ODPOWIEDZIALNOŚĆ - baptysci.cabaptysci.ca/pkchb/multimedia/sp/SP-03-2014.pdf · Dzielna Kobieta...

36
marzec 2014 Dar od Księcia Pokoju Czego uczą nas kościoły anglosaskie? ODPOWIEDZIALNOŚĆ Zaproszony do wiary i życia

Transcript of ODPOWIEDZIALNOŚĆ - baptysci.cabaptysci.ca/pkchb/multimedia/sp/SP-03-2014.pdf · Dzielna Kobieta...

ma

rze

c 2

014

Dar od Księcia Pokoju

Czego uczą nas kościoły anglosaskie?

ODPOWIEDZIALNOŚĆ

Zaproszony do wiary i życia

MIESIĘCZNIK SŁOWO PRAWDY - ORGAN PRASOWY KOŚCIOŁA CHRZEŚCIJAN BAPTYSTÓW W RP

Ukazuje się od 1925 r. Rocznik LXXXIX: 2014 r. Nr 3 (marzec) • ISSN 0239-4413

KOLEGIUM REDAKCYJNE: Mateusz Wichary (Redaktor Naczelny), Dawid Breuer, Aneta Krzywicka, Paweł Krzywicki, Danuta Marcyniak,

Agnieszka Nadolna, Ryszard Tyśnicki, Konstanty Wiazowski. ADRES REDAKCJI I ADMINISTRACJI: ul. Waliców 25,

00-865 Warszawa, tel./fax: 022 624 27 83e-mail: [email protected], www.dlajezusa.pl (dział Materiały)

Kontakt w sprawach reklamy: [email protected]

Ofiary za pismo prosimy kierować na konto Kościoła Chrześcijan Baptystów: ING Bank Śląski 20105010541000002317496905.Materiałów nie zamawianych Redakcja nie zwraca i zastrzega sobie prawo

dokonywania zmian w treści i w tytule nadesłanych tekstów.

Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń.

SKŁAD I OPRACOWANIE GRAFICZNE: Aneta i Paweł Krzywiccy(Projekt okładki z wykorzystaniem fotografii z kolekcji Fotolia)

DRUK I OPRAWA: KOMPAS II, Waliców 25, WarszawaNumer zamknięto: 27 marca 2014 r.

OD REDAKCJI

w imieniu Redakcji, pastor Mateusz Wichary

Spis treści:

s. 3 Rut: Dzielna kobieta – Marek Budziński

s. 4 Zaproszony do wiary i życia. Wywiad z pastorem Lesławem Juszczyszynem

s. 10 Byłem na Majdanie w Kijowie – Marek Kamiński

s. 11 Majdan, chrześcijanie i odpowiedzialność – Mateusz Wichary

s. 13 Jedność i odpowiedzialność ludzi wierzących – Konstanty Wiazowski

s. 16 Czego uczą nas kościoły anglosaskie? – Robert J. Merecz

s. 20 Jak nasze osobowości zmieniają Kościół, jak Kościół zmienia nasze osobowości? Część 3: Mózgowcy – Janusz Kucharczyk

s. 25 Baśń czy bajka... w Poczekalni – Beata Jaskuła-Tuchanowska

s. 26 Kobieta kobiecie: Dorosłe dzieci – Alina Woźniak

s. 28 Ekipa Pawła: Demas – Samuel Skrzypkowski

s. 29 Ruszają dwa fundusze celowe w Kościele! – Mateusz Wichary

s. 30 Dar od Księcia Pokoju – Włodek Tasak

s. 31 Dla dzieci – Nela i Zbyszek Kłapa

s. 32 Wiadomości z Kancelarii Kościoła – Dawid Breuer

s. 34 Wiadomości ze świata – Konstanty Wiazowski

Odpowiedzialność i KrólestwoLuter pisał: „choć pozbawią źli / żony, dzieci, czci, / chytra grabież ta / zysk lichy wrogom da, / Królestwo nam zostanie.” Królestwo nam zostanie. Nikt go nie ukradnie wiernym Bożym. Nie da się. Ono związane jest z tymi, którzy strzegą Bożych Słów.

Nasz Pan oznajmił swym uczniom: przekazuję wam królestwo, jak mi przeka-zał je Ojciec (Łk 22:29). Werset kolejny łączy współczesność z eschatologią; mówi o zaszczytnych obowiązkach Jego uczniów. Tak bowiem zawsze jest: zaszczytne powołanie wiąże się ze zwiększonym ryzykiem, ale i większym wywyższeniem. Nauczyciele otrzymają surowszy wyrok, bo podjęli się klu-czowego dla istnienia Kościoła zadania.

W przypowieści o minach obowiązek jest jasno przedstawiony: „obracajcie nimi, aż powrócę” (Łk 19:13). Mamy pomnażać to, co dał nam Pan. To obowią-zek. I nie ma żadnych wymówek, jak dobitnie pokazuje nam sługa zły. Wiara to traktowanie Bożych tak obietnic, jak nakazów, wiążąco. To ufność, że warto. Że On faktycznie „nagradza tych, którzy Go szukają” (Hbr 11:6).

W Liście do Galacjan czytamy o synostwie Bożym, które jest skontrastowane z byciem dzieckiem (4:3-6). Dziecko pozostaje pod opieką sługi, ale syn podle-ga już bezpośrednio Ojcu, jako dziedzic (4:7), czyli ten, którego Ojciec wpro-wadza w sprawy swej własności. Intymność, bezpośredniość więzi z Ojcem w Duchu wzorem Jednorodzonego Syna oznacza więc nie jakieś jałowe du-chowe uniesienia dla nich samych. Nie duchowe przyjemności. Ich kontekstem jest dojrzenie do odpowiedzialności. Dziecku Ojciec nie ufa, dlatego nie po-wierza mu żadnych zadań. Synowi przeciwnie: właśnie wierzy. Stąd bliskość, ale i oczekiwanie odpowiedzialności. On liczy i chce, abyśmy przejęli się Jego wolą i potraktowali owo powołanie nie tylko poważnie, ale i jako zaszczyt.

Oto nasze, chrześcijańskie powołanie. Paweł bowiem w ten sposób charakte-ryzuje całe Nowe Przymierze, w kontraście do Starego. Mamy więc być bliscy Bogu, znający Jego wolę, Jego wartości, Jego cele, pragnienia, poglądy – znać Jego Słowo i być wyćwiczeni w posłuszeństwie. Abyśmy mogli okazać się od-powiedzialnymi i dojrzałymi synami i córkami, już dorosłymi do odpowie-dzialności.

O tym przede wszystkim w tym numerze. O różnorodnych obowiązkach. Mię-dzy innymi wspominam o funduszach celowych, które powstały dla nowych inicjatyw troski o tę część Królestwa, która nam powierzono. Przede wszystkim jednak temat ten zbiegł się z wydarzeniami na Ukrainie, w których nasi bracia baptyści mają niebagatelną rolę. Nie cofają się przed tym. Bo odpowiedzial-ność nie polega na zachowaniu w chustce talentu i pokazaniu go panu, ale podjęciu ryzyka działania.

Drodzy Bracia i Siostry, bądźmy odpowiedzialni. Pamiętajmy, że ten świat (wiek) się skończy. A nowy, bez końca, zacznie. I najwspanialszą inwestycją, jaką możemy w tym wieku poczynić, jest Królestwo Boże. Boża zmiana w nas i przez nas. Szukajmy Królestwa Bożego i Jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie nam dodane, o co nasz wspaniały Panie i Zbawco, w miłości Ojca i mocy Ducha, Ciebie prosimy, Amen.

SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014 • 3

KAZANIE

5 minut nad Biblią

Kazanie wygłoszono podczas audycji II Programu Polskiego Radia (sobota, godz 7.40) pt:

Dzielna Kobieta – trudno o taką – jej wartość przewyższa perły” – to

cytat z Księgi Przypowieści Salomona (31:10). Na kartach Biblii spotykamy obrazy wielu kobiet, które tworzyły historię. Pokazywały jak żyć, charakte-ryzowały się odwagą i posłuszeństwem Bogu. Pisząc dzisiejsze rozważanie mam świadomość, że będzie ono lek-ko skażone perspektywą męskiego my-ślenia, może przez to zbyt mało wraż-liwą próbą opisania tego, co kobiety wniosłyi wnoszą do świata. Niemniej, spróbuję na przykładzie młodej dziew-czyny, której nazwę nosi jedna z Ksiąg Starego Testamentu wydobyć praktycz-ne cechy wierności kobiety, które dziś często bywają zapominane.

„W czasach gdy rządzili sędziowie na-stał głód w kraju. Wtedy wyszedł z Be-tlejemu judzkiego pewien mąż wraz ze swoja żoną i dwoma synami aby osiąść jako obcy przybysz na polach moab-skich” (Rut 1:1). Wyjście Elimelecha stanowi początek dramatu tej rodziny

Efratejczyków. W krótkim czasie umiera ojciec rodziny oraz jego synowie, któ-rzy wcześniej poślubili kobiety z Mo-abitów. Osierocona matka po stracie sy-nów i męża decyduje się na powrót do swojej ziemi. Pogrążona w bólu kobieta wypowiada słowa pełne mądrości do swoich synowych: „…zawróćcie córki moje, niech Pan okaże wam dobroć, jak wy okazałyście zmarłym i mnie” (1:8). Rut, jedna z synowych odpowia-da: „Nie nalegaj na mnie, abym cię opuściła i odeszła od ciebie; albowiem dokąd ty pójdziesz i ja pójdę; gdzie ty zamieszkasz i ja zamieszkam; lud twój – lud mój, a Bóg twój – Bóg mój” (1:16).

Ta niesamowita deklaracja młodej dziewczyny pokazuje nam często trud-ne do zrozumienia i opisania pokła-dy kobiecego poświęcenia i oddania. Mówi nam o deklaracji celu: „dokąd ty pójdziesz, ja pójdę”. W tej chwili liczy się bycie u boku kobiety strapionej, któ-rej nie można zostawić ale trzeba po-dać dłoń. Cel wyraźny, który wymaga

odwagi pójścia w nieznane i poświęce-nia nawet bez zapłaty.

Myślę, że nie przypadkowo do służby chorym najlepiej nadają się kobiety. To one głównie zostają pielęgniarkami, bo mężczyźni raczej zdobywają, zapomi-nając o pielęgnacji. Praca u podstaw w niesieniu pomocy, to cel niejednej kobiety. I chociaż dziś niektóre stoją na czele całych resortów rządowych, to jednak, jak czytałem, ciągle wycią-gają dłoń, aby pomóc najbliższym, po-święcić dla nich swój czas, po prostu przygotować zwyczajny obiad, który pozwoli być blisko z rodziną.

„Gdzie zamieszkasz, ja zamieszkam”- w tych słowach zawiera się odpowie-dzialność i wola dokończenia zadania. Nie idzie się dalej i nie pozostawia drugiego w drodze, lecz pozostaje się z nim do końca. Tego trzeba się uczyć na co dzień i w tym ćwiczyć. Rut opuszcza swój krąg życiowy, aby być z drugim człowiekiem. To wymaga cier-pliwości i gotowości do wzajemnego

Marek Budziński

4 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014

zrozumienia. Przecież w konsekwencji lud Izraelski stanie się jej ludem.

I ostatnia decyzja – jedności w poddaniu Bogu Jahwe: „Bóg twój – Bóg mój”. Pomimo tego, że widzi stratę i swego rodzaju porażkę te-ściowej, której ta doznała tracąc najbliższych, nie odwraca się od Boga, w którego wierzył jej mąż i wyznaje jej teściowa. Choć niektó-rzy mogliby powiedzieć: przecież Bóg opu-ścił idących za chlebem Efratejczyków. Po co w takim razie Rut ma ufać Temu, który im nie pomaga, a wręcz czyni stratę? Dlaczego dziś ma ufać Bogu?

Rut w trudnej sytuacji czyni kolejny krok w nieznane, składa bardzo konkretną dekla-rację: „Bóg twój – Bóg mój”. Wiara młodej dziewczyny zostaje w sposób szczególny po-błogosławiona przez Boga, który zdecydował, że stała się ona prababką Dawida i według ciała również Jezusa Chrystusa.

Opis dzielnej kobiety z Księgi Rut pokrywa się z Salomonową pochwałą zapisaną w ostat-nim rozdziale Księgi Przypowieści Salomona. Spotykamy tam słowa o ufności małżonka, który będąc przy swojej żonie, nie dozna bie-dy. Opis uzupełniają jakże wzniosłe słowa: „Dzielna kobieta wstaje wcześnie, gdy jeszcze jest noc: daje żywność swoim domownikom. Wyczuwa pożytek ze swojej pracy, jej lampa także w nocy nie gaśnie. Dziarskość i dostoj-ność jest jej strojem z uśmiechem na twarz patrzy w przyszłość” (31:15, 25).

Pytam sam siebie: czy dziś można spotkać taką kobietę? Czy jest to obraz wyśniony, czy też realny, rzeczywisty, obecny?

Obrazy przedstawione w Biblii często dalekie są od dzisiejszego wyrachowania, postrzega-nia życia wyłącznie z własnej perspektywy. A jednak i dziś wiele kobiet stawia przed sobą takie same cele jak Rut. Rezygnacja z siebie dla drugiego człowieka, poświęcenie i bezin-teresowność, stąpanie w nieznane w ufności Bogu, choć trudne, daje szczęście i spełnienie.

Kończąc, pragnę przywołać jakże sztuczną z dzisiejszej perspektywy pochwałę kobiety z dawnego systemu politycznego. „Kobiety na traktorze”, budującej ziemię ojczystą. I choć model ten już nie funkcjonuje, to jednak wła-śnie z tamtych czasów pozostało święto ubar-wione czerwonym goździkiem. Które możemy na szczęście wypełnić prawdą Bożego Słowa.

Drogie Siostry, życzę Bożego błogosławień-stwa!

Mateusz Wichary: Jesienią ubiegłego roku wystąpił brat w kilku waż-nych programach telewizyjnych, opowiadając o doświadczeniu w dzie- ciństwie molestowania ze strony księdza katolickiego. Niedawno uka-zała się brata książka poruszająca temat pt: Pod skorupą milczenia. Każdy rodzic powinien to wiedzieć (Wydawnictwo Szaron, Warsza-wa 2013, ss. 177). Publikacja ta nie jest jednak poświęcona wyłącznie problemowi pedofilii, ale także ukazuje brata duchową ewolucję. Nie mówi ona jednak o tym, co spowodowało, że elementem tej ewolucji było przyłączenie się do jednego z Kościołów ewangelikalnych. Skąd się wziął taki wybór?

Lesław Juszczyszyn: Na początek małe zastrzeżenie. To co powiem, z konieczności będzie ogromnym skrótem myślowym. Prawdą jest to, że nawróciłem się będąc jeszcze w Kościele rzymskokatolickim i będąc (od 5 lat) księdzem katolickim. Od momentu nawrócenia zaczęły się moje prawdziwe kłopoty, bo na wszystko, zacząłem patrzeć odtąd z tej per-spektywy. Żyłem nadzieją, że tę instytucję da się zmienić od wewnątrz. Zauważyłem jednak, że instytucja się nie zmienia, ale ja się zmieniam. Okropnie się męczę i upadam na duchu.

To był trudny i bolesny proces, który doprowadził mnie na skraj wyczer-pania. Ostatecznie postanowiłem ratować siebie i oddałem legitymację księdza. To nie było równoznaczne z opuszczeniem Kościoła rzymskiego. Z perspektywy czasu zdaję sobie sprawę, że zanim ja podjąłem taką de-cyzję, to Kościół rzymski już wcześniej mnie opuścił. Ja jednak nie zna-łem innego Kościoła. A ponieważ udzielałem się w Szkole Ewangelizacji, wiedziałem, że jako chrześcijanin potrzebuję wspólnoty wierzących lu-dzi. I szukałem takich ludzi w Warszawie. Oczywiście szukałem najpierw w ramach Kościoła rzymskokatolickiego. Po paru miesiącach przestałem szukać. Wtedy mój znajomy pastor anglikański, którego poznałem przy okazji wyjazdu na Alfę do Londynu zaproponował mi udział w konferen-cji, która odbywała się w pomieszczeniach Społeczności Chrześcijańskiej Północ (wspólnota Kościoła Chrystusowego w RP). Znajomy ten stwier-dził, że będę mógł poznać ciekawych, wierzących ludzi. Poza tym uwa-żał, że nie powinienem marnować swojego doświadczenia duszpaster-skiego. Konferencja była profesjonalnie przeprowadzona, była ciekawa atmosfera, wielu zaangażowanych w duszpasterstwo ludzi. Podszedł do mnie pastor Grzegorz Baczewski. Słyszał o mnie od mojego znajomego anglikanina. I stanowczo zaprosił na spotkanie. To stanowcze „zapraszam

Z pastorem Lesławem Juszczyszynem o byciu księdzem i pastorem oraz zagrożeniu pedofilią

rozmawia Mateusz Wichary

WYWIAD

SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014 • 5

cię” do dzisiaj dźwięczy mi w uszach. Czułem, że ten entu-zjazm nie jest udawany i umówiliśmy się na rozmowę.

Po paru miesiącach przyszedłem na niedzielne nabożeństwo z żoną. Kiedy weszliśmy do sali nabożeństw, na telebimie po-jawił się napis: „Zmieniłeś w taniec moją skargę i płacz”. To parafraza słów Psalmu, które pastor obecny na naszym ślubie cytował pod naszym adresem. To było jak kolejne zaprosze-nie, znak od samego Boga. Przychodziliśmy odtąd regular-nie. Rozmawialiśmy, przyglądaliśmy się, zastanawialiśmy się, konfrontowaliśmy wszystko z Biblią. Modliliśmy się. Byliśmy bardzo ostrożni. Nie chcieliśmy wpaść w szpony jakiejś sek-ty. Poznawaliśmy nowych ludzi pełnych wiary i życia. „To jest to!”- myśleliśmy sobie. Po roku poprosiliśmy o chrzest. Ja angażowałem się w pracę poradni chrześcijańskiej, moja żona w spotkania dla kobiet. Później zostaliśmy zaproszeni do programu Życie na Życie i do grup prowadzonych przez braterstwo Urszuli i Andrzeja Bajeńskich. W ten sposób wro-śliśmy w ten kościół. Wszystko, co nastąpiło później było prostą konsekwencją. A zatem to, że jestem w Kościele Chry-stusowym w RP przekonuje mnie, że był w tym Boży palec.

W autorskim wstępie do omawianej książki dokonuje brat rozróżnienia między sobą jako autorem publikacji a jej bo-haterem. Stwierdza brat w niej m. in., iż „Spędziliśmy na rozmowach wiele dni i nocy. On mówił a ja słuchałem” (s. 7). Z porównania faktów opisanych w książce i noty o autorze zamieszczonej na s. 177 wynika, że autor i boha-ter książki to ta sama osoba. Czym była podyktowana taka konwencja przyjęta w tekście?

Taka konwencja to sposób, żeby zaznaczyć, że patrzę na swoją historię życia z perspektywy kogoś, kto jest ofiarą ale już nie żyje jak ofiara. Dzisiaj, dzięki przebaczeniu mam dy-stans do tego, co spotkało tego chłopca, który jest we mnie. To jest moja historia, ale ja dzisiaj już nie żyję tamtymi wy-darzeniami. One dzisiaj mnie nie niszczą. Wręcz przeciwnie – mogą służyć dobru mojemu i innych ludzi, którzy przeszli przez to, co ja. Z drugiej strony, w sposób symboliczny chcia-łem chronić siebie pisząc o drastycznych, albo intymnych sprawach. To wyraz szacunku dla tego chłopca, który został wykorzystany a później przez lata pomijany i lekceważony. Ten chłopiec wziął w końcu odpowiedzialność za swoje ży-cie i w efekcie stanął na własnych nogach – stał się mężczy-zną. Ten mężczyzna dokonuje rozrachunku swojego życia. Pisać zacząłem dla siebie, a pisaniu towarzyszyła mi zasada: Kochaj Boga, bliźniego, jak siebie samego. To „jak siebie” jest chyba kluczem nie tyle do tej książki, ile do zdrowego życia.

Od pewnego czasu jest brat pastorem w Kościele Chrystu-sowym w RP. Wcześniej przez czternaście lat był kapłanem Kościoła katolickiego. Jakie dostrzega brat największe róż-nice pomiędzy służbą duchownego katolickiego, a pastora ewangelikalnego?

Rzeczywiście różnic jest dużo. Wskazałbym na dwie, które wynikają z różnic w funkcjonowaniu Kościołów.

Kościół rzymski to instytucja ściśle hierarchiczna. Działa jak wojsko. Z tego wynika siła instytucji, która wymusza spo-sób funkcjonowania w niej i również służby. Wszystko tak

6 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014

naprawdę zależy od biskupa i przełożonego, który ma władzę nad duchownym. Szeregowy ksiądz jest wykonawcą ich po-leceń. Ma on bardzo ograniczony zakres swobody działania. Z jego zdaniem, potrzebami, planami praktycznie nikt się nie liczy. Zwykle nikt nie oczekuje, aby był twórczy. Wystarczy, że poprawnie odprawi mszę, czy jakieś inne nabożeństwo z podręcznika liturgii. Jest „pionkiem na szachownicy”. Bi-skup, czy inny przełożony decyduje o rodzaju pracy, miejscu zamieszkania, wysokości wynagrodzenia, a nawet sposobie ubierania się. To jest relacja przełożony(władza) – podwładny (wykonawca poleceń). W efekcie człowiek staje się trybikiem w wielkiej, bezwzględnej machinie instytucji.

W Kościołach ewangelicznych relacje biskup – pastor opiera-ją się na sile autorytetu a nie na władzy danej z góry. Pastor

ma niemal nieograniczoną wolność w służbie, o ile ma wsparcie starszych kościoła i swojej wspólnoty. Służ-ba we wspólnocie ewangelicznej wymaga nieustan-nej kreatywności. Pomijam fakt, że nie ma ściśle ustalonej liturgii. Ktoś, kto przychodzi na nabożeń-stwo wie oczywiście, czego się spodziewać, ale nie

ma ścisłych ram spotkania, nie ma ustalonych formuł czy gestów. Nikt nie wie, jakie

słowa, jakie modlitwy popłyną, jak będzie działał Duch Święty. Wszy-

scy są dobrze przygotowani. Pastor wie, w którym kierun-

ku poprowadzić wspólno-tę, lider muzyczny wie również, w jakim kie-runku popłynie muzyka i śpiew, bo nad tym

myśleli i modlili się, ale wszyscy są otwarci na żywą

obecność Pana. Już się z tym oswoiłem, ale przypominam sobie rozmowę z aktualnym jeszcze księdzem katolickim, który uczestniczył w nabo-żeństwie ewangelicznym. Dla niego największym przeżyciem było to, że pastor w odpowiednim miejscu otworzył Bi-blię i nauczał „bez kartki”. Mówił z en-tuzjazmem, siłą, swobodą, jakiej ów

ksiądz nigdy w ży-ciu nie doświad-czył. Uczestnicy nabożeńs t wa w odpowiedzi na usłyszane Słowo modli-

li się głośno i sponta-

nicznie.

To sprawiło, że zaczął czytać Biblię i w rezultacie postanowił opuścić Kościół rzymski i dołączyć do wspólnoty ewangelicz-nej, gdzie, jak się przekonał, jest życie.

Dzięki wolności, jaką ma pastor życie w naszych wspólnotach aż kipi. Wspólnoty prześcigają się w organizowaniu szkoleń, konferencji, nabożeństw i różnego rodzaju inicjatyw. Czasem coś „wykipi” i wtedy biskup musi użyć swojego autorytetu. Nie steruje jednak ręcznie żadnym zborem. Jeśli ktoś steruje, to jest nim przede wszystkim Duch Święty.

Druga różnica, która jest uderzająca, to sposób odnoszenia się członków kościoła do księdza/ pastora. W Kościele rzym-skim wierni są uczeni, że „kapłan” jest specjalnie poświęcony dla Boga i odłączony od ludzi. Jest nie tylko przedstawicie-lem Jezusa, ale działa w Jego zastępstwie, a kiedy sprawu-je sakramenty, to jest „drugim Chrystusem”. Ksiądz wraz ze święceniami otrzymuje autorytet pasterza i „ojca”. Nie musi sobie zapracować na autorytet i nie musi być nawet dojrza-łym mężczyzną. Nie musi też spełniać warunków zawartych w Biblii, stawianych wobec starszych i biskupów. Wystar-czy, że ubierze strój duchownego. Dla większości katolików w tym kraju punktem odniesienia nie jest Biblia, tylko „ka-płan”, który jest pośrednikiem do Boga i fachowcem od re-ligijnych spraw. Stąd bierze się bardzo specyficzny rodzaj uznania i szacunku, jakim jest otaczany. Wierni przeżywają coś w rodzaju religijnej schizofrenii: uważają, że ksiądz jest księdzem przy ołtarzu, ale jest tylko człowiekiem poza nim. Dlatego tak gładko przechodzą np. nad ewidentnymi grze-chami swoich duszpasterzy, o których ostatnio głośno. Pa-miętam, jak pewna starsza pobożna osoba regularnie przy powitaniu całowała mnie, człowieka po studiach, w dłonie. Kiedy robiłem uniki, to mówiła z przekonaniem i przekąsem: „Nie całuję ciebie tylko Jezusa”.

Ta przesada sprawia, że niektórzy „kapłani” rzeczywiście zaczynają wierzyć, że są ulepieni z lepszej gliny i wpadają w bezkrytyczne samouwielbienie. W Kościele rzymskim daje się zauważyć ostry podział na sacrum i profanum. Kościół to Kościół, a życie to życie. Kiedy jesteśmy w kościele (bu-dynku), to obowiązują inne reguły, a kiedy jesteśmy u siebie w domu czy w pracy, to inne. Jezus przebywa w taberna-kulum. Stąd rzadko wychodzi na ulice i rzadko wchodzi do codziennego życia wiernych.

Efekt jest taki, że co niedzielę budynki kościelne są wypełnio-ne po brzegi de facto niewierzącymi ludźmi. Potwierdzają to kolejne badania religijności Polaków- katolików. Cechą cha-rakterystyczną pracy w Kościele rzymskim jest anonimowość. Ludzie najczęściej nie znają swoich duszpasterzy i nie mają potrzeby ich znać. Zazwyczaj ludzie zapełniający świątynię nie znają siebie wzajemne i nie widzą potrzeby się znać. To anonimowy tłum. Przychodzą do kościoła, jak do instytucji usługowej. Przychodzą zaspokoić potrzeby religijne. Korzy-stają z usługi, wrzucą monetę i wychodzą. Po drodze czasem popsioczą na kaznodzieję i nudę. Ale też nie za dużo, bo tu obowiązuje zasada: My (wierni) nie wtrącamy się do waszego życia, a wy (kapłani) nie wtrącajcie się do naszego. My wam płacimy, a wy róbcie co do was należy, czyli sprawujcie sa-kramenty, które nam się należą.

SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014 • 7

A w Kościołach ewangelicznych? Czy nie jest podobnie?

Samouwielbienie nie grozi chyba żadnemu pastorowi z Ko-ścioła ewangelicznego. Wierni ewangeliczni szybko spro-wadzą go na ziemię, bo przecież każdy jest kapłanem! I to jest biblijna prawda. Niemniej, ta prawda jest czasem tak odczytywana przez członków zboru, że w efekcie nie sza-nują pozycji swojego pastora i nie obdarzają go potrzebnym autorytetem. Jak to wyraził mój znajomy pastor z Kościoła anglikańskiego: „Czasem już nie wiem, co jest lepsze. To, że w Kościele rzymskim jest jeden papież, czy to, że u nas każ-dy chce być papieżem”. Jeżeli jestem papieżem, jeśli Pan do mnie mówi bezpośrednio, to cóż do powiedzenia ma pastor? Nie jest mi do niczego potrzebny! Chyba tylko do spełniania oczekiwań, bywa, że ekscentrycznych.

No właśnie. Czy nasz ewangelikalny problem z szacunkiem do przełożonych nie jest równie szkodliwy, jak katolicka całkowita podległość? Zauważam prawidłowość, że pastor, który służy z oddaniem i jest wierny biblijnemu nauczaniu, zyskuje autorytet, powa-żanie, szacunek członków swojego kościoła i jest to niewy-muszone. Jako pastor mam poczucie, że mam wpływ na ży-cie kościoła, i że jest on oczekiwany. Bliskie relacje sprawiają, że rzeczywiście jesteśmy dla siebie braćmi i siostrami. Pamię-tam, że kiedy moja żona z dzieckiem trafili do szpitala, wtedy cały zbór trwał na modlitwie i poście dzień w dzień przez kilka miesięcy. Czułem za sobą ludzi, którzy mnie wspiera-ją, szanują i kochają. Cechą wyraźnie odróżniającą Kościoły ewangeliczne od Kościołów historycznych jest „zapośredni-czenie” w Biblii, a nie w człowieku (księdzu/ pastorze). Prze-konanie, że Biblia jest źródłem wiedzy i mądrości, i że Jezus jest jedynym Pośrednikiem do Ojca kształtuje wszystkie wy-miary życia wspólnot ewangelicznych.

Przed rezygnacją z kapłaństwa działał brat we wspólnotach katolickich o profilu bliskim społecznościom ewangelikal-nym, np. w Ruchu Odnowy w Duchu Świętym i organizo-wał na gruncie katolickim Kurs Alfa. Jaki jest stosunek kato-lików do naszych kręgów kościelnych?

Odpowiadając na to pytanie, znowu nie jestem w stanie uniknąć generalizowania. Co mam na myśli? Dla wyjaśnie-nia powiem, że zwykle Kościół rzymski jest postrzegany, jako monolit. Tym czasem prawda o tym Kościele jest taka, że jest to kombinat. Mieszczą się w nim wspólnoty o charakterze ty-powo ewangelicznym i biblijnym (jak np. niektóre wspólno-ty Odnowy w Duchu Świętym), albo różnego rodzaju grupy i grupki „pod wezwaniem”, takie jak kółka różańcowe. To dwa wykluczające się światy, a jednak mieszczą się jakoś pod jednym parasolem.

Po tym zastrzeżeniu wracam do odpowiedzi na postawione pytanie. Generalnie stosunek katolików do „naszych” i nie naszych kręgów kościelnych jest, mówiąc delikatnie, nieufny. Pamiętam sprzed lat mszę z okazji Dnia Jedności Chrześci-jan, podczas której kaznodzieja, profesor „biblista” (wykła-

dał Biblię w kilku wyższych szkołach teologicznych) mówił o „kacerzach”, za których trzeba się modlić o nawrócenie i powrót na łono prawdziwego Kościoła (czyli rzymskiego). Co z tego mogli zrozumieć siedzący w ławkach szeregowi wierni? Ci inni to „sekciarze” i „kacerze”, a my (rzymscy ka-tolicy) jesteśmy z tego jedynego Kościoła, w którym jest zba-wienie. Najłagodniejsze funkcjonujące określenie odnoszące się do protestantów to: „bracia odłączeni”. Takie nauczanie wytworzyło przez wieki pokłady nieufności i wrogości. Sku-tek tej postawy jest taki, że katolicy zazwyczaj nie znają in-nych wspólnot chrześcijańskich i nie widzą powodów, żeby je poznawać. Zwykle nawet nie znają słowa „denominacja” i rzadko używają słowa: „wyznanie”. Mówią raczej: „nasza religia” i „wasza religia”, co świadczy o tym, że mają nikłe pojęcie o Kościele Powszechnym i o chrześcijaństwie.

Trzeba pamiętać, że prawo kościelne nakłada na rzymskie-go katolika obowiązek poinformowania swojego biskupa o zamiarze uczestniczenia w nabożeństwie innego wyzna-nia. Uczestnictwo w nabożeństwie ewangelicznym, poza Ty-godniem Jedności Chrześcijan pociąga za sobą konieczność wyznania tego grzechu w konfesjonale przy okazji spowiedzi i jest traktowane jak grzech ciężki. W soborowym Dekrecie o Kościołach Wschodnich (wschodnie to te, które odeszły od wspólnoty katolickiej jeszcze w pierwszym tysiącleciu i posia-dają tzw. sukcesję apostolską) jest takie zdanie: „Współudział w czynnościach liturgicznych, szkodzący jedności Kościoła albo zawierający w sobie formalne przylgnięcie do błędu lub też niebezpieczeństwo zbłądzenia w wierze, zgorszenia i in-dyferentyzmu, jest z prawa Bożego zabroniony” (DKW 26).

Warto zauważyć, że to Kościół rzymski, twierdzi, że zakaz udziału w nabożeństwie niekatolickim wynika z prawa Bo-żego! A zatem katolik rzymski, który uczestniczy w takim nabożeństwie ma grzech ciężki! Kodeks Prawa Kanonicz-nego (kanon 844) precyzuje, że katolicy nigdy nie powinni przyjmować sakramentów z rąk tych duchownych niekato-lickich, którzy nie są włączeni w tzw. sukcesję apostolską. Chcę zwrócić uwagę na to, że dotyczy to przede wszyst-kim duchownych, którzy reprezentują Kościoły historyczne. A co mówić o duchownych, którzy reprezentują wspólno-ty ewangeliczne, z drugiej fali odnowy? Nic dziwnego za-tem, że księża katoliccy używają pod adresem Kościołów i Wspólnot ewangelicznych określenia „sekta”, a „świeccy” katolicy łykają to bez głębszego zastanowienia i powielają postawy swoich duchowych przewodników. „Papież powie-dział”, „proboszcz powiedział”, „ksiądz powiedział”, więc tak jest. To dość powszechna postawa katolików w Polsce. Jest wygodna, bo zwalnia z myślenia. Efektem jest niezna-jomość chrześcijaństwa ewangelicznego. Osobiście znam jedno miejsce, gdzie katolicy rzymscy chyba szczerze tru-dzą się, by przywrócić dialog i szacunek pomiędzy różnymi wyznaniami. To Szkoła Życia Chrześcijańskiego „In Christo” w Lanckoronie pod Krakowem.

Czy jednak w ostatnich czasach sytuacja ta nie ulega zmia-nie? Czasem słyszy się o różnych inicjatywach otwierania się katolików na nasze Kościoły. Co o nich sądzić?

8 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014

Jedną z ostatnich decyzji Benedykta XVI była zmiana, ale ob-rzędu chrztu. Do tej pory pod adresem ochrzczonego była wypowiadana formuła: „Wspólnota chrześcijańska przyjmuje cię z wielką radością”. Po reformie tekst brzmi: „Kościół Boży przyjmuje cię z wielką radością”. Wszystko po to, by „nie roz-mywać prawdy”, iż nie każda wspólnota chrześcijańska jest Kościołem Bożym. Stwierdzenie w tym zawarte nie pozosta-wia cienia wątpliwości: Kościół Boży jest tylko jeden, czyli rzymskokatolicki. Stąd też upomnienie i ostrzeżenie papieża Franciszka skierowane pod adresem biskupów brazylijskich, by zrobili coś z faktem przechodzenia katolików do wspólnot protestanckich.

Kiedy organizowałem z grupą młodych ludzi pierwsze kursy Alfa w Krakowie, starałem się trzymać „recepty” opracowanej przez Nickiego Gumbla z HTB w Londynie. Uczestniczący w Alfie studenci entuzjastycznie reagowali na podstawowe prawdy wiary podawane w nowy, dostosowany do ich po-trzeb i mentalności sposób. Alfa zaczęła się w następstwie rozwijać w sposób wręcz żywiołowy, ponieważ uczestnicy kursu chcieli sami dzielić się swoim doświadczeniem z ko-legami i koleżankami w akademikach. Mogę tylko wyrazić zdziwienie, że dzisiaj w ramach Kościoła rzymskokatolickie-go proponowana jest Alfa „w kontekście katolickim”. To po-kazuje lęk kościelnej hierarchii przed przyjęciem narzędzia, które przygotowali niekatolicy (anglikanie). Stąd trzeba było dla spokoju dodać „kontekst katolicki”.

Co więc robić? Wiele osób w Kościołach ewangelikalnych obawia się bliższych kontaktów nie tylko z oficjalnymi władzami Kościoła katolickiego, ale i działającymi w nim wspólnotami. Czy są to obawy uzasadnione? Czego powin-niśmy, a czego nie powinniśmy się obawiać? Co jest mitem, a co faktem? Jaka jest brata perspektywa, jako osoby zna-jącej oba środowiska osobiście?

Te obawy są po obu stronach, jak widać. Czasem myślę so-bie, ze powód jest prozaiczny: wielu nawróconych ludzi, którzy są w naszych Kościołach, uwolniło się od instytucji Kościoła rzymskiego i nosi bolesne wspomnienia z tego cza-su. Bywa, że niektórzy nawróceni bracia i siostry nigdy nie mieli okazji poznać „ewangelicznej twarzy” Kościoła rzym-skiego zwłaszcza, jeśli nie byli zaangażowanymi katolikami. Stąd mają przeświadczenie, że Kościół rzymski to jedynie twardogłowa hierarchia, sakramentalizowanie, martwota. Wyniesione urazy nie sprzyjają widzeniu tego, co dobre i tego co łączy. A przecież, czy chcemy widzieć to, czy nie chcemy, łączą nas wspólne podstawy wiary.

Nieraz słyszałem pod adresem katolików: to poganie! Takie generalizowanie jest niebezpieczne. I oczywiście za tym stwierdzeniem idą twarde, biblijne argumenty. Jednak nie wszyscy rzymscy katolicy są jednakowi, jak już wspomniałem i nie wszyscy są poganami. Osobiście znam kilku rzymskich katolików, którzy są ewangelicznie wierzącymi ludźmi. Cza-sem się zastanawiam, jak oni godzą swoją ewangeliczną wiarę z nauczaniem Kościoła rzymskiego o pośrednictwie świętych, wiarę w relikwie (czczenie włosa papieża w złotym relikwia-rzu, brrr!), czy próbują godzić cześć dla Boga z czcią dla ob-

razów. Jednego z nich zagadnąłem: „Przecież to pogaństwo!”. „Masz rację – przyznał, ale ja chcę zmieniać ten Kościół”.

Pamiętam zdziwienie jednego z liderów naszego Kościoła, który wrócił z Konferencji Alfa prowadzonej przez katolików: „Oni naprawdę znają Jezusa! Na modlitwie czułem się, jak w kościele ewangelicznym”. Podobne odczucia mieli uczest-nicy niedawnego Forum Nowej Ewangelizacji w Krakowie: „To są ewangeliczni ludzie! Modlą się jak my, śpiewają ‚na-sze’ pieśni!”. Zapał, z jakim Prado Flores („świecki” katolik ewangelista) mówił o Jezusie, jedynym Pośredniku do Ojca, był zauważalny.

Dlatego powinniśmy stanąć po ich stronie. Myślę, że tak jak katolicy nie znają ewangelicznych chrześcijan, tak ewange-liczni chrześcijanie nie znają katolików i z obawy przed za-rażeniem się katolickim pogaństwem odrzucają i ranią tych, którzy szczerze poszukują Boga. My, którzy uważamy się za uczniów Chrystusa, jesteśmy wezwani do miłości. Jak to wy-raził jeden z przyjezdnych pastorów ewangelicznych (pastor z Kanady): „jeśli chcesz pracować w Polsce, musisz kochać katolików!”.

Kluczem do serc ludzi i do ich nawrócenia jest miłość, a nie potępienie. Katolicy też potrzebują zbawienia, a nie potę-pienia! Kto ma im głosić Jezusa, jeśli nie my, ewangeliczni chrześcijanie?

Potępienie jednak się pojawia, tak jak pojawiło się ostatnio w kontekście przygotowań do Festiwalu Nadziei (www.fe-stiwalnadziei.pl). Tu i tam podnoszą się głosy „radykalnych” chrześcijan, że wspólna modlitwa z katolikami na stadionie to dowód na bratanie się z pogaństwem. Dla mnie taka po-stawa to dowód na złą wolę i zwyczajną głupotę.

Oczywiście, nie mam na myśli jedności za wszelką cenę! Jed-nak wezwanie Jezusa: „proszę abyście byli razem, aby świat uwierzył”, jest dzisiaj i naszym wyzwaniem! Wierzę, że Bóg ma swoją „resztkę” również tam, i że dla Niego nie ma prze-szkód nie do pokonania. Naszą rolą jest usuwanie przeszkód wszędzie tam, gdzie jest to możliwe, a nie stawianie nowych. Wystarczą te, które wybudowały pokolenia przed nami.

Przejdźmy do innego, ale równie drażliwego wątku. Po przeczytaniu brata książki ciśnie się na usta pytanie: czy w Kościołach ewangelikalnych może występować zagroże-nie pedofilią?

Zagrożenie pedofilią występuje zawsze tam, gdzie obok dzie-ci pojawiają się niedojrzali emocjonalnie mężczyźni i niedoj-rzałe uczuciowo, poranione kobiety. A czy chcemy, czy nie, tacy ludzie zawsze będą przychodzić i do naszych kościołów.

Zagrożenie w naszych Kościołach występuje również i z tego powodu, że ludzie wierzący wykazują pewnego rodzaju świętą naiwność. Myślimy sobie, że gdzie jak gdzie, ale w kościele nie może to się zdarzyć! Wiemy jednak, że to się już zdarzało w przeszłości i nie tylko w Kościele rzymskokato-lickim, ale także w Kościołach innych denominacji (co poka-zuje przykład USA). W Polsce nie słyszałem o żadnym przy-padku, by do sądu trafiła sprawa molestowania dziecka przez

SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014 • 9

pastora, lidera czy innego członka Kościoła ewangelicznego. To nie znaczy jednak, że takie przypadki nie miały miejsca.

Jak reagować odpowiedzialnie? Jakie reakcje odrzucić, na-wet jeśli nasuwają się, jako odpowiednie?Z pewnością potrzebne jest świadome, intencjonalne prze-ciwdziałanie pedofilii w naszych kościołach. Jestem przeko-nany, że każda wspólnota powinna wyznaczyć osobę/osoby, których głównym zadaniem będzie zwracanie uwagi na nowe osoby, które pojawiają się w kościele i na to, co się dzieje z dziećmi na kościelnych korytarzach. Jeżeli przychodzą od czasu do czasu złodzieje, to może się też pojawić pedofil.

Ktoś powinien przyglądać się temu, kto podchodzi do na-szych dzieci, zwłaszcza w przerwie między nabożeństwa-mi, kiedy panuje „twórczy chaos” i kiedy rodzic łatwo może utracić kontakt z dzieckiem. Pewnej znanej, pobożnej rodzi-nie wracającej z pielgrzymki zdarzyło się przecież, że przez trzy dni nie wiedziała, co się dzieje z ich 12 letnim synem… Każdej rodzinie może się to zdarzyć. Otóż ktoś wyznaczony do tej roli powinien patrzeć na ręce dorosłych, żeby w porę dostrzec, kto zagaduje, dotyka dzieci i w jaki sposób. Czasem trzeba komuś nachalnemu zwrócić uwagę, że dziecko nie jest do dotykania i głaskania. Dziecko to nie maskotka! Dzieci czasem w naturalny sposób odczuwają opór, odsuwają się od pewnych osób, nie chcą podawać im ręki i czują się zażeno-wane w ich obecności. To może być sygnał dla opiekunów.

Nie należy też dzieci zmuszać do witania się, a tym bardziej do wchodzenia na kolana „ciociom” czy „wujkom”. Wręcz przeciwnie. Jeśli nie mamy pewności co do tych osób, to nie należy na to pozwalać. Czasem komuś może zrobi się przy-kro z tego powodu, ale to może ocalić niewinność naszego dziecka. Nie zapominajmy, że pedofilia to zbrodnia na dziec-ku, z której nie można się uwolnić do końca życia.

Drugi sposób na ochronę dzieci polega na uświadamianiu dzieci od najmłodszych lat, że nie wszyscy ludzie są dobrzy, i że nie wszyscy mają dobre zamiary. Że są ludzie niebez-pieczni, i nie każdy dorosły jest godzien zaufania. Dziecko musi wiedzieć, że jego ciało jest jego własnością, i że nikt nie ma prawa go dotykać, zwłaszcza w intymne miejsca. Wyjąt-kami są tata i mama, którzy pielęgnują dziecko, ewentualnie lekarz w obecności rodziców. Dziecko musi wiedzieć, kiedy zostaje przekroczona granica. Ucieszyłem się niedawno, bo młoda mama po przeczytaniu mojej książki rozmawiała ze swoją trzyletnią córką o takim zagrożeniu i powiedziała jej, że nikt obcy nie ma prawa dotykać jej pupy i piersi. Zaraz po tej rozmowie w niedzielę przed nabożeństwem starszy brat z kościoła przy powitaniu z mamą klepnął przyjaźnie dziewczynkę w bioderko. Dziewczynka natychmiast poin-formowała o tym mamę: „mamo ten pan dotknął mnie w tym miejscu, gdzie nie powinien”. I pokazała to. Mama pochwali-ła ją, że dobrze zrobiła mówiąc jej o tym i zapewniła, że jest bezpieczna, bo mama nie pozwoli jej skrzywdzić.

Przesada? Otóż pewne jest jedno: to dziecko już nie jest ani łatwym, ani atrakcyjnym celem dla pedofila, bo szybko zo-stałby zdemaskowany. W przyszłości ta dziewczynka, już jako kobieta, będzie umiała stawiać zdrowe granice i dbać o siebie.

A co ze szkółką niedzielną?

Zdrowy układ polegałby na tym, że dziećmi zajmują się dwie kobiety, a jeśli miałby to robić mężczyzna, to tylko w obecności kobiety. I tu nie chodzi o podejrzliwość. Cho-dzi o mądrość i o bezpieczeństwo naszych dzieci. Zasada ograniczonego zaufania jest dobra nie tylko dla kierowców!

Reakcję, którą należy stanowczo odrzucić jest zaklinanie rze-czywistości, że „u nas tego problemu nie ma i być nie może”. Albo: „to niemożliwe, żeby taki schludny, miły, inteligentny, grzeczny, pobożny brat (siostra – kobiety też potrafią krzyw-dzić dzieci!) mógłby skrzywdzić dziecko”. Książka pt: „Dra-pieżcy” Anny Sallter nie pozostawia wątpliwości. Nie należy ulegać złudzeniom! Ludzie zajmujący się dziećmi w kościele powinni mieć dobre przygotowanie nie tylko pedagogiczne, ale też wiedzę, jak działają pedofile, jak rozpoznawać skut-ki molestowania seksualnego i jak chronić skutecznie dzieci przed skrzywdzeniem.

Czy jest jakaś recepta na prewencję, na przeciwdziałanie pojawiania się pedofilii w środowisku religijnym?

Najlepszą profilaktyką jest prowadzenie ludzi do męskiej i kobiecej dojrzałości. Potrzebujemy stawać się zdrowymi mężczyznami i zdrowymi kobietami. Tylko tacy ludzie mo- gą tworzyć zdrowe małżeństwa i budować zdrowe, bez-pieczne rodziny, w których dzieci będą wychowywane w zdrowy sposób.

Co to w praktyce ma znaczyć?

Chodzi mi o to, że nie ma idealnych rodzin i w pewnym sensie każda rodzina jest jakoś patologiczna. Kiedy się na-wracamy, potrzebujemy włożyć sporo wysiłku, by pokonać rożnego rodzaju deficyty, z którymi wyszliśmy z naszych ro-dzin! Nawrócenie to początek pracy nad sobą, nie koniec! Każdy mężczyzna wierzący powinien mieć męską grupę odniesienia, w której będzie dojrzewał i wzrastał w mę-skiej tożsamości. Każda nawrócona kobieta powinna mieć taką możliwość w kobiecej grupie. Potrzebujemy dobrych wzorców i to Kościół powinien ich dostarczać.

Jeżeli zgodzimy się na korygowanie, poprawianie i rozlicza-nie, jeśli poddamy się pod autorytet starszych, dojrzalszych braci i sióstr z kościoła, wtedy nic nie stanie na przeszkodzie naszemu rozwojowi i pożądanym zmianom. Nawet najwięk-sze zranienia i braki wyniesione z dzieciństwa wydobyte na światło dzienne, mają szansę stać się źródłem siły. Skrywane będą nas niszczyć, i nie tylko nas, ale i wszystkich wkoło.

To chyba najważniejsza sprawa. Druga rzecz odnosi się do działań uświadamiających i porządkowych, które nie pozwolą skrzywdzić dziecka. Chodzi tu głównie o bardzo pieczołowity dobór osób, które mają bezpośredni kontakt z dziećmi. W sensie ludzkim i biblijnym to muszą być osoby dojrzałe i sprawdzone.

Dziękuję za tak wielowątkową i ciekawą rozmowę. Życzę bratu wiele błogosławieństwa w służbie! - Dziękuję!

W ostatnich dniach wszyscy bar-dzo boleśnie przeżywaliśmy

wydarzenia na Ukrainie. W mojej oce-nie, nasz Kościół wspaniale wypełnił zadanie, które zostało nam przez Pana wyznaczone. Zanim napiszę coś wię-cej, zacytuję Boże Słowo: „Przyjaciel zawsze okazuje miłość; rodzi się bra-

tem w niedoli“ (Przyp 17,17). Łatwo mówi się o przyjaźni, ale my ją praw-dziwie okazaliśmy. W niedoli staliśmy się dla Ukraińców braćmi. Chwała za to Bogu, a Wam – Kościołowi w Polsce – wdzięczność. Szczególnie dziękuję za ofiarę finansową, która jest powo-dem mojej chluby z Was, zebraliśmy bowiem bardzo znaczącą kwotę.

Z naszą ofiarą trzeba było polecieć na Ukrainę i fizycznie ją wręczyć. Mia-łem poważne obawy, by jechać z taką gotówką w kieszeni tym bardziej, że miałem też przewieźć pieniądze od chrześcijan z Niemiec. Na te obawy zareagowała moja żona Ewa, mówiąc:

„Skoro się boisz, to ja pojadę z tobą”. 28 lutego polecieliśmy razem, zosta-wiając dzieci same w domu, w tym jedno chore.

Spędziłem kilka godzin na rozmowie z biskupem Mikhajlo Panochko. Opo-wiedział mi wiele historii ludzi, któ-

rzy walczyli o wolność. Chrześcijanie wspierali wydarzenia na Majdanie. Wśród zabitych przez snajperów są także i wierzący. Kościół ukraiński do-starczał jedzenie, pomoc medyczną, pomagał w każdy dostępny sposób. Na Majdanie znajdują się namioty modli-tewne oraz z pomocą psychologiczną (duszpasterską). Ewangelia była głoszo-na ze sceny. Podziwiam zielonoświąt-kowców ukraińskich za ich mądrość, poświęcenie i odważne wystąpienie przeciwko złu.

Potem pojechaliśmy na Majdan. Widok był okropny, zniszczenia ponad moją

10 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014

Z PIERWSZEJ RĘKI

zdolność opisania. Sam plac przepeł-niony namiotami i barykadami. Z dru-giej strony, w ludziach widoczny był spokój i pełna zadumy powaga. Nie widziałem żadnej agresji, żadnej niena-wiści, włączając w to Rosjan. Co cieka-we, w większości słyszałem język ro-syjski, a nie ukraiński. Ze zdziwieniem zauważyłem, że witryny sklepowe były niezniszczone. Gdy o to zapytałem powiedziano mi, że przecież to były pokojowe demonstracje, nie było chu-ligaństwa.

Większość czasu powstrzymywaliśmy łzy. Najtrudniej było, gdy odwiedzali-śmy miejsca śmierci niewinnych cywi-lów zabitych przez snajperów. Jedna z ofiar to chłopiec w wieku naszego syna. Złożyliśmy hołd bohaterom ki-jowskiego Majdanu. Cały plac i przy-ległe tereny pokryte były milionami kwiatów. Rodziny oddawały hołd swo-im bohaterom. Tysiące mieszkańców Kijowa sprzątało ulice po bitwie.

Nie sądzę, by ktokolwiek mógł zrozu-mieć sytuację na Ukrainie bez zoba-czenia Majdanu. To była walka prze-ciw skorumpowanemu rządowi. Nie widziałem tam nic nacjonalistycznego. Nie było widać oznak nienawiści lub agresji przeciw Rosjanom. Zobaczy-łem też ciekawy napis: „Jeśli bierzesz lub dajesz łapówkę, to twoje dłonie są splamione krwią niewinnych ofiar”. To pokazuje, o co chodziło w protestach Majdanu.

Nasza wizyta na Ukrainie była głę-bokim emocjonalnym szokiem. Gdy wróciliśmy do Polski, przyszły wieści o wojnie Rosji przeciw Ukrainie. Trwaj-my w modlitwie o ten kraj. Wiem, że jest jeszcze sporo do zrobienia – nie możemy ulec pokusie obojętności. Nie zostawimy ich samotnych w ich cier-pieniu, „będziemy braćmi w niedoli”. Niech Bóg błogosławi Ukrainę.

Za udostępnienie niniejszej relacji artykułu Redakcja Słowa Prawdy bardzo dziękuje!

Relacja bp Kościoła Zielonoświątkowego, brata Marka Kamińskiego

SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014 • 11

Odpowiedzialność to troska o stan kogoś bądź czegoś; wzię-

cie na siebie zadania opieki nad kimś, czy nad czymś. Wybierając na temat numeru właśnie odpowiedzialność oczywiście nie wiedziałem, że tema-tem skupiającym naszą uwagę będzie kijowski Majdan.

Ale widzę w tym Boży palec. Dlaczego? Dlatego, że w tych wydarzeniach widać odpowiedzialność naszych ukraińskich braci w Chrystusie za swą ojczyznę. Po-czucie zaangażowania, troski.

A jak to jest z nami? Często twierdzimy, że „nie jesteśmy z tego świata”. Pojęcie jest oczywiście biblijne, ale w zasadzie co przez to rozumiemy? Oczywiście, nasza ojczyzna jest w niebie, skąd rów-nież oczekujemy Zbawiciela (Flp 3:20). Nieprzypadkowo te słowa padają w Li-ście do Filipian, czyli do zboru w kolo-nii weteranów rzymskich. Ich szczegól-ne prawa i pochodzenie mogły dla nich być powodem do wywyższania się po-nad innych. Dlatego Paweł im przypo-mina, że przed lojalnością względem cesarstwa i przed tożsamością narodu zwycięzców, który panuje nad nie-mal całym światem, ma stać lojalność względem prawdziwego Króla i tożsa-mość należenia do Jego Królestwa.

Nasza więc lojalność wobec Chrystusa i Jego Królestwa musi być ważniejsza niż posłuszeństwo ziemskim władzom. I nie zawsze jest to oczywiste. Np. nie zdała tego egzaminu większość chrze-ścijan w nazistowskich Niemczech – w tym i baptystów – gdy bezmyślnie i bałwochwalczo poszli oni za Hitlerem.

Niemniej, nie ma nic szlachetnego w lekceważeniu świata, w którym żyje-my. Jeśli „bycie nie z tego świata” ozna-cza lekceważenie odpowiedzialności za jego stan, to nie dziwmy się, że na nikim nie robi to wrażenia. Przeciwnie: że nasi niewierzący współwędrowcy

w ziemskiej doli patrzą na nas z niechę-cią. Nie niesiemy przecież razem z nimi ciężaru, nie rozwiązujemy faktycznych problemów – a jednocześnie, gdy ktoś za nas „odwali czarną robotę”: zginie na wojnie, poświęci zdrowie, czy ma-jątek – jak gdyby nigdy nic korzystamy z pozyskanych za tę cenę wolności, czy dobrobytu. Czy to jest dobre świa-dectwo uczciwości i miłości?

Apostoł Paweł wzywa nas: „cokolwiek czynicie, z duszy czyńcie, jako dla Pana, a nie dla ludzi wiedząc, że od Pana otrzymacie jako zapłatę dziedzic-two, gdyż Chrystusowi Panu służycie” (Kol 3:23). Cokolwiek czynimy, otrzy-mamy za to dziedzictwo. Tu nie chodzi o chodzenie do kościoła, czytanie Biblii i modlitwę. Tu chodzi o zwykłe zaanga-żowanie w codzienne obowiązki tego świata, nawet te najmniej istotne. TO WŁAŚNIE jest „służbą” naszemu Panu!

Codzienność, świeckie powołanie, świat poza murami Kościoła nie jest więc zły. To obszar Bożego działania; rzeczywistość, w której Królestwo Boże ma przychodzić przez nas. Staje się taka – przemieniona, przez nasze zaangażo-wanie, w którym obecna jest wiara. We wszystkim, co robimy – gdy robimy to dla Pana: „cokolwiek czynimy”.

W końcu, POWINNO nam zależeć na wymiarze społecznym. Mamy się o to modlić, tak jak za politycznych zwierzchników (1Tm 2:2) i zwykły, do-czesny dobrobyt – wszelkie konieczne warunki dla życia w cichy i spokojny sposób. Oczywiście, nie każdy ma po-wołanie do tego, by w tę sferę się anga-żować, jak nie każdy ma powołanie być piekarzem, choć każdy ma modlić się o chleb powszedni. Ale na pewno tacy chrześcijanie byli, są i będą. Człowie-kiem wysoko postawionym jest adresat Ewangelii Łukasza i Dziejów Apostol-skich – „dostojny” Teofil (Łk 1:3). Słowo

to najprawdopodobniej nie jest jedynie zwrotem grzecznościowym, ale wska-zaniem jego funkcji – był dostojnikiem na dworze cesarskim. Połączenie tego faktu z okolicznością, że Dzieje Apo-stolskie kończą się na uwięzieniu Pawła w Rzymie prowadzi biblistów do wnio-sku, że być może celem doczesnym Łukasza jest przedstawienie młodemu i wpływowemu chrześcijaninowi so-lidnego opracowania o nowo przyjętej

Mateusz Wichary

TEMAT NUMERU: ODPOWIEDZIALNOŚĆ

12 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014

wierze, aby ten, w pełni ugrunto-wany stanął po stronie Pawła. Taki-mi osobami było wielu chrześcijan w historii naszej cywilizacji. Nie za-wsze się sprawdzali. Ale nie myli się tylko ten, kto nic nie robi, i żadna to chwała.

Bądźmy więc odpowiedzialni. Za siebie samych. Samokontrola (wstrzemięźliwość) jest w Liście Ty-tusa (rozdz. 2) nakazana wszystkim grupom. Za nasze rodziny. Pamię-tajmy, że „kto o swoich, zwłaszcza o domowników nie ma starania, ten zaparł się wiary i jest gorszy od nie-wierzącego” (1Tm 5:8). Odpowie-dzialność za rodzinę nie jest więc opcją; jest koniecznością. Jej brak przeczy wyznaniu wiary, dowodzi fałszu w oddaniu Bogu.

Bądźmy w końcu, odpowiedzialni za świat, w którym żyjemy. Nie zrzu-cajmy niefrasobliwie troski o jego stan na niewierzących. Niech nasza wiara wyraża się w ofiarnym podej-mowaniu odpowiedzialności za los naszych bliźnich.

Pomóżmy Ukrainie!Przez modlitwę

o mądrość dla naszych braci a szczególnie dla tych, którzy

podjęli trud przewodzenia w tej trudnej chwili.

Przez zebranie ofiary, którą przekażemy naszym braciom w Kijowie. Zbiórkę będziemy

prowadzić do końca kwietnia na konto Wydawnictwa, z dopiskiem:

„OFIARA NA UKRAINĘ” (patrz: stopka redakcyjna, s. 1).

Przez stworzenie bazy kwater dla ewentualnych uchodźców.

Na adres kancelarii Kościoła ([email protected]) można

przesyłać dane Zboru bądź osoby prywatnej zawierające: adres

i liczbę osób, które może przyjąć.

Oleksandr Turczynow – baptystyczny kaznodzieja na czele Ukrainy

Oleksandr Turczynow pełniący obowiązki prezydenta Ukrainy to starszy i kaznodzieja baptystyczne-go kościoła Centrum Słowa Życia w Kijowie.

Na początku lat 90. był zatrudniony w administracji regionalnej. Od 1994 do 1998 r. zajmował stanowisko dy-rektora Instytutu Nauk Ekonomicz-nych, był też wykładowcą jednego z kijowskich uniwersytetów.

W 1998, 2002, 2006 i 2007 r. uzyskiwał mandat deputowanego do Rady Naj-wyższej. Po powołaniu pierwszego rzą-du Julii Tymoszenko został szefem Służ-by Bezpieczeństwa Ukrainy. W grud-

niu 2007 objął stanowisko pierwszego wicepremiera w jej drugim gabinecie. 4 marca 2010 r., dzień po uchwaleniu przez Radę Najwyższą wotum nieufno-ści wobec Julii Tymoszenko, został peł-niącym obowiązki premiera Ukrainy. W 2012 r. ponownie uzyskał mandat poselski. 22 lutego 2014 r. został wy-brany na przewodniczącego ukraińskie-go parlamentu. Następnego dnia par-lament, który dzień wcześniej odwołał prezydenta Wiktora Janukowycza, po-wierzył Ołeksandrowi Turczynowowi pełnienie obowiązków głowy państwa.

Jako baptysta był atakowany za swą „sekciarską” wiarę. Znany jest z absty-nencji i nie palenia. Za swój brak ak-ceptacji dla homoseksualizmu i narko-tyków był napiętnowany, jako homofob i wstecznik. W 2004 r. wydał książkę sensacyjną pt: Iluzja strachu, na pod-stawie której rok później powstał film. Jego żona jest kierownikiem Wydziału Języków Obcych Uniwersytetu Drago-manov. Mają jednego syna, Kiryła.

(mw za: wikipedia wersja ang. i polska)

List modlitewny z UkrainyDrodzy przyjaciele, bracia i siostry w Chrystusie. Piszę tę wiadomość wczesnym ran-kiem 2 marca, głęboko zaniepokojony wydarzeniami na Ukrainie, podczas gdy jest ona tylko o krok od wojny. Po krwawych starciach w całej Ukrainie, a zwłaszcza w centrum Kijowa, gdy Ukraińcy zdobyli z powrotem swoją niezależność, Rosja wysłała wojska na terytorium Ukrainy i zajęła niemal cały Półwysep Krymski. Prowokacje organi-zowane przez rosyjskich agentów spe-cjalnych miały miejsce na całym połu-dniowym wschodzie kraju.W związku z tymi strasznymi wydarze-niami szybko pojechałem z Kijowa do Odessy, gdzie przez cały dzień wraz z innymi patriotami w różny sposób działaliśmy na placach na rzecz poko-ju, organizowaliśmy spotkania z róż-nymi siłami politycznymi, jednostkami wojskowymi, aby zapobiec zniszczeniu niezależności i zapobiec separatyzmo-wi na Ukrainie, który może doprowa-dzić do wojny. Oczywiście, niestabilna sytuacja w Odessie, jak i na Krymie

jest wykorzystywana przez rosyjskich separatystów, którzy podsycają animo-zje pomiędzy regionami mówiącymi po ukraińsku i rosyjsku. Sytuację kom-plikuje fakt, że Siły Specjalne „Berkut” są zdemoralizowane i wielu oficerów otrzymuje propozycje od rosyjskich służb specjalnych, aby przejść na ich stronę i być pod ich kontrolą.

Nasz brat w Chrystusie dr Turchinov, wypełniający obowiązki Prezydenta Ukrainy, chce wyłącznie pokojowego rozwiązania tej trudnej sytuacji i wy-wiera presję na Rosję przez USA, UE i ONZ. Proszę was serdecznie o żar-liwą modlitwę, aby Wszechmogący Bóg zainterweniował i nie pozwolił na wojnę na naszej spokojnej ziemi. Tutaj w Odessie jest moja żona, córka, ro-dzice, kościół. To nasza ojczyzna. W tę niedzielę proszę, módlcie się o nas, aby ten dzień przyniósł Ukrainie prawdzi-wy pokój, który może pochodzić tylko od Boga Wszechmogącego.

Wasz brat w Chrystusie,

Pavel Unguryan Poseł na Sejm (2008-2012),

Dyrektor Departamentu Misji Kościoła Baptystycznego na Ukrainie

SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014 • 13

Konstanty Wiazowski

Drodzy w Chrystusie Panu! Jako ludzie wierzący jesteśmy powo-

łani do trwania w jedności z Jezusem Chrystusem, jako naszym Zbawicielem i Panem oraz w jedności ze sobą. Jak-że wiele tekstów biblijnych porusza ten temat! Dlatego trudno mi było wybrać odpowiedni tekst tego kazania. Przyją-łem jednak jedno zdanie z Pierwszego Listu Piotra (2,5): „Jako kamienie żywe budujcie się w dom duchowy”. Jest w nim zawarta myśl o jedności i wza-jemnej odpowiedzialności. Najpierw zatem zastanówmy się, na czym polega ta jedność.

1. Żywe kamienieAp. Piotr nazywa wierzących żywymi kamieniami. Ale jak wszyscy wiedzą,

kamień ze swojej natury jest przedmio-tem martwym. Trzeba naprawdę cudu, aby uczynić go żywym. Piotr porów-nuje ludzi wierzących do tych, którzy dzięki cudownej łasce Bożej zostali ożywieni. Stało się to nie dzięki ich własnym wysiłkom, lecz życiodajnej mocy z góry, mocy Bożej, która obda-rzyła ich życiem.

Listy apostoła Pawła – tak jak nasz tekst – zwykle składają się z dwóch części: w pierwszej mówi on o teologii zba-wienia – kim jest Jezus Chrystus, za jaką cenę zostaliśmy kupieni przez mi-łującego Boga i w jaki sposób to się do-konało, zaś w drugiej – jak mamy żyć, aby sprostać swemu powołaniu. A za-tem najpierw jest teologia, formułowa-nie zasad, a potem praktyka, wcielanie tych zasad w życie. Tak jak budowanie każdego domu: najpierw solidny fun-

dament, a potem ściany i dach. Jakże dużo zależy od solidnego fundamentu, dobrze posadowionego na twardym gruncie, a następnie budowanego z do-brych materiałów.

Każdy, kto słucha słów Jezusa i czyni je, „podobny jest do człowieka, który budując dom – mówi Jezus – zrobił głęboki wykop i posadowił funda-ment na skale. Gdy przyszła powódź i rwąca rzeka uderzyła w ten dom, nie zdołała go poruszyć, gdyż był dobrze zbudowany” (Łuk.6,48). Natomiast kto słucha, a nie czyni, jest podobny do budowniczego, który buduje na piasku, dlatego w czasie wichury czy powodzi jego dom upada. Chciał szybko osią-gnąć rezultat, nie miał czasu na głębsze kopanie, wolał pochwalić się szybkimi rezultatami swojej pracy, ale jej skutek był opłakany.

Jedność i odpowiedzialność ludzi wierzących

TEMAT NUMERU: ODPOWIEDZIALNOŚĆ

14 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014

Jako ludzie wierzący stale powinniśmy przypominać sobie, czym jest Boża łaska i na ile dzięki niej nasze życie uległo zmianie, na ile nasz charakter upodabnia się do charakteru Jezusa Chrystusa, naszego Pana, w jakim stop-niu w naszym życiu widoczne są ce-chy owocu Ducha Świętego: miłość, ra-dość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, a przede wszystkim łagodność i opanowanie (Gal 5,22). Czasem, przyglądając się niektórym wierzącym ludziom i ich postępowa-niu chce się głośno powiedzieć, że nie są to ludzie nawróceni. Bo jak można uważać kogoś za ewangelicznie wie-rzącego, gdy nie stosuje on wyraźnego nakazu apostolskiego: „Bądźcie jedni dla drugich uprzejmi, odpuszczając so-bie wzajemnie, jak i wam Bóg odpuścił w Chrystusie” (Ef 4,32). Takiemu swe-mu słudze w końcu Bóg powie: „Czy i ty nie powinieneś był zlitować się nad współsługą swoim, jak i ja zlitowałem się nad tobą?” (Mat 18,33). Jakże moż-na uważać za prawdziwie wierzącego i odrodzonego chrześcijanina tego, któ-ry opuszcza swoją żonę i dzieci i od-chodzi do innej kobiety!

Może zbyt często przyjęło się mówić: skoro uwierzyłeś i zostałeś ochrzczony, sprawa załatwiona. To prawda, Jezus zbawia, ale Duch Święty uświęca – sta-le przekonuje o grzechu, prowadzi do pokuty, praktycznie zastosowuje dzieło Chrystusa w życiu wierzącego człowie-ka, rodzi swój owoc w postaci nowych cech jego charakteru (Gal 5,22). Jakże wielu Izraelitów wyszło z Egiptu, a jak mało z nich weszło do Ziemi Obieca-nej! Pismo Święte powiada, że wolą Bożą jest nasze uświęcenie (1Tes 4,3), że Bóg powołał nas do uświęcenia (1Tes 4,7), „bez którego nikt nie ujrzy Pana” (Hebr 12,14). Jakże mało mó-wimy w naszych zborach o potrzebie uświęcenia życia!

Mówiąc o jedności, najpierw powin-niśmy mieć na uwadze naszą jedność z Jezusem Chrystusem, odrodzenie i uświęcenie naszej grzesznej natu-ry. Musimy zawsze czuwać i zada-wać sobie pytanie: czy trwam jeszcze w pierwszej miłości do mego Zbawi-ciela? A może uważam, że mój cha-rakter na tyle został przez Słowo Boże

i Ducha Świętego odrodzony, że po-wrót do świeckiego stylu życia już jest niemożliwy, że grzech i świat już nam nie zagraża? Pewien brat zawsze prze-konywał mnie, że człowiek wierzący już jest na tyle święty, że grzech nie jest w stanie go pokonać. Człowiek w Chry-stusie – powiadał – to człowiek święty i doskonały. Gdy w kazaniu mówiłem, że jesteśmy tylko usprawiedliwionymi grzesznikami, zawsze się z tym nie zga-dzał. Ale ostatnio szeptem powiedział mi o swojej tragedii, grzech przedostał się do jego rodziny i zburzył jej spokój.

Jakże wielu chrześcijan, nawet wśród moich bliskich przyjaciół, niemal brzy-dzi się poważniejszą literaturą biblijną! Wolą jakieś opowiadania, starają się powtarzać odpowiadające im teksty biblijne, mieszać je ze sobą i na swój sposób interpretować. Nawet niektórzy kaznodzieje głosząc Słowo Boże nie wydobywają z niego głębszych myśli, oryginalnego znaczenia, nie wzboga-cają nim swego rozumienia tekstu bi-blijnego ani swego życia w świetle tego tekstu. Nic dziwnego, że ich słuchacze nie słyszą z ich ust nic nowego, ponie-waż za dobrze znają ich możliwości. Tacy ludzie nie potrafią kopać głębo-ko i zakładać swego domu na solidnej skale. Same pieśni i wspaniały nastrój nie wystarczą, to budowanie domu na piasku.

2. Budowanie się w duchowy dom A jak jest z naszym budowaniem się w jeden duchowy dom? Z tym już jest gorzej. Gdybyśmy byli równo ufor-mowanymi cegłami, ich układanie nie sprawiałoby trudności. Ale spróbujcie budować mur z kamieni! Każdy z nich jest inny, mają różne kształty i różne stopnie wytrzymałości. Jakże wiele ostrych kantów trzeba wyrównać i do-pasować do reszty. Przełożeni niektó-rych zborów czasem stają przed po-kusą posłania tych „żywych kamieni” do cegielni i zamienienia ich w równo uformowane cegły! Czynią tak doma-gając się dla siebie większej władzy w zborze i Kościele, twierdząc, że to sam Bóg postawił ich na tym stanowi-sku i nikt inny nie ma prawa kwestio-

nować ich decyzji. Ale czy te „żywe kamienie” naprawdę nie mają nic do powiedzenia? Czy Bóg nie obdarzył też ich swoimi darami?

Jedną z najostrzejszych krawędzi tych „kamieni” jest ludzka pycha. Ap. Jan pisze: „Wszystko, co jest na świecie, pożądliwość ciała i pożądliwość oczu, i pycha życia, nie jest z Ojca, ale ze świata” (1J 2,16). Żyjemy w tym świe-cie, pycha zewsząd nas otacza i nam towarzyszy, dlatego tak często jej ule-gamy. Jak łatwo potrafimy się obrażać! Obrażamy się na cały zbór nawet wte-dy, gdy tylko ktoś jeden zwróci nam na coś, i to słuszną uwagę. A ponadto, każdy ma jakieś swoje własne interpre-tacje prawd biblijnych, swoje poglądy, które stara się narzucić innym! Jakże łatwo ulec pokusie wysokiego mnie-mania o sobie nawet pod względem znajomości prawd biblijnych i ich wła-ściwej interpretacji! Nawet poznanie świętych prawd prowadzi do zarozu-miałości i pychy.

Gdy po raz pierwszy zostałem wybra-ny na stanowisko prezesa Rady Na-czelnej – jak nazywano wtedy stano-wisko dzisiejszego przewodniczącego Rady Kościoła – powiedziałem o tym swojej Mamie. Wcale się z tego nie cieszyła, i tylko ze smutkiem na mnie spojrzała. Gdy zapytałem, dlaczego, odpowiedziała: „Synku, boję się, abyś nie popadł w pychę”. Wtedy odpo-wiedziałem jej: „Mamo, ja też tego się boję”. Słowa Mamy stale towarzyszyły mi w czasie piastowania różnych funk-cji w Kościele.

Mając to na uwadze, jakże często spo-tykam się, a na pewno wy też, z kry-tyką i osądzaniem wśród ludzi wierzą-cych. Na pewno wiecie, jak to boli! Jakże często na spotkaniach zboro-wych niektórzy zbyt surowo i krytycz-nie osądzają innych, a nawet swoich przełożonych i to przy cichym po-parciu całego zgromadzenia! Nikt nie zwraca im na to uwagi. Trzeba takich ludzi powstrzymywać, zwracać uwagę, że w Kościele obowiązuje uprzejmość i wzajemne poszanowanie! Nieraz nie pytamy i nie prosimy o wyjaśnienie pewnej sprawy, ale już formułujemy swoje zdanie i ogłaszamy to bezpo-

SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014 • 15

średnio lub pośrednio. Jakże ostre są krawędzie niektórych kamieni! A jakże łatwo ludzie wierzący potrafią się obra-żać! Kogoś nie wybrano po raz drugi, czyjaś propozycja została odrzucona, komuś powiedziano „nie”, czy zwróco-no uwagę – i już problem. W pewnym mieście zarzucono pastorowi malwer-sacje finansowe, i co zrobił? Zamiast oczyścić się z zarzutów, zabrał ze sobą kilkudziesięciu członków i przeszedł do innej denominacji, gdzie powitano go z otwartymi ramionami! Czy tak się buduje duchowy dom?

Ale wszyscy musimy – jak te szorstkie kamienie – wygładzać się, przebaczać innym, uważać się za mniejszych od nich. Przytoczony już przez nas tekst mówi: „Przebaczając sobie nawzajem, tak jak i Bóg przebaczył wam w Chry-stusie”. Nie zawsze o tym pamiętamy, dlatego tak trudno jest nam przeba-czać. Ale przecież dobrze wiemy, że „sąd bez miłosierdzia będzie nad tym, który postępuje bez miłosierdzia” (Jak 2,13). Przecież owocem Ducha Świę-tego jest też cierpliwość, uprzejmość, łagodność, opanowanie (Gal 5,22). Ła-godność to w języku angielskim gen-tleness – słowo to zostało przyjęte do języka polskiego jako delikatność, czyli po prostu zachowanie się po dżentel-meńsku. Autor książki pt. Odważne przywództwo wyznaje: „Powiedzia-łem starszym i członkom rady naszego kościoła, że jeśli mam popełnić błąd, wolę zbłądzić po stronie nadmiernej łaski. Zdecydowanie wolę stanąć przed Bogiem pewnego dnia i tłumaczyć się z tego, że byłem zbyt łaskawy, niż z tego, że byłem zbyt surowy” (s.155). Pismo Święte nakazuje: „Wszyscy przy-obleczcie się w szatę pokory względem siebie, gdyż Bóg pysznym się sprzeci-wia, a pokornym łaskę daje” (1 P 5,5).

Budujcie się w dom duchowy, mówi nasz tekst. Czasownik „budujcie się” występuje tu w trybie rozkazującym w stronie czynnej, ale w oryginale wy-stępuje on w stronie biernej, dlatego nowsze tłumaczenia podają: jesteście budowani jako dom duchowy (ekum.), lub jesteście wbudowywani w ducho-wy dom (liga bib.). Jeżeli zatem jeste-ście naprawdę żywymi kamieniami, to automatycznie pasujecie do rozbudo-

wującego się budynku świątyni Pań-skiej, stajecie się obywatelami Króle-stwa Bożego. Żywy kamień nie może leżeć samotnie, ani wraz z innymi tworzyć bezładnej sterty. Żywe kamie-nie zawsze poszukują się nawzajem i lubią ze sobą przebywać. Nawrócenie i odrodzenie to jedynie początek – jak zakwalifikowanie się narodowej dru-żyny do dalszej rywalizacji, czy zdanie egzaminu na wyższe studia – potem musi być wzajemne budowanie się w duchowy dom. Ten pierwszy etap jest bardzo ważny i trzeba stale do niego wracać, ale sprawdzianem jego autentyczności jest etap drugi – two-rzenie dobrze funkcjonującego organi-zmu, zboru, jako ciała Chrystusowego. Życie we wspólnocie zborowej to wyż-szy poziom życia duchowego i lepsza jego jakość, to cel, do którego każdy z nas jest powołany!

W kraju chrześcijańskim, za jaki uchodzi Polska, nadzieję zbawienia przede wszystkim opiera się na chrzcie w niemowlęctwie, a nie na łasce Bo-żej i osobistej wierze. O każdym zmar-łym mówi się jako o tym, który jest już w niebie, patrzy na nas z góry i towa-rzyszy nam w dalszym życiu, a nawet rzekomo nam pomaga, a my pomaga-my jemu. W czasie pogrzebów nawet o ludziach niewierzących mówi się, że są już niebie. Czy życie wieczne zale-ży tylko od kościelnego ceremoniału, a sposób jego prowadzenia się na ziemi nie ma żadnego wpływu na dalszy los?

Nasza jedność w Chrystusie nie polega tylko na podpieraniu się Chrystusem w czasie ziemskiego życia, lecz na zjed-noczeniu z Nim w życiu i w śmierci. Mówiąc o odpowiedzialności, mamy na uwadze nie tylko odpowiedzial-ność za siebie i swoje postępowanie w wierze, ale też odpowiedzialność za swoje siostry i swoich braci w wie-rze. Smucimy się razem z nimi i razem z nimi dzielimy ich radość. I to nie tylko z tymi, którzy są w naszym kraju, ale też z tymi, którzy żyją w innych krajach i dotkliwie cierpią z powodu prześlado-wań za swoją wiarę w Chrystusa, czy z powodu różnych klęsk żywiołowych. Swoimi modlitwami powinniśmy ogar-niać ich wszystkich. Jako jedno ciało w Jezusie Chrystusie wspólnie cierpimy

na tym padole łez i wspólnie też bę-dziemy na wieki radować się z naszym Panem i Zbawicielem.

WnioskiWszyscy przyznajemy, że łatwiej jest wiedzieć, jak postępować, niż tak po-stępować. Z zastosowaniem naszej wiedzy zawsze był problem. Jakże wie-le napomnień i wezwań do świętego życia znajduje się w Starym i Nowym Testamencie! Dużo wiemy, jak trzeba coś zrobić, a tak trudno to robić. Ale teologia zawsze musi mieć wymiar praktyczny, inaczej stanie się tylko zwyczajną teorią.

To prawda, żyjemy w świecie mate-rialnym i dlatego myślimy i działamy licząc się z tym wymiarem tego świata. Można byłoby powiedzieć, że od uro-dzenia ludzie stoją po kolana w błocie. Niewierzący to ci, którzy uważają to za normalne, nie wiedzą o możliwości wydostania się z niego, a nawet cieszą się tym stanem. Nominalnie wierzący starają się z tego błota jakoś wydostać, imają się religijnych i świeckich sposo-bów, ale zawsze wpadają w to błoto. A prawdziwie wierzący, którzy osobi-ście powierzyli swoje życie Chrystu-sowi, choć zostali z tego błota wypro-wadzeni, nadal stale się brudzą ma-rząc o całkowitym oczyszczeniu. Czy marzenie to nadal nam przyświeca? Czy pragniemy i modlimy się o pokój w naszym kraju i na całym świecie? Czy tęsknimy za pojednaniem i miło-ścią w Kościele, który z powodu pychy jego przewodników i członków dzieli się na coraz mniejsze grupki i staje się coraz słabszy? Na cmentarzu, w czasie pogrzebu wszyscy jesteśmy jednością, a potem każdy rozchodzi się do swojej małej grupki przyjaciół.

Módlmy się o coraz większą jedność wśród ludzi wierzących, róbmy coś w tej sprawie. Jako żywe kamienie po-zwólmy się budować w duchowy dom. Pamiętajmy, sama wiara nie wystarczy, musi iść za nią uświęcenie życia, bu-dowanie wspólnoty zborowej. Niech dobry Bóg nam w tym dopomoże.

16 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014

Kraje anglosaskie są dla dużej liczby publicystów i komen-tatorów punktem odniesienia

w wielu kwestiach życia indywidu-alnego i społecznego. W co drugim programie słychać porównania zaczy-nające się od słów: „W dojrzałych de-mokracjach, takich jak brytyjska czy amerykańska…”, albo potępienie w sty-lu: „Coś takiego w USA byłoby nie do pomyślenia”. W sferze gospodarczej Ir-landia była przez wiele lat wzorcem dla polskich ekonomistów, a Polska miała być podobnym do niej cudem gospo-darczym. Edukacja anglosaska również stanowi niedościgniony wzorzec dla Polski mając na liście 10 najlepszych uniwersytetów, podczas gdy najlepsze polskie uniwersytety plasują się – w za-leżności od rankingu – w czwartej albo piątej setce.

A jak jest ze sferą religii? Czy też mogli-byśmy brać z nich przykład? Jak rozwi-jają się tam Kościoły? Skoro uczymy się od Anglosasów w innych dziedzinach, to czy są jakieś lekcje, które mogliby-śmy wyciągnąć z ich doświadczeń w tej sferze? Niniejszy artykuł jest krót-ką analizą stanu chrześcijaństwa w wy-branych krajach anglosaskich i kończy się wnioskami, które wyłaniają się z tej analizy. Być może, ucząc się na pod-stawie Kościołów z tych krajów, polskie chrześcijaństwo uniknie raf, na które wpadali inni.

SzkocjaGłównym Kościołem w Szkocji jest Ko-ściół Szkocji (inaczej prezbiteriański), nazywany przez Szkotów Kirk. Można śmiało stwierdzić, iż Kościół ten prze-chodzi już od kilku lat kryzys. Według spisu z roku 2010 stracił on w przecią-gu niecałych 10 lat 25% swoich człon-ków. Z obrad Głównego Zgromadzenia Kościoła wynika, że są dwa główne nurty w Kościele i każdy z nich przed-stawia inną receptę na zahamowanie odpływu wiernych. Pierwsza jest opcją konserwatywną, postulującą zwięk-szenie roli nauczania Pisma Świętego

i płynącej z niego moralności w Koście-le. Druga grupa uważa, że Kościół za-trzyma wiernych przez coraz większe otwarcie się na nowe trendy społeczne. Tej grupie udało się w 2011 roku prze-głosować uchwałę dopuszczającą do duchowieństwa osoby homoseksualne, choć było to wbrew opinii większości zwykłych członków Kościoła.

Postawiło to Kościół w niebezpieczeń-stwie rozłamu. Stojąc w jego obliczu zdecydowano, iż w 2013 roku zbierze się specjalna komisja, która miała zba-dać ponownie tę sprawę. Ta polityka przeczekania nie opłacała się na dłuż-szą metę. Należy tu przypomnieć, iż definitywna decyzja odnosząca się do homoseksualnych duchownych miała

mieć miejsce w 2009 roku, ale wów-czas zdecydowano się na czasowe podtrzymanie zakazu służby homo-seksualistów do 2011 roku, w którym to Kościół miał ostatecznie zdecydo-wać, jakie jest jego stanowisko na ten temat. W 2011 roku ostateczną decyzję przełożono jednak o kolejne dwa lata. Stawka była duża, gdyż w przypadku definitywnego dopuszczenia gejów i lesbijek do służby, jedna piąta ducho-wieństwa i podobny odsetek wiernych zapowiadało swoje odejście, a w przy-padku wprowadzenia zakazu służby homoseksualistów członkostwo miała wypowiedzieć część duchowieństwa i prawie jedna dziesiąta członków Ko-ścioła. Nic więc dziwnego, iż Kościół

Czego uczą nas kościoły anglosaskie?

Czego uczą nas kościoły anglosaskie?

Robert J. Merecz

TEMAT NUMERU: ODPOWIEDZIALNOŚĆ

SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014 • 17

zwlekał z definitywną decyzją, co i tak powodowało mniejszy, acz systema-tyczny odpływ ludzi.

W 2013 roku uczestnicy Zgromadze-nia Głównego byli przyparci do muru. Wiadomo było, iż odraczanie roz-strzygnięcia na kolejne dwa lata nie spodoba się żadnej ze stron i jeszcze bardziej pogłębi istniejące podziały. Obrady były burzliwe, ale już nie aż tak, jak w 2009 i 2011 roku. Większość argumentów padła już wcześniej, więc zastanawiano się raczej, jak wybrnąć z kryzysu i ocalić jedność Kościoła. Zdecydowano się w końcu przesunąć odpowiedzialność na lokalne społecz-ności. Każda parafia sama ma decydo-wać, czy chce mieć osobę duchowną, która jest osobą homoseksualną, czy nie. W rezultacie takiej decyzji kilka parafii postanowiło opuścić szeregi Ko-ścioła Szkocji.

W działaniach tego Kościoła od dłuż-szego czasu widać pragnienie znale-zienia sposobu dotarcia do społeczeń-stwa szkockiego, które staje się coraz mniej religijne. I tak np. uważano, że decyzja z 1968 o wyświęcaniu kobiet na duchownych spowoduje rozwój Ko-ścioła. W rzeczywistości nie przyniosła ona żadnej poprawy. Kościół poszuku-je więc kolejnych sposobów, gdyż jak stwierdził David Lunan – prominentny duchowny tego kościoła – Kirk obec-nie nie jest atrakcyjnym na tyle, by za-chęcić nowych ludzi do przekraczania jego progów.

AngliaPrzodującym w Anglii pod względem liczby członków jest Kościół Anglii, który w innych krajach nosi nazwę anglikańskiego bądź episkopalnego. Tenże Kościół, jak zauważają sami jego liderzy kroczy po równi pochyłej, jeże-li chodzi o liczbę członków. Tendencja ta została powstrzymana i odwrócona w czasie tzw. przebudzenia w latach 50-tych ubiegłego wieku, ale już od drugiej połowy lat 60-tych uczestnic-

two w nabożeństwach zaczęło ponow-nie regularnie spadać. Odchodzą naj-częściej ludzie młodzi i w średnim wie-ku, a uczestniczący w nabożeństwach to coraz częściej osoby starsze.

Jedną z podstawowych przyczyn od-chodzenia ludzi z Kościoła Anglii, przede wszystkim do Kościoła katolic-kiego, jest ordynacja kobiet i otwarty stosunek hierarchii anglikańskiej do ho-moseksualizmu. Jest to widziane przez konserwatywne nurty w Kościele jako odejście od przesłania Biblii. Dla zwo-lenników liberalizacji natomiast jest to krok we właściwym kierunku, wycią-gający Kościół z oparów przeszłości i sprawiający, że jest on na bieżąco ze współczesnymi trendami społecznymi.

Patrząc jednak na statystyki nie widać, by te ruchy powstrzymywały odpływ wiernych z Kościoła. Można nawet stwierdzić, że ruchy pro-homoseksu-alne zwiększają prawdopodobieństwo podziału w Kościele i odejścia z niego części najbardziej aktywnych człon-ków. Dlatego trwają poszukiwania roz-wiązania tego kryzysu.

Poszukiwania te mają miejsce nie tylko w Kościele anglikańskim w Anglii, ale także w całym świecie anglosaskim. Kanadyjski duchowny Kościoła angli-kańskiego Gary Nicolosi w swojej wy-powiedzi dla New Epistles stwierdził: „Musimy na nowo przemyśleć, jak mamy prowadzić Kościół, gdyż w prze-ciwnym razie główne kościoły będą dalej podupadać w o wiele szybszym tempie niż do tej pory. Zanik tych ko-ściołów może mieć miejsce jeszcze za mojego pokolenia”. To proroctwo jest na jak najlepszej drodze do spełnienia, gdyż jak pokazują statystyki w Wielkiej Brytanii, więcej kościołów się zamyka niż otwiera, i co gorsza, ta negatywna tendencja bardzo przyśpiesza.

Władze Kościoła anglikańskiego zde-cydowały zareagować na ten spadek liczby wiernych i zaproponowały nowe rozwiązania. Według decydentów Ko-ścioła, takim rozwiązaniem jest m.in.

połączenie ceremonii ślubu z chrzci-nami dziecka pary młodej. Ten pakiet „dwa w jednym” ma na celu przy-ciągnięcie młode osoby do Kościoła i zaoszczędzenie im wydatku na dwa osobne przyjęcia.

Trudno oprzeć się jednak wrażeniu, iż jest to działanie wyłącznie na prze-łamanie statystyk ślubów kościelnych i chrztów, a nie na prawdziwą reformę Kościoła, która prowadziłaby do fak-tycznej zmiany trendów. O taką zresztą trudno, skoro same władze wstydzą się własnych walorów i promują cudze. I tak, były Arcybiskup Canterbury Ro-wan Williams (zwierzchnik Kościoła anglikańskiego) postulował w 2008 r. wprowadzenie niektórych przepisów islamskiego prawa religijnego – szariatu – do prawa brytyjskiego, by nie utrud-niać życia muzułmanom. Co ciekawe, sami muzułmanie w 79% a hindusi w 74% stwierdzali, że brytyjskie pra-wo winno opierać się na tradycyjnych chrześcijańskich wartościach, podczas gdy jedynie 70% chrześcijan było ta-kiego samego zdania. Z tego wynika, że prawie co trzeci angielski chrześcija-nin nie chce, by prawo jego kraju bazo-wało na wartościach chrześcijańskich.

Podsumowując, Angielski Kościół do-wodzi, że Kościół, który sam nie wie, co sobą reprezentuje i nie uważa, iż jego własne wartości są warte promocji i naśladowania, nie będzie przyciągać do siebie wiernych. No chyba, że tyl-ko chwilowo, w czasie promocji „dwa w jednym”.

IrlandiaIrlandia jest krajem katolickim, w któ-rym podobnie jak w Polsce katolicyzm przez długie lata odgrywał rolę nie tyl-ko religijną, ale także służył jako spo-iwo narodowościowe. Bycie Irlandczy-kiem dla wielu było tożsame z byciem katolikiem, a przez to przeciwstawie-nie się imperializmowi brytyjskiemu. Te tożsamości (irlandzka i katolicka) były ze sobą tak bardzo powiązane, że

Robert J. Merecz

18 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014

przez lata znajdowało to wyraz w ści-słej kooperacji instytucji państwowych z instytucjami kościelnymi. Przykładem tego był brak od 1937 roku instytucji rozwodów w prawie irlandzkim, na wzór katolickiego prawa kanoniczne-go, które stwierdza, że „małżeństwo zawarte i dopełnione nie może być roz-wiązane żadną ludzką władzą i z żad-nej przyczyny, oprócz śmierci” (KKK 2382; Irlandia przywróciła możliwość rozwodów po referendum w 1995 r.).

Zaufanie do Kościoła katolickiego w Irlandii przed wybuchem skandali pedofilskich było tak wielkie, że w 1991 roku aż 48% społeczeństwa stwierdza-ło, że ufa Kościołowi bardzo albo cał-kowicie, a kolejne 35% miało pewne zaufanie do tej instytucji. Ta sytuacja zmieniła się, gdy na światło dzienne wyszły informacje o wykorzystywaniu dzieci przez księży, zakonników i za-konnice. Ogromna skala tego proce-deru oraz fakt ukrywania tej prawdy przez zwierzchników Kościoła dopro-wadziłyby w wielu krajach do całko-witej marginalizacji danego Kościoła, lecz nie w Irlandii. Choć po takich wia-domościach można było spodziewać się całkowitego zwątpienia w Kościół katolicki, to jednak w 1998 roku aż 26% twierdziło, że ufa Kościołowi bar-dzo albo bezgranicznie, a dalsze 46% badanych miało do niego częściowe zaufanie. Nawet kolejne upublicznia-ne szczegóły skandalu nie zmniejszy-ły tej ufności i w 2008 r. Kościół ten był darzony całkowitym bądź dużym zaufaniem przez 28% społeczeństwa Irlandii.

Chociaż, jak widać, Kościół katolicki cieszy się wciąż w miarę dużą esty-mą w Irlandii, to powoli jego wpływ na społeczeństwo maleje. Po skandalu zachwiał się wieloletni zgodny sojusz państwa z Kościołem. Poza tym, mło-dzi ludzie powoli zaczynają akcepto-wać sposób życia sprzeczny z nauką Kościoła, co objawia się m.in. dużym wzrostem liczby ślubów cywilnych, na-rodzin nieślubnych dzieci i akceptacją homoseksualizmu, jako normalnego stylu życia (obecnie homoseksualizm ma tyle samo obrońców jak i prze-ciwników, choć wcześniej prawie całe społeczeństwo było jemu przeciwne).

Co ciekawe, niektórzy identyfikując się jako katolicy, zupełnie odrzucają sedno katolicyzmu, czy szerzej ujmu-jąc, chrześcijaństwa. Badanie z 2008 roku wykazało, że aż 3% irlandzkich katolików nie wierzy w Boga, 4% nie wie, czy Bóg istnieje, a 9% nie wierzy w Boga osobowego, który np. wysłu-chiwałby modlitw. To daje 16% osób uznających siebie za katolików, którzy nie wierzą w Boga mającego z ludźmi relację, a co za tym idzie, nie wierzą w Jezusa jako osobę boską. Dla tych osób katolicyzm jest często częścią narodowej tożsamości, a nie wyznacz-nikiem religijnych wierzeń. Podczas, gdy w innych społeczeństwach anglo-saskich takie osoby z o wiele większą łatwością określiłyby siebie jako nie należące do żadnej religii, w Irlandii ze względu na dodatkowe uwarunko-wania osoby te wolą pozostać na łonie katolicyzmu.

USAStany Zjednoczone są krajem, gdzie religia i wyznanie mają wciąż wielkie znaczenie. Nie było tam jeszcze prezy-denta, który byłby ateistą (przynajmniej oficjalnie). Według dziennika USA To-day, sklepy sprzedają chrześcijańskie płyty, książki, koszulki, gadżety, pro-gramy komputerowe itp. o wartości 4,6 miliarda dolarów rocznie. Ta suma, jak i wielkość „przemysłu chrześcijańskie-go” wskazuje, iż w Stanach Zjednoczo-nych jest na nie duże zapotrzebowanie.

Z badań Gallup Poll z 2010 roku wy-nika jednak, że coraz większy odse-tek społeczeństwa nie identyfikuje się z żadną religią, czy wyznaniem. Od lat 1950, kiedy odsetek takich ludzi wyno-sił prawie zero, procent ten wzrósł do 16 w 2010. Nie oznacza to jednak, iż wszyscy oni są ateistami, gdyż z badań wynika, że aż 91% Amerykanów wie-rzy w istnienie ponadnaturalnej sfery. I choć 16% to wciąż niewiele na tle innych krajów zachodnich, to jednak tendencja nie jest dla chrześcijaństwa pozytywna.

Interesującym faktem wynikającym z amerykańskich statystyk jest to, że w 2010 roku z 25 największych wy-znań tylko 6 zanotowało wzrost. Trzy

denominacje, których wzrost w 2010 był największy to Świadkowie Jehowy (4,37%), Adwentyści Dnia Siódme-go (4,31%) i Kościół Jezusa Chrystusa Świętych Dni Ostatecznych, czyli tzw. Kościół mormoński (1,42%). Jest to o tyle ciekawe zjawisko, że w każdym z tych wyznań trzeba wierzyć nie tyl-ko w przesłanie Pisma Świętego, ale również w konkretną interpretację i/lub dodatkowe objawienie prezentowane przez odpowiednio Strażnicę, proroc-twa Ellen G. White i Księgę Mormona.

Pytanie, które wymaga zarówno do-kładnego zbadania oraz refleksji brzmi: Co czynią te rosnące wyznania, że coś, co obiektywnie jest trudniejsze do za-akceptowania, staje się atrakcyjniejsze dla coraz większej liczby osób? I ko-lejne, które z niego wynika: co robią inne Kościoły źle, że ich członkowie przechodzą do tych, przynajmniej w przypadku świadków Jehowy i mor-monów, niechrześcijańskich denomi-nacji? Nowi członkowie tych wyznań nie są bowiem w większości nawró-conymi ateistami (gdyż liczba tych ostatnich także wzrasta), ale pochodzą z głównych nurtów chrześcijaństwa.

Czwartym wyznaniem pod względem procentowego wzrostu jest Kościół ka-tolicki. Ta pozycja jest dość ciekawa, gdyż oczekiwać można było przeciw-nego trendu związanego m.in. z na-głaśnianymi aferami wykorzystywania dzieci przez księży katolickich. Jednak liczba wiernych nie tylko nie zmalała, ale wręcz wzrosła, a jedynym echem skandali w Kościele w USA może być spadek liczby uczniów w katolickich szkołach podstawowych. Oczywiście, wzrost liczebny Kościoła katolickiego w Stanach Zjednoczonych, podobnie jak to ma miejsce w Wielkiej Brytanii niekoniecznie oznacza nawrócenia Brytyjczyków, czy Amerykanów na ka-tolicyzm, ale napływ ludności z krajów katolickich, takich jak Polska w przy-padku Wielkiej Brytanii, lub Meksyku i innych krajów latynoskich w przy-padku Stanów Zjednoczonych. Wzrost liczby katolików w USA jest zatem efektem migracji katolików z jednego kraju do drugiego, aniżeli lepszych re-zultatów ewangelizacyjnych tegoż Ko-ścioła.

SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014 • 19

W tym samym czasie z 25 głównych wyznań w USA, największych spad-ków liczbowych doświadczył Zjedno-czony Kościół Chrystusowy, Kościół Prezbiteriański USA oraz Kościół Epi-skopalny. Choć powody odchodzenia ludzi z tych Kościołów są różne, to jednak nie sposób nie zauważyć, iż spadek dotyczy Kościołów liberalnych i/lub związanych z Kościołem Anglii i Szkocji.

AustraliaW Australii większość społeczeństwa określa siebie mianem chrześcijan. Jeszcze na początku zeszłego stulecia, w spisie z 1901 roku największą liczbą członków cieszył się Kościół anglikań-ski (39,7% społeczeństwa) a następnie Kościół katolicki (22.7%). Chrześcija-nie w sumie stanowili 96,1% spisanej ludności Australii. W spisie z 1981 r. Kościół katolicki po raz pierwszy w hi-storii Australii stał się największą grupą wyznaniową tego kraju (i pozostaje nią do tej pory) obejmując 26% społeczeń-stwa, podczas gdy Kościół anglikański miał jedynie 23,9%.

Jak łatwo zauważyć, to nie tyle wzrost procentowy Kościoła katolickiego wpłynął na jego pozycję, ile spadek procentowego udziału Kościoła angli-kańskiego w społeczeństwie Australii. Można to częściowo zrzucić na karb imigracji, gdyż ludność Australii w la-tach 1901-2001 wzrosła pięciokrotnie, i przynajmniej w ostatnich latach nie tylko za sprawą Europejczyków i Ame-rykanów, ale imigrantów z Azji i Afryki. To daje się zauważyć w niebagatelnym wzroście takich religii jak islam, bud-dyzm czy hinduizm, których ilość wy-znawców w okresie dziesięcioletnim (1996-2006) powiększyła się odpo-wiednio o 69%, 110% i 120%.

Powyższe fakty każą spojrzeć z jesz-cze większym podziwem na Kościół katolicki w Australii, którego udział w społeczeństwie australijskim cały czas utrzymuje się na poziomie po-wyżej 25%. To oznacza nieprzerwany wzrost liczby katolików w tym kraju od ponad stu lat. Taki rezultat jest godzien podziwu, szczególnie w świetle syste-matycznie spadającego udziału pro-

centowego chrześcijaństwa oraz stałe-go wzrostu odsetka osób niereligijnych. Tę pozytywną sytuację przyćmiewa jednak fakt, iż coraz mniej katolików chodzi na msze. Stwarza to ciekawą sy-tuację, gdzie przy coraz większej ilości członków, coraz mniej osób przycho-dzi do Kościoła. Jak stwierdził jeden z australijskich księży: „Martwi nas fakt pustoszejących kościołów, ale cieszy coraz większa liczba wiernych”.

Pokazuje to, że dla wielu Australij-czyków identyfikacja z katolicyzmem może mieć znaczenie bardziej kulturo-we, społeczne czy jeszcze inne, aniżeli religijne. Zatem mamy tu do czynienia z czymś podobnym do wydmuszki – przyjmowaniem formy tożsamości katolickiej bez przyjmowania wynika-jących z niej wierzeń i praktyk. A jak wiadomo, forma bez treści prędzej czy później pęka niczym balon i może skończyć się tak, że zostaną po niej tyl-ko budynki przypominające wcześniej-sze znaczenie Kościoła dla człowieka.

PodsumowaniePrzyglądając się Kościołom w krajach anglosaskich można zobaczyć, jak różne wyznania chrześcijańskie reagu-ją na zmieniającą się rzeczywistość. Niektóre nie zmieniają niczego ufając, że skoro wzrastały wiele lat temu, to będą wzrastać także w przyszłości. Te Kościoły umierają, dumnie dzierżąc w ręku kroniki swoich dawnych doko-nań.

Inne Kościoły postanawiają walczyć. Czując coraz mniejszą więź między sobą a społeczeństwem zmienią treść swojego przesłania, aby dostosować się do współczesnych trendów społecz-nych. Te Kościoły również tracą na zna-czeniu i na liczbie członków. Kościół, który dostosowuje treść (nie chodzi tu o formę) swojego przesłania do bieżą-cej sytuacji, bądź który wstydzi się wy-znawanej przez siebie nauki, po prostu nie jest wiarygodny. Wiarygodnym bowiem nie może być Kościół, który przez wieki głosił, iż homoseksualizm jest grzechem, by teraz w głosowaniu stwierdzić, że już grzechem to nie jest. Poza tym, Kościoły protestanckie, które uzasadniały swoją odrębność od kato-

licyzmu powrotem do Pisma Świętego i wiernością zasadzie Sola Scriptura („tylko Pismo”), odsuwając teraz Biblię na margines zaprzeczają sensowi swo-jego istnienia.

Obok Kościołów, które nie zmieniają niczego i tych, które zmieniają treść, są też Kościoły, które zmieniają formę przekazu, nie zmieniając jej przesłania. Te Kościoły tracą najmniej, a niektó-re z nich wręcz zyskują sympatyków i członków. Chodzi tym Kościołom o to, by ponadczasowy przekaz miał konkretne zastosowanie w życiu typo-wego Kowalskiego, i by ten nie musiał przedzierać się przez przedawnione formy i rytuały, aby dotrzeć do biblijnej prawdy. Tak uformowane Kościoły pro-testanckie przez wieki koncentrując się wokół ewangelii tworzyły awangardę, inspirując ludzi do jak najlepszego wy-korzystania swoich talentów, by służyć Bogu i społeczeństwu. To tak zmoty-wowani ludzie, widząc konkretne prze-słanie ewangelii dla swoich czasów postulowali zniesienie niewolnictwa, rozdział Kościoła od państwa, tworzyli najlepsze uniwersytety. Niestety, obec-nie Kościoły zamiast kreować awangar-dę, są w znakomitej większości reak-tywne i w ten sposób stają się zbytecz-ne. Nasze czasy stają się ilustracją słów Jezusa, że sól, która zwietrzała nie jest już nikomu przydatna i nadaje się tylko do wyrzucenia.

Jeżeli Kościoły w Polsce czy gdziekol-wiek indziej mają wzrastać, to powinny pokazać Kowalskiemu, co jego wiara wnosi w jego życie w XXI wieku i jak ją może stosować w swoim zawodzie, w domu, w społeczeństwie. Powinny go inspirować do lepszego służenia Bogu i to w sposób praktyczny, na rzecz bliźnich, tu i teraz. Nie może jed-nak obniżać swoich standardów moral-nych, gdyż jak uczy nas doświadczenie Kościołów anglosaskich, to zmiana for-my, a nie treści, w tym zasad etycznych jest kluczem do rozwoju. Kompromisy moralne nie przysparzają nowych wy-znawców, lecz odtrącają już istnieją-cych. Mam nadzieję, że polskie Kościo-ły wezmą sobie anglosaską lekcję religii do serca i unikną raf, na które od kilku-dziesięciu lat wpadają inni.

20 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014

CzĘŚĆ III

Janusz Kucharczyk

fot.

Foto

lia

W pierwszych dwóch odcinkach omawialiśmy typy doznające

świat zmysłowo i konkretnie. W dwóch kolejnych przyglądamy się zaś ich odpo-wiednikom, które zamiast literki s mają n, czyli kierujące się intuicją – nastawie-niem na to, co ogólne i możliwe, nie zaś

tym, co widać wprost. W przypadku in-tuicji mniej ważne jest to, czy łączy się ona z odkrywaniem świata, czy z decy-dowaniem (a tak przecież było w kon-tekście doznawania). Ważne natomiast, czy te możliwości i ogólne zasady doty-czą spraw dostępnych dla rozumu, czy raczej serca. Dziś o typach, które cechu-je ta pierwsza opcja. Zanim zaczniemy, odsyłam do styczniowego Słowa Prawdy wszystkich Czytelników, którzy chcieli-by poznać własny typ osobowości.

Ogólna charakterystyka typów „NT”Związek intuicji z myśleniem charaktery-zuje ludzi, którzy używając rozumowa-nia kierują się ku temu, co abstrakcyjne, potencjalne lub przyszłe. Jednak tak my-ślenie, jak i intuicja mogą być zarówno ekstrawertyczne jak i introwertyczne. To pierwsze to dedukcyjna logika, tworzą-ca mniejszą lub większą sieć związków między słowami i zdaniami, łącząca się z ekstrawertyczną intuicją, odkrywającą powiązania i możliwości tkwiące w sa-mych rzeczach. Osoby z tej grupy szu-kają racjonalnych reguł. Można je spo-tkać wśród teologów, filozofów, prawni-ków, naukowców, informatyków, także polityków lub biznesmenów i artystów

jak i... zwyczajnych ludzi. Z ich zdol-nościami jednak łączy się upośledze-nie sfery uczuć lub doznań, to znaczy, że mogą stracić związek z codziennym życiem lub zaniedbać relacje z innymi. Typy to dość rzadkie, częściej występu-jące u mężczyzn, co nie znaczy, że nie

znajdziemy wśród nich również i ko-biet! Keirsey nazywał ich racjonalnymi, odwołując się do Platona, który metodę badawczą matematyków czy przyrodni-ków uznawał za trzeci co do częstości, a drugi co do ważności typ poznania, my zaś nazwiemy ich może nieco kolo-kwialnie, ale trafniej, mózgowcami.

Rola mózgowców w KościeleKościół ich potrzebuje, by zachować swoją tożsamość. Śpiewać pieśni lub pomagać ludziom można przecież pod różnym szyldem, a jeżeli ma być on zgromadzeniem chrześcijan, ktoś musi się zastanowić nad tym, co to w ogóle znaczy, w co wierzyć należy, a w co nie i dlaczego. Bez nich nasze społeczności pozbawione byłyby doktryny albo też byłaby ona spłycona do emocjonalnych haseł „Jezus Cię kocha” i praktycznych chwytów „ewangelia zmienia życie”, które upodobniają je do firmy akwizy-cyjnej lub dyskoteki, co niestety często się zdarza. Mózgowców jest bowiem w ogóle niewielu i przez to nie oni przy-czyniają się do wzrostu Kościoła, a po-dyktowane na pozyskanie ludzi innych typów, sprowadzenie chrześcijaństwa do przeżyć, tradycji, działań lub relacji,

raczej nie za-chęci ich do Kościoła.

Mózgowcy natomiast potrzebują wspól-noty, by nie zamknąć się w świecie abstrakcji i utrzymać związek z życiem codziennym i ludźmi. Kościół musi ich więc uspołecznić i sprowadzić na zie-mię, by ich wiedza i talenty pomocne były innym, a nie tylko sztuką dla sztuki.

INTP, czyli intuicyjni, myślący i odkrywający świat introwertycyTu spotykamy 4,8% mężczyzn i 1,8 % kobiet. Umysł samorzutnie tworzy w introwertycznym myśleniu porządek, który wymaga wypełnienia treścią eks-trawertycznej intuicji. Świat zatem jest dla nich jak dywan, bogaty we wzory zasysane przez ich umysł, by tworzyły precyzyjny, spójny, logicznie zwarty, oparty na konsekwencjach i implika-cjach system. Przy takim podejściu do rzeczywistości mogą nie zauważać tych jej aspektów, których nań przerobić się nie da. Może nie być dla nich (w skraj-nych wypadkach) zatem ważne, czy buty, które ubrali są tej samej pary, swe-ter założony na właściwą stronę, a wło-sy uczesane (syndrom roztargnionego profesora!). Zachowują się często nie-konwencjonalnie, wykazując połączony z elastycznością filozoficzny dystans, wręcz nonszalancję w stosunku do spraw życia codziennego. Mogą przy tym objawiać bierność, nie ingerując zbytnio w losy świata, pozostając często na uboczu bez włączania się w różne działania, czy utarczki. To bowiem naj-bardziej teoretyczny z typów, chętnie przebywający na co najmniej trzecim

MÓZGOWCY

SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014 • 21

poziomie abstrakcji.

Jeżeli są filozofami – co częste w tym typie – będą pisać grube tomy, odpo-wiadając z pasją na pytania, których nikt poza nimi nie zadaje: „Jakie jest to, co jest?” – Parmenides, oraz „Czym się to różni od tego, że to coś jest i jak się to ma do struktury chórów anielskich i istoty Boga?” – Tomasz z Akwinu. Lub: „Jak udowodnić to, że świat nam się nie śni?” – Kartezjusz, czy: „Jaka jest natura umysłu?” – John Locke i „Za pomocą jakich kategorii poznaje on świat moż-liwy do poznania a nie ten, który jest sam w sobie?” – Immanuel Kant.

Jeżeli będą przyrodnikami nie zainte-resują ich banalne obserwacje faktów świata natury, poświęcą się raczej teo-riom: ewolucji w biologii, tak jak Karol Darwin i Richard Dawkins, czy względ-ności w fizyce, jak Albert Einstein lub też podstawom fizykochemii – jak nasza rodaczka Maria Skłodowska-Curie, ba-dając mechanizmy doboru naturalnego, strukturę czasoprzestrzeni czy materii. Jeżeli dziedziną ich zain-teresowań będzie ekonomia, to nie

zajmą się funkcjonowaniem banków, ale raczej wolnym rynkiem jako takim – jak klasycy liberalizmu gospodarczego: Adam Smith, Friedrich Hayek, Milton Friedmann. Jeśli poświęcą się informaty-ce, to nie stworzą programów o wąskim zastosowaniu, ale systemy operacyjne, tak jak Windows (współzałożyciel Mi-crosoft, Paul Allen) wyszukiwarki, jak Google (Lary Page i Sergey Prin), czy Wikipedię (Jimmy Wales).

Te z pozoru różne tematy łączy szuka-nie logicznego, ogólnego, bezosobowe-go systemu – nawet Bóg Akwinaty jako czyste istnienie, nie jest Bogiem zbyt osobowym. Jako, że nie ma nic bardziej praktycznego niż dobra teoria, ich wi-zje organizują życie milionów, tworząc ramy do funkcjonowania społeczeństw, ponieważ choć abstrakcyjne, odnoszą się do realnego świata syntetyzując róż-ne punkty widzenia. I tak to Parmeni-des stworzył podstawy pod grecką myśl filozoficzną i pośrednio naukową – je-den z fundamentów naszej cywilizacji,

Tomasz ramy dla teologii i filozofii katolicyzmu, najwięk-

szego wy-zna-

nia chrześcijańskiego, Kartezjusz to ojciec myśli nowożytnej, która przez oświecenie zapoczątkowane przez Loc-ke’a i przetworzona w stronę myśli XIX w. przez Kanta, stworzyła nasz nowo-czesny świat. Darwin z Einsteinem za-sadniczo wpłynęli na sposób myślenia współczesnych ludzi, gospodarka dzia-ła w oparciu o idee Smitha, Friedman-na czy Hayeka, a komputery pracują na Windowsach, Internet na Googlach, w których źródłem wiedzy jest Wiki-pedia – stworzonych przez ludzi tego typu. Choć do tego nie dążą, INTP-y kształtują bieg dziejów.

Od sporów politycznych często się dy-stansują lokując się blisko środka sceny

politycznej, zachowując niechęć tak dla idei radykalnie postępowych, jak i tradycjonalistycznych. Za-chowują obiektywizm i trzeźwe spojrzenie, co pozwala im na bycie solidnymi historykami, jak Tukidydes. W czasach, kiedy większość wierzyła, że niechęć do nazizmu wymaga sympatii do komunizmu lub odwrotnie, to INTP Hannah Arendt odrzu-ciła oba, jako formy totalitary-zmu (który to termin ukuła).

Dla ludzi, którzy spotykają ich na co dzień będą jednak rodza-jem dziwaków, ale z gatunku tych

nieszkodliwych, gdyż ich trze-cia, po introwertycznym myśleniu

i ekstrawertycznej intuicji funkcja poznawcza – introwertyczne dozna-

wanie, życiu ich nadaje pewną stabil-ność. Będą zatem raczej dość przewi-

22 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014

dywalni dla otoczenia, uznawani za spokojnych i niewadzących nikomu oryginałów. Choć to jeden z trzech ty-pów o najwyższym średnim IQ i ze stosunkowo dużą ilością geniuszy, to przecież nie wszyscy w nim muszą być superinteligentni i znani. Zawsze jednak będą zamyśleni i tak, czy inaczej, nieco dziwni. Najsłabszą ich funkcją poznaw-czą jest ekstrawertyczne odczuwanie, mają zatem niezbyt mocny uczuciowy związek z resztą świata mogąc pozo-stawać niewrażliwi na emocjonalne po-trzeby innych, a w skrajnych przypad-kach ci stają się dla nich zupełnie obcy.

Dla przedstawicieli tego typu Kościół jest ratunkiem przed uczuciową izola-cją od reszty świata. Nauczając innych przypomną sobie o ich istnieniu, co chroni ich przed całkowitym zdziwa-czeniem, którego oznaki będą u nich dowodem braku pełnego nawrócenia. Niestety, często w zborach nie ma dla nich miejsca, bo nierzadko pojawia się tam agresywny antyintelektualizm, płyt-ki pragmatyzm i pogarda dla doktryny czy głębszej refleksji albo metafizycznej wrażliwości, a słodkie opowieści o przy-jęciu Pana do serca, gdyż On ich kocha, raczej do nich nie przemówią! Biblia jednak ceni mądrość, nie przypadkiem świątynię w Jerozolimie stworzył ktoś, kto modlił się tylko o nią, pragnąc po-znać świat tak szeroko, jak to było tylko możliwe – przedstawiciel tego typu, król Salomon zadziwiając swą wiedzą cały ówczesny świat. I za dążenie do mądro-ści Bóg go wynagrodził, docenił też jego umiar w polityce zagranicznej, niestety emocjonalny chłód – ilość jego żon i na-łożnic ukazuje przecież jego uczuciową pustkę (w tym typie znajdujemy wszak też należące do Mensy aktorki porno) – i zbyt dyplomatyczna postawa ostatecz-nie prowadzi go do bałwochwalstwa. Jednakże na zawsze został symbolem mądrości. Dzięki zaś takim ludziom, jak wspomniany już dominikański teolog Tomasz z Akwinu chrześcijaństwo było w stanie w ogóle wyrazić swoją dok-trynę. Łącząc różne punkty widzenia tworzą oni podstawy przemyślanej or-todoksji na miarę swojej epoki. Jego odpowiednikiem w dobie reformacji był współpracownik Marcina Lutra, Filip Melanchton, właściwy twórca luterań-skiej ortodoksji, a w XVII w. uczony, fi-

lozof i teolog – irenista Gottfryd Wilhelm Leibniz. Bez nich Kościół utraciłby tożsa-mość i teologiczną głębię, nauczanie zaś sprowadziłoby się do płaskiego pragma-tyzmu, a kazania do pustej emocjonal-nej retoryki, są zatem niezbędni – jeśli nauczanie ma wykroczyć poza zbiór ba- nałów i prostych powierzchownych dy- ktyryjek. A bez głębszego wejścia w pro-blematykę tego, czego naucza chrześci-jaństwo Kościół istnieć nie może!

ENTP, czyli intuicyjni, myślący i odkrywający świat ekstrawertycyEkstrawertyczna intuicja, która w po-przednim typie była tylko narzędziem wypełniającym zawartość wewnętrzne-go świata logicznych zależności, w tym – cechującym 4 % mężczyzn i 2,4% ko-biet, staje się funkcją dominującą. Takie więc osoby wchodzą w świat szukając w nim wzorów, możliwości, potencjal-nych dróg zmian. Staje się on dla nich źródłem możliwych transformacji, a logi-ka orężem ku temu służącym, przemie-rzają więc go w poszukiwaniu nowych dróg. Są zatem niczym błędni rycerze, którzy stale gdzieś pędzą, by toczyć za-żarte ideowe spory, często o zupełnie nieważne sprawy na 10 frontach naraz dyskutując z zapałem na wiele różnych tematów, przez co mogą uchodzić za nieobliczalnych, nieprzewidywalnych, wręcz wariatów. Ich trzecią funkcją jest bowiem ekstrawertyczne uczucie, dzięki któremu mają zdolność emocjo-nalnego wpływu na ludzi, a najniższą, ale konieczną, by uzyskać stabilność i zrównoważenie emocjonalne – intro-wertyczne doznawanie. W swym awan-turnictwie przypominać mogą więc nie-co łowców wrażeń, od których jednak się różnią zdolnością do abstrakcyjnego myślenia. Systemów nie tworzą, lecz ich bronią w przeciwników z uśmiechem na ustach strzelając argumentami niby z ka-rabinu maszynowego. Jednak nie narzu-cają światu porządku, proponując tylko nowe błyskotliwe idee. Lubią wszystko co radykalne, skrajne, niekonwencjo-nalne, sprzeczne z tym, co większość ludzi w ich epoce uważa za prawdziwe i słuszne! Z rozkoszą to zaatakują szu-kając świata wolnego – to często liber-tarianie, jak klasyczny ich przedstawi-ciel Murray Rothbard, wrodzy urzędom

i biurokratycznemu porządku, dopóki sami nie będą władcami. Wymieńmy tu znaną z niekonwencjonalnych pomy-słów, a bezwzględną wobec przeciwni-ków carycę Katarzynę II. Jako nowatorzy w polityce zasilają tak prawicę, jak ame-rykański kongresman Newt Gingrich czy sekretarz stanu USA epoki Nixona Hen-ry Kissinger, jak i lewicę – obecny pre-zydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama. Ich umiłowanie do eksperymen-tów i konfrontacji może doprowadzić do szaleństw komunistycznego dyktatora Mao Zedonga w Chinach czy prezy- denta Mohmada Adminejada w Iranie.

Niemal tak często, jak poprzednicy zo-stają filozofami, ale zupełnie innymi. Grubych książek o abstrakcjach pisać nie będą, przyjrzą się najwyżej dzia-łaniu umysłu i źródłom nauki. Zainte-resują ich bardziej praktyczne kwestie etyczne, czy polityczne – Niccolo Mac-chiavelli, David Hume, Edmund Burke, John Stuart Mill, Karl Popper. To więc nie filozofowie gabinetowi, ale uliczni, zaprawieni w bojach i gwałtownych dyskusjach nie unikający przy tym pa-radoksów: Zenon z Elei, Sokrates, Wol-ter, Bertrand Russel. Jako ekstrawertycy (choć posiadając bogate, pełne tworów wyobraźni wnętrze, mogą czasem sami uznawać siebie za introwertyków), lgną do ludzi mając z nimi lepszy kontakt niż ci z typu INTP, ale w starciu – logi-kę jako swój oręż, będą cenić wyżej niż uczucia przeciwnika, unikając wszak argumentów ad personam, czy chwy-tów erystycznych!

W naukach przyrodniczych zainteresują ich kwestie bliższe obserwacjom, które ułatwią wprowadzając jakiś atrakcyjny nowy sposób przetwarzania danych, jak diagramy stworzone przez Richar-da Feynmana lub też przyczyniając się do tworzenia wynalazków, na przykład broni jądrowej – Werner Heisenberg (obaj fizycy kwantowi). Jednak najle-piej sprawdzają się jako inżynierzy – ci patrząc na świat nie pytają: „dlaczego tak?”, ale „dlaczego nie?” tworząc rze-czy, których wcześniej nie znano – ten typ miał genialny Leonardo da Vinci i badacz działania butelki lejdejskiej, wynalazca piorunochronu i fotela bu-janego, jeden z ojców-założycieli USA, Benjamin Franklin, czy wynalazca ża-

SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014 • 23

rówki albo gramofonu Thomas Edison (obaj baptyści). Sprawdzą się, jako no-watorzy w biznesie informatycznym, jak współtwórca Apple’a Steve Wozniak. Ich prowokacyjna, konfrontacyjna i niekon-wencjonalna, a przy tym błyskotliwa na-tura może uczynić z nich znanych z ab-surdalnego humoru komików, jak Terry Gilliam i John Clees (obaj: Latający Cyrk Monty Pythona), Rowan Atkinson (Jaś Fasola), czy Sasha Cohen (Borat), lub no-watorskich reżyserów, jak Federico Fel-lini oraz odważnych aktorów, jak Tom Hanks czy Hugh Grant, Salma Hayek, Gillian Anderson, lub piosenkarek – Ce-line Dion, albo autorów prowokujących programów telewizyjnych: Adam Savage czy Jeremy Clarkson.

Przy takim podejściu do świata nie licz-my na to, że będą chodzić do kościoła na mocy przyjętej tradycji, tę z rozko-szą odrzucą tak wcześnie, jak się tylko da – to zatem jeden z dwóch najrza-dziej wierzących w Boga typów. Jeżeli uwierzą, to wbrew tradycji i przyjętym zasadom, a dlatego, że dostrzegą w tym możliwość dla swojego rozwoju. Wtedy mogą trafić do kościoła, gdzie na pewno nie będą grzecznie siedzieć śpiewając miłe pieśni, a raczej prowokować dysku-sje dogmatyczne, dźgając braci i siostry wersetami niczym mieczem i tworząc nowe inicjatywy, by odciąć się od do-minujących instytucji i trendów, robiąc wszystko po swojemu. W ten sposób mogą zapoczątkować wiele cennych pomysłów, które będą służyć rozpo-wszechnianiu prawd, w które wierzą, by prowokować tych, którzy nie wierzą lub wierzą nie robiąc nic, co może im przy-

sporzyć licznych wrogów. Ale wiary po-trzebują, by się uspokoić i ustabilizować, zacząć się liczyć z uczuciami innych i przede wszystkim wprowadzić porzą-dek do swojego życia. Kościół powinien oswoić i przekształcić w energię poży-teczną dla innych ich nieposkromiony temperament i pasję tworzenia nowych idei, by mogli się ustatkować i złagod-nieć. Jeśli tak się nie stanie i stale będą nękać bliźnich swymi agresywnymi wy-wodami broniącymi ich racji, można powątpiewać w ich pełne nawrócenie. Są oni zatem w Kościele niezbędni, jako jego swoiste rozruszniki czy apologeci. W Biblii ten typ reprezentuje odważna Estera ratująca dzięki rozumowi i darowi przekonywania swój lud przed całko-witą zagładą. Jego oznaki odnajdujemy u średniowiecznych inspiratorów refor-macji, jak Wilhelm Ockham czy Jan Wi-kliff, którzy mieli odwagę przeciwstawić się papiestwu używając logiki, broniąc podstaw czystszej wiary i nowych po-rządków społecznych.

INTJ, czyli intuicyjni, myślący, decydujący introwertycyPodobnie jak poprzednio dominuje u nich intuicja – dlatego też należy tu wie-lu wynalazców, jak serbski inżynier Niko-la Tesla – ale tym razem introwertyczna. Są zatem skryci i zamknięci w sobie, ale wbrew stereotypowym wyobrażeniom o tym, że ekstrawertycy są zaradni, pew-ni siebie i władczy, a introwertycy nie-przystosowani, zakompleksieni i ulegli, to naturalni liderzy swoich środowisk, wykorzystujący je do tego, by wprowa-dzać własne idee w czyn i tak zmieniać świat – bez zahamowań i wątpliwości, wierząc w swój własny geniusz i misję. To zatem introwertycy, gdyż nie nudzą się, kiedy są sami i wysnuwają z siebie głębokie intuicje, zachowując dystans do życia towarzyskiego, czy pustej zabawy, a zarazem ludzie pewni siebie i o żela-znej woli, nie bojący się innych! To jeden z trzech typów o najwyższym średnim IQ – przez to Keirsey zwał ich masterminds (mistrzowskimi umysłami) – co podob-nie jak w typie INTP nie oznacza, że nie ma tu ludzi o niższej inteligencji, częsty jest wszak u siłaczy w stylu aktora i po-lityka Arnolda Schwarzeneggera, który jest klasycznym przykładem cech INTJ,

a za tuza intelektu nie uchodzi. Jest on rzadki, cechuje wszak tylko 3,3% męż- czyzn i najmniej kobiet (zaledwie 0,8%).

Filozofów jest tu równie dużo, jak w dwu poprzednich. Nie są jednak ani biernymi twórcami abstrakcyjnych systemów, ani też ulicznymi polemistami, ale zachowu-jącymi sceptycyzm wizjonerami – indy-widualistami, którzy wytrwale rozwija-jąc swe intuicje, próbują je odnieść do realnego świata, interesując się bardziej jego empirycznie poznawalnymi aspek-tami, przyrodą, funkcjonowaniem społe-czeństwa, a zwłaszcza jego przyszłymi losami, na które z całych sił starają się wpłynąć. „Dotychczasowi filozofowie badali świat, chodzi jednak o to, by go zmienić!” – owo hasło Marksa to nie-wątpliwie ich motto, a przez to mocno wpływają na dzieje swą myślą, przy czym od zwykłej logiki opartej na sta-tycznym ładzie pojęć wolą dialektykę, czyli dynamiczne spojrzenie na zmienia-jącą się rzeczywistość, rozwijającą się w określonym kierunku na drodze walki sprzecznych idei, sił, czy instynktów – Heraklit, Marcin Luter, Jerzy Hegel, Ka-rol Marks, Fryderyk Nietzsche, Włodzi-mierz Lenin, Jean Paul Sartre. Są bowiem urodzonymi strategami – dlatego sporo tu szachistów jak Bob Fisher – ale nie w polu, a za biurkiem, myślącymi o tym, jak pokonać przeciwników, a światu na drodze metodycznej, wytrwałej pracy narzucić swe własne idee. Może to być agresywny ateizm jak u Christophera Hitchensa czy wizje science-fiction Issa-ka Asimowa. Oczywiście, bardzo często odnoszą się one do nauki, będą to intu-icje dotyczące pewnych sposobów funk-cjonowania kosmosu, jak w przypadku fizyków: Izaaka Newtona czy Stephena Hawkinga – starając się te dotyczące działania świata potwierdzić w empirii, będąc zawsze jej bliżej, niż bardziej teo-retyczni badacze spod znaku INTP. Co nie znaczy, że koniecznie poznają świat lepiej. Newton co prawda głębiej opisał kosmos, niż reprezentujący INTP To-masz Kartezjusz, Galileusz czy Leibniz, ale jednak bardziej powierzchownie niż inny z nich – Einstein.

Chętnie zajmują się też ekonomią, stara-jąc się odkryć sens działania gospodarki akcentując wolę i działania ludzi, wbrew zwolennikom bezosobowej, niewidzial-

24 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014

nej ręki rynku, jakimi są osoby spod znaku INTP. To może oznaczać różne rzeczy: odwołującą się do gospodar-czych strategii (to wszak urodzeni stra-tedzy!) teorię gier – matematyk, laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii John Nash, interwencjonizm państwo-wy – John Keynes lub libertarianizm, ale wysławiający pracę heroicznych, silnych, samodzielnych, egoistycznych kapitalistów – Ayn Rand. Takimi będą, jako biznesmeni, chociażby Elon Musk – pierwowzór filmowego ironmana, a w informatyce twórca Facebooka, Mark Zuckerberg czy popularni reży-serzy, jak James Cameron. Jako, że ich trzecią władzą poznawczą jest intro-wertyczne uczucie, o ile są w miarę dojrzali, mają emocjonalną świado-mość wartości, o które walczą – stąd tu ambitni aktorzy, jak Jodie Foster i Russel Crow. Władza zaś jest dla nich zawsze środkiem do ich realizacji, a nie celem samym w sobie – jeden z ojców zało-życieli USA, pierwszy wiceprezydent i drugi prezydent John Adams. Jednak ich najsłabszą funkcją jest ekstrawertycz-ne doznawanie. Mogą stracić kontakt ze światem realnym w tym sensie, że jeżeli zauważą różnicę między swymi teoria-mi a rzeczywistością, odpowiedzą jak Hegel, że tym gorzej dla faktów – nie li-cząc się z realiami będą na siłę wprowa-dzać swe intuicje, nie unikając przemo-cy – norweski blackmetalowy muzyk, morderca i podpalacz kościołów Varg Vikernes, terroryzmu – Ted Kaczynski, Anders Breivik, czy rewolucji – Włodzi-mierz Lenin, zbliżając się do szaleństwa nigdy nie wątpiąc w swą słuszność, wy-jątkowość i jakże ważną misję do speł-nienia. W Biblii odpowiada im Kain, pro-blem przyjęcia przez Boga ofiary brata miast własnej rozwiązujący zabiciem go,

po czym założył miasto wprowadzając swą wizję życia.

Po co jest im Kościół? Żeby nabyli poko-ry wobec faktów i innych ludzi, nauczyli się, że czasem słabość jest siłą. Po co są oni Kościołowi? Bez nich dawno prze-stałby już istnieć, tonąc w słabościach, grzechach i różnych układach. Potrze-buje ludzi, którzy od czasu do czasu przynajmniej będą mieć odwagę prze-ciwstawienia się panującym obyczajom i odwrócenia losów dziejów, a oni są do tego zdolni. W Biblii reprezentuje ich wszak Noe, który dzięki swej potężnej sile woli, wbrew całemu ówczesnemu światu buduje 120 lat arkę w środku lądu dając tak początek nowemu. Ten typ miał też ojciec reformacji Marcin Luter, który swą żelazną wolą i spraw-nym dialektycznym umysłem (zarazem święty i grzesznik) wstrząsnął światem, podważył władzę papieską wychodząc od intuicji zbawienia z łaski, doprowa-dził wbrew naciskom do rewolucyjnych zmian: „Tak oto stoję, inaczej nie mogę”. Będą zatem doskonałymi przywódcami a zarazem głębokimi teologami, którzy poprowadzą Kościół ku odważnym ce-lom. Jeśli jednak zabraknie im pokory i dystansu wobec siebie, staną się prze-konanymi o swej nieomylności, zwal-czającymi wszystkich swych przeciwni-ków, niebezpiecznymi sekciarzami! Ta-kich nie brakuje w różnych zamkniętych grupkach czy zborach, którym narzuca-ją swą jedynie słuszną wizję świata.

ENTJ, czyli intuicyjni, myślący, decydujący ekstrawertycyTo typ stosunkowo rzadki – 2,7 % męż-czyzn i 0,9 % kobiet, najmniej teoretycz-ny z mózgowców, pod wieloma wzglę-dami w swym praktycznym podejściu i nastawieniu na wypełnianie obowiąz-ków, przypomina filary społeczeństwa. Ma jednak wykraczającą poza rutynę wyobraźnię. Obejmuje mózgowców, u których dominuje jak w typie INTP myślenie, ale ekstrawertyczne. Wsparte introwertyczną intuicją pozwala przez indukcję poznać obiektywny porządek świata – tu należy myśliciel najbardziej wpływowy w dziejach, empirycznie i racjonalnie badający rzeczywistość Arystoteles, twórca wielu nauk i dzia-

łów filozofii, przez wieki autorytet w różnych sprawach! Jego racjonalny, obiektywny styl kontynuują uczeni, jak astrofizyk Carl Sagan.

Swą wiedzę wszakże częściej spraw-dzają w bezpośrednim starciu (nie zza biurka, jak w typie INTJ). Narzucanie innym nowego porządku w oparciu o intuicyjne i racjonalne zarazem stra-tegie to wszak ich główna umiejętność – ten typ reprezentują wszak kartagiński wódz Hannibal, rzymski dyktator Juliusz Cezar, cesarz Francuzów Napoleon, a w nowszych czasach „żelazna dama”, brytyjska premier Margaret Thatcher. To ludzie, którzy zadziwili świat kon-sekwencją w budowaniu nowego ładu brutalnie i genialnie zarazem rozprawia-jąc się z przeciwnikami w dążeniu do władzy absolutnej. Mogą wszak i oni sami swą żelazną wolą złączoną z mą-drością stawiać opór tyranom, jak wię-ziona przez lata Birmanka, laureatka po-kojowej Nagrody Nobla Aung Sang Suu Kyi czy szachista i opozycyjny rosyjski polityk Garri Kasparow. We wszelakich debatach jedni i drudzy są agresywni nie czując oporów, by przeciwników wido-wiskowo wdeptywać w ziemię, jak pu-blicysta Rush Limbaugh. Liczni są tu też twardzi, ale i intelektualnie wyrobieni biznesmeni, jak Bill Gates, Jack Welch, Peter Thiel, którzy osiągają cel tak dzięki nieustępliwości, jak i inteligencji.

Obecne na trzecim miejscu ekstrawer-tyczne doznawanie sprawia, że dobrze się czują w realnym świecie, otwarci na nowe wrażenia. Ale najsłabsze intrower-tyczne uczucie, jeśli nie będzie wzmoc-nione, może doprowadzić do momentu, gdzie władza staje się celem samym w sobie, a pokonywanie przeciwników, tropienie wrogów, miażdżenie rywali nie służy już niczemu poza eskalacją

SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014 • 25

Beata Jaskuła-Tuchanowskazbrodni, jak u sowieckiego impera-tora Józefa Stalina. Także i Napoleon czy Cezar, albo zmarły w pojedynku prezydent USA Aleksander Hamilton – założyciel wielu instytucji tego kra-ju, z dolarem włącznie – nie potrafili postawić granicy swej rozszalałej żą-dzy władzy, w końcu doprowadzając siebie do klęski. Ale jeśli ta najsłabsza funkcja będzie wzmocniona, może zrobić z nich nawet artystów: akto-rów – George Clooney, Matt Damon, Kathrin Hepburn, Charlize Theron czy piosenkarzy – Adele, którzy swój silny charakter łączą z nietuzinkową artystyczną wrażliwością.

Kościół potrzebuje ich przywódczych talentów, by nim pokierowali. W info-grafice wykorzystanej w naszym cy-klu ten typ przypisano Pawłowi z Tar-su, gdy strona libertytypes.com widzi w nim przedstawiciela typu ESTJ. To nierzadki przykład trudności jedno-znacznej klasyfikacji, cechy ludzi są wszak ciągłe. Te dwa typy różnią się jedną literką: „s” oznaczające nacisk na konkret tu i teraz vs „n”: na abs-trakcje i możliwości. Oba oznaczają osobę władczą i bezwzględną, a za-razem o talencie organizacyjnym, ale u typu ESTJ nastawioną na praktyczną logistykę i obronę moralnych zasad a u ENTJ genialne, strategiczne po-mysły na zmianę świata. W przypad-ku Pawła mamy zaś jedno i drugie! A czym czuł się bardziej: rewolucyj-nym strategiem tworzącym Kościół wśród pogan, czy sprawnym straż-nikiem obyczajów w zborach? No cóż, jego już nie zapytamy, chyba że w przyszłym świecie... Jeżeli uznamy go za ten typ, to w jego nawróceniu łatwo zobaczymy odkrycie sensu swej gorliwości i działań, miłość do Jezusa i ewangelii, w czym ujawnia się najsłabsza władza tego typu: in-trowertyczne odczuwanie. ENTJ-oty zatem potrzebują Kościoła, by móc odnaleźć ideę, dla której mogą kształ-tować jako liderzy nową rzeczywi-stość, jak w XVII w. w Anglii czynił to dowodzący purytańską rewolucją „lord protector” republiki Oliver Cromwell, a dziś budzący liczne kontrowersje, wierzący ewangelik reformowany, premier Węgier Viktor Orban.

Baśń czy bajka... w PoczekalniWszystkie baśnie do kupy wzięte:książęta na białych rumakach,księżniczki na ziarnku i bez,dziarscy rycerze czy ubodzylecz o szlachetnym sercu młodzieńcy,nawet kot w butach i smok wawelskiprzegrali w szermiercez wirtualnym światemzamkniętym w szklanej szybce...

I my pokonani.Rzeczywistość miesza nam szyki.Nic nie jest jak w bajceprzegrywają słabsi i wrażliwsizwyciężają bezwzględni

A nam się marzy dziecięctwoszlachetność, prawośći świat bez zła, śmierci i chorób.

Wkrótce, za niedługocofniemy zegar do krainy naiwnościzapomnimy o wszystkich troskach,zranieniach i trudach.Przejdziemy kruchy próg starości,zamglonymi oczyma zajrzymyw przeszłość, która stanie się przyszłością.

Bo dobrze wierzyć, tęsknić i czekaćz dziecięcym zachwytem i radościąna prawdziwego Królai nastanie Jego Królestwa na wieki,do którego zostaliśmy zaproszeniwprost z tej Poczekalni. Amen.

TEMAT NUMERU: WSPÓŁ-Kobieta kobiecie Alina Woźniak

26 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014

Od wieków toczy się dyskusja, nad właściwym tempem dorastania

dzieci. Z jednej strony, gdy zbyt szybko dzieci są obarczane problemami doro-słych, gdy bardzo wcześnie stawiane są przed nimi zbyt wygórowane wyzwa-nia, gdy nakładana jest odpowiedzial-ność ponad ich wiek, mamy problem „dzieci dorosłych zbyt szybko”. Dzieci, które niejako próbują przeskoczyć pe-wien etap swojego rozwoju i są rzuca-ne na szeroką wodę, mogą się po pro-stu pogubić i stracić właściwy obraz siebie. Nie mają możliwości rozwoju we właściwym tempie. Z drugiej strony, dzieci otaczane kloszem ochronnym przez dorosłych, którym nie stawia się żadnych wymagań i odpowiedzialno-ści, nieustannie domagają się skupiania uwagi wokół siebie. Nie mają szansy na zdrowy rozwój i pozostają egocen-trycznymi dorosłymi, chcącymi nadal bawić się swoimi zabawkami i to naj-chętniej kosztem innych.

Na kartach Nowego Testamentu też toczy się dyskusja na temat równo-wagi pomiędzy byciem dzieckiem, a dorosłym w każdym z nas. Z jednej strony stawiane jest przed nami wy-zwanie przez Pana Jezusa, by mieć

cechy dziecka. „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie i nie zabraniajcie im. Albowiem do takich należy Króle-stwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam, kto nie przyjmie Królestwa Bożego jak dziecię, nie wejdzie do niego.”(Łuk. 18:16-17). Z drugiej strony, znajdujemy zachętę do dojrzałości: „[Chodzi o to], abyśmy już nie byli dziećmi, miotanymi i unoszonymi lada wiatrem nauki przez oszustwo ludzkie i przez podstęp, pro-wadzący na bezdroża błędu”(Ef. 4:14). Oraz: „Bracia, nie bądźcie dziećmi w myśleniu, ale bądźcie w złem jak niemowlęta, natomiast w myśleniu bądźcie dojrzali” (1Kor. 14:20).

Salomon dość prosto ujmuje proces dorastania i wychowywania pisząc: ”W sercu chłopięcym głupota się mie-ści, rózga karności wypędzi ją stam-tąd.”(Przyp. 22: 1). Czy też dostrze-gamy głupotę młodych? Czy raczej w dobie wszechobecnego chwalenia zachwycamy się celnością rzutu dziec-ka, nawet jeśli rzucony kamień wybił szybę u sąsiada? Zachwycamy się sil-ną osobowością dziecka, podczas gdy ono krzykiem i kaprysami wymusiło zmianę planów dla całej rodziny.

Jak dzisiaj uczyć karności, gdy rodzi-com została wytrącona z ręki przy-słowiowa rózga? Czy mamy właściwe spojrzenie na proces wychowywania naszych dzieci? Coraz rzadziej porad-niki dla rodziców dają nam właściwy obraz: ”Dziecko rodzi się ze złą natu-rą, chce być w centrum uwagi, pragnie rządzić w domu, chce iść na łatwiznę i zazwyczaj jest leniwe. Najgorszą rze-czą, jaką można zrobić dziecku, jest pozwolić mu na egocentryczne zacho-wanie - skazujemy je na niespełnione, pełne nieszczęścia i bólu życie.”

W innym miejscu Salomon zachęca: „Wychowuj chłopca odpowiednio do drogi, którą ma iść, a nie zejdzie z niej nawet w starości”(Przyp. 22: 6). Rodzi-ce stają zatem przed wyzwaniem, by odkryć tę odpowiednią, unikalną dro-gę swojego dziecka, jego talenty i jego pasje. Dzisiaj w dobie wyścigu szczu-rów trzeba nie lada mądrości i odwagi, by nie przymuszać dziecka równocze-śnie do baletu, nauki trzech języków, śpiewu, gry w tenisa i wszystkiego, co robią inni. Viktor Frankl powiedział: „Żaden człowiek i żaden ludzki los nie może być porównywany z innym człowiekiem i innym losem”. Frederick

SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014 • 27

Buechner definiuje powołanie jako miejsce, gdzie spotyka się twoja naj-większa radość z największą potrzebą świata. Będąc rodzicami z uwagą szu-kajmy, czym zostały obdarowane na-sze pociechy, ich największej radości, tego, co w nich jest unikalne.

Jednak my, dorośli, sami często zadaje-my sobie pytanie: a co ze mną? Co jest moją pasją? Co jest moim obdarowa-niem? Czy moi rodzice i wychowawcy stymulowali właściwie mój rozwój? Co robić, jeżeli moi rodzice nie „odrobili swojego zadania”? Czy jestem wystar-czająco dojrzałą osobą, a może nadal tkwi we mnie niewychowany dzie-ciak, bo zabrakło w domu właściwej dyscypliny?

Dzisiejszy świat przedłuża czas dora-stania. Do młodzieży nadal chcą się zaliczać „piękni trzydziestoletni”. Od rodziców dorosłych już dzieci niejed-nokrotnie słyszy się, że młodzi mają czas na zakładanie rodziny, mają czas na odpowiedzialne życie: niech jeszcze się pobawią będąc wolnymi, bez zobo-wiązań. Nie jest rzadkością, że pomimo dojrzałej już metryki, my sami nadal pozostajemy niedojrzali, chcemy być w centrum uwagi, manipulujemy inny-mi, aby spełniać swoje zachcianki, ob-rażamy się, jak coś nie idzie po naszej myśli.

Może, mimo swojego dojrzałego już wieku, jesteśmy na niewłaściwej dro-dze? A pewne pytania wciąż pozosta-wiamy bez odpowiedzi? Czy wiem, kim jestem, czy raczej staram się być, jak ktoś inny? Czy swojej oceny doko-nuję zawsze w porównaniu z innymi? Ciągle próbuję kogoś dogonić? Może nikt nie pochylił się należycie nad moją indywidualnością i pozostaję w zawie-szeniu w ciągłym podglądaniu i nie-jako z mottem: „Życie jest szpitalem, w którym każdy pacjent jest opanowa-ny chęcią zmiany swego łóżka.” (Char-les Pierre Baudelaire).

Jest sporo testów sprawdzających, czy jestem dorosłym dzieckiem. Sympto-mami braku dojrzałości są nałogi takie, jak przejadanie się, upijanie się alko-holem, nadużywanie lekarstw. Innymi oznakami mogą być ignorowanie, bądź niezauważanie oznak konieczności za-

spokojenia swoich potrzeb fizycznych takich, jak wypoczynek, czy poży-wienia. Może trudno ci zaufać innym i musisz wszystkich i wszystko kontro-lować. A może wręcz odwrotnie jesteś tak łatwowierny, że wszystko „kupujesz w ciemno”, bez przemyślenia? Może odczuwasz obsesyjną potrzebę bycia docenianym i szanowanym, a może starasz się być niewidoczny i masz wrażenie, że nikt nie życzy sobie two-jego towarzystwa?

Dorosłe dzieci mają żal, Za kiepski przepis na ten świat. Dorosłe dzieci mają żal, Że ktoś im tyle z życia skradł.

Odmierzyli każdy uśmiech i grosz. Wyznaczyli niepozorny nasz los. Nie zostało pominięte już nic, Tylko jakoś wciąż nie wiemy jak żyć.

Czy pozostanę rozgoryczonym doro-słym dzieckiem? Czy będę obwiniał moich rodziców, że nie przygotowa-li mnie właściwie do życia w świecie dorosłych? Czy mając świadomość swojego nieprzygotowania, pozostanę w poczuciu skrzywdzenia i żalu, a swoje oczekiwania i niespełnione marzenia przeniosę na bliskich?

Pamiętajmy jednak, że nie ma szczęśli-wych ofiar. Mamy do wyboru postawę pozostania nieszczęśliwymi, świadomi wyrządzonej nam krzywdy, drapiąc niezagojone wciąż rany, albo możemy zacząć proces dorastania od nowa. Początkiem jest wybaczenie swoim ro-dzicom, być może niedoskonałym i nie-świadomym. Trzeba też wybaczyć so-bie, jako również niedoskonałym dzie-ciom, mężom, żonom przyjaciołom czy rodzicom. Wszyscy potrzebujemy uła-skawienia. Łaska zawiera w sobie całą Bożą cierpliwość, miłosierdzie, przeba-czenie i pomoc, która jest dla nas do-stępna. Łaska nie jest wymagająca. Jej rolą jest umożliwianie, dawanie szansy.

Pamiętając, że łaska jest darem udzie-lanym przez Boga i jej przyznanie nie jest związane z żadną naszą zasłu-gą, nie zapominajmy, że musimy zro-bić swoje, że nie możemy pozostać w miejscu. Łaską zbawieni jesteśmy, przez wiarę. Jednak kolejne wersety mówią, że jesteśmy przeznaczeni do

dobrych uczynków, w których mamy chodzić (Ef. 2:8-10). Jeśli nie mam na-wyku ścielenia łóżka, czy sprzątania po sobie, nawyku dotrzymywania obietnic itd., powinnam zacząć małymi kroka-mi robić, co należy, by okazać miłość ludziom wokół siebie. Pamiętajmy, że z myśli rodzi się czyn, z każdego czynu rodzi się nawyk, z nawyku charakter, a z charakteru powołanie.

Chętnie niestety poprzestajemy na po-stawie wielbiciela i fana Jezusa Chry-stusa. On jednak chce naśladowców. W Słowie Bożym znajdujemy wiele poleceń skierowanych do nas: postaraj się, pamiętaj, bądź, odrzuć, nie toleruj, unikaj, bierz swój krzyż. W 2 Liście do Tymoteusza Paweł zachęca: wzmac-niaj się w łasce, która jest w Chrystusie (2Tym. 2:1). Piotr życzy swoim czytel-nikom, by przez poznanie Boga i Jezu-sa Chrystusa, łaska i pokój rozmnażały się (2 Pi. 1:2).

Czy podpiszę się pod słowami proroka Izajasza: „my jesteśmy gliną, a ty na-szym Stwórcą i wszyscy dziełem two-ich rąk!” (Iz. 64:8)? Nie przywiązuj się do dzisiejszego stanu twojej osobowo-ści. Nie utrwalaj myślenia, że taki już jestem, jestem urodzoną pesymistką, jestem nieudacznikiem, nic się nie uda. Czy na pewno „Bóg kocha mnie takie-go, jakim jestem i cieszy się każdym moim gestem”? Moją niedojrzałością? Moim egoizmem? Moim lenistwem? Pogardą do drugiego człowieka? Pamię-tajmy, że nasze pewne gesty są wyra-zem i dowodem grzechu, obecnego we mnie, a to Boga nie cieszy na pewno.

Bóg chce nas wychowywać, chce aby-śmy przestali karmić się mlekiem, na-wołuje do zwrócenia się do wyższych rzeczy (Hebr. 5:11-6:1). Poddajmy się temu wychowaniu i przestańmy być dorosłymi dziećmi. Pamiętajmy, że Pismo jest pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości (2Tym. 3:16).

Jak odnajdować swoje powołanie? Psal-mista daje wskazówkę: rozkoszuj się Panem, a da ci, czego życzy sobie ser-ce twoje! (Ps. 37:4). Powierzajmy swoje pragnienia i marzenia Bogu. On je sko-ryguje lub posłuży się tymi pasjami.

28 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014

Ekipa Pawła- część 3 -

Samuel Skrzypkowski

DEMASDziś przyjrzymy się Demasowi,

tragicznej postaci z ekipy Pawła. To postać trudna do wnikliwej inter-pretacji, ze względu na bardzo zdaw-kowe informacje na jego temat. Dzi-siejsze rozważanie będzie głównie za-czerpnięte z książki pt: „Trwaj”, która w najbliższym czasie ukaże się nakła-dem naszego wydawnictwa. Książka dotyka tematu wytrwania w świętości. Tekst, który przytaczam, jest autorstwa Jerrego Bridgesa, autora wielu książek chrześcijańskich i działacza organi-zacji The Navigators zajmującej się ewangelizacją studentów.

Następujące wersety wspominają oso-bę Demasa:

List do Kolosan (4:14) „Pozdrawia was Łukasz, ukochany lekarz, i Demas” (ok. 60 r. n. e.)

List do Filemona (1:23-24) „Pozdrawia cię Epafras, mój współwięzień w Chry-stusie Jezusie, Marek, Arystarchos, De-mas i Łukasz, moi współpracownicy” (ok. 60 r. n. e.)

2 List do Tymoteusza (4:9-10) „Posta-raj się przyjść do mnie jak najszybciej, gdyż Demas mnie opuścił. Pociągnął go ten świat i odszedł do Tesalonik. Krescens udał się do Galacji, a Tytus do Dalmacji.” (ok. 67 r. n. e.)

Pisząc do Tymoteusza „Paweł był pew-ny tego, że wytrwał do końca i dobrze kończy swoje życie. Niestety, kilka wersów dalej musiał napisać o swoim współpracowniku: „Demas mnie opu-ścił, Pociągnął go ten świat i odszedł do Tesalonik” (2 Tm 4:10).

Mamy zatem dwóch mężczyzn, którzy razem byli w służbie – Paweł i Demas

– mentor i uczeń. Jeden wytrwał, ukoń-czył bieg i patrzy w przyszłość, ocze-kując korony sprawiedliwości. Drugi odpadł, opuścił swojego mentora i nic więcej nie usłyszymy na jego temat.

Nie wiemy, co się ostatecznie stało z Demasem. Nie wiemy, czy pokuto-wał, czy nie, ale Pismo kończy opis jego osoby na tym, że „Demas mnie opuścił. Pociągnął go ten świat...”. W liście do Filemona, w 24. wersecie, Paweł nazywa Demasa swoim współ-pracownikiem, tak samo jak Marka, Arystarchosa i Łukasza. Prawdopodob-nie Demas był dobrze zapowiadają-cym się młodym mężczyzną z obiecu-jącą przyszłością, jednak na tyle, na ile wiemy, nie dotrwał do końca.

To daje wiele do myślenia. Sporo osób, które czytają [tę serię artykułów] to młodzi, oddani Chrystusowi chrześci-janie. Dzięki Bożemu, pełnemu łaski prowadzeniu masz przed sobą wiele lat i nadzieję na szczęśliwe zakończenie, wytrzymanie i wytrwanie do końca. Ale były czasy, kiedy Demas myślał dokład-nie tak jak ty. Nie dołączył do [ekipy] Pawła z myślą, że kiedyś go opuści i da się pociągnąć światu. Nie, on również bez powątpiewania oczekiwał dobrego finiszu i wytrwałości do samego końca.

To daje wiele do myślenia nawet tym, którzy są trochę starsi. Kiedyś znany ba-seballista Yogi Berra powiedział tak: „To jeszcze nie koniec, dopóki to nie jest prawdziwy koniec”. Więc nie możemy zakładać, że nawet będąc już w dojrza-łym wieku, na pewno dobrze skończy-my. Nie skończymy, dopóki nie umrze-my, w wierze, bądź niewierze.

Zatem wszyscy z nas, czy to młodzi, czy starsi, musimy mieć na uwadze ostrzeżenie, które płynie z przykładu Demasa. Demas przecież nie obudził się po prostu pewnego dnia i stwier-dził, że obraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Tak się to nie dzieje. Demas dreptał powoli, krok po kroku, w stro-nę świata. I jeśli ja, albo ty nie bę-dziemy dbać o naszą więź z Bogiem, to również możemy zacząć dreptać w niewłaściwym kierunku.

Jerry Bridges podaje ciekawy przykład: W marynarce wojennej dawniej nikt jeszcze nie znał systemu GPS. Uży-wano dwa razy dziennie sekstantu, aby określić położenie geograficzne. O świcie i o zmierzchu „strzelaliśmy do gwiazd” i wiedzieliśmy, dokąd zmierzamy. I niezmiennie, po każdej

SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014 • 29

takiej czynności musieliśmy doko-nać drobnej korekty kursu. Gdy-byśmy tego nie robili, nie tylko raz, ale w naszym przypadku dwa razy dziennie, okazałoby się, że jesteśmy daleko od zamierzonego kursu.

Ty i ja również potrzebujemy co-dziennej korekty kursu i dokonuje-my jej podczas naszego czasu sku-pienia na Bogu. Demasa pociągnął świat doczesny. Każdego z nas, czy to wierzącego, czy niewierzącego coś pociąga. Coś, w czym żyjemy i co samo w sobie nie musi być za-bójcze. Ale staje się takim, gdy wy-bieramy to coś, zamiast Boga i wia-ry. Demasa pociągnął świat. Apostoł Jan powiedział: „Nie kochajcie świa-ta” (1 Jana 2:15). Ale nie możemy po prostu „nie kochać świata” i tym sa-mym mieć pustkę w naszym sercu. Wraz z brakiem miłości do świata, musi iść miłość do Boga. Właśnie nasz codzienny czas skupienia na Bogu jest momentem, kiedy nasza miłość do Boga i Jego miłość do nas odświeża się w naszych sercach.

Warto odpowiedzieć sobie na pyta-nie Jak wygląda mój czas skupienia na Bogu? Czy masz plan czytania Słowa? Czy więcej czasu w tym ty-godniu spędziłeś na modlitwie, czy przeglądaniu postów na Facebo-ok’u? Pilnujmy się, aby nie schodzić z kursu wyznaczonego nam przez Pana. Dbajmy o to, by być takimi jak Paweł, a nie jak Demas. Nie chciał-bym, aby o kimkolwiek z nas wy-powiedziano takie słowa jak [twoje imię] mnie opuścił. Pociągnął go ten świat.

W ramach zastosowania pragnę cię zachęcić, byś znalazł jedną osobę ze swoich przyjaciół, która zosta-nie twoim „spowiednikiem”. Osobę, z którą nawzajem będziecie sobie wyznawali grzechy, dzieli się tym, czego uczy was Bóg, rozmawiali o problemach w życiu, itd. Ja spoty-kam się co tydzień z moim przyjacie-lem, rozmawiamy na te tematy przez ok. godzinę, a następnie kończymy modlitwą. Dzięki naszym spotka-niom widzę, że stałem się bardziej zdyscyplinowany przed Bogiem, a świadomość tego, że będę musiał opowiadać o moich grzechach dru-giej osobie, dodatkowo hamuje mnie w mej głupocie. Dziękuję Bogu za dobrego przyjaciela i modlę się o wytrwałość do samego końca.

Jako Rada Kościoła powołaliśmy na posiedzeniu dwa celowe fundusze. W tym artykule chciałbym je przedstawić i zachęcić, tak osoby prywatne jak i zbory do ich wsparcia. Oto one:

1. Fundusz Misyjny.Chcemy wspierać nowo powstające placówki i pracowników misyjnych w miejscach, w któ-rych zborów na to nie stać. Jestem przekonany, że aby rozwijać się w Polsce, oprócz inicjatywy poszczególnych Zborów, które szukają moż-liwości zakładania nowych zborów w swoim otoczeniu, potrzebujemy również strategii ogól-nokrajowej, której ambicją jest wypełnienie „bia-łych plam” na mapie Polski nowo powstającymi Zborami. Takich plam wciąż jest dużo – w połu-dniowej Wielkopolsce, na styku Kujaw i Mazow-sza, i Mazowsza i Warmii, w północnej Wielko-polsce. Na dzień dzisiejszy osoby, które chcemy wspierać jako Kościół to misjonarze w Poznaniu i Cieszynie (we współpracy z lokalnymi Zborami, które te placówki zakładają). Szukamy również osoby do pracy we Włocławku.Jeśli chcesz wesprzeć ten fundusz, oto konto:

Fundusz Misyjny Kościół Chrześcijan Baptystów w RP ul. Waliców 25, 00-865 Warszawa 82 1050 1054 1000 0023 2670 9819

O ile to możliwe, proszę zastanów się jaką kwotę możesz przesyłać przynajmniej przez rok. W ten sposób będziemy w stanie planować wsparcie na co najmniej rok.Fundusze te chcemy wydawać odpowiedzialnie. To oznacza, że będziemy zarówno otaczać ob-jętych nim misjonarzy opieką duszpasterską, jak i weryfikować ich realne działania.Dodam dla zachęty, że prośbą o wsparcie tych funduszy podzieliłem się również w swoim new-sletterze. W pierwszych dwóch dniach 4 osoby zdecydowały się wysyłać wsparcie, co oznacza, że mamy już na pierwszego misjonarza! Bracie, Siostro, Zborze Baptystyczny – mamy, na dziś, do wsparcia jeszcze przynajmniej dwóch. Zachę-cam choćby do 100 złotych miesięcznie, do koń-ca roku. W ten sposób będziemy mogli rozwijać placówki w zupełnie nowych miejscach. W końcu, być może modlisz się o bycie misjona-rzem? Lub już zacząłeś jakąś działalność? Daj mi znać. Postaramy się ci pomóc:)!!!

2. Fundusz Dziedzictwa Baptystycznego.Jeden z uczniów chcąc pogrzebać ojca, usłyszał znane słowa: „Pójdź za mną, a umarli niechaj grzebią umarłych swoich” (Mt 8:22). Czy to nie oznacza, że pamięć o przeszłych pokoleniach jest przez Pana lekceważona?Jestem przekonany, że nie. Dwie z Ewangelii roz-poczynają rodowody Jezusa, jeden od Abrahama (Mt), drugi od Adama (Łk). Gdyby nie troska Ży-dów o znajomość przeszłości, to by ich nie było. Gdyby nie były ważne dla Boga, to nie byłoby ich w Słowie Bożym. A są. Korzenie więc są ważne.

Gdyby przeszłość nie była dla Pana ważna, nie odwoływałby się do historii Izraela. W skarbcu go-spodarza są i stare rzeczy (Mt 13:52). Tak, mamy uważać, żeby nie być jak faryzeusze, którzy bu-dowali grobowce prorokom i zdobili nagrobki sprawiedliwych, ale to nie wpływa na ich własne postępowanie (Mt 23:29nn). Ale alternatywą nie jest pogarda dla przeszłych pokoleń. Pamiętaj-my, że działanie Boga w Piśmie opisane pośród tych, którzy byli przed nami, jest nam dane „dla pouczenia” (Rz 15:4). A my, jako kościół, mamy przed sobą następujące zadanie: „Pamiętajcie na wodzów waszych, którzy wam głosili Słowo Boże, a rozpamiętując koniec ich życia, naśla-dujcie wiarę ich” (Hbr 13:7). Mamy pamiętać. A pamiętając, uczyć się od nich wierności, od-dania, gorliwości i naśladować ich postępowanie. Tu nie chodzi o postacie biblijne. Tu chodzi o na-szą historię, zborów, z których pochodzimy. Tych, którym zawdzięczamy swoje istnienie.Stąd pomysł Funduszu Dziedzictwa Baptystycz-nego. Ze zgromadzonych na nim środków planu-jemy:• Otoczyć opieką rozsiane po Polsce groby bap-

tystycznych kaznodziejów i pastorów. Chcemy w ten sposób okazać szacunek do tych braci i dzieła, jakiego dokonał przez nich Bóg. Pla-nujemy troskę o płyty nagrobne, dopilnowanie choć raz na rok porządku wokół nich.

• Otoczyć opieką Archiwum Kościoła. Dzięki niemu nie tylko mamy dostęp do informacji z naszej przeszłości (wykorzystywanych np. w powstających historiach naszych zborów), ale i notatek o stanie posiadania, dzięki którym udało się część majątku odzyskać. Organiza-cja danych i wprowadzanie nowych wymaga fachowego prowadzenia, które kosztuje.

• Świąteczne prezenty dla kościelnych senio-rów – pastorów emerytów i wdów po pasto-rach. Nigdy nie były to środki duże, ale zawsze w ten sposób jako Kościół chcemy okazywać pamięć i wdzięczność.

Jeśli ktoś chce wspierać ów fundusz, oto numer konta:

Fundusz Dziedzictwa Baptystycznego Kościół Chrześcijan Baptystów w RP ul. Waliców 25, 00-865 Warszawa 22 1050 1559 1000 0023 2180 4466

W tym przypadku systematyczność nie jest tak ważna, jak w przypadku Funduszu Misyjnego, ale będziemy wdzięczni za comiesięczne wpłaty, które np. pomogą nam w ustaleniu rytmu pracy opiekuna Archiwum.

Drodzy Bracia i Siostry, mamy siać. Sianie to nie tylko własna ewangelizacja, ale również wsparcie tych, którzy mają ku temu dary. Tak czy inaczej, uczestniczmy w tym dziele. Bądźmy wierni, oka-zujmy swą wdzięczność w praktyczny sposób, abyśmy na ów wielki Dzień Pański, który się zbli-ża, usłyszeli pochwałę. Nie znam ważniejszego zaszczytu.

Mateusz Wichary

30 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014

DAR OD KSIĘCIA POKOJU

Boże słowa

Włodek Tasak

W czasie, kiedy piszę te słowa, cały świat patrząc na Krym wstrzy-

mał oddech. Od bardzo wielu lat nie doświadczyliśmy takiej sytuacji, kiedy trudno jest przewidzieć skalę zagroże-nia, które może się rozlać bardzo sze-roko. I nawet nie chodzi o to, że to tym razem..., ale że „ten raz” niepokojąco zbliżył się do nas.

To zrozumiałe, ze oddalamy od siebie myśl, że czasy ostateczne (te napraw-dę „ostateczne”) być może będziemy oglądać na własne oczy. Do „znaków” przyrody, moralności, ekonomii dołą-cza właśnie wielka polityka, która za-wsze czaiła się gdzieś tam za następ-nym rogiem.

A co na to wszystko Bóg? Czy w swym odległym odosobnieniu beznamiętnie snuje globalne zamysły, jak chcą nie-którzy? Jednak nie taki obraz stosunku do nas zostawił nam w swoim Słowie. Kiedy uczniowie byli zaniepokojeni tym, co usłyszeli od Jezusa na temat Jego zbliżającej się śmiertelnej ofiary, usłyszeli od Niego: „Pokój zostawiam wam, mój pokój daję wam; nie jak świat daje, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze i niech się nie lęka” (J 14:27).

Chociaż my znajdujemy tam greckie słowo eirene, bliskie naszemu znacze-niu słowa „pokój”, Jezus faktycznie miał do przekazania hebrajskie: szalom! Cóż to za piękne pojęcie! Daleko wykracza poza nasze, europejskie pragnienie do-świadczania spokoju w postaci braku nie tylko wojny, ale wszelkich kłopotów i problemów. Dla Żyda szalom – ściśle łączący się z Bożą, a nie ludzką ofer-tą – to wszystko, co przyczynia się do najwyższego dobra człowieka. Franz Mussner pisze: „Szalom zawiera w so-bie następujące pojęcia: pokój, radość, wolność, integralność, pojednanie, wspólnota, harmonia, sprawiedliwość,

prawda, komunikacja. Szalom panu-je na świecie, gdy są uporządkowane wszystkie wzajemne relacje, stosunki między Bogiem a człowiekiem oraz między wszystkimi ludźmi”.

„Nie jak świat daje”. Bo i nie jest w sta-nie zapewnić nam takiego pokoju. Jego oferta pokoju – i to tego rozumianego jedynie w wąski, świecki sposób – jest zawsze ułudą. Kiedy Neville Chamber-lain, premier Wielkiej Brytanii 30 wrze-śnia 1938 r. powrócił z Monachium, gdzie Wielka Brytania, Francja i Wło-chy właśnie oddały Hitlerowi część Czechosłowacji, powiedział: „Przy-wożę pokój naszym czasom”. Okaza-ło się, że było to prawdą jedynie na 11 miesięcy (oby historia się nie powta-rzała na naszych oczach).

Kiedy Jezus przekazywał uczniom cytowane wyżej słowa, chwilę wcze-śniej powiedział: „Niechaj się nie trwoży serce wasze; wierzcie w Boga i we mnie wierzcie!” (J 14:1). Oto Bóg jest źródłem pokoju, który za pośred-nictwem Chrystusa nam przekazuje. I tylko w Nim możemy pokładać na-dzieję, że nas nie zawiedzie. Nikt inny nie może dać nam gwarancji niezawod-ności swoich dobrych intencji, a także siły woli i mocy dotrzymania obietnic. Czy nie brzmi to aby nazbyt naiwnie? Jak to jednak przełożyć na prozę życia? Szczególnie w obliczu poważnych lę-ków i zagrożeń.

Dramat przeciętnego człowieka polega na tym, że pokoju wypatruje w znacze-niu takim, jak postrzegał go Chamber-lain: byle odsunąć od siebie bezpośred-nie zagrożenie, byle zyskać na czasie.

Bóg wobec nas działa inaczej. Nie chce zyskać na czasie, bo stawką w Jego grze jest wieczność, a nie jakieś dni, miesią-ce czy nawet lata pokoju (stabilności finansowej, spokoju ducha czy poczu-cia bezpieczeństwa). Jezus mówi więc

o pokoju, który daje im wieczne (a nie czasowe) poczucie bezpieczeństwa. Myśl tę rozwinął później Paweł pisząc: „Usprawiedliwieni tedy z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa” (Rz 5:1) i dodając jeszcze: „Cóż tedy na to powiemy? Je-śli Bóg za nami, któż przeciwko nam?” (Rz 8:31). Boży pokój to więc wyzwo-lenie z więzów upadłego życia, ale też obdarzenie życiem nowym, odrodzo-nym, a w końcu zapewnienie w tym ży-ciu pełnej ochrony i doprowadzenie do szczęśliwego końca, którym jest życie bez końca, doświadczające pełnej Bo-żej obfitości zarówno materialnej, jak i duchowej.

Kiedy piszę o pełnej ochronie, nie mam na myśli tego, że nic złego nie może nam się przytrafić. Owszem, może, łącznie ze stratą życia (która koniec końców i tak jest nieodzowna). Jednak w Bożej ekonomii działania celem sa-mym w sobie nie jest życie „tu”, które przecież jest obarczone rozlicznymi ograniczeniami, ale życie „w Nim”, w Chrystusie. To jest wieczne i nie-zniszczalne. To jest życie, w którym uczymy się doświadczania prawdzi-wego szalom, jednak rozumianego nie w sposób ludzki (piękny, bogaty, sław-ny, szczęśliwy), ale w sposób Boży (wolny, usynowiony, przemieniony, kochany). Dlatego tak naprawdę, Boże-go pokoju można doświadczać nawet stojąc w obliczu największego ziem-skiego zagrożenia i największej ziem-skiej straty. A to dlatego, że towarzyszy nam świadomość, iż cały czas zmie-rzamy do swojego przeznaczenia „na zawsze”, a nie próby zachowania cze-goś „na trochę”. A także – dźwięcząca w uszach obietnica: „Albowiem Ja wiem, jakie myśli mam o was – mówi Pan – myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i na-tchnąć nadzieją” (Jer 29:11).

SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014 • 31

opracowanie: Nela i Zbyszek KłapaODPOWIEDZIALNOŚĆ

ODPOWIEDZIALNY STAŚKtóre cechy nie pasują do Odpowiedzialnego Stasia? Przekreśl je.

rozważnyuczciwyprzezorny

nieostrożny

lekkomyślnyniepoważny

mądryleniwy

pilny

Kto ponosi odpowiedzialność? – policjant patrzył na mnie zdumio-ny – Oczywiście rodzice – stwierdził kategorycznie. Nasza córka,

jadąc na rowerze bez kasku i światła, miała groźną stłuczkę z samo-chodem. I choć wymknęła się z domu bez naszej wiedzy i pozwole-nia, w dodatku nieodpowiednio ubrana, odpowiedzialność za to, co się stało, spadła na nas. Musieliśmy zapłacić mandat i pokryć koszty naprawy zniszczonego samochodu.Na każdym człowieku spoczywa jakaś odpowiedzialność. Rodzice są odpowiedzialni za swoje dzieci. Nauczyciele, kierowcy, leka-rze, policjanci, pielęgniarki czy piloci są odpowiedzialni za powierzonych ich trosce ludzi. To odpowiedzialność za innych.Ale każdy jest też odpowiedzialny za siebie, za swoje czyny. Dlatego od najmłodszych lat jesteście uczeni odpowiedzialności, czyli postępowania w sposób przemyślany.

Kto i za co był odpowiedzialny? Znajdź wyjście z labiryntu. Po drodze zapisuj słowa, które napotkasz. Gdy to zrobisz, uzyskasz odpowiedź na pytanie. Sprawdź odpowiedź w Biblii (4 Mojż. 18:1).

Pan Bóg odszedł on był

świątyni.ponosiliodpowiedzialność

naczynia wielki za uchybienia

będziecie oraz synowietwoi

przeciwkoMiriam cała

tak

nicrodzina twoja i

tyma

taki

córki

gdyż

nie wiezadał

Mojżeszdomu i

nie do Aarona:sam Rzekł Pan

wszyscy ludzie część

.......................................................................

.......................................................................

.......................................................................

.......................................................................

.......................................................................

.......................................................................

Czytaj co drugą literę, rozpoczynając od ciemniejszego pola i wpisz odczytane zdanie w ramce.

J O E N S A T L E M Ś I O R D E P Z O N W A I L E O

!

................................................................................................................................................................................

................................................................................................................................................................................

................................................................................................................................................................................

D

Z S

O Z

S B

N I

I J

G B E O P R I O S C Z O K T L A N Z U Y E N S L G A

Uwaga, ważne!

ODPOWIE-DIZALNY

STAŚ

32 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014

W dniu 16 grudnia 2013 r. w Warszawie przy ulicy Szczytnowskiej 35-39 odbyło się II posiedzenie Prezydium Rady Kościoła ka-dencji 2013-2017.

W dniach 17-18 stycznia 2014 r. w Warszawie przy ulicy Szczytnow-skiej 35-39 obyło się V posiedzenie Rady Kościoła kadencji 2013-2017. Na posiedzeniu tym Rada Kościoła podjęła następujące uchwały:1. Uchwała Rady Kościoła z dnia 17 stycznia 2014 r. w sprawie ustale-nia budżetu Kościoła Chrześcijan Baptystów w Rzeczypospolitej Polskiej – Kościoła jako całości na rok 2014;2. Uchwała Rady Kościoła z dnia 18 stycznia 2014 r. o objęciu patro-natu nad konferencją naukową „Rodzina z dzieckiem niepełnosprawnym w Kościele”;3. Uchwała Rady Kościoła z dnia 18 stycznia 2014 r. o ustanowieniu Zboru Kościoła Chrześcijan Baptystów „Antiochia” w Nidzicy;4. Uchwała Rady Kościoła z dnia 18 stycznia 2014 r. o ustanowieniu Zboru Kościoła Chrześcijan Baptystów „INKUBATOR” w Szczecinie;5. Uchwała Rady Kościoła z dnia 18 stycznia 2014 r. w sprawie daro-wizny na rzecz Wydawnictwa Słowo Prawdy;6. Uchwała Rady Kościoła z dnia 18 stycznia 2014 r. w sprawie po-twierdzenia wniosku Prezydium Rady Kościoła z dnia 16 grudnia 2013 r.;7. Uchwała Rady Kościoła z dnia 18 stycznia 2014 r. w sprawie upo-ważnienia do dokonania ordynacji na urząd pastora Randy Hackera.

W dniu 22 lutego 2014 r. w Warszawie przy ulicy Szczytnowskiej 35-39 odbyło się III posiedzenie Prezydium Rady Kościoła kadencji 2013-2017. Na posiedzeniu tym Prezydium Rady Kościoła podjęło na-stępujące uchwały:1. Uchwała Prezydium Rady Kościoła z dnia 22 lutego 2014 r. w spra-wie aktualizacji wysokości wynagrodzenia Przewodniczącego Rady Ko-ścioła kadencji 2013-2017;2. Uchwała Prezydium Rady Kościoła z dnia 22 lutego 2014 r. o uży-czeniu Wydawnictwu Słowo Prawdy pomieszczenia z przeznaczeniem na magazyn;3. Uchwała Prezydium Rady Kościoła z dnia 22 lutego 2014 r. o obję-ciu patronatu honorowego nad koncertem z okazji 300. rocznicy urodzin Carla Philippa Emanuela Bacha;4. Uchwała Prezydium Rady Kościoła z dnia 22 lutego 2014 r. o po-wołaniu prezbitera Marka Budzińskiego na członka Kapituły Odznaczeń;5. Uchwała Prezydium Rady Kościoła z dnia 22 lutego 2014 r. w sprawie egzaminu kościelnego Mariusza Bartkowskiego i Mariusza Klimczaka.

W okresie od dnia 1 grudnia 2013 r. do dnia 28 lutego 2014 r. Prze-wodniczący Rady Kościoła prezbiter dr Mateusz Wichary podejmował następujące aktywności:• wygłoszenie wykładów podczas IV zjazdu studentów w roku akade-mickim 2013/2014 w Wyższym Baptystycznym Seminarium Teologicz-nym w Warszawie – Warszawa, dn. 7 grudnia 2013 r.,• wizyta w Trzecim Zborze KChB „Misja Łaski” w Krakowie – udział w nabożeństwie i wygłoszenie kazania – Kraków, dn. 8 grudnia 2013 r.,• wizyta w Drugim Zborze KChB „Wspólnota Podgórze” w Krakowie – udział w nabożeństwie i wygłoszenie kazania – Kraków, dn. 8 grudnia 2013 r.,

WIADOMOŚCI Z KANCELARII KOŚCIOŁA

wizyta w Drugim Zborze KChB we Wrocławiuwizyta w Zborze KChB w Zielonej Górze

wizyta w Placówce w Ostrowie Wiel-kopolskim Pierw-szego Zboru KChB we Wrocławiu

Poniżej: wizyta w Placówce w Lubinie Zboru KChB w Głogowie

wizyta w Zborze KChB w Lwówku

Śląskim

Poniżej:wizyta w Zborze

KChB w Zgorzelcu

33SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014 • 33

• wizyta w Zborze KChB w Częstochowie – spotkanie z Przewodniczą-cym Rady Zboru – Częstochowa, dn. 9 grudnia 2013 r.,• udział w posiedzeniu Komitetu Organizacyjnego „Festiwalu Nadziei” (ewangelizacja Franklina Grahama) – Warszawa, dn. 11 grudnia 2013 r.,• udział w spotkaniu z przedstawicielami mniejszościowych Kościołów i związków wyznaniowych w sprawie wypracowania wspólnego stano-wiska w/s projektowanego przez Radę Ministrów modelu finansowania Kościołów i związków wyznaniowych (obejmującego zniesienie Funduszu Kościelnego i wprowadzenie odpisu podatkowego 0,5%) – Warszawa, dn. 11 grudnia 2013 r.,• udział w obchodach jubileuszu 125-lecia istnienia Państwowego Mu-zeum Etnograficznego w Warszawie – Warszawa, 12 grudnia 2013 r.,• wizyta w Placówce w Nidzicy Zboru KChB w Olsztynku – spotkanie z członkami Placówki – Nidzica, dn. 12 grudnia 2013 r.,• udział w Spotkaniu Adwentowym Polskiej Rady Ekumenicznej – War-szawa, dn. 17 grudnia 2013 r.,• wizyta w Zborze KChB w Łodzi – udział w nabożeństwie i wygłoszenie kazania – Łódź, dn. 22 grudnia 2013 r.,• wygłoszenie wykładów podczas Konferencji Sylwestrowej 2013 „Za-korzenieni w Chrystusie” Akademickich Spotkań Biblijnych w Poznaniu – Skoki, dn. 30 grudnia 2013 r.,• wygłoszenie wykładów podczas V zjazdu studentów w roku akade-mickim 2013/2014 w Wyższym Baptystycznym Seminarium Teologicz-nym w Warszawie – Warszawa, dn. 11 stycznia 2014 r.,• wizyta w Zborze KChB w Kętrzynie – udział w nabożeństwie i wygło-szenie kazania – Kętrzyn, dn. 12 stycznia 2014 r.,• udział w spotkaniu z przedstawicielami mniejszościowych Kościołów i związków wyznaniowych w sprawie wypracowania wspólnego stano-wiska w/s projektowanego przez Radę Ministrów modelu finansowania Kościołów i związków wyznaniowych (obejmującego zniesienie Funduszu Kościelnego i wprowadzenie odpisu podatkowego 0,5%) – Warszawa, dn. 15 stycznia 2014 r.,• spotkanie z członkiem Rady Warsaw Chinese Christian Church Bapty-stycznego Zboru Chińskiego – Warszawa, dn. 16 stycznia 2014 r.,• wizyta w Zborze KChB w Krowicy Samej – spotkanie z Przewodniczą-cym Rady Zboru – Krowica Sama, dn. 23 stycznia 2014 r.,• wizyta w Zborze KChB w Przemyślu – spotkanie z członkami Zboru – Przemyśl, dn. 23 stycznia 2014 r.,• wizyta w Zborze KChB w Tarnowie – spotkanie z pastorem Zboru – Tarnów, dn. 24 stycznia 2014 r.,• wizyta w Zborze KChB w Kielcach – spotkanie z pastorem Zboru – Kielce, dn. 24 stycznia 2014 r.,• udział w nabożeństwie ekumenicznym zorganizowanym w ramach Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan 2014 przez Kościół Ewangelic-ko-Metodystyczny w Rzeczypospolitej Polskiej – kaplica Parafii Dobrego Pasterza w Warszawie – Warszawa, dn. 24 stycznia 2014 r.,• udział w nabożeństwie ekumenicznym zorganizowanym w ra-mach Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan 2014 przez Kościół Ewangelicko-Augsburski w Rzeczypospolitej Pol-skiej – Kościół Św. Trójcy w Warszawie – Warszawa, dn. 25 stycznia 2014 r.,• wizyta w Zborze KChB w Wiśle – udział w nabożeństwie i wygłosze-nie kazania – Wisła, dn. 26 stycznia 2014 r.,• udział w spotkaniu przed-stawicieli Rady Kościoła z Radą i członkami Zboru KChB w Kato-wicach – Katowice, dn. 29 stycz-nia 2014 r.,• udział w spotkaniu przed-stawicieli Rady Kościoła z Radą

Okręgu Śląskiego KChB w RP – Katowice, dn. 29 stycznia 2014 r.,• wizyta w Drugim Zborze KChB we Wrocławiu – spotkanie z pastorami Zboru – Wrocław, dn. 6 lutego 2014 r.,• wizyta w Zborze KChB w Kłodzku – spotkanie z pastorem Zboru i jego rodziną – Kłodzko, dn. 7 lutego 2014 r.,• wizyta w Placówce w Ząbkowicach Śląskich Pierwszego Zboru KChB we Wrocławiu – spotkanie z Radą Placówki – Ząbkowice Śląskie, dn. 7 lutego 2014 r.,• wizyta w Zborze KChB w Wałbrzychu – spotkanie z Radą Zboru – Wałbrzych, dn. 7 lutego 2014 r.,• wizyta w Zborze KChB w Lwówku Śląskim – spotkanie z Radą Zboru – Lwówek Śląski, dn. 8 lutego 2014 r.,• wizyta w Zborze KChB w Zgorzelcu – spotkanie z członkami Zboru – Zgorzelec, dn. 8 lutego 2014 r.,• wizyta w Zborze KChB w Zielonej Górze – udział w nabożeństwie i wygłoszenie kazania – Zielona Góra, dn. 9 lutego 2014 r.,• wizyta w Placówce w Lubinie Zboru KChB w Głogowie – spotkanie z członkami Placówki i Radą Zboru – Lubin, dn. 9 lutego 2014 r.,• wizyta w Trzecim Zborze KChB „Wspólnota Nowej Nadziei” we Wro-cławiu – spotkanie z Radą Zboru – Wrocław, dn. 11 lutego 2014 r.,• wizyta w Placówce w Ostrowie Wielkopolskim Pierwszego Zboru KChB we Wrocławiu – spotkanie z członkami Placówki – Ostrów Wielko-polski, dn. 12 lutego 2014 r.,• udział w spotkaniu z przedstawicielami mniejszościowych Kościołów i związków wyznaniowych w sprawie wypracowania wspólnego stano-wiska w/s projektowanego przez Radę Ministrów modelu finansowania Kościołów i związków wyznaniowych (obejmującego zniesienie Funduszu Kościelnego i wprowadzenie odpisu podatkowego 0,5%) – Warszawa, dn. 19 lutego 2014 r.,• udział w posiedzeniu Komitetu Ekumenicznych Dni Biblijnych 2014 organizowanych przez Towarzystwo Biblijne w Polsce – Warszawa, dn. 20 lutego 2014 r.,• wizyta w Placówce w Grodzisku Mazowieckim Pierwszego Zboru KChB w Warszawie – spotkanie z członkami Placówki – Grodzisk Mazo-wiecki, dn. 21 lutego 2014 r.,• wygłoszenie wykładów podczas VI zjazdu studentów w roku akade-mickim 2013/2014 w Wyższym Baptystycznym Seminarium Teologicz-nym w Warszawie – Warszawa, dn. 21-22 lutego 2014 r.,• wizyta w Zborze KChB w Lublinie – dokonanie wraz z Wiceprzewodni-czącym Rady Kościoła prezbiterem Henrykiem Skrzypkowskim ordynacji na urząd pastora Randy Hackera i wygłoszenie kazania – Lublin, 23 lutego 2014 r.

W dniu 15 stycznia 2014 r. odbyło się w Wyższej Szkole Teologiczno--Społecznej w Warszawie spotkanie organizacyjne wspólnego sympo-zjum naukowego Wyższego Baptystycznego Seminarium Teologicznego w Warszawie i Wyższej Szkoły Teologiczno-Społecznej w Warszawie pt. „Trudne sprawy ewangelikalizmu polskiego”. Ze strony Wyższego Bap-

tystycznego Seminarium Teologicznego w Warszawie w spotkaniu wziął udział Rektor prezbiter Gustaw Cieślar oraz Prorektor prezbiter dr Mateusz Wichary. Przedmiotowe sympozjum naukowe odbędzie się w dniu 4 kwietnia 2014 r. w pomieszczeniach Wyższej Szkoły Teolo-giczno-Społecznej w Warszawie przy ulicy Wybornej 20 w Warszawie.

W dniu 16 stycznia 2014 r. odbyło się w Sali Synodalnej im. bp. Andrzeja Wantuły Centrum Luterańskiego przy ulicy Miodowej 21 w Warszawie Eku-meniczne Spotkanie Noworoczne Polskiej Rady Ekumenicznej. Ze strony Kościoła Chrześcijan Baptystów w Rzeczypospoli-tej Polskiej w spotkaniu udział wzięli m.in.: prezbiter Gustaw Cieślar, prezbiter Jerzy Rogaczewski, prezbiter Ireneusz Skoczeń, prezbiter Konstanty Wiazowski i prezbiter dr Mateusz Wichary.

wizyta w Zborze KChB w Wałbrzychu

wizyta w Placówce w Ząbkowicach Śląskich Pierwszego Zboru KChB we Wrocławiu

34 • SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014

Opracował: Konstanty Wiazowski

Prawie 500 liderów różnych kościołów i organizacji misyjnych z ponad 45 kra-jów zebrało się w dniach 25-28 września ub.r. w Ghanie, by radzić nad tematem „Czyńcie uczniami wszystkie narody”. To druga taka konferencja po tej, która od-była się w 2010 Tokio. Zastanawiano się nad dotarciem do 383 grup etnicznych w Afryce, które są jeszcze poza zasięgiem ewangelii. Obecnie na terenie Afryki znaj-duje się ponad 180 milionów ewangelikal-nych chrześcijan w ponad 2000 grupach etnicznych. Obecnie zastanawiają się oni jak dokończyć dzieło ewangelizacji na tym kontynencie i na całym świecie. Po-wołano prawie 250 zespołów, by do 2020 roku dotrzeć z ewangelią do 130 nowych grup etnicznych. Kościół tego kontynentu uważa, że w tym stuleciu wypełni zadanie Wielkiego Posłannictwa. Obecnie Afrykę zamieszkuje 15% ludności świata, ale przy końcu stulecia prawie jedna z trzech osób będzie mieszała w Afryce. A co ważniejsze, pod koniec 2100 roku poło- wa ewangelicznego chrześcijaństwa znaj-dzie się w Afryce. Dlatego wkrótce, gdy nastąpią wielkie zmiany demograficzne, Kościół Afryki będzie miał wpływ na cały świat. Delegaci tej konferencji, w odpo-wiedzi na Deklarację z Tokio w 2010 roku, przyjęli wyzwanie do działania w czterech zakresach: służebne przewodnictwo, czy- nienie uczniami innych, transformacja społeczna i grupy ludnościowe poza ewangelią. Kościół ma pracować nad swoimi dotychczasowymi zaniedbania-mi, przygotowywać przewodników dla następnego pokolenia, oddziaływać na każdą dziedzinę życia społecznego i do-cierać do tych, którym ewangelia nie jest jeszcze znana. Następna taka konferencja odbędzie się w Limie, stolicy Peru, w paź-dzierniku 2014. Będzie ona poświęcona zwróceniu uwagi Kościoła Ameryki Ła-cińskiej na szerzący się tam islam i moż-liwości oddziaływania ewangelii na islam-ski świat (Mission Frontiers (1-2/2014).

Ghana – raport z globalnej konsultacji misyjnej

Ukraina – sytuacja religijnaUkraina liczy 45 mln 290 tys. mieszkańców. To kraj ludzi wierzących. Na początku ubiegłego roku działało tam 55 związków wyznaniowych, pond 35.000 zborów czy parafii, ponad 31.000 duchownych i ponad 13.000 szkół niedzielnych. Mimo to jest tam ogromna skala przestępczości. 62% przestępstw są dokonywane przez osoby do 17. roku życia. W ciągu ostatniego roku ilość przestępstw wzrosła trzykrotnie. Ponad 2 mln przestępstw nie zostało wykrytych. Każdego roku z powodu alkoholizmu na Ukrainie umiera 40.000 osób. Ostatnie badania dowodzą, że rozwijają się te zbory, które odważnie głoszą Chrystusa, przewodniczy im głęboko wierzący pastor, wspierany przez profesjonalny zespół, gdzie rozwija się wolontariat i praca wśród dzieci i młodzieży, a wszyscy realizują ogólnie przyjętą wizję. Kościół Batystów Ukrainy liczy 121.645 ochrzczonych członków w 2.362 zborach (Jewangielskaja Niwa, 3-4/2013).

USA – podsumowanie ewangelizacji Billy GrahamaW czasie 95-tych urodzin ewangelisty Billy Grahama - 7-go listopada ub. r. - 28.000 zborów na terenie Stanów i Kanady wzięło udział w globalnej ewangelizacji. Program telewizyjny pt. „Moja nadzieja z Billy Grahamem” był nadany przez setki stacji. Ponadto sam Graham przekazał wyraźne zwiastowanie ewangelii ze swego domu w Montreat. Pokazywano też migawki z jego kampanii ewangelizacyjnych na całym świecie. Na spotkaniu urodzinowym byli obecni członkowie rodziny i wielu prominentnych gości. Program pt. „Krzyż” będzie chyba jego ostatnim publicznym wystąpieniem, powiedział jego syn Franklin. Poszczególni wierzący w dniu urodzin ewangelisty organizowali w swoich domach, w klubach, więzieniach, spotkania, na których słuchali poselstwa ewangelisty. Do jednego z hiszpańskich zborów w Nowym Jorku, liczącego prawie 500 członków, w następną niedzielę przyszło ponad 100 nowych ludzi. W czasie całej służby Billy Grahama poselstwo ewangelii usłyszało prawie 215 milionów ludzi w 185 krajach. Ponadto w czasie niecałych dwa i pół roku jego internetowy program PeaceWithGod.net na początku grudnia ub. r. zanotował 3.618.695 decyzji oddania się Chrystusowi. Z każdym dniem ich ilość rośnie (Decision, 1/2014).

Tajlandia – ewangelizacja Franklina GrahamaW dniach 22-24 listopada ub.r. Franklin Graham ewangelizował w tym azjatyckim kraju, gdzie 94,6% mieszkańców to buddyści, 4,6% to muzułmanie, natomiast chrześcijanie stanowią tam tylko 0,7 procenta mieszkańców. Choć ostatnio protestanccy chrześcijanie zanotowali wyraźny wzrost, w 2012 roku było ich prawie 400.000 w kraju, liczącym prawie 64 mln mieszkańców. Istnieje tam przekonanie, że prawdziwy Taj ma być buddystą. Mimo to prawie 350 zborów wraz w Konwencją Baptystów Tajlandii, wzięło udział w ewangelizacji. W trzech nabożeństwach w listopadzie oraz Dziecięcym Festiwalu w październiku wzięło udział 77.508 osób, z których ponad 4.400 powierzyło swoje życie Chrystusowi, w tym ponad 2.600 po raz pierwszy w swoim życiu. Dwa większościowe Kościoły tego kraju – Kościół Chrystusowy Tajlandii i Ewangeliczna Społeczność Tajlandii, dotąd nie kontaktowały się ze sobą, ale po raz pierwszy zgodnie współpracowały w czasie tej ewangelizacji, co dobrze rokuje na przyszłość (Decision 1/2014). [Cztery Kościoły Baptystyczne tego kraju należą do Światowego Związku Baptystów. Są to: 12.Dystrykt Kościoła Chrystusowego w Tajlandii (10.615 czł. w 130 zborach), Konwencja Baptystów Tajlandii (12.239 czł. w 92 zborach), Tajlandzka Konwencja Baptystów Karenów (27.500 czł. w 160 zborach) oraz Tajlandzka Konwencja Baptystów Lahu (8.194 czł. w 84 zborach)].

SŁOWO PRAWDY • Numer 3 / marzec 2014 • 35

Armenia – baptyści u podnóża góry Ararat

Armenia to mały kraj (3,2 mln mieszkańców), wciśnięty między dwa muzułmańskie państwa – Turcję i Azerbejdżan. 32,5% mieszkańców żyje tam poniżej granicy ubóstwa. Kościołem narodowym jest Apostolski Kościół Prawosławny. Baptyści w tym kraju pojawili się na początku XX wieku wraz z przekładem przez szwajcarskich misjonarzy reformowanych Biblii na język armeński. Przekład ten został dokonany w Karabachu, w mieście Szusza, gdzie wtedy znajdował się ich ośrodek „Ararat”. W czasach radzieckich, gdy Armenia była jedną z republik ZSRR, był tam tylko jeden zbór baptystów i jedna jego placówka. Obecnie na terenie Armenii działa 155 zborów baptystycznych, które łącznie liczą 4.920 ochrzczonych członków. W Jerewaniu, stolicy kraju, Kościół ten posiada swoje seminarium teologiczne, które przygotowuje misjonarzy i pastorów. Wiele mniejszych grup nie może być zborami, ponieważ zgodnie z prawem tego kraju zbór musi liczyć 200 osób, aby zostać zarejestrowany (Jewangielskaja Niwa, 3-4/2013).

Światowy Związek BaptystówW tym roku Doroczne Zgromadzenie przedstawicieli kościołów baptystycznych obę-dzie się w dniach 6-12 lipca w Turcji. Zwykle takie spotkanie odbywa się w każdego roku w lipcu. Biorą w nim udział liderzy kościołów krajowych, pastorzy, teolodzy, rektorzy seminariów teologicznych, ich wykładowcy i wszyscy zainteresowani, by wspólnie uczestniczyć w obradach i nabożeństwach. Zgromadzenie obędzie się w zachodniej Turcji, rejonie ważnym dla wczesnego chrześcijaństwa, o którym mówi się w Nowym Testamencie jako Azji czy Azji Mniejszej. Izmir to biblijna Smyrna, gdzie znajdował się jeden z siedmiu zborów, do których zostały skierowane listy w Księdze Objawienia. W programie Zgromadzenia jest odwiedzenie ruin Efezu, zapoznanie się z dziejami chrześcijańskiego świadectwa na terenie dzisiejszej Turcji, kraju o długiej historii i bogatym dziedzictwie. Po zakończeniu spotkania można będzie odwiedzić inne biblijne miejsca. Będą organizowane 3-dniowe, 6 lub 7- dniowe wycieczki. Reje-stracja i informacja pod adresem: www. bwanet.org (bwanet.org).

Południowy Sudan – pomoc węgierskich baptystów Władze Południowego Sudanu oficjalnie zaprosiły węgierskich lekarzy baptystycznych do okazania pomocy ofiarom konfliktu, który wybuchł tam w grudniu 2013 roku. Wę-gierski lekarz pisze: „Spotkałem Yai Kirr Dau, południowo sudańskiego ewangelistę, w szpitalu w Juba, gdzie od tygodnia pracował już zespół węgierskich lekarzy, którzy leczyli tam rannych w tym konflikcie. Człowiek ten powiedział mi, że Baptystyczny Ośrodek w stolicy został zamknięty. Trzy lata temu ewangelista ten założył nowy zbór, położony niedaleko stolicy Juba. Zbierało się tam do stu ludzi, teraz spotyka się tam tylko dziesięć osób, ponieważ kobiety i dzieci zostały ewakuowane do sąsied-nich krajów. W niedzielę rano poprosiłem Yai, by pojechać do jego zboru. Z pewnym ociąganiem się zgodził na to. To w tym rejonie wybuchły walki. Wokół stały wojskowe baraki. Wszędzie było pełno żołnierzy. Budynek zborowy był nowy, w ścianach było widać dziury po pociskach. Miesiąc temu było tu stu ludzi, teraz było tylko 12 osób. Przeczytałem Psalm 23, zaś ewangelista James Monychol na-uczał z Ewangelii Ja- na. Byliśmy jednością. W Chrystusie nie ma różnicy między bia-łym a czarnoskórym, między żołnierzem a cywilem, między Dinką a Nuerem, mię-dzy Węgrem a Sudań-czykiem” (ebf.org).

USA – plany misyjne baptystów stanu Arizona

W połowie listopada ub. r. odbyła się dorocz-na konferencja Południowych Baptystów w stanie Arizona. Wzięło w niej udział 288 delegatów z 445 zborów. W misyj-nym oświadczeniu Konferencji zachęca się do „współdziałania w czynieniu uczniami wszystkich ludzi w stanie Arizona i na całym świecie”. „Zamiast usprawiedliwiać swoją bierną postawę brakiem funduszy, Południo-wi Baptyści Arizony powinni odważnie robić to, co jest niezbędne dla pozyskania naszego stanu dla Chrystusa” - powiedział Dawid W. Johnson, dyrektor generalny tej Konwencji. Dlatego jednogłośnie postanowiono, aby do roku 2028 – na stulecie powstania Konwencji w stanie Arizona – ilość zborów wzrosła do 1000, co roku ma powstawać przynajmniej 52 nowe zbory; 50% budżetu będzie przezna-czana na misję poza stanem Arizona; będzie wspierana praca wśród dzieci, młodzieży, studentów i seniorów; zbory wyślą 5000 krótko i długoterminowych misjonarzy i każ-dego roku 500 osób podejmie pełnoetatową pracę w Kościele. Wytyczne te zostały jed-nogłośnie przyjęte. Południowa Konwencja Baptystów w najbliższych 10 latach zamierza na terenie kontynentu amerykańskiego zało-żyć 15.000 nowych zborów (Baptist Press).

Ukraina – baptyści proszą o modlitwę

Paweł Ungurian, który w latach 2008-2012 był członkiem ukraińskiego parlamentu, ape-luje o modlitwę za jego kraj, który przeżywa wewnętrzny konflikt. „Dzisiaj jak nigdy dotąd Ukraina potrzebuje modlitwy. W świetle obec-nych wydarzeń jesteśmy świadomi tego, że tylko Wszechmocny Bóg jest w stanie pojed- nać skonfliktowane strony i zatrzymać prze-moc”. Protesty na Ukrainie rozpoczęły się wtedy, gdy w listopadzie ub. r. prezydent Ja-nukowycz odmówił podpisania umowy sto-warzyszeniowej z Unią Europejską. Niepokoje wzmogły się 19 styczna tego roku po ataku po-licji. Ungurian oskarżył władze o „ignorowanie żądań setek tysięcy” protestujących, co jesz-cze bardziej skłoniło ludzi do „wzięcia sprawy w swoje ręce”. W wyniku zamieszek od 18 do 26 lutego śmierć poniosło 82 ludzi, a ucier-piało 713 osób. Najnowsze dane to 115 osób zmarłych. Ungurian jest przewodniczącym młodzieży baptystycznej na Ukrainie i człon-kiem Wydziału Służby w Światowym Związku Baptystów. Po rozpadzie Związku Radzieckie-go Ukraina w 1991 roku stała się państwem niepodległym (bwanet.org).

Foto: Od lewej stoją: Yai Kiir Dau, Dawid Gàl (Węgier) i James Monychol Duoti

fest

iwa

lna

dzi

ei.p

l fa

ceb

ook

.com

/Fes

tiw

alN

ad

ziei