Osobliwy gość

40
OSOBLIWY GOŚĆ i inne utwo w przekładzie M EDW ARD GOREY ory Michała Rusinka ,, Bywają ludzie nałogowo ponurzy. Dzięki Goreyowi trafiają na odwyk.W ISŁAWA S ZYMBORSK A

description

Edward Gorey: Osobliwy gość

Transcript of Osobliwy gość

OSOBLIWY GOŚĆ i inne utwow przekładzie M

EDWARD GOREY

oryMichała Rusinka

,,Bywają ludzie nałogowo ponurzy. Dzięki Goreyowi trafiają na odwyk.”WI S Ł AWA SZ Y M B O R S K A

OSOBLIWY GOŚĆ i inne utworyw przekładzie Michała Rusinka

EDWARD GOREY

Kraków 2011

WSTĘP

Życie jest zarazem niebezpieczne i nudne. W każdej

chwili może się pod nami załamać podłoga. Rzecz jas-

na, prawie nigdy tak się nie dzieje - i przez to życie

jest takie nudne.

Edward Gorey

Edward Gorey musi być zmorą księgarzy, bibliotekarzy i czy-telników mających potrzebę utrzymywania porządku we włas-nych księgozbiorach. Jak zaklasyfikować tego artystę i jego dzie-ło? Zwykło się go traktować przede wszystkim jako znakomitego ilustratora, ale był przecież także świetnym pisarzem i twórcą mini-książek (często eksperymentalnych: książek podłużnych, książek-teatrzyków, książek bez słów, książek wielkości pudełka od zapałek, książek zrobionych z osobnych kart, książek zawie-rających wyłącznie przedmioty nieożywione itp.) oscylujących między surrealizmem, purnonsensem i makabrą. Porównu-je się go czasami z Lewisem Carrollem, Edwardem Learem czy

Rolandem Toporem. Pokrewieństwo z Learem może być jednak mylące. Książki Goreya tylko na pozór są atrakcyjne dla dzie-ci: złudnie przypominają niewinne historyjki obrazkowe. Młodzi ludzie nieszczególnie go wszak interesowali, a w jego książkach są głównie ofiarami wyrafinowanych morderstw (zob. Cmenta-rzyk). Kiedy dziennikarze pytali go, czemu nie lubi dzieci, zwykł odpowiadać, że po prostu żadnych nie zna... Nie przepadał, gdy w stosunku do jego twórczości posługiwano się pojęciem maka-bry czy gotycyzmu. Uważał, że makabryczność z natury wpi-sana jest w purnonsens. Twierdził, że lekki, śmieszny nonsens nie istnieje lub jest obrzydliwie nudny: ,,Schubert mawiał, że nie ma wesołej muzyki. To prawda. Nie ma też, jak sądzę, wesołego nonsensu”.

W zaklasyfikowaniu Goreya nie pomoże też narodowość czy geografia: jego styl - zarówno literacki, jak i graficzny - jest zupełnie nieamerykański. Gorey, owszem, urodził się w Chicago w 1925 roku i przez całe życie mieszkał w USA. Studiował roma-nistykę na Harvardzie, a przedtem - przez jeden semestr - ry-sunek w School of the Art Institute w Chicago. Zdolności, jak twier-dził, odziedziczył po prababce, Helen St. John Garvey, popularnej

w XIX wieku ilustratorce kartek z życzeniami. Grafiki Goreya są utrzymane właśnie w XIX-wiecznym, wiktoriańskim stylu i wiele osób, które po raz pierwszy stykają się z jego twórczością sądzi, że był on angielskim artystą z końca XIX wieku. Właśnie angielskim, a nie amerykańskim, bo zarówno stroje postaci, jak i elementy architektury czy krajobrazu, mają wyraźnie brytyj-ski charakter. Gorey był anglofilem, ale Anglię znał z drugiej ręki. Tylko raz w życiu wybrał się w zagraniczną podróż, do Szkocji, żeby zobaczyć krajobraz z jednego ze swych ulubionych filmów Wiem, dokąd zmierzam (z Petulą Clark) oraz potwora z Loch Ness. Potwora nie udało mu się zobaczyć, co zniechęciło go do kolejnych podróży... Także język, którym posługuje się Gorey, a w szcze-gólności nazwy i nazwiska w jego książkach, brzmią bardzo brytyjsko i są praktycznie nieprzetłumaczalne: imiona trzech obłąkanych kuzynek - Rose Marshmary, Mary Rosemarsh i Marsh Maryrose - są tego bodaj najboleśniejszym przykła-dem. Ulubioną zabawą Goreya było układanie anagramów swo-jego imienia i nazwiska, i tworzenie własnych pseudonimów, ta-kich jak D. Awdrey-Gore, E. G. Deadworry, Ogdred Weary (na tablicy rejestracyjnej jego żółtego volkswagena garbusa widniał

właśnie napis OGDRED). Przez pewien czas publikował w tygodni-ku ,,Soho Weekly” recenzje filmów jako Wardore Edgy.

No cóż, księgarzom, bibliotekarzom i bibliofilom pozostaje więc chyba tylko umieścić Goreya w porządku alfabetycznym. Wyląduje wówczas, dajmy na to, między Gombrowiczem a Gor-kim. Porządek alfabetyczny jest porządkiem maksymalnie arbi-tralnym, a przez to absurdalnym, i właśnie Gorey, obsesyjny ko-lekcjoner, powinien być z tego zadowolony. Kolekcjonował nieomal wszystko: żelazka z duszą, znaki drogowe, lalki, maski, figurki sło-ni, muszle, świece, płyty (Mozarta, Schuberta, Bacha), dziwacz-ne popielniczki, kwiatony, klamki, czaszki (w tym jedną prawdzi-wą), słoiczki, wszelkie możliwe przedmioty z niebieskiego szkła, japońskie miniatury, sztukę afrykańską, fragmenty prawdzi-wych mumii, próbki materiałów, wiktoriańskie cegły i dachówki, kamienie przypominające ropuchy, pluszowe misie, miski i wiele innych rzeczy, którym jego biograf, Alexander Theroux poświę-ca wiele stron w swojej biografii (The Strange Case of Edward Go-rey). Gorey układał je wszystkie - no cóż, horror vacui - w swym wielkim domu, zwanym Elephant House, w którym teraz znajdu-je się jego muzeum i który musiał przypominać muzeum jeszcze

za życia artysty. Gorey był samotnikiem. Mieszkał wyłącznie w towarzystwie kotów o dziwacznych imionach. Jeden z nich, biały tłuścioch imieniem Ombel, pozostał w tym domu i jeszcze do niedawna lustrował turystów tłumnie odwiedzających muzeum (,,Ombel - stwór duży, biały z wierzchu, /więc dobrze widać go po zmierzchu”).

W przygotowaniach pierwszej polskiej edycji Goreya także przyświecała nam alfabetyczność, choć nieco inaczej pojęta. Spo-śród ponad stu książek tego twórcy wybraliśmy w sumie osiem, z których pięć ma właśnie formę alfabetów, każda w nieco in-nym sensie. Oprócz nich zamieszczamy trzy utwory reprezen-tatywne dla różnych form przez niego uprawianych: epicką Porzuconą skarpetkę, bodaj najsłynniejszego Osobliwego gościa i wzruszające Ptaszysko, które odczytano na pogrzebie Edwar-da Goreya w kwietniu 2000 roku.

Polski czytelnik miał do tej pory możliwość natrafienia na twórczość Goreya w trzech miejscach: jeden wierszyk w ,,NaGłosie” (1994, nr 13) trzy utwory, w tym dwa limeryki (bez ilustracji) zna-lazły się w Fioletowej krowie. Antologii angielskiej i amerykańskiej poezji niepoważnej Stanisława Barańczaka (wyd. a5, Kraków

2007), a cztery mini-książki (z ilustracjami) w ,,Literaturze na Świecie” (1997, nr 6), w przekładzie Agnieszki Taborskiej i Elżbiety Siweckiej. To ilość homeopatyczna. Niniejszy zbiór to także skrom-na porcja, ale - mamy nadzieję - już na tyle znacząca, by wzmóc apetyt rodaków na tę arcyciekawą - graficznie i literacko - twór-czość. Może ten twórca zyska wreszcie i u nas fanów, a przynaj-mniej sympatyków?

Kiedyś podeszła do Goreya młoda amerykańska fanka i powiedziała drżącym głosem: ,,Panie Gorey, pańskie książki zmieniły moje życie!”. On na to: ,,Och, tak mi przykro. Mam na-dzieję, że mi pani wybaczy...”.

I my mamy nadzieję, że nam Państwo wybaczą.

Michał Rusinek

Kraków, kwiecień 2011 r.

C

M

E

N

T

A

R

Z

Y

K

A jak Amelka, co spadła ze schodów.

B jak Bazyli, zabity dla miodu.

C jak Celinka, co chudła i bladła.

D jak Dorotka, co z sanek wypadła.

E jak Emilek, co umarł na czkawkę.

F jak Franciszek, co sczezł przez pijawkę.

G jak Grażynka, co wlazła pod dywan.

H jak Henryczek: śmierć z rąk prymitywa.

I jak Irenka, co wpadła w głębinę.

J jak Jakubek, co wypił strychninę.

K jak Karolcia, walnięta toporem.

L jak Leonek, co gwoździe zjadł spore.

Ł zaś jak Łucja, przez falę porwana.

M jak Mareczek: od nudy zgon z rana.

N jak Natalka: ktoś wbił w nią szydełko.

O jak Oliwia: zdeptano ją w zgiełku.

P jak Pawełek, co w bagnie się topił.

R jak Reginka, spłonęła na popiół.

S jak Sabinka i kaszel uparty.

T jak Tomeczek, na strzępy rozdarty.

U jak Urszulka: pochłonął ją kanał.

V jak Vanessa, na płask rozjechana.

W jak Wiktorek, w lodowej tkwi ciszy.

X jak Xawery, pożarty przez myszy.

Y jak Yorick: rozgniotło chłopinę.

Z jak Zuzanka: zapiła się ginem.

EDWARDA GOREYA zwykło się traktować przede wszystkim

jako znakomitego ilustratora, ale był przecież także świetnym

pisarzem oscylującym między surrealizmem, purnonsensem

i makabrą. Porównuje się go czasami z Lewisem Carrollem,

Edwardem Learem czy Rolandem Toporem. Pokrewieństwo

z Learem może być jednak mylące. Książki Goreya tylko

na pozór są atrakcyjne dla dzieci: złudnie przypominają

niewinne historyjki obrazkowe. Młodzi ludzie nieszczególnie

go wszak interesowali, a w jego książkach są głównie ofiarami

wyrafinowanych morderstw. Nie przepadał, gdy w stosunku

do jego twórczości posługiwano się pojęciem makabry czy

gotycyzmu. Uważał, że makabryczność z natury wpisana jest

w purnonsens. Twierdził, że lekki, śmieszny nonsens nie istnieje,

lub jest obrzydliwie nudny: ”Schubert mawiał, że nie ma wesołej

muzyki. To prawda. Nie ma też, jak sądzę, wesołego nonsensu”.

ze Wstępu Michała Rusinka

Cena detal. 49,90 zł

OSOBLI

WY

GOŚĆ

I

INNE

UTWORY