zara-zem atut sąsiedztwa z Warszawą... przylatując samolotem do Szczecina. Transport i wyżywienie podczas tak dalekich eskapad spełniają sen z powiek zarządcom klubów i doprowadzają do smutku dział księgowości , a zanim przyjdzie moment kiedy jakakolwiek stacja telewizyjna zainteresuje się ligą i w dodatku będzie łożyć takie kwoty jakie chociażby serwowało Canal+ 15 lat temu, to mech porośnie okolice Stadionu Narodowego.

Page 48: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

rozpoczął się nowy sezon roz-grywek kobiecej piłki nożnej. już od początku zapowiada nam się kontynuacja sukcesów ewy Pajor. Polska „lea messi” wyrasta zatem na gwiazdę formatu światowego.

Już kilka tygodni temu na start stanęła polska Ekstraliga. Naj-lepsze 12 zespołów w kraju ry-walizuje tu o Mistrzostwo Polski. Zdecydowanymi faworytkami tego sezonu są obrończynie tytu-łu – piłkarki Medyka Konin. Po niesamowitym poprzednim roku, teraz także zawodniczki z woje-wództwa Kujawsko-Pomorskie-go w sezon weszły fenomenalnie.

W pierwszych 5 spotkaniach Me-dyk Konin zwyciężył czterokrotnie i zremisował tylko raz, dzięki cze-mu prowadzi w tabeli Ekstraligi. Zawodniczkom z Konina – jak na razie – zagrażać zdają się jedynie Górnik Łęczna i Zagłębie Lubin. Oba te zespoły mają bowiem taką samą liczbę punktów jak Medyk, jednak rozegrały o 1 mecz więcej.

Sukcesy drużyny z Konina to jednak nie tylko rozgrywki na krajowym podwórku. Mistrzynie Polski bar-dzo dobrze radzą sobie w kobiecej odmianie Ligi Mistrzów. W grupie eliminacyjnej Medyk nie dał naj-mniejszych szans drużynom: SFK Sarajevo (Bośnia), Aland United

(Finlandia) i ZFK Kochani (Ma-cedonia). Polki w trzech meczach zdobyły łącznie 21 bramek, straciły zaś tylko jedną, dzięki czemu prze-bojem przedarły się do 1/16 finału.

Dużą zasługę w kwestii awansu może przypisać sobie Ewa Pa-jor, o której wspominałem już wcześniej. Bez wątpienia najbar-dziej utalentowana piłkarka w naszym kraju tworzyła różnicę klas na murawie, zdobyła kilka bramek, przy kilku asystowała.

Podobną formę Ewy mamy nadzie-ję zobaczyć w meczach 1/16 fina-łu. Już za 3 tygodnie w tej właśnie

PIŁKA NOŻNA

Page 49: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

właśnie rundzie mistrzynie Pol-ski zmierzą się bowiem ze szkoc-ką drużyną Glasgow City. Miejmy nadzieje, że tym razem wszyst-ko rozstrzygnie się na boisku, a Medyk nie przeżyje podobnych „przygód” jak niedawno Legia...

Zanim jednak będziemy ściskać kciuki za kolejne sukcesy piłkarek Medyka Konin, rzućmy okiem na to co dzieje się w reprezentacji... młodzieżowej. Tam niestety nie możemy odnaleźć zbyt wielu pozy-tywów. Niedawno odbyły się elimi-nacje Mistrzostw Europy do lat 19.

Polki nie trafiły być może na najsil-niejszą grupę, lecz zdecydowanie zawiodły. Już w pierwszym spotka-niu widoczny był wręcz porażający

brak skuteczności. Nasze zawod-niczki nie były w stanie zdobyć gola nawet z rzutu karnego, co znakomi-cie wykorzystały Norweżki. Rywal-ki, obnażając nasze słabości, strzeli-ły 3 bramki i pewnie wygrały mecz.

Lepiej nie było niestety w kolejnym spotkaniu – przeciwko Szkocji. Biało-czerwone zagrały dobrze je-dynie przez 30 minut. Tym razem udało się strzelić bramkę, jednak stracone kolejne trzy ostatecznie przekreśliły nasze szanse na awans.

Na otarcie łez Polkom pozo-stał mecz z ultra-słabą Albanią. Tym razem na szczęście udało się już uniknąć kompromitacji, jaką byłby niekorzystny wynik w tym spotkaniu i wygrać aż 5:0. Te

wysokie zwycięstwo na koniec nie dało jednak naszej reprezen-tacji nic, oprócz prestiżowych 3 punktów w tabeli grupowej.

Jeżeli by zatem wyśrodkować nie-co bilans – kobieca piłka nożna w naszym kraju ma się dobrze. Za-równo „dorosła” reprezentacja jak i Medyk Konin prezentują się – w dużej mierze dzięki grze Ewy Pa-jor – bardzo dobrze. Martwi jedy-nie słabsza postawa juniorek. To z nich przecież budowany będzie przyszły skład drużyny narodowej.

Pytania:

Według Ciebie, jak daleko Legia Warszawa zajdzie w LE?

Czy Polskę stać na wygranie grupy w el. do Mistrzostw Europy?

Kto Twoim zdaniem jest faworytem do zdobycia tytułu mistrza Polski?

Page 50: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

Odpowiedzi:mikołaj Kortus

- Odpowiem tak. W tej gru-pie może zdarzyć się dosłownie wszystko. Począwszy od tego, że podopieczni Henninga Berga mają możliwości do tego, aby grupę bez większych problemów wygrać. Może być też zupełnie odwrotnie, ale to są zwykłe gdybania. Oso-biście uważam, że kluczem do awansu są zwycięstwa na własnym stadionie, a reszta sama przyjdzie.

- Nie jest to niemożliwe, ale szans zbyt wielkich na to, powiedzmy sobie szczerze, nie ma. Niemcy, świeżo upieczeni, mistrzowie świa-ta są zdecydowanym faworytem, a pierwszy mecz ze Szkocją utwier-dził mnie w pewnym przekonaniu. Ktoś powie: „Szkoci mogli zremi-sować”, przyznam rację. Zauważ-my jednak fakt, że reprezentanci Niemiec mieli za sobą długi tur-niej w Brazylii. Jestem podobnego zdania co Loew - optymalna forma przyjdzie na październik i od tego momentu zakończą się dyskusje, kto tę grupę wygra. Serce i rozum podpowiadają: Polska zajmie dru-gie miejsce i wywalczy awans na Mistrzostwa Europy we Francji.

- Za szybko na takie zapowiedzi, ale wiem jedno - do samego końca będą liczyły się tylko dwa zespoły, zresztą jak co roku. Legia i Lech. Myślałem o Wiśle, ale nie, do takie-go sukcesu w Krakowie zdecydo-wanie brakuje szerokiej kadry. Je-sienią idzie dobrze, ale Smuda braki zacznie odczuwać na wiosnę i „Bia-ła Gwiazda” z czołówki wypadnie. Odpowiadając na pytanie: Legia.

Kacper Chwedoruk- Legia wyjdzie z grupy. Co bę-

dzie dalej, to ciężko powiedzieć. Wszystko będzie zależało od tego, na jakiego rywala trafi w kolejnej fazie. Mistrzowie Polski są w stanie zajść naprawdę bardzo wysoko, bo mają wyrównaną i szeroką kadrę. Oprócz tego, Legioniści mają świet-nego fachowca na ławce trenerskiej i to też jest duży plus w walce o jak najlepszy rezultat. Mając taką grupę do jakiej trafiła Legia, to ja nie widzę innej możliwości niż wyjście z niej. To jest konieczność.- Pierwsze miejsce jest niemożliwe. Od początku ta lokata jest zare-zerwowana dla Niemców i inaczej być nie może. Polacy powalczą o drugi stopień podium ze Szkocją i Irlandią. Może się okazać, że nie zajmiemy nawet miejsca gwaran-tującego grę w barażach, czyli trze-ciego. Uważam jednak, że Polacy są w stanie przegonić wyspiarzy w końcowej klasyfikacji i zakwali-fikować się do mistrzostw Europy we Francji bez konieczności gra-nia w barażach. Przede wszystkim Nawałka musi znaleźć środkowych obrońców z prawdziwego zdarze-nia. Kamil Glik i Łukasz Szukała prezentują się dobrze w klubach, ale w reprezentacji wielokrotnie przydarzały im się błędy. To może być kluczowe, bowiem pewnie grający stoperzy dadzą komfort gry dla środkowych pomocni-ków, którzy nie będą musieli sku-piać aż tak bardzo swojej uwagi na defensywie. Kolejny problem stanowi lewa obrona. Wydaje się, że na tej pozycji długo nie będzie-my mieć klasowego zawodnika. Na ten moment najlepszym chyba jest Tomasz Brzyski, jednak to nie jest najwyższy europejski poziom. - Mistrz Polski może być tylko je-den i najprawdopodobniej tak też

się stanie. Jest nim Legia Warsza-wa. Obecnie zespół poza zasięgiem każdej drużyny w Polsce. Jeżeli nadal będzie tak świetnie wspie-rana finansowo przez właścicieli, to długo jej nikt nie przegoni. W tym momencie ciężko znaleźć ja-kiegoś godnego rywala dla Legio-nistów w lidze. Niedawno był nim Lech Poznań, ale teraz znacznie obniżył loty i wydaje się, że jest na tym samym poziomie, co Le-chia Gdańsk czy Wisła Kraków.

Oskar jasiński- Ciężko wybiegać w tej kwestii w przyszłość i wysuwać daleko idące wnioski. Legia Warszawa przede wszystkim ma spore szanse, by wyjść ze swojej grupy. Metalist (w ogóle Ukraina) ma teraz po-ważniejsze problemy, niż walka o wyjście z grupy w LE. W dodatku ze składu tego klubu odeszło kil-ku podstawowych zawodników (głównie z Ameryki Łacińskiej), ponieważ nie czuli się u naszych sąsiadów bezpieczni. Wielce praw-dopodobne, że mistrz Polski zagra o pierwsze miejsce z Trabzonspo-rem. Co dalej? Ciężko rokować – wszystko zależy od tego, na kogo nasz reprezentant trafi. Klub jed-nak ma potencjał, by przebić do-tychczasowy szczyt naszych klu-bów w LE (a więc odpadnięcie zaraz po rozgrywkach grupowych).- Jestem człowiekiem, który wy-znaje zasadę, że każdy zespół przystępujący do konkretnych rozgrywek ma szanse na wygranie

PIŁKA NOŻNA

Page 51: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

grupy, jak i na zajęcie w niej ostatniego miejsca. Różne są jed-nak proporcje. Powiedzmy sobie wprost – Niemcy piłkarsko są dale-ko przed nami. Nie oznacza to jed-nak, że mamy się przed nimi płasz-czyć. Odpowiem więc tak – dopóki prawdopodobieństwo wskazuje chociaż 1% szans na wygranie gru-py – należy wierzyć i trzeba dążyć do zwycięstwa. Piłkarze natomiast powinni przede wszystkim skupiać swoją uwagę na każdym kolejnym meczu, bez niepotrzebnego kalku-lowania. Zarazem – nie my jeste-śmy faworytem tej grupy i z tym też należy się liczyć. Ba! To można wręcz wykorzystać jako kartę prze-targową! Problem polskiej piłki, to jednak zagadnienie na wielostroni-cową pracę dyplomową. Ja ledwie więc musnę ten problem - nie po-trafimy sprecyzować swojego po-łożenia. Nie potrafimy zbadać na-szej kadry, potencjału piłkarskiego, ocenić umiejętności kadrowiczów. Nie potrafią tego zrobić zresztą ko-lejni selekcjonerzy. Mamy poten-cjał, mamy paru piłkarzy z topu, mamy jednak również słabości i ubytki w kadrze. Czego na pewno nie mamy? Zespołu. I to jest naj-większy problem – który jednak doskwiera nie tylko naszej kadrze. W tych czasach bardzo ciężko stworzyć odpowiednią atmosferę w zespole narodowym. Ci zawod-nicy nierzadko widują się tylko na zgrupowaniach, nie ma naturalnej przyjaźni, brakuje tego, co tworzy historię i potęgę u najlepszych! Owszem, jeden reprezentant po-śmieje się z drugim, porozmawiają, pokażą w telewizji, że wszystko jest fajnie. Nie to jednak jest najważ-niejsze przy budowaniu atmosfery zespołu. Zresztą, żyjemy w bardzo komercyjnym świecie – wkracza-my w czasy, gdzie człowiekowi będzie najprawdopodobniej coraz ciężej określić własną osobę. Zani-ka naturalna komunikacja, wspól-nota, świadomość społeczna. Lu-

dzie są coraz mniej pewni swoich uczuć, nie wiedzą gdzie je lokować i co z nimi począć. Stajemy się pro-duktem, towarem, jesteśmy na każ-dym kroku wyceniani, oceniani, analizowani. W warunkach labora-toryjnych „odpowiednią” atmosfe-rę wytworzyć można, ale nigdy ona nie poniesie drużyny w taki spo-sób, w jaki zrobi to naturalna więź, naturalne zrozumienie i kolektyw. Czemu problem jest szerszy? Nie dotykamy tutaj tylko umiejętności piłkarskich, szkolenia itd. Wkra-czamy tutaj już na pole socjologii, psychologii i wielu innych poważ-nych i trudnych do jednoznacz-nego określenia dzedzin. Gdybym wygłosił więc pogląd jednotorowy, byłbym głupcem. To za poważny problem. Reprezentacja w tej mate-rii jest bardzo trafną wizytówką ca-łej polskiej piłki. Najgorsze w tym wszystkim jest to – że to wszystko nie wyklucza sukcesu. Jeżeli on przyjdzie, wszystko będzie sprząt-nięte pod dywan. Dlatego warto zająć się tymi zagadnieniami już te-raz, kiedy faktycznie nie wykorzy-stujemy piłkarskiego potencjału.- Nie będę oryginalny - oczywi-ście Legia Warszawa. W tej chwi-li jakiekolwiek inne rozwiązanie będzie po prostu niespodzianką i uważam, że to Legia bardziej może przegrać mistrzostwo, niż kto-kolwiek inny je zdobyć. Zespół ze stolicy kraju ma po prostu najrów-niejszą i najszerszą kadrę, przygo-towaną do walki na kilku frontach.

mateusz rzepecki- Z góry zakładam, że Legia doj-dzie do 1/8 finału. Zespół ten tra-fił do grupy, z której powinien spokojnie awansować. Zarówno w meczach z Lokeren, jak i Meta-listem liczę na komplet punktów. Pierwszy mecz z belgijskim ze-społem pokazał, że klub ze stoli-cy jest zdecydowanie mocniejszy. Natomiast jeśli chodzi o Metalist, to przez sytuację na Ukrainie dru-

żyna wiele straciła i nie jest już tak dobra, jak kiedyś. Najciężej będzie z Trabzonsporem, chociaż i on jest w zasięgu Legii. Przy odrobinie szczęścia w losowaniu par 1/16 warszawiacy ominą najmocniejsze zespoły (tj. Everton czy Sevilla) i pokonają swoich rywali. Jednak w 1/8 pozostaną drużyny, które będą po prostu poza zasięgiem. 2. Wygranie grupy pozostaje w sferach marzeń. Niemcy są poza zasięgiem naszej reprezentacji. Polacy potrzebują jedynie więk-szej motywacji, żądzy walki o każdy skrawek boiska od pierw-szej do ostatniej minuty. Jeżeli nie będą odpuszczać to znajdziemy się w fazie grupowej EURO 2016. 3. Myślę, że nadal faworytem jest Legia. Henning Berg posiada sze-roką, dobrze zorganizowaną kadrę, więc nawet walka w europejskich pucharach nie odbije się zbyt nega-tywnie na pojedynkach w ekstra-klasie, czego przykładem mogą być ostatnie spotkania - wygrana 4:3 ze Śląskiem, 1:0 z Lokeren i 3:0 z Wisłą.

Łukasz mackiewicz- Legię stać na wyjście z grupy. Nie oszukujmy się - rywale są w zasię-gu. Mnie osobiście bardzo cieszy wygrana z Lokeren - może trochę w bolach, może nie w najpiękniej-szym stylu, ale jednak wygrana. Z przeciwnikiem o zbliżonym po-tencjale, z zespołem z którym w końcu trzeba wygrywać, aby mieć nadzieje na cos więcej. To się w europie liczy-trzeba punktować, a pełna pula na początku fazy gru-powej to bardzo druzo. Boje sie tylko o ewentualne pauzy kogoś z duetu Rado-Duda. Jeśli któryś z nich wypadnie - mistrzom Polski będzie bardzo trudno o bramki.

Page 52: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

- Zawsze dobrze się z rana pośmiać - a takich pytań nie traktuje w ka-tegoriach innych niż po prostu żartu. Różne cuda sie na tym swiecie zda-rzaja, dlatego mogę pójść na kompromis i uznać, ze powalczymy o trzecie miejsce w grupie. Ale to - pamiętajmy - patrząc na kadrę Nawałki obec-nie to raczej irracjonalne marzenia. Jesli mam być szczery większą szanse dąłbym podopiecznym Berga na wyjście z gru-py LE, niz. na choćby pierwsza trójkę dla kadry Nawałki. Co ma popra-wić Nawałka? Na pewno team spirit. Tego mi bra-kuje. Ale co najważniej-sze - gra obronna w wy-konaniu całego zespołu. Znakomity przykład tego widzieliśmy na mundia-lu - to była bomba, a kto nie zauważył ten trąba. Pressing na własnej po-łowie, świetne przesuwa-nie, agresywność, pasja. Wreszcie kontry. Kolum-bia przez dlugaą część meczu z Grecja, Kosta-ryka, Algieria. Gdyby-ście zapytali mnie o to tuz po mundialu albo w jego trakcie wymienił-bym więcej. Byłem pod olbrzymim wrażeniem kopciuszków, aktorzy świetnie się ustawiali na własnej połowie (i nie, nie był to autobus na 20 metrze). Nawet Hondu-ras z Francją aż do stra-ty bramki i człowieka. A co z kadra Nawałki? Brakuje mi gry z jajem. Ale to, wiadomo, nie wszystko. Chcialbym, żebyśmy przestali się w

końcu OSZUKIWAć, ze Lewandowski sam nam cos wygra. Bo takie my-ślenie staje sie chyba po-woli NAJWIęKSZYM problemem polskiej piłki. A i jeszcze jedno. Kry-chowiak do jasnej cho-lery nie potrafi grać do przodu. Jeżeli w środ-ku pola wyjdzie obok niego gość o podobnej charakterystyce, a my chcemy prowadzić grę, to lepiej od razu złożyć broń i nie męczyć kibi-ców. Smutno to wygląda.

- Kto faworytem? Czy-li kto okaże się najmniej beznadziejny, tak? Pew-nie Legia. Wisła wygląda fajnie - albo inaczej - wy-glądała fajnie do meczu z Legia. Co będzie dalej? Czy wytrzyma kondycyj-nie? Atutem krakowian powinien być podział punktów, ale też ewentu-alna gra mistrzów Polski w pucharach na jesień. To samo się tyczy Lecha. Ale. Na dziś ani Wisła, ani Lech. Wisła, bo to jest wręcz niewyobrażalne, ze mogą tak szybko trafić do nieba. Lech - wiadomo jaka jest sytuacja. Czyli Legia. Mocna i kadrowo, i najdojrzalsza chyba, ze sztabem trenerskim - będę się upierał - który zrobił gigantyczna ro-botę. Berg i jego świta - jeszcze trochei i uznamy ich za najlepszy sztab ostatnich lat w Polsce. Do tego dochodzą właści-ciele, których celem jest - klucz - sukces sportowy.

Kuba Kaczmarek- Trudno powiedzieć do-

kładnie, do jakiej fazy rozgrywek Ligi Europy dojdzie Legia Warszawa, szczególnie tylko po jed-nej kolejce. Na pewno realne jest wyjście z gru-py. Teoretycznie tylko z Trabzonsporem może być trudniej, ale też po tym pojedynku przekonamy się na co, tak naprawdę, stać mistrza Polski. Waż-ne, aby przez ten cały okres rozgrywek Legia nie stała w miejscu, ale zwiększała swój poziom piłkarski. Musi postarać się o rozwijanie swojej gry zespołowej, aby w przypadku (odpukać w nie malowane!) kontuzji Radovica „Wojskowi” na-gle nie stanęli w miejscu. Na boisku liczy się zespół i spokojne dążenie do celu – co ostatnio udo-wodnili nasi siatkarze.- Ja bym się martwił o to, czy Polskę stać na bezpo-średni awans z drugiego miejsca, dlatego o pierw-szym nawet nie marzę. Nie ma co ukrywać, że Polska piłka przeżywa swój najcięższy okres od kilkunastu lat i potrzeba znacznie więcej czasu, aby walczyć z największy-mi piłkarskimi potęgami (jak Niemcy). W naszej drużynie brakuje przede wszystkim stylu i spoko-ju. Nie można odebrać jej ambicji i chęci, ale nie można grać skoro nikt nie rozumie swojej filo-zofii gry. Lewandowski, Piszczek i Błaszczykow-ski, to piłka niemiecka (zorganizowana, dokład-na i ofensywna). Kry-chowiak na co dzień jest czołowym zawodnikiem

Sevilli, a więc liga hisz-pańska (techniczna, nie-szablonowa). Grosicki, Rybus, Szukała i Waw-rzyniak (który nie wiem, co takiego w sobie ma, że każdy trener na niego sta-wia..), to znowu odrębne ligi. Skoro chcemy grać najlepszymi polskimi za-wodnikami, to nie mam nic przeciwko, ale nie oczekujmy, że przyjadą prosto ze swoich klubów i zagrają w meczu repre-zentacji 3 dni później nie znając nawet swoich bo-iskowych przyzwyczajeń. Drogi Panie Nawałko: Złóżmy w końcu jeden skład, grajmy nim, prze-grywajmy, ale stwórzmy - na litość boską - jakiś swój, niepowtarzalny i jedyny, POLSKI styl!

- Na tą chwilę jedynym polskim klubem, który nie ma żadnych proble-mów kadrowych i finan-sowych oraz prezentuje już jakiś styl, którego szli-fuje jest Legia Warszawa. Chciałbym, aby do tej walki włączył się Lech Poznań, Wisła Kraków, a nawet Ruch Chorzów. Jednak w pierwszym na-stąpiła zmiana trenera, a więc potrzeba czasu na ja-kąkolwiek ocenę. W Kra-kowie dopiero zaczyna się układać, choć ostatnia porażka z Legią pokazała, że wciąż czegoś brakuje do perfekcji. Natomiast Ruch to drużyna nieobli-czalna, która znakomite

PIŁKA NOŻNA

Page 53: PiłkarskaPrawda.pl | Wrzesień 2014

występy przeplata z fatalnymi. Miejmy nadzieję, że jednak się mylę i obejrzymy pasjonującą walkę, choćby jedynie dwóch klubów, o najcenniejsze piłkar-skie trofeum w naszym kraju.darek lipski- Grupę ma nie za trudną, co pokazało spotkanie z Loke-ren. Jeśli szczęście im dopisze i „Łysy” pomoże to realnie pa-trząc 1/4 finału jest w zasięgu- Pamiętajmy że wszyscy na starcie są równi, nieważne czy to są Niemcy czy Gibraltar któ-rego wyniki i tak nie będą raczej liczone na sam koniec elimi-nacji. Przy powiększeniu licz-by drużyn do 24 sztuką będzie brak awansu, co niestety jest możliwe. Jeśli chodzi o samą grę - mniej kombinacji zwią-zanych z rotacją. Bo nie może być tak że Nawałka ściąga spe-cjalnie z Chin jednego ze swo-ich ulubieńców - Mączyńskiego tylko dlatego że jakaś koncep-cja mu nie wypaliła. A śmiem uważać że nawet takowej nie ma- Bezapelacyjnie Legia. I to nie tylko ze względu na skrytą sym-patię do „Wojskowych”. Przede wszystkim wyrównana kadra, a stabilność w grupie jest kluczem do sukcesu. Berg nie boi się stawiać na młodych i to w tak hurtowych ilościach, w dodat-ku niespotykanych od bardzo dawna na ligowych boiskach. Wirtuozów pokroju Radovicia nie znajdzie się w Wiśle czy w szczególności u beniaminków

marcin maliczowski- Jeśli drużynie Henninga Ber-ga uda utrzymać się optymal-ną formę wierzę, że 1/16 jest w zasięgu warszawskiej drużyny, co do dalszej przygody z Le to

wszystko zależy od jakości dru-żyny na jaką trafiłaby w 1/8.- Uważam, że w naszej grupie faworytami bezsprzecznie są Niemcy, a Polska będzie raczej bić się o drugie miejsce. W grze reprezentacji szczególnie trze-ba poprawić atak no i obronę, a najlepiej jeszcze pomoc. Na-sza formacja ofensywna oprócz spotkań z amatorami nie po-pisuje się najlepszą skuteczno-ścią, co więcej często potrafi stracić głupią bramkę, która niweczy cały wisiłek drużyny3. Myślę, że w tym sezonie fawo-ryt jest jeden Legia Warszawa. Z takim potencjałem kadrowym, nikt w Polsce na tę chwilę nie jest w stanie im zaszkodzić, zwłasz-cza biorąc pod uwagę zawiro-wania w Lechu i wąską kadrę w Wiśle czyli dwóch głównych rywali Legii w walce o tytuł.

mateusz świerkowski- Legia ma dobry skład i stać ich na wyjście z grupy, ale przypuszczam, że nie zagra-ją dalej niż pierwszy dwu-mecz po fazie grupowej

- Nie jestem pesymistą, ale nie widzę szans. Brak dobrze zgranej obrony i tej „10” na której opie-rać się powinna gra ofensywna. Nie mając takiego zawodnika trzeba zmienić ustawienie dru-żyny, ale do tego trzeba mieć cojones, a nie na kolana latać do Polańskiego. Trener się spłasz-czył i zbłaźnił, a drużyna nie gra ani trochę lepiej. Nie ma szans przy tej defensywie i bra-ku typowego rozgrywającego.

- Najładniejszą piłkę gra Legia, po słabym starcie będą bronić tytułu i to oni wydają się być poważnym kandydatem. Lech

jeśli pozbiera się to może po-walczyć jeszcze z Wisłą, któ-ra zaskakująco dobrze gra. Moje serce jest w Poznaniu, ale Mistrz Polski prawdopo-dobnie ponownie w Warszawie