Osobliwy gość
description
Transcript of Osobliwy gość
OSOBLIWY GOŚĆ i inne utwow przekładzie M
EDWARD GOREY
oryMichała Rusinka
,,Bywają ludzie nałogowo ponurzy. Dzięki Goreyowi trafiają na odwyk.”WI S Ł AWA SZ Y M B O R S K A
WSTĘP
Życie jest zarazem niebezpieczne i nudne. W każdej
chwili może się pod nami załamać podłoga. Rzecz jas-
na, prawie nigdy tak się nie dzieje - i przez to życie
jest takie nudne.
Edward Gorey
Edward Gorey musi być zmorą księgarzy, bibliotekarzy i czy-telników mających potrzebę utrzymywania porządku we włas-nych księgozbiorach. Jak zaklasyfikować tego artystę i jego dzie-ło? Zwykło się go traktować przede wszystkim jako znakomitego ilustratora, ale był przecież także świetnym pisarzem i twórcą mini-książek (często eksperymentalnych: książek podłużnych, książek-teatrzyków, książek bez słów, książek wielkości pudełka od zapałek, książek zrobionych z osobnych kart, książek zawie-rających wyłącznie przedmioty nieożywione itp.) oscylujących między surrealizmem, purnonsensem i makabrą. Porównu-je się go czasami z Lewisem Carrollem, Edwardem Learem czy
Rolandem Toporem. Pokrewieństwo z Learem może być jednak mylące. Książki Goreya tylko na pozór są atrakcyjne dla dzie-ci: złudnie przypominają niewinne historyjki obrazkowe. Młodzi ludzie nieszczególnie go wszak interesowali, a w jego książkach są głównie ofiarami wyrafinowanych morderstw (zob. Cmenta-rzyk). Kiedy dziennikarze pytali go, czemu nie lubi dzieci, zwykł odpowiadać, że po prostu żadnych nie zna... Nie przepadał, gdy w stosunku do jego twórczości posługiwano się pojęciem maka-bry czy gotycyzmu. Uważał, że makabryczność z natury wpi-sana jest w purnonsens. Twierdził, że lekki, śmieszny nonsens nie istnieje lub jest obrzydliwie nudny: ,,Schubert mawiał, że nie ma wesołej muzyki. To prawda. Nie ma też, jak sądzę, wesołego nonsensu”.
W zaklasyfikowaniu Goreya nie pomoże też narodowość czy geografia: jego styl - zarówno literacki, jak i graficzny - jest zupełnie nieamerykański. Gorey, owszem, urodził się w Chicago w 1925 roku i przez całe życie mieszkał w USA. Studiował roma-nistykę na Harvardzie, a przedtem - przez jeden semestr - ry-sunek w School of the Art Institute w Chicago. Zdolności, jak twier-dził, odziedziczył po prababce, Helen St. John Garvey, popularnej
w XIX wieku ilustratorce kartek z życzeniami. Grafiki Goreya są utrzymane właśnie w XIX-wiecznym, wiktoriańskim stylu i wiele osób, które po raz pierwszy stykają się z jego twórczością sądzi, że był on angielskim artystą z końca XIX wieku. Właśnie angielskim, a nie amerykańskim, bo zarówno stroje postaci, jak i elementy architektury czy krajobrazu, mają wyraźnie brytyj-ski charakter. Gorey był anglofilem, ale Anglię znał z drugiej ręki. Tylko raz w życiu wybrał się w zagraniczną podróż, do Szkocji, żeby zobaczyć krajobraz z jednego ze swych ulubionych filmów Wiem, dokąd zmierzam (z Petulą Clark) oraz potwora z Loch Ness. Potwora nie udało mu się zobaczyć, co zniechęciło go do kolejnych podróży... Także język, którym posługuje się Gorey, a w szcze-gólności nazwy i nazwiska w jego książkach, brzmią bardzo brytyjsko i są praktycznie nieprzetłumaczalne: imiona trzech obłąkanych kuzynek - Rose Marshmary, Mary Rosemarsh i Marsh Maryrose - są tego bodaj najboleśniejszym przykła-dem. Ulubioną zabawą Goreya było układanie anagramów swo-jego imienia i nazwiska, i tworzenie własnych pseudonimów, ta-kich jak D. Awdrey-Gore, E. G. Deadworry, Ogdred Weary (na tablicy rejestracyjnej jego żółtego volkswagena garbusa widniał
właśnie napis OGDRED). Przez pewien czas publikował w tygodni-ku ,,Soho Weekly” recenzje filmów jako Wardore Edgy.
No cóż, księgarzom, bibliotekarzom i bibliofilom pozostaje więc chyba tylko umieścić Goreya w porządku alfabetycznym. Wyląduje wówczas, dajmy na to, między Gombrowiczem a Gor-kim. Porządek alfabetyczny jest porządkiem maksymalnie arbi-tralnym, a przez to absurdalnym, i właśnie Gorey, obsesyjny ko-lekcjoner, powinien być z tego zadowolony. Kolekcjonował nieomal wszystko: żelazka z duszą, znaki drogowe, lalki, maski, figurki sło-ni, muszle, świece, płyty (Mozarta, Schuberta, Bacha), dziwacz-ne popielniczki, kwiatony, klamki, czaszki (w tym jedną prawdzi-wą), słoiczki, wszelkie możliwe przedmioty z niebieskiego szkła, japońskie miniatury, sztukę afrykańską, fragmenty prawdzi-wych mumii, próbki materiałów, wiktoriańskie cegły i dachówki, kamienie przypominające ropuchy, pluszowe misie, miski i wiele innych rzeczy, którym jego biograf, Alexander Theroux poświę-ca wiele stron w swojej biografii (The Strange Case of Edward Go-rey). Gorey układał je wszystkie - no cóż, horror vacui - w swym wielkim domu, zwanym Elephant House, w którym teraz znajdu-je się jego muzeum i który musiał przypominać muzeum jeszcze
za życia artysty. Gorey był samotnikiem. Mieszkał wyłącznie w towarzystwie kotów o dziwacznych imionach. Jeden z nich, biały tłuścioch imieniem Ombel, pozostał w tym domu i jeszcze do niedawna lustrował turystów tłumnie odwiedzających muzeum (,,Ombel - stwór duży, biały z wierzchu, /więc dobrze widać go po zmierzchu”).
W przygotowaniach pierwszej polskiej edycji Goreya także przyświecała nam alfabetyczność, choć nieco inaczej pojęta. Spo-śród ponad stu książek tego twórcy wybraliśmy w sumie osiem, z których pięć ma właśnie formę alfabetów, każda w nieco in-nym sensie. Oprócz nich zamieszczamy trzy utwory reprezen-tatywne dla różnych form przez niego uprawianych: epicką Porzuconą skarpetkę, bodaj najsłynniejszego Osobliwego gościa i wzruszające Ptaszysko, które odczytano na pogrzebie Edwar-da Goreya w kwietniu 2000 roku.
Polski czytelnik miał do tej pory możliwość natrafienia na twórczość Goreya w trzech miejscach: jeden wierszyk w ,,NaGłosie” (1994, nr 13) trzy utwory, w tym dwa limeryki (bez ilustracji) zna-lazły się w Fioletowej krowie. Antologii angielskiej i amerykańskiej poezji niepoważnej Stanisława Barańczaka (wyd. a5, Kraków
2007), a cztery mini-książki (z ilustracjami) w ,,Literaturze na Świecie” (1997, nr 6), w przekładzie Agnieszki Taborskiej i Elżbiety Siweckiej. To ilość homeopatyczna. Niniejszy zbiór to także skrom-na porcja, ale - mamy nadzieję - już na tyle znacząca, by wzmóc apetyt rodaków na tę arcyciekawą - graficznie i literacko - twór-czość. Może ten twórca zyska wreszcie i u nas fanów, a przynaj-mniej sympatyków?
Kiedyś podeszła do Goreya młoda amerykańska fanka i powiedziała drżącym głosem: ,,Panie Gorey, pańskie książki zmieniły moje życie!”. On na to: ,,Och, tak mi przykro. Mam na-dzieję, że mi pani wybaczy...”.
I my mamy nadzieję, że nam Państwo wybaczą.
Michał Rusinek
Kraków, kwiecień 2011 r.
EDWARDA GOREYA zwykło się traktować przede wszystkim
jako znakomitego ilustratora, ale był przecież także świetnym
pisarzem oscylującym między surrealizmem, purnonsensem
i makabrą. Porównuje się go czasami z Lewisem Carrollem,
Edwardem Learem czy Rolandem Toporem. Pokrewieństwo
z Learem może być jednak mylące. Książki Goreya tylko
na pozór są atrakcyjne dla dzieci: złudnie przypominają
niewinne historyjki obrazkowe. Młodzi ludzie nieszczególnie
go wszak interesowali, a w jego książkach są głównie ofiarami
wyrafinowanych morderstw. Nie przepadał, gdy w stosunku
do jego twórczości posługiwano się pojęciem makabry czy
gotycyzmu. Uważał, że makabryczność z natury wpisana jest
w purnonsens. Twierdził, że lekki, śmieszny nonsens nie istnieje,
lub jest obrzydliwie nudny: ”Schubert mawiał, że nie ma wesołej
muzyki. To prawda. Nie ma też, jak sądzę, wesołego nonsensu”.
ze Wstępu Michała Rusinka
Cena detal. 49,90 zł
OSOBLI
WY
GOŚĆ
I
INNE
UTWORY