Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co...

100
— Od redakcji — W rześniowy numer „Konspektu” otwierają cztery ważne wywiady. Ważne, ponieważ interlokutorami redakcji stali się przedstawiciele Władz Uniwersytetu Pedagogiczne- go w Krakowie, wybrani na kadencję w latach 2016–2020. Są nimi: prof. Katarzyna Potyrała – Prorektor UP ds. Studenc- kich, prof. Bogusław Skowronek – Prorektor ds. Kształcenia, prof. Robert Stawarz – Prorektor ds. Rozwoju oraz prof. Ma- riusz Wołos – Prorektor ds. Nauki. Rozmówcy opowiedzieli jednakże nie tylko o swoich planach związanych z pełnie- niem stanowisk prorektorów, ale także o wieloletniej pracy badawczej i dydaktycznej oraz o inspiracjach i fascynacjach: fotografią, kinem, przyrodą i historią. W numerze został także opublikowany wywiad z Rekto- rem Seniorem UP prof. Michałem Śliwą, który sprawował swój urząd w latach 1999–2005 oraz 2008–2016. Czytelników zainteresowanych muzyką zapewne ucie- szy fakt, że do niniejszego zeszytu została dołączona płyta kompaktowa z zapisem koncertu Terra Nostra Desiderabi- lis, który odbył się 20 maja br. w kościele oo. Augustianów, jako wydarzenie towarzyszące 16. edycji krakowskiego Fe- stiwalu Nauki. W koncercie wzięli udział artyści wielkiego formatu: lider SBB Józef Skrzek, prof. Adam Korzeniowski, prof. Jan Henryk Botor, wybitny perkusista Mirosław Muzy- kant oraz Elżbieta Skrzek, która kontynuuje rodzinne trady- cje muzyczne. Wszystkim, którzy jesienną porą sięgną po niniejszy nu- mer „Konspektu”, życzymy miłej lektury i niezapomnianych przeżyć muzycznych.

Transcript of Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co...

Page 1: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Od redakcji —

Wrześniowy numer „Konspektu” otwierają cztery ważne wywiady. Ważne, ponieważ interlokutorami redakcji

stali się przedstawiciele Władz Uniwersytetu Pedagogiczne-go w Krakowie, wybrani na kadencję w latach 2016–2020. Są nimi: prof. Katarzyna Potyrała – Prorektor UP ds. Studenc-kich, prof. Bogusław Skowronek – Prorektor ds. Kształcenia, prof. Robert Stawarz – Prorektor ds. Rozwoju oraz prof. Ma-riusz Wołos – Prorektor ds. Nauki. Rozmówcy opowiedzieli jednakże nie tylko o  swoich planach związanych z  pełnie-niem stanowisk prorektorów, ale także o wieloletniej pracy badawczej i dydaktycznej oraz o inspiracjach i fascynacjach: fotografią, kinem, przyrodą i historią.

W numerze został także opublikowany wywiad z Rekto-rem Seniorem UP prof. Michałem Śliwą, który sprawował swój urząd w latach 1999–2005 oraz 2008–2016.

Czytelników zainteresowanych muzyką zapewne ucie-szy fakt, że do niniejszego zeszytu została dołączona płyta kompaktowa z  zapisem koncertu Terra Nostra Desiderabi-lis, który odbył się 20 maja br. w kościele oo. Augustianów, jako wydarzenie towarzyszące 16. edycji krakowskiego Fe-stiwalu Nauki. W koncercie wzięli udział artyści wielkiego formatu: lider SBB Józef Skrzek, prof. Adam Korzeniowski, prof. Jan Henryk Botor, wybitny perkusista Mirosław Muzy-kant oraz Elżbieta Skrzek, która kontynuuje rodzinne trady-cje muzyczne.

Wszystkim, którzy jesienną porą sięgną po niniejszy nu-mer „Konspektu”, życzymy miłej lektury i niezapomnianych przeżyć muzycznych.

Page 2: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

REDAKCJAMarcin Kania

(redaktor naczelny)Ewa Bednarska-Gryniewicz

PRZEWODNICZĄCYRADY PROGRAMOWEJ

prof. Robert StawarzProrektor UP ds. Rozwoju

WSPÓŁPRACAPiotr Kciuk

Barbara Turek

ZDJĘCIAMieczysław Więcławek

Marcin KaniaAleksander Karkoszka

Autorzyoraz źródła internetowe

w ramach wolnego dostępu

ŁAMANIEJanusz Schneider

PROJEKT OKŁADKIMarcin Kania

Na okładce wykorzystano zdjęcia Roberta Stawarza

WSKAZÓWKI DLA AUTORÓWArtykuły do 5 str. A4(ok. 13 000 znaków)

Sprawozdania do 3 str. A4(ok. 7800 znaków)Times New Roman

wielkość czcionki 12 pt,1,5 wiersza interlinii

Materiały ilustracyjnew formatach TIFF lub JPEG

o rozdzielczości ponad 300 dpi.

Redakcja zastrzega sobie prawodo skracania tekstów

i zmian redakcyjnych.

Pismo Uniwersytetu Pedagogicznego

im. Komisji Edukacji Narodowejwww.up.krakow.pl/konspekt

30-084 Krakówul. Podchorążych 2, pok. 7p

tel.: 12 662-61-28e-mail: [email protected]

Druk: Drukarnia Kolejowa Kraków

Nakład: 400 egz.

— W numerze —Współczesna dydaktyka, szczególnie w obszarze nauk przyrodniczych, musi uwzględniać fakt, że w obliczu całości wiedzy naukowej uczący się podaje w wątpliwość swe początkowe wyobrażenia na temat danego zagadnienia. Koncepcje uczniów mają zmienny charakter i ulegają przeobrażeniom, a konstrukcja problemów umożliwia ich przekształcenie i przesunięcie ucznia z pozycji osoby przyjmującej cudze opinie w stronę posiadacza przemyślanej wiedzy naukowej. Koncept stosunku do wiedzy pozwala inaczej spojrzeć na sytuacje dydaktyczne.O współczesnej polskiej szkole, sposobach rozwiązywania problemów uczniów oraz pomocowych działaniach wychowawczych mówi prof. Katarzyna Potyrała, Prorektor UP ds. Studenckich

5 — Gość „Konspektu” —Na edukację filmową bądź szerzej rozumianą edukację medialną we współczesnej szkole nie ma czasu. Obecne założenia programowe i model kształcenia nastawione są na ewaluację, czyli ocenę wyników. Mówiąc najprościej: uczymy po to, by nasi wychowankowie zdawali kolejne egzaminy i mogli awansować na kolejne etapy kształcenia. Uczymy zatem po to, by realizować dyktat ewaluacyjny.O edukacji filmowej we współczesnej szkole, roli kina w odbiorze społecznym oraz fascynacji magią srebrnego ekranu opowiada prof. Bogusław Skowronek, Prorektor UP ds. Kształcenia

12 — Gość „Konspektu” —Człowiek radosny i szczęśliwy dostrzega sens życia, ma zapał, siły i chęć realizacji celów, które sam sobie wyznacza. Jeśli te podstawowe relacje społeczne są poprawne, wrażliwość na stres, na ogrom negatywnych czynników atakujących człowieka każdego dnia i z każdej strony, jest mniejsza. Jesteśmy silniejsi i odporniejsi na zło, nieżyczliwość, jednym słowem – na działania ludzi, którzy z dobrodziejstwa takich relacji nie korzystają, wiodąc nieuporządkowane, chaotyczne życie lub kierując na drogę różnorodnych uzależnień.Kondycję człowieka w zmieniającym się świecie diagnozuje prof. Robert Stawarz, Prorektor UP ds. Rozwoju

22 — Gość „Konspektu” —

Page 3: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę. Nasz bohater wstąpił ochotniczo do Legionów, mając 33 lata, był zatem w pełni ukształtowanym człowiekiem, z bardzo dobrze obronionym doktoratem oraz rozległymi zainteresowaniami kulturalnymi, które z czasem przeniósł na armię. Na tym właśnie polega nietypowość obecności Wieniawy w Wojsku Polskim.

Wpływ Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego na obyczajowość wojska, życie i działalność polityczną Józefa Becka oraz aktywność sowieckiego wywiadu w okresie przewrotu majowego omawia prof. Mariusz Wołos, Prorektor UP ds. NaukiWszyscy Rozmówcy, będący Prorektorami UP na kadencję 2016–2020, opowiadają także o swoich planach związanych z pełnieniem funkcji

O latach pracy na stanowisku Rektora UP opowiada prof. Michał Śliwa

44 — Gość „Konspektu” —Merytoryczno-ilościowy dorobek naukowy i publikacyjny naszego Laureata jest wprost imponujący. Liczby mówią tu same za siebie: ponad 1100 publikacji, w tym około 900 prac naukowych, ogłoszonych głównie w języku polskim, ale też w języku francuskim i angielskim, 7 monografii, 25 książek redakcyjnych. Spoglądając na te przeogromne dokonania, którymi dałoby się obdarować kilka życiorysów naukowych, śmiało można też stwierdzić, iż myśl lingwistyczna Profesora Bogdana Walczaka nie doznała tej sui generis schizmy, jaka nierzadko dziś towarzyszy nie tylko badaniom językoznawczym.

Przedstawiamy laudację na cześć prof. Bogdana Walczaka, doktora honorowego UP, wygłoszoną w dniu 14 października 2016 r. przez prof. Stanisława Koziarę

48 — Doktorat honoris causa —Gatunek literacki „pamięta” o swoim rodowodzie. Wspierają tę pamięć słownikowe definicje formy, ustalające zakres cech genotypowych, za pomocą których może być opisywana każda nowa (fenotypowa) realizacja gatunku. Indywidualne i twórcze potraktowanie owego słownikowego „przepisu” na gatunek decyduje o rozwoju formy. Każda z nich ma swoje minimum, które stanowią cechy obligatoryjne (jak geny), powodujące trwanie gatunku, wytwarzające jego „tożsamość”, wpływające na jego rozpoznawalność na podstawie znajomości konkretnego genotypu.

O pamięci gatunku literackiego pisze Katarzyna Wądolny-Tatar

53 — Literatura —Historię mozaiki krakowskiej, a także kompozycji znajdującej się w holu głównym UP przybliża Marek Glogier

74 — Z historii Uczelni —

Page 4: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Spis treści —

fot.

M. K

ania

Wiedzą należy się dzielić. Rozmowa z prof. KATARZYNĄ POTYRAŁĄ, Pro- rektor UP ds. Studenckich 5

Film istnieje tylko w odbiorze. Rozmowa z prof. BOGUSŁAWEM SKOWRON-KIEM, Prorektorem UP ds. Kształcenia 12

Uczelnia to ludzie. Rozmowa z prof. ROBERTEM STAWARZEM, ProrektoremUP ds. Rozwoju 22

Sine ira et studio. Rozmowa z prof. MARIUSZEM WOŁOSEM, Prorektorem UP ds. Nauki 31

Szkoła życia. Rozmowa z prof. MICHAŁEM ŚLIWĄ, Rektorem Seniorem UP 44STANISŁAW KOZIARA, Laudacja z okazji wręczenia doktoratu honoris

causa prof. Bogdanowi Walczakowi 48KATARZYNA WĄDOLNY-TATAR, Pamięć gatunku literackiego 53MAREK KARWALA, Słowem i piórem. O twórczości Martyny Mazur 56PIOTR KRYWAK, Lekcja pokory. O twórczości Stanisława Lema 62MARCIN KANIA, Po koncercie Terra Nostra Desiderabilis 65KAZIMIERZ MRÓWKA, Winnice uniwersyteckie w Polsce 67EWELINA KAZIENKO, Problematyka patrocinów kościelnych na przykła-

dzie średniowiecznych wezwań sądeckich 71MAREK GLOGIER, Opowieść o ceramicznym Motylu 74WANDA MATRAS-MASTALERZ, Czytaj! Zobacz więcej. Festiwal Stolica

Języka Polskiego w Szczebrzeszynie 81ŁUKASZ BINKOWSKI, Akcja „SOS – Uczelnie Schroniskom” 85MAREK GUZIK, BARTŁOMIEJ ZYŚK, ALICJA WALOSIK, Nasze piękne

ropuchy 89Nowości Wydawnictwa Naukowego UP 94Nowa Rzecznik UP 99

Page 5: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” —

Wiedzą należy się dzielićRozmowa z prof. Katarzyną Potyrałą, Prorektor UP ds. Studenckich

Marcin Kania: Pani Profesor, chciałbym na wstępie naszej rozmowy zapytać o Pani zainteresowania naukowe oraz o aktualnie prowadzone badania.

Prof. Katarzyna Potyrała: Moje zaintereso-wania naukowe dotyczą dydaktycznej trans-formacji treści kształcenia w  edukacji for-malnej, pozaformalnej i  nieformalnej oraz obecności komunikacji naukowej w  sze-rokiej przestrzeni publicznej, rozumianej jako wyjście poza dydaktykę szkolną i poza typowe rozumienie popularyzacji wiedzy. W związku z tym interesują mnie narzędzia oraz środki komunikacji i  mediacji nauko-wej, a w ramach tego zagadnienia – rozwój mediów edukacyjnych (od mediów trady-cyjnych do nowych nowych mediów) i  ich wpływ na efektywność uczenia się. Badania, które prowadzę, w dużej mierze koncentrują się na modelach uczenia się i kompetencjach metapoznawczych użytkowników różnych rodzajów mediów dydaktycznych.

Większość moich publikacji dotyczy tych właśnie zagadnień. Wystarczy wspomnieć o  badaniach z wykorzystaniem  autorskich, edukacyjnych programów komputerowych, wspomagających uczniów w  podejmowaniu decyzji i  argumentowaniu, monografii habi-litacyjnej poświęconej doskonaleniu kompe-tencji metapoznawczych uczniów i wydanych

ostatnio monografiach: Teatr naukowy oraz Fotografia i dydaktyka. Wszystkie te przykła-dy to kolejne poszukiwania mediów eduka-cyjnych, które mogą pomóc w przetwarzaniu informacji naukowej. Kolejna książka doty-cząca synergii nowych mediów i  dydaktyki czeka na publikację w  Wydawnictwie UP.

Dydaktyczna transformacja treści kształce-nia to również podjęcie wyzwania dostosowa-

Prof. Katarzyna Potyrała

fot.

A. K

arko

szka

Page 6: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

6 „Konspekt” 3/2016 (58)— Gość „Konspektu” —

nia procesu edukacyjnego do potrzeb i prefe-rencji poznawczych osób uczących się. Mówi się dużo o specjalnych potrzebach edukacyj-nych i  edukacji włączającej. Nadal sporym wyzwaniem pozostaje nauczanie holistyczne przedmiotów przyrodniczych, integracja wie-dzy, interdyscyplinarność. Najlepszym przy- kładem jest edukacja dla zrównoważone-go rozwoju. Poświęciłam temu zagadnieniu sporo czasu i  energii badawczej, natrafiając na wiele przeciwności w  postaci niedosto-sowania programów i  sposobów realizacji treści w polskich szkołach – bez odniesienia do Strategii Edukacji dla Zrównoważonego Rozwoju.

Jednym z  poruszanych przez Panią Pro-fesor zagadnień badawczych są trudności w  funkcjonowaniu społecznym uczniów z dysfunkcją odżywiania się. Jakie są przy-czyny tego problemu?

Problemy związane z odżywaniem się dzieci i młodzieży bardzo często wynikają ze zbyt małej wiedzy (lub niewłaściwej transforma-cji tych treści kształcenia na różne poziomy edukacyjne) i  niskiej świadomości społecz-nej uczniów oraz ich rodziców i opiekunów. Musimy pamiętać, że świadomość człowieka kształtuje się wskutek różnorodnych działań edukacyjnych, ale także wskutek zaniechania tych działań. Wtedy dana osoba nie ma świa-domości skutków swoich decyzji. Problemy związane z odżywaniem się nie są wyłącznie wynikiem podejścia do składników odżyw-czych czy w ogóle odżywania się. To głębszy problem, który bardzo często ma podłoże psychiczne. Wynikać może np. z  chęci za-spokojenia potrzeb emocjonalnych, któ-rych dana osoba nie jest w stanie zaspokoić np. przez kontakty z  otoczeniem. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele. Należą do nich m.in.: chęć wyróżnienia się w środowi-sku rówieśniczym, uzyskania lub odzyskania pozycji w grupie albo w ogóle bycia dostrze-ganym i  akceptowanym przez innych. Pro-blem anoreksji i bulimii, czy innych, licznych

dysfunkcji odżywiania, jest zagadnieniem bardzo złożonym i od nas – badaczy – wy-maga ujęcia interdyscyplinarnego. Jako zwy-kli obywatele często natomiast nie zdajemy sobie sprawy, że obok nas żyją ludzie, którzy mają problemy z  odżywianiem się, którzy stosują rygorystyczne diety, aby wpisać się w pewien kanon wyglądu albo – wręcz prze-ciwnie – nadmierną konsumpcją rekompen-sują sobie braki emocjonalne. Do nas, ludzi nauki, należy też obowiązek uświadomienia społeczeństwu, że problemy z odżywianiem się są ważnymi problemami społecznymi.

Człowiek współczesny bywa nie tylko uza-leżniony od substancji odurzających, ale także od swojego telefonu, portalu spo-łecznościowego lub zakupów…

Dla rozwiniętych społeczeństw nie są to pro-blemy nowe. U  nas pojawiły się liczniej po 1989 r. Wśród nich są także: bigoreksja, czyli uzależnienie od siłowni, tanoreksja  – uza-leżnienie od solarium, zakupoholizm i inne. Osoby uzależnione od zakupów posiadają szafy pełne rzeczy, których często nigdy nie używają. Znajduje się tam odzież z nieoder- wanymi jeszcze metkami, nieotwarte per-fumy, nigdy nieprzeczytane książki, nie-obejrzane filmy i wiele, wiele innych przed-miotów nabytych podczas kupowania kompulsywnego. Ludzi uzależnionych od zakupów z  roku na rok przybywa. Naby-wając nową rzecz, rekompensują sobie bra-ki w  życiu emocjonalnym, niepowodzenia osobiste bądź zawodowe. Potrzebują jednak specjalistycznej pomocy, która pozwoli im wrócić do równowagi.

Młodzi ludzie miewają problemy z  buli-mią, anoreksją… Czy polska szkoła jest przygotowana, aby im pomóc?

W  moim odczuciu wciąż jeszcze za mało uwagi poświęca się temu zagadnieniu. Wie-my, że problem istnieje, ale mówimy o nim stanowczo za rzadko. Program kształcenia

Page 7: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” — 7„Konspekt” 3/2016 (58)

nauczycieli i  pedagogów musi w  stopniu większym niż dawniej uwzględniać tre-ści dotyczące problemów socjonaukowych i  akcentować kompetencje komunikacyj-ne nauczycieli. Klasyczna dydaktyka to za mało. Współczesna dydaktyka, szcze-gólnie w  obszarze nauk przyrodniczych, musi uwzględniać fakt, że w  obliczu ca-łości wiedzy naukowej uczący się podaje w wątpliwość swe początkowe wyobrażenia na temat danego zagadnienia. Koncepcje uczniów mają zmienny charakter i  ulegają przeobrażeniom, a  konstrukcja problemów umożliwia ich przekształcenie i  przesu-nięcie ucznia z  pozycji osoby przyjmującej cudze opinie w  stronę posiadacza przemy-ślanej wiedzy naukowej. Koncept stosun-ku do wiedzy pozwala inaczej spojrzeć na sytuacje dydaktyczne. Kultura i  komuni-kacja naukowa oraz dydaktyka wydają się zachodzić na siebie i  wzajemnie się uzu-pełniać. Czy Polska szkoła jest otwarta na rozwiązywanie problemów? Teoretycznie tak. Na razie jednak słyszymy więcej de-klaracji, niż widzimy konkretnych działań. Wiele dobrego wnoszą projekty, do których zaprasza się poszczególne szkoły. Projekty te siłą rzeczy są jednak monotematyczne. Jeśli np. występuje trend, żeby przygotowy-wać projekty o wodzie, to cała Polska reali-zuje pomysły dotyczące wody. Oczywiście, wzrasta świadomość społeczna i  wiedza na określone tematy, ale osoby realizujące dany projekt najczęściej nie wychodzą poza nie. W związku z tym działań mających na celu uświadomienie i  uwrażliwienie społe-czeństwa na pewne zagadnienia nie można opierać wyłącznie na projektach. Musi się to odbywać systemowo w  szkole. Interesujące jest współdziałanie szkół z  organizacjami pozarządowymi, które realizują akcje, takie, jak „Kupuję odpowiedzialnie” czy „Zrówno-ważony rozwój”. To także świadczy o tym, że tych zagadnień jest za mało w programach kształcenia nauczycieli, i oni nie całkiem radzą sobie z  ich realizacją, skoro szukają pomocy na zewnątrz.

A  rodzice? Jak oni sobie radzą z  nowymi zagrożeniami?

To zależy od wielu czynników, niekoniecznie od wykształcenia, bo często nie przekłada się ono na to, co się dzieje w domu, oraz na wie-dzę, którą dziecko z domu wynosi. Obecnie dostrzegamy, że to dzieci edukują rodziców, przynoszą ze szkoły pewne informacje, pe-wien styl życia, który próbują zaadaptować w warunkach domowych. Informacje te do-tyczą ekologii, odżywania się, zachowania prospołecznego. Kilka razy byłam świad-kiem, jak w  hipermarkecie dziecko prosiło ojca lub mamę, aby zamiast chipsów albo batoników mogło dostać owoce. To na razie rzadkie przypadki, ale bardzo dobry znak! A ponadto świadectwo pewnego odwrócenia się ról. Dziecko staje się dla rodzica oknem na świat, przynosi mu nowinki, których on w  szkole nie słyszał. Oczywiście, możemy teraz postawić pytanie o  rolę rodziców we współczesnym świecie. Czy są nadal jedyny-mi po nim przewodnikami, czy też pozna-ją go wraz ze swoimi dziećmi? Niezależnie od odpowiedzi, ważne jest, aby nadal zapew-niali dziecku miłość i bezpieczeństwo. Tego nic nie zastąpi.

Tak samo jest z  nowymi technologiami  – dzieci wiedzą o nich często więcej niż ich rodzice…

W  odniesieniu do technologii mówi się o  kulturze prefiguratywnej. Od dłuższego czasu, za Markiem Prenskym, mówimy też o pokoleniu cyfrowych tubylców i cyfrowych imigrantów. Don Tapscott rozdzielił ich pod względem roczników: dzieci urodzone po 1996  r. należą do ery technologii. Różnice międzypokoleniowe są bardziej widoczne, bo nowe pokolenie pojawia się co siedem lat. Grupa Kombii w piosence Pokolenie śpiewa: „Każde pokolenie ma własny czas”. Tylko że obecne pokolenia tego czasu nie mają; z 20 lat pozostało im siedem, a  będzie jeszcze mniej, ponieważ coraz bardziej zróżnicuje je

Page 8: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

8 „Konspekt” 3/2016 (58)— Gość „Konspektu” —

postęp technologiczny. Zobaczmy, że to, co wydaje nam się nowoczesne dzisiaj, jutro lub za kilka dni będzie już należało do przeszło-ści. Szkoła musi to dostrzegać i także ulegać przemianom. Nie można w  niej uczyć tych samych treści, tymi samymi metodami, które wykorzystywano 20, 10, a nawet 5 lat temu. Dydaktyka musi nadążać za osiągnięciami naukowymi oraz potrzebami poznawczymi i metapoznawczymi uczniów. Zresztą, dzisiaj częściej mówi się o  komunikacji naukowej czy komunikacji nauki niż o dydaktyce.

Zajmuje się Pani zagadnieniem tożsa-mości płciowej uczniów. Jak ten problem funkcjonuje w świadomości społecznej?

Problem tożsamości płciowej to nie tylko gender, o której zrobiło się ostatnio bardzo głośno. To przede wszystkim problem dys-funkcji i  chorób związanych z  płciowością człowieka. Niewiele mówi się np. o  tym, że na świat przychodzi wiele osób interseksua- lnych, czyli takich, które posiadają narzą-dy płciowe żeńskie i  męskie. Bardzo często osoby te leczy się farmakologicznie, również operacyjnie, i  zostaje im przypisana płeć, która po latach okazuje się przez nie nie-akceptowana. Jest to problem na co dzień spotykany w  gabinetach ginekologicznych, gdzie zgłaszają się kobiety, które po prostu nie otrzymały tej pomocy wcześniej lub pod-jęto nieprawidłowe środki w  ich „leczeniu”. Jeżeli natomiast chodzi o  płeć kulturową, czyli gender, to jest to raczej zjawisko spo-łeczne niż biologiczne, aczkolwiek mówi się również o nim ostatnio w kontekście deter-minizmu płci opartego na chromosomach XX dla kobiet i XY dla mężczyzn, który tak-że może podlegać zaburzeniom. Pokazuje to, jak wiele rzeczy jest jeszcze niepoznanych, jeżeli chodzi o  determinizm płci i  w  ogóle o cechy niekoniecznie dziedziczone z chro-mosomami płci, ale również z  autosoma-mi… Istnieje wiele mutacji i aberracji, które uzewnętrzniają się w  różny sposób. Znane są powszechnie syndromy genetyczne, tzw.

podręcznikowe, lecz wiele z nich jest w fazie badań lub wiedza na ich temat nie jest szero-ko komunikowana społecznie. Trzeba być na to zjawisko otwartym, zwłaszcza wówczas, gdy jest się nauczycielem.

Czy jesteśmy jako społeczeństwo otwarci na ten problem?

Na pewno nie, ale to bardzo często wynika z  niewiedzy. Dorośli ludzie nie wrócą już do szkoły. To, co możemy dla nich zrobić, jako dydaktycy, to wychodzić w przestrzeń publiczną i pogłębiać świadomość Polaków. Być otwartymi na społeczeństwo dorosłych, czyli na ludzi, którzy uczą się już wyłącznie incydentalnie, ale uczą się codziennie, czy-tając jakiś plakat na przystanku autobuso-wym lub będąc świadkiem eventu w galerii handlowej. W październiku 2005 r. na fasa-dzie Pałacu Kultury i  Nauki w  Warszawie pojawiła się interesująca projekcja wideo. Projekt nazywał się „Darwin w Warszawie” i był autorską koncepcją skandynawskiej ar-tystki Lene Berg. Na fasadzie pałacu ukazała się brodata twarz Karola Darwina, a z głoś-ników słychać było piosenkę Louisa Arm-stronga What a  Wonderful World. Wielu przechodniów zatrzymywało się i  zastana-wiało, kim jest ów staruszek i co on śpiewa. Pojawiła się zatem refleksja kulturowa. Oto mężczyzna rasy białej, posądzany o stwier-dzenie, że człowiek pochodzi od małpy, śpiewa piosenkę rozsławioną przez czarno-skórego potomka niewolników. Ogromne zderzenie kulturowe! Zderzenie z  pewny-mi wyobrażeniami, skrótami myślowymi i  uproszczeniami. Jednym z  sensów tej in-stalacji była chęć pokazania, że świat nie za-wsze jest taki, jaki nam się wydaje, a dalsze upraszczanie go nie ma sensu.

Kilka miesięcy temu, wspólnie z  prof. Janem Rajmundem Paśko, wydała Pani książkę Fotografia i  dydaktyka. W  jaki sposób aparat fotograficzny może stać się pomocą dydaktyczną?

Page 9: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” — 9„Konspekt” 3/2016 (58)

Pisanie tej książki było dla mnie wielką przyjemnością, osobiście bowiem interesuję się historią fotografii. Fotografem natomiast nie jestem, raczej „pstrykaczem”, który ko-rzysta z udogodnień współczesnej techniki. Nie jestem jednak wielbicielką fotografii cyfrowej, wolę fotografie analogowe, któ-re powstały w  ciemni. Zbieram pocztówki z różnych miast i czytam wszystko, co doty-czy historii fotografii. O fotografii nie da się mówić prostym językiem, nie da się też mó-wić bez emocji. Zatrzymany w ruchu obraz sprzed 10, 20 czy 100 lat przynosi nam wiele informacji o świecie i autorze zdjęcia. Z tej właśnie pasji powstała ta książka. Prof. Jan Rajmund Paśko jest doskonałym fotografem i znawcą tematu, a  jego zdjęcia były wielo-krotnie nagradzane. Jest też kolekcjonerem starych aparatów mieszkowych. Połączyli-śmy nasze zainteresowania i  w  ten sposób zrodził się pomysł na książkę. Jest ona także wynikiem naszych wieloletnich badań zwią-zanych z dydaktyką, a w moim wypadku – ze sposobami dydaktycznej transformacji treści kształcenia. Jako badaczka szukam mediów dydaktycznych, czyli sposobów na przetwarzanie i  udostępnianie infor-macji na potrzeby edukacyjne. Zresztą to nie jest nowość, znamy przecież książkę prof. Piotra Sztompki Socjologia wizualna, w której pedagogika łączy się z podejściem socjologicznym, a autor pokazuje, jak wiele możemy czerpać właśnie z  obrazu. Poszu-kując mediów dydaktycznych, wyszłam od nowych technologii, bo w  latach pisania doktoratu opracowałam programy kompu-terowe do uczenia się genetyki na poziomie gimnazjalnym. Na owe czasy były to pomy-sły innowacyjne. Zafascynowanie nowymi mediami doprowadziło mnie do refleksji dotyczącej mediów tradycyjnych. Absolut-nie nie deprecjonuję mediów tradycyjnych, wręcz przeciwnie, uważam, że w dydaktyce należy łączyć różne ich typy. Współczesna fotografia to nowe medium, oparte na  no-wej technologii. Tymczasem książka Foto-grafia i  dydaktyka traktuje o  fotografii od

momentu jej narodzin, a więc od roku 1839, do połowy XX w., mówi zatem na przykład o  chronofotografii, dagerotypii, ambrotypii i  ich związkach z  procesem dydaktycznym. Wracając do nowych mediów – ich potencjał edukacyjny jest niebywały, ale ciągle jesz-cze w  małym stopniu wykorzystany. Czu-łam jednak niedosyt, jeżeli chodzi o  media tradycyjne, pamiętając, co mnie osobiście kiedyś dała fotografia… Brałam np. udział w olimpiadzie na temat krajów basenu Mo-rza Śródziemnego w czasach, kiedy informa-cje nie były tak powszechnie dostępne jak dzisiaj, i uczyłam się bardzo dużo ze starych widokówek. Myślę więc, że obraz tradycyj-ny, media tradycyjne są nie do przecenienia w procesie dydaktycznym. Nowych mediów, zwłaszcza społecznościowych, ciągle nato-miast nie potrafimy umiejętnie wykorzystać do pracy z uczniami. Zaczęłam się zatem in-teresować modelami uczenia się za pośred-nictwem właśnie tych mediów i kompeten-cjami metapoznawczymi ich użytkowników. To teren, po którym od jakiegoś czasu poru-szam się w swoich badaniach.

Page 10: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

10 „Konspekt” 3/2016 (58)— Gość „Konspektu” —

Zauważyłem też w Pani bibliografii nauko-wej artykuł omawiający kwestię uzależnie-nia od Internetu.

Bardzo dużo osób jest uzależnionych od In-ternetu, również od gier komputerowych. Znam przypadki, które doprowadziły do za-łamania się więzi rodzinnych, do wycofania się danej osoby z życia publicznego, do wy-łącznego skoncentrowania się na odgrywa-niu ról w  mediach społecznościowych albo w grze. Samo zagadnienie uzależnienia inte-resuje mnie – jako pedagoga – w odniesieniu do dzieci i  młodych ludzi. Moim zdaniem trzeba, przede wszystkim młodym ludziom, stworzyć alternatywę off-line i równocześnie pokazywać, że nowe media i kontakty on-line mogą służyć nie tylko do zabawy, ale rów-nież do aktywnej i  efektywnej nauki. Mło-dzi ludzie po prostu chcą się uczyć. Szuka-ją czegoś nowego  – alternatywy dla szkoły. Ciągle szkoła nie jest konkurencyjna wobec nowych mediów.

I chyba nigdy nie będzie.

Nie, bo nowe media oferują przede wszyst-kim wolność – od wolności wyboru po swo-bodę wypowiedzi, szkoła natomiast narzuca pewne standardy, które młodemu człowie-kowi nie zawsze odpowiadają. Tapscott pisze nawet, że chociaż wszyscy kochamy wol-ność, daleko nam do tego pokolenia, które bez możliwości wyboru nie może żyć, jak bez powietrza. Szkoła przeżywa więc kryzys wychowania, kryzys postaw i wartości…

Brakuje autorytetów?

Nie wiem, czy brakuje… Można generalizo-wać i mówić, że istnieją autorytety na miarę każdego. W moim odczuciu autorytetem jest osoba, która ma głęboką wiedzę, jest otwarta na innych i  nową wiedzę, a  przede wszyst-kim sama wychodzi do innych, dzieląc się wiedzą, odkrywając obszary swojej niewie-dzy i nieustannie ucząc się. Można być au-

Fotografie wykonane we francuskim mieście Dijon podczas Tygodnia Mediacji Naukowej (fot. K. Poty-rała)

Page 11: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” — 11„Konspekt” 3/2016 (58)

torytetem w jednej dziedzinie i wciąż pozo-stawać uczniem w innej. Autorytet nie może czekać, aż go ktoś odkryje…

Jak Pani Profesor jako prorektor ds. stu-denckich będzie realizowała swoją misję na tym stanowisku?

Dopóki zadajemy pytania  – sobie i  innym, dopóty szukamy na nie odpowiedzi. Na tak szeroko postawione pytanie nie ma jedno-znacznej odpowiedzi. Nie wiem jeszcze, z ja-kimi sytuacjami się zetknę, z kim przyjdzie mi współpracować, jakie pojawią się możliwości, a  jakie problemy. Na pewno na moją wizję tego, co i jak chciałabym robić, wpływa to, co widziałam, pracując za granicą lub podczas różnych pobytów studyjnych. Jako członek Komisji Akredytacyjnej poznałam też wiele

polskich uczelni. Spotykałam się z  ich wła-dzami, pracownikami i  studentami. Chcia-łabym, żeby nasz Uniwersytet był uczelnią, w której każdy pracownik i student czuje się bezpiecznie. Zależy mi też na sprawnym prze-pływie informacji oraz dobrej współpracy. Je-śli potrafimy ze sobą współpracować, to wiele spraw możemy rozwiązać. Jestem optymistką, więc wierzę w komunikację, kontakt, współ-pracę oraz to, że otwarcie się na problemy pomoże dostrzec rangę pojedynczych przy-padków i  właściwie się nimi zająć w  trosce o funkcjonowanie całości.

Czego najserdeczniej Pani Rektor życzę.

Rozmawiał Marcin Kania29 sierpnia 2016 r.

Page 12: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” —

Film istnieje tylko w odbiorzeRozmowa z prof. Bogusławem Skowronkiem, Prorektorem UP ds. Kształcenia

Marcin Kania: Panie Profesorze, wśród Pańskich zainteresowań naukowych szcze-gólną rolę odgrywa analiza rozwoju współ-czesnej sztuki filmowej w Polsce i za grani-cą. Przez wiele lat prowadził Pan w Radiu Alfa audycję Alfabet filmowy, w  Radiu Spektrum  – Filmowe Spektrum, do dziś gromadzi Pan młodzież studencką na spo-tkaniach Dyskusyjnego Klubu Filmowego. Czy mogę zapytać o genezę Pańskich zain-teresowań filmem?

Prof. Bogusław Skowronek: Chcąc odszu-kać źródło moich zainteresowań filmem, musiałbym cofnąć się do czasów, kiedy jako zafascynowany książkami młody człowiek odkryłem, że kino oferuje więcej niż litera-tura. Oferuje bowiem ruchomy obraz, który przedstawia to, co powstało w  wyobraźni twórców. Jako dziecko oglądałem dużo fil-mów. Wielu z nich nie rozumiałem, odczu-wałem jednak fascynację tym, w jaki sposób reżyserzy przedstawiali świat i  bohaterów, jak kreowali przede mną – widzem – swoją opowieść. Mówiłem: „Tego nie rozumiem, ale to jest piękne”. Przeżycie, które mi wtedy towarzyszyło, było tak silne, że świat filmu zaczął wciągać mnie coraz bardziej. Poza tym od zawsze przejawiałem skłonność, by przez narrację innych osób oglądać siebie

oraz otaczający świat, łączyć różne narra-cje w jedną opowieść. Geneza tkwiła zatem we wczesnych humanistycznych zaintereso-waniach lekturowych oraz fascynacji obra-zem.

Czy jakiś obraz lub scena, obejrzane w dzieciństwie, zapadły Panu w pamięć?

Prof. Bogusław Skowronek

fot.

A. K

arko

szka

Page 13: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” — 13„Konspekt” 3/2016 (58)

Pamiętam, że jako bardzo młody człowiek pozostawałem długo pod wrażeniem filmu Andrieja Konczałowskiego Syberiada. Gdy obejrzałem go po raz pierwszy jako dziecko, z  oczywistych względów nie zrozumiałem wielu kontekstów kulturowych, historycz-nych i politycznych. Zafascynował mnie jed-nak sposób opowiadania reżysera oraz este-tyka obrazu. Do dzisiaj noszę w pamięci ten film, a także związane z nim emocje. Na mnie, młodego widza, nie oddziaływały jednak wyłącznie arcydzieła filmowe „z  wysokiej półki”. Nigdy nie zapomnę seansu Gwiezd-nych wojen George’a  Lucasa, obejrzanych pod koniec lat 70. XX w. Gdy zobaczyłem statek kosmiczny Imperium, który wyłania się z górnej krawędzi ekranu, poczułem się wręcz wbity w fotel majestatem tego przed-stawienia. Pod koniec lat siedemdziesiątych, w komunistycznym kraju, taki obraz był dla nas jak odkrycie nowej rzeczywistości. Mogę zatem zestawić dwa typy kina, które mnie ukształtowały: kino poetyckie, niesamowite,

wizyjne oraz kino popularne – także bardzo wizyjne, także niezwykle spektakularne, ale odpowiadające potrzebie młodego człowie-ka, jaką jest przeżywanie przygód. Trudno mi jednoznacznie wskazać jedno czy kilka ujęć, które szczególnie na mnie podziałały. Filmoznawca w ogóle myśli obrazami. Oglą-dając jakiś film, często zastanawiam się, czy danych rozwiązań fabularnych lub operator-skich już gdzieś nie widziałem.

Jako student uczestniczyłem w  spotka-niach DKF-u. Wywierały na nas wówczas wrażenie zarówno prezentowane filmy, jak i rozmowy na ich temat. W jaki sposób ta interakcja ze studentami oddziaływała na Pana jako filmo- i medioznawcę?

To bardzo ważne zagadnienie. Dawniej filmoznawstwo koncentrowało się na fil-mie jako tekście, o  widzu zapominano. On był, ale funkcjonował jako mało istotny konstrukt teoretyczny. Od jakiegoś czasu nastąpił jednak zwrot w  badaniach filmo-znawczych  – zaczęto analizować reakcje publiczności. Dla mnie jako widza i  jako badacza przeżycie filmowe jest zawsze prze-życiem społecznym, to znaczy, że musi być w jakiś sposób zwerbalizowane i ujawnione. Film to „fabryka emocji”, stąd też niezwykle ważna jest rozmowa o nim, szczere i auten-tyczne dzielenie się przeżyciami. Oglądanie filmu dla samego filmu, w samotności, po to, by konstatować rozwiązania formalne, ana-lizować styl i mówić o trybach narracji, ma sens głównie w badaniach naukowych. Film jako dzieło sztuki istnieje natomiast tylko w odbiorze, tylko w przeżyciach widzów. To warunek sine qua non jego istnienia. Dlate-go na spotkaniach DKF-u  starałem się jak najwięcej rozmawiać z widzami. W obcowa-niu ze sztuką filmową nie chodzi o  to, aby po seansie opuścić kino i  iść do domu. Jej esencją jest rozmowa o  przeżyciach i  prze-myśleniach, jakie wyłoniły się podczas obco-wania z dziełem. Oczywiście czasami trzeba pomilczeć, ale zawsze wspólnie, nigdy same-

Okładka DVD z Syberiadą, reż. A. Konczałowski

Page 14: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

14 „Konspekt” 3/2016 (58)— Gość „Konspektu” —

mu. Film istnieje bowiem wyłącznie w akcie wspólnotowego odbioru. Dlatego tak chętnie rozmawiam o filmach z młodymi ludźmi.

Przypomina mi się tytuł wywiadu, jaki przeprowadził Pan z  Andrzejem Wajdą i  Krystyną Zachwatowicz-Wajdą: W  kinie jesteśmy razem…

Zawsze to podkreślam: w  kinie jesteśmy razem. Oczywiście, każdy w domowym za-ciszu może oglądać filmy na DVD, CD lub w  Internecie, ale kino, czy nawet wspólne oglądanie w domu, daje możliwość rozmo-wy o przeżyciach i przemyśleniach.

W  artykule poświęconym edukacji filmo-wej, który ukazał się w piśmie „Studia de Cultura”, napisał Pan: „Dzieje szkolnej edukacji filmowej w Polsce wyznaczają am-bitne zamierzenia, niewdrożone projekty, nierealne programy, projektujące publika-cje, inicjatywy entuzjastów oraz, niestety, siermiężna praktyka edukacyjna – a raczej jej brak. Niedostatki czasu, odpowiednie-go zaplecza technicznego i merytoryczne-go przygotowania nauczycieli nader często stały w działaniach edukacyjnych za przy-padkowością filmowych wyborów, instru-mentalizowaniem dzieła oraz utylitarno-ścią celów wychowawczych”. Jak wygląda edukacja filmowa w  polskiej szkole, a  jak wyglądać powinna? W jaki sposób nauczy-ciel może prowadzić z  młodym człowie-kiem rozmowę o filmie?

To jest problem, któremu poświęciłem lata badań. Ma on kilka przyczyn. Przyczyną za-sadniczą jest kształt obecnej szkoły i strategia kształcenia. Na edukację filmową bądź szerzej rozumianą edukację medialną we współczes- nej szkole nie ma czasu. Obecne założenia programowe i  model kształcenia nastawio-ne są na ewaluację, czyli ocenę wyników. Mówiąc najprościej: uczymy po to, by nasi wychowankowie zdawali kolejne egzaminy i mogli awansować na kolejne etapy kształce-

nia. Uczymy zatem po to, by realizować dyk-tat ewaluacyjny. To z kolei kompletnie wypa-czyło model kształcenia humanistycznego. Młody człowiek uczy się nie po to, by dowie-dzieć się czegoś o świecie, kulturze, wzbogacić swój intelekt oraz życie emocjonalne, ale po to, by mieć pewność, że po właściwie wypeł-nionym teście egzaminacyjnym dostanie się do gimnazjum, do szkoły średniej, a po ma-turze  – na uczelnię. Tym samym edukacja kulturowa, medialna, filmowa stała się kom-pletnie niepotrzebna. Ona nie pomaga w zda-waniu testów. Inną przyczyną jest podejście nauczycieli do tej edukacji. Media są ciągle traktowane w  polskiej szkole jako element dodatkowy, często zbędny. Wciąż nie dostrze-ga się, że Internet, telewizja i  kino bardziej determinują kulturowy horyzont młodego człowieka niż szkoła. Metaforycznie można powiedzieć tak: uczeń jest w szkole, ale szko-ły nie ma w życiu ucznia. Media natomiast są w życiu ucznia, ale nie ma ich w szkole. Na

Andrzej Wajda podpisuje kopię filmu Niewinni cza-rodzieje (1960), listopad 2014 (fot. M. Kania)

Page 15: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” — 15„Konspekt” 3/2016 (58)

tym polega dramat rozmijania się rzeczywi-stości szkolnej ze współczesnością. Trzeba nauczyć młodych ludzi krytycznego i  świa-domego odbioru różnych tekstów kultury. Trzeba uczyć, jak poruszać się w świecie me-diów i  nowych mediów, jak je oceniać, jak z nich korzystać, w jaki sposób wartościować pozyskane za ich pośrednictwem informa-cje. Tego się w  ogóle w  szkole nie realizuje. Przyczyna edukacyjna – nacisk na ewaluację, a także przyczyna cywilizacyjno-kulturowa – rozminięcie się celów edukacyjnych i  ho-ryzontu kulturowego są być może dwiema najważniejszymi przyczynami, które powo-dują, że edukacja filmowa, szerzej mówiąc – medialna, praktycznie dzisiaj nie istnieje.

Nauczyciele nie dostrzegają wielu rzeczy, które są na przykład dla nas kulturoznawców oczywiste. Jakiś czas temu w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej został przeprowa-dzony długoterminowy cykl badań, którego efektem był raport Młodzi i media. W doku-mencie tym wykazano, że dla ludzi młodych media są bardzo ważne, zwłaszcza w kontak-

cie pozaszkolnym, niezobowiązującym. Oni z  mediów czerpią bardzo wiele informacji, realizują też w nich wiele pomysłów. Z me-diów uczą się, jak oceniać różne zjawiska kulturowe, społeczne i polityczne. Dlaczego więc media nie mogą być obecne w  szko-le? Warto do dyskursu szkolnego włączyć wiedzę o  mediach. Kulturoznawcy o  tym wiedzą, Ministerstwo nie, pedagogowie nie, uczelnie w dużej mierze też nie, chociaż na naszej, dzięki temu, że mamy kierunki zwią-zane z edukacją medialną oraz Ośrodek Ba-dań nad Mediami, jest znacznie lepiej.

Zapytam prowokacyjnie: nie wiedzą czy nie chcą wiedzieć?

Szkoła jest systemem polityczno-instytu-cjonalnym. Dopóki instytucjonalnie i  po-litycznie nie będzie przyzwolenia na to, by szerzej otworzyć się na zjawiska kultury współczesnej, kultury medialnej, to nie od-notujemy postępu w  tej kwestii. Podstawy programowe są pisane przez specjalistów,

Dostojni Goście oraz prof. Bogusław Skowronek i prof. Kazimierz Karolczak w Rektoracie UP, listopad 2014

fot.

M. K

ania

Page 16: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

16 „Konspekt” 3/2016 (58)— Gość „Konspektu” —

ale zatwierdzone w  Ministerstwie, musi się zatem zmienić pewien horyzont myślenia decydentów o przestrzeni kulturowej i prze-strzeni medialnej w  Polsce. Dopiero wtedy można coś zmienić. Oczywiście trzeba mieć również świadomość, że szkoła jest centrum transmisji wartości, „figur długiego trwania”, których z niej usunąć nie wolno, bo w prze-ciwnym razie stracimy tożsamość – narodo-wą oraz kulturową. Musimy bardzo umiejęt-nie połączyć to, co nowoczesne i atrakcyjne, z  tym, co każdy młody człowiek wiedzieć powinien. A  to trudne zadanie. Mówiąc obrazowo: obecnie szala przechylona jest na niekorzyść edukacji medialnej. Nie mo-żemy dopuścić, by tak zostało, nie możemy też pozwolić, by media zdominowały szkołę. Wszędzie ważna jest równowaga.

Jaka jest współczesna społeczna rola filmu? Czy kino pełni jeszcze funkcje społeczne?

To jest bardzo ważne pytanie, bo dotyka isto-ty kina i  tego, o  czym mówiłem wcześniej,

czyli istoty odbioru sztuki filmowej. Od roku 1989 kino bardzo się zmieniło. Obraz cyfro-wy zastąpił obraz analogowy, już nie musi-my chodzić do kina, gdyż możemy oglądać filmy w domu, na CD, DVD lub w Interne-cie. Film stał się częścią kultury medialnej. Dawna funkcja społeczna kina także uległa zmianie. Oczywiście nie będzie tak, że kina nagle przestaną funkcjonować, a  wszyscy widzowie zostaną w domu. Jeden z badaczy bardzo słusznie zauważył, że skoro jemy po-siłki w domu, to restauracje dawno powinny zbankrutować. Tak samo jest z kinem. To, że możemy film oglądać w  domu, nie znaczy, że nie będziemy chcieli pójść do dobrego kina i obejrzeć go z grupą ludzi, którzy także wyrażają chęć obejrzenia tego właśnie filmu. Kino będzie jedną z wielu naszych aktywno-ści, jedną z wielu możliwości oglądania fil-mu. Już nie główną, lecz jedną z wielu.

W  takim razie pozwolę sobie wrócić do jednego z  wcześniejszych wątków naszej rozmowy. Interesuje mnie problem inter-

Doktorzy honoris causa UP prof. Krystyna Zachwatowicz-Wajda i Andrzej Wajda, 24 XI 2014 r.

fot.

A. K

arko

szka

Page 17: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” — 17„Konspekt” 3/2016 (58)

akcji pomiędzy reżyserami i wytwórniami filmowymi a  widownią. Coraz częściej, zwłaszcza w sferze produkcji popularnych, widownia narzuca twórcom tematy oraz sposoby prezentowania ich w  kinie. Nie-którzy poddają się temu wpływowi, dla in-nych stanowi on problem…

Można z niego jednak wybrnąć, świat filmu jest bowiem nieskończenie bogaty. Już teraz osiągnęliśmy stan, w którym dominujący kie-dyś model kinowego oglądania stał się raczej przeszłością, ale równocześnie osiągnęliśmy równowagę pomiędzy sposobami odbioru. Dla twórców, którzy mają własny charakter, którzy chcą coś powiedzieć od siebie, zawsze znajdzie się miejsce w  kinach studyjnych, arthouse’owych oraz na przeglądach, któ-re wciąż cieszą się ogromną popularnością. Trzeba jednak mieć świadomość, że rów-nolegle do tego modelu będzie funkcjono-wał model oglądania widowiskowego, mul-tipleksowego, gdzie twórca jest realizatorem oczekiwań widowni. Mówi się, że widzowie głosują nogami, czyli chodząc na dane filmy, pozwalają zarabiać wytwórniom. Wytwórnie zatem będą zlecały reżyserom realizowanie kolejnych kasowych przebojów. Nie oceniam, czy któryś z tych modeli oglądania jest lepszy lub gorszy, one są równoległe. Ta sama oso-ba może uczestniczyć w  przeglądzie filmów Darrena Aronofsky’ego lub Davida Lyncha w małym kinie studyjnym, a dwa dni później kupi popcorn i  pójdzie na blockbustera, by odpocząć od codzienności i  dać się ponieść przygodzie. Albo też sam lub z przyjaciółmi obejrzy w  Internecie kolejny sezon ulubio-nego serialu. Te aktywności filmowe są więc teraz równoległe i  rzadko ze sobą kolidują.

Kino jest dla mnie interakcją. To może być interakcja czterech osób na sofie, które, obejrzawszy film, będą się o  niego zażarcie spierać. To może być interakcja na festiwalu, kiedy widz będzie zadawał pytanie reżysero-wi i dyskutował z nim. To może być również interakcja najbardziej zmysłowa, kiedy je-stem w multipleksie na komedii i śmieję się

wraz z całą widownią. To są różne sposoby docierania do filmu jako dzieła sztuki, jego odbioru i przeżywania.

Bo w kinie jesteśmy razem. I tutaj pozwo-lę sobie wrócić do spotkania, które miało miejsce w  Rektoracie w  przeddzień wrę-czenia doktoratu honoris causa panu An-drzejowi Wajdzie i  pani profesor Krysty-nie Zachwatowicz-Wajdzie. Pamiętam, że przyniósł Pan egzemplarz filmu Niewinni czarodzieje z 1960 r. i powiedział: „To jest mój ulubiony film Andrzeja Wajdy”. Co sprawia, że właśnie ten obraz z  kolekcji Mistrza jest dla Pana wyjątkowy?

Powiedziałem to nieco prowokacyjnie, bo mam świadomość, że jądrem twórczości Andrzeja Wajdy są ważne dla Polski proble-my społecznie i polityczne. Widzimy je np. w Człowieku z marmuru (1976), Człowieku z  żelaza (1980), Katyniu (2007). Niewinni czarodzieje natomiast to jeden z  wczesnych filmów, w  którym reżyser skoncentrował się na konflikcie dwojga osób  – chłopaka i dziewczyny, młodych ludzi, studentów. To było dla mnie jako widza szalenie ożywcze. Andrzej Wajda pokazał bowiem, że umie być reżyserem subtelnym, cichym, wręcz kameralnym, umiejącym opowiadać histo-rie intymne. Czy to znaczy, że ten film jest najlepszym dziełem Mistrza? Zdecydowanie nie i  mam tego świadomość. Nadal jednak ujmuje mnie Tadeusz Łomnicki jako młody chłopak, który, prowadząc romantyczną grę, stara się o względy swojej wybranki, granej przez Krystynę Stypułkowską. Dlatego chęt-nie wracam do tego filmu.

Po prostu nieco inny Wajda.

Zdecydowanie tak.

Czy czeka Pan na Powidoki?

Ja czekam na każdy film Andrzeja Wajdy. Powidoki to powrót Mistrza do jego korzeni

Page 18: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

18 „Konspekt” 3/2016 (58)— Gość „Konspektu” —

artystycznych. Pamiętajmy, że Andrzej Waj-da studiował w  ASP, więc to jest wykształ-cony plastyk, malarz, zatem historia o Wła-dysławie Strzemińskim jest powrotem do jego fascynacji artystycznych. Jest to także historia człowieka złamanego przez totali-tarny ustrój, który przegrywa w zmaganiach z  dziejami. Mamy tu typowe dla Andrzeja Wajdy zaangażowanie społeczne, mówienie o  problemach niewygodnych politycznie, bolesnych zarówno dla państwa, jak i  dla indywidualnego człowieka. Kiedy rozma-wiałem ostatnio z Mistrzem, był zadowolo-ny z tego filmu, choć wie, że jest on trudny, zwłaszcza od strony technicznej. Będzie w  nim bardzo dużo efektów generowanych komputerowo. Pewnie ktoś może być zdzi-wiony, że w  filmach Andrzeja Wajdy może być sporo najnowszej techniki, ale tak wła-śnie jest w przypadku Powidoków.

Cofnijmy się myślą do roku 2014. Dok-torem honoris causa zostaje pan Andrzej Wajda i  pani profesor Krystyna Zachwa-towicz-Wajda. Pan wygłasza laudację po- święconą Andrzejowi Wajdzie, którą tak-że można przeczytać w  „Konspekcie” (4/2014). Jak wspomina Pan to wydarzenie?

To było ważne przeżycie dla mnie oraz dla całej naszej społeczności akademickiej. Za-cznę od wątku osobistego. Cenię twórczość Andrzeja Wajdy, nigdy jednak nie przypusz-czałem, że stanę się promotorem jego dok-toratu honorowego oraz autorem laudacji. Spotkanie z  państwem Wajdami było dla mnie życiowym doświadczeniem. To nie-zwykle ciepli, otwarci i mądrzy ludzie, któ-rzy w  rozmowie potrafią przekazać wiele życiowej mądrości. Takiej rozmowy z laurea- tem Oscara oraz wielu nagród i odznaczeń, o  tylu ważnych sprawach, odbywającej się w sposób tak naturalny, przy kawie w ogro-dzie jego domu, nie zapomina się. Andrzej Wajda jest nie tylko wielkim twórcą, ale tak-że mądrym człowiekiem, z którym rozmowa jest intelektualną ucztą. Przy tym państwo

Wajdowie są ludźmi niezwykle skromnymi, wyciszonymi, pozbawionymi artystowskiej pozy. Spotkanie z nimi jest dla mnie zawsze ważnym przeżyciem. Jeśli natomiast chodzi o  społeczność akademicką, myślę, że dla Uniwersytetu Pedagogicznego świadomość nadania tytułu doktora honoris causa tym artystom jest niezwykle ważna także dlatego, że ich twórczość wychowała wiele pokoleń Polaków. Te filmu uczą, te filmy pokazują nasze dzieje. Na nich można się uczyć pol-skości, patriotyzmu, można się uczyć od-powiedzialności oraz wrażliwości. Jestem ogromnie wdzięczny za to, że Senat naszej Uczelni zaaprobował z  takim entuzjazmem ten pomysł, a samą uroczystość wspominam jako niezwykle wzruszającą, ciepłą i  pełną wrażeń. To był ważny dzień dla naszej spo-łeczności.

Pozwolę sobie zapytać o innych reżyserów. Czyja twórczość jest Panu szczególnie bli-ska?

Jest ich bardzo wielu. Kiedy byłem młodszy, umiałbym ich wskazać bez zastanowienia. Teraz nie. Odpowiem zatem ogólnie: cenię twórców, którzy mają swój własny, rozpozna-walny charakter, styl, model widzenia oraz pokazywania świata. Twórców, o  których filmach mogę powiedzieć: oto kolejne dzie-ło tego mistrza. Co nie znaczy, że nie cenię sprawnych rzemieślników, których nazwiska znam, i wiem, że film przez nich sygnowany będzie sprawny od strony technicznej, reali-zacyjnej i  reżyserskiej. Cenię tych twórców, na których się wychowałem. Są to repre-zentanci lat siedemdziesiątych XX  w., czyli tzw. młodego Hollywood, tacy jak: wczesny Martin Scorsese, wczesny Steven Spielberg, wczesny George Lucas, Robert Altman, John Schlesinger, Francis Ford Coppola. Jak po-wiedziałem na początku naszej rozmowy, bardzo lubię reżyserów rosyjskich, zwłaszcza Konczałowskiego. Z obecnych twórców pol-skich bardzo mi się podoba młode polskie pokolenie reżyserów, którzy tworzą wspa-

Page 19: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” — 19„Konspekt” 3/2016 (58)

niałe kino. Polskiego młodego kina nie mu-simy się wstydzić.

A mówimy o…

Mówimy np. o Kindze Dębskiej, o Tomaszu Wasilewskim, o Kubie Czekaju. To są nazwi-ska pewnie jeszcze mało znane, ale z pewno-ścią o nich usłyszymy. Myślę też o reżyserach średniego pokolenia, zwłaszcza o Wojciechu Smarzowskim. Jego filmy warte są wielokrot-nej lektury i wielogodzinnej dyskusji. Dobre filmy to te, o które możemy się spierać.

I tego chyba nie zauważają ci, którzy odrzu-cają twórczość Andrzeja Wajdy. On po pro-stu pozwala nam kłócić się o swoje filmy…

Tak, jego filmy często zapraszają do polemiki.

Wymienił Pan gigantów kina amerykań-skiego. Scorsese, Coppola, Spielberg zo-

stali obsypani Oscarami. Stanley Kubrick – mój ulubiony reżyser  – był wielokrotnie nominowany do tej nagrody, ale jej nigdy nie otrzymał. Jak Pan ocenia tego twórcę?

Kubrick był twórcą, który miał niezwykłą, wręcz magiczną umiejętność przenoszenia swoich wizji na ekran. Był artystą, który pe-netrował różne obszary tematyczne oraz ga-tunkowe i nigdy nie dał się zaszufladkować. Wyreżyserował znakomitą opowieść science fiction 2001: Odyseja kosmiczna (1969), hor-ror Lśnienie (1980), widowisko kostiumowe Barry Lyndon (1975), trzy filmy wojenne, w tym Full Metal Jacket (1987), oraz dramat psychologiczno-erotyczny Oczy szeroko za-mknięte (1999). A przecież w  jego dorobku mamy jeszcze Doktora Strangelove’a  (1964), który jest znakomitą i  do dziś aktualną sa-tyrą polityczną, oraz monumentalnego Spar-takusa (1960) z  Kirkiem Douglasem w  roli głównej. Kubrick to jeden z  tych twórców anglosaskich, którzy wznieśli sztukę filmową na najwyższy poziom.

W roku 2013, podczas prac nad numerem „Konspektu” poświęconym kulturoznaw-stwu, miałem przyjemność rozmawiać z  Panem na temat książki Mediolingwi-styka. Wprowadzenie. W  ubiegłym roku praca ta ukazała się w  języku rosyjskim, w  znakomitym tłumaczeniu Vladimira Stockmana. Zawiera ona Pana autorską koncepcję badawczą. Chciałbym zapytać, jak koncepcja ta rozwija się obecnie?

Pewnie zabrzmi to bardzo nieskromnie, ale mediolingwistyka jako subdyscyplina języ-koznawcza, kulturoznawcza i  medioznaw-cza jest już mocno zakorzeniona w świado-mości naukowej. Efektem tego są chociażby cykliczne konferencje „Język a  media”, któ-re odbywają się na naszym Uniwersytecie. Skupiają one badaczy z  całego kraju oraz z  zagranicy. O  rozwoju tej subdyscypliny świadczy to, że ukazuje się bardzo dużo prac, które wprost nawiązują do mojej koncepcji.

Okładka DVD z Lśnieniem w reżyserii Stanleya Ku-bricka, na motywach powieści Stephena Kinga

Page 20: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

20 „Konspekt” 3/2016 (58)— Gość „Konspektu” —

Na Uniwersytecie Śląskim pojawiły się książ-ki poświęcone poszczególnym mediom i ich warstwie językowej, a więc językowi w tele-wizji, językowi w Internecie itd. Dalej – me-diolingwistyka jest także bardzo widoczna, jeśli chodzi o  rynek międzynarodowy. Je-stem w  komitecie redakcyjnym czasopis- ma „Mediolingwistyka”, które ukazuje się w  Sankt Petersburgu. Lingwiści rosyjscy są bardzo mocno zorientowani medialnie. Po części dla nich właśnie dokonałem tłuma-czenia swojej książki. Mediolingwistyka zna-komicie rozwija się też na gruncie niemiec-kim. Ostatnio recenzowałem tom będący zbiorem niemieckich artykułów. Niemieccy badacze trochę inaczej projektują swoje ba-dania niż ja. Nieskromnie to zabrzmi, ale powiem tak: mediolingwistyka jest już sub-dyscypliną mocno ugruntowaną, istniejącą, zresztą badania na temat języka mediów w  Polsce były prowadzone dużo wcześniej, ale były rozproszone, cząstkowe, nie poja-wiała się perspektywa scalająca. Ten mój projekt ma właśnie taki zamiar nakreślenia scalającej perspektywy. W 2017 r. planujemy kolejną edycję konferencji „Język a  media”. Wezmą w niej udział badacze z całej Polski i z zagranicy, jestem zatem spokojny o los tej subdyscypliny.

Gratuluję tego sukcesu i  wyróżnienia, ja-kim jest objęcie stanowiska prorektora. Pozwolę sobie zapytać o  wyzwania, któ-re przed Panem stoją na tym stanowisku.

Od września będę kierował obszarem, który jest ważny dla całego szkolnictwa wyższe-go. Chodzi o studentów, chodzi o kierunek, którym podąża edukacja akademicka. Tu-taj można wskazać kilka ważnych pól, na których chciałbym się szczególnie skon-centrować. Przede wszystkim zależy mi na atrakcyjności oferty edukacyjnej Uczelni. Chcę, aby kierunki, które powstają u  nas, i  kierunki, które już funkcjonują, były atrakcyjne nie tylko od strony pozyskiwa-nia nowych studentów, ale także od stro-

ny naukowej. Żeby były to kierunki, które spełniają wszelkie wymagania dydaktyki uniwersyteckiej oraz współczesnej nauki, a  równocześnie są atrakcyjne dla studen-tów. Dlatego zależy mi na dostosowywaniu kierunków kształcenia do stawianych nam wymogów. Będą one ewoluować, będą się zmieniać, tak jak zmienia się zapotrzebowa-nie, rynek, jak zmieniają się uwarunkowa-nia naukowe, gospodarcze, polityczne, spo-łeczne. Zależy mi na tym, żeby nasza oferta była bardzo atrakcyjna pod tym względem, żeby każdy młody człowiek, który będzie chciał studiować na UP, znalazł dla siebie nowoczesny, atrakcyjny i  spełniający jego ambicje kierunek. To pierwsze pole. Dru-gie pole dotyczy tego, aby te kierunki były umocowane w  swoich macierzystych dys-cyplinach. O  czym mówię? Chodzi o  to, że nasz Uniwersytet ma pełnię uprawnień akademickich. Stąd też nie możemy, chcąc tylko rynkowo, komercyjnie przyciągnąć studentów, tworzyć kierunków, które będą w danym momencie modne, lecz nie mają zaplecza akademickiego i  dyscyplinarnego oraz nie zabezpieczają ciągłości naukowej. Na przykład Wydział Humanistyczny, czy Filologiczny, a  także kierunki na tych wy-działach muszą akcentować swoją uniwer-syteckość i swoje zaplecze naukowe. Kiedy więc mówimy o  kulturoznawstwie, to nie dotyczy to jakichś efemeryd, kierunków, które będą istnieć rok czy dwa. Kierunki muszą mieć mocną podbudowę naukową, dydaktyczną i być równocześnie atrakcyjne. Są uczelnie, które dla zysku kreują kierunki, które istnieją rok czy dwa, a potem obumie-rają. W  ten sposób odchodzi się od istoty kształcenia humanistycznego, kształcenia uniwersyteckiego. Powtórzę: Uniwersytet musi mieć mocne zaplecze naukowe. Mło-dzi ludzie muszą poszerzać swoją wiedzę, umiejętności, społeczne przygotowanie do życia w  kulturze, ale równocześnie muszą mieć świadomość, że odbywa się to na naj-wyższym poziomie naukowym. Pragnę więc kreować atrakcyjną ofertę dydaktyczną, sta-

Page 21: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” — 21„Konspekt” 3/2016 (58)

rając się o to, aby kierunki studiów spełniały wszelkie wymagania od strony dydaktycz-nej, naukowej, społecznej, kulturowej i cy-wilizacyjnej. Pełniąc funkcję prorektora ds. kształcenia, będę zawsze monitorował oto-czenie, czyli będę starał się współpracować z  ministerstwem, z  kuratoriami, z  ośrod-kami zewnętrznymi. Jestem dydaktykiem, więc mój kontakt ze studentami ma temu służyć, by kształcenie – mając walory stricte naukowe – nie było odizolowane od rzeczy-wistości zewnętrznej. Będę starał się śledzić zapowiadane zmiany w edukacji. Niezależ-nie od oceny tych zmian musimy mieć peł-ną świadomość, że UP, kształcąc nauczycie-li, musi być pierwszą uczelnią, która będzie ich kształciła tak, jak właśnie środowisko

czy zewnętrzny kontekst edukacyjny, naka-zuje. Na przykład postuluje się, by upraw-nienia do nauczania mieli tylko absolwenci uczelni państwowych, spełniających bardzo wysokie wymagania w zakresie kształcenia nauczycieli. Nie może to być kurs dwuletni, tylko cały cykl. Chcemy – i  tutaj mam sa-tysfakcję, że ministerstwo również podziela nasze stanowisko  – by nauczycielami mo-gły być tylko osoby z wyższym pięcioletnim wykształceniem uniwersyteckim. O  to bę-dziemy dbać wspólnie.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Marcin Kania 28 sierpnia 2016 r.

Page 22: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” —

Uczelnia to ludzieRozmowa z prof. Robertem Stawarzem, Prorektorem UP ds. Rozwoju

Marcin Kania: Panie Profesorze, zajmuje się Pan biologią, a zatem dziedziną wiedzy badającą życie na naszej planecie. Otacza-jący nas świat zmienia się coraz szybciej, dostarcza też człowiekowi coraz to nowych bodźców, pozytywnych oraz negatywnych. W  jakim kierunku postępują związane z nimi zmiany biologiczne, a – co za tym idzie – także psychiczne?

Prof. Robert Stawarz: Ewolucja to proces rozciągnięty w  czasie. Wiedza na jej temat rośnie, ale wciąż poruszamy się w  obszarze teorii, weryfikujemy dawne wnioski i wycią-gamy nowe. Na rozwój życia na Ziemi wpły-wało wiele czynników. Możemy spekulować, jak dzisiaj wyglądałaby Ziemia, gdyby nie do-chodziło do naturalnych katastrof, powodują-cych zagładę licznych gatunków zwierząt do-skonale przystosowanych do panujących na niej warunków i wiodących – mówiąc żartob- liwie – dostatni żywot. Początek życia zwią-zany był z pojawieniem się na naszej planecie specyficznych warunków. Są one związane z  odległością naszej planety od Słońca, jej budową, składem chemicznym pierwotnej atmosfery. Kluczowe znaczenie dla rozwoju życia miało występowanie wody w stanie cie-kłym. Nawet te organizmy, którym wydaje się ona niepotrzebna, gospodarują nią w sposób zapewniający im właściwy przebieg procesów

życiowych. Kolejna istotna kwestia wiąże się z  kodem genetycznym, a  więc  – jak powie-dzielibyśmy w  języku współczesnej techno-logii  – ma znaczenie informatyczne. Kod genetyczny to w najprostszym ujęciu sposób zapisu informacji na temat budowy i funkcji organizmu. Ta informacja jest przechowywa-na, a będąc swego rodzaju instrukcją, jest też odczytywana i  realizowana, co skutkuje po-

Prof. Robert Stawarz

fot.

M. K

ania

Page 23: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” — 23„Konspekt” 3/2016 (58)

wstaniem różnych form życia. Niesamowite wydaje się to, że sposób zapisu tej informacji jest uniwersalny, czyli taki sam dla wszystkich istot żyjących na Ziemi.

Ewolucja jest wynikiem zmian w  zapisie genetycznym, a  więc skutkiem przemian w  treści instrukcji. W  przyrodzie utrwalały się tylko te zmiany, które umożliwiały adap- tację do warunków otoczenia. Ujmując naj-prościej: płuca mamy dlatego, że w  powie-trzu znajduje się tlen, który organizm może wykorzystać w  procesie uwalniania energii ze związków organicznych; silne mięśnie i  kości to konsekwencja oddziaływania siły grawitacji, której musimy się przeciwsta-wiać, oko to skutek rozwoju organizmów w  warunkach dopływu światła do Ziemi, a ucho wykształciło się w odpowiedzi na wi-bracje mechaniczne.

Człowiek współczesny żyje i  rozwija się w warunkach zmieniającego się środowiska, które obecnie dostarcza bodźców wcześniej nieznanych. Powietrze, którym oddychamy, zawiera substancje, do których obecności nie

jesteśmy przystosowani. Wiele z nich stano-wi dla człowieka zagrożenie. Przykładowo: ołów z łatwością wnika w struktury naszych kości, ale nie czyni ich bardziej wytrzyma-łymi. Przez tysiące lat ewolucji utrwaliła się informacja genetyczna, która „nakazuje” organizmowi tworzenie szkieletu z  wapnia. Wapń zawsze był łatwo dostępny, stąd or-ganizmy, wykorzystywały go jako budulec. Powstała w ten sposób struktura bardzo wy-trzymała, a zatem ta cecha się utrwaliła. Kto wie, jak wyglądałby współcześnie szkielet, gdyby tak powszechnie dostępny jak wapń był tysiące lat temu ołów?

Środowisko Ziemi ulega coraz większemu zanieczyszczeniu. Jeden procent przedwcze-snych zgonów na świecie jest spowodowany zatruciem atmosfery. Paradoksalnie, w tych złych warunkach średnia długość życia się zwiększa. Nie musi to jednak być efektem zmian ewolucyjnych (chyba że w  skali mi-kroewolucji). Trudno w  tak krótkim czasie (myślę tu o  okresie od początku rewolucji przemysłowej) spodziewać się powstawania

Oaza spokoju (fot. R. Stawarz)

Page 24: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

24 „Konspekt” 3/2016 (58)— Gość „Konspektu” —

Dziki Zachód dziś (fot. R. Stawarz)

Spacer (fot. R. Stawarz)

Page 25: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” — 25„Konspekt” 3/2016 (58)

nowych, utrwalonych cech umożliwiających życie w takich warunkach. Biorąc pod uwa-gę tryb życia współczesnego człowieka, za-uważamy wiele negatywnych zmian w  jego organizmie, powodujących m.in.: zaburzone funkcjonowanie układu ruchu, problemy z  układem pokarmowym, alergie, choroby układu krążenia. Spora grupa ludzi broni się przed takimi zmianami, uprawiając sport lub odpowiednio modyfikując dietę. Warto też zastanowić się nad tym, jak będzie ewolu-ował ludzki system nerwowy. Cechą ludzką jest doskonale rozwinięta sfera kognitywna i zdolność do panowania nad emocjami. Kora mózgowa uzyskuje przewagę nad ośrodkami podkorowymi; niekoniecznie uzewnętrz-niamy emocje i popędy. Można zatem przy-puszczać, że to kierunek dobry dla nas – dla człowieka, dla ludzkości. Czy jednak na pewno? Czy istnieje jakieś ewolucyjne uza-sadnienie emocjonalności? Czy chcieliby-śmy żyć w świecie, w którym wszystkie nasze decyzje są konsekwencją racjonalnego my-

ślenia? Gdzie wtedy znalazłoby się miejsce na uczucia  – na miłość, ciekawość, gniew, radość? Gdzie miejsce na zasady moralne, których pełny zestaw został już dawno wyra-żony w dekalogu? Teraz można zadać pyta-nie: czy zasady moralne człowieka powstały w efekcie ewolucji ludzkiego mózgu? Czy np. nakazy: „Nie kradnij, nie zabijaj, nie cudzo-łóż” służyły przetrwaniu ludzkich społecz-ności? Jaki sens zawiera się w słowach: „Czcij ojca swego i matkę swoją!”, skoro na starość są oni jedynie obciążeniem dla populacji? Dlaczego nie kłamać, jeśli przynosi to doraź-ne korzyści? I tak dalej… Nauka odpowiada jasno: zasady takie służyły człowiekowi, gwa-rantowały mir domowy, ład społeczny, uła-twiały organizowanie się społeczności, która działała sprawniej  – jako całość, jako gru-pa, mając w ten sposób przewagę nad tymi, którzy zasad takich nie mieli, a  w  związku z  tym działali nieplanowo i  chaotycznie. Moralność ewoluowała. Biorąc pod uwagę historię ludzkości, przypuszczam, że mimo

Ostrze (fot. R. Stawarz)

Page 26: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

26 „Konspekt” 3/2016 (58)— Gość „Konspektu” —

rozwoju kory mózgowej i coraz większej jej przewagi nad ośrodkami podkorowymi nie staniemy się jednak pozbawionymi emocji maszynami.

Czy ziemska ekosfera nadąża za zmianami spowodowanymi rozwojem cywilizacji? Czy potrzebuje gwałtownych działań po-mocowych?

Człowiek, odkąd pojawił się na Ziemi, zmienia jej środowisko. Na początku były to zmiany niemal niezauważalne, z  czasem jednak rozwój przemysłu, zwłaszcza cięż-kiego, spowodował, że stały się one inten-sywne, regularne i  zyskały skalę globalną. Wiele kontrowersji w  świecie naukowym wzbudza obecnie temat zmian klimatycz-nych. Niektórzy komentatorzy mówią, że nic się złego nie dzieje w ziemskim ekosystemie, inni przekonują, że dzieje się źle i że wszyst-kiemu winien jest człowiek. Są też opinie bardziej powściągliwe, biorące pod uwagę to, że klimat na naszym globie zmienia się nieustannie  – raz szybciej, raz wolniej – i że jest to zjawisko naturalne. Rzeczywiście żyjemy w  czasach coraz gwałtowniej zmie-niającego się klimatu. Wykazują to pomiary z ostatnich 20 i 30 lat. Czy wszystkie zmiany w  naszym ekosystemie spowodował czło-wiek? Tu bym polemizował. Tego naprawdę całkowicie nie można być pewnym, pewne jest natomiast, że dbałość o kondycję Ziemi to nasz obowiązek. Każdy z nas może na co dzień troszczyć się o środowisko naturalne. Zacznijmy od własnego domu, ulicy, dziel-nicy, miejsca pracy i  miejsca wypoczynku; tego, jak segregujemy i  gdzie wyrzucamy śmieci, co wylewamy do ścieków, co wrzu-camy do ognia. Wielkie rzeczy składają się przecież z tysięcy małych, ale jakże ważnych elementów. Tak samo jest z  działaniami  – wielkie czyny są napędzane przez drobne gesty i z pozoru niewiele znaczące decyzje.

Wiele miejsca w  Pana badaniach zajmują zagadnienia związane z wpływem substan-

cji toksycznych, w tym metali ciężkich, na organizmy żywe. Obecnie trwają kampa-nie mające na celu promowanie zdrowe-go trybu życia. Czy zechce Pan na łamach „Konspektu” opowiedzieć o  największych zagrożeniach dla zdrowia współczesnego człowieka?

Wspomniałem już, że jednym z najistotniej-szych czynników negatywnie wpływających na zdrowie człowieka jest zanieczyszczone powietrze. Kojarzymy ten fakt – i słusznie – z  rozwojem motoryzacji, lotnictwa oraz przemysłu ciężkiego, zapominając często o środowisku domowym. Tworzywa, z któ-rych wykonane są sprzęty domowe, spoiwa, których używa się do ich produkcji, lakiery i  farby, mimo posiadania obowiązkowych certyfikatów mogą stanowić dla nas zagro-żenie. Przykładowo: ich lotne cząstki mogą w  zamkniętych pomieszczeniach występo-wać w  zwiększonym stężeniu. Dawkę tru-cizn wchłanianych drogą oddechową zwięk-sza palenie papierosów w  pomieszczeniach zamkniętych. Nie jest też obojętne, jakich środków używamy do prania, mycia naczyń lub higieny osobistej. Na to jednak mamy największy wpływ i  możemy obniżać ryzy-ko intoksykacji. Musimy na takie właśnie drobiazgi zwracać uwagę; młode pokolenie trzeba uczyć tzw. zachowań prozdrowot-nych, często bardzo prostej do utrzymania higieny codziennej, w której chodzi nie tylko o tworzenie warunków do utrzymania wyso-kiej jakości parametrów zdrowia fizycznego, lecz także psychicznego.

Wyniki badań jednoznacznie wskazują na niezwykle powszechną i znaczną intoksyka-cję organizmu współczesnego człowieka me-talami ciężkimi, m.in.: kadmem, ołowiem i  rtęcią. Nie boję się użyć słów „niezwykle powszechną i  znaczną”, mimo dyskusyjnej opinii, że przecież u  wielu ludzi normy za-wartości tych toksyn nie są przekroczone. Tak, to prawda  – normy jednak ustalone zostają przez ludzi i  można je zmieniać… Ołowiu i  kadmu w  ogóle nie powinniśmy

Page 27: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” — 27„Konspekt” 3/2016 (58)

znajdować w  tkankach ludzkich, gdyż pier-wiastki te nie pełnią żadnej pozytywnej funkcji w organizmie. Występują one jednak praktycznie w każdej tkance, a to, że często nie powodują widocznych skutków nega-tywnych, jest efektem przystosowywania się do ich obecności organizmu, który albo je „zaakceptuje” i  umieści w  jakiejś mało ak-tywnej tkance, albo rozwinie procedury ich usuwania. Dostrzegłem między innymi nie-pokojące zjawisko wysokiego transferu tok-sycznych pierwiastków z  organizmu matki do organizmu rozwijającego się płodu prak-tycznie w całym okresie ciąży. Okazuje się, że łożysko, mające stanowić barierę dla toksyn, nie radzi sobie z nimi w stopniu zapewnia-jącym dziecku środowisko płodowe całko-wicie od nich wolne. Organizm matki kar-miącej lokuje z kolei liczne toksyny w mleku, pozbywając się ich w ten sposób i, niestety, tworząc zagrożenie dla dziecka. Jak widać, natura nie radzi sobie z  wieloma substan-cjami, których występowanie w środowisku jest efektem rozwoju cywilizacyjnego. Kon-sekwencje ich zawartości oraz oddziaływa-nia na organizm człowieka są najczęściej trudne do uchwycenia. Nie kojarzymy ich na przykład z obniżeniem odporności dziec-ka, częstymi zachorowaniami, podatno-ścią na infekcje. O  związku metali ciężkich z  kondycją zdrowotną najdobitniej chyba świadczą wyniki badań nad ludzkimi tkan-kami nowotworowymi. Na Uniwersytecie Pedagogicznym prowadzimy takie badania od dawna, współpracując m.in. z  Centrum Onkologii i Instytutem Marii Skłodowskiej-Curie, 5 Wojskowym Szpitalem Klinicznym w Krakowie oraz laboratoriami diagnostycz-nymi. Wyjątkowo dużą zawartość metali ciężkich w niektórych tkankach nowotworo-wych, szybkie tempo ich gromadzenia, zabu-rzone proporcje pomiędzy występowaniem pierwiastków tak zwanych biogennych (czyli niezbędnych dla funkcjonowania organi-zmu) dają podstawy do wnioskowania, że wiele z nich ma właściwości wpływające na zapoczątkowanie procesu rozwoju nowotwo-

ru. Taktyka współczesnego człowieka, w od-niesieniu do zachowania zdrowia, powinna polegać przede wszystkim na unikaniu sytua- cji, w  których ryzyko napotkania toksyny jest znaczne. Przede wszystkim: nie palimy, dbamy o najbliższe środowisko życia – dom, zdrowo się odżywiamy i aktywujemy własny system odpornościowy, najlepiej przez syste-matyczną aktywność ruchową.

Jak wygląda lub też powinna wyglądać dy-daktyka biologii w XXI w.? Na jakie nowe aspekty powinno się kłaść szczególny na-cisk?

Można dojść do błędnego wniosku, że w do-bie niezwykle łatwego dostępu do informacji nauczyciel przestał być potrzebny. Wszystko znajduje się przecież w sieci, a zatem na wy-ciągnięcie ręki. Wystarczy do tego najprost-szy komputer i łączę internetowe. Pamiętam, że kiedy w 1990 r. przygotowywałem swoją pracę magisterską, bardzo dużo czasu spę-dzałem w  bibliotece. Zanim dotarłem do interesującego mnie źródła, mozolnie prze-glądałem katalog z  tysiącami karteczek, za-pisywałem sygnatury wybranych pozycji, zamawiałem u  pracownika biblioteki tytuły i długo czekałem na realizację zamówienia. Otrzymane do wykorzystania w  czytelni książki i  czasopisma traktowałem niczym skarb. Przepisywałem interesujące infor-macje, notowałem dane bibliograficzne… To trwało przez wiele tygodni. Po latach, przeszukując sieć, wszystkie źródła do mojej pracy magisterskiej znalazłem w  ciągu nie-całych 20 minut. Współczesny uczeń bardzo często nie szanuje wiedzy. Łatwo uzyskuje informację i równie łatwo o niej zapomina. Łatwego dostępu do informacji nie możemy jednak traktować jako wady. Gdyby o jakości wiedzy ucznia decydowała sama możliwość dotarcia do jej źródeł, nauczyciel faktycznie byłby niepotrzebny. Wykorzystując możli-wości współczesnej techniki, musimy jednak działać w taki sposób, aby uczeń zapomniał o  jej istnieniu, a  skupił się na tym, co naj-

Page 28: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

28 „Konspekt” 3/2016 (58)— Gość „Konspektu” —

ważniejsze, merytoryczne, co prowadzi go do właściwych wniosków i  pozwala mu się ubogacić – intelektualnie oraz osobowościo-wo. Nauczyciel powinien znać doskonale możliwości współczesnych mediów, ale nic nie zastąpi jego wiedzy merytorycznej, pasji i klasycznego profesjonalizmu, rozumianego jako doskonałe opanowanie wykładanego przedmiotu oraz metod pracy z  uczniem. Dydaktyka XXI w., z jednej strony, musi być klasyczna, a zatem nawiązywać do etosu na-uczyciela, mistrza i autorytetu, z drugiej zaś winna być na wskroś nowoczesna, czyli wy-korzystywać najnowsze zdobycze techniki oraz wyniki rzetelnych badań naukowych. Dobry nauczyciel to osoba, która przyciąg-nie uwagę ucznia.

Wiele mówi się o  potrzebie uwrażliwia-nia młodych ludzi na piękno przyrody i  otaczającego ich świata. W  jaki sposób najwłaściwiej przybliżać im to piękno lub wskazywać sposoby jego odkrywania?

Człowiek smutny, w  stanie depresji, zestre-sowany i  wewnętrznie nieuporządkowany nie dostrzeże piękna, choćby się o  nie po-tknął i  na nie upadł. Należy zatem zacząć od siebie, od własnego życia i  najbliższego otoczenia. Od zmiany stylu życia i myślenia, stosunków w rodzinie, relacji ze znajomymi i przyjaciółmi, następnie zmienić coś w po-dejściu do spraw zawodowych. O  sposobie postrzegania świata i  chęci jego obserwo-wania decydują często czynniki, których niemal nie dostrzegamy. Jeszcze nie tak dawno, kiedy mówiono o  warunkach do-brego, długiego i zdrowego życia, zwracano uwagę głównie na prawidłowe odżywianie się. Z piramidy zdrowego żywienia wyraźnie wynika, że powinniśmy spożywać najwięcej warzyw i  owoców, najmniej zaś produktów przetworzonych  – mięsa i  wędlin. To jest oczywiście zalecenie aktualne, obecnie jed-nak więcej mówi się o „piramidzie zdrowego życia”, u której podstawy leżą dobre warunki socjalne, uporządkowane relacje rodzinne

Prof. Robert Stawarz i Józef Skrzek (fot. M. Kania)

Page 29: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” — 29„Konspekt” 3/2016 (58)

i  towarzyskie, następnie możliwość realiza-cji swoich pasji oraz właściwa umiejętność obcowania z kulturą i  sztuką. Fizjologia ła-two odpowie na pytanie, dlaczego właśnie te elementy są najważniejsze. W sytuacjach, o  których mówię, w  systemie nerwowym człowieka wzrasta poziom pewnych sub-stancji, które sprawiają, że doznajemy po-czucia radości i szczęścia. Człowiek radosny i  szczęśliwy dostrzega sens życia, ma zapał, siły i chęć do realizacji celów, które sam sobie wyznacza. Jeśli te podstawowe relacje spo-łeczne są poprawne, wrażliwość na stres, na ogrom negatywnych czynników atakujących człowieka każdego dnia i  z  każdej strony, jest mniejsza. Jesteśmy silniejsi i odporniejsi na zło, nieżyczliwość, jednym słowem – na działania ludzi, którzy z dobrodziejstwa ta-kich relacji nie korzystają, wiodąc nieupo-rządkowane, chaotyczne życie lub kierując je na drogę różnorodnych uzależnień.

Na stanowisku prorektora będzie Pan zaj-mował się rozwojem naszej Uczelni. Jak w praktyce będzie wyglądała Pańska praca?

Nasza Uczelnia ma już ponad 70 lat. Przez ten czas rozwijała się systematycznie, ewo-luując z  Wyższej Szkoły Pedagogicznej do Akademii Pedagogicznej i do Uniwersytetu. Kluczową kwestią jest odpowiedź na pyta-nia: Czym jest rozwój uczelni? Jak można go mierzyć? Jakie są determinanty tego roz-woju? Zacznę od ostatniego pytania. Roz-wój jest procesem zdeterminowanym nie tylko uwarunkowaniami wewnętrznymi, w  tym wypadku strukturą organizacyjną danej jednostki kształcącej, ale także czyn-nikami zewnętrznymi, takimi jak ustawy i  rozporządzenia ministra, stan ekonomicz-ny państwa oraz sytuacja demograficzna w  Polsce i  Europie. Obecnie warunki funk-cjonowania i  rozwoju szkolnictwa wyższego w naszym kraju są trudne i ulegają licznym fluktuacjom. Trzeba szybko reagować by ni-welować inercję, która jest podstawowym hamulcem wszelkiego postępu. Jednocześnie

musimy dbać o wysoki poziom naukowy na-szej Uczelni, którego nie uda się osiągnąć bez prowadzenia badań, a tych z kolei nie będzie bez kreatywnych i  zdolnych pracowników. Dochodzimy zatem do miejsca, w  którym wyraźnie trzeba zaznaczyć, że uczelnia to przede wszystkim ludzie: przede wszystkim kadra naukowa, a  następnie studenci oraz administracja, bez której uczelniany orga-nizm nie jest w stanie właściwie funkcjono-wać. Musimy pamiętać o tej kolejności, jeśli chcemy zaistnieć w  rankingach światowych i piąć się w górę rankingów krajowych. Miarą rozwoju naszej Uczelni jest zatem systema-tyczna poprawa pozycji w rankingach, sukces rekrutacyjny i – co najważniejsze – uzyska-nie wysokich kategorii jednostek. Czeka nas niebawem kolejny proces parametryzacyjny. Większość z  nas pojęcie rozwoju kojarzy, słusznie zresztą, z poprawą jakości, pojawia-niem się lepszych cech, nowych sprawności. W  kontekście szkoły wyższej możemy mó-wić np. o poprawie jakości kształcenia, udo-skonalaniu zarządzania, kreowaniu nowych kierunków studiów, podejmowaniu unika-towych wyzwań naukowych. Jako biolog wiem jednak, że rozwój zawsze związany jest z przełamywaniem trudności, dostosowywa-niem się do warunków, pojawianiem się ta-kich cech, które umożliwią przetrwanie. Jest to często proces bolesny, związany z  podej-mowaniem wielu prób, polegający nie tylko na przyroście liczby pozytywnych cech, lecz często wymagający zmian proporcji, funkcji, redukcji określonych elementów, przemiesz-czeniach. Nauka, która płynie z  obserwacji natury, prowadzi jednak do optymistyczne-go wniosku: w szerokim zakresie warunków środowiska można dobrze i  sprawnie funk-cjonować, ważne jest, aby prawidłowo się do tych warunków przystosować, nie rezygnując jednak z wartości moralnych.

Kadra naukowa Uniwersytetu Pedago-gicznego to skarb i potencjał naszej Uczelni. Uniwersytet nie jest zbiorem osób przypad-kowych  – to grupa złożona z  najzdolniej-szych, najbardziej twórczych i  otwartych

Page 30: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

30 „Konspekt” 3/2016 (58)— Gość „Konspektu” —

umysłów. Ich celem jest wspólna praca na-ukowa oraz praca dydaktyczna – na tym po-winni się koncentrować. Każdy jednak ma obowiązki organizacyjne, często kolidujące z pracą badawczą. Myślę, że w systemie oce-ny okresowej pracownika działalność orga-nizacyjna powinna być wyżej premiowana. Działania kadry naukowej i  administracji przenikają się często i wymagają intensyw-nej współpracy. Może byłoby słuszne stwo-rzenie elektronicznych instrukcji podają-cych algorytmy postępowania dla różnych procedur, wdrożenie systemu informacji i  pomocy administracyjnej dla osób apli-kujących o granty? Sprawnie funkcjonująca administracja ma niebagatelne znaczenie dla rozwoju Uczelni. Ważne jest, aby stano-wiła system stabilny i przewidywalny, mia-ła ściśle określone zadania i  kompetencje, aby wspierała rozwój Uniwersytetu, będąc jednocześnie integralnym elementem jego społeczności.

Kształcimy obecnie na różnych kierun-kach, a  jako uczelnia pedagogiczna przy-gotowujemy także przyszłych nauczycieli. Powinniśmy szczególnie dbać o kontynuację tej tradycji i  konsekwentnie dopominać się o uznanie dydaktyki za dyscyplinę naukową.

Znaczna liczba pracowników naukowych naszego Uniwersytetu to twórcy doskona-łych podręczników szkolnych. Dlaczego nie są one zaliczane do ich dorobku naukowego? Przecież wiele z nich powstało z wykorzysta-niem wyników często wieloletnich, niezwy-kle rzetelnych badań naukowych.

Systematycznie spadająca liczba studen-tów na polskich uczelniach będzie jeszcze przez długi czas problemem. Musimy zatem poszerzać ofertę studiów dla obcokrajowców oraz przygotować więcej propozycji kształ-cenia w językach obcych.

Rozwój to proces, który dotyczy w  za-sadzie każdego elementu, każdej struktu-ry Uczelni. Pełnienie funkcji prorektora ds. rozwoju wiąże się z działaniami, których planowanie i  realizacja będą wymagały za-równo szerokiej wiedzy o  Uczelni: rozpo-znania potrzeb, zdiagnozowania problemów, określenia celów, jak i  ścisłej współpracy: z  Rektorem, Prorektorami, Dziekanami i  społecznością akademicką. Liczę na to, że ta współpraca będzie pomyślna.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Marcin Kania

Page 31: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” —

Sine ira et studioRozmowa z prof. Mariuszem Wołosem, Prorektorem UP ds. Nauki

Marcin Kania: Panie Profesorze, jedną ze swoich książek poświęcił Pan analizie kariery wojskowej Bolesława Wieniawy--Długoszowskiego. Pisze Pan, że służba Wieniawy „miała charakter nietypowy” i  że „nie można oceniać jego żołnierskiej biografii w  kategoriach dwóch kolorów  – białego lub czarnego”. Byłaby to rzeczywi-ście ocena uproszczona. Jakim żołnierzem był „pierwszy ułan Drugiej Rzeczypospo-litej”? Na czym polegała nietypowość jego służby? Jakim etosem się kierował?

Prof. Mariusz Wołos: Zacznę od tej nie-typowości. Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywa-ją esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę. Nasz bohater wstąpił ochotniczo do Legionów, mając 33 lata, był zatem w pełni ukształtowanym człowiekiem, z  bardzo dobrze obronionym doktoratem oraz rozległymi zainteresowaniami kultural-nymi, które z czasem przeniósł na armię. Na tym właśnie polega nietypowość obecności Wieniawy w Wojsku Polskim.

Jakim Wieniawa był żołnierzem? To bar-dzo trudne pytanie. Oczywiście nad nim, jak nad wieloma innymi piłsudczykami o  legionowej proweniencji, ciążyła przez pół wieku, czyli od roku 1939 po rok 1989,

Prof. Mariusz Wołos

fot.

M. K

ania

czarna legenda, która wcale nie była wy-łącznie wytworem niechętnej Józefowi Pił-sudskiemu historiografii nieboszczki Polski Ludowej. Była też kreowana przez przed-

Page 32: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

32 „Konspekt” 3/2016 (58)— Gość „Konspektu” —

stawicieli elit emigracyjnych, choćby tych skupionych wokół gen. Władysława Sikor-skiego, który nie miał powodów, aby sym-patyzować z Marszałkiem, co przenosiło się także na najbliższe Piłsudskiemu otocze-nie, w  tym na Wieniawę. W  mojej książce chciałem pokazać Wieniawę jako żołnierza, oficera i  dowódcę (karierę zaczynał jako szeregowy kawalerzysta, skończył jako do-wódca 2 Dywizji Kawalerii w  Warszawie), ale uczynić to zgodnie z  zasadą sine ira et studio, czyli bez niechęci i  bez sympatii. Trzeba bowiem pamiętać, że po roku 1989 wahadło przesunęło się w  drugą stronę  – odkłamano legendę Wieniawy, ale jedno-cześnie ją „uperfumowano”. Wieniawa miał swoje słabości i popełniał widoczne błędy. Brakowało mu np. doświadczenia w dowo-dzeniu dużymi związkami taktycznymi, co też wielokrotnie wypominali mu koledzy generałowie oraz inspektorzy armii. Brako-

wało mu też skrupulatności w prowadzeniu buchalterii wojskowej oraz cierpliwości do pracy administracyjnej. Oczywiście to nie są kwestie najważniejsze dla oceny Wienia-wy jako oficera, ale tak charakteryzują go zachowane w archiwach dokumenty.

Moje poszukiwania badawcze skrysta-lizowały się w  momencie pisania książki o Wieniawie. Pracowałem nad nią do 1992 r. Ponieważ dwa lata wcześniej ukazała się bardzo dobra książka prof. Jacka Majchrow-skiego Ulubieniec Cezara, która skupiała się na życiu prywatnym Wieniawy, pozycji w  obozie pomajowym, twórczości literac-kiej, jego aktywności dyplomatycznej, mu-siałem skoncentrować swoje badania na tych zagadnieniach, które wydawały mi się niedopowiedziane lub wówczas najsłabiej eksponowane. A była to właśnie jego kariera wojskowa.

Powiedział Pan: to Wieniawa wpłynął na etos polskiej armii. Chciałbym zatem za-pytać, na czym polegał ten wpływ? Jakie obyczaje wprowadził Wieniawa do Wojska Polskiego?

Proszę pamiętać, że Wojsko Polskie w roku 1918 i później – bo proces jego kształtowa-nia się był długi i niełatwy – tworzyli ludzie, którzy przeszli przez bardzo różne formacje zbrojne. Były to przede wszystkim armie państw zaborczych  – Rosji, Austro-Węgier i  Rzeszy Niemieckiej. Najwięcej oficerów i  żołnierzy pochodziło z  armii rosyjskiej. Były także różne formacje polskie, m.in. Legiony, które nie miały jednolitej struktu-ry, bo zupełnie inaczej była zorganizowana I Brygada, zupełnie inaczej II Brygada (tzw. Karpacka lub Żelazna), inaczej zaś III Bry-gada. Czymś zupełnie innym były formacje polskie utworzone w  Rosji, a  czymś innym Armia Polska we Francji, zwana Błękitną, na której czele stanął później gen. Józef Haller. Wieniawa starał się nadać Wojsku Polskie-mu – złożonemu z ludzi o różnych doświad-czeniach zawodowych oraz przekonaniach

Bolesław Wieniawa-Długoszowski (1881–1942)

Page 33: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” — 33„Konspekt” 3/2016 (58)

politycznych – oblicze narodowe, aby zaak-centować mocno tradycję niepodległościo-wą wywodzącą się z I Brygady i dodać temu wojsku szczyptę tradycji napoleońskiej. Pro-szę pamiętać, że gen. Długoszowski był tłu-maczem książek Marcela Duponta, poświę-conych właśnie Napoleonowi Bonapartemu oraz jego żołnierzom, tłumaczył ponadto poezję francuską. Wieniawa gorąco zachę-cał swoich podkomendnych, aby uczyli się języków obcych, przede wszystkim języków sąsiadów, i nie ograniczali się do wiedzy woj-skowej, ale poszerzali ją o kulturę własnego kraju, czytali książki historyczne i  literaturę piękną. Sam tak robił. Był wielkim prze-ciwnikiem gry w karty, potępiał hazard. Był nawet niechętny wobec gry w szachy, którą uważał za stratę czasu. O tym jednak raczej głośno nie mówił, ponieważ jego niedościg-niony wzorzec, czyli Marszałek Piłsudski, w szachy grywał…

…i układał pasjanse.

Właśnie tak. Rola Wieniawy w  budowaniu etosu polskiej armii jest znacząca. Doku-menty z okresu, kiedy był dowódcą 1 Pułku Szwoleżerów, tj. zaraz po przewrocie majo-wym, informują np. o jego staraniach o bile-ty do teatru dla podkomendnych. I to często! Taki był Wieniawa. Dbał o to, aby żołnierze mieli kontakt z  kulturą i  sztuką. Stąd też uważam, że więcej armia zawdzięczała Wie-niawie niż Wieniawa armii.

Proszę jeszcze pamiętać, że wtedy w armii rosyjskiej często bito żołnierzy po twarzy. W przypadku Wieniawy, człowieka o poglą-dach postępowych, wywodzącego się z  tra-dycji legionowej, która nakazywała żołnie-rzom zwracać się do siebie „obywatelu”, bicie kogokolwiek po twarzy było czymś zupełnie abstrakcyjnym. Nie wyobrażam sobie Wie-niawy, który – nawet bardzo rozgniewany – uderza podkomendnego w twarz.

Wieniawa wniósł do armii także duże poczucie godności. Był bardzo wrażliwy na wszelkie rodzaju plamy na honorze. To

zresztą było pokolenie w ten sposób ukształ-towane. Jeżeli Józef Beck 5 maja 1939  r., podczas swego najsławniejszego przemó-wienia w Sejmie, mówił o honorze, to proszę mi wierzyć, że ówczesne pokolenie polskich oficerów pojmowało ten honor zupełnie ina-czej niż my dzisiaj.

Na czym polega ta różnica?

To był honor, którego nie wolno było spla-mić, gdyż był wartością najważniejszą. Ist-niało także poczucie przynależności do grupy ludzi honorowych, co zresztą czasami przybierało formę tragikomiczną w  postaci pojedynków. Wieniawa często i chętnie po-jedynkował się lub asystował w pojedynkach jako ceniony sekundant. Jeśli dochodziło do sporów, które należało rozwiązać, posługując się wytycznymi Polskiego kodeksu honorowe-go kpt. Władysława Boziewicza, wielokrot-nie proszono o obecność właśnie Wieniawę. Pojedynki w Wojsku Polskim były oficjalnie zakazane. Mimo to wszyscy wiedzieli, że miejscem honorowego rozwiązywania spo-rów aż do 1939  r. była ujeżdżalnia 1 Pułku Szwoleżerów. Było to więc poczucie honoru, za które płaciło się czasami krwią…

Czy to poczucie honoru pchnęło Wienia-wę do dramatycznego wyboru, jakim było samobójstwo popełnione 1 lipca 1942  r. w Nowym Jorku?

Poniekąd tak, sprawa ta jednak jest znacznie bardziej skomplikowana i  chyba nigdy nie będziemy w  stanie dać na to pytanie jed-noznacznej odpowiedzi. Przede wszystkim na pierwszym miejscu postawiłbym to, co było cechą oficerów należących do pokole-nia Wieniawy, czyli poczucie odpowiedzial-ności za Polskę. Gdy Polski zabrakło, wzięli oni na siebie odpowiedzialność za to, co się stało. Wieniawa czuł tę odpowiedzialność na pewno, ponieważ należał do elity, która przez wiele lat kierowała państwem. Klęska militarna Polski we wrześniu i  paździer-

Page 34: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

34 „Konspekt” 3/2016 (58)— Gość „Konspektu” —

niku 1939  r. była chyba praprzyczyną jego samobójstwa. Krótki list, który zredagował przed śmiercią, kończył się wszakże słowa-mi „Boże, zbaw Polskę”. To były jego ostatnie słowa. I nie są one przypadkowe.

Były zapewne też jeszcze inne przyczyny decyzji o samobójstwie. Proszę pamiętać, że gen. Długoszowski wiosną 1942 r. spotkał się w USA z gen. Władysławem Sikorskim. Nie znamy dokładnie treści ich rozmowy. Skut-kiem jej było natomiast mianowanie Wie-niawy posłem na Kubie. Ten fakt został przez niektórych piłsudczyków odebrany jako zdrada ideałów Marszałka. Oto najbliższy współpracownik Komendanta, jego powier-nik i  przyjaciel, człowiek, który znał prak-tycznie wszystkie tajemnice Piłsudskiego i kolejnych rządów w czasach gdy Marszałek sprawował władzę, nagle pojednał się z jego najzacieklejszym wrogiem… Ja odczytuję ten gest inaczej. Ludzie, którzy w ten sposób myśleli, nie rozumieli samego Piłsudskiego. Marszałek doskonale wiedział i dał temu wy-raz na przełomie 1918 i 1919  r., że w  sytu-acji niebezpiecznej dla Polski trzeba szukać pojednania z  przeciwnikami politycznymi, bo dobro Ojczyzny jest ważniejsze niż dobro jednostki lub frakcji. Wieniawa, jako jeden z  najwierniejszych uczniów Piłsudskiego, doskonale to rozumiał. Pójściem na kom-promis ze strony Piłsudskiego było wycią-gnięcie ręki do Romana Dmowskiego, gdy formowano rząd Ignacego Paderewskiego w styczniu 1919 r., w przededniu konferencji pokojowej w Paryżu, na której miały się roz-strzygać losy Polski. Obaj się nie lubili i mieli ku temu powody, ale doskonale rozumieli, że ta zgoda jest Ojczyźnie potrzebna. Tak oce-niam to, co zrobił Wieniawa w  roku 1942. Wyciągnął rękę do wroga Piłsudskiego, aby budować porozumienie ponad podziałami.

Wieniawa nie uczestniczył w  wojnie obronnej Polski 1939  r. Na skutek poli- tyki personalnej gen. Sikorskiego „zabrak- ło dla niego miejsca” w  Polskich Siłach Zbrojnych. Zdając sobie sprawę, że jed-

nostka ma niewielki wpływ na zdarzenia wojenne, chciałbym zapytać, czy jego absencja na polach bitewnych września miała wpływ na przebieg walk i  decyzje strategiczne?

Nie przeceniałbym znaczenia nieobecności Wieniawy na froncie. Choć on sam dawał do zrozumienia, że najlepszą formą po-żegnania się ze światem byłaby dla niego śmierć w  boju podczas szarży kawalerii, nie należy jednak przeceniać jego talentów wojskowych. Byli inni, o  wiele zdolniejsi oficerowie, których wówczas z  przyczyn politycznych lub przedwczesnej śmierci za-brakło.

Trzeba jednak podkreślić, że po klęsce wrześniowej Wieniawa wykonał bardzo waż-ne, choć dziś niedoceniane zadanie. Polegało ono na uzyskaniu od ministra Galleazza Cia-ny, zięcia Benita Mussoliniego, cichej zgody na przejazd przez terytorium Włoch wielu tysięcy żołnierzy polskich z Rumunii i Wę-gier do Francji. To były dziesiątki tysięcy bit-

Page 35: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” — 35„Konspekt” 3/2016 (58)

Marszałek Józef Piłsudski układa pasjansa, ok. 1930 r.

Generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski oraz pułownik Józef Beck podczas spotkania legionistów w Kra-kowie

Page 36: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

36 „Konspekt” 3/2016 (58)— Gość „Konspektu” —

nego wojska, a  przecież faszystowska Italia była sojusznikiem Trzeciej Rzeszy. Wieniawa dokonał zatem rzeczy, wydawać by się mo-gło, nie do pomyślenia – umożliwił przejście przez państwo Osi żołnierzy zaangażowa-nych w wojnę po stronie aliantów.

Za książkę O Piłsudskim, Dmowskim i za-machu majowym. Dyplomacja sowiecka wobec Polski w okresie kryzysu politycznego 1925–1926, opublikowaną przez Wydaw-nictwo Literackie, otrzymał Pan Profesor nagrodę Klio w  kategorii monografii na-ukowej. Nie będziemy zdradzali szczegó-łów tej książki, zwłaszcza że cieszy się ona uznaniem i zainteresowaniem czytelników. Zadam zatem pytanie „obok” głównego problemu: jak Sowieci oceniali potencjał militarny Polski w okresie przewrotu ma-jowego. Jak dowódcy Armii Czerwonej widzieli przygotowanie polskiej armii do ewentualnej wojny – na Wschodzie lub na Zachodzie Europy?

To jest książka o  Piłsudskim, Dmowskim, ale także o  sowieckim aparacie dyploma-tycznym, o  którym nawet dziś wielu rze-czy nie wiemy. W  tym fragmentarycznym wycinku chciałem pokazać – mimo bardzo ograniczonego dostępu do źródeł rosyj-skich, zwłaszcza dyplomatycznych – jak ten aparat funkcjonował. Jest to zatem także książka o dyplomacji sowieckiej. Cieszę się, że udało mi się w niej pokazać pewne me-chanizmy działania tej dyplomacji. Wraca-jąc do Pana pytania, powiem, że w tamtych czasach potencjał militarny Polski był uwa-żany przez Sowietów za duży i zagrażający ich ambicjom politycznym. Było to zresztą ledwie sześć lat po zakończeniu zwycięskiej dla Polski wojny z  bolszewikami. Przyglą-dali się nam zatem dosyć wnikliwie. Polity-cy na Kremlu doskonale wiedzieli, że droga do rozszerzenia ich wpływów w  Europie wiedzie przez terytorium Polski, dlatego nasz kraj budził ich zainteresowanie. Bez zajęcia Polski nie było możliwe zbrojne sze-

Oddział wierny Marszałkowi Piłsudskiemu na dziedzińcu Belwederu, maj 1926 r.

Page 37: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” — 37„Konspekt” 3/2016 (58)

rzenie rewolucji – czy też w istocie domina-cji ZSRR – na Zachodzie.

Jak więc oceniali nasze możliwości militarne?

Starałem się w książce skonfrontować to, co pisali dyplomaci i agenci sowieccy, z tym, co wiemy z ustaleń polskich badaczy. To są cza-sami bardzo rozbieżne analizy. Aż tak głę-bokiego wglądu w to, co działo się w niektó-rych segmentach polskiego systemu obrony w  tym okresie, Sowieci jeszcze nie mieli. Obserwowali jednak nastroje wśród wyższej i niższej kadry oficerskiej, także wśród pod-oficerów, sondowali nastawienie społeczeń-stwa wobec władz centralnych w  poszcze-gólnych regionach Polski. Wtedy te podziały były głębsze niż dzisiaj, bo odzwierciedlały pozostałości po okresie zaborów. Inaczej myślano w  Wielkopolsce czy na Pomorzu, inaczej zaś na Kresach Wschodnich. Rosja-nie próbowali nawet wzniecać antagonizmy, zwłaszcza wśród mniejszości narodowych lub religijnych. Wiele z ferowanych przez ich agentów ocen jest moim zdaniem nietraf-nych  – albo przesadzonych, albo niedoce-nionych. Często jeden dyplomata czy agent pisał coś zupełnie innego niż drugi.

Czy to mógł być efekt działania naszego kontrwywiadu?

Raczej nie. Nasz kontrwywiad nie zajmował się dezinformowaniem strony sowieckiej, lecz ochroną własnego terytorium przed na-pływem i działalnością obcej agentury oraz osłoną kontrwywiadowczą polskich placó-wek dyplomatycznych. Sądzę, że ułomności te wynikały raczej z jednostronnych, a więc ograniczonych źródeł informacji dyplomacji sowieckiej. Sowieci tak naprawdę mieli jed-no ważne źródło – ludzi związanych z naro-dową demokracją, a dalej – kierujących się pobudkami ideologicznymi polskich komu-nistów, którym zresztą w  Moskwie nie cał-kiem ufano już w połowie lat dwudziestych. Tę jednostronność spojrzenia bardzo wyraź-

nie widać w  pisanych przez nich raportach oraz formułowanych konkluzjach.

Zostańmy jeszcze przy tym temacie. W jaki sposób, Pana zdaniem, przewrót majowy wpłynął na losy Polski w dwudziestoleciu międzywojennym? Opinie bowiem są bar-dzo sprzeczne…

Zawsze będą sprzeczne. Historycy – a na tym polega ta dyscyplina nauki – spierają się ze sobą i  jeśli czynią to w sposób merytorycz-ny, wzbogacają naszą wiedzę o  przeszłości. Na przewrót majowy można spojrzeć różnie. Spojrzenie, które dominowało w  literaturze Polski Ludowej, skupiało się na akcentowa-niu działań związanych z  tworzeniem sys-temu rządów autorytarnych w Polsce. Prze-wrót majowy rzeczywiście był akceleratorem takiego systemu. Dodać należy, że w naszej części Europy wszystkie kraje przechodziły wówczas od demokracji do autorytaryzmu, a nawet totalitaryzmu. System, który istniał

Roman Dmowski (1864–1939)

Page 38: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

38 „Konspekt” 3/2016 (58)— Gość „Konspektu” —

wcześniej w Polsce, okazał się jednak nie-wydolny w  zakresie podejmowania kluczo-wych dla naszego państwa decyzji. Myślę tu chociażby o reformie rolnej, która dla kraju, opartego na rolnictwie, była bardzo ważna. Przegłosowano ją tymczasem w parlamencie jednym głosem. To drastyczny przykład, ale wyraźnie ukazujący chwiejność ówczesnego systemu politycznego i  jego podatności na takie czy inne fluktuacje. Utworzenie silne-go ośrodka centralnego kierowania krajem z  tego punktu widzenia wcale nie było złe. Przeciwnicy Piłsudskiego będą  – słusznie zresztą  – przypominać ofiary przewro-tu, także te późniejsze (sprawy generałów Włodzimierza Zagórskiego, Tadeusza Roz-wadowskiego, Jana Hempla). Będą przypo-minali aresztowania brzeskie i  okrutne po-stępowanie z  przeciwnikami politycznymi, będą także przytaczali brutalną politykę wo-bec mniejszości narodowych, chociażby tzw. pacyfikację Małopolski Wschodniej i  oczy-wiście  – jako symbol systemu autorytarne-

go – obóz odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Ich oponenci z kolei odpowiadają: czy Polska, znajdując się między Trzecią Rzeszą a ZSRR, mogła być ostoją demokracji? Na wschodzie łagry i  czystki, na zachodzie noce długich noży i wydarzenia kryształowych nocy. Spoj-rzenia będą zatem różne i chyba tak zostanie.

Jest Pan współautorem książki o  Józefie Becku, polityku ocenianym bardzo różnie, także w  zależności od opcji politycznej. Jakim człowiekiem – w Pana ocenie – był Józef Beck?

Nie chcę rozbudowywać nadmiernie mojej wypowiedzi, o wielu kwestiach opowiadam w  swojej książce. Chciałbym jednak po-wiedzieć, że historycy polscy są zgodni, że w roku 1939 alternatywy dla polityki Józefa Becka nie było. Tak myśli mój współautor biografii Ministra prof. Marek Kornat, prof. Piotr Wandycz, ja i większość badaczy dzie-jów dyplomacji. O to się raczej nie spiera-my. Wszelkie spekulacje o  potencjalnym pakcie Ribbentrop–Beck nie są do obro-nienia. To jest tworzenie historii alterna-tywnych, których zawodowy historyk nie powinien powoływać do życia. Wszelkie wspólne działania Trzeciej Rzeszy i  Polski miałyby tragiczne konsekwencje, łącznie z  całkowitą utratą niepodległości. Józef Beck podkreślał wielokrotnie, że gdyby przyjął propozycję w sprawie Gdańska oraz budowy autostrady eksterytorialnej i  linii kolejowej, to Rzeczpospolita znalazłaby się na równi pochyłej ku utracie państwowości. Na to żaden rząd Polski nie mógłby się zgo-dzić. Proszę zwrócić uwagę, że główne siły polityczne – wraz z gen. Sikorskim i ende-cją – nie zarzucały Beckowi błędów w poli-tyce wobec Trzeciej Rzeszy w 1938 i 1939 r. Przecież gdyby była możliwa inna droga, to przeciwnicy polityczni Becka by ją wskazy-wali. Czytałem nie tak dawno w Archiwum Instytutu im. gen. Sikorskiego w Londynie dłuższe memorandum ministra spraw za-granicznych Augusta Zaleskiego, przygoto-

Józef Beck (1894–1944)

Page 39: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” — 39„Konspekt” 3/2016 (58)

wane już podczas drugiej wojny światowej. Nie ma w nim krytyki głównej linii postę-powania Becka przed wojną.

Jakim człowiekiem był Józef Beck? Zna-my go tak naprawdę słabo. Mówi się o nim co prawda dużo, ale tylko jako o  ministrze spraw zagranicznych. A przecież był to czło-wiek, który przebył długą drogę do tego stanowiska. Powiedziałbym, że niezwykle inteligentny, mający nieczęsty dar ujmowa-nia spraw skomplikowanych w sposób traf-ny i  lapidarny. Widać to w  jego raportach i przemówieniach. Zajmuję się latami 1894– –1932, a zatem badam jego drogę do najwyż-szych stanowisk. Muszę powiedzieć, że Józef Beck był przede wszystkim wielkim patrio-tą, który w wieku niespełna lat 20 wstąpił do Legionów, przeszedł kampanię bojową jako artylerzysta, został odznaczony krzyżem Virtuti Militari za bitwę pod Kostiuchnów-ką na Polesiu wołyńskim. Był emisariuszem Polskiej Organizacji Wojskowej na Wscho-dzie, a także człowiekiem, który brał udział w walkach o kształt granic Drugiej Rzeczy-pospolitej. Ukończył z  wysokimi lokatami kursy wojskowe i  Wyższą Szkołę Wojenną. Był pierwszym polskim attaché wojskowym we Francji, przez kilka lat pełnił obowiązki szefa gabinetu Ministra Spraw Wojskowych Piłsudskiego. Był w  końcu wicepremierem, wiceministrem oraz ministrem spraw za-granicznych. Nie należy wszak zapominać i  o  tym, że ponosił odpowiedzialność za brutalną rozprawę z opozycją po przewrocie majowym. Jego nazwisko wiąże się także ze sprawą zaginięcia gen. Zagórskiego. I  tutaj chciałem wyeksponować jeszcze jedną cechę Becka, którą on postrzegał jako coś oczywi-stego, ale która w późniejszym czasie nieco mu przeszkadzała w  podejmowaniu decy-zji  – wielkie przywiązanie do Piłsudskiego. Mało było osób tak oddanych Marszałkowi, jak właśnie Józef Beck. Traktował jako kanon własnego postępowania to, co Piłsudski robił za życia. Doskonale jednak wiemy, że sytu-acja Polski w  latach 1926–1935 wyglądała zupełnie inaczej niż w latach 1938–1939. Po-

Page 40: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

40 „Konspekt” 3/2016 (58)— Gość „Konspektu” —

stawiłbym zatem tezę, że myślenie kanonami Piłsudskiego w  pewnym momencie zaczęło Beckowi przeszkadzać w podejmowaniu de-cyzji. Ale też nie wszystkich. Niektóre sche-maty złamał. Ideą Marszałka było trzymanie się polityki równych odległości. Beck zrezy-gnował z tej koncepcji i odrzucił propozycje niemieckie, wybierając sojusz z  Zachodem. Niech symbolem tego, jakim politykiem był Beck, będzie fakt, że kazał się pochować twa-rzą skierowaną ku Polsce i ze zdjęciem Mar-szałka na piersi. To najlepiej oddaje cechy osobowości Józefa Becka.

Napisał Pan książki o  ambasadorze Al-fredzie Chłapowskim, Wieniawie-Długo-szowskim, w  roku 2015 ukazała się Pana publikacja poświęcona Damianowi Wan-dyczowi. Jak pisać o ludziach, o ich życio-rysach, chwalebnych dokonaniach oraz wstydliwych ułomnościach?

Jestem historykiem dyplomacji oraz stosun-ków międzynarodowych, biografistykę na-tomiast traktuję jako hobby. Cieszę się, jeśli uda mi się powiązać oba te kierunki moich badań naukowych. Dopiero całkiem niedaw-no zrozumiałem, skąd w  Polsce taka moda na biografistykę. Chyba jest to odreagowanie naszej historiografii na wszelkie abstrakcyjne masy i klasy, którymi karmiono nas do roku 1989. Poza tym zawsze interesowałem się aktywnością jednostki uwikłanej w historię. Pisanie biografii jest wyzwaniem dla histo-ryka, wymusza dobre opanowanie warsztatu. Napisałem ostatnio jeszcze jedną biografię – kpt. Kazimierza Jana Piątka „Herwina”, kra-kowianina, która stanowi ewidentny przykład biografii pretekstowej i kontekstowej. Chcia-łem oczywiście przypomnieć czytelnikom życiorys tego szlachetnego młodzieńca, który w  wieku 29 lat oddał życie za ojczyznę, za-mierzałem jednak także pokazać działalność pewnych organizacji i  instytucji, z  którymi człowiek ten był związany. Co ciekawe, pi-sząc tę książkę, zauważyłem, że np. krakowski „Strzelec” czy Muzeum Narodowe nie do-czekały się do tej pory osobnych opracowań naukowych. Dla mnie – przybysza spoza Kra-kowa – zaskoczeniem jest, że wiele ważnych instytucji działających przez wieki w  tym mieście nie ma swoich monografii. Mówimy przecież o  mateczniku polskiej nauki histo-rycznej. Wróćmy jednak do Pańskiego pyta-nia: pisanie biografii jest często zmaganiem się z  legendą danej osoby. Historycy muszą mierzyć się z takimi wyzwaniami, oceniać na chłodno, sine ira et studio. Biografistyka jest dla mnie jedną z ciekawszych dróg do poszu-kiwania prawdy o przeszłości.

Ostatnio popularne stały się książki sta-wiające odważne tezy historyczne lub snu-jące alternatywne wizje dziejów naszego kraju. Jedna z nich sugeruje, że Polska sko-rzystałaby o wiele bardziej z aliansu poli-tycznego ministrów Becka i  Ribbentropa, inna błędem, a  nawet obłędem, określa decyzje związane z  wybuchem powstania

Kapitan Kazimierz Jan Piątek (1886–1915)

źród

ło: N

arod

owe

Arc

hiw

um C

yfro

we

Page 41: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” — 41„Konspekt” 3/2016 (58)

warszawskiego, w  kolejnej zaś większość powstań narodowych określa się mianem szlachetnego samobójstwa…

Historyk musi stawiać hipotezy poparte fak-tami, nie powinien natomiast snuć wizji al-ternatywnych, bo wówczas staje się autorem powieści beletrystycznych. Hipoteza też nie może iść za daleko, musi wynikać z  badań źródłowych. Jest niejako pójściem pół kroku dalej, niż pozwalają źródła, ale to jest funkcja wynikająca z tych źródeł. Jeśli ktoś bawi się w tworzenie historii alternatywnych, hipote-tycznych, oderwanych od źródeł, to przesta-je być zawodowym historykiem.

Skąd obecnie zainteresowanie czytelników historiami alternatywnymi?

Jest to szukanie prostych rozwiązań w skom-plikowanym świecie. Tego dostarczają histo-rie alternatywne, pisane przez ludzi władają-cych dobrze piórem i  mających jakąś wizję aprioryczną oraz wcale szerokie możliwości dotarcia do czytelników. Kiedyś dałem się na coś takiego skusić. W Toruniu w 2013 r. wraz z prof. Romualdem Szeremietiewem uczest-niczyłem w  sądzie nad Józefem Beckiem. Prokuratorem był redaktor Piotr Zychowicz. Powołano ławę przysięgłych z obecnym pre-zesem Polskiego Towarzystwa Historyczne-go prof. Krzysztofem Mikulskim na czele. Udało nam się „wybronić” Becka, ława sta-nęła po stronie oskarżonego. Większość ob-serwatorów znajdujących się na sali poparła jednak tezy red. Zychowicza. To wymowne. Gdy oceniamy politykę Becka sprzed wojny, historycy nie mają złudzeń – nie było alter-natywy. Gdy jednak do tej ocenę wprzęgamy elementy historii alternatywnych, tworzymy jakąś nową narrację, wychodzi nam zapewne interesująco brzmiąca opowieść, która jed-nak historią już nie jest.

Wiele lat spędził Pan w Moskwie jako dy-rektor Stacji Naukowej PAN. Jak ocenia Pan ten okres?

Mam takie żartobliwe powiedzenie: cztery lata w  Moskwie to tak, jak czterdzieści lat gdzieś indziej. Nie chodzi tu bynajmniej o warunki klimatyczne. Chciałem zaakcen-tować dwie kwestie, które różnią pracę na stanowisku naukowym PAN w  stolicy Ro-sji od pracy na analogicznym stanowisku w  innych krajach naszego kontynentu. Po pierwsze, znacznie silniej wprzęga się na-ukę do bieżącej polityki. Po drugie – co nie ułatwia pracy historykowi – na relacje na-ukowe znaczny wpływ mają bieżące stosun-ki dyplomatyczne Rosji z Polską, Unią Eu-ropejską oraz NATO. Jeżeli coś niedobrego dzieje się w  relacjach np. polsko-austriac-kich, to dyrektor placówki PAN w Wiedniu nie będzie tego odczuwał. Jeżeli dzieje się coś niedobrego w stosunkach bilateralnych na linii Moskwa–Warszawa, to pracownicy placówki PAN w  stolicy Federacji Rosyj-skiej odczują to natychmiast. Oto przykła-dy. Sierpień 2008  r., przygotowujemy się do Dni Nauki Polskiej w  Rosji. 7 sierpnia rozpoczyna się wojna w  Gruzji. Kilka dni później przychodzi do mnie młody rosyjski uczony  – wysłany przez swojego starszego przełożonego, znanego akademika  – i  za-daje pytanie, czy te Dni Nauki w ogóle się odbędą. Tenże akademik, jednocześnie współorganizator imprezy, dobrze wie, że wojna w  Osetii Południowej może bardzo negatywnie odbić się na relacjach Rosji z  innymi państwami oraz Sojuszem Pół-nocnoatlantyckim. Przykład drugi. Udało mi się współorganizować dwie konferencje katyńskie w Smoleńsku i Twerze (dawnym Kalininie). Uważam to za jeden z większych sukcesów. Pierwszą w  roku 2008, drugą dwa lata później. Wiosną 2008 r. czasy były jeszcze w  miarę spokojne. W  początkach 2010  r., z  okazji siedemdziesiątej rocznicy zbrodni katyńskiej, postanowiliśmy zor-ganizować kolejną konferencję. Trafiłem wówczas na mur milczenia, trwający przez dobrych kilkanaście tygodni. Dopiero na początku marca, po tym, jak w  telewi-zji ogłoszono, że premierzy Donald Tusk

Page 42: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

42 „Konspekt” 3/2016 (58)— Gość „Konspektu” —

i  Władimir Putin spotkają się w  Katyniu, wszystko się odblokowało, niczym za do-tknięciem czarodziejskiej różdżki. W  ten oto sposób w Rosji polityka miesza się z na-uką, a nauka z polityką.

Jak Pan wspomina lata spędzone w  Mo-skwie?

Z  dzisiejszej perspektywy widać, że był to okres „dokręcania śruby” putinizmu. Nikt co prawda jeszcze nie myślał o zajmowaniu Krymu, ale już trwała interwencja rosyjska w Gruzji, już w Rosji osłabiała się demokra-cja, stopień autorytaryzmu permanentnie wzrastał. W  stosunkach międzyludzkich, a  mam tu na myśli uczonych rosyjskich, panowała jednak serdeczność i  obustronne zrozumienie. Wiele przedsięwzięć na niwie nauki udało się dzięki temu zrealizować. Gorzej sprawa wyglądała tam, gdzie działał rosyjski czynnik urzędniczo-państwowy. Miałem poważne problem np. z uzyskaniem zgody na dłuższy pobyt. W  mediach pa-nował informacyjny chaos. Gdy odbywała się w  Moskwie wizyta polskiego dostojni-ka, pojawiał się cieplejszy ton. Gdy coś się złego działo w  polityce międzynarodowej, a Polska pozostawała w opozycji wobec sta-nowiska Kremla, ten ton stawał się natych-miast ostrzejszy. Rosjanie swojej historii nie rozliczyli i  czasem padały z  ust poważnych uczonych takie niedorzeczności, że aż trud-no było ich słuchać. Kiedyś na konferencji w  Jekaterynburgu jeden z badaczy wystąpił z referatem, w którym stawiał tezę, że wyż-szą kadrę oficerską w  Katyniu rozstrzelało NKWD, a  niższą hitlerowcy. Zapytałem go wówczas, na jakiej podstawie opiera swo-je twierdzenie. Odpowiedział, że bazuje na źródłach internetowych…

Zmroziło mnie to.

Nie dziwię się. Po wygłoszeniu tego referatu wywiązała się ostra polemika. Na sali było kilku polskich historyków. Przedstawiliśmy

nasz stan wiedzy. Byłem ciekaw, w jakiej for-mie ukaże się ten tekst. Został wydrukowany niemalże bez zmian…

A czy zostały opublikowane głosy w dysku-sji?

Niestety nie i chyba nie miały one większe-go wpływu na poglądy redaktorów i autora referatu. Trzeba zresztą zapytać jego samego.

No dobrze, to jest Rosja, ale przecież po-dobne przekłamania pojawiają się w histo-riografii i publicystyce innych krajów, np. Niemiec lub Francji.

Oczywiście. Uczestniczyłem w  konferen-cjach międzynarodowych na zachodzie Eu-ropy, podczas których występowali z  refe-ratami badacze pragnący się przypodobać Rosjanom. Ferowali oni wówczas tezy na temat stosunków polsko-sowieckich bliższe głównemu nurtowi współczesnej historio-grafii rosyjskiej, która jest dużo lepiej znana w obszarze języka angielskiego, francuskiego czy niemieckiego niż historiografia polska. To powodowało protesty Polaków. Były jed-nak i takie przypadki, gdy na konferencjach popierali mnie Rosjanie.

Niestety, coraz częściej zauważam, że za-równo na zachodzie, jak i wschodzie Europy o  sprawach polskich piszą osoby, które nie znają naszego języka, nie czytają naszych książek, nie mają pojęcia o  bogatym prze-cież dorobku polskiej historiografii, a  wie-dzę o naszym kraju i jego przeszłości czerpią z  materiałów pośrednich, niekompletnych, nierzadko tendencyjnych.

Gratuluję nominacji na stanowisko pro-rektora ds. nauki. Jakie wyzwania czekają Pana w najbliższych miesiącach?

Obecne rozwiązania prawne w zakresie szkol-nictwa wyższego zmuszają uczelnie do kon-kurowania między sobą. Myślę tutaj przede wszystkim o parametryzacji, która jest spra-

Page 43: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Gość „Konspektu” — 43„Konspekt” 3/2016 (58)

wą kluczową, bo wiąże się z nią dofinansowa-nie poszczególnych wydziałów, a  co za tym idzie  – całego Uniwersytetu. Mieliśmy już pierwszą parametryzację w 2013 r. Na jej po-trzeby przygotowałem ankietę dla Wydziału Humanistycznego. Wiosną 2017 r. pojawi się nowa, zmodyfikowana ankieta. Przygotowa-nie Uczelni do parametryzacji jest zatem dla mnie obecnie jednym z większych wyzwań. Jako priorytet traktuję starania o podniesie-nie kategorii naszych wydziałów. Nasz Uni-wersytet jest na tyle duży i prężnie działający, że stać nas na kategorie wyższe, niż te, które mamy. Obecnie żadnemu z  naszych sześciu wydziałów nie nadano kategorii A, choć nie-

które na to zasługują. Pragnę położyć nacisk na tworzenie na Uczelni czasopism wysoko punktowanych. Niektóre instytuty pokazały, że w krótkim czasie można wydać bardzo do-bry tytuł. Do lamusa musi natomiast przejść myślenie, że Uniwersytet jest instytucją nie-śmiertelną, że będzie istniał zawsze, bez względu na to, jak zaangażujemy się w  jego pracę. Pieniądze obecnie pojawiają się tam, gdzie są osiągnięcia naukowe. Nasz poten-cjał jest duży – musimy go tylko odpowied-nio i systematycznie stymulować. Naprawdę, wiele możemy osiągnąć. Wspólnie.

Rozmawiał Marcin Kania lipiec 2016 r.

Marszałek Józef Piłsudski podczas zamachu majowego

Page 44: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Rozmowy „Konspektu” —

Szkoła życiaRozmowa z prof. Michałem Śliwą, Rektorem Seniorem Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie

Marcin Kania: Panie Profesorze, pozwolę sobie zapytać, jak się Pan czuje się po la-tach wytężonej pracy na stanowisku rekto-ra naszej Uczelni?

Prof. Michał Śliwa: Wydawałoby się, że jest to proste pytanie, na które istnieje prosta odpowiedź. Mógłbym odpowiedzieć zdaw-kowo, że dobrze, bo istotnie tak jest. Mimo to muszę stwierdzić, że kończy się dla mnie pewien okres działalności, ponieważ po ukończeniu siedemdziesiątego roku życia przechodzę na emeryturę. Trudno jest za-tem powiedzieć, jak się czuje człowiek po 50 latach intensywnej pracy zawodowej, prze-chodząc w  stan spoczynku. Każdy reaguje indywidualnie. A moja reakcja jest pozytyw-na. Kończy się dla mnie pewien etap życia i  być może zaczyna kolejny. Jest to jednak również taki czas, w którym człowiek zaczy-na dokonywać rozrachunku z  przeszłością. Często mówi się: „jestem spełniony” lub „nie jestem spełniony”. Muszę powiedzieć, że gdybym stanął przed ponownym wy-borem drogi życiowej, to powtórzyłbym ją krok po kroku, łącznie ze wszystkimi kłopo-tami, trudnościami oraz uwarunkowaniami społeczno-politycznymi, bo przez połowę swojego życia funkcjonowałem w  systemie realnego socjalizmu, drugą połowę zaś spę-

dziłem po zmianie ustrojowej. Dokonałbym takiego samego wyboru, na jaki zdecydowa-łem się przed wielu laty. Kariera akademicka było bowiem dla mnie najlepszą drogą i za-razem szkołą życia. Bo któż 70 lat temu mógł

Prof. Michał Śliwa, Rektor UP w latach 1999–2005, 2008–2016

fot.

A. K

arko

szka

Page 45: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Rozmowy „Konspektu” — 45„Konspekt” 3/2016 (58)

powiedzieć, że ja – dziecko chłopskie – dojdę do godności profesora, uczonego i  rektora na cztery kadencje. Żadna wróżka by mi tego nie przepowiedziała. Jestem zatem człowie-kiem szczęśliwym. Cieszę się, że zrobiłem coś dla siebie, dla otoczenia i że mogę spo-kojnie korzystać z dobrodziejstw emerytury. Oczywiście, zwykle się mówi, że uczelnia będzie korzystała z doświadczeń odchodzą-cego rektora, ale życie często to koryguje. Można pisać książkę, ale czy się ją ukończy? Zamierzam niebawem zorganizować kilka ważnych konferencji politologicznych, po-dzielić się z młodszymi pokoleniami swoimi przemyśleniami oraz doświadczeniem. Uto-pia też jest człowiekowi potrzebna.

Które sukcesy cieszą Pana najbardziej?

Trudno mi to oceniać. Za wielki sukces uwa-żam modernizację infrastruktury Uczelni. Młode pokolenie, które przychodzi się tu uczyć lub pracować, nie zdaje sobie sprawy, że Uczelnia nie zawsze tak wyglądała. Po-trzeba było wielu lat wytężonej pracy, aby zmienić i unowocześnić to miejsce. To, czego dokonaliśmy, dzisiaj stanowi już standard, ale 10, a  na pewno 20 lat temu było zgoła inaczej. Poza tym cieszę się z  dynamicz-nego rozwoju kadry naukowo-dydaktycz-nej. Obecnie mamy prawie 300 profesorów i doktorów habilitowanych, a jeszcze nie tak dawno było ich niewiele ponad 100. Dziś na Uczelni funkcjonuje ponad 40 kierunków kształcenia. Akademia Pedagogiczna zyskała status uniwersytetu, z przymiotnikiem „pe-dagogiczny”, czyli nauczycielski, co należy odczytywać też jako mentorski i  mistrzow-ski, a to dowodzi, że postawiliśmy na rozwój oraz nowoczesność, nie rezygnując jednak z tradycji. Nie godzimy się na bylejakość. To budzi moją dumę.

Okres Pana kadencji to także lata licznych, czasem niełatwych rozmów z  Minister-stwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Ministerstwem Edukacji Narodowej…

W czasie pełnienia przeze mnie obowiązków rektora było bodaj ośmiu ministrów, z któ-rych każdy kierował się innymi priorytetami w odniesieniu do nauki i szkolnictwa wyższe-go. Wiele zależało od sytuacji ekonomicznej w Polsce, ekipy rządzącej, sytuacji międzyna-rodowej oraz innych czynników – zewnętrz-nych lub wewnętrznych. Jak się okazuje, poradziliśmy sobie. Świadczy o  tym cho-ciażby to, że przez te lata zainwestowaliśmy prawie 200 mln zł w modernizację Uczelni.

Będąc rektorem, a jednocześnie przez trzy kadencje członkiem prezydium Konferen-cji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, miałem częste kontakty z  przedstawiciela-mi rządu, ministrami oraz pracownikami różnych ministerstw. Spotykałem się z  pre-mierami. Dobrym okresem był czas rządów w  Ministerstwie Edukacji Narodowej prof. Mirosława Handkego. Ciepło wspominam również ministerialne rządy prof. Edmunda Wittbrodta. To był okres dobrych relacji po-między rektorami a Ministerstwem Edukacji Narodowej.

Ostatnie miesiące były dla Pana pracowi-te. W marcu na naszej Uczelni odbyło się posiedzenie Prezydium Konferencji Rek-torów Akademickich Szkół Polskich, a  13 czerwca  – Konferencja Rektorów Uczelni Pedagogicznych. Jak obecnie będzie wy-glądała polityka KRUP?

Bardzo chciałem, żeby przewodniczenie tej Konferencji wróciło do Uniwersytetu Peda-gogicznego. Temu celowi była podporząd-kowana czerwcowa sesja, z udziałem Mini-ster Edukacji Narodowej Anny Zalewskiej. Wybraliśmy wówczas na przewodniczącego KRUP naszego Rektora elekta prof. Kazimie-rza Karolczaka. W  zależności od tego, jak nowy przewodniczący zaprojektuje działa-nia Konferencji, ułożą się relacje z władzami centralnymi.

Powiedział Pan, że zamierza pisać. Jakiej książki możemy się spodziewać?

Page 46: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

46 „Konspekt” 3/2016 (58)— Rozmowy „Konspektu” —

Opracowuję obecnie dzieje polskiej myśli politycznej w XX w., chcę swoje rozważania doprowadzić do współczesności. Co prawda niektórzy kąśliwie zauważają, że tej myśli jest coraz mniej, ale wnikliwy czytelnik wyciąg-nie zapewne własne wnioski.

Od lat obserwuje Pan polską scenę poli-tyczną, zwłaszcza jej lewe skrzydło. Co się dzieje z lewicą w naszym kraju?

Marnieje… Można się tym pocieszyć, że nie tylko w Polsce, że jest to problem ogól-noeuropejski. Przemiany w  strukturze społeczeństw spowodowały, że tradycyjna podstawa społeczna lewicy zanikła. Klasy robotniczej już nie ma, pojawiają się nato-miast nowe grupy, np. pracownicy najemni pracujący na tzw. umowach śmieciowych. Lewica, niestety, nie potrafiła się dotąd od-naleźć w nowych warunkach społeczno-go-spodarczych i politycznych. Nastąpiła wielka przemiana ustrojowa w Europie Środkowo--Wschodniej. Wiele osób nie wierzyło, że

upadnie realny socjalizm, a na jego miejscu odbuduje się ład kapitalistyczny. Szkoda, że o  charakterze neoliberalnym, a  nie w  mo-delu kapitalizmu szwedzkiego czy reńskie-go. Wtedy jednak te rozwiązania ustrojowe przeżywały regres. Realny socjalizm zadzia-łał na niekorzyść tradycyjnej, demokratycz-nej lewicy. Dotąd zresztą trwają spory, czy w PRL funkcjonował rzeczywiście socjalizm, czy może raczej jakaś odmiana kapitalizmu państwowego. Dzisiaj mamy problem, jak odbudować lewicę, jaka grupa społeczna powinna stanowić jej podstawę i  kto może stanąć na jej czele. Leszek Miller mawiał, że chcąc dzielić, trzeba wcześniej wytworzyć. Wtedy jednak zlikwidowano dopłaty do sto-łówek, skrócono urlopy macierzyńskie i inne liczne świadczenia socjalne. Jakby lewica za-pomniała o  swoich korzeniach, choć para-doksalnie byłą jedynym rządem po 1989 r., który zostawił w budżecie wielokrotnie wię-cej, niż zastał. Wówczas i  dzisiaj stawiamy zatem pytanie, ile SLD ma jeszcze wspólnego z lewicą.

Jubileuszowa Konferencja Rektorów Uczelni Pedagogicznych (KRUP) na Uniwersytecie Pedagogicznym, 13 VI 2016 r. Od prawej: JM Rektor UP prof. Michał Śliwa, Minister Edukacji Narodowej Anna Zalewska, prof. Norbert Pikuła, prof. Ireneusz Świtała (fot. A. Karkoszka)

Page 47: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Rozmowy „Konspektu” — 47„Konspekt” 3/2016 (58)

A sytuacja w Europie? Nadal nie możemy się otrząsnąć po Brexicie oraz zamachach terrorystycznych. Na co polska polityka musi się przygotować?

Żyjemy w  bardzo niespokojnych czasach. Właściwie obecnie nie ma miejsca na świe-cie, w  którym możemy czuć się całkowicie bezpieczni. Myślę, że aby zabezpieczyć nasze interesy, musimy jeszcze silniej związać się z  Unią Europejską. Nie ma innego wyjścia. Słabsze kraje pozostawione samym sobie nie mają przyszłości. Musimy się integrować, aby wytrzymać silną konkurencję gospodar-czą oraz napór czynników zewnętrznych. Proszę zauważyć, że na świecie wyrastają nowe potęgi ekonomiczne: Chiny, Indie, Brazylia, Meksyk czy Argentyna. Podzielo-na i skłócona Europa może zostać przez nie zdominowana gospodarczo i  stać się regio-nem peryferyjnym. Zresztą opinia społe-czeństwa polskiego w tej sprawie jest bardzo rozsądna, ponieważ nadal zdecydowana jego większość opowiada się za członkostwem Polski w Unii Europejskiej, jaka by ta Unia nie była. Wszak dzięki niej sporo się w na-szym kraju stało dobrego.

Co do Brexitu… Brytyjczycy od zawsze nie byli skłonni silniej integrować się ze Starym Kontynentem. W  jakim kierun-ku zmierzać będzie ich polityka  – trudno przewidzieć. Myślę jednak, że my musimy dążyć do integracji z wysoko rozwiniętymi krajami europejskimi i  pociągać za sobą wschód Europy. Jesteśmy krajem o  dużym potencjale gospodarczym, kulturowym i in-telektualnym.

Czy za pośrednictwem „Konspektu” chciał-by Pan przekazać naszej wspólnocie akade-mickiej jakieś przesłanie?

Pragnę, żeby każdy z nas pamiętał, że war-to pracować i  studiować na Uniwersytecie Pedagogicznym im. Komisji Edukacji Naro-dowej w Krakowie, rozwijać tu swoje talen-ty, realizować plany i marzenia, być częścią naszej wspólnoty. Warto też zachęcać, aby wszyscy z  przyjemnością przekraczali próg tej Uczelni. I byli mądrzy i szczęśliwi.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Marcin Kania

Page 48: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Doktorat honoris causa —

STANISŁAW KOZIARA

Laudacja z okazji nadania tytułudoktora honoris causa prof. Bogdanowi Walczakowi

Magnificencjo,Drogi Laureacie,Wysoki Senacie,Szanowni Goście!

Opatrzność, tworząc narody, hojnie obsypała na-szych praojców rozlicznymi darami. Dała im ob-szerne i żyzne ziemie; dała im zarazem lwie i gołę-bie serca, szlachetne dusze i bystre umysły, zdolne do najgórniejszych lotów. Ale nie był to jeszcze kres darów. Można by mniemać, że Bóg, tworząc Polaków, rzekł im: „Oto na domiar wszystkiego daję wam śpiż dźwięczny a niepożyty, taki, z jakie-go ludy, żyjące przed wami, stawiały posągi swym bohaterom; daję wam złoto błyszczące i  giętkie, a wy z tego tworzywa uczyńcie mowę waszą”. I po-wstała ta mowa, niepożyta jak śpiż, świetna i dro-ga jak złoto, jedna z najwspanialszych na świecie, tak wspaniała, piękna i dźwięczna, że chyba tylko język dawnych Helenów może się z nią porównać.

Spełnienie tego wielkiego zaszczytu, jakim jest wygłoszenie laudacji na cześć naszego dostojnego Laureata  – Profesora Bogdana Walczaka, pozwoliłem sobie rozpocząć od przywołania słów wypowiedzianych w roku 1899 przez Henryka Sienkiewicza na oko-liczność odsłonięcia pierwszego w  Polsce pomnika Juliusza Słowackiego, monumentu wystawionego dla uczczenia pięćdziesięcio-

lecia śmierci poety w Miłosławiu, niewielkim miasteczku położonym nieopodal Wrześni, w samym sercu ziemi wielkopolskiej. W tym samym Miłosławiu, w  którym 17 lutego 1942 r. przyszedł na świat Bogdan, syn Józe-fa i Heleny Walczaków. Zapewne nieraz, za-

Prof. Bogdan Walczak

fot.

M. K

ania

Page 49: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Doktorat honoris causa — 49„Konspekt” 3/2016 (58)

równo w czasie nauki w miłosławskiej szkole podstawowej, jak i w okresie uczęszczania do wrzesińskiego Liceum Ogólnokształcącego im. Henryka Sienkiewicza, dane było mło-demu uczniowi Bogdanowi spotkać się i za-myślić nad tyleż wzniosłymi, co ubranymi w  stylizacyjny kostium słowami wielkiego patrona swojej szkoły. Domniemywać wol-no, że zapewne słowa te, na prawach swoiste-go testamentu duchowego, nie pozostały bez wpływu na dalsze wybory życiowe młodego miłosławianina, gdy ten po zdanej maturze w  roku 1960 postanowił podjąć studia na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Rodzinny Miłosław i okryta patriotyczną chwałą Września, Poznań i  prastara ziemia wielkopolska, wielcy pisarze i  poeci, mała i  duża ojczyzna, polszczyzna dawna i  now-sza odtąd wyznaczać będą swoisty widno-krąg nad naukową i życiową drogą Bogdana Walczaka. Z poznańskim Uniwersytetem i ze stołeczno-wielkopolskim miastem na trwałe zwiążą się zawodowe, a także rodzinne losy naszego Laureata, którego kariera naukowa przebiegała zgodnie z  dawną, dobrą tra-dycją akademicką: od stażysty i  asystenta, przez adiunkta, aż po stanowisko profesora zwyczajnego, a  obecnie profesora senio-ra. Społeczność akademicka macierzystego Uniwersytetu dość szybko doceni i obdarzy polonistę Bogdana Walczaka wielkim uzna-niem i  zaufaniem, powierzając Mu najbar-dziej odpowiedzialne i zaszczytne obowiąz-ki: najpierw dziekana Wydziału Filologii Polskiej i  Klasycznej, a  następnie – przez dwie kadencje – prorektora poznańskiej Wszechnicy. Z czasem, a raczej równie szyb-ko, uznanie to przeniesie się w  przestrzeń ogólnopolską, na wielorakie funkcje i formy aktywności Profesora Bogdana Walczaka  – jako recenzenta niezliczonych postępowań doktorskich, habilitacyjnych i profesorskich, w  tym także w  procedurach o  nadanie ty-tułu doktora honoris causa, m.in. Janowi Pawłowi II oraz prymasowi Henrykowi Muszyńskiemu; jako członka prestiżowych,

krajowych i zagranicznych towarzystw i or-ganizacji naukowych, wieloletniego członka Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytu-łów, redaktora naczelnego periodyku „Slavia Occidentalis”, członka wielu komitetów, rad naukowych i kolegiów redakcyjnych. O wie-le pełniejsze jednakże odkrycie osobowo-ści poznańskiego Uczonego dokona się za sprawą Jego niepospolitych zdolności jako wykładowcy i  prelegenta, uczestnika nie-dających się wprost zliczyć ogólnopolskich i zagranicznych konferencji i sympozjów.

Na to uznanie, wręcz admirację, jaką w po-lonistyczno-slawistycznych kręgach niemal od pół wieku cieszy się Profesor Bogdan Walczak, obok kultury osobistej połączonej z przyrodzonym Mu taktem i skromnością, bezgranicznej gotowości służenia radą i po-mocą, złożyła się nade wszystko niezwyczaj-na erudycja poznańskiego Uczonego, sposób patrzenia na język i językoznawstwo jako na wielowymiarową dziedzinę humanistyczną o  szczególnej roli w  kształtowaniu kultury, w tworzeniu więzi oraz tożsamości narodo-wej, jako na obszar wiedzy o człowieku i jego miejscu w świecie.

Jest pod  tym względem Profesor Bogdan Walczak dziedzicem i kontynuatorem myśli wielkich językoznawców  – filologów, nade wszystko swego mistrza  – profesora Wła-dysława Kuraszkiewicza, ale też tych, pod wpływem których i  we współpracy z  nimi wzrastała i kształtowała się formacja nauko-wa poznańskiego Badacza, nosząca w  so-bie te znamiona metodologiczne i  walory warsztatowe, które na naukowej mapie Pol-ski określane są wyróżniającym mianem po-znańskiej szkoły historycznojęzykowej. Do jej osiągnięć Profesor Walczak wniósł wkład osobny i trwały. Pozwolę sobie zwrócić uwa-gę na kilka obszarów i stanowisk, w których wyraźnie odciska się rys osobowości badaw-czej poznańskiego Językoznawcy, zastrzega-jąc sobie jednakże w tym zakresie niepełność i po części może też subiektywizm wyboru.

Oryginalnością i  rzetelną argumentacją odznacza się z  całą pewnością stanowisko,

Page 50: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

50 „Konspekt” 3/2016 (58)— Doktorat honoris causa —

jakie Bogdan Walczak zajmuje w  kwestii genezy polskiego języka literackiego, oceny zjawisk i  procesów, które legły u  podstaw wykształcenia się ponaddialektalnych cech polszczyzny. Dodatkowe kompetencje ro-manistyczne, wsparte kilkuletnim pobytem lektorskim we Francji (Lyon), legły z  kolei u podstaw najbardziej miarodajnych i racjo-nalnych opinii wyrażonych przez Profesora Walczaka na temat skali i rodzajów francu-skich zapożyczeń w języku polskim. Wypra-cowana na tej podstawie metodologia badań nad zapożyczeniami w ogólności należy dziś do powszechnych zasad postępowań badaw-czych. Systematyzujący charakter, wsparty rzetelną kwerendą tekstową, mają studia nad dziejami archaizacji językowej w  polskiej powieści historycznej, wskazujące m.in. na fałszywość tezy o  gwarze podhalańskiej jako środku archaizacji języka w  Sienkie-wiczowskich Krzyżakach. Nie tylko języko-znawcze korzyści wynikają z  wieloletnich i  rozlicznych studiów Bogdana Walczaka nad językiem wybitnych pisarzy doby sta-ro- i średniopolskiej: Jana Kochanowskiego, Marcina Bielskiego, Sebastiana Fabiana Klo-nowica, Łukasza Górnickiego, Stanisława Trembeckiego, a  także późniejszych  – Cy-priana Kamila Norwida oraz patrona wrze-sińskiego liceum  – Henryka Sienkiewicza. Tyleż sugestywnie, co rzeczowo, wybrzmie-wa w licznych pracach Profesora stanowisko, które w poszukiwaniu źródeł i korzeni dzie-dzictwa kulturowego polszczyzny wskazuje na udział zarówno Zachodu, jak i Wschodu, na rolę chrześcijaństwa, Kościoła i  tradycji biblijnej. Krytyczny obiektywizm towarzy-szy niezwykle trafnemu ukazaniu w historii języka polskiego takich zjawisk, jak: magia, snobizm i  megalomania narodowa. Z  wła-ściwą poznańskiej szkole historycznojęzyko-wej akrybią podejmował Profesor Walczak indywidualne studia nad zabytkami polskiej leksykografii, ale też uczestniczył w powsta-niu nowych opracowań leksykograficznych, do których należy, mający szczególną war-tość dla regionu, Słownik gwary miejskiej

Poznania (1997). Trudny do przecenienia jest wkład Profesora w  popularyzację wie-dzy o  języku ojczystym, przybliżanie jego historii i  kulturotwórczej funkcji, objaśnia-nie zawiłości jego gramatycznej natury. Bez cienia przesady można powiedzieć, iż ten typ naukowej aktywności, wyrażonej w set-kach publikacji ogłaszanych na łamach ogól-nopolskich i  lokalnych czasopism, Profesor Bogdan Walczak podniósł na poziom nie-dościgły, upowszechnianie wiedzy traktując jako społeczną powinność badacza wzglę-dem kultury narodowej, wobec małej i dużej ojczyzny.

Merytoryczno-ilościowy dorobek nauko- wy i  publikacyjny naszego Laureata jest wprost imponujący. Liczby mówią tu same za siebie: ponad 1100 publikacji, w tym oko-ło 900 prac naukowych ogłoszonych głównie w  języku polskim, ale też w  języku francu-skim i angielskim, 7 monografii, 25 książek redakcyjnych. Spoglądając na te przeogrom-ne dokonania, którymi dałoby się obdarować kilka życiorysów naukowych, śmiało można też stwierdzić, iż myśl lingwistyczna Pro-fesora Walczaka nie doznała tej sui generis schizmy, jaka nierzadko dziś towarzyszy nie tylko badaniom językoznawczym. Czegoś, co można określić mianem metodologicznej separacji, przeciwstawianiu ujęć diachro-nicznych spojrzeniu synchronicznemu, od-dzielaniu teorii od pragmatyki oraz akade-mickiej i  szkolnej dydaktyki, zamykania się niekiedy w wąskich granicach opisywanych zjawisk i nadmiernej specjalizacji.

W  tej przebogatej panoramie podejmo-wanych przez Profesora Bogdana Walczaka prac i  zadań badawczych możliwe okazało się pogodzenie tych swoistych dychotomii. W  przygotowanej na dzisiejszą okoliczność opinii profesor Stanisław Gajda nader traf-nie zauważa:

W swoich studiach swobodnie porusza się po całej przestrzeni czasowej i językowej polszczyzny oraz na dużym terytorium językoznawczym. Podejmu-je problematykę staro-, średnio- i  nowopolską,

Page 51: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Doktorat honoris causa — 51„Konspekt” 3/2016 (58)

gramatyczną i leksykalną oraz różnych odmian ję-zyka, lokowaną w takich subdyscyplinach, jak gra-matyka historyczna i  opisowa, leksykologia,  lek-sykografia, frazeologia, onomastyka, etymologia, socjolingwistyka, stylistyka, kultura języka, języ-koznawstwo slawistyczne i ogólne, dydaktyka ję-zyka. Można powiedzieć, że aktualizował prawie wszystkie możliwości dyscypliny.

Dodajmy od razu, iż Profesor Bogdan Walczak, pochylając się nad wieloma szcze-gółowymi zagadnieniami dawnej i  nowszej polszczyzny, nigdy nie tracił z pola widzenia potrzeby syntezy, wskazywania tendencji, stawiania diagnoz. Te walory warsztatu ba-dawczego ujawniają się zarówno w gruntow-nych materiałowo studiach, zawartych m.in. w monografiach: Między snobizmem i modą a potrzebami języka, czyli o wyrazach obcego pochodzenia w  polszczyźnie (Poznań 1987), Słownik wileński na tle dziejów polskiej lek-sykografii (Poznań 1991), jak i w niezwykle cenionym podręczniku akademickim Za-rys dziejów języka polskiego (Poznań 1995), który doczekał się już dwóch wydań, zaś w  przygotowaniu są tłumaczenia na język bułgarski i angielski.

Uważny czytelnik tych prac z całą pewno-ścią odnajdzie przeświecające przez ich stro-ny i rozdziały cechy swoiste nie tylko warszta-tu, ale i osobowości poznańskiego Uczonego. Nie będzie to jednak wiedza i poznanie pełne tak długo, jak długo nie będzie dane owemu czytelnikowi spotkać Profesora Walczaka osobiście, w  przestrzeni konferencyjnych debat oraz w żywiole plenarnych i kuluaro-wych dyskusji. Profesor nie należy bowiem do uczonych gabinetowych, a Jego myśli naj-pełniej krystalizują się w kontakcie z innymi badaczami. Mówiąc o  tej, i  nie tylko, stro-nie osobowości naszego Laureata, profesor Renata Przybylska w  swojej recenzji pisze:

Niedościgniona wydaje się ogromna erudycja ogólnohumanistyczna Profesora, łatwość kojarze-nia i porządkowania faktów dotyczących różnych kultur i  języków, jasność i  precyzja wywodów, wyjątkowa kultura wszelkich wystąpień polemicz-

nych, nacechowanych uważnością dla poglądów innych niż własne i szacunkiem dla drugiej osoby.

Trudne do przecenienia są zasługi dzisiej-szego Laureata na polu kształcenia młodej kadry i  tworzenia środowiskowych więzi i przyjaźni. Ma pod tym względem wiele do zawdzięczenia Bogdanowi Walczakowi nie tylko macierzysty Uniwersytet, ale też Pań-stwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w  Go-rzowie Wielkopolskim, w  której Profesor aktualnie jest zatrudniony. Przez minione lata dług wdzięczności wobec Pana Profeso-ra na różnych obszarach zaciągnął także nasz Uniwersytet, a w szczególności Wydział Filo-logiczny. Nader licznie prezentuje się grupa profesorów i doktorów habilitowanych Wy-działu, w których awansach naukowych miał Profesor Walczak swój recenzencki udział. Nigdy też nie spotkaliśmy się z  odmową, kierując w  stronę Poznania zaproszenia do uczestnictwa w naszych krakowskich inicja-tywach konferencyjnych i  publikacyjnych. To coś znacznie więcej niż tylko akademicka powinność i rutynowe spotkania branżowe.

Pozwolę sobie w  tym miejscu na małe repetytorium i  odwołanie się do pewnych rudymentów wiedzy językoznawczej z  za-kresu fonetyki, które adepci polonistyki po-znają już na początku studiów. Dotyczą one zasad wymowy polskiej z  uwzględnieniem różnych typów regionalnej realizacji połą-czeń międzywyrazowych. W jednym z tych typów wymowa poznańska i  krakowska pozostają w  zgodzie, odróżniając się zara-zem od wymowy warszawskiej. Dla nas ta wspólnota wymowy poznańsko-krakowskiej od dawna miała znamiona szczególne, a od dziś nabiera kolejnych znaczeń i wymiarów.

Na koniec pozwolę sobie złożyć jeszcze jedno, na poły osobiste, wyznanie. Przygo-towanie wystąpienia z  kategorii mów po-chwalnych jest zadaniem tyleż zaszczytnym, co niełatwym. Zawsze bowiem istnieje nie-bezpieczeństwo ujęć niepełnych, stylistycz-nie ułomnych, uchybiających retorycznemu decorum i poetyce gatunku z kręgu genus de-monstrativum. W wypadku laudacji na cześć

Page 52: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

52 „Konspekt” 3/2016 (58)— Doktorat honoris causa —

Profesora Bogdana Walczaka, wobec ogromu Jego dokonań, wszystkie te niebezpieczeń-stwa dały o sobie znać w dwójnasób. O tym, jak niełatwe są wszelkie przedsięwzięcia ma-jące na celu uczczenie dorobku i zasług Pro-fesora Walczaka, najpełniej przyszło przeko-nać się Jego uczniom i  współpracownikom, którzy przed czterema laty podjęli się edycji księgi jubileuszowej dla uhonorowania swe-go Mistrza i  Przyjaciela. Tych, którzy cum reverentia, gratia, amicitia… zapragnęli zło-żyć Jubilatowi swój publikacyjny podarunek, zebrały się blisko dwie setki, a  ponad 600 nazwisk zawiera specjalnie na tę okoliczność dołączona do trzytomowej księgi Tabula gra-tulatoria. Prosząc zatem czcigodnego Laure-ata i zacnych Gości z Poznania o wybaczenie zaistniałych w  tej laudacji ułomności, przed jednym na koniec chciałbym ją uchronić nie-dostatkiem. Niewybaczalnym bowiem uchy-bieniem wobec naszego Doktora Honorowe-go byłoby przemilczenie tych Jego talentów, które czynią Go w niemal ogólnosłowiańskiej przestrzeni niedościgłym mistrzem sponta-nicznej, wiązanej mowy okolicznościowej  – gatunku tyleż osobistego, co osobliwego, nie wiedzieć dlaczego jeszcze niemającego osob-nego miana w genologii poetyckiej. Wielkim wyróżnieniem i powodem do dumy jest zna-leźć się między wierszami tej jakże już boga-tej i oczekującej pilnie na zbiorowe wydanie antologii.

Ta nieco lżejszego gatunku końcowa glosa w połączeniu z przeogromnymi dokonania-mi naukowymi jeszcze pełniej odsłania iście renesansowe przestrzenie umysłu, talentu i  osobowości naszego Laureata, u  którego mądrość, prawość charakteru z  poczuciem humoru godzą się tak znamienicie.

Jest dla nas wielkim zaszczytem, popartym wolą Senatu Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w  Krako-wie oraz opiniami Państwa recenzentów, iż w  akcie obdarowania tym najgodniejszym z  akademickim odznaczeń, jakim jest tytuł honorowego doktora, możemy uroczyście włączyć Pana Profesora Bogdana Walczaka do grona naszej wspólnoty, potwierdzając tym samym wieloletnie związki przyjaźni i  Jego zasługi dla naukowego i  kadrowego rozwoju świętującej w  tym roku jubileusz siedemdziesięciolecia Uczelni.

Jestem najszczerzej przekonany, podobnie jak cała nasza społeczność uniwersytecka, iż dzisiejsza uroczystość jest wielką pochwałą filologii, wyrazem podzięki i uznania, jakie składamy wybitnemu Językoznawcy i  Hu-maniście, który ze spiżu mowy polskiej, by jeszcze raz przywołać Sienkiewiczowskie słowa wypowiedziane w drogim sercu Lau-reata Miłosławiu, wydobywa całe jej piękno i bogactwo.

Kraków, 28 lipca 2016 r.

JM Rektor UP prof. Kazimierz Karolczak oraz Doktor Honorowy prof. Bogdan Walczak, 14 X 2016 r. (fot. M. Kania)

Page 53: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Literatura —

KATARZYNA WĄDOLNY-TATAR

Pamięć gatunku literackiego

Pisemna wypowiedź zawsze stanowi próbę strukturyzacji doświadczenia – jednost-

kowego lub zbiorowego (i wówczas podane-go przez jednostkę, będącą przekazicielem cudzej empirii lub zarazem cudzej i własnej). Użycie pisma stabilizuje tok wypowiedzi, jej kompozycję, utrwala „wygląd” tekstu, kon-wencjonalizuje także wypowiedź już przez sam zapis. Powtarzanie określonych reguł komunikacji prowadzi do wytworzenia się gatunku mowy, a w konsekwencji – do po-wstania gatunku literackiego. Wiele gatun-ków stworzyła sama literatura piękna jako medium i  stanowi ona nadal podstawowe środowisko ich wykorzystania, ale duża część form literackich ma przecież rodowód ludowy. Funkcjonowały one jako wypowie-dzi, przyśpiewki, pieśni okolicznościowe w  codziennych praktykach, wyznaczonych czynnościami podejmowanymi w  określo-nej porze dnia, kalendarzem prac gospodar-skich, kalendarzem liturgicznym, ważnymi wydarzeniami w  życiu społeczności, jak narodziny, wesele, pogrzeb. Pamięć formy opiera się więc na jej kulturowej powtarzal-ności. Dla kolejnych pokoleń użytkowników języka reguluje ona społeczny kontakt, wy-znacza ramy językowych zachowań w  kon-taktach prywatnych i  oficjalnych (zróżni-cowanych m.in. ze względu na wiek, płeć, wykształcenie), w  instytucjach i  urzędach oraz miejscach użyteczności publicznej.

Gatunek literacki „pamięta” o swoim ro-dowodzie. Wspierają tę pamięć słowniko-

we definicje formy, ustalające zakres cech genotypowych, za pomocą których może być opisywana każda nowa (fenotypowa) realizacja gatunku. Indywidualne i twórcze potraktowanie owego słownikowego „prze-pisu” na gatunek decyduje o rozwoju formy. Każda z  nich ma swoje minimum, które stanowią cechy obligatoryjne (jak geny1), powodujące trwanie gatunku, wytwarza-jące jego „tożsamość”, wpływające na jego rozpoznawalność na podstawie znajomości konkretnego genotypu. Dla każdej formy literackiej jest to różna liczba cech (najczę-ściej od jednej do trzech), które muszą się pojawić w  nowej realizacji, żeby tren był trenem, kołysanka kołysanką, oda odą. Se-lektywne użycie cech dotyczy więc tych po-zostałych, fakultatywnych.

Gatunki literackie podlegają emergen-cji, ciągłym twórczym przemianom, za-leżnym od wielu czynników, a  ich rozwój można diagnozować, ale nie prognozować. Na emergencję gatunku mogą mieć wpływ m.in.: możliwość wyboru i modyfikacji fa-kultatywnych cech gatunku, inklinacje nie-których twórców (lub ich brak) do uprawia-nia określonej formy, kulturowa moda na gatunek lub inne czynniki społeczno-histo-ryczne, które przekładają się na zwiększoną

1 Funkcjonowanie „genetyki” literackiej na przy-kładzie litanii pokazał Wojciech Sadowski (Litania i poezja. Na materiale literatury polskiej od XI do XXI wieku, Warszawa 2011).

Page 54: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

54 „Konspekt” 3/2016 (58)— Literatura —

lub zmniejszoną produktywność gatunku, międzygatunkowe filiacje form, funkcjo-nowanie formy poza medium literackim (a więc również w sztukach wizualnych czy w  muzyce; możliwa jest oczywiście wielo-stronna wymiana gatunkowa, bo tej ostat-niej ze sztuk literatura zawdzięcza np.: fugę, kodę, scherzo, preludium, nokturn), a także obecność samej literatury w  nowych me-diach.

Współczesne teorie gatunku literackiego coraz mocniej akcentują „krzyżowanie się” form (Ireneusz Opacki), „zmącenie” geno-logiczne (Clifford Geertz i  liczne polskie nawiązania do jego teorii), istnienie gatun-ku w  polu hermeneutycznych, intertekstu-alnych odniesień (Stanisław Balbus) albo w  przestrzeni medialnej (Edward Balce-rzan), a nawet nomadyzm gatunkowy (Woj-ciech Kalaga). Wszystkie one dotyczą przeja-wów emergencji literackich form. Mniej lub bardziej zbliżone do prototypu (genotypu, słownikowego wzorca) realizacje gatunku oraz interakcje i  połączenia międzygatun-kowe, które prowadzą do powstania form mieszanych, opisywane są przy użyciu me-tafor. Częsta jest na przykład metafora sieci, przejęta przez literaturoznawstwo od języ-koznawstwa kognitywnego, sytuująca geno-typ w  centrum możliwych twórczych użyć wzorca i  nawiązań do niego. Analogiczne przenośne wyobrażenie dotyczy również pa-mięci, przedstawianej jako magazyn, agens, konstruktor, komputer, taśma i właśnie sieć. Zbieżność relacji wzorca genologicznego (jako wiązki cech definicyjnych) z jego lite-rackimi zastosowaniami oraz pamięci przez sieć zwiększa wymowę ujęcia problemu jako pamięci gatunku literackiego. Pozwalają o niej myśleć: z  jednej strony, nieprzewidy-walność twórczych reakcji i  niedostępność wszystkich danych na temat użycia gatunku, podobnie jak niedostępna i w zasadzie nie-badalna jest pamięć; z drugiej – konieczność reprodukowania podstawowych (obligato-ryjnych) cech gatunku przy zmienności dru-gorzędnych (fakultatywnych) czy logiczna

i  nieprzypadkowa łączliwość jednych form z innymi.

Gatunkiem literackim o  uchwytnych wskaźnikach emergencji okazała się koły-sanka. Forma o ludowej proweniencji, pod-legając w  literaturze XX i  XXI w. dużym zmianom znaczenia i rytmu, zachowała swo-je bazowe i rozpoznawcze cechy (wywołanie stanu/efektu snu; aktywny usypiający i bier-ny usypiany). Osobową (czy uosobioną) dia-dę mogą jednak tworzyć różne istoty, przed-mioty czy zjawiska. Metaforycznie bywa rozumiany sen, postrzegany w  kategoriach innych stanów umysłu: marzenia, letargu, obojętności, ograniczenia wolności, śmierci, życia, podróży. W odniesieniu do kołysanki obserwowalne stały się skłonności niektó-rych twórców do częstego wykorzystywania tej formy (np. dawniej Józef Czechowicz, współcześnie Wojciech Kass), a  także jej zwiększona frekwencja formy w  literaturze czasów zagrożenia (okresu wojny świato-wej, stanu wojennego w Polsce). Kołysanka ewokowała wówczas tęsknotę za powrotem do czasu dzieciństwa, ładem i  stabilizacją. O „pojemności formy” świadczy możliwość wyrażania tym gatunkiem doświadczeń na-rodzin, miłości (także zbliżeń intymnych) i  śmierci, w  aspekcie codzienności i  histo-rii, pozytywnie i  negatywnie waloryzowa-nych. Nuda i  monotonia codzienności ma swój rewers w postaci jej przewidywalności, niosącej spokój i  ukojenie. Historia, która „powtarza się”, tylko pozornie daje się prze-widzieć. Możliwe do przekazania za po-mocą kołysanki stały się inne „interakcje” codzienności i historii (historia jako nieco-dzienność wdzierająca się w  codzienność; codzienność jako przedmiot tęsknoty w cza-sie wojennym), a  także stany i  afekty pod-miotu, pobudzanego i  znieczulanego przez świat. Kołysanka wykazuje łączliwość z  ga-tunkami dziecięcego folkloru (rozmaitymi „-ankami”: wyliczankami, rymowankami), genetliakonem, kolędą, erotykiem, trenem, elegią, lamentem, hymnem, co dobrze od-wzorowuje biologiczny rytm ciała „zapisa-

Page 55: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Literatura — 55„Konspekt” 3/2016 (58)

ny” w  kołysance („skurcze” i  „rozkurcze” narodzin, miłości, śmierci), ale kieruje gatu-nek również w  stronę kulturowych sensów. Kołysanka od dawna nie jest też wyłącznie literackim dyskursem kobiecym.

Przykładem współczesnego wiersza o ce-chach kołysanki jest utwór Bogdana Jaremi-na Nenie dla ognia nad Krutynią:

Luli, luli, nie płacz życie,nie płacz głodny płomieniu.

Chwyć w ruchliwe palcebłękitny tlen i suszki wiatru.

Kołysz się, kołysz, ssij nabrzmiałą pierśnieba, mleko gwiazd, makowiny ciszy.

Zaśnij, zaśnij maluśki.Gdzieś tli się jeszcze syty żar.

Próbuj snów, a skończonośći popioły, to tylko znużenie2.

W wierszu kumulują się opisane tendencje modelujące gatunek. Kołysanka formalnie dominuje w  strukturze i  semantyce utwo-ru. Tytuł jednak wprowadza również inną zależność genologiczną, kieruje interpreta-tora ku połączeniu kołysanki z  gatunkami funeralnymi, do których – obok epicedium czy trenu – należy nenia jako pieśń pogrze-bowa, obrzędowy gatunek wywodzący się ze starorzymskiej tradycji, a w nowej poezji polskiej twórczo wykorzystany m.in. w  po-ezji E. Tkaczyszyna-Dyckiego. Najważniejsze „geny” kołysanki zostały tutaj utrzymane, zapewniając jej „reprodukcję”: sytuacja ko-munikacyjna opiera się na relacji „ja” i „ty” lirycznego, a podstawą kontaktu jest wywo-

2 B. Jaremin, Nenie dla ognia nad Krutynią, [w:] tegoż, Pracownia czasu, Sopot 2015, s. 16. Utwór nie został uwzględniony w mojej monografii (K. Wądol-ny-Tatar, Kołysanka w liryce XX i XXI wieku. Emer-gencja gatunku literackiego, Kraków 2014), wydanej przed ukazaniem się tomu poezji Jaremina.

łanie stanu snu u  owego „ty”. Jednocześnie „geny” uległy „mutacji”, ponieważ w funkcji adresata wypowiedzi podmiotu, trudnego do zidentyfikowania, występuje ogień, płomie-nie ogniska wznieconego, a  później doga-sającego nad jedną z nizinnych rzek Polski. Płomieniom zostaje przypisany sen, czyn-ność zasypiania, poprzedzona znużeniem, niknięcie, zamieranie, umieranie, przenie-sione „na ogień z człowieka”, ludzkiego poj-mowania świata. Za osobę mówiącą możemy uznać wędrowca czy nawet podróżującego kajakiem po Krutyni, przygotowującego się do nocnego spoczynku, jeszcze opiekujące-go się ogniskiem, „matkującego” mu. Tłem sytuacji staje się natura konkretnego regio-nu. Motyw rzeki i  chwila wieczornego od-poczynku wskazują na upływ czasu i jego doświadczenie, sprzyjają wyciszeniu, kon-templacji, medytacji „pod gołym niebem”. Ten ostatni aspekt łączy poeta z  wczesno-dziecięcym kontekstem kołysanki („Kołysz się kołysz, ssij nabrzmiałą pierś / nieba, mle-ko gwiazd, makowiny ciszy”). W  literackiej nenii-kołysance Jaremin nie rezygnuje z po-wtórzeń czasownikowych, wymuszających jakby sen, i zaśpiewowego: „luli”. Usypianie ognia oznacza również kontrolę jego aktyw-ności, przejście w sferę wyobraźni adresata, łagodzące gaśnięcie. „Próbowanie snów” jest swoistym treningiem śmierci (dla) ognia, co-raz rzadziej podsycanego przez dokładanie doń surowców, które trawi. Zasnąć (umrzeć) to także zapomnieć.

Filiacja form i  sen jako metafora śmier-ci (unicestwienia, zgaśnięcia) w  utworze gdyńskiego poety pokazują, że pamięć ga-tunku literackiego opiera się więc na jakimś niezmiennym minimum strukturalno-se-mantycznym zapewniającym mu trwanie. Jest jednak dynamizowana (i  niekiedy za-grożona) przez niepamięć (okresy nieuży-wania formy, jej dezaktualizację) i  twórczą wyobraźnię zawsze zniekształcającą ową pamięć, stanowiącą jednocześnie warunek emergencji gatunku.

Page 56: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Galeria „Konspektu” —

MAREK KARWALA

Obiektywem i wierszem O twórczości Martyny Mazur

Wtej rubryce, od samego początku ist-nienia „Konspektu”, już kilkadzie-

siąt razy był prezentowany dorobek arty-stów związanych z Instytutem Sztuki naszej Uczelni, a także twórczość malarzy, grafików i  rzeźbiarzy związanych z  Akademią Sztuk Pięknych oraz – szerzej  – z  krakowskim środowiskiem plastycznym. Niektóre kon-terfekty zawierały także wiersze, jako że przedstawiciele sztuk ikonicznych sięgają wcale nierzadko również po pióro, gdyż  – jak twierdzą – to, czego nie można w pełni wyrazić kształtem, barwą, kompozycją oraz innymi środkami charakterystycznymi dla uprawianych przez nich dziedzin twórczej aktywności, można sugerować, dopowia-dać, uzupełniać słowem poetyckim. Tak, niegdysiejsze rozdzielenie się dyscyplin, wyznaczenie pomiędzy nimi wyraźnych granic – owocujące niekiedy nawet antago-nizmami  – przegrało w  konfrontacji z  cza-sem, okazało się bowiem, że każda ze sztuk zyskuje w asocjacji z  inną. W ostatnich de-kadach zjawiska tego rodzaju są coraz częst-sze, a  egzemplifikacją może być chociażby znakomita, monumentalna wystawa dorob-ku malarskiego i  poetyckiego 20 artystów, zorganizowana przez Okręg Krakowski Związku Polskich Artystów Plastyków i  za-prezentowana wczesnym latem tego roku w Nowohuckim Centrum Kultury.

Jak już zostało powiedziane, gościli w tym dziale twórcy w większości znani i powszech-nie uznani. Martyna Mazur nie spełnia na razie żadnego z  tych warunków. Piszę „na razie”, jako że typ wrażliwości, jakim dyspo-nuje, sposób postrzegania świata, dojrzałość myślenia, rozległa  – jak na tak młodą oso-

Martyna Mazur (autoportret)

Page 57: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Galeria „Konspektu” — 57„Konspekt” 3/2016 (58)

Ogród

Portal Wspólnota

Page 58: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

58 „Konspekt” 3/2016 (58)— Galeria „Konspektu” —

bę  – wielokierunkowa wiedza oraz podej-mowana przez nią aktywność – każą w niej widzieć kandydatkę do bycia osobą, być może także artystką, niepospolitą. Martyna jest studentką Uniwersytetu Pedagogiczne-go, właśnie rozpoczęła zajęcia na studiach drugiego stopnia z kulturoznawstwa, a dia-pazon jej zainteresowań jest bardzo rozległy. Swoje pasje realizuje zarówno w  Kole Na-ukowym Kulturoznawców, jak i w Studenc-kim Kole Naukowym Polonistów. Pomaga przy organizacji konferencji naukowych i  sama bierze w  nich aktywny udział jako referentka. Złożyła do druku kilka tekstów, w tym jeden w piśmie punktowanym. Posia-da bardzo wysoką średnią ocen (zbliżoną do piątki). W dobie totalnej pogardy dla języka, szczególnie dla polszczyzny pisanej, jej prace wyróżniają się precyzją, poprawnością oraz osobliwą urodą stylu.

Podarowany jej przez rodziców na osiem-naste urodziny aparat fotograficzny dobrej

jakości okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Młode dziewczę zaczęło z pa-sją przyglądać się światu zza obiektywu; naj-pierw była to fascynacja pięknem otoczenia, później zaś narodziła się potrzeba jego prze-kształcania, trawestowania, wydobywania tego, co nie od razu ujawnia się na zewnątrz, eksperymentowania… Dziś już bardzo obfi-ty dorobek fotograficzny Martyny koncen-truje się wyraźnie wokół kilku przewodnich tematów, a  są nimi: p e j z a ż e, p o r-t r e t y i   r z e c z y.

Ujęcia tych pierwszych, chociaż najbar-dziej – chciałoby się rzec – grzeczne, uładzo-ne, dalekie są od banału. Na uwagę zasługuje w nich nieprzypadkowa kompozycja kadru, zwracanie uwagi widza na umiejętnie, acz subtelnie sugerowane obiekty szczególnie istotne, zmienność punktów widzenia (góra/dół; bliskość/dal) i  jeszcze coś szczególnie cennego, co nazwałbym „reporterską czuj-nością”, która objawia się  – mówiąc kolo-

U progu

Page 59: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Galeria „Konspektu” — 59„Konspekt” 3/2016 (58)

kwialnie  – łapaniem okazji, utrwalaniem ulotnych sytuacji, jak np. „całująca” się para gołąbków na parapecie kieleckiego miesz-kania Martyny, a w głębi, jakby mało ważne w stosunku do tego, co dzieje się na pierw-szym planie, zamglone miasto.

Każdy, kto kiedykolwiek wykonywał zdję-cia postaci ludzkich, a  szczególnie ich twa-rzy, doskonale wie, jakie to trudne zadanie; tu bowiem najłatwiej o  banał i  nijakość. Portrety zrealizowane przez Martynę Mazur noszą znamiona konterfektów psychologicz-nych. Ich autorka wybiera starannie miejsca, otoczenie i  cały kontekst tak, aby nie tylko współgrały z  postacią, niejako „pasowały” do niej, lecz – więcej – podkreślały jej szcze-gólne cechy, predyspozycje, rysy charakteru. Czasami są to elementy natury, kiedy in-dziej tło wypełniają akcenty urbanistyczne, ale nigdy nie dominują, pozwalają się nieco „rozmywać”, spowijać mgiełką, celowo prze-świetlać, by w ten sposób uczestniczyć w bu-dowaniu klimatu całego kadru. W  tej gru-pie znalazły się także autoportrety Martyny, wycyzelowane, subtelne, oddające celnie jej naturę. Niektóre spośród nich posiłkują się rzeczami nakładającymi się na twarz, odbi-tą czasami w szybie, czasami w lustrze, roz-świetloną refleksami światła lub częściowo spowitą cieniem.

Zadziwiające, wręcz niezwykłe efekty osią-ga artystka, gdy eksperymentuje z rzeczami. Zapewne nikt nie domyśliłby się, że coś, co może przypominać fragment planety obser-wowanej z przestrzeni kosmicznej, to zwykła szklanka, na której dnie pozostały ślady po wypitym napoju. Jeszcze ciekawszymi efek-tami skutkują bardziej złożone działania artystyczne Martyny, ale… nie zdradzajmy wszystkich tajemnic jej wciąż rozwijającego się warsztatu. Powiedzmy jedynie tyle, że szklana miska wypełniona wodą, niewielka ilość oleju, kolorowe papiery oraz światło o odpowiednim natężeniu i skierowane pod odpowiednim kątem  – właściwie połączo-ne  – dają wrażenie obcowania z  niezwykle interesującą, barwną abstrakcją malarską.

Metaliczność wody

Działanie wspomnień

Page 60: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

60 „Konspekt” 3/2016 (58)— Galeria „Konspektu” —

Inne prace tego typu, operujące gamą mo-nochromatyczną, owocują skutkami zbliża-jącymi je do rozwiązań charakterystycznych dla grafiki.

*Artystyczna natura Martyny Mazur skłania ją także do pisania wierszy. Jest ich, jak do-tąd, znacznie mniej niż fotografii, ale są rów-nie interesujące i zawsze „o czymś”. Martyna pisze tylko wtedy, gdy ma coś istotnego do zakomunikowania i zawsze stara się znaleźć

odpowiednią dla słowa poetyckiego formę. Nie wszystkie jej wiersze są jasne i  łatwe w odbiorze; nawet te z pozoru oczywiste, jak Na poduszce czy Poranek (cytowane dalej), zawierają obok tekstu zasadniczego także ten drugi, zakodowany pomiędzy wersami, uru-chamiający sensy naddane, głębsze. W  sło-wach tej poezji wyczuwa się egzystencjalne niepokoje, chęć uczestniczenia we wspólno-cie przy równoczesnym lęku, że kokony ota-czające ludzi i oddzielające ich od siebie są

Gospodarz

Teraz ja widzę Cię z góry

Page 61: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Galeria „Konspektu” — 61„Konspekt” 3/2016 (58)

trudne do sforsowania. Za pragnieniem by-cia w pełni „tu” i „teraz” podąża skrywane, chociaż dopuszczane do świadomości, inne pragnienie: bezpieczeństwa, niemal dzie-cięcej chęci ukrycia się przed rozlicznymi zagrożeniami w ciepłym łonie Matki Ziemi. Oto kilka najnowszych, całkiem udanych prób poetyckich Martyny:

NA PODUSZCE

życie leży na poduszceskrojonej na miarę głowy człowiekalecz dlaczego układamy się wygodniea budzimy niewyspaniczasem odpowiada nam cośszybkimi ruchami pod powiekądajemy sobie za to ucinać słowajakby w wielkim poświęceniu

światło i tak zanim odbije się od powierzchniprzechodzi przez litery

PORANEK

wchodzę w materię porankawyciskając z pomarańczyobietnicę dobrego dniaod początkudo miąższuosuszone włókna nadają smak myślomo tym jak soczysta będzie esencja wszystkiegoczekająca w lodówcena powrót

KONDOLENCJE

widziałam człowieka żywegojego oczy mrugały odpowiadał dzień dobrya nad nimcumulonimbus z przerośniętym kowadłemgwiazda w apogeum swej jasnościktóra wisi ponad ludzkim zdziwieniem

bladość dniaktoś ze słuchawkami w uszach przechodziobok człowieka jeszcze żywego

przewija utwór do ulubionej końcówkimoglibyśmy wtedy znając się lepiejponarzekać na tych słuchających zbyt głośno

zadrgały palce nad moim niemym rozmówcąto przejściowa burzato cząstka oderwana od płonącego światato tylkozaspana przyszłość

zbudzi nas może mała czarnaśmierć przy sobie

SZCZELINA

chcę opaśćw ciepłą szczelinęskóry światajak gałązka ziółstrącona jednymcesarskim cięciemz miłościta przestrzeńotworzyła sięby leczyć Ziemięskakać po ziemiwejść w ziemię

Taniec

Page 62: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Literatura —

PIOTR KRYWAK

Lekcja pokory

Nie mogło być lepszej kandydatury na patrona 16. Festiwalu Nauki. Zmarły

przed dekadą Stanisław Lem był bowiem nie tylko intelektualistą światowej sławy, czło-wiekiem z  jednakową swobodą śledzącym oraz krytycznie komentującym zdobycze wiedzy ścisłej i humanistycznej, lecz również pisarzem wyrażającym swe opinie o  osiąg-nięciach i  perspektywach cywilizacji oraz związanych z  nimi dylematach w  formach literackich, jakże różnych od naukowego dyskursu. Talent umożliwił mu przekład złożonej, nierzadko filozoficznej problema-tyki na łatwiej przyswajany przez masowego odbiorcę język beletrystyki, której posłan-nictwo określił w jednej z Bajek robotów sło-wami: „Nauka objaśnia świat, lecz pogodzić z  nim może jedynie sztuka” (Król Globares i mędrcy). Realizację tej misji mogła zapew-nić science fiction, gatunek wprawdzie niski, ale obiecujący, bo niejako z  samej swej na-tury powołany do tego, by w  ramach fikcji konfrontować oczekiwania wobec nauki i techniki z tym, co one faktycznie oferują.

Przyrost wiedzy nie zaspokaja ludzkiej ciekawości i  pragnień, nie dostarcza odpo-wiedzi na wszystkie zadawane pytania. Ba, budzi niepokój, gdyż, z jednej strony, otwie-ra niebezpieczne możliwości przed tymi, których – nie wyłączając ludzi nauki – etycz-na dojrzałość pozostawia niekiedy sporo do życzenia, z drugiej natomiast – nie przynosi w pełni satysfakcjonujących rozwiązań tam, gdzie są najbardziej oczekiwane. Na tym tle

rodzi się poczucie rozczarowania, zawodu. Jedną zaś z  przyczyn rozdźwięku między nadziejami wiązanymi z  postępem cywili-zacyjnym a realnymi osiągnięciami badaczy jest to, co na temat aktywności poznawczej mówi postać z powieści Solaris: „Nauka zaj-muje się tylko tym, jak się coś dzieje, a nie dlaczego się coś dzieje”.

Stanisław Lem (1921–2006)

fot.

J. Zy

ch

Page 63: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Literatura — 63„Konspekt” 3/2016 (58)

Poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, dlaczego postęp naukowo-techniczny roz-czarowuje, skłoniło Lema do rozważań na temat kondycji i uwarunkowań poznającego Rozumu, jakże często ponoszącego w  jego utworach dotkliwą porażkę. W  beletrysty-ce, którą stworzył autor Solaris, przewija się więc ustawicznie kwestia ograniczeń poszu-kującego prawdy podmiotu. Część z  nich, konstatuje pisarz, ma charakter natural-ny, wynika z  istoty badanej rzeczywistości; inne wiążą się z nim samym, z  jego aktyw-nością, jej społecznym odbiorem, wreszcie z  właściwościami kodu, w  jakim formułuje i rejestruje swoje refleksje o świecie. Wśród czynników naturalnych wymienić należy m.in. przestrzeń i czas, choć zapewne lepiej byłoby rzec „czasoprzestrzeń”, gdyż  – jak sugeruje współczesna wiedza  – nie istnieje przestrzeń poza czasem ani czas oderwany od przestrzeni.

Rozum jest ograniczony już choćby dla-tego, że istnieje krótko. W  porównaniu z  trwaniem Wszechświata okres jego ak-tywności jest znikomy. Uwięziony w  swej cielesnej powłoce, ulega wraz z  nią szyb-kiemu zużyciu. Ma też niewielką pojem-ność i  potencjał. Nadto zaś jego sposób postrzegania świata i  związane z  tym re-fleksje są uzależnione od uwarunkowanych genetycznie cech indywidualnych osobnika oraz czynników takich, jak wychowanie, doświadczenie i pomnażana wiedza, zależ-nych od czasu narodzin i  środowiska spo-łecznego, wreszcie – od kultury.

Ograniczenia te można osłabić, np. przez multiplikację, lecz droga ta wiedzie donikąd, bo żaden jednostkowy mózg nie ogarnie wiedzy nawet kilkunastu geniuszy, jakich wyda jego generacja, a  cóż dopiero mówić o  intelektualnym dorobku całego gatunku, poszerzanym zresztą ustawicznie przez ko-lejne pokolenia.

Inną drogą  – na razie teoretyczną, choć wielce prawdopodobną  – jest zwiększenie potencjału intelektualnego, już to dzięki in-żynierii genetycznej, już to przez wykreo-

wanie sztucznej inteligencji o  „wydajności” niebotycznie wyższej niż osiągana przez „na-turalnych” tytanów myśli. Mimo wszystko jednak możliwości Rozumu, choć większe, będą w obu przypadkach skończone, a  jego trwałość, jakkolwiek wydłużona, nie sięgnie wieczności.

Przestrzeń zdaje się ograniczać Rozum nie mniej niż czas. Zasięg penetracji Wszech-świata jest na razie znikomy, a perspektywy badania najodleglejszych odkrytych galak-tyk i  innych obiektów kosmicznych przez załogowe wyprawy  – czysto hipotetyczne. Wyniki badań prowadzonych za pomocą automatycznych sond, trafiając do odległych potomków tych, którzy roboty w  Kosmos wysłali, przynosiłyby z kolei rezultaty nieak-tualne, odnoszące się do stanu rzeczy sprzed wieluset tysięcy lat.

Rozmiary Kosmosu, choć trzeba je brać pod uwagę, nie są jednak najistotniejsze. O  wiele ważniejsze i  ciekawsze wydaje się pytanie o  to, czy Uniwersum, mające swój początek w  Wielkim Wybuchu, ma grani-ce, a  jeśli tak, to co  – o  ile w  ogóle istnie-je – znajduje się poza nim. Czy Wszechświat i  jego trwanie nie są tylko elementami ja-kiegoś niepojętego, toczącego się poza cza-sem i przestrzenią procesu, o którego istocie i  sensie nie sposób z  ludzkiej perspektywy spekulować?

Załóżmy jednak, że ograniczymy ambi-cje i  skupimy się na wnętrzu naszej czaso-przestrzeni. Czy istnieje szansa poznania wszystkich o niej prawd? Raczej nie. Każde nowe odkrycie pociąga za sobą rodzenie się nowych pytań i problemów, a ich liczba wy-daje się wielokrotnie większa od luk, które za jego sprawą zostały wypełnione. Paradoksal-nie: postęp pociąga za sobą rozrastanie się obszarów niewiedzy, a świadomość tego ro-dzi frustrację, zniechęcenie, poczucie bez-radności…

Analiza poznawczych możliwości Ro-zumu wiodła tedy Lema ku wnioskom pe-symistycznym. Ograniczenia badających bytów wynikają jednak nie tylko z  natury

Page 64: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

64 „Konspekt” 3/2016 (58)— Literatura —

rzeczywistości wobec nich zewnętrznej, lecz także z ich własnej, szczególnej konstrukcji, zezwalającej im myśleć wyłącznie w zdeter-minowany przez procesy ewolucyjne spo-sób. Wspomniano już o tym wcześniej. Po-ruszyć jednak wypada jeszcze jeden aspekt problemu.

Na Ziemi żyje tylko jeden gatunek istot rozumnych. Czy gdyby powstał drugi, jego dociekania prowadziłyby do takich samych rezultatów? Czy obrazy świata tworzone osobno przez każdy z nich byłyby identycz-ne? Zapewne nie, gdyż sposób doznawania rzeczywistości w  obu przypadkach oka-załby się inny. Odmienny byłby więc tak-że proces myślowy, logika; różny okazałby się kod informacyjny. To samo rzec można o rozumowaniu domniemanych, inteligent-

nych form życia pozaziemskiego. Właśnie dlatego z perspektywy jednej trudno było-by w ogóle stwierdzić, czy druga jest bytem świadomym i czy można się z nią porozu-mieć. Wydaje się zatem, że w  naszych do-ciekaniach skazani jesteśmy na samotność. To z  kolei oznacza, że nasze objaśnianie świata nie może być weryfikowane inaczej, jak tylko w  sposób przez nas wymyślony i  uznany za właściwy. Czy jednak uniwer-salny? Sami ziemscy filozofowie stworzyli przecież co najmniej kilka definicji prawdy, a wokół nich różne systemy wartości…

Rozum ludzki, zniewolony przez swą po-stać, na której konstrukcję i zasady funkcjo-nowania nie miał wpływu, istnieje przeto i działa w izolacji, pozostawiony sam sobie, bez możliwości konfrontowania swych usta-leń z  innym, odmiennie ukształtowanym Rozumem. Proces poznania prowadzony przez poszukujący prawdy podmiot okazuje się zatem taki jak on – niedoskonały, ułom-ny. Być może wizja rzeczywistości, jaką two-rzy, jest subiektywna, a nawet fałszywa; nie mogąc się wszakże uwolnić od ograniczeń, jakie nań nałożono, Rozum nie ma szansy, by się o tym przekonać.

Przedstawiony tu wywód prowadzi nie-uchronnie do hipotezy o względności efek-tów poznania. Los Rozumu nabiera w  tym kontekście wymiaru tragicznego. Sztuka, wywołując efekt katharsis, może jedynie ła-godzić skutki rozdarcia między wiecznym pragnieniem stworzenia Ogólnej Teorii Wszystkiego a  tym, co realnie można osią-gnąć. Twórczość literacka Stanisława Lema, rozpatrywana w  jej moralizatorskim aspek-cie, okazuje się w  tej sytuacji wielką lekcją pokory.

Page 65: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Festiwal Nauki w Krakowie —

MARCIN KANIA

Po koncercie Terra Nostra Desiderabilis

20 maja br. w  kościele pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej i św. Małgorzaty w Krako-wie odbył się koncert Terra Nostra Deside-rabilis, zorganizowany w  ramach szesnastej edycji krakowskiego Festiwalu Nauki (19–21 maja). W tym ważnym dla społeczności aka-demickiej wydarzeniu udział wzięli muzycy o  międzynarodowej sławie: Józef Skrzek  – kompozytor, multiinstrumentalista, lider legendarnej formacji SBB, Mirosław Mu-zykant  – perkusista, kompozytor, laureat licznych nagród w  kategorii instrumentów perkusyjnych, prof. Henryk Jan Botor  – kompozytor i  wykonawca muzyki organo-wej, prof. Adam Korzeniowski  – pedagog, dyrygent, założyciel oraz opiekun Chóru Mieszanego Uniwersytetu Pedagogicznego „Educatus”, a  także Elżbieta Skrzek  – wo-kalistka, która z  powodzeniem kontynuuje rodzinne tradycje artystyczne. Na widowni obecni byli Marek Biliński oraz Jani Kon-stantinovski Puntos  – autorzy widowiska multimedialnego „Po drugiej stronie świa-tła”, zaprezentowanego na Rynku Głównym w  Krakowie podczas ubiegłorocznej edycji Festiwalu Nauki.

Licznie zebrani słuchacze, przedstawiciele ośrodków akademickich z  naszego miasta i  województwa, mogli tego wieczoru usły-szeć niezwykły repertuar, w  którym utwory o  tematyce religijnej i egzystencjalnej zosta-

ły zinterpretowane dźwiękiem kościelnych organów, fortepianu, głosów akademickich chórzystów, a  także instrumentów charak-terystycznych dla jazzu i  rocka  – perkusji oraz syntezatora. W  kościele oo. Augustia-nów zabrzmiały m.in.: kompozycja O  Pa-nie, przebacz mej myśli, opracowana przez Józefa Skrzeka do wiersza Karola Wojtyły Pieśń o  słońcu niewyczerpalnym (fragment 16), znakomita chóralna interpretacja pie-śni Święta Rita z Cascii do słów Aleksandry Baltissen, pieśń Tysiące planet do słów wier-sza Juliana Mateja Ze słowem biegnę do ciebie oraz Panno Najświętsza, zaśpiewana przez Elżbietę Skrzek do tekstu Romana Brandsta-ettera Hymn do Czarnej Madonny (z  prze-pięknie zaakcentowaną prośbą: „Aby moja poezja / Była komunią”). W finale koncertu wykonano utwór Terra Nostra Desiderabilis, skomponowany przez Józefa Skrzeka do słów żony Aliny i  Juliana Mateja. Dynamicznie prowadzony przez prof. Adama Korzeniow-skiego chór wypełnił śpiewem świątynię oo. Augustianów, podkreślając uniwersalny i ponadczasowy wymiar artystycznego wyrazu.

W programie koncertu znalazła się także kompozycja Coda, brawurowo wykonana na perkusji przez Mirosława Muzykanta, oraz utwory organowe Uwertura i  Requiem, po-zwalające zaprezentować kunszt artystyczny prof. Henryka Botora.

Page 66: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

66 „Konspekt” 3/2016 (58)— Festiwal Nauki w Krakowie —

Organizator koncertu i pełnomocnik Rek-tora ds. Festiwalu prof. Robert Stawarz po-wiedział:

Nie mam wątpliwości, że koncert, który usłyszeli-śmy, to arcydzieło – znakomicie przemyślane i po mistrzowsku wykonane; dzieło złożone z utworów znanych jeszcze z  epoki największego rozkwitu SBB oraz zupełnie nowych i premierowych. Otwie-rające koncert, delikatnie zainicjowane przez chór Tysiące planet rozrosło się w przestrzeni kościoła potężnie – powstał dźwiękowy Kosmos, w którym maleńka Ziemia – „mówiąca” – akcentowała swo-ją obecność do końca koncertu. Niezwykle czy-sty, monumentalny dźwięk fortepianu w utworze O, Ziemio był swoistym hołdem dla naszej małej, zagubionej w przestrzeni, ale jakże dzielnej plane-ty. Niezwykle ciekawie zabrzmiało też Memento – kompozycja znana z  progresywnego, rockowego okresu działalności SBB (płyta Memento z banal-nym tryptykiem, 1980). Byłem szczerze wzruszony, słuchając mojego ulu-bionego Memento, z którym dojrzewałem muzycz-nie jeszcze jako uczeń szkoły podstawowej. Kiedy słucham dawnego SBB, zastanawiam się, jak to możliwe, że muzyka Józefa Skrzeka nie starzeje się, że również dzisiaj, po latach, brzmi nowator-sko, współcześnie… W  kościele św. Katarzyny dostrzegłem ponadto, że muzyka Mistrza zmienia się wraz z  nim, nie tracąc jednak pierwotnej wy-razistości. Każdy utwór niósł frapujące przesłanie. Święta Rita z Cascii zabrzmiała niczym Bogurodzi-ca, a  Terra Nostra Desiderabilis, pełna cytatów ze znakomitego utworu Moja ziemio wyśniona, była monumentalnym zwieńczeniem tego cudownego wydarzenia. Dziękuję Józefowi za ogrom wzruszeń, dziękuję Adamowi Korzeniowskiemu za znakomite poprowadzenie chóru, dziękuję też Mirosławowi Muzykantowi, który wniósł w dostojne mury nie-co perkusyjnego „szaleństwa” z  najwyższej półki. Podziwiam niesamowite wzajemne zrozumienie się i  wyczucie muzyków, zwłaszcza prof. Botora i  Józefa Skrzeka. Kto nigdy nie słyszał harmonii dźwięków klasycznych organów, elektronicznych syntezatorów wspieranych perkusyjnymi rytmami, rozjaśnionych fortepianową lekkością, niech przy-najmniej postara się zdobyć płytę z tego koncertu, niech wsłucha się w słowa wyśpiewane przez Józefa Skrzeka, jego córkę Elżbietę i prawie setkę chórzy-stów. To jest musica nostra desiderabilis, musica nostra exoptata, w  końcu  – musica nostra idealis.

Wydarzenie zostało zrealizowane w  ra-mach 16. Festiwalu Nauki w Krakowie, zor-ganizowanego pod patronatem UP oraz do-finansowane ze środków Wydziału Kultury i  Dziedzictwa Narodowego Urzędu Miasta Krakowa. Patronatem medialnym objęło koncert „Jazz Forum”. Pismo to także opu-blikowało niniejszy artykuł na swojej stronie internetowej.

Koncert Terra Nostra Desiderabilis był feerią dźwięku i światła (fot. R. Stawarz)

Page 67: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

Winiarstwo jest dziś jedną z  najszyb-ciej rozwijających się gałęzi rolnictwa

na świecie. Do południowej Europy, tra-dycyjnie kojarzonej z  rajskimi winnicami i  znakomitymi winami, zwłaszcza Francji, Włoch i  Hiszpanii, współcześnie dołączyły kraje Nowego Świata, czyli USA, Chile, Ar-gentyna, Australia, Nowa Zelandia i  RPA. Nie chodzi przy tym jedynie o wzrost liczby winnic, ale również o  skok jakościowy win spoza Starego Świata, czyli Europy. W ame-rykańskiej Kalifornii i australijskiej Barossa Valley wyrabia się dziś wina, które nie ustę-pują jakością toskańskim czy prowansal-skim. W  samej Europie winnice podbijają tereny, które jeszcze niedawno uważane były za nienadające się do uprawy szlachetnej od-miany winnego krzewu. Dotyczy to również Polski, gdzie każdego roku przybywa nasa-dzeń, głównie w regionach o najcieplejszym klimacie, takich jak: Ziemia Lubuska, Dolny Śląsk, Małopolska i Podkarpacie.

Światową ekspansję winorośli, nierzad-ko w  regionach uznawanych tradycyjnie za niesprzyjające nasadzeniom, w  połączeniu z  wysoką jakością wina, umożliwił rozwój enologii, czyli nauki o winie oraz powiązany z  nim rozwój technologii. Praktyka badań doświadczalnych w  enologii wiąże z  ko-nieczności ośrodki badawcze z  winnicami. Niektóre jednak placówki naukowe, zwłasz-cza uniwersytety, sadzą winne krzewy nie tylko w  celach doświadczalnych, ale też na własne potrzeby, związane z  reprezentacyj-

nym wymiarem ich funkcjonowania. Ważny jest jeszcze wymiar komercyjny. Nie dotyczy on jedynie uczelni prywatnych, ale również państwowych, które coraz częściej korzystają z różnych możliwości zasilenia budżetu, nie ograniczając się do subwencji państwowych. Produkcja i handel winem ma wreszcie cha-rakter integracyjny zarówno dla społecz-ności akademickiej, jak i  dla absolwentów uczelni. Kupno wina wytworzonego przez uniwersytet jest wyrazem utożsamienia się z  „macierzą”, z  duchowym i  finansowym wsparciem tego, co „nasze”. Wino nadaje się do tego idealnie, ponieważ łączy ludzi i bu-duje relacje towarzyskie.

Moda na winnice akademickie dotarła również do Polski. Obecnie istnieją trzy win-nice uniwersyteckie: Winnica nad Dwor-skim Potokiem, należąca do Uniwersytetu Jagiellońskiego, Winnica Garlicki Lamus, której właścicielem jest Uniwersytet Rolni-czy w Krakowie, oraz Winnica Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Inną formę prowadzenia działalności winiarskiej wy-brała Państwowa Wyższa Szkoła Zawodo-wa w Sulechowie. Uczelnia przeznaczyła na dzierżawę pod winnicę około 35 hektarów ziemi, położonej na stokach w Zaborze, które otrzymała od Agencji Nieruchomości Rolnej. Winnica Samorządowa w Sulechowie składa się z  pól uprawianych przez dzierżawców.

Wymienione winnice powstały po 2000 r., co dowodzi, że polskie winnice uniwersytec-kie znajdują się wciąż w fazie „niemowlęcej”.

— Enologia —

KAZIMIERZ MRÓWKA

Winnice uniwersyteckie w Polsce

Page 68: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

68 „Konspekt” 3/2016 (58)— Enologia —

Właściciele winnic akademickich chętnie na-wiązują do średniowiecznej tradycji uprawy winorośli w Polsce, a swoją działalność wolą określać mianem nie tyle pionierskiej, ile od-nowicielskiej. Dotyczy to zwłaszcza Krakowa, gdzie już pod koniec IX w. wawelskie zbocze porastała winorośl, a w XI w. w Tyńcu zało-

żyli winnicę benedyktyni. Powstanie polskich winnic uniwersyteckich wpisuje się w szerszy trend renesansu naszego winogrodnictwa, którego dynamiczny rozwój zaczął się w  la-tach dziewięćdziesiątych XX w.

Warto w  tym miejscu podkreślić, że wi-norośl, którą najczęściej sadzi się w naszych

Vitis vinifera, czyli winorośl właściwa. Ilustracja z książki Köhler’s Medizinal-Pflanzen in naturgetreuen Abbil-dungen mit kurz erläuterndem Texte..., Gera–Untermhaus 1883–1914

Page 69: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Enologia — 69„Konspekt” 3/2016 (58)

warunkach, nie jest czystą vitis vinifera, czyli winoroślą właściwą, ale krzyżówką vitis vini-fera z odmianami, które zapewniają jej dużą odporność na trudne warunki atmosferycz-ne. Chodzi tu przede wszystkim o mróz oraz choroby grzybowe. Wino z  krzyżówki (np. Rondo, Regent, Marechal Foch, Leon Millot, Seyval Blanc, Solaris, Hibernal, Bianca itd.) jest dobrej jakości, a doświadczony winiarz potrafi z niej wytworzyć lepszy produkt niż ten, który powstaje z niejednej vitis vinifera.

Z  czterech wymienionych winnic dwie są związane z  Krakowem. Winnica nad Dwor-skim Potokiem położona jest w Łazach koło Bochni, na terenach rolnych, które stanowią własność uniwersytetu. W  pracach nad po-wstaniem winnicy brali udział, jako konsul-tanci, specjaliści z Montpellier – miasta, które stanowi centrum winiarstwa we Francji w za-kresie edukacji i nauki. Kierownikiem winni-cy jest mgr Adam Kiszka. W 2005 r. pierwsze nasadzenia pokryły obszar 30 arów. W kolej-nych latach winnica sukcesywnie się powięk-szała. Dziś winorośl porasta około 3,5 hektara łagodnie opadających i  nasłonecznionych wzgórz. Z jednego hektara uprawy produkuje się około 5 tys. butelek rocznie. W 2008 r. wy-produkowano pierwsze wino, któremu nada-no nazwę Novum. Od tamtego czasu zdobyło ono sporo nagród na konkursach krajowych i  międzynarodowych, co świadczy o  tym, wbrew sceptykom, że można w naszym kraju wyprodukować wino dobrej jakości. Wspo-mniana powierzchnia winnicy pozwala po-ważnie myśleć o  działalności komercyjnej. W  Polsce, gdzie produkcja obwarowana jest licznymi niesprzyjającymi winiarzom przepi-sami, można liczyć na zysk, sprzedając wino z  co najmniej hektarowej winnicy, tym bar-dziej że polski rynek wina ma duży potencjał rozwoju. Z winnicą związana jest działalność naukowa i  edukacyjna. Na UJ prowadzone są studia podyplomowe z  enologii. W  win-nicy w  Łazach organizowane są zajęcia praktyczne, a w przylegającej do niej winiar-ni  – zajęcia laboratoryjne. Wielu absolwen-tów studium prowadzi dziś własne winnice.

Drugą winnicą należącą do krakowskiej uczelni jest Garlicki Lamus, usytuowany w Garlicy Murowanej, na północ od miasta, w  gminie Zielonki. Winnica powstała na terenie Stacji Doświadczalnej Uniwersytetu Rolniczego. Pierwszy człon nazwy winnicy określa położenie, natomiast drugi  – „la-mus”  – budynek gospodarczy, w  którym przechowuje się różne przedmioty (stąd po-wiedzenie o odkładaniu czegoś do lamusa); w tym wypadku chodzi o lamus pochodzący z  XVII w. i  zachowany do dziś. Winiarnia, wraz z  pomieszczeniami laboratoryjnymi, mieści się w  Krakowie, przy alei 29 Listo-pada 56. Winnicą i winiarnią kieruje dr inż. Przemysław Banach. Pierwszych, ekspery-mentalnych nasadzeń krzyżówek dokonano w 2007 r., a więc niewiele później niż w Ła-zach. Już w  następnym roku winnica po-większyła swój areał do 1 hektara. Założono ją na glebie pochodzenia lessowego, która tworzy dobre dla wina terroir. Można sądzić, że powstanie kolejnych winnic uniwersy-teckich, zwłaszcza w  tym samym mieście, zrodzi między nimi konkurencję. Nic z tych rzeczy. Oba ośrodki od samego początku na-wiązały dobre relacje. Garlicki Lamus czer-pał z  cennych doświadczeń powstałej kilka lat wcześniej Winnicy Nad Dworskim Poto-kiem. W  2013  r. Uniwersytet Rolniczy roz-począł sprzedaż wina z Garlickiego Lamusa o nazwie Uniwersyteckie Grono. Ponadto na kierunku: technologia żywności i  żywienie człowieka w trybie niestacjonarnym I stop-nia studiów, w ramach specjalizacji, prowa-dzone są zajęcia z winiarstwa.

Trzecia winnica akademicka należy do Uni-wersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Jest ona młodszą siostrą winnic krakowskich. Po-wstała w 2012 r. w Samotworze pod Wrocła-wiem, na terenie należącym do Stacji Badaw-czo-Dydaktycznej uczelni. Winnicą kieruje dr Marta Czaplicka-Pędzich. Półhektarową powierzchnię obsadzono na początku około tysiącem krzewów aż 30 gatunków winoro-śli, w  tym vitis vinifera, takich jak Riesling, Gewürztraminer, Chardonnay czy Pinot Noir.

Page 70: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

70 „Konspekt” 3/2016 (58)— Enologia —

Planuje się powiększenie areału. Duża liczba odmian w niewielkiej winnicy podyktowana jest chęcią eksperymentowania i docelowego wyboru optymalnych dla miejsca nasadzeń. Wino z winnicy Uniwersytetu Przyrodnicze-go ma już swoją nazwę: Gaudeamus.

Oryginalną i  zarazem prowadzoną z du-żym rozmachem formę winiarstwa obra-ła Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w  Sulechowie. W  odróżnieniu od trzech przywołanych wcześniej PWSZ wybrała drogę integracji winiarzy i  wina z  całego regionu. W ten sposób w ramach przedsię-wzięcia promowany jest cały region, czyli Ziemia Lubuska. Uczelnia oddała rolni-kom w  dzierżawę około 35 hektarów zie-mi w  Zaborze koło Zielonej Góry; na tym terenie obecnie gospodaruje 13 winiarzy. Pierwszych nasadzeń dokonano w  2013  r. W tym miejscu powstało Lubuskie Centrum Winiarstwa, placówka pełniąca funkcję na-ukową, dydaktyczną i  turystyczną, a  także służąca jako ośrodek konferencyjny. Waż-ną część Centrum zajmuje Muzeum Wina, które ma przypomnieć zwiedzającym boga-tą historię winiarstwa na Ziemi Lubuskiej,

sięgającą XIII w. Oficjalne otwarcie Win-nicy Samorządowej w Zaborze, firmowanej przez PWSZ, miało miejsce w 2015 r.

Z  czterech regionów Polski, optymal-nych dla uprawy roślinności, trzy mają swych reprezentantów: Małopolskę repre-zentują Winnica Nad Dworskim Potokiem oraz Garlicki Lamus; Dolny Śląsk – Winni-ca w  Samotworze, własność Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu; Ziemię Lu-buską – Winnica Samorządowa w Zaborze, należąca do PWSZ w  Sulechowie. Brakuje tylko reprezentanta ziemi podkarpackiej, która w  niedługim czasie, jaki upłynął od ostatniej dekady XX w., obrodziła w winni-ce, w których  tworzone są wysoko cenione wina. Mając wszakże na uwadze dynamiczny rozwój winiarstwa w  naszym kraju, można przewidywać pojawienie się kolejnych win-nic uniwersyteckich.

Strony internetowe winnic akademickich (dostęp: 18  IX 2016):www.winnica-uj.plwww. winnica.ur.krakow.plwww.centrumwiniarstwa.pl

Page 71: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Historia —

EWELINA KAZIENKO

Problematyka patrociniów kościelnych na przykładzie średniowiecznych wezwań sądeckich

Badania nad patrociniami, czyli wezwa-niami kościołów1, prowadzą w  Polsce

historycy oraz językoznawcy. Identyfikacją i rozwojem patrociniów dotychczas zajmo-wali: się prof. Jerzy Rajman (Uniwersytet Pedagogiczny w  Krakowie), prof. Walde-mar Rozynkowski (Uniwersytet Mikołaja Kopernika w  Toruniu), prof. Aleksandra Witkowska (Katolicki Uniwersytet Lubel-ski)2. Rozważając to zagadnienie, nie moż-na pominąć także prac onomastycznych wielotomowego opracowania dr. Francisz-ka Sowy i  ks. Henryka Frosa Twoje imię. Przewodnik onomastyczno-hagiograficzny, książki prof. Marii Malec Imiona chrześci-jańskie w  średniowiecznej Polsce (w  której czytelnik znajdzie liczne informacje o  pa-trocinach) oraz ustaleń prof. Barbary Czo-

1 Za: Słownik starożytności słowiańskich, t. 4, red. G. Labuda, Z. Stieber, Warszawa 1970, s. 44.

2 Zob.: J. Rajman, Średniowieczne patrocinia kra-kowskie, Kraków 2002; W. Rozynkowski, Patrocinia kościołów parafialnych w diecezji chełmińskiej w śred-niowieczu, „Zapiski Historyczne”, 65, 2000, z. 3–4, s. 45–70; A. Witkowska, Titulus ecclesiae. Wezwania współczesnych kościołów katedralnych w Polsce, War-szawa 1999.

Wizerunek św. Małgorzaty Antiocheńskiej, patronki kolegiaty w Nowym Sączu. Obraz pochodzi z XIV w. i znajduje się w kaplicy bocznej

źród

ło: w

ww.

bazy

lika.

org.

pl

Page 72: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

72 „Konspekt” 3/2016 (58)— Historia —

pek-Kopciuch. W  niniejszym artykule po-dejmę próbę przedstawienia problematyki związanej z  patrociniami na przykładzie badanych przeze mnie wezwań kościołów parafialnych w  dekanacie sądeckim doby średniowiecza.

Historyk w  swej pracy musi mieć na uwadze, iż materiały źródłowe nie dają mu stuprocentowego obrazu dawnej rzeczy-wistości. W  przypadku rozpatrywania śre-dniowiecznych wezwań kościelnych, które stanowi m.in. element badań nad rozwojem kultów (świętych, maryjnych, chrystologicz-nych), należy zwrócić uwagę na różnorakie problemy, jakie pojawiają się przy podej-mowaniu tego tematu. Jednym z  głównych jest weryfikacja początków pojawienia się danego wezwania w powiązaniu z konkret-nym obiektem sakralnym. Niestety, na ziemi sądeckiej wiele źródeł rękopiśmiennych nie przetrwało próby czasu i  nierzadko odnaj-dujemy przesłanki o danym patronie parafii tylko dzięki późniejszym aktom wizytacyj-nym i  inwentarzom, przeważnie z  drugiej połowy XVI oraz z początków XVII w. Tezę, jakoby dany patron, np. w wypadku parafii w  Chomranicach pw. św. Marcina biskupa i  wyznawcy3, został obrany wraz ze wznie-sieniem pierwszej świątyni, należy badać z pewną dozą ostrożności. Przez brak źródeł wcześniejszych takie stwierdzenie pozostaje raczej w sferze prawdopodobieństwa.

Ważnym źródłem do poznania patroci-niów w  dekanacie sądeckim, jak i  w  całej diecezji krakowskiej w  średniowieczu, jest dla nas dzieło Jana Długosza Liber bene-ficiorum dioecesis Cracoviensis, w  której autor przedstawia uposażenia beneficjów kościelnych wraz z zapiskami o istniejących kościołach parafialnych4. Odnosząc się do dekanatu sądeckiego, który w owym czasie

3 Inventarium ecclesiae Chomeranicensis A.D. 1687, s. 116 i nast.

4 J. Długosz, Liber beneficiorum dioecesis Craco-viensis, wyd. A. Przeździecki, t. I–III (Opera omnia, t. VII–IX), Kraków 1863–1887.

obejmował 36 parafii5, Jan Długosz nie do-konuje ich pełnej charakterystyki, w związ-ku z  czym nie zawsze podano wezwania niektórych kościołów parafialnych. Warto jednak wspomnieć, że Jan Długosz opierał swoją wiedzę nie tylko na znajomości regio-nu, ale przede wszystkim na formularzach wysyłanych i  wypełnianych przez ówcze-snych plebanów. Nie wszyscy proboszczo-wie dopełnili jednak tego obowiązku. Na przykład zostały pominięte w Liber benefi-ciorum wezwania parafii w: Barcicach, Bie-gonicach, Czarnym Potoku, Kaninie, Łuko-wicy, Męcinie i Moszczenicy.

Kolejną istotną kwestią jest również inten-cja, jaką kierowano się przy wyborze patro-na parafii. W przypadku wezwań maryjnych oraz chrystologicznych sprawa wydaje się ja-sna – oba te kulty były szeroko rozpowszech-nione w  świecie chrześcijańskim. Odda-wanie czci Synowi Bożemu i  Najświętszej Marii Pannie przejawiało się zarówno w na-bożeństwach, jak i oddawaniu czci relikwiom związanym pośrednio z  ich życiem. Wiemy bowiem, że relikwie pierwszego stopnia nie mogły się zachować z  racji wniebowstąpie-nia Chrystusa i  wniebowzięcia Maryi. Zu-pełnie inaczej sprawa się ma w odniesieniu do świętych męczenników, wyznawców czy dziewic. Rodzą się liczne pytania. Czy obra-nie takiego, a  nie innego patrona związane było z osobą fundatora, czy z  rozwijającym

5 Parafie dekanatu sądeckiego w średniowieczu to: Andrzejówka, Barcice, Biegonice, Brunary, Chom-ranice, Czarny Potok, Długa Łąka, Jakubkowice, Jazowsko, Kamienica, Kamionka Mała, Kamionka Wielka, Kanina, Limanowa, Łącko, Łukowica, Mę-cina, Moszczenica, Muszyna, Muszynka, Mystków, Nawojowa, Nowy Sącz (2), Pisarzowa, Piwniczna, Podegrodzie, Przyszowa, Ptaszkowa, Stary Sącz, Tę-goborze, Tylicz, Ujanowice, Wielogłowy, Zbyszyce, Żeleźnikowa. Zob.: J. Długosz, Liber beneficiorum…, t. II, s. 234–282, 300–305; B. Kumor, Archidiakonat sądecki. Opracowanie materiałów źródłowych do Atlasu historycznego Kościoła w  Polsce, „Archiwa, Biblioteki i Muzea Kościelne” VIII–IX,1964, s. 270––304, 93–286.

Page 73: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Historia — 73„Konspekt” 3/2016 (58)

się kultem świętego? W  średniowieczu nie było czymś wyjątkowym obieranie za patro-na tego świętego, którego imię otrzymał na chrzcie fundator kościoła.

Odnosząc się ponownie do ziemi sądec-kiej, nasuwa się teza, że wybór patrociniów w  poszczególnych parafiach sądeckich po-wiązany był głównie z  rozwojem kultu da-nego świętego za sprawą wpływów czeskich, węgierskich i  przede wszystkim rzymskich. Wśród sądeckich far dominują wezwania powszechnie znanych świętych, tj.: Andrzeja Apostoła, Jana Chrzciciela, Jakuba Starszego, Katarzyny Panny Męczenniczki, Małgorza-ty Panny Męczenniczki, Marcina biskupa i  wyznawcy, Mikołaja biskupa i  wyznawcy, św. Wojciecha biskupa i męczennika, św. św. Piotra i Pawła.

Historyk musi zadać sobie także pytanie: co działo się z pierwotnym wezwaniem ko-ścioła, kiedy pojawiło się nowe? Czy stare zanikało? Praktyką rozpowszechnioną już w wiekach średnich było obieranie nowego patrona świątyni, gdy wystawiano nowy ko-ściół bądź odbudowywano stary. Niekiedy dla kościoła parafialnego pozyskiwano wów-czas relikwie. Wydaje się jednak, iż pomimo nadania nowego patrocinium pierwotne nie zanikało. Świadczyć o tym mogą przede wszystkim pojawiające się wezwania wie-loczłonowe6. Takie przypadki odnotujemy w  średniowiecznych parafiach: Limanowej (św. Wawrzyniec męczennik, biskup i  wy-znawca, św. Mikołaj biskup i  wyznawca), Muszynie (św. Maria Magdalena, św. Józef, Wniebowzięcie NMP), Mystkowie (św. Mi-kołaj biskup i wyznawca, św. Andrzej Apo-stoł), Przyszowej (św. Mikołaj biskup i  wy-

6 Por. W. Rozynkowski, Święty Stanisław B. M. Pa-tron kościołów parafialnych w  diecezji włocławskiej, „Studia Wrocławskie”, 9, 2006, s. 369 i nast.

znawca, Wniebowzięcie NMP), Zbyszycach (św. Wojciech biskup i męczennik, św. Bar-tłomiej Apostoł).

Podsumowując, należy stwierdzić, iż pa-trocinia w  średniowiecznej Polsce oczekują na dalsze badania. Pozwoliłyby one poszerzyć wiedzę na temat adaptacji kultów poszcze-gólnych świętych na ziemiach polskich. Po-nadto, dzięki wnikliwej analizie zagadnienia, badania wniosłyby również nowe informacje dotyczące przejawów pobożności wśród lo-kalnych społeczności, co w wiekach średnich powiązane było głównie z powstawaniem al-tarii oraz nabywaniem relikwii świętych.

BIBLIOGRAFIA

Ź r ó d ł aInventarium ecclesiae Chomeranicensis A.D. 1687, Ar-

chiwum Parafialne w Chomranicach, za: B. Kumor. Archidiakonat sądecki…, dz. cyt.

Jan Długosz, Liber beneficiorum dioecesis Cracoviensis, t. I–III, wyd. A. Przeździecki (Opera Omnia, t. VII– –IX), Kraków 1863–1887.

O p r a c o w a n i aKumor B., Archidiakonat sądecki. Opracowanie mate-

riałów źródłowych do Atlasu historycznego Kościo-ła w Polsce, „Archiwa, Biblioteki i Muzea Kościel-ne” VIII–IX, 1964, s. 270–304, 93–286.

Rajman J., Średniowieczne patrocinia krakowskie, Kraków 2002.

Rozynkowski W., Patrocinia kościołów parafialnych w  diecezji chełmińskiej w  średniowieczu, „Zapiski Historyczne” 65, 2000, z. 3–4, s. 45–70.

Rozynkowski W., Święty Stanisław B. M. Patron ko-ściołów parafialnych w diecezji włocławskiej, „Stu-dia Wrocławskie” 9, 2006.

Słownik starożytności słowiańskich, t. 4, red. G. Labu-da, Z. Stieber, Warszawa 1970 [A. Gieyszor, J. Szy-mański, „patrocinia”].

Witkowska A., Titulus ecclesiae. Wezwania współczes-nych kościołów katedralnych w  Polsce, Warszawa 1999.

Page 74: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Z historii Uczelni —

MAREK GLOGIER

Opowieść o ceramicznym Motylu*

Wminionym czterdziestoleciu niezliczo-ne tłumy osób przemierzały korytarz

pierwszego piętra głównego gmachu Uni-wersytetu Pedagogicznego przy ul. Podcho-rążych 2. To korytarz tak ważny dla naszej Uczelni jak Droga Królewska dla Krakowa. Od wieków łączy ona bowiem Wawel z ser-cem miasta – Rynkiem Głównym i Barbaka-nem. Podobnie na naszej Uczelni – korytarz łączy skrzydło wschodnie z zachodnim, dzie-kanaty z rektoratem. I tak jak Trakt Królewski częściowo przebiega przez czterohektarowy Rynek Główny, tak przemarsz przez korytarz uniwersytecki, liczący 150 m, wiedzie na jed-nym z  odcinków przez hol główny, prowa-dzący do Auli. Ten właśnie punkt wędrówki będzie nas dziś interesował. Lewa ściana holu skupia naszą uwagę w ciągu roku akademic-kiego dwa razy, z powodu uroczystego nada-wania kolejnych doktoratów honorowych. Na ścianę przeciwległą uwagę zwraca się rza-dziej. Tymczasem…

HISTORIA JEDNEGO DZIEŁA I DWÓCH ŚLEDZTW ARTYSTYCZNYCH

Tymczasem kilka lat temu dwie panie zajmu-jące się historią sztuki niezależnie od siebie rozpoczęły inwentaryzację wielkoformato-wych dzieł kruchych, czyli prac ceramicz-

* Pierwotna wersja tego artykułu została opubli-kowana w czasopiśmie Samorządu Studentów UP „Studens Scribit” (nr 2 (15)/2016, s. 3–8).

nych zlokalizowanych albo na elewacjach krakowskich budynków, albo w  ich wnę-trzach. Ilustrowany katalog mozaiki mało-polskiej oraz jej mapa topograficzna były tematycznym żywiołem Bożeny Kostuch z Muzeum Narodowego i Dagmary Kędzior z Wydziału Sztuki UP. Zaangażowanie pierw-szej uwieńczyło wydanie pięknego i cennego fotoprzewodnika, drugiej zaś  – ustalenie nazwiska autora mozaiki, znajdującej się od 1976 r. na prawej ścianie holu głównego UP, która obecnie podlega ochronie jako zaby-tek będący świadectwem architektonicznej mody lat siedemdziesiątych XX w. Podobne prace na terenie Krakowa znajdziemy w zale-

Alfred Ludynia

fot.

Arc

hiw

um U

P

Page 75: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Z historii Uczelni — 75„Konspekt” 3/2016 (58)

dwie 38 budynkach użyteczności publicznej. O  wspomnianym katalogu napiszemy pod koniec artykułu, tymczasem opowiemy, co wiemy o ceramicznym Motylu i jego autorze.

Jesienią 2013  r. w  ramach Pracowni Pro-jektów Twórczych mgr Mateusz Okoński z  Wydziału Sztuki UP zainspirował dzie-sięcioosobowe grono studentów do pod-jęcia inwentaryzacji mozaiki, zaniedba-nej i  rozproszonej po całym Krakowie. Sztuka ta, ongiś duma polskich ceramików, dziś została zapomniana. Ostatnią zna-ną, lecz zniszczoną mozaiką, była praca z  1977  r. umieszczona w  burzonym biu-rowcu Petroinformu przy ul.  Oleandry 6. Przypadkowo odsłonięta 12 marca 2014  r., dostrzeżona i  sfotografowana przez Bożenę Kostuch 13 marca, następnego dnia zosta-ła rozebrana i  wywieziona. Rzecz działa się niespełna 100 m od nowego gmachu Mu-zeum Narodowego, gdzie tworzono katalog.

Jak pisze w  swoich wspomnieniach Dag-mara Kędzior (tekst dostępny w Archiwum UP), studencka grupa inwentaryzatorów występująca pod nazwą Blou zajęła się orga-nizacją wydarzeń promujących zaniedbane artefakty dziedzictwa kulturowego drugiej połowy XX w. Zwieńczeniem ich prac był pokaz pod hasłem „Moda na mozaiki”, który nieprzypadkowo odbył się 7 lutego 2014  r. w holu Kijów Centrum, na którego ścianach znajduje się gigantyczna mozaika (ok. 300 m2). W marcu i kwietniu 2014 r., na wystawie fotograficznej „Chciwość miasta” w  Mało-polskim Ogrodzie Sztuki, prezentowano ra-towaną przed wyburzeniem mozaikę Neon, ukrytą w  dawnym hotelu Cracovia, który w  zamyśle nowego inwestora ma także zo-stać zburzony. Ukoronowaniem działalności grupy Blou było sporządzenie drukowanej mapy topograficznej z  mozaiką krakowską pt. Kruche dziedzictwo. Mapa zawiera 62 fo-tografie i mikroopisy 36 obiektów, oznaczo-nych na siatce 34 krakowskich ulic. Barwny, niskonakładowy druk w  formacie 43 × 30 cm, sfinansowany przez prof. Piotra Jargusza i powstały przy współpracy Bożeny Kostuch

oraz dr. Marcina Klagi, znajduje się w zbio-rach Archiwum UP.

Redagowanie wspomnianej mapy spowo-dowało potrzebę fachowego opisu mozaiki znajdującej się od 40 lat na terenie UP. Oka-zało się jednak, że nie ma ani jednej aktualnie pracującej osoby, która mogłaby cokolwiek powiedzieć o  tym dziele. Dawny Dyrektor Administracyjny WSP Jerzy Ziemiński po-dał informację, że autorem podobno był stu-dent wychowania technicznego. W  styczniu 2014 r. z zapytaniem o mozaikę zwróciła się do Archiwum UP autorka katalogu z  Mu-zeum Narodowego, w marcu zaś uczyniła to samo Dagmara Kędzior. Niestety, wnikliwa kwerenda w  zasobach Archiwum nie przy-niosła spodziewanego rezultatu. Wskazówka dotycząca tajemniczego studenta techniki posunęła jednak poszukiwania o  krok dalej. Po zbadaniu wielu tysięcy kart katalogu prac dyplomowych ustalono, że tylko dwie osoby pisały prace na temat technologii wypalania ceramiki: Ryszard Moskwa i Alfred Ludynia. Ryszard Moskwa w 1986 r. przygotował pracę dyplomową na temat Technikum Ceramicz-

Page 76: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

76 „Konspekt” 3/2016 (58)— Z historii Uczelni —

nego w Łysej Górze (promotor Wojciech: Ku-biczek), był też autorem dyplomowej mozaiki w  budynku Wydziału Sztuki przy ul. Mazo-wieckiej 43. Niestety, praca zniknęła w trak-cie remontu budynku w  latach 2003–2006. Nie zachowała się też żadna jej fotografia.

Inaczej było z drugim autorem. Alfred Lu-dynia w pracy dyplomowej z 1977 r., pt. Wy-palanie wyrobów ceramicznych ze szczegól-nym uwzględnieniem zachodzących zjawisk fizykochemicznych, napisanej w  Instytucie Techniki pod kierunkiem Kazimierza Mi-chałowskiego (sygn. 67/77 WT), w XII roz-dziale informuje:

Część praktyczną mojej pracy magisterskiej sta-nowiło wykonanie dekoracyjnej płyty ceramicznej na ścianę holu uczelni.

Tam też znajdujemy opis przebiegu two-rzenia wspomnianej mozaiki oraz wiadomość o sprowadzeniu ze Spółdzielni Przemysłu Lu-dowego i Artystycznego „Kamionka” w Łysej Górze terakotowej płyty, będącej obramowa-niem mozaiki z  motywem motyla. Jej opis zasługuje na fachowe skomentowanie, które przerasta możliwości autora niniejszego tek-stu. Skorzystam więc z cytatu na stronie 279 wspomnianego albumu. Bożena Kostuch pi-sze o mozaice następująco:

Na prawej ścianie obszernego holu na wysokim parterze niezwykle dekoracyjna, prostokątna, sy-metryczna kompozycja, utworzona z  płyt cera-micznych. Szkliwa seledynowe i kremowobeżowe, z  akcentami szafiru i  turkusu. Płyty opracowane plastycznie, groszkowane, fragmenty w  wysokim reliefie. Wysokość 145 cm, długość 182 cm, pły-ty w  dwóch wymiarach: po obu bokach 3 płyty w  układzie pionowym (48 × 30 cm), pośrodku duże płyty w układzie poziomym: wysokość 3 pły-ty, długość 4 płyty (wymiary płyt: 48 cm × 58 cm)1.

Teraz kilka zdań o autorze ceramiki. Alfred Ludynia (1923–1987) urodził się w  Rudzie

1 B. Kostuch, Kolor i  blask. Ceramika architekto-niczna oraz mozaiki w Krakowie i Małopolsce po 1945 roku, Kraków 2015, s. 279.

Śląskiej. Był absolwentem Liceum Plastycz-nego w Nowym Wiśniczu (1952 r.). W latach 1952–1964 pracował jako technik sztuk pla-stycznych w Zakładach Porcelany w Boguci-cach oraz w Spółdzielni Przemysłu Ludowe-go i Artystycznego w Pułtusku i Łysej Górze. W  latach 1964–1977, do czasu przejścia na emeryturę, był nauczycielem przedmiotu zawodowego: ceramika w  Państwowym Li-ceum Sztuk Plastycznych w  Nowym Wiśni-czu. W  celu uzupełnienia wykształcenia po ukończonym w 1970 r. Studium Nauczyciel-skim został skierowany przez Wydział Kul-tury Wojewódzkiej Rady Narodowej w Kra- kowie na studia zaoczne do WSP, gdzie stu-diował w latach 1972–1973 na Wydziale Ma-tematyczno-Fizyczno-Technicznym, na kie- runku: zajęcia praktyczno-techniczne, po czym uzyskał dyplom wyższych studiów zawodowych. W  latach 1974–1976, reko-mendowany przez Wydział Kultury i  Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w  Krakowie, kon-tynuował studia na kierunku: wychowanie techniczne (WT) i  w  roku 1977 otrzymał dyplom magistra techniki. W  aktach absol-wenta przechowywanych w  Archiwum UP znajdują się dwie recenzje pracy dyplomowej, wystawione w  listopadzie 1976  r. Pierwszy recenzent (Jerzy Siepak) m.in. pisał: „Istotny wkład pracy autora stanowi część praktyczna, tj. zaprojektowanie i  wykonanie wykładziny ozdobnej w  korytarzu głównym WSP. Brak jednak w  pracy dokumentacji technicznej projektu”. Drugi recenzent (Kazimierz Mi-chałowski) podał więcej szczegółów: „Oby-watel A. Ludynia wykonał około 40 projektów zabudowy ceramicznej ściany holu w uczelni, z  których Kolegium Rektorskie WSP pod przewodnictwem JM Rektora prof. Bole-sława Farona wybrało jeden do realizacji”.

PIĘKNY ALBUM

W czasie, gdy trwało artystyczne „śledztwo” w  sprawie uczelnianej mozaiki, w  Muzeum Narodowym kończono druk niebywale

Page 77: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Z historii Uczelni — 77„Konspekt” 3/2016 (58)

cennego wydawnictwa. Niestety, informa-cje od niżej podpisanego, dużo wcześniej przekazane do tego przewodnika, okazały się w  świetle późniejszych ustaleń niepeł-ne. Prezentowane dziś ustalenia stanowią istotne uzupełnienie opisu zawartego we wspomnianym tomie na stronach 278–279. Uzupełnienie to stanie się jednak nieodzow-ne w  wypadku drugiej edycji przewodnika (w  czasie nieokreślonym, Muzeum Naro-dowe wydało go bowiem w nakładzie 1000 egzemplarzy).

13 stycznia 2016  r. w  holu kina Kijów (gdzie mieści się największa mozaika kra-kowska) odbyła się promocja książki Bo-żeny Kostuch Kolor i  blask. Ceramika ar-chitektoniczna oraz mozaiki w  Krakowie i Małopolsce po 1945 roku. Autorka, kustosz w  Muzeum Narodowym w  Krakowie, przy współpracy dziewięciu osób oraz  – dodat-kowo – 29 fotografików przygotowała dzie-ło liczące 546 stron i rejestrujące artystyczne formy ceramiczne w 150 budynkach na tere-nie 32 miejscowości. Ich opisom towarzyszy

470 fotografii. Tom obejmuje tylko kompo-zycje w budynkach użyteczności publicznej wykonane do 1993  r. Mozaice krakowskiej poświęcono 137 stron, na których w  ukła-dzie chronologicznym (lata 1950–1993) zarejestrowano 52 obiekty artystyczne (uwiecznione na 129 fotografiach) – w tym 38 mozaik zachowanych i  dostępnych oraz 14 zasłoniętych lub zniszczonych (utrwalo-nych na starych fotografiach). W  albumie nie uwzględniono kompozycji w kościołach, które – odrębne tematycznie i stylistycznie – są mniej narażone na zniszczenie, a ich licz-ba wymaga osobnego opisu w tomie o  nie mniejszej objętości. Dodajmy, że owa en-cyklopedia wiedzy o  ceramice krakowskiej zawiera słownik biograficzny 92 twórców oraz wprowadzenie do zagadnienia miejsca ceramiki w powojennej architekturze, omó-wienie rodzajów i  technik realizacji. Są to: piropiktura (malarstwo ogniowe, opaten-towane w  1956  r.), typowa mozaika (przy-pominająca malarstwo – układana z płytek, kostek, kamyków bądź baniek szklanych)

Mozaika autorstwa Alfreda Ludyni (fot. M. Kania)

Page 78: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

78 „Konspekt” 3/2016 (58)— Z historii Uczelni —

oraz płyty okładzinowe (stosowane na wiel-kich powierzchniach, filarach i  ścianach działowych, bardzo odporne na zmienne warunki atmosferyczne, pozwalające na tworzenie w sposób malarski bądź rzeźbiar-ski „obrazów ceramicznych”). Przykład pi-ropiktury (natrysku płynnego szkliwa) znaj-dujemy na terenie basenu klubu sportowego Korona w Podgórzu. Mozaikę o powierzch-ni 670 m², zlokalizowaną na południowej ścianie Biprostalu (430 m od budynku UP), od 1964  r. oglądają każdego dnia tysiące krakowian i  studentów. Od 1967  r. płyty okładzinowe zdobią fasady teatru Bagatela, kino Kijów oraz nasz uczelniany hol. Dodaj-my koniecznie, że oprócz „naszej” mozaiki istnieje jeszcze tylko jedna taka „uczelnia-na” kompozycja. Pochodzi z  1964  r. i  mie-ści się w  gmachu Uniwersytetu Rolniczego przy al. Mickiewicza 24. Obie mozaiki różni wielkość; nasza, z  czasów Wyższej Szkoły Pedagogicznej, ma wymiary 145 × 182 cm, tamta  – z  czasów Wyższej Szkoły Rolni-czej – 310 × 540 cm.

KILKA PODPOWIEDZI DLA SPACEROWICZÓW

Zainteresowanym unikatową dziś sztuką mo-zaiki można wskazać najstarszą wykonaną tą techniką kompozycję krakowską, która od 1950 r. znajduje się w Domu Technika przy ul. Straszewskiego 28 (nieopodal budynku UP przy ul. Studenckiej). Ostatnią zaś powstałą w  mieście, jest mozaika z  1993  r., w  lokalu Szkoły Języka Angielskiego Callan przy ul. Małej 3 (boczna od ul. Zwierzynieckiej). Stu-dentów z Miasteczka Akademickiego można zachęcić do bardziej szczegółowego przyj-rzenia się mozaice z 1964  r. podczas obiadu w  stołówce DS „Piast”. Mieszkańców Nowej Huty zapraszam do kawiarni „Mozaika” na os. Szkolnym 35, gdzie od 1969  r. znajduje się olśniewająca wielosegmentowa cerami-ka, od której lokal przyjął nazwę. Wędrujący po Lesie Wolskim mogą dostrzec mozaikę z  1967  r. na pawilonie zwierząt drapieżnych w  tamtejszym zoo. Kierującym się w  rejon Ogrodu Botanicznego można wskazać mo-

Detal z mozaiki: tytułowy „motyl” (fot. M. Kania)

Page 79: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Z historii Uczelni — 79„Konspekt” 3/2016 (58)

zaiki na przedszkolu przy ul. Kopernika 16 oraz na fasadach sądów i  prokuratury przy Rondzie Mogilskim. Odjeżdżający z  dworca kolejowego w Płaszowie zobaczą spory frag-ment częściowo zasłoniętej mozaiki z 1968 r. Pozostałym proponujemy spacer wzdłuż linii tramwajowej, gdzie napotkają cztery zwraca-jące uwagę swym pięknem lub monumental-nością przykłady ceramiki architektonicznej. I tak, spojrzawszy „nowym okiem” na nasze-go Motyla, miniemy barwny „słup” z trudem uchronionej przed likwidacją i  odnowionej w 2011 r. mozaiki na gmachu Biprostalu przy ul. Królewskiej 55. Jest to największa w Pol-sce kompozycja ceramiczna, osadzona na bu-dynku o wysokości 55 m i złożona z 1,6 mln kamionkowych barwnych kostek o  wymia-rach 2 × 2 cm. W wyniku wielotygodniowego i  zmasowanego protestu miłośników Krako-wa nie została ona usunięta. Dziś, nocą pod-świetlona, zdobi siedzibę Narodowego Cen-trum Nauki. Warto zatrzymać się dalej, przy budynku przy ul. Królewskiej 16. W obecnie wyremontowanym handlowym pustostanie, a przez dziesiątki lat – sklepie rybnym, widać (jeszcze!) – przez niezasłoniętą witrynę – mo-zaikę dużego formatu o treści ichtiologicznej. Stali klienci pamiętają nadto inne jej segmen-ty, bezpowrotnie skasowane podczas remon-tu lokalu, którym (rzecz ciekawa!) od kilku lat nikt nie jest zainteresowany. Spacer długości

pięciu przystanków tramwajowych kończy-my przy teatrze Bagatela. Trzy fasady (od ul. Karmelickiej, Krupniczej i fronton na pół-osi obu ulic) budynku wypełnione są mozaiką autorstwa Witolda Skulicza, dawnego dzieka-na Wydziału Grafiki ASP. Osobom rozentu-zjazmowanym tematem zalecamy wydłuże-nie trasy, by mogli dodatkowo dotrzeć do już wspomnianych punktów przy ul. Straszew-skiego i Małej.

Zapracowanym oraz mającym ograni-czenia zdrowotne zamiast wędrówki moż-na polecić album, który jest do nabycia we wszystkich oddziałach Muzeum Narodowe-go (120 zł/egz.). Z  inicjatywy uczelnianego Archiwum Biblioteka Główna UP pozyskała również jeden egzemplarz do swych zbio-rów (sygn. 334108). Być może po tej lektu-rze znajdzie się następna osoba, która (po Dagmarze Kędzior, absolwentce kierunku: edukacja artystyczna z 2015 r.) będzie kon-tynuować prace inwentaryzacyjne ceramiki architektonicznej poza Małopolską [podob-ne działania są podejmowane w Warszawie, Łodzi i Trójmieście — przypis red.]

ALFRED LUDYNIA O SWOIM DZIELE

Oto fragment pracy dyplomowej Alfreda Ludyni, zawierający opis procesu technolo-

Hol główny Uczelni. Po lewej stronie – nasza mozaika, po prawej – korytarz prowadzący do Rektoratu (fot. M. Kania)

Page 80: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

80 „Konspekt” 3/2016 (58)— Z historii Uczelni —

gicznego wykonanej w 1976 r. mozaiki Motyl (s. 63–67):

W moim przypadku użyłem do płyt szkliwa moc-no alkaliczno-kryjącego na SnO2 i  TiO2. Jako barwników użyłem CuO, Cr2O3, co dało mi kolor zielony. Do koloru niebieskiego oraz dla otrzyma-nia zimnej zieleni użyłem CoO, natomiast kolor brązowo-beżowy otrzymałem, barwiąc szkliwo Fe2O3 i  Mn2O3. Płyty wypalane były w  tempera-turze 1150°C i były bardzo powoli studzone, a to w  tym celu, aby szkliwo nie posiadało włosko-watych pęknięć oraz jak najmocniej zareagowało i wpisało się w czerep, co daje bardzo dużą gwa-rancję trwałości wykonanej pracy (s. 63).Część praktyczną mojej pracy magisterskiej sta-nowiło wykonanie dekoracyjnej płyty ceramicznej na ścianę w  holu uczelni. Przed przystąpieniem do pracy musiałem wybrać właściwy materiał ce-ramiczny oraz wykonać projekty. Jako materiał wybrałem masę szamotową wysokoglinową, któ-ra z  uwagi na możliwość otrzymania płaszczyzn gładkich i fakturowanych była w moim przekona-niu najlepszą. Drugim warunkiem wyboru masy wysokoglinowej było to, że chciałem wykonać płyty możliwie największe, ażeby spina nie roz-bijała kompozycji, do czego właśnie nadaje się ogniotrwała masa wysokoglinowa, najmniej wraż-liwa na zmiany temperatur, a  tym samym mało wrażliwa na krzywizny i pękanie podczas wypala-nia. Po wyborze materiału wykonałem cały szereg projektów szkicowych i  kolorystycznych, z  czego 12 oddałem do zatwierdzenia Radzie Uczelnianej. Po komisyjnym wyborze projektu mogłem przy-stąpić do samego wykonania płyt ceramicznych. W tym celu zrobiłem rysunek roboczy w skali 1 : 1, podzieliłem go na części i po doliczeniu 5% skur-

czu zrobiłem drewnianą ramę do wykonania płyt podstawowych, na których dolepiłem elementy de-koracyjne. Po wykonaniu płyt musiałem je bardzo wolno [14 dni] suszyć, zaś w międzyczasie oblicza-łem, zestawiałem i  robiłem próby szkliw, którymi miałem pokryć płyty na „biskwit” w temperaturze 900°C. Następnie po wyjęciu ich z pieca pokryłem je szkliwem przy pomocy pędzla i wypaliłem po-nownie w temperaturze 1100°C. Dodatkowo – po konsultacji – sprowadzono ze Spółdzielni Przemy-słu Ludowego i Artystycznego „Kamionka” w Łysej Górze płyty terakota, które będą stanowiły obramo-wanie właściwej płyty. Po ich wykonaniu i sprowa-dzeniu do Krakowa zostały wmurowane na zapra-wie cementowej na ścianę holu uczelni (s. 64–65).Praca, którą wykonałem, to płyta profilowana, pokryta szkliwem artystycznym. Obecnie tylko je-den zakład ceramiczny w Polsce, a to Spółdzielnia Przemysłu Ludowego i  Artystycznego „Kamion-ka” w Łysej Górze, produkuje ozdobne płyty cera-miczne, co jest stanowczo za mało w stosunku do zapotrzebowania. Próbną taką produkcję rozpo-częły Zakłady Naczyń Kamionkowych w Bochni. Dlatego na pewno zapotrzebowanie na fachow-ców tego typu będzie stale wzrastać (s. 67).

ZAKOŃCZENIE

Z  okazji siedemdziesięciolecia UP oraz czterdziestolecia instalacji mozaiki Archi-wum UP przekazało władzom Uczelni pro-jekt tabliczki informacyjnej z  nazwiskiem autora, tematem i opisem technicznym mo-zaiki. W 2015 r. Muzeum Narodowe w Kra-kowie wpisało ją do małopolskiego katalogu ceramiki artystycznej.

Detal z mozaiki (fot. M. Kania)

Page 81: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Promocja kultury —

WANDA MATRAS-MASTALERZ

Czytaj! Zobacz więcejFestiwal Stolica Języka Polskiego w Szczebrzeszynie

LITERATURA I SZTUKA WŚRÓD LUDZI I DLA LUDZI

W  malowniczym zakolu rzeki Wieprz, w  podlubelskim Szczebrzeszynie, w  dniach 31 lipca–7 sierpnia 2016  r., odbyła się dru-ga edycja Festiwalu Stolica Języka Polskiego, która zgromadziła ponad 13 tys. miłośni-ków literatury z całej Polski oraz z zagranicy. W ciągu siedmiu dni udało się zorganizować ponad 80 wydarzeń związanych z  literatu-rą, teatrem, filmem i  muzyką. Wszystko to za sprawą pomysłodawcy Festiwalu  – uro-dzonego w okolicach Szczebrzeszyna Piotra Dudy, teatrologa, kierownika artystycznego Teatru Mazowieckiego w Warszawie, anima-tora i menadżera kultury, założyciela Funda-cji Sztuki Kreatywna Przestrzeń.

Okolice Roztoczańskiego Parku Narodo-wego stały się miejscem prawdziwego święta polskiej literatury, gdzie w sposób naturalny skracał się dystans pomiędzy gośćmi i  słu-chaczami. Krytyczka literacka i  kuratorka Festiwalu Justyna Sobolewska zauważyła: „[…] uczestnicy wydarzenia mogli moczyć nogi w  tej samej rzece co pisarze”1. Z  dala

1 J. Sobolewska, Między przeszłością a przyszłością, [w:] Festiwal Stolica Języka Polskiego, Szczebrzeszyn 2016, s. 5 (publikacja okolicznościowa).

od wielkomiejskiej cywilizacji, w  otocze-niu nieskażonej przyrody, w  sercu labiryn-tu lessowych wąwozów, w  ciszy łąk i  lasów rozmowy o  literaturze brzmiały inaczej, sprzyjały otwartości, nieskrępowanym dys-kusjom i nieformalnym spotkaniom. Zacie-śniały się kontakty i  rodziły przyjaźnie – te ludzkie i te z książką. Oczarowani literaturą słuchacze przychodzili tutaj codziennie, by obcować ze sztuką, zaznajamiać się z  tajni-kami jej powstawania, zasłuchać się w poezji i prozie, poznawać prywatne, często bardzo osobiste historie jej autorów i tłumaczy, wy-mieniać poglądy, a  czasami nawet spierać się z rozmówcami. Możliwość bliskiego ob-cowania z ulubionym autorem, aktorem czy muzykiem przyciągała ludzi w każdym wie-ku, a własnoręcznie wpisywane przez twór- ców autografy i dedykacje pieczętowały spot- kania.

„Niezwykle ważne jest, aby kultura wyso-ka nie zamykała się w gmachach teatrów, kin czy oper. Nasz festiwal właśnie w  ten spo-sób spełnia swoją misję, bycia wśród ludzi i dla ludzi, w otwartej przestrzeni”2 – mówił podczas otwarcia festiwalu Przewodniczący Rady Programowej Tomasz Pańczyk. Przed-

2 T. Pańczyk, Wstęp, [w:] Festiwal Stolica Języka Polskiego..., dz. cyt., s. 2.

Page 82: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

82 „Konspekt” 3/2016 (58)— Promocja kultury —

sięwzięcie stanowiło część programu „Re-gion. Kultura. Rozwój”, którego głównym zadaniem jest stymulowanie rozwoju kultu-ry na obszarach o utrudnionym dostępie do wydarzeń artystycznych, a w konsekwencji – ożywienie kapitału społecznego i  rozwoju całego regionu. Szczebrzeszyn ze swoją bo-gatą przeszłością stał się doskonałym miej-scem rozmów o tym, jak literatura opowiada o wydarzeniach sprzed wieków i sprzed kil-ku lat. Dodatkowym atutem tego miejsca jest zwiększająca się co roku liczba turystów, po-szukujących tutaj wytchnienia i  odpoczyn-ku, a jednocześnie aktywnie uczestniczących w wydarzeniach kulturalnych.

JAK TO SIĘ ZACZĘŁO, CZYLI O PIERWSZEJ EDYCJI FESTIWALU

Idea zorganizowania festiwalu w rozsławio-nym przez wiersz Jana Brzechwy Szczebrze-

szynie narodziła się wiele lat temu. Najpierw było marzenie, a potem spotkania pasjona-tów kultury i  miłośników Szczebrzeszyna, które zaowocowały konkretnymi działania-mi. Wybór miejsca okazał się nieprzypadko-wy. Roztocze jest regionem pogranicznym, gdzie stykają się ze sobą odmienne kultury, reprezentujący je ludzie oraz różne doświad-czenia dziejowe. Genius loci przyciągał tu przez wieki poetów i  muzyków. Niepowta-rzalną przyrodę i  klimat opisał w  swoich wierszach Bolesław Leśmian, prowadzący w  pobliskim Zamościu kancelarię praw-ną, ale to jego kuzynowi Janowi Brzechwie (właściwie Janowi Wiktorowi Lesmanowi) zawdzięczamy skojarzenie z  chrząszczem, który „brzmi w  trzcinie”3. Od lat nie tylko obcokrajowcy łamią sobie języki wypowia-dając to zdanie. Prawdopodobnie poeta miał

3 J. Brzechwa, Chrząszcz, [w:] Brzechwa dzieciom, Warszawa 2011, s. 89.

Dr Wanda Matras-Mastalerz i Joanna Szczepkowska podczas Festiwalu (fot. E. Bukowiec)

Page 83: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Promocja kultury — 83„Konspekt” 3/2016 (58)

na myśli świerszcza, owada występującego na wszystkich kontynentach, który szczegól-nie upodobał sobie Roztocze, ale chrząszcz zapewne lepiej komponował się jako łama-niec językowy w  wierszu. Władze i  miesz-kańcy Szczebrzeszyna, niezrażeni trudno-ściami w  wymowie nazwy swojego miasta, postanowili wykorzystać potencjał wiersza Brzechwy, odsłaniając kolejne pomniki chrząszcza (w  2002  r. trzymetrową rzeźbę wykonaną z  drewna lipowego, a  w  2011  r. dwumetrowy pomnik odlany z brązu). Sam Brzechwa zaś powiadał, że „ludzie piszący dla dzieci wznoszą lekki malowniczy most, po którym mali czytelnicy chętnie i  niepo-strzeżenie przechodzą od swoich ukocha-nych książek do wielkiej poezji, do literatury klasycznej”4.

Pierwsza edycja Festiwalu Stolica Języka Polskiego odbyła się w dniach 8–16 sierpnia 2015 r., a patronowała jej twórczość Zbignie-wa Herberta. „Jeszcze nigdy w historii Szcze-brzeszyna w tak krótkim czasie i w jednym miejscu nie było tylu znakomitych osobisto-ści świata kultury”5 – podkreślali mieszkań-cy miasteczka. Najliczniejszą publiczność zgromadziły spotkania z  prof. Jerzym Bral-czykiem, aktorką Mają Komorowską, spek-takle teatralne i  koncert Stanisławy Celiń-skiej. W sumie we wszystkich wydarzeniach wzięło udział ponad 7 tys. osób.

CZYTAMY I CZYTAĆ BĘDZIEMY!

W  drugiej edycji Festiwalu, wśród pisarzy, którzy spotkali się z  publicznością, znaleźli się m.in. dwukrotni laureaci Nagrody Lite-rackiej Nike Wiesław Myśliwski (Widnokrąg, Traktat o  łuskaniu fasoli) i  Olga Tokarczuk (Bieguni, Księgi Jakubowe). Liczną grupę

4 J. Brzechwa, O  poezji dla dzieci, „Twórczość” 1955, nr 4, s. 3.

5 Za: www.szczebrzeszyn.pl/2015/07/festiwal-szczeb- rzeszyn-stolica-jezyka- polskiego-8-16-sierpnia-2015-r. (dostęp: 27 VIII 2016).

miłośników literatury zgromadziły również spotkania z Michałem Rusinkiem, Zygmun-tem Miłoszewskim, Łukaszem Orbitowskim oraz Adamem Wajrakiem. Uczestnicy szcze-brzeszyńskiego festiwalu mogli zapoznać się z  nową powieścią Grażyny Plebanek Pani Furia (miesiąc przed jej oficjalną premie-rą!). Mieszkający na Roztoczu Olga i Kamil Sipowiczowie promowali z kolei książkę Ra-mona, Mila, Bobo i pięćdziesiąt sześć innych zwierząt. Nie zabrakło także publicystów i  reporterów, reprezentowanych przez: Ta-deusza Sobolewskiego, Małgorzatę Szejnert, Mariusza Szczygła oraz Marcina Mellera i Annę Dziewit-Meller. Oprócz spotkań au-torskich festiwalowy program obfitował w  pokazy spektakli teatralnych; widzowie mogli zobaczyć: Drzewo Wiesława Myśliw-skiego w  reżyserii Stefana Szmidta, Lekcję polskiego Anny Bojarskiej, zrealizowaną przez Zdzisława Wardejna, oraz Ecce Homo Friedricha Nietzschego (w  tłumaczeniu Le-opolda Staffa) w  monodramie Janusza Sto-larskiego. Gwiazdami sceny muzycznej byli Katarzyna Groniec, która zaprezentowała podczas koncertu piosenki Agnieszki Osiec-kiej, oraz Zbigniew Wodecki z  zespołem Mitch & Mitch. Wyjątkowym przeżyciem było także poetyckie widowisko Leśmian, przygotowane przez Adama Struga i jego go-ści: Krystynę Czubównę, Agnieszkę Więdło-chę, Antoniego Pawlickiego i  Jerzego Trelę. Ponadto p. Czubówna odczytała Apel Oby-wateli Stolicy Języka Polskiego w  Szczebrze-szynie 2016, przyjęty przez aklamację przez uczestników wydarzenia.

My, uczestnicy Festiwalu Stolica Języka Polskiego w Szczebrzeszynie – pisarze, dziennikarze i czytel-nicy – wyrażamy głęboki niepokój o los samogło-sek nosowych „ą” i „ę”. Ze smutkiem obserwujemy lekceważący stosunek polityków, dziennikarzy i  innych osób występujących publicznie do pra-widłowej artykulacji tych głosek. Ku naszemu wielkiemu zmartwieniu dotyczy to także części nauczycieli.Taka postawa grozi wyginięciem tych unikalnych i tak charakterystycznych dla polszczyzny głosek.

Page 84: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

84 „Konspekt” 3/2016 (58)— Promocja kultury —

Samogłoski „ą” i „ę” są prawdziwym skarbem ję-zyka polskiego. Apelujemy do posłów i senatorów o  posługiwanie się w  wystąpieniach publicznych prawidłową wymową. O to samo prosimy dzien-nikarzy radia i telewizji. To od Was zależy zacho-wanie piękna naszego języka6.

Przedstawiciele młodego pokolenia czy-telników również brali czynny udział w  fe-stiwalu. Każdy dzień rozpoczynały warsztaty prowadzone przez mistrzynie mowy pol-skiej: Krystynę Czubównę i  Joannę Szczep-kowską. Dzieci i  młodzież uczyły się nie tylko poprawnej wymowy, ale też sztuki ora-torskiej, podstaw przedsiębiorczości i  krea- tywnego myślenia. Kuratorkami warszta-tów dla dzieci i młodzieży były Sylwia Stano i Zofia Karaszewska z Bibliocreatio w War-

6 Apel odczytany 6 sierpnia 2016 r. w Szczebrze-szynie.

szawie, które zainicjowały również cieka-wą debatę zatytułowaną „Czytaj  – zobacz więcej. Jak promować czytanie książek?” Autorskie warsztaty kreatywnego myślenia z  elementami biblioterapii poprowadziła dr Wanda Matras-Mastalerz z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Podczas zajęć zatytułowanych „Szczebrzeszyńskie Wy-spy Marzeń” młodzi uczestnicy rozmawiali o  literaturze, pracowali z  tekstem, wykony-wali zabawy i  ćwiczenia oraz różnorodne prace twórcze. Gośćmi spotkań z  młodymi czytelnikami byli: Joanna Szczepkowska, Krystyna Czubówna, Iwona Zabielska-Stad-nik, Grzegorz Kasdepke, Michał Rusinek, Zbigniew Dmitroca i Adam Wajrak.

Wraz z  zakończeniem tegorocznej edycji Festiwalu Stolica Języka Polskiego rozpo-częły się prace nad kolejną. Warto już teraz zapisać w kalendarzu: „W sierpniu 2017 roku spotkamy się w Szczebrzeszynie!”

Czytanie Traktatu o łuskaniu fasoli W. Myśliwskiego w towarzystwie SZCZebRZeSZyńskiego chRZąSZCZa (fot. E. Bukowiec)

Page 85: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Świat wokół nas —

ŁUKASZ BINKOWSKI

Akcja „SOS – Uczelnie Schroniskom”

Schroniska i  przytuliska dla bezdomnych zwierząt to miejsca, gdzie trafiają po-

rzucone, niechciane i  niekochane zwierzę-ta. Niestety, mimo opieki, jaką otaczają je pracownicy i  wolontariusze, nie wszystkie są szczęśliwe. Tak zwane azyle ciągle walczą o  lepsze warunki do życia dla swoich pod-opiecznych, ale jak większość podobnych inicjatyw, zderzają się z  brutalną rzeczywi-stością finansową.

Wielu z nas ma swojego czworonożnego przyjaciela. Dla jednych będzie nim pies, dla innych kot. Dbamy o swoich podopiecz-nych, uważamy ich nieraz za członków ro-dziny i spędzamy z nimi niemal każdą wol-ną chwilę. Gdybyśmy wszyscy właściwie opiekowali się zwierzętami, to zapewne ich świat byłby bezproblemowy. Niestety, tak nie jest. Często słyszymy o  przypadkach znęcania się nad zwierzętami, porzucania ich lub bezlitosnego wykorzystania dla wła-snych potrzeb. Większość tych problemów wynika z  traktowania zwierząt wyłącznie jako źródła dochodu, siły roboczej czy źró-dła rozrywki. Możemy do pewnego stopnia temu zapobiegać przez regulacje prawne, kontrole i  kary. Powinny one jednak być ostatecznością, bo ich skuteczność wyda-je się ograniczona. Jedynym właściwym rozwiązaniem jest zmiana zachowania lu-dzi w stosunku do zwierząt – istot żywych i czujących. To praca u podstaw, która po-trwa latami i którą już od dawna prowadzą miłośnicy zwierząt.

Jednym z  elementów tej działalności jest walka z bezdomnością zwierząt oraz wspar-cie schronisk i przytulisk. Zwierzęta oczeku-jące na adopcję przebywają właśnie w schro-niskach, a zatem miejscach, które otrzymują dotacje od państwa, a ich lokalizacja, wypo-sażenie i obowiązki regulowane są przepisa-mi prawnymi. Schroniska są rejestrowane, a  zgodę na ich działalność wydają władze gminy. Każda jednostka samorządu teryto-rialnego zobowiązana jest do zapewnienia bezdomnym zwierzętom z jej obszaru miej-sca w schronisku. Środki te nie wystarczają jednak na dobrą karmę i stały rozwój infra-struktury. Na terenie naszego miasta działa Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt przy ul. Rybnej, prowadzone przez Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami.

Określenie „przytulisko” nie jest syno-nimem schroniska. Forma i  zakres działal-ności przytulisk nie są szczegółowo regu-lowane przez prawo. Gminy też nie mogą z  urzędu kierować do nich bezdomnych zwierząt. Przytuliska prowadzone są przez osoby prywatne lub fundacje, bardzo czę-

Page 86: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

86 „Konspekt” 3/2016 (58)— Świat wokół nas —

Wolontariusze Akcji w Krakowskim Schronisku, grudzień 2012 r.

Od lewej: Andrzej Jaworski, Paweł Dudzik, Katarzyna Wężowicz i Łukasz Binkowski podczas przekazania darów, grudzień 2010 r.

Page 87: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Świat wokół nas — 87„Konspekt” 3/2016 (58)

sto w  miejscach znacznie oddalonych od schronisk. Znanym przytuliskiem w  okoli-cach Krakowa jest Przytulisko dla Zwierząt w Harbutowicach, działające już blisko 20 lat i  prowadzone przez Fundację im. Bożenny Chechlińskiej. Przytuliska bardzo często bo-rykają się z  jeszcze większymi problemami finansowymi niż schroniska, ponieważ nie mają zagwarantowanego wsparcia od pań-stwa.

Finanse to nie jedyny kłopot schronisk i przytulisk. Zazwyczaj są one przepełnione, a  panujące w  nich warunki  – złe. Brakuje w  nich pieniędzy, pracowników i  wolon-tariuszy. Najlepszą zatem formą pomocy jest przygarnięcie zwierzęcia z  przytuliska czy schroniska. Niestety, nie zawsze jest to możliwe, więc niezbędna okazuje się także doraźna pomoc, polegająca na ofiarowaniu karmy, zabawek oraz na dofinansowaniu za-kupu sprzętu weterynaryjnego.

To właśnie taką formą pomocy dla schro-nisk i  przytulisk zajmuje się akcja „SOS  –

Uczelnie Schroniskom”, prowadzona na kra-kowskich uczelniach i w innych jednostkach naukowych Krakowa w listopadzie i grudniu każdego roku. Zapoczątkował ją w  2006  r. piszący te słowa, wówczas doktorant Insty-tutu Nauk o  Środowisku Uniwersytetu Ja-giellońskiego. Zainspirowała go do tego wi-zyta w Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt w Krakowie w 2004 r. i niewielka zbiórka na rzecz tego schroniska, w  której brał udział jako członek Koła Przyrodników „Arnica” Akademii Pedagogicznej, działającego pod opieką dr. Ryszarda Kozika. Akcja „SOS” (bo tak się na początku nazywała) w  pierwszej edycji przekazała schronisku blisko 400  kg karmy dla zwierząt. W kolejnych latach pro-wadzona była na terenie kilku wydziałów UJ. Do organizatora dołączyły dwie osoby z  Instytutu Nauk o  Środowisku UJ  – Paweł Dudzik i Katarzyna Wężowicz, dzięki czemu z  roku na rok zaczęliśmy osiągać coraz lep-sze rezultaty. Rok 2012 okazał się przełomo-wy dla akcji, oficjalnie wyszła ona wówczas

Schroniska czekają na naszą pomoc materialną i finansową

Page 88: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

88 „Konspekt” 3/2016 (58)— Świat wokół nas —

poza mury UJ. Dołączyły do niej Uniwersy-tet Pedagogiczny oraz Uniwersytet Rolniczy. Wtedy pojawiła się również jej obecna nazwa. W  ciągu następnych lat do Akcji przyłączy-ły się kolejne jednostki naukowe (Akademia Górniczo-Hutnicza, Akademia Sztuk Pięk-nych, Uniwersytet Ekonomiczny, instytuty Polskiej Akademii Nauk) oraz stali wolon-tariusze (Renata Bączek-Kwinta, Agnieszka Maniecka, Magdalena Semla, Maciej Słobo-da, Magdalena Szczepan, Sylwia Orzechow-ska i  Agnieszka Rojewska). Pochodzą oni z różnych uczelni, ale dary przekazywane są wspólnie a zakupów dokonuje się za wszyst-kie zebrane pieniądze. Wspólna jest także strona internetowa akcji, jak i wszelkie decy-zje wolontariuszy. Nad całością zbiórki czuwa zarząd akcji, w skład którego wchodzą osoby z  różnych uczelni. Prestiżu przedsięwzięciu dodają honorowe patronaty rektorów kra-kowskich uczelni oraz Prezydenta Miasta Krakowa. Akcję promocyjną prowadzą rów-nież krakowskie media (m.in. Radio Kraków).

Co roku wolontariusze przygotowują ko-sze na dary i  skarbonki na pieniądze, które rozmieszczone są w kilku miejscach na zaan-gażowanych w akcję uczelniach. Przez czte-ry tygodnie zbiera się karmę, koce, ręczniki i  zabawki. Akcja polega na wolontariacie,

więc jej uczestnicy nie pobierają żadnych honorariów. Za zebrane fundusze kupo-wane są materiały potrzebne w  wybranych schroniskach i  przytuliskach (akcja nigdy nie przekazuje beneficjentom pieniędzy). Dotychczas zebrano: 10 593 kg karmy, 2 347 koców oraz 32 733 zł, za które kupiono kar-mę, sprzęt weterynaryjny i  inne potrzebne w schroniskach materiały. W tym roku Ak-cja SOS będzie wspierać Schronisko dla Bez-domnych Zwierząt w Krakowie, Przytulisko dla Zwierząt w Harbutowicach oraz Schroni-sko „Psie Pole” z okolic Miechowa. Do Ak-cji można włączyć się na dwa sposoby: jako darczyńca (wrzucając choćby jedną puszkę karmy do kosza) lub jako wolontariusz.

Więcej informacji na temat Akcji można znaleźć na stronie internetowej wydarzenia: www.akcjasos.org, na profilu społecznościo-wym na Facebooku i  na Twitterze. Zachę-camy wszystkich do wzięcia w niej udziału, a  szczególnie zapraszamy studentów i  pra-cowników krakowskich uczelni. Jubileuszo-wa zbiórka rozpocznie się 21 listopada i po-trwa cztery tygodnie (do 18 grudnia 2016 r.). Wszystkie osoby chętne do wzięcia udziału w Akcji prosimy o kontakt ([email protected]). Pamiętajmy, że bezdomne zwierzęta potrzebują naszej pomocy!

Baner Akcji, edycja 2016

Page 89: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Poznaj – polubisz —

MAREK GUZIK, BARTŁOMIEJ ZYŚK, ALICJA WALOSIK

Nasze piękne ropuchy

Ropuchy to rodzina płazów bezogonowych, która skupia gatunki o  ciele krępym, wy-

posażonym w  stosunkowo krótkie kończyny. Ropuchy wzbudzają wiele kontrowersji, zazwy-czaj bowiem są uważane za zwierzęta brzyd-kie, choć wiele z  nich, w  tym również nasze polskie gatunki, należy do wyjątkowo ładnych.

Długość ropuch waha się od 2,5 cm, u po-łudniowoafrykańskiego gatunku Capensibufo rosei, do 25 cm u Bufo blombergi z Kolumbii i  Ekwadoru. Skóra ich jest najczęściej bro-dawkowata z licznymi, wyraźnymi gruczoła-mi śluzowymi i  jadowymi. Szczególnie duże gruczoły jadowe, tzw. gruczoły przyuszne (parotydy), znajdują się po bokach głowy. Rzadziej skóra jest gładka, a parotydy niewiel-kie. Gruczoły jadowe produkują różne substan-cje: bufogeniny i  bufotoksyny (np. bufotalina, resibufogenina, bufalina). Są to silne jady (Sura 2005). Ropuchy należą do nielicznych grup płazów, które nie posiadają w jamie gę-bowej zębów. U  samców większości gatun-ków występują rezonatory, a  dodatkowym interesującym szczegółem w  budowie we-wnętrznej samców jest narząd Biddera, któ-ry jest szczątkowym jajnikiem (po usunięciu jąder narząd ten przekształca się w  jajnik).

Ropuchy są powolne i  słabo skaczą, więc jad jest właściwie jedynym ich sposobem obrony przed drapieżnikami. Błona pławna tych zwierząt jest często słabo rozwinięta, co powoduje, że nie są dobrymi pływakami. Cechą dymorficzną ropuch jest występowa-nie u  samców w  porze godowej na trzech

wewnętrznych palcach kończyn przednich czarnych modzeli godowych. Po okresie godowym są one bardzo słabo widoczne i odróżnienie płci jest trudniejsze, a u młod-szych osobników prawie niemożliwe.

Podczas łączenia się w pary u ropuch wystę-puje zwykle ampleksus typu pachowego – sa-miec przytrzymuje samicę pod pachami. Za-płodnienie odbywa się na zewnątrz organizmu, a jaja składane są do wody w postaci długich, parzystych sznurów. Kijanki ropuch różnią się kształtem płetwy ogonowej i  rozmiesz-czeniem na niej komórek barwnikowych  – melanoforów. Odżywiają się planktonem, a  dorosłe osobniki  – głównie bezkręgowca-mi lądowymi, chociaż niektóre, np. ropucha szara, zjadają też mniejsze płazy, jaszczurki czy drobne ssaki (Najbar 1995; Berger 2000).

Ropuchy zimują na lądzie, chociaż np. ro-puchy szare (zwłaszcza osobniki młodocia-ne) mogą zimować również w wodzie.

W  Europie opisano osiem gatunków ro-puch. W Polsce występują trzy: ropucha sza-ra Bufo bufo, ropucha zielona B. viridis i ro-pucha paskówka B. calamita. W  literaturze Bufo viridis ostatnio występuje również pod nazwą rodzajową Pseudepidalea, a B. calami-ta – pod nazwą Epidalea.

ROPUCHA SZARA (BUFO BUFO)

Ropucha szara jest największą polską ropu-chą, a  jednocześnie jednym z  naszych naj-

Page 90: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

90 „Konspekt” 3/2016 (58)— Poznaj – polubisz —

większych płazów bezogonowych. Samice osiągają 13 cm długości, a według niektórych badaczy – nawet 15 cm, długość samców na-tomiast nie przekracza 10 cm.

Ciało ropuchy szarej jest krępe, dobrze umięśnione, pokryte grubą skórą, na której występują wyraźne, liczne, duże brodawki. Głowa jest duża, szeroka i płaska, o zaokrą-glonym pysku. Za oczami występują, mocno wystające, nerkowate gruczoły przyuszne , tzw. parotydy.

Tło grzbietowej strony ciała ropuchy szarej ma kolor brązowy w bardzo różnych odcie-niach, a na nim często, szczególnie w porze godowej, występują ciemnobrązowe plamy. Boki ciała są jaśniejsze, również z plamami, brzuch jasny, często z nielicznymi czarnymi plamami. U ropuchy szarej najładniejsze są oczy o bordowo-złotej tęczówce.

Ropucha szara jest najczęściej spotykaną ropuchą w  Polsce. Na miejsca rozrodu wy-biera z reguły większe zbiorniki wodne, po-rośnięte roślinnością. Po zimie, najczęściej na przełomie marca i kwietnia, odbywa gro-

madne wędrówki do miejsc rozrodu. Często wędrują pary in amplexus  – samica niesie samca na grzbiecie. Podczas takiej wędrów-ki, przy przekraczaniu szlaków komunika-cyjnych, ogromna liczba ropuch ginie pod kołami samochodów.

Po wejściu do zbiornika, jeszcze przed przystąpieniem do składania jaj, para jest atakowana przez inne wolne samce. Niekie-dy dochodzi do wyparcia przyniesionego samca przez większego napastnika, a czasem do utworzenia tzw. ampleksusu zbiorowego, w którym uczestniczy od kilku do kilkunastu samców.

Ropucha szara, w  przeciwieństwie do pozostałych polskich gatunków, nie wydaje głosu godowego. Jest to nasz najcichszy płaz bezogonowy.

Samica składa jaja w postaci dwóch cien-kich sznurów, rozpinając je wśród pędów ro-ślin i różnych obiektów podwodnych. Sznur taki ma długość do 6 m i  składa się nawet z 8000 jaj. Po odbyciu godów samce i sami-ce wychodzą ze zbiornika wodnego. Młode

Ropucha zielona

Page 91: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Poznaj – polubisz — 91„Konspekt” 3/2016 (58)

osobniki po metamorfozie opuszczają wodę w lipcu, zazwyczaj gromadnie, w czasie cie-płej deszczowej pogody. Większość doro-słych osobników zimuje na lądzie.

Ropuchy są bardzo przywiązane do swo-jego zbiornika i mimo odległych wędrówek w ciągu lata wracają do niego w następnym sezonie rozrodczym. Również młode osob-niki po osiągnięciu dojrzałości płciowej wy-bierają na gody zbiornik, w którym się wy-lęgły.

Po wyjściu z wody dorosłe ropuchy roz-chodzą się po okolicy nawet na odległość kil-ku kilometrów od niego. Są aktywne głównie w nocy i bardzo żarłoczne. Osobniki młode żerują również w czasie dnia. Ropuchy szare można spotkać na polach, gdzie zjadają np. stonkę i jej larwy, czy w ogrodach, gdzie od-żywiają się ślimakami. Pospolicie występują również w lasach i na łąkach. Zjadają mniej-sze płazy, jaszczurki oraz myszy. Zaniepo-kojona ropucha staje na wyprostowanych kończynach, nadyma się i stara się pokazać napastnikowi, że jest dużo większa niż w rze-czywistości.

Ropucha szara jest płazem powszechnie występującym na terenie całego kraju. W gó-rach, np. na Babiej Górze, spotyka się ją na wysokości ponad 1500 m n.p.m. Jest długo-wieczna, w  środowisku naturalnym dożywa 10 lat, a w hodowli – prawie 40 (Arnold 2002).

ROPUCHA ZIELONA (BUFO VIRIDIS = PSEUDEPIDALEA VIRIDIS)

Ropucha zielona jest płazem o sredniej wiel-kości. Samice osiągają długość około 10 cm, samce natomiast – do 9 cm.

Gatunek ten pokrojem ciała nie odbiega od większości ropuch krajowych, ropuchy zielone są jednak bardziej wysmukłe i deli-katne niż ropucha szara.

Dymorfizm płciowy, podobnie jak u  ro-puchy szarej, zaznacza się u  nich występo-waniem modzeli godowych na trzech we-wnętrznych palcach kończyny przedniej

samca. Ponadto samiec ma w  okolicy pod-gardzielowej obszerny worek rezonacyjny i  wabi partnerkę charakterystycznym gło-sem. Rozdyma przy tym podgardle, a  jego donośny głos, podobny do śpiewu kanarka, należy do najładniejszych głosów wydawa-nych przez nasze płazy. Głos godującego samca jest słyszalny z  odległości nawet kil-kuset metrów.

Grzbietowa strona ciała ropuchy zielonej ma barwę popielatą lub kremowo-popiela-tą. Na takim tle znajdują się duże, wyraziste, trawiastozielone plamy o  bardzo różnorod-nym kształcie, które układają się w  niepo-wtarzalny deseń. Plamy mają wyraźne gra-nice i ostro odcinają się od tła. Brodawki na bokach ciała mają zabarwienie czerwone lub rdzawe. Źrenica ropuchy ma piękną, złoto-zieloną barwę z  siecią czarnych kreseczek. Ubarwienie sprawia, że jest to jeden z  na-szych ładniejszych płazów.

Ropucha zielona to gatunek ciepłolubny. Zimowe kryjówki opuszcza po wyraźnym wzroście temperatury, który zwykle następu-je na początku kwietnia. Na miejsce godów wybiera zazwyczaj płytkie, dobrze zarośnięte zbiorniki wodne, ale często spotkać ją można również w żwirowniach czy gliniankach cał-kowicie pozbawionych roślinności. Skrzek składa w sznurach, których długość docho-dzi do 5 m. Jedna samica może złożyć do 13 000 jaj. Po odbyciu godów osobniki doro-słe opuszczają zbiorniki wodne i rozchodzą się po okolicy. Młode pojawiają się na lądzie w lipcu. Ropucha zielona nie jest gatunkiem bardzo przywiązanym do zbiornika, w któ-rym odbywa gody czy odbywa metamorfozę. Zimuje na lądzie.

Ropucha zielona odbywa niekiedy długie wędrówki. W  ciągu jednej nocy może po-konać ponad 1 km. Często też pojawia się w  pobliżu siedzib ludzkich, spotykana jest w  miastach, ogrodach, sadach, zdarza się nawet, że wchodzi do budynków. Jest gatun-kiem sucholubnym, więc po okresie rozrodu unika terenów podmokłych i  wilgotnych, preferując miejsca suche i  nasłonecznione,

Page 92: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

92 „Konspekt” 3/2016 (58)— Poznaj – polubisz —

o  podłożu piaszczystym, niekiedy o  skąpej roślinności, np. nasypy kolejowe. Aktywna jest wieczorem i nocą, w ciągu dnia przeby-wa w różnych kryjówkach ziemnych.

Ropucha zielona jest pospolita na terenie całego kraju, nie tak jednak liczna jak ropu-cha szara. Prowadzi też zazwyczaj bardziej skryty tryb życia. W górach spotyka się ją do wysokości 1000 m n.p.m. W literaturze moż-na znaleźć informację, że jest to najbardziej długowieczna ropucha polska, ale brak kon-kretnych danych na ten temat.

ROPUCHA PASKÓWKA (BUFO CALAMITA = EPIDALEA CALAMITA)

Ropucha paskówka jest naszą najmniejszą ropuchą. Samice osiągają 8 cm długości, a samce są nieznacznie mniejsze.

Pokrojem ciała przypomina ropuchę zieloną, jest jednak od niej mniejsza i  de-likatniejsza. Jej skóra jest gładka i  cienka, z  niezbyt licznymi, dużymi, brodawkami, na brzuchu  – ziarnista. Ciało jest krępe, z wyraźnie krótkimi, dobrze umięśnionymi kończynami tylnymi. Na głowie są widocz-ne duże, wypukłe oczy ze złocistozielonka-wymi, czarno nakrapianymi tęczówkami. Źrenica jest pozioma, eliptyczna, za oczami występują słabo zaznaczone parotydy.

Cechą dymorficzną, jak u  pozostałych naszych ropuch, są występujące u  samców na trzech wewnętrznych palcach kończyn przednich czarne modzele godowe. Po okre-sie pory godowej są one niewidoczne i od-różnienie płci jest trudne. Ponadto u samca w  okolicy podgardzielowej występuje we-wnętrzny worek rezonacyjny, który uwi-dacznia się w czasie wydawania głosu. Głos samców jest podobny do głosu ropuchy zie-lonej i słyszalny z odległości ponad 500 m.

Ubarwienie ropuchy paskówki jest ogól-nie podobne do ubarwienia ropuchy zielo-nej. Grzbiet ciała jest popielatooliwkowy, z  licznymi dużymi oliwkowymi plamami o rozmytych konturach. Na grzbiecie wystę-

pują niezbyt liczne, ale wyraźne, spłaszczone brodawki, zabarwione na czerwono (rdza-wocynobrowe), często z  ciemnymi punk-tami. Najbardziej rzuca się jednak w  oczy siarkowożółta linia kręgowa, rozpoczynają-ca się między oczami i biegnąca do otworu kloakalnego. Brzuch jest jasny, z nielicznymi ciemnymi plamami. W zależności od miej-sca występowania ropuchy tło ciała ma zróż-nicowane ubarwienie. Ropuchy występujące na podłożu piaszczystym są ubarwione ja-sno, a bytujące na ciemnym podłożu – wy-raźnie ciemniejsze.

Ropucha paskówka jest gatunkiem ciepło-lubnym. W  zbiornikach wodnych pojawia się w połowie kwietnia, po wyraźnym wzro-ście temperatury. Miejscem godów są różne niewielkie zbiorniki, wyrobiska czy rozlewi-ska, często pozbawione roślinności wodnej. U tego gatunku, podobnie jak u dwóch opi-sywanych wcześniej, występuje ampleksus typu pachowego. Pora godowa przypada na maj i czerwiec. Ropucha paskówka pojawia się na miejscu godów często razem z ropu-chą zieloną. Skrzek składany jest w  sznu-rach, których długość dochodzi do 2 m. Sa-mice składają po około 4000 jaj. Po odbyciu godów dorosłe osobniki wychodzą na ląd. Młode ropuchy paskówki przechodzą meta-morfozę już w końcu czerwca i w lipcu.

Po wyjściu na ląd ropucha paskówka prowadzi nocny tryb życia, choć spotkać ją można również w dzień. Jest płazem wybit-nie lądowym. Preferuje miejsca suche, poro-śnięte rzadką roślinnością, niekiedy w pobli-żu siedzib ludzkich o podłożu piaszczystym. Żywi się owadami i  ich larwami, pająkami, ślimakami i  innymi lądowymi bezkręgow-cami. Występuje na terenie całej Polski, spo-tkać ją można na Pustyni Błędowskiej czy na nadmorskich wydmach. Potrafi sprawnie za-grzebywać się w ziemi. Ponieważ ma krótkie kończyny tylne, nie skacze tylko szybko kro-czy, a  nawet biega, dlatego nazywana bywa ropuchą żwawą. Czasami można ją spotkać w miastach, gdzie potrafi szybko biegać pod murami, a nawet jest mylona z myszą.

Page 93: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Poznaj – polubisz — 93„Konspekt” 3/2016 (58)

W Polsce pojawia się głównie na terenach nizinnych, na temat jej występowania na terenach górskich i  podgórskich literatu-ra nie podaje informacji. Z  naszych trzech gatunków ropuch jest zdecydowanie naj-mniej liczna. W warunkach naturalnych żyje około 17 lat, w  niewoli  – dłużej (Arnold 2002).

BIBLIOGRAFIA

Arnold N. E., 2002, Reptiles and Amphibians of Eu-rope, Princeton–Oxford.

Berger L., 2000, Płazy i  gady Polski, Warszawa–Po-znań.

Najbar B., 1995, Płazy i gady Polski, Zielona Góra.Sura P., 2005, Encyklopedia współczesnych płazów

i gadów, Nowy Sącz.

Ropucha paskówka (fot. M. Olszowska)

Page 94: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

Nowości Wydawnictwa Naukowego Uniwersytetu Pedagogicznegoprzedstawia Jolanta Grzegorzek

ul. Podchorążych 230-084 Krakówtel./fax (12) 662-63-83tel. (12) 662-67-56www.wydawnictwoup.ple-mail: [email protected]

KRZYSZTOF POLEK, ŁUKASZ TOMASZ SROKA (red.)Instytut Historii i Archiwistyki

Epidemie w dziejach Europy. Konsekwencje społeczne, gospodarcze i kulturowe

Publikacja zawiera 19 artykułów, których autorzy reprezentują róż-ne dyscypliny naukowe: historię, archeologię, antropologię fizyczną i kulturową, językoznawstwo, historię literatury oraz kulturoznaw-stwo. W swoich rozważaniach analizują oni historyczne i społecz-ne konsekwencje epidemii oraz zwracają uwagę na aspekty meto-dologiczne badań nad występowaniem chorób zakaźnych, przede wszystkim w okresie przedindustrialnym oraz w XIX stuleciu.

Zawartość (wybór): O. Błyskał, Dżuma w Imperium Rzymskim. Me-dyczne studium przypadku; A. K. Kuropatnicki, Poty angielskie (sudor anglicus) tajemniczą chorobą zakaźną XV- i  XVI-wiecznej Anglii; P. Borek, Staropolskie teksty literackie jako źródła do dziejów epidemii (rekonesans); B. Popiołek, Powietrzem tknięty. Zarazy i klęski żywio-łowe w świadomości społecznej czasów saskich; K. Meus, Profilaktyka przeciwepidemiczna w Galicji na przełomie XIX i XX wieku; B. Skow-ronek, Epidemie jako metafora. Pandemiczne lęki w kinie popularnym

Prace Monograficzne 756, format B5, 450 s.

Page 95: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Nowości wydawnicze —— Nowości wydawnicze — 95„Konspekt” 2/2016 (57)

TADEUSZ BUDREWICZInstytut Filologii Polskiej

Wierszobranie (druga połowa XIX wieku)

W swej najnowszej książce wybitny znawca polskiej literatury dzie-więtnastowiecznej połączył dwie strategie badawcze. W  tekście głównym przywołał i  mistrzowsko przeanalizował zapomniane utwory literackie z  okresu pozytywizmu, w  przypisach natomiast omówił ich kontekst literaturoznawczy. W ten sposób obalił stereo-typ uznający pozytywizm za epokę bez poezji.

Zawartość: Instrumentarium muzyczne poezji postyczniowej; Rok 1885 w poezji naszej; Darwin w poezji; O wierszach Bolesława Prusa; Pozytywistyczny poemat humorystyczny; Żartobliwe nagrobki pozy-tywistyczne; „Krwią rdzawiona” wierszowana kronika roku 1863 (Ja-kuba Zakrzewskiego); Pozytywistów pamięć o wolności. Wierszowane dzieje Polski; Konkurs na wiersz o księciu Józefie Poniatowskim (1913)

Prace Monograficzne 753, format A5, 239 s.

ANNA WŁOCHInstytut Pedagogiki Przedszkolnej i Szkolnej

Edukacja europejska. Założenia, perspektywy, funkcje społeczne. Krytyczne spojrzenie

Książka ukazuje najważniejsze problemy związane z  wdrażaniem założeń edukacji europejskiej do systemów oświatowych różnych szczebli w skali europejskiej i krajowej. Ponadto podkreśla bardzo ważny komponent edukacji europejskiej, którym jest określony kanon wartości humanistycznych, eksponuje społeczny aspekt róż-nych inicjatyw wspólnotowych oraz wskazuje na aktualne kierunki rozwoju polityki edukacyjnej Unii Europejskiej.

Zawartość: 1. Wielowymiarowość edukacji europejskiej; 2. Miejsce edukacji w  polityce Wspólnot Europejskich oraz Unii Europejskiej; 3. Perspektywy rozwoju edukacji europejskiej; 4. Wyzwania edukacji europejskiej

Prace Monograficzne 763, format A5, 259 s.

Page 96: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

96 „Konspekt” 2/2016 (57)— Nowości wydawnicze —

MARTA SZYMAŃSKAInstytut Filologii Polskiej

Między nauką o języku a rozwijaniem języka. Koncepcje kształcenia językowego na przełomie XX i XXI wieku

Autorka omówiła tendencje oddziałujące na szkolną edukację w zakresie nauczania języka polskiego.

Zawartość: 1. Znaczenie języka; 2. Kształcenie językowe w dyskursie edukacyjnym; 3. Konieczność zmiany; 4. Nauczanie komunikacyjne w glottodydaktyce jako inspiracja dydaktyki polonistycznej; 5. Teore-tyczne podstawy nowego spojrzenia na nauczanie języka; 6. Pojęcie kompetencji (wybór stanowisk); 7. Koniec dominacji strukturalizmu w nauczaniu?; 8. Poststrukturalistyczne koncepcje nauczania języka; 9. Podejście komunikacyjno-kognitywne

Prace Monograficzne 754, format A5, 346 s.

PAWEŁ SPOREKInstytut Filologii Polskiej

Przestrzeń aksjologiczna w wybranych podręcznikach gimnazjalnych do kształcenia literacko-kulturowego (1999–2005)

Książka dzieli się na dwie części. Pierwsza poświęcona jest aksjolo-gicznym podstawom dydaktyki literatury, druga koncentruje się na podręczniku literacko-kulturowym jako narzędziu konfrontowania ucznia ze światem wartości.

Zawartość: 1. Kategorie wartości w  refleksji filozoficznej, psycholo-gicznej i społecznej; 2. Wokół problematyki oraz metodologii badania zagadnień aksjologicznych w kontekście edukacyjnym; 3. Podręcznik do literatury i kultury jako narzędzie konfrontowania ucznia ze świa-tem wartości; 4. Wartości moralne w badanych podręcznikach gim-nazjalnych; 5. Wartości estetyczne w badanych podręcznikach gimna-zjalnych; 6. Wartości społeczno-kulturowe (dziedzictwa kulturowego) w podręcznikach

Prace Monograficzne 759, format A5, 320 s.

Page 97: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Nowości wydawnicze —— Nowości wydawnicze — 97„Konspekt” 2/2016 (57)

SŁAWOMIR OLSZEWSKI, KATARZYNA PARYSInstytut Pedagogiki Specjalnej

Rozumieć chaos. Rzecz o terminach i znaczeniach im nadawanych w pedagogice specjalnej

Książka przynosi wnikliwą analizę terminologii stosowanej w pe-dagogice specjalnej w ujęciu historycznym i semazjologicznym. Nie tylko dokumentuje przeobrażenia i  rozwój tej dziedziny wiedzy, ale również pokazuje zmiany w społecznym postrzeganiu różnych form niepełnosprawności.

Zawartość: 1. Wprowadzenie w przestrzeń rozważań; 2. Jaka peda-gogika? – pytanie o nazwę dyscypliny i jej subdyscyplin; 3. Uciekają-cy przed naz(y)waniem podmiot oddziaływań pedagogiki specjalnej; 4. Terminy konstytuujące oddziaływania podejmowane w  ramach pedagogiki specjalnej; 5. Terminy stosowane wobec pedagogów pracu-jących z osobami niepełnosprawnymi

Prace Monograficzne 766, format B5, 295 s. + płyta CD

KRZYSZTOF KRASZEWSKI, INGRID PAŚKO (red.)Instytut Pedagogiki Przedszkolnej i Szkolnej

Aktywność poznawcza i działaniowa dzieci w badaniach pedagogicznych

Obszerny zbiór artykułów o charakterze teoretycznym i empirycz-nym, dotyczących procesów poznania i działania w edukacji dziec-ka. Polscy i zagraniczni autorzy włączają się do rozważań o zmia-nach w edukacji przedszkolnej i wczesnoszkolnej w kształtującym się społeczeństwie informacyjnym.

Zawartość (tytuły części): I. Współczesne problemy pedagogiki przedszkolnej i  szkolnej; II. Poznanie i  działanie dziecka w  wieku przedszkolnym; III. Poznanie i działanie dziecka w młodszym wie-ku szkolnym; IV. Wybrane strategie i  metody w  edukacji dziecka: V. Edukacyjne aspekty pracy nauczyciela przedszkola i  klas I–III szkoły podstawowej

Prace Monograficzne 758, format B5, 430 s.

Page 98: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

98 „Konspekt” 2/2016 (57)— Nowości wydawnicze —

ALEKSANDRA LITAWAInstytut Pedagogiki Przedszkolnej i Szkolnej

Chór amatorski jako forma edukacji kulturalnej dorosłych na przykładzie krakowskich zespołów chóralnych

Autorka dokonała szczegółowej analizy działalności społeczno- -artystycznej 17 krakowskich zespołów chóralnych, które podzie-liła na trzy kategorie: akademickie, parafialne i  środowiskowe. Opracowanie ma na celu przybliżyć Czytelnikowi zasady współ-czesnego funkcjonowania zespołów chóralnych w kontekście edu-kacji kulturalnej dorosłych.

Zawartość: 1. Istota edukacji kulturalnej dorosłych; 2. Idea ama-torskiego ruchu śpiewaczego; 3. Podstawy metodologiczne badań własnych; 4. Powstanie i rozwój chórów; 5. Metodyka pracy chórów; 6. Dyrygenci; 7. Chórzyści; 8. Efekty członkostwa w zespołach chóral-nych w opinii śpiewaków

Prace Monograficzne 760, format A5, 162 s.

AGNIESZKA ŚWIĘTEKInstytut Geografii

Poziom życia Romów w województwie małopolskim

Autorka zbadała kulturowe, ekonomiczne i  prawne aspekty życia romskiej mniejszości etnicznej. Obszarem badań objęła 12 gmin województwa małopolskiego, wybranego ze względu na obecność najliczniejszej w Polsce grupy tej mniejszości. Prezentację wyników badań poprzedziła zarysem sytuacji Romów w  Polsce i  Europie.

Zawartość: 1. Wstęp; 2. Społeczność romska w  Polsce i  Europie; 3. Czynniki warunkujące poziom życia romskiej mniejszości etnicz-nej w województwie małopolskim w świetle dotychczasowych badań; 4. Poziom życia romskiej mniejszości etnicznej w województwie ma-łopolskim w świetle badań; 5. Podsumowanie

Prace Monograficzne 761, format B5, 187 s.

Page 99: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Z ostatniej chwili —

Nowa Rzecznik UP

Od 1 października br. Rzecznikiem Praso-wym Uniwersytetu Pedagogicznego w  Kra-kowie jest pani Dorota Rojek, absolwentka naszej Uczelni, której dotychczasowe życie zawodowe związane było z  dziennikar-stwem. Przez wiele lat pracowała w Telewizji Polskiej jako reporterka i prezenterka; pro-wadziła też lokalne programy publicystycz-ne. Przez kilkanaście lat była twarzą głów-nego wydania programu informacyjnego Kronika. Współpracowała z  Wiadomościa-mi, Panoramą oraz TVP3, gdzie również pro-wadziła programy informacyjne. Dziewięć lat temu dołączyła do zespołu tworzącego w Telewizji Polsat ogólnopolski kanał infor-macyjny Polsat News, w którym prowadziła programy informacyjne – zarówno poran-ne, jak i w środkowym paśmie oraz główne wydania. Rok temu z  powodów osobistych powróciła do rodzinnego miasta Krakowa. W ostatnim czasie poświęciła się projektowi TV Airport – pierwszej w polskich portach lotniczych wewnętrznej sieci telewizyjnej przeznaczonej dla podróżujących, którą utworzyła w Międzynarodowym Porcie Lot-niczym Kraków-Balice. Jej najnowszym wy-zwaniem jest reprezentowanie Uniwersytetu Pedagogicznego w  charakterze rzecznika prasowego i  dbanie o  medialny wizerunek Uczelni.

Page 100: Od redakcji — - UP · 2017-06-26 · Twierdzę, że to Wieniawa miał większy wpływ na to, co Francuzi nazywają esprit de corps, czyli duchem wojska, niż wojsko na Wieniawę.

— Galeria na końcu —

Marek Guzik

Jasna strona Księżyca