Papież z Polski. Nasz święty

64
paweł zuchniewicz PAPIEŻ Z POLSKI nasz święty Prawdziwa opowieść o życiu Jana Pawła II

description

Paweł Zuchniewicz: Papież z Polski. Nasz święty

Transcript of Papież z Polski. Nasz święty

Page 1: Papież z Polski. Nasz święty

paweł zuchniewicz

PAPIEŻ Z POLSKInasz święty

Prawdziwa opowieść o życiu

Jana Pawła II

PAPIEZ_Z_POLSKI_DRUK.indd 1 2011-03-07 15:10:16

Page 2: Papież z Polski. Nasz święty
Page 3: Papież z Polski. Nasz święty

WYDAWNICTWO ZNAK kraków 2011

paweł zuchniewicz

PAPIEŻ Z POLSKInasz świętyPowieść biograficzna

Page 4: Papież z Polski. Nasz święty
Page 5: Papież z Polski. Nasz święty

8–10 CZERWCA 1979, WARSZAWA – KRAKÓW

To marzenie nosiła w sobie od wielu miesięcy. Spotkać się z Papieżem, wręczyć mu kamyk z najwyższej góry świata. Czy to zbieg okoliczności, że w dniu kiedy weszła na najwyższy ziemski szczyt, zebrani w Kaplicy Sykstyńskiej purpuraci wskazali na polskiego kardynała z Krakowa?

16 października 1978 roku Wandę Rutkiewicz i Karola Wojtyłę dzie-liły tysiące kilometrów, teraz, osiem miesięcy później, Papież był niemal w zasięgu ręki. Kilka dni temu zaczęła się jego pielgrzymka do Polski, przyleciał do Warszawy, gdzie i ona mieszkała. Nie wiedziała jednak, jak mogłaby się do niego zbliżyć. W niedzielę 3 czerwca Jan Paweł II opuś-cił stolicę, poleciał do Gniezna, a stamtąd do Częstochowy. Wczoraj wieczorem wylądował w Krakowie. Pielgrzymka przekroczyła półmetek. Jeszcze trzy dni i Polska pożegna Ojca Świętego.

Zadzwonił telefon. – Halo? – zapytała. – Wanda? – głos należał do dziennikarza telewizji krakowskiej Zbi-

gniewa Święcha. – Pakuj kamyk w eleganckie etui, wkładaj tę swoją kremową sukienkę i przyjeżdżaj do Krakowa. Papież chce się z tobą spotkać.

Zdumienie to za mało, by opisać reakcję himalaistki na tę wiado-mość. Ledwo zdołała ochłonąć, telefon zadzwonił po raz drugi. Tym razem usłyszała głos sekretarki prezesa Rady Państwa Henryka Jabłoń-skiego, a zarazem znajomej obrotnego dziennikarza. Święch poprosił ją, żeby załatwiła Wandzie przepustkę na wjazd do Krakowa.

– Lada moment będzie u pani ofi cer BOR-u z potrzebnymi papie-rami – uprzedziła sekretarka.

Page 6: Papież z Polski. Nasz święty

10 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

Wanda Rutkiewicz, najsłynniejsza polska himalaistka, pierwsza w hi-storii kobieta, która weszła na szczyt Mount Everest, zaczęła przygoto-wywać się do podróży z Warszawy do Krakowa.

Później Święch opowie jej, jak wpadł na ten wariacki pomysł w wie-czór przylotu Papieża do Krakowa, jak poprosił o pomoc dominikanina Konrada Hejmę i dostał od niego wiadomość, że Ojciec Święty jest za-chwycony możliwością spotkania z Wandą.

Dotarła do Krakowa w sobotę. Zbyszek powitał ją rozpromieniony. – Jutro – powiedział. – Przyjmie nas tuż przed odjazdem. Wieczorem poszli pod kurię, obleganą przez rzesze młodych ludzi.

Papież był obok, w bazylice Franciszkanów, gdzie słuchał oratorium Henryka Mikołaja Góreckiego Beatus vir (Błogosławiony mąż) o świę-tym Stanisławie. Potem wrócił do siebie. Około dziesiątej wieczorem w oknie nad bramą kurii zamajaczyła biała postać. Rozległ się ogromny aplauz.

– Podczas jutrzejszego spotkania na Błoniach będziecie drzemać – ostrzegł żartobliwie Papież i pobłogosławił zgromadzonych. Za chwilę znikł.

Po raz drugi znaleźli się w tym miejscu następnego dnia wczesnym popołudniem.

– Ależ mam tremę – powiedziała Zbyszkowi, kiedy dyrektor Radia Watykańskiego wprowadził ich do środka.

– Daj spokój. Wchodząc na Everest, nie bałaś się, a teraz cię strach obleciał?

Zobaczyli schodzącego po schodach prymasa Stefana Wyszyńskiego. Wyglądał dostojnie, ale powitał ich promiennym uśmiechem.

– Ojciec Święty bardzo się cieszy na to spotkanie – powiedział. – Czy państwo oboje byli na Mount Evereście?

– Skądże, tylko Wanda – odparł Święch.Prymas pożegnał ich, zapewniając, że Papież pojawi się lada chwila.Patrzyli z napięciem na schody. W pewnej chwili zobaczyli go. Scho-

dził szybko w dół, trzymając fachowo sutannę w ręku, aby nie zaplą-tać się w jej fałdy. Na widok Wandy puścił suknię i rozpostarł szeroko

Page 7: Papież z Polski. Nasz święty

Prolog. Zajść tak wysoko ❧ 11

ręce. Zatrzymał się na chwilę obok krucyfi ksu, który z szacunkiem uca-łował. Rutkiewicz padła na kolana. Jan Paweł II podszedł bliżej, schylił się lekko i chwytając ją pod łokcie, uniósł do góry.

– Pani Wando, ludzie gór witają się, stojąc – powiedział. – Dobry Bóg sprawił, że nam obojgu, tego samego dnia, udało się zajść tak wy-soko. Czy pani sama była na Mount Evereście?

– Najwyższych szczytów nie zdobywa się samotnie – odpowiedziała. – Coś mi na ten temat wiadomo.Otworzyła etui i podała je Papieżowi. Wewnątrz znajdował się opra-

wiony kamień z dedykacją. Jan Paweł II wziął pudełeczko i spojrzał na zawartość.

– Przecież wierzchołek Everestu przez okrągły rok jest pokryty śnie-giem – zauważył. – Z którego miejsca go pani wyjęła?

– Widzę, że Wasza Świątobliwość doskonale zna realia himalajskie. Rzeczywiście tak jest. Ten kamień wzięłam z tak zwanego Dolnego Szczytu, gdzie znajduje się owiewane wiatrami piarżysko.

Nadszedł ksiądz Stanisław Dziwisz. – Staszku – powiedział Papież – przekaż dar od nas. Do rąk Wandy powędrował perłowy różaniec. Patrzyła na niego

w zachwycie. – Gwarantuję pani, że te perły są prawdziwe – powiedział Jan Pa-

weł II, uśmiechając się porozumiewawczo. I nachylając się, dodał półgło-sem: – Proszę przyjechać do mnie do Watykanu. Urwiemy się w góry...

Kilkuminutowe spotkanie dobiegło końca. Papież pożegnał się i udał do papamobile. Wanda Rutkiewicz i Zbigniew Święch opuścili kurię. Rozstało się dwoje Polaków, którzy 16 października 1978 roku „zaszli tak wysoko”.

Każde z nich poszło swoją drogą. Wanda Rutkiewicz zdobyła jeszcze siedem himalajskich ośmioty-

sięczników (w sumie jest ich czternaście). W 1985 roku weszła na Nanga Parbat w towarzystwie dwóch koleżanek i było to pierwsze wejście wy-łącznie kobiece. W roku 1986 jako pierwsza kobieta i pierwszy Polak zdobyła K2. Pięć lat później podała w wątpliwość własne twierdzenie, że

Page 8: Papież z Polski. Nasz święty

12 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

„najwyższych szczytów nie zdobywa się samotnie”. Weszła sama na Czo Oju i Annapurnę. Na początku 1992 wyruszyła na podbój Kangchenji (8598 metrów n.p.m.). Po raz ostatni widział ją 12 maja meksykański alpinista Carlos Carsolio – 300 metrów przed szczytem. Z tej wyprawy już nie powróciła.

Jan Paweł II szedł jeszcze trzynaście lat. Wspinał się aż do 2 kwiet-nia 2005 roku.

W książce Zdobycie Gasherbrumów Wanda Rutkiewicz napisała: „Ła-two zwykłemu człowiekowi zostać bohaterem, ale bardzo trudno boha-terowi zostać zwykłym człowiekiem...”.

Page 9: Papież z Polski. Nasz święty

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Miłość nie zna lęku

... kochać to znaczy podróżować, biec z pośpiechem w sercu w kierunku przedmiotu miłości. Naśladowanie Chrystusa mówi: ten, kto kocha, „currit, volat, laetatur”, biegnie, fruwa

i raduje się (Naśladowanie Chrystusa I. III, rozdz. V, 4). Kochać Boga oznacza zatem podróżować sercem do Boga. Wspaniała podróż! Kiedy

byłem chłopcem, byłem pod wielkim wrażeniem podróży opisanych przez Juliusza Verne’a (Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi, Z Ziemi na Księżyc, W osiemdziesiąt

dni dookoła świata). Ale podróże z miłości do Boga są o wiele ciekawsze. (...)

Podróż pociąga za sobą ofi arę, ale to nie może nas zatrzymać. Jezus jest na krzyżu: czy chcesz Go pocałować? Nie możesz uczynić nic innego, jak tylko pochylić się nad krzyżem

i pozwolić, aby ukłuły cię ciernie korony na głowie Pana (por. święty Franciszek Salezy, Dzieła, t. XXI, s. 153). Nie możesz zrobić tego, co uczynił dobry święty Piotr, który bez

trudności krzyczał „Niech żyje Jezus” na górze Tabor, gdzie była radość, ale nie widziano go obok Jezusa na górze Kalwarii, gdzie było niebezpieczeństwo i cierpienie (por. ibidem,

s. 140).

Jan Paweł I, audiencja generalna, 27 września 978 roku

Page 10: Papież z Polski. Nasz święty
Page 11: Papież z Polski. Nasz święty

❧ Do tego więc Chrystusa Odkupiciela zwróciły się moje myśli i serce w dniu 16 października, gdy po kanonicznie dokonanym wyborze postawiono mi pytanie: „czy przyjmujesz?”. Odpowiedziałem wówczas: „W posłuszeństwie wiary wobec Chrystusa, mojego Pana, zawierzając Matce Chrystusa i Kościoła – świadom wielkich trudności – przyjmuję”. I dzisiaj tę moją odpowiedź jawnie powtarzam, aby była wiadoma wszystkim bez wyjątku i aby tłumaczyła, że posługa, która wraz z przyjęciem wyboru na Biskupa Rzymu i Następcę Apostoła Piotra stała się na tej Stolicy moim szczególnym obowiązkiem, jest związana z tą właśnie pierwszą i podstawową prawdą Wcielenia.

jan paweł ii, encyklika REDEMPTOR HOMINIS

21 PAŹDZIERNIKA 1978, WATYKAN, PAŁAC APOSTOLSKI

Ksiądz Tadeusz Styczeń nie mógł sobie poradzić z uczuciem lęku, które nie opuszczało go od pięciu dni, a dokładnie: od godziny dziewiętna-stej piętnaście w poniedziałek 16 października, kiedy usłyszał przez te-lefon trzy proste słowa: „Karol Wojtyła papieżem”. Zadzwonił do niego ksiądz profesor Stanisław Kamiński, dziekan Wydziału Filozofi i Kato-lickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Powiedział to i zamilkł. Po chwili obaj odłożyli słuchawkę.

Jego mistrz już nie wróci. Nie zjadą z Kasprowego, nie będą dysku-tować o etyce, nie spotkają się na korytarzu uczelni.

Nie mógł ani nie próbował powstrzymać łez. Tego wieczoru wielu Po-laków płakało z radości. On też się cieszył – jako Polak. Ale jako przyjaciel

Page 12: Papież z Polski. Nasz święty

16 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

i uczeń był przerażony. Oczami wyobraźni zobaczył drogę, na którą wkro-czył Wojtyła. I pomyślał, że Bóg – nierychliwy, ale sprawiedliwy – każ-dego, a szczególnie księdza, trzyma za słowo. To, co niegdyś się powie-działo, trzeba też przeżyć, sprawdzić na własnej skórze.

Dwa lata temu papież Paweł VI poprosił Wojtyłę o poprowadzenie re-kolekcji wielkopostnych. Powstała z tego pokaźna książka, którą Tadeusz gorliwie studiował. Uderzyło go, że Wuj (tak nazywali krakowskiego kar-dynała przyjaciele na KUL-u) mówił do papieża o całkowitym osamot-nieniu Jezusa w noc przed męką. Po Ostatniej Wieczerzy w towarzystwie apostołów opuścił Jerozolimę i przez dolinę Cedron poprowadził ich do Ogrodu Oliwnego, leżącego u stóp góry o tej samej nazwie. Tam, jak przekazują ewangeliści, wziął na bok trzech najbliższych sobie apostołów, Piotra, Jakuba i Jana, prosząc, by razem z Nim trwali na modlitwie. Oni jednak zasnęli. Nie przyszli Mu z pomocą, mimo że kilkakrotnie wracał do nich i prosił: „Czuwajcie!”. Jakby zapomnieli o łączącej ich przyjaźni, o naukach Jezusa i cudach, których dokonywał, a przede wszystkim o tym, że tego wieczoru On obmywał im nogi. Zarzekali się, że pójdą za Nim na-wet na śmierć, tymczasem tchórzliwie uciekli. Jezus został zupełnie sam.

„Modlitwa w Ogrodzie Oliwnym wciąż trwa” – mówił Wojtyła przed dwoma laty. Bóg ciągle czeka na wsparcie, na pocieszenie, na ludzką so-lidarność – zdawał się mówić, jakby nalegając, by obecny papież dopę-dził stracony czas i nadrobił to, czego nie uczynił Piotr...

Słysząc lakoniczny komunikat: „Karol Wojtyła papieżem”, Tadeusz zobaczył oczyma wyobraźni twarz Pawła VI. Była to twarz człowieka, który cierpiał. Nie tylko z powodu wieku i choroby, ale przede wszyst-kim dlatego, że brzemię, które dźwigał, stało się bardzo ciężkie.

„Kto we łzach sieje, żąć będzie w radości” – mówi Psalm 40. Czy to powiedzenie działa również w drugą stronę? Kto sieje w radości, żąć bę-dzie we łzach? Dzieje papieża Montiniego zdawały się to potwierdzać. Obejmował rządy w atmosferze euforii. Trwał II Sobór Watykański, z którym wiązano ogromne nadzieje na odnowę Kościoła. Kilka lat póź-niej optymizm ustąpił miejsca smutkowi. Duchowni zrzucali sutanny i habity, spadała liczba powołań kapłańskich, a opublikowana w 1968

Page 13: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 17

roku encyklika Humanae vitae wzbudziła fale protestów i wręcz otwartą krytykę nie tylko wielu teologów, ale także niektórych biskupów. Wśród nich znalazł się nawet jeden z bliskich przyjaciół Pawła VI, belgijski kar-dynał, arcybiskup Brukseli Leo Suenens.

Wojtyła niewątpliwie zdawał sobie sprawę, że jego wielkopostnych rozważań słuchał bardzo umęczony następca świętego Piotra. I chciał na-tchnąć go nadzieją. Zdawał się mówić: „Tak, cierpisz. Tak, to wszystko, co się dzieje, może się wydawać bez sensu. Miałeś inne nadzieje, inne oczekiwania, które się nie spełniły. Mało tego – cały twój świat wali się w gruzy. Z Piotrem było podobnie. Nie brał pod uwagę możliwo-ści krzyża. Jego świat się zawalił, gdy Mistrz został pojmany. Ale teraz to ty jesteś Piotrem. To ty jesteś z Jezusem w Getsemani. On modli się, a na Jego ciało występuje krwawy pot. Cierpi. Pewnie wygląda strasznie. Dziś cierpi Kościół – Jego Mistyczne Ciało. I dziś On prosi Piotra, aby nie zasypiał – by czuwał i modlił się. Jednym słowem – aby wytrwał”.

Czy autor tych rozważań mógł przewidzieć, że jego przesłanie zmieni adresata i przez Pawła VI, który odszedł do domu Ojca, trafi do niego samego? Teraz to Wojtyła jest Piotrem...

To pytanie ksiądz Styczeń zadawał sobie w sobotni wieczór 21 paź-dziernika 1978 roku, kiedy zmierzał na kolację z Janem Pawłem II. Nie-pokój trwał aż do chwili, kiedy zobaczył Wuja w białej sutannie.

– Tadziu, dziękuję, że przyjechałeś – powiedział Papież, uśmiechając się pogodnie. Ani śladu lęku czy jakiegoś spięcia nową rolą, które byłoby przecież zrozumiałe. A jutro czekało go wystąpienie nie tylko przed Rzy-mem, ale przed całym światem. Sensacyjny wynik konklawe przyciąg-nął uwagę mediów, które miały transmitować inaugurację pontyfi katu. Także komunistyczna telewizja w Polsce zaplanowała transmisję liturgii z placu Świętego Piotra; było to bezprecedensowe wydarzenie. Msza na żywo, podczas której papież z Polski będzie się modlił i będzie też mówił. A może powiedzieć wszystko, bo nikt tej wypowiedzi nie ocenzuruje.

Jan Paweł II spojrzał na ekran telewizora. Pokazywali akurat program o nim. Machnął ręką w geście dezaprobaty.

– Co to za papież? – powiedział, jakby kpiąc. – Kto to widział wy-brać takiego papieża? Za młody!

Page 14: Papież z Polski. Nasz święty

18 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

– Ojciec Święty ma już pewnie gotowe przemówienie na inaugurację? – Napisane i przetłumaczone na włoski! Teraz pracuję nad wymową.

Angelo bardzo mi pomaga. Wiecie, że papież ma kamerdynera? Czytam mu na głos, a on mnie poprawia. Uczę się stawiać akcenty. Na szczęście encyklik nie będę musiał czytać na głos. Wystarczy, że napiszę po pol-sku. A wy będziecie mieli co komentować!

Każda kolejna minuta spędzona z Janem Pawłem usuwała resztki obaw z serca Tadeusza. Opuszczał papieską jadalnię z uczuciem ogrom-nej ulgi i ciekawości. Jaki będzie ten jutrzejszy dzień, kiedy Wuj prze-mówi do Kościoła i do świata?

22 PAŹDZIERNIKA 1978, RZYM, PLAC ŚWIĘTEGO PIOTRA,

LOŻA DELEGACJI PAŃSTWOWYCH

Kazimierz Kąkol czuł się dziwnie w tym miejscu. Gdyby w ubiegłą nie-dzielę ktoś mu powiedział, że za tydzień znajdzie się na placu Świętego Piotra i będzie uczestniczyć w inauguracji pontyfi katu papieża Polaka, to chyba roześmiałby mu się w twarz. Zresztą przecież nic innego nie miał na myśli, kiedy obiecywał szampana, jeśli konklawe wybrałoby Polaka na pa-pieża. W ostatni poniedziałek spotkał się z przedstawicielami zagranicznej prasy w siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich przy ulicy Foksal.

– Czy możemy być na bieżąco informowani o wynikach konklawe? – poprosił włoski reporter z gazety „Paese Sera”. – A swoją drogą, jak by pan zareagował, gdyby papieżem został Polak?

–  Postawiłbym szampana – powiedział i z satysfakcją przyjął salwę śmiechu, która wybuchła na sali.

Pół godziny później świat obiegła wiadomość o wyborze Wojtyły. – Słowa dotrzymam, szampan będzie – obiecał, robiąc dobrą minę

do złej gry i zapewniając, że ten wybór na pewno przyczyni się do roz-

Page 15: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 19

woju współpracy między państwem a Kościołem. Śmiechów już nie było. Późnym wieczorem szli z Czyrkiem* do siedziby Komitetu Centralnego, gdzie miała się odbyć narada na temat taktyki, jaką należy przyjąć.

W KC maski opadły. Atmosfera była wyjątkowo ciężka. Olszowski** potrącił fi liżankę z kawą, która wylała się na jego jasne spodnie. Ciemna plama dobrze oddawała ich nastroje. Co chwila któryś wzdychał, wresz-cie Czyrek powiedział głośno to, o czym rozmawiali w drodze z SDP.

– Panowie, pomyślcie, przecież lepszy Wojtyła jako papież tam niż jako prymas tu.

Chwycili się tej myśli jak tonący brzytwy. Nikt ze zgromadzonych na tej sali, z Kąkolem włącznie, nie wątpił, że Wyszyński widział w kra-kowskim kardynale swojego następcę. I nikt też nie życzył sobie Woj-tyły na fotelu prymasowskim. Owszem, Prymas miał opinię walecznego lwa, ale przez ostatnie lata przekonali się, że Wojtyła jest o wiele groź-niejszy. Nie udało się go skłócić z Prymasem, nie przynosiły też rezultatu wysiłki spacyfi kowania go na terenie jego własnej diecezji. Bez owijania w bawełnę dopominał się o prawa wierzących, chronił te cholerne oazy, na które przyjeżdżało co roku kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzi, a na dodatek po zakończeniu budowy jednego kościoła w Nowej Hucie roz-poczynał starania o następny. Co by się stało, gdyby stanął na czele Koś-cioła w Polsce? Lepiej nie myśleć.

Dlatego siedząc przed majestatyczną Bazyliką Świętego Piotra, Ką-kol pielęgnował w sobie uspokajający wniosek z narady w KC. Lepiej, że jest daleko od nas, i niech tak już zostanie.

Imponował mu majestat tego miejsca. Wspaniale wyglądała też pro-cesja kardynałów, którzy zbliżali się do nowego papieża, aby złożyć mu hołd. Prymas szedł niemal na początku. Wyglądał jak zwykle bardzo

* Józef Czyrek (ur. 1928) – działacz PZPR, sprawował wiele ważnych funkcji w partii komunistycznej (członek Biura Politycznego i sekretarz KC w latach 1981–1989) oraz w dy-plomacji PRL (m.in. minister spraw zagranicznych w latach 1980–1982).

** Stefan Olszowski (ur. 1931) – działacz PZPR, członek Biura Politycznego i sekretarz Komitetu Centralnego, dwukrotnie minister spraw zagranicznych PRL (1971–1976 oraz 1982–1985).

Page 16: Papież z Polski. Nasz święty

20 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

dostojnie. Szedł powoli, trzymając w dłoni biret kardynalski. Za chwilę uklęknie i pocałuje Jana Pawła II w rękę. Cóż za archaiczny zwyczaj! No i chyba niezbyt to przyjemne dla Wyszyńskiego – pierwszy po Bogu w polskim Kościele wyraża swoje poddanie Wojtyle, który do tej pory pozostawał w jego cieniu. Co to? Papież poderwał się z tronu, wyciąga-jąc ręce. Prymas przyklęknął, usiłując ucałować dłoń Wojtyły. Ten cof-nął ją lekko, jednak Wyszyński pochylił się jeszcze niżej. Papież usiadł na tronie, objął kardynała, przygarnął go do siebie i ucałował w policzek, a potem w pokrytą siwizną głowę. Prymas powtórnie ucałował dłoń Jana Pawła II i wstał. Wówczas stało się coś niebywałego. Papież sam po-chylił się do ręki kardynała i ze czcią złożył na niej swój pocałunek.

Kąkol poczuł przykre ukłucie. On i jego poprzednicy długo pracowali nad poróżnieniem tych ludzi. A teraz taka demonstracja na oczach świata! Swoją drogą, jak bardzo różniło się to od wyreżyserowanych pocałunków Breżniewa z Gierkiem i innymi szefami socjalistycznych państw.

„Niech się żegnają, jak im się podoba – pomyślał. – Grunt, że to już koniec tego tandemu. Wojtyła tu, Prymas u nas. Póki żyje, wiemy, czego się spodziewać, a potem...”

Trochę niepokoiły go pogłoski, jakoby Jan Paweł II chciał przyje-chać do Polski. Słyszał, że jeszcze parę miesięcy temu nosił się z zamia-rem zaproszenia Pawła VI na przypadający w przyszłym roku jubileusz dziewięćsetlecia śmierci świętego Stanisława. Starannie przygotowy-wał archidiecezję krakowską do tego wydarzenia, jakby chciał zrobić na złość partii. Przez te lata Stanisław, krakowski biskup, który – jak gło-siła tradycja – zginął z ręki króla Bolesława Śmiałego, uchodził za sym-bol sporu między państwem a Kościołem. Walka o rząd dusz w Polsce odbywała się w cieniu kolejnych świąt ku jego czci, a procesja z Wawelu (gdzie znajdują się jego relikwie) na Skałkę (gdzie zginął) stawała się ma-nifestacją religijności, ale też niechęci ludzi do władzy ludowej. Przyjeż-dżał cały episkopat, z Prymasem na czele. I teraz na obchodach dziewięć-setlecia miałby się pojawić krakowski kardynał, który został papieżem? To byłoby gorsze niż niedoszła wizyta Pawła VI w 1966 roku z okazji ty-siąclecia chrztu Polski. Ludzi nie da się powstrzymać, a będzie ich dużo,

Page 17: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 21

bardzo dużo. No i będzie też prasa zagraniczna. Co powiedzieliby na to radzieccy towarzysze? Towarzysz Breżniew? Czy przedłużyłby mandat zaufania obecnym władzom z towarzyszem Gierkiem, jeśli nie byłyby one w stanie powstrzymać Papieża przed przyjazdem do Polski?

22 PAŹDZIERNIKA 1978, RZYM, PLAC ŚWIĘTEGO PIOTRA,

LOŻA KARDYNAŁÓW

Pietro è venuto a Roma! Cosa lo ha guidato e condotto a questa Urbe, cuore dell’Impero Romano,

se non l’obbedienza all’ispirazione ricevuta dal Signore? Forse questo pescatore di Galilea non avrebbe voluto venire fi n qui. Forse

avrebbe preferito restare là, sulle rive del lago di Genesaret, con la sua barca, con le sue reti. Ma, guidato dal Signore, obbediente alla sua ispirazione, è giunto qui!

Secondo un’antica tradizione (che ha trovato anche una sua magnifi ca espressione letteraria in un romanzo di Henryk Sienkiewicz), durante la persecuzione di Nerone, Pietro voleva abbandonare Roma. Ma il Signore è intervenuto: gli è andato incontro. Pietro si rivolse a lui chiedendo: „Quo vadis, Domine?” (Dove vai, Signore?). E il Signore gli rispose subito: „Vado a Roma per essere crocifi sso per la seconda volta”. Pietro tornò a Roma ed è rimasto qui fi no alla sua crocifi ssione*.

* „Piotr przybył do Rzymu!Czyż do tego miasta, serca Imperium Rzymskiego, nie poprowadziło go posłuszeństwo wo-

bec natchnienia otrzymanego od Pana? Może nie chciał tu iść ten rybak galilejski. Może wolałby zostać nad jeziorem Genezaret przy swoich łodziach i przy swoich sieciach. A jednak poszedł.

Piękne posłanie (ujęte również w formę wspaniałej powieści Sienkiewicza) głosi, że, kiedy w czasie prześladowań za Nerona chciał stąd odejść, Pan sam stanął mu na drodze, a gdy Piotr zapytał: »Quo vadis, Domine?« [Dokąd idziesz, Panie?], odpowiedział: »Idę do Rzymu, aby

Page 18: Papież z Polski. Nasz święty

22 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

Głos ten sam, twarz ta sama, język – znany, ale nie ten, w którym za-wsze rozmawiali. Także wówczas, przed niespełna tygodniem, kiedy stało się jasne, że konklawe zwraca uwagę na kardynała z Polski. Prymas Wy-szyński najpierw był zdumiony, a potem... Zrobiło mu się go po prostu żal. Czy wchodząc na konklawe, przeczuwał, co go czeka? Już poprzedniego dnia Karol był bardzo poważny (zupełnie w innym nastroju wracał z kon-klawe, które wybrało Jana Pawła I), ale to było zrozumiałe. Przeżywał oso-bisty dramat – jego serdeczny przyjaciel biskup Andrzej Deskur kilkana-ście godzin wcześniej miał wylew i leżał sparaliżowany w szpitalu. Miał prawo być zmartwiony. Teraz jednak Prymas patrzył na to inaczej. Ostat-nie dni – od pogrzebu Jana Pawła I, przez oczekiwanie na konklawe aż po jego niespodziewany fi nał – układały mu się w logiczną mozaikę.

Najpierw tamta homilia wygłoszona przez Wojtyłę 8 października w polskim kościele Świętego Stanisława Biskupa. Mówił o Janie Pawle I, ale słuchając kazania, miało się wrażenie, że mówił o każdym papieżu, począwszy od tego pierwszego, który przyjął godność Zastępcy Chry-stusa nad jeziorem Genezaret w Galilei. W homilii Karola znalazły się słowa o lęku, a nawet strachu Szymona, który został wezwany przez Na-uczyciela: Poniekąd zawsze Chrystus pyta tego człowieka, któremu mówi: „Pójdź za Mną”, tak jak zapytał wtedy Szymona: „Czy Mnie miłujesz wię-cej niż ci?”. Wtedy serce człowieka musi drżeć. Drżało serce Piotra i drżało serce kardynała Albina Lucianiego, zanim przybrał imię Jan Paweł I.

Jak on to dobrze czuł... Zupełnie jakby rozmawiał o tym z Lucianim. I jak precyzyjnie zrozumiał słowa „Pójdź za Mną”:... w tym wezwaniu, skierowanym po Zmartwychwstaniu Chrystusa do Szymona Piotra, Chry-stusowy rozkaz: „Ty pójdź za Mną”, ma podwójne znaczenie. Jest wezwa-niem do służby i jest też wezwaniem do śmierci.

Sześć dni później, w sobotę 14 października, weszli na konklawe. Niedziela nie przyniosła rozwiązania, lecz blokadę. Głosy rozłożyły się między Włochów, ale żaden nie miał szans na zdobycie potrzebnej prze-

mnie tutaj drugi raz ukrzyżowano«. I Piotr zawrócił z drogi – i został w Rzymie do końca, aż go tu na podobieństwo Chrystusa ukrzyżowano”.

Page 19: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 23

wagi. Wówczas Koenig* zaczął organizować koalicję na rzecz Wojtyły. Zagraniczni kardynałowie byli bardziej skłonni do poparcia Polaka, Włosi mniej. To miało swoją wymowę. Po konklawe zagraniczni purpu-raci wyjadą, a Włosi zostaną. Jak będzie się układać współpraca cudzo-ziemca z kurią, która miała swojego kandydata? Każde kolejne głosowa-nie coraz wyraźniej wskazywało na Karola. A on jakby kulił się w sobie.

– Co robić? – zapytał, gdy stało się jasne, że wkrótce może otrzymać potrzebną większość.

–  Jeśli wybiorą, proszę przyjąć, dla Kościoła i dla Polski – odpo-wiedział mu wtedy i przypomniał powieść Sienkiewicza. Czy legenda o spotkaniu Jezusa i Szymona przy rzymskiej Via Appia miała w so-bie ziarno prawdy? Uderzające było podobieństwo między tym, co wy-darzyło się w Wielki Czwartek, a tym, co opisywał polski noblista. I tu, i tam Piotr uciekał. Chciał opuścić Rzym, tak jak kiedyś opuścił Ogród Oliwny. Dostał jednak drugą szansę. Wrócił i zginął gdzieś tu, na Wzgó-rzu Watykańskim, a nad jego grobem wzniesiono ołtarz bazyliki, która zamykała zachodni kraniec placu noszącego dziś jego imię.

Odtąd Rzym stał się Stolicą Piotrową, na którą wstępowali coraz to nowi biskupi. Dziś również wstępuje na nią nowy biskup Rzymu, przejęty głębokim drżeniem w poczuciu swej niegodności wobec wielkości powołania i uniwersalnego posłannictwa związanego z tą rzymską Stolicą. Wstępuje na Stolicę rzymską biskup, który nie jest rzymianinem, jest synem narodu polskiego. Z tą chwilą staje się także rzymianinem, nawiązując do tysiąclet-niej tradycji swego narodu, który zawsze był związany ze Stolicą Piotrową – i pozostał jej wierny.

Pewnie nikt na placu poza Prymasem nie wiedział, jak bardzo Sien-kiewicz pomógł Wojtyle odpowiedzieć „tak” na zapytanie kardynała Jeana Marie Villota: „Czy przyjmujesz?”. I dziś pewnie nikt poza uczest-nikami konklawe nie domyślał się, że ten sam człowiek przed kilkoma dniami wyglądał, jakby miażdżył go ciężar niemożliwy do uniesienia.

* Kardynał Franz Koenig (1905–2004) – arcybiskup Wiednia w latach 1956–1985, ak-tywny uczestnik II Soboru Watykańskiego.

Page 20: Papież z Polski. Nasz święty

24 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

Sam Prymas był zdumiony metamorfozą, jaka dokonała się w Karolu między ich rozmową a ukazaniem się nowego papieża w loggii bazyliki watykańskiej. Wyrok konklawe zapadł po siedemnastej, przed siódmą wieczorem wyszli na balkon i wtedy Jan Paweł II był już innym, a właś-ciwie na powrót tym samym człowiekiem co kiedyś. W lot ocenił sytua-cję, zdawał sobie sprawę z ogromnego zaskoczenia rzymian i zareago-wał, nie bacząc na obowiązujące od wieków konwenanse. Nie przejął się wielowiekową tradycją, która nakazywała nowo wybranemu na-stępcy świętego Piotra jedynie udzielić błogosławieństwa i nie przema-wiać. Jego słowa o papieżu, który przychodzi „z dalekiego kraju”, wzbu-dziły entuzjazm Włochów. A prośba, by go poprawiali, jeśli się pomyli, mówiąc w „waszym, naszym języku”, przyjęta została z zachwytem. Na-stępne dni pokazały, że nowy gospodarz na Watykanie dobrze wie, czego chce. Odwiedzając nazajutrz Andrzeja Deskura w Poliklinice Agostina Gemellego, dowiódł, że będąc papieżem, nadal jest przyjacielem i że szczególnie jego dotyczy nakaz „chorych nawiedzać”. Zmienił się też styl papieskich posiłków. Jan Paweł II nie wyobrażał sobie jedzenia w sa-motności. Prymas był u niego codziennie.

– Chciałbym pojechać do Polski – powiedział Papież w czasie jed-nego z tych obiadów – w przyszłym roku, na jubileusz Stanisława.

Wyszyński też o tym marzył. Tak jak dwanaście lat temu, kiedy na tysiąclecie chrztu Polski miał przyjechać Paweł VI. Komuniści go nie wpuścili. Jak będzie teraz?

Nie lękajcie się, drodzy bracia i siostry, przyjąć władzę Chrys tusa. Dopo-móżcie papieżowi i wszystkim, którzy chcą służyć Chrystusowi – i służyć czło-wiekowi przez Chrystusa. Nie lękajcie się. Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Jego zbaw czej władzy otwórzcie granice państw, syste-mów ekonomicznych, systemów politycznych, kierunków cywilizacyjnych. Nie lękajcie się!

Prymas drgnął. W tych słowach było coś więcej niż apel czy wezwanie. Znalazł w nich echo własnych myśli, które przelewał na papier w czasie trzech długich lat spędzonych w więzieniu. Największym brakiem apostoła jest lęk – zanotował kiedyś w Zapiskach więziennych. – Bo budzi nieufność

Page 21: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 25

do potęgi Mistrza, ściska serce i kurczy gardło. Apostoł już nie wyznaje. Czy jest apostołem? Uczniowie, którzy opuścili Mistrza, dodali odwagi oprawcom. Każdy, kto milknie wobec nieprzyjaciół sprawy, rozzuchwala ich. Lęk apo-stoła jest pierwszym sprzymierzeńcem nieprzyjaciół sprawy.

Znał to uczucie i znał też siłę, która pojawiała się w człowieku, gdy prze-łamywał strach i wychodził na spotkanie z niebezpieczeństwem. Tę siłę wi-dział teraz w Karolu. I choć trudno mu było pogodzić się z myślą, że Woj-tyła nie zostanie jego następcą w Polsce, to jednak poczuł głęboką ulgę.

Chrystus wie, „co jest w człowieku”. On jeden. A dzisiaj człowiek tak bar-dzo często nie wie, co w nim jest. Tak bardzo często jest niepewny sensu swojego życia na ziemi. Tak często opanowuje go zwątpienie, które przechodzi w roz-pacz. Pozwólcie zatem – proszę was, błagam was z pokorą i ufnością – pozwól-cie Chrystusowi mówić do człowieka. On jeden ma słowa życia wiecznego.

Homilia dobiegała końca. Dobiegały też końca te niezwykłe dni. Jeszcze jutro Papież spotka się z rodakami, aby się z nimi pożegnać, a po-tem każdy wróci do swojej codzienności. To nie będzie już jednak ta sama codzienność co kiedyś, ani w Polsce, ani tu – na Watykanie.

22 PAŹDZIERNIKA 1978, RZYM, PLAC ŚWIĘTEGO PIOTRA,

LOŻA PRASOWA

„Ten pastorał w jego ręku wygląda jak laska górali alpejskich” – pomy-ślał Andrew Greeley, patrząc na Jana Pawła II, który po zakończonej mszy opuścił swoje miejsce przy ołtarzu i szedł w kierunku ludzi zgro-madzonych na placu Świętego Piotra. Amerykański ksiądz i dziennikarz w jednej osobie był pod wrażeniem osobowości nowego papieża. On jest naprawdę wolny i udowadnia to każdym swoim gestem i słowem. Idzie w stronę ludzi, zatrzymuje się, unosi w górę pastorał (teraz Gree leyowi przypominał on bardziej topór wojenny albo wielki miecz – miecz wiary,

Page 22: Papież z Polski. Nasz święty

26 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

oczywiście) i potrząsa nim, pozdrawiając ludzi. Mały chłopczyk z kwia-tami w ręku przedziera się przez tłum i biegnie do Papieża. W pogoń za nim rzuca się jakiś monsignore. Ale chłopiec jest szybszy, dociera do Jana Pawła II i rzuca mu się w objęcia. Ten mocno go obejmuje. Uściski – symbole. Najpierw stary kardynał, Wyszyński, którego Papież pocało-wał w rękę – rzecz po prostu niebywała. A teraz to dziecko. I jeszcze niepełnosprawni – Papież podszedł do siedzących na wózkach ludzi, chociaż mistrz ceremonii usiłował go od tego odwieść. Nie dało się.

Ten papież był wprost wymarzony, jeśli chodzi o potrzeby prasy. Jego trzecie imię powinno brzmieć „Niespodzianka”. Od chwili wyboru do-starczał ich bowiem nieustannie. Tak było w ów wieczór 16 paździer-nika, tak było i w dniach następnych.

Zaskoczyła już msza dla kardynałów nazajutrz po wyborze. Nie dość, że Papież najwyraźniej sam napisał przemówienie (musiał to zrobić w nocy z szesnastego na siedemnasty), to jeszcze poprosił, aby kardyna-łowie udzielili błogosławieństwa razem z nim, i sam poprosił ich o bło-gosławieństwo. Widać było, że jego słowa o kolegialności w Kościele to nie pusta formułka – on rzeczywiście oczekiwał pomocy i współpracy. Przed konklawe spekulowano, czy nowy papież będzie popierał reformy soborowe, czy też wybrany zostanie zwolennik twardego kursu, jako re-akcji na kryzys ostatnich lat. Wybór Wojtyły i jego programowe kaza-nie uspokoiły tych, którzy obawiali się schowania soborowego dorobku do kościelnego lamusa. Zarazem jednak już na pierwszy rzut oka widać było, że ten człowiek nie zrezygnuje ze zdecydowanego kierowania Koś-ciołem. Na każdym kroku udowadniał, że ma zamiar przewodzić.

Greeley był pod wrażeniem dziwnego połączenia siły i łagodności, zdecydowania i wyrozumiałości. Dostrzegł to chyba najbardziej w czasie spotkania Papieża z dziennikarzami w środę 18 października.

W przemówieniu Jana Pawła nie było ani śladu okrągłych zdań, wy-ważonej, uprzejmej, lecz zdystansowanej dyplomacji, w której tle za-wsze znajdowało się pouczenie: jak należy informować, co należy mó-wić, jak rozumieć to, co się dzieje w Kościele. Papież potraktował ich po prostu jak ludzi, których doskonale rozumie.

Page 23: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 27

Nagły, nieprzewidywalny charakter ostatnich wydarzeń postawił was przed koniecznością znacznego pogłębienia wiedzy związanej z informa-cją religijną, która być może była dla was czymś nowym, musieliście rów-nież pracować w warunkach, które wystawiały na próbę wasze nerwy, i sta-nąć wobec nakazu, który jest znany jako choroba naszego wieku: to szybkość. Dla was oczekiwanie na biały dym było czasem ciężkiej pracy.

Skąd on wiedział, na czym polega dziennikarska robota? Dlaczego nie napominał ich za ciągłe próby przeniknięcia tajemnicy wydarzeń w Ka-plicy Sykstyńskiej? A wreszcie, dlaczego po zakończeniu przemówienia podniósł się z tronu i ku przerażeniu jednego ze swych „opiekunów”, księ-dza del Gallo, wszedł między reporterów, aby odpowiadać na ich pytania?

Greeley nie posiadał się z zachwytu, patrząc, jak Jan Paweł II strząsa z siebie rękę księdza, który usiłował go zatrzymać. W tym momencie jakiś dziennikarz radiowy wyciągnął mikrofon w kierunku papieskich ust. Gallo odepchnął mikrofon. Papież tymczasem wyciągnął dłoń, chwycił mikro-fon i powiedział kilka słów. Jego świta na krótko zyskała przewagę i odciąg-nęła go od tłumu reporterów. Nie na długo. Wrócił do nich po chwili.

– Czy Ojciec Święty chciałby odwiedzić Ojczyznę? – zapytał ktoś. – Jeśli mi pozwolą – odpowiedział. – Czy Ojciec Święty nadal będzie jeździł na nartach? – Jeśli mi pozwolą – powtórzył, wskazując głową towarzyszących mu

księży. – Czy Ojciec Święty odwiedzi Rosję? – Jeśli mi pozwolą.Poszedł dalej. Z każdym rozmawiał w jego ojczystym języku. Oczy-

wiście po polsku, ale także po angielsku, niemiecku, francusku, włosku i... litewsku.

– Pół mojego serca jest na Litwie – powiedział do dwóch młodych Litwinów.

To była prawdziwa konferencja prasowa, coś zupełnie innego niż spotkanie z papieżem Lucianim, który co prawda oczarował ich swoją bezpośredniością, ale nie odpowiadał na pytania (to w ogóle nie było przewidziane).

Page 24: Papież z Polski. Nasz święty

28 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

– Czy Ojciec Święty będzie miał regularne konferencje prasowe? – Natychmiast, jak tylko zostanie mi udzielone takie pozwolenie –

zaśmiał się i znowu skłonił głowę w stronę niestawiających już żadnego oporu księży.

Potem posypały się pytania o jego plany podróży. Znowu pytanie o Polskę.

– Jestem za młody, żeby zrezygnować z powrotu do domu. –  Irlandia? Kanada? Brazylia? Stany Zjednoczone? New Bedford

w stanie Massachusetts? – Z największą radością. – A może do Kolorado, żeby pojeździć na nartach?Głośny śmiech. – Czy Ojciec Święty jest więźniem Watykanu? – Przecież jestem tu zaledwie od czterech – pięciu dni.I tak przez czterdzieści minut. W końcu ktoś przypomniał mu, że zapo-

mniał udzielić błogosławieństwa. Tak samo było poprzedniego dnia, gdy pojechał odwiedzić Andrzeja Deskura w Poliklinice Gemellego. Wtedy – zupełnie niespeszony – zażartował, że musi się uczyć, jak być papieżem. Teraz już nic nie powiedział, tylko rozłożył szeroko ręce i donośnym gło-sem pobłogosławił tłum żurnalistów. Na odchodnym dopadł go jeszcze jeden reporter.

– Czy Ojciec Święty tak jak jego poprzednik będzie papieżem nadziei? – Mam taką nadzieję.W niedzielę 22 października już nie zapomniał pobłogosławić. Najwy-

raźniej nie potrafi ł się rozstać z ludźmi. Oni z nim też. Gdy w końcu znikł z placu, tłum zaczął wznosić głośne okrzyki. Wkrótce Papież pokazał się w oknie. Wychodził do nich jeszcze kilka razy. Wreszcie stwierdził:

– Czas na obiad, nawet papież musi jeść!Greeley odchodził z placu Świętego Piotra zmęczony i szczęśliwy.

Rozpoczynający się pontyfi kat wciąż był wielką zagadką, ale dzienni-karz nie miał wątpliwości, że na czele Kościoła stanął budzący nadzieję święty człowiek, który uśmiecha się, przytula dzieci, wspina się po gó-rach i trzyma swój pastorał niczym alpejski góral swoją laskę.

Page 25: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 29

23 PAŹDZIERNIKA 1978, WATYKAN, AULA BŁOGOSŁAWIEŃSTW

Wiemy, jak bardzo ukochałeś góry, zwłaszcza Tatry, jak ukochałeś lasy, do-liny i jeziora i Twoje samotne wędrówki, które dawały Ci tyle radości i od-nowy sił, wyczerpanych ciężką pracą. To wszystko wiemy. I to wszystko spo-czywa na stosie ofi arnym Twojego serca, które rozszerzyłeś z woli Ducha Świętego na cały Kościół powszechny.

Głęboki głos Prymasa rozchodził się po wypełnionej Polakami auli. Kardynał mówił wolno, czy to z powodu powagi chwili, czy też dla-tego, że łatwiej mu było w ten sposób zapanować nad wzruszeniem. Do-kładnie tydzień temu Karol usłyszał od niego radę, aby przyjąć wybór, i poszedł za tym głosem. Po raz pierwszy posłuchał go przed dwudzie-stu laty. Pod koniec lipca 1958 roku Prymas zakomunikował mu, że Pius XII mianował go biskupem pomocniczym w Krakowie. Myślał wtedy, że będzie musiał zrezygnować ze wszystkiego, co było mu dro-gie – z pracy naukowej, z turystyki, z tak ciepłych i częstych kontaktów ze Środowiskiem, które stało się jakby jego przybraną rodziną. Popro-sił wtedy Prymasa, aby wolno mu było przynajmniej dokończyć prze-rwany spływ kajakowy. Otrzymał to pozwolenie dość łatwo, z większym trudem przyszło mu je uzyskać od arcybiskupa Baziaka, który zarządzał wówczas archidiecezją krakowską. Wracając na Mazury, był przekonany, że to jego ostatnia wyprawa. Okazało się jednak, że później – choć już z mniejszą intensywnością – mógł oddawać się tej pasji.

Bóg dał mu jeszcze dwadzieścia lat, aby dojrzał do rezygnacji z tego, co było mu drogie.

Tydzień temu, mniej więcej o tej porze, rzekł: „Przyjmuję”. Wyszyń-ski powiedział mu tego dnia: „Masz wprowadzić Kościół w trzecie ty-siąclecie”. Miał na to dwadzieścia dwa lata.

Karol przeżył już dwa podobne oczekiwania. Pierwsze zaczęło się, gdy był jeszcze księdzem. W 1956 roku Prymas wrócił po trzech latach

Page 26: Papież z Polski. Nasz święty

30 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

uwięzienia, w następnym roku ogłosił rozpoczęcie Wielkiej Nowenny przygotowującej do tysiąclecia chrztu Polski. Trwała dziewięć lat i za-kończyła się w roku 1966. Kto mógł się spodziewać, że jej kolejne lata przyniosą w jego życiu takie zmiany? W 1958 roku został biskupem pomocniczym w Krakowie, cztery lata później, po śmierci arcybiskupa Baziaka, został mianowany wikariuszem kapitulnym i powierzono mu zarządzanie diecezją. A tuż przed rozpoczęciem roku milenijnego Pa-weł VI mianował go arcybiskupem krakowskim. On, ksiądz, który w 1956 roku łaził po Bieszczadach nieopodal Komańczy, gdzie przeby-wał uwięziony Prymas, dziesięć lat później w jego obecności wygłaszał homilię w czasie milenijnej mszy na Jasnej Górze.

Autorem drugiego oczekiwania był on sam. Przed sześciu laty, w 1972 roku, rozpoczął przygotowania do jubileuszu dziewięćsetlecia męczeń-skiej śmierci świętego Stanisława. Będąc pod wrażeniem II Soboru Wa-tykańskiego, zaproponował, aby w Krakowie zorganizować synod, któ-rego celem będzie wdrożenie postanowień soborowych. Tak jak sobór powszechny radził o sprawach Kościoła powszechnego, tak synod miał ra-dzić o sprawach Kościoła krakowskiego. W zespołach synodalnych (a po-wstało ich kilkaset) brali udział nie tylko duchowni, lecz także świeccy. Rozwój tej inicjatywy przekroczył wszelkie oczekiwania. Finał synodu i obchody jubileuszu stanisławowego zaplanowano na rok 1979...

Polska uczyni wszystko, ażeby nasz poziom duchowy, moralny tak po-dźwignąć, iżby Ojciec Święty nie czuł się zażenowany, że takich ma roda-ków – mówił Prymas. – Oddając Ci głęboką cześć, jako zastępcy Chrystusa na ziemi, jako następcy świętego Piotra, my – synowie Kościoła świętego w Polsce – biskupi, kapłani i lud Boży, klękamy u Twoich stóp, całujemy je ze czcią i prosimy o apostolskie błogosławieństwo.

Prymas ruszył w jego kierunku. Papież wstał z tronu. Zszedł z po-dium. Wyciągnął ręce, w samą porę, by chwycić klękającego kardynała. Przygarnął go mocno do siebie. Trwali tak w uścisku dłuższy czas.

Przez aulę przetoczyła się burza oklasków. Prymas trzymał obiema dłońmi prawą rękę Jana Pawła II. Papież czuł ten uścisk i odwzajem-niał go. Wydawało się, że czas stanął w miejscu. Trwali tak, a ludzie bili

Page 27: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 31

brawo coraz głośniej. Uścisk Wyszyńskiego zelżał. Odsunęli się od sie-bie. Przez chwilę Papież widział jego pooraną zmarszczkami twarz i oczy pełne głębokiego wzruszenia.

–  Proszę ze mną, do tronu – powiedział i wszedł z powrotem na podium.

– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! – Tak samo zaczął przed ty-godniem, kiedy wyszedł na loggię Bazyliki Świętego Piotra. Sia lodato Gesù Cristo. (Dawno w Rzymie nie słyszano tych słów, ale znalazło się na placu trochę ludzi, którzy wiedzieli, jak odpowiedzieć. Sia sempre lo-dato). – Wasza Eminencjo, umiłowany Księże Prymasie. Pragnę powiedzieć po prostu: „Bóg zapłać” za wszystko, co usłyszałem dzisiaj i przed tygodniem z ust Waszej Eminencji. To, co było przed tygodniem, jest objęte sekretem konklawe, to, co usłyszałem dzisiaj, słyszeliśmy wszyscy. Jestem ogromnie wzruszony. Trudno by mi było w dniu dzisiejszym, dostojny Księże Pryma-sie, drodzy bracia biskupi, siostry i bracia zakonni, wszyscy umiłowani Ro-dacy – trudno by mi było przemawiać na pamięć, dlatego darujcie, że so-bie przygotowałem dwa przemówienia na piśmie, żeby powiedzieć wszystko, żeby niczego nie zapomnieć.

23 PAŹDZIERNIKA 1978, WATYKAN, AULA BŁOGOSŁAWIEŃSTW

„Tak musiało być” – Danucie Ciesielskiej wciąż brzmiały w uszach słowa Wujka, które usłyszała po przyjeździe do Rzymu. Czy znaczyło to, że przeczuwał?

Wierzcie mi, że udając się do Rzymu na konklawe, najbardziej pragnąłem wrócić do Was, do mojej umiłowanej Archidiecezji i do Ojczyzny. Skoro jed-nak inna była wola Chrystusa Pana, zostaję i podejmuję to nowe posłannictwo, które mi wyznaczył. Jakże zaszczytne, ale jakże zarazem trudne i odpowie-dzialne! Ponad ludzkie siły, jeślibyśmy po ludzku tylko myśleli i rozumieli.

Page 28: Papież z Polski. Nasz święty

32 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

Inna była wola... Jak lekko w ustach niektórych księży brzmiały słowa: „Widocznie taka jest wola Boża”. On nigdy nie szafował tym po-wiedzeniem. Może dlatego wręcz biegli do niego, gdy w Środowisku zdarzała się jakaś tragedia, jak choćby wtedy, gdy w czasie spływu kaja-kowego po Dunajcu zginął Jaś, syn profesora Adama Vetulaniego, ser-decznego przyjaciela Wojtyły. Kto miał przekazać tę wiadomość ojcu? To mógł być tylko Wujek. Kilka lat później ją samą dotknął dramat. Była z rodziną w Chartumie, gdzie jej mąż Jerzy otrzymał posadę na tamtejszym uniwersytecie. Pewnej niedzieli wybrał się z dziećmi na wy-cieczkę promem po Nilu. Prom rozbił się, Jerzy z dwójką młodszych dzieci utonął. Wracając do Polski z ich prochami, postanowiła lecieć przez Rzym, bo tam akurat był Wujek. W jego obecności jakoś łatwiej przychodziło pogodzić się z tą wolą Bożą, z którą, zda się, nie sposób było się pogodzić.

Dlaczego? Przecież nie mówił niczego szczególnego, nie dawał wska-zówek ani nie pocieszał. „On nas rozumie” – powiedziała kiedyś Jadzia, żona Jaśka, jednego z pierwszych członków Środowiska, które wówczas nazywali jeszcze Rodzinką. Ta nazwa narodziła się spontanicznie – skoro był Wujek, skoro między sobą nazywali się braciszkiem i siostrzyczką, to logiczne, że cała grupa była czymś na kształt rodziny. Z niej wychodziły już prawdziwe rodziny – Wujek błogosławił ich śluby, chrzcił dzieci, wspólnie spędzali wakacje, obchodzili imieniny. Ale nie tylko to. Jak dzieci w rodzinie, tak i oni – według metryki dorośli – dojrzewali. Nie mogli już spędzać ze sobą tyle czasu co kiedyś, ale wciąż łączyły ich mocne więzi – między sobą nawzajem i z Wujkiem. On był coraz bar-dziej zajęty – z biskupa stał się arcybiskupem, potem kardynałem, ale wciąż był obecny, zawsze dyspozycyjny. Starali się tego nie nadużywać, ale z drugiej strony czuli, że także jemu te spotkania są potrzebne. Cie-szył się nimi jak zapracowany ojciec, który wraca do domu i jest witany przez stęsknione dzieci.

Tak było w czasie ich ostatniego spotkania, wieczorem 28 wrześ-nia, w dzień dwudziestej rocznicy jego święceń biskupich. Przyszedł do Turowskich na kolację z okazji przypadających nazajutrz imienin

Page 29: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 33

Gapy – jak nazywali w swoim gronie profesora Gabriela Turowskiego (przydomek „Gapa” przylgnął do niego wiele lat wcześniej, gdy władze komunistyczne kazały mu się tłumaczyć, dlaczego nie był na pocho-dzie pierwszomajowym. Turowski udawał, że nie rozumie, o co chodzi, czyli „udawał gapę”, i ta taktyka okazała się skuteczna). Podczas kola-cji panowała jak zwykle familijna atmosfera. Tego wieczoru wydarzyło się jednak coś, co wychodziło poza zwyczajną normę takich spotkań. I nie chodziło nawet o reakcję Wujka na spekulacje w tygodniku „News-week”. Amerykanie, relacjonując wynik konklawe, które wybrało Jana Pawła I, twierdzili, że wśród kandydatów znalazł się także Wojtyła. On sam nie chciał o tym mówić i z wyraźną niechęcią potraktował ich pyta-nia. Po kolacji stuknął łyżeczką w szklankę i wstał. Przy stole zapadła ci-sza. Zaczął mówić o całej ich wspólnej historii, o przeżytych razem przy-godach, radościach i smutkach. Brzmiało to jak mowa pożegnalna. Tej nocy w Watykanie zmarł Jan Paweł I...

Tak musiało być...Tamtego przemówienia, wygłoszonego z głowy na kolacji u Turow-

skich, słuchało wąskie grono osób. Niespełna miesiąc później, w Auli Błogosławieństw, Wujek mówił do tysięcy Polaków. Mówił, a właściwie czytał. Najpierw – list do wszystkich rodaków. A teraz – list do swoich diecezjan.

Czyż święty Piotr pierwszy nie lękał się tego powołania, czyż nie pro-sił Chrystusa: „Wynijdź ode mnie, Panie, bom jest człowiek grzeszny?” (Łk 5, 8). Czyż jeszcze po zmartwychwstaniu nie wskazał na Jana Apo-stoła, pytając: „Panie, a ten co?”. Ale Chrystus Pan zdecydował: „Co tobie do tego – ty pójdź za Mną”.

Inna wola okazała się ważniejsza i Piotr poszedł za nią. Bronił się do ostatniej chwili. Przywoływał różne argumenty, z własną słabością na czele. Przecież zdradził, opuścił Mistrza, tchórzliwie zdezerterował. Przecież tylko Jan stanął obok Maryi przy konającym Jezusie i to on był bardziej godny. Pewnie to zdanie Piotra podzielali też inni apostołowie, którzy również uciekli i drżąc ze strachu, zamknęli się w Wieczerniku. Po ludzku wypadało, żeby to Jan został pierwszym zastępcą Chrystusa.

Page 30: Papież z Polski. Nasz święty

34 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

Dwadzieścia wieków później po ludzku wypadało, aby papieżem został Włoch, ktoś niezwiązany ani z kurialnymi konserwatystami, ani z libera-łami. Wybrali więc Lucianiego. Wojtyła odetchnął z ulgą. Na krótko.

Moi umiłowani Bracia i Siostry! Pozwólcie, że Wam podziękuję za te wszystkie lata mojego życia, studiów, kapłaństwa, biskupstwa. Skąd mog-łem wiedzieć, że wszystkie one przygotują mnie do tego wezwania, które wypowiedział Chrystus w dniu 16 października 1978 roku w Kaplicy Sykstyńskiej? A jednak z perspektywy tego dnia muszę raz jeszcze popatrzeć na wszystkich, którzy mnie do niego przygotowali – z pewnością nie wie-dząc o tym.

Wymieniał po kolei różne środowiska – od zmarłych rodziców, przez rodzinną parafi ę wadowicką, szkoły i uczelnie, i w końcu ludzi, których spotkał na swojej drodze.

To wszystko jakoś wraz ze mną zostało powołane na stolicę świętego Pio-tra. To wszystko stanowi jakąś niepozbywalną warstwę mojej duszy, mojego doświadczenia, mojej wiary i mojej miłości.

Rozprzestrzenia się to na tyle miejsc umiłowanych, do sanktuariów Chrystusa i Jego Matki Maryi, żeby wspomnieć Mogiłę i Ludźmierz, i My-ślenice, Staniątki czy Rychwałd, a przede wszystkim Kalwarię Zebrzy-dowską z dróżkami, po których tak bardzo lubiłem wędrować. Zachowuję w sercu i w oczach cały krajobraz ziemi krakowskiej, Żywiecczyzny, Śląska, Podhala, Beskidów i Tatr. Składam Bogu w ofi erze tę umiłowaną ziemię i całą polską przyrodę. A nade wszystko ludzi.

Dwadzieścia lat temu, po jego nominacji biskupiej, cieszyli się, ale też byli pełni obaw. Wtedy zapewnił ich, że „Wujek pozostanie Wuj-kiem”. Teraz kazał mówić do siebie tak samo. To było wymowne – jego sytuacja zmieniła się, ale nie zmieniła jego samego. I tak samo jak kie-dyś, wciąż miał marzenia.

Wypada mi opuścić Kraków w przededniu wielkiego jubileuszu świętego Stanisława. Może Pan Bóg pozwoli, że będę mógł wziąć w nim udział.

Page 31: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 35

24 LISTOPADA 1978, RZYM, VIA DELLA CONCILIAZIONE

– John, jak się cieszę, że cię widzę! – Andrew Greeley serdecznie uścis-nął rękę Johna Longa, pracownika watykańskiego Sekretariatu do spraw Jedności Chrześcijan. Greeley wychodził właśnie z Sala Stampa* i do-słownie wpadł na starego znajomego.

– Andrew, ty gryzipiórku! – John odwzajemnił uścisk. – Wciąż węszysz za sensacjami? Konklawe już się skończyło, możesz wracać do Chicago.

– Chętnie bym to zrobił, ale każdy nowy dzień tutaj jest ciekawszy od poprzedniego. Powiedz, jak ci się żyje pod nowym szefem. Podobno nie daje wam odetchnąć.

Choć od wyboru Karola Wojtyły minął już ponad miesiąc, papież z Pol-ski wciąż dostarczał dziennikarzom nowych tematów. Oni byli zdumieni, pracownicy Kurii Rzymskiej zaś przerażeni tempem jego pracy i stylem, jaki narzucił sobie, a zarazem wszystkim wokół. W ciągu miesiąca zdążył zapoznać się z całą dokumentacją administracji Pawła VI, przeczytał też notatki Jana Pawła I i na ich podstawie opracował dokończenie jego cy-klu katechez o cnotach. Pracował po osiemnaście godzin dziennie – rano pisał, potem przyjmował gości na audiencjach, a popołudnie przeznaczał dla współpracowników z kurii. Pytał ich: „Czego, twoim zdaniem, nie ro-bię, a powinienem robić?”. Kardynał Eduardo Pironio z Argentyny odpo-wiedział: „Papież powinien przewodniczyć na comiesięcznych posiedze-niach szefów wszystkich watykańskich kongregacji”. Paweł VI nie robił tego, ponieważ obawiał się, że jego obecność będzie onieśmielać obradu-jących i powstrzymywać ich od dyskusji. Tymczasem oni nie dyskutowali w ogóle, bo i po co, skoro papież i tak tego nie słyszy. „Prawie udało mi się namówić poprzednika Ojca Świętego do udziału w tych posiedzeniach i spróbuję namawiać papieża także teraz” – ciągnął Pironio. „Do niczego nie musisz mnie namawiać. Będę tam” – odparł Jan Paweł II.

* Sala Stampa – Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej.

Page 32: Papież z Polski. Nasz święty

36 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

– Nie uznaje wolnych sobót – powiedział Long – spotkał się z nami przed tygodniem, w sobotę właśnie, i znowu popisał się znakomitym wyczuciem. Przemawiał po francusku i użył zaimka „nous” („my”). W całym przemówieniu mówił „ja”, a tu nagle „my” – jak za dawnych czasów*. Uśmiechnął się i wyjaśnił: „Miałem oczywiście na myśli nas wszystkich tu zgromadzonych”.

– Słyszałem, że spotkał się z Lefebvre’em**. – A także Mendezem Arceo***. Spotyka się z każdym i każdego po-

trafi uściskać. Widziałeś to? – Long pokazał na jeden z fi larów przy Sala Stampa. Widniał na nim plakat z tekstem podpisanym przez komu-nistycznego burmistrza Rzymu, który witał Papieża, „bohatera ruchu oporu przeciwko nazistom”, w imieniu polskich żołnierzy, którzy po-legli, wyzwalając Rzym.

– Rzymianie zakochali się w nim od pierwszego wejrzenia. – Widziałeś papieża, który wchodzi w kilkutysięczny tłum, pozwala

się dotykać, całować i z każdym chce rozmawiać? Podobno cały był po-drapany, a rękawy sutanny miał ubrudzone szminką.

– Najwyraźniej to lubi. – A ochrona się wścieka. W jednej z gazet napisali, że Papież posta-

nowił odwiedzić kardynała Wyszyńskiego. „Jak możemy to zrobić?” – zapytał podobno swojego sekretarza. „Może pojedziemy taksówką?” – zaproponował ksiądz, chyba ma na imię Stanisław... „Taksówkarz nas rozpozna, lepiej chodźmy na piechotę” – odpowiedział Papież. Włożyli czarne sutanny i poszli.

– Sądzisz, że to prawda?

* Papieże – podobnie jak monarchowie – używali formy pluralis maiestatis – i nie mó-wili w liczbie pojedynczej („ja”), lecz mnogiej („my”).

** Marcel Lefebvre (1905–1991) – francuski arcybiskup, przeciwnik zmian wprowa-dzanych po II Soborze Watykańskim, założyciel tradycjonalistycznego seminarium w Ecône (Szwajcaria). W 1988 roku bez zezwolenia Watykanu wyświęcił czterech biskupów, czym spowodował schizmę.

*** Sergio Méndez Arceo (1907–1992) – arcybiskup Cuernavaki w Meksyku, zwany czer-wonym biskupem. Był zwolennikiem teologii wyzwolenia i głosił możliwość koegzystencji chrześcijaństwa z socjalizmem.

Page 33: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 37

– Nawet jeśli nie, to wiele mówi o tym, jak widzą go rzymianie. Wy-obrażasz sobie, pół roku temu Czerwone Brygady zamordowały Aldo Moro, a ten Polak nie boi się wychodzić na miasto i mieszać z ludźmi!

– Wszystko to bardzo piękne, ale czy wystarczy, żeby dać sobie radę z tymi, którzy mają wpływ? Podzielam twój entuzjazm, jednak oba-wiam się, że nie każdemu podoba się ten nowy styl. On nie kompli-kuje życia wyłącznie ochronie. Łatwiej było przekonać tłum, że „papież z dalekiego kraju” wcale nie jest kimś obcym, ale ci, którzy wymościli sobie gniazdka w Watykanie, wcale nie muszą być tak szczęśliwi. No i przy całej tej popularności będzie musiał podejmować trudne decyzje. Szczerze mówiąc, to mu współczuję. Te pół tysiąca wniosków księży, który chcą odejść z kapłaństwa i ożenić się – jak sądzisz, podpisze je? W Krakowie pewnie nigdy nie miał z tym do czynienia. Jeśli postąpi według dawnych przyzwyczajeń, podniesie się wielki krzyk, szczególnie że Paweł VI wydawał takie dyspensy bez specjalnych problemów. Po-lak żył w innych warunkach i inne sprawy liczyły się bardziej u niego, a inne są ważne w wolnym świecie. Lojalność wzrasta w obliczu zagro-żenia, na froncie nie dyskutuje się, tylko wypełnia rozkazy. Tam jest front, tu jest inaczej...

– Być może masz rację, ale myślę, że nie musisz się martwić. On wy-chodzi poza schematy. Niedawno przeczytałem wiadomość, że chce, aby księża chodzili w sutannach. Jak typowy tradycjonalista. Porównałem to sobie z tym, co na ten temat powiedział. Niby to samo, ale brzmiało zu-pełnie inaczej: Musimy zachować sens naszego wyjątkowego powołania – mówił – a tę wyjątkowość powinien wyrażać także nasz zewnętrzny strój. Nie wstydźmy się go. Tak, jesteśmy w świecie. Ale nie jesteśmy ze świata. Przyznasz, że nie brzmi to jak nakaz despotycznego monarchy?

– Niedługo sam będzie mógł sprawdzić, jak to jest w kraju, gdzie nie można nosić sutanny. Słyszałem, że ma pojechać do Meksyku na kon-ferencję CELAM*.

* CELAM – Consejo Episcopal Latinoamericano – Rada Konferencji Episkopatów Ameryki Łacińskiej.

Page 34: Papież z Polski. Nasz święty

38 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

– Tak, Lorscheider* go zaprosił. Ale to nie takie proste. Meksyk nie uznaje Watykanu i władze nie chcą wystosować ofi cjalnego zaprosze-nia. Papież jednak upiera się, żeby tam pojechać. I myślę, że dopnie swego.

– W każdym razie miodowy miesiąc ma już za sobą...

❧ Pamiętam, że wyjazd do Meksyku traktowałem trochę jak „przepustkę”, która mogła otworzyć mi drogę do polskiej pielgrzymki. Sądziłem bowiem, że komuniści w Polsce nie będą mogli odmówić mi pozwolenia na przyjazd do Ojczyzny, skoro zostałem przyjęty przez kraj o tak świeckiej konstytucji jak ówczesny Meksyk.

jan paweł ii, WSTAŃCIE, CHODŹMY!

8 GRUDNIA 1978, RZYM, BAZYLIKA MATKI BOSKIEJ WIĘKSZEJ

„Totus Tuus ego sum et omnia mea Tua sunt. Accipio Te in mea omnia!” (Cały jestem Twój i wszystko Twoje jest moim. Przyjmuję Cię całkowicie).

Papież zamilkł na chwilę i podniósł oczy znad kartki. Ogarnął wzro-kiem wypełnioną ludźmi Bazylikę Matki Boskiej Większej. Za chwilę skończy homilię z okazji święta Niepokalanego Poczęcia Najświęt-szej Maryi Panny. Zawarł w niej słowa, które prowadziły go od czasów wojny i które uczynił swoim biskupim zawołaniem, kiedy przed dwu-dziestu laty otrzymał nominację na sufragana w Krakowie.

* Kardynał Aloisio Lorscheider (1924–2007) – arcybiskup Fortalezy, a następnie Apa-recidy (Brazylia), jeden z najbardziej wpływowych członków episkopatu Ameryki Łacińskiej, przewodniczący CELAM w latach siedemdziesiątych XX wieku.

Page 35: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 39

Niepokalane Poczęcie zawsze było dla niego ważnym świętem. Tym chętniej przyjął zaproszenie dziekana kolegium kardynalskiego Carla Confalonieriego, aby tego właśnie dnia odwiedzić poświęconą Maryi bazylikę na Eskwilinie. Tam znajduje się obraz Matki Boskiej Ocalenia Ludu Rzymskiego i tam przechowuje się ze czcią kilka deseczek, które – jak głosi tradycja – pochodzą ze żłóbka Jezusa w Betlejem. Nie było lep-szego miejsca, gdzie mógł podziękować za pierwsze tygodnie na Stolicy Piotrowej.

Tym prostym, a jednocześnie uroczystym aktem ofi arowania biskup Rzymu, Jan Paweł II, pragnie jeszcze raz potwierdzić swoją służbę Lu-dowi Bożemu. Może ona być jedynie naśladowaniem pokornego naślado-wania Chrystusa i Tej, która powiedziała o sobie: „Oto ja, Służebnica Pań-ska, niech mi się stanie według słowa Twego”.

Chyba jeszcze nigdy tak mocno nie wczuwał się w te słowa. Dużo rozmyślał o pierwszym adwencie – tym, który niemal dwa tysiąclecia temu poprzedził narodzenie Jezusa. Miał nawet takie marzenie, aby in-auguracja pontyfi katu odbyła się w Betlejem. Skoro Prymas powiedział mu, że ma wprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie, to logiczne byłoby rozpoczęcie posługi papieskiej w miejscu, gdzie zaczęła się nowa era. Spełnienie tego pragnienia nie było w tym momencie możliwe. Piel-grzymował więc do Betlejem duchowo i robił to, rozważając tajemnice różańca zwane radosnymi. Wyobrażał sobie Józefa, który podejmuje de-cyzję, aby opuścić Nazaret i udać się na spis ludności do Betlejem, po-dąża razem z brzemienną Maryją pełen obaw, a jednocześnie z przeko-naniem, że muszą tam dotrzeć. Pewnie niejeden odradzał im tę podróż, szczególnie że już wkrótce miało się narodzić dziecko.

Jemu też odradzano podróż do Meksyku. Sekretariat Stanu przeka-zał swoje sugestie. Ich wymowa była jednoznaczna. Rząd meksykański nie wystosuje zaproszenia dla głowy Państwa Watykańskiego i w tej sy-tuacji lepiej byłoby, aby na Konferencję Episkopatów Ameryki Łaciń-skiej pojechał legat.

Owszem, mógł zostać w Rzymie. Byłoby to zupełnie zrozumiałe, szczególnie w takiej sytuacji. Gdyby został – wszyscy byliby zadowoleni.

Page 36: Papież z Polski. Nasz święty

40 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

I meksykański rząd, i Sekretariat Stanu. A on sam mógłby uniknąć trud-ności, jakie czekały go w Puebli.

W latach siedemdziesiątych w Ameryce Łacińskiej rozwinęła się tak zwana teologia wyzwolenia, która utożsamiała ewangelizację z poli-tyczną, a nawet zbrojną walką o sprawiedliwy ustrój społeczny. Biskupi zebrani w Puebli mieli wypowiedzieć się w tej sprawie. Wielu zadawało sobie pytanie, po czyjej stronie stanie nowy papież. Czy wesprze Koś-ciół ubogich, czy Kościół bogatych? Czy stanie po stronie uciskanego ludu, czy też potępi księży głoszących, że trzeba zniszczyć niesprawied-liwe struktury?

Pielgrzymka do Meksyku oznaczała wejście na pole minowe. O ileż łatwiej i bezpieczniej byłoby zostać w Rzymie i poczekać, co przynie-sie konferencja CELAM. „To byłoby bardzo roztropne, Ojcze Święty” – doradzali mu kurialiści z Sekretariatu Stanu.

Pierwszą audiencję generalną swojego pontyfi katu poświęcił roz-tropności. Z notatek Jana Pawła I wynikało, że zamierzał w czasie swo-ich audiencji mówić o cnotach chrześcijańskich. „Papież uśmiechu” zdą-żył wygłosić katechezy o cnotach teologalnych: wierze, nadziei i miłości. Nazajutrz po wygłoszeniu tej ostatniej umarł. Jan Paweł II postanowił kontynuować cykl i omówić tak zwane cnoty kardynalne, z których pierwszą jest roztropność.

Człowiek roztropny – mówił wtedy – dążący do prawdziwego dobra stara się oceniać każdą rzecz, każdą sytuację i całą swoją aktywność za po-mocą kryterium moralnego dobra. A zatem człowiek roztropny to nie ten, który – jak to się często uważa – potrafi tak ustawiać rzeczy, aby wyciągać z nich największą korzyść, ale ten, który potrafi budować swoje życie zgod-nie z głosem prawego sumienia i wymaganiami zdrowej moralności.

W czasie tej katechezy postawił kilka poważnych pytań. Czy moje życie jest spójne i odpowiedzialne? Czy to, co robię, służy praw-

dziwemu dobru? Czy służy zbawieniu, którego dla nas pragnie Chrystus i Kościół?

Kierował je do konkretnych ludzi: do młodzieży, rodziców, polity-ków, dziennikarzy. W końcu zadał je sobie.

Page 37: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 41

Czy pozostanie w Rzymie byłoby w świetle tych słów aktem roztrop-ności? Czy byłoby dowodem męstwa, o którym mówił dwa tygodnie później? W czasie tej katechezy przywołał wspomnienie Jana Pawła I, który w czasie konklawe od jednego z kardynałów usłyszał krótką za-chętę: „Odwagi”, i przyjął wybór.

Do Bożego Narodzenia zostały jeszcze dwa tygodnie i trzy dni. Do Konferencji Episkopatów Ameryki Łacińskiej – półtora miesiąca. Wiele razy w tym czasie powtarzał w myślach: „Totus Tuus”. Teraz, w Bazylice Matki Boskiej Większej, powiedział to na głos, ufając, że zostanie wy-słuchany.

Niech ten akt będzie znakiem nadziei, tak jak Niepokalane Poczęcie jest znakiem nadziei w czasie adwentu.

JESIEŃ 1978, CIUDAD DE MÉXICO, REZYDENCJA PREZYDENTA LOPEZA PORTILLA

–  López, musisz coś wymyślić, takiej okazji nie możemy przegapić – matka prezydenta Meksyku Lopeza Portilla bardzo chciała przekonać syna do zaproszenia Jana Pawła II.

–  Ależ mamo, przecież wiesz, że to niemożliwe – bronił się Por-tillo. – Meksyk jest państwem świeckim, nie uznajemy Watykanu i nie utrzymujemy z nim stosunków dyplomatycznych. Jak sobie wyobra-żasz wizytę głowy państwa, które w świetle naszego prawa po prostu nie istnieje?

– Nie znam się na waszej polityce, ale takiego absurdu jeszcze nie sły-szałam. Cały świat mówi o tym człowieku; jeśli przyjedzie do nas, bę-dzie mówił także o Meksyku. A w dodatku to będzie jego pierwsza po-dróż za granicę! Czy politycy są aż tak ślepi, żeby to lekceważyć?

– Rozmawiałem z naszym ministrem spraw wewnętrznych. Jest prze-ciwny tej wizycie...

Page 38: Papież z Polski. Nasz święty

42 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

– A ty, przepraszam, kim jesteś? Prezydentem czy chłopcem na po-syłki swojego urzędnika? Bądź mężczyzną, López, pokaż, że masz własne zdanie.

Realizacja obietnicy, którą Jan Paweł II złożył kardynałowi Lor-scheiderowi podczas październikowego konklawe, napotykała poważne przeszkody. Konferencja CELAM miała się rozpocząć w Puebla de los Ángeles pod koniec stycznia 1979 roku, czas biegł nieubłaganie, a per-spektywa papieskiej podróży do Meksyku wcale nie rysowała się dobrze. Na przeszkodzie stała dyplomacja. Jedna sprawa to zaproszenie od bi-skupów, zupełnie inną było ofi cjalne zaproszenie ze strony władz pań-stwowych.

Władze tego najbardziej katolickiego kraju w Ameryce Łacińskiej od wielu lat były z Kościołem na ścieżce wojennej. Wprawdzie krwawe prześladowania chrześcijan zakończyły się prawie czterdzieści lat wcześ-niej, ale Kościół traktowany był tak, jakby nie istniał. Duchowni nie mogli pokazywać się publicznie w sutannach lub habitach, państwo meksykańskie nie uznawało Watykanu. Watykańscy dyplomaci nie wi-dzieli sposobu na pokonanie tej przeszkody. W jej usunięcie wierzyły za to kobiety z otoczenia prezydenta – jego matka i siostry, głęboko wie-rzące katoliczki, którym problem przedstawił meksykański ksiądz Mar-cial Maciel, założyciel zgromadzenia Legioniści Chrystusa.

–  Gdybyście częściej słuchali się kobiet, na pewno byłoby lepiej w tym kraju – matka prezydenta spojrzała na niego surowo. – Każda gospodyni wie, że pewnych ludzi warto u siebie gościć: to pożytek i dla domu, i dla domowników. A ten gość jest ważniejszy od wszystkich in-nych razem wziętych!

– Oj mamo, ty naprawdę nie dasz człowiekowi spokoju. Prawdę po-wiedziawszy, może dałoby się coś zrobić, ale zobaczysz: Watykan na to nie pójdzie!

– No, zaczynasz mi się podobać, López. Co tam wymyśliłeś? – Stosunków dyplomatycznych z Watykanem nie nawiążemy, więc

Papież musi przyjechać jako osoba prywatna – wyjaśnił Portillo. – Wy-stawimy mu wizę i nie będziemy go traktować jak głowy państwa.

Page 39: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 43

❧ Nawiedziłem sanktuarium w Guadalupe podczas mojej pierwszej papieskiej pielgrzymki w styczniu 1979 roku. Decyzja o podróży była podjęta w odpowiedzi na zaproszenie na posiedzenie Konferencji Biskupów Ameryki Łacińskiej (CELAM) do Puebla de los Ángeles. Ta pielgrzymka poniekąd natchnęła i ukształtowała wszystkie kolejne lata pontyfi katu.

jan paweł ii, WSTAŃCIE, CHODŹMY!

26 STYCZNIA 1979, CIUDAD DE MÉXICO

Do klimatyzowanego wnętrza samolotu wdarło się suche, gorące powie-trze. Chwilę potem Jan Paweł II zobaczył przed sobą arcybiskupa Mia-sta Meksyku Ernesta Corripia y Ahumadę.

– Ojcze Święty, witamy w Meksyku – powiedział uszczęśliwiony ar-cybiskup. Papież uścisnął go serdecznie. Wyszli na zewnątrz.

Przygotowując się do tej pielgrzymki, wracał myślą do swoich pierw-szych podróży – z lat, gdy był początkującym księdzem. Krótko po woj-nie, w czasie studiów w Rzymie, trochę jeździł po Europie. Dotarł mię-dzy innymi do Ars, które znał z książki o świętym proboszczu Janie Marii Vianneyu. Był pod wrażeniem tej postaci, jakby Bożej odpowiedzi na prześladowania chrześcijan i kryzys religijności we Francji. Szczególnie za-pamiętał scenę przejścia nowego proboszcza przez granicę parafi i. Jan Ma-ria ukląkł wtedy i pocałował ziemię, na której miał spędzić resztę życia.

Postanowił, że będzie robił tak samo, odwiedzając każdy nowy kraj. Uczynił to już w stolicy Dominikany Santo Domingo, gdzie zatrzymał się w drodze do Ciudad de México. Teraz energicznie zszedł po schod-kach przystawionych do samolotu, ukląkł na płycie lotniska i pochylił głowę, dotykając ustami ziemi. Meksykanie dosłownie oszaleli z radości.

Page 40: Papież z Polski. Nasz święty

44 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

Usłyszał skoczne dźwięki ludowej muzyki w wykonaniu stojącej w po-bliżu kilkusetosobowej orkiestry.

Ahumada poprowadził go w kierunku prezydenta. Zgodnie z ustale-niami, Papież przylatywał jako osoba prywatna, więc ofi cjalne przemó-wienia nie były przewidziane.

–  Dzień dobry panu. Witamy. Życzymy powodzenia u współwy-znawców. Do widzenia panu – powiedział López Portillo i uścisnął dłoń Jana Pawła II.

Chłód tego powitania niemal natychmiast rozgrzany został entuzja-zmem Meksykanów. Na ulicach, którymi przejeżdżało papamobile, ro-iło się od ludzi. Gęsty kordon tysięcy policjantów nie mógł poradzić sobie z napierającym tłumem – na kilkunastokilometrowej trasie zgro-madziły się miliony ludzi. Wiwatowali, śpiewali pieśni i piosenki, rzu-cali kwiaty. Gdzieniegdzie widział specjalne platformy, na których pre-zentowano rodzime tańce.

– Zatrzymajmy się – poprosił, widząc grupę niepełnosprawnych na wózkach inwalidzkich. Orszak stanął, a on rozłożył szeroko ręce i pobło-gosławił płaczących ze szczęścia ludzi. Po chwili ruszyli dalej.

– Miasto wyległo na ulice – powiedział Ahumada, gdy usiedli do obiadu w Misji Apostolskiej, gdzie Papież zamieszkał podczas pobytu w mieście Meksyku. – Podobno opustoszały całe dzielnice. Wszyscy po-szli na trasę przejazdu Ojca Świętego.

– Jestem pod wrażeniem, czegoś takiego nie widziałem nawet w Pol-sce – odparł Papież. – Choć w jednym myślę, że wam nie ustąpimy.

– Maryjność? Tak, wiem coś o tym. Ahumada opowiedział mu o jednym ze swoich znajomych – inżynierze

Jerzym Skorynie, którego wojenna tułaczka zaprowadziła aż do Meksyku. Parę dni temu przyszedł do niego, prosząc o dodatkowe miejsca dla Pola-ków na mszę w sanktuarium w Guadalupe. Skoryna wspomniał arcybi-skupowi o sanktuarium na Jasnej Górze i o wizerunku Czarnej Madonny.

– My naszą też nazywamy podobnie – powiedział Papieżowi Corri-pio. – La Morenita, czyli Czarnulka. Meksykanie wierzą, że obraz z Guada-lupe nie jest uczyniony ręką ludzką, podobnie jak całun w Turynie.

Page 41: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 45

Całun. Karol modlił się przed nim krótko po wyborze Jana Paw-ła I. Pojechał do Turynu 1 września poprzedniego roku. Skorzystał z okazji, że całun został wystawiony na widok publiczny.

– Ojciec Święty na pewno zna historię Juana Diega, któremu uka-zała się Matka Boża – ciągnął arcybiskup. – To na jego tilmie, to znaczy płaszczu, znajduje się jej obraz.

– Czy to płótno poddawano również badaniom, jak całun? – zapy-tał Papież.

– O tak. I naukowcy dochodzą do interesujących odkryć. Szczegól-nie okuliści.

Jan Paweł II spojrzał na niego z zainteresowaniem. – We wnętrzu oka Maryi po wielokrotnym powiększeniu odkrywają

kolejne postacie. Przekaz głosi, że Juan Diego w miejscu objawień zebrał do tilmy płatki kwiatów, które tam wyrosły. Kiedy ją rozwinął przed ówczesnym biskupem Zumarragą, na płaszczu widniał obraz. Wszyscy padli na kolana. Cała ta scena odwzorowana jest w źrenicy oka Maryi. To nie mogło zostać namalowane. Znowu nauka doprowadziła nas do pytań, na które nie mamy odpowiedzi.

– Cieszę się, że mogę zacząć moje pielgrzymowanie na ziemi Czar-nej Madonny.

– Pewnie wolałby Ojciec Święty zacząć od swojej ojczyzny i od Ma-donny Jasnogórskiej.

– Szczerze mówiąc, liczę na to, że Dziewica z Guadalupe przetrze mi szlak do Polski. Tak, bardzo pragnę tam pojechać, szczególnie że w tym roku mamy piękny jubileusz, dziewięćsetlecie śmierci biskupa Stanisława, mojego poprzednika na krakowskiej stolicy. Pytanie, czy po-zwolą mi przyjechać...

– Skoro nawet tacy antyklerykałowie jak nasz rząd się zgodzili, to chyba w ojczyźnie Waszej Świątobliwości władze nie będą stawiać oporu.

– Polscy komuniści nie lubią uroczystości stanisławowych. Biskup zginął z ręki króla, bo mówił mu prawdę. Wiele razy potem Kościół cierpiał za to samo. Także i teraz, gdy rządzą marksiści.

Page 42: Papież z Polski. Nasz święty

46 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

– Doświadczenie Ojca Świętego wyniesione z Polski jest bezcenne. Tutaj marksizm uważany jest przez wielu za nową szansę. Także księża, szczególnie ci pracujący wśród biedoty, skłaniają się ku tej ideologii.

– Trudno im się dziwić. Nie widzą jeszcze, że w tym myśleniu tkwi błąd, który przynosi kolejną niesprawiedliwość. Lekarstwo staje się gor-sze od samej choroby.

– A Ojciec Święty dawno nabył takiego przekonania? – Dość dawno. Choć potem je precyzowałem. I właściwie robię to

aż do dziś.Pierwsza parafi a. Niegowić. Przychodząc do niej, zrobił to samo co

dzisiejszego popołudnia na lotnisku w Ciudad de México. Przekracza-jąc jej granicę przed z górą trzydziestu laty, ukląkł i pocałował ziemię. Tam przyszło mu spędzić pierwszy rok po powrocie ze studiów w Rzy-mie. Rok, w którym – jak to mówiła ówczesna propaganda – utrwa-liła się władza ludowa w Polsce. Sposoby owego „utrwalania” widział na własne oczy. Nigdy nie zapomniał pobicia jednego z członków Katolic-kiego Stowarzyszenia Młodzieży. Pewnego dnia Staszek przyszedł do niego prosto z posterunku milicji w Bochni. Był załamany. I przeko-nany, że tamci zawsze będą rządzić. Pocieszał go wtedy, zapewniając, że władza oparta na niesprawiedliwości musi upaść.

Pisał w tym czasie dramat o bracie Albercie. Chciał nim spłacić – przy-najmniej częściowo – dług zaciągnięty wobec słynnego krakowskiego opiekuna ubogich. Postać tego uczestnika powstania styczniowego, uta-lentowanego malarza, a w końcu człowieka, który wybrał życie wśród najbiedniejszych mieszkańców Krakowa, pomogła mu w czasie wojny, gdy rozważał rezygnację z aktorstwa na rzecz kapłaństwa. W jednym z fragmentów dramatu umieścił scenę spotkania brata Alberta z komu-nistycznym agitatorem. Komunista chciał u biedaków wyzwolić gniew, który miał się stać machiną napędową rewolucji i zniszczyć tych, co uciskają biednych. Brat Albert wybrał po prostu przebywanie z nimi, dzielenie ich życia, dźwiganie ich z nędzy materialnej i moralnej. Lo-gika rewolucji i logika człowieka, który chce być dla innych dobry jak chleb. Sztukę skończył około roku 1950. Wówczas niemało było Pola-

Page 43: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 47

ków, którzy jeszcze wierzyli w głoszone przez komunistów hasła spra-wiedliwości społecznej. I byli skłonni ufać. Zaufali Gomułce w 1956 roku, zaufali Gierkowi w roku 1970. Zmiany na szczycie następowały po krwawych starciach robotników z władzą, która nazywała siebie lu-dową. I zawsze łączyły się z obietnicami. Niespełnionymi. To wywoły-wało protesty. Tłumiono je, strzelając do ludzi, zamykając ich w więzie-niach, wyrzucając z pracy. Logika gniewu znowu niosła zniszczenie, tyle że coraz mniej ludzi wierzyło w sprawiedliwość.

Patrząc dziś na miliony Meksykanów witających go na ulicach mia-sta, myślał o dziwnych kolejach losu, które sprowadziły go na tę ziemię, tak odległą od Polski, a jednocześnie tak podobną. I Polska, i Meksyk miały swoje Czarne Madonny, i w Polsce, i w Meksyku Kościół doznał ogromnych prześladowań, i w Polsce, i w Meksyku wiara wciąż miała ten sam wyraz – ludowy, żywiołowy i niezwykle masowy. Prymas Wy-szyński, szczególnie w ostatnim czasie, lubił podkreślać, że Polska była zawsze wierna Kościołowi, Polonia semper fi delis, on zaś chciał powie-dzieć do Meksykanów: Mexicum semper fi dele. I na tej ziemi chciał po-dzielić się swoim doświadczeniem biskupa znającego w teorii i w prak-tyce system, który zaszczepiał w ludziach gniew, nieufność i prowadził do przemocy. Czy mu się to uda? Po ludzku wydawało się to niemoż-liwe. Zbyt wiele jednak widział w ciągu ostatnich dwudziestu lat rze-czy niewyobrażalnych, które stawały się rzeczywistością. „To Ona, to Jej dzieło” – powtarzał Prymas.

Posiłek dobiegał końca. Papieski program na to popołudnie przewi-dywał jeszcze mszę w katedrze i spotkanie z dyplomatami. Następnego dnia rano – spotkanie z Polonią. A potem już do Guadalupe!

Page 44: Papież z Polski. Nasz święty

48 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

27 STYCZNIA 1979, GUADALUPE

Papież – który przybywa z kraju, gdzie Twoje wizerunki, a szczególnie ten z Jasnej Góry, są także znakiem Twojej obecności w życiu narodu i jego trud-nej historii – jest szczególnie wrażliwy na ten znak Twojej obecności tutaj, w życiu Ludu Bożego Meksyku, w jego historii, która także nie była łatwa, a czasem nawet dramatyczna. Ale jesteś także obecna w życiu innych ludów Ameryki Łacińskiej, królujesz im i prowadzisz je nie tylko w dalekiej czy bli-skiej przeszłości, ale także w obecnej chwili, która niesie niepewności i troski.

Arcybiskup San Salvadoru Oscar Arnulfo Romero spojrzał na wize-runek Matki Bożej z Guadalupe umieszczony na frontowej ścianie ba-zyliki, a potem przeniósł wzrok na Jana Pawła II. Czy przybysz z Polski jest w stanie zrozumieć, co się dzieje na tym kontynencie? „Niepewno-ści i troski” – powiedział, ale przecież pod tymi słowami kryły się rzeczy straszne, wołające o pomstę do nieba.

Papież w głębi swojego serca czuje specjalną więź łączącą Ciebie z tym ludem i ten lud z Tobą. Ten lud, który obdarował Cię czułym imieniem La Morenita. Ten lud, a pośrednio cały ten wielki kontynent, który przeżywa swoją duchową jedność dzięki temu, że jesteś jego Matką.

Jedność. Oscarowi Romerowi wydawało się czasem, że to słowo nie ma już racji bytu w Ameryce Łacińskiej, a szczególnie w jego kraju. Od lat Salwador był sceną brutalnej walki i mnożących się aktów prze-mocy. Narastała wrogość między nielicznymi bogaczami a biedną więk-szością. I pogłębiały się podziały w Kościele. Sam odczuł to boleśnie. W powszechnym mniemaniu jego nominacja na arcybiskupa stolicy Salwadoru oznaczała umocnienie tej części Kościoła, która – niechętna marksizmowi – popierała rząd i wielkich posiadaczy ziemskich. Księża i katechiści działający wśród najuboższych patrzyli na niego z nieufnoś-cią. Wszystko zmieniło się kilka miesięcy później, gdy dotarła do niego wiadomość o zamordowaniu przez prawicowe bojówki jego serdecznego przyjaciela ojca Rutilla Grandego. Pogrzeb, któremu przewodniczył, stał

Page 45: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 49

się wielką manifestacją. Romero postanowił też, że odprawi mszę za ojca Grandego w katedrze i odwoła tego dnia wszystkie inne msze w stolicy. Do katedry przyszło sto tysięcy ludzi.

Akty terroru nie ustały. Z ręki komunistów ginęli przedstawiciele rządu. Z ręki prawicowych bojówek ginęli księża oskarżani o sympatię dla rewolucjonistów. Komuniści zamordowali ministra spraw zagranicz-nych Mauricia Borgonova, w dzień jego pogrzebu ofi arą zamachu padł ksiądz Alfonso Navarro. Potem zginął kolejny duchowny – Miguel Ven-tura. Episkopat Salwadoru podzielił się. Jedni – wśród nich Romero – uważali, że trzeba potępiać morderstwa księży i występować w obro-nie biednych. Inni obawiali się, że będzie to odebrane jako poparcie dla komunistycznej partyzantki, i woleli milczeć. Romero przekonywał, że to błąd. Przypominał ustalenia konferencji biskupów Ameryki Łaciń-skiej w Medellin w 1968 roku. Do tej samej konferencji nawiązywał w Guadalupe Jan Paweł II.

Wypowiadając się na rzecz człowieka w Ameryce Łacińskiej, na rzecz człowieka widzianego całościowo, poprzez okazanie preferencyjnej, choć nie wyłącznej miłości dla biednych i przez zachętę do całościowego wyzwolenia jednostek i społeczeństw, Kościół obecny w Medellin był wezwaniem na-dziei zmierzającej ku realizacji celów bardziej chrześcijańskich i bardziej ludzkich.

Ale od tego czasu minęło ponad dziesięć lat. I pojawiły się sprzeczne in-terpretacje, nie zawsze prawidłowe, nie zawsze przynoszące pożytek Koś-ciołowi.

Romero również to widział. Ventura był torturowany i został zamor-dowany po tym, jak jeden z katechistów ostrzelał wojskowy patrol. Czło-wiek ten należał do komunistycznej partyzantki, miał przy sobie rewolwer i obawiał się zdemaskowania podczas kontroli autobusu, którym jechał. Otworzył ogień i uciekł. Takie przypadki nie należały do rzadkości. Wręcz przeciwnie. Świeccy katechiści pracujący wśród biedoty, a także księża byli coraz bardziej przekonani, że „opcja na rzecz ubogich” oznacza czynne występowanie przeciw niesprawiedliwości. Nazywali to teologią wyzwo-lenia. Ewangelizację zaś pojmowali jako zwalczanie niesprawiedliwości

Page 46: Papież z Polski. Nasz święty

50 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

i wyzysku. Także z bronią w ręku. „Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie” – słyszał nieraz Romero od tych biskupów, którzy bali się marksi-zmu. Czy jednak on miał milczeć, gdy ginęli jego księża?

31 STYCZNIA 1979, CIUDAD DE MÉXICO – MONTERREY

Samolot szybko nabierał wysokości. Wspaniały, doprawdy wspaniały wi-dok ogromnej metropolii leżącej u stóp wulkanów. Jan Paweł II z pewną nostalgią spojrzał na łańcuch górski leżący na wschód od miasta. Te góry były znacznie wyższe od Tatr. Był pewien, że też by mu się spodobały. Niestety, w czasie sześciodniowego pobytu w Meksyku nie było czasu na wycieczkę. Każdy dzień miał zajęty od świtu do nocy. W sumie wygło-sił dwadzieścia cztery przemówienia i homilie, objechał kraj od stolicy, przez Pueblę po Guadalajarę i Oaxacę, a teraz leciał do Monterrey.

W dole coś błysnęło. Po chwili znowu. To dziwne. Wyglądało to tak, jakby słońce świeciło od ziemi. Silny, wyraźny blask.

–  Mieszkańcy miasta Meksyku żegnają Ojca Świętego – usłyszał z głośnika głos pilota. – Indianie mają zwyczaj dawać znaki lusterkami. Dziś Meksykanie wyszli na ulice ze zwierciadłami w ręku. Za ich po-mocą skierowali blask słońca w naszą stronę.

Takich gestów przywiązania i miłości często tu doświadczał. W każ-dym mieście, na każdej ulicy, a także na drodze z dala od terenów za-mieszkanych witali go z niesłychanym entuzjazmem i radością przypo-minającą radość małego dziecka. Wjeżdżając wczoraj do Guadalajary, został obsypany takim mnóstwem konfetti, że przez chwilę wydawało się, jakby jakaś kolorowa chmura zawisła nad ulicą, którą się poruszali. Następnego dnia z krużganka katedry przemawiał do młodzieży. Nie chcieli go puścić, zupełnie jak kiedyś oazowicze w Polsce. Swoim zwy-czajem zaczął z nimi gawędzić, nie zauważając upływu czasu. Nieoce-

Page 47: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 51

niony Stanisław przypomniał mu, że są już bardzo spóźnieni. „Jakże można ich tak zostawić?” – odpowiedział mu cicho.

Czas rozstania jednak nadszedł. Opuszczał to miejsce w poczuciu, że zrobił pierwszy krok. Przekonał się po raz kolejny, że człowiek wszędzie jest taki sam, choć nie ten sam. Bardzo przydała się znajomość hiszpań-skiego, ale najważniejsze porozumienie między nim a tymi ludźmi do-konało się na poziomie serca. Czy nie świadczyło o tym każde z luste-rek odbijających teraz słoneczne światło w jego kierunku? Juan Pablo Segundo, te quiere todo el mundo (Janie Pawle II, kocha cię cały świat) – słyszał wielokrotnie w czasie ostatnich dni.

Chyba nie powtórzyłby tego każdy biskup na konferencji w Pue-bli. Mówił do nich długo, starając się odnieść do doświadczeń Kościoła z ostatnich dziesięciu lat. Od konferencji w Medellin pojawiły się bo-wiem koncepcje teologiczne, które przedstawiały Chrystusa jako działa-cza politycznego, walczącego z panowaniem Rzymian i z miejscowymi władzami, a także jako kogoś zaangażowanego w walkę klas. Ten pomysł, aby przedstawiać Go jako polityka, rewolucjonistę czy wywrotowca z Na-zaretu, nie pasuje do katechezy Kościoła – powiedział, a nazajutrz gazety cytowały to zdanie na pierwszych stronach. – Mieszając oskarżenia pod adresem Jezusa z – bardzo odmienną – postawą samego Jezusa, niektórzy ludzie twierdzą, że przyczyna Jego śmierci wynikała z konfl iktu politycz-nego, natomiast nie mówią nic o woli Pana, który chciał wydać samego sie-bie, i o Jego własnej świadomości odkupieńczej misji.

– Słyszał Ojciec Święty o księdzu Pedrze Rodriguezie? – zapytał go przed wyjazdem do Meksyku kardynał Sebastian Baggio, prefekt Kon-gregacji do spraw Biskupów. – To ksiądz z Salwadoru, nazywają go Che* Ameryki Środkowej. Takich jak on są tam tysiące. Nie wahają się twier-dzić, że Watykan to agenda CIA i sojusznik wyzyskiwaczy. Niedawno trzy-stu księży z Salwadoru napisało do tamtejszego nuncjusza, arcybiskupa

* Na wzór Ernesta „Che” Guevary (1928–1967) – rewolucjonisty argentyńskiego, jed-nego z przywódców rewolucji komunistycznej na Kubie, symbolu radykalnych ruchów lewi-cowych w Ameryce Łacińskiej.

Page 48: Papież z Polski. Nasz święty

52 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

Emmanuela Gerady, list, w którym oskarżyli go o niszczenie Kościoła. List przedostał się do prasy, na pewno nie przez przypadek.

– A co na to biskupi? – Część potępiła sygnatariuszy listu. Ale nie wszyscy. Zabrakło ar-

cybiskupa San Salvadoru Oscara Romera. Wygląda na to, że sympa-tyzuje on z buntowniczymi duchownymi. Rozmawiałem z nim latem ubiegłego roku, na dwa miesiące przed śmiercią Pawła VI. Mówił mi, że w Salwadorze szaleje przemoc, ludzie cierpią straszny wyzysk, a ar-mia i paramilitarne bojówki zamykają im usta siłą. Ale to przecież nie powód, żeby podobnymi listami burzyć jedność Kościoła. Zresztą nie wszyscy biskupi są tego samego zdania co on. Większość obawia się ra-czej coraz silniejszych wpływów marksizmu. Na synodzie o katechizacji mówiono nawet, że katechiści są poddawani komunistycznej indoktry-nacji. A księża coraz mniej myślą o posłudze duchowej, a coraz więcej o walce zbrojnej. Zresztą niektórzy zrzucają sutanny i przyłączają się do partyzantów.

– Oscar Romero – Papież powtórzył nazwisko arcybiskupa. – Co to za człowiek?

– Wydawało się, że to idealny kandydat na arcybiskupa. Jest jezuitą, ale z tych, którzy nie kochali teologii wyzwolenia. Patrzył na to trzeźwo, uważając, że to marksizm w chrześcijańskim opakowaniu. Chodził w su-tannie i innych księży też do tego zachęcał. Paweł VI mianował go ar-cybiskupem w 1977 roku. Parę miesięcy później został zamordowany serdeczny przyjaciel Romera. I coś się zmieniło. Nuncjusz twierdzi, że arcybiskup zaczął sprzyjać radykałom.

– A opinia księdza kardynała? – No cóż, on jest w bardzo trudnej sytuacji. Twierdzi, że musi bro-

nić swoich księży, to oczywiste, ale wielu z nich to ludzie tacy jak ten Rodriguez. Broniąc ich, pośrednio broni ich sposobu działania, a to jest nie do przyjęcia. Budzi zamęt.

– Jak układały się jego relacje z Pawłem VI? – Ostatnio widzieli się właśnie w czerwcu. Biskupi przyjechali z wi-

zytą ad limina i Romero został przyjęty przez Ojca Świętego. Wyszedł

Page 49: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 53

z tej audiencji bardzo zadowolony. Pokazał Papieżowi zdjęcie zamordo-wanego przyjaciela, a ten je pobłogosławił. Papież powtarzał mu, że bez-sensowna przemoc nigdy nie przynosi rozwiązania, a on to potwierdził. Rozstali się w serdecznej atmosferze. Romero jeszcze z Rzymu napisał do nuncjusza pojednawczy list. Ale po jego powrocie sytuacja znowu się skomplikowała. Były kolejne morderstwa. Część biskupów uznała, że nie należy wypowiadać się przeciw rządowi, aby nie osłabiać jego pozycji w walce z marksistowską partyzantką. Romero znowu starł się z nuncjuszem.

Jan Paweł II słuchał tego opowiadania z rosnącym bólem. Nie dość, że zwykli ludzie trwali w konfl ikcie, który przynosił tylko śmierć i znisz-czenie, to jeszcze nie uchronili się przed nim ich pasterze. Kiedy w Do-minikanie, a potem w Meksyku zobaczył na własne oczy setki tysięcy ludzi radosnych i ufnych jak małe dzieci, ten ból przechodził w gniew. W Puebli powiedział biskupom:

Ewangelia wyraźnie pokazuje, że dla Jezusa wszystko, co zmieniałoby Jego misję jako Sługi Jahwe, było pokusą. Nie akceptuje On stanowiska tych, którzy mieszają sprawy Boże z postawami politycznymi. Jednoznacznie od-rzuca używanie przemocy. Wezwanie do nawrócenia czyni dostępnym dla wszystkich, nie wykluczając nawet celników. Perspektywa Jego misji jest znacznie głębsza. Polega ona na całkowitym odkupieniu przez przemienia-jącą, czyniącą pokój, przebaczającą i dążącą do pojednania miłość.

Co więcej, nie ulega wątpliwości, że stawia to bardzo wysokie wymaga-nia chrześcijanom, którzy naprawdę pragną służyć najmniejszym braciom, biednym, potrzebującym, zepchniętym na margines, jednym słowem, tym wszystkim, w których życiu odbija się cierpiąca twarz Pana.

Page 50: Papież z Polski. Nasz święty

54 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

❧ Skoro zaś Chrystus „zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem”, Kościół, wnikając w głębię tej tajemnicy, w jej pełną i wszechstronną wymowę, przeżywa zarazem najgłębiej swoją własną istotę i własne posłannictwo. (...) W ten sposób też zwrot ku człowiekowi, ku jego rzeczywistym problemom, ku jego nadziejom i cierpieniom, osiągnięciom i upadkom sprawia, że Kościół sam jako ciało, jako organizm, jako jedność społeczna doznaje tych Bożych impulsów, tych świateł i mocy Ducha, które idą od Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego – i przez to właśnie żyje swoim własnym życiem. Nie ma Kościół innego życia poza tym, jakim obdarza go Jego Pan i Oblubieniec. Właśnie dlatego tak bardzo musi być – również i Kościół – zjednoczony z każdym człowiekiem, skoro z nim zjednoczył się Chrystus w Tajemnicy Odkupienia.

jan paweł ii, encyklika REDEMPTOR HOMINIS

20 LUTEGO 1979, WATYKAN

– Ojcze Święty, może warto rozważyć zmianę terminu – powiedział bi-skup Bronisław Dąbrowski, odstawiając fi liżankę z kawą. Sekretarz epi-skopatu Polski wraz z nowym arcybiskupem Krakowa Franciszkiem Macharskim siedział przy stole w papieskiej jadalni. Wczoraj przylecieli z Warszawy i Dąbrowski relacjonował Papieżowi postęp w rozmowach z władzami na temat jego pielgrzymki do Polski.

–  Niewątpliwie coś drgnęło – ciągnął Dąbrowski. – Kania powie-dział otwarcie, że sporu co do przyjazdu Ojca Świętego nie ma. Ale na maj nie chcą się zgodzić. Toczymy o to walkę od kilku tygodni. Czego to oni nie wymyślą. Kania dowodził nawet, że lepiej, aby Papież przyje-chał w sierpniu na uroczystości maryjne, bo kult maryjny stoi wyżej od kultu świętego Stanisława. A jak powiedzieliśmy, że sierpień nie wcho-

Page 51: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 55

dzi w grę z uwagi na inne zobowiązania Ojca Świętego, to zagroził, że władze zorganizują peregrynację miecza, którym Bolesław zabił krakow-skiego biskupa.

–  I co ksiądz biskup odpowiedział? – zapytał wyraźnie ubawiony Papież.

– Jeśli go macie, to obwoźcie.Uczestnicy obiadu wybuchnęli śmiechem. Zaraz jednak Papież spo-

ważniał. – Widać z tego jednak, że mocno obstają przy swoim. – Ojcze Święty, oni się boją tej daty jak diabeł święconej wody. – Przecież zawsze świętowaliśmy Stanisława w maju. Czy ja mogę

popełniać na nim harakiri? –  Uroczystości stanisławowe i zamknięcie synodu krakowskiego

będą wtedy, kiedy przyjedzie Papież – zauważył Macharski. – Rodacy czekają na Ojca Świętego – dodał Dąbrowski. – Obawiam

się, że mogą nie zrozumieć względów prestiżowych. Jeśli do pielgrzymki nie doszłoby dlatego, że Kościół obstaje przy tradycyjnej dacie, to na-ród byłby bardziej niż rozczarowany. I miałby żal przede wszystkim do hierarchii.

Papież słuchał uważnie. Twarz miał skupioną, czoło zmarszczone. W pewnym momencie rozpogodził się. Odsunął nieco krzesło od stołu i oparł się swobodnie.

– Tak, obecność Papieża w Polsce jest wartością samą w sobie. Na-ród tego potrzebuje. W tym roku muszę być w ojczyźnie. Niech więc uroczystości stanisławowe odbędą się wtedy, kiedy Papież przyjedzie. Zresztą to episkopat decyduje, kiedy będą one obchodzone. Przecież nie musi to być koniecznie pierwsza niedziela po 8 maja.

Jan Paweł II wstał, a wraz z nim pozostali uczestnicy obiadu. – 3 czerwca jest Zesłanie Ducha Świętego – powiedział. – Może zor-

ganizować pielgrzymkę wokół tej daty? W każdym razie dobrze byłoby, aby Ksiądz Prymas wystosował ofi cjalne zaproszenie. A księża biskupi niech się spotkają z arcybiskupem Casarolim. Chciałbym go wysłać do Warszawy dla omówienia spraw protokolarnych.

Page 52: Papież z Polski. Nasz święty

56 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

25 LUTEGO 1979, WATYKAN

Odpowiedź od Prymasa przyszła błyskawicznie. Dwa dni po rozmowie ksiądz Alojzy Orszulik przywiózł z Warszawy ofi cjalne zaproszenie epi-skopatu, list od Wyszyńskiego i jego ustne sugestie. Wśród nich znalazła się propozycja, aby Jan Paweł II zatrzymał się w Gnieźnie. Prymas su-gerował, aby Papież przyjechał w czerwcu, ale nie na początku miesiąca, lecz na końcu, w okolicy dwudziestego czwartego. No i niepokoił się, że termin pielgrzymki miałby być uzgodniony na niższym szczeblu, a nie podczas obrad Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu.

Delikatna sprawa. A właściwie dwie – stary problem napięć między dyplomacją watykańską a Prymasem i nowy – data. Wydawało się, że kompromis z władzami w sprawie terminu rozwiąże resztę trudności. Tymczasem pojawiła się propozycja Prymasa, co do której Papież zupeł-nie nie miał przekonania. Miałby przyjechać po zakończeniu roku szkol-nego? Przecież młodzież będzie chciała jechać na wakacje. Pielgrzymka w okresie kanikuły nie wydawała mu się dobrym pomysłem.

Zaczął się też ponownie zastanawiać nad datą majową. Czy jego reakcja podczas obiadu z Dąbrowskim i Macharskim była na pewno przemyślana? Doradcy z Sekretariatu Stanu uważali, że nie powinien wycofywać się z pierwotnego pomysłu przyjazdu w maju. Władze ko-munistyczne wiedzą, jak ważna jest dla niego data obchodów stani-sławowych w tradycyjnym terminie, wiedzą też, że chciał przewodni-czyć uroczystościom właśnie 13 maja. Odstąpienie od tego przyniesie uszczerbek opinii Kościoła i papieża – twierdzili.

Do tych wątpliwości dochodziła sprawa szczegółowych ustaleń. Ro-zumiał obawy Prymasa, który w czasie trzydziestu lat musiał zmagać się nie tylko z komunistycznymi władzami, ale i z niezrozumieniem waty-kańskich urzędników i wiele się od nich nacierpiał. Ileż to w przeszłości było różnic zdań między nim a Sekretariatem Stanu. Prymas wychodził z założenia, że on zna najlepiej polską specyfi kę, i niejednokrotnie miał

Page 53: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 57

za złe watykańskim urzędnikom (także tym najwyższego szczebla) naiw-ność w relacjach z komunistycznymi władzami, które starały się wbić klin między polski episkopat a Stolicę Apostolską. Pielgrzymka Papieża będzie najważniejszym wydarzeniem w dziejach Kościoła w Polsce i Wyszyński chciał mieć w ręku wszystkie sprawy związane z tą podróżą. Nieraz prze-konał się, że to najlepszy sposób, aby sprawy potoczyły się pomyślnie.

Jednak Jan Paweł II nie mógł ani też nie chciał wykluczyć Sekreta-riatu Stanu z przygotowań. Całe lata doświadczeń przekonały go, że człowiek nie może działać w pojedynkę, a soliści prędzej czy później ska-zani są na porażkę. Nie bał się przegrywać – nieraz mu się to już przyda-rzało – ale nie chciałby, aby zaczął przegrywać Kościół. Sekretariat Stanu składał się z konkretnych ludzi, którzy wiele potrafi li i mieli ogromne doświadczenie. Zmarginalizowanie ich może oszczędziłoby kłopotów w przygotowaniach pielgrzymki do Polski, ale na dłuższą metę byłoby jasnym sygnałem, że patrzy na nich raczej jak na bezwolne narzędzia, a nie jak na ludzi pomagających mu w pracy. Prymasa szanował ogrom-nie, ten szacunek wymagał jednak, aby teraz jasno zaprezentował swoje stanowisko.

Dlatego postanowił napisać do niego osobisty list, a na ostatnie spot-kanie z Dąbrowskim i Macharskim zaprosił także Casarolego.

Był już wieczór, kiedy usiedli przy stole w jadalni. –  Jakie jest zdanie ekscelencji w sprawie terminu? Czy mogę bez

szkody dla opinii Kościoła i papieża ustąpić z 13 maja? – zapytał wło-skiego arcybiskupa.

– Ojcze Święty, można się upierać przy maju, ale wydaje mi się, że można też wybrać inny termin – odparł Casaroli. – Sprawa tego sporu, o ile mi wiadomo, nie jest jeszcze znana publicznie.

– A co sądzi ksiądz biskup? – Papież zwrócił się do Dąbrowskiego. – Jak ich dociśniemy, to mogą się zgodzić na maj. Przecież najpierw

mówili, że ten rok jest wykluczony, a teraz upierają się tylko przy dacie. Gierek nie czuje się mocny. Sytuacja gospodarcza jest coraz gorsza, Pol-ska ma ogromne długi na Zachodzie, gdzie na pewno nie przyjęto by do-brze próby storpedowania pielgrzymki Papieża do jego własnej ojczyzny.

Page 54: Papież z Polski. Nasz święty

58 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

Poza tym Ojciec Święty ma już za sobą jedną podróż, a w perspektywie kolejne. Jak by to wyglądało, gdyby nie wpuszczono go do jego włas-nego kraju? A zima jest w tym roku wyjątkowo ciężka i nastroje wśród ludzi niedobre. Więc sądzę, że władze mogą ulec. Ale data nie jest naj-ważniejsza. Uroczystości odbędą się wtedy, kiedy będzie Papież.

Nie człowiek jest dla szabatu, ale szabat dla człowieka – ta myśl przy-szła do niego zupełnie niespodziewanie.

– 24 czerwca nie jest dobrą datą. Młodzież wyjeżdża – powiedział. – Proszę, aby episkopat przesunął termin przyjazdu na 3 lub 10 czerwca.

Dąbrowski uśmiechnął się szeroko. – Dziękujemy, Wasza Świątobliwość!Zapanował radosny nastrój. – A więc jak co roku powędruję znowu szlakiem naszych patronów.

Wojciechowe Gniezno, Jasna Góra i Kraków Stanisława. – Przyjdą miliony – powiedział Dąbrowski. – Błonia nie pomieszczą ludzi – dodał Macharski.

9 MARCA 1979, WATYKAN

„Czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy Pan wasz przybędzie” (por. Mt 24, 42) – te słowa przypominają mi ostateczne wezwanie, które nastąpi wówczas, kiedy Pan zechce. Pragnę za nim podążyć i pragnę, aby wszystko, co składa się na moje ziemskie życie, przygotowało mnie do tej chwili.

Kiedy zanotował te słowa na początku rekolekcji wielkopostnych, trudno się było spodziewać, że życie przyniesie tak dobitny dowód ich prawdziwości. „Jean Villot nie żyje, zmarł dziś rano w swoim miesz-kaniu” – usłyszał krótką informację, która oznaczała, że najważniejsza poza nim osoba w Watykanie zakończyła swoją służbę w sposób gwał-towny i zgoła nieoczekiwany. Villot. Nie minęło nawet pół roku od dnia, kiedy z jego ust usłyszał pytanie: „Czy przyjmujesz?”.

Page 55: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 59

Zgon niestarego jeszcze, bo siedemdziesięciotrzyletniego, francu-skiego kardynała przypomniał, że w ostatnich miesiącach śmierć prze-chodziła zaskakująco często przez watykańskie korytarze. Odejścia Pa-wła VI można się było spodziewać. Jego pogrzeb, następne konklawe i szybki wybór Jana Pawła I – to nie rodziło żadnych pytań. Ale zaledwie dziesięć dni po radosnym „Habemus papam” stało się coś tragicznego i zupełnie zaskakującego. Jan Paweł I przyjmował na audiencji prawo-sławnego metropolitę Leningradu arcybiskupa Nikodema. Prymas Wy-szyński był nieco zdziwiony, że papież tak szybko spotyka się z duchow-nym, o którym powszechnie wiadomo, że jest generałem KGB. Luciani wysłuchał przemówienia Nikodema i sam zaczął mówić, gdy nagle jego gość osunął się na podłogę. Kilka minut później skonał na rękach pa-pieża. Kolejne trzy tygodnie – i sam „papież uśmiechu” pożegnał się z tym światem. A teraz Villot...

Jan Paweł II domyślał się, że po powrocie z rekolekcji zobaczy w do-starczanych mu codziennie przeglądach prasy kolejne spekulacje po tych, które pojawiały się we wrześniu i w październiku ubiegłego roku. Nagła śmierć zawsze budzi pytania, nagła śmierć ważnej osobistości te pytania mnoży. Po śmierci Lucianiego „Le Monde” opublikował artykuł Qui a tué Jean Paul I? („Kto zamordował Jana Pawła I?”).

Powróciła do niego myśl, która towarzyszyła mu od czasów wojny, a może nawet jeszcze wcześniejszych. Tyle razy patrzył z bliska na ludz-kie cierpienie, które pojawiało się zawsze wtedy, gdy coś ważnego działo się w jego życiu. Tak też było w czasie ostatniego konklawe, na które wchodził z myślą o ciężkim wylewie i paraliżu swojego serdecznego przyjaciela Andrzeja Deskura. A teraz Villot. Jego śmierć wywarła na nim tym silniejsze wrażenie, że przychodziła w czasie, gdy musiał podej-mować bardzo trudne decyzje personalne. Tuż po konklawe wiele roz-mawiał na ten temat z kardynałem Wyszyńskim. Prymas radził mu, aby nie spieszyć się z zatwierdzaniem lub mianowaniem współpracowników w Kurii Rzymskiej. Był też zdania, że Villot nie powinien dalej spra-wować funkcji sekretarza stanu. Sam miał niedobre doświadczenia ze współpracy z francuskim kardynałem, który najwyraźniej nie rozumiał,

Page 56: Papież z Polski. Nasz święty

60 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

że Watykan powinien bardziej wsłuchiwać się w głosy biskupów, zna-jących swoje kraje, i bardziej im ufać. Jeśli nie Villot, to kto? Dobrym kandydatem wydawał się Agostino Casaroli. Z jego nazwiskiem łączyła się wszak jedna wątpliwa sprawa – watykańska polityka wschodnia. Ca-saroli jeździł po krajach Europy Wschodniej, starając się dogadać z rzą-dami komunistycznymi, aby ulżyć doli katolików w tych krajach. Bywał także w Polsce, gdzie władze usiłowały wykorzystać jego misję w swojej walce z Prymasem i biskupami. Ostpolitik nie cieszyła się popularnością, a Casaroli był jej twarzą. Prymas radził więc, aby z tą nominacją trochę poczekać. Villot pozostał na swoim stanowisku. Współpraca z nim nie układała się najlepiej. Pielgrzymka do Meksyku była tego przykładem – więcej w tej sprawie zrobili prywatni ludzie niż przeznaczony do tego Sekretariat Stanu. Papież nie winił kardynała, zdawał sobie sprawę, że mechanizmy dyplomacji nie zawsze mogą okazać się sprawne, ale jedno nie ulegało wątpliwości – Francuz zdecydowanie nie pasował do stylu Wojtyły. I został odwołany. Lecz nie przez niego. Kolejny znak? Przy-szedł w szczególnym momencie – w samym środku pierwszych wiel-kopostnych rekolekcji nowego papieża. Bóg jakby szeptał mu do ucha: Memento mori (Pamiętaj o śmierci).

Nie wiem, kiedy ona nastąpi, ale tak jak wszystko, również i tę chwilę oddaję w ręce Matki mojego Mistrza: Totus Tuus. W tych samych rękach matczynych zostawiam wszystko i Wszystkich, z którymi związało mnie moje życie i moje powołanie. W tych Rękach zostawiam nade wszystko Koś-ciół, a także mój Naród i całą ludzkość. Wszystkim dziękuję. Wszystkich proszę o przebaczenie.

Wiele myślał w tych dniach o tym drugim „Pójdź za Mną”. Przeczy-tał testament Pawła VI i postanowił, że także zacznie pisać własny.

Nie pozostawiam po sobie własności, którą należałoby zadysponować. Rzeczy codziennego użytku, którymi się posługiwałem, proszę rozdać wedle uznania. Notatki osobiste spalić. Proszę, ażeby nad tymi sprawami czuwał Ks. Stanisław, któremu dziękuję za tyloletnią wyrozumiałą współpracę i po-moc. Wszystkie zaś inne podziękowania zostawiam w sercu przed Bogiem samym, bo trudno je tu wyrazić.

Page 57: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 61

12 MARCA 1979, WATYKAN

– Derek, jak to miło, że dzwonisz, co słychać w Liverpoolu? – Czekamy na wizytę Ojca Świętego i nie tracimy nadziei. Ale za-

nim Ojciec Święty przyjedzie do nas, ja chciałbym zapowiedzieć gościa w Rzymie.

– Wybierasz się do nas? Wspaniale. – Nie, nie ja, ale moja diecezjanka. To niezwykła kobieta. Bardzo dobra

matka trójki dzieci i gorliwa katoliczka. W zeszłym roku zachorowała na raka. Lekarze dają jej jeszcze rok życia, najwyżej dwa lata. Nie poddaje się. Dowiedziała się, że zarząd szpitala, w którym leżała, potrzebuje funduszy na laboratoria do badań nad rakiem. Uruchomiła społeczną zbiórkę pie-niędzy. Zebrała majątek, kilka milionów funtów. Rycerze Kolumba przy-znali jej za to nagrodę: bilet do Rzymu i udział w audiencji u Ojca Świę-tego. Leci dzisiaj w nocy. Chciałem ją zapowiedzieć i prosić o modlitwę.

– Oczywiście, Derek, oczywiście. Wspaniale, że są tacy ludzie. Mam nadzieję, że ktoś mi ją przedstawi.

– Dzwoniłem już do seminarium angielskiego w Rzymie. Zajmą się nią i jej synem (bo on też leci) i przyprowadzą na audiencję. Postarali się o miejsca w sektorze dla chorych.

– Zawsze do nich podchodzę, na pewno się spotkamy. A i ty przy-jedź, porozmawiamy...

– ... o wizycie Papieża w Anglii? – O tym też, o tym też. – Bardzo dziękuję, Ojcze Święty. Laudetur Iesus Christus. – In saecula saeculorum.Papież odłożył słuchawkę. Sięgnął po tekst, który miał wygłosić w czasie audiencji. To miała

być jego pierwsza katecheza w Wielkim Poście. Postanowił, że najbliż-sze nauki poświęci trzem tradycyjnym praktykom – modlitwie, poku-cie i uczynkom miłosierdzia, zwanym potocznie jałmużną. Zaczynał od modlitwy – szczególnie bliskiego mu tematu.

Page 58: Papież z Polski. Nasz święty

62 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

Od czasów znajomości z Janem Tyranowskim, którego poznał w cza-sie okupacji, starał się codziennie poświęcać czas na modlitwę myślną. Jan, który wprowadził go na wypracowaną przez karmelitów drogę modlitwy, przekazał mu całe doświadczenie świętej Teresy z Ávila i świę-tego Jana od Krzyża. „Jeśli się kogoś kocha, to się z nim przebywa, dzieli się swoimi sprawami i słucha się, co ma nam do powiedzenia – mówił mu. – Święta Teresa twierdziła, że człowiek, który modli się piętnaście minut dziennie, jest bezpieczny wobec pokus szatańskich. Ale też nie jest prosto modlić się nawet piętnaście minut, choćbyśmy ten czas wy-gospodarowali. Przychodzą rozproszenia, zmęczenie, znużenie – modli-twa skraca się, a bądź pewien, że diabeł też będzie się starał, aby odwieść cię od rozmowy z Panem”. Karol niezliczoną ilość razy przekonywał się o prawdziwości tych słów. Ale, jak to bywało również przy innych oka-zjach, przeszkody mobilizowały go. W Krakowie polecił, aby stolik do pracy ustawiono mu w kaplicy Pałacu Arcybiskupów, i jeśli tylko był na miejscu, poranne godziny spędzał właśnie tam. Modlił się i pracował w Jego obecności i prosił o światło. Może nie robił tego co święty To-masz z Akwinu, który chcąc zrozumieć, czym jest Eucharystia, włożył głowę do tabernakulum, ale nie dziwił się Doktorowi Anielskiemu.

W rzeczywistości uczymy się modlitwy, modląc się – przeczytał ten frag-ment tekstu, w którym przystępował do bezpośredniego omówienia te-matu. – Pan Jezus uczył nas modlitwy przede wszystkim przez to, że sam się modlił: „Całą noc spędził na modlitwie” (Łk 6, 12), innego dnia, jak pisze święty Mateusz: „wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał”. Przed Męką i Śmiercią poszedł na Górę Oliwną i zachęcał apostołów, aby się modlili, a On sam upadł na kolana i modlił się.

Wziął tekst i wstał od biurka. Powoli poszedł w kierunku kaplicy. Po-łożył kartkę na klęczniku, ukląkł i spojrzał na masywne drzwiczki ta-bernakulum. Pomyślał o Spiżowej Bramie, przez którą wchodzi się do Pałacu Apostolskiego. Przez wieki była symbolem odcięcia papieży od świata. W czasie ostatnich kilku miesięcy wchodziło przez nią znacznie więcej ludzi...

Page 59: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 63

Usiadł i zaczął czytać.Modlić się to znaczy mówić do Boga – zaryzykuję nawet więcej – modlić

się oznacza znaleźć się w tym Jednym wiecznym Słowie, przez które mówi Ojciec i które mówi do Ojca. To Słowo stało się ciałem, aby było nam łatwiej znaleźć się w nim na nowo, nawet z naszym ludzkim słowem modlitwy.

To trudny tekst. Czy zostanie zrozumiany? Jak przyjęłaby go ta nie-znana Angielka, która stoi w obliczu śmierci? Jaka jest jej modlitwa? Worlock mówił, że ma dzieci. Z pewnością nie chciałaby ich opuścić.

Może ono być czasem bardzo niedoskonałe, czasem może nam nawet go brakować, ale ta niemożność ludzkich słów jest nieustannie dopełniana w Słowie, które stało się ciałem, aby mówić do Ojca w pełni tego mistycz-nego zjednoczenia, które kształtuje się w każdym modlącym się człowieku, które kształtuje się w tych wszystkich, którzy się modlą. W tym szczególnym zjednoczeniu ze Słowem leży wielkość modlitwy, jej godność i – w jakiś spo-sób – jej defi nicja.

14 MARCA 1979, AULA PAWŁA VI

Kiedy uczniowie poprosili Pana Jezusa: „Naucz nas modlić się”, odpo-wiedział im słowami modlitwy Ojcze nasz i pokazał konkretny model modlitwy, która zarazem jest uniwersalna. Rzeczywiście, w tych siedmiu prośbach, które wszyscy znamy na pamięć, zawiera się wszystko, co może i powinno być powiedziane Ojcu. Jest w nich taka prostota, że nawet dziec-ko może się ich nauczyć, a zarazem taka głębia, że można strawić całe ży-cie na rozmyślaniu o nich. Czyż tak nie jest? Czy każda z nich nie prze-mawia do nas, jedna po drugiej, o tym, co jest zasadnicze dla naszego istnienia, skierowanego całkowicie do Boga Ojca? Czyż nie mówi do nas o naszym „chlebie powszednim”, o „przebaczeniu naszych win jak i my przebaczamy naszym winowajcom”, a zarazem o „uchronieniu od pokus i wybawieniu od zła”?

Page 60: Papież z Polski. Nasz święty

64 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

Kiedy, odpowiadając na prośbę uczniów „Naucz nas modlić się”, Chry-stus wypowiada słowa swojej modlitwy, uczy nas nie tylko słów, uczy nas, że w naszej rozmowie z Ojcem musi być całkowita szczerość i pełne otwarcie. Modlitwa musi dotykać każdej części naszego życia.

David Lowis, kleryk z seminarium angielskiego w Rzymie, pochylał się do ucha stojącej obok niego kobiety i usiłował tłumaczyć jej słowa papieskiej katechezy. Od godziny znajdowali się w Auli Pawła VI na śro-dowej audiencji u Jana Pawła II. „Mam nadzieję, że Papież podejdzie do pani Kelly” – powiedział mu przed wyjściem rektor seminarium. Czy rzeczywiście?

Na początku Papież przeszedł wśród wiernych. Towarzyszył mu jak zwykle ogromny entuzjazm i istna kanonada fl eszy aparatów fotogra-fi cznych. Potem głosił katechezę. Przemówienie trwało dość długo.

Zaiste, podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wycho-dzi z ust moich, nie wraca do mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa.

Kay Kelly słuchała tłumaczenia Davida, ściskając w dłoni fotogra-fi ę Jana Pawła II. Od czasu gdy zobaczyła go w telewizji, leżąc na od-dziale onkologicznym szpitala Clatterbridge w Liverpoolu, miała prze-świadczenie, że ten człowiek odegra jakąś rolę w jej życiu. Trzy dni temu zadzwonił do niej przedstawiciel organizacji Rycerze Kolumba i powie-dział, że może lecieć do Rzymu. Kay była prostą kobietą, żoną dokera, i dotąd nie ruszała się poza rodzinne miasto. A teraz miała pojechać tak daleko.

Trochę nierealna wydała jej się zapowiedź, że będzie mogła spotkać się z Papieżem. Z Papieżem? Nie, to niemożliwe. Papieże spotykają się z ważnymi ludźmi, z królami, ministrami, no ewentualnie z ambasado-rami, ale nie ze zwykłymi ludźmi, a już na pewno nie z gospodyniami domowymi, żonami dokerów.

W każdym razie wycieczkę, a może raczej pielgrzymkę przyjęła jak nieoczekiwany prezent. Wszystko jedno, daleko czy blisko Papieża, bę-

Page 61: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 65

dzie mogła pomodlić się w sercu Kościoła za swoje dzieci, a szczególnie o to, by nie straciły wiary. Pogodziła się już z myślą o śmierci. Ale bała się, że dzieci tego nie zaakceptują i odrzucą wiarę w Boga, który zabiera im matkę. „Gdyby tak choć jeszcze parę lat – myślała – aż przejdą przez trudny okres dorastania i usamodzielnią się”. Mężowi nie mogła zaufać. Zakochała się w nim w młodości, pobrali się szybko i równie szybko okazało się, że to człowiek o bardzo niespokojnym charakterze. Małżeń-stwo trwało, ale – mówiąc delikatnie – było burzliwe.

David Lowis szepnął jej do ucha ostatnie słowa papieskiej katechezy. Modlitwa jest drogą Słowa, które ogarnia wszystko. Drogą wiecznego

Słowa, które przechodzi przez głębię tylu serc, która sprowadza do Ojca wszystko, co ma w Nim początek.

Modlitwa jest ofi arą naszych warg. Jest ona, jak pisze święty Ignacy An-tiocheński, źródlaną wodą, która w nas szemrze i mówi: chodź do Ojca.

Rozległy się oklaski. Papież streścił przemówienie w kilku językach. Kolejne oklaski.

– Pater noster qui es in caelis – zaintonował Jan Paweł II. W Auli Pa-wła VI rozległ się śpiew.

sanctifi cetur nomen tuum;adveniat regnum tuum;fi at voluntas tua,sicut in caelo, et in terra.Panem nostrum quotidianum da nobis hodie,et dimitte nobis debita nostra,sicut et nos dimittimus debitoribus nostris,et ne nos inducas in tentationem;sed libera nos a malo.

– ... and deliver us from evil – pomyślała Kay, patrząc, jak Jan Paweł II udziela ostatniego błogosławieństwa. Papież zszedł z podium i skierował się w ich stronę. David mówił jej przed audiencją, że już od dnia inau-guracji pontyfi katu Ojciec Święty podchodził do chorych i że robił to również w czasie audiencji generalnych. Ale wciąż nie bardzo chciało jej się wierzyć, że będzie mogła z nim porozmawiać.

Page 62: Papież z Polski. Nasz święty

66 ❧ Papież z Polski. Nasz święty

I oto znalazł się przed nimi! Ta sama twarz, którą po raz pierwszy wi-działa w telewizji 16 października ubiegłego roku. Tyle że teraz nie dzie-lił ich szklany ekran.

–  Ojcze Święty, czy mógłbym przedstawić panią Kay Kelly i jej syna? – zapytał Lowis.

– O, pani Kelly z Liverpoolu – powiedział Papież. – Wiele o pani słyszałem.

– Ojcze Święty, proszę o modlitwę. I o podpis – Kay podała Papie-żowi zdjęcie, które trzymała w ręku. – To dla syna. – Wskazała stojącego obok niej chłopaka.

Papież podpisał fotografi ę. Kay przypatrywała mu się uważnie. Z ko-biecą spostrzegawczością zauważyła, że rękawy sutanny ma mocno znisz-czone – to było dzieło pielgrzymów, którzy chcieli koniecznie dotknąć przechodzącego obok nich Jana Pawła II.

– Ojcze Święty, zapraszamy do Liverpoolu – powiedziała.Papież uśmiechnął się. Ten uśmiech napełnił ją jakąś niesamowitą

ufnością. Było w nim tyle spokoju i opanowania. Miało się przekona-nie, że tak długo, jak długo on jest w pobliżu, nie może stać się nic złego. Chciałaby, aby ta chwila trwała wiecznie, ale on musiał iść do następ-nych chorych. Uniósł rękę w pożegnalnym geście i zrobił kilka kroków. Zatrzymał się jednak i wrócił.

– Jestem z pani bardzo dumny. Jest pani wspaniałą matką – powie-dział i odszedł. Tym razem już defi nitywnie.

❧ ❧ ❧

– Derek, co słychać w Liverpoolu? – już po raz drugi w czasie ostat-nich kilku tygodni Papież usłyszał w słuchawce głos arcybiskupa Worlocka.

– Ojcze Święty, nie ośmieliłbym się powtórnie dzwonić, ale musia-łem. Pamięta Ojciec Święty Kay Kelly?

– O tak, oczywiście.

Page 63: Papież z Polski. Nasz święty

1. Miłość nie zna lęku ❧ 67

– Wróciła z Rzymu w doskonałej formie. Początkowo wyglądało na to, że to emocje związane z podróżą i ze spotkaniem, ale potem okazało się, że to coś więcej. Rak zniknął! Po rozmowie z Ojcem Świętym. I – jak myślę – po modlitwie Waszej Świątobliwości!

Papież milczał przez chwilę. – Derek. To jej wiara ją uzdrowiła. Dziękujmy Bogu.

Page 64: Papież z Polski. Nasz święty

Prawdziwa historia o Janie Pawle IIPowieść, która chwyta za serce

Cena detal. 37,90 zł

9 788324 015894

ISBN 978-83-240-1589-4

K iedy na placu Świętego Piotra rozległo się pamiętne Habemus papam, a na balkonie bazyliki pojawił się kardynał Karol Wojtyła, nikt z wiwatujących nie zda-

wał sobie sprawy, że jeszcze kilka godzin wcześniej wyglądał on tak, jakby miażdżył go ciężar niemożliwy do udźwignię-cia. Teraz stał przed zgromadzonym tłumem wyprostowany i pewny siebie…

Papież Polak od pierwszego momentu zaskarbił sobie przychyl-ność Włochów i podbił serca tysięcy ludzi na całym świecie, pokazując, że nowy pontyfikat będzie pełen niespodzianek.

Papież z Polski. Nasz święty to wzruszająca opowieść o czło-wieku, który odpowiedział na Boże wezwanie i odmienił losy świata. Autor zabiera czytelników w niezwykłą podróż po pontyfikacie Jana Pawła II.

Paweł Zuchniewicz – autor bestsellerowych książek o Janie Pawle II, takich jak: Cuda Jana Pawła II, Lolek. Młode lata Papieża, Wujek Karol. Kapłańskie lata Pa-pieża. Jako dziennikarz brał udział w wielu wydarzeniach z udziałem Jana Pawła II, między innymi w  Światowych Dniach Młodzieży, Światowych Dniach Rodzin, pielgrzymkach Papieża po Polsce. Jego książki zostały przetłumaczone na wiele języków.

PAPIEZ_Z_POLSKI_DRUK.indd 1 2011-03-07 15:10:16